Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Twilight tension17/09/24, 02:27 pmEeve
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 29%
2 Posty - 29%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%

Go down
Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Larinae
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty The sinners and the saints {25/06/24, 08:39 pm}

The sinners and the saints
Even if u don't want it, they'll come for us.

one.
Nic nie zapowiadało wydarzeń, które na zawsze zmieniły tor ludzkich żyć.
Zapowiedzią nie były trzęsienia ziemi czy powodzie. To nie była wzmożona agresja czy smutek. Ani wahające się temperatury, ani dziwne zachowania zwierząt. Po prostu pewnego dnia księżyc rozbłysnął czerwonym światłem i nic nie było takie samo... Na niebie pojawiło się czarne pękniecie, z którego wypełzał czarny dym. Nie ranił ludzi. Nie dusił. Nie potrafili określić, z jakich pierwiastków się składa. Nie potrafili powiedzieć, skąd pochodzi. Kosmici? Jednego dnia cały świat mówił tylko o tym. Tylko o dziwnym pęknięciu rozciągającym się na całej planecie. A drugiego dnia pęknięcia już nie było i wielu zadawało sobie pytania, czy nie była to zbiorowa halucynacja. Wszystko powróciło do normy.
two.
Zmieniło się jednak wiele. Wśród ludzi pojawiały się jednostki "nadzwyczajne". Przejawiali pewne rodzaje mocy, które nie były dostępne dla pozostałych. Psychokineza, telepatia, pirokineza to tylko początek listy, którą zaczęto spisywać. Najwyraźniej pęknięcie i dym mieli jednak jakiś wpływ na ludzi. Stworzyli anomalie, które nie powinny mieć miejsca.
three.
Anomalie były zagrożeniem dla zwykłych ludzi. Byli przecież silniejsi, samowystarczalni. Magiczni. Niebezpieczni. To były mroczne czasy w historii ludzkości - ci zwykli okazali się być bestiami, a anomalie ofiarami. Mordy, niespodziewane ataki. Nic nie potrafiło wytłumaczyć okrucieństwa, z którym musiały zmierzyć się anomalie. Zaczęły powstawać więc trzy obozy: ci, którzy całkowicie nie akceptowali anomalii i chcieli je wybić, ci, którzy chcieli żyć razem w harmonii oraz ci, którzy zdecydowali się (anomalie) uciec z dala od zwykłych ludzi. Tak powstały wioski anomalii.
four.
Lata później ludzie i anomalie doszły do pewnego konsensusu. Stworzono organizację, która zapewnie jednocześnie ochronę i ludziom, i anomaliom. Anomalie jednakże są poddane pewnemu spisowi - każdy użytkownik żyjący w społeczeństwie poddawany jest regularnym testom psychologicznym, umiejętnościowym oraz musi być gotowy na wszelkie rozkazy organizacji. Obecnie nawet i wioski anomalii, i organizacja żyje w pewnym ładzie. Nie interweniują w nieswoich interesach, nie często wymieniają się
informacjami, nie walczą, ale i też nie współpracują. Po prostu żyją tuż obok siebie, w swoich społeczeństwach. A co jeśli seria podejrzanych zabójstw połączy te dwie społeczności?
five.
Na terenie jednego z miast zaczynają ginąć osoby. Na początku ludzie, a potem i pojedyncze anomalie. Zbrodnie dokonywane są w bardzo podobny do siebie sposób, wyraźne również jest to, że morderca jest anomalią. Jednakże umiejętność wykorzystywana w morderstwach nie widnieje u żadnej z osób w spisie organizacji. Jasne jest więc sprawcą jest ktoś z wioski anomalii. Dlatego organizacja chce wymierzyć w końcu sprawiedliwość. Wysyłają więc jedną osobę do wioski, może by rozpoznać teren, może by natrafić się na jakieś ślady. Może żeby zemścić się na mordercy, który pozbawił życia kogoś mu cennemu.
Ale organizacja ma niepełne dane. Pojawiając się w wiosce, oczekuje zobaczyć zupełnie inny obraz niż ten, który dostrzega. Nic nie jest takie, jak im się wydawało. Co jeśli członkowie wioski również padali ofiarami mordercy? Co jeśli i organizacja, i wioska ma teraz wspólnego wroga? Członek organizacji i mieszkaniec wioski anomalii. Ich współpraca nie będzie prosta, a szczególnie gdy na ręce spoglądają im inni ludzie. I kiedy morderca depcze im po piętach.
Lexi & Sempiterna


Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Larinae
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty Re: The sinners and the saints {28/06/24, 04:21 pm}

I'M FEARLESS
Teresa i jej matka (babka Gabriela) wywodzą się z wioski anomalii znajdującej się przy granicach miasta. Teresa zaciekawiona światem zaczęła wybywać z wioski tuż po swoich osiemnastych urodzinach. Wtedy poznała ojca Gabriela, członka organizacji, który zajmował się badaniami na temat wiosek anomalii. Zakochała się w nim bez pamięci. Była bliska zgodzenia się, by rodzić w szpitalu i by oboje zostali wpisani do spisu. Wtedy wkroczyła babka Gabriela, zagrażając jej brakiem kontaktu.  Gabriel urodził się więc w przygranicznej wiosce anomalii. Niedługo po narodzinach Teresa zabrała chłopca i zamieszkała wraz ze swoim mieście w wiosce anomalii w dzielnicy zachodniej. Gdy Gabriel miał cztery lata, na świat zawitało jego rodzeństwo – bliźniaki Ren i Robin. Oni zostali wpisani do spisu wraz z ze swoją matką. Ojciec co chwilę podróżował pomiędzy miastem a wioską, aż w końcu przyjął propozycję pewnej misji. W konsekwencji tego Gabriel został rozdzielony ze swoją matką i rodzeństwem i zamieszkał w wiosce przy granicy miasta ze swoją babką. Miał wtedy zaledwie 10 lat. Sześć lat później Teresa pojawiła się, chcąc zabrać Gabriela z powrotem. Wybór trudny – obwiniał swoich rodziców za brak miłości w stosunku do niego, za zaniedbanie, za kłótnie, za wszystko. Chciał jednakże wrócić do swojego rodzeństwa, z którym został brutalnie rozdzielony. Lepiej dogadywał się z Robin, bo była podobna do niego charakterem – dzika, nieujarzmiona. Szybko stali się sobie bliscy, częściej nazywając się przyjaciółmi czy bratnimi duszami niż rodzeństwem. Gabriel też kochał Rena, kochał spędzać z nim czas, choć nie zawsze mógł to robić. Umiejętność jego młodszego brata była bardzo obciążająca i wymagająca. Stałe testy psychologiczne i umiejętnościowe, które zostały wymuszone przez organizację na nim, powodowały spadek stabilności psychologicznej i fizycznej. W ciągu czterech kolejnych lat, niespełna dwa tygodnie po szesnastych urodzinach bliźniaków, doszło u Rena do pęknięcia. Przeżył je, tracąc swoją moc. Wtedy kłótnie dzieci z rodzicami stały się coraz częstsze, Ren popadał w depresję i terapia oraz leki nie poprawiały jego sytuacji. Po jednej, wyjątkowo brutalnej kłótni z ich ojcem, Ren wyszedł z domu, do którego nigdy potem nie wrócił żywy. Gabriel tego dnia pobił swojego ojca, grożąc mu i strasząc. Kilka godzin później Robin znalazła ciało swojego bliźniaka niedaleko od domu. Tamta noc skreśliła ich nadzieje na normalne, rodzinne życie.
Gabriel tuż po osiemnastych urodzinach Robin towarzyszył jej, gdy ta wypisywała się ze spisu. Wróciwszy do domu, na stole w kuchni znaleźli list od swojej matki, z datą tuż po śmierci ich brata Rena. List był wszystkim i niczym – opowiadał o prawdziwych uczuciach, był przeprosinami, ale nie był też wystarczający, by cokolwiek naprawić. Chcieli jednak porozmawiać z matką, by może dojść do pewnego porozumienia. Matka nie wróciła ani tego dnia, ani następnego. Po tygodniu Gabriel wybrał się do swego ojca, wtedy mieszkającego już w mieszkaniu w środku miasta. Zażądał odpowiedzi, których mu nie udzielono. Ojciec nie chciał też pomóc im w jakikolwiek sposób. Matka Gabriela i Robin do tej pory nie została odnaleziona i nie  wiadomo, co właściwie się z nią stało. Jej dzieci od tamtej pory mieszkają w ich domu rodzinnym, którym zajmują się w nadziei, że ich matka kiedyś do niego wróci. Oboje pracują w różnych miejscach i w ciągu tych lat stali się dosyć poważanymi osobami w dzielnicy. Być może jest to związane z siłą ich anomalii lub po prostu tym, na jakich ludzi wyrośli, pomimo braku normalnej rodziny.
Gabriel Walker anomalia  telekineza  mieszkaniec wioski w zachodniej dzielnicy  mężczyzna  dwadzieścia sześć  lat  panseksualny nie został wpisany do spisu anomalii jego moc jest zaskakująco potężna
rodzina siostra Robin (22l.) brat Ren (16l.:cross:) matka Teresa (47l.) ojciec skurwiel (52l.) babka Filiya (66l). Wszyscy są anomaliami. Babka i Gabriel nigdy nie wpisali się do spisu.
aparycja czarne włosy paląco brązowe oczy 178 centymetrów wzrostu lekko umięśniona sylwetka jasna karnacja
znaki szczególne liczny piercing na twarzy i uszach tatuaż węża na lewej ręce kończący się na dłoni zadbane i pomalowane na czarno paznokcie kilka pierścionków, które w najgorszym wypadku stanowią szybko lecące pociski
anomalia Gabriel jest potężną anomalią, która włada telekinezą. Ta moc zdecydowanie ułatwiła mu i jego siostrze dorastanie, gdyż nie dał sobą pomiatać. Obecnie jest dosyć znany i jest członkiem specjalnej rady, która powstała kilka lat temu, by kontrolować funkcjonowanie dzielnicy. Choć nie jest najbardziej przystępną osobą do reprezentowania wioski anomalii, rada zdecydowała, że będzie najbardziej odpowiedni do tego. Jest inteligentny i lojalny, dlatego biorąc udział w śledztwie, będzie miał na względzie dobro wioski. Poza tym, jest na tyle silny, że powinien dać się radę obronić w razie niebezpieczeństwa, a właśnie to się liczy.
praca Riel w głównej mierze pracuje jako najemnik, chwytając się różnego rodzaju prac. Czasem prace trafiają się też poza wioską, ale nie zawsze może je wykonywać - niektórzy pracodawcy wymagają potwierdzenia, że jest się w spisie.
pierwsze wrażenie Riel nie robi dobrego pierwszego wrażenia. Ani drugiego czy też trzeciego. Chłopak jest specyficzną osobą - bardzo oddaną dla tych, którzy są oddani jemu. Jednakże swoim ogólnym zachowaniem przypomina kota - jest dziki, nieujarzmiony, lubi chodzić własnymi ścieżkami. Jest też bardzo uparty i uszczypliwy.
Motyw przewodni Nienawiść do organizacji jest niezwykle silnym punktem w życiu Gabriela. I to nie jest tak, że obwinia organizację za całe zło świata. Dla jego ojca organizacja była zawsze ważniejsza niż własna rodzina. Ich problemy też były spowodowane regułami, które obowiązywały rodziny wpisane do spisu. Ich kochany, młodszy brat zginął także po części przez organizację. A gdy ich matka zaginęła i zaczęli szukać odpowiedzi w organizacji (bo przecież kobieta jest w spisie, więc musi przychodzić na badania), nikt nie udzielił im ich. Wręcz rodzeństwo czuło się, jakby coś przed nimi ukrywano.
Sempiterna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Sempiterna
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty Re: The sinners and the saints {29/06/24, 06:51 pm}

The sinners and the saints Kopia-hustle-2

The sinners and the saints Kopia-hustle-3
Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Larinae
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty Re: The sinners and the saints {01/08/24, 09:29 pm}

Na dworze było piekielnie gorąco. Z pewnością w całej sytuacji nie pomagał fakt, że w wiosce zachodniej dzielnicy przeważały budynki i ulice – drzewa były tu rzadkim zjawiskiem, dlatego wszystko dookoła wydawało się być nagrzane do czerwoności. Gabriel czuł, jak pot oblepia jego koszulkę: dziś zrezygnował z czarnej, skórzanej kurtki, w której zazwyczaj przebywał i dziękował za to bogom, bo nawet on miał pewną wytrzymałość, jeśli chodziło o ciepło. Jego ręka sięgnęła mokrego czoła i przetarła je, a pozostałości potu wytarł o swoje nieco znoszone już spodnie. Nie było to zbytnio praktyczne czy może higieniczne, ale w tym upale wszystko wydawało spadać na drugi plan.
Nie przewidywał dzisiaj ani jednego, krótkiego spotkania rady. Wszystko wydawali się omówić na ostatnim, które obywało się zaledwie trzy dni temu. Jednakże Reth wyjątkowo nalegał, że ma do przekazania ważną informację – taką, która nie nadaje się do przekazania w inny sposób niż tylko twarzą w twarz – dotyczącą tematu zawioskowego. Więc spotkanie zostało oznaczone jako pilne i dlatego cała rada, składająca się w obecnym momencie z trzynastu wyjątkowo różnych osób, zmuszona była stawić się dziś, za równo pięć minut, w starym mieszkaniu. Nie był zadowolony – ten dzień należał do tych, w których nikt nie powinien wypełzać poza próg własnego domu. Brunet na sama myśl o wciśnięciu się do starego budynku, gdzie nie można zainstalować klimatyzacji, a gdzie wiatraki i wentylatory tylko wydawały się mieszać ciepłe i gorące powietrze, wzdrygał się i wzdychał. Choć rada była w posiadaniu jeszcze dwóch innych budynków, znacznie nowocześniejszych i wygodniejszych, to stare mieszkanie było czymś w rodzaju ich domu bezpieczeństwa. Od tego starego, rozpadającego się mieszkania w równie starym i rozpadającym się bloku zaczęło się wszystko związane z radą. Do tego pomieszczenia rada przychodziła najczęściej, choć Gabriel nie był pewien, czy na pewno chodziło o samą nostalgię. Na jego – wszyscy członkowie, który miel się dziś pojawić na spotkaniu, mieli stosunkowo tę samą odległość do pokonania do tego budynku. W dwóch innych przypadkach, niektórzy musieliby nadłożyć więcej drogi. Dlatego też i pewnie wszyscy skazani są na cierpienia związane z gorącem w starym mieszkaniu.
Westchnął, gdy wreszcie sięgnął klamki mieszkania numer jedenaście znajdującego się w żółtym, trzypiętrowym budynku. Słyszał głosy dobiegające zza hebanowych drzwi, pomimo tego, że nie potrafił rozróżnić ich właścicieli czy tego, o czym właśnie dywagowano. Jednakże cokolwiek właśnie było przekazywane, musiało zbudzić wiele emocji – normalnie nikt nie podnosił na tyle głosu, by było je słychać na korytarzu. Gabriel nie zwlekając ani sekundy dłużej, otworzył drzwi i popchnął je w ten sposób, by z hukiem uderzyły o obitą ścianę w korytarzu. Brunet normalnie wszedłby zdecydowanie bardziej kulturalnie do pomieszczenia, jednakże nie był pewien, czy cokolwiek o czym rozmawiają osoby znajdujące się w mieszkaniu, było przewidziane dla jego uszu. Był w końcu trzecim najmłodszym członkiem rady, a czasem to sprawiało problemy. Może miał rację - głosy od razu przycichły, pozostawiając tylko szum przesuwanych przedmiotów i krzeseł.
Wynurzył się zza ściany i jego wzrok od razu skierował się w stronę szyb, które zasłonięte były ciemnymi, złoto-żółtymi zasłonami. Ku własnej uciesze, mylił się – wentylatory i wiatraki chodziły z pełną mocą, ale w pomieszczeniu było całkiem chłodno. Wreszcie zaczął zwracać uwagę na osoby znajdujące się w mieszkaniu – nie spodziewał się ogromnej ilości osób, ale jedynie piątka uczestników oraz on sam to było mniej niż przypuszczał.
- Witaj, Gabrielu – wybrzmiał głęboki, znajomy mu głos. Mężczyzna wciśnięty był w jedno z czternastu krzeseł ustawionych wokół okrągłego stołu. Jego sylwetka wyróżniała się wśród innych osób – był wyjątkowo umięśnionym, wysokim i barczystym mężczyzną. Gdyby Gabriel nie znał go od swojego dzieciństwa, trząsłby się za każdym razem, gdy ten się odzywał. W odbiorze jego osoby na pewno nie pomagały również naprawdę liczne tatuaże. I choć Riel był ostatnią osobą, która mogłaby oceniać kogoś za tatuaże, ale Rethen pokryty był nimi od głowy aż po czubek palców u stóp. Cały ten obraz kojarzył się z kimś problematycznym, niespokojnym, a w istocie było dosyć odwrotnie. Postawny mężczyzna był jedną z bardziej szanowanych anomalii, jednym z ważniejszych członków rady. – Czekaliśmy na Ciebie, bo dzisiejsze spotkanie będzie krótkie, aczkolwiek ważne.
Brunet zbliżył się do jednego z krzeseł znajdujących się bliżej wyjścia z pokoju i usiadł, przysuwając się lekko do stołu. Jego wzrok padł na pozostałe osoby – złapał z każdym z nich kontakt wzrokowy w geście przywitania, a następnie powrócił by wpatrywać się w Rethena. – Tylko tyle nas będzie na tym – rozpoczął kąśliwie – jakże ważnym spotkaniu dotyczącym czegoś pozawioskowego? Myślałem, że ma być to pilne i że obecność jest obowiązkowa – Dodał, stukając palcami w drewno. Cała sytuacja wydawała się być co najmniej dziwna, niecodzienna dla rady. Nie podobało mu się, że jest najmłodszą osobą wśród obecnych. Nie podobało mu się to, że reszta wiedziała o czymś, czego on miał się dopiero dowiedzieć. Wzdrygnął się, zasiadając wreszcie prosto, dostosowując się do swojego humoru. Dobre samopoczucie go opuściło w sekundę – coś było nie tak.
- Babuszka Leraje poinformowała nas o pewnych ustaleniach – rozpoczął Rethen – i żebyśmy się zrozumieli, my również nie jesteśmy zadowoleni z obecnej sytuacji. My również – zaakcentował – nie mieliśmy pojęcia o tym wszystkim do momentu dzisiejszego poranka. A później szybko zdecydowaliśmy i nasz wybór padł na Ciebie. – Dokończył, utrzymując ciągle kontakt wzrokowy z brunetem. Normalnie tak długie wpatrywanie się w siebie mogłoby być niezręczne, ale Gabriel przyzwyczaił się w ciągu ostatnich lat do wielu niezręcznych chwil związanych z byciem w radzie.
- Ale zamierzacie mi powiedzieć o co dokładnie chodzi? – Zerknął na zegarek na lewej ręce – O szesnastej muszę zjawić się u mojego obecnego pracodawcy, by przekazać ostatnie dokumenty. A to wymaga podróży poza dzielnice, więc muszę się, moi kochani, wyrobić – rozejrzał się po pozostałych osobach ze swoim wybitnie ostrym wyrazem twarzy. Miał nadzieję, że złowroga mina obudzi w części osób jakieś reakcje. Nie spodziewał się ich po Rethenie, ale dwie kobiety obecnie znajdujące się w mieszkaniu lubiły go, choć w większości czasu wyczuwał w nich strach skierowany w stosunku jego lub jego mocy. Nikt jednakże nie zareagował na jego drobne pogróżki.
- Gabriel – postawny mężczyzna zwrócił mu uwagę, zupełnie jakby karcił go za dzieciaka. – Wyrobimy się ze wszystkim. Dzisiaj cię tylko informujemy, jutro dostaniesz więcej szczegółów, bo my również ich na razie wiele więcej nie mamy. – Na wytatuowanej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, Riel nie potrafił go odczytać do końca, pomimo dobrej ich znajomości. – To powiązane jest z zabójstwami – mężczyzna rozpoczął cicho, jakby z szacunku do osób, które zmarły w ostatnim czasie. – Okazuje się, że to coś więcej niż początkowo myśleliśmy i zaczynamy mieć problemy – kontynuował, podnosząc się ze swojego krzesła. Podszedł do ściany, gdzie trzymali ławę. Mężczyzna chwycił jedną z teczek i wyjął jej zawartość. Kilka sekund później stał już przed brunetem i rozkładał liczne kartki, zdjęcia i świstki. – Możesz zapoznać się z częścią dzisiaj, z resztą w kolejnych dniach. Jednakże – wypuścił zmęczone westchnięcie – to naprawdę poważna sprawa i oczekujemy od ciebie pełnego zaangażowania.
Wzrok Gabriela skupił się, w pierwszej kolejności, na licznych zdjęciach, które zostały przed nim rozłożone. W ciągu swojego życia, ponad 20 lat, widział wiele ciał. Widział… wiele złowrogości, złości i nienawiści. Widział dobrych ludzi i widział złych ludzi. Widział naprawdę wiele. Ale niektóre zdjęcia były mroczne, budziły w nim odrazę i obrzydzenie. Choć to tylko fotografie, to wydawał się czuć smród tych rozkładających się ciał. Tych ofiar, które ginęły brutalną śmiercią. Wpatrując się w coraz to kolejne zdjęcia, Gabriel zdawał się łączyć ze sobą kropki. Jego dłonie sięgnęły jednej fotografii. Młoda kobieta, może przed śmiercią miała powodzenie wśród mężczyzn z jej długimi blond włosami. Niebieskie oczy były już mętne i zionęły śmiercią. A jej ciało? Pocięte, jakby stanowiło płótno obrazu.
- Nie tylko my znaleźliśmy ciała anomalii? – Zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi.
- Skontaktowała się z nami organizacja – zaczęła jedna z kobiet, które brunet wcześniej mierzył wzrokiem. Bawiła się swoimi rudymi włosami, okręcając je wokół swoich palców. Jej wzrok uciekał od Gabriela i rozłożonych zdjęć na stole. – Jakiś czas temu. – Dodała niespokojnie. – Porozumiewali się głównie z Leraje oraz Samiginą, bo one przecież przez jakiś czas były w organizacji. Okazało się, że oni też, jak widzisz – jej ręka machnęła w stronę dokumentów leżących na stole – mają pewien problem z umieraniem ich osób. – Umieranie brzmiało w tym kontekście okropnie, dlatego Gabriel skrzywił się. Te ciała, jak i ciała dwóch osób z ich wioski, które znaleźli na przestrzeni dwóch miesięcy, nie powinny zostać nazwane „umieraniem”. Umierało się z przyczyn naturalnych, a wszystkie ciała nie wyglądały, jakby po prostu umierały.
- Zagrozili nam – wtrącił się Rethen – bo oczywiście najłatwiej jest zrzucić własną niekompetencję na inne osoby. – Gniew zabarwił jego głęboki głos. – Organizacja stwierdziła, że sprawcą morderstw jest jedno z nas, mieszkańców wioski. Tej lub innej. I tak, nie mamy pewności, że to nie jest jedno z nas, ale…
- Cóż, całkowitej może nie, ale jest to pewien początek. – Przeszkodził Gabriel. Po pierwszym zabójstwie, które odkryła osoba z wioski we własnym mieszkaniu, które współdzieliła z mężczyzną w średnim wieku,  skonsultowali się z jedną ze specjalnych anomalii. Jej moc była… wyjątkowo przydatna. Mogła wyczuć pozostałości użytej anomalii w pomieszczeniu i określić, czy rozpoznaje je wśród osób, które zna. A potem zmusili ją, by spotkała kolejne i kolejne osoby.
- Nie mamy całkowitej pewności. Ilu z nas widziała? Setkę? Dwieście? Ale masz rację, my sądziliśmy, szczególnie po drugim zabójstwie, że jest to ktoś z zewnątrz. Organizacja… również wyciągnęła ten wniosek. Tylko dla nich z zewnątrz oznacza nas, a dla nas ich.
- Dlatego gdy skontaktowali się z radą i powiedzieli, że niedługo rozpoczną całe śledztwo i proces, by złapać nas, jednego z „tych okropnych szczurów, które powinny już dawno być zamknięte w klatkach” – kontynuowała rudowłosa kobieta – zdradziliśmy, że również i my mamy problem z ciałami. I że może warto się przyjrzeć naszym i ich przypadkom, by uznać, czy może mamy wspólny problem.
- Już mogę stwierdzić po ranach tej kobiety, że jednak mamy wspólny problem, tak? – zapytał Gabriel, ostatni raz zerkając na ciało blondynki. – Wątpię, że to copy cat.
- Tak, a organizacja wprosiła się do nas z propozycją pewnego, lichego sojuszu – dodał Rethen – oni będą rozwiązywać śledztwo, a my mamy zapewnić im wsparcie w postaci osób lub osoby, która będzie współpracować, by pomóc śledzić tropy, które mogą prowadzić do osób w wioskach anomalii.
- Osób lub osoby? – Zapytał Gabriel, czując, że to co zaraz zaproponują, nie spodoba mu się do końca.
- Tak, Gabriel. Stwierdziliśmy, że będziesz świetnym kandydatem. I możesz oczywiście odmówić, ale wolelibyśmy, żebyś to ty był tą osobą. – Dopowiedziała kobieta, wreszcie spoglądając mu w oczy. – Jesteś… jedną z najsilniejszych osób w radzie. Jeśli coś by Ci groziło – czy to ze strony organizacji, czy kogokolwiek innego, jesteśmy pewni, że dałbyś radę się obronić i ba, załatwić ten problem. Jesteś inteligentny i… szarmancki. Jesteś wręcz idealnym kandydatem na papierze. Będziesz pewnie musiał trochę poczarować swoim wyglądem i zachowaniem, ale ludzie w wiosce ci ufają. No i jesteś sprytny, znasz również dobrze resztę miasta, poza naszą wioską. Poradzisz sobie. – Słodziła mu rudowłosa. Gabriel przymknął oczy, czując rosnący ból głowy. – Znasz sekrety i wiesz, jak je ukrywać w ten sposób, by inni nie sądzili, ze istnieją. Jesteś najlepszym naszym kandydatem.
- Nim się zgodzę – rozpoczął, wiedząc, że prawdopodobnie wyjdzie z tego budynku z nowym, wyjątkowo upierdliwym zadaniem – chcę zadać kilka pytań. Jak wiecie, muszę z Robin utrzymywać dom, a bawienie się w detektywa czy doradcę nie zapewni mi pensji. Co ze spotkaniami rady? Kto będzie kandydatem, jeśli odmówię? I dlaczego się w ogóle na to zgodziliśmy? Jak wyobrażacie sobie podróże do innych wiosek?
- O której musisz stąd wyjść, by zdążyć do swojego obecnego pracodawcy?– zapytał Rethen. Gabriel zerknął na zegarek i westchnął.
- Trzy godziny.
***  
Słońce nie paliło już jak żywe – po dziewiętnastej niebo zaczęło się chmurzyć, a o dwudziestej zebrał się wiatr, który przyjemnie kąsał gołe ramiona Gabriela. Chłopak siedział właśnie w jednym z ogródków przy restauracji, do której wpadał, by zjadać pyszne kolacje. Dziś zdecydowanie mu to pomogło; nie czuł już pulsującego bólu głowy, a jego kieszenie były pełniejsze o wypłatę od jego byłego już, na ten moment, pracodawcy. Jutrzejszy dzień miał wiele zmienić, może rozpocząć pewien rozdział w jego życiu, którego się nie spodziewał. Organizacja to ostatnie, z czym miał ochotę się zapoznawać w bliższych kontaktach. A pomagać? Westchnął żałośnie, dopijając resztkę piwa z kufla. Niedługo będzie musiał iść na autobus, który podwiezie go prawie pod bramy wioski zachodniej dzielnicy. Ale opóźniał powrót, bo powrót oznaczał niedługo koniec dnia, a jutrzejszy miał sprawiać problemy.
Podniósł się, zerkając na zegarek, by mieć pewność, że na pewno zdąży. Jeśli ominie ten, kolejny będzie dopiero za godzinę, a taksówka wyniesie więcej niżby chciał przeznaczyć ze swojej nowo otrzymanej wypłaty. Zaczął przeciskać się pomiędzy krzesłami pozostałych gości restauracji, wymrukując niekiedy „przepraszam”. Kiedy już wydawałoby się, że się udało wydostać z labiryntu krzeseł i stolików, Gabriel z pełną gracją – a raczej jej okropnym brakiem, przypominając świeżo narodzoną sarenkę w bajkach dla dzieci, potknął się o własne nogi i krzesło kobiety, która nagle podniosła się ze swojego miejsca, energicznie machając do nadchodzącego mężczyzny. Mężczyzny, który widząc rychły upadek bruneta, mocno chwycił go za ramiona i przytrzymał. I jejku, był przystojniakiem. Może to wybaczało energiczną i nagłą reakcje kobiety na rudowłosego, wysokiego mężczyznę.
- Przepraszam – wychrypiał Gabriel, zerkając na pociągłą twarz jego bohatera. Czuł, jak jego uszy czerwienią się. – Zawsze chciałem wpaść w ramiona pięknego mężczyzny, ale nie kiedy się tak spieszę - Gdyby miał więcej czasu, może pomyślałby o czymś bardziej wyrachowanym, czymś bardziej w jego stylu. Nie tak żałośnie nieśmiesznym i niesmacznym. Ale dzisiejszy dzień wypruł z niego wszelkie nuty podrywacza, które w sobie wyhodował. – Wybacz mi i dzięki – wypluł z siebie, kiedy rozgrzane dłonie rudowłosego mężczyzny opuściły jego ramiona. Ostatni raz przesunął wzrokiem najpierw po twarzy i błyszczących oczach jego wybawiciela, a potem kobiecie, której skinął głową i uciekł w stronę przystanku. Czas leciał, a Gabriel szybko zapomniał o całej sytuacji z jego nie-tak-zgrabnym, ale i niedoszłym upadku z restauracji. W końcu zabójstwa, rada i rychła współpraca z organizacją miała się rozpocząć już za trzy dni.
Sempiterna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Sempiterna
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty Re: The sinners and the saints {07/08/24, 02:32 pm}

       Gdy po raz pierwszy usłyszał ten otoczony nutą zafrasowania, dźwięczący gdzieś w uszach komentarz z ust swojej matki (Synku, naprawdę jesteś pracoholikiem), westchnął w duchu, łapiąc się na tym, jak karykaturalnie mogły brzmieć te słowa wypowiedziane w kierunku zaledwie dwudziestojednolatka. I chociaż nie było w nich żadnego czepialstwa ze strony Katherine, żadnego zakamuflowanego gdzieś podtekstu, który sugerowałby, że Lawrence powinien przemyśleć swoje obecne priorytety, a jedyną emocją unoszącą się w powietrzu była matczyna troska, z bólem serca musiał przyznać jej rację. Od momentu wstąpienia w szeregi kadetów był dogłębnie zafascynowany pracą w Organizacji ds. Anomalii. Zainteresowanie to zresztą wcale nie topniało na przestrzeni kolejnych sześciu lat, niczym nikomu już niepotrzebny, zalegający tu i ówdzie marcowy śnieg. Wręcz przeciwnie – apetyt na sukces rósł wprost proporcjonalnie do liczby rozwiązanych spraw, nawet jeśli w większości z nich Lawrence był tylko pomocnikiem wyżej postawionych urzędników z jego departamentu. Z biegiem czasu stał się coraz bardziej spragniony prawdy i sprawiedliwości w tak niedorzecznie funkcjonującym w jego mniemaniu świecie, a ambicje te pozwalała spełnić mu, przynajmniej częściowo, właśnie obecność Organizacji, bytu idealnie balansującego pomiędzy podziemnym światem policyjnym a otwartym światem anomalii. 
     Odkąd dowiedział się o zaplanowanym spotkaniu z jednym z najważniejszych szefów departamentu śledczego, ze stresu nie był w stanie zjeść ani kęsa od samego rana. O istocie sprawy wiedział już wcześniej – został wytypowanym przez zarząd delegatem do rozwiązania zagadkowego zabójstwa. Śledztwo obejmowało wyjazd poza granice miasta, współpracę z anomaliami oraz przyzwyczajenie się do pracy z ciążącą nad nim łatką miejskiego intruza z tej parszywej Organizacji. Czuł, jak jego żołądek pożera sam siebie, wypuszczając niebotyczne ilości kwasu solnego trawiącego kanibalistycznie własne tkanki, gdy patrzył na dwie teczki akt rozrzuconych niedbale po dębowym stole.

AKTA:

Pewnie zastanawiasz się, dlaczego zostałeś wyznaczony do tak ważnej misji wyjazdowej i dlaczego jest ona aż tak istotna, jeżeli chodzi tylko o nikomu nieznajomego dozorcę. – Jego przełożony, Marc, lustrował go poważnie wzrokiem, siedząc w wygodnym fotelu obitym miękką skórą. Resztka czarnej kawy stała przed nim w ozdobnej filiżance, stygnąc. – Po pierwsze, jesteś idealnie wyszkolonym adeptem Organizacji, który świetnie radzi sobie w walce. Nie obawiamy się o twoje bezpieczeństwo nawet w otoczeniu samych anomalii, bo wiemy, że o siebie zadbasz, w szczególności z zapewnionym przez nas specjalistycznym sprzętem. Po drugie, jesteś młody, ze świeżym spojrzeniem na otaczającą cię rzeczywistość, wzbudzasz tym samym większe zaufanie niż starzy wyjadacze Organizacji. Na pewno przyda się to wśród anomalii. Po trzecie, masz wystarczająco dużo doświadczenia, żeby sobie poradzić, zwłaszcza z pomocą partnera zapewnionego przez Radę.
Rozumiem. – Lawrence kiwnął głową, przyjmując z powagą każdy wypowiedziany przez przełożonego argument. – Jeśli już wiem, dlaczego ja, chciałbym też wiedzieć, dlaczego akurat on? Dlaczego jest aż tak ważny? – zerknął powtórnie na akta, wczytując się w imię i profesję zamordowanego: Jake Evans, dozorca.
Nie jest – odpowiedział beznamiętnie Marc, przesuwając wzrokiem po stole. – Spójrz na drugie akta.
Lawrence otworzył posłusznie leżącą tuż obok tekturową teczkę, czytając imię i nazwisko drugiej ofiary. 

Michael Forks, wieloletni pracownik laboratorium Organizacji ds. Anomalii, wysłany w delegację. Liczne rany kłute, brak narzędzia zbrodni. Miejsce zdarzenia: The Grand Imperial Hotel.

Przypuszczamy, ba, jesteśmy nawet pewni, że śmierć dozorcy była jedynie produktem ubocznym zabójstwa Michaela Forksa. Jak sam zresztą pewnie zauważyłeś, nie ma żadnych zapisów z kamer CCTV z tamtej nocy. Oznacza to, że...
Ktoś najpierw pozbył się osoby z Organizacji, a potem dozorcy, który mógł widzieć wszystko w swojej kanciapie, oglądając nagrania z kamer. Lub na odwrót - najpierw chciał pozbyć się dozorcy i dowodów na taśmie, a potem mieć banalnie prosty dostęp do Michaela Forksa.
Bingo. A twoim zadaniem będzie odkryć, kto za tym stoi i ogarnąć ten syf, zanim członkowie Organizacji wpadną w panikę. Mamy trop, który może wskazywać na to, że podwójne zabójstwo w The Grand Imperial Hotel może być powiązane z zabójstwami w wioskach anomalii, biorąc pod uwagę stan ciał ofiar i okoliczności morderstw. Czy mogę na ciebie liczyć? Większość informacji dostałeś już wcześniej, szczegóły misji znajdują się tu. – Podał mu granatową teczkę. – Za tydzień musisz zjawić się w wiosce anomalii. 
Oczywiście, szefie.
Masz jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości, o których zechciałbyś mnie poinformować?
Nie, szefie. Możesz na mnie liczyć. – Lawrence zebrał wszystkie zapewnione przez Organizację materiały i opuścił pomieszczenie.

***

       Tym samym znalazł się w Wiosce Anomalii jeszcze kilka dni przed oficjalnym dniem rozpoczęcia śledztwa, spędzając większość czasu z informatorką pracującą dla Organizacji, kobietą-anomalią. Dzięki Vivienne nie tylko miał okazję nauczyć się powierzchownie o tutejszych zachowaniach i obecnych tematach tabu, ale mógł też profitować z miło spędzonego czasu w towarzystwie pięknej kobiety, która tego słonecznego dnia, gdy żar lał się z nieba i wydawało się, jakby roztapiał stopniowo warstwy skóry, zaprosiła go na niezobowiązującą kawę w tutejszej restauracji. Czekała na miejscu ubrana w zwiewną, białą sukienkę, a gdy tylko go zobaczyła, poderwała się energicznie, machając w jego stronę. Delikatna tkanina zakołysała się na wietrze, a on, patrząc na nią, przepychał się właśnie obok stolika. I wtedy właśnie błysk czerni mignął mu gdzieś w kąciku oka, a chwilę potem, nawet jeśli mózg nie nadążał wręcz za jego własnym refleksem, Lawrence trzymał już w ramionach młodego mężczyznę, chroniąc go przed upadkiem. 
Nic się nie stało. – Zluzował uścisk swoich dłoni na jego ramionach, stawiając chłopaka do pionu. – Może kiedyś jeszcze będziesz mieć okazję – zdążył dodać tylko zadziornie, nie mając wystarczająco dużo czasu, żeby przyjrzeć się szczegółowiej jego brązowym oczom, które w świetle jarzącego słońca przywodziły mu na myśl karmel, bo mężczyzna zniknął zaraz wśród stolików.
Vivienne uśmiechnęła się szeroko, gdy Lawrence usiadł w końcu na krześle obok.
Wow, naprawdę mu zazdroszczę, że wpadł akurat w twoje ramiona – skomentowała radośnie, chwytając za menu. – Zaczynamy od kawy? Czy może masz dziś ochotę na wino?

***

      Przed pojawieniem się na miejscu morderstwa wertował po raz tysięczny kolejną z teczek wypełnionych po brzegi informacjami, które zapewniła mu Organizacja. O ile potencjalne scenariusze morderstwa Michaela Forksa przeanalizował w głowie na nieskończoną ilość sposobów, mnożąc i dodając ciągle pojawiające się w tej sprawie niewiadome, czuł niedosyt w związku z brakiem aż tak rozbudowanych informacji na temat ofiar wśród anomalii. Jedną z nich była młoda kobieta, z obszernymi cięciami na jej bladym ciele, jak gdyby morderca oprócz skóry i mięśni pragnął również pogruchotać jej kości. I to narzędziem zbrodni, które – tak samo jak w przypadku Michaela Forks i dozorcy Evansa – nigdy nie zostało odnalezione. Same fotografie i raport z autopsji wydawały się być dla niego niewystarczające, dlatego pojawienie się na miejscu zbrodni po wcześniejszym poinformowaniu Rady o chęci oficjalnego rozpoczęcia śledztwa dało początek pierwszemu rozdziałowi skomplikowanemu na wielu płaszczyznach dochodzenia.
       Na miejscu miał spotkać się z wytypowanym przez Radę członkiem, ale gdy w towarzystwie policjanta przekroczył próg mieszkania denatki, okazało się, że był pierwszym na miejscu zdarzenia. Ofiara miała zaledwie dwadzieścia trzy lata, a jej głośny styl bycia i promienną aurę, co wyczytać można było w zeznaniach rodziny i przyjaciół, czuło się w całym jej pokoju, gdyż wyzierały z każdego powieszonego na ścianie plakatu czy zdjęcia wykonanego aparatem analogowym. Kolorowe ubrania, szklane buteleczki porozrzucane na toaletce i pluszaki czające się w kątach pokoju nie wyglądały na podejrzane. Były wręcz niczym w porównaniu z poszarpanym prześcieradłem, rozrzuconym po podłodze pierzem z pościeli i szkarłatną plamą na materacu, która wsiąknęła tak głęboko i w takich ilościach, jak gdyby krew upuszczana z ofiary była liczona w hektolitrach. Patrzył właśnie na miejsce zabójstwa, na łóżko w wynajmowanym przez młodą studentkę pielęgniarstwa pokoju.
Czy oprócz przesłuchania współlokatorki ofiary i sąsiadów z piętra rozmawialiście z resztą mieszkańców budynku? Nie widziałem o tym żadnej wzmianki w aktach sprawy – rzucił do policjanta drepczącego mu po piętach od pierwszej sekundy wejścia do mieszkania. Lawrence był w jego oczach intruzem  i nie trzeba było być nad wyraz spostrzegawczym, by zauważyć cień niechęci nieudolnie chowający się w jego mimice twarzy.
Może po prostu niedokładnie Pan sprawdził? – odpowiedział zgryźliwie policjant, napawając się swoją bezczelnością. 
Może po prostu nie dopilnowaliście procedur? – odpowiedział pytaniem na pytanie, lustrując go mocnym spojrzeniem.
        Dalszą konwersację przerwał im szmer przy drzwiach do pokoju, a następnie do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze. Lawrence pewnie nie poznałby go od razu, bo możliwe, że pozostałby tylko nic nieznaczącym zgliszczem w jego przepełnionej informacjami pamięci, gdyby nie spojrzenie w jego oczy, tym razem znacząco różniące się od karmelu, ciemnobrązowe, chowające się za obecnością zmarszczonych, ciemnych brwi. Nim zdążył pomyśleć logicznie, zignorował znajdującego się obok policjanta, podchodząc do stojącego przy framudze drzwi mężczyzny.
Cieszę się, że dziś stoisz twardo na nogach – powiedział ironicznie, nawiązując do ich pierwszego spotkania sprzed paru dni. Lawrence Rhodes. Od dziś będziemy współpracować. – Wyciągnął przed siebie dłoń z zamiarem przywitania.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The sinners and the saints Empty Re: The sinners and the saints {}

Powrót do góry
Similar topics
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach