Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
AlterosDzisiaj o 12:11 pmAmazi
Charm Nook Wczoraj o 10:56 pmAku
Where is my mind?Wczoraj o 8:14 pmEeve
This is my revengeWczoraj o 8:00 pmKurokocchin
From today you're my toyWczoraj o 7:43 pmKurokocchin
LiesWto Maj 07, 2024 9:07 pmSyriusz
Careful, I bitePon Maj 06, 2024 6:54 pmKass
A New Beginning Pon Maj 06, 2024 3:49 amYulli
The Arena of HellNie Maj 05, 2024 9:00 pmNoé
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
7 Posty - 32%
6 Posty - 27%
2 Posty - 9%
2 Posty - 9%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:12 pm}

Diabelska
Eeve & Calinda
.
Sonata
Emme's Codes

Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:25 pm}


○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○
Devil's Trill Sonata BezTV3p
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

Aster Reyes
szesnastolatka  urodziny obchodzi 12 października  skorpion  licealistka
metr siedemdziesiąt   rude włosy sięgające niemal do pasa   zielone oczy


○ Grace [46 lat, matka, dyrygentka] Phil [45 lat, ojciec, kucharz] Rosemary [77, babcia, florystka na emeryturze]
   Leo [18 lat, brat, uczeń]   Willow [13 lat, siostra, uczennica]   Eugene [8 lat, brat, uczeń]

○ Rodzina Reyes mimo kilku burzliwych charakterów jest ze sobą bardzo bliska, szczególnie łączy ich zamiłowanie do sztuki w jakiejkolwiek postaci, nawet jeśli u większości z nich to tylko to małe hobby.
  Gra na pianinie jest jej pasją od dziecka. Jest jedną z niewielu rzeczy, którą bierze na poważnie. Uwielbia grać dla siebie i dla innych. Przekonana, że to jedyna rzecz, w której jest dobra, jest dla siebie często surowa, łatwo poddaje się rywalizacji i słabo znosi porażkę. Pragnie być sławną pianistką w przyszłości.
  Nie zależy jej zbytnio na stopniach w szkole, ale trzyma na tyle dostateczny poziom, żeby rodzice lub nauczyciele nie zakazali jej udziału w konkursach ani uczęszczania do kółka muzycznego, do którego należą jeszcze jej przyjaciele - Caleb i  Neha.
  Miłośniczka kotów. Wywalczyła z rodziną o zaadoptowanie trzech własnych, ale oprócz tego codziennie stara się dokarmiać bezpańskie czworonogi z osiedla, przy okazji szukając im domów.


ekipa Aster:

○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○
Devil's Trill Sonata Z78rJNt
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

Grace Lowery
[ in 1993 ]
szesnastolatka  urodziny obchodzi 9 września  panna  licealistka
metr sześćdziesiąt dwa   brązowe włosy   zielone oczy    pieprzyki


○ Holly [34 lata, matka, barmanka] Larry [40 lat, partner matki, bezrobotny]

○ Dom małej rodziny Lowery nie należy do najcieplejszych, a w związku z często zmieniającymi się partnerami matki, którzy lubią się do nich wprowadzać, Grace woli spędzać swój czas w jakimkolwiek innym miejscu.
   Jej zamiłowanie muzyką zaczęło się, gdy  stara przyjaciółka matki, z którą pomieszkiwały przez kilka lat nauczyła ją grać na swojej gitarze. Gdy wstąpiła do kółka muzycznego zaczęła próbować grać na wszystkich dostępnych instrumentach, z czego najbardziej spodobały jej się skrzypce.
  Śpiewa także w szkolnym chórku i jest członkinią rady uczniowskiej. Bardzo lubi sobie zajmować czas.
  Bardzo przykłada się do nauki i zdobywania wysokich stopni, tym bardziej, że wynalazła sobie dzięki temu sposób na biznes - sprzedaje bogatszym uczniom zrobione prace domowe, czasem ściągi na testy. W tajemnicy oczywiście. Jakoś zarabiać trzeba.



ekipa Grace:



○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○


Ostatnio zmieniony przez Calinda dnia Nie Lip 23, 2023 2:55 pm, w całości zmieniany 4 razy
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:39 pm}

Devil's Trill Sonata Img_1311
npc 2023:
Devil's Trill Sonata Img_1310





npc 1993:

old kp:


Ostatnio zmieniony przez Eeve dnia Sro Sie 02, 2023 8:35 pm, w całości zmieniany 12 razy
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:51 pm}

G r a h a m      L y d o n


             Ze snu wyrwało go mocne szarpnięcie za ramię. Nie całkiem wybudzony spojrzał nieprzytomnie na wiszącą nad nim twarz kuzynki.
          – Gram, wstawaj. Zaraz śniadanie.
             Zdusił jęk. Noc była dla niego za krótka. Wczoraj siedział dość długo nad podręcznikiem od biologii, szykując się do sprawdzianu, a dziś musiał znów się zerwać wcześnie z łóżka. Zwykle w weekendy mógł pospać sobie nieco dłużej. Może oznaczało to, że nie dostanie śniadania, ale zwykle Mackenzie albo Corey byli tak dobrzy i coś mu szmuglowali, by nie musiał siedzieć głodny do obiadu.
             W tym tygodniu jednak nie mógł pozwolić sobie na spanie do dziesiątej. Wuj Martin znalazł sobie nowy sposób na uprzykrzenie bratankowi życia i przy okazji zarobienie na tym. Posyłanie go na konkursy dla skrzypków nie było niczym nowym, zdarzało się to systematycznie, jak tylko wuj lub ciotka wypatrzyli gdzieś informacje o takowym. Zaletą solowych konkursów było to, że nie musiał wychodzić z pokoju, żeby ćwiczyć ani dostosowywać się do jakiegoś innego grajka. Tak, jak w przypadku konkursu, do którego teraz go zapisali.
             – Ciekawe ile zażądał za to, że łaskawie zgodzi się na to, żebyś grał z ich córeczką. Myślisz, że z trzy krowy jesteś wart? – zażartowała dziewczyna, chcąc choć trochę pocieszyć kuzyna w jego nieszczęściu.
             – Według twojego ojca jestem wart co najwyżej dwie zdechłe kozy. – odparł rozbawiony, zrzucając z siebie kołdrę – Dobra, won, muszę się ogarnąć. – pogonił brunetkę ze swojego pokoju.
             Sypialnia Grahama bardziej przypominała klitkę, niż pokój nastolatka. Chłopak był niemal pewien, że jeszcze pięć lat temu, gdy jego ojciec żył, w tym pomieszczeniu mieściła się jakaś garderoba, którą wujostwo naprędce przerobiło na sypialnię dla niego, jak tylko wiadomym było, że John długo już nie pociągnie. Kiedy się tu wprowadzał był jeszcze w stanie w miarę swobodnie przemieszczać się między wyposażeniem, ale im starszy był, tym mocniej musiał się gimnastykować, aby dotrzeć od drzwi do łóżka.
             Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł się stamtąd wynieść na studia. To po to się tak ciężko uczył – żeby dostać stypendium, bo nie sądził, aby wuj chętnie i szczodrze dorzucił się do jego dalszej edukacji.
             Zszedł na śniadanie ubrany w szarą koszulę i narzuconą na to czarną bluzą z kapturem. Usiadł do stołu, podwijając rękawy i zaczął bawić się gumowymi bransoletkami na nadgarstku. Temat przy śniadaniu kręcił się głównie wokół treningów piłki nożnej Corey’a i szermierki Mackenzie. Odpowiadało to chłopakowi, bo nie musiał się zbytnio angażować, ani wysłuchiwać żadnych tyrad w związku ze swoją osobą. Potem zeszło na to, że jeśli interesy wujka będą dalej szły tak, jak idą, to w wakacje uda im się pojechać znowu na Florydę i nawet wynajmą ten domek blisko plaży, który tak spodobał się ciotce.
             Koło dwunastej wuj wsadził Grahama do auta i pojechali do domu rodziny Reyes. Wtedy się zaczęło.
             – Nie muszę ci mówić, że nie wyobrażam sobie nawet, byś mógł zająć miejsce poza podium, prawda? – spytał szorstko, nawet nie patrząc na bratanka.
             Graham bezwiednie zaczął gładzić dłonią skórzane wykończenia swojego futerału na skrzypce.
             – Będzie podium. – zapewnił cicho.
             – Skoro już masz ten jakiś talent, musisz wycisnąć z niego ile się da! Twój ojciec, a mój brat, tego nie rozumiał. – dodał, krzywiąc się z czymś na wzór obrzydzenia, gdy wspomniał brata. Szesnastolatek zacisnął usta w wąską linię, dusząc w sobie jakiś nieprzyjemny komentarz. Wolał się teraz nie kłócić. Miał tylko nadzieję, że ojciec wybaczy mu, że nie stanął w jego obronie.
             Będąc na miejscu, przywitał się uprzejmie z gospodarzami i pozwolił wujowi mówić. Przez większość tej szopki, stał z boku, rozglądając się po swoim otoczeniu i bawiąc się gumkami na nadgarstku. Przysłuchiwał się tylko jednym uchem, chcąc zareagować, gdyby padło jego imię.
             – No nic. Ja już będę się zbierał. Przyjadę po Grahama za kilka godzin. – mężczyzna klepnął mocno chłopaka w plecy jako pożegnanie.
             Westchnął cicho, kiedy znalazł się sam na sam z Aster. Dopiero teraz podniósł wzrok i skupił go na dziewczynie. Nie powiedziałby, że skacze z radości, że to z nią ma grać w konkursie. Znali się ze szkoły, byli w jednym kółku muzycznym i o ile faktycznie na różnych ćwiczeniach udawało im się stworzyć dobry duet muzyczny, tak poza momentem, kiedy grali, kompletnie nie mogli się dogadać. I to, jak ciągle się go czepiała… „Wkładasz w to za mało serca!” – bzdura. Wkłada w grę właśnie tyle serca, ile do niej ma.
             Otworzył powoli futerał. Miejmy to już z głowy.
             – Więc z jakim utworem masz zamiar wystartować w konkursie? – spytał spokojnie.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:52 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Stres przez ostatnie kilkanaście dni kompletnie zapanował nad Aster, nie pozwalając jej zapaść w sen i kurcząc jej niekomfortowo żołądek, gdy tylko patrzyła na jedzenie. Zależało jej na tym konkursie. Pomijając już to, że uwielbia w nich uczestniczyć dla swojego własnego poczucia satysfakcji ze swoich rozwijających się umiejętności, to tym razem dodatkowym, ważnym powodem jest fakt, że bez zajęcia podium, a tym bardziej samego podejścia do tego konkursu to możliwe, że równie dobrze może się pożegnać ze swoim wymarzonym uniwersytetem muzycznym po liceum. Z jej niezachwycającymi wynikami w nauce, musi polegać głównie na osiągnięciach muzycznych. I tak w tym roku postanowiła, że poprawi swoją średnią, ale jak na razie idzie jej to opornie. Trudno jej utrzymać uwagę na dłuższy czas, gdy w wolnym czasie ma sama rozwiązywać przeróżne działania z przedmiotów ścisłych.
         Starała się ukrywać swoje przygnębienie w szkole, bo nie chciała, żeby Caleb czuł się za to odpowiedzialny. Zresztą chłopak ma wystarczająco dużo problemów, w końcu to nie ona musi nosić gips na od nadgarstku do łokcia przez kolejne kilka tygodni, bo miała nieszczęsny wypadek na desce. Przepraszał ją już z milion razy, że nie będzie w stanie z nią wystąpić w konkursie, chociaż za każdym razem zapewniała go, że jakoś sobie poradzi i ma się skupić na dochodzeniu do zdrowia. Na szczęście kontuzja nie jest poważna i po odpowiednim czasie wróci do pełnej sprawności. Ostatnio jak na lekcji była zajęta rysowaniem bazgrołów na gipsie Caleba, ten kazał jej obiecać, że kogoś znajdzie na jego miejsce i wygra konkurs, by go “pomścić”, czy cokolwiek. Zgodziła się bez zastanowienia, oczywiście. Bo jak pomścić, to porządnie. Żaden problem dla niej. I tu się zaczynają schody. Próbowała. Pytała. Prosiła, nawet. Nie zna za wiele osób, które grają na skrzypcach, a jeśli już grają to albo nie czują się zbyt pewnie ze swoimi umiejętnościami, żeby przygotowywać się tylko przez dwa miesiące do wielkiego konkursu albo, jeśli są zaawansowani w grze, to albo mają zajęty grafik albo oni też się zapisali do tego konkursu już ze swoim partnerem. Za mało czasu, za duża presja. Była zmęczona.
    –  Aster! – była zajęta tworzeniem nowej zabawki dla kotów, gdy usłyszała wołanie matki z salonu. Kazała jej się wcześniej ładnie ubrać, bo mają mieć jakichś gości. Nie chciała powiedzieć jej jednak, kogo. Posłuchała się, ale nie miała ochoty socjalizować się z prawdopodobnie jakimiś przyjaciółmi rodziców lub daleką rodziną. Miała w planach zejść jakoś tak w połowie spotkania. Może jak będzie dostatecznie cicho, to da radę ją przekonać, że zasnęła.
    – ASTER! – może jednak nie.
    – Idę, idę! – rzuciła i zostawiając biedną, materiałową myszkę bez zaszytej waleriany, zeszła na dół do salonu, gdzie spotkała niemal wszystkich swoich domowników. Przywitała się z nimi, zagadując też babcię o nowy odcinek jej telenoweli. Automatycznie mijając Willow i Genie’go potargała im dłońmi włosy, po czym odskoczyła szybko, zanim zdążyli zareagować kontratakiem.
    – To powiecie mi w końcu, kogo u siebie gościmy, że to taka tajemnica?
    – Na tym polega idea niespodzianki – uśmiechała się mama, widocznie zadowolona ze swojego pomysłu.
    – Ta niespodzianka kosztowała nas trzy krowy, więc zaliczamy ci to do prezentu urodzinowego i świątecznego w tym roku –  powiedział ojciec, odrywając wzrok od krzyżówki w gazecie. Jedną dłonią drapał po głowie jednego z jej kotów, które zebrały się na kanapie. Nigdy się nie przyzna, że je lubi.
    – Jakie znowu trzy kr–
    – Załatwili ci jakiegoś ważniaka, żeby ci grał na skrzypcach, bo nikt inny z tobą nie chce  – odezwał się zza jej pleców Leo, na co odpowiedziała mu braterskim łokciem w żebra. Nie wiedziała jeszcze, czy sobie żartuje, czy nie.
    – Taka smutna chodziłaś, kochanie, bardzo ci zależało, nie możemy dać ci się przecież poddać – weszła w rozmowę babcia głaszcząc ją delikatnie po ramieniu pocieszająco. Czyli Leo nie żartował. Oczywiście, że nie ukrywała tej całej sytuacji przed rodziną, dzielą się ze sobą wszystkim. Zresztą i tak nic by im nie umknęło, zauważą każdą małą zmianę w jej nastroju. Zawsze starali się sobie nawzajem pomagać, ale nie spodziewała się po nich jakichś działań za jej plecami, jak bardzo w dobrej wierze by nie były.
    – Słuchajcie, dziękuję i doceniam, naprawdę, że tak się martwicie o mnie, ale powinniście mnie spytać o zgodę, zanim załatwiacie mi współpracę z jakimś obcym typem
    – Oh, znasz go przecież! Zaraz zobaczysz. Nie mam pojęcia, czemu sama go nie zapytałaś. Ale uznałam, że się wstydziłaś, w końcu dużo o nim mówiłaś – zanim zdążyła powiedzieć coś więcej na tę niepokojącą wypowiedź rodzicielki, zadzwonił dzwonek w drzwiach.
         Tajemniczy goście weszli do środka. Przywitali się, zostali zaproszeni na kawę. Jej rodzeństwo zostało z ciekawości kilka pierwszych minut i uciekło następnie na górę. O losie, daj jej siłę. Oczywiście, że na jej partnera zaaranżowali Grahama Lydona. Duma nie pozwoliła jej go nigdy zapytać osobiście, i tak była pewna, że by się nie zgodził, tym bardziej do konkursu dueotowego. Potrafią ze sobą grać, jasne, ale to nadal trochę za mało. Brakuje im więzi, a ich niesnaski bardzo im w tym przeszkadzają. Mimo niezaprzeczalnego talentu chłopaka, brak tej iskry drażnił ją za każdym razem, gdy słyszała jego granie. Używa do muzyki głowy, nie serca.
         Nie wsłuchiwała się w rozmowę rodziców z jego wujkiem, nadal trochę osłupiała przez sytuację. Jej resztki dumy przepadły, czuła się niemal zażenowana, ale trzymała fason, byleby nie zrobić się czerwona na twarzy. Umieściła swoją uwagę gdzieś indziej, aż posiedzenie się skończyło. Rodzinka dość szybko zostawiła ich samych w salonie, wracając do swoich zajęć. Zanim wymyśliła jakiś łamiący lody temat do rozmowy, chłopak był gotowy do pracy. Lub do odbębnienia sprawy jak najszybciej się da.
    – Dlaczego się zgodziłeś na ten układ? Zaciągnęli cię tutaj za szyję? –  zapytała, przyglądając mu się. Chciała obrócić pytanie w żart, uśmiechając się, jednak wyszedł z tego bardziej grymas. Raczej znała odpowiedź. Cieszyła się niezmiernie w duchu na szansę powrotu do konkursu, ale nie czuła jeszcze nastroju do świętowania. Nie podobały jej się te okoliczności. Nie żeby miała inne opcje. Warto próbować. Poirytuje go na razie tylko delikatnie, dla zasady.
    – Hm. Dam ci zgadnąć. Zagramy w “jaka to melodia” – z tym podeszła do fortepianu w rogu salonu, a za nią zbliżyły się zaciekawione koty. Wydawało się, że lubiły dźwięk fortepianu, ku lekkiemu zaskoczeniu. Krótkie przygotowanie i przystąpiła do gry. Zagrała tylko początek utworu, bo i tak już była pewna, że chłopak zdążył skojarzyć, po czym z powrotem się do niego odwróciła. – To jeden z moich ulubionych, trochę wymagający, ale myślę, że jest dużo zabawy podczas grania  – uśmiechnęła się lekko, drapiąc przy okazji czarno-białą Pepper pod bródką. – Więc? Co ty byś chciał zagrać? Ze względu na…okoliczności, nie będzie problemu z wyborem czegoś innego.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:53 pm}

G r a h a m      L y d o n


             Spojrzał beznamiętnie na grymas Aster. Doskonale rozumiał jej sceptyzm względem pomysłu, że Graham mógłby przyjść tu z własnej chęci. Gdyby dano mu wybór, który nie stanowiłby zagrać albo mieć kłopoty, jego chudy tyłek nie znalazłby się dziś w tym domu.Och, no wiesz, gdybym odmówił, stryj znalazłby tysiąc sposobów na zamienienie mojego życia w piekło – o ile łatwiej byłoby po prostu móc to powiedzieć głośno. Zamiast tego, zdecydował się na odbicie pytania.
             – Ja za to jestem ciekaw, czemu zgodziłaś się, żeby asystował ci w konkursie ktoś, kto nie wkłada serca w to, co robi. – odparł z przekąsem. Zapewne nie było innych chętnych do konkursu, który ma odbyć się już za dwa miesiące. Niefortunnie, że właśnie teraz dziewczynie odpadł wspólnik.
             Przechylił lekko głowę w bok, słuchając jej krótkiej gry.
             – Diabelska sonata trylowa. – rzekł, odgadując bez trudu utwór. Fragmenty tego utworu są naprawdę skomplikowane technicznie, znał ten utwór, swego czasu próbował się go nauczyć, ale porzucił to gdzieś w połowie drogi, gdy zmarł ojciec. Kompozycja Tartiniego była czymś pokroju popisowego utworu jego mamy i jako dziecko uwielbiał oglądać nagrania z jej występów, marząc o tym, że kiedyś i on stanie na wielkiej scenie i to zagra. Ale straciło to sens, skoro na widowni miałoby nie być żadnego z jego rodziców.
             Zastanowił się nad możliwością zmiany utworu. Skoro sama mu to zaproponowała, to mógłby skorzystać. Z drugiej strony, może warto postawić sobie jakieś wyzwanie i nowy cel do zaliczenia.
             – Może być Tartini. – odpowiedział, zaczepiając bezwiednie jednego z kotów smyczkiem. Szturchnął lekko futrzaka, sprawdzając jego reakcję na droczenie – Potrzebuję nut. Od lat nie miałem do czynienia z tym utworem i muszę go sobie odświeżyć. – co innego tylko słuchać, a co innego grać.
             Pomijając, że zabrzmiał jak stary, nadęty muzyk. Och, tyle utworów zagrałem w swoim życiu…! Requiem Mozarta? Zagram, ale daj mi nuty. Nie grałem tego od czterdziestego piątego.
             – Jak się wabią? – spytał, mając na myśli koty. Nie pchał się z łapami do głaskania, nie wiedząc, jak są nastawione do bycia dotykanym przez obcych, a wolał nie ryzykować utratą palców.
             Rozpiął do końca bluzę i zdjął ją, żeby dodatkowa warstwa ubrań nie przeszkadzała mu podczas gry. Chwycił skrzypce w dłoń i spojrzał wyczekująco na Aster, czekając na znak, by brać się do ćwiczeń.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:54 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Zazwyczaj była dobra z odczytywaniem twarzy, czy to bliskich osób, czy znajomych, jednak z Grahamem, jak zawsze, było trudno. Był dla niej chodzącą, irytującą enigmą, u której najczęściej widywała albo kompletny brak emocji albo wyraz niezadowolenia jej obecnością. Tak jak teraz, na przykład. Wymigał się dość niesubtelnie od zadanego przez nią pytania, które ją tak ciekawiło od momentu, kiedy przeszedł przez jej drzwi ze swoim futerałem. Pozwoli sobie ten unik zinterpretować w taki sposób, że faktycznie został tu zaciągnięty mimo woli. Jej rodzice musieli mieć jakiś ukryty dar do przekonywania. Matka kiedyś jej opowiadała anegdotkę, o tym, że wiele lat temu przyjaźniła się z niejakim Johnem Lydonem, ale Aster nie dopytywała jej o dalsze konkrety. Grace Reyes miała przyjaciół od groma, a jak się zapytało o któregoś z nich, to potrafiła się rozgadywać godzinami.
         Nawet trochę jej szkoda chłopaka. Śmieszna myśl. Skazany - Graham Lydon, wyrok brzmi następująco - dwa miesiące grania z Aster Reyes.
      – Nie będę ukrywać, że byłeś dla mnie niespodzianką  – odwróciła wzrok w kierunku schodów na górę, gdzie zapewne w tym momencie przesiaduje większość jej rodzinki zajęta swoimi sprawami, chociaż wiedziała, że nie mogą usłyszeć jej teatralnie zaakcentowanego zdania. Nie jest na nich zła na ich chęć uratowania sytuacji, ale będzie musiała z nimi poważnie porozmawiać, jaka forma pomocy jest akceptowalna, a która nie.  – Nie zrozum mnie źle, cieszę się, że będziesz ze mną grał. Zależy mi na tym konkursie. I tobie też zacznie  – uśmiechnęła się zaczepliwie na ostatnie zdanie opierając się o fortepian.
     – Świetnie – rzuciła. Dała mu wybór, bo chociaż na tyle była uprzejma, ale miała skrytą nadzieję, że zostaną przy jej propozycji. Już dostatecznie męczyła Caleba, żeby się zgodził na ten utwór, z czego on przez większość czasu tylko jej nieustannie marudził i nazywał masochistką. Nie jej wina, że lubi wyzwania. Sprawa z tym utworem wygląda tak, że albo zachwycą całą widownię swoim perfekcyjnym wykonaniem, albo spłoną na stosie za jakiś randomowy, mały błąd. Po coś to się nazywa Diabelską sonatą, huh. Śmieją się, że ci, którzy potrafią zagrać ten utwór bez potknięcia, musieli wcześniej zawrzeć pakt z diabłem.
     – Jasne. Pierwszy raz i tak zrobimy sobie rozgrzewkę i przejdziemy do działania  – wstała z miejsca w poszukiwaniu nut, miała w domu wcześniej kilka egzemplarzy, ale Caleb często gubił swoje i musiała mu załatwiać co rusz nowe. Trochę jej zajęło przeszukiwanie szafek, ale po chwili z sukcesem podała nuty chłopakowi. Wygląda na to, że zainteresował się jej kotami. Może się okaże kociarzem? To by było ciekawe.
     – Czarna to Pepper, ta co leży bezczelnie na stole to Petunia, a blondyn to Peach. Są przyjazne, wystarczy, że podasz im swoją dłoń na przywitanie do obwąchania, zazwyczaj robi to na nich wystarczająco dobre pierwsze wrażenie – przedstawiła po kolei koty. Ma je już kilka dobrych lat. Lubiła w nich to, że chociaż każdy ma różny od siebie temperament, to jednak idealnie się ze sobą dogadują.
      – Dobra. Gotowy? – zapytała siadając z powrotem do fortepianu. Poczekała na chłopaka, aż ten dokończy się przygotowywać i zaczęła utwór. Muzyka rozbrzmiała cały dom, i choć na samym początku musieli się do siebie przyzwyczaić, to dość sprawnie im to poszło, aż do końca utworu. Ćwiczyli tak przez pewien czas, aż nie przerwała gry.
     – O czym myślisz, jak grasz? – zapytała, podnosząc wzrok od klawiszy. Znowu to słyszała. Grał dobrze, oczywiście. Była jednak ciekawa. Z różnych powodów. Jak znowu Aster zacznie mówić mu o jego sercu, to możliwe, że mu w końcu jakaś żyłka pęknie  – Zagrajmy jeszcze raz i zrobimy sobie przerwę.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:57 pm}

Devil's Trill Sonata 95add49327437a8b25899d78605dc27f


            Ależ jemu zależy na tym konkursie! Aktualnie to jego być albo nie być! Nawet nie chciał myśleć, co go czeka, jeśli nawali. Nic jednak na ten temat jej nie powie, bo nie ma zamiaru się żalić. Są tu po to, żeby przygotować się do tego przeklętego konkursu, a nie po to, by się zaprzyjaźniać i rozmawiać o swoich problemach. Zakładał, że Aster, podobnie jak on sam, chciałaby jak najszybciej mieć za sobą spędzanie wspólnie czasu.
            Podziękował jej cicho za nuty, przygotował je sobie i mogli zacząć grać. Przestawił się całkowicie w tryb skupienia na nutach, ignorując zarówno to, kto siedzi przy pianinie, jak i trzy pary złocistych oczu śledzących ruchy jego smyczka. Chociaż co do tego ostatniego, w duchu modlił się, żeby koty nie stwierdziły, że rzucenie się na niego i smyczek, to świetny pomysł na zabawę.
            Kiedy Aster przerwała grę, zauważył to z lekkim opóźnieniem. Zatrzymał nadgarstek w miejscu i spojrzał na nią trochę pytająco, a trochę ze zmęczeniem, jakby pytał „Zaczynamy gderanie o sercu?”. Wypuścił nieco głośniej powietrze nosem, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
            – Głównie o tym, żeby nie zgubić żadnej nuty. – odparł, siląc się na spokój. W myślach zaklinał dziewczynę, żeby chociaż na pierwszej próbie darowała sobie swoje standardowe marudzenie.  Będzie miała na to jeszcze dwa miesiące. Masa okazji, żeby go tym pomęczyć! – Dobrze. – wycedził przez zęby na wzmiankę o przerwie.
            Przez kolejny kwadrans starał się utrzymać wcześniejsze skupienie i zagrać bez potknięć, jednak niby nic nieznaczące pytanie Aster wytrąciło go nieco z równowagi i przyłapał się kilka razy na błędzie. Zaklął pod nosem, próbując nie przejąć się tym jeszcze bardziej, żeby nie popełnić ich jeszcze więcej. Problem stanowiła głównie druga połowa, której nie opanował przed laty. Przy początku zadział jakiś rodzaj pamięci mięśniowej i dzięki temu mógł zagrać ją bez błędów.
            Sapnął z poirytowaniem, gdy dotarli do końca utworu. Zacisnął palce na instrumencie.
            – Przy następnym podejściu pójdzie mi lepiej. – zapewnił ją z wyczuwalnym poirytowaniem w głosie. Pytanie, czy był zły na siebie, czy na nią. Może na oboje jednocześnie?
            Odłożył skrzypce do futerału i usiadł na kanapie, żeby odpocząć po dłuższym staniu. Przy okazji zaczął kręcić nadgarstkami i masować dłonie z taką zawziętością, jakby to one odpowiadały za porażkę.
            – O! Zrobiliście sobie przerwę! Idealnie trafiłam! – obrócił głowę w stronę drzwi, skąd dobiegł ich głos babci Aster. Starsza pani trzymała w dłoni tacę z herbatą i ciastem – Pomyślałam, że herbata i coś słodkiego dobrze wam zrobi! – oznajmiła, stawiając talerze na stoliku kawowym.
            Grahamowi zrobiło się miło, że staruszka postanowiła się pofatygować i przygotować drobny poczęstunek. Uśmiechnął się szczerze.
            – Dziękuję pani. – wyciągnął rękę po talerzyk z ciastem, nie zwracając uwagi na to, jak kobieta mu się przygląda.
            – No jak się uśmiechniesz, to skóra zdjęta z ojca. – zamrugał zaskoczony i wbił spojrzenie w kobietę, jednak ta zdążyła wyjść, nim do niego dotarł sens jej słów.
            Nieco skonfundowany chwycił talerzyk z ciastem. W jego głowie zagnieździła się myśl, że babcia Aster mogła znać jego ojca osobiście. Z tego, co wiedział, rodzina Reyes była związana z muzyką przez jej matkę. Ojciec mógł się z nimi znać. Graham nie znał wszystkich przyjaciół swoich rodziców, większości z tych, których poznał, zdążył zapomnieć przez tyle lat. To było szokujące, ale świadomość, że ktoś wspomniał jego ojca innym tonem, niż wskazującym na głęboką pogardę, był dziwnie pocieszający i podnoszący na duchu.
            – To pewnie dziwne pytanie, ale czy twoja babcia... – zawahał się lekko i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad wycofaniem z pytania – Czy twoja babcia mogła znać moich rodziców? A przynajmniej ojca? – spojrzał na dziewczynę z dziwnym błyskiem nadziei w oczach.
            Niedługo minie dziewięć lat od śmierci jego matki i już całe cztery od pogrzebu ojca. Od lat nie miał z kim o nich porozmawiać i niektóre wspomnienia, szczególnie o rodzicielce zaczynały się zacierać. Już od jakiegoś czasu chciał spróbować nawiązać kontakt z kimś z ich przyjaciół, ale nie wiedział od czego zacząć.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 5:58 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Hm, po tonie głosu chłopaka dało się domyślić, że chyba jednak przeciągnęła strunę. Szybciej niż się spodziewała. A już myślała, że się przyzwyczaił do jej męczenia, zawsze przecież wkładała w to całe swoje serce. Heh. Może to przez te jakże niefortunne okoliczności, w których się oboje znaleźli, ma odrobinę mniej cierpliwości do niej niż to zazwyczaj. W klubie muzycznym nie zależało jej, jaki odzew dostanie za swoje zachowanie, ale musi się teraz przestawić. Zastanawiała się przez chwilę, co z tym fantem poczynić, żeby nie strzelić sobie w kolano. Potrzebuje go, niestety. Nie czuje winy, ma powód do swojego zachowania, nawet jeśli ktoś, słusznie zresztą, uznałby to za wścibskie ze strony dziewczyny. Nie zmienia to faktu, że mógłby zdjąć te klapki z oczu i dać sobie pomóc jak normalny człowiek. Subtelność nigdy nie była jej mocną stroną, ale możliwe, że czas nad tym popracować. Ah, problematycznie. Zgodnie więc z zamysłem, nie skomentowała jego odpowiedzi. Jej pasywno-agresywność jednak nie pozwoliła jej nie wywrócić na to oczami.
         Gdy nastąpiła chwila ich przerwy, wstała szczęśliwie wyprostowując nogi, po czym ruszyła ku drzwi, by przynieść im chociaż jakiś napój z kuchni. Prawie by nie wpadła na babcie, zwinnie omijając jej tacę, na której znajdowały się dwie herbaty i ciasto, które musiała upiec dzisiaj rano.
    - Oh, dzięki babciu. Zastanawiałam się, czy została nam jeszcze ta lawendowa - krzyżując nogi rozsiadła się w swoim ulubionym fotelu na przeciwko chłopaka. Mają przeróżne kolekcje herbat robionych własnoręcznie z ziół i kwiatów z ogrodu. Ten rodzaj od zawsze był jej ulubieńcem.
    - Wyciągam ją tylko na specjalne okazje, bo wypiłabyś wszystko w tydzień, kochana - starsza kobieta uśmiechnęła się niewinnie, na co Aster tylko jęknęła teatralnie. Cóż, to prawda co mówi. Nadal szuka kryjówki, w której ją trzyma.
    - Dobrze, to bawcie się dobrze, nie przemęczajcie się tylko! - powiedziała po chwili kobieta, wolnym krokiem wychodząc z pokoju.
    - Dziwne pytanie. Myślałam, że wiesz? Przypuszczam, że z tego powodu moja matka zwróciła się tak chętnie do twojego wuja - odpowiedziała, oplatając w dłonie kubek z herbatą, parząc sobie odrobinę dłonie. Zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się chłopakowi. Ciekawiła ją jego reakcja na tę rewelację. Pierwszy raz miała okazję ujrzeć w jego spojrzeniu nieznany jej błysk. Coś niespodziewanego. Miała ochotę pociągnąć ten temat dalej, żeby za szybko nie zniknął.
    - Babcia musiała go często gościć, skoro go pamięta. Mama pewnie lubiła go zapraszać. Nie pamiętam, czy mówiła mi kiedyś o twojej mamie, ale.. - zastanowiła się - Daj mi chwilę - biorąc szybki łyk herbaty, wstała z fotela i podeszła do ogromnego regału, gdzie znajdowały się dziesiątki książek, jak i cała kolekcja albumów. Jej rodzina ma ogromny sentyment do fotografii.
    - Moja matka ma to do siebie, że zatrzymuje w albumie wszystkie możliwe zdjęcia. Na pamiątkę. Segreguje, podpisuje…Coś kiedyś widziałam - mówi, wysuwając i czytając tytuły kolorowych okładek albumów. Każde z jej rodzeństwa oprócz ich wspólnego, mieli także album poświęcony sobie, od niemowlęcia. Rodzice zbyt często lubili je wyciągać i pokazywać swoim gościom, jak mała Aster razem z ówczesnym psem dziadka bawili się w robienie aniołków w kałuży błota.
    - Mam! - powiedziała po chwili, siadając tym razem obok Grahama, kładąc jeden z większych albumów na stoliku kawowym, który był poświęcony przyjaciołom jej rodziców, z czego daty sięgały nawet ich wczesnego dzieciństwa. Przewinęła kilkanaście stron, aż nie zatrzymała się na stronie, gdzie na fotografiach, pośród także innych osób, w tym jej młodej mamy, zaczął się pojawiać mężczyzna, podpisany z boku jako “Johnny”. - To on, może? Faktycznie jesteście podobni. Chociaż on się uśmiecha na każdym zdjęciu.
    -  Zdziwiłam się, że sama tu nie zaszła i nie zaczęła cię o wszystko wypytywać. Może nie chciała cię odstraszyć pierwszego dnia - uśmiechnęła się delikatnie na myśl, bo jej matka do najcierpliwszych osób nie należy, więc pewnie musiała mocno ze sobą walczyć, aby już przy stole na spotkaniu ich rodzin nie bombardować go pytaniami - Wiesz, jakbyś chciał może z nią porozmawiać, to mogę ją zawołać?... Albo, uh, innego dnia, mamy dużo czasu! Na pewno ma sporo do opowiedzenia. Możemy też wrócić do gry …lub wydłużyć sobie przerwę - speszyła się trochę pod koniec, nie będąc pewna czemu. Chłopak zadał jedno, niewinne pytanie, a ona zamiast odpowiedzieć “tak/nie”, to aby udowodnić swoją myśl, leci po rodzinne albumy i proponuje mu rozmowę z jej matką. Potrafiła być czasem przytłaczająca, gdy chce pomóc... Dobrze chociaż, że zdała sobie z tego sprawę, zanim sama bez pytania po nią poszła.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:00 pm}

Devil's Trill Sonata 95add49327437a8b25899d78605dc27f


            Odwrócił twarz, marszcząc brwi, niby sfrustrowany jej słowami, a w rzeczywistości, jedyne czym był sfrustrowany, to tym, że nie potrafił zapanować nad swoimi reakcjami. Włącznie z niewielkim rumieńcem, który wkradł mu się na poliki.
            – Mój stryj… – zawahał się przez chwilę czy chce się przed nią odkrywać – Nie toleruje najlepiej wspominania w jego obecności o moich rodzicach. – przyznał niechętnie, decydując się na odrobinę szczerości z Aster.
            Obserwował ją dość nieufnie, kiedy stała przed regałem, jednak słysząc, że jej rodzicielka ma tendencję do zbierania zdjęć, znowu poczuł się lżejszy za sprawą nowej fali nadziei i ekscytacji, która przelała się przez jego ciało. Kiedy usiadła obok niego z albumem, automatycznie przysunął się do Aster i pochylił do przodu, żeby lepiej widzieć. Z fascynacją przyglądał się przerzucanym stronom, śledząc kolorowe fotografie.
            Zauważył swojego ojca jeszcze nim wskazała mu go dziewczyna. Wszędzie rozpoznałby ten uśmiech. Niemal słyszał jego śmiech, gdy patrzył na roześmiane oblicze rodzica. Na zdjęciu mógł mieć może z szesnaście, siedemnaście lat i faktycznie można by ich ze sobą pomylić, nie licząc tego, że włosy jego taty stały na wszystkie strony świata. Graham wolał jednak, kiedy były ładnie ułożone.
            Nieświadomie sam się uśmiechnął, przejeżdżając wzrokiem na następną fotografię, gdzie znów zobaczył ojca, tym razem w towarzystwie gościa, którego od razu rozpoznał, bo to on się nim zajmował, gdy ojciec wyjeżdżał w związku z pracą. Drew Anderson – najlepszy przyjaciel jego ojca jeszcze z czasów liceum. Ostatni raz widział go na jego pogrzebie. Ciekawe, co słychać u niego teraz?
            – Tak… To mój tata. – potwierdził i pozwolił sobie przerzucić stronę. Na kilku następnych fotografiach nie dostrzegł ojca, jednak przewijał się na nich Drew czy kilka innych znajomych mu twarzy. Część z tych zdjęć niegdyś znajdowało się w albumie na półce w gabinecie ojca.
            Przełknął nerwowo ślinę, słysząc jej propozycję. Z jednej strony, było to właśnie to, czego chciał – możliwość porozmawiania z kimś, kto znał jego tatę. A jednak, trochę się tego bał. Nie czuł się mentalnie przygotowany. Zdecydowanie najpierw wolałby na spokojnie to sobie przemyśleć, może spisać to, o co chciałby spytać matkę Aster. Teraz byłoby to zbyt chaotyczne.
            – Nie, ja… Nie dzisiaj. Może następnym razem. – odparł, dalej przeglądając zdjęcia – Daj mi… chwilkę, dobrze? – poprosił, nie chcąc się jeszcze rozstawać z albumem. Całkowicie znieruchomiał, gdy po przerzuceniu strony, zobaczył fotografię, którą doskonale znał z dzieciństwa, ale nie widział jej od lat.
            Jego ojciec siedział na praktycznie pustej widowni jakiegoś amfiteatru. Możliwe, że była to jakaś próba do występu czy czegoś w tym rodzaju. Z opowieści wiedział, że to zdjęcie zostało zrobione, kiedy jego ojciec studiował (a raczej próbował studiować, łącząc to z pracą dorywczą, zajmowaniem się młodszym rodzeństwem, zajęciami muzycznymi i imprezami). Siedział z nogą założoną na nogę, pochłonięty rozmową z długowłosą blondynką.
            Graham wskazał palcem na kobietę.
            – To moja mama. – poinformował Aster z wyczuwalnym wzruszeniem w głosie. Postukał palcem, nie mogąc oderwać wzroku – To ich pierwsze spotkanie. – dodał – Też mieliśmy to zdjęcie w domu, ale… nie wiem, co się stało z albumem po śmierci taty. Stryj pewnie wrzucił go do piwnicy... – albo wyrzucił. To było nawet bardziej prawdopodobne, ale Graham wolał wierzyć, że album kurzy się teraz gdzieś w piwnicy, niż gnije na wysypisku, jak nikomu niepotrzebny śmieć.
            John zawsze wyglądał przy Norze jak szczyl, a na tym zdjęciu najlepiej było widać różnicę w ich wieku. Mężczyzna, właściwie chłopak, w podartych jeansach i pomiętej koszulce Kissu, a obok niego o dziesięć lat starsza, elegancko ubrana kobieta.
            Lydon zamknął album i ostrożnie, z nabożną czcią, odsunął go od siebie.
            – Dziękuję. – powiedział do Aster i sięgnął po kubek z herbatą. Upił kilka łyków – Myślę, że możemy wracać do próby. – dodał, wstając.
            Biorąc skrzypce w dłoń, poczuł przypływ nowej, elektryzującej energii. Smyczek nie ciążył mu w dłoni i kiedy zaczęli ponownie grać, przyszło mu to z nieco większą lekkością, niż zwykle. Drobne błędy nie wprawiały go w taką frustrację.
            Przez krótką chwilę, gra na skrzypcach naprawdę sprawiła mu przyjemność.
            – Tym razem poszło nieco lepiej. – stwierdził obojętnie po piętnastu minutach, gdy zakończyli utwór i pochylił się po kubek z herbatą – Będę ćwiczył w domu i tydzień, dwa, powinienem wyeliminować te błędy, które ciągle powtarzam. – zapewnił dziewczynę, żeby nie musiała się przejmować, że jej skrzypek ciągle wywala się w tych samych miejscach w utworze.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:01 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Nie była pewna jakiej reakcji się spodziewała, ale i tak była zdziwiona. Słuchała z uwagą, gdy chłopak ostrożnie się przed nią otwierał o swoim życiu prywatnym. Próbowała jednocześnie powstrzymać się od palnięcia jakiegoś głupstwa lub zadania nieodpowiedniego pytania, które doprowadziłoby do trzaśnięcia przed nią drzwiami. Nie jej sprawa, czemu jego stryj nawet nie wspomniał, że ich rodzice się przyjaźnili, chociaż ta informacja zostawiła w niej niesmak. Próbowała to sobie wytłumaczyć bez bezpośredniego dociekania, ale nawet jeśli rozmowa o zmarłym bracie byłaby dla mężczyzny bolesna, to jednak bardzo niezdrowe jest absolutne unikanie tematu, tym bardziej wobec Grahama, który jak zrozumiała, niewiele wie o swoich własnych rodzicach.
         W czasie gdy chłopak przyglądał się zdjęciom, sama złapała się na tym samym, choć trochę większą uwagę zwróciła na blondyna. Uśmiech miał przyjemny dla oka, aż szkoda, że o wiele częściej widzi u niego niezadowolony grymas lub całkowity brak emocji. Cóż, w tym pierwszym to wina leży zazwyczaj po jej stronie, nie chwaląc się zbytnio. Miała ochotę wytargać go za te jego ułożone włosy, by sprawdzić, czy możliwym jest, by jeszcze bardziej upodobnił się do osoby z fotografii.
    - Jasne, nie śpiesz się - powiedziała ze zrozumieniem, pozwalając mu dalej przerzucać strony albumu. Oderwała chwilowo wzrok i zaczęła powoli dokańczać picie swojej herbaty, przy okazji próbując w końcu czekającego na nią kawałka ciasta. Deliberowała przez chwilę, czy wymyślić jakiś pretekst i zostawić chłopaka na chwilę samego. Zastanawiała się, jak bardzo Graham może później zacząć żałować ukazania jej swojej delikatniejszej strony. Gdy zwrócił na nią uwagę, przysunęła się z powrotem, kierując się wzrokiem na wskazaną na zdjęciu kobietę.
     - Heh, od razu widać, że rozmawiali o muzyce - odparła uśmiechając się, bo pomimo tego, że zdjęcie było robione starym aparatem jej matki, to idealnie uchwyciło pasję w ich oczach. Nic dziwnego, że Grahama poruszyło te zdjęcie. Z wierzchu powiedziałaby, że nietypowa z nich para, ale musieli mieć ze sobą wiele wspólnego. Nie jej to oceniać z jednego zdjęcia, ale widziała już, że Graham wiele odziedziczył po swojej matce. Na pewno tą jego naturalną elegancję, która daje mu trochę onieśmielająco uroku. Ale tego mu nie powie.
         Podziękowanie skierowanie z jej stronę trochę wybiło ją z rytmu, więc tylko kiwnęła głową w odpowiedzi i równie podekscytowana, zasiadła do fortepianu. Jej dłonie już same, delikatnie lecz sukcesywnie uderzały w klawisze, wykonując swój skromny taniec. Choć grała to już tyle razy, że znała już każdy swój następny ruch na pamięć, to w trudniejszych momentach dalej musiała być niesamowicie skupiona, by przypadkowo nie zmienić trajektorii całego utworu. Podobało to się jej jednak, przy okazji słysząc, że u jej muzycznego partnera wystąpiła subtelna zmiana w grze.
    -   Cóż, to była nasza pierwsza wspólna próba. Idealnie nie będzie. Słychać, że gramy “oddzielnie”, ale…jest nadzieja - podsumowała, wstając od instrumentu i rozciągając ręce. Dopiero teraz spojrzała na zegarek -  Ah, nie zauważyłam, kiedy zrobiło się tak późno. Na dzisiaj nam wystarczy. Jutro po szkole znowu poćwiczymy - odparła. Chcąc czy nie chcąc, do konkursu zostały dwa miesiące, oczywiście, że muszą robić próby tak często, jak to możliwe. Dużo wspólnego spędzania czasu przed nimi.
         Po chwili dało się usłyszeć samochód wjeżdżający na ich podwórko, najprawdopodobniej należący do wuja chłopaka. Zagryzła policzek od wewnątrz i odwróciła się, wracając do leżącego na stoliku kawowym albumu. Szybko zaczęła przewracać kartki, aż nie znalazła miejsca, w którym ostatnio skończyli przeglądanie. Wyjęła delikatnie zdjęcie z albumu i wróciła do chłopaka.
    - Słuchaj, mam nadzieję, że uda ci się odnaleźć twój cały album rodzinny, ale do tego czasu chciałabym żebyś wziął chociaż te zdjęcie - podała mu fotografię ukazującą jego rodziców w amfiteatrze -  Może być na “pożyczenie”. Moja matka na pewno nie miałaby nic przeciwko, sama by ci je wcisnęła - uśmiechnęła się lekko, próbując zachęcić blondyna. Domyślała się, że musiałby ukrywać zdjęcie przed wujem. Wyrzucone albumy, unikanie tematu jego rodziców, trudno jej było zrozumieć sytuację, w której jest chłopak, ale chociaż tyle mogła na tę chwilę od siebie zaoferować.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:03 pm}

Devil's Trill Sonata 95add49327437a8b25899d78605dc27f


            Słysząc doskonale znany mu warkot silnika, odruchowo wyprostował plecy, a mięśnie twarzy zastygły w tym beznamiętnym wyrazie. To nie tak, że jeszcze przed chwilą emanował radością i życiem, jednak po bliższym przyjrzeniu się, dało się dostrzec, że chłopak zamknął się w sobie jeszcze bardziej, jakby jakikolwiek cień emocji na jego twarzy, miał być przestępstwem.
            Ostrożnie odłożył skrzypce do futerału i już miał go zamknąć, gdy Aster podeszła do niego ze zdjęciem jego rodziców w dłoni. Otworzył szerzej oczy i skrzyżował swoje spojrzenie z dziewczyną. Kąciki jego ust zadrżały, jakby lada moment miały się unieść w uśmiechu, jednak ostatecznie tego nie zrobiły. Ostrożnie przyjął od niej zdjęcie i przejechał palcem po krawędzi kartki. Powoli skinął głową.
            – Tak… Oddam ci je, jak tylko znajdę album taty. – delikatnie wsunął fotografię do kieszonki futerału tak, by nie była widoczna, ale i by się nie pogniotła.
            Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, szybko zapiął futerał i nieco nerwowo sięgnął po bluzę. Pospiesznie wsunął ramiona w rękawy, chwycił nuty i skrzypce, po czym unikając kontaktu wzrokowego z Aster, opuścił salon. Przy drzwiach jego wuj rozmawiał z matką dziewczyny. Wyglądało na to, że miło sobie plotkowali, jednak Graham nie dosłyszał dokładnie ich dyskusji. Schylił się i wcisnął stopy w adidasy.
            – ...to tylko pozory, w rzeczywistości jest z niego taki sam gagatek, jak z ojca. – uniósł wzrok i zerknął na stryja. Że mówi o nim? – To jak, Graham, gotowy?
            Blondyn wyprostował się i stanął przy mężczyźnie, kiwając krótko głową. Spojrzał na gospodynię.
            – Dziękuję – spojrzał na Aster, mając nadzieję, że rozumie, że poniekąd dziękuje jej teraz za pożyczenie zdjęcia, po czym znów skupił się na kobiecie – za herbatę. Do widzenia. Do jutra, Aster.
            Opuścili dom rodziny Reyes i wsiedli do auta. Na miejscu pasażera siedziała Mackenzie, stukając zawzięcie palcami w ekran smartfona, zapewne rozmawiając z koleżanką, a na tylnym siedzeniu tkwił Corey, opowiadający o czymś siostrze. Uciszył się, kiedy na miejsce obok wsunął się Graham. Przywitał się radośnie z kuzynem i spytał, jak było, a następnie zaczął i jemu opowiadać, co tam się odwaliło na jego treningu piłki nożnej. Blondyn był mu za to wdzięczny, bo dzięki temu, stryj nie zaczął mu zadawać żadnych pytań na temat ćwiczeń z Aster. Kiedy tylko dojechali do domu, Mackenzie pociągnęła Grahama do jej pokoju, twierdząc, że potrzebuje jego pomocy przy zadaniu z matmy. Była to oczywista ściema. Prawdopodobnie rodzeństwo zmówiło się, że pomogą mu uniknąć potencjalnej potyczki z ich ojcem.
            Szesnastolatek spędził dwadzieścia minut na niewygodnej pufie, słuchając o nowym tak-jakby-chłopaku Kenzie, po czym udając, że właśnie skończył jej pomagać z zadaniem domowym, wrócił do swojej klitki. Opadł z ciężkim westchnieniem na łóżko, które skrzypnęło żałośnie pod jego ciężarem i leżał przez jakiś czas w kompletnej ciszy, nasłuchując odgłosów domowej egzystencji. Z kuchni dobiegł go rumor pracującego miksera, a z pokoju obok, który należał do Corey’a, słyszał wybuchy z jakiejś gry wideo.
            Zamknął oczy, zastanawiając się, czy nie odpuścić sobie kolacji i wieczornej nauki do zbliżającego się testu na rzecz pospania dodatkowych kilku godzin. Wtedy właśnie przypomniało mu się o zdjęciu od Aster. Poderwał się do siadu, zapalił lampkę na stoliku nocnym i wyciągnął fotografię. Pochylił się mocniej pod światło i uśmiechnął do rodziców, chociaż oni trwali zamrożeni w chwili, gdy pierwszy raz ze sobą rozmawiali. Czy wiedzieli już wtedy, że to ze sobą spędzą następne kilka lat? Skupił wzrok na matce i przypominając sobie rozterki uczuciowe Kenzie, spytał ją w myślach, czy w tamtej chwili zastanawiała się jaki kolor sukienki założy na ślub i czy rozważała jakie imię nada dziecku, które będzie miała z tym rudym dzieciakiem na fotelu obok. To było głupie, w końcu była wtedy dorosłą kobietą, a nie durną nastolatką, jak jego kuzynka.
            Otworzył szufladę szafki i wsunął zdjęcie między strony grubego notatnika w pięciolinię. Wiedział, że ani wuj, ani ciotka nigdy tego nie ruszą. Szanowali jego prywatność wyłącznie w kwestii muzyki. Notatek związanych ze skrzypcami nawet nie ruszali, jakby dotknięcie ich przez nich miało sprawić, że Graham przestanie grać.
            Naładowany nową energią, usiadł przy biurku, gotowy na kontynuowanie nauki do sprawdzianu z biolki. Pobrał też na telefon Diabelską sonatę, żeby katować ją na słuchawkach przez najbliższe tygodnie właśnie w trakcie nauki, na szkolnych korytarzach czy w autobusie. Ze słuchawkami w uszach pochylił się nad swoim zeszytem, ale szybko zorientował się, że jego myśli uparcie uciekały od powtarzania materiału, do czegoś innego – do propozycji Aster, żeby porozmawiał z jej matką o swoich rodzicach. Jego mózg pękał od pomysłów, jakie pytania mógłby zadać kobiecie. Pogodziwszy się z tym, że póki nie da tym myślom ujścia, z nauki nici, wyrwał kartkę z zeszytu i zaczął spisywać o co chciałby spytać. Po wszystkim schował papier do kieszeni jeansów i zajął się biologią. W rytmach Diabelskiej Sonaty.
            Następnego dnia po lekcjach podszedł do Aster i jej przyjaciół, kręcąc trochę jak lassem kablem od lewej słuchawki. Zatrzymał się w stosownej odległości, jakby się bał, że ktoś mógłby uznać go za część ich paczki. Tak, żeby słyszeli co mówi, ale żeby nie wyglądało to na zbytne spoufalanie. Nawiązał kontakt wzrokowy z każdym z kolei, kiwając im krótko głową na przywitanie.
            – Hej. – skupił się na Aster – Wybacz, że przeszkadzam, ale mieliśmy dzisiaj ćwiczyć. Chcesz iść do ciebie czy zajmiemy jedną ze szkolnych sal? – przestał bawić się słuchawką i puścił ją, żeby swobodnie sobie zwisała i dyndała. Co prawda skrzypce zostawił w szafce, ale była w takim miejscu, że niezależnie na co się zdecydują i tak będzie po drodze.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:04 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Dzień spędzony w szkole jak zawsze był dla niej męczący, dłużąc się niesamowicie. Nie była szczególnie skupiona na lekcjach. To oczywiście nic u niej nowego, jednak zazwyczaj, gdy nauczyciel historii tłumaczył im z niepotrzebnymi według niej szczegółami przebieg jakiejś bitwy, spędzała ten czas na rysowaniu w swoim zeszycie bazgroł lub na zaczepianiu co jakiś czas Nehy, która ku jej wiecznemu zawiedzeniu, nie podzielała nastawienia Aster co do przedmiotu, słuchając bardzo uważnie każdej historycznej anegdoty, zapisując wszystkie potrzebne do zapamiętania na przyszły egzamin daty. Aster powinna być niestety wdzięczna za zaangażowanie jej przyjaciółki, bez niej i jej notatek nie miałaby z czego zrobić sobie ściągi na testy. Nie wspominając o tym, że dziewczyna podpowiada jej dyskretnie odpowiedź na każde pytanie, które zada jej pan Jones, gdy ten zauważy, że rudowłosa zamiast zapisywać normalne słowa do zeszytu, to szpeci swoją kartkę kolejnym rysunkiem kota w kowbojskim kapeluszu. Nadal jednak starszy mężczyzna był dla niej bardziej wyrozumiały, niż co niektórzy nauczyciele, nawet jeśli dziewczyna zawsze starała się, aby nie przeszkadzać nikomu z nauczycieli prowadzenie lekcji. Po prostu zamykała się w swoim świecie, zajmując sobie czas. Czasem nawet włączała się do dyskusji, jeśli temat był dla niej dostatecznie ciekawy.
         Dzisiaj jednak nie musiała sobie wynaleźć żadnego zajęcia na zabicie sobie czasu w trakcie zajęć. Siedziała zamyślona, patrząc się to na zapisaną tablicę, to na widok za okna. Dużą część jej myśli zajmowały wydarzenia z wczorajszego dnia, w tym sam Graham, a do jego osoby w jej myślach nie była przyzwyczajona i nieszczególnie jej się to podobało. Nie zdziwiłaby się, jakby na jej zamyślonym wyrazie twarzy nie pojawiał sę co jakiś czas zniesmaczony grymas z tego powodu. Ale co się dziwić - był to ciekawy dzień. Wieczorem przeprowadziła bardzo długą rozmowę z rodzicami, o tym, że nie jest wcale fanką niespodzianek i powinni na przyszłość uprzedzić ją, zanim zrealizują swój plan pokroju “wykupienia” jej partnera do konkursu. Czuła zażenowanie za każdym razem, gdy sobie o tym przypominała, tym bardziej, że  chłopak nie był jej obcy. I nie mieli nigdy ze sobą przyjaznych stosunków. Kto by się jednak spodziewał, że w trakcie tej maskarady, chłopak otworzy się przed nią delikatnie, ale na tyle, żeby wzbudzić skonfliktowane myśli w głowie dziewczyny. Nawet miała okazję zobaczyć jego szczery uśmiech, kto by pomyślał. Była zadowolona z siebie, że miała okazję pokazać mu te wszystkie zdjęcia, ale to dało jej do zastanowienia jak bardzo…dysfunkcyjna jest relacja chłopaka ze stryjem. Niby nie można wyciągać pochopnych wniosków, ale… zobaczymy. Wczoraj, po jej marudzeniu na rodzinę, miała również okazję do porozmawiania ze swoją matką, w tym oczywiście schodząc na temat jej starego przyjaciela, ojca grahama, jak i jego brata. O tym drugim niestety nie miała za dużo jej do powiedzenia, mówiła, że nigdy nie złapali wspólnego języka, ale Aster widziała, że czuje do niego sympatię, jako że był bratem jej zmarłego przyjaciela i zajmuje się teraz jego synem. Propozycja partnerstwa Aster i Grahama musiała być też pretekstem, aby może załapać z nim jakiś kontakt. Jednak z tego, co miała okazję zauważyć z ich spotkania, mężczyzna nie był szczególnie skory do rozmowy na żadne inne tematy, które nie dotyczyły konkursu.
    - Cóż, myślałaś może kiedyś o tym, że jakbyś przestała być taką perfekcjonistką i zaakceptowała to, że niektórzy traktują muzykę jako hobby a nie pasję…To byś ułatwiła sobie i innym ludziom życie - Neha patrzyła na nią, krzyżując ramiona z dezaprobatą. Po lekcjach, jak zawsze spędzała trochę czasu ze swoimi przyjaciółmi. Tym razem nie podobało się jej, w jaki sposób zaczęła przebiegać ich rozmowa.
    - Wow, faktycznie nigdy o tym nie myślałam w ten sposób. I nigdy nie będę. Już zapominam, że to usłyszałam. Żegnam  - powiedziała odwracając się teatralnie, próbując obrócić rozmowę w żart. Szkoda, że Neha rzadko odpuszcza. Jednak coś powstrzymało ją przed kontynuowaniem tematu. Ktoś raczej. Aster aż była wdzięczna na widok Grahama.
     - Hej, jest i twój nowy partner. Jak sobie z nią radzisz? - zapytał Caleb, co skutkowało odebraniem lekkiego kuksańca w żebra od rudowłosej.
     - Oh, nasz Fred! Właśnie, masz psa może? - uśmiechnęła się szeroko Neha, kompletnie zapominając o wcześniejszej rozmowie.
     - Ciicho, przecież jeszcze nic nie wiadome. Do balu jeszcze trochę - włączyła się Aster, chcąc uciszyć kolejne pytania od energicznej dwójki.
      - Możemy iść do mnie. Większość rodzinki będzie poza domem lub zajęta swoimi sprawami, więc powinniśmy mieć spokój do ćwiczeń- odpowiedziała w końcu chłopakowi, zbierając swoje rzeczy i ignorując niedyskretne wymiany spojrzeń między Nehą i Calebem. Oczywiście, że opowiedziała im ich partnerstwie-niespodziance, chociaż pominęła elementy o albumie i ich rodzicach. Przyjaciele uważali sytuację za bardzo zabawną, i chociaż widać było ulgę w postawie Caleba, że udało jej się kogoś znaleźć na jego miejsce, to razem z Nehą wyrazili swoje zwątpienie, czy ten pomysł ma szansę na powodzenie. Nic dziwnego. Aster jednak nie opuszczała nadzieja.
         Pożegnała się z dwójką i ruszyła korytarzami szkoły z Grahamem do wyjścia.
    - Zanim dotrzemy do mojego domu, to musimy się zatrzymać w jednym miejscu. Dwóch w sumie. Nie potrwa to długo - powiedziała, gdy opuścili bramy szkoły. Uwiną się z tą sprawą szybko, w końcu jej też zależy na czasie. Jest to jednak sprawa nie do przesunięcia. Wstąpiła szybko do dobrze znanego jej sklepiku, gdzie kupiła kilka puszek kociej karmy, chowając je do plecaka, który teraz stał się dla niej zauważalnie cięższy. Nie przeszkadzało jej to szczególnie jednak, zdążyła się już przyzwyczaić.
         Byli już blisko domu rodziny Reyes, gdy skręciła w inną uliczkę, do niezbyt popularnego w okolicy parku, gdzie znowu obrała mniej uczęszczaną i zapomnianą drogę. Zatrzymała się przy ogromnym drzewie, obok którego znajdowało się kilka kartonowych i drewnianych “domków” dla bezdomnych kotów, które udało jej się tutaj przenieść. Starała się nigdy nie spóźniać, bo wiedziała, że koty były bardzo punktualne, tym bardziej co do jej wizyt z jedzeniem.
    - Zawsze staram się tu przychodzić o tej porze, żeby przynajmniej większość z nich była obecna, więc wybacz. Nie są agresywne, ale jak chcesz to możesz poczekać na mnie gdzieś indziej. Tylko je nakarmię, posprzątam śmieci, sprawdzę, czy wszystko z nimi dobrze i możemy wracać - zapewniła otwierając plecak i wyjmując puszki. Ledwo zaczęła je otwierać, a już zgromadziło się obok niej kilka miauczących kotów. Nawet niewielkiej ilości z nich okoliczne schronisko, już i tak przepełnione, nie dało rady do siebie przyjąć. Szukała im domów na własną rękę z różnym skutkiem, ale i tak nie mogła za wiele zrobić. Dobrze chociaż, że kociarnia trzyma się ze sobą i dzięki temu nieźle sobie radzą.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:05 pm}

Devil's Trill Sonata 95add49327437a8b25899d78605dc27f


            Uniósł lekko brew, próbując zdecydować czy przyjaciele Aster bardziej się z niego nabijają czy próbują prowadzić przyjacielską pogawędkę.
            – Mogło być gorzej. – odpowiedział Calebowi, decydując się na próbę interakcji. Beznamiętny brak chęci do życia wymalowany na jego twarzy mógł psuć nieco efekt – Graham. – poprawił dziewczynę, myśląc, że pomyliła jego imię. Nawet, jeśli Graham i Fred nawet nie brzmią podobnie – I nie, nie mam psa. – co to w ogóle za pytanie tak z dupy? Kto zaczyna rozmowę z praktycznie obcym typem od pytania czy ma psa? Co z tymi ludźmi jest nie tak? Nie mogliby po prostu się z nim przywitać, a potem zignorować jego obecność, jak koleżanki Mackenzie na wszelkich okazjach, kiedy ich szkoły się spotykały?
            O, spokój do ćwiczeń. Raczej brak świadków, jeśli Graham nie wytrzyma z jej tekstami i ją zabije. Ale faktycznie, jej wersja brzmi krócej i ładniej. I mniej podejrzanie.
            Nim wyszli ze szkoły, zahaczyli o szafkę Lydona, żeby mógł wziąć z niej skrzypce i opuścili budynek. Akademia muzyczna, w której uczyli się Graham i Aster sąsiadowała ze szkołą o profilu sportowym, zwanym Sportowym instytutem Foxa w skrócie SIF, prześmiewczo Syf. W Syfie uczyli się kuzyn i kuzynka Grahama, więc można powiedzieć, że praktycznie chodzili do tej samej szkoły. Ze względu na ograniczoną liczbę uczniów w obu placówkach, część zajęć, pokroju języki obce, mieli wspólnie. Mackenzie z radością z tego korzystała, wiecznie spisując prace domowe od blondyna z francuskiego, bo samej to jej się nie chciało. Graham za to korzystał z jej protekcji na zajęciach wychowania fizycznego, bo nikt nie chciał przypadkiem uszkodzić kuzyna typiary, która w ramach zemsty posiatkuje cię na kawałeczki i da psu sąsiadów na pożarcie. Dlatego też teraz, kiedy chłopak w towarzystwie Aster przechodził przez połączony dziedziniec obu placówek, pomachał Mackenzie, która razem z koleżankami zmierzała właśnie w tylko sobie znanym kierunku. Zarówno sama panna Lydon, jak i kilka jej koleżanek, odmachało mu, a potem zaczęły między sobą o czymś chichotać.
            Baby.
            Reyes zaciągnęła go do parku. Do takiego, do którego nikt nie chodzi. O boże, chce go wyprzedzić. Chce go zabić. Czy to pora uciekać? Nim Graham podjął decyzję czy walczyć czy wiać, okazało się, że idą tylko nakarmić bezdomne koty. Jednak będzie żył. Teraz nie wiedział czy się cieszyć, czy płakać, że los go jednak dzisiaj oszczędzi.
            Skinął krótko dziewczynie głową, mrucząc ciche „w porządku”. Usłyszał dźwięk przychodzącego powiadomienia z messengera, więc wyciągnął z kieszeni swojego sfatygowanego iPhone’a ze zbitą szybką ochronną, którą idzie do galerii wymienić już chyba trzeci miesiąc i jakoś nie może się zebrać. Mackenzie wysłała mu sweet focie z kumpelami, jak piją bubble tea i dopisała „elo, frajerze”. Cyknął szybko zdjęcie kotom, które wcinały mokrą karmę od Aster i wysłał je kuzynce z dopiskiem „mam darmowy obiad. Lol xDDDD”. Oczywiście na jego twarzy malowało się zero emocji, które idealnie odpowiadało ilości litery ‘D’ w ‘xd’.
            W sumie to też był trochę głodny. Ale może znowu poczęstują go ciastem, to jakoś dotrwa do kolacji. Kiedy dziewczyna skończyła oględziny małego, kociego osiedla i jej mieszkańców, w końcu poszli do jej domu. Przez cały czas wibrował mu telefon przy dupie, najpewniej za sprawką Mackenzie, która miała masę pytań dotyczących kotów ze zdjęcia.
            – Skorzystam z toalety, w porządku? – zwrócił się do dziewczyny, gdy byli na miejscu. Uprzednio zostawił plecak i skrzypce w salonie, w którym ćwiczyli poprzedniego dnia, a następnie zamknął się we wskazanej mu łazience.
            Odkręcił kran i obmył twarz zimną wodą, żeby pobudzić otępiałe zmysły. Potrzebuje ich wszystkich, jeśli chce się skupić i dobrze zagrać. Wyprostował się, przeglądając w lusterku i poprawił włosy, które tego dnia niesfornie nie chciały dobrze leżeć. Lubił, kiedy jego włosy schludnie wyglądały. To nic wielkiego.
            Wrócił do Aster, rozwiązując krawat od swojego mundurka i przez chwilę patrzył na regał z albumami, jakby walcząc ze sobą, żeby spytać, czy mogliby dzisiaj znowu je przejrzeć. Przemógł się i odwrócił wzrok.
            – Możemy grać. – skinął jej głową.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:06 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Łatwo było zauważyć, że Graham ponownie wrócił do swojej flegmatycznej, zamkniętej postawy, czego teoretycznie można było się spodziewać. Mimo to złapała się na lekkim poczuciu zawiedzenia. Nie chciała drążyć sama z siebie tematu ich rodziców, zresztą chłopak miał dać znać, kiedy będzie gotowy na rozmowę z jej matką.
         Skończyli swoją pierwszą rundę grania, na co Aster zaczęła rozciągać mięśnie ramion. Ten dzień w szkole naprawdę ją wykończył, jakby nie próba, to by poszła się zdrzemnąć. Dobrze chociaż, że utwór jest dla niej w miarę energizujący.
    - Słyszałam, że do konkursu zgłosili się także Alice Dewey i Evan Richardson. Znasz ich? Niesamowicie grają, może być trudno ich przebić, tym bardziej, że oni zawsze wybierają najtrudniejsze do zagrania utwory… Zastanawiałam się czy dodać do utworu kawałek swojej “interpretacji”, różniącej się od oryginału, żeby się wyróżnić, ale Caleb znowu był zdania, że to równie dobrze może oznaczać automatyczną przegraną, więc nic nie planowałam. Co o tym myślisz? Zbyt ryzykowne? - zaczęła temat, mając nadzieję, że nie spotka się z całkowitą obojętnością. Alice i Evan na pewno zdobędą miejsce na podium, jednak jest jeszcze szansa, aby nie skończyć pod nimi. Co prawda, jeśli uda im się zdobyć na podium, to przegrana z tą parą nie zrobi Aster dużej różnicy, ale byłby to duży bonus. Trochę rywalizacji nigdy nikomu nie zaszkodziło.
    - Dzieciaki! Chodźcie szybko, przygotowałam wam coś do jedzenia! O losie, Asti, to, że ty jesz o jakichś nawiedzonych godzinach, to nie znaczy, że możesz zapomnieć o swoim gościu! - z jadalni dobiegł ich głos matki Aster, która zaraz wyszła do nich, ubrana w swój ulubiony różowy fartuszek, który trochę psuł efekt, jaki miało dać jej spojrzenie z dezaprobatą na córkę z dłońmi opartymi na biodrach.
    - Agh, raz mnie złapałaś jak robię sobie wieczorem tosty–-
    - Trzecia w nocy to wieczór w twoim świecie?
    - ….Eh, odzwyczaiłam się zresztą od bycia gospodynią. Caleb i Neha jak przychodzą to czują się jak u siebie w domu, wyżerając lodówkę na przykład. A właśnie, od kiedy ty sama z siebie bierzesz się za gotowanie? Myślałam, że skończyłaś z tym na dobre, jak musieliśmy wzywać straż–
    - Ah, stare dzieje! Może i twój ojciec to kucharz, ale też coś potrafię! Zresztą on siedzi teraz w pracy, a babcia wyszła z koleżankami, więc…Graham, mam nadzieję, że lubisz zapiekankę makaronową? Twój ojciec je uwielbiał, więc pomyślałam, że może to dziedziczne. Chociaż jak się nad tym zastanowić, to nie był jej fanem w moim wykonaniu... Raz chyba zrobiłam ją na pikantnie i jak dałam mu do posmakowania na jednej z prób to sobie spalił usta. Takiego czerwonego to widziałam go później tylko przy twojej matce. W sekundę wydoił całą butelkę wody - zaśmiała się, widocznie przypominając sobie sytuację - ...Ale nie martwcie się, już robię łagodne.
    - Dobra, dzięki mamo, nie musiałaś się fatygować - uśmiechnęła się rozbawiona, prowadząc chłopaka do stołu i siadając przed talerzem zapiekanki. Nałożyła sobie kawałek widząc, że już część z niej została zjedzona. Banda rodzeństwa musiała już zjeść swoją porcję. Mama pewnie czekała na zawołanie Aster i Grahama, aż skończą swoją próbę.
    - Jak tam? Wszystko okej? -  zwróciła się tu do chłopaka siedzącego nad swoją zapiekanką. Z jego zerowej ekspresji trudno cokolwiek wyczytać, więc stwierdziła, że wygodniej będzie go po prostu pytać i liczyć, że pozwoli sobie na trochę szczerości.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:07 pm}

Devil's Trill Sonata 95add49327437a8b25899d78605dc27f


            Westchnął cierpiętniczo, doskonale wiedząc o kim mówi Aster. Wpadał na Alice i Evana  na różnych konkursach, zarówno duetach i w solowych występach. W tym drugim przypadku oczywiście tylko z jednym z nich. Zagryzł zęby, rozważając jej propozycję.
            – Cóż... – zaczął, trącając smyczkiem nuty – Zastanówmy się, jak zostanie to odebrane. – przekrzywił głowę, analizując różne możliwości – Pozytywny scenariusz – nasza „interpretacja” spodoba się jury. Negatywny – uznają nas za dwójkę durni, którzy porwali się na Diabelską Sonatę i do ostatniej chwili liczyli, że opanują ten utwór, a później było za późno, żeby się wycofać i próbują wyjść z tego z twarzą. – zrobił pauzę i obrócił twarz w stronę dziewczyny. Przez chwilę patrzył na nią bez słowa, a następnie znów odwrócił wzrok – Można spróbować, ale musimy podejść do tego rozważnie. – zawyrokował w końcu.
            Warto sprawdzić też kto w owym jury zasiada. Jeśli znajdzie się w nich ktoś pokroju Matteo Ferii, pięćdziesięciosiedmioletniego wirtuoza instrumentów smyczkowych, z którym Graham miał wątpliwą przyjemność spotkać się w zeszłym roku na zawodach… Lepiej od razu zrezygnować z pomysłu z dodaniem czegoś od siebie. O ile sam Ferii nie miał Lydonowi zbyt wiele do powiedzenia na temat jego gry, ani pozytywnego, ani negatywnego, tak słynna stała się już sytuacja, kiedy doprowadził do łez dziewczynę, która próbowała trochę zaimprowizować w swoim występie.
            Chociaż faktem było, że ta improwizacja była gówniana.
            Z pewną dozą zaintrygowania przysłuchiwał się toczącej rozmowie, zerkając to na córkę, to na matkę. Wyglądał na nieco zaskoczonego, kiedy nagle uwaga została zwrócona na niego. A szczególnie, słysząc wspomnienie o jego rodzicach.
            – Ja–- Tak, lubię. Dziękuję. – skinął głową, odkładając skrzypce, które wciąż nieświadomie trzymał w dłoni. Podążył za Aster do jadalni i zasiadł przy wolnym nakryciu. Nałożył sobie porcję zapiekanki i zaczął wolno jeść.
            Uniósł nieznacznie głowę, zerkając na Aster, kiedy usłyszał jej pytanie. Sztywno skinął głową na znak, że wszystko jest w porządku. Nie bardzo wiedział, co miałoby być nie tak. Do pomieszczenia weszła ponownie pani Reyes, niosąc dwie szklanki wody dla córki i ich gościa.
            Kobieta spytała czy nie potrzeba im czegoś jeszcze.
            – Właściwie, pani Reyes, mam pytanie. – odezwał się, zadziwiając samego siebie. Przez chwilę pożałował, że się odezwał. Nie powinien tego ruszać tak bez zastanowienia. Przecież jeszcze wczoraj nawet nie wiedział, że ta kobieta znała jego rodziców, a teraz chce z nią o tym rozmawiać? Przełknął ślinę, zbierając w sobie odwagę, żeby kontynuować – Aster powiedziała mi wczoraj, że znała się pani z moim tatą... – wbił wzrok w swój talerz, zaciskając nerwowo palce na sztućcach – Niespecjalnie go pamiętam. Właściwie, dużo pracował po śmierci mamy, nawet wtedy, kiedy już chorował. Nie miałem czasu go poznać, jednak... – zawahał się, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, o co mu chodzi – Chciałbym… Czegoś się o nim dowiedzieć. Nie był chyba w  najlepszych stosunkach ze stryjem, więc on niewiele ma do powiedzenia na jego temat. I pomyślałem... – wzruszył ramieniem – Skoro się pani z nim przyjaźniła, może mogłaby pani mi coś o nim powiedzieć? Cokolwiek? Nawet to, jak się poznaliście?
1992, John Lydon
            Poranki w domu Lydonów absolutnie nie należały do spokojnych. Gwar, krzyki, przepychanki o to, kto pierwszy skorzysta z toalety, potem śniadanie zjedzone w biegu i można wychodzić.
            – Do później! – zawołał Jeff, pomachał na pożegnanie i pognał przez szkolne podwórko, żeby dołączyć do swoich przyjaciół.
            John kucnął, żeby znaleźć się wzrokiem na poziomie najmłodszego brata.
            – Bobby, pamiętaj, że masz poczekać na Martina, okej? – poczochrał mu lekko włosy. Zwykle to on lub Jeff zajmowali się odbieraniem chłopca ze szkoły, jednak ten drugi miał mieć tego dnia po lekcjach trening baseballa, a John… Cóż, John musiał ponieść konsekwencje swojej głupoty. Dosłownie.
            – Aha… – mruknął niepocieszony siedmiolatek. Nie dało się ukryć, że tytuł ulubionego brata na pewno nie należy do Martina. Starszy uśmiechnął się i pchnął go w kierunku szkoły, żegnając się i ruszył truchtem w swoją stronę.
            John nie należał do głupich dzieciaków. Po prostu nie radził sobie z matematyką, a poza tym, pani Dinkley się na niego uwzięła! Niestety, wychowawca poinformował go, że jeśli nie podciągnie się z jej przedmiotu przynajmniej na trójkę, usuną go z kółka muzycznego, a na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić.
            Wpadł do swojego liceum dosłownie na kilka minut przed dzwonkiem, a pod odpowiednią klasę trafił na styk. Opadł na krzesło obok swojego najlepszego przyjaciela.
            – Dzieci odprowadzone do szkoły? – zagadnął cicho Drew, uśmiechając się do niego zaczepnie.
            Wśród ich kolegów z klasy, a właściwie nie tylko z ich klasy, krążyły różne plotki na temat ich dwójki, ale żadnej nie dementowali. To było zabawne, obserwować, jak ludzie schodzą im z drogi, uważając, że mają kontakty z mafią lub, co zabawniejsze, sami jedną kierują! Niektórych uczniów naprawdę ponosiła wyobraźnia. Niestety, gdyby wydało się, że Jonathan w rzeczywistości jest kurą domową i nadopiekuńczym starszym bratem, ich renoma poleciałaby na łeb na szyję.
            Rudzielec pokazał kumplowi język i zaśmiał się.
            – To dzisiaj zaczynasz te korki z matmy? – Drew był na tyle mądry, żeby nie groziło mu wyrzucenie z kółka i na tyle głupi, żeby nie potrafić przekazać swoich mądrości przyjacielowi.
            – Taaa… Dzisiaj po lekcjach spotykam się w bibliotece z Grace Lowery... – mruknął i przebiegł spojrzeniem po sali lekcyjnej, szukając wspomnianej dziewczyny.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:08 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Aster wróciła myślami do wypowiedzi Grahama na temat własnej interpretacji. Miał dużo racji, trzeba być rozważnym i nie dać się ponieść. Wyjechanie grubo poza schemat utworu mija się z celem, bo by zostali spaleni na stosie. Ale odrobinę…taka niespodzianka…huh, no zobaczymy. Myśl o odbiorze trochę ją stresowała, ale kto by chciał rozegrać to bezpiecznie.
         Jej dłoń trzymająca szklankę z wodą zawisła na chwilę w powietrzu, jakby to miało jej pomóc w ponownym usłyszeniu pytania chłopaka. Nie spodziewała się, że tak szybko będzie chciał podjąć z własnej woli ten temat, ale jeśli jest gotowy to dobrze. Matka się pewnie w duszy cieszy, chociaż teraz zdezorientowane oczy kobiety z Grahama przerzuciły się na chwilę na Aster, na co dziewczyna się tylko uśmiechnęła zachęcająco, też zresztą ciekawa historii z dzieciństwa matki. Może dowie się czegoś nowego o niej. Wydaje jej się, że mimo to, że dzieliła się z nią wieloma rzeczami, to pomijała również sporo aspektów z jej życia. Kobieta milczała przez chwilę, zbierając pewnie myśli. Pozbyła się cienia smutku, który widniał przez chwilę na jej twarzy po wspomnieniu o śmierci matki Grahama i chorobie Johna, uśmiechając się teraz ciepło i siadając do stołu.
         - Oh, kochany, nie wiedziałam, że… - urwała na chwilę, ostatecznie nie dokańczając myśli -  Jak będziesz miał ochotę to opowiem ci wszystko co pamiętam, ale podejrzewam, że bym musiała mówić godzinami! Ale tak, to może zacznę od początku.

G R A C E  L O W E R Y
1992

         Z domu wyszła wcześnie, jak zawsze zresztą. Poranną rutynę codziennie robiła wręcz na palcach, żeby nie zbudzić matki, która pewnie z dwie godziny temu wróciła z pracy. O obudzenie Larry’ego nie musiała się martwić, chociaż denerwowało ją, że pierdziel zrobił sobie nawyk zasypiania na fotelu z pół wypitym piwem w dłoni (nigdy nie rozlał, o dziwo, może jego jedyny talent) i resztkami jedzenia na stole. Grace przyzwyczaiła się, że w całym domu unosi się odór alkoholu i dymu papierosowego, nawet jeśli wietrzy kiedy tylko może. Zawsze dokłada wszelkich starań, aby jej szkolne ubrania nie przesiąkły dymem, chociaż zdarzyło się kilka razy, kiedy jakiś nauczyciel mijając ją na korytarzu oskarżył ją o palenie na przerwie.
         Nie lubiła nigdy autobusów, więc do szkoły chodziła pieszo. Przed wejściem do parku, który mija po drodze, zawsze czeka na nią Phil, rok młodszy chłopak, z którym przyjaźni się w sumie od dzieciństwa. Jego rodzina sąsiaduje ze starą przyjaciółką jej matki, a że spędzała u niej dużo czasu, to byli kolegami z podwórka. Później już odmówił dania jej spokoju. Nieszczególnie jej to przeszkadza, po kryjomu lubi słuchać jego gadaniny. Czasem nawet zaprasza ją do siebie, gdy uda mu się kupić jakąś nową grę do kolekcji lub nauczy się jakiegoś “ekstrawaganckiego” przepisu z programu kulinarnego. Ma miłą rodzinę, jego matkę zawsze widuje w ogrodzie. Dostała od niej nawet kilka kwiatów w doniczkach do opieki.
         Lekcje mijały jej szybko, chociaż na niektórych czuła się odrobinę znudzona. Była trochę do przodu z materiałem, bo jak kończą jej się inne zajęcia to przerabia sobie materiał z podręczników do przodu. Może powinna z tym skończyć. Zapełniania sobie jednak czas schludnym zapisywaniu notatek w swoich zeszytach. Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek większość uczniów ruszyła się do biegu. Oby ten chłopak, któremu miała dawać korki nie był wśród nich. Nie było to dla niej nic nowego. Wychowawca z uwagi na to, że Grace jest “przykładną, grzeczną dziewczynką”, jak to ujmuje, lubi od czasu do czasu przydzielać jej gorzej radzących sobie w szkole uczniów, jakby posiadała w sobie jakąś moc “natychmiastowej resocjalizacji”, czy coś innego. Nie walczyła z tym, oczywiście. Była nauczona, że dorosłym należy przytakiwać. Zresztą dzięki temu pan Turner przymyka oko, gdy zdarzy się jej nieobecność w szkole. A czasem jednak nie ma wyjścia, by zostać w domu.
    - Grace? Słyszałam, że będziesz uczyła Lydona? - zagadała ją Lucy, która podeszła razem z Barb i Emmą, gdy pakowała książki do swojego tornistra.
    - Tak, idę właśnie do biblioteki
    -  Ale nie boisz się? Podobno on i Drew pobili jakiegoś chłopaka, bo dał im złe notatki…A co będzie z tobą jeśli źle go nauczysz?  - kontynuowała dziewczyna, obniżając trochę głos. Grace była świadoma plotek, bo kto by nie był, ale nie zastanawiała się nigdy, czy mają w sobie coś z prawdy. Jak się ich obserwuje z boku to nie widać było, żeby zajmowali role stereotypowych delikwentów. A trudno jej uwierzyć, żeby chłopak, który chodzi z nią do kółka muzycznego po szkole spędzał czas wśród mafii. Ale kto tam wie.
    - Ja słyszałam, że Jacob z klasy wyżej niechcący ustał jednemu na stopę…i już nigdy nie przyszedł do szkoły… - włączyła się Barb, ze swoimi dramatycznymi przerwami.
    -  A on się nie przeprowadził po prostu?
    -  Otóż to. Myślisz, że przez kogo musiał się przeprowadzać…?
    -   Yhy, trzęsę się ze strachu. Szykujcie mowy na mój pogrzeb. Jeśli zaginę to powiedzcie dziennikarzom, że ratowałam koty z drzew.
    - Teraz sobie żartujesz, ale nigdy nie wiadomo. Lepiej bądź ostrożna.
    - Dobrze, dzięki za troskę. Idę, bo pomyśli, że go wystawiłam, a wtedy moje nagłe zaginięcie będzie waszą winą - powiedziała na odchodne, żegnając się z dziewczynami. Ostrożna to oczywiście, że będzie. Ale w sumie jest ciekawa tej historii. Może później po prostu zapyta chłopaka prosto z mostu, czy należą do jakiegoś gangu czy nie. I czy jeśli tak, to czy dobrze im płacą.
    - Hej - przywitała Johna i Drew’a, spotykając ich na korytarzu. Okej, to chociaż on jej nie wystawił. Już jest przyjemniejszy niż poprzednik - Jestem już gotowa, możemy iść - powiedziała, i gdy John był również gotowy, zaprowadziła ich do jej ulubionego miejsca do siedzenia w bibliotece. Okno z ładnym widokiem, cisza i spokój. Z daleka od pani Clark, która bywa bardzo głośna jak na bibliotekarkę, gdy coś ją zirytuje.
    - To od czego chcesz zacząć? Umówiłeś się już na jakąś poprawę sprawdzianu z panią Dinkley?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:09 pm}

Devil's Trill Sonata Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

            Po lekcjach wyszli na korytarz, żeby poczekać na tę biedną dziewoję, która miała dawać Johnowi korki. W tłumie uczniów rudzielec wypatrzył swojego młodszego o rok brata. Złapał go za nadgarstek, zatrzymując.
            — Hej, dupku, pamiętaj o Bobby’m, jasne? — posłał mu surowe spojrzenie, dobrze wiedząc, że Martin mógłby próbować się wykręcić od obowiązków pod pretekstem zapomnienia.
            Szatyn wyrwał mu się, rozglądając nerwowo na boki. Szesnastolatek nieszczególnie cieszył się z renomy, jaką posiadał John.
            — Pamiętam! — syknął, odsuwając się — Prosiłem, żebyś w szkole udawał, że się nie znamy!
            — Macie tę samą, brzydką mordę. Może być ciężko z tym udawaniem, że się nie znacie. — wtrącił się Drew, posyłając Martinowi krzywy uśmiech.
            Młodszy z braci prychnął wściekle i odmaszerował, powiewając na wietrze swoją poszarpaną koszulą w kratę. Jak na naczelnego, wiernego fana Nirvany przystało, nosił się bardzo podobnie jak ich wokalista. Johnny pokręcił głową.
            — Na pewno go nie odbierze. — burknął sfrustrowany. Właśnie ten moment wybrała sobie Grace Lowery, żeby do nich podejść. Chłopcy wyprostowali się jak struny w gitarze, niezadowoleni, że mogła usłyszeć ich rozmowę — Siema. — kiwnął jej sztywno głową.
            — Uszanowanie. — dodał. Zerknął jeszcze raz na kumpla — Eee… Odebrać… Bobby’ego? Jakby Martin nawalił?
            Johnny pokiwał pospiesznie głową.
            — E, tak. Byłoby cudownie. Jeśli będzie musiał czekać za długo, może zrobić się kiepsko. — usilnie starali się mówić jak najbardziej na około, żeby Grace nie skojarzyła, że chodzi o młodszego brata jednego z nich. Wyszło albo kiepsko, albo bardzo podejrzanie. Albo jedno i drugie.
            — Powodzenia, Lowery! — zawołał na odchodne Anderson.
            Lydon pożegnał się z przyjacielem i udał z Lowery do biblioteki. Zajęli jeden ze stolików, który wybrała dziewczyna i chłopak wyciągnął swój podręcznik oraz zeszyt. Książka nie była w najlepszym stanie, patrząc na fakt, że telepie się w plecaku Lydona już drugi rok. Pamiętał złość ojca, gdy dowiedział się, że będzie powtarzał klasę. Bardziej zdenerwowało go to, że będzie musiał kupić drugi komplet książek dla Martina, niż fakt, że John ma kłopoty w szkole. Wszystkie podręczniki przechodziły z Johna na Martina, coby choć trochę zaoszczędzić pieniędzy, a tu John zrobił mu taki numer!
            — Więc, za tydzień w piątek mam poprawkę z tego działu. — mruknął, otwierając podręcznik na pierwszej stronie działu o geometrii. Podsunął książkę bliżej dziewczyny i podrapał się po głowie — Sorry, że musisz tracić na mnie czas. Wystarczy, że podciągnę się na trzy z plusem. To takie minimum, żeby nie wywalili mnie z kółka muzycznego za słabe oceny. — wyjaśnił, bawiąc się długopisem i kręcąc nim między palcami.
            Nie trzeba było mówić, że kiedy dziewczyna tłumaczyła mu zadania, on słuchał jej z miną jasno mówiącą, że słyszy co do niego mówi, ale nie idzie mu najlepiej rozumienie poszczególnych słów. Jakaś delta, srelta, sinusy, cosinusy… Kto to widział?!
            — Uch... — wydał w końcu z siebie udręczony jęk — Wiesz co? Nie… Zostawmy to… Za głupi jestem. — przejechał dłonią po twarzy — Szkoda twojego czasu i nerwów.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:11 pm}

G R A C E  L O W E R Y
1992

         Cierpliwie czekała, aż John skończy przygotowywać swoje rzeczy na biurku, w tym samym czasie wracając myślami do jej wcześniejszej interakcji na korytarzu z chłopakiem i jego przyjacielem. Może to sprawka tego wcześniejszego nagabywania Lucy i jej małej ekipy zaufanych plotkar, ale ich rozmowa była…podejrzana. Jeszcze jakoś dziwnie unikali używania w jej obecności jasnych wyrażeń, a Drew to w ogóle miał problem z sklejeniem logicznego zdania, przy czym mogłaby powiedzieć, że strużka potu mu leciała z czoła od tego myślenia. Bała się, że kory mózgowe mu się przegrzeją. Zaczęła być ciekawa o jedną rzecz - kim jest ten Bobby? Czemu ma być kiepsko, jakby ten Martin nawalił? Ciekawe. Na życzenie jej przez Drew powodzenia mogła się tylko uśmiechnąć nerwowo. Skoro już weszła z nie swojej woli w te towarzystwo, to będzie musiała się dowiedzieć, jak bardzo te plotki są wiarygodne. Za młoda jest żeby umierać. Albo zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Matce by się nie chciało nawet dobrego plakatu zawieszać, a o jej podobiźnie na kartonie mleka nie ma co nawet sobie pomarzyć. Kilka osób może by położyło świeczkę lub kwiatka przy jej szafce w szkole..? Może by nawet zapłakało kilka osób? Ah, teraz trochę wyjeżdża za daleko z myślami.
         Grace przejrzała dokładnie rozdział, z którego Johnny będzie miał poprawkę, przypominając sobie przy okazji poszczególne rzeczy. Niedawno go omawiali, więc z tym będzie łatwo. Lubiła geometrię, nawet jeśli ciągłe rysowanie figur geometrycznych bywało trochę irytujące po jakimś czasie. Bo ile razy w ciągu godziny można udawać, że rysowanie tego samego trójkąta, tylko do innego zadania, jest przyjemne. Dodatkowo na matematyce często jest proszona do tablicy, a bardzo nie lubi brudzić swoich dłoni i ubrań w kredzie.
    - Bardzo nie fair. Kółko i tak się słabo trzyma, a jeszcze chcą nam odebrać członków!  Większość osób w naszych sportowych kołach ma przecież same dwóje...Aj, faworyzacja - powiedziała, nagle zirytowana na wychowawcę. Pomijając już tę niesprawiedliwość pomiędzy traktowaniu poszczególnych kółek zainteresowań w szkole to  rozumiała doskonale, że to ma być dobra motywacja do poprawy ocen, niegłupi pomysł, ale zaczęła się zastanawiać, czy tym razem nie dobrał Grace do pomocy w nauce specjalnie. Wie, że skoro dziewczyna również należy do tego zaniedbanego przez szkołę koła, do którego należy osób tyle co kot napłakał, to też będzie jej może zależało na tej sprawie. Bezczelstwo.
         Wyciągnęła swoją kartkę i ołówek i przeszła do tłumaczenia chłopakowi zadań z działu, aż nie usłyszała jego ciermiętniczego jęku.
    - Ej, nie czas jeszcze na poddawanie się. Włóż w to trochę serca - zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona - Jeszcze nie wiemy czy jesteś głupi! Może to ja ci tłumaczę w zły sposób? Wybacz, zmienię trochę taktykę - złagodniała znowu, kładąc na bok dotychczasowe zapisane kartki i wyjmując nowe. Dobrze, że trochę “pożyczyła” ich swego czasu z pokoju nauczycielskiego i sekretariatu. Za bardzo jej ufają z kluczami, na prawdę. Wzięła też kilka dodatkowych rzeczy, ale to już nieważne. Nikt nie zauważył.
    - Tydzień to sporo czasu. Zaczniemy powoli od podstaw, a jak się wdrożysz to też praca nam będzie szła szybciej. W tym dziale głównie chodzi o dobrą pamięć, jak mam być szczera, więc musiałbyś jeszcze sobie powtarzać poszczególne rzeczy w wolnym czasie. Wypiszę później to, co jest ważne - postanowiła przysuwając do niego pustą kartkę, na której zaczęła rysować figury geometryczne. Zaczęła wyjaśniać podstawowe pojęcia geometrycznie, po czym jak to już było zrozumiałe, przeszła do kolejnego punktu i zorganizowała kilka łatwych zadań, przechodząc później do tych, które podejrzewała, że mogą być istotne na egzaminie. Następnie, gdy chłopak kończył główkowanie nad postawionym przez nią zadaniem, poświęciła kolejną chwilę na przerwę w nauce. Zaschło jej już trochę w gardle od gadania.
    - Dzięki, tak w ogóle…Nie musisz się mną przejmować, nie przeszkadza mi takie spędzanie mojego czasu. Też oczywiście nie będę cię zmuszać, żeby chodzić do mnie na korki, twój wybór w końcu. Pewnie dużo masz spraw na głowie…? Jakaś praca? - swoje pytania zadała niby dyskretnie, bo doszła do wniosku, że zapytanie, czy jest w mafii tak prosto z mostu na tym etapie ich znajomości może nie skończyć się dla niej dobrze. I tak by skłamał przecież. A może by dodatkowo chciał się pozbyć wścibskiej dziewczyny? Nie wiadomo. A tak to może podzieli się czymś ciekawym.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:12 pm}

Devil's Trill Sonata Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

           
         Podparł brodę na dłoni, krzywiąc się.
         – Myślę, że to może być kwestia tego, że jestem na czarnej liście praktycznie każdego nauczyciela w tym wariatkowie… – westchnął z bólem i umęczeniem. Może gdyby nie był skrajnym debilem i spróbował ciut mocniej przyłożyć się do nauki, to nie byłoby takiego problemu. Niestety, John nawet jakby chciał, nie potrafił się wystarczająco mocno skupić się na czymkolwiek przez dłuższy moment. Nie mówiąc o tym, że mało kiedy miał ten dłuższy moment. Tu szkoła, tu kółko, tu opieka nad braćmi, tam praca dorywcza. I gdzie tu czas i miejsce na samodzielną naukę? Gdzie miejsce na odpoczynek i rozrywkę?
         To było miłe, że Grace założyła, że to może z nią jest problem, a nie z nim, ale on miał świadomość, że definitywnie to wina jego i jego braku talentu do przedmiotów ścisłych. Był typowym tumanem. Humanem.
         Spróbował wysilić szare komórki i skupić się na tłumaczeniach dziewczyny, ale zupełnie nic nie kumał. Jak grochem o ścianę! Kiedy dała mu zadania do rozwiązania, to te łatwiejsze jako tako sam dał radę je zrobić, ewentualnie zerkając na nią co jakiś czas, żeby upewnić się, że dobrze je robi. Przy tych trudniejszych natrafił już na mur, którego on swoim pustym łbem rozwalić nie potrafił.
         Ułożył wymęczoną głowę na blacie stołu, pozwalając jej trochę odpocząć po tym główkowaniu. Spojrzał nieco zaskoczony na Grace, słysząc jej słowa.
         Zaśmiał się krótko.
         – Rany… Jesteś szalona, wiesz? – podniósł się i oparł ponownie brodę na dłoni, szczerząc się szeroko – Nie poddam się tak łatwo! Skoro jesteś gotowa, spędzać tak ze mną większość popołudni przez następne kilka tygodni, to się postaram! – zapewnił ją entuzjastycznie.
         Pytanie o pracę nieco go zaskoczyło. Spojrzał na nią, zastanawiając się, czy faktycznie ją to interesowało. Nigdy za dużo ze sobą nie rozmawiali, nawet na kółku i nie sądził, że nagle zaczęła interesować się jego osobą. Gdyby chciała go bliżej poznać, mogłaby zrobić to dużo wcześniej. W końcu sama zauważyła, że na dodatkowych zajęciach muzycznych nie ma zbyt wielu ludzi. To powinno być sporym ułatwieniem do nawiązywania znajomości. Pewnie chciała zweryfikować plotki na temat niego i jego kumpla.
         Pochylił się ku niej z uśmieszkiem.
         – Taak. – przyznał, ściszając głos do szeptu – To i owo nie zrobi się samo, no nie? – nie kłamał przecież, no nie? Pranie samo się nie wstawi, lekcje Jeffa i Bobby’ego nie odrobią się, jeśli ich nie przypilnuje (w przypadku Jeffa) i nie pomoże (w przypadku Bobby’ego). Podobnie wiele innych obowiązków domowych, które aktualnie spoczywały na barkach Johna. Z Martinem podzielili się, że Marty po szkole siedzi przy mamie w szpitalu, a John zajmuje się domem. Ktoś by pomyślał, że Johnny dostał gorszą robotę. Może i tak. Ale zdecydowanie wolał użerać się z młodszymi braćmi, niż patrzeć całymi dniami na męczarnie mamy. Raz na kilka miesięcy trafia do szpitala na solidniejsze leczenie i wtedy ciężko się na nią patrzy. John nie lubił jej odwiedzać w weekendy, a co dopiero patrzeć na to każdego dnia! Trochę zazdrościł Martinowi, że on jest na to wystarczająco silny.
         A może zwyczajnie jest nieczułym psychopatą?
         Grace zadała mu kilka zadań do przećwiczenia w domu i pożegnali się. Johnny popędził od razu do siebie, przypominając sobie, że przecież nie dał Drew kluczy, a Bobby swojego zwykle nie nosił, bo zawsze chodził którymś z braci. Tak, jak się spodziewał – zastał swojego kumpla i młodszego brata, bawiących się na chodniku przed ich domem. Rysowali coś kawałkami kredy, które znaleźli gdzieś w pobliżu.
         Lydon podziękował przyjacielowi za przypilnowanie młodego i otworzył drzwi. Drew wybył do siebie, więc bracia zostali sami. Bobby siedział przy kuchennym stole, a John szykował obiad, co i raz pomagając bratu z pracą domową. Niedługo później wrócił Jeff z treningu. Martin i ojciec wrócili dopiero na kolację.
         Johnny siedział już w piżamie na swoim poddaszu, przerobionym na sypialnię, kiedy przypomniało mu się o zadaniach od Lowery. Z jednej strony już mu się nie chciało myśleć, ale chociaż spróbował je zrobić.
         Następnego ranka wszystko postanowiło się skomplikować.
         – Martin jest chory. – jęknął cicho, kładąc twarz na blacie ławki, przy której siedzieli z Drew – Po szkole muszę iść do mamy… Mógłbyś zgarnąć Bobby’ego i Jeffa ze szkoły i posiedzieć z nimi, aż nie wróci mój ojczulek? Proszę? – spojrzał błagalnie na przyjaciela.
         Drew podrapał się z zakłopotaniem po karku.
         – No… W porządku, ale… – jego wzrok powędrował do koleżanek Grace Lowery i znów wrócił nim do Johna – Co z korkami z Lowery? Nie byliście umówieni też na dzisiaj?
         Lydon skrzywił się i zaklął pod nosem. Jeszcze te cholerne korki. Zapomniał o nich!
         Zastanowił się, co zrobić. Nie chciał całkowicie zlewać dziewczyny i tematu korków. Mimo wszystko, chciałby poprawić oceny i nie wylecieć z kółka. Podniósł głowę, kiedy do klasy weszła Grace. Wstał i podszedł do dziewczyn, nie mówiąc nic do kumpla i ignorując obecność tych lasek, które go akurat niezbyt interesowały.
         – Hej, Lowery. – stanął za nią z beznamiętnym wyrazem twarzy – Coś mi wypadło po szkole… Moglibyśmy skrócić nasze dzisiejsze spotkanie tak z pół godziny? Potem… muszę gdzieś pójść… Do lekarza. – wyjaśnił bez przekonania.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:13 pm}

G R A C E  L O W E R Y
1992

         Siedziała jak zawsze wyprostowana, chociaż pozwoliła sobie oprzeć brodę na dłoni. Raczej nie ma się co martwić o wypominanie jej tegoż nietaktownego dla dziewczyny położenia łokci na stole. Mogła się w sumie domyślić, że chłopak nie jest szczególnie lubiany w oczach nauczycieli. W ich szkole liczą się albo pieniądze rodziców albo wysokie wyniki w nauce ucznia. Musisz mieć chociaż jedno z nich, żeby twoje szkolne życie było w miarę spokojne. Może nie wszyscy nauczyciele podzielają te same poglądy, ale dyrektor ma duży wpływ na ich podejście do uczniów, a jemu to zależy na osiągnięciu jakiegoś prestiżu. Chciałby jakoś zachęcić bogatsze rodziny, żeby zapisywały swoje pociechy do tej szkoły. Reszta jest mało ważna.
        - ...Aha…kilka tygodni - mruknęła cicho pod nosem. No tak, pewnie ma więcej poprawek przed sobą. Przez chwilę myślała, że trochę szybciej się uwolni od potencjalnego członka mafii. Chociaż jeśli chodzi o same spędzanie czasu, to jej nie przeszkadza. Jakby pominąć groźbę nad jej życiem, to dobrze mieć jakieś nowe zajęcie z dala od domu - Ta, uświadamiam sobie to z dnia na dzień coraz bardziej - może i oszalała.
        Na jego odpowiedź o “pracy” przytaknęła tylko, jakby wiedziała o co chodzi. Dowiadywanie się od niego czegoś ciekawego będzie jednak trudniejsze, niż mogła naiwnie zakładać. Nie żeby oczekiwała odpowiedzi na tacy, ale dajcie spokój. Z tą aluzją mogłaby zrobić wszystko. Trochę ją to z jednej strony zestresowało - domyślił się jej motywu zadania pytania? Niedobrze. Stąpa po zbyt kruchym lodzie, kto wie teraz, czy po wyjściu z biblioteki już nigdy nie zobaczy światła dziennego. Na dzisiaj wystarczy pytań. Musi się zastanowić co dalej. Naradzić się.
        Rozeszli się do swoich domów i na szczęście dotarła do siebie cała i zdrowa, chociaż mimo wszystko i tak przeciągała swoją drogę powrotną jak najbardziej mogła. Nawet porozmawiała sobie z jakąś staruszką o pogodzie i o jej wnukach. Umówiła się na herbatkę.
        Matki nie było w domu, pewnie niedawno wyszła do pracy. Tak ma nadzieję, przynajmniej, bo ostatnio też ją zapewniała, że dostała dużo godzin w barze, bo jest z niej taka super barmanka, a później niby znikąd pojawił się u nich w domu jej nowy ukochany.  
        Gdy weszła do środka przywitał ją nieprzyjemny widok grupki napitych facetów po czterdziestce, a wśród nich Larry, oczywiście, pan i władca, gospodarz tegoż pałacu. Darmozjad zaprosił sobie kolegów na popijawę w środku tygodnia. Fantastycznie. Grace na pewno się wyśpi, dzięki ich ścianom z papieru. I może sobie teraz pomarzyć o ugotowaniu sobie kolacji. Nie z tą gromadką za plecami. Jeszcze by któregoś ‘niechcący’ dźgnęła nożem kuchennym, gdyby do niej za blisko podszedł, a wtedy musiałaby się tłumaczyć władzom. Nie odezwała się ani słowem, i chociaż próbowała nie zwracać na siebie żadnej uwagi, to i tak postanowili nie zignorować jej obecności. Rzucono w jej stronę kilka bardzo niekomfortowych i obrzydliwych tekstów, a gdy odmówiła załatwienia im większej ilości alkoholu ze sklepu - bo jest szesnastolatką, co oni sobie wyobrażają, że dadzą jej tam kratę piwa z uśmiechem na ustach? - musiała schować się szybko w swoim pokoju i zakluczyć drzwi, bo się za bardzo tym obruszyli. Nie mogła zasnąć. Co jakiś czas słyszała walenie w drzwi albo szarpanie za klamkę. Później już nie wiedziała, czy sobie tego nie uroiła. Ale śmiechy łączone na przemian z jakąś zażartą kłótnią na pewno były prawdziwe. Była pewna, że słyszy dźwięk stłuczonej donicy. I do tego się nie myliła. Wychodząc z pokoju faktycznie spotkała na dywanie kwiatka już bez donicy, który również miał ciężką noc za sobą.

        - Ten Martin, o którym mówiłaś…nie przyszedł dziś do szkoły. Niby chory jest? Ale z tego, co słyszałaś, to wątpię, że się podniesie z tej “choroby” - mówiła Emma, łapiąc się dramatycznie za serce. Grace opowiedziała im wczorajszą interakcje z chłopakami, chcąc odwrócić uwagę dziewczyn od jej worów pod oczami. Już dały jej do zrozumienia, że wygląda okropnie, więc chciała zainteresować je czymś innym. I dobrze, dowiedziała się dzięki temu, że Martin zniknął. To cena za nawalenie w odbiorze Bobby’ego? Rany boskie, zero w nich litości.
- Miałyście chyba jednak trochę racji, wiecie. Ci dwaj byli dla mnie praktycznie nieistniejący przez tyle lat, to przegapiłam te wszystkie ewidentne dowody. Może to karma. Może w przeszłym życiu kopnęłam niechcący jakiegoś szczeniaczka? Nie wiem… Dół na mojego trupa pewnie już wykopany gdzieś w lesie…obok Martina w dodatku - położyła dłoń na policzku wzdychając.
- Aj, Grace! Przecież to jest doskonała okazja! - Lucy zaczęła ją targać za ramię podekscytowana.
- Będziesz naszą zwiadowczynią! - Barb krzyknęła jej do ucha.
- Przepraszam bardzo? - zapytała zdezorientowana, odsuwając się od dwóch dziewczyn.
- No nikt wcześniej nie miał okazji z nimi, czy tam chociaż z jednym z nich, tak blisko pobyć! A że ty dajesz korki Jonathanowi to możesz powyciągać z niego informacje!
- A tak, bo przecież życie mi takie niemiłe
- Pomożemy ci oczywiście! Jakoś?
- Taak, musimy się w końcu dowiedzieć! Wyobraź sobie jaka to będzie historia…Uczennice liceum demaskują członków mafii!
- Aah, to my ich demaskujemy? Że na policję? - to chyba nie jest odpowiednia chwila na to, żeby przyznać, że jakby chłopacy dobrze na tym zarabiali to wtedy… Ale w sumie nauczycieli nie przekupili nigdy, nie? Tak to nie chodziłby do niej na korki.
- …No tak, Grace. Na policję.  Co chciałaś innego zrobić?
- … Nic? Nic. Macie racje…chociaż czy to się opłaca w takim razie? Trochę ryzykowne… A mojego nazwiska policjanci w sumie nie lubią i w ogóle…nie uwierzą…ja nie jestem jakimś Batmanem, dziewczyny - machnęła ręka, tracąc zainteresowanie po swojej wcześniejszej rewelacji.
- Pewnie byśmy dostały jakąś nagrodę pienieżną! Mój ojciec mi kiedyś o tym mówił, on się koleguje z kilkoma policjantami. Pełno kasy!
- Oh? - mrugnęła kilka razy. Zastanawiała się przez kolejne dwie sekundy. - Ok. To działamy. Dam wam znać niedługo, co robić - powiedziała, na co dziewczyny zaczęły piszczeć z radości. Znowu się odsunęła, broniąc swoje biedne ramiona i uszy, zanim weszły do środka klasy. Dziewczyny zaczęły mówić coś między sobą, gdy sama zaczęła rozglądać się po klasie za swoim miejscem. Prawie podskoczyła, słysząc za sobą znajomy głos.
        - O, hej, haha - powiedziała nerwowo, próbując powstrzymać się od pouczenia go przy klasie, aby nie zachodził ją już nigdy tak od tyłu. Ignorowała też to, że dziewczyny bardzo niesubtelnie się w nich wgapiają - Jasne, nie ma problemu. Obowiązki to obowiązki… - zapewniła, a gdy poczuła na sobie więcej oczu ze strony klasy, poszła szybko usiąść na swoje miejsce. Nowe plotki pewnie i tak już zaczęły krążyć po szkole. Mogłaby spytać o nie dziewczyn, ale w sumie woli jeszcze żyć w nieświadomości.

        - Idźcie za Drew, ja zajmę się Lydonem - szepnęła po lekcjach do Lucy i ekipy, na co wszystkie pokazały jej kciuki w górę i zabrały się szybko do wyjścia. Ah, nie powinna im ufać, prawda? Wszystkie trzy na misji… Ale kto tam wie, może będą na tyle dyskretne w tym swoim śledzeniu, że Drew się nie domyśli. Nie znała go na tyle, żeby stwierdzić, na ile jest spostrzegawczy. Nie wie też, na ile jest Johnny. Będzie musiała być niezwykle ostrożna, ale cóż, czego się nie robi dla dobra społecznego, prawda? I potencjalnej nagrody pieniężnej. “Szpital”, yhym, jak dobrze pójdzie, to będzie bogata szybciej, niż myślała.
        W bibliotece znowu zaprowadziła ich do tej samej ławki, ignorując podejrzliwe spojrzenie pani bibliotekarki.
        - Dobra, to może najpierw przeanalizujmy te zadania, co ci zadałam i przejdziemy dalej - zaczęła, rozpakowując swoje przybory z tornistra i czekając na podanie jej przez chłopaka zapisanej przez niego kartki.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:15 pm}

Devil's Trill Sonata Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

           
         Uśmiechnął się przyjaźnie do Grace.
         – Dziękuję. – powiedział, po czym odwrócił się i wrócił na swoje miejsce. Od razu pochylił się do Drew, aby omówić, co i jak z jego młodszym rodzeństwem. Musiał dać mu swoje klucze i wyjaśnić jak zrobić im obiad. Drew był jedynakiem, który nigdy nie skalał sobie rąk gotowaniem, bo zawsze matka albo babcia robiły to za niego. Johnny poważnie bał się o to, czy nie otruje mu braci, ale musiał mu zaufać. Albo to, albo śmierć głodowa. Ostatecznie uzgodnili, że powinien poradzić sobie z przygotowaniem makaronu z serem i dla pewności Lydon zapisał mu przepis i przygotowanie na kartce.
         Na przerwie dał mu jeszcze pieniądze, żeby kupił z chłopakami makaron oraz oczywiście klucze, żeby mogli wejść, jeśli Jeff zapomniał kluczy.

         Po lekcjach udał się do biblioteki, aby spotkać się z Grace Lowery na te zakichane korki. Wyciągnął z plecaka, co musiał i podsunął jej nieco pomięte kartki z “zadaniem” domowym. Choć starał się to ukryć, był dużo bardziej zdenerwowany, niż poprzedniego dnia. Martwił się o to, czy Drew da radę z chłopakami. Jego młodsi bracia potrafili dać w kość, a przecież ANderson miał niemalże zerowe doświadczenie z dziećmi! Nigdy nie zostawał z Jeffem i Bobby’m sam niż na kilka, kilkanaście minut. Mamą martwił się nieco mniej. Martin mówił, że jest już z nią lepiej i po weekendzie pewnie wypiszą ją do domu. Ale wiedział, że kiedy o umówionej porze nie zjawi się jego brat, kobieta zacznie się martwić.
         Za dużo na tej jego głowie. Za dużo. Ale byl najstarszym synem, więc skoro ojciec był zajęty zarabianiem, żeby mieli co jeść, on musi zadbać o ognisko domowe i o rodzinę. Taka jest rola mężczyzny, który w przyszłości stanie się pełnoprawną głową rodziny!
         Niestety, matematyka wciąż nie była jego najmocniejszą stroną. Mimo usilnych starań postępy robił bardzo powoli i bardzo niewielkie. To będzie cud, jeśli dostanie tróję. Poważnie.
         Zerknął na zegarek. Musi już.
         – Przepraszam, muszę już iść. – oznajmił, zbierając swoje rzeczy do plecaka – Eee… Jutro jest spotkanie kółka, nie? To może sobie jutro odpuścimy korki, dobra? Przygotuj mi na jutro zadania, które mam zrobić na pojutrze! Cześć! – pożegnał się i rzucił pędem do drzwi, jakby się paliło. Bibliotekarka, pani Clark ofuknęła go za zbyt głośne zachowanie i bieganie, ale on puścił to mimo uszu, chcąc jak najszybciej zabrać ze swojej szkolnej szafki kurtkę.
         Po drodze przytrzymał go wychowawca, chcący porozmawiać o jego ocenach i o sytuacji domowej. Raz na jakiś czas przypominało się dupkowi, że John jest z biednej, wielodzietnej rodziny, a że sprawiał problemy wychowawcze nauczycielom, to na pewno Lydonowie są patologią i nie wiadomo co jeszcze, a poza tym, to Martin aby na pewno jest chory? Nie ukrywa jakichś siniaków albo innych dziwnych oznak? A jak mama? A tata jak wraca z pracy, to co robi?
         John absolutnie nie chciał rozmawiać o sytuacji w domu. I to nie dlatego, że jest z patologii, gdzie alkohol leje się strumieniami, a przemoc jest czymś na porządku dziennym. W żadnym razie! Lydonowie może nie mieli kokosów, ale nikt nie chodził głodny czy brudny. Denerwowało go to, że nauczyciele patrzyli na niego przez pryzmat tego, że ojciec pracuje jako szeregowy budowlaniec, matka często choruje, przez co dom i młodsze rodzeństwo jest na jego głowie. Widzieli w nim albo biednego chłopczyka albo ostatniego łobuza, który nic z domu nie wyniesie i skończy jak jaki kloszard.
         Nie potrzebował litości, nie potrzebował pomocy, po prostu dajcie mu spokojnie żyć.
         Spławił nauczyciela i udał się dalej w swoją drogę. Drogę do szpitala przebył z buta, bo nie miał kasy na autobus. W rejestracji podał swoją szkolną legitymację, pracującej tam pielęgniarce. O tej porze zwykle pojawiali się wyłącznie odwiedzający, więc panował względny spokój.
         – Lydon… – odczytała kobieta i oddała mu dokument, przyglądając się jego twarzy – Jesteś bratem Martina, prawda? – posłała mu uprzejmy uśmiech,
         Nawet nie zdziwiło go to, że personel szpitala dobrze zna jego brata. W końcu bywał tu codziennie.
         – Tak, starszym. – odpowiedział, chowając legitymację do portfela. Zarumienił się nieco zażenowany pytaniem, które miał zaraz zadać. Martin na pewno nie musiał o to pytać – Mm… Która sala…?
         – Skrzydło B, trzecie piętro, sala trzydzieści siedem. – wyrecytowała, wskazując mu kierunek. Podziękował cicho i odszedł.
         Wszedł na właściwe piętro, starając się zignorować tablicę ze specjalizacją oddziału, który znajdował się na trzecim piętrze skrzydła B. Wszedł do odpowiedniej sali, stukając ostrożnie we framugę.
         – Cześć, mamo.
         W sali znajdowały się dwa łóżka i tylko jedno było akurat zajęte, Siedziała na nim Elieen Lydon z nogami przykrytymi kołdrą i czytała zniszczony zębem czasu egzemplarz jednej z powieści Jane Austin. Słysząc jego głos, podniosła głowę przez co posypały jej się na twarz kasztanowe kosmyki przyprószone nieznaczną ilością siwizny.
         Uśmiechnęła się czule do syna.
         – Johnny! – zaznaczyła gdzie skończyła czytać i rozłożyła ręce, żeby go przytulić. Chłopak podszedł bliżej, uściskał matkę i usiadł na krześle przy jej łóżku.
         Gadka szmatka. Czemu Martin nie przyszedł? Jest chory. A co z Bobby’m i Jeffem? Drew się nimi zajmuje. Pamiętasz Drew, prawda? Jak mogłabym go nie pamiętać! Przesiaduje u nas prawie co weekend! Jak się czujesz? Lepiej. A jak w szkole? Mam problemy z matematyką. Och…

Andrew 'Ninja' Anderson:
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:16 pm}

G R A C E  L O W E R Y
1992

        Na korkach zwracając uwagę na Johnny’ego szybko zauważyła, że chłopak wydaje się dość spięty, ale nie wiedziała co z tym zrobić. Wątpiła, że to przez to, że matma mu w dalszym ciągu idzie słabo, nawet pod jej okiem, a innego powodu i tak jej pewnie ze szczerości serca nie poda, więc postanowiła to przemilczeć. Jeśli jego zdenerwowanie łączy się z tym, co będzie robił po korkach…to Grace sama się dowie.
        - Cześć - pożegnała chłopaka, czekając aż ten wyjdzie z biblioteki, żeby sama udać się do wyjścia. Jakaś adrenalina chyba zaczęła na nią działać, bo też prawie stamtąd wybiegła. Prawie.
        - Grace Lowery - zatrzymała ją szkolna bibliotekarka, takim tonem głosu, że jej imię wydawała się obelgą - Czemu zaczęła Pani przyprowadzać Lydona do mojej biblioteki? - zapytała marszcząc brwi i poprawiając kwadratowe okulary. Rany boskie, to nie czas na głupie pytania. Od kiedy to "jej" biblioteka? Czarną listę jakąś ma?
        - Daje mu korki z matematyki, proszę pani? Biblioteka to dobre miejsce na naukę… - zachowywali się spokojnie, tak jak wszyscy inni w bibliotece. Nie miała pojęcia, czemu kobieta poczuła potrzebę się do nich przyczepić. Naprawdę za poważnie traktowała swoją pracę. Lub źle do tego podchodziła. Która normalna bibliotekarka ma problem z tym, że więcej uczniów przychodzi do szkolnej biblioteki się pouczyć?
         - A wasze domy? -
         - Ha! Nie ma mow—, eh, za daleko od siebie mieszkamy, żeby się odwiedzać specjalnie. Będziemy cicho, Pani Clark, może mi Pani zaufać, żadna strona z książki się nawet nie zagnie - uśmiechnęła się serdecznie zaginając prawdę, żeby kobieta dała jej w końcu spokój z tym idiotycznym problemem. Bibliotekarka popatrzyła na nią jeszcze przez chwilę, mruknęła pod nosem “dobrze” i machnęwszy dłonią wróciła do swoich spraw. Grace nie traciła więcej czasu i ruszyła szybko śladem Johnny’ego. Musiał iść jeszcze do swojej szafki, prawda? Może coś by go zatrzy—o!
           Schowała się za rzędem szafek, widząc chłopaka rozmawiającego z ich wychowawcą. Miała szczęście. On za to nie. Rozmawiali chyba o…jego sytuacji domowej? Nie był z tego zadowolony. Była za daleko, żeby coś zrozumieć z dość jednostronnej rozmowy, zresztą była skupiona na tym, żeby pozostać niezauważoną. Gdy już nauczyciel dał mu spokój, wróciła do swojej misji, upewniając się, że kolejny dorosły jej nie zatrzyma na pogawędkę. Los się do niej chyba uśmiechnął, bo Lydon wybrał spacer, a nie autobus. Nienawidzi autobusów. Ale też by nie miała za bardzo jak się ukryć, a wzięcie drugiego nie weszłoby w grę. Trzymała bezpieczny dystans, za bardzo się w niego nie wgapiając, żeby nie dostał jakiegoś siódmego zmysłu i nie skapnął się o jej obecności. Schody zaczęły się później. Ślady Lydona zaprowadziły ją do szpitala, i trochę zmarnowała czasu, patrząc się w budynek jak głupia, bo przecież …To nie jest baza mafii. Co to znaczy? Ah! Boże, dowiedział się, że go śledzi, to zaprowadził ją do szpitala, żeby miała blisko na SOR, jak z nią skończą?!…A nie, co on robi w rejestracji?
        Weszła do środka razem za akurat wchodzącymi ludźmi, wbijając się tłum. Usiadła w poczekalni, łapiąc jakąś przypadkową gazetę ze stołu. Ta akurat o golfie. Interesujące.
        Między głosami usłyszała imię Martina. Ha? Czyli on żyje?! Leży gdzieś na oddziale! Uf! Musi powiedzieć o tym Lucy, dziewczyna mocno przyjęła wiadomość o jego “śmierci”. Miała zaszklone oczy przez całą lekcję... Grace nie była pewna, czy to ze strachu o dalsze życie Grace - byłoby miło - czy znała chłopaka osobiście. No nie ważne, na pewno się ucieszy z tej wiadomości. Ciekawe, jak im idzie ich zadanie... Ale wracając. Czyli to jego przyszedł odwiedzić…ale po co? Zobaczyć jak się trzyma, czy…dokończyć robotę? O nie! W tym momencie zdecydowała, że uratuje życie Martina, bo nie dość, że to bohaterski czyn, to na pewno przyniósłby jej rozgłos i ładne pieniądze. Jeszcze nie miała planu, ale potrafiła improwizować, więc będzie dobrze.
         Jej umiejętności skradania były na tyle wysokim poziomie, że udało jej się ominąć recepcję, a później to już musiała tylko udawać, że jest jedną z odwiedzających. Była na tyle skupiona, że nie zwróciła uwagi na tablicę informacyjną oddziału, stając ostatecznie przy ścianie obok drzwi sali, do której wszedł Johnny. Przysłuchiwała się głosom, będąc gotową, na jakąś zażartą dyskusję, coś w stylu “twoje ostatnie słowa, Martin?”, "nie proszę, dajcie mi ostatnią szansę!" cokolwiek. Nie spodziewała się, że usłyszy rozmowę pomiędzy matką a synem.
        - Cholera jasna - syknęła zaciskając palce na grzbiecie nosa i z frustracji uderzając piętą buta o ścianę. Gdy skapnęła się, że jej zachowanie nie było zbyt ciche, szybko schowała się za najbliższym automacie z jedzeniem, przy którym akurat kupował jakiś starszy pan. Przytknęła palec do ust, prosząc go, by nie wydał jej kryjówki, na co on się tylko uśmiechnął i wrócił do swojego wyboru soczku z maszyny. Gdy znowu zrobiło się bezpiecznie, wyszła z ukrycia, kupiła staruszkowi jeszcze pudding i opuściła szpital.
        Pomyśleć, że dała się tak podpuścić plotce, że śledziła chłopaka, gdy ten odwiedza chorą matkę w szpitalu… Jak piekło istnieje, to tam właśnie trafia Grace, miejsce obok samego diabła przy stole. Zasługuje na to. Już by wolała, żeby serio ta mafia wysłała ją na sam SOR. Nie wie, jak ona na niego spojrzy jutro. Pewnie będzie musiała go przeprosić…za wszystko. Jeszcze nie wiedziała, czy poruszyć też ten dzisiejszy incydent. Czuła się okropnie. Musi iść do domu. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się tak późno.
        - Ej, czy to nie młoda Lowery! - zawołał do niej znany, nieprzyjemny głos, który postanowiła zignorować kompletnie. Nie miała teraz nastroju, żeby przejmować się jeszcze tym problemem. Austin był jednym ze sportowców w szkolnej drużynie i choć uważała go za nieszkodliwego idiotę, to jednak okazał się również palantem. Kilka razy sprzedała mu pracę domową, a ten z jakiegoś powodu nagle się w niej zadurzył. Nic w tym złego, jakby nie fakt, że jest w tym niesamowicie nachalny. Odmawiała mu już kilka razy jego zalotów, które głównie polegały na przekraczaniu jej strefy komfortu i rzucanie w jej stronę dziwnych tekstów, i choć próbowała być uprzejma, to też i tak się tylko irytował i próbował dalej.
        - Mówi do ciebie - o, super, z kolegami jest.
        - Chciałem ci się odwdzięczyć za te zadanie domowe, które dla mnie zrobiłaś
        - Już zapłaciłeś. Nie ma sprawy. Sorki, śpieszę się - uśmiechnęła się sztucznie, bez skutku próbując ominąć przerośnięte nastolatki. Czym ich karmią? Stosem jaj na śniadanie?
        - Skąd w tobie taki chłód zawsze, Gracie? Jakbyś się częściej uśmiechała, to byłabyś ładniejsza - rzucił stojący przed nią Lucas, uśmiechając się do niej głupio. Chciałaby mu wybić zęby.
        - Chcę tylko poznać bliżej moją wybawczynię… Zawsze mi odmawiasz randek. Lucas ma dziś wolną chatę, jesteś zaproszona - zbliża się do niej Austin z wrażeniem, jakby ta jego propozycja miała ją zachwycić.
        - Dzięki, ale możemy pogadać w szkole, jak chcesz… Muszę się iść uczyć - mówiła nadal łagodnie, przepraszającym tonem, bo sądziła, że to dobra taktyka na radzenie sobie z nachalnymi typami. Często działała, nawet na chłopaka kilka razy, choć była bardzo kompromitująca dla jej ego.
       - Idzieesz, rozluźnisz się trochę z nami - Austin złapał ją swoją wielką łapą wokół talii i zaczął ją prowadzić w przeciwnym kierunku, jak jakąś szmacianą lalkę. Taktyka jednak nie podziałała tym razem, przez co trochę spanikowała. No, może “trochę” to mało powiedziane.
       - ********* się! - wbiła mu łokieć prosto między żebra, dzięki czemu z cichym jękiem puścił ją  na chwilę luzem - Idę do domu, koniec tematu. Pa - próbowała trzymać resztki fasonu i była gotowa dać w długą, ale Austin zdążył ją złapać za nadgarstek i pociągnąć ją z powrotem do siebie. Dwójka jego kolegów podeszła teraz bliżej, śmiejąc się.
         - Zawsze taka trudna do zdobycia. Nudzi mnie już to. Chcę być dla ciebie miły, a ty mi się tak odpłacasz? Powinnaś być wdzięczna, że na ciebie uwagę zwracam! - krzyknął jej do ucha tak zdenerwowany, że myślała, że mu żyłka na czole pęknie - Dam ci ostatnią szansę, tylko musisz przeprosić mnie ładnie - powiedział, wskazując palcem swój policzek. Chciało jej się wymiotować. Zazwyczaj gdy ją zaczepiał miała przy sobie dziewczyny, a one zawsze potrafiły bezbłędnie go odprawić. Barbs pokazywała jej kilka ruchów samoobrony, których nauczyła się na jednym ze swoich kółek w przerwie od cheerleadingu, ale przeciwko trzem napastnikom się zbyt akurat nie przydadzą. Nie wiedziała już za bardzo co robić. Ah, mogła chociaż wziąć ze sobą Barbs... Oby one miały lepsze rezultaty tego szpiegowstwa... Może zacząć się drzeć, ale wątpiła, że ktoś przybiegnie z pomocą, a nie chciała bardziej zirytować grupki silniejszych chłopaków. Znowu zgodzenie się na pójście z nimi nie przyniesie niczego dobrego, a przepraszanie tego palanta tym bardziej.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:17 pm}

Devil's Trill Sonata Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

           
         Ale to perspektywa Bobby’ego

         Bobby’ego nie zdziwiło to, że dzisiaj odebrał go Drew. Johnny mówił, że może się tak zdarzyć i z nim akurat może wrócić do domu. Znają Drew i znają jego adres, więc szanse na to, że Drew go porwie są bardzo nikłe. Innymi słowy, Drew jest niegroźny.
         Jeff musiał zostać ciut dłużej i poprawić jakiś sprawdzian, więc Bobby i Drew poszli do sklepu zrobić zakupy na obiad. Niestety w pierwszym sklepie nie mieli makaronu, więc kupili co się dało i poszli do następnego. Właściciel drugiego sklepu miał problem z tym, że chcą wejść z plecakami, bo na pewno mu coś ukradną, bo na takich wyglądają. Po krótkim zastanowieniu, Drew zostawił Bobby’ego przed sklepem z ich plecakami. Kazał mu stać przy oknie, żeby mógł mieć na niego oko, kiedy on będzie płacił.
         Chłopiec pierwotnie miał zamiar grzecznie stać tam, gdzie zostawił go starszy kolega, ale gdzieś z alejki obok dobiegły go podniesione głosy i brzydkie słowa. Ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Zostawił torbę Drew bez opieki i ruszył ku źródłu hałasu. Przystanął w bezpiecznej odległości, widząc jak jakieś nastolatki próbują zaciągnąć gdzieś dziewczynę, która zdecydowanie nie chciała z nimi iść.
         Bobby może był niskim siedmiolatkiem, ale miał duszę bohatera. Schylił się i podniósł pustą puszkę po gazowanym napoju, po czym cisnął nią w chłopaków. Ta nawet nie była bliska trafienia ich, ale zwrócił na siebie ich uwagę. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu, a on z niewzruszoną miną, schował swoje maleńkie dłonie do kieszeni spodni, patrząc szeroko otwartymi oczami na dręczycieli.
         – Ty mały… – zaczął ten, który ewidentnie dowodził pozostałymi. Chyba chciał do niego podejść, ale jeden z jego przyjaciół złapał go za ramię, powstrzymując.
         – Ty! Ja znam tego dzieciaka! To młodszy brat Martina Lydona!
         – Czyli…
         – Jonathana też!

         Dalsze konsternacje zostały przerwane przez zbliżający się głos Drew.
         – Bobby! Hej, Bobby! Gdzieżeś polazł?!
         Licealiści widocznie pobledli. Bobby posłał im rozbawione spojrzenie, obracając głowę w kierunku, z którego przyszedł.
         – Jeśli jest tu ten mały i Anderson…
         – To Lydon też! Lowery teraz daje mu korki!

         Bobby’ego rozbawiło to, że tych trzech lepiej zbudowanych od jego braci chłopaczków trzęsą spodniami na samą myśl, że mogą podpaść Johnowi przez naprzykrzanie się dziewczynie, która daje mu korki. Czymkolwiek są te korki. Cała trójka rzuciła się do ucieczki.
         – Bobby! – chłopiec posłał ostatnie spojrzenie dziewczynie, którą właśnie wybawił z opresji, posyłając nieznaczny uśmiech i bez słowa również uciekł, żeby Drew przypadkiem mu się nie zgubił w trakcie tych poszukiwań.

         John stał w kolejce do szkolnego bufetu z głową opartą o ramię przyjaciela. Padał na twarz. Zaspał na pierwszą lekcję, a i tak się nie wyspał. Siedział z mamą, aż nie skończyły się pory odwiedzin, a jak wrócił do domu, to musiał pomóc braciom z lekcjami, bo te dwa małe knypki nie pomyślały o tym, żeby poprosić Drew, kiedy z nimi siedział albo ich ojca, kiedy wrócił z pracy. Nieee! To musiał być Johnny! A potem chciał się pouczyć matematyki na własną rękę, skoro musiał skrócić korepetycje z Lowery. Okazało się jednak, że los ma inne plany i jakaś rura w garażu pękła, więc z ojcem pół nocy się z tym męczyli, żeby im fundamenty i ściany nie zgniły.
         Oczywiście, skoro ojciec też odsypiał, Martin odsypiał chorobę, to nie było komu obudzić dzieciarni do szkoły, więc młodzi też zaspali. Nim John ich ogarnął, byli spóźnieni na drugą lekcję, więc dotarli do szkół dopiero na trzecie godziny zajęć.
         Dobrze, że Drew założył akurat swój fikuśny, mięciusi sweterek, który kupił w zeszłe wakacje na wakacjach w Europie. John podejrzewał, że znalazł go na dziale damskim, ale był na tyle fajną poduszką w tym momencie, że był w stanie mu to teraz wybaczyć.
         – Kumpele Lowery mnie wczoraj śledziły. – Lydon powoli podniósł głowę i spojrzał przyjacielowi w oczy. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, po czym obrócili jednocześnie głowy, odnajdując wzrokiem stolik, przy którym siedziały wspomniane niewiasty – Zgubiłem je po drodze, ale mimo wszystko, trochę mnie to męczy.
         Nadeszła ich kolej. Kucharka nałożyła im na tace dziwną breję, która nie wyglądała na szczególnie jadalną. Skrzywili się i zostawili swoje porcje, zabierając tylko kartoniki z mlekiem. A właściwie to John wziął, bo uwielbia mleko, a Drew nie toleruje laktozy. Rudzielec wbił słomkę w pudełko i wziął duży siorb białej cieczy. Uniósł brwi, widząc, że jego przyjaciel grzebie w plecaku.
         Podeszli do stolika dziewczyn i Anderson rzucił na środek stołu egzemplarz komiksu z Zieloną Latarnią.
         – Wydawałyście się wczoraj zainteresowane tym, co czytam. – powiedział, patrząc na dziewczyny, które miały go wczoraj śledzić – Już skończyłem, więc mogę wam pożyczyć.
         Jonathan roześmiał się, wieszając ramieniem na barku przyjaciela. Wyglądało to ciut zabawnie przez ich różnicę we wzroście.
         – Oj Drew, Drew… Ty to niekumaty jesteś! Nic dziwnego, że jeszcze dziewczyny nie masz! – spojrzał z rozbawieniem po bladych twarzach przy stoliku. Odsunął się od przyjaciela i oparł jedną dłonią o blat stołu, zagryzając końcówkę słomki – Mi się zdaje, że po prostu wpadłeś którejś z pięknych pań w oko!
         Anderson roześmiał się, wciskając ręce do kieszeni jeansów.
         – I śledziły mnie wszystkie trzy?
         – W grupie raźniej, barania łąko! – przechylił głowę, uśmiechając się do dziewczyn. czy czerpał radość z nabijania się z nich? Owszem. Czy nie powinien tego robić? To one śledziły człowieka! To one popełniły przestępstwo, a nie on! – Wiecie, dziewczyny, ja was rozumiem. Drew to ładny chłopiec jest. Ale on też strasznie nieśmiały jest. Też musiał poczekać, aż będzie przy nim jego skrzydłowy, nim z wami pogada… – oczywiście mówił o sobie. Bo o kim innym?
         Drew chyba domyślał się, do czego to zmierza, bo mina jakby mu zrzedła.
         – Hej, Lowery, wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale mi zależy na szczęściu mojego biednego kumpla, a tobie pewnie zależy na szczęściu koleżanek… Chodź, Drew ma wolny wieczór w piątek. Szepnij mi na uszko, która to taka ślepa, spikniemy ich…
         – John. – mruknął z niezadowoleniem brunet, ale został zignorowany.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {Sob Maj 20, 2023 6:18 pm}

G R A C E  L O W E R Y

         Zagryzła język, mając nadzieję, że brak reakcji jakoś ich zniechęci i znudzi. Chociaż może na to było faktycznie za późno. Dostatecznie już ich zirytowała, żeby sytuacja nie poprawiła się na lepsze. Ah, no tak, najpierw działa, potem myśli. A ten idiota teraz myśli, że byłaby w stanie choćby zbliżyć swoje usta do jego obleśnej twarzy. Jak już wbiła mu łokieć w żebra, to może powinna teraz wbić mu kolano w…
         Co to za dzieciak.
         Grace, tak samo jak bydlaki obok, z puszki po gazowanym napoju kulgającej się po ziemi szybko przeniosła wzrok na małego rudzielca o bojowych oczach, który teraz z pewnością siebie pokroju osiłka schował dłonie w kieszenie, nawet się nie odzywając. Niektóre dzieciaki naprawdę się niczego nie boją, huh? Chociaż było to rozczulające, to nie mogła sobie pozwolić, żeby się teraz dodatkowo martwić, czy te dupki mają jakąś zasadę pokroju “nie bić dzieci”, czy nie. Nie chciała nawet się dowiadywać. Ale skoro ma okazję na wyjście z sytuacji, to z niej skorzysta. Chłopiec musi mieć dorosłego opiekuna niedaleko, prawda? Grace powie małemu, żeby poszedł powiedzieć, żeby opiekun zadzwonił po kogoś, mały z nowym, bezpiecznym zadaniem pobiegnie do dorosłego, a trójka chłopaków przestraszy się i ją zostawią, a wtedy i ona się zwinie. Dobre, dobre, tam zrobimy.
         -  Hej, hej! Nie podchodź, ok? Czy możesz iść powiedzieć swojej ma - postanowiła skorzystać z nieuwagi chłopaków, ale nie dokończyła, gdy usłyszała nazwisko Lydonów. Ten mały jest bratem Johnny’ego? Ah, w sumie faktycznie podobni, jak teraz ma się okazję przyjrzeć. Oboje rudzielce. Patrzyła teraz po twarzach gnębiących ją przed chwilą chłopaków, którzy teraz ku jej niedowierzaniu zrobili się nagle nerwowi, nawet ich głos zaczął przypominać piski myszy po sterydach. Taki efekt ma na nich widok dzieciaka z wczesnej podstawówki i usłyszenie głosu Drew z daleka? Tak ją zatkało, że nawet nie pomyślała o tym, żeby odkrzyknąć Drew, żeby tu przyszedł. Zresztą, miała tyle nowych pytań. Bo czemu w ogóle Drew był z młodszym bratem Johnny’ego? I zaraz…dobrze słyszała, że zwraca się do niego Bobby? Ten Bobby? Ta ważna postać, którą miał odebrać Martin, ale nawalił i zniknął? Głowa mafii? Głową ich mafii jest dzieciak, który w szkole rysuje szlaczki w zeszycie? To jest niedorzecznie… Żadnego sensu… Ale boją się go przecież. No, Johnny’ego się boją. Uciekli w podskokach jak łanie na łące, na myśl o tym, że John i Drew tu przyjdą i zdenerwują się za zaczepianie Grace i Bobby’ego, zostawiając dziewczynę samą w alejce. Bobby też szybko zniknął z jej oczu, nie zdążyła już go zatrzymać, żeby podziękować chociażby. Huh… Czyli co, dadzą jej spokój, bo jest związana z Johnny’m przez korki z matmy? …Rany, powinna mu podziękować też może. Aż jej będzie głupio, jak go wyda policji i zdobędzie nagrodę pieniężną. Trochę. No cóż, wszystko wskazuje na to, że sprawa nie jest skończona. Może z tą szpitalną akcją posunęła się za daleko, ale to nie oznacza, że ma się teraz poddać! Coś jest na rzeczy, a ona dowie się co!

        Szkolna stołówka jak zawsze o tej porze była zapchana i głośna, ale Grace i jej przyjaciółkom udało się zająć ich ulubiony stolik, który był ustawiony w trochę spokojniejszej części stołówki. Tu przynajmniej była mała szansa, że dostaniesz kawałkiem mięsa z przypuszczalnie przejechanego przed szkołą oposa w twarz. Grace nie przynosiła śniadania z domu, więc jako jedyna z grupy przyjęła swoją porcję od kucharki, ale im bardziej patrzyła się w breję na tacy, tym bardziej traciła wolę do życia. Czasem dawała radę najeść się stołówkowym jedzeniem, a czasem…cóż, raz na wozie, raz pod wozem. Na szczęście Barbs zauważyła jej nieskrywane zdegustowanie i dała jej połowę swojej kanapki z masłem orzechowym i dżemem, a Emma rzuciła na stół paczkę swoich ulubionych chipsów i krakersów częstując je wszystkie. Lucy przyniosła z domu zapakowane kawałki marchewki i jakieś inne pokrojone warzywa, i choć początkowo udawała, że jej to wystarczy, to po krótkiej zachęcie wzięła się za jedzenie chipsów i przyjęła kartonik mleka od Grace.
        -  ...I tak to się skończyło. Biegłyśmy za nim i nic! Puff! Rozpłynął się w powietrze! Sorki, Grace - Emma skończyła swoją emocjonalną wypowiedź o ich wczorajszej misji, na koniec gładząc Grace przepraszalnie po ramieniu. Cóż, ostatecznie zdecydowała, że powie im wszystko. Sytuacja była za dziwna, żeby trzymać ją dla siebie, nawet jeśli wolałaby, żeby się tak nie przejmowały tematem jej nieudanej napaści.
        - Któraś z nas mogła iść z tobą…Jeszcze ci idioci cię zaczepili! Ah, co za bałwany! - Lucy ścisnęła mocniej już pusty kartonik z mlekiem i uderzyła nim o stolik, rozglądając się po stołówce za wspomnianymi przez nią idiotami. Co prawda, Grace nie widziała ich dzisiaj w szkole wcale. Nie wiedziała, czy po prostu uciekli z lekcji, czy jej unikali. Albo coś innego…
        - Całe szczęście, że uratował cię ten dzieciak od Lydonów! Kto by pomyślał, że gang cię będzie ochraniał- powiedziała ciszej siedząca obok niej Barbs, przybliżając się do niej, tak żeby nikt inny poza ich stolikiem nie usłyszał. Nie żeby już nie było o niej plotek.
         -  Nie wasza wina, dziewczyny. Wymyślimy coś innego. A co do tych typów to tak, myślę, że dopóki daje korki Johnny’emu to jestem już bezpieczna od zaczepek. Interesuje mnie za to teraz ten Bobby, brat Johnny'ego. Wcześniej myślałam, że to ich szef, ale to dziecko przecież… - oparła się łokciem o stół, kładąc twarz na dłoni.
        - A może byłaś w takim szoku, że tylko myślałaś, że to dziecko? Może to był po prostu… bardzo niski mężczyzna? O chłopięcej urodzie?
        Zanim zdążyła odpowiedzieć na genialną sugestię Emmy, do ich stolika podeszli Johnny i Drew, na co wszystkie automatycznie się wyprostowały. Zawsze pojawiali się, gdy o nich rozmawiały. Gdy na ich stolik rzucona została jakaś gazetka, która zaraz okazała się komiksem Zielonej Latarni, Lucy niemal spadła z krzesła.
        Grace wysłała chłopakowi karcące spojrzenie, chociaż jej wyraz twarzy zmienił się po chwili w zmieszanie, gdy usłyszała jego następne słowa. Czyli Drew zauważył, że go śledzą…jak dobrze, że wyciągnął tak bardzo mylne wnioski. Jest dla nich jednak nadzieja.
        - Ugh, nie te obrzydlistwo…- syknęła cicho Lucy, odsuwając od siebie komiks z zdegustowaniem, który przypominał reakcję Grace na szkolny posiłek. Pewnie bała się, że ktoś z uczniów pomyśli, że ma z tym coś wspólnego. To byłoby tragiczne pozbycie się dobrego wyjaśnienia tej sytuacji, ale Johnny zaraz podsunął jeszcze lepsze. Dobra, złapie przynętę, nie ma zresztą innego wyboru. Spojrzała po dziewczynach, próbując z każdą złapać kontakt wzrokowy. Musi którejś dać tę nową…misję. Ale to musi być zrobione z jakimś rozsądkiem, żeby wyszło. Lucy odpada, nie poświęciłaby swojej reputacji cheerleaderki nawet dla nagrody pieniężnej, której zresztą nieszczególne potrzebuje. Robi to chyba bardziej dla zabawy. Emma z kolei, choć może by się mogli dogadać, to za nic by nie dała rady udawać zakochanej. Dała im do zrozumienia wiele razy, że na wizje związku z jakimkolwiek chłopakiem robi jej się nie dobrze. Oszczędzi jej tego. Za to Barbs… w Barbs nadzieja.
       -   Ah, Drew, przepraszam za moje przyjaciółki…Barbs po prostu chciała zagadać do ciebie po szkole, ale widzisz, też jest nieśmiała. Nawet ze wsparciem Lucy i Emmy nie dała rady, tak ją onieśmielasz.
       - Grace! Ja– - podniosła głos Barbs, prawie wstając z krzesła, czerwona teraz jak pomidor. Dobra reakcja. Grace było jej odrobinę szkoda. Cóż, jedyna ma szansę sobie jednak poradzić. Nie będzie jej zachęcać do wchodzenia w jakiś udawany związek z chłopakiem, bo to już za wiele, ale jakaś niewinna randka czy dwie  dałaby jej okazję do bliższego poznania się, przy czym mogłaby się dowiedzieć czegoś przydatnego.
        - Cii, nie ma już co ukrywać, Barbs - pokręciła głową Grace, obejmując znacząco Barbs ramieniem. Jednocześnie przepraszająco i wspierająco.
        - …Tak! Sorki, jak cię tym śledzeniem przestraszyłyśmy! Trudno było znaleźć idealny moment na rozmowę, wiesz jak to jest - włączyła się Emma, śmiejąc się nerwowo.
       Chociaż trudno było jej przewidzieć, w którą stronę ta rozmowa pójdzie, to nie spodziewała się zaproszenia na wieczorek z Drew. Zastanawiała się, jak bardzo by weszły wszystkie w paszcze lwa, jakby się zgodziły. Trochę żałowała, że zaproszenie nie było do domu Lydona, tam by pewnie dowiedziała się czegoś więcej. Plus może by spotkała Bobby’ego. Co nie zmienia faktu, że wizyta u Drew - potencjalnego gangstera - może przynieść coś dobrego.  Kto wie, może grają z nimi. Mogą wiedzieć, że Drew był śledzony z innego powodu i chcą się ich teraz pozbyć. Ah, dobra, bez ryzyka nie ma pieniędzy.
       -  Dobry pomysł. Wpadniemy. Dopilnuj, żeby kolega się ładnie ubrał

        Ostatecznie dała radę udobruchać Barbs, i tak oto we dwie pojawiły się w domu Drew, gdzie miały się spotkać z chłopakami. Na początku chciała wciągnąć w to jeszcze resztę dziewczyn, ale Lucy i Emma wymyśliły jakieś mądre wymówki, więc sobie odpuściła. Wykombinuje im niedługo coś innego do roboty. Przed wyjściem przyszła do Barbs, by pomóc jej w “upiększeniu się”. Co do czego nie zrobiły w sumie wiele, nie ma co przesadzać, a dziewczyna sama w sobie już jest na tyle ładna, że może wybierać w adoratorach. Grace jednak pomogła jej w wyborze ubrań, uczesała jej włosy, a resztę czasu sobie przegadały.
        Po przywitaniu się, wpychaniu im przekąsek przyniesionych przez Barbs - matka jej kazała wziąć ze sobą, jak usłyszała, że gdzieś wychodzi, bo inaczej to nie wypada przecież - przeszli do jakichś pogawędek, nawet Barbs wzięła się za robotę.
        - …Eh, to jesteś fanem tego…Zielonej Latarni, tak? On ma jakąś moc? Świeci? Na zielono? - słyszy jak Barbs próbuje zagadać Drew o jego zainteresowania, na co uśmiecha się lekko. No, przynajmniej się dziewczyna stara.
        - Okej, mamy zaplanowaną jeszcze dla gołąbków jakąś atrakcję? Przydałaby się może im jakaś pomoc - usiadła obok Johnny’ego, spoglądając na wspomnianą dwójkę. Jej przyjaciółka robi się zbyt czerwona. Pewnie już ją policzki szczypią, biedna - A tak przy okazji, z ciekawości… masz młodszego brata może? Bobby, jak dobrze słyszałam? Spotkałam pobieżnie ostatnio po prostu chłopca bardzo podobnego do ciebie i mnie to zastanowiło, heh - zapytała niewinnie. No musiała się jeszcze upewnić i usłyszeć to z jego ust, bo może się jednak w tej alejce przesłyszała lub wariuje.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata Empty Re: Devil's Trill Sonata {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach