Strona 2 z 2 • 1, 2
Yasha
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
W ciągu roku od przybycia stał się prominentną postacią wśród lokalnej społeczności hrabstwa Manswell, niejako filarem jej istnienia. Był przyjacielem i powiernikiem dla wielu, a choć sugerowano mu i oferowano możliwości sprawowania władzy politycznej, zawsze uprzejmie odmawiał, twierdząc, że podobne ambicje są mu obce.
Pojawili się w dolinie nieco ponad rok po nim i szybko zaprowadzili swoje rządy, zmieniając grupę przyjaznych mieszkańców w małą, acz groźną armię, zjednoczoną pod wspólnym sztandarem.
Policja hrabstwa próbowała interweniować, jednak nie skończyło się to dla nich dobrze - ich siły zostały szybko i skutecznie uszczuplone, czy to przez wcielenie funkcjonariuszy w szeregi kultystów, czy też niewyjaśnione zaginięcia bardziej opornych osób.
W dolinie zapanowała panika. Lokalna policja postanowiła wezwać posiłki.
Kiedy wiedziesz dobre, spokojne życie, ciężko jest zaakceptować, że coś się zmienia, tym bardziej, gdy zmiany te idą w niezupełnie właściwym kierunku.
Rozpoznanie tej chwili, początku całego procesu, jest trudne, często wręcz niemożliwe, bo odruchowo wypieramy świadomość, że dzieje się coś złego, nie przyjmujemy tego to do wiadomości aż do momentu, w którym budzimy się pewnego dnia, orientując się, że tkwimy w niezłym gównie...
Rozpoznanie tej chwili, początku całego procesu, jest trudne, często wręcz niemożliwe, bo odruchowo wypieramy świadomość, że dzieje się coś złego, nie przyjmujemy tego to do wiadomości aż do momentu, w którym budzimy się pewnego dnia, orientując się, że tkwimy w niezłym gównie...
W idyllicznej dolinie w północno-wschodniej części stanu Waszyngton pojawił się mężczyzna - w średnim wieku, wysoki, przystojny, dobrze wychowany. Był on człowiekiem wierzącym i nie wstydził się tego, czym zaskarbił sobie przychylność wielu mieszkańców, szczególnie tych bardziej pobożnych, którzy twierdzili, że podobna postawa w dzisiejszych czasach to rzadkość. Tych, którzy z religią mieli mniej wspólnego, przekonał mądrością i chęcią czynienia dobra.
W ciągu roku od przybycia stał się prominentną postacią wśród lokalnej społeczności hrabstwa Manswell, niejako filarem jej istnienia. Był przyjacielem i powiernikiem dla wielu, a choć sugerowano mu i oferowano możliwości sprawowania władzy politycznej, zawsze uprzejmie odmawiał, twierdząc, że podobne ambicje są mu obce.
Nie dało się jednak nie zauważyć, że jego wpływ na ludzi rośnie w bardzo szybkim tempie, a opinie i idee przez niego wygłaszane były powtarzane wśród opinii publicznej coraz głośniej i coraz częściej. Mimo to nikt nie dostrzegał zagrożenia. Aż do momentu, w którym było za późno...
Kult przybrał ostateczną formę wraz z przybyciem jego przyjaciół - emisariuszy, którzy pomagali mu gromadzić stadko wiernych owieczek, panować nad nimi i rozprzestrzeniać jego Słowo, jakby było jedyną rzeczą, w którą warto wierzyć.Pojawili się w dolinie nieco ponad rok po nim i szybko zaprowadzili swoje rządy, zmieniając grupę przyjaznych mieszkańców w małą, acz groźną armię, zjednoczoną pod wspólnym sztandarem.
Policja hrabstwa próbowała interweniować, jednak nie skończyło się to dla nich dobrze - ich siły zostały szybko i skutecznie uszczuplone, czy to przez wcielenie funkcjonariuszy w szeregi kultystów, czy też niewyjaśnione zaginięcia bardziej opornych osób.
W dolinie zapanowała panika. Lokalna policja postanowiła wezwać posiłki.
EMISARIUSZE
@Yasha jako Adam King
@Laurana jako Eva Wallace
KULTYŚCI
@Eeve jako Oliver Shepard
MIESZKAŃCY
@Eeve jako Nathan Shepard
FUNKCJONARIUSZE POLICJI
@Mo jako Connor Callahan
@Heartstorm jako Wynn Duhamel
AARON WALLACE - PRZYWÓDCA KULTU :- WŁOSY CIEMNOBRĄZOWE, POSIWIAŁE ● SZCZUPŁYPO PRZYBYCIU DO MANSWELL ZAMIESZKAŁ W NIEWIELKIM DOMU W POŁUDNIOWEJ CZĘŚCI HRABSTWA, JEDNAK OD JAKIEGOŚ CZASU NA STAŁE OSIEDLIŁ SIĘ W HOTELU OFIAROWANYM NA RZECZ KULTU, KTÓRY JEST TAKŻE SIEDLISKIEM JEGO POPLECZNIKÓW. BUDYNEK JEST CZĘŚCIĄ KURORTU WAKACYJNEGO POŁOŻONEGO NA MALOWNICZEJ, RZECZNEJ WYSPIE W CENTRUM REGIONU, KTÓRY ZE WZGLĘDU NA LICZNE DOMKI I POKOJE JEST W STANIE ZAPEWNIĆ STAŁE ZAKWATEROWANIE JEGO NAJBARDZIEJ GORLIWYM SOJUSZNIKOM.JEGO EMISARIUSZE MAJĄ NA TERENIE KURORTU SWOJE KWATERY, JEDNAK NA CO DZIEŃ OPERUJĄ Z INNYCH WYBRANYCH PRZEZ SIEBIE LOKALIZACJI ROZMIESZCZONYCH W POZOSTAŁYCH CZĘŚCIACH HRABSTWA.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wspólne posiłki zawszę były czymś ważnym w domu w Duhamelów. Szczególnie, gdy żyła ich mama, po jej śmierci nieco straciły swój urok. Ani Spencer, ani Bethany, ani tym bardziej Macey, Wynn czy bliźniacy nie potrafili gotować tak jak Emma.Zwyczaj wspólnego jedzenia pozostał, ale nie był już tym samym co wcześniej i coraz częściej brakowało kogoś z domowników brakowało.
Zazwyczaj pomagał w przygotowaniu obiadu czy kolacji. Teraz jednak nikt od niego tego nie wymagał. Wciąż był poobijany, ogromny siniak na szczęce i nieco mniejszy pod lewym okiem przybrały paskudną żółto zieloną barwę, rana na brwi powoli zaczęła się goić, ale pomimo szycia i tak zostanie po niej blizna. Na liczne mniejsze zadrapania i obicia nie zwracał nawet uwagi. Cieszył się, że nie złamali mu szczęki.
Pokracznie próbował pokroić mięso na talerzu, ale przy skręconym nadgarstku w lewej, dominującej ręce nie było to zbyt łatwe zadanie. Macey prychnęła pod nosem nie mogąc znieść widoku jego pokracznych prób i niemal wyrwała mu widelec i nóż z rąk.
- Jeśli spróbujesz zmusić mnie, abym cię karmiła zadźgam cię, przysięgam.
- Sam się zadźgam jak spróbujesz mnie karmić.
Rodzeństwo przekomarzało się ze sobą jak dzieci, chociaż oboje byli niemal dorośli. Spencer rzucał im co jakiś czas potępiające spojrzenie, ale nie wtrącał się do ich dziecinnych przepychanek słownych.
Do domu wrócił Nate. Dopiero widzą go w progu kuchni, Wynn uświadomił sobie, że nie czekali na niego z kolacja, nikt nawet mimochodem nie spytał, gdzie on jest. Gdy żyła mama byłoby to nie do pomyślenia.
- Ja też się już najadłem. - Odezwał sie po chwili ciszy, która zapanowała w kuchni po tym jak Nate uciekł do swojego pokoju.
Talerz Wynna był w połowie pełny, gdy chłopak wstał od stołu, ani ojciec, ani Macey nie skomentowali tego. W milczeniu wyrzucił jedzenie do kosza, a talerze wstawił do zmywarki.
Zapukał do drzwi Nate'a. Zapomniał się i użył lewej ręki. Skrzywił się z bólu i zaklął siarczyście.
-Idziemy coś zjeść na mieście?
Zazwyczaj pomagał w przygotowaniu obiadu czy kolacji. Teraz jednak nikt od niego tego nie wymagał. Wciąż był poobijany, ogromny siniak na szczęce i nieco mniejszy pod lewym okiem przybrały paskudną żółto zieloną barwę, rana na brwi powoli zaczęła się goić, ale pomimo szycia i tak zostanie po niej blizna. Na liczne mniejsze zadrapania i obicia nie zwracał nawet uwagi. Cieszył się, że nie złamali mu szczęki.
Pokracznie próbował pokroić mięso na talerzu, ale przy skręconym nadgarstku w lewej, dominującej ręce nie było to zbyt łatwe zadanie. Macey prychnęła pod nosem nie mogąc znieść widoku jego pokracznych prób i niemal wyrwała mu widelec i nóż z rąk.
- Jeśli spróbujesz zmusić mnie, abym cię karmiła zadźgam cię, przysięgam.
- Sam się zadźgam jak spróbujesz mnie karmić.
Rodzeństwo przekomarzało się ze sobą jak dzieci, chociaż oboje byli niemal dorośli. Spencer rzucał im co jakiś czas potępiające spojrzenie, ale nie wtrącał się do ich dziecinnych przepychanek słownych.
Do domu wrócił Nate. Dopiero widzą go w progu kuchni, Wynn uświadomił sobie, że nie czekali na niego z kolacja, nikt nawet mimochodem nie spytał, gdzie on jest. Gdy żyła mama byłoby to nie do pomyślenia.
- Ja też się już najadłem. - Odezwał sie po chwili ciszy, która zapanowała w kuchni po tym jak Nate uciekł do swojego pokoju.
Talerz Wynna był w połowie pełny, gdy chłopak wstał od stołu, ani ojciec, ani Macey nie skomentowali tego. W milczeniu wyrzucił jedzenie do kosza, a talerze wstawił do zmywarki.
Zapukał do drzwi Nate'a. Zapomniał się i użył lewej ręki. Skrzywił się z bólu i zaklął siarczyście.
-Idziemy coś zjeść na mieście?
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Oliver Shephard
Huh, nie ma zasięgu, co? I szybko nie wróci?
Zmarszczył lekko brwi i spytał cicho pod nosem, absolutnie nie mając jaj powiedzieć to tak, aby Vivienne usłyszała;
— Zapomniałaś zapłacić rachunki czy coś?
Zostawił komórkę do naładowania, bo nawet, jeśli nie ma zasięgu teraz, to pełna bateria zawsze się przyda. Ollie wyciągnął się brzuchem na dywanie, krzyżując ramiona pod policzkiem i przymknął oczy. Ostatnich kilka nocy spędził śpiąc na trawie, więc miękki dywan kobiety był miłą odmianą. Nie ma co myśleć? Czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, że będąc tak długo oderwanym od brata, Ollie czuł się jak tylko połowa samego siebie? Nawet w ogólniaku trener śmiał się, że im dłuższe wyjazdy na zawody, tym gorzej gra, jakby bez brata w pobliżu, nie umiał odnaleźć się na boisku.
Byli ze sobą związani od chwili narodzin. Im dłużej są osobno, tym większa szansa, że umrą z tęsknoty!
Skrzywił się lekko na wspomnienie Corneliusa. Nie był jego fanem. Był dziwny, ale z jakiegoś powodu Nate gustował w dziwnych znajomych. Nerdy, kujony, dziwaki od DnD… Ale Duke był z nich wszystkich najdziwniejszy, czego dowodem mogłoby być to, że gdy wszyscy zaczęli odwracać się najpierw od Olivera, a potem też od Nate’a, bo trzymanie się z jednym Shephardem, oznaczało trzymanie się też z drugim, Cornelius Duke był chyba jedynym, który nie przestał przyjaźnić się z jego bratem. Nie znosił blondyna, bo był niemal pewien, że próbuje ich poróżnić.
— Taaa… – obrócił się na plecy i spojrzał na Viv — Po wypadku, kiedy ja byłem w szpitalu, a Jess… odeszła, wszyscy nasi znajomi zaczęli się wykruszać. Tylko Cornel nie zerwał kontaktów i Nate się go żałośnie trzyma. – uśmiechnął się krzywo, żeby podkreślić to, za jak durne uważał zachowanie swojego bliźniaka — Shephardowie mają tendencje do zabójczych wypadków, pewnie wszyscy się boją, że Nate też zostanie mordercą i padnie na nich, hah! Ten płaczuś nie umie nawet muchy zabić, idioci!
Wyciągnął ręce, robiąc “kicikici!” w kierunku Synka, który musiał przejść przez salon, jeśli chciał wydostać się z kuchni do… gdziekolwiek właśnie zmierzał. Westchnął cicho, wielce niepocieszony, bo futrzak go zignorował. Następnym dźwiękiem, jaki z siebie wydał było przeciągły pomruk zastanowienia.
— … nie mam… nie mam innych zajęć… jestem za głupi na każdą inną pracę niż fizyczna, ale fizycznie też nie mogę pracować. Nie mam żadnych kumpli, poza tobą i Nate’m. Spotkania Aarona… – zawahał się – Kiedyś miałem hokej. Kochałem ten sport i uwielbiałem każdą sekundę spędzoną na lodowisku. To nie to samo, ale te spotkania to chyba jedyna rzecz w moim życiu, która aktualnie może się z tym równać, Viv. Tak, raczej tak. Będę tam dalej chodził, a co? – odbił piłeczkę, znowu obracając się na brzuch i podparł brodę na dłoni – Swoją drogą, nie nalegam na odpowiedź, ale no wiesz… Co ciebie skłoniło do dołączenia? Jesteś wierząca albo coś? Jak byłem młodszy i przychodziliśmy do wujaszka Bruce’a, myślałem, że jesteś wampirzycą, wiesz? Powiedziałem o tym nawet Nate’owi, ale mnie zwymyślał, że wampiry nie istnieją! – nim się zorientował z jego ust wyrwał się potok słów składający się na historię o tym, jak pokłócił się z bliźniakiem o istnienie wampirów i że Nate, ten pieprzony nerd, który tak się zaczytuje w fantastyce i gra w dziwne gierki o leśnych rusałkach, a w szufladzie trzyma słoik pełen kości do gier, które mają nawet po dwadzieścia ścianek, nie powinien mu wciskać, że wampiry nie istnieją, bo to trochę hipokryzja.
Po drodze zdążył zapomnieć o co w ogóle spytał i czego dotyczyła rozmowa. Tak go zirytowały te dwudziestościenne kostki do gry.
Nathan Shephard
”Masz jutro jakieś plany?”
Przez chwilę patrzył na właśnie napisane zdanie, wahając się, czy wysłać wiadomość do Corneliusa. Jutro miał dzień wolny i nie chciał spędzać go w całości w samotności. Ollie dalej nie odpowiadał na jego próby skontaktowania się, a i on sam nie miał pewności czy to dobijanie się w ogóle ma sens. No bo, jeśli jego brat ma o nim takie a nie inne zdanie, to czy jemu powinno aż tak zależeć na próbach pogodzenia?
Odłożył telefon, nie wysławszy ostatecznie SMS-a do przyjaciela, bo ktoś zapukał do jego drzwi.
— Proszę! – uśmiechnął się słabo do Wynna i spojrzał smutno na obrażenia, które odniósł kilka dni temu. Poruszył się nieco zmieszany na swoim łóżku, po czym nerwowym gestem poprawił okulary zsuwające mu się na czubek nosa. Pokiwał głową, podnosząc się ze swojego miejsca.
Nate nie był wysoki, ale był bardzo szczupły, a niewielka pewność siebie sprawiała, że bardzo często wyglądał, jakby czuł się niezręcznie we własnym ciele. Długie, smukłe palce ze zdenerwowaniem zacisnęły się na materiale kurtki, kiedy schodził za Wynnem po schodach, wpatrując się w czubki swoich stóp, bojąc się złapać z kimkolwiek kontakt wzrokowy. Nieśmiało zaproponował, żeby wzięli wóz i że może prowadzić. Bruce podarował jemu i Olliemu używanego pick-upa na szesnaste urodziny, żeby mieli czym oswoić się z drogą i kierownicą (na szczęście, to nie był ten samochód, którym tamtej feralnej nocy Ollie wracał z Jesse z imprezy…). Auto wciąż pozostawało ich własnością, chociaż od jakiegoś czasu korzystał z niego tylko Nate.
Chłopcy podjechali do knajpki nieopodal centrum. Nie był to Goldy Mick, w którym bliźniacy uwielbiali się stołować. Nikomu nie groziło tu, że się przyklei do podłogi.
— … jak się czujesz? – zagadnął, kiedy usiedli przy stoliku pod oknem, a kelnerka pozostawiła ich samych z kartami dań.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|