Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
— — — — — — — — — — — — — MINAKO88 & KASS — — — — — — — — — — — — — —
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przez długi czas po tym, gdy Arleen opuszcza piwnicę, Abadon znowu zmuszony jest się nudzić. Przechodzi od jednego końca celi, do drugiego jakby w zastanowieniu, konfundując przy tym strażników, którzy chcąc go sprowokować komentują dzisiejsze zdarzenia. Mimo wszystko demon nie jest obecnie najświeższym tematem plotek, jest nim Earl, który widocznie minął się z przeznaczeniem, jako że jego uczucia zostały wyjawione. Toteż gra Abadonowi na korzyść, ponieważ jego działania pierwszy raz od bardzo dawna nie są rejestrowane ludzkim spojrzeniem, nikt nie patrzy mu na ręce, dzięki czemu może poczuć się spokojniej. Ma zamiar poprosić Caima, żeby ten prócz jedzenia przyniósł mu sztylet zatruty wilczym zielem. W końcu będzie musiał w jakiś sposób wyjaśnić krwawe ślady na bluzie Adama, a skaleczenie się wydaje mu się jest najlepszym pomysłem. Zwykłe ostrze, nie pozostawiło by po sobie śladu, zwłaszcza że demon obecnie wraca do formy, a regeneracja się przy tym wzmaga.
Chwilę po północy, w chwili zmiany strażników Caim znowu pojawia się w okienku celi, uśmiechając się pogodnie w kierunku dawnego przyjaciela. Aż kusi, aby zawierzyć w jego nieskalane złem intencje; jednak Abadon zbyt dosadnie świadom jest, że te piękne, świecące w ciemności oczy mają go jedynie zmylić. Wcześniej długo zastanawiał się, co może być ceną i jak ciężka będzie?
Po spożyciu posiłku jego oczy na moment błysną czerwoną poświatą, która znika tak szybko, jak się pojawiła. Aż sam wykrzesuje z siebie szczerze zadowolenie obecnym stanem rzeczy. Do przyszłego tygodnia powinien być już w stanie sam pokonać dzielące go od przestrzeni kraty, które więziły go od tylu lat.
Zatruty sztylet otrzymuje od Caima nad ranem; szamańskie wilcze ziele jest jednak zbyt słabe, albo raczej ekstrakt, w którym umoczone zostało ostrze, nie do końca spełnia swoje zadanie, przez co rana na dłoni, nie jest na tyle głęboka, na ile Abadon wyobrażał sobie, że będzie. W ostateczności nad ranem używa swojej mocy na jednym ze strażników, który zabiera bluzę do prania; demon pozostawia w jego głowie wspomnienie, z którego wynika, że doszło do rozróby między nimi, w istocie czego Abadon został zraniony. Sztylet zaś chowa za jedną z ruszających się cegieł, w ścianie piwnicy.
— Jestem dobry w dotrzymywaniu słowa — rzuca nieskromnie, nie będąc do końca pewnym co Arleen tym razem mu zaproponuje. Wieść o tym, że w końcu wybiorą się na górę, wpada między głuchą ciszę z takim impetem, że w oczach Abadona pojawia się zaciekawiony blask. Jego działania w końcu zaczynają przynosić efekty i widać, że straż nieszczególnie się z tego powodu cieszy.
— Gdyby Adam się dowiedział, mogłoby to nam dużo problemów przynieść — zauważa cicho, odpowiadając dziewczynie. Gdy drzwi klatki ustępują, przesuwa się zgrabnie na zewnątrz. Gdyby jeszcze miał swoje skrzydła i mógł je obecnie rozprostować z nie przesadzoną wyższością, czułby się całkowitym panem sytuacji. Jednak nie można mieć wszystkiego, prawda?
Przechadzając się w kierunku schodów, a następnie do salonu, ma wrażenie, że pamięta wydarzenia sprzed lat tak, jakby działy się one wczoraj. Niewiele się w tym miejscu zmieniło, co też sprawia, że wspomnienia odbijają się na nim żarzącym piętnem. Jednak nie czas się rozpamiętywać, jako że u swojego boku ma prawdziwy skarb; Arleen powoli zaczyna tracić panowanie nad sytuacją, widzi to po niej i po tym, jak na niego reaguje. Tak długo, jak nie przekracza jej granic, wszystko będzie w porządku i kto wie, może na przełomie paru następnych dni, dojdzie między nimi do czegoś więcej. Prócz jedzenia Abadon niezaprzeczalnie tęskni za seksem.
— Umiem, umiem. Mówiłem ci o tym kiedyś. Szybko się uczę, więc i na skrzypcach mógłbym spróbować. Byłem kiedyś na koncercie orkiestralnym, przypomnienie sobie tamtego wydarzenia, może pozwoli mi stworzyć wierną kopię. Chętnie ci coś zagram — odpowiada, omiatając spojrzeniem wspomniane instrumenty. Dawno nie grał co prawda, jednak mimo wszystko jest pewien swoich umiejętności.
— O tym też wspominałaś, że w kwestii gry na skrzypcach, jesteś mniej uzdolniona — dopowiada, utwierdzając dziewczynę w przekonaniu, że słucha jej słów, a może nawet bardziej niż to - po prostu jest bardzo pamiętliwy. — Możemy razem coś zagrać.
Nagły krzyk wdzierający się w ich rozmowę, nie robi na nim szczególnej uwagi, jednak jak widać Arleen nie spodziewała się podobnego toku sytuacji. Cóż ludzie wobec demonów dokładnie w ten sposób reagują. Abadon spogląda nieco rozbawionym spojrzeniem na ciemnowłosą, gdy ta na długo uczepia się jego ramienia, żeby z powodu zaskoczenia nie stracić równowagi. Następnie przenosi wzrok na służącą, której macha ręką na przywitanie. Służba powinna się również zacząć się przyzwyczajać, bo z pewnością będzie tu częstszym gościem.
— Ten pocałunek… — zaczyna, zjeżdżając wzrokiem na usta dziewczyny. — Nie był wystarczający, aby bardziej cię zaintrygować? — pyta, krzyżując ze sobą ich spojrzenia. Sam jest ciekawy, czy wywarł dokładnie taką reakcję, jakiej oczekiwał. Czy Arleen ma ochotę na więcej bliskości? Nie oczekując na odpowiedź, odwraca się do szatynki przodem, aby zaraz umieścić ręce na jej udach i podnieść do góry, czując jak ta automatycznie oplata jego szyję ramionami, totalnie zaskoczona.
Sadza dziewczynę na stole, dzięki czemu ich twarz znajdują się teraz na podobnej wysokości. Ściąga ręce z jej ciała, aby oprzeć się na nich, przy krawędzi stołu. Zamyka ją w małej pułapce bez wyjścia, oblizując usta.
— Cóż wymyśliłem… Oboje wiemy, że nigdy nie miałaś bliższych kontaktów z mężczyznami, nie będącymi częścią twojej rodziny. Więc pomyślałem, że może chcesz spróbować. Dotknij mnie, zbadaj każdy zakamarek, przez dotyk z pewnością będziemy sobie bliżsi — mówi, starając się brzmieć szczerze i poważnie, choć na jego ustach pojawia się uśmiech, a sytuacja go trochę bawi. Właściwie wszystko co aktualnie wypowiada, jest konstruowane pół żartem i pół serio, ponieważ szczerze nie myślał na ten temat przez noc, miał lepsze zajęcia. Bierze dłoń dziewczyny, aby położyć ją najpierw na swoim policzku, a potem na klatce piersiowej w miejscu nie bijącego serca. Jest ciekawy, co zrobi.
Wieść o tym, że była obserwowana w pierwszej chwili sprawia, że przez jego twarz przebiega cień grymasu. Chce powiedzieć, że musiało jej się coś zdawać, ale przez myśl przechodzi mu Caim, który kręcąc się w okolicy, musiał również z ciekawości zajrzeć do Arleen. W samym Abadonie to również wzbudza niepokój, choć i nie dostrzega jeszcze istoty jego planów.
— Nie martw się, przy mnie jesteś bezpieczna. Mogę odebrać twój niepokój, jeśli chcesz… — mówi, a jego wzrok ponownie zjeżdza na jej usta i wraca do oczu, jakby sygnalizując, że zna dobry sposób na pozbycie się wątpliwości.
Chwilę po północy, w chwili zmiany strażników Caim znowu pojawia się w okienku celi, uśmiechając się pogodnie w kierunku dawnego przyjaciela. Aż kusi, aby zawierzyć w jego nieskalane złem intencje; jednak Abadon zbyt dosadnie świadom jest, że te piękne, świecące w ciemności oczy mają go jedynie zmylić. Wcześniej długo zastanawiał się, co może być ceną i jak ciężka będzie?
Po spożyciu posiłku jego oczy na moment błysną czerwoną poświatą, która znika tak szybko, jak się pojawiła. Aż sam wykrzesuje z siebie szczerze zadowolenie obecnym stanem rzeczy. Do przyszłego tygodnia powinien być już w stanie sam pokonać dzielące go od przestrzeni kraty, które więziły go od tylu lat.
Zatruty sztylet otrzymuje od Caima nad ranem; szamańskie wilcze ziele jest jednak zbyt słabe, albo raczej ekstrakt, w którym umoczone zostało ostrze, nie do końca spełnia swoje zadanie, przez co rana na dłoni, nie jest na tyle głęboka, na ile Abadon wyobrażał sobie, że będzie. W ostateczności nad ranem używa swojej mocy na jednym ze strażników, który zabiera bluzę do prania; demon pozostawia w jego głowie wspomnienie, z którego wynika, że doszło do rozróby między nimi, w istocie czego Abadon został zraniony. Sztylet zaś chowa za jedną z ruszających się cegieł, w ścianie piwnicy.
— Jestem dobry w dotrzymywaniu słowa — rzuca nieskromnie, nie będąc do końca pewnym co Arleen tym razem mu zaproponuje. Wieść o tym, że w końcu wybiorą się na górę, wpada między głuchą ciszę z takim impetem, że w oczach Abadona pojawia się zaciekawiony blask. Jego działania w końcu zaczynają przynosić efekty i widać, że straż nieszczególnie się z tego powodu cieszy.
— Gdyby Adam się dowiedział, mogłoby to nam dużo problemów przynieść — zauważa cicho, odpowiadając dziewczynie. Gdy drzwi klatki ustępują, przesuwa się zgrabnie na zewnątrz. Gdyby jeszcze miał swoje skrzydła i mógł je obecnie rozprostować z nie przesadzoną wyższością, czułby się całkowitym panem sytuacji. Jednak nie można mieć wszystkiego, prawda?
Przechadzając się w kierunku schodów, a następnie do salonu, ma wrażenie, że pamięta wydarzenia sprzed lat tak, jakby działy się one wczoraj. Niewiele się w tym miejscu zmieniło, co też sprawia, że wspomnienia odbijają się na nim żarzącym piętnem. Jednak nie czas się rozpamiętywać, jako że u swojego boku ma prawdziwy skarb; Arleen powoli zaczyna tracić panowanie nad sytuacją, widzi to po niej i po tym, jak na niego reaguje. Tak długo, jak nie przekracza jej granic, wszystko będzie w porządku i kto wie, może na przełomie paru następnych dni, dojdzie między nimi do czegoś więcej. Prócz jedzenia Abadon niezaprzeczalnie tęskni za seksem.
— Umiem, umiem. Mówiłem ci o tym kiedyś. Szybko się uczę, więc i na skrzypcach mógłbym spróbować. Byłem kiedyś na koncercie orkiestralnym, przypomnienie sobie tamtego wydarzenia, może pozwoli mi stworzyć wierną kopię. Chętnie ci coś zagram — odpowiada, omiatając spojrzeniem wspomniane instrumenty. Dawno nie grał co prawda, jednak mimo wszystko jest pewien swoich umiejętności.
— O tym też wspominałaś, że w kwestii gry na skrzypcach, jesteś mniej uzdolniona — dopowiada, utwierdzając dziewczynę w przekonaniu, że słucha jej słów, a może nawet bardziej niż to - po prostu jest bardzo pamiętliwy. — Możemy razem coś zagrać.
Nagły krzyk wdzierający się w ich rozmowę, nie robi na nim szczególnej uwagi, jednak jak widać Arleen nie spodziewała się podobnego toku sytuacji. Cóż ludzie wobec demonów dokładnie w ten sposób reagują. Abadon spogląda nieco rozbawionym spojrzeniem na ciemnowłosą, gdy ta na długo uczepia się jego ramienia, żeby z powodu zaskoczenia nie stracić równowagi. Następnie przenosi wzrok na służącą, której macha ręką na przywitanie. Służba powinna się również zacząć się przyzwyczajać, bo z pewnością będzie tu częstszym gościem.
— Ten pocałunek… — zaczyna, zjeżdżając wzrokiem na usta dziewczyny. — Nie był wystarczający, aby bardziej cię zaintrygować? — pyta, krzyżując ze sobą ich spojrzenia. Sam jest ciekawy, czy wywarł dokładnie taką reakcję, jakiej oczekiwał. Czy Arleen ma ochotę na więcej bliskości? Nie oczekując na odpowiedź, odwraca się do szatynki przodem, aby zaraz umieścić ręce na jej udach i podnieść do góry, czując jak ta automatycznie oplata jego szyję ramionami, totalnie zaskoczona.
Sadza dziewczynę na stole, dzięki czemu ich twarz znajdują się teraz na podobnej wysokości. Ściąga ręce z jej ciała, aby oprzeć się na nich, przy krawędzi stołu. Zamyka ją w małej pułapce bez wyjścia, oblizując usta.
— Cóż wymyśliłem… Oboje wiemy, że nigdy nie miałaś bliższych kontaktów z mężczyznami, nie będącymi częścią twojej rodziny. Więc pomyślałem, że może chcesz spróbować. Dotknij mnie, zbadaj każdy zakamarek, przez dotyk z pewnością będziemy sobie bliżsi — mówi, starając się brzmieć szczerze i poważnie, choć na jego ustach pojawia się uśmiech, a sytuacja go trochę bawi. Właściwie wszystko co aktualnie wypowiada, jest konstruowane pół żartem i pół serio, ponieważ szczerze nie myślał na ten temat przez noc, miał lepsze zajęcia. Bierze dłoń dziewczyny, aby położyć ją najpierw na swoim policzku, a potem na klatce piersiowej w miejscu nie bijącego serca. Jest ciekawy, co zrobi.
Wieść o tym, że była obserwowana w pierwszej chwili sprawia, że przez jego twarz przebiega cień grymasu. Chce powiedzieć, że musiało jej się coś zdawać, ale przez myśl przechodzi mu Caim, który kręcąc się w okolicy, musiał również z ciekawości zajrzeć do Arleen. W samym Abadonie to również wzbudza niepokój, choć i nie dostrzega jeszcze istoty jego planów.
— Nie martw się, przy mnie jesteś bezpieczna. Mogę odebrać twój niepokój, jeśli chcesz… — mówi, a jego wzrok ponownie zjeżdza na jej usta i wraca do oczu, jakby sygnalizując, że zna dobry sposób na pozbycie się wątpliwości.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Służba nadal stała zszokowana w salonie, nie wiedząc jak się zachować. Wiem, że nie uprzedziłam ich o tym, że mogę sprowadzić tu demona. Doszłam jednak do wniosku, że nie muszę się im z niczego tłumaczyć. To był mój dom i mogłam w nim robić, co tylko chciałam. Więc obecność Abadona poza celą będzie raczej częstym zjawiskiem. Rzuciłam służącym niezbyt przychylne spojrzenie. Nie lubiłam gdy ktoś mnie tak zaskakiwał. I to we własnym domu.
- Zamiast stać w miejscu, zajmijcie się czymś pożytecznym. Szykowaniem kolacji czy sprzątaniem. I na przyszłość nie straszcie mnie tak, dobrze wiecie, że tego nie lubię- uprzedziłam ją by dobrze sobie to zapamiętały. Dopiero gdy odeszła zostaliśmy sami, mogliśmy spokojnie ze sobą porozmawiać. Bez zbędnych świadków. Nie ukrywam, że byłam ciekawa jak umie grać na pianinie. Jak dalece jego talent jest rozwinięty, może nauczy mnie jakichś nowych melodii? Sama nadal komponowałam, tworząc nową muzykę. Tylko problem był taki, że potem ciągle się na dwóch z nich myliłam. Co mnie zniechęcało do dalszej gry. Zerkałam kątem oka na czarne pianino.
- Faktycznie wspominałeś o tym, jednak chyba byłam wtedy zbyt pochłonięta informacjami o twoim świecie oraz rasie, że musiało mi to umknąć. Z chęcią usłyszę, jak grasz, może nauczysz mnie przy okazji jakichś nowych melodii?- spytałam go zaintrygowana tym, że może mnie nauczyć czegoś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam. Nim jednak doszło do próby uczenia mnie gry na pianinie lub skrzypcach zajął się odpowiedzią na moje inne pytanie. Znacznie ważniejsze niż to poprzednie. Jego odpowiedź od razu zalała mnie wspomnieniem z wczoraj. To uczucie, które mi wtedy towarzyszyło, znowu się pojawiło, tylko jakimś cudem nie czułam, by na mej twarzy ukazało się zmieszanie czy nawet rumieniec. Czułam jednak, że to się zmieni i on już tego dopilnuje. Nim się odezwałam, podniósł mnie, na co odruchowo cicho pisnęłam w lekkim szoku, mocno go obejmując, jakby miał zamiar puścić mnie z tej wysokości. Jego plany stały się jasne w chwili gdy posadził mnie na stole. Zamrugałam zaskoczona, tym jak bardzo się do mnie zbliżył. I tym jak oblizał usta. Byłam w pułapce, nie mogąc uciec. O ile w ogóle planowałam to robić. Bo tego to nie byłam aż tak pewna.
- Jaki pocałunek? Nie wiem, o czym mówisz- powiedziałam, udając, że nie pamiętam niczego takiego. Przy okazji obserwując, jak się zachowa na tę lekką prowokację z mej strony. Jego propozycja była naprawdę intrygująca, zmieniło się to jednak w chwili, gdy poczułam, jak przykładał mi dłoń, do jego jak się okazało niebijącego serca, że miał coś na dłoni, jakąś rysę? Wczoraj jej nie miał.
- Co ci się stało w rękę? Kto ci to zrobił? Earl?- spytałam go nieco zaniepokojona. Wzięłam jego rękę w swoje dłonie. Przyjrzałam się jej. Nie wyglądało to najlepiej.
- Trzeba to opatrzyć, nim będzie gorzej i wda się zakażenie- dodałam, chcąc mu jakoś pomóc. Na tę chwilę, mimo że kusiło mnie, by go dotknąć, musiałam odłożyć to na później. Tylko był jeden problem, który mnie przed tym powstrzymywał, nadal siedziałam na stole a on ani myślał się odsunąć bym, mogła z niego zeskoczyć.
- Coś nie tak? Sam chcesz się tym zająć?- dopytałam go, bo nie rozumiałam, co on chce zrobić. Nawet nasza więź nie ułatwiła mi obecnie tego zadania. Pokręciłam głową na jego propozycję, nie było to najlepszym pomysłem. Wolałam jednak odczuwać emocje, nawet te, które nie były dla mnie zbyt pozytywne. Mimo tego nie przestało mnie niepokoić, co się tak właściwie stało wieczorem.
- Opowiedz mi, jak to się stało. Nie chcę, byś był ofiarą zemsty tylko dlatego, że ktoś nie potrafi zaakceptować odrzucenia- mruknęłam wyraźnie tym faktem zmartwiona. Wiem, że pewnie i tak Adam dowie się więcej, niż powinien. W chwili obecnej niewiele mnie to obchodziło. Abadon nic złego nie zrobił, więc czemu miał znosić dodatkowe obrażenia? Już uwięzienie go tutaj i pozbawienie skrzydeł oraz duszy było wystarczająco przykre. I – co więcej – mimo że nie chciałam tego, to czułam się temu winna. Bo to ja miałam w sobie jedną, z której części mu brakowało.
- Zamiast stać w miejscu, zajmijcie się czymś pożytecznym. Szykowaniem kolacji czy sprzątaniem. I na przyszłość nie straszcie mnie tak, dobrze wiecie, że tego nie lubię- uprzedziłam ją by dobrze sobie to zapamiętały. Dopiero gdy odeszła zostaliśmy sami, mogliśmy spokojnie ze sobą porozmawiać. Bez zbędnych świadków. Nie ukrywam, że byłam ciekawa jak umie grać na pianinie. Jak dalece jego talent jest rozwinięty, może nauczy mnie jakichś nowych melodii? Sama nadal komponowałam, tworząc nową muzykę. Tylko problem był taki, że potem ciągle się na dwóch z nich myliłam. Co mnie zniechęcało do dalszej gry. Zerkałam kątem oka na czarne pianino.
- Faktycznie wspominałeś o tym, jednak chyba byłam wtedy zbyt pochłonięta informacjami o twoim świecie oraz rasie, że musiało mi to umknąć. Z chęcią usłyszę, jak grasz, może nauczysz mnie przy okazji jakichś nowych melodii?- spytałam go zaintrygowana tym, że może mnie nauczyć czegoś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam. Nim jednak doszło do próby uczenia mnie gry na pianinie lub skrzypcach zajął się odpowiedzią na moje inne pytanie. Znacznie ważniejsze niż to poprzednie. Jego odpowiedź od razu zalała mnie wspomnieniem z wczoraj. To uczucie, które mi wtedy towarzyszyło, znowu się pojawiło, tylko jakimś cudem nie czułam, by na mej twarzy ukazało się zmieszanie czy nawet rumieniec. Czułam jednak, że to się zmieni i on już tego dopilnuje. Nim się odezwałam, podniósł mnie, na co odruchowo cicho pisnęłam w lekkim szoku, mocno go obejmując, jakby miał zamiar puścić mnie z tej wysokości. Jego plany stały się jasne w chwili gdy posadził mnie na stole. Zamrugałam zaskoczona, tym jak bardzo się do mnie zbliżył. I tym jak oblizał usta. Byłam w pułapce, nie mogąc uciec. O ile w ogóle planowałam to robić. Bo tego to nie byłam aż tak pewna.
- Jaki pocałunek? Nie wiem, o czym mówisz- powiedziałam, udając, że nie pamiętam niczego takiego. Przy okazji obserwując, jak się zachowa na tę lekką prowokację z mej strony. Jego propozycja była naprawdę intrygująca, zmieniło się to jednak w chwili, gdy poczułam, jak przykładał mi dłoń, do jego jak się okazało niebijącego serca, że miał coś na dłoni, jakąś rysę? Wczoraj jej nie miał.
- Co ci się stało w rękę? Kto ci to zrobił? Earl?- spytałam go nieco zaniepokojona. Wzięłam jego rękę w swoje dłonie. Przyjrzałam się jej. Nie wyglądało to najlepiej.
- Trzeba to opatrzyć, nim będzie gorzej i wda się zakażenie- dodałam, chcąc mu jakoś pomóc. Na tę chwilę, mimo że kusiło mnie, by go dotknąć, musiałam odłożyć to na później. Tylko był jeden problem, który mnie przed tym powstrzymywał, nadal siedziałam na stole a on ani myślał się odsunąć bym, mogła z niego zeskoczyć.
- Coś nie tak? Sam chcesz się tym zająć?- dopytałam go, bo nie rozumiałam, co on chce zrobić. Nawet nasza więź nie ułatwiła mi obecnie tego zadania. Pokręciłam głową na jego propozycję, nie było to najlepszym pomysłem. Wolałam jednak odczuwać emocje, nawet te, które nie były dla mnie zbyt pozytywne. Mimo tego nie przestało mnie niepokoić, co się tak właściwie stało wieczorem.
- Opowiedz mi, jak to się stało. Nie chcę, byś był ofiarą zemsty tylko dlatego, że ktoś nie potrafi zaakceptować odrzucenia- mruknęłam wyraźnie tym faktem zmartwiona. Wiem, że pewnie i tak Adam dowie się więcej, niż powinien. W chwili obecnej niewiele mnie to obchodziło. Abadon nic złego nie zrobił, więc czemu miał znosić dodatkowe obrażenia? Już uwięzienie go tutaj i pozbawienie skrzydeł oraz duszy było wystarczająco przykre. I – co więcej – mimo że nie chciałam tego, to czułam się temu winna. Bo to ja miałam w sobie jedną, z której części mu brakowało.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W pierwszej chwili, gdy jego dłoń oplata odpowiedniczkę dziewczyny i przykłada ją do swojego policzka, nie zwraca uwagi na to, że jest to dokładnie ta sama ręka, w którą w piwnicznej celi się zranił. Dopiero, gdy Arleen zwraca mu uwagę, spogląda na przecięte linie papilarne i średnio wyglądające nacięcie spowodowane przez sztylet, przesiąknięty ekstraktem z wilczego ziela. Wzdycha cicho i delikatnie wyciąga dłoń z uścisku ciemnowłosej, utrzymując z nią kontakt wzrokowy. Że też jego nieudana przykrywka musi w tym momencie przerywać im dobrą zabawę, zwłaszcza że Abadon nie jest pewien jak to do końca wytłumaczyć.
— Naprawdę nie musisz się tym przejmować. Rana zniknie w przeciągu dwóch najbliższych dni, a zakażeniem oboje nie musimy się martwić. Szczerze wątpię, że mogłoby wystąpić – odpowiada spokojnie, uśmiechając się kącikiem ust. Przechodzi mu przez myśl, że Arleen momentami zapomina o tym, że nie jest człowiekiem i szczerze chciałby się z tego powodu zaśmiać, jednak pewna dziwna, nieznana dotąd emocja pojawia się na wcześniej. Jako demon, opuszczony przez matkę już we wczesnych czasach dzieciństwa, zdążył zapomnieć jak to jest, kiedy ktoś otacza go opieką czy się o niego martwi. W piekielnej czeluści zdecydowanie może o tym zapomnieć, tak samo jak i błąkając się po świcie ludzkim, poszukując najłatwiejszej zdobyczy znajdującej się w trajektorii wzroku – również napotyka jedynie wytykania palcami, czy wieść o tym, że społeczność z przyjemnością zobaczyłaby go nabitego na pale. Stąd i dziwnie jest wiedzieć, że pojawia się ktoś, kto chce go opatrzyć, choć rana nie jest nazbyt głęboka, a mowa o zakażeniu ginie gdzieś wśród ludzkich możliwości. Stąd i jego uśmiech, spokojny i sentymentalny, biegnący w tęsknocie za czymś, czego w rzeczywistości nigdy nie doświadczył.
— Później opowiem ci co się stało, póki mamy możliwość spędzenia wspólnie czasu, ze mną poza kratami, możemy zająć się czymś przyjemniejszym – rzuca, zbliżając się bardziej do dziewczyny, ponownie układając ręce po obu stronach jej ciała, w pozycji nieco pochylonej, aby ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Spogląda w jej oczy, doszukując się w nich jakiejś emocji. Zamartwienia, wypychanego przez zirytowanie, że Abadon odkłada „coś ważnego” na później oraz ekscytacji, tym co może jeszcze nastać.
Zdaje się oddać w niepamięć kwestię pocałunku, którego Arleen rzekomo sobie nie przypomina, w co demon szczerze wątpi. Jego wzrok zdaje się ją prześwietlać na wskroś, kiedy obserwuje bacznie, niczym zwierzę swój przyszły obiad. Co akurat nie jest tak dalekie od prawdy, choć w obecnym momencie, przez jego myśl nie przechodzi wizja pożywienia się. Już wcześniej usłyszał zmianę pulsu oraz harde nastawienie, co do wspomnianej sytuacji, które miały wskazywać na drobne kłamstwo, albo i prowokację. A jeśli tak, to trzeba przyznać, że się udała.
— Pocałunek… Z przyjemnością ci przypomnę – odpowiada, przysuwając się nieco bardziej, w powolnym tempie. Śledzi spojrzeniem dziewczynę, chcąc odnaleźć możliwe odruchy rzutujące na fakt, że powinien się odsunąć i nie przekraczać granicy dozwolonych mu możliwości. Jest świadom, że przy jednym złym posunięciu może znowu spaść do domowego lochu, zamknięty za zimnymi kratami, oddzielającymi go od wolności.
Nie widząc sprzeciwu obejmuje ręką talię Arleen, przyciągając ją do siebie na tyle, że ich usta znajdują się milimetry od siebie. Zatrzymuje się w tej pozycji, chłonąc jej oddech wyrywkowo wydychany przez nozdrza, a wstrzymany na moment przez gwałtowność tej akcji. Znowu uśmiecha się kącikiem ust, aby zaraz złączyć ich usta w pocałunku. Ten z początku rzeczywiście przypomina wczorajszy, tak jakby chciał przypomnieć Arleen z czym ma do czynienia, jednak tym razem Abadon ma większe pole do popisu, zwłaszcza że nie są obserwowani bezpośrednio przez strażników. Ci starają się zapewnić im odrobinę prywatności – można powiedzieć, że demon macza w tym swoje palce, w nocy wydając im malutki podszept. Z kolei jeżeli Earl znajduje się gdzieś w pobliżu, Abadon dopilnuje, aby trzask jego złamanego serduszka był słyszany nawet po drugiej stronie globu.
Odsuwa się od dziewczyny tylko na moment, aby przychylić głowę w drugą stronę i znowu złączyć ich usta ze sobą. Wolną ręką rozchyla jej uda, aby móc się wygodnie między nimi usadowić. Ssie jej dolną wargę, podgryzając delikatnie zębami, które wydłużają się delikatnie przy odczuwanej przyjemności. Wzrok ma już nieznacznie zamglony, czując się napędzony do spijania coraz większej słodyczy, a co za tym idzie do motywowania coraz intensywniejszych pieszczot. Cholernie za tym tęsknił, a przez to na moment zapomina też o granicy, przejeżdżając językiem po nawilżonych ustach Arleen. Wsuwa niezauważenie język pomiędzy jej wargi, zapraszając do wspólnego tańca, jednak chwilę później odsuwa się tchnięty myślą, że pożądanie puści z kretesem cały jego misterny plan o wydostaniu się na zewnątrz.
— Wybacz – mruczy, opierając głowę na ramieniu dziewczyny. Czuje jak jej włosy smyrają go po nieskazitelnie jasnym policzku, dlatego jeszcze chwilę trzyma w takiej pozycji, aby zaraz wrócić do wcześniejszej pozycji. Tylko w jego oczach widać winę oraz nutkę wcześniejszej ekstazy, której dał się ponieść. Jego lica nie są spętane różowym rumieńcem, usta w przeciwieństwie do tych, należących do Arleen, nie są napuchnięte od pocałunków. Robi wrażenie żywego posągu, tchniętego realnymi emocjami. — Twoje spojrzenie, twoje usta, twój zapach… To wszystko sprawia, że chce się więcej, chcę cię odkrywać i poczuć bliżej – mówi, łudząc się, że Arleen pozwoli mu na wszystko. — Widzisz, to najlepszy sposób, aby pozbyć się zmartwień – zauważa z rozbawieniem, nawiązując do słów, gdy mówił, że zajmie się jej obawą wobec bycia obserwowaną. Choć i na to będzie miał całkowicie inny, dodatkowy sposób, tylko musi dowiedzieć się, czy Caim nie maczał w tym swoich obślizgłych paluchów.
— Naprawdę nie musisz się tym przejmować. Rana zniknie w przeciągu dwóch najbliższych dni, a zakażeniem oboje nie musimy się martwić. Szczerze wątpię, że mogłoby wystąpić – odpowiada spokojnie, uśmiechając się kącikiem ust. Przechodzi mu przez myśl, że Arleen momentami zapomina o tym, że nie jest człowiekiem i szczerze chciałby się z tego powodu zaśmiać, jednak pewna dziwna, nieznana dotąd emocja pojawia się na wcześniej. Jako demon, opuszczony przez matkę już we wczesnych czasach dzieciństwa, zdążył zapomnieć jak to jest, kiedy ktoś otacza go opieką czy się o niego martwi. W piekielnej czeluści zdecydowanie może o tym zapomnieć, tak samo jak i błąkając się po świcie ludzkim, poszukując najłatwiejszej zdobyczy znajdującej się w trajektorii wzroku – również napotyka jedynie wytykania palcami, czy wieść o tym, że społeczność z przyjemnością zobaczyłaby go nabitego na pale. Stąd i dziwnie jest wiedzieć, że pojawia się ktoś, kto chce go opatrzyć, choć rana nie jest nazbyt głęboka, a mowa o zakażeniu ginie gdzieś wśród ludzkich możliwości. Stąd i jego uśmiech, spokojny i sentymentalny, biegnący w tęsknocie za czymś, czego w rzeczywistości nigdy nie doświadczył.
— Później opowiem ci co się stało, póki mamy możliwość spędzenia wspólnie czasu, ze mną poza kratami, możemy zająć się czymś przyjemniejszym – rzuca, zbliżając się bardziej do dziewczyny, ponownie układając ręce po obu stronach jej ciała, w pozycji nieco pochylonej, aby ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Spogląda w jej oczy, doszukując się w nich jakiejś emocji. Zamartwienia, wypychanego przez zirytowanie, że Abadon odkłada „coś ważnego” na później oraz ekscytacji, tym co może jeszcze nastać.
Zdaje się oddać w niepamięć kwestię pocałunku, którego Arleen rzekomo sobie nie przypomina, w co demon szczerze wątpi. Jego wzrok zdaje się ją prześwietlać na wskroś, kiedy obserwuje bacznie, niczym zwierzę swój przyszły obiad. Co akurat nie jest tak dalekie od prawdy, choć w obecnym momencie, przez jego myśl nie przechodzi wizja pożywienia się. Już wcześniej usłyszał zmianę pulsu oraz harde nastawienie, co do wspomnianej sytuacji, które miały wskazywać na drobne kłamstwo, albo i prowokację. A jeśli tak, to trzeba przyznać, że się udała.
— Pocałunek… Z przyjemnością ci przypomnę – odpowiada, przysuwając się nieco bardziej, w powolnym tempie. Śledzi spojrzeniem dziewczynę, chcąc odnaleźć możliwe odruchy rzutujące na fakt, że powinien się odsunąć i nie przekraczać granicy dozwolonych mu możliwości. Jest świadom, że przy jednym złym posunięciu może znowu spaść do domowego lochu, zamknięty za zimnymi kratami, oddzielającymi go od wolności.
Nie widząc sprzeciwu obejmuje ręką talię Arleen, przyciągając ją do siebie na tyle, że ich usta znajdują się milimetry od siebie. Zatrzymuje się w tej pozycji, chłonąc jej oddech wyrywkowo wydychany przez nozdrza, a wstrzymany na moment przez gwałtowność tej akcji. Znowu uśmiecha się kącikiem ust, aby zaraz złączyć ich usta w pocałunku. Ten z początku rzeczywiście przypomina wczorajszy, tak jakby chciał przypomnieć Arleen z czym ma do czynienia, jednak tym razem Abadon ma większe pole do popisu, zwłaszcza że nie są obserwowani bezpośrednio przez strażników. Ci starają się zapewnić im odrobinę prywatności – można powiedzieć, że demon macza w tym swoje palce, w nocy wydając im malutki podszept. Z kolei jeżeli Earl znajduje się gdzieś w pobliżu, Abadon dopilnuje, aby trzask jego złamanego serduszka był słyszany nawet po drugiej stronie globu.
Odsuwa się od dziewczyny tylko na moment, aby przychylić głowę w drugą stronę i znowu złączyć ich usta ze sobą. Wolną ręką rozchyla jej uda, aby móc się wygodnie między nimi usadowić. Ssie jej dolną wargę, podgryzając delikatnie zębami, które wydłużają się delikatnie przy odczuwanej przyjemności. Wzrok ma już nieznacznie zamglony, czując się napędzony do spijania coraz większej słodyczy, a co za tym idzie do motywowania coraz intensywniejszych pieszczot. Cholernie za tym tęsknił, a przez to na moment zapomina też o granicy, przejeżdżając językiem po nawilżonych ustach Arleen. Wsuwa niezauważenie język pomiędzy jej wargi, zapraszając do wspólnego tańca, jednak chwilę później odsuwa się tchnięty myślą, że pożądanie puści z kretesem cały jego misterny plan o wydostaniu się na zewnątrz.
— Wybacz – mruczy, opierając głowę na ramieniu dziewczyny. Czuje jak jej włosy smyrają go po nieskazitelnie jasnym policzku, dlatego jeszcze chwilę trzyma w takiej pozycji, aby zaraz wrócić do wcześniejszej pozycji. Tylko w jego oczach widać winę oraz nutkę wcześniejszej ekstazy, której dał się ponieść. Jego lica nie są spętane różowym rumieńcem, usta w przeciwieństwie do tych, należących do Arleen, nie są napuchnięte od pocałunków. Robi wrażenie żywego posągu, tchniętego realnymi emocjami. — Twoje spojrzenie, twoje usta, twój zapach… To wszystko sprawia, że chce się więcej, chcę cię odkrywać i poczuć bliżej – mówi, łudząc się, że Arleen pozwoli mu na wszystko. — Widzisz, to najlepszy sposób, aby pozbyć się zmartwień – zauważa z rozbawieniem, nawiązując do słów, gdy mówił, że zajmie się jej obawą wobec bycia obserwowaną. Choć i na to będzie miał całkowicie inny, dodatkowy sposób, tylko musi dowiedzieć się, czy Caim nie maczał w tym swoich obślizgłych paluchów.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Czy wiedziałam, że go prowokuję?? Oczywiście, że tak, nie trzeba nawet być detektywem, by o tym wiedzieć. Jednak nie mogłam się przed tym powstrzymać, a to, że byłam uwięziona, na tym stole tylko podsycało ten płomień ciekawości oraz fascynacji jego osobą. Wtedy gdy dzieliły nas kraty, nie mogłam go dotknąć, było więc łatwiej się oprzeć tym wszystkim myślom, które teraz aż krzyczały, bym zrobiła cokolwiek, co byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Każda nasza rozmowa czy gest tylko zbliżała nas do siebie. Zachęcała do coraz to śmielszych poczynań. Przynajmniej tak było obecnie ze mną. Bo kto by pomyślał, że po zaledwie tych paru spotkaniach nabiorę aż takiej pewności siebie, by prowokować demona? Igranie z ogniem stało się moim hobby, sposobem na pokazanie się od innej strony niż tej jak mnie wychowano. Czułam, jak moje serce wybija nieco szybszy rytm niż dotychczas. Nie umiałam nad tym zapanować, nawet nie próbowałam, bo i tak poniosłabym porażkę.
Jego bliskość powodowała gorące dreszcze przebiegające po całym ciele. Było to zarówno podniecające jak i przerażające. Czułam się jakbym, naprawdę robiła coś zakazanego, coś, co może mieć później poważne konsekwencje, i nie można będzie tego cofnąć. Nie mogłam udawać, że nie wiedziałam, na co się piszę, byłoby to okłamywanie samej siebie. Poza tym odczuwał moje emocje, więc na pewno też umiał domyślić się, że moje wątpliwości, choć mocno stłumione nie zamierzają brać nade mną kontroli. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta dziwna pełna intymności atmosfera. Wstrzymałam oddech, gdy tylko zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Czułam jego chłodną skórę dłoni tuż przy swoich udach. Tak blisko, był tak blisko, mogłam złapać go ponownie za dłoń, czuć te emocje, które i jemu towarzyszyły. Mimo że mogłam, to zrobić to nadal nie do końca korzystałam z naszej więzi w ten sposób. Dopiero gdy nasze twarze znalazły się na podobnej wysokości, zorientowałam się, że za długo wstrzymywałam oddech. Wypuściłam, powietrze z płuc próbując ochłonąć, nie dając się ponieść żadnej z niepotrzebnych emocji. Wszystko zależało od niego, czy da się sprowokować, czy też nie. A może on nawet nie ma zamiaru mi tego przypominać? Tylko się ze mną droczy? Przełknęłam ślinę, nie przestając być podnieconą, oczekując na to, co miało nadejść. Gdy tylko się odezwał, miałam pewność, że naprawdę zamierza mi przypomnieć zdarzenie z wczoraj. Czego nie ukrywam bardzo pragnęłam. Tak, mnie kusił, ponowny z nim pocałunek, że nawet zapomniałam o tym, że nie powinnam na to pozwalać. Tak, to było przekraczanie granicy w naszej relacji. Jednak byłam też tylko młodą dziewczyną, która nigdy wcześniej nawet nie myślała o tym, by pocałować kogokolwiek. Teraz gdy nadarzyła się okazja, nie mogłam sobie tego odmówić. Earl pewnie i tak doniesie o wszystkim Adamowi. W tej chwili nie dbałam o to, będę się o to martwić jutro. Dziś jest dziś i to ja tu obecnie rządzę.
- Skoro tak… To jest szansa, że o nim nie zapomnę- wyszeptałam, tuż przy jego ustach nim nasze oddechy wymieszały się ze sobą. Drgnęłam lekko, kiedy jego ręką objęła mnie pewniej w talii. Każdy jego ruch w stosunku do mnie nadal powodował, że moje ciało za bardzo mnie zdradzało. Kiedy przestanie być to aż tak niezręczne? Trochę mnie to zawstydziło, mimo że sam powiedział mi wcześniej, że to normalne. To nadal nie do końca w to wierzyłam.
Nie minęła chwila, nawet nie zdążyłam zapomnieć o tej niezręczności. By dosłownie sekundę później poczuć jego usta na swoich. I znów to elektryzujące ciepło wdarło się do mego ciała, przyspieszając puls. Ten pocałunek był dosłownie, taki sam jak go zapamiętałam. A może nawet i lepszy, bo znów miałam okazję go zasmakować? Pozwoliłam mu na dość długo zetknąć nasze usta. To było delikatne, ale też przesycone czymś, czego nie umiałam określić. Nie było to niczym złym, wręcz przeciwnie. Już sama prawie dałam się ponieść chwili, by lekko musnąć jego usta. Gdy nagle odsunął się, ode mnie. Nie ukrywam, że byłam tym lekko rozczarowana. Widziałam jego zamglony wzrok, który emanował czymś więcej niż zwykłym zadowoleniem. Ta emocja była tak blisko tej mojej, że nie mogłam w to uwierzyć. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy Abadon znów sięgnął moich warg. Podczas kolejnego pocałunku mocniej się do mnie przysunął, już nic nas nie dzieliło, był najbliżej, jak tylko mógł być na ten moment. Westchnęłam w jego usta, nie mogąc zapanować nad tym jak się obecnie czułam. Pozwalałam mu na to, bo sama byłam ogarnięta tymi przyjemnymi doznaniami. Na tę chwilę nie myślałam o jego rannej ręce czy o tym, że ktoś może tu wejść i nas zobaczyć. Gdy nabrałam pewności siebie, by też go, pocałować wyczułam, jak pocałunek przybiera na intensywności, przez co czując gdy jego język dotknął mojego, znowu to uczucie gorąca prawie przejęło nade mną kontrolę. Gdy mój oddech stał się znacznie przyspieszony, Abadon przerwał go, odsuwając się ode mnie. Dopiero po chwili, kiedy oddech powrócił do normy, zaczęłam lepiej kontaktować, że on mnie… Przepraszał? Nie do końca potrafiłam zrozumieć, dlaczego to robi. Wyjaśnienie, pojawiło się dosłownie chwilę później. Co sprawiło, że i mi było lekko wstyd. Bo miałam wrażenie, że to na nim wymusiłam. Spojrzeliśmy sobie w oczy, tylko dlatego, gdy delikatnie jakby był ze szkła, odsunęłam go od swego ramienia. Nadal to podniecenie było widoczne w naszych oczach. Nie miałam wątpliwości, że sam też je czuł. Oblizałam napuchnięte wargi, czułam też minimalny metaliczny posmak na nich. Czyżby faktycznie przygryzł mi wargi, a ja tego aż tak nie poczułam?
- To chyba ja powinnam cię przeprosić. Mam wrażenie, że swoim zachowaniem zmusiłam cię do tego pocałunku. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo na ciebie działam. Nie myślałam nigdy wcześniej, że ktoś może się tak przy mnie czuć- powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że sama też nie jestem bez winy w tym przypadku.
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale sama twoja obecność sprawia, że mam ochotę robić rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła. Wiem to szalone, ale tak właśnie jest- wyjawiłam Abadonowi co się ze mną w tym momencie działo.
- Niestety nie mogę dać Ci nic więcej poza tym - gdy tylko to powiedziałam, uniosłam dłoń, kładąc ją na jego karku, dając mu znak, by się przysunął. Co też uczynił, domyślając się, że tym razem wyznaczę jasną granicę.
- Przez te parę chwil. Niech szlag trafi zasady tego domu - oznajmiłam i sama złożyłam na jego ustach pocałunek. Był on delikatny, nie tak nieśmiały jak myślałam, że będzie, gdy lekko rozchyliłam jego wargi. Pozwalając demonowi, na podobny pocałunek do tego, który sam przerwał. Tylko moja stanowcza ręka na jego ciele uzmysławiała demonowi, że nadal panuję nad sytuacją. A przynajmniej, tak sądziłam. Bo jego bliskość, zapach oraz emocje zlewały się w jedno. Tak teraz w tym momencie zdecydowałam się skupić na jego odczuciach. Byłam tak zajęta kolejnym pocałunkiem, że nawet nie usłyszałam, jak szkło uderza o drewnianą podłogę salonu…
Jego bliskość powodowała gorące dreszcze przebiegające po całym ciele. Było to zarówno podniecające jak i przerażające. Czułam się jakbym, naprawdę robiła coś zakazanego, coś, co może mieć później poważne konsekwencje, i nie można będzie tego cofnąć. Nie mogłam udawać, że nie wiedziałam, na co się piszę, byłoby to okłamywanie samej siebie. Poza tym odczuwał moje emocje, więc na pewno też umiał domyślić się, że moje wątpliwości, choć mocno stłumione nie zamierzają brać nade mną kontroli. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta dziwna pełna intymności atmosfera. Wstrzymałam oddech, gdy tylko zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Czułam jego chłodną skórę dłoni tuż przy swoich udach. Tak blisko, był tak blisko, mogłam złapać go ponownie za dłoń, czuć te emocje, które i jemu towarzyszyły. Mimo że mogłam, to zrobić to nadal nie do końca korzystałam z naszej więzi w ten sposób. Dopiero gdy nasze twarze znalazły się na podobnej wysokości, zorientowałam się, że za długo wstrzymywałam oddech. Wypuściłam, powietrze z płuc próbując ochłonąć, nie dając się ponieść żadnej z niepotrzebnych emocji. Wszystko zależało od niego, czy da się sprowokować, czy też nie. A może on nawet nie ma zamiaru mi tego przypominać? Tylko się ze mną droczy? Przełknęłam ślinę, nie przestając być podnieconą, oczekując na to, co miało nadejść. Gdy tylko się odezwał, miałam pewność, że naprawdę zamierza mi przypomnieć zdarzenie z wczoraj. Czego nie ukrywam bardzo pragnęłam. Tak, mnie kusił, ponowny z nim pocałunek, że nawet zapomniałam o tym, że nie powinnam na to pozwalać. Tak, to było przekraczanie granicy w naszej relacji. Jednak byłam też tylko młodą dziewczyną, która nigdy wcześniej nawet nie myślała o tym, by pocałować kogokolwiek. Teraz gdy nadarzyła się okazja, nie mogłam sobie tego odmówić. Earl pewnie i tak doniesie o wszystkim Adamowi. W tej chwili nie dbałam o to, będę się o to martwić jutro. Dziś jest dziś i to ja tu obecnie rządzę.
- Skoro tak… To jest szansa, że o nim nie zapomnę- wyszeptałam, tuż przy jego ustach nim nasze oddechy wymieszały się ze sobą. Drgnęłam lekko, kiedy jego ręką objęła mnie pewniej w talii. Każdy jego ruch w stosunku do mnie nadal powodował, że moje ciało za bardzo mnie zdradzało. Kiedy przestanie być to aż tak niezręczne? Trochę mnie to zawstydziło, mimo że sam powiedział mi wcześniej, że to normalne. To nadal nie do końca w to wierzyłam.
Nie minęła chwila, nawet nie zdążyłam zapomnieć o tej niezręczności. By dosłownie sekundę później poczuć jego usta na swoich. I znów to elektryzujące ciepło wdarło się do mego ciała, przyspieszając puls. Ten pocałunek był dosłownie, taki sam jak go zapamiętałam. A może nawet i lepszy, bo znów miałam okazję go zasmakować? Pozwoliłam mu na dość długo zetknąć nasze usta. To było delikatne, ale też przesycone czymś, czego nie umiałam określić. Nie było to niczym złym, wręcz przeciwnie. Już sama prawie dałam się ponieść chwili, by lekko musnąć jego usta. Gdy nagle odsunął się, ode mnie. Nie ukrywam, że byłam tym lekko rozczarowana. Widziałam jego zamglony wzrok, który emanował czymś więcej niż zwykłym zadowoleniem. Ta emocja była tak blisko tej mojej, że nie mogłam w to uwierzyć. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy Abadon znów sięgnął moich warg. Podczas kolejnego pocałunku mocniej się do mnie przysunął, już nic nas nie dzieliło, był najbliżej, jak tylko mógł być na ten moment. Westchnęłam w jego usta, nie mogąc zapanować nad tym jak się obecnie czułam. Pozwalałam mu na to, bo sama byłam ogarnięta tymi przyjemnymi doznaniami. Na tę chwilę nie myślałam o jego rannej ręce czy o tym, że ktoś może tu wejść i nas zobaczyć. Gdy nabrałam pewności siebie, by też go, pocałować wyczułam, jak pocałunek przybiera na intensywności, przez co czując gdy jego język dotknął mojego, znowu to uczucie gorąca prawie przejęło nade mną kontrolę. Gdy mój oddech stał się znacznie przyspieszony, Abadon przerwał go, odsuwając się ode mnie. Dopiero po chwili, kiedy oddech powrócił do normy, zaczęłam lepiej kontaktować, że on mnie… Przepraszał? Nie do końca potrafiłam zrozumieć, dlaczego to robi. Wyjaśnienie, pojawiło się dosłownie chwilę później. Co sprawiło, że i mi było lekko wstyd. Bo miałam wrażenie, że to na nim wymusiłam. Spojrzeliśmy sobie w oczy, tylko dlatego, gdy delikatnie jakby był ze szkła, odsunęłam go od swego ramienia. Nadal to podniecenie było widoczne w naszych oczach. Nie miałam wątpliwości, że sam też je czuł. Oblizałam napuchnięte wargi, czułam też minimalny metaliczny posmak na nich. Czyżby faktycznie przygryzł mi wargi, a ja tego aż tak nie poczułam?
- To chyba ja powinnam cię przeprosić. Mam wrażenie, że swoim zachowaniem zmusiłam cię do tego pocałunku. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo na ciebie działam. Nie myślałam nigdy wcześniej, że ktoś może się tak przy mnie czuć- powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że sama też nie jestem bez winy w tym przypadku.
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale sama twoja obecność sprawia, że mam ochotę robić rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła. Wiem to szalone, ale tak właśnie jest- wyjawiłam Abadonowi co się ze mną w tym momencie działo.
- Niestety nie mogę dać Ci nic więcej poza tym - gdy tylko to powiedziałam, uniosłam dłoń, kładąc ją na jego karku, dając mu znak, by się przysunął. Co też uczynił, domyślając się, że tym razem wyznaczę jasną granicę.
- Przez te parę chwil. Niech szlag trafi zasady tego domu - oznajmiłam i sama złożyłam na jego ustach pocałunek. Był on delikatny, nie tak nieśmiały jak myślałam, że będzie, gdy lekko rozchyliłam jego wargi. Pozwalając demonowi, na podobny pocałunek do tego, który sam przerwał. Tylko moja stanowcza ręka na jego ciele uzmysławiała demonowi, że nadal panuję nad sytuacją. A przynajmniej, tak sądziłam. Bo jego bliskość, zapach oraz emocje zlewały się w jedno. Tak teraz w tym momencie zdecydowałam się skupić na jego odczuciach. Byłam tak zajęta kolejnym pocałunkiem, że nawet nie usłyszałam, jak szkło uderza o drewnianą podłogę salonu…
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ta drobna chwila uzmysławia mu jak trudno być wiernym swoim planom, w decydującej sytuacji, najbardziej narażonej na bliską destrukcję. Gdy ich usta ponownie łączą się w pocałunku Arleen smakuje krwią, to też sprawia, że jego zęby wydłużają się nieznacznie, aby ranić naskórek na nowo i pozyskać jeszcze więcej życiodajnych soków. W jego głowie pobrzmiewają jej słowa, wspomnienie zamierzchłych na tą chwilę zasad panujących w tym domostwie; i jednoczesne granice, które stawia mu sama dziewczyna. To w pewien sposób go konfunduje, bo jego ofiara zaczyna mieć nad nim rzeczywiste panowanie, zwłaszcza teraz przypierając go do muru. Pragnie dotknąć ją wszędzie, pozostawić gorące pocałunki, ślady i ugryzienia. Chce ją… zjeść?
Zaciska mocniej oczy, czując przypływ adrenaliny i krew krążącą w jego żyłach w zawrotnym tempie. Wznieca to również zaangażowanie w zbliżenie oraz targające nim podniecenie. Reakcje jego ciała zaczynają być nazbyt widoczne, właściwie wręcz namacalne, ale nie potrafi przestać. Zlizuje dawkę krwi z dolnej wargi dziewczyny, głaszcząc ją po włosach jedną ręką, podczas gdy drugą kładzie u dołu jej pleców, aby przycisnąć ich do siebie mocniej… Aby poczuć więcej, albo i żeby ona sama poczuła go dotkliwiej. Zastanawia się czy dostrzeże większe zażenowanie czy zaciekawienie w jej oczach.
Dźwięk tłuczonego szkła zanika gdzieś w odmętach umysłu, jest go jedynie po części świadomy i nie chce się nim przejmować. Wypuszczony po tylu latach z klatki, w końcu posiadając własne prawa na tym terytorium czuje się o wiele pewniej. Jak widać zbyt pewnie. Udaje mu się uleczyć własną śliną zadrapania na ustach Arleen, nim zostaje siłą od niej odciągnięty i wyrzucony niczym bezwładna lalka w przestrzeń salonu. Opada z ciężkim stęknięciem na puchaty dywan, automatycznie zadzierając głowę do góry.
Jego wzrok wciąż jest zamglony przyjemnością, włosy są nieco zmierzwione, a z ust wystają dwa kiełki, aczkolwiek tętno powoli maleje, odseparowuje od chwil żądzy, którą na moment obdarowali siebie nawzajem. Pozostaje tylko zastanowienie się nad tym, co rzeczywiście pociągnęło go do tego aktu. Wiadoma tęsknota z seksualną bliskością, to nieznajome ciepłe, bez uzasadnienia wiążące jego wręcz nieistniejącą emocjonalną sferę, czy chęć spożycia swojej ofiary, niegdyś chętniej zwaną pojemnikiem na duszę. Aż trudno mu rzec czy bardziej zdegustowany jest mętlikiem w swojej głowie, czy widokiem Earla, który przerwał im ten akt bliskości.
- Tego już za wiele! Upadłaś na głowę? Pozwalasz demonowi na wyjście z celi, a teraz to! Zadbam o to, żeby Adam się o tym dowiedział! - rzuca rozwścieczony, podczas gdy wzrok Abadona przenosi się na służącą, która ze wzrokiem wbitym w podłogę sprząta ostały bałagan. - A ty pijawko… Pozwalasz sobie zdecydowanie nazbyt wiele. A twoje plany zostaną ukrócone szybciej niż myślisz - rzuca Earl, w końcu zwracając uwagę również jemu. Początkowo utrzymują kontakt wzrokowy, jednak strażnik na moment zerka nieco niżej i od razu przez całą twarz przechodzi zdegustowany grymas. Z początku Abadon nie rozumie o co do końca chodzi, dlatego błądzi po sobie wzrokiem, aby w końcu dostrzec własne podniecenie, a dokładniej wybrzuszenie powstałe w spodniach.
Powoduje to w nim krótką salwę śmiechu, po której przesuwa spojrzenie na zarumienioną Arleen. W końcu to nie tak, że nie uprzedzał, prawda? Zdecydowanie pozwolił sobie wspomnieć, że dziewczyna działa na niego wręcz elektryzująco, przez co napędza niektóre pobudki. A reakcje ciała powstają przy tej pętli myślowej samoistnie. Nie próbował tego ukryć.
- Uważasz to za złe i nieodpowiednia, dlatego że jestem demonem? Czy dlatego, że sam wolałbyś być na moim miejscu? - rzuca Abadon, wiedząc że nie powinien wciągać wniosku o zauroczonym Earlu w każdą konwersację, jednak to było od niego silniejsze. Zwłaszcza, że pragnął zobaczyć czystą nienawiść w oczach strażnika, który dotychczas również nie szczędził ośmieszania go.
- To już swoją drogą. Zanim zaczniesz nas pouczać, może wyjaśnij Arleen, jak powstało to - mówi, wyciągając przed siebie zranioną rękę. Wyjaśnienia miały pojawić się później i teraz nastąpił odpowiedni na to moment. Zwłaszcza, że Earl nie wiedział, jak to powstało, a Abadon wiedział, że pani domu zdołała już go o to oskarżyć. - No chyba, że chcemy, aby reszta straży, równie zamieszana w tą sytuację, powiedziała swoje zdanie na ten temat.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Niestety pocałunek, na który dałam sama pozwolenie nie trwał tak długo, bym mogła się go w pełni zaangażować. Czułam przyjemne gorące dreszcze, gdy przysunął mnie jeszcze bliżej siebie i które zniknęły w chwili, gdy zostaliśmy od siebie brutalnie oderwani. I to za czyją sprawką? Oczywiście Earla. Słowa strażnika jak i jego reakcja zmusiła mnie, bym też spojrzała w dół sylwetki demona. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Naprawdę aż tak bardzo go podnieciłam? Niby przyznał, jak na niego działam, ale usłyszeć coś takiego a zobaczy tego dowód to dwie inne rzeczy. Dodatkowo jeszcze demon jawnie go prowokował, wiedząc, że i tak Earl nigdy tego nie doświadczy. Nie miałam jednak zamiaru angażować się w ich słowne potyczki. Choć byłam ich powodem, to wolałam nie pogarszać sytuacji, która i tak była napięta. Zaintrygował mnie za to temat, który poruszył Abadon.
- Z chęcią dowiem się, jak do tego doszło. Słucham Earl, może wyjaśnisz, dlaczego zaatakowałeś Abadona?- spytałam go, obserwując wyczekująco. Starają się ignorować wyraźnie widoczne podniecenie u demona. Teraz nie był czas, by tym zaprzątać swoje myśli. Choć nie ukrywam, że było to dość trudne.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Kiedy go wczoraj zostawiłem, był nienaruszony. Nawet go nie tknąłem. Nie, żeby mnie nie kusiło, jednak się powstrzymałem - był wyraźnie zaskoczony, czego nie umiał udawać. Służąca ciągle sprzątała powstały bałagan. Nawet nie wiedziałam, czy to ona sama stłukła ten wazon, czy to Earl wpadł na nią, by nas jak najszybciej powstrzymać. Spojrzałam też na fortepian, który musiał zostać na ten moment porzucony.
Wypowiedź Earla, który wydawał się być zszokowany raną na ręce Abadona kazał mi wątpić w to, czy faktycznie miał z tym jakiś związek. Niby brałam pod uwagę jego udział w tym incydencie, zważywszy na to jak zachowywał się wczoraj i nawet teraz. Tylko czy faktycznie tak było? Earl zmienił się i to na gorsze, ale czy zaatakowałby, demona wiedząc, że spotka się to z moją dezaprobatą? Nie umiałam już w pełni ufać strażnikowi, zbyt wiele razy robił coś sprzecznego z moimi poleceniami. Postanowiłam dać mu jednak ostatnią szansę na uratowanie swojej i tak pogarszającej się w moich oczach reputacji. Nadal byłam na niego zła za to, że przerwał mi tak podniecające chwile z demonem. Wzięłam głębszy oddech. Zeskoczyłam zwinnie ze stołu, by stanąć obok strażnika, rzuciłam też pytające spojrzenie Abadonowi, by upewnić się, że nic mu poważnego się nie stało.
- Musimy porozmawiać i to natychmiast. Przejdźmy do biblioteki - powiedziałam stanowczo Earlowi. Co jak co, ale wolałam mieć tę rozmowę za sobą. Spojrzałam na demona, który nie wydawał się być zachwycony, że zamierzam tracić czas na czymś innym niż spędzaniem z nim czasu. Którego miał coraz mniej poza celą. Niestety to musiało zaczekać. Wyszłam z salonu, kierując się na koniec korytarza do dwuskrzydłowych drzwi.
- Zapewniam, że nic mu nie zrobiłem. Dobrze to chodźmy. Zostań tu demonie, nie wlecz się za nami- uprzedził demona, rzucając mu zdegustowane spojrzenie, nadal mając przed oczami jego widoczne podniecenie. Usłyszałam kroki Earla tuż za sobą, złapałam za klamkę i nacisnęłam na nią.
Drzwi skrzypnęły lekko, ukazując za sobą sporych rozmiarów pomieszczenie. Cała biblioteka była utrzymana w ciemnych kolorach od kotar na podłużnych sporych oknach, półek zawalonymi książkami od podłogi do sufitu. Czy stolikach i fotelach obitych czarnym materiałem. Poza tym było też spore biurko a za nim ciemna biblioteczka, w której Adam trzymał istotne dla siebie rzeczy. Od śmierci ojca to miejsce było jego drugą najważniejszą lokacją w tym domostwie.
Usiadłam za biurkiem, wskazując miejsce na krześle naprzeciwko mej osoby. Na biurku walało się parę dokumentów, które zgarnęłam, chowając do szuflady w meblu. Zanosiło się na sporą pogadankę, chciałam jej uniknąć, lecz nie mogłam.
- Earl wyjaśnij mi, co wydarzyło się wczoraj w nocy. To nie pierwszy raz gdy nie respektujesz tego, kto tu rządzi pod nieobecność Adama. Zachowujesz się, jakbyś to ty był panem tego domu, a nie ja. Co sprawia, że zaczynam tracić do ciebie cierpliwość. Jesteś tylko strażnikiem, nie masz prawa wtrącać się do spraw, które cię nie dotyczą- zaczęłam w miarę spokojnie, by pokazać mu, gdzie jego miejsce. Nie chciałam być dla niego aż tak okrutna, ale nie miałam innego wyjścia.
-Arleen przysięgam, że nic mu nie zrobiłem! Mam tolerować to co wyprawiasz z tym demonem?? Mam na to spokojnie patrzeć jak cię mami słodkimi słówkami i robi z tobą, co tylko zechce?? A co na to Adam pomyślałaś o nim choć przez chwilę, zanim zaczęłaś obmacywać się z tym potworem??- uniósł się wyraźnie niezadowolony, że zaznaczam, jaka jest między nami różnica. To, że był jej świadom, nie budziło wątpliwości, tylko byliśmy też dla siebie kimś w rodzaju przyjaciół co zmieniło się z chwilą gdy jak się okazało darzy mnie innym uczuciem niż ja jego. Zmrużyłam niebezpiecznie oczy na słowa Earla. Nie podobało mi się, że ciągle porusza moją relację z Abadonem, która dla mnie też nie była do końca zrozumiała. Mieszanie w to Adama też nie było po mojej myśli. To, że jutro wraca, też nie napawało mnie optymizmem.
- Powiem to tylko raz i chcę, byś to dobrze zapamiętał. Co robię ze swoim życiem to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie tobie o tym decydować co mogę a czego nie . Jeśli chcę kogoś pocałować, to go pocałuję. Jeśli chcę spędzać czas z Abadonem to i tak z nim go spędzę. Co do Adama możesz mu donieść o tym co się tu dzieje, jeśli chcesz, bym miała z nim problemy, to proszę bardzo. Idealnie tym potwierdzisz to co rzekomo do mnie czujesz- postanowiłam wykorzystać jego uczucia do mnie, by zamknąć mu usta. Adam sam się domyśli co się tu dzieje, z pomocą Earla czy bez niej. Earl wydawał się być zdenerwowany moją postawą i to tak bardzo, że aż podniósł się z krzesła, na którym siedział.
- Nie mogę zaakceptować tego, co tu się dzieje. Jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pozwolić na to co wyprawiasz. Moim obowiązkiem jest cię chronić. A już niedużo brakuje, byś wylądowała z nim w łóżku. Kto wie, czy byś już mu się nie oddała gdyby nie moja interwencja- wyrzucił to z siebie, kładąc z impetem dłonie na blat biurka. Odskoczyłam w szoku do tyłu. Co jak co, ale tego to ja się nie spodziewałam. Rzuciłam mu jednak wyzywające spojrzenie. Jak on śmiał tak do mnie mówić? Zupełnie stracił rozum?
- To moja sprawa, na co mu pozwolę a na co nie. Już wolę zaufać w pełni demonowi niż komuś, kto nie szanuje mojego zdania i traktuje jak bezrozumne dziecko- syknęłam w jego stronę. Te słowa, których nie przemyślałam miały mnie sporo kosztować. I to był błąd, powiedziałam o jedno słowo za dużo, bo już po chwili czułam, jak strażnik odepchnął krzesło, na którym chwilę temu siedziałam. Krzesło z rumorem upadło na drewnianą podłogę. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść, okrążył biurko i złapał mnie brutalnie za ręce, unieruchamiając. W jego oczach dostrzegłam zarówno pożądanie jak i furię. Próbowałam mu się wyszarpnąć, co spowodowało, że zamiast , puścić pchnął na biurko będące tuż za mną. Zostałam uwięziona między nim a meblem, którego rant wpijał mi się dotkliwie w biodra.
- Puszczaj mnie, co ty sobie myślisz?- syknęłam, czując też lekką panikę. Bo nie wiedziałam, do czego był zdolny. Mężczyzna miał jednak inne plany, mocniej popchnął na nie, w konsekwencji tego moja głowa leżała na blacie, a Earl ścisnął mi dłonie, trzymając je tuż nad głową. W panice próbowałam kopnąć go w kolano, na co niestety brakło milimetrów. Brunet pochylił się tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. Mój oddech przyspieszył.
- Ze mną ci będzie dużo lepiej niż z tym demonem. Zapewniam Cię- po tych słowach zmusił mnie do pocałunku, brutalnie wpił się w moje wargi. Nie chciałam tego, na tym niestety nie poprzestał. Trzymał mi dłonie jedną ręką, by drugą ułożyć na moim biuście bez skrępowania, włożył mi dłoń pod bluzkę, dotykając mej skóry. Nie mogłam krzyknąć, jedyny pomysł, na który wpadłam, było ugryzienie go z całej siły w wargę, co też uczyniłam.
Earl syknął, przerywając pocałunek, zlizując krew z wargi. Wyczuwając w tym, swoją szansę na ucieczkę próbowałam go odepchnąć. Moja reakcja chyba go tylko bardziej zdenerwowała. Podczas szarpaniny z nim złapał mnie za bluzkę, rozrywając ją. Byłam w szoku gdy spojrzałam w dół, przez niego teraz widziałam swoją bieliznę. Nie miałam jak się osłonić, bo ciągle trzymał mi ręce.
- Nawet się nie waż Ear!- posłałam mu pełne niepokoju spojrzenie. Jego umysł chyba ogarnęła fala chęci bycia lepszym od Abadona. Bo już po chwili jego dłoń tak zimna i nieprzyjemna dotykała, mego dekoltu zjeżdżając na bieliznę. Tego było już za wiele. Nie miałam innego wyjścia, skoro sama nie mam szans się uwolnić. To muszę poprosić o pomoc kogoś znacznie silniejszego od siebie. Wzięłam głębszy oddech, by dość głośno krzyknąć imię osoby, którą tymczasowo zostawiłam w salonie.
- Abadon!!!
Czekałam na niego, dalej się szarpiąc, nie zastanawiając się, co jeszcze mnie czeka ze strony strażnika…
- Z chęcią dowiem się, jak do tego doszło. Słucham Earl, może wyjaśnisz, dlaczego zaatakowałeś Abadona?- spytałam go, obserwując wyczekująco. Starają się ignorować wyraźnie widoczne podniecenie u demona. Teraz nie był czas, by tym zaprzątać swoje myśli. Choć nie ukrywam, że było to dość trudne.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Kiedy go wczoraj zostawiłem, był nienaruszony. Nawet go nie tknąłem. Nie, żeby mnie nie kusiło, jednak się powstrzymałem - był wyraźnie zaskoczony, czego nie umiał udawać. Służąca ciągle sprzątała powstały bałagan. Nawet nie wiedziałam, czy to ona sama stłukła ten wazon, czy to Earl wpadł na nią, by nas jak najszybciej powstrzymać. Spojrzałam też na fortepian, który musiał zostać na ten moment porzucony.
Wypowiedź Earla, który wydawał się być zszokowany raną na ręce Abadona kazał mi wątpić w to, czy faktycznie miał z tym jakiś związek. Niby brałam pod uwagę jego udział w tym incydencie, zważywszy na to jak zachowywał się wczoraj i nawet teraz. Tylko czy faktycznie tak było? Earl zmienił się i to na gorsze, ale czy zaatakowałby, demona wiedząc, że spotka się to z moją dezaprobatą? Nie umiałam już w pełni ufać strażnikowi, zbyt wiele razy robił coś sprzecznego z moimi poleceniami. Postanowiłam dać mu jednak ostatnią szansę na uratowanie swojej i tak pogarszającej się w moich oczach reputacji. Nadal byłam na niego zła za to, że przerwał mi tak podniecające chwile z demonem. Wzięłam głębszy oddech. Zeskoczyłam zwinnie ze stołu, by stanąć obok strażnika, rzuciłam też pytające spojrzenie Abadonowi, by upewnić się, że nic mu poważnego się nie stało.
- Musimy porozmawiać i to natychmiast. Przejdźmy do biblioteki - powiedziałam stanowczo Earlowi. Co jak co, ale wolałam mieć tę rozmowę za sobą. Spojrzałam na demona, który nie wydawał się być zachwycony, że zamierzam tracić czas na czymś innym niż spędzaniem z nim czasu. Którego miał coraz mniej poza celą. Niestety to musiało zaczekać. Wyszłam z salonu, kierując się na koniec korytarza do dwuskrzydłowych drzwi.
- Zapewniam, że nic mu nie zrobiłem. Dobrze to chodźmy. Zostań tu demonie, nie wlecz się za nami- uprzedził demona, rzucając mu zdegustowane spojrzenie, nadal mając przed oczami jego widoczne podniecenie. Usłyszałam kroki Earla tuż za sobą, złapałam za klamkę i nacisnęłam na nią.
Drzwi skrzypnęły lekko, ukazując za sobą sporych rozmiarów pomieszczenie. Cała biblioteka była utrzymana w ciemnych kolorach od kotar na podłużnych sporych oknach, półek zawalonymi książkami od podłogi do sufitu. Czy stolikach i fotelach obitych czarnym materiałem. Poza tym było też spore biurko a za nim ciemna biblioteczka, w której Adam trzymał istotne dla siebie rzeczy. Od śmierci ojca to miejsce było jego drugą najważniejszą lokacją w tym domostwie.
Usiadłam za biurkiem, wskazując miejsce na krześle naprzeciwko mej osoby. Na biurku walało się parę dokumentów, które zgarnęłam, chowając do szuflady w meblu. Zanosiło się na sporą pogadankę, chciałam jej uniknąć, lecz nie mogłam.
- Earl wyjaśnij mi, co wydarzyło się wczoraj w nocy. To nie pierwszy raz gdy nie respektujesz tego, kto tu rządzi pod nieobecność Adama. Zachowujesz się, jakbyś to ty był panem tego domu, a nie ja. Co sprawia, że zaczynam tracić do ciebie cierpliwość. Jesteś tylko strażnikiem, nie masz prawa wtrącać się do spraw, które cię nie dotyczą- zaczęłam w miarę spokojnie, by pokazać mu, gdzie jego miejsce. Nie chciałam być dla niego aż tak okrutna, ale nie miałam innego wyjścia.
-Arleen przysięgam, że nic mu nie zrobiłem! Mam tolerować to co wyprawiasz z tym demonem?? Mam na to spokojnie patrzeć jak cię mami słodkimi słówkami i robi z tobą, co tylko zechce?? A co na to Adam pomyślałaś o nim choć przez chwilę, zanim zaczęłaś obmacywać się z tym potworem??- uniósł się wyraźnie niezadowolony, że zaznaczam, jaka jest między nami różnica. To, że był jej świadom, nie budziło wątpliwości, tylko byliśmy też dla siebie kimś w rodzaju przyjaciół co zmieniło się z chwilą gdy jak się okazało darzy mnie innym uczuciem niż ja jego. Zmrużyłam niebezpiecznie oczy na słowa Earla. Nie podobało mi się, że ciągle porusza moją relację z Abadonem, która dla mnie też nie była do końca zrozumiała. Mieszanie w to Adama też nie było po mojej myśli. To, że jutro wraca, też nie napawało mnie optymizmem.
- Powiem to tylko raz i chcę, byś to dobrze zapamiętał. Co robię ze swoim życiem to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie tobie o tym decydować co mogę a czego nie . Jeśli chcę kogoś pocałować, to go pocałuję. Jeśli chcę spędzać czas z Abadonem to i tak z nim go spędzę. Co do Adama możesz mu donieść o tym co się tu dzieje, jeśli chcesz, bym miała z nim problemy, to proszę bardzo. Idealnie tym potwierdzisz to co rzekomo do mnie czujesz- postanowiłam wykorzystać jego uczucia do mnie, by zamknąć mu usta. Adam sam się domyśli co się tu dzieje, z pomocą Earla czy bez niej. Earl wydawał się być zdenerwowany moją postawą i to tak bardzo, że aż podniósł się z krzesła, na którym siedział.
- Nie mogę zaakceptować tego, co tu się dzieje. Jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pozwolić na to co wyprawiasz. Moim obowiązkiem jest cię chronić. A już niedużo brakuje, byś wylądowała z nim w łóżku. Kto wie, czy byś już mu się nie oddała gdyby nie moja interwencja- wyrzucił to z siebie, kładąc z impetem dłonie na blat biurka. Odskoczyłam w szoku do tyłu. Co jak co, ale tego to ja się nie spodziewałam. Rzuciłam mu jednak wyzywające spojrzenie. Jak on śmiał tak do mnie mówić? Zupełnie stracił rozum?
- To moja sprawa, na co mu pozwolę a na co nie. Już wolę zaufać w pełni demonowi niż komuś, kto nie szanuje mojego zdania i traktuje jak bezrozumne dziecko- syknęłam w jego stronę. Te słowa, których nie przemyślałam miały mnie sporo kosztować. I to był błąd, powiedziałam o jedno słowo za dużo, bo już po chwili czułam, jak strażnik odepchnął krzesło, na którym chwilę temu siedziałam. Krzesło z rumorem upadło na drewnianą podłogę. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść, okrążył biurko i złapał mnie brutalnie za ręce, unieruchamiając. W jego oczach dostrzegłam zarówno pożądanie jak i furię. Próbowałam mu się wyszarpnąć, co spowodowało, że zamiast , puścić pchnął na biurko będące tuż za mną. Zostałam uwięziona między nim a meblem, którego rant wpijał mi się dotkliwie w biodra.
- Puszczaj mnie, co ty sobie myślisz?- syknęłam, czując też lekką panikę. Bo nie wiedziałam, do czego był zdolny. Mężczyzna miał jednak inne plany, mocniej popchnął na nie, w konsekwencji tego moja głowa leżała na blacie, a Earl ścisnął mi dłonie, trzymając je tuż nad głową. W panice próbowałam kopnąć go w kolano, na co niestety brakło milimetrów. Brunet pochylił się tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. Mój oddech przyspieszył.
- Ze mną ci będzie dużo lepiej niż z tym demonem. Zapewniam Cię- po tych słowach zmusił mnie do pocałunku, brutalnie wpił się w moje wargi. Nie chciałam tego, na tym niestety nie poprzestał. Trzymał mi dłonie jedną ręką, by drugą ułożyć na moim biuście bez skrępowania, włożył mi dłoń pod bluzkę, dotykając mej skóry. Nie mogłam krzyknąć, jedyny pomysł, na który wpadłam, było ugryzienie go z całej siły w wargę, co też uczyniłam.
Earl syknął, przerywając pocałunek, zlizując krew z wargi. Wyczuwając w tym, swoją szansę na ucieczkę próbowałam go odepchnąć. Moja reakcja chyba go tylko bardziej zdenerwowała. Podczas szarpaniny z nim złapał mnie za bluzkę, rozrywając ją. Byłam w szoku gdy spojrzałam w dół, przez niego teraz widziałam swoją bieliznę. Nie miałam jak się osłonić, bo ciągle trzymał mi ręce.
- Nawet się nie waż Ear!- posłałam mu pełne niepokoju spojrzenie. Jego umysł chyba ogarnęła fala chęci bycia lepszym od Abadona. Bo już po chwili jego dłoń tak zimna i nieprzyjemna dotykała, mego dekoltu zjeżdżając na bieliznę. Tego było już za wiele. Nie miałam innego wyjścia, skoro sama nie mam szans się uwolnić. To muszę poprosić o pomoc kogoś znacznie silniejszego od siebie. Wzięłam głębszy oddech, by dość głośno krzyknąć imię osoby, którą tymczasowo zostawiłam w salonie.
- Abadon!!!
Czekałam na niego, dalej się szarpiąc, nie zastanawiając się, co jeszcze mnie czeka ze strony strażnika…
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gdy Arleen w towarzystwie Earla wychodzi z salonu, on wciąż siedzi na podłodze, niestety nie bawiąc się już tak dobrze jak na początku. Podniecenie nie zanika od razu, uporczywy problem w spodniach wciąż istnieje, nieprzyjemnie go uwierając. Układa dłoń na wybrzuszeniu, krzywiąc się lekko, choć z jego usta wydobywa się również westchnienie – bardzo spragnione westchnienie. Oblizuje spierzchnięte od pocałunków usta, zmieniając nieco pozycje, w której się znajduje, aby nie możność poradzenia sobie z własnym podnieceniem była mniej niesprzyjająca. Prawdopodobnie przejście do innej części domostwa w celu masturbacji, uchwycone czujnym spojrzeniem strażników może sprowadzić na niego niepotrzebne kłopoty, jak również poradzenie sobie z tym na samym środku salonu zniszczyłoby wszelkie istniejące morale – zwłaszcza gdyby Arleen przyłapała go na tak bezwstydnym akcie.
— Zbieranie szkła gołymi rękoma nie jest najlepszym pomysłem — zwraca się w kierunku służki, pochylonej wciąż nad rozbitym wazonem. Dostrzega, że kobieta stara się usilnie nie patrzeć w jego kierunku, jednak na dźwięk tych słów unosi głowę do góry, wzdrygając się przy tym lekko. — Demony wyczulone są na zapach krwi, musisz uważać — mruczy konspiracyjnym szeptem, sprawiając że służąca z przestrachem odwraca się do niego, wycofując jak najdalej w stronę ściany, a przy tym jak najdalej od piekielnej istoty, z którą ma do czynienia. — Właściwie… Skoro widnieje na liście gości waszej panienki, mnie też przyda się dobrze obsłużyć — rzuca, rozchylając nieco nogi. Dłoń układa na udzie, sunąc ją coraz wyżej, gdzie też na chwilę spoczywa wzrok kobiety, niedługo później oblewając jej twarz soczystym rumieńcem. Abadon nie spuszcza z niej wzroku, które ciemnieje wraz z wyobrażeniem, co mógłby jej zrobić, gdyby tylko całkowicie mu się poddała.
— J-ja… — Nieskładne zająknięcie wydobywa się z ust służki, onieśmielonej faktem, że światło reflektorów w tej scenie pada właśnie na nią, a nie na panią domu, którą Abadon z grubsza powinien być zainteresowany. Jednakże oczekiwaniom na kontynuację zadania nie ma końca. Abadon czaruje kobietę spojrzeniem na tyle, że ta w końcu zawieszona w amoku zbliża się do niego, a ich twarze znajdują się coraz bliżej. Podszeptuje z pragnieniem prośby o zgodę i całkowite poddanie się, które przerwane zostaje zrozpaczonym krzykiem ze strony Arleen.
Czar pryska. Zdezorientowana służąca podnosi się szybko z klęczek, aby uciec z salonu, zbyt otumaniona aby odpowiedzieć cokolwiek, jak i zareagować na wołanie pani domu.
— Cholera… Złą porę sobie wybrałaś, skarbie — mruczy Abadon z niezadowoleniem, w domniemaniu zwracając się do Arleen, czego ta nie może na szczęście usłyszeć. Mimo wszystko nie zwleka, jego reakcja jest szybka i przesiąknięta złym poczuciem, dlatego nie minie sekunda, a już wyważa zamknięte przez Earla drzwi do gabinetu. Robi przy tym dużo hałasu, jednakże widocznie tak trzeba, jako że scena, która jawi się przed jego oczyma przechodzi jego najśmielsze oczekiwania. Przerażone spojrzenie Arleen na domiar złego budzi w nim poczucie winy za bezpośrednie prowokowanie strażnika, choć w powietrzu wisi podejrzenie, że i bez tego, pobudki Earla znalazłyby sobie zastosowanie. Czarka goryczy zostaje przelana, gdy Abadon dostrzega dłoń strażnika pod bielizną dziewczyny; wściekłość widnieje w jego oczach i już nic nie jest w stanie go powstrzymać.
— Mówiłem już, że jeśli położysz łapy na mojej zdobywczy to ci je połamie — Jego głos ocieka czystym wkurwieniem, a słowa wypowiedziane przez nacięte kłami usta, nie układają się w żadne sensowe zdanie w jego głowie. Jest zbyt posesywny wobec swojej ofiary. Nimi nigdy nie lubił się dzielić i jest to aż nad wyraz widoczne. Wymierza uderzenie w odsłoniętą szczękę mężczyzny, który nie zdoła odpowiednio zareagować, nim zostaje pchnięty z impetem na regał, z którego spada parę książek.
Wedle obietnicy łamie lewe przedramię strażnika, marząc o odcięciu każdego palca jego dłoni, dokładnie tych, które dotykały delikatnej skóry Arleen. Przede wszystkim po to, aby nigdy więcej nie mógł posunąć się do równie haniebnego czynu. Powinien na tym poprzestać, jednakże opętany wściekłością, unosi Earla, łapiąc go za gardło i dociskając do regału, z którego pod wpływem użytej siły wypada jeszcze więcej książek. Ten moment jest magiczny, ponieważ mana, którą ocieka jego wkurzenie sprawia, że parę rozchylonych tomisk unosi się wokół nich w powietrzu.
— Przeproś — warczy, a jego oczy zachodzą bezdenną czernią.
— Nie będę cię za nic przepraszać, demonie — wykrztusza z siebie strażnik, pośród agonalnych jęków bólu oraz braku wystarczającego dostatku powietrza.
— Przeproś, swoją panią psie! — Tym razem wręcz krzyczy, sprawiając że oboje odwracając wzrok w kierunku Arleen. Abadon początkowo mierzy sylwetkę dziewczyny od stóp, wędrując wzrokiem coraz wyżej. Odsłonięty biust, sprawia że jego oddech staje się cięższy, wraz z myślą, że ręce Earla niedawno się tam znajdowały. Buzujące emocje jednak opadają, gdy dostrzega łzy w oczach dziewczyny, za sprawą których luzuje ucisk na krtani strażnika. To jest ten moment, w którym Earl bliski omdlenia ląduje na podłodze, wraz z książkami dotąd wiszącymi magicznie w powietrzu.
Nie wiadomo już czy zawstydzenie błąkające chwile później na twarzy Abadona jest prawdziwe czy odgrywane na potrzeby sytuacji, jednak jest ono emocją, która Arleen może odczytać z jego mimiki. Odsuwa się od wiotkiego ciała strażnika, łapiącego łapczywie hausty tlenu, od którego demon nie tak dawno go odciął.
Ściąga z siebie koszulkę, wciąż odwrócony plecami do Davies, po czym w końcu odwraca się w jej kierunku. Podchodzi, mimo wszystko zostawiając między nimi bezpieczną odległość, po czym rzuca jej swoje odzienie. — Ubierz to, żeby żadnemu innemu strażnikowi nie przeszło przez myśl, aby ślinić się na twój widok — mówi, odwracając wzrok w innym kierunku, chcąc w domniemaniu dać jej chwilę prywatności, choć o więcej przestrzeni niestety nie może go prosić. Może nie być tego świadoma, ale czyny Earla podminowały go na tyle, że nie będzie w stanie odstąpić jej na krok, niezależnie od tego, czy będzie miała wobec niego inne życzenie.
— Zranił cię? — pyta, nawet pomimo faktu, że pytanie osadzone w ciszy między nimi zdaje się być głupie. — Mogłem nie pozwolić na to, żebyście zostali sam na sam, przepraszam — wzdycha ze skruchą, przypominając sobie co usiłował zrobić w chwili, gdy Arleen znosiła na sobie dotyk Earla. Jak zawsze skupiony był na swojej przyjemności, tak jak to przystało na demona, którym jest.
— Zbieranie szkła gołymi rękoma nie jest najlepszym pomysłem — zwraca się w kierunku służki, pochylonej wciąż nad rozbitym wazonem. Dostrzega, że kobieta stara się usilnie nie patrzeć w jego kierunku, jednak na dźwięk tych słów unosi głowę do góry, wzdrygając się przy tym lekko. — Demony wyczulone są na zapach krwi, musisz uważać — mruczy konspiracyjnym szeptem, sprawiając że służąca z przestrachem odwraca się do niego, wycofując jak najdalej w stronę ściany, a przy tym jak najdalej od piekielnej istoty, z którą ma do czynienia. — Właściwie… Skoro widnieje na liście gości waszej panienki, mnie też przyda się dobrze obsłużyć — rzuca, rozchylając nieco nogi. Dłoń układa na udzie, sunąc ją coraz wyżej, gdzie też na chwilę spoczywa wzrok kobiety, niedługo później oblewając jej twarz soczystym rumieńcem. Abadon nie spuszcza z niej wzroku, które ciemnieje wraz z wyobrażeniem, co mógłby jej zrobić, gdyby tylko całkowicie mu się poddała.
— J-ja… — Nieskładne zająknięcie wydobywa się z ust służki, onieśmielonej faktem, że światło reflektorów w tej scenie pada właśnie na nią, a nie na panią domu, którą Abadon z grubsza powinien być zainteresowany. Jednakże oczekiwaniom na kontynuację zadania nie ma końca. Abadon czaruje kobietę spojrzeniem na tyle, że ta w końcu zawieszona w amoku zbliża się do niego, a ich twarze znajdują się coraz bliżej. Podszeptuje z pragnieniem prośby o zgodę i całkowite poddanie się, które przerwane zostaje zrozpaczonym krzykiem ze strony Arleen.
Czar pryska. Zdezorientowana służąca podnosi się szybko z klęczek, aby uciec z salonu, zbyt otumaniona aby odpowiedzieć cokolwiek, jak i zareagować na wołanie pani domu.
— Cholera… Złą porę sobie wybrałaś, skarbie — mruczy Abadon z niezadowoleniem, w domniemaniu zwracając się do Arleen, czego ta nie może na szczęście usłyszeć. Mimo wszystko nie zwleka, jego reakcja jest szybka i przesiąknięta złym poczuciem, dlatego nie minie sekunda, a już wyważa zamknięte przez Earla drzwi do gabinetu. Robi przy tym dużo hałasu, jednakże widocznie tak trzeba, jako że scena, która jawi się przed jego oczyma przechodzi jego najśmielsze oczekiwania. Przerażone spojrzenie Arleen na domiar złego budzi w nim poczucie winy za bezpośrednie prowokowanie strażnika, choć w powietrzu wisi podejrzenie, że i bez tego, pobudki Earla znalazłyby sobie zastosowanie. Czarka goryczy zostaje przelana, gdy Abadon dostrzega dłoń strażnika pod bielizną dziewczyny; wściekłość widnieje w jego oczach i już nic nie jest w stanie go powstrzymać.
— Mówiłem już, że jeśli położysz łapy na mojej zdobywczy to ci je połamie — Jego głos ocieka czystym wkurwieniem, a słowa wypowiedziane przez nacięte kłami usta, nie układają się w żadne sensowe zdanie w jego głowie. Jest zbyt posesywny wobec swojej ofiary. Nimi nigdy nie lubił się dzielić i jest to aż nad wyraz widoczne. Wymierza uderzenie w odsłoniętą szczękę mężczyzny, który nie zdoła odpowiednio zareagować, nim zostaje pchnięty z impetem na regał, z którego spada parę książek.
Wedle obietnicy łamie lewe przedramię strażnika, marząc o odcięciu każdego palca jego dłoni, dokładnie tych, które dotykały delikatnej skóry Arleen. Przede wszystkim po to, aby nigdy więcej nie mógł posunąć się do równie haniebnego czynu. Powinien na tym poprzestać, jednakże opętany wściekłością, unosi Earla, łapiąc go za gardło i dociskając do regału, z którego pod wpływem użytej siły wypada jeszcze więcej książek. Ten moment jest magiczny, ponieważ mana, którą ocieka jego wkurzenie sprawia, że parę rozchylonych tomisk unosi się wokół nich w powietrzu.
— Przeproś — warczy, a jego oczy zachodzą bezdenną czernią.
— Nie będę cię za nic przepraszać, demonie — wykrztusza z siebie strażnik, pośród agonalnych jęków bólu oraz braku wystarczającego dostatku powietrza.
— Przeproś, swoją panią psie! — Tym razem wręcz krzyczy, sprawiając że oboje odwracając wzrok w kierunku Arleen. Abadon początkowo mierzy sylwetkę dziewczyny od stóp, wędrując wzrokiem coraz wyżej. Odsłonięty biust, sprawia że jego oddech staje się cięższy, wraz z myślą, że ręce Earla niedawno się tam znajdowały. Buzujące emocje jednak opadają, gdy dostrzega łzy w oczach dziewczyny, za sprawą których luzuje ucisk na krtani strażnika. To jest ten moment, w którym Earl bliski omdlenia ląduje na podłodze, wraz z książkami dotąd wiszącymi magicznie w powietrzu.
Nie wiadomo już czy zawstydzenie błąkające chwile później na twarzy Abadona jest prawdziwe czy odgrywane na potrzeby sytuacji, jednak jest ono emocją, która Arleen może odczytać z jego mimiki. Odsuwa się od wiotkiego ciała strażnika, łapiącego łapczywie hausty tlenu, od którego demon nie tak dawno go odciął.
Ściąga z siebie koszulkę, wciąż odwrócony plecami do Davies, po czym w końcu odwraca się w jej kierunku. Podchodzi, mimo wszystko zostawiając między nimi bezpieczną odległość, po czym rzuca jej swoje odzienie. — Ubierz to, żeby żadnemu innemu strażnikowi nie przeszło przez myśl, aby ślinić się na twój widok — mówi, odwracając wzrok w innym kierunku, chcąc w domniemaniu dać jej chwilę prywatności, choć o więcej przestrzeni niestety nie może go prosić. Może nie być tego świadoma, ale czyny Earla podminowały go na tyle, że nie będzie w stanie odstąpić jej na krok, niezależnie od tego, czy będzie miała wobec niego inne życzenie.
— Zranił cię? — pyta, nawet pomimo faktu, że pytanie osadzone w ciszy między nimi zdaje się być głupie. — Mogłem nie pozwolić na to, żebyście zostali sam na sam, przepraszam — wzdycha ze skruchą, przypominając sobie co usiłował zrobić w chwili, gdy Arleen znosiła na sobie dotyk Earla. Jak zawsze skupiony był na swojej przyjemności, tak jak to przystało na demona, którym jest.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Nigdy nie lubiłam polegać na innych, od dziecka zawsze musiałam radzić sobie sama. Tak było i tym razem, liczyłam, że dam radę uwolnić się spod tych zimnych rąk, które coraz śmielej dobierały się do mego ciała. Tym razem nie miałam innego wyjścia wołanie Abadona było moją ostatnią deską ratunku przed czymś, o czym bałam się nawet pomyśleć. Oddech przyspieszył gdy w napięciu nasłuchiwałam, jak wspomniany demon zbliża się do drzwi. Na szczęście nie bawił się w szukanie klucza, bo drzwi praktycznie od razu wyleciały z zawiasów, uderzając z hukiem o podłogę. Strażnik zamarł, wpatrując się z nienawiścią w demona, jednak nadal miał w swych oczach też błysk satysfakcji, że nie mogłam się sama przed nim obronić. Patrzyłam to na jednego to na drugiego, próbując podnieść się z biurka, do którego przyszpilił mnie Earl. Dopiero wzrok Abadona błądzącego po moim ciele uzmysłowił mi, jak bardzo ciemnowłosy zniszczył mi ubranie. Czując zawstydzenie jak i upokorzenie zasłoniłam się na tyle, o ile mogłam w tej sytuacji. Atmosfera zrobiła się ciężka, jakby czarna mroczna chmura otoczyła to pomieszczenie. Wyraźnie wyczułam gniew, nie to nie był gniew to była wręcz wściekłość połączona z furią. Gęstość tych emocji sprawiła, że ledwo trzymałam się na nogach, choć mogło to też być efektem mojej daremnej walki ze strażnikiem. Nie minęło nawet kilka sekund gdy demon dopadł mężczyznę, uderzając go tak solidnie, że ten uderza z impetem o jeden z regałów. Będąc w szoku, nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałam, by Earl poniósł zasłużoną karę, jednak z drugiej nie chciałam być świadkiem czyjejś śmierci. Cała ta sytuacja była dla mnie jednym wielkim i potwornym widowiskiem. Słyszałam, jak serce wybija szybki rytm, jak mój oddech przyspiesza, a oczy rozszerzają się w szoku, gdy słyszę trzask łamanej kości, w ręce Earla. Momentalnie zrobiło mi się słabo, gdy ciszę przerywa jego zbolały syk. Wiedziałam, że Abadon jest zdolny do wszystkiego, by mnie chronić, ale jednak ten akt sprawił, że zamarłam, nie mogąc się ruszyć. Ciągle nerwowo zasłaniając się tym, co zostało z góry mego stroju. Myślałam, że gorzej być nie może, a jednak się myliłam, to był dopiero początek tego co miało zostać zaprezentowane przed moimi oczami. Kolejnym aktem świadczącym o tym, do jakiej furii doprowadził go czyn strażnika, świadczyło to, że zaczął go zwyczajnie dusić. Odruchowo nie mogąc już na to patrzeć, zaczęłam podchodzić bliżej tej dwójki. Dostrzegłam latające wściekle książki, które zapewne zostały naładowane złowrogą energią, którą miał w sobie demon. Na tę chwilę ważniejsze jednak było co innego, a mianowicie przerwanie tego, co może zaraz przerodzić się w prawdziwą rzeź. Czułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy.
- Abadon… dość proszę- wyszeptałam, ledwo panując nad głosem. Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Zanim zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, czy to od tej energii, czy od tego, przez co niedawno przeszłam. Ledwo stałam na nogach. Nie byłam pewna czy demon wyczuł, w jakim byłam stanie, bo nagle zjawił się, tuż obok zostawiając ledwo oddychającego strażnika na podłodze. Byłam mu wdzięczna, że jednak go nie zabił. Choć był tego bardzo bliski. Podniosłam zielone tęczówki na demona, nadal w kącikach oczu czaiły się resztki łez. Zdezorientowana obserwowałam, jak ściąga z siebie koszulkę nie mogłam oderwać wzroku od jego torsu oraz umięśnionych ramion.
- D-Dzięki- wyjąkałam, uświadamiając sobie, że sam też patrzył na moje ciało. To było więcej niż niezręczne, czułam się zażenowana, upokorzona i słaba. Od razu ubrałam na siebie koszulkę chcąc zapomnieć o tym co się stało. Na jego pytanie miałam ochotę znowu wypuścić tę resztę łez, które zostały.
- Nie… nic mi nie jest, tylko dzięki tobie - powiedziałam gdy wypuściłam oddech zaległy w płucach. Drżałam na całym ciele, próbując wziąć się szybko w garść. Pokręciłam głową na jego przeprosiny, to nie była przecież jego wina.
- To nie twoja wina, nie spodziewałam się, że Earl może być do tego zdolny- przyznałam , nadal nie mogąc w to uwierzyć. Te latające książki, ta przytłaczająca energia nie było już po niej żadnego śladu. Spojrzałam, na Earla nadal na wszelki wypadek trzymając się blisko Abadona. Strażnik trzymał się za złamaną rękę, na szczęście kość nie przebiła mu skóry. Trzeba było coś z tym zrobić.
- Miraya!- krzyknęłam na tyle, jak bardzo pomogło mi ściśnięte gardło. Chwilę później do gabinetu wbiegła blond służka ta sama, która była z nami w salonie.
-Tak panienko- skłoniła się będąc w szoku gdy ujrzała skalę dość sporych zniszczeń oraz Earla na podłodze. Stała w progu czekając na moje rozkazy.
- Wezwij medyka Luthana niech obejrzy i opatrzy jego rękę. Jednak zanim to zrobisz, odprowadź go do jego pokoju. Oraz wezwij Josha, by pilnował Earla, ma zakaz zbliżania się do mnie - powiedziałam, chłodno obserwując strażnika.
- Arleen… ja - zaczął Earl, jednak uciszyłam go gestem dłoni.
- Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić. Choć po tym, wszystkim to i tak nazbyt wiele, na co zasługujesz. Zabierz go, nie chcę na niego patrzeć- dodałam gdy tylko tamten się podniósł Miraya rzuciła nam ostatnie spojrzenie, by odejść z nim w stronę pokoi dla służby. Dopiero teraz gdy zniknął mi z pola widzenia, wytarłam resztki łez z twarzy. Czułam chłodne dreszcze na ciele, tak niewiele brakowało. Spojrzałam na Abadona jedyne, o czym teraz myślałam to o pozbyciu się z siebie tych ciuchów i zapomnieć, przez co musiałam tak niedawno przejść.
- Chyba muszę się przebrać, te ubrania już do niczego się nie nadają. Możesz pójść ze mną do mojego pokoju? Nie chcę być teraz sama - spytałam go z lekkim zawahaniem się w głosie. Wiedziałam, że nie powinnam go zapraszać. Jednak na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że tylko jego obecność była tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Pierwsze kroki ku wyjściu z gabinetu były niepewne, jakbym uczyła się na nowo chodzić. Abadon cały czas był w pobliżu, pilnując by, nic mi się nie stało. Droga do niego okazała się tym razem znacznie dłuższa niż zwykle.
Złapałam za klamkę, otwierając je. Weszłam do środka, czując ulgę, że jestem u siebie. Obserwowałam jak Abadon rozgląda się uważnie po pomieszczeniu.
- Spodziewałeś się jakichś kryształowych żyrandoli i staroświeckich mebli? Przyznaję, parę pokoi tak wygląda, jednak ja za nimi nie przepadam- wyjaśniłam. Pokój składał się przede wszystkim z białych mebli wyglądających na stare i kosztowne Tak samo było ze sporym łóżkiem oraz pokaźnych rozmiarów szafą. Za to na jednej ze ścian znajdował się sporych rozmiarów regał, do którego potrzebna była drabina, by sięgnąć najwyższych półek. Dwa rzędy tego oto zbioru dotyczyły stworów z mitów i legend w tym i demonów.
- Rozgość się, ja tymczasem pójdę się przebrać do łazienki- wskazałam na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Zanim jednak to zrobiłam podeszłam do szafy gdy tylko ją otworzyłam z jej zawartością, zawaloną po brzegi ubraniami. W końcu zdecydowałam się na ciemnozieloną sukienkę zapinaną na guziki z przodu. Dałam, pełną swobodę mógł robić, co chciał w moim pokoju.
- Wracam za jakąś chwilę- po czym zamknęłam się łazience. Najpierw odkręciłam wodę w umywalce, by umyć twarz, pozbywając się resztek śladów łez. Po przemyciu twarzy uznałam, że to jednak nie wystarczy, dotyk Earla ciągle dawał o sobie znać gęsią skórką na mej skórze. Jedyną opcją, by się tego, pozbyć była kąpiel. Czując gorącą wodę na skórze i zapach olejku migdałowego zaczęłam wszystko jeszcze raz analizować. Abadon pojawił się niemal natychmiast. Coś jednak nagle kazało mi o sobie przypomnieć. Czy on nazwał mnie wtedy „swoją zdobyczą”? Chyba tak było, jestem pewna, że tak powiedział. Czy tylko tym naprawdę dla niego byłam? Nie towarzyszką niedoli, z którą dzielił podobny los? A co jeśli uratował mnie tylko dlatego, bo nie chciał, by jego ewentualny posiłek uległ uszkodzeniu? Nie to nie mogła być prawda, a jednak coś w tym było. Niemożliwe by demon, którego teraz gościłam w swojej sypialni, był aż tak egoistyczny? Na pewno coś do mnie czuł, tych pocałunków nie mógł przecież udawać. Sam przyznał, że ciągnie go do niej. Mimo tego wszystkiego nie potrafiłam odsunąć od siebie jego słów z gabinetu. Wyszłam z wanny ubrałam się w przyniesioną sukienkę zapinając trzy guziki , i z lekko wilgotnymi włosami opuściłam łazienkę z jego koszulką w ręce pora mu ją oddać.
- Wiem, że demony raczej nie miewają przeziębień, ale wypada, byś się ubrał.
Usiadłam na łóżku obserwując Abadona postanowiłam zacząć ten niezręczny temat.
- Wtedy w bibliotece nie zwróciłam na to uwagi, ale nazwałeś mnie swoją zdobyczą. Co miałeś przez to na myśli? Czy tylko tym dla ciebie jestem? Dlatego mnie uratowałeś? - spytałam go, chcąc uzyskać na to odpowiedź. Musiał mi to wyjaśnić.
-A jeśli faktycznie postrzegasz mnie w taki sposób. To, co działo się w salonie, to co mówiłeś, nie było prawdziwe?- spojrzałam mu w oczy, czując jak, moje zaufanie do niego zaczyna mieć drobne rysy a może nawet pęknięcia. Co prawda wyczułam wtedy, że chętnie się w to angażował, jednak musiałam się w tym upewnić.
Nie wiem, czy to przez Earla zaczęłam, przestać ufać nawet jemu. Bardzo chciałam, by wszystkiemu zaprzeczył. Bo nie chciałam, być sama tak cholernie nie chciałam być sama. I co najważniejsze za cholerę nie chciałam przyznać Adamowi racji.
- Abadon… dość proszę- wyszeptałam, ledwo panując nad głosem. Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Zanim zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, czy to od tej energii, czy od tego, przez co niedawno przeszłam. Ledwo stałam na nogach. Nie byłam pewna czy demon wyczuł, w jakim byłam stanie, bo nagle zjawił się, tuż obok zostawiając ledwo oddychającego strażnika na podłodze. Byłam mu wdzięczna, że jednak go nie zabił. Choć był tego bardzo bliski. Podniosłam zielone tęczówki na demona, nadal w kącikach oczu czaiły się resztki łez. Zdezorientowana obserwowałam, jak ściąga z siebie koszulkę nie mogłam oderwać wzroku od jego torsu oraz umięśnionych ramion.
- D-Dzięki- wyjąkałam, uświadamiając sobie, że sam też patrzył na moje ciało. To było więcej niż niezręczne, czułam się zażenowana, upokorzona i słaba. Od razu ubrałam na siebie koszulkę chcąc zapomnieć o tym co się stało. Na jego pytanie miałam ochotę znowu wypuścić tę resztę łez, które zostały.
- Nie… nic mi nie jest, tylko dzięki tobie - powiedziałam gdy wypuściłam oddech zaległy w płucach. Drżałam na całym ciele, próbując wziąć się szybko w garść. Pokręciłam głową na jego przeprosiny, to nie była przecież jego wina.
- To nie twoja wina, nie spodziewałam się, że Earl może być do tego zdolny- przyznałam , nadal nie mogąc w to uwierzyć. Te latające książki, ta przytłaczająca energia nie było już po niej żadnego śladu. Spojrzałam, na Earla nadal na wszelki wypadek trzymając się blisko Abadona. Strażnik trzymał się za złamaną rękę, na szczęście kość nie przebiła mu skóry. Trzeba było coś z tym zrobić.
- Miraya!- krzyknęłam na tyle, jak bardzo pomogło mi ściśnięte gardło. Chwilę później do gabinetu wbiegła blond służka ta sama, która była z nami w salonie.
-Tak panienko- skłoniła się będąc w szoku gdy ujrzała skalę dość sporych zniszczeń oraz Earla na podłodze. Stała w progu czekając na moje rozkazy.
- Wezwij medyka Luthana niech obejrzy i opatrzy jego rękę. Jednak zanim to zrobisz, odprowadź go do jego pokoju. Oraz wezwij Josha, by pilnował Earla, ma zakaz zbliżania się do mnie - powiedziałam, chłodno obserwując strażnika.
- Arleen… ja - zaczął Earl, jednak uciszyłam go gestem dłoni.
- Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić. Choć po tym, wszystkim to i tak nazbyt wiele, na co zasługujesz. Zabierz go, nie chcę na niego patrzeć- dodałam gdy tylko tamten się podniósł Miraya rzuciła nam ostatnie spojrzenie, by odejść z nim w stronę pokoi dla służby. Dopiero teraz gdy zniknął mi z pola widzenia, wytarłam resztki łez z twarzy. Czułam chłodne dreszcze na ciele, tak niewiele brakowało. Spojrzałam na Abadona jedyne, o czym teraz myślałam to o pozbyciu się z siebie tych ciuchów i zapomnieć, przez co musiałam tak niedawno przejść.
- Chyba muszę się przebrać, te ubrania już do niczego się nie nadają. Możesz pójść ze mną do mojego pokoju? Nie chcę być teraz sama - spytałam go z lekkim zawahaniem się w głosie. Wiedziałam, że nie powinnam go zapraszać. Jednak na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że tylko jego obecność była tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Pierwsze kroki ku wyjściu z gabinetu były niepewne, jakbym uczyła się na nowo chodzić. Abadon cały czas był w pobliżu, pilnując by, nic mi się nie stało. Droga do niego okazała się tym razem znacznie dłuższa niż zwykle.
Złapałam za klamkę, otwierając je. Weszłam do środka, czując ulgę, że jestem u siebie. Obserwowałam jak Abadon rozgląda się uważnie po pomieszczeniu.
- Spodziewałeś się jakichś kryształowych żyrandoli i staroświeckich mebli? Przyznaję, parę pokoi tak wygląda, jednak ja za nimi nie przepadam- wyjaśniłam. Pokój składał się przede wszystkim z białych mebli wyglądających na stare i kosztowne Tak samo było ze sporym łóżkiem oraz pokaźnych rozmiarów szafą. Za to na jednej ze ścian znajdował się sporych rozmiarów regał, do którego potrzebna była drabina, by sięgnąć najwyższych półek. Dwa rzędy tego oto zbioru dotyczyły stworów z mitów i legend w tym i demonów.
- Rozgość się, ja tymczasem pójdę się przebrać do łazienki- wskazałam na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Zanim jednak to zrobiłam podeszłam do szafy gdy tylko ją otworzyłam z jej zawartością, zawaloną po brzegi ubraniami. W końcu zdecydowałam się na ciemnozieloną sukienkę zapinaną na guziki z przodu. Dałam, pełną swobodę mógł robić, co chciał w moim pokoju.
- Wracam za jakąś chwilę- po czym zamknęłam się łazience. Najpierw odkręciłam wodę w umywalce, by umyć twarz, pozbywając się resztek śladów łez. Po przemyciu twarzy uznałam, że to jednak nie wystarczy, dotyk Earla ciągle dawał o sobie znać gęsią skórką na mej skórze. Jedyną opcją, by się tego, pozbyć była kąpiel. Czując gorącą wodę na skórze i zapach olejku migdałowego zaczęłam wszystko jeszcze raz analizować. Abadon pojawił się niemal natychmiast. Coś jednak nagle kazało mi o sobie przypomnieć. Czy on nazwał mnie wtedy „swoją zdobyczą”? Chyba tak było, jestem pewna, że tak powiedział. Czy tylko tym naprawdę dla niego byłam? Nie towarzyszką niedoli, z którą dzielił podobny los? A co jeśli uratował mnie tylko dlatego, bo nie chciał, by jego ewentualny posiłek uległ uszkodzeniu? Nie to nie mogła być prawda, a jednak coś w tym było. Niemożliwe by demon, którego teraz gościłam w swojej sypialni, był aż tak egoistyczny? Na pewno coś do mnie czuł, tych pocałunków nie mógł przecież udawać. Sam przyznał, że ciągnie go do niej. Mimo tego wszystkiego nie potrafiłam odsunąć od siebie jego słów z gabinetu. Wyszłam z wanny ubrałam się w przyniesioną sukienkę zapinając trzy guziki , i z lekko wilgotnymi włosami opuściłam łazienkę z jego koszulką w ręce pora mu ją oddać.
- Wiem, że demony raczej nie miewają przeziębień, ale wypada, byś się ubrał.
Usiadłam na łóżku obserwując Abadona postanowiłam zacząć ten niezręczny temat.
- Wtedy w bibliotece nie zwróciłam na to uwagi, ale nazwałeś mnie swoją zdobyczą. Co miałeś przez to na myśli? Czy tylko tym dla ciebie jestem? Dlatego mnie uratowałeś? - spytałam go, chcąc uzyskać na to odpowiedź. Musiał mi to wyjaśnić.
-A jeśli faktycznie postrzegasz mnie w taki sposób. To, co działo się w salonie, to co mówiłeś, nie było prawdziwe?- spojrzałam mu w oczy, czując jak, moje zaufanie do niego zaczyna mieć drobne rysy a może nawet pęknięcia. Co prawda wyczułam wtedy, że chętnie się w to angażował, jednak musiałam się w tym upewnić.
Nie wiem, czy to przez Earla zaczęłam, przestać ufać nawet jemu. Bardzo chciałam, by wszystkiemu zaprzeczył. Bo nie chciałam, być sama tak cholernie nie chciałam być sama. I co najważniejsze za cholerę nie chciałam przyznać Adamowi racji.
- Spoiler:
- Pokój Arleen
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
— Kryształowe żyrandole byłby wyolbrzymieniem. Zwyczajnie nie spodziewałem się, że twój pokój również będzie tak duży. Może to też być kwestią tego, że siedziałem tyle lat w małej klitce. Ale to całkiem dobra zmiana przestrzeni — rzuca z uśmiechem, odwracając się w kierunku dziewczyny. Szczerze najbardziej ciekawią go książki na regałach, z pewnością znajdzie moment, aby przyjrzeć się ich tytułom. Jest pewien, że znajdzie gdzieniegdzie coś związanego ze stereotypami o demonach. A przynajmniej wierzy, że to ze swojej biblioteczki, Arleen nim wyszła mu na spotkanie, łyknęła parę niepozornych kłamstw.
— Będę czekał — mruczy, w pierwszej kolejności, siadając na łóżku, które szybko okazuje się naprawdę miękkie i wygodne. Też przez to robi mu się tęskno do luksusów, jakie kiedyś dzierżył. Nie chodzi tu jedynie o skrzydła i władze. Zmanipulowani ludzie, niekiedy wierząc, że nie zostaną wyżutą przekąską darowali mu chapsnąć odrobiny bogatego życia. I teraz również znajduje się w bogato zdobionej posiadłości, niestety nędznie upodlony do położenia ofiary. Zastanawia go, ile jeszcze czasu minie, zanim będzie zdolny powrócić do starej, niebywale satysfakcjonującej go rzeczywistości.
Ta chwila, o której mówiła Arleen zaczyna dłużej, niż zakłada, ale nie martwi go to zbytecznie. Daje mu raczej czas, aby podnieść się z łóżka i przyjrzeć tytułom ksiąg, które go interesują. Nie musi długo się rozglądać, aby dostrzec dwa regały poświęcone głównie tej tematyce. Parska pod nosem, ponieważ aż takiej namiętności wobec tematu się nie spodziewał. A może wiedział? W końcu niejednokrotnie czytając w umyśle Arleen, lub chociażby spoglądając w jej szklane spojrzenie, widział z jaką pasją, chciała poznać prawdę.
— Za moment — mówi, nie zwracając nawet uwagi na to, że Arleen już wyszła z łazienki. Interesuje go właśnie jedna pozycja z biblioteczki, jednak nie zdąży jej pochwycić, gdyż dziewczyna zaczyna temat, przez który zamiera w bezruchu. Nazwałem ją w ten sposób? Ta myśl budzi się niemal automatycznie, pozwalając mu wrócić wspomnieniem do niedawnych wydarzeń. Wówczas widzi, że samego siebie wchodzącego do gabinetu, czuje ten gniew, którym pałał na własnej skórze. Słyszy też wypowiedziane przez siebie słowa, które teraz budzą w Arleen wątpliwość, co do głoszonej przez niego bezsprzecznej prawdy.
Odwraca się powolnie w jej kierunku, marszcząc brwi. Stara się wyglądać tak, jakby wcale nie uświadomił sobie własnego błędu, tak szybko.
— Kiedy… Ja? — mruczy, jakby przez zaciśnięte gardło. Chowając twarz w dłoniach na moment. Kiedy je od siebie odsuwa, podchodzi do Arleen chcąc jej wytłumaczyć, jednak wątpliwości wyrysowane na jej jasnej twarzy sprawiają, że przystaje ponownie.
— Nie, nie uważam cię za moją zdobycz. Po takim czasie, myślę… że w normalnych warunkach moglibyśmy być przyjaciółmi lub kimś więcej dla siebie nawzajem — mówi, chociaż to zdanie w ustach demona brzmi, niczym jeszcze większa kłamstwo. Nie zamierza zastanawiać się nad tym, czy obecnie się pogrąża, wiedząc że tą sytuację jeszcze da się wykręcić na jego korzyść. Sprawi, że Arleen jeszcze bardziej mu zaufa, o ile tylko będzie chciała mu uwierzyć.
— Nazwałem cię tak w złości. Byłem zły, że dałem Earlowi możliwość, aby zostać z tobą sam na sam. Czuję się winny, za to co się stało. I cóż… — mówi, przysiadając na skraju łóżka, nieopodal dziewczyny. — Przez całe życie zwałem ludzi zdobyczami, podejrzewam, że mogłem powiedzieć tak z nawyku. Powiedz mi moja droga, jak inaczej mam cię nazwać, aby zrekompensować swoje naganne zachowanie? Dotknij mnie, wiedz, że mówię szczerze — dodaje, chcąc poczuć znów te przyjemne ciepło, które pojawia się przy każdym zetknięciu się ich ciał ze sobą. Przy okazji wie, że dużo przy tym ryzykuje, jako że między szczerości wplątane są kłamstwa, jednak toteż jedyny sposób, aby mógł wykryć czy Arleen również jest w stanie odczytać jego emocje lub myśli. — Wierzę, że nasza więź da ci więcej do zrozumienia — dodaje, próbując się wytłumaczyć z ostatniej kwestii, zanim dziewczyna zacznie wyrzucać z siebie następne „pochopne” pytania.
— To co mówiłem w salonie, to co robiliśmy… To było prawdziwe. Może jestem demonem, ale nie jestem zdolny do manipulowania własnymi emocjami. Ciągnie mnie do ciebie, Arleen. Przynosisz mi spokój, chcę ciebie więcej i więcej, czuć i poznawać, a przede wszystkim chciałbym cię chronić przed krzywdą i kłamstwem, które czyha na każdym rogu. Nie liczę na to, że uwierzysz mi tak po prostu, ale wygląda na to, że jeszcze na długo tu zostanę, może i na wieczność. Mamy czas — mówi, licząc na to, że Arleen przełamie się i zbliży się do niego. Może nawet byliby w stanie kontynuować to, co zaczęli w salonie. Zdecydowanie Abadon cholernie na to liczył, jako że nie mógł nawet pocieszyć się służącą, gdy pani domu pozostawiła ją niczym małą owieczkę na pożarcie wygłodniałemu wilkowi.
— I przepraszam, że wbrew twojej woli zraniłem strażnika. Obiecałem, że nie zrobię im krzywdy, jednak gdy zobaczyłem, co ci zrobił, działałem opętany gniewem — stara się zreflektować, spoglądając cały czas w oczy dziewczyny. Widocznie ta, nie jest chętna, aby pochwycić jego dłoń, dlatego decyduje się zebrać nią koszulkę z łóżka i nałożyć na siebie.
— Będę czekał — mruczy, w pierwszej kolejności, siadając na łóżku, które szybko okazuje się naprawdę miękkie i wygodne. Też przez to robi mu się tęskno do luksusów, jakie kiedyś dzierżył. Nie chodzi tu jedynie o skrzydła i władze. Zmanipulowani ludzie, niekiedy wierząc, że nie zostaną wyżutą przekąską darowali mu chapsnąć odrobiny bogatego życia. I teraz również znajduje się w bogato zdobionej posiadłości, niestety nędznie upodlony do położenia ofiary. Zastanawia go, ile jeszcze czasu minie, zanim będzie zdolny powrócić do starej, niebywale satysfakcjonującej go rzeczywistości.
Ta chwila, o której mówiła Arleen zaczyna dłużej, niż zakłada, ale nie martwi go to zbytecznie. Daje mu raczej czas, aby podnieść się z łóżka i przyjrzeć tytułom ksiąg, które go interesują. Nie musi długo się rozglądać, aby dostrzec dwa regały poświęcone głównie tej tematyce. Parska pod nosem, ponieważ aż takiej namiętności wobec tematu się nie spodziewał. A może wiedział? W końcu niejednokrotnie czytając w umyśle Arleen, lub chociażby spoglądając w jej szklane spojrzenie, widział z jaką pasją, chciała poznać prawdę.
— Za moment — mówi, nie zwracając nawet uwagi na to, że Arleen już wyszła z łazienki. Interesuje go właśnie jedna pozycja z biblioteczki, jednak nie zdąży jej pochwycić, gdyż dziewczyna zaczyna temat, przez który zamiera w bezruchu. Nazwałem ją w ten sposób? Ta myśl budzi się niemal automatycznie, pozwalając mu wrócić wspomnieniem do niedawnych wydarzeń. Wówczas widzi, że samego siebie wchodzącego do gabinetu, czuje ten gniew, którym pałał na własnej skórze. Słyszy też wypowiedziane przez siebie słowa, które teraz budzą w Arleen wątpliwość, co do głoszonej przez niego bezsprzecznej prawdy.
Odwraca się powolnie w jej kierunku, marszcząc brwi. Stara się wyglądać tak, jakby wcale nie uświadomił sobie własnego błędu, tak szybko.
— Kiedy… Ja? — mruczy, jakby przez zaciśnięte gardło. Chowając twarz w dłoniach na moment. Kiedy je od siebie odsuwa, podchodzi do Arleen chcąc jej wytłumaczyć, jednak wątpliwości wyrysowane na jej jasnej twarzy sprawiają, że przystaje ponownie.
— Nie, nie uważam cię za moją zdobycz. Po takim czasie, myślę… że w normalnych warunkach moglibyśmy być przyjaciółmi lub kimś więcej dla siebie nawzajem — mówi, chociaż to zdanie w ustach demona brzmi, niczym jeszcze większa kłamstwo. Nie zamierza zastanawiać się nad tym, czy obecnie się pogrąża, wiedząc że tą sytuację jeszcze da się wykręcić na jego korzyść. Sprawi, że Arleen jeszcze bardziej mu zaufa, o ile tylko będzie chciała mu uwierzyć.
— Nazwałem cię tak w złości. Byłem zły, że dałem Earlowi możliwość, aby zostać z tobą sam na sam. Czuję się winny, za to co się stało. I cóż… — mówi, przysiadając na skraju łóżka, nieopodal dziewczyny. — Przez całe życie zwałem ludzi zdobyczami, podejrzewam, że mogłem powiedzieć tak z nawyku. Powiedz mi moja droga, jak inaczej mam cię nazwać, aby zrekompensować swoje naganne zachowanie? Dotknij mnie, wiedz, że mówię szczerze — dodaje, chcąc poczuć znów te przyjemne ciepło, które pojawia się przy każdym zetknięciu się ich ciał ze sobą. Przy okazji wie, że dużo przy tym ryzykuje, jako że między szczerości wplątane są kłamstwa, jednak toteż jedyny sposób, aby mógł wykryć czy Arleen również jest w stanie odczytać jego emocje lub myśli. — Wierzę, że nasza więź da ci więcej do zrozumienia — dodaje, próbując się wytłumaczyć z ostatniej kwestii, zanim dziewczyna zacznie wyrzucać z siebie następne „pochopne” pytania.
— To co mówiłem w salonie, to co robiliśmy… To było prawdziwe. Może jestem demonem, ale nie jestem zdolny do manipulowania własnymi emocjami. Ciągnie mnie do ciebie, Arleen. Przynosisz mi spokój, chcę ciebie więcej i więcej, czuć i poznawać, a przede wszystkim chciałbym cię chronić przed krzywdą i kłamstwem, które czyha na każdym rogu. Nie liczę na to, że uwierzysz mi tak po prostu, ale wygląda na to, że jeszcze na długo tu zostanę, może i na wieczność. Mamy czas — mówi, licząc na to, że Arleen przełamie się i zbliży się do niego. Może nawet byliby w stanie kontynuować to, co zaczęli w salonie. Zdecydowanie Abadon cholernie na to liczył, jako że nie mógł nawet pocieszyć się służącą, gdy pani domu pozostawiła ją niczym małą owieczkę na pożarcie wygłodniałemu wilkowi.
— I przepraszam, że wbrew twojej woli zraniłem strażnika. Obiecałem, że nie zrobię im krzywdy, jednak gdy zobaczyłem, co ci zrobił, działałem opętany gniewem — stara się zreflektować, spoglądając cały czas w oczy dziewczyny. Widocznie ta, nie jest chętna, aby pochwycić jego dłoń, dlatego decyduje się zebrać nią koszulkę z łóżka i nałożyć na siebie.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Będąc w swoim pokoju, czułam się znacznie bezpieczniej niż w całym tym dużym domu. Owszem to pomieszczenie też stanowiło jego część z tą różnicą, że do niego miała dostęp ograniczona ilość osób poszerzona teraz o jeszcze jedną. Obecnego tu z nią demona, przy którym próbowała odzyskać spokój po niedawnym incydencie. To, że poinformuje o tym Adama to więcej niż pewne, Earl zapewne nie wyleci z rezydencji, ale zażąda, by miał z nią bardzo ograniczony kontakt. Próba gwałtu, nie była przecież byle jaką błahostką.
Nie zdziwiło mnie, że Abadon stał przy regale z książkami, z których dwie całe półki stanowiły zbiór o demonach. Nie było ich aż, tak dużo zważywszy na to, że większość, to zbiory mitów lub legend. Zapewne ze dwie lub trzy mogły mówić prawdę. Starałam się wyszukiwać cenne zbiory i prosić Adama o ich mi dostarczenie. Nie zawsze był pełen entuzjazmu, ale mimo tego nie protestował.
Zdecydowanie czekałam na wyjaśnienia z ust demona, to co teraz czułam, było więcej niż zwykłą niepewnością przeplataną z obawą, że jednak Adam mógł mieć rację co do Abadona. I byłam dla niego tylko kluczem do wyjścia na zewnątrz. Moje serce biło niezwykle szybko, słuchałam jak zaczarowana jego wyjaśnień. Próbując wszystko ułożyć sobie w głowie. To, że miał sobie za złe, że zostawił mnie, sam na sam z Earlem wyczułam już wcześniej. Tak samo jak tę mroczną energię wręcz furię, gdy zobaczył, do czego strażnik się posunął. W pewien sposób, byłam mu nawet wdzięczna, że tak zdecydowanie mnie uratował. Nawet jeśli zrobił to tak agresywnie czym i mnie bardzo wystraszył. Usiadł tuż obok mnie, przez co jego bliskość lekko mieszała mi w głowie.
- Powiedziałeś, że w normalnych warunkach moglibyśmy być przyjaciółmi. Lub kimś więcej. Co dokładnie masz przez to na myśli? – spytałam go, nie wiedząc, o jaką typu relację mu chodzi. Zawsze miała go za sprzymierzeńca, towarzysza niedoli. A teraz on jakby sugerował coś jeszcze innego. Dziwnie się z tym czułam. Kusił mnie, bym go znów dotknęła, nie ukrywam, chciałam tego, dlatego skinęłam głową, nim to jednak ostatecznie zrobiłam, spojrzałam mu w oczy.
- Jak chcesz mi to wynagrodzić bym zapomniała o tym, jak mnie nazwałeś? Otóż uważaj, mnie za swoją sojuszniczkę tylko tego oczekuję. Jesteśmy w tym razem, a w takim zestawieniu nie ma tu ani myśliwego, ani jego ”zdobyczy” – podkreśliłam, to ostatnie słowo krzywiąc się, bo nadal nie brzmiało ono przyjemnie. Dotknęłam dłonią jego policzka, poczułam jego myśli. Chciał za wszelką cenę, bym mu uwierzyła. Jednak było też coś, czego nie umiałam wyłapać, jakby chciał to przede mną ukryć. Nie umiałam tego odczytać, więc po dłuższej próbie, po prostu się poddałam, zabierając dłoń.
- Zdaje się, że mówisz prawdę, ale wyłapałam też coś, czego nie rozumiem. To było dziwne, jakby jakieś myśli przede mną uciekały – wyjawiłam to co wyłapałam. Ubrał się w tę koszulkę, podczas gdy moje myśli wróciły do tego co działo się między nami w salonie i nie tylko w nim, bo wszystko zaczęło się w lochach.
- Nie mogę zaprzeczyć, że też czuję do Ciebie, coś, czego nie potrafię określić. Powoduje to dziwny dreszcz, nad którym nie mogę zapanować. Nie rozumiem tego, nigdy wcześniej niczego podobnego nie czułam. Gdy jesteś blisko, wtedy podczas pocałunku, wyraźnie wyczułam twoje emocje, i były dokładnie takie jak to, co sam mi teraz powiedziałeś. Dlatego wierzę, że mnie nie okłamałeś i naprawdę tego chcesz – przyznałam, czując lekkie rumieńce na twarzy. To wyznanie sporo mnie kosztowało. Nie, żebym wierzyła we wszystko, ale miałam mniej wątpliwości niż na samym początku. Pokręciłam głową na jego przeprosiny w sprawie Earla. Strażnik był sam sobie winien, rozumiałam Abadona.
- To była też moja wina, więc nie możesz zwalać jej tylko na siebie. Nie mówmy już o tym, nie teraz — oznajmiłam, stanowczo zachęcając go, by zbliżył się do mnie.
- Powinnam Cię przeprosić, masz ograniczony czas, poza celą a wykorzystałam go, nie tak jak planowaliśmy. Masz może jakiś pomysł, jak wykorzystać resztę tego czasu? – zapytałam go, nie ukrywając, że chętnie poznam jego sugestie. Byliśmy bardzo blisko siebie, z tą pewnością, że nikt nie ma prawa wejść do mojego pokoju.
- Zauważyłam, że obserwowałeś mój zbiór o demonach. Może jak się będziemy rozstawać dam ci jedną z tych książek do celi? Mam wrażenie, że jedna z nich wyjątkowo cię zaciekawiła – wyszeptałam z delikatnym uśmiechem. Uniosłam rękę, dotykając palcem jego warg, nadal czułam ich smak na swoich ustach. Mieliśmy naprawdę coraz mniej czasu tego wieczoru
Nie zdziwiło mnie, że Abadon stał przy regale z książkami, z których dwie całe półki stanowiły zbiór o demonach. Nie było ich aż, tak dużo zważywszy na to, że większość, to zbiory mitów lub legend. Zapewne ze dwie lub trzy mogły mówić prawdę. Starałam się wyszukiwać cenne zbiory i prosić Adama o ich mi dostarczenie. Nie zawsze był pełen entuzjazmu, ale mimo tego nie protestował.
Zdecydowanie czekałam na wyjaśnienia z ust demona, to co teraz czułam, było więcej niż zwykłą niepewnością przeplataną z obawą, że jednak Adam mógł mieć rację co do Abadona. I byłam dla niego tylko kluczem do wyjścia na zewnątrz. Moje serce biło niezwykle szybko, słuchałam jak zaczarowana jego wyjaśnień. Próbując wszystko ułożyć sobie w głowie. To, że miał sobie za złe, że zostawił mnie, sam na sam z Earlem wyczułam już wcześniej. Tak samo jak tę mroczną energię wręcz furię, gdy zobaczył, do czego strażnik się posunął. W pewien sposób, byłam mu nawet wdzięczna, że tak zdecydowanie mnie uratował. Nawet jeśli zrobił to tak agresywnie czym i mnie bardzo wystraszył. Usiadł tuż obok mnie, przez co jego bliskość lekko mieszała mi w głowie.
- Powiedziałeś, że w normalnych warunkach moglibyśmy być przyjaciółmi. Lub kimś więcej. Co dokładnie masz przez to na myśli? – spytałam go, nie wiedząc, o jaką typu relację mu chodzi. Zawsze miała go za sprzymierzeńca, towarzysza niedoli. A teraz on jakby sugerował coś jeszcze innego. Dziwnie się z tym czułam. Kusił mnie, bym go znów dotknęła, nie ukrywam, chciałam tego, dlatego skinęłam głową, nim to jednak ostatecznie zrobiłam, spojrzałam mu w oczy.
- Jak chcesz mi to wynagrodzić bym zapomniała o tym, jak mnie nazwałeś? Otóż uważaj, mnie za swoją sojuszniczkę tylko tego oczekuję. Jesteśmy w tym razem, a w takim zestawieniu nie ma tu ani myśliwego, ani jego ”zdobyczy” – podkreśliłam, to ostatnie słowo krzywiąc się, bo nadal nie brzmiało ono przyjemnie. Dotknęłam dłonią jego policzka, poczułam jego myśli. Chciał za wszelką cenę, bym mu uwierzyła. Jednak było też coś, czego nie umiałam wyłapać, jakby chciał to przede mną ukryć. Nie umiałam tego odczytać, więc po dłuższej próbie, po prostu się poddałam, zabierając dłoń.
- Zdaje się, że mówisz prawdę, ale wyłapałam też coś, czego nie rozumiem. To było dziwne, jakby jakieś myśli przede mną uciekały – wyjawiłam to co wyłapałam. Ubrał się w tę koszulkę, podczas gdy moje myśli wróciły do tego co działo się między nami w salonie i nie tylko w nim, bo wszystko zaczęło się w lochach.
- Nie mogę zaprzeczyć, że też czuję do Ciebie, coś, czego nie potrafię określić. Powoduje to dziwny dreszcz, nad którym nie mogę zapanować. Nie rozumiem tego, nigdy wcześniej niczego podobnego nie czułam. Gdy jesteś blisko, wtedy podczas pocałunku, wyraźnie wyczułam twoje emocje, i były dokładnie takie jak to, co sam mi teraz powiedziałeś. Dlatego wierzę, że mnie nie okłamałeś i naprawdę tego chcesz – przyznałam, czując lekkie rumieńce na twarzy. To wyznanie sporo mnie kosztowało. Nie, żebym wierzyła we wszystko, ale miałam mniej wątpliwości niż na samym początku. Pokręciłam głową na jego przeprosiny w sprawie Earla. Strażnik był sam sobie winien, rozumiałam Abadona.
- To była też moja wina, więc nie możesz zwalać jej tylko na siebie. Nie mówmy już o tym, nie teraz — oznajmiłam, stanowczo zachęcając go, by zbliżył się do mnie.
- Powinnam Cię przeprosić, masz ograniczony czas, poza celą a wykorzystałam go, nie tak jak planowaliśmy. Masz może jakiś pomysł, jak wykorzystać resztę tego czasu? – zapytałam go, nie ukrywając, że chętnie poznam jego sugestie. Byliśmy bardzo blisko siebie, z tą pewnością, że nikt nie ma prawa wejść do mojego pokoju.
- Zauważyłam, że obserwowałeś mój zbiór o demonach. Może jak się będziemy rozstawać dam ci jedną z tych książek do celi? Mam wrażenie, że jedna z nich wyjątkowo cię zaciekawiła – wyszeptałam z delikatnym uśmiechem. Uniosłam rękę, dotykając palcem jego warg, nadal czułam ich smak na swoich ustach. Mieliśmy naprawdę coraz mniej czasu tego wieczoru
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Szczerze powiedziawszy nie jest taki pewien czy jego wywód wystarczy, aby odwieść Arleen od wszelkich targających nią wątpliwości. W gabinecie raniąc Earla, pozwala sobie na zbyt wiele, przy czym budząc strach dziewczynie. Dopiero wówczas mogła dostrzec jego siłę, chociaż niepełną - ze względu na brak pożywienia przez tak wiele lat. Nie może więc powiedzieć, że i teraz nie jest wygłodniały, zwłaszcza mając swoją małą ofiarę tuż przed sobą. Mimo wszystko nie może pozwolić, aby plan całkowicie runął. Muszą go podtrzymywać jakieś filary i w tym przypadku będą to filary samokontroli. Uparcie wierzy, że w przyszłości mu się to opłaci i w rezultacie będzie zdolny odzyskać swoją duszę.
— W normalnych warunkach… Mam na myśli, może gdybyśmy poznali się w większym świecie, gdybym nie był demonem, może moglibyśmy być dla siebie bliżsi. Intymne zbliżenia nie występują między przyjaciółmi. To rzeczy często zarezerwowane, dla par, bądź kochanków — odpowiada spokojnie, nie mogąc powstrzymać powolnego uśmiechu, który wyciąga kącik jego ust do góry. Łapie wówczas za dłoń dziewczyny, muskając ustami jej wierzch. Przedstawione przez niego wyobrażenie jest szczerze, choć niemożliwe. Sam nigdy się nie zastanawiał nad przedłużeniem swojego gatunku, czy osadzeniem się przy drugiej połówce na stałe. Demony z rzadka łączą się w pary z ludźmi, choć byłby w stanie wymienić parę przypadków. Chociaż hybrydami gardzi, z nich nie ma żadnego pożytku, ba! Nawet do jedzenia się nie nadają.
— Może to dlatego, że dopiero poznajemy łączącą nas więź. Im bardziej doświadczeni w niej będziemy, tym więcej tajemnic będzie przed nami odkrywać — odpowiada, nie odkrywając przed dziewczyną, że wie, dlaczego uciekają przed nią jego myśli. Najlepiej będzie, aby nigdy nie poznała powodu, ponieważ całkowite odkrycie jego intencji, nie będzie szło zgodnie z planem. Później trudno byłoby cokolwiek odkręcić, a zdobycie zaufania Arleen już na ten moment nie jest całkowicie usłane różami. Szczerze wcześniej miał nadzieję, że zmanipulowanie dziewczyny zamkniętej od świata zewnętrznego będzie prostsze. Jednak obecnie Davies w jego oczach choć nieraz była głupiutka, to jej oczytanie i łaknienie wiedzy, przekładało się w ostateczności na blokadę, powoli budującą się za bramami podświadomości. Liczy się z faktem, że jeśli nie rozegra swojej gry w odpowiedni sposób, wszystkie rzeczy, które dotąd o sobie powiedział, staną przeciwko niemu. Koniec końców jest dla ludzi widomym zagrożeniem.
— Nie musisz się spieszyć z oświadczeniami. Dopiero odkrywasz siebie i jestem po to, aby ci w tym pomóc. Z czasem powiedzenie tego, co czujesz będzie znacznie łatwiejsze. Ale to co sam mógłbym stwierdzić po twoich reakcjach to fakt, że nasza bliskość cię ekscytuje równie, co mnie samego — rzuca, poszerzając swój uśmiech. Znajdują się już wystarczająco blisko siebie, a jednak Abadon ma ochotę zmniejszyć tą odległość, zwłaszcza w chwili, gdy Arleen kładzie palec na jego ustach. — Myślę, że znajdziemy dobry sposób na wykorzystanie tego czasu.
Po tych słowach odchyla się nieco do tyłu, aby pociągnąć Arleen za rękę wyciągniętą w jego kierunku. W rezultacie dziewczyna kończy na jego biodrach, zmniejszając wcześniej dystans. Delikatny ciężar na udach ani trochę mu nie przeszkadza, zresztą ma lepsze rzeczy do roboty, niż przejmowanie się rzeczami tego typu. Jeśli przez głowę Arleen przez ułamek sekundy będzie podobna myśl, na pewno szybko zetrze ją w proch. Zresztą z tego odległości Abadon może odczytać z jej oczu wszystko. Nawet jeśli wciąż znajduje się w świeżo ubranych szatach, to emocjonalnie jest naga, przejrzysta i całkowicie wobec niego bezbronna. Mimo wszystko nie jest jak Earl, woli poczekać na jej ruch i możliwe pozwolenie na jakikolwiek dalszy, bezwstydny ruch. Skupiając się na niej, niemal zapomina o celi i zadanym przed chwilą pytaniu. Dopiero zrywając kontakt wzrokowy, aby zerknąć na regał i wspomnianą książkę, przypomina sobie o czym mówili.
— Jeśli możesz to zrobić, chętnie przyjmę. Za to niechętnie muszę ci przyznać, że autorzy większości z tych pozycji zanurzyli się w świecie fantasy, chcąc tylko dobrze sprzedać powieść, niż przedstawić coś realnego — rzuca, odwracając się w stronę dziewczyny, na moment zapominając jak blisko niego jest. A może wciąż trochę za daleko? Odkłada dłoń u podnóża jej pleców, przyciągając jeszcze bliżej siebie, jego wzrok automatycznie odnajduje jej usta, dopiero później podnosi się na oczy.
— Powiedz, jeśli cokolwiek ci się nie podoba. Jeśli masz już dość bliskości na dzisiaj. Mnie osobiście jest trudno trzymać się od ciebie z daleka.
— W normalnych warunkach… Mam na myśli, może gdybyśmy poznali się w większym świecie, gdybym nie był demonem, może moglibyśmy być dla siebie bliżsi. Intymne zbliżenia nie występują między przyjaciółmi. To rzeczy często zarezerwowane, dla par, bądź kochanków — odpowiada spokojnie, nie mogąc powstrzymać powolnego uśmiechu, który wyciąga kącik jego ust do góry. Łapie wówczas za dłoń dziewczyny, muskając ustami jej wierzch. Przedstawione przez niego wyobrażenie jest szczerze, choć niemożliwe. Sam nigdy się nie zastanawiał nad przedłużeniem swojego gatunku, czy osadzeniem się przy drugiej połówce na stałe. Demony z rzadka łączą się w pary z ludźmi, choć byłby w stanie wymienić parę przypadków. Chociaż hybrydami gardzi, z nich nie ma żadnego pożytku, ba! Nawet do jedzenia się nie nadają.
— Może to dlatego, że dopiero poznajemy łączącą nas więź. Im bardziej doświadczeni w niej będziemy, tym więcej tajemnic będzie przed nami odkrywać — odpowiada, nie odkrywając przed dziewczyną, że wie, dlaczego uciekają przed nią jego myśli. Najlepiej będzie, aby nigdy nie poznała powodu, ponieważ całkowite odkrycie jego intencji, nie będzie szło zgodnie z planem. Później trudno byłoby cokolwiek odkręcić, a zdobycie zaufania Arleen już na ten moment nie jest całkowicie usłane różami. Szczerze wcześniej miał nadzieję, że zmanipulowanie dziewczyny zamkniętej od świata zewnętrznego będzie prostsze. Jednak obecnie Davies w jego oczach choć nieraz była głupiutka, to jej oczytanie i łaknienie wiedzy, przekładało się w ostateczności na blokadę, powoli budującą się za bramami podświadomości. Liczy się z faktem, że jeśli nie rozegra swojej gry w odpowiedni sposób, wszystkie rzeczy, które dotąd o sobie powiedział, staną przeciwko niemu. Koniec końców jest dla ludzi widomym zagrożeniem.
— Nie musisz się spieszyć z oświadczeniami. Dopiero odkrywasz siebie i jestem po to, aby ci w tym pomóc. Z czasem powiedzenie tego, co czujesz będzie znacznie łatwiejsze. Ale to co sam mógłbym stwierdzić po twoich reakcjach to fakt, że nasza bliskość cię ekscytuje równie, co mnie samego — rzuca, poszerzając swój uśmiech. Znajdują się już wystarczająco blisko siebie, a jednak Abadon ma ochotę zmniejszyć tą odległość, zwłaszcza w chwili, gdy Arleen kładzie palec na jego ustach. — Myślę, że znajdziemy dobry sposób na wykorzystanie tego czasu.
Po tych słowach odchyla się nieco do tyłu, aby pociągnąć Arleen za rękę wyciągniętą w jego kierunku. W rezultacie dziewczyna kończy na jego biodrach, zmniejszając wcześniej dystans. Delikatny ciężar na udach ani trochę mu nie przeszkadza, zresztą ma lepsze rzeczy do roboty, niż przejmowanie się rzeczami tego typu. Jeśli przez głowę Arleen przez ułamek sekundy będzie podobna myśl, na pewno szybko zetrze ją w proch. Zresztą z tego odległości Abadon może odczytać z jej oczu wszystko. Nawet jeśli wciąż znajduje się w świeżo ubranych szatach, to emocjonalnie jest naga, przejrzysta i całkowicie wobec niego bezbronna. Mimo wszystko nie jest jak Earl, woli poczekać na jej ruch i możliwe pozwolenie na jakikolwiek dalszy, bezwstydny ruch. Skupiając się na niej, niemal zapomina o celi i zadanym przed chwilą pytaniu. Dopiero zrywając kontakt wzrokowy, aby zerknąć na regał i wspomnianą książkę, przypomina sobie o czym mówili.
— Jeśli możesz to zrobić, chętnie przyjmę. Za to niechętnie muszę ci przyznać, że autorzy większości z tych pozycji zanurzyli się w świecie fantasy, chcąc tylko dobrze sprzedać powieść, niż przedstawić coś realnego — rzuca, odwracając się w stronę dziewczyny, na moment zapominając jak blisko niego jest. A może wciąż trochę za daleko? Odkłada dłoń u podnóża jej pleców, przyciągając jeszcze bliżej siebie, jego wzrok automatycznie odnajduje jej usta, dopiero później podnosi się na oczy.
— Powiedz, jeśli cokolwiek ci się nie podoba. Jeśli masz już dość bliskości na dzisiaj. Mnie osobiście jest trudno trzymać się od ciebie z daleka.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Słyszałam wyraźnie bicie mego serca, które nie umiało się przy nim uspokoić. Co więcej, jakaś część mnie przejmowała nade mną kontrolę, gdy on był w pobliżu. Nie przejmowała się granicami ani tym, że on był tak inny ode mnie. Mimo że wygląd na tę chwilę miał w dużej mierze ludzki, to jednak nim nie był. Czy miało to dla mnie jakieś znaczenie, skoro o ironio czułam się przy nim bezpiecznie? Nie umiałam na to jasno odpowiedzieć. Ludzie mnie rozczarowali, wypada tu wymienić Adama jak i Earl’a, który chciał się do mnie dobrać jakiś czas temu. Stąpałam po bardzo cienkim lodzie, bałam się kolejnego rozczarowania. Na pewno demon wyczuł to, gdy jego wargi zetknęły się z moją dłonią, bo przez dotyk miał dostęp do moich myśli i odczuć. Zostałam, dotkliwie zraniona nadal czułam się upokorzona, mimo że próbowałam o tym nie myśleć. Earl szybko mnie nie zobaczy, więc czemu się tym tak martwię? To nadal tkwiło w mych myślach jak jakiś dokuczliwy cierń. Abadon cały czas uważnie mnie obserwował uśmiechając się jego bliskość pozwalała mi nie myśleć o tym co będzie jutro czy pojutrze. Najważniejsza była ta chwila, przy nim czas zdawał się nie istnieć. Jego słowa i to jak był blisko, zachęcało do kontynuowania chwil z salonu, nie umiałam się temu oprzeć. Słowa Adama niby próbowały zapobiec katastrofie, miał do mnie zaufanie. Szkoda tylko, że nie umiał postawić się na moim miejscu. Na miejscu siostry, która nie może opuszczać tego domu podczas gdy on jeździ po świecie, studiuje i ma przyjaciół.
Znowu poczułam przez nasz dotyk, że Abadon nie mówi mi wszystkiego. Jakby moja z nim więź lekko ewoluowała nie jakoś znacząco, tylko w niedużym stopniu. Zdecydowałam jednak zachować to na razie dla siebie. Zostawię to na później gdy będę sama w pokoju. Wypadało, bym wszystko sobie na spokojnie przemyślała.
- Chętnie poznam, co jeszcze ta nasza więź potrafi. I co może z niej wyniknąć. Poza myślami, czy odczuciami, musi mieć więcej możliwości. Szkoda tylko, że zostaje nam metoda prób i błędów, by się tego dowiedzieć- powiedziałam, nie kryjąc, że to może trochę potrwać. To nie było tak łatwe jak odłożenie książki na półkę. Niby coś się zmieniało, ale nie na tyle, bym była z tego zadowolona.
Uśmiechnęłam się, gdy zmniejszył dystans między nami, nie spodziewałam się jednak, że już po chwili będę na jego kolanach i co więcej, przyciągnie mnie bardziej do siebie. Rozbawiła mnie lekko jego opinia na temat mego zbioru o demonach.
- Domyślam się tego, jednak sam przyznaj. Niektóre z tych mitów potrafią nieźle rozbawić. Tak samo jak wampiry rozśmieszyłby mit, że boją się krzyży czy wody święconej- odpowiedziałam.
Elektryzująca bliskość z nim jak i patrzenie w jasne oczy przyciągało mnie niczym magnes. Obserwował moje usta tak jak wcześniej jego. To, co różniło go, od Earla było to, że tamten już by wykorzystał okazję, by mnie pocałować. Abadon za to, pozwalał mi zdecydować, czy naprawdę chcę wykonać ten ruch, co potwierdził dalszymi słowami. Dodatkowo powiedział to samo, co sama czułam, że nie umiem się od niego oderwać. Uniosłam głowę, czując jego oddech na swoich policzkach. Wtedy też musnęłam, jego usta. To trwało ułamek sekundy, a jednak serce już wariowało. Zaczęłam się też dyskretnie bawić jego koszulką, łapiąc je między palce.
- Chyba dostałeś już odpowiedź na to, co sam przyznałeś. Pozwól mi poczuć to, co czułam wtedy między nami w salonie. Skoro to była prawda, muszę to zapamiętać- wyszeptałam, wsuwając dłoń w jego włosy. Nie odrywając, od niego wzroku. Jego dotyk powodował dreszcze na ciele. Może nie byliśmy ani parą, ani kochankami, na co i tak nie miałam co liczyć. Pragnęłam tylko jednego poczuć jego usta na swoich. Po tych chwilach i tak czekała nas rozłąka. Bo Adam przyjeżdża, na trzy dni do domu. Z tego tez powodu chciałam bardzo dokładnie wszystko zapamiętać. Myślę, że demon wiedział o tym, że Adam raczej nie pozwoli na to, bym go odwiedzała jak on będzie znowu na ten czas panem tego miejsca.
Znowu poczułam przez nasz dotyk, że Abadon nie mówi mi wszystkiego. Jakby moja z nim więź lekko ewoluowała nie jakoś znacząco, tylko w niedużym stopniu. Zdecydowałam jednak zachować to na razie dla siebie. Zostawię to na później gdy będę sama w pokoju. Wypadało, bym wszystko sobie na spokojnie przemyślała.
- Chętnie poznam, co jeszcze ta nasza więź potrafi. I co może z niej wyniknąć. Poza myślami, czy odczuciami, musi mieć więcej możliwości. Szkoda tylko, że zostaje nam metoda prób i błędów, by się tego dowiedzieć- powiedziałam, nie kryjąc, że to może trochę potrwać. To nie było tak łatwe jak odłożenie książki na półkę. Niby coś się zmieniało, ale nie na tyle, bym była z tego zadowolona.
Uśmiechnęłam się, gdy zmniejszył dystans między nami, nie spodziewałam się jednak, że już po chwili będę na jego kolanach i co więcej, przyciągnie mnie bardziej do siebie. Rozbawiła mnie lekko jego opinia na temat mego zbioru o demonach.
- Domyślam się tego, jednak sam przyznaj. Niektóre z tych mitów potrafią nieźle rozbawić. Tak samo jak wampiry rozśmieszyłby mit, że boją się krzyży czy wody święconej- odpowiedziałam.
Elektryzująca bliskość z nim jak i patrzenie w jasne oczy przyciągało mnie niczym magnes. Obserwował moje usta tak jak wcześniej jego. To, co różniło go, od Earla było to, że tamten już by wykorzystał okazję, by mnie pocałować. Abadon za to, pozwalał mi zdecydować, czy naprawdę chcę wykonać ten ruch, co potwierdził dalszymi słowami. Dodatkowo powiedział to samo, co sama czułam, że nie umiem się od niego oderwać. Uniosłam głowę, czując jego oddech na swoich policzkach. Wtedy też musnęłam, jego usta. To trwało ułamek sekundy, a jednak serce już wariowało. Zaczęłam się też dyskretnie bawić jego koszulką, łapiąc je między palce.
- Chyba dostałeś już odpowiedź na to, co sam przyznałeś. Pozwól mi poczuć to, co czułam wtedy między nami w salonie. Skoro to była prawda, muszę to zapamiętać- wyszeptałam, wsuwając dłoń w jego włosy. Nie odrywając, od niego wzroku. Jego dotyk powodował dreszcze na ciele. Może nie byliśmy ani parą, ani kochankami, na co i tak nie miałam co liczyć. Pragnęłam tylko jednego poczuć jego usta na swoich. Po tych chwilach i tak czekała nas rozłąka. Bo Adam przyjeżdża, na trzy dni do domu. Z tego tez powodu chciałam bardzo dokładnie wszystko zapamiętać. Myślę, że demon wiedział o tym, że Adam raczej nie pozwoli na to, bym go odwiedzała jak on będzie znowu na ten czas panem tego miejsca.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arleen nie musi go dwa razy prosić, o przypomnienie jej tej elektryzującej chwili z salonu. Momentu, w którym zapomnieli o chęci zagrania wspólnie na pianinie, o ranie na jego ręce oraz o całym otaczającym ich świecie do chwili, gdy służka zbiła wazon widząc ich w tym intymnym położeniu. Szczerze powiedziawszy Abadon również chce do tego wrócić, bojąc się przyznać nawet przed sobą, że zaczyna mu się to podobać nawet bardziej, niż myśl o chęci zanurzenia swoich kłów w gorącej krwi i skórze dziewczyny. Albo i nie żywił się człowiekiem na tyle długo, że zapomina jak bardzo ekscytujące jest doglądanie jak z ludzkiej istoty uchodzi życie, w akompaniamencie jęków bólu i przyjemności płynącej z erotycznych uniesień.
— Mmmm… Z przyjemnością — odpowiada, dając się nieco ponieść myślom, które automatycznie podnoszą mu endorfiny i poziom podniecenia. Dociska dłoń do dolnej partii pleców dziewczyny, chcąc czuć ją bliżej, nawet przez dzielące ich warstwy ubrań, których jak sądzi, nie mogą się teraz pozbyć. Gdyby nie akcja, którą wywinął Earl, może Abadon miałby teraz większe pole do popisu. Jednak jakby nie było, to właśnie jego powinien winić w tej sytuacji, a nie swój mały, słodki pojemnik na duszę, który tak chętnie przyciska swoje wargi, do tych należących do niego.
Podoba mu się ta sytuacja. Mimo tej wściekłości, która unosiła wznosiła swą energią książki w powietrzu, Arleen nie widzi w nim zagrożenia, przez rozczarowania, które dostaje na każdym kroku od innych ludzi. To pozwala jej zaufać demonowi, którego zamiary są szczere. Ba! Mówi o nich całkiem otwarcie, chociaż kantuje sprawę na tyle, aby wyglądać uprzejmie i być godnym tego zaufania. Łapczywie spija słodkie soki z ust dziewczyny, oddając się temu w całości, gdy ich splątane ciała kończą na miękkiej pościeli. Abadon całkowicie upojony jej obecnością, kąsa wargi, skrada pocałunki i dotyka delikatnie odsłoniętej skóry, nie zakradając się w żadne miejsce, które wobec tego intymnego dotyku jest niechętne. Oczywiście, chciałby się zagłębić, jednak równie mocno nie chce ujrzeć tego rozczarowanego, wystraszonego spojrzenia, którego doświadczył tego samego dnia wcześniej.
Nie mogą jednak w tej symbiozie pozostać na zawsze, a to głównie z uwagi na powrót Adama, który gdy tylko dowie się o panującej w domu sytuacji, rozrysuje między nim i Arleen grubą kreskę. Pełną nienawiści wobec demona i rozczarowania wobec zmanipulowanej nastolatki. Dlatego cieszą się tą chwilę, tak długo jak tylko mogą, a z wieczora Abadon znowu ląduje w chłodnej piwnicznej celi. Między strażnikami wówczas panuje rozruch, zarówno wobec tego co stało się z demonem, ponieważ nikt nie przymierzył się do uszkodzenia jego ciała. Jego cela została dotąd przeszukana, w poszukiwaniu ostrych przedmiotów, jednak niczego podobnego nie znaleźli. Sam Abadon nie znalazł również sztyletu, nasączonego wilczym zielem. Tak więc Caim musiał zająć się sprawą, to też wyjaśniałoby, dlaczego czuł demoniczną energię w swojej okolicy. Nawet jeśli sytuacja póki co grała na niego korzyść, to wciąż niezbyt klarownie, jeśli Caim był w stanie przejść do wnętrza domostwa niezauważony. Reyes musiał być wobec niego teraz bardziej czujny.
O zmierzchu Caim znów złożył mu wizytę, przyznając że zajął się zatrutym sztyletem, który mógłby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie. Zakrwawiona bluza nie ściągała na nich żadnych podejrzeń, zresztą gdyby Arleen brała udział w tym zamieszaniu, sama łatwo mogłaby stwierdzić, że materiał służył zatamowaniu krwawienia.
— Ładna — mówi niespodziewanie młodszy demon, przysiadając tuż przy okienku. Widać miał ubaw z patrzenia jak Abadon żarliwie posila się następnym posiłkiem. Jego siła i umiejętności powoli wracały, jednakże dużo brakowało, aby znalazł się znowu w pełni swojej mocy.
— Co? — mruczy Abadon, marszcząc brwi, nie rozumiejąc do końca w czym Caim dostrzega piękno.
— Arleen. Ładna ta twoja sunia. Zresztą człowiek z demoniczną duszą, to dopiero niezły kąsek — mówi, oblizując wargi. Widać chęć zatopienia kłów w młodej Davies nie chodziła tylko za nim. I oczywiście, mógł spodziewać się takiego obrotu spraw, bo to co mówił Caim było prawdą. Gdyby większa liczba demonów wiedziała o dziewczynie z duszą demona sprawa zaczęłaby się komplikować. Zarówno dla niego, jak i ludzi z tego domostwa.
— Jak już odbiorę to co moje, będę mógł się podzielić — mówi Abadon pobłażliwie, chociaż oboje wiedzą, że kłamie. Znany jest ze swojej posesywności, tak więc podzielenie się swoją ofiarą nie wchodziło w grę.
— Ponoć nie umiesz kłamać. Oj biedna, Arleen. Gdyby wiedziała — mruczy Caim, nawiązując do tego, jak Abadon przyrzekał dziewczynie, że potrafi mówić tylko prawdę. Cóż sam nie powiedziałby, że było to kłamstwo, jedynie trochę naciągnął rzeczywistość. W jej przypadku, mówienie prawdy najbardziej mu się opłacało. I w ten też sposób najprościej jest zdobyć jej uwagę i zaufanie.
Caim nie szczędził w słowach, rozmarzając się wobec pani domu, dlatego też tej nocy Abadon zaczarował strażników i wymknął się, aby doglądać śniącą Arleen, upewniając się że ma zasłonięte okna, przez które mógłby doglądać jej Caim. Zdaje się, że dziewczyna przebudza się w jednym momencie, a może nawet dostrzega jego ciemną sylwetkę w rogu, jednak Abadona po chwili nie ma już w pomieszczeniu, wraca do celi, w razie gdyby pani domu zamierzała zaalarmować resztę strażników.
Choć noc zdaje się długa, dzień nastaje przerażająco szybko, a razem z nią w pełni niezadowolenia Adam, którego szlag trafia nawet bardziej, gdy dostrzega koc i swoją ulubioną bluzę po stronie celi demona. Abadon tymczasem przesiaduje pod ścianą, udając że śpi.
— Wstawaj paskudo, mamy do pogadania — mówi, zdenerwowany Adam uderzając metalem o kraty. Przez to po niemal pustej piwnicy roznosi się nieprzyjemny dźwięk uderzenia, niosący się echem jeszcze przez dłuższy czas. Abadon wzdryga się, zasłaniając uszy. Szczękanie prętów nie jest najprzyjemniejszym uczuciem, którego doświadcza przez lata.
— Kopę lat — mówi szorstko, rzucając Adamowi zmęczone spojrzenie. — Podejrzewam, że Earl poskarżył ci się ze swojego złamanego serca. A wspomniał chociaż o tym, że próbował dobrać się do twojej siostry? Gdyby nie moja interwencja, jej dziewictwo byłoby zamierzchłą sprawą — mówi otwarcie, przeciągając się lekko. Na twarzy Adama budzi się wpierw niezrozumienie, a potem jeszcze większa wściekłość, którą bombarduje Abadona. To też pozwala mu myśleć, że albo Adam nie rozmawiał jeszcze ze swoją siostrą, albo zignorował cokolwiek miała mu do powiedzenia. A to nie wróżyło im zbyt dobrych wiatrów.
— Przestań bredzić… Wszystko jest twoją sprawką. Nigdy nie powinieneś opuszczać tej celi i dopilnuję, abyś gnił tu do końca swoich parszywych dni. Nigdy więcej te brudne łapy nie dotkną mojej siostry! — grozi Adam, na co Abadon przewraca oczami. Tych gróźb już się nasłuchał, a mimo wszystko wyszedł. Cóż miał Arleen w garści, więc gdy tylko Adam znowu wyjedzie na po weekendzie, będą mieli od niego spokój. Spytacie czemu Abadon nie zahipnotyzuje Adama? Odpowiedź jest prosta, na tą mendę to nie zadziała. Skoro jakimś cudem szaman znajomy ich rodzinie zapieczętował duszę demona w małej bezbronnej dziewczynce, to też musiał dać im jakieś ziółka, które ograniczają jego moc. Zwłaszcza tą słabą, którą obecnie włada.
— Mówię prawdę. Skoro tak bardzo dbasz o swoją siostrę, to porozmawiaj z Arleen, myślę, że ona obecnie potrzebuje ciepłego uścisku bardziej, niż ja twojego pierdolenia — odpowiada, znowu czując obecność Caima w okolicy. Jeśli zamierzał złożyć mu wizytę o tej porze, to wybiera sobie cholernie zły moment.
— Mmmm… Z przyjemnością — odpowiada, dając się nieco ponieść myślom, które automatycznie podnoszą mu endorfiny i poziom podniecenia. Dociska dłoń do dolnej partii pleców dziewczyny, chcąc czuć ją bliżej, nawet przez dzielące ich warstwy ubrań, których jak sądzi, nie mogą się teraz pozbyć. Gdyby nie akcja, którą wywinął Earl, może Abadon miałby teraz większe pole do popisu. Jednak jakby nie było, to właśnie jego powinien winić w tej sytuacji, a nie swój mały, słodki pojemnik na duszę, który tak chętnie przyciska swoje wargi, do tych należących do niego.
Podoba mu się ta sytuacja. Mimo tej wściekłości, która unosiła wznosiła swą energią książki w powietrzu, Arleen nie widzi w nim zagrożenia, przez rozczarowania, które dostaje na każdym kroku od innych ludzi. To pozwala jej zaufać demonowi, którego zamiary są szczere. Ba! Mówi o nich całkiem otwarcie, chociaż kantuje sprawę na tyle, aby wyglądać uprzejmie i być godnym tego zaufania. Łapczywie spija słodkie soki z ust dziewczyny, oddając się temu w całości, gdy ich splątane ciała kończą na miękkiej pościeli. Abadon całkowicie upojony jej obecnością, kąsa wargi, skrada pocałunki i dotyka delikatnie odsłoniętej skóry, nie zakradając się w żadne miejsce, które wobec tego intymnego dotyku jest niechętne. Oczywiście, chciałby się zagłębić, jednak równie mocno nie chce ujrzeć tego rozczarowanego, wystraszonego spojrzenia, którego doświadczył tego samego dnia wcześniej.
Nie mogą jednak w tej symbiozie pozostać na zawsze, a to głównie z uwagi na powrót Adama, który gdy tylko dowie się o panującej w domu sytuacji, rozrysuje między nim i Arleen grubą kreskę. Pełną nienawiści wobec demona i rozczarowania wobec zmanipulowanej nastolatki. Dlatego cieszą się tą chwilę, tak długo jak tylko mogą, a z wieczora Abadon znowu ląduje w chłodnej piwnicznej celi. Między strażnikami wówczas panuje rozruch, zarówno wobec tego co stało się z demonem, ponieważ nikt nie przymierzył się do uszkodzenia jego ciała. Jego cela została dotąd przeszukana, w poszukiwaniu ostrych przedmiotów, jednak niczego podobnego nie znaleźli. Sam Abadon nie znalazł również sztyletu, nasączonego wilczym zielem. Tak więc Caim musiał zająć się sprawą, to też wyjaśniałoby, dlaczego czuł demoniczną energię w swojej okolicy. Nawet jeśli sytuacja póki co grała na niego korzyść, to wciąż niezbyt klarownie, jeśli Caim był w stanie przejść do wnętrza domostwa niezauważony. Reyes musiał być wobec niego teraz bardziej czujny.
O zmierzchu Caim znów złożył mu wizytę, przyznając że zajął się zatrutym sztyletem, który mógłby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie. Zakrwawiona bluza nie ściągała na nich żadnych podejrzeń, zresztą gdyby Arleen brała udział w tym zamieszaniu, sama łatwo mogłaby stwierdzić, że materiał służył zatamowaniu krwawienia.
— Ładna — mówi niespodziewanie młodszy demon, przysiadając tuż przy okienku. Widać miał ubaw z patrzenia jak Abadon żarliwie posila się następnym posiłkiem. Jego siła i umiejętności powoli wracały, jednakże dużo brakowało, aby znalazł się znowu w pełni swojej mocy.
— Co? — mruczy Abadon, marszcząc brwi, nie rozumiejąc do końca w czym Caim dostrzega piękno.
— Arleen. Ładna ta twoja sunia. Zresztą człowiek z demoniczną duszą, to dopiero niezły kąsek — mówi, oblizując wargi. Widać chęć zatopienia kłów w młodej Davies nie chodziła tylko za nim. I oczywiście, mógł spodziewać się takiego obrotu spraw, bo to co mówił Caim było prawdą. Gdyby większa liczba demonów wiedziała o dziewczynie z duszą demona sprawa zaczęłaby się komplikować. Zarówno dla niego, jak i ludzi z tego domostwa.
— Jak już odbiorę to co moje, będę mógł się podzielić — mówi Abadon pobłażliwie, chociaż oboje wiedzą, że kłamie. Znany jest ze swojej posesywności, tak więc podzielenie się swoją ofiarą nie wchodziło w grę.
— Ponoć nie umiesz kłamać. Oj biedna, Arleen. Gdyby wiedziała — mruczy Caim, nawiązując do tego, jak Abadon przyrzekał dziewczynie, że potrafi mówić tylko prawdę. Cóż sam nie powiedziałby, że było to kłamstwo, jedynie trochę naciągnął rzeczywistość. W jej przypadku, mówienie prawdy najbardziej mu się opłacało. I w ten też sposób najprościej jest zdobyć jej uwagę i zaufanie.
Caim nie szczędził w słowach, rozmarzając się wobec pani domu, dlatego też tej nocy Abadon zaczarował strażników i wymknął się, aby doglądać śniącą Arleen, upewniając się że ma zasłonięte okna, przez które mógłby doglądać jej Caim. Zdaje się, że dziewczyna przebudza się w jednym momencie, a może nawet dostrzega jego ciemną sylwetkę w rogu, jednak Abadona po chwili nie ma już w pomieszczeniu, wraca do celi, w razie gdyby pani domu zamierzała zaalarmować resztę strażników.
Choć noc zdaje się długa, dzień nastaje przerażająco szybko, a razem z nią w pełni niezadowolenia Adam, którego szlag trafia nawet bardziej, gdy dostrzega koc i swoją ulubioną bluzę po stronie celi demona. Abadon tymczasem przesiaduje pod ścianą, udając że śpi.
— Wstawaj paskudo, mamy do pogadania — mówi, zdenerwowany Adam uderzając metalem o kraty. Przez to po niemal pustej piwnicy roznosi się nieprzyjemny dźwięk uderzenia, niosący się echem jeszcze przez dłuższy czas. Abadon wzdryga się, zasłaniając uszy. Szczękanie prętów nie jest najprzyjemniejszym uczuciem, którego doświadcza przez lata.
— Kopę lat — mówi szorstko, rzucając Adamowi zmęczone spojrzenie. — Podejrzewam, że Earl poskarżył ci się ze swojego złamanego serca. A wspomniał chociaż o tym, że próbował dobrać się do twojej siostry? Gdyby nie moja interwencja, jej dziewictwo byłoby zamierzchłą sprawą — mówi otwarcie, przeciągając się lekko. Na twarzy Adama budzi się wpierw niezrozumienie, a potem jeszcze większa wściekłość, którą bombarduje Abadona. To też pozwala mu myśleć, że albo Adam nie rozmawiał jeszcze ze swoją siostrą, albo zignorował cokolwiek miała mu do powiedzenia. A to nie wróżyło im zbyt dobrych wiatrów.
— Przestań bredzić… Wszystko jest twoją sprawką. Nigdy nie powinieneś opuszczać tej celi i dopilnuję, abyś gnił tu do końca swoich parszywych dni. Nigdy więcej te brudne łapy nie dotkną mojej siostry! — grozi Adam, na co Abadon przewraca oczami. Tych gróźb już się nasłuchał, a mimo wszystko wyszedł. Cóż miał Arleen w garści, więc gdy tylko Adam znowu wyjedzie na po weekendzie, będą mieli od niego spokój. Spytacie czemu Abadon nie zahipnotyzuje Adama? Odpowiedź jest prosta, na tą mendę to nie zadziała. Skoro jakimś cudem szaman znajomy ich rodzinie zapieczętował duszę demona w małej bezbronnej dziewczynce, to też musiał dać im jakieś ziółka, które ograniczają jego moc. Zwłaszcza tą słabą, którą obecnie włada.
— Mówię prawdę. Skoro tak bardzo dbasz o swoją siostrę, to porozmawiaj z Arleen, myślę, że ona obecnie potrzebuje ciepłego uścisku bardziej, niż ja twojego pierdolenia — odpowiada, znowu czując obecność Caima w okolicy. Jeśli zamierzał złożyć mu wizytę o tej porze, to wybiera sobie cholernie zły moment.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Nawet przez myśl mi nie przeszło, by cofnąć swoją prośbę. A nawet więcej chciałam bardzo dokładnie poczuć każdy jego dotyk. Wiedząc, że będę go pozbawiona przez te kilka najbliższych dni. Musiałam bardzo dokładnie go zapamiętać. By on swoimi pocałunkami wyrył niewidoczny, ale zarazem budzący przyjemne wspomnienie dreszcz rozchodzący się po ciele. Czy mu ufałam? Na pewno bardziej niż Earlowi. W tym starciu mógł się mierzyć jedynie z moim bratem. Bo nadal musiałam grać oddaną siostrę. Nie byłam gotowa na spotkanie z nim, które miało nastąpić za te kilka godzin. Może też ta teraz jego obecność miała dodać mi odwagi, by stawić czoło rzeczywistości, wybudzając mnie z tego rozkosznego snu? Czułam się tak przyjemnie przywierając do jego ciała tak jak mogłam w obecnej sytuacji. Wszystko trwało dość długo, ale jak to bywa dla mnie zdecydowanie zbyt krótko. Na koniec naszych czułości w moim pokoju oddałam mu ostatni pocałunek. Oblizałam delikatnie wargi.
- Dam ci tę książkę, którą chciałeś, tak jak obiecałam- podeszłam do regału, by ją wziąć, po czym podałam ją demonowi. Odprowadziłam go do celi, zamykając ją za nim na klucz, oddając go strażnikowi. Pożegnałam Abadona lekkim uśmiechem. Wiedział, że i tak za góra trzy dni znowu może zostać wypuszczony. Poszłam spać niemal od razu, jak wróciłam do pokoju. Choć nie było to łatwe, ciało nadal było pobudzone przesiąknięte jego dotykiem.
Rano umyłam się i założyłam bluzkę i spódnicę, zostawiając włosy rozpuszczone. Tak jak sądziłam, Adam pojawił się wcześnie rano. Na jego widok poczułam, jak bardzo czuję się winna, że złamałam jego praktycznie wszystkie zakazy. Jego uśmiech na mój widok tylko to wszystko potęgował.
- Wreszcie w domu, po tej tygodniowej harówce na wykładach. Dobrze cię widzieć Arleen- mówiąc to, podszedł blisko mnie. Od razu mocno się do niego przytuliłam. Musiałam przyznać, że brakowało mi go. Był moją jedyną rodziną. Sam mocniej mnie przytulił. By po chwili uwolnić ze swych objęć.
- Też się cieszę, że już jesteś w domu. Jak minęła podróż?- spytałam go, prowadząc do salonu. Który pełnił też rolę jadalni. Adam odstawił resztę bagaży. Zajął miejsce przy stole podczas gdy służba nakrywała do stołu.
- Spokojnie, bez żadnych problemów. Bardziej interesuje mnie, co działo się w domu. Mam, nadzieję, że trzymałaś się z daleka od tego demona?- spytał, uważnie mnie obserwując. Niestety już na tym pierwszym pytaniu poległam. Odwróciłam wzrok, nie wytrzymując jego ufnego spojrzenia. To było zbyt trudne. Adam za dobrze mnie znał od razu, wyczuł, że coś jest nie tak.
- Powiedz, co się działo? Widzę, że coś jest nie tak siostrzyczko- ponaglił, jego ton jeszcze nie był chłodny czy wściekły.
- Nie do końca cię posłuchałam, przyznaję. Jednak nie wydarzyło się nic jakoś bardzo istotnego. Widywałam się z Abadonem. Spędzałam z nim czas, odpowiadał na moje
pytania, chciałam wszystko zrozumieć o…demonach- przyznałam się do małego fragmentu tego co miało tu miejsce przez te kilka dni. Wiedziałam, że gdyby dowiedział się o tym, że wypuszczałam go z celi czy o tym, że się całowaliśmy. Miałabym poważne problemy.
Adam wstrzymał oddech, zaciskając palce na kubku z kawą. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. To był dopiero początek tego co miało nastąpić.
- Ostrzegałem cię, że masz się trzymać od niego z daleka. Arleen on jest niebezpieczny, jeszcze tego brakuje, by cię zupełnie opętał. Nie możesz mu na to pozwolić, by się do ciebie dobrał. Idę z nim pomówić- zawyrokował, wstając. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, to nie tak miało być.
- Adam zaczekaj!- krzyknęłam za nim. Jednak on już tego nie słyszał.
Zostałam sama w salonie, nie wiedząc jak, się to wszystko zakończy.
Nie dowierzał w to co usłyszał od swojej siostry i dodatkowo jeszcze ten demon. Mówił niedorzeczne rzeczy o jego przyjacielu. Earl miał dobierać się do Arleen? Myślał, że w to uwierzy? Choć zaskoczyło go to, że go tutaj w piwnicy nie było.
- Myślisz, że ci w to uwierzę? Earl nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Poza tym Arleen nic mi o tym nie powiedziała- syknął wściekły, gdy nagle coś wyłapał z tej rozmowy.
- Zaraz, zaraz jakim cudem wyszedłeś z celi? Moja siostra cię wypuściła? Aż tak już ją omotałeś potworze? Jak śmiałeś ją nawet tknąć, zapłacisz mi za to. Dowiem się wszystkiego całej prawdy. Zobaczymy się później demonie muszę porozmawiać z Arleen- wyszedł z piwnicy tak szybko jak tylko mógł.
Próbowałam odstresować się grą na pianinie, jednak przestałam grać na widok Adama. Wyglądał tak groźnie, że aż cofnęłam się o krok. Złapał mnie za rękę.
- Gdzie jest Earl? To co powiedział ten demon to prawda? Próbował cię skrzywdzić?- pytał, chcąc znać odpowiedź. Abadon mu o tym powiedział. Nie chciałam, by się dowiedział tego w ten sposób, byłam lekko zła na demona.
- Earl jest u siebie. To prawda, najpierw chciał ze mną porozmawiać, to przyjęłam go w bibliotece. A on rzucił się na mnie, zaczął mnie molestować. Gdyby Abadon go nie powstrzymał… wolę o tym nie myśleć. Adam Earl zupełnie oszalał, boję się go. Ma zakaz zbliżania się do mnie. Abadon go zranił, gdy zobaczył całe to zdarzenie… ale on mnie tylko chronił- wyszeptałam, wszystko czując łzy na twarzy. Czułam się tak słaba. Tak jak wtedy, gdy nie mogłam się obronić. Adam był wyraźnie wstrząśnięty tym, co usłyszał. Odruchowo przyciągnął mnie do siebie, jego ciepło trochę pomagało.
- Będę musiał z nim się później rozmówić. Na pewno tego tak nie zostawię. Miałaś się tu czuć bezpieczna. Skoro się go boisz, to na tę chwilę będzie oddelegowany tylko do piwnicy. Na razie traci status twego najbliższego ochroniarza- zdecydował to zapewne by mnie lekko uspokoić.
- Dziękuję, nawet nie wiesz, jaką poczułam przez to ulgę. Tylko proszę nie każ Abadona. Wiem, że go nienawidzisz, ale tym razem nie myślał tylko o sobie, co zwykle jest normą u demonów- prosiłam Adama, by nie dawał mu żadnej nauczki. Nie chciałam, by coś go spotkało. Zmrużył oczy, uważnie mnie obserwując. Cała ta sytuacja wyraźnie mu się nie podobała.
- Za bardzo mu ufasz, może cię to kiedyś zgubić. Pamiętaj, o tym masz się mieć przy nim na baczności. To nie jest człowiek, uczucia są mu obce- po tych słowach uwolnił mnie ze swych objęć.
– Rozumiem twoją troskę. Będę na siebie uważać, obiecuje- zapewniłam Adama wiedz, że i tak nie dotrzymam tej obietnicy. Abadon za bardzo na mnie działał.
Resztę dnia przesiedzieliśmy w salonie tak samo z wieczorem. Nie mogłam niestety odwiedzić Abadona. Poszłam wcześnie spać.
Tymczasem Adam w swoim pokoju wyraźnie niezadowolony z relacji, która łączyła Arleen i Abadona postanowił jakoś na nią wpłynąć. Wyjął z kufra spod łóżka oprawioną książkę pozostałość po szamanie. Miał już ją czytać gdy usłyszał hałas za oknem, coś jak… trzepot skrzydeł? Spojrzał w okno, jego tęczówki spotkały się z innymi oczami. Od razu skupił się, wyczuwając mroczną aurę. Podszedł do okna, otwierając je. Teraz był pewien, że miał styczność z innym demonem.
- Co tu robisz demonie? Co cię tu sprowadza?- spytał, obserwując go uważnie.
- Co tak ostro? Chciałem tylko o czymś porozmawiać, może zawrzeć nawet układ? Jestem pewien, że to cię bardzo zainteresuje- stwierdził demon, podlatując bliżej okna. Davies nie miał zwyczaju ufać demonom. Jednak coś w jego głosie sprawiło, że odsunął się, pozwalając demonowi, usiąść na parapecie.
- Mów co masz do powiedzenia a może to rozważę
- Może najpierw się sobie przedstawimy? Mów mi Caim- przedstawił się demon.
- Adam- odparł, zaczynając się coraz bardziej niecierpliwić. Nic nie mógł poradzić na to, że każdy demon działał mu na nerwy.
- Dam ci tę książkę, którą chciałeś, tak jak obiecałam- podeszłam do regału, by ją wziąć, po czym podałam ją demonowi. Odprowadziłam go do celi, zamykając ją za nim na klucz, oddając go strażnikowi. Pożegnałam Abadona lekkim uśmiechem. Wiedział, że i tak za góra trzy dni znowu może zostać wypuszczony. Poszłam spać niemal od razu, jak wróciłam do pokoju. Choć nie było to łatwe, ciało nadal było pobudzone przesiąknięte jego dotykiem.
Rano umyłam się i założyłam bluzkę i spódnicę, zostawiając włosy rozpuszczone. Tak jak sądziłam, Adam pojawił się wcześnie rano. Na jego widok poczułam, jak bardzo czuję się winna, że złamałam jego praktycznie wszystkie zakazy. Jego uśmiech na mój widok tylko to wszystko potęgował.
- Wreszcie w domu, po tej tygodniowej harówce na wykładach. Dobrze cię widzieć Arleen- mówiąc to, podszedł blisko mnie. Od razu mocno się do niego przytuliłam. Musiałam przyznać, że brakowało mi go. Był moją jedyną rodziną. Sam mocniej mnie przytulił. By po chwili uwolnić ze swych objęć.
- Też się cieszę, że już jesteś w domu. Jak minęła podróż?- spytałam go, prowadząc do salonu. Który pełnił też rolę jadalni. Adam odstawił resztę bagaży. Zajął miejsce przy stole podczas gdy służba nakrywała do stołu.
- Spokojnie, bez żadnych problemów. Bardziej interesuje mnie, co działo się w domu. Mam, nadzieję, że trzymałaś się z daleka od tego demona?- spytał, uważnie mnie obserwując. Niestety już na tym pierwszym pytaniu poległam. Odwróciłam wzrok, nie wytrzymując jego ufnego spojrzenia. To było zbyt trudne. Adam za dobrze mnie znał od razu, wyczuł, że coś jest nie tak.
- Powiedz, co się działo? Widzę, że coś jest nie tak siostrzyczko- ponaglił, jego ton jeszcze nie był chłodny czy wściekły.
- Nie do końca cię posłuchałam, przyznaję. Jednak nie wydarzyło się nic jakoś bardzo istotnego. Widywałam się z Abadonem. Spędzałam z nim czas, odpowiadał na moje
pytania, chciałam wszystko zrozumieć o…demonach- przyznałam się do małego fragmentu tego co miało tu miejsce przez te kilka dni. Wiedziałam, że gdyby dowiedział się o tym, że wypuszczałam go z celi czy o tym, że się całowaliśmy. Miałabym poważne problemy.
Adam wstrzymał oddech, zaciskając palce na kubku z kawą. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. To był dopiero początek tego co miało nastąpić.
- Ostrzegałem cię, że masz się trzymać od niego z daleka. Arleen on jest niebezpieczny, jeszcze tego brakuje, by cię zupełnie opętał. Nie możesz mu na to pozwolić, by się do ciebie dobrał. Idę z nim pomówić- zawyrokował, wstając. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, to nie tak miało być.
- Adam zaczekaj!- krzyknęłam za nim. Jednak on już tego nie słyszał.
Zostałam sama w salonie, nie wiedząc jak, się to wszystko zakończy.
Nie dowierzał w to co usłyszał od swojej siostry i dodatkowo jeszcze ten demon. Mówił niedorzeczne rzeczy o jego przyjacielu. Earl miał dobierać się do Arleen? Myślał, że w to uwierzy? Choć zaskoczyło go to, że go tutaj w piwnicy nie było.
- Myślisz, że ci w to uwierzę? Earl nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Poza tym Arleen nic mi o tym nie powiedziała- syknął wściekły, gdy nagle coś wyłapał z tej rozmowy.
- Zaraz, zaraz jakim cudem wyszedłeś z celi? Moja siostra cię wypuściła? Aż tak już ją omotałeś potworze? Jak śmiałeś ją nawet tknąć, zapłacisz mi za to. Dowiem się wszystkiego całej prawdy. Zobaczymy się później demonie muszę porozmawiać z Arleen- wyszedł z piwnicy tak szybko jak tylko mógł.
Próbowałam odstresować się grą na pianinie, jednak przestałam grać na widok Adama. Wyglądał tak groźnie, że aż cofnęłam się o krok. Złapał mnie za rękę.
- Gdzie jest Earl? To co powiedział ten demon to prawda? Próbował cię skrzywdzić?- pytał, chcąc znać odpowiedź. Abadon mu o tym powiedział. Nie chciałam, by się dowiedział tego w ten sposób, byłam lekko zła na demona.
- Earl jest u siebie. To prawda, najpierw chciał ze mną porozmawiać, to przyjęłam go w bibliotece. A on rzucił się na mnie, zaczął mnie molestować. Gdyby Abadon go nie powstrzymał… wolę o tym nie myśleć. Adam Earl zupełnie oszalał, boję się go. Ma zakaz zbliżania się do mnie. Abadon go zranił, gdy zobaczył całe to zdarzenie… ale on mnie tylko chronił- wyszeptałam, wszystko czując łzy na twarzy. Czułam się tak słaba. Tak jak wtedy, gdy nie mogłam się obronić. Adam był wyraźnie wstrząśnięty tym, co usłyszał. Odruchowo przyciągnął mnie do siebie, jego ciepło trochę pomagało.
- Będę musiał z nim się później rozmówić. Na pewno tego tak nie zostawię. Miałaś się tu czuć bezpieczna. Skoro się go boisz, to na tę chwilę będzie oddelegowany tylko do piwnicy. Na razie traci status twego najbliższego ochroniarza- zdecydował to zapewne by mnie lekko uspokoić.
- Dziękuję, nawet nie wiesz, jaką poczułam przez to ulgę. Tylko proszę nie każ Abadona. Wiem, że go nienawidzisz, ale tym razem nie myślał tylko o sobie, co zwykle jest normą u demonów- prosiłam Adama, by nie dawał mu żadnej nauczki. Nie chciałam, by coś go spotkało. Zmrużył oczy, uważnie mnie obserwując. Cała ta sytuacja wyraźnie mu się nie podobała.
- Za bardzo mu ufasz, może cię to kiedyś zgubić. Pamiętaj, o tym masz się mieć przy nim na baczności. To nie jest człowiek, uczucia są mu obce- po tych słowach uwolnił mnie ze swych objęć.
– Rozumiem twoją troskę. Będę na siebie uważać, obiecuje- zapewniłam Adama wiedz, że i tak nie dotrzymam tej obietnicy. Abadon za bardzo na mnie działał.
Resztę dnia przesiedzieliśmy w salonie tak samo z wieczorem. Nie mogłam niestety odwiedzić Abadona. Poszłam wcześnie spać.
Tymczasem Adam w swoim pokoju wyraźnie niezadowolony z relacji, która łączyła Arleen i Abadona postanowił jakoś na nią wpłynąć. Wyjął z kufra spod łóżka oprawioną książkę pozostałość po szamanie. Miał już ją czytać gdy usłyszał hałas za oknem, coś jak… trzepot skrzydeł? Spojrzał w okno, jego tęczówki spotkały się z innymi oczami. Od razu skupił się, wyczuwając mroczną aurę. Podszedł do okna, otwierając je. Teraz był pewien, że miał styczność z innym demonem.
- Co tu robisz demonie? Co cię tu sprowadza?- spytał, obserwując go uważnie.
- Co tak ostro? Chciałem tylko o czymś porozmawiać, może zawrzeć nawet układ? Jestem pewien, że to cię bardzo zainteresuje- stwierdził demon, podlatując bliżej okna. Davies nie miał zwyczaju ufać demonom. Jednak coś w jego głosie sprawiło, że odsunął się, pozwalając demonowi, usiąść na parapecie.
- Mów co masz do powiedzenia a może to rozważę
- Może najpierw się sobie przedstawimy? Mów mi Caim- przedstawił się demon.
- Adam- odparł, zaczynając się coraz bardziej niecierpliwić. Nic nie mógł poradzić na to, że każdy demon działał mu na nerwy.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
______Błąkanie się między piekłem i światem śmiertelników wcześniej nie przynosiło mu takiej frajdy, jak teraz. Odkąd wie jaki los przypada jednemu z najsilniejszych demonów jego rasy, jego egzystencja staje się zdecydowanie weselsza. Nie może powiedzieć, że nie zawdzięcza Abadonowi wielu rzeczy, jednak będąc przez niego zdradzonym - właściwie życzył mu podobnego przeznaczenia. Widać marzenia się czasem spełniają. Sam widok Abadona zamkniętego w celi, całkowicie bezbronnego i wygłodniałego jest wystarczająco, choć jego dusza zapieczętowana w ciele nastolatki stanow dodatkowy smaczny kąsek, poza tym, że jest totalnie zabawna. Caim czuje, że może na tym skorzystać, kiedy tak dogląda śpiącego oblicza Arleen przez okno zeszłej nocy. Śladami swojej egzystencji nęka podejrzewającego go Abadona, a jednak co noc przynosi mu nowe porcje, wybijając go tym samym z rytmu. Nie nakreśla tym samym swoich intencji, choć co nieco drugi demon może o nim podejrzewać, w końcu się znają. Caim słynie ze swojej obsesyjności, a cele jego działań zwykły pozostawać hermetyczne. Jednak w świecie demonów znana jest jego obsesja wobec samego Abadona - a raczej pozycji jakiej zajmuje, a którą Caim planuje zająć i uprzykrzyć egzystencje starego znajomego. Mimo wszystko zniknięcia Abadona w piekle nikt nie dostrzega, dlatego też przez lata jego stołek u boku diabła pozostaje bezpieczny, demony z rzadka interesują się istotą pobratymców. W przeciwieństwie do Caima.
______Pod nieobecność Abadona w celi, zabiera zatruty sztylet z zasłyszanej wiedzy o powrocie gospodarza, które za wszelką cenę zamierza przeciągnąć na swoją stronę. Arleen w jego oczach jest już na zbyt oddana Abadonowi, nawet jeśli ten jej o nim nie wspominał - jej osąd z pewnością byłby stronniczy. Z tego względu plan Caima potrzebuje asysty kogoś, kto równie nienawidzi więzionego demona i Adam zdaje ten egzamin śpiewająco.
______ — Co tu robisz demonie? Co się sprowadza? — pyta naiwnie mężczyzna, zauważając Caima w oknie. Może nie wiedzieć, jednak w obecnym stanie Caim jest zdecydowanie potężniejszy od Abadona, co pozwala mu z łatwością przyciągnąć go swoją intencją. Zaszczepia w jego podświadomości przeczucie, że grają po tej samej stronie.
______ — Mam dla ciebie propozycje. Co powiesz na mały układ? — mówi demon, uśmiechając się perliście. Mimo lądowania nie składa skrzydeł, a zamiast tego pozwala im przesłonić blask księżyca. Przez ten ruch jego lico zostaje skryte wpół mroku.
______ — Mów co masz do powiedzenia, a może to rozważę.
______ — Z tego co mi wiadomo sytuacja między twoją siostrą i Abadonem wymyka się spod kontroli i wiem jak temu zaradzić. Problem stanowi dusza demona, która w końcu może stać się niebezpieczna dla ludzkiego nosiciela, a która również daje tej dwójce unikatową więź. Jest sposób, aby twoja siostra stała się, tobie Adamie, bezwzględnie posłuszna, stanie się też bezpieczna i bezpowrotnie unieszkodliwi Abadona. Jeżeli zawrzesz ze mną pakt, pomogę ci to zrealizować oraz powiem ci co dokładnie planuje Abadon.
______ — Jaki masz w tym interes? Sam jesteś tylko parszywym demonem — pyta Adam, co nieco rozbawia Caima, który doskonale rozumie jego postawę. Im więcej czasu spędza w świecie śmiertelnych, tym bardziej ciekawią go ludzkie postawy. Adam jest tego dobrym przykładem.
______ — Ukradł mi coś czego bardzo pragnąłem, tak jak teraz pragnie ukraść ci siostrę i nastawić wszystkich wokół przeciwko sobie. Jest w końcu adwokatem diabła — odpowiada Caim, czując że powolnie Adam przechodzi na jego stronę. A przynajmniej na pewno rozważy tą ofertę. — Dam ci czas do jutra na podjęcie decyzji. Pamiętaj, czas nas nagli, a Abadon rośnie w siłę. Bedę tu jutro o tej samej porze — mówi, zanim zeskakuje z parapetu i odlatuje.
______— Długo ci dzisiaj zajęło — mówi, cynicznie, gdy Caim pojawia się przy piwniczym okienku z nową porcją ludzkiego mięsa. Odkąd Adam go opuszcza, Abadon ciągle jest w stanie wyczuć obecność Caima w okolicy, co go niesamowicie wpienia. Zwłaszcza, że wciąż jest za słaby, aby przeniknąć niepostrzeżenie do jego umysł i odczytać towarzyszące mu intencje. To też sprawia, że spodziewa się alarmu z każdej możliwej strony. Musi szczególnie uważać na Arleen, która nie ma świadomości wiszącego na nią zagrożenia.
______— Były interesy do załatwienia. Bałem się, że jeśli podlecę za blisko, to Adam zdzieli mi z miotły — śmieje się Caim, nawiązując do sytuacji, którą Abadon kiedyś zaobserwował. Jak ludzie oganiają wrony z pola uprawnego. A przynajmniej taki obraz przywołuje w wyobraźni, zanim rejestruje, że Caim nazywa gospodarza po imieniu, co musi znaczyć, że zdążyli się zapoznać. Nie daje tego po sobie poznać, nie wiedząc czy Caim świadomie uchyla mu rąbka tajemnicy, chce go zmylić czy jeszcze inny plan przewodni towarzyszy temu zabiegowi.
______— Wątpię, że angażowałby się w potyczkę z demonem. Nienawidzi nas i wie do czego jesteśmy zdolni — mówi Abadon, starając się nie kłaść pod wątpliwość działań Caima. W aktualnej sytuacji mógłby śmiało wyjść do Caima na zewnątrz, jednak istniała możliwość wpadnięcia na Adama, który mógł mu zagrozić. Już wcześniej dostrzega, że nie jest w stanie na niego wpłynąć żadną ze swoich demonicznych umiejętności, co dosłownie i w przenośni podcina mu skrzydła.
______— To nie stoi na przeszkodzie, żebym go pożarł. Ludzie to łatwe marionetki do manipulacji, zwłaszcza dla demonów wyższej pozycji — odpowiada Caim, a jego słowa owiane są groźbą, która może źle wpłynąć na zaplanowany przez Abadona tok akcji. Wina za niespodziewane zniknięcie Adama najpewniej spadłaby na niego, a Arleen nie przyjęłaby do świadomości innego bytu nadprzyrodzonego, który mógłby podjąć się podobnie karygodnego czynu. W końcu do Abadon żywi do niego największą urazę.
______— Bądź tu jutro o tej samej porze. Pożarcie Adama najlepiej będzie odłożyć na dalszy plan, poświadczam, że będzie cały twój — rzuca Abadon, bez strachu przed wiszącymi nad nim konsekwencjami. Caim jest od niego znacznie silniejszy, jest tego świadom i jego możliwości, jednak piekło i demony rządzą się swoimi prawami. Jeśli Caim wbije mu nóż w plecy, Abadon nie zamierza mu tego odpuścić.
______Bo burzliwej i konspiracyjnej rozmowie z Caimem nie może sobie opuścić. Oczarowuje ponownie strażników i wydostaje się z celi, aby przeniknąć do komnat śpiącej Arleen. Zdaje się, że jej sen nie jest najspokojniejszy, dlatego Abadon składa na jej czole pocałunek, mający na celu ją uspokoić. Nie interesuje go, czy ją tym rozbudzi. Coś sprawia, że czuje się tak, jakby tylko przy niej był bezpieczny.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Adam Davies|
Adam już po powrocie do domu wyczuł, że Abadona i Arleen łączy zdecydowanie więcej niż powinno. Był wściekły, że nie mógł kontrolować sytuacji, będąc na studiach poza domem. Jego zaufanie do zdrowego rozsądku szatynki praktycznie już nie istniały. Bo Abadon za bardzo ją do siebie przyciągał. Co prawda uratował ją, przed jego hak sądził przyjacielem, ale nie zmieniało to faktu, że był zwykłym demonem, którego trzeba było się pozbyć. Lub skazać na wieczne cierpienie. I teraz otwierała się przed nim taka możliwość. Co prawda wolałby działać sam, ale nie był głupi, z demonem nie miał zbyt wielu szans nawet ze znajomością ksiąg pozostawionych mu przez szamana i matkę. Dlatego skoro mieli z Caimem wspólny cel to ten jeden jedyny raz mógłby na to przystać. A przy okazji zemściłby się na Abadonie. Wszystko brzmiało kusząco. Nawet zbyt kusząco, więc nadal był w miarę podejrzliwy. Wątpił, by minęła mu niechęć do demonów, to było w nim zbyt głęboko zakorzenione. Głównie dlatego, że przez jednego z nich Arleen tkwiła w zamknięciu. To nie tak, że nie chciał jej gdzieś zabrać, to matka wymusiła na mi przysięgę, że dziewczyna zostanie w domu dla jej własnego bezpieczeństwa.
- Rozważę twoją propozycję, tego możesz być pewien, demonie- zapewnił go, nie dbając o to, że tamten miał imię. Demon to po prostu demon. Gdy tamten odleciał. Adam postanowił zacząć działać na swój sposób, a mianowicie wymusić na Arleen uległość. By nie mogła mu się sprzeciwić, ale zrobić to w tak delikatny niepozorny sposób, by niczego nie podejrzewała. Nie była naiwna, co jak co, ale żeby komuś zaufała zdarzało się, że trwało to nawet tygodniami. Adam podszedł do kufra, które, trzymał pod łóżkiem i wyjął stare księgi. Niektóre były też na strychu, tu zachował te, które sam umiał rozszyfrować.
- Tak tego szukam, wiedziałem, że gdzie tu jest- zadowolony znalazł jedną z paru receptur, którą postanowił użyć. Podszedł z księgą do biurka, by uważniej przeczytać
skład oraz sposób przyrządzenia tego specyfiku.
- Eliksir silnej kontroli mentalnej: 2 liście melisy, sproszkowany selenit, sok z wiśni oraz sproszkowany nefryt. Sok z wiśni podgrzać, dodać sproszkowany selenit pokruszone liście melisy doprowadzić do wrzenia. Zostawić na dwie godziny, po czym dodać sproszkowany nefryt. Jeszcze raz podgrzać i ciepłe podać wyznaczonej osobie. Eliksir działa dwa dni jeśli poda się go dwukrotnie. Brzmi prosto, powinno się udać- podsumował. Składniki nie były problemem. Arleen nie wiedziała, że czasem bawił się w alchemika. To była jedyna szansa, by uratować jego siostrę. Zaczął przygotowywać składniki. Po winie musiał udać się do spiżarni. W recepturze nie pisało, że muszą być one świeże. Tym lepiej, szybciej się z tym uwinie. Zaczął wszystko przygotowywać.
- Rozważę twoją propozycję, tego możesz być pewien, demonie- zapewnił go, nie dbając o to, że tamten miał imię. Demon to po prostu demon. Gdy tamten odleciał. Adam postanowił zacząć działać na swój sposób, a mianowicie wymusić na Arleen uległość. By nie mogła mu się sprzeciwić, ale zrobić to w tak delikatny niepozorny sposób, by niczego nie podejrzewała. Nie była naiwna, co jak co, ale żeby komuś zaufała zdarzało się, że trwało to nawet tygodniami. Adam podszedł do kufra, które, trzymał pod łóżkiem i wyjął stare księgi. Niektóre były też na strychu, tu zachował te, które sam umiał rozszyfrować.
- Tak tego szukam, wiedziałem, że gdzie tu jest- zadowolony znalazł jedną z paru receptur, którą postanowił użyć. Podszedł z księgą do biurka, by uważniej przeczytać
skład oraz sposób przyrządzenia tego specyfiku.
- Eliksir silnej kontroli mentalnej: 2 liście melisy, sproszkowany selenit, sok z wiśni oraz sproszkowany nefryt. Sok z wiśni podgrzać, dodać sproszkowany selenit pokruszone liście melisy doprowadzić do wrzenia. Zostawić na dwie godziny, po czym dodać sproszkowany nefryt. Jeszcze raz podgrzać i ciepłe podać wyznaczonej osobie. Eliksir działa dwa dni jeśli poda się go dwukrotnie. Brzmi prosto, powinno się udać- podsumował. Składniki nie były problemem. Arleen nie wiedziała, że czasem bawił się w alchemika. To była jedyna szansa, by uratować jego siostrę. Zaczął przygotowywać składniki. Po winie musiał udać się do spiżarni. W recepturze nie pisało, że muszą być one świeże. Tym lepiej, szybciej się z tym uwinie. Zaczął wszystko przygotowywać.
|Arleen Davies
Nie mogłam spać, ciągle przewracałam się z boku na bok. Nagle poczułam nad sobą czyjś cień i lekki pocałunek w czoło. Momentalnie się obudziłam. Zamrugałam oczami, by wzrok przywyknął do ciemności. Wtedy go ujrzałam.
- Abadon? Co ty tutaj robisz? Nie możesz tu być- powiedziałam, zakrywając się kołdrą, bo moja koszula nocna miała dość głęboki dekolt. Spojrzałam wystraszona w stronę drzwi, mój głos mógł być za głośny przez zaskoczenie. Serce biło mi jak oszalałe, nie wiedziałam, jak się zachować.
- Nie możesz wychodzić z celi, jak Adam jest w domu. Będę mieć przez ciebie problemy. Co się stało? Bez powodu byś chyba tak nie ryzykował- wolałam się upewnić czy wszystko w porządku. Wyciągnęłam w jego stronę rękę, by usiadł obok mnie na łóżku. Jego nocna wizyta mocno mnie zdezorientowała. Nawet zastanawiałam się, czy nie wezwać straży, by go jednak zabrała z powrotem do celi. To nie tak, że nie chciałam się z nim widywać, bardziej chodziło o to, że nie mogłam gdy brat był w domu.
- Wybacz, że nie przyszłam, ale sam rozumiesz, że kiedy Adam jest w domu, niezbyt mogę to uczynić. Tym bardziej że nie wychodzi z niego nawet na chwilę. Chyba postanowił mnie tym razem uważniej pilnować- podsumowałam, co też niezbyt mi się podobało. Siedzieliśmy tak dłuższy czas, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi, czyli jednak byłam trochę za głośno.
- Schowaj się w łazience. Nie chcę, by ktoś cię zobaczył.
Tak? Proszę wejść- zgodziłam się i byłam zaskoczona, widząc Adama. Czyżby też nie mógł spać?
Warzenie eliksiru zakończyło się, przyjrzałem się eliksirowi. Miał wiśniowy kolor i nawet ładnie pachniał. Przelał go do fiolki a trochę do filiżanki. Musiał go podać Arleen. I to jak najszybciej. Gdy zatrzymał się, przed jej pokojem zdawało mu się, że słyszy w nim jakieś poruszenie, więc zapukał dla pewności. Gdyby odpowiedziała mu cisza, zrezygnowałby z tego pomysłu. Ale usłyszał odpowiedź. Więc wszedł do środka.
- Też nie możesz spać? Przyniosłem ci coś na lepszy sen. Na mnie to zacznie działać za chwilę. Pomyślałem, że też ci się to przyda- podał mi filiżankę z czymś, co było, zdaje się herbatą. Uśmiechnęłam się w stronę brata.
- Dziękuję, że o mnie pomyślałeś. Jak zawsze się o mnie troszczysz- po czym powąchałam herbatę. I zaczęłam ją pić, była słodka w smaku, jednak czułam, przez chwilę coś dziwnego jakby motała mi coś w głowie. Dopiłam ją do końca, oddając filiżankę bratu.
- Była bardzo smaczna, teraz na pewno zasnę. Więc życzę ci dobrej nocy- ułożyłam się na łóżku. Brat przytulił mnie krótko.
- Dobranoc, wyśpij się- polecił, wychodząc z pokoju.
Gdy tylko Adam opuścił pokój Abadon wyszedł z łazienki. Czułam się dziwnie zamotana, ale też zmęczona. Spojrzałam na demona, po czym odezwałam się do niego.
-Proszę, musisz wrócić do celi, co jak Adam przed pójściem spać zechce sprawdzić, czy jesteś w celi?- spytałam go, by jednak spełnił moją prośbę.
- Abadon? Co ty tutaj robisz? Nie możesz tu być- powiedziałam, zakrywając się kołdrą, bo moja koszula nocna miała dość głęboki dekolt. Spojrzałam wystraszona w stronę drzwi, mój głos mógł być za głośny przez zaskoczenie. Serce biło mi jak oszalałe, nie wiedziałam, jak się zachować.
- Nie możesz wychodzić z celi, jak Adam jest w domu. Będę mieć przez ciebie problemy. Co się stało? Bez powodu byś chyba tak nie ryzykował- wolałam się upewnić czy wszystko w porządku. Wyciągnęłam w jego stronę rękę, by usiadł obok mnie na łóżku. Jego nocna wizyta mocno mnie zdezorientowała. Nawet zastanawiałam się, czy nie wezwać straży, by go jednak zabrała z powrotem do celi. To nie tak, że nie chciałam się z nim widywać, bardziej chodziło o to, że nie mogłam gdy brat był w domu.
- Wybacz, że nie przyszłam, ale sam rozumiesz, że kiedy Adam jest w domu, niezbyt mogę to uczynić. Tym bardziej że nie wychodzi z niego nawet na chwilę. Chyba postanowił mnie tym razem uważniej pilnować- podsumowałam, co też niezbyt mi się podobało. Siedzieliśmy tak dłuższy czas, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi, czyli jednak byłam trochę za głośno.
- Schowaj się w łazience. Nie chcę, by ktoś cię zobaczył.
Tak? Proszę wejść- zgodziłam się i byłam zaskoczona, widząc Adama. Czyżby też nie mógł spać?
Warzenie eliksiru zakończyło się, przyjrzałem się eliksirowi. Miał wiśniowy kolor i nawet ładnie pachniał. Przelał go do fiolki a trochę do filiżanki. Musiał go podać Arleen. I to jak najszybciej. Gdy zatrzymał się, przed jej pokojem zdawało mu się, że słyszy w nim jakieś poruszenie, więc zapukał dla pewności. Gdyby odpowiedziała mu cisza, zrezygnowałby z tego pomysłu. Ale usłyszał odpowiedź. Więc wszedł do środka.
- Też nie możesz spać? Przyniosłem ci coś na lepszy sen. Na mnie to zacznie działać za chwilę. Pomyślałem, że też ci się to przyda- podał mi filiżankę z czymś, co było, zdaje się herbatą. Uśmiechnęłam się w stronę brata.
- Dziękuję, że o mnie pomyślałeś. Jak zawsze się o mnie troszczysz- po czym powąchałam herbatę. I zaczęłam ją pić, była słodka w smaku, jednak czułam, przez chwilę coś dziwnego jakby motała mi coś w głowie. Dopiłam ją do końca, oddając filiżankę bratu.
- Była bardzo smaczna, teraz na pewno zasnę. Więc życzę ci dobrej nocy- ułożyłam się na łóżku. Brat przytulił mnie krótko.
- Dobranoc, wyśpij się- polecił, wychodząc z pokoju.
Gdy tylko Adam opuścił pokój Abadon wyszedł z łazienki. Czułam się dziwnie zamotana, ale też zmęczona. Spojrzałam na demona, po czym odezwałam się do niego.
-Proszę, musisz wrócić do celi, co jak Adam przed pójściem spać zechce sprawdzić, czy jesteś w celi?- spytałam go, by jednak spełnił moją prośbę.
Cały dzień minął spokojnie, jednak Adam czekał na pojawienie się nocy i demona. Przy okazji miał w planach znów przygotować eliksir dla siostry. Gdy zapadła noc, pojawił się Caim tak samo jak wtedy usiadł na parapecie.
- I co przyjmujesz moją propozycję współpracy?- spytał wyczekująco. Adam nie wahał się zbyt długo. Sam zaczął działać, ale dodatkowa pomoc zawsze się przyda.
- Dobrze, ten jeden jedyny raz mogę się na to zgodzić. O ile przedstawisz mi wszystko, co planujesz- potwierdził dobijając targu z Caimem.
- I co przyjmujesz moją propozycję współpracy?- spytał wyczekująco. Adam nie wahał się zbyt długo. Sam zaczął działać, ale dodatkowa pomoc zawsze się przyda.
- Dobrze, ten jeden jedyny raz mogę się na to zgodzić. O ile przedstawisz mi wszystko, co planujesz- potwierdził dobijając targu z Caimem.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Może to wina całego zamieszania, które ma obecnie miejsce, a może wina samej lekkomyślności Abadona – jednak czymkolwiek by to spowodowane nie było, demon nie przejmuje się tym, że zbudza Arleen ze snu. Może to i lepiej, skoro ten wcześniej zdaje się być bardzo niespokojny. Nie powie, że spodziewał się cieplejszego przywitania ze strony dziewczyny. Nie musi też kłaść pod wątpliwość, czego dotyczy jej obawa. Jednak Abadon całkowicie się tym nie przejmuje, w końcu Adam nie jest dla niego zagrożeniem, tak długo jak ma po swojej stronie jego siostrę. Przygląda jej się bez słowa, zastanawiając się przy tym, czy powinien powiedzieć jej prawdę o Caim’ie. Czy ta prawda sprawi, że w obliczu nadchodzącego zagrożenia będzie bezpieczniejsza? Rezygnuje w ostatniej chwili – pozbycie się drugiego demona z otoczenia leży bardziej w jego interesie, niż Arleen.
_____– Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Nie mieliśmy okazji się spotkać, odkąd wrócił twój brat – mówi ze smutkiem jasnowłosy i o dziwo nie jest to udawany smutek. Choć bliżej mu do rozczarowania, nie sposób nie zauważyć drobnej zmiany w odczuwaniu. Reyes nie unosi się pychą, tak jak to robił za czasów swojej świetności.
_____– Nie sprawię ci kłopotu, panuje nad sytuacją – zapewnia. Wtem po pomieszczeniu roznosi się pukanie do drzwi, a Abadon niechętnie chowa się w łazience na życzenie Arleen. Drzwi pozostawia lekko uchylone, aby móc usłyszeć wymianę zdań między rodzeństwem. Być może jest zbyt podejrzliwy, jednak Adam błąkający się z filiżanką herbaty tak późno w nocy, wyraźnie mu nie pasuje. Arleen natomiast nie widzi w tym nic niepokojącego i dopija przyniesiony przez Adama napój jednym haustem. Nie pozwalając Abadonowi wcześniej jej dobrze zbadać. Czy wzięłaby go za paranoika? Zapewne. Ale gdyby wiedziała wszystko, albo chociaż połowę z tego, czego świadom jest Abadon…
_____– W porządku. Śpij słodko, mała Arleen – mówi, rzucając jej ostatnie spojrzenie ze zmarszczonymi brwiami. Przemykając się ciemnymi korytarzami posiadłości, wciąż nie może pozbyć się wrażenia, że coś tu niesamowicie śmierdzi. Śmierdzi jak Caim i jak właściciel domu. A to połączenie szczególnie mu się nie podoba. Choć wciąż nie posądziłby Adama o bratanie się z jakimkolwiek demonem.
_____– Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Nie mieliśmy okazji się spotkać, odkąd wrócił twój brat – mówi ze smutkiem jasnowłosy i o dziwo nie jest to udawany smutek. Choć bliżej mu do rozczarowania, nie sposób nie zauważyć drobnej zmiany w odczuwaniu. Reyes nie unosi się pychą, tak jak to robił za czasów swojej świetności.
_____– Nie sprawię ci kłopotu, panuje nad sytuacją – zapewnia. Wtem po pomieszczeniu roznosi się pukanie do drzwi, a Abadon niechętnie chowa się w łazience na życzenie Arleen. Drzwi pozostawia lekko uchylone, aby móc usłyszeć wymianę zdań między rodzeństwem. Być może jest zbyt podejrzliwy, jednak Adam błąkający się z filiżanką herbaty tak późno w nocy, wyraźnie mu nie pasuje. Arleen natomiast nie widzi w tym nic niepokojącego i dopija przyniesiony przez Adama napój jednym haustem. Nie pozwalając Abadonowi wcześniej jej dobrze zbadać. Czy wzięłaby go za paranoika? Zapewne. Ale gdyby wiedziała wszystko, albo chociaż połowę z tego, czego świadom jest Abadon…
_____– W porządku. Śpij słodko, mała Arleen – mówi, rzucając jej ostatnie spojrzenie ze zmarszczonymi brwiami. Przemykając się ciemnymi korytarzami posiadłości, wciąż nie może pozbyć się wrażenia, że coś tu niesamowicie śmierdzi. Śmierdzi jak Caim i jak właściciel domu. A to połączenie szczególnie mu się nie podoba. Choć wciąż nie posądziłby Adama o bratanie się z jakimkolwiek demonem.
_____Nie musi się długo zastanawiać w jaki sposób zwieść Adama Daviesa. Punktem zaczepu jest Abadon, więc wszelkie nikczemne posunięcie w jego kierunku, będzie zadowalające dla jego ludzkiej kukiełki. Pozbycie się duszy jednego z silniejszych demonów z kręgu piekła, z którego się wywodzi; jest naprawdę kuszące. Na tyle, by Caim rozważał podjęcie się tej misji. W momencie, gdy Abadon zostanie pustą skorupą, zajęcie jego pozycji w piekle będzie jak bułka z masłem. Dokona niemożliwego – bratobójstwa, a jego ofiara nie odrodzi się ponownie w ósmym kręgu. Samo wyobrażenie o wyniesieniu jakiego wówczas dostąpi jest niesamowite. Napawa się więc myślą do następnego spotkania z Adamem.
_____– I co, przyjmujesz moją propozycję współpracy? - pyta wyczekująco, pojawiając się o zmierzchu na parapecie Daviesa. Humor mu dopisuje, a jeszcze bardziej, gdy odpowiedź ze strony Adama jest pozytywna.
_____– Do realizacji planu potrzebujemy udziału twojej siostry. Arleen stanowi jego największą słabość, ze względu na to, że nosi jego duszę. Zmuś ją, żeby zadała mu parę ran sztyletem nasączonym preparatem z piekielnego wilczego ziela. Jedno ugodzenie pozostawia ranę na dłuższy czas, dużo ran zaś, blokuje zdolność regeneracji. W ten sposób go osłabimy. To wszystko, co powinieneś wiedzieć na ten moment – mówi, uśmiechając się szeroko. Zmanipulowanie Adama nie byłoby łatwe, gdyby nie łączył ich wspólny cel. I może ze względu na to, łatwo mu wierzyć, że nie zdradzenie całego planu przy jednym spotkaniu, nie zrobi człowiekowi dużej różnicy. Ma okazję postawić sytuację, jak może mniemać; po swojej stronie. Abadon stanie się nieszkodliwy, przynajmniej do momentu, w którym Caim przyniesie mu antidotum. Arleen stanie się posłuszna… Zresztą, stanie się taka już niebawem, z tego co Caim podejrzewa, czując zapachy roznoszące się po pokoju Adama. Szamańskich wywarów nawąchał się za swojego istnienia aż nadto.
_____– Sztylet sam ci dostarczę. Wilczego ziela, o którym mówię nie będziesz w stanie pozyskać na ziemi – dodaje, a po zadowalającej odpowiedzi Adama odlatuje. Choć wciąż trzyma się blisko posiadłości Davies’ów, chcąc być na bieżąco z sytuacją.
_____– I co, przyjmujesz moją propozycję współpracy? - pyta wyczekująco, pojawiając się o zmierzchu na parapecie Daviesa. Humor mu dopisuje, a jeszcze bardziej, gdy odpowiedź ze strony Adama jest pozytywna.
_____– Do realizacji planu potrzebujemy udziału twojej siostry. Arleen stanowi jego największą słabość, ze względu na to, że nosi jego duszę. Zmuś ją, żeby zadała mu parę ran sztyletem nasączonym preparatem z piekielnego wilczego ziela. Jedno ugodzenie pozostawia ranę na dłuższy czas, dużo ran zaś, blokuje zdolność regeneracji. W ten sposób go osłabimy. To wszystko, co powinieneś wiedzieć na ten moment – mówi, uśmiechając się szeroko. Zmanipulowanie Adama nie byłoby łatwe, gdyby nie łączył ich wspólny cel. I może ze względu na to, łatwo mu wierzyć, że nie zdradzenie całego planu przy jednym spotkaniu, nie zrobi człowiekowi dużej różnicy. Ma okazję postawić sytuację, jak może mniemać; po swojej stronie. Abadon stanie się nieszkodliwy, przynajmniej do momentu, w którym Caim przyniesie mu antidotum. Arleen stanie się posłuszna… Zresztą, stanie się taka już niebawem, z tego co Caim podejrzewa, czując zapachy roznoszące się po pokoju Adama. Szamańskich wywarów nawąchał się za swojego istnienia aż nadto.
_____– Sztylet sam ci dostarczę. Wilczego ziela, o którym mówię nie będziesz w stanie pozyskać na ziemi – dodaje, a po zadowalającej odpowiedzi Adama odlatuje. Choć wciąż trzyma się blisko posiadłości Davies’ów, chcąc być na bieżąco z sytuacją.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Arleen Davies |
Obudziłam się, czując jak słońce, próbuje się przedrzeć przez szparę między zasłonami. Mruknęłam tylko wyraźnie z tego niezadowolona. Miałam zamiar jeszcze chwilę pospać, czując się w pełni wyspaną. Nawet ponownie wtuliłam twarz w pościel. Nic z tego ponownie ocknęłam się zaledwie chwilę później. Uznając, że i tak nie mam szans, na sen postanowiłam się ogarnąć na śniadanie. Zamrugałam, czując ponownie dziwne uczucie zamotania, jakby coś chciało mnie mocno zdezorientować. Znikło to tak szybko jak się pojawiło. Stwierdziłam, że to po prostu z niewyspania się, co było bardzo prawdopodobne. To, co nadal unosiło się, w pokoju było dla mnie bardzo znajome. Energia lub aura Abadona potwierdziła tylko tyle, że jego nocna wizyta nie była snem ani wytworem mojej wyobraźni. Podeszłam do szafy, by wybrać, co dziś założyć.
- Dlaczego tak mu zależało na zobaczeniu się ze mną? Dlaczego sądził, że może być u mnie coś nie tak? Bez powodu by tak nie ryzykował, tym bardziej że prawie wpadł u mnie na Adama- ciągle miałam złe przeczucia, skoro Abadon był niespokojny, to musiało, być coś na rzeczy. A może niepokoił się o to, że Adam przeciągnie mnie na swoją stronę i przestane go wypuszczać? Jakim cudem on wydostał się z celi? Czyżby umiał kontrolować umysły? A może dar przekonywania i jeden ze strażników mu uległ? Nieważne co to było, kończyło się tylko na jednym wniosku. Abadon nie może opuszczać celi kiedy mój brat był w domu. Demon chyba nie rozumiał, ze tym sprowadzał i na mnie spore kłopoty. Nie dam rady, kryć naszej relacji jak będzie tak się zachowywał.
- Będę musiała, z nim poważnie porozmawiać jak tylko Adam wyjedzie. Wczoraj cudem uniknęliśmy katastrofy- westchnęłam, wybierając na dziś bluzkę z długim rękawem oraz spódnicę za kolano. Skromnie, ale i wygodnie. Zniknęłam w łazience się ogarnąć tutaj też energia Abadona była wyczuwalna. Umyłam się i uszykowana wyszłam z pokoju.
Tak jak się spodziewałam, Adam siedział już przy stole, czytając dzisiejszą gazetę , popijając czarną kawę.
- Arleen wcześnie dziś wstałaś. Jak minęła noc? Herbata pomogła?- spytał, podnosząc wzrok znad czytanego artykułu. Zajęłam miejsce przy stole niedaleko brata, posyłając mu lekki uśmiech. Wszystko, by zachować wszelkie pozory, by niczego nie podejrzewał. Od razu sięgnęłam po półmisek z jajecznicą. Nakładając, sobie jej znaczną ilość na talerz.
- Tak, bardzo mi ona pomogła. Ciekawi mnie skąd wiedziałeś, że właśnie jej potrzebowałam?- spytałam, brata biorąc porcję śniadania do ust. Adam na to uśmiechnął
się do mnie jak zawsze gdy się o mnie troszczył. Gula niepokoju jak i poczucia winy pojawiła się w mym gardle. Ledwo przełknęłam jedzenie.
- Jestem twoim bratem to chyba oczywiste, że wiem, czego potrzebujesz. Poza tym sam ją czasem stosuję gdy nie mogę zasnąć. Albo, by poczuć jej aromat. Może zechcesz znów jej spróbować?- spytał, proponując mi kolejny raz jej spróbowania. Nie miałam nic przeciwko temu, bo bardzo mi smakowała.
- Jeśli to nie problem z chęcią jej się napiję. Ma ona niepowtarzalny smak- zgodziłam się w tym z Adamem. Mężczyzna wstał od stołu, by spełnić moją prośbę. Wrócił z filiżanką i dobrze mi już znaną z wczoraj herbatą. Postawił ją tuż przy moim talerzu i wrócił na miejsce do swojej czarnej kawy.
- Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakować tak samo jak wczoraj- mówiąc to, brzmiał bardzo szczerze. Gdy zjadłam, kolejną porcję śniadania sięgnęłam po filiżankę, upijając spory łyk napoju. Ciepły słodki wręcz idealny.
- Dziękuję, jest bardzo smaczna- potwierdziłam. W chwili, gdy upiłam jej, znacznie więcej mój umysł zaczął się motać, myśli i uczucia zacierać. Jakby przysłaniała je jakaś czarna kurtyna. Nie umiałam tego wyjaśnić , ale najwyraźniej nie pozwalało mi to uporządkować myśli oraz ich zrozumieć.. Coś przejmowało nade mną kontrolę, delikatnie, wręcz prawie niezauważalnie. I nagle znów to zniknęło i wszystko było w porządku. To było dziwne i niepokojące. Adam zerkał na mnie zaniepokojony, czy on to widział?
- Wszystko w porządku? Arleen? Jakoś bardzo pobladłaś. Może weźmiesz herbatę do pokoju i się jeszcze położysz?- zasugerował, wyraźnie się martwiąc. Może miał rację i to wszystko przez zwykle się niewyspanie?
- Dobrze, chyba masz rację. Dopiję herbatę i pójdę do siebie- dopiłam ją i wstałam od stołu. Dopiero w pokoju znów się dziwnie poczułam. Tym razem kurtyna przysłaniała nie tylko moje myśli i uczucia, ale też próbowała, kontrolować co robiłam. Momentalnie moje odczucia jak i myśli o Abadonie po prostu się rozmyły. Zostawiając dziwną pustkę w środku, powodując, że nie mogłam swobodnie oddychać a okolica serca jak i wnętrze mego ciała stawało się zimne. Ciało stopniowo mi drętwiało, nie mogąc nad tym zapanować. Czułam się tym tak wyczerpana, że osunęłam się na łóżko.
- Abadon- wyszeptałam, próbując jeszcze coś sobie o nim przypomnieć. A raczej o tym co nas łączyło, bo coś mówiło mi, że on nie był do końca zły.
- Dlaczego tak mu zależało na zobaczeniu się ze mną? Dlaczego sądził, że może być u mnie coś nie tak? Bez powodu by tak nie ryzykował, tym bardziej że prawie wpadł u mnie na Adama- ciągle miałam złe przeczucia, skoro Abadon był niespokojny, to musiało, być coś na rzeczy. A może niepokoił się o to, że Adam przeciągnie mnie na swoją stronę i przestane go wypuszczać? Jakim cudem on wydostał się z celi? Czyżby umiał kontrolować umysły? A może dar przekonywania i jeden ze strażników mu uległ? Nieważne co to było, kończyło się tylko na jednym wniosku. Abadon nie może opuszczać celi kiedy mój brat był w domu. Demon chyba nie rozumiał, ze tym sprowadzał i na mnie spore kłopoty. Nie dam rady, kryć naszej relacji jak będzie tak się zachowywał.
- Będę musiała, z nim poważnie porozmawiać jak tylko Adam wyjedzie. Wczoraj cudem uniknęliśmy katastrofy- westchnęłam, wybierając na dziś bluzkę z długim rękawem oraz spódnicę za kolano. Skromnie, ale i wygodnie. Zniknęłam w łazience się ogarnąć tutaj też energia Abadona była wyczuwalna. Umyłam się i uszykowana wyszłam z pokoju.
Tak jak się spodziewałam, Adam siedział już przy stole, czytając dzisiejszą gazetę , popijając czarną kawę.
- Arleen wcześnie dziś wstałaś. Jak minęła noc? Herbata pomogła?- spytał, podnosząc wzrok znad czytanego artykułu. Zajęłam miejsce przy stole niedaleko brata, posyłając mu lekki uśmiech. Wszystko, by zachować wszelkie pozory, by niczego nie podejrzewał. Od razu sięgnęłam po półmisek z jajecznicą. Nakładając, sobie jej znaczną ilość na talerz.
- Tak, bardzo mi ona pomogła. Ciekawi mnie skąd wiedziałeś, że właśnie jej potrzebowałam?- spytałam, brata biorąc porcję śniadania do ust. Adam na to uśmiechnął
się do mnie jak zawsze gdy się o mnie troszczył. Gula niepokoju jak i poczucia winy pojawiła się w mym gardle. Ledwo przełknęłam jedzenie.
- Jestem twoim bratem to chyba oczywiste, że wiem, czego potrzebujesz. Poza tym sam ją czasem stosuję gdy nie mogę zasnąć. Albo, by poczuć jej aromat. Może zechcesz znów jej spróbować?- spytał, proponując mi kolejny raz jej spróbowania. Nie miałam nic przeciwko temu, bo bardzo mi smakowała.
- Jeśli to nie problem z chęcią jej się napiję. Ma ona niepowtarzalny smak- zgodziłam się w tym z Adamem. Mężczyzna wstał od stołu, by spełnić moją prośbę. Wrócił z filiżanką i dobrze mi już znaną z wczoraj herbatą. Postawił ją tuż przy moim talerzu i wrócił na miejsce do swojej czarnej kawy.
- Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakować tak samo jak wczoraj- mówiąc to, brzmiał bardzo szczerze. Gdy zjadłam, kolejną porcję śniadania sięgnęłam po filiżankę, upijając spory łyk napoju. Ciepły słodki wręcz idealny.
- Dziękuję, jest bardzo smaczna- potwierdziłam. W chwili, gdy upiłam jej, znacznie więcej mój umysł zaczął się motać, myśli i uczucia zacierać. Jakby przysłaniała je jakaś czarna kurtyna. Nie umiałam tego wyjaśnić , ale najwyraźniej nie pozwalało mi to uporządkować myśli oraz ich zrozumieć.. Coś przejmowało nade mną kontrolę, delikatnie, wręcz prawie niezauważalnie. I nagle znów to zniknęło i wszystko było w porządku. To było dziwne i niepokojące. Adam zerkał na mnie zaniepokojony, czy on to widział?
- Wszystko w porządku? Arleen? Jakoś bardzo pobladłaś. Może weźmiesz herbatę do pokoju i się jeszcze położysz?- zasugerował, wyraźnie się martwiąc. Może miał rację i to wszystko przez zwykle się niewyspanie?
- Dobrze, chyba masz rację. Dopiję herbatę i pójdę do siebie- dopiłam ją i wstałam od stołu. Dopiero w pokoju znów się dziwnie poczułam. Tym razem kurtyna przysłaniała nie tylko moje myśli i uczucia, ale też próbowała, kontrolować co robiłam. Momentalnie moje odczucia jak i myśli o Abadonie po prostu się rozmyły. Zostawiając dziwną pustkę w środku, powodując, że nie mogłam swobodnie oddychać a okolica serca jak i wnętrze mego ciała stawało się zimne. Ciało stopniowo mi drętwiało, nie mogąc nad tym zapanować. Czułam się tym tak wyczerpana, że osunęłam się na łóżko.
- Abadon- wyszeptałam, próbując jeszcze coś sobie o nim przypomnieć. A raczej o tym co nas łączyło, bo coś mówiło mi, że on nie był do końca zły.
|Adam Davies |
Adam obserwował, jak siostra znika z salonu, by udać się do siebie. By nie było śladu, po tym co zrobił, wylał resztę zaparzonego naparu do zlewu. Wiedział, że Arleen będzie teraz spać przez jakiś czas. Co wykorzystał do ponownego przyszykowania się na spotkanie z demonem. Ten wieczorem miał wrócić ze sztyletem. Wierzył, że jego plan na pozbycie się Abadona wypali. Wątpiłby, jego śmierć zabiła jego siostrę. Wręcz przeciwnie dzięki Caimowi uwolni ją, i będzie mogła wyjść w końcu z domu. Chciał dla niej jak najlepiej. Ale nie mógł pozwolić by Arleen związała się z Abadonem lub nadal mu ufała. Nie chciał, by jego siostra została przez niego wykorzystana, a tak by na pewno było. Nie wiedział, jak głęboką już utworzyli więź, ale był już najwyższy czas ją przerwać. Zachód słońca był dla niego jak zbawienie gdy ujrzał Caima.
- Najwyższy czas, masz to, co zgodziłeś się przynieść? Lepiej nie tracić już więcej czasu. O Arleen nie masz się co martwić, jest już na to przygotowana. Wszystko powinno potoczyć się zgodnie z naszym planem- oznajmił wyraźnie z siebie zadowolony, że do takiego czynu wykorzysta własną siostrę. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie, jeśli chodzi Abadona zasłużył sobie na to. A Arleen po wszystkim zrozumie, że zrobił to, żeby ją tylko chronić.
- Pamiętaj tylko o jednym. Zdradzisz nas i naszą umowę to zadbam o to byś tego, pożałował. Znam mnóstwo rytuałów, które mogą mieć bardzo opłakane dla ciebie skutki- wolał go uprzedzić, że mimo że jest człowiekiem. To jednak dysponował tego rodzaju wiedzą. Nie igrało się z Adamem Daviesem.
- Najwyższy czas, masz to, co zgodziłeś się przynieść? Lepiej nie tracić już więcej czasu. O Arleen nie masz się co martwić, jest już na to przygotowana. Wszystko powinno potoczyć się zgodnie z naszym planem- oznajmił wyraźnie z siebie zadowolony, że do takiego czynu wykorzysta własną siostrę. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie, jeśli chodzi Abadona zasłużył sobie na to. A Arleen po wszystkim zrozumie, że zrobił to, żeby ją tylko chronić.
- Pamiętaj tylko o jednym. Zdradzisz nas i naszą umowę to zadbam o to byś tego, pożałował. Znam mnóstwo rytuałów, które mogą mieć bardzo opłakane dla ciebie skutki- wolał go uprzedzić, że mimo że jest człowiekiem. To jednak dysponował tego rodzaju wiedzą. Nie igrało się z Adamem Daviesem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|