Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Unlucky MeetingWczoraj o 08:19 pmKurokocchin
The Arena of HellWczoraj o 07:44 amMinako88
Eclipsed by you 21/11/24, 06:03 pmKass
From today you're my toy20/11/24, 08:33 pmKurokocchin
This is my revenge20/11/24, 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.20/11/24, 04:34 pmSempiterna
Show me the ugly world (kontynuacja)20/11/24, 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Twilight tension18/11/24, 10:27 pmCarandian
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
4 Posty - 21%
3 Posty - 16%
3 Posty - 16%
2 Posty - 11%
2 Posty - 11%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:00 pm}



The Eternal Cherry Blossom 57eeca48e433d3ded82cfd6a802ebdc9
我不要像煙花一樣的愛情,我情願擁有像流水一樣的愛,永遠都不會斷。
I don't want a love like fireworks. I would rather have a never-ending love like the flow of a river.

[     Koide    and   Ischigo     ]

Mieshan Hua:
Yueling Xiao:
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:07 pm}


Strength does not come from winning.
The Eternal Cherry Blossom D9c7f2e003d0f07ccd4152b32d461be4
The Eternal Cherry Blossom 87fef04d869544dd7a0c165c10f16639
Meishan Hua     Support - medyk      Czarna owca klanu    
2 2   lata      Biseksualny      Singiel      Zaprzysiężony  brat  
1 8 2  cm    Długie,     ciemne    włosy      Niebieskie   oczy


Other things may change us, but we start and end with the family.
The Eternal Cherry Blossom Dcf6ab16dde1a4314f0563c65c76a753
The Eternal Cherry Blossom 8c7c6ae7786636745d840cf61717bfea
Yueling Xiao     Syn przywódcy klanu      Bai z Czarno-białego duo
1 8  lat   Panseksualny    Singiel     Jedynak     Bogaty     Wachlarze
1 7 6  cm        Białe   włosy      Szaro - złote   oczy    Droga biżuteria


Postacie poboczne:
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:19 pm}


The Eternal Cherry Blossom Linia
„ Within the countless number of tears and smiles
‏there is the proof of living ”

The Eternal Cherry Blossom CzerwonyThe Eternal Cherry Blossom Czerwony
The Eternal Cherry Blossom 3fc472f2889d8390c637faf7108873f9

The Eternal Cherry Blossom Oie_mG3B0ekqDitE The Eternal Cherry Blossom Oie_54vZXdsEBrbu
The Eternal Cherry Blossom Brzoskwinia The Eternal Cherry Blossom Brzoskwinia

————————————————      D A N E     P O D S T A W O W E       ————————————————

H U A    M E I Z I     M I E S H A N    H U A     D R U G I   S Y N   L I D E R A   K L A N U
g ł ó w n y     w a l c z ą c y      o b u s i e c z n y m     m i e c z e m     -     L u y e
2 1    L A T     H O M O S E K S U A L N Y     W O L N Y
1 7 6 C M     C I E M N O B R Ą Z O W E   W Ł O S Y     T U R K U S O W E   O C Z Y
D E L I K A T N A   U R O D A      W A R K O C Z Y K I     S Z C Z U P Ł A   S Y L W E T K A

————————————————————————————————————————————————


The Eternal Cherry Blossom Czerwony
„ When I make it over this long slope,
no matter what I see in the distance ”

The Eternal Cherry Blossom BekitThe Eternal Cherry Blossom Bekit
The Eternal Cherry Blossom 20200813_223103

The Eternal Cherry Blossom Oie_A8jHa3DW2ZuB
The Eternal Cherry Blossom Ciemny The Eternal Cherry Blossom Ciemny

————————————————      D A N E     P O D S T A W O W E       ————————————————

L I A N    Q I N G G E     YU E L I N G   X I A O     ( H E I )   C Z A R N O - B I A Ł E    D U O
p o m o c n i k     i     o s o b i s t a     p r a w a     r ę k a      s y n a      l i d e r a     k l a n u
2 8    L A T     D E M I R O M A N T Y C Z N Y     W O L N Y
1 8 5  C M     C I E M N E  ,   H E B A N O W E   W Ł O S Y     S R E B R N E     O C Z Y
M O C N E   R Y S Y     O K U L A R     W Y Ć W I C Z O N A     S Y L W E T K A

————————————————————————————————————————————————

Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:20 pm}

The Eternal Cherry Blossom Y_2
           Przychodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy stwierdza że nie ważne co mówią inni, najlepiej być samolubnym. Xiao Huangyu zwany powszechnie Xiao Yu, albo Bai przekonał się o tym już dawno temu i było to, według niego, najlepsze co mogło dotrzeć do jego wtedy kilkunastoletniego móżdżka. Cóż, nadal miał naście lat, ale zdania nie zmienił. Uwielbiał siebie, na złość tym wszystkim głupim ludziom, którzy wytykali go palcami i robili absolutnie wszystko, by wmówić mu, że był nikim więcej jak synem swojego sławnego, bogatego ojca. Czy mieli rację? Może. Już dawno przestał się tym przejmować, czerpiąc garściami z życia jakie kochający rodzic mógł mu zapewnić, w zamian rekompensując się lojalnością, dobrym wychowaniem i niewątpliwymi postępami w treningu i szkoleniu, choć i to nie przebiegało tak jak innych. Przede wszystkim miał własnego nauczyciela, nie walczył mieczem i  ubierał się zbyt bogato jak na mężczyznę. A kiedy jeszcze dodało się do tego makijaż Xiao Yu prezentował się jak osoba, w której towarzystwie nie powinno się pokazywać, jeśli nie chciało się narazić na śmieszność.
   A jednak to on tego jakże ważnego dnia podnosił się ze swojego łóżka z przeświadczeniem, że właśnie, mimo niezbyt szczerych chęci, zrobi dla swojej sekty coś, czego nikt inny nie mógł. Konflikt pomiędzy sektami Xiao i Hua sięgał daleko daleko i nikt już nawet nie pamiętał czego dotyczył. I to właśnie on, jako pierworodny syn swojego ojca miał za zadanie zostać partnerem kultywacyjnym syna przywódcy klanu Meishan Hua, sprawiając że pomiędzy nimi zapanuje pokój. Czuł się dumny z tego powodu. Posiadał status by to zrobić. Status i odrobinę cierpliwości. Tego dnia miał poznać swojego przyszłego partnera. Nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać, niemniej sam miał zamiar wyglądać dokładnie tak jak powinien wyglądać panicz Xiao. Dlatego też, wstał niemal godzinę wcześniej niż zwykle, by wziąć relaksującą kąpiel w olejkach, sprawiających że jego skóra wyglądała na jeszcze bardziej zdrową i jędrną niż zapewniał mu to młody wiek. Umył i wysuszył białe włosy, a kiedy pokojówki skończyły układać mu fryzurę, spojrzał na siebie w lustrze z zadowoleniem. Jego twarz promieniała, ah, był taki śliczny, że sam siebie podziwiał! A jednak mimo, że nie uważał by makijaż był mu potrzebny, myślał również że mógł pomóc swojej nieskazitelnej urodzie i kiedy korona z jadeitu znalazła się w jego włosach, przytrzymana uroczą szpilką, złapał za pędzelek i czerwonym atramentem narysował sobie kreski nad oczami, podkreślając naturalnie długie rzęsy i niezbyt często spotykany jasny kolor oczu, dodając mu odrobinę drapieżności. Na koniec zostawił sobie długie, sięgające ramion kolczyki i bransolety, które brzęczały cicho, kiedy podnosił się na równe nogi, pozwalając by służące ubrały go w ozdobne, odświętne hanfu. Szerokie rękawy zaszeleściły, kiedy obracając się przed lustrem przyglądał się przez chwilę z zadowoleniem, uśmiechając do swojego czarującego oblicza! Oh, naprawdę, naprawdę powinien trochę zbrzydnąć! W innym wypadku gotów był zakochać się sam w sobie!
- Gdzie jest Lian Qingge? – zapytał jedną z dziewcząt, kiedy już skończył się przeglądać. – Muszę mu się pokazać! – oświadczył, łapiąc w dłonie swój ukochany wachlarz.
- Um… Nie wiemy, Xiao Gongzi, cały czas byłyśmy tutaj – przeprosiła zaraz jedna, najodważniejsza, kłaniając się przed nim lekko.
   Chłopak zrobił na chwilę obrażoną minkę, ale zaraz uderzył wachlarzem w otwartą dłoń, zrezygnowanym gestem.
- Nie szkodzi, Su Yuolan! Sam go poszukam! – oświadczył radośnie, uśmiechając się do dziewczyny zanim sprężystym krokiem zostawił zaskoczone dziewczęta w pokoju. Żadna z nich nie podejrzewała, by narcystyczny panicz Xiao zapamiętał imię choć jednej z nich.
   Xiao Hunagyu miał wyśmienity humor. Przemierzając korytarze lodowego pawilonu nucił cicho pod nosem, ignorując rzucane mu spojrzenia, zastanawiając się, gdzie mógł znaleźć swojego przyjaciela. Teren sekty był ogromny! Kto mógł wiedzieć, gdzie on się schował?! A jednak, kroki chłopaka były całkiem pewne, kiedy przeszedł przez stołówkę, na której właśnie do śniadania zasiadali najmłodsi ze swoimi opiekunami, a potem przez pawilon szklanych nut, gdzie niewyraźna sylwetka jakiegoś ucznia pochylała się nad guqinem. Nie stracił rezonu przy pawilonie bibliotecznym, ani nawet przy łaźni, by ostatecznie wylądować na placu treningowym, gdzie ostatecznie znalazł starszego mężczyznę, musztrującego właśnie jakieś świeżynki z najniższego szczebla hierarchii sekty.
- Lian-ge! – zaczął krzyczeć już od samej bramy, machając mu na powitanie wachlarzem, zwracając tym samym uwagę młodszych uczniów.
- Gege! Gege, popatrz! Ładnie wyglądam? – zapytał już trochę ciszej, stając przed mężczyzną i obracając się, by mógł w pełni zobaczyć jego przepiękne, biało błękitne szaty z motywem płatków śniegu.
The Eternal Cherry Blossom Y_1
   Ciemność. Jego oczy były ślepe, a uszy głuche. Dryfował w tej ciemności, czując jakby coś ciężkiego siedziało mu na piersi, rozsadzając go od środka niewyobrażalnym do wytrzymania ciśnieniem. Co to było? Miał wrażenie, że tonie. Ostatni oddech uciekał mu z ust, razem z rozpaczliwym biciem serca. Było tak cicho. Tak pusto. Samotnie. Aż na raz w tej ciemności błysnęło światło. Jeden promień ugodził go w twarz, potem kolejny i kolejny. Wciągnął głośno powietrze nosem w płuca. Serce wybijające szaleńczy rytm zaczęło się uspokajać. Miał wrażenie jakby po wieczności spędzonej pod wodą w końcu znalazł się na powierzchni. Zniknął przyciskający go ciężar, za to pojawił się okropny ból głowy, który rozsadzał mu czaszkę. Co się działo?
- Ugh… - jęk wydostał się z jego ust, kiedy uchylił powieki, walcząc z tym, że nagle były tak ciężkie jak marmurowa płyta. Powoli do jego źrenic docierało światło, sprawiając że przez dłuższą chwilę mrużył oczy, próbując nie panikować. Przysłonił oczy dłońmi, ale kiedy tylko je dostrzegł, zmarszczył delikatnie brwi. To były jego ręce? Były jakieś takie… małe.
   Poczekał chwilę, czując że coraz więcej bodźców docierało do jego obolałego ciała, przeciwstawiając się przeszywającemu jego skronie bólowi, zmuszając go do wysiłku. Słyszał… szum wody, głosy ludzi, kroki, śmiech. Czuł zapach wilgoci, jedzenia, kadzidełek stojących na szafkach. Pod palcami wyczuwał miękkość posłania, w oczy kłuło go światło słoneczne. Rozejrzał się po pokoju, ale nie potrafił powiedzieć, gdzie w zasadzie się znalazł. Pokój był niezwykle bogaty, powiedziałby że wręcz luksusowy. Zbyt luksusowy jak na ubrania, które na sobie miał i które to, w kolorach jaskrawej czerwieni leżały złożone w kostkę na jednym z krzeseł. Miał wrażenie, że coś było nie tak. Kompletnie nie tak jak powinno. Nie potrafił jednak powiedzieć co takiego. Podniósł się do siadu, ale zaraz tego pożałował, kiedy ból przeszył jego czoło. Pochylił się, łapiąc się oburącz za twarz, mając wrażenie, że zaraz go rozerwie. Jeśli nie ból, to przeczucie, że powinien być gdzie indziej, że musiał iść i że… że umarł. Czy to było niebo? Było takie piękne, choć zdecydowanie zbyt ludzkie, by było boskim miejscem. A on? Kim on był?
- Hua Yingtao, ileż można na ciebie czekać?! – zza drzwi rozległo się zirytowane wołanie. Nie zareagował, pewien, że to nie było do niego, w końcu, nie znał nikogo, kto nazywałby się w ten sposób. Jednak chwilę potem drzwi otwarły się z impetem, a w środku pojawił się jakiś nastoletni chłopak, wymachując swoim mieczem w pochwie. Był całkiem wysoki, ale gdyby on sam stanął tuż obok, okazałoby się, że był od niego o całą głowę niższy. Miał długie brązowe włosy i piękne, ciemne oczy otoczone wachlarzem rzęs. Jego postawa nie wskazywała na kogoś o małej pewności siebie, jego donośny głos również.
- Oh, więc jednak nie śpisz?! Może ruszyłbyś się i łaskawie do nas dołączył? A może takie rzeczy są ponad tobą, hę? Shizun się denerwuje! A nam obrywa się za ciebie! – oświadczył młody mężczyzna, a on nadal nie miał pojęcia co się działo.
- Ki… G-gdzie jesteśmy? – zapytał, niemal pytając go, kim w zasadzie był. Miał wrażenie, że nie byłoby to zbyt dobre posunięcie, więc zmienił pytanie, mając nadzieję dowiedzieć się czegoś przydatnego.
- Jesteś taki głupi, że uderzyłeś się w głowę kładąc się na poduszkę? – zapytał chłopak z niedowierzaniem, zaplatając ręce na piersi. – Hua Yingtao, naprawdę jesteś nieznośny! Nie wiem jak Hua Meizi z tobą wytrzymuje! – oświadczył, ale zaraz westchnął, jakby miał do czynienia z kimś nie do końca przy zdrowych zmysłach. – Przybyliśmy tu wczoraj, pamiętasz? To Yueling Xiao, sekta, z którą mamy się zbratać. A w zasadzie, z którą twój zaprzysiężony brat ma się zbratać, więc byłoby miło, gdybyś ty, jego najlepszy przyjaciel w końcu ruszył się żebyśmy mogli iść razem na śniadanie – marudził chłopak, nieświadomie dostarczając mu cennych informacji.
- Już idę – obiecał, podnosząc się na równe nogi, choć nadal jego głowa odmawiała posłuszeństwa.
- Świetnie, idę powiedzieć Hua-xiong, że się obudziłeś i że nie musimy uciekać z jego własnego przyjęcia – rzucił jeszcze chłopak z przekąsem, zanim zostawił go samego.
   Kiedy wyszedł, mężczyzna natychmiast z powrotem opadł na łóżko. Więc miał na imię Hua Yingtao i miał zaprzysiężonego brata Hua Meizi. Musieli należeć do tej samej sekty, tak samo jak ten chłopak w czerwonych szatach. Byli gdzie? Yueling Xiao? Miał wrażenie, że skądś kojarzył tę nazwę, ale kompletnie potrafił sobie tego przypomnieć. W zasadzie, niczego nie pamiętał. Nawet tego jak wyglądał jego zaprzysiężony brat, a skoro byli ze sobą tak blisko, choćby on powinien zostać w jego wspomnieniach. Tymczasem czuł się jakby jego głowa była czarną dziurą. Jedyne wspomnienia jakie posiadał to te sprzed chwili i to uczucie tonięcia. To i dodatkowo przeświadczenie, że umarł. Miał za mało informacji, tymczasem nie mógł nawet pomyśleć. Ten człowiek wydawał się go znać i sugerował, że inni również go znali. Więc może… obserwując innych udałoby mu się dowiedzieć o sobie czegoś więcej?
   Skoro tak pomyślał, natychmiast podniósł się i zaczął ubierać, niezwykle sprawnie zarzucając na ramiona fragmenty odzieży, związując je w pasie czarnym, szerokim pasem. Wychodząc, kątem oka zobaczył jakiś ruch. Jego ręce samoistnie uniosły się, jakby szykował się do obrony, ale kiedy spojrzał w tę stronę jeszcze raz, dostrzegł skonfundowaną twarz młodego, przystojnego mężczyzny o długich, ciemnych włosach związanych w wysokiego kucyka i przewiązaną czerwoną wstążką. Poza tym, patrzyły na niego zdziwione niebieskie oczy, wyrażające taki szok, że potrzebował chwili, by zdać sobie sprawę z tego, że patrzył w lustro. Więc… tak wyglądał? On… Hua Yingtao? Kim był Hua Yingtao? Przyglądając się sobie w odbiciu dostrzegł, że ubrania jakie miał sugerowały kultywatora, to samo złoty rdzeń w swoim wnętrzu, który czuł, kiedy przymykał oczy i próbował się na nim skupić. Poza tym, jego dłonie były pokryte pęcherzami i drobnymi, dawno zagojonymi rankami. Walczył mieczem? Ale żadnego przy sobie nie miał… Wciągnął głęboko powietrze, próbując po zapachu dowiedzieć się czegoś o sobie, ale jedyne co poczuł to kadzidło i woń ziemi. Niewiele mu to dało…
   W końcu jednak odważył się opuścić pomieszczenie i przemierzając elegancki pawilon w barwach błękitu i bieli, gdzie z dachów zwisały sople, a na zmarzniętej ziemi warstwa śniegu, dojrzał w drugim końcu sporą grupę ludzi. Kiedy się zbliżył usłyszał kilka pogardliwych prychnięć i dojrzał jedno nieco bardziej przychylne spojrzenie. Czy to był jego zaprzysiężony brat?
- Przepraszam za spóźnienie – powiedział spokojnie, pochylając się w geście szacunku i przeprosin w kierunku najstarszego wśród młodzieży mężczyzny, wzbudzając tym samym kolejną falę szeptów.
- On chyba naprawdę uderzył się w głowę – prychnął ten, który przyszedł go obudzić, a widząc spojrzenie Yingtao, zrobił jeszcze bardziej niezadowoloną minę.
- To pewnie jakiś kolejny żart, nie zwracajcie na niego uwagi – powiedział ktoś, a reszta głosów zgodziła się z nim i zanim mężczyzna zdążył się zorientować co się dzieje, został na samym końcu krótkiego pochodu zmierzającego do pawilonu jadalnego…
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:44 pm}

The Eternal Cherry Blossom Q
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki był dzisiaj dzień. Dzień, który miał być pojednaniem dwóch, wrogich klanów przez setki lat żyjących ze sobą w negatywnych stosunkach, unikających jak ognia. I mimo, że nikt nie potrafił do końca wyjaśnić, co zapoczątkowało ten konflikt, nikt nie miał też odwagi pierwszy wyciągnąć rękę w geście pojednania. Dopiero nowi liderzy, młodsze pokolenie i okazja, która się nadarzyła sprawiło, że wreszcie zaczęto myśleć o zbudowaniu pozytywnych relacji między klanami. A nic nigdy nie zapewniało takiej ugody, jak związane ze sobą dwóch młodych kultywatorów więzłem silniejszym niż miłość.
To właśnie jego Xiao gongzi miał stać jednym spośród dwójki kultywatorów, którym przypadł ten “zaszczyt”. Lian Qingge nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia poza tym, że obiecał sobie do samego końca wspierać młodego panicza.
Gdy jednak nadszedł ten dzień, nagle okazało się, że ma pełne ręce roboty. Nagle spadły na niego wszystkie najdrobniejsze rzeczy, które musiał załatwić akurat dzisiaj, akurat tego dnia, toteż ani razu nie pojawił się w pobliżu Xiao Huangyu, znajdując milion powodów przez które nie miał dla niego czasu.
Kiedy dopilnował, że klan Hua bezpiecznie dotarł do nich ostatniego wieczoru i rozgościł się w pawilonach dla gości, zerknął do sali, w której miał odbyć się bankiet, upewniając się, że wszystko zostanie przygotowane do końca dnia. Ostatecznie zaszył się na placu treningowym, gdzie kazał przez kilka godzin stać młodziakom jedną nogą na pieńku, zachować nienaganną postawę, a przy tym utrzymać balans ciała i równowagę. Qingge był przy tym... bardziej niż surowy. Jego postawa emanowała dojrzałością, powagą i poczuciem, że należało się bezwzględnie go słuchać. Przynajmniej tak był właśnie odbierany przez nieznające go osoby, które bały się chociażby spojrzeć mu w oczy. W rzeczywistości Lian xiansheng wcale nie był... potworem.
— Miernoty. Tak waszym zdaniem trzyma się miecz? — uderzył kantem dłoni w przedramię jednego z uczniów, który niemal natychmiast zgiął się w pół, wypuszczając swój miecz z ręki. Lian Qingge spiorunował go wzrokiem, zakładając z powrotem dłoń za plecami, spokojnie przechodząc plac by przyjrzeć się dokładnie dostawie pozostałych, młodych kultywatorów.
Otworzył usta z chęcią skrytykowania kolejnego ucznia, którego ręce drżały tak, jakby z samego strachu przed nim miał zaraz wypuścić swoją broń. Donośne wołanie całkowicie wybiło go jednak z rytmu. Powędrował wzrokiem w stronę głównej bramy, dostrzegając wesoło maszerującego Xiao gongzi, który zmierzał w jego kierunku. Cóż... i tyle było z jego ukrywania się przed paniczem.
— A-Yu — przywitał się miękko, przyglądając się młodszemu, który okręcał się przed nim niczym mała śnieżyna wirująca w powietrzu. Piękne szaty z najcenniejszego materiału mieniły się w porannym słońcu, bransolety i kolczyki dźwięczały w rytm kolejnych obrotów, a kiedy Huangyu wreszcie się zatrzymał, Qingge uśmiechnął się z nikłym rozbawieniem, przyglądając się jego twarzy.
— Gustownie — odpowiedział z rozbawionym uśmiechem, odruchowo wyciągając rękę, aby opuszkami palców dotknąć go pod okiem ozdobionym czerwonymi kreskami. — Nie miałeś przypadkiem wystroić się dopiero na wieczór? — zauważył, drocząc się z młodszym na co zyskał oberwanie po ręce i pouczenie, że za chwilę popsuje mu cały makijaż, nad którym tyle pracował.
Słysząc za nimi szepty innych uczniów, odchrząknął nagle głośniej, na co młodsi kultywatorzy od razu wyprostowali się jak struny i umilkli. Qingge natychmiast jednak poprawił się, przypominając sobie, że nie powinien tak bardzo wymiękać przy młodszym. A jednak nic nie potrafił poradzić na to, że ten dzieciak rozczulał go coraz bardziej.
— Zjadłeś śniadanie? — zapytał i jak się okazało, trafił najwyraźniej w punkt. — Xiao Huangyu — upomniał go, przestając nareszcie się uśmiechać. Niby był już dorosły, a cały czas wydawał się istnieć w swoim świecie, zapominając o tak przyziemnych czynnościach jak chociażby niezaczynania dnia od pustego żołądka.
Qingge uniósł dłoń, pozwalając uczniom wreszcie odsapnąć, a kiedy ci rozeszli się po placu, zwrócił się jeszcze raz w stronę młodszego.
— No już. Wiesz, gdzie jest jadalnia —oznajmił, mając zamiar odesłać młodszego na posiłek. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie spod szaro-złotych oczu okalanych przez długie jak na młodzieńca rzęsy, by starszy ostatecznie zgodził się towarzyszyć mu przy śniadaniu. I znowu nie był w stanie mu odmówić.
The Eternal Cherry Blossom M

Meizi stresował się prawdopodobnie bardziej niż było to po nim widoczne. Z drugiej strony nie było się co dziwić młodemu następny klanu Hua, na którym spoczął obowiązek złączenia ze sobą dwóch, wrogich sekt. Czuł ciążącą na nim odpowiedzialność i mimo to, że nie był ani trochę gotowy na rozpoczęcie wspólnej drogi kultywacji, z osobą której nigdy na oczy nie widział, nie miał prawa się sprzeciwiać. Rozumiał powód, dla którego jego ojciec zdecydował się związać go z synem lidera klanu Xiao, szczególnie że z tego co słyszał, nie różnili się zbyt mocno wiekiem. Jeżeli miało to rzeczywiście sprawić, że nawiążą między sobą sojusz, mógł poświecić się wedle tego co nakazywał mu klan.
Mimo wszystko, kiedy przybyli do Yueling wcale nie czuł się w niej najlepiej. Nigdy wcześnie nie opuszczał swoich terenów na dłużej niż dzień, choć zdawał sobie sprawę, że powinien powoli przywyknąć do coraz częstszego przebywania w tym miejscu. A jednak ani panujący chłód, ani zima i sople lodu zwisające z dachu nie sprawiały, że czuł się choć trochę bardziej pewny siebie.
Prawdopodobnie tylko fakt, że nie był tutaj zupełnie sam, a wokół kręciły się osoby z jego klanu sprawiał, że nie było mu aż tak nieprzyjemnie od samego patrzenia na skute lodem jeziorka i płatki śniegu prószące z nieba.
— Gdzie jest Ying-ge? — dopytał jednego z młodszych uczniów, kiedy po dłuższym czekaniu na jego zaprzysiężonego brata, ten nadal się nie pokazał. Rozstali się dosyć późno w nocy, do końca zachodu słońca śmiejąc się z tego, że jeszcze chwila i zostanie Madam Xiao w świątyni płatków śniegu. Meizi wcale nie spieszyło się do tej roli, ale był wdzięczny przyjacielowi, że próbował ściągnąć z niego cały ten stres.
— Już wstał. Przekazałem mu, żeby się pospieszył — odparł Hua Mudan na co starszy zapewnił go, aby jeszcze chwilę poczekali. Zdawał sobie sprawę jaki jego przyjaciel potrafił być czasem roztrzepany i nie zdziwiłby się, gdyby po prostu zaspał.
Dostrzegając na końcu tarasu długie, falujące włosy opadające na szkarłatny materiał szaty, uśmiechnął się nieco cieplej na ten widok, krzyżując ręce na ramionach. Próbował udawać poważnego i karcącego, ale długo nie był w stanie utrzymać takiej powagi. Nigdy mu to nie wychodziło. Wyciągnął lekko dłoń złożoną w piąstkę w stronę Yingtao, mając zamiar przyjacielsko szturchnąć go w ramię za całe to ociąganie się. Zatrzymał się jednak w połowie myśli w momencie, gdy starszy ukłonił się przed całą gromadką uczniów, przepraszając za swoje spóźnienie. Sam Meizi poczuł się zupełnie zaskoczony reakcją starszego. Nie zaśmiał się jednak, rzucając tylko nieprzychylne spojrzenie w stronę osób, które nieco zbyt głośno zaczęły szeptać na temat jego brata.
Poczekał aż ci ruszą wreszcie w stronę pawilonu jadalnianego i gdy tylko ich dwójka została na samym tyle, rzucił przyjacielowi zmartwione spojrzenie.
— Wszystko w porządku? Źle spałeś? — zauważył, zerkając co chwila w stronę ciemnowłosego, kiedy spokojnie zaczęli podążać za resztą. — Eh. Ja też nie mogłem spać. Nie dość, że czułem się jak zamknięty w lodowej grocie to jeszcze umieścili nas w oddzielnych pawilonach. Bezsensu! — marudził cicho, tak aby przypadkiem żaden członek klanu Xiao nie podsłuchał ich rozmowy. Wolał jednak nie narażać się jeszcze bardziej przyszłej sekcie.
Po dotarciu do pawilonu, zajęli miejsce przy niewielkim stoliczku w samym kącie, darując sobie dosiadanie się do reszty uczniów. Byli przyzwyczajeni do własnego towarzystwa, w którym czuli się najlepiej. A kiedy dostali porcję swojego śniadania wraz z zieloną herbatą, młodszy ukradkiem przełożył kilka kluseczek na parze do miseczki należącej do jego brata.
— Ying-ge, zjedz coś. Od razu poprawi ci się humor — nadał policzki, udając jakby miał pogniewać się za to, jeśli jego przyjaciel dalej będzie taki... nieswój? Meizi nie potrafił nawet tego określić. Rozumiał, że sama wizyta w obcej im sekcie była zupełną nowością, ale nie musieli stresować się w swoim towarzystwie.
— Ah, właśnie. Czy pomógłbyś mi później z założeniem hanfu? Hua Zhongzhu chce żebym założył okazjonalne szaty na te specjalne przyjęcie, ale wiesz jaki mam zawsze problem z jego zawiązaniem — podrapał się po policzku, uśmiechając się leciutko zażenowany. Jednak dużo łatwiej było mu poprosić o pomoc osobę, którą dobrze znał niż kogoś ze służących klanu Xiao.
Za nim zdążyli dokończyć śniadanie, do pawilonu jadalnianego weszły kolejne osoby. Meizi prawdopodobnie nie zwróciłby nawet na nie uwagi, gdyby nie fakt, że już z daleka rzuciła mu się sylwetka pewnego młodzieńca, ubranego w odświętne hanfu, które podkreślił złotą biżuterią i wysokim upięciem włosów. Rzucał się w oczy i nie dało się go nie zauważyć. Co prawda nie widział jego twarzy, ale nie musiał bardziej się upewniać, że prawdopodobnie był to jego przyszły...
— Skończyłeś? Świetnie! Możemy iść! — wypalił, gwałtownie podnosząc się z miejsca. Aż kubeckzi z naparem z zielonej herbaty zadrżały od nagłego poruszenia stołem. Praktycznie od razu zgarnął Yingtao za ramię, ciągnąc go czym prędzej w stronę wyjścia, nie zważając na to, że jego przyjaciel prawdopodobnie nawet nie zdążył dojeść ostatnich klusek.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:45 pm}

The Eternal Cherry Blossom Bez_nazwy
Odpowiedź „gustownie”, nie leżała w kręgu tego, co Xiao Yu chciał usłyszeć na swój temat, o czym starszy mężczyzna doskonale wiedział, tak samo jak młodszy zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciel się droczył, a jednak i tak typowo już dla siebie wydął nieco obrażony policzki, uderzając delikatnie ramię starszego wachlarzem.
- Qingge! – powiedział obrażony, specjalnie wymawiając imię starszego bez szacunku, chcąc go trochę podenerwować. Oczywiście, niczego nie ugrał poza cichym, dystyngowanym śmiechem, połączonym z mrowieniem, kiedy mężczyzna dotknął jego twarzy opuszkami palców. Uwielbiał jego ręce! Naprawdę! Lian Qingge zawsze wyglądał nienagannie i schludnie, ukrywając wszystko co dotyczyło jego przeszłości nie związanej z klanem Xiao i tylko jego dłonie, które wcale nie były delikatne zdradzały, że mężczyzna wcale nie miał za sobą drogi usłanej płatkami róż. Niewiele osób mogło o tym wiedzieć i on sam, choć nigdy nie usłyszał choćby połowy jego opowieści, czuł się przez znajomość tego drobnego faktu odrobinę bardziej wtajemniczony.
Dopiero na odrobinę uszczypliwy ton mężczyzny, odtrącił jego rękę wachlarzem, znów posyłając mu obrażone spojrzenie.
- Popsujesz makijaż! – oświadczył, rozkładając przedmiot, by zakryć nim twarz, nie pozwalając by sytuacja się powtórzyła. – A wystroić się miałem tak, żeby wszyscy z klanu Hua wiedzieli kim jestem, nie powiedzieli o której godzinie mam się rzucać w oczy – zauważył, wzruszając lekko ramionami. Uwielbiał swój codzienny zestaw biało błękitnych szat, który był jednocześnie wygodny i elegancki, ale to właśnie odświętny strój sprawiał, że czuł się najpewniej. Kiedy podczas zwyczajnych dni jego status był podważany, kiedy tylko miał na sobie coś tak drogiego i ekstrawaganckiego, nikt nawet nie próbował powiedzieć mu czegoś niemiłego w twarz. Odstraszał ich splendor i zarozumiały uśmieszek Xiao Gongzi.
Słysząc ostre odchrząknięcie połączone z nieustępliwym spojrzeniem, jakie starszy posłał w stronę jego słodkich shidi, Huangyu zachichotał, ukrywając roześmiane usta za wachlarzem. Lian-ge zawsze starał się być taki straszny! Tylko on wiedział jak potrafił się śmiać do takiego stopnia, że herbata poszłaby mu nosem i że za tym surowym obliczem skrywało się wyrafinowane poczucie humoru. Takie, które on sam uwielbiał trącać i patrzeć jak twarz starszego rozjaśniał uśmiech. No i wiedział, że ten shizun miał do niego słabość. Wystarczyło zrobić do niego smutne oczy a cała jego surowość znikała jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. No chyba, że chodziło o jedzenie. Wtedy bywał nieugięty i to Xiao Yu był tym, który musiał przepraszać za swoje zachowanie.
- Oj no zapomniałem… Lian-geee, nie besztaj mnieee… - wyjęczał, przeciągając głoski jak dziecko, spoglądając na mężczyznę spod wachlarza rzęs jak upomniany przez właściciela szczeniak.
Widząc jednak, że nie ma rady, czy chciał, czy nie musiał iść zjeść, opuścił zrezygnowany głowę, przez chwilę szurając stopami w żwirze pokrywającym plac treningowy. Nie bardzo lubił tamto miejsce, zwłaszcza o takiej porze dnia, ale starszy niekoniecznie wiedział dlaczego.
- A pójdziesz ze mną? – zapytał ostatecznie, posyłając mu spojrzenie spod rzęs i usta wygięte w smutną podkówkę, która zniknęła natychmiast kiedy tylko mężczyzna zgodził się zjeść z nim. Xiao Hunagyu nie lubił jadać samemu, ale kiedy miał czyjeś towarzystwo, jego humor i apetyt od razu się poprawiał.
W towarzystwie Lian Qingge droga przez teren sekty była jeszcze przyjemniejsza niż samotny spacer. Podczas gdy kiedy przechadzał się sam, uczniowie sekty nie próbowali nawet zniżać głosu, kiedy o nim plotkowali, ba potrafili zatrzymać go i powiedzieć mu w twarz, co o nim myślą, kiedy szedł z nauczycielem, nie próbowali nawet patrzeć w jego kierunku bojąc się gniewu mężczyzny i dodatkowych wykańczających ćwiczeń. Powszechnie było wiadomo, że Xiao Gongzi był ulubieńcem Lian Xianshenga…
Dotarłszy do jadalni, Xiao Yu starał się nie zwracać uwagi na miny wszystkich dokoła, skupiając się na wlewających w jego serce nadzieję oczach przyjaciela. Od zawsze pocieszał się myślą, że po co mu byli fałszywi znajomi, którzy chcieli go oczerniać za jego plecami, skoro miał obok siebie kogoś takiego jak Qingge, który zawsze go rozumiał, szanował i pozwalał mu być sobą, akceptując wszystkie jego małe i duże dziwactwa. Poza tym, był zbyt dumny by zacząć się płaszczyć przed innymi albo zapewniać fałszywe przywileje tylko po to, by mieć znajomych mniej więcej w swoim wieku. Nie potrzebował czegoś takiego. Zdziwił się za to, kiedy dotarłszy do stołówki dojrzał pośród morza bieli i błękitu przebłysk czerwieni charakteryzujący klan Hua. Słyszał, że goście dotarli dnia poprzedniego, a jednak nie spodziewał się zobaczyć ich tak szybko. Jego serce zabiło szybciej, choć nie był pewien, czy to ze stresu czy podekscytowania, niemniej zatrzymał się raptownie, sprawiając że idący za nim Qingge wpadł na niego lekko.
- Wybacz, zagapiłem się – przeprosił go szybko, zezując na wyróżniający się z tłumu stolik, próbując znaleźć wśród uczniów innej sekty tego, który miał zostać jego partnerem. Nie potrafił powiedzieć, który z nich mógł być Hua Gongzi, bo wszyscy byli ubrani tak samo, do tego przez chwilę w drugim końcu sali mignęła mu jeszcze para czerwonych stroi, dodatkowo komplikując bezsensowne poszukiwania.
W końcu ruszył się z miejsca, zgarniając tacę i nabierając sobie z lubością bułeczek z mięsem gotowanych na parze.
- Lian-ge… - jęknął cierpiętniczo kiedy mężczyzna surowym wzrokiem utkwionym w jego twarzy i uniesionymi znacząco brwiami bezsłownie zmuszał go by dobrał sobie jeszcze warzyw. – Wiesz, że nie lubię zieleniny – marudził, niechętnie zgarniając miseczkę i niezadowolony z takiego obrotu sprawy odnajdując dla nich wzrokiem jakieś wolne miejsce. Akurat usiedli niedaleko stołu odzianego w czerwień i chcąc czy nie słyszeli prowadzoną przy nim rozmowę. Jakiś młodziak niezadowolony pakował sobie do ust łyżkę zupy.
- … jest tak okropnie nieodpowiedzialny! Shizun… dlaczego nie mogliśmy zostawić Yingtao w Meishan Hua? – zapytał chłopak, nie przejmując się absolutnie niczym, a na pewno nie tym, że ktoś spoza wąskiego grona ludzi z tej samej sekty mógł go usłyszeć.
- Mudan – upomniał go mężczyzna, wzdychając jakby przerabiali ten temat wiele razy i nadal, choć bardzo chcieli nic nie dało się z sytuacją zrobić. – Hua Yingtao jest zaprzysiężonym bratem Hua Gongzi, jak to sobie wyobrażasz, gdyby jeden został tak daleko od drugiego? – zapytał zmęczony, ucinając tym samym wszelkie rozmowy na ten temat przy czerwonym stole.
Xiao Yu do tej pory sprytnie wyjadający z talerza Qingge kluski, a podrzucający mu fragmenty swoich warzyw, zamarł z pałeczkami w połowie drogi do ust. Zaprzysiężony brat? Nie mogli się rozdzielić? Nie bardzo rozumiał, o co chodziło, ale nie do końca mu się podobało to co słyszał. Miał zostać partnerem jednej osoby, nie dwójki w pakiecie, do tego brzmiało to tak, jakby to on miał zostać trzecim kołem u wozu. Do tego, po chwili przy stole zaczęła się rozmowa o owym osobniku, a słowa jakie padały nie brzmiały zachęcająco, raczej jakby w progach Yueling Xiao pojawił się wyjątkowo problematyczny osobnik.
- Myślisz, że będą kłopoty? – zapytał cicho przyjaciela, grzebiąc bez przekonania w jedzeniu, tracąc apetyt.
The Eternal Cherry Blossom Y
Zdezorientowanie. To było to, co Hua Yingtao czuł przez większość czasu, podążając za czerwono ubranymi kultywatorami, mając obok siebie zmartwionego, nieco niższego mężczyznę o długich brązowych włosach. Wyglądał na pewnego siebie, ale również na mocno zestresowanego. I tylko on wydawał się go zwyczajnie i po ludzku akceptować. Doszedł do wniosku, że to musiał być Hua Meizi, jego zaprzysiężony brat. Ale co to znaczyło? Nie miał pojęcia. Starał się jednak zachowywać normalnie, tak normalnie jak mógł, nie mając bladego pojęcia co się działo.
- Taaaak… - zgodził się na podsuniętą mu wymówkę o zmęczeniu spowodowanym nowym miejscem i nieznanymi warunkami. – Tak tu… obco – dodał, wzruszając ramionami, starając się przy tym brzmieć nonszalancko.
Dotarłszy na miejsce, Yingtao był zaskoczony tym jak wielkim i głośnym pomieszczeniem okazał się pawilon jadalny. Nie był pewien, czy kiedyś widział tak dużo osób w jednym miejscu, ale nie czuł się komfortowo, nieustannie mając wrażenie, że z każdej strony czekało na niego jakieś zagrożenie. Nie potrafił się rozluźnić, cały czas będąc spiętym i z ręką krążącą u prawego pasa, jakby czegoś tam szukał, choć nie nosił żadnej broni. I znów, zastanawiał się, dlaczego tak było? Nie był pewien, gdzie powinien usiąść, podążał więc za Meizi, dając się zaprowadzić do oddalonego stoliczka. Nie był zbytnio głodny, ale skoro chłopak podrzucił mu więcej klusek, spokojnie zabrał się za ich zjadanie, stwierdzając że to najpewniej normalne, dzielić się z kimś bliskim przysmakami. Dlatego sam poczęstował brązowowłosego swoim smażonym tofu, nieświadomie trafiając w jego gust. A może podświadomie pamiętał, że Hua Meizi to lubił?
- Jasne, nie chcemy żeby Shizun się zdenerwował, ani żebyś ty przyszedł na przyjęcie krzywo ubrany – zauważył, starając się brzmieć nieco bardziej żartobliwie. Mężczyzna cały czas miał wrażenie, że był uważnie lustrowany i tylko myśl, że skoro z drugim kultywatorem byli ze sobą blisko, to było całkiem normalne, że się nim przejmował.
Przez chwilę jedli w milczeniu, spoglądając na siebie od czasu do czasu i wymieniając znaczące spojrzenia, Ying miał wrażenie, że powinien wiedzieć o co chodzi, więc powtarzał gesty chłopaka, chociaż nie miał pojęcia o co chodziło. Tym bardziej nie zrozumiał, kiedy ten nagle zerwał się ze swojego miejsca i nie pozwalając mu dokończyć swojej cudownie gorącej herbaty pociągnął do wyjścia.
- M-Meizi! – zawahał się przed wypowiedzeniem jego imienia, ale ostatecznie zmusił się by zwrócić się do niego tak bardzo nieformalnie, że poczuł ukłucie niezręczności.
Dopiero kiedy przystanęli gdzieś w okolicach pawilonu bibliotecznego, dojrzał wyraz twarzy chłopaka. Nie był… szczęśliwy. Raczej przerażony, zestresowany i nie mający pojęcia co ze sobą zrobić. Hua Yingtao poczuł, że nawet jeśli teraz go nie pamiętał, to nadal nie chciał widzieć takiego wyrazu na jego przystojnej, ale w gruncie rzeczy całkiem słodkiej twarzy. Co zrobiłby przyjaciel w takiej sytuacji? Do głowy przyszło mu tylko jeden sposób na pocieszenie go i choć czuł się trochę niezręcznie, ostatecznie zbliżył się na krok do niższego mężczyzny i otoczył go lekko ramionami, klepiąc go nieporadnie po plecach.
- Będzie dobrze – powiedział, chcąc brzmieć bardziej pewnie niż czuł się w rzeczywistości.
Odsunął się po chwili, odchrząkując nieco niezręcznie i rozglądając się dokoła. Dopiero teraz tak na dobrą sprawę zobaczył to miejsce i musiał przyznać, że choć mróz nieco gryzł go w nos, a płatki śniegu osiadały mu na włosach, ta biel i sople lodu, tańczące w powietrzu śnieżynki miały niewątpliwie swój urok.
- Hej… może, skoro już tu jesteśmy, pozwiedzamy trochę? – zaproponował, uśmiechając się zachęcająco, choć nienachlanie.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:46 pm}

The Eternal Cherry Blossom Q
Nigdy w życiu nie przyznałby się na głos, że może mieć słabość do tego rozczulającego, czasem nieporadnego dzieciaka, który cały czas wymagał jego opieki, jego interwencji i dopilnowania, że się na zagłodzi, że wstanie o właściwiej porze i nie prześpi całego poranka, że nie wpakuje się w żadne kłopoty plącząc się sam po Yueliang. Huangyu był dla niego cały czas dorastającym dzieciakiem i nie umiał sobie wyobrazić by tak nagle miał zyskać partnera kultywacyjnego... i połączyć ze sobą dwa klany. Prawdę mówiąc, do ostatniej chwili liczył, że Hua Meishan po prostu się nie zjawiał, że cały ten niecnym plan legnie w gruzach i nic się nie zmieni.
Z bolączką musiał przełknąć widok czerwonych szat, którem mieszały się na tle tych błękitnych, należących do klanu Xiao. Lian Qingge odchrząknął cicho, wchodząc w głąb pawilonu, starając się zignorować fakt, że nagle zrobiło tu się tak obco. Nie miał zamiaru z nikim rozmawiać. Wystarczyło mu towarzystwo Xiao Gongzi, dla którego zgodził się tutaj przyjść. Dopilnowawszy, że ten dołożył do swojego śniadania wystarczająco dużo warzyw, zajęli wreszcie miejsce przy stoliku, który dopiero co się zwolnił.
Qingge z początku starał się zignorować zawzięte dyskusje odbywające się stolik dalej. Nie wypadało im podsłuchiwać, tym bardziej obcego klanu. Niestety jeden z uczniów Hua rozmawiał na tyle głośno, że w pewnym momencie nie dało się go nie słuchać. Starszy zmarszczył brwi, nie przepadając za tego typu zachowaniem. Szczególnie nie podobało mu się to, w jaki sposób ktoś wypowiadał się za plecami drugiej osoby. Mrużąc lekko oczy udał, że wcale nie widzi A-Yu podbierającego mu z talerza kluseczki na parze i upychający do jego resztki warzyw, których nie chciał jeść. Wreszcie westchnął cicho i pokręcił głową, zerkając na młodszego.
Poczekał aż osoby ze stolika obok skończą jeść i wyjdą z pawilonu. Dopiero wtedy ciemnowłosy uznał, że mogą powrócić do tematu, który tak zmartwił Xiao Gongzi.
— Posiadanie zaprzysiężonego brata niczego nie zmienia. To partner kultywacyjny dzieli się z tobą swoją energią duchową i doskonali twój rdzeń. Jakichkolwiek zwyczajów by nie mieli, nie masz się czym przejmować — starał się uspokoić Huangyu, na sam koniec uśmiechając się nieznacznie. — Już się robisz o niego zazdrosny, mimo że jeszcze nawet go nie znasz? — zagadnął, obdarowując młodszego rozbawionym spojrzeniem. Uwielbiał obserwować, gdy jego policzki zamieniają się w dwie, słodkie kluseczki i udaje, że się dąsa.
Po skończonym śniadaniu Qingge zaproponował, że skoro mają jeszcze sporo czasu, mogą poćwiczyć malowanie na płótnie. Chciał przy tym trochę odciążyć myśli młodszego, które na pewno mimowolnie goniły w stronę wieczora. Mieli chwilę by chociaż trochę wyciszyć się przy malowaniu obrazów.
— Nie zachlap rękawów — upomniał go, srogo obserwując długie końce szat, które młodszy prawie zanurzył w atramencie. Mężczyzna aż wstrzymał oddech, podchodząc do niego i czym prędzej podwijając mu rękawy, aby te nie wylądowały przypadkiem w tuszu.
Kiedy zbliżał się wieczór, Xiao Zongzhu zgarnął gdzieś swojego syna, wyraźniej mając zamiar przygotować go na oficjalne przywitanie klanu Hua. On z kolei nie był dłużej im potrzebny, toteż zmuszony był zaszyć się gdzieś w pawilonie wraz z pozostałymi uczniami i shizunami. Zajmując samotnie miejsce przy jednym ze stolików, nie spodziewał się, że już chwilę później dosiądzie się do niego mężczyzna, którego szaty w kolorze szkarłatu od razu przykują jego uwagę. Nie wyglądał mu na ucznia.
— Przepraszam. Zostałem odesłany, że mogę znaleźć tutaj Lian Shizuna — zagadnął na co jedna brew ciemnowłosego mimowolnie drgnęła.
— I dobrze trafiłeś — kiwnął głową, zachęcając mężczyznę, aby dosiadł się do niego, skoro i tak nie miał żadnego lepszego towarzystwa. Ciekaw był o co dokładnie chodziło.
— Szkiełko wiele ułatwia. Liu Shuren, niezmiernie mi miło.
— Szkiełko? Więc w Hua jestem znany tylko za... szkiełko? — zagadnął, sięgając do swojego naparu z zielonej herbaty, aby wziąć niewielkiego łyka. Mógł już się domyślić, że najwyraźniej ma do czynienia z jednym ze starszyzny klanu Hua, który był zapewne nauczycielem Hua Gongzi.
— Ze szkiełka i... niezwykle niekompromisową walkę mieczem —wyjaśnił Shuren, unosząc z rozbawienia kącik ust.
— Niekompromisową? Ciekawe określenie na coś tak bestialskiego — parsknął cicho, nie spodziewając się, usłyszeć coś podobnego. Dawno nie spotkał kogoś kto zajmowałby podobne stanowisko do jego, a skoro Shuren sam wydawał się zainteresowany jego osobą, postanowił nie zbywać go tak od razu, zgadzając się na chwilę rozmowy, tak by nie musieć wisieć cały czas wzrokiem na Huangyu. Zdecydowanie potrzebował przenieść uwagę na coś innego.
The Eternal Cherry Blossom M
Był okropnie zestresowany! Nie mógł w końcu pokazać się Xiao Gongzi w tak prostej odsłonie, kiedy wciąż miał na sobie szaty swojego klanu, które nie wyróżniały się niczym szczególnym. Jedynie jego sekta potrafiła docenić ciemny kolor szkarłatu, który świadczył o jego wysokim stanowisku. Jako syn lidera nigdy jednak nie wywyższał się ponad innych, ceniąc sobie skromność. Dopiero przy Xiao... czuł, że zaczyna mu czegoś brakować. Naprawdę zależało mu by zrobić dobre pierwsze wrażenie. Wszyscy w końcu tak bardzo na niego liczyli. Nie chciał nikogo zwieść. Praktycznie uciekając z pawilonu jadalnianego, przystanął gdzieś dopiero przy bibliotece, upewniając się czy aby na pewno nie został zauważonym i nikt za nimi nie podąża. Niestety nigdy nie potrafił zbyt dobrze ukrywać swoich uczuć, toteż już z góry było widać, że coś jest nie tak. Jego spojrzenie było rozbiegane, dłoń zaciskała się na pochwie od miecza, a sam Meizi nie potrafił skupić się na tym, co mówił jego przyjaciel. Uspokoił się dopiero gdy poczuł rękę obejmującą go lekko za ramię i aż spojrzał ze zdziwieniem na starszego, Wiedział, że może zawsze liczyć na jego wsparcie, a jednak Yingtao zwykle okazywał mu je w nieco inny, nie tak bezpośredni sposób. Spodziewał się raczej uszczypnięcia w ramię i próby poprawienia mu humoru.
— Hm. Mamy jeszcze trochę czasu — zgodził się, przystając na pomysł ciemnowłosego, że mogli rozejrzeć się po Świątyni Płatków Śniegu i odciągnąć myśli od wieczornej uroczystości. Podejrzewał, że będą mieli jeszcze sporo czasu, aby zatęsknić za kwitnącymi wiśniami i ciepłym wiatrem jaki otulał zawsze Meishan.
— Słyszałem, że gdzieś są tutaj ukryte gorące źródła. Może ich poszukamy? — zagadnął konspiracyjne do przyjaciela uważając, aby nikt ich nie usłyszał. Musieli radzić sobie jakoś z tymi mrozami! Na pewno istniało miejsce, gdzie mogli zażyć rozgrzewających kąpieli i Meizi miał ochotę je znaleźć. Razem ruszyli więc wzdłuż głównej dróżki, debatując nad klanem Xiao. Cicho plotkując o sekretnych miejscach, do których dostęp mieli tylko nieliczni uczniowie.
Późnym popołudniem musieli wrócić do swoich pawilonów, gdzie czekało na niego przygotowane przez klan Xiao, odświętne hanfu. Meizi odesłał jednak wszystkie służki tłumacząc, że sam sobie świetnie poradzi. Zamiast tego poprosił, żeby Yingtao był przy nim, gdyby ewentualnie miał problem z założeniem czegoś. Nie lubił przebierać się przy zupełnie obcych mu osobach, a jego przyjaciel był jednym z nielicznych, przy którym czuł się po prostu swobodnie.
Strój składał się w wewnętrznych białych szat i koszuli, które ozdobione zostały złotymi nićmi. Na to niebieski top z haftem płatków śniegu oraz gruby pas, którym związał się w talii. Chwilę męczył się z niebieską wstążką i jadeitowym wisiorem, który powinien mieć zawiązany na biodrach, a kiedy jego cierpliwość wyraźnie dobiegła końca, zerknął prosząco na Yingtao.
— Hej, pamiętasz, jak się to wiązało? — posłał mu maślane spojrzenie, stojąc nieporadnie z na wpół zawiązanymi szatami. Jedna część krzywo ciągnęła się w dół po ziemi i Meizi musiał przyznać, że naprawdę przeliczył swoje zdolności. — Yh, Ying-ge wyglądam okropnie! — jęknął rozżalony, odwracając się od dużego lustra. Stres wyraźnie dawał mu się we znaki.
Dopiero z pomocą swojego przyjaciela udało im się wspólnie doprowadzić jego wygląd do porządku, włącznie z zawiązaniem włosów w wysoki kucyk, na którego czubek wsunięta została ozdobna spina. Młodszy podziękował z wdzięcznością za pomoc i nareszcie mogli ruszyć w stronę pawilonu gościnnego, w którym miało odbyć się przyjęcie. Przed wejściem natrafili na zgromadzonych uczniów z klanu Hua oraz Hua Juelaia.
— Hua Yingtao, wręczysz podarek dla Xiao Gongzi — oznajmił lider klanu wskazując na ozdobny kuferek z drzeworytem kwitnącej wiśni, w którym znajdowała się elegancka spina do włosów w barwach purpury, Odbijała od siebie światło, błyszcząc na wszystkie strony. Inni uczniowie klanu spojrzeli po sobie, zaczynając szeptać za plecami, dlaczego Hua Zongzhu wybrał do tego tak nieporadną osobę jaką był Yingtao. — Jeszcze potknie się o własną szatę i upuści! — mówili za jego plecami, dopóki lider nie posłał im upominającego spojrzenia.
Razem wykroczyli do przystrojonego pawilonu jednak przed zajęciem wyznaczonych dla nich miejsc, Hua Juelai skierował się wraz ze swoim synem, aby bezpośrednio przywitać się z klanem Xiao. Meizi aż wstrzymał na moment oddech, podchodząc do starszyzny. Mężczyzna wyglądał tak postawnie, elegancko i młodszy natychmiast opuścił głowę w dół, kłaniając się przed starszym.
— Xiao Zongzhu, jesteśmy ogromnie wdzięczni za waszą gościnność. Cieszymy się niezmiernie, że nasze sekty będą nareszcie miały okazję się zjednoczyć — zwrócił się lider klanu Hua, wymieniając z mężczyzną porozumiewawcze spojrzenia. Kiedy pierwsze przywitanie mieli już za sobą. Zaraz potem przywołał do siebie gestem ręki Yingtao, wskazując na niedużą szkatułkę. — W ramach wdzięczności chcielibyśmy przekazać ten oto drobny podarek Xiao Gongzi i mamy nadzieję, że nadarzy się okazja, aby także odwiedził Mieshan Hua — oznajmił mężczyzna i dopiero teraz spojrzenie Meizi powędrowało w stronę przyszłego lidera klanu Xiao, a także... jego przyszłego partnera kultywacyjnego, z którym nigdy wcześniej nie miał kontaktu.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:47 pm}

The Eternal Cherry Blossom Bez_nazwy
To nie było do końca tak, że Huangyu martwił się samą obecnością kogoś takiego jak zaprzysiężony brat. Przerażał go raczej fakt, że nie miał pojęcia, kim taki brat w zasadzie był i jaką funkcję spełniał. Do tego martwił się wieloma innymi rzeczami, o których wstydził się choćby pomyśleć, a co dopiero zapytać. Samo słowo „partner” sprawiało, że w młodym umyśle chłopaka pojawiały się różne wizje, niekoniecznie takie, o których miałby odwagę powiedzieć. No i nie bardzo miał kogo zapytać o to, jak w zasadzie wyglądało takie dzielenie się rdzeniem i energią, bo Qingge z tego co Xiao Yu wiedział, owego nie posiadał, a jego ojciec, choć przecież miał żonę, nie byli partnerami kultywacyjnymi. W zasadzie przepiękna Xiao Luoyang w ogóle nie była kultywatorem. Z nikim innym chłopak nie znał się na tyle, by o to zapytać. No i bał się, że usłyszy coś, czego wolałby nie wiedzieć. W końcu taki partnerstwo to niemal jak małżeństwo, a w zasadzie nawet nieco bardziej formalne i wiążące, bo raz połączonego rdzenia nie dało się znów rozdzielić. Stresował się, przejmował się i peszył za każdym razem gdy ktoś o tym mówił, mając wrażenie, że cała ta wspólna kultywacja była czymś niezwykle intymnym, a on… on nic nie wiedział!
Niemniej nie chciał nikomu pokazać jak mocno się tym wszystkim stresował, tym bardziej nie starszemu, który na pewno wyśmiałby go za jego niewiedzę… Dlatego jak zawsze ukrył zawstydzenie, napychając policzki powietrzem, wyglądając jakby się dąsał. Wesoła mina Lian Qingge w takich momentach, jego uśmiech i ciepłe spojrzenie zazwyczaj poprawiały mu humor i mógł dalej kroczyć pawilonami Świątyni Płatków Śniegu z pewnym siebie uśmieszkiem.
- Nie jestem zazdrosny! – powiedział jeszcze, chcąc mieć ostatnie słowo, a potem już nie zwracał uwagi na zaczepki starszego, szybko kończąc swoje śniadanie. Teoretycznie powinien być przyzwyczajony do tego, jak głośno było w jadalni, ale tego dnia miał wrażenie, że wszyscy zaczęli rozmawiać, sprawiając że zwykły harmider stał się dwa razy bardziej intensywny, kłując go w uszy i sprawiając, że był tylko mocniej podenerwowany, a dobry humor z rana zaczął z niego drastycznie ulatniać.
Malowanie na płótnie było tym, czego było mu trzeba i kiedy został wezwany przed oblicze rodziców, nie czuł się już aż tak zdenerwowany, choć nadal z tyłu głowy czuł napięcie spowodowane jednak połowicznie podekscytowaniem. W końcu nawet jeśli Hua Gongzi miał być w pierwszej chwili kimś obcym, było to jednocześnie najgorszym i najlepszym co mogło się stać. Nie będzie znał plotek, nie będzie znał uczniów, którzy z niego szydzili, do tego mieli przecież szansę się zaprzyjaźnić, a na to, Huangyu po cichu mimo wszystko liczył. Dlatego z nieco bardziej optymistycznymi myślami wkroczył w Pawilon Sopli Lodu, gdzie swoje komnaty miał jego ojciec i matka, a których to znalazł w ich najbardziej prywatnej części, gdzie mogli być po prostu sobą i nie przejmować się splendorem i aż tak bardzo utrzymaniem nienagannego wizerunku. Dlatego też sam Xiao Yu, kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, pobiegł przed siebie, potykając się o szatę, by wpadłszy do pomieszczenia, odnaleźć wzrokiem Xiao Bingzhu i ze szczerym śmiechem wpaść mu w ramiona.
- A-Yu, nie biegaj bo zrobisz sobie krzywdę – westchnął starszy około trzydziestokilkuletni mężczyzna o dostojnej przystojnej twarzy i pewnych siebie oczach, które według Huangyu miały w sobie całą charyzmę tego świata.
- Przyszło?! – zapytał zamiast przeprosin chłopak, wczepiając się palcami w bogate szaty ojca i opierając brodę na jego piersi, podczas gdy patrzył w górę wzrokiem szczeniaczka.
- Hunagyu – upomniał go mężczyzna, na co niezadowolony młodzieniec, nadął obrażony wargi, ale posłusznie odsunął się, by złożyć przed nim samym wyrazy szacunku, a potem posyłając szeroki, radosny uśmiech siedzącej przy stole kobiecie, powtórzyć ruch, kłaniając im się głęboko, zanim znów dopadł do mężczyzny, tym razem nie mając zamiaru dać się tak łatwo spławić.
- Kochanie, nie drocz się, przecież po to kazałeś mu przyjść – zauważyła śliczna, bardzo elegancka, ale również ciepła kobieta, wskazując podbródkiem miejsce obok siebie, chichocząc wdzięcznie, kiedy białowłosy znów potykając się o swoje szaty podbiegł, by usiąść naprzeciwko i opierając łokcie o stolik, a brodę na rękach, czekać z wytęsknieniem na to, o czym czasem myślał z wypiekami na twarzy, a czego nie mógł się doczekać.
- A-Yang, przysięgam, to przez ciebie jest taki rozpieszczony! – parsknął lider sekty Xiao, specjalnie przeciągając moment, w którym przysiadł się do stolika, testując cierpliwość Xiao Yu, na szczęście ten przyzwyczajony do gierek ojca ani drgnął, choć wewnętrznie rozsadzała go ciekawość. A kiedy jeszcze w dłoniach mężczyzny pojawiło się płaskie pudełko, prawie podskakiwał na swoim miejscu, już w tym momencie chcąc zobaczyć.
Podał pudełko białowłosemu, a on szybko otworzył je, wciągając głośno powietrze nosem. Niby wiedział czego się spodziewać, w końcu samodzielnie zaprojektował podarek, który miał wręczyć tego dnia Hua Gongzi, nie był jednak aż taki pewien, czy coś, co on sam narysował miało ostatecznie przyjąć akceptowalny społecznie kształt. A jednak, leżący na poduszeczce sześcioramienny płatek śniegu był piękny. Delikatny, choć mocny, wykonany z białego jadeitu. Patrząc na niego, próbował powstrzymać rumieńce na samą myśl, że był na tyle arogancki i odważny, by w symbol ich klanu wpleść symbol klanu Hua. Maleńki kwiatek był podstawą całej śnieżynki, tworząc kompozycję, która była zachwycająca w tym jak delikatna się wydawała.
- Jest prześliczny – powiedziała Luoyang, głaszcząc delikatnie syna po głowie, poprawiając przy tym kilka kosmyków włosów, które wypadły mu z fryzury, tylko po to, by po chwili zostawić je luźno. Wyglądał tak młodo i delikatnie, nigdy nie sądziła, że będzie mieć tak śliczne dziecko, a jednak Huangyu z roku na rok stawał się tylko piękniejszy.
- Myślisz, że mu się spodoba? – zapytał, nie odrywając wzroku od białej śnieżynki, która miała stanowić dowód na plan połączenia ich dwóch sekt, a ilość ramion śnieżynki równość jaką Hua Gongzi zyskiwał przyjmując prezent, stając się tym samym częścią klanu Xiao.
- Powinniśmy już iść – powiedziała łagodnie kobieta wyrywając Huangyu z zamyślenia. Martwiła się o niego, ale widząc pewny siebie, tak znajomy zadziorny uśmieszek, przestawała, jej dziecko zawsze było takie zaradne, wierzyła że ze wszystkim sobie poradzi.
Xiao Yu nie był tego aż taki pewien, niemniej z dumnie uniesioną głową kroczył pawilonami w otoczeniu rodziców w stronę swojego przeznaczenia. Sala, w której zazwyczaj odbywały się uroczystości była pięknie przystrojona w płatki śniegu i kwiaty, jakby za wszelką cenę starano się udowodnić, że nie tylko klan Xiao w tym wszystkim grał pierwsze skrzypce. Ludzi było mnóstwo i paradoksalnie im więcej ich Huangyu widział, tym bardziej pewnie stawiał swoje kroki, uśmiechał się i starał wyglądać jakby niczego nie żałował, a w jego sercu nie kiełkowały ziarna niepewności. A kiedy Hua Juelai wystąpił przed szereg w towarzystwie tak samo jak on bogato, choć gustownie ubranego młodego mężczyzny, Xiao Yu wstrzymał oddech.
- Hua Zhongzu, pragnę powitać ciebie i twoich uczniów na terenie Świątyni Płatków Śniegu w imieniu swoim, swoich przyjaciół, uczniów i najbliższych, mamy nadzieję, że czas jaki przyjdzie nam razem spędzić będzie owocny i pozwoli nam w pełni zapomnieć o dawnych urazach, które z nami mają już niewiele wspólnego – powitał klan Hua Xiao Bingzhu, a zaraz po jego słowach rozległ się jeden, wspólny, zsynchronizowany krzyk.
- Ambicją sięgamy wyżej nieba, w drodze ku przyszłości, z wami czy bez was, będziemy przeć do przodu!
Xiao Yu również dołączył do skandowania, choć nie zamierzał podnosić głosu i tak jego serce przepełniała duma. Oh, był taki dumny, był tak szczęśliwy, że to dzięki niemu ta świetlana droga ku przyszłości dla jego klanu mogła się otworzyć. Znów zszedł na ziemie słysząc głos lidera klanu Hua, spojrzał na niego, przenosząc wzrok na jego syna… znów nie będąc w stanie stwierdzić, co właściwie się z nim działo. Chłopak był jego wzrostu, o pięknych brązowych włosach zebranych w wysokiego kucyka, którego końcówka opadała figlarnie na jedno ramię. W błękicie wyglądał naprawdę dostojnie, ale to nie ubiór zwrócił największą uwagę Xiao-Yu, a oczy nieznajomego. Pod spojrzeniem tych jasnych, świdrujących go oczu poczuł się… okropnie głupio. Posłał mu zuchwały uśmiech, jednym sprawnym ruchem otwierając swój wachlarz by ukryć za nim choćby kawałek twarzy, kiedy drugi chłopak zbliżył się, by podać mu pudełko z przepiękną szpilką do włosów.
- Dziękuję za ten niezwykle cenny podarunek. Ja również chciałbym podarować Hua Gongzi drobny upominek, który upoważnia go do wkroczenia w każdy zakamarek Świątyni Płatków Śniegu na dowód tego, że klan Xiao jest szczery w swoich intencjach – powiedział czystym, pewnym siebie głosem, odbierając pudełko z jadeitowym płatkiem śniegu od ojca i podając go mężczyźnie, który wcześniej się do niego zbliżył. A kiedy ten odszedł, Xiao Yu odwrócił delikatnie głowę, zakrywając połowę twarzy wachlarzem, mając wrażenie, że kiedy tylko Hua Gongzi spojrzy na ten kwiatowy płatek śniegu, jego policzki natychmiast staną się szkarłatne jak szaty klanu Hua.
The Eternal Cherry Blossom Bez_nazwy
Nie był pewien, jak w zasadzie wypadał w swojej roli czyjegoś zaprzysiężonego brata, ale kiedy razem z Meizi przechadzali się pawilonami pełnymi śniegu i lodu, miał wrażenie że chyba całkiem nieźle mu szło. Zestresowany Hua Gongzi nie zwracał uwagi na jego czasem dziwne, niecodzienne odruchy, jak sięganie do lewego biodra po miecz, którego nie miał, czy szukanie czegoś za paskiem swojego prostego uczniowskiego stroju. Yingtao miał wrażenie, że czegoś mu brakowało, ale nie potrafił jasno określić czego, poza wspomnieniami, starał się więc sprawiać pozory i zachować spokój. W końcu takie rzeczy się zdarzały, prawda? On sam nie czuł się jakoś… dziwnie. Był tylko trochę zmęczony. Poza tym, jego ciało słuchało go jakby od zawsze należało do niego, niższy o głowę chłopak idący tuż obok, a przy którym on sam czuł się bardzo swobodnie, również nie wydawał się zauważyć czegoś dziwnego, dlatego w tamtym momencie stwierdził, że najlepiej było sprawę przeczekać i dopiero potem zacząć ewentualnie martwić innych. Tak. Z tego co zdążył się dowiedzieć on i jego zaprzysiężony brat Hua Meizi znajdowali się w klanie Xiao, gdzie Meizi miał oficjalnie przypieczętować sojusz z klanem Xiao, zgadzając się zostać partnerem kultywacyjnym syna przywódcy klanu Xiao. Na szczęście oba klany nie chciały wrzucać młodych ludzi w małżeństwo bez wcześniejszego zapoznania, dlatego najpierw uczniowie klanu Hua mieli spędzić miesiąc w klanie Xiao, a potem uczniowie klanu Xiao mieli pojawić się w Nabrzeżu Dzikich Wiśni, w tym samym celu.
Hua Yingtao rozumiał sytuację w jakiej się znalazł. A w zasadzie w jakiej znalazł się on i jego brat, który na siłę próbował znaleźć sobie zajęcie, by nie myśleć o wieczornym przyjęciu. I choć mężczyzna nie miał pojęcia jak mu pomóc, starał się z całych sił, odnajdując coraz to nowsze plotki i historyjki, które mogli zasłyszeć od miejscowych służących i uczniów klanu Xiao. Co prawda miał wrażenie, jakby w życiu się tyle nie nagadał co w tamtym momencie, ale kiedy patrzył na rozbawioną minę Meizi stwierdzał, że no cóż, choćby tylko po to warto było otworzyć usta.
Nadszedł jednak moment, w którym musieli zakończyć swoje małe zwiedzanie i przygotować się na bankiet. Yingtao nie był pewien, czy i on powinien się przebrać, niemniej widząc jak niepewnie Meizi trzymał w dłoniach poszczególne elementy szat, nie zamierzał wychodzić póki każdy miał nie znaleźć się w odpowiednim miejscu na ciele mężczyzny. Usiadł na łóżku i przyglądał się w ciszy jak kolejne fragmenty ubioru lądowały krzywo ułożone na ramionach Meizi, czując coraz więcej rozbawienia połączonego z rozczuleniem. A kiedy jeszcze Hua Gongzi poprosił go o pomoc, natychmiast podniósł się, by do niego podejść.
- Cóż… w tym momencie faktycznie nie prezentujesz się zbyt porządnie – parsknął, stwierdzając że skoro byli sami, a i sam Meizi nie zamierzał go w żaden sposób, poza słodkim gege tytułować, on tym bardziej powinien sobie darować. Choć w pierwszym momencie było to niezręczne, po całym dniu używania imienia chłopaka, Yingtao przyzwyczaił się do tego jak brzmiało mu na języku.
- Ale kiedy poprawimy to… i to… - mamrotał do siebie, wygładzając zmarszczki i lokując poszczególne fragmenty bogatego stroju tam gdzie było ich miejsce, dopóki nie był absolutnie pewien, że wszystko było w porządku. – No… teraz, Hua Gongzi, wyglądasz… wow… niebieski naprawdę ci pasuje – stwierdził zanim ugryzł się w język, ale taka była prawda, chłopak wyglądał fenomenalnie. Długie, szerokie rękawy sprawiały, że jego sylwetka nabierała smukłości, a błękitny kolor szat podkreślał niezwykłą barwę jego oczu. Miał wrażenie, że odrobinę zbyt długo się na niego gapił, ale naprawdę nie potrafił oderwać od niego spojrzenia. W końcu Hua Meizi czy zdawał sobie z tego sprawę czy nie, był naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną.
Kiedy oboje byli już przebrani, choć szaty Yingtao pozostały przy czerwonej barwie, dołączyli do… jak się po chwili mężczyzna dowiedział, samego Hua Juelaia, przywódcy sekty Hua! Nie spodziewał się przy tym, podobnie jak reszta przybyłych z nimi uczniów, że to on zostanie poproszony o przekazanie podarku Xiao Gongzi. Przez chwilę chciał zaprotestować, stwierdzić, że nie był godzien, a jednak kiedy słuchał głośnych narzekań i niepochlebnych słów na swój temat, uparcie milczał, kłaniając się jedynie liderowi w geście podziękowania za okazane mu zaufanie. Nie był pewien, co zrobił tym wszystkim ludziom, ale nawet jeśli było to coś strasznego, nie mieli prawa zachowywać się w ten sposób. Nie miał pojęcia, że swoją nieugiętą pod wpływem szeptów postawą wzbudził ich jeszcze więcej…
Nastąpiło przywitanie, które na nim samym zrobiło wrażenie, choć nie tak duże jak sam lider sekty Xiao. Stojąc w jego pobliżu Yingtao miał wrażenie jakby stanął w pełnym słońcu. Charyzma wręcz biła od mężczyzny, tak samo jak łagodność od jego żony i… cóż, nie był pewien jak powinien nazwać to uczucie kiedy patrzył na wystrojonego Xiao Gongzi, niemniej nie były to zbyt pozytywne odczucia. Ostatecznie jednak nie miał nic do gadania i kiedy oddał szkatułkę niższemu chłopakowi, a potem otrzymał podobną po to, by wręczyć ją Meizi i móc wrócić do szeregu. Nie dane mu jednak było, bo zanim choćby zdążył zejść z niskiego podestu, Xiao Bingzhu odezwał się ponownie.
- Skoro powitania mamy za sobą, pragnę państwa zaprosić na małe przyjęcie, Hua Zhongzu, proszę, usiądźcie z nami, zaprzysiężony brat Hua Gongzi również, jesteśmy niezmiernie ciekawi tych niecodziennych w naszych stronach zwyczajów – oświadczył mężczyzna, wykonując szeroki ruch ręką, dając tym samym znać, że bankiet się zaczął, czas było jeść, pić i bawić się póki starczyło alkoholu.
Yingtao nie był pewien, czy naprawdę powinien usiąść z przywódcami klanów, ale skoro sam lider Xiao go wywołał… chyba nie miał wyjścia. Przy okazji oddał pudełko Meizi, zaglądając mu przez ramię na to co dostał.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:47 pm}

The Eternal Cherry Blossom MThe Eternal Cherry Blossom Q
Meizi wciąż jeszcze nie mógł wyjść z podziwu jak pięknie prezentował się cały klan Xiao. Największą uwagę zwracał jednak Xiao Gongzi i gdy tylko stanął naprzeciwko niego, przez chwilę nie mógł oderwać wzroku od drobnej sylwetki, białych jak spadający śnieg włosów i złotego ze srebrnym podbiciem spojrzenia. Huangyu wyglądał niesamowicie przyjaźnie i ciepło przez co z ciemnowłosego zeszło odrobinę stresu spowodowanego pierwszym, tak formalny spotkaniem. Czasami wydawało mu się, że byłoby dużo łatwiej, gdyby spotkali się w bardziej swobodnych okolicznościach, bez osób postronnych, swojej rodziny i reszty członków klanu. Meizi źle znosił bycie w centrum uwagi na oczach większości zebranych i chyba tylko Yingtao stojący obok, zapewniał mu jakieś wsparcie w całej tej stresującej sytuacji.
Natrafiając na zuchwały uśmiech skierowany w jego stronę, odwzajemnił go nieco mniej pewnie, chwilę później zerkając w stronę jadeitowego pudełka. Przyjrzał się drobnej zawieszce, w której doszukał się symboli dwóch klanów, a która jednocześnie była symbolem otwartości i ufności wobec niego jako przyszłego partnera kultywacyjnego. Meizi sam nie wiedział, co powinien powiedzieć. Na moment aż zabrakło mu słów z wrażenia. Miał ochotę natychmiast chwycić za drobny płatek śniegu i wpleść go do swojej szaty i tylko nagłe zamknięcie szkatułki odwiodło go od tego pomysłu. Musiał pamiętać, że cały czas był w towarzystwie liderów klanu i musiał reprezentować sobą nienaganną postawę.
— Jest... niesamowity. Bardzo dziękuję, Xiao Gongzi. Przysięgam od dzisiaj mieć go zawsze przy sobie — skinął delikatnie głową, uśmiechając się z wdzięcznością. Naprawdę nie spodziewał się takiego podarku szczególnie, że czuł, ile trudu musiano włożyć w wykonanie go.
Gdy ceremonia przywitania i wymiany podarków dobiegła końca, Xiao Zongzhu ogłosił, aby zasiedli razem przy jednym stole co było typowym zwyczajem, a jednak nie spodziewał się, że w ich grono wciągnięty zostanie także jego zaprzysiężony brat. Sam Hua Juelai wydawał się delikatnie skołowany tą decyzją, a jednak nie zaprzeczył kiwając jedynie potwierdzająco głową, aby Yingtao się nie krępował.
Obaj liderzy zasiedli naprzeciwko siebie, po jednej stronie klan Xiao zaś naprzeciwko klan Hua, tak aby spokojnie mogli przyglądać się swoim rozmówcom. Meizi rzucał co jakiś czas ukradkowe spojrzenie w stronę Huangyu, choć nie miał odwagi sam z siebie zapytać o cokolwiek co pomogłoby im przełamać pierwszą niepewność i nawiązać rozmowę. Za to przysłuchiwał się w spokoju rozmowie swojego ojca z Xiao Zongzhu, gdy ten w którymś momencie nie poruszył wreszcie tematu braterstwa, jakim kierował się przeciwny klan.
— W naszych stronach od wieków podąża się ścieżką braterstwa opartej na czystym sercu i lojalności. Hua Gongzi praktykuje drogę miecza zaś jego zaprzysiężony brat Hua Yingtao jest medykiem — wyjaśnił lider klanu Hua wzbudzając tym samym pewne poruszenie przy stole. Klan Xiao przyzwyczajony był, że każdego ucznia należało szkolić w każdej dziedzinie tak aby był dobry we wszystkim i mógł polegać na swojej samodzielności.
— Czy to znaczy, że jesteście nierozłączni? Hua Zongzhu, rozumiem waszą kulturę, aczkolwiek... — dopytał drugi lider, na co sam Meizi postanowił wreszcie się wtrącić, mając powoli dosyć tych zdumionych reakcji, z którymi się spotykali.
— Nie jesteśmy nierozłączni. Jesteśmy zaprzysiężonymi braćmi, a nie małżeństwem — odparł troszkę bardziej stanowczo choć nadal kulturalnie. Miał wrażenie, że klan Xiao coraz mocniej patrzył na nich jak na dziwaków, a on nie miał pojęcia jak udowodnić, że w taki sposób każdy mógł doskonalić się w tym, w czym był bardziej uzdolniony. Poza tym to, że trzymali się razem uczyło ich polegania i zaufania względem drugiej osoby.
— Rozumiem. Czy w takim razie Hua Zongzhu nie uważasz, że brat Hua Gongzi także powinien zostać związany z klanem Xiao? — zaproponował nagle Xiao Bingzhu wprawiając tym samym wszystkich w osłupienie.
— Słucham? Co masz na myśli? — dopytał Juelai na co mężczyzna przybrał jedynie szeroki uśmiech, przywołując jednego ze służących, aby przyprowadzili do ich stolika Lian xianshenga. Ciemnowłosy zjawił się chwilę później, nieco skołowany faktem, że lider tak nagle zechciał go widzieć. Rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Huangyu, upewniając się czy wszystko jest w porządku.
— Xiao Zongzhu chciał mnie widzieć? — skłonił się, samemu prezentując dużo bardziej elegancko niż zwykle. Qingge zazwyczaj można było zauważyć w dość mocno przylegających szatach w ciemnych barwach, które nie utrudniały mu ruchów, były przewiewne i wygodne choć tym razem sam nałożył błękit klanu Xiao.
— Lian Qingge byłby idealnym partnerem kultywacyjnym dla Hua Yingtao — ogłosił lider pewnym siebie głosem, tak jakby podejmował decyzję za nich wszystkich nie spytawszy wcześniej o zgodę nikogo innego.
Qingge aż zaniemówił na moment, rozchylając lekko usta, próbując zebrać jakiekolwiek słowa. Zaraz potem skierował swój wzrok na wysokiego bruneta, o którego zapewne chodziło liderowi. Jego spojrzenie zrobiło się bardziej posępne i nic nie wskazywało jakby był z tego faktu zadowolony.
— Odmawiam — zaczął, próbując jakoś odwieść od tego absurdalnego pomysłu.
— Lian Qingge, twój głos ma tutaj najmniejsze znaczenie — Xiao Bingzhu zmarszczył brwi, upominając surowo mężczyznę, wytknąwszy mu przy obcym klanie jego niższą pozycję względem pozostałych.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {03/05/21, 04:48 pm}

The Eternal Cherry Blossom Bez_nazwyThe Eternal Cherry Blossom Y
Podobała mu się. Naprawdę mu się podobała! Xiao Yu widział szok, a zaraz potem zachwyt w oczach Hua Gongzi kiedy otwierał pudełko z prezentem, a potem w spojrzeniu, które mu posłał. Młodzieniec zagryzł wargę, kryjąc twarz za wachlarzem, nie chcąc by mężczyzna pomyślał sobie, że jego zdanie liczyło się dla niego tak bardzo, choć czuł jak jego twarz nagle zrobiła się gorąca z podekscytowania. To był pierwszy tak osobisty prezent jaki dla kogoś zrobił, był więc bardzo szczęśliwy, że przypadł mu do gustu. I choć za moment miała nadejść ta nieco bardziej stresująca część przyjęcia, myślał sobie, że skoro do tej pory poszło dobrze, potem powinno być już tylko lepiej. Był troszkę zaskoczony, kiedy jego ojciec zaprosił do stołu również zaprzysiężonego brata jego przyszłego partnera kultywacyjnego, ale widząc iskierki ciekawości w jego oczach, przestał się dziwić. Ten człowiek zawsze szukał nowych metod i rozwiązań, które mogły jeszcze bardziej ulepszyć jego własną sektę, nic więc dziwnego, że zainteresował się czymś, co najwidoczniej działało, skoro klan Hua od tak dawna kultywował tę tradycję. Sam musiał też przyznać, że był bardzo ciekawy czego mógł się dowiedzieć, dlatego kiedy tylko usiedli, a dania zostały podane, przysłuchiwał się z uwagą rozmowie toczącej się nad stołem, zapominając od czasu do czasu wyjąć pałeczki z ust, kiedy dowiadywał się kolejnych coraz to nowych rzeczy, które sprawiały, że jego jasne brwi uciekały do góry w zdumieniu. Klan Hua był naprawdę niezwykły!
Nie tylko Xiao Gongzi dowiedział się z rozmowy prowadzonej przez obu liderów klanu dużo rzeczy. Hua Yingtao, który w pierwszej chwili czuł się skrępowany siedząc naprzeciwko żony lidera klanu Xiao, wkrótce zaczął z ciekawością przysłuchiwać się wymianie zdań. Między innymi dowiedział się, dlaczego nie nosił przy sobie miecza, oraz kim w zasadzie dla Hua Meizi był. Teraz już rozumiał dlaczego chłopak czuł się przy nim tak swobodnie, samemu czując coś w rodzaju ulgi, kiedy miał świadomość, że mimo wszystko, nie był samotny na tym świecie. Miał kogoś takiego jak Meizi tuż obok, a co już zdołał zauważyć, był on niezwykle ciepłym i wrażliwym człowiekiem. Jedyne co nadal mu nie pasowało to uczucie, że pomimo tego, że jakoby miał być medykiem w ich parze, brakowało mu miecza… Miał wrażenie, że powinien go mieć przy sobie, zaczął się więc zastanawiać, czy w sekrecie ćwiczył również szermierkę?
Kiedy temat rozmowy zszedł personalnie na niego, wyprostował się nagle na swoim miejscu, napinając mięśnie gotowe do ucieczki. Serce waliło mu jak młotem w piersi, a kiedy jeszcze kazano zawołać kogoś z klanu Hua, mało brakowało, a zaprotestowałby głośno, nieadekwatnie do posiadanego statusu. Był niemal stuprocentowo pewien, że nawet jako zaprzysiężony brat Hua Gongzi nie miał nic do gadania, jeśli lider klanu wyraziłby życzenie, by i on znalazł sobie bratnią duszę w przeciwnym klanie. Co jednak zauważył, nie tylko on na tak niespodziewaną propozycję nagle zesztywniał.
Xiao Yu tak szybko jak odczuł ulgę na wieść, że Hua Meizi i Hua Yingtao nie byli nierozłączni, tak szybko znów poczuł niepokój, kiedy jego ojciec zaczął się bawić w swatanie go z kimś z klanu. A jego twarz jeszcze bardziej się nachmurzyła, kiedy potencjalnym kandydatem stał się jego mentor. Lian-ge nigdy nie przejawiał chęci posiadania partnera, a przynajmniej tak mu się zdawało, bo nigdy o tym nie wspominał, powtarzając w kółko, że był zajęty innymi rzeczami. Czuł, co się święci, nie przypuszczał jednak, że kiedy Qingge pojawił się przy stole, Xiao Binghzu tak po prostu powie to na głos. I wcale się nie zdziwił, kiedy Hua Yingtao zareagował jak zareagował…
Woda nie utrzymała się w ustach mężczyzny zbyt długo. Kiedy przy stole pojawił się wysoki, ciemnowłosy i absolutnie nie wpasowujący się w jego standardy, o ile jakieś kiedyś miał, mężczyzna, z wrażenia wypluł wszystko na stół, ścierając z zażenowaniem bałagan podsuniętą mu przez Meizi chusteczką. Przede wszystkim, Lian Qingge był za wysoki. Nie czuł się komfortowo, w momencie, w którym siedział, nie miał jednak złudzeń, że kiedy stanęliby obok siebie, nadal czułby się tak samo. Nie lubił, kiedy ktoś patrzył na niego z góry i choć jak podejrzewał byłoby to tylko kilka centymetrów, nadal stanowiło problem. No i sam wyraz twarzy nowo poznanego, odstraszał od jednej myśli, która mogłaby pognać w tym kierunku, a co dopiero przekuciu ich na zamiary. Nie zmieniało to jednak faktu, że wystarczyła sekunda, by wśród powstałej ciszy rozległ się ostry ton głosu mężczyzny, a zaraz po nim zduszone parsknięcie, zamaskowane wachlarzem i udawanym kaszlem. Yingtao poczuł się dotknięty. Posłał mężczyźnie spojrzenie, taksując go od góry do dołu podobnym wzrokiem, ostatecznie posyłając mu lodowaty uśmiech.
- Proszę o wybaczenie, Xiao Zhongzu, obawiam się jednak, że Lian xiangsheng nie jest w moim typie – odpowiedział uprzejmie, podnosząc się z krzesła, by złożyć pełen szacunku delikatny pokłon w stronę lidera sekty Xiao. Wyprostowany rzucił jeszcze jedno spojrzenie mężczyźnie naprzeciwko, potwierdzając swoje przypuszczenia, byli niemal tego samego wzrostu, choć Qingge odrobinę go przewyższał.
Lider sekty Xiao otwierał usta by jeszcze coś powiedzieć, kiedy za łokieć złapała go jego żona, spoglądając na obu zaskoczonych i wytrąconych z równowagi mężczyzn z przepraszającym uśmiechem.
- Ależ mężu, o czym ty mówisz? Rozumiem, że wielkie śluby w tym miejscu to idealna okazja do zawierania sojuszu, ale chyba nie chcesz odebrać swojemu dziecku okazji do świętowania kolejnym politycznym krokiem? Gdyby Lian xiangsheng zajął się swoim ślubem, kto przygotowałby naszego Huangyu do jego, hm? – zapytała słodko, uśmiechając się do lidera tak, jakby odrobinkę się zagalopował, a ona starała się mu pokazać, że tak nie wypada.
- Oh… - Xiao Binghzu zamrugał zaskoczony powiekami, a potem spojrzał najpierw na Hua Meizi, a potem na swojego syna, jakby dopiero teraz ich dostrzegł. – Masz świętą rację, kochanie! Ah, co ja bym bez ciebie zrobił! – westchnął, zaraz śmiejąc się i wznosząc toast dla przyszłej młodej pary. Nie miał pojęcia, że kiedy porzucił ten temat cztery osoby odetchnęły z ulgą.
Zaraz temat przeniósł się na edukację i status, jaki Hua Gongzi i jego zaprzysiężony brat razem z resztą przybyłych do klanu mieli zająć przebywając w Świątyni Płatków Śniegu.
- Zaczynając od dnia jutrzejszego, Hua Gongzi oraz ci, którzy razem z nim przyjechali zostaną oficjalnie przyjęci w szeregi uczniów klanu Xiao. Nasz system zakłada, że uczniowie są podzieleni na klasy w zależności od swoich umiejętności, dlatego zanim będą mogli wziąć udział w zajęciach będą musieli przejść kilka prób, które zweryfikują na jakim poziomie są ich zdolności, czy to w porządku? – zapytał Xiao Binghzu, a informacja ta sprawiła, że wśród tłumu gości i po plecach Yingtao przebiegł dreszcz. Nie wiedział nawet kim był, jak więc miał sobie poradzić z testami, skoro nie znał swoich możliwości?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The Eternal Cherry Blossom Empty Re: The Eternal Cherry Blossom {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach