Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
LiesDzisiaj o 12:21 pmSyriusz
W Krwawym Blasku GwiazdDzisiaj o 08:01 amnowena
A New Beginning Dzisiaj o 01:58 amYulli
Argonaut [eng]Dzisiaj o 12:53 amSeisevan
Triton and the WizardWczoraj o 03:32 pmKurokocchin
incorrect loveWczoraj o 01:34 pmKurokocchin
Run fastWczoraj o 11:29 amEeve
Blood, drugs and you in the middle30/04/24, 10:16 pmTroianx
You're Only Music30/04/24, 08:25 pmKass
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 16%
3 Posty - 16%
3 Posty - 16%
2 Posty - 11%
2 Posty - 11%
2 Posty - 11%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/07/22, 05:42 pm}

First topic message reminder :

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Unknown

Świat piratów i ich fascynujące. Niebezpieczne przygody, sztormy i czyhający Kraken w wodzie!
Z tymi i wiele innymi przygodami przyjdzie się zmierzyć Kapitanowi statku i porwanym na okup Księciu.


Kapitan Piratów - Troianx
Porwany Książę - Natas

Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {08/09/22, 12:14 am}

Enjou Alberich

  "Nieopanowany dar". To jak młody pirat określił jego przekleństwo było wręcz niepojęte dla Enjou. Jak coś takiego mogłoby darem? To była kara za odebranie życia kobiecie, która mu je dała. Tak właśnie odwdzięczył się za jej miłość i poświęcenie. Dlatego właśnie jego moc nie mogła być błogosławieństwem... Olliver był jedyną osobą, która tak to widziała, po odczuciu skutków na własnej skórze. Był naprawdę dziwnym osobnikiem. Na dodatek kazał mu uspokoić pogodę. Zapewne zaśmiał się rozbawiony, ale nagle klimat między nimi uległ zmianie.
- Nie, ja tylko... - Nie miał żadnej wymówki. Owszem rzucił te słowa bezmyślnie, pod wpływem pozytywnych emocji. Nie spodziewał się jednak, że był to dla pirata szczególnie wrażliwy wątek. Pozostawiony sam sobie poczuł znajomy ucisk w klatce piersiowej, który był oznaką zamykającej go w swoim uścisku samotności. Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, jak dawno jej nie czuł. A do tego to poczucie winy. Przecież Pirat był jego porywaczem, więc dlaczego tak obchodziły go jego uczucia? Był przestępcą, którego celem była jego siostra, która zapewne nie zniosłaby tego zamieszania tak dobrze jak Enjou. Była mądra i silna jak na swój wiek, ale mimo to wciąż była tylko dzieckiem. Tylko, że Książę wcale nie był tu tak źle traktowany... Potrzebował chwili żeby ochłonąć.
  Przeszedł do ich pokoju, gdzie zastał bruneta siedzącego na jednym z łóżek. Jego zepsuty humor był zauważalny na pierwszy rzut oka. Aż ponownie ścisnęło półelfa w piersi, a pogoda choć się uspokoiła oraz przestał padać nawet deszcz, to grzmoty wciąż były słyszalne, a temperatura znacznie się obniżyła.
- Zostawię cię samego... Spróbuję się wyciszyć, może to choć odrobinę uspokoi pogodę. Spokojnie, nie ucieknę i tak nie mam dokąd się udać. - Z tymi słowami wyszedł z pokoju, na chwilę opierając się o zamknięte za nim drzwi. Kompletnie nie rozumiał co się z nim działo.
- O jest i nasza księżniczka! - Drgnął na wesoły głos Brandona, który właśnie wspinał się po schodach i wesoło z nad miarę do niego machał. - Skończyliście już z praniem? Widzę, że cię Olli wykorzystał do roboty, a nam to nie pozwala nigdy sobie pomóc. Przecież jest kapitanem, mógłby to zwyczajnie komuś zlecić, ale nie. - Wzruszył ramionami, ale Enjou chyba mógł podejrzewać powód bruneta.
- Ale mniejsza. Widziałeś Alexa? Gdzieś nam skubańca wcięło, bo spierdzielił przed robot, jak i przed kąpielą. - Rozejrzał się z góry po karczmie, ale wciąż nie zauważył swojego celu.
- Niestety nie, wybacz za brak pomocy z mojej strony, ale może przydam się do poszukiwań? - Zaproponował zgrabnie unikając ciągnięcia tematu związanego z kapitanem i zszedł z blondynem na parter. - Ktoś już udał się na miasto? Być może stracił poczucie czasu wśród straganów.
- Taaaa to brzmi jak Alexy. - Westchnął ciężko z rękoma na biodrach. - Jak jesteś wolny to każda pomoc się przyda, reszta jeszcze końca swoje łachy, albo ładuje na łajbę.
  Oczywiście poszukiwania nie zapowiadały się na szybkie zakończenie. Biorąc pod uwagę wielkość wyspy, jak i ilość rozmaitych straganów, mogło im zejść nawet do późnego wieczora. Ale może właśnie tego w tamtym momencie potrzebował? Mógł skupić się na jednej osobie, która nie była mieszającym mu w głowie Kapitanem.  Nawet pogoda unormowała się na taką do której był przyzwyczajony Enjou - nieustająca mżawka. Choć musiał przyznać, że było wyjątkowo chłodno, bo nie był wstanie całkowicie się go pozbyć ze swoich myśli.
  Tak jak się spodziewali, poszukiwania szatyna nie były łatwe. Kilku osobom zdawało się, że go widziało, kilku nawet dobrze opisało jego charakterystyczny ubiór, choć widziało jedynie stronę w którą się udał i nic więcej. Trafiając po raz setny na główny plan, Brandon westchnął zirytowany.
- Albo się przed nami szczyl ukrywa, albo musieliśmy g jakimś cudem mijać za każdym razem. - Poczochrał swoje krótkie kosmyki. - Dobra, jest jeszcze podziemny targ. Szybciej nam pójdzie jak się rozdzielimy. Idź głównym wejściem, a ja wezmę tylne. - Nie czekając nawet na odpowiedź księcia, blondyn od razu pobiegł z tylko sobie znanym kierunku, zostawiając go przed uchylonymi drzwiami, za którymi schody biegły w dół.
  Nie mając lepszego wyboru, Enjou śmiało zszedł przy ich pomocy w ciemność, która jednak nie trwała długo. Po paru stopniach na dole automatycznie otworzyły się kolejne drzwi, przez które przelało się światło z wielkiego pomieszczenia. O ile tak mógł określić grotę, w której się znalazł. Faktycznie targ w tym miejscu był niewielki i stanowiska układały się w jednej linii, choć na środku odgałęziała się jeszcze trzecia niewielka odnoga. Nie prowadziła ona jednak do żadnego konkretnego miejsca prócz pięciu dodatkowych straganów. Przez chwilę książę rozważał zajarzenie na nie, ale w tym momencie mignęła mu w tłumie niska, wątła sylwetka. W podziemiu nie widział żadnych młodszych osób, więc prawdopodobieństwo, że był to właśnie Alexy, było wysokie. Bez wahania ruszył za nim, przepychając się przed tłum niezadowolonych z kontaktu cielesnego osób. Raz się nawet ktoś na niego zamachnął łokciem, czego cudem uniknął, ale już trącenia brakami nie były takie proste do ominięcia. W końcu jednak wyspał z tłumu i rozejrzał się dookoła.
  Znajdował się przed tylnym wejściem, a po Alexym nie było nawet śladu. Już miał się wracać, ale rzucił mu się w oczy mężczyzna znikający za stoiskiem ze złotymi ozdobami. Wiedział, że powinien poczekać na Brandona, ale nie mógł pozwolić na to aby szatynowi coś się stało. Kolejna dziwna myśl, jednak było to jedynie dziecko. I na dodatek zbliżone wiekiem do jego siostry.
  Pomimo protestów sprzedawcy, Enjou przemknął się za jego stragan, za którym znajdowało się ukryte zejście, wyglądające jak ciasna uliczka. Oczywisty ślepy zaułek, ale i tak się nie zatrzymywał. Na dole zastał nieprzyjemny obraz Alexego trzymanego za włosy niemalże w powietrzu.
- Oddawaj co nie twoje szczurku, ostatni raz ci radzę po dobroci. - Wycedził przez zęby jeden z napastników, drugi zaś sięgnął do pasa, z którego wyciągnął sztylet.
- Niczego nie ukradłem! Przysięgam! - Szarpał się bezskutecznie chłopaczyna.
- Akurat! Nóg dostało i spierdzieliło do morza, nie? Gadaj! - Warknął przyciskając szatyna do muru.
  Enjou był na kiepskiej pozycji. Napastnicy mieli broń, jak niewiele, a on nie miał nic. Szybko złapał za walającą się pod nogami deskę i zamachnął się nią, na rękę mężczyzny, która zaciskała się na brązowych kosmykach.
- Zostawcie go! - Ostrzegł, wybierając kolejny cios w drugiego oprycha, który trzymał nóż, ale ten zręcznie odskoczył w tył. Jedyny dobry outcome z tego posunięcia był taki, że Alexy znalazł się uwolniony za jego plecami. - Powiedział jasno, że niczego nie ukradł.
- Enjou! Pojebało cię?! Gdzie Olli, Brandon chociaż? - Młodszy uczepił się jego koszuli, zakładając, że książę nie ma szans w  starciu z oprychami. - Nie gadaj, żeś sam tu przylazł? - Spytał z obawą, która potwierdziła się w raz z widokiem zmieszania na twarzy półelfa.
- Rozdzieliliśmy się... - Szepnął szczerze, na co młodszy uderzył się lekko w czoło.
- Morda w kubeł! Lampił się godzinę, a jak tylko się odwróciłem to nagle zniknął i on i towar. Albo wyciągasz to niego sam, albo ja ale razem z bebechami. - Wyższy i lepiej zbudowany oprych zagrodził im drogę ucieczki, za to drugi ze śmiechem przejechał językiem po ostrzu.
- Laluś, weź spierdalaj, bo ci poharatają tą ładną buźkę. Inaczej tobie też ciachniemy palce. Tak się tu kara złodziei. - Zaśmiał się ponownie, co było okropnie irytującym dźwiękiem. Wysoki i piskliwy skrzekot, wwiercał się praktycznie w sam mózg. - Albo te twoje uszyska... Elfie chodzą po niezłych sumkach. - Wyszczerzył się szeroko.

...
  Do karczmy wpadł przemoczony do suchej nitki blondyn, który od razu podbiegł do kapitana z niepewną miną.
- Kapitanie, nie znalazłem Alexego - Uciekł wzrokiem w bok. - I tak jakby zgubiłem Księcia...? - Uniósł od razu ręce w obronnym geście, choć uderzenie nadeszło z boku, a celem była jego głowa. Zostało wymierzone przez ich kucharza.
...

  Szarpanina nie trwała długo. Enjou może i był dobrym szermierzem, jednak nie gdy w grę wchodziły nieczyste zagrania. Choć też zadał sporo ciężkich obrażeń jak na posługiwanie się lichą deską. Został jednak przywarty do zimnej ściany z ręką napastnika zaciśniętą na jego ustach. Druga unieruchomiła jego ręce, a jedna z nóg trzymała jego dolne kończyny. Nie był w stanie nawet drgnąć. Mógł jedynie obserwować, jak Alexy prześlizguje się pomiędzy nogami szaleńca wymachującego nożem, a następnie znika na schodach. Chociaż jemu udało się uciec.
- No już spokojnie. Uregulujemy dług i będziesz wolny. Tylko się nie szarp, bo koledze może się omsknąć ręka. - Niemalże zemdliło księcia, kiedy uderzył go smród zgniłego oddechu bandyty, który śmiał mu się w twarz, opluwając go przy okazji śliną.
- No za języczki też sporo Maxi daje. - Parsknął mniej zrównoważony, łapiąc go niezbyt delikatnie za lewe uchu, do którego po chwili zostało przystawione ostrze. Wraz z pierwszą kroplą krwi, krzyk księcia został zduszony przez ogromne łapsko napastnika, które też skutecznie powstrzymało wszelkie próby odsunięcia się.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {10/09/22, 02:57 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

       Nie miał ochoty więcej przebywać z młodym księciem, dlatego bez sprzeciwu po raz pierwszy pozwolił mu, żeby zniknął mu sprzed oczu. Był na niego zbyt zły i jednocześnie przemawiał przez niego smutek, że był ostatnią osobą, którą w tej chwili chciał widzieć, a ten nawet nie raczył podjąć próby przeprosin na kapitanie. Może to chociaż trochę załagodziłoby spór między nimi.
      Tak o to spędził kolejną godzinę na leniwym leżeniu na jednym z łóżek, próbując leczyć swoją urażoną dumę i uczucia, ale w końcu postanowił wstać i zejść na dół. W końcu rozmowa z kimś znajomym mogła znacząco poprawić humor, a jeszcze bardziej zimny trunek. Z tą myślą podszedł do baru, zamawiając porcję ulubionego alkoholu w blaszanym kubku, aby następnie usiąść przy jednym stole, gdzie to siedział zmarnowany kucharz, podpierający się rękoma i wbijając się pustym spojrzeniem w zniszczony stół.
      Zareagował dopiero, gdy czarnowłosy usiadł tuż obok niego i odgarnął swoje włosy na lewe ramię.
Tawerna o tej porze wydawała się być wyjątkowa pusta i nawet barmanka, która w wieczory nie miała gdzie rąk włożyć, teraz siedziała na stołku i bawiła się leniwie swoimi włosami. Panowała tutaj cisza spowodowana małą ilością ludzi, którzy co najwyżej tylko zamawiali śniadanie czy wczesny obiad, szybko jedli i wychodzili dalej. Muzyka również nie było słychać, tak samo jak towarzyszy kapitana. Znajdował się tu tylko sam i właśnie kucharz, przy którym siedział. Tak samo nie było tutaj śladu po Enjou i może Olliver w innej sytuacji by się zaniepokoił, ale w obecnej zdawał się nie przejmować, zwłaszcza, że z wyspy nie dało się inaczej uciec jak używając statku.
       - Co jest, aż taki cię kac złapał? - odezwał się Bonnet, upijając łyk rumu.
       - Nieee, ja już trzeźwy jak świnia. Tylko... martwię się o Alexy'ego. Zniknął gdzieś rano i jeszcze nie wrócił.
       - Może poszedł na statek wziąć swoje graty? Albo jest na straganach i przegląda kolejne szpargały, które nie są mu potrzebne?
       - Nie wiem, na statku go nie ma. - Westchnął ciężko, drapiąc się po siwej brodzie.
       Najmłodszy członek ich załogi przypominał Olliverowi niejako siebie samego, jak był w jego wieku. On również przebywał na statku ze swoim ojcem, który oprócz wychowywania go, uczył go również życia pirata. Może to nie był najlepszy „zawód” w obecnych czasach, ale był to jedyny, jaki znał jego tata i w którym niewątpliwie był dobry. I tak samo jak Alexy czarnowłosy sprawił mu kłopoty, czasami będąc nieposłusznym lub spóźniając się na powrót do domu. Dlatego też był wobec najmłodszego szatyna dość pobłażliwy i niewątpliwie miał do niego więcej cierpliwości niż do reszty załogi.
     Cała pogawędka zaraz została przerwana przez gwałtowne wtargnięcie do środka Brandona i dopiero wtedy Olliver spostrzegł, że niebo nagle zostało wyjątkowo wzburzone.
     Zrobiło się wyjątkowo ciemno z powodu ciemnych chmur, przesłaniających niebo, z których to co rusz spadały głośne błyskawicę. To wraz z ulewą i ze słowami blondyna nie zwiastowały nic dobrego, zwłaszcza, że Bonnet znał winowajce takiej pogody. Dopiero to sprawiło, że czarnowłosy zaniepokoił się o ofiarę ich porwania i nagle podniósł się z siedzenia, tak samo jak kucharz, który uderzył w głowę pirata, zaciskając usta w wąską kreskę. Za to blondyn syknął z bólu w odpowiedzi, rozmasowując sobie guza.
      - Oj należało ci się! - warknął Bonnet.  - Że gdzie ty go zgubiłeś?!
      - Byliśmy na podziemnym targu, rozdzieliliśmy się i tak jakby... później nie mogłem ich obydwu znaleźć.
       - Że co ty zrobiłeś?! Zostawiłeś półelfa na targu samego i to bez broni?! I gdzie do cholery jest Alexy?! - krzyczał na niego, sprawiając, że w niewielkim czasie wszyscy zebrani w pomieszczeniu patrzyli się tylko na nich – na młodego chłopaka opieprzającego starszego siebie i drugiego, siwego mężczyznę, który niespokojnie chodził po karczmie, popijając rum kapitana. - Już pomijając to, że mógł nam gdzieś spierdolić, to mogło coś mu się stać!!!
     Z tymi słowami nawet nie czekając na odpowiedź, zarządził szybki wymarsz. Jeszcze szybko wspiął się po schodach, wyciągając ze środka prania Freda, który słysząc o dwóch zgubach, złapał za swój pas z bronią i tak we czwórkę wyruszyli w stronę centrum miasta, kierując się na wspomniany targ.
     - Kurwa, Alexy! Gdzież ty się podziewał?! - odezwał się kucharz, gdy nagle zza rogu wybiegł zmachany młody chłopak, łapiąc oddech, gdy tylko wpadł w ramiona swojego ojca. Był tak samo przemoczony, jak Brandon i reszta bandy. Ale przynajmniej na twarzy siwowłosego było widać ogromny uśmiech i w pewnym momencie Olliver miał wrażenie, że udusi ze szczęścia swojego syna albo rozpłaczę się na środku placu.
     - E-enjou jest w n-niebezpieczeństwie. Obronił mnie i zdążyłem uciec, ale – wysapał szatyn, ale końca wypowiedzi już czarnowłosy nie dosłyszał, bo po usłyszeniu, że blondyn jest w niebezpieczeństwie od razu odsunął się od grupy i biegiem ruszył do wejścia, czując jak przyśpiesza jego serce, podyktowane wyrzutem adrenaliny. Nie wiedział, dlaczego, ale na wieść, że coś mogło stać się księciu, od razu odpuścił sobie ich wcześniejszą rozmowę i zaczął się o niego niesamowicie martwić, nie chciał, by cokolwiek się mu stało pod jego nieobecność. Tutaj ludzie szczególnie potrafili być nieobliczalni i brutalnie, a porwany niejako był pod opieką samego kapitana.
     Całe szczęście zaraz do spanikowanego Ollivera, dołączyła reszta bandy, a Alexy wskazał im korytarz, gdzie ostatni raz widział półelfa. Sam chłopak został jednak na wejściu do korytarza u boku swojego ojca, który zabronił mu tym razem tam wstępu.
      Tak trójka z nich w rękach dzierżąc od zabezpieczony pistolet i połyskujące w ciepłym świetle miecze, weszła do środka i całe szczęście za chwilę oczom ukazały się blond włosy, miodowe tęczówki i charakterystyczne, spiczaste uszy. Niewątpliwie była to ich kolejna zguba, teraz trzymana przez dwóch oprychów.
       - Zdaję mi się, że macie mojego księcia – powiedział, od razu przykładając broń do głowy jednego z nich. Brandon i Fred zrobili to samo, biorąc się za drugiego i mierząc ostrzem miecza prosto ich w plecy.
       - My... tylko z nim rozmawialiśmy... prawda, George? No już, już spokojnie – odparł jeden z bandytów, uwalniając półelfa i uśmiechając się nonszalancko.
        - Żebym was tu nigdy więcej nie widział przy moim towarzyszu, bo następnym razem nie będziemy tacy mili – warknął, dając znak Fredowi i Brandonowi, że mogą ich puścić. Za taką łaskę z ich strony, obydwoje prawie od razu rzucili się w bieg w pobliski korytarz, aż prawie za nimi się kurzyło.
       - Nic ci nie jest? - zapytał czarnowłosy widocznie zmartwiony, zaraz otaczając zgubę swoim ramieniem i powolnym krokiem wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. - Nie jest tu zbyt bezpiecznie, prawda? A ten dureń jeszcze cię tutaj zostawił. - Posłał piorunujące spojrzenie winnemu zamieszania i zaraz sam się lekko skrzywił, widząc, jak na świetle dziennym ukazuje się skrzywdzone ucho półelfa i spływającą szkarłatną ciecz po jego szyi.  To tylko jeszcze bardziej zmartwiło kapitana, który przyśpieszył ich tempo. Koniecznie musieli zająć się raną księcia, dlatego też, gdy tylko przekroczyli próg karczmy, poprosił o alkohol, którym mogli odkazić ranę i o czysty materiał.
       Umył szybko ręce, by nie pogorszyć stan Enjou i następnie został z nim sam na sam w ich pokoju. Całe szczęście rana wydawała się wytworzyć już skrzep, tamujący krwawienie.
        - Trochę zaszczypię – poinformował i bez żadnych ceregieli czy kolejnych słów, polał płynem uszkodzone ucho, a materiałem delikatnie próbował wytrzeć zaschniętą krew.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {11/09/22, 06:29 pm}

Enjou Alberich

  Ból nie był dla niego niczym nowym, ale niestety nie oznaczało to że do niego przywyknął. Za każdym razem próg bólu pozostawał na tym samym poziomie, kpiąc z tego co doświadczyło jego ciało. A na dodatek uszy były najbardziej wrażliwą częścią ciała elfów. Zacisnął mocno zęby jak i powieki do tego stopnia, że zobaczył gwiazdy, a pośród nich znajomą twarz. Pomimo cierpienia, jego myśli skupiały się na długowłosym brunecie. Nie próbował tego nawet zrozumieć. Jedynie wiedział, że przy jego osobie czuł się bezpiecznie nawet jeśli był on jego porywaczem. Gdyby tylko go nie zdenerwował, gdyby tylko go nie uraził, to może mógłby zostać u jego boku odrobinę dłużej. Oczywiście nie chodziło tu jedynie o ochronię. Głównym elementem było nastawienie pirata do jego osoby. Każdy kto był świadom jego przekleństwa, nawet nie zbliżał się do niego bliżej niż dwa metry w obawie ściągnięcia na siebie gniewu bożego. Za to brunet bez strachu przebywał w jego otoczeniu nawet mimo otrzymanego ostrzeżenia. Mało tego w głowie wciąż miał słowa Kapitana nazywające jego przekleństwo, darem, nawet jeśli był świadom jego destruktywnej siły. Gdyby tylko mógł cofnąć czas i go przeprosić. Albo żeby choć przed śmiercią było mu dane ujrzeć jeszcze raz te jego nieziemsko zielone oczy.
  Nagle przez pisk przebił się ton znajomego głosu, a Enjou uchylił powieki, aby zaraz wbić zaskoczone spojrzenie w twarz Kapitana Bonneta. Tęczówki księcia na setną sekundy przybrały szarawo-zielonkawy kolor, który dla świadka był jedynie przewidzeniem.
- Molimel! - Wybełkotał wciąż jeszcze z wielką łapą na ustach, ale zaraz odepchnął ją, aby w końcu nabrać do ust świeżego powietrza. Jego groźba podziałała jak magiczne zaklęcie, które sprawiło, że w jednej chwili został uwolniony z uścisku oprychów, choć syknął, kiedy ostrze opuściło gwałtownie jego rozciętą skórę.
- Wszystko w porządku. - Odparł chwytając się za ranne ucho, ale Oliver oczywiście nie był w stanie mu uwierzyć, choć mówił prawdę. Nie chcąc się z nim w tamtym momencie sprzeczać, pozwolił zaprowadzić się do tawerny w duszy nieświadomie ciesząc się z jego bliskości. To też automatycznie sprawiło, że pogoda szybko się uspokoiła i szalejąca ulewa przerodziła się w lekki, przyjemny deszczyk letni.

  Niestety za swoje rozproszenie zapłacił wystawieniem się na ostre szczypanie.
- SsssAła! Wystarczy! - Od razu oprzytomniał podskakując głową i złapał go za rękę, aby nie przyszło mu do głowy ponownie spróbować odkazić rany. Zamrugał gwałtownie, odganiając łezki z kącików oczu, po czym westchnął. - Wszystko w porządku, zapewniam cię. Zobacz, rana nie jest głęboka, więc... - Poruszył uchem, tak aby zgięło się lekko ku dołowi, a oczom kapitana ujawniła się jedynie ryska. - Z większa raną byłby niewielki kłopot, jednak z tą mój status półkrwi jest w stanie sobie poradzić. - Świadomość tego, że brunet się o niego tak martwił, wcisnęła mu lekki uśmiech na usta, który zaraz zasłonił ręką, po puszczeniu mężczyzny.
- Ale jestem wam dozgonnie wdzięczny. Gdybyście tak szybko nie przybyli, zapewne nie skończyłoby się to na tak drobnym obrażeniu. - Potarł dolną wargę, po czym spojrzał w te jego zielone jak młode liście tęczówki. - I w sprawie dzisiejszego poranku. Nie było moim zamiarem ugodzić w twoją dumę, czy podważyć twoje umiejętności. Przecież widziałem je doskonale podczas naszego pierwszego spotkania, jak radziłeś sobie na szalejącym przez mojej przekleństwo morzu. Twój status w tak młodym wieku jest godny podziwu. Do tej pory jednak czytałem że wśród piratów, kapitana wybiera się w walce stawiając na szali swe życie, a wśród waszej załogi znajduje się przecież tyle masywnie zbudowanych osobników. Jednak teraz już zrozumiałem, że były to jedynie pogłoski, a twoja załoga bardzo ceni sobie ceni twoją osobę. - Wygłosił swój monolog, chcąc wyjaśnić swój pogląd, ale chyba zapomniał o najważniejszej rzeczy, którą na szczęście sobie szybko uświadomił. Nie widząc przekonania w oczach mężczyzny, uśmiechnął się i klęknął przed nim.
- Ja, pierwszy Książę Idreanii, Enjou Alberich, błagam cię gorliwie o przyjęcie moich najszczerszych przeprosin, Kapitanie Bonnet. - Wymówił pozycję bruneta ze słyszalnym szacunkiem, po czym chwycił go za dłoń, której wierzch zaraz przytknął do swoich warg przymykając powieki i czekając na przebaczenie. Powaga jednak nie trwała długo, po zaraz parsknął cichym śmiechem.
- Wybacz. Moje przeprosiny są szczere, jednak Książę przepraszający swojego pirackiego porywacza... musisz przyznać, że owa sytuacja jest odrobinę komiczna. - Przyznał przez dłuższą chwilę nie puszczając jego dłoni. Zrobił to jedynie po wstaniu z podłogi, a jego oczy ponownie na sekundę zabłysnęły odrobinę żywszą zielenią, choć do przegapienia tego wystarczyło jedno mrugnięcie.

  Dzięki polepszonemu humorowi Enjou, piraci w końcu mogli zacząć przygotowywać się do wypłynięcia na morze. Odczekać do wieczora, aż ich pranie wyschnie, po czym wnieśli je na pokład. Półelfowi ponownie trudno było wykonać pierwsze kroki na deskach bujanych przez fale, ale przywykł do tego uczucia szybciej niż za pierwszym razem. W dodatku nawet go odrobinę nie mdliło. A może była to też zasługa dobrej pogody, bo był to pierwszy raz, kiedy w słoneczny pogodny dzień mógł przejrzeć się w tafli wody. Złożył ramiona na poręczy i spojrzał przez ramię na długowłosego bruneta.
- Więc, jaki cel podróży, Kapitanie Bonnet? - Zagadnął, wiedząc, że jak tylko zostaną postawione żagle, ten zaraz zostanie pochłonięty przez kapitańskie obowiązki. - Planujesz ściągać dług mego Ojca, czy zamierzać dać im jeszcze trochę czasu? Możesz spróbować obwinić moje przekleństwo za powrót suszy, która w najbliższym czasie zapewne nawiedzi Idreanię. Może taka groźba, zmusi go do działania. - Podsunął pomysł przymykając powieki, kiedy ciepły wiatr rozwiał jego złote kosmyki. Dawno nie był w tak dobrym humorze... nie, jeszcze nigdy nie był w tak dobrym humorze. Był świadom, że kiedyś będzie musiał go opuścić, ale chciał się nacieszyć chwilę, póki trwała i nie zmarnować choćby sekundy.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {17/09/22, 10:59 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

                  - Musiałem to przemyć. Na statku nie będziemy marnować na to rumu. - Uśmiechnął się złośliwie, oczywiście żartując, próbując rozpogodzić atmosferę. - Jeszcze, by tu się jakoś paskudztwo wdarło – dodał, zakręcając buteleczkę alkoholu i odkładając na szafce przy łóżko materiał zabrudzony krwią elfa, a następnie nachylił się jeszcze bliżej księcia, musząc dokładnie przyjrzeć się ranie towarzysza. Teraz pachniała ona alkoholem etylowym i połyskiwała w świetle od niego, ale w gruncie rzeczy nie wyglądała tak źle. Może tym razem Enjou miał rację, ale to nie zmieniało faktu, że sytuacja, w której się znalazł nigdy nie powinna się zdarzyć i nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie jakiś dureń z jego załogi nie postanowił zostawić bezbronnego blondyna na środku podziemi. To przysporzyły brunetowi więcej zmartwień niż mógł się po sobie spodziewać, ale najwidoczniej spędzone poranki i wieczory przy księciu, zdążyły wytworzyć między nimi nić porozumienia.
                  - Wybrali mnie demokratycznie – obwieścił. - Od dziecka wychowywałem się na statku i z pewnością spędziłem więcej lat na morzu niż większość z załogi.
                 Dzień, w którym został wybrany pamiętał doskonale. Podczas sztormu, sam z pełną precyzją wydał wszystkie rozkazy, żeby przechylić statek, aby zmieścić się pomiędzy skałami i dzięki temu mogli uciec przed przed wrogiem, nie za bardzo chcąc wtedy walczyć. Niewiele czasu po tym zdarzenie odbyło się owe głosowanie, gdzie większość załogi głosowała, aby nowym kapitanem został syn poprzedniego. Wtedy pomimo że jeszcze nie otrząsł się ze śmierci swojego ojca, czuł wszechogarniające go szczęście i dumę, i wiedział równocześnie, że i on byłby z niego cholernie dumny, że poszedł w jego ślady. To on nauczył go wszystko, o czym wiedział Olliver.
                  Zmarszczył brwi, rozszerzając bardziej oczy, gdy blondyn, jego porwany, znalazł się nagle na klęczkach. To była ostatnia rzecz, której się po niej spodziewał, zwłaszcza, jak przyłożył swoje wargi do jego dłoni. Jeszcze nikt nigdy go nie przepraszał z taką gorliwością. Widocznie takie obyczaje były na dworze królewskim Idreanii.
                 - Już się nie gniewam. Poza tym wystarczyłoby mi tylko zwykłe przepraszam, serio – odpowiedział, a zaraz roześmiał się razem z nim, przy okazji wsłuchując się w melodyjny śmiech blondyna, wtedy dochodząc do wniosku, że mógłby słuchać jego śmiechu w nieskończoność. Nikt oprócz niego i może Alexa nie śmiał się tak beztrosko i czysto. - Racja. Zwłaszcza, jak przede mną klęczysz, jakbyś chciał mi się oświadczyć. - Puścił mu oczko, po czym pomógł mu wstać z podłogi pokrytej kurzem. I wtedy sam Olliver zatrzymał się na chwilę, kilka razy mrugając szybko, już myśląc, że ma jakieś urojenia i omamy. Może i nawdychał się trochę alkoholu przy zajmowaniu się uchem Enjou, ale chyba nie na tyle, żeby zobaczyć przez dosłownie sekundę, jak tęczówki księcia z miodowych nagle lśnią na zielono. A gdy te powróciły już do swojego pierwotnego koloru, czarnowłosy tak czy siak nie mógł oderwać od nich tęczówek.
**
               Wszyscy byli gotowi na opuszczenie wyspy wieczorem, to jak było to od początku zaplanowane. Wnieśli swoje wysuszone ubrania, tak jak skrzynie i beczki z upełnionymi zapasami ze świeżymi warzywami, owocami, mięsem i świeżą wodą, no i oczywiście nie zapomnieli o uzupełnienia rumu, a także stan amunicji został skonsultowany i odpowiednio dopełniony. Także pokład został umyty przez wyznaczonych do tego ludzi przez Bonneta, podczas gdy ten omawiał z osobą odpowiedzialną za nawigację, mapę.
           Wszedł tuż za Enjou, patrząc na niego tym razem z troską, gotów jakby co złapać. Wciąż martwił się o jego elfie ucho, a do tego niebawem mieli wypłynąć z lądu i młodego mężczyznę znowu mogła złapać choroba lokomocyjna.
          - Jak się czujesz? Jak chcesz mogę odstawić cię do swojej kajuty, to odpoczniesz – zapytał od razu, gdy oparli się o barierki. - Poza tym wiesz, że możesz nadal mówić do mnie po imieniu? - wyszczerzył się. - Chcemy popłynąć na kolejny ląd, tym razem po skarb –
oznajmił. Nie była to przecież niewiadoma jaka tajemnica. Ale na jego kolejna słowa, zagryzł przez chwilę dolną wargę. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał pożegnać się z Enjou – czy to kiedy zostanie wymieniony za pieniądze z długu, czy to jak postanowią zwrócić mu wolność, ale Olliver czuł, że to z pewnością nie był ten czas.
         Jeszcze za krótko się znali, by od tak miał go wypuścić sprzed swojego wzroku... Nawet jeśli robił to wbrew woli samego księcia, co było oczywiście samolubne. A sam czarnowłosy tłumaczył to sobie właśnie tym, że musieli dać królowi jeszcze trochę czasu. - Dajmy mu czas – powiedział szybko, może zbyt szybko.
        - Zaraz wracam – dodał i zaraz zniknął wśród piętrzących się ludzi na pokładzie.
         W rzeczywistości na chwila trochę się przedłużyła, ale statek miał zaraz odpłynąć, nad czym musiał czuwać. Za jego rozkazem została podniesiona kotwica, statek został odcumowany, a cumy zwinięte. Niedługo później po policzeniu załogi, żagle zostały również zawinięte. Następnie wspiął się po schodkach, gdzie to znajdował się ster.
        - Enjou? - zawołał chłopaka, uśmiechając się do niego. A gdy ten znalazł się już przy nim, wziął jego dłonie i położył na sterze. Swoich również nie odrywał od jego dłoni, tylko z wprawą pokierował nimi po drewnie, nadając statku odpowiedni kurs. Kierowali się prosto na zachodzące słońce oraz na niebo przyodziane w ciepłe koloru – w intensywny pomarańcz i żółty, co miało także odzwierciedlenie w spokojnym morzu, te stało się lekko ciemniejsze, odbijając od siebie ostatnie promienie słońca. - To jeden z powodów, za które kocham morze, oceany – skomentował, wskazując na niebo, malujące się przed nimi. - A co do tej pogody... Żadne przekleństwo nie wywołuje takiego bezchmurnego nieba i tamtej podwójnej tęczy, więc podtrzymuje swoje słowa, że to dar. - Stuknął go przyjacielsko w ramię. - Jestem naprawdę z ciebie dumny, wiesz? Nawet jako taki szczur lądowy nam się przydajesz. - pochwalił go, śmiejąc się. Z pewnością zasługiwał w tej chwili na pochwałę od samego kapitana. On nie miał zielonego pojęcia, jak udało mu się uporać z deszczem i z zachmurzonym niebem, ale najwidoczniej znalazł jakiś na to sposób. - Dlaczego wtedy w pokoju, po przeprosinach, twoje oczy nagle zmieniły kolor na zielony? To jakaś wasza elfia sztuczka? - zapytał bezpośrednio, długo nie myśląc, jak skleić odpowiednio słowa.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {18/09/22, 07:25 pm}

Enjou Alberich

- Mhm, dziękuję za troskę Olliver. - Od razu zaakceptował jego prośbę z uśmiechem. - Jednak już w porządku. Zdaje się, że zaczynam się przyzwyczajać do przebywania na pokładzie. - Dodał w końcu uchylając powieki aby spojrzeć na swojego towarzysza. Ich relacja wróciła na dobre tory, a wręcz zdawała się nawet ulec znacznej poprawie. To zadziwiające jak w kilka dni zdążył się przywiązać do całkowicie obcego człowieka. Jeszcze niedawno był przekonany, że nigdy nie spotka nikogo z pozytywnym nastawieniem do swojej osoby. Zawsze była to jedynie jego młodsza siostra. Zawsze uważał, że była jeszcze zbyt młoda aby zrozumieć jak wiele krzywdy przyniosły szkody wywołane jego mocą. Ona też twierdziła, że musi ją jedynie kontrolować A dzięki Bonnetowi to się udało. Nie rozumiał w pełni tego fenomenu, ale wiedział, że miał wobec niego ogromny dług do spłacenia. Dlatego też odrobinę się ucieszył i ochoczo przyjął podsunięta wymówkę do wydłużenia ich wspólnego czasu.
- W porządku, to ty tu wydajesz rozkazy. - Parsknął i odprowadził go wzrokiem, aby zaraz uważnie obserwować jak staruje załogą. Pod jego słowami aż sam miał ochotę ruszyć się do działania, choć nie bardzo wiedział do czego mógłby się przydać. Będzie musiał nad tym trochę popracować.
  Oczywiście nie oddalał się daleko, dlatego też zawołany musiał wykonać jedynie kilka kroków aby znaleźć się przy kapitanie. Nim jednak zadał pytanie w sprawie wezwania, jego dłonie zostały ułożone na sterze statku. Uniósł brwi początkowo zaskoczony, ale nawet nie myślał się odsuwać. Czuł się niemalże jak dziecko, kiedy dłonie bruneta prowadziły jego i uczyły sterować tak wielkim środkiem transportu. Jako Książę nigdy nie miałby wstępu na taką pozycję, ale teraz mógł nacieszyć swoje wewnętrzne dziecko, które od urodzenia złaknione było choćby krzty zabawy.
- To jest.... niesamowite... - Zwykle elokwentny półelf stracił nagle zdolność wysławiania się, ale kto mógłby go winić, kiedy jego oczy poraz pierwszy ujrzały tak piękny widok. To jak rozmaite kolory wylewały się na tafli wody, jak słońce leniwie znikało za horyzontem. A na dokładkę i deser kojące słowa kapitana, które złapały go z opuszczoną gardą. - Naprawdę za każdym razem zaczynam coraz bardziej ci wierzyć. - Zaśmiał się czując lekkie pieczenie na czubku jednego z uszu, które przybrało odrobinę na różu i zadrgało lekko. - Gdybym tylko mógł nad nią lepiej panować, moglibyśmy bez najmniejszego wysiłku dostać się nawet na drugi koniec świata. - Rozmarzył się wspominając liczne przeczytane przygody o długich rejsach w nieznane rejony. Gdyby tylko Bonnet pozwolił mu zostać ze sobą na zawsze, to z pewnością razem odkryliby jeszcze większe cuda. Było to samolubne życzenie, bo świadom był, że jego osoba może sprawiać wiele problemów, dlatego też szybko nałożył na nie łatkę marzenia, aby nie robić sobie niepotrzebnej nadziei. To był świat Olliego Bonneta i jego załogi - Enjou, pierwszy Książę Idreanii do niego nie należał.
  Z zamyślenia wyrwało go zaskakujące pytanie pirata, przez które na chwilę zamyślił się marszcząc brwi.
- Zielony? - Odruchowo odwrócił się, aby spojrzeć w jego szmaragdowe tęczówki, które za każdym razem wydawały się nabierać coraz to piękniejszego odcienia. - Cóż... zmiana koloru oczu u Elfów jest możliwa, dzieje się tak w przypadku odnalezienia życiowego partnera. Jednak wtedy nasze tęczówki przybierają niebieski odcień. Nigdy nie słyszałem o zieleni, ani żadna z przeczytanych przeze mnie lektur o tym nie wspominała. - Wyjaśniając zdolności swojej pół rasy przytknął pieść do brody. - Być może jedynie zdawało ci się, lub był to wpływ nagłego pojawienia się promieni słonecznych. Od tamtego momentu pogoda przecież znacznie się polepszyła. - Podsunął w miarę logiczne wyjaśnienia, choć sam w pełni w nie nie wierzył. Najbardziej prawdopodobne było zwykłe przewidzenie się.  - Elfy prócz zdolności leczących, jak i tej drobnej anomalii przy wiązaniu się w pary, nie posiadają już żadnych sztuczek. Z racji bycia pół elfem zapewne to ostatnie nie tyczy się mojej osoby, moja krew jest dokładnie w połowie ludzka i elficka. Gdyby jedna z nich przeważała, wtedy zapewne przyjąłbym więcej cech danej rasy. - Zdradził bez wahania. Przecież równie dobrze mógł skłamać, że ma ukrytych w rękawie kilka asów, a zamiast tego odsłonił przed piratem swoje wszystkie karty stojąc przed nim niemalże nagi. Cooo już co prawda miało miejsce, ale w innej kwestii. Z jakiegoś powodu, czuł, że może mu ufać. Dlatego też postanowił mu zdradzić coś jeszcze.
- Moja Mat- Królowa Danila, była czystej królewskiej krwi. Miała niezwykle piękny odcień lazuru po wyjściu za mego Ojca. Nie widziałem go osobiście, ale uwieczniony na obrazach zawsze przypominał mi ciepłe, tropikalne morze, takie jak to dzisiaj. - Tym razem pogoda nie zmieniła się gwałtownie. Zawiał jedynie chłodniejszy wiatr, za który równie dobrze można było obwiniać późną porę. W końcu słońce już dawno zdążyło skryć się za wodą, choć wciąż można było dojrzeć jego czerwoną poświatę.
- Chyba pora udać się na spoczynek. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. - Zakrył ziewnięcie w rękawie i uśmiechnął się leniwie. Był zmęczony, ale było to dobre uczucie.

  Wraz z kapitanem pożegnali się z mijaną załogą i udali się do kajuty pirata. Enjou tym razem czuł się jednak winny odbierania łóżka brunetowi podczas pierwszej nocy na pokładzie. O ile dobrze pamiętał, chodził lekko obolały. Ale sam też nie widział siebie śpiącego na twardych deskach.
- Śpijmy razem. - Zaproponował, zaraz jednak odkaszlnął. - Nie chciałbym, abyś nabawił się uszkodzeń kręgosłupa oraz szyi, lub też choroby od zimnego podłoża. Kapitan musi być wypoczęty przed wyprawą po skarb. - Uśmiechnął się nieśmiałe podchodząc do posłania, które wymagało lekkiej poprawy. Wzruszył więc poduszkę, jak i rozprostował nakrycie.
- jeżeli... Jeżeli się obawiasz, że tamta sytuacja może się powtórzyć... - Choć brunet nie widział jego zaczerwienionej twarzy, to i tak pewnie był w stanie dojrzeć jego zaczerwienione czubki uszu. -Jestem skłonny dać się nawet związać. - Dodał przysiadając na brzegu materaca i wyciągnął przed siebie złączone nadgarstki.
  Ale Pirat widocznie nie zamierzał kłopotać się przystaniem na jego propozycję. Zwyczajnie pozbył się koszulki i ułożył się na połowie łóżka, zostawiając trochę miejsca dla Księcia. Od razu na usta blondyna wpłynął delikatny uśmiech. Sam również pozbył się górnego odzienia, które dzisiaj zakupił i starannie złożył ich koszule w kostkę. Już nie krępował się przy piracie, choć ukradkiem podziwiał jego dobrze wyrzeźbione ciało. Wieczór od razu stał się odrobinę cieplejszy.
  Położył przy mężczyźnie, tak że obaj byli odwróceni do siebie plecami, a układając się wydolniej, przypadkiem trącił swoją chłodną nagą skórą o tą ciepła bruneta.
- Wybacz... Dla dwójki dorosłych mężczyzn jednak jest odrobinę ciasno. Choć mógłbym do tego przywyknąć. - Ośmiał się zaraz przesuwając na swój kraniec i przymknął powieki. - Dobrej nocy, Olliver - Dodał po sekundzie zasypiając, co od razu zdradzało jak mocno zmęczony był.
  Niestety dobre chwile zawsze musiały się kiedyś skończyć. I tak było w czasie snów Księcia, które zawsze przepełnione były koszmarnymi wytworami jego wyobraźni. Być może udało mu się uspokoić za dnia, ale w tamtym momencie kołysanie łodzi zaczynało przybierać na sile. Niestety sam już nie był pewien co widział w otchłani Orfeusza. Przez lata wszystko zlewało się w jedną czarną mazię, która pochłaniała do coraz głębiej i głębiej, odbierając czucie, słuch, oddech, a po ujrzeniu twarzy matki wzrok.
- W...wyba-cz... mi. - Wymamrotał między niezadowolonymi pomrukami, a po jego policzku spłynęła samotna łza.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {23/09/22, 12:22 am}

pirates-of-the-caribbean-font

         Z bliska przyglądał się twarzy niższemu, samemu pod nosem się uśmiechając. Radość chłopaka, a także śmiech, wprawiał w radość samego Ollivera. Półelf wyglądał przy tym niewinnie, z oczami jak monety, wpatrując się w ciepłe odcienie, które to pojawiły się na niebie. Być może nigdy w swoim życiu nie miał okazji podziwiać zachodu słońca, będąc codziennie poganianym do zamku przed zapadnięciem zmroku. A tu na statku taki widok był łatwy do zaobserwowania, był niemalże codziennością Olliego, który kładł się do swojej kajuty, tylko wtedy, gdy był zmęczony.
         I ugryzł się w język tuż przed tym, jak prawie z jego ust nie wyleciało pytanie o zostanie chłopaka u jego boku, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja. Nie miał takiego prawa, by wymuszać nad nim pozytywnej odpowiedzi, bo przeczuwał, że blondyn był za dobrze wychowany, aby stanowczo powiedzieć „nie”. Poza tym nie mógł wyobrażać sobie, że Enjou brał go na poważnie, że  mógł darzyć go jakąkolwiek sympatią. Może tylko się zgrywał, udając, próbując wzbudzić u kapitana współczucie, licząc na szybsze wypuszczenie. Co najgorzej, młody kapitan z każdą chwilą przekonywał się, że zdążył już polubić blondyna i przyzwyczaił się do jego obecności.
        - Mogę cię jutro spróbować obudzić na wschód słońca. A jak nie jutro, to pojutrze też jest dzień – odpowiedział z przebiegającym uśmiechem po twarzy, kiedy jego spostrzegawcze spojrzenie zauważyło delikatne rumieńce na czubku spiczastych uszów. Musiał przyznać, że wyglądało to uroczo.
         A zaraz to wsłuchał się wytłumaczenie półelfa, ani na chwilę mu nie przerywając, tylko pozwalając mówić. Był ciekawy wytłumaczenia, co nagle zmieniło kolor jego tęczówek, licząc na jakąś fascynującą odpowiedź, ale w zamian za to otrzymał tylko długą historię, która finalnie skracała się do odpowiedzi „nie wiem”, sugerując, że młodemu kapitanowi po prostu się to przewidziało.
        - Niemożliwe, żeby słońce zmieniło ci z miodowych na zielonych i to przez kilka sekund. Wiem, co widziałam – zarzekł się, krzyżując ręce na piersi.- - Powiem ci następnym razem, gdy je zobaczę – dodał, ciężko wzdychając.
         Historia o matce chłopaka przypomniała mu o swoim nieżyjącym już ojcu i właśnie przez to wydarzenie mógł utożsamiać się poniekąd z Enjou, który niewątpliwie nosił w sercu taki sam ból, jak czarnowłosy. Tylko ten drugi nie czuł się gotowy, by zwierzać się komukolwiek z uczuć, które również od dawna go męczyły. Do tej pory trzymał śmierć taty głęboko w sercu, nikomu nie pozwalając zbliżyć się do tej rozmowy. Ale dzięki temu mógł chociaż w jakimś stopniu rozumieć, co czuł książę i czuł się zaszczycony, że mógł choć trochę bliżej poznać historie rodziny Alberich.
        - Przykro mi. - Poklepał go delikatnie po plecach. - Z całą pewnością były piękne.
        Na kolejne słowa przytaknął, kierując się z chłopakiem do swoich czterech „ścian”, gdzie niemalże od razu prawie by się potknął o własne nogi, słysząc propozycję wspólnego spania. Był pewny i w pełni przygotowany, że czeka go kolejna noc na zimnym i twardym podłożu. Łóżka bardziej było potrzebne książęcemu ciału, które było przyzwyczajone spać na najdroższych i najwygodniejszych materiałach. No i dochodziła kwestia zranionego ucha księcia. Jego organizm potrzebował się wyspać, by mieć siłę na zregenerowanie organizmu.
        - Mmm, książę się o mnie martwi? - zapytał z lisim uśmiechem, próbując tak ukryć swoje zdziwienie jak i zakłopotanie, bowiem ostatni raz, jak spali, byli przede wszystkim pijani.- Nie pajacujmy. Chyba nie masz takich lepkich rączek na trzeźwo – powiedział i machnął ręką, szybko pozbywając się swojej koszuli i odrzucając ją gdzie popadnie. Ku jemu zdziwieniu materiał został zaraz idealnie złożony, ale nie skomentował tego. Było to dla niego niecodziennie zachowanie, ale dla kogoś wysoko urodzonego pewnie normalne. No i nie miał na co narzekać.
        Ułożył się tuż przy „ścianie”, tam gdzie najbardziej lubił zasypiać i zaraz wcisnął się w nią jeszcze bardziej, nie tylko robiąc więcej miejsca blondynowi, ale także tak reagując na nagły chłód na jego ciele. Dlaczego nie mógł być trochę cieplejszy?
       - Dobranoc – odparł, przerzucając swoje czarne kłaki przez poduszkę i zamknął oczy.
**
       Obudził się kilka godzin później, od razu czując, jak towarzysz obok niespokojnie się obok niego kręcił, a także nawet mamrotał coś przez sen.
       - Hej... Enjou? - wyszeptał, sprawdzając, czy na pewno śpi, a następnie powoli odwrócił się przodem na niego i wspiął się o swoje ramie, spoglądając na twarz chłopaka, poruszoną w niespokojnym śnie. Jego brwi były delikatnie ściągnięte, a usta zaciśnięte, zaś na policzku odbijała się smuga światła, co oczywiście wskazywało na pojedynczą łzę. Olliver nie potrzebował więcej argumentów, aby nie objąć blondyna ramieniem, przybliżając się do niego. Obniżył się lekko, dzięki czemu nogi mógł dopasować do tych jego, a czoło wsparł na jego ramieniu. Liczył, że taki dotyk go uspokoi i pozwoli spać spokojniej, dlatego też wkrótce palce czarnowłosego delikatnie głaskały jedną z dłoni chłopaka i robił to tak długo, dopóki sam ponownie nie zasnął.
**
      - Dzień dobry, śpiąca królewno – wybełkotał tuż w zagłębienie szyi Enjou, gdy tylko to ponownie się obudził, ale tym razem został powitany przez słońce, witające ich przez okno. Jego ręce wciąż spoczywały wokół ciała blondyna – jedna leżała tuż przy jego klatce piersiowej, a druga przy jego ramieniu, gdzie to Bonnet podpierał sobie głowę. - Chyba jednak przegapiliśmy wschód słońca. - Zaśmiał się radośnie, trącąc nosem o szyję półelfa, zaś ręka leżąca obok brzucha zawędrowała do jego policzka, gdzie jeszcze niedawno widniała łza i tam delikatnie go pogłaskał. - Coś ci się dzisiaj złego śniło, prawda? - zapytał bezpośrednio, jak to miał w zwyczaju.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {24/09/22, 11:50 pm}

Enjou Alberich

 Koszmary były głównym powodem dla którego Enjou zwykł chodzić spać o późnych godzinach. Ciemność zwykle je pogarszała, więc czekał do do świtu i dopiero wtedy układał się do spoczynku. Szczęście w nieszczęściu, zwykle był wykluczony z wszelkich zebrań, czy spotkań z ważnymi osobistościami. Był wzywany jedynie od święta, więc na spokojnie mógł odsypiać nieprzespane godziny. Wyjątkami były noce, w które udawało spędzać mu się przy siostrze. Widok jej beztroskiej, śpiącej twarzy z delikatnym uśmiechem. Czasami mamrotała też coś z opowieści, które czytał jej na dobranoc. Jej osoba automatycznie koiła nerwy księcia i pozwalała, aby sam bez przeszkód udał się do krainy Morfeusza.
  Przy Olliverze było podobnie. Choć jego sen zaczął się od nieprzyjemnych wspomnień, to wystarczył dotyk mężczyzny, aby automatycznie mrok został rozproszony. Ciepło drugiego ciała, jak i delikatne głaskanie po dłoni, automatycznie rozluźniło księcia. W jednej chwili zniknęły wszelkie grymasy, pomruki niezadowolenia zamilkły, a sny przybrały przyjemniejszych barw. W tym też momencie odezwała się jego chciwość, która pokierowała jego ciałem, tak aby odwzajemnił uścisk, wciskając twarz w ciemne kosmyki.

  Otulony przez poranne słońce nawet nie myślał o wstawaniu, lub ruszeniu się nawet o milimetr. Było mu wygodnie jakby spał na jednym z najlepszych zamkowych łoży i ciepło, jakby przylepiona do jego boku była wielka ogrzewana poduszka, do której przylgnął bardziej i zacieśnił swój uścisk. Wytrącił go z letargu dopiero znajomy głos, choć jego senny ton, nie wybudził go do końca. Wręcz przeciwnie, sprawił, że rozluźnił się jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Czuł się jakby jego ciało topniało z przyjemności. Szczególnie gdy fala dreszczy przepłynęła po jego ciele od szyi, a ciepła dłoń wylądowała na jego policzku.
- Dzień dooobrymm... - Złakniony kontaktu fizycznego Półelf, automatycznie bardziej do niej przylgnął, po czym przechylił lekko głowę, aby musnąć jej skórę wargami. Spod jasnych rzęs można było dostrzec zieleń jego tęczówek. Dopiero w tamtej chwili wybudziła się jego świadomość.
  W lekkim szoku spojrzał na bruneta, który znajdował się w jego ciasnych objęciach oraz na jego dłoń przy swoich ustach. Oczywiście nie trzeba było długo czekać, aby jego blada twarz zalała się czerwienią po same jego drżące z nadmiaru emocji uszy. Szybko puścił pirata ze swoich ramion i wstał na równe nogi, a jego oczy ponownie przybrały barwę bursztynu.
- T-tak najwidoczniej, najmocniej Cię przepraszam. - Westchnął zasłaniając twarz dłonią, którą to udał, że odgarnia roztrzepane włosy. - Jednak zwykle koszmary trwają aż do mego przebudzenia, które tym razem było... spokojne. Nawet nie pamiętam z nich za wiele. - Choć wiąż był czerwony i mocno zawstydzony spojrzał na kapitana z ciepłym uśmiechem. - Zdaje się, że jesteś moim żywym łapaczem snów. - Stwierdził sięgając po swoją koszulę. Po puszczeniu ciepłego ciała bruneta, przeszły go drobne dreszcze, które domagały się ponownego przylgnięcia do pirata.
- Jeszcze raz przepraszam za takie przylepienie się do ciebie. Chyba związanie moich rąk, jednak nie było wcale przesadnym pomysłem. - Dodał tym razem w żartach. Miał tylko nadzieję, że to wcale nie odstraszy kapitana od przyszłych nocy, które mogliby spędzić razem. Narzucając na siebie górne odzienie, przeciągnął się leniwie z ramionami nad głową.
- Chyba pora wyjrzeć z kajuty. Załoga potrzebuje swojego wspaniałego Kapitana, a jego brzuch porządnego śniadania. - W tej też chwili żołądek księcia zaburczał donośnie, sprawiając, że jego właściciel drgnął zaskoczony. Zaraz zaśmiał się zawstydzony i złapał się za lewe ucho. - Jak i mój. - Uśmiechnął się lekko.

  Specjalnie zachęcać Kapitana nie musiał. Odczekał aż ten się ubierze, po czym obaj mogli uda się do kuchni łączonej z jadalnią, która znajdowała się pod pokładem, tuż przed kwaterami w których sypiali członkowie załogi. O tej godzinie już nie było tu taki tłumów, jakie zapewne panowały z bladego świtu. Jedynie kilka osób siedziało przy stole, a byli nimi między innymi Brandon i Alexy.
- Dzień dobry wszystkim. - Wyszczerzył się Półelf, co było ogromną zmianą, ale zdecydowanie na lepsze.
- Doberek Kapitanie, dobrek Książę! - Przywitał się podobnie Alexy, który wstał aby podrzucić swój talerz do sterty garów, przeznaczonych do zmywania. - Wybaczcie, ale ja się zmywam, póki ojczulek nie- - Nagle gruba ręka złapała młodego chłopaka za kołnierz, zaciągając go do zlewu.
- Ojczulek wyraźnie kazał ci się zająć zmywanie, prawda? - Surowy wzrok ojca od razu sprawił, że westchnął zrezygnowany. Wiedział, że się z tego nie wywinie.
- Dobry śpiochy. Widzę, że tym razem porządnie wypoczęliście. - Wtrącił się Brandon z lisim uśmieszkiem na ustach i podejrzliwym błyskiem w oku.
- Tak, Olliver jest niezastąpionym kompanem do sypiania. Już dawno nie byłem tak rześki. - Odparł niewinnie, co dla innych wcale tak niewinnie nie zabrzmiało, ale nikt prócz Brandona nie odważył się tego skomentować.
- Powiadasz? - Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej. - Kapitanie, może następnym razem, ja zawitam do twojej kwatery? - Zaproponował, co od razu nie spodobało się Enjou. Miałby oddać kapitana w jego ręce i pozwolić, aby to jego ramiona go obejmowały?
- Obawiam się, że nie ma wystarczająco miejsca dla trzeciej osoby... - Odpowiedział nim zdążył się ugryźć w język i zatrzepał uszami, a Brandon z trudem wstrzymał się przed parsknięciem. - Co ważniejsze, co na śniadanie? Zostało jeszcze coś? - Szybko zmienił temat, podchodząc do kucharza, który zajmował się przygotowywaniem strawy.
- Pewnie, po uzupełnionych zapasach w końcu mogę się trochę popisać. - Starszy mężczyzna wyszczerzył się szeroko, zaraz stawiając na stole dwa pełne talerze. Enjou oczywiście był przyzwyczajony do jedzenia gotowanego przez najlepszych zespół kucharzy w kraju, ale musiał przyznać, że jedzenie wyglądało wyśmienicie. Aż zmuszony był otrzeć ślinę, która spłynęła z kącika jego ust.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {09/10/22, 05:50 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

      Kruczoczarne kosmyki włosów kapitana były leniwie porozrzucane po całej poduszce, żyjąc własnym życiem, tak jak zawsze rano. Nie był też pewien, czy niektóre z nich nie gilgoczą osoby, z którą to dzielił łóżko, ale sądząc po tym, jak mocno trzymał kapitana w swoich ramionach, było mu bardziej niż wygodnie. A on nie narzekał – silne objęcie tej samej płci okazało się być bardzo przyjemne i do tego skóra bladego mężczyzny tak ładnie pachniała i emanowała kojącym ciepłem, że nie miał serca się od niego odsuwać.
       Wręcz taka pozycja mu całkowicie odpowiadała, a zwłaszcza muśnięcie ciepłych, malinowych warg na swojej dłoni, co wywołało na twarzy zielonookiego delikatny uśmiech. Ale nie on jedyny miał teraz zielone tęczówki, bo te miodowe spod jasnego wachlarza rzęs, ponownie przybrały zieloną barwę, w która to Olliver intensywnie się wpatrywał, jednakże postanowił wspomnieć mu o tym później, żeby nie psuć między nimi tej cudownej atmosfery. W każdym razie teraz miał pewność, że to mu się po raz drugi nie przewidziało!
      Niestety na jego nieszczęście chwilę później blondyn wyskoczył z ich wspólnego łóżka, jak poparzony, zabierając ze sobą ciepło drugiego ciała, co czarnowłosy skwitował z cichym westchnieniem, ale także nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, kiedy półelf prezentował przy nim swoją nagą klatkę piersiową, na którą miękko padały promienie słoneczne. I do tego na jego twarz wstąpił odcień czerwieni, który jeszcze bardziej podbijał bladość młodego mężczyzny.
      - Nie masz za co przepraszać. Przecież sam cię w nocy przytuliłem, a jak widać ciężko się ode mnie oderwać –odpowiedział, aby rozluźnić atmosferę, ale także zaraz to wyszczerzył się w uśmiechu wplątując w swoje słowa nutę pewności siebie. - Mogę przyjąć kolejną fuchę na tej łajbie. Bycie żywym łapaczem snów nie wydaje się być takie trudne. - zaśmiał się. - Cieszę się, że się wyspałeś – dopowiedział. Po tej całej historii z jego ojcem i matką, nie trudno było się domyślać, że Śpiąca Królewna mogła być dręczona przez nocne koszmary. W ogóle miał wrażenie, że przeszłość księcia była burzliwa i na pewno nie usłana różami, daleka od wyobrażeń samego Ollivera. Zdawało mu się, że życie na dworze było wspaniałe i beztroskie, gdy dookoła miało się służbę, która za ciebie gotowała, ubierała cię, czesała i usługiwała. Do tego nie było trzeba przejmować się pieniędzmi, czy to nie była bajka?
     Po tych słowach sam postanowił ruszyć swój tyłek z materaca, po czym wziął z krzesła swoją koszulę złożoną w kostkę i założył ją na siebie, ponownie pokazując nagie plecy, zaś swoje ciemne kosmyki przeczesał tylko palcami, aby jako tako wyglądać.
**
    Zajął miejsce przy stole naprzeciwko Brandona i Alexego, od razu witając się z mężczyzną i chłopcem, a zaraz to zaśmiał się głośno, gdy najmłodszy z nich został zaciągnięty do umycia naczyń po nich wszystkich. Całe szczęście, taki zaszczyt samego kapitana nigdy nie spotkał, mimo że wszystko, co było w zasięgu kuchni już nie było pod jego władzą. Wbrew pozorom ojciec chłopca potrafił być w tej kwestii władczy.
      Nie skomentował również zaczepnych słów Brandona w jego kierunku, a na jego twarzy zagościł tylko zadziorny uśmieszek z cichym prychnięciem pod nosem, gdy Enjou od razu zaczął bronić swojej „pozycji” łóżkowej w kajucie. Niewątpliwie miał w tym racji, a spanie z jednym mężczyzną było na pewno o wiele bardziej wygodnie niż na hamaku pod podkładem, gdzie większość z nich chrapała. Co prawda początkowo Olliver zamierzał położyć porwanego tylko na pierwszą noc u siebie, chcąc, by odpoczął po sztormie i po porwaniu, aczkolwiek jak widać jego plany uległy zmianie.
     - Ubrudziłeś się – skomentował, wskazując palcem na prawą część swojej brody. - O tutaj... Nie, po tej drugiej stronie – odezwał się znowu, ale zaraz westchnął ciężko i już sam kciukiem starł biały sos z brody młodego mężczyzny i jak gdyby nic oblizał swój palec.
     Śniadanie faktycznie okazało się być popisowym daniem kucharza, a do tego było one jedzone w doborowej atmosferze. Co rusz były poruszane kolejne tematy przez Brandona, który pozostał z dwójką dzisiejszych śpiochów aż ci nie skończyli jeść. W końcu, gdy Alexy skończył myć górę garów, pożegnał się z nimi, mówiąc, że musi komuś pomóc. Tak właśnie zostali sami w tej części statku.
    - Znowu widziałem, jak twoje oczy nagle są zielone – zaczął ten wątek od razu, gdy jeszcze raz się upewnił, że na pewno są sami. Nie miał pojęcia, czy półelf chciałby, żeby wszyscy wiedzieli o tym zjawisku. -  Na pewno tym razem mi się nie przewidziało! - Prychnął, już jakby przewidując wymówkę blondyna, a następnie jeszcze bardziej się do niego przybliżył, przyglądając się tym razem spiczastym uszom swojego towarzysza. Dopiero teraz miał okazję dokładnie się im przyjrzeć i podziwiać ich piękno, a szczególnie ich spiczaste zakończenie, które go fascynowało. Nie był pewny, czy kiedykolwiek miał okazję rozmawiać z jakimkolwiek elfem, a co dopiero rozmawiać, więc jego ciekawość była dla Ollivera naturalna. Tak samo, jak to, że zaraz zaczął dotykać spiczaste uszy, ale tym razem starał się być dla nich delikatnym, pamiętając, jak przy pierwszym razie były wrażliwe. Opuszkami palców tylko je ostrożnie głaskał, szczególnie zwracając uwagę na ostro zakończony czubek.
Jako pirat rzecz jasna miał trochę inny kodeks moralny niż reszta i kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że raczej nie powinien bez przyczyny naruszać przestrzeni osobistej kogokolwiek, a już w szczególności porwanego księcia.
     - I co ty na to, byś mi później pokazał, jak używasz miecza? Taki mały pojedynek bez krwi i ofiar – zapytał, na chwilę przenosząc szmaragdowe spojrzenie z jego uszów na twarz.[/color][/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {11/10/22, 10:58 pm}

Enjou Alberich

  Popołudniowe śniadanie spędzone w tak żywym gronie było dla Enjou kolejną nowością. Zazwyczaj ten posiłek, jaki większość innych, spędzał sam w swoim pokoju. Podczas kiedy blondyn był zajęty poranną toaletą, służba prędko wciągała wózek ze śniadaniem, po czym uciekała ile sił w nogach. Ale te które spędzał w gronie rodzinnym też nie były wcale lepsze. Grymasy niezadowolenia na twarzach Ojca oraz brata, zakłopotana skulona sylwetka jego siostry i oczywiście atmosfera, którą można było ciąć nożem. Biedna towarzysząca im podczas takich wydarzeń służba, często nie wytrzymywała nerwowo. A szalejąca za oknami burza wcale nie pomagała.
  Za to teraz siedział z uśmiechem na twarzy przy stole, który nigdy nie widział obrusu, czy choćby serwety, ale za to w jak przyjemnej atmosferze żartów i zaczepek. Większości  sugestii nie wyłapywał, ale bardzo się starał, aby nie zrujnować tego cudownego obrazka. I może wtedy został pozostawiony bez uzbrojenia w podziemnym markecie przez Brandona, ale nie miał mu tego za złe. Był wtedy całkowicie skupiony na szybkim odnalezieniu najmłodszego członka załogi i pewnie gdyby Enjou miał przy sobie jakiś rodzaj broni jak jego towarzysze, to potoczyłoby się to zupełnie inaczej. Krótko ścięty blondyn przepraszał go wielokrotnie, ale na szczęście chyba już wystarczająco wyciszył swoje sumienie.
- Hm? - Mruknął ściągnięty ze świata swoich myśli i spojrzał na kapitana zaskoczony, choć szybko podłapał o co mu chodziło. Od razu zlustrował jego gest, ocierając lewą stronę swojej brody, ale nie trafi. Za drugim razem niestety również nie... A może raczej stety? Kapitan postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i zręcznie oczyścił dolną część twarzy blondyna z sosu. Z uśmiechem sięgnął po chusteczkę, aby podać ją piratowi. - Dzię- - Zachłysnął się nagle kiedy język kapitana zlizał resztki sosu z jego palca. - Dziękuję. - Dokończył przykładając chusteczkę do twarzy, aby dokładniej się oczyścić. Choć był to też sposób na ukrycie ponownie zaczerwienionych policzków. Gdzie te jego niesforne myśli płyną z samego rana?! najprawdopodobniej była to wina nazbytniego rozluźnienia się, ale nic nie mógł na to poradzić. Tak właśnie działała na niego bliskość młodego kapitana, szczególnie kiedy przebywali sami. Oczywiście nie przestawał go też zaskakiwać, co ukazały unoszące się wysoko brwi księcia.
- "Znowu"? - Powtórzył odruchowo unosząc dłoń do jednej z powiek. - Powinieneś był mi powiedzieć. Również chciałbym się temu przyjrzeć. - Westchnął trochę zawiedziony, ale też i skołowany. - Nie mam najmniejszego pojęcia dlaczego tak się dzieje. Byłem pewien, że porządnie przestudiowałem każdą książkę, która posiadała informacje na temat Elfów, jak i mieszańców z ich krwią. Zdobyłem nawet te publicznie zakazane. A może jednak coś pominąłem? Oh, gdybym tylko mógł wrócić do zamkowej biblioteki. - Rozczarowany swoją słabą pamięcią, wsparł głowę na dłoni, której łokieć leżał na blacie stołu i przymknął powieki. Jego oczy zmieniły kolor. Działo się tak jedynie przy młodym kapitanie... póki co. A on niczego nie czuł, czy też nie był tego świadomy. Do tej pory zganiał wszystko na swoje przekleństwo, jednak teraz kiedy był zdolny uspokoić pogodę do stopnia czystego nieba, sprawy przestały być proste.
  Wyjątkowo często zamyślał się tego poranka, ale za każdym razem to właśnie brunet ściągał go na twarde deski pokładu. A to słowami, zaczepką, jaki i również dotykiem. Początkowo drgnął z zaskoczenia i poruszył uszami, odruchowo spodziewając się niesfornego kosmyka włosów, które mogło je smyrać. W najgorszym przypadku byłby to robak, ale tym razem było to zdecydowanie coś bardziej przyjemnego. Ciepłe opuszki palców dokładnie badały każdy, nawet najmniejszy skrawek jego ucha, a na nieszczęście połelfa szczególnie upodobały sobie ich czubki, które były najbardziej wrażliwym elementem. Blondyn zacisnął wargi w cienką linię i przymrużył powieki. Dobrze wiedział, że pirat nie był tego świadom i robił to jedynie wiedziony czystą ciekawością, dlatego też próbował kontrolować drżenie uszu, co nie było łatwym zadaniem.
- Z ogromną przyjemnością, jednak... - Zaczął zakłopotany, ale w końcu z jego warg uciekł głośny pomruk zadowolenia. Jak na sygnał syreny blondyn wyprostował się sztywno niczym struna i złapał dłonie bruneta, odsuwając je nieznacznie od swoich mocno opuszczonych uszu, które tak jak jego policzki pokryły się głębokim odcieniem czerwieni. - Um... nie mam przeciwko takiemu badaniu, jednak... Muszę cię uprzedzić, że dla Elfów uszy są bardzo... eebardzo wrażliwą częścią ciała... - Końcówkę niemalże wyszeptał, obawiając się, że ktoś mógłby wtargnąć do pomieszczenia właśnie w tym momencie ich konwersacji. I jego obawy były słuszne.
- Wybacz, powinienem prędzej zareagować, ale odrobinę się zamyśliłem. - Zaśmiał się dla rozluźnienia i w tym momencie do pomieszczenia wszedł Brandon.
- Enjou jesteś tu jeszcze? O świetnie! Wstawaj, przydałaby... się.. nam... - Urwał w połowie, zaraz przygryzając dolną wargę i ze świstem wciągnął powietrze przez szparę między jedynkami. - Ajciaa, widzę że jesteś zajęty. Właściwie to nie takie pilneeee, poradzimy sobie! - Wyszczerzył się głupawo, zaczynając wycofywać pod drzwi.
  Dopiero w tym momencie Enjou zdał sobie sprawę, że zbyt długo trzyma ręce wyższego mężczyzny i jak mogli wyglądać z punktu widzenia innych.
- My. Nie. Jja, wcale...!! - Wydukał nerwowo książę. Jego zawstydzenie właśnie sięgnęło zenitu, a przecież była to jedynie zaczepna sugestia, do której powinien już był się przyzwyczaić. - B-bardzo chętnie pomogę, jeśli tylko w jakiś sposób mogę się przydać! - W końcu odzyskał kontrolę nad sowim językiem i szybko wstał od stołu. - Przepraszam Kapitanie, dokończymy naszą konwersację innym razem. I naprawdę nie mogę doczekać się pojedynku. - Zapewnił go z uśmiechem, po czym szybkim krokiem wdrapał się z roześmianym Brandonem na pokład.

  Ostatecznie nie było dane im dokończyć rozmowy. Olliver został pochłonięty przez obowiązki, a pomoc Enjou rozciągnęła się na jeszcze kilka innych przysług załogi. Choć ubolewał nad brakiem styczności z kapitanem, to musiał przyznać, że pomogło mu się to uspokoić. Jak i zbliżyć do kogoś poza najmłodszymi członkami zgrai. Początkowo obserwowano go z obawą wynikającą z jego królewskiego pochodzenia, jednak szybko uświadomił innych, że brzydził się pracy, a jego mięśnie nie były tylko na pokaz. Choć przyjemnie się je zapewne oglądało, kiedy w obawie o swoją koszulę, pozbył się górnego odzienia. Starannie ją złożył i odłożył w bezpiecznym miejscu.
  Oczywiście cały czas myślał jedynie o zaproponowanym przez kapitana pojedynku, którego w końcu się doczekał. Nastał już co prawda wieczór, ale książę wciąż paradował bez koszulki, kiedy stanął na przeciw bruneta.
- Wybacz mój niestosowny ubiór. Jestem pewien, że z twoim doświadczeniem, byłbyś w stanie powstrzymać się nim twoje ostrze zdołałoby choćby drasnąć materiał mojej koszuli, jednak byłbym ogromnie zasmucony, gdyby przypadkiem coś stało się strojowi wybranemu przez Drogiego Kapitana. - Uśmiechnął się niewinnie co mocno wyróżniało się na tle jego rozbudowanego ciała. Praca nie wymęczyła go na tyle by odważył się odpuścić treningu z piratem. Był pewien swoich umiejętności szermierskich, ale oczywiście był głównie ciekaw jego stylu walki.
  Do wyboru mieli różne bronie, jednak ręka Enjou sięgnęła po prosty miecz, do którego był przyzwyczajony. Dobrze leżał w jego dłoni, jak i był odpowiednio wyważony. Z pewnością był jednym z lepszych dzieł swojego miecznika. Z zadowoleniem chwycił rękojeść obiema dłońmi i skierował ostrze pod luźnym kątem w kierunku pokładu, uginając lekko nogi w kolanach, jak również wystawiając prawą nogę znacznie w przód.
- Proszę, bądź dla mnie łagodny Olliver. - Wyszczerzył się pogodnie.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {19/10/22, 11:49 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

         Z lekkim uśmieszkiem pod nosem, ukradkiem spoglądał na swojego towarzysza, tuż po tym, kiedy jego lica pokryły się odcieniem czerwonego. Ten szybko próbował zakryć powstałe rumienie, aczkolwiek nic nie mogło przejść poza czujne spojrzenie kapitan. Raz, że był odpowiedzialny za bezpieczeństwo wszystkich na statku, a dwa, że... taki widok był dla jego zielonych tęczówek po prostu przyjemny, a książę był wtedy dla niego uroczy, gdy tak łatwo i szybko udawało mu się wytrącić go ze swojego spokoju i sprawić, że ten się zawstydzał. Bonnet jeszcze do niedawna sądził, że nigdy prócz Alexa, nie nazwie płci męskiej „uroczym”, a jednak.
        Uśmiech zszedł mu z twarzy w chwili, gdy został prawie że zrugany niczym małe dziecko za kłamstwo czy za zjedzenie słodyczy przed obiadem bez zgody. Tylko stawką było to, że o ewenemencie jego oczu, nie wspomniał wcześniej. Nie miał pojęcia, że dla półelfa była to taka wielka sprawa. Owszem, sam był ciekawy powodu tej zmiany, ale wtedy nie chciał psuć pomiędzy nimi atmosfery po wspólnym przytulaniu się w nocy, co najwidoczniej oboje polubili.
       To uzmysłowiło mu, że Enjou pomimo dobrego traktowania go na pokładzie statku przez niego i reszty załogi, był dalej porwanym. Zwłaszcza jego ostatnie słowa, o chęci powrotu do zamkowej biblioteki, dotknęły go najbardziej. Trzymał go na statku wbrew własnej woli, dyktując mu ich zasady i nawet jeśli ten nie mówił na głos, że to mu się nie podoba, to nie znaczyło też, że były to dla niego idealne warunki. Był otoczony przez bandę brudasów, którzy najprawdopodobniej nie mieli w ręku ani jednej książki, którzy nigdy nie umieliby się posługiwać tak poprawnym językiem jak półelf. Wszyscy byli wyrzutkami społeczeństwa, prawie wszędzie skazani na szubienicę. A Olliver czuł do księcia coraz większą sympatię.
      Uśmiechnął się jednak zadziornie, słysząc, jak z jego ust ulatuje pomruk przyjemności, prawie taki sam, jakby miał okazję głaskać dużego, jasnego kociaki. Chyba nigdy by nie podejrzewał, że czyjeś uszy byłyby tak podatne na pieszczoty. Zaczął się nimi interesować z czystej ciekawości, nie mając przy tym żadnych ukrytych zamiarów. Aczkolwiek nie narzekał na kolejny widok bycia uroczym, poza tym to był kolejny fakt do dowiedzenia się czegoś więcej o chłopaku.
       Kolejne spojrzenie jego zielonych tęczówkach wylądowało na ich splątane ze sobą dłonie, które zostały gdzieś zawieszone w powietrzu dłużej niż powinny. To sprawiło, że jego serce momentalnie przyśpieszyło swoje bicie, co zdziwiło samego kapitana. Czy taka reakcja w obecności księcia była normalna?
Niezadowolony pozwolił opuścić ich złączone ze sobą palce, w chwili gdy do pomieszczenia zawitał Brandon. Dopiero wtedy oprzytomniał.
        - H-hej! - sam się zająknął, odchrząkując niezręcznie. - Tylko spróbuj sobie wyobrażać nie wiadomo co w tym łbie! - krzyknął za nim, gdy ten wspinał się na pokład, a następnie przytaknął tylko na zgodę Enjou, w głębi duszy ciesząc się na przyjętą propozycję.
**
        Kolejne godziny szybko minęły obojgu młodym mężczyznom. Oboje byli zbyt zajęci i pogrążeni w obowiązkach, by móc zamienić ze sobą kilka zdań nad czym ubolewał Olliver. Mógł tylko posyłać mu uśmiech, za każdym razem, gdy go mijał, co robił nieświadomie, kompletnie tego nie kontrolując. Także, gdy tylko mógł, jego oczy prześlizgiwało się na ciało półelfa, na wyrzeźbioną klatkę piersiową, na te cudownie umięśnione łopatki, które ciężko pracowało. Musiał kilka razy zmusić się do oderwania wzroku, co nie było wcale tak łatwe, zwłaszcza, kiedy mógł je widzieć pod innym kątem i światłem. Dodatkowo, co chwilę widział zadowolonego z siebie Brandona, który to patrzył, co rusz na kapitana i księcia.
        Gdy nastał wyczekiwany wieczór, i ciemnowłosy odważył się pozbyć swojej jeszcze białej koszuli. Tylko ona w przeciwieństwie do tej książęcej, spadła nieposkładana gdzieś na deski statku. Głównym powodem stanu rzeczy było oczywiście pochwalenie się załodze i Enjou, że i on ma też mięśnie. Może nie aż tak rozbudowane, jak jasnowłosy, ale jednak. Niestety i to był kolejny cios w jego duże ego.
        - Niech wygra lepszy, szczurze lądowy – odpowiedział, dając tym samym do zrozumienia, że nie będzie dla niego łagodny. W końcu chciał go sprawdzić! - Na trzy, w porządku? Jeden... dwa. - I to był ten moment, gdy Olliver pomimo wcześniejszej umowy wykonał pierwszy ruch. Ostrze jego miecza zaświeciło w blasku księżyca, szybko parując się z mieczem zaskoczonego księcia. - Pierwsza zasada: nie ufaj piratu w walce. - Wyszczerzył się.
       Początkowo pozwolił niższemu chłopakowi „prowadzić”, tylko używając kontry na jego broń. Tymczasem z uśmiechem na ustach spoglądał na pracę jego nóg. I musiał stwierdzić, że jak na na nauki pobierane w zamku na „sucho” radził sobie nieźle.
       - Tylko uważaj na moje włosy –skomentował, puszczając mu oczko. W normalnej walce nie miałby czasu na myśleniu o nich, ale nie chciałby bez ostrzeżenia stracić teraz kilka centymetrów.
Tak jak zawsze, gdy była taka okazja, próbował wyczuć swojego przeciwnika. Nauczyć się jego stylu walki, dowiedzieć się o jego słabych i mocnych stronach, aby wykorzystać je przeciwko niemu. Aż w końcu, gdy uznał, że mu wystarczy i czas pokazać, co sam potrafi. W jednej chwili zmienił strategie, napierając ostrzem na półelfa, tym samym każąc mu chodzić do tyłu.
       Oprócz parowanych ze sobą mieczy i lecących iskier, na pokładzie było słychać również kibicowanie towarzyszy. Część z nich kibicowała kapitanowi czy to ze strachu przed jego złością, czy w ramach sympatii, a część księciu – ze współczucia czy z realnej nadziei na wygranie.
       Ale to długowłosy wyczuł idealny moment na koniec walki i w słabszej chwili Enjou, po prostu podstawił mu nogę, powodując, że ten wkrótce upadł jak długi na drewniane deski. Wtedy też Olliver mocniej uderzył w broń zaskoczonego chłopaka, powodując, że ta wypadła mu z rąk, a ostrze ciemnowłosego było wymierzone wprost w serce półelfa. Zaś na twarzy zwycięscy oczywiście kwitł szeroki uśmiech, chyba największy tego dnia. Był niesamowicie z siebie dumny, jak i szczęśliwy.
      - Druga zasada: pirat, jeśli będzie miał okazję, to wykorzysta w walce podstęp – podsumował, podając mężczyźnie dłoń i pomagając mu wstać. Był doskonale świadomy, że grał nieczysto i gdyby nie ten ruch, to ich walka trwałaby dłużej, ale przecież był piratem – grał nieczysto, robił to, co mu się podobało i chciał pokazać to półelfowi. - Ale tak czy siak, możesz być z siebie dumny. Z pewnością pokonałbyś Freda, zwłaszcza, jak się nażre ciasteczek – dodał, prychając rozbawiony na co z tłumu usłyszał oburzone „hej!”. Następnie złapał blondyna w pasie i lekko przesunął go do siebie, by móc nachylić się do jego ucha. - Właśnie teraz masz zielone oczy. Określiłbym je nawet jako oliwkowe – wyszeptał wprost do jego ucha, bo pomimo że już to nie było tajemnicą, to i tak czuł, że nie powinien mówić o tym głośno.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {20/10/22, 02:14 am}

Enjou Alberich

  Walka z piratem była jednym z jego drobnych dziecięcych marzeń. Do dziś pamiętał, jak podczas jednej z ucieczek przed kapłanami trafił do ogromnej biblioteki. Szukając kryjówki, przypadkowo szturchnął jeden z regałów, a na jego głowę spadła powieść o pirackich przygodach. Co prawda nie było to coś odpowiednie dla jego wieku, ale pochłonął ją w parę minut i zapragnął więcej. Nie obyło się również bez naśladowania wielkich bitew, jakie odgrywał ze znalezioną w ogrodach gałęzią. I pomyśleć, że dożył dnia, kiedy stanął naprzeciw prawdziwego pirata. Mało tego - Kapitana. Jednak w przeciwieństwie do bohatera powieści, nie był wrogo do niego nastawiony. Nie mógłby. Nie po tym krótkim, acz cennym czasie jaki ze sobą spędzili. A zamiarem Enjou było tylko polepszać ich stosunki, dzięki czemu mógł zobaczyć więcej ciekawych stron bruneta.
  Choć musiał przyznać, że choć i jemu udzielał się piracki brak wstydu, tak widok górnych partii ciała, które otaczały czarne jak smoła kosmyki, był nad wyraz rozpraszający. Z tego też powodu, nie wyczuł tak oczywistego oszustwa i grzecznie czekał na trzeci sygnał, który miał rozpocząć walkę.
- Zgaduję, że w prawdziwym pojedynku zostałbym już skrócony o głowę. Zapamiętam. - Odparł nazbyt pogodnie jak na wypowiedziane przez siebie słowa, jednak w tamtej chwili nic nie było wstanie zepsuć jego dobrego humoru. Starał się pokazać z jak najlepszej strony. Nawet na treningach ze swoim nauczycielem szermierki, tak się nie przykładał. Robił wtedy co musiał, a w tamtej chwili czerpał ogromną ilość zabawy z każdego wyprowadzonego ciosu, jaki znał. Jego ruchy były eleganckie, jak przystało na księcia, ale jego dziecinna radość wybijała się momentami, kiedy ich ostrza się ze sobą stykały. Od razu wyczuł, że Olliver nie zamierzał dawać mu forów, dlatego też sam stawał się mniej delikatny chcąc pokazać mu swoją siłę.
- Nie śmiałbym. - Rzucił szczerze. W przypadku choćby ścięciu centymetra z jednego czarnego kosmyka, popadłby w rozpacz, albo zwyczajnie rzuciłby się za burtę. Włosy Ollivera były przepiękne i lśniły bardziej, nawet od tych należących do jego siostry, o które starannie dbało piętnaście służek. Nie podejrzewał pirata o staranną pielęgnację, zważywszy na jego opory do kąpieli, więc musiała być to zasługa dobrych genów. Albo ewentualnie czarów, o których w ich świecie nie należało zapominać.
  Podczas gdy blondyn błądził głową w chmurach, zachwycając się czarnymi kosmykami, zagrywki Kapitana stały się agresywniejsze. Choć było to zwyczajne przejście z defensywy, na atak. Zaskoczony książę, od razu został zmuszony do wycofywania się, jednak nie tracił taktu. Dopóki, zielone tęczówki nie przeszły swoim skupionym spojrzeniem jego oczu, które od razu zabarwiły się na zielono. Tym razem jednak nie trwało to sekundę, czy kilka. Dziwny efekt jedynie na chwilę przybrał zimniejszy odcień, po czym czym ustatkował się na oliwkowej barwie.
  W tym też momencie wynik pojedynku został przesądzony. Posłany na deski Enjou, od razu chciał się podnieść, aby kontynuować zabawę, jednak przeszkodziło mu w tym ostrze kapitańskiego miecza wycelowane prosto w jego gwałtownie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Jeden głębszy oddech, a skóra Półelfa zostałaby przerwana. Pomimo wieczornej temperatury, blondyn poczuł lekkie uderzenie ciepła, któremu towarzyszył silny ucisk w klatce piersiowej. Serce biło mu jak oszalałe, choć nie mógł być pewien, czy było to wywołane czymś więcej niż wysiłkiem fizycznym.
  Wstał do pionu z pomocą bruneta i otrzepał się z pokładowego kurzu. Jednak pozbycie się cennej koszuli, było dobrym posunięciem. W innym przypadku, byłaby w podobnym stanie co jego lekko zabrudzone szarością spodnie.
- Coś mi podpowiada, że nie są to jedyne zasady walki z piratami. Zdaje się, że będę musiał założyć dziennik. - Ośmiał się odgarniając roztrzepane słomiane kosmyki z oczu i zaraz wydął dolną wargę w podkówkę. - Nie śmie nie doceniać naszego Freda, jednak muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowany. Byłem pewien, że będę dla ciebie większym wyzwaniem. Nie powinienem był omijać treningów. - Zaraz oczywiście uśmiechnął się ciepło do kapitana, który przyciągnął go do siebie za pas.
- Nie masz może ochoty na rewanż? Daj mi jeszcze jedną szans- - W połowie ostatniego słowa, zamarł z lekko rozszerzonymi powiekami. Do tej pory, jedynie słyszał o jego oczach zmieniających kolor na sekundę, dwie, tego ranka podobno była to nawet dłuższa chwila. Jednak zawsze dowiadywał się o tym po fakcie, bez szansy na zaobserwowanie dziwnego zjawiska. I już nawet nie zwrócił uwagi na przyjemnie ciepły oddech pirata, który wprawił jego ucho w lekkie drżenie.
- Dawaj Enjou, może tym razem wytrzymasz minutę dłużej! - Zachęcał Alexy, który nie ukrywał faworyzacji swojego Kapitana, którego podziwiał odkąd jego noga stanęła na pokładzie Czarnego Ducha. Inni, co przegrali zakłady, również domagali się ponownego pojedynku, jednak to musiało poczekać.
  Odruchowo ręka półelfa zaciśnięta w pięść potarła jedną z powiek.
- Pojedynek.. Potrzebuję małej przerwy. Coś wpadło mi do oka, najmocniej przepraszam. - Drugą powiekę również przymrużył, a wolną ręką odwzajemnił objęcie pirata. - Oliver, przydałaby mi się twoja pomoc. - Gra aktorska księcia pozostawia wiele do życzenia, jednak nie przejmując się tym, w towarzystwie gwizdów zaciągnął kapitana do jego kajuty. Nie było to jednak buczenie rozczarowania, a zagrzewające okrzyki, co odrobinę zbiło blondyna z tropu. Zaraz pokręcił głową, teraz nie to było ważne.
- Wybacz, że cię tak zaciągnąłem. Posiadasz może jakieś lustro? Chciałbym się temu przyjrzeć. - Sam rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak dopiero jego właściciel, odnalazł wspomniany przedmiot. Stał pod jedną ze ścian, przysłonięty narzutą. Blondyn od razu podszedł do przedmiotu i z szokiem zarejestrował swoje odbicie. W jego życiu był okres, podczas którego unikał swojego odbicia jak ognia, z powodu złych wspomnień jakie wywoływała jego własna twarz. Z czasem to zelżało, jednak używał zwierciadeł jedynie w ostateczności. Dlatego też widok własnej twarzy wydał mu się nad wyraz obcy, kiedy po tak długim czasie, zobaczył siebie, na dodatek z nieznanym odcieniem tęczówek. Zupełnie jakby Miodowy kolor został zabarwiony przez zieleń, tworząc dziwny oliwkowy odcień. Pociągnął jedną z powiek w dół, jednak białko pozostawało bez zmian. Spróbował także potrzeć mocniej powieki, jakby to miało zetrzeć obcy kolor, ale jak można było się domyśleć, nie dało to żadnego skutku, poza lekkim podrażnieniem oczu.
- To... - Zaczął, szukając powoli odpowiednich słów. - ... naprawdę dziwne. - Westchnął bezsilnie. - Nie czuję tego. Mój wzrok ani odrobinę się nie pogorszył. Również nie wywołuje to żadnego bólu. Tylko... - Zmieszany odsunął się od lustra i potarł skronie.
- Mówiłeś, że zwykle zieleń szybko znikała, więc dlaczego teraz się utrzymuje? - Zerknął na swojego towarzysza, poszukując w nim jakiegokolwiek ratunku w zrozumieniu niecodziennej sytuacji. - Czy ja umieram? Oliver, proszę przyjrzyj się im dokładnie. Elfom wraz z upływem energii życiowej, mogą odrobinę blednąć tęczówki. Czy one wyglądają dla ciebie bardziej blado? - Mówiąc to zbliżył się znacznie do człowieka, łapiąc go lekko za ramiona, podsuwając swoją twarz do jego, tak że ich nosy się ze sobą stykały. Czym była przestrzeń osobista w takiej chwili? Na pewno nie pamiętał o niej wtedy książę, który zwykle płochliwy podczas kontaktu fizycznego, teraz nie widział w nim najmniejszego problemu. Wręcz przeciwnie - był przyjemny. Na tyle, że jego tęczówki znów zmieniło na sekundę odcień, tym razem na zimniejszy, ale tak jak podczas pierwszego razu, wróciły do poprzedniej barwy. Szybko zerknął w bok, na lustro, aby upewnić się, że wciąż są oliwkowe. Złoto wciąż nie wróciło na swoje miejsce. Zmęczony analizowanie sytuacji, zwiesił głowę, nieświadomie wspierając ją na nagiej klatce kapitana. Ile by nie dał, za ponowne przetrzepanie biblioteki, a najlepiej za spotkanie jednego ze swoich pobratymców. Nagle podniósł głowę z błyskiem olśnienia w oku.
- No tak. "Wystarczy nam tylko dorwać jakiegoś Elfa." - Wypalił nagle, czym zaskoczył i samego siebie. Nie był to sposób w jaki zwykle się wysławiał. Z cichym parsknięciem puścił bruneta, klepiąc go przyjaźnie po ramieniu. - Wybacz, było to coś co zapamiętałem z jednej z powieści i coś co zawsze chciałem powiedzieć. - Dodał. - Pomyślałem tylko, że skoro zdobycie w tej chwili książek na temat elfów byłoby nie lada wyczynem, to można poszukać odpowiedzi u samego źródła. Podróżujecie po całym świecie... nawet na wyspie, jestem pewien, że znalazła by się chociaż jedna istota z elficką krwią w swoich żyłach. - Wytłumaczył się, choć zaraz przypomniał sobie też o rzeczywistości. - Cóż, wciąż jestem porwanym, jednak... może mógłbyś przymknąć oko na moją małą... pracę badawczą? - Uśmiechnął się niewinnie i wbił w jego zielone tęczówki swój błagalny oliwkowy wzrok.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {22/10/22, 12:26 am}

pirates-of-the-caribbean-font

        Dał się zaciągnąć do swojej kajuty, żałując tylko, że nie miał czasu, by uspokoić bandy piratów przed zaprzestaniem jednoznacznych gwizdów. Wymówka księcia okazała się być zbyt słaba, a jego poziom aktorstwa był na zerowym poziomie, by grupa zawodowo kłamców w pokera, mogła mu uwierzyć. A do kajuty wchodziła dwójka, zmęczonych po pojedynku mężczyzn, którzy właśnie byli bez koszul, jeszcze z głupiego „powodu”.
        Chyba tylko Enjou nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego znaczenia tych odgłosów, ale nie było to dziwne zważywszy na to, jak bardzo przejął się nagłą zmianą koloru swoich oczu. Gdyby tylko ich towarzysze wiedzieli, co się wydarzyło pomiędzy tą dwójką tej nocy, kiedy wszyscy się napili – w mig zaczęli by ich przezywać pierwszą parą na Czarnym Duchu.
      - Wcześniej twoje oczy były bardziej zielone, coś jak trawa. - Stanął za nim, próbując lepiej nakreślić mu sytuację. - Teraz są bardziej oliwkowe. Może to dlatego – dodał, chcąc znaleźć jakiekolwiek słowa wytłumaczenie dziwnej sytuacji i tym samym podnieść na duchu blondyna. Miał nawet ochotę go wziąć teraz w ramiona, ale ta myśl została gwałtownie przerwana, gdy usłyszał kolejne słowa, a jego twarz znalazła się niebezpiecznie przy twarzy kapitana. Właściwie to stykał się z nim o ciepły czubek nosa, a ich tęczówki w podobnym kolorze zetknęły się ze sobą i te szmaragdowe nawet na chwilę nie umiały oderwać spojrzenia od czarnych jak węgiel, połyskujących, źrenic. Nawet nowy odcień oczu blondyna mu pasował.
     Przełknął nerwowo ślinę, kiedy niekontrolowanie jego własne oczy zerknęły na malinowe wargi, kiedy ich właściciel na chwilę spojrzał w lustro. Prawdopodobnie Olliver, by nie protestował, gdyby teraz został pocałowany, bo w tym momencie jego myśli wręcz krążyły wokół tego tematu, aż sam był zadziwiony swoją postawą. Co takiego się między nimi działo, że miał ochotę zostać pocałowany przez... mężczyznę? Przecież nie był długonogą blondynką z dużymi piersiami.
     - Nie dostałeś zawału od mojej olśniewającej urody, to najprawdopodobniej nic ci nie grozi –powiedział w końcu zgodnie z prawdą, próbując rozluźnić atmosferę, jak i również siebie. - Wyluzuj. Nie umierasz, nie masz czym się przejmować. Nadal są piękn – przerwał gwałtownie, teatralnie odchrząkując. - Z-znaczy co – wytłumaczył się, mając nadzieję, że taki komplement nie zostanie zauważony przez Enjou.
      Zaraz to nie mógł oprzeć się przed wtopieniem palców pod blond włosy pólelfa, zaś serce kapitana przyśpieszyło swoje ruchy i miał tylko nadzieję, że książę nic nie słyszał. Miał także nadzieję, że ono nie wyskoczy mu zaraz z klatki piersiowej.
     Jego ruchy były delikatne i spokojnie, gdzie opuszki palców powoli głaskały skórę głowy towarzysza, czasami zahaczając o te delikatne włoski na karku. Oderwał od niego swoje dłonie dopiero, kiedy się od niego odsunął, ale miał nadzieję, że chociaż trochę było mu lepiej.
      - A propos tego... Chyba miałeś rację ze swoim ojcem. Raczej mogę się pożegnać z pieniędzmi - Westchnął ciężko. - Wcześniej powiedziałeś, że chciałbyś wrócić do zamkowej biblioteki... Powiedz tylko słowo, a odstawimy cię do domu. W każdym razie, przychylę się do twojej prośby – powiedział, a barwa jego głosu gwałtownie się zmieniła. Można było usłyszeć w nim smutek. Wiedział, że szybciej, czy później, będzie musiał zwrócić mu wolność, choć nie chciał się z nim żegnać. Ich relacja była wyjątkowo dziwna i niezrozumiała dla samego czarnowłosego, ale wiedział, że pewnie by za nim tęsknił. - Chyba że - Zastanowił się - Chyba że chcesz z nami zostać i być członkiem załogi. Albo chociaż towarzyszem u mojego boku, dopóki cię nie wyszkolimy – Wypalił swój nowy pomysł, tym razem na twarz przybierając szeroki uśmiech. - Jak to mówicie... Eee. Byłbym bardzo zaszczecony... Zaszcze-zaszczycony, o. - Wysłowił się wreszcie i pokłonił mu się po raz pierwszy w ich znajomości.- Poza tym, mam wrażenie, że wszyscy inni cię lubią. Ale nie naciskam. I ile sekund powinienem się tak poklaniać? - Zapytał, ale już po tych słowach się wyprostował, łapiąc się za obolałe plecy. Chyba trwało to trochę za długo.
      Olliver pomimo tego że wiedział, że zgoda była wysoce nieprawdopodobna, to jakaś część niego kazała mieć nadzieję. Rozumiał, że to była ważna decyzja, mająca zdecydować o przyszłości młodego księcia, skazując go na niebezpieczne przygody i stuprocentowe oddanie korony swojemu rodzeństwu. Poza tym znali się tylko kilka dni, więc dlaczego oczekiwał, że zgodzi się zostać z nimi? Pochodzili z kompletnie innych światów, mieli inne oczekiwanie wobec życia.
      - Nie musisz mi teraz odpowiadać. Zastanów się, a ja pójdę po kolację. Na pewno już jesteś głodny – Zagaił ponownie. - I Enjou? - Zatrzymał się przy drzwiach, ale tym razem w porę ugryzł się w język. - Jednak nieważne – dodał, znikając za drzwiami. Uznał, że to nie był dobry moment, by zadawać mu pytania o swoje upodobania romantyczne i seksualne.
     Tak jak się spodziewał, cała załoga miała jego i blondyna na językach. Głośno rzucali podtekstami i żartami, pomiędzy kolejnymi kęsami potrawy ugotowanej przez niezawodnego kucharza. Właśnie dlatego wolał zjeść posiłek w swojej kajucie.
     - Tak szybko? To który z was jest takim krótkodystansowcem, cooo? – Usłyszał od Maxa, jednego z porywaczy księcia. Dopiero na widok spuszczonych brwi i wściekłego spojrzenia kapitana, zamilkł, ale ten był szybszy, bo zdzierżył twórcę tekstu o potylicę.
      - Następnym razem dostaniesz w jajca – mruknął dumny z siebie kapitan i z dwoma porcjami kolacji, wrócił do swojego „pokoju”.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {23/10/22, 12:13 am}

Enjou Alberich

  Nagły dotyk ze strony kapitana był zaskakujący, jednak nie niemile widziany. Wręcz przeciwnie. Delikatne, długie palce gładziły słomiane kosmyki księcia. Tak drobny gest, a jak za dotknięciem magicznej różdżki zmartwienia Enjou wyparowały. Bywały chwile, że zastanawiał się, czy naprawdę na do czynienia ze zwykłym człowiekiem. Pierw w mgnieniu oka rozproszył jego zbierane przez lata czarne poglądy na temat jego zdolności i przekonał, aby postrzegać je jako dar, a teraz jeszcze odkrył, że działał na niego kojąco.
  Z lekkiego zamyślenia wyrwała go propozycja bruneta, która sprawiła, że na moment się zawiesił, musząc dokładnie przeanalizować wypowiedziane do niego słowa. Od tak, wystarczyło tylko parę słów, aby zakończyła się jego wielka wspaniała przygoda w pirackim gronie. Po ostatnich dniach, miał tak po prostu wrócić do zamkowych murów i ponownie żyć między swoją komnatą, a biblioteką? Przechadzać się opustoszonymi korytarzami, wypchanymi po brzegi drogocennymi zdobieniami i dziełami sztuki, które marnowały się w oczekiwaniu na godnych zobaczenia ich gości? Bez tej głośnej, niesfornej zgrai piratów, a co ważniejsze bez ich kapitana? Na samą myśl o zostaniu rozdzielonym z Olliverem, zaczął krążyć wzrokiem po wystroju jego kajuty, szukając desperacko powodu, który pozwoliłby zostać mu przy jego boku na choćby parę dni dłużej. Nie chciał wracać do tego ciemnego miejsca. Było to głupie, nieodpowiedzialne i niesamowicie dziecinne zachowanie. Doskonale o tym wiedział, jako ktoś kto powinien starać się o prawo do należącej się mu korony. Powinien jak najszybciej wrócić do swojego kraju, tym bardziej teraz, kiedy to już wiedział jak mógłby złagodzić swoje moce. Zapewne jego ludzie już dręczeni byli przez pierwsze oznaki powracającej suszy, która z dnia na dzień zacznie się nasilać. Może i nie czuł przywiązania do Królestwa, Króla, czy też swojego brata, ale dobro Anisy już mocno godziło w jego sumienie... Sytuacja nie poprawiła się, kiedy kapitan sam zaproponował mu zostanie w ich szeregach. Oczywiście, wypełniła go ogromną radością, ale jeszcze nigdy nie czuł się tak rozdarty.
  Uśmiechnął się gorzko, rozbrojony mimo wszystko zachowaniem pirata. To jak cudem wymówił trudniejsze słowo, jak z trudem utrzymywał równowagę w pokłonie, który był dla niego nienaturalny. Do tej pory przecież to on górował nad nim swoim dumnym spojrzeniem. Nie potrafił odsunąć od siebie wrażenia, jak uroczy w tym momencie był mężczyzna, który go porwał.
- Dwie do trzech sekund. - Odparł lekko rozbawiony, choć jego uszy pozostały nisko spuszczone. - Ja...jestem ogromnie zaszczycony twoją propozycją Olliver, bardzo bym- - Niemalże z automatu się zgodził, ale przerwały mu kolejne słowa bruneta. Enjou nawet nie zdążył zareagować na pytanie, z którego szybko się wycofał przez zadaniem. Blondyn został sam.
  Westchnął ciężko chowając twarz w dłoniach i cofnął się o parę kroków, aż nie natrafił dolną częścią pleców na biurko, o które się oparł. Kompletnie nie poznawał samego siebie przez ostatnie dni. To jak wystarczył tylko jedno spojrzenie zielonych oczu, aby jego humor w sekundę stał się dziesięciokrotnie lepszy, to jak dobrze czuł się w ich towarzystwie. Jak swobodnie z nim i innymi rozmawiał.
- Od początku wiadome było, że nie nadaję się na króla. Teraz też okazuję się, że bratem również nie jestem najlepszym... Może kiedyś mi wybaczysz Anisa. - Wyszeptał ze smutnym uśmiechem, odgarniając włosy z czoła. Tym razem zwyczajnie nie potrafił się poświęcić. Dalsze rozmyślanie jednak przerwało mu jego własne odbicie w lustrze. Dawno nie przyglądał się sobie tyle co tego dnia. Ponownie zwrócił uwagę na swoje oczy, które niezapowiedzianie przybrały barwę świeżego miodu.
  Teraz już kompletnie był zagubiony, ale na szczęście w porę wrócił jego wybawca z kolacją.
- Olli-!! - Ruszył gwałtownie w jego kierunku, jednak zaraz zatrzymał się w półkroku, kiedy ponownie spojrzał w lustro. Jego oczy znów były oliwkowe.- -ver... - Dokończył na wydechu. Ktoś ewidentnie sobie z niego kpił, albo to jemu zaczynał pogarszać się wzrok od tej całej zmiany kolorów. Dlaczego jak tylko brunet się od niego oddalił, jego tęczówki wróciły do normy?
- To jest, ja...??? - Uniósł lewą brew zauważając na twarzy bruneta grymas niezadowolenia. - Coś nie tak? Masz odrobinę kwaśną minę. - Spytał zmartwiony podchodząc bliżej do pirata, aby pomóc mu z tacami, na których znajdowała się ich kolacja. - Dziękuję, że się pofatygowałeś. - Dodał z wysoko uniesionymi kącikami ust, uwalniając jego ręce z tac, które od razu odstawił na biurko.
- Być może nie jest to najlepszy moment, ale chciałbym już udzielić ci odpowiedzi. - Zaczął drapiąc się nerwowo po karku, po czym odruchowo złapał się na jedno z uszu. - Choć mówiłem prawdę, tęskniąc za zamkową biblioteką, miałem jednak bardziej na myśli same książki, niżeli miejsce. Choć i one nie są najważniejsze, jedynie mogłyby zawierać odpowiedzi na dręczące nas pytania. Ale na te możemy poszukać razem odpowiedzi w innych źródłach... podczas naszych wspólnych podróży. - Czuł  się odrobinę nieśmiało, ale w końcu odwrócił się w stronę kapitana. - Oczywiście jeśli się nie rozmyśliłeś... co nie ukrywam, ogromnie by mnie rozczarowało, jak i zasmuciło. Zdaje się że zdążyłem się już do ciebie przywiązać. - Przyznał szczerze, choć na jego lewy policzek, wpłynęła odrobina różu. - Znaczy się, do reszty również, oczywiście. Brakowałoby mi tego zamieszania na pokładzie. - Poprawił się odrobinę. Widział ich wszystkich jak, jedną wielką, niezwykle ciepłą rodzinę, której desperacko chciał być częścią. To niezwykłe jak bardzo zmienił się obraz piratów w jego oczach w ciągu zaledwie paru dni spędzonych w ich towarzystwie.
- Jednak muszę podziękować za propozycję zostania jedynie twoim gościem. Tutaj nie jestem Księciem, a wy moimi sługami. Obiecuję szybko się uczyć, choć jak widziałeś, już dziś się na coś przydam. Zdaje się, że jestem na dobrym kursie. - Zażartował pod koniec. No proszę, nawet zbierało mu się na tematyczne żarty.
  Na szczęście pirat długo nie trzymał go w niepewności i przyjął ze szeroko otwartymi ramionami do swoje bandy. Młody półelf nie potrafił powstrzymać swoich uczuć, które wylały się z niego w postaci ciasnego uścisku, w którym od razu zamknął bruneta.
- Dziękuję ci, Olliver. - Wyszczerzył się do niego szeroko. Miał ochotę znaleźć się jeszcze bliżej, szczególnie jego warg, ale w porę się powstrzymał. - Przepraszam, wybacz mi moją... nagłą ekscytację. Po prostu... nawet nie masz pojęcia jak ogromną radość mi to sprawiło. - Wytłumaczył się zaskoczony sam sobą, jednak tak uroczą chwilę przerwało donośne burczenie wydobywające się z książęcego brzucha.
- Zdaje się, że spaliłem dzisiaj wyjątkowo dużo energii. - Skomentował roześmiany, w końcu puszczając mężczyznę, aby podsunąć do biurka jeszcze jedno krzesło. Dzięki temu mogli razem wygodnie zasiąść do jedzenia.

  Po skończonym posiłku, Enjou opuścił kajutę kapitana na parę minut, aby udać się po wcześniej odłożoną koszulę. Nie ubierał jej jednak, bo późna pora nakazywała udać się już na spoczynek. Przed tym jednak, półelf przyzwyczajony zażądał aby oboje obmyli się przynajmniej w misce z wodą, po dzisiejszym wysiłku fizycznym. Nawet ochoczo pomógł upiąć czarne kosmyki, aby te nie przeszkadzały kapitanowi.
  Kiedy obaj byli już odświeżeni, Książę jako pierwszy parł na materac, przeciągając się mocno, niczym wielki kot. To był długi, ale niesamowicie udany dzień. Z ciepłym uśmiechem uchylił pościel, zapraszając kapitana do jego własnego łóżka. Jak tylko brunet do niego dołączył, Enjou odczekał chwile leżąc w bezruchu, jednak zaraz przygryzł dolną wargę i odwrócił się przodem do pleców zasypanych czarnymi kosmykami. Ostrożnie przeczesał je na bok, aby przypadkiem nie przycisnąć ich podczas przylegania do pirata. Kiedy tylko jego tors zetknął się z rozgrzanymi plecami, poczuł przepływający po jego ciele przyjemny dreszcz.
- Bycie łapaczem snów, też wciąż aktualne, kapitanie? - Ośmiał się nerwowo, licząc że z tą wymówkę ten go od siebie nie odepchnie i ostrożnie zarzucił na niego swoje ramię, układając dłoń na materacu, tuż obok jego brzucha.
- Olliver wcześniej... zanim udałeś się po nasza kolację, chciałeś mnie o coś zapytać? - Zagadał licząc, że w ten sposób uda mu się rozbić tą odrobinę niezręczną atmosferę. Przytulanie na trzeźwo jednak nie było tak proste, jak pod wpływem sennego zmęczenia.

Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {05/11/22, 09:09 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

    Zbył jego pytanie machnięciem ręki. Nie było teraz ważne czyjeś wtrącanie nosa w ich relację, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że wszelkie plotki i zakłady ot tak nie ustaną, a jedynie będą przybierać na siłę. Ale dopóki nie słyszał tak głupich tekstów z ust swojej bandy, jak ten Maxa, to nie zamierzał się nimi szczególnie przejmować.
     Ważniejszym było to, co zaraz uszło z ust młodego księcia. To wywołało niepohamowany uśmiech na twarzy Ollivera i jednocześnie zdziwienie, że tamten był zdolny do odpowiedzenia mu na propozycję tak szybko i do tego pozytywnie. W ciągu kilku sekund cały smutek i niepewność zamienił się w radość, że będzie mógł następne dni spędzić u boku blondyna, wiedząc, że nie zmusza go do spędzenia z ich piracką bandą czasu. I może nie było to idealne towarzystwo dla jego książęcej głowy, ale zdawał się akceptować ich wady.
    Nie umiał nawet słowami wyrazić swojej radości, a także jaką ogromną ulgę zrzucił ze swoich ramion, zdając sobie sprawę, że w najbliższym czasie nie będzie musiał żegnać się ze swoim współlokatorem, na którym tak bardzo mu teraz zależało. Dlatego też nie zwlekał długo, kiedy rozłożył przed nim swoje ramiona i równie mocno go przytulił, głowę opierając o jego ramię, a opuszkami palców głaszcząc go po plecach.
     - Nie śmiałbym zmienić zdania – skomentował, próbując jeszcze mocniej się w niego wtulić. Już głowę miał pełną pomysłów, jakich nowych rzeczy mogli się nawzajem nauczyć, jakie niesamowite przygody będą mogli dzielić. Nagle wizja straconych pieniędzy przez jego ojca, nie była taka straszna. W końcu w zamian zyskał przyjaciela i w głębi duszy miał nadzieję, że traktuje go tak samo.  - Uznam, że nie słyszałem tej drugiej części i będę żył w przekonaniu, że tylko do mnie zdążyłeś się przywiązać – Zaśmiał się krótko.
     Jednak jego oczy otworzyły się szerzej, gdy blondyn znalazł się jeszcze bliżej niego, a właściwie jego twarz. Przez kilka sekund miał wrażenie, jakby jego malinowe wargi chciały dosięgnąć tych jego, Od razu wywołało to tak niespotykane rumieńce na twarzy kapitana i przypadkowe uderzenie łokciem o krawędź stołu. Z ust Ollivera uciekł krótki jęk bólu, bo niefortunnie uderzył się o ten najczulszy punkt na ręce, który sprawiał, że przez kilka chwil nie czuło się ręki.
    ”Czy on naprawdę chciał mnie pocałować? – pomyślał nadal zbity z tropu, kiedy razem siadali do biurka. Jeszcze świeże składniki tworzyły najbardziej wyrafinowany posiłek spod palców kucharza albo chociaż taki, jaki mógł zostać ugotowany na środku morza. Był pewien, że Enjou jadał codziennie bardziej wystawne posiłki, a mimo to wybrał życie na statku. Najwidoczniej naprawdę musiał polubić ich całą zgraję.
**
    Oczywiście wieczorna „kąpiel” nie odbyła się bez marudzenia i szukania rozmaitych wymówek przez czarnowłosego, żeby tylko iście „parząca” woda go nie dotknęła – zaczynając od tego, że później nie będą mieli wody pitnej, kończąc na tym, że pewnie są w niej jakieś bakterie i wirusy, od których jutro będą chorzy. Niestety żadna wymówka nie została mile przyjęta przez Enjou i finalnie młody kapitan niedbale się obmył. Całe szczęście jego czarne kłaki nie zostały nadmiernie zmoczone.
    Ułożył się wygodnie na tyle na ile mógł na materacu obok Enjou, lądując przy ścianie. Od razu obrócił się od niego plecami, chcąc tym samym zrobić mu trochę więcej miejsca. Tak leżał chwilę gapiąc się bezczynnie w ciemne drewno przed sobą, a myśli oczywiście krążyły wokół osoby, leżącej obok. Zastanawiał się, czy sam powinien odwrócić się do niego i go objąć czy leżeć tak jak teraz. Tak czy siak, obie opcje wydawały mu się być niezręczne, a tę pierwszą oczywiście tłumaczył sobie tym, że będzie im cieplej.
    Usta Ollivera wygięły się w drobny łuk, kiedy książę odczytał jego myśli. Przywitał go ciepło, kciukiem gładząc wierzch jasnej skóry.
     - Mhmmm, nie chce znowu obudzić się przez twoje koszmary – odparł, poprawiając się lekko, swoimi pośladkami dopasowując się bardziej do ciała blondyna.
    Na jego kolejne pytanie nie odpowiedział tak szybko. Minęło kilka długich chwil i właściwie mogło się zdawać, że zdążył już zasnąć. Ale jego oczy pozostawały szeroko otwarte, rozmyślając nad odpowiedzią.
    Enjou był właściwie jedyną osobą, która była zdolna wysłuchać go w swoich rozterkach i faktycznie coś mu doradzić, zważając na to jaki jest oczytany i inteligentny. Liczył, że ten będzie znał odpowiedź na jego pytanie, ale równocześnie martwił się, że źle go zrozumie czy odkryje jego prawdziwe zamiary, że ma na myśli siebie. Ale to uczucie i myśl, otaczające serce i mózg nie chciała tak łatwo zniknąć, będąc wywołana do tablicy po raz drugi.
    - Ja... - zaczął. - To znaczy... chciałem zapytać, co by się stało tak czysto hipotetycznie, jakby chłop zakochałby się w innym chłopie, jakby zaczął coś do niego czuć. Czy to byłoby normalne? Zwłaszcza, jeśli temu komuś podobały się również laski? - dokończył, jednocześnie czując, jak zaraz jego serce miało mu wyskoczyć z klatki piersiowej.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {06/11/22, 01:36 am}

Enjou Alberich

  Choć początkowo ramie zarzucone na pirata tkwiło w sztywnej, delikatnie nienaturalnej pozycji poprzez lekkie uniesienie - zupełnie jakby Enjou bał się, że odrobinę mocniejszy nacisk sprawi mu przyjemność - tak jak tylko poczuł zachęcający, drobny dotyk na swojej skórze, od razu jego mięśnie się rozluźniły. Nieśmiałość nie ulotniła się całkowicie z ich gestów, ale już zdecydowanie było im wygodniej.
  Na odpowiedź musiał trochę poczekać. Zaczynał podejrzewać, że Olliver zasnął, ale jego niespokojny oddech zdradzał, że do tego stanu było jeszcze daleko. Z jakiegoś powodu czuł, że powinien znaleźć się jeszcze bliżej bruneta w tamtym momencie.
  Odpowiedź, a raczej pytanie było niespodziewane ze strony pirata. Choć biorąc pod uwagę ich mały zakrapiany incydent, takie myśli nie było niczym dziwnym. Enjou był zwyczajnie zdziwiony, że to jemu zadał owe pytanie. Czyżby na całym statku nie było nikogo bardziej zaufanego? A może stał się dla niego aż tak ważny?
- Co by się stało, hmm... - Zastanowił się przez krótką chwilę. - Nic nie się nie stało? - Oparł według własnego osądu, jednak zaraz zamyślił się odrobinę głębiej. Według księcia odpowiedź była oczywista, ale nie dla każdego taka była. Doskonale przecież pamiętał pierwsze spotkanie z parę pasującą do opisu. Dwóch chłopaków z czasów uczęszczania do akademii. Wtedy wpadł na nich zupełnie przypadkowo w ogrodzie, w którym to pod osłoną natury lubił zanurzać się w nielegalnie masywnych tomiszczach. Tamtego razu, jego miejsce zostało zajęte przez obściskującą się parę. Ku jego zaskoczeniu para okazała się składać z osobników płci męskiej. Podglądanie nie leżało w jego naturze, ale musiał przyznać, że tamto zdarzenie poruszyło w jego głowie tematu, które do okresu dojrzewania zupełnie go nie interesowały.
- Oczywiście istnieje wiele opinii. Jak ta kapłanów Idreani, którzy twierdzą, że taki związek nie ma prawa bytu. Uważają to wręcz za bluźnierstwo przeciwko bożemu prawu, według którego świętością jest powiązanie kobiety i mężczyzny, dzięki któremu spłodzone jest potomstwo. - Westchnął ciężko przed zacytowaniem lubianego powiedzenia kapłanów. - "Jedynego cudu, do jakiego zdolni są ludzie." - Może i człowiek był pozbawiony wszelkich magicznych zdolności, ale to nie oznaczało, że była to ich jedyna cecha. Enjou najbardziej uwielbiał książki napisane właśnie przez ludzi, których wyobraźnia i chęć zbadania świata były chorobliwie zaraźliwe w pozytywnym sensie.
- Osobiście jedyne zło, jakie widziałem spotkało pary jednej płci z ręki innych ludzi. Bogów to zupełnie nie interesuje. - Skrzywił się lekko i zmienił pozycję dłoni, tak że natrafiła na tę należącą do pirata. Pogrążony w rozmyślaniu nieświadomie splótł razem ich palce, delikatnie zaciskając swoje na drugiego mężczyzny. - A ich wierzący lubią ustalać wiele praw pod oślepieniem władzą. - Dodał przymykając powieki, aby oprzeć czoło na ramieniu kapitana. Dzięki tak dobremu gestowi jego mimika od razu złagodniała.
- Ale są też krainy, gdzie jest to zupełnie naturalne. Tak jak to powinno być widziane. - Zaczął przypominając sobie jedne z wielu ksiąg o sąsiednich królestwach. - Dwie kobiety, dwóch mężczyzn, jak i wiele, wiele innych, na których natrafiłem podczas swoich badań. Moja wiedza co prawda opiera się jedynie książkach, ale zapewniam cię, że jest to całkowicie normalne zjawisko. - Na chwilę zamilkną. Tylko dlaczego owe pytanie zostało zadane właśnie jemu? Czy na pokładzie nie było bardziej zaufanej osoby od niego? A może zwyczajnie za bardzo to analizował i pirat liczył na jego sporą wiedzę? Tylko dlaczego? Czy być może był ktoś kto przyciągał spojrzenie kapitana? Nie wiedział czemu, ale podobnie jak kiedy Brandon zaproponował dołączenie do ich wspólnych nocy - nie podobało mu się to. Poczuł nawet odrobinę bolesny ucisk w piersi.
- A jeśli chodzi o lubienie obu płci, to też nie jest to nic dziwnego. Jak um... zdążyłeś pewnie zauważyć... moja wiedza nie opiera się jedynie na kobiecym ciele, um... - Nerwowo zastrzygł czerwonymi uszami, chowając bardziej twarz w czarnych kosmykach i mocniej zaciskając dłoń pirata. Dopiero teraz uświadomił sobie, że ją trzyma. - Wybacz. - Szybko poluźnił uścisk i odetchnął cicho. Wszystkie wspomnienia z tamtej nocy wcale nie pomagały mu się uspokoić. Był wdzięczny, że chociaż kapitan nie był wstanie teraz zobaczyć jego czerwonej twarzy.
- Moje zainteresowania też nie ograniczają się do jednej płci, czy nawet gatunku. - Odchrząknął sztucznie. - Miłość. Jeśli mam być całkowicie szczery, to odczułem ją jedynie w wersji platonicznej względem mojej drogiej siostry. Darzy się nią najbliższe twemu sercu osoby, na których ci zależy i o które chcesz dbać. Jest to niezwykle radosne, ciepłe i komfortowe uczucie. Nie może być ona w żaden sposób zła. - Z delikatnym uśmiechem zakończył wreszcie swój monolog, ale szybko kąciki jego ust opadły. Dobrze przecież wiedział, że ktoś o tak nieprzeciętnej urodzie i wysokim statusie, musiał wpaść komuś w oko. Podczas prania nawet miał w swoich dłoniach dowód. Powinien cieszyć się jego szczęściem, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił. Czuł powrót znajomego uczucia samotności, która jakby zakradała się za jego plecami. Wywołała u niego nieprzyjemny dreszcz, który zgonił na chłodną noc.
- Wybacz jeśli moja odpowiedź nie była wystarczająca, ale mam nadzieję, że choć odrobinę udało się mi ukoić twoje nerwy. - Powiedział nakrywając ich porządnie drugim z kocy. - Chciałbym, żebyś wiedział, że możesz zadać mi pytanie na każdy temat. A ja postaram się odpowiedzieć na nie najlepiej jak potrafię. Nie będę cię oceniał. Chciałbym być dla ciebie przydatny Olliver. Dlatego też nie wahaj się na mnie polegać. - Wznowił uścisk, tym razem przeplatając rękę pod ramieniem bruneta, aby móc objąć go jeszcze głębiej i - ku nawet własnemu zaskoczeniu - śmielej.
- Pozwolisz? - Spytał chwytając po raz drugi jego dłoń. - To również działało na mnie zaskakująco kojąco. - Robił się coraz bardziej chciwy, ale nie potrafił nad nim zapanować. Nie chciał, aby ktoś inny obejmował kapitana w podobny sposób. Ale jednocześnie nie mógł wymusić na nim swojej woli, dlatego też póki była tylko ich dwójka, chciał jak najlepiej wykorzystać te wspólne chwile.
  Oczywiście na jednym temacie się nie skończyło. Enjou opowiedział wiele historii aby podważyć swoje wcześniejsze słowa. Było ich tak wiele, że w połowie nawet nie zorientował się, że pirat usnął w jego ramionach z dziecięcą ufnością.
- Dobrej nocy, Olliver. - Wyszeptał tuż przy jego uchu, które niby przypadkiem musnął wargami i sam pozwolił zabrać się do krainy snów.

  Rano jak zwykle skończyli w inne pozycji, niż zasnęli. Brunet ponownie leżał na książęcym torsie, jednak tym razem Enjou nie zerwał się owładnięty paniką. Starał się nie poruszać i oddychać jak najspokojniej potrafił, choć kontrolowanie łomotu między żebrami już nie przychodziło mu już z taką łatwością. W głowie miał absolutną pustkę. Był całkowicie zatracony w spokojnym poranku i widoku smacznie śpiącego pirata. Jego twarz była całkowicie zrelaksowana. Delikatnie uniesiony policzek, pociągnął za sobą wargę bruneta nadając jego ustom zabawny uśmiech. Czasami się trochę potwierdził, zmarszczył nos, ściągnął brwi. Kiedy takie gesty nabierały na częstotliwości, wiedział, że niedługo będzie mu dane ujrzeć te błyszczące, szmaragdowe tęczówki.
  Niestety spokój zakłóciły odgłosy z zewnątrz, które wspominały coś o nowy lądzie.
- Dzień dobry, Olliver. - Przywitał się i odgarnął z jego twarzy niesforne czarne kosmyki, które pomimo wieczornego związania, jakimś cudem zdołały się uwolnić. Delikatnie szturchnął ramię mężczyzny. - Pora wstawać, choć przyznaję, serce mi pęka wybudzając cię z tak błogiego snu. - Dodał uśmiechając się do niego szeroko i zaraz zaśmiał się cicho na widok śliny w kąciku jego ust. Zostawiła też ślad na lewej piersi blondyna, ale póki co starł stróżkę z brody zaspanego kapitana.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {15/11/22, 11:56 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

      Z jakiegoś powodu wyczuł, że jego towarzysz pozostaje przy nim spięty i sam czarnowłosy rozluźnił się dopiero, kiedy ten zrobił to samo. Dzięki tam od razu w pokoju wytworzyła się inna atmosfera – ciepła, czuła i intymna, a tego ostatniego w tej chwili Olliver potrzebował najbardziej. Prowadzona rozmowa nie była czymś do czego przywykł, zwłaszcza, jeśli toczyła się wokół jego samego, a dokładniej jego i blondyna leżącego obok. Chciał znać jego odpowiedź i liczył, że dzięki temu będzie mógł spokojnie zasnąć, dlatego wsłuchał się w odpowiedzi półelfa, a już na pewno, że dzięki temu mógł uspokoić rozszalałe serce
     Pierwsza wzmianka o kapłanach na pewno go nie pocieszyła. Nawet jeśli nigdy był wierzący i nie zwracał na nich uwagi, to teraz każda opinia liczyła się dla młodego pirata. Wraz z rozwojem odpowiedzi księcia, Olliver powoli rozumiał, co się z nim dzieję. Zrozumiał, że nie każdy na tym świecie akceptował związki jednopłciowe, czego oczywiście jeszcze bardziej nie rozumiał.
      Ale najbardziej zdaniem, jakie się dla niego liczyło, było to pochodzące od półelfa. Zwłaszcza, kiedy sam przyznał się do lubienia obydwóch płci. To automatycznie wywołało delikatny uśmiech na twarzy kapitana. Może istniała szansa, że ten pierwszy coś do niego czuł?
I zazwyczaj nie przejmował się czyjąś opinią, mając wyrobioną własną i trzymając się własnego kodeksu moralnego... to to było dla niego czymś nowym, o czym on nigdy nie myślał.
      - Dziękuje. - Uśmiechnął się szerzej, pozwalając blondynowi za złapanie za rękę, a nawet niewiele myśląc wplątał w nią palce, jak gdyby nic i przyciągnął ją sobie pod policzek, opierając się o nią. Teraz byli już naprawdę blisko siebie, tak jak Olly to ostatnimi czasu polubił.  - Ty również, dobrze? Może nie jestem taki inteligentny, jak ty, ale będę starał ci się pomóc – zadeklarował, przymykając ociężałe powieki. Wiedział, że na statku było dużo osób skłonnych do rozmowy, takich jak Jack, Brandon czy nawet Alexy, ale nie byli oni Enjou, przy którym czuł się wyjątkowo zaopiekowany.
       I co prawda w półśnie jeszcze słyszał jego kojący sen, podający inne przykłady, ale już powoli oddawał się w objęcia snu, w końcu wyciszając wszystkie zmysły.
**
      Wymruczał coś niezrozumiale do siebie, już nosem szukając kawałka skóry, w którą mógł ponownie się wtulić i zasnąć. Postanowił dopiero powitać świat swoimi szmaragdowymi tęczówkami, w chwili, kiedy znajomy głos przerodził się w śmiech.
       - Co? - burknął zaspany, podnosząc się. Był wpierw zaskoczony, że ze spania na boku, w nocy wylądował na piersi księcia z rozrzuconymi czarnymi kosmykami na ramieniu, ale zaraz lekki szok, zamienił się w silne rumieńce na policzkach, gdy zobaczył na jego lewej stronie swoją ślinę.  - S-sorry. -
      Ręką szybko wytarł po sobie płyny, czując, jak robi mu się jeszcze bardziej głupio. Dlatego szybko podniósł się z jego klatki piersiowej i w pośpiechu nałożył na siebie koszulę. Niestety od razu odczuł brak przyjemnego ciepła i dotyku opuszek palców blondyna.
      - Olly? Widać już ląd. - Usłyszał dziecięcy głos tuż po pukaniu do drzwi.
       - Zejdź zjeść śniadanie, dopóki nie dopłyniemy bliżej, dobra? - zwrócił się do księcia.
       Olliver nie przejął się zbytnio tym, że ominie go poranny posiłek – bywały takie chwilę, gdy obowiązki kapitana go wzywały, zwłaszcza, gdy późno wstawał. Tym czym się przejął był sposób pożegnania się ze swoim „współlokatorem”. Nigdy nie dzielił z nikim pokoju, a szczególnie łóżka. Nie wiedział, czy ma mu rzucić krótkie „cześć”, skoro zaraz się znowu zobaczą czy może, ale na pewno miał ochotę go chociaż przytulić.
      Finalnie i tego zaróżowione policzki nie pozwoliły mu zrobić. Szybko zniknął za drzwiami, słysząc cichy chichot Alexego.
**
     Kilka rozkazów i przekleństw przy wiosłach, sprawiło, że znaleźli się na nowym lądzie, za plecami zostawiając ich statek na głębokiej wodzie.
     Nieodkryta wyspa, nie do końca znajdująca się na ogólnie przyjętych mapach, wydawał się na pierwszy rzut oka być duża i niezamieszkała, a na pewno nie sprawiała wrażenia byciem bezpieczną. Jeszcze przed przygotowaniem się na kolejną przygodę, podarował półelfowi ten sam miecz, którym się z nim pojedynkował, jak i swój drugi pas, by miał do czego przyczepić broń. Mimo tego, odkąd ich buty dotknęły miękkiego, złotego piasku, znajdował się u jego boku, by osobiście zadbać o jego bezpieczeństwo, a przy okazji porozmawiać z nim na kilka tematów. Przy tym uśmiechali się do siebie nieśmiało, idąc z boku z grupy. Zachowywali się miejscami, jak para dojrzewających nastolatków, zwłaszcza, kiedy ich dłonie przypadkowo dotykały się i ocierały o siebie. To oczywiście wywoływało delikatny uśmiech ze strony bruneta.
     Przemierzali bujną roślinność ciepłego klimatu, torując sobie drogą maczetami i nożami, dopóki nie dotarli na polanę, na której znajdował się postawiony szałas z desek i z liści. To od razu zaalarmowało piratów, już sięgających ze swoich bioder po miecze i pistolety. A wolna ręka Ollivera zasłoniła półelfa, odsuwając go lekko za siebie. W takich chwilach jak te, wolał być maksymalnie ostrożny.
      - Przychodzicie na nieswój teren i już sięgacie po broń? - Z prowizorycznego domu wyszła postać o szarych, lekko dłuższych włosach z tyłu i fioletowych tęczówkach, które połyskiwały w porannym słońcu. Co jeszcze było nie do przeoczenia, to oczywiście długie, spiczaste uszy, z dwa razy, jak nie trzy dłuższe od tych posiadanych przez Enjou, co od razu zostało zauważone przez kapitana. - Jak patetycznie... Liczyłem na ratunek od kogoś, kto się chociaż myje co dwa dni. - Westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy.
      Mężczyzna niewątpliwie pochodził z innej klasy niż wszyscy tutaj zebrani, nie licząc oczywiście młodego księcia. Świadczyła o tym jedwabna koszula, miękko układająca się na jego barkach i złoty naszyjnik z dużym, niebieskim kamieniem szlachetnym, które zdobił jego szyję. Tylko zabrudzenia niszczyły jego nienaganny wygląd.
      - Patrz, Enjou, kolejny, co gardzi piratami. Chyba już się zdążyłem przyzwyczaić. To wasze cecha wspólna? - Zwrócił się do blondyna, szczerząc się do niego.  - A tutaj też wszyscy jesteście wrażliwy? O tu? - Zapytał ochoczo i jak gdyby nic w opuszki palców chwycił jedno z uszów półelfa, zaczepiając ich spiczasty koniec. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie dając im spokoju.  - Hm?
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {20/11/22, 07:53 pm}

Enjou Alberich


  Chyba po raz pierwszy ich role zostały odwrócone. Enjou z zafascynowaniem, ale też i lekkim rozbawieniem obserwował, jak policzki jego towarzysza zalewają się ciepłą czerwienią. Widok był tak uroczy, że żałował, że miał nic przy sobie co pozwoliłoby mu uchwycić zawstydzoną twarz bruneta, otoczoną rozrzuconymi czarnymi kosmykami. Niestety nie było mu dane zbyt długo jej podziwiać, bo drugie ciało odsunęło się od blondyna, sprawiając, że przebiegł go chłodny dreszcz. Odruchowo też przesunął opuszkami palców po lekko wilgotnej piersi.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnął się smutnie, tęsknie spoglądając na ciemnowłosego, który w pośpiechu narzucał na siebie odzienie. - Aye aye, Kapitanie. - Pożegnał go radośnie, ale kiedy tylko został sam, padł plecami na chłodny materac. Był zaskoczony, przyłapując się na odczuwaniu lekkiego rozczarowania, które po wyjściu pirata znacznie przybrało na sile. Jego obecność i bliskość, stała się wręcz oczekiwana przez Księcia. Czy na tym właśnie polegała przyjaźń? Różniła się jednak ona od uczucia, które czuł podczas, gdy rozdzielano go z Anisą. Pogrążony w myślach, wstał po dłuższej chwili i podszedł do lustra, aby spojrzeć w swoje oliwkowe tęczówki, które akurat zalały się ciepłym bursztynem. Na swoją siostrę z pewnością nie patrzył w taki sposób.
- Ale zajebiste! - Rozległ się nagle odgłos zachwytu, a z cienia drzwi wyłonił się niski szatyn z oczami wielkimi jak dwa srebrniki. - Co to było? To jakaś elficka magia!? Możesz mnie tego nauczyć!? - Doskoczył do blondyna, który zawstydzony, odruchowo podrapał się po nosie, zasłaniając przy tym odrobinę swoje oczy. Zaraz jednak westchnął zrezygnowany. Wiedział, że młody pirat nie odpuści, póki wszystkiego z niego nie wyciągnie.
- Powiem ci, ale na razie musisz zachować to w tajemnicy. Obiecujesz? - Odparł roześmiany blondyn, zarzucając na siebie koszulę.

...

  Pierwszym co zrobił po zejściu na suchy ląd i dołączeniu do Ollivera, było skarcenie bruneta i udzielenie mu wywiadu na temat tego jak złe dla jego organizmu jest pomijanie śniadania. Dowiedział się o tym od szatyna, który tylko uśmiechnął się niewinnie i szybko zwiał między ich zgraję. Jednak na szczęście Kapitana, monolog nie był wcale taki długi, a jego skutkiem była obietnica wspólnego spożywania każdego posiłku. Oczywiście półelf martwił się o niego, ale też pozwolił aby zawładnęły nim jego samolubne zachcianki. Miał tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważył.
  Enjou też trudno było ukrywać ekscytację nowym, niezbadanym lądem i pogłoską o ukrytym na nim skarbie. W sekundę przypomniały się mu wszystkie powieści fantastyczne jakie przeczytał w swoim życiu. Która z nich okaże się najbliższa rzeczywistej przygodzie? Co czekało na nich w sercu wyspy? Czy będą musieli przejść zabójcza próbę? A może przyjdzie im się zagłowić nad zawikłą zagadką? A może wystarczy, że odnajdą "X" zaznaczony na mapie, a kiedy już pomyślą, że im się udało bez żadnego wysiłku, zostanie uruchomiona pułapka? Jedno było pewne. Książę zdecydowanie zbyt zlekceważył rzeczywistość. Tym bardziej że cały czas przy jego boku był młody Kapitan, który już całkowicie rozpraszał jego zmysły.
  Dlatego też zaskoczony drgnął nagle, kiedy cała zgraja została zaalarmowana na widok lichego szałasu. Gdyby w tamtym momencie nadszedł atak z zaskoczenia, z pewnością blondyn byłby najsłabszym ogniwem. A przecież miał ciężko pracować, aby stać na równi z resztą. Zwłaszcza z Olliverem, którego to on chciał bronić przed zagrożeniem. Był trochę zawiedziony swoją postawą, co mógł zdradzać odrobinę gwałtowniejszy podmuch wiatru- który zapewne tylko jedna osoba była w stanie odczytać jako coś więcej, niż nieprzewidywalny humor natury.
  Oczywiście wszystko szybko zamilkło, jak tylko zszokowane zielone oczy księcia spoczęły na parze długich uszu, mieszkańca szałasu. Były one tak samo długie, jak te należące do królowej Idreanii. Rasa nieznajomego nie podlegała żadnej wątpliwości. Stał przed nimi dumny, choć lekko poturbowany- elf.
- Musisz jednak przyznać, że nie macie zbyt dobrej opinii. Zwłaszcza wśród wyższych sfer. - Odparł niezręcznie na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania i z lekkim rozbawieniem potarł kark, zaraz jednak spinając się i sztywniejąc, kiedy tylko znajome, ciepłe palce zaatakowały jedno z jego uszu. Od razu wzdłuż jego kręgosłupa przebiegła fala ciepła.
- OolliVer!? - Spojrzał na niego zaskoczony. Owszem, otrzymał pozwolenie na dotykanie tak wrażliwej strefy, ale tylko, kiedy znajdowali się sami. Nie w obecności całej ich załogi oraz nieznajomego Elfa, którego mina bez dwóch zdań zdradzała, że wiedział jak wrażliwym elementem były ich uszy. Szarowłosy nie ukrywał swojego zaciekawienia śmiałością Kapitana, przytknął luźno złożoną pięść do ust, unosząc przy tym brwi, jakby w nikłym rozbawieniu. Całe szczęście oprócz drobnego załamania głosu, z ust księcia nie wydobyły się inne niekontrolowane odgłosy, przez które najpewniej zapadłby się pod ziemię ze wstydu.
  Zalewając się czerwienią po same końce napastowanych uszu, prędko chwycił dłoń bruneta, mimo wszystko niechętnie odsuwając ją od siebie. Ale nie puszczał go w obawie przed ponownym atakiem.
- Też mam pytanie! Twoje ślepia też zmieniają kolor? To u was też rodzinne? - Wypalił nagle Alexy, który znikąd wyłonił się tuż przy jasnowłosym, wskazując na niego palcem. On również został szybko pochwycony przez Enjou, którego wolna dłoń, zakryła jego usta.
- Alexy! Jaka była umowa? - Wyszeptał pochylając się do ucha chłopca, który w odpowiedzi wybełkotał niezrozumiałe w jego rękę coś o nieustalonym czasie zachowania tajemnicy. Dalszego przekazu już nie dało się rozszyfrować.
  Książę mimo gorączkowego zmieszania, wyprostował się i odchrząknął ledwo maskując swoje zawstydzenie.
- Pozwolisz, że zaczniemy od początku? - Spojrzał na szarowłosego elfa, zaraz jednak przerzucając spojrzenie na swoich towarzyszy, a kończąc na Olliverze. - Złóżcie broń, proszę. Nie ma potrzeby kierowania jej ku nieuzbrojonemu. - Posłał kapitanowi błagalne spojrzenie, co dość szybko poskutkowało. Choć swojego oporu nie ukrywał. Enjou podziękował mu szerokim uśmiechem, opuszczając ich dłonie. Chwilę przed rozłączeniem, przesunął palce z nadgarstka na jego palce, które splótł ze swoimi. Delikatnie je ścisnął porozumiewawczo, po czym dopiero go puścił. Gest ten trwał sekundy, ukryty za falbanowym rękawem koszuli księcia.
  Uwolnił także Alexego, którego przejął rozbawiony Brandon i wreszcie mógł poświęcić całą swoją uwagę nieznajomemu.
- Wybacz nagłą reakcję. Założyliśmy, że nie spotkamy tu żywej duszy. Przynajmniej nie przyjaźnie nastawionej. - Zaczął zbliżając się do elfa, bez wahania wyciągając do niego swoją rękę. - Enjou Alb- Enjou Bonnet, a to Kapitan Olliver Bonnet i jego załoga, miło cię poznać. - Przedstawił się używając nazwiska Ollivera, na którego zerknął kątem oka przez ramię, posyłając mu figlarny uśmieszek. Nie chciał jednak ryzykować zamieszania, jakie mogło wywołać jego pochodzenie. Tym bardziej, gdyby rozpoznał w nim przeklętego księcia. Nie był to jednak zbyt znany fakt poza jego rodzinnymi stronami, za co po raz pierwszy w życiu musiał podziękować Najwyższemu Kapłanowi. Ale również chciał się odrobinę podroczyć z Kapitanem i tym samym odwdzięczyć za publiczną zaczepkę.
- Muszę przyznać ci rację. Wyspa, jak i wieści o niej, ewidentnie nie malują jej jako przyjaznego wakacyjnego kurortu. Lynn, Lynn Lawrence - Choć głos szarowłosego był wyniosły i chłodny, to dłoń, która wymieniła uścisk z blondynem była zaskakująco ciepła.
- Z tak niewielkiego obozowiska wnioskuję, że jesteś tu sam? Z pewnością nie jesteś też tubylcem. Gdzie podziali się twoi ludzie? - Spytał rozglądając się po opustoszałej okolicy. Coś co miało być ogniskiem, jakimś cudem, lekko się tliło. Szałas również wyglądał, jakby ledwo stał. Jakby mocniejszy podmuch wiatru, miał obrócić go w pył, a mimo to coś utrzymywało go na lichych podporach. Jakby za sprawą magi wszystko było podtrzymywane w funkcjonalnym stanie.
- Wszyscy zginęli podczas sztormu, przed pięcioma dniami. - Odparł niewzruszony Lynn, którego wzrok ani na chwilę nie opuszczał rozmówcy, ani żadnego z piratów. Widząc nagłą zmianę w mimice Enjou, uniósł jedynie lewą brew. - Naszym celem był skarb, jaki rzekomo znajduje się w sercu tej wyspy. - Dodał splatając ramiona na piersi, unosząc przy tym jedną z rąk.- Zgaduję, że również przybyliście tu z jego powodu.
  Pięć dni temu, miała miejsce noc, podczas której książę po raz pierwszy stanął na deskach Czarnego Ducha. Była to też noc, w która rozpętał jeden z największych sztormów ze złości i obawy o swoją siostrę. Ale czy jego moc mogła mieć aż taki zasięg? Nigdy nie próbował, ale także nie był w stanie go sprawdzić, bo zawsze znajdował się w jego centrum. "Nie, to nie było możliwe... zwykły zbieg okoliczności..." - Uspokajał samego siebie. Choć dzięki Olliverowi zmieniło się spojrzenie blondyna na jego moc, to uśpione poczucie winy było szybkie do zerwania się, kiedy tylko opuścił gardę.
- Tak, nam jednak pogoda, wyjątkowo przypisywała. -  Przełknął ciężko ślinę, próbując się pozbyć narastającej guli w gardle. - Czy wiesz coś więcej o nim? W zamian za informacje, jestem pewien, że znajdzie się ciepły posiłek i wolny kąt na naszym pokładzie. - Pomimo popadania w czarne myśli, uśmiechnął się ciepło. Na pewno nie mógł pozwolić na zostawienie rozbitka na pastwę losu. Tym bardziej, że był on Elfem, którego mógłby przy okazji wypytać o parę kwestii związanej z ich rasą.
  Szarowłosy widocznie długo walczył ze swoją dumą, jednak i on był świadom, że nie można było przewidzieć, kiedy i czy w ogóle przybędzie kolejny ratunek.
- Nie posiadam zbyt wiele informacji, poza paroma skrolami. Jednak w wolnym czasie, udało się mi odnaleźć wejście. - Zwrócił się ku szałasowi, z którego po chwili grzebania, wyciągnął trzy zawiniątka papieru. - Ciepłym posiłkiem nie pogardę, jednak wolny kąt przyjmę jedynie na parę dni. Chciałbym wrócić do swoich stron, nie jestem zainteresowany pirackim żywotem.

...

  Wspomniane przez Lynna wejście, znajdowało się za ścianą grubych winorośli, które porastały wejście do jaskini. Dla niewytrenowanego oka, było niezwykle łatwe do przeoczenia i pomylenia z kamienistą ścianą. Kilku piratów cofnęło się o krok, gdy szarowłosy elf wniknął w roślinność, a w rzeczywistości, zwyczajnie wszedł do jaskini.
  Enjou ochoczo również przekroczył próg i od razu zatonął w ciemności. Kiedy dołączyła do nich reszta piratów, rozległy się echem stukoty próby wzniecenia ognia przy pomocy krzemieni.
- Nie kłopoczcie się. - Polecił Elf, biorąc głęboki wdech. - Galad. - Wraz z wypowiedzeniem obco brzmiącego słowa, blada skóra jego dłoni zaiskrzyła się, a następnie zrodził się w niej niewielki orb światła. - Pann. - Kolejne polecenie sprawiło, że orb przybrał rozmiar piłki, idealnie dopasowujące się do jego dłoni. - Lod. - Tym razem źródło światła wzniosło się w powietrze i zawisło na wysokości jego elfich uszu.
- Elficki? I znasz się na magii. - Stwierdził błyskotliwie książę, ale nie był w stanie powstrzymać swojego dziecięcego zafascynowania. Odruchowo zbliżył się do szarowłosego, unoszą rękę ku orbowi.
- Odrobinę, ale nie polecam. Szybko się nagrzewa. - Ostrzegł w porę nim doszło po poparzenia książęcych palców.
- Racja. - Roześmiał się szybko zabierając rękę, którą spoczęła na trzymanym papierze. - Według twoich skrolów, przed nami znajduje się wejście do labiryntu. jego pierwsza część została wyznaczona, jednak dalsze partie będziemy musieli odnaleźć sami. - Stwierdził spoglądając na rozrysowane ściany. Jednak czy mogli zaufać tym planom? Czemu ten, który był ich autorem, nagle zawrócił? Strach wziął nad nim górę, czy może napotkał na swojej drodze przeszkodę nie do pokonania?
- Na to wygląda. Prowadźcie. - Polecił spoglądając na półelfa oraz kapitana. Enjou zaoferował mu wcześniej podzielenie się z nim bronią, ale szarowłosy odmówił, wyjawiając, że nie potrafi się nią posługiwać. Wolał polegać na magii.
  Pierwszy ruszył Enjou, który prawą dłoń wsparł na rękojeści miecza podarowanego mu przez Ollivera, a lewą wsparł na zimnej, wilgotnej skale, która była ścianą labiryntu. Może i wydłużało to znacznie ich drogę, ale również zapobiegało przypadkowemu zgubieniu się.
- Patrz pod nogi. - Surowe ostrzeżenie nadeszło tuż za jego plecami, kiedy to czyjaś ręka szarpnęła za materiał koszuli blondyna, tym samym zatrzymując go w półkroku. Tuż pod jego stopą znajdowała się pożółkła, ludzka czaszka, której żuchwa, spoczywała kawałek dalej. Choć szczątki już na pierwszym zakręcie nie zwiastowały niczego dobrego, to dalsza droga upłynęła bez większych przeszkód. Kilka razy trafili na pusty zaułek, ale ostatecznie udało im się zajść dalej, niż urwana linia na mapie.
  Enjou tym razem był bardziej uważny i szybko spostrzegł nagłą przepaść, jaka przed nimi się znajdowała. Na całe szczęście nie była ona nie do pokonania. Wystarczyło jedynie nad nią przeskoczyć. Lynn zadbał o dobre oświetlenie, a Enjou pokonał przepaść jako jeden z pierwszych. Niemalże od razu odwrócił się i z  uśmiechem wyciągnął dłoń do Kapitana, który był następny w kolejce.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {05/12/22, 04:23 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

  Czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem, wywracając nieznacznie swoimi zielonymi tęczówkami.
  Po prostu nie mogą znieść, że jesteśmy lepsi od ich marynarzy – odpowiedział ze znaną w jego głosie pewnością siebie. Zwłaszcza miał na myśli jego załogę, która była według niego doskonale skoordynowana i wytrenowana w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach na otwartych wodach. Poza tym to nie oni porywali bezbronnych ludzi i robili z nich niewolników, a ich uwalniali i odstawiali w miarę możliwości do domów, a czasami, przy okazji okradali bogaczy. Przecież już majętni, nie potrzebowali tyle złota.
    Musiał przyznać, że miał słabość do rumieńców na twarzy księcia, zwłaszcza, gdy te sięgały aż do ostro zakończonych uszów. Wyglądał wtedy tak cholernie uroczo, od razu poruszając coś w ciele Ollivera, że ten mimowolnie się uśmiechał. No i swoją drogą był ciekawy, jak bardzo jego uszy były wrażliwe i miał nadzieję, że kiedyś przetestuje jego granice.
    Widok przedstawienia, gdzie zaczerwieniony jak burak Enjou w jednej ręce chwytał paplającego Alexego, a w drugiej kapitana, który przed chwilą zaczepiał blondyna, musiał być komiczny. Sam Bonnet nie mógł powstrzymać cichego chichotu, ale zaraz się uspokoił i machnął dłonią do towarzyszy. Tyle wystarczyło, aby wszyscy schowali broń do kabury, włącznie z nim. Był pełen podziwu umiejętnościom dyplomacyjnymi półelfa. Zdawało się, jakby w jednym zdaniu znalazł nić porozumienia między przybyszem. Był przede wszystkim spokojny, a Olliver zdolny mu zaufać.
     Podniósł ciekawsko prawą brew do góry, będąc w niemałym szoku, słysząc, jak przedstawia się jego nazwiskiem. Jednakże ani słowem nie skomentował tego zagrania, tylko pochwycił jego figlarny uśmieszek, przyrzekając sobie, że jeszcze dzisiaj sprawi, że ten jeszcze raz pokryję się czerwienią. Widocznie sam tego chciał, a jeszcze bardziej chciał udawać z nim małżeństwo, bo do dwójki braci byli kompletnie niepodobni. Zaczynając od innej rasy, kończąc na kolorze włosów i skóry.
    - Oho, Steve, chyba masz kolejną gębę do wykarmienia – rzucił do kucharza, posyłając mu udawany uśmiech pełen współczucia. Wiedział, że dla mężczyzny przygotowanie dodatkowej porcji nie będzie problemem. Lubił, a nawet kochał gotować i popisywać się w kuchni, próbując rozgryźć kubki smakowe swoich towarzyszy. Zawsze ze starannością dodawał pasujące przyprawy i pozwalał się zbliżać do parujących garów tylko swojemu synowi, żeby mógł wydać pierwszy osąd niczym krytyk kulinarny. `
   Położył dłoń na ramieniu swojego przybranego małżonka, lekko go ściskając, próbując choć tak okazać mu swoje wsparcie. Nie mógł w tej chwili obdarować go słowem pocieszenia, więc miał nadzieję, że chociaż to zdejmie z niego wyrzuty sumienia, który jako jedyny odczuł wraz z mocniejszym podmuchem wiatru. Enjou nie mógł odpowiadać za śmierć towarzyszy Lynna, nawet jeśli była ona  spowodowana przez jego sztorm. Równie dobrze można było o to oskarżyć Ollivera i jego załogę za sprowokowanie mężczyznę, ludzi wmawiających młodszemu, że to klątwa czy nawet umiejętnościom żeglugi na morzu i oceanie – takie wypadki się zdarzały.
    Ten gest albo ciekawość półelfa sprawiły, że to on wraz z Lynnem kierowali wyprawą, a Olli tylko z niedaleka im się przyglądał. Chyba po raz pierwszy nie szedł przodem, ale jakoś szczególnie taka pozycja mu nie przeszkadzała. Tylko obserwował ich otoczenie dokoła, pozostając cały czas czujny. Chcąc czy nie chcąc, to on dalej brał odpowiedzialność za bezpieczeństwo tutaj zgromadzonych.
    - Aspirujesz na miejsce kapitana, kochanie? - rzekł, kiedy znalazł się blisko blondyna. - Poza mną jeszcze musisz wygryźć Davisa. I myślę, że powinienem dostać jakąś nagrodę za takie trudne słowo. Może coś dzisiejszej nocy? - dodał, uśmiechając się zadziornie w ciepłym świetle orba, który wbrew pozorom dawał wystarczająco światła.
    Miejscami miał wrażenie, że już książę zdążył o nim zapomnieć, będąc tak zafascynowanym pierwszą swoją przygodą oraz nowym towarzyszem, przez co nawet poczuł ukłucie zazdrości, która na całe szczęście szybko minęło, gdy blondyn wysunął w jego stronę rękę. Pierw jeszcze przed sobą przepuścił jak zawsze odważnego nastolatka, a dopiero później chwycił jego dłoń i przeskoczył niewielką przepaść. Nie chciał jej jednak puszczać, więc tylko jeszcze bardziej wplótł w nie swoje palce, mając nadzieję, że go od siebie nie odsunie. Tak mogli lepiej odegrać teatrzyk przed elfem, a przynajmniej taka miała być wymówka kapitana, gdyby ktoś zapytał go, co robi.
     Jego dłonie były tak przyjemnie gładkie, prawie w ogóle nieskażone ciężką pracą i dodatkowo ciepłe i miękkie, co każde najmniejsze styknięcie opuszek palców wywoływało drobne dreszcze. Mógł w tym drobnym dotyku z szybciej bijącym sercem się zatracić, ale wkrótce przed nimi roztoczył się miękki, blady blask jednego z kolejnych zakątków niezbadanej jaskini. Olliver postanowił wypuścić swojego przybranego męża z uścisku i wyłonił się na prowadzenie, pierwszy stawiając kroki w nowym pomieszczeniu. Jego twarz szybko została rozświetlona przez niebiesko-fioletowe światło, które pochodziło od drobnych kryształów, wetknięte w skalne kolumny. Te prowadziły do drobnego strumienia, który zabłyszczał się jeszcze bardziej po wtargnięciu pozostałych członków wyprawy. Na dalszym planie dało się dostrzec długie kryształy, łączące się ze sobą i to one niewątpliwie dawały najwięcej blasku, ale to nie to stanowiło największy przedmiot uwagi kapitana, ponieważ tuż obok nich znajdowała się stara, drewniana skrzynia
wypełniona po brzegi złotem, monetami i innymi drogocennymi skarbami. Tak samo wyglądała zawartość rozsypana wokół niej.
      Widok przyszłego bogactwa jak i piękność jaskini naturalnie omamił piratów. To niewątpliwie był też powód do świętowania rumem ich zwycięstwa
      - Ostrożnie. Coś za łatwo nam poszło – ostrzegł towarzyszy. W końcu niedawno spotkanie ludzkie kości i czaszki nie mogły być przypadkowe, a wiedziony doświadczeniem kapitan domyślał się, że wyniesienie skarbu nie mogło być takie proste. Nigdy nie było.
     Nie minęło pięć minut od wypowiedzianych słów czarnowłosego, zanim nagle za jego plecami, a konkretnie za plecami księcia nie wynurzyła się wysoka postać na kilka metrów z ciemności. W jednej chwili dało się słyszeć krzyk wzywanego imienia księcia, zaraz po tym rozległ się przeraźliwy krzyk samego kapitana, a po tym nawoływanie jego imienia w różnych wersji.
    Zaryzykował wszystko, co tylko znał, lubił i kochał, popychając Enjou na ziemię, samemu przyjmując cios potwora, który ewidentnie był zarezerwowany dla niego. Potwór w niczym nie przypominał czegoś, co dotychczas znali. Był nienaturalnie wychudzony, a ręce okropnie długi i zgięte w połowie z równie długimi palcami, który wykrzywione były w każdą stronę. Ale najbardziej w nim przerażające były trzy otwory w tułowiu pokryte dwoma rzędami, pożółkłych zębów, otoczone czarną mazią – dwoma w piersiach i jednym większym na brzuchu, z którego dodatkowo wysuneła się twarda, czerwona macka i to właśnie ona została wbita prosto w brzuch Ollivera, a górne odnóża przyszpiliły czarnowłosego do pobliskiej chropowatej ściany. Szybko zostały one pokryte krwią pirata i tylko szybka reakcja przyjaciół, uchroniła go przed wbiciem się w niego zębów, tym razem pochodzących z ust potwora.
    Twarz monstrum również nie była przyjemna, bowiem oprócz szeroko otworzonej paszczy, miał szeroko otworzone oczy, lekko zachodzące nieobecnym spojrzeniem.
Olliver od razu poczuł okropny ból, jakby coś rozdzierało go od środka i niszczyło wszystkie narządu. Ból był tak potężny, że szybko stracił władze nad swoim ciałem, osuwając się za pomocą grawitacji na skalny teren. Całe szczęście niedługo wytworzona adrenalina skutecznie go znieczuliła.
Od razu poczuł również przeraźliwy strach, ogarniające jego ciało, szykujące się na najgorsze. Pokrył się zimnym potem, pomimo tego, że cały delikatnie się trząsł, tracąc szybko ciepło. Bał się kolejnych sekund, minut i wiedział, że były to jego ostatnie.
     - E-enjou – jęknął cicho, jeszcze chcąc się upewnić, czy na pewno nic mu się nie stało. I chciał jeszcze raz zobaczyć te jego blond włoski, nierozwiązaną zagadkę w postaci oliwkowych tęczówek i to jak tak uroczo potrafił się czerwienić czy uśmiechać. Chciał zawołać jego imię jeszcze raz, żeby na pewno jego usłyszał, ale wtedy momentalnie to słowo ugrzęzło mu w gardle, zamiast tego odkaszlnął, a z jego ust wypłynęła strużka szkarłatnej cieczy, która zdawała się nie mieć końca.
    -Kurwa, Brandon, przyciskaj to mocniej do cholery!!! - odezwał się rozgoryczony Jack, podtrzymujący bezwiedną głowę Ollivera. Na twarzy Jacka  gołym okiem można było dostrzec żal mieszający się ze złością, ale z całych sił próbował uspokoić czarnowłosego. - Wszystko będzie git, wyliżesz się z tego, rozumiesz? Tylko nie z-zasypiaj. - Pociągnął nosem pomiędzy słowami i poklepał swojego towarzysza po policzku, gdy ten zamknął zmęczone powieki na chwilę dłużej.
   - A co ja niby robię?! - odgryzł się wywołany Brandon. Blondyn klęczał przy boku rannego, wciskając z całych sił kawałek materiału w ranę. Ale chyba sam nie wierzył w słowa starszego kapitana, co sam manifestował łzami, cieknącymi po policzkach. Rana była zbyt rozległa, a pomimo usilnego tamowania krwotoku, czerwona ciecz ciągle wypływała z brzucha Bonneta.
   -O-Olli. - Przy boku bruneta szybko znalazł się również najmłodszy z członków, który pochwycił dłoń kapitana. On również płakał, ale w przeciwieństwo do innych przyjaciół, nie ukrywał się z tym. Łzy spływały po jego po policzku, robiąc je szybko czerwone, ale mimo tego bez wstydu, ze współczuciem  w swojego idola. Jego palce delikatnie głaskały wierzch dłoni starszego, jakby to miało jakkolwiek uspokoić bruneta czy nawet szatyna. Ale ten pierwszy nie miał złudzeń, że to były jego ostatnie chwile, ostatnie chwile, gdy mógł spędzić je w gronie swojej przybranej rodziny – niektórzy z nich parowali się mieczami z potworem, a niektórzy spoglądali na niego z bólem w oczach.
   Nie chciał umierać. Martwił się, co się stanie ze statkiem, co się stanie... z półelfem i z Alexym, chciał zobaczyć, jak ten dorasta, ale jego koniec był nieunikniony, zwłaszcza, że z każdą sekundą robiło mu się coraz bardziej chłodniej i słabiej.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {06/12/22, 09:02 pm}

Enjou Alberich

  Podkradnięte nazwiska odbyło się bez jakiegokolwiek niecnego planu. Miało być drobnym odegraniem się na piracie, a także przykrywką dla jego przynależności do królewskiego rodu. A prócz tego jakimś cudem przeszło w udawany związek. Nawet nie potrafił udawać, że mu się to nie podobało. Szczególnie kiedy Kapitan zwrócił się do niego tak mile. Oczywiście był w pełni świadom, że była to jedynie niewinna zaczepka, a jednak sprawiła, że serce w jego piersi podskoczyło uradowane.
- Gdzieżbym śmiał, Najdroższy. Na świecie nie ma wspanialszego Kapitana od ciebie. - Ochoczo zacisnął palce na dłoni bruneta i uśmiechnął się rozbawiony - Dzisiejszej nocy? A cóż takiego? Znów mam posłużyć za twą osobistą poduszkę?... Tylko nie obśliń mnie ponownie. - Ostatnie zdanie wyszeptał do ucha Ollivera z zadziornym uśmiechem, choć nie obyło się bez soczystego rumieńca, który zdradzał jego faktyczne zawstydzenie. Od kiedy został przez niego zaakceptowany, pozwalał sobie na coraz więcej, jak i pragnął coraz więcej.
  Delikatnie pocierał od czasu do czasu smukłe, długie palce, śledząc rozrysowane na skórze pirata drobne blizny. Próbował je nawet zliczyć, jednak było ich zbyt wiele, a ciepła dłoń w końcu wyślizgnęła się z jego uścisku. Odruchowo chciał ją ponownie złapać, ale w porę się powstrzymał. Co on wyprawiał? Czy naprawdę był aż tak zdesperowany i spragniony dotyku? Pokręcił głową przywołując się do porządku. Może i początkowo ogarnął go zew przygodny, o której marzył za dzieciaka, ale nie mógł zapominać, że nie była to tylko zabawa.
  Kiedy zostali wprowadzeni do nowego pomieszczenia, wszystkie oczy zostały przyciągnięte przez przeróżne drogocenne klejnoty oraz złote monety. Pomimo ostrzeżenia Kapitana, wielu nie łatwo było oprzeć się pokusie. Ale miał rację. Miał ogromną rację.
  Nawet żyjący w pozłacanym pałacu Książę był rozproszony. Może i nie interesowały go bogactwa, choć podzielał radość załogi, ale jego oczy spoczęły na grubym tomiszczu, jakie spoczywało w pobliżu skrzyni. Po co ktoś miałby schować książkę w skarbcu? Cóż mogła w sobie skrywać? Z pustką w głowie, niczym zahipnotyzowany powoli się do niej zbliżył. Ale zdążył ledwo postawić jeden krok na stopniu, kiedy oprzytomniał za sprawą spanikowanego głosu Kapitana. Nigdy nie spodziewał się usłyszeć u niego tego tonu. A tym bardziej tego przepełnionego cierpieniem krzyku, którego w życiu nie chciał usłyszeć. A mimo to echem odbijał się w jego głowie.
  A obraz wcale nie był lepszy. Enjou czuł jakby cały świat rozpadał się pod jego stopami. Mężczyzna, który był mu bliższy niż rodzina. Ten który nauczył go co to wolności i o tym, że jego moc nie była przekleństwem. Ten nieustraszony Kapitan piratów, którego twarz w tamtym momencie wykrzywiała się z bólu. Wydawało się to tak nie realne, wręcz błagał, żeby była to jedynie okrutna iluzja, jednak krew wypływająca z ust Ollivera uświadomiła go, że właśnie taka była rzeczywistość.  
  Walcząc z drżącą ziemią podniósł się z ziemi, łapiąc za rękojeść miecza. Załoga Czarnego ducha szybko podzieliła się na dwa zespoły, z atakującymi tworzącymi linię obrony dla tych którzy zajmowali się ratunkiem. Książę był rozdarty między chęcią zamordowania potwora, a znalezieniem się blisko Ollivera, ale na całe szczęście pomógł mu w tym wyborze jego rasowy pobratymiec.
  W jednej chwili poczuł ostre uderzenie w bok.
- Uspokój się! w przeciwnym razie ta jaskinia zostanie naszym wspólnym grobem. A nie mam zamiaru dzielić go z tym odrażającym potworem. - Lynn skupiał się na wykorzystywaniu swojej magii do wspierania walczącej załogi, dając im tym samą ogromną przewagę. - Nie stój tak. Poradzą sobie, zadbam o to. Idź do niego! Tylko twoja krew może go teraz uratować. - Półelf nie potrzebował więcej informacji.
  Po drodze kilka ciosów skierowanych zostało w jego stronę, jednak uchroniło go przed nimi zaklęcie tarczy. Dzięki temu mógł szybko i bez problemu znaleźć się przy boku rannego bruneta.
- Olliver! - Z przerażeniem spojrzał na wciąż powiększającą się kałużę krwi, wypływającą spod jego ciała. Nie mieli zbyt wiele czasu. Dlatego też bez żadnych wyjaśnień, ułożył ostrze miecza w otwartej dłoni, a następnie gładkim ruchem rozciął ją, rozchylając usta w niemym krzyku.
- Kurwa Enjou!!? Co ty wyprawiasz?! - Warknął spanikowany Brandon, kiedy Książę próbował odsunąć jego dłonie od dziury.
- Nie mamy czasu! Musicie mi zaufać. - Spojrzał na nich błagalnie, nie chcąc teraz z nimi walczyć. Ale mimo to nie czekał na ich kolejną reakcję. Nie mógł pozwolić sobie na zmarnowanie choćby kropli swojej krwi, która miała pomóc brunetowi. Dlatego też przepchnął się bliżej i zawiesił krwawiącą dłoń nad raną. Efekty były widoczne od razu, ale były zbyt wolne.
- Olli proszę wytrzymaj jeszcze trochę. Nie zostawiaj mnie. - Spojrzał na niego błagalnie, ściskając mocniej swoją dłoń, aby wycisnąć z niej swoją krew, krzywiąc się z bólu. Jednak Pirat był już u schyłku swoich sił, o czym jasno poinformowały jego opadające powieki. Spanikowany Półelf sięgnął ponownie po ostrze, tym razem łapiąc je udami, aby zaraz rozciąć swoje nadgarstki. Strumień krwi bez dwóch zdań był większy od poprzedniego. Ponownie przycisnął dłonie do ranny, czując jak ta powoli się zasklepia, ale nie zaprzestał na tym. Boleśnie przygryzł swój język, przebijając go swoimi kłami, po czym wpił się w chłodne usta kapitana. Od razu poczuł jak zalewa się łzami. Nie tak je zapamiętał. Te które poczuł tamtego dnia były niesamowicie ciepłe i wykrzywione w przepięknym uśmiechu. Nie mógł go stracić.
  Czując jak powoli opuszczają go siły, blondyn wsparł się na Brandonie, który z trudem utrzymał jego więdnące ciało, jednocześnie utrzymując jego ręce na brzuchu kapitana. Wszelkie odgłosy stały się przytłumione i odległe, jakby we wspomnieniach słyszał radosne okrzyki bandy Ollivera. Czy to o tym mówiono, kiedy wspominano o życiu przemijającym przed oczami na łożu śmierci? Jeśli tak, to nie pogardziłby ostatnim zadziornym uśmiechem Kapitana, zamiast jego skamieniałej twarzy.
- Olli... ver... - Wyszeptał osłabiony, a zaraz po tym mógł tylko spoglądać na bruneta, którego zakrywały czarne plamy. Aż ostatecznie nie widział już nic.

...

  Przyjemne kołysanie było pierwszym co uderzyło w jego świadomość. Wręcz czuł jak każda z fal uderza o burtę. Nie był w stanie ruszyć choćby palcem. Całe jego ciało krzyczało z bólu, gdy choćby próbował uchylić powiekę. A mimo to nalegał na tkwienie przy boku nieprzytomnego kapitana. Oczywiście ciężko ranny, potrzebował miejsca i przestrzeni, ale Enjou nie chciał go opuszczać choćby na chwilę. Dlatego też po wielu sprzeczkach, Jack zdecydował się pozwolić mu zostać na podłodze, tuż obok łóżka Ollivera.
  Prócz niego w kajucie kapitana przebywał również Lynn, który monitorował stan ich obojga.
- To już czwarty dzień... Dlaczego to trwa tak długo, jeśli jego rany zostały zaliczone? - Głos blondyna był nienaturalnie zachrypnięty, co zdradzało jego zmęczenie, wywołane pomijaniem snu, do momentu, w którym jego ciało zmuszało go do omdlenia.
- Powinieneś odpocząć. - Lynn podszedł do niego z ciepłym kubkiem, który do niego wyciągnął. - Olliver jest człowiekiem. Ludzie to delikatne stworzenia. Twoja krew z pewnością go uratowała, jednak jego ciało musi do niej przywyknąć. Na dodatek wciąż walczy z trucizną, ale mam dobrą wiadomość. Jej ilość w nocy zaczęła maleć. - Słowa elfa były szczere, co niesamowicie uspakajało wszelkie obawy Enjou i pozwalało w końcu mu się odprężyć.

...

- Zdajesz sobie sprawę, że twoje oczy nie są już Oliwkowe? - Poinformował Lynn, podczas piątego wieczoru wspólnego czuwania nad Olliverem.
  Enjou zmarszczył brwi, delikatnie gładząc ciepłą dłoń Kapitana.
- Jak to nie są? - Skołowany podniósł głowę, aby spojrzeć na swojego rozmówcę.
- Są niebieskie. - Odparł lakonicznie Elf, sporządzając kolejną dawkę ziół, które mielił starannie w moździerzu. Pytanie które męczyło Księcia, jak i Kapitana przez kilka dni, zostało rozwiązane w sekundę. I nawet nie potrzebował do tego drugiego Elfa, a jedynie wystarczyło spojrzeć w lustro. O ironio losu. Tylko na co mu to teraz, kiedy nie mógł się z nim o tym podzielić? Zaraz jednak zrozumiał powagę sytuacji.
- A więc uciski w klatce piersiowej, przyspieszone bicie serca... - Nagle wszystko było jasne. Uczucie jakim darzył Ollivera miało wreszcie nazwę - miłość. Kochał go, ale nie jak swoją siostrę, to uczucie miało romantyczną naturę. Nie był wcale zdziwiony, ale czuł się winny. W końcu Kapitan widział w nim swojego nowego przyjaciela, a na dodatek miał kogoś na oku. Nie mógł być tak chciwy i zdradzić jego zaufanie.

...

  Szóstego dnia ciało Enjou odzyskało sprawność, choć nie wróciło całkowicie do pierwotnego stanu. Przez nadmierne osłabienie, regeneracja nie zadziałała tak dobrze jak do tej pory. A efektem tego były blizny na nadgarstkach, które przypominały mu te Ollivera. O dziwo był z nich zadowolony.
  Tego dnia również pomagał przy nieprzytomnym kapitanie, starając się, aby Lynnowi nie zabrakło niczego do kolejnych dawek leków.
- Czy będzie odczuwał jakieś negatywne skutki? - Zapytał blondyn ponownie ułożony na podłodze, przy boku łóżka.
- Nie. Wręcz przeciwnie. Mógł wchłonąć część twoich zdolności, które pozostaną z nim, póki jego ciało nie przetworzy twoich płynów. -
  Osłabiony Enjou ułożył głowę na materacu na którym leżał owinięty w bandaże brunet. Jego rany się zamknęły, ale jego powieki mimo to wciąż pozostawały zamknięte. Uratował go, ale za jaką cenę? Czy przez swoją samolubność, skazał go na współdzielenie swojego przekleństwa? Olliver uparcie twierdził, że był to dar, ale bez jego ciepłych słów wsparcia, czarne myśli często nawiedzały Księcia. Chwilami czuł, jakby wracał do starego siebie, sprzed poznania bruneta i jego bandy.
- Proszę cię odpocznij dzisiaj porządnie. Olliver nie byłby zadowolony widząc cię w takim stanie. - Poradził Elf zbierający się do wyjścia. Do tej pory Enjou sprawdzał rekordy wytrzymałości swojego ciała, ale tym razem czuł się nad wyraz śpiący. Zdążył jeszcze wspomnieć ziołową herbatę Lynna, ale zaraz po tym zasnął, wtulając policzek w dłoń Ollivera.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {07/12/22, 11:43 pm}

pirates-of-the-caribbean-font
   
 Życie pirata nie należało do bezproblemowych, a zwłaszcza do najdłuższych. Ciągle świadomie byli narażeni na niebezpieczeństwa - od powieszenia ich na szubienicę poprzez sztormy aż do stoczonych walk. Ale pomimo tej świadomości, zebrani piraci przy brunecie, nie chcieli się z tym pogodzić, robiąc wszystko, byle tylko utrzymać go przy życiu. Olliver zapragnął w jednej chwili jeszcze raz dotknąć blondyna, ale już ruszanie palcami stanowiło dla niego ogromny wysiłek. Organizm mężczyzny zdawał się z każdą mijająca sekundą gasnąć. I nie rozumiał, co takiego robił Enjou, ale ucieszył się, mając chociaż okazję dotknąć jego wręcz parzących warg, które delikatnie musnął, jako przyjemna tortura. Szybko też na języku poczuł metaliczny smak i nie miał żadnego innego wyjściu, jak nie połknięcie czerwonego płynu. Dlaczego Enjou krzywdził się na jego oczach? Ale odpowiedź nie nadeszła, tylko serce bruneta ścisnęło się jeszcze bardziej, widząc resztkami świadomości mdlejącego blondyna. Zaraz po tym i bruneta ogarnęła głucha ciemność, która sięgnęła po niego swoimi mackami, a on jej się poddał. W jaskini oprócz odgłosów odbijających się mieczów, była słyszalne wyraźna ulga. Olliver wydawał się być na obecną chwilę stabilny, dzięki zabiegom ze strony półelfa. Jack podniósł niestawiające oporu ciało kapitana, który w jego umięśnionych ramionach wyglądał jak kukiełka.
  Przez jego ramie zwisały czarne kosmyki. Oczywiście nie obyło się bez eskorty najmłodszego, który cały czas trzymał zimną dłoń Bonneta i nie spuszczał z niego oka, zaś drugi, przybrany Bonnet, został wyniesiony na ramieniu przez Brandona.
**
   Od przeszło kilkunastu lat nie było tak cicho na pokładzie Czarnego ducha, jak teraz. Wszyscy byli skupieni na wykonaniu swoich obowiązkach, nikt nie śmiał śpiewać czy nawet głośno rozmawiać. Atmosfera od kilku lat była wyjątkowo gęsta, tak, że niewątpliwie dało się ją kroić nożem. Ale każdy zdawał się martwić o swojego kapitana, podnosząc za każdym razem wzrok, gdy ktoś wychodził z kajuty. Steve jeszcze bardziej zaszywał się w swojej kuchni, dopieszczając swoje przepisy i nie mając ochoty z nikim innym rozmawiać poza własnym synem. Fred na każdą wzmiankę imienia bruneta, rozklejał się niczym dziecko, wypłakując się w ramię Brandona. I zawsze moczył mu cały kołnierz swoimi smarkami. Tylko Davis, teraz dowodzący statkiem, zdawał się jakoś trzymać, próbując podtrzymywać morale załogi. Pocieszał wszystkich wokoło, mówiąc, że Olliver jest młodym, silnym mężczyzną i jego organizm na pewno wkrótce zwalczy wszystkie skutki ataku potwora.
   Nawet nikt nie pytał o podział skarbu, który znajdował się pod pokładem. Już dawno sprawa nagłego bogactwa zostałaby rozwiązana i każdy dostałby odpowiedni przydział wraz z Enjou, ale teraz złoto, klejnoty, monety i księga, leżały niedotknięte.
   Alexy jako jeden z nielicznych dostał zgodę (głównie od Jacka i Lynna), aby przebywać w kajucie wraz z Enjou, kiedy tylko chciał i wtedy jak każdy z nich stawał na rzęsach, by zaopiekować się swoim idolem, a gdy obowiązki się kończyły, siadał w nogach kapitana i rozmawiał z księciem, próbując go pocieszyć.
**
    Nie tak wyobrażał sobie piekło, do którego powinien trafić. Zamiast tego znajdował się jakimś cudem w swoim łóżku, w swojej kajucie, a na jego dłoni spała znajoma twarz, która również nie wyglądała najlepiej. Nie trudno było zgadnąć powodu sińców pod oczami.
Olliver czuł się, jakby przynajmniej wypił dwie butelki rumu, co było skutkiem jeszcze utrzymującej się trucizny w jego ciele. Był mocno osłabiony, ale już zdolny do jakiegokolwiek poruszania się. Chwilę zajęło również zrozumienie, że to dzięki śpiącemu chłopakowi udało mu się przeżyć, że dzięki niemu mógł jeszcze raz go zobaczyć.
    Dlatego też przez przynajmniej pięć minut wpatrywał się w niego, obserwując, to jak spokojnie oddycha, to jak chociaż we śnie mógł odpocząć od niedawnych wrażeń. Przy tym starał się nie poruszać, nie chcąc go obudzić. Potrzebował teraz snu, tak samo jak Bonnet, chociaż jeszcze kilka godzin, kiedy poinformuje wszystkich o obudzeniu się.
     Jeszcze przed oddaniem się w objęcia Morfeusza, nakrył w miarę możliwości blondyna kocem, opatulając go nim. Przy tym od razu poczuł, jak nie wiadomo jaka siła, a raczej organizm ściąga go od razu do położenia się. Tą siłą był jego własny podtruty organizm, gdzie ból głowy, a nawet ból brzucha nagle się obudził.
**
    Oczy Ollivera ponownie powitały świat, kiedy przez okno do kajuty wnikało ciepłe, żółto-pomarańczowe słońce. Na ten widok mimowolnie się uśmiechnął, obserwując kolejną rzecz, której mógłby już nie zobaczyć. To właśnie zachody i wschody słońca były najpiękniejsze na otwartym morzu i oceanie oraz dawały poczucie stabilności.
Enjou nadal wydawał się być pogrążony w błogim śnie, ale tym razem wolna dłoń bruneta ostrożnie dotarła do jego twarzyczki. I gdy tylko opuszki palców zetknęły się z bladym policzkiem chłopaka, uśmiech Ollivera jeszcze bardziej się pogłębił. Domyślał się, jak musiał się o niego martwić i ile czasu o nim myśleć, i sam nie mógł sobie wyobrazić, co by zrobił na jego miejscu. Już tamta sytuacja, kiedy padł ofiarą bandytów, przysporzyła mu dużo stresu.
    - Enjou – powiedział cicho, przyzwyczajając swoje uszy i pomieszczenie do dawno nie słyszalnej barwy głosu. Nie wiedział, ile czasu pozostawał nieprzytomny, ale teraz nie chciał trzymać przyjaciela w niepewności. Chciał wynagrodzić mu całe smutki i zmartwienia. - Położysz się obok mnie? Proszę – poprosił, wciąż głaszcząc miękki policzek blondyna. Przysunął się na swoją część i powoli ułożył się na boku. Całe szczęście zmiana pozycji nie okazała się być bardzo bolesna. - Ile dni leżałem tak jak kłoda? - zapytał, będąc świadom, że na pewno nie był to tylko jeden dzień. - Uratowałeś mnie... Bez ciebie to by się gorzej skończyło. Dziękuje
    Od razu, gdy tylko książę znalazło się przy nim, opatulił go kocem i jeszcze kołdrą. Tam jego dłonie zakradły się do tych jego, delikatnie stykając się kostkami, zaś jego czoło oparło się o te blondyna. Serce kapitana nie pozostawało obojętne na widok tych drobnych czułości, bowiem przyśpieszyło bicie. A nawet w swoich ruchach stał się bardziej nieśmiały i uważny – zwłaszcza wtedy, gdy zaryzykował, łącząc jego dłonie i z lekko drżącymi palcami zaczął po nich gładzić.
   - Nie pasujesz do tego piekła, w którym powinienem być. - Palce Ollivera z dłoni obniżyły się powoli na nadgarstki, będąc po prostu zachłannym, ale właśnie na nich poczuł znajome mu zgrubienie. - To... przez to wszystko? - zapytał, wzdychając ciężko, przymykając oczy.
   Oczywiście, że martwił się o niego bardziej niż o siebie samego, nawet jeśli to on przecież został zaatakowany przez potwora, ale to było silniejsze od niego. Tak samo, jak to co zaraz zrobił. Nie był pewien uczuć półelfa, nie wiedział, czy widział w nim kogoś więcej niż przyjaciela, czy tak naprawdę jego ciało i twarz pasowało do standardów księcia.
   Nie wiedział, czy będzie miał ochotę na przejście na inną relację... z piratem, ale pomimo tego wszystkiego wykazał się pobudkami egoistycznymi.
   - Enjou... Możesz mnie odsunąć, ale chciałem zrobić to już od kilku dni. - Przełknął ciężko ślinę, a następnie delikatnie złączył ich wargi w czuły pocałunek. To wywołało natychmiast jakby mrowienie wszystkich części ciała i dreszcze przechodzące po skórze. Do tego nagle poczuł się szczęśliwy, jak jeszcze nigdy.
    Usta Enjou były tak słodkie, miękkie i delikatne, i z każdą sekundą tylko od siebie jeszcze bardziej uzależniały, kusząc jeszcze bardziej. To dosłownie topiło serce kapitana, dodając mu resztkę odwagi, którą spożytkował na wtargnięcie językiem do wnętrza półelfa. Może jednak trafił do nieba?
   Ale ich taniec był niesamowicie nieśmiały i powolny, a finalnie to kapitan odsunął się pierwszy. Bał się, że jednak to nie to, czego chciał młodszy i nie chciał go skrzywdzić taką natarczywością. A do tego policzki kapitana pokryły się prawdziwym odcieniem czerwonego.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {10/12/22, 11:23 pm}

Enjou Alberich


- Więc dlaczego wciąż się nie obudził?! - Nagły podniesiony i mocno zachrypnięty głos księcia sprawił, że na chwilę w kabinie kapitana piratów nastała cisza. Nawet odgłosy szemrania z zewnątrz zamarły, a zastąpił je świszczący wiatr, który zaczynał nabierać na sile. Okiennice czarnego ducha zaczęły obijać się z hukiem o ściany, a wpadający przez podmuch zgasił świecę stojącą na biurku, pogrążając pomieszczenie w grobowych ciemnościach.
  Coś było nie tak. Zupełnie jakby śnił na jawie. Gdzie był Lynn? Przecież obiecał monitorować stan Ollivera cały czas, na wypadek nagłych zmian w jego ciele. Alexy i Jack również zniknęli, mimo, że ten pierwszy również nie opuszczał boku kapitana przez całe dnie, aż wieczorem nie został zabrany przez ojca na swój hamak pod pokładem. Został sam na sam z nieprzytomnym brunetem, którego skóra wydawała się nienaturalnie blada, a policzki jakby zapadnięte. Ale najgorszym elementem były jego oczy. Jego piękne zielone oczy, które zawsze pobłyskiwały zadziornie... Jego powieki były szeroko rozchylone, kiedy to wpatrywał się martwym wzrokiem w sufit.
- Olli...ver...? - Walcząc ze strachem, który pętał jego ciało, powoli podszedł do jego boku i chwycił za lodowatą rękę pirata.
  Nagle twarz bruneta znalazła się zaledwie milimetry od Półelfa, wbijając w niego swój pusty, pobladły wzrok.
- Zobacz co ze mną zrobiłeś... - Wypowiedział niewyraźnie przez wylewającą się z jego ust czarną krew. Płyn również wydobywał się z jego oczu, które pomimo braku oznak życia, wykrzywione były wraz z brwiami w rozpaczy. - To twoja wina! - Nagły wrzask wstrząsnął ciałem blondyna.

  Nagła zmiana tonu kapitana, sprawiła, że zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Dalej był w kajucie, sam z jej właścicielem, ale sen kompletnie zmienił swój klimat. Złoty blask wypełniający pomieszczenie i ten przyjemny dotyk na policzku, jego ciepłej dłoni. Automatycznie bardziej się w nią wtulił, przytrzymując ją lekko, aby przedłużyć pieszczotę.
- Wiesz, że mnie o to prosić nie musisz. - Zaśmiał się z wyczuwalną ulgą i szybko wdrapał się na materac. Bez wątpienia wolał ten rodzaj snu. Oczywiście chciał, aby Olliver wybudził się także na jawie, ale wątpił, że nastąpi to tak szybko. Ostatnio Lynn stwierdził, że jego stan odrobinę się pogorszył.
- Tydzień. Siedem dni, sześć nocy, dwie godziny i dwadzieścia dwie minuty. Nie licząc sekund. - Stwierdził po zerknięciu na klepsydrę z popiołem feniksa, którą ustawił Lynn. Ze smutkiem zwiesił głowę. "Nie uratowałem cię, Olliver. To jeszcze nie koniec." - Pomyślał, zaraz pozwalając się otulić kapitanowi, tak jak podczas ich wspólnych nocy. Ile by nie dał, żeby tylko ponownie poczuć na sobie jego ciężar po przebudzeniu i móc ujrzeć jego uroczą zaspaną twarz, którą zasłaniała burza czarnych kosmyków sterczących na wszystkie strony świata. Zacisnął mocniej powieki, czując bolesny skurcz w piersi. Miał ochotę się rozpłakać, ale nie chciał psuć tego cudownego snu. Nie chciał martwić Ollivera nawet jeśli był to tylko sen.
- Ty mi tym bardziej. - Zaśmiał się cicho ciesząc się z jego dotyku, aż nie trafił na jego blizny. Wiedział, jaka będzie reakcja Ollivera. Blizny nie były czymś pozytywnym. Żeby je zdobyć, dana osoba musiała cierpieć. Jednak Enjou widział swoje nadgarstki w całkiem innym świetle. - Jestem z nich dumny. - Odparł szczerze. W końcu w swoim życiu zapewne zdobyłby wiele innych znamion, z którymi nie wiązałyby się przyjemne wspomnienia, ale dzięki jego elfiej krwi, żadna rana nigdy nie zdarzyła się zabliźnić. Dlatego blizny po tym jak to poświęcił się dla Bonneta, stały się dla niego czymś bardzo cennym.
  Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że brunet się martwił. Dlatego też przytknął dłoń do jego policzka, który czule pogładził delikatnie opuszkiem kciuka. Zaraz jednak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc słów towarzysza. Dlaczego miałby go od siebie odsunąć? Czyżby koszmar sprzed chwili miał powrócić?
- Hmm? Co masz na myś-! - Dalsze jego słowa zostały stłumione przez parę niesamowicie gorących warg, których do tej pory pragnął podświadomie. Dopiero kilka dni temu, dzięki Lynnowi zrozumiał uczucia jakimi darzył kapitana. W końcu ten incydent w tawernie nie był spowodowany jedynie nadmiernymi procentami. Z nikim innych nie posunąłby się do takich czynów. Nikogo innego tak nie pragnął. To był pierwszy raz w jego życiu, kiedy czuł prawdziwe pożądanie do drugiej osoby.
  Ale nim się obejrzał było już po wszystkim. Po odsunięciu bruneta poczuł nieprzyjemny chłód samotności i lekki zawód. Chciał więcej. Więc skoro był to sen, to chyba mógł sięgnąć po więcej? W końcu nie było szans żeby prawdziwy Olliver go pocałował. Miał on przecież już kogoś na oku i nawet osobiście doradzał mu kwestii miłości. A teraz jak mógł mu się oprzeć, kiedy jego policzki zalały się żywą czerwienią?
- Olliver, wybacz mi proszę... - Wyszeptał błagalnie, zaraz ponownie przyciągając go do siebie, aby móc wpić się w jego wargi. Rozchylił językiem jego wargi, od razu wdzierając się do środka, gdzie to od razu odnalazł jego. Uczucie było zupełnie inne niż, opisywano. Było niesamowicie mokro i ślisko, ale co ważniejsze gorąco i przyjemnie. Był połączony z Olliverem. - Olli... - Westchnął w jego usta, zaraz badając ich zawartość, delikatnie pieszcząc przy tym jego podniebienie, które jak pamiętał było wyjątkowo wrażliwe. Nagle poczuł nieodpartą ochotę znalezienia się jeszcze bliżej bruneta. Jedną ręką oplótł go w szczupłej talli, przyciągając go nagle do swojego ciała, a drugą wplótł w te jego przepiękne czarne włosy, które zawsze zaskakiwały go swoją miękkością.
  W całej tej rozkoszy miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Jednak coś mu nie pasowało. To wszystko było zbyt realne. Jego smak, zapach i to doskonale znane mu ciepło. Nagle oderwał się od bruneta jak oparzony.
- Olliver?! - Wydyszał dopiero teraz przypominając sobie o swoich biednych płucach, które wręcz zapłakały od pozbawienia tlenu podczas pocałunku. - Ty! Ty jesteś!...  !!! Ocknąłeś się. Nareszcie się ocknąłeś. - Ze łzami w oczach ponownie złapał mężczyznę w swoje ramiona, zatapiając twarz w jego ramieniu. To był prawdziwy Olliver. Ten, którego był przekonany, że głosu już nigdy nie usłyszy. Aż przez wzruszenie został zmuszony do pociągnięcia nosem.
- Wybacz, byłem pewien, że to znowu tylko sen, a ty... - Westchnął, ale po chwili również zastygł w bezruchu. Czy on właśnie go pocałował naprawdę? Olliver był wciąż osłabiony i skołowany, przez co musiał go z kimś pomylić, a on jak głupi wykorzystał sytuację. - Olliver ja... przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło, to... nie powinienem był tego robić. - Skrępowany szybko odsunął się od bruneta, od razu też odwracając od niego swój wzrok, aby ten przypadkiem nie zauważył koloru jego oczu. Może i Olliver był osłabiony, ale nie był głupi. Tyle dyskutowali o jego tęczówkach zmieniających kolor za sprawą jakiejś dziwnej sprawy związanej z jego rasą, a prawdą okazała się być pierwsza odpowiedź jaka wtedy przyszła mu do głowy. Choć barwa się wtedy nie zgadzała, to ostatecznie z miodowego, przeszedł do oliwkowego, następnie szmaragdu, który równał się z tęczówkami Olliego, aby w końcu ustatkować się na głębokim szafirze. Nawet sam zdradził mu znaczenie tego koloru u elfów, a mimo to nie wiedział, że nie był to efekt natychmiastowy.
 Nie chciał, aby ich wspólne życie i przygody zakończyły się taką zdradą jego przyjaźni i zaufania. Dlatego też ukrywał swoje oczy.
- Nie masz nawet pojęcia jak się o ciebie martwiłem! Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. - Ze śmiechem podrapał się po potylicy, zerkając na niego ukradkiem przez ramię spod gęstych rzęs. - Fred zasmarkał Brandonowi wszystkie koszulki, nawet te pożyczone od Maxa. A przez łzy Jacka morze stało się pewnie stokroć bardziej słone. - Nic dziwnego w końcu był ich cennym i niezastąpionym Kapitanem. Wszyscy go wielbili i szanowali, ale na tym nie opierała się ich relacja. Ze wszystkimi był naprawdę bardzo zżyty. Dla każdego był ważny.  
  Jednak w końcu jego rozmówca nie był w stanie wytrzymać braku kontaktu wzrokowego, którego tak sobie cenili w swoich rozmowach. Musiał brać nogi za pas.
- Właśnie wszyscy się za tobą stęsknili. Pójdę po nich! - Zaproponował zamierzając wstać z materacu, ale powstrzymał go słaby uchwyt na ramieniu. - Olli musisz mnie puścić. Jak słyszysz moje gardło nie jest w najlepszym stanie, nie usłyszą mojego zawołania, póki do nich nie wyjdę... - Przełknął ciężko ślinę. Uścisk nie zniknął i nacisk zielonych tęczówek również. - Olli proszę... nie chcę... - Nagle słowa kapitana w sekundę sprawiły, że poczuł jak jego serce rozpada się na kawałki. Nie mógł pozwolić, żeby tak się czuł. Nie on. Nie najbliższa jego sercu osoba. Odwrócił się do niego, łapiąc w dłonie jego twarz.
- Nie ma nawet takiej możliwości, bym się ciebie brzydził! - Powiedział spoglądając swoimi szafirowymi tęczówkami w jego niesamowicie zielone oczy, za którymi to tak bardzo tęsknił. Te miał w sobie typowy dla bruneta blask, nawet pomimo jego smutku. - Olli, tak bardzo cię przepraszam... nie chciałem....
  Ważna chwila została przerwana przez huk drzwi obijających się o futrynę, w której to zaraz stanął drobny szatyn.
- Wi-edziałem... wiedziałem, że słyszałem twój głos... o...o-Olli się obudził!!!!! - Wrzasnął na cały regulator zaraz wybuchając płaczem. W tamtej chwili kompletnie nie wyglądał na swój wiek. Zupełnie jakby cofnął się do najmłodszych lat. Ale pomimo łez, z szerokim uśmiechem podbiegł do łóżka, na którym siedział blondyn i brunet, po czym rzucił się z uściskiem na kapitana.
  Na resztę bandy też długo nie trzeba było długo czekać. Już po chwili cała załoga jakimś cudem wcisnęła się do kajuty kapitana, aby zapytać go o to jak się czuje i czy czegoś nie potrzebuje. Enjou chcąc dać im więcej przestrzeni, zszedł z materacu i podszedł do zirytowanego Lynna.
- Chciałbym tylko przypomnieć, że wasz kapitan wciąż nie jest w najlepszym stanie. Dlatego proszę obchodźcie się z nim ostrożnie. - Efl potarł pulsujące skronie, wspierając łokieć na biurku. Blondyn stanął przy nim, z zupełnie inną reakcją. Z rozczulonym uśmiechem obserwował, jak zmartwieni przyjaciele Ollivera patrzyli na niego teraz ze łzami radości w oczach.
- Kaka....ka- KAaaaaPITANIEeeeHEHheheEEEEEEEEEEE!!!!! - Rozryczał się Fred, którego Brandon cudem powstrzymał od rzucenia się na Kapitana całym jego cielskiem. Wszyscy od razu parsknęli śmiechem, zaraz opowiadając kapitanowi o tym co stracił.
  Właśnie taka powinna być atmosfera na Czarnym duchu, którego sercem był Olliver. I choć wiedział, że brunet nie odpuści mi poważnej rozmowy o ich relacji, to w tym momencie nie mógł się nie uśmiechać widząc go z tak przepięknym uśmiechem na ustach.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {13/12/22, 08:33 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

     Śmiech i głos blondyna szybko dało brunetowi poczucie, że niedługo wszystko wróci do normy i była to jedna z lepszych nagród, jakie mógł sobie wymarzyć po przebudzeniu się. Obiecał sobie, że jeszcze uda im się nadrobić te stracone dni i to z nawiązką, aż wszyscy, a zwłaszcza książę, będą mieli go dość. Jednocześnie nie mógł sobie wyobrazić siebie na miejscu jego przyjaciół. Mógł tylko się domyślać, że nie byłby w stanie nic jeść i cały czas siedziałby przy łóżku blondyna, jeśli cokolwiek by mu się stało. A on robił pewnie to samo, co oczywiście zmartwiło kapitana. Nigdy więcej nie pozwoli mu spać na tej zimnej podłodze bez niego u boku.
     - Wiesz, prędzej dostanie się tam pirat od urodzenia niż dopiero co ten raczkujący – odpowiedział, obdarowując go swoim pierwszym uśmiechem.
     Ale oboje dalej znajdowali się na Ziemi, pomimo tego, że kapitanowi niewiele brakowało, by znaleźć się po jej drugiej stronie. Na drugie zdanie blondyna, tylko przytaknął, co nie oznaczało, że już przestał się o niego martwić. Pamiętał, że podarował mu sporą ilość swojej elfiej krwi, a teraz wątpił, że zdążył należycie zregenerować swoje siły.
Ich usta ponownie się połączyły, tym razem z inicjatywy księcia. Całowali się czule, ale przy tym z pasją, jak dwójka spragnionych, zabłądzonych dusz, które po długich latach się odnaleźli. Olliver nie mógł być bardziej szczęśliwy, jak w tej chwili, gdy ważna osoba czuła to samo, co on, a przynajmniej miał nadzieję, że nie został pocałowały tylko z litości.
      Chciał tylko, by ich pocałunek trwał już wieczność, żeby czuł takie przyjemne motylki w brzuchu i szum w głowie, trochę dłużej.
       I za każdym razem przechodziły go drobne dreszcze, zwłaszcza, kiedy podrażnił jego podniebienie i kiedy jego ciepła dłoń znalazła się na talii. Sam oparł rękę o chyba najgładzszy policzek na świecie i delikatnie go głaskał, kiedy językiem pieścił jego odpowiednik.
       Ale wszystko, co było dobre, szybko się kończyło.
       - Mhmm, jakieś dobre kilka minut temu. Myślałeś, że rozmawiasz z duchem czy jak? - Prychnął rozbawiony, obejmując go tak mocno, jak tylko potrafi w danym momencie, a opuszkami palców zaczął go delikatnie głaskać. Widok, jak bliska mu osoba była na skraju płaczu i to przez niego, łamał mu serce. Dlatego chciał go uspokoić głaskaniem.
       Nie rozumiał, dlaczego mężczyzna go przepraszał. Oboje chcieli się pocałować, a pierwszy krok wykonał on, a nie blondyn. Ale jeszcze bardziej martwiło go to, że ani razu od wybudzenia się, nie mógł spojrzeć w te tęczówki, które tak uwielbiał. Cały czas próbował je przed nim ukryć, czy to ręką, czy pod blond kosmykami włosów.
       - Enjou – zaczął, próbując wejść mu w słowo, ale z marnym skutkiem. - Enjou, spójrz na mnie – dodał, ponownie, wchodząc mu w zdanie. Chciał odpowiedzi, a najprostsza z nich wydawała się tkwić w nowym wyglądzie bruneta – spod bandaża, wystawała biała smuga, która formowała bliznę. I wtedy wraz z unikaniem spojrzenia przez chłopaka, od razu posmutniał. Odkąd tylko pamiętał miał wysoką samoocenę i nigdy nie musiał walczyć z jakimikolwiek kompleksami. Był dla siebie ideałem, wiedział o swojej nieprzeciętnej urodzie i figurze – czarne, długie, lekko falowane włosy, sięgające ponad szczupłą, wyrazistą talię. Do tego szmaragdowe tęczówki z tym charakterystycznym błyskiem. Na ciele miał parę blizn, co było oczywistą konsekwencją wybranego życia i zawodu, ale były one krótkie i niezbyt głębokie, a to co pojawiło się na umięśnionym brzuchu, znacząco się różniło. Już zakryta pod warstwą bandaży, wyglądała tragicznie, a co dopiero w całej okazałości. Nie chciał, by bliska osoba jego sercu przestała się nim interesować, nie chciał stać się w jego oczach nieatrakcyjnym. I może to był powód, dlaczego bał się na niego spojrzeć? Dlatego musiał zadać mu kolejne pytanie, jednocześnie łapiąc go za ramię.
       - Brzydzisz się mnie? - zapytał mając nadzieję na szczerość i w odpowiedzi nareszcie został obdarowany znajomym spojrzeniem. Choć te, też się zmieniło, na co Olliver ze zdziwienia wytrzeszczył swoje. Nuta zieleni w tęczówkach księcia gdzieś zniknęła, ustępując niebieskiemu, od razu ściskając serce kapitana. Nie widział morskich fal przez tak długo, a drugą sprawą był powód zmiany koloru. Pamiętał, co one oznaczały.
      Już zamierzał odezwać się ponownie, ale właśnie wtedy do pokoju wparował najmłodszy z załogi. Nie musiał długo czekać na odwzajemnioną czułość, bo kapitan od razu przyciągnął go mocniej do siebie, nie pozwalając na kolejne smutki.
      - Za parę dni będę jak nowy, wyliżę się z tego. - Otarł opuszkami palców łzy, spływające po policzku szatyna. - Nie zostawiłbym przecież tego statku pod kontrolą Davisa, co nie? - zagaił, słysząc rozbawione prychnięcie z ust wspomnianego mężczyzny.
     - Statek jeszcze stoi, nic nie popsułem – odparł trzęsącym się pomimo wszystko głosem. - Twój ojciec też mnie dużo nauczył.
     Przytaknął, uśmiechając się i potargał włosy Alexego, który próbował się pozbierać, a następnie spojrzał na Freda, krótko się śmiejąc. Mężczyzna z dużym brzuchem wyglądał jednocześnie uroczo, smutno i śmiesznie. Jego twarz szybko zrobiła się czerwona, a oczy szkliste. Do tego co rusz pociągał nosem, a mimo tego gile wraz z łzami mieszały się i widać było, że walczy ze sobą, by nie wysmarkać się tym razem w koszulę Jacka. Najwidoczniej Enjou, co do akcji z ubraniami Brandona miał rację.
     - No cho tutaj – powiedział Bonnet, otwierając ramiona przed mężczyzną, przytaknięciem dając znać Jackowi, że może go puścić. Ten, niczym pies ze spuszczonej smyczy, wziął w mocny uścisk swojego kapitana, jeszcze bardziej się rozklejając. Całe szczęście jego ofiara oprócz bandaży, nie miała nic na sobie w górnej części ciała. W odpowiedzi Bonnet, a raczej Fred, dostał ostrzegawcze spojrzenia od długouszastego, któremu na pewno to mu się nie podobało. Ale nikt nie mógł walczyć z wylewającym się szczęściem w kajucie kapitana.
     Sam brunet nie dowierzał, że realne było zmieszczenie się całej jego ekipy w kajucie, która nie należała do dużych, ale może coś się zmieniło pod jego nieobecność?
      - Wszyscy – dodał i tak samo na reakcje swoich przyjaciół  nie musiał długo czekać. - Powiedziałem wszyscy – zwrócił się tym razem do Lynna, który ruszył się ze swojego miejsca niechętnie, ale finalnie wszyscy znaleźli się w grupowym uścisku pełnego ronionych łez i czystego szczęścia.
     - Mieliśmy się cieszyć, a nie... Ruszę się po coś dla gardzieli – odezwał się Jack. - Musimy opić zdrowie kapitana i znaleziony skarb!
      Niedługo później na stole pojawiły się szklane butelki ich ukochanego trunku – rumu o różnych rocznikach i gatunkach. Do blaszanych kubków został rozlany złoty alkohol i rozdawany każdemu, każdemu, oprócz kapitanowi, który z tego powodu był widocznie niezadowolony i coś mruczał pod nosem, że omija go najlepsza część impreza. Nawet Alexowi udało się pod czujnym okiem ojca zamoczyć usta.
     - Za zdrowie Ollivera! - wykrzyczała jednogłośnie załoga. - Za zdrowie Enjou! Za zdrowie Lynna!
**
     W odgłosach opróżnianych butelkach, stukotu blaszanych kubków, śpiewów, głośnych rozmów i śmiechu, spędzili resztę wieczoru, opijając zwycięstwa.
     Już za okrągłym oknem było widać, jak powoli słońce żegna się z nimi wszystkimi, chowając się za horyzontem, w zamian tego na niebie malując obraz. A załoga pod dowództwem Davisa, teraz pod Ollivera, leniwie ułożyła się na podłodze. Brandon siedział oparty gdzieś o ścianie, a Jack jak gdyby nic drzemał na jego kolanach, a Fred nieprzejmując się niczym leżał na środku pomieszczenia. Niemalże wszyscy już upici spali w kajucie, gnieżdżąc się na ścianach i na sobie, łapiąc każdy wolny kawałek podłogi.
     A Olli miał wrażenie, że zaraz ściany zaczną się trząść od tego chrapania.
    - Możecie spać na naszym łóżku – powiedział cicho, szturchając Steva, który akurat spał niedaleko mebla.
    [i]- Hę? A wy? -odezwał mężczyzna, widocznie śpiący, ziewając w połowie zdania.
   - Poradzimy sobie – odparł, spoglądając na śpiącego na kolanach ojca Alexego. Mógł oddać na jedną noc łóżko najmłodszemu. Tak czy siak, wątpił, że zmrużyłby w takim otoczeniu oczy.
    - Pomożesz? - powiedział, tym razem zwracając się do półelfa, którego teraz wyjątkowo potrzebował. Bał się, że gdy tylko spróbuje wstać o własnych siłach, to zaliczy bliskie spotkanie z podłogą i za wiele się nie pomylił – nawet opierając się o ramię księcia, od razu zrobiło mu się nie słabo.
    Ale koniecznie musiał zobaczyć jeszcze dziś morze, dlatego nie przyjmował żadnego słowa odmowy. Narzucił na siebie tylko swój płaszcz i wraz z chłopakiem, wydostali się z chrapiącej kajuty. A na zewnątrz kapitan nie przestawał się uśmiechać.
     Oparł się o burtę ukochanego statku, wdychając zapach słonego morza. Na chwilę przymknął powieki, pozwalając się otulić przyjemnym odgłosem uderzających fal i lekkiej bryzy, witającą się z nim. Uwielbiał takie spokojne chwile, gdy mógł pozachwycać się z dobrze znaną mu wodą, ale aktualnie męczyła go jeszcze jedna ważna rzecz.
     - Enjou... - odezwał się nieśmiało, od razu wzdychając.-  Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja – dodał, wciąż wgapiając się w morskie fale. Być może to zdanie powinien powiedzieć mu wcześniej, być może powinien go od siebie odsuwać, a nie zrobił kompletnie nic w tym kierunku, ale może nie wierzył, że elf zdoła się zakochać w kimś, kto był tak kompletnie innym od niego. -  Jesteś inteligentny, mądry, wysoko urodzony, a ja? Nigdy w życiu nie przeczytałem ani jednej książki. Zasługujesz na stabilizację, przy kimś kto ci da spokojne życie i dom, a nie jak ja, kto może zaproponować ci tylko spanie na tej łabie. Żyje na morzu przez całe swoje życie, nigdy nie będę chciał zamieszkać na lądzie. Nie chce, żebyś za kilka lat sobie to przemyślał i stwierdził, że zmarnowałeś na mnie czas. Poza tym, spójrz na mnie. Naprawdę chcesz się wiązać z kimś takim? Z kimś, z kim nigdy nie zaznasz spokoju? Nie chcę ci zmarnować życia.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {14/12/22, 12:03 am}

Enjou Alberich


  Nie był nawet tego świadom, jak bardzo stęsknił się za żywą atmosferą Czarnego Ducha. Przez ostatnie dni był skupiony całkowicie na stanie Ollivera, zapominając o całym świecie. Czuł się przez to trochę winny, ale szybka wymiana zdań z członkami załogi jasno dała mu do zrozumienia, że nikt nie miał mu tego za złe. Każdy podzielał jego zdanie. W końcu nawet przez tydzień ledwo kto przywiązywał uwagę do kierunku kursu. Jedynie dbano żeby trzymać się spokojnych wód.
  Enjou również nie pił. Upił łyka podczas toastu za zdrowie kapitana, po czym oddał kufel Alexemu, po kryjomu, tak aby jego ojciec ich nie przyłapał. Oczywiście cały czas przebywał w pobliżu bruneta, choć widać było, że trzymał się na lekki dystans. Nie mogli przecież o tym rozmawiać przy wszystkich. Ta pora przyszła, kiedy wszyscy już jedną nogą znajdowali się w krainie snów.
- Oczywiście. - Odparł zerkając jeszcze szybko na Lynna, który zalany w trzy światy spał z głową wspartą na biurku. Nawet Elfa udało im się spić, ale dzięki temu nikt nie stanie na przeszkodzie ich wieczornemu spacerowi. Pokręcił głową rozbawiony i zaraz przerzucił sobie ramię bruneta na szyję. Drugą ręką zabezpieczył go w pasie. Sam powinien być przeciwny ruszaniu się Ollivera z łóżka, ale dobrze wiedział czego w tamtej chwili pragnął. Pragnął morza.
  Dlatego też niezależnie od ich trudnych relacji, uważnie go asekurując, wyprowadził go na podkład. Włosy kapitana od razu zostały przez morską bryzę, a jego twarz od razu odżyła pod wpływem słonego podmuchu. Na tle złotych fal wyglądał przepięknie, choć po jego twarzy błąkała się nuta smutku, co nie umknęło uwadze Półelfa. Przełknął ciężko ślinę, doskonale, że zaraz rozpocznie się ich poważna rozmowa. Wręcz czuł, jak strach zagląda mu przez ramię, szepcząc do uch a najgorsze możliwe scenariusze. Jak ten, w którym Olliver wyrzuca go ze statku, bo już nie może mu zaufać.
  Jednak słowa z ust kapitana były zupełnie inne, niż te których się spodziewał. Zaskoczony uniósł na niego wzrok, jednak nie przerywał, a uważnie wysłuchał go do samego końca. Stabilizacja, spokojne życie, dom...
- "Dom". - Wypowiedział z ciepłym uśmiechem, przymykając powieki. - Zadziwiające, że kiedy tylko zamknę swoje oczy, to nie widzę zamku w Idreanii. Nie widzę nawet swojej siostry. - Westchnął cicho i uchylił powieki, aby spojrzeć ponownie na bruneta. - Wiesz co widzę?... Statek. Łajbę o kruczoczarnej burcie, za której ster chwyta postać o równie ciemnych, długich włosach. - Mówiąc to złapał jeden z tańczących na wietrze kosmyk czarnych włosów Ollivera i przysunął go do swoich warg, aby złożyć na nim delikatny uśmiech.
- Tylko ty możesz mi zaproponować znacznie więcej niż stabilność, czy spokojne życie, którego nigdy nie pragnąłem. Nie musisz nawet odwzajemniać moich uczuć, wystarczy, że pozwolisz mi zostać przy twoim boku Olliver. - Przez chwilę się zawahał, jednak po chwili objął go delikatnie w pasie, przyciągając do siebie bardziej.
- Wiem, że widzisz we mnie jedynie przyjaciela i twoje serce może należeć już do kogoś innego... jednak może jest jeszcze szansa, abym mógł je skraść? - Ze smutnym uśmiechem, przytknął dłoń do jego ciepłego policzka, zatrzymując koniuszek kciuka niedaleko jego kuszących ust. - Wybacz, że jestem tak chciwy. To ty mnie tego nauczyłeś. Wcześniej niczego nie chciałem. Było mi obojętne, czy obudzę się kolejnego ranka. Robiłem to jedynie z myślą o smutku siostry, która byłaby jedyną osobą, roniącą za mną łzy. Ale dzięki tobie w końcu poczułem chęć do życia i ten cudowny smak wolności. Może i jestem Księciem, ale za to ty jesteś Kapitanem o niesamowitych zdolnościach przywódczych... Bez ciebie, bez tej małej cudownej pomyłki, pewnie wciąż tkwiłbym w zimnych murach, wciąż obwiniając za wszystko swoje "przekleństwo". To dzięki tobie zacząłem postrzegać je jako dar. To właśnie dzięki tobie i uczuciom jakie we mnie rozpaliłeś po raz pierwszy w życiu ujrzałem czyste niebo.
  Bał się go stracić, przez co nie chciał wykonywać żadnego ruchu, ale jednocześnie jego pragnienia z chwili na chwilę rosły coraz bardziej. Kapitan doskonale zdawał sobie sprawę z uczuć Półelfa. Zdradzały go nawet jego własne oczy, a mimo to czuł, że musi wypowiedzieć te dwa najważniejsze w życiu każdej istoty słowa.
- Kocham cię Olliver. - Niemalże od razu poczuł przeogromną ulgę, a po chwili i radość. Uśmiechnął się szeroko przez zaszklone oczy i bez wahania wpił się w gorące wargi Bonneta, ujmując przy tym delikatnie jego policzki. Tym razem przelał w pocałunek wszystkie swoje uczucia. Pożądanie, przez które łapczywie poszukiwał językiem jego, radość, która wciskała na jego wargi szeroki uśmiech i oczywiście miłość, od której krzyczało jego serce, obijając się o żebra. Przyciągnął do swojej nagiej piersi dłoń, bruneta, aby i on mógł poczuć, do jakiego stanu jego bliskość doprowadza Enjou.
  Ku swojemu zaskoczeniu, dzięki bliskości, blondyn również mógł doskonale wyczuć szalejące serce kapitana. Tyle potrzebował, aby zrodziła się w nim nadzieja, że miał u niego choćby najmniejszą szansę. I tyle mu wystarczyło. Zmuszony do przerwania pocałunku, przez brak powietrza, spojrzał na niego ze łzami szczęścia zawieszonymi na rzęsach.
- Tak bardzo cię kocham. - Wydyszał łamiącym się głosem, stykając ze sobą ich czoła, a dłonie tym razem zsunął niżej, aby zamknąć bruneta w szczelnym uścisku. - Wybacz, ale skłamałem. Nie wystarczy mi jedynie bycie przy tobie... Olliver, proszę cię... zakochaj się we mnie. - Błagalnie spojrzał w te jego cudownie zielone tęczówki. I dopiero teraz dał mężczyźnie dojść do głosu. Musiał przyznać trochę spanikował, ale też pragnął udowodnić, jak wiele znaczył dla niego Bonnet, że nawet nie uświadomił sobie, że uczucia bruneta są równie silne co jego własne.
  Miał ochotę się rozpłakać ze szczęścia. Tak ogromną radość czuł po raz pierwszy w życiu. Miał ochotę go uściskać, jednak zachował na tyle zdrowego rozsądku, że wziął pod uwagę rany ukochanego. Dlatego też zdecydował się na wzięcie go w swoje ramiona. Jedno ramię podłożył pod plecy bruneta, a drugą pod jego kolana, aby zaraz bez problemu unieść do go góry, przybliżając niebezpiecznie jego twarz do swojej. Najpierw musnął wargami jego czoło, czubek nosa, czemu towarzyszył cichy chichot, a aż w końcu odnalazł jego usta. Zaczepił parę razy rozkosznie miękkie wargi, po czym rozchylił je językiem, zaraz badając ich wnętrze. Tym razem się nie śpieszył. Chciał dokładnie zapamiętać ich kształt oraz smak. Choć nie zawahał się też delikatnie zassać na czubku jego języka, po czym schował twarz w burzy jego czarnych włosów,
- Chyba przegapiliśmy zachód słońca. - Zaśmiał się cicho, kiedy uświadomił sobie, że podczas ich czułości zdążyła ich zastać ciemna noc. A wraz z nią przyszedł chłód, który na przemian z uderzeniami fal ciepła, nie mógł być dobry dla osłabionej osoby.
- Wybacz, przez jakiś czas się nie uspokoję. - Poinformował z głębokim rumieńcem na policzkach. - Kajuta zajęta, nie wspominając o łóżku... zejdźmy pod pokład, nim się nam przeziębisz. - Dodał składając jeszcze pocałunek w zagłębieniu jego szyi, po czym skierował się z nim do kuchni, za którą znajdowała się wspólna kwatera załogi. Dopiero tam pozwolił Olliverowi na stanięcie o własnych siłach, a sam zabrał się za przygotowywanie łóżka.
  Pierwszym celem były wszystkie poduszki znajdujące się na hamakach, a kiedy był zadowolony z ich ułożenia, nakrył je dwoma kocami. Pomógł Olliverowi ułożyć się na materacu, tak aby nie przeciążał on swoich mięśni brzucha, po czym dołączył do niego. Na wpół siedząco wsparł się lekko o ścianę i zachęcił bruneta do ułożenia się na sobie. Mogło się wydawać, że taka pozycja nie jest zbyt wygodna, ale Enjou zwyczajnie uwielbiał czuć na sobie ciężar ciała Ollivera. Mógł wtedy czuć jak oddycha i jak szybko bije jego serce, na którego tryb teraz miał wpływ. Sama ta świadomość była cudowna.
- Wiesz...Wciąż nie może to do mnie dotrzeć. Czuję się jakbym znajdował się w cudownym śnie... Cały czas byłem przekonany, że masz już kogoś na oku. Pamiętasz przy praniu? Wyłowiłem dość… osobisty element garderoby. Już wtedy poczułem ukłucie zazdrości. - Przymknął powieki przypominając sobie ich pierwszy wspólny dzień na lądzie. Nieświadomie podczas rozmowy odszukał dłoń bruneta, a następnie splótł ciasno ich palce, smyrając lekko kciukiem wierzch jego dłoni.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {14/12/22, 09:13 pm}

pirates-of-the-caribbean-font

      Celem bruneta nie było odrzucenie go od siebie, a uświadomienie chłopaka na co będzie musiał się przygotować, kiedy przekroczy z nim granicę. Nie chciał skrzywdzić swoim trybem życia osoby, która była tak blisko jego serca, dlatego mimo smutku i bólu, musiał upewnić się, czy na pewno jest świadomy decyzji.
      Jednak jego słowa różniły się od tego, czego się spodziewał. Był boleśnie świadomy, że może już nigdy więcej nie będzie w stanie być w stałym związku, zważając na to, że był cały czas w ruchu. Cały czas był żądny nowych przygód, nowych terenów i odkrywania świata, i poznawania nowych ludzi. Zazwyczaj ludzie pragnęli stabilizacji, poczucia swojego miejsca na Ziemi, a dla bruneta domem był po prostu statek i ludzie, którzy czynili to miejsce wyjątkowe. Ku jego zdziwieniu, blondyn twierdził tak samo. To sprawiło, że od razu humor kapitana się polepszył, wywołując szczery uśmiech na twarzy. Może miał szansę na związek?
    Wtulił polik w bladą dłoń chłopaka, tak jakby miał to być ostatni dotyk z jego strony, ale każda czułość wywodząca się od niego była wyjątkowo przyjemna i niczym narkoman, pragnął więcej. W całkowitej ciszy wysłuchał słów księcia, wsłuchując się w melodyjny głos i w pewnym momencie zapragnął poznać blondyna jeszcze lepiej. Zapragnął bardziej zagłębić się w jego przyszłość. I nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo miał wpływ na Enjou przez ten cały czas, ale wszystko co do tej pory mu mówił, wszystko, co o nim sądził, było prawdą. To nie przekleństwo go ścigało, a czysta magia, dar, którą musiał nauczyć się kontrolować.
     A kolejne słowa młodszego, znowu przyśpieszyło bicie serce starszego. Te dwa słowa, a w sumie trzy, były najpiękniejszym, co najprawdopodobniej mógł usłyszeć z jego słów. Świadomość, że ktoś mógł go pokochać była niezwykła, a jeszcze bardziej niezwykłe było to, że brunet czuł do niego to samo. To była dopiero najprawdziwsza magia.
     Bez cienia wątpliwości i zawahania, dołączył do kolejnego pocałunku, powoli gubiąc się, który to z kolei, ale każdy był tak samo uzależniający i potrzebny.
     Objął ukochanego wokół szyi, również starając się pokazać mu całą swoją miłość i tak samo jak za pierwszym czy razem dostawał dreszczy. Uwielbiał ten akt, zarezerwowany tylko dla dwójki kochających się osób. Uwielbiał pełne wargi księcia, jakby wykrojone specjalnie dla niego, a słodkie pieszczoty tak jak wcześniej budziły armię motylków w brzuchu.
      Jak mógł mu odmówić? Jak mógł nie pozwolić ukradnięcia swojego serca? Jak mógł się w nim nie zakochać? Enjou mimo że pochodził z innego świata, to tak świetnie się z nim dogadywał. Wspierał go i tłumaczył wszystkie trudne słowa, a przy tym był niezwykle opiekuńczy, cierpliwy i spokojny.
      No i wreszcie pozwolił dojść mu do głosy, a Bonnet nie chciał trzymać go w niepewności, nie, kiedy spoglądały na niego te cudownie piękne szafirowe tęczówki.
      - Też cię kocham – powiedział, szeroko się uśmiechając. - Kocham cię, Enjou i nigdy nie przestanę. I mam nadzieję, że będziesz w stanie trochę ze mną wytrzymać.
      Nagle znalazł się w ramionach półelfa, przestając dotykać stopami drewnianych desek. Jakim cudem był w stanie bez problemu go podnieść, gdy on sam musiał prosić Jacka o pomoc w transporcie?! Ale pomimo tego nie narzekał. Jak zaczarowany wpatrywał się w ukochaną mu twarz i zachichotał razem z nim z powodu drobnych pieszczot. A buziak na wrażliwej szyi bruneta, przyodział jego policzki w drobne rumieńce.
      - Nie wiedziałem, że jesteś taki silny – skomentował. - Tu przynajmniej nikt nie chrapie – dodał, opierając swoje zmęczone ciało o drewnianą kolumnę, patrząc, jak jego szczęście zajmuje się ich dzisiejszym posłaniem. Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz spał pod pokładem wśród hamaków. Nie pamiętał nawet, kiedy było tu tak cicho.
     W końcu usadowił się między jego nogami, opierając klatkę piersiową o jego odpowiednik, a wolną ręką obejmując jego plecy. Ale zaraz wybuchł śmiechem i nie przestał, dopóki nie zaczęło go boleć podbrzusze. Dopiero wtedy się uspokoił, skradając z ust półelfa kolejnego buziaka – nieśmiało, bo nieśmiało, ale jednak złożył buziaka.
     - Mówisz o tym? - zapytał, podnosząc ostrożnie swoje biodro, następnie zsuwając kawałek spodni z kości aż cienki, czarny materiał nie ujrzał światła dziennego. - Na lepsze przedstawienie będziesz musiał trochę zaczekać. - Uśmiechnął się zadziornie i dopiero wtedy nakrył ich warstwą koców. - Nie masz, o co być zazdrosny. Na oku mam tylko jedną osobę. Ma dłuższe uszy ode mnie, niebieskie tęczówki i jest troszeczkeee inteligentniejszy ode mnie. - Popatrzył się na niego znacząco. - To... mogę od teraz nazywać cię swoim pierwszym chłopakiem... Mówić na ciebie kochanie i takie tam? - zapytał już z mniejszą pewnością siebie, nawet nie zauważając, jak zwiększył uścisk na jego dłoni.
    Domyślał się, że wejście w związek z mężczyzną mogło nie należyć do łatwych, ale wiedział, że tutaj każdy ich zaakceptuję i będzie im kibicował. A reszta świata będzie musiała z tym żyć – w końcu jakoś we dwójkę poradzą sobie.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {16/12/22, 12:21 am}

Enjou Alberich

  Odpowiedź bruneta wciąż echem odbijała się w jego głowie. A za każdym razem gdy przybierała na głośności, nie potrafił powstrzymać uśmiechu ciągnącego się na usta. Szczególnie kiedy mężczyzna tak pięknie, melodyjnie się przed nim śmiał i nieśmiało muskał jego wargi. Miał ochotę ponownie zamknąć go szczelnie w swoich ramionach, ale to musiało chwilę poczekać.
  Zaciekawiony powiódł wzrokiem za palcami pirata, które śmiało zsunęły materiał jego spodni z bioder, aby ukazać mu cienki pasek, czarnego materiału. Książę zamrugał kilkakrotnie, po czym gdy w końcu połączył fakty, zalał się czerwienią po same uszy.
- Ol-  T-ty-!! - Przytknął jedną rękę do twarzy, na próżno próbując ukryć swoje onieśmielenie. Oczywiście, nie mógł spodziewać się niczego innego po brunecie. Może i  czułości odrobinę go peszyły, jednak to wciąż był Olli, który uwielbiał się z nim droczyć. Ale musiał przyznać, że poczuł ulgę. No i nie mógł udawać, że taki widok wcale go nie ruszał. Widzieli się już nago. Nawet po zakrapianej zabawie, jego własne ręce zdążyły zbadać te rejony ciała kapitana... Zaraz szybko pokręcił głową, odganiając od siebie przyjemne wspomnienia. - Oczywiście, twoje zdrowie jest teraz priorytetem. Musisz wrócić do pełni sił. Jeszcze kilka dni i statek by bez ciebie zatonął. - Uszczelnił ich nakrycie, szczególną uwagę przykuwając, do tego jak okryty był jego partner. Naciągnął koc na jego głowę, aby następnie odrobinę odsłonić tylko jego twarz.
- A któż to taki? Oh! Ma dłuższe uszy od moich? - Zażartował, aby zaraz ucałować nos mężczyzny zatopionego w jego ramionach.
- Tak! - Odpowiedział odrobinę zbyt szybko i zbyt entuzjastycznie, przez co od razu odkaszlnął lekko, przywołując się do porządku. - To znaczy: Jak najbardziej. Bardzo bym tego chciał. Choć oczywiście zmuszać się też nie musisz. Uwielbiam też słyszeć swe imię w twoich ustach z tym uroczym akcentem, Najdroższy -Przyznał szczerze, przyciągając ich złączone dłonie do swoich ust, aby ucałować czule wierzch ręki Ollivera. Nigdy nie poprawiał Pirata w wymowie swojego imienia i nie zamierzał. Uwielbiał jego nowy wydźwięk. I dzięki tego czuł, jakby jego książęca część została w tyle na lądzie. Tu był Jego Enjou, który był zwykłym członkiem załogi Czarnego Ducha.
- Kocham cię. - Uśmiechnął się wpatrując się w jego zielone oczy, które ten nocy wyjątkowo błyszczały przepełnione miłością, tylko dla niego. Gdyby w tamtym momencie obudził się w zamku, w swojej komnacie...- mógłby nie przeżyć tak okrutnego żartu losu. Jak zawsze ciemne myśli, próbowały zakradać się do jego umysłu, ale wyjątkowo szybko je od siebie odgonił. Nic nie mogło zepsuć ich pierwszej wspólnej nocy, jako para. Rozmawiali o wielu rzeczach - więcej, lub mniej ważnych - aż nie zasnęli błogo i beztrosko wtuleni w siebie.
  Jako pierwszy przebudził się Enjou, a tym co ujrzał była przepiękna, niewinna twarz śpiącego Kapitana, który nie odsunął się w nocy od niego nawet na milimetr. "A więc to jednak nie był sen..."- pomyślał ocierając wierzchem dłoni łzę, która zakręciła mu się w oku. Nie miał serca go budzić, szczególnie, że wiedział, że mężczyzna potrzebował porządnego wypoczynku. Owszem, spał cały poprzedni tydzień, ale nie zaliczało się to do wypoczynku. Jego ciało cały czas ciężko pracowało pobudzone obcym płynem, który cudem je załatał. Delikatnie pogłaskał jego kruczoczarne kosmyki, zerkając zaraz na swoje blizny na nadgarstkach. Po raz pierwszy w życiu był wdzięczny za geny podarowane mu przez matkę. Nachylił się delikatnie, tak aby przypadkiem go nie wybudzić i musnął wargami jego czoło, z którego wcześniej odgarnął ciemne kosmyki.
  W tej też chwili usłyszał tępy odgłos uderzenia i ciche syknięcie z bólu, którego źródłem okazał się krótko ścięty blondyn. Juz uchylał wargi, aby o czymś go poinformować, ale Enjou przytknął palcem do ust, uciszając go od razu. Brandon spojrzał na niego wyraźnie oburzony, ale zaraz powiódł wzrokiem po śpiącym kapitanie i westchnął bezgłośnie. Chwilę zastanowił się, pocierając brodę dwoma palcami, po czym uniósł jeden palec ku górze, jakby dostał olśnienia. Machnął na Półelfa, po czym wskazał na swoje uszy, przeciągając ich kształt i zmarszczył teatralnie brwi.
- Lynn? - Wymówił bezgłośnie książę, poruszając jedynie wargami, za co Brandon od razu przyznał mu dziesięć punktów i przeszedł do dalszych pokazów. Złość - była łatwa do ukazania, po czym wskazał na leżących. Lynn był na nich zły. Enjou przygryzł wargę - spodziewał się tego. Dalej Brandon ponownie wskazał na świeżo upieczoną parę, przeszedł palcami po własnej dłoni, przedłużył swoje uszy i udał rozmowę z własną ręką.
- Lynn jest na nas zły i chce pogadać. - Półelf przymknął powieki, opierając głowę na poduszce. Dobrze wiedział, że będzie zły. To nie były warunki dla chorego, ale z drugiej strony na pewno nie zasnęli by pośród chrapiącej załogi. Uniósł rękę i odliczył na niej do pięciu.
- Pięć tyków. - Wypowiedział jeszcze bezgłośnie, na co Brandon przytaknął, pokazując kciuka uniesionego w gór, a zaraz podciął sobie palcem gardło. Wesoło się wyszczerzył i wdrapał się po schodach do kuchni zostawiając ich ponownie samych.
  Na szczęście na przebudzenie Kapitana nie musiał długo czekać. Cierpliwie obserwował, jak jego ruchy stają się coraz częstsze, lekkie drgania powiek, aż w końcu mógł zatopić się w przepięknej zieleni.
- Dzień dobry, Olliver, Miłości ma. - Wyszeptał wprost w jego wargi, które zaraz obdarzył krótkim, choć namiętnym pocałunkiem. - Stęskniłem się. - Przyznał szczerze rozbawiony. Tak bardzo się do niego uzależnił, że zaczynał się obawiać, że to Olliver pierwszy będzie miał go dość.
- Dostaliśmy wezwanie na dywanik do Lynna. - Poinformował go po rozłączeniu ust i delikatnie przekręcił się tak, aby to brunet wylądował na poduszkach, a on nad nim zawisł. - Ale jeszcze pięć minut może na nas zaczekać. Prawda? - Wyszczerzył się głupawo i wznowił pocałunek, zatracając się w delikatności jego ust.

...

- ... a po truciźnie już prawie nie ma śladu. - Ciemnowłosy elf zakończył swoją ocenę stanu Kapitana piratów. - Bandaże też... myślę że dzisiaj wieczorem będziesz mógł już je zdjąć. Choć nie zalecam noszenia niczego obcisłego. - Wyprostował się i wrócił do swoich notatek oraz naparów, jakimi zastawił kapitańskie biurko.
- Po tygodniu będzie jak nowy. - Dodał pocierając skronie.
- To cudowne wieści. - Przyznał uradowany książę, jednak po chwili ściągnął lekko brwi. - Ale... nie ma żadnych skutków ubocznych?
- Właśnie do tego chciałem przejść. Enjou, jak wiele wiesz o swoich przodkach, szczególnie tych ze strony Matki i ogółem o Elfach? - Ciemnowłosy przysiadł na krześle, splatając swoje dłonie na skrzyżowanych nogach.
- Niewiele. - Przyznał szczerze. - Moja wiedza opiera się tylko książkach, a tych o naszej rasie byłą wyjątkowo mało w zamkowej bibliotece. Królowa Danila, była wysoko urodzoną Elfką, ale prócz tego nic więcej mi o niej nie wiadomo. A o Elfach znam powierzchowne sprawy. Jak to, że nasza krew ma wyjątkowe zdolności regeneracyjne-
- Źle. - Wtrącił się nagle Elf na co Enjou zamrugał zaskoczony. - Ród twojej Matki miał wyjątkowo wysokie zdolności regeneracyjne, a wręcz specjalizowali się w uzdrawianiu. Ród Snezhevi, z którego wywodziła się twoja babka specjalizował się we władzy nad wodą, a Aryadeva, z którego pochodził twój Dziadek znani byli z ujarzmienia światła, jednego z najtrudniejszych elementów. Twoja matka, Królowa Danila, Królowa Elfów Danila władała nad wszystkimi wymienionymi elementami. Uzdrawianiem, wodą oraz światłem. A na dodatek wyjątkowo była uwielbiana przez niebiosa, które często wysłuchiwały jej modłów. - Znaczące spojrzenie Elfa mówiło Księciu o wiele więcej niż słowa mogły. Przełknął ciężko ślinę. Obiecał mu zdradzić cenne informacje, jak tylko jego umysł wytrzeźwieje i dotrzymał słowa.
- Wszystkie te zdolności są zapisane w twojej krwi, dlatego też trudno powiedzieć co przekazałeś Kapitanowi. Równie dobrze może być też to zupełnie niespodziewany element, który jakimś cudem zawinął się w twoje geny. Musicie być przygotowani na wszystko, jak i na zupełne nic. Więcej informacji nie posiadam. - Zmęczony ucisnął ponownie swoje skronie, ale zaraz westchnął poddając się i sięgnął po jeden ze stworzonych wywarów w niewielkiej fiolce, którą wychylił na raz, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
- Olliver... - Zaczął Enjou kucając przy brunecie siedzącym na skraju łóżka. - Przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam. Ale to był jedyny sposób aby cię uratować. - Złapał go za dłonie i zwiesił głowę, wspierając na nich czoło.
- Prawdopodobnie gdyby nie posunął się do drastyczniejszych środków, to już by cię z nami nie było. A w najlepszym przypadku, przeszedłbyś w stan wegetatywny. - Wtrącił Elf. - A przechodząc do uczuć. Powiedziałeś mu już o tym jak działa wiązaniu Elfów?
- Jeszcze nie. Nie chciałem cię wystraszyć. - Podniósł głowę zwracając się do bruneta i zaśmiał się niezręcznie. - Olli, Elfy zakochują się tylko raz w życiu. Musisz przyznać, jest to niezwykle romantyczne.
- Ale również przerażające. Nieodpowiednie wybranie partnera, prowadzi do spędzenia całego życia z osobą, która nie odwzajemnia twoich uczuć. Dlatego Elfy nie lubią parować się z innymi rasami, dla własnego bezpieczeństwa. Szczególnie z ludźmi. Ale-
- Ale jako, że jestem mieszańcem, to nie wiadomo, czy przejąłem właśnie te geny. - Dokończył za Elfa, zaraz uśmiechając się szeroko do jego najukochańszego Człowieka. - Jednak nawet jeśli bym je miał, to nie mamy co się martwić, prawda Najdroższy? - Spytał z delikatnym rumieńcem, jaki wkradł się na jego policzki, ściskając lekko jego dłonie.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! - Page 2 Empty Re: Żagle na maszt! Kotwica w górę! Cała naprzód! {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach