Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A New Beginning Dzisiaj o 05:22 pmNoé
New GenerationWczoraj o 08:57 pmKalsi
Zajazd pod Smoczą Łapą Wczoraj o 07:54 pmNoé
W Krwawym Blasku Gwiazd13/05/24, 07:16 pmnowena
My little merman12/05/24, 10:32 pmTroianx
Avatar: The Legends of two12/05/24, 09:59 pmLadyFlower
Charm Nook 12/05/24, 07:46 pmAku
Blood, drugs and you in the middle12/05/24, 04:27 pmNatas
Eternal debt12/05/24, 03:21 pmMinako88
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 33%
1 Pisanie - 17%
1 Pisanie - 17%
1 Pisanie - 17%
1 Pisanie - 17%

Go down
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Awake and Alive {26/03/23, 06:11 pm}


AwakeAnd Alive





Pierwsze stadiumBiegacze
Opis To przeważnie świeżo zarażeni ludzie, którzy przemienili się przez ugryzienie bądź zarodniki. Biegacze są bardzo niebezpieczni, ponieważ widzą i mogą dorwać przeciwnika w ciągu kilku sekund od dostrzeżenia.



Drugie stadiumCzyhacze
Opis Są zarażeni już kilka miesięcy. Jedno oko zastąpione wyrastającym grzybem, drugie widzi w ciemnościach. Egzystują głównie w mrocznych tunelach dawnego metra bądź piwnicach. Są nieco bardziej odporni od biegaczy.



Trzecie stadiumKlikacze
Opis Jedni z najgroźniejszych zarażonych, nie widzą, lecz korzystają z echolokacji, a na dodatek potrafią bardzo szybko biegać. Wydają upiorne klikanie, kiedy wyczują czyjąś obecność.



Czwarte stadiumCzłapacze
OpisŻyją zazwyczaj w głęboko pod ziemią (kanały bądź piwnice). Nie mają ust więc nie potrafią ugryźć, ale kiedy się zbyt blisko zbliżą, wypuszczają chmurę żrącego gazu.



Piąte stadiumPurchlak
Opis Rzucają małymi grzybami z zarodnikami niczym granatami. Ich ciało zastąpiły całkowicie grzyby. Posiadają znaczną siłę, lecz są ślepi i mało ruchliwi.






Fabuła


Do Stanów Zjednoczonych zostały przetransportowane liczne produkty rolne z Ameryki Południowej mające kontakt z grzybem z rodzaju kordyceps inaczej zwanego maczużnikiem. Był to trujący grzyb powodujący chorobę, która zmieniała żywe organizmy w żywe trupy. Grzyb przenosił się na nosiciela drogą kropelkową oraz przez wydzielane przez nie zarodniki. W przeciągu dwunastu godzin grzybia atakuje mózg zarażonego, który staje się nosicielem. Pojawia się gorączka, dreszcze, a następnie łaknienie ludzkiego mięsa. Z każdym kolejnym stadium wzrok zanika i wyostrza się słuch, a skórę porastają części z grzyba.
W 2013 roku epidemia rozprzestrzenia się na skalę światową. Lekarze nazywają tę chorobę Maczużnikowym Zapaleniem Mózgu i od lat WHO próbuję stworzyć szczepionkę, ale bezskutecznie. Przez kilka lat powstało wiele stref kwarantanny, w których władzę przejęło wojsko. W jednej ze stref, gdzie są przeprowadzane badania nad szczepionką żyje dziewczyna, córka jednego z szanowanych lekarzy. Nigdy nie była na zewnątrz i od samego początku epidemii jest trzymana pod kloszem przez swojego ojca. Pewnej nocy strefa kwarantanny zostaje zaatakowana. Ledwo udaje się odeprzeć atak, choć ojciec dziewczyny zostaje poważnie ranny. Podejmuje decyzję o transporcie dziewczyny w inne, bezpieczne miejsce na drugim końcu stanu. Z tego powodu zatrudnia przemytnika, aby bezpiecznie doprowadził jego córkę na miejsce, chroniąc ją za wszelką cenę.
Na początku ich relacja nie układa się zbyt dobrze. Ona mu nie ufa, a on podchodzi do niej z mocnym dystansem. Dopiero później, kiedy nadchodzi moment zderzenia się z potencjalną śmiercią, obydwoje zdają sobie sprawę, że im na sobie zależy. Dodatkowo na dziewczynę poluje pewna grupa ludzi, aby przeprowadzić na jej organizmie niezliczone badania, ponieważ okazuje się, że nie jest ona jedynie ukochaną córeczką tatusia, ale możliwe, że jest kluczem do uzyskania leku na zarazę.

Dziewczyna - Kalsi
Przemytnik - Trishia



emme
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {26/03/23, 07:50 pm}

Awake and Alive Kp11
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {26/03/23, 08:39 pm}



Jillian Kennedy










GodnośćJillian "Jill" Kennedy
Wiek24 lata
OrientacjaHeteroseksualna
Wzrost165 cm
Waga53 kg
SylwetkaSzczupła






Informacje Dodatkowe
-> Większość swojego życia po wybuchu epidemii spędziła w strefie.
-> Raz pokusiła się na wyjście na zewnątrz przez co o mało nie zginęła. Jej matka oddała za nią życie, kiedy natknęli się na grupę biegaczy.
-> Potrafi celnie strzelać z łuku i posługiwać się nożem myśliwskim.
-> Jej ojciec jest lekarzem. Często towarzyszyła mu podczas operacji i opatrywania rannych, przez co nabrała doświadczenia medycznego.
-> Ma ogromny lęk wysokości.
-> Jest zwinna i wysportowana.
.







Inteligencja
Zręczność
Celność
Siła
Walka wręcz
Szybkość




Emme
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {26/03/23, 09:22 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

          Dziewczyna była niemalże pewna tego, że za chwilę po prostu wybuchnie. Siedziała właśnie w gabinecie Jonathana Kennedy’ego i nerwowo stukała nogą o podłogę w wyczekiwaniu na swojego ojca. Właśnie miał robione badania kontrolne. Kilka dni temu ich obóz został napadnięty przez grupę nieznanych bandytów. Nie do końca wiadomo było czego chcieli, ale podejrzewała, że wieść o tym, że byli w przełomowym momencie stworzenia leku mogła rozejść się po okolicach. W tej napaści jej ojciec został postrzelony, a Jillian miała w sobie te cholerne poczucie winy, które od tamtej nocy ani na chwilę jej nie opuszczało. Może gdyby jej nie zmroziło na widok strzelaniny i takiej ilości ofiar nie doszłoby do takiej sytuacji.
         Drgnęła lekko słysząc za sobą otwierane drzwi i odwróciła się w tamtym kierunku. Ujrzała przed sobą mężczyznę z zabandażowaną ręką, który na jej widok tylko ciepło się uśmiechnął i poprawił na nosie lekko skrzywione okulary.
           -Myślałem, że jeszcze śpisz – odparł podchodząc do biurka lekko chwiejnym krokiem.
          -Chciałam zobaczyć jak się czujesz. Jak badania? – zapytała przyglądając mu się uważnie jakby chciała wykryć choć najmniejszy cień kłamstwa. Wiedziała, że jej ojciec jest upartym człowiekiem, zresztą zupełnie jak ona sama, często ukrywał swoje prawdziwe dolegliwości, ale ona już swoje wiedziała.
          -W normie. Tak jak sądziłem. Jeszcze kilka dni i będę zdrów jak ryba – zaśmiał się cicho i usiadł na skrzypiącym fotelu -Podejrzewam, że nie jesteś tu tylko po to, aby sprawdzić mój stan zdrowia, prawda?
          Tak jak ona potrafiła wykryć u niego kłamstwo, tak i on potrafił bez mrugnięcia okiem przejrzeć ją na wylot. Faktycznie troska o ojca nie była jedynym celem jej wizyty. Wiedziała, że po tym całym ataku miała zostać wysłana do innej strefy kwarantanny, w której podobno miała być bezpieczna. Nie wątpiła w to, ale jednak lepiej czułaby się przy swojej rodzinie. Jedynej rodzinie, która jej pozostała na świecie. Zupełnie nie ufała nikomu innemu.
         -Nie chcę wyjeżdżać. Wolę zostać z tobą – powiedziała, na co mężczyzna westchnął ciężko i przejechał dłonią po swojej zmęczonej twarzy.
            -Wiem córeczko, ale zrozum, że to dla twojego dobra i bezpieczeństwa. Musisz mi zaufać, że wszystko będzie dobrze. Doskonale wiesz, że nie mogę pozwolić, aby cokolwiek ci się stało. Spakowałaś swój plecak, tak jak cię prosiłem? – zapytał, a Jill tylko skinęła głową.
         -Świetnie. Weź jeszcze to – z biurka wyciągnął niedużej wielkości pistolet, który wcisnął w jej dłonie -Wiem, że nie lubisz jej używać, ale przyda ci się tam na zewnątrz.
          Brunetka przez chwilę wpatrywała się w zimną broń. Nie była zbyt dobra w posługiwaniu się takim sprzętem, ale wiedziała, że jej ojciec miał rację. Na zewnątrz na pewno czyhało na nią wiele niebezpieczeństw, a to mogło uratować jej życie.
          -Zbieraj się. Na pewno już na nas czeka – rzucił mężczyzna przez co wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Nie zdążyła nawet zapytać o kogo dokładnie chodziło, bo tak ją pospieszał, że udało jej się tylko zarzucić plecak na plecy i bez słowa opuścić jego gabinet.
         Skierowali się do głównej bramy. Trwało tam już jakieś zamieszanie, ale Jillian zupełnie nie mogła wyłapać o co dokładnie chodzi.
          -Spokojnie chłopcy. To zdaje się nasz przemytnik. Ethan, zgadza się? Wybacz za to opóźnienie, ale miałem jeszcze krótką rozmowę z córką. Tak jak się umawialiśmy przeprowadzisz ją całą i zdrową. Cena nie gra żadnej roli. To jest zaliczka na początek, a resztę dostaniesz po wykonaniu zlecenia – wyjął z kieszeni kartkę, na której był adres i kod do sejfu.
          -Przed drogą dostaniecie broń i prowiant. To chyba wszystko…. – westchnął i odwrócił się do córki, a następnie mocno ją przytulił.
          -Uważaj na siebie – ucałował ją jeszcze w czoło, a następnie zostawił ją zupełnie samą w towarzystwie tego nieznajomego chłopaka. Szczerze mówiąc myślała, że po prostu ją tam przewiozą jednym ze swoich samochodów, ale potem stwierdziła, że faktycznie może lepiej nie rzucać się zbytnio w oczy. Poprawiła plecak i zabrała jeszcze ze sobą łuk oraz kołczan z kilkoma strzałami. Na razie to musiało wystarczyć. Nie mogła zaprzeczyć, że trochę się stresowała. To będzie jej pierwsza, tak długa wyprawa.
         -Ethan, tak? Jestem Jill – przedstawiła się wyciągając w jego kierunku dłoń.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {26/03/23, 11:03 pm}

Awake and Alive Nagazw11

          Prace, których podejmował się Ethan, były z reguły trudne i skomplikowane. Często wymagały od niego precyzji, uważności i dobrego cela. Niejednokrotnie podczas wyprawy natrafił na grupę zarażonych — żaden budynek ani skrawek ziemi nie był bezpieczny w stu procentach, wszędzie się czaiły te wybryki natury, których osobiście nienawidził i bez zbędnych skrupułów pakował im kulkę prosto w łeb.
          Właśnie siedział na kanapie w swojej kwaterze i nerwowo stukał palcami w blat stołu, kiedy dotarł do jego uszu głos przyjaciela, wertującego właśnie kuchenne szafki — puste.
          — Serio stary, nie masz nic do żarcia? Jak ty żyjesz? — zapytał, zamykając kolejne drzwiczki i wystawiając głowę zza framugi.
          — No, jak widać, nie? — odparł beznamiętnie, nie częstując przyjaciela nawet spojrzeniem.
          Znali się z Joshem, odkąd trafili do strefy kwarantanny. Wpadli na siebie dość przypadkiem i jakoś ich los się ze sobą splótł. Oboje należeli do przemytników, kiedyś znani z ekstremalnych misji, których się podejmowali — dziś Josh łapał się tych łatwiejszych zadań — być może ze względu na dziewczynę i dziecko, które mieli w drodze. Ethan nadal nie mógł pojąć, jakim trzeba być imbecylem, żeby zrobić dzieciaka lasce, kiedy dookoła panuje takie gówno.
          — Nadal nic? — Nie ukrywał, że martwił się o przyjaciela, ale jego daremne próby skontaktowania się z Emilly, stawały się już coraz bardziej żałosne. — Stary, minęło 10 lat, jeśli żyje, to na pewno ma kogoś innego — natychmiast pożałował tych słów. W momencie, w którym skończył, pięść Ethana zderzyła się z jego szczęką.
          — Zamknij pysk — warknął i zostawiając Josha trzymającego się za gębę, przerzucił przez ramię skórzaną, brązową kurtkę, plecak i wyszedł z kwatery.
          Po ataku jakiejś grupy napastników na ich obóz Ethan nie podejmował żadnych nowych zleceń, wolał być tu, na miejscu, w razie, gdyby był potrzebny. Jednak propozycja, którą dostał niedawno od niejakiego Kennedy'ego, zwyczajnie nie mógł jej zignorować. Przetransportować jakiegoś bachora z punktu a do punktu b, to powinna być błahostka, zwłaszcza że mieli wybrać się tam, gdzie najprawdopodobniej była Emilly – jedyna strefa, z którą nie mógł się skontaktować, leżąca daleko na zachód kontynentu. Nigdy nie doszedł tak daleko, ostatnim, najdalej położonym punktem, do którego udało mu się dotrzeć, był Pittsburgh w Pensylwanii, ale musiał wracać, bo właśnie tam dostał cynk, że jego miejsce zostało zaatakowane. Tę trasę miał za pewniak, dalej będzie zmuszony zdać się na doświadczenie, które zdobywał przez ostatnie parę lat.
          — Przepustka — usłyszał głos spoconego typa, kiedy znalazł się pod bramą posiadłości. Spojrzał na rezydencję, o ile w tych czasach można tak nazwać domy, w których mieszkają bogaci i prychnął pod nosem. O Kennedym nie wiedział zbyt wiele, mało interesowało go życie bogatych typów, on tylko dla nich pracował, a oni płacili — tak i będzie tym razem.
          — Chyba cię boli — burknął w odpowiedzi na rozkaz — jak stwierdził po wyglądzie — ochroniarza.
          — Zaraz ciebie zaboli — podwinął rękaw i już miała się zacząć zabawa, kiedy pod bramą pojawił się zleceniodawca Ethana.
          Chłopak omiótł spojrzeniem dziewczynę, która stała tuż obok Kennedy'ego i zaklął pod nosem. Spodziewał się dziecka, jakiejś gówniary max 12 lat, bezproblemowej drogi i... wszystko szlag, bo trafiła mu się wychuchana księżniczka z dobrego domu.
          — Jasne, zrobię co w mojej mocy — odpowiedział mężczyźnie, a kartkę wsunął w tylną kieszeń spodni. Spojrzał na zegarek i przewrócił oczami, będąc świadkiem ckliwego pożegnania. Nie był przyzwyczajony do tego typu rzeczy, sam nie pozwalał matce od dziesiątego roku życia na takie sceny pod szkołą, bo przynosiła mu tylko wstyd przed kolegami.
          — W porządku księżniczko — odpowiedział, kiedy ta mu się przedstawiła. Wyciągnął dłoń i nie uściskając jej, schował swoje do kieszeni znoszonych jeansów. — Jest parę zasad, których musisz przestrzegać, kiedy stąd wyjdziemy, po pierwsze... — zaczął i już zaczynało mu się to nie podobać. — Ja idę, ty idziesz, ja stoję, ty stoisz — szedł do przodu, licząc, że dziewczyna za nim nadąża. Nie miał zamiaru się powtarzać i nie zrobiłby tego. — Kiedy ci każe, masz przestać oddychać, jasne? — odwrócił się w jej stronę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, była pusta, wyprana, jakby ktoś dawno temu przełączył mu pstryczek.
          Doszli do punktu, w którym mieli dostać prowiant i broń, jednak nikogo tu nie było. Nikogo oprócz dwóch sztywnych gości, którym ktoś poderżnął gardło.
          — Kurwa... — Ethan warknął, natychmiast wyciągając pistolet i rozglądając się dookoła. — Stań za mną, teraz! — nakazał dziewczynie.
Prawdopodobieństwo, że ktoś tu jest, było znikome, jednak nie mógł ryzykować już na starcie. W tych czasach ludzie byli gorsi od zarażonych. Mając na celowniku otoczenie, podszedł do jednej ze skrzynek i uchylił jej wieko. W Środku była broń, a raczej ochłapy, których nie mogli udźwignąć rabusie. Widział, że laska ma łuk, ale czy poradziłaby sobie z prawdziwą bronią?
          — Kusza, karabin i dwa pistolety... parę bełtów — powiedział bardziej do siebie niż do niej. — He he — zaśmiał się nerwowo. – Trochę mało jak na wyprawę przez całe stany.
          Upewniwszy się, że w okolicy nie ma nikogo, zwrócił się do dziewczyny: — Sprawdź tą drugą, może zostawili chociaż prowiant.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {27/03/23, 01:23 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

          Lekko zmarszczyła czoło, kiedy chłopak zwrócił się do niej per „księżniczka”. Nie spodobało mu się to, szczególnie, że skojarzyło jej się to z osobą roszczeniową i zadufaną w sobie, a ona na pewno tak nie była. Czego nie mogła powiedzieć o swoim towarzyszu, który niemalże od razu zaczął rzucać w jej stronę rozkazami. Zdawała sobie sprawę, że miał on doświadczenie o wiele, wiele większe niż ona, ale mógłby powiedzieć to wszystko nieco grzeczniej. Nie pozostało jej nic innego jak przystać na te jego zasady i bez słowa ruszyła za nim. Czuła w kościach, że to będzie długa przeprawa.
          Stanęła jak wryta, kiedy ujrzała dwójkę martwych żołnierzy. Ich gardła były poderżnięte, a sądząc po w miarę świeżej ranie, musiało się to stać niedawno. Posłusznie stanęła za Ethanem uważnie rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś niebezpieczeństwa, ale nie widziała nic niepokojącego. Drgnęła, kiedy usłyszała kolejny rozkaz wypływający z ust przemytnika. Na końcu języka już miała przygotowaną bezczelną odpowiedź, aby sam ruszył dupę i to sprawdził, ale uznała, że nie warto w takim momencie wszczynać niepotrzebnej kłótni. Pokiwała tylko głową i zwróciła się w kierunku drewnianej skrzyni. Uchyliła wieko i zajrzała do środka, a następnie wyciągnęła kilka metalowych puszek, jakieś dwa opakowania suszonych owoców, dwie paczki chipsów i trzy pudełka z makaronem. I jak oni niby mieli to sobie ugotować?
         -Tylko to – rzuciła. Nawet nie było żadnej wody pitnej. Dobrze, że miała dwie zapasowe butelki w plecaku.
          Nie mieli wyjścia i to co zostało po rabunku spakowali do swoich plecaków. Następnie przeszli za ogrodzenie i to właśnie był ten moment, w którym nie było już odwrotu. Jill czuła jednocześnie strach i ogromną ekscytację. Oprócz wielu niebezpieczeństw jakie mogły na nich czekać w postaci zarażonych czy też innych ludzi, brunetka była bardzo ciekawa jak bardzo zmienił się świat.
          Zerknęła kątem oka na Ethana, ale nie odezwała się do niego ani słowem. Chcąc nie chcąc musiała postarać się go w jakiś sposób zaakceptować, nawet jeśli był totalnym bucem. Najwyraźniej nie ufał jej tak jak ona nie ufała jemu. Mimo to zdawała sobie sprawę, że to od niego w głównej mierze zależało, czy dojdzie do kolejnej strefy żywa. Jasne, potrafiła o siebie zadbać. Może niezbyt umiała posługiwać się bronią palną, ale jakąś podstawową wiedzę miała. Dodatkowo miała swój łuk, który mógłby służyć do polowań no i nóż. Nie była bezbronna. Jednak oprócz podstawowych umiejętności survivalu wiedziała, że nie miała jednej rzeczy, którą chłopak wyraźnie posiadał. Wiedział, którą drogą iść. Ona nie miała aż tak dobrej orientacji w terenie. Może gdyby miała mapę, w końcu udałoby jej się ogarnąć czy powinni iść na wschód czy też zachód. Potrafiła określać kierunki za pomocą naturalnych czynników jak słońce i cień czy też gwieździstego nieba. W dzieciństwie interesowała się gwiazdozbiorami i całe szczęście nauczyła się ich odróżniać. Jednak podejrzewała, że bez mapy niewiele jej to mogło pomóc.
          Kiedy szli pustą drogą przez niewielkie miasteczko, dziewczyna uważnie starała się rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś zagrożenia. Musiała wyostrzyć wszystkie swoje zmysły i być ostrożna na każdym kroku. Gdy patrzyła w stronę jednego z budynków, nie zauważyła, że Ethan zatrzymał się, a ona wpadła wprost na jego plecy zakryte plecakiem.
         -Ała… Czemu stanąłeś? – zapytała rozmasowując swój obolały nos i zerknęła mu przez ramię. Wejście do tunelu, którym powinni przejść było całkowicie zablokowane przez ogromną cysternę oraz kilka zardzewiałych samochodów.
          -Co teraz? – rzuciła. Ciekawe czy dało się ten tunel jakoś wyminąć. Albo może powinni przejść pod tymi wszystkimi pojazdami i dostać się do wnętrza tunelu? Pytanie tylko czy dalej nie był on równie zablokowany. Ona sama wolała się nie odzywać. W końcu to Ethan znał ten teren.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {27/03/23, 08:22 pm}

Awake and Alive Nagazw11

         – Nieźle – skwitował słowa dziewczyny i łypnął w skrzynkę z prowiantem. Nie było tego wiele – dla ich dwójki, bo gdyby tę wyprawę odbywał w pojedynkę, w zupełności by mu to wystarczyło. Nie miał zamiaru malować trawy na zielono i nakładać na nos różowych okularów, było chujowo i liczył na to, że dziewczyna też zdaje sobie z tego sprawę.
         Mieli o tyle szczęścia, że pogoda nawet dopisywała, ale pomału zaczynał zbliżać się zmierzch i Ethanowi bardzo zależało, żeby dostać się do pierwszej kryjówki w jak najkrótszym czasie. Prowadziła do niej jedna bezpieczna droga, którą podążał za każdym razem, gdy musiał opuścić strefę. Od swojego ostatniego wypadu niewiele się zmieniło. Budynki pokrywała ta sama roślinność, co parę dni temu. Niektóre z wejść do kamienic pokrywały odnogi grzyba, które wyglądały jak neurony w mózgu. Kiedyś Ethan podczas jednej z wyprawy chciał wejść do sklepu porośniętym takim gównem i od razu tego pożałował – w ciągu chwili razem z Joshem zostali otoczeni przez zarażonych w stadium pierwszym i drugim. Było ciężko, ale oboje wyszli z tego prawie bez szwanku dzięki dobremu celowi, zwinnych nadgarstkach i niemalże tanecznych ruchach, którymi podczas walki się uzupełniali. Tęsknił za tym i będzie mu tego najpewniej brakować.
         Mimo rozmyślań nad tym i owym nie tracił czujności. Miasteczko poza strefą nie było mocno oblegane przez zarażonych, można je było spotkać w mniejszych skupiskach, po parę sztuk, tak akurat rekreacyjnie, kiedy miało się ochotę rozwalić komuś głowę. Jednak niczego nie można było być pewnym. W piwnicach, podziemnych garażach, tunelach – tam nie było już tak kolorowo. Powinien wcześniej rozrysować sobie mapę, ustalić ścieżki, którymi będzie podążał, tak, żeby, jak najmniej narazić siebie i swoją przesyłkę. Środek do celu, do Emilly.
         Nie zważając na to, czy dziewczyna jest tuż za nim, czy obok, stanął nagle, kiedy dostrzegł, że tunel, którym mieli przedostać się do centrum miasta, był zablokowany ogromną cysterną i innym złomem. Nagle poczuł, jak coś buchnęło w jego plecy, o tyle jej pech, że miał na sobie plecak wypełniony paroma puszkami, bronią i manierką, którą kiedyś zabrał jednemu Łowcy.
         – Temu – wskazał dłonią na zablokowaną drogę, pozwolił sobie też przewrócić oczami, no bo jednak ogromna cysterna, to nie stokrotka na łące, którą można przypadkiem nadepnąć, bo się jej nie widziało.
         Ethan przetarł dłonią twarz, jakby pomału zaczynało doskwierać mu zmęczenie. Nie wiedział, czy to rozczarowanie spowodowane wyprawą, czy był zmęczony jej towarzystwem. Ona pewnie nawet nic nie zawiniła, taki już był, nie ufał ludziom, może z czasem, za jakieś tryliard kilometrów, kiedy odstawi ją do strefy plus parę lat później.
         – Dobre pytanie księżniczko – zaczął, odwracając się w jej stronę. Dopiero teraz tak naprawdę spojrzał na nią dłużej niż przelotne parę sekund, odkąd została przekazana w jego ręce. Była… ładna, ale z doświadczenia wiedział, że to nie zwiastuje nic dobrego. Żadnych blizn, oznak, że była kiedykolwiek, w jakimkolwiek niebezpieczeństwie, że musiała stawić czoło zarażonemu. Jakby trzymana w smoczej wieży – księżniczka. Spuścił głowę i zsunął plecak z ramion, przykucając przy nim na chwilę. Czegoś szukał, w międzyczasie wyciągnął wodę i przekazał dziewczynie, żeby mogła się napić.
         – To nam trochę komplikuje sprawę, będziemy musieli ominąć tunel, przez co nadrobimy trochę drogi. Do najbliższej kryjówki jest… – wyciągnął swoją potarganą biegiem czasu mapę, nieco zmechaconą i sklejoną taśmą z jakimiś, tylko jemu znanymi zapiskami. Wstał, położył mapę na masce najbliższego samochodu i gestem dłoni przywołał dziewczynę do siebie. – Jesteśmy tu – wskazał punkt. – Musimy się udać tu, w linii prostej jest to około trzydziestu do czterdziestu minut drogi, ale w tym przypadku – spojrzał na cysternę. – Musimy trochę nadrobić drogi – zatoczył kolisty ruch z jednego punktu do drugiego. – Z tym już trochę gorzej, bo niedługo zacznie się ściemniać. Wierz mi, nie chcesz być na zewnątrz, kiedy słońce zajdzie za horyzont.– spojrzał na dziewczynę, głęboko wwiercając się w jej oczy. Nie żartował, miał nadzieję, że w tym spojrzeniu i ona to wyczuje. Nie był złośliwy, mimo że mogła go tak odebrać, no może był, odrobinę, ale to jaki był, pozwoliło mu przetrwać w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, w jakich mógł się znaleźć. – Możemy też zmienić nieco koncepcję i udać się do tego wysokiego budynku, o tam, widzisz? – wskazał dłonią wieżowiec. – To jest biurowiec, dołem bym nie ryzykował, kto wie jakie gówno się tam czai, ale powinniśmy dać sobie radę wdrapać się na wyższe piętro, gdzieś tak w połowie powinno być bezpiecznie, będziemy mogli tam przenocować.
         Schował mapę z powrotem do plecaka i obiecał sobie, że jak tylko znajdzie chwilę czasu na postoju, przeanalizuje ją wzdłuż i wszerz, żeby obrać jak najlepszą trasę, chociaż nawet mimo planu doskonałego, nie będzie mógł przewidzieć, czy gdzieś na drodze nie będą się czaić na nich podobne niespodzianki. Zarzucił plecak na ramię i skinął głową na dziewczynę, po czym wspiął się na niewielką górkę, z której wyszedł na jedną z głównych ulic. W oddali było słychać trzaski – to podniszczone budynki, pomału zaczynały się sypać, drzewa pękały, a zarażeni grasowali w podziemiach.
         Szli już jakiś czas, a docelowy budynek zaczął być na wyciągnięcie ręki. Mieli już schodzić z drogi, kiedy Ethanowi mignął jakiś cień. Nie był to zarażony, oni głównie poruszali się bez większego celu, chyba że usłyszeli jakiegoś człowieka, którego w tym momencie postanowili zaatakować. Był to ktoś inny, a pytanie nie brzmiało kto, tylko ilu ich było.
         – Szybko! – rzucił w stronę dziewczyny i przykucnął przy porzuconym, obrośniętym trawą i chwastami samochodzie. Wyciągnął pistolet i skinieniem głowy wskazał na brunetkę, licząc, że zrobi to samo. – Strzelałaś już z tego? – zapytał, ale nim usłyszał odpowiedź, do ich uszu dotarł dźwięk, jakiś krzyk, oddalony o parę metrów.
         – Wyłaźcie, to zastanowię się, czy darować wam życie.
         Był sam, tyle chłopak mógł stwierdzić, pokładając się pod samochodem i obserwując ilość par butów lawirujących po ulicy. Grabieżca – pomyślał. Nie byli zbyt przyjemni, ale też należeli do tej grupy, która potrafiła głównie gadać. Zależało im na broni i prowiancie, a tego Ethan na pewno nie pozwoli sobie zabrać. Odwrócił się do dziewczyny i przyłożył palec do ust. Był na tyle blisko, że czuł, jak targane wiatrem brązowe włosy smagają go po twarzy. Wyczuł pastę do zębów, której użyła rano oraz delikatne mydło, którym pachniała jej skóra. On nie mógł sobie pozwolić na takie luksusy, musiała wystarczyć mu woda, więc pewnie dziewczyna nie miała takich samych doznań, czując jego przepoconą koszulkę. Niedaleko nich przeleciał kamień, dość mały, najpewniej kopnięty. Ethan wychylił się nieznacznie zza samochodu, kilka samochodów dalej czaił się mężczyzna, średniej postury, z dość specyficznym wyrazem twarzy – chciał im zrobić krzywdę, to było jasne i nic by go przed tym nie powstrzymało. Złapał Jill wolną dłonią za nadgarstek i widząc, jak tamten idzie prawą stroną, ten przemknął lewą do następnego samochodu, za którym mogli się schować.
         – Posłuchaj Jill – powiedział spokojnym, nieco przyciszonym głosem. Pierwszy raz też odkąd wyruszyli, zwrócił się do niej tak, jak mu się przedstawiła. – Poczekasz tu na mnie, dobrze? Jeśli usłyszysz jakiś szelest, cokolwiek, nie wahaj się, strzelaj – tłumaczył, jak małemu dziecku, ale dzięki temu miał nadzieję, że dziewczyna go posłucha. – Od tego zależy twoje życie, zrozumiałaś?
         Mógłby dać sobie rękę uciąć, że widział, jak dziewczyna skinęła. Wziął to za znak, że zrozumiała, nie wiedząc czemu, poczuł delikatną ulgę. York przeczłapał się do kolejnego samochodu, chciał zajść gościa od tyłu, ten najpewniej planował zrobić to samo, bo gdy tylko chłopak wychylił się, żeby przejść krok dalej, spotkał się twarzą w twarz z oprychem.
         Nie wiedział dokładnie, co usłyszała dziewczyna. Szarpaninę, krzyki, wyzwiska, aż w końcu padły dwa strzały. Oprych padł na ziemię, Ethanowi udało się trafić go w szyję, więc teraz leżał na ziemi i się wykrwawiał, próbując złapać oddech, łapał się za gardło, jakby w czymś miało mu to pomóc. Chłopakowi też się dostało, na szczęście dla niego było to tylko ramię, niewielkie draśnięcie, jedno z wielu, jakie przyszło mu doświadczyć w ciągu kilku lat. W plecaku miał apteczkę, lecz nie miał czasu, by opatrywać sobie rany, wyliże się, jak zawsze. Najbardziej wkurwiła go dziura, którą typek zrobił w kurtce, lubił ją, była wygodna i praktyczna.
         Spokojnym krokiem zbliżył się do samochodu, za którym zostawił dziewczynę. Licząc, że ona nadal tam jest.
         – To ja... – powiedział spokojnie. – Jesteśmy bezpieczni, na ten moment. – dodał. Teraz liczył się czas, musieli czym prędzej dostać się do wieżowca. Te strzały rozniosły się echem po najbliższej okolicy, więc jakaś hołota na pewno to usłyszała i to tylko kwestia czasu, jak się tu pojawi.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {28/03/23, 08:33 am}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

           Miała ochotę znów przewrócić oczami, kiedy chłopak po raz kolejny użył takiego przezwiska. Nie miała jednak zamiaru zniżać się do jego poziomu, więc zamiast tego skupiła się na o wiele ważniejszych rzeczach. Uważnie przyjrzała się mapie, którą wyciągnął ze swojego plecaka. Ciężko było się połapać pomiędzy tymi bazgrołami, ale, kiedy Etkan wskazał palcem, gdzie się znajdowali oraz w jakim kierunku powinni się udać zrozumiała, że był to dość ciężki orzech do zgryzienia. Faktycznie gdyby przeszli przez tunel byłoby im o wiele łatwiej i przede wszystkim szybciej. Nic nie mogli jednak poradzić na takie okoliczności, a jedynie stawić im czoła.
Pomysł z wieżowcem nie wydawał jej się zbyt dobry. Po pierwsze nie wiedzieli co może się tam na nich czaić. Jeśli byłby opanowany przez tuzin zarażonych nie mieliby szans się potem stamtąd wydostać. Nie wspominając już o bandytach, którzy mogli mieć tam swoją kryjówkę i zastawić pułapkę na takich nieszczęśliwców na oni. Po drugie panicznie bała się wysokości. Jeśli przyszłoby jej wspinać się po budynku mając pod sobą kilkudziesięcio bądź kilkusetmetrową przepaść to wiedziała, że choćby zaciągali ją siłą to tego nie zrobi. Miała więc nadzieję, że schody prowadzące na górę nie są czymś zawalone.
          Podczas wędrówki w stronę biurowca stwierdziła w myślach, że matka natura słono skorzystała na tej całej zarazie. Wszystkie budynki pokryte były roślinnością. To zadziwiające jak działalność człowieka może wpłynąć na takie zniszczenie środowiska. Po raz kolejny zbyt mocno pochłonęły ją myśli, bo ani się obejrzała znalazła się przy samochodzie i usłyszała jakiś męski głos, który wyraźnie nie był do nich przyjaźnie nastawiony. Wyciągnęła broń i zacisnęła palce na chłodnej rękojeści. Jej serce momentalnie przyśpieszyło, a adrenalina gwałtownie skoczyła. Od razu przypomniała sobie sytuację w obozie. Znów zaczęło ją paraliżować, ale ze stanu odrętwienia wyrwał ją dotyk Ethana, który sprawnie przetransportował ich za kolejne auto. Wysłuchała uważnie jego słów i powoli pokiwała głową. Miał rację. Odkąd znalazła się na zewnątrz wiedziała, że teraz jest zdana tylko i wyłącznie na siebie. Uważnie przyjrzała się broni, którą wciąż trzymała niepewnie w dłoni. Jak to było? Najpierw odbezpieczyć, a potem strzelać? Tak, chyba tak. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić rozległy się dwa strzały. Drgnęła nieco przestraszona, ale nie miała na tyle odwagi, aby wychylić się zza pojazdu i sprawdzić kto przeżył, a kto walczył o życie. Usłyszała kroki zbliżające się do samochodu, więc szybko odbezpieczyła broń i wycelowała w kierunku, w którym usłyszała hałas. Kiedy jednak to Ethan był tym, który się odezwał z ulgę opuściła pistolet i odetchnęła głęboko. Nie mogła zrozumieć jak on mógł być taki spokojny. Podejrzewała jednak, że to lata spędzone w tym okrutnym świecie ukształtowały w nim to opanowanie i odwagę w walce z przeciwnikami.
          Schowała broń i podniosła się na równe nogi, które w tym momencie zrobiły się jak z waty. Najwyraźniej jeszcze adrenalina wciąż krążyła w jej żyłach. Ruszyli dalej w kierunku wieżowca, a Jillian przez dłuższą chwilę wpatrywała się w czubki swoich butów i zastanawiała się czy w takiej sytuacji powinna mu podziękować za uratowanie jej życia. Tak, chyba powinna tak zrobić. Uniosła wzrok i już otwierała usta, aby wykrztusić podziękowania, ale zauważyła karmazynową plamę na jego kurtce.
          -Ethan… Ty krwawisz – rzuciła i niewiele myśląc chwyciła go za przedramię. Nie mogła jednak zbytnio ocenić czy rana była głęboka czy też nie, przez kurtkę, więc niemalże od razu poleciła mu ją ściągnąć, a sama zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu apteczki.
          -Trzeba cię opatrzeć. To zajmie tylko chwilę. Chyba, że chcesz, aby w końcu wdało się zakażenie – powiedziała widząc jego niezbyt zadowoloną minę. Wiedziała, że nie mieli zbyt dużo czasu. Na pewno ktoś oprócz nich usłyszał te strzały i niedługo zjawi się tu więcej takich niebezpiecznych ludzi albo zarażonych. Mimo wszystko uważała, że chodzenie z raną postrzałową nie było zbyt mądrym pomysłem. Nawet jeśli to było jedynie draśnięcie i kula nie utknęła w jego ciele to było wiele sposobów na to, aby zmieniło się to w coś poważnego.
          -Pokaż – odchyliła rękaw koszulki i uważnie obejrzała postrzał. Na całe szczęście nie wyglądało to zbyt groźnie. Kula najwyraźniej musiała przejść kilka milimetrów od ramienia, przez co, tak jak się spodziewała, było to jedynie draśnięcie.
         -Może trochę szczypać – uprzedziła go, kiedy wylała na gazik trochę spirytusu. Nie mieli już wody utlenionej, a z tego co wiedziała to spirytus zabijał większość bakterii. Delikatnie przemywała jego ranę starając się zbytnio nie przeciągać. Kiedy rana była już wystarczająco oczyszczona nałożyła opatrunek i wszystko dokładnie zabandażowała.
          -Gotowe. Gdyby coś się działo informuj mnie na bieżąco – powiedziała pakując wszystko z powrotem do plecaka.
          W końcu udało im się dotrzeć pod biurowiec, który z tej perspektywy wydawał się naprawdę ogromny. Główne wejście było zablokowane, więc musieli dostać się do środka przez parking. Musiała przyznać, że ciemna hala z porzuconymi samochodami oświetlona jedynie przez ostatnie promienie słońca była naprawdę niepokojąca. Mieli szczęście, kiedy drzwi prowadzące na schody przeciwpożarowe były otwarte. Wspięli się po nich na wyższe piętra, ale nie udało im się wejść zbyt wysoko ze względu na zablokowane schody prowadzące wyżej. Musieli więc przejść przez budynek. Dziewczyna zerknęła przez okno i aż dostała gęsiej skórki widząc, że są na co najmniej siódmym piętrze.
          -Czy to jest dobry moment, aby powiedzieć ci, że mam paniczny lęk wysokości? – rzuciła odsuwając się od okna.
          Przeszli przez salę, która mieściła chyba z dwadzieścia biurek chcąc dostać się na główny korytarz, ale drzwi były zastawione.
         -Tam, spójrz – powiedziała wskazując na wybite okno znajdujące się nad drzwiami -Podsadź mnie. Przecisnę się i otworzę nam drzwi.
          Ściągnęła plecak, aby jej zbytnio nie zawadzał, a potem wspięła się, zarzuciła nogę przez otwór i zwinnie przeskoczyła na drugą stronę. Faktycznie drzwi były zastawione jakąś szafą i kilkoma krzesłami. Z krzesełkami nie miała żadnego problemu, aby przesunąć je na bok, ale ta szafa… Wymagała od niej wiele wysiłku, aby ją przesunąć. Prawie udało jej się w pełni odblokować drzwi, ale po chwili usłyszała za sobą szybkie kroki i brutalnie została powalona na podłogę. Teraz żałowała, że najpierw się nie rozejrzała i nie dostrzegła w porę zagrożenia. Teraz łapczywe zębiska próbowały za wszelką cenę wgryźć się w jej skórę, a ona z całych sił starała się je od siebie odciągnąć. Drugą ręką starała się wyciągnąć swój nóż, ale tak się ze sobą szarpali, że nie potrafiła go wyciągnąć z pokrowca. W końcu kopnęła go kilkukrotnie tak, że przez moment odciągnęła go od siebie i w tej samej chwili udało jej się wyciągnąć broń. Kiedy po raz kolejny zarażony rzucił się w jej kierunku zamachnęła się i jednym ruchem wbiła ostrze prosto pomiędzy jego oczy. Krew spłynęła na jej twarz, zrzuciła z siebie jego martwe ciało i opadła na plecy głęboko oddychając.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {29/03/23, 08:13 pm}

Awake and Alive Nagazw11


         – To nic, tylko draśnięcie, nie ma potrzeby… – powtarzał wciąż i wciąż, ale dziewczyna zdawała się go nie słyszeć, była w amoku, szoku? Ethanowi ciężko było to określić. Dotychczas nie spędzał z dziewczynami zbyt wiele czasu, a jeśli to robił, było o wiele przyjemniej niż przeprowadzanie ich przez zniszczony, oblegany przez zarazę świat. W dodatku laski, z którymi przyszło mu mieć do czynienia, były… inne, mniej delikatne, potrafiły zadbać o siebie. Posłusznie zsunął z ramienia kurtkę i pozwolił Jill zająć się draśnięciem, czuł, że nie wiadomo jak się jej przeciwstawi, w tym starciu nie ma szans na wygraną.
         Czy piekło? Cholernie. Ethan po kontakcie gazika nasączonego spirytusem z jego świeżą ranę, wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, wydając przy tym lekki gwizd, po czym odetchnął z ulgą, kiedy w końcu brunetka zabrała od niego swoje ręce. Swoją drogą zastanawiał się, skąd u niej te umiejętności, sam osobiście polałby ranę tanim alkoholem i przewiązał brudną szmatą, zamiast się cackać w jakieś oczyszczanie i inne rzeczy. Niemniej, był jej wdzięczny za fachową obsługę, więc w ramach podziękowania skinął nieznacznie głową, kiedy wsuwał rękę do rękawa kurtki.
         Po dotarciu do budynku liczył, że obejdzie się bez większych niespodzianek, ale czym bez nich byłoby życie survivalowca? Szczęście w nieszczęściu, że udało im się przemknąć przez licho oświetlony parking, zamiast piwnicami, które pewnie były pełne zarażonych. Na parkingu o dziwo nie natrafili na nikogo, widocznie ostatki promieni słonecznych przeszkadzały im w spokojnej szarży.
Spojrzał na Jill, kiedy wspomniała o lęku wysokości. Fakt, mogła wspomnieć o tym wcześniej, pewnie zaradziłby coś innego, wybrał inny, mniej wznoszący się ku niebu budynek, albo cokolwiek innego. Westchnął ciężko.
         – Musisz mówić mi o takich rzeczach, wtedy pomyślimy nad innym rozwiązaniem – wspomniał jedynie. Nie znał jej, nie wiedział kompletnie nic, kiedy rozmawiał z jej ojcem o zleceniu, nie znał nawet wieku „przesyłki”, więc w żaden sposób nie mógł się przygotować na tę wyprawę. Musiał działać spontanicznie, pytanie tylko, na ile ta spontaniczność nie wyjdzie mu bokiem.
         Gdy w końcu udało im się przebrnąć przez – jak się domyślał – salę konferencyjną, napotkali kolejną przeszkodę. Kiedy Ethan złapał za klamkę, poczuł, że coś blokuje drzwi od drugiej strony. Planował je wyważyć, chociaż spróbować, ale Jill wtedy wpadła na inny pomysł. I wcale nie ukrywał, że mu się to nie podobało, bo kto wiedział, co się za tymi drzwiami znajduje, nie mogli mieć nigdy stuprocentowej pewności. Jednak nie miał co za bardzo z nią dyskutować, więc dając jej do zrozumienia, że mogą to zrobić inaczej, podsadził ją, tak jak poprosiła i założył ręce na piersi.
         Wziął jej plecak i zaczął krążyć koło wejścia, nasłuchując co dzieje się za drzwiami. Wyłapywał najmniejsze dźwięki – przesuwane meble, które dość zwinnie szurały po podłodze, więc stwierdził, że musiało być to coś niewielkiego. Później było gorzej, mebel, który zastawiał drzwi musiał być ciężki. Kiedy Jill go przesuwała, Ethan miał wrażenie, że walczy tam z czołgiem i zaczął się coraz bardziej niecierpliwić. Po chwili dotarły do niego odgłosy szamotaniny – zarażony, pomyślał szybko i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Kilka razy próbował uderzyć w drzwi, żeby je wyważyć, ale coś jeszcze mu tam zawadzało. Myśl Ethan, myśl – ganił sam siebie, za tę nieporadność, w której się teraz znalazł. Mógł ją zatrzymać, a teraz najprawdopodobniej leży martwa w drugim pokoju.
         – Kurwa! – ryknął i ze wściekłością kolejny raz wbił się w drzwi, które tym razem ustąpiły. Wypadł na korytarz i zobaczył leżącą na podłodze dziewczynę, całą we krwi, a obok niej zarażony z nożem między oczami. Wyciągnął nóż i wsunął go do tylnej kieszeni spodni, a następnie podszedł do Jill. Coś w nim tak buzowało, że gdyby nie to, że była dziewczyną, najpewniej dostałaby solidny wpierdol. Pochylił się nad nią i kiedy zauważył, że jej klatka piersiowa się unosi, zaciśniętą pięścią z całej siły uderzył w podłogę. – Co ty kurwa sobie myślałaś? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Mógł oczywiście powiedzieć, że dobra robota Jill, spisałaś się i powaliłaś zarażonego, ale w tym momencie, adrenalina przejęła nad nim kontrolę.
         Musieli iść dalej. Skoro był jeden, prawdopodobieństwo, że będzie ich więcej, znacznie się zwiększyło. Nie mogli się zatrzymywać. Jeśli Ethan dobrze pamiętał, na tym piętrze był korytarz, prowadzący na taras niższego, sąsiedniego budynku. Gdyby im się udało przedostać, stamtąd mogliby przejść jeszcze dalej, byle jak najskuteczniej ominąć główne drogi, które idealnie odsłaniały ich położenie. Może udałoby im się znaleźć jakiś jeżdżący samochód, jednak to były tylko marzenia, już dawno wszystkie samochody, które były dostępne w okolicy, miały albo rozładowany akumulator, albo spuszczone z baku paliwo.
         Pomógł wstać Jill i przetrzymał ją nieco. Nadal był wkurzony, ale na reprymendy przyjdzie czas później – priorytet: spieprzać stąd jak najszybciej. Wzdłuż ściany, jak najcichszym krokiem przesuwali się do przodu. Gdy dotarli do rozwidlenia korytarzy, usłyszał to charakterystyczne klikanie. Wsłuchał się bardziej, żeby wyłapać czy jest ich więcej, ale gonił go czas, bo dźwięk zdawał się zbliżać. Najprawdopodobniej jakieś cholerstwo usłyszało huk wyważanych drzwi. Odwrócił się w stronę dziewczyny i dostrzegł w ścianie wnękę służącą za miejsce do gaśnicy przeciwpożarowej, złapał ją za ramiona i wcisnął się z nią tam razem, prawie natychmiast zasłaniając jej usta dłonią. Czuł na ciele jej przyśpieszone bicie serca, a w oczach widział jedynie strach. W jego nie było widać nic, oprócz małych iskierek kurwików. Nie mógł dopuścić, by sytuacja sprzed chwili powtórzyła się – już nigdy.
         Wstrzymał powietrze, gdy Klikacz znalazł się na tym samym korytarzy, na którym chowali się z Jill. W tej sytuacji ratowało ich jedynie to, że te stwory były totalnie niewidome. Niewidome, ale miały wyostrzony słuch, więc Ethan dbał o to, by nie wydostał się z ich ust nawet najdelikatniejszy szmer. Gdy ten tylko ich minął, wysunął się lekko i wyciągnął z kieszeni nóż, który wcześniej zabrał spomiędzy oczu poprzedniego zarażonego, po czym wepchnął mu go w sam środek potylicy. Ten padł, a im dało to chwilę czasu, by przedostać się na drugą stronę korytarza i wejść do pomieszczenia, w którym mogli się schronić.
         Gdy tylko zamknęli drzwi, York rozejrzał się po pomieszczeniu i zweryfikował je, jako pomieszczenie socjalne, w którym pracownicy biurowca spożywali śniadanie – albo przynajmniej część pracowników. Pusty już automat na napoje, metalowy stół, który zajmował większą część podłogi, parę blatów i szafek, czajnik i ekspres do kawy, w dodatku nie najlepiej tam pachniało, ale jakoś nie miał zamiaru wybrzydzać.
         – Odsuń się – powiedział do dziewczyny i przechylił stół tak, by ten blokował klamkę. Nie obawiał się zarażonych tylko ludzi. Następnie nieco przesunął automat na napoje – o dziwo, kiedy były puste, nie stawiały aż takiego oporu. Spojrzał na kolejne drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, uchylone, dostrzegł lustro, więc nawet będą mieli gdzie się wysikać, jak najdzie ich taka potrzeba: luksus – pomyślał.
         Jak tylko skończył rozstawiać wszystko dookoła, przypomniał sobie, że nie jest tu sam. Nabrał w płuca powietrze i nerwowo je wypuścił.
         – Życie ci niemiłe do cholery? – zapytał dziewczyny, nawiązując do głupoty, którą zrobiła. – Nie będę narażał swojego życia, kiedy ty swoje masz w dupie, jasne? Nie zgrywaj bohaterki, bo to nie o to tu chodzi – dodał, po czym oparł się plecami o ścianę, na której było duże okno wychodzące na panoramę miasta. – Ta droga będzie od nas wiele wymagała, może nie jestem idealnym towarzyszem, wierz mi, że ty też, ale kurwa, obiecałem twojemu ojcu, że cię dostarczę do bezpiecznej strefy, to mi nie utrudniaj zadania – zakończył, zsuwając z ramion kurtkę i odkładając ją na plecak, po czym sam zsunął się po ścianie i usiadł na podłodze, opierając głowę o chłodną ścianę za nim.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {30/03/23, 01:33 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

           Przez moment zupełnie nie potrafiła ogarnąć się w sytuacji. Ten zarażony naprawdę mocno ją zaskoczył i wiedziała, że dosłownie chwile dzieliły ją od zetknięcia się ze śmiercią. Dopiero kiedy zobaczyła nad sobą Ethana jej świadomość zupełnie wróciła do rzeczywistości. Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Czy on naprawdę w takim momencie zganił ją za to, że przeżyła i odparła atak biegacza?
            -Nic mi nie jest. Dziękuję, że pytasz – rzuciła tylko sarkastycznie podnosząc się z podłogi. Ciężko jej było cokolwiek powiedzieć jeszcze na ten temat, bo zdawała sobie sprawę, że nie znajdowali się w tym momencie w bezpiecznym miejscu. Kto wiedział ile jeszcze zarażonych mogli spotkać po drodze, więc po prostu w milczeniu podążyła za chłopakiem.
          Kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk, który dobrze zapadł jej w pamięci, odkąd była ostatnim razem na zewnątrz, zamarła. Całe szczęście, że umysł Ethana trzeźwo myślał i zaciągnął ich do niezbyt dużej wnęki. Serce biło jej jak oszalałe, kiedy przerażający dźwięk było coraz głośniejszy. Bała się, że Klikacz, który właśnie przeszedł obok nich mógł je usłyszeć i za chwilę rzuci się na nich. Tak się na szczęście nie stało, a Ethan w porę zareagował pozbywając się szybko zagrożenia.
          Dała się poprowadzić do kolejnego pomieszczenia i uważnie obserwowała jak chłopak starał się jak najlepiej ich zabarykadować. Może powinna była mu pomóc, ale nie chciała po raz kolejny zostać zbesztana i sprowadzona do parteru, więc nie zrobiła nic. Miała nadzieję, że na tym temat biegacza się zupełnie zakończy, ale nie wiedziała jak bardzo się myliła. Po jego słowach czuła jak coraz bardziej się w niej gotuje.
          -Wal się! – wycedziła przez zęby, ale zorientowała się, że jest nieco za głośno i wiedziała, że każde podniesienie tutaj głosu mogło wywołać jednego z tych stworów, więc szybko ściszyła ton.
          -Jesteś strasznym dupkiem, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie prosiłam się o to. Nie prosiłam, aby gdziekolwiek z tobą iść – powiedziała czując jak jej poliki robią się gorące i czerwone ze złości.
           -Wcale nie zgrywałam bohaterki. Chciałam po prostu otworzyć te cholerne drzwi, abyśmy w końcu mogli odpocząć. To był błąd, że się wcześniej nie rozejrzałam i biorę to na siebie, ale poradziłam sobie. Nie wierzę, że jesteś na mnie o to wściekły, bo dałam sobie radę bez twojej pomocy – odłożyła plecak na drugą stronę pomieszczenia i usiadła przy nim.
         -Skoro jestem taka okropna to dlaczego nie zabierzesz tego co ci dał mój ojciec i mnie po prostu nie zostawisz? Jestem pewna, że znajdziesz jeszcze jakieś zlecenie – dodała marszcząc brwi.
         Nie wiedziała dlaczego właściwie jej ojciec na to przystał. Oddał ją w ręce jakiegoś nieznajomego człowieka, który działał jej na nerwy jak nikt inny. Nie mógł być aż tak godny zaufania. Wypuściła powoli powietrze z ust czując jak i napięcie powoli opada. Nie miała siły, ani ochoty się teraz kłócić. Wiedziała, że gdyby ją zostawił to na pewno nie udałoby jej się dotrzeć do celu w jednym kawałku, a dobrze zdawała sobie sprawę z tego jak ważny priorytet miała ta misja. Nie zamierzała jednak pokazywać tego, że mocno jej na tym zależało. W razie czego mogła znaleźć kogoś innego.
          Odwróciła się do niego plecami dając mu tym samym do zrozumienia, że już nie miała zamiaru z nim dyskutować. Ułożyła głowę na plecaku i choć nie był zbyt wygodną poduszką to momentalnie poczuła ogarniające ją zmęczenie. Ten dzień zdecydowanie należał do ciężkich. Chciała jak najszybciej o nim zapomnieć i miała nadzieję, że kolejny będzie lepszy. Jeszcze przez moment wzbraniała się przed zaśnięciem cały czas rozmyślając o tym co może czyhać na nich za drzwiami. Później jednak stwierdziła, że blokada powinna być na tyle solidna, że nic niepożądanego nie powinno się do nich dostać, więc kiedy tylko przymknęła powieki od razu odpłynęła w krainę snów.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {02/04/23, 07:08 pm}

Awake and Alive Nagazw11


         Wstał… Zmrużył oczy, kiedy Jill puściły nerwy i nie spuszczał z niej wzroku do czasu, aż nie skończyła. Już miał zapytać, czy skończyła, wiedząc doskonale, że to rozpętałoby kolejną falę, która najpewniej skończyłaby się dość burzliwą wymianą zdań.
          Bo jesteś tylko środkiem do celu – pomyślał, gdy zapytała go, dlaczego jej nie zostawi. Tak było, była przepustką do oddalonej o setki kilometrów strefy kwarantanny. Dość rozbudowanej, w której mieściły się ośrodki badawcze, w które ludzie nie biedowali, jak w pozostałych. Była kartą przetargową. Jeśli doprowadzi ją całą i zdrową, Ethan również znajdzie tam dla siebie miejsce i może odnajdzie Emilly, której szukał już szmat czasu. Wiedział, że żyje, czuł to. Nie mogło być przecież inaczej. Jej matka była biologiem, więc gdy tylko wybuchło to cholerstwo, wojsko od razu zabrało ich do „bezpiecznej strefy”.
         – Bo może kurwa… – zaczął, ale spojrzał jeszcze raz na Jill, która emanowała złością. – A zresztą, pierdole to – dodał, tym samym dając jej do zrozumienia, że nie będzie kontynuował tej wymiany zdań. Westchnął ciężko i odwrócił się do dziewczyny plecami. Spojrzał w dal przez okno na otaczające ich budynki. Kiedy brał to zlecenie, był pewien, że wszystko pójdzie jak po maśle, bez problemu przedostaną się przez miasto do kryjówki A, a później B itd. Droga, z wyjątkiem paru przypadków, na które Ethan był gotowy podczas każdej swojej wyprawy, będzie miła i przyjemna. Jak bardzo się pomylił?
         Przysunął się bliżej drzwi, żeby w razie problemów mieć jak najlepsze pole manewru, albo chociaż słyszeć. Nie zamierzał iść spać, zazwyczaj na takich wyprawach, gdzie przychodzi koczować mu w miejscach, których nie znał – czuwał, a na sen przyjdzie pora zawsze. Zaczął rozmyślać nad najlepszym wyjściem z sytuacji dla nich. Na pewno przydałoby się znaleźć coś, co jeździ: motor, samochód… nawet zwykły rower by go ucieszył. Już miał wizję, gdzie Jill biegnie za jednośladowcem i parsknął cicho pod nosem. Czy by jej to zrobił? Najprawdopodobniej tak.
         Nie spał prawie całą noc. Wydawało mu się, że słyszał za drzwiami jakieś szmery i pomruki, więc nad ranem, gdy tylko promienie słoneczne zaczęły rozświetlać niebo kolorową łuną, przetarł oczy z nadzieją, że wysypie z nich cały piach, który się tam zalęgł. Wyciągnął z plecaka dwa kawałki suchego chleba i niewielkie dwie puszki konserwy, po czym spojrzał na brunetkę i ponownie się zaśmiał. Pewnie była przyzwyczajona do jadania jajek na śniadanie z dwiema kromkami tostów pełnoziarnistych i cholera wie czego jeszcze. Dla tych bogatych szło zawsze to, co najlepsze, a dla pozostałych same ochłapy – podgniłe owoce, albo inne żarcie, którego przydatność do spożycia minęła dawno temu. Jedną puszkę i kawałek chleba położył obok dziewczyny. Jeszcze chwilę przyglądał się jej jak spała, aż w końcu kopnął ją w podeszwę do buta – nie za mocno, ale na tyle, by nią wstrząsnąć.
         – Wstawaj księżniczko, nowy dzień, nowe kurewskie przygody – powiedział, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę irytacji. – Przygotowałem dla ciebie iście królewskie śniadanie – dodał, a następnie sam przysiadł pod oknem i otwierając konserwę, zrobił minę, jakby co najmniej miał zaraz zjeść jakiś kawior, czy inne ekskluzywne żarło. – Musisz nabrać sił na kolejne potyczki z biegaczami – skomentował z pełną buzią, kiwając na położone przed dziewczyną jedzenie. Musieli oszczędzać, bo ilość zapasów mieli ograniczoną, także następny posiłek – wieczorem, o ile przeżyją.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {04/04/23, 01:38 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

Drgnęła i uchyliła powieki, kiedy poczuła jak ktoś szturcha jej buta. W pewnej chwili chciała się zerwać do ucieczki myśląc, że to jakiś biegacz albo inne cholerstwo ale widząc obok siebie Ethana jej mięśnie nieco się rozluźniły. Powoli podniosła się do siadu i przeczesała włosy, które pewnie sterczały jej na wszystkie strony. Nie mogła powiedzieć, że dobrze jej się spało. Zdecydowanie twarda podłoga nie należała do najwygodniejszych, a plecak nie miał porównania do miękkiej poduszki w jej starym pokoju. Przeciągnęła się czując jakby czołg po niej przejechał. Niemalże wszystkie części ciała dawały o sobie znać i nie wiedziała czy to zasługa zimnego i twardego podłoża na którym spała, czy też odzywały się wczorajsze zakwasy.
Widok Ethana wcale nie napawał jej entuzjazmem. Od razu przyszła jej na myśl ich wczorajsza kłótnia i najwidoczniej chłopak nie miał w sobie ani krzty skruchy i nie zamierzał jej za to wszystko przepraszać.
  -Mam na imię Jill. To chyba nie takie trudne do wymówienia, nawet dla kogoś takiego jak ty – rzuciła z przekąsem, kiedy po raz kolejny nazwał ją „księżniczką”. Tak naprawdę to było ostatnie zdanie jakie do niego powiedziała. Zupełnie nie skomentowała jego kolejnych docinek. Nie chciała sobie psuć nerwów, więc po prostu nie zamierzała z nim rozmawiać. Bez słowa sięgnęła po konserwę oraz chleb i skonsumowała wszystko. Może to nie był posiłek najwyższych lotów, ale nie był też niezjadliwy. W dzieciństwie często jeździła z tatą na kempingi i tak naprawdę żywili się głównie konserwami. Dlatego też nie było to dla niej czymś nowym.
W końcu musieli znów ruszać w drogę. Upewnili się, że za drzwiami nie czyhają na nich zarażeni, po czym odsunęli barykadę i opuścili pomieszczenie socjalne. Plan był taki, żeby przejść budynkiem na drugą stronę ulicy i dzięki temu przejść ponad tunelem i go w pełni ominąć, aby nie musieli zbyt dużo nadrabiać. Przemknęli korytarzem i znaleźli się na drugiej klatce schodowej. Zeszli kilka pięter w dół, jednak i tym razem natrafili na przeszkodę w postaci zablokowanych schodów. Musieli się cofnąć, a następnie z powrotem wejść do wnętrza biur. Po raz kolejny usłyszeli mrożące krew w żyłach klikanie. Od razu skryli się za drewnianymi biurkami wypatrując skąd dochodzi ten przeraźliwy dźwięk. W końcu ujrzeli dwójkę zarażonych wypełzających z sąsiedniego pomieszczenia. Jill aż wstrzymała oddech, kiedy przechodzili niecały metr od nich. Miała wrażenie, że jej szybko bijące serce za chwilę wyskoczy z jej piersi. Przeczołgali się najciszej jak potrafili w kierunku kolejnego pokoju, a następnie zamknęli za sobą drzwi. Pomieszczenie było małe i znajdowało się w nim jedynie zagracone biurko oraz kilka uschniętych roślin w ogromnych donicach. Niedaleko biurka znajdowało się wyjście na niewielki taras. Nie mieli żadnej innej drogi ucieczki. Musieli się znów cofnąć. Tam gdzie były dwa niebezpieczne Klikacze.
Odwróciła się w stronę Ethana, aby zapytać się czy ma jakiś plan i zobaczyła go stojącego na tarasie i lekko wychylającego się przez barierki. Podeszła bliżej i ujrzała centralnie nad tarasem dach szklanego korytarza, którym można było przejść prosto do innego budynku.
  -Nie. Nie ma mowy – rzuciła tylko widząc jak wysoko byli.
  -Mówiłam ci przecież, że mam lęk wysokości. Nie przejdę tędy. Musimy wymyślić coś innego – powiedziała krzyżując ręce na piersi. Wiatr mocno zawiał tak, że drzwi balkonowe kilkukrotnie uderzyły o framugę robiąc hałas, który momentalnie przyciągnął zarażonych. Klikacze od razu zaczęły dobijać się do frontowych drzwi i kwestią czasu było, kiedy dostaną się do środka. Nie mieli wyboru. Musieli zeskoczyć te kilka metrów na szklany dach. Jill chwyciła się barierki i powoli przełożyła najpierw jedną nogę, a potem drugą. Czuła jak dostaje ataku paniki. Spoglądając na tą ogromną przepaść pod nimi, aż zaczęło jej się kręcić w głowie.
  -Nie dam rady… Ja nie… - jej palce mocno zacisnęły się na metalowej poręczy, a oddech znacznie przyśpieszył. Miała wrażenie, że z każdą kolejną próbą łapanie powietrza stawało się coraz trudniejsze. Usłyszała z tyłu łamiący się zatrzask w drzwiach i coraz głośniejsze klikanie. Byli w środku, a ona nie potrafiła się przełamać.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {14/04/23, 10:17 am}

Awake and Alive Nagazw11

        Fakt, nie był to jakiś wybitny posiłek, ale Ethan był przyzwyczajony do jedzenia byle jakiego gówna, tylko po to, aby nabrać sił na potrzebną przeprawę. W tych czasach już dawno przestali dbać o to, co jedzą, o dostarczane do organizmów mikroelementów i tego całego ścierwa, o jakim biadolili w telewizji. Widać nie było to tak bardzo potrzebne, bo ludzie nauczyli się żyć i bez tego. Nie ukrywał jednak sam przed sobą, że zjadłby pieczony kawałek jakiegoś mięsa, czy cokolwiek innego, mógł być to królik, czy jakaś świeżo złowiona ryba, cokolwiek, co nie śmierdziało karmą dla zwierząt.
        Sama droga omijająca tunel nie była łatwa, droga z Jill, była jeszcze trudniejsza, bo oprócz siebie musiał dbać, by jej włos nie spadł z zasranej głowy, mimo że była wkurwiająca i najchętniej wypchnąłby ją za te drzwi od biura, w którym właśnie udało im się schować przed klikaczami, to wziął sobie za punkt honoru, żeby doprowadzić do końca to, czego się podjął. No, chyba że zginie po drodze, to wtedy nie będzie się już musiał o nią martwić - jest to jakieś rozwiązanie.
        – Nie, to się nie dzieje naprawdę. Tu jest jakaś pierdolona ukryta kamera, prawda? – zapytał bardziej w przestrzeń, rozglądając się po budynku. Nie wierzył, że w tak krótkim czasie można mieć tyle razy pecha.
        Przeniósł wzrok na dziewczynę i pokiwał głową. Nie było innej drogi ucieczki i oboje doskonale o tym wiedzieli, nie mieli też czasu, by zastanawiać się, czy droga na dół jest właściwa. Prychnął cicho pod nosem. Chwilę zawahał się, czy powinien atakować klikaczy, czy pomóc Jill puścić balustradę. Ostatecznie, nim tamci zdążyli przebrnąć przez drzwi, Ethan nałożył na głowe kaptur i przeszedł przez barierkę, gdzie stanął bezpośrednio za brunetką.
        – Jill… – powiedział cicho, w miarę możliwości opanowując swój głos. – Teraz delikatnie odwróć się w moją stronę i obejmij mnie z całej siły - dodał. Czuł, że przytulanie się do niego to ostatnia rzecz, o której dziewczyna teraz marzy, ale skoro mieli przeżyć, nie mieli wyboru. Jemu też nie była ta cała sytuacja na rękę, ale dał słowo jej ojcu, że się o nią zatroszczy, a kto jak kto, ale Ethan York, dotrzymuje słowa. Ochraniając ją swoim ciałem, asekurował, by noga jej się nie ześlizgnęła. Wbrew pozorom nie było to tak wysoko, ale rozumiał, że osoby z lękiem wysokości miały tendencje do wyolbrzymiania swoich leków. Dopiero gdy poczuł dłonie Jill na swoich plecach, puścił jedną ręką poręcz i przycisnął do niej dziewczynę, by i on mógł się przygotować. Akurat w momencie, w którym przycisnął głowę dziewczyny do swojej klatki piersiowej, dwóch klikaczy udało się pokonać drzwi do pomieszczenia. Chłopak przeklął pod nosem i obejmując dziewczynę, z całej siły przyciskając ją do siebie, odchylił się do tyłu.
        Huk roztrzaskanego szkła odbił się echem po okolicy. Ethan się czuł, jakby przydzwoniła w niego jakaś ciężarówka. Bolały go nogi, ręce, o plecach nie wspominając. Wydał z siebie cichy jęk bólu, kiedy otworzył oczy. Dookoła leżały odłamki szkła, a Jill leżała na nim.
        – Jill - wychrypiał, próbując poruszyć ręką, żeby odgarnąć jej włosy, zamiast tego musiał sięgnąć po pistolet i z pozycji leżącej wycelować w zmierzającego w ich stronę biegacza, a później drugiego.
        Znajdowali się na pierwszym, maksymalnie drugim piętrze. Gdy Ethan usłyszał dobiegające z drugiej strony głosy, nie zdążył zareagować, gdy zobaczył pochylającą się nad nim znajomą twarz.
        – Rajciu! - powiedziała ciemnoskóra, krótko ścięta dziewczyna. Ethan dobrze ją znał, kilka razy uratował jej dupę. Była… niezrzeszona, nie należała do żadnej grupy, nie należała do żadnej strefy, była po prostu wolna, ona i kilkoro innych osób, z którymi tworzyła tzw. „klan”.
        – Imani… - powiedział cicho.
        – Myślałam, że czołgi przedostały się przez naszą barierę, takiego hałasu narobiliście - stwierdziła, drapiąc się delikatnie po głowie. – Chodźcie, tu nie jest bezpiecznie.
        Pomogła im się podnieść i zaprowadziła do swojej nory, tak zwykła mówić na schronienie, które udało jej się stworzyć w jednej z piwnic budynków przy głównej ulicy. Nikt normalny nie zapuszczałby się w te rejony, ale nie Imani, ona była… dzikuską, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Razem ze swoją bandą napadali na konwoje Świetlików oraz na członków Fedry, byli pewnego rodzaju myśliwymi. Na szczęście dla Ethana, żył z nimi w dobrych stosunkach, dzięki jednemu wydarzeniu, gdzie Imani odłączyła się od grupy, i trafiła na gniazdo klikaczy. Nie uszłaby z życiem, gdyby nie Ethan i Josh oraz parę granatników.
        Pomieszczenie nie należało do największych, ale były w nim podstawowe rzeczy, które pozwalały zachować jakiś poziom. Parę świec, których ogniki tańczyły w różnych kątach, kosz z zapasami, baniaki z wodą, jakaś prycza, zapewne wygodniejsza od zimnej podłogi w biurowcu, ponadto walało się tu od groma szmat, które zapewne miały służyć wygłuszeniu pomieszczenia.
        – Zaskakujesz mnie – powiedział chłopak do ciemnoskórej, gdy ta podała mu dwa metalowe kubki z parującą jeszcze herbatą w środku. Ethan przekazał jeden Jill, spoglądając na nią badawczym wzrokiem. Być może była na niego zła, być może już się do niego więcej nie odezwie, być może jest w szoku. Przeniósł wzrok na Imani, gdu ta usiadła obok niego, podkulając nogę. – Wygodne macie te kanapy tutaj - chłopak się zaśmiał, od razu tego żałując, gdy poczuł przeszywający ból w żebrach.
        – Wiesz, kiedy chcesz przetrwać, nie ma co się szczypać – powiedziała Imani. – Wtedy nie patrzysz na nic, tylko bierzesz wszystko, by tobie żyło się lepiej, ale przecież doskonale to rozumiesz, nie? – spojrzała na chłopaka, a ten jedynie skinął głową. – To Emilly? – zapytała, tym razem wskazując na siedzącą Jill.
        – Nie! - Ethan natychmiast zaprzeczył. Znał Imani już jakiś czas, a ich drogi niejednokrotnie się skrzyżowały, więc zdążyli opowiedzieć sobie to i owo. – To jest… – zawahał się na chwilkę. – Jill… Muszę dostarczyć ją…
        – Pierdolisz? – przerwała mu, wlepiając w niego oczy. – Ty kretynie, ja rozumiem broń, żywność, cokolwiek, ale człowieka? – przewróciła oczami.
        – To nie tak, kurwa – żachnął się. – Obiecałem jej ojcu, dobrze zapłacił… I no, tak, jesteśmy w drodze do Seattle.
        – Ja pierdole, Ethan, ty jesteś głupi jednak – Imani nie kryła się ze swoimi opiniami. W pewnym sensie chłopak był jej za to wdzięczny. – Za jakieś dwie godziny przyjdą chłopcy, mamy samochód, będziemy mogli odstawić was na drugi koniec miasta. Tymczasem, tam jest prysznic, prowizoryczny, ale powinien wystarczyć, żeby chociaż trochę się odświeżyć - przeniosła swój wzrok na Jill, jakby bardziej mówiła do niej, niż do Ethana.
        – Dziękuję - powiedział chłopak, na co ciemnoskóra pokiwała przecząco głową.
        – Podziękujesz, jak przeżyjesz - puściła mu oczko i zniknęła za jedną z kotar.
        Korzystając z okazji, przysiadł się do brunetki i spojrzał na nią z troską, chyba pierwszy raz odkąd w ogóle na nią spojrzał, w jego oczach można było dostrzec coś innego niż przebiegłe kurwiki.
        – Wszystko w porządku? - zapytał, wyciągając do niej dłoń, by odgarnąć jej włosy z twarzy za ucho. Takie gesty nie były w jego zwyczaju, ale gdzieś miał to poczucie odpowiedzialności, no i może nie był dla niej najmilszy ostatnio. Jednak to wszystko wymagało czasu, musieli się dotrzeć, i lepiej, gdyby to zrobili prędzej niż później.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {14/04/23, 02:20 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

            Starała się wykonywać wszystkie jego polecenia. Wiedziała, że żeby wyjść cało z tej sytuacji musiała włożyć swoją dumę do kieszeni i po prostu mu zaufać. Był od niej o wiele bardziej doświadczony i podejrzewała, że w głowie miał już jakieś rozwiązanie. Powoli, kurczowo trzymając się barierki, odwróciła się w jego kierunku. Co jakiś czas zerkała za jego plecy, aby upewnić się, że klikacze nie przedostały się do pomieszczenia. Objęła go najciaśniej jak potrafiła i przycisnęła głowę do jego piersi. Zupełnie nie spodziewała się tego co stało się później. Kiedy poczuła jak spadają w dół jej palce mocniej zacisnęły się na jego koszulce, a żołądek momentalnie podszedł jej do gardła. To była dosłownie chwila, kiedy uderzyli o szklaną powierzchnię.
            Jej serce mocno waliło w jej piersi, a oddech był tak przyśpieszony jakby właśnie przebiegła kilka kilometrów. Przez krótką chwilę zupełnie nie potrafiła się ruszyć jakby ciążył na niej niewidzialny ciężar. Była w takim szoku, że nawet nie zwróciła uwagi na ciemnoskórą kobietę, która przyszła im z pomocą. Powoli podniosła się z podłogi pokrytej odłamkami rozbitego szkła i dała się poprowadzić Ethanowi. Cały czas dzwoniło jej w uszach i pomimo tego, że słyszała ich rozmowę to czuła jakby wszystkie słowa zupełnie przez nią przelatywały.
             Dopiero kiedy znalazła się z daleka od tego miejsca zaczęło do niej powoli docierać co się przed chwilą wydarzyło. Przysiadła obok Ethana i przyjęła kubek z gorącą herbatą. Upiła z niej kilka łyków czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Przez moment przysłuchiwała się ich rozmowie. Od razu zauważyła jego reakcję na wspomnienie imienia jakiejś dziewczyny. To nie była jej sprawa, ale wnioskowała, że była ona w pewien sposób dla Ethana ważna. Zupełnie nie przejęła się wzmianką o tym, że to ona była jego przesyłką. Też nie słyszała o tym, aby wśród przemytników normalnym było transportowanie ludzi, ale ona się w sumie na tym nie znała.
            -Tak, dziękujemy – wykrztusiła w końcu nie mogąc doczekać się, aby zmyć z siebie resztki krwi tego biegacza. No i miło z ich strony, że będą ich mogli podwieźć chociaż kawałek. Może poza miastem udałoby im się znaleźć jakiś inny środek transportu.
            Kiedy dziewczyna wyszła do innego pomieszczenia zerknęła na Ethana, który miała wrażenie, że zmienił do niej nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. Pozwoliła, aby odgarnął jej włosy z twarzy, a potem powoli pokiwała głową.
            -Tak. Teraz już tak. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałam – powiedziała cicho podciągając nogi pod brodę. Nawet wcześniejsze starcie z zarażonym nie podniosło jej tak adrenaliny.
             -A co z tobą? Boli cię? – spytała widząc jak wcześniej krzywił się przy każdym ruchu. Na pewno był mocno poobijany. On ją tak asekurował, że oprócz tego, że najadła się strachu to wyszła z tego wszystkiego bez szwanku.
            -Może weź prysznic, a potem obejrzę ci te plecy. W plecaku powinnam mieć jakąś maść, która ci pomoże – rzuciła łagodnie. Nie mogli przecież wiecznie drzeć ze sobą kotów. Może ich znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale musieli chociaż w jakiś sposób spróbować ze sobą koegzystować. W końcu mieli sporą drogę do pokonania. Poza tym nie chciała, aby z jej powodu chłopak w jakikolwiek sposób cierpiał. Jasne miał ją sprowadzić w jednym kawałku do celu, ale to wcale nie znaczyło, że powinien się dla niej poświęcać. Ona też w pewien sposób była teraz za niego odpowiedzialna.
Trishia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Trishia
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {08/05/23, 07:25 pm}

Awake and Alive Nagazw11


            Skinął głową na słowa dziewczyny. Nieco mu ulżyło, że nic się jej nie stało – gdyby dowiózł ją w dwóch kawałkach, albo chociaż trochę nadszarpniętą, szlag trafiłby wynagrodzenie i wszystko, co ona mu zapewniała. Żył z dnia na dzień, a ta transakcja miała zasilić go niezłą sumką. Poza tym, jeśli coś się stanie, a ona po drodze zginie, Ethan nie będzie miał wstępu do strefy, więc tak czy siak, musiał dbać o jej zdrowie bardziej niż o swoje.
             – Zaproponowałbym ci wspólną kąpiel, żeby nie marnować tyle wody, ale jeszcze by ci się spodobało i miałbym problem – puścił do niej oczko i wyciągnął z dłoni kubek, odstawiając go na pobliski stolik, który czarnoskóra zrobiła z jakiejś skrzynki na owoce. – Idź pierwsza, ja jeszcze zamienię parę słów z Imani – spojrzał na Jill i gdy już miała się odezwać, przerwał jej. – Nic mi nie jest, idź – powtórzył, po czym podniósł się z fotela, wciągając powietrze przez zaciśnięte zęby. Bolało jak skurwysyn.
            Nie znosząc słowa sprzeciwu, wskazał Jill drogę do łazienki, a sam ruszył w stronę Imani, która właśnie dłubała coś przy radiu.
             – Jakieś wieści? – zapytał, gdy jej ręka przekręcała gałką w lewo i w prawo.
             – Żadnych – odpowiedziała cicho, spoglądając przez ramię Ethana, jakby chciała się upewnić, że są sami i nikt ich nie podsłuchuje. – Słuchaj, Ethan – zaczęła w końcu, a głos ściszyła do konspiracyjnego szeptu. – Ja rozumiem, że potrzebujesz hajsu, że chcesz być wyzwolony, ale kurwa, zdajesz sobie sprawę, na jakie ryzyko się narażasz, ją? – wskazała ręką na miejsce, w którym znajdowała się łazienka. – Gdybym teraz was nie znalazła, najprawdopodobniej byście tam zginęli, chcesz ryzykować własnym życiem?
             – Naprawdę jestem ci wdzięczny za ratunek, ale pozwól mi działać po swojemu – przeczesał nerwowo włosy palcami. – Ja naprawdę…
             – Nie, nie przemyślałeś tego, jesteś zaślepiony własnymi pobudkami, narażasz swoje i jej życie dla laski, która najprawdopodobniej nie żyje, albo zapomniała o twoim istnieniu! – Imani nie kryła irytacji.
             – Gówno kurwa wiesz! – Ethan, podniósł głos i wzdrygnął się, gdy usłyszał za sobą szelest. Spojrzał na Jill, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru oszczędność wody. Westchnął i przewróciwszy oczami, wyminął dziewczynę, znikając za kotarą łazienki.
             Ile słyszała i, czy w ogóle powinno go to obchodzić? Przecież w jego profesji nie ma miejsca na sentymenty, w życiu też nie przewoził ludzi, nie żywych bynajmniej. Rozebrał się, czując miejscami piekący ból na plecach. Mocno łupnął w oszklony dach korytarza, to, że nie przebił sobie płuca, ani żadnego innego organu, to był cud. Widocznie jakaś boska ręka czuwa nad jego życiem – jeszcze. Namydlił się jakimś płynem. Nie był to rarytas, prędzej zapachem przypominało płyn do mycia naczyń, jednak darowanemu koniowi…
            Szczypało, gdy woda spływała po jego plecach, czuł przenikliwe szczypanie. Może powinien schować dumę w kieszeń i pozwolić Jill, aby je obejrzała, sam nie miał jak tam dojrzeć, a gdy jakiekolwiek zakażenie się wda w nawet najmniejszą ranę… nie mógł sobie na to pozwolić.
            Po zakończonej kąpieli, która na oko trwała jakieś 10 minut przy najmniejszym zużyciu wody, zebrał swoje ubrania i owinięty w pasie kotarą wyszedł do głównego pomieszczenia. Rozejrzał się, a gdy wzrokiem dojrzał dziewczynę, podszedł do niej.
             – Jill – zaczął łagodnie. – Mogłabyś… – przełknął ślinę. Woda z włosów ściekała po jego twarzy i kapała na odkrytą klatkę piersiową. – Wydaje mi się, że kawałek szkła utknął mi w miejscu, do którego nie mogę dosięgnąć – odwrócił się do niej tyłem, a po chwili usiadł na czymś, co przypominało taboret, a może to był stolik? Niemniej, wysokością nadawało się do tego, by na tym usiąść.
             W tym samym czasie do pomieszczenia weszła Imani, niosąc w dłoniach dwie metalowe miski, z czymś parującym w środku. Pachniało, a Ethanowi jak na zawołanie zaburczało w brzuchu.
            – To fasolka – oznajmiła ciemnoskóra, widząc, jak chłopak węszy nosem w powietrzu. – Zjedzcie najpierw, później zajmiecie się sprawami kosmetycznymi – powiedziała i wręczyła im po miseczce w dłonie. Yorkowi nie trzeba było dwa razy mówić, nawet na chwilę przestało go boleć, gdy tylko poczuł ciepło przenikające jego gardło. Mruknął zadowolony i wepchnął do buzi kolejną łyżkę potrawy. Nie było to nic specjalnego, zwykła fasolka w sosie pomidorowym, której nie jadł chyba od wieków. Był jak szczęśliwe dziecko, które właśnie wygrało drugiego loda z patyczka.
            – Imani – powiedział z pełnymi ustami. – Normalnie cię kocham – wyszczerzył zęby, między którymi można było zauważyć resztki jedzenia. Dziewczyna skrzywiła się, ale parsknęła śmiechem i rozbawiona przewróciła oczami.
             – Słuchajcie, porwaliście się z motyką na słońce, ale nie będę się wpierdalać, Ethan jest dorosły i wie, co robi, chociaż kurewsko mi się to nie podoba – spojrzała na Jill, po czym dodała – Bez urazy oczywiście. Ethan, jak już skończysz paradować z gołym nugusem, chciałabym, abyście podeszli do mnie, pokaże wam mapę, w miarę aktualną, w które zaznaczyłam kolejne punkty, w których byście mogli się zatrzymać – nie ma tam żadnych zapasów, ale na pewno są to na tyle bezpieczne miejsca, że będziecie mogli się bez obaw zdrzemnąć – mówiła, gestykulując przy tym dłońmi. – Mam też zaznaczone punkty, w których ostatnio byli widzeni Szabrownicy, przeniesiesz sobie te kropki na swoją mapę, żebyście się w jakieś gówno znowu nie wpakowali, bo już za miastem, nie będzie miał kto wam dupy ratować, zrozumiano? – spojrzała na Ethana, który wyglądał, jakby w ogóle jej nie słuchał, pochłonięty swoją porcją owsianki. Imani bez ostrzeżenia, trzepnęła go zwiniętą w rulon gazetą, którą wyciągnęła nie wiadomo skąd.
            – Ałaaaa – chłopak jęknął, patrząc na nią spode łba. – Przecież cię słucham – przełknął ostatnią porcję fasolki, którą miał w ustach i wytknął dziewczynie język.
            – Ethan, jesteś obleśny – stwierdziła Imani, pukając się palcem wskazującym w czoło. – Ogarnij się, bo dziewczyna spierdoli, gdzie pieprz rośnie, zanim pójdzie w dalszą drogę z takim niedorozwojem – parsknęła, dając tym samym prztyczka w nos chłopakowi.
            – Masz szczęście, że jestem niedysponowany, bo byś zobaczyła, z jakim niedorozwojem masz do czynienia! – krzyknął za nią, kiedy ta zniknęła w innym pomieszczeniu. – Tak, cała Imani – stwierdził, przechylając głowę w stronę Jill. – Nie bądź zazdrosna księżniczko – puścił jej oczko. Tym razem nie było to złośliwe. Dzięki czarnoskórej miał nawet dobry humor. Zawsze skutecznie mu go poprawiała. I to była jedna z niewielu dziewczyn, która nie chciała mu się wpakować do łóżka, ani żadnemu innemu facetowi. Ethan nawet kiedyś się zaśmiał, że jakby stanęli na piedestale, to wszystkie heteryczki poszłyby do Imani, ona miała w sobie takie coś, taką energię, która przyciągała ludzi. Była pozytywna i mega zaradna.
            – Bierzmy się do roboty, bo zaraz przyjdzie nam się zbierać – powiedział i odkrył jeszcze trochę lędźwie, by dziewczyna mogła spojrzeć swoim okiem na jego plecy.
Kalsi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Kalsi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {09/05/23, 01:30 pm}

Awake and Alive Eb05b3714726e6499d435364f48502b9

            Ledwo zmusiła się do tego, aby nie przewrócić oczami słysząc jego płytki tekst. Trochę była skołowana zachowaniem Ethana. Najpierw na nią naskakiwał, prawił jej morały, a teraz troszczył się o nią. Jego postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni i brunetka zupełnie nie miała pojęcia dlaczego. Wpatrywała się w niego przez krótką chwilę chcąc się upewnić czy aby na pewno te parę minut nie zaważy na jego zdrowiu. W końcu stwierdziła, że nie ma co go przekonywać, więc wstała i ruszyła do prowizorycznej łazienki. Już nie mogła się doczekać, aż zmyje z siebie ten cały brud, zaschniętą krew i nieprzyjemny zapach potu. Ściągnęła z siebie ubrania i zadrżała, kiedy lodowata woda spłynęła po jej skórze. Nie mogła jednak narzekać, tylko cieszyć się, że ma szansę skorzystania z bieżącej wody. Dokładnie umyła całe swoje ciało. Wytarła się leżącym nieopodal starym ręcznikiem i nałożyła z powrotem ubranie.
           Wychodząc z łazienki słyszała ostrą wymianę zdań pomiędzy Ethanem, a Imani. Znów została w to wplątana jakaś tajemnicza dziewczyna. Jillian należała do osób bardzo ciekawskich, ale nie zamierzała pytać o nią swojego towarzysza. Nie byli przyjaciółmi, a poza tym to nie była jej sprawa. Podejrzewała, że gdyby tylko poruszyła ten temat ich relacje mogłyby się jeszcze bardziej pogorszyć. Odwróciła wzrok, kiedy zorientowali się o jej obecności i bez słowa przysiadła na kanapie. Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Myślała, że Ethan jest doświadczonym przemytnikiem i zdarzało mu się przewozić ludzi. Nie rozumiała w takim razie dlaczego jej ojciec postanowił mu zaufać? Dlaczego oddał ją w nieznajome ręce kogoś kto nigdy nie porwał się na tak odpowiedzialne zadanie jakim było utrzymanie kogoś innego przy życiu.
            Westchnęła ciężko i potarła zmęczoną twarz. Najchętniej po prostu by się położyła i nie wychodziła z łóżka przez kolejne kilka dni, ale wiedziała, że to niemożliwe. Niedługo znów będą musieli ruszać w trasę. Może to i lepiej. Im szybciej dostanie się do strefy tym lepiej. Ich drogi wreszcie się rozejdą, gdy chłopak dostanie swoją zapłatę.
Uniosła wzrok, kiedy York wyszedł z łazienki.
           -Pewnie. Usiądź – powiedziała i sięgnęła swój plecak, w którym miała wszystkie potrzebne narzędzia i środki. Przez chwilę wpatrywała się w jego plecy, które były pokryte wieloma zadrapaniami i siniakami. W głębi siebie poczuła wyrzuty sumienia. Gdyby wtedy przełamała swój strach przed wysokością może chłopak nie musiałby posuwać się do takiego kroku i jego rany byłyby o wiele mniej poważne od tych obecnych. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić w pomieszczeniu pojawiła się Imani z dwiema miskami gorącego posiłku. Jej ślinianki niekontrolowanie zaczęły pracować czując ten przyjemny zapach.
           -Dziękuję – rzuciła uprzejmie. Naprawdę mieli szczęście, że trafili akurat na nią. Nie musiała wcale dawać im schronienia, proponować podwózki i tym bardziej ich karmić. Pomimo tego, że była to jedynie fasolka to czuła jakby to był najwykwintniejszy posiłek w jej życiu.
         Drugim uchem uważnie słyszała tego, co dziewczyna miała im do powiedzenia. Nie mogła powstrzymać cichego śmiechu słysząc jak obydwoje znów się ze sobą sprzeczają, ale tym razem w żartobliwy sposób. Szturchnęła Ethana na jego komentarz, a gdy obydwoje skończyli posiłek, w końcu mogła zająć się jego poranionymi plecami. Na początek wyciągnęła niedużą pęsetę i wyciągnęła kilka małych odłamków szkła, które powbijały się w jego skórę. Następnie nasączyła gaziki wodą utlenioną i powoli przemyła wszystkie zranienia. Na głębszą raną nakleiła opatrunek, a na resztę zwykłe plastry, aby szybciej się zagoiły. Pozostały jeszcze fioletowe siniaki, na które nałożyła skuteczną maść. Wmasowywała ją powoli i delikatnie starając się nie sprawiać mu dodatkowego bólu. Owinęła jeszcze wszystko bandażem i pochowała wszystko z powrotem do podróżnej apteczki.
           -Gotowe – oznajmiła wkładając saszetkę do plecaka.
           Po tym Ethan postanowił się ubrać, więc ona dźwignęła się z kanapy i poszła do sąsiedniego pokoju, w którym przebywała Imani. Właśnie rozkładała mapy i pochylała się nad nimi rozmyślając. Kiedy zdała sobie sprawę z jej obecności, uśmiechnęła się i gestem dłoni przywołała Jill do siebie.
            -Zastanawiam się, która trasa będzie najlepsza, aby wywieźć was z miasta. Może pojedziemy trzydziestką dwójką. Ale z drugiej strony ostatnio słyszałam o zawalonym moście w tamtych rejonach. Moglibyśmy również wybrać osiemdziesiątkę piątkę, która prowadzi koło szpitala ale tam jest największe skupisko zarażonych – rzuciła przejeżdżając palcem po mapie.
             -No nic… Chłopaki przyjadą to się nad tym pochylimy – dodała i odwróciła się w kierunku brunetki. Przez dłuższą chwilę intensywnie się w nią wpatrywała.
          -Podróżowałaś już kiedyś tak wcześniej? – zapytała zaciekawiona.
            -Nie. To mój pierwszy raz. Właściwie… Rzadko zdarzało mi się opuszczać strefę – powiedziała Jill nieco zawstydzona tym faktem. Imani uniosła brwi.
            -Czyli nie masz pojęcia na co się piszesz. Odważnie. W końcu oprócz zarażonych są jeszcze inne zagrożenia. Może i gorsze. Nie masz pojęcia do czego zdolni są ludzie – oparła się o stolik i powoli pokręciła głową.
            -Wiem. Poradzę sobie – odparła nie wiedząc czy bardziej powiedziała to aby zapewnić Imani, czy aby siebie nieco podnieść na duchu.
           Po chwili usłyszeli jak ktoś wchodzi stawiając ciężkie kroki. Imani zesztywniała i wyciągnęła pistolet zza paska. Podeszła do drzwi, ale zaraz jej napięta twarz zupełnie złagodniała widząc znajome twarze.
          -Jezu Warren… Wystraszyłeś mnie – mruknęła opuszczając broń. Najwyraźniej to byli ci „chłopcy” na których czekali.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Awake and Alive Empty Re: Awake and Alive {}

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach