Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Argonaut [eng]Dzisiaj o 09:54 pmSeisevan
Charm Nook Dzisiaj o 09:51 pmKass
A New Beginning Dzisiaj o 09:46 pmNoé
This is my revengeDzisiaj o 09:36 pmYoshina
incorrect loveDzisiaj o 08:18 pmYoshina
LiesDzisiaj o 12:21 pmSyriusz
W Krwawym Blasku GwiazdDzisiaj o 08:01 amnowena
Triton and the WizardWczoraj o 03:32 pmKurokocchin
Run fastWczoraj o 11:29 amEeve
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 15%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
3 Posty - 11%
2 Posty - 7%
2 Posty - 7%
1 Pisanie - 4%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/07/22, 05:42 pm}

First topic message reminder :

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Unknown

Świat piratów i ich fascynujące. Niebezpieczne przygody, sztormy i czyhający Kraken w wodzie!
Z tymi i wiele innymi przygodami przyjdzie się zmierzyć Kapitanowi statku i porwanym na okup Księciu.


Kapitan Piratów - Troianx
Porwany Książę - Natas

Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {20/06/23, 08:11 pm}

Enjou Alberich


  Lekcje tańca nigdy nie były lubiane przez Enjou. Czuł się wtedy jeszcze bardziej jak lalka na sznurkach, na która był i tak szkolony całe życie. Każdy krok wykonany z własnej woli, był srogo karany. A właśnie podczas nauki tańca były one najgorsze. Stopa o pół centymetra ustawiona zbyt w bok, spotykała się z gniewnym upomnieniem i trzaskiem giętkiego wskaźnika o blat biurka. Sytuacja wcale się nie zmieniła, kiedy przydzielono mu partnerkę. O ile taniec samemu był już trudny, tak z kimś kogo nie mógł dotknąć, był koszmarem. Dlatego właśnie tak bardzo unikał tej czynności, kiedy tylko mógł, ale Olliver całkowicie odmienił jego spojrzenie na nią. Sztywne zasady wyrzucił bez zawahania za burdę, a pokazał, że taniec może być uwalniającym wyrażeniem siebie. Była to zwykła zabawa. Doprawdy... jak wiele jeszcze cudownych rzeczy był ten mężczyzna mu wstanie pokazać?
- Też nie byłem w tym dobry. Zajęło mi to tak naprawdę lata, ale wtedy nie miałem tak świetnego partnera jak ty. - Uśmiechnął się figlarnie. Różnie można było to odebrać, a ostatnimi czasy coraz częściej pozwalał sobie na drobne zagrywki słowne. W życiu nie czuł się tak pewnie, jak przy boku bruneta.
  Naturalnie nie miał przeciwko rzekomo przypadkowym dotykiem ze strony Olivera. Choć chwilami, kiedy przypadkiem się oddalał, miał wrażenie, że brunet od razu ponownie przylega do niego pośpiesznie. Tak jakby żądał stałego dzielenia dotyku. Raz nawet specjalnie się odsunął, aby potwierdzić teorię, kiedy to wstał, aby dołożyć na swój talerz przegryzki. I Olli faktycznie od razu do niego przywarł. Musiał mocno ze sobą zawalczyć, aby się w tamtej chwili na niego nie rzucić, ale nie miał serca przerywać mu posiłku, który ze smakiem pochłaniał. Jakim cudem był on tak cholernie uroczy? Enjou wręcz poczuł ten przyjemny ucisk w piersi, chwilę przed tym, jak jego serce zaczęło mocniej bić.
  Na pytanie Kapitana, zamrugał kilkakrotnie wyrwany z zamyślenia, po czym uśmiechnął się z rozczuleniem.
- Poza balem nie widzę takiej potrzeby, aby wam się to przydało. Wbrew opiniom, jest to coś co żal byłoby stracić. Zwłaszcza, kiedy dzięki takim nawykom zyskuję tak uroczy obraz. - Sięgając kciukiem do jego policzka, starł z niego delikatnie sos, a następnie oblizał niewinnie palec, zerkając jak karci Brandona. Nie chciał aby załoga traciła swój urok. To jak szczerze ukazywali swoje emocje, jak nie bali się własnego zdania, czy tego co inni o nich pomyślą. Bardzo im tego zazdrościł. Zasad wpajanych od najmłodszych lat niestety nie tak łatwo było się wyzbyć. Już w tamtej chwili, czuł się jakby robił coś złego, wspierając się łokciem na stole podczas posiłku i garbiąc swoje plecy. Niby nic strasznego, a gdzieś na karku czuł chłodny dreszczyk, podobny do tego, który wywoływało zimne spojrzenie instruktora. Nie chciał tam wracać, ale jednocześnie bardzo tęsknił za siostrą... Ale z nimi, z Olliverem na pewno będzie w porządku.
  Znów odpłynął w myśli, co było coraz częstsze w miarę jak zbliżali się coraz bardziej do jego rodzinnych stron. Niezadowolony pokręcił głową, zaraz wsłuchując się uważnie w słowa Freda. Z uśmiechem przygotował się na wymówienie imienia krótko ściętego blondyna, jednak nie pasowało mu do niego określenie "nowy nabytek". W końcu Lynna już z nimi nie było.
  Wtem jednak ujawniono tożsamość nauczyciela, jako Pół Elfa, a załoga z radością rzuciła się ku napełnianiu kufli. Sam Enjou był odrobinę skołowany łapiąc za nalane mu naczynie, ale kiedy i jego ukochany złączył z nim swoje ramię, przez jego twarz przeszła fala emocji. Od zaskoczenia, po wzruszenie, aż po szczerą radość. Podczas wychylania trunku, w kącikach jego zaciśniętych powiek zaczęły rodzić się łezki. Szybko je starł zostawiając kufel na blat, ręką próbując też ukryć delikatne zawstydzenie, nawet jeśli jak zawsze zdradzały go zaczerwienione uszy.
- Naprawdę nie zasłużyłem sobie...
- Ty już nie bądź taki skromniutki. - Mówiąc to Brandon polał najbliżej siedzącym siebie kolejne kolejki.
- Dokładnie. Nikt inny by nas nie potrafił ogarnąć, a po jednym dniu, machanie dupą Freda wcale nie wygląda tak źle. - Wtrącił się Alexy, między zdaniami robiąc unik przez wystrzelonym z łyżki groszkiem. Dumna Freda została urażona, ale nie na długo, bo widocznie wzmianka o poprawie ruchów sprawiła, że wypiął dumnie pierś. - Poza tym jesteś jednym z nas! Przyjmuj pochwały, jak na pirata przystało! - Wyszczerzył się wyłaniając zza stołu. Oczywiście była to dobra chwila na próbę skradnięcia komuś kufla.
  Enjou za to siedział nieruchomo, aż do momentu, w którym łzy nie zaczęły wysypywać mu się z oczu. Jedna po drugiej, zszokowały go nawet bardziej od innych. Czyżby alkohol tak szybko go nadmiernie rozluźnił?
- No i co narobiłeś? Wziął się nam rozpłakał, przez ciebie.
- Co? Czy ja powiedziałem coś złego? - Zmartwiony Alexy spłoszył się wyraźnie z miną zbitego szczeniaka. Jednak na ciemniejącym niebie nikt nie był w stanie zauważyć choć jednej, najmniejszej chmurki. Wręcz przeciwnie. Wody były spokojne, delikatnie kołysząc łodzią do tylko sobie znanego rytmu, a nad ich głowami jaśniej niż kiedykolwiek rozsypały się już gwiazdy. Przyjemny był również ten rześki, acz ciepły wiatr otulający ich ramiona.
- Nie, nie, to nie tak, wybaczcie... - Roześmiał się pociągając nosem, po czym z westchnięciem ogromnej ulgi.- Wybaczcie, nie chciałem psuć dobrego nastroju, po prostu nagle poczułem, jakbym w końcu znalazł... rodzinę. - Uśmiechnął się szeroko, obejmując odruchowo Ollivera w pasie. - Może i gadam od rzeczy, ale tak właśnie was widzę. Jak prawdziwą rodzinę, której zawsze pragnąłem. Bliskich, których szczerze kocham całym sercem. - Podsumował swoje wyjaśnienia, choć czując na sobie wzrok Ollivera, od razu się ku niemu odwrócił i ucałował czule w czoło. - Oczywiście Olli mimo wszystko jest na pierwszym miejscu. - Wyszczerzył się jeszcze szerzej o ile to było możliwe.
  Nie spodziewał się jednak, że jego żenująca przemowa, poruszy kogokolwiek. Tak jednak stało się szczególnie w przypadku Freda, który zalany łzami rzucił się z ramionami na parkę.
- No ba żeśmy rodziną! Jak ja się cieszę, żem cię z babą pomyliłeheheeeee!!! - Wybełkotał, nim ku zaskoczeniu Enjou, jaki Ollivera, dołączyła do niego reszta załogi. Dorośli mężczyźni stanęli w kupie i porządnie się ścisnęli, póki nie opadły pierwsze emocje, które i tak ponownie doprowadziły Enjou do łez radości. Nie spodziewał się, ze zostanie aż tak dobrze odebrany, kiedy bał się, że jego słowa zostaną ośmiane ze względu na ich zawstydzającą naturę. Dawniej piraci w jego oczach, jak i w wielu innych, byli jedynie bezdusznymi bandytami i mordercami, teraz jednak byli jedna wielką Rodziną, która akceptowała go takiego jakim był ze wszelkimi wadami.
- Dobra koniec tych czułości śmierdziele! Który znowu się nie umył, przyznać się!? - Warknął nagle Jack, który jako pierwszy wyłamał się z grupy. Ścisnął nos i stanął do nich tyłem, rzekomo nie mogą wytrzymać, jednak tak naprawdę każdy widział, jak smarka w chusteczkę.
  Ostatecznie z pozoru zwykła obiadokolacja, przemieniła się w świętowanie ich więzi i dobrą zabawę. Mieli nawet dobrą muzykę, dzięki Brandonowi, który brzdąkał na swoim nowym nabytku, jakim była Lira korbowa. Dorwał ją na targu w mieście ich elfiego przyjaciela i od tamtego momentu powoli ją rozpracowywał. Czego dokonał w zaskakującym tempie, bo instrument z pewnością nie wyglądał na łatwy. Klawisze, struny i korba. Dla Enjou była to czysta magia, kiedy sprawiał, że wydobywały się z niego naprawdę przyjemne dźwięki.
  Półelf już po kolejnym pełnym kuflu, znacznie się rozluźnił. Do tego stopnia, że usiedzenie w jednym miejscu było dla niego trudne. Postanowił się rozprostować nogi, ale oczywiście nie samemu. Wstając, pociągnął za sobą Ollivera, którego obrotem posłał w swoje ramiona, od ruchowo zaczynając się z nim kołysać do rytmu. Przecenił jednak swoje umiejętności zachowania równowagi pod wpływem procentów, w wyniku czego, po zaledwie dwóch krokach zatoczył się wraz z brunetem, którego nawet nie myślał puszczać. Całe szczęście w końcu plecy jasnowłosego natrafiły na balustradę.
- Wybacz mi mój Najdroższy, odrobinę mnie poniosło. Ale muszę przyznać, że taki taniec jest o wiele razy lepszy. - Ze śmiechem na ustach, objął go ramieniem w talii, bardziej do siebie przysuwając. Bez wątpienia za dużo wybił, ale nie czuł się źle. Czuł się wyśmienicie, szczególnie kiedy miał go w swoich ramionach. Z uśmiechem na ustach, zagarnął długie ciemne pasmo w palce i przysunął je do swoich ust, którymi musnął je delikatnie i z czułością.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {26/06/23, 11:14 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

   Na twarzy kapitana od razu wykwitł uroczy uśmiech, kiedy palce blondyna postanowiły oczyścić jego buźkę. Wtedy nie omieszkał się zaczepnie oblizać tegoż palca. I niezmiernie się ucieszył na usłyszenie takiego komplementu, a zwłaszcza z faktu, że ich banda nie będzie musiała przyłożyć się do
Czarnowłosy oczywiście od razu zgodził się ze swoimi przyjaciółmi, że Enjou był za bardzo skromny, a tak nie przystawało komuś takiemu jak piratowi. Blondyn przecież w mig ogarnął całą bandę, zaganiając ich do trenowania, a potem do tańca z pozytywnym skutkiem. Poza tym odkąd tylko zdążył ochłonąć od porwania, był ich naprawdę dużą wartością. Wszyscy go uwielbiali, a szczególnie Olliver, Brandon czy Alexy. Prawie zawsze wiedział, jakich słów użyć i w jaki sposób, aby kogoś pogodzić, załagodzić jakikolwiek spór albo pocieszyć. Jego dyplomata – jak lubił go tak nazywać Olli, był prawie takim samym ideałem, jak on sam. Do tego dla wszystkich był miły i uprzejmy, a także akceptował całą bandę, takich jakich widział.
    - Enjou? Kochanie? - zapytał wyraźnie zmartwionym głosem, następnie odstawił swój kufel na krzywy stół i zajął się wycieraniem łez z twarzy chłopaka. Sam, jak zresztą reszta załogi nie rozumiał powodu płaczu półelfa. Czy któryś z nich naprawdę powiedział coś złego, czy może on sam? Albo coś zrobił? A być może jego kochanie przypomniało sobie o czymś smutnym?
    Jedyne, co mu w tym nie pasowało, to nazbyt spokojne wody. Nie słyszał także żadnych odgłosów ulewnego deszczu, który obijałby o się burtę. A przecież Enjou wyglądał tak bardzo krucho, cały targany emocjami, szybko mając czerwone strużki na policzkach. Dlatego czarnowłosy wziął go szybko w swoje ramiona, mocno go do siebie przyciągając i ówcześnie dając mu czułego buziaka w czubek głowy.
    - Jak na pirata, to za często nasz przepraszasz – skomentował, wchodząc mu w zdanie. Jednak śmiech młodego mężczyzny całkowicie go sfrustrował. Dopiero uspokoił swoje ściśnięte, przerażone serce, kiedy sprawa się wyjaśniła i to z pozytywnym skutkiem. Dało nawet się słyszeć z jego ust ciche „awww”.
    Podniósł lewą brew do góry, znacząco patrząc się na chłopaka, oczekując jeszcze od niego jednego zdania, a słysząc je – wyszczerzył się od ucha do ucha. Jak dobrze, że zrozumieli się bez słów, tego Olli potrzebował.
     - A ja się cieszę, że ja nikogo wtedy nie wyrzuciłem za burtę – wyznał szczerze, zaraz ściskając Freda w swoich ramionach, choć taki wylew czułości go zaskoczył. Tym bardziej, gdy wśród hałasu i ruszających się kubłów, stworzyli grupowy ścisk. Wszyscy wydawali się być szczerze poruszeni. Davis, który stał najbliżej pleców Ollivera, ściskając go za ramię i roniąc kilka łez, Steve pachnący ziemniakami wycierając teatralnie łzy swoją chusteczką w czarno-czerwoną kratę, a nawet Jack, używający wymówki, na którą wszyscy równie głośnie się zaśmiali.
      - Raczej powinieneś zapytać, kto tu się mył. Byłoby szybciej! - powiedział Brandon, wywołując kolejną salwę śmiechu przez łzy.
      - Niestety ja. Taki mały minus przyjęcia elfa do naszej załogowej rodziny. - Ucałował blondyna jeszcze raz w czubek głowy.
      Następnie na statku zaczęła się kolejna impreza, tym razem w akompaniamencie odgłosów instrumentu. Musiał przyznać, że Fredowi szło świetnie, zwłaszcza, gdy większość z nich wdała się w alkoholowe tańce, a reszta z nich wlewała do żołądków kolejne porcje rumu. W końcu mieli co świętować.
     Sam z ufnością wyszedł z ukochanym na pokład, dając mu się porwać w taniec. Ten przynajmniej był mniej sztywny i pozbawiony jakikolwiek dworskich zasad. Takie właśnie wolał.
     W końcu umęczeni, położyli się na deskach, nie do końca czystych, ale Olliver przed spaniem chciał przybliżyć chłopakowi gwiazdy. Niezależnie, czy miał o nich jakąkolwiek pojęcie czy nie, to ułożył się z nim głowa przy głowie, by widzieli tę samą perspektyw, a później wskazywał na konstelacje gwiazd. O niektórych z nich potrafił nawet przytoczyć mit czy legendę. To pamiętał jeszcze z dzieciństwa.
      - A ta, ta najjaśniejsza to Gwiazda Polarna. Pewnie o niej słyszałeś, że zawsze wskazuje północ, a to. - Wskazał palcem. - To Krzyż Północy, jeśli przedłużymy ją linię łączącym między  γ i α Cr, to trafimy na południe. Jest też nawet Fałszywy Krzyż, który łatwo z nim pomylić. Jak się domyślasz, wtedy byśmy zabłądzili.
      Nie obyło się także bez krótkiej nauki podstawowych wyznaczania kierunków na statku.
**
     Minęło kilka dni, zanim nie dotarli na pobliskie idreańskie wody. Tym razem kraina była niezwykle spokojna, z czystym niebem, a nie taką, jak zastali przy porwaniu Enjou.
     Mówiąc o nim – Olliver przez całą drogę żeglugi na pobliski dziki ląd, nie spuszczał z niego oka, chcąc być cały czas przy nim, gdyby jednak potrzebował od niego wsparcia. W końcu wracał do tych wszystkich smutnych wspomnień, o których mu opowiadał w miarę, jak zbliżali się do słonecznego królestwa. Jednocześnie rozumiał jego podekscytowanie w związku z zobaczeniem ukochanej siostry.
     Po kilku rozmowach i naradach z załogą, zdecydowali się na spędzeniu nocy w jednej z niebezpiecznych dzielnic miasta. Zdecydowali, że tak będzie dla wszystkich najbezpieczniej i ze względu na innych osiłków i chłystków, królewska straż nie zacznie ich szukać. Miał nadzieję, że w ogóle nie będą skorzy podczas ich obecności, tutaj zaglądać. A na nazajutrz rano planowali poszukać strojów i masek na przyjęcie Anisy.
     Wybór padł na jeszcze bardziej szemraną karczmą z miejscami do spania na górze, ale tylko na takie miejsce mogli liczyć w takiej dzielnicy. Poza tym istniał cień szansy, że tu nikt nie doniesie, gdyby rozpoznano księcia czy kapitana Ollivera.
     Miejsce nie należało do najczystszych – widać było, że nikt nie zamiatał tutaj od wieków, a także nie za bardzo chciało się komukolwiek zmywać drewniane stoły. Całe szczęście tęga kobieta bez przedniego zęba nie za bardzo była zainteresowana wizytą piratów, nawet blondyna ukrywającego się za kapitańskim kapeluszem. Tyko cieszyła się, że puste pokoje zostaną wypełnione.
     Tak o to, brunet pokrył koszty za wszystkie pokoju ze wspólnych pieniędzy załogi, wybierając dla wszystkich oprócz ich dwójki i Alexego wraz z tatą, pokoje jednoosobowe.
      - A jednak nie jesteśmy takimi brudasami, jakimi nas malują w książkach, nie sądzisz? - Uśmiechnął się szeroko, obejmując Enjou w pasie i skradając mu buziaka w usta. -  Warunki może nie są tutaj najlepsze, aleee... może przynajmniej nie będzie trzeba rzucać zaklęcia wyciszającego – dodał, rękoma opuszczając je na pośladki ukochanego. I tu, został odsunięty od kuszącej części ciała. Znowu.
      Kompletnie nie rozumiał zaistniałej sytuacji między nimi. Do tej pory starał sobie wytłumaczyć niechęć do zbliżeń przez Enjou stresem związanym z odwiedzeniem rodzinnych stron. Tłumaczył sobie, że to nie jego wina, bo był przecież niezwykle atrakcyjny i seksowny, jednakże... powoli siało się w nim ziarno niepewności. Jego próby zainicjowania zbliżenia kończyły się tylko zażenowaniem i smutkiem, które próbował ukryć, wtulając się w szyję chłopaka i tak jakoś w końcu, z trudem, zasypiał. Ale brakowało mu takiego kontaktu czysto fizycznego, brakowało mu dotyku jego rąk na najwrażliwszych częściach ciała, ciepłego języka otulającego poszczególnych elementów. Był w końcu cishetero facetem, którego teraz zaniedbywane libido szalało. Zwłaszcza, że uprawiali ze sobą seks tylko raz, odkąd byli w związku. Może jednak nie było tak dobrze, jak to sobie wyobrażał? Przecież sam dopiero się uczył.
      Teraz jednak smutek spowodowany kolejną odmową, przerodził się w złość. Rozumiał oczywiście, że Enjou mógł nie mieć na to ochoty i starał się to zrozumieć, ale już miał tego dość.
       - O co ci kurwa chodzi?! - zapytał podniesionym głosem.- Nie mogę ci się przecież nie podobać, a ciągle, jak coś próbuje zrobić, to mnie odpychasz!! No ja pierdole, Enjou, czasami jednak potrzebuję cię w roli swojego kochanka, do cholery jasnej! - Zmarszczył wkurzony brwi. - Myślałem, że ci przejdzie, jak tutaj dotrze, a jest tak samo. Zdradzasz mnie z kimś na statku czy co?! I jakim cudem wytrzymujesz tyle czasu bez seksu!!! - Krzyknął, już będąc naprawdę wkurzony, nie zważając na to, że obok pokój był zajęty.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {30/06/23, 03:10 am}



Enjou Alberich


  Astronomia nie była mu obca, ale tylko na papierze. W końcu przed spotkaniem Ollivera nie miał szans ujrzeć czystego nieba czy to za dnia, czy też nocy. Jedno musiał przyznać. Rysunki z książek, bardzo ciężko było przełożyć na rzeczywisty obraz. A już zwłaszcza ten na morzu, który kołysał wszystkim do swojego rytmu. Zupełnie jakby tańczył do wygrywającej w tle muzyki Freda. Ale z pomocą bruneta, Enjou w końcu był w stanie dojrzeć wszystkie cudowne gwiazdozbiory.
  Słuchając jego ciepłego głosu, nawet nie zwracał uwagi, że obaj leżeli na brudnych i miejscami nierównych deskach pokładu. A przecież jego ciało jeszcze do nie tak dawno było przyzwyczajone tylko do zapadających się pod jego ciężarem materacy. Pierwsze noce na statku za każdym razem rano fundowały mu ból karku. Obecnie nawet sam pożądał tej lekkiej niewygody. Wystarczyło mu tylko ciepłe ciało Ollivera, które za wyjątkiem nóg w większości zalegało na nim. Szybko pokochał to jak w tej pozycji był w stanie wyczuć spokojne bicie jego serca, a równy oddech omiatał jego skórę. Choć nic i tak nie było w stanie przebić tych jego cudownych zielonych oczu, które błyszczały piękniej niż wszystkie zebrane gwiazdy, kiedy zafascynowany opowiadał mu o nich. Enjou jedynie cicho przytakiwał w obawie o przerwanie monologu mężczyzny. Chciał go słuchać w nieskończoność.

....

  Idreania, królestwo umiłowane przez czczonego w nim boga słońca. Dawny dom półelfa wyłaniał się za horyzontu i w zastraszającym tempie brzybliżał się do ich statku. Blondyn liczył na to, że dotarcie zajmie im jeszcze kilka dobrych dni, ale niestety data przyjęcia była z góry ustalona. Musieli pojawić się wedle życzenia, inaczej zmuszeni zostaliby do szukania innej przykrywki, czy zamieszania, a to byłoby zbyt niebezpieczne.
  Enjou nie ukrywał tego że czuł się nieswojo. Co też dawało się wyczuć, kiedy mimo pogodnego nieba, po ramionach prześlizgiwał się chłodniejszy wiaterek. Nie za zimny, bo gdy tylko był przy nim ukochany, jego obawy cichły, jednak całkowicie nie zanikał. Olliver był dla niego ogromnym wsparciem i nawet nie musiał nic mówić. Wystarczyła jego obecność.
  Pierwszym postojem była karczma w slumsach, które wcale nie wyglądał tak źle jak wzkazywała by na to nadana im nazwa. Dzielnica była niebezpieczna, brudna, ale domy nie rozpadały się. Rządziły w niej szemarne typy, ale to właśnie dzięki nim mieli okazję przemknać na ląd bez zwracania na siebie większej uwagi, niż gdyby wpłyneli prosto do centralnego portu. Nie. Nawet by do niego nie wpłynęli, a na brzegu już czekałoby całe wojsko z jego bratem na czele. Z westchnięciem pokecił głową i mocniej naciągnął kaptur na twarz. Tylko ten cienki skrawek materiału chronił załogę przed zagrożeniem, jakie sprowadziłoby na nich rozpoznanie księcia.
  Do momentu znalezienia się w pokoju sam na sam z Olliverem, blondyn był nienaturalnie cicho. Ale zamknięte drzwi dały mu nieco ochłonąć. A szczególnie rozpogodził się, kiedy słodkie usta kapitana skradły mu pocałunek.
- Racja. Przydałoby się wnieść w nie kilka ważnych poprawek. - Przyznał z uśmiechem układając ramiona na jego plecach i przymknął powieki. Tak bardzo potrzebował jego bliskości, a mimo to ostatnio nie posuwał się dalej niż przelotne pocałunki i objęcia. Tak było i tym razem, kiedy dłonie bruneta zawędrowały na niebezpieczne rejony, a przez jego ciało przebiegł doskonale mu znajomy dreszcze pożądania. Ignorując go jednak, odsunął się od Ollivera, zsuwając kaptur z włosów.
- Zaklęcie wyciszające wcale nie byłoby tak złym pomysłem... - Odparł z lekkim uśmiechem gładząc policzek mężczyny. - Ściany są tu niesamowicie cienkie i trudno będzie nam się wyspać. - Dodał już całkiem opuszczając jego obięcia pod pretekstem poszukiwania notatnika od Lynna.
  Jednak nim choćby zanurzył palec w rozłożonej na łóżku torbie, drgnął zaskoczony podniesionym tonem Ollivera. Tą barwę pamiętał jedynie z początków ich znajomości, kiedy między nimi nie nawiązało się jeszcze to cudowne uczucie. A mimo to mężczyzna, którego tak bardzo kochał, krzyczał na niego widocznie zraniony. Zaskoczony półelf potrzebował chwili na przetrawienie jego słów, po których przytłoczyło go ogromne poczucie winy. Miał rację. Odpychał go od siebie, jednak nie z powodów, które wymieniał. Jakby mógł, kiedy jego serce biło szybciej, kiedy tylko ich spojrzenia się spotykały?
- Olli to nie tak... Proszę cię uspokuj się trochę i... - Kazanie uspokoić się wytrąconej z równowagi osobie nigdy nie było dobrym zagraniem. I tak było tym razem. Słowa jasnowłosego zadziałały jak czerwona płachta na rozwścieczonego byka, ale nigdy nie spodziewał się zostać oskarżonym o zdradę.
- Olliver co ty wygadujesz Kochanie? Zdradzam cię? Nie pytasz mnie o to teraz na poważnie. - Czując jak i nim zaczynają targać niepowołane emocje, złapał się za skronie i rozmasował je dwoma palcami. - Wiesz dobrze, że nie mógłym tego zrobić. I wcale nie wytrzymuję, ale staram się dla twojego dobra. Olliver, twoje ciało dopiero niedawno wróciło do zdrowia. Nie powinieneś go nadwyrężać-
- To moje ciało Enjou!! - Człwoiek wtrącił się w słowo półelfa już całkiem wytrącony z równowagi. - I nikt, nawet ty! nie masz prawa mi mówić co mogę, a czego nie moge z nim robić! - Zarzucił odpychając blondyna, kiedy ten chciał go uspokoić poprzez ułożenie dłoni na ramieniu. Zirytownay prychnął i skierował się do drzwi. - I wiesz co? Czuję się kurwa zajebiście. - Dodał nim zatrzasnął je za sobą z hukiem, tak że omal nie wyleciały ze swoich lichych zawiasów.  
  Półelf wypadł za kapitanem na korytarz, ale ten ani myślał się nawet na niego obracać.
- Olliver proszę cię! Wysłuchaj mnie! - Błagał daremnie.
- Nie i nie waż się za mną leźć! - Odparł tylko, kiedy już znikał na niższym piętrze.
- To nie tak jak... myślisz... - Podłamany wsparł czoło o framugę, na której to zaciskał palce. Tak bardzo jego ciało krzyczało, aby za nim ruszał i dokładnie wyjasnił mu nie błachą sytuację w jakiej się znaleźli, ale dobrze wiedział, że w takim stanie by go nie wysłuchał. Jedynie tylko pogorszyłby całą sytuację.
- Inpotencja? Współczuję, też miałem te probemy w twoim wieku. - Usłyszał nagle za plecami. W drzwiach sąsiedniego pokoju, stał starszy mężczyzna rozebrany do gaci. - Spokojnie, są na to dropsy. Chcesz to ci polecę mojego dostawcę. - Zaproponował przyjaźnie.
- Co? Nie... ja,. Podziękuję. - Zrezygnowany były książe wrócił do pokoju, w którym to opadł na nieprzyjemnie twardy materac. "Też mi dyplomata..." - Wyśmiał się w myślach. Tak zwykł go pieszczotliwie nazywać Olliver, bo zawsze słownie udawało mu się wybrnąć z najgorszej sytuacji. Jak ta w której Lynn skończyłby poszatkowany przez ich zgraję, lub to oni zostaliby zranieni przez jego magię. Zawsze był z tego niewiarygodnie dumny. Więc dlaego i tym razem jego słowa nie zadziałały? Obraz zdenerwowanego Ollivera wziął go z całkowitego zaskoczenia, przez co zapomniał własnego języka w gębie.
  Gdy tylko przymknął powieki, mgnęło mu ostatnie ujęcie znikającej burzy czarnych komysków, które sprawiło, że Półelf poczuł, jakby jego serce rozpadło się na kawałki. Mylił się. Olliver tak bardzo się mylil. Pragnął go nie tylko całym swoim ciałem, ale i duszą. A mimo to wstrzymywał się przez ostatnie dni dla jego dobra, choć nie było to łatwe. Pirat był zabójczo przystojny, jak i przepiękny. Żadne słowa w pełni nie oddałyby choćby cienia sprawiedliwości jego egzotycznej urodzie. Jego ciemna, fragmentami szorstka od znamion pracy fizycznej skóra, długie szczupłe nogi, wąska talia, dobrze zbudowany tors i te przepiękne delikatne rysy twarzy, które na dodatek zdobiły dwa przepiękne szmaragdowe klejnoty iskrzące sie wesoło. A ostatnim wspomnieniem jakie o nich miał, było ich zimne spojrzenie.
  Nie mogąc dłużej znieść towarzystwa przytłaczających myśli, postanowił zejść na dół karczmy. W części jadalnej nawet pomimo późnej godziny, budynek tętnił życiem. Głośne dyskusje, kłótnie, pijackie serenady z podkładem zmęczonego barda, który o dziwo miał talent do gry na lutni. Naciągając kaptur, Enjou zamówił kufel słodkiego rumu i zasiadł przy pustej ladzie, akurat kiedy do środka wpadła grupka przemoczonych do suchej nitki opryszków, którzy przeklinali siarczyście.
- Cholerny klecha! A jednak mu się udało wymodlić ten jego cholerny deszcz! - Parsknęli wspierając się na ramionach i przepychając do lady, na której to już czekały trzy kufle piwa. Półelf naturalnie spiął się na wieść o deszczu, który wywołała zmiana jego nastroju. Tak bardzo starał się trzymać nerwy na wodzy, co by zmiana pogody nie zdradziła jego powrotu, a ostatecznie znów siał w Idreanii zniszczenie.
  Długie uszy wychwyciły zalążek rozmowy oddalających się do stolika mężczyzn.  
- Człowieku! Od wieków tak nie lało.
- Może całe zbiory nie pójdą się jebać przez tą cholerną suszę.
  Zaskoczony zamrugał kilkakrotnie. Ludzie cieszyli się na deszcz, który przez lata siał im spustoszenie od zgnijących plonów, po zniszczenia w miastach przez lawiny błotne z pobliskich gór? Może w tej części miasta zostali odcięci od dopływów świeżej wody? Zmieszany podciągnął kufel do ust, aby pociągnąć z niego pożądnego łyka trunku. Ten jednak ledwo wdarł się do jego ust, a już po sekundzie wylądował spowrotem w naczyniu, kiedy blondynowi zrobiło się niedobrze. To nie był rum o jakości, do której przywyknął na statku.
- Ostrożnie mocno kopie, ale smakuje jak błoto. - Upomniał za późno znajomy głos, kiedy jasnowłosy wciąż krztusił się w niesmaku.
- Za.. późno Brandon. - Skrzywił się wycierając język w materiał peleryny.
- Wybacz przyjacielu. Zjawiłbym się wcześniej, ale... lepiej nie wchodzić Kapitanowi pod rękę, kiedy jest tak wkurzony... - Przyznał drapiąc się po policzku.
- Słyszałeś?
- Taaaa... ale bardziej jakby cała łajba słyszała. - Świadomość o tym, że już cała załoga słyszała jego kłótnie z kapitanem nie polepszała jego nastroju. A już szczególnie nie kolejne słowa krótko ściętego blondyna. - Naprawdę ci nie staje? - Spytał niewinnie, za co od razu został zgromiony wzrokiem niebieskich tęczówiek, akurat jak w tle trzasnął jeden z mocniejszych grzmotów. - Dobra, sorry.
- Nie, to ja cie przepraszam. - Półelf z westchnieciem podparł się ramieniem o blat. - Tylko... ludzie są strasznie delikatni.
  Mulat na szybko rozejrzał się po towarzystwie, po czym nachylił się do zdołowanego rozmówcy.
- Te dyplomata. Ale żeś by teraz w pyska zarobił po takim tekście. Zdajesz sobie sprawę? - Wyszeptał nim został odepchnięty.
- Nie o to mi chodziło. Mam na myśli wasze ciała. To jak łatwo można je zranić w kilka sekund, a regeneracja może ciągnąć się latami. Ciche nawroty, komplikacje.
- Przecież Olli juś się wylizał? Jest zdrów jak ryba i to dzięki twojej krwi.
- Tak. Niby tak. Ale wciąż nie mamy pewności, czy co jedyne co zrobiła w jego ciele. Lynn wciąż miał za mało danych, aby oficjalnie wygłosić werdykt.
- Aaaa to cię gryzie... Ale czekaj, to twoje naboje też mogą okazać się magiczne? Stary wiesz jaki interes zbijesz na szczynach? - Parsknął starając się rozweselić przyjaciela, co nawet na chwilę mu się udało, choć jego smutku nie rozgoiło.
- Ale możliwe są skutki uboczne... o nieznanych wymiarach.
  Sprawa wcale nie była taka prosta. Enjou pragnął ponownego zbliżenia z Olliverem, ale jeśli jego płyny cielesne miałby choćby w najmniejszych stopniu mu zaszkodzić, potrzeby wylatywały przez okno i tonęły na samym dnie oceanu. A on razem z nimi, jeśli tego będzie trzeba. Bonnet zbyt wiele dla niego znaczył.

...

  Kolejny dzień nie był łatwy. Enjou był kompletnie nie wyspany po tym jak został zmuszony do dzielenia pokoju ze Stevem, którego wyrzucił własny syn na rzecz Ollivera. Blondyn starał się porozmawiać z nim jeszcze przed zakończeniem dnia, jednak Alexy stanowczo mu tego zabronił.
  Cała zgraja zachowywała się nienaturalnie spokojnie i cicho, co też nie pomagało ukryć niezręcznej atomsfery między Enjou, a kapitanem piratów. Cały dzień obaj chcieli coś sobie powiedzieć, ale słowa ginęły w zamieszaniu jakim było wybranie strojów i masek na bal urodzinowy Anisy. Półelf zaczynał obawiać się, czy będzie w stanie przedstawić jej Ollivera jako swojego partnera. Co jeśli ten postanowi z nim zerwać? Nie. Nie byłby w stanie tego zrobić, a jednak cień wątpliwości wdzierał się do świadomosci mężcyzny, kiedy ten ponownie wzdychał.
  Całości przyglądał się Brandon, który całych tych podchodów miał juz serdecznie dość.
- Enjou ruchy! Za pięć minut pakują manatki! Ruchy, ruchy! Wybacz Olli, ale jest tylko jedna przebieralnia, musisie się podzielić. - Z tymi słowami Półelf został wepchnięty za sałonę do przebierali, z której korzystał brunet. Na jego widok od razu serce podskoczyło mu do gardła. Jeszcze nie był w pełni ubrany i zagarniał urpoczywe kosmyki, które zapewne wplątywały mu się w wiązania gorsetu.
- Pozwól, że ci pomogę. - Zaproponował rozczulony jego zakłopotanym widokiem. Z łatwością przeczesał deliaktnie kruczoczarne kosmyki, a następnie zręcznie zaplótł je w luźny warkocz, który na koniec zawinął w kok. - Lepiej? - Spytał korzystając z okazji, aby nacieszyć się jego słodkim zapachem, kiedy jego nos wylądował w jego włosach. Bez pytanie wziął się za wiązanie gorsetu, co robił z delikatnością.
- Olli... przepraszam cię najmocniej. - Powiedział w końcu to co chciał już od poprzedniego wieczora. - Proszę wybacz mi. Powinienem lepiej dobrać słowa i jasno wyjaśnić swoje powody. - Westchnął przerywając wiązanie, aby objąć mężczyznę od tyłu, choć koszmarnie obawiał się odtrącenia, które mu się należało. - Chodzi o to jak moja krew i inne płyny cielesne mogą wpłynąć na twoje ciało. Znanym efektem było uleczenie cię, ale... co jeśli są jakieś skutki uboczne? Co jeśli nagle kolejna dawka sprawi, że... - Czując jak jego głos zaczyna drżeć, wsparł czoło o jego nagie ramiona. - Myśl, że mógłbyś ponownie przeze mnie cierpieć jest nie do zniesienia. A Lynn wciąż nie posiada wyników.


Ostatnio zmieniony przez Natas dnia 01/07/23, 04:53 pm, w całości zmieniany 1 raz
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {01/07/23, 11:00 am}

pirates-of-the-caribbean-font

    Zatrzaśnięcie drzwi od pokoju wcale nie pomogło w walce ze złością. Niemniej jednak pozwoliło jakkolwiek pokazać półelfowi, że ma się do niego aktualnie nie zbliżać, gdyby słowa mu nie wystarczyły. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio był aż taki zły na kogokolwiek. Może wtedy, jak to Jack zgubił Enjou na szemranym targu. Wtedy też chodziło mu o ukochanego, ale teraz już bezpośrednio. Sam nie wierzył w jego zdradę, zwłaszcza z kimś na statku, gdzie wszyscy byli dla siebie przyjaciółmi, a także rodziną. Ale to było jedyne wytłumaczenie tej całej sytuacji. Nie mogło przecież chodzić o to, że nagle przestał mu się podobać. Uważał, że miał niesamowicie seksowne ciało i niezwykle atrakcyjne.
    Wszystkie poszczególne elementy ciała do siebie pasowały, były idealne, a okraszone czarnymi jak smoła falowanymi kosmykami włosów. Dopiero prawdziwy powód braku między nimi miłości fizycznej, rozjaśniło mu coś w głowie. Ale to jeszcze bardziej go rozwścieczyło i mieszało w głowie, bo największą wartością w życiu pirata była wolność, co cenił sobie wysoko również brunet. Poza tym przynajmniej od kilkunastu dni nic mu nie dolegało.
    Minął szybkim krokiem Freda, stojącego w drzwiach, który od razu, kiedy zobaczył tylko kapitana, jak gdyby nic schował się za nimi. Tak jak zawsze nikt nie miał odwagi, by stanąć w oko w oko z Olliverem, gdy ten był wściekły. Obawiali się, że ten zacznie im grozić bronią albo i nakrzyczy na nich, do czego w takim stanie był zdolny.
   Pierwszym celem okazała się łazienka, w której to próbował sobie ulżyć. Wydawało mu się, że minęły już wieki od kiedy jego ciało nie dostało zaspokojenia, jakiegokolwiek orgazmu. Mimo tego dojście do tego stanu było dla mężczyzny wyjątkowo trudne. W głowie, pomimo kłótni, wciąż myślami krążył wokół urody Enjou... wokół świecących się w popołudniowym słońcu na złoto włosów, do magicznych, morskich tęczówek, jakby ten ukradł kolor oceanu. Ale to jednocześnie potęgowało jego wściekłość, tak samo, gdy zdał sobie sprawę, że myśli o jego palcach w środku swoich pośladków. Finalnie jeszcze bardziej wkurzony dał sobie spokój z męczeniem swojego przyrodzenia. Umył ręce i tu też trzasnął drzwiami, następnie przedzierając się przez tłum ludzi, gdy zmierzał do wyjścia.
    Od razu po przekroczeniu ciężkich drzwi, jego ciało pokryło się dreszczem, a on sam zadygotał. Kompletnie nie był przygotowany na diametralną zmianę pogody. Mimo tego ruszył przed siebie, chowając ręce w kieszeń.
    - Kurwa mać! - przeklnął trochę głośniej niż pod nosem, gdy na domiar złego z nieba usianego czarnymi chmurami, runął deszcz. Nie żadna mżawka, a ostry deszcz, jakby miasto miał nawiedzić, jakiś monsun. Brakowało tylko silnego wiatru, ale wolał tego zjawiska nie wywoływać.
    Wydawało się, że tylko on w całym mieście był niezadowolony z tej pogody. Obserwował, jak ludzie toczyli się w oknach z szerokimi uśmiechami, jak dzieci wychodziły na ulicy, tańcząc w kałużach. Nawet zdążył podsłuchać rozmowy o ratowaniu plonów i zażegnaniu suszy.
    Oczywiście sprawcą nagłej zmiany pogody był nie kto inny, a Enjou. Czarnowłosy doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, jak ten sprowadził na nich niebezpieczny sztorm, będąc wkurzony na tamtą sytuację. Teraz ewidentnie był smutny, co skłoniło Ollivera do przemyśleń, czy aby na pewno powinien aż tak bardzo na niego krzyczeć. Tylko teraz już było na to za późno.
    Starał się nie przejmować deszczem, mimo że jego włosy w mig zaczęły się kleić do mokrych ubrań, a nawet pojedyncze krople spływały mu po twarzy. Jego ubrania były całkowicie przemoczone, nie pozostawiając ani jednej suchej nitki na sobie. W końcu, gdy czuł, że już prawie zamarza, a wraz z tym mija u niego nabuzowana złość, wrócił tą samą drogą do karczmy.
    Problemem dla zielonookiego nie było w tamtym momencie fakt dreszczy czy mokrych ubrań i włosów, a to, że nie miał ochoty wracać do pokoju. Był obrażony na swojego wspólokatora, co wiązałoby się z milczeniem i spaniem plecami do niego, co byłoby... dość dziwne i niezręczne w ich relacji.
    - Olli? Jesteś cały mokry! - usłyszał głos zmartwionego Alexego, który dosłownie wyrósł przed wyższym mężczyzną, jak grzyby po deszczu. Następnie od razu wciągnął go do swojego pokoju, znajdującego się na końcu korytarzu.
    - Cześć. - Odchrząknął Steve grzebiąc w swoim kufrze. Wtedy Olliver nie miał wątpliwości, że jego załoga słyszała całą rozmowę. Żesz akurat musieli pokłócić się o taką intymną kwestię.
    Jego syn po oprowadzeniu swojego idola po pomieszczenia, ulotnił się do jego pokoju po suche ubrania.
     - Nie chce o tym rozmawiać. - Westchnął ciężko, odgarniając mokre kosmyki lepiące się do zmarzniętych policzków. O brudne parapety, które niegdyś były na pewno białe, nadal uderzał deszcz. Może nie z taką siłą, jak wcześniej, ale dalej padał. Brunet wcale nie był w lepszym humorze.
    - Już jestem – obwieścił szatyn, podając suche ubrania kapitanowi. - Może zostaniesz tutaj na noc? Moglibyśmy spać razem i...
    - Hę? A ja gdzie? - przerwał jego skołowany ojciec.
    - No możesz spać do Enjou, on wcale nie chrapie! A kapitan musi się wyspać – odparł, robiąc te słodkie oczka. Steve najwidoczniej był temu podatny, bo szybko się zgodził.
   - No dobra... - mruknął. - Dobranoc – dodał, zabierając swoje ubrania w kulke.- Ale przez tydzień myjesz sam gary!
   Aexy wydawał się być dumny z siebie, szczerząc się od ucha do ucha na swój genialny plan. Zwłaszcza, jak zdał sobie sprawę, że będzie mógł spać wtulony w swojego idola.
**
    Nazajutrz gęsta atmosfera udzieliła się wszystkim. Była ona nienaturalna dla piratów, którzy zawsze prowadzili ze sobą głośne rozmowy, śmiali się do rozpuku, ale teraz widząc pokłóconą parę, która szła daleko od siebie, nie śmiali przerywać ciszy.
Olliver wielokrotnie rzucał półelfowi tęskne spojrzenie, wcale tego nie kontrolując. Wielokrotnie w ciągu dnia chciał do niego podejść i porozmawiać, bo nawet taka krótka rozłąka dawała o sobie znaki. Po drugie mógłby być trochę spokojniejszy, mając go blisko siebie w razie nagłej sytuacji awaryjnej. Wciąż znajdowali się na szemranej dzielnicy, ale mimo tego brunet wciąż martwił się o rozpoznanie księcia. Kwestia niebezpieczeństwa w tej części miasta była drugorzędna. Sami uchodzili za niebezpiecznych.
   - Hejże, hejże. Zamykamy dopiero za trzy godziny! - odezwał się sprzedawca, zanim jeszcze Brandon nie zdążył uciszyć go, przystawiając mu do ust swój palec. Tak czy siak jego plan był skuteczny.
    Kapitan na widok swojego chłopaka podniósł zakłopotane spojrzenie, spoglądając na niego w odbiciu w lustrze. Od razu się też rozluźnił, pozwalając mu robić wszystko, co chciał. Nie ukrywał, że kompletnie nie radził sobie z wiązaniem gorsetu. Nie miał pojęcia, co go pokusiło, aby to na siebie ubrać, ale od chwili przyłożenia go do skóry, przeklinał się w myślach. Zwłaszcza, kiedy czarne kosmyki ciągle wplątywały się w jego zapięcie czy zaplątywały wokół palców. Z ulgą przyjął pomoc ukochanego.
    -  Mhm – mruknął niezręcznie, nie wiedząc do końca jak powinien się zachować. Nie mógł też zaprzeczyć, że dotyk długich palców blondyna na jego włosach nie był przyjemny.  - Tylko luźno – poprosił, gdy przeszedł do wiązania gorsetu.
    Wybór Ollivera padł na białą koszulę, pod którą założony miał przezroczysty materiał, przyozdobiony malutkimi kryształkami, gdzie na mostku przyczepione były większe kryształy, odbijające się zielono, różowo i niebiesko. Całość dopełniała ozdoba na szyi zbudowana z tych samych kryształów. Niestety ze wzgląd na widoczny bandaż, koszula musiała być w połowie zapięta, co by gorset przy ruchu go nie ukazał.
    - Powinieneś mi to od razu wszystko wytłumaczyć. Wiesz, jak się czułem, jak za każdym razem mnie od siebie odrzucałeś? - powiedział smutno.  - A ja nie powinienem aż tak na ciebie krzyczeć – dodał i pogłaskał pirata po dłoniach.  - Dlaczego zawsze jesteś takim pesymistą, jeśli chodzi o twoje moce? Wtedy, gdy zaatakował mnie ten potwór, nie mogłem łypnąć ani łyku powietrza. Cały czas czułem, jak krew wlewa mi się do gardziocha i nią się krztuszę. No i wystarczyła twoja krew, by mnie uratować. - Odwrócił się przodem do chłopaka. Ujął w dwa palce jego podbródek i przyciągnął go do krótkiego pocałunku. Jak dobrze znów było można go pocałować – stwierdził.
    - Naprawdę nic mi nie jest. Czuję się dobrze i jestem zdrów jak ryba. Nie masz o co się kłopotać. - Pogłaskał go czule po policzku, następnie go przytulając.  - Twojemu staremu z tego co słyszałem nigdy nic nie dolegało, jak był w związku z twoją mamą, prawda? Wiem, że jesteś półelfem, ale to nie powinno mieć takiego znaczenia. Potrafiłeś przecież mnie uleczyć – dodał.  - Może Lynn powie nam coś nowego na balu, a jeśli nie, to zawsze możemy poszukać coś w tej zakazanej księdze o elfach na statku. Naprawdę nic mi nie jest.
     Po tych słowach jeszcze raz skradł mu szybkiego buziaka, a następnie to on pomógł ubierać się blondynowi. Taka atmosfera, gdy byli w zgodzie była o wiele lepsza.
      - Pasuje ci – skomentował szerokim uśmiechem, poprawiając złote łańcuszki, luźno zwisające po jego odsłoniętych plecach. Podkreślały mu bladość jego skóry, jak i cudownie zarysowane łopatki, w która to zresztą również dostał buziaka.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {02/07/23, 11:05 pm}

Enjou Alberich


  Wybrana przez bruneta kreacja odrobinę odstawała od ubrań, które zwykł nosić, jednak nie oznaczało to, że mu nie pasowała. I o ile tęsknił za jego odsłoniętymi plecami, tak przyozdobienie szerokiego dekoltu kamieniami szlachetnymi, podkreślało jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Szczególnie, gdy dochodził do tego gorset. Musiał być do niego nieprzyzwyczajony, ale naprawdę mu pasował i dobrze zarysowywał figurę. Mężczyzna bez wątpienia i bez tych dodatków był przepiękny, ale z nimi wręcz zabójczy. Jak Półelf miał skupić się na balu i przymknięciu do siostry, kiedy miał go przy sobie?
- Masz rację, ale muszę przyznać też, że mnie zaskoczyłeś swoimi słowami. Nie myślałem racjonalnie w tamtym momencie. - Uradowany dotykiem ze strony bruneta, objął go odrobinę ciaśniej, tym samym bardziej do siebie przyciągając. Zostali rozdzieleni zaledwie na wieczór i jedną noc, a blondyn miał wrażenie, jakby minęły co najmniej wieki. Z ochotą też odwzajemnił delikatny pocałunek, w końcu mogąc rozkoszować się jego cudownie miękkimi wargami.
- Tej części naprawdę trudno jest mi się wyzbyć. Tak długo im nie ufałem. Zaakceptowałem je dzięki tobie, ale jeśli na szali ma stać swoje zdrowie nie zamierzam niczym ryzykować. Muszę mieć stuprocentową pewność, że nic ci nie grozi Olliver. Jesteś dla mnie zbyt ważny, abym mógł pozwolić sobie ponownie na głupi błąd. - Odparł przymykając powieki, odruchowo wtulając się w dłoń pirata. Niestety kolejne słowa mężczyzny odrobinę wybiły go z nastroju, co objawiło się przez zmarszczone brwi.
- Nie... nie słyszałem aby się tym chwalił. - Chwilę się nad tym zastanowił, ale zaraz pokręcił głową. - A nawet jeśli tak było, to nie dochodziły do mnie takie informacje. Król zawsze miał obsesję na punkcie swojego autorytetu siły. NIe pozwoliłby na zrujnowanie go nawet wśród najbliższych.
  Nie było nic dziwnego w tym, że Enjou nie wiedział niczego o jakiejkolwiek chorobie Króla. Widział go jedynie z dużej odległości, siedzącego na tronie z nieobecnym wzrokiem. Nigdy też nie adresował go bezpośrednio, a rozmawiał z najwyższym kapłanem, którego wyznaczono na opiekuna półelfa tuż po narodzinach. Przy większości rozmów decydujących o jego życiu, Enjou nawet nie był obecny.
- Na to liczę. Celibat nie jest mi obcy, jednak wiem że tobie, który ceni sobie wolność i szczerość wobec samego siebie bardzo ciąży. Ale uwierz mi, że ja również bardzo cię pragnę. - Z tymi słowami złożył czuły pocałunek na odsłoniętym obojczyku mężczyzny, uwalniając jednym ruchem jego smoliste kosmyki.
- Doprawdy? - Uśmiechnął się czując jak zimny metal na plecach, wysyła drobny dreszcz wzdłuż jego kręgosłupa. - Mały ptaszek imieniem Alexy zdradził mi, że chciałeś je dla mnie wybrać. - Zaśmiał się rozczulony. Nie przywiązywał uwagi do stroju, ale jak zawsze ten wybrany przez Ollivera pasował do niego idealnie. Podobały mu się też ciemne barwy, jakie odważnie mu dobierał. Tym razem jego koszula była koloru jego długi pięknych włosów, a rozcięcie na plecach ciągnęło się aż do pośladków, których zagłębienie bystrzejsze oko mogło dostrzec, przez nisko osadzone spodnie. Nie był to typowy strój dla mężczyzn uczęszczających na bal, dlatego też miał przygotowaną zwiewną marynarkę, której zamierzał się pozbyć zaraz po wejściu. Nie zamierzał zakrywać całą noc stylizacji, która wybrał jego ukochany.
- Musimy jeszcze zająć się twoimi włosami. I mam też drobny wspólny element. Zamknij oczy i pozwól mi się tym zająć. - Z tajemniczym uśmiechem obrócił Ollivera przodem do lustra i upewniając się, że jego powieki opadły, zaczął wplatać kilka z jego ciemnych kosmyków w drobne warkoczyki, a pomiędzy zakładkami wczepiał złote obręcze z przeróżnymi wzorami. Proste kółeczka, wie obręcze połączone intrygującymi wzorami i te z osadzonymi kamieniami. Na koniec stworzył dwa warkocze po bokach jego głowy, aby połączyć je na środku, pierścieniem, do którego przytwierdzony był złoty łańcuch sięgający na długość jego włosów.
  Stanął naprzeciwko mężczyzny podziwiając swoje dzieło.
- Gotowe, możesz otworzyć. - Oznajmił wreszcie i odsunął się na bok, aby ten mógł podziwiać swoje odbicie. - Nie przesadziłem? - Zaśmiał się odrobinę nerwowo, czekając na jego werdykt. Choć wcale nie zajęło to tak długo. Łapiąc pirata w swoich ramionach, przytknął czoło do jego czoła. - Mojej gwiazdki polarnej nic nie przyćmi. - Uśmiechnął się szeroko.

...

  Wspinając się po doskonale znanym mu krętych schodach osadzonych na królewskim wzgórzu, spodziewał się czuć niepokój, który zawsze mu towarzyszył. Strach wciskał mu w połowie drogi serce do gardła, a kark owiewała niepewność. Tym razem tak nie było. Nie był w końcu sam. Gdy tylko pojawiał się choćby cień wątpliwości, mógł mocniej ścisnąć dłoń swojego ukochanego pirata, która zaraz ściskała jego w dodawaniu otuchy. Prosty gest, a dzięki niemu był w stanie iść z podniesioną głową. Ale to nie jedyne wsparcie. Tuż za nimi kroczyli Alexy, Brandon, Fred, Seve, Jack i połowa załogi. Mimo pozwolenia Ollivera, kilku zdecydowało się zostać na podkładzie Czarnego ducha tak na wszelki wypadek. Niektórzy też zwyczajnie nie wyobrażali sobie siebie w królewskim pałacu na zabawie, a przecież nikt nikogo nie zamierzał zmuszać - ani do zostania, ani do pójścia.
   Kiedy już wszystkim zaczynało brakować oddechu, wreszcie ujrzeli główną bramą na dziedziniec. To w tym miejscu odbywała się kontrola, podczas której ludzie zmuszeni byli ujawnić na chwilę swoją twarz strażnikowi. Ich grupa składała się w większości z poszukiwanych listami gończymi - żywi, lub martwi, a na czele grupy szedł porwany pierwszy książę oraz najsłynniejszy kapitan piratów. Nie było nawet mowy o próbie przejścia w tym miejscu, ale tu ratował ich plan Enjou. Jako były mieszkaniec zamku, w którym spędził większość swojego życia bez ścisłej opieki, udało znaleźć mu się kilka ciekawych zakamarków, nie koniecznie znanych reszcie mieszkańców. Jednym z nich było przejście za budynkiem pod murem.
  Po wejściu wyglądał jak opuszczony. Kurz na stole, pajęczyny na meblach, ogólny zaduch nie wietrzonego od lat mieszkania. Enjou nie tracił czasu. Podszedł do ściany na przeciwko drzwi wejściowych i zdjął z niej zniszczony przez czas obraz bramy królewskiego ogrodu. Za nim znajdowała się prosta ściana ceglana, jednak lekkie popchnięcie jednej z nich, sprawiło że kilka z nich ustąpiło na bok, jakby zaczepione były na zawiasach.
- Może być trochę ciasno, ale lepsze to niż ryzykowanie wspinania się na mury. Uwaga na głowy! - Jasnowłosy uśmiechnął się przepraszająco do przyjaciół i jako pierwszy przeszedł przez przejście. - Stworzyła je służba za pierwszej wojny z Saliami. - Dodał jako ciekawostkę, kiedy przemierzali niskie korytarze. Nie obyło się bez paru guzów. Najbardziej Enjou uważał oczywiście na Ollivera ostrzegając go przed każdym niespodziewanym obniżeniem sufitu. Słyszała to też reszta, co zdecydowanie zapobiegło większości urazom.
  W końcu jednak w ich tunelu pojawiło się światełko. Półelf od razu uciszył załogę, aby nie ujawnili przedwcześnie swojej pozycji. Przez szparę uważnie obserwował otoczenie, po czym nałożył maskę przysłaniającą jego uszy i w odpowiednim momencie wyszedł jako pierwszy, ciągnąc za sobą Ollivera. Razem podeszli do najbliższych strażników, aby rozproszyć ich pytaniami o kierunek w jakim mieli się udać. Poszło im to zaskakująco gładko, nie licząc zirytowanego strażnika zmuszonego do pogawędki, ale musiała być jakaś drobna ofiara. Stąd już mogli udać się za resztą gości spieszących do środka.
  Pierwszym co można było zauważyć po wejściu do zamku, było złoto lejące się litrami z każdej ściany. Nie zostawiono nawet jednego nagiego skrawka ściany, czy zamalowano ją kolorem. Złoto było wszędzie. Na ścianach, ramach obrazu, meblach, stolikach, dywanach i świecznikach oraz kryształowych żyrandolach. Piraci byli zachwyceni, jednak Enjou za tym mdłym widokiem tęsknił najmniej. Już na wejściu widać było na co były tracone pieniądze ich głodujących ludzi. Zawsze szły albo na zamek, albo na wojsko. Dla ludzi skapywały okruszki głównie na święta kościelne od samego Najwyższego kapłana. Były to jednak pozłacane grosze.
  Poprawiając czarną, zaskakująco prostą maskę mocniej ujął wplecioną w jego ramię rękę Ollivera i uśmiechnął się rozczulony na widok jego miny. Może jednak wystrój nie był taki zły, jeśli dzięki niemu zobaczył ten chciwy błysk w oku Kapitana?
- Poczekaj na salę balową. - Szepnął tylko do jego ucha, kiedy właśnie do niej skręcali.
  Oczywiście tak jak reszta zamku, pomieszczenie było pokryte złotem od stóp do głów. Jedyną różnicą był szklany sufit ukazujący przepiękne pomarańczowe wieczorne niebo. Ten element przypadł do gustu nawet samego Enjou. Kopuła była dziełem trzydziestu najlepszych architektów na świecie, nad którym pracowano latami. Został ukończony tuż przed ślubem jego Matki oraz obecnego Króla. A skoro już o rodzinie królewskiej była mowa, ta miała naturalnie wydzieloną odrębną strefę na lekkim wzniesieniu. Tron Króla znajdował się wyżej nawet od jego małżonki i znajdował się nad nim potężni herb słońca otoczonego płomieniami. Był wciąż pusty, jak miejsce Królowej, czy trzy najniżej osadzone należące do potomstwa. Enjou jeszcze do niedawna zasiadał na jednym z nich i nigdy nie zbliżał się do ludzi, a teraz swobodnie mieszał się między nimi. Było to coś czego zawsze pragnął. W końcu goście zawsze wyglądali jakby dobrze się bawili w tak przepięknej sali.
  Czas na podziwianie jednak szybko został zakończony przez nagłe rozbrzmienie trąb zwiastujących nadejście rodziny królewskiej. Tłum od razu zamilkł, a pierwszy do pomieszczenia wszedł pewnym krokiem Król Idreanii. Jak zawsze nie obdarzył ludu nawet krótkim spojrzeniem. Usiadł zadzierając lekko głowę zainteresowany bardziej szklaną kopułą. Krótko po nim zjawiła się kobieta, którą wziął za żonę dzień po śmierci Elfki. Twierdził, że król bez królowej wyglądał na słabego. Enjou nie miał jednak jej tego za złe. W końcu nawet za bardzo jej nie znał. Ale tym co najbardziej go interesowało było wejście jego siostry, zaraz po Andou. Jej drobna sylwetka wręcz tonęła w wykwintnej sukni, która pewnie przeklinała na wieki w myślach. Jednak wyglądała w niej cudownie. Jasny błękit świetnie komponował się z jej ognistymi włosami zaplecionymi w gęsty warkocz, a przy każdym kroku materiał poruszał się delikatnie niczym fale przybijające do brzegu. Enjou był zmuszony ukradkiem otrzeć łzę wzruszenia. W końcu udało mu się ją zobaczyć po tak długim czasie. I co ważniejsza była cała i zdrowa, choć oczywiście smutna. Oczekującym wzrokiem błądziła po tłumie gości, najprawdopodobniej szukając właśnie jego, ale półelf jeszcze się nie ujawniał.
  Czekał na odpowiedni moment, który miał myć zaraz po jej przywitaniu. Jako solenizantka musiała przywitać gości w imieniu niezainteresowanego Króla. Zrobiła to oczywiście z wielką gracją, choć jej słowa nie były ani trochę sztywne, czy bez wyrazu. Czuć było w nich znajome ciepło. Naprawdę była wdzięczna za przybycie zgromadzonym.
  Po jej ostatnich słowach przyszedł czas na pierwszy taniec. To zawsze ją stresowało. Nikt nie mógł dołączyć do tańczącej księżniczki i jej partnera. A na niego zawsze wyrywali się najgorsi z najgorszych możliwych osobników. Często starsi, ale też nie zabrało zuchwałych książąt.
- Wybacz mi kochanie, ale to nie z tobą tego wieczoru zatańczę po raz pierwszy. - Miał nadzieję, że Olliver go zrozumie, ale na pocieszenie musnął wargami jego słodkie wargi, po czym ruszył pewnym krokiem na środek sali. Odrobinę się spóźnił, bo przy księżniczce stał już ulizany szatyn, kłaniając się wyciągnął rękę zapraszając ją do tańca. Blondyn jednak nie zamierzał rezygnować.
- Najmocniej przepraszam drugi Książę Arii, Fryderyku, obawiam się jednak, że ten taniec należy do mnie. - Wtrącił się łapiąc w ostatniej chwili dłoń swojej siostry. Biedny szatyn nie miał nawet chwili na reakcję, bo Enjou już porwał ją w pierwsze kroki, choć ta nie ukrywała swojego niezadowolenia.
- Co ty-! - Zaczęła oburzona, ale Enjou od razu jej przerwał z łobuzerskim uśmiechem wykwitającym na ustach.
- Proszę mi wybaczyć Panienko, ale zdaje się, że pewna banda piratów, zaraziła mnie brakiem manier. - Widząc szok malujący się na jej drobnej twarzyczce, musiał mocno wstrzymać się żeby nie wybuchnąć śmiechem. W momencie rozpoznania go zrobiła tak wielkie oczy, ale też widział jak wzbierają się w nich łzy.
- En -
- Cichutko moja droga siostrzyczko. Nie chcemy, żebym stracił głowę zaraz po powrocie. - Zażartował doprowadzając ją do delikatnego chichotu. - Tańczyć też chyba nie zapomniałem. Miałem świetnego partnera do ćwiczeń. - Z tymi słowami porwał dziewczynę do tańca, wraz z rozpoczęciem grania orkiestry.
- Będziesz musiał mnie przedstawić. - Odparła dając się prowadzić bratu do tańca, który odrobinę odbiegał od tradycyjnego walca. Był to jej ulubiony wariant - walc kwiatów. Miał nie zwracać na siebie uwagi, ale nie mógł odmówić sobie uszczęśliwienia siostry. Wiedział, że w tym też tańcu wypadnie najlepiej.
  Zaczęli spokojnie, tak jak Enjou uczył piratów, jednak szybko dodanych zostało kilka obrotów, a już po chwili młoda księżniczka wirowała pod ramieniem blondyna. Nie szczędzili sobie miejsca i doskonale zgrani z rytmem dodawali kolejne znane im ruchy. Na koniec ponownie złączyli ramiona i wraz z finalnym brzmieniem, lekko odchylił Anisę  do tyłu. Natychmiast zalała ich fala oklasków.
- Witaj w domu Bracie. - Wyszeptała, kiedy pomagał jej wrócić do pionu, po czym uczepiła się mocno jego ramienia, dając poprowadzić się w tłum prosto do Kapitana piratów, który czekał na nich przy jednym ze stołów.
- Aniso, księżniczko Idreanii, proszę poznaj miłość swojego życia Ollivera Bonneta. - Przedstawiając bruneta, złapał za jego dłoń, na której wierzchu złożył czuły pocałunek, a następnie poprowadził ją w stronę siostry.
- To wyjaśnia zmianę barwy twoich tęczówek. - Uśmiechnęła się przyjaźnie i tak tylko pirat ujął jej dłoń, ta ukłoniła się głęboko chcąc tym samym wyrazić swoją wdzięczność za opiekę nad Półelfem. - Miło mi poznać. Acz muszę przyznać ma Pan wyjątkowo intrygujące imię. - Dodała niewinnie udając podejrzliwość.
- Chyba przyda nam się odrobina świeżego powietrza. - Zasugerował blondyn, wskazując ramieniem drogę na balkony. W tym czasie balu był on pusty, bo wreszcie goście mogli wkroczyć na parkiet.
  Opierając się o barierkę, półelf wbił wzrok w pogodne niebo, którego nigdy nie widział z zamkowych murów.
- Czyżby nasz drogi porywacz stał za zdjęciem twojej klątwy? - Spytała splatając dłonie przed sobą, wyraźnie nie mogąc doczekać się opowieści o jego przeżyciach.
- Kochanie, poczynisz honory? - Uśmiechnął się równie niewinnie co księżniczka, co mimo maski na twarzy blondyna, nie ukrywało do końca faktu bycia rodzeństwem. Oboje chcieli odrobinę przetestować Kapitana Czarnego Ducha.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {14/07/23, 08:59 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

   W pomieszczeniu było można zobaczyć ulgę na twarzach piratów. Wszyscy odetchnęli wiedząc, że atmosfera między nimi wszystkimi nie będzie niezręczna, że nikt nie będzie musiał się obawiać przed podejściem do Ollivera nie w porę. A on był szczerze szczęśliwy, że mógł swobodnie przytulać się i kraść buziaki od ukochanego półelfa.
   - Postaram się nie być taki wybuchowy, przynajmniej w stosunku dla ciebie – złożył obietnicę.
   Być może wczorajszej nocy jeszcze zasnęliby w swoich ramionach, gdyby dał dojść do słowa blondynowi, gdyby tylko ze sobą szczerze porozmawiali.
   - Nie chce być w celibacie – wyburczał, wtulając głowę w szyję ukochanego. - Ciąży mi tym bardziej, jak sobie przypomnę, jaki nasz pierwszy raz był wspaniały – dodał już ciszej. Nie chciał, by takie słowa trafiły do nie powołanych uszów. Zwłaszcza ich przyjaciół, którzy o ich życiu łóżkowym wiedzieli już za dużo.
   Przynajmniej miał pewność, że blondyn nie był znudzony jego ciałem, że ich pierwszy raz nie był okropny, a blizna na jego brzuchu nic nie zmieniła.
   - A to mały papla – skomentował, chichocząc. Jednak znowu musiał się pochwalić. Do jego zalet, których miał tak wiele dochodziło jeszcze dobre poczucie gustu. Śnieżnobiała skóra półelfa świetnie kontrastowała ze złotem, tak samo jak czysta czerń. To dodatkowo było miłą odmianą do tego, co Enjou przywykł nosić w murach zamkowych. Chociaż widok chłopaka w bieli też był wspaniały, tak samo jak w innych kolorach. Ale cały w skowronkach był, gdy ten był nagi.
   Podniósł lekko zdziwiony prawą brew, ale od razu przystał na jego propozycje, będąc ciekawy, co takiego wymyślił. A na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech, gdy poczuł jego palce w swoich włosach. Zawsze był delikatny plotąc mu różne fryzury – czy to warkoczyki czy w luźnego koka, gdy nie chciał ich zmoczyć. Tylko on miał pełne pozwolenie na nieograniczoną zabawę w czarnej czuprynie i tak jak zawsze był pewien podziwu jego pracy, bo gdy pozwolono mu otworzyć oczy, uśmiech kapitana jeszcze bardziej się poszerzył. W jego kosmykach było pełno złotych świecidełek, które tak cudownie poruszały się wraz z ruchami Ollivera, zwłaszcza, gdy ten odchylił się stojąc tyłem, by móc podziwiać cały kunszt.
    - Nieee – skomentował, kiedy nacieszył się nowym widokiem. - Wyglądam jeszcze piękniej, co nie? - dodał szczerząc się od ucha do ucha. Zwłaszcza, gdy nazwano go nowym pieszczotliwym słówkiem i to wynikającej z małej lekcji, jakiej udzielił piratowi. - Nie licząc ciebie. - Wyciągnął dłoń ku niemu i pogłaskał go po gładkim policzku. - Kocham cię – wyznał, czemu towarzyszyły świsty ich kompanów. To był dla nich ostateczny znak, że się pogodzili.
    A zanim skończyli zakupy, wybrali sobie jeszcze kilka ubrań na co dzień.
**
   Wszyscy tutaj zebrani mogli pochwalić się dobrą kondycją, do czego zmuszał ich sam kapitan. No może z wyjątkiem Freda, więc nikogo nie dziwiło, że w wspinaczce na królewskie wzgórze był na szarym końcu, ciągnąc za sobą leniwie nogi. Twarz jego była cała czerwona niczym burak, dlatego też to ten idący na samym przodzie – Olliver – odnotował, że naprawdę będą musieli przyłożyć się do ćwiczeń. Może dłuższa szermierka na statku by tutaj zadziałała?
   I pomimo dobrej kondycji czarnowłosego, temu również już brakowało tchu na samej górze schodów. Nie miał pojęcia, jakim cudem, ktokolwiek był w stanie pokonywać taką trasę codziennie. Choć starał się robić dobrą minę do złej gry i nie spowalniać księcia, którego cały czas trzymał za rękę, od czasu do czasu gładząc ją palcami.
   - Czemu... nie... zamontowali... tutaj... windy... - wysapał Fred, wspierając się na kolanach. Na jego szczęścia dalsza droga zapowiadała się mniej wymagająca.- Więcej wspinać się nie będę, o nie nie! - wrzasnął na słowa Enjou, co wszyscy skomentowali śmiechem. A Jack na pewno z ulgą, że nie musiał go nieść.
   Na całe szczęście dla pulchnego mężczyzny przed sobą mieli już tylko prosty korytarz i parę zakrętów oraz nagłe drewniane belki, w które nie raz czy dwa mężczyźni uderzyli głowami z głośnymi jękami. Tylko Alexy – ze względu na swój wzrost i Olliver, który był najbliżej Enjou nie oberwali ani razu. To oczywiście bawiło mężczyznę, choć nie powinno.
    Ale nikt z nich nie żałował wyprawy, gdy im oczom okazał się blask zamku. I to dosłownie. Co prawda większość z nich miała okazje podziwiać kunszt wystroju zamku, ale mimo tego widok zebranego złota ponownie robił wrażenie. Zwłaszcza złota podłoga, w której można było dosłownie dokładnie się przejrzeć. Także nawet mniej ważne dywany, brudzące się cały czas od brudnych butów gości, były obszyte złotymi nićmi. Ale największe wrażenie na piratach zrobiła właśnie sala balowa, o której mówił Enjou – przestronna i ogromna, przyozdobiona kolumnami szczodro przyozdobionych w ornamenty, roślinne czy zwierzęce. Można było zauważyć także mityczne zwierzęta, jak jednorożce, smoki czy feniksy, tworzące nowy obraz w formie rzeźby. Aż przez myśl Ollivera nie przemknęła myśl, że powinni wziąć coś ze sobą, aby zeskrobać sobie trochę złota. Pewnie nikt by nie zobaczył...
    Niewtajemniczeni w sytuacje księcia Idreanii mogliby się dziwić, dlaczego ten porzucił takie życie, dosłownie opływające złotem na rzecz o wiele biedniejszej łajby z mniej wygodnym łóżkiem i brakiem służby, ale za to piraci mogli dać mu szczerą przyjaźń, przygody, a także miłość.
    Oczywiście ich największego obżartucha interesowały w tej chwili długie stoły z biało-złotymi obrusami, na których znajdowały się wielkie półmiski jedzenia – świeże warzywa o różnych, dziwnych kształtach, kilkanaście miseczek sosów, kilka rodzajów ziemniaków, frytek, pasztetów, kasz, mięs czy różnie za panierowanych warzyw, ociekających w marynacie. Były także desery takie jak nigdy nie topiące się lody w różnych smakach, czekoladowe ciasta, puddingi oblane owocami czy też babeczki. Nie zabrakło również specjałów tutejszego regionu. I na ten widok Fred od razu się ślinił, kompletnie nie przejmując się wejściem rodziny królewskiej. On już był w swoim raju. W przeciwieństwie do Steve'a, który tylko stał obok niego i z pogardą komentował każdy kęs, który od niego kradł.
     Zaś Olliver bacznie obserwował księżniczkę Anise, w pewnym momencie wysyłając do towarzyszy gardzące spojrzenie. Wciąż nie rozumiał, jak mogli oni się pomylić w porwaniu, ale teraz było to nieważne. Objął swojego porwanego w pasie, przyciągając go bliżej siebie, a także pokusił się o ucałowanie go w czubek głowy. Była to dla niego wielka chwila – nareszcie mógł zobaczyć się z ukochaną siostrzyczką, uspokoić jej nerwy i nadrobić stracony czas. Czarnowłosy chciał dać mu całe wsparcie, jakie tylko mógł, jak i być tego częścią.
    - Wybaczam. - Uśmiechnął się szeroko. - Idź, baw się dobrze, skarbie – dodał, wypuszczając go z objęć.
     Serce mu przyśpieszyło, gdy jego chłopiec na nic nie bacząc, porwał swoją siostrę w taniec. Był z niego taki dumny, że był taki pewny siebie.
      Z szerokim uśmiechem obserwował, jak i ciała doskonale się komplementują, jak wspólnie wirują i tańczą doskonałe znane im kroki. Był szczerze szczęśliwy, obserwując wraz z Brandonem i z Jackiem, jak dwójka na parkiecie jest szczęśliwa. Oczywiście, że wyglądali oni lepiej niż piraci, co dopiero czaili poszczególne kroki. Tego samego zdania byli wszyscy tutaj zebrani, klaszcząc głośno, gdy muzyka ucichła.
      Kapitan nie był w stanie powstrzymać lekkiego rumieńca, skradającego się na swoje policzki, gdy został nazwany „miłością życia”, a zwłaszcza, kiedy dostał buziaka w dłoń. Chociaż starał się go ukryć, udając, że swędzą go uszy, by móc je zakryć ręką. Niemniej jednak jego serce skakało z radości, że aż tyle dla niego znaczył.
      Szybko odwzajemnił ukłon w stronę księżniczki, nie będąc pewny do końca, czy aby na pewno tak powinien się zachować. Na pewno nie spodziewał się, że to ona złoży ukłon jemu. Może faktycznie nie powinien aż tak przejmować się jej opinią? Zdawało się, że Anisa od razu go polubiła.
      - Do prawdy? Często mnie z kimś mylą. Może to nazwisko w tych kręgach jest niezwykle popularne – powiedział bez zająknięcia z charakterystycznym błyskiem w oku. - Żartuję, nie będę okłamywać swojej przyszłej szwagierki, prawda Enjou? - Wyszczerzył się do niego, otwierając przed nią karty. - Tak to ja – dodał z dumą. - A jeśli chodzi o jego oczy, to jakoś samo wyszło. Wystarczył tylko mój urok osobisty. - Teatralnie odgarnął swoje błyszczące oczy. No i znów w kilka sekund czuł się pewny siebie w obcym towarzystwie. Potem rozmowa naturalnie zeszła na opowiadanie jednej z przygód załogi, by zakończyć się na opowiadaniu, jak to prawie Enjou wprowadził Czarnego Ducha na dno oceanu. Nie obyło się bez śmiechu, kiedy wspomniano o jego wymiotach. A potem Anisa patrzyła się na nich z rozczuleniem, gdy opowiadali o ich zakochaniu.
    - Oho, chyba teraz nasza kolej – zagaił, gdy nagle rozbrzmiała muzyka nawołująca do walca, a parkiet zaczął się wypełniać parami. - Musimy na chwilę cię przeprosić – dodał, ciągnąc swojego ukochanego na środek. - Nie zamierzam cię zapraszać do tańca. Czuj się skradziony. - Wyszczerzył się. Takie „zaproszenie” było bardziej w ich stylu.
    Tylko tę piękną chwilę miała przerwać im niespodziewanie kobieta, trzepoczącą z daleka rzęsami w stronę blondyna. Olliver od razu zmarszczył brwi, lustrując ją od stóp do głów. Przyjrzał się jej tiulowej szerokiej sukni w biało-fioletowym kolorze i ozdobnymi złoto-różowymi kwiatami na tali. Musiał przyznać, że wyglądała pięknie w tym stroju, ale to nie powstrzymało bruneta od podstawienia z zimną krwią nogi kobiecie, kiedy ta znalazła się niebezpiecznie blisko blondyna, chcąc za pewne ukraść go na pakiet.
    - Ojejciu, przepraszam najmocniej – udał przejętego, zasłaniając teatralnie ręką usta. Mimo tego nie zrobił ani kroku w jej stronę, gdy ta wyczekująco się na niego patrzyła, leżąc na parkiecie. - Mówiłem mojemu chłopakowi, żeby założył dzisiaj wygodne buty, żeby nie nabił sobie niepotrzebnie siniaków – dodał, podkreślając słowa „mojemu chłopakowi”. Na pewno też nie czuł żadnych wyrzutów sumienia.
     - Zrobił to pan specjalnie!- warkneła oburzona.
     - No skądże! Mówiłem... wygodne buty to podstawa!
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {23/07/23, 01:00 am}

Enjou Alberich


  Pół elf musiał przyznać, że nie spodziewał się takiej reakcji kapitana na przedstawienie go. Bardziej widział jak dumnie wypina pierś, ale drobne zawstydzenie też było jak najbardziej akceptowalne. Tym bardziej, kiedy trochę różu wlało się na jego policzki. Miał ogromną ochotę go w tamtej chwili pocałować, ale wiedział, że na jednym bym się nie skończyło. Musiał jeszcze trochę się wstrzymać. Niestety podczas tańcu nie udało mu się wychwycić ich przyjaciela w tłumie. Czyżby coś stanęło mu na drodze?
  Wszelkie zmartwienia jednak zeszły na bok, kiedy brunet nazwał jego siostrę szwagierką. Uszy blondyna od razu wesoło zatrzepotały, również lekko się czerwieniąc.
- Oh w to nie wątpię. - Odparła dziewczyna zaraz jednak odrobinę smutniej. -Bracie, zapomniałeś wysłać mi zaproszenie na uroczystość ślubną? - Spytała przejęta.
- Nie, nie. Wiesz że bym nie śmiałbym. - Odparł rozbawiony. - Jeszcze się nie odbyła. Ale bez wątpienia jest w naszych planach w najbliższej przyszłości. - Dodał uśmiechając się czule do swojego pirata.
  Kochał go i nie zamierzał ukrywać, że chciałby związać się z nim na całe życie. Brakowało mu jednak tylko odpowiedniej chwili i pierścionka do przypieczętowania ich pięknego związku. Na to miał już jednego kandydata, jednak nie był on w jego posiadaniu. A kosztowności zdobyte z ich małej wyprawy, nie wydawały się godne najlepszego Kapitana Piratów. Jego Olliver musiał dostać coś naprawdę wyjątkowego.
  Wspominając swoje początki na pokładzie czarnego ducha, śmiał się i szeroko uśmiechał. Gdyby tylko dane mu było spotkać siebie z tamtego okresu, zapewne zostałby uznany przez niego za wariata. Pirat który chciał porwać jego siostrę na okupu, zostanie miłością jego życia? To się nie śniło nawet najlepszym baśniopisarzom. Ale było jak najbardziej prawdziwe i piękne. Nie zmieniłby w ich historii nic za wyjątkiem wypadku Ollivera oczywiście. Wciąż czuł się za niego winny, ale wiedział, że potrzebował jedynie zamknięcia tematu. Jeśli tylko dowie się, że wszystko z jego ciałem jest w porządku, to w końcu będą mogli żyć bez żadnych zmartwień.
  Choć już mógł cieszyć oczy dobrym humorem bruneta, kiedy ten postanowił porwać go do tańca.
- Wybacz mi Anisa. - Zaśmiał się ochoczo podążając za swoim porywaczem. - Przez ciebie ukochany? Nie spodziewam się niczego innego - Dodał mocniej ściskając jego ciepłą dłoń.
  Na ich drodze pojawiła się jednak przeszkoda w postaci damy, która upatrzyła sobie jednego z nich. Enjou znając zamkową etykietę, naturalnie nie chciał ugodzić jej dumy. Nie była w końcu niczego winna. Olliver przyciągał wzrok wielu osób. Nie winił jej, jednak nie zamierzał go jej oddawać. I podobne zdanie miał brunet, który podstawił jej nogę. Oczywiście mógł się tego spodziewać po piracie. I skłamałby twierdząc, że wcale go ta sytuacja nie rozbawiła, jak i zadowoliła pozwalając uniknąć jednego problemu. Niestety narodziła kolejny. Mężczyzna nie był zbyt dyskretny ze swoim małym sabotażem.
- Proszę wybaczyć mojemu drogiemu partnerowi... - Zaczął powoli układając w głowie plan wyjścia z danej sytuacji. Ale nim udało mu się go skompletować, rozmyślenia przerwała dłoń, której ramię odziane było w śnieżnobiały rękaw garnitura.
- Nic się Panience nie stało? - Spytał znajomy im spokojny głos, którym wiedziony, blondyn odwrócił się szerokim uśmiechem aby zobaczyć ich dobrego, elfiego przyjaciela. - Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale obawiam się o zdrowie Panienki. O tak piękne, a zarazem delikatne ciało należy szczególnie uważać. Czy mogę zasugerować odpoczynek na tarasach oraz ewentualnie służę pomocą medyczną. - Mówiąc to pomógł kobiecie wstać, podtrzymując ją opiekuńczo.
- Tak, nie odmówię zaczerpnięcia świeżego powietrza. Trochę mi słabo. - Odparła teatralnie wspierając się na elfie, jakby zaraz miała zemdleć. I nie można było jej winić. Lynn wystrojony od stup do głów w zielonej masce stylizowanej na pnącze dzikich, błękitnych róż, sprawiał wrażenie ukrywającego się pod nimi księcia. Żadna dama nie przegapiłaby takiego ratunku i tak też postąpiła ofiara Ollivera, która kompletnie zapomniała o swoim pierwotnym celu.
- Zazdrość piękności szkodzi mój drogi przyjacielu. - Szepnął jeszcze tylko do bruneta, zaraz zabierając ze sobą dramatyzującą damę.
- Zazdrość? - Enjou zamrugał kilkakrotnie wpatrując się w kapitana. - Olli, czy ty byłeś o mnie zazdrosny? - Nawet nie potrzebował odpowiedzi, bo twarz mężczyzny zdradzała wszystko. Z czułym uśmiechem objął go w pasie, przyciągając do siebie ciasno, muskając wargami jego policzek.
- Obiecałem ci przecież. Jesteś mym jedynym partnerem i nie zamierzam tańczyć z nikim innym niż tobą i Anisą. - Uspokoił go. - Nie masz o co się martwić. Choć muszę przyznać, że było to zaskakująco urocze zagranie. - Dodał z uśmiechem już wciągając go na parkiet.
  Zrobili zaledwie trzy kroki, a już mogli poczuć na sobie wzrok wszystkich gości. Enjou zapomniał o dość ważnym elemencie. Związki jednopłciowe, zwłaszcza te między mężczyznami nie miały przychylnej opinii ze względu wiary w Idreanii. Był to tylko oficjalny status, jednak większość ludzi podzielała to zdanie. A oni mieli nie ściągać na siebie zbyt dużej uwagi i zmieszać się z tłumem. Ale mimo to nie zamierzał rezygnować z tańca ze swoim ukochanym, co zepsułoby jego dobry humor. Nie chciał aby i on miał nieprzyjemne wspomnienia związane z zamkiem. Dlatego też jedynie pewniej chwycił jego talię, prowadząc go odrobinę przed sobą, lewą dłonią łapiąc jego rozłożone ramię. Dopiero kiedy znaleźli się niemalże na samym środku, obrócił go ku sobie z uśmiechem na ustach wpatrując się w te jego cudowne zielone tęczówki.
  Zaczął spokojnie, dokładnie tak jak się uczyli. Jeden, dwa, trzy. Jeden, dwa, trzy. A kiedy już brunet złapał rytm, pozwolił sobie na dodanie gdzieniegdzie kilka dodatkowych ruchów. Drobne obroty, czy przeskoki, ale zawsze wracał do znajomej Olliverowi kombinacji, żeby za bardzo się nie zgubił. Ale zdecydowanie najlepszym dodatkowym ruchem było lekkie uniesienie mężczyzny, łapiąc go w talii, po czym złapał go w swoje ramiona, zaraz zachęcając go do śmielszych ruchów.
- Ćwiczyłeś beze mnie? - Spytał kiedy znów byli bliżej siebie przy wolniejszym momencie. - Radzisz sobie świetnie... I wyglądasz tak przepięknie. - Ostatnie słowa wręcz wyszeptał wprost do jego ucha.
  Taniec był dla nich świetną zabawą. Co prawda nie tak swobodną, jak pokazali mu piraci, ale nie mniej rozrywkową. Miał w końcu za partnera swojego ukochanego kapitana. To wystarczyło mu do pełni szczęścia. Kilka razy nawet pozwolił mu poprowadzić siebie, a brunet podołał bezbłędnie wyzwaniu. Ale nie tylko oni dobrze się bawili. Kilka razy mignęła mu w tle jego siostra, której partnerem był Alexy. Młody pirat choć kroczył niezdarnie, z pewnością nadrabiał straty swoim urokiem.
  Wyczuwając zbliżający się klimaks w muzyce, blondyn wziął swojego partnera w obroty, aby skończyć z nim ponownie uniesionym lekko w powietrzu wraz z finalną nutą. Z przyśpieszonym oddechem opuścił go powoli w swoje ramiona, podczas czego przemycił delikatny pocałunek w te jego cudownie miękkie usta.
- Może się czegoś napijemy? - Zaproponował kiedy schodzili już z parkietu. - Musimy też porwać niedługo Lynna. Jego spóźnienie nie mogło być przypadkiem. - Dodał sięgając po dwa kieliszki różanego wina. - Nie może się równać z rumem, ale to był mój ulubiony trunek. - Wyznał unosząc kieliszek do nosa, aby nacieszyć się przepięknym kwiatowym zapachem ze słodką nutą. Smakowało podobnie. Enjou miał zdecydowanie słabość do słodkiego smaku.
- Elficki specjał, uwielbiany przez Królową Danile. Choć według pogłosek po jej odejściu stracił swój niepowtarzalny smak. - Wtrącił do ich rozmowy ciemnowłosy Elf, który ponownie zdawał się zjawić znikąd. - Wybaczcie, nie było moim planem straszenie was, czy psucie zabawy. Jednak spodziewam się, że wyczekujecie ode mnie pewnych wiadomości. A ja również chciałbym potwierdzić swoje wyniki. Potrzebujemy jednak ustronnego miejsca. - Dodał rozglądając się po otaczających ich gościach. Nie mogli otwarcie dyskutować tak ważnej kwestii, kiedy mogła ich podsłuchiwać niepożądana para uszu.
- Mój pokój w północnym skrzydle. Nawet służba rzadko się tak zapuszczała, a podejrzewam, że teraz również zostało ono pozbawione straży. - Zaproponował blondyn, bo sam i tak miał na celu odwiedzenie swojego starego miejsca. Zostawił tam bowiem pewną ważną pamiątkę, którą chciał odzyskać.

  Wymknięcie się nie było trudne. Wiele gości rozchodziło się po zamku, głównie do cudownego ogrodu, który był dumą ciężko pracujących każdego dnia ogrodników. Musieli oni bowiem utrzymywać w najlepszej kondycji egzotyczne gatunku z każdego zakątka świata, co na pewno nie było łatwym zadaniem. Jednak odkładając w czasie ich podziwianie, Enjou poprowadził bocznymi ścieżkami do północnego skrzydła. Nie był w nim tak dawno, a mimo to wciąż doskonale pamiętał każdy korytarz. Wystrojem oczywiście nie różniły się za wiele od reszty środkowej części zamku. Ich cel znajdował się na najwyższym piętrze oraz na końcu korytarza.
  Blondyn przez chwilę zawahał się, kiedy złapał za klamkę. Być może pomieszczenie zostało już opróżnione, a jego rzeczy przeniesione? Z cichym westchnięciem otworzył w końcu drzwi i nawet nie wykonał pierwszego kroku, kiedy o mało co nie zawaliła się na niego kolumna niedbale ułożonych książek. Od razu ustabilizował ją i z zakłopotaniem spojrzał na swoich towarzyszy.
- Um... wybaczcie. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę mieć gości. - Zakłopotany zebrał kilka książek walających się pod nogami i w końcu zaprosił ich do środka.
  Książki były wszędzie - to mało powiedziane. Ich starty sięgały miejscami po sam sufit, jakby właściciel pomieszczenia starał się ukryć nimi złote ściany. Jakby próbował odgrodzić się całkowicie od świata zewnętrznego. Były wszędzie. Na kanapie, na stole, na fotelach, na trzech masywnych regałach z motywem wyrytego drzewa. A najwięcej były ich na podłodze. Co krok trzeba było patrzeć pod nogi, ani nie przydeptać zabłąkanego tomiszcza. I oczywiście według Enjou były one starannie posegregowane i ułożone. Nawet do tego dnia doskonale pamiętał gdzie, jaka opowieść się znajduje.
  Zaprowadził ich w końcu do swojego łóżka oraz stojącego obok biurka, na których było nieco więcej miejsca. Na materacu były zaledwie dwie kupki, które blondyn szybko przemieścił, kiedy Lynn polecił brunetowi przysiąść na nim.
- Zaraz wszystko wam wyjaśnię, jednak wcześniej chciałbym cię przebadać. Proszę zdejmij górną część odzienia. - Polecił rozkładając swoją torbę na biurku.
  Niestety z reguły proste polecenie nie było wcale tak łatwe do wykonania dla pirata. Koszula i gorset wylądowały na pościeli, jednak jego ręce zamarły w powietrzu, kiedy miał sięgnąć do bandaży.
- Wszystko, chciałbym szczególnie przyjrzeć się twojej bliźnie Olliver. - Sprecyzował.
  Wyczuwając zmianę w nastawieniu ukochanego Enjou od razu znalazł się bliżej, obejmując go ramieniem. Lynn nie był świadomy kompleksów jakich nabawił się przez nabyta bliznę. A jeśli miał problem z pokazaniem jej Półelfowi, to co dopiero innym?
- Olli... Wiesz, że nie masz się czego wstydzić. Dla Lynna najważniejsze jest twoje zdrowie. - Powiedział uspokajająco gładząc jego nagie ramię. - Olli...
  Mimo bliskiego wsparcia mężczyzna wciąż się opierał.
- Kochanie... A mi ją pokażesz? - Zaproponował odgarniając jego ozdobione złotem kosmyki za ucho. - Proszę cię. To bardzo ważne abyśmy mieli pewność, że z twoim ciałem nie dzieje się nic złego. - Poprosił gładząc czule jego policzek wierzchem dłoni, po czym pocałował go krótko po raz kolejny tego wieczoru.
  To zdawało się zadziałać. Choć Olliver wciąż nie był do końca przekonany, to pozwolił blondynowi na zdjęcie opatrunku pod warunkiem, że tylko on będzie patrzeć. Lynn nie protestował. Usiadł plecami do nich na krześle, skupiając się na swoich notatkach. Enjou za to uklęknął między nogami Kapitana.
- Gotowy? - Spytał jeszcze, a kiedy w odpowiedzi otrzymał niemal niewidoczne skinięcie głową, zabrał się za delikatne i powolne rozwiązywanie bandaży. Raz za razem biała wstęga opadała, powoli odsłaniając bliznę rozciągającą się na całym brzuchu pirata. Półelf wciąż nie rozumiał dlaczego się tak jej wstydził. Była blizną, zmieniła wygląd jego ciała, ale nie ujęła mu urody. A wręcz dodała. Była oznaką poświęcenia, jakie był gotów oddać na życie swojego ukochanego. Była tylko dla niego. Blondyn przybliżył się znacznie do mężczyzny, aby po chwili musnąć wargami krawędzie znamienia. Zaraz po tym spojrzał z dołu na bruneta, posyłając mu swój promienny uśmiech, kiedy ten przytknął palca do ust.
- Nie widzę żadnych zmian. Jest blada, wszystko ładnie się zabliźniło, jedynie są odparzenia... zapewne po zbyt ciasnym wiązaniu bandaży. - Trochę go to zasmuciło, że Olliver do tego stopnia starał się ukrywać bliznę. Nie patrząc, jak dana metoda wpływa na jego skórę.
- Czy od waszego wyjazdu współżyliście ze sobą? - Spytał elf niewzruszonym głosem, przyprawiając blondyna o natychmiastowe zawstydzenie.
- Ja... nie. Bałem się, że być może przyjęcie moich płynów mieć zagrażające zdrowiu Olliego, efekty uboczne... - Przyznał wiedząc, że ponownej śpiączki partnera by nie zdzierżył.
- Rozumiem. Olliver możesz już się ubrać. Tylko zostaw bandaże i gorset. - Po tych słowach westchnął z ulgą odnotowując coś w jednym z dzienników. Dał też czas brunetowi na ubranie się, po czym odwrócił się ku nim. - Nie myliłeś się Enjou. Są efekty uboczne, jeśli chodzi o spożycie twoich płynów cielesnych. - Zaczął sięgając do swojej torby, z której wygrzebał po chwili słoiczek z zamkniętym w nim przepięknym motylem o lśniących skrzydłach. Odkręcił wieczko, pozwalając na swobodne zwiedzanie pokoju.
- Markonia? - Blondyn ściągnął brwi nie rozumiejąc do czego zmierzał ich przyjaciel.
- Markonia. Znana ze swoich przepięknych skrzydeł żarzących się nocą oraz ze swojego niesamowicie krótkiego życia trwającego zaledwie pół godziny. - Przerywając na sekundę uniósł rękę, aby motyl mógł spocząć na jego palcu. - Zobaczenie ich jest niezwykle rzadkim zjawiskiem, bo są bardzo nieufne w stosunku do ludzi... tą jednak samiczkę udało mi się oswoić. Wystarczyło, że spędziła ze mną kilka dni.
- Kilka dni? Lynn, przed chwilą powiedziałeś, że nie dożywają one nawet godziny.
- Tak. I nie kłamałem. Na wolności, czy w niewoli. Żyją zaledwie pół godziny. Jednak ta samiczka dorwała się do próbek twojej krwi i jakimś cudem przeżyła do dziś. - Uśmiechnął się lisio widząc jak Enjou powoli łączy ze sobą przedstawione mu fakty.
- Chcesz powiedzieć, że moja krew wydłużyła jej życie? Ale to nie jest -
- Jest możliwe. Nie była ona jednym obiektem moich badań. Badałem krótko żyjące, ale również i ranne stworzenia. I za każdym razem ich życie zostało wydłużone ponad miarę, a rany nie ważne jak ciężkie zaleczały się.
  Blondyn przysiadł bezwładnie na materacu i przyciągnął do siebie Ollivera, zamykając go w ciasnym uścisku.
- Więc Olliverowi nic nie grozi? - Spytał wspierając czoło na jego ramieniu.
- Nie wykryłem żadnej szkodliwości... Choć była jedna niespotykana aktywność. Pamiętasz próbki, które pozwoliłeś mi pobrać od Kapitana? - Spytał wspierając głowę na dłoni opartego na biurku ramienia. - Jego krew była wtedy zmieszana z twoją, przez co wyniki nie wskazywały na te należące do zwykłego człowieka. Wszystko było w normie, ponad przeciętnej, ale co ważniejsze zwiększyła się jego predyspozycja do wchłaniania eteru. Elementu, który pozwala tkać magię.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/07/23, 08:47 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

  Ślub dla mężczyzny niegdyś był odległym marem, który był niemożliwy do spełnienia. Nigdy aż do poznania Enjou nie myślał o tym na poważnie. Sądził, że wzięcie ślubu z kimś, kto mieszkałby na lądzie, a on przez większość czasu bywał w podróżach, było niemożliwe. Nie wierzył w związki na odległość. Tak jak każdy z piratów, a przynajmniej z ich załogi. Każdy, kto wiązał życie na morzu i na rabowaniu innych, raczej nie myślał o szczęśliwym życiu z gromadką dzieci. Wyjątkiem był tylko Steve, który dorobił się byłej żony, jak i cudownego syna jeszcze przed postawieniem stopy na Czarnym Duchu. A teraz wizja związania się więzami małżeńskimi była jak najbardziej realna. Zwłaszcza z ukochanym blondynem. Do tego poczuł te przyjemne uczucie w brzuchu na wieść, że młody pirat czuł to samo.
   - Zaraz się chyba porzygam. Może zjadłem coś nieświeżego... - powiedział teatralnie chwytając się za brzuch. Zresztą w okropnej grze aktorskiej nie był sam, bo i również dziewczyna udawała, że było jej słabo. Ale Olliver był szczególnie dumny z siebie w tej chwili, że udało mu się  odgonić potencjalną konkurencje.
   Odwrócił wzrok w bok, słysząc słowa elfa. No tak, oczywiście ten musiał być mądry i zgadnąć jego zamiary. Niemniej jednak widok towarzysza o spiczastych uszach cieszył go. Zwłaszcza, jeśli był to przyjaciel jego chłopca.
   Od razu przytulił się do niego, zaciskając wargi zakłopotany, a następnie wtulając twarz w swoje ulubione miejsce. Mimo niegrzecznego zachowania, kompletnie innego, jakie wpajano blondynowi, ten zdawał się w pełni akceptować takie akcje ze strony czarnowłosego. Tak bardzo się cieszył, że znalazł kogoś takiego, co nie próbował go zmienić.
    - Wiem, ale ja... tylko... bo – Westchnął ciężko, nie mając jednak nic na swoją obronę.
     Pewnym krokiem wkroczyli na pakiet, a przynajmniej Olliver kompletnie nie przejmował się zdziwionymi czy oburzonymi spojrzeniami. Wyłapywał je tylko i kiedy miał okazje słał do tych ludzi bezstroski uśmiech. Choć w centrum uwagi nadal pozostawał Enjou.
    Przypomniał sobie, jak ukochany opowiadał mu, że nie każdy był w stanie akceptować związek dwóch mężczyzn, a szczególnie Idreania za sprawą tutejszej religii i kapłana, była z tego znana. Nie zamierzał się tym przejmować, dopóki nie wpłynęło to bezpośrednio na nich. Chciał się po prostu dobrze bawić, a o to nie było trudno, gdy był prowadzony przez półelfa. Tańczył niemalże idealnie, skupiając się w pewnym momencie tylko na błękitnych tęczówkach ukochanej osoby i tak go uczył, tak się poruszał. Cieszył się nawet z niezapowiedzianych ruchów, których na pewno razem nie ćwiczyli, ale mniej jednak szybko się w nich odnajdował i czerpał z nich radość.
     - Nie, po prostu miałem najlepszego nauczyciela. - Wyszczerzył się. Ale następne słowa oblały policzek lekkim rumieńcem, kiedy ciepły oddech popieścił jego ucho. Za chwilę jednak odzyskał pewność siebie.  - Wiem. - Zaśmiał się krótko.  - Ty również.
     Z prowadzenia Enjou cieszył się już trochę mniej, ale całe szczęście to też szło mu nieźle i udało im się nie wpaść na ani jedną parę. Zwłaszcza na tę bardziej urokliwą, jaką był najmłodszy gość i sama solenizantka. Już oczami wyobraźni widział, jak chłopiec będzie się przechwalać na statku, że tańczył z samą księżniczką, która dodatkowo zdawała się odwzajemniać jego uśmiechy – z grzeczności lub z innych powodów.
    Odwzajemnił pocałunek blondyna i następnie oboje podeszli do stołu. W jedną rękę pochwycił lampkę różowego wina, a w drugą kilka frytek umoczonych w sosie bbq, ale wtedy niespodziewanie zza jego plecami wyrósł Lynn, przyprawiając kapitana o mały zawał.
     - Zawsze nosisz takie ciche buty czy co? - pożalił się, wreszcie częstując się frytką i upijając łyk trunku. O dziwo taki wynalazek mu zasmakował. - I tak jest zajebisty – skomentował, duszkiem opróżniając zawartość, jak zaczęli się zbierać do pokoju półelfa. Na drogę Olliver zdążył jeszcze dolać sobie kolejną porcję i tak z pełną lampką skierował się za towarzyszami, wesoło bujając biodrami w rytm muzyki.
**
    Czarne źrenice na tle zielonych oczów niemalże od razu się rozszerzyły, odruchowo łapiąc Enjou w pasie, chcąc go uchronić przed niespodziewanym atakiem. Tym napastnikiem okazały się książki, których pokój wydawał się płynąć. Olliver krótko się zaśmiał, ostrożnie, patrząc pod nogi, by żadną nie zdeptać, skierował się na łóżku.
     - Mogłem się tego spodziewać – skomentował rozbawiony, oglądając całe pomieszczenie. Sprawiało one wrażenie zatłoczonego, nawet jeśli znajdowało się tutaj niewiele mebli. Niemniej jednak pomieszczenie tak bardzo pasowało do ukochanego – pełne książek, wciśniętych w każdy kąt. A złoty wystrój pasował do całego zamku. Było tu tylko gdzieniegdzie trochę kurzu, ze względu na brak towarzystwa.  - Możesz wziąć kilka na statek, jeśli chcesz. Albo ukraść z biblioteki – powiedział, jak gdyby nic.  - To znaczy... Chciałem powiedzieć pożyczyć, o tak, pożyczyć – obronił się, widząc podniesioną brew Lynna.
     Szybko przystał na prośbę elfa, uważając, że nie miał się przecież czego wstydzić. Dopiero zauważył powagę sytuacji, kiedy dotarła do niego myśl, potwierdzona słowami bruneta, żeby pozbył się także bandaży. Zwłaszcza jego poważny głos czy użycie pełnego imienia, przyprawiło go o ciarki. Nie było mowy, żeby się zgodził na pokazanie mu blizny, nawet w celach medycznych. Z narastającego stresu, serce Ollivera zaczęło szybciej bić, tak samo jak mózg, który planował już ucieczkę.
      - Nie chce – wyburczał, nawet odsuwając się od ukochanego. Ten oczywiście był po stronie Lynna, a nie jego... Przecież tyle razy powtarzał mu, że wszystko było okej! Że czuł się dobrze, nie było mu słabo. Zapominał tylko wspomnieć, że od kilku dni skóra wokół rany stała się czerwona, przewlekłe piekąc. Nie był głupi.
     Wiedział, że były to odparzenia, a to wiązałoby się z zaprzestaniem zakrywaniem bandażami rany. Ale tylko z nimi czuł się pewny siebie.
     Jednak pocałunek z ust Enjou sprawił, że był bardziej uległy. Poza tym o wiele bardziej wolał, żeby to on był jedynym, który widział tę brzydką szramę na jego nieskazitelnym ciele. I wiedział, że nie będzie w stanie odciągnąć go od tego pomysłu. Przytaknął niemrawo, odsuwając ręce od swojego brzucha, chociaż jego skóra w mig pokryła się dreszczami. Jeszcze bardziej się zatrząsł, czując tam jego wargi. Niemniej jednak jego czujny wzrok szukał oznak obrzydzenia czy lęku ze strony Enjou. Całe szczęście nic takiego nie zobaczył.
     Następne słowa z ust Lynna od razu spowodowały buraczany odcień na policzku kapitana. Zapytał ich o to tak nonszalancko, jakby było to nic takiego. Swoje rumieńce próbował ukryć w swojej koszuli, zakładając ją ponownie na siebie. Niestety jego bandaże musiały na chwile zostać na łóżko.
     - Markonia? - powtórzył głupawo za Enjou, nigdy nie słysząc o tym stworzeniu. Podążył za nim wzrokiem, obserwując niebiesko-zielone skrzydła trzepoczące nad ich głowami. Z palca elfa zwierzę podniosło się, zrobiło kilko kółek po pokoju i usiadło finalnie na nosie kapitana, na co mężczyzna zrobił zeza, by tak podziwiać zwierzęcie. Niestety wystarczyło drobna zmiana pozycji, żeby markonia odleciała. - Prześliczna – wymruczał do siebie.
     Oparł głowę o ramię blondyna, będąc ucieszony, że nic mu nie dolegało. Tak jak myślał, był cały i zdrowy, a unikanie seksu było tylko meczące i nie miało żadnego podłoża medycznego czy podstaw do obaw. Niemniej jednak wieść o rodzących się mocach, była dość... przerażająca, ale jednocześnie fascynująca.
      - Oj lepiej, żeby nie była to moc Enjou, bo przy moim temperamencie od razu będziemy na dnie – zażartował, śmiejąc się, po czym ucałował ukochanego w policzek. - Czyli... Jak rozumiem z pomocą Enjou, mogę być nieśmiertelny?! - powiedział głośniej, z podziwem kręcąc głową. Aż sam nie dowierzał w słowa Lynna. A przynajmniej mógł być piękny i młody na zawsze tak jak elfy. Wystarczył tylko stały związek z ukochanym!
     - Tak, najprawdopodobniej tak – Uśmiechnął się ciepło. - A teraz was zostawię. Muszę spróbować jeszcze paru tutejszych specjałów. - Klasnął w ręce. - Widzimy się później. - I z tymi słowami zniknął zza drzwiami.
    Olliver również wstał, ale tylko po to, aby zbliżyć się do regałów i zaczynając podziwiać książki, skupiając się bardziej na złotych okładkach aż nie zaczęły mu się świecić oczy.
     - Widzisz. Musisz mnie dobrze ruchać, żebym był zdrowy. Nie wiem, może chciałeś, żebym się zestarzał czy coś – zażartował, wciąż odwrócony w stronę regału.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {25/07/23, 12:59 am}

Enjou Alberich


  Jego płyny nie szkodziły Olliverowi w żaden sposób. Ulga była niesamowita. W jednej chwili spadł z pleców blondyna ciężar jaki budował się od tygodnia. Cieszył się, że w momencie gdy do niego to dotarło siedział, bo inaczej mógłby się lekko zatoczyć. Miał ochotę paść na łóżko i wyściskać bruneta. Ale to jeszcze nie był koniec dobrych wieści. Prócz braku efektów ubocznych, jego krew mogła nie dość, że wyleczyć jego wszelkie rany, to i wydłużyć życie. Od początku ich związku martwił się o plotki związane z parowaniem się elfów z ludźmi. Człowiek miał znacznie krótsze życie i właściwie zakańczał je, kiedy Elf dopiero tak naprawdę zaczynał swoją dorosłość.
  Tymczasem w ich przypadku problem wyparował w sekundę po potwierdzonych badaniach Lynna. I na dodatek ciało pirata przystosowało się do tkania magii. Kiedyś pewnie by go to poważnie zmartwiło, jednak w obecnej chwili widział w zupełnie innym świetle. W końcu to Olliver nauczył go, że jego moce to dar. I czuł się szczęśliwy móc dzielić go wraz z ukochanym, jeśli ten będzie tego chciał.
- Ze mną było blisko, ale z tobą na pewno spalibyśmy z rybkami. - Zaśmiał się oczywiście żartując, choć nie wątpił, że pewnie znacznie szybciej poradziłby sobie z kontrolowaniem zdolności półelfa. W przeciwieństwie do niego był bardzo pewny siebie i nie wahałby się przed użyciem ich, podczas gdy Enjou wciąż tak naprawdę próbował je tłumić w sobie. Trzymał je na wodzy nie pozwalając, by siały zniszczenie. To mu wystarczało, choć czasami czuł dziwny dyskomfort.
- Jeśli będziesz mieć specjalne życzenia, wystarczy, że uśmiechniesz się ładnie do Anisy. - Uśmiechnął się do przyjaciela odprowadzając go wzrokiem, kiedy kroczył labiryntem książek. - I jeszcze raz, dziękuję ci Lynn. Baw się dobrze. - Dodał i opuszczony przez ukochanego, padł plecami na materac swojego zdecydowanie zbyt miękkiego książęcego łóżka. Czy zawsze było ono tak niewygodne? Miał wrażenie, że zaraz się w nim utopii. Zaśmiał się cicho. Jak bardzo jego gusta uległy zmianie? Już nawet tak nie przeszkadzał mu ten złoty sufit, na którego widok nienawidził się budzić. Teraz widział go już oczami pirata.
  Ten spokojny, nostalgiczny moment przerwał jeden mały komentarz Bonneta. Zupełnie niespodziewany, uderzył w Półelfa niczym grom z jasnego nieba, który faktycznie uderzył gdzieś w pobliżu. Powiedzenie, że się zaczerwienił, to za mało. Przez chwilę wpatrywał się w niewinnie buszującego w książkach mężczyznę, a wraz z powolnym trawieniem jego słów, zalewał się czerwienią, aż ostatecznie nie spłonął. Na całe szczęście nie w prawdziwym sensie tego słowa, bo jego moce nie specjalizowały się we wzniecaniu ognia. W przeciwnym razie mogliby mieć drobny problem, bo pokój Enjou był istnym hazardem pożarowym.
- Ja!.. Ol-Olli?...eh?.... - Wymamrotał niezrozumiałe chowając twarz w dłoniach. - Doprawdy... nigdy nie mogę opuścić przy tobie gardy. - Westchnął z drżącymi uszami. Byli ze sobą już tak długo, a i tak udawało mu się go zaskakiwać. - Olli, to ostatnie czego bym chciał. Nie. Inaczej, nie miałbym nic przeciwko, tylko jeśli mógłbym zestarzeć się razem z tobą. Teraz kiedy wiem, że nie muszę martwić się o tą różnicę między naszymi rasami... naprawdę kamień spadł mi z serca. - Mówiąc to podszedł do bruneta, aby obciąć do w pasie od tyłu, opierając czoło na jego ramieniu. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - Dodał ciszej przymykając powieki. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić żadnej możliwej przyszłości bez bruneta, czy reszty załogi czarnego ducha. We wszystkimi zdążył już tak bardzo się zżyć, że traktował ich jak swoją rodzinę. Oczywiście o Anisie nie zamierzał zapominać, ale grono jego bliskich znacznie się powiększyło i wiedział, że ta nie miałaby nic przeciwko temu. Wręcz widział jaka była szczęśliwa na widok jego oczu, o których opowiadał jej jedynie podczas czytania bajek. Sam nie sądził do końca, że było to możliwe, zwłaszcza przy jego statusie półkrwi. Jednak Olliver zawsze niemożliwe, czynił możliwym.
- Od teraz będę o ciebie dbać i zaspokajać wszelkie potrzeby bez zawahania. - Z uśmiechem obrócił go ku sobie, aby musnąć wargami jego słodkie usta. - Na początek coś co może ci się trochę nie spodobać, ale Lynn zostawił maść na odparzenia. Tym razem pozwól mi się wyręczyć. Będę delikatny, obiecuję. - Dodał muskając jeszcze jego policzek, po czym poprowadził go do biurka, na którym brunet lekko przysiadł. Enjou sięgnął po pudełeczko maści, z którego po otwarciu natychmiast wydobył się bogaty ziołowy zapach. Był on zaskakująco przyjemny, bo prócz samych ziół, przebijała się piękna kwiatowa nuta, tworząc orzeźwiającą mieszankę.
  Nabrał odrobinę maści na dwa palce, a wolną ręką powoli podsunął do góry koszulkę mężczyzny.
- Przytrzymasz? Nie chcemy, żeby się pobrudziła. - Poprosił niewinnie, po czym kiedy już miał wolne obie ręce, roztarł w nich maść, aby odrobinę ją rozgrzać. Nie patrzył na bliznę od razu. Nie chciał go spłoszyć. Jego czy całkowicie skupione były na tych zielonych klejnotach należących do Bonneta. Widział jego dyskomfort, ale też cieszył się, że mu na to pozwolił. Powoli, drobnymi kroczkami, chciał aby mężczyzna ponownie zaakceptował w całości swoje przepiękne ciało, którego blizna była teraz częścią. Chciał mu w tym pomóc, tak jak on pomógł mu zmienić nastawienie do swojego daru. Co prawda nie tak wyobrażał sobie zwrot długu, ale tak potoczył się ich los, o którym przypominały także blondynowi blizny na nadgarstkach. Bez dwóch zdań obaj zrobili by dokładnie to samo.
- Boli cię? Czy jedynie jest trochę nieprzyjemnie? - Spytał delikatnie sunąc palcami po jego skórze. Zaczął do smukłych boków jego talii, którą tak uwielbiał, sięgając do jego pleców. Tam również znajdowała się blizna, choć bez wątpienia mniejsza od tej z przodu. A żeby się do niej dostać, musiał znacznie się przybliżyć do bruneta, przez co nie mógł przegapić okazji do kolejnego pocałunku, wdzierając się językiem do wnętrza jego ust. Już bez obaw mogli wymieniać swoje płyny w namiętnym pocałunku.
- Jeszcze chwileczkę kochanie... - Wyszeptał wracając palcami na boki bruneta i postanowił zmienić nieco ich pozycję. Ostatni raz pocałował go głębiej, po czym zszedł ustami na jego szyję. Obojczyk, mostek, klatkę piersiową, brzuch, nie dotarł do pępka, którego ucałował delikatnie, tak jak pozostałe wspomniane części ciała bruneta. Chciał go rozluźnić jak najbardziej tylko mógł, aby poczuł się w jego bliskości komfortowo. Nie była to jednak jedyna przyczyna takiego zbliżenia. Teraz kiedy miał pewność, że nie zaszkodzi brunetowi w żaden sposób, chciał odrobinę nadrobić cały ten stracony czas i wynagrodzić nadszarpniętą cierpliwość pirata.
  Ponownie zsunął się niżej, tym razem znacząc językiem drogę od pępka, po podbrzusze, aż do linii spodni mężczyzny. W tym momencie, skubnął zębami jego rozporek i spojrzał z dołu szukając niemej zgody w zielonych tęczówkach. Znalazł ją od razu w ich rozpalonym spojrzeniu, które przyprawiło go o przyjemne dreszcze, kumulujące się w podbrzuszu. Pragnął go ze wzajemnością - było to bez dwóch zdań najlepsze uczucie na świecie. Dłońmi zajął się rozbrajaniem paska, a zębami rozsunął rozporek, który ukazał mu już lekko nabrzmiałą męskość pod materiałem cienkiej bielizny kapitana. I nawet ją rozpoznał jako stringi, które lubił czasami nosić. Uroczy wybór, a zarazem cholernie seksowny.
  Zwilżając swoje wargi, skubnął nimi przyrodzenie bruneta. Najpierw przez materiał, mocząc go własną śliną, choć tam gdzie krył się czubek, była już znaczna plama płynów samego kapitana. Zadowolony ze sprawienia ukochanemu takiej przyjemności, postanowił już dłużej nie zwlekać. Uwolnił wreszcie jego męskość, obejmując nasadę ciepłą dłonią.
- Przytrzymasz moje włosy? - Spytał muskając do gorącym oddechem przy każdym słowie, mimo że jego uśmiech był tak niewinny. Trzymanie włosów było drobną wymówką, zwyczajnie uwielbiał, kiedy brunet się nimi bawił. I wiedział, że jego dłonie nie omieszkają zaczepić przy okazji jego spiczastych uszu.
  Kiedy złote kosmyki zostały zagarnięte delikatnie do tyłu, Enjou już bez przedłużania złożył pocałunek na żołędzi, którą po chwili zanurzył w swoje wilgotne wargi i delikatnie się na niej zassał. Aż uśmiechnął się szerzej, czując jak kochanek drży pod jego dotykiem. To najbardziej go nakręcało - kiedy wiedział, że Olliver czuł się dobrze. Zadowolony z siebie wziął go jeszcze odrobinę głębiej i zaczął poruszać powoli głową, drażniąc jego trzon czubkiem języka za każdym razem.
  Wolna ręka w tym czasie nie próżnowała. Zsunęła spodnie bruneta do połowy ud, po czym zawędrowała na jego lewy pośladek, niewinnie go ściskając. Choć jej prawdziwy cel znajdował się odrobinę niżej, pomiędzy nim, a sąsiednim. Zsunął tam swój środkowy palec, delikatnie napierając czubkiem na ciasne wejście mężczyzny.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {27/07/23, 02:06 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

   Oczywiście słowa kapitana było tylko żartem. Jednak był w tym ukryty zamiar, jakim był wywołanie tych słodkich rumieńców u Enjou. A te były przepiękne, gdy niby mimochodem rzucił na nie okiem. Na pewno nigdy nie znudzi mu się taki widok.
    Zwłaszcza taki, jak dosłownie mężczyzna był cały czerwony, jakby pomalowany farbą w takim kolorze - od policzków do czubków elfickich uszów. Dlatego nie mógł powstrzymać zadziornego uśmiechu na swoich ustach.
   - Wiem, wiem. Mówiłem, że jestem cały i zdrowy - odparł, bardzo chętnie dając się mu objąć i zaczął muskać palcami jego gładkie dłonie. - Ale nawet nie musisz. Obiecuję, że na zawsze będziemy razem. Na naszym ślubie powiem to samo. - Wyszczerzył się.
   To było niesamowite, że człowiek czy elf mógł tak bardzo zakochać się w drugiej osobie, gotów spędzić z nią całe życie, w  ich przypadku całą wieczność. Zwłaszcza, że oboje z mężczyzn pochodzili z kompletnie dwóch światów, a te stykneły się ze sobą całkiem przypadkiem, akceptując siebie nawzajem.
     - Zawsze o mnie dbasz. Ale z tymi potrzebami, to mam nadzieje, że wszystkie wszystkie? - dodał z charakterystycznym błyskiem w oku. Jednak to od razu zniknęło, tak samo jak uśmiech, gdy znowu wrócili do rozmowy o jego bliźnie i jeszcze o jej dotykaniu. Westchnął ciężko, spuszczając głowę. Może to był jego urok czy drobny buziak złożony na policzku chłopaka, że ten pozwolił mu jeszcze raz zobaczyć bliznę, a nawet jej dotknąć. Podwinął koszulę ku jego prośbie i już chciał odwrócić od niego wzrok, ale finalnie skupił się na błękitnym spojrzeniu. Jego ciało pozostawałe spięte, a nawet zatrząsł się, kiedy finalnie palce dotknęły znamienia.  Wciąż w głowie musiał sobie powtarzać, że to nie odrzuci od niego Enjou, że wcale mu to nie przeszkadzało, bo przecież po raz pierwszy pozwolił mu dotykać się w tym miejscu od wypadku.
    - Niekomfortowo - powiedział cicho.
     Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy palce zajęły się smukłą talią, potem plecami, a usta znalazły się na ustach kapitana. Ochoczo do nich przywarł, łapiąc go za policzki, nie chcąc, żeby się odsunął. Nawet tęsknił za takimi namiętnymi pocałunkami, pieszczeniem jego języka i badaniem wnętrza.
    Nie wiedział tylko, czy robi to, żeby brunet poczuł się bardziej komfortowo czy było w tym ukryte znaczenie. Niemniej jednak uwielbiał się z nim tak namiętnie całować. Od razu jego zmysły dostawały przysłowiowego kopa, jak i motylki rodzące się w brzuchu.
   Westchnął z przyjemności, czując przebiegające po całym ciele dreszcze. A wraz z nim rozlewająca się przyjemność, co szybko doprowadziło do powstania w jego spodniach. Nie było innego rozwiązania po tak długiej rozłące. I marzył o tej chwili za każdym razem, gdy go od siebie odrzucał, ale teraz nareszcie jego pragnienia mogły się spełnić.
    Z lekko rozchylonymi wargamiz skąd ulatywały głośniejsze oddechy, obserwował swojego ukochanego, to jak schylił się i doskonale poradził sobie z rozporkiem czy paskiem. W końcu cicho jebać, kiedy postanowił przywitać się z ustami z jego przyrodzeniem. Tak bardzo go pożądał, pragnął całym sobą.
    Szybko obudził w nim pierwotne instynkty i niemal był gotów rozpłakać się ze szczęścia, gdy chwycił za jego przyrodzenie.
    Cholernie mu tego brakowało, po prostu intymności i bliskości.
Od razu spełnił jego prośbę, odgarniając wszystkie zagubione kosmyki z twarzy blondyna, co jeszcze bardziej go podnieciło.
    Mógł patrzyć na jego niewinną twarzyczkę i jego pełną buźkę, a także - co go bardzo cieszyło - bawić się jego uszami. Na ten pomysł wpadł równie szybko, zagarniając w jedną ręką włosy i delikatnie je ciągnąc czy zataczając kółka, a drugą ręką zajął się uszami. Zaczął delikatnie masować płatek ucha, potem drobnymi ruchami gładząc jego długość zaczynając od obrąbka, a finalnie kończąc na spiczastej końcówce. Kochał go po nich dotykać, czuć to urocze zakończenie, a jeszcze bardziej widzieć reakcję blondyna. Od początku ich znajomości je przecież zaczepiał.
     Żałował tylko, że nie mógł je polizać, ale to wynagradzały mu jego seksowne usta i sprawny język, sprawiając, że wkrótce po pokoju roznosiły się głośne jęki i oddechy Ollivera. Do buzi ukochanego dostawało się coraz więcej płynów, a przyrodzenie było już twarde jak skała.
    - Enjou... Jesteś niesamowity - wyjęczał.
   Zadziwiające było to, jak świetnie sobie radził z robieniem mu przyjemności, nie mając z tym nigdy styczności. Poziomem dorównywał nie jednej kochance Ollivera, których w swoim życiu miał kilka. Może chłopak miał wrodzony temat?
     - Włożysz go? - powiedział wreszcie, podnosząc nogę do góry i oparł ją o pobliskie krzesło. Tym samym zrobił mu lepszy dostęp do jego tyłka. Te pieszczoty chciał zaznać jeszcze raz. Wiedział, że po tak długiej rozłące pewnie ponownie trudno będzie go rozciągnąć, ale był gotów znów to przeżyć, pamiętając, ile przyjemności mu to sprawiło ostatnim razem.  - P-proszę?
    Pieszczoty na uszku ukochanego zwiększyły swoją częstotliwość, jak i szybkość, kiedy palce Enjou zaczęły pieścić wnętrze czarnowłosego. Tak samo, jak i jęki ze strony bruneta.
   Już całkiem nie umiał o niczym myśleć, jak o nie o jego słodkim blondynie.
   Aż w końcu to było już za dużo, zwłaszcza, gdy został dołożony do jego dziurki jeszcze jeden palec, za każdym razem idealnie trafiając w ten najczulszy punkt, który dawał tyle przyjemności mężczyźnie. Wystarczyło jeszcze parę ruchów jego języka, trochę głębsze ruchu, aż nie wygiął się w łuk, przytrzymując się biurka.
   Niemalże krzyknął, nie wytrzymując przyjemności z dwóch stron  i w tej samej wytrysnął całym ładunkiem wprost do ciepłych ust ukochanego, a malo tego nie było, biorąc pod uwagę ich rozłokę. Uśmiechnął się za chwilę rozczulony, kiedy mimo tego próbował wszystko przełknąć. Kciukiem starł wyciekające strużki i pomógł mu wstać.
   - Taki piękny i jeszcze zdolny - skomentował, cicho śmiejąc się. Nareszcie czuł się choć trochę zaspokojony, chociaż po takim wyposzczeniu chciał więcej.
   Wpił się za tym ponownie w jego usta, tym samym prowadząc go w stronę łóżka, gdzie lekko go popchnął, a następnie zawisnął na nim, nie odrywając ich ust od siebie. Wcale nie przeszkadzał mu słony smak, a bardziej był zajęty kolejnymi pieszczotami jego języka. Podniósł plecy blondyna, aby tylko pozbyć się jego bluzki i zobaczyć go wreszcie w całej okazałości. Uśmiechnął się lubieżnie, już nachylając się, żeby językiem podrażnić jego różowe sutki.
   - Jak zawsze najseksowniejszy i najprzystojniejszy mężczyznza na świecie. I to jeszcze cały mój! - rzekł, a następnie zrobił coś, czego sam się po sobie nie spodziewał. Złapał go za ręcę, układając je sobie na swojej koszulce. Jeszcze chwilę się wahał, dokładnie skanując jego spojrzenie. Przecież znał go. Znał go i te świecące błękitne spojrzenie, które nigdy go nie zawiodło. Dlatego pozwolil mu zdjąć z siebie górną część ubrania, smutno się uśmiechając. Nie mógł nigdy już nie zdejmować swojej bluzki. Chociaż wciąż trudno było mu się pogodzić z blizną, która zostanie z nim na zawsze, to chciał jakkolwiek być silny.
   Tak samo postąpił ze spodniami i z bokserkami półelfa, zdejmując swoje do końca. Oboje byli wreszcie nadzy, mogąc podziwiać swoje ciała. Olliver znowu przyłączył się do pocałunku, tym razem chwytając jego dłonie za nadgarstki i unosząc je tuż nad głową mężczyzny. Następnie jak gdyby nic otarł się o jego na wpół twarde przyrodzenie. Wcale nie dziwił się, że było one już w takim stanie po pieszczotach jego wrażliwych uszów.
    - Jak bardzo mnie pragniesz, hm? - zapytał, podgryzając skórę na szyi i jeszcze raz wrócił do jego uszów, również lekko biorąc je w zęby. Od razu poczuł drgnięcie jego penisa, na co rozczulony się uśmiechnął. Trzymał jego dłonie, dopóki już nie był w stanie, schylając się coraz niżej i niżej, aż nie ułożył się między nogami ukochanego, witając się zassaniem na skórze jądra blondyna. Już miał jakiekolwiek pojęcie i doświadczenie, jak obchodzić się z bandziorem chłopaka, dlatego zaczął powoli, nie chcąc znowu wystraszyć chłopaka nagłym zakrztuszeniem się.
   Polizał językiem jego męskość po całej długości i tak powoli wsunął jego czubek do buzi, a w pewnym momencie zassał się na niej z całej siły, uśmiechając się zadziornie z pełną buzią, obserwując zamroczone spojrzenie Enjou. Uwielbiał na niego patrzeć, uwielbiał na niego patrzeć w każdej pozycji, w każdej chwili, tak samo jak słuchać jego głosu.Uwielbiał wiedzieć, że był jego pierwszym mężczyzną.
    Odważył się wsunąć jeszcze głębiej i językiem zataczał różnorakie wzory, chcąc sprawić mu najwięcej przyjemnośći. Następnie jego usta przeszły na słodką dziurkę chłopaka, tam też kreśląc wzrory, a nawet czasami wsuwając koniuszek języka do jego wnętrza, drażniac jego zakończenia nerwowe. W tym czasie to ręka robiła posuwiste ruchy na członku, ciągle kciukiem zataczając kółka wokół cewki moczowej.
   Ale wpadł na jeszcze jeden pomysł, jakim było odnalezienie buteleczki lubrykantu zostawionej przez Lynna, po czym nałożył sporo jego ilości na palec.
    - Też mogę spróbować? - zapytał prosząc o zgodę półelfa i kiedy ją uzyskał powoli zaczął drażnić wejście blondyna, w końcu decydując się na bardzo powolne wsunięcie w jego palca. Też chciał sprawić mu takiego rodzaju przyjemność, pokazać, jak to jest, jak i nauczyć się namierzenia jego prostaty. Uważał, że było to ważne, żeby znali swoje ciała. W końcu po paru próbach udało mu się namierzyć ten punkt, na który lekko nacisnął.
    - W porządku, skarbie? Chcesz szybciej?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {13/08/23, 01:56 am}

Enjou Alberich


  Każdy kolejny słodki odgłos przyjemności wyrywający się z gardła bruneta przyprawiał go o coraz silniejsze dreszcze. Chciał aby każdy kolejny był głośniejszy, aby swoim następnym ruchem wprawić ciało kochanka w niekontrolowane drżenie spowodowane zbyt dużą do zarejestrowania dawką przyjemności. Dotykiem, jak i czynami, chciał w całości przekazać mu jak cenne było dla niego jego samopoczucie. Poproszony o zanurzenie się w jego gorącym wnętrzu, nie zwlekał. Nabrał jedynie trochę lubrykantu, aby zaraz wsunąć między jego pośladki jeden palec. Oczywiście zaczął powoli, bo niestety od ich ostatniego razu minęło już trochę czasu. Obaj ledwo trzymali przez to swoje żądze na wodzy, ale musieli pamiętać, żeby przypadkiem się nie zapędzić i niepotrzebnie nie skrzywdzić. Był to przede wszystkim akt wyrażenia miłości dla drugiego.
  Choć trzymanie rządzy na wodzy nie było wcale takie łatwe, szczególnie dla Półelfa. Bonnet na co dzień był niesamowicie kuszący i czarujący, a teraz kiedy miał go przed sobą powoli tracącego rozum od jego pieszczot, był wręcz... zniewalający. Budził w Enjou pragnienie o które nigdy by się nie podejrzewał. Zwłaszcza po kilkukrotnym odmawianiu mu, które również dla byłego księcia nie było łatwe. I tak dziwił się, że udało mu się wytrzymać do otrzymania wyników.  
  Sam również odczuwał wiele przyjemności. Pierwszym z czego ją czerpał był widok rozpalonego kochanka, którego usta rozchylały się w kolejnych jękach, drugim natomiast fizycznym bodźcem były uszy, które zaczepiały długie palce pirata. Brunet doskonale wiedział, jak bardzo są one wrażliwe i nie omieszkał przegapić żadnej okazji na zaczepienie ich. Od badania ich kształtu, które przyprawiało blondyna o dreszcze, po masowanie wrażliwych płatków, czy czubków, co wywoływało u półelfa pomruki zadowolenia. W odpowiedzi, zaczął brać jego przyrodzenie odrobinę głębiej, choć nie był wstanie przyjąć go całkowicie, to jednak nadrabiał dłońmi, które zajmowały się nasadą, jak i jego wejściem, na którego rozciągnięciu przede wszystkim się skupiały.
  Miał w rękawie jeszcze kilka drobnych sztuczek, jednak ciało Bonneta po tak długim poście nie było w stanie znieść więcej. Był zaskoczony, ale oczywiście nie przerywał aż do ostatniej kropli, która nie wytrysła do jego ust. Płynu było zaskakująco dużo, jak i był gęsty, ale mimo wszystko blondyn starał się przełknąć wszystko. Niestety trochę pociekło po jego brodzie, co brunet szybko starł wywołując u niego nieśmiały uśmiech.
- Wszystko dla ciebie Najdroższy. - Odparł wracając wreszcie do jego cudownych ust i ufnie, z zamkniętymi powiekami dał mu popchnąć się na łóżko. A w zamian został nagrodzony przepięknym widokiem bruneta, zwisającego nad nim i tej jego kaskady kruczoczarnych włosów, które zalały go z każdej strony z melodyjnym brzęczeniem wplecionych w nie pierścieni. Tak, złoto zdecydowanie było dobrym wyborem dla Mojego Kapitana - pomyślał dając się pozbawić górnego odzienia. Dawniej znienawidzony kolor właśnie stał się jego ulubionym, bo przypominał mu o ukochanym. Choć oczywiście nic nie było w stanie przebić zieleni jego przepięknych oczu.
- Tylko jeśli tym światem jesteś ty Miłości ma. - Odparł z radosnym chichotem, który ucichł jak tylko jego dłonie zostały poprowadzone na koszulkę pirata.
  Widział jak się waha, jak walczy sam ze sobą oraz wiarą w niego. Nie nalegał, jedynie patrzył na niego jak zaczarowany z czułym uśmiechem, który tylko się powiększył, gdy wspólnie ściągnęli koszulę bruneta. Zmiana natury kochanka zaniepokoiła go, więc aby szybko rozgonić jego wszelkie złe myśli, przyciągnął go do pocałunku, dłonią gładząc delikatnie jego policzek. A raczej to zamierzał zrobić, gdyby jego ręce nagle nie zostały przygwożdżone do pościeli tuż nad głową. Nie miał nawet chwili na przyswojenie nowej pozycji, bo zaraz z jego ust wydobył się głośniejszy jęk wywołany otarciem o wybrzuszenie w jego spodniach.
- Bardzo, najbardziej... nie. Słowami nie jestem w stanie opisać. - Westchnął ciężko gdy gorące wargi zetknęły się z jego bladą szyją, a kiedy przeniosły się na jego uszy rozchylił usta w niemym jęki, który zawiózł w jego gardle. Reakcja za to była bardziej widoczna na dolnych partiach jego ciała. - Nie jestem w stanie przy tobie trzeźwo myśleć. - Wyznał powoli topiąc się pod kolejnymi pieszczotami ukochanego, aż ten nie zajął się najbardziej niecierpliwą częścią jego ciała.
  Już na samym początku, w momencie dotyku jego dłoni, przeszedł go niesamowity dreszcz, który wyraził też cichym pomrukiem, nie był jednak przygotowany na kolejną znacznie większą dawkę przyjemności, która sprawiła, że jęk wyrywający się z jego gardła był znacznie głośniejszy od dotychczasowy, jednocześnie dreszcz niekontrolowanie odrzucił jego głowę w tył.
- O-OliI! -Przez chwilę miał wrażenie, że doszedł, jednak wszystko wyjaśnił mu zadziorny uśmiech kapitana. I tak ktokolwiek mógłby się w takiej chwili mieć pretensje? Wyglądał tak uroczo, choć popełniał według opinii publicznej tak wulgarny akt.
  Odzyskując resztki kontroli, wsparł się na jednym z ramion, a drugie wyciągnął ku kaskadzie czarnych kosmyków, które zagarnął za ucho mężczyzny, choć nie przestał po tym zabawy nimi. Opuszkami palców zahaczał również zaczerwienione płatki jego uszu, ciekaw, czy byłby w stanie wywołać tą pieszczota podobną reakcję do swoich gdy brunet zajmował się jego. Chciał znaleźć na ciebie ciele równie wrażliwy punkt, o którym wiedziałby jedynie on sam. Ile by oddał, żeby móc z nim się droczyć i doprowadzać do szaleństwa w tak niewinny sposób.
  Zmiana kierunku dotyku wywołała u niego do tej pory nieznane uczucie.
- Oczywiście. - Odparł mimo to bez zawahania.
  Pieszczoty w nieco niższych rejonach nieco go zaskoczyły, jednak nie miał nic przeciwko. Jeśli tylko jego kochankiem był Olliver, to mógł on zrobić z nim co tylko zechciał. Sam o wiele bardziej wolał badać ciało bruneta, jednak nie zamierzał odmawiać jego tej przyjemności. Był również przekonany, że jego ciało nie jest przystosowane do tego typu pieszczot, a mimo to po początkowym dyskomforcie z uczucia obcego obiektu wdzierającego się do jego wnętrza, po czuł się... dziwnie. Próbował się rozluźnić, co okazało się nie takie łatwe jak myślał, bo kiedy już prawie mu się to udawało, kolejny ruch bruneta powodował, że jego mięśnie zaciskały się na palcach mężczyzny. Nie był w stanie zaklasyfikować tego uczucia, prócz dziwnego gorąca narastającego w jego podbrzuszu. Nie trwało jednak ono za długo. Kiedy tylko pirat dotarł do dobrze znanego blondynowi punktu.
  Jego ciało w jednej chwili przeszło kilka dreszczy naraz z przeróżnych kierunków, które wygięły jego plecy w lekki łuk. Jęk wypływający z jego warg również różnił się od dotychczasowych. Był o wiele głośniejszy, ale również i brzmiał nieco inaczej. Zawstydzony przytknął dłoń do twarzy, bardziej się nia zasłaniając niż uciszając.
- T-tak... wybacz, nie spodziewałem się tego, że to będzie takie... - Urwał zmieszany brakiem słów, z którymi normalnie nie miał problemów w doborze, tłumiąc odrobinę kolejny jęk z trudnością. Często zdażało się to w obecności Ollivera, ale tym razem było to coś zupełnie innego. Zamroczenie, które był w stanie porównać jedynie do tracenia rozumu. Czy to tak czuł się Kapitan, kiedy Enjou testował swoją wiedzę teoretyczną podczas ich pierwszego zbliżenia? - Ja... - Zaczął niepewnie walcząc z obawą przed nieznanym, a również swoją ciekawością i zaufaniem do bruneta. Bez dwóch zdań wygrała druga pozycja, wzmożona nagłą dawką przyjemności zrodzoną z kolejnych delikatnych ruchów jego partnera. - OdrOBinę. - Odpowiedział nieśmiało co chyba tylko bardziej nakręciło bruneta.
  Uczucie choć wciąż dziwne i nie do opisania, zdecydowanie było niesamowicie przyjemne. Szczególnie kiedy wszelkie dreszcze wywołane przez nową pieszczotę przecinały się z tymi wywołanymi dotykiem na jego przyrodzeniu. Wiedza Ollivera nie opierała się na tej książkowej, a na doświadczeniu co znacznie wzmacniało efekty. PO kilku kolejnych ruchach, Enjou stracił władzę w ramieniu, opadając na pościel, na której zacisnął mocno palce. Jedynym minusem było to jak daleko był jego ukochany. Nie był go w stanie objąć, ucałować... co też uważnie zanotował w swojej pamięci.
   Bardzo starał się kontrolować swoje ciało, jak i uczucia, ale ostatecznie kompletnie zatracił się w nowo poznanej przyjemności. Nie kontrolował ruchów swoich bioder, które jakby domagały się więcej, jednocześnie drżąc od nadmiaru nowych doznań, jak i stracił panowanie nad swoim darem, który silniejszym podmuchem otworzył wszystkie cztery okna w książęcym pokoju, wyrzucając w powietrze wszelkie kartki papieru, które nic nie przytrzymywało. Chaos powiększył się po kilku kolejnych ruchach bruneta, kiedy jego blade plecy oderwały się od pościeli, wyginając w lekki łuk, a Enjou doszedł z imieniem ukochanego na ustach, odrobinę zniekształconym przez jęki. W tym momencie w powietrze poszybowało kilka lżejszych tomików poezji, które już po chwili opadły na łóżko tuż po tym jak jego płyny rozlały się po jego brzuchu, a przede wszystkim na twarzy Ollivera. Blondyn opadł ponownie na materac, starając się unormować swój oddech co wywołało kolejne podmuchy, choć już nie tak silne jak poprzedni.
- Wybacz. - Wyszeptał powoli wracając do siebie. Nowa dla jego ciała pieszczota była niesamowicie przyjemna, ale również i odrobinę niebezpieczna. Speszony zdjął książkę która wylądowała na głowie bruneta. - Nie spodziewałem się, że będzie to tak... stymulujące. Choć przyznam, że do twarzy ci w poezji. - Zaśmiał się podnosząc, po czym otarł swoje nasienie twarzy ukochanego, aby po chwili go czule całować. - Dziękuję. Było mi naprawdę dobrze Olli. - Dodał oplatając go w końcu swoimi ramionami, tak jak tego pragnął. Tak, to zdecydowanie była znacznie lepsza pozycja, kiedy miał dostęp do jego ciała. Zamruczał błądząc dłońmi po jego bokach, uważnie badając zarysy żeber, choć szybko zszedł znacznie niżej, muskając po drodze jego brzuch.
- Jednak to nie koniec. Mam nadzieję, że wciąż masz siły. Dałem słowo, że więcej nie zaniedbam żadnej z twoich potrzeb. Co tyczy się również i tych sprzed obietnicy. - Z niewinnym uśmiechem pochwycił razem ich przyrodzenia, ocierając je o siebie. Dzielenie przyjemności było przecież najważniejszym punktem zbliżenia.
  Przyciągając bruneta co pocałunku, pociągnął go za sobą opadając na pościel w efekcie czego, kapitan ponownie zawisł nad nim. Choć może bardziej pasowałoby określenie położył się na nim, tak jak to zwykle robił, kiedy razem spali. Samo to uczucie znajomego ciężaru przyprawiło blondyna o mocniejsze bicie serca, które jego partner z pewnością mógł wyczuć.
- Oczywiście jeśli tylko tego naprawdę chcesz Kochanie. - Powiedział przeczesując w tył jego nieposkromione kosmyki, które zaczęły łaskotać jego twarz. Oczywiście długo na zgodę nie musiał czekać. Olliver pragnął go równie mocno, co on jego. Widział to w ciepłym spojrzeniu jakim go darzył, choć oczywiście i tak musiał się upewnić.  Ale odmowy nie miałby mu za złe, bo w pełni należała mu się po tym jak nie przedyskutował tej sprawy z brunetem. Już więcej nic nie zamierzał przed nim ukrywać.
  Wystarczył zaledwie wspólny dotyk, jak i kilka namiętnych pocałunków, a członek blondyna ponownie nabrał rozmiarów. Podobnie było w przypadku Ollivera, choć Enjou nie omieszkał jeszcze trochę go rozciągnąć, tak dla pewności. Nie chciał, żeby kolejny raz po tak nieprzyjemnej przerwie pozostawił nieprzyjemne wspomnienia.
  Podgryzając delikatnie jego dolną wargę, złapał mężczyznę pod udami, zahaczając palcami o jego pośladki, między którymi znalazło się naprężone przyrodzenie Półelfa, z którego sączyły się soki wywołane podnieceniem. Powoli pomógł brunetowi w namierzeniu głównie na jego wejście, po czym wbił spojrzenie w te jego cudowne szmaragdowe klejnoty, wspierając czoło na jego. Czuł jak ogarnia co to cudowne ciepło, za którym tak bardzo tęsknił. Ciepło ciała jego ukochanego.
- W porządku Olli? Proszę nie śpiesz się. Nic na siłę. - Wyszeptał z nieco zamroczonym spojrzeniem.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {21/08/23, 11:23 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

- Jestem twoim światem, na zawsze, ale musisz przyjmować do siebie komplementy.
Ego kapitana po raz kolejny zostało uniesione ponad wyżyny, słysząc jak z trudem udaje się ukochanemu odpowiedzieć na zadane pytanie. Wcale nie wymagał od młodego pirata dyplomacji akurat wtedy. Wręcz był przeszczęśliwy mogąc obserwować go w takim stanie, kiedy ciało półelfa nie umiało ustać w miejscu czy być cicho. Do tego był szczerze stęskniony za widokiem nagiego ciała swojego pirata, był najlepszym fanem jego odcieniach skóry; słodkich, różowych sutków; dobrze, zarysowanych mięśni.
- Uwielbiam cię w takim stanie - skomentował z szerokim uśmiechem. - Mamy szczęście, że gra głośna muzyka, bo inaczej każdy by słyszał mojego uroczego księcia.
Starał się być przede wszystkim najbardziej delikatny, jak tylko umiał, a przy tym jeszcze bardziej poznawać ciało uroczego blondyna. Sam przy tym się świetnie bawił, ucząc się czegoś nowego i ciesząc się z tak pięknego widoku na górze - nie mógł się napatrzeć na twarz swojego skarbeczka.
Zgodnie z jego odpowiedzią, powoli przyspieszył, starając się cały czas trafiać w ten czuły punkt, od którego mężczyzna szybko mógł stracić kontrolę nad sobą. Tak było również w przypadku Enjou, ponieważ chwilę potem leżał na płasko na łóżku, a jego biodra jakby prosiły o więcej. I Olliver bardzo chętnie mu to dał, już nie pytając o kolejną zgodę. Dołożył do tego drugiego palca, znacząco przyspieszając ruchy posuwiste. Również językiem starał się mu dogodzić, biorąc go do buzi jak najgłębiej tylko mógł. Robił różne kółka, począwszy od kreślenia wzorków i mocnym zassysaniu się na czubku. I jeszcze raz przyspieszył swoje ruchy, gdy nagle kartki poszybowały w górę, a jedna książka nawet wylądowała na głowie czarnowłosego. Skłamałby, że taki atak go nie zabolał. Niemniej jednak patrzył się na niego wciąż, jak zaczarowany, na bieżąco połykając napływające mu soki. Był cholernie twardy, niczym kamień i do tego tak bosko pachnący. Jedyne, o czym wtedy myślał Olliver, to to że chciał go doprowadzić do upragnionego finału.
I właśnie wtedy, gdy chciał wziąć przerwę na oddech, pirat wytrysnął mu prosto na twarz, co przyjął z szerokim uśmiechem. Od razu starł z czubka nosa jedną porcję, następnie oblizując palca z wyraźnym seksualnym wydźwiękiem. Nie zaprzeczał, że mu nie smakowała. Biały płyn był lekko słonawy, ale przy tym słodki. No i do tego były to soki jego ukochanego. Je też kochał.
- Skarbie, nie musisz mnie tak często przepraszać. I to za nic - powiedział po buziaku i od razu się do niego przytulił, tęskniąc za tą bliskością między nimi. Dłońmi delikatnie głaskał go po plecach, normując ich oddechy. - I do twarzy mi we wszystkim. - Wyszczerzył się.
Od razu jęknął cicho, czując jego dłoń na swoim penisie, a za chwilę mógł się cieszyć, jak ich przyrodzenia otarły się o siebie kilka razy. Tak samo od razu dołączył do pocałunku, kiedy znalazł się na jego klatce piersiowej, mieszając jego soki z jego śliną. Przy tym wciąż jęczał, zagłuszając je w pocałunku. Zwłaszcza, kiedy ciągle ich członki się o siebie ocierały czy palce ukochanego ponownie bawiły się jego dziurką. Tylko że ona już domagała się czegoś większego i dłuższego.
- Chce cię jeszcze bliżej - odparł, uśmiechając się do niego. - W środku. - Te słowa wypowiedział szeptem, nachylając się do jego ucha, a na zakończenie polizał go po całej długości.
Tak samo, jak i Enjou, spojrzał w jego oczy, szukając w nich znajomego ukojenia, a następnie wtopił palce prawej ręki w jego, aby tym dodać sobie otuchy. I tak po krótkiej chwili, już niewiele myśląc, pozwolił sobie na powolne obniżenie się na penisa chłopaka. Pamiętał wciąż ten nieprzyjemny ból, jaki czuł za pierwszym razem, ale pragnienie sprawienia obojgu przyjemności było większe.
Ból na pewno był mniejszy niż wtedy, ale wciąż był obecny. Tym razem jednak się tak nie spieszył, bo nie musiał go przetrzymywać przy sobie, by mu nie uciekł. Do tego pomału odczuwał pozytywne właściwości płynów ukochanego.
- Dam radę - mruknął, wtulając się w jego ukochane miejsce na szyi.
Powoli zaczynał się poruszać na długości, którą miał w sobie, próbując namierzyć swój punkt, który mógłby mu dać wiele przyjemności.
- Zawsze będzie mnie boleć na początku? - zapytał, składając drobne pocałunki na szyi chłopaka.
Wziął jeszcze więcej przyrodzenia do siebie, prawie gryząc się w jezyk z bólu, ale wciąż trzymał się myśli, że w końcu mu przejdzie.
Odgiął się delikatnie i wtedy nareszcie poczuł, jak twardy penis ociera się o wymarzony punkt. W takiej pozycji zrobiło mu się od razu cieplej i o wiele przyjemniej, przez co zaczął wreszcie jęczeć. Powoli jego umysł zalewała fala przyjemności, rozlewająca się po ciele i drażniła każdą komórkę ciała.
- Już mi dobrze - uspokoił swojego kochanka, łącząc ich usta w głęboki pocałunek, w który schował kilka jęków. Następnie usiadł już na niego porządnie, opierając dłonie na jego piersi. Tak zagłębił się trochę więcej niż do połowy, przeciągle jęcząc. Dłonią zawędrował do sutka blondyna, ściskając go, a następnie ręka dotarła do kolejnego czułego punktu, jakim były uszy jego mężczyzny. Jego końcówki lekko pocierał, gdy zwiększył szybkość swoich ruchów. W takim tempie po pokoju szybko rozeszły się głośne jęki Ollivera. Teraz był dosłownie w siódmym niebie - czuł w sobie wymarzoną szerokość i długość, zaczepiający o czuły punkt i miał idealny widok na swojego chłopaka w ekstazie, skacząc po nim.
- Mmm, Enjou... - wymruczał. - Chcę cię takiego twardego głębiej - wymruczał i jak powiedział, tak zrobił, wreszcie dobijając się do końca. - Idealnie... Mhmm... Ty jesteś idealny. - Wolną ręką, którą nie męczył uszy blondyna, zajął się swoim przyrodzeniem, odbijającym się ciągle o brzuch chłopaka, stymulując się z dwóch stron. I to we własnym tempie i w głębokości, jaką sam chciał. Jak prawdziwy kapitan.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {07/09/23, 11:29 pm}

Enjou Alberich


  W życiu nie podejrzewałby siebie, że znajdzie się w łóżku z kimkolwiek. Nawet nie mógł dotknąć ręki swojej narzeczonej, a co dopiero myśleć o jakimkolwiek zbliżeniu. Ich małżeństwo miało być jedynie formą pozbycia się dwóch kłopotliwych członków rodziny, tak aby nie zwracać zbytnio na nich uwagi poddanych. Teraz jednak już po raz drugi dzielił cudowny moment zbliżenia z Kapitanem piratów i to nie był wynik jedynie zwykłych potrzeb cielesnych, a uczucia jakie między nimi się zrodziło. Nic piękniejszego nie mógł sobie wymarzyć i nawet nie chciał. Olliver był dla niego idealny. Chciał jego i tylko jego, jak nic w całym swoim życiu. Choć musiał przyznać, że czasami przerażały go własne myśli o tym jak bardzo chciał zmonopolizować bruneta. Czy czasami nie był zbyt chciwy? Chciał aby Bonnet oddał mu całego siebie, tylko czy to faktycznie będzie dla niego dobre? Ostatnim czego chciał było ponowne skrzywdzenie go.
  Ale jak mógł się wstrzymywać, kiedy jego kochanek kusił go tak słodkimi słowami?
- Ja również ciebie pragnę Najdroższy. - Odparł, a jego uszy zadrżały podrażnione ciepłym językiem. Każdy jego gest rozpalał go coraz bardziej i bardziej. Do tego stopnia, że poproszony o cokolwiek, wykonałby polecenie Kapitana bez najmniejszego zawahania. Tym bardziej kiedy jego ciepłe wejście obejmowała najwrażliwszą część jego ciała. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, mocno chwycił dłoń kochanka i przyciągnął ją do ust aby złożyć na niej czuły pocałunek. Najpierw na jej wierzchu, a następnie paroma krótszymi muśnięciami obdarzył każdy z jego palców. Chciał w ten sposób choć odrobinę rozluźnić mężczyznę, który tak usilnie starał się ukryć swój dyskomfort.
- Miłości ma, proszę nie śpiesz się. Mamy przed sobą całą noc, a ja nie zamierzam nigdzie ci uciekać. - Westchnął starając zachować spokój, co wcale nie było łatwe, kiedy mięśnie bruneta zaciskały się na nim tak niekontrolowanie. Czuł jak z całych sił starał się rozluźnić. Absolutnie rozczulony tym jak ukrył twarz w jego ramieniu, odchylił głowę w jego kierunku, ocierając się od niego policzkiem, a po chwili też muskając wargami ten należący do niego. - Nie, jednak musisz dać czas swojemu ciału na przywyknięcie do nowych doznań. I tak radzi sobie ono niesamowicie biorąc pod uwagę co przeszło. Musimy jedynie częściej cię do tego przyzwyczajać, co nie będzie trudne do wykonania... Jeszcze wiele pierwszych razów przed nami i wszystkie moje należą jedynie do ciebie, mój Najcudowniejszy Promyku. - Jego głos był niskim, ciepłym szeptem, który omotał raz po raz szyję i kark kapitana. Już jakiś czas temu zauważył jak zmiana jego tonu miała znaczący wpływ na mężczyznę. Od tamtego czasu starał się przelewać w swoje słowa jak najwięcej swoich uczuć jak tylko mógł, ale często były one na tyle silne, że zaczęło mu brakować wyrażeń. Przy Olliverze legły w gruzach wszelkie jego plany, wprowadzając do głowy blondyna cudowny chaos wolności, którą zarażał go na każdym kroku.
  Obdarzony pocałunkami z pomrukiem zadowolenia odchylił głowę, aby dać kochankowi większe pole do popisu, a sam wolną rękę umieścił na jego nagich plecach. Uważnie badał każdy cudownie zarysowany mięsień, jak i kręg kręgosłupa, po których  schodził powoli w dół, lekko napierając na nie. Raz po raz wywoływał u mężczyzny drobne dreszcze, które falą rozlewały się po jego ciele. Aż kiedy w końcu ciepłe powietrze przeciął słodki jęk jego kochanka, jego samego zalała fala rozkoszy.
- Jesteś Niesamowity. - Oznajmił z czułością odwzajemniając rozkoszny pocałunek, który stłumił ich wspólne jęki.
  Teraz kiedy miał świadomość, że jego Kochanek dzieli z nim te same odczucia przyjemności, czuł jak jego pożądanie wzrosło. Bowiem, żadna pieszczota nie wpływała na niego tak, jak widok rozgrzanego Ollivera z ustami rozchylonymi przez jęki przyjemności. A te również za każdym razem drażniły jego czułe uszy, motywując do dalszego działania. Ale oczywiście brunet nie potrafił ich zostawić choćby na chwilę od kiedy tylko dowiedział się jaki wpływ mają one na Półelfa. Najpierw jego sutki, a zaraz po czubki uszu. Równoczesna stymulacja sprawiła, że plecy jasnowłosego wygięły się w delikatny łuk, a z jego ust uleciały kolejne niekontrolowane jęki. Odczucia były znacznie lepsze niż pamiętał z ich pierwszego razu, co uważał za niemożliwe, a jednak Olliver za każdym ruchem udowadniał mu, że się mylił i śmiało pokazywał na co go stać. Aż bolesne było tak pod nim leżeć i jedynie na niego patrzeć, choć był to niezwykle czarujący obraz, kiedy raz za razem jego czarne kosmyki podążały za jego ruchami. Opadały też na ciało blondyna łaskocząc jego skórę, a zarazem też drażniąc chłodnym metalem wplecionych pierścieni. A na deser widok bruneta zadowalającego samego siebie.
- OlliVNhhyH-!!! - Jego słowa nagle zdusił jęk zaskoczenia, kiedy kochanek postanowił całkowicie wpuścić go w swoje rozgrzane wnętrze. Doznanie było niesamowite. Tak ciepłe i przyjemne, a zarazem ciasne, idealnie dopasowane do jego kształtu, za każdym razem drażniąc każdy możliwy skrawek jego przyrodzenia przy wejściu, jak i wyjściu. - Tylko dla ciebie, nh.. Najdroższy... Tylko dla ciebie. Na- zawsze... - Wymruczał wijąc się pod brunetem z rozkoszy, z całych siły starając się utrzymać na nim swoje zamglone spojrzenie. Był cudowny. Jakim cudem sobie na niego zasłużył? Uśmiechnął się z ciepłymi łzami w oczach i wsparł się na ramionach, aby sięgnąć do tych jego słodkich ust. - Olli, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Westchnął w wargi bruneta, delikatnie skubiąc je. - Doprawdy, jak ty to robisz? Wystarczy jedno twoje słowo, a wszystkie moje myśli krążą wokół ciebie. O tym jak przepiękny jesteś, jak uroczo mienią się radośnie twe szmaragdowe oczy, kiedy się ekscytujesz, jak otulają mnie twe cudowne ciemne kosmyki, zupełnie jakby chciały mnie opętać... - Mówiąc to czule pogłaskał go po policzku, aby zaraz wznowić pieszczotę jaką był pocałunek przepełniony milionem uczuć. Tym razem postanowił odrobinę odpuścić i dać zaszaleć swojej żądzy, od razu oplatając ciało bruneta swoimi ramionami. Jego tors, jego smukłą talię, jego brzuch pokryty blizną, która udowadniała jak wiele dla niego znaczył. Teraz gdy byli jednym, doskonale czuł siebie pod nią.
- Uwielbiam cię. Pragnę cię. Kocham cię, Olli... Jesteś miłością mojego życia. - Kontynuował pociągając go za sobą, tak aby nad nim zawisł i zsunął w końcu dłonie na jego uda, którym zaczął pomagać unosić się do góry znacznie wyżej. Tak aby za każdym razem wychodzić i wchodzić z niego niemalże na całą swoją długość. A na dodatek sam zaczął poruszać biodrami wychodząc mu naprzeciw. Już za pierwszym ruchem poczuł mocne zamroczenie, co tylko zwiastowało że był blisko końca. Musiał jednak się powstrzymywać - chciał dzielić ten wspaniały moment z brunetem. A żeby mieć pewność, że to mu się uda, zajął się pieszczeniem ciała mężczyzny. Co nie było łatwe, przez to jak zajęte były jego dłonie, ściskające jego jędrne pośladki, a miał jeszcze  wypełnione jękami usta. Całował go zażarte, tylko po to aby równie namiętnymi pieszczotami obdarzyć po chwili jego klatkę piersiową. A konkretnie jego wystające sutki, które wyglądały tak niesamowicie smakowicie. Od razu pochwycił jednego z nich w swoje ciepłe wargi, trącając raz po raz językiem, a po chwili też się na nim zasysając. Tak jak przewidział były tak cudownie słodkie, jak cały jego kochanek. Dodatkowo drażniąc go swoimi jękami, delikatnie zaczepił brodawkę zębami. To od razu sprawiło, ze mężczyzna zacisnął się na nim mocno, wymuszając na nim kolejny głośniejszy jęk.
- Olli, ja... jestem już blisNhh-!! Nghhh... Chcę dojść razem z tobą... chcę dojść w twoim ciepłym wnętrzu... - Westchnął znów zasysając się na wrażliwym punkcie ciała bruneta.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {23/09/23, 11:54 am}

pirates-of-the-caribbean-font

Słowa, które wypowiadał jego ukochany dyplomata, jak go pieszczotliwie nazywał, dosłownie topiły mu serce i myśli. To jak go uroczo nazywał, sprawiało, że siedzenie przed nim nago, dobrze widoczną blizną stawało się łatwiejsze. Mimo że był to jego kompleks i wciąż pewnie nie chętnie będzie ją pokazywał przed szerszą publicznością, to przy blondynie chciał spróbować. Zwłaszcza, jak słyszał z każdej strony komplementy, które przecież uwielbiał, których komuś takiemu jak pyszny kapitan, nigdy nie wystarczało. Zwłaszcza uśmiechnął się ciepło nazywany promyczkiem i to jego, ale tylko jego. I pewnie miałby taki rozczulony uśmiech przyklejony dłużej, ale twarz bruneta ciągle wyginała się w spazmach rozkoszy, w tym jęków.
- Z tobą wszystkie razy są tak wspaniałe jak te pierwsze.
Męskość blondyna tak świetnie penetrowała wnętrze bruneta, wypełniając je idealnie, sprawiając, że ten drugi nie mógł się powstrzymać od głośnych jęków. Zwłaszcza, gdy cały czas był uderzany o prostatę, o której się dowiedział całkiem niedawno. A było to jedne z najlepszych jego przeżyć. Mógł przysiąść, że z nim seks był najlepszy, nawet nie ze względu na ich umiejętności, a również zważając na ich miłość.
Podniecało go również zachowanie jego pirata - to jak leżąc pod nim wyginał się na wszystkie strony, walcząc z pożądaniem. Uwielbiał go w takim stanie, gdy blondyn nie wiedział, co ze sobą począć, gdy jego zdolny język plątał się. Musiał tylko przyjrzeć się bliżej jego nagłym łzą, ale od razu po słowach ukochanego jak i jego ruchach, zrozumiał, że było to że szczęścia.
- Jestem po prostu za idealny na ten świat i teraz mam tak samo idealnego chłopaka - powiedział, czując przyjemne motylki w brzuchu, a po chwili również dołączył się do namiętnego pocałunku, żeby choć trochę stłumić pragnienie ciała Enjou i tym samym, żeby go uciszył przed powiedzeniem, że ideałem wcale nie jest. Dla bruneta był. Był ucieleśnieniem wszystkiego, co kochał i pragnął.
Zwłaszcza nie umiał się uspokoić, kiedy ręka ukochanego błądziła po jego brzuchu, a nawet znalazła się wokół blizny, która po raz pierwszy została na tak długi czas obnażona przed nim. Ale już brunet nie widział ani jednego powodu, aby ją przed nim ukrywać. Bardzo mu ufał, jak i wierzył w jego słowa, że nie widzi w niej nic obrzydliwego.
- E-enjou - wyjeczal przed wpiciem się w wargi. Czuł, jak zaczyna go ponetrowac całą długością, co wywoływało podkurczenie palców u stóp czy przerywanie namiętnego pocałunku, bo kapitan nie był w stanie wytrzymać doznawanej przyjemności. Do tego dochodziły jego dłonie znajdujące się na udach czy usta skubiące teraz szczególnie wrażliwe sutki. Bywały chwilę, gdy to Olli w ogóle się nie poruszał, dając pole do popisu Enjou, żeby uniósł się swoją żądzą, a czasami tylko pomagał mu w zagłębianiu się.
Doznania stały się tak intensywne, że Olliver znowu nie mógł uwierzyć, że było to możliwe, a był to już ich drugi raz. Ale przede wszystkim, że uprawiał seks z kimś, kto kochał go równie mocno, jak on sam.
I ta wspaniała chwila musiała się kiedyś skończyć, jak wszystko inne. Mimo że oboje wyraźnie tego nie chcieli, będąc połączeni w jedno ciało i zaspokajając się nawzajem, ale koniec był nieunikniony. Zwłaszcza słysząc słowa kochanka. To był kolejny bodziec, by doprowadzić czarnowłosego na sam szczyt.
- Dojdź dla mnie, skarbie - wyjeczał przy jego uchu, a następnie przygryzł płatek.
Kilka kolejnych silnych ruchów i tyle wystarczyło, żeby oboje poddali się finałowi. Kapitan w ostatnim momencie odsunął usta od jego uszów, żeby go nie ogłuszyć i z głośnym jękiem, prawie krzykiem, szczytował. Czuł jak w tej samej chwili rozlewa się w jego wnętrzu ciepły płyn, co wywołało szeroki uśmiech czarnowłosego.
Wyprostował się tylko na chwilę, aby wygodnie poruszyć się jeszcze kilka razy, chłonąc każdą kroplę. Żałował tylko, że jakaś część z niego i tak czy siak wypłynie. Dlatego ręką sięgnął za siebie i na palec nabrał trochę płynu, by następnie go zasmakować.
- Mmm - wymruczał. - Smakuje prawie tak samo dobrze, jak twoje usta. - Wyszczerzył się, a następnie wrócił do poprzedniej pozycji. Ucałował swojego kochanka jeszcze raz wkradając się językiem do rozgrzanych warg. - Kocham cię - wyznał, skubiąc jeszcze jego szyję. - Dlatego właśnie chciałem się z tobą pieprzyć - Wyszczerzył się ponownie. - Wyglądasz nawet ślicznie upocony. Nawet ja nie wiem, jak to robisz. -Odgarnął lekko wilgotne kosmyki włosów z jego czoła. Enjou jak zawsze prezentował się idealnie, z tym szczerym uśmiechem i cieszącymi się, błękitnymi tęczówkami. Olli mógłby go podziwiać całymi dniami z tej odległości niczym zauroczona nastolatka, ale tak jak za pierwszym razem brała go senność. - Zdrzemnijmy się chwilę - zarządził. - Seks z półelfem, z tak dobrym kochankiem, mnie wykańcza. - Uśmiechnął się jeszcze zadziornie i po wyciągnięciu ze swojego tyłka przyrodzenia sprawcy, ułożył się w swoją ulubioną pozycję do spania, wolną ręką głaskając włosy Enjou. Tak szybko odleciał.
**
Wymruczał coś niezrozumiałe, czując, jak zostaje zepchnięty na miękkie łóżko, zbyt miękkie jak na jego gusta, gdzie to od dłuższego czasu najlepiej spało mu się na kościach i mięśniach półelfa.
To na niego spojrzał, ledwo otwierając zaspane powieki.
- Gdzie idziesz? - zapytał, trząc klejące się do siebie powieki.
- Do toalety, zaraz wrócę.
- Mam iść z tobą?
W odpowiedzi uzyskał odmowę i krótkiego buziaka w czoło, na co pirat uśmiechnął się lekko i zmusił się tylko do odprowadzenia ukochanego do drzwi. Chciał poczekać jeszcze na jego powrót, ale zmęczenie i zaspanie było już za duże, by z nim walczyć. Zasypiał z myślą, że zaraz mężczyzna do niego wróci, choć w sercu czarnowłosego została zasiana myśl, że może powinien faktycznie iść za nim.
**
Obudził się po raz kolejny już w owiele lepszym stanie. Jeszcze z przymkniętymi oczami, zbliżył się do drugiej połowy łóżka, chcąc przytulić się do swojego skarba, ale tam czekała na niego tylko lekko ciepła pościel. To od razu sprawiło, że Olli podniósł się do siadu, rozglądając się po dużym pokoju. Szybko zrozumiał, że oprócz książek i porozrzucanych kartek, nie było nikogo. Żołądek chłopaka od razu zacisnął się wokół siebie i ogarniające go uczucie w mig zwlokło go z łóżka. Szybko się ubrał, jeszcze cofając się po swoją maskę, a następnie czym prędzej wyszedł z sypialni.
Był prawie pewien, że nie spał tak krótko, aby Enjou nie zdążył wrócić, dlatego niepokoił się jeszcze bardziej. Uczucie to narastało, gdy nie widział go w żadnym otwartym pokoju czy korytarzu, gdy kierował swoje kroki do sali balowej. Czuł się niemal jak dziecko, które zgubiło się pośrodku targu i szukało swojej mamy. Tylko, że on szukał swojego ukochanego, wiedząc, jak w zamku było niebezpieczne. Już zaczął się przeklinać i obwiniać, że faktycznie nie poszedł z nim do toalety. Nawet jeśli byłby teraz ledwo przytomny. Przynajmniej wiedziałby, że blondyn jest bezpieczny.
Był bliski załamania się na środku sali balowej, zbywając swoich pirackich przyjaciół, gdy trochę dalej w tłumie dostrzegł czuprynę swojego księcia i pirata, odwróconą do niego tyłem. Nie potrzebował widzieć jego twarzy, aby rozpoznać go po sylwetce, ubraniach czy właśnie włosach. Dlatego czym prędzej przedarł się do niego, nie przejmując się przepraszaniem ludzi czy wejście w toczącą się rozmową między Enjou, a jakimś mężczyzną.
Objął blondyna ciasno w pasie, opierając brodę o jego ramię. Dopiero wtedy przestał się tak bardzo przejmować, a serce powoli zwalniało swój rytm.
- Cholernie się o ciebie martwiłem - pożalił się. - Mogłeś mnie obudzić, że już wracamy. - Przymknął powieki, wdychając swój ulubiony zapach.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {02/10/23, 02:07 am}

Enjou Alberich
 
  Słowa pirata były dla niego najpiękniejszym rozkazem, który z ogromną radością chciał wykonać. A nawet jeśli jakimś dziwnym trafem próbowałby się przed tym wzbraniać, to nie miał na to nawet najmniejszych szans, kiedy zęby bruneta podrażniły jedno z jego wrażliwych uszu. Uniesienie było na tyle silne, że Enjou na chwilę poczuł się zamroczony, kiedy doszedł do niego tak słodki okrzyk przyjemności, który wydarł się z ust kapitana. Jego mięśnie zacisnęły się mocno na drżącym przyrodzeniu Półelfa, które kilkakrotnie obficie zalało jego ciało rozgrzaną spermą. W tym też pięknym momencie, moce blondyna znów zaczęły szaleć, ponownie sprawiając, że ciepły wiatr wdarł się do wnętrza pokoju, ale tym razem skumulował się on wokół ciała pirata, oplatając każdy jego skrawek i wywołując kolejne dreszcze przyjemności. Utrzymywały się aż do chwili ujrzenia przez Półelfa zabójczego obrazu - jego kochanka smakującego jego płyny. Elfie serce odbiło się mocno o żebra, automatycznie pompując czerwień w jego policzki, jak i do podbrzusza, co było dość niebezpieczne. Jedno było pewne. Jeśli jego niewinne serce nie przywyknie do tak zabójczo uroczego i seksownego pirata, któregoś dnia zejdzie na zawał.  
- O-o-o-o-lliVver!??!? - Wydusił z siebie jedynie przed pocałunkiem, w którym mógł zasmakować samego siebie. Było to dziwne uczucie, ale w żaden sposób nie umniejszało doznaniu słodkich ust bruneta, które były wprost perfekcyjne za każdym razem. Ale i po rozłączeniu warg, brunet nie zamierzał go oszczędzać. Jak zawsze bez ostrzeżenia, choć pewnie był to sposób na drobne odegranie się na nim za zwłokę.
  Westchnął ciężko, po czym uśmiechnął się szeroko, rozbawiony pomimo speszenia.
- Twoje dzieło, Słońce moich oczu. - Odparł wymyślając kolejną słodką ksywkę dla promieniującego w promykach zachodzącego słońca bruneta. Tak pięknie odbijały się od jego wilgotnej skóry, która latami spędzonymi na statku była muskana słońcem. Obrazu dopełniały też kaskady lepiących się do jego mięśni ciemnych kosmyków z ozdobnymi pierścieniami. Oczywiście nie minęła chwila, a Kapitan piratów wytoczył kolejne działo.
- Ty za to jesteś - jak zawsze - wprost zabójczy. - Dodał przykładając dłoń do jego ciepłego policzka, który posmyrał kciukiem. - Ale nie protestuję. To była cudowna chwila, acz niesamowicie męcząca po takiej przerwie. Należy nam się odpoczynek. - Odparł z westchnięciem, kiedy jego przyrodzenie opuściło to uwielbiane ciepło wnętrza kochanka, ale niestety gdyby tego nie zrobili, brunet mógłby być obolały po przebudzeniu. A tego nie chciał. Z uśmiechem więc obserwował, jak mężczyzna odpływa w jego ramionach, samemu podążając za nim odrobinę później.

...

  Sen półelfa nie był jednak zbyt długi. Zaledwie po godzinie obudził się w ciemnościach rozpoczynającej się nocy, którą zakłócał jedynie jasny księżyc. Wreszcie upewnił się, że nie zaszkodzi swojemu kochankowi, a nawet ich zbliżenia, będą miały dla niego pewne ważne korzyści, a co ważniejsze pogodził się z nim i spędzili cudowne chwile uniesienia... a mimo to, gdzieś na samym dnie, podświadomość podpowiadała mu, że coś było nie tak.
  Próbował ją zbywać, kilkukrotnie nawet, jednak kiedy do jego uszu doszła znajoma barwa głosu, jego powieki uchyliły się w szoku. Nie powinien go znać. Nigdy nie było mu dane nawet go usłyszeć. A mimo to doskonale wiedział do kogo należał. Czyżby pobyt w zamku mieszał mu w głowie? Przymknął powieki, wtulając się w ciemne kosmyki, jednak głos nie cichł. Teraz słyszał go już wyraźnie. Wołał... jego imię.
  Ciekawość i niepokój wygrały. Ostrożnie zsunął z siebie kochanka na materac, wybudzając go niestety.
- Do toalety, zaraz wrócę. - Zapewnił go z ciepłym uśmiechem i na pożegnanie musnął wargami jego czoło. Nim wyszedł ubrał dolne odzienie i zarzucił na siebie koszulę, której zapinanie przerwał w połowie, kiedy po wyjściu na korytarz ponownie usłyszał ten głos.
~ En... jou ~
  Był wyraźny, ale zarazem i słaby. Jakby jego właścicielce brakowało sił i tchu. A za każdym razem kiedy próbował go namierzyć, jak na złość milkł. Z chwili na chwilę nieświadomie coraz bardziej oddalając się od północnego skrzydła i pomimo niegdyś biegłej znajomości zamku, czuł że zaczyna się gubić. Ale było to przecież miejsce w którym się wychował, czy to w ogóle było możliwe? Niestety chwilę zwątpienia ponownie przerwał głos oraz tym razem wizja zwiewnej sukni ginącej za kolejnym zakrętem schodów prowadzących w dół.
- Zaczekaj! Proszę... - Zawołał kiedy ponownie trafił na opustoszały korytarz. Był zaskoczony tym, że w zamku znajdowało się tyle niższych pięter. Nie posiadał też żadnych wspomnień o zejściu w jakim się znalazł, a mimo to było ono mu bardzo znajome. Już kiedyś tu był. I to nie raz. Zaintrygowany wkroczył w kamienne korytarze, pozbawione złotych zdobień. Pozbawione czegokolwiek poza kolumnami lekko wystającymi ze ścian. Aż w końcu trafił do pomieszczenia wielkości sali balowej, na którego środku stała właścicielka tajemniczego głosu.
  Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, aby półelf odgadł jej tożsamość.
- Matko...

...

  Mimo późnej pory, przyjęcie urodzinowe Księżniczki Anisy, wcale nie zamierzało zbliżać się ku końcowi. Gości wręcz przybyło, acz okupujących parkiet było niewielu. Większość gromadziła się już przy stołach, a jeszcze inni udali się na balkony, lub ogrody. Był to bez wątpienia czas na rozmowy dla przyjemności, bądź też interesów. Mimo to muzyka nie ustawała, a nawet została wzbogacona o syrenią śpiewaczkę, nieustannie nadając miejscu niepowtarzalnej atmosfery. Głos jej był zarówno niebezpieczny ze względu na zdolności hipnotyzujące rasy, ale i kuszący przez bycie zakazanym owocem.
  Półelf choć zasłuchany w słowa swojego rozmówcy, nie był w stanie ignorować występu. Oczywiście nie chciał być niegrzeczny, zwlekając ze swoją odpowiedzią, zdążył jednak jedynie uchylić usta, nim przeszkodził mu dotyk obcego objęcia. Choć bez wątpienia zaskoczony, nie drgnął nagle, a jedynie obrócił głowę w bok, spoglądając zza maski swoimi beznamiętnymi, miodowymi tęczówkami na mężczyznę o czarnych jak smoła włosach. Nie odwzajemnił jego gestu. Nie odepchnął go, ani nie odezwał się. Choć kiedy ujrzał jego zielone tęczówki, z niewyjaśnionego powodu umysł odtworzył dźwięk morskich fal rozbijających się o przemoczone deski. Jednak tak szybko jak się pojawił, też zamilkł, zostając przysłoniętym przez syreni śpiew.
- Cóż za bezczelność. - Skomentował rozmówca Półelfa, spoglądający na długowłosego z pogardą i wyższością. - Co daje ci prawo tak spoufalać się z Pierwszym Księciem? Straże! - Mężczyzna był ubrany w białą szatę, szczelnie zakrywającą jego ciało pod samą szyję, jak i luźny płaszcz w tym samym odcieniu. Prostu krój, jedynie zdobiony złotą nicią na brzegach, układającą się w krzyż na szyi. Rękawy do łokcia zaś pokryte były platynowym materiałem, a w jeden z nich wpleciony był łańcuszek z zawieszonym krzyżem. Ten uwagę przyciągał go jego dłoni zniekształconymi przez liczne blizny. Mężczyzna był młody, ale jego postawa oraz spojrzenie zdradzało, że był znacznie starszy. Szczególnie podpowiadały to jego srebrne włosy i zmęczone oczy, przysłonięte okularami. Cała jego postać była silnym kontrastem stojącego naprzeciwko niego Enjou. Ten już nie miał na sobie stroju, w którym przybył na zamek. Ubrany był w czarną koszulę, na którą założona była granatowa kamizelka, ze złotymi haftami, a jego szyję ściskał srebrny krawat. Spodnie proste, kolorem pasujące do koszuli, ale kolejnym ważnym elementem były białe rękawiczki na jego dłoniach. Które poprawił, jak tylko dwóch strażników odciągnęło od niego bruneta.
- Nie ma potrzeby do niepokoju. Ten mężczyzna zapewne jedynie mnie z kimś pomylił Ojcze Mercury. - Przemówił w końcu blondyn. - Uroki balu maskowego. - Stwierdził ruchem ręki każąc się swoim ochroniarzom uspokoić. - Czyż nie mam racji? - Zwrócił się do domniemanego napastnika, który ku jego zaskoczeniu od razu zaprzeczył jego hipotezie. Mylił się? Znał go? Był jego kochankiem? Na Solaire, o czym ten szaleniec bredził?
  Atmosfera na sali uległa zmianie już przy zwołaniu straży, ale kiedy mężczyzna ponownie próbował się na niego rzucić, zamieszanie wróciło uwagę gości. Rozległy się niepokojące szepty, część znacznie odsunęła się na boki. Śpiewaczka nie przerywała swojego występu, choć nawet w jej głosie był zauważalny niepokój.
- Mój miły! - Wtrącił się nagle żeński głos i jego właścicielka wybiegająca z tłumu, tylko po to aby zaraz pochwycić ramię Półelfa. - Ojcze Mercury. Co to za zamieszanie? Goście są zaniepokojeni. - Choć wyglądała na zaniepokojoną, jej oliwkowe spojrzenie było równie beznamiętnie co Enjou. Jej złote kosmyki kaskadą opadały na białą suknię i masywną złotą biżuterię, którą nosiła bez oznaki trudu na swojej piesi. Układała się ona w kwieciste słońce, a zwisając z piersi w ognisty kwiat.
- Mary Celeste, proszę wybaczyć. Zdaję się, że otwarte zaproszenie, sprowadziło prócz szanownych poddanych, także i przestępców. Pirackich porywaczy.
- Piratów? - Powtórzył Półelf, a jego spojrzenie w końcu pokazało oznakę emocji. Nie były one jednak w najmniejszym stopniu przyjazne. Nie. Były czystą nienawiścią. - A więc wróciliście dokończyć robotę? - Odruchowo zasłonił ramieniem swoją narzeczoną. - Straże, złapać ich natychmiast. Nie pozwolę, aby po moim powrocie, ktokolwiek psuł tak ważną uroczystość, jak urodziny mej siostry. - Jad z jakim wypowiadał te słowa, wręcz parzył jego język. A na domiar złego mężczyzna, jak i reszta złapanych piratów nie zamierzała pokazać krzty skruchy za swoje wtargnięcie. Każdy próbował się wyrywać, wrzeszczeć, rzucać czym miał pod ręką. Ostatecznie wszyscy zostali złapani, ale osobnik o smolistych włosach wciąż zawodził o tym jak byli sobie bliscy. - Dość tych bredni! Wsadzić ich do więzienia. - Zażądał, nim jego ręką została pochwycona przez ognistowłosą dziewczynę.
- Bracie! Co ty wyprawiasz?! - Zszokowana zamieszaniem, jak i widokiem Ollivera i piratów w rękach straży. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na narzeczoną i najwyższego kapłana, którzy stali przy boku blondyna, żeby zrozumiała sytuację. - Proszę jedynie ich wyprowadźcie. Zaproszenie było otwarte, każdy miał prawo wejścia. Takie było moje życzenie. - Zażądała po szybkiej analizie sytuacji, co zawsze było jej mocną stroną. Nie liczyły się w tamtym momencie powody, ani to co się stało. Ważne było rozładować konflikt i przenieść piratów w bezpieczne miejsce.  
- Anisa, to szaleńcy. Nie możemy pozwolić im odejść wolno. - Zwrócił się Pół elf do siostry znacznie łagodniejszym tonem niż do kogokolwiek wcześniej zebranego. Brzmiał niemalże jak osoba, którą dobrze znał Kapitan Piratów.
- Straż została wzmożona. Jestem pod ścisłą opieką całą dobę. Już nie są w stanie zagrozić mi, czy naszej rodzinie Bracie. Proszę. Nie w moje urodziny.
  Jej błagalny ton przebijał się przez wszelkie głosy rozsądku, karzące uwięzić przestępców i poddać ich osądowi. Nie był wstanie jej odmówić.
- W porządku Aniso. Ale tylko zważywszy na twój dzień. - Westchnął niechętnie się poddając jej wpływowi. - Wyprowadźcie ich poza granice centralnej dzielnicy. Mają zakaz zbliżania się do zamku. - Wydał strażnikom ostateczny rozkaz, a ci niezwłocznie zaczęli go realizować. Z jednym wyjątkiem. Kapitanowi piratów udało się zwinnie wyrwać strażnikowi i ponownie chwycić dłoń Półelfa, na co ten od razu zmarszczył gniewnie brwi.
- Zamilcz! Nie mam pojęcia co sobie uroiłeś w tej szaleńczej głowie, ale w życiu cię na oczy nie widziałem. Ślubowałem na oczach Solarie wierność mej narzeczonej i nie ośmieliłbym się jej zdradzić. Odejdź nim zdecyduję się na przekór prośbie mej Siostry. - Z tymi słowami powietrze w sali zaczął nabierać na sile, targając wszelkie zasłony, obrusy, suknie i płaszcze. Ale mimo jego porady, brunet dalej nie chciał się słuchać. - Nie pozostawiasz mi innego wyboru. - Prychnął gniewnie, po czym wysunął rękę ku mężczyźnie, z gestem odepchnięcia go, jednak nawet go nie dotknął. To uderzenie powietrza oderwało go od osoby Księcia i brutalnie wypchnęło po z sali balowej, wprost do rąk dwóch nowych strażników. Znacznie bardziej uzbrojonych, od tych ukrytych między gośćmi przyjęcia. Podmuch wiatru uniemożliwił mężczyźnie choćby skinąć palcem do momentu wyprowadzenia z terenu zamku jego oraz jego towarzyszy. Enjou dopilnował tego z balkonu, na którym stanęła z nim Mary, ściskając go za rękę.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {10/10/23, 08:33 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

To nie osoba, która stała przed blondynem zwróciła największą uwagę czarnowłosego. Największy niepokój wzbudziły te ukochane tęczówki, których już nie poznawał. Były one przede wszystkim miodowe, ale także nie widział w nich tego charakterystycznego blasku, jakim darzyły go wcześniej, kiedy ich spojrzenia się spotykały. Nie widział w nich tego pięknego morskiego odcienia, a beznamiętne spojrzenie, pozbawione jakichkolwiek uczuć do jego. Uświadomienie tego sprawiło nagły ścisk serca, że brunet aż poczuł piekący go ból, a równocześnie jego własne tęczówki zajęły się łzami. Uścisk Kapitana znacząco stał się luźny. Kompletnie nie rozumiał malowanej mu sytuacji, a obecność rozmówcy jego ukochanego, sprawiała, że już teraz miał ochotę wydrapać mu oczy i urwać język. Niepotrzebnie wcinał się w ich prywatną konwersację, a tylko zetknięcie na niego mogło powodować złość. Olli doskonale pamiętał, jak blondyn opowiadał mu o tym, jaki był najwyższy kapłan i jak się zachowywał. Dlatego tym bardziej brunet nie miał pojęcia co się dzieje i dlaczego pirat z nim w ogóle rozmawiał. I skąd miał te nowe ubrania na sobie?
Uchwyt strazy naturalnie mężczyzna z siebie strzepnął, wykorzystując ich brak kolejnych rozkazów.
- Co? Enjou, co ty gadasz? Jesteś moim chłopakiem, nie wygłupiaj się - powiedział, trzymając się nikłej nadziei, że może jednak sobie z niego okrutnie żartował. - Coś się stało? Jeśli nie chciałeś się ze mną kochać, to mogłeś powiedzieć... Poczekałbym, naprawdę.
Oczywiście nawet straż stojąca tuż za nim i wizja pójścia do więzienia, nie była w stanie wystraszyć kapitana. Ten bardziej bał się stracić swojego ukochanego skarba, bał się go tutaj zostawić, nawet, jeśli był przy Anisie. Była ona tylko dzieckiem, a Lynn pewnie po uroczystości chciał wrócić do rodzinnych stron.
Czarnowłosy nie mógł zrozumieć, co się takiego zmieniło między nimi, zwłaszcza, gdy zjawiła się przed nimi kobieta o niezwykłej urodzie. Wtedy jeszcze bardziej zakuło go serce, jakby jego niegdyś blondyn wbijał mu szpikulec i jeszcze by go obkręcał wokół osi.
I już za chwilę nie musiał skrywać swojej tożsamości. Po odkryciu kapłana wszyscy jeszcze bardziej zaczęli plotkować, a gdy Olli zdjął maskę, zrzucając ją na podłodze, usłyszał rapczywe oddechy i czuł zszokowane spojrzenia. Normalnie byłby dumny, że ktoś go rozpoznał, bo świadczyło to o jego doświadczeniu, ale teraz czuł się okropnie. Osoba, na której mu najbardziej zależała, mówiła do niego z taką pogardą, nienawiścią, traktując go jak jakiegoś trędowatego. Olli nie był w stanie dłużej powstrzymywać cieknące mu łzy po policzku czy trzęsący się głos. Ale mimo tego chciał walczyć o półelfa.
- Enjou... Proszę, wróć ze mną na statek. Tam masz wszystkich, którzy cię kochają, nie tu... - odezwał się ponownie, starając się, by jego głos tak się nie trząsł.
Więzienie dla piratów mogło mieć skutki tragiczne, zwłaszcza w kraju, gdzie głowa Ollivera była dobrze płatna, zresztą tak samo jak reszty załogi. To powinno oprzytomnieć inteligentnego kapitana, ale ten był wciąż w rozsypce, próbujący zatrzymać przy sobie blondyna. Wiedział, jak bardzo był dla niego ważny, ale wydawało się, że dopiero ta chwila uświadomiła mu, że Enjou naprawę był miłością życia.
Całe szczęście ich zgraja została uratowana przez solenizantkę, której miał wrażenie, że incydent zepsuł przyjęcie. Może w ogóle nie powinni tutaj przychodzić. Dla każdego byli jednymi z najgorszych, a teraz i jeden z nich tak uważał z niewiadomych im przyczyn. I znowu pociekło killa samotnych łez po policzku, które Olliver szybko starł, kiedy słyszał łagodny ton blondyna. Niestety dalej nie do niego.
Oczywiście grupka odważnych piratów nie poddała się bez walki. Cały czas próbowali się wyrywać i nie dać się złapać, ale pozbawieni broni, z nierzadko mieczem na gardle było to wyjątkowo trudne. Zwłaszcza, że każdy z nich ze smutkiem obserwował błagania ich kapitana i krzywdzące zachowanie Enjou. Właściwie tylko ten pierwszy i Jack, wykorzystując swoją siłę, zdążyli w porę się uwolnić. Jednakże drugi równie szybko został ponownie zatrzymany przez dwoje strażników celujących w niego bronią palną. To jeszcze bardziej wywołało chaos wśród ludzi, sprawiając, że niektórzy z nich zaczęli w pośpiechu szykować się do wyjścia.
- Z-zrobiłem coś nie tak? Proszę, porozmawiajmy gdzieś sami. Skarbie, zmienię się dla ciebie, j-jeśli o to c-chodzi - wydukał, już łapiąc ręce ukochanego i przyjmując propozycje klęczącą. On, pełen dumy i pychy, jeden z lepszych pirackich kapitanów na morzu, był gotowy klęczeć przy blondynie i błagać go o powrót na statek. Tylko tego pragnął, bo wiedział, że tam będzie najbezpieczniejszy i nawet jeśli trzymałby się z daleka od czarnowłosego, to reszta załogi byłaby przy nim. Jednak takie plany szybko zostały pokrzyżowane przez nagły, mocny podmuch wiatru, który wyrzucił Ollivera z impetem. Ten od razu syknął z bólu, łapiąc się za obolałe plecy. To również nie trwało długo, bo jeden z chwytających strażników wygiął mu rękę do tyłu, powodując kolejną falę bólu ze strony mężczyzny. Być może strażnik wyjątkowo miał osobisty problem do piratów.
- Kocham cię - powiedział do siebie, mimo wszystko, patrząc się przez całą drogę właśnie na Enjou. Na tego samego, co kiedyś nigdy by czegoś takiego by nie zrobił. Na tego samego, co teraz patrzył na niego ze złością, zimnymi tęczówkami, a za rękę trzymał swoją narzeczoną. Dopiero wtedy dotarło do niego, że być może faktycznie wszystko zostało między nimi skończone, że być może już nigdy nie będzie w stanie go do siebie przytulić czy już nigdy nie zaśnie w ulubionej pozycji.
I humor zaczął się wszystkim udzielać, gdy wolnym krokiem kierowali się w stronę tej złej części miasta. Piraci byli wyjątkowo posępni i byli cicho, przerywając tylko tę chwilę swoimi szlochami. Olli ciągnął się za nimi najwolniej, będąc w tym wszystkim poszkodowanym najbardziej. Już nie nadążał za ocieraniem łez, przez co w krótkim czasie obraz przed nim zaczął się rozmazywać. A w końcu się zatrzymał i już chciał zawrócić, gdyby nie szybki refleks czyiś wielkich, brązowych oczów. Ich właściciel - Jack - pochwycił Ollivera w pasie, przecając go sobie przez ramię, jakby ważył piórko.
- Jack?! Puść mnie! Natychmiast! - krzyknął od razu porwany, próbując jakkolwiek się oswobodzić.
- Niestety nie mogę.
- Jestem twoim kapitanem do kurwy nędzy! Masz się mnie słuchać!! - znowu podniósł na niego głos, dobijając się do niego pomimo szlochu
- Dlatego cię chronię, kapitanie.
- Puść mnie! Wrzucę się do oceanu!!!
Mimo tych protestów, wielkolud był nieugięty i finalnie dotarli do ich miejsca noclegu całą ekipą. Olli oczywiście był niezadowolony z takiego obrotu spraw. Mimo wszystko spróbowałby jeszcze raz zakraść się do zamku i wyciągnąć Enjou z zamku. Może wtedy zmieniłby zdanie?
Niestety z pomysłem kapitana nikt się nie zgadzał, twierdząc, że powinni poczekać aż sytuacja się udpokoi, a dopiero później działać. To sprawiło, że resztę wieczoru spędził siedząc na parapecie w swoim pokoju, sącząc leniwie ulubione wino półelfa. Bez niego nie było tak smaczne, ale chociaż tak mógł czuć jego obecność oprócz gapienia się w palące się lampy w oknach zamku. Już za nim mocno tęsknił.
Obok niego, na parapecie, a właściwie między nogami znajdowała się terakotowa doniczka z bliżej nieokreśloną rośliną dla Ollivera. Jedynym faktem dla niego było to, że roślinka trzymała się resztki nadziei do życia. Może to właśnie mieli wspólnego. Kwiat wyglądał, jakby dniami nie był podlewany, o czym świadczyło jej pożółkłe liście, a niektóre z nich już były suche. Już nie było dla niej ratunku, ale właśnie w tym momencie do przesuszonej jak wiór ziemi, poleciała samotna łza. Wtedy roślina jakimś cudem nagle podniosła się do pionu, co od razu wywołało zdziwienie na twarzy Ollivera. Ten nieśmiało wyciągnął do niej rękę, jakby ta miała zacząć parzyć, ale po jego dotyku w tym miejscu urósł malutki listek, a obok drobny, fioletowy kwiatek. To wywołało pisk z ust mężczyzny i bliskie spotkanie z podłogą.
Najpierw nie rozumiał, co się działo z jego ukochanym, a później nie rozumiał, co się działo z nim samym. I nikogo nie było obok, żeby mógł mu ktoś to wytłumaczyć. Zamiast tego zaalarmowani pojawiła się cała zgraja, a zwłaszcza najmłodszy z nich, chcący się przytulić do swojego idola.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {12/10/23, 09:19 pm}

Enjou Alberich


  Po wypędzeniu zgrai przestępców atmosfera w sali wciąż była lekko napięta, ale goście powoli się uspakajali. Skoro wystarczyła jedna osoba, aby ich odpędzić, to nie mogli być aż tak wielkim zagrożeniem. Tym bardziej, że okazji do świętowania pojawiło się więcej. Nie tylko tego wieczoru celebrowali urodziny księżniczki, ale i powrót ich pierwszego księcia, prawowitego następcy tronu, którego dziwnej mocy się obawiali. Jednak tego razu ich uratował i wykazał się nienaganną kontrolą, atakując jedynie piratów. Nie ucierpieli nawet strażnicy, którzy trzymali ich blisko.
  Ludzie powoli się uspokajali, jednak nie było to takie łatwe dla samego Półelfa, w którego głowie wciąż nieprzyjemnym echem odbijały się ostatnie słowa ciemnowłosego pirata. Co doprowadziło słynnego Kapitana Bonneta do wygadywania taki bredni? Niestety niewiele pamiętał z porwania - jedynie ryk potężnego sztormu, którego zapewne był autorem. Każda próba sięgnięcia głębiej w pamięć, kończyła się przeszywającym bólem. Po trzeciej poddał się, kiedy z syknięciem chwycił się za głowę.
- Mój miły, wszystko w porządku? - Spytała zatroskana kobieta o złotych kosmykach, przykładając dłoń do jego policzka, której ciepło był w stanie wyczuć nawet przez materiał rękawiczki. Zrzucił jednak to zjawisko na otaczający go chłód nocy.
- Tak. Nie powinienem był dać ponieść się emocjom. - Westchnął chwytając jej rękę, aby odciągnąć ją od siebie i delikatnie musnął wargami jej wierzch. - Już w porządku, Mary. Wybacz mi.
- Nie musisz mnie przepraszać. Wracajmy do środka, powinniśmy pomóc Anisie i Ojcu Mercuremu uspokoić gości.
  Nie protestował. Uchylił ramię, aby wplotła w nie swoje i wrócili do sali balowej, kierując się na sam jej środek. Taniec przyszłej pary królewskiej w mgnieniu oka sprawił, że wszyscy zapomnieli o nieprzyjemnym incydencie. Pokaz ich umiejętności jak zawsze był spektakularny, ale tym razem doszły efekty w postaci ciepłych podmuchów wiatru, które porywały zwiewne zasłony oraz buchające płomienie świec, które rozsypywały za każdym razem złote iskry.
  Występ zakończony został głębokimi ukłonami, które nagrodziły gorliwe oklaski. Prostym sposobem udało im się przywrócić atmosferę przyjęcia, jednak kosztem tego było znacznie osłabienie Enjou. Blondyn znacznie osłabł, jednak nie chcąc niepokoić gości szybko udał się z Mary do stołu, gdzie to zajął miejsce przy swoim długowłosym blondynie.
- Słabo wyglądasz Bracie. - Stwierdził Andou podając Półelfowi złoty kieliszek wypełniony krwistoczerwonym płynem.

...

  Urodziny Księżniczki trwały jeszcze przez dwa następne dni, jednak nie zagościł już na nich Pierwszy książę, ani jego narzeczona. Król z drugim księciem również zmuszeni byli zająć się politycznymi sprawami, pozostawiając w rękach Anisy zajęcie się gośćmi. jednak nawet najgłośniejsza muzyka nie była w stanie przebić się przez odgłosy szalejącej burzy. Deszcz lał bez przerwy i bez litośnie. Wysuszona przez ostatni miesiąc gleba, choć spragniona wody, nie była w stanie wystarczająco szybko jej wchłaniać, przez co ta zaczęła zalegać na niższych terenach. A trzeciego dnia również na ulicach, które stały się zdradliwie ślizgie. Początkowa radość z końca suszy, ponownie jak na tle wielu lat przerodziła się w niepokój.
  Trzeci dzień po przyjęciu maskowym dobiegał powili końcu, choć przez obfite opady i  zachmurzenie nikt nie był w stanie dokładnie określić czasu. Zdradzały go jedynie naznaczone świece, według których słońce miało chylić się ku horyzontowi.  Niewielu wychodziło z domów jeśli nie byli do tego zmuszeni, przez co lokalne tawerny były niemal opustoszałe. Również ta, w której skryli się piraci w dniu przyjazdu do Idreanii.
  Jednak ku zaskoczeniu barmana, zjawili się trzej goście. Dwóch znacznie wyższych od stojących między nimi drobnej sylwetki, jednak wszystkie tak samo szczelnie otulone czarnymi płaszczami, ukrywającymi ich twarze. Budzili niepokój, ale w ten dzielnicy nie było to nic nowego. Szemrane typy czaiły się wszędzie, a w tym przytułku nawet najczęściej znajdowały nową robotę.
- Coś podać? - Spytał tęgi mężczyzna, czyszcząc zamgloną szklankę, której zarysowanej powierzchni już nic nie było w stanie uratować.
- Nic. Pokój. - Odparł beznamiętnie jeden z wyższych osobników.
- Obawiam się, że wszystkie są zajęte. - Odparł mężczyzna odkładając naczynie i już miał bez zainteresowania sięgnąć po kolejną, gdyby nie ciężki huk wywołany pełną sakiewką. Zgarnął ją bez zastanowienia i prędko sprawdził zębami autentyczność złota. Chwilę udawał jeszcze że się zastanawia, ale ostatecznie schował ją za pas. - Miło się z Paniczem robi interesy. Ostatni na prawo. - Odparł kładąc na blacie krzywy klucz. Po otrzymaniu takiej sumy, mało obchodziło go jaki los spotka pechowego klienta z pokoju.
  Trzy postacie bez słowa zabrały klucz i udały się schodami na piętro, gdzie to mieściły się pokoje do wynajęcia. Może i wciąż wdzierał się do środka hałas burzy z zewnątrz, jednak i tak nie usprawiedliwiało to ciszy jaka panowała na piętrze. Była wręcz nienaturalna. Oczywiście nie powstrzymała przybyszy, którzy czym prędzej udali się na koniec korytarza i wsunęli klucz w dziurkę. Dopiero w chwili przekręcania go, na szyjach wysokich osobników zacisnęły się tęgie ramiona, sprowadzając ich na wysokość napastników.
- Nie uczyli cię, że pierwej się puka? - Parsknął mężczyzna o łaciatej rudej brodzie, kierując ku ostrze sztyletu ku twarzy swojej ofiary.
- Wypadałoby też uprzedzić o wizycie. - Dodał osobnik pochwycający trzecią, niższą sylwetkę, a na jego ciemne ramiona wcale nie były tak delikatne, jak można było się spodziewać. Brandon był dżentelmenem, ale nie kiedy dana kobieta była zagrożeniem dla jego Kapitana. - Czego chcecie i kto was nasłał? - Wysyczał ostro.
  Niestety oczy rozjuszonych piratów nawet nie były w stanie dostrzec ruchów zakapturzonych postaci pod płaszczami. Jedynie poczuli zimno stali przyciskanej do ich skóry, po tym jak przebiły się przez materiał odzienia. A mimo to nawet ich nie zarysowały.
- Opuście broń! - Niska postać wydała rozkaz, rozśmieszając otaczających ich piratów, gotowych rzucić się na przybyszy, jeśli tylko coś stanie się ich pobratymcom. Jednak to nie do nich był kierowany. Dwie wysokie, szczupłe postacie cofnęły ostrza, upuszczając je na podłogę. Ich brzęk zagłuszył kolejny z grzmotów.
- Muszę pomówić z Olliverem... - Z tymi słowami powoli sięgnęła do swojego kaptura, aby ściągając go ukazać swoje ogniście rude włosy. A po odwróceniu głowy ku Brandonowi, ten od razu mógł ją rozpoznać.
- Księżniczka A-anisa!? - Wypalił od razu wypuszczając ją z nie delikatnego uścisku, unosząc swoją broń do góry.
- Wrzeszcz głośniej, może jeszcze usłyszą cię strażnicy. - Prychnął zirytowany wysoki mężczyzna o głębokim głosie i odepchnął od siebie z łatwością Freda. Drugi zrobił to samo, choć mniej agresywnie. - Zamknij się, albo stracisz ten głupi jęzor.
- Thaniel! - Wystarczyło jedynie imię wypowiedziane głosem księżniczki i mężczyzna zamilkł. - Nie jesteśmy tu aby wam zagrozić. Potrzebujemy waszej pomocy. - Wyjaśniła.
- Pomocy? Ale co my niby mam zrobić? Sama widziałaś, że byliśmy kompletnie bezsilni. A Olli... Olli nie jest teraz w najlepszym stanie...
- Wiem. I nie mam prawa nawet pokazywać mu się na oczy. Ale mimo to jest naszą ostatnią nadzieją. - Odparła ze współczuciem, ale jej spojrzenie było nieugięte. Na Brandonie również mocno odbiła się ta sytuacja. Stracił nie tylko przyjaciela, ale też ucierpiał mężczyzna, którego podziwiał.
- W porządku. Ale wyprowadzam was, jak nie będzie z wami chciał rozmawiać - Krótko ścięty blondyn ugiął się i otworzył drzwi do pokoju Kapitana. - Olli, masz gości. - Poinformował wpuszczając do środka księżniczkę oraz jej ochroniarzy, na których wciąż zerkał nieufnie. Ale przynajmniej nie zamierzali dłużej ukrywać swoich twarzy. Zrzucili kaptury i zdjęli maski, przyczepiając je do paska pod płaszczami. Obaj mężczyźni, oprócz pokaźnego wzrostu, mogli pochwalić się także niesamowitą urodą smukłych, nieco trójkątnych twarzy. Ale nie tylko ich twarze przyciągały wzrok. Najbardziej ciekawym elementem były ich uszy. Spiczaste i znacznie dłuższe od tych, które miał Enjou. Jednemu osobnikowi sterczały na boki, u drugiego zaś były odgięte znacznie w tył i opadały nisko.
- Kapitanie Bonnet... Nie, Olliverze. - Zaczęła Anisa, z chwilą zwątpienia uciekając wzrokiem w dół, jednak szybko wbiła go ponownie w sylwetkę bruneta. - To co zrobił mój Brat jest niewybaczalne. Wiem, że nie mogę prosić Cię, abyś mu wybaczył po tym jak skrzywdził ciebie i twoją załogę. Jak zdradził wasze zaufanie. Ale chciałam cię przede wszystkim za niego przeprosić. I za siebie również. Zaproszenie was było nierozważne i głupie, ale kierowałam się swoim samolubnym pragnieniem ponownego ujrzenia swojego brata. To jak dzięki wam, a szczególnie dzięki tobie się zmienił... Przez całe moje życie nie widziałam tak jasnego uśmiechu na jego twarzy, ani tak silnego uczucia w jego oczach, kiedy na ciebie patrzył. Był naprawdę szczęśliwy, a moje samolubne życzenie to zniszczyło. Z pewnością nie wybaczę sobie tego do końca mych dni. - Z każdymi kolejnymi słowami łzy coraz bardziej cisnęły się do jej zaczerwienionych oczu, jednak nie pozwoliła popłynąć ani jednej, padając na kolana przez Kapitanem Czarnego ducha. - Jednak przybyłam tu prosić, nie - błagać o twoją pomoc. Jest szansa jeszcze naprawić moje błędy i uratować Enjou, jednak potrzebujemy do tego Ciebie i twojej więzi z moim bratem. - Powiedziała, przykładając czoło do poharatanych, brudnych desek karczmy. Dopiero teraz pozwoliła sobie na upuszczenie kilku łez, jednak nie wydała przy tym z siebie żadnego dźwięku, ani nawet nie drgnęła. Uniżona trwała tak w bezruchu, czekając na decyzję Ollivera. Dwójka ochroniarzy również dołączyła się do pokłonu, jednak oni pozostali przy opadniętym kolanie i obniżonej do piersi brodzie.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {21/10/23, 09:33 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Odkrycie mocy przez czarnowłosego wprawiło wszystkich zebranych w pokoju w niemałe osupienie. Zwłaszcza, gdy kapitan już siedzący na zakurzonych deskach, wyciągnął dłonie w stronę ożywionej rośliny. Ta, jak na zawołanie wypuściła nowy pęd, który zdawał się rosnąć w stronę palców Ollivera. Wystarczyło opuszczenie ręki, żeby wzrost został zahamowany.
- Wow, Olli! Czemu nigdy nam nie gadałeś, że masz super moce! Może jeszcze zostaniesz elfem i ci uszy wyrosną! -wykrzyczał nagle podekscytowany Alexy, rozświetlając humory wszystkich tutaj zebranych, chociaż na chwilę.
- C-co? N-nie, na pewno nie - odpowiedział sam w niemałym szoku. Owszem, wiedział już, że gdzieś w nim tli się magia i kiedyś będzie chciała znaleźć ujście, ale liczył, że stanie się to w obecności ukochanego półelfa. To przy nim czułby się najbezpieczniejszy, to przy nim chciał uczyć się panować nad nimi, bo wiedział, jak ten doskonale go by rozumiał. Ale w takiej sytuacji było to niemożliwe. Powodził jeszcze tęsknym spojrzeniem w stronę zapalonych świateł w zamku, zanim nie poczuł wokół siebie obejmujących go kilkunastu rąk.
- Najmocniej was przepraszam - odezwał się czarnowłosy, zaciskając mocno powieki, by uchronić swoje policzki od kolejnych łez. - Nigdy nie powinienem tak was narażać. Gdyby nie Anisa... Wszyscy moglibyśmy trafić do więzienia. J-ja nie powinienem być dalej waszym k-kapitanem -dodał, usilnie przecierając dłonią podpuchnięte powieki.
- Olli, nawet nie pozwalam ci tak myśleć! - odezwał się pierwszy Brandon, a wtedy wszyscy równocześnie przytakneli. - Zareagowałbym tak samo na twoim miejscu. Poza tym... Enjou to jeden z nas.
- Właśnie. Widziałeś jakżem się wtedy wyrwał?! Byłbym pierwszy, komu łeb by skrócili na szafocie! - dodał Jack, wywołując smutny śmiech zgromadzonych.
- I ja również nie przyjmuje twojej abdykacji - odezwał się Davis.
Na głosy wszystkich swoich przyjaciół, Olli tylko przytaknął, będąc szczerze wzruszonym, że pomimo tak dużego błędu z jego strony, nikt nie chciał przejąć po nim władzy. Niemniej jednak tak czy siak planował ponowne głosowanie, gdyby jednak ktoś zmienił zdanie.
Piraci byli szczerze załamani stratą jednego z nich, nie mniej niż ich kapitan. Zdawali sobie sprawę, że najbliższe dni będą wyjątkowe trudne, zwłaszcza dla czarnowłosego. I wtedy te przemyślenia zostały przerwane przez stojącą postać w framudze.
- Moi mili, przeszkadzam? - zapytał mężczyzna z długimi uszami, uśmiechając się do nich. Choć sprawne oko zauważyło, że był to sposób na ukrycie bólu. - Jak się czujecie? Olliver? - dodał, tym razem uśmiechając się ze współczuciem. - Przybyłem, jak najszybciej, jak tylko mogłem.
- Nie będę cię okłamywał, Lynn. Czuję się fatalnie - powiedział Olliver wstając z podłogi. - Minęła może godzina, a mi już jego brakuje. -Pociągnął nosem. - Co z nim? Dlaczego tak się zachowuje?
- Jeszcze nie mam pewności. - Westchnął. - Obiecuję, że jak tylko się dowiem czegoś więcej, to natychmiast was powiadomie.
- Zaopiekujesz się nim, prawda? Proszę, zostań na zamku jeszcze trochę dnia.
- Oczywiście. To też mój przyjaciel. - Poklepał długowłosego po plecach, gdy ten wlepiał w niego zielone, błagalne spojrzenie. Ale to była jego jedyna prośba w stronę Lynna. Sam nie mógł być przy nim, a mimo tego nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jeszcze gorszego stało się Enjou. - Ale póki co, proponuję wyjście wam na tutejszy, specjał alkoholowy. Znam lepszy bar niż tu. Ja stawiam.
Na propozycje wypicia kolejnych procentów, do tego specjału, w tak trudnej sytuacji, nikt nie śmiał odmawiać.
**
Kolejne dni piratom minęły bardzo powoli. Każdy chodził przybity, nikt nie umiał przespać całej nocy, oprócz jak zawsze chrapiącego, pulchnego mężczyzna. Zwłaszcza Olliver nie był w stanie zmrużyć oka, usilnie gapiąc się wieczorami w zamek, jakby chociaż tak czuć obecność blondyna.
Dniami próbował trenować swoje moce wraz z Lynnem, chociaż szło mu to opornie. Niemniej jednak elf miał duże pokłady cierpliwości, niemniejsze od Enjou. Ten także obiecał mu przyszykować specjalny olejek, żeby Olliver mógł wreszcie zasnąć.
Wieczorami czuł się jeszcze gorzej, mogąc tylko ufać Lynnowi i Anisie, że ta dwójka będzie obserwować Enjou. Jego serce tak bardzo wzywało do ukochanego mężczyzny, tak samo, jak mózg, który nie umiał za bardzo myśleć o czymś innym. Tak siedział skulony na łóżku, dopóki jego myśli nie zostały przerwane przez przybyszy.
- Anisa?! - odezwał się zdziwiony, podnosząc lewą brew do góry. W życiu nie spodziewał się, że księżniczka we własnej osobie przyjdzie go odwiedzić i to zanurzając się w tak niebezpieczny rewir. Całe szczęście miała obok siebie dwóch, rosłych mężczyzn, który sprawiali wrażenie, jakby byli jej ochroniarzami. I wystarczyło tylko pół sekundy, by Olli zauważył ich szczególny rozmiar uszu.
Czego jeszcze bardziej się nie spodziewał, to tego, że ta postanowi przed nim uklęknąć, a właściwie to prawie pocałować podłogę. Przecież to on powinien to robić przed rodziną królewską, a nie ona, jak niegdyś Enjou!
- Anisa... - odezwał się jeszcze raz, ale szybko się uciszył, mimo wszystko nie chcąc jej przerywać. A kiedy już skończyła, Olliver od razu znalazł się przy dziewczynie.
- No już, wstań, nie wygłupiaj się - powiedział, podając jej pomocną dłoń, a gdy ta z niej skorzystała, od razu ją do siebie przytulił, ręką głaszcząc jej rude pukle włosów. - Przecież nie mam ci czego wybaczać. Oboje z własnej woli postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę. Nawet nie wiesz, jaki wtedy Enjou był szczęśliwy. - Tutaj pomimo smutku, uśmiechnął się, przywołując wspomnienie. - Nie obwiniaj się, nie zmuszałaś nas do niczego. - Odsunął ją tylko na chwilę od siebie, aby otrzeć z jej policzka cieknące łzy. W płaczu, ta mimo wszystko, była cicho, co zadziwiało Ollivera. Być może była to znowu ta etykieta królewska, którą właśnie łamał, tuląc ją do siebie.- A propos więzi... Anisa, ja nie wiem czy jeszcze ona istnieje. Sama widziałaś, jakim nienawistnym wzrokiem na mnie się gapił czy jak swoją mocą mnie odsunął.
- Wiem, ale wierzę, że wspólnymi siłami go uratujemy. Mimo że jest na zamku i potrafi ze mną rozmawiać normalnie, to czuję, że to nie mój ukochany brat. Do tego ten nieustający deszcz. Gdy byłeś razem z nim, niebo było bezchmurne i było ciepło. To musi coś znaczyć, proszę, Olliverze, pomóż mi. Elfy zgodziły się nam pomóc. - Wskazała dłonią na swoich ochroniarzy.
- Za jaką cenę? Wiem, że nic nie ma za piękną gębę.
- Za pozwolenie zabicia Cyrusa i Andalou - odpowiedział jeden z nich.
Taka wiadomość szczerze zszokowała Kapitana, jak i Brandona oraz Freda. Mimo ich rządów i grzechów to wciąż była rodzina księżniczki, a ona otwarcie zgadzała się na spisek. Czarnowłosy nie miał wątpliwości, że byłaby wspaniałą królową, niemniej jednak czy to nie było zbyt duże poświęcenie?
- Anisa, jesteś pewna? Jasne, że ci pomogę. Enjou jest dla mnie ważny, ale nie jestem pewny, czy powinniśmy podejmować aż takie drastyczne kroki...
- Tak, jestem pewna. Jestem też pewna, że to oni wraz z kapłanem stoją za tym wszystkim - odpowiedziała znowu ze spokojem, ocierając ostatnie łzy. Wtedy wreszcie ich dwójka usiadła spokojnie na łóżku. - Olliverze, nawet nie wiem jak ci dziękować. Nie byłam pewna, czy na pewno się zgodzisz... po tym wszystkim.
- Jak będziesz dalej tak się obwiniać bez powodu, to się jeszcze będę zastanawiał - zażartował, dając jej przyjacielskiego kuksańca.
Resztę wieczoru wszyscy - załoga, Anisa i dwoje elfów, spędzili w pokoju Ollivera, rozmyślając i kreśląc pierwsze plany napaści na pałac. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik i schowane w sekrecie, aby jeszcze bardziej tutejsza straż nie narobiła im problemów. Wkrótce również pojawił się Lynn z zielonym olejkiem do spania dla Olliego, ale widząc całą grupkę, i on postanowił się przyłączyć. Obiecał również pomóc, bo w końcu chodziło tutaj o jego przyjaciela, a także o przyszłe losy królestwa. Ale i on, jak i Olli byli sceptycznie nastawieni do mordestwa. Niemniej jednak ten drugi tak czy siak, w planach miał morderstwo kogoś innego.
**
- Ałaaaaa! Kurwa mać! - zaklnął Fred, będąc kolejną ofiarą poślizgnięcia się o błoto. Teraz cały był umazany w brązowej mazi, której w ostatnich dniach, w królestwie było pod dostatkiem. Plusem tej okropnej pogody, był na pewno nieustający deszcz, a przy tym możliwość skrycia ściganych twarzy piratów w kapturach. - Enjou będzie musiał mi to wszystko wynagrodzić! - burknął, próbując wstać.
Szybszy w tym był Jack, ciągnący go do góry, a zaraz zakrywający mu usta swoim wielkim łapskiem. On, Fred i Olliver chowali się za pobliskim budynkiem, wychylając tylko skrawek głowy, by móc coś widzieć.
Na głównym rynku, zebrana była duża grupa mieszkańców, chcących wysłuchać nowych obwieszczeń z zamku. I ich trójka miała nadzieje, że nie chodziło tylko o podniesienie podatków.
- W imieniu jego wysokości, najświętszego króla Cyrusa i jego wysokości księcia Enjou, pragnę poinformować o zbliżającym się ślubie księcia z księżniczką Mary Celeste. Uroczystość odbędzie się w katedrze przypałacowej pod wezwaniem świętego Solare, w środę... - mówił nadworski pracownik, stojąc na piedestale.
Olliver nie był w stanie ocenić, czy zgromadzony tłum się cieszy czy też okazuję inne emocje, gdyż on w jednej chwili stał się głuchy na wszystko. Oszołomiony wiadomością, słyszał tylko swoje szybko bijące serce, jak i szumy w uszach. I brakowało tylko lekkiego podmuchu wiatru, żeby nie upadł i nie rozpłakał się tutaj na dobre. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Kompletnie nie rozumiał tej szybkiej decyzji, bo ślub był już za dwa dni. Nie mógł również zrozumieć, co skłoniło Enjou do tego. Jednocześnie był szczerze załamany obrotem spraw. Już, gdy zdążył budować sobie nadzieję na lepsze jutro, to teraz okazywało się, że być może on i Enjou nie byli sobie przeznaczeni. Bo to przecież on najbardziej na świecie chciał kiedyś wziąć z nim ślub, to on chciał go nazywać mężem.
Nie czując swoich nóg, mimo wszystko wyrwał się w stronę zamku, nie bacząc na tłum ludzi. Musiał wydostać stamtąd ukochanego, jakkolwiek, nawet za cenę swojego życia.
- Zwariowałeś?! - zyjaś mocna ręka złapała kapitana tuż po i w kilku ruchach, usadowiła szarpiącego się kapitana przy swoim tułowiu. - Potrzebujemy naszego kapitana żywego.
- A ja potrzebuję posłusznej mi załogi do chuja!!! - wykrzyknął, kopiąc I szczypiąc silniejszego osobnika. Wierzgał na wszystkie strony, będąc bliski ugryzienia go, ale i z pomocą Freda, szybko znalazł się na ramieniu Jacka.
- Przysięgam, że jak mnie zaraz nie puścicie, to rekiny będą waszym najmniejszym zmartwieniem - wysyczał przez zęby, ręką nakierowując na glebę, już zamierzając przywołać pnącza. Niemniej jednak wtedy Jack chwycił jego obie ręce, uniemożliwiając mu zrobienie czegokolwiek, oprócz wykwitnięcia małej stokrotki.
Wkrótce wrócili do karczmy i dopiero wtedy Olliver został uwolniony. Już przynajmniej nie kipiał ze wściekłości czy ze smutku.
- Powiedz wszystkim, że wyruszamy jutro - odezwał się do Davisa, a Fredowi I Jackowi posłał mordujące spojrzenie.[/i]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {21/10/23, 11:27 pm}

Enjou Alberich


Złote tęczówki leniwie biegły po ciele blondyna. Od jego stóp, które zdobiła para białych butów, po nogi zakryte spodniami o tym samym kolorze, które wyróżniały się delikatnym złotym haftem, po miodową kamizelkę, ciasno opinającą jego pas. Wszystko leżało na nim jak ulał, a zawdzięczać można było to krawcowi, który aktualnie upewniał się co do miary jego rękawów. Cały czas mamrotał coś pod nosem, ale to dzięki obijającym się o szyby kroplom nie panowała w pomieszczeniu niezręczna cisza.
Ostatecznie zmęczony wzrok blondyna przeniósł się na jego własną twarz, która jak zawsze była pozbawiona jakichkolwiek emocji. W jakimś sensie miał wrażenie, że patrzy na całkowicie obcą sobie osobę. Doskonale rozpoznawał siebie. Swoje rysy odziedziczone po rodzicielce za wyjątkiem ojcowskiego nosa. Jego charakterystyczne uszy także nie uległy zmianie, a mimo to miał wrażenie, że coś nie pasowało w jego obrazie. Czegoś brakowało. Czegoś bardzo ważnego. Ale ilekroć próbował odszukać ten element w swojej pamięci, był karany przeszywającym bólem w skroniach. Tym razem również tak było.
Z syknięciem wyrwał rękę z uchwytu krawca i przycisnął ją do czoła.
- Najmocniej przepraszam Pierwszy Książę!? Czyżbym cię zakuł?! Proszę wybaczyć, to wcale nie było[...] - Mężczyzna od razu pokornie rzucił się na kolana, blady jak kartka papieru z przerażenia swoimi czynami.
Enjou od razu zamierzał go uspokoić, gdyby nie nasilający się bardziej ból i przybycie niezapowiedzianego gościa. Była nim kobieta o blond włosach, którą wychwycił kątem oka. Miała na sobie suknię, której biel wręcz raziła po oczach, a bez skupienia się tworzyła iluzję chmur otaczających pas kobiety.
- Czyżbyś miał problem ze zmieszczeniem się w swą miarę po urodzinach siostry Najdroższy? - Spytała zbliżając się powolnym krokiem, który sprawiał wrażenie jakby unosiła się nad ziemią.
- Mary... - Jej imię uleciało z jego ust wraz z westchnieniem ulgi. Z jakiegoś powodu na sam jej widok, ból całkowicie ustał, a na ustach zakwitł delikatny uśmiech. Zszedł ze stopnia i skinął na krawca aby się nie denerwował. - Wyglądasz... niesamowicie. Jak poranne promienie wyłaniające się zza chmur. - Skomentował powidziwniając jej olśniewającą stylizację, swoimi słowami doprowadzając ją do cichego chichotu.
- Niepoprawny romantyk... Ty za to jakbyś nie zmrużył oka przez drugą noc z rzędu. - Odparła przyglądając mu się ze szczerym zmartwieniem.
- Wybacz, ostatnimi czasy nie czuję się najlepiej. Bóle głowy się nasilają, a jeszcze tak wiele jest do przygotowania...
- Denerwujesz się. To naturalne. Ja również nie jestem spokojna. To wielkie wydarzenie. Nie tylko dla naszych królestw, ale także i dla nas, a świadkiem naszej przysięgi będzie sam Solaire. Jedynie głupiec by się nie denerwował. - Mówiąc to wsparła się o ozdobną kolumnę, splatając ramiona na piersi.
- Cieszę cię, że nie jestem jedyny... A ty jak się czujesz? Blizna wciąż ci dokucza? - Spytał od razu wywołując u narzeczonej grymas zdziwienia.
- Blizna?
- Tak, blizna na twoim... - Urwał w połowie. Blizna na jej... czym? Zmieszany niestety nawet nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo znów przeszywający ból rozszedł się po jego czaszce. - Wybacz. To przez zmęczenie Najdroższa. Ale czy to nie przywołuje pecha? Ujrzenie swojej Panny młodej w jej ślubnej sukni przed związaniem się? - Udając uśmiech szybko zmienił temat nie chcąc niepokoić jej bardziej niż już zdołał. Choć podświadomie wciąż wędrował w zawodzącej go pamięci. Dlaczego był przekonany, że brzuchu kobiety znajduje się blizna? A nawet jeśli faktycznie by tam była, to jak miałby o niej wiedzieć. Prawo zabraniało im zbliżenia przed wejściem w oficjalny związek.

...

- To wszystko. Nie wykryłem najmniejszych abnormalnosci. Wszystkie wyniki są w normie Książę. Tak jak Panienka wspominała, musi być to przemęczenie i nerwy z powodu zbliżającej się uroczystości. - Oznajmił znachor odziany w biały długi płaszcz, odsuwający od piersi blondyna metalową słuchawkę.
Mimo ogłoszonego wyniku, Półelf wcale nie wyglądał jak okaz zdrowia. Podkrążone oczy, przepocona skóra i już nieustanny ból głowy, który rozchodził się po reszcie jego ciała. Coś było nie tak, ale nikt zdawał się tego nie zauważać. Sam również starał się ignorować nieprzyjemne objawy, ale najbardziej nie mógł znieść swędzenia blizn, które zdobiły jego nadgarstki. Bywały momenty, że wręcz piekły go żywym ogniem, a mimo to nawet nie były zaczerwienione. Oczywiście do momentu w którym nie zaczął ich drapać.
Białowłosy mężczyzna poprosił o pozostawienie go sam na sam z księciem i jak tylko znachor wykonał jego polecenie, zbliżył się do blondyna.
- Prosze wybaczyć Najwyższy Kapłanie. Nie chciałem cię niepokoić. - Zaczął młody Książę, lecz od razu został uciszony uniesioną ręką mężczyzny, która wylądowała na jego nagim, rozpalonym ramieniu. Jej nienaturalny chłód sprawił, że po ciele młodszego przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który jeszcze pogłębił się, kiedy wyczuł nierówności na jego zabliźnionej skórze.
- Nie masz się czego obawiać Enjou. Wkrótce będzie już po wszystkim. Zamknij oczy. - Kapłan przemówił spokojnie, a blondyn posłusznie wykonał polecenie. Dobrze wiedział co planował. Zdrowie półelfa już od najmłodszych lat nie było w najlepszym stanie i wiele razy takich przypadkach nie pomagały wizyty nawet najlepszych znachorów. Jedynym znanym lekiem był dotyk Ojca Mercury'ego. Nie wiedział dlaczego i nigdy też nie odważył się zapytać drugi raz, nalegając na udzielenie odpowiedzi. Ale zawsze ten jeden ruch jego dłoni z jego ramienia, na szyję, a następnie lekki nacisk kciuka pomiędzy brwiami - sprawiał, że blondyn czuł natychmiastową ulgę. Niestety kosztem zawsze była natychmiastowa utrata świadomości, kiedy jego ciało padło bezwładnie niczym marionetka ścięta ze sznurków.

...

Kolejnego dnia po wszelkim bólu nie było nawet śladu. Pogoda nie ulegała poprawie, ale mimo to nastrój Księcia był bardzo pozytywny. Choć chwilami jego zachowanie uchodziło za infantylne i odrobinę niestosowne. Tak jak podczas szykowania się do porannej kąpieli, podczas którego to tam gdzie plecy traciły swą szlachetną nazwę, znalazł jeden, niezwykle długi, czarny wlos, układający się w naturalną falę. Mary Celeste mimo bycia świadkiem jego odkrycia, nie odezwała się, a jedynie wróciła za parawan i przysiadła na kanapie, przy której stół został zastawiony przygotowanym dla nich śniadaniem. W takie dnie doskonale wiedziała, że jak tylko osuszy swoje ciało, skradnie coś ze stołu i pogna biegiem do zamkowej biblioteki.

...

Dni zmieniały się w noce, a noce w dni, a Enjou powoli tracił poczucie czasu. Trudno było mu też rozróżnić dni przez przykrą pogodę, która nie zaprzestawała zalewać królestwo nawet na sekundę. Wręcz miał wrażenie, że nasiliła się szczególnie po tym jak zaplanowano ich małżeństwo. A przecież jeszcze nigdy w swoim życiu nie panował nad swoją klątwą tak dobrze jak do tej pory. Już na przyjęciu był w stanie skupić ją na wrogach, zapewniając bezpieczeństwo gościom, ale wpłynął odrobinę na strażników. A teraz był w stanie zrodzić niewielką trąbę powietrzną na swojej otwartej dłoni. Mógł nawet nadać jej bardziej kolisty kształt i posłać w cel znajdujący się w zasięgu jego wzroku, jakim w tamtej chwili były krwistoczerwone zasłony. Mało tego. Za każdym razem kiedy korzystał ze swojej mocy, czuł się niesamowicie... zaspokojony. Tak jakby w końcu było mu dane wypuścić przez lata wstrzymywany oddech i pozwolono zaczerpnąć świeżego powietrza. Czuł się wolny... a mimo to wciąż nie potrafił się tym cieszyć. Czuł się winny, ale starał się nie pokazywać tego po sobie.
- Cieszę się, że już lepiej się czujesz. - Usłyszał za sobą głos narzeczonej, która powitała go promiennym uśmiechem. Naturalnie go odwzajemnił. - Chodźmy już. Ojciec Mercury na nas czeka. - Dodała wyciągając do niego dłoń odzianą w czarną rękawiczkę z mocnej skóry. Pochwycił ją bez zastanowienia, od razu ciesząc się jej znajomym ciepłem.
Tego dnia, tak jak poprzedniego mieli udać się do Najwyższego Kapłana na nauki mające wprowadzić ich w święty związek, jaki mieli zamiar zawrzeć. Ślub miał być następnego dnia o wschodzie słońca i wszystko już musiało być dopięte na ostatni guzik.
W wieczornych porach, po ostatniej mszy katedra zawsze była opustoszała, za wyjątkiem dwóch strażników stojących na warcie. Ale ku zaskoczeniu przyszłej pary młodej nikt nie strzegł głównego wejścia. Być może trafili na zmianę warty? A może Kapłan nie życzył sobie aby byli widziani podczas świętych obrzędów. W katedrze jego słowo było ważniejsze od samego Króla i nikt nie odważył się mu sprzeciwić.
Enjou chwytając Mary za rękę uśmiechnął się delikatnie, po czym śmiało pchnął masywne drzwi, które były zaskakująco lekkie. Wystarczyło lekkie naparcie, a mechanizm dalej pociągał ich skrzydła aby wpuścić wiernych do domu bożego. Para przestąpiła próg, stawiając ostrożnie pierwsze kroki na szklanych płytkach, które odbijały kolorowe promienie zachodzącego słońca wpadające przez liczne barwne witraże. Cała budowla zdawała się składać jedynie ze szkła, a jeśli były już stabilniejsze podpory, były one zgrabnie maskowane równie lśniącym złotem. Enjou spędził tutaj większość swojego życia, a mimo to i tak za każdym razem widok zapierał mu dech w piersi.
Zapewne jeszcze dłuższy czas napawałby się niesamowitymi widokami, gdyby nie nagły ból rodzący się w jego głowie. Z niemym krzykiem złapał się za głowę, mimo wszystko starając się go ignorować.
- Ojcze Mercury, jesteśmy- - Słowa blondyna zostały urwane w połowie zdania, kiedy wzrok jego złotych tęczówek padł na ołtarz.
Przez chwilę nie miał pojęcia na co właściwie patrzy. Grupę zebrana między ławkami szybko rozpoznał jako piratów, którzy porwali go, a potem próbowali tego ponownie na przyjęciu jego siostry. Natomiast na szczycie ołtarza był Najwyższy kapłan, na którego ustach widniał dumny, acz kpiący uśmiech.
- Jednak należą wam się ogromne brawa i moje szczere podziękowania. Dzięki wam... nie. Dzięki tobie Olliver, dzięki tobie wreszcie zrozumiałem jak posługiwać się naszym cennym narzędziem. - Z tymi słowami ukłonił się teatralnie z dłonią na piersi, po czym wyprostował, aby ponownie móc spojrzeć na bruneta z wyższością. - To niesamowite jak małe poświęcenie jednej osoby, może przyczynić się do uratowania setek, nieprawdaż? Prawowity władca powinien być dumny, że może uratować swój lud. - Dodał nawet odrobinę nie wzruszony ostrzem miecza, które pirat kierował ku jego piesi. Czuł jego nienawiść i żądzę krwi, a mimo to jedynie go bawiła.
- Nie zabijesz mnie. - Uśmiechnął się prowokująco. - Bo wraz ze mną zginie również twój najdroższy Enjou.
Białowłosy mężczyzna był pewien swojej pozycji do tego stopnia, że sam zbliżył się do ostrza, tak aby dotknęło ono jego piersi. Nie przewidział tylko jednego. Pirackiego ducha jaki drzemał w Bonnecie, którego nic nie był w stanie złamać. A jeśli ktoś próbował mu rozkazywać, lub wyzywał na pojedynek, ten ochoczo podejmował wyzwanie.
W jednej chwili pierś kapłana została przebita przez kilkanaście pnączy, zaskakując samego zaatakowanego. Nawet nie poczuł bólu, kiedy jego ciało było rozrywane. Zorientował się dopiero kiedy z jego ust uleciała kropla krwi.
- Ty parszywy--!! - Warknął zaraz wypluwając z siebie ogromne ilości krwi. - Jak śmiesz?! Nie masz prawa! Nie masz prawa go zabierać!!! To Nasze święte narzędzie zesłane przez Naszego boga!!! - Białowłosy chwycił za pnącza, starając się wyciągnąć je ze swojego ciała. Całkowicie zawładnęła nim adrenalina, ale także i szaleństwo, które do tej pory tak dobrze w sobie skrywał. - Zabijesz go! Zginie z twojej ręki!!!!
Od szklanych ścian katedry odbił się ogłuszający krzyk, jednak nie należał on do kapłana, którego wykończyło jedno, szybkie rozdarcie pnączami. Nie. Jego obłąkane wrzaski szybko zgasły, a tym który krzyczał był Enjou. Chwytając się za głowę, ledwo stał na nogach, mając wrażenie jakby ta zaraz miała mu eksplodować. Słyszał jak powoli zrywając się małe więzi, a jego umysł zalewa fala dziwnych wspomnień, których kompletnie nie pamiętał. Nie. Pamiętał, ale zostały mu odebrane i zapieczętowane za niewidzialną ścianą. Ukryte. Tak aby przenigdy się do nich nie dostał. Widział jak w nieskończoność przeżywa ten sam dzień. Jak powtarza te same wydarzenia Anisie, która nie wygląda na zaskoczoną. Jak udaje się wraz z Kapłanem do podziemi katedry, gdzie czeka na nich... Mary. Wszystko przeplatało się także z dniami spędzonymi na statku, które powoli zalewały sztuczne obrazy życia w zamku. To jak czule nie obejmował już Mary, a mężczyznę o włosach czarnych jak noc. To jak smakował jego ust oraz ciała. I to jak jego pierś wypełniała prawdziwa do niego. Do tego mężczyzny który właśnie na jego oczach zabił Najwyższego Kapłana.
Z krzykiem padł na kolana, tym samym wzniecając mocniejszy podmuch wiatru, który z hukiem rozbił wszystkie witraże, zasypując zebranych odłamkami szkła. Przez nowe dziury do pomieszczenia wdarła się ulewa, jednak była ona ich najmniejszym zmartwieniem. Większy były dzikie podmuchy, kumulujące się wokół ciała Półelfa, które zaczęło się unosić bezwładnie.
- Coś ty zrobił!!?!?!?!? - Wrzasnęła Celeste starając się pochwycić rękę narzeczonego, jednak bariera tworząca się wokół niego posłała ją na podłogę. - On zginie!!!! Enjou przez ciebie umrze!!!! - Z płaczliwym krzykiem ciało blondynki wybuchło w płomieniach, którymi starała się walczyć przeciwko całkowicie przeciwnemu żywiołowi. Niestety z marnym skutkiem, bo kolejne odepchnięcie ugasiło jej ciało, pozostawiając jedynie kilka drobnych płomyków w jej złotych włosach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {23/10/23, 09:59 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Wizja rychłego ślubu księcia Idreanii, ciągle obijała się w głowie Ollivera. Nie mógł się wyzbyć tego okropnego uczucia ściskania żołądka i stresu, że coś jednak się nie uda. Wielokrotnie pytał Lynna, czy na pewno nic się nie stanie ich wspólnemu przyjacielowi po podaniu takich środków. Stosowali podobny na pierwsze porwanie, ale wtedy przecież Olliemu tak bardzo nie zależało na Enjou tak jak teraz. Martwił się, że coś jednak się stanie, a jednocześnie nie widział innego sposobu, jeśli sytuacja z ukochanym będzie tak zła, jak wtedy na przyjęciu. Dodatkowo wypytywał Lynna, czy przy złamaniu czaru w taki sposób, nic się nie stanie. Biedny elf, musiał mieć anielską cierpliwość do niego.
Jego troski z godziny na godzinę wcale nie zmalały, ale z chwilą, gdy ktoś bez pukania przerwał mu ciszę w pokoju. Nie był to kto inny, jak kapitan Niebieskiej Syreny, niegdyś dobry przyjaciel ojca Ollivera. Mężczyzna był rosły, ale wciąż sięgającym do wzrostu młodszego. Jego twarz była naznaczona latami pracy na statku, jak i wiekiem. Mądre, brązowe spojrzenie świdrowało czarnowłosego. Pirat miał krótko przystrzyżone, siwe włosy w nieładzie, za to jego broda była idealnie przycięta, jakby od linijki i ostrego narzędzia. Ale najbardziej wzrok przyciągało złote kółko w płatku nosa, jak i niektóre powstawiane złote zęby.
- Kupe lat, Olliverze. - Uśmiechnął się szeroko, podając mu rękę do zbicia piątki, co czarnowłosy zrobił. - Jestem szczerze zdziwiony, że jesteś jeszcze kapitanem, aczkolwiek i w innych krainach ludzie cię znają.
- Może pogadamy o tym, jakim jestem wspaniałym kapitanem po wszystkim - odparł, zaraz wręczając do jego dłoni pobrzekujący worek z monetami, na co siwowłosy uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.
- Oj, Olliverze, jak ty mnie dobrze znasz.
- Który pirat odmówiłby zapłaty, nie mam racji? Zwłaszcza, jeśli chodzi o pomoc w zabiciu dwóch ludzi z rodziny królewskiej i przejęcia władzy.
- Wiadomka, aleee... oboje wiemy, że bardziej zależy ci na ratowaniu swojego przyjaciela.
- To mój chłopak - poprawił go pewnym głosem, choć gdzieś w głębi zapaliła mu się lampka, , że może nie powinien już go tak nazywać. Sam nie był pewny na czym stoi. - Dla niego rzuciłbym się do paszczy Krakena, gdybym musiał.
Na to mężczyzna wzruszał ramionami.
- Wierzę, to ojciec byłby z ciebie dumny, skoro jesteś na językach Idreanii. Niedługo rocznica jego śmierci, prawda?
Czarnowłosy tylko przytaknął, nie chcąc ciągnąć dalej temat. Do rocznicy było jeszcze trochę czasu, a teraz mieli ważniejsze tematy do obgadania, dlatego postanowił zebrać jeszcze raz całą drużynę. Wyglądało to naprawdę komicznie, gdy w jednym pokoju mieściło się tyle ludzi, wchodząc na siebie, ale każdy z nich uważnie słuchał Ollivera czy zadawał pytania, gdy pojawiały się niejasnośności. Młody mężczyzna jeszcze raz omawiał rozrysowane mapy, ewentualne scenariusze i rolę poszczególnych drużyn. Anise, jako najmłodszą, oczywiście przydzielił pod skrzydła Lynna, gdzie wiedział, że była bezpieczna, a także nie musiała oglądać niczyjej śmierci.  Ta dwójka z innymi piratami miała za zadanie rozproszyć straż zamkową.
Zazwyczaj czarnowłosy miał się za świetnego stratega i umiał zachować zimną krew, ale w sytuacji takiej jak ta, jego pewność siebie malała.
**
Akcję rozpoczęli późnym wieczorem, gdy słońce już chowało się za horyzontem, a miasto było schowane w mroku. Taka sytuacja ostatnimi czasu przez ciągłe chmury, deszcze i burze nie była wcale taka rzadka.
Każda ze stron miała inną motywację do osiągnięcia - elfom zależało na ochronie swoich ziem, piratom Vincenta na pieniądzach, a piratom Ollivera, Anisie i Lynna na uratowaniu ukochanego przyjaciela, chłopaka czy brata.
Do katedry weszli tuż przy sygnale dźwiękowym, jakim był głośny wybuch niedaleko. Nietrudno było się domyślić, że za kilka chwil zjawi się straż, sprawdzająca co się stanie. Plan zakładał, że zostaną oni w miarę możliwości uśpieni płynem od Lynna.
A gdy przyjaciele Lynna zajmowali się odwracaniem uwagi, Olliver wszedł tylnym wejściem do budynku, kilka sekund później kierując swój nóż w pierś kapłana. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej niepokojąco, wraz z młodym wyrazem twarzy, a jednak siwymi włosami i bliznami na rękach. Nie była to chwila, żeby o tym jednak myśleć.
Nie, kiedy ten postanowił zamiast błagać o okazanie łaski, jeszcze bardziej denerwować kapitana Czarnego Ducha. W życiu nie pozwoliłby na takie traktowanie kogokoz jego załogi, nawet jeśli w słowach.
- Enjou nie urodził się, aby kogolwiek zbawiać czy ratować. Nikt nie powinien za nikogo się poświęcać, zwłaszcza nie będąc tego świadomy - warknął, nie spuszczając kapłana sprzed oczyma. Ten nie miał w sobie ani krzty skruchy czy strachu. - Naprawdę? Sądzisz, że nie jestem do tego zdolny?!
Tak jak zawsze Olliver był wolnym ptakiem, kimś, kto sam budował sobie zasady. Oczywistym był fakt, że mógłby posunąć siidi wszystkiego. Choć jakaś część jego miała wątpliwości, co do sytuacji. A jeśli kapłan jednak miał rację? Jeśli go skrzywdzi? Jeśli do końca życia będzie tego żałować? Ale przecież elf, ich przyjaciel, wielokrotnie zapewniał go, że z Enjou będzie wszystko w porządku, że wyjdzie z tego, a to był jedyny sposób, jaki przychodził im do głowy.
Dlatego wyciągnął rękę w stronę doniczek i szybkim ruchem przyciągnął dłoń do siebie. Tak o to z białych, prześlicznych kwiatów, w mig wyciągnęły się pnącza, z impetem wbijając się w klatkę piersiową kapłana. Sytuacja przypominała trochę sytuację z jaskini, gdzie to Olliver został zaatakowany. Niesamowite, że teraz mężczyzna potrafił osiągnąć taki efekt.
- Ja nie mam prawa?! To ty go ostatnimi czasnie wykorzystywałes! - krzyknął zdenerwowany. - Masz szczęście, że nie mamy za wiele czasu. Chętnie popatrzyłbym, jak umierasz w męczarniach - dodał, patrząc się w oczy kapłana. Najwyraźniej Ollivera napadła chęć mordu, wszystko, żeby tylko zemścić się na kimś, kto tak skrzywdził mu ukochanego i odebrał go od niego.
Ostatni ruch ze strony mężczyzny, a ciało białowłosego padło bezwiednie na podłogę, zalewając schody szkarłatnym płynem. Jednak nie to przeraziło Ollivera, a okropny krzyk, którego nigdy nie chciał usłyszeć. Od razu pobiegł do blondyna, chcąc od razu go uspokoić, ale w tym przeszkodziły mu rozbijające się witraże. Intuicyjnie ustawił się, tak, aby zasłonić większą ilość szkła przed blondynem, całkowicie ignorując, że kilka drasneło jego skórę.
- Enjou?! - krzyknął, z niepokojem obserwując sytuację. Niemniej jednak nie mógł się poddać, nawet jeśli starania Mary były nieskuteczne.
- Przymknij się, kurwa! - krzyknął do niej. Nie potrzebował jeszcze jej lamentów nad uchem w tak stresującym dla niego momencie. I wtedy jakby na nieme polecenia czarnowłosego, grupka piratów zagrodziła jej drogę.
Mimo patosowej sytuacji, walcząc z silnym wiatrem, który praktycznie uniemożliwił mu dobrego uzyskania obrazu, w końcu udało mu się złapać ukochanego za rękę. Chwycił ją mocno, a stąd potrzebował jeszcze trochę więcej siły, by wyrwać go z przerażającego wiru tworzącego się pod nim. Ale w końcu się udało. W swoich ramionach, padając na podłodze, trzymając swoje szczęście. Był wreszcie szczęśliwy, tak jak nie był od kilku dni, co natychmiast doprowadziło go do łez i nie jego samego, bo słyszał, jak ktoś również pociągał nosem.
- K-kochanie... - powiedział trzęsącym się głosem, gdy ich spojrzenia wreszcie się spotkało. I mógł przysiąść, że na krótką chwilę, prawie niezauważalną, tęczówki Enjou zmieniły kolor z miodowych na niebieskie. Ale już po tym wokół nich zerwał się kolejny wiatr. Czarnowłosy szybko uspokoił sytuację, wykorzystując ponownie moc swoich pnączy z tych samych doniczek, ale tym razem żeby związać Enjou. Miał nadzieję, że nie robił tego zbyt mocno. W końcu nie do końca panował nad swoimi zdolnościami.
- P-przepraszam. Nie mam wyboru... - powiedział cicho i trzęsącymi się rękoma wyciągnął z kieszeni fioletową fiolkę z wyżłobieniami aniołów, a następnie szmatkę. To na nią wylał trochę płynu. Po chwili nachylił się nad blondynem, całując go delikatnie w czoło. Wtedy czarne kosmyki, tak jak zawsze w tej pozycji, objęły na chwilę policzki blondyna.
Następnie mokrą szmatkę przełożył do ust i nosa przyjaciela, z bólem w oczach obserwując, jak ten nie mając zbytniego wyboru, powoli robił się senny.
- Będę przy tobie cały czas. Śpij spokojnie - powiedział, ciągając zatkanym nosem.
Czuł ogromne wyrzuty winy, w takiej sytuacji głaskając go po policzku i jednocześnie widząc, jak to przez niego, jego mężczyzna jest trzymany przez pnącza i jest truty niezbyt ładnie pachnącą substancją. Tak cholernie się o niego martwił.
Ale musiał się uspokoić. Akcja wciąż trwała, a on nią kierował.
Zacisnął mocno powieki, chcąc ukryć to, że przed chwilą płakał, a następnie nakazał Jackowi niesienie już nieprzytomnego Enjou. Okrył go jeszcze swoją kurtką i tak mogli opuszczać budynek.
- A co z nią robimy? - odezwał się Brandon.
- Na razie nic. Nie chcę ją widzieć - mruknął, nawet na nią nie patrząc.
- Proszę... pozwól mi z wami pójść... to mój przyjaciel! - zawodziła dziewczyna i już Olliver zamierzał jej coś odpyskować, gdyby nie poczuł na sobie czyjeś drobnej dłoni.
- Ręczę za nią. Ona i Enjou znają się od dziecka, na pewno może się z tego wytłumaczyć.
Może przez czarnowłosego przemawiała zazdrość, może obwiniał kobietę za całe wydarzenie i zło tego światła, ale musiał to odsunąć na bok. Nie mieli dużo czasu. Liczył, że innym grupom uda się wyjść bez szwanku i spotkają się na równoległej wyspie elfów.
**
Dostanie się na zieloną wyspę elfów wymagało przepłynięcia się statkiem. Jednak to nie zaspokoiło tęsknoty za oceanem ze strony Ollivera. Znajdowała się ona całkiem niedaleko i już w niewielkim czasie, postawili nogę na suchym lądzie.
Zamieszkane przez elfy ziemię od razu pokazywały swoje piękno. Były identyczne jak z opowieści książek i historii Lynna, jakie wysłuchiwał Olli. Jeszcze nigdy nie miał okazji przebywać na tak nieskalanej obecnością człowieka ziemi. Tutaj trawa wydawała się być jeszcze bardziej zielona, a kwiaty jeszcze bardziej wysokie. Mimowolnie Olli nie mógł się doczekać, jak tutaj wypróbuję swoją moc.
Wszyscy zachwycali się bujną roślinnością, wysokimi drzewami pokrytymi zielonym mchem. Był to gatunek, który niewątpliwie pokazywał, jakie czyste powietrze tutaj mieli. Co rusz mijali różnokolorowe ptaki, pokazujące swoje kolory skąpane w świetle księżyca, a raz niedaleko z nich stanęło zwierzę z rogami, spokojnie wcinające trawę. Gdzieś w pobliżu było słychać szum wodospadu, a gdzieindziej było widać unoszące się pary znad gorących źródeł.
Piraci byli tak oczarowani przepiękną florą i faunę,  że wszyscy jak jeden mąż potknęli się o konar drzewa, co wywołało śmiech elfów.
Celem ich było jednak to ogromne, znajdujące się na samym środku miasta. Było one porośnięte drobnymi kwiatami w kolorze fuksji, fioletu, żółci i błękitu oraz zwisającymi z konarów liści czegoś, co przypominało znaną im wierzbę. A na tych przepięknych konarach były zbudowane małe, brązowe domki z dachem zrobionymi z liści.
Wszyscy zostali zaproszeni do windy zabudowanej z drewna, co było niezwykłym osiągnięciem jak na oko Ollivera, widząc tutaj zero nowoczesnych uzgodnień.
Wraz z nieprzytomnym Enjou, został wprowadzony do jednoosobowego domku, o który zresztą sam poprosił. Ale mimo wszystko usiadł na podłodze obok łóżka blondyna, będąc gotów czuwać przy nim całą noc, dopóki ten się nie obudzi. Zresztą nie było to i tak możliwe bez tego specjalnego leku, a pilnowanie Enjou było zalecane przez Lynna, w razie czego, jakby ten postanowił znowu obudzić w sobie moce.
Dlatego zgarbił się lekko, opierając łokcie o brzeg łóżka, jedną ręką łapiąc dłoń półelfa. Tą również przykrył zielonym kocem, aby przypadkiem mu nie zmarzł. I tak w kompletnie ciszy siedział przy nim.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/10/23, 09:47 pm}

Enjou Alberich


  Przez większość czasu nie wiedział, czy to co się dzieje jest jawą, czy też może kolejnymi wymazanymi wspomnieniami, które do niego wracały i brutalnie biły się o swoje prawowite miejsce, które im skradziono. Osie wydarzeń nakładały się na siebie, przeplatały, a nawet zapętlały w nieskończoność. Niektóre obrazy pojawiały się i znikały, zepchnięte na bok przez te, z którymi wiązały się silniejsze emocje i nie sposób było ich przywrócić. Ale to właśnie natłok przeróżnych emocji był najgorszy. W jednej chwili jego ciało chciało się śmiać, w drugiej drżało z przerażenia dziecka osamotnionego w podziemiach katedry. To te ostatnie były dla Enjou całkowitą zagadką, której niestety nie mógł zrozumieć. Jednak jedno słowo przebiło się przez natłok szaleństwa. Było ciche i słabe, wypowiedziane łamiącym się od nadmiaru emocji głosem, który tak uwielbiał. "K-kochanie..." - To sprawiło, że jego serce na krótką chwilę uspokoiło się, a ból w piersi Półelfa znacznie się zmniejszył. Już nie miał wrażenia, jakby miało się ono rozpaść na kawałki. Choć nie zatrzymało to wdzierającej się do budynku burzy, pozwoliło na uchwycenie jej źródła jakim był blondyn.
- O...lli... - Szepnął słabo na sekundę przed tym, jak jego usta jak i nos został przysłonięty kawałkiem szmaty. Zaskoczony wdech od razu posłał w jego płuca słodkawy zapach, a na język wdarła się paląca słodycz. Ta od razu wywołała nudności, jednak efekt opadania z sił zniwelował wszelkie odruchy wymiotne. Blondyn czuł jak wszystko momentalnie się ucisza, jedynie w oddali jeszcze wyłapując płakliwe przeprosiny. Potem już było nic. Zero mieszanych wspomnień. Zero uczuć. Zero bólu. W końcu mógł odpocząć, kołysany szumem fal.

...

  Po przybyciu do Elfiej wioski nikt nie wiedział tak naprawdę w jakim stanie był Półelf. Jego ciało było w zaskakująco dobrym stanie, za wyjątkiem kilku blizn, których Olliver nie rozpoznał. Znajdowały się one głównie na ramionach i wyglądały jak ślady po drobnych, acz niezbyt starannych wkłuciach. Zupełnie jakby wykonującemu je nie zależało na komforcie "pacjenta". Jednak w jego organizmie nie znaleziono nawet śladów czegoś co mogło mu zaszkodzić. Oznaczało to niestety również, że nie mieli pojęcia dlaczego nastawienie Enjou do jego bliskich uległo zmianie na przełomie zaledwie kilku godzin. Nie wiedzieli więc też, czy po jego przebudzeniu ponownie nie zacznie siać zniszczenia, ale zdecydowano się pozostawić kwestię ewentualnego obezwładnienia blondyna, Olliverowi, którego zdolności już raz poradziły sobie z tym zadaniem. Dodatkowo postawiono jedynie dwóch strażników pod ich domkiem, tak na wszelki wypadek.
  Tak jak przewidywano przebudzenie Półelfa nie nastąpiło szybko. Lynn z pomocą Mary wywnioskował, że umysł blondyna poważnie ucierpiał, nawet jeśli wyniki wszelkich testów twierdziły, że wszystko było w normie. Kiedy już był pewien swojej tezy, postanowił odwiedzić Ollivera z kolacją w towarzystwie blondynki, która przysiadła na jednym z krzeseł. Na pierwszy rzut oka trudno było ją rozpoznać. Nie miała już na sobie pięknej sukni, jaką nosiła na zamku, a spodnie z przewiewnego brązowego materiału i luźną kremową koszulę zapiętą do połowy piersi. Nogi jej zaś były odziane w proste czarne buty, a włosy spięte w niedbały kok, z którego dłuższe kosmyki uciekając opadały na jej blada twarz oraz ramiona. Jednak tym co najbardziej rzucało się w oczy były przede wszystkim blizny po oparzeniach na każdym odkrytym skrawku jej ciała oraz te same skórzane rękawice, które zawsze nosiła. Te były jedynym co pozostało z jej dawnego stroju.
- Nie mogę już odwiedzić przyjaciela? - Spytała czując na sobie nieprzyjazny wzrok czarnowłosego. - No już nie morduj mnie tak wzrokiem. Nie przyszłam tu, żeby robić wam problemy, tylko je rozwiązać... albo chociaż spróbować. - Dodała unosząc ramiona w geście poddania.
- Olliver, zdaję sobie sprawę, że za nią nie przepadasz, ale uważam, że powinieneś wysłuchać jej historii. Nie. Historii Enjou. To pomoże ci zrozumieć co zaszło na zamku, jak i przygotować cię na to co może nadejść. - Uprzedził elf gestem dłoni zapraszając go do stołu, który zastawił trzema talerzami. Sam jednak jeszcze nie siadał, a zabrał się za podanie odżywczego płynu nieprzytomnemu blondynowi.
- Zacznijmy od początku, dobrze? Zapewne słyszałeś, że lud Idreanii czci boga słońca Soliarie? Otóż, bardziej pasowałoby tu określenie błagania go o litość. Przed stuletnią suszą, zapiski mówiły o tym jak to Solaire chodził między ludźmi, a nawet dzielił się z nimi swoim darem, który zapewniał im ciepło i ochronę. W tamtym okresie miał też swojego ulubieńca. Wybranka zwanego Kapłanem. Jego zadaniem była rola łącznika, a wykonywał ją oddając swoje ciało bogu, który tak był w stanie przemawiać do ludzi. - Urwała nabierając w usta kwiatowego nektaru, na którego dnie spoczywał gęsty miód, który rozpuszczając się stopniowo dodawał płynowi słodyczy. Zamieszała go z ciekawością bambusową słomką
- Ale jego wybór był zbyt naiwny. - Wtrącił elf zasiadając z nimi przy stole. Widząc, że Olliver wciąż nie ruszył swojej porcji chleba nadziewanego warzywami, podsunął mu go bliżej z wyraźną sugestią.
- Niestety tak. - Przytaknęła blondynka, podciągając kolano do piersi. - Chciwość jest wpisana w naturę ludzką. A kiedy przyzwyczajasz ich do darów, będą oczekiwać więcej i coraz więcej, póki nie oddasz im wszystkiego pogrążając się w ruinie. - Prychnęła drapiąc się po głowie. - Krótko mówiąc Kapłan zdradził zaufanie Solarie i sięgnął po jego moc, chcąc udowodnić, że lepiej ją wykorzysta. To od razu ściągnęło gniew słońca na cały kontynent.
- I choć woda była na wyciągnięcie ręki, nie nadawała się do picia. Gniew bogów bywa naprawdę okrutny.
- Jednak ludzie też nie byli bez winy. Kapłan był tylko ich głosem. Każdy jeden gdyby tylko mógł zagarnął by tak wielką moc dla siebie. Ale wracając do bajki, to chyba jasne kim był Kapłan? Ojciec Mercury. - Wypowiadając godność Najwyższego kapłana jej słowa wręcz ociekały jadem, kiedy wgryzła się w jabłko. - Choć drań używał wielu imion przez te wszystkie lata, powoli wspinając się na szczyt zakonu. Co ciekawe zawsze ukrywał swoją twarz, twierdząc że była to jakaś osobista pokuta. Dopiero po dwóch dekadach ją ujawnił zaskakując wszystkich swoim młodym wyglądem. To za jego namową Idreania zaatakowała królestwo Elfów, chcąc odebrać im żyzne tereny, ale prawdziwy cel był zupełnie inny. Celem było pokojowe małżeństwo, które zaproponowała sama Danila. W ten sposób Elfy przetrwały, a ludzie dostali potrzebne zasoby, a Kapłan Pierwszego księcia w którego żyłach płynęła królewska krew elfów. -
- Zaplanował nawet jego narodziny... Z tobą było tak samo? - Spytał Lynn, ale dziewczyna od razu pokręciła głową.
- Byłam przypadkową ofertą od Ignisów, którzy nie mieli co zrobić z ósmą córką. Wysłali mnie więc do Alberichów jako narzeczoną dla księcia, licząc na przejęcie wpływów. Ale mimo wszystko to właśnie w Idreanii zaczynają się moje dobre wspomnienia. Zabawy z Enjou i Andou w zamkowych ogrodach. A potem z Anisą. - Uśmiechnęła się na samą myśl o dziecięcych czasach, ale zaraz jej twarz nabrała wyrazu smutku, kiedy zauważyła zdziwienie na twarzy bruneta. - O tym ci nie mówił, prawda? Ale nie miej mu tego za złe. Nie okłamywał cię. Enjou nas zapomniał, albo raczej powinnam powiedzieć... odebrano mu te wspomnienia. Nawet te o jego matce która wcale nie umarła przy jego porodzie, a kiedy miał pięć lat. To właśnie wtedy Mercury uświadomił sobie, że silne emocje jak rozpacz aktywują dar, który uśpił w jego ciele. A ja dowiedziałam się, co tak naprawdę dzieje się w klasztorze. - Nerwowo przełknęła ślinę, przymykając powieki. - Enjou zawsze był zapominalski. Czasami była to nic nieznacząca głupota, ale z biegiem czasu zapominał całe rozmowy. Całe dnie, noce... a nawet lata. Mercury zaczął go od nas izolować, Andou już wcześniej odsunięto i oślepiono rządzą władzy nastawiając go przeciwko bratu. Mnie natomiast postanowił użyć jako obiekt testowy. Enjou był zbyt cenny. Jego ciało było zbyt cenne. To we mnie umieścił drugi skradziony dar Infryta - boga ognia. - Chwilę się wahała, jednak ściągnęła jedną z rękawiczek i pozwoliła aby jej dłoń zajęła się ogniem. - Enjou... En dowiedział się o wszystkim może jak mieliśmy trzynaście lat? Sama niewiele z tego pamiętam, ale próbowaliśmy uciec. I prawie nam się to udało, ale oczywiście okazało się, że o wszystkim wiedział. Chciał tylko zobaczyć jak daleko uda nam się zajść. Chciał się z nami pobawić... To wtedy pamięć Enjou ucierpiała podobnie mocno jak prawdopodobnie teraz. Wymazał mu wszystko, a następnie zaprogramował go jak chciał. Wpoił mu, że został przeklęty. Że wszystkie powodzie były jego winą, że śmierć Danily była jego winą. Nasz kontakt został też mocno ograniczony, a kiedy mogłam go w końcu spotkać, to nie odstępował nas na krok. Ale nawet jeśli chciałabym ponownie spróbować go stamtąd wyrwać, to nie mogłam. Kiedy wymazał pamięć Enjou, mnie też nie ominęła "kara". Przeniósł płomienie Infryta w miejsce mojego serca, zagrażając natychmiastowym wyładowaniem ich, jeśli tylko się sprzeciwię... Pewnie myślisz, że mogłam oddać życie za przyjaciela skoro tak mi na nim zależało. Pewnie. Chciałam. Tak bardzo bym chciała, ale to nie takie proste. Wyładowanie nie wysadzi w powietrze tylko mnie, a wszystko w promieniu królestwa. - Parsknęła rozbawiona własnym losem i od razu pociągnęła nosem, co próbowała zakamuflować założeniem rękawicy, po czym upiła kolejny łyk słodkiego napoju.
- Zakładam, że zabicie go nie wchodziło w grę?
- Ryzyko było zbyt wielkie. Albo byśmy zginęli, albo... pozostałby nam los gorszy od śmierci. Przynajmniej Enjou. Nie byłam pewna, czy ponownie wszystko zostanie mu wymazane, czy może wszystko się odblokuje. Ale bardziej bałam się, czy jego umysł wytrzyma kolejny tak potężny cios... Olliver, musisz być przygotowany na to, że En nie będzie cię pamiętał. Może. Może tak, może nie. Kto wie na jakim etapie odpali się reakcja obronna o ile takową jeszcze posiada. - Po jej słowach w pomieszczeniu nastała gromka cisza. Mogli jedynie siedzieć i czekać. Byli kompletnie bezsilni co do stanu Półelfa.

...
 
  Ostatnim co pamiętał był ciepły głos nakazujący mu spać, kiedy on będzie się nim opiekować. Nie wiedział czemu, ale zaufał mu bez chwili zawahania. Musiał jednak przyznać, że od wieków nie spał tak dobrze. Nie śniło mu się nic. Jedynie dryfował w pustce, jakby jego ciało unosiło się na ciepłych falach. Ich szum uspokajał jego ducha i skutecznie usłyszał każdy zalążek wątpliwości jaki tylko próbował się w nim narodzić. Pragnął pozostać w tym miejscu do końca swojego życia. Bez zmartwień i bólu. Nie miał powodu go odrzucać, a mimo to coraz wyraźniej słyszał ten sam głos, który kazał mu spać. Tym razem jednak wołał go do wybudzenia się. Za każdym razem coraz bardziej brzmiał jakby był w agonii.
  Kolejny raz usłyszał swoje imię i walcząc z całych sił udało mu się otworzyć powieki. te od razu próbowały ponownie opaść, ale po kilku takich próbach ustąpiły, a jego oczom ukazały się zielone liście tworzące sufit niewielkiego pomieszczenia w jakim się znajdował. I to nie sam. Wystrój był dla niego niecodzienny, ale to osoba przy jego boku przykuła jego uwagę. Karne kosmyki rozlały się po posłaniu, na którym leżał, a ciepła dłoń mężczyzny ściskała jego odpowiednik. Mimowolnie wargi blondyna drgnęły w delikatnym uśmiechu. Delikatnie podniósł się do siadu i sięgnął drugą ręką do czarnych jak smoła kosmyków, w których od razu zatopił palce.
  Uchylił też usta, aby zawołać mężczyznę, ale... nie pamiętał jego imienia. Dlaczego więc był tak szczęśliwy na jego widok? Kim on dla niego był? Kim w ogóle był? Zmieszanie blondyna rosło coraz bardziej, w miarę jak nieznajomy zaczynał się wybudzać, ostatecznie patrząc na niego z paniką, kiedy ich oczy się spotkały. Ten piękny seledyn wpatrywał się w niego z tak nieopisanym szczęściem i nadzieją, że poczuł poczuł bolesne ukłucie winy w sercu. Dlaczego nie mógł go sobie przypomnieć? Dlaczego tak bardzo mu na tym zależało? Dlaczego jego serce radowało się, a jednocześnie ściskało go z rozpaczy?!
- Kim... Kim ty... jesteś? - Wydusił z siebie wreszcie, cofając rękę, aby zacisnąć ją na materiale swojej koszulki.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {30/10/23, 08:16 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Kolejne dni i noce kapitan Czarnego Ducha spędził praktycznie tylko w pokoju z Enjou, przesiadując na podłodze obok jego łóżka. Spanie w osobnym pokoju jak i w ogóle przebywaniu w pomieszczeniu, gdzie nie czuł obecności blondyna, okazało się być torturą. Nadal nie umiał zasypiać sam bez zielonego olejku, który zresztą Lynn ostatnimi czasu musiał mu dorabiać, bo nawet przy łóżku Enjou, nie umiał spać całej nocy. Nie było w tym nic dziwnego, jeśli całymi dniami martwił się o niego, zwłaszcza, kiedy zobaczył na jego ramionach niezidentyfikowane ślady po wkłuciach igieł. Potrafił wybudzać się nagle w nocy i panicznie sprawdzać, czy wszystko z blondynem jest w porządku, czy w ogóle oddychał. Dodatkowo pozostawało mu przydzielone zadanie, które polegało na obezwładnienie blondyna, gdyby coś się stało. To w porównaniu z unikaniem posiłków, wyniszczało organizm Bonneta, sprawiając, że temu zdążyło się widocznie schudnąć.
- Taka z ciebie przyjaciółka jak z koziej dupy trąbka - warknął, wciąż wbijając w nią swoje mordercze spojrzenie. - Zwłaszcza, jak chciałaś brać z ślub, bo... - przerwał nagle, tylko dlatego, że odezwał się Lynn. Westchnął na to ciężko, zawieszając ręce na ramionach. Spojrzał tylko jeszcze raz na swojego ukochanego, obserwując ruchy Lynna. Jemu był wdzięczny, że postanowił zostać z nimi wszystkimi dłużej, aby doglądać stan Enjou. A oprócz niego i załogi, został również drugi kapitan jak i jego załoga, postanowiając wziąć udział w obchodach rocznicy śmierci ojca Ollivera.
Niemniej jednak zaraz skupił się na opowieści dziewczyny, choć o wiele bardziej wolałby ją w ustach półelfa.
Tak jak na wysłuchiwanie jej denerwującego głosu, nie miał ochoty na podane jedzenie. W ogóle nie miał apetytu, co martwiło zwłaszcza Steve'a, który dwoił się i troił z tutejszym kucharzem, aby potrawy zasmakowały Olliverowi. Ten niestety nie odczuwał głodu i jadł tylko z grzeczności albo żeby jego przyjaciele tak bardzo się o niego nie martwili, tak jak robili to z Enjou.
Wraz z rozwojem historii, buzia Olliego coraz bardziej się otwierała. Był w szoku, a jednocześnie wściekły, że tyle zła mogła narobić jedna osoba. Począwszy od zwołania na własny kraj klątwy do manipulacji od małego dziecka do dorosłego jego ukochanego Enjou. Tyle razy był wykorzystywany przez kapłana, a po śmierci matki jedyną bliską osobą była mu Anisa. Od dawna wiedział, że życie chłopaka na zamku nie było usłane różami, ale teraz widział je jako piekło na Ziemi. Nikt nie miał prawa nikim tak okrutnie manipulować, aby naprawić swoje błędy.
- Gnój powinien zdechnąć już o wiele wcześniej. Cieszę się, że chociaż od teraz już nikogo nie skrzywdzi - powiedział, zaciskając dłoń w piąstkę.
Jednak to ostatnie słowa dziewczyny wywołały prawdziwy ból w sercu bruneta, jakby te nie cierpiało wystarczająco. Tak samo tęczówki, które popatrzyły się na młodego pirata wciąż leżącego w łóżku nieprzytomnie. To tak musiał się on czuć, gdy to Olli był na skraju śmierci i było to okropne uczucie... Ale on przynajmniej po odzyskaniu przytomności, wszystko pamiętał.
- Jest jakaś szansa, że po śmierci tego pasożyta, z Idreanii zostanie ściągnięta klątwa? - odezwał się w końcu, przerywając ciszę.
- Możliwe - odezwał się Lynn. - Nie smuć się, Olliverze. Wszyscy widzieliśmy, jaką kontrolę nad swoją mocą ma Enjou, a mimo tego po twoim odejściu, ciągle padał deszcz. Możliwe, że jego podświadomość wciąż o tobie pamięta.
**
Tak jak zawsze noc spędzał przy łóżku blondyna i będąc pod wpływem eliksiru, już od kilku godzin drzemał na siedząco, trzymając dłoń chłopaka.
Sen bruneta był mimo wszystko płytki, dlatego też obudził się od razu czując dotyk na swoich włosach. Dotyk, którego tak dawno już nie czuł. Natychmiast podniósł głowę, wpatrując się w swojego ukochanego tak tęsknym spojrzeniem. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że nareszcie jego Enjou do niego wrócił, że cały ten koszmar się już skończył. Nawet wpierw nie zauważył, jak to tęczówki blondyna na zmianę mienią się na miodowy, potem na seledynowy i błękitny.
Ale smutek ogarnął jego ciało szybko i mocniej niż się tego spodziewał, bo miał kilka dni na przyzwyczajenie się do myśli, że może nic nie pamiętać. Jednak gdzieś trzymał się tej ostatniej nadziei, że może z nim będzie inaczej. A tu Enjou zdawał się nie pamiętać ich pierwszego pocałunku, jak pierwszy raz wyznali sobie miłość, jak pierwszy raz dał mu eksplorować swoje ciało wtedy w wannie, ich wspólnego treningu, jak opowiadał mu o gwiazdach, jak z uśmiechem trzymali razem ster statku i jak z łatwością wtedy Olliver oddał za niego swoje życie. Teraz to wszystko zostało zapomniane, zablokowane, z czym mężczyzna nie mógł się pogodzić.
Tak bardzo pragnął go pocałować, położyć się obok niego i dać ukojenie swoim nerwom, jak i plecom. A jedyne, co mógł zrobić, to z nim rozmawiać.
Szybko przetarł oczy wierzchem dłoni, udając zmęczenie, a tak naprawdę próbował zatuszować łzę.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która tutaj i w Idreanii nie zna mojego imienia - powiedział , udając rozbawienie. - Olliver, Olliver Bonnet, kapitan pirackiego statku, a przede wszystkim twój chłopak. Chociaż w obecnej sytuacji... nie wiem, czy powinienem nadal się tak nazywać. Może powinniśmy ze sobą zerwać - przyznał ze smutkiem, ale na całe szczęście szybko usłyszał słowa chłopaka, który definitywnie nie chciał tego robić, nawet jeśli nie rozumiał swojej reakcji. Tylko to wywołało uśmiech na twarzy Ollivera. - Pójdę porozmawiać z Lynnem, że już się obudziłeś.
Ale tak naprawdę po wyjściu z domku, poszedł pierw do siebie, tam pogrążając się w szlochu. Dopiero po wszystkim poinformował elfa.
Nie chciał obciążać dopiero co rozbudzonego pirata swoimi uczuciami.
**
Tę noc finalnie Olliver spędził w swoim domku, chcąc dać Enjou trochę przestrzeni, a także należytego odpoczynku. A od razu po śniadaniu, którego brunet znowu prawie nie ruszył, został wyciągnięty na pobliskie źródła. Choć charakter ich wypadu, jakim było mycie, oczywiście nie zachęcało Ollivera, to zmuszony był się zgodzić. Nie mógł go znowu zostawić samego, nawet jeśli byli w obecności strażników. Ci z grzeczności stali do nich obróceni tyłem, gdy półelf tak bezwstydnie się rozbierał.
A Olli?
Olliver siedział na pobliskiej skale, jak zawsze nie mając ochoty wchodzić do wody. Ale i z tej pozycji miał rozrywkę. Nawet nie zauważył momentu, gdy zapatrzył się na blondyna, podziwiając jego ciało, które niegdyś mógł dotykać bez skrępowania.
Zielone tęczówki, jak gdyby nic, oplotły umięśnione ramiona, wlokąc się powoli po zaznaczonych obojczykach, lekko zaróżowionych sutkach, jak i dobrze zarysowanym brzuchem. Był taki sam, tak samo przystojny, jak go pamiętał. Zwłaszcza ten jędrny tyłek i to co prezentował z przodu. Niestety to szybko zostało zakryte, kiedy półelf zanurzył się w gorącym źródle, co wywołało grymas niezadowolenia na twarzy Ollivera.
- Co? Nie wchodzę nigdzie - wyburczał, od razu, gdy padła propozycja mężczyzny.
Ale niestety dla niego, na pierwszej próbie się nie skończyło. No za tym kapitan statku na pewno już nie tęsknił. Ani razu nie wziął prysznicu od ich rozłąki, a teraz znowu zostawał do tego przymuszony. Tak jak zawsze w tej kwestii, blondyn mu nie odpuszczał, na co Olli mógł tylko westchnąć ciężko, tak bardzo styrany życiem. Finalnie zdjął z siebie tylko spodnie, niechętnie zanurzając się w ciepłej, wręcz gorącej wodzie, w swoich czarnych stringach i w koszuli, której nie odważył się zdjąć.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {01/11/23, 02:13 am}

Enjou Alberich

  Smutek który pojawił się na twarzy bruneta, był jak ostrze wbijające się w pierś półelfa. Kimkolwiek owy mężczyzna był, nie chciał widzieć go w takim stanie. A mimo to nic nie powiedział, kiedy zauważył jak chowa łzy. Chciał pozwolić zachować mu twarz, nawet jeśli całe jego ciało krzyczało, żeby zamknął go ciasno w swoich ramionach i wpił się w te jego malinowe usta.
- Wybacz, moja pamięć jest odrobinę... zagmatwana. - Wyznał od razu ze skruchą, tylko po to aby po chwili spojrzeć na mężczyznę ze niemałym zdziwieniem. Jego imię gdzieś tu świtało, bardzo słabo, ale znał jego brzmienie. Ale to nie jego tożsamość go zaskoczyła, a relacja jaka rzekomo ich łączyła. Byli w związku? Dwóch mężczyzn i to z tak bardzo różnych środowisk? A mimo to czuł, że wcale nie jest oporny na taki scenariusz. Wręcz przeciwnie. Czuł jak jego własne serce płacze tęsknie za Piratem.
  Z mętliku wyrwały go jednak słowa o rozstaniu się, przez które jego ciało do razu zbliżyło się do długowłosego, w panice łapiąc go za ramię.
- Nie! - Zaprotestował od razu, czym zaskoczył ich obojgu. Nic nie pamiętał, ani niczego nie rozumiał, ale wiedział, że nie mógł pozwolić na zerwanie ich więzi. Jakże bezwzględnie samolubne posunięcie. Nie pozwalał mu odejść, nawet jeśli osoba, którą tak naprawdę kochał brunet, odeszła w zapomnienie. Nie miał pojęcia jak się zachować, ani co powiedzieć. Więc jedynie wymamrotał ciche przeprosiny i tęsknie patrzeć jak jego sylwetka znika za drzwiami.
  Od razu poczuł jak gula narastająca w jego piersi, podchodzi mu do gardła, a palce zaciskają się na pościeli. Na jedną z nich padły dwie samotne łzy z oczu, których kolor zaczął gwałtownie przeskakiwać między zielenią, a złotem. Nie mógł przypomnieć sobie niczego, a mimo to z łatwością rozpoznał uczucie jakim darzył Bonneta. Miłość. Uczucie jednocześnie piękne i ciepłe, ale w jego obecnym położeniu i okrutnie bolesne. A nawet zbyt bolesne i coraz cięższe do wytrzymania. Blondyn z całej siły chciał sobie przypomnieć to co stracił, ale jedyne co zyskiwał to kolejne fale bólu rozrywające jego czaszkę. Ale udało mu się. Tak jakby. Zobaczył go. Zobaczył ten piękny uśmiech na twarzy bruneta, kiedy zamykał go w swoich ramionach, a ich usta złączyły się w czułym pocałunku, kiedy morski wiatr targał ich włosy. Coś też do niego mówił, jednak w tym momencie cierpienie stało się nie do zniesiania. Na całe szczęście to właśnie wtedy zjawił się mężczyzna o długich uszach, który natychmiast zabrał się za uspokajanie Półelfa. Podał mu coś, co w jedną chwilę zamroczyło Księcia i rozluźniło jego ciało.
- Enjou, nie powinieneś się tak wysilać. - Westchnął z lekką ulga obserwując jak jego przyjaciel uspakaja się, a jego oddech wraca do normy. - Spokojnie. Wszystko do ciebie wróci, ale nie próbuj tego wymuszać, bo uszkodzisz mechanizmy obronne. - Upewniając się, że stan blondyna się ustabilizował od razu zabrał się za sporządzanie specyfików na uśmierzenie bólu.

...

  Kolejnego dnia stan Półelfa znacznie się polepszył i ustabilizował, dzięki czemu był w stanie wyjść na zewnątrz i zjeść śniadanie wraz z innymi. Choć nie obyło się bez podziwiania tego magicznego miejsca, przez co co chwilę Brandon musiał przypominać mu o kontynuacji jedzenia. Ale zwyczajnie nie potrafił się powstrzymać. Największe wrażenie zrobiło na nim oczywiście wielkie drzewo, na którego gałęziach umieszczone były liczne domki, a na samym środku korony znajdował się pałac królewski. Znacznie mniejszy od domu Enjou, ale za to tak barwny i baśniowy, wręcz wydawał się żywcem wyrwany ze stron baśni.
  Po śniadaniu naturalnie blondyn pociągnął parę osób na zwiedzanie tego przepięknego miejsca. A kiedy tylko usłyszał o gorących źródłach, od razu przejął dowodzenie wycieczką.
  Od razu po dostaniu na miejsce temperatura uległa zmianie dzięki unoszącej się parze znad gorącego zbiornika wodnego. Otaczała także ich bujna roślinność, zapewniając choć odrobinę prywatności, choć i tak nikt nie zdawał się przejmować nagością ciała innych. Nawet Enjou. Który zaskoczył samego siebie, że bez najmniejszego problemu rozebrał się z ostatnich rzeczy. Liczyło się tylko zanurzenie w ciepłej wodzie. Wszedł do niej pośpiesznie, czego odrobinę pożałował, ale jego ciało szybko dostosowało się do temperatury wody, natychmiast rozluźniając wszystkie mięśnie. Półelf przysiadł przy brzegu, wzdychając z zadowoleniem, po czym zerknął na jedyną osobę z ich grupy, która została na brzegu.
- A ty? - Spytał lustrując go oliwkowym wzrokiem, kiedy spotkał się z odmową. - Nie daj się prosić. Woda jest idealna, przyda ci się chwila relaksu. - Z tymi słowami obrócił się przodem do mężczyzny i wyciągnął do niego rękę. - Nie dołączysz do mnie? - To wreszcie zadziałało.
  Brunet pozbył się jedynie spodni, pozostając w koszuli i bieliźnie. Być może był nieśmiały? Choć wybór jego bielizny podpowiadał inaczej, kiedy oczy Półelfa prześlizgnęły się po ich wyzywającym kroju. Nie narzekał na takie widoki, a nawet zapragnął zobaczyć więcej, przez co odruchowo chwycił za brzeg koszuli bruneta.
- Raczej trudno ci się będzie w niej umyć. Nie masz się czego wstydzić, wszyscy są tutaj nadzy. - Zachęcił go delikatnie podsuwając krawędź jego koszulki wyżej, ale jego ręka natychmiast została zatrzymana przez Ollivera. To od razu zdradziło, że nie była to tylko zwykła nieśmiałość. Choć słowa pirata odrobine go zaskoczyły, kiedy zasugerowały, że jeśli byliby sami, nie miałby z tym problemu.
  O tej porze nie było zbyt wielu osób korzystających ze źródeł. A ci którzy przyszli z nimi szybko wyczuli zmianę atmosfery i postanowili udać się na dalsze zwiedzanie. Enjou wykorzystał tą chwilę i zwrócił się do strażników.
- Możecie nas zostawić samych? - Zaproponował z łagodnym uśmiechem. - Kapitan Olliver będzie wiedział co robić, jeśli stracę nad sobą panowanie. A przydałaby się chwila... prywatności.
  Elficcy strażnicy chwilę zastanawiali się nad prośbą blondyna, ale ostatecznie uznali, że miał rację. Brunet sobie z nim poradzi, a przecież każdy w tym miejscu zdawał się rozumieć ich relację.
- Teraz jesteśmy już całkiem sami. - Zasugerował ku niezadowoleniu bruneta. Czuł się odrobinę źle z tym jak go naciskał do zdjęcia koszuli, ale z jakiegoś powodu czuł, że musiał zobaczyć co się pod nią kryje. Znajdowało się tam coś bardzo ważnego. - Ale jeśli naprawdę nie chcesz, nie będę cię do tego zmuszać... - Dodał nie potrafiąc zamaskować swojego zawiedzenia. Już męczyło to jego myśli, a co dopiero kiedy brunet postanowił zachować tajemnicę swojego ciała dla siebie.
  Podczas kiedy blondyn bił się z własnymi myślami, Olliver z lekkim oporem, ale postanowił przychylić się do jego propozycji. Oczy Enjou od razu powędrowały po jego zroszonych nagich ramionach, do których od razu przylepiły się długie czarne kosmyki, niczym macki chcące objąć swojego właściciela. Następnie zszedł nieco niżej, na jego smukłą talię, którą zdawało się, że dałby objąć swoimi dłońmi i udałoby mu się przy tym złączyć koniuszki palcy. Ale to nie ona najbardziej przykuwała uwagę, a blizna, która wyłoniła się zza mokrych kosmyków, kiedy te rozchodziły się na boki, gdy pirat zasiadał nagi w wodzie.
  I ponownie jego słowa były wręcz absurdalnie, kiedy objął się ramionami, jakby próbował się ukryć przed jego wzrokiem.
- Jest obrzydliwa... - Wyszeptał słabo.
- Nie. - Odparł od razu, przybliżając się do bruneta. - Każda blizna niesie za sobą cenną historię, a ta... czuję, że jest bardzo ważna. Podobnie jak te na moich nadgarstkach. Nie wiem skąd pochodzą, nie wiem kto mi je zadał. Z tego co mi wiadomo, to moje ciało nie powinno nawet mieć możliwości pozostawiania blizn. A mimo to za każdym razem czuję przyjemne ciepło kiedy na nie patrzę. - Mówiąc go zerknął na jeden ze swoich nadgarstków, po czym powoli i delikatnie przytknął dłoń do blizny znajdującej się na ciele bruneta. - I to samo czuję od twojej. - Dodał na chwilę przymykając powieki, aby nacieszyć się dotykiem jego ciała, a także biciem serca, które wyczuwał pod swoją dłonią.
- Wybacz. Pomogę ci umyć plecy... i jeśli pozwolisz chciałbym zająć się też twoimi włosami. - Zaproponował z promiennym uśmiechem, po czym wychylił się poza źródło, aby sięgnąć jednego z kwiatów roślin, które wydzielały z siebie naturalne płyny o zdolnościach pieniących. Ale nawet nie musiał się wysilać, bo kwiat wręcz sam do niego przyszedł. Zaskoczony zerknął na dłoń Ollivera, która znajdowała się na jednym z widocznych korzeni.
- Niesamowite. - Blondyn zaśmiał się zafascynowany. - Jak ty to robisz? - Spytał zaciekawiony, zaraz ponownie znajdując się za plecami mężczyzny. Kiedy uważnie wsłuchiwał na czym polegała jego moc, powoli przesuwał dłońmi po jego ramionach, chcąc nie tylko umyć jego ciało, ale także i delikatnie rozmasować jego sztywne mięśnie. Nie był w tym najepszy, ale wiedział, że był na dobrej drodze, kiedy z ust Ollivera ulatywały ciche pomruki zadowolenia. Te stały się znacznie głośniejsze, kiedy wziął się za jego włosy. Wtedy od razu oddał się w ręce Półelfa i już nawet nie narzekał tak bardzo na wodę.

  Ale wszystko co dobre, zawsze musi się szybko kończyć. Po przyjemnej kąpieli zostali zawołani do zamku, który tak naprawdę składał się tylko z jednej głównej sali, sypialni królewskiej i paru pomniejszych pomieszczeń. Nawet elficki król nie spędzał zbyt wiele czasu w środku. Domy służyły im jedynie jako bezpieczne miejsce do przenocowania, a całe ich życie rozgrywało się na otwartym łonie natury.
  W głównej sali czekali już na nich Lynn, Mary oraz sam Król elfów, który otworzył swoje ramiona na powitanie Enjou. Mężczyzna wyglądał na zaledwie kilka lat starszego od Półelfa. Nie. Wręcz wyglądał jak jego starsza kopia. Złote włosy, złote oczy, te same rysy z niemalże niezauważalny zmarszczkami. Choć jedno było bardzo wyraźne. Był znacznie wyższy od pierwszego księcia Idreanii.
- Krwio mojej córki Danily. - Zaadresował lekko zaskoczonego blondyna, którego zamknął w krótkim uścisku. Oczywiście szybko go wypuścił wyczuwając jak niezręcznie się czuł. - Musisz mi wybaczyć, ale wreszcie dane było mi zobaczyć mojego wnuka. - Dodał z rozbawieniem poklepując go po ramionach. - Nie przejmuj się. Wiem, że nic nie pamiętasz, ale właśnie z tego powodu się dziś zgromadziliśmy. - Z tymi słowami wskazał na ich dobrego znajomego Lynna, a sam przysiadł na jednym z  wielu krzeseł znajdujących się przy okrągłym stole.
- Enjou, Olliver, musicie wiedzieć, że umysł Enjou nie jest w najlepszym stanie. Z pomocą Króla Elfów zapieczętowałem jego wspomienia, przed przebiciem się na powierzchnię, ale jest to tylko tymczasowe rozwiązanie. Jeśli je teraz odblokujemy, bez wątpienia szkody będą nieodwracalne, a Enjou nie będzie już w stanie żyć samodzielnie... - Elf starał się dostarczać wszystkie informacje powoli i delikatnie, ale prawda była zdecydowanie okrutna.
- Jego ciało będzie zdrowe, ale jego duch zostanie złamany. - Wtrącił się Król.
- Tak. Ale jest sposób na odblokowanie twoich wspomnień, bez uszkodzenia twojego umysłu. - Zamyślił się na chwilę przykładając biuro do ust. - Nie. To nie jest zgodnie z prawdą. Zostanie on uszkodzony, ale też natychmiastowo będzie się regenerować, co pozwoli abyś zachował siebie. - Sprecyzował od razu krzywiąc się, kiedy zobaczył blady uśmiech na ustach półelfa. - Przyznaję nie brzmi to zachęcająco. - Uśmiechnął się pocieszająco.
- A jak miałoby się to stać? - Spytał Enjou zajmując jedno z miejsc, zerkając kątem oka na bruneta zachęcająco.
- Musiałbyś się stać jednym z nas mój Wnuku. Przejść ewolucję.
- Oczywiście żaden normalny Półelf nie może od tak zmienić się we pełnoprawnego Efla. Ale Enjou ma w sobie królewską krew, która nie raz już pokazała nam jak silne są jej właściwości lecznicze. A gdyby osiągnęła swój pełen potencjał, to z pewnością miałaby szansę zregenerować twój uszkodzony umysł. - Z każdym kolejnym słowem coraz trudniej było Lynnowi ukryć lekką ekscytację królewską krwią elfów, którą mógł studiować dzięki dawką od Enjou.
- A jakie jest ryzyko? - Spytał przełykając ciężko ślinę, mimo uśmiechu na ustach.
- Opcje są dwie. Albo wszystko zapomnisz, ale będziesz mógł normalnie funkcjonować, albo stanie się Elfem i odzyskasz wszystkie swoje wspomnienia. Te zablokowane przez Mercurego również.
- A co z jego mocami? Zostaną wymazane? - Wtrąciła się wreszcie blondynka, która do tej pory siedziała cicho. W jej głosie było słychać niemalże nadzieję, która niestety szybko została ugaszona.
- Obawiam się, że nie. To moce bogów, rządzą się one innymi prawami. Przepraszam, że odbieram wam nadzieję na pozbycie się ich.
- Nie w porządku. Najważniejsze, aby Enjou mógł normalnie funkcjonować. Ale i tak ostateczna decyzja należy do niego.
  Dyskusję nagle przerwało podniesienie się blodnyna z krzesła, który spojrzał na zebranych z przepraszającym uśmiechem.
- Wybaczcie... muszę się trochę przewietrzyć... - Poinformował ich, powoli oddalając się w stronę balkonu.

...
 
  Chwila na odetchnięcie przerodziła się w godzinny spacer po wyspie Elfów. Chciał zastanowić się nad swoim losem, ale było to trudniejsze niż myślał. Czy odważy się zaryzykować znowu utratę wspomnień, które udało mu się stworzyć i skrawków, które miał z przeszłości?
  Zamyślony skierował swoje kroki na plażę, gdzie to już w oddali zauważył znajomą mu sylwetkę. Olliver stał na brzegu plaży i obserwował tęsknym wzrokiem dwa oddalające się statki.
- Nie płyniesz z nimi? - Spytał, kiedy znalazł się już na wyciągnięcie ręki od mężczyzny i sam przeniósł wzrok na spokojne fale rozbijające się na płyciźnie.
- Ktoś musi mieć na ciebie oko, w razie gdybyś przypadkiem chciał wywołać sztorm, albo trąbę powietrzną. - Odparł brunet, ale zaraz natychmiast zaśmiał się gorzkawo.
- Póki co jedynie mogę zaoferować ciepłą mżawkę. - Uśmiechnął się niezręcznie. - Dokąd oni płyną? -  Spytał.
- Dzisiaj wypada dzień śmierci mojego ojca. - Zdradził smętnie wpatrując się w statki, na których pokładzie właśnie powinien się znajdować. I może wcześniej obracał powód pozostania na lądzie w lekki żart, aby blondyn nie poczuł się źle, ale i tak nie zmyło to poczucia winy jakie nawiedziło Półelfa. Chciał go wesprzeć i mocno przytulić, ale nie wiedział, czy mu było wolno.

...

  Tej nocy blondyn nie był w stanie zmrużyć oka choćby na moment. Wiercił się i przekręcał z boku na bok, aż wreszcie zdecydował się zaczerpnąć świeżego powietrza aby oczyścić swoje myśli. Chłodne nocne powietrze i owszem orzeźwiło go, rozwiewając sen z jego powiek, ale nie uspokoiło nawet w najmniejszym stopniu mętliku w jego głowie. Wszystkie myśli skupiały się na propozycji Króla Elfów, jego dziadka i strachu przed utratą resztek jakie pozostały mu po jego życiu. Ale też obawiał się utracić samego siebie.
  Nim jednak zdążył się zorientować, znalazł się przed kolejnym domkiem, tym który należał do Kapitana piratów. Wiedziony pierwsza myślą, zapukał delikatnie w drzwi, ale druga wątpliwa od razu kazała mu się stąd zabierać. Mężczyzna napewno już dawno mocno spał. Nie powinien przerywać mu odpoczynku i...-
- Tak? - Półelf zatrzymał się w półkroku, kiedy doszedł do niego słaby głos z wnętrza domku. Nie spał. Przygryzł delikatnie dolną wargę, po czym zdecydował się nieśmiało wejść do środka.
- Hej...
- Hej.
  Tak lakoniczna wymiana była co najmniej niezręczna, ale brunet wyraźnie czekał na wyjaśnienie ze strony Enjou.
- Wybacz, że się nachodzę o tak późnej porze, ja... nie mogłem zasnąć i sam nie wiem dlaczego, a nim się obejrzałem byłem już pod twoimi drzwiami... heh... - Z początku się opierał, ale szybko słowa same zaczynały wypływać z jego ust. Czuł się przy nim tak swobodnie i wiedział, że zawsze go zaakceptuje. Wręcz nie mógł się powstrzymać od wesołego chichotu. - Myślisz, że może... Może mógłbym się tu przespać? Wystarczy mi krzesło, albo kawałek podłogi... ale po prostu czuję, że chcę być blisko ciebie. - Wyznał w końcu z delikatną czerwienią jaka zalała jego policzki. Brunet nie był w stanie oprzeć się takiemu widokowi. Jak mógłby. Przez chwilę pewnie miał wrażenie, że wszystko wróciło do normy. Enjou jak zawsze czerwienił się nieśmiało i chciał spędzić noc u jego boku. Z łagodnym uśmiechem przesunął się pod ścianę i uchylił kołdrę.
- Nie wygłupiaj się. Starczy miejsca dla nas obu. I to nie pierwszy raz jak razem śpimy.
- Racja... wybacz. - Z uśmiechem ułożył się obok mężczyzny, a ich oczu od razu spotkał się, choć napewno nie spodziewały się tak nagle zmniejszonej odległości między nimi. Łóżko zdecydowanie było za małe na dwie osoby, chyba że komuś nie przeszkadzało brak bezpiecznej przestrzeni.
  Chcąc, aby Enjou poczuł się komfortowo, brunet odwrócił się do niego plecami, ale tak naprawdę miało to całkowicie odwrotny efekt. Od razu poczuł jak otacza go samotność, mimo że ten którego pragneło jego serce był na wyciągnięcie ręki. Ręka Blondyna sama bezwiednie powędrowała do pasa pirata, w którym to objęła go mocno, przyciskając do siebie ich ciała.
- ... Mogę? - Spytał stanowczo za późno, ale niemalże czuł jakby zaraz miał się rozpłakać ze szczęścia, kiedy mężczyzna skinął cicho głową. Ze szklacymi się oczami schował twarz w jego czarnych kosmykach i niemalże natychmiast poczuł jak z pleców spada mu ogromny ciężar. W końcu miał go przy sobie i mógł nacieszyć się jego zapachem, jak i miękkością włosów. A co najważniejsze pod dotykiem dłoni czuł bicie jego serca.
- Dobranoc... Olli.... - Wyszeptał niemalże niesłyszalnie, po czym odpłynął do krainy morfeusza.

...

ić czytaj górę żaboli ty njedobry ty:
[/i]
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {03/11/23, 09:38 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Może w innym miejscu, w innym czasie i z poprzednim idealnym ciałem, dałby bezproblemu zdjąć białą, satynową koszulkę. Ale tutaj, przy obcych ludziach i strażnikach, nie czuł się na tyle komfortowo.
- Nie przy wszystkich... - powiedział cicho, zatrzymując jego dłonie w trakcie, a zaraz przełknął nerwowo ślinę. Rozumiał, że jego ukochany nie pamiętał całej historii z ich bliznami, ale mimo tego liczył, że nie będzie miał mu tego za złe. Niemniej jednak, blondyn, jak zawsze okazał się być wyrozumiały, a także tym razem był uparty. Olliver miał wrażenie, że ten koniecznie chciał zobaczyć, co takiego kryje pod koszulą.
To on był jedyną osobą, przed którą był w stanie się całkowicie obnażyć, ale tuż po tym, gdy tak lekko to zrobił, ten nagle został zaczarowany. Jakaś część niego jednak bała się, że nie znając historii o bliźnie, ten tak łatwo jej nie zaakceptuję.
Mimo tego że było ciepło, ten objął się ramionami, będąc skołowany. Zostali już tylko sami, ale co jeśli wszystkie pocieszenia dotyczące jego wyglądu, były tylko tam, dlatego żeby go nie zranić?
- Jest obrzydliwa...
Tak zawsze po cichu uważał i bał się, że ktoś inny tak sama pomyśli, a jego delikatne ego by tego nie zniosło. Jednakże ukochany, nawet bez wspomnień, powiedział mu dokładnie to samo, co próbował mu zawsze wytłumaczyć. A dodatkowo dotknął to szczególne miejsca, sprawiając, że opalona skóra bruneta pokryła się dreszczem.
- Są dla nas obu bardzo ważne - odpowiedział uśmiechając się, ale nie pociągnął dalej historii. Uznał, że byłoby to za dużo na jego stan zdrowia i nie chciał roztrząsać smutnych momentów w takich sytuacji. Zamiast tego kilkoma ruchami pomógł blondynowi w dostaniu się do rośliny. - Może nie umiem zmieniać pogody, ale jakiś ładny bukiet umiem wyczarować - powiedział z uśmiechem.
Dalsza kąpiel z blondynem okazała się być jeszcze bardziej przyjemna niż myślał. Wreszcie czuł na sobie te ukochane dłonie, ten przyjemny dotyk, za którym tak bardzo tęsknił, dlatego nie łatwo było mu
powstrzymać pomruki zadowolenia. Zwłaszcza, kiedy trafiał na te miejsca, które potrzebowały jego większej troski. Był wtedy taki szczęśliwy, zapominając, że to jeszcze nie koniec, ale cieszył się po prostu chwilą, w międzyczasie opowiadając mu, czego Lynn go nauczył i jak odkrył moc.
No i odchylił jeszcze bardziej głowę, domagając się dotyku na swoich włosach. Te żyjąc swoim życiem bez opieki Enjou, day widocznie zostały skołtunione.
**
Pierwsze spojrzenie w zamku zostało rzucone na niedoszłą żonę blondyna. Było to te z rodzaju, które posyła się najgorszym wrogom. Naturalnie po jednej rozmowie, nie przestał być o nią zazdrosny ani nie przestał dawać jej do zrozumienia, że ją nie lubi. Przecież ona prawie ukradła mu jego ukochanego!
Dopiero później spojrzał na króla krainy elfów, który pomimo lat, wyglądał bardzo młodo. Ale to ogromne podobieństwo do Enjou, zwracało największą uwagę. Na to i na ich uścisk, Olliver lekko się uśmiechnął.
Brunet szybko usiadł obok blondyna, już mając zamiar złapać go za kolano czy chociaż dłoń, chcąc w taki sposob okazać mu wsparcie, ale nie wiedział, czy mężczyzna chciał tego. Ich relacja była bardzo złożona.
Wraz z upływem czasu u Ollivera rodziła się nadzieja, że istnieje cień szansy, aby wszystko wróciło do normy, aby ukochany przypomniał sobie wszystko. Chciał teraz tego najbardziej na świecie, żeby oboje znowu mogli być szczęśliw, ale oczywiście tak jak wszystko miało swoją cenę czy ryzyko. Do tego brunet nie chciał się wtrącać, uważając, że to decyzja półelfa. On wesprze go w każdej decyzji.
- A czemu mielibyśmy je w ogóle wymazywać? - Zawiesił ręce na ramiona, znów posyłając dziewczynie nieprzyjemne spojrzenie, na co ta od razu skołowana odwróciła wzrok. I bardzo dobrze. - Są darem, nie klątwą.
Następnie zielone tęczówki odprowadziły blondyna na balkon, nie mogąc powstrzymać zetknięcia na jego pośladki.
**
Oprócz spotkania w zamku, czekało na niego jeszcze jedno duże wydarzenie tego dnia. Dzisiaj wypadała kolejna rocznica poprzedniego kapitana, a jednocześnie ojca Ollivera. Dlatego od samego rana, mężczyzna nie był w najlepszym humorze, jeszcze cały czas martwiąc się o swojego chłopaka. Był to również ważny dzień z tego powodu, że była to pierwsza rocznica, w której brunet zdecydował się nie płynąć z załogą w miejsce śmierci mężczyzny. Nie miał prawa wciągać w to Enjou, gdy miał tyle na głowie, a jednocześnie nie był w stanie zostawić go samego na wyspie.
Dotknął dłonią trawę, przymykając oczy, a zaraz spod jego palców zaczęły rosnąć kwiaty w różnych kolorach. Były to między innymi dalie we wszystkich kolorach tęczy, róże, nacryzy czy tulipany. Stworzył jeszcze kilka kwiatów, które przychodziły mu do głowy, a nie znał ich nazwy. Później palcami wydłużył ich łodyżki, zaraz kilkoma ruchami tworząc z nich dwa wianki. Chciał choć tak upamiętnić jego śmierć. Następnie postanowił pobudzić do życia kilka białych lili i je zawiązał wolną łodyżkę, tworząc mały bukiecik.
Jedną wiązankę trafiła na statek Niebieskiej Syreny, zaś druga na Czarnego Ducha. Na tym drugim pomógł załodze przygotować statkek i ostatni raz na tym rejsie wydał im polecenia.
Wtedy, gdy już statek był gotowy, niespodziewanie wszyscy mężczyzni rzucili się na ciemnowłosego, zamykając go w ciasnym uścisku.
- Dbaj o naszego długouszastego - odezwał się Fred, jeszcze mocniej ściskając ich zgraję.
- I o siebie też! - powiedział Jack.
- Mam nadzieję, że Steve nas nigdzie nie rozbije... - zażartował Brandon, na co każdy się roześmiał.
Olliver jeszcze wyściskał każdego z osobna, zanim nie wrócił na pomost, by odmachać przyjaciołom. Był to pierwszy raz, gdy mieli się rozstać bez kapitana.
Westchnął ciężko, zamierzając jeszcze usiąść na plaży, ale wtedy zjawił się blondyn, dla którego miał przecież prezent. Po krótkiej wymianie zdań, gdzie mimo wszystko nie potrafił ukryć smutku, podsunął wyższemu własnoręcznie zrobiony bukiet.
- Niech to będzie nasze kolejne wspomnienie. To pierwsze kwiaty dla ciebie ode mnie - dodał, urywając jednego pąka z bukietu i wkładając mu go za ucho. Nie chciał, żeby i on się smucił tego dnia. Miał swoje problemy na głowie.
**
Wieczór spędził na rozmyślaniu o swojej załodze, myśląc, gdzie już są i jak sobie radzą, a także myślał o swoim tacie, wspominając dobre czasy, gdy go uczył sterować statkiem, nierzadko prawie wpadając na skały, jak na dobranoc opowiadał mu bajki o jego przygodach w młodości czy o tym, jak zabierał go na całodniowe wycieczki po miastach, do których przypływali. Naturalnie zrobiło mu się przykro, nie mając nikogo blisko siebie, z którym mógłby porozmawiać o swoim tacie.
Jednocześnie wciąż myślał o Enjou. O tym, co teraz robi, czy może już śpi, czy już podjął decyzję, czy się dobrze czuje. I wtedy usłyszał pukanie do drzwi.
A kiedy blondyn nareszcie się przy nim położył, był najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Nawet jeśli się przytulali, to nareszcie wszystko wracało do normy. Ukochany leżał przy nim, tak jak za dawnych czasów, jak to miało miejsce w pierwszych dniach na statku. Nawet jeśli się do siebie nie przytulali i całowali, to liczyło się to, że wreszcie byli blisko. Z lekkim uśmiechem obserwował, jak na twarzy Enjou tworzy się rumieniec.
Ale ciągłe gapienie się w miodowe tęczówki chłopaka mogło być dla niego niekomfortowe, dlatego odwrócił się na drugi bok. Tutaj zrobiło się za to niezręcznie dla niego samego, gdy tylko stykał się z nim przypadkowo, ale ku jego zdziwieniu ten chciał się przytulić. Oczywiście brunet od razu przytaknął.
- Spaliśmy prawie tak samo, jak jeszcze nie byliśmy razem, a ty miałeś w nocy koszmary - odezwał się z szerokim uśmiechem, po czym wplątał palce w dłoń Enjou, od razu czując przyjemny dreszcz. Ścisnął ją mocniej i ucałował jego kostki, później opierając o nią policzek. Nie musieli spać w takiej pozycji, tak jak zawsze. Mężczyźnie wystarczyło to, że się do siebie przytulali.
- Dobranoc, skarbie - odpowiedział, ziewając w półsłowie. Jeszcze na chwilę sięgnął do tyłu, sprawdzając, czy jego największy skarb jest przykryty. No i później równie szybko odpłynął, co Enjou.
Pierwszy raz od dawna zasnął bez zielonego płynu.
**
Pobudka była tak samo przyjemna, jak zasypianie, bo obudził się przy swoim ukochanym mężczyźnie. Zwłaszcza, kiedy czuł na policzku jego dotyk.
Jednak to że wylądował nieproszony na piersi chłopaka, wprawiło go w zakłopotanie. Dlatego szybko się podniósł, pod nosem po cichu przepraszając. Jakimś cudem zawsze lądował leżąc na nim, ale nigdy na to nie narzekał. Przecież uwielbiał kłaść się na nim. Mógł wtedy słuchać jego spokojnego bicia serca, podkradać mu pocalunki i wtulać się w szyję. Uwielbiał tą bliskość między nimi, kiedy kładli się spać.
- Po raz pierwszy od kilku dni - wyznał zgodnie z prawdą, odgarniając czarne kosmyki z twarzy.
Tym razem nie odsunął się od niego, bo wręcz pragnął jego dotyku, był za nim tak bardzo stęskniony, że było już mu obojętnie, czy dotyka go po bliźnie czy nie. A zaraz również zrobiło mu się ciepło w brzuchu, czując motylki w brzuchu, kiedy usłyszał jego decyzję. Do tego, gdy przybliżył się do niego, opierając się o jego czoło, nie mógł się powstrzymać przed nie ucałowaniem go w policzek. Od dawna o tym marzył, ale nie wiedział, czy blondyn go nie odrzuci.
Ta decyzja niewątpliwie była najlepszą, jaką mógł podjąć. Niemniej jednak należała ona tylko do niego.
- Będę cię kochać równie mocno jak teraz, nieważne, co się wydarzy - wyznał, uśmiechając się.
Ale ten promienny uśmiech szybko zniknął, zastępując podkowką. Po prostu popłakał się ze wzruszenia. Bywały chwilę, gdzie myślał, że tamto niedopatrzenie z jego strony, już zawsze spowoduje, że nie zobaczy tego pięknego błękitu. A teraz po tym całym koszmarze, nareszcie mógł go ujrzeć. Niestety nie mogło być to za piękne. Szybko otarł łzy, obejmując ramieniem blondyna.
- Skarbie? Coś się dzieje?! Mam zawołać Lynna?! - powiedział zaniepokojony. Ogarnął mu kilka blond kosmyków za ucho, walcząc ze sobą, żeby nie pójść o krok dalej. Za tym też tęsknił. - Nie myśl o tym za dużo. Nie chcę, żeby cię bolało - dodał, okrywając go szczelnie kołdrą.
**
Przygotowania do ceremonii szły pełną parą. Olliver cały czas doglądał Enjou, w międzyczasie pomagając elfom w wykonaniu zadań, a jeszcze z tyłu głowy myśląc o swojej załodze. Naturalnie najbardziej sprawdził się w zebraniu potrzebnych roślin do fioletowej maści Lynna. Wystarczyła mu tylko nazwa rośliny i ogólny zarys jak ma wyglądać. Następnie wystarczyło znaleźć kawałek ziemi i w kilka chwil mieli wszystkie składniki. Lynn chyba sam wychodził z podziwu, ciągle klepiąc bruneta po ramieniu. Był dumny, że Olli coraz lepiej radził sobie z mocami.
W końcu wszyscy spotkali się w jaskini w środku lasu, której główną atrakcją był niebieski, iskrzący się na fioletowo zbiornik wodny. Na skalnym suficie zawieszone były sznury zwisających małych zwierząt, nieznajome do tej pory Olliverowi. Te migały co parę sekund niebieskim i purpurowym światłem, oświetlając w ten sposób jaskinię.
Z podziwiania piękna nowego krajobrazu, został wyrwany przez głos Lynna, tłumaczący Enjou, co się będzie działo. Niestety i Mary była tutaj obecna, stojąc blisko blondyna. Widząc to, Olliver w kilka chwil wepchnął się pomiędzy nią, a swoim ukochanym, wysyłając jej wredne spojrzenie.
- Mogę ja? - zapytał, szybko zmieniając wyraz twarzy na ten ciepły i łagodny, gdy patrzył na blondyna i na elfa. Od tego drugiego odebrał szklany słoiczek, a z tego pierwszego powoli odpiął guziki koszuli, wkrótce ukazując zarysowane mięśnie brzucha. Nałożył na dwa palec fioletową maź o konsystencji gęstego kremu i zaczął kreślić wskazywane mu przez Lynna wzory.
- Będę przy tobie cały czas, obiecuję - powiedział, nawet nie odrywając palców od ciepłej skóry. Już to sprawiało mu ogromną satysfakcję i radość. Tęsknił za każdym skrawkiem ciała półelfa, tęsknił za gładką fakturą jego ciała. Żałował tylko, że nie byli sami i to w innych okolicznościach, bo przy takiej romantycznej scenerii na pewno nie skończyłby tylko na brzuchu i ramionach.
A przy okazji mógł pokazać Mary, że Enjou dalej był tylko jego.


Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {05/11/23, 06:15 pm}

Enjou Alberich


  Brunet naturalnie potwornie się martwił stanem Półelfa. Może i chwilami zachowywał się normalnie i zawdzięczał to przebijającym się wspomnieniom, jednak za każdym razem miało to swój koszt. O ile na początku był on niewielki w postaci nawracające migreny, tak tego dnia kiedy tylko coś do niego wróciło, nie był już w stanie ukryć bólu. Nie był z tego zadowolony, ale to tylko potwierdziło, że poddanie się ceremonii było nie do uniknięcia, jeśli chciał funkcjonować normalnie i nie zamartwiać Ollivera. To ostatnie oczywiście było najważniejsze.
- Już wszystko w porządku. Szybko przechodzi, nie ma potrzeby kłopotać tym Lynna. - Odparł przymykając powieki, aby nacieszyć się delikatnym dotykiem bruneta.

...

  Byłby głupcem gdyby twierdził, że się nie bał. Strach zżerał go od środka jeszcze zanim znaleźli się w grocie serca Szmaragdowego gaju. Źródło miało niespotykane właściwości lecznicze dla Elfów, gdyż posiadało w sobie esencje duszy pierwotnego królewskiego Elfa. Jednak nie wykorzystywali go na byle zachcianki, czy też zadrapania. Dla tych spoza królewskiego rodu, kuracja nie była darmowa. Wręcz przeciwnie. Cena zawsze była sroga, acz równa żądaniu. Wspomnienia, pamięć, umiejętności, lata życia, a nawet część ciała za część ciała. Ale bywały to oczywiście skrajne przypadki. Zaś ci w których żyłach płynęła błękitna krew, musieli jedynie nią zapłacić, a mieli jej pod dostatkiem, kiedy źródło na bieżąco regenerowało ich ciało. Oznaczało to też, że mogli dokładać się do zapłaty na rzecz Elfów niższego stopnia. Choć do tego należało spełnić kilka dodatkowy wymagań.
  Na całe szczęście krew Enjou w trzech czwartych została odziedziczona po matce, dzięki czemu jego przypadek powinien odbyć się bez specjalnej ofiary. Powinien. A mimo to wciąż istniało zagrożenie utraty wspomnień, przez stan w jakim znajdowała się jego świadomość.
  Zamyślony nawet nie zauważył kiedy zamiast Lynna, za rysowanie run na jego ciele zabrał się brunet. Rozpoznał go po znajomym dotyku, który na pierwszy rzut oka wyglądał niewinnie, choć bez wątpienia wyczuwał z niego pożądanie. Oczywiście nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu, gdyż sam odwzajemniał owe uczucie. I jak zawsze zdradzały go w tym rozgrzane policzki.
- Wiem to. - Odparł z lekkim uśmiechem obserwując skupienie na twarzy pirata.- Dziękuję ci Olliver... choć mogłeś mnie ostrzec. Teraz już nie jestem w stanie cię mocno przytulić. - Dodał wyraźnie zawiedziony, ale nie na długo. Ujął w dłoń jego podbródek, po czym delikatnie przyciągnął go do siebie.
- Nim się obejrzysz będzie po wszystkim. Obiecuję. - Wyszeptał tuż przy jego ustach, do których po chwili przytknął swoje w czułym pocałunku. Niemalże od razu poczuł nieodpartą chęć zamknięcia go w swoim ciasnym uścisku, ale im dłużej przeciągał słodką pieszczotę, tym bardziej narastał ból, a jego oczy mieniły się na niebiesko. Ostatecznie musiał przerwać, jednak nie pozwolił aby brunet zauważył, że coś było nie tak, szybko przyciskając usta również do jego czoła.
- Enjou, już czas. - Wtrącił się Elf o złotych włosach, którego od niedawna Enjou postrzegał jako członka rodziny. Wciąż było to dla niego dziwne, jednak nie niemile widziane. Musiał się tylko do tego przyzwyczaić, a wolał to zrobić z pełnym asortymentem wspomnień, które go ukształtowały w ostatnim czasie.
- W porządku. Jestem gotów. - Z tymi słowami postąpił według poleceń Króla, ostrożnie wchodząc do zbiornika wodnego. Nie był zbyt głęboki. Brzegi znajdowały się na poziomie nieco niższym niż kolana blondyna, zaś woda sięgała mu za kostki, choć powoli zwiększała swój poziom.
  Przy jednym z brzegów było wybrzuszenie, na którym spoczywający w źródle miał ułożyć głowę. I tak też blondyn postąpił, wzdrygając się lekko, kiedy letnia woda otoczyła jego rozgrzane ciało. Uczucie było dziwne, ale zarazem kojące. Jakby znalazł się w miejscu swojego początku. Jakby był w ramionach... ramionach swojej matki. Nie widział jej, ani nie słyszał jej głosu, a mimo to czuł jej obecność przy sobie.
- Źródło jest łącznikiem z naszymi przodkami. - Zdradził Król elfów z rozbawieniem obserwując zamieszanie Enjou. - Odpręż się i skup się na własnych wspomnieniach. Więcej zdradzić ci nie mogę, źródło rządzi się własnymi prawami. Powodzenia. - Dodał gdy przez niewielki otwór, do jaskini wpadły pierwsze promienie światła odbitego przez księżyc. Powoli zaczęły przesuwać się w stronę źródła. W tej też chwili poziom wody znacznie się podwyższył, niemalże zalewając usta blondyna, którego oczy nie odrywały się od Kapitana piratów.
- Poczekaj na mnie, Olli. - Poprosił w ostatniej chwili, gdy woda zalała jego twarz. Początkowo musiał walczyć z odruchem wynurzenia się, jak również z oddechem, którego zaczynało mu brakować. Ale przypomniał sobie instrukcje udzielone mu przed przygotowaniem ceremonii. Musiał się odprężyć i zaufać źródle. Wziąć głęboki wdech, następnie wypuścić całe powietrze z płuc i pozwolić, aby zalała je błękitna woda. I tak też zrobił, wypuszczając ostatnie bąble powietrza, a jego płuca przeszył kłujący ból.
  Na całe szczęście nie trwało to zbyt długo. Zaledwie po kilku minutach jego ciało zupełnie się rozluźniło, a płuca przywykły do obecności wody, która zawierała wszystko co jego ciału było potrzebne. Jego powoli stały się niewiarygodnie ciężkie i choć próbował z nimi walczyć, to i tak ostatecznie opadły, pozostawiając w pamięci czarną plamę, jaką była burza włosów odrobinę spanikowanego Ollivera.

...

  Delikatny szum wypełniał jego uszy, choć miał wrażenie, że to wręcz woda otaczająca jego ciało wibruje cichym, niskim pomrukiem. Prócz tego nie czuł niczego, a jego wzrok pokrywała ciemność. Z początku nawet nie rozumiał co się dzieje. Zupełnie jakby wszystko zapomniał, jednak kiedy tylko się uspokoił, przypomniał sobie, że znajduje się w źródle. Król, jak i Lynn opowiadali mu, że to co w nim zobaczy, czy też odczuje będzie zależeć tylko i wyłącznie od niego samego. Ale nie spodziewał się kompletnej pustki, choć... ta była mu dziwnie znajoma. Zupełnie jakby towarzyszyła mu od zawsze. Chwilami bliżej, a czasami przyćmiona przez szczęśliwe wspomnienia. Ale zawsze w bym była. I nie trudno było się domyślić kto był jej autorem. Najwyższy kapłan.
  Z tą myślą w pustce nagle rozbudził się błękitny blask, przywołujący szereg wspomnień związanych z mężczyzną, który manipulował jego życiem jak mu się podobało. W końcu miał być jego idealnym naczyniem i z tego też powodu musiał przygotować dla siebie miejsce oraz samemu przygotować się do połączenia. A jedynym sposobem na to było skradnięcie skrawka duszy młodego półelfa i wchłonięcie go. Pozostawione miejsce posłużyło na wprowadzenie boskich mocy, skradzionych od bóstwa grzmotów, wody, wiatru oraz słońca.
  Widział też moment w którym jego ciało odrzuciło dar Infryta, który następnie został umieszczony w Mary. Następne były liczne wspomnienia z planowanych ucieczek, buntów i życia na zamku, które mu odebrano. Wszystko powoli do niego wracało i układało się na swoje miejsce. Nieraz nakładały się na inne wspomnienie, ale już nie zaprzeczało sobie, a razem stawało się jednością.
  Kolejne fragmenty były już znacznie weselsze, gdyż dotyczyły one życia na Czarnym duchu. Znów obwiniał się za ten straszny sztorm, w którym niemalże uśmiercił kilku przyszłych przyjaciół, ale chwilę później już słyszał kojący głos Bonneta. Jego dar nie był przekleństwem. Przy jego boku życie nabrało sensu i od tamtej chwili niebo już zawsze było niewiarygodnie jasne i pogodne. Oddałby wszystko żeby znów móc poczuć jego ciepły oddech na skórze, kiedy jego głowa zalegała mu na piersi. I te jego piękne kruczoczarne kosmyki, które zawsze plątały go w swoje sidła.
  Niestety ten piękny obraz został zakłócony przez jasne, błękitne światło, które zmusiło go do przysłonięcia oczu. Dlaczego ktoś przerywał mu w tak ważnym momencie? W końcu mógł odpocząć bez żadnych trosk i zmartwień. Tu nie musiał obawiać się o to czy coś im groziło. Byli razem i byli bezpieczni, więc dlaczego miałby się budzić? Budzić? Dlaczego ten znajomy głos kazał mu się budzić? Przecież był całkowicie przytomny... Jednak dopiero zmiana jego tonu sprawiła, że ciało blondyna omiótł dreszcz realizacji. Wcale nie czuł przy sobie ciepła jego ukochanego, a jedynie jego wspomnienie. Musiał do niego wracać. Nie mógł go tak po prostu zostawić samego. Inni również na niego czekali.

...

  Powieki blondyna zaczęły niespokojnie drżeć już dzień wcześniej, a na jego twarzy pojawiał się chwilami grymas niezadowolenia. Ale dopiero następnego wieczora, który powoli przeradzał się w noc, jego oczy ujrzały sufit jaskini, pokryty świecącymi istotami, kiedy woda odsłoniła jego twarz, a następnie całkowicie wsiąkła w ziemię.
  Przez krótki moment się nie poruszał, jednak jak tylko wróciła do niego władza nad własnym ciałem, zerwał się gwałtownie do siadu, kaszląc resztkami wody, kiedy chwytał się na oślep brzegu. Bez dwóch zdań o wiele bardziej podobało mu się zanurzanie, ale teraz ktoś przynajmniej wspierająco poklepywał go po plecach. Dzięki temu szybko doszedł do siebie i odsapnął, aby w końcu unieść wzrok na swojego ratownika. A był nim nikt inny jak Olliver. Nieoficjalny król piratów, nieustraszony kapitan czarnego ducha, zaufany przyjaciel oraz miłość jego życia. Jasnobłękitne tęczówki elfa od razu zaszkliły się mocno, kiedy na usta wcisnął się szeroki uśmiech.
- Przepraszam, że tyle ci kazałem czekać, Miłości ma. - Wyszeptał desperacko wpijając się w jego słodkie usta, a jego ciało objął szczelnie swoimi ramionami. Ciało człowieka było znacznie mniejsze niż pamiętał, ale nie przejmował się tym zbytnio. Liczyło się że w końcu mógł szczerze zamknąć go w swoich ramionach, pamiętając o wszystkim co razem przeżyli i mógł poczuć bicie jego serca na swojej nagiej piersi. Ciepłe łzy lały się po jego czerwonych policzkach niemalże bez końca, a mimo to ani na chwile nie myślał przerywać pieszczoty, której został pozbawiony na tak długi czas. tej dzięki której mógł przekazać swoje uczucia ukochanemu, a jednocześnie uzyskać jego odpowiedź, nawet bez żadnych słów. Choć mimo tylu praktyk i tak zabrakło mu powietrza.
  Wziął głęboki oddech i roześmiał się, łapiąc twarz mężczyzny w dłonie.
- Zdaje się, że miałeś mnie nauczyć jak oddychać podczas pocałunku. - Parsknął przypominając sobie o zapomnianej obietnicy, bo nigdy podczas chwili uniesień nie było na to czasu. Przez chwilę jeszcze posiedzieli, jednak po tym brunet pomógł elfowi wstać na nogi, od razu zdradzając sporą różnicę w ich wzroście. Enjou zamrugał zaskoczony, kiedy tylko zauważył, że czoło pirata sięga mu zaledwie do warg. Ale to nie jedyna zmiana. Kiedy chciał znów objąć mężczyznę, zauważył długie złote kosmyki otulające jego wyciągnięte ramię, na zmianę przeplatające się z tymi czarnymi. Należały one do niego samego i sięgały aż do ziemi, odrobinę się po niej ciągnąc.
- Coś jeszcze mi urosło? - Zażartował sięgając za ręką bruneta do swoich uszu, które również znacznie się wydłużyły. - Zakładam, że z tego jesteś bardzo zadowolony?... Ale nie ukrywam, nowa perspektywa przypadła mi do gustu. - Przyznał muskając wargami czoło mężczyzny. Najchętniej zostałby z nim w jaskini przez cały następny miesiąc, ale niestety jego ciało powoli opuszczała woda ze źródła i domagało się zaspokojenia podstawowych potrzeb.

...

  Ale naturalnie Olliver nie opuszczał jego boku, a on sam nie odstępował go na krok. A nawet nie puszczał jego ręki, chcąc zaspokoić potrzebę na jego bliskość, którą mu tak brutalnie odebrano.
  Na całe szczęście ewolucja była ogromnym sukcesem. Nie tylko został pełnoprawnym elfem, ale również zachował swoje wspomnienia. Lynn oczywiście przestudiował z nim dokładnie wszystkie wydarzenia, kiedy to Olliver zabrał się za ścinanie jego włosów.
- Oddaję się w twoje ręce Olli. Nie chciałbym tylko się o nie więcej potykać. - Wyznał krzywiąc się na samo wspomnienie ostatnich godzin jakie spędził na ziemi, czy  też cierpiał, gdy ktoś przypadkiem na nie nadepnął. Nie był kompletnie do nich przyzwyczajony. Czarnowłosy Elf wyczuwając zmianę atmosfery postanowił dać im chwilę dla siebie.
- Skoro już wszystko potwierdziłem, udam się po Księżniczkę Anisę. Na pewno już nie może się doczekać, aby zobaczyć nową postać Enjou. Będziemy najszybciej jutrzejszego wieczoraaaaIII co ty najlepszego wyprawiasz Olliver!!! - Elf od razu zatrzymał ramię człowieka, które trzymając ostrze, przygotowane było do wykonania cięcia.  - Na bogów!! Mogłeś poprosić mnie o nożyczki, a nie ryzykować ścięciem głowy Enjou!
- Przesadzasz. Olliver jest świetnym szermierzem, nawet ja nie mogę się z nim równać. Na pewno by sobie poradził. - Odparł beztrosko Enjou, uśmiechając się do swojego ukochanego.
- Nie wątpię jednak... proszę cię drogi przyjacielu, użyj moich nożyczek dla dobra mojego serca. - Westchnął wyciągając pięknie zdobione narzędzie zza paska i wręczył je stanowczo do ręki bruneta, zabierając tym samym miecz. Odłożył go na półkę i mamrocząc zmęczone pożegnanie opuścił domek.
  Enjou pomachał mu na odchodne, po czym zerknął na Ollivera, który właśnie ściął pierwszy kosmyk jego włosów. Wręcz nie potrafił oderwać od niego swoich błękitnych tęczówek, które śledziły każdy jego najmniejszy ruch od kiedy tylko się przebudził. Tak strasznie brakowało mu jego widoku, a teraz w końcu mógł się nim nacieszyć. A za każdym razem kiedy się na tym przyłapywał, czuł radosny uścisk w piersi, z której serce chciało mu się wyrwać.
- Co powiesz na to abyśmy potem wybrali się na plażę? Tylko we dwoje? Wschody słońca muszą tutaj być przepiękne. - Zaproponował odrobinę nieśmiało, a jego uszy zadrżały niespokojnie.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 4 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach