Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Argonaut [eng]Dzisiaj o 12:36 amSeisevan
The Arena of HellDzisiaj o 12:33 amMinako88
LiesDzisiaj o 12:25 amRusek
A New Beginning Wczoraj o 11:58 pmYulli
Charm Nook Wczoraj o 09:51 pmKass
This is my revengeWczoraj o 09:36 pmYoshina
incorrect loveWczoraj o 08:18 pmYoshina
W Krwawym Blasku GwiazdWczoraj o 08:01 amnowena
Triton and the Wizard01/05/24, 03:32 pmKurokocchin
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
4 Posty - 13%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
3 Posty - 10%
2 Posty - 7%
1 Pisanie - 3%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/07/22, 05:42 pm}

First topic message reminder :

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Unknown

Świat piratów i ich fascynujące. Niebezpieczne przygody, sztormy i czyhający Kraken w wodzie!
Z tymi i wiele innymi przygodami przyjdzie się zmierzyć Kapitanowi statku i porwanym na okup Księciu.


Kapitan Piratów - Troianx
Porwany Książę - Natas

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {14/11/23, 08:19 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Usta obojgu kochanków nareszcie zostały złączone i wtedy Olliver nagle poczuł, jak znowu łzy napływają mu do oczu, a zdawał sobie sprawę, że ostatnimi czasu często zdawało mu się płakać - czy to ze smutku czy ze wzruszeniu. Ale w tej chwili było to silniejsze od niego. Tak dawno się nie całowali, a o tym wielokrotnie marzył. Zwłaszcza po wykradnięciu go z zamku. Tylko nie chciał się narzucać i samemu coś inicjować, wiedząc, że chłopak nie kocha go w taki sposób, jaki tego od niego oczekiwał.
-  Będę tęsknił - powiedział, uśmiechając się smutno. Zwłaszcza, kiedy ukochany miał wchodzić do jeziora.
Oczywiście się o niego martwił, gdy wiedział, że już za chwilę pochłonie go woda. Ale Lynn zapewniał, że nic mu się nie stanie, a było to konieczne, aby ukochany odzyskał wspomnienia. Dlatego próbował być spokojnym, pomimo narastającej paniki.
Było to nie lada wyzwanie, kiedy widział, jak woda nagle się wzbiera i tak pochłania twarz pirata. Miał ochotę za nim wskoczyć i go stamtąd wyciągnąć.
- Zawsze będę na ciebie czekał - wyznał ze spojrzeniem pełnym miłości.
W końcu czarnowłosy przysiadł tuż obok brzegu, bacznie obserwując ukochanego. Ten wydawał się być nadzwyczajnie spokojny, co znacząco uspokajało mężczyznę.
Inne elfy po uprawnieniu się, że wszystko było okej, szybko zebrały się do swoich domów. Wraz z Olliverem został oczywiście Lynn, dziadek Enjou i Mary. Obecność ostatniej osoby akurat go nie cieszyła, ale cała trójka próbowała z nim rozmawiać i odciągnąć go od zamartwiania się. Rozmawiali na różne tematy - to wspominali głupie wygłupy Enjou, to dowiadywali się nowych rzeczy o wyspie elfów albo Lynn opowiadał o swoich nowych odkryciach.
Po kilkudziesięciu minutach, do wnętrza jaskini elfka i elf, o błękitnym spojrzeniu, wnieśli talerze z pachnącym z daleka jedzeniem. Wszyscy tutaj zebrani postanowili, że zjedzą wspólnie kolację, zwłaszcza zwracając uwagę na Kapitana Czarnego Ducha, który znowu został sam, mając teraz tylko Lynna. Czarnowłosy tak, jak obiecał, zamierzał spędzić tutaj noc, a nawet kilka, jeśli będzie trzeba. Chciał być pierwszą osobą, jaką zobaczy Enjou po obudzeniu i być tutaj, jakby coś się działo. Poza tym, tylko przy nim czuł się naprawdę, jakby był w domu. I choć nie minęła nawet doba, to już tęsknił za blondynem, mimo że cały czas mógł go oglądać przez taflę wody. Tak spędził kolejną część nocy, choć reszta w końcu zasnęła na przyniesionych poduszkach
W kolejnej dobie, do jaskini zjawiła się cała załoga, a właściwie to wbiegli, rzucając się na zdziwionego Ollivera. A najmocniej tulił go oczywiście Alexy, który nie odsunął się, gdy reszta to zrobiła. Wciąż stęskniony wisiał na szyi czarnowłosego. Ten finalnie posadził go na swoich kolanach.
- Olli!! Tęskniliśmy! - zaświergotał ze smutnymi ślepiami.
- Ja za wami też. Za tobą szczególnie. - Wyszczerzył się. - Myślałem o was. Jak było? Wszystko git?
- Ta. Żyjemy. Stoimy. Łajba cała. Davis nas nie rozbił, a Steve nie otruł - odezwał się Brandon, uśmiechając się.
- Ale nie wracamy z pustymi rękoma. Dostaliśmy od Niebieskiej Syreny, w prezencie taki rum. Chyba twój ulubiony? - dodał Jack, wyciągając zza pleców brązową butelkę, która opleciona była srebnym smokiem z łuskami. Na widok znajomej flaszki, Olliverowi natychmiast rozszerzyły się oczy.
- Dawaj, dawaj. Otwieraj! Nie będziemy siedzieć o suchym pysku!! - zaświergotał Fred, zacierając dłonie. Wtedy wszyscy na dobre zasiedlili na pobliskich skałach, na przemian podając sobie butelkę alkoholu. Opowiedzieli o tym, jakie morze było dla nich łagodne tamtego dnia, jakie pięknie unosiły się wianki na tafli. Robili wszystko, aby Olli nie myślał o sytuacji z ukochanym. A alkohol i pijackie piosenki zdecydowanie pomagały w tym. Zwłaszcza, gdy podpity Brandon zaprosił Ollivera do szybkiego tańca, ciągle wprawiając go w piruety, tak, żeby obijał się o resztę chłopaków. Śmiechów zdecydowanie nie było końca, dopóki Alexy wreszcie nie położył się spać. Ku solidarności, wszyscy zrobili to samo. Nawet Olli, układając się jak najbliżej swojego blondyna.
Codziennie ktoś do niego przychodził, oprócz podawania posiłków, a tego wieczoru miał przyjść akurat Lynn, mający przy okazji sprawdzić stan Enjou, gdy został poinformowany o grymasach blondyna.
I spodziewając się rychłego przyjścia elfa, w wodzie, którą tak bacznie obserwował, wyłonił się Enjou. Nareszcie.
Olli od razu zerwał się z miejsca, aby chwycić ukochanego pod pachy, próbując mu pomóc w znalezieniu równowagi. A następnie zaczął go klepać po plecach, już czując jak zbierają mu się łzy, walczące o wolność. Minęło tyle dni, gdzie ciągle się stresował, martwił o pirata, gdzie nie umiał zasnąć, gdzie cały czas myślał tylko o nim. A dzisiaj, nareszcie mógł mieć go całego, jakiego znał. Taką miał nadzieję brunet.
- Shhh, już wszystko w porządku. Już jesteś przy mnie, bezpieczny. Od teraz lepiej się tobą zajmę, obiecuję. Nie pozwolę cię już nigdy skrzywdzić.
I zaraz sam się rozpłakał, puszczając wszystkie hamulce. Łkał jak małe dziecko, jednocześnie próbując nadążyć za szaleńczym pocałunkiem, który nadzwyczajne był słony, a nie słodki. W tym czasie jedną dłonią trzymał ciasno za talię, a druga sunęła po gładkim policzku. Tak desperacko go potrzebował, tak desperacko pieszcząc go językiem. Ale tego potrzebował najbardziej na świecie, właśnie jego i tylko jego.
Oboje mężczyźni płakali, po raz pierwszy od tak długiego czasu się całując. Zwłaszcza, kiedy wreszcie błękitne tęczówki patrzyły na niego. Już nie były miodowe czy oliwkowe, a niebieskie. Nie mógł się doczekać aż zobaczy je w świetle dziennym.
Olliver tylko żałował, że tyle czasu to wszystko zajęło, że wtedy nie należycie go dopilnował. Przecież zdawał sobie sprawę, że było niebezpiecznie.
Ale niemniej jednak, zaraz roześmiał się wraz z Enjou.
- Przepraszam.. Ciągle o tym zapominałem. Ale przed nami jeszcze tyle lat... Obiecuję, że jeszcze cię nauczę.
Pomógł mężczyźnie wstać i właśnie wtedy podniósł brwi do góry w niemałym szoku. Jego blondyn był nagle wyższy od niego, gdzie brunet bez zawahania zilustrował go od góry do dołu, zatrzymując szybko zielone spojrzenie na swoim ulubionym elemencie, jakim były spiczaste uszy, które również urosły. Do tego dłuższe, blond włosy niż miał Olliver. Gdyby to nie był ukochany Enjou, to na pewno byłby już o nie zazdrosny!
- Jak ty mnie dobrze znasz - Wyszczerzył się. Niestety mógł tylko delikatnie przejechać po ich długości opuszką palca. Musiał powstrzymać się przed dokładnym ich badaniem, tylko musiał poczekać na odpowiednią chwilę, której nie mógł się doczekać.
**
Olliver, gdy tylko mógł, wolną dłonią podnosił długie kosmyki Enjou, próbując mu jakkolwiek pomóc w normalnym funkcjonowaniu. Zaś druga dłoń cały czas była wplątana w tę jego. Nawet przy jedzeniu, nie pozwalał żadnej stronie na puszczeniu się i tak Olliver, szybko zrezygnował ze sztućców ku dziwnym spojrzeniu elfów. A on po prostu nie mógł się nacieszyć obecnością Enjou. Było to widać po ciągłym powracającym maślanym spojrzeniu na niego czy chęci ciągłego dotyku, gdy Olli delikatnie ocierał się o jego ramię albo kradł mu drobne buziaki.
Mieli jeszcze spotkać się z Lynnem, gdzie i tu kapitan nie pozwalał puścić jego ręki. Tutaj chciał wspierać elfa, ale nie ukrywał, że i mu spadł kamień z serca, dowiedziawszy się, że wszystko było z nim w porządku. A więc wszystko mogło wrócić do normalności.
- O, to już nie chcesz być przebranym za mnie? - Uśmiechnął się, cicho się śmiejąc. - Jasne, postaram się nie przyćmić twojej urody moim talentem fryzjerskim. - Wyszczerzył się.
I już miał się zabierać za piękne, ostre cięcie poniżej ramion, gdy został zatrzymany przez szatyna.
- Dałbym sobie radę... Byłoby szybciej - wyburczał, nadąsany. Przynajmniej Enjou wierzył, że spod jego ręki, nic by mu się nie stało. Nawet by go nie skaleczył!
Niemniej jednak złapał za nożyczki i lekko nachylił się nad nim. W pełnym skupieniu, obcinając pierwsze kosmyki, nawet nie zauważył obserwującego go ukochanego. Spojrzał się na niego dopiero po usłyszeniu propozycji randki. Oczywiście uśmiechał się do niego radośnie.
- Bardzo chętnie - odparł, chwilę głaskając jego policzek.
Następnie wrócił do pracy, skracając kolejne pasma. Starał się je nawet pocieniować, chociaż praca z nożyczkami nie była aż taka prosta jak z nożem czy z mieczem. Niemniej jednak finalnie nowa fryzura Enjou mu się podobała. Włosy miał sięgające do piersi niektóre z nich trochę krótsze, a niektóre dłuższe. Włosy na czole były najkrótsze, żeby nie wpadały mu do oka.
- I jak? Podoba ci się? - zapytał z nadzieją w głosie. - Teraz wyglądasz trochę bardziej jak pirat - dodał. - Oczywiście nadal przystojnie. - Uśmiechnął się szeroko, nakręcając blond kosmyk wokół palców, a następnie go ucałował z szybko bijącym sercem. Nareszcie był blisko niego, nareszcie był tylko jego.
**
Na plażę również dotarli chwytając się za rękę, gdzie Olli był wpatrzony w swojego chłopaka jak obrazek. Robiło się dopiero jasno, a słońce bardzo leniwie wychalało się przez horyzont. Brunet twierdził, że słońce było piękniejsze na statku, pośrodku morza, ale perspektywa z plaży, mogła być też piękna. Zwłaszcza z tak piękną osobą na brzegu.
Usiedli razem niedaleko brzegu, na ciepłym piasku, oczywiście obok siebie. Olli na pobliskiej trawie kilkoma ruchami wyczarował krzak z długimi, ostrymi liści, spośród których wyłaniał się - jak miał nadzieję - słodki i soczysty ananas. Szybkim ruchem zerwał owoc i nożem, którym miał przy sobie, zaczął go obierać, a następnie kroić w trójkąty, aby wygodnie się jadło. Pierwszym kawałkiem poczęstował elfa, a gdy ten wziął kęsa, wpił się z zadowolonym pomrukiem w jego usta. Owoc faktycznie był pyszny, ale jeszcze pyszniejsze były usta, teraz ze śliną.
- Mmm, teraz nie wiem, czy lepszy jest ten ananas czy twoje usta... - powiedział z zadziornym uśmiechem, finalnie lądując okrakiem na kolanach Enjou. Ale nie miał w planach nic seksualnego, a pragnął go tylko mocno przytulić i wtulić się w swoje ulubione miejsce na szyi. Elf tak zawsze wyjątkowo pachniał.
- Bywały takie dni, że myślałem, że już cię nie odzyskam... - wyznał cicho.  - Skarbie, minęło tyle czasu. Tyle się zdążyło zmienić, choć moja miłość do ciebie jest taka sama. - Ciepło się do niego uśmiechnął, głaszcząc go po policzku. - Nie żyje ten bydlak Mercury, twój brat i ojciec, a pierwszym do tronu jesteś ty. Chce, żebyś się nad tym jeszcze raz zastanowił - powiedział, od razu kładąc palec na jego usta, gdy ten chciał już mu odpowiedzieć. - I czy na pewno nie masz nam za złe coś się stało twojej rodzinie i kapłanowi. - Uśmiechnął się tym razem smutno. - A tym czasem zapraszam cię do wspólnej kąpieli. Wiem, że to brzmi dziwnie w moich ustach! - powiedział, krótko się śmiejąc. - Ale to moje ukochane morze, a nie wanna!
Po tych słowach wstał z jego kolan i
wyciągnął w jego stronę rękę, pomagając mu wstać, a następnie z zawadiackim uśmiechem, pomógł mu zdjąć z siebie ubrania. I uśmiechnął się jeszcze szerzej, zdejmując z niego również bieliznę. Ale zaraz otworzył usta w niemałym szoku, powstrzymując się od pisku. Przed nim właśnie znajdowało się przyrodzenie Enjou, a one było co najmniej dwa rozmiary większe!
- O boziuniu... - wymamrotał. - Wcześniej był już idealny, ale teraz... Łaaaał... - mamrotał dalej.- Tylko... Czy ja go zmieszcze?! - powiedział ze świecącymi się oczami z ciekawości i podekscytowania, ale jednocześnie z szoku i przerażenia.
Ale nie to przeraziło go najbardziej.  Bowiem spojrzawszy w dół, na swojego penisa, ujrzał go w kompletnym braku owłosienia. To już wywołało u niego pisk przerażenia.
- O kurwa!!! A mój bandzior to już cały łysy jest! Jak twój! - krzyknął.- A co jak on w końcu odpadnie?!
W tych czasach, w których żyli, nie było takiego parcia na pozbywanie się owłosienia. Piracki elf od zawsze był gładki i nie dało się dostrzec ani jednego włosa na jego ciele, ale Olliver? Przez swoje ciemne włosy na głowie, naturalnie miał je bujniejsze w niektórych częściach ciała.  A teraz kompletnie się to zmieniło.[/color][/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {19/11/23, 09:06 pm}

Enjou Alberich

  Blondyn nie miał najmniejszego oporu przed oddaniem się w ręce Pirata, nie ważne czy trzymał nożyce odpowiednie dla tego zadania, czy też jego ulubiony miecz. W tym przypadku włos spadłby mu z głowy, ale był pewien, że nic innego nie ucierpi. Jego ukochany nie ryzykowałby tak z jego ciałem, które było dla niego ważne. Tylko czy aby napewno było to to samo ciało, w którym się zakochał? Nie podważał uczuć bruneta, ale musiał przyznać, że odrobinę stracił na pewności, czy wciąż tak naprawdę wpisywał się w jego gusta. Urósł i to sporo we właściwie każdym możliwym miejscu, a przecież dotychczas, to Olliver musiał schylać się po pocałunki. Osobiście polubił tę zmianę, ale postanowił dać piratowi trochę czasu na przyzwyczajenie się.
  Jego bezsensowne zmartwienia szybko zostały jednak przerwane, przez Ollivera oznajmującego koniec swojej pracy. Skłamałby gdyby stwierdził, że nie był zaskoczony, ale zaraz roześmiał się wesoło.
- Prawda. O wiele bardziej mi pasuje. - Odparł z uśmiechem odwzajemniając jego słodki pocałunek. Teraz już jedynym elementem wyróżniającym go na tle załogi były jedynie jego uszy, których oczywiście nie zamierzał się pozbywać. A nawet pewnie nie dostałby na do pozwolenia, wiedząc jak bardzo przypadły one do gustu Olliverowi.

...

  Tak jak blondyn podejrzewał. Wczesny poranek w miejscu nieskażonym ludzkim wpływem był niesamowity. Natura oddychała swobodnie pełną piersią, a widok złotego horyzontu napaał go wrażeniem, jakby znajdowali się tu całkiem sami. Oczywiście nie zamierzał kraść Ollivera jego załodze, którą osobiście bardzo polubił jako swoją nową rodzinę, jednak taka chwila tylko dla nich dwojga była nie do zastąpienia.
  Z zafascynowaniem obserwował, jak brunet świetnie radzi sobie że wciąż świeżą mocą. Jemu zajęło to lata. Co prawda jego progres za każdym razem był resetowany do zera, ale nigdy nie udało mu się osiągnąć tak wysokiego poziomu kontroli w zaledwie kilku tygodni. Bez wątpienia była to też zasługa wsparcia Lynna i reszty piratów, ale to wciąż nie przyćmiewało ciężkiej pracy i ogromnego wkładu mężczyzny. Jedynie... żałował, że nie mógł być w tamtych chwilach przy jego boku. Już wcześniej wiedzieli, że coś takiego może być efektem wchłaniania płynów Enjou przez Ollivera, a przez swoją własną nierozwagę opuścił go w jednym z cięższych momentów życia. Z pewnością musiał być przerażony i zmieszany tym co dzieje się z jego ciałem, tak jak sam młody Elf.
  Nie mniej jednak ciepły pocałunek wypełnione owocowo słodyczą szybko odwiódł go od ciemnych myśli.
- Dla mnie nic nie będzie w stanie przebić smaku twoich cudownych ust. To one są moim ulubionym przysmakiem, od chwili kiedy po raz pierwszy je skosztowałem. - Odparł szczerze od razu obejmując go ciasno w pasie, aby nacieszyć się ciepłem jego ciała, które teraz było tak drobne i idealnie mieściło się w jego objęciach.
  Choć brunet miał rację z tym jak ogromne zaszły zmiany, elf uspokoił się na dźwięk jego wyznania. Ich uczucia pozostały niezmienne, a wręcz przeciwnie. Czuł, że ich więź stała się znacznie silniejsza. Byli jednością w osobnych ciałach i nic innego go tak nie radowało. Oczywiście wspomnienie o śmierci trzech bliskich mu osób, z których z dwojgiem był związany więzami krwi, nie było łatwe. Jednak jeśli ich życia były ceną za dobro królestwa i jego bliskich, był w stanie zaakceptować tak wysoką cenę. Ale z pewnością nie zamierzał wracać na zamek w roli króla. Nie. Mimo, że według prawa urodził się jako następca tronu, to miejsce nigdy nie było przeznaczone dla niego. Nie byłby w stanie zarządzać załogą jak Ollivier, a co dopiero całym królestwem. Zdecydowanie nie było to dla niego, ale i tak skinął głową przystając na prośbę Kapitana.
- Myślę, że oboje znamy już doskonale moją odpowiedź, jednak jeśli tego sobie życzysz, obiecuję szczerzę to przemyśleć Najdroższy. - Odparł zaraz jednak wybuchając śmiechem bez pochamowania.
- Ohhhh a więc to nie woda była problemem, a wielkość zbiornika! - Ze śmiechem nie ociągał się i od razu dał się porwać brunetowi na nogi. Oczywiście nie miał najmniejszego problemu dać mu się pozbawić swojego odzienia, jednak jego niespodziewany komentarz przyprawił elfie policzki o odcień czerwonej róży.
- Ideal-? Zmieścisz?!??? - Naturalnie kiedy był zawstydzony, słowa mieszały się i przeplatały. Jedynie Olliver był w stanie doprowadzić go do takiego stanu. Czerwień od razu zalała twarz Elfa po same koniuszki uszu, jednak musiał przyznać, że zadał bardzo ważne pytanie. Ciało elfa znacznie urosło. Jego... organ rozrodczy również, ale Olliver pozostał taki sam. Z pewnością, gdyby teraz mieli się do siebie zbliżyć, mogliby napotkać pewien drobny problem, a ostatnim czego chciał Enjou było skrzywdzenie kochanka podczas chwili przeznaczonej na wzajemne przekazanie swoich uczuć.
  Ale jeszcze nie skończył się zamartwiać jednym problemem, a już narodził się kolejny tym razem po stronie zszokowanego kapitana pewnym ubytkiem. Zerknłą na mężczyznę z rozczulonym uśmiechem, po czym zamknął go w swoich ramionach, przytulając jego głowę do swojej piersi.
- Spokojnie Olli, nie popadaj w panikę. - Mruknął spokojnie głaszcząc dłonią jego smoliste kosmyki. - Zakłada, że to również moja wina. Nasza ostatnia wspólna noc zakończyła się dość... obficie. To zakładam, że przebudziło również twoje moce, ale i mogło przyczynić się do drobnych zmian kosmetycznych. - Wytłumaczył na spokojnie zsuwając wolną rękę na gładkie podbrzusze mężczyzny. Musiał przyznać, że odrobinę tęsknił za jego bujnym owłosieniem, jednak to jak jego skóra była gładka w dotyku było... stymulujące. Ale oczywiście nie było to jedyne miejsce, które zostało pozbawione owłosienia. Jego nogi, ramiona i klatka piersiowa również już nie pokrywał nawet delikatny meszek.
- Oczywiście moja miłość pozostałaby niezmienna niezależnie od formy jaką byś przybrał, jednak zapewniam ćię, że nic tak ważnego ci nie... odpadnie. Choć muszę przyznać, że w takim przypadku byłbym trochę zasmucony, gdybyś utracił tak uroczą część swojego ciała. - Uśmiechnął się absolutnie niewinnie, po czym ucałował czoło bruneta. - A teraz chodźmy już do wody nim się rozmyślisz. A przy okazji trochę ochłoniesz. - Zadecydował chwytając zwinnie mężczyznę pod nogami i unosząc do góry. Dawniej miałby z tym delikatny problem, jednak w tamtej chwili kapitan był dla niego lekki jak piórko. To było bardzo przydatne na przyszłość.
  Uśmiechnął się do swoich myśli, po czym powoli wszedł między fale, póki te nie sięgnęły trzymanego przez niego mężczyznę.
- Napewno nie obudzą się twoje kocie zmysły? - Ośmiał się powoli stawiając pirata o własnych siłach. Mimo wczesnej godziny, woda wciąż była przyjmnie letnia i za każdym razem miło otulała ich nagie ciała. Oczywiście blondyn rzadko kiedy wypuszczał Ollivera ze swoich ramion. Chlapali się, pluskali. Brunet uciekał chwilami, kiedy atak wodny okazał się zbyt duży jak na jego gusta, ale zaraz zostawał zamknięty w mokrych ramionach swojego kochanka. Choć ten czując się śmielej wciągnął go ostatecznie pod wodę, gdzie to wpił się namiętnie w jego słone wargi. I musiał przyznać, że tak kombinacja była najlepsza. Olliver był dzieckiem morza i nawet nie chciał myśleć o przejęciu tronu, który mógłby ich rozdzielić. Lub co gorsza zmusić bruneta do zamieszkania na lądzie. To nie było jego miejsce. I teraz również już nie miejsce Enjou, który zdecydował się do niego dołączyć.
  Wynurzyli się dopiero, kiedy obojgu zabrakło tchu, ale nawet zdyszani i łaknący tleniu, wymienili jeszcze kilka słodkich pocałunków.
- Serce moje... Przyrzekam ci, że już nigdy nie opuszczę twojego boku. - Uśmiechnął się ciepło przykładając dłoń do policzka mężczyzny, po którym przesunął czule kciukiem, napawając się widokiem jego opalonej skóry, na którą zaczęły wchodzić pierwsze promienie dnia.
  Ostatecznie po tak intensywnej rozrywce ponownie zasiedli na brzegu, jednak na tyle blisko wody, aby fale od czasu do czasu zalewały dolne partie ich ciał, które do siebie przylegały. Enjou zaczął wtedy bawić się swoim darem, tworząc niewielkie stworzenia z kropli wody, jednocześnie sprawiając, że ich ciała były otulone ciepłym, letnim wiaterkiem. Ten ostatni miał za zadanie wysuszyć włosy bruneta, jak i zapewnić im brak przeziębienia. Ale mimo to elfa w końcu zaczęła nawiedzać senność, która objawiła się krótkimi ziewięciami, po których w jego oczach rodziły się drobne łezki.
- Chyba przydałby mi się odpoczynek. I tobie pewnie też, bo słyszałem, że nie sypiałeś najlepiej w ostatnim czasie. - Zaproponował niechętnie podnosząc się z piasku i podał ukochanemu dłoń. - Tym razem obaj możemy spać spokojnie, żeby obudzić się przy swoim boku. I nawet nie wiesz, jak bardzo stęskniłem się za widokiem twojej spokojnie śniącej twarzy na mojej piersi. I oczywiście za burzą twoich czarnych kosmyków, które naprawdę potrafię znaleźć w najdziwniejszych miejscach. - Zachichotał przesuwając nosem po jego ciepłym policzku.

...

  Po powrocie do ich iż oficjalnie wspólnego domku, Enjou od razu zajął miejsce na łóżku i otworzył swoje ramiona na powitanie bruneta. Wciąż czuł piasek w wielu miejscach, z których mimo starań nie potrafili się go pozbyć, ale zmęczenie zdecydowanie górowało nad wszystkim. Już w drodze powrotnej był jedną nogą w krainie morfeusza, ziewając co krok, aby ostatecznie odrobinę opierać się na Olliverze. A przecież dopiero co się obudził z kilkudniowego snu. Nie mniej jednak proces ewolucji wcale nie równał się odpoczynkowi. Podczas niego pracowała każda, nawet najmniejsza komórka jego ciała.
- Olli, chodź do mnie. - Ponaglił bruneta, który zrzucał z siebie koszulę i już klękał na materacu. Ale śpiący blondyn nie był cierpliwy. Pomógł mu porzucić górne odzienie i od razu przytulił go do swojej piersi, wpijając się namiętnie w jego... policzek. Oczywiście szybko uświadomił sobie drobną pomyłkę i wcelował językiem między jego gorące wargi, wplatając jedną dłoń w te jego cudowne włosy, które już kaskadami zalewały jego tors oraz ramiona. Ostatnimi resztkami świadomości zaczesał mu je za ucho, które zaraz to pochwycił w palce, delikatnie pocierając jego płatek.
- Uroczy... - Wymamrotał słabo z radosnymi ognikami tańczącymi w jego błękitnych tęczówkach, które niestety po chwili zostały przysłonięte przez ciężkie powieki, oznajmiające zapadnięcie swojego właściciela w sen. Głęboki, ale również i beztroski, bo wciąż był świadom ciężaru ciała pirata na sobie.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {06/12/23, 10:48 am}

pirates-of-the-caribbean-font

- Nieprawda! To moje ukochane morze! To z nim wziąłbym ślub, gdybyś ty się nie zjawił!
To był jedyny zbiornik wodny, do którego tak chętnie był w stanie wejść, do którego nie było trzeba go zmuszać. Ale jakby mógł, gdy słyszał cudowny dźwięk, odbijających się fal o brzeg, jak słyszał w oddali mewy i czuł delikatną bryzę wraz z jej najlepszym zapachem. Nawet z tej perspektywy, morze czy ocean, wyglądał przepięknie. Tak, jak wschodzące słońce nad ziemiami ledwo, ruszone przez ręce człowieka. Na niebie malował się obraz najznamienitszego malarza, malującego w kolorach głębokiej czerwieni, magenty, żywego fioletu, a na ich tle widział jeszcze piękniejszy obraz - jego elfa, który cudownie prezentował swoje mięśnie. I który, jak zawsze dobrał tak odpowiednio słowa, że w mig kapitan zapomniał o swoim problemie. Nic przecież takiego się nie stało, tylko widok wpierw był przerażający i zaskoczył go, ale jeśli elf dalej czuł do niego pociąg, to nic się nie stało.
- Będziesz mnie kochać nawet, jeśli zamienię się w Krakena? Albo w robaka? - zapytał, śmiejąc się, po czym ufnie objął go wokół karku. - Oboje wiemy, że gdyby tak, to byś od razu złapał swojego kota - - dodał, śmiejąc się razem z nim. - Dziwne, że nazywasz mojego bandziora uroczym, ale przyjmę to - odparł wciąż rozchichotany.
I wciąż się cieszył, nawet w wodzie, gdy prawie cały czas lądował w ramionach mężczyzny. Sam lgnął do nich, jednakże, kiedy czuł, że już mu za dużo chlapanie, mając całą mokrą twarz, trochę wody w buzi - próbował przed nim uciekać, ale i tak zawsze lądował obok niego. Aż ten nie postanowił ich podtopić i dołączyć do tego namiętnego buziaka. Tylko dlatego był w stanie wybaczyć mu takie igranie z nim w wodzie. Jego usta smakowały jeszcze ananasem, ale i słoną wodą, a do tego oczywiście tym ukochanym smakiem Ollivera. Ten nie mógł się powstrzymać od coraz bardziej namiętnych ruchów i pewnie nie zauważyłby, że brakuje mu powietrza, dopóki nie został wynurzony z lekko szumiącą głową.
I na brzegu przytulił się do ukochanego, stykając się biodrami i rękoma, ciągle próbując odgadnąć, jakie to stworzenie Enjou tworzy. Przeszkadzały mu w tym niewątpliwie mokre, klejące się do pleców, włosy.
- Najdziwniejszych? Czyżbyś znalazł je nawet w swoim tyłku? - zapytał bez ogródek, jak to miał w zwyczaju, szczerząc się.
- Wiesz, że się bardzo o ciebie martwiłem... Nie umiałem zasnąć bez specyfików od Lynna. Przynajmniej smakoway melonem
- odparł. Dopiero teraz czuł, jak bardzo był wykończony przez tę całą sytuację. Dopiero teraz, gdy oboje byli razem i bezpieczni, jego organizm powoli zaczynał wracać na normalne tory, domagając się teraz solidnego odpoczynku. Dlatego tak chętnie przystał na jego propozycję.
Ale jego słowa oczywiście miło połechtały jego ego, robiąc mu ciepło na sercu. Olliver również był stęskniony, ale za zasypianiem na piersi ukochanego.
**
Cieszył się, jak dziecko, gdy nareszcie zostało przydzielone im dwuosobowe łóżko we wspólnym pokoju. Nie wiedział, ile jeszcze dni zostaną na lądzie, ale każdą noc już chciał spędzić przy Enjou. W innym przypadku po prostu spałby na podłodze.
- Nawet tak do seksu szybko mnie nie ciągniesz - Zachichotał z jego ponaglenia. Niestety Enjou był najwidoczniej zbyt zmęczony, by nawet zarejestrować tą zaczepkę, bo nawet ich pocałunek był wyjątkowo nie udany. Niemniej jednak cieszył się nawet z takiego namiętnego buziaka na policzku. Chociaż na pewno nie byłby szczęśliwy, gdyby to na nim pojawiła się malinka!
Zadbał jeszcze o dokładne opatulenie ich miękkim materiałem kołdry, a następnie wtulił się w jego piersi, tak jak najbardziej lubił.
- Wiem - odparł cicho z szerokim uśmiechem.
Do nozdrzy dochodził słodki zapach pirackiego ciała, a zarazem elfickiego. Mężczyzna był spełnieniem jego wszystkich pragnień i marzeń, już nic więcej Olliver do szczęścia nie potrzebował, zwłaszcza, gdy ten go obejmował nawet przez sen.
**
Otaczała go przerażająca ciemność, a gdzieś daleko czuł smród spalenizn, nęcony nutą słodyczy. Siedział na czymś miekkim, prawdopodobnie na łóżku. Obrócił się dokoła, poszukając jakiegokolwiek źródła światła i właśnie wtedy na przeciwko zapaliła się jakby świeczka, a tuż za nią migneły mu blond włosy. Te same, które tak uwielbiał i niedawno je obcinał. Miał ochotę go po nich pogłaskać, poprzeplatać je między palcami i ucałować ich właściciela.
- Enjou? - zapytał, widząc ponownie je w ciemności, a zaraz potem ujrzał błękitne tęczówki, idealne wykrojone wargi i bladą skórę. - Kochanie? - zawołał ponownie, już próbując się podnieść z mebla. Ale pomimo ruchów, jego ciało pozostało w bezruchu, wciąż w tej samej pozycji. Wtedy zaczął panikować, czując jak z impetem pracuje mu serce. Zwłaszcza, kiedy nagle czarny cień chwycił blondyna, z impetem zabierając go przed zielonymi tęczówkami. A z ust Ollivera wydobył się przerażający krzyk.
To sprawiło, że mężczyzna wybudził się, gwałtownie poruszając się na ciele swojego ukochanego. Przepraszająco na niego spojrzał, ale widząc błękitne tęczówki, w jego własnych zielonych zaległy się łzy.
- P-przepraszam, nie chciałem cię obudzić - wyburczał, szybko przecierając wierzchem dłoni dopiero co wybudzone powieki. Od razu też podniósł się do pozycji siedzącej, zerkając w okno.- Chyba przespaliśmy cały dzień, aż dziwne, że nikt nas nie budził - odparł, jak gdyby nigdy nic. Na zewnątrz panowały ponownie egipskie ciemności, co oznaczało, że przegapili zachód słońca. Wieczorna pora oczywiście, jak na piratów, nie oznaczała ich spokojnego pójścia spać, a wręcz przeciwnie. Na części wspólnej było wręcz nawet żwawiej niż powinno. Było słychać kroki, śmiechy I głośne rozmowy, chociaż te ściszały się w miarę, gdy ktoś przechodził obok ich domku.
- To tylko zły sen - uspokoił Enjou, choć sam był mocno zaniepokojony tym koszmarem. Ale nie miał czasu o tym myśleć, a elf na to odpowiedzieć, bo wtem w drzwiach zjawił się Brandon z szerokim uśmiechem.
- O, już nasze zakochane gołabeczki wstały - zapytał pirat z uśmieszkiem, w ręce trzymając dwa pakunki, owinięte w biały materiał. - Anisa już na was czeka na dworze, więc ruszcie tymi tyłkami. Tylko wy nie jesteście gotowi.
- Na co? - zapytał kapitan, podnosząc brew do góry.
- Elfy wyprawiły bibę, by wszystko opić. Fred tylko się denerwuje na dobór muzyki -[/color] wytłumaczył, krótko się śmiejąc, a następnie odłożył pakunki na ich łóżko. - Anisa specjalnie wybrała dla was stroje - dodał i zaraz zostawił ich samych, jeszcze raz pospieszając.
- Nie wiem, czy powinienem się bać - zagaił z delikatnym uśmiechem, odpakowując dla nich prezenty. A jego oczom od razu zwróciły uwagę masę kwiatów, jakie zdobiły oba stroje. Jeden z nich był w kolorze lawendowym i w czerni, co od razu dawało imponujące wrażenie przez niecodzienne połączenie kolorów. Przód bluzki, jak i rękawy składały się z dużych półprzezroczystych, marszczonych płatków kwiatów, które nachodziły na siebie, tworząc falbanki. Plecy zaś miały być odkryte, schowane przez całkowicie przezroczystym tiulem, wyszywane białymi, drobnymi kwiatkami. Spodnie w kolorze czarnym były zrobione z błyszczącego weluru, będąc luźne, o prostym kroju. Ta kreacja była przeznaczona dla brata dziewczyna, o czym świadczyła beżowa karteczka z wykaligrafowanym "Enjou".
Drugi pakunek zawierał satynową koszule i spodnie o tym samym kroju w mlecznym kolorze, mieniącymi się na zloto. Była również marynarka, główny punkt kreacji, na której były wyszate róże w różnych rozmiarach w odcieniach różu, fioletu, zieleni i żółci. To również miało karteczkę z imieniem kapitana.
Oczywiście ten wpierw pomógł w ubieraniu się ukochanemu, przyglądając się z delikatnym uśmiechem jego mięśniom, które zyskały na rozmiarze dzięki ewolucji
- W czerni, w bieli czy w lawendzie, wyglądasz tak samo pieknie - skomentował, czule głaszcząc go po policzku.
Następnie przyszła kolej na Ollivera, gdzie ten nie mógł się powstrzymać od bawienia się jego dłuższymi włosami, gdy drugi chłopak dbał, aby te czarne nie zostały przypadkowe czymś przecięte.
**
Miejsce imprezy odbywały się na głównym placu, który był dużą łąką z wieloma drzewami. Te zostały przystrojone drobnymi girlandami, przewieszonymi przez pobliskie gałęzie. A gdzieniegdzie nawet latały świetliki. Na środku stały oczywiście zerwane kwiaty i mnóstwo talerzy z jedzeniem oraz piciem.
Zaraz obok zakochanej pary pojawił się elf wzrostu Enjou, proponując im różowy alkohol i jak się domyślał był to ten sam trunek, którym był poczęstowany na zamku.
I kiedy blondyn zamierzał już sięgnąć po lampkę, Olliver z zawadiackim uśmiechem zawinął mu przed ręki i oddalił elfa.
- Ty dzisiaj, kochanie, nie pijesz - wytłumaczył. Było to podyktowane oczywiście troską o blondyna. Dopiero, co wrócił do niego cały i zdrowy, a organizm potrzebował czasu na regenerację w umyśle.
[i]- Dlatego właśnie nie będę mieć dziewczyny... czy chłopaka -
odezwał się Brandon, wyrastający za ich plecam.
- Tak? To chcesz być samotny już na zawsze... Ty i twoja ręka? - odparł Olli, szeroko się uśmiechając.
Następnie upił łyka trunku i właśnie wtedy poczuł nagły pocałunek ze strony Enjou i jego język. Zaskoczony tym nagłym okazaniem uczuć, po prostu go objął w pasie, dopiero po chwili rozumiejąc, o co tak naprawdę chodzi.
- Heeej! Ty podstępny lisie! - krzyknął wielce oburzony, odsuwając się od niego że zmarszczonymi brwiami. Wystawił w jego stronę rękę, aby w razie czego go powstrzymać i dopiero wtedy drugą opróżnił zawartość lampki.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {10/12/23, 09:46 pm}

Enjou Alberich


  Po raz pierwszy od dawna nie śniło mu się nic. Zero koszmarów, żadnych przykrych wspomnień. Wreszcie jego umysł był w stanie się odprężyć po ostatnich przeżyciach, które obciążyły go niemalże ponad limity. Cieszył się ciszą i spokojem, które zapewniało mu ciepło drugiego ukochanego ciała.
  Nie wybudził się jednak sam, a za sprawą niespokojnego ruchu na swoim ciele. A po uchyleniu powiek od razu mógł zauważyć twarz kapitana piratów, wykrzywioną w niespokojnym grymasie. Coś mu się śniło i zdecydowanie nie było to nic przyjemnego. Zatroskany ściągnął nisko brwi i pogładził dłonią plecy mężczyzny otulone czarnymi kosmykami.
- Olli? - Zapytał miękkim głosem, nie chcąc go zbyt gwałtownie zbudzić. Tak nagłe zrywanie nigdy nie było przyjemne, ale też nie mógł pozwolić, aby dłużej męczył się w koszmarze. Poruszył odrobinę mocniej jego ramię, a mężczyzna zerwał się gwałtownie otwierając szeroko oczy. Jego oddech był chaotyczny, ale już po sekundach zmusił się do uspokojenia go, zdając sobie sprawę, że był w bezpiecznych ramionach blondyna.
- Serce moje najdroższe... - Rzekł wstrzymując oddech na widok jego zielonych tęczówek, które przysłoniły łzy. Naturalnie próbował je ukryć, aby nie niepokoić byłego księcia Idreanii, jednak miało to odwrotny efekt. Elf jednak nie miał mu tego za złe i jedynie sam podniósł plecy z posłania, aby przylgnąć czołem do nagiego ramienia bruneta.
- Już w porządku, jestem przy tobie. - Zapewnił zamykając go w swoich ciepłych ramionach. - Opowiedz mi o nim kiedy będziesz czuł się na siłach. Tymczasem pamiętaj, że już nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny. - Dodał muskając wargami jego skórę ukochaną przez słońce.
  Niestety to by było na tyle z ich spokoju, który został zakłócony przez blondyna z przesyłką. Enjou przywitał przyjaciela sennym uśmiechem, który tylko się poszerzył, kiedy usłyszał o przybyciu swojej siostry. Nie widział jej od rozpoczęcia rytuału. Według Ollivera wciąż był rozpoznawalny, ale zaczaił się w nim niepokój o opinii siostry.
- Nie ma czego. Anisa ma oko do przepięknych stylizacji. - Zapewnił machając na odchodne do Brandona. - Zaraz do was dołączymy. - Dodał.
  Jego słowa potwierdziły się już po odwinięciu białego materiału, który ujawnił przepiękną kompozycję, na którą składały się rękawy bluzki. Lawenda wybijała się na czarnym tle, ale również znikała w odpowiednich punktach tworząc subtelne przejście, dzięki któremu kreacja nie była zbyt krzykliwa. Nawet nie musiał prosić bruneta o pomoc w ubieraniu, bo widział jak zaświeciły się jego szmaragdowe tęczówki, kiedy tylko podniósł się z łóżka i stanął przed nim. Z tamtej chwili oddał się całkowicie w jego ręce z lekkim uśmiechem na ustach obserwując starania ukochanego. Zajęło to dłużej niż gdyby sam się ubrał, ale nie mógł odebrać ukochanemu tej radości. Którą oczywiście zamierzał zwrócić.
- Komplemetny z twoich ust jak zawsze radują moje serce. - Wyznał ciesząc się dotykiem jego dłoni. Nawet nie musiał przeglądać się w lustrze. Wiedział, że w jego oczach wyglądał pięknie i tylko to się liczyło. - Zawsze miałem słabość do czerni, ale nie pasowała ona do księcia z kraju słońca. Jedynie biel i złoto. W czerni natomiast czułem się komfortowo, a teraz mam wrażenie jakby otulały mnie twoje kosmyki. Choć oczywiście żadnej z najdroższych materiałów nie może się równać z ich przepięknym kolorem i miękkością... A także z ich właścicielem. - Zachichotał pod koniec niewinnie pieszcząc ego kapitana i powoli zabrał się za ubieranie go. Elf nie żałował sobie przypadkowych dotyków maskowanych niewinnym uśmiechem, choć zapewne zdradzały go niesforne iskierki mieniące się w jego błękitnych oczach. Na koniec oczywiście zajął się włosami mężczyzny, które tym razem postanowił zostawić w ich naturalny, dzikim stanie, tak aby mogły być targane wiatrem wolności. Splótł jedynie drobny warkocz z dwóch kosmyków zabranych z boków twarzy bruneta, aby nie wpadały mu w oczy, czy usta.

...

  Elficką muzykę słychać było już w koronie wielkiego drzewa. Niosła się spokojnie na wietrze, chwilami przy akompani świergotu chóru ptaków. Na miejscu wydarzenia była znacznie głośniejsza, jednak wciąż zbyt spokojna jak na klimaty piratów, którzy nie za bardzo wiedzieli jak się poruszać do tak delikatnych rytmów. Była to zabawna powtórka z zamku.
  Wczuwając się w dobry nastrój, Blondyn naturalnie sięgnął po proponowany mu alkoholowy trunek, ale nim mogłby pochwycić kieliszek w dłonie, został mu skradziony przez bruneta.
- Olli... - Westchnął z lekkim rozczuleniem. Jak mógłby się na niego gniewać, kiedy zdawał sobie sprawę, że Pirat się o niego martwił? - Jestem w pełni zdrów. Wręcz nowo narodzony. - Parsknął na zaczepkę skierowaną do Brandona.
- Nah to chyba już ten nasz piracki urok. Nie ty jeden drogi Kapitanie wpadłeś w elfie oko. - Puścił zawadiacko oczko do Kapitana rozkoszującego się jednym z ulubionych trunków byłego księcia. To jak krwisty napój wpadał do jego malinowych ust, jedynie sprawiło, że Enjou nieświadomie przesunął koniuszkiem języka po swoich wargach, a następnie przygryzł ją lekko - kiedy w jego głowie zrodził się dość odważny jak na niego pomysł. Wykorzystując rozproszenie kapitana rozmową z członkiem jego załogi, zdecydował się bez ostrzeżenia wpić w jego usta smakując jednocześnie ulubionego trunku, jak i zaskoczonego języka bruneta. Niestety mężczyzna szybko połapał się w jego misternym planie i przerwał słodką pieszczotę.
- Wybacz mi miłości ma. Nie mogłem się powstrzymać przed pocałowaniem cię. Niestety twoje usta były zajęte trunkiem. - Roześmiał się nie potrafiąc dłużej utrzymać fasady niewiniątka. Złapał jego dłoń i ucałował czule. - Cóż mam uczynić aby ma słodka Miłości mi wybaczył? - Spytał znów przyciągając go do siebie, aby jeszcze ucałować go w czoło.
  Ale ich zalotne zaczepki musiały chwileczkę poczekać, kiedy niebieskie oczy ujrzały w tłumie rude loki podskakujące w ich stronę.
- Anisa! - Uradowany od razu schylił się nieco aby siostrze łatwiej było objąć go jednocześnie z Kapitanem piratów.
- Enjou, Olliver, tak dobrze was znowu widzieć z uśmiechami na twarzy. - Westchnęła zaraz mrugając szybko ze wzruszenia, po czym puściła ich i przytknęła złożone dłonie do twarzy. - Ah wiedziałam, że będą wam pasować! Olliver ma tak przepiękną skórę, którą musiałam podkreślić czystą bielą. Obawiałam się, że ilość kwiatów może być przytłaczająca, jednak tak świetnie ukazują jego delikatny urok. - Zachwyciła się z gwiazdkami w oczach.
- Masz rację, nie jest to coś co zauważa się do razu na jego przystojnej twarzy. Wygląda cudownie. - Z uśmiechem przyciągnął bruneta bliżej siebie, układając dłoń na jego smukłej talii, a nosem otarł się o jego policzek.
- Tak się cieszę, że już po wszystkim. - Dodała z widoczną ulgą na twarzy.
- A jak sobie radzisz? Idreania musiała pogrążyć się w chaosie po śmierci ojca i Andou...
- Tak. Będę szczera zamieszanie nie było małe. Ludzie wciąż są wystraszeni tym jak nagłe było ich odejście... jednak są też głosy nadziei... że tron przejmie ktoś, kto faktycznie przejmie się dobrem ludu Idreanii... - Zakłopotana zerknęła w bok na parę tańczących wolno elfów i jej uśmiech ponownie zelżał. - Jednak nikt nie był świadom udziału elfów co zapewni im należyty spokój. - Dodała.
- A więc mamy dobre zakończenie. - Wtrącił się Brandon, o którym trochę towarzystwo zapomniało. Teatralnie machnął granatową marynarką i ukłonił się nisko przed księżniczką. - Ale noc jeszcze młoda, a nam należy się nagroda. Śpiewajmy więc i pijmy do białego rana. Zasłużyliśmy sobie. A więc Księżniczko Aniso, czy dasz mi ten zaszczyt? - Z łobuzerskim uśmiechem wyciągnął oczekująco rękę do dziewczyny, zaraz jednak zerkając na jej brata. - Spokojnie dobry przyjacielu. Będę obchodzić się z twoim skarbem z należytym szacunkiem.
  Długo nie trzeba było prosić rudowłosej. Z uśmiechem skinęła głową do brata i jego partnera, po czym dała się poprowadzić w stronę części polany wyznaczonej na parkiet. I o ile ich pierwsze delikatne ruchy nie sprawiały jej najmniejszego problemu, tak przy nagłej zmianie muzyki obcasy butów zapadły się w ziemię. Ale nie ona jedyna była zaskoczona, bo Elfy również spojrzały zmieszane na orkiestrę, którą nawiedziła banda piratów z Fredem na czele.
- No dalej ludziska i długouche! To nie stypa, za mało wódki się przelewa na nią. Mamy świętować, a nie zasypiać. Rozruszajcie się trochę! - Zarządził skrzykując resztę piratów do wygłaszania jednej z najbardziej popularnych morskich szant. Elfim muzykom z początku trudno było dotrzymać rytmu, jednak szybko zrozumieli, że nie był on tak sztywny i wyszukany. Piracka muzyka była muzyką wolności. Nie mieli nut, nie mieli tekstu. Układali wszystko na bieżąco opowiadając o swoich wielkich przygodach i wychwalali swoje poczynania.
 Enjou roześmiał się przy Olliverze.
- Na wyspie piratów też miałem podobną minę? - Otarł łezkę rozbawienia, po czym wyciągnął drugą rękę do swojego bruneta. - Mogę cię prosić do tańca Kochanie? - Zapytał, choć jego odpowiedź doskonale znał. Nie było mowy aby Olliver odmówił mu tańca. A widząc ten jego cudowny uśmiech radości, po kręgosłupie elfa rozszedł się dreszcz podniecenia. Od razu pociągnął go w tłum, który teraz znacznie żwawiej kroczył po świeżej trawie.
  Kątem oka widział, jak Anisa prosi Brandona o chwilę przerwy ze względu na swoje niedostosowane obuwie. Oczywiście chciał ruszyć jej z pomocą, jednak wyprzedził go w tym Alexy. Chłopak bez ceregieli kazał księżniczce pozbyć się jej butów, a kiedy zdawała się go nie dosłyszeć to nawet sam zabrał się za robotę i odrzucił je na bok. Wyszczerzył się szeroko na widok jej zaskoczonej miny, po czym nie pytając o zdanie porwał rówieśniczkę do tańca. Brandon w tym czasie zdążył wrócić w miejsce gdzie zostawił rudowłosą z napojami, ale zamiast tego z niedowierzaniem obserwował, jak najmłodszy członek załogi czarnego ducha obraca ją właśnie wokół własnej osi na bosych stopach.
- Mój chłopiec! Ma to po tatusiu. - Zarzekł się piracki kucharz, szturchając zszokowanego wciąż blondyna.
- Mówisz, żeś wyrwał księżniczkę? Czemuśmy niby o tym nie słyszeli? - Wciął się Jack z talerzem pełnym jedzenia.
- A widzisz wy młodzi zapominata, że najszybsza droga do serca prowadzi przez żołądek. - Zarzekł się ojciec młodego chłopaka i wypinając dumnie pierś do przodu. Choć nie wyglądało na to aby przekonał swoich rozmówców.
  Enjou za to z rozbawieniem wyrównał wraz z brunetem między wszystkimi elfami i piratami. Bez wątpienia byli jedyni z najlepszych tancerzy w Szmaragdowym gaju, a wyróżniało ich wyjątkowe zgranie. Oboje doskonale wiedzieli co drugi zrobi i jak odpowiedzieć na jego ruch. Odsunięcie, przyciągnięcie, zamknięcie w ciasnych ramionach tak aby nie zostawić między ich ciałami nawet milimetra odstępu.
- Kocham cię. - Szepnął prosto, ale szczerze do jego ucha i z szerokim uśmiechem wciągnął go w nowy żywszy rytm.

  Wolni w swoich ramionach tańczyli do utraty tchu. Dopiero kiedy Enjou zaczął potykać się o własne nogi, zarządzili mały odpoczynek. Blondyn pociągnął swojego partnera do stolików, gdzie padł na drewnianą ławkę i od razu przyciągnął pirata na swoje kolana, wspierając spocone czoło o jego rozgrzane ramię.
- Olli sięgniesz mi coś do picia? Alkohol, sok czy woda - nie ma znaczenia. Przyjmę wszystko. - Wydyszał odchylając głowę w tył starając się uspokoić rozszalały oddech. Ale mimo zmęczenia na jego ustach utrzymywał się szeroki uśmiech, od którego niemalże bolały go policzki.
- Dziękuję ci. - Westchnął od razu wychylając cały kufel wody, która przy tak gwałtownych łykach uciekła mu trochę z ust i potoczyła się po jego odsłoniętej skórze. Już nie pamiętał, czy sam rozpiął koszulę, czy może był to Olliver, a może przez to całe szaleństwo. Ale i tak rozpiął kolejne guziki zostawiając jedynie dwa ostatnie. - Nie spodziewałem się, że uda im się tak rozruszać elfy. Nawet Anisa hehe, jeszcze nigdy nie widziałem jej tak żywej na parkiecie. - Dodał odgarniając włosy w tył, zerkając czule na bruneta. - Olli... to nie było możliwe gdybyś nie pojawił się w naszych życiach. - Z tymi słowami przyciągnął go do słodkiego pocałunku. - Dlatego mam do ciebie drobną prośbę. A także jestem w końcu winien ci odpowiedź. Wróć ze mną do Idreanii. Chcę abyś był przy moim boku, jako miłość mego życia, kiedy ogłoszę nowego władcę królestwa. - Zaproponował biorąc w dłoń jedno z jego czarnych pasm, aby zapleść je delikatnie na swoich palcach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {15/12/23, 09:02 am}

pirates-of-the-caribbean-font

Blondyn z dnia na dzień przybierał to co śmielsze zachowania pirackie i zazwyczaj Olliver wtedy pękał z dumy i cieszył się, widząc go takiego pełnego wolności, jednak akurat ta zagrywka z jego strony, mu się nie podobała. Przecież właśnie ominął zakaz Kapitana, wykorzystując swoją największą broń, jaką było ich silne uczucie między nimi!
- Jasne, jasne, bo to był twój jedyny powód tego buziaka - mruknął, marszcząc brwi, nie dając mu za wygraną. Dopiero wyraz jego twarzy zmiękł po pocałunkach w czoło i kolejnych drobnych pieszczotach.
- Umyjesz pokład Czarnego Ducha. - Wyszczerzył się, wymyślając zadość uczynienie. - A potem możesz mi wymasować plecy. - Puścił mu oczko. - Nawet ty, mój skarbie, nie wywiniesz się od kary.
Wtedy też usłyszał znajome imię i prawdziwą radość w tymże słowie, co sprawiło, że i jego serce się radowało. Uwielbiał widzieć ich piękną relację. Była ona naznaczona więzami krwi, ale także i prawdziwą przyjaźnią.
Oczywiście od razu dołączył do wymiany uścisku, a następnie uśmiechnął się szeroko na napływające komplementy. Wcale nie był nimi zawstydzony, a wręcz przeciwnie - łykał je jak pelikan, jeszcze bardziej pozując, by pokazać piękno stroju.
Zadrżał pod wpływem dotyku Enjou na tali, a w konsekwencji objął go w ten sam sposób, tuląc się mocniej.
- Nie zapominaj, że w dużej mierze, to i twoja zasługa, Anisa. Oczywiście wróciłbym po Enjou... Ale byłem tak załamany, że byłem niezdolny, by trzeźwo myśleć.
Z rozbawieniem obserwował, jak nagle rolę orkiestry przejmuje jego załoga na czele z Fredem. Wtedy wybrzmiała doskonale znana melodia o skocznym rytmie. Była to bardzo znana piosenka wśród piratów i Olliver był w stanie zaryzykować, że każdy szanowany pirat znał tę pieśń, bo była ona przekazywana z pokolenia na pokolenie. Sam długowłosy zaczął ją podśpiewywać, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Troszeczkę podobną. - Uśmiechnął się czule. - Pamiętam, jak deptałeś mi po stopach. - Zaśmiał się. - Ale na końcu, jak już nabrałeś pewności siebie, zrobiłeś ze mną ukłon i wtedy miałem taką cholerną ochotę cię pocałować. Tylko jeszcze nie wiedziałem, że nie ma nic złego w miłości do drugiego mężczyzny - wyznał. Ta cudowna chwila z ich początków na zawsze zapadła mu w pamięci. Dopiero co poznawali siebie, walcząc ze stereotypem złego pirata. Powoli odkrywał przed nim swój piracki świat, częstując rumem, wybierając na siebie trochę zbyt odważne stroje, a wieczorem cóż...- Z wielką przyjemnością - dodał, ochoczo dając się ponieść ukochanemu wgłąb polany.
Muzyka sama rwała ich do tańca, przeplatając się ze śmiechami, chichotami czy buziakami, które podkradał Olli.
Byli tacy szczęśliwi, a szczególnie Olliver, który nareszcie odzyskał swojego najcenniejsze skarba. Nic nie mogło się równać z tym uczuciem. Królestwo Idreani miało zostać w dobrych rękach, a oni wydawali się mieć przed sobą świetlaną przyszłość, spędzaną u swojego boku. Patrząc się w te błękitne oczy, kapitan wiedział, że wszystkie niepewności losu, przed którymi staną, zwalczą oboje, razem.
- Ja ciebie też. - Uśmiechnął się ciepło. - Najbardziej na świecie.
Tych dwóch słów w tym całym szaleństwie brakowało mu chyba najbardziej.
Sam jako jeden z nielicznych był w stanie uwierzyć w historię kucharza. W końcu jednak było możliwe poderwanie księcia lub księżniczki przez piracki urok! Tak samo właśnie robił to Alexy, pokazując rudowłosej, jak naprawdę powinna wyglądać impreza, co szybko przerodziło się i w jej uśmiech, a także śmiechy. Zwłaszcza, gdy miała okazać tańczyć po trawie na boso. Taka okazja nigdy by się nie wydarzyła w pałacowych murach.
Również i zakochana para nie próżnowała, cały czas będąc pochłonięta w tańcu, będąc na samym środku parkietu, zaliczając kolejne piosenki. Tu trochę poskakali, tu zaliczyli kilka obrotów, a przy innym kawałku byli blisko siebie, patrząc sobie głęboko w oczy.
Dlatego nie dziwił się, gdy ukochany zachciał zaciągnąć chwilę przerwy. I Olliver zaczynał być zmęczony narzuconym tempem, dlatego też chętnie przystał na jego propozycję, zwłaszcza, kiedy mógł usiąść na kolanach swojego elfa.
- Jasne - odparł, nalewając do szklanego kufla schłodzonej wody, w której pływały listki mięty i pokrojona w plastry cytryna. Do swojego kufla nalał sok winogronowy, ale już do kieliszka nalewał sobie czerwonej nalewki. Nie mógł przecież siedzieć o suchym pysku!
I uśmiechnął się zawadiacka, widząc jego umięśnioną klatkę piersiową i te krople wody, spływającą mu po szyi. Do tego na bladej twarzy było świetnie widać rumieńce spowodowany zmęczeniem. Olliver żałował, że nie znajdowali się tylko sami, bo Enjou wyglądał tak cholernie seksownie. I jego myśli już krążyły wokół tego tematu, palcami niepostrzeżenie rysując mokre ślady wokół obojczyków Enjou, gdy ten nie odezwał się ponownie.
- Tak właśnie powinny wyglądać imprezy, a nie zatańczenie sztywnego tańca i nijaka muzyka - skomentował, odwzajemniając całusa. - Jesteśmy piratami, mamy swój urok. - Zachichotał. - Oczywiście. Wiesz, że wszędzie za tobą pójdę - dodał, rozczulony jego zaproszeniem. Choć to wydarzenie naturalnie będzie również wiązało się ze stresem, bo zostanie wystawiony przed oczyma tyloma gapiów, gdzie niektórzy na pewno będą go kojarzyć z listów gończych. Dodatkowo będzie to chwila, w której to Enjou ostatecznie zadecyduje o ich przyszłości. Olliver kazał mu na spokojnie wszystko przemyśleć, nie decydować pod wpływem chwili, dlatego pozostawała nutka niepewności. Może w razie czego zostanie fryzjerem?
**
Pomiędzy kolejnymi tańcami, rozmowami, żartami, bardzo chętnie sięgał po różnorakie trunki. Tutaj upił lampkę wina, tam przechylil kielich słodkawego rumu albo wypił kieliszek wódki. Nagromadzone procenty wprawiały w przyjemny stan otępienia, a przy tym włączały tryb przylepy, sprawiając, że Olliver co rusz opierał się o blondyna, ciągle go przytulał, a nawet w rozmowach z innymi ludźmi, próbował uwieszać się na jego szyi. Także jego ton głosu zwolnił, jak i wyraźność wypowiadanych głosek.
Finalnie ta dwójka musiała zwolnić tryb imprezowy i usiąść na uboczu, na lekko wilgotnej trawie, ponieważ tym razem Olli potrzebował chwili przerwy, a konkretnie jego żołądek, których zaczynał wariować.
Alkohol był jedną z ważniejszych rzeczy w życiu pirata, a Olli już dawno nie miał okazji zamoczyć ust w tych trunkach. Był to też sposób aby odreagować minione wydarzenia i teraz sposób, żeby Enjou nic nie pił, bo ten pierwszy pił za dwóch.
Ale teraz musiał spotkać się z konsekwencjami - z bolącym brzuchem wzywającym do opróżnienia jego zawartości, a do tego kręciło mu się w głowie. Tak bardzo, że nie umiał ustać o własnych siłach i się nie przewrócić.
Zatkał szybko usta, ledwo hamując odruch wymiotny, a wtedy ku jego zdziwieniu jego usta zostały złączone z wargami Enjou. Nie rozumiał kompletnie jego zachowania, zwłaszcza, że przed chwilą prawie by zwymiotował, ale był jeszcze bardziej zdziwiony, gdy jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, mdłości zniknęły.
- Jeeestem w związku też z czaaarodziejem? - wymruczał, przedłużając samogłoski. - Czyyy to kolejneee wasze elfickie sztuczki, coo? - Ogarnął mu włosy za ucho i niepostrzeżenie wolną ręką spod ziemi wykreował zielone liny, które szybko oplątały ręce ukochanego, wijąc się wokół nich, zamykając je w swoich objęciach i jednocześnie zabraniając ruchów.
Tymczasem kapitan usiadł na jego biodrach, już się nad nim nachylając, a drugą ręką dobierając się do upragnionych uszów, tykając ich spiczasty koniuszek. One teraz były jego głównym celem, jak i pragnieniem. Niestety wtedy usłyszał głos za sobą.
- A wy co?! Takie orgie przy dzieciach? No wiecie co! - krzyknął na nich Brandon, załamując ręce.
- Cooo? Nieeee. Ta seksowna dupcia - brunet klepnął się po zadzie. - Jest zarezerwowana tylko dla tego blondynka.
- Fuj! Nie mówię o dołączeniu do ciebie! Przygruchotałbym sobie jakąś elfice, a nie! No już, wstawaj! - Wziął mężczyznę pod ramię i silnym ruchem odciągając od ubezwłasnowolnionego Enjou. Brunetowi ponownie zakręciło się w głowie, zanim nie został posadzony na ziemi, a zaraz złapany, bo jego ciało niebezpiecznie przechyliło się na bok. Następnie Brandon zajął się przecinaniem pnączy nożem, wyjętym zza paska.
- Tylko uważaj na jego piękną skórę! - mruknął Olliver, ledwo wstając o własnych siłach, żeby przypilnować przyjaciela, a ten oczywiście musiał go znowu złapać.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {26/12/23, 01:16 am}

Enjou Alberich

  Bez wątpienia był to jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Wolność jaką odczuwał ze względu na brak zmartwień była niesamowita. Miał przy sobie Anisę, Ollivera, załogę Czarnego ducha, Lynna, Mary, a nawet i świeżo odkrytą cząstkę rodziny ze strony swojej matki w postaci jej ojca. Już nie musiał martwić się o Najwyższego kapłana, czy też Króla Idreanii, manipulowanego przez jego starszego brata. Oczywiście cena ich żyć była wysoka. I pewnie gdyby był silniejszy starałby się do tego nie dopuścić, ale jeśli dzięki temu jego bliscy mogli spać spokojnie, to postanowił zaakceptować ich ofiarę. Nawet jeśli zostanie za to przeklęty, tego wieczoru śmiał się głośno i tańczył do oporu trzymając mocno rękę swojego ukochanego Kapitana.
  Kapitana, który mimo, że zabraniał mu pić, sam wlewał w siebie litry przeróżnych trunków. Choć próbował go powstrzymać przed niebezpiecznym mieszaniem, to brunet za każdym razem miał świetną wymówkę i nie pomagały w tym jego szczenięce oczka, kiedy Enjou próbował zabrać mu kieliszek, lub zasugerował, że może już wystarczy. Ostatecznie skutkiem tego był ból i mdłości. Były one nauczką od własnego ciała bruneta, ale zwyczajnie nie potrafił siedzieć i nic nie robić, kiedy jego ukochany tak źle się czuł. Innym razem spróbuje go poczuć. A tym razem spróbował skorzystać z właściwości własnego ciała o których czasem opowiadał mu Lynn.
  Widząc, jak brunetem znów zawładnęły nudności, bez wahania wpił się w jego usta od razu oplatając swoim językiem jego gorący odpowiednik. Oczywiście przyjemność nie była jedynym powodem tego zabiegu, a wymiana płynów. Szczególnie polegająca na połknięciu przez kapitana choć odrobinę jego śliny. I niemal od razu mógł zobaczyć zadowalające efekty, choć Olliverowi nie udało się wytrzeźwieć.
- Prawdopodobnie to znowu te Elfickie sztuczki. - Blondyn zaśmiał się rozbawiony jego uroczą reakcję. - Ale niech cię nie pokusi sprawdzać tą teorię na innych elfach. Masz już jednego i musi ci on wystarczyć na zawsze. - Dodał wyciągając rękę, aby pogładzić go po jednym z jego rumianych policzków. Tyle tylko, że coś go przed tym powstrzymało. Nawet nie zauważył kiedy Olliver przywołał pnącza  tym bardziej kiedy udało im się opleść jego ciało. Ale kiedy już zrozumiał co się dzieje, było za późno na samodzielne uwolnienie się. Tym bardziej, że jego własny mózg poważnie się zawiesił pod wpływem deszczu przebiegającego wzdłuż jego kręgosłupa. Cóż... nigdy nie ukrywał, że podobała mu się władcza natura Kapitana piratów. I to jak traktował go z wyższością pomimo różnicy w ich tytułach. Ale podobne uczucie towarzyszyło mu przy wspólnych treningach, kiedy to brunet posłał go na pokładowe deski, nachylając się nad nim z tym szerokim uśmiechem, dysząc z wysiłku. To chyba wtedy nieświadomie coś w nim obudził. Coś, co niestety powinno zostać za drzwiami ich wspólnej sypialni, a nie teraz na widoku wszystkich ich najbliższych.  
- Olli poczekaj! Nie tu!- - Urwał w połowie przygryzając dolną wargę, aby nie wydać z siebie jęku przyjemności, którą sprawiały mu dłonie ukochanego na jego uszach. Nie wiedział tylko, czy to przez to, że od ostatniej wspólnej nocy minęło sporo czasu, czy może wina leżała po nowym ciele, ale jego odczucia były silniejsze niż do tej pory. Walczył z ciekawością, rządzą i zdrowym rozsądkiem, który na całe szczęście wygrał przy pomocy ich przyjaciela.
- Brandon! - Krzyknął uradowany i czerwony do granic możliwości Enjou. Sam na pewno nie byłby w stanie się uwolnić od ukochanego, nawet gdyby nie był związany. Zwyczajnie nie byłby w stanie się mu oprzeć. Brandon za to widać było, że miał już doświadczenie w zajmowaniu się nietrzeźwym kapitanem.
- Nie bój żaby Kapitanie, nie widzi mi się spacerek po desce. - Odparł śmiejąc się pod nosem w końcu uwalniając ręce Elfa.
- Bardzo ci dziękuję przyjacielu. - Westchnął Enjou z wyraźną ulgą, zrzucając z siebie luźne pnącza. - Wiedziałem, że ma nad nimi dobrą kontrolę, ale ich siła mnie kompletnie zaskoczyła.
- Co nie? Skubany ma do tego smykałkę. Ale cieszmy się, żeś mu nie dał zdolności związanej z ogniem, bo pewnie co tydzień musielibyśmy kupować sobie nowy statek przy jego niesamowitym temperamencie. Ała! - Warknął nagle podległy Kapitana, który kopnął go urażony w tyłek. - No co? Samą prawdę mówię! - Dodał unikając kolejnego pijanego kopniaka, którego też powstrzymał Enjou, łapiąc nogę bruneta.
- Spokojnie Olli, nie miał niczego złego na myśli. Twój nieustraszony zapał jest wspaniałą inspiracją dla całej załogi. - Odparł szczerze stawiając mężczyznę na nogi, pozwalając mu przylgnąć do siebie. Z uśmiechem nachylił się do jego ucha. - Tylko proszę zostaw takie pomysły na zabawę, na chwilę kiedy będziemy sam na sam. - Wyszeptał niewinnie z rozbawieniem obserwując iskierki rodzące się w jego szmaragdowych tęczówkach.
- Nawet mnie nie wołaj, jak cię znowu zwiąże. Następnym razem to już tylko twój problem, jak będziesz go tak rozpuszczał. - Brandon pokręcił głową, unosząc ręce, ale po chwili dało się u niego zauważyć odrobinę rozczulony uśmiech. - Ale nie zapominaj też dobrze o niego dbać. Jesteś jednym z nas, ale to nie oznacza, że pozwolimy ci go znowu zranić.
- Osobiście dopilnuję, że już więcej się to nie stanie.
- I tak trzymać druhu. A teraz zabieraj go już do domku. Ledwo biedaczyna stoi.
- Jeszcze raz ci dziękuję Brandon. - Dodał żegnając się z przyjacielem, po czym zerknął na przyklejonego do siebie bruneta i odgarnął mu włosy z czoła. Widocznie walczył ze zmęczeniem, uporczywie chcąc towarzyszyć swojemu ukochanemu gdziekolwiek ten miał zamiar się udać. - Wracajmy do domku. - Zaproponował, co od razu spotkało się z odmową ze strony kapitana i chęcią dalszej zabawy.
- Mam iść spać sam? Bez ciebie nie będę w stanie zasnąć Miłości ma. - Spytał z drobnym smutkiem w głosie, co od razu złowiło serce jego ukochanego. Oboje mieli na siebie tak samo silny wpływ, co tylko pokazywało jak bliscy dla siebie byli.
  Trochę żałował, że musieli wcześniej pożegnać się ze znajomymi, ale przecież było jeszcze jutro i każdy kolejny nowy dzień. Wziął Ollivera w ramiona, wspierając jego długie nogi jak i plecy - co musiał przyznać z większym ciałem było znacznie łatwiejsze niż wcześniej. Za to jak brunet nie był go wstanie podnieść wcześniej, tak teraz miał wątpliwości, czy ponownie Jack dałby mu radę. Zmieniło się wiele, ale miał nadzieję, że w środku pozostał dokładnie taki sam jaki był. Nie chciał utracić tego co przeżył. Z tą myślą wniósł śpiącego smacznie w jego ramionach kapitana do ich wspólnej chatki i delikatnie odłożył go na materac. Starał się go nie obudzić, ale pirat był zbyt czuły.
- Śpij kochanie. Nigdzie nie mam zamiaru iść. - Uspokoił go muskając wargami jego czoło i przymrużył oczy, gładząc włosy mężczyzny. Mimo że starał się zgrywać nieustraszonego kapitana, to jednak ostatnie wydarzenia mocno się nad nim odbiły. Olliver był silny, tak wiele zniósł, ale nie mógł zapomnieć o tym jak delikatne było jego serce, które związał ze swoim. Tej nocy oplótł go ciasno swoimi ramionami, jak i udami, zapewniając mu pełen komfort jaki tylko sobie życzył.

...

  Kolejnego dnia Elf obudził się jako pierwszy i to znacznie wcześniej niż do tej pory zwykło mu się sypiać. Czy była to kolejna zmiana jaka zaszła w jego ciele? Za oknem widział jedynie pierwsze, słabe promienie zwiastujące wschód słońca, a kapitan w jego ramionach spał tak twardo jak kamień. Nie miał serca go budzić, ale to nie był problem. Widok jego spokojnie śniącej twarzy był wystarczającym wynagrodzeniem czasu, jaki miał spędzić bez spoglądania w te jego cudownie szmaragdowe tęczówki.
  Tak więc leżał oddychając spokojnie i od czasu do czasu głaszcząc plecy swojego ukochanego bruneta, kiedy z zewnątrz dobiegały do niego odgłosy przebudzonych elfów. Tym razem nie był już czymś pomiędzy. Ani elfem, ani człowiekiem. Teraz został pewno prawnym Elfem, ale przede wszystkim był piratem. Uczucie wiedzenia kim był, dawało mu niesamowity komfort.
  Po mniej więcej trzech kolejnych godzinach zauważył oznaki zbliżającego się przebudzenia Ollivera. Coraz częściej zmieniał pozycję i coraz bardziej wtulał się w jego nagi tors szukając ciepła. Roześmiał się cicho i przywitał swojego ukochanego z szerokim uśmiechem.
- Witaj moje Serce. - Wypowiedział muskając jego wargi, a następnie wykonał podobny zabieg jak poprzedniego wieczora, tylko zamiast uspokoić jego żołądek, chciał ukoić ból jaki zapewne za chwilę miał zrodzić się w głowie kapitana. - Jak się czujesz? Pomogło troszkę? - Słysząc przeczącą odpowiedź, zaśmiał się ponownie i wpił w ukochane usta. Takie poranki sprawiały, że czuł się jak w niebie.

...

  W Szmaragdowym gaju mieli spędzić jeszcze jeden dzień, ale piraci postanowili wcześniej zabrać się za zapakowanie Czarnego ducha, tak aby nie robić tego później na biegu. Enjou naturalnie chętnie pomagał przy załadunku, do chwili w której nie zaczepił go Król Elfów, kładący rękę na jego ramieniu.
- Synu mej krwi, czy mogę zająć trochę twojego czasu?
- Oczywiście. - Odparł dając wcześniej znać Olliverowi, że niedługo wróci, po czym udał się z ojcem swojej matki na spacer wzdłuż brzegu.
- Wybacz, nie chciałem psuć waszych dobrych nastrojów na wczorajszej zabawie. - Wyznał splatając dłonie za plecami. - Powiedz, naprawdę zamierzasz odrzucić tron Idreanii?
- Nic nie umknie twoim oczom. - Uśmiechnął się młody blondyn, zerkając na piracki statek. - Żaden ze mnie książę, a tym bardziej król. Już lepszym władcą byłby Olliver. Nie wiem jak zarządzać ludźmi, tym bardziej jak zasłużyć sobie na ich zaufanie. Bliskie więzi wciąż są dla mnie nowe, ale uczę się o nim coraz więcej. To Anisa jest bardziej związana z ludem naszego królestwa. I zostawiam na jej ramionach ogromny obowiązek, ale mam zamiar zapewnić jej pomoc jakiej tylko by nie wymagała. Piratów i mam nadzieję również Elfów.
- Ależ oczywiście. Teraz gdy zagrożenie dla naszych ziem znikło, jesteśmy w pełni przygotowani na zawarcie paktu przyjaźni między naszymi krainami.
- Ale to nie jedyne o co chciałeś mnie zapytać, prawda? - Enjou przystanął aby zwrócić się ku królowi, który na chwilę uniknął jego wzroku.
- Muszę mieć pewność... mimo odkrycia sposobu na okiełznanie mocy natury, zdajecie sobie sprawę, że nigdy nie będą one w pełni należeć do was? O ciebie się jednak nie obawiam, płynie w tobie moja krew, ale Mary, czy nawet Olliver... są jedynie ludźmi. Silnymi, ale zarazem niezwykle delikatnymi istotami. Obawiam się tego jaki wpływ może mieć na nich długotrwałe korzystanie z ich mocy. - Zakończył również pozwalając odpłynąć swojemu wzrokowi na bezkresne morze.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Do tej pory obawiałem się o to jaki wpływ może mieć moja krew, jednak po potwierdzeniu jej uzdrawiających cech, mój przyjaciel przerzucił się na analizowanie naszych zdolności... Jego badania dopiero się rozpoczęły, ale zamierzam poszukać sposobu na usunięcie ich. - Westchnął przymykając oczy, pozwalając na wzbudzenie delikatnego, acz ciepłego wiatru, który roztargał ich włosy. - Choć muszę przyznać, że będę za tym niesamowicie tęsknić. - Dodał obserwując z dala jak kruczoczarne kosmyki kapitana są targane na wietrze.
  Starszy Elf uśmiechnął się z ulgą.
- Cieszę się, że nie ignorujesz potencjalnego zagrożenia mój chłopcze. Nie chciałem cię niepotrzebnie zamartwiać, jednak nie jest to temat, który możemy całkowicie zignorować. Moc bogów nie zawsze jest łaskawa... szczególnie ta odebrana potworną siłą. - Po tych słowach Król zrobił coś, czego Enjou zupełnie się nie spodziewał. Jedynie zamrugał zaskoczony, kiedy otuliły go ciepłe ramiona mężczyzny. - Niech duchy mają was w opiece. - Dodał, co niemal nie wywołało mu świeżo upieczonego elfa łez. Do tej pory jedynym członkiem jego rodziny była Anisa, a teraz zyskał kolejnego.
- Dziękuję ci... dziadku. - Zaśmiał się po rozłączeniu, tym samym przeganiając wszelkie chmury zrodzone na niebie. - I was również. nie wahajcie się prosić o pomoc Idreanii. Anisa nie zostawi was w potrzebie.
- Oh w to nie wątpię. Ta dziewczyna będzie równie niesamowitą królową, co twoja matka i nie mogę się doczekać aby to zobaczyć na własne oczy.
  Po tej krótkiej rozmowie wrócili bliżej statku, na którym właśnie rozgrywała się gorąca dyskusja między Olliverem, a Mary Celeste. Enjou uniósł zaskoczony jedną brew, ale zdecydował się wtrącić między mężczyznę, a naburmuszoną kobietę.
- Coś się stało? - Spytał zwracając na siebie uwagę.
- En, jak dobrze że jesteś. Ja już nie mam do niego siły. Co za problem w podrzuceniu mnie w jedno miejsce? - Pożaliła się wskazując palcem oskarżająco na bruneta.
- Nie widzę żadnego...? Mamy sporo miejsca w kojach?
- Ale księżniczka z odległego królestwa ma spać między piratami? - Wtrącił się Brandon z zamyśloną miną.
- Eh? Dlaczego? Ktoś jej coś zrobi?
- Ktoś, albo raczej konkretny ktoś z kapitańskim kapeluszem na łbie. - Machnęła blondynka ręką, opierając się o barierki i splatając ramiona na piersi. - A może ty jesteś zazdrosny Kapitanie? Bo jak tak, to nawet nie masz o co.
  Enjou zaciekawiony zerknął na nieufnego Ollivera, który łypał wzrokiem na Mary.
- Olli nie masz o co się nawet martwić. Może i byliśmy zaręczeni, ale to robota naszych rodziców. Mary jest dla mnie bardziej jak kuzynka, co najbliżej siostra. Wychowywaliśmy się razem i nigdy nie widziałem jej inaczej. - Wyznał obejmując bruneta ramieniem, mimo wszystko nie potrafiąc ukryć swojego uśmiechu, wywołanego tym, jak władczy był o niego Olliver.
- Teoretycznie wciąż jesteśmy. - Wtrąciła rozbawiona, po czym porozumiewawczo kiwnęła głową do elfa.
- A więc rozwiążmy to szybko. Mary Celeste, oficjalnie zrywam nasze zaręczyny. Moje serce, jak i ręka należą jedynie do nieustraszonego Kapitana piratów Ollivera Bonneta i to jego nazwisko zamierzam w przyszłości nosić... o ile mi na to pozwoli. -  Pod koniec speszył się odrobinę, co naturalnie zdradziły jego głębokie rumieńce, które podrapał na policzku.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {31/12/23, 05:56 pm}

- Nie zamierzam. Tylko jednego mam w sercu- skomentował.
A jego dobry, upojny humor został ostudzony przez komentarz jednego z przyjaciół. Od razu miną mu zrzędła. Wcale nie miał takiego temperamentu, aby podpalać swój statek! Dlatego brunet zasadził kopa w tyłek autorowi tekstu i już miał zabierać się za drugi, gdyby nie został zatrzymany przez ukochanego. Może i dobrze, bo kolejny ruch nogą sprawił Kapitana w kolejną utratę równowagi. Dobrze, że obok miał blondyna, o którego chętnie się oparł. A ten zawsze wiedział, co powiedzieć.
- No ja myślę... - wyburczał posępnie, ale zaraz ten wyraz twarzy został zastąpiony przez szeroki usmiech i mieniące się tęczówki. Otrzymując oficjalną zgodę, nie omieszka się spróbować. I jak zaczarowany w obrazek patrzył już tylko na Enjou, co nie było takie łatwe, gdyż wymęczony organizm przez tańce, a także hektolitry alkoholu, ciągle walczył, aby nie zamknąć oczu. Ale nieważne, jak bardzo był wykończony i zdolny do zaśnięcia na stojąco, to nie zamierzał zostawiać długouszastego samego sobie. Nie drugi raz, gdy znowu nie będzie mógł zapobiec tragedii. Tyle ze sobą przeszli.
- Cooo? Nieee. Jeszcze się nie skończyło - wymruczałem niezadowolony, wyginając usta w podkówkę. Wierzył, że pomimo zmęczenia, da radę zatańczyć jeszcze kilka tańców... Albo chociaż raz. Do tego byliby pierwszą parą, która by opuszczała imprezę. A było jeszcze tyle jedzenia do zjedzenia, tyle alkoholu do przepicia! No i oczywiście uwielbiał spędzać czas w gronie przyjaciół, a tego najbardziej potrzebował Enjou, po tym wszystkim, zwłaszcza kontaktu z siostrą.
- Nie, oczywiście, że nie- odpowiedział od razu mu ulegając.
Czule się do niego uśmiechnął, zaraz znajdując się w jego ramionach. Posłał mu jeszcze niezdarny całus, bo został przerwany przez ziewnięcie. W jego ramionach tak, jak zawsze czuł się bezpieczny, a przede wszystkim bardzo kochany. Z tą myślą, oparł głowę o jego pierś i szybko zasnął. Niestety obudził się po kilku minutach, ale słysząc spokojny głos pirata, a przede wszystkim, czując otulenie przez jego ciało, równie szybko zasnął.
- Kocham cię... - dodał jeszcze
**
Pobudka po wypiciu takiej dawki alkohol, nie mogła być przyjemna, nawet budząc się w objęciach ukochanego elfa. Od razu, gdy tylko jego oczy otworzyły się, powitał go również silny ból głowy, a wręcz pulsowanie, które miażdżyło mu czaszkę. Miał wrażenie, że zaraz miała mu wybuchnąć, ale z pomocą przyszedł mu ukochany blondyn i jego umiejętności. Dłoń Kapitana od razu zawędrowała do policzka Enjou, głaszcząc go po nim, gdy brunet przedłużył pocałunek, chcąc jak najdłużej pieścić jego język.
Na słowa blondyna zaprzeczył mruknięciem, co oczywiście było słodkim kłamstwem. Po prostu pragnął jeszcze więcej czułości, a te szybko dostał, co skomentował pomrukiem zadowolenia, jak i błądzeniem dłonią po nagich plecach swojego skarba.
**
Na statek żwawo były wpakowywane kolejne pakunki - beczki ukochanego rumu, a nawet elfickiego wina, które zostało im podarowane, pewnie głównie z myślą o Enjou. Były także uzupełniane zapasy jedzenia, które skrupulatnie odhaczał na kartce Steve, już w głowie planując pierwsze posiłki. Dawno nie miał okazji ugotować dania dla całej załogi, dlatego tym bardziej nie mógł się doczekać. Zwłaszcza, gdy na statku gościła Anisa, której chciał zaimponować, jak i pokazać, że jego kuchnia była lepsza od nadworskich kucharzy.
Zaimponować jej również chciał jego syn, spoglądając na dziewczynę, gdy tą nie patrzyła, maślanym wzrokiem. Oprowadzał ją po wszystkich częściach statku, tak jakby cały należał właśnie do niego, opowiadając jej zabawne historie, związane z pomieszczeniami.
A Olliver, jako kapitan statku, wszystko nadzorował, również pomagając wnosić toboły gościa. Ale widząc torbę, której nigdy nie widział, posłał złowieszcze spojrzenie na Mary, która właśnie wchodziła na statek.
- A ty co tu niby robita?! Nie będziesz pasożytować na moim statku! - krzyknął od razu, gestykulując ostro rękoma.
- Daj spokój, Olliverze. Nawet mnie nie zauważysz. Chce się tylko przedostać do mojego królestwa i...
- No i gówno mnie to obchodzi! Załatw sobie inny transport!! - warknął. I znowu chciał na nią krzyknąć, że ma do niego nie mówić po imieniu. Ale wtedy obok nich pojawił się Enjou, niczym rycerz w lśniącej zbroi, gotowy uspokoić mężczyznę.
- C-co? J-ja? - zająknął się. To uczucie, pieczenie w brzuchu i złość, a także chęć bycia, jak najbliżej blondyna, niewątpliwie nazywała się zazdrością. Przed oczami łatwo mógł sobie wyobrazić, to jak na zamku, wtedy na balu, obejmował ją ramieniem. A kto wie, co robili pod jego nieobecność? Myśl, że mógł ją widzieć nago albo się z nią całować, przyprawiało go o dreszcze. I gdyby nie zjawił się przed ślubem, niewątpliwie by do tego doszło.
Oczywiście nie zamierzał przyznawać się do tego uczucia przed osobami trzecimi. Niemniej jednak delikatne rumieńce goszczące na jego twarzy, od razu go zdradzały.
- Czy to zaręczyny? - zagaił, od razu mając poprawiony humor. Właśnie oficjalnych zerwanych zaręczyn oczekiwał. - Gdyby tak było, to bez wahania odpowiedziałbym tak. - Uśmiechnął się zawadiacko, przyciągając ukochanego bliżej do siebie za biodra, drugą ręką chwytając kosmyk blond włosów i całując je. - I wtedy byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Z powrotu do Idreanii jednak się nie cieszył. Mimo że ta miała zostać w rękach innej władzy, to wciąż był ten sam kraj. Kraj, który siłą wydarł jego ukochanego, o którego musiał zawalczyć. Dlatego miał nadzieję, że w Idreanii nie zabawią dłużej niż powinni.













Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {14/01/24, 03:02 am}

Enjou Alberich


  Oczywiście jak często bywało w obecności Ollivera jego tryb zmieniał się z przemyślanego działania, na działanie, a dopiero potem analizowanie sensu wypowiedzianych słów. I owszem. Zerwanie zaręczyn, jak i jego słowa były godne zaręczyn, o których tak naprawdę nigdy nie myślał. Zawsze były one czymś co kojarzyło mu się z obowiązkiem wobec kraju. Jako urodzony w królewskiej rodzinie nie mógłby poślubić tego, którego wybrało jego serce. Jednak teraz sprawy wyglądały całkowicie inaczej i myśl o związaniu się przysięgą z Olliverem brzmiała cudownie. Tym bardziej że zostałby przez niego naznaczony jako jego życiowy partner.
  Głowa blondyna od razu została zasypana masą przyszłych wspomnień wypełnionych bijącymi kościelnymi dzwonami, wspólnym domem na statku, a nawet i dziećmi wyglądającymi jak małe kopie Olliego oraz ich przyszłymi rodzinami i wnukami. Chwila dziećmi? Wnukami!? Myśli Enjou stanowczo wybiegły za daleko w przyszłość. Już pomijając zagmatwaną logikę, bo przecież obaj byli mężczyznami.
- Brawo Kapitanie zawiesiłeś swoją księżniczkę. - Parsknął Brandon wachlując plikiem kartek przegrzewającego się elfa, którego uszy chaotycznie trzepotały. Naturalnie temperatura otaczającego ich powietrza wzrosła, a wiatr zaczął skubać zwinięte żagle.
- Ale dzięki temu mamy świetny podmuch na odbicie! - Zawołał uradowany Alexy, po czym złapał młodą księżniczkę za rękę, aby prędko zaprowadzić ją do sterów. Od razu zaczął energicznie gestykulować, naśladując przy tym kapitańskie ruchy Ollivera. Kucharz wtaczający się na pokład, otarł łezkę ze wzruszenia, mrucząc pod nosem już dobrze znaną kwestię - "Moja krew!".
- Zdaje się, że szykują nam się podwójne oświadczyny. - Zaśmiała się blondynka, po czym położyła rękę na ramieniu Kapitana piratów, przy okazji nachylając się do jego ucha. - Opiekuj się nim dobrze. - Poklepała go lekko, po czym z uśmiechem w końcu weszła na pokład i zajęła miejsce na przodzie.
  Reszta załogi również zaczęła zajmować swoje miejsca, zostawiając tym samym parę kochanków samych na kilka minut. Korzystając z tego Enjou ujął twarz bruneta w dłonie i wpił się w jego słodkie wargi.
- Olli ty... eh doprawdy, kiedyś w końcu doprowadzisz mnie do szaleństwa. - Wyznał rozczulony wpatrując się w żywo świecące klejnoty jakimi były oczy mężczyzny. - Najdroższy, zajmiemy się niedokończonymi sprawami i obiecuję ci, że bez wahania oddam ci moje życie. Choć nie wiem czy na to już nie za późno, bo już należę do siebie ciałem i duszą. - Z uśmiechem musnął wargami czoło pokryte czarnymi kosmykami, które zaraz to odgarnął za jego ucho.
- Kapitanie, możemy wypływać! Dokończycie potem w kabinie! - Krzyknął Fred, który od razu skrył się za plecami Brandona, aby to w niego trafił piorunujący wzrok Ollivera. Zdecydowanie złym pomysłem było przerywać mu chwilę z kochankiem, nie mniej jednak miał rację. Wszystko było gotowe do wypłynięcia w morze. Ich ukochane morze. Jak tylko Bonnet przejął stery, Enjou poczuł znajome kołysanie się łajby i ciepły wiatr przeczesujący jego jasne kosmyki. Ruchem ręki pokierował go w opadające żagle, znacznie przyspieszając proces odbicia, a przy tym rzucając drobne wyzwanie umiejętnością Kapitana. Posłał mu jedynie niewinny uśmiech, po czym zerknął ostatni raz na półwysep elfów, gdzie wciąż stał ich król. Enjou chciał jeszcze tak wiele mu powiedzieć i tak wiele się od niego dowiedzieć... jednak czuł, że jeszcze będą mieć okazję do rozmowy. I taką też miał nadzieję, kiedy pożegnał się nieśmiało uniesioną ręką.

...

  Droga do Idreani zajęła im tylko kilka godzin. Kraina elfów była w końcu częścią tego samego kontynentu i była położona najbliżej Idreanii. I najkrótsza droga prowadziła lądem, jednak nie oznaczało to wcale że była ona najszybsza. Granicą była ogromna pustynia, której przekroczenie nie tylko wymagało kilku dni, ale też ogromu zasobów, które oszczędzali przecież na dalszą drogę.
  Kiedy wreszcie można było zauważyć wyłaniający się królewski zamek oraz katedrę, Enjou zajął miejsce blisko boku Ollivera, aby delikatnie spleść ich dłonie.
- To już koniec. Nie mamy czego się obawiać. - Zapewnił bruneta, ale każde samego siebie, którego część wciąż nie była przychylnie nastawiona do powrotu w złote mury.
  Po których przekroczeniu Enjou został porwany do pracy przygotowawczej. Królestwo straciło w końcu trzy najwyżej postawione głowy, na dodatek zostało zaatakowane przez piratów. To ostatnie Anisa starała się przemienić w ratunek, ale ludzie wciąż byli pogrążeni w chaosie przez wzgląd na brak jasnego lidera. Ich przyszłość była niepewna. Rodzeństwo do późnych godzin dyskutowało najlepsze możliwe rozwiązanie, po czym Enjou wracał ledwo żywy do karczmy, w której wynajęła pokoje załoga czarnego ducha na koszt królestwa. Oczywiście miał tam osobny dzielony z Olliverem, bo wiedział, że ten nie czułby się komfortowo w zamku. Oczywiście w pełni podzielał jego zdanie. Tak spędzili dwa dni, a trzeciego razem bladym świtem wrócili na zamek, gdzie Enjou miał poddać się ostatnim przygotowaniom do przemówienia do poddanych. Naturalnie została zaproponowana mu królewska biel i złoto, ale zdecydował się na prościejszą stylizację, na którą składała się koszula jaką pierwszą otrzymał od Ollivera i równie czarne obcisłe spodnie.
- Gotowi? - Wtrąciła Anisa, niewinnie zerkająca na odrobinę zaskoczonego Ollivera. Na co on miał być gotowy? Na wspieranie zza rogu swojego ukochanego? Nie. Odpowiedź dostał w postaci zostania pociągniętym za rękę Enjou, który wyprowadził go wraz z Anisą na balkon.
  Rozpoczęcie pozostawił młodszej siostrze, która zawsze była świetna w zdobywaniu zaufania ludzi oraz nakłaniania ich do słuchania. Tym razem rozwiała wszelkie wątpliwości cod o ataku piratów przez przedstawienie nawiązania współpracy z Olliverem Bonnetem oraz oznajmiła wybranie nowej głowy królestwa i to w tym momencie Enjou postanowił wreszcie zabrać głos.
- Jednak nie będę to ja. - Oznajmił ściskając ukradkiem dłoń bruneta. - Prawowitym władcom Idreanii jest Księżniczka Anisa Alberich. - Naturalnie w tłumie wybuchły szepty, a nawet okrzyki zdziwienia. Dlatego nie zwlekał z kontynuacją. - Zostawiam jej do pomocy mojego dobrego przyjaciela Lynna Henituse w roli Regenta. A osobiście zajmę się dopilnowaniem pokoju, a także będę pielęgnować naszą współpracę ze związkiem Piratów. Zapewni to Idreanii nie tylko ochronę, ale i wiele możliwości rozwoju po okresie wieloletnich wojen. Co w końcu  zapewni naszemu królestwu zasłużony pokój.
  Naturalnie głosy były podzielone jednak nikt nie był w stanie zaoferować lepszego rozwiązania. Dalsza część przemowy polegała na odpowiadaniu na pytania poddanych, przez świeżo oznajmioną królową. Choć Enjou jak i Lynn również wspierali rudowłosą w wypowiedziach. Nie było to coś do czego blondyn przywykł, bowiem do tej pory jedynie pojawiał się na chwilę na ważniejszych uroczystościach, a potem znikał aby nikogo nie niepokoić. Jego zdolności dyplomatyczne nie mogły nawet się równać z tymi jego siostry i wyraźnie było widać po nim zmęczenie, ale dzielnie wytrwał do końca, napędzany bliskością bruneta.

- Dobra robota pierwszy książę. - Oznajmił Lynn, jak tylko drzwi balkonowe zostały zamknięte, a Enjou bez słowa rzucił się na kanapę nie zważając na żadne zamkowe maniery. Zwyczajnie pozwolił swojemu ciału opaść, a kiedy tylko Olliver znalazł się dostatecznie blisko, bez ostrzeżenia przyciągnął go do siebie.
- Były pierwszy książę! - Poprawił od razu swojego przyjaciela. - Teraz jestem tylko zwykłym majtkiem na pokładzie Czarnego ducha. - Dodał i uśmiechnął się błogo na samą myśl o wieloletnim bagażu jaki w końcu zrzucił ze swoich ramion. - Co to za mina? Myślałeś, że będę chciał tu zostać? Że wybiorę bycie królem, a nie bycie przy twym boku najdroższy? - Ze śmiechem ucałował ich splecione dłonie. - Nigdy w tym życiu, ani w żadnym kolejnym.
- Za krzty poczucia winy po tym jak zrzucił na nas całą robotę. - Skomentował Lynn przysiadający obok księżniczki na sąsiedniej kanapie.
- Doprawdy... jednak należy mu się. A z całego serca wierzę, że sobie poradzimy. - Odparła wzywając służącą do zaparzenia herbaty oraz przyniesienia przekąsek. Kobieta naturalnie spłoszyła się na widok rozłożonego byłego księcia obejmującego Pirata, ale nie odezwała się nawet słowem.
- Mówicie jakbyśmy mieli was zostawić bez wsparcia. - Westchnął Enjou.
  Wreszcie większość spraw została domknięta, ale niestety zostawały te najmniej przyjemne. Takie jak zajęcie się katedrą i znalezionymi pod nią lochami.
- Olliver... pójdziesz tam ze mną? - Oczywiście znał jego odpowiedź, ale i tak chciał słownego zapewnienia. Nie chciał udawać się tam sam. Ojca Mercury'ego już nie było, Olliver osobiście tego dopilnował, ale wciąż trzeba było po nim posprzątać. A dzięki odzyskanym wspomnieniom, Enjou był jedynym, który rozumiał prawdziwą istotę eksperymentów szalonego kapłana.
- Oczywiście nie musicie się tam udawać od razu. Zapewnie wam także odpowiednie wsparcie. - Uprzedziła Anisa niezbyt chętna na wysyłanie brata w miejsce, w którym doznał tak wielkiej krzywdy.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {30/01/24, 06:41 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Nikt nie miał złudzeń, co do reakcji ich najnowszego nabytku, ale tylko Olli patrzył się na niego tym maślanym wzrokiem, doskonale wiedząc do czego doprowadził. Enjou był taki łatwy do onieśmielenia, ale za każdym razem był jeszcze bardziej uroczy. I do tego te super długie uszy, które trzepotały zabawnie.
- To mój kolejny z wielu darów - odparł, nie mogąc powstrzymać się od narcystycznego komentarza - No już, skarbie, wróć do mnie. - Przyłożył dłoń do rozpalonego policzka.
Wzdrygnął się na dotyk dłoni już byłej narzeczonej jego ukochanego. Już nie był tak bardzo o nią zazdrosny, niemniej jednak niesmak pozostał.
- Na pewno lepiej niż ty... - burknął. - To moje oczko w głowie.
Po raz kolejny w brzuchu bruneta przeszła gromada motylków, a serce jeszcze bardziej się radowało. Enjou był jedyną osobą, która umiała wywołać u niego takie emocje. Jedyną, pierwszą i ostatnią, bowiem w poprzednich związkach nie dopadało go tak silne uczucia, ale w nich nie był tak mocno przywiązany i najczęściej były to związki na odległość. Jakie szczęście miał, gdy jego miłość podróżowała z nim.
Oczywiście ochoczo odwzajemnił pocałunek, następnie uśmiechając się zawadiacko, z dumą.
- Oczywiście. Wiem to.
Ale kolejne spojrzenie już było wykierowane we Freda, a właściwie na biednego Brandona, który musiał znieść mordujące spojrzenie. Niemniej jednak liczył, że w wolnej chwili, gdy wszystko się uspokoi, będzie mógł posmakować ciała Enjou. Znowu mieli przerwę w tej kwestii, tym razem niezamierzoną, a teraz ciągle mieli coś do roboty. Ta dwójka zdecydowanie potrzebowała chwili wytchnienia.
Westchnął ciężko i ruszył za stery. Pod palcami czuł bardzo znajome drewno, za którym zdążył się nawet stęsknić.
I łypnął okiem na swojego skarba, od razu rozumiejąc, że nagły wiatr był spowodowany przez niego. Pokręcił tylko niedowierzająco głową rozbawiony. Całe szczęście dla Kapitana, była to bułka z masłem.
**
Wraz ze zbliżaniem się do Idreanii, Ollivera zaczeły nachodzić wszystkie czarne scenariusze i myśli. A co jeśli to jeszcze nie koniec? Co jeśli Anisa czegoś nie wiedziała? I co jeśli jednak Enjou wybierze pałac?
Nic więc dziwnego, że pierw wzdrygnął się na niespodziewanych dotyk blondyna, ale później sam się do niego zbliżył i westchnął ciężko. Chciał wierzyć jego słowom.
Pokój w karczmie, który dostali od Anisy był o wiele lepszym standardzie niż ich poprzedni. Nie było w tym nic dziwnego, bo po pierwsze był opłacony przez pałac, a po drugie znajdował się w spokojnej, bezpiecznej dzielnicy. Mimo tego Olliver od początku czuł się obco w królestwie, mimo że zapewniano go, że królewska straż nie będzie ich ścigać i cała zgraja piratów ma nieograniczony wstęp do pałacu.
W ciągu tych dwóch dni, codziennie rano jedli śniadanie, a potem ze smutkiem żegnał swojego blondyna długim buziakiem, zaś wieczorami czekał na niego pod bramą zamkową, by tylko się do niego przytulić. Pomimo swoich zmartwień, nie chciał, żeby czuł się kontrolowany, dlatego odpuścił sobie prowadzenie go porankami.
Popołudnia spędzał z chłopakami i niestety z Mary, która zajmowała się oprowadzamiem załogi po słonecznym mieście. Czasami Olliver miał już dość jej głosu i wyraźnie chodził ze skrzywioną miną.
Najbardziej lubił czas spędzony na targu, gdzie to wszyscy zagłębiali się w różne kramiki. Pierw czarnowłosy poszukiwał nowych książek do kolekcji Enjou, ale z pomocą Mary, dowiadywał się, że każdą z nich już czytał. Za każdym razem wzdychał ciężko, w końcu się poddając.
Brandon, Fred i najmłodszy byli naprawdę zajęci w wybieraniu błyskotek - szukali błyszczących się, najlepiej złotych naszyjników, sygnetów czy pierscionków, a potem napełniając swoje brzuchy w kolejnym kramie, próbując tutejszych smakołyków, dopóki mogli chodzić. Zaś Steve poszukiwał nieznanych mu dotąd przypraw, podsuwając swój nos nad miseczki z różnymi kolorami i zapachami.
Olliver za to był szczęśliwy, gdy pomimo zmęczenia, wracał wieczorami właśnie do niego, zamiast zasypiać w swojej królewskiej sypialni. Dzięki temu Olli naprawdę czuł się kochany, mogąc zasypiać na ukochanej piersi. Bardzo to doceniał
**
Jednak trzeciego dnia, gdy miał usłyszeć decyzję ukochanego, od samego ranka chodził spięty i zestresowany. Nawet i noc nie była dla niego zbyt łaskawa, budząc mężczyznę.
Miał w sobie dwa głosy- jeden żałował, że kazał Enjou jeszcze raz podjąć decyzję, a drugi mówiąc mu, że dobrze zrobił. Oczywiście w środku serca Olliver czuł, że nie ma, o co się obawiać, że ukochany - tak jak zawsze - wybierze jego. Udowodnili to sobie nawzajem tyle razy, jednak jakąś część mężczyzny, stresowała jego całą resztę.
Jakie było jego zdziwienie, gdy został zaproszony na balkon wraz z rodziną królewską. Myślał, że poczeka na nich w pokoju, w takiej sytuacji nasłuchując. Czy był godzien takiego zaszczytu? On? Zwykły pirat, a jedyną jaką miał królewską krew była ta podarowana mu niegdyś przez Enjou.
Niemniej jednak to wszystko stało się nieważne, gdy usłyszał słowa ukochanego, od razu powodujące ogromny uśmiech. W tym momencie miał ochotę go mocno wyściskać i pocałować. Aczkolwiek nie krył także lekkiego zdziwienia. Naprawdę wybrał jego, jego załogę i bycie piratem już na zawsze zamiast królewskich regali, szat i pieniędzy.
Z trudem powstrzymywał się od rzucenia na Enjou i nareszcie to zrobił, gdy znalazł się bliżej niego - niespodziewanie. Od razu wpił się w jego usta i ignorując gapiów wokół, na chwilę włożył do ust byłego księcia język, zaczepiając jego odpowiednik. Na koniec pocałunku, ucałował go jeszcze w czoło, będąc przeszczęśliwym.
- Właśnie skazałeś się na wieczne sikanie do wiadra lub za burtę i kąpiele w misce. - zaśmiał się. - Przyznam, że trochę się tym stresowałem... Nie będę cię okłamywać- dodał uspokajając się. - Oczywiście. Nie musisz prosić - odpowiedział, głaszcząc ukochanego po policzku. - Ale pozwól Anisa, że wezmę swoich ludzi.
Nie do końca miał zaufanie do kogokolwiek ze straży królewskiej. Co jeśli jednak by im coś odbiło i doszłoby do rękoczynach? Nie mógł do tego dopuścić. Zaś swoją załogę dobrze znał i ufał każdemu z pojedyncza.
**
Mimo że trzymał swojego blondyna za rękę, to szedł przodem, kierując eskapadą. Nie spodziewał się spotkać tutaj żadnych stworów, niemniej jednak nauczony doświadczeniem, wolał być ostrożny. Niemniej jednak ciągle spoglądał na swojego ukochanego, sprawdzając jego samopoczucie. Mógł tylko domyślać się, jakie krzywdy spotkały blondyna w tym miejscu. Za pewne znał tylko wycinek z tych epizodów. Całe szczęście teraz już definitywnie było po wszystkim.
Ich przyjaciele - Brandon oraz Fred, ciągle zagadywali Enjou, zaczepiając go słownymi zaczepkami czy to się z nim drocząc. Aż w końcu Fred nie wrzasnął, obrzdydzony, wzdrygając się. Jako pierwszy zauważył w jednym kącie nieżywe, zmutowane zwierzę z sześcioma kończynami. Olliver skrzywił się drugi i natychmiast odwrócił Enjou plecami od tego wydarzenia.
- Zabierzcie to stąd- nakazał załodze, nie pozwalając chłopakowi na odwrócenie się. - Masz przed sobą lepsze widoki- Wyszczerzył się.
- Jezu, jak to jebie...- skomentował Fred.
- Nie gorzej jak bąki Steve'a czy pachy Jacka-odparł Brandon poważnie, ale wtedy oboje się roześmiali i Olli nie umiał się powstrzymać przed krótkim chichotem.
Zaraz po tym nastąpiła cisza, ale szybko została przerwana przez Brandona.
- Ale to już powinien zobaczyć.
- Hę? - mruknął kapitan, puszczając Enjou i sam posuwając się do przodu, by zbadać sprawę. Wziął pochodnie od Freda i poświęcił przed siebie. Przed sobą miał trumnę o ciemnym drewnie, a gdy się do niej jeszcze zbliżył, był w stanie odczytać tabliczkę ze złotymi literami. Była to niewątpliwie niegdyś królowa.
- Enjou... - zaczął, tuląc się do niego od tyłu i znowu splątując ich dłonie. - Nie otwierajmy tego. Na pewno była wspaniałą kobietą. Zapamiętaj ją, tak jak pamiętasz. To na pewno już same kości. - stwierdził, ucałowując go w ramię. - Wiem, że nie miałeś wspaniałego ojca, ale za to masz cudowną siostrę i teraz dziadka, Lynna i oczywiście cudownego mnie - dodał poważnie. - Przykro mi to, że to wszystko Cię spotkało.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {08/02/24, 12:08 pm}

Enjou Alberich

  Mimo, że nie chciał tam wracać, wiedział że musi wszystko domknąć własnymi rękoma, aby mieć pewność, że żadne nieporządne ręce nie przywłaszczą sobie dziedzictwa ojca Mercurego. - przeciwnym razie nie zaznałby spokoju. Ale na całe szczęście miał przy swoim boku kogoś takiego jak Olliver. Nieustraszonego pirata i pogromcę siedmiu mórz. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie w te jego cudownie szmaragdowe tęczówki i wszelkie zmartwienia opuszczały ciało byłego księcia. Jedynym wyjątkiem było to, czy chciał faktycznie ukazywać mu to co znajdowało się pod katedrą... martwienie go zdecydowanie nie było lubianym czynem blondyna. Jednak wiedział, że nie powinien przed nim tego ukrywać. W końcu to dzięki Olliverowi jego rodzina w końcu była wolna, a królestwo będące jego domem mogło wkroczyć na ścieżkę odrodzenia.

...

  Przemierzając korytarze, niewiele myślał o tym gdzie stawiał kroki. Owszem był prowadzony przez opiekuńczą dłoń Bonneta, jednak to nie dzięki niemu nie wchodził w ściany, czy kolumny. Nawet z zamkniętymi oczami zdołałby pokonać cały labirynt korytarzy jaki rozlegał się pod katedrą. Ale nie chciał niepokoić reszty zbędnymi komentarzami, dlatego czynnie brał udział w dyskusji i pozwalał się prowadzić. A nawet i odwrócić, kiedy natrafili na pierwszy z wielu cennych obiektów Mercurego. Nie był on niczemu winien, jednak Enjou nie miał z jego gatunkiem... najlepszej relacji.
- Nie śmiem zaprzeczyć. Zawsze byłeś ukojeniem dla mych oczu. - Odparł z ciepłym uśmiechem, nawet nie próbując się odwracać. Wystarczyły mu głośne reakcje towarzyszy, aby wiedział co się za nim dzieje. Tym bardziej kiedy odezwał się Brandon - Enjou doskonale wiedział, co znaleźli.
- Obawiam się, że na to odrobinę za późno Najdroższy. - Wyznał wplatając palce między jego odpowiedniki, aby następnie przyciągnąć dłoń bruneta do swoich ust i złożyć na jej wnętrzu czuły pocałunek. - Widziałem ją wiele razy i... może to dość samolubne z mojej strony, ale jej widok ratował mnie nieskończoną ilość razy. Proszę nie myśl o mnie źle, zdaję sobie sprawę z plugawej natury tego czynu. - Z tymi słowami wyciągnął przed siebie wolną rękę, posyłając tym gestem niewielkie wiry powietrza, które uniosły wieko trumny niczym pokrywkę papierowego pudełka. Delikatnie pokierował ją na ziemię, odsłaniając w całości ciało kobiety spoczywające na aksamitnym materiale. Miała na sobie swoją ulubioną błękitną suknię, która kiedyś kojarzyła się Enjou z ciepłym niebem, teraz jednak porównałby ją do morskiej wody wdzierającej się na piaszczysty brzeg. Jej włosy były rozrzucone po poduszce, na której spoczywała jej głowa, a na piersi spoczywała królewska biżuteria zwana łzą słońca. Brakowało w niej jednak jednego elementu.
- Nie zapominaj proszę o załodze czarnego ducha. Szczególnie pewnych dwóch osobników, przez których "drobną" pomyłkę znalazłem się na naszym pokładzie. - Mówiąc to zerknął na Freda do dziś nie potrafiąc zrozumieć w jaki sposób pomylił go z Anisą. Parsknął cicho na samą myśl, po czym zbliżył się z Olliverem do kobiety będącej jego matką, a także Królową Idreanii. - Matko możesz spoczywać w pokoju, Ojca Mercuryego nie ma już wśród nas. A wszystko zasługą Ollivera, Ukochanego mego serca.
  Z uśmiechem sięgnął do kieszeni spodni, z której wyciągnął wisiorek, którego główny element składał się z brakującego klejnotu łzy słońca. Bez wahania nachylił się nad chłodnym ciałem elfki i połączył ich biżuterię w całość.
- To jedyne co mu się udało... Dzięki niemu mogłem poznać jej prawdziwą twarz, zamiast obrazów malowanych cudzymi oczami. - Powiedział wracając do boku kapitana piratów, którego objął ramieniem. - Ale nie chcę wstrzymywać jej już ani chwili dłużej. Już czas aby wreszcie zaznała wiecznego spokoju i wróciła do cyklu. - Dodał przywołując wieko na poprzednie miejsce.
  Jednak zabranie jej musieli odłożyć na sam koniec, bo to nie jedyne czym musieli się zająć. Tym razem prowadzenie objął Enjou, choć kroczył równo z brunetem, nie zostawiając go w tyle, nawet o krok. Mijali wiele pomieszczeń wypełnionych przeróżnymi dziwnymi maszynami, a najbardziej rzucały się oczywiście ogromne zbiorniki wodne, w których mętnej cieczy czasami można było dostrzec ruch. A przy odrobinie szczęścia i kształty. Zwierzęce, jak i te przypominające... ludzkie. Od tych bruneta odciągnął najszybciej, nie dając mu nawet szansy na zrozumienie zawartości.
  Doprowadził ich na sam koniec długiego korytarza, którego ostatnie drzwi wpuściły ich do pomieszczenia przypominającego zupełnie przeciętne biuro.
- Mary pomożesz mi? - Poprosił choć wiedział, że nie musiał. Kobieta do tej pory idąca na samym końcu, wysunęła się naprzód, od razu bez wahania wzniecając płomienie. Elf w tym czasie zajmował się oparami, które odsyłał do wentylacji. Całe dziedzictwo Mercurego, lata... nie, wieki jego pracy, której tak obsesyjnie się oddawał - wszystko obróciło się w kupkę popiołu w niespełna pięć minut. Pozostawała oczywiście jeszcze kwestia jego obiektów, ale rozwiązanie tego było znacznie prostsze od kontrolowanego pożaru. Tu jedynie Enjou musiał pociągnąć za jedna wajchę, którą klecha zainstalował jako ostateczny środek bezpieczeństwa. Jednym ruchem pociągnął ją w dół, automatycznie zatrzymując wszelkie procesy podtrzymywania życia wszystkich obiektów. Po wszystkim Enjou wsparł głowę na ramieniu bruneta i odetchnął z ulgą. Już nikt nie odtworzy dzieła kapłana.

  Zabranie ze sobą trumny nie było łatwe nawet z pomocą specjalnych zdolności Enjou oraz Ollivera, ale ostatecznie udało im się bezpiecznie dostarczyć trumnę na powierzchnię. Tam czekała już na nich Anisa oraz Elfy, które bez słowa rozkazu wiedziały jakie było ich zadanie. Zabranie królowej do domu.

...

- Enjou, chyba znalazłem to czego szukałeś. Cóż powiedzmy, że opcje mogą być... dość wyjątkowe, jednak myślę, że warto rzucić na nie okiem. - Ciemnowłosy Elf wtrącił się do rozmowy Enjou oraz Brandona, którzy do tej pory byli zajęci dyskusją na temat... kolorów.
  Od zwiedzenia podziemi minął dzień i załoga czarnego ducha ponownie szykowała się na wypłynięcie na słone wody. Tym razem mieli znacznie mniej do roboty, ale wciąż musieli upchnąć kilka małych prezentów od księżniczki.
- Naprawdę? Brandon ile mamy do wypłynięcia?
- Myślę, że jeszcze zajmie im to z godzinkę, ale przecież nie wypłyniemy bez ciebie. Olli by nas za to wyrzucił za burtę. - Odparł nieprzejęty chłopak mierzwiąc swoje krótkie jasne kosmyki. - Ale żeby was znowu nie wzięło na pięć godzin, bo w życiu nie wypłyniemy! - Dodał już za znikającymi w tłumie mężczyznami, dla których już szykował w głowie wymówkę, jaką będzie musiał zaserwować kapitanowi.

...

  Ponowne wypłynięcie Czarnego ducha znowu nie zapowiadało się na dłuższe, ale tym razem było to ostatnie pożegnanie Enjou z Idreanią na długi, bardzo długi czas. Był trochę smutny, nie ukrywał tego, ale o wiele większe było jego podekscytowanie z wypłynięcia. Choć może nie było tego po nim widać, przez pewną myśl wciąż zaprzątającą jego głowę. Oczywiście nic nie mogło przejść niezauważone przez czujne pirackie oko. Na dodatek na wbrew legendom Olliver miał je dwa, oba równie czujne. W sekundę wyłapał dziwne zachowanie Enjou i choć blondyna bardzo bolało kłamstwo musiał się do niego posunąć. Tym razem. Tylko tym jedynym razem. Ale nie chcąc aby ten zbytnio się niepokoił, starał jasno przekazać, że nie ma o co się martwić. Że to właściwie coś dobrego go dręczy. Ale za taką zagrywkę dostał swoją zapomnianą już karę w postaci szorowania pokładu oraz masarzu kapitana. Było ciężko, ale na drugie oczywiście nie narzekał. W końcu minęło tyle czasu od kiedy widział ciało bruneta.
  Głównym celem było faktycznie sprawić, że mężczyzna się rozluźni i zrelaksuje, ale drugim tym ukrytemu było nacieszenie się nim. I mógł też sprawdzić jak miewa się jego blizna, która choć była widoczna, to w żadnym stopniu nie ujmowała piękności ciała pirata. Wręcz przeciwnie, nadawała mu charakteru i ukazywała, jak wiele dla niego znaczył... Choć oczywiście wciąż wolałby, aby nie musiał tak cierpieć. Jego myśli jak zawsze były przy nim sprzeczne i poplątane, ale taka już bywała miłość. Nie ważne jak ktoś by nie był przygotowany, ona zawsze potrafiła wyciągnąć największe brudy na wierzch. Brudy, które druga osoba w pełni akceptowała.
- Wybacz, zamyśliłem się trochę. - Wyznał z uśmiechem wracając do pracy.

...

  Przybicie na piracką wyspę miało dwa powody - Święto bogini pomyślnych wiatrów oraz ten drugi, który skrywał Enjou. Czuł rosnące zirytowanie Ollivera, przez co momentami niezdarnie zacierał swoje ślady, ale na szczęście miał po swojej stronie pewną zaufaną osobę wśród załogi. Niestety tylko jedną, bo Lynn został z jego siostrą. Przez co musiał przyznać, że zaczynał się stresować, jednak zaciskając pięści zgrabnie unikał Ollivera. Rzucili na niego wynajęcie pokoi w karczmie na jedną noc, a reszta miała zająć się zakupami. Dopiero kiedy zaczynało się powoli ściemniać, Enjou zaprosił go na spacer.
  Celem oczywiście był główny plac, choć podziwianie po drodze uliczkowych dekoracji było atrakcją samą w sobie. Wszędzie zostały licznie zawieszone lampiony, które miały o północy zostać wypuszczone w niebo, pozostawiając po sobie smugi różnokolorowych wstążek przywiązanych do ich spodu. Cała konstrukcja była niezwykle delikatna, acz zaskakująco stabilna. Musiała przecież unieść się na wystarczającą wysokość, aby następnie mogła zająć się ogniem i spalić na popiół. A im wyżej udało jej się wzlecieć, tym większe były szanse na spełnienie życzenia jej właściciela. Można było je kupić, bo uliczne namioty pękały od nich w szwach, jednak Enjou zaproponował zrobienie jednego własnoręcznie wraz z Olliverem. Było to to co robili jedynie rodzice ze względu na dzieci, ale Elf czuł, że w ten sposób lampion będzie miał dla nich większe znaczenie. Oczywiście nie było to tak proste jak się spodziewał, a jego absolutny brak plastycznego zmysłu wcale nie pomagał. Ale mimo to w końcu z ogromną pomocą Ollivera udało im się zlepić coś co miało szansę wzbić się w niebo.
  Zajęło im to jednak sporo czasu, co blondyn zauważył z lekkim przerażeniem.
- Olli, szybko! Nie możemy się spóźnić! - Oznajmił nagle bez dalszego wytłumaczenia i pociągnął mężczyznę za sobą w tłum ludzi którzy podążali uliczkami. Było już ciemno, bardzo, co tylko zwiastowało jak późna była pora. A przecież musieli zdążyć na najważniejszą część, tuż przed finałem festiwalu. Bez niej cały kilkudniowy plan mógły legnąć w gruzach.
  Nie pozwalając aby Brunet choć na chwilę puścił jego dłoń, ścisnął ją mocno, a następnie przyciągnął do siebie, drugą obejmując go w pasie. Tak miał pewność, że na pewno mu się nie zgubi. Z rozbawionym uśmiechem wreszcie wypadli z tłumu przechodniów, a wpadli w całkiem nowy, piratów pogrążonych w tańcu.
- Wybacz mi, że cię tak porywam, jednak chyba nie odmówisz mi wspólnego tańca? - Pewny siebie splótł razem palce ich dłoni i szybko dopasował tępo do reszty tancerzy.
  Jeszcze zaledwie kilka dni temu bawili się podobnie wśród elfów, jednak z tak wspaniałym partnerem nie potrafił odmówić sobie znów tej atrakcji.
- To tak jakbyśmy cofnęli się w czasie... - Powiedział przyciągając do siebie mężczyznę, tak aby jego wargi zbliżyły się do jego ucha. - Do tego cudownego dnia, w którym zdałem sobie sprawę... - Dodał obracając go do siebie tyłem. - Że się w tobie szaleńczo zakochałem. - Dokończył muskając wargami jego ciepły policzek, zaraz odsuwając się nieco przy skoczniejszym momencie. Oczywiście ich ruchy nie były idealnie, nie były z góry zaplanowane, ale i tak za każdym razem idealnie się zgrywały. Było to coś co z każdym krokiem tylko powiększało uśmiech na twarzy Elfa zapatrzonego w pirata, aż nie doprowadziło go do radosnego śmiechu. Dokładnie tak jak podczas jego pierwszej wizyty na pirackiej wyspie, atmosfera wolności była cudowna. I niezwykle zaraźliwa. To właśnie takie chwile uświadamiały mu, że postąpił właściwie, nawet jeśli czuł lekkie poczucie winy. Nie chciał jednak spędzić swojego życia bez Ollivera. Mało tego, nawet nie był sobie w stanie wyobrazić jednego dnia bez niego. To właśnie ta myśl, kierowała nim przez ostatnie dni.
  Utwór zmierzał do końca, co zwiastowały powtarzające się nuty, które też równomiernie narastały. To właśnie w tym momencie Enjou obrócił kilkukrotnie Ollivera, którego finalnie powinien złapać w ramiona, ale zamiast tego wypuścił go przed siebie. Sprawiając, że ten wylądował w znajomych ramionach Brandona. Krótkowłosy przywitał zaskoczonego Kapitana z lisim uśmieszkiem, po czym ruchem brody nakazał mu spojrzeć przed siebie.
  Tam gdzie mógł ujrzeć swojego ukochanego elfa, padającego przed nim na kolano, brudząc materiał nowych spodni. Zdyszany z rozrzuconymi we wszystkie strony jasnymi kosmykami. Jego uszy były absolutnie karmazynowe, drżąc równie niespokojnie co jego dłonie, które trzymały wysunięte przed siebie pudełko. Widocznie speszył się nieudaną próbą szybkiego otwarcia go, kiedy jego klatka piersiowa wciąż nie unormowała oddechu po ich żwawym tańcu. Zawstydzony zastrzegł uszami zerkając w bok, aż w końcu udało mu się odblokować wieczko, tym samym prezentując brunetowi zjadający się w nim pierścień. I to nie byle jaki. Nie był wykonany ani ze srebra, a ni złota. Jego głównym materiałem była woda. Morska woda, która była tak żywa jak morze, które tak bardzko kochał pirat. Fala za falą goniła swój własny ogon, czasami pozwalając ujrzeć morskie stworzenia czające się pod jej płachtą. Ale tym co najbardziej przykuwało uwagę był drobny, smoliście czarny statek, unoszący się na jej grzbiecie.
- Mój najdroższy... Moje serce najgorętsze, Moja bratnia duszo... Najukochańszy, Najsłodszy... Mój Olliverze, czy wyjdziesz za mnie? - Pomimo wyraźnych nerwów słyszalnych w jego głosie, blondyn uśmiechnął się szczerze, choć i odrobinę rozbawiony szokiem malującym się na twarzy obiektu jego westchnień. Wielka niespodzianka zakończyła się sukcesem. I nawet na sekundę nie wątpił w otrzymanie pozytywnej odpowiedzi, przecież dobrze wiedział, że jego serca już od dawna płynęły na jednej fali.
  Oczywiście moment w którym poprosił o rękę Kapitana piratów, był momentem kulminacyjnym festiwalu. Muzycy wybili finalną nutę, a w z niebo z hukiem wzbiły się kolorowe cuda z dymnego prochu strzelniczego. Na których tle brunet wyglądał zniewalająco do tego stopnia, że oczy Elfa zeszkliły się ze wzruszenia. Choć była w tym też oczywiście wina buzujących emocji.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {20/02/24, 08:32 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

Poczuł, jak od razu robi ku się przykro po słowach blondyna. Dzieciństwo Kapitana mimo że bez matki, było szczęśliwe. A po śmierci ojca, chłopak miał przy sobie przede wszystkim zaufanego Davisa.
[color=#22AA7B- Plugawej? Jestem ostatnią osobą, która mogłaby cię ocenić. Twoja przeszłość nie była zbyt szczęśliwa, ale wszystko co robiłeś, by czuć się lepiej, nie może być złe. Nie widzę w tym nic złego. Po prostu chciałem ci oszczędzić ewentualnej traumy - [/color]odpowiedział, cicho wzdychając.
Na tym etapie ich związku nic nie było w stanie go od siebie odsunąć. Oboje byli piratami, chociaż jeden z nich miał o wiele więcej doświadczenia, ale przede wszystkim, mocno się kochali. Olliver nie uważał, żeby wpatrywanie się w zwłoki było złe. Sam jako dzieciak marzył, aby jeszcze raz zobaczyć swojego ojca, żeby na pewno upewnić się, czy nie żyje. Niestety to ich ukochany ocean go zabrał i już nigdy nie oddał.
Powoli tylko za zgodą zainteresowanego, trzymając go za rękę, zbliżył się do otwartego wieka. W trumnie leżała niesamowicie piękna kobieta. Nie było wątpliwości, że była to matka jego ukochanego blondyna, bowiem w pierwszych sekundach zobaczył znajome mu rysy twarzy. I ku swojemu zdziwieniu, nie była to kupa kości. Szybko się wyjaśniło, że była to sprawka kapłana.
Następnie przyszła czas na eksplorację kolejnych pomieszczeń, gdzie widoki wcale nie były lepsze. Miejscami był ciekawy, jakie dziwne istoty pływały w zbiornikach. Zwłaszcza te o kilku parach kończyn za dużo czy takie o wielu parach oczu. Te czasami gapiły się na niego, budząc obrzydzenie i zgrozę. Ale wtedy Enjou szybko go stamtąd zabierał. Nie chcieli spędzać tam przecież całego popołudnia, więc jak najszybciej zabrał się za sprzątanie, by niedługo podziwiać iskrzący się ogień. Po Mercurym został już tylko popiół.
**
- Wszystko w porządku, skarbie? - zapytał od razu, kładąc dłoń na ramieniu swojego mężczyzny. Czarny Duch wyruszał w kolejną przygodę, w kolejną podróż. I niewiadomo było, kiedy zawrócą na te same wody, niemniej jednak czarnowłosy wielokrotnie starał się zapewnić blondyna, że będą mogli wrócić kiedykolwiek, jak tylko będzie chciał. Wystarczyło tylko jego jedno słowo.
Liczył tym razem na szczerą odpowiedź, bo naprawdę pomału zaczynał się martwić, a jednocześnie irytował się ciągłymi sekretami elfa. W całym tym spisku czy problemie niewątpliwie pomagał mu Brandon, co wielokrotnie wymyślał coraz to różne wymówki. Czekał tylko na wróżki i smoki w tej historii.
Wtedy Olliver przypomniał sobie o zaplanowej karze i przypomniał o niej również samemu pokrzywdzonego. A jak tak dalej pójdzie, zamierzał ukarać Brandona.
W wolnej chwili, opierał się o burtę I z szerokim uśmiechem obserwował, jak w pocie czoła jego ukochany ściera ich zabrudzony podkład. Nareszcie będzie się świecił.
A potem przyszedł czas na najprzyjemniejszą część kary. Enjou zajął miejsce na lędźwiach Ollivera, który specjalnie dla niego odgarnął swoje smoliste kosmyki na bok. I mruczał co rusz, gdy natrafiał na spięte partię. Mógłby przywyknąć do codziennych masaży, niewątpliwie.
**
Westchnął ciężko, gdy znowu w zasięgu wzroku nie widział ukochanego. Wynajęcie pokoju dla wszystkich zajęło mu tylko kilku minut. Zwłaszcza, gdy była to ta sama tawerna, co ostatnim razem.
Gdy reszta poszła na zakupy, ten zabrał się za swoje pranie, jak i za ukochanego. Aż na twarzy Ollivera nie szerzył się głupawy uśmieszek. Od razu przypomniał sobie, jak młodszy postanowił pomóc mu w praniu. Wtedy zdecydowanie nie było mu do śmiechu, był czerwony jak burak, kiedy zostały wyłowione jego stringi. Ale teraz tamta sytuacja wprawiała go w rozbawienie, myśląc, że Enjou uznał, iż stringi należały do lubej Kapitana. Do tego czuł elektryzujące dreszcze, pamiętajcie- co prawda jak przez mgle przez wypity alkohol- ich pierwsze igraszki w wannie. Teraz zawody w wannie niewątpliwie by przegrał z walkowerem.
Następne godziny spędził ze swoimi przyjaciółmi, ogrywając wszystkich w kartach. Oczywiście na pieniądze, a jakżeby inaczej! Kwota może nie była wielka, ale wystarczająca, by mógł kupić coś fajnego dla elfa w centrum na festiwalu. Bowiem zamierzał go tam wieczorem zabrać i pokazać trochę pirackiej kultury.
Ku jego zdziwieniu, to Enjou pierwszy go tam zaprosił, jakby wiedział o tym święcie. Ale nie trudno było się domyślić, gdy cała wyspa była przyozdobiona lampionami, jak i wieńcami kwiatów, gdzie głównym kolorem był fioletowy, ponoć ukochany bogini of wiatru.
- Jako bachor co roku tutaj przypływaliśmy z ojca i robiliśmy te lampion. - Uśmiechnął się czule. - Więc ani się wasz mówić, że nie masz talentu! Po prostu mam więcej wprawy- dodał, zaraz chichocząc, ratując elfa przed poklejeniem sobie palców.
Świetnie się przy tym bawili, siedząc na skrawku polany i próbując razem zlepić coś, co w miarę będzie się trzymać. Pokusili się nawet o własne malunki i napisy, a przy tym czarnowłosy nie raz i nie dwa kradł mu buziaki.
Wyszczerzył się szeroko, wpadając w wir już tańczących par. No tak, całkiem zapomniał o tej tradycji. A przecież każdy tutaj lubił tańczyć, zwłaszcza bez choreografi, tylko przy skocznym kawałku. Wypadało tylko nie wpadać na innych. Innych zasad tu już nie było.
- Oczywiście, że z tobą zatańczę. O każdej porze. Wszędzie - odparł, od razu dając się mu prowadzić.
Ich ruchy były miejscami ładne, czasami nie, ale wszystko to sprawiało ogromną radość starszemu. A na jego twarzy oprócz zmęczonego uśmiechu, pojawił się ten pełen rozczulenia, gdy usłyszał takie wyznanie z jego ust. Do tego było one bardziej intymne przez nachylenie się do jego ucha. Ale kto nie zakochałby się w tańcu w tak przystojnym kapitanie?! O czym zresztą zamierzał powiedzieć.
- No jasne. Każdy by się zakochał - odparł, uśmiechając się dumnie. Jak zawsze jego pycha umiała się odezwać w każdym momencie.
Inne pary również sobie nie odpuszczały. Tańczyli wszyscy - kobiety z kobietami, mężczyźni z mężczyznami, pijani, trzeźwi, dzieci. Wszyscy oczywiście się śmiejąc i zagarniając plac tylko dla siebie, a przy tym każdy tańczył innym stylem, tworząc prawdziwy misz masz kolorów i rytmów.
Pozwolił się nawet zakręcić, na końcu prawie tracąc równowagę i wpadając w najbliższe ramiona, które miał nadzieję będą elfickimi. Ku jego wielkiemu szokowi przed nim stał krótko ścięty blondyn szczerząc się od ucha do ucha, nakazując mu się odwrócić.
A gdy to zrobił, ogarnął go jeszcze większy szok, a jednocześnie ogromne szczęście, wzruszenie i duma. W życiu nie przypuszczał, że ostatnia irytacja zachowaniem elfa będzie prowadzić właśnie do tego. A jak pięknie wygladal! Zmierzwione włosy od tańca, różowe policzki i te trzęsące się dłonie walczące z pudełkiem.
W nim schowany był najpiękniejszy pierścionek, jaki tylko widział na oczy zielonooki. I tak bardzo nawiązujący do jego drugiej miłości i ich już wspólnego życia.
- Tak! Oczywiście, że tak! Postokroć tak - Uśmiechnął się szeroko, z malującymi się łezkami w kącikach oczu. - Niczego teraz bardziej nie pragnę- wyznał, wyciągając w jego stronę rękę i pomógł mu wstać. Następnie rzucił mu się na szyję, to w nią się mocno wtulając. Całe wydarzenie od razu zwróciło uwagę na nich. Ludzie zaczęli klaskać, głośno dopingować, a Olliver oczywiście nie miał nic przeciwko. Nawet jeśli teraz ryczał. Ponadto specjalnie uformował dłoń w stronę gapiów, by wszyscy mogli się przyjrzeć pierscionkowi.
- B-będę n-naj-l-lepszym narzeczonym i m-mężem. O-obiecuje- dodał, cały zapłakany.
Niewiele piratów mogło się pochwalić jakimkolwiek długim związkiem. A co dopiero ślubem. Przecież duża ich część życia była na wodzie. Każdy zdawał sobie sprawę z tego. A Olliver i Enjou byli tymi szczęśliwcami, których nic nie mogło podzielić
Gdy pierwsze emocje opadły, odsunął blondyna tylko na kilka centymetrów, aby tylko dobrać się do jego ust. I tam złożył namiętny pocałunek, próbując przekazać mu całą radość. I jeszcze kolejny i kolejny, aż stracił rachubę.
- Wracamy do tawerny? Muszę się wszystkim pochwalić! A potem możemy wypuścić naszego lampiona. Ale może z perspektywy...wody? Hmm?
Po tych słowach zabrali ich dzieło i wraz z Brandonem ruszyli do wspomnianego miejsca, gdzie w tym czasie dumnie prezentował każdemu przechodnowi swój pierścionek.
- Oświadczył mi się! - wykrzyknął od razu, gdy tylko wpadli do tawerny, co natychmiast wywołało zakrztuszenie się biednego Freda, który kurat maczał swoje wąsy w brązowym kuflu z piwem.
- Co?! - jęknął. - Przesłyszałem się? - dodał, wycierając buzię wierzchem dłoni. - Nic nie gadołeś o takich planach flądro jedna!
- Pokaż! Pokaż! Pokaż! - zaświergotał najmłodszy. I na jego prośbę, kapitan zdjął na chwilę pierścionek.  Wtedy Alexy niczym zaczarowany wgapiał się w morskie fale, aż obaj nie zobaczyli nagle pojawiającego się czarnego statku. - Wow, wygląda prawie jak nasz - mruknął.
- Nooo - odparł kapitan - No już oddawaj- Wyciągnął po swój skarb dłonie. Mimo że pierścionek miał zdolność do samoczynnego dostosowania się do palców właściciela, to na dziecko wciąż był za duży. A na palcu Ollivera prezentował się idealnie.
- Dzieci tak szybko dorastają... A kiedyś był taki malutki, a teraz... zaraz bierze ślub - wyjąkał cały zapłakany Davis, co było sporym zaskoczeniem dla zebranych.
- Ty beczysz? - Czarnowłosy podniósł brew do góry.
- N-Nie... To t-tylko deszcz tak pada. N-na pewno
Ale już w odpowiedzi Olliver wziął go w ramiona, przyjacielsko klepiąc po plecach. Już dawno nie widział, żeby mężczyzna się wzruszał.
- Gratulacje. Muszę pomału myśleć, co kupić wam na prezent ślubny - odparł Jack, kładąc rękę na ramieniu Ollivera.
- Dobra, dosyć tego opłakiwania... Stawiam dzisiaj wszystkim - zagaił kapitan, wyciągając lniany woreczek z brzdącymi monetami.
W mig na stole znalazły się kufle piwa, dzbanek musującego wina, a także dzban ich ukochanego rumu. Oczywiście, że nikt nie martwił się o rachunek, skoro stawiał sam kapitan.
Do jego kubka trafił rum. Wypił połowę, a drugą połowę podsunął pod usta ukochanego.
- Za nas. - Uśmiechnął się szeroko -  To co? Wybieramy się na miasto? Chce ci pokazać lampiony z innego punktu.
**
Kawałek plaży, na którą zaprowadził ich zielonooki był naprawdę niewielki. Mógł się założyć, że nie udałoby im się rozłożyć nawet koca. Większość terenu pokrywały krzaki i kamienie, a tylko mały pasei był piaskiem. Ale między innymi to sprawiało, że jak na razie byli tutaj sami.
Pomógł ukochanemu wejść do łódki, samemu siadajc na przeciwko.
I niestety zaśmiał się krótko, zasłaniając szybko usta dłonią, widząc jak nieporadny był Enjou z wiosłami.
-Wybacz- poprawił się i od razu nachylił się do wioseł.  Wziął w dłonie dłonie należące do narzeczoneg i wprawił parę wioseł w odpowiedni ruch. Wtedy łódka od razu odbiła się od brzegu i płynęła w stronę horyzontu.
Widok, pod którym płynęli zapierał dech w piersiach. W czarno-granatowej wodzie odbijał się cały księżyc, tak jak gwiazdy.
A całe niebo było przyozdobione milionem złotych lampionów w niewiadomą stronę.
- A wiesz, co jeszcze jest tutaj piękne? Oprócz mnie. - Uśmiechnął się szeroko- Mój narzeczony - dodał, kradnąc mu buziaka.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {07/03/24, 05:37 pm}

Enjou Alberich


  Przez wiele dni ćwiczył jak i próbował rozpisać słowa, którymi miał poprosić o rękę kapitana. Jednak jak zawsze w chwilach w których najbardziej je potrzebował, żadne litery nie chciały uformować się w cokolwiek godnego uszu jego ukochanego. Żadne słowo nie było w stanie choćby w nieznacznym stopniu oddać uczucia jakimi go żywił. Chwilami był nawet bliski zrezygnowania, bo przecież i bez tego był pewien, że spędzą ze sobą resztę swojego przepięknego życia. Ale był też pewien, że byłoby to coś co spodobałoby się jego ukochanemu. Olliver jako pirat wyglądał na nie przywiązują uwagi do takich szczegółów, czy obrzędów, ale mimo to miał też tą swoją cudowną delikatną i wrażliwą stronę. Tą, która już od pierwszych godzin ich znajomości złowiła niewinne serce księcia.
  Wtedy zwykłe zauroczenie robiły mu już mętlik w głowie, a teraz prawdziwa miłość odbierała wszelkie resztki zdolności do logicznego myślenia. Dlatego zdecydował się na najprostsze słowa, te którymi zawsze z czułością obdarzał ciemnowłosego. A przecież nawet ich nie potrzebował. Wystarczył sam gest, na którego widok w oczach mężczyzny zebrały się potoki. Co udzieliło się i elfowi, czyjego oczy zaszkliły się mocno po tym jak usłyszał odpowiedź, pozbawioną choćby cienia wątpliwości.
- Nie musisz mi tego obiecywać. Już jesteś, Najdroższy. - Roześmiał się rozczulony, szczelnie obejmując ramionami swojego pirata. Dobrze zdawał sobie sprawę, że jego odpowiedź będzie twierdząca. Nie miał podstaw do obaw, żeby było inaczej. I dobrze wiedział też, że mężczyzna się wzruszy, ale musiał przyznać, że nie spodziewał się aż tylu łez. Ale to tylko pokazywało jak ważny był dla niego ich związek. Nie potrzebował żadnych przedmiotów, które miałyby ich wiązać, ale mylił się. Powinien patrzeć na nie jako coś co wizualizuje ich związek dla oczu innych. Teraz każdy, nie musiał dwa razy patrzeć, żeby wiedzieć, że należeli do siebie ciałem oraz duszą.
  Zgodnie ruszył razem z ukochanym do tawerny, gdzie chwalenia się był ciąg dalszy. To jak dumnie Olliver prezentował symbol ich miłości do załogi i jak oni odpowiadali ogromną radością. Obrazek był doprawdy rozbrajający. Szczególnie kiedy prawa ręka kapitana nie potrafiła powstrzymać łez wzruszenia. Ale nie było co się temu dziwić. W końcu Davis zajął się wychowaniem Ollivera, po śmierci jego ojca. Nie było to łatwe, a łącząca ich więź była nie do rozróżnienia od tej z krwi.
  Kiedy Olliver zajął się rozprowadzaniem kolejek, blondyn zaczepił starszego pirata.
- Wybacz, że nie zapytałem cię pierwszego o jego rękę. - Wyznał ze skruchą, że złamał jeden z podstawowych zwyczajów.
- Nie masz co się martwić Enjou. Wiem, że dobrze się nim zaopiekujesz, kiedy mnie już dawno zabraknie. Sam bym ci go w końcu wcisnął. - Parsknął zaraz pociągając mocno, zaczerwienionym nosem. - Ale za to jego ojciec wykopał by cię za burtę... choć teraz jedyne co ci grozi to nawiedzenie w snach. Może mała klątwa? - Z łobuzerskim uśmiechem klepnął elfa w plecy, tym samym sprawiając, że ten zatoczył się o kilka kroków w przód. - Spokojnie, udobrucham jego ojca, a ty zajmij się naszym Kapitanem.
  Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać. Od razu wrócił do boku swojego ukochanego, obejmując go delikatnie w pasie.
- Za Nas. - Przytaknął wychylając gładko resztę rumu.

...

  Jak zawsze zwyczaje piratów nie przestawały go zadziwiać, ale też i fascynować. To jak żyli, to jak wolni byli, ale też i to jak mimo wszystko oddawali hołd swoim bogom. Choć odbywało się to w znacznie ciekawszy sposób, niż godzinne modły w świątyni. Każda mijana osoba była szczęśliwa, głośno rozmawiając i śmiejąc się z bliskimi, jak i zupełnie sobie obcymi. Nikt nie zwracał uwagi na rasy, czy pochodzenie. Zdecydowanie taka atmosfera była dla niego idealna.
  Zasiadając w łódce od razu złapał za wiosło, niewiele myśląc, chcąc wypchnąć ich z dala od brzegu, jednak nie okazało się to tak łatwe jak myślał. A przecież robił dokładnie to co mówiły mu książki. Według nich wystarczyło dobrze zamachnąć wiosłami, a łódź sama powinna odbić się od brzegu. Zawstydzony jednak szybko odstąpił miejsce fachowcowi. I w jego wypadku wystarczyło zaledwie kilka ruchów, aby wyspa piratów oddaliła się znacznie, a niebo zlało się w jedno z taflą wody. Nie ważne czy zadarło się głowę do góry, czy na dół, widok był dokładnie tak samo przepiękny. Ciemność początku nocy i te przepiękne tańczące płomienie, których ciepło tak pięknie odbijało się od pocałowanej słońcem skóry pirata.
- Tylko jeśli ty jesteś przy mym boku Olli. - Odparł podczas pocałunku zagarniając pasmo jego czarnych kosmyków za ucho, po czym musnął wargami jeszcze jego drobne czoło.
- Gotowy aby wypuścić nasz? - Zaproponował przygarniając wspólnie przez nich zrobiony lampion. Wyjął też z kieszeni zapalniczkę, umieścił ją w dłoni bruneta, którą też objął zaraz swoją ręką, aby wspólnie mogli zapalić ich dzieło. - Co powinniśmy sobie zażyczyć? Wszystko czego mogłem kiedykolwiek pragnąć, już dawno mam u swojego boku. - Uśmiechnął się czule, wolną ręką gładząc policzek mężczyzny. - Teraz jedynym mym pragnieniem jest to, żebyś mnie nie opuszczał i wiem, że tego nie zrobisz, nawet jakby mieli cię do tego zmusić. - Zachichotał, po czym odetchnął ze spokojem i przymknął powieki. - Kocham cię Olliver. - Powiedział nachylając się nad lampionem, którego materiał musnął wargami, po czym powoli uchylił powieki i spojrzał na swojego ukochanego z szerokim uśmiechem.
- Nie rób takiej zazdrosne miny. Myślałem o tobie. - Z rozbawieniem przesunął palcami po tych jego gładkich ciemnych kosmykach, gładząc je delikatnie.  A zaraz po tym pocałował go krótko, aby zaraz pokierować lampion, który już rwał się do góry. Wtuleni ciasno w siebie, obserwowali w ciszy jak ich wspólne dzieło dryfuje tuż nad taflą, a następnie wznosi się coraz wyżej i wyżej... a po chwili znów opada. I to dość niebezpiecznie blisko tafli wody. A przecież wystarczy choćby jej odrobina, by został trwale uziemiony. Enjou nie mógł na to pozwolić. Delikatnie wyplątał się z uścisku i nie wiele myśląc rzucił się do brzegu łódki, aby wyciągniętą przed siebie ręką wzbudzić podmuch ratujący lampion od zatonięcia. Udało mu się to, a nawet i zwiększył dzięki temu jego płomień, jednak zapomniał o jednym ważnym elemencie. Nie byli przecież na ich niezniszczalnym Czarnym duchu, a na zwykłej drobnej łódeczce, która i tak jakimś cudem zdołała ich pomieścić. Kiedy poczuł jak się przechyla było za późno na jakikolwiek ratunek.
  Pierwszy do wody wpadł Enjou, a za nim Olliver, którego od razu złapał w pasie i pociągnął na powierzchnię, gdzie złapał się łodzi. Na całe szczęście nie wywróciła się do góry nogami, ale nabrała trochę wody.
- Przepraszam cię Olli... - Wymamrotał ze skruchą i pomógł mężczyźnie pierwszemu wdrapać się na pokład. A on wciągnął się tuż po nim. - Nie chciałem, żeby nasze wspólne dzieło poszło na marne. Wiem, moglibyśmy zrobić kolejne, ale to było nasze pierwsze. - Wytłumaczył się zerkając na ukochanego, który właśnie wyciskał wodę ze swojego grubego warkocza. Niby żaden wyjątkowy widok, ale dodatek mokrych ubrań, tak idealnie przylegających do jego ciała działał na wyobraźnię. I blondyn tylko żałował w tej chwili, że Kapitan nie założył dzisiaj swojej białej koszuli, która zapewne pod wpływem wody, prześwitywały jego opaloną skórę, a także róż jego- Elf gwałtownie potrząsnął głową na boki, tym samym otrzepując się z wody, które jeszcze moment, a zaczęłaby z niego sama parować.
- Wybacz. - Dodał odruchowo i ponownie nie mógł powstrzymać się od zerknięcia na swojego ukochanego, któremu żadnym stopniu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - od razu rozpoznał pożądliwy wzrok elfa i z kuszącym uśmiechem odgarnął mokre kosmyki z twarzy.
  I tyle wystarczyło, by Enjou zawisł nad nim o krok o wpicie się w te jego słodkie usta, gdyby tylko łódka ponownie nie zakołysała się niebezpiecznie.
- Chyba pora wracać? - Zaproponował, zaraz też wzdrygając się, kiedy nocny wietrzyk owiał jego mokre ciało. Instynktownie bardziej przyległ do bruneta, który bez dwóch zdań mógł doskonale wyczuć, jak widok jego ponętnego ciała wpływał na Elfa. Już wcześniej był spory, a po tej małej ewolucji, niczym nie byłby w stanie ukryć tego wybrzuszenia, które naciskało na krocze pirata.

...

  Powrót na brzeg jeszcze nigdy mu się tak nie dłużył. Enjou trudno było się uspokoić, przy czym nie pomagał mu chłód mokrego ubrania. Ale było to też coś co potwierdzało jego małą teorię, która nawiedziła go zaraz po przebudzeniu się w źródle. To niesamowicie silne pożądanie skierowane ku brunetowi. Nie wiedział tylko, czy była to zasługa jego nowej natury, czy też tego, że minęło już sporo czasu od kiedy trzymał go w swoich ramionach. Na początku trochę się tym przeraził, bo oczywiście ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić było skrzywdzenie bruneta. Ale chyba wreszcie pojął, że to były tylko jego prawdziwe rządze.
  Łódkę przywiązali niedbale do dzikiego pomostu, po czym Enjou poprowadził kapitana do karczmy, obejmując ramieniem jego smukłą talię. Z jednego ze stoisk skupił koc, którym nakrył bruneta, zupełnie jakby chciał ukryć go przed całym światem. Ale dzięki temu nie musieli bawić się w omijanie zaludnionych uliczek.
  Po dotarciu do karczmy, zlecił aby przeniesiono im ciepłą wodę do pokoju, a sam nie czekając zaprowadził tam bruneta.
- Musimy szybko cię rozgrzać. - Powiedział przysiadając się do mężczyzny na łóżku, którego włosy lekko w koc. - I nie. Nie odpuszczę. - Uśmiechnął się łapiąc za koszulkę pirata, którą pomógł mu ściągnąć. A za nią poszły w ruch jego spodnie, a także bielizna, po czym ponownie został zawinięty w koc, a Elf potarł jego ramiona rozgrzewająco. Ale wtedy też rozległo się pukanie do drzwi. Zostawił więc na chwilę bruneta, aby odebrać dzbany ciepłej wody, które od razu wlał do drewnianej wanny. - Z tą wanną masz chyba wyjątkowo miłe wspomnienia, prawda? - Uśmiechnął się niewinnie, zupełnie jakby wcale nie nawiązał do ich pierwszej gorącej przygody. To była dokładnie ta sama karczma, ten sam pokój i wanna, w której po raz pierwszy dotknął jego cudownego ciała. - Olli... - Zaczął pozbywając się także i swoich przemoczonych ubrań, aby ostatecznie staną przed brunetem tak jak został stworzony. Tym razem nie ukrywając swojego drobnego problemu. - Pozwól mi się sobą zająć, a potem... chciałbym spędzić z tobą noc. Zgadzasz się? - Wraz z jego pytaniem na policzki blondyna wpełzł soczysty, typowy dla niego rumieniec.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {21/04/24, 04:30 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

- Nauczę cię kiedyś być trochę mniej skromnym? - powiedział rozbawiony, kręcąc niedowierzająco głową. Nawet w tym, diametralnie się od siebie różnili - gdy Olli szczycił się każdym komplementem, Enjou może i owszem je przyjmował, ale zawsze kierował je w stronę Kapitana! A ten przecież uważał, że nie mógł trafić na przystojniejszego elfa.
Chwile myślał nad słowami swojego narzeczonego, szybko uznając, że ma rację. Pomimo różnic, byli ze sobą szczęśliwi. I mieli wszystko - przede wszystkim siebie, przyjaciół, ukochany statek i pieniądze.
I był naprawdę rozczulony jego słowami, wpatrując się w blondyna tym szczególnym spojrzeniem. A potem zachichotał wraz z nim.
- Dlatego nikt mnie nie zmusi - skomentował. - Ja ciebie t... - Zamilknął nagle, mrużąc oczy, gdy pocałunek zamiast trafić na jego usta, trafił na lampion. - No co ty wyprawiasz - burknął niezadowolony, zawieszając ręce na piersi. - No ja myślę... Bo moim życzeniem będzie, żebyś nie całował niczego oprócz mnie- mruknął. - Ale jeśli mamy wszystko, to życzmy sobie jeszcze więcej pieniędzy. Tego nigdy za wiele, a właśnie moja spora część teraz jest przepijana. - Westchnął teatralnie. Przecież nikt nie przepuściłby okazji do darmowego picia, a zwłaszcza jego załoga! Wcale by się nie zdziwił, gdyby zrobili sobie wycieczkę po wszystkich pijalniach w rejonach, by zmoczyć gardła w różnych trunkach, jak i zasmakować usług 8pań.
Z dumą obserwował, jak ich lampion wznosi się w powietrze, próbując dołączyć do widoku na niebie, podczas gdy mężczyzna wtulał się do swojego ukochanego. Trwało to jednak krótko, gdyż niespodziewanie jego narzeczony postawił na niebezpieczne akrobacje, za które szybko wypadł za burtę. Nie zdążył nawet prawidłowo zareagować, jak złapać go, bo zaraz podzielił jego los, lądując w zimnej wodzie.
- Kurna, Enjou - powiedział lekko zirytowany, od razu dygocząc z zimna. Może i wieczór był wystarczająco ciepły za sprawą zdolności blondyna, ale woda była okropnie zimna! Zwłaszcza gdzieś pośrodku. Chłopak zdecydowanie miał szczęście, że łączyły go specjalne reakcję z Kapitanem. Ten na pewno zacząłby się wydzierać na resztę załogi.
Westchnął ciężko, gdy oboje się wynurzyli na łódkę. Tu od razu zabrał się za swoje włosy, które w takim stanie były dodatkowo ciężkie. A w drugiej chwili czujne spojrzenie natrafiło na te błękitne tęczówki, wyraźnie skanujące jego ciało. Wtedy Uśmiechnął się znacząco, odgarniając luźne kosmyki z twarzy, a następnie odpiął jeszcze jeden guzik z koszuli, ukazując nagi mostek.
- Mogę częściej wypadać za burtę, jak tak to cię kręci - odparł rozbawiony.
Objął ręką jego talię, niebezpiecznie wkradając się na jego nagą skórę. Niestety i ta pieszczota musiała poczekać, gdyż nie miał ochoty kolejny raz wpadać do wody.
- Zdecydowanie.
***
Wiosłowaniem oczywiście zajął się kapitan we własnej osobie, w myślach odnotowując, że koniecznie musi i w tej kwestii go poduczyć. Jako pirat musiał posiadać taką umiejętność. Była to podstawa, jak wiązanie węzłów czy pływanie.
Dumny jak paw spijał każde pożądliwe spojrzenie że strony elfa, a było ich kilkanaście, jak nie więcej, dopóki nie został okryty kocem, pod który również wciągnął blondyna. Nie mógł pozwolić, żeby ktoś widział jego wybrzuszenie! No I obojgu było przede wszystkim ciepło, więc na spokojnie mogli przemierzać główne uliczki. Pomimo późnej pory, były one pełne rozbawionych ludzi. Niektórzy siedzieli na parapetach lub przy stolikach, pijąc rum, a niektórzy dalej tańczyli w ruch skocznej muzyki.
Westchnął ciężko, słysząc wzmiankę o kąpieli. Wcale nie był zdziwiony, ale tym razem postanowił nie protestować. W końcu była to ta sama wanna, o czym sam narzeczony wspominał. No i była to okazja do rozgrzania się, czego przemoczone ciało do suchej nitki, domagało się.
I perfidnie oblizał się, gdy mógł ujrzeć jego przyjaciela idącego u góry. Zdecydowanie ciekawiło to Ollivera.
- Ależ kochanie, codziennie spędzamy ze sobą noc - odparł, uśmiechając się niewinnie. Oczywiście, że go zrozumiał za pierwszym razem, ale chciał wymusić na nim inne słownictwo jak i zobaczyć te buraczane policzki.
Podniósł się z łóżka i podszedł do niego, łapiąc go za nagie biodra.
- Co byś chciał ze mną dokładnie robić? - zagaił, koniuszkiem języka rysując mokrą ścieżkę kierującą się od obojczyków do ukochanych uszów. Tam zassał się od razu na płatku, dmuchając w małżowinę ciepłe powietrze. - Hmm? - ponaglił, tym razem drażniąc się z nim poprzez zęby. Na przemiennie drażnił spiczasty koniec językiem i zębami, aż w końcu zszedł na dół, zostawiając mokre ślady na ramionach, obojczykach i na mostku. Zassał się na jednym z sutków, ale z racji tego, że sam nie mógł doczekać się jego przyrodzenia w ustach, szybko przed nim uklęknął z lisim uśmiechem.
Złożył na główce kilka pocałunków na przywitanie z dawno nie widzianym przyjacielem, a dłonią powoli, rytmicznie ściągając jego napletek. Już nie był na tyle odważny, aby spróbować go wziąć całego do ust, zwłaszcza, gdy zwiększył swój rozmiar. Niemniej jednak starał się za każdym razem wziąć go coraz głębiej, przy tym parę razy dostając odruchu wymiotnego. Niemniej jednak nie przerywał, sam się przy tym podniecając, gdy słyszał jęki z góry i widział tą przystojną twarz pochłoniętą w ekstazie. Nareszcie mógł go zaspokoić i okazać jemu najgłębsze uczucia po tej całej aferze.
Odsunął się od niego z głośnym mlaśnięciem i ciągnącą się strużką śliny, wymieszanej z sokami.
- Woda nam ostygnie - skomentował, wstając z kolan, ale nie złapał go za rękę, a za stojącego na baczność penisa i zaśmiał się krótko. - No chodź.
Usiadł oczywiście na jego biodrach już w wannie, zawieszając dłonie wokół szyi ukochanego i tym razem przyssał się do ust, szybko napierając na nie językiem.
- Oddychaj przez nos - przypomniał, zaczynając się ocierać tyłkiem o przyrodzenie Enjou. I to okazało się być stymulujące dla bruneta, którego nagle uderzyło uczucie gorąca, dzięki czemu zwiększył szybkość pocałunku. - Tak rzadko mam okazję cię pieścić...- pożalił się, dotykając jednego z sutków mężczyzny.



Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {28/04/24, 06:38 pm}

Enjou Alberich

  Oczywiście, jego przeuroczy kapitan nie mógł odpuścić sobie żadnej szansy na podroczenie się z Elfem. Szczególnie kiedy ten tak się wystawiał. Naturalnie jasnowłosy pokrył się kontrastującą czerwieniom po same koniuszki uszu. Robili ze sobą już tak wiele rzeczy, a mimo to jego niewinność nie chciała zniknąć. A myślenia wcale nie ułatwiały mu poczynania bruneta, który obrał sobie za cel jego czułe uszy. I to teraz, kiedy doskonale wiedział jak dotyk na nich działa na elfy. Robił to specjalnie, ale jak mógłby się na niego gniewać, kiedy z ust wyrywały mu się kolejne pomruki przyjemności, aż w końcu cichy jęk, kiedy zęby podrażniły najsłabszą końcówkę.
- ...nnkochać.. - Wymamrotał z coraz cięższym oddechem. - Chcę się z tobą kochać. Pozwól mi proszę kochać twoje ciało... twoje ramiona, szyję, tors... twoją przepiękną, smukłą talię.... - Szepcząc, sunął dłońmi po wspomnianych częściach ciała mężczyzny, póki ten nie znalazł się na poziomie jego pasa. W tamtym momencie musiał przygryźć lekko dolną wargę, kiedy poczuł jego ciepłe wargi na swoim członku. Ale wszelkie próby uciszania się okazały się daremne, kiedy wpuścił go w swoje wilgotne, gorące usta. Głośniejszy jęk zgiął go w pół, kiedy dłonie zacisnął lekko na kruczoczarnych kosmykach.
- W-wybacz..!! - Wyszeptał przed obawą, że zrobił mu krzywdę, ale pirat nawet nie myślał, żeby przestawać chcąc zaserwować mu naj największą dawkę przyjemności. Nawet jeśli nie udało mu się wziąć go do połowy, sam widok, jak i wydawane przez niego dźwięki sprawiały, że blondyn siedział już na krawędzi zdrowego rozsądku. Ale najbardziej zabójczy był ten jego zadziorny uśmiech, kiedy z jego warg ściekała stożka śliny. Tak bardzo chciał ją zlizać, aby następnie wpić się w jego rozgrzane od poprzedniej pieszczoty wargi, ale niestety brunet miał inne plany. Choć ciągniecie na trzecią nogę, trochę zawstydziło wyższego. Naprawdę nigdy nie przestawał go zaskakiwać.
  Ale też wcale nie musiał go pośpieszać, nawet jeśli miał jeszcze coś bardzo ważnego do zrobienia, to i tak nie był w stanie mu się oprzeć. Nie kiedy tak ochoczo wszedł do wanny, co u wilka morskiego było prawdziwą rzadkością. Zwykle trzeba było zaciągać go do niej siłą, lub podstępem. No i jak też mógłby oprzeć się tym jego cudownym pocałunkom, których go nauczył. Oczywiście Elf szybko zapomniał o tak ważnych potrzebach jak oddychanie, pragnąć więcej i więcej tego jego cudownego smaku. Oprzytomniał dopiero na jego upomnienie, ale też i podrażnienie dolnej partii ciała.
- Nie śmiałbym ci zabraniać. - Wymruczał wprost do jego ust, ciesząc się z kolejnego napływu przyjemnego mrowienia. Nie zostając jednak dłużnym na długo, chwycił w dłonie jego jędrne pośladki, zaciskając na nich lekko swoje palce, po czym  znacząco docisnął jego biodra do swojego krocza. Czubek jego twardego przyrodzenia, zahaczył przy tym o jego wejście, ale przez brak rozluźnienia, główka szybko się wysunęła.
- Ollmmm!!... Chwileczkę, proszę... - Wyszeptał trzymając się jeszcze resztek racjonalnego myślenia. Przyciągnął do siebie ciasno ciało bruneta i odchylił głowę, aby w zasięgu jego wzroku znalazły się drzwi. Wyciągnął ku nim ich złączone ręce.
- Twoje przesłodkie jęki są przeznaczone tylko dla mnie. - Oznajmił muskając jego rozgrzany policzek. - Znasz zaklęcie, prawda? - Uśmiechnął się niewinnie, kiedy palce jego drugiej ręki pokryte żelem zaczęły napierać na jego wejście.
- Bez niego nie będę mógł wejść w ciebie cały... - Westchnął wsuwając do jego środka pierwszy koniuszek środkowego palca. - I skończymy tylko na główce. - Dodał nakierowując usta tym razem na jego ludzkie, znacznie krótsze od tych elfickich - uszy. Może nie aż tak czułe, ale również miały kilka punktów, które potrafiły wywołać dreszcze pod wpływem odpowiedniej atmosfery.
  I może nie było to fair, gdyż Olliver wciąż był bardzo początkujący w kwestii magii, ale dzięki uproszczonemu zaklęciu od Lynna, należało je tylko poprawnie wypowiedzieć. Dlatego kiedy mężczyzna rozpoczął recytację, Enjou z niewinnym uśmiechem i bez ostrzeżenia dołożył drugiego palca, tym samym wsuwając je głębiej w ciepłe wnętrze pirata, wyrywając z jego gardła nagły jęk.
- Wybacz mi najdroższy. Nie mogłem się powstrzymać, kiedy tak się na mnie zaciskasz.... i tak uroczo pulsujesz, kiedy się niecierpliwisz. Nawet nie muszę nic robić, bo sam wciągasz je coraz głębiej.
  Owszem był to sposób na odegranie się za to, że Kapitan wcześniej wciągnął go tak za język, ale skoro chciał, aby Enjou był z nim bardziej szczery, to blondyn zamierzał mu to zaserwować. W końcu jego nie musiał się wstydzić ze swoimi pragnieniami. Doskonale wiedział i czuł, że człowiek akceptował go w każdym calu. Czy to w cele, czy też duszy - doskonale czuł jak jego rozszalałe bijące serce, pragnie się wyrwać z jego piersi, aby dołączyć do tego, które się z nim tak idealnie zgrywało. Miał wrażenie, że biją razem, podobnie jak ich oddechy, mimo że chaotyczne, nabierane były dokładnie w tych samych chwilach.
- Jeszcze raz i dokładnie, Olli. Inaczej nie zadziała... Lynn mówił, że wymowa jest niezwykle ważna. - Kusząco otarł się czubkiem nosa o jego smukłą szyję, aby następnie skubnąć wargami jego jabłko adama. Oczywiście jego dłonie w tym czasie nie próżnowały. No palców lewej ręki, przyłączyły się te przeciwne, dokładnie i powoli rozciągające wejście kapitana, aby porządnie przygotować go na spory rozmiar elfickiego przyrodzenia, które drżało na każdy słodki dźwięk jego zduszanych jęków. - Olli, szybko. - Pośpieszył go, mimo że to właśnie jego poczynania ponownie przeszkodziły kapitanowi w rzuceniu zaklęcia.
- Nie mogę się już powstrzymać - Dodał i tym razem naprawdę zatrzymał się na chwilę, aby brunet nałożył na pokój barierę wyciszającą.
  I w tym też momencie z błyskiem w oku, wsunął się w jego rozgrzane wnętrze z głośnym jękiem dorównującym nawet temu jego kochanka, kiedy mięśnie zacisnęły się na czubku jego męskości. Oczywiście nie mógł wejść w niego od razu cały, czego bardzo żałował, ale przecież nie chciał sprawić mu nieprzyjemności.
- Olli... Olli, w porządku? - Spytał czule ujmując w dłoń jego policzek, zmuszając też tym, aby pirat na niego spojrzał. - Nie boli cię? Chciałem powoli, obiecałem sobie, że będę cierpliwy, ale... sam nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie mogłem się powstrzymać. - Ze szklącymi oczami, musnął wargami czoło mężczyzny. - Tak długo czekałem by móc cię dotknąć... - Dodał napawając się ciepłem jego ciała. Choć to że nie mógł się ruszyć było najgorszymi torturami. Jego przyrodzenie drżało niespokojnie, zalewając wnętrze mężczyzny wczesnymi sokami. I mimo, że obaj bardzo tego pragnęli, musieli być cierpliwi.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 5 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach