Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A cup of uncertaintyWczoraj o 10:31 pmHimiko
Twilight tensionWczoraj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Wczoraj o 04:23 amYulli
From today you're my toy18/09/24, 08:08 pmKurokocchin
This is my revenge18/09/24, 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 30%
2 Posty - 20%
2 Posty - 20%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%
1 Pisanie - 10%

Go down
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty H&C {14/04/20, 12:59 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF

H&C           - Page 8 Ab00e77d21fffd52bb8ec8548abe56a8
H&C           - Page 8 PicsArt_10-26-07.57.19
H&C           - Page 8 48be546334a7a7c71da7dfdc2a93e8f8
Mapa świata:
Są doskonali!:


Ostatnio zmieniony przez Myszygo dnia 19/04/21, 04:58 pm, w całości zmieniany 1 raz

Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {22/03/21, 11:34 pm}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
To nie tak, że Ezra się zaśliniał. On ślinił się w sposób umiarkowany, opanowany. No, prawie zawsze pod kontrolą. Ale patrzenie na Oriona, najpierw z idiotycznie szerokim uśmiechem – który odwzajemniał – a później przy wyrafinowanej pracy, sprawiało mu tak ogromną przyjemność, że w pewnym momencie sam siebie złapał na patrzeniu na niego. Oparł się na szczocie i z budyniowym uśmiechem na twarzy oglądał jak pokaźne mięśnie prężą się pod mokrym materiałem. Oblizał się kilkukrotnie i chociaż obiecał i jemu i sobie, że nie będzie myślał o seksie tak jednego nie umiał odmówić. Orion był jego mokrym snem. Nie ważne czy suchy, mokry, ubrany czy rozebrany. Z dziecinną łatwością potrafił go sobą roztopić, jednym spojrzeniem wprawiał jego serce w drżenie i chociaż wtedy rewolucje czuł też w mrowiącym podbrzuszu, nic z tym fantem nie robił. Wystarczało mu leżenie na szerokiej piersi i bawienie się jego jasnymi kosmykami.
W chwili obecnej? Wystarczał wspólnych śmiech, dotyk i praca.
Nie spodziewali się, że oczywiście, swoim już zakichanym szczęściem, Lusio z Finnim zostali wciągnięci pod ziemię. Owszem, Sileas pojawiał się i znikał ale nigdy go nie zaczepił, nawet na niego nie zerkał, a gdy już skrzyżowali się spojrzeniem, posyła mu spokojne uśmiechy. Dlatego też Ezra nawet nie podejrzewał, że ich drogim przyjaciołom, mogłoby się cokolwiek złego stać.
Ostatecznie, w momencie gdy słońce zaczęło wisieć niebezpiecznie wysoko na niebie postanowił przejść się w stronę rzeki, sprawdzić jak sytuacja wygląda w miejscu w którym woda powinna spływać do koryta. Przy tym delikatnie nieprzyjemnym spacerze trzymał Oriona luźno za dłoń, bawiąc się jego obrączką. Zagadywał go przy tym całą drogą, przynajmniej do momentu aż w oczy nie rzuciła się mu mocna tratwa z ciemnego drewna.
Zmrużył oczy, zmarszczył nos i zatrzymując go jednym ruchem ręki przyłożył palec wskazujący do dolnej wargi po czym zamruczał cicho.
Wtedy małpka w mózgu zrobiła clap a on pociągnął ukochanego w kucki, żeby zza kilku falujących przy brzegu wydm nie było ich widać.
- Cholera jasna, przemytnicy. – Warknął pod nosem, podchodząc nieco bliżej stóp jednego ze wzniesień. Zaraz się na nie wgramolił i przyglądając się załadunkowi zmarszczył ponownie brwi.
- Pod samym nosem Gwardii, szakale paskudne. – Mruknął po czym zauważył miejsce docelowe przeprawy tratwy.
Szóstka rosłych mężczyzn ładowała skrzynie i przewoziła je tylko z drugiego brzegu szerokiej rzeki. Po tej stronie, otwarte stalowe drzwi w piasku czekały na zapełnienie wnętrza jamy skarbami. Ezra ponownie się skrzywił i kręcąc głową z niedowierzaniem zaczął masować skronie. Co zrobić, jak zrobić. Bo zrobić musiał coś bez wątpienia! Szczególnie po tym jak dostrzegł płowego facecika z przepaską na oku. Miał już z nim styczność i prywatny zatarg który obecnie rozniecił w jego sercu płomień walki.
- Jesteś w stanie zatopić tą tratwę? Na przykład jak się przeładują to ich wywrócić? – Zapytał zaciekawiony, przenosząc na niego szklące się z determinacji oczy. To nie tak, że z lubością był stróżem prawa. Oj nienie. Potrafiłby machnąć na nich ręką. Robiło się gorąco, oni i tak mieli szeroko zakrojoną działalność, a on był głodny. No i kusiła wizja spędzenia czasu w łóżku albo w hamaku z tym seksiakiem. Rozebrałby Oriona do samych spodni i całował po piersi. Idealnie!
Ale jedno spojrzenie na krzywą gębę tego chu** rozmazało błogą wizję i kazało wepchnąć się mu w sam środek akcji, najlepiej z mieczem w dupę tego łajdaka. Cała nadzieja jednak w Orionie. Jeżeli każe mu zawrócić, zrobi to. Machnie ręką i jednak go rozbierze. Niemniej, gryzłoby go poczucie sprawiedliwości, tej wewnętrznej. Ostatnimi czasu facet sprał go na kwaśne jabłko, połamał żebra, podbił oko i rozbił szczękę przez co nie mógł tydzień jeść normalnie. Musiał się mu odpłacić, najlepiej jakby przyturlał Magnusowi jego głowę w lnianym worku.
Czekał jednak na werdykt Oriona.
***

Nawet nie miał ochoty się otrzepać. Przerażająco skuteczny dreszcz paraliżował go od koniuszków palców u stóp po czubek głowy. Mrowiły go palce w dłoniach, serce przyspieszało po to by zaraz zwolnić i zamrzeć. Widział kątem oka jak ogień się niemrawo tli, bardzo nieśmiało, dokładnie tak jak on obecnie bał się rozejrzeć po miejscu w którym wylądowali, jakby żywioł chciał go przed tą koniecznością ochronić. Gula rosła mu w gardle i chociaż wiedział, że rozglądanie się nie jest podejściem rozsądnym tak nie mógł zbagatelizować otoczenia i narazić Louriela na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Jego oczy padły najpierw na jedną ścianę wypełnioną kośćmi, później na drugą, trzecią. Zamknięci byli w półokrągłej Sali zbiorowego mauzoleum w którym to szczątki zmarłych od pokoleń były układane rodami.
Jednocześnie go zemdliło i zakręciło się mu w głowie do tego stopnia, że prawie stracił przytomność. Spanikowany prawie podskoczył gdy Louriel go dotknął, zaczął złapać spazmatyczne oddechy, zapowietrzać się. Położył dłoń na ustach, próbował się ogarnąć, nie pokazywać tej ogromnej słabości ale nie mógł. Kolana mu się trzęsły, nogi miał jak z waty, a do tego to przerażające wrażenie zmniejszającej się przestrzeni. Wszystko na niego patrzyło, wszystko rzucało długie cienie na ścianę, a on miał wrażenie, że zaraz uderzy go w twarz panika tak gwałtowna, że nie będzie mógł zrobić kroku na przód.
I wtedy poczuł delikatne palce błądzące po jego policzku, wyciągające go z przepaści w którą zaczął przed chwilą spadać. Spojrzał w jasno niebieskie tęczówki, nabrał spokojnie oddechy po czym położył ostrożnie dłonie na jego zgięciach łokci. Przełknął z trudem ślinę, przymknął oczy i wsłuchując się w melodyjny głos zaczął wykonywać polecenia. Zaraz przeniósł dłonie na te jego i gładząc go nerwowo, drążącymi palcami, próbował się opanować ale chwilowo mu nie szło. Dopiero gdy oparł się czołem o to jego zaczęło się mu robić nieco lżej.
Otworzył usta ale żaden dźwięk mu nie uciekł z gardła. Pokręcił przecząco głową, zjechał palcami po jego przedramieniu na łokcie, z nich przeskoczył dłońmi na jego pas. Przytulił się do niego kładąc mu głowę na ramieniu. Potrzebował jeszcze chwili żeby się uspokoić, wziął kilka głębszych wdechów po czym wyprostował się, trzymając zamknięte oczy. Gdy je otworzył postanowił nie spuszczać spojrzenia z pięknych ale i mocno zatroskanych oczu księcia. Ognik zapalał się niewiele przed nimi żeby nie oświetlał znaczącej ilości pokrytych kośćmi ścian. Szli dzielnie korytarzem aż otwarła się przed nimi pierwsza pieczara.
Miał fatalne złe przeczucia.
Kiedyś, jeszcze w młodości, został w takim miejscu zamknięty. Ciężkie dwa dni próbował się wydostać z przepełnionego trupami miejsca, ku niezwykłej uciesze okolicznych gagatków. Nigdy nie pasowało im, że sobie radził, że potrafił i chciał pracować, że zdobywał pieniądze przynajmniej w takiej ilości żeby zapewnić sobie i siostrze dach nad głową i jedzenie. Dlatego obecnie miał traumę z którą nijak nie potrafił sobie poradzić, przynajmniej do momentu aż nie zatracał się w miękkim spojrzeniu.
Było trochę lepiej.
Płomień na życzenie Louriela rozpłynął na jednej z pochodni. Wtedy też jego wzrok padł gdzieś w bok, nabrał ze świstem powietrza czując jak kolejny atak paniki wręcz się na niego rzuca, podobnie jak szczupła dłoń. Złapał za nią zaciskając na niej palce, ponownie płytko oddychając.
- Nie puszczaj. – Szepnął błagalnym tonem czując jak znowu jego ciało zaczyna niekontrolowanie drżeć. Na prośbę ruszenia dalej pokiwał głową, nie puszczał jednak ani jednej ani drugiej z jego dłoni. Starał się przy tym jakkolwiek oświetlić mu drogę, kontrolował płomień kroczący kilka kroków przed nimi co ani nie było łatwe ani przyjemne. Bał się go poparzyć. Z drugiej strony, poruszanie się w całkowitej ciemności znacząco go uspokajało. Szczególnie, że jego ukochany był przy nim i ani razu się nie zaśmiał, a jedynie go gładził.
Na jego prośbę przysiadł sprawdzając dłońmi podłoże. Lita skała z której słynęły te tereny. Pod pałacem królewskim ciągnęły się tysiące wydrążonych w niej korytarzy jako droga ucieczki głowy państwa. Zamknął przy tym oczy i zaciskając pięści na materiale spodni starał się oddychać. Powoli i głęboko, nie zawsze jednak mu to wychodziło. Uspokoił się ponownie gdy Louriel pojawił się koło niego. Uchylił powieki i przyglądając się jego zmartwionej twarzy, położył mu wolną dłoń na policzku.
- Przepraszam. – Wydusił z siebie ciężko, spuszczając z niego mocno zakłopotane spojrzenie. Przysunął się nieco bliżej i pochylając się w jego stronę dotknął delikatnie czubkiem swojego nosa tego jego. Przymknął przy tym oczy starając się odbudować jakikolwiek zdrowy rozsądek. Było już nieco lepiej. Przy nim było nieco lepiej.
Przynajmniej do momentu aż z jednego z korytarzy nie doszły do jego uszu dźwięki rozmowy i stukot licznego obuwia. Od razu podniósł spojrzenie w stronę rozgałęziających się korytarzy żywo próbując zlokalizować stronę z której dochodzą krzyki.
- Musimy się stąd stracić. – Szepnął podnosząc się na nadal miękkich nogach. Miał zamiar postać przez chwilę przy każdym z korytarzy i spróbować odnaleźć tą bezpieczną drogę. Szkoda, że nadal miał żołądek w gardle.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:19 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3

Praca, którą wykonywał w zasadzie bez czyjegoś domagającego się wyników rozkazu nad głową, do tego z osobą, którą kochał u boku, sprawiała mu bardzo dużo radości. Orion przywykł przez te wszystkie lata do harowania. Do potu spływającego po plecach, lekkiego bólu stawów i tego upajającego uczucia, że zrobił coś dobrze. Oczywiście, kiedy mieszkał w domu z ojcem, matką i siostrami, satysfakcja szybko zmieniała się w żal i nienawiść, ale tutaj w ostrych promieniach słońca, kiedy czuł na sobie spojrzenie Ezry, czuł tylko radość. Lubił pracować. Zajmować czymś ręce. Wykorzystywać siłę, którą miał do pomocy. Dodatkowo wcześniej nie miał okazji porozmawiać z innymi magami wody, a nawet jeśli, często po prostu rezygnował, pewien że nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać. W końcu był synem alkoholika. Teraz, kiedy musiał się z innymi porozumieć, okazało się, że nikt nie miał zamiaru wypominać mu pochodzenia. A nawet jeśli o czymś pomyśleli, wszyscy byli mili. Może to przez jego znajomość z Lourielem? Nawet jeśli, kiedy tylko okazało się, że chłopak jest po prostu grzecznym, ułożonym i bardzo odpowiedzialnym młodym człowiekiem, atmosfera stała się miła i cała robota szła szybciej, przerywana przyjacielskimi docinkami, czy dopytywaniem o szczegóły.
Orion nawet nie zauważył, kiedy słońce znalazło się wysoko na niebie, a znaczna część pracy została wykonana. Zarządzono przerwę, ale kiedy tylko Ezra znalazł się znów tuż obok, ciągnąc go na spacer nad rzekę, od razu się zgodził, łapiąc go lekko za palce. Idąc w wybranym przez bruneta kierunku, białowłosy przypomniał sobie o Lourielu. Zrobiło mu się głupio, że w ogóle o nim zapomniał i przypomniał sobie dopiero kiedy pomyślał o tym, że tak ostre słońce na pewno dawało mu się we znaki. Zmartwił się, że może znowu książę robił sobie krzywdę w imię honoru, ale próbował się pocieszać myślą, że Finni na pewno z nim był i nie pozwalał mu gwiazdorzyć. Cieszył się, że blondyn był przy nim i jednocześnie czuł wstyd na samą myśl o tym, że właśnie łamał obietnicę daną cesarzowi Lothusowi. W końcu Orion miał zawsze przy nim być i chronić go przed niebezpieczeństwami. Niby miał obok siebie najlepszego gwardzistę, a jednak nie był to on. On, który obiecał i który miał większe pojęcie o tym jaki niebieskowłosy gad potrafił być. Miał zamiar podpytać Ezry ile im jeszcze pracy zostało, ewentualnie czy mogliby w ramach spaceru iść na plac i sprawdzić jak się tam sprawy mają.
Zanim jednak zdążył, został pociągnięty w krzaki.
- Co… - zaczął, ale nie skończył, bo zaraz palec pojawił się na jego ustach.
Schylił się i starał jak najmniej rzucać się w oczy, zakrywając bardziej głowę, by ludzie, których najwyraźniej Ezra chciał szpiegować nie dostrzegli jego białych włosów, które w tak ostrym słońcu stanowiły niemal latarnię. Słysząc o przemytnikach, zmarszczył brwi, wychylając się lekko, by móc zerknąć na nich zza krzaków. Szóstka mężczyzn, ubrana tak by jak najmniej rzucać się w oczy na piaskach pustyni przenosiła skrzynie z drewnianej tratwy do jakiegoś włazu, który po otwarciu wyglądał jak zejście do piwnic. Orion zmarszczył brwi, to nie wyglądało zbyt dobrze. Jeden z mężczyzn z przepaską na oku doglądał wszystkiego i darł się na innego, który prawie upuścił skrzynię. Nie wyglądali niegroźnie. Raczej jakby mieli w każdym momencie wyciągnąć skądś siekiery i powalić intruzów bez zadawania pytań.
- Powinienem dać radę… - zaczął, niezbyt przekonanym co do pomysłu tonem, ale Ezra wyglądał tak, jakby miał iść i sam przewrócić tratwę razem z pasażerami jeśli się nie zgodzi.
Dopytał jeszcze, o co dokładnie mu chodziło, a kiedy miał przed sobą jasny obraz sytuacji, czekał aż tych kilku mężczyzn znajdzie się na tratwie i odepchnie od brzegu. Coś mu przy tym bardzo nie pasowało, ale nie potrafił powiedzieć co, a zanim zdążył dobrze się zastanowić, łódka znalazła się na środku rzeki i nie miał chwili by to roztrząsać. Podniósł się szybko na równe nogi i układając ręce jak do walki mieczem, skupił się na stworzeniu wokół łódki fal, które zaraz wprawiły niestabilną, ciężką konstrukcję w drżenie, a potem kiedy znajdujący się na niej mężczyźni zaczęli tracić równowagę, stworzył nieco większą falę, która wkradając się na pokład, porwała ze sobą z dwóch żeglarzy. Reszta, która utrzymała się na pokładzie zaraz również znalazła się w wodzie za sprawą wodnej macki, która zmiotła ich z powierzchni.
- Co te… ? – zaczął, ale nie skończył, bo kiedy tylko odwrócił się do Ezry, poczuł silne uderzenie w tył głowy, które odbiło się w jego czaszce głuchym bólem, który niemal natychmiast sprawił, że chłopak zemdlony od siły uderzenia, runął na ziemię, przygniatając sobą gwardzistę do podłoża.
***
Kiedy patrzył na niego takiego przerażonego, nie potrafiącego złapać porządnego oddechu, czuł jak jego serce rozdziera się na milion kawałków, chcąc każdym pojedynczym otoczyć go ze wszystkich stron i chronić, dopóki znów nie będzie dobrze. Przez chwilę myślał o tym, by zostawić go, odnaleźć samemu drogę i wrócić po niego, zawiązać mu oczy i wyprowadzić, ale wystarczyło, że mężczyzna zacisnął ręce na jego palcach tak bardzo zdesperowanym gestem, by natychmiast zrezygnował z tego pomysłu. Nie mógł go tu tak zostawić. Zwłaszcza, że nie miał pojęcia ile mogłoby mu zająć odnalezienie wyjścia. Nadal nie czuł wilgoci i to odbijało się na nim lekkim zirytowaniem i nieprzyjemnym wrażeniem z tyłu głowy, że czegoś mu brakuje. Jeszcze nigdy nie był tak całkiem odcięty od wody. Pierwszy raz mu się zdarzyło, by wokół było po prostu… sucho. Nawet na zewnątrz wyczuwał niedaleko płynącą rzekę, staw w ogrodzie, czy studnie. Tutaj… nie było nic.
- Nie przepraszaj – westchnął Louriel, przytulając się policzkiem do drżącej dłoni. – To nie twoja wina, a jak sam mi powiedziałeś, każdy się czegoś boi, pamiętasz? – zapytał łagodnie, gładząc wierzch jego drugiej ręki. Pozwalał mu na wszystko, choć nie czuł się komfortowo z myślą, że cały jest brudny i pewnie niezbyt świeżo pachnie od całego tego kurzu i potu. Jeśli chciał go trącać nosem, to niech trąca.
A potem poczuł coś dziwnego, razem z czyimiś głosami dobiegającymi z któregoś z korytarzy, poczuł wilgoć. Nie dużo, tylko tyle by był w stanie ją wyczuć, ale była. Nie zdążył powstrzymać Finniego przed podniesieniem się na równe nogi, choć wcale nie wyglądał zbyt stabilnie, a kiedy zaczął podchodzić do poszczególnych korytarzy, gdzie przecież nadal były trupy, Louriel natychmiast zerwał się i podszedł do mężczyzny, zatrzymując go w miejscu.
- Finni, nie musisz się zmuszać – powiedział pewnym siebie, nieznoszącym sprzeciwu tonem, znów łapiąc go za policzki, zmuszając go by na niego spojrzał. – Daj mi się tym zająć. Tam są ludzie, a gdzie ludzie tam wyjście. Znajdę ich. Któryś z nich ma mokre ubrania, czuję to. Wyprowadzę cię stąd – dodał pewnie, patrząc mu w oczy twardym spojrzeniem. Nie był tu sam, a Louriel nie był księżniczką w opałach, która czekała aż jej rycerz na białym koniu odwali za nią całą robotę. Miał swój rozum i mięśnie, może nie był tak silny jak Finni, ale w tym wypadku to nie siły potrzebowali.
- Zamknij oczy i daj mi rękę – powiedział już łagodniejszym tonem głosu, splatając swoje palce z tymi blondyna.
Powtórzył proces Finniego, sprawdzając każdy z korytarzy, wciągając głęboko powietrze nosem i posyłając w głąb swoją moc, by odnaleźć tą wilgoć, a kiedy w końcu ją odnalazł, był niemal stuprocentowo pewien, że wybrał dobry korytarz. Upewnił się jeszcze, że mag ognia ma zamknięte oczy, a potem ruszył w kierunku z którego najpierw czuł wodę, a potem coraz wyraźniej słyszał ludzkie głosy. Im dalej szli, tym mniej mu się podobało to co słyszał. Ordynarne, niekulturalne i chamskie odzywki, zaprawione rubasznym, ohydnym śmiechem, który wprawiał jego ciało w dreszcze obrzydzenia. Nie miał wątpliwości, że to nie byli dobrzy ludzie. Niemniej dopóki znali wyjście z tego labiryntu, mógł udawać, że tego nie słyszy, a potem kiedy już stąd wyjdą, zwymiotować i wszystko będzie dobrze.
- Finni… Poczekamy chyba aż oni sobie pójdą, co? – zapytał, kiedy znaleźli się u wylotu korytarza, który okazał się galerią, pod którą znajdowało się okrągłe, spore pomieszczenie, gdzie po środku znajdował się ołtarz, a za nim mnóstwo skrzyń. Nie było tu trumien, ani szkieletów. Pomieszczenie wyglądało raczej jak kaplica, w której bandyci urządzili sobie kryjówkę.
Książę podszedł ostrożnie do jednej z kolumn podtrzymujących sklepienie, chowając się za nią, by móc swobodnie zajrzeć na dół. Zbirów było kilku, układali skrzynie, opowiadając sobie sprośne żarty, od których Lusiek czuł że więdną mu uszy, a poszanowanie drugiego człowieka zostaje skopane przez uprzedmiotowienie kobiety do roli materaca. Nienawidził. Takich. Ludzi. A potem z korytarza, który jak podejrzewał prowadził na powierzchnię, usłyszał krzyki i szarpaninę, przerwaną głośnym echem uderzenia. Gad skrzywił się, nie chcąc wiedzieć, kto i w co oberwał, ale ciekawość z nim wygrała i kiedy głosy stały się tak głośne, że mężczyźni musieli znajdować się pod nimi, wyjrzał jeszcze raz, tylko po to, by wciągnąć gwałtownie powietrze nosem. Wyrywającymi się, obitymi ludźmi był Orion z Ezrą. Louriel nie wiedział co się dzieje, widział tylko niemal w zwolnionym tempie jak człowiek z przepaską na oku wymierza cios brunetowi, a Orion wskakuje pomiędzy nich, samemu zbierając solidne uderzenie, zwalając się na ziemię.
Tego było już za wiele. Louriel poczuł jak jego ciało zalewa gwałtowna fala gniewu. Jego przyjaciel. Jego uczeń. Ukochany jego przyjaciela. Nikt nie miał prawa traktować go w ten sposób. Źrenice rozszerzyły mu się z gniewu, a dłonie bezwiednie uniosły, wyczuwając te kilka drogocennych kropel, które pochodziły z ubrań mężczyzny z opaską na oku. Natychmiast znalazły się pod jego władzą i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować co się dzieje, lodowa igła wbiła się w jeden z punktów witalnych mężczyzny, odcinając mu dopływ tlenu do mózgu, przez co natychmiast padł zemdlony na ziemię. Louriel nie zamierzał zabijać, nawet jeśli był wściekły i uczucia podpowiadały mu posłanie do piachu wszystkich, którzy odważyli się podnieść rękę na Oriona. Wolał pozwolić ich złapać i postawić przed okrutnym sądem króla Magnusa.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:20 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Plan wyglądał idealnie. Orion przewróciłby łódkę, odwrócił uwagę, a oni wchodząc do magazynu przerzutowego dostali by dostateczne pole manewru na wyprowadzenie skutecznego ataku. Ezra wiedział bowiem, że wejście to prowadzi w liczne katakumby ciągnące się pod starym miastem i stanowiło świetną drogę odwrotu. Nie raz i nie dwa Gwardia gubiłam tam swoich przeciwników, złodziejaszków i większych oprychów, tak więc odcięcie takiej możliwości gwałtownie zwiększyłoby szanse. Później, rozegraliby to bardzo łatwo. On magią ognia, Orion wody. Dwa splecione żywioły przy pomocy których – z dodatkiem siły własnych pięści – byliby w stanie pojmać całą szajkę. Nie rozpierała go w stosunku do tak opracowanego plany duma. Zasadniczo, bardzo martwił się o zdrowie Oriona i najchętniej, nie pakowałby go w takie kłopoty.
Szybko jednak okazało się, że mało co miał w ogóle do powiedzenia.
Zanim zdążył przemyśleć całość podjętej decyzji, Orion zerwał się na równe nogi i silnym uderzeniem niewidzialnego miecza zmusił wodę do poruszenia się. Najpierw spokojne kołysanie, to jednak z każdym gestem maga wody się wzmagało. Ostatecznie, macka wodna – której on od czasu szkolenia dzieciaków nie wspominał dobrze – wytrąciła pasażerów łódki do wody. Czego się nie spodziewał? Że zostaną obejści od tyłu. Jak to się stało? Nie miał pojęcia. Szczególnie, że jako naturalny skrytobójca miał raczej wyczulone zmysły na tym punkcie. Skupiał się jednak na tym co przed nimi i gdy jeden z osiłków, dwa razy większy nawet od Oriona, zamachnął się. Nie mieli absolutnie żadnych szans.
Sam białasek padł jako pierwszy, dogniatając go w pierwszym momencie do ziemi przez co zarobił kopnięcie w twarz. Zamroczyło go na kilka dłuższych minut.
Gdy oczy się mu uchyliły spotkał się w pierwszym momencie z pięścią która nabiła mu na przyszłość kolorowe limo pod okiem. Szarpnął się, warknął kilka przekleństw przez co zarobił jeszcze raz, później też Orion przez co z głowy odpłynęła mu krew. Jego ukochany obrywał za to, że on się wyrwał do przodu! Zaraz go rozniesie, wzrost agresji próbował dać upust, skopał jednego gnoja który podszedł do Oriona i warcząc na nich, że jeszcze sam osobiście skróci ich o te paskudne łby stanął w jego obronie. Za ten wybryk jeszcze raz oberwał po czym jednooki herszt bandy uśmiechnął się do niego paskudnie.
- Ezra, Ezra, Ezra. Ile razy będziemy to powtarzać? Tym razem nie dam Ci przeżyć, a Twój blondasek nie przyjdzie Ci na ratunek. – Stwierdził łapiąc go za policzki, zaraz przygniatając go stopą za pierś do ziemi. Jego oko spadło na Oriona którego trzymał inny z jego podwładnych. W oczach błysnęła mu obrączka, uśmiechnął się pazernie i po kilku chwilach siłowania się, ściągnął mu ją.
- Cacuszko. – Stwierdził podrzucając ją.
- Daje Ci ostatnią szansę. Rozwiąż nas i oddaj co nie Twoje. – Rzucił tonem do takiego stopnia przepełnionym jadem, że kłuł w serce. Mężczyzna oczywiście parsknął i kazał zabrać ich do środka pieczary.
- Słuchaj, bo mam już wizję! Ty, trupy i powolne wysychanie. Pasuje to do Ciebie, nieprawdaż? – Zapytał łapiąc się za opaskę, krzywiąc przy tym paskudnie. Ezra posłał mu łobuzerski uśmiech pozbawiony jakiejkolwiek delikatności. Nadal próbował osłaniać sobą Oriona ale za każdą próbę wierzgnięcia był uderzany.
Przy Lusiu było nieco lepiej. Skupiał myśli na jego oczach, krzywym uśmiechu. Chociaż bał się, że właśnie całość wypracowanej postawy niewzruszonego Gwardzisty leci na łeb na szyję, podejrzewał, że zostanie mu to poważnie wypomniane, w końcu go wyśmieje za strach przed czymś tak idiotycznym, przed czymś będącym częścią jego życia, przed zwłokami, tak obecnie nie widział dla siebie innej nadziei jak Louriel. Jego dłonie, oczy, słowa. Czuł się nieco spokojniej gdy siedząc w półmroku miał swojego przewodnika.
Inaczej sprawa zaczęła wyglądać gdy zaczęły słyszeć kroki. Poza lodowatym potem który oblewał go od kiedy tu padli, dodatkowo teraz serce pognało w dzikim galopie. To nie mógł być ktoś od nich. Znalezienie wejścia do katakumb było skomplikowanym procesem, najczęściej wymagającym wzięcia w garść łopaty. Nie było możliwym żeby sir Lorhen zorganizował już pomoc. Dlatego innym, bardziej racjonalnym, podejściem było założyć, że to przeciwnicy. I teraz zrodził się problem.
Powinien go chronić, osłonić swoim ciałem i za niego bić się chociażby na pięści. Jak miał to jednak zrobić gdy po zaciśnięciu chociaż trochę palców cały drżał? Nogi miał jak z waty, a płytki oddech nie ułatwiał myślenia? Nie był w stanie go ochronić. Nawet jego ogień, napędzany silnymi emocjami, obecnie zwyczajnie przygasał. Poświęcał mu ogrom uwagi żeby nie zniknął całkowicie. Spojrzał na niego wzrokiem przepełnionym zwyczajnym bólem po czym wstał i próbował zlokalizować stronę w którą kategorycznie iść nie powinni. Podskoczył lekko gdy został dotknięty i przenosząc ponownie na niego oczy nie wytrzymał długo naporu jego spojrzenia. Odwrócił głowę delikatnie w bok zagryzając wnętrze policzka. Gdy zmusił go do spojrzenia na siebie westchnął ciężko robiąc pół kroku do niego.
- Nie możemy wyjść naprzeciwko. Obejdźmy ich. – Poprosił gładząc go po dłoniach za które od razu chwycił. – Bądź ostrożny, racjonalny. – Szepnął jeszcze na chwilę korzystając z bliskości, jeszcze na chwilę się do niego przytulając. Było mu zadziwiająco lepiej gdy przylegał do jego szczupłej sylwetki i mógł napawać się zapachem lasu. Nawet w takich okolicznościach. Uważał go za ogromne wsparcie.
Wykonując posłusznie jego polecenia ponownie zamknął oczy i splatając z nim palce ruszył przed siebie z pełnym zaufaniem co do każdego jego kroku oraz decyzji. Im dłużej szli i im więcej docierało do jego uszu tym mocniej się krzywił. Język, niewybredny, specyficzne słówka które padały gdzieś między kolejnymi zdaniami. Źli ludzie o bardzo słych zamiarach, a on pozbawiony największej broni której zaledwie iskierka tliła się w jego sercu. Po wielkim płomieniu nie było śladu. W pewnym momencie pociągnął Louriela do siebie i otwierając oczy spojrzał na niego błagalnie, prosząc o rozsądne decyzji, o ochronę.
Znajdując się nad główną salą przykucnął oddychając cicho, znacznie głębiej niż do tej pory. Jakoś tak, wreszcie odczuł ulgę, że zostawił te trupy gdzieś za sobą, miał wrażenie, że kosmyki na czubku jego głowy drgają od powiewów powietrza. Byli już tak blisko wyjścia, wystarczyło chwilę poczekać. Przymknął oczy starając się uspokoić, odliczał od dziesięciu w dół, myśląc o przyjemnie błękitnych oczach Lusia, przypominających ten nieba. Dopiero na dźwięk głośnego wciągania powietrza odwrócił głowę w jego stronę patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Pytał niemo co się stało, a widząc jego pobladłą twarz zmarszczył nos samemu chcąc wyjrzeć co się dzieje.
Zawleczenie ich do pieczary nie stanowiło łatwego zadania. Ezra był jak wulkan, wściekły wulkan wypluwający z siebie litry lawy. Syczał, jednego faceta ugryzł tak mocno, że z paskudnym uśmiechem wypluł krew. Za drugim razem, gdy jeszcze szedł o własnych siłach, a nie był niesiony, skopał po kroczu jednego goryla tak, że o dzieciach mógł zapomnieć. Dopiero ten z przepaską ponownie go ogłuszył przez co na kilka długich minut zebrały się mu mroczki przed oczami.
Otrzeźwiał gdy znowu oberwał Orion. Nadal widział jak płowy mężczyzna podrzuca obrączkę co doprowadzało go do szewskiej pasji. To była własność jego męża! Nie tej gnidy.
Ostatecznie zostali obydwaj rzuceni na kupkę, dodatkowo gdy tylko spróbował się podnieść skopani. Nie mógł tak ryzykować bo biedny Tygrysek zostanie z obitymi narządami wewnętrznymi. Dlatego zakrył go swoim ciałem i przyglądał się jak te chu** rozładowują towar.
- Wiesz Ezra. Katakumby to zawsze idealna kryjówka ale jakoś, nikt nigdy wcześniej nie chciał chować tu fantów. Wierzysz w te wszystkie legendy? – Zapytał na co brunet na niego syknął.
- Tak myślałem, przekonasz się niedługo na własnej skórze czy te trupy serio ożywają nocą żeby poprzechadzać się po włościach. – Zaśmiał się po czym jak rażony prądem najpierw się skulił, a później padł na ziemię początkowo z bezdechem. To było tak gwałtownym szokiem, że wszyscy jego podwładni po prostu na niego patrzyli oniemiali, podobnie przez chwilę Ezra. W brunecie jednak zaraz zapłonął ogromny płomień chęci zemsty. Przetoczył się tak żeby zostać na kolanach, podniósł się jednym szybkim ruchem i najzwyczajniej w świecie, zrobił z własnych rąk skakankę. Podciągając kolana mocno do klatki piersiowej, a przez jego ogólną gibkość ciała, bez problemu miał zaraz ręce z przodu. Tyle wystarczyło.
Nakreślił łuk stopą, uniósł gwałtownie nogę po czym bez problemu kopnął na wysokość szczęki prawie dwumetrowego mężczyzny. W momencie gdy jego stopa uderzyła o skórę zapłonął płomień który spalił mu twarz. Kolejny facet napatoczył się na siłę rozpędu. Gdy opadł na kopiącą nogę, przewrócił się w półobrocie i kolejnego gościa znokautował piętą.
Nie zauważył gdy ten kaprawy stwór odzyskał przytomność. Nie zauważył ostrza wymierzonego prosto między jego łopatki, zauważył za to Finnegana który w momencie zawisł na ostrej krawędzi galerii i siłą wahadła znokautował faceta celując mu stopami w twarz. Tamtego aż odrzuciło, a blondyn spadając za plecy przyjaciela zarobił przekleństwem na temat zjawiania się – jak zwykle – w najlepszym czasie. Bo nie dał się pobić ale na wyrównaną jatkę to już zdążył. Widząc jednak jego puste, czerwone oczy szybko przeklął po czym zszedł nisko na kolana, ponownie naznaczając łuk stopą.
- No to zróbmy tu piekło. – Mruknął już nieco spokojniej, mrużąc przy tym oczy. Wszystkie palące się pochodnie buchnęły w górę niczym piece hutnicze, języki ognia smoliły półkuliste sklepienie kapliczki, temperatura zaczęła gwałtownie rosnąć zarówno w pomieszczeniu jak i na ciele bruneta. Korzystając z wyciągniętego noża jednego z przeciwników przeciął liny na rękach po czym zrobił bardzo łagodny ruch jakby nabierał wody którą wylał na pierś i kolejno, rozstawiając ręce na boki. W tym czasie przeszedł do pozycji z mocno ugiętymi kolanami, stopami postawionymi równolegle do siebie. Płomienie zaczęły robić się coraz ciemniejsze.
Finnegan po tym jak tknięty troską o ich dwójkę postanowił zareagować, wylądował za plecami Ezry oceniając sytuację. Ta, była kiepska. Wielu przeciwników, mocno uzbrojonych, do tego Ezra gorejący ze złości. Rzucił mu spojrzenie przez ramię, nie był w stanie uspokoić tego ognia który brunet rozpalał, niemniej działało to na ich korzyść. Rzucając spojrzenie Lourielowi, obaj podeszli do Oriona zbierając go z ziemi. Po tym jak blondyn zawinął jeden z noży leżący na ziemi, przeciął mu liny po czym kazał wskazać kierunek wejścia.
- Do wyjścia, byle szybkiej. – Poprosił czując jak adrenalina, ciepło otoczenie, wszystko to ogrzewa jego struchlałe ze strachu ciało. Napędza do działania. Ezra w tym czasie rozniecił ogień ocierający się o maksimum jego umiejętności maga. Temperatura paliła swoje ofiary, nie potrafił topić ciała żywcem ale taka śmierć, była chyba gorsza. Tym bardziej Finni pospieszył ich dwójkę, byleby tylko wyszli, byleby zeszli z linii strzału.
Wychodząc na rażące w oczy słońce, pustynie parującą z upału, pierwsze co zrobił to wziął na ręce Louriela, pchnął Oriona i samemu, wskoczył na płyciznę do rzeki. Tak, żeby woda zakrywała go do połowy piesi gdy wylądował w grząskim gruncie na kolanach. W tym samym momencie z wejścia buchnął płomień, gorał przez kilka sekund po czym wygasł tak natychmiastowo jak tylko się pojawił. Ezra z jamy wyszedł chwilę po tym, a łapiąc spojrzenie Oriona, pokazał mu obrączkę.
- Co wy tam robiliście, do cholery jasnej? – Zapytał zmęczony, rozgoryczony i obity, ale z uśmiechem skierowanym do Louriela i Finnegana. Zaraz szarpnął się mocno i rzucając na piasek mężczyznę w przepasce, delikatnie podpalonego, w szczególności na ubraniach, z roztopioną skórą jedynie na ramieniu w ramach zadośćuczynienia za poturbowanie Oriona. Oddychał, żył i miał się świetnie.
- No co? Nikogo nie zabiłem. – Mruknął przygniatając kark mężczyzny stopą, uniemożliwiając jego wycieńczonemu ciału jakikolwiek ruch. Chociaż najchętniej sam by się wpakował do nich do wody. Jego ciało, mimo wysokiej temperatury na zewnątrz, parowało.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:21 am}

[img]https://cdn.discordapp.com/attachments/579670931337641997/620723136542932993/6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3.png[/img[]
Sytuacja potoczyła się błyskawicznie. W jednym momencie Louriel miał w swoich rękach jakąś moc, by w kolejnej będąc znów całkiem bezbronnym, cofnąć się nieco, kryjąc się znów za kolumną. Nie zamierzał pchać się w coś, w czym wiedział że jedynie byłby przeszkodą. Nie potrafił się bić. Patrzył więc na błyskawiczne ruchy Ezry, oszołomionego Oriona, który próbował zebrać się z ziemi, ale niewiele potrafił zrobić, związany i pobity. Książę czuł jak krew wrze mu w żyłach, a chęć zemsty na tych paskudnych ludziach podsuwa mu okropne rozwiązania z książek, które on sam uważał za niebezpieczne. Tych, które schowane przed ludzkim wzrokiem spoczywały w kufrze pod jego łóżkiem, ukryte pod podłogą i za trzema magicznie skonstruowanymi za pomocą smoczych run kłódek. Nie mogę – mówił sobie, kiedy Finni zeskoczył na dół, ratując Ezrę, a on został sam, z dwoma oprychami, którzy nie wiadomo skąd wzięli się na galerii. Nie chcę – powtarzał, cofając się, by zaraz rzucić się w bieg, wokół galerii, do miejsca, gdzie skrzynie z załadunku sięgały najwyżej. Nie lubił przemocy, nie lubił rozwiązań siłowych i nigdy ich nie stosował, dlatego teraz, jedyne co mu pozostało to ucieczka. Przeskoczył kamienną poręcz i zgrabnie wylądował na skrzyni poniżej, idealnie w momencie, w którym pochodnie zapłonęły wysokim słupem ognia, sprawiając że natychmiast poczuł jak skóra na jego twarzy wysycha. Usłyszał wrzask, a kiedy się obejrzał, dwójka goniących go paliła się żywcem. Przełknął ślinę, czując że zbiera mu się na wymioty od smrodu palonego ludzkiego mięsa, ale powstrzymał się, nakazując sobie spokój. Zeskoczył ze skrzyń, omijając chyba cudem ostrze sztyletu, które na szczęście wbiło się w pakunek za nim i chwilę zajęło oprychowi wyjęcie go, akurat tyle, że książę zdołał dobiec do próbującego podnieść z ziemi Oriona Finnegana.
Natychmiast złapał przyjaciela pod drugie ramię i czując jak kręci mu się w głowie z braku tlenu, tak szybko jak się dało, a nawet szybciej, biorąc sobie do serca pospieszania Finniego kierował się do wyjścia. W wąskim korytarzu było jeszcze cieplej, ale lekki wiatr rozwiewał woń starego wnętrza, rozkładu i kurzu. Miał wrażenie, że goni ich ogień i niemal miał rację. Kiedy tylko wyskoczyli z wnętrza katakumb, został porwany na ręce i wrzucony do wody, a w niebo wystrzelił jęzor wielkiego ognia. Niemal czuł jak parzy mu twarz.
Zanurzywszy dłonie w chłodnej wodzie, chociaż w tym wypadku lepiej było powiedzieć, w mule, poczuł się znacznie lepiej. Jakby w końcu był kompletny. Martwił się o Oriona, złote oczy gapiły się w przestrzeń spojrzeniem pełnym bólu i niezrozumienia. O Finniego też się martwił. Niby już wydostali się spod ziemi, ale nadal nie wyglądał dobrze. Dlatego odrobinę nie mógł zrozumieć beztroskiego zachowania Ezry, ale stwierdził że może tak brunet próbuje rozładować stres i napięcie. W końcu on też nie wyglądał dobrze. Raczej jak zmasakrowany przez wściekłe rosomaki. Nie żeby mężczyzna, którego przyciskał do ziemi wyglądał lepiej. W ogóle oni wszyscy wyglądali jakby byli się z ziemią, a potem z olbrzymami na dokładkę. Pięściami i błotem. Louriel czuł i widział, że on z nich wszystkich jest w najlepszym, choć nie najczystszym stanie, dlatego kiedy tylko podniósł się z Finniego, ociekając wodą i mułem, pomógł blondynowi, a potem nadal oszołomionemu białowłosemu wyjść na brzeg i usiąść w piasku.
- Zostańcie tu – powiedział, najpierw patrząc w oczy Finniego i sprawdzając oględnie czy wszystko jest dobrze, a potem do Oriona, by wymacać na jego czaszce ogromnego guza. Skrzywił się ze współczuciem, Ezrze oszczędzając badania, stwierdzając że skoro jest w stanie sam ustać na nogach, na dodatek przytrzymywać bandziora to nic mu nie jest.
- Ezra, miej na nich oko, mnie nic nie jest więc najszybciej dotrę do kogoś kto mógłby nam pomóc – stwierdził, płynnym ruchem rąk tworząc nad sobą bańkę z wodą, którą zaraz na siebie wylał, chcąc chociaż odrobinę zmyć z siebie brud podziemia, no i ochronić się przed słońcem w zenicie, które piekło niemiłosiernie jego podrażnioną przez piach i płomienie skórę.
Drugą „zabrał” ze sobą i podczas gdy biegł w kierunku, w którym spodziewał się że będzie sir Lorhen, zraszał się delikatną mżawką, która utrzymywała się choć przez chwilę na jego skórze, dając mu choć chwilowe ukojenie w upale. A kiedy w końcu zdyszany, zmęczony i jeszcze bardziej ubolewający nad swoją zmasakrowaną, wrażliwą i przesuszoną skórą, wypadł spomiędzy budynków na plac, na którym znajdowała się nieszczęsna studnia, niemal stracił równowagę i wyłożył się jak długi na ziemię z rozpędu. Na szczęście wpadł na jednego z rekrutów, który wrzasnął jak obdzierany ze skóry, zwracając na siebie uwagę połowę osób zebranych wokół wyrwy. Lusiek widział zestresowanego Lorhena i Sileasa, którzy dyskutowali o tym, kogo najlepiej posłać w głąb katakumb, a przygotowane liny zwisały w głąb wyrwy. Kiedy rycerz zobaczył księcia, całego i zdrowego, trochę przemęczonego, natychmiast ruszył w jego kierunku i kiedy znalazł się dostatecznie blisko, najpierw go przytulił, a potem strzelił z otwartej dłoni w potylicę mężczyzny.
- Czy wasza dwójka musi pakować się w jakieś dziury za każdym razem, kiedy gdzieś się zjawia?! – warknął na niego, ale więcej w tym było ulgi niż faktycznej złości.
- To nie moja wina – Lusiek wzruszył ramionami, urażony, wydymając usta w obrażonym geście.
- A gdzie jest Finnegan? – zapytał zaraz Sileasa, orientując się, że gad jest sam.
- On, razem z Ezrą i Orionem jest nad rzeką. Wpadliśmy na przemytników, Ezra jednego przytrzymuje, reszta nie jest w zbyt dobrym stanie. Przyszedłem prosić o pomoc – powiedział szybko, odzyskując spokój w obliczu niebezpieczeństwa jakie jeszcze nad nimi wisiało. Byli mocno poturbowani, nie wiadomo było czy nie mieli jakichś obrażeń wewnętrznych.
Sileas natychmiast wydał rozkazy, a potem obok Louriela pojawił się koń, którego mógł dosiąść i pojechać razem z mężczyzną i kilkoma innymi w kierunku, z którego przyszedł. Dalej wydarzenia potoczyły się równie szybko co w skarbcu i zanim się Lusiek zorientował, siedział na jednym wierzchowcu z Finneganem, kierując go w stronę zamku, za nimi jechali Ezra z nieco chwiejącym się Orionem, a potem straż eskortująca przemytnika i zaniepokojony stanem magów wody Lorhen. Szybko dostali się do pałacu, a tam natychmiast zostali poprowadzeni do pokoju, w którym stało kilka łóżek, a starszy mężczyzna zajmował się jakimś rannym żołnierzem. Widząc ich, zmarszczył brwi, a potem kazał każdemu zająć osobne łóżko. Lusiek pomagał iść Orionowi, trzymając dłoń w palcach Finniego, martwiąc się o obu, jak i o Ezrę, który przytrzymywał białowłosego z drugiej strony. W lecznicy czas odrobinę zwolnił, a zaniepokojony książę krążył po pokoju podglądając proces opatrywania ran, aż w końcu ktoś zwrócił mu uwagę, że jest nieznośny i żeby się uspokoił. Dostał nawet ziółek, które na chwilę pomogły.
- Jaśnie pan nie jest ranny? – zapytała go w końcu młoda dziewczyna, która już kilka razy widziała go w opłakanym stanie.
- Nie, ze mną w porządku… - odpowiedział, ale jak na zawołanie poczuł jak jego zmaltretowane drobinkami piasku ciało domaga się odpowiedniego traktowania. – Emm… chyba, że znalazłoby się coś na podrażnienia? – zapytał z nadzieją, obiecując sobie, że jak nic po tym wszystkim zaserwuje sobie relaksujący dzień z maseczką na twarzy, kąpielą w aloesie i z czymś chłodnym do picia.
- Co jaśnie pan sobie podrażnił? – dopytała medyczka.
- Wszystko! – oświadczył ze zgrozą, nawet nie chcąc patrzeć na niegdyś wypielęgnowane dłonie, teraz przypominające fakturą korę drzewa. – Ten piasek dostaje się absolutnie wszędzie. Jest suchy i nieprzyjemny! – zaczął marudzić niczym rasowy wypielęgnowany paniczyk, absolutnie nie przejmując się niczym więcej jak swoim, w jego mniemaniu zepsutym wizerunkiem i wyglądem. Chciał się wykąpać. W wannie. Długo. A potem siedzieć w samym szlafroku i czytać!
Kiedy on marudził kobiecie tak długo aż w końcu dostał w swoje ręce słoiczek z olejkiem kokosowym, starszy medyk skończył opatrywać twarz Ezry, głowę Oriona, Finniemu wtarł maść na siniaki i mogli rozejść się do swoich pokoi. Ezra z Orionem wyszli jako pierwsi, bo w międzyczasie do lecznicy wpadł sir Lorhen i zażądał gruntownego przebadania Louriela i nie dal się wyprosić, dopóki książę nie dał się osłuchać, opukać i obejrzeć z każdej możliwej strony.
- Na litość boską, przecież nic mi nie jest! – zirytował się, kiedy rycerz spoglądał lekarzowi przez ramię. Sir Lorhen chuchał i dmuchał na niego bardziej niż kiedykolwiek w kraju wody. Z jednej strony to rozumiał, bo znał swojego ojca, kiedy ten się zdenerwował, a z drugiej to był wypadek, a jemu nic się nie stało. Nie było potrzeby by traktować go jak jajko.
Dopiero kiedy wyszli w końcu z lecznicy, Louriel wpadł na pewien pomysł, a skoro Lorhen chciał być użyteczny i zapewnić mu komfort, mógł się na coś przydać. Przy okazji, miał nadzieję, że odrobinę poprawi humor i samopoczucie Finnegana.
- Pójdziesz przodem? – zapytał blondyna Lusiek spokojnym tonem, uśmiechając się do niego ślicznie. – Muszę coś załatwić z sir Lorhenem – wyjaśnił, mrugając do niego.
Poczekał aż blondyn zniknie za rogiem, a potem odwrócił się z chytrym uśmieszkiem do rycerza, który natychmiast zrobił się podejrzliwy.
- Znam tę minę – zauważył mężczyzna, splatając ręce na piersi.
- Chciał pan dla mnie coś zrobić, sir. Więc teraz może. Czuję się strasznie zmordowany – westchnął, teatralnie przykładając dłoń do czoła. – Nie wiem, jak ja dalej tak pociągnę. No, jak nic będę chory, albo coś mi się stanie, kiedy będę tak zmęczony – dramatyzował dalej, aż z ust rycerza nie wyrwało się zrezygnowane westchnienie.
- Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał, krzywiąc się na widok radosnego uśmiechu księcia.
- Chcę żebyś załatwił mi obiad i kolacje do pokoju, oraz wielką wannę. Wodą nikt nie musi się martwić, sam sobie załatwię, potrzebuję tylko naczynia. Im większe tym lepsze – zaznaczył, a oczy zabłysły mu radochą. Och, jak się dawno nie wymoczył porządnie i zadbał o siebie, a przecież tak to lubił. Rozpływał się niemal na samą myśl, a kiedy jeszcze w jego wyobraźni pojawił się Finni, tak samo jeśli nie bardziej od niego udręczony tym dniem, już w ogóle był z siebie bardzo zadowolony.
- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję – powiedział rycerz, ale Louriel wiedział, że dołoży wszelkich starań, żeby spełnić życzenia księcia.
- Dziękuję – Louriel posłał mu piękny, olśniewający uśmiech, a potem odwrócił się na piecie i ruszył w kierunku swojej sypialni.
Zadowolony z siebie, prawie nie zwrócił uwagi na podniesione głosy rozbrzmiewające w korytarzu i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jeden z nich należy do Finnegana. Przystanął w pół kroku, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciał podsłuchiwać, ale z drugiej strony musiałby przejść obok nich, żeby dostać się do pokoju. Nie chciał się wtrącać, ani nic takiego, a jednak kiedy słyszał ten pretensjonalny ton wymierzony w jego kochanego Finniego, krew się w nim burzyła, a buntownicza dusza wrzała.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:22 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Czekając na to aż wszyscy pozbierają się z wody, nadal przyciskał przemytnika twarzą do piasku. Położył przy tym ręce na karku w geście zmęczenia. Bolały go mięśnie. Tak niekontrolowany wyrzut mocy po prostu go dobił. Niemniej, był z siebie dumny i Orion też powinie być! Bowiem mimo sposobności nikogo nie spalił, nie zabił, lekko jedynie uszkodził czemu nie dało się zapobiec jeżeli nie chcieli mieć łuczników na plecach.
Czując jak ciało pod jego stopą całkowicie wiotczeje, wyszedł na przód, wyciągając ręce do Oriona. Pomógł mu wyjść z wody i patrząc na niego z wyraźnym bólem w oczach westchnął przepraszająco. Ostrożnie go objął w pasie i przytulając się do jego piersi pogładził go po plecach.
- Jak tylko będziemy w pałacu to się Tobą zajmę. – Obiecał ujmując jego dłoń i wskazując z delikatnym uśmiechem na obrączkę. Po otrzymaniu delikatnego uśmiechu pocałował go w wierzch palców i wsuwając pierścionek tak gdzie było jego miejsce, obrócił go jeszcze poprawiając. Później, objął dłoń oburącz i przytulając sobie do piersi wpatrywał się przez chwilę w jego oczy. Nie do końca jeszcze wiedział w jaki sposób przyniesie mu ulgę ale stanie chociażby na głowie żeby tego dokonać. Gdy dłoń Oriona powędrowała do opuchniętego już oka, machnął obojętnie ręką. Lód jednak, przyjął z ogromną chęcią, pozwalając go dobie przykładać. Odetchnął z wyraźną ulgą i trzymając się tak blisko Tygryska jak tylko było to możliwe, miał na oku całość otoczenia. Z pieczary bowiem zaczęły dochodzić go jęki i stęki całej reszty bandy. Wiedział, że potraktował ich na tyle skutecznie, że wyjdą wywleczeni przez Gwardzistów, wolał ich jednak nie bagatelizować, co kilka chwil w pełni skupiając się na wejściu. Żaden ruch jednak go nie zaaferował przez co mógł wracać co i rusz do gładzenia dłoni białego.
Co do Finnegana, zachowywał się mocno podejrzanie. Po odprowadzeniu wzrokiem Louriela stał bokiem zarówno do rzeki jak i pieczary, wpatrując się w rozmytą przez falujące powietrze sylwetkę oddalonego miasta. Pilnował więźnia, stał z założonymi rękami, a od całości jego postawt biła wyraźna niechęć. Niechęć do ludzi, do samego siebie i do sytuacji w jakiej się znalazł. Ezra wiedział co go gryzie. Katakumby oczywiście. Wiedział również, że Finni w tym momencie będzie potrzebował całkowitej samotności oraz miał nadzieję na nie poruszanie sprawy. Wypadałoby – spełniając obowiązek dobrego przyjaciela – poinformować o tym Louriela. Książę na pewno nie pozwoli mu za szybko odejść, a jednak, wypadałoby żeby tym razem się nie upierał. Stosunkowo jednak, ich relacja była trwała i bazowała na zaufaniu, powinien zrozumieć zarówno tą prośbę jak i Finnegana.
Gdy zjawiła się Gwardia z Sileasem na czele, przedstawił mu mocno okrojony raport. Po tym, zostali odesłani do pałacu w celu przebadania się. Magowie Wody bowiem nie wyglądali najlepiej i interwencja medyczna zdawała się być pilną. Brunet Oriona poprosił żeby ten usiadł do niego tyłek ale przed nim. Objął go mocno ramionami prosząc żeby nieco się zsunął na siodle. W efekcie biały mógł leżeć na jego ramieniu, opierając się czołem o jego policzek i korzystać z uroków nie przejmowania się koniem. Dodatkowo, co kilka chwil dostawał delikatne całusy co w założeniu miało mu poprawić humor. Nie wiedział czy wychodziło.
W samym pałacu przepędzeni zostali od razu do pomieszczenia leczniczego. Pomagając Lourielowi w doprowadzeniu najbardziej z nich wszystkich poturbowanego Oriona na miejsce, ponownie spojrzał na niego mocno zmartwiony. Zaczesał mu kilka kosmyków za ucho po czym zaczął głaskać po ramieniu. Nie przeszkadzał w badaniu jednocześnie zapewniając, że on, poza kilkoma potężnymi siniakami które mu wyjdą najpewniej za dwa dni, jest cały i zdrowy. Niemniej, okłady z aloesu były przyjemnie kojące.
Nie przejmował się kompletnie tym co działo się z Lusiem chociaż szopka jaka została przed nim i w związku z nim odstawiona, byłaby warta późniejszego naśmiewania się. Jego wzrok co kilka chwil padał w stronę Finnegana. Cichego, spokojnego i zapatrzonego w przestrzeń przed sobą. Nie kłócił się z badaniem, diagnozą obejmującą ogólne stwierdzenie dobrego stanu jego zdrowia. Nie bronił się przed nałożeniem maści chociaż nigdy tego nie lubił. Jakby go wcale tam nie było. Unikał wszystkich, nie rozglądał się i nie wodził wzorkiem po otoczeniu co było już ich zboczeniem zawodowym. Nawet na gada nie patrzył! A to już była choroba.
Gdy wychodzili, a Luś nie został jeszcze złapany po to by zajrzano mu w każdy otwór w celu sprawdzenia czy ten akurat tam się znajduje, podszedł do niego pochylając się nad jego uchem.
- Mam prośbę. – Zaczął, a widząc, że ten zaczyna go uważniej słuchać przez chwilę zbierał myśli. – Jeżeli przeprosi Cię i sobie pójdzie, nie zatrzymuj go proszę. Będzie potrzebował kilku chwil samotności. – Mruknął odsuwając się od niego i łapiąc jeszcze z nim kontakt wzrokowy. Uśmiechnął się do niego delikatnie, z nutą poważnego zmartwienia. Temat traumy był zawsze trudny, gdy miał dobry humor ledwo potrafił się do niej przyznać, gdy był pod jej wpływem, nie chciał w ogóle odzywać się na żaden temat. Ezra nie wątpił, że przez najbliższy dzień co najmniej, Finni będzie anty egzystencji wśród społeczeństwa. I miał nadzieję, że gad to zrespektuje.
Po opuszczeniu pokoju lekarskiego, podtrzymując nadal Oriona, spojrzał na niego zatroskany. Przez chwilę zastanawiał się co mógłby dla niego zrobić. Odpowiedź spłynęła sama, z pełnych ust Tygryska. Kąpie w wannie. Jego oczy zabłysnęły determinacją, od razu zaczął kombinować jak załatwić wielką miskę żeby Orion mógł się w niej rozmościć. Napełnienie jej również długo zajmie ale i na to powinien znaleźć patent.
Zostawiając go w pokoju obiecał, że do pół godziny wróci i zrobi mu taką kąpiel jakiej jeszcze w życiu nie miał. O dziwo, udało się! W sensie, z organizacją. Balię znalazł w pralni. Dokładnie taką jaką do dyspozycji miał w kraju wody. Uśmiechnął się przebiegle i po tym jak jeszcze wysępił olejek eteryczny o zapachu lawendy oraz aromatycznego olejku do masażu pachnącego kwiatami z ogrodu, zagonił dwójkę Gwardzistów żeby pomogli mu ją przenieść. Oczywiście, wcześniej ją dokładnie przemył, a gdy ta stanęła niedaleko łazienki ale nadal, w pokoju Oriona odetchnął dumny z siebie. Drugi raz zniknął na nieco krócej. Był głodny, a kuchnia już szykowała dla nich obiad. Zgarnął ogromną porcję sałatki, mocno zielonej bo składającej się z rukoli, kiełków, ćwiartek pomidorów. Ale zauważył też w niej orzechy i to go przekonało. Wracając do pokoju, postawił tacę tak żeby stała blisko kąpiącego się po czym odetchnął z ulgą.
- Teraz tylko napełnić. Może być zimna, podgrzeję i wskakujesz. – Mruknął drapiąc się w czubek nosa. Już chciał zacząć kombinować z rozkręcaniem rur gdy Orion, gładząc go kilkoma ruchami po włosach, wykonał kilka płynnych ruchów zmuszając wodę do leniwego zalewania naczynia.
- Wy i ta wasza magia. – Mruknął rozbawiony po czym stając po drugiej stronie żeby mu nie przeszkadzać, zaczął ciecz podgrzewać do temperatury przyjemnie rozluźniającej.
Wystarczyło pół godziny i wszystko było idealnie! Orion zaczął się rozbierać, on zakroplił do wody trochę pachnącej esencji która szybko wypełniła całe pomieszczenie. Oblizując się z oliwy ociekającej z pomidorka którego wsadził kilka chwil wcześniej do ust, poczekał aż Orion zanurzy się w wodzie po czym przysiadając półdupkiem na krawędzi zaczął rozsmarowywać sobie olejek na dłoniach. Ponownie uznał, że pachnie cudownie, powinno się mu spodobać.
- Jak głowa? Lepiej? – Zapytał całując go w policzek, nadal patrząc na niego zmartwionym wzorkiem. Postanowienie gorzało w nim coraz większą siłą. Rozpieści go dzisiaj do granic możliwości.
Finni zgodnie z własnym sumieniem, chociaż mocno zagłuszonym obecnie natłokiem myśli, wspomnień i emocji, pozostał przy boku Louriela. Siedział w miejscu, nie przyglądał się temu co jest mu robione, wystarczyło, że słyszał ten zirytowany ton. Dopiero gdy zostało mu rzucone spojrzenie, a później jedno słowo, że wychodzą, podniósł się z miejsca i splatając ręce za plecami, ruszył krok za jego plecami.
Louriel na pewno wiedział gdzie ma iść. On potrzebował chwili intensywnego namysłu. Nie chciał go załamywać swoim zachowaniem, nie chciał żeby się jakkolwiek o niego martwił, chciał pójść spać, odpocząć nieco po tym tragicznym dniu. Za wiele ran rozdrapał, tak mocno się pogrążył w oczach ukochanego żeby to bez problemu przełknąć. Dlatego też gdy książę odesłał go przodem kiwnął jedynie lekko głową i z delikatnym poczuciem ulgi ruszył korytarzem przed siebie.
Tylko po to żeby na nią wpaść.
Vanessa, jego piętnastoletnia siostra była uderzająco do niego podobna. Wyraźne kości policzkowe, pełne usta, jedynie oczami się różnili. Poza tym, blond włosy ich dwójki robiły furorę. Ness jednak była całkowitym przeciwieństwem jego charakteru. Pazerna zołza, uważająca, że świat powinien leżeć u jej stóp. Bardzo roszczeniowa, agresywna i nie akceptująca pewnych norm moralnych których trzymał się nawet Ezra (przed poznaniem Oriona). Mimo tych wielu wad, to była jego siostra. Jego jedyna rodzina. Chociaż po poznaniu Blaire marzył o kochającej go osobie – na całkiem innej płaszczyźnie niż nieśmiało zaczynał Louriel – tak nigdy jej nie skreślił, zawsze wspierał i zawsze był obok.
Nawet mimo że od pewnego czasu, unosiła się przy nim.
- Nie dzisiaj – Poprosił mijając ją na co zaraz usłyszał za plecami prychnięcie. Zatrzymał się i rzucił spojrzenie na jej szczupłą sylwetkę odzianą w barwy rekrutów, z obrzydzeniem wykrzywiającym jej usta.
- Jesteś obrzydliwy, bracie. – Oświadczyła beznamiętnie na co on wzruszył ramionami w geście kontynuacji. „Zaskocz mnie, co tym razem.” Pomyślał.
- W pierwszej chwili myślałam, że jako skończony debil chcesz po prostu zakończyć swoją marną egzystencję. Zasadniczo, wielu osobom być wyświadczył przysługę. Ale później to do mnie dotarło. Jesteś obrzydliwy. Jak może ciągnąć jeden mężczyzna do drugiego? To wynaturzenie. Jak cały Ty. – Prychnęła na co on, pozbawionym sił wzrokiem o szklistych tęczówkach, zatrzymał się na jej niebieskich oczach.
- Jeszcze jakieś błyskotliwe wnioski? – Zapytał, pożałował. Splotła ręce za plecami i ruszyła kołysząc biodrami w jego stronę. Położyła mu dłoń na ramieniu, obeszła go za plecami i przejeżdżając długimi paznokciami po jego szyi posłała mu rozkoszny uśmiech. Wtedy, wyglądała jak anioł.
- Z przyjemnością obejrzałabym jak duch uchodzi z Twojego ciała ale! Nadal czekam na list rekomendacyjny. Ten chuj** Ezra napisze, Ty nakreślisz krzywo swoje imię które ledwo literujesz, a ja zyskam lepszy start w szeregach Gwardii. – Zaświergotała.
- Nie. Już o tym rozmawialiśmy. – Mruknął ciężko, chcąc dalej ruszyć przed siebie, czekać tam gdzie było jego miejsce.
- Chyba nie rozumiesz co do Ciebie mówię, ośle. Jako nic nie warta istota skazana na sczeźnięcie w samotności, wśród gnijących zwłok masz prawo tego nie rozumieć. Twój mini móżdżek nie przetwarza ale ja, jestem urodzonym Gwardzistą. Jak nie dzięki temu to siłą dostanę się na sam szczyt. A później, z ogromną przyjemnością zobaczę jak się staczasz. – Wysyczała z jadem, wbijając mu paznokcie w ramię.
- Czy możesz wreszcie przestać tak do mnie mówić? – Zapytał zaciekawiony, ściągając z siebie jej rękę ale i w groźnym geście brwi.
- Nie. Bo Twój zakuty łeb robola nie rozumie co do Ciebie mówię. Jesteś nikim. Nikt Cię nie szanuje. Ten mag wody, myślisz, że Cię lubi? Ciebie? Tobą się tylko i wyłącznie gardzi. Nie masz przyjaciół, nie masz rodziny. Jedyne czego żałuję toto, że nie spłonąłeś zamiast rodziców. Moje życie byłoby o wiele lepsze gdybyś nie istniał. Więc chociaż raz się przydaj i zrób coś dla ogólnego dobra. Podpisz.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:22 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Louriel z każdym pojedynczym słowem przepełnionym jadem, nienawiścią i pogardą padającą tym słodkim, dźwięcznym głosem, który miał w sobie coś z głosu Finniego zaciskał coraz mocniej dłonie w pięści, aż jego kostki zbielały, a paznokcie prawie przerwały ciągłość skóry. Nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć. Nie chciał i nie mógł słuchać jak ta rozwydrzona pannica darła się na jego Finnegana. Jak wiele było w niej pogardy, jak mało szacunku dla kogoś, kto całe życie poświęcił dla niej. Nie wiedział tego do końca, ale potrafił to sobie wyobrazić. W końcu Finni już taki był. Kochał i dawał z siebie wszystko, nawet jeśli druga osoba miała go za nic. Ale on nie był niczym. Był tak cudownym człowiekiem, że nawet gdyby był paskudny, gdyby był chudy jak szkapa, a jego głos charczałby i skrzeczał, Louriel i tak by się w nim zakochał. Gdyby w innym ciele i innym czasie znów mógł go poznać, w chwili, w której zdałby sobie sprawę z jego cudownego wnętrza, natychmiast stałby się jego. Tak samo jak teraz. I dlatego, kiedy słyszał jak na jego cud wylewane jest wiadro pomyj, nie mógł tego znieść.
-… Jesteś nikim. Nikt cię nie szanuje… - te dwa krótkie zdania przeważyły jego szalę goryczy. Nie mógł sobie wyobrazić jak bardzo źle musi czuć się Finni, ale on czuł się okropnie. I miał zamiar powiedzieć tej smarkuli co o niej myśli. Za nich obu.
Zacisnął dłonie w pięści, ale zaraz je rozluźnił, upominając się, że mimo wszystko nie chce jej skrzywdzić. A przynajmniej nie fizycznie. Psychicznie chciał ją zniszczyć. Zdeptać i patrzeć jak czołga się u jego stóp. Za to wszystko co robiła z Finnim. Wyprostował się. Poprawił brudne ubranie i rozwichrzone włosy, starając się wyglądać tak godnie jak się dało. Nie wiedział, że jego niebieskie kosmyki pod wpływem gniewu nadawały jego twarzy wyraz burzowej chmury. Wyszedł zza rogu, krokiem pewnym, dostojnym i eleganckim. Prosty jak struna, emanujący gniewem zbliżył się do niej, odsuwając stanowczo na bok Finniego, a potem, nie czekając na nic, uniósł dłoń i strzelił ją w twarz.
- Jak śmiesz! – powiedział zimnym, pozbawionym emocji tonem, patrząc gadzimi oczami na jej zszokowaną twarz, otwarte usta i przyłożoną do policzka dłoń. Nie zamachnął się, choć chciał. To nie miało zaboleć. A przynajmniej nie mocno. Ucierpieć miała jej duma.
- Ty niewdzięczny, niewychowany bachorze. Jakim cudem jesteś w stanie mówić o miłości, skoro nie dostrzegasz jak wiele jej jest ci darowane przez tego człowieka, którego traktujesz jak śmiecia. Gdyby nie on, w tym momencie twoje usta wypełnione byłyby piachem, a nie tymi obrzydliwymi słowami. Nie pochlebiaj sobie, to dzięki niemu w tym momencie masz na sobie prawdziwe ubrania, a nie łachmany żebraka. Nie masz żadnej władzy. Nie masz i mieć nie będziesz. Ani nad sobą, ani nad czyimś życiem, skoro nie potrafisz docenić tego, które zostało ofiarowane przez twojego brata, żebyś ty nie musiała się niczym martwić. Jesteś ślepa, głucha i najwyraźniej niedorozwinięta skoro uważasz, że poradziłabyś sobie bez niego w tym świecie. Niedobrze mi się robi kiedy na ciebie patrzę. Widzę tylko zgniliznę obleczoną w piękną powłokę. To w tobie nie ma nic wartościowego. Jesteś jak cukierek, słodki ale od zjedzenia go psują się zęby – mówił, powstrzymując się z całych sił by zachować jak najdłużej chłodny, pozbawiony emocji ton, upodabniający go do zimnej bryły arystokratycznego lodu. I od tego, żeby znów jej nie uderzyć. Była tak bardzo podobna do Finniego, ale nie potrafił żywić do niej pozytywnych uczuć. Nie chciał czuć tej zalewającej mu duszę pogardy, ale nie mógł jej zatrzymać. Bo ona była tak mściwa, tak bardzo pozbawiona czegokolwiek czego mógłby się uczepić jak rzep, byle tylko nie znienawidzić jej tak bardzo.
- Na twoim miejscu zastanowiłbym się dwa razy zanim zacząłbym wyzywać jedynego człowieka, dla którego znaczysz coś więcej niż pył pod stopami. Nie jesteś ważna. Tego, ani innego pałacu nie obchodzi co się z tobą dzieje. Czy jesteś, czy cię nie ma. To on – eleganckim, przepełnionym gracją gestem wskazał Finnegana – powinien być twoim całym światem. To nim się powinnaś przejmować. Jego słuchać. Jego szanować. Jego kochać. Bo on cię kocha, szanuje i dla niego się liczysz. Gwiazdy też są piękne, ale jeśli spojrzysz w niebo to dojrzysz ich miliardy i żadnej nie poświęcisz więcej uwagi niż kilku sekund. Tym jesteśmy, wszyscy, nie jesteś wyjątkiem. Twój blask nie znaczy więcej niż chwila, w której dociera do ziemi. Ale gdybyś była tak wspaniała jak twierdzisz, dostrzegłabyś, że dla niego na nocnym niebie płoniesz jak jasny księżyc. Głupie dziecko, zachciało ci się być słońcem, podczas gdy nie rozumiesz tak prostych spraw – zakończył z godnością, odwracając się do niej plecami, tak by błękitne końcówki jego włosów chlasnęły ją po twarzy, a potem złapał Finnegana za nadgarstek i ruszył w kierunku swojej sypialni nie oglądając się za siebie.
Kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły, puścił rękę blondyna, natychmiast zaczynając krążyć po pokoju jak zaszczute zwierzę. Był tak wściekły. Jeszcze nie spotkał nikogo, kto miałby w sobie tak wiele złości, pogardy i agresji. Robiło mu się niedobrze. Na przemian to bladł, to czerwienił się z wściekłości, pozwalając w końcu emocjom robić z jego ciałem co tylko chciały, aż w końcu zmęczył się do tego stopnia, że wściekły i wykończony, czując że z tego wszystkiego łzy napłynęły mu do oczu, rzucił się na łóżko. Natychmiast złapał w ręce jedną z aksamitnych poduszek, wycierając przedramieniem ciecz spływającą mu po policzku. Ale tak też nie mógł wytrzymać. Potargany, wściekły na nią i z załzawionymi oczami podniósł się do siadu, żeby wlepić spojrzenie gadzich oczu w Finniego.
- Kocham cię – powiedział tak pewnie jak pozwalał mu na to głos przepełniony emocjami i pociąganie nosem. – Szanuję cię. Uwielbiam cię. Jesteś moim przyjacielem. Moim księżycem na nocnym niebie. Więc… więc niech nikt ci nie wmówi, że jesteś nikim – dokończył, wycierając policzki coraz szybszymi ruchami, jakby za wszelką cenę nie chciał dopuścić do tego, by jego twarz stała się całkiem mokra.
***
Orion półprzytomnie pozwalał ze sobą robić co się Ezrze żywnie podobało. To samo Lourielowi i później lekarzowi, a przynajmniej do momentu, w którym dostał jakieś silne leki przeciwbólowe, które nieco wróciły mu jasność myślenia, choć czuł się odrobinę odrętwiały. Nawet nie pamiętał kiedy oberwał w te wszystkie miejsca, najbardziej jednak ucierpiała jego głowa trafiona kamieniem. Nawet po wielkiej dawce leków uśmierzających ból, czuł z tyłu głowy tępe pulsowanie, a kiedy sięgnął w to miejsce dłonią wyczuł pod palcami ogromnego guza. Skrzywił się, a potem jeszcze bardziej kiedy jego obity brzuch został zaatakowany dłońmi medyka nakładającymi na niego ziołową maść na siniaki. Jednym uchem słuchał co się dzieje w pomieszczeniu, dostrzegając jedynie tyle, że Louriel znowu robił wokół siebie zamieszanie, bo reszta była normalna i mówiła cicho. Ale cieszył się, bo przynajmniej to oznaczało, że naprawdę nic mu nie było. Dopiero kiedy wyszli przodem z Ezrą, zadał sobie pytanie: skąd on się do cholery jasnej znalazł w katakumbach? I to od drugiej strony?
Zastanawiał się nad tym chwilę, ale kiedy tylko Ezra zostawił go na chwilę samego w łóżku, przestał, ciesząc się ciszą. Miał wrażenie, że jego obita głowa właśnie tego potrzebowała, więc leżał tak sobie, nie skupiając się na niczym i pozwalając myślą płynąć w kierunkach, w których akurat miały ochotę, wsłuchując się w ćwierkot ptaków za oknem i delikatny szum wiatru. Chwilę chyba nawet usnął, zmęczony i obolały, ale obudził się, kiedy tylko w pomieszczeniu pojawił się brunet z dwoma innymi gwardzistami, którzy przynieśli… balię. Orion nie koniecznie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Co prawda sam wspominał o cudownym działaniu kąpieli i że najchętniej w takiej by się zanurzył, nie domyślał się jednak, że Ezra zada sobie trud by znaleźć taką balię i jeszcze ją tu przynieść. Albo zlecić komuś dotransportowanie do właściwego pokoju. Gapił się na nią, kiedy chłopak znów zniknął i kiedy wrócił z sałatką. Białowłosy niekoniecznie miał ochotę na jedzenie, raczej było mu odrobinę niedobrze, kiedy patrzył na jedzenie, ale nie zamierzał się kłócić.
Słysząc o napełnieniu wanny wodą, podniósł się najpierw do siadu, robiąc to ostrożnie i powoli, czując nieprzyjemne ciągnięcie w brzuchu kiedy spięte od bólu mięśnie musiały popracować, a potem podniósł się, by pomóc swojego małemu magowi ognia. Widział jak ten przebiega wzrokiem po rurach. Nie mógł się nie uśmiechnąć na ten widok. Podszedł bliżej i odkręcając jedną ręką kurek, drugą pogłaskał kędzierzawe włosy.
- Masz tu maga wody, Śnieżynko, po co od razu rozwalać zamek – rzucił rozbawiony, dłońmi kierując strumień do szerokiej balii.
Uśmiechnął się jedną, mniej obolałą częścią twarzy, przewracając oczami na słowa bruneta. Zaczął mu dogryzać, delikatnie i cicho, nie chcąc zacząć się zbyt mocno śmiać, bo jego brzuch protestował wtedy gwałtownymi skurczami i bólem, ale nie mógł sobie odmówić. Nawet jeśli nie dawno temu przeżyli dosyć niebezpieczną przygodę, a jej skutki będą odczuwać jeszcze przez jakiś czas, nic nie stało na przeszkodzie by trochę sobie podokuczali. W końcu byli względnie bezpieczni i nic nie zagrażało już ich życiu. Kiedy w końcu wanna została napełniona, w powietrzu rozszedł się zapach lawendy, a znad tafli wody unosiła się para, Oriona nie trzeba było długo przekonywać, by rozebrawszy się, położył się w wielkiej balii, napawając się gorącą cieczą otulającą jego ciało i cudowną woń roślin. Przymknął na chwilę oczy, rozkoszując się tym wszystkim i układając wygodnie, aż usłyszał głos Ezry.
- Lepiej – odpowiedział, łapiąc dłoń chłopaka i bawiąc się jego palcami. – A jak twoja twarzy? – zapytał zmartwiony, unosząc drugą rękę, by dotknąć delikatnie dwoma palcami podbitego oka. Uśmiechnął się do niego, gładząc mu skroń czułym gestem.
- Nawet w fiolecie ci do twarzy – szepnął ciszej, przesuwając się niżej, by zahaczyć paznokciami o guzik jego koszuli.
- Nie dołączysz do mnie? – zapytał, bez żadnego podtekstu. – Chcę cię przytulić – wyjaśnił, obejmując ręką pas gwardzisty i gładząc go delikatnie po krzyżu. Tak bardzo się cieszył, że pomimo kilku zadrapań, ran i siniaków, nie stało mu się nic poważnego. Czuł się trochę winny, dlatego że zgodził się na nieco nieprzemyślany plan. Ich była dwójka, tamtych co najmniej szóstka, przewaga liczebna na pewno stała po stronie przemytników, nawet jeśli oni mogli się bronić magią. Przestał jednak o tym myśleć, kiedy palce Ezry znalazły się w jego włosach. Zamruczał zadowolony, czując się jak dopieszczony kot.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:23 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
W warunkach normalnych, chociaż czy można było tak określać relacje gdzie młodsza siostra za którą by życie oddał gardziła nim do tego stopnia, że oddałaby go za darmo handlarzom niewolników, zignorowałby ją. W normalnych warunkach gdyby jego psychika pozwoliła na całkowite wycofanie się, nawet by jej włosy zmierzwił. Ona taka była, przyzwyczaił się do tego. Mimo tak ogromnej pogardy zawsze szedł jej na pomoc. Mimo jej wiecznej obrazy jego osoby każdym najmniejszym słowem i gardzenia nim, poza przychylaniem się do decyzji zostania Gwardzistą, w ogień by za nią skoczył. To, że ona go nie kochała przecież nic nie oznaczało. On tak funkcjonował całe życie, on taki był. To była jego rodzina, dla niej żył.
Dzisiejszy dzień jednak nie był normalny. Był wymęczony psychicznie, wyrzuty do tego stopnia, że marzył o zaszyciu się samotnie w jakiejś norze i nie wychylaniu z poza niej nosa. Był rozbity, wiele emocji trzymało się na cienkiej nitce która z każdym jej słowem naprężała się coraz mocniej. Serce, skruszałe i tak już w stopniu znaczącym, pękało każąc mu się schylić po fragmenty. Nie miał siły ich teraz przytrzymywać na miejscu. Zacisnął więc tylko usta, czekając aż się na niego wykrzyczy i będzie mógł ją ominąć. Louriela zwyczajnie przeprosi i pójdzie do siebie, położyć się i chociaż chwilę pobyć samemu.
Nie zdążył gdy książę pojawił się z warknięciem koło niego.
W pierwszej chwili aż podskoczył, autentycznie wystraszony jego nagłym pojawieniem się. Wiedząc, że dyskusja zelżeje natychmiastowo, Ness nie pozwoliłaby sobie na rozmowę przy kimkolwiek, do tego w takim tonie. Mógłby ją nawet przedstawić. Ale nie spodziewał się kompletnie, że gad mógł cokolwiek słyszeć. A słyszał wszystko sądząc po gwałtowniej reakcji jaka chwilę później nastała. Aż się zapowietrzył gdy młoda dostała w twarz. Ona nie wyglądała na specjalnie mniej zaskoczoną. Złapała się za policzek, delikatnie zaczerwieniony jednak nie przez sam cios, a przez emocje jakie w niej to wywołało. Otwarte usta i szeroko rozwarte oczy w geście całkowitego wytrącenia z pantałyku.
Chciał zareagować. Zabrać go, przeprosić, jakoś przebłagać żeby zapomniał o całości tej sytuacji. Tak żeby nie musiał tłumaczyć mu jakie relacje ich łączą, tak żeby najlepiej nie musiał w ogóle rozmawiać na jej temat. To go tak bolało. Wmurowało go jednak w ziemię do tego stopnia, że stał z równie zdziwioną miną co ona, jednocześnie chłonąc jego słowa jak gąbka. W pewnym momencie aż się cały czerwony zrobił. Ni to z zażenowania ni rozczulenia. Tego dnia, emocje go zaczynały przytłaczać i jak zazwyczaj nad nimi panował, dzisiaj był jak dziewica która pierwszy raz zobaczyła męskiego członka.
Gdy za jego plecami zatrzasnęły się drzwi, opuścił głowe patrząc na niego jak pies czekający na lanie. Wodził uważnie wzorkiem za jego nerwowymi ruchami, całą złością jaką obecnie w sobie nosił. Na ten widok, kamień zaciążył mu w żołądku powodując zarówno niewyobrażalne mdłości jak i zaciskając całość wnętrzności. To co mówił było niesamowite. Ton z jakim to robił, gracja. Arystokratyczna krew dała o sobie znać, tak samo jak naturalny dryg władcy. Tego był pewien i w innych okolicznościach by to najpewniej podziwiał. Obecnie jednak, jego sercem wstrząsała panika. A jeżeli zaraz krzyknie i na niego? Za cokolwiek! Że się daje, że nie stawia się, że jest niemęski i taką postawą sam sobą gardzi. Ale dzisiaj nie potrafił. Naprawdę! Nawet jeżeli by chciał.
Ponownie drgnął, mocno zdenerwowany, na dźwięk cichego skrzypnięcia łóżka. Przesunął się nieco w bok, złapał za plecami klamkę i starając się rozluźnić na tyle żeby cokolwiek z siebie wydusić, chciał wyjść. Pragnął zostać sam. Musiał. Niedługo się całkowicie rozpadnie ale wtedy… pierwsze ze szklistych łez spadła na jego miękkie ubranie. Drgnął całkowicie zmieszany, ponownie żołądek podszedł mu do gardła. Był gotów paść przed nim na kolana za całą tą sytuację ale nie umiał się ruszyć. Aż nie padły pierwsze słowa.
Patrzył na niego jak wół w malowane wrota. W pierwszym momencie do niego nie dotarło, jego mózg jednak szybko połączył fakty, słowa. Pewność siebie i ogromną emocjonalność którą wylał na niego niczym kubeł zimnej wody. Nadal niepewnie ale puścił klamkę, chwilę jeszcze stał przy drzwiach po czym wzdychając cicho, podszedł do łóżka. Na palcach, żeby nie zmącić ciszy która między nimi zapanowała. Przysiadł na jednej nodze, siadając przodem do niego, po czym delikatnie drżącą dłonią otarł mu najpierw jeden, a później drugi policzek.
- Nie płacz. – Wyszeptał przez zaciśnięte gardło. Mimo że chciał wyjść, po prostu zostać sam, jego serce nie pozwalało mu go opuścić gdy był tak roztrzęsiony. Dopiero gdy się uspokoi ponownie przemyśli zaszycie się u siebie w pokoju i nie wychodzenie już nigdzie tego dnia. Ale musiał się upewnić, że z Lusiem wszystko dobrze.
Przyłożył czoło do jego skroni i zamykając oczy złapał go za jedną dłoń. Zaczął gładzić jej wierzch jedną ręką, drugą splatając się z nim palcami.
- Uspokój się. Już dzisiaj będzie spokojnie. – Szepnął z ogromną nadzieją w głosie. Sam liczył na odrobinę cichy i spokoju.
***

Gdy ciężka dłoń opadła na jego włosy kilka wyraźnych sygnałów dotarło do jego ciała. W pierwszej kolejności, jak mocno Orion jest zmęczony. Spojrzał na niego z ogromną troską, uśmiechając się przy tym delikatnie. Kolejną rzeczą był jednak dyskomfort. Też oberwał w głowę i chociaż ucierpiała przede wszystkim jego twarz, gdzieś tam pod czaszką nadal mu dźwięczał ból. Westchnął więc cicho mając ochotę na drzemkę, najlepiej po gorącej kąpieli, chociażby odrobinie wody pod prysznicem. Zostałby w samej bieliźnie i po wycałowaniu Oriona, wpakowałby się mu do łóżka. No, gdzieś po drodze zjadłby jeszcze sałatkę, w żołądku mu burczało aż miło. Jednak, przesadził z używaniem mocy i czuł tego kilka nadprogramowych i nikomu nie potrzebnych efektów.
- Dla Ciebie bym rozwalił. Poza tym ej, tylko rozkręcił! – Oświadczył nadmuchując policzki. Śledząc przy tym wzorkiem strumień falującej w powietrzu wody. Uśmiechnął się zaraz i obejmując go od tyłu kilkukrotnie pogłaskał go po brzuchu. Po tym, przyszykował dokładnie gorącą kąpiel. Tak żeby mógł się w wodzie rozłożyć i rozluźniać, czerpać z niej wszystkie korzyści jakie oferowała i co najważniejsze, odpocząć.
Jakkolwiek już trochę Oriona poznał, tak nie spodziewał się, że będzie regenerował baterie przez bardzo luźne, nie rażące w nikogo i nic docinki. No aż się zaczął w pewnym momencie szczerzyć łobuzersko, sam zachęcał go do wymyślania coraz to mniej konwencjonalnych frazesów, ostatecznie, zaczął się chichrać z zakrytymi ustami złączonymi dłońmi żeby nie wywoływać mu niepotrzebnie migreny. No ale już nie mógł zdzierżyć!
Zanim Orion się rozebrał, złapał go za policzki i pocałował delikatnie w usta. Uśmiechnął się do niego szczerze i zabierając od niego rzeczy chciał je razem ze swoimi oddać do prania. Drogie praczki będą wiedziały jak pozbyć się śladów krwi z delikatnego materiału co on niezwykle cenił. Poza tym, dzięki białaskowi będzie dla nich niezwykle miły i uroczy, może się tak zaszokują postawą bruneta, że im dorzucą coś ekstra. Ale to później, jak już Orion zaśnie, jak on będzie mógł bez wyrzutów sumienia go zostawić.
Przez chwilę przebiegł wzorkiem po jego nagim ciele. Widział kilka czerwonych plam sugerujących w najbliższych dniach pojawienie się siniaków, westchnął na ten widok ciężko i masując sobie w nerwowym geście kar, zajął ręce olejkiem. Po nabraniu go, delikatnie zaczął wmasowywać płyn w jego ramiona, z ogromną dbałością nad każdym skrawkiem skóry. Zaczął w prawdzie od ramion ale szybko przeniósł się na kark, w końcu na płatki uszu. Dopiero gdy Orion zgarnął jedną jego rękę przestał go dotykać, gładząc go po policzku ze szczerym uśmiechem na ustach. Wtulił się zaraz w jego dłoń którą ten delikatnie położył na jego obolałym policzku po czym przymykając oczy zaczął się lekko ocierać.
- Poczekaj aż jutro albo za dwa dni będzie czarne. Wtedy to sam seks. – Mruknął rozbawiony, całując jego dłoń od wewnętrznej strony. Dopiero po chwili uchylił powieki i przekręcając pytająco głowę spojrzał na siebie, zaraz również na kusząco parującą kąpiel.
- A mógłbym? – Zapytał, zważywszy na ostatnią sytuację jaka miała miejsce pod prysznicem, raczej na miejscu. Odpowiedź przyszła szybko, a on uśmiechając się ciepło, rozczulony wstał z krawędzi bali i zaczął zrzucać z siebie ciuchy. Dokładnie na tą samą kupkę gdzie wcześniej poskładał jego rzeczy po czym ostrożnie pchnął go do przodu i władował się za jego plecy.
- Nie patrz tak. Ja mam cały słoiczek olejku do wmasowania w Ciebie. – Oświadczył spokojnie, obejmując go jedną nogą na wysokości krocza, tak żeby przerzucić ją po prostu przez jego uda. Przytulił go do siebie wygodnie, ułożył jego głowę na swoim ramieniu i gładząc po policzku, drugi zaczął całować. Po tym jak się poznęcał ustami zaczął jeździć po nim nosem uśmiechając się szeroko.
- Przepraszam Cię Tygrysie. Powinienem inaczej to dzisiaj rozegrać. Nie powinienem Cię narażać na żadną krzywdę. – Westchnął ustami wodząc po jego szyi, zarzucając go motylimi pocałunkami. – Ale zostałem poważnie zaskoczony. To się nie powtórzy. – Obiecał z zacięciem, ponownie biorąc do ręki olejek i każąc mu wystawić jedną rękę na krawędź wanny. Czas na dalszy masaż.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:24 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Louriel nie pamiętał, w którym momencie swojego życia taki się stał. Chłodny, opanowany, z maską obojętności, albo całkowitego olewania sytuacji, w których ktoś niszczył jego serce i napełniał je tak silnymi emocjami, że kiedy tylko zostawał sam, zalewały go jak rzeka, której nie potrafił zatrzymać. Teraz było to samo. Nie potrafił przestać płakać, wściekać się, nienawidzić, kochać, żałować, współczuć i tęsknić. Jego serce pękało, kiedy myślał o tym, że ktoś tak oddany, lojalny i kochany mógł całe życie spotykać się z reakcjami takimi jak ta jego siostry. Nie zasługiwał na to. Absolutnie na to nie zasługiwał. A kiedy jeszcze podszedł do niego i dotykał go jakby to była jego wina, jakby go przepraszał za całą sytuację, tym bardziej nie potrafił się uspokoić.
- Jak mam nie płakać, kiedy wyglądasz jakbyś jej wierzył? – zapytał nadąsanym tonem, pozwalając się dotknąć, a potem sam, mocno złapał go w pasie i pociągnął na łóżko, wtulając się w niego i łasząc jak kot. Wlazł mu na kolana i ani myślał puszczać, gładząc go po włosach.
- Będzie spokojniej – oświadczył pewnie, odsuwając się na chwilę, by odgarnąć mu włosy z czoła i złożyć na nim delikatnego całusa. – Teraz jesteś pod moją opieką i niech tylko ktoś spróbuje mi cię zabrać – powiedział, wycierając resztki łez z twarzy i starając się opanować. Finni nie potrzebował kolejnej rozhisteryzowanej panienki i nie zamierzał nią dłużej być.
Kiedy udało mu się uspokoić, ktoś zapukał do drzwi. Louriel spojrzał szybko na Finniego i na to, że nadal siedział mu na kolanach, obejmując go za szyję z wplecionymi w złote włosy palcami. Domyślał się, że to Lorhen, a jednak kiedy uśmiechnąwszy się łobuzersko do blondyna krzyknął spokojne „proszę”, czuł trochę adrenaliny krążącej mu w żyłach. A kiedy dostrzegł w drzwiach rycerza, który szybko, widząc ich w dwuznacznej sytuacji przymknął je, a potem na głębokim wydechu i tak wszedł do pokoju, Louriel roześmiał się, schodząc z uśmieszkiem z kolan Finnegana.
- Zdobyłeś to, o co prosiłem, sir? – zapytał, wygładzając ostentacyjnie ubranie, jakby mężczyzna naprawdę przyłapał ich na gorącym uczynku.
- Owszem… - westchnął rycerz, spoglądając na księcia z przyganą w spojrzeniu. Zaraz też na jego rozkaz do pokoju wniesiono wielką, drewnianą balię, na której widok oczy Louriela zaświeciły się jak dwie gwiazdy. – Jedzenie przyniosą wam pokojówki – dodał zaraz znacząco, jakby prosił ich obu o rozwagę.
Louriel machnął na niego ręką, zbyt zajęty sprawdzaniem jak wielka była jego nowa wanna i czy zmieściłby się w niej z Finnim tak jak w swojej pałacowej, a kiedy usiadł w niej na próbę i odkrył, że owszem, a nawet zostanie w niej sporo miejsca, rozparł się w jej wnętrzu, opierając wygodnie o ściankę. Już sobie wyobrażał, co mógł zrobić w niej z Finneganem i te myśli napełniały go sporą dawką radości i ekscytacji.
- To ja was… ugh… zostawię samych… - mruknął, patrząc surowo w kierunku Louriela i trochę błagalnie na gwardzistę, jakby spodziewał się, że to on w tym związku wykaże odrobinę więcej rozsądku od rozwydrzonego księcia. Sam gad pomachał mu wdzięcznym gestem ze swojego miejsca, dopiero kiedy wyszedł, uśmiechając się radośnie jak dziecko, które dostało obiecanego cukierka.
- Na moje łuski, ona jest cudowna, Finni, w tym można pływać! – zachwycał się, zbliżając się do drugiej ścianki, by oprzeć się na niej rękoma i spojrzeć na mężczyznę kusząco znad drewna.
- To jak Finni? Chcesz zaznać odrobiny Lusio-relaksu? I od razu mówię, że nie przyjmuję odmowy!- zastrzegł, unosząc znacząco palec. Pamiętał co mówił mu Ezra, ale wcale nie chciał go słuchać no i miał wrażenie, że skoro Finni jeszcze od niego nie uciekł, to wcale w tym momencie nie chciał zostać sam. Oczywiście nie zamierzał go zatrzymywać siłą, co zaraz udowodnił, gramoląc się z wanny i stając z wyciągniętą dłonią przed blondynem i łagodnym uśmiechem na ustach. Miał wybór.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale kiedy ciepła dłoń Finniego znalazła się w jego chłodnych palcach, poczuł jak ciężki kamień spada mu z serca. Chciał go pocieszyć w jakiś sposób, odwrócić jego myśli od całego tego trudnego dnia, a sam nie znał lepszego sposobu jak miły wieczór w ciepłej wodzie w towarzystwie kogoś bliskiego. No a że przy okazji miał się zaopiekować swoją podrażnioną, suchą i wołającą o pomstę do nieba skórą, to już w ogóle. Uśmiechnął się do blondyna ślicznie, pomagając mu wstać z łóżka i prowadząc go w kierunku łazienki. Tam odkręcił zimną wodę i szybko napełnił nią wielką balię, ale kiedy Finni chciał odejść i ją podgrzać, złapał go za nadgarstek i zamknął drzwi do pokoiku, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- A ty gdzie, Papużko? – zapytał, odpinając dwa guziki od ubrań mężczyzny. – Masz w tych piórkach tyle piachu, że z samych butów mógłbyś wysypać pustynię. Nie mam zamiaru siedzieć w błocie – zastrzegł, odsuwając się, by samemu szybko pozbyć się ubrań. Może i miał zamiar troszeczkę go podpuszczać, ale w głębi ducha rozumiał, że raczej nie był w nastroju do flirtów i zaspokajania jego wstydliwej ciekawości. Chciał tylko odwrócić jego uwagę od siostry, od podziemi i skupić ją na sobie.
Zaczekał aż Finni sam poradził sobie ze swoimi ubraniami, a potem, unikając spoglądania w dół, wciągnął go pod ciepły strumień. Nie pozwolił blondynowi sięgnąć po mydło. Sam za nie złapał i namydlając ręce, masował go po rękach, po plecach i karku, niemal śliniąc się na widok tych cudownie wyrobionych mięśni, mocnego ciała, przywodzącego mu na myśl raczej drapieżnego orła niż słodką papużkę, ale nie zamierzał mówić tego na głos. Finni był tak wspaniały i pociągający, że jedynie siłą woli i opanowania powstrzymywał swoje ciało od naturalnych odruchów. A kiedy już się napatrzył i stwierdził, że zaraz odpadną mu ręce od masowania, zabrał się za mycie blond włosów, wsuwając w nie palce i masując mu delikatnie skórę głowy. Czerpał z tego procederu mnóstwo przyjemności, samemu też myjąc się przy okazji z kurzu, mułu rzecznego i całego tego piachu. Dopiero kiedy stwierdził, że oboje są wystarczająco czyści, pozwolił Finneganowi wyjść spod prysznica i ewentualnie się wytrzeć, choć nie było ku temu wielkiej potrzeby. Zaraz i tak miał być mokry. Sam jednak osuszył się szybko i odnajdując w łazience biały szlafroczek z jedwabiu, narzucił go na ramiona. Uwielbiał takie rzeczy. Niby był ubrany, ale w gruncie rzeczy to jednak nie i napawało go to niesamowitą satysfakcją.
Podczas gdy Finni podgrzewał wodę w wielkiej balii, Lusiek zaczął szperać w swoich rzeczach w poszukiwaniu kilku miłych drobiazgów. Najpierw jednak wlał do wanny słodko pachnący olejek, który miał dobrze działać na skórę. Resztę zostawił w celu późniejszego natarcia się nim. Chciał znów mieć skórę gładką i delikatną jak jedwab, a do tego potrzeba mu było relaksu i kilku kosmetyków.
- Wejdź do wody – zachęcił najpierw Finniego, zbliżając się do niego z małym pudełeczkiem w dłoniach. Nabrał z niego odrobinę nieco oleistej substancji na palec, a potem musnął balsamem usta Finnegana, żeby później to samo zrobić ze swoimi.
Kolejnym krokiem było przygotowanie w małej miseczce maseczki z glinki i ziół. Louriel zrobił ją szybko, nie przejmując się wzrokiem Finnegana.
- No co? – zapytał nieco rozbawiony. – To nie jest błoto – zaznaczył, podchodząc bliżej. – A teraz zamknij oczy – parsknął, a potem i tak omijając okolice oczu, nałożył mu ją na twarz, wmasowując substancję delikatnymi okrężnymi ruchami.
Zanim jednak nałożył ją sobie na twarz, usłyszał pukanie do drzwi. Domyślił się, że to ich obiad, dlatego szybko umył ręce i domyślając się, że Finni nie bardzo ma ochotę być oglądany w takim wydaniu, szybko odebrał ciężką tacę z rąk służącej i dziękując jej miło, zamknął jej drzwi przed nosem. Czuł spod pokrywki coś smacznego, dlatego stwierdził, że nie będzie czekać aż wystygnie i zje od razu, a patrząc na twarz Finniego, wpadł na szatański pomysł.
- Paniczu Crowl, obiad dla pana – powiedział miękkim tonem, przysuwając sobie do wielkiej wanny stolik w taki sposób by móc na nim usiąść. – Jest pan tak wspaniały, paniczu i zapracowany, chyba nie mam wyjścia i muszę pana nakarmić, kiedy pan odpoczywa – zaświergotał, nabierając trochę jedzenia na widelec, a potem podsunął mu go pod usta.
- Też będę jadł, daj mi się tobą zająć – poprosił już normalnym tonem głosu, walcząc z nim przez chwilę na spojrzenia.
Nakarmił ich obu jednym widelcem, rozmawiając beztrosko o nieważnych sprawach, pilnując by w żadnym momencie nie zeszły na nieprzyjemne tematy jak rodzina, czy strach, zamiast tego pytał o ciekawe miejsca w stolicy, o przygody, o ludzi mieszkających w pałacu, którzy byli dla Finniego przyjaciółmi, o jedzenie i podróże w głąb pustyni. A kiedy w końcu talerze zostały puste, związał błękitne włosy w wysokiego, niedbałego kucyka, pilnując by żadne włoski nie plątały mu się przy twarzy, a potem i swoją skórę poczęstował warstwą glinki. Miał zamiar zabrać się za dłonie Finnegana, ale w końcu został pogoniony by do niego dołączył w ciepłej wodzie. Przewrócił oczami, ale nie protestował. Zamiast tego odwrócił się do niego plecami i patrząc przez ramię w pomarańczowe oczy, rozwiązał przytrzymujący poły szlafroka pasek, by zaraz sunąć go zmysłowo z jednego, a potem z drugiego ramienia, odsłaniając poznaczoną wzorem łusek skórę. Ściągał go powoli, aż w końcu znów był nagi i mógł się dołączyć do kąpieli. Odwrócił się do Finniego twarzą, z już normalnym wyrazem twarzy i zaraz usiadł w wodzie, opierając się wygodnie o cembrowanie. Było mu tak przyjemnie.
- Woda jest najlepsza – westchnął upojony ciepłem otaczającej go cieczy, przymykając na chwilę oczy i rozkoszując się jej temperaturą.
Nie pozwolił sobie jednak na zbyt długą chwilę relaksu, choć co odkrył teraz, zajmowanie się kimś w ten sposób odprężało go równie mocno co bezczynne leżenie w pachnącej olejkami kąpieli.
- Daj rękę – poprosił, przysuwając się bliżej i niemal splatając ze sobą palce ich rąk. Drugą, trzymającą malutkie nożyczki do paznokci, zaczął mu je wyrównywać i przycinać na wygodną długość. Oczywiście, mógł sam robić takie rzeczy, ale po co, skoro miał jego.
- Zadowolony? – zapytał, kiedy już skończyły mu się zabiegi pielęgnacyjne i już tylko leżał po drugiej stronie balii, rozkoszując się ciepłem, chwilą spokoju i Finnim tuż obok. Przychodziło mu do głowy jeszcze tylko jedno, co mógłby zrobić i po chwili wahania i tak się zdecydował, stwierdzając, że raz nie zawsze, a mag ognia naprawdę zasługiwał na każdą przyjemność tego świata.
- Finni… zsuń się trochę do wody – poprosił, uśmiechając się tajemniczo i zachęcająco, a kiedy blondyn go posłuchał, złapał go za kostkę i posyłając mu uspokajające spojrzenia, oparł sobie jego piętę na swojej piersi.
- Robił ci ktoś kiedyś masaż stóp? – zapytał, zaczynając palcami najpierw delikatnie, potem coraz mocniej naciskać na odpowiednie partie podbicia, obserwując uważnie reakcje Finniego. Raz ktoś jemu sprawił tą przyjemność, a potem często o tym czytał i wypróbowywał techniki na swojej dziewczynie, a potem kiedy z nią zerwał, na Orionie, który w końcu stwierdził, żeby znalazł sobie kogoś od tego chorego hobby i dał mu spokój.
***
Orion nie spodziewał się masażu. Nawet przez moment nie przeszło mu przez obolałe myśli, że Ezra chciał się nim zająć właśnie w taki sposób. Nie protestował jednak, kiedy czuł jak zmęczone, obolałe mięśnie pod ciepłym, śliskim od olejku dotykiem rąk rozluźniały się, czyniąc go roztaplaną po dnie balii meduzę, o galaretowatym ciele i z kilkoma mackami imitującymi kończyny. A kiedy jeszcze zaczął się bawić jego uszami, totalnie odpłynął, wykazując procesy myślowe jakiegoś prymitywnego pantofelka. Dopiero kiedy dotyk się zmienił, a Ezra usiadł za nim, wznowił prace chomików w kołowrotkach i zaczął słuchać co do niego mówił.
- To nie była twoja wina, Śnieżynko – powiedział cicho, sięgając do tyłu i opuszkami palców muskając jego policzek i usta. – A jeśli już, to nie tylko twoja. Ja też byłem głupi. Poniosło mnie, nie sprawdziłem, czy wszyscy, którzy powinni być na tej tratwie naprawdę się na niej znaleźli. Powinniśmy poczekać na jakieś posiłki, zawołać kogoś, a nie się tak rzucać na nich bez pomyślunku – westchnął, znów zmieniając się w meduzę i topiącą galaretkę, nawet jeśli masował mu tylko ramię.
- Gdzie ty się tego nauczyłeś, Ezra? – westchnął, przymykając ciężko oczy. Zachciało mu się spać, ale wiedział, że nie może zasnąć. Brunet się tak starał, żeby było mu dobrze, no i w gruncie rzeczy było, nawet za dobrze. Nie chciał go jednak przygnieść sobą. Dlatego uczepił się tematu, który wydał mu się najbardziej interesujący i trzymający go w świadomości.
- A tak w ogóle, jedna myśl nie daje mi spokoju… Jak nasze głupki znalazły się w tych katakumbach? Czy oni nie mieli sprawdzać jakichś studni? – zapytał, znów czując jak wyrzuty sumienia gryzą go w zmęczony umysł wyrzutami brzmiącymi jak głos Lothusa. Dlaczego nie było go przy nim? Miał chronić księcia, a nie uganiać się za swoim ukochanym po polach. Było mu głupio. Zwłaszcza, że nawet jego nie potrafił uratować od cierpienia i obicia twarzy. Po co był mu ten miecz, skoro nadal nie potrafił z niego skorzystać? Skoro zapomniał, że go ma…
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:24 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Łzy wielkości grochu toczące się po tych nieskazitelnych policzkach właśnie rozbijały doszczętnie to, co dzisiaj z jego serca zdołało przetrwać. Było mu tak fatalnie, tak źle z faktem tego czego świadkiem był Louriel. Nigdy, przenigdy, nie powinien widzieć ani być uczestnikiem takiej rozmowy. To, na zawsze powinno być przeznaczone tylko jego uszom i jego sumieniu. W końcu on jako jedyny nie oceniał. Nie rozumiał ale nie śmiał się kłócić z tym zdaniem. Zasadniczo, słyszał to tak wiele razy od tak znaczącej liczby osób, że w to wierzył. Jego zadaniem było tylko i wyłącznie wykonywać padające rozkazy, nie podważać ich moralnie, nie poddawać osądom. Był jedynie ręką sprawczą rzucaną przez los na wszystkie strony świata. Tylko musiał w jakiś sposób mu to wyjaśnić. Obecnie jednak, całkowicie brakowało mu słów.
Jęknął cicho z zaskoczenia gdy został tak mocno pociągnięty. Nie kłócił się jednak z tym, że ten wlazł mu na kolana i gdy tylko otrzymał taką możliwość, ostrożnie go objął i wtulił się w jego ramię. Przymknął na chwilę oczy i gładząc go delikatnie po plecach skorzystał z tych kilku sekund relaksu, układając sobie w głowie przeprosiny. Jednak nadal chciał wyjść, zostawić go w spokoju, żeby nie musiał na niego w obecnym stanie patrzeć. Chociaż jego decyzja mocno kłóciła się z zacięciem w tonie Louriela. Aż spojrzał na niego z brakiem zrozumienia wymalowanym w oczach gdy ten pocałował go w czoło. Ten jeden gest był trochę jak siarczysty policzek. Jasno mówiący mu, że jeżeli teraz wyjdzie to nie da rady się pozbierać, a jego miejsce, od zawsze i na zawsze, było przy boku księcia. Dlatego też pokornie spuścił głowę, przymknął oczy i wtulając się w jego bark pokiwał powoli głową twierdząco, na znak zrozumienia. Nigdzie nie wychodził.
Ponownie podniósł głowę, chociaż mocno niechętnie, dopiero gdy w ciszy pokoju która go przyjemnie otulała, rozległo się pukanie do drzwi. Westchnął przy tym ciężko chcąc go posadzić obok siebie, żeby nikt nie przyłapał ich w pozycji która mogła w jakimś stopniu zostać odebrana dwuznacznie ale, poczuł opór. Podnosząc oczy na gadzie oczka księcia, uniósł pytająco brew. Widząc łobuzerski uśmiech przewrócił oczami i wtulając się jeszcze raz w niego obserwował znad jego ramienia wchodzącego Lorhena. Skinął mu delikatnie głową chociaż już widział po jego minie, że owszem, właśnie zostali odebrani jako dwa zboczeńce. A przecież on był taki grzeczny i niewinny! Niemniej, najwięcej jego uwagi przykuła wielka balia wnoszona do pokoju. Wyprostował się gwałtownie, a gdy Lusio z niego zszedł, spojrzał na niego ze znaczącym wyrzutem.
- Dlaczego mnie nie powiedziałeś, że miałbyś ochotę na kąpiel? - Zapytał lekko oskarżycielskim tonem bo Louriel jak gdyby nigdy nic zamiast ganiać po pałacu kogoś kto do tego właśnie został powołany to wykorzystywał swojego dowódcę! No wstyd i gańba za takie zachowanie. Dlatego cmoknął niechętnie i kiwając delikatnie głową do sir Lorhena, niemo przekazał mu, że będzie trzymał rękę już na pulsie. Przecież tak nie przystało...
Krzyżując w obrażonym geście ręce na piersi przyglądał się jak Lusio tacza się po balii. Widok przyjemny, rozkoszny! Szczególnie, że jego oczy błyszczały zachęcając żeby poturlać się razem z nim. Po chwili, nie mógł powstrzymać się przed lekko rozbawionym uśmiechem, przewróceniem oczami i przyglądaniem się z coraz lepszym nastrojem zachowaniu jego Perełki.
- Lusio-relaks? – Zapytał zaskoczony zaraz parskając pod nosem. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Cokolwiek Luś miał na myśli na pewno nie miał na to ochoty. Zasadniczo, poszedłby się wykąpał i wpakował mu do łóżka, przytulając się do jego piersi i mrucząc pod dotykiem jego palców. Dopiero gdy smukłe ciało w tak pewnej siebie pozycji pojawiło się przed nim, a on omiótł z ogromną dokładnością całość prezentowanej sylwetki, westchnął rozbawiony i wyciągając do niego dłoń zacisnął z przyjemnością palce na chłodnej skórze. A jeżeli pozwoliłby sobie ten jeden raz? Jeden jedyny i nigdy więcej?
Dał się pociągnąć do łazienki mając coraz radośniej błyszczące oczy. Odbijało się w nich nadal zmęczenie, rozgoryczenie ale w jego towarzystwie, gdy niebieskie oczy patrzyły na niego w tak żywy sposób spokojnie odpuszczał. Rozumiał, że świata nie zbawi, rozumiał, że nie zmieni myślenia osób które szczerze go nienawidzą ale zawsze może doprosić się kilku ciepłych słów od osób które go lubią. A zasadniczo kochają, bo to podkreślał już kilkukrotnie w swoich gestach, oddając się mu w pełni, całując go jak nikt do tej pory, uśmiechając się tak, że miękły nogi. Zasadniczo, szybko zrozumiał, że te bajeczki o posiadaniu takiej osoby przy której nie da się smucić, na którą nie da się być obrażonym chyba były prawdą, u niego zdecydowanie był to Louriel.
Kładąc dłoń na jego policzku odgarnął mu włosy za ucho, cmoknął go w policzek i obserwując jak szybko napełnia balię wodą, chciał podejść żeby oddać ciepło cieszy. Został jednak szybko powstrzymany, a gdy Lusio znowu nazwał go Papużką, poczuł przyjemne dreszcze na plecach. Spojrzał na niego z radością iskrzącą nieśmiało w oczach i unosząc pytająco jedną brew, cmoknął udając, że wcale mu to wszystko nie pasuje. Mimo to, bez gadania zaczął się rozbierać, a gdy chłodny strumień wody padł na jego rozgrzane ciało westchnął zachwycony, ciągnąc go zaraz za sobą.
- Uwielbiam jak mnie tak nazywasz. – Zamruczał mu do ucha sięgając po mydło co też zostało mu udaremnione. Ponownie przewrócił oczami chociaż gdy długie palce zaczęły muskać jego skórę, przez chwilę zamknął oczy pomrukując niczym rozpieszczony kocur. Jeden raz, a tyle korzyści za sobą niósł. Kolejny dreszcz przeszedł przez niego gdy Lusio trochę mocniej przeciągnął pazurkami po jego ciele. To nie od razu tak, że był fetyszystą (chociaż no, był) ale jak chodzi o ten skromny gest troszeczkę intensywniejszego drapania po karku, ramionach czy łopatkach, mógłby się oddać bez gadania i na jak długo dana osoba miała ochotę. W tym przypadku, przyjemność skończyła się o wiele za szybko chociaż zabawa włosami równie prędko całość zrekompensowała. Nagle dostał tyle bodźców, że uszy całe stanęły mu w palącej czerwieni i poza wzdychaniem raz po raz pod nosem, nie był w stanie wysilić mózgu na coś więcej.
Parsknął dopiero w momencie gdy strumień wody spłukał mu mydło z włosów. Wydmuchnął mocno powietrze z ust strącając kilka kropel z nosa po czym spojrzał na niego lekko niepewnie, trochę zadziornie. Miał mocno mieszane uczucia w stosunku do takiego traktowania jego osoby ale nie mógł zaprzeczyć temu jak owocny ten kontakt był. Dlatego zanim jeszcze Louriel mu uciekł pocałował go delikatnie. Wiedząc, że nie miał się co wycierać jedynie owinął ręcznik w pasie, żeby go nie kusił seksownymi pośladkami i otrzymując już pozwolenie na przeprowadzenie podgrzewania wody zaczął miarowo doprowadzać ciecz do przyjemnie parującej postaci. Gdy skończył, chciał o tym wyraźnie zakomunikować ale gdy oczy spoczęły na drobnej sylwetce przyodzianej w bardzo prześwitujący szlafrok, głos utknął mu gdzieś po drodze w gardle i ani myślał opuścić usta. Zamknął więc buzię i bardzo dokładnie śledząc to co widoczne było ale i skupiając się na tych fragmentach które były nieco bardziej zasłonięte mleczną kurtyną, przełknął nerwowo ślinę. Wziął głęboki oddech i licząc od pięciu w dół skarcił się w myślach, że ani to nie jest czas ani miejsce na myślenie nie tym narządem co trzeba. Chociaż ukradkiem jeszcze jedno spojrzenie mu rzucił.
Gdy w pokoju rozniósł się przyjemny zapach, zmarszczył lekko nos chwytając księcia za nadgarstek. Pochylił się nad flakonikiem który ten musiał otrzymać od medyków po czym spojrzał mu w oczy zaskoczony.
- Będę pachniał jak kokosowe ciasteczka. - Zaśmiał się krótko, posyłając mu nieśmiały uśmiech, a gdy padł rozkaz zanurzenia się ponownie w wodzie, bez marudzenia go wykonał. Ta, pachnąca i przyjemnie gorąca, od razu zwróciła jego myśli do tych kilkunastu dni spędzonych w kraju wody. Spokój, cisza, śmiech i radość. Szacunek, władca który kochał swoich poddanych i który dbał o ich dobro. Odchylając mocno głowę do tyłu stwierdził, że mógłby tam uciec i się zaszyć w jakiejś małej wiosce byle tylko ponownie odpocząć psychicznie. Już sobie wyobrażał jakieś miejsce na obrzeżach lasu, skromna chatka, płomienie w kominku, nagi Louriel w łóżku...
Skrzywił się gdy oleista maź dotknęła jego ust. Od razu otworzył oczy, a widząc jaki gest wykonuje niebieska jaszczurka ślęcząca nad nim, przewrócił oczami siadając nieco bardziej prosto, opierając się rękami o krawędzi.
- Co to? I miało nie być błota. - Zauważył oglądając się za nim, mimochodem dokładnie przypatrując się kształtnym pośladkom idealnie widocznym spod cienkiego materiału. Tylko przez niesmaczne mazidło powstrzymał się przed oblizaniem. Gdy jednak mu odpowiedział, że to nie jest błoto, spojrzał na niego z litością w oczach przewracając nimi teatralnie. - Nie wiem jak u was ale u nas jak coś wygląda jak błoto to jest błotem. - Zaśmiał się, przynajmniej do chwili w której jego grzywka nie została spięta, a owe błoto nałożone na jego twarz. Żachnął się cicho ale nie specjalnie protestował. Zamiast tego spojrzał na niego jakby mu krzywdę robił, próbował dotknąć policzka ale dostał ze dwa, może trzy razy po łapach więc zrezygnował. Oddał się więc w łaskę długich palców z powodu których głowa poleciała mu ze dwa razy zbyt mocno do tyłu. Przez te jego ruchy powoli zaczynał zasypiać! Czy tak to miało działać?! Ostatecznie więc pozostawiony samemu sobie, uchylił usta gdy tak wisiał na krawędzi i wsłuchując się w głosy za drzwiami, zaciągnął się z przyjemnością zapachem jedzenia. Od razu zaburczało mu w żołądku jednak apetyt, zniknął tylko przy pierwszych słowach księcia.
Spojrzał na niego groźnie gdy zaczął mówić do niego w ten sposób. Żarty żartami ale może, nie dzisiaj? W pierwszym momencie, w ramach jawnego protestu, odmówił przyjęcia kawałka smakowicie pachnącego, pieczonego kurczaka przekręcając głowę w bok. Nadal gromił go wzrokiem i dopiero gdy jego ton i postawa wróciły do normy, obrażony niczym... sam Louriel! Pozwolił wepchnąć sobie do ust widelec. Śledził jednak uważnie jego ruchy sprawdzając ile porcji ląduje w jego ustach, a ile w Lusia. Szczęśliwie, książę nie kantował, ba! Nawet zjadł dwie porcje więcej przez co prawie wylądował z całą zawartością tacy w kąpieli. Ponownie Finni obdarował go słodkim uśmiechem i odprowadzając zgrabny tyłek wzorkiem, pozwolił - chociaż krzywiąc się niemiłosiernie - zetrzeć wreszcie ze swojej twarzy błoto. W międzyczasie, z przyjemnością i rosnącą pewnością swoich słów kontynuował rozmowę. Doceniał, całym swoim sercem, że ten starał się nie wracać do bolesnych kwestii. Może kiedyś dorośnie do tego żeby się mu wyżalić. Ale jeszcze nie dzisiaj. Ostatecznie jednak się zirytował.
- No ile jeszcze mam na Ciebie czekać? - Zapytał zniecierpliwiony opierając się na krzyżowanych przedramionach brodą. Patrzył na niego wyczekująco i tutaj, popełnił błąd. Gdy ta mała łajza zaczęła zsuwać z siebie szlafrok w tak jednoznaczny sposób, musiał nieco poprawić nogi żeby zakryć efekty uboczne tak długie wstrzemięźliwości. To było za łatwe. Louriel za łatwo go podniecał! I kompletnie z tego nie korzystał, mały zwyrodnialec. Gdy usiadł na przeciwko niego, on potrzebował kilku sekund na ogarnięcie się. Wziął głęboki oddech, przymknął oczy i zmieniając znowu pozycję spojrzał na niego iskrzącymi oczami. Zbyt. Seksowny.
Nie dał się jednak ponieść hormonom, wziął sobie tylko jedną jego nogę którą zaczął gładzić pod wodą i przymykając ponownie oczy rozkoszował się nim obok, gorącą wodą - o której temperaturę cały czas dbał - i ciszą. Dopiero na kolejne słowa uchylił jedną powiekę i oddając mu rękę z uwagą zaczął przyglądać się temu co będzie tworzył. Zadbanie o jego paznokcie które, nie oszukujmy się, raczej do najlepszych nie należały lekko go skrępowały. Oparł się jednak policzkiem o bok balii i wpatrując w jego oczy śledził co jakiś czas jego przeraźliwie precyzyjne ruchy. Ani razu go nie zaczepił, nie ukłuł. Abstrakcja. Niesamowite.
Na jego pytanie przygryzł delikatnie wargę, uśmiechnął się do niego szczerze ale niepewnie. Ponownie opierając się na skrzyżowanych przedramionach przez chwilę się mu przyglądał po czym schował się w rękach pomrukując coś niezrozumiale.
- Lekko... skrępowany... - Przyznał szczerze chociaż nie mógł ukrywać całości przyjemności jaką z tego wszystkiego czerpał. Może... jeszcze kiedyś dostanie takie pieszczoty? Ewentualnie go poprosi, bardzo delikatnie, gdy będzie pewien jego dobrego humoru. Ponownie zgarnął między swoje nogi jedną jego i gładząc go po całej łydce przymknął oczy. Na jego polecenie zsunął się niżej, zakrywając linią wody do obojczyków. Zdziwił się dopiero gdy gad dorwał jego stopę i patrząc na niego tym razem już jak na totalnego świra przyglądał się to jego dłoniom to oczom.
- Dość idiotyczne pytanie, nie uważasz? - Zapytał nadal będąc w mocnym szoku, a jego oczy tym mocniej się rozszerzyły gdy poczuł pierwsze uciśnięcie. - Perełko... - Zaczął ale przy kolejnych kilku ruchach wolał zakryć usta żeby czasem nie jęknąć. Odchylił mocno głowę do tyłu z wyrazem błogiego rozanielenia na twarzy. To było prawie lepsze niż orgazm! Którego swoją drogą niedługo dostanie. Tym razem nie miał jak się zakryć inaczej jak ręką, a to był gest już mocno znaczący. Nie specjalnie jednak miał zamiar cały proces zatrzymać. Oddał się mu w pełni chociaż w końcu zamiast pomruków skończyło się na cichym jęku. To był impuls do tego żeby i jemu złapać stopę. Dlaczego miał mieć łatwiej? Niech też się podnieci! Zaczął więc go naśladować na tyle na ile jego mózg jeszcze pracował. A było to bardzo trudne zadanie - które Lusio powinien docenić - przy tak znacząco pulsującym organie domagającym się nieco innych pieszczot, rosnącej ochocie i ogólnie, całokształcie jego humoru który zbliżał się do tej niebezpiecznej strony która kazała mu wylizywać łuski.
- Ukochany, wiesz co robisz? - Zamruczał kusząco, ostrzegawczo, patrząc na niego jak wilk na niewinna owieczkę. - Może... do łóżka? - Zaproponował biorąc od niego nogę i po chwili zbliżając się na tyle żeby ten nie mógł mu już uciec. Po obu stronach jego ciała oparł ręce i przyglądając się mu z drapieżnym błyskiem w oku najpierw pocałował go bardzo ostrożnie, na zachętę, zaraz zaczynając pogłębiać pocałunek do takiego skutecznie odbierającego oddech. Rozstawił mu nogi obejmując się nimi w pasie i przytrzymując go za szyję, chciał się odwdzięczyć dokładnie tym samym co on zrobił mu.
A doprowadzał go do gorączki.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:25 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Intensywny wieczór i całkiem przyjemny, nie licząc małego załamania nerwowego Lusia, poranek skończył się, kiedy to wyczesany, nakarmiony i ubrany Louriel, zadowolony niczym najedzony kocur, stwierdził, że tak nie może być. Orion i Ezra mieli dla siebie za dużo wolnego czasu i on zaczynał tęsknić za swoim białowłosym przyjacielem. Dlatego też, kiedy stwierdził, że jeszcze zdąży uwalić się na Finnim i przeleżeć na nim pół albo i cały dzień, zarządził wymarsz do pokoju obok.
- Koniec dobrego! – zaanonsował swoje przybycie, oczywiście wchodząc bez pukania, a potem, widząc parkę uroczo rozwaloną na łóżku w sytuacji, w której i on niedawno się znajdował, na szczęście w ubraniach, nie przejmując się niczym, rzucił się na nich i wbijając łokieć w pierś Oriona, uwalił się na nich ciężko, jeszcze ich dociskając do materaca.
- Lusiek?! Odbiło ci? – sapnął białowłosy ciężko, czując bardzo dokładnie wszystkie siniaki, jakie poprzedniego dnia powstały na jego ciele.
- Stęskniłem się, nie cieszysz się? – zapytał radośnie książę, patrząc na przyjaciela iskrzącymi z radości oczami.
Orion zamrugał szybko, zaskoczony. Już dawno nie widział gada w tak dobrym humorze. Może nawet zbyt dobrym… Zmrużył podejrzliwie oczy, a potem przeniósł czujne spojrzenie złotych oczu z księcia na Finniego. Coś czuł, co tu się kroiło, ale nie chciał mówić na głos, domyślając się, że niebieskowłosa pierdoła albo zdzieli go po obolałej głowie, albo się obrazi śmiertelnie i trzeba go będzie ugłaskać czymś słodkim. Nie miał ochoty na ani jedno, ani drugie, siedział więc cicho, prawie nie mogąc uwierzyć w to, jak szybko Louriel dopuścił do siebie blondyna. Najwyraźniej mężczyzna był dla niego bardziej wyjątkowy niż mu się wydawało, ale widząc go takiego zadowolonego, jak beztrosko paplał z Ezrą, leżąc w połowie na jego brzuchu, nie potrafił nie cieszyć się z jego szczęścia.
- No dobra, królewski baleronie, podnoś się, zgniatasz mnie – parsknął w końcu, czując że jeszcze chwila i łokieć Luśka przebije mu się przez wnętrzności i wyjdzie drugą stroną.
- Phi! Nie jestem baleronem, tylko królewską wyborową parówką – oświadczył godnie, jeszcze raz wgniatając chłopaka w łóżko, a potem podniósł się, pokazując mu język.
- O tak, z tym się zgodzę. Tak samo jak parówki nie da się ciebie przełknąć – dogryzł mu, tak na próbę a kiedy zamiast obrażonych, spiętych pleców dostał przyjacielską bańką wody, która pomoczyła i jego i Ezrę, posłał Finniemu spojrzenie pełne uznania. Musiał, no musiał się postarać, że gad był w tak wyśmienitym nastroju.
- No dobra, serio koniec tego dobrego, macie wolne od roboty, nie wolne od nas – oświadczył Louriel stając po środku pokoju władczy i zadowolony z siebie, opierając ręce na biodrach. – Co tu można porobić w większym gronie? Byle w cieniu, jeszcze nie doprowadziłem do porządku mojej skóry – zapytał, chcąc spędzić trochę czasu z Orionem i Ezrą skoro mieli go trochę i mogli go spędzić jakoś bardziej produktywnie.
Słysząc propozycję biblioteki i zagrania w warcaby, natychmiast się zgodził. Wystarczyło jedno magiczne słowo, które miało w sobie coś z obietnicy książek, by książę był jak najbardziej na tak. Szybko pogonił gwardzistów i Oriona żeby się tam udali, po drodze zagadując słodkiego bruneta o książki kraju ognia, które według niego powinien przeczytać kiedy miał okazję. Orion skorzystał z okazji i niby przypadkiem złapał Finnegana za rękę, zmuszając go by odrobinę zwolnił i pozwolił książkocholikom sobie pogadać. Sam uśmiechnął się do blondyna uspokajająco i nieco łobuzersko.
- Widzę, że nie próżnowaliście wczoraj z Luśkiem w nocy – zauważył spokojnie, klepiąc go po plecach. – A gdybyś się zastanawiał, skąd wiem, wystarczy na niego spojrzeć, żeby się domyślić – wyjaśnił, wskazując gada brodą. Na pierwszy rzut oka nic w nim się nie zmieniło, może poza lepszym niż w ostatnich dniach humorem. Jednak kiedy znało się go lepiej, od razu rzucał się w oczy krok księcia pozbawiony sztywnej surowości, którą zazwyczaj w sobie miał. Jakby wewnętrzna dyscyplina, którą sobie narzucał odrobinę zelżała, zostawiając go jedynie zgrabnym, zwinnym i z niezwykłą gracją w każdym najdrobniejszym ruchu. A kiedy na chwilę odwrócił się do nich, sprawdzić czy nadal za nim i Ezrą idą, posłał im szeroki, szczery i śliczny uśmiech, który tak rzadko gościł na jego ustach.
- Cieszę się – powiedział jeszcze Orion, patrząc na Lusia i Ezrę, który z uśmiechem i błyszczącymi z przejęcia oczami odpowiadał na pytania księcia. – Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że dla niego to jest coś więcej, i że jeśli pozwolił ci się zbliżyć, to jeśli teraz go zostawisz i zranisz, będziesz miał na głowie cały kraj wody. Mogę ci to zagwarantować w imieniu swoim i cesarza Lothusa – powiedział spokojnie, bez złośliwości, czy innych uczuć. On tylko stwierdzał fakty.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:25 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Jego ukochany Lusio! Najcudowniejsza osoba pod słońcem, która w momencie jego całkowitego zbłaźnienia się, zamiast go karcić spojrzeniem, gładził go po głowie. To wystarczyło żeby go od rana zaczął słuchać nieco uważniej niż do tej pory. Chociaż nie, „uwaga” była zdecydowanie złym określeniem. Słuchał tego co chciane mu było przez Louriela przekazać. Nie poddawał słów swojej patologicznej analogii, nie doszukiwał się nieprawidłowości tam gdzie ich rzeczywiście nie było. Książę ani razu nie pozwolił mu nawet podejrzewać czegoś nieprzyjemnego, dwulicowego, nieprawidłowego. Kochał go i jasno mu to komunikował, a on wreszcie, zaczął go słuchać.
Po tym jak go ubrał w czyste rzeczy albo raczej po tym jak wreszcie poszedł do siebie zabrać coś na przebranie i przestał biegać po pałacu w samej bieliźnie, uczesał i nakarmił, chciał się zapytać czy dzisiejszego dnia miałby na coś konkretnego ochotę. Ostrzegł go jednak, że dzisiaj wiele osób ma po prostu wolne. Nastało małe apogeum ciepła i temperatura na zewnątrz dochodziła do takiego poziomu, że nawet rdzenni mieszkańcy pustyni musieli się chronić. Dlatego w gre wchodziły jedynie pałacowe atrakcje.
Na pomysł zwleczenia z łóżka Oriona i Ezry uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Spędzenie czasu z przyjaciółmi jak najbardziej mu odpowiadało szczególnie, że był pewien iż doszli już do ładu z pierwszym nasyceniem się. Teraz nie pragnęli już tylko swoich miłości życia, mogli pobyć w czwórkę i razem coś porobić. Dlatego też po poprawieniu mu kucyka złapał go jeszcze za biodra całując w policzek po czym zamknął za nimi drzwi. Szczęśliwie, pokój Oriona nie był daleko, a w nim znaleźli również Ezrę.
Wchodząc za Lourielem z rozczuleniem przyjrzał się jak książę pada na przytuloną dwójkę przerywając im słodki moment. Przewrócił oczami samemu siadając na krawędzi łóżka, wyciągając przed siebie nogi i krzyżując je w kostkach.
Ezra do tej pory z pomrukami wtulał się w pierś Oriona. Nie spał już od jakiegoś czasu, zdążyli zjeść śniadanie i się nawet ubrać ale obydwaj postanowili nie ruszać się z pościeli. Przecież mieli wolne, na zewnątrz było potwornie gorąco dlatego gładzenie się po włosach, policzkach czy drobne całusy był jak najbardziej przyjemnym rozwiązaniem. Poza tym sącząca się spokojnie rozmowa i brunet odczuwał pełnię szczęścia. Przynajmniej do momentu aż drzwi z impetem się nie otwarły, a po chwili cielsko księcia nie wylądowało połowicznie na nim, połowicznie na Orionie.
On w przeciwieństwie do swojego Tygryska, parsknął gromkim śmiechem. Zarówno na to zachowanie jak i na bogaty w porównania dialog jaki się między nimi wywiązał. Jednocześnie objął Louriela za jedno ramię i kładąc się na plecach pociągnął sobie jego rękę tak żeby się mu nie wbijał, nieco wyżej na piersi.
- Miło, że za mną też tęsknisz! – Zaśmiał się, a widząc wpatrzone w siebie niebieskie oczy zaraz sam swoje zmrużył. – Chcecie coś razem porobić? – Zapytał energicznie nie mając okazji otrzymania odpowiedzi bo zaraz między księciem, a Orionem rozpętała się prawdziwa braterska miłość. W tym czasie on podparł się na przedramionach i nieznacznie podniósł w celu spojrzenia na Finnegana. Łapiąc z nim kontakt wzrokowy mocno się zdziwił na kondycję w jakiej ten był. Może nie pałał na tyle entuzjazmem żeby rzucić się na nich tworząc ludzką kanapkę ale jego oczy lśniły radością. Aż się przez to przeturlał przez nich wszystkich i siadając koło niego zaczął się w niego wpatrywać.
- Może nauczymy ich grać w warcaby? – Zaproponował przejeżdżając kciukiem po jego sinym oku. Ezra nie cofnął się, a wpatrując się w niego z niedowierzaniem obejrzał się przez ramię na Louriela. „Cudotwórca” przeszło mu przez myśl z niedowierzaniem.
- Pójdziemy do biblioteki, jest poziom niżej niż my jesteśmy. Jest tam przyjemnie chłodno, kilka gier. Nauczymy was w warcaby. – Zaproponował, a widząc błysk w oczach Louriela uśmiechnął się szeroko. Chwycił go pod rękę i rozpoczynając tyradę na temat wartych uwagi tytułów, niestety był zmuszony opowiedzieć mu o dość wartko działającej cenzurze. Mimo to kilka poważnych dzieł w bibliotece się ostało, schowane przed wzrokiem władców. Poza tym, bardzo bogate zbiory baśni, legend i opowieści które – sugerując się niedawną opowieścią Finnegana w gospodzie – mogły ich obu mocno zaaferować.
Finni dreptają tuż za świergoczącymi maniakami uśmiechał się zadowolony widząc taki entuzjazm ich obojga. Temat jak rzeka, od kiedy nauczył się czytać sam mógł być powoli partnerem do rozmów z księciem aczkolwiek na razie trzymał się w cieniu oczytanego Ezry. Poza tym, oni tak gadali, że nie dałoby się między nich jednego zdania wcisnąć, niemniej lekko drgnął czując silne ramie oplatające jego rękę. Spojrzał na dłoń po czym w złote oczy Oriona unosząc pytająco jedną brew.
- Wszystko dobrze? – Zapytał z uśmiechem mając nadzieję, że nie zrobiło się mu gorzej przez ten jego wczorajszy wypadek. Mimo to był gotów w razie co go łapać jeżeli byłoby mu słabo. Słysząc jednak o co chodzi przewrócił oczami uśmiechając się niczym niewiniątko.
- Ależ kompletnie nie wiem o co Ci chodzi, mój drogi. – Zamruczał niewinnie, zaraz przenosząc spojrzenie na radosnego Louriela. Zdecydowanie, miła aura aż od niego biła na co on nie potrafił na niego nie patrzyć lśniącymi oczami. Trochę porozmawiali, trochę się dowiedzieli. W nocy było mocno przyjemnie, nad ranem pouczająco.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – Mruknął wzdychając ciężko, chociaż serce biło mu szybciej na widok jaki miał przed oczami. Te zaraz przeniósł na Oriona patrząc na niego z uciekającym zadowoleniem.
- Nawet jeżeli ja nie chcę go zranić, w końcu okoliczności nas do tego zmuszą. – Zauważył zaczynając być brutalnie opamiętanym, że ta wizyta była chwilowa, że wszystkie ich uczucia niedługo ponownie zanikną. – Albo wydarzy się jakiś cud. – „Bo skoro mam już miłość życia, może los pozwoli mi ją zachować, kochać i wielbić?” Dodał w myślach życząc tego samego Orionowi którego objął za ramiona.
Wchodząc do biblioteki od razu poczuł na piegowatej buzi zimny powiew. Pomieszczenie, ogromne i przestronne o kilku kolumnach podtrzymujących strop, znajdowało się pod parterem co dzięki obwarowaniu z piaskowca nadawało mu specyficzny mikroklimat. Było tu przyjemnie, powietrze było lekkie chociaż o wyrazistym zapachu papieru. Przez tysiące drobnych otworów w rogach pomieszczeń wpadały promienie słońca co o dziwo, dzięki całości konstrukcji i kilku lustrom, sprawiało że podziemia były całkowicie rozświetlone.
Na środku ustawione było kilka stanowisk przeznaczonych do czytania. Cztery biurka z jasnego drewna z krzesłami, standardowo. Jednak poza nimi również aspekt którego nie mogłoby zabraknąć w tym miejscu. Poduszki! Masa gigantycznych poduszek, niskie stoliki przeznaczone do rozłożenia nań figurek. Miały bowiem już na stałe naniesione szachownice, wszystko przygotowane dla graczy. Poza tym oczywiście w pudełkach ustawionych równo na regale pod ścianą były też inne plansze do gier, jak również wszystkie potrzebne pionki i atrybuty.
- Może skoczę po coś do chrupania? I wodę? – Zaproponował rozglądając się po wnętrzu czy czasem komuś nie przeszkadzali.
- A ja pokażę Ci kilka książek. Może któraś Ci wpadnie w oko! – Rzucił entuzjastycznie łapiąc Louriela za rękę i ciągnąc w stronę wypełnionych tomiskami regałów.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:26 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Orion całkowicie rozumiał powody, dla których Finnegan próbował i siebie i jego sprowadzić na ziemię. W końcu miał całkowitą rację i w końcu, kiedy powódź zostanie zażegnana, będą musieli wrócić za góry i tym samym się rozstać. Niby to wiedział i rozumiał, a jednak, kiedy tak patrzył na Louriela z Ezrą, kiedy miał obok siebie blondyna i wszyscy byli razem, szczęśliwi, nie potrafił podzielać niepokoju mężczyzny. Jego przyjaciel był księciem, uznanym mistrzem magii wody, upartym jak osioł i zawziętym jak nikt inny arystokratą. Znał go zbyt dobrze, by nie domyślić się co prędzej czy później przyjdzie do tej jego niebieskowłosej głowy.
- Masz rację – powiedział, uśmiechając się lekko i pokrzepiająco. – Będziemy musieli kiedyś wyjechać, ale niech mnie wulkan pochłonie jeśli nasz znajomy gad nie znajdzie sposobu, żebyście pojechali z nami – dodał, uśmiechając się szerzej. – On was tu nie zostawi. Za dużo widział, żeby tak po prostu się z tym pogodzić. Nie będzie wywoływał wojny z całym krajem, na to mimo wszystko ma za mało tupetu i odwagi, ale poruszy niebo i ziemię żebyście wy mogli zostać z nami – powiedział pewny swego.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wielkie drzwi otwarły się przed nimi, wpuszczając do wysokiego, bardzo jasnego pomieszczenia pełnego zapachu papieru i staroci. Orion rozejrzał się ciekawie, zastanawiając się jak w tym miejscu mogło być jednocześnie tak słonecznie i przyjemnie. Nie chłodno, bo trudno to było nazwać chłodem, ale temperatura była zdecydowanie niższa niż w sypialniach. Louriel, który kochał takie miejsca, zachwycony zakręcił piruet, wpatrując się w wysoki sufit i widoczne na nim motywy. Architektura kraju ognia zasługiwała na podziw, tak samo jak kultura, poza orgiami urządzanymi przez króla. Wszystko to było naprawdę zachwycające i gdyby nie obecny król, książę mógłby i pokochać kraj ognia, choć na dłuższą metę i tak wiedział, że tęskniłby za śniegiem i mrozem kraju wody.
- Pójdę z tobą – westchnął Orion do Finnegana, kiedy Ezra pociągnął zachwyconego wizją otoczenia przez książki Louriela pomiędzy regały.
Idąc przez pałac, chłopak nie czuł się najpewniej. Finni przyciągał spojrzenia swoją posturą, on swoim wyglądem i choć nikt tutaj go nie znał i nie oceniał na podstawie tego, kto był jego ojcem, mimo wszystko czuł się trochę niezręcznie, kiedy białe włosy wyróżniały go z tłumu. W kraju wody nie były aż taką rzadkością, choć też nie należały do najczęstszych kolorów. Nie lubił zwracać na siebie uwagi. W domu nauczył się, że to przynosiło jedynie kłopoty i choć teraz był odrobinę bardziej pewny, że sobie z nimi poradzi, nadal wolał po prostu pozostać w cieniu. A kiedy weszli do kuchni, gdzie Finni został natychmiast otoczony i zagadany, kilka dziewcząt z kuchni podeszło i do niego.
- Jesteś magiem wody?
- Nie jest ci za gorąco?
- A jak ci się tu podoba?
- Masz wolny wieczór?
- Pokazać ci okolicę?
Orion poczuł się osaczony, ale kiedy posłał Finniemu spojrzenie z błaganiem o pomoc, mężczyzna był zbyt zajęty czym innym. Musiał sobie sam poradzić. Nie miał pojęcia jak rozmawiać z kobietami. Nigdy tego nie umiał, a tych było zbyt dużo. I jeszcze czegoś od niego chciały.
- Emm… wybaczcie, ale… nie mogę, ja muszę… - plątał się niezręcznie, co wcale nie zniechęcało dziewcząt, a wręcz przeciwnie, zachwyt jeszcze bardziej zapłonął w ich oczach.
- Finni… - jęknął, próbując się wyrwać z otaczającego go kółeczka dziewcząt. A kiedy mu się to udało, złapał szybko jedną z przyszykowanych dla nich tac i uciekł z pomieszczenia, poczekać na gwardzistę na zewnątrz.
- Kobiety są przerażające – wymamrotał do Finniego, kiedy ten w końcu wyszedł z drugą tacą pełną pyszności.
***
Louriel otoczony książkami czuł się jak w domu choć znajdował się setki kilometrów od niego. Ezra był fascynującym rozmówcą, niemal tak samo oczytanym jak książę, choć ich zakresy nieco się różniły przez cenzurę nałożoną przez kraj ognia. Nie przeszkadzało mu to, lubił baśnie i inne książki, niekoniecznie naukowe i jedyne co czuł w związku z tym, to smutek że osoba rządząca świadomie i z premedytacją pozbawiała swój lud wykształcenia. Zastanawiał się przy okazji, po co była ta biblioteka, skoro nie poświęcano za dużo czasu by kogokolwiek nauczyć czytać? Chyba, że w pałacu było znacznie więcej szlachty niż się Lourielowi wydawało i to po prostu on, który wolał spędzać czas z Finnim i innymi wedle hierarchii niżej postawionymi w niej ludźmi, nie miał okazji ich spotkać gdzie indziej niż poza powitalną ucztą, z której też ulotnili się szybko. Nie żeby narzekał. Towarzystwo Finnegana, Ezry i ludzi Sileasa zdecydowanie mu wystarczało.
- Macie tu naprawdę dużo baśni – westchnął książę, sunąc palcem po grzbietach książek. Wyciągnął jedną z książek na chybił trafił. Okładka przedstawiała kobietę o długich, złotych włosach, ciągnących się po ziemi i dwójkę dzieci śpiących jej na kolanach. Tytuł wytłoczony złotymi literami głosił „Baśnie tysiąca i jednej nocy”. Louriel odłożył książkę i oglądał grzbiety dalej, słuchając opowieści Ezry i przyjmując w ręce kolejne tomy, aż w jego dłoniach wyrósł mały stos, który bardzo go cieszył i ekscytował.
Dotarli niemal do końca półek, gdzie docierało nieco mniej światła, a zapach starego papieru był zdecydowanie wyraźniejszy. Nagle książę poczuł, że znalazł się w niezwykłym miejscu, jakby książki szeptały między sobą, patrząc na niego ze swoich miejsc na półce. Zdał sobie sprawę z tego, jak cicho było. Jak kroki jego i Ezry rozchodzą się echem w ciszy pomieszczenia. Jak kartkowane książki szeleszczą charakterystycznie, sprawiając że ciarki przeszły mu po plecach. Czuł jakby powietrze iskrzyło się od magii. Tej pierwotnej, nie mającej zbyt wiele wspólnego z żywiołami, którymi posługiwali się oni.
- Ezra… - szepnął, czując się obserwowanym. – Czy są tu jakieś bardzo stare książki? Ale takie naprawdę stare, które niemal rozlatują się w palcach i są napisane w dziwnym języku? – zapytał, czując coraz większe podekscytowanie.
Chłopak zastanawiał się chwilę, a potem podszedł do jednej z półek w głębi i przyniósł mu pożółkłą, starą książkę oprawioną w poczerniałą ze starości skórę. Kiedy tylko jego palce zacisnęły się na okładce, poczuł jakby magia w powietrzu rozpłynęła się, jakby nigdy jej nie było. Zamrugał zaskoczony, ale był zbyt przejęty kolejną tajemnicą, żeby naprawdę się tym przejąć. Szybko przebiegł palcami po wytartym tytule, ale czas zrobił swoje i nie dało się odgadnąć w jakim jest języku. Louriel szybko otworzył ją na przypadkowej stronie, a widząc Mowę Doskonałą, zagryzł wargi, czując napływ adrenaliny.
- Na moje łuski, Ezra, nawet nie masz pojęcia jak cenna rzecz leżała sobie tutaj tyle czasu – westchnął, przesuwając palcami po delikatnym piśmie. – To Mowa Doskonała. Zapomniany język sprzed czasów kiedy ludzie władali żywiołami – wyjaśnił mu szeptem z nabożną czcią krążąc palcem po tekście.
Chciał spróbować czytać, ale usłyszał trzask drzwi i dwie pary kroków.
- Chodź, muszę o tym powiedzieć Finniemu – powiedział podekscytowany, zapominając o całym stosie baśni. Szybkim krokiem ruszył w stronę kroków, a kiedy wypadł spomiędzy regałów, niemal podskakiwał z przejęcia w miejscu.
- Finni! – podszedł do niego szybko, pokazując mu tom. – Zobacz co tu mieliście. To przecież kolejny tekst o… sam wiesz o czym! – ekscytował się, krążąc wokół niego, kiedy z zakłopotanym Orionem odkładali tace z jedzeniem na niskie stoliki.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:27 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Spokój Oriona w pewnym momencie się mu udzielił. Przecież od początku wiedział, że sielanka nie potrwa wiecznie. Dlatego korzystał, czerpał pełnymi garściami z obecności Louriela obok siebie. Może nie wszystko szło torem który sobie założył ale od kiedy pierwszy raz po tej przerwie go zobaczył, nie umiał się od niego odczepić. Zresztą, podobnie było z białaskiem. Za każdym razem gdy ich oczy się stykały jego serce napełniało zwyczajne szczęście. Przypominały się mu chwile spędzone w kraju wody, wspólne wieczory, gry, śmiech i dobra zabawa. Byli przyjaciółmi, miał prawdziwych przyjaciół i to było w obecnej chwili najważniejsze.
Na jego słowa parsknął cicho pod nosem. Nie żeby nie rozumiał jego podejścia. Louriel był uparty, pomysłowy i dążył do swoich celów w całkowicie niekonwencjonalny sposób co nie oznaczało, że oni dwaj byli w zasięgu jakichkolwiek jego wpływów. Jako Gwardia Królewska byli niewolnikami bezpośrednio samego władcy. Nie mieli absolutnie żadnych praw, same obowiązki. Nie był pewien czy nawet wywołanie wojny dałoby radę wydrzeć ich z rąk Magnusa.
- Uważaj z tym wulkanem bo się skubany o Ciebie upomni. – Zażartował uśmiechając się przy tym łobuzersko. Mimo wszystko jego słowa były mocno pokrzepiające. Przynajmniej całej ich czwórce mocno na sobie zależało. Przynajmniej miał ich przy sobie.
Obejmując go wygodnie za ramiona kontynuował z nim rozmowę. Nie żeby wizja wydzierającego ich z tego piekła Louriela na koniu była nieprzyjemna. Wolał jednak ostudzić jego zapał, nakierowując myśli na dzień dzisiejszy. Jeżeli będą mieli trochę szczęścia, fala upałów niedługo się powtórzy. To nigdy nie był jeden dzień. Gdy nadchodziło apogeum trwało ono trzy do czterech dni. W tym czasie mogliby jeszcze nagiąć zasady, jeszcze coś wymyślić żeby byli tu dłużej. Ewentualnie żeby wrócili razem z nimi… Nie! Nie mógł o tym myśleć bo go to pochłonie.
Tymczasem skupił się na dwójce znikającej między regałami, kręcąc z niedowierzaniem głową. Gdy Orion zaproponował mu pomoc uśmiechnął się wdzięcznie po czym ruszył w stronę kuchni korytarzami którymi chodziła przede wszystkim służba. Było widać różnicę, piaskowiec na ścianach był miejscami nieoszlifowany, wydłubany i obity. Plątało się tu znacznie więcej osób niż gdy szli ozdobionymi alejami, wszyscy byli uśmiechnięci i się z nimi witali zawieszając przy tym spojrzenie na Orionie.
- Chodź, moja gwiazdeczko. Zrobisz furorę. – Mruknął schodząc po kilku krętych schodkach do wielkiej kuchni w której panowała ogólna wrzawa. Od razu zauważył naczelną kucharkę, żonę Sileasa, do której podszedł z delikatnym uśmiechem, jednocześnie podjadając kilka marchewek które pokrojone w słupki czekały na dalszy los.
W ogóle nie podejrzewał, że kilka pomocy kuchennych doskoczy do Oriona jakby był świeżym mięsem, a one bardzo głodnymi wilkami. Aż zatrzymał się w pół ugryzienia, zerkając na kucharkę, na stadko, na spanikowanego chłopaka i ponownie na Joel. Ona, nie reagowała kompletnie, dopóki dziewczyny nie miały pełnych rąk pracy od której uciekały, nie miała zamiaru ich ganić. Jednocześnie przecież widziała, że białowłosy mężczyzna w pełni należał do Ezry. Wpatrywał się w niego jak w obrazek, panował nad nim i zmuszał do rzeczy których by się po brunecie nie spodziewała. Cudotwórca ale zajęty.
Dopiero gdy dostali dwie pełne tace smakołyków mogli się ulotnić. Jednocześnie Finnegan zatrzymał się przed wzdychającym tłumem zerkając za Orionem i na nie.
- Nie no dziewczyny. Ale serio? – Zapytał zwracając rozmarzone oczy na swoją skromną osobę. – Próbujecie poderwać męża Ezry? Wiele bym zrozumiał ale no, Ezry? Zaobrączkowani są od ponad miesiąca, żadna z was nie dorwie go w swoje szpony. Przykro mi, pretensje przyjmuje nasz mały agresor. – Przyznał ze słodkim uśmiechem pozostawiając kilka młodzików z szeroko otwartymi ustami, a Joel z rzeczywistym rozbawieniem na ustach. Zaraz wrócił do niego na górę uśmiechając się pobłażliwie.
- Słoneczko. Umawiasz się z największym agresorem pałacu i w ogóle się tym nie chwalisz? Zacznij rozróżniać kiedy to wykorzystywać, a kiedy za to go ganić. – Uśmiechnął się do niego głupkowato, lekko szturchając go biodrem. – One nie są przerażające tylko napalone. Próbują upolować sobie księcia z bajki. A jako że to jest ciężkie do wykonania, jegomość zza gór też ujdzie. – Uspokoił go. A przynajmniej starał się go jakoś uspokoić podejmując drogę powrotem do biblioteki.
***

Rozmowa z kimś kto znał się na książkach w podobnym stopniu do niego, kto lubił czytać i czerpał z tego ogromną przyjemność, była niezwykle satysfakcjonująca. Za każdym razem jak wchodził akurat w te kategorie razem z Lourielem, tracił poczucie czasu. Mieli sobie tyle do powiedzenia, że na samym omawianiu pozycji godnych zainteresowania mogliby spędzić długie godziny.
Po wejściu do biblioteki i po tym jak Louriel nacieszył się architekturą, a on sprawdził czy aby na pewno są sami, ruszył razem z nim nieco głębiej w pomieszczenie. To było dość specyficznie zbudowane. Lekkie książki były na samym początku, coś co mogło stanowić problem lub pokusę, schowane było nieco dalej. Było również skrzydło tak stare jak ten pałac, powstałe lata temu, z którego tomów nikt nie korzystał zwyczajnie nie rozumiejąc czytanego tekstu.
- U nas chodzi o to żeby potrafić czytać między wierszami. – Uśmiechnął się łobuzersko pokazując mu kilka grzbietów. Zaraz jedną z książek wyciągnął. Piękna okładka wijącego się smoka, pozłacana. Chciał mu pokazać o co dokładnie mu chodziło. Poza baśniami bowiem znaleziono sposoby na przekazywanie cennych informacji, na gromadzenie wiedzy i własnych przekonań pod taką postacią żeby „ciemny lud” był w stanie dostrzec te drobne różnice których oczy władcy nie dostrzegały.
- Poza tym mamy też książki rzemieślnicze, kucharskie, zielniki. Nawet uprawa roli jest spisana w razie jakby czasy się pogorszyły albo polepszyły. Nasz klimat jest specyficzny co już zauważyłeś. – Przyznał wyciągając kolejne pozycje z półek. – Układy gwiazd, moc słońca, spis wybuchów wulkanów. – Zaśmiał się zastanawiając się jednocześnie kiedy ostatni raz cokolwiek ktokolwiek tu zapisał. Po otwarciu książki miło zaskoczył się, że ostatni wpis był przed ich wyjazdem do kraju wody.
Gdy Louriel zadał mu pytanie odłożył książkę na miejsce i mrużąc delikatnie oczy spojrzał w zaciemniony koniec pomieszczenia. Uśmiechnął się łobuzersko ruszając w tamtą stronę. Strop delikatnie schodził pod kątem w dół, nawet on musiał się lekko schylić żeby nie trzeć włosami po suficie. Po przejściu wąskiego gardła ponownie się unosił jednak ciemność nijak nie została rozjaśniona. Musiał zapalić jedną z pochodni po czym spojrzał na nieliczne pozycje, nieruszane, nieużywane, całkowicie nierozumiane.
- Te tutaj zapisane są w języku którego nikt nie zna ani nijak nie da się go nauczyć. Nie mamy żadnych pozycji które mogłyby nam pomóc to rozszyfrować. – Przyznał zaraz podchodząc do księcia i obserwując jak ten wybiera jedną z książek po to by ją otworzyć. Na jego twarzy szybko pojawił się szok, otwarł delikatnie usta zerkając to na podekscytowanego Louriela, to na poszczególne znaki na zniszczonych kartkach.
- Ale… przed władaniem byliśmy pod panowaniem Smoków… – Zauważył niepewnie, czując nagle jakiś nieprzyjemny chłód. Według ich podań to nie był najlepszy czas dla kraju ognia. Podobno Smok Ognia był okropny, głodził ludzi i o nich nie dbał skazując ich na męczarnie. Nie chciało się mu w to wierzyć bo pozostałe trzy gady były miłościwie panującymi istotami o ogromnych sercach i chęciach nauczenia człowieka władania żywiołami czy radzenia sobie z przyrodą. Dlaczego ten jeden miałby być inny? Niemniej, wolał o tym nie rozmawiać. Sprawa wiary była dla niego delikatnie szorstka. Finni wierzył mocno, on prawie w ogóle. No i fakt istnienia potomków smoków. Takich jak Louriel. Nie, nie. Dla niego to było lekko za wiele.
Dlatego też z delikatną ulgą usłyszał wracających panów. Wziął kilka pozycji które wcześniej wybrali i wrócił do oświetlonej części biblioteki. Uśmiechnął się przy tym do Oriona, a gdy koło niego przechodził, otarł się o niego policzkiem niczym kot domagający się pieszczot.
- A Ty co taki spanikowany, Tygrysie? – Zapytał kładąc kilka pozycji koło tac. Zaraz wrócił do białaska i obejmując go w pasie oparł się brodą o jego pierś przeszywając go spojrzeniem.
- Jak się w ogóle czujesz? Boli głowa? – Zapytał gładząc go palcami po plecach, układając usta w dzióbek żeby dał mu całusa.
W tym czasie Finni ułożył wszystko na stoliku, rozlał wody z karafki i po zgarnięciu jednego winogrona wsadził je sobie do ust. W idealnym momencie żeby podskakujący niczym zajączek Louriel zaczął go w pojedynkę otaczać. Śledził go uważnie wzrokiem chociaż w pierwszy momencie nie złapał o co mu chodzi. Dopiero po złapaniu go za ramiona i mniej więcej ustawieniu go w miejscu spojrzał na to co mu cały czas pokazywał.
- Jak to. – Zmieszał się widząc tak znamienne znaki. Te przez które mieli kilka drobnych nieprzyjemności już wcześniej. – Umiesz to przeczytać? Nauczyłeś się Mowy Doskonałej? – Zapytał kładąc mu jedną dłoń na policzku i pochylając się nad nim żeby spojrzeć mu w oczy. Gdy usłyszał gromkie tak uśmiechnął się łobuzersko przewijając ostrożnie strony książki do samego początku.
- Może nam się to i owo wyjaśni? Czytaj. – Poprosił zabierając go na wielkie poduszki gdzie posadził go sobie między nogami i zaglądając mu przez ramię wodził wzorkiem po runach.
W tym czasie Ezra rozłożył wyrzeźbione z drewna pionki na planszy uśmiechając się łobuzersko do Oriona.
- Co mi dasz jak skopię Ci tyłek? – Zamruczał podpierając głowę na rękach, mrugając do niego niewinnie.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:27 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Książę od zawsze wyznawał zasadę, że w książkach i bibliotekach czai się więcej niezbadanych tajemnic niż w świecie realnym i właśnie dowodził swojej tezie, mając w dłoniach jedną z największych niewiadomych w historii ludzkości. Mowa Doskonała była trudna, nie było do niej słowników, ani przewodników. On był w stanie się jej nauczyć jedynie dzięki znajomości smoczych run, którymi starożytni ludzie posłużyli się by stworzyć swoje własne pismo. Oczywiście, litery w tym alfabecie nie miały żadnego magicznego znaczenia, nie dało się nimi rzucać zaklęć ani rysować pieczęci, ale dawała możliwość spisania historii. Kiedy przez miesiąc swojej apatii Louriel udawał, że coś robił, zaczął się go uczyć i choć szło mu oporniej niż gdyby się do tego przyłożył, teraz był w stanie zrozumieć teksty. Choć musiał się skupić i najlepiej mieć przed sobą runy, które mógłby porównać do liter w tekście. Dlatego kiedy Finni zapytał go o nowo nabytą umiejętność przytaknął, ale nie zdążył dodać, że mimo wszystko potrzebował pewnych materiałów.
- Spokojnie, Papużko, to nie jest takie proste – parsknął, opierając się o jego plecy i przewracając strony, by chociaż popatrzeć na obrazki. – Jeśli dostanę trochę papieru, inkaust i odrobinę czasu to ci poczytam. Nauczyłem się to zrozumieć, ale nadal opieram się na swoich przeczuciach i żeby być odrobinę bardziej pewnym, potrzebuję mieć przed sobą drobne pomoce – powiedział, sięgając do tyłu, bo pogładzić go po policzku. Kiedy już się trochę uspokoił, dostrzegł problemy i ich całkiem proste rozwiązanie, aczkolwiek patrząc na Oriona i Ezrę, nie chciał się zamykać w świecie run i staroci skoro mógł spędzić odrobinę czasu z przyjaciółmi.
- Później się tym zajmę, dobrze? Najpierw naucz mnie grać w warcaby – parsknął, podnosząc się i zaraz podając dłoń Finneganowi by pomóc mu wstać.
Orion nadal odrobinę roztrzęsiony po ataku na jego osobę odstawił tacę na stolik, rozglądając się w poszukiwaniu Ezry, skoro Lusiek w szampańskim nastroju dorwał Finnegana i pokazywał mu jakąś arcyważną książkę. Kiedy chłopak pojawił się tuż obok, odetchnął z ulgą, natychmiast kiedy tylko oboje pozbyli się balastu w postaci książek i jedzenia, przytulił go, wciągając w nozdrza świeży zapach jego szamponu i ciała. Zdecydowanie mniej się stresował mając obok siebie piegowatego chłopaka niż kilka ślicznych dziewcząt, z którymi nawet nie wiedział jak rozmawiać. Już miał odpowiedzieć, że został napadnięty, ale chyba wolał ten fakt zataić przed jak się o nim wszyscy wyrażali „małym agresorem”. Jeszcze poszedłby im grozić, a tego Orion nie chciał.
- Nie lubię zwracać na siebie uwagi – odpowiedział więc, uśmiechając się do niego niezręcznie, czując się znacznie spokojniej kiedy czuł jak chłopak głaskał go po plecach.
- Trochę – przyznał szczerze, cmokając z rozbawieniem dzióbek z ust bruneta. – Ale to nic, nie musisz się tym przejmować – dodał zaraz uspokajająco, gładząc ostrożnie podbite oko gwardzisty.
- A ty jak się czujesz? – zapytał, jeszcze raz pochylając się nad nim, by musnąć ustami jego skroń.
Zaraz też pozwolił się zaciągnąć do jednego ze stolików i przyglądał się ciekawie jak Ezra rozkładał pionki na planszy. Myślał, że będą grać w szachy sądząc po biało czarnych polach, ale zaraz przekonał się, że gra była znacznie łatwiejsza. Niemniej łobuzerski uśmieszek Ezry sprawiał, że serce biło mu szybciej i miał ochotę podroczyć się z nim, a potem zaprzytulać.
- A co byś chciał, Śnieżynko? – zapytał podobnym tonem, posyłając mu powłóczyste spojrzenie.
Po chwili jednak roześmiał się i uśmiechnął normalnie.
- A tak naprawdę to mogę ci zaproponować… może… naukę pływania? – zapytał, patrząc na niego zachęcająco. – Jestem pewien, że przy tej waszej wielkiej rzece znajdzie się kawałek jakiejś miłej plaży, gdzie można by popływać – zauważył, a zaraz poczuł opierający mu się na głowie ciężar w postaci Louriela.
- Czy ja usłyszałem „pływać”? – zapytał książę, przesuwając jeden pionek Oriona przypadkowym gestem.
- Przesłyszało ci się, starzejesz się – parsknął białowłosy, za co zarobił pstryczek w ucho.
- Nic mi się nie przesłyszało. Chcę na plażę – oświadczył, patrząc na Finniego błyszczącymi oczami. – Zabierz mnie – poprosił, ale zaraz trochę zmarkotniał, zdając sobie sprawę z tego, że to nie bardzo było możliwe przy nim i aktualnych temperaturach. Nawet w bibliotece gdzie było znacznie chłodniej, czuł się jakby się rozpływał i nie było to zbyt miłe uczucie.
- Nieważne – westchnął, a potem przyciągnął do siebie jedną z poduszek i usiadł na niej spoglądając ciekawie na planszę. – Więc? Jak w to się gra? – zapytał, porywając z tacy całą kiść winogron, którą z zadowoleniem zaczął pogryzać, pozwalając łaskawie Finniemu zabrać sobie kilka kulek.
Gra była prosta, dlatego nie trzeba im było tłumaczyć dwa razy, a jeśli czegoś nie zrozumieli, przekonali się o co chodzi przyglądając się pierwszej rozgrywce, którą Orion z kretesem przegrał, zabierając Ezrze ledwo sześć pionków. Potem zagrał Lusiek z Finnim, z którym ku swojemu wielkiemu zadowoleniu wygrał, a kiedy naprzeciwko siebie usiedli Finni z Orionem, Louriel z rozbawieniem przyglądał się powadze na ich twarzach, jakby co najmniej walczyli na śmierć i życie.
- Bo wam żyłka pęknie – parsknął, sięgając po łyk soku pomarańczowego, który choć nieco kwaśny przypadł mu do gustu. Skrzywił się jednak, zdając sobie sprawę z tego, że zdążył się nagrzać, choć był przyjemnie chłodny. Pstryknął o szklankę, a ta natychmiast pokryła się lodem. Zadowolony uniósł ją do ust, ale nie napił się, wpadając na lepszy pomysł. Spojrzał na przyniesioną przez Finnegana tacę, a dostrzegając na niej widelczyk do sałatki owocowej, złapał go i włożył do szklanki, utrzymując go po środku. Czując na sobie ciekawskie spojrzenie Ezry, posłał mu uśmieszek, a potem zamroził całkowicie sok i wyjął go ze szklanki.
- Chcecie też? – zapytał rozbawiony, liżąc z zadowoleniem loda z soku.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:27 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
W pewnym momencie chyba lekko przesadził zarówno z entuzjazmem jak i wyolbrzymianiem inteligencji Louriela. Owszem, gad był piekielnie błyskotliwy, elokwentny, jak to na władcę przystało ale przecież nie oznaczało to, że pozjadał wszystkie rozumy świata. Nie widzieli się aż ale tylko miesiąc. W tym czasie on ledwo uczył się czytać, nie powinien wymagać od Lusia poznania całkowicie zapomnianego języka na poziomie wysoko komunikatywnym. Dlatego szybko poczuł falę gorąca uderzającą w jego policzki ze wstydu. Wtulił się więc wdzięcznie w dłoń która powędrowała do jego twarzy, na chwilę przymykając przy tym oczy.
- Wybacz Perełko. Możemy wziąć stąd książki. A później przyniosę Ci wszystko czego będziesz potrzebował. – Zapewnił całując go we wnętrze dłoni która nadal spoczywała na jego policzku. Zaczął się o nią delikatnie ocierać rozkoszując się przyjemnie gładką skórą, jednocześnie kątem oka rzucał spojrzenie na książkę przyglądając się bardzo drobnym, o wielu szczegółach ilustracjom.
- Jak sobie życzysz, mój książę. – Uśmiechnął się zadowolony, przytulając się jeszcze na chwilę do niego po czym korzystając z wyciągniętej do siebie dłoni, ujął ją, wstał i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek.
Wisząc sobie spokojnie na Orionie, ocierając się nosem o jego pierś, starał się zrozumieć co mogło się stać, że ten wrócił delikatnie mówiąc, roztrzęsiony. Zerkał na niego co i rusz czując nieco zbyt podejrzany, mocny uścisk jego ramion i trochę za szybko bijące serce. Rzucił podejrzane spojrzenie Finneganowi ale wątpił żeby blondyn pozwolił na nabawienie się jakiejkolwiek nieprzyjemności Orionowi. Dlatego stało się coś czego Tygrysek nie akceptował, a co dla blondi było czymś całkowicie naturalnym. Westchnął więc ciężko podejrzewając nagminne wręcz zainteresowanie magiem wody. Jeżeli po drodze dorwały go te przebrzydłe harpie to się mu traumy nie dziwił.
- Przykro mi Tygrysie ale jesteście atrakcjami. Nie pozbędziesz się zainteresowania swoją osobą. Swoją bardzo przystojną i słodką osobą. – Przyznał wzdychając ciężko, całując go gdy dosięgną wreszcie jego ust. – I będę się Tobą przejmował. – Nadmuchał policzki w geście oburzenia podnosząc się szybko na końce palców żeby pocałować go w policzek. Przeniósł na chwilę ręce na jego szyję i wisząc sobie w najlepsze na nim, mocno go przytulił. Po tym puścił go i gładząc po dłoniach poszedł po pionki. Skoro już wpadli w coś pograć wypadałoby zacząć.
Gdy zajęli już miejsca przy planszy, a on patrzył na niego z łobuzerskim uśmiechem czekając tylko aż skapituluje na ten grymas, nie spodziewał się kompletnie otrzymania takiej propozycji. Aż się wyprostował i patrząc na niego lśniącymi oczami uśmiechnął się delikatnie.
- Pływać? Serio? – Zapytał miło zaskoczony taką propozycją. Aż poczuł ekscytację na samą myśl! Tak, chciał się nauczyć pływać! Jego oczy zaraz powędrowały na Louriela który tonem dziecka nakazał Finneganowi zabranie się na plażę. Zaśmiał się cicho kręcąc głową z niedowierzaniem, zaraz zerkając na blondyna który usiadł koło niego.
- O co chodzi Perełko? Pójdziemy na plażę żaden problem. Nawet niedaleko jest dość duże zakole gdzie woda jest nieco płytsza, a na brzegu jest odpowiednia ilość drzew żebyśmy się nie spalili na skwarki. – Zapewnił poprawiając ustawienie pionków Ezry.
- W przeciwieństwie do szachów, tutaj liczy się refleks i szybkość gry. Chodzi o szybkie ruchy u pozbawienie przeciwnika wszystkich pionków. – Zaczął tłumaczyć pokazując jakie ruchy są dozwolone, tłumaczą zasady których na całe szczęście nie było wiele, podobnie jak podkreślając bardzo nieskomplikowany cel. Gra była prosta dopóki grały dwie osoby, była też wersja dla trzech i czterech w co później oczywiście ich wciągnie. Musieli tylko załapać podstawy.
Ezra poczuł się delikatnie zawstydzony w momencie gdy Finni ze spokojnym uśmiechem dał się Lusiowi ograć. Cóż, sam powinien na to pozwolić Orionowi, a nie wygrywać w sposób całkowicie pozbawiony przyjemności. W zamian za to, obserwując starcie księcia i blondyna, wycałował mu policzek po tym jak objął go od tyłu. Zostawił go dopiero w momencie gdy zaczęła się rozgrywka między nim, a Finneganem. Podszedł od razu do Louriela i zabierając się za przecinanie pomarańczy spojrzał na to co robi. Oczy zabłysnęły mu gdy ze szklanki wyłonił się stała postać soku, pochylił się nieznacznie nad nim czując od razu bijący chłód.
- Oczywiście. – Mruknął zachwycony, podnosząc oczy na jego twarz. Gdy dostał loda uśmiechnął się szeroko i przeciągając po nim językiem wręcz namacalny zachwyt rozlał się po jego twarzy. To było tak nowe i tak cudowne, że od razu się dossał starając się jednocześnie powstrzymać przed gryzieniem.
Na komentarz Lusia uśmiechnął się łobuzersko. Cóż, przy Orionie czuł jakiś dziwny dreszczyk rywalizacji i chociaż dzieciaka zaczynał uwielbiać i kochać całym sercem, nie umiał się temu od tak opierać. Dlatego gra którą rozpoczęli okazała się być pełna długich spojrzeń i łobuzerskich uśmieszków gdy to jeden z nich tracił pionki. Dopiero na pytanie podniósł spojrzenie na księcia, idealnie żeby zobaczyć jak ten oblizuje końcem języka dziwny, zamrożony walec w kolorze soku pomarańczowego. Zamiast jednak dłuższą chwilę poświęcić temu co je, skupił się na tym jak je od razu mając bardzo nieodpowiednie wizje przed oczami. Wystarczyła chwila, kilka ruchów językiem po lodzie żeby w jego głowie zagościły same nieodpowiednie myśli. W połączeniu z tym co działo się dzisiaj rano i wczoraj wieczorem, zaraz musiał położyć rękę na oczach i wziąć dwa głębokie oddechy.
- Tak, ja też chce. Cokolwiek robicie. – Mruknął w końcu, ponownie przenosząc spojrzenie na Louriela, uśmiechając się przy tym całkowicie niewinnie do Oriona które swoje złote ślepia zawiesił na jego twarzy. Cóż, dorosły był, może kiedyś się przekona o czym myślał. Najlepiej, jakby w ogóle tego doświadczył. Warto.
Po otrzymaniu lodów Finni zaczął zmieniać planszę i wyjmować komplet dodatkowy pionków. Te dla rozróżnienia w kolorze zielonym i czerwonym spoczęły na odpowiednich miejscach zdecydowanie większej przestrzeni która wylądowała na stoliku.
- Skoro już umiecie podstawy, zagramy wszyscy. – Zaproponował z przyjemnością odkrywając, że poza znaczącymi ruchami języka, same lody były przyjemne do jedzenia. Odświeżały i chłodziły przełyk co obecnie było jak znalazł. Całując Louriela w policzek posadził go po swojej prawej żeby ewentualnie mu podpowiadać. Naprzeciwko miał Ezre, a po lewej Oriona. Wyjaśnił im jeszcze raz zasady, przy starciu na więcej osób po czym zaproponował przez pierwsze dwie rozgrywki spokojne tempo. Dopiero później będą przyspieszali, ćwiczyli wzajemny refleks i spostrzegawczość.
Przy rozpoczęciu drugiej rundy, gdy wypadałoby pójść po drugą porcję soku żeby zrobić nowe lody. Finni zaczął dzióbać do Louriela w sposób nagminnie fizyczny. Tu go zaczął łaskotać, tu łapał za stopę. Innym razem popychał do tyłu nie pozwalając mu prosto usiąść i przestał dopiero jak go ugryzł. Przy tym wszystkim miał ochotę go zaprzytulać z rozkoszy do czego nawet się szykował gdy drzwi do biblioteki z hukiem odbiły się od ściany. Po chwili w pomieszczeniu w którym momentalnie zapanowała cisza rozległ się stukot obcasów. Księżniczka we własnej osobie, odziana jedynie w tyle ciuchów aby zakrywały jej te miejsca, podkreślając szerokie biodra i obfity biust, weszła do środka rzucając ostre spojrzenie obu Gwardzistom. Ich reakcja za to była momentalna. Opuścili głowy, cofnęli się od kontaktu fizycznego i po chwili wstali żeby cofnąć się również od stołu. Na bezpiecznej odległości obydwaj ponownie przysiedli na kolanach nie ośmielając się podnieść wzroku co jawnie satysfakcjonowało osobę księżniczki.
- Drodzy goście! Tutaj jesteście. Tyle czasu spędziliście już w skromnych progach mego ojca i nie miałam okazji się z wami spotkać! Witajcie. – Zaświergotała odgarniając rude włosy za ramiona, dosiadając się do planszy z warcabami i od razu rzucając długie spojrzenia obu panom. Przy czym ostatecznie skupiła się na Lourielu.
- Jednocześnie rada jestem, że w chwili kryzysu sam książę zjawia się żeby nam pomóc. Żałuję jedynie, że nie zdradziłeś się z tym już przy audiencji. – Zaświergotała rzucając mu spojrzenie spod wachlarza rzęs. Zaraz też uniosła dłoń i pstrykając na palcach i czekała na położenie w jej dłoni czystej szklanki z piciem. Finnegan powoli podniósł się ze swojego miejsca i spełniając rozkaz ułożył naczynie w szczupłych palcach ozdobionych złotem.
- Nie skazywalibyśmy was na towarzystwo tych pluskw. Pozwólcie, że naprawię swój błąd. Nazywam się Andrea, jestem następczynią tronu. Chętnie z wami spędzę ten upalny dzień.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:28 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Chłód i orzeźwiający smak soku pomarańczowego były wszystkim, czego Lourielowi było trzeba. A przynajmniej myślał tak do czasu, dopóki nie dostał większej ilości atencji od pewnego blondwłosego gwardzisty. Wszystkie niewinne i te nieco mniej grzeczne gesty w jego stronę sprawiały mu wiele radości, łechtały książęce ego i wprawiały go w znakomity nastrój. Dodatkowo obecność Oriona, widok tego jak dobrze dogadywał się z Ezrą, jak szczęśliwy przy nim był, tylko poprawiały jego samopoczucie, sprawiając że przychylniejszym okiem patrzył na końskie zaloty Finniego. A przynajmniej dopóki nie przegiął, dziabiąc go palcami po policzku. Na szczęście wystarczyła groźba w postaci dziabnięcia go w palec, by dał mu spokój. Przynajmniej chwilowy. Widział po jego wpatrzonych w siebie pomarańczowych oczach, że coś się szykuje, dlatego czujny, choć z błąkającym mu się po wargach uśmieszkiem, czekał…
Ale atak nie nastąpił, a przynajmniej nie ze strony Finnegana. Najpierw jednak usłyszał otwierające się drzwi, na co zmarszczył delikatnie brwi, jako że Orion tym razem z Ezrą zdążyli wrócić z kolejną porcją soku i innych przekąsek. Spojrzał najpierw na nich, potem na blondyna, a widząc ten sam niezbyt mądry wyraz na ich twarzach, domyślał się, że nie mieli pojęcia, co się mogło dziać. Dopiero kiedy na posadzce rozległ się dźwięk wysokich obcasów, a w powietrzu wśród zapachu papieru pojawiła się kwiatowa nuta, ciężka i nieprzyjemna, jakby ktoś wylał na siebie cały flakon, Louriel niechętnie domyślił się kim jest kobieta o rudych lokach, która wkroczyła w czeluście biblioteki. Reakcja Gwardzistów tylko utwierdziła go w przekonaniu. Widząc ich uniżone pozy i uległe usposobienie, krew natychmiast zawrzała mu w żyłach. Jego Finni, tak pewny siebie, radosny i roszczeniowy w kierunku jego atencji i pieszczot sprowadzony do roli pieska salonowego, który na komendę podawał łapę… Nawet on nigdy w życiu nie zmusiłby go do takiego poddaństwa.
Kiedy się zbliżyła, w ubraniach, które trudno było nazwać odzieniem, zasłaniały tak niewiele, że czuł jedynie niesmak, wyczuł bardziej niż cokolwiek innego jak bardzo spięty był Orion. Wiedział, że jego białowłosy przyjaciel nie przepadał za kontaktami z płcią przeciwną, a tym bardziej kimś wysoko urodzonym. Do Blaire przyzwyczajał się pół roku, z Mai miał dobry kontakt tylko dlatego, że kobieta zakazała mu myśleć o sobie w jakichkolwiek kategoriach, a tym bardziej oceniać tylko dlatego, że miała krągłości w pewnych miejscach. Dlatego wcale się nie zdziwił, widząc że mimo pozostania przy stole, kiedy księżniczka się dosiadła, przyjął podobną co Finni i Ezra postawę.
Co do Louriela, najpierw chciał udać zwykłego żołnierza, mistrza magii wody, który tyle miał w sobie wdzięku co foka na lądzie, ale widząc jej postawę, słysząc jej głos, który przywodził mu na myśl Mave… nie potrafił. Patrzył jej prosto w oczy, z delikatnym, arystokratycznym uśmieszkiem, który tylko poszerzył się, kiedy dała mu do zrozumienia, że wie kim był. Nie podejrzewał, by dowiedziała się od Sileasa, Lorhena, czy któregokolwiek z ich ludzi, dlatego pozostawała siostra Finnegana. Ale skoro już wiedziała, nie zamierzał udawać. Wyprostował się, odrzucił włosy za plecy, wbijając pewne siebie, świdrujące spojrzenie gadzich oczu w jej twarz. Niby zadbaną, śliczną i umalowaną jak na dobrą pannę przystało, a jednak miała w sobie coś, co natychmiast skojarzyło mu się z lisem.
- Proszę wybaczyć, wasza wysokość, pomyślałem jedynie, że skoro przybyłem tu w roli, jak to się panienka uprzejmie wyraziła na temat moich przyjaciół, pluskwy, nie ma potrzeby zawracać panience głowy swoją obecnością – powiedział jadowicie miłym i do bólu uprzejmym tonem, podnosząc się z miejsca, by na chwilę stanąć nad nią i spojrzeć na nią z góry. – Ale skoro już panienka sama się do mnie pofatygowała, nieuprzejmym z mojej strony byłoby nie poświęcić panience odrobiny cennego czasu. Książę Louriel Zuo, mistrz magii wody, rektor Akademii i pierworodny cesarza Lothusa – przedstawił się, specjalnie wymieniając wszystko, czym tylko mógł się pochwalić, pochylając się by ledwo co musnąć wyperfumowaną dłoń.
Spojrzała na niego pytająco w momencie gdy wspomniał o pluskwach. Unosząc jedną brew w górę spojrzała na trójkę siedzących z boku mężczyzn kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Chyba nie do końca rozumiem? Mówiłam o naszych Gwardzistach którzy niemiłosiernie muszą uprzykrzać Ci życie. Nie rozumiem dlaczego Twój kompan od nas odszedł ale mniejsza. Jak Ci się u nas podoba? Może zechciałbyś zostać na dłużej? – Zapytała uśmiechając się jak to miała w zwyczaju, jak tempa idiotka. Jednocześnie bardzo dokładnie zaczęła śledzić jego ciało opięte w delikatny materiał, gładząc się po dekolcie. Słysząc zduszony śmiech w miejscu gdzie zasiadali panowie spojrzała ostro na Ezrę marszcząc przy tym swój nos.
- Wynoście się, zejść mi z oczu wszyscy poza Finneganem. – Syknęła na co Ezra wstał i kłaniając się w pół, złapał rękaw Oriona ciągnąc go za sobą. Jednocześnie rzucił Lusiowi spojrzenie pełne iskrzącego rozbawienia jego elokwencją. Trzymał kciuki za zrównanie jej z ziemią.
- Tak więc, książę, pozbawiając Cię tego wątpliwie przyjemnego towarzystwa nie musisz mi dziękować. Opowiedz mi za to o sobie. Słyszałam, że naród wody jest potwornie dziwny. Nie ucztowaliście z nami pierwszego wieczora.
Louriel niemal zacisnął dłonie w pięści, ale nakazał sobie opanowanie i spokój, pozwalając gestem Orionowi by ten odszedł.
- Dobrze, księżniczko, nie będę dziękował – odpowiedział słodko, uśmiechając się nieszczerze, podczas gdy w myślach wylewał na nią hektolitry wody.
- Cóż mogę rzec, nasz naród nie jest przyzwyczajony do tego, że uczty odbywają się raczej na ziemi, niż na stole, a konsumowane są raczej związki niż jedzenie – powiedział chłodnym tonem, wykwintnym gestem unosząc swoją szklankę z sokiem by upić z niej łyk i przełknąć zbierającą mu się w ustach żółć. Im dłużej na nią patrzył tym mniej w niej widział, w przeciwieństwie do niej, która najwyraźniej uważała się za najlepszą istotę na ziemi.
Przewróciła oczami siadając tak żeby uwydatnić prawie nagie piersi, spod wachlarza rzęs posyłając mu uwodzicielskie spojrzenie, starając się złapać go na swoje ciało.
- Więc wiele tracicie w tej swojej tundrze zimna. Należało by was rozgrzać i nie ma co się wstydzić braku doświadczenia, to wszystko można nadrobić o ile znajdzie się odpowiedniego nauczyciela. – Przyznała zerkając w stronę blondyna siedzącego nadal w miejscu, z oczami wpatrzonymi w ziemię i nijakim wyrazem twarzy.
- W prawdzie niektórzy są zbyt toporni na pobieranie nauki ale Ty, książę, wydajesz się inteligentną osobą. Gdybyś tylko miał ochotę skorzystać jestem gotowa Ci pokazać wiele.
Niemal dał się sprowokować i skrzywił się na tak zuchwałą propozycję, która dodatkowo go obrzydziła. Nawet Finnegan na początku ich znajomości nie wydawał mu się obrzydliwy ze swoim przedmiotowym spojrzeniem co ona. Tym bardziej postanowił udawać, że nie miał najmniejszego pojęcia o co jej chodzi. Skoro miała go za niedoświadczonego wypierdka, niech i tak będzie. A nóż widelec okaże się to najprostszą drogą do zniechęcenia jej do siebie. Dlatego Louriel przybrał zaciekawioną postawę, choć nie powstrzymał się od lekkiej złośliwości w spojrzeniu, której niezbyt bystra księżniczka nie dostrzegła.
- Proszę wybaczyć, ale nie do końca wiem, czego wasza wysokość miałaby mnie nauczyć. Nie jestem magiem ognia, a w magii wody… cóż, nie mam sobie równych – oświadczył niewinnie, powstrzymując się przed roześmianiem.
Mrugając szybko patrzyła na niego jak na niestworzonego głupola. Zerknęła w stronę blondyna, ten jednak pochylał się tak nisko, że prawie czołem dotykał ziemi przez co nie mogła nawet spróbować odczytać z jego twarzy czy ona pominęła się czymś w swoich słowach. Wróciła wzrokiem na księcia mrużąc delikatnie oczy.
- Nie bądź książę głuptaskiem. Nie jestem magiem ognia, tylko Gwardia jest na tyle zbezczeszczona żeby władać tym żywiołem. Jest to znamię nałożone przez Smoka Ognia żebyśmy my mogli rozróżniać tych którzy służą i tym którym jest służone. – Poprawiła go, pochylając się nieco w jego stronę.- Ja mówię o przyjemnościach cielesnych książę. Skoro jesteście tacy chłodni w obyciu może warto się oddać żarowi ludzi pustyni?
Louriel miał ochotę wytknąć jej, że skoro taka jest granica we władaniu żywiołami, to dlaczego on potrafi się posługiwać magią, ale choć denerwował go ton jej głosu, wolał skupić się na tej części, która wprawiała go w rozbawienie. Igranie z głupią księżniczką było irytujące, ale sprawiało mu sporo satysfakcji, kiedy patrzyła na niego jakby nie wiedziała, czy to ona w czymś nie popełniła błędu. Nie zamierzał zmieniać strategii.
- Obawiam się, że wysokie temperatury nie działają dobrze na mój organizm – rzucił z ubolewaniem, wachlując się wdzięcznym gestem dłoni. – Ale jeśli księżniczka ma ochotę na spacer w promieniach słońca jestem przekonany, że któryś z lokalnych szlachciców z chęcią dotrzyma panience towarzystwa – powiedział słodko, myśląc sobie, że w tym pomieszczeniu była tylko jedna osoba, której żarowi gorącego ciała mógłby i z przyjemnością by się oddał i to bynajmniej nie była księżniczka.
Niedowierzanie jakie rozbiło się na jej twarzy osiągnęło punkt krytyczny którego przekroczenie powoli wprawiało ją w złość, jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem, przynajmniej na moment. Zaraz wzięła głęboki oddech i zbliżając się jeszcze bardziej uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ależ książę, proponuję zawiązanie między nami trwałego sojuszu z którego będziesz czerpał samą przyjemność! - Oświadczyła, a widząc nadal brak zrozumienia dla swoich słów westchnęła.
- Ileż Ty masz lat? - Zapytała, a słysząc odpowiedź pokręciła głową w geście niedowierzania.
- A o seksie słyszałeś?! - Wypaliła nieprzyjemnym tonem, jednocześnie zsuwając dłońmi z jego ramion na pierś. Jej oczy rozbłysły ale nie pożądaniem, a zwyczajnym rozczarowaniem. Nie przepadała za takimi chudzielcami ale czego się nie robiło dla władzy? Worek na głowę i za ojczyznę!
Louriel prawie parsknął ze śmiechu, ale nie dał nic po sobie poznać. Denerwowanie jej było zbyt przyjemne. Do momentu, w którym jego cielesność nie została naruszona. Bardzo delikatnie i jakby z chęci poznania księżniczki złapał ją za nadgarstki, a potem odkleił jej dłonie od swojego ciała, nadal zachowując niewinny i nierozumiejący wyraz twarzy.
- Obiło mi się o uszy. To coś do jedzenia, tak? – rzucił zaciekawiony, przechylając delikatnie głowę na bok.
Zgłupiała. Do reszty i całkowicie zgłupiała patrząc w jego niebieskie oczy. Aż jej ręce zwiotczały słysząc to co on mówi. Tonem całkowicie pozbawionym ironii czy żartu. On serio nie wiedział o czym ona mówi, czym jest seks? Przecież to zakrawało o przestępstwo żeby sobie skąpić takiej wiedzy. Co gorsza! Od boku zaczęły ją dochodzić dziwne dźwięki. Gdy jej pozbawione zrozumienia oczy spoczęły na Gwardziście dostrzegła jego zaróżowione uszy, trzęsące się ramiona. Jakby właśnie miał ubaw życia przez który nie może swobodnie nabrać powietrza.
- Nie kpij ze mnie, dobrze Ci radzę. - Syknęła mrużąc gniewnie oczy, przyglądając się jego twarzy. - Jesteś moim gościem i obowiązuje Cię pełen szacunek dla potomkini Smoka Ognia. Dlatego zastanów się jeszcze raz gdy proponuję Ci tak wartościowy układ. Jako onieśmielająco wspaniała kobieta, o wielkiej wyrozumiałości dam Ci jeszcze jedną szansę. Co Ty na to?
Nie mógł wytrzymać, jedynie żelazną wolą i wpajanej od dziecka sile swojego opanowania nie parsknął śmiechem, choć trzęsący się z boku Finni nie pomagał w zachowaniu niewinnego wyrazu twarzy. Na szczęście znalazł coś, czym mógł się w jej wypowiedzi całkiem szczerze zainteresować.
- Jesteś pani potomkiem Smoka? – zainteresował się, mając nadzieję, że zmieni temat. – Nie zauważyłem – dodał zaraz ku swojej i Finnegana uciesze, choć tak grzecznie i spokojnie, że nie dało się tego wziąć za nic innego niż dalszą część zainteresowania. Przesunął przy tym niby przypadkowo palcem pod jednym z gadzich oczu. Jeśli ona była potomkiem smoka to on był lamą.
Mrużąc gniewnie oczy, obserwując jawną kpinę na jego twarzy złość zaczęła w niej gorzeć. Nie zwracała nawet uwagi na rozbawionego Gwardzistę chociaż jej naturalną rozrywką było sprawianie im bólu fizycznego. Gorzejące z wściekłości policzki nadęły się. Gwałtownie wstała i pochylając się nad nim fuknęła.
- Oczywiście, że jestem! A Tobie dobrze radzę, stroń od tych pluskw bo zaczynasz zapominać o swojej szlachetności i dzieleniu się nią z równymi. Równocześnie upominam, przy kolejnej naszej rozmowie zachowuj się jak przystało na księcia, rozważ moją propozycję bo z Krajem Ognia pożegnasz się w sposób bardziej przykry niż zakładasz. - Wysyczała z tupnięciem nogą po czym odwracając się na pięcie ruszyła do wyjścia, zaciskając dłonie raz po raz w pięści.
Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły, Louriel już się nie powstrzymywał. Zaczął się niekontrolowanie chichrać, opierając czoło o stół, żeby zaraz odrzucić głowę do tyłu i śmiać w głos, patrząc na Finnegana, który niemal turlał się ze śmiechu po podłodze. Czując jak brzuch zaczyna go boleć od tego wybuchu radości próbował się powstrzymać, ale wystarczyło by spojrzenia jego i blondyna się spotkały, by na powrót zaczynał się śmiać.
- Na moje łuski, zaraz pęknę – wycharczał, zsuwając się ze swojego siedzenia na poduszki, by położyć się obok Gwardzisty.
Nie wiedział ile tak leżeli, targani spazmami śmiechu, ale kiedy w końcu się uspokoił, położył się na boku, podpierając głowę dłonią.
- Jeszcze nikt nigdy nie proponował mi tak wyraźnie seksu – powiedział, ocierając łezkę radochy z policzka. – Niedoczekanie jej, jest tylko jedna osoba, której propozycję mógłbym przyjąć – wymruczał, posyłając mężczyźnie uśmieszek jednym kącikiem ust i powłóczyste, flirciarskie spojrzenie.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:29 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Pojawienie się księżniczki w tym samym pomieszczeniu w którym przebywał on z Lourielem oznaczało mniejszą bądź też większą katastrofę. Mając cały czas z tyłu głowy świadomość „odpowiedniego” zachowania w towarzystwie rodziny królewskiej, czekał tylko aż jaśnie księżniczka zacznie go zrównywać z robakiem którego z łatwością można przygnieść butem. Jakkolwiek by nie był silny, jakichkolwiek by nie posiadał talentów, rozumu czy wiedzy nigdy nie powinien być osobą która by mogła się porównywać z rodem królewskim. Nawet jeżeli jaśnie panująca rodzina była przykładem wszystkich najgorszych cech, przeświadczeń i ideologii do których nikt porównywać się nie chciał.
Siadając z boku sali, ze wzrokiem wlepionym w posadzkę, w pewnym momencie skrzywił się gdy rudowłosa uniosła głos wyrzucając za drzwi wszystkich poza obiektem zainteresowań i nim. Wiedział doskonale, że był jej pupilem, że nienawidziła Ezry, a Orion mógł jej przeszkadzać jako osoba z księciem powiązana. On, nie miałby możliwości powstrzymać chociażby jawnego gwałtu pod groźbą pozbycia się głowy wygodnie przytwierdzonej do karku. Z drugiej strony, podejrzewał, że by się rzucił na nią z pięściami jeżeli śmiałaby dotknąć jego jaśnie gada chociażby jednym palcem, jednocześnie sprawiając mu krzywdę czy dyskomfort. Dlatego teraz siedział jak na szpilkach nie wiedząc co zgotuje mu los.
Rozmowa jaka docierała do jego uszu od kiedy na stałe usiadł na swoim miejscu wywoływała w nim tak ogromny podziw dla Louriela, że obiecał sobie wycałował niego słodkich policzków jak tylko nadarzy się okazja. Fakt jak zwinnie manewrował między złośliwościami których księżniczka nawet nie wyłapywała sprawił, że jednorazowo rzucił mu spojrzenie przepełnione zdziwieniem. Opuścił oczywiście zaraz głowę bo i sama rozmowa zeszła na obszary tak żałosne, że król Magnus swą córkę powinien wydziedziczyć za przejawy całkowitego braku mózgu. Jak można było być takim debilem? Jak można było się zachowywać w taki sposób? Nawet on, kiedyś traktujący seks jak sen, konieczną przyjemność, nie traktował ludzi jako aż takie mięso. Zaczęła mu pulsować żyłka na czole na szczęście jednak, to nie on rozmawiał.
Gdy Louriel zapytał czy seks to coś do jedzenia parsknął. Nie umiał tego przełknąć, a sama odpowiedź była tak niespodziewana, że nawet jakby chciał to by zareagował właśnie w taki sposób. Skłonił się mocniej, prawie oparł czoło o podłogę dusząc w sobie śmiech. Czuł jak ramiona mu drgają, wiedział, że może zapłacić za to ogromną cenę ale teatrzyk odstawiany przez gada był tak wyborny, że tylko pożałować, że nie było tu Ezry z Orionem.
Czarę goryczy przelało pytanie o smokowatość rodziny królewskiej. Takie z nich były Smoki jak z niego kozia dupa plująca małymi kuleczkami i jako temat całkowicie zakazany do rozmowy przez służbę, poddanych czy możnych tak Louriel trafił w sam środek tarczy punktowej. Księżniczka z oburzeniem wstała, wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Oni odczekali jeszcze moment – on nadal z czołem przy posadzce, Lusio nadal na poduszkach – po czym parsknęli takim śmiechem, że szedł o zakład, że na pół pałacu było ich słychać.
Łzy najpierw zebrały się mu w oczach, później zaczęły płynąć po twarzy mimo sukcesywnego ocierania wierzchem ręki. Śmiał się do tego stopnia, że zaczął go boleć brzuch i nawet jeżeli się uspokajał to wystarczyło jedno spojrzenie w gadzie oczy żeby fala rozbawienia nadeszła ze zdwojoną siłą. Przynajmniej przez dobre dziesięć minut, później powoli zaczęło się uspokajać, a oni leżąc obok siebie mogli normalnie na siebie spojrzeć.
- Dziękuję, że pokazałeś mi szczyt jej inteligencji. – Mruknął śmiejąc się ponownie, wciskając mu rękę pod głowę żeby go objąć.
- Och jest taka osoba? Mów mi więcej… – Uśmiechnął się łobuzersko przekręcając się również na bok, patrząc w jego oczy. Odgarnął mu włosy za ucho i całując w policzek z uwagą wysłuchiwał jego słów które stety bądź nie sprawiły, że uszy zapłonęły mu czerwienią. Ostatecznie położył się na plecach i zasłaniając twarz dłońmi westchnął cicho próbując z całych sił nie oddać się temu krępującemu uczuciu które w nim wywoływał. To było jednocześnie niesamowite, łechcące ale i krępujące. Nie wiedział jak ma reagować gdy wymrukiwał mu prosto do ucha takie rzeczy, a z drugiej strony nie chciał żeby ten przeszkadzał. A gdy jeszcze zaczął go gładzić! Myślał, że zwariuje.
- Koniec tego dobrego króliczki! – Zawołał rzucając się na szczupaka, w poprzek nich tak żeby na wysokości miednicy leżeć na blondynie, piersią na księciu. Uśmiechnął się mocno rozbawiony zaczynając się śmiać gdy i oni parsknęli śmiechem.
- Louriel! Nie psuj sobie męża! – Zawołał oskarżycielsko po czym podnosząc się na rękach niczym foka na brzegu uśmiechnął się do niego słodko.
- Mamy z Orionem propozycję nie do odrzucenia. – Mruknął, a gdy Finni przerzucił jego nogi z siebie tak, że Ezra wylądował pomiędzy nimi, brunet wepchnął jedną rękę pod głowę księcia, drugą objął go za ramiona.
- Na końcu ogrodów jest pusty basen po nieczynnej fontannie. Byliśmy tam teraz, posprzątany z liści. Trzeba go tylko napełnić i można się kąpać. – Wyszeptał do szpiczastego ucha jakby zdradzał mu największych sekret świata, zaraz po tym odsunął głowę uśmiechając się do niego łobuzersko.
- Tygrysek mi coś obiecał i ja chce już. – Oświadczył gdy gadzie oczy spoczęły na jego twarzy z delikatnym zaskoczeniem.
Ezra jak gdyby nigdy nic wyciągnął zaraz ręce do Oriona żeby go podniósł z tej ludzkiej kanapki. Brunet od razu objął go w pasie i się do niego przytulając – stając na palcach żeby wcisnąć nos w jego szyję – uśmiechnął się do niego niewinnie mając nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni z jego propozycji. W końcu, nie mogło istnieć coś piękniejszego jak właśnie dobra kąpiel w chłodnej wodzie w tak upalny dzień. Jeszcze pozbierają napoje i jedzenie, dopełnią karafki wodą i będą mogli spokojnie siedzieć z daleka od oczu wszystkich niepotrzebnych osób. Jednocześnie, mając w pamięci, że w tak ciężki dzień mało kto ze służby pracował, chciał zaprosić matki z dzieciakami żeby te się trochę popluskały. Kompletnie by mu nie przeszkadzało ich towarzystwo, a jednocześnie miałby pretekst żeby nie dobierać się do przystojnego ale nadal obolałego ciała męża. A może przy okazji Orion odpocznie? Jak będzie trzeba to go jeszcze dzisiaj wymasuje, wycałuje i wyprzytula.
O ile Louriel się zgodzi. Mimo wszystko potrzebowali jego pomocy.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:29 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Książę nie pamiętał kiedy tak bardzo coś go rozbawiło jak głupota księżniczki, która z jednej strony była zabawna, a z drugiej przerażająca, jak ktoś mógł być aż tak pustym. Nie wyobrażał sobie swojej słodkiej Blaire by zachowywała się w ten sposób. By inteligentny i zadziorny błysk w jej oczach zastąpiło puste spojrzenie lalki. No po prostu nie wierzył, by kiedykolwiek zobaczył ją w takim stanie, a gdyby ubrała się w tak wyzywający sposób, byłby pierwszy, żeby ją zakryć i odesłać do pokoju, żeby się przebrała.
W tamtym momencie jednak cieszył się echem śmiechu Finnegana, który odbijał się od wysokiego sklepienia biblioteki, łechcąc go po ego i wzbudzając w nim ciepłe uczucia. Kochał ten śmiech, wiedzieć że Finni czuł się zadowolony, że coś sprawiło mu radość. Nawet jeśli było to coś tak głupiego jak utarcie nosa głupiej księżniczce, czy udawanie, że nie łapał jej aż nazbyt oczywistych aluzji. Finni był taki słodki kiedy się uśmiechał. A kiedy tracił rezon przez jego flirty, był tylko jeszcze bardziej urokliwy.
- Tajemnica – odpowiedział na jego zaczepkę, kładąc sobie palec na ustach. – Ale możesz spróbować i przekonać się, czy chodzi o ciebie – dodał zaraz, niemal nie mogąc uwierzyć w to jak bardzo Finnegan się speszył. A jemu wypominał rumieńce! Nie mógł się powstrzymać, wyciągnął dłoń i pogładził go po blond włosach, uśmiechając się rozczulony. Jak ta głupia baba mogła w ogóle nazwać go pluskwą i traktować jak kogoś gorszego? Przecież, Finni był taki cudowny, taki pełen uroczych tajemnic i charakteru.
Wzdrygnął się, a potem skrzywił, kiedy Ezra powtórzył jego ruch z rana i rzucił się na niego i Finnegana. Nie potrafił się długo gniewać i kiedy tylko któryś z chłopców zaczął się chichrać, zaraz dołączył do ogólnej wesołości, zerkając zmartwiony na Oriona. Białowłosy co prawda wyglądał dobrze i nawet delikatny uśmiech błąkał się po jego wargach, ale wolał się upewnić, że naprawdę nic mu nie było. Zaraz potem wzruszył delikatnie ramionami, uśmiechając się do Ezry. On nikogo nie psuł, on tylko podrywał. Aczkolwiek stwierdzenie, że Finni był jego mężem bardzo przypadło mu do gustu. Nie miałby nic przeciwko. Nigdy nie miał. Zawsze chciał założyć rodzinę z ukochaną osobą, dać się zaobrączkować i spędzić resztę życia budząc się i zasypiając w tym samym towarzystwie. A towarzystwo blondyna było jednym z milszych w jego życiu. Może nawet najmilsze.
- Usłyszałem „basen” i „kąpać”. Więcej nie muszę wiedzieć – parsknął Louriel podnosząc się do siadu, a potem, kiedy już choć trochę ogarnął swoje włosy dał się podnieść Finniemu i nie puszczając jego dłoni, dał wyprowadzić do ogrodu.
Niestety na zewnątrz od razu odczuł wzrost temperatury, czując że poci się niemiłosiernie, a długie włosy grzeją go w kark, a nie zabrał gumki, by móc je związać.
- Wody – sapnął, czując że ciężkie powietrze wysysa z niego siłę i oddech. Na szczęście niedaleko znajdowała się polanka, na której oglądali z Finnim motyle i źródełko, z którego mógł zaczerpnąć i ochłodzić się choć trochę.
- To gdzie ten basen? – zapytał, a Orion z nadal przyklejonym do niego Ezrą, co wydawało się w ogóle mu nie przeszkadzać pomimo upału, poprowadził go pomiędzy zagajnikami, polanami kwiatów i małych oczek wodnych do nieco bardziej zapuszczonej części ogrodu, gdzie choć nadal równe ścieżki otaczały nieco zdziczałe klomby. Louriel miał wrażenie, że w tym miejscu nagle było jakoś przyjemniej. Nie chłodniej, ale atmosfera z ciężkiej, pałacowej zmieniła się na bardziej swojską, zachęcającą do zabawy.
- To tutaj – powiedział białowłosy, wskazując dosyć głęboki i szeroki… basen, wyłożony płytkami. Z jednej strony był dosyć płytki i przechodził w coraz głębszą toń.
- Jesteście pewni, że to była fontanna? – zapytał Louriel, podwijając rękawy do łokci. – To mi wygląda na pełnoprawny basen – zaznaczył, uśmiechając się do siebie drapieżnie.
- Orion, robimy węża, będzie szybciej. Panowie wy możecie mi załatwić coś czym się zakryję, jakiś parasol by się przydał. I chcę soku – dodał, pokazując Finniemu język.
Potem odkleił Oriona od Ezry, choć oboje się stawiali i nie chcieli odpuścić, w końcu Louriel nie wytrzymał i złapał przyjaciela za nos i odciągnął go do jednej z większych sadzawek, skąd mogli podkraść wodę do napełnienia basenu. Kiedy już tam byli, Louriel natychmiast oblał się od stóp do głów, czując że palące promienie pomimo warstwy ochronnej z liści i ubrań dobrało mu się do skóry.
- W porządku, Orion? – zapytał, kiedy oboje w równym tempie unieśli ręce i wykonując szereg mało skomplikowanych ruchów dłońmi unieśli dwie wielkie bańki z wodą, które osuszyły sadzawkę do połowy.
- Hm? – zdziwił się chłopak, ale kiedy dojrzał zmartwione i skupione spojrzenie gadzich oczu, natychmiast zrozumiał o co mu chodziło. – Tak, w porządku. Ezra… Ezra jest dobrym lekarstwem – przyznał nieco speszony, rumieniąc się na policzkach, jakby powiedział coś bardzo żenującego. Louriel uśmiechnął się czule. Gdyby miał wolne ręce, potarmosiłby białą czuprynę przyjaciela.
- W takim razie już się nie martwię. Ty o mnie też nie musisz, ktoś o tak zgniłym wnętrzu nie może mi zrobić krzywdy – powiedział całkiem pewnie, a potem, kiedy szli razem z wodą powrotem, opowiedział mu o przebiegu dalszej konwersacji z księżniczką i tak jak on z Finnim, Orion parsknął niepohamowanym śmiechem, niemal zalewając ich obu masą cieczy.
- Jesteś niemożliwy – parsknął chłopak, nie mając jak otrzeć łez śmiechu z policzków, które wyrwały mu się po usłyszeniu tego wszystkiego.
- Dziękuję, staram się – odpowiedział mu zuchwale książę, pusząc się jak paw.
Przynajmniej do momentu, w którym znaleźli się z powrotem przy zbiorniku, a tam czekali na nich nie tylko Finni z Ezrą, ale chyba z połowa stolicy. Mina Louriela natychmiast zrzedła. Lubił ludzi z narodu ognia, naprawdę. Ale kiedy trzymali się w odległości i nie musiał między nimi lawirować. Jak on miał sobie popływać, kiedy większość jego przestrzeni miała zostać zajęta przez inne ciała?
- Oj no nie nadymaj się tak – parsknął do niego Orion, widząc minę księcia. – Założę się, że większość z nich nie potrafi pływać, więc tą głębszą część będziesz miał dla siebie – zauważył bystro, na co Louriel niechętnie musiał przyznać mu rację.
- Ale niech tylko któryś zbliży się za bardzo, to oberwie – zaznaczył, wpuszczając ciecz do basenu, razem z Orionem, a kiedy okazało się, że przydałoby się jeszcze trochę wody, poszedł po nią sam, zostawiając Oriona z Finnim i Ezrą.
- Lusiek chyba nie jest zadowolony z towarzystwa – westchnął białowłosy do blondyna, przytulając się do bruneta. – Ale jestem niemal stuprocentowo pewien, że jak tylko dostanie soku i będzie mógł popływać, od razu mu się odmieni – uśmiechnął się, smyrając nosem po policzku Ezry, starając się zignorować rzucane im spojrzenia. Gwardzista naprawdę był jego lekiem, kiedy się na nim skupiał, przestawał myśleć o innych. Tylko on się liczył.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:29 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Podejście Louriela do wprawiania go w zakłopotanie było niewiarygodne! Z jednej strony uwielbiał jego siłe, gładził go po mięśniach i rozkoszował się budową jego ciała, a z drugiej wystarczył jedno odpowiednie zdanie żeby sprowadzić go do roli jęczącego kociaka. Chciał być karmiony takimi komplementami chociaż kompletnie ich nie potrafił zdzierżyć co frustrowało go równie mocno co łechtało.
Szczęśliwie wybawienie z jego patowej sytuacji w której by leżał na brzuchu, mając na plecach Louriela szepczącego mu do uszka brzydkie rzeczy, przybyło w postaci rozbawionego Ezry i spokojnego Oriona. Szybko padło postanowienie udania się do ogrodu, do nieczynnej fontanny gdzie mieli zamiar trochę się wymoczyć. Jak dla niego świetny pomysł! Oglądanie mokrego ciała smoczyska sącząc pod palemką soczek. Idealne popołudnie!
Wychodząc na zewnątrz wziął Louriela na ręce, jak przystało na księżniczkę i całując go w czoło szedł spokojnie między gęstymi roślinami ogrodów królewskich. Ostatecznie doszli w odpowiednie miejsce, gad został napojony, a on rozglądając się bystro po okolicy odetchnął spokojem i ciszą. Niemniej, brakowało mu ostatnio kontaktów z jego rodziną. Spoglądając na Ezrę uśmiechnął się uroczo jednocześnie nijak nie pomagając mu w procesie nie odklejenia się od Oriona. Siłujący się z nimi Lusio był widokiem niezwykle zabawnym, a on się miał zamiar nim nacieszyć.
- Generalnie ciężko powiedzieć… ta część ogrodu jest wyłączona z użytkowania od panowania obecnej dynastii. Tak poza tym nikt nie umie pływać. – Wzruszył ramionami, a słysząc kolejny rozkaz uśmiechnął się słodko w przesadnym ruchu kłaniając się mu w pół.
- Twoje życzenie, o książkę, jest dla mnie rozkazem.
- A dla mnie nie! – Dorzucił podskakując niczym panna na łące, kierując się ponownie w stronę pałacu. Jednocześnie chciał zgarnąć kilka osób. Zaproponować spędzenie razem czemu. Było to jednoznaczne ze zorganizowaniem małej uczty dookoła basenu. Poza tym pluskające się dzieciaki miałyby masę frajdy, a Louriel jako kochający wszystkie dzieci powinien być przyjemnie wykorzystany jako niania.
Po tym jak obydwaj wpadli do kwater personelu i oznajmili, że Louriel przygotowuje basen, rozpętało się małe zamieszanie. Kilka dzieciaków zaczęło wręcz skakać po swoich matkach które chętnie zaczęły je przygotowywać do wypadu. Joel zagoniła kilka osób do obecnie opustoszałej kuchni żeby przygotować jakieś smakowite przekąski, podgrzać obiad który był dla służby już rano przygotowany. Po tym, wszyscy – a było ich z dobre piętnaście osób – udali się nad basen.
Dzieciaki widząc ogrom wody stały z szeroko otwartymi ustami i oczami jak paciorki. Gdy pojawił się w zasięgu ich wzroku Louriel zaczęły wręcz piszczeć z radości na co Finnegan pokręcił rozbawiony głową. Zaraz jednak się spiął, a czując na ramieniu dłoń zaraz spotkał wzrokiem oczy Sileasa.
- Jak się macie? – Zapytał zaciekawiony, z ciepłem w głosie i łobuzerskim uśmiechem plączącym się po ustach. Dziwnym trafem, strasznie to blondyna skonfundowało. Przełknął nerwowo ślinę i przyglądając się ponownie Lusiowi otoczonemu kółeczkiem wzajemnej adoracji dzieci i ponownie swojemu dowódcy do którego lekko się uśmiechnął.
- Spokojnie, a dlacz…
- Słyszałem, że książę rozmawiał z księżniczką. – Odparł na co Finnegan parsknął cicho zaraz odwracając głowę w bok żeby się opanować.
- To nie była rozmowa, to był pogrom inteligencji. – Poprawił go na co ten westchnął ciężko.
- Nie wpakuj się przez to w kłopoty. Książę jest tu na innych prawach niż Ty, nie zapominaj o tym tylko przez traktowanie z ich strony. – Poprosił na co Finnegan pokiwał głową. Sileas zaraz od niego odszedł łapiąc swojego syna w biegu, zaczynając go podrzucać i łaskotać po odsłoniętym brzuchu.
Jasne oczy blondyna padły zaraz na przytulającą się i miziającą parę przyjaciół. Przewrócił ostentacyjnie oczami mając paskudną ochotę też ich przytulić, zgniatając. Jego oczy zaraz powędrowały na zgromadzenie składające się z kilku rodzin na co pokręcił przecząco głową.
- Spokojnie, ja to załatwię. – Zapewnił łapiąc w biegu jedną z dziewczynek i kruczo czarnych włosach i czekoladowych oczach. Śmiała się do rozpuku gdy została podniesiona, szczupłymi rączkami zaraz objęła go za szyję i cmoknęła w policzek nazywając wujkiem.
- Marto, skarbie. Louriel przygotował nam basen i pewnie nauczy was pływać. Przydałoby się mu jakoś odwdzięczyć… – Zaczął na co mała zmrużyła pytająco oczy zaczynając śledzić sylwetkę księcia.
- Bardzo lubi kwiaty. – Podpowiedział jej na co wielkie oczy rozbłysnęły ogromnym żarem.
- Dobrze wujku! – Oświadczyła w bojowym nastroju, a gdy została postawiona na ziemi dopadła dwie koleżanki, o równie ciemnych włosach jak te jej po czym zaczęły konspiracyjnie szeptać pokazując co i rusz na Louriela.
Sam blondyn zaraz podszedł do przyniesionego stolika na którym ułożone było jedzenie i picie. Nalał mu soku z przetartych owoców, dolał odrobinę wody żeby go rozcieńczyć po czym podchodząc do Louriela który skończył napełniać basen, podał mu szklankę.
- Dzieci są bardzo wdzięczne, ja też dziękuję. – Pocałował go w policzek jednocześnie machając zamaszyście ręką, pozwalając dobrej ósemce dzieci ustawić się w szeregu przed nimi. W pierwszym momencie rozbrzmiało długie „dzień-do-bry” do Louriela po czym czekali jak na szpilkach na jakieś instrukcje.
- Bardzo ładnie Cię proszą żebyś nauczył ich pływać. – Oświadczył obejmując go za biodra, mając przeczucie, że wielkie oczy i szczere uśmiechy zgrai nerwusów roztopią jego rozeźlone serduszko.
Ezra w tym czasie stał miziając się z Orionem. Ocierał się o niego policzkiem, nosem. Kilka razy pocałował go w policzek stając na palcach żeby dosięgnąć. Zamruczał zadowolony chociaż lekko zmarszczył brwi czując, że Orion przygniata mu pięty butów zmuszając do cofnięcia się. Tym samym zaraz stał na trawie boso, a dłonie białaska zaczęły błądzić po jego ciele. Bezkarnie go rozbierał. Odpiął mu pas z bronią, pas ozdobny, zdjął kamizelkę. Rozbierał go i robił to w sposób tak kuszący, że znowu zaczął mieć brzydkie myśli w głowie… przynajmniej do chwili aż nie zostawił go w samych spodniach i nie porwał na ręce. Pisnął cicho chwytając go za szyję, a widząc, że idą w stronę wody zaczął panikować trochę jak niechętnie kąpany kot.
- Tygrysie! Ale ja się utopię… poczekaj! – Jęknął zamykając mocno oczy do momentu aż nie poczuł, że Orion się zatrzymał. Uchylił lekko jedną powiekę i rozglądając się po wielkiej, lśniącej w przebijających się między liśćmi promieniach słońca tafli. Podniósł na niego oczy, a gdy został opuszczony stając do pasa w cieczy uśmiechnął się głupkowato. Debil no. Panikarz. Woda była w prawdzie lodowata przez co objął go w pasie przytulając się, niemniej był tak podekscytowany, że prawie w ogóle nie trząsł się z zimna.
Finni widząc jak Ezre oblała gęsia skórka zaśmiał się cicho puszczając Louriela. Racja, woda musiała być lodowata i żeby wygodnie się pływało, wypadało ją nieco podgrzać. Wyciągnął rękę po ogień palący się w ognisku które Joel specjalnie rozpalała żeby podawać jedzenie na ciepło – oczywiście skarciła go wzorkiem gdy to zrobił – on zaraz ogień rozmnożył i kierując jego ciepło do wody zaraz usłyszał krzyk Ezry.
- Dobra! Wystarczy! WYSTARCZY! – Zawołał rzucając mu smutne spojrzenie, jakby był szczeniakiem którego ochrzaniono.
- Przemieszaj to trochę Orion! – Zawołał do niego samemu zdejmując buty żeby chodzić boso. Bardzo przyjemna sprawa na chłodnej trawie.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:30 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Louriel nie spodziewał się, że jego nieco pogorszony humor zostanie zaatakowany bronią ostateczną. Kiedy przyniósł tyle wody, że w końcu napełnił basen do końca i został otoczony rozwrzeszczanymi sympatycznymi buziami, nie mógł zachować naburmuszonego wyrazu twarzy. Natychmiast został zasypany pytaniami. O kolor włosów, o magię, o basen, o znak na czole, o dziwne oczy. Słowem został postawiony przed faktem dokonanym opowiadaniu o sobie, co równocześnie trochę go peszyło, a z drugiej tak bardzo kochał dzieci, że nie mógł się im oprzeć i odpowiadał na wszystkie pytania. Przynajmniej do czasu, kiedy obok nie pojawił się Finni ze szklanką soku.
- Nie ma sprawy, dla mnie to czysta przyjemność – westchnął, wypijając połowę szklanki duszkiem. Następnym łykiem prawie się zakrztusił, słysząc uroczy chórek powitalnych głosów.
- Dzień dobry – parsknął, przyglądając się małym… uczniom.
Czując oplatające go w pasie dłonie nie mógł się powstrzymać, żeby nie rzucić mu długiego spojrzenia. Był w nastroju na flirty i to była połowicznie jego wina.
- A ty nie chcesz? – zapytał, przytulając się bokiem do ciała mężczyzny. – Mógłbym cię nauczyć – mruknął zachęcająco, patrząc mu w oczy pozornie niewinnym spojrzeniem, w którym iskrzyło zadziorne rozbawienie. – Wiesz, są różne sposoby. Można pływać na plecach, na brzuchu, na pieska, żabką… - wymieniał z całkiem poważnym uśmiechem na ustach i tylko jego oczy zdradzały, że droczył się z blondynem i bawił się przy tym znakomicie.
A przynajmniej dopóki dzieciaki nie podłapały tematu.
- Ja chcę się nauczyć na plecach!
- A jak się pływa pieskiem?
- Czy jak się pływa na brzuchu to się nie topi?
Bombardowany kolejnymi pytaniami, odsunął się od gwardzisty posyłając mu jeszcze jeden zadziorny uśmieszek i perskie oczko, zanim odwrócił się całkowicie do dzieci i przybrał na twarz normalny wyraz, zaraz też kucając, by zrównać się mniej więcej z poziomem oczu dzieci i najpierw im tłumacząc zasady na jakich będzie wyglądać ich nauka.
Podczas gdy Louriel wchodził w swój mentorski ton, Orion przytulony do Ezry czuł, że zainteresowane spojrzenia rzucane mu przez przybyłych bardziej skupiało się na niebieskowłosym gadzie, który jednym tylko zdaniem, że nauczy dzieci pływać, zaskarbił sobie przychylność i uwielbienie, dzieci i matek, które mogły choć przez chwilę zostawić swoje pociechy pod okiem kogoś innego. Choć kiedy jakieś dwie kobiety przechodziły obok nich, słyszał jak z niepokojem wyrażały się o gadzie i czy to na pewno był dobry pomysł, by pozwolić mu zabrać dzieci do wody. Orion to rozumiał, w końcu z tego co zrozumiał, nie było dużo osób w kraju ognia, które opanowały sztukę swobodnego poruszania się w cieczy, niemniej jako przyjaciel, sługa i wielki fan księcia, nie mógł tak po prostu zostawić tej sytuacji. Dlatego, nadal tuląc się do Ezry, obrócił chłopaka w stronę kobiet, które przystanęły niedaleko i patrzyły z niepokojem, jak Louriel demonstrował przykładowe ruchy rękoma.
- Przepraszam, że się wtrącam – zaczął, a kobiety spojrzały na niego niepewnie, rzucając dziwne spojrzenie jemu i Ezrze. – Przypadkiem usłyszałem, o czym panie rozmawiają i chciałem tylko powiedzieć, że nie mają panie powodów do zmartwień. Mój przyjaciel jest nauczycielem. Na co dzień ma kontakt z dziećmi i wie jak sobie z nimi poradzić – powiedział, trochę chowając się we włosach niższego mężczyzny, wzdychając cicho kiedy matki sobie poszły.
W końcu stwierdził, że nie tylko Louriel obiecał dzisiaj pojawić się w roli nauczyciela. Dlatego, czując przyjemne buziaki na swoim policzku i jak Ezra się do niego łasi, nie bardzo mając ochotę, żeby przestawał, odciągnął ich odrobinę na bok i zaczął powolnie zdejmować z niego poszczególne fragmenty ubioru, dopóki nie został w samych spodniach. W międzyczasie rozebrał też siebie, pozostając jak Ezra w spodniach. Miał ochotę się z nim podroczyć, dlatego kiedy dojrzał maślany wzrok chłopaka, bezceremonialnie wziął go na ręce i zanim się brunet zdążył spostrzec, co robi, był w połowie drogi do basenu.
Na jego protesty, tylko się łagodnie roześmiał i pewny siebie, ominął Lusia z dzieciakami i bordowym na twarzy Finnim, pewnie wchodząc do wody. Ezra nadal trzymał się go kurczowo i obiecywał, że utonie, dopóki nie zatrzymał się, w wodzie która sięgała mu połowy uda. Wtedy czekał cierpliwie aż w końcu spanikowany gwardzista w końcu otworzył oczy i dostrzegł, że Orion wcale nie miał zamiaru go zabić. Widząc głupkowaty uśmiech jaki wypłynął na słodkie wargi chłopaka, białowłosy nie mógł się powstrzymać. Złapał za policzki bruneta i cmoknął go nos, pamiętając że mimo wszystko patrzą na nich dzieci. I rodzice.
Nie rozumiał za bardzo co się stało i dlaczego Ezra zaczął drżeć, dopóki Finnegan nie zaczął podgrzewać wody. Zapomniał, że jemu chłodek nie przeszkadzał w porównaniu do maga ognia. Kiedy poczuł nieprzyjemne gorąco, sam miał poprosić żeby Finni przestał, ale wrzask Ezry w zupełności wystarczył. Uśmiechnął się do chłopaka i kilkoma ruchami, wspomagany z tyłu przez Louriela, poruszył masami wody, mieszając je ze sobą, tak że stała się przyjemnie letnia.
- To co? Zaczynamy? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem, odgarniając mokrymi dłońmi włosy Ezry do tyłu, zaczesując mu je i przyklepując odrobinę, żeby nie wchodziły mu do oczu.
- Chodźmy trochę głębiej – zachęcił, stając przed nim i ujmując obie dłonie Ezry w swoje, dając mu oparcie, w razie gdyby się poślizgnął albo przestraszył. Doszli do momentu, w którym woda sięgała gwardziście na wysokość piersi i tam się zatrzymali.
- Ufasz mi? – zapytał, tym razem poważnie, ale z ciepłym łagodnym uśmiechem na ustach. A kiedy Ezra kiwnął głową, pogładził go lekko po policzku. – Najpierw musisz się przekonać, że nie utoniesz, nawet jeśli nie będziesz stał. Chcę, żebyś położył się na wodzie. Będę cię cały czas trzymał, więc nie ma się czego bać – zapewnił, otaczając jedną ręką plecy chłopaka, drugą układając tak, jakby chciał go podnieść. Ale nic nie zrobił ponad to, chciał żeby chłopak sam się odważył i pozwolił unieść się cieczy i zobaczyć, że naprawdę mógł dryfować spokojnie po jej powierzchni, bez strachu o to, że utonie.
Louriel widząc, że Orion zabrał się za naukę, pozwolił dzieciakom wskoczyć do wody, ale kiedy tylko dojrzał, że jeden z chłopców miał zamiar wypuścić się na głębokość przekraczającą jego wzrost natychmiast zareagował, wznosząc w odpowiednim miejscu lodowy mur, odgradzający dzieci od głębokości.
- Tam pójdziemy jak już będziecie umieć – powiedział poważnie i nie dał się nabrać na słodkie uśmieszki i błagania. Usiadł za to po środku, pozwalając chłodnej cieczy na ukojenie i odgrodzenie się od palących promieni słonecznych.
Długo sobie nie posiedział, bo zaraz w jego stronę poleciały prośby o pokazanie czegoś, o wyjaśnienia, a on sam wkręcił się mocno w naukę i zabawę z dziećmi i zanim się obejrzał miał wokół siebie małych pływaków, którzy mniej lub bardziej sprawnie przecinali wodę, jakby robili to od zawsze. Potem został wciągnięty w zabawę, gdzie to nurkował, udając węża morskiego, albo syrenę, a dzieci urządziły sobie polowanie na niego, udając że dały się skusić w głębinę i musiały go pokonać, żeby wrócić do domu.
W końcu się zmęczył i dostrzegając Finnegana siedzącego na brzegu basenu ze stopami zamoczonymi w wodzie, zanurkował, żeby wynurzyć się tuż obok niego z radosnym uśmiechem.
- No cześć, przystojniaku. Jesteś tu sam? – zapytał, rzucając mu kokieteryjne spojrzenie, podczas gdy podpierając się na rękach, wyszedł z wody, siadając tuż obok i podbierając mu szklankę, z której upił wielki łyk mrożonego soku. Odpoczywał, spoglądając z rozczuleniem na bawiące się dzieci. Brakowało mu Akademii. Codziennej wrzawy i tupotu stóp. Niekończących się pytań, na które cierpliwie odpowiadał i bezgranicznej niewinnej ufności, której za nic nie chciał zdradzić. Dzieci były takie szczere. A on uwielbiał na nie patrzeć, widzieć szczęście na małych buziach i mieć świadomość, że może chociaż odrobinkę była to jego zasługa. Wiedział, że dzieci inaczej patrzyły na świat, a on przebywając z nimi miał wrażenie, jakby choć na chwilę to spojrzenie udzielało się i jemu.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:31 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Początkowo wyraźny fatalny humor Louriela zmienił się gwałtownie tylko przez obecność garstki dzieciaków. Była to cała reprezentacja najmłodszych w pałacu, z latoroślą Sileasa na czele. Osobiście, znał wszystkie bardzo dobrze, był ich ulubionym wujkiem często wykorzystywanym do opowiadania bajek. Wszyscy lubili tego słuchać, a gdy sprawiał przyjemność jeszcze tym małym poczwarkom, serce mu rosło w piersi. Dzieci były jedynymi istotami tak szczerymi w swoich uczuciach, że nie miał absolutnie żadnych wątpliwości co do sympatii z ich strony. Niejednokrotnie go ratowały w kiepskim humorze, a w chwili gdy wpatrywały się w jego gada z tak nabożną czcią – i to z powodu tylko i wyłącznie umiejętności pływania – dodatkowo czuł ogromną dumę.
Gdy podszedł do rozanielonego Louriela i objął go wygodnie w pasie, z rozbawieniem obserwował jak ten dorywa się do szklanki z sokiem. Pokręcił głową z niedowierzaniem dla ilości płynów jakie ten potrafił w siebie wlać w bardzo krótkim czasie po czym jego oczy spoczęły na rozkrzyczanej gromadzie przygotowującej się do lekcji pływania. Jego uwagę jednak szybko zaabsorbował niebieski, a on patrząc na niego z niedowierzaniem powoli czuł jak zaczyna płonąć.
O czym… on…?
Wyobraźnia zadziałała momentalnie. Szerokie łóżko pełne poduszek i coraz wymyślniejsze pozycje. Jego jęki odbijające się w uszach, delikatnie czerwona twarz i rozmarzone oczy żądne czystej przyjemności. Szybko zakrył oczy dłonią czując jak cały płonie. Odwrócił od niego głowę w bok i biorąc głębokie kilka oddechów zignorował dzieciaki które powinny jego myśli sprowadzić na tor odpowiedni, związany z pływaniem! Nic mylnego! Tyle wystarczyło żeby zaczął myśleć o ich dotychczasowych przygodach miłosnych, coraz głębiej zapadał się w tych wspomnieniach.
Czochrany Ezra to szczęśliwy Ezra. Prawda znana od kiedy w jego życiu pojawił się Orion, namiętnie całujący i gładzący jego skórę. Obecnie, rozanielony brunet, pomrukujący z rozkoszy i z przymkniętymi powiekami, pozwalał mu robić co tylko chciał samemu go całując i rozpieszczając. Orion nadal nie był w formie i należało od niego dbać, na każdej znanej mu płaszczyźnie. Zdziwił się dopiero gdy został odwrócony, a widząc niedaleko przed nimi dwie praczki zmarszczył lekko brwi podnosząc oczy na swojego męża. Ten zaraz zaczął mówić, a on przyglądając się równie zaskoczonym co on sam kobietom, zaraz uśmiechnął się łobuzersko stając dumny jak paw. Zasadniczo też ufał Lourielowi. Nie do końca wiedział jak ten ma zamiar dzieci czegokolwiek nauczyć ale mając w pamięci posłuch jaki panował w jego Akademii, cokolwiek by nie zrobił, zrobi to fantastycznie.
Gdy zostali ponownie sami odchylił głowę do tyłu łapiąc ustami jego nos. Uśmiechnął się łobuzersko zgarniając zaraz normalnego całusa.
- Nie martw się. Mimo wszystko panuje tutaj pewna hierarchia. Dopóki Sileas z Joel nie widzą żadnego zagrożenia, Louriel ma zielone światło. Poza tym sam dowódca księcia zna i mu ufa. Reszty zdanie jest mało istotne. – Zaśmiał się mając świadomość, że matki nie mogłyby pozbawić swoich dzieci tak ogromnej radości jak ta wywołana przez Louriela. W pałacu nie było wielu atrakcji, panowały pewne zasady zmuszające do ograniczonych zachowań. Dzieciństwo tutaj chociaż obfite nie było radosne, a takie chwile dawały więcej niż całe miesiące unikania władcy i chowania się w ciemnych miejscach korytarza.
Zanim się obejrzał znalazł się w podgrzanym to przyjemnej temperatury basenie. Całkowicie nowe uczucie, do tej pory wchodził na takie głębokości albo w celu przeforsowania jakiegoś mniejszego akwenu lub w ogóle, babrząc się w błocie. Gdy przyjemnie czysta woda chłodziła jego ciało – całkowicie nowe doświadczenie.
- Tak! Tylko od czego? – Zapytał mocno zaciekawiony tym jak w ogóle nauka wygląda. Chciał podglądać metody Louriela jednak ten postawił ścianę żeby dzieciaki mu nie umykały, jednocześnie odgradzając ich dwa obozy podejścia. Dlatego jego dwukolorowe oczy spoczęły na Orionie, a gdy został ulizany, zmrużył lekko oczy spinając włosy w wysoki kok, żeby nie przeszkadzały.
Na kolejną propozycję lekko się spiął. Ruszając z kurczowo trzymanymi dłońmi Oriona nieco głębiej wziął nieco paniczny oddech gdy zatrzymali się w momencie gdzie woda zakrywała go już prawie w całości. Było mu mocno niekomfortowo, jeden nieuważny ruch i jego głowa znajdzie się pod wodą, a wtedy przyjdzie czas na całkowitą panikę. Niemniej, patrzył na Oriona z ogromną ufnością licząc, że ten jeszcze się nim nie znudził, a jeżeli już to może wolałby z nim zwyczajnie zerwać niżeli utopić?
- T-tak. – Mruknął niepewnie spoglądając na taflę i w złote oczy Oriona przepełnione radością. Nieco na to odetchnął i przesuwając dłonie na jego przedramiona, zbliżył się do niego, dla bezpieczeństwa oczywiście.
- Jak to? Nie rozumiem… – Przyznał, a czują rękę na swoich plecach, delikatne przechylenie do tyłu, zacisnął mocno oczy pozwalając mu mimo wszystko zrobić z jego ciałem co chciał. Zdziwił się mocno gdy jego ciało zaczęło się unosić na wodzie, otuliło go przyjemne uczucie, a gdy otworzył oczy rozmarzył się na widok kompozycji jasnych oczu i zielonego sklepienia nad ich głowami.
Finni po tym jak wszystkie dzieci – z jego delikatną pomocą przy wchodzeniu – znalazły się w basenie, wrócił dolać sobie soku który został zmrożony przez Oriona. Uniósł szklankę w geście toastu dla białaska po czym zdejmując buty, podwinął spodnie do pół uda. Przysiadając przy płyciźnie wsadził stopy do przyjemnie chłodnej wody i sącząc napój z przyjemnością oglądał jak dzieciaki w lot łapią podstawy pływania. Zasadniczo, po kilkunastu intensywnych minutach wszystkie śmigały jak rasowe ryby na co on lekko się zdziwił, podobnie jak kilka osób których głosy docierały do jego uszu zza pleców. Odwrócił się i posyłając Sileasowi łobuzerski uśmiech, poprawił się na swoim miejscu obserwując radość jaką Louriel czerpie z bawienia się z dzieciakami.
Czas płynął, Ezra powoli uczył się pływać chociaż mu nie szło tak łatwo jak dzieciakom, a on całkowicie zrelaksowany wyciągnął twarz w stronę kilku plamek słońca przedzierających się przez liście. Przynajmniej do momentu kiedy wąż basenowy nie pojawił się koło niego, a on całkowicie rozluźniony, z jasnymi od emocji oczami spojrzał na niego pytająco. Zamrugał zdziwiony słysząc jego słowa, od razu łapiąc się, że to znowu się dzieje. A on znowu nie ma pomysłu co mógłby odpowiedzieć czując przyspieszający rytm serca czy zakłopotanie.
- Jak się bawisz Perełko? Wyglądasz na bardzo zadowolonego. – Zapewnił odgarniając mu włosy za ucho, całując go delikatnie w policzek.
Kolejne kilka godzin minęło w towarzystwie śmiechu, obiadu i zwyczajnie dobrej zabawy. Wszyscy dorośli przekonali się jak mocno odpowiedzialnym nauczycielem ale i opiekunem był Louriel, Orion chyba nauczył Ezrę podstaw pływania bo brunet odkrył w swojej duszy fokę i nie chciał wychodzić z wody, a on chociaż mocno skołowany bardzo niewinnym flirtem, starał się temu stawić czoła. Na zakończenie podeszła do nich jego ulubienica z wielkim wiankiem, przeplatające się pastelowe kwiaty o wielkich kielichach spoczęły na głowie gada, drobne rączki owinęły się dookoła jego szyi w ramach przyjaznego przytulenia, a gdy Louriel się zmieszał Finni uśmiechnął się łobuzersko zaczynając go komplementować. Chociaż sam poczuł jak robi się mu gorąco na widok uśmiechniętego księcia z całym bukietem we włosach. Wyglądał cudownie i trochę zajęło zanim wykrzesał z siebie choćby słowo rozwodząc się w myślach nad jego urodą i miłością jaka gorzała w jego sercu.
Przez powszechnie poznane prawo jakoby woda wyciągała z ludzi więcej energii niż innego rodzaju aktywność, skończyło się na tym, że poszli zjeść jeszcze sytą zupę z wędzonym mięsem, a później do pokoi chwilę odpocząć. Krótka drzemka w ciepłej pościeli po takiej ilości wody była jak znalazł, szkoda, że ten gad cały czas go testował.
- Louriel, no coś Ty? – Zapytał zatykając mu oburącz usta i patrząc na niego z intensywnymi wypiekami na twarzy. Już od chwili Luś wisiał nad nim i szeptał bardzo niewinne rzeczy które rozbudzały jego wyobraźnię do granic możliwości. A on sobie z tym nie radził!
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:31 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Orion nie był nauczycielem tak dobrym jak Louriel, ani tak cierpliwym, nie miał w sobie tego spokoju, który pozwoliłby mu tłumaczyć wszystko po raz setny i dopiero potem, kiedy teoria nie miała w sobie zagadek, przejść do praktyki. Nie potrafił tłumaczyć, dlatego po tym jak już Ezra mu zaufał i dał się przekonać, że woda jeśli zachowa się odpowiednio nie zrobi mu krzywdy, zaczął mu pokazywać jak powinien pływać. Nie szło to szybko, bo trudno było coś zobaczyć w zmąconej tafli, ale w końcu Ezra załapał, bardziej swoim bystrym umysłem, niż niezręcznymi próbami Oriona wyjaśnienia mu co powinien robić. Mogli się zająć sobą i spędzać czas na łagodnym dokazywaniu sobie nawzajem, chlapać wodą i urządzać wyścigi na niby, wzdłuż krótszego boku basenu, by nie wciągać mimo wszystko gwardzisty na większą głębokość. Oczywiście Orion pozwalał mu wygrać, udając że skoro jest mniejszy, to łatwiej mu się poruszać w małej przestrzeni, aż w końcu oberwał za to po głowie.
Kiedy przyszedł czas obiadu, Orion był tak głodny, że pomimo protestów Ezry, który zdążył polubić się z żywiołem, wyciągnął go z basenu i posadził sobie na kolanach, podczas gdy cieszyli się gorącym posiłkiem. Orion miał okazję pogadać z Sileasem i innymi mieszkańcami kraju ognia. Posłuchać pochwał na temat Louriela i jego umiejętności przekazywania wiedzy, z czego był bardzo dumny. Lusiek był niezwykły i zawsze kiedy ktoś to dostrzegał, poza całą fasadą upartego, krnąbrnego księcia bardzo się z tego cieszył.
- Tu jesteście, papużki nierozłączki – usłyszał z boku, a kiedy zerknął w tym kierunku, z łyżką w ustach, dostrzegł Phila z ramionami zaplecionymi na piersi.
- Coś się stało? – zapytał Orion, rzucając spojrzenie na krawędź basenu, gdzie Louriel z Finnim flirtowali w najlepsze nie zwracając uwagi na nic innego.
- Nic poważnego. Chłopcy z garnizonu – tu skłonił się w stronę Sileasa – wyzwali nas na mecz piłki plażowej wieczorem. Brakuje nam jednej osoby. Zapytałbym naszego mistrza, ale on chyba ma już plany – przewrócił oczami, woląc nie patrzeć na uroczą scenkę, która rozgrywała się za jego plecami.
- Ezra, mamy jakieś plany? – zapytał, a widząc lśniące oczy chłopaka, domyślił się, że teraz już tak.
- Przyjdę, ale będziecie mi musieli powiedzieć o co chodzi – dodał zaraz nieco niezręcznie, przyznając się tym samym, że nie ma bladego pojęcia jak się w taką piłkę gra.
- Przyjdźcie godzinę wcześniej, to cię nauczymy – zaproponował Phil, a potem odszedł, przewracając oczami i udając że wymiotuje, widząc sielankę w wykonaniu księcia i gwardzisty.
- A ty potrafisz grać? – zapytał Orion Ezry, przytulając się do niego odrobinę niepewny co się powinno stać.
Kiedy obiad był zjedzony, większość rozeszła się, zażyć poobiedniej drzemki. Orion stwierdził, że to był fantastyczny pomysł, czując że zmęczony i najedzony nie marzył o niczym innym jak zaśnięciu. Zaciągnął więc gwardzistę do swojej sypialni i wtulając się w niego, bardzo szybko zasnął.
***
Louriel nigdy by nie pomyślał, że ktoś taki jak Finni będzie się rumienił i peszył z każdym jego nawet najgorszym flirtem. Było to niezwykle urocze, ale sprawiało że w księciu budziła się chęć do droczenia i sprawdzenia jak bardzo może tego silnego mężczyznę doprowadzić do zażenowania. Sam miał wyśmienity humor, a obecność ukochanego obok tylko go poprawiała, sprawiając że miał ochotę wtulić się w niego, skraść mu kilka śmiałych pocałunków i spędzać czas tylko z nim. Niestety byli w towarzystwie i jedyne co mógł zrobić, to droczyć się w bardzo satysfakcjonujący sposób.
- Bawię się bardzo dobrze – odpowiedział niewinnie, normalnym tonem tylko po to, żeby niemal od razu palnąć. – Oczywiście bawiłbym się jeszcze lepiej gdybyśmy byli tu całkiem sami, ale tak też jest w porządku – oświadczył, uśmiechają się szeroko, kiedy dojrzał różowe z zawstydzenia uszy blondyna.
Udał, że tego nie widzi, a potem zabrał mu szklankę z sokiem i przytknął swoje usta do miejsca, w którym widział ślad ust mężczyzny.
- Wiesz, że właśnie wymieniliśmy się niebezpośrednim pocałunkiem? – zapytał szeptem, z ustami nadal przytkniętymi do szkła, tylko po to żeby zaraz z zadowoleniem wysączyć łyk chłodnego soku.
Louriel na to nie wyglądał, ale od zawsze lubił flirtować i kokietować. Oczywiście tylko osoby, na których bardzo mu zależało i z którymi chciał się podzielić tą częścią siebie, a ten dzień był tak dobry, że nie widział żadnych przeciwwskazań by odrobinę podroczyć z Finnim, który reagował tak rozkosznie.
Do końca dnia zarzucał mężczyznę słodkimi słówkami, delikatnymi gestami, które z pozoru pozbawione były jakiegokolwiek podtkestu, choć przecież skrywały w sobie tak wiele ciepła i pragnień krążących księciu w żyłach. Podekscytowanie i wyśmienity humor krążyły mu w żyłach podczas obiadu, przez kilka spokojnych chwil, kiedy żegnali się z matkami i resztą osób, która w międzyczasie odkryła małe przyjęcie nad basenem i kiedy wracali do sypialni mężczyzny, by odrobinę odsapnąć. Louriel nie protestował. Zabawa z dziećmi tak go zmęczyła, że z chęcią oddał się w objęcia Morfeusza, wtulając się w ciepłą klatkę piersiową Finnegana. Śniły mu się bardzo miłe rzeczy i kiedy obudził się późnym wieczorem, kiedy niebo stawało się granatowym płaszczem z milionem gwiazd, nie miał ochoty opuszczać tych marzeń sennych.
- Finni… - wymruczał, kładąc się całym ciałem na ciele blondyna, opierając ręce po bokach jego głowy. Jego oczy błyszczały w półmroku, a usta układały się w zadziornym uśmieszku, którego już nie musiał ukrywać. Byli sami i na tę myśl, książę czuł się niezwykle podekscytowany.
- Jestem niepocieszony – powiedział, wydymając lekko usta. – Zjedliśmy taki dobry obiad, ale nie dostaliśmy deseru. Mam taką ochotę… - zaczął, zwilżając powoli wargi językiem – na coś słodkiego – westchnął. – Sprawiłoby mi bardzo dużą przyjemność gdybym dostał w swoje ręce ciasteczko – marudził dalej, nie spodziewając się, że nagle jego usta zostaną zatkane.
Parsknął śmiechem, widząc szok na twarzy Finnegana. Dobrze wiedział, czym był spowodowany. Nie zachowywał się tak… a przynajmniej nie często. Tylko kiedy miał wyjątkowo dobry humor, a ten dzień, był bardzo dobrym dniem, niestety pozbawionym możliwości spędzenia chwili sam na sam, więc kiedy nadarzyła się do tego okazja, Lusiek zamierzał z niej skorzystać jak tylko się dało.
- O co chodzi, Finni? – zapytał niewinnie, łapiąc mężczyznę za nadgarstek i odciągając jego rękę od swojej twarzy. – Nie jesteś głodny? – wymruczał, muskając nosem wnętrze dłoni blondyna.
Zaraz jednak westchnął niepocieszony i zszedł z niego, narzucając na ramiona szlafrok, jakby się rozmyślił.
- Dobrze, nie chcesz jeść, więc chodźmy popływać – zaproponował, podnosząc się z łóżka i czekając przy drzwiach, by Finnegan mógł się zebrać. Jego chęci wcale nie zmalały, wręcz przeciwnie, czuł się jak drapieżnik, który trafił na wyjątkowo oporną ofiarę. Ale miał zamiar złapać tę myszkę w pułapkę.
Podążał przodem, specjalnie stawiając kroki z największą gracją, na jaką było go stać, bez nadmiernego przesadyzmu, w końcu nie był nierządnicą, tylko księciem. A że miał w swojej głowie nieco brudniejsze myśli, niczego nie zmieniało. W końcu znaleźli się nad basenem, gdzie spokój i cisza kąpało się w jasnym świetle księżyca. Louriel przystanął nad jasną taflą, a potem zaczął nieznośnie powoli zrzucać z siebie ubrania, aż w końcu został w samej bieliźnie. Rozciągnął się, rzucając co jakiś czas spojrzenia pełne ognia Finneganowi, choć na jego ustach widniał jedynie spokojny uśmieszek. A kiedy już miał pewność, że nie złapie go jakiś skurcz, zsunął z siebie ostatnią barierę do nagości i zanim wskoczył do wody, pozwolił gwardziście przez chwilę podziwiać swoje smukłe ciało. Pod wpływem pożywnego jedzenia z kraju ognia, nie opuszczania posiłków i ciągłym podgryzaniu jakichś smakołyków i wiecznej tendencji do pakowania się w kłopoty, wyglądał znacznie lepiej niż pierwszego dnia przyjazdu, choć nadal sporo mu brakowało do odpowiedniej wagi.
Kiedy już miał pewność, że Finni na pewno mu się przyjrzał, jednym płynnym ruchem przeciął powietrze, składając nad głową ręce i zanurkował, by po chwili wynurzyć się kilka metrów dalej. Zadrżał z radości, kiedy otoczył go ukochany żywioł. Woda była przyjemnie ciepła, głęboka, sprawiając że mógł cieszyć się nurkowaniem. Ale choć było to przyjemne, nie było jego jedyną motywacją by tu przyjść. Nurkował jednak, wychylając się od czasu do czasu, by kuszącym gestem zaczesać włosy do tyłu, a potem wrócić pod powierzchnię.
Nie nudziło mu się to, ale nie chciał, by zaczęło Finneganowi, dlatego kiedy dostrzegł, że ten znów usiadł na brzegu basenu, nogi zanurzając w ciepłej cieczy, podpłynął do niego i uchwycił jego nogę w kostce, jakby miał zamiar wciągnąć go w otchłań. Nie zamierzał tego robić. Wiedział, że mężczyzna nie potrafił pływać, dlatego zaraz zaczął go uspokajająco gładzić długimi palcami.
- W nocy jest tu znacznie spokojniej, prawda? – zapytał, opierając się o brzeg basenu łokciem, głowę układając na dłoni, wpatrując się z lekkim uśmiechem w twarz blondyna iskrzącym spojrzeniem. – Nikogo tu poza nami nie ma – dodał jakby mimochodem, wodząc palcem w górę nogi Finniego, zatrzymując się pod kolanem. Serce waliło mu jak młotem z ekscytacji. – Więc, Papużko, czy w taką piękną noc, nie masz dla mnie żadnej propozycji? – zapytał, ujawniając w końcu, co cały czas chodziło mu po głowie.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:32 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Szczerze powiedziawszy, brunet zaczynał delikatnie martwić się o swojego partnera. Bardzo duża fizyczność nie była dla niego nowością aczkolwiek w jego oczach Orion delikatnie przesadzał. Nie w negatywnym sensie! Im więcej go czuł tym szczęśliwszy był aczkolwiek zważywszy na jego obrażenia, obawiał się, że jest mu nieco gorzej. Dlatego też starał się siedzieć raczej obok niego niżeli na nim. Ewentualnie zsuwał się na ziemię między jego nogami i przytulając się do jego ramienia żeby było mu maksymalnie wygodnie, tak było podczas obiadu w czasie którego zrobił sobie z Oriona śmietnik na fragmenty obiadu których nie lubił. Białasek próbował wszystkiego z przyjemnością, a on uważając brukselkę za wroga publicznego chętnie mu te mini kapustki wpychał do ust. Pilnował również żeby Orion bardzo dużo pił. Niekoniecznie wody bo jako gość miał dostęp do soków z absolutnie wszystkich owoców i warzyw ale ważne żeby się nawadniał.
Gdy nad nimi pojawił się Phil on osobiście kończył zbożowy placek w którego zawinięte było mięso i warzywa pokrojone w słupki. Od razu podniósł oczy na swojego ulubionego nauczyciela magii wody który tak jawnie nienawidził ich miłości, uśmiechając się do niego niczym niewiniątko.
- Tak! Pójdziemy grać. – Oświadczył z błyszczącymi oczami po wysłuchaniu zarówno jednej jak i drugiej strony. Jego entuzjazm jednak szybko ostygł, a on odwracając się do Oriona położył jedną dłoń na jego czole, drugą na policzku. – O ile dobrze się czujesz. Pamiętaj, że nie jesteś w formie. – Szepnął starając się żeby tylko Tygrysek go słyszał. Przyjrzał się mu z ogromnym zmartwieniem, a widząc szelmowski uśmiech na jego ustach przewrócił oczami.
- To do zobaczenia Phil! Będzie prze-cu-do-wnie spędzić wieczór w Twoim towarzystwie! – Zawołał za mężczyzną uśmiechając się do niego paskudnie, dojadając obiad i oblizując palce z głośnymi cmoknięciami.
- Tak, wiem o co chodzi. – Zapewnił ze słodkim uśmiechem, całując go w czoło po ujęciu w dłonie jego policzków. – Wytłumaczę Ci i spokojnie pokażę. Bardzo fajna gra zespołowa tylko obawiam się żeby nic Ci się nie stało… – Przyznał szczerze, zjeżdżając palcami na jego szyję i ostrożnie się do niego przytulając zaczął gładzić dłuższe z jego kosmyków.
Po krótkiej dyskusji udali się – ładnie, ze splecionymi rączkami – do pokoju Oriona. Tam Ezra od razu pozbył się wszystkich nadprogramowych ciuchów i w samej bieliźnie padł na łóżko, pocierając nosem o przyjemnie pachnące mrozem poduszki. Westchnął z rozkoszy, a gdy poczuł obok siebie gorące ciało, spojrzał na niego oczami przepełnionymi emocjami.
- Kocham Cię dlatego się martwię. – Zapewnił, chcąc podkreślić, że nie był nadgorliwy czy wredny, po prostu kierowała nim miłość. Gdy dostał słodkiego całusa, ponownie westchnął i po przytuleniu się do niego przymknął zadowolony oczy.
Wieczorem gdy gorąca kula schowała się za leniwymi wydmami znaczącymi obraz po sam horyzont, przeciągnął się z cichym pomrukiem. Już od dłuższej chwili nie spał, Orion również, przez co mogli sobie chwilę spijać z dzióbków. Sączyła się między nimi rozmowa szeptem, taką uwielbiał najbardziej. Nie rozmawiali o niczym konkretnym ale gładząc się, ocierając o siebie nosami czy całując po – jak się okazało dopiero teraz – spalonych policzkach czuł ogromny spokój. Dlatego też gdy przyszła godzina na spotkanie z Philem wstał i przeciągając się, naciągnął na tyłek spodnie.
- Miałbyś ochotę się czegoś jeszcze napić? Soczek z mango, banana i kiwi? Doleje trochę pomarańczowego żeby było mniej gęste. – Przyznał zastanawiając się przez chwilę na głos, a jako że sam sobie zrobił potężną ochotę na coś takiego, skończył się ubierać ruszając do wyjścia.
- Czekaj tu na mnie Tygrysie, ubierz się wygodnie bo będziesz się dużo ruszał. W tej szafce masz kilka rzeczy. – Pokazał mu odpowiednie miejsce pod ścianą i puszczając mu jeszcze całusa, zniknął za zamkniętymi drzwiami.
W kuchni, oczywiście dostał co chciał! Ha! Co to było za życie. Sileas musiał opowiedzieć żonie o ich przykrej przygodzie bo Joel zainteresowała się jego zdrowiem. Zapewnił, że jest dobrze, ona podpowiedziała, że na małym współzawodnictwie będzie dużo wody z cytryną co go uspokoiło. Biorąc dwie wypełnione po brzegi, wysokie szklanki wrócił do pokoju i oddając jedną przyjemnie ubranemu Orionowi – och jak mu do twarzy było w fiolecie – chwilę dał sobie na podziwianie. Dopiero później wyciągnął do niego łokieć i gdy został wzięty pod rękę ruszył spokojnie w stronę uklepanego z miękkiego piasku boiska z przewieszoną przez środek siatką. Tam czekał na nich cały komitet powitalny, widocznie sami goście nie czuli się w pełni przeświadczeni o swoich umiejętnościach i chcieli jeszcze poćwiczyć. Dla niego jak znalazł! Dawno nie miał okazji pograć i chętnie się porusza.
***
Będąc już z nim w pokoju, po krótkiej acz bardzo owocnej drzemce, nie umiał znieść gdy ten znowu zaczął! Serce waliło mu jak dzwon, uszy paliły, a oczy z przejęciem śledziły najdrobniejszy jego ruch. W momencie gdy wisząc nad nim zaczął oblizywać sobie usta, w tak prowokacyjnym geście, ledwo powstrzymał się przed:
a) Rzuceniem się na niego w łapczywym pocałunku,
b) Błaganiu go żeby zrobili coś bardzo niegrzecznego.
Szczęśliwie bądź też nie, nic nie umiał z siebie wydusić oglądając biernie jak jego język wynurza się i chowa spomiędzy pełnych warg. Sam oblizał się nerwowo i ostatecznie zakrywając mu usta dłonią odwrócił się w bok żeby złapać kilka głębokich i spokojnych oddechów.
- Nie Perełko, nie jestem głodny. – Zapewnił przełykając nerwowo ślinę. Och jaki on miał apetyt! Ale nie na jedzenie. Chociaż do tego też używało się języka. Dopiero słysząc ciężkie westchnięcie zakrył sobie twarz dłońmi pocierając oczy w nerwowym geście. Nie chciał go denerwować! Ale pojęcia nie miał jak miał się zachowywać nie mając przy tym zielonego pojęcia jak miał flirtować. I to jeszcze z osobą na której zwyczajny uśmiech tracił głowę, co dopiero gdy wymrukiwała mu coś do ucha!
Bez chęci do czegokolwiek podnosząc się z łóżka, ubrał się pozostawiając duży miecz koło szafki. Wziął ze sobą tylko dwa małe sztylety i po zakryciu pleców ruszył kilka kroków za nim, wodząc wzrokiem za jego kołyszącymi się biodrami. Hipnotyzowały. Były takimi łakomymi kąskami. Podgryzałby je!
Ślinotoku dostawał! Cholerne wyposzczenie!
Gdy doszli nad basen stanął kawałek od krawędzi nie mając zamiaru teraz się moczyć. W żaden sposób. Chciał obejrzeć otoczenie, o takiej porze plątali się możni, rodzina królewska. Nie chciał zostać złapany ale… jak miał się skupić na czymkolwiek innym?! Louriel robił to z premedytacją. Zsuwał z siebie kolejne warstwy ubrania w taki sposób żeby gorzał. Niekomfortowo zrobiło się gdy poczuł łechcące podniecenie. Skrzyżował dłonie na wysokości krocza próbując, naprawdę! Z całych sił próbował odwrócić wzrok. Ale Louriel znał jego słabości. Stanął zaraz całkowicie pozbawiony ubrań i dał się mu napatrzyć. Tak, zaraz pozbiera szczękę z ziemi.
Widział go już tak wielokrotnie, widział i podziwiał, tego podziwiania jednak nigdy nie miał dość. Aż martwił się ile czasu musi upłynąć żeby wreszcie przestało go to ruszać. O ile w ogóle taka możliwość istniała. Chyba musiał otrzeć usta ze śliny, a gdy obraz ubóstwienia, pożądania i brudnych myśli zniknął pod wodą. Zakrył sobie twarz jedną dłonią masując palcami skronie. Powtarzał sobie jak mantrę żeby nie myśleć o zbliżeniu. Byleby do niczego nie doszło.
Siadając ponownie na skraju basenu pozwolił mu spokojnie pływać, oglądając jego otulone wodą ciało. W połyskującym księżycu wyglądał zjawiskowo, zaczął o nim marzyć, rozpływać się jeszcze mocniej niż do tej pory. Mantra? Jaka mantra? Na razie z budyniowym uśmiechem i brakiem inteligencji w oczach wodził raz po raz po z jednej na drugą stronę basenu. Kochał to jego ciało, to jak było pełne gracji a jednak silne, pełne wigoru. Gdy jednak ponownie pojawił się na wyciągnięcie ręki wyprostował się starając ogarnąć. Zdecydowanie pomógł mu rozruszać zwoje mózgowe gdy nastraszył go wciągnięciem do wody. Zaparł się jak osioł pod górkę czując jak nagle rozruszało się mu serce ze strachu. Dopiero gdy zaczął wodzić palcami wyżej rozluźnił się czując powrót spokoju.
- Masz mi za złe popołudnie? – Zapytał zaciekawiony, ani oskarżycielsko ani obronnie. Po prostu był ciekaw czy gdzieś tam w jego sercu pojawiły się pretensje.
Nabierając głośni powietrza i prostując się w miejscu patrzył na jego dłoń niebezpiecznie zbliżającą się do newralgicznego miejsca.
- Czyli, nie masz pretensji. – Podsumował na wdechu po czym powoli wypuścił powietrze z płuc. Pochylając się zaraz nad nim złapał go oburącz i zaczął całować, namiętnie wpychając mu język do ust.
- Miałbym całkiem niezły pomysł. – Zapewnił pomagając mu wyjść z wody ale tylko po to żeby go posadzić sobie na kolanach z rękami wygodnie ułożonymi na poduszeczkach które zaczął ugniatać.
Wrócił też do całowania go.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:32 am}

H&C           - Page 8 6e04d556e435288c8ba0fa028e59c8e3
Widząc błysk pożądania w oczach Finnegana, Louriel natychmiast poczuł dreszcz ekscytacji przechodzący mu wzdłuż kręgosłupa. Wiedział, że mężczyzna dał się złapać w pułapkę i choć nie do końca wiedział, o co mógłby mieć do niego pretensje, zaraz wyrzucił tę błahostkę z głowy, widząc że twarz gwardzisty znalazła się bliżej. Znacznie bliżej, aż w końcu ich usta otarły się o siebie, sprawiając że zachwycone westchnienie wyrwało mu się spomiędzy warg, kiedy uchylił je zachęcająco, natychmiast odwzajemniając namiętny pocałunek. Nie trwał on jednak długo, za co Finni oberwał niezadowolonym pomrukiem, który zaraz się urwał, kiedy mężczyzna pociągnął go do góry, niemal natychmiast sadzając go sobie na kolanach. Louriel ochoczo objął biodra blondyna kolanami, wplatając palce w jego miękkie włosy. Dokładnie tego chciał. Gorącego ciała przy sobie, zachłannych ust na swoich i dłoni na swoim ciele.
- Zapytałbym, jaki to pomysł, ale chyba wiem co ci chodzi po głowie – droczył się, odsuwając się na chwilę, by złapać kilka oddechów, zanim znów jego wargi zostały pochwycone w namiętnej pieszczocie. Przez chwilę książę walczył zaciekle o dominację, aż w końcu ustąpił, pozwalając Finniemu zrobić z siebie drżącą z oczekiwania galaretkę.
Zsunął dłonie w dół, badając palcami jego ramiona, szukając tych miłych punktów, które wyrywały z ust gwardzisty głośniejsze pomruki. Za każdym razem kiedy na nie trafił, uśmiechał się szeroko w pocałunkach, nie odrywając się nawet na moment od gorących i rozochoconych ust. Dopiero kiedy dłonie Finnegana przesunęły się z jego pośladków na uda, rozsyłając po jego ciele przyjemne ciarki, odsunął się, łapiąc go delikatnie za nadgarstki.
- Powoli – parsknął, przenosząc ręce mężczyzny na swoją klatkę piersiową. – Jesteśmy na zewnątrz, panie Crowl. Tutaj może mnie pan co najwyżej skubnąć, jeśli chce pan mnie pożreć, musi mnie zanieść do łóżka – zaznaczył psotnie, pochylając się by cmoknąć go w czubek nosa. Podniecenie podnieceniem, ale on nadal miał swoje warunki, które musiały zostać spełnione. A w zasadzie jeden warunek.
- Finni, ten dzień był cudowny – westchnął, pochylając się nad mężczyzną, by obcałować jego twarz drobnymi pocałunkami pełnymi miłości i szczęścia. Do pełnego zadowolenia brakowało mu jednej rzeczy i choć w normalnych okolicznościach przemyślałby sprawę z trzysta razy, miał tak dobry humor, że nie chciał. Chciał iść na żywioł i zobaczyć co się stanie. Finni był taki wspaniały. Taki kochany i już dawno nie traktował go jak przedmiot. Rozmowa z księżniczką tym bardziej mu to uświadomiła, to oraz fakt, że naprawdę w tym momencie nie chciał być nikogo innego niż tego cudownego człowieka, którego pokochał z całego serca.
Pochylił się do jego ucha, przez chwilę owiewając je gorącym oddechem, zanim pochylił się mocniej, chcąc wyszeptać mu prośbę, by zabrał go do sypialni i uczynił swoim… ale…
- Au… - zbolały jęk wyrwał mu się spomiędzy warg, a przed oczami zrobiło się całkiem ciemno. Nie miał pojęcia, co się działo. Był przytomny, nad wyraz czuły, jakby ktoś poraził go prądem, a w głowę wsadził imadło, które ściskało mu mózg.
- Jak boli – wysapał, czując że Finni położył go na ziemi. Słyszał jego głos, ale nie rozumiał, co do niego mówił. Słyszał za to inny. Ciężki, lepki, wtłaczający mu do głowy coś odbierającego rozum. Coś… przejmującego kontrolę.
- Nie ma mowy – wysapał, rzucając się jak ryba wyjęta z wody, zaciskając zaraz zęby, próbując wyrzucić to coś z głowy. – To moja moc – nie poddał się, w końcu zdając sobie sprawę, że to co było mu właśnie w jakiś niepojęty sposób odbierane, miało związek z wodą. Czuł żywioł tuż obok, próbował do niego sięgnąć umysłem, ale nie dawał rady. Tym razem ten ktoś, kto kontrolował wodę w dole miasta miał nad nią całkowitą władzę i gdyby tylko Louriel spróbował mu ją odebrać, jego wola zostałaby starta na proch.
Dlatego nie pozwolił na to, wyobraził sobie, że jego pierwiastek magiczny jest skrzynką, a klucz miał on, schowany głęboko w swoim sercu, do którego obca moc nie miała wstępu. Siłował się z nią jeszcze chwilę, aż w końcu ten ktoś zrezygnował i puścił księcia, powalając mu opaść bezwładnie na ziemię. Louriel jeszcze chwilę leżał całkiem bez ruchu, aż w końcu zaczerpnął głęboko powietrza w płuca, jakby wynurzył się spod tafli wody. Oddychał ciężko, a jego serce biło tak szybko jakby przebiegł maraton. A jednak, kiedy otworzył znów sprawne oczy i spojrzał w zaniepokojone tęczówki Finnegana, jego własne błyszczały świadomością wygranej.
- Jeśli się zastanawiasz, co to było, nie powiem ci, bo nie wiem – powiedział, starając się uspokoić oddech i nadal drżące z wysiłku mięśnie. – Ale wiem jedno, ten ktoś, albo to coś jest niesamowicie potężne i chciało mi odebrać moc – wysapał, czując mimo wszystko, że ta walka wyżęła go z wszelkiej energii jaką w sobie miał.
***
Wtulony w Ezrę, przyjemnie odświeżony dniem na basenie, trochę spalony od słońca i szczęśliwy po całym dniu ze swoją słodką Śnieżynką, Orion wcale nie miał ochoty podnosić się z łóżka kiedy czas na spotkanie z resztą magów wody i mecz piłki plażowej zbliżały się nieubłaganie. Na szczęście brunet podzielał jego leniwy nastrój i zanim w końcu zarządził wymarsz, spędzili kilka długich rozkosznych minut rozmawiając ze sobą o wszystkim i o niczym, przyciszonymi głosami, jakby zwierzali się sobie z największych sekretów. Orion jeszcze z nikim nie rozmawiał w ten sposób i tak swobodnie. Mając przy sobie Ezrę zapomniał o wszystkim, ciesząc się najmniejszymi drobnostkami. Jego świat nagle z biało czarnego zimna zmienił się w kolorową pustynię i to za sprawą tylko tego jednego uroczego mężczyzny, który stał się centrum jego wszechświata.
Miał ochotę wykpić się ze spotkania z Philem, choć wiedział że mężczyzna raczej nie byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiedział, że sumienie by go zjadło, ale leżenie z Ezrą było tak przyjemne… Na szczęście chłopak sam, nie zdając sobie z tego sprawy, zadbał o zdrowie psychiczne i uczuciowe białowłosego, każąc mu się natychmiast podnieść, samemu ubierając się pospiesznie i z wielkim zaangażowaniem. Widząc go takiego, Orion nie mógł się nie uśmiechnąć i powolnie podnieść, by doprowadzić się do porządku. Ezra był taki rozkoszny kiedy jego dwukolorowe oczy błyszczały od ekscytacji. Nie mógł też sobie odmówić patrzenia na niego kiedy cieszyłby się z gry.
Kiedy gwardzista wyszedł po coś do picia, chłopak ubrał się i przyglądając się sobie w lustrze dostrzegł jak bardzo spalone miał policzki. Skrzywił się lekko, naciskając skórę, która piekła nieprzyjemnie. Niestety jego jasna cera nie nadawała się na takie temperatury, na szczęście tego dnia nie groziło mu już poparzenie słoneczne. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że Ezra wrócił. Odwrócił się do niego z lekko zażenowanym uśmiechem i wzruszeniem ramion, jakby mówił, że nic na to nie poradzi, że się spalił. Potem w jedną rękę zabrał szklankę z sokiem, w drugą wolną już dłoń chłopaka i pozwalając mu się prowadzić, wyszli na plażę, gdzie w odpowiednio rozciągliwych ubraniach czekała na nich delegacja z kraju wody.
- A przepraszam, on ma zamiar nas szpiegować? – zapytał niezadowolony mag wody, który kilka dni wcześniej kłócił się z Lourielem.
- To jest nasza cheerleaderka – parsknął do niego Phil, podrzucając piłkę i odbijając w kierunku maga. Mężczyzna nie zdążył unieść rąk i przedmiot trafił go w twarz.
- No więc… jak w to się gra? – zapytał Orion nieco skrępowany tym, że tylko on najwyraźniej nie miał bladego pojęcia na czym polegała piłka plażowa.
- Grałeś kiedyś w siatkówkę? – zapytał go życzliwie nieco starszy od Louriela mag, który próbował swoich sił w znalezieniu rozwiązania problemu z lodem.
- Raz – przyznał białowłosy, przypominając sobie ten dzień, kiedy starsi uczniowie gada urządzili sobie w ramach zajęć mecz i wciągnęli go do gry. Nie była to skomplikowana rozgrywka, a on dzięki refleksowi dawał sobie jakoś radę, ale nie był pewien, co jedno i drugie miało ze sobą wspólnego.
- Zasady są bardzo podobne – podpowiedział mu mężczyzna, uśmiechając się zachęcająco. – Możesz ze mną poćwiczyć , najważniejsze żeby trafiać w boisko, reszta już jakoś pójdzie – dodał zaraz, klepiąc go w przyjacielskim geście po ramieniu.
Orion spojrzał niepewnie na Ezrę, a mag wody, dostrzegając to spojrzenie, zaraz się roześmiał.
- Twój kolega może iść z nami. Arnoldem się nie przejmujcie, spalił się na słońcu i teraz odreagowuje – powiedział im konspiracyjnym szeptem, chichocząc jak mała dziewczynka. Orion nie mógł się oprzeć myśli, że choć trochę dziecinny, mężczyzna był naprawdę sympatyczny i nie dało się go nie lubić. W przeciwieństwie do wspomnianego Arnolda, który z Philem ćwiczyli podawanie piłki górą.
- Z chęcią – odetchnął Orion, puszczając na sekundę dłoń Ezry, by przywitać się należycie z magiem. - Orion – przedstawił się, podając mu rękę, którą szatyn natychmiast ochoczo uściskał.
- Bob – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się szeroko pod dziewiczym wąsem.
Zaraz potem wcisnął Orionowi w ręce piłkę i zaprowadził jego i Ezrę na koniec boiska by mogli potrenować serwy, a on sam przeszedł na drugą stronę siatki, by udoskonalić swoje przyjęcia.
- Zaczynajcie! – zawołał, a Orion zerknął na szatyna, wzruszył ramionami i tak jak pamiętał z czasów pamiętnego meczu, spróbował przebić piłkę na drugą stronę siatki.
Wyroki Niebios
Założyciel
Wyroki Niebios
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {23/03/21, 12:33 am}

H&C           - Page 8 61f51f90bd8b5f9b28b2cd25db981e5c
Mokre ciało ocierające się o niego, moczące jego ubrania, rozbudzające jego wszystkie zmysły. Louriel jak zwykle go zaskakiwał swoją pewnością siebie i czułością której nikt mu nigdy nie okazywał w taki sposób. Nawet przy namiętnych uściskach i wijącym się języku między wargami całym sobą zapewniał go, że nikomu go nie odda. Rozpływał się nad nim, nad każdym ruchem jego ust, jego dłoni. Błądził dokładnie w tych miejscach które sprawiały mu największą radość, wywołując gwałtowne ciarki i westchnienia.
- Z przyjemnością Ci wszystko wyjaśnię, książę. Krok po kroku. – Zamruczał całując go po szyi, przenosząc jedną rękę na jego biodra, drugą łapiąc go pod kolanem żeby w płynnym ruchu położyć go na płytkach otaczających wejście do basenu. Zawisając nad nim ponownie wpił się w jego usta, błądząc palcami po jego ciele, od obojczyka w dół. Na dłużej zatrzymał się na wewnętrznej stronie ud, a gdy został delikatnie przygryziony zmarszczył nos. Odsunął się ale nie za daleko. Spojrzał na niego podejrzliwie, a gdy podkreślił, że nadal ma wymagania powoli acz sukcesywnie coś do niego dotarło. Żadnych igraszek bez łóżka. Cóż… to mocno utrudniało sprawę na przyszłość, szczególnie, że byle jakie łóżko książęcych pleców na pewno nie zadowoli. Czyżby miał się pożegnać z pierwszym razem spontanicznie wykrzykiwanym w krzakach? To wiele zmieniało…
- Jaśnie książę, pozwól więc, że tylko napocznę, kończąc tą przyjemność w pokoju. – Zamruczał mu do ucha, oblizując mu małżowinę po czym chciał się nieco obniżyć żeby zacząć swoje małe gierki kiedy Louriel mu zamarł. W pierwszym momencie uśmiechnął się prosząco chcąc mu powiedzieć, że jeszcze nic nie zrobił zaraz jednak podniósł na niego bystre oczy gdy ten jęknął z bólu.
- Co się stało? – Zapytał odsuwając się od niego i łapiąc za policzki żeby skierować jego oczy na siebie. Przez chwilę dokładnie go obserwował, a widząc co się z nim dzieje, aż serce mu galopem ze strachu. Jego dotąd ciepłe tęczówki przypominające kolorem spokojne morze były całkowicie wyblakłe. Wpadały w nieprzyjemną szarość jakby coś go pożerało od środka. Zbladł gwałtownie i zaczynając delikatnie klepać go po policzku podtrzymując głowę wyżej próbował go ocucić. Bo miał wrażenie, że mimo wszystko stracił przytomność. Jego źrenice nie reagowały, nic nie reagowało!
- Louriel. Perełko. Z kim rozmawiasz? – Zapytał rozglądając się, okrywając jego jak dotąd całkowicie nagie ciało materiałem jego ubrań. Nie wiedział czy nie będzie musiał go gdzieś zanieść, wezwać pomocy. Nie rozumiał co się z nim działo ani dlaczego się działo. Z kimś namiętnie rozmawiał jednak osobiście, nie rozumiał ani słowa! Mówił w języku kompletnie dla niego nieznanym, coś pomrukiwał zamiast wypowiadać wyraziste słowa chociaż jego ton był tak obfity w emocje, że z łatwością zrozumiał, że z kimś się kłóci. Przygryzł wargę czując na sobie jego spojrzenie po to by je odwrócił, patrzył w przestrzeń nad jego głową i zaczynał syczeć z nienawiści kolejne dziwne zdania.
Zagryzł mocniej szczękę nie wiedząc co może zrobić. Nic nie wiedział, nic nie rozumiał! Ale po chwili oczy Lusia zaczęły wracać do jego standardowej normy. Mimo że miał nieco większe wypieki i zachłysnął się jakby powietrzem nie oddychał zdecydowanie za długo, wrócił.
Blondyn odetchnął z wyraźną ulgą gdy ten do niego wrócił. Wyglądał tak samo jak zawsze, zachowywał się tak samo tylko bolała go głowa. Aż zgarnął go w objęcia przytulając do siebie delikatnie, gładząc po mokrych włosach.
- Co się… – Zaczął ale Louriel wszedł mu w zdanie prosząc żeby się opanował. Sam nie wiedział co mu się stało przez co blondyn natychmiastowo odpuścił.
- Odebrać moc? – Zdziwił się mocno. – Mocy… nie da się odebrać. – Dodał zaraz mając w pamięci legendy jak to Smoki postanowiły dopełnić serce człowieka dając mu możliwość panowania nad żywiołem. W ten sposób człowiek stał się częścią Smoka a Smok człowieka. Byli jednością splecioną przez los, do końca życia w dwóch oddzielnych ciałach. Pośmiertnie stawali się ponownie jednym ciałem i umysłem po to by moc wróciła w wielki obieg Smoka i mogła natchnąć nową duszę.
- Chodź, wystarczy tego świeżego powietrza. Cały drżysz. – Mruknął pomagając mu włożyć bieliznę oraz szlafrok po czym wziął go na ręce. Pocałował go w nos gdy oparł się policzkiem o jego bark patrząc na niego cały czas mocno zmartwiony.
Po posadzeniu go na łóżku poszedł do ręcznik i delikatnie wycierając mu włosy pogładził go jeszcze po policzku. Miał zamiar go wyczesać, wsadzić w piżamę i zapatulić w naleśnik. Wyglądał na całkowicie przemęczonego.
***
Widząc jego delikatnie czerwoną skórę na buzi, uśmiechnął się rozczulony całując go w policzek. Obiecał mu, że dostarczy odpowiedni środek na przedawkowanie słońca bo szczerze powiedziawszy, oparzenia słoneczny zdarzały się nawet ich ciemnej karnacji. Po prostu stanie na ostrym słońcu bez ochrony było niebezpieczne, a oni mieli już swoje doświadczenie w tej materii, dlatego wieczorem powinien go odciążyć, przyjemnie ochłodzić, przy okazji wymasować ten puclaty pyszczek który by zacałował.
Zaraz jednak ruszył z nim zadowolony do ogrodów, części przeznaczonej dla służby gdzie znajdowało się boisko oraz niedługo powinni zacząć gromadzić się gracze. Obecnie, była tam tylko reprezentacja kraju wody który wydawał się równie spalony co Orion. Jeżeli jutro będzie podobnie ciepło koniecznie powinien wszystkim pokazać gdzie zrobili basen. Odrobina ochłody ale i wyposażenie w odpowiednie kremy powinno przynieść im ogromną ulgę.
- Phil, przypomnij mi po meczu żebym wszystkim dał kremy na te oparzenia słoneczne, dobrze? Nie będziecie tak cierpieć w nocy. Poza tym w pokojach powinniście wszyscy mieć takie małe garnuszki gliniane z dziwnie pachnącą zawartością. To chroni skórę jeżeli się posmaruje przed wyjściem i po powrocie ze słońca. – Wyjaśnił pokazując mniej więcej kształt naczynia, jednocześnie zauważając, że kilku panów go słuchało z uwagą. Cóż, to było niekomfortowe uczucie i trzeba było sobie z nim szybko poradzić bo się później wyglądało jak wyliniała jaszczurka. Skórka odchodziła to tu to tam.
Na pierwsze słowa skierowane do jego osoby spojrzał na mężczyznę jak na skończonego debila, jednocześnie mając w oczach taką pogardę jakby się wykazał największym bezmózgowiem jakim mogła się w ogóle wykazać. Nie skomentował jednak biorąc głęboki oddech i zaciskając mocniej palce na dłoni Oriona. Pod nosem, na tyle głośno żeby mógł i naskakujący to usłyszeć zaczął liczyć od pięciu w dół.
Gdy Orionowi zaczęto tłumaczyć na czym polega gra, on spokojnie dopił swój sok, pokazując mu ręką żeby szedł i się dobrze bawił. Osobiście miał zamiar być przy jego boku, może uda się mu go nieco niewinne obmacać? Ustawienie dłoni ważna sprawa, a ręce Oriona, tak cudownie umięśnione wprawiały go w szampański nastrój – zarówno kiedy go dotykał gdy i był nimi dotykany.
Po odłożeniu szklanki i zerknięciu na porządnie zmrożoną wodę z cytryną pokręcił głową z niedowierzaniem dla przydatności ich żywiołu w obecnych okolicznościach. Jak oni do tej pory żyli bez magów wody w pobliżu? Nie wiedział! Ale z przyjemnością przejechał palcami po oszronionym naczyniu czując dreszcz ekscytacji. Musiało smakować wyśmienicie.
Zaraz jednak dołączył do Oriona i po bezczelnym, bardzo dokładnym przyjrzeniu się jego pośladkom, oblizał się tylko posyłając Philowi zaczepne spojrzenie. To, że ten nie mógł ich znieść, nawet w najbardziej niewinnych rozmowach, prowokowało go do testowania jego wytrzymałości. Ot, wredny charakter musiał się gdzieś objawiać. Dodatkowo zastanawiał się co się dzieje w jego głowie. Czy miał kogoś na oku? Czy w ogóle kiedykolwiek był zakochany? Nie zauważył go w towarzystwie nikogo poza dzieciakami więc albo uwielbiał swoją samotność – jak on wcześniej – albo był zraniony. No, ewentualnie diabelnie zakochany co się mu lekko w głowie nie mieściło.
Wracając do swojego Tygrysa uszczypnął go w pośladek i uśmiechając się niewinnie przejechał palcami po całej długości jego rąk, od wewnętrznej strony.
- Kwestia przyjmowania, górą i dołem. – Zaczął mu prezentować, a widząc, że ten łapie bez żadnych problemów uśmiechnął się słodko. Później pozostało tylko wyjaśnienie kilku zasad których nie było za wiele i mogli zacząć grać!
Siadając w cieniu uśmiechnął się do Gwardzistów którzy pojawili się jako przeciwnicy. Lekko się zdziwił bo wiedział, że niektórzy mieli dość ostrożne podejście do ich gości. Wiedział jednak, że magów wody z ich podejściem do życia nie dało się nie polubić. Bawili się z nimi, pili i świętowali. Pracowali, pomagali w kłopocie i rozwiązywani bieżące problemy. Mogliby śmiało stanowić ich rodzinę gdyby byli tu dłużej na co on westchnął cicho. Gdyby tylko zostali dłużej. Gdyby tylko on mógł być z Orionem już na zawsze. Zawiesił jeszcze na chwilę na nim wzrok, a później rozpoczął się mecz.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

H&C           - Page 8 Empty Re: H&C {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach