Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Yoshina x Kurokocchin Unlucky meeting Każdy z nas miewa sekret, który nie może ujrzeć światła dziennego. Jednakże co się stanie, jeśli nie będzie już to żadna tajemnica? Sytuacja bez wyjścia, tym bardziej jeśli druga osoba zamierza wykorzystać zdobytą wiedzą na swoją korzyść.
- kalendarzyk:
- https://www.canva.com/design/DAFr-Yv4LEw/jdlTU-c87DQtU_p8nDsntQ/edit?utm_content=DAFr-Yv4LEw&utm_campaign=designshare&utm_medium=link2&utm_source=sharebutton
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Miałem coraz większe wrażenie, że Louis był w jakiś sposób zazdrosny. Traktowałem każdego równo, nie byłem alfą co miał ochotę gnębić innych, tym bardziej, że nasza szkoła była tolerancyjna pod każdym względem. Wiadomo, nie każdy człowiek musi taki być, ale jeśli ma ubliżać innym, to niech spojrzy najpierw na siebie. Jednakże, to co padło z ust omegi mnie zaskoczyło. Dobrze widziałem, że mam powodzenie w szkole, choć nigdy nie dawałem nikomu żadnej nadziei. Nigdy też nie prosiłem innych uczniów o przyniesienie mi notatek z lekcji, bo miałem od tego przyjaciół, którzy słysząc słowa Louisa pewnie chętnie utrudnili mi życie w trakcie choroby, aby wysłać do mnie jakiegoś zakochanego we mnie chłopaka.
Brew drgnęła, palce zacisnęły się w pięść, wbijając tipsy w wewnętrzną stronę dłoni. ,,Kruszyno"? Odwróciłem się w stronę omegi, posyłając mu lodowate spojrzenie.
- Nie nazywaj mnie tak. Użyj jakiegoś damskiego imienia, a nie takich... ksywek. To dziwne, tym bardziej nie brzmi to dobrze z twoich ust - mruknąłem, jasno dając mu do zrozumienia, że kruszyną to jest właśnie on. Nadal byłem nieco większy od niego, nawet w tym przebraniu za dziewczynę. Co prawda nie zamierzałem się wykłócać o to na środku schodów, kiedy inni mogli nas normalnie usłyszeć. Odgarnąłem włosy do tyłu, przymykając na moment oczy, aby opanować złość na Louisa, który igrał z ogniem. Zwykle trzymałem swoje gorsze strony w ryzach, ale przy tym chłopaku już powoli pękały mi wszystkie nerwy. Kolejny raz brew drgnęła, a usta złączyły się w jedną linię, jakbym powstrzymywał się od rzucenia na niego za te wszystkie zdrobnienia.
- Rany, przestań. To zawstydzające - powiedziałem, czując, jak z zażenowania rumienią mi się policzki. Inni nas obserwowali kiedy się mijaliśmy i miałem wrażenie, że to przez ksywki, jakie Louis używał. Chłopak najwidoczniej się dobrze bawił. że reaguje na jego droczenie się ze mną, ale naprawdę...Gdyby nie to, że jestem w przebraniu, to na pewno bym mu na to nie pozwolił.
- Długo uczyłem się chodzić w butach na obcasie. Każdego dnia ćwiczyłem by dojść do perfekcji i nie, nogi mnie nie bolą, odcisków też nie mam - wyjaśniłem mu, zmierzając cały czas do wyjścia, aż w końcu znaleźliśmy się na świeżym powietrzu.
W duchu dziękowałem, że Louis więcej się nie odezwał i w ciszy mogliśmy pójść przed siebie. Nawet nie wiedziałem, że mieszkamy blisko siebie. Spodziewałem się tego, że Louis mieszka w jakimś jednorodzinnym domku, choć i takie zdarzały się między blokami. Moi dziadkowie nie chcieli dużego domu, a mieszkanie, w którym nie czuliby się słoń w sklepie z porcelaną. Spojrzałem na omegę, który skomentował deszcz, więc spojrzałem do góry, zatrzymując wzrok na ciemnych chmurach.
- Chodzić umiem, ale biegać już nie - powiedziałem, widząc, jak omega przyśpiesza kroku. Nie przejąłem się kroplami deszczu, które coraz mocniej padały prosto na mnie. Wziąłem głęboki wdech i przyśpieszyłem kroku, zaczynając biec. Nie obyło się bez syknięcia pod nosem czy przekleństwa, ale jak tylko zaczęło mocniej padać, złapałem omegę i schowałem się pod najbliższy dach.
- Mieszkam zaraz za rogiem, pobiegniemy do mnie i tam przeczekasz, ewentualnie dam ci parasol i jakąś inną torbę na zakupy - powiedziałem, a nie widząc odmowy w oczach chłopaka, ruszyłem przodem, aby wiedział gdzie mam iść. Peruka, jak i ubrania były przemoknięte do suchej nitki, czułem jak krople deszczu spływają po mojej skórze, a makijaż się rozmazuje, robiąc na twarzy brzydkie plamy. Odwróciłem się za siebie, aby sprawdzić czy Louis biegnie za mną, po czym wpisałem kod do klatki i wpuściłem go pierwszego. Będąc w klatce zdjąłem buty, czując, jak kostki mnie bolą, ale i stopy. Nie podobało mi się to, że będę miał niespodziewanego gościa, ale chociaż tak mogłem mu się odwdzięczyć za wcześniejszą pomoc.
Weszliśmy na trzecie piętro, po czym wyciągnąłem klucze i nieco drżącymi, od zimna, dłońmi otworzył drzwi.
- Łazienkę masz zaraz po prawo, ręcznik jest w szafce, a ubrania też ci jakieś dam, ale najpierw sam się wysuszę - powiedziałem,, po czym sam również do niej wszedłem. Byłem przemoknięty, sukienka całkowicie przylegała do mojej skóry i zdecydowanie bardziej prześwitywała, co nie do końca mi się podobało. Spojrzałem w lusterko, krzywiąc się na swój wygląd, bo czym sięgnąłem po płyn micelarny, aby zmyć z siebie pozostałości po makijażu. Nie obchodziło mnie, jak bardzo Louis się wstydzi, ale nie chciałem nanieść dalej wody do pomieszczeń, więc zacząłem rozpinać gorset, co było trudniejsze przez dłonie, które cały czas drżały.
- Cholera - mruknąłem pod nosem, nie radząc sobie w żaden sposób z wiązaniem, a nie chciałem niczego na siłę robić, aby nie zniszczyć. Że też akurat musiało się rozpadać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Widok poirytowanego alfy był miodem, cholernie słodkim, na serce Louisa. Ten buchający gniew mogący zabić drugiego człowieka nieziemsko seksowny, ale to wszystko było jedynie wrażeniem, jakie odnosił omega, zduszając w sobie wewnętrzną chęć krzyknięcia z rozbawienia. On sam uważał, że te słowa świetnie brzmiały z jego ust. Niczym melodyjne ćwierkanie zalotniczych ptaszków, które albo odstraszą słuchacza, albo go przyciągną. W przypadku Echa, efekt nie miał tu znaczenia. Nie chciał podrywać Kierana, a jedynie go podręczyć. Nakarmić swój chory charakter udręczoną miną wyższego chłopaka.
- Sam kazałeś żebym mówiłdo ciebie ksywką, albo dziewczęcym imieniem - udał niewinnego, wzruszając ramionami i rozkładając lekko na boki ręce, jakby w nie mocy, jakby nie wiedziało co chodzi alfie. Cóż, koniec końcowi sam do tego doprowadził, więc musiał zbierać żniwo włąsnych decyzji.
- Hm... imponujące - przyznał z pomrukiem zamyślenia, zarzucając za głowę ręce. Doprawdy podziwiał Kierana, chcąc nie chcąc, za jego determinację do pewnych rzeczy oraz oddanie swojemu hobby. Sam Louis nie miał ich wielu. Były one łatwe, nie potrzebujące dużo wysiłku, bo zwyczajnie omega był zbyt leniwy, a jego zapał słomiany. Rees natomiast dodawał całego siebie w swoje dziwaczne na ogół hobby. Nauka chodzenia, modelowanie głosu, wyćwiczenie dobrego stylu, sztuka makijażu. Wiele osób mogło mu pozazdrościć, a jedynie głupcy by go wyśmiali.
Prychnął pod nosem, gdy z przyspieszonym krokiem szedł w stronę domu. Nie chciał przemoczyć zakupów. Był tam ozdobny papier oraz kilka drobiazgów, po któe nie chciał się wracać. Na, w niedzielę nic nie zdziała, a w poniedziałek byłoby już za późno. Biegać nie potrafił, no cóż. Czas byłsię tego nauczyć, bo Louis nie miał zamiaru na niego czekać. Schował się pod daszkiem, czekajac aż dogoni go alfa. Jego wzrok utkwiony byłw burzowych chmurach.
- A podobno nie potrafisz biegać - uśmiechnął się zadziornie w stronę Kierana - I już tak po pierwszej randce zapraszasz mnie do siebie? Wiesz no, skorzystam, ale jak to ktoś usłyszy z twojej szkoły - nie skończył, bo nie chciał skończyć na ulicy. Nie byłz cukru, ale bardzo zależało mu na przetrwaniu rzeczy jakie zakupił, dlatego po chwili ruszył w ślady alfy, dając się zlać pogodzie po ramionach.
Wpadł bez namysłu do klatki, lekko dysząc z tego krókiego deszczu. Obawiał się, że zachoruje, ale martwić się będzie tym później. Zaglądnął przez ramię na Reesa, patrząc co robi i prawie wyzionął ducha dostrzegając rozmyty makijaż. Za dnia czarował, lecz w deszcz straszył. Zrobił mu miejsce, aby poszedł przodem i wbijając wzrok w jego plecy, udali się na trzecie piętro.
- Dzięki - odpowiedział, wchodząc do środka. Buty zostawił przed wejściem, aby nie nasięść niepotrzebdnego brudu. Był cały przemoknięty. Wszedł do łazienki, wyciągnął zakupy spod mokrej warstwy ubrań, sprawdzając czy rzeczy przeżyły. Nie wyglądały za dobrze, ale wiedział, że coś z nich zrobi, więc nie było najgorzej. Cmoknął ustami, widząc jak nagle do środka ładuje się sam Kieran. Skrzywił się na ten widok, nie wiedząc do konca co zrobić. Obserwował alfę, dostrzegając jego skórę, jej kolor przebijał się przez przyklejoną, białą tkaninę sukienki. Jeydnie gorset zasłaniał coś więcej dzięki swojemu grubszemu materiałowi.
- Chyba sobie żartujesz - odezwał się, przewracając oczami, zaciskając mocniej szczękę, aby ta czasem nie opadła z wrażenia na zachowanie chłopaka. Niby taki niewinny, wstydliwy od głupiego przezwiska, ale oporów stania w łazience przemoczony do suchej nitki, przy osobie, która chce się rozebrać, to nie miał problemu.
- Wyglądasz zabawnie, wyginając się jak ośmiornica, aby odpiąć ten gorset. Aż sobię popatrzę - zachichotał, widząc zmagania chłopaka i sam pozbył się górnej części garderoby, lekko osłaniając się mokrą koszulką. - Mam nadzieję, że nie jesteś jakimś zboczeńcem, bo nie mam zamairu przy tobie rozebrać się do naga, a majtki też mam przemoczone - mruknął, marszcząc podejrzliwie brwi, a jego błyszczący wzrok zatrzymał się na twarzy Kierana.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Czułem na sobie palące spojrzenie Louisa, kiedy na poważnie rozmyślałem, czy po prostu nie zostawić tego cholernego gorsetu. Nie chciałem być jednak chory, więc dalej się siłowałem z wiązaniem, powoli się uspokajając, choć wiercące spojrzenie omegi w niczym nie pomagało.
Przewróciłem oczami dłużej nie wytrzymując zachowania omegi. Spojrzałem na niego, zatrzymując swój wzrok akurat na jego nagiej klatce piersiowej, która była lekko wilgotna od koszulki. Przełknąłem gulę w gardle, przenosząc swoje spojrzenie na twarz chłopaka.
- Jedyny zboczeniec w tym pomieszczeniu to ty. Myślisz, że nie czuję twojego wzroku na sobie? - zapytałem, rozwiązując w końcu supełek od gorsetu. Poczułem ulgę, ale to nadal nie zmieniało faktu, że byliśmy razem w łazience i musieliśmy rozebrać się całkowicie . - Nie tylko ty jesteś w tej sytuacji. Siedzimy w tym razem. Louis - dodałem, odwracając się do niego plecami by sięgnąć do szafki po czysty ręcznik dla niego, który szybko mu podałem, aby za bardzo nie marudził. Nie zamierzałem długo z nim tutaj siedzieć, więc zdjąłem zakolanówki, wrzucając je od razu do kosza, po czym odwróciłem się do niego ponownie.
- Za tymi drzwiami masz suszarkę, wrzuć wszystko do środka i usta na trzeci poziom, chyba że wolisz szybciej stąd wyjść mając dalej wilgotne ubrania, to śmiało, może być nawet na jedynkę. Przyniosę ci jakieś ubrania i zostawię pod drzwiami - powiedziałem i nie czekając na odpowiedź chłopaka, wyszedłem z łazienki, która była głównie używana w nagłych przypadkach, bo swoją osobną łazienkę miałem przy sypialni i tylko przez nią można było się do niej dostać.
Przeszedłem salon połączony z kuchnią, po czym dalej korytarzem poszedłem do swojej sypialni i łazienki, w której pozbyłem się wszystkich mokrych ubrań oraz peruki. Wytarłem się od razu ręcznikiem, po czym stanąłem przed komodą, z której wyciągnąłem bieliznę dla siebie, dresy i zwykłą koszulkę. Zarzuciłem to wszystko na siebie i wyszedłem z sypialni, aby tym razem znaleźć się w garderobie, która była naprzeciwko. Do niej miałem również dostęp tylko ja poprzez klucz. Trzymałem w środku pełno damskich ubrań, butów, akcesoriów, ale i peruk. Mimo tego było w garderobie sporo męskich rzeczy, a część z nich była nawet nie noszona. Zacząłem szukać czegoś, co nie byłoby za duże na omegę, a to nie było takie prosto, bo mimo wszystko byłem wyższy od niego o jakieś piętnaście, może nawet więcej, centymetrów. Wziąłem koszulkę oraz wygrzebałem dresy, które choć nadal mogę być duże, to i tak będą mniejsze na mnie o jakieś dwa rozmiary. Przez moment wahałem się, czy dać mu jakieś gacie, ale ostatecznie wziąłem te, jeszcze zapakowane, po czym wyszedłem z pomieszczenia nie domykając drzwi. Ruszyłem do łazienki, w której był chłopak i odłożyłem wszystko ładnie poskładane na podłodze, po czym zapukałem do drzwi.
- Jak coś to masz ubrania, przygotuję nam coś ciepłego do picia - powiedziałem, odchodząc spod łazienki, żeby znaleźć się w kuchni. Wyciągnąłem dwa kubki oraz kilka herbat nie do końca wiedząc co pije omega. Może wolałby kawę albo gorącą czekoladę? Zagryzłem dolną wargę, czując się już nieco zmęczony tym całym dniem. Gdybym miał jakiś niespodziewanych gości, to na pewno nie udałoby mi się wytłumaczyć obecności omegi, tym bardziej ubranego w moje ciuchy.
Kiedy woda się gotowała, usiadłem na hokerze i sięgnąłem po telefon, aby wejść na aplikację randkową. Beta od razu poszedł do zablokowania, choć widziałem, że wysłał mi jeszcze parę wiadomości, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Odłożyłem telefon, powoli pozbywając się tipsów, które na szczęście nie niszczyły płytki paznokcia i nie zostawiały brzydkiego śladu po kleju. Spojrzałem w stronę łazienki, zastanawiając się, jak długo mu tam zejdzie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
- Wypraszam to sobie - z jakiegoś powodu poczuł się urażony. Może spowodowane to było reakcją Kierana zanim jeszcze jego usta otworzyły się, aby coś powiedzieć. Louis był całkiem spostrzegawczy i widział gdzie skierowany był wzrok alfy, a jednocześnie jak zareagował na pół nagiego towarzysza w niedoli. Nie był zboczeńcem, a przynajmniej nie tak prymitywnym za jakiego mógł go posądzić przewodniczący.
Puścił przemoczoną koszulkę, gdy tylko ręcznik zaczął lecieć w jego stronę i ze zwinnością czarnej pantery, nie złapał miękkiego, bawełnianego materiału. Zaklnął pod nosem, schylając po ręcznik i odruchowo spojrzał na miejsce, gdzie miałą być suszarka. Zbawienie, on takowej nie posiadał.
- Patafian - burknął, marszcząc złowrogo brwi, gdy Kieran zniknął z łazienki. Odczekał chwilę, aby upewnić się, że ten dziad nie wróci po nic, czego zapomniał i z głębokim odetchnięciem ulgi rozebrał się do zera, wrzucając tak jak o to prosił, wszystko do suszarki. Zatrzasnął drzwiczki, kucając przed panelem do obsługi, przekręcając pokrętło na trzecią pozycję.
No pięknie - pomyślał, widząc jak cyfrowy czas wyświetla mu półtorej godziny przy dobrych wiatrach na wysuszenie ubrań. Nie było ich wiele, ale nadmiar wody skumulowany w nich mówił sam za siebie. Zdruzgotany wydobył z siebie kolejne westchnięcie. Po co było mu marnowanie czasu z alfą? Teraz pewnie siedziałby w swoim pokoju, w ciepełku przy dobrym serialu i kakaokiem, a tak musiał słuchać irytującego głosu Reesa i o tym, jakiego on ma pecha, bo ma na swojej głowie omegę. Cóż, oboje nie byli z tego powodu zachwyceni, ale blondyn widział w tym choć zalążek pozytywu. Mógł znaleźć coś zawstydzającego na chłopaka. Być może posiadłby w swoich łapkach przedmiot, dzięki któremu mógłby go nieco poszantażować, poza zdjęciami, które posiadał, a gdyby wpadł w tarapaty, mógłby to wykorzystać i uratować sobie tyłek przed spotkaniem z dyrektorem. To brzmiało jak dobry plan, ale przed jego realizacją musiał uporać się z suszarką, która miałą dodatkowe funkcje.
- Ochrona przed zagnieceniami, hmm - pogładził się po brodzie, przechylając lekko głowę, a długi kolczyk zabrzęczał mu przy uchu. Sięgnął palcem do przysicku, słysząc piśnięcie, które oznaczało aktywację programu i włączyłstart, prawie wyskakując ze swojej skóry, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Czuł się jak włamywacz, a przynajmniej niczym osoba robiąca coś złego i prawie przyłapana przez gospodarza.
- Dzięki! - odkrzyknął głośniej, gdy suszarka poruszyła bęben, po czym rozluźnił się i wstał na równe nogi, zawieszając wzrok na kręcących ubraniach. Wszedł pod prysznic, zażywając szybkiego odświeżenia. Użył niewielkiej ilości żelu do mycia i jak nowo narodzony, wyszedł ostrożnie, aby jak najmniej zmoczyć podłogę. Wytarł się do sucha, pozostawiając ręcznik na wilgotnej podłodze i ukradkiem, ostrożnie otworzył drzwi, zabierając ubrania na zmianę. Najpierw ubrał koszulę, która zdecydowanie za duża sięgała mu po same uda, przypominając damską tunikę, po czym rozłożył spodnie dresowe, krzywiąc na ich wielkość.
- No se jaja robi, to mi z dupy spadnie - mruknął z jedną uniesioną brwią. Nie miał wyboru, musiał to założyć. Przyłożył je do bioder i faktycznie, był za duże. Na szczęście miały sznurki do regulacji, więc miał czym się podratować. - Co to... - zaskoczony, dostrzegł jak coś upada na ziemię. Majtki. - Trzymcie mnie, żebym nie padł dziś trupem - zajęczał załamany, sięgając po nie i ubrany we wszystko, zabrał ręcznik ze sobą. Chwilę się miotał po mieszkaniu, ostatecznie odnajdując Kierana w kuchni, dłubiącego coś przy paznokciach.
- Nie wiem gdzie mogę to wrzucić, a suszarkę już włączyłem - stwierdził, pokazując mokry ręcznik, mając nieodzowne wrażenie, że dresy zdecydowanie za bardzo chcą się zsunąć, choć byłpewien, że wystarczająco solidnie je związał. Czuł się jak koreańska dżiunia, która takie stroje wiszące na niej jak worek ziemniaków uważała za szyk mody. On musiał wyglądać co najwyżej śmiesznie.
- Gotujesz wodę? Poproszę herbatę, albo kakao. Jeśli to nie problem - podszedł bliżej, patrząc na odczepione tipsy i sięgnął po jednego, przyglądając się mu. - Ja nie wiem, jak laski się z tym podcierają - prychnął lekko rozbawiony, a zbłąkany kosmyk opadł mu na czoło.
- Często umawiasz się z takimi dupkami? Wiesz, podobno portale randkowe są przepełnione odklejeńcami - spojrzał spod rzęs na Reesa, nadal bawiąc się tipsem między palcami.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Choć słyszałem kroki, to i tak wzdrygnąłem się, kiedy chłopak stanął zaraz za mną. Odwróciłem się w jego kierunku, patrząc na ręcznik, który trzymał w dłoni. Wziął prysznic i choć nie miałem nic przeciwko temu, to jednak nadal nie podobało mi się to, że będzie pachniał moim żelem pod prysznic.
- Rzuć gdziekolwiek, później wrzucę go do prania - powiedziałem z obojętnością. Nie do końca wiedziałem co robić w jego obecności, a wyglądało na to, że trochę ze mną posiedzi, co z jednej strony było złym pomysłem, ale z drugiej miałbym wyrzuty sumienia gdyby przeze mnie się rozchorował. Dlatego było trzeba się pomęczyć wspólnie w tych samotnych czterech ścianach, gdzie było widać, że poza mną nie ma tutaj nikogo innego. Zbyt czysto, żadne buty nie stały w korytarzu, a kurtki ograniczałem tylko i wyłącznie do dwóch. Nie wydawało mi się by Louis poruszał temat tego, że mieszkam sam, tym bardziej że to nie był jego interes. Najważniejsze by nie wchodził bez pozwolenia do innych pokoi niż łazienka w korytarzu.
Uniosłem na niego wzrok, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. To nie herbata czy kakao mnie rozbawiło, a jego drugie pytanie, kiedy wziął zdjętego tipsa, które za chwilę miały wylądować w koszu.
- Mogę ci powiedzieć - uśmiechnąłem się delikatnie, niewinnie. Dusiłem w sobie śmiech, widząc jego zaskoczoną minę, jakby nie wiedział, co zaraz padnie z moich usta. Chyba nie sądził, że zacznę opowiadać mu ze szczegółami, jak to wygląda? - Robią to tak, jak ty czy inni, tylko z dłuższymi paznokciami. Żadna większa filozofia, z długimi paznokciami można normalnie funkcjonować - powiedziałem, wstając z hokera i zgarnąłem tipsy, aby wrzucić je do kosza pod zlewem. Jakoś pytanie o moje randki wcale mnie nie zaskoczyło, ale czy rzeczywiście chciałem o tym rozmawiać z kimś, kto mnie szantażował? Już samo to, że wpuściłem go do swojego mieszkania mogło wydawać się głupie i niebezpieczne. Spojrzałem na czajnik z wodą, która była już wystarczająco zagotowana, więc można było usłyszeć charakterystyczne kliknięcie. Sięgnąłem do szafki w poszukiwaniu kakao, ale nigdzie nie widziałem, więc ostatecznie zalałem nam gorące kubki herbaty, owocowej, bo innej niestety nie miałem. Dalej jednak nie odpowiadałem chłopakowi na pytanie, zastanawiając się, czy to dobry pomysł.
Podałem omedze kubek z herbatą, zostając po drugiej stronie wyspy i złapałem ciepły kubek w dłonie, aby nieco się ogrzać.
- Często ludzie w internecie udają kogoś kim nie są... Nigdy nie mam pewności, że ktoś będzie taki, jak w rozmowach na czatach. I najwidoczniej sam jestem odklejeńcem skoro jestem na takim portalu randkowym, ale tam mogę być sobą. Ludzie się interesują, nie wytykają palcami - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Zawsze znajdą się takie wyjątki, którzy są dupkami i myślą tylko dolną częścią ciała i jak na razie, głównie na takich trafiam - podniosłem wzrok na omegę, zastanawiając się, co takiego dzieje się w jego głowie. Wydawał się być zainteresowany moimi odpowiedziami, może dlatego, że oboje byliśmy inni i odchodziliśmy od standardów, które były nam narzucane.
- To też normalne, że chcę kogoś spotkać. Może i odtrącam innych, tym bardziej z tej samej szkoły, ale gdyby coś poszło nie tak, a ta osoba znałaby mój sekret... Mógłbym pożegnać się ze spokojnym życiem w szkole, dlatego nie podoba mi się to, że trzymasz moje zdjęcia. W każdej chwili możesz je wysłać i boję się każdego dnia, że jak tylko przekroczę szkolną bramę, to każdy zacznie wytykać mnie palcem - powiedziałem. Dobrze wiedziałem, że Louis nie weźmie moich słów do siebie, ale może kiedyś to do niego dotrze.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Zaabsorowowały go detale tipa. To, jak był skonstruowany, jaki miał kształt oraz kolor z dopracowanymi wzorami, które zdaniem omegi świetnie dopełniały wcześniejszą kreację Kierana. Louis był cholernie spostrzegawczy, dlatego nie dało się nie zauważyć rozbawienia alfy. Tak śmierdzącego, że blondyn obawiał sie, co zaraz powie, ale za nic nie mógł otrząsnąć głowy, aby to rozszyfrować na czas, dlatego zapomniał się o kontrolowaniu głupiej, zaskoczonej miny, nadal myślami będąc w połowie gdzie indziej. Tam, w kawiarni, gdy nie potrafił rozpoznać Reesa dzięki idealnemu kamuflażowi pod postacią kobiety.
Zmarszczył brwi, a grymas obrzydzenia szybko zatuszował zakłopotanie oraz delikatne rumieńce na polikach. Echo ugryzł się w język, prawie wypowiadając na głos wal się i rzucił tipsem w stronę Kierana, który ostatecznie wszystkie zaniósł do kosza na śmieci.
Westchnął cieżko, ściągając z ramion ręcznik i położył go obok na wolnym hokerze, opierając łokieć o blat, a brodę o nadgarstek. Lustrował alfę uważnie, głowiąc się nad odpowiedzią, jakiej jeszcze nie usłyszał. Wyczekiwał jej, chłonąc nazbyt intensywnie ruchy alfy, jakby miały mu pomóc w rozszyfrowaniu go. I wtedy kąciki ust omegi uniosły się, wyjawiając nikczemny plan powoli rodzący w jego znudzonej głowie. Jednak wszystko zniknęło za kurtyną, gdy tylko Kieran odwrócił się, niosąc dwa kubki gorącej herbaty. Jasnowłosy złapał za ucho kubka, przysuwając go sobie bliżej i ostrożnie przyłożył dłonie, ogrzewając je nieco, ale wciąż nie dotykał naczynia w obawie przed oparzeniem delikatnej skóry.
- Zdecydowanie jesteś odklejeńcem, a może nawet masochistą - prychnął z szerokim uśmiechem, wytykając palcem gospodarza. - Być świadomym portali randkowych, ba, poznać ich społęczność na włąsnej skórze, a i tak dalej w to brnąć - blondyn nie rozumiał strachu alfy. Być może dlatego, że sam omega nie krył się z tym jaki był. Owszem, miał przez to problemy, przed któymi uciekał Rees, ale chociaż był szczery sam ze sobą oraz otaczającymi go ludźmi.
- Nie uważasz, że łatwiej jest przyznać się do tego, kim się jest i mieć zaufane grono przyjaciół, niżeli ciągle nosić maskę i żyć w stresie? - spytał, przenikliwie spoglądając na chłopaka. - Nie to, żebym miał jakieś doświadczenie. Moja grupa znajomych ogranicza się do liczby palców u rąk - prychnął, a w jego głosie słychać był pewnego rodzaju zawód, któy usilnie pragnął ukryć. Nie miał lekko. Nie, będąc omegą i to jeszcze z tak paskudnym charakterem.
- Spokojnie, za dobrze się bawię, żeby tak szybko wydać twój sekret - cmoknął teatralnie, czując jak za bardzo wczuwa się w swoją rolę chuja. Wszystko co teraz robił, destykulując rękoma i ustawiając w lekką postawę, jakby był panem, a wszystko wokół palące świat było niczym istotnym, chciał poirytować Reesa. Zadowolić swoją ciekawosć poznania kolejnej mimiki alfy.
- Ale to i tak kiedyś wyjdzie. W końcu spotkasz kogoś, kto udaje w internecie, jak ty w życiu realnym. Może w koncu szczęscie cię opuści i trafisz na kogoś gorszego ode mnie, kto od razu rozgada nowinkę po szkole - pochylił się w stronę alfy. - Wiez mi, są gorsi ludzie ode mnie. Różnica między mną a nimi jest taka, że ja mam korzyść trzymać twój sekret na dnie kieszeni, ale ten ktoś już niekoniecznie - mruknął, upijając odrobinę ciepłej cieczy, która dała radę nieco ostygnąć. Jakby nie było, omega ani razu nie wytknął palcem upodobania Kierana, dlatego uważał, że zbędnie się martwił o wyniki wydania sekretu na światło dzienne, ale to nie była jego sprawa. Taki obieg sytuacji nawet mu pasował. Miał swoje zwierzątko, chłopca na posyłki, którym mógł się bawić, dopóki nie poczuje się zmęczony tym ciągłym strachem przed wyjawieniem sekretu. Omega był paskudny, zdawał sobie z tego sprawę, bo cieszyła go udręczona mina Kierana, jak zarówno wkurzona.
- Zobacz, minęło pieć minut, a my się jeszcze niepozabijaliśmy - parsknął śmiechem, czując jak ciepła ciecz zaczyna go rozgrzewać od środka. - A, i dziękuję za suche rzeczy oraz herbatę - dodał, zdając sobie sprawę, że powinien od tego zacząć ich rozmowę przy wyspie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Parsknąłem na słowa omegi, mając ochotę co nieco mu powiedzieć, ale ugryzłem się w język, aby nie przesadzić. Naprawdę starałem się być dla niego miły, taki, jaki jestem na co dzień, ale kurde. Louis coraz bardziej mnie irytował. Swoją postawą, tym pieprzonym charakterkiem.
- Nie, nie jest łatwiej. Wolę udawać, niż wtajemniczać w to innych. Skoro do tej pory nie mogłem nikomu zaufać i to się nie zmieniło - powiedziałem. Może i miałem najlepszych przyjaciół pod słońcem, ale to był sekret, o którym nie mogłem im powiedzieć. Bardzo chciałem by moje hobby stało się normalne w społeczeństwie. Louis nie wiedział co mówił, on nie musiał się ukrywać ze swoim wrednym charakterem, bo to było coś naturalnego. Każdy miał jakiś charakter, lepszy lub gorszy, więc niczego nie straci, nie zacznie być wytykany palcami tylko dlatego, że ma okropny charakter.
Zacisnąłem usta w wąską linię, zaciskając mocniej palce na kubku. Miałem dość tej rozmowy, zapraszanie tutaj omegi było bardzo złym pomysłem.
- Cieszę się, że dobrze się bawisz. Szkoda, że to nie działa w drugą stronę - powiedziałem, wbijając spojrzenie w herbatę. Upiłem łyk, po czym westchnąłem. - Jednakże, osoby z internetu nie znają mojej prawdziwej tożsamości, nie mając mojego prawdziwego zdjęcia, gdzie jestem w szkolnym mundurku. Nie mają pojęcia do jakiej szkoły chodzę i czy ktoś zna mój sekret... Ci ludzie, z którymi rozmawiam przez portale i spotykam się, znają tylko jedną stronę. Oni nie są dla mnie zagrożeniem, bo nie mają na mnie nic - dodałem, odwracając wzrok na omegę. Nie narażał bym tak siebie. Nikt w internecie nie wiedział, że jestem Kieranem Reesem oraz do jakiej szkoły chodzę. Nigdy nie podawałem pełnej godności tylko imię, a Kieranów jest na pewno dużo na świecie.
- Nawet nie wiedz, jak bardzo muszę cię powstrzymywać by cię nie zabić. Aż dziwne, że ludzie z tobą wytrzymują. Wykorzystywanie słabości innych nie jest fajne - powiedziałem, po czym dopiłem herbatę do końca. Nie chciałem być dla niego niemiły, ale ileż można to wszystko znosić? Okej, podziękował za ubrania i herbatę, uratował mnie przed nachalnym typem, ale kurde... Mógł być jeszcze milszy i usunąć te cholerne zdjęcia.
Wrzuciłem kubek do zlewu, nie do końca wiedząc co teraz ze sobą zrobić. Nie chciałem chłopaka zostawiać samego sobie, tym bardziej, że mógł pójść gdzieś, gdzie znalazłby więcej dowodów na mnie.
- Czasami nie mam na ciebie słów. Odstajesz od omeg, które trochę już znam... I naprawdę wolałbym, żebyś usunął te zdjęcia i przestał mnie dręczyć. W końcu na co ci to? Nic nie zrobiłeś od dnia, kiedy byłem z tobą wybrać prezent - powiedziałem, opierając się tyłkiem o blat i patrzyłem prosto na omegę. To było trochę podejrzane, że niczego ode mnie na razie nie chciał. To nie tak, że oczekiwałem czegoś, po prostu wiedziałem, że tak szybko z tego nie ucieknę. W końcu sam Louis przyznał, że dobrze się bawi.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Słuchał wytrwale paplania Kierana. Jego słowa niedocierały do omegi o innym toku myślenia. Dla niego alfa był w błędzie, ale widząc jego głupi upór nie zamierzał dłużej tego ciągnąć i tłumaczyć swojego spojrzenia na ten świat. Nie było sensu strzępić języka.Jedynie co zrobił, to z zamyśloną, lekko posępną miną, jakby słowa jakoś go uraziły, zerknął kątem oka na komórkę. To ona była powodem tego zamieszania. Przez nią oboje znajdowali się tu, a nie gdzie indziej. Gdyby tamtego dnia nie zrobił zdjęcia, dalej omijaliby się na szkolnych korytarzach zamiast siedzieć w jednym pokoju i dusić swoim towarzysstwem. Echo zaczynała nudzić ta zabawa.
- hoo... czy ty mi grozisz panie Reesie? - mimo wszystko zwalczył pokusę wyjścia z tych śmiesznych dresach, przywdziewając jedną ze swoich masek, a lisie spojrzenie utkwiło w alfie, jakby miało zamiar obedrzeć chłopaka z każdej warstwy. Kawałek po kawałku, aż odnajdzie prawdziwą duszę blondyna. Aż odczyta te wszystkie niewypowiedziane myśli skierowane w omegę. Jednak jedno zdanie wyszło, takie, które jakoś zabolało Louisa. Drgnął nieznacznie, świadom, iż gospodarz tego niezauważył. Echo tych słów roznosiło się w umyśle omegi. Tak, był męczący i sam dziwił się jak to ludzie robią, że jakoś wytrzymują jego charakter oraz towarzystwo. Dzięki bogom, znalazł wytrwałych przyjaciół. Nawet jeśli nie miał ich wielu. Chociaż w tym jednym aspekcie miał szczęście w swoim życiu.
Podobno zyskuję po dłuższej znajomości - odbił piłeczkę, siląc się na utrzymanie twardej zbroji.
Postukał palcami o blat, myśląc nad kolejną odpowiedzią. Dając sobie więcej czasu, dopił do końca herbatę, krzywiąc się i wyciągając język, aby ostygł.
- Cyaa, zdecydowanie mam koci język - powachlował dłonią przed twarzą, chowając z powrotem język. Nienawidził tego. Zawsze miał większe tendencje do oparzeń. Choć dla wielu letnie picie było letnim, to w obrazie omegi był to dosłownie wrzątek. Dlatego właśnie nie praktykował mycia naczyń. Robiła to zmywarka. Płukanie naczyń w ciepłej wodzie było katorgą, a zakładanie rękawic gumowych upierdliwe. Louis nie wiedział czemu, wtedy zawsze magicznie swędziałą go twarz i musiał ją podrapać, a w rękawicach było trudno.
- To na początku o omegach uznam za komplement. Lubię się wyróżniać - mrugnął okiem do Kierana, okręcając do niego plecami, aby w końcu oglądnąć pomieszczenie, w którym się znajdowali. - Co do reszty... mało obchodzi mnie twoje zdanie - przyznał, kręcąc powoli głową, aby rozciągnąć zastygłą szyję, a coś w karku zaczęło strzelać. - Nigdy nie byłeś dręczony, co? - spytał retorycznie, znów odwracając się w stronę alfy. - No tak, w końcu jesteś ALFĄ - przewrócił teatralnie oczami. Czuł każdym centymetrem ciała, że mógł teraz przeginać pałkę, ale dalej szedł przed siebie. - Chciałbyś, żebym tu i teraz wykorzystał swoje bycie na górze i kazał tobie klęczeć? Błągać o litość i całować moje stopy? A może chcesz robić za mojego psa na szkolnym korytarzu? Może mam ci kazać wyznać komuś miłość i robić mu nadzieję? A może upokorzyć się przed nauczycielem? A może... - skończył, zerkając niebezpiecznie na Kierana. - Przeciąganie tego i oglądanie twojej zlękniętej postawy jest doprawdy satysfakcjonujące, ale nie. Po prostu czekam. Jak sroka, aż wiśnie odpowiednio dojrzeją. Zrobią się słodkie, a nie cierpkie i twarde - oblizał lubieżnie dolną wargę. Przypominał nieco łowcę, drapieżnika czekającego na odpowiedni moment, aby doskoczyć do swojej rannej ofiary.
- Dlatego cierpliwie czekam, mój drogi Kieranie Reesie. Czekam na odpowiedni moment, aż uznam, że wykorzystanie tego zdjęcia będzie odpowiednie - wyszeptał, podpierając się łokciami o blat, a zaraz wyciągnął się na nim niczym dziki kocur, jęcząc z przyjemnego uczucia odprężenia. - Strasznie tu duszno od tej atmosfery, zluzuj majty Kieran. Chce tylko poczekać, aż wyschną mi rzeczy i zniknąć stąd. Chyba, że chcesz pochwalić się sowją szafą uroczych wdzianek - zachichotał, badawczo przyglądając się chłopakowi.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Niegrzeczne byłoby to z mojej strony, gdybym mu przerwał, dlatego uważnie go słuchałem, czując, jak z każdym słowem czuję się bardziej spięty. Owszem, nigdy nie byłem dręczony, ale też nigdy nikogo nie dręczyłem. Teraz jednak to ja byłem tutaj ofiarą, a nie Louis, który rozdawał karty. Chciałem się pozbyć tych pieprzonych zdjęć, które mogły w każdej chwili wypłynąć do innych uczniów, rozchodząc się po szkole, jak ciepłe bułeczki. Potrzebowałem wiedzieć, na czym stoję i co takiego muszę zrobić, aby tylko moje drugie życie nie zostało wystawione na próbę.
- Po tych słowach utwierdzasz mnie tylko w przekonaniu, że jesteś dupkiem - powiedziałem i może nie powinienem go obrażać, ale naprawdę myślał, że chcę przed nim klęczeć i błagać o przebaczenie? Nie upadłbym tak nisko, a jeśli on rzeczywiście chciałby coś takiego zobaczyć, to i tak by się nie stało. Poniżaniem niczego nie zdziała. Czuł się ode mnie lepszy, bo miał na mnie haka, ale jak długo chce to ciągnąć?
- Chcesz się bawić w dręczyciela, proszę bardzo... I tak kiedyś będziesz musiał z tym skończyć - powiedziałem, po czym podszedłem do niego i stanąłem naprzeciwko, patrząc uważnie w jego oczy.
W każdej chwili mogłem wykorzystać to, że jestem alfą, ale nie robiłem tego, nie czułem takiej potrzeby, a na dodatek uważałem, że mogliśmy znaleźć zupełnie inne rozwiązanie.
- Ciesz się, że to nie ja jestem dupkiem. Gdybym miał inny charakter i zachowywał się jak większość alf, to już dawno leżałbyś na podłodze i zwijał się z bólu, na twoje szczęście, nie jestem taki - uśmiechnąłem się lekko, choć w środku naprawdę panikowałem. - Jednakże, jeśli nie ja, to kiedyś możesz trafić na kogoś okrutnego, kogoś, kto nie będzie musiał się powstrzymywać. Nie wiem, jaki masz dokładny cel w tym wszystkim, ale nie pozwolę by te zdjęcia trafiły do innych - powiedziałem, odsuwając się od chłopaka. Cóż, nie byłem kimś, kto lubi straszyć, nie podniósłbym również na niego ręki, ale powinien być świadomy, że nie każdy jest taki, jak ja. I myśli, że ktoś stanie w jego obronie, jeśli znajdzie się w gorszej sytuacji? Panuje znieczulica...
- Idę sprawdzić twoje ubrania, nie kręć się po mieszkaniu za bardzo - powiedziałem i poszedłem do łazienki, wchodząc kolejnymi drzwiami do pralni, gdzie suszarka wskazywała jeszcze trochę czasu.
Mimo tego, zastopowałem maszynę i otworzyłem ją, aby sprawdzić czy ubrania są suche. Niestety nie, więc wznowiłem program, czując, jak powoli mam dość tego wszystkiego. Potrzebowałem czegoś innego, niż omegi w swoim mieszkaniu.
18 września
Poniedziałek nadal nie był moim ulubionym dniem tygodnia, tym bardziej że weekend był zbyt intensywny. Sytuacja z Louisem w tym przypadku była najbardziej męcząca, ale przekraczając bramy szkoły, udawałem, że nic się nie dzieje. Co jak co, ale nie chciałem by ktokolwiek myślał, że przejmuję się jakimś omegą, co jedynie drażni mnie swoim zachowaniem.
Długa przerwa miała być spokojna, bez żadnych niespodzianek czy wrażeń, a przynajmniej sam się niczego nie spodziewałem. Mimo tego, już na samym wstępie pojawił się Frankie, który jako jedyny widział mnie w obecności Louisa, ale do tej pory nie wspomniał o nim słowa.
- Dzisiaj mamy spotkanie, prawda? Przyszykowałem trochę swoich pomysłów i pomyślałem, że dam ci je trochę wcześniej - uśmiechnął się delikatnie, wręczając mi kilka kartek, na których były rozpisane różne pomysły. Widać było, że Omega się stara, co było nawet urocze.
- Zerknę na to przed spotkaniem, a teraz zmykaj coś zjeść, nie można na głodnego się uczyć - powiedziałem, odprowadzając go wzrokiem do drzwi. Chłopak jednak zatrzymał się w miejscu, a jego twarz nie wydawała się być zadowolona.
- Kieran, ktoś do ciebie - usłyszałem, a moje całe ciało się spięło, kiedy zobaczyłem Louisa, machającego pakunkiem.
Wszyscy spojrzeli na mnie, to na Louisa, kiedy skierowałem się do niego. Posłałem Frankiemu spojrzenie, aby już poszedł, po czym spojrzałem na Louisa.
- Co to ma być? - zapytałem i choć gotowało ze we mnie, to mój głos był spokojny.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
16 września
Słowo dupek w ustach Kierana brzmiało niesamowicie dobrze. Na tyle, że Echo wręcz wyszczerzył się w zadowoleniu, gdy to usłyszał. Czuł się o niebo lepiej, kiedy ludzie go uważali za dupka, świnię, chorego psychola, ale tego nikt nie musiał wiedzieć.
Louis lekko spiął się, gdy Rees wstał i podszedł bliżej, wpatrując prosto w jego oczy. Znów czułtę niesprawiedliwą przewagę Alf. Jeśli nie znałby chłopaka wcześniej, albo z pogłosek szkolnych, to z pewnością zlękłby się go. Uważał, że przewodniczący nawet nie zdawał sobie sprawy jaką presję potrafił zbudować przed omegą, zwłaszcza, gdy pokazywał ile centymetrów guruje nad nim. I niestety Kieran miał rację we wszystkim co mówił. Omegi były bezsilne, zwłąszcza gdy chodziło o alfy. Ruja, czy nie, nie mieli szans w obliczu ich siły, czy zapachu. Wielokrotnie w wiadomościach mówiono o zgwałconym omedze lub takim, który zaszedł przez to w ciążę. Dlatego tak istotne było branie leków, albo chociaż specjalnych plastrów na ramię. Oczywiście naukowcy pracowali nad specjalnym specyfikiem, sposobem, aby zachamować, albo złagodzić ruję obu płci, aby nie dochodziło do takich incydentów. Jednak nim to zrobią, Louis obawiał się, iż dawno będzie już gryzł ziemię.
- Szczęśliwej drogi - cmoknął i pomachał alfie na odchodne, słodko, tak aby ten dostał cukrzycy i dopił swoją herbatę. Znudzony kręcił się na krześle, ostatecznie z niego schodząc i oglądając mieszkanie. Było dość spore jak na singla. Musiał mieć dość bogatych rodziców. Z resztą sama szkoła dla chłopaków mówiła sama za siebie.
- Syneczek mamusi - skomentował pod nosem Echo, opadając bezwładnie na kanapę i zerkając w sufit pomyślał, że alfie coś za długo schodzi. Może waliłsobie konia do ubrania omegi? Na tę myśl prychnął pod nosem. Co jak co, ale nie mógł sobie tego wyobrazić. Nienawidzili się wzajemnie.
18 września
Prezent przyjaciółce niezmiernie się spodobał, dlatego omega cały w skowronkach postanowił jakoś podziękować alfie. Cóż, szły za tym dwa powody. Jeden - faktycznie chciał się odwdzięczyć, nawet jeśli zabrał na zakupy alfę siłą i straszeniem, że jego zdjątka w słodkiej sukieneczke zaczną latać po szkole, a drugim był fakt iż miał szansę zrobić na złość chłopakowi przed całą jego klasą. Oj tak, to co kochał najbardziej Louis. Robić innym na złość. Dlatego właśnie taki zadowolony wstał z rana, godzinę wcześniej niż zwykle, aby zdążyć do sklepu po małe łakocie i zapakować je do ozdobnej torebeczki. Czekał wytrwale do długiej przerwy, a gdy ta nadeszła, szybko odnalazł w rozpisce klas gdzie aktualnie przewodniczący ma zajęcia. Poszedłpod wskazane drzwi i gdy przez nie zerknął odetchnął z uglą, że alf anadal tam jest. Gdyby wyszedł odnalezienie go liczyłoby się z cudem. Zrobił pierwszy krok do środka, ale w tym czasie napotkał ścianę o imieniu Frank, który spojrzał na niego jak na jakiegoś robaka.
- Co tutaj robisz? - spytał, a omega zauważył, że zerka na prezent w jego dłoniach.
- Szukam twojego kochanego alfy - ze słodkim głosikiem, Echo cmoknął ustami. Widział poirytowanie na twarzy chłopaka, co tylko jeszcze bardziej poprawiło mu humor i dzisiejszy dzień. Klasowicz zawołał Kierana, a gdy ten spojrzał w ich kierunku, Louis uniósł rękę z opakowaniem, machając w jego kierunku. Nie baczył na ciekawskie spojrzenia innych, ale jego ciało chłonęło je, robiąc z siebie jeszcze bardziej uroczego omegę.
- Cześć Kieeeraaan! - zaćwierkał, gdy alfa wstała podchodząc prędko do niego. Blondyn zmrużył powieki, lisio i zadziornie, gdy ściana z ludzkiego ciała musiała w końcu odejść. Nie przejął się ostrym tonem alfy, udając, że nie wie o co mu chodzi.
- Oj no, weź wyciągnij tego kija z dupy - burknął z uroczą miną. - Chciałem tobie podziękować za tamten wypad na miasto - celowo nie mówił o szczegółach, nie bacząc na głośność. Chciał, aby inni, choć jedna osoba usłyszała to. - Masz, prezent ode mnie dla najlepszego rpzewodniczącego szkoły - mrugnął, nie mogąc powstrzymać uśmieszki i cisnął podarkiem w klatkę piersiową Reesa, tak aby ten mógł zobaczyć co jest w środku. Słodycze. Różne słodycze w tym jedne były koralikami w kształcie majtek. - Mam nadzieję, że przypadnie tobie do gustu - mruknął, mrużąc powieki i ruszył w stornę wyjścia, chcąc zostawić Alfę z zgrają zaaferowanych tym widowiskiem uczniów.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
18 września
Otworzyłem szerzej oczy, patrząc na Louisa w szoku, kiedy tylko otworzył swoje usta, aby się ze mną przywitał. Nie wiedziałem skąd ta urocza postawa u omegi, choć mogłem się domyślać, że to na pokaz przed moimi kolegami z klasy, aby tylko później męczyli mnie głupimi pytaniami. Jego wyraz twarzy szybko się jednak zmienił, kiedy stałem naprzeciwko niego. Wiedziałem, że to spotkanie nie sprawi, że mój dzień będzie nadal udany i spokojny. Louis przynosił ze sobą same problemy i choć nadal byłem mu wdzięczny za sobotę, to wolałem by nie przychodził ot tak do mojej klasy, gdzie byliśmy narażeni na spojrzenia innych, jak i szepty, które nadal dało się słyszeć. W końcu nie traktowałem żadnej omegi wyjątkowo, a tu wyglądało tak, jakbyśmy byli blisko ze sobą.
Zmarszczyłem brwi, czując, jak moja cierpliwość za jakiś czas się skończy do chłopaka. Co jak co, ale na co cała ta szopka była? Tym bardziej, że Louis dobierał słowa tak, aby wszystko brzmiało dwuznacznie, niczym tak, jakbyśmy byli wtedy co najmniej na randce. Nie byliśmy, to nigdy się nie wydarzy. Spojrzałem na prezent, po czym zajrzałem do środka, powstrzymując się od westchnięcia, choć niektóre słodkości były... dziwne. Bałem się, że Louis wymyślił coś naprawdę durnego, jak kupienie mi bielizny dla żartu czy jakiś innych damskich pierdół. Moja twarz wyrażała ulgę, nawet ogromną. Nie pozwoliłem jednak tak po prostu mu odejść, więc złapałem go za nadgarstek. Puściłem go, jak tylko nie ruszył się dalej.
- Nie musiałeś, w końcu to ty poprosiłeś mnie o pomoc w znalezieniu prezentu - uśmiechnąłem się delikatnie, dając mu do zrozumienia, że wcale nie pozwolę by tak ze mną pogrywał. - Ale dziękuję za tak drobny prezent - dodałem, po czym zbliżyłem się do niego i pochyliłem się, aby moje usta znalazły się przy uchu omegi. Byliśmy za ścianą klasy, więc nikt nie mógł widzieć co robię. Choć mogło to wyglądać, jakbym go całował przez to, że się pochylałem. - Następnym razem daruj sobie takie prezenty, wiem, że przyszedłeś tu specjalnie by namieszać - wyszeptałem i odsunąłem się od Louisa.
Jeśli naprawdę myślał, że pozwolę mu na to wszystko to był w błędzie. Mógł mnie szantażować, w każdej chwili wykorzystać to pieprzone zdjęcie, ale jeśli ktokolwiek zacznie plotkować, że się spotykamy, to szybko udowodnię, że jest w błędzie.
- No, no, kto by się spodziewał, że w końcu nasz łamacz serc znajdzie sobie kogoś - usłyszałem za sobą, a po chwili Andrew zawiesił na mnie swoje ramię. Spojrzałem na niego, jak na jakiegoś idiotę. - Oh, ty jesteś Louis Eima. Słodziak - dodał, a ja tylko czekałem, aż zamknie swoją gębę.
- Nikogo nie mam, związki są problematyczne i nie mam na to czasu. To po prostu podziękowania, nie twórz niczego w swojej głowie - westchnąłem, po czym spojrzałem na Louisa. - Jeszcze raz dziękuję za prezent, dzięki tobie mam zapas słodyczy na co najmniej miesiąc, jak nie więcej - uśmiechnąłem się do omegi, choć najchętniej bym go spławił.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
18 września
Z ledwością powstrzymywał swoje bezczelne zadowolenie, pokazując jedynie beztroski uśmieszek. Tak cholernie niewinny, jak przystało na omegę, ale kiedy nadszedł moment ewakuacji, Kieran zaskoczył blondyna, łapiąc go za nadgarstek i powstrzymując przed ucieczką do swojej klasy. Jakby nie było, chciał jeszcze coś zjeść na przerwie, ale widocznie alfa miał inne rzeczy w planie.
Wpatrywał się zaskoczony w chłopaka, słuchając uważnie co miał do powiedzenia. Delikatnie zadrżał,, kiedy alfa nachylił się do niego, łąskocząc ciepłym oddechem koniuszek ucha. Przyjemne ciarki omiotły omegę, który miał nadzieję, że ten nic niezauważy. Louis nienawidził bliskości. Przynajmniej takiej, której on sam nie planował. Musiał się do tego przygotować, a Rees zdecydowanie go tym zaskoczył. Jak najciszej przełknął gulę w gardle, gdy przewodniczący zaczął się prostować, tym samym przypominając sobie również jak się oddycha.
- Nie wiem co masz na myśli. Przyszedłem bezinteresownie - wzruszył ramionami udając niewiniątko, tym samym jednak blednąc i uciekając wzrokiem. To było nazbyt oczywiste jakie miał zamiary omega. Chciał podręczyć alfę. Stworzyć plotki między nimi, aby jeszcze bardziej pogorszyć sytuację Kierana. Ale może w ten pozytywny sposób. Może ludzie rpzestaną go uznawać za idealnego, kiedy pomyślą, że zaznajamia się lub umawia z łobuzem. Poza tym dzięki temu może uda się Echo uciec od paru obowiązków, albo kar, gdyby coś nabroił, a szczerze - zdarzało mu się to przynajmniej raz w miesiącu.
Zerknął na dziwnie zbliżającego się chłopaka. Louis zmrużył powieki, a chwilę później nieznajomy zawiesił się na Kieranie, nie kryjąc swojego zainteresowania. Gdyby nie fakt, że Echo nie przepadał za Andrew. Kojarzył go. W sumie mogliby być wyśmienitymi kompanami w sprawie dręczenia Kierana, ale Louis nie lubił się dzielić. Wręcz nienawidził.
- Uważaj, bo jeszcze dostaniesz pruchnicy - odburknął blondyn, choć cisnęło mu się zwykłe "morda" na usta, ale wiedział, że przy Reesie nie wypada. Jeszcze by miał godzinne referat do napisania jak odnosić się do równieśników.
- No widzisz, przeszkodziłeś nam - westchnął teatralnie Louis, kiedy Kieran skończył dziękować za prezent, wyjaśniając nazbyt dobitnie o co chodzi. - Pomyśl o mnie, jak będziesz je jadł, ale nie sprośnie - podbiegł na środek korytarza, aby Kieran znów nie mógłgo sięgnąć.
- A i zapomniałem wspomnieć. Ładne masz mieszkanie - dodał głośniej, zwracając na nich uwagę innych i pobiegł przed siebie, słysząc coś jeszcze o nie bieganiu po korytarzach.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
18 września
Widziałem kątem oka szeroki uśmiech przyjaciela.
- Jednak niektórzy potrafią pyskować, zwykle do Kierana przychodzą ciche myszki, a tutaj mamy kogoś z ciętym językiem - powiedział i coraz bardziej miałem ochotę go uderzyć. Nie mogłem jednak tego zrobić tutaj, przy wszystkich, bo mogliby zmienić zdanie na mój temat. Na dodatek obecność jednego, ani drugiego nie sprawiała, że czułem się spokojnie. Andrew lubił mnie dręczyć i podłapywał każde docinki, dobrze się bawiąc w ten sposób. I tak go lubiłem, bo w końcu znamy się bardzo długo i wiele razy mogłem na niego liczyć. Uratował mi tyłek nie raz. Teraz jednak miałem dwa robale na głowie i nie miałem pojęcia który jest gorszy.
- Sprośnie? Nie jestem tak zdesperowany - westchnąłem, ale na moim poliku pojawił się delikatny rumieniec. Ucieszyłem się, że Louis zamierzał już sobie pójść, bo inaczej przyjaciel za bardzo mógłby się rozkręcić w tej niepotrzebnej rozmowie.
Cofnąłem się o krok do tyłu z zamiarem wrócenia na swoje miejsce, kiedy słowa Louisa dosłownie mnie sparaliżowały. Czas stanął w miejscu, a wzrok innych pozostał na mnie. Słowa omegi na pewno rozniosą się po całej szkole, a to oznaczało dla mnie problemy. W końcu do tej pory poza moimi przyjaciółmi, nie zapraszałem żadnej omegi do swojego domu. Tym bardziej ze szkoły.
- No, no~! Nasz Kieranek dorasta - Andrew poklepał mnie po plecach, po czym zgarnął torbę ze słodyczami. Oparł się tyłkiem o jedną z ławek i spojrzał na mnie uważnie tak samo, jak pozostali. Widziałem na twarzach niektórych, że są zawiedzeni albo zazdrośni tym, że ktoś taki, jak Louis był w moim mieszkaniu. - Zaliczyłeś go już czy nie jest taki łatwy? - Pytanie jakie padło z ust mojego przyjaciela nieco mnie rozbudziło, więc podszedłem do niego i strzeliłem mu w głowę. Nie przejmowałem się tym, że jestem obserwowany przez innych. Nie teraz, kiedy dosłownie gotowałem się od środka.
- Nikogo nie zaliczyłem i nie zamierzam. Nie chciałem by wracał w ulewie do domu, a z resztą... Nie muszę się nikomu tłumaczyć - powiedziałem, a po mojej twarzy było widać, jak bardzo jestem wkurzony. Zabiję go, naprawdę ten gnojek się doigra. Sam nie miałem pewności na kogo byłem wściekły. Na Louisa, który sprawił, że ludzie w dziwny sposób odebrali jego słowa czy na przyjaciela, który myślał, że zaliczyłem omegę.
- Nie przejmuj się tym przygłupem, wiesz, że gada co mu ślina na język przyniesie - oznajmił Toby, który spojrzał na Andrew, jak na jakiegoś karalucha. To aż cud, że się jeszcze nie pozabijali. - Wiem, że nie zaprosiłeś go tam w złych zamiarach, ale chłopak bardziej pod siebie kopie dołki. Widzisz tych zazdrosnych? Jestem pewien, że chętnie zgotują piekło Louisowi - westchnął, a ja rozejrzałem się jeszcze po kolegach.
Toby miał rację. Po niektórych było widać ogromną zazdrość i wiedziałem, że to nie mi się oberwie, a Louisowi, jeśli rzeczywiście będą chcieli go w jakiś sposób podręczyć. Wolałem jednak temu zapobiec, nawet jeśli mu się należało.
- Nie myślcie sobie za wiele. Eima nie jest żadnym wyjątkiem, jeśli dowiem się, że ktokolwiek coś kombinuję, to nie będę taki miły - powiedziałem. I może to nie była najlepsza decyzja, bo broniłem omegę, ale naprawdę nie chciałem by przez to durne nieporozumienie, stała się komuś krzywda.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 września
Siedział wygodnie na przechylonym lekko krześle, aby widzieć schowaną pod ławką komórkę z fotką Kierana w sukience. Jakoś lubił czasem do tego wracać. Ten widok powodował, że zaczynał uśmiechać się pod nosem tylko na samo wspomnienie tych wszystkich zabawnych reakcji Alfy. Nie zapomniał jednak gdzie się znajduje, więc szybko wygasiłekran i wcisnął do kieszeni spodni komórkę, spisując prędko ostatnie notatki prowadzącego zajęcia. W końcu nastał koniec zajęć, a jak to było w tym cholernym zwyczaju, dziś dyżurnym był Echo i jego zadaniem było wynieść śmieci, gdy druga osoba czyściła tablicę oraz zasuwała krzesła. Oboje nie lubili trafiać na tą salę, bo jako jedna z nielicznych miała wygląd sali lekcyjnej z podstawówek, a nie jak na prawdziwej uczelni. Niestety, uczniów było wiele, a klas zbyt mało, aby wszystkich pomieścić.
- Nienawidzę tego - burknął pod nosem, gdy wychodził na zewnątrz, aby obejść cały budynek. Na jego tyłach rozciągało się niewielkie boisko, a pod surową, siwą ścianą posadzone były dla kontrastu kwiaty, które miały również niwelować zapach śmieci. Dwa spore śmeitniki stały z odpowiednim oznaczeniem, więc Louis podszedł do odpowiedniego i wrzucił zawartość kosza do środka. Zamknął klapę głośnym twarzskiem, ciesząc w duchu, że nie uwalił ciuchów i skończył robotę na dziś.
- No proszę, proszę, a kogo my tu mamy? Czy to słynny Louis? Ten co mydli oczy Kieranowi? - na przeciw blondyna stanęła dwójka chłopaków. Prawdopodobnie starszaki. Echo nie był pewien, bo nie kojarzył kolesi, ale wnioskował to po tym, że znali Kierana. W sumie sporo osób go znało.
- Nie, święty mikołaj - odpowiedział lekceważąco, chcąc ich ominąć, ale ci twardo stali, szturchając go ramieniem, a ten aż cofnął się do tyłu o krok. Echo nie spodobało się to. Spojrzał do góry, z żarliwym wstrętem do jednego z nich, a ten jedynie się roześmiał.
- Wyglądasz zabawnie jak się tak złościsz. Nie rozumiem czemu ludzie się ciebie boją
- Może chcesz się przekonać? - zakpił, widząc jak tym zirytował swojego napastnika.
- Chętnie, o ile do mnie doskoczysz, niziołku - odparł, szczerząc swoje lśniące zęby. Lousi od razu skorzystał z propozycji. Nie musiał mówić mu dwa razy, zwłaszcza, że widać było jak chłopak prosił się o lanie. Dlatego Echo zapragnął cholernie mocno wybić mu choć jednego zęba. Zamachnął się pustym koszem i celnie walnął nim w głowę wyższego bruneta, unikając przy okazji jego rąk, gdy drugi towarzysz złośnika krzyknął z zaskoczenia i odskoczył na bok, wdeptując nogą w rosnące kwiaty.
- Ty parszywa pijawko! - krzyknął wściekle, przypominając psa ze wścieklizną i dzięki swoim długim ręką, sięgnął Louisa za kołnierzyk nim ten zdążył odbiec. Szarpnął mocno, podduszając go i ciskając na ziemię. Omega jęknął, czując jak coś mu strzela i nim zdążył wstać, został uziemiony przez masę agresora. Zasłonił się rękoma, usiłując przeturlać, ale nic z tego. Był za słaby.
- Zostaw Kierana, on jest nietykalny - oznajmił, pkładając pięściami omege.
- Kogoś fiutek chyba boli, co? - parsknął, drażniąc oprawcę jeszcze bardziej i korzystając z jego kolejnego zamachnięcia, pchnął z całych sił biodrami. Widząc jak ten traci równowagę, przekręcił ich i tym razem to on znalazł się na górze. Nie czekając ani chwili, zaczął go lać po twarzy, ale w końcu pomocnik napastnika złapał za ręce Louisa, powstrzymując go od dalszej agresji. Echo jednak nie chciał dać za wygraną. Zaczął wymachiwać nogami, chcąc go skopać, ignorując czyiś pisk.
- Przetrzymam go, leć za nim - jeden krzyknął do drugiego, a leżący zerwał się w bieg za trzecią osobą, która pojawiła się, zaciekawiona zamieszaniem.
- Ale ci się oberwie - zaśmiał się, czując jak Echo słabnie. Nie musiał mówić tego na głos. Louis wiedział, że będzie miał przerąbane i może nawet wywalą go ze szkoły..
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 września
Po całej tej sytuacji wydawało mi się, że było spokojnie. Za spokojnie, jak na samego Louisa czy niektórych chłopaków z klasy, których znam. I tak, jak myślałem, plotki bardzo szybko zaczęły się pojawiać i może nie trafiały bezpośrednio do mnie, ale miałem swoich przyjaciół, którzy nie darowali mi tego, że jestem na językach całej szkoły. Było to przerażające, bo w sumie nie rozumiałem dlaczego bez wcześniejszego dochodzenia ludzie uważali, że między mną a Louisem coś było. Nie było. Nic a nic. Ja potrzebowałem się jedynie pozbyć zdjęć z telefonu czy tam chmury, choć wiedziałem, że to będzie trudne i prawdopodobnie niemożliwe do zrobienia. Mimo tego Louis się nie kręcił nigdzie obok, ani nie nękał mnie wiadomościami. Było cicho, dla mnie za cicho, tym bardziej że dobrze wiedziałem jaki jest jego charakter.
Siedzieliśmy właśnie w pokoju samorządu uczniowskiego, rozmyślając nad wydarzeniem w Dzień Ziemi. Dla niektórych ten dzień może był mało istotny, ale co roku było organizowanie spotkanie, aby powiedzieć o życiu eko czy problemach, jakie powoli pojawiają się w naszej przyrodzie i nie tylko. Spotkanie z ekologami, według mnie mogło być ciekawe, ale jednocześnie dobrze było zorganizować jakieś plakaty, może nawet prezentację.
- Będziemy mieć plakaty, to na pewno, mam już parę chętnych ze swojej klasy, którzy są zainteresowani. Dwójka pierwszoroczniaków chciała się zająć prezentacją, bo podobno siedzą w tym od lat i zawsze angażowali się w taki dzień - usłyszałem głos Erick'a, który patrzył na swoją listę, kiedy to ja miałem ochotę wyjść z siebie. Poza nim był tutaj jeszcze Frankie, który wiercił mi dziurę z boku głowy. Najwidoczniej i do niego doszły plotki, ale przecież nic nas nie łączyło, uważałem chłopaka za kolegę i tyle. Jednakże, aż za dobrze byłem świadomy tego, że mu się podobam. Nie dało się tego nie zauważyć.
- To dobrze, im więcej rąk do pomocy, tym lepiej. Sam pewnie ogarnę jakiś plakat i przyda się pomoc w dekorowaniu sali, gdzie odpędzie się główne spotkanie - powiedziałem, czując, że przez najbliższe kilka dni będę chodził zestresowany, bo wszystko będzie na mojej głowie.
- Ja mogę pomóc! - Omega uniósł rękę do góry, robiąc to bardzo energicznie, co sprawiło, że parsknąłem śmiechem. Było to nawet urocze.
- Dobrze, ale jeszcze ktoś jeszcze. Erick? - zapytałem, na co przyjaciel pokręcił głową. No tak, musiał ogarnąć jeszcze wszystko z ludźmi, którzy mieli nas nauczyć nieco o naszej planecie i jak o nią dbać, ale nie tylko to.
- Skończmy na dziś. Jeśli coś ktoś będzie jeszcze chciał dodać, to na grupie się zgadamy i tak was trochę przetrzymałem - powiedziałem z lekkim uśmiechem, po czym patrzyłem, jak pozostała dwójka zaczyna się zbierać. - Nie czekajcie na mnie - dodałem, czekając aż wyjdą. Pożegnali się ze mną, zaraz znikając za drzwiami. Zagryzłem dolną wargę, zaczynając porządkować wszystkie papiery, jednakże nie zapomniałem o zabraniu swojego notatnika, w którym miałem wszystkie informacje.
Wyszedłem z pokoju i zamknąłem je na klucz, który schowałem od razu do kieszeni. Odwróciłem się na pięcie i o mało co nie zderzyłem się z biegnącym chłopakiem. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym zdyszany pobiegł dalej.
- Nie biegamy po szkole! Eh... - westchnąłem, po czym zszedłem na dół, mijając się kolejnego chłopaka, który wyglądał na zmęczonego. Spotkaliśmy się spojrzeniem, a ten od razu się spiął. Uniosłem brew, widząc jak jego policzek ubrudzony jest ziemią, ale zignorowałem to i posłałem mu tylko delikatny uśmiech. Chciałem wrócić do domu.
21 września
Wszedłem do klasy i wcale nie zauważyłem, że ludzie o czymś plotkują a na mój widok się wstrzymali. Rozejrzałem się po klasie, starając się zachować spokojną twarz, choć w środku zaczęła pojawiać się panika. Czyżby Louis rozesłał zdjęcia, które mi zrobił? Gdyby tak było, to na pewno przyjaciele już od rana by mi o tym powiedzieli. Ci jednak milczeli w tym temacie, a jednak nadal czułem na sobie spojrzenie innych.
- Cześć. O czym tak plotkujecie? - zapytałem zaciekawiony, bojąc się usłyszeć, że o moim zainteresowaniu.
- A-a o niczym takim, p-po prostu ktoś się pobił i tyle - nerwowy głos chłopaka mnie zaskoczył, ale bardziej skupiłem się na tym, że ktoś pobił się w szkole i ja dowiaduję się o tym teraz. Dyrektor na pewno sprowadzi awanturników do mnie, aby odbyli jakąś karę, a kto jak nie ja, im jakąś zleci? Minusowe punkty z zachowania to jedno, ale zwykle karę uczniowie odbywali pod moim okiem lub w kozie u jakiegoś nauczyciela czy w bibliotece szkolnej.
Wcale długo nie musiałem czekać, aż usłyszę swoją pełną godność.
- Kieran Rees proszony do gabinetu dyrektora - westchnąłem zrezygnowany i odłożyłem swoje rzeczy na ławkę by ruszyć na wyższe piętro gdzie znajdował się gabinet dyrektora. Zapukałem do drzwi, a po cichym "proszę", wszedłem do środka, starając się zachować spokój, kiedy dostrzegłem kto również tam był. Przełknąłem gulę w gardle na widok Louisa, który chyba był zmęczony karceniem przez dyrektora.
- Chciał mnie pan widzieć? - zapytałem, jakby to nie było oczywiste.
- Owszem. Louis ponownie sprawia problemy, tym razem bijąc kolegów ze starszej klasy. Zwykłe siedzenie w kozie po lekcjach chyba mu nie wystarczy, więc pomyślałem, że...- Proszę nie kończ tego zdania. Kurwa, proszę. - Pomoże tobie w organizacji na Dzień Ziemi - powiedział z uśmiechem, kiedy ja miałem ochotę rzucić mu się na szyję i rozszarpać go. Spojrzałem na Louisa, po czym na dyrektora. I tak nie mogłem odmówić.
- Akurat potrzebuję kogoś do pomocy z dekoracjami - wydusiłem z siebie, choć ledwo.
- Doskonale. Słyszysz Louis? Masz pomagać. Jak tylko usłyszę, że nic nie zrobiłeś, to będę zmuszony wezwać twoich rodziców, ciesz się, że to nie skończyło się gorzej - powiedział, posyłając chłopakowi lodowate spojrzenie. Czy mi było szkoda Louisa? Nie. Wielokrotnie wdawał się w kłopoty i dziwiłem się, że jeszcze nie było opcji by wyrzucić go ze szkoły.
Opuściliśmy razem gabinet dyrektora, więc spojrzałem na chłopaka.
- Przyjdź dzisiaj po zajęciach do pokoju samorządu, wtajemniczę cię we wszystko - powiedziałem ze spokojem, ale naprawdę tego nie chciałem. Wystarczy, że ten miał na mnie moje zdjęcia w przebraniu... - I nie myśl, że będę cię krył, jak się nie pojawisz. Pomoc naprawdę mi się przyda - dodałem i choć chciałem wiedzieć co dokładnie się wydarzyło, to i tak wiedziałem, że omega mi tego nie powie. Bo po co? Miałem jednak wrażenie, że to miało coś wspólnego z wczorajszym spotkanie ze zdyszanym chłopakiem, który biegł w kierunku pokoju nauczycielskiego.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Gdy tylko przekroczył szkolny próg skierował się do pokoju dyrektora. Nie miał ochoty tego odwlekać, zwłaszcza że rodzice już o wszystkim wiedzieli, a blondyn znał procedury. Wolał je przyspieszyć. Kiwdy stanął przed drzwiami z krzywo powieszoną tabliczką dyrektor, przełknął głośno ślinę i zapukał trzy razy. Żeby było zabawniej, sygnałem. Usłyszał cichy szmer po drugiej stronie, a potem przyciszone przez drewnianą barierę "proszę". Westchnął, zbierając tym samym swoją roztrzaskaną pewność siebie oraz napięty spokój i wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnął się blado do mężczyzny, siadając na przeciwko niego przy biurku. Odłożył torbę na ziemi przy nogach i wyprostował, choć głowę miał lekko zwieszoną.
- Zapewne wiesz co tu robisz? - spytał z uniesioną brwią, a Echo przytaknął. - Twoi rodzice nie byli zachwyceni. Znam już sytuację z jednej ze stron. Chcę jednak poznać jeszcze twoją - Louis wiedział, że wiele to nie zmieni. Zbyt wiele razy był na dywaniku i obawiał się, że ten raz może być jego ostatnim, dlatego wolał się wytłumaczyć z nadzieją, że kara będzie delikatniejsza.
- To oni zaczęli - burknął, zaciskając pieści na kolanach.
- A kto pierwszy uderzył? - usłyszał, jak chłopak przełyka głośno ślinę, a jego podniesione spojrzenie już mu na to pytanie odpowiedziało.
- Ja, ale stanąłem w obronie innej osoby - dodał, choć teraz już sam niczego nie był pewien. Może to wszystko było jedną, wielką zasadzką, aby w końcu zemścić się na Lousie, pozbyć czarnej owcy ze stada szkolnych murów.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Osoba trzecia również się nie pojawiła - dał do zrozumienia Echo, iż był w czarnej dupie. Dogonili chłopaka, przegadali mu, a ten nie zgłosiłskargi. Więc był tylko on i ci pieprzeni napastnicy.
- Ech, posłuchaj Louis. Powinienem cię wyrzucić za te wszystkie problemy. To nie pierwsza twoja bójka. Rodzice jednak błagali mnie, aby dać tobie ostatnią szansę - zrobił dłuższą przerwę, widząc zrezygnowaną minę chłopaka. - Dlatego, jeśli znowu usłyszę, że wdałeś się w bójkę, wylecisz - oboje spojrzeli sobie prosto w oczy. Porozmawiali jeszcze przez krótką chwilę, a potem blondyn usłyszał jak ktoś puka do drzwi. Odwrócił się panicznie, obserwując kto wchodzi do środka i cały zadrżał wewnętrznie. Alfa. Cholera. O co mogło chodzić?
Z pytającym wzrokiem przeskakiwał to z dyrektora, to na nowo przybyłego gościa, słuchając jaką karę wymyślił sam dyrektor. Echo z jakiegoś powodu cieszył się na tę wieść. Mógł spędzić nieco snu z powiek Reesowi i bawić się w najlepsze przy nudnym składaniu dekolarcji. Widział jak alfa nie był z tego powodu zachwycony, więc tym bardziej... Echo widział w tym więcej plusów.
Wyszczerzył więc swoje białe kły z łobuzerskim zadowoleniem w stronę Kierana, niezauważając jak energicznie porusza nogą z ekscytacji niczym szczeniak widzący swojego nowego pana. Cóż, w końcu będzie musiał słuchać przewodniczącego. Do tego widział tę bijącą złość od alfy, co tylko dodawało więcej satysfakcji omedze.
- Dobrze dyrektorze - odwrócił się w stronę dyrektora z uspokojoną miną. Mniej skruszoną, ale nadal przygnębioną i złamaną. - Pomogę. Podobno jestem zdolny jeśli chodzi o ręczne robótki - dodał, świadom zbyt późno jak mogło to dwuznacznie brzmieć i podniósł torbę z ziemi, wychodząc razem z Kieranem na korytarz.
- Tak jest szefie! Przydję, żebyś Mnie Wta-je-mni-czył we wszystko! - nakreślił te dwojakie słowa i z chichotem pod nosem zmienił kierunek prosto do swojej klasy.
Louis nie był złym dzieckiem. Był tylko zbyt energiczny. Za wsyzbko się nudził i miał okropne poczucie humoru, ale zawsze chciał pomagać słabszym, dlatego często nie myślał, a potem kończyło się jak teraz. Na odpracowywaniu kary. Choć czasem dla zabawy dręczył inncyh. Zwykle łobuzów. To jednak nie miało teraz znaczenia. Od dziesięciu minut kwitł przed drzwiami do pokoju samorządu i walczył o sięgnięcie po klamkę. Wiedział kto tam był, ale Kieran jasno mówił, że potrzebuje pomocy. Gdyby nie to, pewnie chciałby jakoś uciec od tej narośli, którą był Louis.
- No dobra, czas zacząć zabawę - mruknął z lekkim uśmieszkiem. Potrząsnął głową, aby kosmyk grzywki uciekł bardziej na boczek i nie przysłaniał mu oka i wszedł do środka. - Właśnie przybyłem, zbawiciel imprezy - oznajmił głośno, poszukując w środku żywej duszy.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Przewróciłem oczami na odpowiedź omegi. Wcale nie zależało mi na tym by się pojawił, wiedziałem, że wraz z jego przyjściem do pokoju samorządu uczniowskiego, pojawią się kolejne kłopoty. Na dodatek wcale nie miałem ochoty znosić jego towarzystwa, ale czy mogłem odmówić? Absolutnie nie. Chciałem dawać innym przykład, że należy sobie pomagać, wspierać się wzajemnie... I choć Louis działał mi na nerwy, to nadal należała mu się jakaś szansa. Mała bo mała, ale dzięki temu będzie miał pewność, że zostanie w szkole. Co prawda, byłoby mi na rękę, gdyby go wyrzucili, przynajmniej nie mógłby mnie nawiedzać nawet tutaj. Choć z drugiej strony miałem tutaj nad nim pewną kontrolę.
Wróciłem na zajęcia i oczywiście padało mnóstwo pytań. Nie odpowiedziałem jednak kto miał odbywać karę, ponieważ wiedziałem, że plotki znów się rozniosą. Nie chciałem by ktokolwiek myślał, że sam szedłem na rękę omedze i że coś mnie z nim głębszego łączyło. Nadal uważałem, że Louis ma okropny charakter oraz sam fakt, że mnie szantażuje jest tego dowodem.
Zajęcia się skończyły, więc od razu poszedłem do pokoju, a w drodze dołączył do mnie Frankie, który również miał pomagać w dekoracjach. Na pewno znajdą się jeszcze inni chętnie, choć nie zdziwię się, jak zrezygnują, kiedy tylko zauważą Louisa. Może ktoś z jego znajomych w klasie dołączy? Nie narzekałbym na dodatkową parę rąk.
- Ktoś jeszcze będzie? - dopytywał chłopak, kiedy ja otwierałem kluczem drzwi. Przepuściłem go w drzwiach, a zdradziecki rumieniec wkradł się na jego polik.
- Tak, o ile w ogóle się pojawi - westchnąłem nieco zrezygnowany. Nie spodziewałem się cudów, ale mógłby chociaż udawać, że naprawdę zależy mu na zostaniu w szkole. Nie zdradziłem Frankiemu kto ma do nas dołączyć i może to i lepiej, bo jeszcze omega by się zmył. Co prawda, już wcześniej zauważyłem, że chłopak nie przepadał za Echo, ale czy mu się dziwiłem? Nie.
- Mam nadzieję, że ten delikwent będzie pomagał, a nie tylko siedział obok i spał. Zrobić ci herbaty? - usłyszałem, będąc tyłem do chłopaka, szukając jakieś czystej kartki byśmy mogli rozpisać jakie dekoracje chcemy zrobić.
- Pewnie, tylko bez cukru i zaparz mi tą zieloną z grejpfrutem - uśmiechnąłem się delikatnie do chłopaka, na co ten radośnie przytaknął. Przez moment w pokoju pojawiła się cisza, ale nie na długo, ponieważ Louis lubił głośne wejścia. Wraz z Frankiem spojrzeliśmy na omegę i choć ja miałem neutralny wyraz twarzy, to młodszemu szczęka opadła. Widziałem to kątem oka i gdyby nie to, że w dobrej chwili się otrząsnął, prawdopodobnie oparzyłby się o czajnik.
- Chyba zapomniałeś, że jesteś tutaj by odbyć karę. Żadnych imprez, mamy co robić - powiedziałem, podchodząc do stolika i zająłem jedno z wolnych miejsc. - Ale dobrze, że jesteś pełen energii, przyda się nam to - posłałem mu niewinny uśmiech.
- Czekaj, czekaj! - głos omegi rozniósł się po całym pokoju, więc zwróciłem na niego uwagę. - To on ma nam pomagać? Z nim to daleko nie zajdziemy... Taka pchła będzie nam tylko przeszkadzać - powiedział, a ja widziałem, jak między jego brwiami pojawia się zmarszczka. Odchrząknąłem, co chyba rozbudziło chłopaka.
- Każda pomoc się przyda, w końcu będziemy robić rzeczy, które już dzieci w przedszkolu ogarniają i Frankie... Nie nazywaj tak nikogo - powiedziałem stanowczo.
Ciche przeprosiny wyrwały się z jego ust i wrócił do parzenia herbaty. Spojrzałem na Louisa, po czym podsunąłem mu jedną kopię kartki z całym programem, jaki planujemy na Dzień Ziemi.
- Musimy pomyśleć co dokładnie chcemy wykonać. Na pewno zrobimy planetę, pewnie jakieś śmieci czy napisy, ale chciałbym żeby było coś jeszcze oryginalnego. Jakiś model 3D? - zaproponowałem z nadzieją, że oboje mnie słuchają. - Oczywiście wasze pomysły też się przydadzą, więc chętnie was wysłucham.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Cały czar prysł. Szansa na normalną atmosferę w przyjaznym gronie zapadła się pod ziemię. Bardzo głęboko, a Echo nawet nie próbował tego odkopać. Jedynie westchnął, siląc na słaby uśmiech i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Jak ty to robisz, że potrafisz zamrozić moje serduszko na zimną kość - jęknął, przewracając oczami, dopiero po chwili zauważając zszokowanego omegę niedaleko Kierana. Szkoda. Louis liczył na kilka metrów kwadratowych prywatności, ale widownia do uprzykrzania alfie życia mogła mieć też swoje zalety. Cóż, blondyn nie miał zamiaru się nudzić, ale dobrze wiedziałpo co tu był, a Rees nie pozwalał mu o tym zapomnieć, przypominając na samym wstępie skąd to spotkanie.
- I nie da się zapomnieć o moim obowiązku ratowania wam dupska. Jeszcze będziecie dziękować mi na kolanach - uniósł jedną brew ku góze, dumny z siebie i jakże pewny swych umiejętności. Cóż, Louis nigdy nie chwalił się swoimi ręcznymi zdolnościami. I nie chodziło tu o Te robótki ręczne, a normalne artystyczne sprawy. Od dziecka kochał malować, rysować, czy wycinać, więc jeśli chodziło o te sprawy, to naprawdę mógł pokazać swój skill. Gorzej z szyciem. Do tego zawsze miałdwie lewe ręce.
- Pchła? - coś przeskoczyło w głowie Echo. Przypomniał sobie o trzecim kole u wozu, wzracając na niego uwagę i już miał sięgnąć do swojego wora z ciętymi ripostami, ale alfa go ubiegł, odzywając się jako pierwszy.
Ja ci pokażę pchłe, gówniaku. Czekaj no, aż cię dorwę - pomyślał lekko rozgniewany, co buchało z jego oczu.
- Twoje szczere przeprosiny zaakceptowane - zagwiazdorzył, siadając na wolnym miejscu, Celowo - na przeciwko alfy, aby jego psiurka miała zaszczytne miejsce dotykania jego ramienia w razie potrzeby. On sam wolał patrzeć mu prosto w oczy podczas rozmowy. Louis nie lubił udzielać się w takich rzeczach, ale skoro miał odbyć karę, to wolałdać coś od siebie. Może dlatego, że Kieran zwyczajnie czasem, nieświadomie stał po jego stronie.
- Chętnie zająłbym się rysunkami i napisami, ale samo robienie czegos w 3D... hm... - spoważniał, oddając się całkowicie sprawie. Oparł wygodnie o oparcie krzesła zerkając na omegę - A właśnie, prosiłbym o zwykłą herbatę, jeśli można - dodał z dziwną satysfakcją w oczach. - Kieran, może zrobimy Ziemię, pękniętą? Niech się z niej wylewają śmieci i inne takie. Obok mogą stać jakieś zwierzaki z pasparentem, jakimś chwytem "Dbajmy o nasz dom" czy coś - zaczął rzucać propozycjami. Nie skomplikowanymi, aby też zdążyli ze wszystkim w krótkim czasie jaki mieli.
- Fajną opcją też będą niewielkie stoiska. Można też odezwać się do kilku zbiórek, czy fundacji. Albo znaleźć firmę, co zbiera makulaturę i ogłosić konkurs kto jej najwięcej przyniesie. Która z klas i ogarnąć za to jakąś nagrodę - cały czas coś dodawał, słuchając uwag alfy, aby przemyśleć ewentualne za i przeciw, możliwe zmiany, ulepszenia. Nawet nie wiedział, kiedy czas tak szybko im mijał, a on nawet nie sięgnął ani razu po zimną już herbatę.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Ucieszyłem się z faktu, że od razu mogliśmy przejść do rzeczy. Nie miałem ochoty, aby były jakieś zgrzyty, choć rozumiałem skąd u omegi taki niewyparzony język. Nie lubił Louisa, co ani trochę mnie nie dziwiło, tym bardziej teraz, kiedy po szkole chodziły głupie plotki. Louis natomiast wydawał się być zainteresowany tematem, a raczej angażował się w to bardziej niż mogłem się spodziewać. Zaimponował mnie tym, bo zdecydowanie nie znałem go od tej strony, a w tym przypadku, jego obecność na pewno nam pomoże to wszystko ogarnąć tak by naprawdę świetnie wypadło.
Kątem oka widziałem, jak Franki wzdryga się na samą myśl, że ma przygotować herbatę dla takiej pchły, ale nic się nie odezwał. Dobrze, że w pomieszczeniu nie było soli, bo jeszcze przypadkowo mógłby pomylić to z cukrem, o ile Echo w ogóle słodzi. Nie ukryłem uśmiechu na propozycję omegi, które były naprawdę świetne.
- Pomysł z pękniętą ziemią mi się podoba, moglibyśmy zrobić to w większym formacie i nawet dać prawdziwe śmieci. Jakieś plastikowe butelki, foliówki, niedopałki papierosów i tak dalej, na pewno nauczyciele zgodziliby się nam oddać kilka niewypalonych papierosów, a jakieś butelki można wziąć od siebie - powiedziałem, od razu wszystko zapisując w notesie, aby nie uciekło.
- W domu mam sporą plastikową kulę, nieużywana od dawna przez ojca, wiec moglibyśmy ją do tego wykorzystać, będzie stabilniejsza niż z papieru - odezwał się Frankie, stawiając niechętnie herbatę przy omedze.
- Będzie super, wytniemy w niej niewielką dziurę - uśmiechnąłem się, po czym znowu spojrzałem na Louisa. Słuchał, dawał pomysły. Można powiedzieć, że był inny niż na co dzień pokazywał albo zwyczajnie nie miał ochoty pokazywać tej swojej strony. - Zbieranie makulatury również jest świetnym pomysłem, ale jeśli chodzi o nagrodę to tutaj trzeba porozmawiać z dyrektorem, a nagroda musi być kusząca dla uczniów. Tydzień bez pytania albo może bez klasówek, ewentualnie jakaś jednodniowa wycieczka - powiedziałem. Spojrzałem na zapiski, przygryzając lekko koniec długopisu.
Rozmawialiśmy dość długo nad pomysłami, niektóre były fajne, inne z kolei od razu szły do kosza, bo nie było sensu. Na dodatek nie mogliśmy brać za dużo na głowę, bo w trójkę byłoby ciężko to ogarnąć. Spojrzałem na godzinę i westchnąłem, widząc, że za długo ich tutaj przetrzymałem.
- Na dziś to chyba tyle. Kupię potrzebne produkty i będziemy mogli się za to zabrać przy następnej okazji - uśmiechnąłem się lekko, po czym zerknąłem na kalendarz. Trzy dni to dość niewiele czasu. - Jeśli nie macie żadnych planów w sobotę albo niedzielę, to możemy u mnie część ogarnąć. Wtedy powinniśmy się na czas wyrobić - wyjaśniłem. Nie mogłem im po zajęciach zabierać za dużo czasu, choć jednocześnie zapraszanie tej dwójki do mnie było nierozsądne. Louis wiedział już o moim zainteresowaniu, ale co jeśli Frankie się dowie? Chłopak miał długi język, więc na pewno zaraz cała szkoła by o tym mówiła.
- Ja mogę przyjść i tak nie miałem nic ciekawego do roboty - uśmiech omegi był uroczy. Możliwe, że widział w tym wszystkim szansę dla siebie, ale przyjście do mnie niczego nie zmieni.
Spojrzałem więc na Louisa. Nie mogłem im zabierać weekendu, więc jeśli on się nie zgodzi, to na pewno zrobimy to jakoś w trakcie zajęć albo po. Jakoś nie chciałem byś sam na sam z Frankiem, choć go lubiłem, to bałem się, że zrobi coś głupiego, a nie chciałem go ranić.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Nie spodziewał się tak dobrego zgrania z Kieranem podczas wymieniania się pomysłami. Brzmieli, jakby znali się od bardzo dawna i byli co najmniej świetnymi przyjaciółmi. Ta chemia, płynięcie z nurtem dziwnie wpływało na blondyna. Miał mdłości, których potrzebował się pozbyć, które wierciły mu dziurę w brzuchu i powodowały, że nie mógł siedzieć spokojnie na dupie. Zerkał kątem oka na Kierana. Jak przygryzał końcówkę długopisu, zastanawiając jak to wszystko spleść ze sobą. Co zrobić, aby zrealizować konkretne podpunkty i na tym wszystkim poczuł się przyłapany przez Frankiego. Chłopak groźnie spoglądał na niego, rzucając piorunami. Echo jedynie prychnął z ironią, sięgając po szklankę z herbatą, aby ukryć za nią swój zwycięski uśmieszek. Kochał denerwować innych. Zwłaszcza takich jak omega, który zdawał się być piątym kołem u wozu, który zdawał sobie o tym sprawę.
W końcu Rees ogłosił koniec. Tak bardzo wyczekiwany przez Echo. Omega rozciągnął się z zadowolonym pomrukiem, czując jak kości w ramionach trzaskając od zastania w jednej pozycji.
- Nareszcie - wyjęczał, czując satysfakcję, że wszystko uzgodnili w tym jednym spotkaniu. Obawiał się mniej współpracy, a więcej sprzeciwów. Jednak rozsądek Kierana pozytywnie zaskoczył blondyna.
- U ciebie? - Louis zamrugał zaskoczony powiekami, myśląc iż się przesłyszał, ale szybka odpowiedz piątego koła u wozu go otrzeźwiła. Nie przesłyszał się. Kieran właśnie podłożył bombę pod własne nogi i patrzył na Echo z dziwnie wyrafinowanym pytaniem w oczach. Niewypowiedziane słowa jawnie go kąsały po skórze. Podszczypywały, wręcz wymagały potwierdzenia, że i on tam będzie. Wręcz krzyczał, aby się zgodził. Po co? - to pytanie odbijało się echem w głowie omegi. Na cholerę chciał ich obu w swoim mieszkaniu? Był masochistą, a może sadystą? Franki wiedział o sekrecie? Nie było takiej opcji. gdyby ktokolwiek wiedział, Rees nie byłby tak żarliwie wściekły o te zdjęcia. Nie tańcowałby wokół Louisa, aby ten ich nigdzie nie rozprzestrzenił. Więc czemu dawał tak cudowną, rozkoszną możliwość na gnębienie alfy w jego własnym domu? Miejscu, gdzie mogli znaleźć jakieś sprośne, koronkowe majteczki? To było irracjonalne. Takie zaproszenie było zbyt kuszące, aby omega mógł od tak się na nie zgodzić. Śmierdziało ono podpuchą.
- No nie wiem - westchnął ciężko, jakby się zastanawiał nad tym intensywnie, choć decyzję podjął od razu. - Jestem dość zajętą osobą - skrzyżował ręce na piersi, odchylając na krześle, aby nieco się na nim pobujać, bacznie obserwując kątem oka Kierana i te niezliczone emocje prześlizgujące się po twarzy.
- No i nie chcę wam przeszkadzać... - przeszedł wzrokiem na Frankiego, który patrzył uważnie. Widział po nim. Jego ciało i oczy krzyczały, aby omega zaprzeczył. Chłopak chciał być sam na sam z alfą, a to był kolejny powód, dla którego mógł mu zniszczyć humor, mówiąc, że i on pójdzie. Ale Echo nie chciał. Nie miał ochoty spędzić czasu w tych czterech ścianach z tą dwójką na czele.
- Ale - jego kąciki ust samoistnie powędrowały do góry, tworząc lisi, przebiegły uśmieszek. - Jeśli tak bardzo zależy tobie na mojej obecności - przerwał, wstając od stolika, a szmer krzesła zagłuszył szepczące słowo Echo. Powoli, leniwie uniósł rzęsy do góry, odsłaniając swoje błyszczące tęczówki i cienkie niczym kartka papieru źrenice uważnie spoglądające na Kierana. - To znowu Cię odwiedzę - cmoknął ustami robiąc z nich słodki dziubek i zarzucił na ramię torbę, chowając dłonie do kieszeni spodni. - Ale nie za darmo - podszedł do alfy. Przewyższał go całkowicie. Rzucał cień na całe ciało omegi, ale on nie zląkł się go. Zadarł podbródek, patrząc z wyzwaniem w oczach na Reesa. Sięgnął po długopis, który wcześniej przygryzał alfa i sięgnął po dłoń przewodniczącego, rysując cyfry na jego skórze.
- Napisz, a na pewno się dogadamy - patrzył na numer telefonu z uśmiechem, a potem sam przyłożył usta do kawałka plastiku. Subtelnie dotknął końcówką języka przycisk, podgryzając go i oddał Kieranowi, znikając za drzwiami. Jeszcze na odchodne machnął ręką do góry, nie odwracając do ich dwójki.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Cisza, która zapadła, była w jakiś sposób nieznośna, trująca. Patrzyłem na Louisa i zastanawiałem się nad czym tak rozmyśla. Odpowiedzi były dwie. Tak lub nie, ale najwidoczniej omega miał dylemat, kiedy drugi od razu chętnie się zgodził. Jeśli Louis odmówi, do żadnego spotkania nie dojdzie. Mieliśmy pracować razem, ale też nie musieliśmy robić tego w weekend, kiedy mieli czas wolny od szkoły. To była jednak luźna propozycja, głównie po to, aby po lekcjach nie zostawać za długo, ale... Nie zależało mi na tym, aż tak bardzo. Mimo tego, cisza dłużyła się okropnie, a ja powoli miałem dość czekania na prostą odpowiedź ze strony chłopaka. Kiedy omega otworzył usta, zacisnąłem wargi oraz palce na kartkach. Szybko jednak się rozluźniłem, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo nie lubiłem tych jego durnych gierek, tym bardziej że nie dał jasnej odpowiedzi.
- Nie będziesz nam przeszkadzał, w końcu pracujemy nad tym w trójkę - wtrąciłem się, czując, że Louis źle to wszystko zinterpretował. Mieliśmy zrobić co nieco na Dzień Ziemi i tyle.
Wzdrygnąłem się, kiedy do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk szurającego krzesła po podłodze i uważnie przyjrzałem się Louisowi. Po jego minie mogłem śmiało wywnioskować, że w jego głowie tworzyły się durne scenariusze i pomysły, które zapewne miały być na moją niekorzyść. Otworzyłem usta będąc w lekkim zaskoczeniu.
- Znowu? - powtórzył szeptem drugi omega, o którym na tę chwilę całkowicie zapomniałem, po czym posłałem Louisowi gniewne spojrzenie. Wiedziałem czemu tak ze mną pogrywa. Myśli, że ma nade mną jakąkolwiek kontrolę, że spełnię każde jego życzenie i będę się błagać o jego obecność. Uważnie go obserwowałem. Podszedł do mnie, patrzyłem się intensywnie w moje oczy i nie wiadomo skąd, pojawił się we mnie strach. Serce zaczęło szybciej bić, a oczy same prosiły by Louis nie zrobił, ani nie powiedział czegoś głupiego. Frankie nam się przyglądał, czułem jego spojrzenie na sobie. Cyfry zaczęły pojawiać się na mojej skórze, dreszcz przebiegł po moich plecach przez uczucie łaskotania. Zmarszczyłem brwi, choć miałem wrażenie, że moje policzki są czerwone od całej tej sytuacji. Przełknąłem gulę w gardle, kiedy w mojej głowie dzwoniły jego słowa dogadamy się, a ja wiedziałem, że to nie oznacza nic dobrego dla mnie.
Otworzyłem usta, aby w końcu coś z siebie wydusić, ale moje spojrzenie wbiłem w usta Louisa, a raczej w swój długopis. Muśnięcie językiem, przygryzanie zębami. Przełknąłem ślinę i miałem wrażenie, że zrobiłem to za głośno, a w pomieszczeniu zrobiło się dziwnie gorąco. Odebrałem swój długopis, patrząc cały czas na niego, dopóki nie został mi wytrącony z dłoni. Spojrzałem na Franki'ego, po czym na drzwi, które zamknęły się za Louisem. Pieprzony drań.
- Ma tupet... Wiesz, że poradzimy sobie w dwójkę, prawda? Nie musisz pisać do tego głupka - usłyszałem, kiedy podnosiłem długopis z podłogi i schowałem go wraz z resztą rzeczy.
- Mamy pracować wszyscy razem, jeśli nie przyjdzie, nie będzie żadnego spotkania, Frankie - powiedziałem, chyba nieco oschlej niż zwykle, bo chłopak spuścił głowę. - Przepraszam, jestem chyba już nieco zmęczony. Chodźmy - dodałem z lekkim uśmiechem i wsunąłem palce w jego włosy, skupiając wzrok na cyfrach.
Uderzałem paznokciami o blat biurka, kiedy patrzyłem na wybrany numer. Cyfry zostały dość szybko przeze mnie zapamiętane, choć nie potrzebnie. Odchyliłem się nieco na krześle, zamykając oczy. Cały czas zastanawiałem się, czego Louis może chcieć w zamian. Nie miałem nic do zaoferowania. Nawet będąc przewodniczącym nie mogłem przeginać, więc... O co mogło chodzi? Wróciłem wzrokiem do telefonu, po czym zacząłem stukać na klawiaturze.
Czego chcesz w zamian za przyjście w weekend do mnie?
Tylko dobrze to przemyśl, Louis.
Wysłałem wiadomość, po czym odłożyłem telefon na biurko, który zaraz zawibrował. Spojrzałem na przychodzące połączenie, westchnąłem i odebrałem.
- Cześć, mamo.
- Jak się trzymasz? W szkole wszystko dobrze?
- Tak, teraz organizujemy Dzień Ziemi, więc mam trochę roboty - powiedziałem z lekkim uśmiechem,.
- Oh, to cudownie. Jeśli będziesz potrzebował pomocy to daj znać, ojciec postara się wszystko załatwić - powiedziała, po czym porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Głównie o ocenach, sprawdzianach, nie schodziliśmy za często na inne tematy, ale i tak część mnie cieszyła się, że co jakiś czas dzwoniła. Teraz jednak byłem kłębkiem nerwów przez Louisa, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Z zadowoleniem zanurzył się po czubek głowy w wodzie, po chwili wynurzając połowę twarzy. Na tyle, by móc oddychać przez nos i wpatrywał się swoimi zielonymi oczami w niespokojną taflę wody. Był cholernie zadowolony z siebie. Z tego, jaką reakcję spowodował na Alfie. Z pewnością ktoś nie zainteresowany omegami nie przełknąłby tak głośno śliny. Nie stężałby czerwony niczym dojrzała czereśnia. Był dumny, że mimo swojego charakteru potrafił zadziałać na Kierana. A tym bardziej... Mina tego omegi była bezcenna! Do tej pory Louis czuł jak w środku skacze z radosny. Jak go rozpiera ta słodka energia.
- Idealna zabawka - mruknął, wypuszczając bąbelki wody, kiedy to komórka na regale obok wanny zawibrowała. Spojrzał lekko zamyślony, kto to mógł być i wycierając obie dłonie w ręcznik, sięgnął po urządzenie. Odczytał wiadomość od nieznanego numeru i wyszczerzył rząd białych zębów.
- Co mógłbym chcieć? - mruknął, stukając o czubek brody komórką i spojrzał w sufit oraz kłębiącą się gorącą parę. Mógł napisać bardzo wiele, ale potrzebował czegoś, do czego alfa naprawdę mógł mu się przydać, a do tego Rees przytaknie. Owszem, mógł go straszyć cały czas tym zacnym zdjęciem, ale nie mógł nadużywać tej karty przetargowej, bo w końcu odpuści.
Z tego co wiem, to potrafisz dobrze udawać kogoś, kim nie jesteś
Naskrobał odpowiedź, wysyłając ją, a po chwili uniósł komórkę do góry, przeczesując włosy dłonią i cyknął sobie zdjęcie z wystawionym językiem. Spojrzał, czy fotka wyszła dobrze i z skinieniem głowy wysłał ją do alfy.
Mam nadzieję, że nie masz planów na kolejną sobotę. Zabiorę cię na podwójną randkę i obyś był ubrany... rozkosznie
Rozbawiony odłożył komórkę i wrócił do relaksowania w ciepłej wodzie. Kolejne dni minęły bardzo szybko, a Echo ku swojemu zdziwieniu naprawdę nie mógł doczekać się soboty. Z nuceniem pod nosem lecącej aktualnie piosenki wspinał się do wyznaczonego adresu, który wysłał mu Kieran, co oznaczało oczywiście zgodę na żądanie omegi. Wiedział czego może się spodziewać za tymi drzwiami. Kłopotów, a on tak bardzo je kochał.
- Puk, puk - odezwał się razem z dźwiękiem, gdy stukał w drzwi. Słyszał jakieś szmery, hałas, a potem kroki. - No to zaczynamy - z łobuzerskim uśmieszkiem poprawił kołnierzyk sweterka, patrząc jak szpara powiększa się, wpuszczając na korytarz światło wnętrza mieszkania Reesa.
- Joł, księżniczko
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
21 września
Szybko zacząłem żałować wysłanej wiadomości. Szybko otrzymałem odpowiedź Louisa i pierwsza wiadomość już mi się nie spodobała. Zagryzłem dolną wargę, mając pewne obawy co do jego prośby. Chciał wykorzystać to, że się przebieram. Miał w tym swój plan i chciał na tym skorzystać, jak najlepiej. Zamknąłem oczy, chcąc przetrawić swoje myśli, a kiedy ponownie je otworzyłem, moim oczom ukazało się zdjęcie omegi. Nagiego, w wannie. Jego ciało było rozgrzane od ciepłej wody i choć nie na tym chciałem się skupiać, to nie mogłem oderwać wzrok od ramienia, który znajdował się nad wodą. Nie pokazywał prawie nic, jedynie zrobił zdjęcie swojej głupiej miny, ale i tak przełknąłem ślinę, wzrokiem schodząc na wiadomość niżej. Szlag.
Patrzyłem w każde słowo, które znalazło się w jego wiadomości i coraz bardziej żałowałem, że dałem się wrobić w coś takiego. Lubiłem się przebierać, stroić i malować, ale robiłem to dla siebie, a nie dla innych. Hobby było dość specyficzne, bo tu chodziło jedynie o przebranie, maskę, którą lubiłem nakładać. Nigdy nie chciałem zmieniać płci, choć początkowo myślałem o tym, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że lubię swoje ciało, a zwyczajnie podobają mi się urocze ubrania, cudowne makijaże, piękne włosy z niesamowitymi upięciami lub nie. I pewnie, gdybym miał iść sam na sam z Louisem, to nie miałbym większych obaw, ale chodziło tutaj o podwójną randkę. Miałem udawać jego dziewczynę albo potencjalną kandydatkę na nią, ale mógł również mnie wystawić dla kogoś innego. Ktoś ze szkoły? Poczułem, jak moje dłonie zaczynają się pocić, więc odłożyłem telefon. Potarłem palcami skronie, zastanawiając się nad tym wszystkim. Czy to wszystko było tego warte? Mogliśmy pracować nad projektem po lekcjach, ale... Sam chciałem mieć to z głowy, na dodatek Frankie bardzo chciał do mnie przyjść. Dwie omegi w moim mieszkaniu. To może się skończyć katastrofą.
Wziąłem telefon do ręki i napisałem mu krótką wiadomość ze zgodą. Nie chciałem się rozpisywać, nie chciałem wdawać się w niepotrzebną dyskusję. Mogłem zgodzić się na podwójną randkę, ale nikt nie powiedział, że będę dobrze się zachowywać. Rozkosznie, miałem nadzieję, że w przyszła sobotę pożałuje tej prośby.
23 września
Sobota nadeszła bardzo szybko. Od rana starałem się uporządkować całe mieszkanie, aby nikt nie znalazł niczego damskiego. Żadnego tipsa czy chociażby włosa, zapewne przesadzałem, ale Louis mógł każdy drobiazg wykorzystać przeciwko mnie, a nie mieliśmy być sami. Frankie przyszedł jako pierwszy, przynosząc nie tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale również babeczki, które sam upiekł. Udekorowane w uroczy sposób, idealnie miękkie.
- Rozgość się - uśmiechnąłem się do niego, odbierając babeczki, po czym spojrzałem na jego rumiane policzki. - Napijesz się czegoś? - zapytałem.
- Tak, herbaty. Najlepiej zielonej, woda też może być - powiedział, zdejmując z siebie kurtkę i wszedł w głąb mieszkania zatrzymując się w salonie. - Twoich rodziców nie ma? - zapytał, na co się lekko skrzywiłem. Nie wspominałem, że mieszkam sam. Odłożyłem babeczki na stolik kawowy.
- To mieszkanie moich dziadków, dostałem go od nich w spadku i mieszkam tutaj sam, głównie dlatego, że mam bliżej do szkoły i chciałem zaoszczędzić czas na podróżach - wyjaśniłem. Dla niektórych było to na pewno dziwne, bo zwykle rodzice nie pozwalają by ich dzieci mieszkały same, ale prawda jest taka, że w rodzinnym domu czułbym się i tak, tak samo. Nigdy ich nie było w domu, więc co to za różnica gdzie mieszkałem? Tutaj przynajmniej miałem święty spokój.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc przeprosiłem omegę i ruszyłem do wejścia. Po drugiej stronie zapewne znajdował się Louis, więc nie spodziewałem się innego widoku. Otworzyłem drzwi, marszcząc od razu brwi, kiedy nazwał mnie księżniczką.
- Ciebie również miło widzieć, naprawdę mógłbyś sobie darować te przezwiska - mruknąłem, usuwając się na bok, aby go przepuścić. - Rozgość się, Frankie już jest, więc rozbierz się i możemy wziąć się do pracy - powiedziałem, patrząc na niego uważnie. Miał na twarzy swój charakterystyczny uśmieszek, który mnie wkurzał. Liczyłem na to, że ten dzień szybko się skończy, że nie będzie żadnych spięć, ani dram. Co jak co, ale nie chciałem by Louis zrobił coś głupiego.
- Zrobić ci herbaty czy masz ochotę na coś innego? - zapytałem, aby zachować pewne zasady gościnności.
- Cześć - mruknąłem mało przyjaźnie Frankie, kiedy zauważył Louisa. Przymknąłem na to oko, kierując się do kuchni. Jak nikt nikogo nie zabije to będzie dobrze.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
23 września
- Miałbym sobie odpuścić takie przyjemności? - spojrzał przez ramię z tym swoim uśmieszkiem na Kierana i ściągnął buty, zostawiając ładnie ułożone, z dala od tych obcych, które wiedział doskonale, do kogo mogły należeć. Wszedł do salonu, gdzie znajdował się drugi omega i z niechęcią odpowiedział na przywitanie, ledwo powstrzymując od pokazania mu języka, albo palca.
- Wolałbym coś mocniejszego - odpowiedział do Reesa, rzucając na kanapę sporej wielkości, wypchany plecak. Zaczął w nim grzebać, wyciągając na stolik rozmaite pudełka z grami, ale to nie to było zaskakujące, a maleńka Shisha.
- Masz coś do palenia w pomieszczeniu? - spytał zadziornie. - Nic nie szkodzi jeśli nie masz nic z procentami. Wystarczy coś zimnego do picia - odpowiedział, mając nadzieję, że alfa nie pomyśli czasem o zimnym soku z ogórków ze słoika. Wiedział, że może dostać po głowie za to co planował, ale nie przejmował się za bardzo. Nie chciał umrzeć dziś z nudów, a irytowanie Frankiego postawił dziś za swój cel główny tego spotkania.
- Trzymaj - podał mu właśnie różowe zawiniątko - Ty będziesz świnką, kowbojem ja - zarzucił na swoją głowę kapelusz - a Kieran moim koniem - zaraz po tym z plecaka wyciągnął końskie uszka - jak nic, będą pasowały - uśmiechnął się, patrząc na alfę.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
23 września
Przeczuwałem, że to spotkanie skończy się tragicznie i kto wie... Może dojdzie do rękoczynów. Zignorowałem już fakt, że przezywanie mnie, sprawia mu jakąkolwiek przyjemność. - Najpierw dożyj pełnoletności - mruknąłem, starając się zignorować wiercące spojrzenie Franki'ego, ale zaraz zrozumiałem skąd ono w ogóle się pojawiło. Omega nic się nie odezwał, bo wiedział, że to moje mieszkanie, ale chyba oboje czuliśmy się niekomfortowo. Louis robił wszystko by tylko zepsuć to spotkanie. Nie wiem kogo bardziej chciał doprowadzić do szału. Mnie czy Franki'ego?
- Ogarnij się. Żadnego palenia i żadnego picia procentów. Schowaj to - mruknąłem, kiedy zobaczyłem co ze sobą przyniósł. To tylko kilka minut, a ja już miałem go dość. Wiedziałem, że to spotkanie nie będzie idealne, że ten drań zrobi wszystko, aby zniszczyć nie tylko mój humor, ale do jasnej cholery! Za swobodnie czuje się w moim mieszkaniu.
Wrzuciłem parę kostek lodu do szklanki, zalewając je zaraz sokiem pomarańczowym. Poczułem przeszywający ból w skroniach, a zaraz usłyszałem jak coś uderza o podłogę.
- Co jest z tobą nie tak?! - krzyk Franki'ego nieco mnie rozbudził, więc spojrzałem w ich kierunku, zauważając jakieś durne przedmioty. Uniosłem brew, po czym ruszyłem dalej, aby postawić przed Louisem szklankę z sokiem. Zabrałem jego kapelusz, po czym wyrwałem pozostałe akcesoria, jak i zabrałem to, co Frankie rzucił na podłogę. - Przepraszam, Kieran, ale on... To jakaś pomyłka! - powiedział, a ja wiedziałem, że ma rację. Spojrzałem na Louisa, mrużąc powieki i ruszyłem korytarzem do swojego pokoju, gdzie wrzuciłem te durne przedmioty. Wróciłem do omeg, po czym wskazałem na naszykowane rzeczy do pracy.
- Nie jesteśmy tutaj by się wygłupiać, Louis. Pamiętaj, że to ty odbywasz karę, w łatwy sposób mogę ją przedłużyć - mruknąłem, chcąc go nieco nastraszyć. Co prawda, kary to dla niego nic nowego, ale łatwo mogę sprawić by przydzielili mu coś gorszego nic pomoc do Dnia Ziemi. - Weźmy się do roboty. Im szybciej skończymy, tym lepiej dla każdego z nas - dodałem, wciskając się obok Louisa, aby nie miał Franki'ego na wyciągnięcie ręki. Naprawdę chciałem mieć to z głowy, więc spojrzałem na chłopaka i posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. Jak zrobi coś durnego, to tego pożałuje.
Frankie usiadł na swoje miejsce, po czym zaczął omawiać co i jak, dzieląc się nowymi pomysłami oraz w jak łatwy sposób można wykonać Ziemię, z której wysypują się śmieci.
- Zacznijmy może od wycięcia dziury i pomalowania Ziemi. Chcecie wykorzystać prawdziwe śmieci czy je również zrobimy? - zapytałem, zerkając na jednego, po czym na drugiego. Śmieci jakieś na pewno się znajdą. Zostawiłem nawet umyte butelki czy puszki, aby w razie czego móc je wykorzystać.
- Wydaje mi się, że prawdziwe będą bardziej tutaj pasować, w końcu ma to być realistyczne - oznajmił Frankie, na co skinąłem głową.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach