Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Charm Nook Wczoraj o 07:54 pmKass
A New Beginning 15/05/24, 05:22 pmNoé
New Generation14/05/24, 08:57 pmKalsi
Zajazd pod Smoczą Łapą 14/05/24, 07:54 pmNoé
W Krwawym Blasku Gwiazd13/05/24, 07:16 pmnowena
My little merman12/05/24, 10:32 pmTroianx
Avatar: The Legends of two12/05/24, 09:59 pmLadyFlower
Blood, drugs and you in the middle12/05/24, 04:27 pmNatas
Eternal debt12/05/24, 03:21 pmMinako88
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 29%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%

Go down
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty There needs to be a King {02/08/22, 02:55 pm}

First topic message reminder :

Kurokocchin

&

Mireyet
Demony| Fantasy | Romans

Demony potrzebują władcy. Najsilniejszego z nich, który w czasie wojny stojąc na czele armii lub siedząc na tronie odeprze ludzkie pluskwy za wszelką cenę chcąc pozbyć się ich gatunku. Ludzie ze swoim bohaterem na czele, dzierżąc broń oraz religię w swoich dłoniach co kilkanaście lat potrafią nawiedzić ich z zamiarem wojny. Tron więc nie może stać pusty. Musi być wypełniony.

Proces wybierania Króla był prosty. Czterech Generałów, którzy zarządzają swoimi rejonami wybiera Kandydata na władcę, który zabijając resztę i przyjmując na siebie brzemię korony staje się ich najwyższą mocą sprawczą. Sytuacja jednak nie jest tak prosta gdy Generał, przez którego wybrany demon zasiądzie na tronie uzyska większą swobodę działania. Nie raz na tronie siadają kukiełkowi królowie lub dobrzy kandydaci nie są wybierani przez krew jaka w nich płynie.

Północ jest rejonem zimnym, raczej zamkniętym i przechowującym stare tajemnice w swoich lodowych górach. Bogaci w tajemnice nie posiadają silnego kandydata mogącego stanąć w walce o tron. Generał Północy zarządza więc poszukiwania, których efektem jest znalezienie bardzo niechętnego, lecz potężnego demona. Przybył on na lodową północ w poszukiwaniu czegoś i jego leniwe nastawienie do całej sprawy jasno pokazuj brak ambicji. Co takiego musi mu zaoferować, żeby postanowił walczyć?

Generał Północy – Kurocchin
Kandydat na Króla – Mireyet
code by EMME

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {21/01/23, 03:54 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Mając źródło ciepła, rozgrzewające się całego, w twoich ramionach nie trzeba było zastanawiać się długo czego było mu tak dobrze. Ez jednak był wrażliwy na zmiany, nawet otoczony ciepłem i rozgrzany. Każde poruszenie, pomruki, a na pewno obudzenie się, zostało przez niego zauważone. Czy zamierzał udawać, że śpi dalej? Oczywiście, w końcu czuwanie z zamkniętymi oczami, a faktyczny sen nie różnił się dla niego mocno. Idea, że mógłby zasnąć i totalnie się odciąć była wykonalna tylko gdyby Soru był na nogach całą noc dla niego. Nie bądźmy głupi – smok by na to nie pozwolił. Po miesiącu znajomości wiedział, że demon na pewno czułby się bardzo mocno odpowiedzialny i za pewne doprowadził do problemów zdrowotnych samego siebie, aby wywiązać się z obligatoryjnego snu dla niego. Gdy jego nos został zaciśnięty, w pierwszej chwili chciał reagować, przypomniał sobie jednak, że może trochę wytrzymać bez tlenu. Rozumiał jednak, że takie unikanie problemu nic nie da więc otworzył oczy spoglądając przed siebie na wyraźnie nie zadowolonego Soru. Westchnął mentalnie, czuł się jakby musiał się tłumaczyć swojej żonie co robił poprzedniego wieczoru z kolegami. Czy mógł przed tym uciec? Tak i nie. W końcu to właśnie tego demona potrzebował w swoich objęciach, aby jego rozstrojone zmysły się uspokoiły.
_____Z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym na temat wczorajszego dnia wiedział, że Soruun czuje się zraniony faktem, że nie został o niczym poinformowany, ale młody generał nie może wiedzieć o wszystkim. Nie powinien. Był ledwo dorosły i średnio radził sobie z własną robotą i zmartwieniami. Ezrnon nie zamierzał przepraszać, bo nie zrobił nic złego, to Soru był zbyt wrażliwy na tą sprawę, ale… wiedział, że musi się poprawić na przyszłość. Usiadł podpierając się jedną ręką, gdy demon postanowił skończyć mówić zadając mu pytanie, na które nie mógł normalnie odpowiedzieć. Generał Północy nie musiał znać wszystkich sekretów sprzed wieków, ale smok zamierzał dać mu fragment całego zdarzenia, część prawdy. Obserwował zachowanie zastanawiając się, kiedy może zacząć mówić, widząc jednak, że odwraca się do niego plecami i coś kombinuje, na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach zaciekawienie. W ciągu sekundy stanął za Soru, pochylając się nad nim i wyciągając co takiego chował. Aby demon nie postanowił wyrwać mu książki podniósł ją wysoko nad swoją głowę i spojrzał na tytuł, szybko otwierając na jakimś fragmencie i czytając kilka zdań, po czym prychnął lekko, od razu zasłaniając swoje usta i przenosząc złote spojrzenie na czerwonego ze wstydu blondyna.
– Jesteś głupi. – przytulił go i podniósł do góry biorąc w swoje objęcia i wrócił do łóżka mimo jasnych sprzeciwów. – Odpowiem ci, ale cały czas jestem zmęczony więc. – mając Soru niczym przytulankę w jednym ramieniu wrócił do ich poprzedniej pozycji leżenia. Pod pościelą, która jeszcze nie straciła swoje ciepła. Zamknął oczu, chowając głowę przy szyi demona. Zaczął mówić powoli i cicho. – Wczoraj poczułem, że ktoś postanowił zbliżyć się do mojego leża więc poszedłem to sprawdzić. Twoja siostra wkurzyła mnie swoim zachowaniem, ale wiem, że wolisz ją żywą niż martwią więc postanowiłem pozbyć się złego humoru gdzieś indziej. – odsunął się wiedząc, że to co powiedział nie leżało do końca dobrze z demonem. Soru raczej lubił swoją siostrę i nie pozwoliłby się jej tak łatwo pozbyć. – Niestety, ten „gość” to był mój stary znajomy ze wschodu więc wybrałem się z nim na małe polowanie.
_____Westchnął ciężko przysuwając jeszcze mocniej do siebie złapane ciało generała. Jego dłonie owijając się na tułowiu i trzymając za biodra dość łatwo mogły usadowić go tak jak tylko chciał i potrzebował. Czuł bijące serce Soru, ale nie widząc jego twarzy nie mógł stwierdzić czy to z powodu złości, podekscytowania czy może jeszcze czegoś innego. Cóż, na razie musiał skończyć swoją opowieść oraz… przedstawić dość ważne fakty. Nie dał więc wejść w słowo demonowi i kontynuował chowając nos w blond włosach. Pomrukując wręcz.
– Zabiłem wczoraj kilkoro ludzkich bohaterów. Jest ich więcej. Siedzą na wschodzie i trzeba się ich pozbyć. – można było wyczuć jak bardzo nie chce mu się ruszyć dupy do tego zadania. – Normalnie to zadanie Króla, żeby wybrać kogoś kto się tym zajmie, ale Króla jeszcze nie ma, więc udali się do mnie. – wyraźnie zmęczyła go wizyta na wschodzie i z powrotem, a czekały go pewnie jeszcze inne. Dlatego Ez zamierzał wykonać pewien plan. – Zniknę na kilka dni, musze pozbyć się ich wszystkich, inaczej będę problemy podczas zawodów. – podniósł się lekko, jedną rękę podnosząc wyżej i odwracając głowę Soru w swoją stronę trzymając lekko za podbródek i widząc jego minę złożył małego całusa na czole. – Będę ciężko pracował przez kilka dni, daj mi się dzisiaj wyspać, dobra?
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {25/01/23, 07:24 pm}

   Soruun

Emme's Codes



         Wzdrygnąłem się, czując za sobą obecność smoka, który sięgnął po książkę, którą właśnie odłożyłem.
- H-hej! To moje - krzyknąłem, wyrywając się do góry, ale niestety nic mi to nie dało. Choć nie należałem do niskich demonów, to jednak Ezrnon nadal miał nade mną sporo przewagi. Poczułem, jak robi mi się gorąco na twarzy, a oczy zaczynają uciekać w bok, aby tylko ukryć swoje zażenowanie.
- Puść mnie ty duża cholero! - zaprotestowałem, ale co mi po tym było. Nadąłem policzku, chcąc udusić tego smoka, co może i było możliwe, ale dla mnie niewykonalne. Czy ja naprawdę nie potrafiłem się na niego złościć? Czułem, że cała moja wściekłość zniknęła, kiedy widziałem go tak niewyspanego. Nie mam pojęcia o której wrócił i co robił, a teraz miałem szansę go wysłuchać i mój humor będzie zależał od tego, co zechce mi powiedzieć, dlatego na łóżku westchnąłem nieco zrezygnowany, kiedy zmusił mnie do leżenia w ulubionej pozycji. Uwielbiałem jego chłodne ciało, które choć większe, to idealnie dopasowywało się do mojego.
         Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, zaś palce wsunąłem w jego włosy, delikatnie przeczesując kosmyki, zamieniając się jednocześnie w słuch. Wzmianka o mojej siostrze na pewno mnie nie ucieszyła, ale rozumiałem złość smoka. W końcu bezpodstawnie oskarżyła go o to, że mnie wykorzystuje, co nie było przecież prawdą. Ona nie wiedziała co mówi, ale na pewno też nie chciałem widzieć jej martwej, nawet jeśli sam momentami miałem ochotę ją zabić. Patrzyłem uważnie na smoka, który mówił, poprawiając naszą pozycję, więc z trudem przeczesywałem jego włosy. Kiedy mnie to zmęczyło, przesunąłem palce na jego brzuch, spinając się z jego kolejnymi słowami. Nie podobały mi się jego plany, ani trochę. Co on w ogóle sobie myślał?
- Żartujesz sobie ze mnie prawda? - zmarszczyłem brwi. Nie czekając na odpowiedź zacząłem dalej mówić. - Rozumiem, że jest to coś ważnego, ale dlaczego akurat ty? Czy na Wschodzie nie mają wystarczająco silnych osób tam pójść? Nie powiesz mi, że sobie z tym nie poradzą - podniosłem się do siadu, patrząc na niego uważnie. Może i nie potrzebnie robię z tego dramę, ale ja jakoś go nie proszę o takie rzeczy.
- Polecisz za każdym przyjacielem, który każe ci kogoś zabić? Zrozumiałbym, gdyby byli bezbronni, ale nie są. Ez, jesteś moim kandydatem... Nie wątpię w twoją siłę, ale co jeśli... - urwałem, czując, że nawet nie chce mi to przejść przez gardło. Przełknąłem gulę w gardle, po czym spojrzałem na nieco ze strachem. Demon i strach? To niespotykane. - Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził - powiedziałem, dobrze wiedząc, że zrozumie moje słowa i będzie wiedział, co chciałem przez to powiedzieć. W końcu to nie był jakiś głupi demon albo człowiek, a Ezrnon, który był wystarczająco inteligentny.
         Jednakże, już dawno nic mnie tak nie zirytowało, jak jego parsknięcie śmiechem. Spojrzałem na niego pytająco, zastanawiając się, co jest zabawnego w moich słowach.
- Mam swoje powody by zabijać ludzkich bohaterów. Nie są w stanie mnie skrzywdzić, nie musisz się o mnie martwić – powiedział, ale ja nie wcale nie czułem się spokojniejszy. Niezadowolony położyłem się z powrotem tak, aby moja twarz była na wysokości twarzy Ezrnona. Ułożyłem dłonie na jego polikach i spojrzałem w oczy, przypominając sobie o tym, jak bardzo podniecająco na mnie działają.
- Masz wrócić żywy i cały - powiedziałem. Musiałem wytrzymać bez niego przez kilka dni. Było to wykonalne, w końcu to nie tak, że byłem uzależniony od smoka, ale na dłużej się nie rozstawaliśmy. Westchnąłem, czując, że sam potrzebuję jeszcze snu, inaczej będę chodził wściekły albo zamyślony. I o mało co się nie wkurzyłem, kiedy ktoś zapukał w drzwi.
- Czego?! - krzyknąłem, ale brak odpowiedzi zmusił mnie do tego, aby wstać. Otworzyłem drzwi, a widząc czerwonowłosego zmarszczyłem brwi. - Dzisiaj wszyscy chcecie mnie dobić? - zapytałem, na co przyjaciel wzruszył ramionami.
- Ktoś tu wstał lewą nową.
- Mówiłem, że będzie lepiej, jak nie będziemy przeszkadzać... Cześć wuju – uśmiech Himessa był tak szeroki, że miałem ochotę przewrócić oczami i zamknąć im drzwi przed nosem.
- Coś pilnego?
- Nie, chcieliśmy was zaprosić na wspólny trening, ale to chyba zły moment. Głowa do góry, Generale – usłyszałem i tym razem naprawdę trzasnąłem drzwiami.
- Jak nikogo dzisiaj nie zabiję, to będzie cud - powiedziałem po tym, jak znalazłem się w łóżku u boku Ezrnona. Nadal nie podobało mi się to, że chce zniknąć na kilka dni. W końcu nie był on jedyny na świecie. I co to za przyjaciel? Ostatnio coś go za dużo osób odwiedza. Nie powinienem się martwić, a jednak czułem wewnętrzny niepokój.
- Więc... Potrzebujesz kilka dni, tak? Nie zmieni się to w tygodnie czy miesiące? Nadal masz swój obowiązek do wypełnienia - powiedziałem. Miałem świadomość tego, że nie mogłem go trzymać na smyczy, tym bardziej tej krótkiej, ale prawda jest taka, że najchętniej bym go nigdzie nie wypuszczał. Czy nie jestem zbyt... Zaborczy?
         Wtuliłem się w większe ciało, zarzucając na nas kołdrę. Kilka dni. Musiałem to przeczekać, choć na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Co jeśli ktoś rzeczywiście go skrzywdzi? Nie mogłem o tym tak myśleć, inaczej będzie się przez ten czas o niego okropnie martwił.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {06/02/23, 12:27 am}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Wybuch złości, po usłyszeniu, że ktoś chce iść „walczyć o życie” to całkiem zrozumiałe, ale Ez nic takiego nie powiedział. Co prawda nie miał jak i kiedy pokazać swojej faktycznej siły przed Soru, ale znowu – nie mógł wiedzieć wszystkiego. To nie byłoby zdrowe dla tak młodego demona. Nawet najstarsze demony, te trochę bardziej doświadczone nie chcą znać odpowiedzi, gdy rzucą przypadkowo pytaniem w jego stronę, bojąc się odpowiedzi. Jego generał jednak uwielbiał je zadawać. Często rzucając niczym bronią. Najgorsze, że Ez nie był kłamcą, a w takich przypadkach, wypadałoby być. Zbyt leniwy, aby utrzymać inną wersję wydarzeń, pozwolił, aby Soru nakrzyczał na niego, potem na ludzi odwiedzających ich, w tym samemu machając ręką do Himessa, który przywitał się z nim. Doskonale wiedział, dlaczego Soru może zachowywać się w ten sposób co nie zmieniało jego celu, musiał wyjść i zabić tych bohaterów. Tylko w ten sposób mógł odzyskać swoje części. Czy uczyni go to silniejszym? Nie, bo nie na tym polega błogosławienie, które wykonał na ludziach lata temu, lecz idea, że cały czas kawałek jego mocny znajdował się w rękach i krwi ludzi… nie podobał mu się. Na tyle, że nie mógł spokojnie spać wiedząc, że przyszli zabijać jego kumpli i kolegów. To prawie jakby pozostawiali krew na jego dłoniach.
– Tak, kilka dni ciężkie roboty. – westchnął zmęczony na samą myśl, ale na ustach zawitał mu mały uśmiech, kiedy jego głowa wylądowała między karkiem blondyna, a poduszką. Zamruczał lekko – Jakie obowiązki? Na razie tylko sprawiałem problemy. – objął demona prawie kładąc się na nim, trzymając większą częściej ciała pod sobą, a jego usta spoczęły na karku, który delikatnie polizał sprawdzając reakcję. Następnie skubną lekko skórę i widząc jak zachowuje się Soru, postanowił poinformować. – Nie martw się, do niczego nie dojdzie. W końcu mam zbierać siły. – zaśmiał się lekko, kontynuując ssanie oraz muskanie skóry, aż pozostawił po sobie fioletowy ślad. – Wrócę zanim on zniknie.
_____Odsunął się z tajemniczym spojrzeniem spoglądając na malinkę, która zdobiła jasną skórę generała. Szybko jednak położył się obok, trzymając go blisko, zaczął ignorować wszystko i wszystkich jakby padł ze zmęczenie i nie zamierzał nic robić przez cały dzień. Koniec końców jak powiedział tak zrobił, wręcz leżąc na Soru, spędził z nim większość dnia zbierając siły, śpiąc i leżąc z zamkniętymi oczami, aby nad ranem, kiedy generał spadł, wstać i wyruszyć w swoją podróż. Pozostawiając po sobie tylko rozgrzane pod dotykiem miejsce w pościeli, które do rana, kiedy demon wstanie, pewnie straci to ciepło.
_____Przeskakiwanie po przestrzeni nie należało do ciężkich rzeczy do wykonania dla smoka, ale problem był taki, że Ez ubytek Many najchętniej uzupełniałby leżąc w łóżku i nie wykonując żadnego ruchu przez kilka dni. Normalnie można było to zastąpić przekazaniem Many z innego źródła przez jedzenie, picie, a może prosto od innego żywego stworzenia. I tak, każda z tych metod się sprawdza, ale jednak w przypadku ilości Many jaka zostaje pochłonięta, kiedy zagina się przestrzeń, aby połączyć dwa miejsca na świecie… prawie nikt nie ma tyle Many na wydaniu od tak, a ile można jeść? Demony nie mają nieograniczenie wielkich żołądków, niestety. Westchnął myśląc o tym jak bardzo będzie zmęczony po tym wszystkim i spojrzał na stojącego przed nim przerażonego człowieka, który nie wiedział co ma zrobić. Smok uniósł lekko brwi widząc nieporadne gesty rąk niedorobionego bohatera.
– Myślałeś, że to dobry pomysł przychodzić do świata demonów z taką ilością Many i siły? – spytał wyraźnie lekko zszokowany co takiego znajdowało się przed nim. Pomijając fakt, że rozebrany do naga właśnie onanizował się na śpiącą koleżankę. Skrzywił się lekko dostrzegając całość sytuacji w jakiej się pojawił. – Chyba przeszkadzam co?
- T-troszkę… – powiedział cicho człowiek, chyba z szoku mówiąc prawdę. Zanim jednak zdążył zareagować Ez skierował się do drzwi od sypialni w gościńcu i po prostu wyszedł. – Hej! Czekaj!
_____Krzyknął za nim, ale ciemnowłosy zamknął drzwi, przy okazji zamykając oczy i potrząsając głową, aby zapomnieć co właśnie stanęło przed jego oczyma. Nie chciał pamiętać ani rudawego chłopaka z czymś na wzór penisa w ręku, ani jego dziwnego postawy, kiedy opierał się nogą o łóżko… ani jak wyglądała śpiąca bohaterka. W normalnej sytuacji pewnie by jej zazdrościła, bo spała spokojnie, ale sytuacja teraz była… słaba. Nie zamierzał stać przed drzwiami świadomy, że ludzie dziecko wyleci za nim na korytarz. Wszedł więc do pokoju, w którym wyczuwał obecność swojego znajomego. Dwa metry różnicy, ale jednak Ezrnon się jebnął w koordynatach.
– Witamy na Południu. – usłyszał jak tylko otworzył drzwi. Głęboki głos pełen ciepła wypełniał przestrzeń. Należał do wielkiego demona, z krwią tytanów i czerwoną grzywą niczym lew, siedział na za małym dla niego krześle z potężnym uśmiechem i pewną zażyłością w oczach. – Ez, dawno cię nie widziałem.
– Ja ciebie też, przyjacielu. – zaśmiał się i zamknął za sobą drzwi wchodząc głębiej. – Przyszedłeś się tylko ze mną przywitać?
– W sumie możemy się napić i tak jutro dopiero zbiorą się tutaj te ludzkie ścierwa. – odezwał się swoją wypowiedź kończąc głośnym śmiechem, który szybko ustał, gdy w kącie pomieszczenia, z cienia, wyłoniła się zakapturzona postać. – Przywitaj się, dziecko.
_____Ezrnon wyczuł, ale nie reagował, zwyczajnie nie przejmując się kimś tak słabym, ale skoro miał go poznać, uniósł lekko brwi z zaskoczenia. Miał nowe dziecko jak nie patrzył? W głowie tworząc już możliwości, jego spojrzenie zostało dostrzeżone przez wielkiego demona i prychnął lekko.
– To nie tak. – skomentował lekko.
– Oh? – uśmiechnął się smok. – Więc jak?
– To jest pierwotny kandydat Południa. – mężczyzna położył dłoń na swojej brodzie gładząc ją ręką zanim zaczął mówić dalej. – Dostaliśmy ostatnio informację od Leviathan, że zostałeś Kandydatem Północy więc wszyscy zmienili swoich przedstawicieli. Wiem, że ta wiedźma nie zawsze mówi prawdę, ale nie rzucałaby takimi informacjami od tak.
– To prawda. – uśmiech na twarzy smoka nie sięgał jego oczu. – Dostałem propozycję nie do odrzucenia więc się zgodziłem.
_____Na te słowa, z wielką siłą i szybkością, wielkie ciało podniosło się z fotela teraz jasno pokazując, że było większe w każdym wymiarze od Ezrnona w jego ludzkiej postaci. Mężczyzna podszedł i położył dłonie na ramionach smoka z lekko przerażonym wyrazem twarzy.
– Zastraszają cię czymś?! – padło pytanie, które od razu dostało odpowiedź w formie wymownego wyrazu twarzy Ezrnona. Jakby pytał się swoim spojrzeniem czy na pewno wszystko dobrze z nim. Widząc tą minę, demon cofnął się o krok. – Czyli nie.
– Oczywiście, że nie. – zdjął wielkie dłonie czerwonowłosego z siebie i obrócił się do cały czas stojącego z boku małego rozmiarami demona. – Po co go tutaj przyprowadziłeś? Chciał sprawdzić, dlaczego musiał zrezygnować z tronu?
_____Chociaż komentarz został rzucony zupełnie odruchowo, jakby dość sztampowe i monotonne postępowanie aroganckiej młodzieży to widząc jak zakapturzona postać skoczyła w miejscu, westchnął ciężko zdając sobie sprawę, że jednak miał rację.
– Nie zamierzam z tobą walczyć. Przez następne kilka dni zamierzam zabić wszystkich bohaterów zebranych do walki w Koloseum i wracam na Północ. – i zanim przyjaciel zdążył mu przerwać z jakaś głupią wymówią dokończył – spać.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {12/02/23, 07:11 am}

   Soruun

Emme's Codes



         Osobiście jestem zdania, że Ezrnon nie stanowi żadnego problemu, na pewno nie dla mnie, a czy dla innych? Nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, gdyż Ez był teraz częścią Północy, czy komuś się to podobało czy też nie. Chciałem jednak się nim nacieszyć zanim zaniknie na kilka dni, dlatego ciężar jego ciała mi nie przeszkadzał, a język sprawił, że zachichotałem cicho, czując jak to łaskocze. Ta pieszczota jednak szybko się zmieniła w coś innego i zamiast śmiechu, wydałem z siebie krótki jęk, który zamienił się w ciche pomrukiwanie.
- Trzymam cię za słowo. Wróć cały i silniejszy - uśmiechnąłem się delikatnie, wsuwając palce w jego włosy, co stało się już moim nawykiem. Ucałowałem czubek jego głowy, chcąc pozwolić smokowi się wyspać. Sam na tym skorzystałem i choć lenistwo nie było moją ulubioną czynnością, tak teraz chciałem spędzić ten czasu u boku Ezrnona.
         Powoli wybudzałem się ze snu, odruchowo macając miejsce obok siebie na łóżku i kiedy poczułem pustkę, gwałtownie podniosłem się do siadu, patrząc uważnie na puste miejsce. Wróciłem do pozycji leżącej, tym razem chowając twarz w poduszkę, aby ukryć swoją twarz przed samym sobą. Dziwnie było się obudzić bez smoka, którego chciałem jeszcze tego poranka znaleźć w swoim łóżku, aby móc się z nim odpowiednio pożegnać na kilka dni rozłąki, jednakże nie było mi to dane, ale cóż. Musiałem teraz zająć czymś głowę, a trening, jak i sprawdzenie swoich podwładnych było czymś, co śmiało mogło zająć mi dłuższy czas. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, skupiając wzrok na malince, która była jeszcze bardziej widoczna, niż wczoraj, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście Ezrnon wróci zanim ślad zniknie. Jest to wykonalne? Dla niego pewnie tak, chyba że pojawiłby się jakieś komplikacje w jego podróży.
         Odprawiłem swoją rutynę, jedząc śniadanie w samotności, po czym w towarzystwie Tingrana zrobiłem obchód w trakcie treningów demonów, którzy solidnie ćwiczyli nad pracą swoich mięśni czy zdolności.
-Nie chciałem się wtrącać, ale to Ezrnon zostawił? - zapytał wskazując na swoją szyję, zaś ja od razu położyłem dłoń na malince. Nawet nie zorientowałem się, że delikatny uśmiech zawitał na mojej twarzy, co jeszcze bardziej zainteresowało demona o czerwonych włosach. - Wow, aż tak? Generale... Kto by się po tobie spodziewał – zagwizdał, zwracając na nas uwagę pozostałych, którzy na chwilę przestali trenować, ale gestem dłoni zmusiłem ich do wznowienia pracy, przyglądając się uważnie napinającym się mięśniom.
- Naprawdę zamierzasz się zagłębiać w ten temat? Powiedzmy, że to symbol obietnicy którą mi złożył, nic głębszego - powiedziałem, gdyż pozostali nie musieli wiedzieć, co robię  ze smokiem po kątach. Co jak co, ale to nie był temat, na który z każdym mogłem porozmawiać, a w sumie nawet nie chciałem, bo czemu ktoś miałby mnie oceniać? Jeszcze ktoś niechciany by podsłuchał i puściłby plotkę, że oddaje siebie w zamian za to, że Ez będzie naszym kandydatem, a to nieprawda.
-Pewnie, skoro tak mówisz. Nic głębszego, nic a nic – parsknął pod nosem, co spowodowało, że łokciem dostał w brzuch. Z satysfakcją poszedłem dalej, wpadając na Himessa, który nadął nieco poliki na widok czerwonowłosego. Moją uwagę jednak zwrócił Xaraus, który szedł z nosem w książce w zupełnie innym kierunku.
- Widzę, że macie coś do obgadania. Zostawię was, ale Himess, pamiętaj o raporcie i dopilnuj, aby Tingran poprowadził dzisiejszy obchód po górach - uśmiechnąłem się i wyminąłem smoka, aby podejść od tyłu znajomego, który wzdrygnął się, kiedy poczuł moje dłonie na swoich plecach.
-Soruun! Prawie na zawał zszedłem – zamknął książkę, zerkając na mnie spod zmarszczonych brwi.
- Nie przesadzaj. Ostatnio mało cię widuję - powiedziałem, przypominając sobie, że ostatnio był u mnie złożyć raport z granicy, a to już było dość dawno temu.
-Możliwe, ale sam poświęcasz swój czas na tego Kandydata. Nawet mi go nie przedstawiłeś, słyszałem o nim jedynie z opowieści Zuritha, ale ten zazdrośnik na pewno przesadza – westchnął, gładząc swoje królicze ucho.
- Nie było okazji, ale na pewno to zrobię, jak Ezrnon wróci, a może teraz przejdziemy się? Dawno nie byłem w górach - powiedziałem.
         Spacer po świeżym powietrzy sprawiał mi ogromną radość. Uwielbiałem chodzić po górach, kiedy nie byłem do tego zmuszany, a teraz miałem towarzystwo Xarausa, który grubo ubrany szedł za mną, starając się uważać by nie spaść po stromych ścieżkach. Może miałem swoje obowiązki, może powinienem się przygotowywać do udziału smoka w zawodach, ale potrzebowałem wyjść ze swoich czterech ścian, aby nie myśleć o tym wszystkim.
-Czemu wystawiasz kogoś obcego? - zapytał, kiedy usiedliśmy ma kamieniach, wcześniej oczyszczając je ze śniegu.
- Już nie jest obcy - poprawiłem chłopaka, spoglądając w jasne niebo, które było lekko przysłonięte przez drzewa. - Ezrnon jest silny. Nie pokazał całej swojej mocy, ale wystarczyło spojrzeć na niego. Gdy go poznasz to zrozumiesz moją decyzję. Uważam, że na Północy nie ma nikogo lepszego. Tingran jest silny, ale nie nadaje się na Króla, pozostali... Nawet w połowie nie dorównują Ezowi - powiedziałem to z łagodnym uśmiechem na twarzy, zamykając na chwilę oczy. Dla innych mogło to wydawać się dziwne, ale ja byłem pewny swojej decyzji, gdybym nie był, to na pewno nie składałbym mu propozycji.
-Hah, coraz bardziej jestem ciekawy jaki jest, skoro zwróciłeś na niego uwagę – zaśmiał się, kładąc głowę na moich kolanach. Jest też milion innych powodów dlaczego zwróciłem uwagę na smoka, obcego. Ezrnon od początku mnie ciekawi i to nadal się nie zmieniło.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {14/02/23, 09:59 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Najsilniejsze stworzenie w ich świecie. Takie komentarze można było usłyszeć w Sali Obrad, gdy dotarła wiadomość, że „Ezrnon” zamierza brać udział w walce o tron. Każda rodzina Południa od razu odmówiła udziału, a on sam został wręcz z dnia na dzień pozbawiony stołka, na którym nie zależało mu dość mocno. Chciał być Królem, pomóc temu miejscu i zaatakować ludzi, sprawiających problemy od dłuższego czasu, ale czy nadawał się do tego? Kieran, demon cienia i ciemności, nie rozumiał przerażenia wszystkich na te wiadomości. Kim niby był ten smok, sprawiając takie obawy samym swoim imieniem? Był młodym i znudzonym dzieckiem, które chciało zmieniać świat, zwłaszcza, że liczył przeszło sto lat i ciężko znaleźć mu było interesujące zajęcia, a tyle jeszcze przed nim. Nigdy nie słyszał o jakimś Ezrnonie, może to bohater z dawnych czasów? Przynajmniej tak myślał, dopóki nie zobaczył go na żywo.
_____Demony cienia posiadały pewną przykrą przypadłość. W świecie zmiennokształtnych istot, zawsze widziały cień odpowiadający prawdziwej formie, nawet jeśli reszta widziała normalne odbicie – dla nich zawsze pojawiała się realna i rzeczywista forma. Niczym przeciwieństwo iluzji, dostrzegały prawdę. Jasnowłosy demon, cieszył się, że posiadał kaptur, który zakrywał jego twarzy, bo to co zobaczył w cieniu stojącego kilka metrów dalej smoka go przeraziło. Stał koło Generała Południa, ale Olgron w żaden sposób mu nie dorównywał. Jakby trafiony błyskawicą zrozumiał przerażenie tych, którzy zaszli mu za skórę w przeszłości i do tej pory bali się wymawiać jego imię w myśli, że może ich jakoś usłyszeć. W końcu imię demona posiada w sobie moc. Teraz jednak, gdy stał przed nim, z wyciągniętą dłonią na znak przyjaznego przywitania, mógł tylko wyciągnąć dłoń i złapać za nią.
– Kieran. – przedstawił się czując jak smok ściska jego rękę. – Miło mi Pana poznać.
– Hm. – wyszło z ust Ez’a, który po uścisku ręki zabrał ją i spojrzał na Olgrona. – Demon ciemności? Oni zgodzili się występować w zawodach, dlaczego?
– Nic nie można przed tobą ukryć. – zaśmiał się głośno czerwonowłosy lew. – Kieran jest bardzo niezainteresowany niczym, ale ma też mnóstwo Many i idealnie sprawdzi się, aby przejść przez mgłę w Zakazanym Lesie.
– Dziecko. Po co chciałeś zostać Królem? – spytał krzyżując ramiona na piersi. – Rządzenie to nic fajnego.
– A Pan?
_____Podniósł wzrok i dwa złote spojrzenia spotkały się ze sobą. Ezrnon dostrzegł w chłopaku coś większego i gorętszego niż „brak zainteresowania”. Uśmiechnął się lekko. Dostrzegał, że młodszy demon miał jakiś cel, a smok lubił takich ludzi. Młodych i mających jakiś cel w życiu. Soru był trochę taki. Poza tym.. Król potrzebował bliskich namiestników i Ministrów, którzy wykonują robotę za niego. Ez natomiast… będzie wymagał ich więcej niż zwykle do przetrwania na swojej posadzie. Może właśnie znalazł kogoś idealnego na to miejsce?
– Wydaje mi się, że Ez siadający na tronie to będzie swojego rodzaju zwrot wydarzeń dla ludzi. – odezwał się Olgron skupiając na sobie spojrzenia obojga. – Mówię prawdę. Ez był kiedyś puntem kultu wśród ludzi. Chociaż to było bardzo dawno temu.
– Jestem ciekawy jakie teraz bajki opowiadają. – zaśmiał się wspominając czas, kiedy stał się demonem. – Może jutro się dowiem?
– Może. – czerwony gigant wzruszył ramionami. – A teraz chodźmy pić.
– A, czekaj. – Ez powstrzymał go i odwrócił się do młodziaka. – Jestem leniem, ale Król musi być zdolny bronić kraj. Ludzcy bohaterowie to idealny przykład tego, że coś trzeba zmienić.
_____Czy to była odpowiedź na pytanie Kierana? Nie do końca, ale pobudziła wyobraźnię chłopaka, który szukając w swojej głowie jakiś informacji zaczął tworzyć fantazje. Gdy następnego dnia zobaczył więc ponad sto ludzkich bohaterów, ubranych w zbroję z magiczną bronią w ręku. Zaczął się zastanawiać jak Ezrnon zamierza z nimi wygrać będąc ich jedynym przeciwnikiem. Zwłaszcza, że w tym momencie wszedł na arenę… ziewając, wyraźnie zmęczony czymś. Jasnowłosy demon obejrzał się przez ramię na leżące za nim Olgrona. Ten gigant umierał wyraźnie, struty poprzedniego dnia dużą dawną alkoholu. Widać naprawdę popili mocno.
_____Ciemnowłosy, ziewający demon nie wydawał się wielkim przeciwnikiem dla grupy bohaterów, która zdecydowanie czuła, że to wyzwanie było bardzo proste. Niektórzy z nich wątpili, uważając, że to na pewno swego rodzaju pułapka, bo jednak pojedynczy demon był zbyt wyluzowany stając przed nimi. Żadne z nich nie należało do głównej rodziny, nie było idealnym i doskonałym bohaterem, ale przyszli tutaj niszczyć zło zanim nowy Król Demonów się narodzi. Zdobycie doświadczenia przyda im się na przyszłość. Cisze i narastające napięcie między przeciwnikiem, a nimi przerwał krzyk jednego z bohaterów.
– AH! To ty z wczoraj! – głos należał do czerwonowłosego bohatera posługującego się mieczem i magią ognia. Posiadał dwa talenty, które rozwijał i był znany wśród swoich kolegów. Zaskoczenie i lekkie przerażenie w głosie nie należało do jego charakteru. – Co tutaj robisz?!
– Co? – Smok przestał ziewać i spojrzał skąd dochodził krzyk. Widać twarz zboczonego młodzieńca z wczoraj, skrzywił się lekko i westchnął. – Nie masz prawa się mnie o nic pytać. – następnie podniósł dłoń lekko do góry, a między jego opuszkami palców pojawiły się magiczne kręgi. – Załatwmy to szybko. Chcę iść spać.
_____Zanim zdążyli zareagować na jego słowa, spośród setki ludzi, niektórzy zaczęli unosić się w powietrze, otoczeni zieloną barierą. Gdy znaleźli się wystarczająco wysoko, bez słowa i czy ruchu ze strony przeciwnika, każdy z nich rozpoczął wydawać ze swojego gardła przeraźliwe krzyki, które doprowadzały innych o dreszcze na plecach. Dopiero po kilku sekundach, niektórzy wyrwali się z transu rozpoczynając atak w kierunku Ezrnona. Widząc, że biegną w jego stronę, machnął dłonią stawiając swojego rodzaju ścianę między nimi. Kolejny rodzaj tarczy, lecz dla niektórych z obecnych bohaterów wydawał się on znajomy. Znali to zaklęcie. Należało do pewnej ważnej osoby. Jednego z pierwszych istniejących zabójców Króla Demonów. Magia podarowana mu bezpośrednio przez błogosławieństwo od Boga. Widząc to, niektórzy padli na kolana cały czas słysząc krzyki kolegów zamkniętych w kulach. Darli się niczym obierani na żywca ze skóry, ale działo się z nimi coś o wiele gorszego.
– Wyrywa z nich magię. – odezwała się kobieta, wpatrując się w arenę z uśmiechem na twarzy. Gdy służąca spojrzała na nią z pytającym spojrzeniem, ciemnoskóra piękność tylko pokiwała głową. – Nie przejmuj się mną. Dawno nie widziałam, żeby wujek używał magii.
– Wiesz kim on jest?
_____Z cienia pomieszczenia wyszła zakapturzona postać, wbijając sztylety w skąpo ubraną kobietę. Służąca widząc to, od razu stanęła między nimi, jakby swoim ciałem miała zasłonić nadchodzący atak. Kobieta poprawiła swoje długie białe włosy do tyłu i ze spokojnym uśmiechem na twarzy stanęła przed zakapturzoną postacią. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć zanim ktoś odciął głowę przybyszowi. Z brudnym od krwi sztyletem, z cienia wyłonił się Kieran.
– Też poznałbym odpowiedź na to pytanie. – strzepnął krew z ostrza i je schował. Po czym ukłonił się lekko. – Witam Księżniczkę Annon.
– Nie musiałeś go zabijać. Ten człowiek nic by mi nie zrobił. – zaśmiała się lekko. – Wujek jest Smokiem, który żyje za długo, aby pamiętać swój początek, ale wydaje mi się, że z pamięci tego człowieka dowiesz się więcej.
_____Dłonią wskazała na zaskoczoną głowę, leżącą martwą na marmurowej posadzce. Demony cienia umiały grzebać w głowie, w końcu to był rodzaj magii, prawda? Nie specjalizowały się w tym, ale Kieran może poznać w ten sposób jakieś odpowiedzi na swoje pytania, bo nikt nie chce udzielić mu ich wprost. A może nie mogą? Z tym pytaniem w głowie spojrzał na przyszłą Panią Generał, która tylko posłała mu kolejny uśmiech po czym odwróciła się i poszła głębiej, w stronę swojego ojca. Demon cienia podniósł głowę zmarłego i zaczął w niej szukać swoich odpowiedzi.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {21/02/23, 07:08 pm}

   Soruun

Emme's Codes



         Dni bez Ezrnona wydawały się takie nudne. Owszem, nikt mnie nie wyrywał z obowiązków, ale jednocześnie brakowało mi tego smoka, który potrafił znikąd się pojawić, wprawiając w dobry humor. Codziennie patrzyłem na swoje odbicie lustrzane, upewniając się, że malinka, którą mi pozostawił nie znika. Chciałem, by dotrzymał złożoną mi obietnicę, dlatego bałem się, że ta zniknie, zanim Ez wróci. Na szczęście ślad bardzo dobrze się trzymał na białej skórze, więc nie mogłem narzekać.
         Szedłem do swojego pokoju, kiedy nagle usłyszałem za sobą dość głośną sprzeczkę oraz ciężkie kroki. Odwróciłem się w stronę źródła hałasu i wyjrzałem zza ściany, aby spojrzeć na korytarz, który choć nie był mały, to był zapchany przez cztery osoby. Himess starał się uspokoić przekrzykujące przez siebie demony, kiedy to Joroz cierpliwie czekał, aż ci skończą się kłócić. Najbardziej zaskoczył mnie widok Nushali, której nie widziałem dość długo. Kobieta była córką dobrych przyjaciół moich rodziców, z którą mam zawartą pewną umowę.
-On wcale nie chcę oglądać tej twojego gęby. Wiedźma, widziałaś się dzisiaj w lustrze?!
-Hah! Jaka znowu wiedźma? Na oczy ci padło przez tą głupotę!
-Po prostu widzę to, czego ty nie dostrzegasz.
-Tingran, przestań... Zachowuj się.
-Posłuchaj swojego kochasia, jedynie on mądrze mówi – parsknęła śmiechem, stukając palcem o klatkę piersiową demona.
-Ty goryli... - Przerwałem im tą kłótnię, chrząknięciem dając znać, że tutaj jestem.
- Jest już późno, musicie tak hałasować? - zapytałem, krzyżując ręce na piersi i cicho westchnąłem, podchodząc bliżej całej grupki. Spojrzałem na nich, po czym posłałem demonicy delikatny uśmiech. - Dobrze cię widzieć Nushali, co cię do mnie sprowadza? - zwróciłem się do kobiety, która posłała zadziorny uśmiech do czerwonowłosego.
-Widzisz, jestem tu mile widziana – powiedziała, szturchając ramieniem demona, którego Himess powstrzymywał, aby się nie rzucił.
- Tego nie powiedziałem, ale zapewne masz do mnie jakąś sprawę skoro przyszłaś osobiście - powiedziałem, po czym dało się usłyszeć Tingrana, jak mówi, że to on miał rację. Miałem ochotę zamknąć im wszystkim buzię, bo sam byłem zmęczony całym tym dniem. Uniosłem wzrok na kobietę, która była wyższa ode mnie i to nawet sporo. Wzrostem jednak nie dorównywała Ezowi, który i tak ją przewyższał. - Może napijemy się? Dawno się nie widzieliśmy - uśmiechnąłem się lekko, po czym spojrzałem na pozostałych.
-Przy alkoholu zawsze lepiej się rozmawia, w końcu musisz mi opowiedzieć o kimś – uśmiechnęła się, po czym poklepała dość mocno po ramieniu, więc na moment straciłem równowagę. Nushali nie tylko była wysoka, ale również bardzo umięśniona. Widać u niej lata treningów, które wykonywała, by stać się najlepszą wojowniczką ze swojego klanu oraz przejąć władzę w swej rodzinie. Nadal podlegała moim rozkazom, jednakże nigdy nie mogłem narzekać na jej pracę. Cóż, trochę zaskoczyła mnie swoją wizytą, bo zwykle kontaktowaliśmy się przez posłańca.
- Przekażcie innym, by nam nie przeszkadzali - powiedziałem i zanim ktokolwiek zdołał zaprotestować, zszedłem niżej w towarzystwie kobiety.
         Zajęliśmy miejsce przy niskim stole, usadawiając się na poduszkach. Jedynie Joroz wiedział co robić, więc po chwili wniósł przeróżne trunki, jak i przekąski zrobione na szybko przez kucharza.
-Jeśli będzie coś potrzebne, proszę zawołać – powiedział, po czym wyszedł, zostawiając nas sam na sam. Spojrzałem jeszcze raz na demonice, która od razu nalała sobie alkohol do kieliszka. Mimo wzrostu i mięśni, była wystarczająco kobieca, jeśli chodziło o urodę. Zachowanie... Cóż, bywało różnie.
- Co słychać u Alais? Nadal gniewa się o to, że zostałaś wybrana na matkę mojego dziecka? Wiem, że to było dawno, ale coś czuję, że jej nie przeszło - zaśmiałem się, zapełniając również swój kieliszek.
-Pogodziła się z tym. Nadal nie chce poruszać tego tematu, ale zrozumiała, że nie można zerwać umowy. Wiem, że każda by ci się rzuciła do łóżka, ale twoi rodzice mieli spore wymagania – westchnęła, sięgając po owoc z misy. -Jednakże, nie chcę mówić o sobie. Nowy Kandydat... Na dodatek smok i chyba twój kochanek. Ta malinka to jego sprawka? - uśmiechnęła się, zaś ja poczułem, że się czerwienie.
- Poznasz go, jak tylko wróci ze swojej misji. Nie wiem kim dla siebie jesteśmy, ale powiedzmy, że tak. A to jest forma obietnicy, trochę to zabawne, ale już dawno tak dobrze się nie czułem - oznajmiłem, nalewając kolejny kieliszek nie tylko sobie, ale i kobiecie. - Wydaje mi się, że możecie się polubić, ale sama to ocenisz - powiedziałem.
         Rozmowa się kleiła, śmiechów nie było końca, co sprawiało, że czułem się w wyśmienitym humorze. Zmęczenie mnie opuściło, a alkohol pozwolił się rozluźnić, na tyle, że siedziałem teraz oparty głową o ramię kobiety, która opowiadała o swojej partnerce. Alais nie znałem zbyt długo, jednakże zawsze kręciła się przy Nushali, która od początku musiała ją pokochać. Aż dziwne, że ktoś chciał znosić trudny charakter kobiety.
-Ten cały Ezrnon wie, że będziesz musiał spłodzić dziecko? Co, jeśli się nie zgodzi? - zapytała, co zmusiło mnie by podnieść na nią wzrok.
- W tej sprawie nie ma nikt nic do gadania. Na pewno wie, że będę musiał dać swojego następcę prędzej czy później, wątpię, by się tym przejął - uśmiechnąłem się, czując, że powoli wszystko ze mnie wyparowuje i mam ochotę tylko rzucić się na łóżko. Podniosłem się z podłogi i przeciągnąłem. - Możesz zostać na noc, przekażę by ktoś zaprowadził cię do gościnnej sypialni, chyba że masz ochotę spać na moich poduszkach w sypialni, są całkiem wygodne.
-Spokojnie, poradzę sobie – uśmiechnęła się, a kiedy miałem już wyjść, złapała mnie za dłoń. -Soru, czy nadal nie chcesz wiedzieć gdzie znajduje się Zen? Wiesz, że możemy go znaleźć – powiedziała. Uwolniłem swoją dłoń z jej uścisku, po czym spojrzałem na nią nieco smutnym wzrokiem. Naprawdę nie chciałem na nowo zaczynać tematu, który w jakiś sposób jest dla mnie jeszcze bolesny.
- On ma nie istnieć. Nie wspominaj o nim przy nikim, a tym bardziej przy Eznorze, dobrze? Nie wie, co mnie łączyło z demonem, a już moja siostra zdążyła o nim wspomnieć. Im częściej będzie się pojawiało jego imię, tym bardziej będzie chciał wiedzieć - powiedziałem. - Dobranoc, zostań na śniadanie - uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem z pomieszczenia i złapałem pierwsza lepszą służącą, aby zaprowadziła kobietę to gościnnej sypialni.
         Położyłem się na łóżku, od razu zatapiając się w kołdrze, robiąc z siebie jakiś kokon. Zamknąłem oczy i od razu usnąłem z myślą, że chcę zobaczyć smoka, jak najszybciej.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {27/02/23, 08:30 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Wchłanianie do ciała mocy, która raz została oddzielona, aby stać się samodzielną nie było wcale tak łatwe jak wydawało się w teorii. Cały dzień, aż do nocy spędził zabijając i wyrywając swoje moce z ludzi, którzy mieli bardzo mały procent całości. Gdy nadeszła noc, Ez chciał przestać. Miał wyraźnie dosyć. Zresztą to nie było miłe przedstawienie do oglądania, a raczej czysta rzeź na bohaterach, chcących nabyć doświadczenia w walce. Przez pewien moment smok chciał rzucić to wszystko w cholerę i położyć się, gdzie stał, aby pójść spać, ale przyjaciel wyperswadował mu ten pomysł z głowy narzekając na możliwe niebezpieczeństwa. Koniec końców usiadł, gdzie stał, na przyniesionym krześle, rozmawiając z generałem i jego następczynią. Proces prawie automatycznie dział się w tle ich śmiechów, aż nadszedł kolejny dzień, a noc się skończyła. Wtedy też, smok zbliżając się do końca spotkał się z czymś niespotykanym.
_____Z cienia pod jego stopami wyleciał sztylet, który został sprawnie ominięty przez demona, który był czując cały czas przepływ całej magii w okolicy spokojnie wyłapałby, że ktoś czai się w ukryciu. Zresztą… w tej magii czuł swoją moc, a to potrafił zauważyć z większej odległości. Sięgnął więc i włożył własną dłoń w ciemności łapiąc za coś i wyciągając to przez większego problemu, chociaż osoba, której ramie wystawało z cienia starała się sprzeciwić. Nie posiadała potrzebnej do tego siły, lecz niczym sprawa życia lub śmieci – próbowała dalej. Ez nie mając chęci na zabawę, jednym ruchem wyciągnął człowieka i odrzucił go na bok. Ten upadł na plecy, zupełnie nie przygotowany na taki obrót wydarzeń. Zaskoczony patrzył w niebo, dopiero po chwili wstając, kaszląc i krzywiąc się z bólu. Demon nie zamierzał czekać za długo na rozwój wydarzeń, chwytając za rzucony wcześniej sztylet i oddając go w posiadanie bohatera, rzucając lekko. Ostrze przebijając od tyłu klatkę piersiową ledwo ominęło kręgosłup i serce trafiając w nikłą przestrzeń między nimi powodując rozlew krwi. Zapewne została naruszona, któraś z głównych żył lub tętnic. Ezowi nie chciało się sprawdzać. Skupił się na zakończeniu wchłaniania dalej mocy pozostałych kilku jednostek w akompaniamencie kolejnych krzyków i jęków bólu. Podrapał się po głowie wzdychając lekko. Nie był sadystą, aby lubować się w agonii innych… Zastanawiał się co z tym zrobić, gdy usłyszał słowa ze strony nowo przybyłego.
– Nie możecie tak postępować! – wycedził przez ściśnięte zęby. – Za kogo ty się masz?
– Nazywacie go Świętym Smokiem.
_____Głos należał do Kierana, który spokojnym krokiem szedł w ich stronę, wchodząc bez zawahania czy strachu, który widniał w jego oczach, na arenę. Ciemny płaszcz zakrywający całe ciało demona nie pozwalał jego jasnej skórze na żaden kontakt ze słońcem. Znajdując się bardzo blisko, leżący i ciężko ranny bohater zaciskając szczękę, w końcu postanowił przemówić.
– Co ty niby pleciesz?! – kipiał wręcz wściekłością, kurczowo trzymając się za ranę, z której ciekła strużka krwi. – Święty Smok zmarł wieku temu!
_____Rogaty demon westchnął tylko na te słowa, przestał przejmować się umierającym, wzrok kierując na stojącego z boku, nie zainteresowanego Ezrnona. Jego luźna postawa, czystość nieskażona brudem, krwią i śmiercią, która ich otaczała wydawała się nadzwyczaj dziwna. Nie było widać po nim, że właśnie zmasakrował setki ludzi. Ten jednak sposób bycia bardzo mu odpowiadał. Zwłaszcza leniwe spojrzenie kryjące inteligentne oczy, wiedzące dokładnie co się dzieje i zamierza wydarzyć. Kieran więc nie ukrywając nic więcej wyciągnął z czarne płaszcza uciętą głowę, która lekkim ruchem rzucił między dwójkę mężczyzn. Nie za blisko żadnego z nich.
– Według legend ludzi, Święty Smok zbuntował się ponad pięćset lat temu. – gniew bohatera utrzymywał się cały czas, ale brwi smoka uniosły się lekko do góry. Na tyle mało, że ciężko byłoby to zauważyć. Biały demon czuł jednak lekki ruch Many towarzyszący temu ruchowi, więc zaczął mówić dalej. – Ponieważ ludzie przestali zabijać demony, ponieważ zaczęli zajmować się wojną miedzy sobą, ponieważ zboczyli ze ścieżki świętości. – westchnął. – Mają tak wiele legend i przypuszczeń, że koniec końców nie wiadomo co faktycznie jest prawdą. Co się faktycznie wydarzyło?
_____To pytanie było skierowane do ciemnowłosego słuchacza, który podrapał się lekko po poliku z nikłym uśmiechem. Czy zamierzał odpowiedzieć mu na to pytanie? Przy tym jednym bohaterze, którego zamierzał zostawić do wolnego umierania… a może zostanie uratowany przez swoich kolegów ukrywających się w cieniu. Tych mądrzejszych. Ciekawskie spojrzenie Kierana wbijało się w jego twarz, więc chyba nie mógł zaprzeczyć i zbyć całości… Pewnie widział też jego portrety w głowie tego zmarłego. No nic, wystarczyło powiedzieć prawdę, co nie?
– Znudziłem się. – zaśmiał się lekko, a pewnym ton głosu zjeżył obydwu skórę. Bohater czując niesamowity strach, tak samo Kieran. Ez jego kontynuował. – Mana zaczęła napływać do mojego legowiska i się obudziłem.
_____Dla smoka pożądającego snu ponad wszystko istota utraty jedynego miejsca, w którym mógł to robić w spokoju była straszną stratą. Zwłaszcza, że jako praktycznie istota stworzona głównie z magii, był twardo odcięty w miejscu nazwanym ziemią świętą. Bronił swojego legowiska uważając je za swoje miejsce. Gdy tylko opuścił wtedy jaskinię, przechodząc przez pasmo górskie, które zajmował… zobaczył co zrobili ludzie. Stworzyli twierdzę, magiczne miasto mające za zadanie dwie rzeczy – być obiektem kultu, swego rodzaju stolicą oraz kumulować moce magiczne, naturalnie nie przeznaczone ludziom. Niedostępne i zakazane. Wściekł się, zniszczył pół miasta na swojej drodze i odleciał pozostawiając puste legowisko. Dlaczego później stał się demonem… O tym nie chciał teraz myśleć. Zwłaszcza gdy nie znajdował się już na gorącej pustyni, w gorącym słońcu, a opierając się o parapet oka patrząc na księżyc. Nie było dzisiaj pełni, lecz jego połowiczna forma była idealnie widoczna.  Trochę zmęczył się przez dwa dni ciągłe zabijania i wchłaniania z powrotem własnej magii. Na jego twarzy zagościł kpiący uśmiech. W końcu, po połowie tysiąclecia, zachowywał się jak faktyczny demon… zabierał własne prezenty w najgorszy możliwy sposób. Karając ludzi za coś o czym tylko on wiedział z żyjących.
_____Upewniając się, że nie obudzi Soru, śpiącego smacznie w łóżku, zawiniętego niczym jakiś kokon w pościel, pogłaskał go lekko od razu czując rozgrzewającą się skórę dłoni. Kto by pomyślał, że pustynne słońce pozostawiło jego skórę zimniejszą od demona z północy? Ez cały czas nie wiedział co to za uczucie, które rozchodzi się pod koniuszkami palców, ale uspokajało jego nerwy, odstawiało złe myśli na bok i to się dla niego teraz liczyło. Nie położył się jednak koło generała. Siedział i wpatrywał się w śpiącą twarz, która nad ranem zaczęła się przebudzać, spotykając się od razu z jego uśmiechem.
– Dzień dobry. – uśmiechnął się miło. – Coś się działo jak mnie nie było? – spytał spokojnie, kładąc lekko dłoń na twarzy ledwo obudzonego demona i zgarniając jego włosy na bok, następnie zsuwając rękę niżej, odsłaniając kawałek skóry i widząc swój znikający ślad dodał. – Wróciłem o czasie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {05/03/23, 11:43 am}

   Soruun

Emme's Codes



         Nocą nie nawiedzały mnie żadne koszmary, które nie dawały mi spać. Nie pojawiły się również żadne przyjemne sny, które prawdopodobnie zniknęły by z mojej głowy po przebudzeniu się. Zapadłem w głęboki sen i zacząłem wybudzać się dopiero rano, kiedy mój organizm uznał, że wystarczająco odpocząłem. Leniwie otworzyłem oczy, którym od razu rzucił się Ez. Przetarłem je rękoma, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie są jakieś zwidy. Otworzyłem ponownie oczy, powoli ogarniając co się dzieje. Ez siedział na łóżku, przyglądając mi się z uśmiechem. Otworzyłem usta, próbując coś powiedzieć, ale czułem, że mam sucho w gardle i żadne słowo, jak na razie nie wyszło z moich ust. Zamrugałem jeszcze parę razy, upewniając się, że Ez zaraz nie zniknie mi z oczu. Dopiero, jak się odezwał poczułem narastającą radość. Na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy podniosłem się do siadu, ale nawet to nie trwało długo, bo zaraz rzuciłem się na szyję Ezowi, wślizgując się od razu na jego kolana. Mocno go ścisnąłem, chowając twarz w jego policzku.
- Tak, jesteś na czas. Witaj w domu - powiedziałem, poluźniając uścisk, aby go przypadkiem nie udusić. Odsunąłem się nieco od niego, po czym przyjrzałem się badawczo jego twarzy, szyi i zapewne mógłbym wstać, aby całkowicie go obejrzeć, ale jeszcze chwilę chciałem się nacieszyć jego powrotem.
- Dobrze, że jesteś cały. Tęskniłem - wyszeptałem. Było to kilka dni, ale przez ten czas, kiedy Ez tutaj mieszka, zdążyłem się do niego przyzwyczaić. Spędzaliśmy ze sobą tak naprawdę każdy dzień, a teraz musiałem wytrzymać bez niego, jego zaczepek czy zwykłych rozmów, jakie było nam dane prowadzić.
         Miałem mu wiele do powiedzenia tak, jak miałem też parę pytań dotyczących jego wypadu, ale tym na razie nie chciałem go męczyć. Ująłem dłońmi jego twarz, jakby nadal nie wierząc, że tutaj jest. Żywy.
- Nic specjalnego się nie działo. Głównie pracowałem, zajmowałem się szkoleniami lub sam ćwiczyłem, a później zaszywałem się w pokoju, aby czytać. Odwiedziła mnie też wczoraj dobra znajoma, która dzisiaj poznasz. Została na noc, bo trochę się zasiedzieliśmy - powiedziałem. Zapewne dla niego nie było to nic ciekawego, bo miał lepsze zajęcie, niż moja codzienna rutyna. Opowiedziałem mu jednak o wizycie Nushali oraz o tym, jak z Xarausem wyszliśmy w góry, którego również jeszcze nie miał okazji poznać. Cóż, mówiłem, nawet dużo, nie starając się nawet pozbywać uśmiechu z twarzy. Bardziej chciałem skupić się na samym smoku, niż mówić o sobie, bo to jego nie widziałem te kilka dni.
- Nie jesteś przypadkiem zmęczony? Musiałeś niedawno wrócić. Spałeś coś w ogóle? - zapytałem, choć obawiałem się, że dobrze znam odpowiedź.
-A jesteś wstanie mi poświęcić dzisiejszy dzień, żebym się wyspał? - uśmiechnął się. Za każdym razem widząc jego uśmiech, miałem ochotę nie ruszać się z miejsca i zostać w jego ramionach.
- Jeśli to konieczne to tak. Mogę pozostałym przekazać moje zadania, a spotkanie z gościem też nigdzie nie ucieknie - powiedziałem, czując, jak moje policzki zaczynają piec od samego patrzenia na smoka. Przełknąłem gulę w gardle i zbliżyłem usta do jego ust, aby je musnąć. - Wolę cię mieć wyspanego, a przy okazji naciesze się tobą - uśmiechnąłem się i kiedy znów chciałem go pocałował, ktoś zapukał do drzwi. Czy oni naprawdę wiedzieli, kiedy jestem na nogach?
- Słucham? - zapytałem, jednakże nie dostałem odpowiedzi.
         Spojrzałem na Ezrnona, po czym z westchnięciem podniosłem się z jego kolan, aby podejść do drzwi. Nie lubiłem się powtarzać.
-Służąca pokazała mi twoją sypialnię. Mogę wejść? - Pytanie z ust Nushali mnie nie zaskoczył, a raczej jej osoba stojąca pod moimi drzwiami.
- Nie, jestem trochę zajęty. Dzisiaj będę cały dzień niedostępny, ale jeśli możesz to zostań na jedną noc. Igges się ucieszy, jak z nią potrenujesz - powiedziałem, a widząc podejrzliwy wzrok kobiety, jedynie posłałem jej niewinny uśmiech. - Proszę, dzisiaj nie mam ochoty na dziwne akcje, okej?
-Nie wiem o co chodzi, ale niech ci będzie. Postaram się nie zabić twojej siostry, zobaczymy, jak szybko zacznie działać mi na nerwy – zaśmiała się, a ja poczułem mimo wszystko ulgę.
          Zamknąłem drzwi na klucz i oparłem się plecami o nie, zerkając na Eza.
- Jestem cały twój - powiedziałem. Odgarnąłem kosmyk włosów za ucho, podchodząc do niego, aby zaraz znów znaleźć się na jego kolanach. Wiedziałem, że nie powinienem zbytnio zagłębiać się w relacje, bo może się to skończy tak, jak ostatnio, ale coś mnie przyciągało do smoka, choć jeszcze dobrze nie wiedziałem co to jest. Dojrzałość? To, że przy nim nie jest nudno?
- Cieszę się, że już jesteś - wyszeptałem wprost w jego usta i tym razem nie było to tylko muśnięcie wargami, a prawdziwy pocałunek. Mimo wszystko nie czułem się z tym źle, tym bardziej, że brakowało mi jego dotyku. Nie musiałem koniecznie teraz tego nadrabiać, ale jeśli smok miał przespać cały dzień, to chciałem wykorzystać jeszcze jego świadomość.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {08/03/23, 09:17 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Oglądanie śpiącego demona mogłoby stać się jego rozrywką, gdyby nie fakt, że najchętniej także by spał. Najlepiej z tym małym grzejnikiem w swoich objęciach, bo nieważne co, to nie było wytłumaczalne, dlaczego Soru był taki ciepły. Poprzez sam dotyk dostarcz także jego zimnej skórze dużo ciepła. Jak można było się spodziewać, powitany uściskiem zaraz po przebudzeniu, smok nie zamierzał narzekać na takie „dzień dobry”. Sam zdecydowanie go potrzebował, specjalnie przez fakt, że wszystkie swoje dni na wyjeździe spędził na zabijaniu innych. Pozytywny emocji miał w deficycie, a takie uczucie, że miał gdzie wrócić… było niezastąpione. Do tej pory w końcu nie posiadał miejsca, które mógł uważać za faktyczny dom. Posiadał ludzi, którzy zawsze przywitają go tak ciepło, ale często nie czuł się częścią ich życia, a raczej epizodem. Miał też swoje leża, gdzie czekały na niego stworzone demony, swego rodzaju dzieci, które przywołał na świat. Nadal jednak, nie uznawał ich całkiem za rodzinę. Nie wypełniały pustki w sercu. Może przez fakt, że dawały mu spokoju ducha i snu jak Soru, znajdujący się w jego objęciach?
– A jesteś wstanie mi poświęcić dzisiejszy dzień, żebym się wyspał?
_____Odpowiedział z uśmiechem, chociaż w oczach zastanawiał się nad opcją czy faktycznie ma siły posunąć to jakoś daleko i wiedział, że będzie ciężko. Jednak… Sen był dla niego ważniejszy od seksu, nawet jeśli czynności bardzo lubił. Dostając jednak odpowiedź na jego zaczepki, zdziwił się w sercu, czyżby ktoś podmienił jego pracoholicznego generała na kogoś innego? Nie zamierzał jednak w żaden sposób marudzić, najchętniej prześpi cały dzień. Już pomijając zaczepne dotknięcie ust, które w głębi zachęciło go do zrobienia czegoś więcej niż miał w planach. Może dlatego, że Soru był teraz bardzo uroczy? Czy powinien wyjeżdżać częściej, na kilka dni, żeby go takiego mieć cały czas? Wypuścił go z ramion, które trzymały go lekko, śmiejąc się w sercu na scenkę, która nastąpiła. Widać, że jasnowłosy nie był zadowolony, że ktoś im przerywa. O wiele bardziej niż on. Smok słuchał uważnie rozmowy, która docierała do niego bardzo wyraźnie, bo jednak z samej ciekawości postanowił podsłuchiwać. Służba odpowiedziała zwykle od razu i nigdy nie pytała czy może wejść do środka. Nawet jego bliscy współpracownicy nigdy nie wchodzili, stojąc w drzwiach najwyżej. Przynajmniej do tej pory nic takiego się nie stało. I słysząc rozmowę… chyba czuł, że polubi tą kobietę. Chociażby dlatego, że mogła teoretycznie skrzywdzić siostrę Soruuna, co było mu na rękę, a przy okazji jego ręce byłyby czyste.
_____Widząc jego wzrok, kiedy mówił mu, że „należy do niego”, w smoku, a dokładniej, w jego mózgu, jakby coś przeskoczyło. Jakby chciał sprawdzić czy faktycznie to prawda, a może chodziło o zwyczajnie zaznaczenie terenu? W końcu jako smok, nie posiadali terytorium jakie kontrolowali, a skarby, które zbierali. Zanim jednak zaczął poskładać sobie te wszystkie myśli – demon wrócił na jego kolana i pocałował go, a on, jak na mężczyznę przystało, nie odmawiał. Położył dłoń na plecach, poniżej łopatek, przechylając się do przodu, zmuszając przy okazji ciało mniejszego mężczyzny do oparcia się o tą dłoń, gdy pogłębił ich pocałunek. Przerywając go dopiero po chwili, a odsuwając się zobaczył jak jasna skóra twarzy nabrała różowego koloru.
– Ja też się cieszę, że wróciłem. – słowa uderzyły o łapiące powietrze rozchylone usta Soru. – Chyba wypadałoby się umyć przed pójściem spać, prawda?
_____Prawdopodobnie lekko skołowany, demon tylko pokiwał lekko głową, w odpowiedzi, widząc w jego oczach, że właśnie takiej odpowiedzi chce Ez. Odpowiedział uśmiechem zadowolenia i natychmiast wstał na równe nogi, przysuwając generała do siebie. Przedramieniem oraz dłonią trzymał tyłek jasnowłosego w powietrzu, drugą dłonią cały czas mając na jego plecach. W jego głowie bowiem był pomysł, który właśnie zamierzał zrealizować. Wiedział, że łazienka znajdowała się tuż obok, ale zamierzał wybrać się do innej. Otworzył więc portal, po którego drugiej stronie widać było jasnoniebieskie ściany wykonane z kryształu lub lodu, a pośrodku znajdowało się zagłębione pełne parującej wody. Przeszedł przez wrota, gdzie bez niczyjej obecności, na pewno będzie mógł więcej niż z zestresowanym Soru, który mówiłby, że raz ktoś może wejść do łaźni. Ezrnon, bez większych ogródek, w ciuchach, wszedł do wody z demonem na rękach, jakby nie miał zamiaru go puszczać. Dopiero, zanurzony w gorącej wodzie, usiadł na swego rodzaju siedzisku, w wodzie sięgającej torsu, z niebieskookim na kolanach.
– Jesteśmy u mnie w leżu, spokojnie. – jego ręce, które nie musiały już podtrzymywać lekkiego ciała, złapały za luźne ubranie, piżamę, przylegającą teraz do piersi i szybkim ruchem pozbył się jej. – Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci temperatura wody.
_____Odrzucił materiał na bok, wracając dłońmi na rozgrzane i gorące ciało. Znajdowali się w dość dużej wannie, długościowo dającej miejsce, aby Ez mógł zmieścić się nawet dwa razy. Oznaczało to, że mieli miejsce, aby zrobić nawet coś więcej. Na razie jednak podróżujące palce zapoznawały się z ciałem, które nie powinno mieć żadnych zmian według wcześniejszych słów Soru. Smok jednak chciał sam się o tym przekonać. Kciukami mając pewną przyjemność z drażnienia sutków, które pod wpływem zderzanie z zimnym powietrzem ukazywały wyraźnie swoją obecność. Nie zamierzał pozwolić, aby oddychające ciężko usta jasnowłosego pozostały bez towarzystwa, zatapiając się w niej i połykając każdy wydający z siebie dźwięk, w namiętnym pocałunku. Powoli poprzestając swojej zabawy i schodząc niżej, pod wodę, do spodni, które mokre i przylegające do ciała nie stanowiły jednak wyzwania dla sprawnych rąk, szybko zanurzonych pod materiale, spoczywając bezpośrednio na pośladkach demona. Z każdym ruchem głaszcząc i pieszcząc mięśnie, powoli zbliżając się do tego co znajdowało się pomiędzy nimi.
– Bawiłeś się beze mnie? – spytał między pocałunkami, z zawadiackim uśmiechem, po czym wsunął palce między półkule – Czy może czekałeś na mnie, żebym się tobą zajął?
_____Dostając odpowiedź uśmiechnął się lekko i delikatnie ugryzł, czerwoną i wypełnioną krwią dolną wargę, zaraz potem wsuwając swój język do uchylonych ust demona, kontynuując zachłanny pocałunek. Jego dłonie natomiast, wiedząc, że nie są wstanie od tak sprawdzić gorącego wnętrza, stworzyły między opuszkami mały krąg magiczny, z którego wylała się na dłoń zimna maź, która szybko rozprowadził po swoich palcach obu dłoni, zaraz potem zaczynając bawić się czekającym na niego miejscem. Sprawdzając okolicę, masując i zataczając kręgi, aż w końcu dwa palce, po jednym z obu dłoni, wsunęły się do środka, od razu wychodząc i powoli zanurzając się ponownie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {12/03/23, 11:00 am}

   Soruun

Emme's Codes



        Przez ostatni czas trudno było mi odmówić chwili przyjemności czy zwyczajnie nie zgodzić się na pomysły pochodzące od samego smoka. Teraz jednak byłem za nim trochę stęskniony, co było widać po moim zachowaniu. Gdyby mu to przeszkadzało, to na pewno by mnie odtrącił, w końcu nic wtedy na tym nie tracił. Ciężko było i się oderwać od jego ust, aby móc go wysłuchać, tym bardziej, że serce wcale nie zwalniało, a ciało jeszcze bardziej się rozgrzewało. Dlatego zdolny byłem do skinienia głową, bo kto normalny odmówiłby przyjemnej kąpieli? Zapewne sam Ez chciał się zrelaksować, co było widać w jego oczach. Zadowolenie. Rękoma mocniej objąłem jego szyję, kiedy się podniósł z miejsca. Wiedziałem, że mnie nie puści, ale to był odruch, którego ciężko się wyzbyć. Zamknąłem oczy, będąc przekonany, że zwyczajnie udamy się do łaźni. Plany smoka były jednak inne i choć pomieszczenie mnie jakoś bardzo nie zaskoczyło, tak jednak, znalezienie się nagle w wodzie już tak, więc wzdrygnąłem się, jak tylko skóra zderzyła się z ciepłą wodą. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że znajdujemy się poza domem, ale szybko wróciłem wzrokiem do Ezrnona, który od razu wyjaśnił gdzie się znajdujemy.
        Oparłem wygodnie dłonie o jego tors, jak tylko pozbył się ze mnie lekkiego materiału.
- Jest przyjemna - uśmiechnąłem się delikatnie w stronę smok, wodząc spojrzeniem za jego oczami, które badawczo mi się przyglądały. To nie on powinien się martwić, że mam jakieś zmiany, a raczej to ja powinienem zbadać, każdy centymetr jego ciała. Nie wątpiłem w jego siłę, w końcu był silniejszy od tych, których znam, ale nawet ludzie się rozwijają i też nie wiemy co ukrywają przed nami. Co prawda, zwykle demony mają nad nimi przewagę, chyba że trafią na kogoś słabego, niedoświadczonego w walce. Jęknąłem, kiedy palce mężczyzny dotknęły moich twardych sutków. Pewniej oparłem dłonie o ramiona Ezrnona, posyłając mu uśmiech, zanim nasze usta na nowo się połączyły, ale ten nawet na chwilę nie przestał drażnić moich sutków, co sprawiało, że tłumił pocałunkiem moje jęki czy pomruki zadowolenia. Nie pocałowałem go na początku z zamiarem robienia tych wszystkich rzeczy, nie planowałem tego, ale skoro mieliśmy czas dla siebie i oboje czuliśmy tęsknotę, to nie zamierzałem przestawać. Przyległem jeszcze bardziej do jego ciała, wypychając tyłek do tyłu, idealnie w dłonie mężczyzny, który nawet nie próbował się powstrzymać od zabawy. Aż tak mu tego brakowało? Czy może... Od razu wyrzuciłem z siebie tę myśl, że przez te kilka dni ktoś inny mógł mu towarzyszyć w łóżku. Nie chciałem sobie psuć dobrej zabawy, a rozmyślanie o tym, jedynie by mnie zniechęciło do dalszych działań. Moje policzki były już mocno rozgrzane i to nie tylko przez wodę, ale również pytanie smoka, które mnie zaskoczyło. Uderzyłem go lekko w ramię, zwyczajnie czując się skrępowany jego słowami.
- N-nie robiłem tego - powiedziałem, najchętniej dając sobie w twarz za to, że pozwoliłem, aby mój głos drżał. - Znajdowałem sobie zajęcie, aby tylko tego nie robić, ani o tym nie myśleć. Obawiam się, że nie byłoby mi tak dobrze, jak w twoich rękach - uśmiechnąłem się, wiedząc, że lekko popieszczę jego ego własnymi słowami, ale nie czułem się z tym źle, tym bardziej, że rzeczywiście mogły by być inne odczucia. Nasze dłonie się różniły od siebie i choć mogłem stworzyć wokół siebie iluzję, to nadal nie byłoby to samo, ale... Może powinienem kiedyś spróbować? Na Ezrnona moja moc nie zadziała, przynajmniej dopóki nie da mi dostępu do siebie, a szkoda, bo jestem ciekawy, jakby się czuł, gdybym wpuścił do jego głowy swoją moc. Byłby zły? A może to tylko zachęciłoby go do dalszej zabawy w  rzeczywistości? Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy nasze języki znów były splecione w trakcie pocałunku. Przymknąłem oczy, skupiając się na pocałunkach, ale nie na długo, gdyż palce smoka próbowały dostać się tam, gdzie nikt inny nie miał dostępu.
        Spiąłem się lekko, jak tylko palce Ez'a znalazły się w środku. Wbiłem palce w jego ciało, starając się rozluźnić, co chwilę trwało, ale ostatecznie ciało przestało się spinać, dając smokowi łatwy dostęp. Odsunąłem się od jego ust, zahaczając zębami o dolną wargę mężczyzny. Wygiąłem lekko plecy, wydając z siebie coraz to różniejsze dźwięki, ale szybko znalazłem zajęcie dla swoich ust, błądząc nimi po szyi smoka, którą lekko kąsałem lub zostawiałem ślady w postaci czerwonych malinek, chcąc dać innym do zrozumienia, że nie mogą położyć łapę na smoku. Nie chciałem by ktoś z podwładnych czy służących zaczął się kręcić w tym kierunku wokół Ez'a.
        Dreszcz rozchodził się po całym ciele za każdym razem, kiedy palce smoka rozciągały mnie od środki, sprawiając tym sporą przyjemność, jednocześnie pobudzając penisa. Wróciłem ustami do jego ust, patrząc prosto w oczy smoka, zacząłem od delikatnego pocałunku, skubiąc zębami delikatnie jego wargi.
- Nie chcesz bym się tobą zajął? - zapytałem zanim kolejny jęk wyszedł z mojego gardła prosto w usta smoka. Nie chciałem sam czerpać przyjemność z tego wszystkiego, choć w tej pozycji i tak jest trudno zrobić coś więcej. - Chcę, by tobie również było dobrze - wyszeptałem do jego ucha, powoli schodząc pocałunkami na jego usta. W końcu, to niesprawiedliwe, że tylko on się mną zajmuje. Też chcę dać coś od siebie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {18/03/23, 10:50 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____W kącie jego myśli walała się bezwiednie myśl, że jego Generał świetnie się bawił z kimś podczas jego nieobecności. Logika nakazywała mu pozbyć się takiej myśli, bo jednak zwykle o zdradzie myślą ludzie, którzy jako pierwsi są do tego zdolni, a Ez nie należał do osób robiących coś takiego. Był za stary, żeby nie pilnować swojego penisa i słuchać dramy po godzinach. Sen był ważniejszy. Nadal… gdzieś w kącikach, uderzając o inne znane mu fakty, przypominała o swoim istnieniu. Soru musiał kontynuować swoją rodzinę, bo jednak Północ przekazywała fotel z demona na demona i to koniecznie tego Iluzji, a zupełnie bezużyteczna siostra Soru nim nie była. Ciężko więc było nawet mówić o tym, żeby jej dziecko mogło przejąć ster. Nie miał narzeczonej… chyba. Ezrnon nie miał pojęcia, nawet jeśli istniała, a mając teraz język w ustach Soruuna nie zamierzał pytać, zbyt skupiony na wydobywaniu kolejnych jęków i dźwięk przyjemności z nabrzmiałych od zabawy warg. Może stąd właśnie, gdy przerwali pocałunek i zadał pytanie – niezależnie od odpowiedzi, mógł być mocno niezadowolony lub w siódmym niebie.
_____Uśmiech gościł na jego twarzy. Jak mógłby nie, kiedy Soru był taki uroczy w swoim zachowaniu? Już pomijając fakt, że łechtał jego ego w dobry sposób, taki, który chciał mu pokazać, że podjął dobrą decyzję wstrzymując się od robienia czegokolwiek. Ezrnon był przekonany, że na tym etapie Soru spokojnie poradziłby sobie z wyobraźnią i własnymi palcami, gdy jednak z nim skończy, na pewno będzie potrzebował dobre kochanka, gdyby go nie było w pobliżu. Cóż, smok nie zamierzał nigdy znikać więc to nie będzie problem prawda? Na tą chwilę jednak demon poczuł niedopartą ochotę, aby zobaczyć, jak generał zaspokaja samego siebie z fantazjami w swojej głowie. Jakby w odpowiedzi na to co działo się w jego głowie, rozpoczął bardziej intensywną pracę swoimi palcami. Nie tylko pieszcząc od środka, lecz także od zewnątrz. Wolne kciuki pozostawione same sobie gładziły skórę, tylko po to, żeby zejść niżej, zbliżając kolejne opuszki do zanurzenia się w gorącym i drżącym ciele. Cichy pomruk zadowolenia, który wydobył się spomiędzy jego warg był uznaniem do pracy Soru, który podróżując językiem i zębami po jego skórze znaczył swój teren. Co prawda Smok nie widział jego oczu, ale mógł założyć się, że myślał o tym jak kilka dni był poza jego kontrolą i nie wiadomo z kim i jak spędził ten czas. Nie przeszkadzała mu taka zazdrość. Była urocza… podniecająca i gorąca. Może stąd ruch dwóch palców stał się ruchem trzech. Upewniając się, że cały czas jest tam na niego miejsce. W końcu wchodząc w demona od tyłu zamierzał go wypełnić tak dokładnie jak tylko się dało. Słysząc pytanie o to, czy może powinien się nim zająć, wsunął swoje palce do końca możliwości zahaczając wyraźnie o punkt przyjemności Soru. Już wcześniej wiedział, gdzie jest, znalezienie go teraz nie było problemem.  
– Nie ma takiej potrzeby. – wydał niskim tonem. – Zaraz kończymy. – zaśmiał się i ucałował policzek zaskoczonego demona. – Pamiętasz? Mieliśmy iść spać.
_____Wiedział, że jasnowłosy na pewno nie dowierza w te słowa, dlatego że zabrał swoje dłonie pozostawiając je na pośladkach demona i cały czas masując je lekko. Świetnie się przed chwilą bawili, nie chciał tego kończyć od tak. Prawda jednak była taka, że Ez był dość poważnie zmęczony. Głównie przez wchłonięcie magii, której pozbył się kiedyś. Musiał ją na nowo zrobić swoją więc był lekko letargiczny, jak człowiek po zjedzeniu dużego posiłku. Z jednej strony chętnie by kontynuował, ale wiedział, że mając przed sobą generała gotowego na przyjęcie jakiejś części jego… nie skończą na jednym razie. Smok nie powstrzyma się nawet po dwóch, dopiero po trzech będzie mógł zacząć negocjacje. Czy mogli więc zacząć teraz w wannie? Nie do końca. Mając w głowie także fantazję sprzed chwili, aby zaobserwować Soru robiącego sobie dobrze, czuł coraz większą ochotę pozostawić go takiego – gorącego, pobudzone i niezaspokojonego. Czyżby taka scena nie była idealną pobudką dla smoka po kilku godzinach spędzonych w krainie snów? Niczym połączenie jego dwóch ulubionych rzeczy.
– Czas na nas. – rzucił i łapiąc siedzącego na nim Soru, podniósł się do góry. Mając teraz go w swoich objęciach jak poprzednio, wyszeptał niskim głosem do ucha. – Musimy przenieść się do łóżka.
_____Nie przejmował się kapiącą wodą, która w zetknięciu z zimnym powietrzem bardzo szybko mogła ich ochłodzić. Jako że w zamiarze miał dość długo pobawić się kosztem Generała – zatrzymał ciepło przy nich niczym w bańce, lecz wysuszył przy okazji trochę ich samych. Nie mógł pozostawić swojego, szybko chłodzącego się ciała i drobniejsze ciała Soru, w zimnym północnym powietrzu, kapiące wodą. Nawet gorącą. Następnie, z nadal lekko mokrymi ciuchami otworzył portal znaleźli się z powrotem w sypialni Generała, która nie zmieniła się za mocno podczas ich nieobecności. Pozbył się mokrych ciuchów rzucając je na podłogę i wchodząc pod kołdrę przytulił się do Soru, zamykając go w swoich objęciach i całując intensywnie. Przez rozchylone usta dostaje się do środka tylko po to, aby po chwili przyjemności skończyć i z uśmiechem, zadowolony położyć podbródek na głowie demona dodając na dobranoc.
– Zawsze możesz mnie miło obudzić za kilka godzin.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {22/03/23, 07:18 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Słyszałem w pomrukach smoka, że podoba mu się to, co tworzyłem na jego skórze, jednocześnie dawało mi to sporą satysfakcję. Tym bardziej, że wiedziałem jak dużo brakuje mi do perfekcji. I choć mogłem dalej go tak dopieszczać, to jednak nie chciałem, aby Ezrnon pomyślał, że nic ode mnie w zamian nie dostaje. Przełknąłem ślinę, po czym lekko muskałem ustami jego wargi, zanim odpowiedział na moje pytanie. Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, co to może oznaczać.
- Pamiętam, ale jak to... Nie za szybko? - zapytałem, będąc nadal zaskoczonym słowami smoka. Nie spodziewałem się ich po nim, tym bardziej, że przed jego podróżą nie było dnia, byśmy czegoś nie robili. Znudziłem się mu?
- Hej, żartujesz sobie, prawda? Musisz żartować - powiedziałem, kiedy wysunął swoje palce, zostawiając dłonie na moich pośladkach. Podniecony, spragniony dotyku. Chciał mnie teraz zostawić w takim stanie? Ani trochę nie podobał mi się ten pomysł i on musiał dobrze o tym wiedzieć. Zacisnąłem palce na ramionach smoka, spuszczając wzrok. Nie rozumiałem co aktualnie dzieje się w jego głowie i pomysł zaprzestania, ani trochę nie przypadł mi do gustu. Słowa Ezrnona zwyczajnie do niego nie pasowały i coraz bardziej myślałem, że zwyczajnie miał kto się nim zająć przez te kilka dni, dlatego nie miał ochoty kontynuować.
        Nie odezwałem się nic. Dalej miałem zaskoczenie wymalowane na  twarzy i choć miałem małą nadzieję, że będziemy kontynuować w łóżku, to jednak Ez szybko utwierdził mnie w przekonaniu, że pójdzie spać, zostawiając mnie w tym staniu. Czułem, jak moje policzki aż płonąc od podniecenia, która zdążyło się zwiększyć od momentu naszego pocałunku po moim przebudzeniu.
- Chyba kpisz sobie ze mnie... - mruknąłem niezadowolony, kiedy usta smoka opuściły moje, układając wygodnie brodę na mojej głowie. Jego słowa były bardziej dobijające. Naprawdę liczył na to, że obudzę go miło, kiedy zostawił mnie z cholerną erekcją? Zacisnąłem usta. Nie zamierzałem wykorzystywać śpiącego smoka, który potrzebował snu, ale ja też nie zamierzałem zasypiać w takim stanie, tym bardziej, że nie dałbym rady spać ze sterczącym penisem. Odwróciłem się plecami do smoka, ale nie odsunąłem się od niego, gdyż mimo wszystko chciałem mu zapewnić dobry sen. Ha, nawet w takiej chwili staram się być dla niego dobry, a ten co?!
- Durny smok - powiedziałem i nie przejmowałem się tym, że mimo snu może mnie usłyszeć. Nawet lepiej, bo nie będę musiał ukrywać tego, co o nim myślę. Mimo tego, skupiłem się w końcu na erekcji, która pulsowała pod moimi smukłymi palcami. Moja dłoń różniła się od dłoni Ezrnona, która była zwyczajnie większa. Zagryzłem lekko dolną wargę, kiedy pojedynczy jęk uciekł z mojego gardła. Pewniej objąłem męskość swoimi palcami, sunąć nimi w górę i dół, wydając przy tym cicho jęki, które zagłuszała poduszka. Nie czułem tego samego, co przy sprawnych palcach mężczyzny, ale nie było źle, jak na pierwszy raz dotykania siebie samego. Wolną dłonią przesunąłem palcami od brzucha do klatki piersiowe, zahaczając opuszkiem sutek, który również stwardniał w trakcie robienia sobie dobrze. Odchyliłem nieco głowę do tyłu, wyginając plecy przez co tyłkiem wypinałem się w stronę Ezrnona. Zacisnąłem usta, aby powstrzymać się od jęków, ale zbytnio mi się to nie udawało, dlatego starałem się jak najszybciej to wszystko zakończyć.
        Palce coraz szybciej poruszały się po całej długości penisa, wolną dłonią bawiąc się jednym z sutków, co dodawało mi więcej przyjemności. Przekręciłem się na plecy, odwracając twarz w stronę śpiącego smoka i mimo tego, że czułem na niego złość, to nie mogłem sobie przestać wyobrażać jego dłoni na moim ciele, ust, które całując nie tylko moje usta, ale i szyję czy obojczyki, palcami sunąć po pośladkach by dojść nimi do dziurki. Zagryzłem dolną wargę, wyginając plecy, jak tylko poczułem ciepłą ciecz rozlewającą się na mojej dłoni. Opadłem na łóżko, starając unormować oddech i spojrzałem na dłoń, która była w mojej spermie. Skrzywiłem się lekko, bo nie do końca chciałem się podnosić, aby ponownie wziąć kąpiel. Wstałem jednak z łóżka na chwilę, aby pierwszą lepszą rzeczą wytrzeć się z nasienia. Była to oczywiście moja koszulka w której spałem, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Wróciłem do łóżka, układając się obok Ezrnona, blisko niego. Mimo tego, że czułem się zaspokojony, to jednak wiedziałem, że smok zrobiłby to dużo lepiej, doprowadzając mnie do szaleństwa. Jednakże, zrezygnował z tego, by sobie teraz smacznie spał. Zmarszczyłem lekko brwi, ostatecznie wtulając się w ciało mężczyzny, aby przespać z nim pozostały czas.
        Liczyłem na nieco dłuższy sen, jednakże nie byłem tak zmęczony, jak smok, dlatego nieco czasu spędziłem przy książce, leżąc obok smoka. W końcu jednak uważałem, że wystarczy tego spania, a to głównie dlatego, że zrobiłem się głodny oraz chciałem spędzić czas poza ścianami tego pokoju.
- Wstawaj. Wystarczy ci tego dobrego - powiedziałem, dobrze wiedząc, że coś takiego może wybudzić Ezrnona. Czy byłem na niego obrażony? Owszem. - Idę coś zjeść, jak nie masz ochoty, to zostań tutaj, ale na moje towarzystwo nie licz - dodałem, podnosząc się z łóżka, jednocześnie z głośnym hukiem zamykając książkę, która zaraz wylądowała na nocnej szafce. Wiedziałem, że najpierw musiałem się ubrać, dlatego otworzyłem drzwi upewniając się, że nikogo nie ma na korytarzy i ruszyłem do garderoby, z której wyciągnąłem czyste ubrania. Były to lekkie kreacje, ponieważ zamek był dobrze ogrzewany i im więcej warstw miałem na sobie, tym było mi słabiej. Palcami przeczesałem swoje włosy, gładząc jeden z rogów, po czym westchnąłem ciężko, zastanawiając się, czy smok w ogóle coś sobie zrobi z mojego humor.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {29/03/23, 08:06 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1
_____Pobudka po kilku godzinach snu dała mu więcej energii, głównie przez fakt, że udało mu się „przetrawić” większość zgromadzonej mocy magicznej. Myśl, iż wśród ludzi panował teraz chaos i niepokój sprawiała, że kąciki ust wędrowały mu do góry. Miał jednak na względzie to, że zostawił Soru z problemem, a demon na pewno tego nie traktuje tak jak on, który takie sprawy potrafił dość łatwo rozwiązać. Jako coś zimnokrwistego co nie potrafi utrzymać własnej temperatury – wystarczyło tylko obniżyć swoją temperaturę i problem by zniknął. Czy generał tak potrafił? Raczej nie… Ale zawsze mógł użyć magii krwi! Tylko czy ją znał… Ezrnon w takim momentach dowiadywał się jak stary jest. Wlepił spojrzenie w krzywą minę Soru, który od razu opuścił pomieszczenie. Był zły. Widział to. Czy zamierzał jakoś padać na kolana, aby przepraszać go za to? Nie. Dla smoków spełnianie swojej potrzeby, tej napędzającą wieczny głód było priorytetem w każdej sytuacji. Nie zamierzał mieć wyrzutów sumienia z powodu pójścia spać.
_____Jako że był sam i nie zamierzał się podnosić z łóżku, woląc odwrócić się na drugą stronę aniżeli iść coś jeść. Bądź co bądź – nie musiał spożywać posiłków, po co robić coś bezsensownego i opuszczać wygodne i rozgrzane miejsce. Co prawda nie był wstanie zasnąć dostając mnóstwo bodźców z zewnątrz, ale zamknął oczy i zmarszczył lekko brwi wyczuwając pewną nieregularność w przepływie Many. Podążając tropem dziwnego i chwiejnego magicznego śladu doszedł do wydarzenia, które prawdopodobnie można nazwać zadowalaniem samego siebie. Oglądał całe przedstawienie na tyle na ile był wstanie przeczytać fluktuacja energii w powietrzu. Powtarzanie tego wydarzenia w głowie przez dłuższą chwilę zapewniło mu dawkę dobrego humoru. Czy zamierzał poinformować Soru, że wie o tym? Nie. Oszczędzi mu takich informacji, bo jeszcze nigdy nie będzie robić czegoś takiego w jego obecności, a ciemnowłosy jednak chciałby zobaczyć powtórkę z wydarzenia. Najlepiej przed swoimi oczami.
_____Wyszedł z sypialni, ziewając cicho i mrugając kilka razy, aby ogarnąć, że trzeba coś zrobić. Było już ciemno, ale znowu – na północy dzień nie był najdłuższy. Zwłaszcza gdy słońce chowało się za spiczastymi górami. Skierował się do jadalni, miejsca, gdzie ostatnio dostał coś do jedzenia. Otworzył solidne drzwi, które przy nim stawały się mniejsze i wątłe w budowie. W pomieszczeniu znajdowała się jedna osoba. Kobieta, które smok nigdy nie widział.
– My się chyba nie znamy? – Rzucił z uśmiechem zamykając za sobą drzwi i podchodząc do stolika. – Ezrnon, miło poznać.
_____Siadając koło demonicy pijącej alkohol gestem ręki przywołał do siebie służącą, która podbiegła z coraz bardziej pogodną miną. Odebrała od niego zamówienie, po czym zadowolona ze spotkania smoka ruszyła do kuchni.
- Czyli to ty jesteś tym sławnym Ezrnonem? Soru lubi o tobie mówić. - zaśmiała się krótko, po czym uniosła kieliszek do góry. - Nushali, przyjaciółka Soruuna. Miło mi w końcu poznać Kandydata.
– No teraz jest obrażony. – zaśmiał się lekko, na wzmiankę o generale. – Był niezadowolony, że wolałem spać po powrocie. W każdym razie, miło dowiedzieć się, że ma przyjaciół. Długo się znacie?
_____W tym momencie do pomieszczenia wróciła demonica z pełną tacą. Zarówno alkohol jak i przystawki do niego. Niestety, smok nie był fanem wpychania w siebie jedzenia, bo wypadało. Pomijając fakt, że sam alkohol także potrafił okazać się świetnym rozwiązaniem…. No i rozwijaczem języków. Specjalnie, gdy twoje możliwości przewyższały te towarzysza zabawy. Teraz była nim Nushali. Cieszyły go, że demon cały czas był otoczony ludźmi. Nawet jeśli mniej lub bardziej byli jego podwładnymi i trudno było mówić o podobnym statusie, to posiadanie czyjegoś serca i prawdziwej lojalności zawsze warte jest więcej niż beznamiętne bycie władcą rejonu.
- Dość długo,  nie od małego, ale wystarczająco długo, by wiedzieć o nim wszystko. Głównie dlatego, że nasi rodzice się znali i byliśmy zmuszeni do siedzenia razem. Narzekać jednak nie mogę, lubię go.
_____Czuł jej wzrok na sobie, jakby szukała dziury w całym albo w nim. Ezrnon był w na tyle dobrym humorze, aby to zignorować. Chociaż miał powoli dosyć idei takiego traktowania jego osoby. Może uśmiechał się i wydawał zupełnie niegroźnym, to z każdym takim zachowaniem ktoś dokładał cegiełkę, aż w końcu wybuchnie.
– Nie zamierzam się z tobą o to bić. – upił łyk wpatrując się w kubek. – Jak chcesz coś powiedzieć to to zrób. – odstawił alkohol i podniósł wzrok gubiąc uśmiech z twarzy. – Jestem dość wyczulony na ciekawskie spojrzenia.
- W to nie wątpię. Po prostu jestem ciekawa, czy Soru ci o mnie mówił. W końcu mam być matką jego dziecka - powiedziała, nie spuszczając wzroku ze Ezrnona, chcąc wiedzieć, jak zareaguje. - Nie zamierzam ci go zabierać, to jest tylko umowa zawarta dawno temu, sama mam kogoś, więc związek z Soru mnie nie interesuje.
_____Oh? Tego się nie spodziewał. Smok przez chwilę zrobił duże oczy, aby chwilę później zaśmiać się lekko pod nosem. Można powiedzieć, że Ezrnon nie myślał, że przyszła matka możliwego dziecka będzie tak ostrożnie sprawdzać jego osobę. Co prawda w pewien, typowy smoczy sposób, uznawał Soru za coś swojego to cały czas mówimy tutaj o żyjącej istocie, która musi mieć potomstwo. No i on sam posiadał syna, który powinien mieć teraz cos koło… 200 lat? Jeśli Ezrnon dobrze pamięta. Nie uczestniczył zbyt dużo w jego życiu, ale chłopak wiedział, gdzie go znaleźć, jeśli zajdzie potrzeba. Poza tym… jego matka na pewno nie puści go samotnie gdziekolwiek na dłużej niż kilka dni. Niestety, jej wieczny głód dotyczył rodziny.
– Zaskoczyłaś mnie. – prychnął i wyprostował plecy spoglądając w śledzącego go oczy kobiety. – Nigdy o tobie nic nie słyszałem i średnio mnie to interesuje, jak mam być szczery. Ty będziesz nosiła to dziecko pod sercem przez miesiące. On musi tylko dostarczyć ci spermy raz czy drugi. – westchnął lekko. – No i sam mam dziecko, to byłaby hipokryzja.
- To dobrze. Byłby problem, gdybyś miał coś przeciwko temu - uśmiechnęła się, spuszczając wzrok na kieliszek, by po chwili wypić jego zawartość. - Zdradzę ci jeszcze, że mężczyzna, którego kocha Soru aktualnie przebywa w górach. Nie wiemy dokładnie, gdzie się ukrywa, ale natrafiliśmy na jego ślad. Zastanawiam się, czy Soruun się ucieszy. Po jego zniknięciu był załamany.
_____Można powiedzieć, że to pierdolenie pijanego demona, albo chciała kogoś zabić i postanowiła go wykorzystać. Prawdopodobnie nie miała nic złego na myśli, ale fakt, że powiedziała mu to prosto w twarz sprawił, że zamierzał coś z tym zrobić. Niestety, seks w sprawie robienia dziecka, bo trzeba, a miłość to dwie różne rzeczy. Jeśli chciała tykać go kijem i sprawdzać granicę to właśnie sprowadziła Armagedon na okolice. Z uśmiechem na ustach spytał o kierunek, bo w końcu z każdej strony były góry. O dziwo, dostał go, podniesioną, chwiejną dłonią. Podziękował i wyszedł. Nie wykonalnym byłoby odczucie gniewu, furii czy zdrady od Ezrnona w tym momencie. Swoje lata sprawiały, że świetnie mógł ukryć zamiary, specjalnie te nieodpowiednie. Kilka sekund po zniknięciu z pomieszczenia na pokrywającym się ciemnością niebie pojawiła się gigantyczna postać przysłaniająca prawie całe niebo. Zebranym w ustach ogniem, wypuszczonym we wskazanym wcześniej kierunku topił lód, góry, wszystko na swojej drodze pozostawiając tylko spalone dziury. Machnięcie ogona zrównało kolejne góry przecinając je, wywołując trzęsienia i wręcz katastrofę tereny, który nie wyglądał jak piękne jasne góry, a zgliszcza. Kreatura, która była zbyt wielka, aby porównać do czegokolwiek, przypominała wielkiego smoka, unoszącego się nad całym zamkiem, miastem, okolicą. Wisząc w powietrzu, ruchy jego skrzydeł rozjuszały jego własne płomienie, które przeżerając się przez kolejne miejsca zaczęły rozprzestrzeń ogień dalej.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {02/04/23, 12:24 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Posiłek zjadłem w samotności, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Może to i lepiej, bo przynajmniej nie musiałem utrzymywać swojej nadąsanej miny. Nie obchodziło mnie to, co aktualnie robił smok. Mógł leżeć w łóżku, spacerować po posiadłości albo czytać lub rozmawiać z innymi. Część mnie jednak liczyła na to, że pójdzie ze mną i coś zrobi. Może niepotrzebnie się na niego obrażałem, ale chyba nikt nie lubi być zostawiony w trakcie zbliżenia. Westchnąłem ciężko, upijając kolejny łyk ciepłej herbaty, która dodatkowo rozgrzewała moje ciało, kiedy do pomieszczenia wszedł Himess wraz z Tingranem. Nie zabrakło również Xarausa, który od razu znalazł się przy mnie, jak tylko mnie zobaczył.
-Mówiłem, że Soruun będzie tutaj – powiedział, patrząc na swoich towarzyszy, po czym odwrócił się do mnie, by posłać mi delikatny uśmiech. -Martwiłem się... Cały dzień nie wychodziłeś ze swojego pokoju. Stało się coś?
- Ezrnon wrócił, chciał się wyspać, więc z nim zostałem. Niepotrzebnie się martwiłeś - uśmiechnąłem się, po czym gestem dłoni zaprosiłem swoich przyjaciół, by usiedli razem ze mną. - Przyszliście złożyć mi raport z całego dnia? - zapytałem. Smok, jak i demon dosiedli się do nas, wtedy wszedł jeden ze służących, aby przynieś nam przekąski oraz alkohol. Skoro i tak mieliśmy siedzieć nad raportami, to przy okazji możemy umilić sobie to spotkanie trunkami czy przystawkami do nich.
-Treningi, jak zwykle przebiegały zgodnie z planem, obchody również nie przyniosły żadnych nowych wiadomości. Podbno Nushali miała jakieś wieści, ale nie wiemy gdzie poszła, tym bardziej, że chciała z tą informacją zaczekać na ciebie. Nie wyglądała na zadowoloną, ale to chyba nic nowego – powiedział Himess, który trzymał plik kartek, na których wszystko było napisane. Podał mi je, po czym wrócił na miejsce obok swojego towarzysza.
        Od razu wziąłem się za przeglądanie raportów, które rzeczywiście nie okazywały nic nowego. Treningi przebiegały pomyślnie, magazyny się zgadzały, zaś obchody gór czy okolicy nie przyniosły jakiś popraw. Zmarszczyłem brwi, czując się nieco źle z tym, że zostawiłem do na głowie swoich podwładnych, kiedy sam częściowo powinienem pilnować takich rzeczy.
-Niektórzy chcą zorganizować mały turniej walk, głównie z Ezrnonem, ale to już on musi się na to zgodzić. Gdzie on teraz jest? - zapytał Tingran, sięgając po kieliszek by wypić od razu całą zawartość.
- Nie wiem, jak go spotkasz, to możesz z nim na ten temat porozmawiać. Mogę zorganizować turniej, ale wy pytajcie o jego uczestnictwo - powiedziałem, samemu pijąc alkohol. Kątem oka widziałem, że patrząc po sobie, jakby byli zaskoczeni moim podejściem.
-Czy coś się wydarzyło między tobą a moim wujem? - Himess zaskoczył mnie nieco pytaniem, jednakże nie zamierzałem na nie odpowiadać, a przynajmniej nie chciałem  mówić im  powodu mojego humoru.
- Nie, wszystko jest w najlepszym porządku - posłałem smokowi delikatny uśmiech, ale szybko znikł, kiedy wybuchnęła panika. - Co jest? - zapytałem, podnosząc się z miejsca. Wyjrzałem przez okno, aby zobaczyć skąd to zamieszanie i wtedy dostrzegłem, jak ogień uderza o góry.
        Bez chwili wahania wszyscy wybiegli na zewnątrz, aby dokładnie zbadać sytuację. Nie spodziewałem się ujrzeć smoczej postaci, która pokrywała niemal całe niebo.
-Ezrnon – powiedział cicho Himess, który z lekkim uwielbieniem patrzył na smoczą postać swojego wuja. Spojrzałem na niego, po czym na smoka, który niszczył góry. Co sprawiło, że rzucał ogniem w jednym kierunku.
-O cholera – usłyszałem za sobą znajomy głos przyjaciółki, która podpierała się o ścianę budynku. Widać było po niej, że jest pijana. - Nie pomyślałam, że tak się wkurzy – powiedziała, nie zdając sobie sprawy z tego, że jestem tuż za nią.
- Co mu powiedziałaś? Mów! - krzyknąłem, na do demonica się wzdrygnęła, odwracając od razu w moją stronę. Byłem zdenerwowany, na Ezrnona, że niszczy mój region.
-Soru, nie denerwuj się. Zaraz przestanie – powiedziała, jednakże kolejna kula ognia znalazła się nad nami, więc zacisnęła palce. - Durny smok.
- Możesz powiedzieć co się stało? - zapytałem, zerkając w niebo. Jak miałem do niego dotrzeć?
-Piliśmy, trochę rozmawialiśmy, ale palnęłam coś na temat twojego byłego kochanka. Miałam z tobą o tym porozmawiać, ale.. Musiałam powiedzieć coś nie tak – skrzywiła się lekko. Zaczęło się we mnie gotować i to bardzo.
- Prosiłem - powiedziałem z żalem do kobiety, po czym spojrzałem na Himessa i podszedłem do niego.
- Jak się do niego dostać? Jak tak dalej pójdzie to narobi większych szkód. Tingran i Xaraus musicie uspokoić pozostałych i nie mogą w żaden sposób go atakować, zgłoście to pozostałym. Niech ktoś też szykuje się, aby dostać się do tamtej części gór, będzie trzeba ugasić płomienie.
-Mogę do niego dolecieć, zabiorę cię ze sobą, ale potrzebuję dobre miejsca do przemiany – powiedział, na co od razu skinąłem głową. Musiałem coś zrobić, tym bardziej, że nie miałem pojęcia co Nushali dokładnie powiedziała Ezowi na temat Zennacha.
        Kiedy pozostali próbowali uspokoić spanikowane demony, które nie chciały mieć z tym do czynienia, Himess zaprowadził mnie w miejsce, gdzie mógł na spokojnie się przemienić, nie robiąc przy tym większych szkód. Wcześniej poinformował mnie, jak mam się go trzymać, aby nie spaść, więc od razu dosiadłem go. Pierwszy raz miałem okazję lecieć na grzbiecie smoka, ale nie wiedziałem, czy Himess zostanie wysłuchany przez drugiego smoka, choć jeśli to mnie dotyczyła jego złość, to mogę nie być w ogóle pomocny. Smok wykorzystując chwilę, w której nic nie leciało z pyska Ezrnona, znalazł się naprzeciwko niego, blokując mu możliwość niszczenia celu. Nie wiedziałem o czym rozmawiają, jednakże na pewno się porozumiewali.

        Himess spojrzał na swojego wuja, czuwając na wszelki wypadek, gdyby jego postać wcale nie powstrzymała Ezrnona od niszczenia terenu, który znajdował się za nim.
[Wuju, czyś ty oszalał? Musisz się opanować i wrócić do ludzkiej postaci.]
Choć smok chciał to bez problemowo zakończyć, to jednak jego wuj wcale nie wyglądał na chętnego do przerwania swojej „zabawy”.
[Co się stało, że tak się wściekłeś? Nie zaatakowałbyś gór bez powodu. Porozmawiajmy na spokojnie, na pewno można rozwiązać sytuację w inny sposób.]
        Przekazał, jednakże to nie od Himessa zależało, jak to się rozwiąże. Nawet gdyby chciał, to był słabszy od Ezrnona i prędzej, to on wylądowałby w jakieś górze, niż wuj.

        Czekałem na rozwój sytuacji, jednakże strasznie się niecierpliwiłem. Czy toczyli jakąś wymianę zdań? Nie miałem pojęcia, ale to nie miało dla mnie większego znaczenia.
- Himess, daj mi z nim porozmawiać - powiedziałem, dostając od razu reakcję podwładnego, który odwrócił się tak, abym był naprzeciwko pyska Ezrnona. Dopiero teraz mogłem zauważyć, jak bardzo pięknie prezentuje się w tej postaci. Po moim ciele przeszedł dreszcz, gdyż choć uważałem jego smoczą postać za piękną, to jednak było w niej coś przerażające. Może to wielkość? A może coś zupełnie innego. Teraz będąc tutaj, nie wiedziałem, jak radzą sobie ci, co pozostali na dole. Stanąłem na, starając złapać równowagę, ponieważ nie marzyłem o tym, by spaść w dół.
- Ezrnon! Do cholery jasnej, coś ty sobie myślał rozwalając część Północy?! Oszalałeś do reszty?! - krzyczałem, aby mój głos do niego dotarł, choć zapewne i bez tego by mnie usłyszał. Patrzyłem w jego oczy, choć było to dość trudne. W tej postaci był dużo większy, więc ciężko było się skupić na jego spojrzeniu, które przeszywało człowieka na wylot. - Nie mam pojęcia, co Nushali ci nagadała, ale możemy to wyjaśnić! Proszę, chcę wiedzieć co się stało, chcę porozmawiać z tobą normalnie bez większych zniszczeń! - dodałem, tracąc równowagę, kiedy Himess lekko drgnął. Chwyciłem się mocniej jednego z kolca, aby całkowicie nie ześlizgnąć się z grzbietu smoka. Wcale nie chciałem pisać się na takie wysokości, przerażało mnie to i chciałem jak najszybciej to  zakończyć.
- Porozmawiamy? Tylko tak będę mógł cię zrozumieć - powiedziałem. W moich oczach nie było widać już złości, a raczej błaganie. Jeśli Ezrnon mnie nie posłucha ten jeden raz, to nie wiem co będzie trzeba zrobić, a nie chciałem go krzywdzić. Co prawda, wątpiłem w to, że da się zranić, dlatego musiałem słownie coś zdziałać. Jeśli to informacja o Zennachu go zdenerwowała, to tylko ja mogłem rozwiązać ten problem.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {08/04/23, 06:27 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Zagraniem poniżej pasa było zaatakowanie czegoś co ktoś stara się chronić z powodu własnego gniewu, ale jeśli nie emocje to co takiego sprawia, że jesteśmy sobą? Logiczna i racjonalna cześć mózgu smoka wiedziała, że wraz z unicestwionymi przez żar płomienia szczytami gór, spalonymi drzewami, które pokryte były puchem i zdewastowanym krajobrazem, nie polepsza swojej sytuacji. Właściwie, chyba przez fakt, że Soruun stara się jakoś utrzymać to miejsce, nawet jeśli mieszkańcy są do niego negatywnie nastawieni, powstrzymywał się przez zrównaniem wszystkiego co widział z ziemią. Atakował i burzył tylko jedną stronę, tylko miejsce, gdzie miał siedzieć demon, który podobno posiada serce jego generała. Postępując według bardzo starej zasady, dziecinnej, lecz jak trafnej w tym momencie, ale czy robienie dodatkowych kłopotów i problemów miało sens? Był za stary na niepotrzebne dramy, które odbiorą mu tylko sen. Właściwie… Nie do końca. Piękne drzemki i sny cały czas były jego. Był kandydatem Północy, nawet jeśli biegające tutaj dzieciaki go nie znały, a Himess już dawno nie spotkał się z nim, to jednak każdy rozsądny wie, aby nie rozjuszać smoka. Ten dzieciak miał zbyt posłuszną naturę, a może zwyczajne dawanie dupy komuś innemu uszkodziło mu ten system, który jasno mówił, że jak coś ci się nie podoba – wszyscy muszą o tym wiedzieć. Ez właśnie tego się teraz słuchał. Niczym wielkie dziecko, swoim krzykiem rozwalające otoczenie.
_____Przyglądając się wszystkiemu z góry, jasno widział chaos wśród obywateli, słyszał ich głosy, czuł zmiany w manie, kiedy niektórzy chronili się przed ogniem, a inni próbowali przed głazami oraz wstrząsami. Jak można było się domyślić – nie budowali tutaj struktur, które miały przetrwać trzęsienia ziemi czy zawalenia się całych gór. Takie kataklizmy nie doskwierały nigdy tutejszym mieszkańcom. Jedyne czego im brakowało to jedzenie, ciepło i wiadomości o świecie. Smok cały czas unosząc się w powietrzu, nie wypuścił kolejnej kuli ognia, cały czas starając się namierzyć i znaleźć kogoś w górach. Tego demona. Dodatkowe zniszczenia skończyłyby się wielkimi problemami, których nawet on nie mógłby odczynić jak za dotknięciem różdżki. Niestety, smoki z zasady niszczyły, a nie chroniły i budowały. Czuł zbliżającego się smoka, ale zignorował go, dopóki nie znalazł się tuż przed nim, w momencie, gdy chciał wypuścić następy atak. Znam obie te Many. Himess i Soru. Kliknął w myślach językiem. Normalnie zwyczajnie zabiłby osoby, które wchodzą mu w drogę, lecz ta dwójka niestety, miała większe znaczenie w jego sercu niż zabicie konkretnego demona.
_____Przyjął połączenie telepatyczne od młodego bachora, w pewien sposób ciekawy co zamierza mu powiedzieć. I niestety – Himess nie nauczył się jak zachowywać się naprzeciw silniejszego i wściekłego osobnika. Z każdym słowem tylko sprawiając, że chętnie odrzuciłby ich w bok, jako że stali na drodze do celu.
[Himess, odsuń cię zanim będę musiał tłumaczyć twojej matce, że straciła syna.]
[C-Co masz na myśli?]
[Dokładnie to co słyszysz.] – wypuścił kłąb dymu ze swoich smoczych nozdrzy. Mimo wszystko jego gardło cały czas tworzyło płomienie. – [Od kiedy wchodzisz przed paszczę starszego smoka? Widzę, że śpieszono ci do grobu. Kiedy cię uczyłem takiego zachowania?]
[Nigdy mnie tego nie uczyłeś, ale to co robisz nie ma sensu!] – słychać było w jego tonie, że przez brak zrozumienia zaczyna się irytować. – [Jesteś najmądrzejszym jakiego znam. Nie niszczyłbyś otoczenia, bo tak.]
[Heh. Masz racje, mam powód. Jestem zły.]
_____Himess milczał przez dłuższą chwilę, aż Soru sam postanowił dołączyć się do rozmowy. Ez, więc zakończył ich połączenie, odcinając się od młodszego smoka, na którym leciał teraz generał. Widział jego gniewną minę, ale mógł ją uznać co najwyżej za uroczą, gdyby nie fakt, że samo patrzenie na niego wywoływało większy gniew i niesmak w ustach. Patrzył na jego jasne włosy, które na tej wysokości, przy silnym i ostrym wietrze, rozwiewane były na wszystkie strony. Początkowo gniew, następnie negocjacje, ostatecznie błaganie. Widział to wszystko i odbijało się od niego jak od ściany. Słowa, które nasączone były emocjami nie trafiały do niego, chociaż słyszał je i czuł doskonale. Ezrnon nie był fanem słów. Ludzi i demony tak samo, mówili zawsze co trzeba było, aby wyjść obronną dłonią z niewygodnej sytuacji. Prawdopodobnie Soruun byłby wstanie wyzwać mu dozgonną miłość, której nie czuje, tylko po to, aby przekonać go, że jego serce nie należy do kogoś innego. Otworzył lekko smoczą paszczę, aby wypuścić płomień i skończyć to niezabawne przedstawienie, powstrzymał się jednak widząc jak Himess z podkulonym ogonem zaczyna uciekać mimo sprzeciwów siedzącego na nim Soruuna. To zgubione spojrzenie uciekającego smoka, sprawiło, że Ez zaśmiał się swoim smoczym głosem, rozbrzmiewając na niebie.
– Boisz się. To dobrze. – powiedział, a ciężki głos wielkiej bestii trafiał do uszu każdego w wielkim promieniu. – W końcu się czegoś nauczyłeś. – zgasił płomień w swoim gardle z rozbawieniem w głosie. Trudno było jednak określić, czy było to faktyczne rozbawienie czy gniew, który okrył się śmiechem. – Cały czas to jednak za mało.
_____Ostatnie słowa padły zimno, po czym na około uciekającego smoka z ledwo trzymającym się demonem na plecach, pojawiły się jasnoniebieskie kręgi magiczne, które zamykając ich w sferycznym więzieniu, przeteleportowało z powrotem przed oblicze Ez’a. Sam smok, zmienił się z powrotem w swoją ludzką postać. Przy pomocy magii unosił się w powietrzu nad złapaną dwójką i przysunął się do nich bliżej z kamienną, bez wyrazu twarzą. Zupełnie ignorując obecność Soru, przesunął się do paszczy głowy Himessa i łapiąc za jedną z łusek na jego twarzy, wyrwał ją, powodując mały krzyk ze strony smoka. Łuska prawie od razu zaczęła odrastać. Smoki zawsze tak karały młodsze osobniki, gdy nabroiły. Taki pstryczek w czoło lub uderzenie w tyłek.
– Cały czas się nie uczysz. Od kiedy myślisz, że jesteś wstanie ode mnie uciec? – jego ton wydawał się spokojny. – Udało ci się kiedyś?
– N-nie… – odezwał się, chociaż pewnie chciał przeklinać pod nosem. – Spanikowałem.
– Dobrze, że wiesz. – odpowiedział do smoka i odsunął się od nich, po czym spojrzał w stronę zniszczenie, które wykonał i wypuścił jedną magiczną strzałę jakby strącał paprocha z koszuli. – Dopóki cię widzę, nie jesteś wstanie uciec.
_____Pocisk trafił w wyznaczony mu cel, na co kącik ust Ezrnona drgnął lekko. Nie wiedział czy to on, ale unicestwił wszystko co żyło we wskazanym przez kobietę kierunku. Czy był wśród tego kochanek Soru? Nie wiedział, może nawet nie chciał wiedzieć. Zaspokoił jednak swoją chęć niszczenia, bo jednak gniew był najlepszą odpowiedzią dla smoka. Zgubił ten drobny uśmiech i odwrócił się do Soruuna, jakby dopiero teraz miał czas zająć się nim.
– Chciałeś rozmawiać. – powiedział tonem, który był zupełnie pozbawiony emocji. – Zacznijmy od tego, że nie wiedziałem o tym, że posiadasz kochanka. Nie sądziłem, że jesteś osobą, która oczekuje czułości od kogoś, kiedy jego serce ma już właściciela. – prychnął z lekką pogardą i patrząc na minę demona kliknął językiem. – Nie zrezygnuje z bycia Kandydatem, ale nie zamierzam więcej przebywać w twoim zamku. – ruchem dłoni otworzył portal, za którym była ciemno. Ciężko więc było dowiedzieć się, gdzie faktycznie chciał pójść Ez. – Powiedz tej kurwie, że jak zobaczę ją w mojej okolicy i nie będzie tam, żeby rozłożyć przed tobą nogi, to może spodziewać się, że wsadzę jej w gardło serce jej partnera.
_____Następnie zniknął za portalem, a wraz ze zniknięciem przejścia, magia, która więziła w miejscu Himess oraz Soru, także wyparowała. Smok zaczął na nowo poruszać skrzydłami, żeby utrzymać się w powietrzu, ale westchnął bardzo głośno. Wiedział, że jego wujek jest przewrażliwiony, jeśli chodziło o idee miłości i jeśli usłyszał coś o tym, że Soruun posiada kochanka lub partnera na stałe, mógł poczuć się bardzo zdradzony lub obrażony. Tego nie da się łatwo wytłumaczyć. Specjalnie, gdy Ezrnon mógł dosłownie skreślić z tego powodu Soru w całości. Najpierw jednak postanowił wylądować, aby nie trzymać Generała niepotrzebnie w powietrzu, zwłaszcza patrząc na jego stan psychiczny. Mając go na plecach nie wiedział, czy zacznie płakać, wybuchnie gniewem czy może coś jeszcze innego. Zanim jednak położył łapy na ziemi, postanowił dać dobrą radę.
– Wuj jest przewrażliwiony jeśli chodzi o miłość i zdradę. Będziesz musiał z nim poważnie porozmawiać. - po chwili dodając. - Jak już się uspokoi... za kilka dni?
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {09/04/23, 01:00 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Chciałem, by moje prośby dotarły do Eza, ponieważ nie chciałem patrzeć na zniszczenia, które dokonuje oraz chciałem się dowiedzieć, co dokładnie go tak rozwścieczyło. Nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi, tym bardziej, że skupiłem swój wzrok na drugim smoku, który wyglądał na przerażonego.
- Himess? Co ty robisz?! - krzyknąłem, patrząc, jak się oddalamy. - Nie uciekaj! Słyszysz mnie? Nie skończyłem z nim rozmawiać! - Mówiłem, jednakże smok nawet nie próbował się zatrzymać. Przełknąłem gulę w gardle, trzymając się mocniej Himessa, aby nie spaść. Ezrnon go przestraszył? Czym? Dlaczego nie mógł normalnie się zachować i porozmawiać? Nie rozmyślałem nad tym długo, kiedy Ez się odezwał. Nie był to taki sam głos, jak w jego ludzkiej postaci, tym bardziej, że ten sprawił na mojej skórze gęsią skórkę. Odwróciłem głowę, aby dostrzec Ezrnona, ale wiatr mi to uniemożliwiał, ponieważ Himess nawet na moment nie zwolnił. To się zmieniło, kiedy zostaliśmy schwytani, aby po chwili znaleźć się z powrotem przy większym smoku. Na moment poczułem ulgę, że wrócił do swojej ludzkiej postaci i chciałem się odezwać, ale nie mogłem przerwać ich rozmowy. Jedynie cicho wyszeptałem imię starszego smoka, patrząc na niego uważnie.
        Mój wzrok pognał za strzałą, która została wycelowana w to samo miejsce, co wcześniejsze kule ognia.
- Przestań niszczyć! - krzyknąłem do Eza, patrząc na niego ze wściekłością. Dobrze wiedziałem, że to w żaden sposób na niego nie podziała, ale byłem zmieszany tym wszystkim. Czułem strach, wściekłość, ale jednocześnie niepewność. Chciałem po prostu porozmawiać, dojść do porozumienia, wyjaśnić sobie wszystko, choć nawet nie wiedziałem z czego mam się tłumaczyć. Nushali mu coś nagadała o moim byłym, ale jak na razie to czekałem. Widziałem jednak minę smoka, widziałem w jego oczach, że jest zły. Gdyby nie był, to nie niszczyłby mojego regionu. Przełknąłem gulę w gardle, słuchając smoka i coraz bardziej nie dowierzałem w to, co mówi.
- Kochanka? - mruknąłem pod nosem. - O czym ty mówisz? Nie mam żadnego kochanka... Ez, nie mam nikogo poza tobą! - krzyknąłem, nie wierząc, że naprawdę muszę tłumaczyć się z czegoś, co było dawno temu. Nie darzyłem Zennacha żadnymi uczuciami, więc nie rozumiałem, dlaczego Ez nie chciał mnie słuchać.
- Ezrnon - wydusiłem z siebie, kiedy ten zniknął. Opadłem na grzbiet Himessa, spuszczając głowę, aby włosy przysłoniły moją twarz. Zagryzłem dolną wargę na tyle mocno, że poczułem metaliczny posmak na języku. Starałem się powstrzymać łzy oraz całkowicie zlikwidować emocje, które już raz mi towarzyszyły. Po raz kolejny zostałem porzucony, choć to smok się mylił. Nikogo nie kochałem, moje serce już dawno się zamknęło dla osoby, który zniknęła w chwili śmierci mojego ojca.
- To nie ma znaczenia. Powiedział, że nie wróci, jak zwykle dotrzyma słowa - powiedziałem, dopiero teraz orientując się, że Himess znalazł się na ziemi. Zszedłem z niego, czekając aż ten się zamieni z powrotem w swoją ludzką postać.
-Soruunie... - wyciągnął rękę w moją stronę, ale szybko ją odtrąciłem.
- Wracamy, muszę załagodzić sytuację - powiedziałem. Nie musiałem długo czekać, aż smok zrozumie, że nie ma sensu poruszać dalej tego tematu.
        Dopiero przed zamkiem opanowałem swoje emocje, przyjmując chłodny wyraz twarzy. Podwładni się uspokoili, choć kiedy przechodziłem obok nich, na nowo słyszałem wiele niemiłych komentarzy na mój temat.
-Sprowadziłeś potwora. Wstydziłbyś się! - Usłyszałem i gdyby nie Himess, to zapewne oberwałbym rzuconym przez kobietę przedmiotem. Cicho westchnąłem, wchodząc z powrotem na podest. Spojrzałem na wszystkich, którzy rzucali we mnie nienawistne spojrzenie.
- Sytuacja już jest opanowana, nie musicie się bać czy uciekać. Ja... - Nie mogłem nic z siebie więcej wydusić, więc Himess przejął po mnie pałeczki, chcąc wyjaśnić całą sytuację, omijając oczywiście temat powodu złości Ezrnona. Spojrzałem na Nushali, która wyglądała na mniej przejętą  sytuacją, dlatego nie czekałem aż smok skończy. Zaciągnąłem przyjaciółkę do środka, ale zaraz za nami poszedł Tingran, Xaraus, Egrona oraz Zurith. Wszedłem do jednego z wolnych pokoi, puszczając kobietę i stanąłem przy oknie. Po chwili do pomieszczenia wszedł jeszcze Himess, zamykając za sobą drzwi.
-Uspokoiłem ich trochę, ale są wściekli i na pewno nie zareagują radością, jak mój wu... Ezrnon wróci – powiedział, na co skinąłem głową, dając znać, że dotarło to do mnie.
-Soru, nie sądziłem, że moje słowa tak go wkurz- - Nie dokończyła, ponieważ została spoliczkowana przeze mnie. Spojrzałem na nią zaczerwionymi oczami. Nawet nie wiem, kiedy rzeczywiście się popłakałem.
-W końcu... Należało jej się.
- Zamknijcie się! Wszyscy, jeśli ktoś jeszcze się odezwie, zabiję - powiedziałem, a po moich oczach było widać, że nie żartuję. - Prosiłem tylko o jedną pieprzoną rzeczy. Nikt miał nie wspominać o Zennachu, nikt. Czy to na trzeźwo, czy po pijaku, a ty postanowiłaś poruszyć z Ezem temat, który jest tutaj zakazany - zacząłem, patrząc na demonicę, która nadal była w szoku po uderzeniu. Zwykle nie podnoszę na nikogo ręki, teraz jednak nie zamierzałem traktować nikogo ulgowo.
- Dlaczego Ezrnon myśli, że nadal kocham kogoś, kto dawno zniknął z mojego serca? Dobrze wiesz, że Zen jest dla mnie skreślony - powiedziałem, starając się nie wybuchnąć.
-Przepraszam... - usłyszałem, choć nie tego się spodziewałem. -Możliwe, że powiedziałam to tak, że rzeczywiście brzmiało tak, że nadal coś niego czujesz. Nie wiedziałem, że Ezrnon zareaguje w taki sposób, że... - przerwała, spuszczając głowę.
- Powtórzę to ostatni raz. Jeśli ktokolwiek wspomni o Zennachu, osobiście pozbawię głowy. On dla mnie nie istnieje, więc dla was również. A teraz... wracajcie do swoich obowiązków i dopilnujcie, by reszta nie zrobiła czegoś głupiego - powiedziałem, po czym zwróciłem się do Nushali. - Ciebie nie chcę widzieć. Zawsze wszystko niszczysz - dodałem, trącając ją ramieniem, bym wyminąć kobietę i wyjść z pomieszczenia.
        Wyminąłem wszystkich, każdą służącą czy służącego. Nie reagowałem na ich ukłony czy pytania. Szedłem przed siebie do swojej sypialni, gdzie zamknąłem drzwi na klucz i spojrzałem na cały pokój, w którym brakowała smoka. Zacisnąłem palce, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, po czym ruszyłem do niewielkiej biblioteczki, z której wyrzuciłem wszystkie książki na podłogę. Teraz mogłem pozwolić, aby emocje całkowicie ze mnie uciekły, więc rozwalałem wszystko, co znalazło się w zasięgu mojej ręki. Czułem za wiele emocji naraz i choć łzy spływały po policzkach, to gotowało się we mnie ze złości. Uważałem, że Ez zachował się, jak dziecko, skoro uciekł zanim zdążyłem się w jakikolwiek sposób obronić. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, zanim w tym kierunku poleciała książka rozbijając część lustra. Hałas nieco zaniepokoił Zuritha, który próbował dostać się do pokoju. Nie otworzyłem, jednakże zamek nie obronił się długo przed siłą demona.
-Soru... - Spojrzałem w stronę mężczyzny, po czym tylko poczułem, jak obejmuje mnie swoimi rękoma, osuwając się na podłogę. -Spokojnie... Wszystko będzie dobrze – wyszeptał do mojego ucha, palcami muskając czoło. Zasnąłem, nie przejmując się dłużej tym, co dzieje się wokół mnie.
        Obudziłem się w swoim łóżko, przykryty kołdrą. Podniosłem się do siadu, smutnie patrząc na miejsce obok mnie, po czym rozejrzałem się po sypialni, która była doprowadzona do ładu. Poza lustrem, na którym było widać pęknięcie. Nie przeszkadzało mi to, ale jednocześnie czułem się źle z tym, że pozwoliłem sobie na tego typu złość, a raczej odreagowanie. Założyłem na siebie szlafrok, który leżał złożony na pustej części łóżka i wyszedłem ze swojego pokoju, od razu kierując się na śniadanie, choć nie miałem pojęcia, która jest godzina.
-Oh, już wstałeś – powiedział Himess, który akurat wychodził z pokoju Tingrana. Posłał mi niepewny uśmiech, który odwzajemniłem.
- Tak, idę teraz coś zjeść i zbieram się do swoich obowiązków - powiedziałem swoim codziennym tonem głosu, jakby wczorajszy dzień w ogóle się nie wydarzył.
-Jeśli potrzebujesz odpocząć, to my się wszystkim zajmiemy – usłyszałem, na co jedynie szerzej się uśmiechnąłem.
- Spokojnie, poradzę sobie. W końcu nie mogę uciekać wiecznie od swoich spraw - oznajmiłem. Chciałem się czymś zająć. Nie. Musiałem się czymś zająć, by nie myśleć o smoku i całym tym zamieszaniu. Dlatego wrócenie do swojej „pracy” było najlepszym wyjściem. Skoro Ez i tak nie zamierzał wracać do zamku, to ja nie miałem powodu, by na niego czekać.
-W razie czego, mów, a zajmiemy się wszystkim – uśmiechnął się smok. Skinąłem głowa i wyminąłem go, pozbywając się uśmiechu z twarzy. Teraz tylko wystarczyło skupić się na sprawach Północy oraz przyszłych zawodach na Króla Demonów.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {09/04/23, 10:58 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Czerń, w której się znalazł była wszechogarniająca i prawdopodobnie wprowadzający w stan psychozy, gdyby smok nie wiedział, gdzie dokładnie się przeteleportował. Najdalej jak potrafił wymyślić. Bardzo daleko od Północy i zamku Generała. Wpatrywał się w ciemność, którą znał bardzo dobrze. Tak samo jak ciężkie powietrze i gorący oddech wychodzący z jego płuc. Nie tylko za sprawą wściekłości, która w nim malała, kiedy nie widział ani śniegu, ani nie czuł zimnego powietrza uderzającego o skórę. Po chwili, usłyszał kliknięcie, przestrzeń zaczęła się rozświetlać, gdy wysokie ściany ozdobione niczym z sarkofagu zaczęły wypełniać swoje wnęki ogień, którego płomień odbijał się od złotej zawartości, promieniejąc w każdą stronę. W ciągu chwili przed Ezrnonem leżała wielka góra złota, klejnotów, wartościowych przedmiotów, a ściany wykonane z piaskowca dawała informację, gdzie poszedł. Nie odzywając się podszedł spokojnie do góry pieniędzy i usiadł opierając się o nią. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech.

Kurwa

Kurwa. Kurwa! KURWA!

…kurwa.

_____Otworzył oczy i ciężko pozbył się powietrza z płuc. Zachował się jak dziecko, które nie dostało czego chciało po raz pierwszy. Bachor. Niedojrzały chuj. Wiedział to wszystko. NAPRAWDĘ. Ale nawet teraz nie wiedział jak inaczej mógłby pozbyć się złości. Nie wchodził w ten układ z miłością w głowie. BA! Nie był zainteresowany ciałem Soru w żaden inny sposób niż ten, który pozwalał mu spać. Chociaż pijany spytał o dziwne rzeczy i czując dziwne, rozgrzewające go, ciepło, dochodzące z ciała Soruuna posunął sprawy dalej to nigdy nie chodziło o tworzenie z tego związku! Był za stary na to, aby obracać w łóżku demona prawie w wieku jego własnego syna… Prychnął pod nosem, a na jego twarzy wraz z małym uśmiechem pojawił się dość samokrytyczne spojrzenie. Musiał pomyśleć. Trochę o tym czego w sumie chciał, bo płynięcie z rzeką przestało być możliwe, gdy własnymi siłami zniszczył jej brzeg.
* * *
_____Trzy dni. Dokładnie tyle czasu Ezrnon myślał nad tym czego chce i jak naprawić zniszczenia, które wywołał. Oczywiście, nawet teraz, gdyby cofnąć czas, zniszczyłby je, ale pewnie wcześniej poinformował o tym Generała. Tak, w ramach bycia cywilizowanym demonem, a nie chujem robiącym tylko problemy. Dlatego też, pod odsłoną nocy znalazł się, gdzie się znalazł. Patrzył z góry z lekkim politowaniem na zniszczoną górę, której nie dadzą rady naprawić przywracając do stanu początkowego. Wypalony las, który prawdopodobnie zlicowałby się ze wszystkimi innymi cieniami podczas bezksiężycowego wieczoru. Kilka zniszczonych domów i budynków. Odwrócił się w drugą stronę. W stronę miasta, gdzie zobaczył o wiele więcej zniszczeń budynków, które powoli zaczęły powstawać na nowo. Północ miała materiały? To pytanie przeszło przez głowę smoka, gdy widział ilość kamiennych bloków, które pojawiły się w ciągu trzech dni. Może przerabiają zniszczoną górę na budynki? Była to dobra i mądra strategia. Bycie zbyt wrażliwym w takim sytuacjach miało rację bytu, ponieważ Ez widział wszystko aż nazbyt wyraźnie. Nie mógł przywrócić tego miejsca do idealnego stanu przed zniszczeń. Nie chciał i powodem, który usłyszeliby wszyscy było – to było zbyt męczące, a on, jak można się spodziewać – nie spał od trzech dni. Z jednej strony dręczony ilością rzeczy, które zrzucił na Soru, z drugiej swoimi własnymi uczuciami, z którymi musiał dojść do ładu. Była to prawda, ale wiedział też, że gdyby chciał naprawić zniszczony krajobraz, powstałe budynki zawaliłyby się na nowo.
_____Materia wracająca na swoje miejsce nie zwraca uwagi na nic innego jak dostanie się do swojego początkowego punktu. Ezrnon nie zamierzał więc naprawiać góry, a dać temu miejscu coś lepszego w zamian. Zszedł na ziemię stając na jednej z większych skał i obejrzał okolicę, po czym kiwnął do siebie głową. Był wstanie to zrobić, mały raj w skrajnie zimnym i nieprzystępnym miejscu. Postawił barierę, aby wygłuszyć wszystko co się działo oraz uniemożliwić każdemu przeszkodzenie mu.
_____Gdy skończył, jeszcze przed świtem, stał przy małym ołtarzyku, wykonanym z jego łuski. Pewnie najtwardszego materiału, który był znany. W jego środku pozostawił płomień. Swój płomień, prosto z organu produkującego smoczy ogień. Mniej więcej, będzie dawał ciepło, dopóki Ez żyje, a to pewnie trochę potrwa. Zaśmiał się cicho na tą myśl. Chyba dał sobie powód, żeby pożyć jeszcze trochę. Rozejrzał się po wielkim ogrodzie pełnym magicznych roślin, zawijających się ścieżek i miejsc, gdzie posadził dojrzewające cały rok drzewa owocowe. Błogosławienie kilku hektarów ziemi uszczupliło jego zasoby magii, ale bardziej zmęczony był przez odcięcie fragmentu swojej duszy. Była duża i silna, przestanie boleć po kilku dniach. Musiał chociaż tyle pocierpieć.
_____I gdy stwierdził, że skończył swoją prace i czas zniknąć skąd zobaczył grupę kwiatów. Gatunek nazywany Aniołami. Wielkie białe listki otaczające niebieski środek. Zaparzenie tych białych płatków potrafiło ukoić nerwy i uspokoić demony. Starte na pył i dostarczane z jedzeniem potrafią za to leczyć bezsenność i problemy ze snem. Ezrnon jednak patrząc na nie – przypomniał sobie o tym, że chciałby zobaczyć Soruuna. Może przez nazwę, może przez wygląd. Zebrał kilkanaście sztuk i otworzył portal, przez który zajrzał do sypialni Generała. Nie chciał go obudzić, niech chociaż jeden z nich śpi ten nocy. Początkowo chciał zostać jednego kwiatka na oknie, ale czułby się trochę jak zboczeniec, gdyby to zrobił. Już pomijając, że to nie pierwszy raz, kiedy widzi jak Soru śpi. Kładzie więc pączki na podłodze i za sprawą małego zaklęcia rozmnażają się tworząc dywan. Ciekawe jaką minę zrobi demon, gdy się obudzi. Pewnie uzna to za kolejny problem z jego strony, a może zainteresuje się bardziej kawałkiem ziemi, który nigdy nie zostanie pokryty śniegiem. Kwitnąć i błyszcząc z daleka pośród białych wzgórz.
_____Nie chcąc zostawać ani chwili dłużej, a tym bardziej ingerować w życie Generała, przynajmniej na ten moment, wycofuje się i zamyka portal posyłając ostatnie spojrzenie w stronę śpiącego. Następnie teleportuje się do swojego domu na Północy, gdzie trafia na uradowaną Kouri, która od razu łapie go w uścisk.
– Grzecznie pilnowałam! – rzuca z uśmiechem. – Długo jeszcze zostaniesz tutaj zanim wrócisz do zamku?
– Heh… – widział w jej oczach zwykłą ciekawość, nie miała złych intencji, westchnął ciężko. – Pytanie czy jestem wstanie tam wrócić.
– Dlaczego?
– Powiedzmy, że powiedziałem, że „nie zamierzam wrócić do twojego zamku”. – pogłaskał ducha po jej włosach, gdy posyłała mu spojrzenie pełne dziecięcej niewinności. Pewnie była tak stara jak on, lecz żyła i doświadczała wszystkiego po raz pierwszy. Mogła nie wiedzieć, jak wyglądają relacje między istotami żywymi. – Jeśli rzucasz takie oświadczenie…
– Hmmm. – odchyla głowę bardzo mocno do tyłu. – Czyli wystarczy zmienić ten zamek prawda? Jeśli demony będą inne, pomieszczenia będą inne, budynek będzie inni to dotrzymałeś swojego słowa.
– I jak niby mam coś zmienić w środku jak mnie tam nie ma?
_____Zaśmiał się oczekując kolejnego genialnego i prostego rozwiązania problemu. Kouri nie miała głupiego pomysłu, ale Ezrnon nie wiedział do końca co takiego miałby zmieniać w wiekowym i ważnym zamku bez zgody i informacji dla Soru. W pewien sposób wiedział jakiej zmiany by potrzebował, aby czuć się tam lepiej. Wymienić służbę. Ich zachowanie względem Soruuna było straszne.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {13/04/23, 06:41 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Wszystko wydawało się wracać do normy. Mieszkańcy oraz służba naprawiali zniszczenia i choć mieli o mnie źle zdanie, to jednak chcieli mieć solidny dach nad głową i nikt nie marudziła, że musi pracować albo pomagać innym. Może demony nie były znane z dobroci, ale jeśli chodziło o ten region… Cóż, wiele było jeszcze do poprawy, ale byłem na dobrej drodze, a przynajmniej chciałbym tak myśleć. Brakowało Ezrnona, w końcu ledwo co wrócił z podróży by znów zniknąć i to nie wiadomo na ile. Trzy dni. Słowa Himessa wydawały się nie sprawdzać, choć może ktoś mnie zaskoczy? Nikt. Pozostali widzieli, że nie mam ochoty na rozmowy i wolę spędzić czas w samotności, nad sprawami Północy, niż siedzieć w ich towarzystwie i pić. Przez te kilka dni, nawet Igges dolała oliwy do ognia, mówiąc, że miała racja i znów zostałem sam. Najgorsze jest to, że nie czułem się winny, to Ez wolał poznać zdanie jednej osoby, nie pozwalając mi tego wyjaśnić. Byłem okropnie zły z tego powodu i wiedziałem, że jak ktoś wspomni o nim lub samej Nushali, to wyjdę z siebie. Sama kobieta nie odezwała się do mnie od tamtego dnia i nawet się cieszyłem, bo nie chciałem drugi raz jej uderzyć, czego żałowałem, ale wtedy jej się należało. Wprowadziła kogoś w błąd i dobrze o tym wiedziała. Może i nie zapomniałem o nim, ale na pewno nie trzymałem go w swoim sercu. Najwidoczniej to był krótki czas, by Ez dobrze to dostrzegł. Chyba zwyczajnie bolał mnie fakt, że zaufał komuś innemu, niż mi. 
        Następnego dnia obudziłem się w już lepszym humorze, czując się wyjątkowo wypoczęty. Nie miałem problemu ze zmrużeniem oka, ale ostatnio zasypiałem dość późno. Przetarłem oczy, podnosząc się do siadu, aby spojrzeć na kwiaty, które znalazły się w moim pokoju. Zmarszczyłem brwi, choć kwiaty były piękne, ale zastanawiałem się, jak tutaj się znalazły skoro drzwi były zamknięte i każdy dobrze wiedział, że nie ma dostępu do mojej sypialni. Wstałem z łóżka, zarzucając na siebie cienki szlafrok i odgarnąłem włosy do tyłu. Znalazłem się przy kwiatach, siadając na kolanach, aby zanurzyć po chwili palce w roślinach. Nie martwiłem się tym, że mogą być trujące albo posiadają jakąś pułapkę ukrytą pod tymi pięknymi płatkami kwiatów. Delikatnie się uśmiechnąłem, czując wewnętrzny spokój, jak tylko ich dotykałem. Musiałem jednak dowiedzieć się kto za tym stoi, tym bardziej, że nie miałem okazji widzieć tych kwiatów. Może to zasługa jakiejś magi? Nie mogłem jednak przypomnieć sobie czy jest ktoś, kto może tworzyć takie rzeczy. Podniosłem się ostatecznie z podłogi, aby podejść do okna i odsłonić je zza zasłony. Miałem stąd idealny widok na zniszczona górę, a przynajmniej taką ją zapamiętałem. Jej obecny wygląd nieco mnie zaniepokoił, ponieważ zwyczajnie było to niemożliwe. Może i nie widziałem najlepiej, ale przy lodzie i górach oraz grubym warstwie śniegu, miejsce się wyróżniało. Wybiegłem z pokoju, nie przejmując się tym, że jestem w piżamie, a moje włosy są w okropnym nieładzie. Pierwsza na mojej drodze stanęła Egrona. 
- Soruunie, wszystko dobrze? Stało się coś? Wyglądasz blado, bardziej niż zwykle.
- Zwołaj wszystkich do sali, poza moja siostrą, bo wiem, że na sto procent nic nie zrobiła w tym kierunku. Dziesięć minut i chcę was wszystkich widzieć - powiedziałem, chcąc wyminąć towarzyszkę, ale ta mnie zatrzymała. 
- Może najpierw się ubierz? - zapronowala, na co przewróciłem oczami i zawróciłem by się przebrać. 
W sali panowała zupełna cisza. Każdy patrzył na mnie, zastanawiając się, co było tak pilne, że musieli wszystko rzucić. Siedziałem z zamkniętymi oczami, czekając aż Zurith skończy pleść warkocz z moich włosów i jak tylko to się stało, przerzuciłem warkocz przez ramię, patrząc na pozostałych. 
- Czy ktoś z was był w nocy w moim pokoju? - Zapytałem i od razu wszyscy byli zaskoczeni pytaniem, które padło z moich ust. 
- Nie - odpowiedzieli wszyscy za jednym zamachem, na co westchnął niezadowolony.
- Zniknęło coś, że pytasz? - Tingran wychylił się przed szereg, na co ja pokręciłem przecząco głową. 
- Znalazłem kwiaty w swoim pokoju. Nie przyniosłem ich sam, więc musiał być to ktoś z zewnątrz. Nie zrobię nic osobie, która się przyzna i wiem, że chcecie mi jakoś poprawić humor, ale nie lubię, kiedy ktoś skrada się do mojej sypialni - powiedziałem, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. 
- To nikt z nas, a nie widziałeś nikogo podejrzanego?
- Nie, spałem… A kiedy się obudziłem, kwiaty już były. Jeśli to nikt z was, to nie rozumiem - powiedziałem, zerkając w stronę okna. Jeśli to nie oni, to kto? Mogłem podejrzewać jeszcze jedną osobę, ale to przecież niemożliwe. Po co miałby to robić? Miał wyrzuty sumienia? Zabawne. 
- Myślę, że to dobry znak, Soru - powiedział Himess, który podszedł do mnie i położył dłoń na ramieniu. Czyli jednak? Ciężko było mi w to uwierzyć. 
- Możliwe, ale jest jeszcze jedna sprawa. Zniszczona góra już nie jest w opłakanym stanie.
- Co masz przez to na myśli?
- Chyba lepiej będzie tam pójść i przekonać się na własne oczy. Himess pójdzie ze mną i Xaraus, Tingran z Ergoną zostańcie w zamku, pozostali mogą wrócić do swoich obowiązkó - powiedziałem. Nie każdy był zachwycony, ale wziąłem tych, co najbardziej będą tutaj przydatni. Xaraus znał się na roślinach, zaś Himess z nas wszystkich znał najlepiej Ezrnona. Jeśli to jego sprawka… To nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. 
        Pójście w góry nie okazało się być wcale takie proste. Miejsce było sporo oddalone od samego zamku, ale nie zamierzałem się poddawać. W końcu i tak dotarliśmy na miejsce. Żaden z nas nie mógł uwierzyć w to, co widzi. 
- Samo z siebie to się nie zrobiło i każdy z nas to wie, prawda? - uśmiechnąłem się lekko, wchodząc do miejsca, które wyglądało niczym z bajki na tle lodowatego wyglądu. Dotknąłem drzew, które pięknie się prezentowały. Himess i Xaraus zaczęli się rozglądać po miejscu, kiedy to ja dostrzegłem te same kwiaty, ci w swojej sypialni. Czułem tutaj znajome ciepło i nie musiałem długo czekać, aż zrozumiałem czyja to sprawka. Nikt z moich podwładnych nie zrobiłby czegoś takiego, głównie dlatego, że nie zależało im na odbudowaniu góry, a tym bardziej w taki sposób. To jednak oznaczało, że Ez musiał znajdować się na terenie Północy. Wiedziałem w którym miejscu mogę go szukać, ale czy rzeczywiście tam będzie? 
- Muszę coś załatwić, wracajcie beze mnie - powiedziałem i chciałem już iść, ale Xaraus złapał mnie za nadgarstek. 
- Gdzie idziesz? W razie czego musimy wiedzieć gdzie szukać - uśmiechnął się lekko, puszczając moją rękę. 
- Himess będzie wiedział gdzie - oznajmiłem i ruszyłem z znanym mi kierunku. Chciałem iść spokojnie, ale nie potrafiłem, więc biegłem, wpadając że trzy razy w śnieg, ale jak się nie patrzyło pod nogi, to już tak było. W końcu jednak dotarłem przed wejście do jaskini i chciałem, jak najszybciej znaleźć się w środku, ale Kouri stanęła mi na drodze. 
- Zastałem Ezrnona? Muszę z nim porozmawiać - powiedziałem, starając się zachować spokój. Nie chciałem się wykłócać z kimś, kto został stworzony przez Eza i pilnował jego domu. 
        Czułem na sobie wzrok kobiety, która po chwili strzepnęła śnieg z mojej głowy. 
- Chodź za mną. Potrzebuje odespać ból, potrzebuje jakiś dwóch dni żeby zregenerować ten fragment duszy, który sobie odebrał, więc moze być trochę ospały - prychnęła prowadząc mnie do Ezrnona. Zastanawiałem się nad jej słowami, tym bardziej, że znałem problem smoka ze snem i jak sam chciał to zrobić? Durny smok. Nadal mieliśmy umowę, którą każdy z nas miał wypełniać, nie mogłem tego robić na odległość. - Przynajmniej dla mnie taki jest. 
- Raczej mój widok tego nie zmieni, ale przynajmniej przy mnie zaśnie - powiedziałem, rozglądając się po miejscu, jakbym na nowo wchodził do tej jaskini, którą zamieszkiwał Ez.
- Widać mamy trochę inne zdanie - odwróciła się do mnie stając przed wielkimi drzwiami z zimnym wyrazem twarzy - Dla mnie jest czymś na wzór ojca albo stwórcy, więc chciałabym dla niego jak najlepiej. To tutaj, zostawię was samych.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się, wchodząc do środka. Drzwi za mną się zamknęły, więc stawiałem kolejne kroki, dostrzegając samego Eza. Dobrze wiedziałem, że wyczuwa moją obecność, więc skrywanie się nie miało żadnego sensu. 
- Te kwiaty w moim pokoju i zieleń na zniszczonej górze to twoja sprawka, prawda? - zapytałem podchodząc bliżej, ale zatrzymałem się ostatecznie na bezpieczną odległość. Czy byłem do końca bezpieczny? Nie, raczej odległość nie miała znaczenia dla Eza. Słysząc pomruk, cicho westchnął, widząc, że rzeczywiście jest wyczerpany. Przyjrzałem się uważniej Ezowi, po czym ruszyłem do przodu i zająłem miejsce obok niego. Wolałbym nie ryzykować, ale teraz to nie miało znaczenia. 
- Czy wysłuchasz mnie chociaż ten jeden raz? - zapytałem, licząc na to, że się zgodzi. 
- A opowiesz tą historię od początku czy dostanę tylko zakończenie?
 - Nie będzie to zakończenie, ale też nie całą historia, jeśli to akceptujesz, to zacznę mówić - powiedziałem, spoglądając na niego akurat wtedy kiedy kiwnął głową i wydał z siebie kolejny pomruk.
        Uśmiechnąłem się lekko, po czym wbiłem wzrok w swoje dłonie. 
- Zennach był moim pierwszym partnerem, moją pierwszą miłością. W zamku pojawił się z dnia na dzień i na początku kiedy go poznałem, to nie byłem ani trochę zainteresowany. Nadal jestem młody i głupi, ale wtedy byłem głupszy i ciekawy nowych doświadczeń. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, rozmawialiśmy po nocach, nawet wymykaliśmy się w góry, czego mój ojciec nie akceptował, nie miało to jednak znaczenia, ponieważ byłem zaślepiony miłością, która z dnia na dzień się pojawiła. Uwierz mi, dla kogoś takiego jak ja to było coś niesamowitego - powiedziałem, starając się powstrzymać od uśmiechu. Mam dobre i smutne wspomnienia, ciężko jest tego nie przeżywać, kiedy naprawdę się kogoś kochało.  - Motyle w brzuchu, szybsze bicie serca czy dotyk osoby, którą się kochało, sprawiało, że chciało mi się płakać ze szczęścia. Chciałem pielęgnować nasz związek, choć teraz nie wiem, czy w ogóle w nim byliśmy. Zennach musiał zajmować się również innymi sprawami, ale poświęcał mi każdą wolną chwilę. Ojciec wcale nie był zadowolony z tej znajomości, tym bardziej, że od początku nie ufał demonowi i powtarzał, że Zennach chce mnie zniszczyć. Nie wierzyłem mu, bo w końcu dlaczego ktoś, kto wiele razy powtarzał, że mnie kocha, miałby mnie skrzywdzić? - urwałem na chwilę, aby opanować swój drżący głos. Nikomu nie musiałem tego wszystkiego opowiadać, ale teraz Ez potrzebował znać prawdę.  
- W sumie od kiedy Zennach pojawił się w moim życiu, między mną a ojcem było więcej kłótni, przestałem regularnie uczestniczyć w zajęciach, a miałem przecież zająć jego miejsce. Wtedy jednak demon był całym moim światem. Zakochałem się na tyle mocno, że bym był gotów za niego zginąć. Później jednak mój ojciec umarł, został zabity, a Zennach zniknął, nie pozostawiając mi nic po sobie. Wszyscy uważają, że to on stoi za śmiercią mojego ojca. - Część mnie mówiła, że Ez również będzie próbował mi to wmówić, ale ja nawet nie chciałem tego słuchać. Temat winy Zennacha już dawno został dla mnie zakończony. Przecież teraz nawet nie wiadomo, czy nadal żyje.  - A czy ja tak myślę? Może tak, może nie. Dla mnie nie miało to znaczenia, bo byłem załamany śmiercią ojca oraz tym, że zostałem porzucony przez osobę, z którą chciałem spędzić resztę życia - oznajmiłem i choć wiedziałem, że dla mnie to nie miało teraz żadnego znaczenia, to jednak nadal czułem żal do demona. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że to on stoi za zabiciem mojego ojca. Nie wyglądało to tak, jakby chciał mnie tylko wykorzystać do swoich celów, bo jednak widziałem w jego oczach, jak bardzo mnie kocha. Może nadal za mało skoro mnie opuścił? 
- Wszystko to, co ci powiedziałem, to przeszłość. Obecnie nie kocham nikogo, wyrzuciłem go ze swojego serca, więc nie wiem, dlaczego Nushali powiedziała, że go kocham. Nie kocham i nawet jeśli stanie kiedyś przede mną, to nie wybaczę mu, prędzej go zabiją lub sam to zrobię -  powiedziałem, po czym podniosłem się z miejsca i spojrzałem na Ezrnona, który mógł być bardziej zmęczony moimi słowami. 
- Szkoda, że nie chciałeś wysłuchać mnie wcześniej. Jestem na ciebie zły, tym bardziej, że pomyślałeś, że mogę robić te wszystkie rzeczy z innymi, kiedy kogoś nadal kocham. Znam siebie i wiem, że jeśli do kogoś należałoby moje serce, to nie pieprzył bym się z innymi. Zrobisz z tą informacją co zechcesz, jeśli uznasz, że nie chcesz wracać, zaakceptuję to. Mam dość biegania za kimś, na kim mi zależy - powiedziałem. 
        Nie ruszyłem się z miejsca, bo jednak nie wiedziałem, co Ez na to wszystko powie. Zrozumie moje słowa, a można nasza relacja będzie czysto biznesowa? Trochę przerażało mnie to, że zechce tutaj zostać, ale nie mogłem za każdym razem biegać za kimś, kiedy ten ktoś wcale nie chciał być blisko mnie. Dlatego wpatrywałem się w smoka, choć tak naprawdę chciałem wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim, dając mu jednak możliwość snu. Było mi go szkoda, choć nadal się na niego gniewam. Hah, jak zwykle nie potrafię patrzeć, jak ktoś ledwie żyje, tym bardziej, że Ez musiał się zregenerować.
- Na dodatek, muszę dotrzymać swoją część umowy. Na odległość nie jestem w stanie tego robisz i dobrze o tym wiesz - przypomniałem mu. Miałem go na wyciągnięcie ręki i naprawdę chciałem ulżyć mu snem.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {18/04/23, 10:33 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Kiedy boli się głowa, ostatnie czego potrzebujesz to głośnie dźwięki, słońce wręcz palące twoją skórę, jakbyś stał się wampirem, ból oczu niczym chory na zapalenie spojówki, a. To nie ból głowy, a kac? Cóż. Widocznie Ezrnon cierpi na kaca. Nie po raz pierwszy w swoim życiu, przy czym za każdym razie powodem nie był alkohol, co byłoby wskazane. Oznaczałoby to dobrą imprezę, świetnie wspomnienia, może przyjaciela w łóżku. Tak? Bolała go głowa, mięśnie mówiły, że go nie kochają, a leżał i oddychał tylko tyle ile musiał. Spoczywał więc na swoim łóżku, w lodowej komnacie, na wielkiej pościeli, w którą się zawinął niczym burrito.  Nie spodziewał się gości, nie chciał towarzystwa, potrzebował snu, spokoju i braku bodźców. Czy ktoś go wysłuchał? Nie. Kouri co prawda był wstanie zrobić, że jej obecność była pomijalna, ale z daleko był wstanie wyczuć zbliżającego się Soru. Zmarszczył brwi czując jego manę w powietrzu i.. cieszył się poniekąd, bo był właśnie tym czego potrzebował. Nie mając siły, żeby otworzyć ciężkie powieki, jego inne zmysły pozwalały mu doskonale śledzić co takiego robił, o czym rozmawiał, gdzie zmierzał Generał.
_____Zastanawiał się o co takie spyta, czy przypadkiem nie przyszedł wbić mu noża w plecy za zniszczenie góry. Powiedzmy, że naprawił ten błąd na ile był wstanie, ale znowu… Nie nazwałby tego błędem, kiedy ponownie stając w sytuacji, że dowiaduje się o zaginionym kochanku Soruuna, ponownie niszczy kawałek terenu i widoków z okna. Słysząc jednak pytanie o kwiaty, mógł tylko uśmiechnąć się w sercu i odpowiedzieć pomrukiem, bo jego lenistwo oraz chęć snu nie pozwalała na faktyczną odpowiedź. Nie wykrywał natomiast przeraźliwego gniewu ani do uszu nie dochodziły dźwięki słów, które źle mu się kojarzą. Czuł, że podchodzi bliżej i siada koło niego. Wręcz na wyciągnięcie ręki. Smok aż chciał wiedzieć czy w jego głowie pojawiła się opcja, że go zaatakuje, cały czas zły o fakt, na temat, którego nie porozmawiali. Dostając jednak pytanie, gdzie zwykłe tak lub nie, nie oddałoby jego stanowiska, postanowił w końcu otworzyć usta. Jego głos niski, pomrukujący.
– A opowiesz tą historię od początku czy dostanę tylko zakończenie?
_____Prawda jednak była taka, że po tym jak zszedł z niego gniew bycia oszukanym, tej możliwości zdrady, zainteresował się historią ze strony Soruuna. Może dlatego dał mu w prezencie, prawie wiecznie kwitnący ogród. Blondyn nie zamierzał podzielić się z nim wszystkim, a tylko fragmentem. Czy Ezrnon zamierzał się jednak buntować? Nie, on także nie mówił Sorunowi wszystkiego, a tylko to co powinien wiedzieć w danym momencie. Kiwnął więc głową, chciał usłyszeć chociaż fragment wypowiedziany z ust demona. Nieważne czy historia stanie się jego historią na dobranoc czy początkiem nowego gniewu.
_____Słuchał go uważnie, chłonąc informacje, które otrzymywał. Na początku słysząc określenia pierwszy – zastanawiał się jak wiele ze sobą zrobili. Nawet jeśli Soru był młody to jednak pełnoletni, a przynajmniej jego ciało bardziej nie mogło wydorośleć. Docierał do niego w miarę pozytywny ton, lecz nie zdołał ukryć swojego zagubienia, jakby samotności? Przynajmniej tak to postanowił odbierać. Miłe, lecz stare wspomnienia, które teraz musiał sobie przypomnieć. Opowiadał o motylach w brzuchu… które nigdy nie były dobrym znakiem. Zdenerwowanie powstałe z bycia z kimś? To nie była osoba, która cię ochroni, a przed której gniewem chowasz się w szafie. Nie komentował jednak, ciężko byłoby nazwać to jego historią. Kolejne i kolejne zdania pokazywały Ezrnonowi, że zakochany Soruun nie patrzył na fakty, a na to co chciał. Słowa ukochanego były ważniejsze od prawdy czy logicznych faktów i wniosków. Nie zamierzał jednak krytykować tego. Był taki sam. Mało kto mógł do niego trafić jak na coś postawił, obierając sobie cel. Chyba Generał spokojnie mógł sam to zauważyć.
_____Po raz pierwszy usłyszał jak mógł zginąć poprzedni Generał Północy. Z jego wspomnień wynikało, że nie był to najbardziej pokojowa osoba, a wrogów mogła mieć wszędzie. Fakt jednak, że niejaki Zennach postanowił zniknąć zaraz po pomyślnym zamachu mówił jednoznacznie – jest podejrzany. Zakrycie własnych oczu na to było oznaką dość prawdziwej miłości, co nie podobało się Ezowi. Nie był fanem dzielenia się. Zwłaszcza, że demon mógł cały czas żyć, a on nie czuł, żeby miał w jakikolwiek sposób serce Soru w swoich ramionach. Już pomijając, że trzy dni temu zniszczył górę ze złości.
– Przede wszystkim jestem smokiem, który jest wiecznie głodny snu. – wyszło z jego ust i usiadł. – Stałem się taki, ponieważ przynajmniej tysiąc lat spałem. Głównie za sprawą wielkiego daru jaki podarowałem osobie, która mnie zdradziła. – podpierając się jedną ręką wtopił swoje spojrzenie w demona. – Kochałem ich tyle samo, ile cierpiałem, więc powiedz mi. Gdyby stanął przed tobą, naprawdę byłbyś wstanie zabić go? Ja, po tamtej zdradzie będę zabijał jego potomków jak tylko na nich trafię. Byłbyś wstanie to zrobić?
- Ez... – czuł, że miał problem z powiedzieć po prostu tak lub nie. – Takie decyzje nie są dla mnie proste. Na tę chwilę tak, ale z czasem pewnie ta nienawiść zniknie i całkowicie zapomnę o kimś, kto mnie porzucił, prawdopodobnie zabijając mojego ojca. Myślę, że i tak nie miałbym wyboru, inaczej pozostali już całkowicie by mnie znienawidzili.
_____Kiwnął głową rozumiejąc co takiego do niego mówił, jego spojrzenie powędrowało na sufit pełen błyszczących, przezroczystych kryształów, które odbijając światło dawały sobie niebieskawy kolor. Zamknął oczy i westchnął lekko, jakby właśnie mentalnie przygotowywał się na coś. Nie był fanem zabijania istot, które nie zrobiły nic złego, jednak jeszcze bardziej nie lubił się dzielić. Czy to sercem, czy umysłem. Nie wspominając już o ciele na dłuższą metę. Zresztą… złapał serce demona, który już dawno powinien zrobić sobie białe piórowe skrzydła, bo nie nadawał się do swojej pozycji z tym łagodnym sercem i jeszcze delikatniejszym wyglądem. Przynajmniej w oczach smoka tak było.
– Widać to ja go zabiję jak tylko kiedyś spotkam. – wypadło cicho z jego ust, po czym ściągnął swój wzrok niżej, na demona, do którego wyciągnął rękę, czekając aż za nią złapie. Nie wykonywał ruchów w kierunku Soru, chociaż bardzo łatwo mógłby go pochwycić – Chodź.
_____Szczęśliwie nie musiał długo czekać na reakcję i blondyn złapał za jego dłoń z uśmiechem goszczącym na jego twarzy. Nie miał pewności czy to ulga czy może faktyczne szczęście, że się pogodzili, ale chyba też nie czuł, żeby potrzebował teraz odpowiedzi.
– Nie będę miał nic przeciwko, ale chcę przy tym być. Na pewno będzie miał mi coś do powiedzenia.
– Mówisz? – prychnął lekko i pociągnął za podaną mu dłoń, aż wpadł w jego ramiona, gdzie złapał go od razu lądując na plecach, z Soru leżącym na nim. – Czyń swoją magię. Potem zajmiemy się resztą.
_____Zamknął oczy i oddał się w ręce demona, który mógł dać mu to czego najbardziej potrzebował w tym momencie – snu. Nie chodziło tylko o ból głowy czy o tego całego „kaca”, które sobie zrobił odcinając kawałek duszy. W takim momentach zastanawiał się, dlaczego był takim debilem kiedyś, w przeszłości. W końcu wiecznie zielony ogród to tylko trzy dni bólu. Danie ludziom magii kosztowało go więcej niż rok czy setka lat. I co z tego teraz miał? Musiał mordować to co się ostało, za każdym razem odzyskując część siebie. Teraz, mając w swoich ramionach Soru, nie puszczając go, zasnął w końcu gotowy na chwilę spokoju. Co z nocowaniem w zamku? Miał już pewne rozwiązanie tego problemu.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {22/04/23, 01:22 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Chciałem, aby między nami było dobrze, moja przeszłość nie miała żadnego znaczenia, ponieważ Zennach był skreślony. Zawiodłem się na nich i gdyby nawet błagał mnie na kolanach, to nie wróciłbym do niego. Moje uczucia nie były już takie same, moje serce wcale nie należało do demona, z którym Ez nie miał styczności. Może i byłem chętny na przyjemne chwile ze smokiem i wcale nie protestowałem, ale to dlatego, że zaczynało mi na nim zależeć. Nie była to miłość, ale to nie oznacza, że czekam na swoją pierwszą miłość, robią te wszystkie rzeczy z Ezem. Słowa o tym, że sam smok został zdradzony nieco mnie zmartwiły, bo w końcu to nie jest nic miłego i każdy taką sytuację przeżywa na swój sposób. Czy przeszkadzało mi to, że zabijał dalej? Ani trochę, bo rozumiałem jego ból i przez co musiał przechodzić. Może ja nie byłem w stanie być taki, jak on, ale radziłem sobie inaczej z bólem, zwykle tłumiąc go w sobie lub rozwalając wszystko na około siebie tak, jak to zrobiłem pierwszej nocy, kiedy zniknął Ez.
- Ez... - urwałem, chcąc się dobrze  zastanowić, jak odpowiedzieć, by mnie nie znienawidził. - Takie decyzje nie są dla mnie proste. Na tę chwilę tak, ale z czasem pewnie ta nienawiść zniknie i całkowicie zapomnę o kimś, kto mnie porzucił, prawdopodobnie zabijając mojego ojca. Myślę, że i tak nie miałbym wyboru, inaczej pozostali już całkowicie by mnie znienawidzili - powiedziałem, chociaż nie wiedziałem, jak na te słowa zareaguje.
        Na szczęście obyło się bez grymasów, choć miałem wrażenie, że jest lekko zawiedziony. Chciałbym móc ot tak zabijać innych, bo w końcu jestem demonem, ale uważałem, że są również inne rozwiązania. Dlatego uważano mnie za zbyt łagodnego i patrzono na mnie, jak na jakiegoś dzieciaka. Każdy wiedział, że nie będę jak ojciec. Nie miałem tak twardej ręki, jak on, nie potrafiłem po prostu pójść i mordować, ale musiałem to robić, kiedy ktoś wchodził nieproszony. Spojrzałem na smoka, powstrzymując się przed uśmiechem, choć nie trwało to długo. Wbiłem wzrok w jego wysuniętą dłoń, czując ulgę, ale jednocześnie bałem się, że trochę zajmie nam to godzenie się. Chcę do tego doprowadzić, bo nie chciałbym, aby Ez miał problem ze spaniem, a ja też nie jestem w stanie przechodzić z miejsca do miejsca, nie posiadając takich zdolności co smok.
- Nie będę miał nic przeciwko, ale chcę przy tym być. Na pewno będzie miał mi coś do powiedzenia - ująłem jego dłoń, pozwalając mu na to, aby pociągnął mnie w swoje ramiona. Serce szybciej mi zabiło, ale nie ze strachu, a małej radości, która się we mnie pojawiła. Ułożyłem się wygodnie, obserwując cały czas smoka, który mógł teraz spać spokojnie. Czułem się zadowolony, że przyszedłem tutaj, aby z nim porozmawiać, choć mogłem po prostu olać sprawę i wrócić do zamku. Gdyby tak uczynił, to pewnie nie wrócilibyśmy do tego, co do tej pory było.
- Wierzę ci, dlatego śpij spokojnie - uśmiechnąłem się, po czym zacząłem używać magi, aby Ez mógł w spokoju zasypiać. Nie wymagało to ode mnie dużego wysiłku, a małego rozleniwienia, bo jednak nie mogłem zbytnio się od niego oddalać. Jest pewna odległości, na którą mogliśmy się utrzymać, ale będąc blisko niego miałem pewność, że śpi spokojnie.
        Smok zasnął, a ja nie mogłem przestać się w niego wpatrywać. Bałem się, że jak zamknę oczy, to gdzieś zniknie i znów go nie zobaczę przez kilka dni, tygodni czy nawet miesięcy. Byłem zbyt przewrażliwiony na tym punkcie, ale ja wyspałem się dużo wcześniej, bo nie miałem problemów ze snem. Czułem nad Ezrnonem, pilnując by nic mnie nie rozproszyło, choć takie leżenie i patrzenie na smoka, momentami stawało się męczące. Nie mogłem jednak narzekać, bo na Ezie wygodnie się leżało, a jego spokojnie unoszona klatka również potrafiła uśpić osobę, więc ostatecznie sam odleciałem, zamykając oczy i przysypiając. Może to przez całą tą sytuację, a może też znajomy zapach smoka tak na mnie działał? Brakowało mi go w łóżku, choć były to marne trzy dni, ale zapach pozostawał ze mną dłużej. Pewnie dlatego mogłem spokojnie spać w nocy, a przynajmniej ostatniej, chociaż... Może to też zasługa kwiatów, które Ez mi podarował?
        Obudziłem się nie na Ezie, a obok niego, wtulony w jego bok, obejmując go jedną ręką, a przynajmniej na tyle, na ile ona sięgała. Nie miałem pojęcia, jak długo spaliśmy, ale czuję się tak, jakbym obudził się w innym wcieleniu. Podniosłem się do siadu, przecierając dłonią oczy, po czym zerknąłem na śpiącego jeszcze smoka. Rzeczywiście potrzebował snu, więc cieszę się, że mogłem mu pomóc, inaczej by się z tym dalej męczył. I chciałem pozwolić mu pospać nieco dłużej, ale sam miałem swoje obowiązki. Zawsze może dłużej się przespać w zamku, choć nadal nie powiedział, że tam wraca.
- Ezrnon, trzeba wstać - powiedziałem, pochylając się nad nim, aby dłonią pogładzić jego polik. Poczekałem aż otworzy oczy, wtedy posłałem mu delikatny uśmiech i pocałowałem w czoło. - Trochę lepiej się czujesz? - zapytałem, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał nieco lepiej, więc miałem nadzieję, że też tak się czuje. - Zapewne wolałbyś jeszcze spać, ale powinienem już wracać, mogą mnie szukać i nawet skierować się tutaj, więc i tak nie pozwolą ci spać - skrzywiłem się lekko, przypominając sobie rozmowę zanim tutaj przyszedłem. Jeśli minęło tylko kilka godzin, to nie było czym się martwić, jeśli więcej... Cóż, możemy spodziewać się niezapowiedzianej wizyty.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {27/04/23, 08:25 am}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Sen był czymś pięknym. Zwłaszcza gdy koił ból głowy, przywraca spokój ducha i leczy dusze. Dosłownie i w przenośni. Czy miał jakieś marzenia senne, urywki wyrwane z rzeczywistości tworzące niestworzone historie pod powiekami? Nie. Nic takiego. Tylko spokojna, cicha, ciemność, która nie trwała tak długo, jakby chciał, bo chciałby najwięcej, jak się da i najlepiej na zawsze. I nie mówimy tutaj o śmierci, a o zwyczajnym lenistwie. Właśnie z tego powodu, nawet jeśli przestał już spać, przez ruchy Soru, nie zamierzał otwierać oczy czy dawać znać, że jednak dalej nie śpi. Spokojny oddech, brak zbędnych ruchów ciała, połowiczna drętwość kończyn. Zastanawiał się jednak, co takiego zamierza zrobić demon, specjalnie, gdy podniósł się do siadu, a Ez stracił swoje źródło ciepła. Otworzył oczy, dopiero czując, że jest dotknięty, a można powiedzieć, że też zawołany. Pełnym imieniem. Czy, gdyby, miał nazwisko, to też by teraz je usłyszał? Nie myślał w tych kategoriach zbyt długo, zwłaszcza gdy dostał szybkiego całusa w czoło. Kiwnął lekko na potwierdzenie, bo tak, czuł po sobie, że jest lepiej. Nie miał takiej wyrwy w duszy, bo ta zaczęła się goić. Nie dudniło mu w uszach, głowa także nie domagała się, aby ktoś wyłączył słońce. Na pewno nie czuł się, jakby dostał w głowę z kija lub przepił pół populacji krasnoludów.
– Minął dzień. – usiadł w łóżku i westchnął ciężko. – Wiem po swoim stanie. – spojrzał jakby półśpiącym wzrokiem na demona. – Jeśli jeszcze się nie pojawiali to pewnie dali ci trochę więcej czasu na załatwienie spraw. Zresztą, Himess by ich pewnie nie puścił tak od razu.
_____Ziewnął, otwierając szeroko usta, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Rozumiał jednak problem Generała, którego, nie wiedzieć czemu, kontrolują jego ludzie. Spojrzał na Soruuna, przeciągając się lekko i westchnął, wiedząc, że jednak musi go odstawić do zamku. Głównie przez te wszystkie obowiązki, które wykonuje, chociaż mógłby sobie odpuścić. Jak można być pracowitym i dobrym z serca demonem? Zwłaszcza w świecie, gdzie na pewno każdy chętnie przejmie od niego pałeczkę w tej kwestii. Mając z tyłu głowy, to co powiedział przed pójściem spać do blondyna, postanowił zająć się od razu obiema sprawami. I transportem i nocowaniem.
– Kouri – zawołał i po chwili otworzyły się drzwi od sypialni. Kobieta zrobiona z lodu nosiła na twarzy przyjemniejszy, cieplejszy, wyraz. Przynajmniej porównując do tego, co było wczoraj. – Przynieś mi lustro. Pewnie można je znaleźć gdzieś w tych gratach.
_____Przez „graty” smok miał na myśli swoją stertę typowych dla jego gatunków skarbów. Złoto, kamienie szlachetne, przedmioty wypełnione magią, książki o niezwykłej zawartości. Wśród tego wszystkiego powinno gdzieś znajdować się jakieś lustro. Najlepiej, gdyby znalazła to, o którym myślał Ezrnon, bo ono samo w sobie było magiczne i mogło ułatwić tutaj proces. Ciemnowłosy jasno i głośno mówił, że nie zamierza wracać do zamku, stąd trzeba znaleźć inny sposób. Faktem było, że Soruun na pewno nie mógł sobie pozwolić na podróżowanie w tą i z powrotem całymi dniami, a Ez, nawet jeśli bardzo chętnie chciałby spać całe dnie, to potrzebował do tego Generała. Inaczej wylegiwałby się zwyczajnie zamiast odpływać do Morfeusza. Spojrzał na zaciekawionego demona. Nie dziwił mu się. Sam byłby zainteresowany, gdyby nie wiedział, do czego dąży w tym momencie.
– Połączę dwie powierzchnie lustra. Będą wyglądały jak normalny przedmiot, ale jak wejdziesz w niego, to wyjdziesz w miejscu, gdzie znajduje się drugie. – wytłumaczył trochę po łepkach. – Będziesz mógł pojawić się tutaj o wiele szybciej niż gdybyś spacerował przez góry za każdym razem.
_____Nie mówił nic o byciu w zamku, o wracaniu tam. Był Kandydatem na Króla. Nie musiał oglądać poddanych Soru z nim, ani też słuchać ich strasznego zachowania w stosunku do osób, które powinny już dawno obciąć im głowę. Właściwie, inne regiony już dawno przykleiły mu tytuł przyszłego Króla Demonów. Południe, Wschód i Zachód. Każdy zmienił swoich Kandydatów na kogoś, kogo można poświęcić w tej walce, bo mają zupełnie rację, myśląc, że nie mogą się równać ze smokiem. Zwłaszcza gdyby podchodził do tego wszystkiego poważnie, z premedytacją zajęcia podium. A bądźmy szczerzy, to jest jedyna alternatywa do śmierci. Ezrnon był więc mniej lub bardziej Królem.
_____Czas oczekiwania na Kouri to była zaledwie minuta, po której pojawiła się z dwoma lustrami. Identycznymi, mniej więcej sięgającymi 180 cm wysokości, o szerokości metra. Były to dwa potężne przedmioty ozdobione złotą ramą o dziwnych zdobieniach. Widząc to, uśmiechnął się lekko. Widać, zrozumieli się nawet bez słów. Duch Lodu wiedziała, o czym myślał, co zamierzał zrobić. Podszedł do niej, odbierając fanty i stawiając pod ścianą oparte z małym kątem. Odsunął się dwa kroki w tył i spojrzał na nie. Identyczne, jednakowe, nie było sensu pytać blondyna, które woli, aby stało gdzieś u niego w zamku. Przystąpił więc do pewnej krwawej praktyki. Rozciął sobie dolną stronę palca wskazującego i krwią zaczął pisać po górnej części ramy jakieś znaczki. Nie wyglądały jak pisany języka demonów ani jak słownictwo ludzi. Każdy ze znaków, gdy tylko pojawił się w całości, zaczynał świecić lekko na złoto i zatapiał się w materiał, znikając. Niestety, nie zdążył napisać znaków na drugim, ponieważ rana się zasklepiła. Rozciął sobie kciuka w identyczny sposób i przystąpił do skończenia drugiego lustra. Zadowolony wyprostował się i strzepnął w powietrzu dłonią, gubiąc na posadzce pod nimi trzy krople krwi.
– To tutaj. – wskazał na lustro po prawej, odwracając się do Soru. – Trzeba zabrać do twojego zamku. Jest połączone z drugim. Postawisz je, gdzie uważasz za odpowiednie. – uśmiechnął się lekko. – Uważaj tylko, bo ja też mogę tego używać. Każdy może.
_____Z jednej strony właśnie podarował im idealne rozwiązanie ich problemu, ale z drugiej poinformował Soruuna, że na tą chwilę nie zamierza spędzać czasu w zamku. Jeśli Generał cały czas nie wie z jakiego powodu, skoro potrafi razem z nim spać na łóżku, to widać faktycznie jest za młody na rządzenie twardą ręką. Generał jest odpowiedzialny za cały region, jest jego główną siłą sprawczą. Nikt nie może go podważać, bo to jak strzelanie sobie w stopę. Gdyby na tronie siedział Król prawdopodobnie za sprawą usłyszenia, co by Generał Północy nie posiadał szacunku od swoich ludzi – bez apelacyjnie zdjąłby go z tej pozycji, bo po co ci rodzina, która nie potrafi rządzić… Nawet jeśli ma wielkopokoleniową tradycję robienia tego dobrze. Zawsze można znaleźć demona, który będzie to robił lepiej.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {01/05/23, 07:14 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Dzień. To słowa jakoś mną wstrząsnęło, bo znów zaniedbałem swoje obowiązki, choć Ez był jednym z nich. Mieliśmy między sobą umowę, on został moim kandydatem, a ja miałem sprawić by się wysypiał.
- Masz rację, Himess wie gdzie jestem, ale zwykle bez słowa nie znikam na tak długo - powiedziałem, przyglądając się mężczyźnie. Nadal nie wiedziałem na ile się pogodziliśmy i czy nasz stosunek będzie taki sam, jak przed całą tą sytuacją. Chciałem, by Ezrnon wrócił  ze mną do zamku, ale czy to zrobi? Nie miałem co do tego pewności, a jakoś nie chciałem go o to pytać. Jeśli odmówi... Będę zawiedziony, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę na niego naciskać. Spojrzałem w stronę Kouri, która na zawołanie smoka od razu się pojawiła. Zdziwiłem się, kiedy Ez wspomniał o lustrze. Nie miałem pojęcia na co mu to było, tym bardziej, że wydawał się mniej obecny niż zwykle albo to może ja nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem się odezwać?
        Zmarszczyłem brwi, kiedy w końcu smok odezwał się do mnie. Co miał na myśli przez „pojawienie się tutaj”? Czy to była odpowiedź na moje pytanie, którego nie zadałem? Nie zamierzał wracać. I choć byłem wściekły, to nie chciałem tego po sobie pokazać, więc spuściłem wzrok, wbijając go w dłonie, które zaciskałem na ubraniach. Jakoś tego mogłem się spodziewać, a jednak liczyłem na to, że mnie zaskoczy i powie, że wracamy razem. Zacisnąłem usta w wąską linię, dając sobie chwilę na przetrawienie tego wszystkiego. Nie czułem się dobrze z tą informacją. Owszem, wykorzystanie luster to świetny pomysł, ale czy dla mnie wystarczający?
- To... Świetny pomysł, naprawdę  - powiedziałem, jednakże nawet nie myślałem o tym, by spojrzeć na smoka. Dobrze wiedziałem, że wyczyta prawdę z wyrazu mojej twarzy, więc musiałem się ogarnąć, aby udawać, że nie mam z tym problemu. Zajęło mi to chwilę, więc w chwili, kiedy kobieta wróciła z lustrami, spojrzałem na nie oraz zacząłem się przyglądać Ezowi, który zaczął działać przy przedmiotach. Nie zamierzałem mu przeszkadzać, więc oglądałem wszystko z łóżka, opierają brodę o kolana. Jak zwykle wyglądał dobrze i wiedziałem, że jeśli będziemy widywać się tylko przy śnie, to zacznie mi tego brakować na co dzień. Musiałem jednak pogodzić się z tym, że smok nie chciał wracać do zamku, choć zajmie mi to trochę czasu. Ez nie należy do nikogo, nie ma przypiętej smyczy i ma wolną rękę, dlatego nie mogłem mu rozkazać by wrócił razem ze mną. W sumie czy to aż tak bardzo będzie się różniło od tego co było w zamku?
        Mężczyzna zakończył swoje zadanie, więc przeniosłem spojrzenie na jego twarz. Wyglądał na zadowolonego, więc i ja posłałem mu delikatny uśmiech. Wymuszony, ale ważnie, że jakiś się pojawił. Wstałem z łóżka, aby podejść do luster, wymijając smoka. Przyjrzałem się im uważnie, palcami dotykając ramy, która przypadła mi do gustu i wiedziałem, że znajdę na nie idealne miejsce.
- Naprawdę nie zamierzasz ze mną wracać? - zapytałem, stojąc plecami do mężczyzny. - Nie będę cię namawiał do zmiany zdania, ale chcę wiedzieć dlaczego taka jest twoja decyzja - powiedziałem, zabierając dłoń z ramy lustra. Jeśli nadal się gniewał, to trochę tego nie rozumiałem, bo w końcu wyjaśniłem mu, że nikogo nie kocham. Jak mógłbym mu to inaczej udowodnić? Znaleźć Zennecha i zabić go własnymi rękoma? Taki dowód pewnie byłby najlepszą opcją, ale nawet nie miałem pewności, że ten demon żyje. Ez mógł mieć też inny powód, o którym mi nie mówił, bo może nie czuł takiej potrzeby. Wątpię by bez powodu podjął taką decyzję, ale jeśli mi nic nie powie, to nie widzę sensu by dalej drążyć temat.
- Eh - westchnął ciężko. - Ta sytuacja wynikła z powodu twoich ludzi. Nie słuchają cię. Wrócę i znowu zderzymy się z sytuacją, że będziesz musiał mi się tłumaczyć kiedy zły wparuje ci do gabinetu, bo jakiś demon nazywający się twoim przyjacielem postanowi sprzedać mi historię z dobroci serca. – poczułem jego dłoń na swoim ramieniu, kiedy podszedł do mnie. Rozumiałem go trochę, ale jednocześnie nie uważałem to za ważny powód, aby podejmować taką decyzję. Wiem, że Nushali przesadziła i to bardzo, ponieważ nadal byłem na nią wściekły, ale skąd pomysł, że pozostali zachowają się podobnie? Wydaje mi się, że po tym co się stało, będą trzymać język za zębami.  Pozwoliłem mu jednak kontynuować, nie odrywając wzroku od lustra. - Znam tylko dwa sposoby poradzenia sobie z tym. Będziesz kontrolował swoich ludzi jak na Generała przystało, albo ja będę się panoszył jak Król, bo nim zostanę i zniewaga z jaką zachowują się twoi ludzie, a moi przyszli poddani, mi nie odpowiada.
        Powinienem czuć się tym zaskoczony, ale nie byłem. Wydaje mi się, że rządzenie to moja sprawa i akurat Ez miał tutaj najmniej do powiedzenia. Nie chciałem jednak ponownie się kłócić, tym bardziej, że miał rację co do moich ludzi, którzy taktowali mnie w sposób lekceważący. Dla nich nie byłem prawdziwym Generałem. Nie jestem ojcem czy dziadkiem, nie wspominając również o innych przodkach, którzy dobrze sobie radzili w tej roli.
- Jak na Generała przystało... W takim razie pozostają nam lustra, z dnia na dzień się nie zmienię i dobrze o tym wiesz - powiedziałem, ściągając jego dłoń ze swojego ramienia. - Nie prosiłem się na Generała, od początku nie byłem taki sam, jak moim poprzednicy, ale to nie ma teraz żadnego znaczenia - westchnąłem, czując jakie mam spięte ciało. Jeśli Ezrnon tego ode mnie oczekiwał, to raczej marne szanse, że kiedyś wróci do zamku. - Będę się już zbierał, potrzebuję się przewietrzyć - powiedziałem, odgarniając włosy do tyłu. Nie miałem pojęcia, jak przeniosę całe to lustro, ale innego sposobu nie widziałem, jak po prostu wziąć ze sobą i iść drogą do swojego zamku, a świeże powietrze rzeczywiście dobrze mi zrobi. Co prawda, będę musiał być ostrożny, ale to raczej nic trudnego.
- Nie ma sprawy, wiedziałem, że nie będziesz wstanie Aniele. - powiedział z lekkim uśmiechem -Ja się tym zajmę, jak na starszego i bardziej doświadczonego przystało.
        Zaśmiałem się pod nosem, po czym chwyciłam dłońmi za lustro. Było mniej więcej tej samej wysokości co ja, ale na szczęście nie było jakoś mocno ciężkie. Nie byłem też słaby, jeśli chodzi o siłę fizyczną, bo wiele ćwiczyłem.
- Będę wieczorem - powiedziałem, nie chcąc komentować jego ostatnich słów, po czym minąłem jego oraz Kouri, żegnając się z kobietą. Wiedziałem, że nie będziesz w stanie - te słowa echem odbijały się w mojej głowie. Czując, jak powoli wszystkie emocje zaczynają ze mnie uciekać. Spojrzałem ostatni raz na jaskinię, do której i tak wrócę, ale tylko po to, by Ez mógł spokojnie spać. On będzie spełniać część swojej umowy, a ja swoją i wszyscy będą zadowoleni. Ruszyłem znajomą drogą, stawiając ostrożnie kroki przed siebie, natrafiając ostatecznie na Himessa i Tingrana.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {06/05/23, 10:43 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1

_____Może smok posiadał w sobie za mało siły, którą wyciąga się z fantazji i młodości? Co prawda starych drzew się nie przesadza, a demony mają swój ograniczony czas życia, nawet jeśli bardzo długi. Rozumiał, że Soruun siedział na swoim stołku tylko 50 lat, ale to nie tak, że demony były głupsze od ludzi, żeby w tym czasie nie ogarniać perfekcyjnie swoich obowiązków, chyba że nie zostało się do tego stworzonym, miało co chwilę przeszkody na drodze i słaby charakter. Niestety, Ez nie był sam władcą w swoim długim życiu. Umiał uczyć, wychowywać dzieci, dawać lekcje życiowe i wymuszać szacunek. Zwykle strachem, magią i bezwzględnością. Starał się być najlepszą wersją siebie, nawet jeśli demon w nim oczekiwał krwi i mordu. Pomagał, robił dużo dobrego, ale był racjonalny. Patrząc jednak na Soru czuł, że demon z jeden strony jest prawdziwym aniołem z sercem nie skąpanym krwią, z drugiej jednak głowę miał między chmurami, a nogi w ruchomych piaskach. W tym tempie, z takim podejściem nawet zamkowych sług do blondyna – za kolejne 50 lat pewnie siłą zmuszą go do zejścia ze stołka Generała, bo zimna i niewybaczająca Północ nie potrzebuje słabego demona u władzy.
– Eh – westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że jego Anioł nie rozumiał jednak sytuacji. – Ta sytuacja wynikła z powodu twoich ludzi. Nie słuchają cię. Wrócę i znowu zderzymy się z sytuacją, że będziesz musiał mi się tłumaczyć, kiedy zły wparuje ci do gabinetu, bo jakiś demon nazywający się twoim przyjacielem postanowi sprzedać mi historię z dobroci serca. – o co takiego mu tutaj chodziło? Nie wiedzieli o sobie nic, Ez nie miał pojęcia komu można wierzyć, komu nie. Powinien więc zachowywać się jak na rozwydrzonego Kandydata przystało i każdemu kazać lizać swoje buty, a nie chciał. Położył dłoń na ramieniu demona, starając mu się przekazać między wierszami, że musi się zabrać za sprawdzanie swoich ludzi. – Znam tylko dwa sposoby poradzenia sobie z tym. Będziesz kontrolował swoich ludzi jak na Generała przystało albo ja będę się panoszył jak Król, bo nim zostanę, i zniewaga z jaką zachowują się twoi ludzie, a moi przyszli poddani, mi nie odpowiada.
_____Bardzo nie chciał wchodzić z butami w plany i zadania Soruuna, ale jeśli miał przebywać w zamku, gdzie służba traktuje go z szacunkiem, lecz na poziomie zaprzyjaźnionego przełożonego, kiedy Generał jest pomijalnym tematem… Pokojówka, która nie traktuje poprawnie swojego pracodawcy nie będzie traktować prawidłowo jego gości, niezależnie od ich statusu. A może to on był problemem, że miał inne standardy, których wymagał tutaj? Odpowiedź demona także nie sprawiła, że będzie mógł spać smacznie w nocy. Miał ochotę westchnąć. Czy dla Soru można rządzić ludźmi albo tyranią albo wcale? Poza tym, czy oczekiwał pocieszenia od smoka? Miał się żalić nad nim, bo nie chciał, a dostał stanowisko? Zawsze mógł dawno oddać je siostrze i być tylko twarzą terenu bez faktycznej siły. Próbował swoich sił i nie wychodziło. Widać faktycznie będzie musiał zrobić to co trzeba, aby jego pierwszym rozkazem na tronie nie było zmienienie Generała Północy. Potrzebowali kogoś do pilnowania owieczek, kiedy Soru wyjedzie z nim na „rozgrywki”.
– Nie ma sprawy, wiedziałem, że nie będziesz wstanie Aniele. – powiedział z lekkim i przyjaznym uśmiechem na twarzy. – Ja się tym zajmę, jak na starszego i bardziej doświadczonego przystało.
_____Patrząc jednak po reakcji Soru, widać jego gest został odebrany inaczej. Gdy tylko demon ją wyminął, niosąc wielkie lustro pod pachą, posłała Ezrnonowi spojrzenie, które jasno informowało, że powinien za nim pójść. Kouri nie czuła się wyjątkowo upoważniona, aby wchodzić w ich dyskusję, a mogła tylko w ciszy, w cztery oczy, informować, jak sprawa wyglądała z jej perspektywy. Tak było też tym razem, kiedy spojrzeniem kazała smokowi ruszyć dupę. Patrzył na nią, i czując, że faktycznie mógł odebrać jego słowa w nieodpowiedni sposób, westchnął ciężko.
– Już. – zaczął iść mijając kobietę z lodu. – Idę, idę.
– Nie powinnam ci musieć o tym mówić.
_____Westchnęła lekko zamykając drzwi sypialni za ciemnowłosym, żeby szedł tylko przed siebie. Może była zrobiona z lodu, ale jednak miała serce, widziała z jaką miną przyszedł się pogodzić i z jaką wyszedł Soru. Jej sumienie, o którego posiadaniu się dowiedziała, nie pozwoliło jej zakończyć tego w taki sposób. Młody dzieciak, który wyciąga wnioski nie myśląc o co mogło chodzić drugiej stronie i stary głupiec, który przespał swoją młodość, a teraz jest za stary na zmiany. Sam smok jednak, jak na tego niezbyt rozgarniętego przystało – nie poszedł do Soruuna, widząc swoimi złotymi oczami jak spotyka się z dwójką, która przyszła po niego. Nie zamierzał im wchodzić w drogę, jeśli zabierają go do zamku. Na pewno sobie w spokoju nie wytłumaczą wszystkiego. Zwłaszcza z tym czerwonym nad głową. Potrafił być irytujący, czego Ez nauczył się na swojej skórze, kiedy postanowił zmusić go do treningu. Co go jednak zdziwiło to fakt, że Himess go wyczuł z tej odległości patrząc chwilę na niego lekko przerażony, aby potem wrócić do rozmowy, w ciągu sekundy gubiąc trop i ślad Ezrnona. Może to był przypadek, że go zauważył? Spojrzał w tą stronę i coś poczuł. Wrócił do zamku spotykając się ze wzrokiem Kouri, która od razu wiedziała, że nie porozmawiali ze sobą. Nie odezwała się jednak słowem pozwalając, aby Ez wrócił do łóżka, gdzie jego miejsce. Przespał dzień i było z nim lepiej, ale cały czas potrzebował odpoczynku. Sama przestawiło lustro w inne miejsce, aby przechodzący gość nie trafił od razu przed śpiącego smoka. Otoczyła jego sypialnię magią, aby zniwelować wchodzące z zewnątrz sygnały do minimum i zajęła się sobą, jak zwykle. Nie poczuła też, kiedy Ezrnon postanowił opuścić swoje łóżko, znikając z całej jaskini.
_____Około godzin wieczornych, w jaskini pojawiła się nowa obecność i czując to Kouri odłożyła książki, podchodząc do gościa z lekkim uśmiechem, dłonią prowadząc w stronę. Widząc jednak zachowanie blondyna, postanowiła podnieść temat, wejść między nich, chociaż nie czuła, że to coś dobrego.
– Rozumiem, że nie rozmawiałeś z nim po tym jak wyszedłeś? – spytała odwracając się do niego. – Wyszedł za tobą, ale chyba nie porozmawialiście patrząc po minie, z którą wrócił. – nie czekała długo, dostając odpowiedź z miny demona. – Cóż, nieważne.
_____Wyszło z jej ust, po czym otworzyła drzwi od sypialni, aby zderzyć się z widokiem, którego się nie spodziewała. Ezrnon stał, upaprany krwią od góry do dołu, na środku pomieszczenia. On także zaskoczony widokiem dwójki w drzwiach. Nie zauważył ich? Nie było takiej możliwości. Kouri od razu zmrużyła oczy wiedząc co takiego zaszło. Wyszedł gdzieś przez portal i dopiero teraz wrócił! Kobieta bardziej przejmowała się burdelem jaki zostawił aniżeli tym czy to jest jego krew czy nie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kurokocchin
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {10/05/23, 07:20 pm}

   Soruun

Emme's Codes



        Nie czułem ulgi, kiedy trafiłem na demony. Cóż, chciałem wrócić sam do zamku, aby poukładać sobie wszystko w głowie to, co powiedział mi Ezrnon. W jakiś sposób zabolały mnie jego słowa, ale wiedziałem, że ma po części rację. Nie słuchali się mnie, ci co nie mieli na co dzień styczności ze mną patrzyli na mnie krzywo, mówiąc jasno i wyraźnie, że mną gardzą. Chciałbym to zmienić, ale było trzeba nad tym popracować. Może i ojciec wychowywał mnie tak, jak dziadek wychowywał jego. Od początku jednak wyróżniałem się na tle naszej rodziny, gdyż moja siostra odziedziczyła silniejszy charakter. Naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić... Z dnia na dzień zmienić wszystko czy zostać przy tym, że Ez zajmie się wszystkim? Nie podobało mi się to. Liczyłem, że między nami będzie dobrze, ale najwidoczniej los chciał inaczej i szybko się nie pogodzimy.
- Na co ci to lustro? - zapytał Tingran, kiedy Himess zainteresował się czymś innym. Spojrzałem na smoka pytająca, jednakże ten posłał mi tylko delikatny uśmiech.
- To drobny prezent od Ezrnona - powiedziałem, kątem oka patrząc na lustro, które było źródłem zainteresowania czerwonowłosego. - Jak się sprawy mają w zamku? - zapytałem, wskazując głową byśmy ruszyli. Wysłuchałem co mężczyźni mieli do powiedzenia, mówiąc o tym, że demony nieco się uspokoiły i chętniej pracowali nad odbudową zniszczonych obiektów. Himess też opowiedział co zostało stworzone ze zniszczonej góry. Wiedziałem, że to nie rozwiąże niepokoju, który zawisnął między demonami. Ez nie musiał z niczego się tłumaczyć, sam wolałbym to uniknąć, bo gdyby wspomniał o mnie, to byłoby oczywiste, że znów wszystko zepsułem.
- Będzie trzeba nieco zmienić nastawienie Północy, małymi kroczkami - powiedziałem, co zaskoczyło mężczyzn. Posłałem im delikatny uśmiech. Nie musiałem z tym się przespać, by wiedzieć, jak postąpić. Chciałem pokazać Ezrnonowi, że sobie poradzę. Może i jestem młody oraz niedoświadczony, a mój charakter nie pozwalał mi na ostrzejsze rządy, ale byłem gotowy to zmienić, aby tylko udowodnić smokowi, że nie jestem taki beznadziejny.
- Nie wiem, co zaszło w jego jaskini, ale dostosujemy się do wszelkich zmian. Możesz na nas liczyć, Soruunie - uśmiech czerwonowłosego podnosił mnie na duchu. W końcu Tingran jest mi bliski tak, jak Himess czy pozostali.
- Dziękuję - powiedziałem, dostrzegając swoimi oczami zamek, który nie był już ledwie widoczny. Uśmiechnąłem się na ten widok, bo jednak tam czułem się najlepiej. Pomimo zachowań demonów, którzy mnie nie lubili, to było jedyne miejsce, do którego chciałem wracać.
        Przekroczyłem próg bramy, stawiając lustro na ziemi, aby przyjrzeć się, jak sobie wszyscy radzą. Na zewnątrz było sporo demonów, którzy solidnie pracowali nad odbudową. Część zwróciła na nas uwagę, krzywiąc się na mój widok, więc zmrużyłem oczy. Chciałem doprowadzić się do porządku zanim cokolwiek zacznę.
- Niech za dwie godziny wszyscy się zbiorą na dziedzińcu - rozkazałem, na co demony przytaknęły. Ruszyłem przed siebie, kierując się do środka. Mijając służbę, posyłałem im delikatny uśmiech, kiedy mnie witali. Nikt nie pytał o lustro i nie próbował go dotknąć. Sam starałem się uważać, aby coś przypadkiem nie przeszło przez lustro. Wiedziałem gdzie je postawić, więc jak tylko wszedłem do swojej sypialni, oparłem przedmiot o ścianę i podszedłem do ułożonych na podłodze sporych poduch, które nieco bardziej ścisnąłem. Wolałem by lustro było w miejscu gdzie mam pewność, że nikt inny nie wejdzie, dlatego sypialnia była najrozsądniejszym miejsce, które wpadło mi do głowy. Mógł być to też gabinet czy biblioteka, ale wolałem by bezpośrednio pojawił się w sypialni, jeśli tego zapragnie. Wyszedłem z pokoju, aby udać się do łazienki, gdzie wziąłem długą i odprężającą kąpiel. Do spotkania ze smokiem miałem dużo czasu, więc jak tylko skończę rozmawiać z demonami, to zajmę się raportami z całego dnia, aby dopilnować wszystko, zanim znów zniknę na trochę godzin.
        Ciepła woda otuliła moje spięte ciało, dając nieco ulgi. Zamknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu. Przestałem pilnować czasu, zdając sobie sprawę, że nieco mi się przysnęło. Woda nadal była ciepła, więc nie czułem się zmarznięty. Wyszedłem z wanny, aby wytrzeć się ręcznikiem. Po tym, spędziłem długi czas w swojej garderobie, patrząc się na płaszcz, który był noszony przez mojego ojca. Poprzedniego generała. Tylko to po nim zostało, kiedy wyjechaliśmy by go odszukać. Zacisnąłem palce na śnieżnobiałej śnieżce, która miała w sobie elementy złota. Nie był to nasz symbol, ani nic, to ozdoba, o którą sam poprosiłem, bo jako dziecko uznawałem, że będzie świetnie wyglądać. Oczywiście, ani trochę to ze sobą nie współgrało, ale ojciec nie mógł zrezygnować z tego pomysłu, a raczej nie chciał. Założyłem go na siebie, śmieją się do lustra, gdyż płaszcz zwyczajnie na mnie wisiał, moja postura nie była w ogóle podobna do mojego ojca, ale to nie miało znaczenia. Jestem silny, dobrze o tym wiem. Może nie tak, jak Ez, ale wiele lat trenowałem z ojcem. Wytarłem palcem dolną powiekę, po czym zdjąłem z siebie płaszcz, aby w końcu się ogarnąć. Uczesałem włosy w wysoką kitkę, ozdobiłem uszy złotymi kolczykami. Na cały strój zarzuciłem sobie płaszcz ojca, ale nie zapinałem się w nim. Musiałem wyjść do swoich podwładnych, dać im znać, że pojawią się zmiany i jeśli tego nie zaakceptują, skończy się era miłego generała, który na wszystko przymyka oko.
        O umówionej godzinę znalazłem się na podeście, gdzie demony zaczęły powoli się zbierać. Tingran, Himess, Egrona czy Joroz byli zaskoczeni tym, co miałem na sobie. W końcu dobrze pamiętali mojego ojca, w tym płaszczu wyjeżdżał na zwiady czy ogłaszał wszelkie plany. Nie zamierzałem nosić go za każdym razem, ale teraz nie mogłem go sobie odpuścić. Szepty wśród innych również się pojawiły. Ktoś, kto żyje mniej więcej tyle co ja, czy dłużej, to dobrze wie do kogo należy ubranie.
- Zapewne zastanawiacie się dlaczego nagle was tu wszystkich zbieram, nie dziwię się. Sam do tej pory nie uważałem, że to jest potrzebne, ale znalazł się ktoś, kto otworzył mi oczy - zacząłem, nie uśmiechając się do nich tak, jak to miałem w zwyczaju. - Jestem waszym Generałem, synem demona, którego szanowaliście. Odkąd ja przejąłem po nim pałeczki, tego szacunku zabrakło, a to oznacza, że trochę się zapomnieliście. Nadal jestem waszym Generałem, młodszym od was czy też nie. Nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ zachowujecie się w stosunku do mnie karygodnie. Pojawią się zmiany, wiele zmian, możliwe, że na waszą niekorzyść, ale wymagam od teraz od was szacunku. Brak szacunku do mojej osoby, uznam za zniewagę Generała, a to będzie się równało z czymś nieprzyjemnym, może być to kara, a nawet śmierć. To będzie zależne od waszego zachowania w stosunku do mnie. Nie wyobrażam sobie tego, byście podważali moje decyzje - powiedziałem, zaraz jednak zawróciłem uwagę na demona, który śmiał mi przerwać, zadając niespodziewane pytania.
-  Czy to prawda, że sypiasz z Kandydatem? Nie dałeś mu tyłka i dlatego się tak rozzłościł? - Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech, aby z lekkim uśmiechem spojrzeć na demona, który czuł się zadowolony z tego, że to powiedział. Podszedłem do niego i choć nie czuli bym był dużym zagrożeniem, to im bliżej byłem demona, tym łatwiejszy dostęp miałem do jego głowy. Rozpaczliwy krzyk mężczyzny zaskoczył pozostałych. Widać było, jak łapie się za głowę, padając kolanami na ziemię. Spojrzałem na niego z góry, czując obrzydzenie to demona, który nie tylko wydawał krzyki ze swojego gardła, ale również płakał, a jego serce przyśpieszyło. Pstryknąłem palcami, aby mężczyzna został uwolniony z iluzji, po czym złapałem go za długie włosy.
- To jest pierwsze ostrzeżenie! Ktoś jeszcze ma jakieś ciekawe pytania? Jeśli nie, to możecie się rozejść - oznajmiłem, puszczając mężczyznę, który najwidoczniej stracił przytomności. Spojrzałem na swoich przyjaciół, którzy stali spięci, przyglądając mi się uważnie. Nie miałem jednak czasu, by im wszystko tłumaczyć.
        Zmęczony pognałem do swojej sypialni, padając na łóżko. Najchętniej zasnąłbym tutaj, ale musiałem iść do smoka. Obiecałem mu sen, więc zamierzałem dotrzymać słowa. Czy zamierzałem mu powiedzieć o tym, co wydarzyło się jak tylko wróciłem do zamku? Nie. Sprawa nie była załatwiona, musiałem sprawdzić, jak to wszystko będzie wyglądać. Przebrałem się w piżamę, rozpuszczając włosy oraz wyjmując niepotrzebne ozdoby. Ziewnąłem, przeciągając się, po czym spojrzałem na lustro. Chwila prawdy, czy rzeczywiście to zadziała. Przyłożyłem dłoń do lustra, a widząc, że ta znika, postanowiłem całkowicie się w nim znaleźć, aby wyjść do jaskini smoka. Rozejrzałem się dookoła, nie widząc nigdzie Ezrnona, natomiast Kouri od razu mnie zaczepiła. Jej słowa mnie zaskoczyły, więc zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc w jakim celu Ez miał za mną pójść. Wydaje mi się, że powiedział wszystko co chciał.
- Wydaje mi się, że i tak nic więcej nie miałby mi do pow- - urwałem, widząc smoka całego we krwi. Otworzyłem szerzej oczy, badając każdy centymetr jego ciała i niewiele myśląc podszedłem do niego, łapiąc go za dłonie. Skrzywiłem się, kiedy poczułem krew na swojej skórze, ale nie odsunąłem się nawet na chwilę, patrząc uważnie na Eza.
- C-co się stało? Jesteś ranny? - zapytałem, czując, jak serce przyśpiesza. Nawet jeśli szybko się leczył, to taka ilość krwi nie oznaczała niczego dobrego, o ile w ogóle była jego. Spojrzałem w oczy mężczyzny, odsuwając się od niego, aby po chwili spojrzeć na swoje dłonie umazane krwią. Cholera...
        Wytarłem dłonie o swoją piżamę, chcąc się pozbyć czerwonej mazi, ale wcale nie wyglądało to lepiej.
- Musisz się umyć i to od razu - powiedziałem. W trakcie kąpieli zawsze mógł mi powiedzieć co się wydarzyło, o ile w ogóle będzie chciał to zrobić.
- Wiem - odpowiedział wzdychając lekko. Zmarszczyłem brwi, kiedy postanowił mnie minąć i pójść do łazienki. Miałem wrażenie, że nie tylko był zmęczony, ale i poirytowany, co jeszcze bardziej mi się nie spodobało. Odwróciłem się za nim, obserwując, jak otwiera drzwi do łazienki i zaczyna się rozbierać. Posłałem Kouri zmartwione spojrzenie, nie do końca wiedząc co powinienem zrobić. Pójść za nim? Nie wyglądało na to, by chciał mnie teraz wiedzieć. Ruszyłem się z miejsca, kierując się do łazienki, w której znajdował się smok. Chciałem wiedzieć co się wydarzyło, że był cały we krwi. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na rzucone ubranie, które nadawało się do spalenia.
- Ezrnon, powiesz mi co się wydarzyło czy zamierzasz całkowicie zignorować to, że się martwię? - zapytałem, trzymając się na bezpieczną odległość. Mimo tego, podszedł do mnie i choć to był ułamek sekundy to widziałem, jak wyciąga dłoń, ale jeszcze szybciej ją cofnął, odwracając się i wchodząc do wody.
- To nie moja krew - patrzyłem, jak zanurza się cały w wodzie, zmywając z siebie całą krew. Jego czy nie, nie miało to znaczenia, tu chodziło o to, że cały w niej był. Co prawda, poczułem ulgę, że to jest czyjaś krew, a nie jego, ale nadal... Niewiele mi to mówiło. - Zrobiłem coś z czego nie jestem dumny, ale było trzeba to zrobić.
        Chciałem się dowiedzieć co takiego zrobił, ale czy jeśli będę go naciskał, to go nie wkurzę? Bałem się, że zaczął jakość interweniować wśród mieszkańców Północy, ale o niczym dzisiaj nie słyszałem, więc od razu mogłem wykluczyć, że ktoś ucierpiał, a nawet jeśli, to i tak nie miałem na to większego wpływu. Zdjąłem z siebie ubranie i również wszedłem do wanny, myjąc od razu dokładnie dłonie. Nie chciałem dłużej mieć na sobie tej krwi.
- Nie było innego wyjścia? Skoro tak mówisz, to muszę ci uwierzyć na słowo - powiedziałem, po czym pochyliłem się nieco do przodu, aby spojrzeć na jego twarz. - Podobno poszedłeś za mną po naszej rozmowie... Powinienem coś jeszcze wiedzieć?
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {21/05/23, 07:19 pm}

There needs to be a King - Page 3 Ezrnoon-1


_____Leżąc na łóżku, w spokoju i ciszy, którą chciała mu zapewnić Kouri, zamknął oczy i postanowił nie skupiając się na niczym - próbował zasnąć. To nie tak, że taka pozycja sprawiała, że nie mógł chociaż w małym stopniu odpocząć... Inaczej nie wytrzymałby tych 50 lat, które spędził w zimnej północy. Leżąc więc bez żadnych myśli krążących w głowie - chociaż było to trudne - starał się zasnąć... Co mu niesamowicie nie wyszło. Gdy tylko wyczuł, że w jego okolicy ktoś przedziera się między lodowcami, usiadł w łóżku z nietęgą miną. Znajdowali się trochę pod ziemią, zdecydowanie w środku całej góry. Kto taki mógłby kopać od dołu? Z powodu bariery jaką nałożyła na całe pomieszczenie Kouri nie miał idealnego wyczucia jak głęboko znajdują się ci “górnicy”. Nie czekał jednak długo, kiedy z każdą chwilą przekopywali się wyżej i wyżej. Jakby szukali wyjścia. Ezrnon kliknął językiem i wstał z łóżka wyraźnie czując, że to nie może być coś dobrego. Nic co z taką agresją i siłą przekopuje się przez góry lodu nie może być ani spokojne, ani potulne. W końcu miało narzędzie zdolne rozbijać ten lód. Teoretycznie był wstanie się teleportować wszędzie, jeśli znał koordynaty. Metodą prób i błędów wylądował w końcu w okrągłym korytarzy wykonanym głęboko w twardym, wiecznym zlodowaceniu. Obejrzał się po nieoświetlonych dziurach prowadzących i tworzących jakąś dziwną sieć. Wszystkie prowadziły do jednego miejsca w dół, gdzie się udał znajdując to co wykopywało te dziury. Długie, wijące się, pierścieniowate i pokryte pancerzem robaki z jednej strony zakończone wielkim otworem gębowym, z zębami wygryzającymi lodowe skały, aby zrobić sobie miejsce. To właśnie były Lodowe Robaki. Ezrnon nawet nie musiał się długo zastanawiać, żeby to wiedzieć. Nie raz opisywali je w książkach, nie raz straszyli tym dzieci. Podobno jednak wyginęły, więc skąd się tutaj nagle wzięły?  
_____Nie zdążył pomyśleć, gdy jeden z nich zaatakował źródło ciepła, którym był. To był główny powód, dla którego się ich pozbywali - wabił je hałas, ciepło... jedzenie, a były wszystkożerne. Wszystko co wpadło między te zęby było przemielone i kończyło jako energia, aby kopać i szukać jedzenie dalej. Ezrnon zabił atakującego go robaka pakując w niego taką ilość gorąca, że tkanki się z miejsca ugotowały. Nie pachniało to pięknie, ale pokrojenie ich na kawałki nie było skuteczne. Westchnął poirytowany, że spadło na niego takie zadanie i mimo własnej niechęci, rozpoczął eksterminację całego “gniazda”, bo nawet pozostawienie jednego źle się skończy. W trakcie tych poszukiwał i zabijania znalazł rozbite jajka, a po ich stanie rozkładu wynikało, że te robaki nie miały więcej niż kilku tygodni, co było motywujące. Oznaczało, że prawdopodobnie obudziły się ze zmrożenia niedawno. Później potwierdził tą teorię przeglądając wszystkie korytarze i nie natrafiając na żadne wyjście. Pochłonięty w swojej pracy nie myślał, jak mija czas, a zwyczajnie leciał od jednego robaka do kolejnego.  
_____Spojrzał w górę, na skały i słysząc bardzo dalekie odgłosy życia westchnął zrezygnowany. Kiedy ruszył górę nie obudził śpiących robali, dopiero kiedy postanowił naprawić swój błąd i stworzył wieczny ogród - pod wpływem ciepłą wybudził te zmory. Lodowe robale pod wpływem takiego nagłego obudzenia, w przypływie dezorientacji, zaczęły po prostu kopać do góry, w każdą możliwą stronę. Czyż to nie było komiczne? Gdyby nie zauważył tego – pewnie wyszłyby na ziemię w przeciągu kilku dni, a demony mieszkające na powierzchni miałyby z nimi nie mały problem. Teraz, patrząc za siebie na korpusy bez krzty życia, w duchu czuł ulgę, że jednak wyłapał to zanim Soru to znalazł... Pewnie mieliby kolejną rozmowę o niemiłym temacie. Smok chciał tego uniknąć, zwłaszcza, że już był ubabrany krwią i problemu nie było, prawda? Jak tylko wróci do domu zmyje z siebie to wszystko, pomodli się czy coś za stracone tutaj życie i tyle. Prawdą bowiem było, że lodowe robale nie były ulubionymi mieszkańcami Północy, ich istnienie? Według opinii publicznej wyginęły eony lat temu. Północ nie była już miejscem, które mogły przemierzać jak im się podoba więc fakt, że odeszły był dobry. Nie mógł zostawić tych ciał do naturalnego rozkładu ze zwykłego problemu, że gdyby zwabiły inne bestie mieliby kolejne problemy. Podszedł do pierwszego z mnóstwa ciał i zaczął proces pozbywania się tkanek. Z tego co wiedział nie było magii, która może sprawić, że rozkładające się zwłoki zrobią to szybciej. Postanowił więc zrobić to trochę usilnie. Postawił barierę, aby świat zewnętrzny nic nie zauważył i stawiając na bardzo bestialskie, ale najszybsze rozwiązanie - powodował wybuch i wielkie ciało zostawiło tylko małe kawałki mięsa z dużym rozbryzgiem krwi, nieszczęśliwie trafiając też Ez’a, który zdążył tylko zamknąć oczy w czas. Przeklął cicho pod nosem jakby ktoś go miał usłyszeć. Nie spodziewał się, że w prawie zamarzniętym od setek lat robalu będziesz jeszcze tyle wody, aby wyprodukować soki, krew czy co to było. Z niezadowoloną miną zaczął schodzić głębiej, pozbywając się kolejnych karkasów.  
_____Nie wiedział, ile faktycznie czasu mu to zajęło, ale odetchnął z ulgą, kiedy nie zostały już żadne ciała do posprzątania i otworzył portal do swojej sypialni z zamiarem szybkiego umycia się. Cały czas noszą lekko żałobną minę, bo niestety - został zmuszony przez los, aby unicestwić, prawdopodobnie do końca, gatunek demonicznych bestii. Przeszedł więc przez portal zderzając się z dwójką, która właśnie weszła do sypialni. Jak można się spodziewać, został niemiło zaskoczony faktem, że już tutaj byli. Szybko jednak stracił tą emocje na rzecz typowego powstającego z tyłu głowy zmęczenia. Narobił się. Co nie było w jego słowniku, a mimo to - zdarzyło się. Zresztą reakcja generała nie pomagała. Jak tylko podszedł postanowił bez namysłu złapać go, samemu się brudząc i jeszcze mówiąc oczywistości.  
- Wiem.
_____Odpowiedział wzdychając lekko i minął wszystkich zebranych kierując się do łazienki, bo on sam także nie chciał być w tej mazi minuty dłużej. Była jego nauczką, to na pewno, ale już swoje odcierpiał spędzając kilka godzin w wiecznie nieschnącym czymś. Wszedł do łazienki od razu ściągając z siebie ciuchy, których nawet nie zamierzał ratować. Pewnie od razu zamierzał je zutylizować, aby przypadkiem nic się nie pobrudziło z nich. Kiedy jednak usłyszał kolejne pytanie, instynktownie obrócił się i spojrzał na Soru. Chciał coś powiedzieć, może zrobić, żeby pozbyć się tej irytacji. Demon jednak nie miał z tym nic wspólnego, sumienie nie pozwalało mu po prostu zrzucić tego problemu na niego. Dzisiaj już mieli ciężkie rozmowy, nie potrzebowali kolejnej. Obrócił się i wszedł do wody, bo nie był wstanie dotknąć blondyna, kiedy był cały czas uwalony tą mazią.  
- To nie moja krew. - wyrzucił z siebie, żeby chociaż trochę ulżyć zmartwieniom i zanurkował szybko, aby dostać trochę wody na twarz, zmyć czerwone ślady i usiadł wygodnie opierając plecy. - Zrobiłem coś z czego nie jestem dumny, ale było trzeba to zrobić.
_____Odezwał się jak na spowiedzi, niczym człowiek u terapeuty. Były to jego surowe odczucia względem tej sprawy. Musiał zabić jedno urodzone robaczki, dzieci bez dorosłego, które w panice szukały wyjścia na świat. Zlikwidował je, jako zagrożenie dla wszystkich i nie mógł uchować nawet jednego, chociaż powinien. Nawet takie agresywne i niemyślące życie miało w końcu swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym... miejsce w tym świecie. W sercu czuł pewien smutek, lecz nie chciał pokazywać tego po sobie. Zwłaszcza, że poirytowanie i zmęczenie zwyciężało. Przestał zmywać z siebie krew i spojrzał na Soru kiedy ten zaczął mówić, wyraźnie podążając wzrokiem za nagim ciałem w wodzie. Nie sądził, że wejdzie razem z nim.  
- Zastanawiałem się czy bezpiecznie sam dojdziesz do domu. - wpatrywał się w niebieskie tęczówki patrzące prosto na niego i w przypływie impulsu pociągnął demona do siebie, aż usiadł przed nim w wodzie. - Wyszedłem za tobą, ale byłeś już w towarzystwie Himessa i jego kochasia więc sobie odpuściłem. - spojrzał w sufit jakby szukając czegoś, ale w głowie starał sobie przypomnieć tą sytuację. - Wydaje mi się, że mnie zauważył, bo się spiął momentalnie, ale nie powinien mnie wyczuć na taką odległość - prychnął z lekkim uśmiechem pod nosem. - Mam nadzieję, że to prawda, bo to znaczy, że dorasta.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

There needs to be a King - Page 3 Empty Re: There needs to be a King {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach