Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Project: exoplanets {03/04/21, 03:46 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF

Project: exoplanets - Page 2 Loc_fo10

Project: exoplanets - Page 2 Oie_tZTpl5qGzW0n

Project: exoplanets - Page 2 Oie_JlgquXYRaZgf Project: exoplanets - Page 2 Oie_ZkpdV4aoORkz

„ I TAKIM OTO SPOSOBEM MÓJ DROGI, OBAJ STALIŚMY SIĘ   WRZODEM NA TYŁKU
CAŁEGO WSZECHŚWIATA, PEŁNEGO PODZIAŁÓW, PEŁNEGO IDIOTÓW, Z ZAPĘDAMI
DO SAMOZNISZCZENIA. MOŻE WARTO UCIĄĆ SOBIE TERAZ MAŁĄ DRZEMKĘ?”


odwiedzone planety:


Ostatnio zmieniony przez Koide dnia 05/04/21, 10:12 pm, w całości zmieniany 1 raz

bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {07/04/21, 11:43 pm}

Project: exoplanets - Page 2 3

         E’mal od razu dopadł do mężczyzny, kucając obok i oceniając szkody. Nieco odetchnął, gdy usłyszał, że Lawshu nic nie jest, ale nie była to długotrwała ulga. Sytuacji daleko było do stabilnej i bezpiecznej.
         – Spróbuję – zapewnił, od razu wyciągając nóż i tak jak zostało mu polecone, zabrał się do rozkruszania. Nie udało mu się jednak nic rozbić, nawet gdy poświęcał temu większość swojej siły. Ot co, lód był zbyt gruby, aby rozkruszyć więcej niż ledwie parę centymetrów, a w połączeniu z ostrożnością związaną z bliską obecnością nogi lekarza, narzędzie stało się po prostu bezużyteczne. – Czemu…to nie działa! – warknął sfrustrowany, wbijając raz za razem ostrze. Powstrzymał przekleństwo pod nosem, ze zrezygnowaniem opadając obok mężczyzny i przysiadając na piętach. Jego dłonie nieco trzęsły się z nerwów, a niepokój widoczny na twarzy był łatwy do dostrzeżenia. Niezależnie, jak bardzo nie lubiłby tej różowej mendy, to nie zamierzał patrzeć, jak ten zamarza w lodzie, jak i nie chciał sobie nawet wyobrażać konsekwencji tego. Już miał proponować, że szybko pójdzie powiadomić resztę i przyjdą z jakimś sprzętem, gdy lekarz odezwał się znów. E’mal drgnął z zaskoczenia, patrząc na niego w szoku. Nie dlatego, że Lawshu po raz pierwszy okazał przy nim słabość. Nad tym nawet się nie zastanawiał, uważał to za naturalne, gdy było się w takiej sytuacji. Nie było to też dlatego, że Lawshu poprosił go o zostanie, chociaż byłoby kłamstwem, gdyby stwierdził, że nie zrobiło mu się wewnętrznie miło. To jednak, co sprawiło, że jego twarz niemal od razu pokryła się czerwienią, było czymś zgoła innym.
         - E’mal. Nie Mal – poprawił napiętym głosem, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie było to ani miejsce, ani pora na takie rzeczy. Słysząc jednak swoje imię, w dodatku w takiej wersji z ust różowowłosego, nie mógł po prostu nie zareagować, a tym bardziej po jego ostatniej wizycie w gabinecie. Jego granice odnośnie zażyłości z innymi w dwa tygodnie zostały przekroczone więcej niż przez ostatnie lata jego życia. – I nigdzie nie idę – dodał już spokojniej, chociaż ten spokój przychodził mu z ogromnym trudem, gdy w głowie wciąż odbijało mu się mal, wypowiedziane zaskakująco miękkim tonem głosu. – Nie zostawię cię – kontynuował, przysiadając obok mężczyzny, czując się tak bezużytecznie jak dawno się nie czuł. Frustrowało go to, że najwidoczniej nic nie mógł zrobić, a czekanie było jak odmierzanie czasu do nieuniknionego zwiększenia problemów. Z pełnego wymiaru tych problemów z kolei zdał sobie sprawę dopiero, gdy Lawshu kontynuował. Jego oczy rozszerzyły się lekko na słowo hipotermia i niemal od razu poczuł, jak spina się jeszcze bardziej; stres niemal odbierał mu możliwość swobodnego myślenia, zalewając jego głowę najczarniejszymi scenariuszami.
         - Na pewno znajdą – potwierdził, zagryzając nerwowo wargę. Dopiero po chwili dostrzegł lekkie dreszcze, które objęły ciało lekarza i jak rzadko, tak prawie wymsknęło mu się przekleństwo. Naprawdę nie mieli wiele czasu. Bez zastanowienia ściągnął z siebie płaszcz, po czym zbliżył się do mężczyzny, nieco niepewnie go nim okrywając. Mal nie poczuje różnicy z ubraniem czy bez, a może pozwoli to Lawshu na chociaż odrobinę ciepła.
         – Ubierz – powiedział cicho, zaraz też zapinając swój płaszcz pod szyję lekarza. – Spróbuję skontaktować się z Amae na statku – oznajmił, wyciągając mały ekran, którego używali czasem do komunikacji lub nawigacji. Przeważnie ten sprzęt był raczej wadliwy na dłuższych dystansach, ale nawet krótka wiadomość teraz mogłaby ich uratować. Może Ama dałaby radę skontaktować się z E’iro i Bu, a oni dotarliby wtedy do nich szybciej niż wtedy, gdy nie pojawiliby się na umówionym miejscu spotkania. Wystukał szybko ich współrzędne, mając nadzieję, że ktokolwiek kto został to odbierze. Następnie przysunął się bliżej Lawshu, tak że siedzieli praktycznie ramię w ramię.
         – Jak się czujesz? – zapytał, mierząc mężczyznę niepewnym spojrzeniem. Spostrzegł, że ten z każdą mijającą minutą wygląda coraz gorzej – na jego pytanie nie do końca mógł odpowiedzieć, wydawał się wręcz ospały? E’mal nigdy nie widział nikogo w takim stanie, a co dopiero Lawshu, który zawsze wyglądał, jakby miał wszystko pod kontrolą. – Lawshu? – powtórzył, gdy spostrzegł, że lekarz nie kontaktował z nim. – Lawshu!
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {11/04/21, 12:11 am}

Project: exoplanets - Page 2 Bez_nazwy
         Prawdopodobnie E’mal nie miał pojęcia, jak ważne było dla Lawshu zapewnienie, że go nie zostawi. Zdawał sobie sprawę, że dotychczas nie układało się między nimi za dobrze, toteż bał się, że mężczyzna ostatecznie go zostawi, a on z kolei bardziej od niskiej temperatury bał się pozostawienia samemu w szczelinie, z której nie mógł się wydostać. Miewał ataki klaustrofobii, kiedy jego ruchy były ograniczone przez małą przestrzeń i choć starał się nie denerwować tym jeszcze bardziej E’mala, sam wewnętrznie się bał. Pierwszy raz, odkąd wyruszyli dał się pokazać z innej strony niżeli osoba wiecznie do wszystkiego przygotowana, profesjonalna i opanowana.
Kuląc się w sobie i starając jakoś ochronić przed zimnem, poczuł nagłe owinięcie płaszczem i zupełnie nie spodziewał się, że mężczyzna odda mu część swojego ubrania. Nie chciał zbyt długo analizować tego, że czy E’mal zrobił to z dobroci i współczucia czy tak nakazywał jego honor, jako że na niego ta temperatura zupełnie nie miała wpływu. Przyjął go z wdzięcznością, pozwalając zapiąć się pod samą szyję, nie mając siły, aby teraz sprzeczać się z ciemnowłosym.  
Pokiwał głową, kiedy E’mal zaproponował, że spróbuje zawiadomić Amae o tym, że potrzebują wsparcia. I mimo, że ich statek nie znajdował się jakoś strasznie daleko, łączność na lodowcu była naprawdę kiepska, a ich nawigacja często gubiła sygnał i nie było pewności, że uda im się skontaktować z resztą. Lawshu z kolei z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Dreszcze ustały, ale jego twarz pobladła jeszcze bardziej i miał problem z utrzymaniem świadomości. Jego głowa co jakiś czas opadała na ramię E’mala, który usiadł tuż obok niego. Zdawał sobie sprawę, że młodszy coś do niego mówił, że nawet jeżeli chciał mu coś odpowiedzieć, nie dawał rady. Jego ciało było praktycznie lodowate i nawet nie próbował już szarpać się czy ruszać.  
       — Z-zimnoo... — odpowiedział jedynie krótko na pytanie dotyczące jego samopoczucia, a obraz coraz bardziej zaczynał mu się zamazywać. Ciemne plamy pojawiały mu się przed oczami i miał coraz większe trudności z otworzeniem oczu. Wreszcie poczuł jedynie, że jego ciało osuwa się w dół i całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością.
         W natłoku wydarzeń zapewne żaden z nich nie zwrócił nawet uwagi, że od dłuższego czasu byli obserwowani przez parę ciekawskich oczu. Kilka metrów dalej za lodową górą kryła się śnieżna istota, która postanowiła wyjść z ukrycia dopiero gdy różowowłosy całkowicie zemdlał. Mieszkaniec lodowca przekraczający wysokość dwóch metrów zaczął powoli zmierzać w stronę uwięzionej dwójki. Dwie potężne łapy zakończone pazurami kroczyły po śniegu, tułów pokryty był grubą, szorstką sierścią, kości biodrowe wypchnięte do przodu a plecy zakończone garbem. Głowa była dużo mniejsza w porównaniu do reszty ciała. Po bokach znajdowała się para krótkich rogów, pysk był z kolei wąski i długi, przypominający nieco dziób ptaka połączony z paszczą krokodyla.  
Stwór stanął przed E’malem patrząc na niego mało zrozumianym spojrzeniem. Zignorował fakt, że mężczyzna zareagował nieco zbyt gwałtownie na jego widok, wyciągając w jego stronę nóż. Ciężko było uwierzyć w to, by tak gruba skóra mogła zostać przebita, a mieszkaniec lodu dodatkowo wydawał się mało wzruszony obecnością mężczyzny. Nie rozumiał również nic na temat tego, co krzyczał ciemnowłosy, zbliżając się do nieprzytomnego Lawshu. Wyciągnął długie, silne łapy, które sięgały mu prawie do stóp po czym wbił pazury w skały, gdzie była zakleszczona noga różowowłosego. Z niesamowitą siłą krusząc kawałki lodu, bez najmniejszego problemu powiększył szczelinę, a następnie chwycił delikatnie, jak na siłę którą posiadał, Lawshu pod ramionami i podniósł go do góry, uwalniając go z pułapki.  
Wydał z siebie przy tym wyraźny skrzekot, jakby sam cieszył się, że udało mu się pomóc, mimo że E’mal wcale nie wyglądał jakby miał mu za to podziękować. Wciąż ignorując jego obecność, położył sobie Lawshu na ramionach po czym zaczął kroczyć z nim w stronę, gdzie znajdował się ich statek. Stwór najwyraźniej już dawno musiał zorientować się, że ma na swojej planecie niecodziennych gości i chcąc nie chcąc, ironicznie postanowił się z nimi przywitać. Nie sprawiał przy tym wrażenia agresywnego, choć jego wygląd mógł budzić pewne wątpliwości.

stwór:
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {20/04/21, 06:06 pm}

Project: exoplanets - Page 2 3

    Nie dostrzegł nieznajomego od razu, zbyt pochłonięty zwiększającą się paniką. Ta osiągnęła apogeum, gdy Lawshu już kompletnie przestał kontaktować, a żadne potrząsanie ramion czy klepanie nie działało. Najpierw kosmitę usłyszał, dopiero później zobaczył, i poczuł jak przechodzi go dreszcz niepokoju, bardzo szybko zmieniający się w gotowość do obrony. Cofnął się krok, automatycznie też wyciągając nóż.
    - Nie zbliżaj się! – krzyknął, kompletnie skonsternowany tym, jak się zachować. Osobnik jednak nie zwrócił na niego kompletnie uwagi, ba, nawet na niego nie spojrzał, co tylko mocniej zestresowało i skołowało mężczyznę. Nie wiedział, jakie ten ma zamiary i normalnie nawet nie zakładałby, że złe, ale w takiej sytuacji trudno było mu o inną reakcję. Już miał ruszać na niego, zrobić cokolwiek, gdy ten zbliżył się do lekarza, ale jego pazury wyprzedziły jakąkolwiek reakcje E’mala, przebijając z łatwością lód. Chłopak nie miał nawet jak zareagować, nie zdążyłby, a widząc siłę nieznajomego, ze strachem przełknął ślinę. – Zostaw go! – spróbował znów, już z jasną desperacją pobrzmiewającą w głosie, gdy obserwował jak lekarz zostaje wyswobodzony z szczeliny i uniesiony. Zupełnie nie wiedział, jak powinien się w takiej sytuacji zachować, ale zbyt dosadnie zdawał sobie sprawę z uciekającego czasu i przerażeniu, które zaczęło się w nim gromadzić.
    - E’mal! – Usłyszał znajomy głos, po raz pierwszy przynoszący taką ulgę jego rozszalałym nerwom. W sekundę dopadł do E’iro, za którym też stał Bu – najwyraźniej jego sygnał do Amae podziałał - od razu chcąc przejść do relacjonowania sytuacji. Zwrócił jednak uwagę, że E’iro nawet na niego nie spojrzał, zbyt zapatrzony na nieznajomego kosmitę, który trzymał wciąż mocno lekarza. A w jego oczach tliła się czysta fascynacja i ciekawość, którą tylko inne istoty wyzwalały.
    - Niesamowite…te pazury, ta postawa…niespotykana u nas na planecie od lat, chociaż warunki są podobne – mruczał do siebie pod nosem białowłosy, uważnym wzrokiem mierząc nieznajomego stwora. – I ten dziób…Prawie nie ma o nich dostępnych informacji, kto by pomyślał, że będę mieć szczęście zobaczyć jednego – mówił dalej, kompletnie nie przejmując się coraz bardziej rozeźlonym E’malem, który dopiero po chwili zrozumiał, że jego dowódca, zamiast skupiać się na tym, czym powinien, czyli Lawshu, kompletnie ześwirował na punkcie nowego towarzysza.
    - E’iro! – powiedział ostro młodszy, nawet nie kryjąc złości, i był to pierwszy raz, gdy porzucił jakiekolwiek formalności ze swoim dowodzącym. Ale równocześnie w końcu sprowadziło to E’iro na ziemię. Spojrzał na chłopaka i mimo jego obaw, że przesadził, na twarzy drugiego nie było złości, a po krótkim zdezorientowaniu, pojawiło się nawet zadowolenie, tak nieadekwatne do sytuacji.
    - Tak częściej powinieneś do mnie mówić! Przestań w końcu przejmować się tymi formalnościami – powiedział zamiast tego, gdy zbliżył się ostrożnie do stwora, w końcu skupiając się na Lawshu. Nie spieszył się, bo domyślał się po widoku lekarza, że nie był to stan zagrażający życiu, nie po tak krótkim czasie, od kiedy opuścili statek; zdobył doświadczenie w kwestii hipotermii i dość dobrze umiał rozpoznawać jej objawy, przynajmniej na tle naukowym, nie stricte medycznym, o ile dało się to porównać. Nie znaczyło to jednak, że kompletnie się nie przejął. Sięgnął po Lawshu, wolno i kontrolnie, ale stwór zakrzeczał głośno, odsuwając się na dwa kroki.
    - Mówi, że nie odda – poinformował ich Bu, powodując lekkie zmarszczenie brwi u mężczyzny, ponieważ nie padły na głos żadne słowa. - Ja go rozumieć – dodał Aretheneadem, patrząc to na przyjaciela, to na stwora. Białowłosy spojrzał z ciekawością na ich dwójkę, czekając na więcej wyjaśnień. – My mówić w głowie – kontynuował, dotykając delikatnie góry swojej maski, jak gdyby zasygnalizować, że porozumiewają się telepatycznie. E’iro ukrył swoją fascynację za maskę pozornego profesjonalizmu, ale jego oczy rozświetliły się na tę wieść.
    – Bu, poprosisz go w takim razie, aby zaniósł go do statku? – powiedział mężczyzna, nie chcąc wchodzić w konflikt z nieznajomym. Po krótkiej ciszy, przerywanej jedynie zniecierpliwionym i nerwowym przechodzeniem z nogi na nogę E’mala, w końcu doszło do porozumienia i ruszyli wspólnie z powrotem. W końcu nieznajomy zaczął podążać za Bu, najwyraźniej jemu ufając najbardziej.
    - Nie martw się, wszystko będzie dobrze – zapewnił młodszego białowłosy, bez problemu odczytując jego napiętą mimikę twarzy. Ten jednak szybko się obruszył, prychając pod nosem.
    - Nie martwię się – burknął, zaplatając ręce na klatce piersiowej. W rzeczywistości nie mógł powstrzymać najczarniejszych myśli odnośnie tego, co mogło stać się lekarzowi i czy wyjdzie z tego. A co jeśli to była jego wina? Jeśli mógł temu jakoś zaradzić, nie oddalać się aż tak od Lawshu, być bardziej uważnym w trakcie wędrówki…
    Przy wejściu na statek powitali ich zarówno Amae, jak i Hazel - E’malowi udało się ich poinformować przy poprzedniej próbie, a oni z kolei dali znać reszcie załogi, stąd Bu oraz E’iro pojawili się na miejscu wypadku dość szybko.
    - Od razu do gabinetu – poprosił Bu, który musiał przekazać informację nieznajomemu, bo ten podążył za Aretheneademem dość potulnie. Sam w dwóch krokach znalazł się obok Hazela, którego zmartwienie było wręcz namacalne. – Nie ma bezpośredniego zagrożenia życia – poinformował go krótko i, miał nadzieję, uśmiechnął się dość pocieszająco, zanim nie nadgonił trasy za dwójką wielkich kosmitów, którzy, mogło się wydawać, non stop komunikowali się w myślach. Bu w pewnym momencie odwrócił się do nich, aby najwyraźniej poinformować ich o rozwoju sytuacji.
    - On mówi, że Lawshu jego partner – powiedział Bu, sprawiając że zarówno E’mal, jak i E’iro, stanęli jak wryci.
    - No chyba nie! – warknął młodszy, gotów aby znów bezsensownie znów rzucić się z szarżą.
    - Uspokój się – upomniał jak z automatu E’iro, który po początkowym zachwycie nieznajomym, wszedł już w tryb profesjonalny. – Naszym priorytetem jest zdrowie Lawshu. Szczegółami zajmiemy się później – dodał, starając się jakoś przegadać E’mala, ale po jego zaciekłej minie wątpił, aby cokolwiek to dało.
Koide
Grafik na Księżycu
Koide
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {10/05/21, 08:47 pm}

Project: exoplanets - Page 2 Bez_nazwy
____Hazel od dłuższej chwili kręcił się przy włazie wyjściowym, czekając na powrót reszty załogi i przede wszystkim Lawshu. Wiadomość od E’mala, który połączył się ze statkiem, choć sygnał był bardzo słaby, pozwoliła mu jedynie myśleć, że coś niedobrego stało się z jego przyjacielem i potrzebowali natychmiastowej pomocy. Amae wyostrzyła lokalizację urządzenia krótkofalowego, które tamci mieli ze sobą i przekazała ich położenie drugiej ekipie wypadowej, w której znajdował się E’iro wraz z Aretheneademem, aby ci ruszyli czym prędzej w ich stronę. Zrobili wszystko co mogli i z kolei im pozostało jedynie czekać na statku licząc, że zareagowali w porę i nie było jeszcze za późno. I choć Hazel nigdy nie panikował w tak nieoczekiwanych sytuacjach, nerwy brały teraz nad nim górę, a on pluł sobie w twarz, że gdyby nie stchórzył i wyszedł na zimno, Law mógłby zostać bezpiecznie na statku. To on był osobą przeszkoloną w eksplorowaniu terenu i znającą zagrożenia, które mógł napotkać na swojej drodze. Law nigdy praktycznie nie zapuszczał się w teren bez większej potrzeby i wiedział, że zrobił to tylko i wyłącznie dla niego.  
____Kiedy mechanizm na drzwiach poruszył się, a właz rozchylił, wpuszczając do środka chłodne, arktyczne powietrze, odsunął się mimowolnie o kilka kroków, wypatrując pośród całej reszty różowowłosego. Z początku widok przysłoniła mu postura Bu, a zaraz za nim dostrzegł wysokiego na kilka stóp stwora o przedziwnych, długich kończynach pokrytych grubym włosiem i długą paszczą, na której widok mimowolnie wycofał się o jeszcze dwa kroki. Co gorsza, to właśnie ten stwór trzymał na rękach wyziębniętego i nieprzytomnego Lawshu, którego twarz była mocno poszarzała i bez wyrazu. Wryło go praktycznie w ziemię, kiedy tępo wpatrywał się, jak reszta oddala się w głąb statku. Dopiero głos E’iro tuż przy jego ramieniu wybił go z odrętwienia. Młodszy rzucił mu niepewne, zatroskane spojrzenie nie wiedząc zupełnie, co ma myśleć o całej tej sytuacji.  
____— Co on... jak... co do... — plątał się w sklejeniu jakiegokolwiek sensownego zdania, bo w głowie kołatała mu niezliczona ilość pytań. Białowłosy odpowiedział mu za to na jedno, chyba z najistotniejszych informacji i dopiero po niej Hazel wziął wreszcie większy wdech, przytakując głową. — Pomożesz mu? — upewnił się jeszcze, dochodząc do wniosku, że o resztę wypyta go później. W tej chwili liczyło się tylko to, aby Law był bezpieczny.  
Podążając za resztą, nie spodziewał się, że w którymś momencie Bu odwróci się w ich stronę i zakomunikuje, że nowy stwór wziął sobie różowowłosego za partnera. Tak, partnera.
____— Dzieci z tego chyba nie będzie, co? — zagadnął, zerkając przy tym na Iro tak dla zapewnienia, że nie mieli czym się przejmować.  

____Wszystko to, wyjście na zewnątrz, krajobraz skuty lodem, wąska przełęcz i wreszcie szczelina, do której wpadł, było jak sen, który równie dobrze mógłby nigdy się nie wydarzyć. Law nie czuł się, jakby uczestniczył w nim naprawdę, jakby wszystko to co się wydarzyło, przeminęło obok niego, a on nie miał żadnego wpływu i kontroli nad tym, co się działo. Równie dobrze mogło go wcale tam nie być.  
Dopiero bolesne pieczenie w płucach, kiedy wziął nagle głęboki wdech uświadomiło go, że nadal żyje. Tylko w tym życiu mógł czuć się tak cholernie paskudnie, w ustach cały czas czując gorzkawy posmak jakiegoś rozgrzewającego lekarstwa, który zapewne na siłę w niego wlali.  
____Potrzebował dłużej chwili, żeby uświadomić sobie, gdzie jest i co się z nim stało. Po kocu termicznym, którym został przykryty i aparaturze, która kontrolowała temperaturę jego ciała, mógł stwierdzić, że znowu jest na statku w całkiem znajomym mu gabinecie, w którym chcąc nie chcąc, czuł się bezpiecznie.  
Unosząc rękę do swojej twarz, prawie trącił nią drzemiącego obok E’mala. Ciemnowłosy oparł głowę na kozetce, na której on leżał i przysnął w pozycji półsiedzącej, niesamowicie blisko niego. Law machinalnie zmarszczył brwi, przyglądając się z niedowierzaniem zamkniętym powiekom i nieco zmęczonej twarzy. Swoje też przeszedł, choć w jego przypadku to pewnie nerwy i stres były głównym powodem zmęczenia.  
____Starszy miał ochotę trącić go, żeby wstał choć im dłużej obserwował go śpiącego, tym coraz bardziej mięknął na jego widok, nie mając siły go budzić. Zerknął ostatni raz na temperaturę swojego działa wyświetloną na monitorze, a widząc, że ta wróciła do normy, ostrożnie podniósł się od siadu i zsunął z leżanki. Bolały go wszystkie kości, gardło wyschło od niedoboru płynów i wiedział, że dalej musi zadbać o siebie sam. Zanim jednak całkowicie wyszedł z gabinetu, zerknął ostatni raz w stronę nadal śpiącego Mala. Taki mniej pyskaty, wydawał się całkiem uroczy - przyszło mu na myśl i nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgarnąć z jego twarzy zabłąkanego kosmyka.  
____— Ty wiesz za co — dziękował mu w myślach wiedząc, że była to jedyna okazja, aby to zrobić. Prawdopodobnie nie odważyłby się powiedzieć mu na głos, że gdyby Mal z nim nie został, poddałby się od razu. Tak wiele w tamtej chwili znaczyła dla niego jego obecność.
____Po odwiedzeniu kuchni i zaparzeniu sobie kubka gorących ziół, Law skierował swoje kroki do kokpitu skąd już przy wejściu dało się słyszeć wyraźna rozmowę dwójki pilotów.
____— Po statku łazi nam jebutnie wielki yeti, a ty każesz mi się nie przejmować? — odparł pretensjonalnie Hazel, próbując przekonać E’iro, że nie potrzebują kolejnej maskotki pokładowej i powinni coś z nim zrobić. — A co jak przyprowadzi kolegów? Jeden wyrośnięty Bu mi wystarczy. Nie wpędzaj mnie w kompleksy! — fuknął, udając coraz bardziej obrażonego, że czuł się jakbym nagle zamienił się w kurdupla, stojąc między o ponad głowę wyższym od niego białowłosy i pięćdziesiąt pięć głów wyższym Aretheneademem. Nowy kolega chyba jednak nie przypadł mu do gustu, mimo swojej ogromnej tolerancji do innych ras.  
____— Mówiłem ci, że wciąż rośniesz — wtrącił się nagle Law, wyłapując szczątkowe informacje z ich rozmowy. Na jego widok z kolei twarz Hazela wyraźnie pojaśniała. Posłał mu raz zgryźliwy uśmiech, odstępując mu miejsce na fotelu.  
____— Mówiłeś to samo pięć lat temu i nie urosłem nawet centymetr — wytknął mu, na co różowowłosy wzruszył ramionami, przyglądając się z rozbawieniem młodszemu.  
____— Jak udało wam się tak szybko przynieść sprzęt do kruszenia lodu? Nie chciałem być zbyt pesymistyczny, ale byłem pewien, że nie zdążycie — zapytał z ciekawości, na co Hazel spojrzał mimowolnie w kierunku Iro, nie będąc w pierwszej chwili pewnym, jak ma to wytłumaczyć różowowłosemu. Law z kolei patrzył na nich coraz bardziej podejrzliwie, wyczekując odpowiedzi i w pierwszej chwili nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś stoi tuż za nim. Poczuł nagle ucisk w talii, a zaraz potem został zdjęty z krzesła i bez problemu podniesiony do góry. Wielkie łapy owinęły się wokół niego i przycisnęły do swojego lodowatego cielska. Law aż pobladł na twarzy, gotowy w ciągu kilku sekund wszcząć panikę na pokładzie.  
____— S-spokojnie... On chce się chyba tylko do ciebie przytulić, p-prawda Iro? — Hazel przełknął ciężko ślinę, samemu czujnie obserwując stwora, który co prawda, nie okazywał żadnej agresji. Właściwie to wydawał się całkiem delikatnie obchodzić z Lawshu.
bob
Czarna Dziura
bob
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {24/06/21, 11:15 pm}

Project: exoplanets - Page 2 3


____E’iro spojrzał kątem oka na Hazela, słysząc jego komentarz o dzieciach i uśmiechnął się półgębkiem, hamując bardziej ostentacyjne reakcje. Założył, że cokolwiek poza tym tylko bardziej wzburzyłoby E’mala, który już wtedy nerwowo kręcił się obok nich wszystkich, prawdopodobnie z trudem ich nie pospieszając. Białowłosy jednak, nie chcąc już bardziej przedłużać i ryzykować zdrowiem Lawshu, spoważniał i zajął się w końcu lekarzem pod czujnym spojrzeniem wszystkich obecnych. Niektóre sprzęty z jego gabinetu kojarzył, stąd praca poszła mu dość szybko – zajmował się Lawshu polegając na wyuczonych zachowaniach i procedurach, w głowie jeszcze powtarzając znajome z Aerii formułki, aby upewnić się, że wszystko robił poprawnie. Cieszył się wtedy, że otrzymał różnorodną edukację ze względu na swój status, co pozwoliło mu odpowiednio zareagować. A przynajmniej miał szczerą nadzieję, że reagował odpowiednio. Całe szczęście parametry życiowe Lawshu dość szybko zaczęły się normalizować, tak samo jak bardzo powolnie zwiększająca się temperatura ciała. Mimo to, poprawił na nim koc termiczny. Cieszył się, że nie doszło do żadnego poważniejszego stadium hipotermii, wtedy zdecydowanie nie poradziłby sobie z tym sam, chociaż wiedział, że w gabinecie była aparatura niezbędna do podgrzania i przepuszczenia krwi. Nigdy jednak by się do tego nie odważył. Mieli naprawdę dużo szczęścia tym razem, ale i nauczkę na przyszłość.
  - Okej. Jest stabilnie – poinformował resztę, wzdychając cicho pod nosem. Ściągnął rękawiczki lateksowe i wyrzucił je do kosza, odgarniając parę kosmyków z twarzy. Posłał Hazelowi krótki, uspokajający uśmiech, doskonale wiedząc, że ten musiał się najbardziej z nich stresować. Zaraz też posłał to samo E’malowi, który przez cały ten czas nie mógł się uspokoić, rzucając co chwila nerwowe spojrzenie w stronę Bu i nieznajomego, a potem w stronę Lawshu, jak gdyby chcąc być pewnym, że nic mu już nie groziło. – Powinniśmy go teraz zostawić i pozwolić dojść do siebie. Będę go ciągle monitorować i sprawdzać, więc dajmy mu trochę przestrzeni – zaproponował spokojnie. I jak powiedział, tak zrobili. Wszyscy opuścili pomieszczenie, a E’iro jak obiecał, co jakiś czas sprawdzał gabinet i spisywał parametry. Nie zdziwił się nawet jakoś specjalnie, gdy podczas jednego z obchodów napotkał się na wychodzącego ukradkiem z pokoju E’mala, który widocznie się speszył na jego widok.
  - Możesz zostać. Tylko go nie budź – powiedział mimochodem, uśmiechając się pod nosem na widok intensywnych rumieńców zabarwiających szyję, uszy i policzki młodszego chłopaka.
  - Po prostu zgubiłem komunikator i sprawdzałem, czy go tutaj nie zostawiłem – wytłumaczył się młodszy od razu, nerwowo przechodząc z nogi na nogę. Białowłosy pokiwał tylko lekko głową z nieprzekonanym „mhm”, ignorując też ów wspomniany komunikator przypięty do pasa E’mala, aby nie zawstydzać go bardziej.
  - Jakby coś się działo, to daj mi znać – powiedział zamiast tego, zostawiając mu otwarte drzwi, a gdy ten, nieco niepewnie wrócił do pomieszczenia, E’iro zostawił go ze śpiącym lekarzem. W duchu, mimo zdziwienia nawet się cieszył, że chłopak najwyraźniej polubił się z Lawshu. Natomiast przed powrotem do sterowni, spotkał się jeszcze z Bu i, jak się dowiedział, Risaonem, aby rozeznać się lepiej w sytuacji. Nie mieli jeszcze planu ani nie znali zamiarów nieznajomego, a nie chciał też w żaden sposób robić sobie wrogów, stąd zależało mu na pokojowym rozwiązaniu sytuacji.
  – Nie przejmuj się – rzucił luźno do Hazela, gdy dość długi czas później rozmawiali w dwójkę w kokpicie; E’mal był z Lawshu, Bu rozmawiał z Risaonem i Amae, a ich dwójka spotkała się w sterowni, aby wymyślić, co zrobić z zaistniałą sytuacją. – Nadrobisz wzrost urokiem – rzucił bezmyślnie, tak naprawdę nie skupiając się za bardzo na rozmowie z Hazelem, w głowie natomiast zastanawiając się, czy byłby w stanie pogadać z Bu, aby przekonał nieznajomego do paru badań. Szybko jednak się rozproszył, słysząc znajomy głos. Niespodziewanie dla siebie, odetchnął z lekką ulgą na widok lekarza. Gdzieś wewnątrz siebie stresował się tym, że być może zrobił coś źle, o czymś zapomniał lub zepsuł kolejność – nawet jeśli ten strach był irracjonalny, to nie mógł nic z nim zrobić. Stąd też, widząc Lawshu, chodzącego, ba, nawet skorego do żartów, odetchnął pod nosem, uśmiechając się lekko. Słysząc jednak pytanie mężczyzny, wzdrygnął się lekko, spoglądając na Hazela, jak gdyby w poszukiwaniu wskazówek do odpowiedzi, w końcu to on znał różowowłosego lepiej i powinien wiedzieć, jak zareaguje na te rewelacje.
  A jednak nie zdążyli samodzielnie go o tym poinformować. Wysoki kosmita niemal bezszelestnie pojawił się w drzwiach, unosząc Lawshu tak, jak gdyby ten nic nie ważył; w pomieszczeniu zapanował lekki niepokój, a powietrze zgęstniało przez obawę przed nieznanym. Co prawda Bu zapewniał go, że tamten nie ma złych zamiarów, ale nie mogli być tego pewni, szczególnie w tej sytuacji co wtedy, gdy ten tak bardzo zbliżył się do lekarza.
  - Tak – potwierdził, ale jak rzadko przez jego głos przebijała się nutka napięcia. Postąpił krok naprzód, gdyby sytuacja nagle sytuacja wyrwała się spod kontroli, ale całe szczęście nieznajomy zaraz odstawił Lawshu, który został przyciągnięty do Hazela. – Cóż, poznaj proszę Risaona – kontynuował, przedstawiając też kosmitę imieniem, którego nauczyli się od Bu – To on wyciągnął cię z lodu – oznajmił, na razie nie wspominając o tym, że oprócz tego upatrzył sobie lekarza jako swojego partnera.

  W międzyczasie E’mal zaczął się przebudzać niedługo po tym, jak Lawshu opuścił gabinet – tak, jakby podświadomie wyczuł, że został sam i coś mu nie pasowało. Jakaś część jego spanikowała, mimo że racjonalnie zdawał sobie sprawę, że lekarz nie mógł od tak sobie zniknąć i pewnie po prostu poczuł się lepiej. Mimo to, zerwał się z siedzenia, krzywiąc się też nieznacznie na ostry ból w barku przy tym ruchu. Szybko to jednak zignorował i wyszedł z gabinetu, próbując znaleźć Lawshu. Najpierw udał się do jego pokoju, ale nie słysząc odpowiedzi po pukaniu, szybkim krokiem skierował się w stronę sterowni, w głowie mając już najczarniejsze scenariusze. A co jeśli nieznajomy go porwał? A co jeśli nagle mu się pogorszyło i E’iro musiał się z nim gdzieś udać? Ale gdzie? Czy był na statku jakiś inny gabinet oprócz tego, w którym przebywali? Z tymi myślami wpadł do kokpitu, zziajany i zarumieniony na twarzy przez stres, z ulgą dostrzegając lekarza – żywego.
  - Jak…Jak się czujesz? – zapytał od razu, tak jakby widok mężczyzny, stojącego i chodzącego nie było dla niego wystarczającym zapewnieniem, jak gdyby potrzebował usłyszeć to od niego samego, że już było lepiej, aby pozbyć się wspomnień jego nieprzytomnego ciała zakleszczonego w lodzie. Na samą myśl o tym czuł, jak stres z tamtego momentu do niego wraca, niemal tak samo intensywny. W tym samym momencie też dostrzegł w kącie pokoju kosmitę, którego wcześniej spotkali i od razu się spiął. – Co on tutaj ciągle robi? Przecież on chce zabrać Lawshu! – oburzył się, zupełnie nie rozumiejąc, czemu ich dowódcy nic z tym nie robili. Widząc jednak minę E’iro domyślił się, że ten temat jeszcze nie wypłynął
  - Uspokójmy się – zaproponował przezornie E’iro, nie przewidując jeszcze, jak Lawshu zareaguje na te wszystkie nowości. – Aretheneadem zaraz przyjdzie i będziemy wspólnie rozmawiać – dodał i stanął w środku pomiędzy nieznajomym, E’malem i Lawshu, nie umiejąc przewidzieć żadnej z reakcji tych trójki. Rzucił też tylko kontrolne spojrzenie na Hazela, ale on wyglądał na spokojniejszego w porównaniu do całej reszty.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Project: exoplanets - Page 2 Empty Re: Project: exoplanets {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach