Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
The MazeDzisiaj o 11:32 amHeartstorm
Triton and the WizardDzisiaj o 09:59 amYoshina
Unlucky MeetingDzisiaj o 09:13 amYoshina
Devil's Trill SonataWczoraj o 04:17 pmCalinda
incorrect loveWczoraj o 09:04 amYoshina
From today you're my toy18/05/24, 09:22 pmYoshina
This is my revenge18/05/24, 09:04 pmYoshina
The Arena of Hell18/05/24, 02:28 pmNoé
Where is my mind?17/05/24, 09:40 pmEeve
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 67%
1 Pisanie - 33%

Go down
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Devil's Trill Sonata {20/05/23, 05:12 pm}

First topic message reminder :

Diabelska
Eeve & Calinda
.
Sonata
Emme's Codes


Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:19 pm}

Devil's Trill Sonata - Page 2 Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

           
         Uśmieszek Lydona nieco złagodniał. Lowery zaimponowała mu swoim chłodnym podejściem. Mało kto był gotowy z biegu trzeźwo odpowiedzieć na jego zaczepki. Nawet przez chwilę nie wierzył, że faktycznie, któraś chce się umówić z Drew, ani tym bardziej nie podejrzewał, że któraś odważy się podjąć rękawicę.
         Z trudem powstrzymał się od roześmiania w głos. Szczególnie widząc głupią minę, którą zrobił Drew. Biedaczek. Chyba naprawdę uwierzył, że Barbs się w nim zakochała. Biedny, biedny Drew. Nigdy nie doświadczył, żeby jakaś dziewczyna się w nim zakochała. Co dziwne. John miał świadomość, że to Drew jest tym atrakcyjniejszym z ich dwójki, zarówno fizycznie, jak i majątkowo. Kiedy stali obok siebie, od razu widać było czyj ojciec przyjechał z Iralndii mieszać cement, a czyj staruszek wpada na herbatkę do burmistrza. John całym swoim wyglądem krzyczał  “jestem z biednej dzielnicy”, podczas gdy od Drew biła aura paniczyka. Chociaż Anderson usilnie starał się to jakoś ukryć. A jednak to Lydon miał większe doświadczenie z dziewczynami.
         Kącik ust lekko mu drgnął.
         – Och, to Drew jest tym, który zna się na modzie. Nie ja, luv. – wyprostował się, puszczając jej oczko – To widzimy się później! – zgarnął z blatu komiks o kosmicznym gliniarzu. Jak dziewczyny nie chcą, to on sobie z chęcią poczyta.

         Siedział rozwalony na kanapie w salonie przyjaciela, czytając komiksy z jego kolekcji. Drew kręcił się niespokojnie w tę i we tę, ale John nie przejmował się ani trochę. Szczerze? Obstawiał, że dziewczyny wymiękną. Ich dziwne zachowanie kazało mu myśleć, że jednocześnie są w jakiś sposób nimi zaintrygowane, ale jednocześnie się ich boją. Nie zaryzykują i nie przyjdą. Nie ma mowy.
         Podzielił się tymi przemyśleniami wcześniej z Drew, jednak on nie wydawał się przekonany. Dlatego to Lydon się relaksował, a Anderson znosił jajko.
         Słysząc dzwonek do drzwi, spojrzeli po sobie. John zdziwiony, Drew z miną “a nie mówiłem?”. Gospodarz zniknął na chwilę, aby otworzyć drzwi i wrócił w towarzystwie Grace i Barbs.
         – Eeee… Tak. Zielona Latarnia. To właściwie grupa… Ale mówią o sobie Lanterni i… eee… Mają specjalne pierścienie, które pozwalają im przemienić swoją siłę woli w takie… zielone konstrukty… – zaczął tłumaczyć, niezręcznym gestem pokazując im, żeby usiadły. Podszedł do Johna, który uparcie ich ignorował i wyrwał mu komiks z rąk.
         – Czytałem to! – jęknął.
         Drew posłał mu zirytowane spojrzenie. To przez Johna są w tej sytuacji i on nie zamierzał brać na siebie całej odpowiedzialności za zabawianie dziewczyn.
         – Pójdę po coś do picia, a ty zajmij się przez chwilę naszymi gośćmi, dobrze?
         Rudzielec westchnął teatralnie i pokiwał głową. Drew wyszedł z salonu, zostawiając dziewczęta same z Lydonem. Chłopak zerknął na Grace nieco zaskoczony jej pytaniem. Zawahał się czy odpowiadać na to pytanie. W końcu podjął decyzję, że chyba nic złego się nie stanie, jeśli przytaknie.
         – Mam trzech młodszych braci. – skinął głową, podnosząc się z kanapy – Jeśli zapuściłaś się w okolice Finsbury Park, to całkiem możliwe, że faktycznie widziałaś któregoś z nich. – zastanowiło go skąd wie, że młody ma na imię Bobby, dlatego w tej kwestii ani nie przytaknął, ani nie zaprzeczył. Podszedł do okna i odsłonił ciężkie, bordowe zasłony, pokazując dziewczynom widok za oknem – Drogie panie, oto pałac Buckingham. – oznajmił, splatając dłonie za plecami i wbił spojrzenie w budynek w oddali. Mieszkanie państwa Anderson znajdowało się w idealnej lokalizacji, aby móc patrzeć na ten przybytek – Prawdopodobnie nigdy więcej nie będziecie miały okazji mu się przyjrzeć w tak dobrych warunkach, więc radzę nacieszyć gałki oczne.
         Odsunął się od okna, robiąc im miejsce, żeby mogły sobie popatrzeć i powolnym krokiem podszedł do pianina stojącego pod jedną ze ścian. Przesunął opuszkami palców po mahoniowej klapce, która chroniła klawisze. Potwornie zazdrościł przyjacielowi, że ma w domu do własnej dyspozycji ten piękny instrument. Był to jego ulubiony instrument i kiedy tylko mógł, przychodził do Drew, aby na nim pograć. Było to ciężkie ze względu na fakt, że mógł przychodzić tylko, kiedy w domu nie było jego rodziców. Państwo Anderson nie przepadali za przyjacielem syna.
         Usiadł na stołku obitym miękkim materiałem i ostrożnie podniósł osłonę. Powoli zaczął plumkać losowe nuty, aż przerodziło się to w wesołą melodię, której dawno temu nauczył się u babci w Irlandii. Był to jakiś stary utwór, którego nazwy nawet nie znał, ale znając przywiązanie jego dziadków do własnych korzeni, była to jakaś tradycyjna piosenka o garnku złota na końcu tęczy. Niech żyją stereotypy!
         Pochłonięty swoją miłością, pianinem, nie zauważył, kiedy Drew zdążył wrócić z czterema szklankami oranżady i miską na przekąski, które przyniosły dziewczyny. Gospodarz postawił naczynia na stoliku do kawy i znowu wyszedł tylko po to, aby wrócić chwilę później z gitarą. Przysunął jedno z krzeseł bliżej pianina i usiadł.
         – Daj spokój z tym irlandzkim szajsem, stary. – rzucił, upewniając się, że gitara jest dobrze nastrojona. Rudzielec spiorunował go wzrokiem, uderzając wściekle ostatnie nuty – I was made for loving you?
         – Gównianie nam to wychodzi. – burknął z niezadowoleniem, stukając rytmicznie w jeden klawisz. Zdawali się zapomnieć o tym, że nie są sami. Ale cóż, cholera, muzyka była tym, co ich połączyło. Drew nie śmiał się z Johna, że chce grać (“to dla pedałów” - mawiał ojciec Johna), a John nie śmiał się, że Drew chce mieć własną kapelę (“jestem ciekaw, jak z tego zapłacisz rachunki i kupisz sobie chleb!” - mawiał ojciec Drew) – Dream on?
         – Dream on. – zgodził się, układając odpowiednio palce.
         Jako że Drew miał lepszą pamięć do tekstu, John pozwolił mu zająć się śpiewem, a sam dołączał tylko w refrenie. Trochę się nie zgrywali, trochę gubili nuty, ale i tak świetnie się bawili (a przede wszystkim wkładali w to serce).
         John powoli cofnął ręce od klawiszy i spojrzał na dziewczyny, przypominając sobie o ich obecności. Posłał im uśmiech na wpół przyjazny, na pół zaczepny.
         – Jeśli chcecie, Drew zna na pamięć niemal każdą piosenkę Kissu. Nie krępujcie się. Na pewno nasza gwiazdka z chęcią wam coś zagra. – na te słowa Drew zarumienił się nieco zawstydzony, ale wypiął też dumnie piersi do przodu. Zawsze był łasy na pochwały.

Przed oczami miałam jak wyją Dream on w ten sposób xd:
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:22 pm}

G R A C E  L O W E R Y

         Widać, że bycie detektywem jest jej pisane. Kij jej dało te pytanie. Chociaż… Finsbury Park, huh? Tę informację można użyć, przecież. Może to wskazówka? W tej okolicy może być ich gangsterska siedziba! Przecież to oczywiste!
Tak już zaczęła rozmyślać o swoich przyszłym planach po szkole związanych z londyńską dzielnicą, że przebudziło ją dopiero głośne odsłonienie zasłon. Widziała, że Barbs już ruszyła w kierunku okna, więc nie chcąc utopić się samej w najwygodniejszej kanapie, na której jej siedzenie miało okazję doświadczyć, zrobiła to samo. Nie mogła się już doczekać, kiedy znowu na nią wróci.
    - Rany, stąd można patrzeć jak Królowa herbatkę pije! - zachwycała się Barbs, prawie kładąc się na okno. Czerwień z jej policzków spowodowana próbami flirtowania z fanem Zielonej Latarni zaczęła powoli schodzić, ale biedna się jeszcze dzisiaj pewnie pomęczy. Nie ma tak łatwo. Grace również na dłużej zawiesiła oko na pałacu, bo w sumie rzadko miała okazję. Nie zapuszczała się za bardzo na te okolice. Gdy już tak oglądały, kilka słów z ust Johnny’ego zwróciło jej uwagę.
     -  … Co masz na myśli, że nie będziemy już go widzieć w tak dobrym stanie? - zapytała, ale została zagłuszona przez muzykę grającą z drugiego końca pokoju. Odwróciła się w stronę dźwięku, ujrzawszy Johnny’ego grającego na pianinie. Pomyśleć, że nie zauważyła wcześniej stojącego w pomieszczeniu instrumentu. Chyba za bardzo starała się wcześniej nie rozglądać na boki. Nie chciała, żeby to wyglądało na oczywiste, że w każdym bogatszym domu czuje się jak szczur z rynsztoka wyciągnięty na salony.
         Miała już kilka okazji posłuchać chłopaka jak gra w kółku muzycznym, ale prawda, że szkolne pianino jest bez dwóch zdań gorszej jakości niż te. No ale co się dziwić. Nie znała granego przez niego utworu, ale był przyjemny dla ucha. Radosny. Była ciekawa, czy ma jakieś słowa.
        Milczały przez chwilę, Barbs stanęła obok niej już się całkowicie rozluźniając. No, bycie w domu jednego z potencjalnych gangsterów może nie skończy się jednak jakoś źle!
Gdy wrócił Drew, rzuciły ostatnie spojrzenie przez okno i usiadły na fotelach bliżej chłopaków. Grace nie chcąc się wtrącać w pogawędkę i nie wiedząc, co zrobić z rękami, sięgnęła po swoją szklankę z oranżadą. Chłopcy w końcu dogadali się do wyboru piosenki, dzięki czemu dostały bardzo ciekawą wersję Dream on na pianinie i gitarze. W trakcie słuchania pojawiły się u niej zaczątki nieśmiałego uśmiechu i nie przeszkadzało jej za bardzo, że o nich zapomnieli. Niech sobie będą w swoim świecie przez chwilę. Niech sobie powkładają w to serce i inne organy.
    - Ale świetny koncert! Nie wiedziałam, że śpiewasz, Drew! - zaklaskała Barbs z uśmiechem, odrywając aż plecy od oparcia fotela.
    - Aż zatęskniłam za graniem - powiedziała, biorąc łyk oranżady. Kółko muzyczne odwiedza regularnie, ale ostatnio nie miała okazji nawet w nim pograć na żadnym instrumencie - Zajęłam się powoli przygotowaniami do szkolnego festynu i to dziwnie dużo papierkowej roboty. Nie mamy nawet jeszcze wybranych utworów na koncert - chciała zaangażować w to całe kółko, ale może być z tym ciężko. Zresztą nie wszyscy mają ochotę grać przed publicznością, i to też musi uszanować. A niektórzy muszą zdać matmę, żeby ich nie wyrzucono z kółka całkowicie... Ah, no musi go tego jakoś nauczyć.
    - O, to my mamy już wybraną sztukę teatralną. “Tristan i Izolda”. W końcu coś innego od Romea i Julii - tu i tu umierają na końcu, ale nie będzie jej psuła radości.
    - Na pewno wpadnę obejrzeć. Mówiłaś, że grasz Izoldę, prawda? Jak idą poszukiwania Tristana?
    - Grace - aj, zauważyła jej żarcik.
        Tym akcentem zakończyła niewinne drażnienie się z Barbs i skierowała uwagę na pytanie chłopaków. KISS, huh.
    - Barbs, co myślisz? Poprosimy o Love Gun czy  I Was Made For Lovin’ You? - oparła się łokciem o poręcz krzesła i pochyliła się w stronę przyjaciółki. Na coś się przydało kolekcjonowanie używanych płyt. Szkoda, że w domu nie może ich za bardzo słuchać, bo każdy głośniejszy dźwięk z jej pokoju doprowadza Larry’ego do białej gorączki. Cóż, płyty czekają cierpliwie pod łóżkiem.. Nacieszy się widocznie wersją Drew’a na żywo.
    - Teraz to się ze mnie śmiejesz - mruknęła Barbs, krzyżując ramiona. Trochę skorzystała z wiedzy, że dziewczyna raczej nie zna po tytułach innych utworów. Na pamięć to znała pewnie tylko albumy Madonny. I chociaż Grace bardzo chętnie posłuchałaby Material Girl w wykonaniu chłopaka, to może to nie jest jeszcze odpowiedni moment.
    - W życiu. Lubię je. No, słyszałaś, nie krępuj się. Zaufaj swojemu przeczuciu - zachęcała dalej, próbując zachować neutralny wyraz twarzy.
    - Dobra, dobra. To Love Gun poproszę - gdy zdecydowała, resztki zirytowania zniknęły z jej twarzy, dając miejsce wyczekującemu uśmiechowi.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:24 pm}

Devil's Trill Sonata - Page 2 Ab83f3ae963f5dafddc87fdb1b9d7a45

           
         Izolda i Tristan? Spojrzał nieprzytomnie na Drew, szukając u niego wsparcia i słowa wyjaśnienia o czym te dwie właściwie mówią. Anderson jednak nie zwrócił na niego uwagi, więc postanowił głośno zwerbalizować, że niektórzy nie wiedzą, o co chodzi.
         – Co to?
         Gospodarz powoli obrócił w jego stronę twarz i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Przyglądał mu się przez chwilę w ciszy, jakby próbując dojść do tego czy John robi sobie z niego jaja czy mówi poważnie.
         – Jesteś Irlandczykiem. – Johnny skinął nieprzytomnie głową, potwierdzając ten fakt. Nie rozumiał, co to miało do rzeczy – Jesteś Irlandczykiem, nawalasz Irlandzką gwarą i jeździsz do dziadków W Irlandii w każde wakacje… – rudzielec przekrzywił głowę. Kompletnie nie miał pojęcia do czego zmierza Drew – I nigdy, ale to NIGDY, nie słyszałeś o jednej z najpopularniejszych Irlandzkich legend?
         Lydon zamrugał zdziwiony.
         – Nah.
         Drew zmarszczył brwi.
         – Jakim ty cudem tylko raz kiblowałeś w jednej klasie?
         Cóż, to dobre pytanie. Zdecydowanie. John też chciałby wiedzieć jakie bóstwo się nad nim zlitowało i przepychało co roku do następnej klasy.
         Dziewczyny zdecydowały się, jaki utwór zagrać ma Drew. John i jego kumpel byli fanami glam rocka, wiadomo. KISS, Alice Cooper, Bowie… Klasa sama w sobie! Rudzielec wstał ze swojego miejsca i przeszedł przez salon, żeby napić się oranżady. Akustyczna wersja Love Gun nieco go zaskoczyła. Nie sądził, że to może tak dobrze brzmieć. Brunet naprawdę miał dar do gitary. Istny czarodziej strun.
         Właśnie skończył grać i Johnny otworzył usta, żeby go pochwalić.
         – Drew, skarbie! – spojrzeli po sobie w popłochu, słysząc głos matki chłopaka.
         Jego rodziców miało dzisiaj nie być w domu! Dziewczyny to tam pikuś.
         Przecież jak pani Anderson zobaczy Johna w swoim domu to rozpęta się piekło!
         Drew, wskazał Johnowi palcem drzwi od graciarni. Lydon zrozumiał przekaz i najciszej jak umiał doskoczył do składziku, żeby się w nim schować, podczas gdy jego kumpel na migi pokazywał dziewczynom, żeby ich nie zdradziły i jak na grzecznego chłopca przystało, podreptał do matki sprawdzić, czego od niego chce.
Devil's Trill Sonata - Page 2 95add49327437a8b25899d78605dc27f
         Graham powoli zjadł swoją porcję zapiekanki, słuchając opowieści pani Reyes o początkach jej znajomości z jego ojcem. Opowieść podsumowała słowami, że po tamtym wieczorze w domu Andersona, on i Barbs zaczęli się spotykać. Poważnie.
         Na tym musieli na razie skończyć, ponieważ matka Aster miała coś do załatwienia. Blondyn podziękował kobiecie za to, że zechciała opowiedzieć cokolwiek ze swojej przeszłości. Typowo dla siebie, nie dał po sobie poznać jak wpłynęła na niego ta historia. Na jego twarzy malowało się całkowite niewzruszenie.
         Nie dał też Aster o nic spytać, bo od razu zaproponował, że powinni zająć się dalszym treningiem. Dopiero po jego grze dało się dostrzec, że zaszła w nim nieznaczna zmiana. W granej przez niego muzyce dało się dosłyszeć cień lekkości i zaangażowania… serca.
         Po kilku próbach utworu ponownie zrobili sobie przerwę. I tak robiło się dość późno, więc Graham postanowił wykorzystać okazję i sprawdzić jak ma autobusy. Kiedy sięgnął po telefon, zauważył, że dostał wiadomość od stryja, że o dziewiętnastej będzie w pobliżu Reyesów i że może go zgarnąć. “Może” oznaczało, że Graham ma siedzieć u Reyesów i trenować do konkursu. A jeśli nawet każą mu wyjść, to ma siedzieć im pod drzwiami, aż Martin się nie zjawi.
         Westchnął cicho i wsunął palce we włosy, burząc swoją idealną fryzurę. Aster wyszła do łazienki, więc przynajmniej nie widziała jego skrzywionej miny. Opowieść jej matki obudziła w nim dawno zapomnianą tęsknotę. Cały ból po stracie rodziców ukrył w sobie, wiedząc, że nie ma miejsca na słabość. Nie pod dachem jego stryja.
         Przed oczami stanęła mu scena na cmentarzu. Trumna jego ojca opuszcza do dwumetrowej dziury. Wujowie Martin, Jeff i Robby pochyleni nad mogiłą. Żaden z nich nie zwracał uwagi na dwunastoletniego chłopca stojącego po drugiej stronie dołu.
         Zamrugał, odganiając piekące łzy zbierające się pod powiekami. Nawet nie zorientował się kiedy odpalił przeglądarkę i wpisał w Google’a nazwisko ‘Drew Anderson’. Kiedy wyskoczył mu link odsyłający do artykułu na Wikipedii, poczuł na swoim ramieniu dużą, ciepłą dłoń.
         Tą samą, którą przez cały pogrzeb spoczywała na jego dużo chudszym wówczas ramieniu.
         Mężczyzna na zdjęciu miał więcej siwych włosów, niż ten ze wspomnień Grahama, ale uśmiech był ten sam. Początkowo wydało mu się dziwne, że jego przyszywany wujek ma własną stronę na Wikipedii, ale przestał się dziwić, widząc przypis, że jest on liderem i frontmanem grupy Arctic Monkeys. Kojarzył ten zespół, ale przez ostatnie cztery lata jego życie miało tak intensywny tryb, że nawet nie potrafił powiedzieć jakie mają piosenki.
         Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej słuchawki, które podpiął do komórki. Z duszą na ramieniu wpisał na YouTubie nazwę zespołu i wszedł w pierwszy lepszy filmik. Był to teledysk do jednej z ich piosenek. Oglądał jak zaczarowany. Przez słuchawki w uszach, nie usłyszał nawet, jak Aster wróciła do salonu.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:25 pm}

G R A C E  L O W E R Y

         Dostały swój mini koncert i jak już Grace tak sobie rozmyślała i zastanawiała się, czy jej wyraz zdziwienia na twarzy z usłyszenia talentu, którym operuje Drew jest niegrzeczne, odwróciła wzrok na chwilę, by spojrzeć na Barbs. A Barbs już była kompletnie sprzedana. Oczy jej się błyszczały, usta lekko rozchylone i czy ona…się rumieni? I to nie z zakłopotania, jak wcześniej?
         - [ color=goldenrod]Boże, Barbs, czy ty teraz poważnie[/color] - zaczęła, gdy koncert się skończył, ale nie miała okazji się zbytnio rozgadywać, gdy usłyszała jakiś kobiecy głos. Jakiś...no przecież nie włamywacz, tylko matka chłopaka.
Marszczy brwi patrząc jak Johnny włazi do składziku, ale ostatecznie zrozumiały tę dziwną grę na migi i nikogo nie wydały. Widocznie nawet gangusy boją się swoich matek.

A S T E R     R E Y E S

        Swój obiad zjadła szybko, później tylko ślęcząc z łokciami na stole, słuchając opowieści matki o jej młodości. Nawet jej szczególnie nie przerywała, chociaż miała tak w zwyczaju. Bała się, że kobiecie by się nagle jednak odechciało dalej opowiadać lub by straciła wcześniejszy wątek. Nie była pewna, ile tak wszyscy razem siedzieli, ale w pewnym momencie matka spojrzała na zegar wiszący w kuchni, otworzyła szerzej oczy i przepraszając zakończyła wspomnienie. W pośpiechu pożegnała się z Aster głaszcząc ją po głowie i pogładziła lekko Grahama po ramieniu. Zanim zniknęła z pomieszczenia, zapewniła jeszcze, że opowie im więcej następnym razem i życzy im udanej próby. Widocznie musiała mieć dzisiaj zaplanowane jakieś z jej ważnych spotkań odnośnie pracy, bo za bardzo się cieszyła z okazji do opowieści o swoich dawnych przyjaciołach, żeby coś nieistotnego miało ją powstrzymać.
        Próby poszły im świetnie, aż zaskakująco. Wydawało jej się, że nawet ich gra przestała być tak bardzo oddzielna, ale to może jej narastający dobry humor w trakcie próby jej wmawia kocopoły.
        Szczerze to robiła się już zmęczona tym dniem, postanowiła odpuścić dalsze zagadywanie odnośnie ich strategii na konkursie. Może jutro to dopracują. Nie czuła się za dobrze, więc zostawiła Grahama na chwilę i poszła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą kilka razy i dopiero jak spojrzała w górę na lustro, zauważyła co jej nie pasowało. Lustro było całe w kremie do golenia ojca. Zlew w sumie też. No ale czemu to ma różowy kolor…
         - Eugene! Znowu! Cho no tu! - krzyczy ściskając ręcznik. No to już kolejny raz, kiedy młody postanawia pokazać trochę dziecięcego buntu. W końcu pojawia się, z najbardziej nonszalanckim wyrazem twarzy, jaki może mieć ośmiolatek. Przygląda się scenerii wzruszając bezczelnie ramionami.
    - Ups - mówi, na co dostaje od Aster pianką do golenia po policzkach.
    - Ja już cię ogolę, jak tam bardzo chcesz!
    - Bitwa! - krzyczy dzieciak z determinacją i nakładając sobie z lustra garść pianki, odwdzięcza się jej tym samym. Zacięta potyczka trwa, aż nie skończyła im się piana i ustaleniem, że w sumie remis, ale już Eugene posprząta po sobie, z kultury.
    Aster zmieniła zabrudzone ubrania i choć pewnie nadal czuć było od niej zapach pianki, wróciła z powrotem do salonu. Otworzyła od razu usta, by opowiedzieć o zdarzeniu Grahamowi, ale zatrzymała się, zanim jakieś słowo zdążyło się utworzyć, gdy zobaczyła chłopaka słuchającego czegoś na słuchawkach.
   Podchodzi cicho, na paluszkach, by w pieczętującym momencie pochylić się obok jego ramienia i wyciąga mu z ucha słuchawkę.
    - Czego słuchasz? - pyta, chociaż zaraz sama sprawdza - O, to ty fan Arctic Monkeys? A to niespodziewane…Słyszałeś tę ich piosenkach o nachosach? Lub tę co idzie…”Ja chcę coś zniszczyć! W żyłach burzy się drapieżnika krew”...Albo to nie ich?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:26 pm}

Devil's Trill Sonata - Page 2 95add49327437a8b25899d78605dc27f

         Teksty niektórych piosenek były… cóż, dziwne. Nie wiedział czego się spodziewał, ale chyba nie ballady o nachosach. Albo o tym, że babka go zostawiła, bo zasnął w misce nachos w trakcie kolacji. Graham chyba nie zrozumiał, co autor miał na myśli. Przesłuchiwał piosenkę za piosenką, aż  dotarł do akustycznego nagrania, na którym Drew siedział w pustym studiu z gitarą na kolanach. Tytuł filmiku informował, że jest to cover Aerosmith Dream On. Blondyn zjechał niżej, sprawdzając opis i przeglądając komentarze.
         – REYES! – syknął z irytacją, kiedy dziewczyna wyrwała mu słuchawkę z ucha. Odsunął się od niej, próbując odstraszyć ją ostrym spojrzeniem. Trochę skamieniał, próbując nadążyć nad jej słowami. Tę o nachosach, dopiero co przesłuchał. Ale to o niszczeniu…? Jeszcze do tego chyba nie dotarł. Już miał znowu na nią nawarczeć, żeby nie wciskała nosa w nieswoje sprawy. Zamiast tego wyłączył piosenkę w trakcie refrenu. Przy okazji przypadkiem wszedł w link przenoszący do konta na Instagramie zespołu – Nie… Nie zakradaj się tak, do cholery! – ściągnął mocno brwi. Absolutnie nie znosił, kiedy ludzie zaglądali mu przez ramię na to, co robi. Wyszarpnął drugą słuchawkę – I nie jestem fanem Arctic Monkeys, po prostu wyskoczyło mi na głównej i chciałem…! – urwał w pół słowa, widząc, jakie zdjęcie przypadkiem powiększył.
         Złapał mocniej komórkę oburącz, czując jak trzęsą mu się dłonie. Naprawdę, już dawno powinien był spróbować znaleźć dawnych znajomych ojca. W dobie internetu trzeba być naprawdę głąbem, żeby tak późno zorientować się, że twój staruszek za życia miał spory wkład w twórczość dość popularnego zespołu.
         Oszołomiony patrzył na zdjęcie jego ojca i Drew stojących z durnymi minami i z jeszcze durniejszymi stylizacjami w stylu wczesnego punk rocka na tle jakiegoś… teatru czy czegoś w tym rodzaju.
         “W odniesieniu do informacji, że Siouxsie and the Banshees zapowiedzieli powrót na scenę - tak, cieszymy się. Wyrazy wdzięczności dla kochanej B za odkopanie fotki Drew i Johnny’ego tuż przed ostatnim koncertem Siouxsie na który udało im się trafić. Drogie dzieci, tak się kiedyś nosiło!
P.S. Wciąż tęsknimy, Johnny /Jaime.”

         Wygasił ekran, opuszczając telefon na kolana. Czy spędzi kilka godzin przeglądając sociale AM i Drew? Oczywiście. Ale dopiero w domu, kiedy będzie sam. Przejrzy każdy cholerny post w nadziei, że znajdzie więcej tego typu zdjęć.
         – Masz… różową pianę na bluzie. – zwrócił jej uwagę, chcąc zmienić temat. Miał nadzieję, że Aster nie będzie drążyć i odpuści. I że zachowa to dla siebie. Chcąc nie chcąc pokazał jej się z nieco innej strony niż zwykle pokazywał się ludziom i wolał, aby nie rozniosło się po szkole, że Graham Lydon jednak ma jakieś emocje. Pal licho jakby zaczęli się nabijać. Jakby komuś odwaliło i zacząłby okazywać mu współczucie, Graham chyba by tego nie zniósł.
         Odgarnął na bok blond grzywkę.
         – O dziewiętnastej przyjedzie po mnie stryj. Jeszcze jedną próbę?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:27 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Postanowiła zostawić jeszcze chwilę skradzioną słuchawkę w uchu, bo piosenka Arctic Monkeys trochę zagłuszyła jej te zirytowane warczenie, którym obdarzył ją Graham. Szkoda, że tak szybko jej tę biedną słuchawkę wyszarpał z powrotem. Absolutnie bezpodstawne obruszenie z jego strony. Jeszcze tak po nazwisku? I może by coś szybciej odpowiedziała, jakby miała do czynienia z kimś innym. Takie głośne reakcje na jej zaczepki otrzymuje zazwyczaj od jej brata, Leo, na przykład, i w tym nic dziwnego, bo to taki szybko irytujący się drań i tyle. Ale Graham? Ta królowa śniegu Graham? Z jakąś godzinę temu może kompletnie niewzruszony opowieścią jej matki o jej młodości razem z jego ojcem, a teraz przerosło go, że go nakryła na słuchaniu jakiegoś popularnego zespołu?...Czy on powiedział “cholera”? Aster, zepsułaś go.
        Patrzyła na niego jeszcze chwilę, z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami, aż nie wyprostowała się i skrzyżowała ramion na klatce piersiowej.
        - Hej, nic złego w lubieniu Arctic Monkeys? Zresztą, o co chodzi, przecież nie nakryłam cię jak oglądasz panie w skąpych ubr - nie dokończyła swojej z góry skazanej na niepowodzenie próby uspokojenia chłopaka, bo jej uwaga szybko została przekierowana na jego trzęsące się dłonie i teraz to już naprawdę nie wiedziała, czy ma się martwić. Dobrze widzieć u niego jakieś ludzie emocje, to na pewno, ale wolałaby je trochę lepiej rozumieć.
       Wyjrzała ponownie za jego ramię, bo i tak był zbyt zamyślony by znowu ją opieprzyć.
       - Oh, to jest… - i wygasił ekran. Oczywiście. No nie da jej dzisiaj dojść do zdania. Zdążyła jedynie zauważyć na zdjęciu jej mamę i może ciocię Barbarę, chociaż nie jest pewna, bo nie dała rady za bardzo przyjrzeć się twarzom. Przy robieniu zdjęcia musieli być chyba w trakcie jakiejś rozmowy, przynajmniej kobieta została złapana w uśmiechu, jakby usłyszała coś zabawnego, a matka Aster, na której ramieniu koleżanka opierała głowę patrzyła na swoje towarzystwo, a nie w stronę kamery. Zdążyła przeczytać tylko połowę opisu do zdjęcia, ale dowiedziała się, że jednym z mężczyzn obok nich był Johnny. Huh.
       - Szczerze to się już pogubiłam. Moja mama ma jeszcze chyba dużo do opowiedzenia - powiedziała, prostując się ponownie, żeby nie dostać rykoszetem, jakby Graham jednak znowu wrócił do swojej nowej emocji - złości. Jej rodzicielka zawsze była skrytą osoba, rzadko poruszając temat jej młodości, a już absolutnie pomijając informacje o babci Aster, ale żeby nie wspomnieć, że ma kontakty z AM? A dajcie spokój.
        Nie podobało jej się, że chłopak tak szybko zmienił temat, ale aktualnie nie miała ochoty go dalej zmuszać do podjęcia z nią jakiejś ciekawszej rozmowy. Podobny typ człowieka jak jej matka.
        - Dobra. To daj mi trochę więcej serca, jak mnie tak zbywasz - nie przejmując się zbytnio strzepnęła pozostałości piany z bluzy dłonią. Usiadła do pianina i już zaraz mogli zacząć swoją ostatnią próbę, zanim stryj przyjedzie po Grahama.
        Początek był trochę słabszy niż zazwyczaj i już miała zacząć się stresować, ale już po chwili wrócili na prostą i pięli się tylko w górę. Przymknęła oczy, dając się ponieść melodii, która tak złowrogo śni jej się po nocach od pewnego czasu. Z każdą próbą stawała się końcowo coraz bardziej spokojna. Prawie. Prawie to mają. Ale ciągle czegoś im brakuje. Wątpi jednak, że te coś jest na wyciągnięcie ręki.
       Utwór dobiegł końca, a ona otworzyła zmęczone oczy, które teraz miały w sobie błysk determinacji.
       - Spróbujmy jutro wcielić w życie swoją interpretację. Zaimprowizujemy. Jak nic z tego dobrego nie wyjdzie, to wrócimy do bezpiecznej gry - oznajmiła z powagą. Liczy, że to przyniesie pozytywne efekty, ale z drugiej strony, mają w sobie na tyle krytyki, żeby zauważyć w razie co, że wynik ich interpretacji jest żenujący.
       Jakaś chwila czasu im jeszcze chyba została, ale nie wiedziała jaki temat poruszyć. O ich rodzicach mu widocznie na dziś już wystarczy, a o AM to nie ma co zaczynać.
Przygląda mu się przez kilka sekund, aż nie zauważyła czegoś, co już rzuciło jej się w oczy wcześniej przed próbą.
       - Nie za długą masz już tę grzywkę? Jak ci przeszkadza to mogę ją ci podciąć.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:30 pm}

Devil's Trill Sonata - Page 2 940e4ccef9a3b5fada9c6908de732e4e

         Wdech i wydech.
         Tracisz twarz. Emocje biorą nad tobą górę.
         – Zmień płytę. – mruknął, znowu słysząc o sercu od Aster. Gdyby wiedziała, jak wielki wysiłek wkłada w to, żeby w ogóle podnieść smyczek, darowałaby sobie te komentarze.
         Naprawdę nie wiedział już, co ma zrobić, żeby poprawić swoją grę. Czy ten utwór naprawdę był poza jego zasięgiem? Jedyny utwór, którego zagranie idealnie mogło przybliżyć go do matki, a on nie potrafił zagrać tego dobrze? Jej popisowy utwór, a on, jej syn, nie może temu podołać?
         To… takie frustrujące.
         Po zakończonej próbie zaczął zbierać swoje rzeczy. Pokiwał głową, zgadzając się na propozycję improwizacji. Osobiście, był temu przeciwny. Improwizować to sobie można grając do kotleta ze znajomymi, a nie na konkursie, gdzie każda trafiona nuta to twoje być lub nie być. Z drugiej strony, stryj wymaga od niego tylko podium. Zwykle kładzie wyraźny nacisk, że oczekuje od niego bycia najlepszym. Nabrał ludzkich odruchów i okazał mu trochę litości?
         Czy może po prostu wie, że Graham nie podoła i nie ma szans na pierwsze miejsce w tym konkursie?
         – Co? – spojrzał na nią wyrwany ze swoich myśli i dopiero po chwili zrozumiał, o co pyta. Fakt. Włosy mu urosły. Zrobiły się nieco przydługie. Ale musiał poczekać do następnego kieszonkowego, bo nie miał już kasy na fryzjera, a nie ma mowy, żeby pozwolił się obciąć Mackeznie czy Coreyowi.
         Co złego może się stać?
         – W sumie… Tak, czemu nie. – odparł ze wzruszeniem ramion.
         No bo przecież, nie opitoli go na łyso nożyczkami, oczu raczej nie wydłubie, w końcu ślepa nie jest. Kiedy Aster szykowała miejsce do cięcia, on zdjął górę szkolnego mundurka tak, żeby pozostać w koszuli. Chciał ograniczyć blond włosy na każdym skrawku ubrania. Usiadł na stołku i nie spodziewając się nadchodzącej tragedii, zamknął oczy, pozwalając jej działać. Co i raz przechodziły go delikatne dreszcze, jak zwykle, gdy ktoś coś kombinował wokół jego głowy.
         Po kilku, może kilkunastu minutach, Aster dała mu znak, że może się obejrzeć w lusterku. Graham otworzył oczy, nieprzepełniony nawet cieniem niepokoju. Wstał, wyprostował się i spojrzał szeroko otwartymi oczami na swoje włosy.
         ”Masz czoło jak lotnisko!” – powiedział mu kiedyś Corey, kiedy musieli się ładnie ubrać na jakąś ważną kolację z klientem stryja. Graham zaczesał wtedy włosy do tyłu. Patrząc na swoje odbicie i nierówno opitoloną grzywkę, doskonale rozumiał, co miał na myśli kuzyn.
         Nie wiedział czy płakać czy wydzierać się na Aster. Chcąc nie chcąc, okazał dzisiaj już tyle emocji, że chyba do końca roku się już nawet nie uśmiechnie.
         Wybrał stoicki spokój, chociaż w środku szalał ze wściekłości.
         – Reyes. – spojrzał na dziewczynę – Przysięgam, że kiedy tylko skończy się ta farsa z konkursem, osobiście cię zamorduję. – wskazał na swoje włosy, żeby zrozumiała przekaz – Wiem, że mnie nie lubisz, ale nie musiałaś —!
         Zaklął w duchu, słysząc swój telefon. Z bólem spojrzał na wyświetlacz. Stryj. Cholera.
         Wziął głęboki wdech i odebrał, starając się brzmieć tak spokojnie i posłusznie, jak to tylko możliwe.
         – Tak…? Tak, już się ubieram. – rozłączył się i schował komórkę do kieszeni. Pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy – Podziękuj ode mnie swojej mamie za obiad. – rzucił do dziewczyny – Dobrej nocy.
         Wsiadł do auta z pochyloną głową, mając nadzieję, że w półmroku stryj nie zauważy jego nowej fryzury. Nie miał pojęcia jak niby miałby to przed nim ukrywać nim grzywka odrośnie, ale panicznie nie chciał, żeby mężczyzna zobaczył efekt zdolności, czy też ich braku, Aster. Jego plan niemal się udał. Przez całą drogę, stryj wydawał się nie zwracać na niego większej uwagi, powarkując na kogoś przez telefon. Gdy podjechali pod dom, blondyn miał zamiar szybko prześlizgnąć się do swojej sypialni. Niestety, jego szczęście się wyczerpało.
         – Chłopcze. – stanowczy ton głosu mężczyzny zmusił go do zatrzymania się w pół kroku. Naprężył się niczym struna, jakby to miało pomóc mu zniknąć – Pozwól, no, tu do mnie. – powoli obrócił się przodem do mężczyzny. Tkwili w ciszy, podczas gdy starszy wpatrywał się w czubek jego głowy – Chcesz to jakoś wyjaśnić? – nie mogąc wydobyć z siebie głosu, potrząsnął przecząco głową. Mężczyzna wyminął go zamaszystym krokiem i otworzył frontowe drzwi na oścież – Dalio! Potrzebuję nożyczek!
         Przynajmniej nie maszynka…
         Następnego dnia w szkole miał wrażenie, że wszyscy się na niego gapią i szepczą między sobą coś w rodzaju “Lydon wpadł pod kosiarkę?”. Poprzedniego wieczora stryj kazał ciotce jakoś ogarnąć to, co zrobiła z jego włosami Aster i wyrównać to jakkolwiek, żeby “nie wyglądał jak on!”. Kimkolwiek był ten “on”. W rezultacie, jego włosy zostały skrócone niemal do samej czaszki, uwydatniając jeszcze bardziej jego gigantyczne czoło. Gdyby regulamin szkoły tego nie zabraniał, nosiłby teraz jakąś czapkę.
         W trakcie przerwy obiadowej usiadł przy samotnym stoliku na uboczu. Pochylony nad notatkami z biologii, wsuwał orzeszki i bazgrał coś bezwiednie w brudnopisie. Zerknął krótko w bok, czując, że ktoś się do niego przysiadł. Wyjął słuchawkę z ucha.
         – Lisy nie mają swojej stołówki? – spytał.
         – Pomyślałam, że przyda ci się dzisiaj towarzystwo. – stwierdziła Mackenzie, stawiając na stoliku dwa kartoniki z sokiem i swoje pudełko śniadaniowe. Jeden z soczków podsunęła bliżej kuzyna – Jak tam, Wysokie Czoło? Ktoś się nabija? Obić komuś mordę?
         – Jak na razie tylko ty. – odparł.
         – Ja się zawsze nabijam. To się nie liczy. – szturchnęła go łokciem w bok z durnym uśmieszkiem.

:
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:31 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Ah, może to nie był jednak najlepszy pomysł.
         Swoją kreatywnością chciała zrobić małą niespodziankę chłopakowi, ale widocznie przeceniła swoje możliwości.  Dając propozycję nie spodziewała się, że chłopak się zgodzi, ale nie zamierzała się przecież wycofywać. Strzygła już kilka osób w swoim życiu. Cóż, to prawda, że raz prawie obcięła Calebowi ucho, ale to przez to, że kręcił się na krześle, jakby miał dostać zaraz ataku padaczki. Przynajmniej chwilę po tragedii ochłonął, do końca strzyżenia siedząc sztywno jak posąg. Neha nigdy nie pozwoliła Aster dotknąć jej włosów, no i z tym nie będzie się kłócić.
Graham zmył się z jej domu, zanim miała okazję go trochę udobruchać lub chociaż wyjaśnić swoją inspirację. Zresztą tak się zirytował, że pewnie i tak tylko by pogorszyła sprawę. Znaczy tak, mógł mu się nie podobać wynik końcowy, ale żeby tak się przejmować o głupie włosy…Dramatyczny typ. To przecież nie tak, że miał tych włosów jakoś wiele wcześniej. Zresztą, podcięła mu tylko grzywkę. Za dwa tygodnie znowu wpadałaby mu do oczu.
         Następnego dnia do szkoły przyszedł praktycznie łysy.
         Nawet nie wiedziała, jak to skomentować.
Może z tego zdenerwowania mu wypadły, nie wiadomo. Za dużo emocji pokazał jednego dnia i jego organizm nie wytrzymał.
Na początku trochę go unikała, bo nie była pewna, jak do niego podejść. Nie było to trudne, wydawało się, że nawet nie patrzył w jej kierunku. Nie żeby to było jakieś szokujące.
         Stojąc w kolejce po jedzenie na przerwie obiadowej w końcu opowiedziała przyjaciołom o małym wypadku, bo Caleb dołączył się do grona komentujących “ha, wpadł pod kosiarę”.
    - Ty, ale nie musiałaś go na łyso ostrzyc - zaśmiał się Caleb, wbijając je w kolejkę. Ustawili się tylko po pudding.
    - …Wypraszam sobie, to akurat nie moja wina! Ja mu tylko grzywkę obcięłam, słowo - broniła się, ale tak bez przekonania.
    - Przyznaj się, że maszynką mu zrobiłaś łysą linię na środku głowy i musiał to odratować
    - Przeproś go po prostu i będzie po sprawie - wtrąciła się Neha, jako głos rozsądku, gdy już odbierali swój deser. - Tam siedzi - wskazała na stolik, przy którym faktycznie siedział Graham, razem z jakąś dziewczyną. No nic, i tak to będzie żenujące i tak.
    - Graham, hej - przywitała się, uśmiechając się pewnie niemrawo do dwójki. Przedstawiła siebie i przyjaciół dziewczynie, którzy wymienili również krótkie przywitania. Pozwolili sobie się dosiąść.
    - Słuchaj, eh, sory. Myślałam, że jak wezmę inspirację z…- urwała, szukając bardziej ogólnych słów - z tego zdjęcia z instagrama, to ci się spodoba, może. Bo wiesz, podobny jesteś... Nie sądziłam, że się zetniesz…
    - Na łyso - dokończył Caleb, biorąc się za swój pudding. No co za…
    - Dobra, koniec o tych włosach. Słyszeliście o tym, że–
    - Wychodzi nowy film Zielonej Latarni
    -...Miałam powiedzieć, że jakiś koncert ma być u nas w mieście, ale dobra
    - Matka ci nie zakazała komiksów o jakichkolwiek Latarniach, czy innych świecących rzeczach? - zapytała, choć znała odpowiedź. Pani West była bardzo poważna w tym temacie.
   - Nie filmów. Wy znacie? - zwrócił się tu do Grahama i Mackenzie, szukając jakiegoś kontaktu w tym zakresie, jakby ostatni film o Latarni nie miał mniej niż 30% na Rotten Tomatoes.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:32 pm}

Devil's Trill Sonata - Page 2 95add49327437a8b25899d78605dc27f

         Podnieśli głowy, kiedy podeszła do nich Aster i jej paczka.
         – Yo. Mackenzie. Kuzynka Grahama. Uczę się w Foksie. – przedstawiła się i wyjaśniła tym samym czemu laska w mundurku sportowej części szkoły siedzi na stołówce tych muzycznie uzdolnionych.
         Graham natomiast pochylił się nad swoimi notatkami z biologii, udając, że ignoruje obecność tamtej trójki. Jak tylko usłyszał Aster i jej “słuchaj, sorry”, chwycił słuchawkę, którą wcześniej wyjął z ucha i wsadził ją tam z powrotem.
         – Gram! – syknęła Kenzie, zabierając mu słuchawki.
         – Jakby to była moja decyzja, żeby je ściąć niemal na ły–!
         Mackenzie próbowała go uciszyć. Oboje wiedzieli, że ojciec dziewczyny przesadza i traktuje bratanka gównianie, ale nie było sensu wywlekać tego publicznie. To nic by nie dało, a jeśli już, to tylko pogorszyłby tym swoją sytuację.
         – A… Ta! – zaśmiała się nerwowo szatynka, po wepchnięciu kuzynowi ciastka do mordy, żeby się utkał – Latarnia… Mój młodszy brat, Corey, lubi trykociarskie klimaty. Coś tam kojarzymy.
         – Sielone fsoo? – spytał blondyn, krztusząc się ciastkiem.
         – Jakiś typo z Ligi Sprawiedliwości… Z komiksów! – wyjaśniła mu najprościej jak umiała, widząc po jego oczach, że nie ma pojęcia o czym mowa – Ma pierścionek i lata.
         Męski potomek Lydonów siedział przez chwilę z miną, jakby chciał spytać, co pierścionek ma do zdolności latania, ale chyba doszedł do wniosku, że to nie ma znaczenia. Przełknął ciastko, popił soczkiem i znów pochylił się nad notatkami z biologii, udając, że nie zauważa ich obecności. Dlatego żeński potomek Lydonów, starał się robić za nich oboje i próbowała dyskutować z Calebem na temat Latarni, korzystając ze swojej ograniczonej wiedzy. Można powiedzieć, że miło sobie rozmawiali w piątkę, aż jakiś kretyn nie postanowił walnąć Grahama otwartą dłonią w tył głowy.
         – Fajny fryz Lydon! Wkurzyłeś jakiegoś fryzjera?
         Graham spiorunował gościa wzrokiem, nie rzucając w niego nawet żadnym komentarzem, bo uznał, że nie warto.
         … Nie, kiedy obok siedzi Mackenzie.
         Mackenzie podniosła swoje pięćdziesiąt osiem kilo masy z krzesełka i szybko znalazła się przy panu śmieszku, łapiąc go za przegub.
         – Mackenzie…! – Graham już się podnosił, żeby ją powstrzymać, ale było za późno. Jaimie Simons padł na kolana z głośnym jękiem po tym, jak Mackenzie kopnęła go w piszczel, wykręcając boleśnie rękę i obrzuciła go kilkoma niewybrednymi  epitetami, a na koniec poinformowała, że jeszcze raz spróbuje gnębić jej kuzyna, a sam padnie ofiarą fryzjera-psychopaty.
         Wróciła do stolika jakby nigdy nic, zadowolona i uśmiechnięta.
         – No, wracając. Wspominałaś coś o koncercie, nie? – zwróciła się do Nehy, jakby wcale przed chwilą nie wykręciła jakiemuś typowi łapska – Kiss, co nie? Uwielbiam Kiss. W sumie, to od kilku dni męczę Gramowi dupę, żebyśmy poszli, ale on się nie chce zgodzić…
         –... dlaczego wyście się uparły na uprzykrzanie mi życia…? – wymamrotał, patrząc na swoje notatki.
         – Hę? Ale o co ci teraz chodzi? Przecież lubisz Kiss.
         Z irytacją wskazał ręką na Simonsa, który w bólach ewakuował się ze stołówki.
         – Będę miał przez ciebie jeszcze bardziej przesrane! Weź się zaprzyjaźnij z Reyes! Ona uprzykrza mi życie, ty mi uprzykrzasz - macie wspólne hobby!
         Mackenzie przez chwilę patrzyła na niego, jak na kosmitę mówiącego po chińsku.
         – Hm… No w sumie spoko. Ej, chcecie po szkole iść na karaoke ze mną i moimi kumpelami z klasy? – zwróciła się do Aster i jej przyjaciół. Graham schował twarz w dłoniach, łokcie podpierając o blat – Ojej… Tu też możesz iść. Janice i River cię lubią. – zapewniła go, nie mogąc ukryć rozbawionego uśmieszku – Raaany… Chyba faktycznie lubię cię dreczyć! To co z tym karaoke po szkole?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {20/05/23, 06:32 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Rzuciła ostatnie spojrzenie chłopakowi, gdy ten spróbował z powrotem włożyć sobie słuchawki do ucha, kończąc tym samym ich szanse na szybki rozejm. Eh. Czego się w sumie mogła po nim innego spodziewać. No nic. Nie będzie udawała, że rozumie tę włosową tragedię. Może też powinna się ściąć teraz na łyso, nie wiadomo.
        Odwróciła uwagę w stronę Mackenzie, którą teraz widząc okazję zaczął bezwstydnie zagadywać Caleb na temat tej jego Ligi Sprawiedliwości. Trochę się rozgadał, ale włączał ich do rozmowy, chociaż w niektórych momentach chyba specjalnie wymyślał jakieś informacje, żeby móc sprawdzić ich reakcję. Ona sama pamiętała tylko niektóre rzeczy z opowieści, więc mu nie zaprzeczała. Niech się pobawi.
W pewnym momencie jakiś typ zaczepił Grahama, na co zanim grupka zdążyła odnaleźć się w sytuacji, Mackenzie już miała chłopa na podłodze.
    - Widzisz go? Tak skończysz - powiedział jej do ucha Caleb, nie odrywając wzroku od dziejącego się przed nimi barbarzyństwa.
    -  A ty też nie miałeś jakichś mądrych komentarzy na temat jego fryzury?
    -  Zapomnijmy o tym
    - Pamiętaj, że na dno lecisz ze mną
Dziewczyna zakończyła swoją powinność i wróciła z powrotem do nich, widocznie nic sobie nie robiąc z ich dezorientacji, łącząc to z nagłym poruszeniem na stołówce i rzucanymi w ich stronę spojrzeniami.
    - Jeńców nie bierzesz - odezwał się pierwszy Caleb, dokańczając swój pudding.
    - Mogę iść z tobą…- zaczęła Neha, opierając brodę na dłoni i wpatrując się w Mackenzie, jednak szybko się poprawiając. Odchrząknęła - Możemy w sensie. Iść z wami. Na Kiss. Też lubimy - zaśmiała się nerwowo. Aha. No to przepadła. Poklepała ją po ramieniu na znak wsparcia i kiwnęła głową, że prawda. Dawno nie była na żadnym koncercie, przynajmniej na jakimś innym niż…koncert orkiestry.
       Uśmiechnęła się na kolejną krótką wymianę zdań  między kuzynostwem. Może jest w jego słowach trochę racji.
    - Bardziej pasja niż hobby - wyszczerzyła się niewinnie - Jasne. Wy też? - spojrzała na swoją ekipę. Nie wyglądało żeby mieli coś przeciwko - Super! No to jesteśmy umówieni - powiedziała entuzjastycznie na odchodne, bo przerwa obiadowa już zdążyła dobiec końca. Pożegnali się, po czym oddała Calebowi swój deser, gdy szli do klasy.

        Na karaoke nie było jakiegoś wybitnie dużego ruchu, więc na szczęście udało im się zająć miejsce, które ich wszystkich pomieściło. Neha zaczęła zbierać od wszystkich zamówienia na jedzenie i napoje, bo na pustych żołądkach nie ma co nawet siedzieć.
   - Dobra, to wybierać. Dla mnie Eminem, dla Mackenzie pewnie jakieś darcie ryja, dla Aster też....Nie zdziwię się jak dla Grahama też w sumie, chociaż pasujesz teraz trochę wyglądowo do rapera, nie? Hehe. A wy laski to nie wiem, coś znajdziecie. Neha to pewnie w sekrecie bawi się do Britney Spears…No, mają tu wybór
   - O, piosenki AM mają! Na pewno jacyś fani się tu znajdą. I zamawiam na pewno Dream On Aerostmith, zalicza się do darcia mordy. Kto chce zacząć?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {21/05/23, 10:47 am}

G r a h a m   L y d o n

         Graham został wciśnięty w kąt kanapy, między River a Janice. Nie czuł się komfortowo w tak dużym gronie ludzi na tak małej przestrzeni. Dziewczyny wybrały bar karaoke na wzór tych japońskich, więc dosłownie mieli dla siebie własną kanciapę do darcia mord. Nie chciał tu być, ale Mackenzie przyczaiła się na niego pod szkołą i zmusiła do przyjścia z nimi. I teraz siedział między jej kumpelami, myśląc tylko o tym, że powinien teraz siedzieć w swoim pokoju nad książkami od biologii. Musi dbać o średnią, a ciężko o nią dbać, kiedy posyłają cię na cholerny konkurs, na który musisz ćwiczyć prawie codziennie.
         A teraz jeszcze Mackenzie wyciągnęła go na cholerne karaoke z, nie dość, że jej kumpelami, to jeszcze z Reyes i jej znajomymi.
         Posłał poirytowane spojrzenie Westowi, gdy ten znowu postanowił zażartować z jego obecnego wyglądu. Zaraz wstanie i sam mu przyjebie. Skoro Mackenzie nie stanie w jego obronie, to sam stanie w swojej obronie. West ma łapę w gipsie. Jest szansa, że da radę mu uszkodzić też drugą.
         – No, no, panie Caleb! Żebyś się nie zdziwił! – zawołała sprawczyni całego tego gówna, wstając ze swojego miejsca i jako pierwsza podniosła rękawicę. Mikrofon. Cokolwiek. Chwilę coś postukała na ekranie, wybierając piosenkę.
         Kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty gównianego podkładu, Graham spojrzał na River.
         – Blondie?
         – Blondie. – przytaknęła.
         Mackenzie uwielbia Blondie. Kiedy skończyła kaleczyć ich uszy, nagrodzili ją gromkimi brawami… że raczyła przestać.
         – Nie znacie się na sztuce! – burknęła urażona ich reakcją, siadając na swoim miejscu.
         – Czworo z nas jest w szkole muzycznej. Mamy słuch niemal absolutny. – odparł jej z przekąsem Graham, który zaczął się nawet nieco pewniej czuć, przytulony z dwóch stron przez przyjaciółki kuzynki. A poza tym, to River podsunęła mu swoje kręcone frytki, twierdząc, że w sumie to nie wie po co je zamówiła, skoro nie jest głodna. Znając życie, zamówiła je specjalnie dla niego. Kumpele Mackenzie dobrze wiedziały, że o tej porze miesiąca jest już dosłownie bez grosza przy duszy i żyje od śniadania do kolacji, bo nie ma hajsu na obiad na szkolnej stołówce, a co dopiero w jakimś lokalu.
         – I prawdopodobnie przez ciebie go stracą. – dodała z rozbawieniem Janice, cichaczem nalewając do szklanki blondyna swoją colę.
         Graham był tak zaaferowany frytkami, że nawet nie zwrócił uwagi, że picie też dostał za darmo.
         – Jak Graham nie będzie mógł grać i twój ojciec wyrzuci go z domu, to będzie twoja wina. – Kenzie szturchnęła przyjaciółkę w bok, żeby się przymknęła i nie gadała takich rzeczy nie dość, że przy Grahamie, to i przy ludziach niewtajemniczonych w ich sytuację.
         – Nie wyrzuci mnie… nie tak od razu. Najpierw sprzeda na części. – wtrącił się, obracając sytuację w żart – No, West, pochwal się swoimi zdolnościami jak u Eminema. Tylko języka sobie przy okazji nie połam, nie? – posłał mu swój firmowy uśmiech dupka, wrzucając do ust frytkę.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {31/05/23, 06:48 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Pierwszą do śpiewania okazała się Mackenzie, ale jej brak talentu był taki niesamowity, że chyba aż dawał pewność siebie innym rozważającym śpiewanie. Gorzej nie będzie. Ale to nie tak, że tu same talenty. Trzeba będzie później zrobić głosowanie, kto najmniej zranił ich uszy. Może się okazać, że Kenzie wcale najgorsza z ich wesołej gromadki nie będzie.
         Caleb zajęty całkowicie swoimi frytkami w formie max przebudził się nagle, wywołany przez Grahama.
    - Te, jeżyk, ty się o mnie nie martw, bo zaraz sam mikrofon weźmiesz - uśmiechnął się szeroko i po wzięciu ostatniego łyka oranżady ukradzionej od Nehy, bo zawsze wybierała lepszą opcję, wstał z kanapy i podszedł do ekranu.
    - Tylko nie bierz proszę znowu tej co ma siedem minut, bo się zapowietrzysz - na to Caleb zmrużył oczy, patrząc na nią oskarżająco, kładąc dramatycznie dłoń na sercu, jakby dostał w nie cios z jakiejś kuszy.
    - To wezmę Godzillę, ale któraś z was śpiewa jako ten drugi typ
    Neha złapała od razu kontakt wzrokowy z Aster, z każdą kolejną sekundą wyglądając coraz bardziej jak kopnięte, zostawione w jakimś rowie szczenię. Kto by pomyślał, że na jej twarzy jest tyle emocji i rozpaczy tylko dlatego, że nie chce brać udziału w piosence Eminema.
    - …Dobra, monsterze podstępny, zsuń zad - wstała z miejsca, na co Neha zadowolona klasnęła dłońmi. Cwaniara na emocjach grająca.
         Caleb równie szczęśliwy, wybrał piosenkę i gdy pojawiły się pierwsze słowa piosenki praktycznie nie patrzył na ekran. Zawsze uczył się na pamięć najbardziej randomowych rzeczy. Oczywiście, do rapera mu dalej daleko, ale tempo trzymał nawet niezłe, przy najszybszej części próbował na ile mógł, ale większość momentu spędzili na śmianiu się z tych prób, aż skończyli z bolącymi brzuchami. Tak czy owak, bardziej skupili się na performance, czyli parodiowaniu tego, jak raperzy poruszają się na scenie. Poruszanie łapami, łażenie po “scenie”, przy czym Caleb założył kaptur dla lepszego efektu. Ah, to wszystko było tak okropnie głupie i żenujące, ale mieli taki wyszczerz na ryju, że było warto.
    - No, Lydon, to dawaj. Zmieć nas z planszy teraz - zagadnął po występie Caleb cały czerwony, padając razem z Aster na kanapę po obu stronach Nehy. Rzucił się oczywiście, aby wychlać jej resztkę oranżady.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {31/05/23, 10:31 pm}

G r a h a m   L y d o n

         Żałosne. Zachowują się jak małpy w cyrku. Im dłużej patrzył na wygłupy Westa i Reyes, tym bardziej upewniał się w tym, że marnuje czas. Mógłby teraz być gdzieś indziej i zająć się czymś bardziej produktywnym.
         Tak twierdził rozum. Serce ściskała mu zazdrość. Nawet, gdyby chciał, nie potrafiłby mieć tyle luzu, co oni i po prostu dobrze się bawić. Nie potrafiłby śmiać się ze swojego nieudanego występu. Nawet występu karaoke.
         Spojrzał beznamiętnie na Caleba, gdy ten i ruda menda padli z powrotem na kanapę. Powoli przeniósł wzrok na sprzęt grający i zerknął na Mackenzie.
         – Zaklinam cię, brat, jeśli wybierzesz to, co myślę… – zaczęła nieco przerażona wizją tego, co mógłby wybrać.
         – Zależy mi na moich rękach. – odparł, podnosząc tyłek z kanapy. Gdyby wybrał to, o czym oboje pomyśleli, skończyłby z łapskami w gipsie – Janice, mogę liczyć na wsparcie w chórkach?
         – Uuu…! Pewnie! – dziewczyna zerwała się za nim, żeby zajrzeć mu przez ramię, kiedy będzie wybierał piosenkę.
         River i Mackenzie spojrzały po sobie, nie wiedząc czego się spodziewać.
         – Lydon, ty to wariat jesteś. – stwierdziła Janice.
         Kuzynka blondyna zrobiła wielkie oczy, słysząc muzykę z Mozart Opera Rock. Pobladła, gdy Graham z obojętnym wyrazem i jedną dłonią w kieszeni zaczął śpiewać w oryginale, po francusku.  Od razu zrozumiała, czemu wziął Janice na chórki. Z ich trójki ona była najlepsza z francuskiego, o czym ten frajer dobrze wiedział. Sam miał jakiś naturalny talent do języków, pewnie po matce, która sama nie potrzebowała wiele czasu, żeby opanować nowy język.
         I skubany postanowił się tym popisać. Caleb musiał go czymś urazić, że tak do siebie wziął “zmieć nas z planszy”. Teraz to Mackenzie żałowała, że przytargała tu z nimi kuzyna. Kutafon nie umiał odpuścić i po prostu dobrze się bawić. Musiał zawsze pokazać, że ”bez trudu” może każdego zdetronizować.
         Jeśli Graham nie miał pewności, że to, co robi jest bez skazy, nawet nie podejmował się próby zrobienia tego publicznie. Idealny do bólu. Po prostu nie potrafił inaczej.
         Po zakończonym pokazie jaki to on nie jest zajebisty, wrócił do stolika i położył na nim mikrofon, patrząc z nonszalancją na Caleba. Uśmiechnął się złośliwie.
         – Qu'avez-vous dit à propos de mes cheveux, monsieur West? – spytał, unosząc wyzywająco brew.
         Mackenzie ukryła twarz w dłoniach, mamrocząc coś o tym, że odda królestwo za normalnego kuzyna.

:
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {13/06/23, 11:29 pm}

A S T E R     R E Y E S


Gdy Neha cicho rugała Caleba za jego zachowanie, Aster przyglądała się z lekkim zaciekawieniem krótkiej wymianie zdań między lydonowskim kuzynostwem. Nie wiedziała, czemu miałby się martwić o swoje ręce w wyborze piosenki. Raczej wątpiła, żeby zaczął breakdance’ować. Jazz hands?
         Wszelkie wyobrażenia takiego performance przerwał jej rzeczywisty występ Grahama razem z Janice, który chyba ich całą trójkę wybił z rytmu. Nie znała ani piosenki ani nie rozumiała za bardzo słów, ale to już jej wina w nieuważaniu na lekcjach francuskiego, bo wymowę mieli oczywiście nieskazitelną, a to jednak jest w stanie ocenić. No, była to odskocznia od ich parodii Eminema, nie ma co. Wiadomo, że ten gbur ma talent do wszystkiego.  Nie wie, czemu ją to jeszcze zaskakuje. Czasem ją to irytowało, chociaż to nie tak, że próbowała go kiedykolwiek przewyższyć w czymś innym niż grze. A teraz proszę, razem na karaoke.
Słusznie się mogła nie spodziewać, że w ogóle zacznie brać udział w zabawie. No, dla kogo zabawa to dla tego zabawa. Może Caleb ma takie działanie na ludzi. Lub tak mimowolnie potrafi wbijać szpilki w odpowiednie miejsca.
         Po występie z ich strony stolika rozniosły się oklaski, bo oczywiście, miło było posłuchać czegoś nie raniącego uszu. Aster rozpromieniła się z nikczemnym błyskiem w oku.
    - Wow, naprawdę włożyliście w to serc -
    - Aster, jak boga kocham - zatrzymała ją Neha, bo nie chciała przenosić tej sercowej obsesji swojej przyjaciółki tak szybko na nowe towarzystwo, chociaż już i tak z tym było za późno. Ruda uśmiechnęła się niewinnie i zaśmiała krótko, dając sobie jednak spokój.
Graham na koniec wypalił coś jeszcze do Caleba po francusku, na co ten spoważniał przez chwilę, dopóki nie wkradł mu się na mordę kolejny szczery uśmieszek.
    - J'ai dit que la coiffure te va bien, stary - powiedział ze swoim najlepszym, udawanym akcentem - Dobra, ładne to było. Kto teraz? Chwilę czasu jeszcze mamy - powędrował wzrokiem po grupie zachęcająco.
    - To korzystamy! Hej, River, na jaką piosenkę masz ochotę? - zapytała, zapraszając dziewczynę do duetu, dla małego urozmaicenia. Neha odważyła się w końcu zapytać Mackenzie, bo niby sama się wstydzi, Aster później zaśpiewała w końcu te swoje Dream On, a Caleb wyskoczył z Pitbullem. Wygłupiali się tak, aż im się czas nie skończył i już musieli wyjść z klubu karaoke.
    - Hej, ale nie rozchodzimy się jeszcze tak wcześnie, co? Jakaś nagroda się nam należy. Przynajmniej ja jestem winien Grahamowi browara - zatrzymał ich jeszcze Caleb, bo widocznie nie miał zbytnio ochoty jeszcze wracać do domu. Wieczór jeszcze zresztą młody.
- Tak? I jak je załatwisz? - zapytała słusznie Neha, chociaż chłopak spojrzał na nią, jakby pytała czy niebo jest niebieskie.
- No, z monopolowego - wskazał na sklep na przeciwko ulicy. Dziewczyna wywróciła oczami.
- I myślisz, że tak ci po prostu sprzedadzą? - zaczynała się już niecierpliwić, nie wiedząc już, czy przyjaciel sobie żartuje czy zapomniał, że to jest w ich przypadku w mordę nielegalne.
- No przecież nic do stracenia, jak powiem, że dowodu zapomniałem - mówił dalej, kompletnie niewzruszony.
- Mało zabawne. Jak już masz takie ciągoty to załóżmy się chociaż o coś
- Ta? Jak wygram malujesz włosy na różowo -
- …Dziecinne. Jak wygram zakładasz koszulkę z Zieloną Latarnią przy twojej matce - podniosła poprzeczkę, dając mu ostatnią szansę na stchórzenie, ale pomimo jego chwilowego wyrazu twarzy, jakby faktycznie miał zmienić zdanie, pozostał nadal zdeterminowany na ten debilizm.
- ...Wow, dobra, game on - powiedział zdeterminowany i ruszył do sklepu, polecając im, żeby zostali gdzieś przed, bo jakby weszli wszyscy na raz, to oczywiście, że coś by nie grało.
         Nie czekali długo, aż Caleb nie wyszedł z monopola, teraz dzierżąc w niepołamanej łapie hojnie napakowaną reklamówę z alkoholem.
- Jak
- Na ładne oczy. Jak mam być szczery, to się nie spodziewałem. Z zakładu rozliczymy się później, ale teraz… - spojrzał na resztę zgromadzenia - To co, spontaniczne piwko? Jak nie macie ochoty to nie zmuszam, ale szkoda zmarnować, nie? -
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {14/06/23, 08:24 pm}

G r a h a m   L y d o n


         Uniósł brew. Teraz to dobrze wygląda, tak?
         Resztę imprezy przesiedział w swoim kącie, jedząc frytki i chichocząc sobie z Janice i River. Zdecydowanie odmawiał uznania faktu, że spędza czas z Reyes i jej kumplami. On tu przyszedł tylko pokazać im, gdzie ich miejsce, nim ktoś pokaże Grahamowi jego miejsce w szeregu.
         – Nagroda? Za co? – zapytała River.
         – Za to, że wytrzymali godzinę w towarzystwie Grahama. – burknęła Mackenzie, wciąż zła na kuzyna za popisówy.
         – To ty chciałaś, żebym też przyszedł. – odrzekł, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Przez chwilę walczyli na spojrzenia, aż Caleb nie wybrał się na samotną misję po piwo. Ten to jest swój ziomek, co?
         Jakieś dziesięć minut później siedzieli w mało widocznym miejscu nad brzegiem Tamizy, siorbiąc piwka. Nie było tajemnicą, że Lydonowie nie słynęli ze szczególnie mocnych głów. I mowa tu o tych pełnoletnich Lydonach. Ta tutaj dwójka, nie dość, że genetycznie nie miała warunków do picia, to i była niedoświadczona w procentach, więc Grahamowi i Mackenzie wystarczyło wypić po jednej puszce, żeby zrobili się skorzy do wygłupów. W połowie drugiej puszki, złapała ich poważna głupawka, kiedy zobaczyli w oddali jakąś płynącą przez rzekę barkę. Skojarzyło im się to z wybrykiem pewnego zespołu w okolicach jubileuszu królowej, toteż szybko na ich ustach znalazł się tekst jednej z pieśni. Mieli jednak na tyle przyzwoitości, żeby zmarłą królową zastąpić królem.
         – Gooooooooooooood saavee thee kiiiing! He’s not a human being!
         – And There’s no future! In England’s dreaming Gooooooooood save the king!
         – No future~! Noooooooooooooo fuuuuutuuuure for youuuuu~!
         – No future for meeeeeee!
         – Iii… Właśnie dlatego nie zabieramy Lydonów na picie. – wyjaśniła z rozbawieniem Janice, patrząc na tamtych dwóch debili, hasających radośnie po piasku w trakcie swojego występu.
         – A teraz This is not a love song! – zawołała River, widząc, że tamci skończyli śpiewać. Graham pokazał jej faka i odkrzyknął coś niecenzuralnego, ale nie wiatr porwał słowa. Ona też pokazała mu faka.
         Można by powiedzieć, że mimo popisów Grahama na karaoke, spędzili całkiem przyjemne popołudnie, niemal normalne dla normalnych nastolatków… Ale oni nie byli normalni. A przynajmniej nie wszyscy z nich i nie mogło się to dobrze zakończyć. Kuzynostwo ze śmiechem wróciło do reszty towarzystwa, żeby dopić z nimi swoje piwa, ale wtedy, właśnie wtedy zza krzaków wyłoniła się dwójka funkcjonariuszy i nawet nie mieli czasu na to, żeby schować puszki, o ucieczce nie wspominając.
         – Nie za wesoło wam? – spytał jeden z nich z zadowolonym z siebie uśmieszkiem – Wybraliście sobie mało patriotyczną piosenkę… Ale najpierw, może dowodziki? – teraz obaj się uśmiechali.
         Młodzieży natomiast nie było już do śmiechu, bo chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, że może by im odpuścili i tylko pogrozili paluszkami, gdyby nie to, że udało im się usłyszeć mało chlubny pokaz talentów wokalnych. Godzinę później cała siódemka siedziała na komendzie, czekając, aż zjawią się ich rodzice i odbiorą swych recydywistów. Świadomość, że stryj dowie się o jego wybryku, wystarczyła, aby Graham momentalnie wytrzeźwiał. Siedział blady jak papier na swoim miejscu, patrząc na swoje trzęsące się ze strachu przed nieuniknionym kolana.  Na korytarzu słyszeli podniesione głosy dorosłych.
         – Gram. – powoli spojrzał na kuzynkę. Wyglądała na zmartwioną – Przepraszam… Nie powinnam była… – nie dokończyła. Przerwał jej, potrząsając głową. To nie była jej wina. Nie mogła wiedzieć, jak to się skończy.
         – Nikogo chyba nie dziwi, że oczywiście jest w to zamieszany chłopak od Martina! – Graham skulił się na swoim miejscu, słysząc głos ojca Janice.
         – Martin, do diabła! Jeszcze jeden wybryk i osobiście odwiozę twojego cholernego bratanka do szkoły wojskowej! – staruszek River.
         Miał wrażenie, że zaraz z nerwów zwróci zawartość żołądka, a może i cały żołądek. Jeszcze chwilę dało się dosłyszeć jak trójka mężczyzn zawzięcie dyskutuje o całym zajściu. Sam do końca nie wiedział, skąd wzięła się ta narracja, że zawsze kiedy dziewczyny wpadną w kłopoty i on choćby przypadkiem znalazł się w tym samym miejscu, co one, to na pewno cała sytuacja była jego winą. Pewnym było, że nawet, jeśli dziewczyny przyznają się do swoich występków, i tak po łbie dostanie blondyn. Już się niemal przyzwyczaił. Bardziej martwiło go to, że matka Aster może w to uwierzyć i uznać go za małoletniego przestępcę. Z jakiegoś powodu, bardzo tego nie chciał. Zależało mu, żeby nie myślała o nim źle.
         Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszli dorośli w towarzystwie policjanta, który poinformował ich, że tym razem obejdzie się bez większych konsekwencji, ale następnym razem nie będą przymykać oka ani na picie alkoholu przez nieletnich, ani na śpiewanie wulgarnych piosenek w miejscu publicznym. Graham patrzył na swoje kolana, czując na sobie palące spojrzenie stryja. Był wściekły. Mówił mu to sam wzrok. Pewnie i tak był w złym humorze, a konieczność odebrania go i Mackenzie z komisariatu na oczach innych rodziców, tylko ten stan pogarszała.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {24/06/23, 09:41 pm}

A S T E R     R E Y E S


         Wszystko co dobre, szybko się kończy. To nawet nie pierwszy raz, gdy zdarzyło się jej i Calebowi picie w plenerze - Neha dotychczas zgadzała się tylko na zabawę z alkoholem, gdy odbywało się u kogoś na wolnej chacie. Może właśnie dlatego, że tak im te kilka niewinnych popijaw dobrze się kończyło, przestali brać pod uwagę, że dobra passa może się skończyć i powinni nadal bawić się dyskretnie. A tu tej dyskretności brakowało.  Kto by się spodziewał, że Lydonom tak odpierdoli po niecałych dwóch puszkach zimnego piwa. Było to na tyle ujmujące i zabawne, że nikt niestety mądrze nie pomyślał, żeby uciszyć te ich darcia ryja, jakby umysłem byli z powrotem na karaoke. Te wycie było oczywiście magnesem na psy, jak się szybko dowiedzieli.
         Na komendzie siedzieli w bardzo niekomfortowej ciszy, Caleb na początku chciał rozluźnić sytuację jakimś głupim żartem, ale go nie dokończył, bo i tak nikt go nie słuchał. Każdy się zastanawiał, jaką gadkę będą mieli w domu, gdy już ich odbiorą rodzice. Aster wiedziała, że jej matka ma na tyle do niej duże zaufanie, że rzadko się wścieka na jej wybryki, ale ma także bardzo negatywny stosunek do alkoholu, więc tym razem sytuacja może wyglądać inaczej. No i odbierze ją zaraz z komisariatu. Nie chciała o tym myśleć. Spojrzała po twarzach pozostałej szóstki, czując się zdecydowanie gorzej, widząc w jakim stanie jest Graham. Uwagę od niego odwróciła jej Neha, która położyła jej głowę na ramieniu.
         - Zakażą mi się z wami spotykać…Znaleźli w końcu powód - szepnęła, z łamiącym się głosem. Nie patrzyła jej w oczy, ale Aster wiedziała, że jest na skraju płaczu. Na ogół nie była aż tak wrażliwa, ale alkohol i cała ta sytuacja musiała wykonać robotę. Aster pogłaskała przyjaciółkę uspokajająco po ramieniu.
    - No co ty! Uwielbiają nas! Pamiętasz, jak twój ojciec był pod wrażeniem, gdy nie rozbeczałam się jedząc te jego mega-ostre-chili skrzydełka z grilla? - Neha prychnęła rozbawiona na wspomnienie, ale nic nie odpowiedziała -   Neha, jak będzie trzeba to będziemy ich przepraszać na kolanach. Tak łatwo się nas nie pozbędziesz, ok? - zapewniła ją z całą szczerością. Neha milczała przez chwilę, ale uśmiechnęła się słabo.
    - Ta, wiem - odpowiedziała w końcu. Aster trochę ulżyło. Weźmie to za sukces. Zaczęły do niej za to dobiegać podniesione głosy z korytarza, ale totalnie nie rozumiała, co ci faceci mają na myśli. Od kiedy ktoś ma Grahama za jakiegoś degenerata? Jak on tylko chodzi z kijem w tyłku, uczy się i gra. Nie rozumiała, nie podobało jej się to. Ale usłyszała w końcu znany głos swojej matki. I cioci Lucy.

         - Panowie, proszę o obniżenie tonu. Nie wstyd wam? Sytuacja jest nieprzyjemna, ale to nie miejsce na wybuchy emocjonalne. Martin, zapamiętałam cię, jako bardziej zrównoważoną osobę - Lucy wyrażała się spokojnie, ale uszczypliwie. Była elegancko ubrana, musiała zostać wyrwana z pracy. Pomasowała się po skroni palcami, jakby doskwierał jej już tego wszystkiego ból głowy.
    Grace stała obok niej, rozmawiając z rodzicami Nehy, żeby ukoić trochę ich nerwy. Była nawet zdziwiona, że stara przyjaciółka nie powiedziała czegoś więcej, ale i tak czuła, że powinna coś dodać od siebie, zanim dyskusja się rozwinie.
    - Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków, dobrze? Zrzucanie na kogoś winy za ten wybryk nie jest potrzebne. Jestem pewna, że nasze dzieci są na tyle mądre, żeby samemu podejmować decyzje o swoich działaniach i wszystko nam wyjaśnią - wyszło to trochę inaczej, niż miała w zamiarze. Oczernianie Grahama ją dotknęło, pewnie bardziej niż powinno, nie znała go w końcu za dobrze. Był partnerem w konkursie jej córki i…synem jej dawnego przyjaciela. Był do niego taki podobny…trudno nawet jej czasem...
    - Grace - wyrwała ją z zamyślenia Lucy, która skończyła krótką pogawędkę z policjantem, po czym zostali w końcu wprowadzeni, żeby zobaczyć swoje latorośla. Policjant wyjaśnił, że tym razem im popuszczą i zostali na moment sami, żeby się zebrać do wyjścia.
    - Przepraszam. To był mój pomysł. Założyłam się z…uch, przepraszam, naprawdę - powiedziała głośno Aster, wzrok skupiając na swojej matce.
    - Ze mną się założyła. I wygrałem. Będzie musiała– - wciął się Caleb. Aster szturnęła go łokciem w żebro, żeby załapał atmosferę sytuacji. Lucy szczypała palcami grzbiet nosa w poirytowaniu - Przepraszam, też - dokończył, choć chyba najbardziej mu doskwierało tylko to, że zostali złapani. Jego matka była tego świadoma.

        Powrót do domu nie należał do komfortowych. Jej matka na początku była cicha, później dała długi wywód o tym, że tak właśnie rodzą się alkoholicy, że to niebezpieczne, że bardzo łatwo popaść w uzależnienie. Trochę szła za daleko, ale Aster jej nie przerywała. Grace uspokoiła się i powiedziała, że jest jej przykro, że tak to się dla nich skończyło i cieszy się, że nic nikomu się nie stało. Później w domu rozmowa z ojcem i babcią również nie była przyjemna, tym bardziej jak rodzeństwo się zebrało, żeby posłuchać i dodać swoje trzy grosze, chociaż może to też dzięki nim atmosfera się zaczęła rozluźniać. Babcia była bardzo ciekawa tej wulgarnej piosenki, a Leo robił sobie żarty, że w ogóle dali się złapać. Nadal dostała szlaban, oczywiście.

         W szkole na przerwie obiadowej cała ekipa zdecydowała, że zajrzy do Mackenzie. Grahama nie było w szkole, a Aster kontaktu z nim za bardzo nie miała, zresztą wątpiła, że coś by jej odpisał. Przypuszczała, że prędzej by ją zablokował. Neha miała już Mackenzie wystalkowaną na mediach społecznościowych, więc napisała do niej z zapytaniem, czy jest dziś w szkole i czy chciałaby się z nimi spotkać na przerwie. Lepiej tak, niż jej samemu szukać po całej szkole lub wypytywać ludzi, czy ktoś widział jakiegoś Lydona w okolicy. Na szczęście była.
         Przywitali się i usiedli do niej do stolika.
    - Chcieliśmy sprawdzić, co u was. Wszyscy chyba mieli piekło na chacie - zaczął Caleb, waląc się na krzesło.
    - Jak się trzymacie? ...U Grahama wszystko w porządku...?
    - Nie ma go dzisiaj to się zastanawialiśmy, czy może się rozchorował przez tę rzekę…czy coś - wyjaśniła Neha.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {25/06/23, 08:17 pm}

G r a h a m   L y d o n


          – To był mój pomysł, żebyśmy wszyscy razem wyskoczyli na miasto. – dodała szybko Mackenzie. Kierowała te słowa głównie do ojca w nadziei, że choć trochę ostudzi to jego gniew. W końcu na nią zwykle nie gniewał się, aż tak, jak Grahama.
         Martin dalej świdrował spojrzeniem bratanka.
         – Porozmawiamy… w domu. – rzekł oschle. Przeprosił pozostałych rodziców, nie do końca wiadomo, czy za Mackenzie czy może jednak za Grahama, a następnie kazał swoim podopiecznym podążyć za sobą do wozu. Pierwotnie dziewczyna chciałą zająć miejsce pasażera, a chłopak na tylnej kanapie, jednak… – ON z przodu. – położył nacisk na pierwsze słowo, zaciskając palce na pilocie od samochodu. Oczy utkwione miał w fotelu kierowcy. Nastolatkowie wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami, jednak usłuchali i zajęli wskazane miejsca.
         Graham siedział sztywno na swoim miejscu z torbą na kolanach i sztywno ułożonymi rękoma. Nie miał odwagi podnieść wzroku, czując w powietrzu ostry nóż wiszący mu nad karkiem. Starał się powstrzymać drżenie ciała, rozluźnić się, odpłynąć. Stryj nic nie mówił, ale oczywistym było, że jest wściekły i to właśnie Graham ma się o tym przekonać na własnej skórze.
         Dojechali do domu w kompletnej ciszy, a blondyn coraz bardziej się bał. Jego lęk rósł bezustannie od ponad czterech lat, od pogrzebu ojca, od momentu, w którym stryj Jeff pochylił się nad nim i wypowiedział cztery słowa, które brzmiały jak wyrok - “zamieszkasz u wujka Martina”. Myślał, że z biegiem lat przestanie się bać.
         Wciąż nie przestał.
         Ledwie wysiedli z wozu i ciężka dłoń stryja zacisnęła się na kołnierzu jego koszuli. Skulił się w sobie i bezwiednie pozwolił mężczyźnie pociągnąć się najpierw do domu, a potem na piętro. Minęli zaskoczonego Coreya, Mackenzie pobiegła za nimi, krzycząc coś do ojca, ale Graham był tak otępiały z nerwów, że nie zrozumiał ani słowa.
         Mężczyzna wepchnął go do swojego gabinetu, zamykając za nimi drzwi.
         Chłopak oparł dłonie na blacie biurka i wbił wzrok przed siebie.
         – Zdejmij marynarkę. – uniósł dłonie i powoli ściągnął z siebie marynarkę od mundurka, a następnie krawat – Pasek. – zamknął oczy i pokręcił głową.
         – Proszę…
         – PASEK.
         Palce tak mu drżały, że ledwo dał radę odpiąć klamrę. Wyciągnięcie paska spomiędzy szlufek również okazało się dla niego w tym stanie niemal niewykonalne. Wyciągnął dłoń z paskiem, podając go na oślep stryjowi. Złapał się mocno blatu biurka, chcąc przygotować na to, co zaraz nastąpi. Usłyszał jeszcze dobijanie się do drzwi kuzynki, a potem spadło na niego pierwsze uderzenie. Stęknął. Przy kilku następnych zaczął pojękiwać, a kiedy przy którymś oberwał klamrą, która rozerwała materiał koszuli i to, co było pod nią, zaczął krzyczeć z bólu. Po plecach ściekła mu strużka krwi, a po policzkach gorące łzy.

         Nie widziała Grahama od wczoraj, kiedy ojciec zamknął się z nim w gabinecie. Kiedy tylko usłyszała głuchy odgłos uderzeń, a potem dźwięki bólu, który wydawał z siebie kuzyn, uciekła do swojego pokoju, zła na samą siebie, że pozwoliła, by do tego znowu doszło. Że znowu to ona to spowodowała. Zwinęła się na łóżku, zaciskając dłonie na uszach, nie chcąc słuchać krzyków. Zacisnęła mocno powieki. Otworzyła je dopiero, kiedy poczuła jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Obok niej siedział Corey.
         – Co się stało? Czemu ojciec jest wściekły?
         – Chciałam wyciągnąć Grahama do ludzi… – pociągnęła nosem, ocierając wilgotne oczy nadgarstkiem.
         – Spytałem, czemu ojciec jest wściekły, nie czemu Graham jest wściekły. – spróbował zażartować, za co oberwał kuksańca od siostry.
         Następnego dnia też nie zobaczyła Grahama. Śniadanie zjedli w niezręcznej ciszy w czwórkę. Tylko ona, brat i rodzice. Zarówno Mackenzie, jak i Corey, co i raz spoglądali na puste miejsce, które zwykle zajmował piąty członek rodziny, jednak nie odważyli się odezwać.
         W szkole raczej unikała rozmów z przyjaciółkami na temat poprzedniego dnia i prawie udało jej się od tego oderwać, aż nie dostała powiadomienia na Matedeksie, że ma nową wiadomość. Kurna, oczywiście, że kumpela Aster. Po krótkim zawahaniu zgodziła się z nimi spotkać na przerwie obiadowej. Trochę bała się, jak może potoczyć się ta rozmowa, ale jeśli zacznie ich unikać w stylu Grahama, jeszcze pomyślą, że to rodzinne czy coś.
         Siedziała przy swoim stoliku, bawiąc się słomką od soczku. Uśmiechnęła się do znajomych kuzyna, udając, że wszystko jest git.
         – Uch…Tak, wiecie, jakie są te nerdy. Wyjdzie taki chwilę nad rzekę, a potem się budzi cały zasmarka – urwała, wzięła głęboki wdech i rozejrzała się na boki, czy nikt nie słyszy – Caleb, zwróciłeś uwagę na to, że Graham zwykle nie ćwiczy na w-fie? Albo że przebiera się w kiblu? – spojrzała na chłopaka, dając mu czas na zastanowienie się nad jej pytaniem, następnie spojrzała prosto na Aster – Graham nawet latem nosi koszulę od zimowego mundurka. – zacisnęła palce w pięści – Ja… Rozumiecie, do czego zmierzam? – wyciągnęła z kieszeni telefon i zaczęła w nim szperać – W grudniu… Graham pomylił jakieś nuty na konkursie, nie znam się na tym, ale przez to go zdyskwalifikowali. – podsunęła im telefon, po upewnieniu się, że jest wyłączony dźwięk. Najpierw pokazała im zdjęcie zakrwawionego nadgarstka, a potem przesunęła palcem w bok i zobaczyli nagrany ukradkiem, przez szparę między drzwiami a framugą filmik. Widać było na nagraniu plecy Grahama, jego uniesione przedramię i opadającą raz za razem rzecz, która wyglądała trochę jak linijka.
         – Nie mam nic z wczoraj, ale… nie widziałam go dzisiaj, rodzice zatrzymali go w domu, więc pewnie nie jest najlepiej…
         Kiedy tylko filmik się skończył, zabrała telefon i schowała go do kieszeni.
         – Zachowajcie to dla siebie, okej? – widząc ich zdziwione spojrzenia szybko wyjaśniła – Na początku, ja i mój brat nagrywaliśmy tego typu sytuacje z ukrycia, a potem za zgodą Grahama robiliśmy mu zdjęcia. Wiecie, chcieliśmy to zgłosić, ale któregoś dnia, Gram stwierdził, że to nie ma sensu… Mój ojciec ma… dość dobrą reputację i od początku, odkąd tylko przygarnęliśmy Grama po śmierci wujka Johna, ojciec robił wszystko, żeby postawić Grahama w tym złym świetle. Sami słyszeliście wczoraj rodziców moich przyjaciółek. W oczach wszystkich Graham jest niereformowalnym łobuzem, niewdzięcznym za to, co “dostaje”. – wzruszyła ramionami – Mama jest prawnikiem, więc ma znajomości w środowisku. Wiem, jak beznadziejnie to brzmi, ale jakbyśmy  tego nie rozegrali, tata i tak wyjdzie z tego obronną ręką, a Gram… w najlepszym przypadku go od nas zabiorą, a doszedł do wniosku, że woli bagno, które już zna, niż takie, którego by nie znał. A w najgorszym, jeśli tata nie pójdzie siedzieć, a Grama nie zabiorą… – urwała, dając do zrozumienia, że wtedy dopiero sytuacja zrobiłaby się okropna.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {30/06/23, 10:25 am}

A S T E R     R E Y E S

          Zamilkli zdezorientowani nagłą zmianą tonu. Caleb zmarszczył brwi na postawione mu pytanie. Otworzył usta, by odpowiedzieć prostą oczywistość, bo no tak, frekwencja na w-fie ogólnie była słaba, więc żadna to nowość, że kogoś brakuje, chociaż faktycznie, w szatni go chyba nigdy nie widział, nawet jak już ćwiczył. Słyszał kilka razy jak chłopcy sobie żartują, że Graham się ich wstydzi lub się w którymś zadurzył i dlatego nie chcę na nich patrzeć na samych gaciach, ale sam nigdy nie zastanawiał się nad tym jego zwyczajem. Słowa ugrzęzły mu w gardle, gdy zrozumiał, w jakim kierunku ta rozmowa się rozwija. Neha zapadała się w swoim krześle.
         Aster próbowała sobie jakoś podświadomie wmówić, że dziewczyna jednak zmierza do czegoś innego, ale nawet jej głupota połączyła kropki. Zachłysnęła się powietrzem, postawiona przez telefonem z dowodami znęcania się nad Grahamem. Jej przyjaciele chyba coś mówili, ale dźwięki do niej przez chwilę nie dochodziły. Robiło jej się niedobrze. Oderwała wzrok od telefonu, skupiając się na Mackenzie. Patrzyła na nią niemal z niedowierzaniem. Znali się tak krótko, a ona dzieli się z nimi tak wielkim sekretem? To nawet nie tak, że są przyjaciółmi Grahama. Aster nie wiedziała, co skłoniło ją do obdarzenia ich takim zaufaniem. Może desperacja. Może już nie dała rady dłużej tego ukrywać i chciała komuś powiedzieć. Po tym, jak mówi to można się domyślić, że trzymała w sobie to przez długi czas.
         Neha wahała się przez chwilę, ostatecznie kładąc delikatnie dłoń na ramieniu siedzącej obok niej Mackenzie, na znak wsparcia.
    - To jest straszne…Tak mi przykro…Jak on sobie daje radę? Co z…tobą i twoim bratem? - zapytała ostrożnie. Słowa dziewczyny wskazują, że największe pokłady agresji są kierowane wobec jej kuzyna, ale wydawało się niepojęte, że wobec reszty członków rodziny byłby jakimś aniołem. No, nie licząc traumatyzowania ich tym zachowaniem.
    - Co za skurwiel! - Caleb podniósł głos, ale spróbował obniżyć go w połowie z powrotem, gdy Neha przypomniała mu, że są na stołówce. Kilka ciekawskich głów się obróciło, ale szybko straciło zainteresowanie - A po chuj chce go tak zawzięcie trzymać, jak go nienawidzi? Żeby mu grał? - widocznie bardzo się nie przejmował, że mówi w taki sposób o ojcu Kenzie. Cóż, to nie tak, że powinien się martwić o okazanie szacunku.
    - …Mackenzie, dziękuję, że nam o tym powiedziałaś. To musi być bardzo ciężkie…Ja…Rozumiem, że się boicie, ale nie możemy tego tak zostawić. Razem na pewno uda nam się coś zdziałać - powiedziała chcąc przekonać Mackenzie, gdy już trochę opanowała harmider w swoich myślach. Jest ich więcej, coś musi im się udać. Proste zapomnienie o tym nie wchodzi przecież w grę. Ale to prawda, że może być trudno. Przez reputację rodziców Kenzie to nie jest normalna sprawa. Zresztą, Graham nie będzie chciał ich pomocy, oczywiście. Jak mogła przez tak długi czas niczego nie zauważyć? Nie myślała o tym. Nie przypuszczała. Była zła. Jaka z niej cholerna debilka.
    - Jak możemy pomóc? - zapytała Neha.
    - Najlepiej zaryzykować i zgłosić. Chyba, że szantaż, jak to dobrze rozegrać. Postawić przed nim dowody i zagrozić, że się to zgłosi - wciął się Caleb, drapiąc się po karku.
    - Dobra, ale czy on w ogóle by się bał rozprawy? Przecież już zapewnił Grahamowi reputację degenerata. Może przekonać wszystkich, że to bratanek go wrabia.
    - Coś wymyślimy. A co z innymi krewnymi? Wiedzą, co się dzieje? Ktoś z nich mógłby pomóc? - zapytała patrząc na Mackenzie. Dobrze by było mieć jakiegoś dorosłego po swojej stronie. Chciałaby pogadać o tym z mamą, ale najpierw powinna jakoś przekonać młodych Lydonów, że to nie jest sprawa, którą można zachować dla siebie. Musi uważać, żeby przypadkiem nie narobić większej szkody.
         Rozmawiali przez resztę przerwy. Ostatecznie umówili się, że po szkole wrócą z Mackenzie do jej domu, by spróbować odwiedzić Grahama. Ustalili, że lepiej będzie, jak jeszcze mu nie powiedzą, że wiedzą o jego sytuacji, bo pewnie nie przyjąłby tego pozytywnie. Nadal jednak chcieli sprawdzić, jak się trzyma.
        Po szkole cała trójka dzwoniła do swoich rodziców z pytaniem, czy dadzą im ten wyjątek od szlabanu, by odwiedzić chorego kolegę. Okazało się, że ojciec Nehy już czekał w samochodzie na nią pod szkołą i chociaż spytała ponownie, to jak się wcześniej domyślała, kategorycznie jej zakazał. Neha przeprosiła więc resztę towarzystwa, pożegnała się i pojechała do domu. Caleb spodziewał się podobnego losu, ale jego mama się jednak zgodziła. Na początku rozmowy podobno była zła, że ma czelność ją prosić o coś takiego pierwszego dnia szlabanu, ale jak usłyszała, że to do Lydonów chciał iść to zamilkła na chwilę, zaśmiała się i powiedziała, że śmiało, ale go stamtąd odbierze. Z ich wczorajszej podróży do domu z komisariatu wyłapał też tyle, że nie przepadała za Martinem Lydonem, łagodnie ujmując. Aster też udało się przekonać mamę, która słysząc o tej “chorobie” Grahama sama się chyba zmartwiła. Poleciła jej więc tylko, żeby nie siedziała u nich za długo, by go nie wymęczyć i aby uważać, żeby sama się nie zaraziła. Nie ma sprawy.

       Wydawało się, że pani Lydon nie wiedziała, jak zareagować na niechcianych gości. Nie była zadowolona, ale też ich nie wygoniła, więc tyle dobrze. Dostali zaproszenie nawet na obiad. Miał się niedługo zacząć, więc rozsiedli się wymieniając kilka typowych uprzejmości. Zapytali się oczywiście, czy mają zawołać na dół też Grahama, ale dostali odpowiedź tylko taką, że się źle czuje i pewnie śpi u siebie, więc lepiej mu nie przeszkadzać. Pana Lydona jeszcze nie było. No dobra. Z nią jedną będzie łatwiej.
       Podczas gdy Caleb z Mackenzie gawędzili sobie z panią Lydon, Aster dyskretnie wyszła z pomieszczenia tłumacząc, że babcia do niej napisała, żeby do niej pilnie zadzwoniła. Babciom się nie odmawia przecież, co jeśli znowu niechcący zmieniła język w telewizorze?
        Zgodnie z wcześniej podanymi jej przez Mackenzie wskazówkami, odnalazła pokój Grahama. Co za wielki dom. Zapukała do drzwi.
    - Hej, Graham? Tu Aster - powiedziała, przystawiając ucho do drzwi. Miała nadzieję, że nie gada jakiegoś kibla -  Śpisz? - chwyciła za klamkę. Zamknięte. Usłyszała za to jakieś odgłosy zza drzwi. Odczekała kilka sekund ciekawa, czy jej otworzy. Nie doczekała się. W porządku. Gadać dalej może.
    - Uch, więc, nie było cię dzisiaj w szkole to się zastanawialiśmy, czy coś się stało! Mackenzie nam powiedziała, że się rozchorowałeś. Pomyślałam, że może przydadzą ci się notatki z lekcji? W końcu te egzaminy niedługo, nawet ja zaczęłam coś zapisywać - zaczęła, bo w sumie nie przemyślała wcześniej, o czym chciała z nim porozmawiać. Te kłamanie już teraz zaczyna ją denerwować - …Ale nie bój się już tam, że ci oczy wypalę, te notatki były zapisane przez Nehę. Ja tylko je zeskanowałam i dostarczam. Są bardzo dokładne! To ten, mogę ci je zostawić pod drzwiami, sobie później zerkniesz, czy coś - taki mały pretekst, chociaż faktycznie je przyniosła. Na szczęście nie brała pod uwagę swoich, bo jej samej trudno się z nich rozczytać.
    Oparła się o drzwi, patrząc w sufit. No, te notatki mogła przekazać Kenzie. Mniejsza, zbacza z tematu.
    - Chciałam chwilę pogadać, po wczoraj. Wiem, że zostałeś na te całe karaoke zaciągnięty i skończyło się koszmarnie, ale…tak do momentu na posterunku, było nawet fajnie, nie? Następnym razem, jak już skończymy wszyscy swoje szlabany i wrócisz do zdrowia, to może porobimy coś, wiesz, legalnego! Caleb i Neha mówili, że chętnie. A właśnie, moja mama kazała przekazać, że życzy ci szybkiego powrotu do zdrowia. Powiedziałam, że cię odwiedzam, bo tak to wiesz, ze szkoły prosto do domu - powiedziała szczerze, śmiejąc się na koniec słabo. Powinna zaraz wracać na dół. Ciekawe, czy pan Lydon już wrócił z pracy - Jak się czujesz? - zapytała w końcu. Głupie pytanie, jak o tym pomyśleć, ale i tak liczyła na jakąś odpowiedź.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {01/07/23, 11:48 am}

G r a h a m   L y d o n

         Dotyk Nehy nieco ją zaskoczył, jednak nie cofnęła się. Może nawet trochę się rozluźniła na ten gest zwykłej, ludzkiej dobroci. Wzięła głęboki wdech.
         – Mnie i Coreya nie rusza, tylko Grahama. Obrywa mu się nawet, jeśli to my go w coś wciągniemy… – przyznała z niechęcią. To ona w większości była winowajczynią jego cierpienia. Namawiała go na jakieś wybryki, a potem ponosił tego konsekwencje. Uśmiechnęła się nieco smutno, nieco kpiąco – Znacie już Grahama. Nie dopuszcza do siebie ludzi. Nie wiem jak wcześniej, ale odkąd mieszka u nas, nie ma żadnych bliższych znajomych. Jako tako dogaduje się z Janice i River, ale je też bierze na dystans.
         Drgnęła poważnie zaskoczona, kiedy Calebowi wyrwało się przekleństwo. Rozejrzała się nerwowo po stołówce, na szczęście ludzie nie zwracali na nich już uwagi i żaden nauczyciel nie był w pobliżu, żeby usłyszeć wybuch chłopaka. Słuchała wymiany zdań tamtej trójki, zastanawiając się czy być im wdzięczną czy powiedzieć, żeby sobie odpuścili, bo to i tak nic nie da. Westchnęła cicho.
         – To… Relacje między moim ojcem a jego braćmi są skomplikowane. Najstarszy był ojciec Grahama, a potem mój… Tata miał chyba jakieś urazy do wujka, więc jak jego nie ma, przeniósł je wszystkie na Grahama. Żaden z dwóch młodszych braci nie mogli wziąć Grahama, więc tata się zdecydował. Jest zbyt dumny, żeby teraz po latach powiedzieć “mam dość, niech ktoś inny weźmie dzieciaka”, co tylko potęguje jego frustrację i całą sytuację. I tak, na swój sposób, trzyma Grahama, żeby grał. Zmusza go do konkursów i do tego, żeby je wygrywał, a potem zagarnia dla siebie większość pieniędzy z nagrody. – nie dodała, że “wypożyczył” jej kuzyna do partnerowania Aster w konkursie, bo miał dostać za to dodatkowe pieniądze. Nie chciała wpędzać Aster w jakieś poczucie winy – Wujek Jeff mieszka w Londynie i jest policjantem, ale nie wpada do nas zbyt często. Natomiast wujek Bobby… – tu nastąpiła dłuższa chwila przerwy, podczas której próbowała sama zrozumieć, co porabia wujek Bobby – Widujemy go głównie na święta i przesyła nam paczki na urodziny. Nikt nie wie co on właściwie robi, chyba mieszka we Włoszech.
         Zgodziła się na pomysł, aby poszli z nią do domu po szkole, niby z przyjacielską wizytą, podczas której Aster wymknie się i spróbuje zobaczyć się z Grahamem. Podała dziewczynie drogę do pokoju kuzyna, żeby łatwiej było jej go odnaleźć.

         W nocy z bólu prawie nie spał. Koło północy ciotka zaszła do niego i zostawiła mu maść na stłuczenia oraz zimny okład. Dziękuję, na pewno taka jedna, żelowa torebka coś mu da na całe plecy. W końcu udało mu się zasnąć, ale cały czas musiał leżeć na brzuchu, co zaskutkowało bólem karku, gdy już się obudził. Świetnie. Jeszcze tego mu brakowało.
         Było już jasno, ale co z tego, skoro jest początek lata i nawet w Londynie robi się jasno dość wcześnie? Spróbował znaleźć swój telefon, ale przypomniał sobie, że zostawił go w kieszeni marynarki, a ta nadal leżała pewnie na podłodze w gabinecie. Z niemałym trudem obrócił głowę, podniósł się na łokciach i spojrzał na zegarek na szafce nocnej. Dziesiąta. Nikt nie przyszedł obudzić go do szkoły. Posłał zrezygnowane spojrzenie drzwiom. Nie miał siły, żeby wstać i sprawdzić, ale da sobie uciąć rękę, że są zamknięte na klucz. Zdaje się, że ma szlaban.
         Opadł ponownie na materac i przymknął oczy. Za jakiś czas będzie musiał wstać i się przebrać. Trochę przerażała go ta wizja, bo czuł, jak materiał koszuli przykleił mu się do skóry. Nie obejdzie się bez dodatkowego bólu.
         Kilka godzin później usłyszał pukanie do drzwi. Założył, że to Mackenzie albo Corey sprawdzają czy żyje. Pasowałoby do pory dnia.  Zaskoczył go za to głos, który doszedł zza ściany. Spojrzał w przerażeniu klamkę, która drgnęła. Jeśli Aster wejdzie i go zobaczy… Poczuł ulgę, że faktycznie są zamknięte.
         Powoli zaczął się podnosić z łóżka, sam nie wiedział po co, ale chyba chciał już zmienić pozycję. Syknął cicho w trakcie tego. Najpierw usiadł na materacu, a potem ostrożnie wstał, aż w końcu pokuśtykał do drzwi. Oparł się dłońmi o białe drewno. Poruszył szczęką, jakby coś mówił, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego gardła. Martwili się o niego? Czemu?
         – Tak, ja… – odchrząknął – Chyba się strułem czy coś… Jestem… cały obolały. – poszli do Mackenzie. Dobrze, że nic im nie powiedziała. Oparł czoło o drzwi – … dzięki. Zastanowię się… nad tym robieniem legalnych rzeczy. – zaskoczył tą odpowiedzią sam siebie. Poczuł rozlewające się po jego ciele ciepło, słysząc, że ma pozdrowienia od jej matki – …Dzię… Dziękuję… Za notatki i w ogóle… Możesz je wsunąć przez szparę pod drzwiami. – zreflektował się, że to trochę dziwnie, że gadają przez zamknięte drzwi – Sorry, że ci nie otwieram, ale wyglądam… jak gówno. Jeszcze cię zarażę. Niech chociaz jedno z nas będzie na siłach, żeby ćwiczyć do konkursu.
         Usłyszał zbliżające się kroki. Rozpoznał w nich chód Coreya.
         – E. Siema. Kenzie prosiła, żebym sprawdził czy skończyłaś rozmawiać… z babcią. – Graham uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie głupią minę, którą pewnie miał teraz jego kuzyn, przyłapując Aster na rozmowie z drzwiami – Tata wrócił i twój kumpel gra mu trochę na nerwach, więc jakbyś mogła zejść i go ogarnąć byłoby miło… – zawiesił drzwi, po czym nastąpiło rąbnięcie pięścią w drzwi. Graham tak się wystraszył, że odskoczył i w ostatniej chwili złapał się szafy, chroniąc się przed upadkiem. Nie uchroniło go to jednak przed bóle. Zgiął się, wpychając pięść do ust, żeby zdusić okrzyk bólu – Brat! Żyjesz?!
         – … tylko po to, żeby cię zabić, jak stanę na nogi. – wycedził.
         Usłyszał jeszcze śmiech kuzyna.
         – Już mu lepiej.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {14/07/23, 11:16 pm}

A S T E R     R E Y E S

         Uśmiechnęła się do siebie czując chwilową ulgę. Nie mogła ocenić po głosie w jakim bólu się znajduje, ale chociaż dostała odpowiedź. Musiała się wcześniej nastawić na to, że byłaby możliwość, że chłopak po tej całej akcji oddzieliłby się od nich murem już nie do przebicia, gdyby jednak uznał, że końcówka wieczoru to jednak wina głupiego pomysłu Aster i Caleba. Miałby do tego prawo. Ale może jednak mają szansę na poprawę relacji.
         Nie wiedziała za bardzo co odpowiedzieć. Po tej jej całej paplaninie zaczęła się obawiać, że zaraz palnie coś głupiego. Wspomnienie o konkursie trochę wybiło ją z rytmu, bo uświadomiła sobie, że o tym jak dotąd nie myślała. Cóż, oczywiście, że jak istotny dla niej konkurs by nie był to zszedł w tym momencie na dalszy plan, jednak ciekawiło ją teraz, przez jaki czas Graham będzie dochodził do siebie. Tak naprawdę.  Nie chciałaby po jego powrocie nakłaniać go do prób, jeśli wciąż byłby obolały. A jakoś wątpiła, że by jej o tym powiedział. Skupi się po prostu na razie na swojej części utworu. Dojdzie do takiej perfekcji, aby zostało im tylko popracowanie nad zgraniem się. Coś się pomyśli. Dadzą radę. Nie żeby miała jakieś inne zajęcia na najbliższe dni. Tata zakazał jej na razie nawet chodzić do parku dokarmiać te nieszczęsne koty, bo „po parku chodzą dilerzy, a jeszcze tylko popadnięcia w narkotyki ci brakuje”. Cóż. Raczej przejdzie mu za kilka dni. Jej rolę opiekuna tymczasowo przejął Leo, ale jeszcze o tym nie wie. Poprosi może Willy, żeby z nim poszła.
        Za późno zauważyła zbliżającą się do nich osobę, ale na szczęście był to tylko brat Mackenzie.
        - Trochę? - wyrwało jej się, chociaż udało jej się powstrzymać rozbawiony ton. Oczywiście, że właśnie tego się po przyjacielu spodziewała - Ta, zaraz doprowadzę go do porządku -  a co miała powiedzieć. Zresztą, dała Calebowi może za dużo czasu na te pociąganie strun. Wolałaby, żeby nie przekroczył cierpliwości pana Lydona już przy ich pierwszej wizycie.  Faktycznie się trochę zagadała.
       Wsunęła notatki przez szparę w drzwiach. Trochę pozaginane, bo zanim do niego przyszła to schowała je do kieszeni. No, liczy się gest.
       - Okej, to pa, Graham. Zdrowiej szybko - pożegnała się i odsunęła od drzwi, zanim Corey postanowił w nie rąbnąć. Uśmiechnęła się lekko przy ich wymianie zdań i wróciła na dół.
       - Oj, te dzieci! Mój młodszy brat się bawił i zmienił język w ulubionym serialu babci na, chyba, rosyjski? Ale sytuacja opanowana! - wcięła się, gdy to Caleb nawijał do pani Lydon, że zawsze szanował pracę prawnika, ale jest ciekaw, jakie ona i inni prawnicy mają zdanie na temat reprezentowania i chronienia osób, których sami uważają za winnych. Jaki ciekawy temat do obiadu.
Dosiadła się do stołu, a temat zmienił się zaraz na coś lżejszego. Gadali trochę o klubie muzycznym, trochę o karaoke i co im tam przyszło do głowy. Pamiętali jednak często zagadywać i zadawać pytania państwu Lydon, żeby ci byli zmuszeni do słuchania ich słowotoku. Po obiedzie zaproponowali pomoc w sprzątaniu, ale spotkali się z uprzejmą odmową. Spędzili jeszcze trochę czasu z Kenzie, aż nie przyjechała po nich mama Caleba.

G R A C E  L O W E R Y
'93

        Musiała przyznać, że jej śledztwo na temat gangu gangsterów nie porusza się w tak szybkim tempie, jakby chciała. Nie odpuściła sobie dalej, oczywiście. Nadal chce kasy za ich schwytanie. Kupi sobie każdy instrument, jaki będzie chciała, dom z ogrodem i w ogóle wyniesie się z tego miasta! Wszystkie jej problemy mogłyby być tak łatwo rozwiązane!
       Czasem łapie ją jednak lekkie poczucie winy, bo ostatnio z dziewczynami więcej czasu spędzają z Johnny’m i Drew i nawet dobrze się dogadują. Co prawda, plan był, żeby się do nich zbliżyć i dowiedzieć się czegoś ciekawego, ale Barbs to chyba kompletnie się zadurzyła w Drew. Kto by pomyślał, że jej wybrankiem będzie typ, co możliwe, że jest gangsterem. Emma ogólnie lubi poznawać ludzi, a Lucy to Lucy. Jej trudno kogoś polubić. Tym bardziej jak ten ktoś fascynuje się komiksami z gośćmi w lateksowych gatkach.
        Na lekcji angielskiego zapisywała starannie swoje notatki, chociaż dzisiejszy temat miała już przerobiony jakiś czas temu. Czytała sobie kiedyś podręcznik, gdy zapomniała zabrać z domu jakiejś normalnej książki, a biblioteka była już zamknięta. Zastanawiała się, co będzie dziś robić po szkole, gdy w klasie rozległo się nagle pukanie do drzwi. Wychylił się przez nie pan Turner, ich wychowawca.
         - Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale Grace Lowery jest proszona do gabinetu dyrektora - powiedział od razu znajdując ją w grupie uczniów. Nie mogła wyczytać nic z jego spojrzenia. Cała klasa też się na nią patrzyła. Komuś wyrwało się dramatyczne “uuu”. Ktoś inny się cicho zaśmiał. Wyprostowała się.
        - Dobrze. Proszę Grace, idź - machnęła ręką nauczycielka. Nie wydawała się szczególnie zaciekawiona. Wstała od ławki i ruszyła do drzwi, ale pan Turner ją zatrzymał.
        - Weź plecak - dodał, a ona coraz bardziej nie wiedziała, o co może chodzić. Ta rozmowa będzie taka długa? Posłusznie przełożyła plecak przez ramię i wyszła z klasy za panem Turnerem, spoglądając jeszcze na zmartwione przyjaciółki.
        - …Mogę spytać o co chodzi, proszę pana? - zapytała, gdy już szła za nim korytarzem. Oby nie o matkę.
        - Zaraz się dowiesz. Nie martw się, na pewno damy radę to zgodnie wyjaśnić - odpowiedział, w niczym jej nie pomagając. Nie zadała już więcej pytań.
       Dotarli do gabinetu, w którym siedział oczywiście dyrektor, ale naprzeciwko niego znalazła także Austina z chyba swoją matką i ze swoim osiłkiem, Bradleyem. Faktycznie nie było ich na lekcji. Oj, jak jej się to nie podobało. Stała jak słup soli.
        - Usiądź, Grace. Wezwaliśmy cię, ponieważ chcemy wyjaśnić pewną sytuację. Austin przyniósł dzisiaj do szkoły kopertę z pieniędzmi od swoich rodziców, by zapłacić za szkolną wycieczkę. Twierdzi, że mu je skradziono. Bradley podobno nakrył cię na szperaniu w plecaku Austina, gdy na przerwie zostałaś sama w klasie. Pieniędzy później nie było. Czy masz z tym coś wspólnego? - dyrektor mówił wolno, bo chyba spostrzegł, jak dziewczyna zaczęła blednąć. Była na etapie, gdzie jeszcze zamiast złości na tych idiotów próbujących ją wrobić, czuła szok. Czemu to robią? Co chcą osiągnąć? Cisza.
         -  …Nie, proszę pana. Nie wiedziałam o żadnych pieniądzach. Nie byłam też sama w klasie…były ze mną moje przyjaciółki - powiedziała, starając się brzmieć pewnie.
         - Mogą poświadczyć, że nic nie zrobiłaś? - zapytał pan Turner. Oczywiście, że tak. Zanim odpowiedziała, reszta osób się obudziła.
         - Te dziewczyny będą trzymać jej stronę. Żaden dowód - odezwał się od razu Bradley.
         - Jak mogłaś nie wiedzieć? Przecież o tym rozmawialiśmy niedawno - rzucił Austin. Kłamanie mu tak łatwo przychodzi.
         - Co? Nie rozmawialiśmy od czasu, gdy—
         - Mój syn mi opowiadał, że byli ze sobą blisko, ale ja wiedziałam, że ta dziewczyna chciała go tylko dla pieniędzy! Odrzucił ją i już go okrada! - matka Austina prawie krzyczała. W innej sytuacji Grace by się śmiała. Długo jej opowiadał te bzdety?
         - Co…?
         - Patola z człowieka nie wyjdzie - syknął Brad.
         - Bradley, proszę - pan Turner zaczął szczypać się za nos.
         - Domagam się, żeby dziewczyna oddała nam pieniądze w tej chwili.
         - Dobrze, wystarczy. Grace, w takim wypadku musimy przeszukać twoje rzeczy. Otwórz plecak - posłuchała się dyrektora i bez słowa zaczęła wyjmować rzeczy ze swojego plecaka, opróżniając też małe kieszonki, otwierając podręczniki. Nic oprócz książek, długopisów i innych nieistotnych przedmiotów. Koperty z pieniędzmi brak. Nawet nie wiedziała, ile w niej miało być. Matka Austina z jakiegoś powodu wydawała się zawiedziona, ale samemu chłopakowi zadowolenie nie schodziło z twarzy.
        - Teraz przejdziemy się do twojej szafki - ruszyli więc całą gromadą, jak na ścięcie. Zaczynała się stresować, jakby naprawdę była winna. Wiedziała, że tamta akcja z bratem Johnny’ego zraniła ich dumę, ale żeby się na niej mścić w taki głupi sposób? Nie mogli już dać jej po prostu świętego spokoju? Przez jakiś czas tak było, więc co im się w tych małych mózgach znowu przestawiło?
         Otworzyła swoją szafkę, znowu przewracając swoje rzeczy. Co za cyrk. Więcej zeszytów. Strój na wf. Buty na przebranie. Kurtka. A pod kurtką koperta, która spadła na ziemię wprost pod buty dyrektora. Wszyscy coś mówili z podniesionymi głosami, ale wyłączyła się na chwilę, patrząc jak dyrektor otwiera kopertę ukazując ukradzione pieniądze.
         -  …Nie, proszę mi wierzyć, to nie byłam ja. Ktoś musiał mi wsadzić tę kopertę do szafki specjalnie - zaczęła się bronić, chociaż pewnie dla nich brzmiało to żałośnie.
         - Oj, Grace, miałem nadzieję, że to jednak nie ty…- miała ochotę wydrapać Austinowi oczy.
         - Mówiłam! Mała złodziejka! Musicie z nią zrobić porządek! - matka chłopaka była czerwona na twarzy. Bradley stłumił chichot za plecami dyrektora.
        - Grace. Zadzwonimy teraz po twoją matkę i wspólnie porozmawiamy o konsekwencjach - odezwał się dyrektor. Nie wierzą jej. Teraz już naprawdę zbladła.  Nie ma takiej opcji. Nie, nie, nie.
         - Nie…nie ma takiej potrzeby. Ona jest zresztą pewnie w pracy. Ja…wszystko wyjaśnię, dowiodę, że to nie ja… - nie wiedziała w sumie już jak, jak nawet świadków wziąć nie może. Pierwszy raz ma taką sytuację, czemu jej nie wierzą? Ach, może chociaż ich przekona, żeby kazali jej siedzieć za to w kozie nawet i do końca roku szkolnego lub dłużej, ale bez tego dzwonienia do jej matki. Przeprosi ostatecznie nawet Austina za tę "kradzież", jak będzie musiała. Matka w pracy o tej porze nie jest, ale jak śpi i ją obudzą, to jeszcze gorzej. Jest jeszcze możliwość, że Larry odbierze za nią, a w takiej sytuacji to już naprawdę nie czeka ją nic więcej, niż mogiła.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {15/07/23, 06:42 pm}

J   o   n   a   t   h   a   n      L   y   d   o   n

           
         John wplótł palce we włosy na karku Drew i uśmiechnął się przez pocałunek, czując, jak chłopaka przechodzi od tego dreszcz. Anderson był zabawnie czuły na dotyk w tym miejscu. Pół leżeli, pół siedzieli, splątani kończynami na jego łóżku na poddaszu. Bobby i Jeff są, a przynajmniej powinni, w łóżkach i grzecznie śpią. Martin siedzi u znajomych. Ojciec poszedł do baru. Byli sami. Na wszelki wypadek Johnny zamknął drzwi od swojej sypialni na klucz, żeby któryś z braci im nie wparował bez pukania.
         Lydon przechylił się do przodu, przenosząc ciężar swojego ciała na Drew i oderwał się od jego ust, przenosząc swoje na ten czuły punkt za uchem, który lubił drażnić, żeby zobaczyć (i usłyszeć) reakcję przyjaciela, którą tak u niego uwielbiał. Zjechał dłonią po jego ramieniu i położył ją na brzuchu, gniotąc materiał koszulki. Gdy chciał wsunąć ją pod nią, Anderson nagle złapał go za nadgarstek. Rudzielec niechętnie odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy nieco poirytowany, ale starając się wyglądać na zaskoczonego. Chociaż wcale nie był. Od początku czuł, że przyjaciel jest dziwnie spięty, ale miał nadzieję, że uda mu się go rozluźnić.
         – Coś nie tak? – spytał miękko. Drew nie patrzył mu w oczy, tylko błądził wzrokiem po paskach na swetrze rudzielca. No to koniec czułostek – pomyślał z goryczą Lydon, ostrożnie wyswobadzając nadgarstek z chwytu drugiego chłopaka i odturlał się pod ścianę, zakładając ręce za głowę. Starał się wyglądać nonszalancko – Jeśli nie masz ochoty to w porzą—
         – Lubię Barbs. – przerwał mu. Wciąż tkwił w tej samej pozycji, w której jeszcze chwilę temu obejmował się z najlepszym przyjacielem.
         O to chodzi. – uśmiechnął się z przekąsem do swoich myśli.
         – Okej.
         – Co? – brunet w końcu odważył się na niego spojrzeć.
         – W porządku, Drew. Pamiętasz, co powiedziałem ci na początku? – wbił wzrok w sufit – To tylko zabawa. Eksperyment. Możemy przestać w każdej chwili i wrócić do bycia kumplami.
         Anderson wyglądał, jakby z serca spadł mu ogromny ciężar.
         – Poważnie? – John skinął głową i zsunął się z łóżka. Przeciągając się, podszedł do niskiego stolika pośrodku pokoju i usiadł przy nim, przyciągając do siebie zeszyt z matmy – Dzięki… No, po prostu dzięki.
         – Przestań. Brzmisz gejowsko. – prychnął kpiąco.
         Nastała krótka cisza.
         – Późno już. Będę wracał. – John skinął głową. Drew pozbierał swoje rzeczy i odkluczył drzwi – To… Do zobaczenia w szkole.
         – Do zobaczenia w szkole. – przytaknął mu. Drew wyszedł na schody. Bywał u Lydonów tyle razy, że nikt nie czuł się w obowiązku, żeby odprowadzać go do drzwi, ani on tego nie wymagał.
        John wsłuchiwał się w coraz cichsze kroki przyjaciela, aż nie usłyszał jak zamykają się za nim drzwi wejściowe. Upuścił długopis i uderzył pięścią w blat, zaciskając mocno zęby i pochylając się nad stolikiem.
        Dla niego to nie była tylko zabawa.

        Chcąc nie chcąc coraz częściej spędzał czas z Barbs i jej kumpelami ze względu na fakt, że Drew faktycznie zadurzył się w niej po same uszy. To naprawdę zaczynało męczyć Lydona, więc po kolejnym tygodniu oglądania tych zalotów, zaczął oddalać się od przyjaciela. Czasem specjalnie siadał przy innym stoliku na stołówce, na przerwach kręcił się w nietypowych dla nich miejscach, ale miał wrażenie, że Anderson nawet tego nie zauważa.
        Pogodził się z myślą, że musi spisać tę przyjaźń na straty. Trudno. Drew i tak długo z nim wytrzymał. Grzeczny chłopiec z dobrego domu nie powinien zadawać się z kimś takim, jak Jonathan Lydon. Szuja. Degenerat. Cały on.
        Tego dnia przyszedł do szkoły spóźniony o dwie pierwsze lekcje i właściwie niespecjalnie interesowało go to, co działo się na zajęciach. Siedział na tyłach sali, błądząc po swoich myślach i bazgrając po marginesach swoich zeszytów. Nic ciekawego się nie dzieje w tej budzie. Co za nędza…
        Rozważał zerwanie się z reszty lekcji. Właściwie, nie wiedział po co on w ogóle jeszcze chodzi do szkoły… Może powinien to rzucić i znaleźć sobie jakąś pracę? To byłoby bardziej pożyteczne. Zamieszanie w klasie wyrwało go z zamyślenia. Lowery została zawołana do gabinetu dyrektora. Ohoho… Coś przeskrobała? Spojrzał w stronę kilku osiłków, którzy chichotali o czymś między sobą, kiedy nauczycielka próbowała wrócić do tematu zajęć.  Przeniósł wzrok na gang Lowery. Dziewczyny wydawały się nieco zaniepokojone.
        Rozbrzmiał dzwonek kończący godzinę lekcyjną. John niespiesznie wrzucił swoje rzeczy do torby przez co wyszedł z klasy jako jeden z ostatnich. Korytarz huczał już od plotek.
        – … ponoć ukradła pieniądze..
        – … Austin to debil, żeby tak zostawić hajs…
        – Może debil, ale to nie daje jej prawa…!
        – Dylan z pierwszej ce widział jak znaleźli w jej szafce pieniądze, kiedy wracał z toalety…!
        – Nic dziwnego! Zaczęła się trzymać z Lydonem i…!
        John przystanął za plecami gościa, z którego ust właśnie padło jego nazwisko. Pozostali członkowie tej dyskusji popatrzyli z przestrachem na rudzielca.
        – Chciałbym przejść. – rzekł cicho.
        – YYYKKK!!! – chłopak odskoczył jak oparzony, blady jak kreda.
        Lydon wyminął go spokojnym krokiem i podszedł przed siebie.
        – Austin… – mruknął pod nosem. Austin, nasz kochany piłkarzyk…
        Przystanął przed swoją szafką. Niespiesznie ją otworzył i spojrzał na swoją znoszoną kurtkę lotnika z demobilu. Jeszcze jeden głupi wyskok i wywalą go ze szkoły. Powinien uważać, bo faktycznie tak się stanie. Z drugiej strony, przecież i tak nie miał po co tu przychodzić. Za głupi był, edukacja nic mu nie da. Chodził do szkoły, bo tu mógł spędzać czas do woli z Drew i grać w kółku muzycznym. Ale Drew wybrał panienkę, hobby z którego nie da się wyżyć powinien porzucić. Ojciec stale mu powtarzał, żeby nie marnował czasu na głupoty, które nie pozwolą mu utrzymać rodziny.
        Lowery chciała mu pomóc z matmą. Mogła odmówić, ale jednak się podjęła. John miał u niej dług. Nienawidził mieć długów, wdzięczności przede wszystkim. Wrzucił torbę do szafki i zatrzasnął drzwiczki. Walić to. Jest nieletni. W najgorszym wypadku władują go do poprawczaka. Znowu zadzwonił dzwonek, ale John zamiast udać się do klasy jak wszyscy, skierował się do gabinetu dyrektora. Najpierw musiał przejść przez sekretariat, jednak nie stanowiło to dla niego większego problemu. Trafiał tam na tyle często, że babka siedząca za biurkiem bez problemu uwierzy, że wysłali go tam za karę.
        – Ty znowu tutaj, Lydon? – spytała z pogardą, patrząc na niego znad okularów. Wzruszył ramionami i usiadł na plastikowym krześle – Dyrektor jest teraz zajęty, poczekaj chwilę. – jakby kurna nie wiedział. Poczekał, aż straci nim zainteresowanie i nie będzie patrzeć w jego kierunku. Wtedy wstał i jakby nigdy nic, wszedł do gabinetu, gdzie siedział dyrektor, pan Turner, Lowery, tych dwóch debili i matka jednego z nich.
        Jego wejście wywołało mały szok. Usiadł na fotelu obok Grace ze znudzoną miną.
        – Uszanowanko. – przywitał się ze wszystkimi, rozsiadając się wygodniej.
        – Jonathan… – zagrzmiał ostrzegawczo dyrektor.
        – Kurna, Darwin – zwrócił się do mężczyzny po imieniu. Położył nogi na biurku tak, żeby wszyscy mogli zobaczyć jego niegdyś białe trampki pomazane długopisem we wzór pajęczyny – raz przychodzę sam z siebie, żebyś nie musiał mnie szukać po całej szkole, a ty się tak wnerwiasz? – dyrektor naprawdę miał głupia minę, chociaż z każdą chwilą coraz bardziej ustępowała złości i irytacji.
        – Johnny, co masz na myśli…? – spytał pan Turner. Rudzielec odchylił mocno głowę do tyłu, żeby spojrzeć mężczyźnie w twarz. Malował się na niej zawód i rozczarowanie, ale nie było śladu zaskoczenia.
        – Ja kazałem Lowery ukraść te pieniądze. – teraz to nawet osiłki miały głupie miny – Potrzebowałem kasy, jej nikt by nie podejrzewał, więc…
        – Co? – sapnął w osłupieniu jeden z mężczyzn.
        – Powiedziałem Lowery, że jeśli tego nie zrobi, to ja zrobię jej krzywdę. – nie patrzył na siedzącą obok dziewczynę. Bał się, że jeśli na nią spojrzy, nie da rady dalej kręcić tej szopki. Wyciągnął z kieszeni jeansów składany scyzoryk i rzucił go na blat biurka. Dyrektor w pierwszej chwili, aż się cofnął – Z nożem przy szyi ludzie robią to, co im się każe. – skwitował.
        Przez chwilę panowała cisza, jakby wszyscy próbowali przetrawić to, co się właśnie wydarzyło.
        – Ale… – zaczął Bradley, ale wtedy dyrektor klasnął radośnie w dłonie.
        – Ostatnia szansa Jonathan! – chłop dosłownie nie mógł powstrzymać ekscytacji – To była twoja ostatnia szansa, Lydon! Skończyło się! Wylatujesz z mojej szkoły!
        John uniósł z ulgą dłonie do nieba.
        – Nie będę musiał poprawiać matmy! Dziękuję ci, Panie! – opuścił ręce z zadowolonym z siebie uśmiechem.
        Mężczyzna siedzący za biurkiem nagle spochmurniał, patrząc na niego podejrzliwie. Chyba zaczął coś podejrzewać, jednak John nie chował swojego uśmieszku tak, jak tamten nie ukrywał  radości, że się w końcu pozbędzie swojego głównego łobuza.
        – Dlaczego się przyznałeś? Mogłeś siedzieć cicho i…
        – No przecież mówię, że nie chciało mi się matmy poprawiać. – przerwał mu beznamiętnie – Poza tym, Lowery pewnie i tak by mnie wsypała. Pomyślałem, że jak sam się przyznam, to uniknę poprawczaka…
        – Z twoją kartoteką? To cud, że jeszcze w nim nie jesteś. – rzekł z pogardą mężczyzna. Zaczął coś mówić o konsekwencjach, że i tak wezwie i matkę Grace, i ojca Johna, i on to już zadba, żeby nie skończyło się na wywaleniu ze szkoły i pouczeniu, że Johnowi za długo uchodziło wszystko na sucho, a groźby i kradzież to już gruba przesada. Coś tam mówił, że ma osobiście przeprosić mamę Austina i matkę Grace, ale John nie słuchał specjalnie.
        – Może mi pan podać mój scyzoryk? – wszedł mu w słowo, bawiąc się nitką, która odstawała mu od swetra w paski pod pachą – Nitka mi brzydko wisi.
        Dorośli wyszli, a Bradley i Austin razem z nimi. Coś tam, że zadzwonią po ojca Johna i o czymś tam jeszcze pogadają, chyba czy wzywać policję. Pan Turner zdecydowanie był przeciw, ale dyrektor i matka Austina wręcz przeciwnie.  Lydon dalej zachowywał stoicki spokój, bawiąc się ściągaczami swojego sweterka.
        – Spoko, Lowery. Będzie na mnie. Ty najwyżej dostaniesz jakąś kozę i pouczenie, żeby następnym razem zgłosić groźbę do nauczyciela. – odezwał się, przerywając ciszę. Był ciekaw, co sobie o nim pomyśli. Jeśli będzie pytać, powtórzy tylko, że nie chce mu się poprawiać matmy. Nie będzie jej przecież mówił, że postanowił zrujnować sobie życie, bo Drew go rzucił dla Barbs. Nie byli naprawdę razem. A bycie gejem jest źle postrzegane. Pójdzie na dno, ale nie pociągnie Andersona za sobą.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {22/07/23, 11:26 pm}

G R A C E  L O W E R Y
'93

         Droga powrotna do gabinetu dyrektora dłużyła jej się niemiłosiernie, jakby z jej szafki do gabinetu szło się kilometry. Nogi miała jak z waty, ale nie powstrzymało jej to od wiercenia wzrokiem wyimaginowanej dziury w tyle głowy Austina. Nie żeby coś sobie z tego robił. Jakby mógł to by pewnie zaczął podskakiwać i gwizdać tryumfalnie. Dyrektor po drodze zatrzymał się u sekretarki, żeby kazać jej zadzwonić do jej matki. Mogiła. Powinna zacząć planować, jak po wyjściu ze szkoły jakoś się jej ulotnić. Lepiej żeby dziś nie wracała do domu. Matka łatwo się wścieka, ale jak się trzyma od niej z daleka przez jakiś czas, to samoistnie jej przechodzi, jakby zapomniała. Z drugiej strony była ciekawa, czy mają do niej w ogóle dobry numer. No i żałowała, że nie mogła być świadkiem tej rozmowy. Może chociaż trochę rozbawiłaby ją reakcja biednej sekretarki.
         Wyłączyła się znowu, gdy weszli do gabinetu. Coś mówili. Głównie matka blondasa z dyrektorem. Kobieta chciała ją wysłać do poprawczaka. Dyrektor chyba nie był szczególnie przekonany, pan Turner tym bardziej, ale co z tego. Na pewno to będzie gdzieś zapisane. Tyle  z jej bycia przykładną uczennicą. Jak zostawią ją w szkole to i tak będzie chodziła z łatką złodziejki. Będzie główną podejrzaną do każdej takiej przyszłej sytuacji, a osiłki pewnie z tego skorzystają.
        Dźwięk otwieranych drzwi wyprowadził ją z rozmyślań. Spodziewała się zobaczyć matkę, bo kto wie, może rzuciła się w jakiś dziki bieg na wieści o jej sprawie, ale jednak nie. Widok Johnny’ego, który tak nonszalancko usiadł obok niej był jeszcze dziwniejszy.
         - Johnny? - chciała zwrócić na siebie jego uwagę, ale wydawało się, że z jakiegoś powodu unikał jej wzroku. Dalszy rozwój wydarzeń oglądała z horrorem. Co on robił? Powinna go zatrzymać? Nie rozumiała, czemu akurat teraz zaczął na jej oczach przedstawiać swoje gangsterskie zapędy.
         Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. On bierze na siebie winę. Zwariował. Przecież poniesie większe konsekwencje za to w szkole, niż ona. Czy może ma wtyki? Ale dyrektor wygląda, jakby poważnie do tego podchodził. Wszystko, co dotąd sobie myślała rozpadło się w drobny mak. Wydawało jej się, że ta cała mafia to ją trzyma przy życiu, bo daje Johnny’emu korki. Dzięki temu uratowano ją ostatni raz, nie? Przecież jak go wywalą to jeszcze gorzej, niż jakby nie zdał.
         - …Nie, nie, on kłamie - powiedziała w końcu w walce o swoje życie, ale została zagłuszona przez podekscytowanego dyrka. Dajcie siły. Czy on klaszcze.
        Odprowadziła wzrokiem dorosłych i osiłków do drzwi. Łatwo ją ci dorośli zostawili z kimś, kto rzekomo groził jej niedawno nożem przy gardle. Pochyliła się, chowając twarz w dłoniach. Jaka koza i pouczenie…?
        - Umrę - zaśmiała się cicho. Bobby czy ktokolwiek inny wrzuci ją do jakiegoś rowu. Sprzeda narządy. Przez nią wywalają ze szkoły jednego z członków ich grupy.  Nie wiedziała, czy to jej odwleczona reakcja na stres, czy ta sytuacja faktycznie była zabawna. Ciężko jej było rozpoznać teraz swoje emocje. Odetchnęła głęboko. Musi podejść do tego spokojniej - Dziękuję - powiedziała patrząc już na niego. Nie, nie potrafi być spokojna. Czy powinna dziękować? Boże, on musi ją przecież nienawidzić. Czy zrobiła mu coś złego? Czemu od razu chce jej śmierci? Wydawało jej się, że jest między nimi w porządku
-...Wiem, że nie jestem jakąś…wybitną nauczycielką, ale robiliśmy postępy i w ogóle…przynajmniej ja jakieś widziałam. Możemy jeszcze to odkręcić… - zaproponowała słabo w jakiejś próbie zmiany jej niejasnej przyszłości. Powinna wiedzieć, że tak to się skończy.
       - Zamknąć się, nie gadam teraz z wami! Gdzie ona jest?! - donośny głos z korytarza przypomniał jej, że faktycznie, wezwali przecież jej matkę. Chwilę później przez drzwi gabinetu dyrektora wparowała Holly Reyes, we własnej osobie.
       - Od kiedy kradniesz, co?! Jak długo udawałaś przede mną świętoszkę? Cholerna niewdzięcznica! Mów - w sekundę znalazła się przy córce i złapała ją za twarz, by ją do siebie przybliżyć i wysyczeć jej to praktycznie do ucha. Grace poczuła silny zapach papierosów, gdy niedbale pomalowane na czerwono paznokcie u kciuka i palca wskazującego matki wbijały jej się w policzki. Gdy Grace milczała, kobieta uświadomiła sobie w końcu o obecności siedzącego obok jej córki chłopaka.
       - Josie? A ty tu czego? - zapytała, widocznie zdezorientowana. Puściła twarz dziewczyny i odsunęła się akurat, gdy do gabinetu weszło całe towarzystwo plus Lucy, z jakiegoś powodu, co oderwało uwagę Grace od dziwnej sceny.
        - Lucy? - jak kolejna osoba powie, że to jej wina, to już nie wytrzyma.
        - Panna Lucy West twierdzi, że ma jakiś dowód w sprawie - dyrektor nie ukrywał, że dalsze przedłużanie jest mu nie po drodze.
        - Tak. Jak mówiłam, mam nagranie, które poświadczy o niewinności Grace - dziewczyna ostentacyjnie pokazała swojego walkmana.
         - Już doszliśmy do wniosku, że nie ukradła pieniędzy. Johnny przyznał się do winy - wyjaśnił skrótowo pan Turner patrząc na Lydona.
        - Kto? - zapytała matka Grace, wbijając w nią spojrzenie. Nadal wolała nie angażować się z nią w rozmowę. Skoro jest niewinna to teraz będzie miała problem do tego, że fatygowała się tu, o zgrozo, na marne.
        - Tak? -  lekkie zaskoczenie zaczęło malować się na twarzy blondynki, gdy lustrowała wzrokiem to przyjaciółkę, to Lydona. Grace wysłała jej nerwowy uśmiech. Lucy milczała przez chwilę, aż nie westchnęła kręcąc lekko głową na boki - On też tego nie zrobił.
        - Rany boskie, to niby kto w końcu?! - matka Austina wybuchła, a chłopcy przy niej jakby zbledli.
         - Jak…? - wyrwało się któremuś z idiotów.
         - Sprawa już zamknięta. Wzywać policję i kazać im przeprosić mojego syna - w tym momencie Lucy włączyła odtwarzacz, a jako że miała zestaw z wbudowanym głośniczkiem, wszyscy w gabinecie mieli możliwość usłyszenia nagranej przez nią treści. Okazało się, że udało jej się nagrać część rozmowy Austina i Bradleya, gdy ci dyskutowali, jaki plan na uprzykrzenie życia Grace byłby najlepszy i najłatwiejszy. Trybuny boiska szkolnego faktycznie nie były najrozsądniejszym wyborem, tym bardziej że pod nimi jest tyle wolnego miejsca do podsłuchiwania. Lucy podobno chciała na moment odpocząć od reszty cheerleaderek i pomyśleć nad nowym układem, ale oni zajęli miejsce praktycznie nad nią, nawet jej nie zauważając.
        Nagranie się skończyło, a gabinet obległa chwilowa cisza, która przerodziła się w harmider głosów. Osiłki próbowali się jeszcze jakoś nieumiejętnie bronić. Dyrektor i pan Turner mieli miny, których nie mogła określić. Mieli zamiar wezwać teraz dodatkowo rodziców Bradleya. Matka Austina zaczęła się drzeć, a matka Grace razem z nią, żeby przymknąć tę pierwszą i tak się zaczęło błędne koło. Jak zaczęły się pierwsze cięższe wyzwiska kobiet do siebie nawzajem dyrektor ze zrezygnowaniem klasnął w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę.
         - Wystarczy! Po kolei! Grace, Lucy, Jonathan, poczekajcie przed gabinetem aż was nie zawołam - wyprosił ich, a dziewczyna nie zamierzała tego kwestionować. Chcieli widoczne porozmawiać samemu z ich rodzicami i osiłkami. Miała tylko nadzieję, że to nie potrwa długo i dostaną jakieś przeprosiny, jak bardzo nieszczere by nie były.
        Gdy wyszli z gabinetu odetchnęła w końcu głęboko i objęła ramionami przyjaciółkę.
        - Dziękuję, Lucy! Jesteś niesamowita! Jak mogę ci się odwdzięczyć? - chciała objąć ją mocniej, ale blondynka po kilku sekundach poklepała ją po ramieniu, co w jej języku znaczyło, że wystarczyło już jej czułości.
        - Spróbuj nie przyciągać do siebie kolejnych idiotów.
         - Zabawne - mruknęła niepocieszona - W sumie dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Byłabym jakoś przygotowana.
        - Chciałam, ale uznałam, że twój plan polegałby na natychmiastowej konfrontacji, a oni tylko wymyśliliby coś jeszcze durniejszego, a to zbagatelizowali jako żart. Powinnam była przyjść wcześniej, ale zostawiłam odtwarzacz w domu - wyjaśniła z bolącą szczerością, za którą Grace miała ochotę się chociaż trochę naburmuszyć, ale wiedziała, że raczej miała rację.
         Nadal zresztą wisiała nad nią groźba śmierci, z którą musiała się jakoś rozprawić. Podeszła do Johnny’ego z niepewnym uśmiechem.
       - Johnny? Słuchaj, em, to nie udał się ten plan na pozbycie się matmy, ale może mogę coś dla ciebie zrobić? W zamian za… to wszystko - zapytała z nadzieją. Tyle szczęścia, że nie powinni go już wywalić ze szkoły. Przynajmniej nie przez sprawę, w której była zamieszana. Może uda jej się go udobruchać, gdy zrobi dla niego jakąś przysługę.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {23/07/23, 12:44 pm}

J   o   n   a   t   h   a   n      L   y   d   o   n

           
         Pokręcił głową.
         – Nie chcę niczego odkręcać. – odpowiedział monotonnym głosem.  Podjął już decyzję. Nawet jak wrzucą go do poprawczaka, przeżyje to. Szkoły nie było sensu kończyć. Lepiej od razu złapie jakąś fuchę i zacznie zarabiać na życie. Może skończy z kelenerowaniem i pójdzie na budowę, jak ojciec. Będą z tego pewnie większe pieniądze, a i godności trochę zachowa. O ile nie stracił jeszcze do tej pory całej.
         Otworzył szerzej, gdy do gabinetu wparowała matka Grace. Miał przyjemność znać ją z pracy i modlił się, że go nie rozpozna. Inne oświetlenie, inne ciuchy, inny człowiek, nie? No niestety nie. Zwróciła na niego swoją uwagę i w momencie, w którym ich spojrzenia się spotkały, wiedział już, że go rozpoznała.  Nigdy nie pomyślałby, że Mamuśka Holly, jak ją przezywali z innymi kelnerami i kelnerkami, faktycznie jest czyjąś matką, a już na pewno nie jego znajomej ze szkoły. Starał się nie skrzywić, słysząc pseudonim z roboty.
         – Nie wiem… o czym pani mówi… – wydukał zmieszany i wyprostował się na swoim miejscu, żeby nie musieć na nie patrzeć. On nic nie wie, on jest tylko miernym gangusem z liceum.
         Sytuacja dalej się rozwijała. Pojawiła się ni stąd, ni zowąd West ze swoim szpanerskim walkmanem najnowszej generacji, którego posiadaczem był również Drew i ta menda nigdy nie pozwoliła Jonowi nawet dotknąć tego sprzętu. Ciekawe ma priorytety - tak, John, możesz mi wsadzić, ale o walkmanie nawet nie myśl. Cała sprawa zaczynała się robić coraz bardziej komiczna i poważnie zastanawiał się, czy nie znajduje się w jakiejś ukrytej kamerze.
         Myślał, że się posika jak usłyszał, że te dwa przygłupy uknuły całą tą intrygę w miejscu publicznym i dały się nagrać lasce na walkmana. Duży mózg czas. Ktoś tu się chciał pobawić w Johna i… Drew. Momentalnie siadł mu nastrój, przypomniawszy sobie o przyjacielu.
         On i dziewczyny zostali wyproszeni z gabinetu. Usiadł ponownie na plastikowym krześle, czekając. Do sekretariatu wszedł jego ojciec. Johnowi zrobiło się trochę głupio, widząc, że ojciec nawet nie przebrał się z ciuchów roboczych, a zarzucił tylko na ramiona kurtkę. Chłopak wbił wzrok w poplamione białą zaprawą buciory mężczyzny, kiedy ten rozmawiał z sekretarką, a następnie dołączył do zebrania w gabinecie dyrektora.
         Podniósł głowę, słysząc, że Grace coś do niego mówi. Zmrużył oczy. Chciał kazać jej spieprzać i powiedzieć, że nie musi w żaden sposób się odwdzięczać. Ale potem przypomniał sobie, że na piątek wpadła mu szansa na dodatkowy hajs, bo jeden z kelnerów się rozchorował i zaproponowali mu jego zmianę za dodatkową dniówkę. I nie miał z kim zostawić młodszych braci na cały wieczór. Ojciec, jak co drugi piątek, grał w pokera z kumplami, Martin już zaklepał ten termin na jakieś wyjście, więc to on powinien siedzieć z chłopakami. Normalnie poprosiłby Drew o pomoc, ale aktualnie miał na niego focha. Lowery właśnie spadła mu z nieba.
         Udał, że się zastanawia.
         – Dzieci bardzo cię wkurzają? – spytał, drapiąc się po policzku – W piątek. Potrzebuję niańki dla moich dwóch młodszych braci - siedem i dwanaście lat. Przyjdziesz o osiemnastej, o dziewiętnastej podgrzejesz im kolację i przypilnujesz, żeby się nie pozabijali, ok? Położysz ich spać o odpowiedniej porze, popilnujesz, żeby nic nie odwalili do mojego powrotu.
         Wstał i podszedł do biurka sekretarki. Nie czekając na jej pozwolenie, chwycił kawałek czystej kartki i nabazgrał na nim swój adres.
         – Piątek. Osiemnasta u mnie. Możesz wziąć koleżankę do pomocy, jeśli boisz się, że nie dasz rady.
         Wcisnął jej karteluszkę z adresem w dłoń i wrócił na swoje miejsce, całą swoją postawą dając do zrozumienia, że nie przyjmuje teraz żadnych sprzeciwów ani zażaleń. Nie odzywał się, nie reagował, co było dość niezręczne, bo spędzili w tym sekretariacie w swoim towarzystwie kolejne trzydzieści minut nim pojawiła się matka Bradleya, i kolejne tyle samo, nim dorośli doszli do jakiegoś porozumienia. Niestety, Jonathanowi nie było pisane poznanie werdyktu, bo jego ojciec wyszedł ze spotkania przed czasem, stwierdzając widocznie, że marnuje tylko czas, skoro co do czego jego syn nic nie zrobił, poza tym, że widocznie szukał atencji.
         Mężczyzna stanął przed chłopakiem ze zmęczonym, poirytowanym wyrazem.
         – Chcę wiedzieć czemu stwierdziłeś, że przyznanie się do czegoś, czego nie zrobiłeś, będzie dobrym pomysłem? – spytał, biorąc się pod boki. John wzruszył ramionami. Jego obojętność ewidentnie zirytowała ojca – A pomyślałeś chociaż przez chwilę, co by się stało, gdyby twoja koleżanka nie przedstawiła dowodów na twoją niewinność?! – pochylił się nad nim ze srogim wyrazem twarzy – Pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, jak wieść o tym, że jej syn jest pieprzonym kryminalistą, złodziejem i szantażystą, wpłynęłaby na stan zdrowia twojej matki?!
         Uderzył we właściwe miejsce. Rudzielec spuścił ze wstydem głowę. Matkę by to zabiło, gdyby wieści o jego domniemanym wykroczeniu dotarłyby i do niej. Wtedy nie wystarczyłoby powiedzieć “nudziłem się”, “nie chciało mi się poprawiać matmy” – Idź po swoje rzeczy. Czekam w aucie, – poczekał, aż ojciec wyjdzie i dopiero wtedy wstał, i wyszedł bez słowa. Nawet nie spojrzał w kierunku dziewczyn. Nie było sensu wracać na lekcje, bo i tak została mu może jedna godzina zajęć, więc z radością przyjął fakt, że ojczulek spakował go do wozu. Co prawda, musiał przez resztę dnia tyrać na budowie, żeby pomóc mu nadgonić to, co zaniedbał przez wizytę w szkole, ale można powiedzieć, że było warto.

         Przez resztę tygodnia był średnio aktywny w szkole. Na połowie zajęć spał, a na drugiej połowie w ogóle go nie było. Chodził do szkoły, żeby chodzić. Na korki do Grace chodził za to sumiennie, ale uparcie ignorował wszelkie próby rozmowy na inny temat niż matematyka. Drew dalej zlewał, nawet jak tamten sam próbował zacząć jakąś interakcję.
         W końcu przyszedł ten słynny piątek, kiedy Lowery miała przyjść pilnować jego braci. W lodówce przygotował zapieknakę, którą wystarczyło odgrzać. Chwilę przed osiemnastą, usłyszał dzwonek do drzwi. Leżał akurat na kanapie, czytając w gazecie o kolejnych podwyżkach cen prądu. Ceny to chyba nigdy nie przestają rosnąć, psia mać. Drzwi poszedł otworzyć Jeff.
         Chłopak nie wiedział nic o tym, że mają przyjść jakieś niańki, więc nieco się zdziwił, widząc dwie nastolatki na progu. Potarł nos, patrząc na nie ze zdezorientowaniem.
         – Eee… Cześć? – obrócił się przez ramię – JOHN!
         – CO? – odkrzyknął, nie podnosząc się ze swojego miejsca. Bobby siedział na dywanie, rysując i tylko co jakiś czas zerkał to na Johna, to na wejście do salonu.
         – Przyszły jakieś dziewczyny!
         – Wpuść je!
         – Jezu, nawet nie spytałeś jakie… Jak przyszły nas okraść, to ja za to nie odpowiadam. – wywrócił oczami Jeff, przepuszczając dziewczyny do środka. Zaprowadził je do salonu, oczekując, że John coś zrobi z faktem, że mają gości.
         Najstarszy z braci spojrzał lekko zdziwiony na Grace i towarzyszącą jej Lucy.
         – Lowery, z każdym dniem imponujesz mi coraz bardziej… Sądziłem, że spietrasz. – przyznał z rozbawieniem, składając gazetę i wstał – Ten z kredkami to Bobby, a ten knypek w czapce to Jeff. – przedstawił braci. Jeff obrócił czapkę daszkiem do przodu (do tej pory był do tyłu) i spojrzał uważnie na dziewczyny – Mendy, to Grace i Lucy. Będą was dzisiaj pilnować. – rzucił gazetę na stół.
         – Wychodzisz?! – oburzył się średni – Wychodzisz i zostawiasz nas samych z laskami, których nie znamy?! A co się stało z Amandą?!
         – Amanda… pojechała na wakacje na wieś. – odparł wymijająco. Amanda była ich sąsiadką w wieku Johna, którą John i Martin często wynajmowali do opieki nad braćmi.
         – Puściła się i zaszła w ciążę. – obaj spojrzeli w szoku na Bobby’ego, który spokojnie kontynuował rysowanie – Tak powiedziała pani sklepikarka. – dodał, odpowiadając na niezadane pytanie skąd ma takie informacje – A poza tym, ją znam. – podniósł wzrok i z delikatnym uśmiechem wskazał na Grace. To też dość zaskoczyło i Johna, i Jeffa. Nawet jeśli John miał jakieś pytania, wolał je przemilczeć.
         – Tak… W każdym razie, w lodówce jest zapiekanka. Wystarczy podgrzać. Bobby może siedzieć maks do dwudziestej pierwszej, Jeff do dwudziestej drugiej. Jeśli Bobby będzie chciał bajkę na dobranoc, nie pozwalajcie zająć się tym Jeffowi, bo zacznie mu opowiadać straszne historie. – wyminął Jeffa i pokrótce oprowadził dziewczyny po parterze. Na piętrze była sypialnia rodziców, wspólna Jeffa i Bobby’ego, osobna Martina. I oczywiście, na strychu sypialnia Johna, ale tam nie musiały wchodzić – Wrócę pewnie dwudziesta czwarta, najpóźniej pierwsza. Telewizję sobie pooglądajcie jak już będą spali, nie wiem.
         – O której wraca Martin? – za jego plecami ponownie wyrósł Jeff, niekryjący swojego niezadowolenia.
         – Nie wiem. – odpowiedział.
         – Oby nigdy. – mruknął pod nosem Bobby, ale na to już John nie zwrócił uwagi.
         Najstarszy założył buty i sięgnął po swoją kurtkę.
         – Nie zamieniaj ich życia w koszmar, Jeff. – polecił średniemu bratu. Najmłodszy podbiegł się pożegnać, jakby co najmniej John wyjeżdżał na rok. Uścisnął go mocno i pobiegł z powrotem do salonu. Rudzielec spojrzał na dziewczyny – … wystarczy, że Bobby dożyje następnego dnia.
         – HEJ!
         Pokazał chłopakowi środkowy palec, naciągnął mu czapkę na oczy, pożegnał się i wyszedł.
         Jeff wymruczał coś z niezadowoleniem i poczłapał do salonu. Usiadł obok Bobby’ego, włączając kreskówki i uparcie ignorując obecność dziewczyn.

         – Powinnam powiedzieć Tomowi o tym, że podałeś mu fałszywy wiek. – takimi słowami powitała go na zmianie Holly Lowery. Spojrzał na nią krótko, po czym spojrzał w lustro, poprawiając włosy – Kiedy się tu zatrudniałeś, mówiłeś że masz dziewiętnaście… Masz ile, szesnastkę? – spytała z zaczepnym uśmiechem. Zacisnął zęby. Chciał zaprzeczyć, ale oboje wiedzieli, że to nie ma sensu.
         – Siedemnaście. Kiblowałem rok. – przyznał z niechęcią.
         – Musisz być baaaardzo zdesperowany, że kłamałeś, żeby dostać robotę jako host w takim miejscu.
         Host to nie było słowo, którego by użył, żeby określić swoją pracę, ale niech jej będzie. Niech jej będzie, tylko niech się już zamknie. Niech zachowa swoją wiedzę dla siebie. Niech nie mówi nic Tomowi, a tymbardziej nie mówi o nim swojej córce. Nie przeżyłby, gdyby rozniosło się, jak zarabia albo że jest kurą domową. Zbyt długo pracował na swoją reputację, żeby teraz to wszystko się rozsypało.
         – Josie, twój stały klient przy piątce. – poinformowała go inna dziewczyna, która zajmowała to samo stanowisko, co on. Odpiął jeden guzik pod szyją, chwycił w jedną dłoń butelkę z szampanem, w drugą dwa kieliszki.
         – Wszyscy staramy się tylko przeżyć, prawda, Holly? – zwrócił się do kobiety, wychodząc na salę.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {26/07/23, 08:24 pm}

G R A C E  L O W E R Y
'93

         Żadnego “przechowaj to do czasu” lub “dostarcz to w miejsce X” lub “w bagażniku mam ciało, weź je zakop”...tylko niańczenie? Lubiła dzieciaki, ale rzadko miała z nimi do czynienia. Nie była nigdy opiekunką żadnego. Ale siedem i dwanaście to nie tak źle, prawda? Jak dobrze pamięta to jako siedmiolatka już dawno zostawała sama w domu, jeśli koleżanka matki była zajęta. Znaczy kończyło się to czasem dla niej tragicznie, ale co do czego to przeżyła. Najmłodszy brat Johnny’ego jest na pewno bystrzejszy od siedmioletniej Grace, więc powinno być w porządku. Jednak to nadal wydawało jej się zbyt odpowiedzialnym zadaniem na jej barki. Jej życie było dalej na szali. Jakoś czuła, że nie może odmówić.
         Dzięki swojej udowodnionej niewinności postanowiła  posłusznie wrócić do domu na noc, gdy już matka była w pracy. Liczyła na to, że rodzicielka przemilczała sprawę z Larry’m, ale gdy próbowała po cichu przejść do pokoju zadowolona, że nie znalazła go w salonie, ten wylazł z łazienki, zanim zdążyła przejść próg. Mężczyzna wyszarpał ją na podwórko. Historia o niepotrzebnym przez nią zawracaniu głowy swojej matce bardzo mu się nie spodobała. Dodatkowo musiała wytłumaczyć, co to za chłopak, który za nią tak tyłek nastawił, ale jej prostą odpowiedź, że to po prostu uczynny kolega wziął za kłamstwo. Kazał jej obiecać, że nie będzie z nim już gadać, więc obiecała. Domyślała się co się święci, przechodziła to już wcześniej. Poczuła dziwną ulgę, bo to znaczyło, że nie będzie jej już dotykać w żaden sposób. Kazał jej za to klęczeć na ostrych kamieniach, które znajdowały się za ich domem. Czasem wprowadzał w jej życie takie wymysły pseudo dyscyplinarne, bo “na niego za dzieciaka działało”. Absurd, ale nie zamierzała się w kłócić w przegranej sprawie. Przysunął sobie krzesło, by usiąść za nią. Najpierw kazał jej trzymać ramiona w górze, ale szybko mu się znudziło i przyniósł jej jedną z leżących nieopodal cegieł, by trzymała ją nad głową. Pilnował, by się nie ruszyła, sącząc po kolei swoje piwa i udając, że czyta jakieś czasopisma przy lampce podwórkowej. Miała nadzieję, że to jakieś sportowe gazetki, a nie podróby playboya, ale nie chciała się dowiadywać. Nie wiedziała, ile zamierzał ją tak trzymać. Łzy ciekły jej po policzkach. Gdy ramiona zaczęły palić ją żywym ogniem i bała się, że opuści tę cholerną cegłę usłyszała za sobą chrapanie i odwracając się zobaczyła, że mężczyzna w końcu przysnął. Odczekała jeszcze chwilę dla pewności i wstała z miejsca, jak najciszej kuśtykając z powrotem do środka domu. Przemyła i opatrzyła krwawiące rany na kolanach, łyknęła jakieś tabletki przeciwbólowe i położyła się spać. Zasnęła od razu.

         W piątek ojciec Lucy podwiózł ich pod adres, pod którym miał się znajdować dom Lydonów. Nie ukrywał niezadowolenia, że jego córka zgodziła się na spędzenie u nich czasu, ale rzadko się zdarzało, że czegoś by jej otwarcie zakazał. Może to, że szła z Grace trochę go udobruchało. Była pilną uczennicą z dobrą reputacją, więc rodzice jej przyjaciółek raczej darzyli ją sympatią.
         Pożegnały się z panem Westem i ruszyły do drzwi.
         - Czemu ty, a nie Martin? Lub Anderson? - dobre pytanie. Cóż, nie wiedziała, czemu jego brat nie mógł się tym zająć, widocznie miał coś ważniejszego do roboty. Za to Drew…dziwnie się zachowywali w tym tygodniu. Nie widziała nawet, żeby razem rozmawiali. Sam Johnny też nie był ogólnie zbyt gadatliwy. Przez to atmosfera na korkach była dość niezręczna, ale chociaż pani bibliotekarka wydawała się zadowolona, że są ciszej niż zwykle.
         - Pokłócili się chyba, nie wiem. Barbs coś mówiła… No i sama przecież zaproponowałam, żeby coś zrobić. Zresztą mówiłam, że…
         - Tak, tak, musi przestać cię nienawidzić. Nadal wydaje mi się, że trochę za dużo sobie dopowiadasz.
         - …No, nieważne. Dzięki jeszcze raz, że się jednak zgodziłaś. Ten plan na pewno nam wyjdzie! - Grace choć była na początku załamana, to szybko obróciła to w doskonałą okazję na przyśpieszenie z akcją. Dom Johnny’ego może być pełny dowodów na działalność gangsterską! Będzie musiała być tylko niesamowicie ostrożna, by nie zostać przyłapana. Wzięcie ze sobą wszystkich dziewczyn mogło być lekką przesadą, ale uważała, że sama Lucy wystarczyła, żeby cały wieczór przebiegł pomyślnie.
         - Trudno się nie zgodzić, jak ktoś ci jęczy nad głową przez tydzień - odpowiedziała blondynka naciskając dzwonek do drzwi.
Spodziewały się Johna, ale otworzył im młodszy od nich chłopiec. Widocznie brat. I wyglądało na to, że Lydon nie poinformował swojego rodzeństwa o tym, że załatwił dla nich aż dwie opiekunki na wieczór.
         Czekały chwilę bez słowa, aż w końcu zostaną wpuszczone do środka. Na zaczepkę skrzyżowała ramiona i wyprostowała się, chcąc wyglądać pewnie.
         - Nie bałam się…Tak, hej - przywitała się już z uśmiechem, chociaż trochę nerwowo patrzyła w stronę Bobby’ego. Przez chwilę myślała, że może się nic nie wydało i aż się spięła, gdy siedmiolatek szybko przyznał, że ją zna. Nie wiedziała, jak Johnny zareagowałby na historię, w której jego najmłodszy brat uratował ją przed osiłkami, gdy była w trakcie śledztwa. Na szczęście żadne pytanie o to nie padło, a sama tłumaczyć przy jego braciach nie zamierzała.
       Lucy interakcje między braćmi przyjęła z obojętnością, skupiając się chyba tylko na wskazówkach podanych przez Johna. Grace obserwowała wszystko z lekkim uśmiechem. Musieli być ze sobą naprawdę blisko. Zazdrościła wszystkim osobom, którzy mieli rodzeństwo. Ciekawiło ją, jak to jest. Matka kiedyś przyprowadziła do ich domu faceta, który wprowadził się do nich z synem, który miał być jej nowym bratem, ale ten syn był dupkiem jak jego ojciec i wyprowadzili się bardzo szybko. O Larry’m wiedziała, że ma swoje dzieci, ale mieszkają z jego byłą żoną.
        Pożegnały Johna, zostając oficjalnie same z dwójką chłopców. Grace udawała, że nie widzi, jak Jeff je ignoruje. Obie usiadły na kanapie w salonie.
        - Ej, bo…o, co to za kreskówka? Pierwszy raz ją widzę - zapytała zainteresowana, zapominając, co chciała powiedzieć wcześniej. W dzieciństwie żadnych bajek raczej nie oglądała, oprócz kilku okazji w domu Phila. Lubiła je, więc trochę się zapomniała. Oglądała co jakiś czas komentując lub zadając pytania, próbując przy okazji zagadać chłopców.
        O dziewiętnastej Lucy wstała i zebrała się do kuchni, by odgrzać dla nich zostawioną przez Johnny’ego zapiekankę.
         - Kolacja! Zapraszam - zawołała wszystkich, witając ich już z przygotowanym stołem i herbatą w kubkach. Po zjedzeniu Grace zgłosiła się na zmycie naczyń i sprzątnięciu ze stołu.
         - Może chcecie coś porobić? Macie jakieś planszówki? - zapytała, bo choć zrobiłaby to chętnie, to nie powinna całego wieczoru oglądać z nimi kreskówek. Zostało im jeszcze sporo wspólnego czasu. Wrócili do salonu, by przejrzeć ich gry. Propozycja padła na grę w piotrusia, a później Lucy zaproponowała zabawę w chowanego. Okazało się, że była w tym bardzo dobra, szczególnie w szukaniu, choć Bobby’ego trudno było znaleźć za każdym razem.  Zajmowali sobie czas jeszcze trochę, aż Lucy jej przypomniała, że zbliżała się pora młodszego do spania. Gdy już nadeszła, Grace zaprowadziła Bobby’ego do pokoju, podczas gdy Lucy została z Jeffem. Opowiedziała siedmiolatkowi na dobranoc jakąś historyjkę o kocie w butach czy innych kaloszach, zmieniając sobie kilka wydarzeń, bo w sumie niewiele pamiętała i zostawiła go, gdy już przysnął.
         Jeff został jeszcze trochę z nimi oglądając jakąś kreskówkę, chyba chcąc udowodnić, że wcale też nie jest śpiący i wytrzyma do swojego limitu czasu, ale w końcu i na niego nadeszła pora. Dziewczyny usiadły z powrotem same na kanapę, włączając sobie jakiś tani horror, który akurat leciał w telewizji. Grace leżała przez jakiś czas oparta o ramię Lucy, aż nie spojrzała na zegarek. Niewiele czasu.
        - Dobra. Powinni już twardo spać, nie? Pilnuj, czy nie wyjdą z pokoju, w razie co odwrócisz ich uwagę, a ja…idę, ok? - powiedziała szeptem, wstając zdeterminowana z kanapy.
         - Mhm. Bądź ostrożna. Trudno będzie wyjaśnić, co tam robiłaś, jeśli coś mu zepsujesz - przypomniała jej Lucy, ściszając trochę telewizor.
         Grace zapewniła ją jeszcze, że wie, co robi, chociaż oczywiście nie wiedziała, a następnie ruszyła do pokoju  na strychu, który musiał należeć do potencjalnego gangstera. Potrafiła być cicho, jak chciała, tyle można jej przyznać. Z planowaniem trochę gorzej. Nie wiedziała od czego zacząć, ani czego dokładnie szukała. Co, broni? Ludzkich czaszek? Lodóweczki z narządami na sprzedaż? Przejścia do tajnej bazy? Ale kij, może coś się trafi. Cokolwiek się nada, byle iść do przodu.
         Szperała na półkach, przesuwała i odstawiała rzeczy na miejsce, zaglądała w zakamarki. I nic. Co prawda, znalazła kilka rzeczy wskazujących na to, że chyba potajemnie ma jakąś dziewczynę. No, miał kilka dziwnych rzeczy. Musiałaby zapytać Lucy, czy to typowe dla nastoletnich chłopaków, w końcu jakieś związki ma za sobą i nawet jak krótkie, to może coś wie. Dalej jakieś…ciekawe ubrania, akcesoria i… w jednej z szuflad znalazła koronkowy choker. Nie aż takie szokujące, chociaż wzór był identyczny do tego, który musiała kiedyś nosić jej matka do pracy. Długo narzekała na to, że to jakaś tandeta i chyba w końcu od tego odeszli, bo ostatnio nie widziała, żeby go zakładała. Przyglądała się przez chwilę, bo może jej się pomieszało. W gabinecie jej matka wydawała się go znać. Grace unikała jej trochę przez ten tydzień, ale może powinna ją o to jednak spytać.
         Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi od domu. W panice schowała naszyjnik do kieszeni i próbowała wyjść ze strychu jak najszybciej i najciszej, chociaż serce biło jej jak szalone. Nie wzięła pod uwagę, że mógłby wrócić wcześniej, cholera.
         Usłyszała kawałek rozmowy z korytarza. Lucy musiała się już tym zająć.
         - Ścisz głos, twoi bracia śpią. Ja i Grace się dzisiaj nimi opiekujemy.
         - Co?
         Ach. Rozpoznała głos Martina. Udało jej się wyjść z pokoju i wyłoniła się szybko z korytarza, by uśmiechnąć się krzywo.
         - Hej, Martin, wróciłeś. Johnny też niedługo powinien wrócić, to już na niego poczekamy. Jak chcesz to idź do pokoju, nie przejmuj się nami - wyjaśniła, chcąc go zachęcić, by zostawił je same.
         - Johnny? - zza jej pleców wyszedł Bobby, by zobaczyć kto przyszedł, a ona niemal podskoczyła z miejsca. Ta rodzina ją zaprowadzi do grobu - Ach. To ty - chłopiec chyba nie był zadowolony, że zamiast Johna zobaczył Martina.
         - Johnny, Johnnyy, zawsze ten Johnny! Z mojego powrotu się nie cieszysz? - powiedział trochę zbyt poważnie, niż na braterskie przekomarzanki, przynajmniej zdaniem Grace. Wyczuła od Martina alkohol. A, wrócił z picia. Niedobrze. Bobby spojrzał na brata wzrokiem, po którym, jakby sama go otrzymała, to chyba by się popłakała, a po tym odwrócił się napięcie, kierując się w stronę swojego pokoju.
         - Halo, mówię do ciebie! Ty mały…! - Martin rzucił się za siedmiolatkiem z zamachem, jakby naprawdę chciał go za to uderzyć, ale Lucy zdążyła złapać go przed tym mocno za nadgarstek i pociągnęła do tyłu. Był napruty jak meserszmitto, także miała pewnie przewagę, ale jako cheerleaderka to ogólnie miała niezłą siłę w łapach. Grace stanęła obok Bobby’ego. Widziała, że blondynka wbiła chłopakowi paznokcie w skórę.
       - Co myślisz, że robisz? - zapytała zimno, wpatrując mu się intensywnie w oczy. Oj, była wściekła. Rzadko ją taką widziała.
       - Ja…nic, nie… - gubił się w słowach, może faktycznie czując się zobligowany do odpowiedzenia na zadane pytanie. Nie wyrywał jej się. Wyglądało  na to, że już się otrząsnął i sam był chyba zaskoczony tym dziwnym wybuchem z jego strony. Lucy też to zauważyła i rozluźniła uścisk.
       - Zmęczony jesteś. Spać - poleciła mu, a chłopak choć chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, to posłuchał się ostatecznie bez słowa i zaraz zamknął się w swoim pokoju. Raczej i tak nic nie będzie jutro pamiętał, więc nie chciała strzępić języka, tym bardziej przy jego młodszym bracie. Miały nadzieję, że chłopiec nie wyczuł alkoholu, ale dużo to pewnie nie zmienia.
         - Bobby, w porządku? Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. Johnny na pewno będzie bardziej się cieszył, jak przywitasz go rano wyspany, niż teraz w nocy. Mogę ci opowiedzieć jeszcze po cichu jakąś krótką bajkę, jak chcesz - Grace zwróciła się do chłopca, chcąc zmienić temat i prowadząc go do sypialni. Tak myślała, że ten wieczór szedł im za dobrze.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {28/07/23, 08:48 pm}

J   o   n   a   t   h   a   n      L   y   d   o   n

           
         John czasem zastanawiał się, czy naprawdę warto znosić to ciągłe poniżania. Szczególnie nachodziły go takie myśli, kiedy po jego ciele błądziły dłonie innych facetów, którym za darmo nigdy nie pozwoliłby się dotknąć. Starał się pamiętać, że robi to, bo to chyba jedyna robota, gdzie może zgarnąć tyle hajsu przy tak niewielkim czasie pracy. W jedną noc zgarnia gdzieś dwa razy tyle, ile zgarnąłby robiąc przez trzy dni na budowie z ojcem. Stare fiuty, płaciły mu mniej, bo skoro młody, to można go ruchać na hajs. Teraz też go ruchają, ale chociaż nie na pieniądze.
         Kiedy tamci nic nie mówili, on zamykał oczy i wyobrażał sobie, że na ich miejscu jest Drew. Wtedy to było łatwiejsze. To Drew bawi się jego kołnierzykiem, w ustach ma posmak ust Drew…
         Przystanął przed swoim domem i przyjrzał się oknom wychodzącym na front. U chłopaków ciemno, u Martina ciemno, u rodziców ciemno… Tylko w salonie paliło się światło. Wszedł powoli na ganek i do środka. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to jego własne odbicie w lustrze. Jakby go coś przeżuło i wypluło… Zrzucił buty i wkroczył do salonu. Obrzucił pomieszczenie oceniającym spojrzeniem. Nic nie stanęło w ogniu. Miło.
         – Mm… Widzę, że przeżyłyście… – sięgnął do kieszeni kurtki, do której włożył dzisiejszą gażę od Toma. Wyszedł o osiemnastej, wrócił o pierwszej, siedem godzin… Amanda bierze trzy funty na godzinę, a Lowery wisiała mu przysługę. Funt na godzinę brzmi okej. Wyjął wymiętolony banknot z wizerunkiem Królowej Elżbiety. Nie ma drobnych. Da im dychę. Niech mają – Puszczalska brała trzy razy więcej, ale skoro nadstawiałem za ciebie karku, nie pogniewasz się, że zapłacę ci trochę mniej, co? – posłał jej uśmieszek, który miał być złośliwy, ale ociekał tylko zmęczeniem – W kuchni jest telefon. Zadzwońcie do starych czy coś, żeby was odebrali, bo późno jest, a to gówniana dzielnica. – przeciągnął się i padł w fotel, z którego ruszył się dopiero, jak dziewczyny sobie poszły. Zakluczył za nimi drzwi i wdrapał się na piętro.

G r a h a m   L y d o n

         Wszedł do klasy równo z dzwonkiem. Szedł sztywno między ławkami, starając się zachować kamienną, obojętną mimikę. Usiadł na swoim miejscu, składając luźno ręce na blacie i strzelił oczami na boki. Nie zwracali na niego uwagi, dobrze. Chwilę później do klasy wszedł nauczyciel, żeby uciszyć wszelkie rozmowy i przypomniał im, że od dzisiaj piszą egzaminy końcowe, które będą mieć duży wpływ na ich oceny końcoworoczne, po czym przeszedł się po klasie, rozdając kartki.  Zatrzymał się na chwilę przy ławce Lydona, marszcząc brwi.
         – Panie Lydon, to chyba nie jest koszula od szkolnego mundurka…
         Oczywiście, że nie jest. Ta od mundurka ma cholerne dziury na plecach.
         – Zafabrow… – dźwięk własnego głosu wprawił go w lekkie osłupienie i musiał odchrząknąć – Zafarbowała mi w praniu. Kuzynka wrzuciła czerwoną skarpetkę do białego…
         – Puszczę to panu płazem, ale tylko do końca czerwca. Od września chcę pana widzieć w szkolnej koszuli. – oznajmił swoim przemądrzałym tonem głosu, ruszając dalej.
         Graham schował się między swoimi ramionami, pochylając nad arkuszem zadań. W jaki sposób ten facet rozpoznał, że ma na sobie zwykłą koszulę?
         Następne zajęcia mieli mieć w tej samej klasie, więc większość uczniów zostawiła swoje plecaki nawet, jeśli wyszła na korytarz. Lydon siedział chwilę na swoim miejscu, tępo gapiąc się w blat. Czuł się wypruty ze wszystkiego. Kiedy dzisiaj wyszedł ze swojego pokoju, stryj i ciotka zachowywali się, jakby go nie widzieli. Mackenzie też była jakaś dziwna, nawet na niego nie spojrzała. Corey jak to Corey, starał się robić dobrą minę do złej gry, ale wybitnie czuł się obco. Czasami żałował, że nie ma żadnych kolegów w szkole, z którymi mógłby pogadać.
         Jego wzrok mimowolnie powędrował w kierunku Aster i jej paczki. Pochylił się do leżącej przy jego nogach torby i wygrzebał z kieszeni garstkę cukierków owocowych, które przemycił mu kuzyn. Zostawił sobie jednego i podniósł się ze swojego miejsca. Niespiesznie podszedł do tamtej trójki i położył cukierki przed Nehą.
         – Kenzie przekazywała mi notatki od ciebie… Dziękuję. – skinął jej głową, na krótki moment nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Nie wiedział czy Neha chciała być miła, czy to po prostu jakaś próba wkupienia się w łaski jego kuzynki, ale wypadałoby podziękować za tą uprzejmość. Wymuszoną lub nie.
         Znowu rozbrzmiał dzwonek, ludzie zaczęli się zwalać do klasy, więc korzystając z zamieszania wrócił na swoje miejsce. Kolejny sprawdzian, tym razem z innym nauczycielem, który nie przyczepił się do jego ubioru.
         Kiedy wszyscy siedzieli na klimatyzowanej stołówce, on wybrał się na plac między jego szkołą a SIF-em. Słońce trochę paliło i nikomu się nie spieszyło, żeby się tam spalić w trakcie obiadu, więc był praktycznie sam. Usiadł w cieniu drzewa, opierając się o jego pień. Zrzucił z siebie marynarkę, żeby się nie usmażyć i z tego samego powodu podwinął rękawy koszuli. Miał jeszcze kilka siniaków, ale nie były widoczne. Ssał leniwie tego jednego cukierka, którego sobie zostawił i patrzył w ekran telefonu. Te dwa tygodnie spędzone w zamknięciu odblokowały w jego pamięci jakieś wspomnienia, które niegdyś zakopał.
         Nie byli jakoś specjalnie blisko, ale wyszukał kogoś, kogo znał te kilka lat temu. Wszystkie sociale miał prywatne, więc nie mógł przejrzeć zawartości jego kont, ale mógł obejrzeć jego profilówki.
         Bruce wyglądał inaczej, niż w jego wspomnieniach. Pamiętał go jako dzieciaka, a teraz był… No, nadal dzieciakiem, ale jednak widać było, że dojrzewanie zaczęło go zmieniać.
         Kręcił palcem nad kafelkiem z napisem “zaproś do znajomych”. Nie bardzo wiedział, jak miałby rozpocząć potencjalną rozmowę z tak-jakby-kuzynem. Pięć lat temu Bruce jeszcze był za młody na posiadanie kont na portalach, Graham z resztą też miał wtedy konto dopiero od kilku miesięcy. Z drugiej strony, Bruce miał pięć lat, żeby znaleźć go na matedeksie i się do tego nie kwapił. Lydon próbował sobie przypomnieć czy ich relacje serio były neutralne, czy może raczej spędzali ze sobą czas z przymusu.
         Miał cholerną dziurę w pamięci.
         Zamknął aplikację, stwierdzając, że to i tak nie ma sensu. Co miałby mu napisać?
         Spojrzał w kierunku drzwi sportowców. Jednym z powodów, dla których tu siedział, była nadzieja, że zobaczy się z kuzynką. Zwykle już dawno wpadłaby do jego szkoły, żeby zobaczyć jak daje sobie radę, a jednak dzisiaj była dziwnie nieobecna w jego życiu. Czyżby ona też zaczynała go ignorować? A może w końcu wzięła sobie do serca, że zwykle to ona jest winowajczynią tego typu sytuacji?
         Powinien podejść w wolnej chwili i spytać Reyes jak z ich kolejnymi treningami. Przez niego są dwa tygodnie w plecy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Devil's Trill Sonata - Page 2 Empty Re: Devil's Trill Sonata {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach