Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Don't play with me!! {14/01/23, 07:00 pm}

Przedstawiamy wam
Don't play with me!
Hetero Enemies to Lovers

Szkoła to placówka do nauki, ale dla niektórych jest tylko stratą czasu. Taką osobą jest buntownik, który pod presją dyrektorki oraz własnych rodziców dostaje ostatnią szansę na pomyślne ukończenie nauki. Ma napisać perfekcyjnie egzaminy zbilżające się wielkimi krokami. Czując jednak, że nie można zostawić go z nauką samego, dyrektorka postanawia zaangażować swoją błyskotliwą córkę. Jej ukochane dziecko przynoszące tylko najlepsze oceny, stawiającą bycie najlepszą i bezbłędną jako sprawę priorytetową.

 Don't play with me!! 28328265796d21dfc0466d9b32d29e78

Można było spodziewać się, że nie będzie między nimi idealnej współpracy. On nie uważa, żeby siedzenie godzinami nad podręcznikiem było istotne w życiu, ma swoje plany. Ona cały czas stara się wbić mu do głowy jak ważna jest edukacja i wiedza. Bez podłoża do posiadania szacunku, dość szybko kipią tylko uprzedzeniami do drugiego, ale może tą sytuację da się odwrócić. Może jedno z nich przestanie mówić, a zacznie słuchać?

Kujonka - Minako
Jej przeciwieństwo - Mireyet
Emme

Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {14/01/23, 08:23 pm}

Confidence
Lucy Silverstone18 LAT, 162 cm 53 kg
Niewysoka szatynka  z sięgającymi do pasa włosami oraz dużymi ciemnymi oczami. Posiada drobną budowę ciała z kobiecymi kształtami, tam gdzie trzeba. Urodzona spod znaku lwa czyli dwunastego sierpnia jest bardzo upartą osobą, chcącą  za wszelką cenę udowodnić swoje racje.

Od dziecka  nie nauczyła się pływać. Nauka stawia ponad wszystko, nigdy nie wychodzi z domu, gdy nie jest to konieczne. Nie bywa na imprezach, ani też  nie zadaje się  z podejrzanym towarzystwem. Cierpi na arachnofobię oraz nie przepada za widokiem krwi. Posiada dwie młodsze siostry, (Amely i Rebecę) które też chodzą do liceum. Nigdy nie była zakochana, bo zwyczajnie nie ma na to czasu.

 Don't play with me!! HD-wallpaper-artwork-women-glasses-thumbnail
Emme

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {15/01/23, 03:09 pm}

Lazy? Not really
Blake Casentiro18LAT/ 180cm/ 80kg
Kto by pomyślał, że tak długo mu się uda omijać lekcje? Najpierw wyjazdy sportowe, potem dotacje rodziców, potem groźby ze strony starszego brata. Koniec końców – nie miał już więcej wymówek. Nie chciał znowu kontynuować kariery sportowej, bo miał lepsze zajęcia niż pływanie godzinami. Na przykład robienie pieniędzy. Dokładnie. Nie chodzi do szkoły, bo więcej zarabia siedząc na dupie w domu i obracając obligacjami oraz aktywami, „ogarniając” przychody z rodzinnego biznesu itd. Czy pojawia się w szkole? … Tak? No, przyjeżdża, swoim motorem, bo nie lubi stać w korkach, uważa to za kolejną stratę czasu. Gdy jest już w szkole jednak, robi to co musi np. oddaje prace domową albo podchodzi do egzaminu. Tylko po to, żeby po chwili wrócić do domu.

Jego rodzina, Włosi z pochodzenia, chociaż mieszkają już, któreś pokolenie w Ameryce, nie są zbyt surowi na nim w tradycjach rodzinnych. Urodził się dość późno po ich reszcie dzieci. Dwójce synów i córce. Każde z nich zainteresowane rodzinnym biznesem kochają tego najmłodszego z nich za najmniejsze powiązania z ich sprawami. Głównie za brak niepotrzebnej agresji i spokojniejszy temperament w życiu codziennym. Patrząc jednak na fakt, że jego bracia potrafią strzelać do ludzi z powodu byle pierdoły, ciężko nie wychodzić przy nich lepiej.

 Don't play with me!! 534bbddd948d83bb845592e1d4ba14b7
Emme

Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {15/01/23, 04:42 pm}

|LUCY SILVERSTONE |


 Zaczął się   weekend, a mnie z łóżka  zwlokły odgłosy dochodzącej zza ściany kłótni  mych sióstr. Nie dość, że od rana nie dały mi spać, to jeszcze wykłócały się o byle jaką pierdołę. Ziewnęłam, wychodząc na korytarz.
    -  Możecie przestać się  kłócić  od rana? Kto normalny stawia dom na nogi o ósmej rano? - spytałam je nadal ledwo przytomna. Bo całą noc spędziłam wczoraj nad podręcznikami do fizyki oraz biologii. Dopiero teraz zorientowały  się, że  nie są  w pokoju  same. Brawo  powinny dostać  jakąś nagrodę  za spostrzegawczość. 
     - Nie  moja wina, że  Becky pożycza moje ubrania bez pytania. Gdyby jeszcze na nią one pasowały - żaliła się Amely pokazując mi  lekko  uszkodzoną bluzkę.  Którą, jak z resztą  zauważyłam, można bardzo  łatwo  zszyć.  Naprawdę to było powodem tego harmidru? W sumie czemu mnie to nie dziwi? To nie pierwsza tego rodzaju sytuacja, którą ja jako starsza siostra muszę rozwiązywać. A co robiła obecnie  nasza mama? 
    - Amely, to da się  łatwo  zszyć, nie jest uszkodzona w aż tak widocznym miejscu. A ty Becky na przyszłość nie ruszaj rzeczy siostry bez pytania.  Chyba że  chcesz skończyć z obciętymi  włosami lub czymś  gorszym - uprzedziłam  ją, wiedząc, do czego  blondynka jest  zdolna. Druga z nas również szatynka skinęła głową. 
    - To  weź mi ją  zszyj jeśli  możesz.  Wiesz, że mam  do tego  dwie lewe ręce - rzuciła mi tę część garderoby.  Nie byłam  pewna, czy  to dobry pomysł, skoro nie raz zdarzyło  mi się ukłuć  a widok krwi, no przemilczmy.
Przerzuciłam ją  jednak przez ramię, by w wolnej  chwili się nią  zająć, o ile czas mi na to  pozwoli. 
   - Ubierajcie się,  pomożecie  mi ze śniadaniem. I nie przyjmuję  odmowy - dodałam, nim opuściłam ich pokój.
Sama udałam się  z powrotem  do siebie wykonać poranną toaletę, ubrana i  gotowa na nowy dzień  zastałam  niecodzienny widok. 
   Mamę siedzącą  przy stole  wpatrzoną  w ekran swego laptopa.  Co chwilę przewracała jakieś kartki, w swym notatniku, mrucząc coś  pod nosem.  Praca dyrektorki  nie należała do zbyt łatwych. Cała  nasza  trójka chodziła do tego  liceum, więc na wylot znała nasze oceny i występki. 
   - Coś  nie tak? Nie wyglądasz na zbyt  wypoczętą mamo - przywitałam  się  z kobietą. Podniosła na mnie wzrok. Już  wyczułam, że to nie będzie  taki jak zwykle  weekend. Te niebieskie tęczówki  były zbyt wymowne. 
   - Dziś po południu będziemy  mieć gości. Szykowałam  się do tej rozmowy  od ponad tygodnia. I będę też potrzebować przy nim twojej pomocy. Zdradzę tylko, że  sprawa dotyczy jednego  z uczniów - wyjawiła.  Nie byłam  zachwycona, że znów miesza mnie  w szkolne sprawy. Lubiłam  pomagać, ale gdy wiedziałam, na czym stoję. Natomiast  na ten  moment nie miałam żadnej dodatkowej informacji. Uśmiechnęłam się lekko.
   - Możesz na mnie liczyć. Rozumiem, że  na czas tego  spotkania lepiej by bliźniaczek nie było  w domu? 
    - Amely idzie nocować do Clare, co do Becky zapewne będzie oglądać swoje seriale. Raczej  nie będzie  nam przeszkadzać - ledwo skończyła to mówić,  obie wpadły do kuchni niczym tornado.  Nie ma to jak sobota.


 Gdy tylko Amely wyszła, zrobiła się już druga po południu, do tego całego  spotkania zostały raptem trzy godziny. Nasz spory piętrowy dom przy jednym ze sporych parków już dawno nie był tak  cichy. Nie ukrywam, nie wiedziałam  nic o tym co mnie będzie  czekać. Rodzicielka zamknęła  się  w gabinecie, zapewne szykując się na tę trudną  rozmowę.
    Nie wiem kiedy wybiła godzina spotkania, a oznajmił o niej dzwonek do drzwi.  Po czym głos mojej matki z przestronnego  holu. 
   - Dobry  wieczór państwu i tobie też  młody człowieku, zapraszam do gabinetu -  nie traciła czasu. To była jedna z bardzo zauważalnych u niej cech charakteru.
Czułam, że za jakiś  czas będę  musiała tam wejść. 
  - Lucy  pozwól do nas  na moment - usłyszałam  wołanie  z dołu. Zamknęłam  podręcznik, który na tę chwilę  zajmował  mój  czas. Po chwili zapukałam  do drzwi, w środku ujrzałam małżeństwo  oraz towarzyszącego  im chłopaka zapewne ich syna. Nie kojarzyłam  go ze  szkoły, a ze słów mej matki  był też jej uczniem. 
   - Jak zapewne państwo  się dowiedzieli, państwa syn Blake ma nikłe szanse na zaliczenie testów oraz egzaminów, które są już  za pół roku. Zważywszy  na to, że to pierwsza taka sytuacja odkąd jestem dyrektorką tej placówki. Pragnę dać  szansę temu młodzieńcowi. Zechcą mnie państwo dokładnie wysłuchać, jaką mam wobec tego propozycję? - spytała, czekając na reakcję jego rodziców.  Sama  stanęłam przy drzwiach w pewnym oddaleniu od tego chłopaka
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {16/01/23, 01:59 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Zwykle w piątkowe popołudnie ludzie mają wolny czas, świetnie się bawią, chodzą na imprezy, zaliczają laski w klubie. I pewnie to samo chętnie robiłby Blake, ale właśnie stał z łopata koło swojego brata, który przegrał zakład z drugim bratem i miał zakopać „coś” w ogródku sąsiadki. Czy takiej bliskiej? Nie. Znajdowali się ponad 5km od ich domu. W lesie. Pozbywali się śladów istnienia w ich domu narkotyków. Jakich? Marihuany, którą kupił i używał najstarszy z nich. Dokładnie dwa razy, zanim wydało się, że to robi. Rick znalazł, Nick teraz zakopywał swoje prezenty. Kto by pomyślał, że ma być głową rodziny w takich sytuacjach?
– Nick. – Blake przerwał ciszę mówiąc do faceta w małym rowie. – Nie sądzisz, że kopiesz za głęboko?
– Hm? – mężczyzna spokojnie po trzydziestce podniósł głowę i spojrzał na swojego brata. – Nie. Potem na to podkopiemy kwiatki, więc nie.
_____Skończył dyskusje i zaczął znowu wiosłować szpadlem. Blake już mu nie przeszkadzał, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon i krzywiąc się widząc przychodzące połączenie od matki. Ta kobieta nie mogła dzwonić do niego w żadnej sprawie, która nie była irytująca. Nie w piątek popołudniu, gdy wyszedł z domu z bratem. Westchnął i odebrał telefon tylko po to, aby zderzyć się z falą krzyków, która doprowadziła do odsunięta telefonu od siebie. Między włosko-angielskimi zdaniami rozumiał przekaz całości – „brak obecności”, „nie skończenie szkoły”, „brak przyszłości”, „czy ja cię tak wychowałam”, „pamiętaj, że cię kocham”. I to wszystko była prawda. Na pewno rodzina kochała go mocno i tak, nie było go w szkole przez ostatnie dwa tygodnie. Myślał, że ma już to za sobą. Ostatni dyrektor przyjął dość sporą łapówkę oraz kilka gróźb, żeby zostawić jego obecności tak jak są. Widać… nastąpiła zmiana kierownictwa, gdy go nie było w szkole. Zakończył połączenie po słowach „pamiętaj, jutro jedziesz z nami”, na które niechętnie przytaknął. Nie wiedział, gdzie jedzie, aż tak wyraźnie nie słuchał. Schował telefon i postanowił pomóc bratu, wskakując koło niego do rowu. Musieli jak najszybciej się stąd zwinąć. Szczęśliwie brat nie dopytywał o rozmowę, słyszał połowę, drugiej się dowie w domu, bo jeśli ich matka była wstanie zadzwonić do Blake i krzyczeć to sprawa musiała być na tyle poważna.
_____Gdy tylko dwuskrzydłowe drewniane drzwi się otworzyły, od uszu chłopaków dostał się dźwięk tłuczonego talerza. Z jednego końca domu do drugiego biegły dwie służące, aby posprzątać porcelanę znajdującą się na podłodze. Do uszu Blake’a dochodziły włoskie przekleństwa kierowane w stronę dwójki osób. Rodzice krzyczeli na siebie. Nick położył dłoń na ramieniu młodszego brata i nachylił się lekko.
– Chyba masz przejebane. – poklepał go lekko. – Będę się modlił.
– Jak umrę zobaczymy kto się zajmie twoimi akcjami.
_____Wycedził przez zęby widząc irytujący uśmieszek na twarzy brata, który odpowiedział tylko śmiechem znikając gdzieś w czeluściach domu. Ciemnowłosy nastolatek wiedział, że nie jest dobrze. Rodzice nie kłócą się. Nie gdy chodzi o pieniądze, krew na podłodze czy ranę postrzałową. A jednak coś się stało i Blake musi teraz stanąć z konsekwencjami swoich akcji, które cały czas uważa za właściwe. Zrobił kilka wdechów i wszedł do pomieszczenia, gdzie koło jego twarzy akurat rozbił się talerz na ścianie. Zrobił duże oczy zastygając w bezruchu. W ciągu milisekundy został zauważony i roztrzęsiona matka podeszła szybko do niego przytulając go do siebie.
– Kochanie, nic ci nie jest? – sprawdzając głowę, twarz, szyje dłońmi doszła do wniosku, że wszystko okej i pełna agresji odwróciła się do siedzącego na kanapie ojca, który popalał cygaro. – To twoja wina! Mogłam coś zrobić Blakowi!
_____Oczy dwójki mężczyzn się spotkały i doszli do pewnego konsensusu. Syn przytulił się do swojej rodzicielki zmuszając ją, aby odwróciła się w jego stronę.
– Możecie przestać się kłócić? – spytał cicho. – Przecież lubisz tą zastawę, mamo.
_____Na myśl, że właśnie tłucze swoje ukochane, drogie talerze kobieta zwątpiła w swój gniew, robiąc kilka oddechów i wpadając w płacz. Teraz koło nich znalazł się mąż płaczki, który zabrał ją z ramion syna, znikając za rogiem. Blake rozejrzał się po otoczeniu i widząc te wszystkie zniszczenia mógł zrozumieć, że mógł lekko z czymś przegiąć. Przypominając sobie słowa usłyszane podczas rozmowy telefonicznej zrozumiał o co faktycznie chodziło. Bez brak obecności w szkole mógł nie skończyć szkoły i taka idea bardzo przeszkadzała jego matce, bo każde z nich miało chociaż to liceum, a Blake podobno był najmądrzejszy. Kliknął językiem. Czy to znaczyło, że będzie musiał chodzić do szkoły? Ta idea bardzo mu nie pasowała. Papierek nie zmieni tego, ile wie i ile umie.
_____Zgodnie z umową, na którą zgodził się trochę przez przypadek zjawił się pod jakimś domem, czarny przyciemniany mercedes był prowadzony przez jednego z ludzi jego ojca, który siedział tuż obok. W oczach kierowcy można było zauważyć, że nie rozumie po co tutaj są, Blake mógł tylko odpowiedzieć na to „ja też”. Wysiedli jednak z samochodu, biorąca matkę pod rękę zjawili się pod drzwiami dzwoniąc, jak na normalnych ludzi przystało. Dla młodego nastolatka był to zabawny widok. Zwłaszcza patrząc jak się prezentowali. Jego ojciec, Anthonio, w garniturze droższym od przeciętnego samochodu. Jego matka, Victoria, w czerwonej sukience, idealnie wyrażając swoje pochodzenie. I na koniec on, w zwykłych jeansach i T-shircie, na który zarzucił skórę. Odstawał strasznie, ale nie czuł wystarczającego szacunku do instytucji nauczania, aby ubierać garnitury, poza tym… miał robić za buntownika, prawda? Nieuka i lenia. Przynajmniej starał się tak być postrzeganym w szkole. Niczym jak na autopilocie, robił co mu kazali. Przywitał się, wszedł do gabinetu, został posadzony i wysłuchał przemowy dyrektorki, którą widział po raz pierwszy na oczy. Poprzednio był to mężczyzna, więc chociaż taka zmiana nastąpiła. Zdarzyło się jednak coś nieoczekiwane, nie dostali notki typu „proszę wpłacić pieniądze na to konto” albo „proszę poprawić frekwencję syna” tylko ktoś został zaproszony do pokoju. To.. było zaskoczenie. Aż obudziło Blake’a z autopilota i zaczął przykuwać uwagę do tego co się dzieje. Miał wrażenie, że pakuje się w jakieś gówno. Wyraźnie nie wyrażając aprobaty do propozycji dyrektorki nie miał głosu, zwłaszcza, że odezwał się jego ojciec.
– Zróbmy wszystko co możliwe, żeby skończył szkołę. – te słowa wypowiedziane stanowczym tonem spodobały się mamie, ale nie mu. – Co chce Pani zrobić?
_____Zaraz potem usłyszał tak głupi pomysł, że nie wierzył, iż jest prawdziwy. Korki? Dla niego? Blake zrobił duże oczy, ale jego usta pozostawiały w niewzruszonej linii. Odwrócił się do matki, która wpatrywała się w dziewczynę stojącą przy drzwiach z uśmiechem. Ma brać korki, od jakiejś nastolatki w jego wieku, bo jest dobrym kujonem? Podświadomie wiedział, że rodzeństwo będzie miało z niego niesamowicie dużo śmiechu. Spojrzał na wątłą okularnicę czując, że musi wstać i wyjść, bo coś popsuje. On nie ma czasu na użeranie się z typowi laskami ze szkoły. Urocza i co z tego? Zajmuje mu cenny czas.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {21/01/23, 05:51 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

  Na początku  sądziłam, że się  przesłyszałam, z tym że matka chce, bym uczyła tego chłopaka. To było nie do pomyślenia, bym pomagała  komuś, kto tak bardzo  zlewał na szkołę. Przełknęłam nerwowo, ślinę chcąc się jakoś odezwać. Nie mogłam dać  się tak szybko  i łatwo  wmanewrować w coś  tak  poważnego. Mimo że  z reguły bywałam  nieco  nieśmiała i nie sprzeciwiałam  się  matce, to czułam, że  muszę  tym razem tak postąpić.
  - Moja matka trochę  przecenia moje umiejętności. Jednak skoro uważa, że mogę pomóc, to tak zrobię.  Skoro to jedyna z opcji, która ma szansę powodzenia-  przeklęłam  w duchu, nie to chciałam  powiedzieć. Jednak błękitne tęczówki  mej matki prosiły  jawnie o pomoc, zdecydowanie miałam obecnie przechlapane. Sądząc po tym chłopaku, nie przyjął tej wiadomości spokojnie, mimo że pozostał  chłodny  w swej postawie. 
   - Jeśli  to już  wszystko, to za pozwoleniem wyjdę na dwór.  Strasznie duszno  w tym gabinecie. Życzę państwu miłego  wieczoru- dodałam  z delikatnym uśmiechem. Nim wyszłam,  usłyszałam matkę:
  - Może weźmiesz ze sobą naszego młodego gościa?  Mam jeszcze parę  spraw do omówienia z jego rodzicami  
Chciałam  pobyć  trochę  sama, pozbierać  myśli jednak  nie było  mi to na tę  chwilę  dane. Co za pech. 
  - Zapraszam ze mną do ogrodu, trochę  świeżego  powietrza dobrze nam zrobi- zaprosiłam go więc, by wyszedł  ze mną. Co  też  uczynił  sam, chyba chciał się  znaleźć jak najdalej od mej matki i swoich rodziców. 
 
  Spacerowałam  w ciszy po dość dużym ogrodzie, spoglądając na chłopaka  z zainteresowaniem. 
  - Musiałeś nieźle  zirytować  moją matkę swoimi nieobecnościami. Zwykle  nie wzywa rodziców uczniów  do naszego domu. 
   Przeważnie  załatwia takie rzeczy  w szkole
- odezwałam  się  dość cicho w jego stronę. Przysiadłam  na krześle przy ogrodowym stole. Służył  nam przeważnie latem, gdy jedliśmy śniadania w weekendy. 
Lub  gdy organizowaliśmy małe przyjęcia, a mama nie chciała, byśmy pałętali się  po domu. 
  - Aż tak nie lubisz szkoły, że  masz tyle nieobecności? Czy któryś  z nauczycieli  zalazł  ci za skórę?- chciałam znać, choć  powód, dla którego  zostałam  skazana na jego towarzystwo. On  był  w podobnej sytuacji.  Nie ma co oboje, nie byliśmy  z tego  zachwyceni. Westchnęłam, tylko cicho porządkując myśli. 
  - Może  sam masz jakieś pytania, nim ustalimy czas i całą resztę  tej pomocy  ode mnie dla ciebie? - chyba wypadało od tego  zacząć. Bo moja matka  na pewno  to samo robi w gabinecie z jego rodzicami. Czułam sporą dawkę niepokoju, nie znałam tego chłopaka w sumie poza nazwiskiem, które padło na korytarzu raz czy dwa. Wydawało się, że  był obiektem westchnień  tej całej  Ashley córki  bibliotekarki. Jakoś nie umiałam tego zrozumieć, jak ktoś  taki jak on mógł  kogoś  interesować? W sumie nie mnie oceniać  innych czyż nie? Ashley była dość  skrytą w sobie osobą  jeszcze bardziej ode mnie. Chłopacy  z mej klasy przezywali  ją "dziewczyna cień" bo z nikim się nie  przyjaźniła i prawie  wszystkie przerwy poza obiadową siedziała  z matką w bibliotece. W sumie moja siostra Becky robiła tak samo  u naszej matki, gdy ta miała  czas. Co ostatnio nie zdarzało  się  tak często jak wcześniej. Dlatego też miałam wrażenie, że  Becky celowo szuka zwady  z Amely, by zwrócić  uwagę matki. Co  nie przynosiło rezultatu, a tylko  irytowało  jej starszą  siostrę, czyli mnie. 
  - Niedługo  będą  zapisy do klubów  sportowych. Planujesz się  zapisać, lub jesteś w którymś  z nich?- to było  w sumie ostatnie pytanie, które mu zadałam. Nie wiem nawet dlaczego, pewnie ze zwykłej uprzejmości. Obserwowałam go dość  uważnie  zza swych okularów. Licząc, że ta rozmowa nie okaże się  katastrofą.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {28/01/23, 09:05 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Słowa, które padły z ust nastolatki były… miłe? Prawidłowe na pewno. Zwłaszcza w oczach Blake, bo on sam nie chciałby się uczyć. Osoba skupiona na czymś innym cały czas byłą najgorszym typem, żeby wmusić w niego wiedzę. I to jeszcze w przypadku, kiedy naprawdę, nie zależało tutaj i nie miał wyciągnąć z tego nic wartościowego. Jedyne co trzymało go przed wyjściem i trzaśnięciem drzwiami było spojrzenie matki, której chyba naprawdę zależało na tej edukacji. Spojrzał na ojca, Antonio, który siedział i kątem oka tylko zerknął na wątłą kobietę w drzwiach. Cóż. Blake miał pewność, że na pewno nie jest zainteresowany nieletnią i to jeszcze nie tak kształtną kobietą, jak jego matka… Przynajmniej nie będzie rzezi po drodze do domu, bo wiedział, że jego włoska rodzicielka była niczym prawdziwy drapieżnik w sytuacjach socjalnych.
_____Bez słowa wstał i wyszedł widząc kiwnięcie głowy od rodziców, którzy prawie go pogonili. Czy nie obawiali się, że zwieje? Co prawda w samochodzie siedział dryblas, ale zawsze mógł pójść na piechotę, a za skrzyżowaniem wsiąść w Taxi albo Ubera. Akurat w tej kategorii, znajdował się jako jeden z lepszych w rodzinie – w uciekaniu i znikaniu, kiedy nikt tego nie zauważył. Zaobserwował rzucone mu ostrzegawcze spojrzenie i westchnął lekko. Widać miał być grzeczny na ten moment. Wsadził dłonie do kieszeni skóry i przewrócił oczami, po czym poszedł za niższą dziewczyną do ogrodu. Nie zamierzał wdawać się w rozmowę, nie chciał zamienić ani słowa z okularnicą, której nie poukłada grzywka krzywdziła jego estetykę. Najchętniej poprawiłby ją, lecz dotykanie kogoś od tak.. było creepy, więc zacisnął tylko dłonie w pięści w kieszeni i w ciszy szedł dalej słuchając, ile to na do powiedzenia nieznana mu laska. Kiedy usiadła, nie zrobił tego samego. Stał i patrzył na nią z góry zastanawiając się jak długo wytrzymana, gdy dotarło do niego pierwsze pytanie, na który prychnął lekko pod nosem.
_____Nie wiedział co takiego sądziła ta dziewczyna, której… czy on ogólnie znał jej imię? Wiedział tylko, ze była córką dyrektorki i pewnie kujonem. Odpowiedzenie komuś takiemu prawdy mijało się z celem, zresztą, nie musiała znać prawdy. Po co komuś informacja, że każdy nauczyciel został zastraszony, przekupiony albo zwolniony jak się stawiał? W pewien sposób Blake rozumiał jak jego sprawa trafiła aż do dyrektorko, skoro każdy nauczyciel w placówce omijał go szerokim łukiem i nie zadawał pytań. Wypadało jednak jakoś odpowiedzieć, więc…
– Zanim zaczniesz zadawać pytania. Jak ty masz na imię? – zadał pytanie, bo był przekonany, że nie wyłapał, nawet jeśli zostało podane wcześniej. Słysząc odpowiedź, kiwnął tylko lekko głową. – Blake… Casentiro. – przedstawił się, aby utrzymać minimum etykiety i teraz, wiedząc, że rozmawia z jakaś Lucy, mógł odpowiedzieć na jej pytanie, pośrednio, bo przez tą grzywkę nie zamierzał patrzeć w jej stronę. – Możesz się ich spytać. Jestem ciekawy co ci takiego sprzedadzą.
_____Na jego markotnej twarzy przeleciał lekki uśmiech. Mówił prawdę. Był zainteresowany co takiego odpowiedzą jej spytani o niego nauczyciele. On znał prawdę, ale kto się przyzna do tego? Nauczyciel matematyki został zagięty, gdy Blake wytykał mu błąd, potem go pobił pod klubem, gdy kładł łapy na jakiejś lasce nieproszony. Ten od chemii? Albo to była ona… w każdym razie, został przekupiony, aby nie zwracać uwagi. Podobno chodziło o chorobę w rodzinie czy jakiś wypadek. W każdym razie zapłacił w ten sposób za szpital. Każdy pojedynczy dostał cos od niego. Albo traumę, albo hajs. Najlepsze było to, że aby nie pakować samego siebie w tarapaty z prawem – jego bracia wszystko załatwiali. Czyż nie ułatwiali mu życia?
– Nie mam żadnych pytań. Prawdopodobnie wszystkie ustalenia zostaną z góry zaakceptowane lub nie przez moich rodziców. Możesz się jednak spodziewać, że nie zobaczysz mnie w szkole i tak. – odpowiedział dość pewnie siebie. – Godziny lekcji od dłuższego czasu nie pokrywają się z moim planem.
_____I tylko tyle. Nie zamierzał podawać więcej szczegółów tego całego planu. Widząc na twarzy Lucy, że nie jest zadowolona z jego odpowiedzi, mógł tylko zaśmiać się w duchu. Taka mina jej pasowała. Dopiero teraz robiła się ciekawa, nie jak mysz, która chodzi jak robot na życzenie matki. Szybko jednak zgubił obiekt zaciekawienia dostając kolejne pytanie w twarz. Takie, na które odruchowo zmarszczył i czoło, i nos. Wyraźnie nie aprobował takich idei… chociaż w przeszłości były mu całkiem bliskie. Westchnął ciężko i zamierzał zignorować to pytanie. Szczęśliwie ciemnowłosa nie zdążyła dopytywać, kiedy w ogrodzie pojawił się dryblas taty, ich szofer. Został bardzo szybko zauważony przez Blake’a, który machnął w milczeniu ręka na pożegnanie i odszedł w stronę mężczyzny, który zostawił otwarte drzwi z furtki dając mu wyjść pierwszemu. Następnie łysy, ubrany w garnitur zobaczył dziewczynę siedzącą w ogrodzie i ukłonił się lekko, wyrażając tym aktem, że została zauważona. Zamknął za sobą furtkę i skierował się do samochodu, przed którym dyrektorka wymieniała ostatnie słowa z rodzicami. Patrząc po pogodnej mimice wszystkich obecnych, musieli dojść do konsensusu, ale czyim kosztem? Pewnie jego. Zmarszczył brwi i wsiadł do samochodu wraz z dryblasem.
– Blake. Zamierzasz uczęszczać na te zajęcia? – spytał się kierowca spoglądając na jego reakcję w lusterku. – Don co prawda pewnie ma wylane na twoją edukację, bo już robisz dużo dla Familii, ale Pani Victoria… – obaj spojrzeli za okno, na kobietę z podekscytowanym wyrazem twarzy. – Don zrobi dużo, aby ją usatysfakcjonować, a ta niestety, uparła się na szkołę.
– Wiem. – obaj westchnęli w tym samym momencie. – Ale teraz mogę tylko udawać dobrego, potem się zobaczy.
– Potrzebujesz ty ogólnie tej szkoły, co?
– Ja? – spojrzał zaskoczony na kiwającego głową mafiosa i zaśmiał się nagłos. – Oczywiście, że nie.
W tym momencie drzwi od samochodu zostały otwarte, a do środka weszli rodzice wpatrując się uważnie w czekającą dwójkę. Uśmiechy na ich twarzach, od razu spadły, jakby cały czas były sztuczne. Cóż, nikt nie zamierzał robić problemów w takim miejscu, nie było po co. Lepiej więc się po prostu uśmiechnąć, bo sprzątania potem bałaganu zajmie więcej czasu niż to warte.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {02/02/23, 06:57 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

   Rozmowa  z chłopakiem wypadła tylko trochę lepiej niż się  spodziewałam. Niezbyt spodobała mi się za to jego odpowiedź odnośnie nauczycieli. Miał do nich niemal lekceważący stosunek, co było dla mnie nie do pomyślenia. Zacisnęłam wargi, by w myślach podjąć jakąś decyzję.  Nauczycieli nie ma co pytać, nie powiedzą niczego, by sobie zaszkodzić. Przez to też odpadała rozmowa z matką, już wystarczająco  namieszała, wplątując mnie  we wspólną naukę  z tym chłopakiem. Nie miałam  dobrych przeczuć, co ja wygaduję, miałam fatalne przypuszczenia, że  wszystko  pójdzie nie tak. Nie wyczytałam tego  tylko  z postawy Blake'a, ale też  z tego, że  ludzie, którzy są  pod czyimś nadzorem, lubią wymykać się  spod tej kontroli. Zgodziłam się to fakt, trochę dlatego, że  chcę  pomóc a trochę dlatego, że  matka na mnie liczyła. Obydwa powody, były dla mnie  tak samo istotne. A może kryło  się  za tym coś jeszcze? By w końcu poznać kogoś bliżej ze szkoły? Tylko czemu padło na kogoś  tak...różnego  ode mnie? Praktycznie wszystko nas od siebie różniło. Pochodzenie, podejście do szkoły.  Jak go bardziej  poznam, to kontrast będzie jeszcze bardziej zauważalny niż  w tej chwili. 
    - W takim razie, do zobaczenia w poniedziałek po obiedzie w moim domu.  Masz tu adres- podałam mu go, by nie zgubił się  w drodze tutaj. Co prawda pewnie szofer go będzie przywoził, wolałam jednak  być gotową na to, że już  pojutrze  zaczynam z nim naukę.  Jak zostało  ustalone, miałam go uczyć trzy godziny pięć dni w tygodniu. W tym  nie zawsze u mnie  w domu.  O czym moja matka uprzedziła jego rodziców. Powodem było to, że Rebeca  dwa razy w tygodniu miała w domu prywatne lekcje gry na skrzypcach.  I hałas nie pomógłby nam się skupić na tym, co było naszym celem. 
     Ledwo pojechał, a już  wzięłam głębszy  oddech, by się  uspokoić. Tę chwilę  spokoju przerwała matka. 
    - Przyniosłam ci między  innymi to, czego musisz go nauczyć. Lub przypomnieć, by dobrze zdał egzaminy.  Nie będę ukrywać, że jego rodzice liczą na ciebie. Tak samo  jak i ja kochanie-  oznajmiła stanowczo.  Nie no wcale nie czułam presji wcale a wcale. Już  wcześniej  o tym wiedziałam, nie musiała mi mocniej wbijać  tej szpili. Zgarnęłam spory plik  tematów  oraz dwa zeszyty, których będę,  jak  to ujęła potrzebować. 
    - Wiesz, że on nie jest zbyt chętny do nauki? Zrobię, co się da, tyle mogę  obiecać- stwierdziłam,  opuszczając ogród.  Weszłam na górę,  zamykając się w pokoju i postawiłam  wszystko na biurku. Biologia, fizyka, historia, geografia w sumie to  sporo tego a każdy przedmiot miał  z ponad dwadzieścia tematów. Już miałam wziąć się  za lekką  rozpiskę, gdy do pokoju  wpadła Becky z tą  swoją  wymowną miną.  
  -Podobno  mama znowu zmobilizowała  cię do niesienia  pomocy zagubionemu  uczniowi-  jej ton głosu  mówił jasno, że nie przyszła  z powodu tych korepetycji.  Interesował  ją ten chłopak, musiała nas widzieć. 
  - Jak widać, nie mogłam  jej odmówić.  I jestem trochę  zajęta, jakbyś  nie zauważyła- mruknęłam.  Niezbyt zadowolona opuściła  mój  pokój, żałowałam, że miewam aż  tak wścibskie rodzeństwo.  

Niedziela minęła  szybko,  a za nią  poniedziałek powitał nas  bardzo mglistym rankiem. Mama podwiozła nas  do szkoły.  Rozstałyśmy  się  z nią, kierując do swoich klas. Tak jak przypuszczałam,  chłopaka nie było  w szkole, dzięki paru znajomym wiedziałam, do której klasy chodzi, tam go nie zastałam. Nieco zawiedziona musiałam czekać na niego, aż zjawi się  u mnie  w domu. Póki  co poszłam na lekcje, nikt  nie wiedział o powierzonym mi  zadaniu. Tak było  zdecydowanie najlepiej. Bo sama nie dowierzałam  nadal w to, co wydarzy się  za parę godzin. Miałam mętlik w głowie, w porze lunchu nic nie mogłam przełknąć. Po czternastej  odezwał się  dzwonek obwieszczający koniec lekcji  tego dnia.  Założyłam kurtkę  i wraz  z Amely udałyśmy się  na przystanek. Rebeca wróci z matką,  miała jeszcze jedną lekcję.  Jasnowłosa o niczym nie wiedziała, Becky nie poinformowała  jej o  tym czym się będę  zajmować, co przyjęłam  z ulgą. 
  - Nie jestem głodna, zawołaj  mnie, jak będzie  pora kolacji- oznajmiła mi młodsza siostra.  Sama uszykowałam  tylko coś  na szybko, by potem można było  to odgrzać. Chwilę się pouczyłam, by być przygotowaną na pierwsze  z nim  zajęcia.  Czułam się  dziwnie, nie umiałam tego jasno określić. 

   Dzwonek do drzwi mnie otrzeźwił. Domownicy byli już  w domu, więc  musiał być  to Blake. Opuściłam pokój, i po chwili otworzyłam mu drzwi. Niepewnie uśmiechnęłam się  do niego, patrząc prosto w jego oczy. 
   - Cześć, dobrze, że  już  jesteś- wpuściłam go do środka. Hol znał już  dość dobrze, teraz pozna  trochę lepiej resztę domu. Stanęłam przy schodach na piętro, słysząc, jak serce bije mi mocniej, niż  powinno. 
   -  Nie musisz ściągać  butów. Zapraszam na górę, będziemy się  uczyć  w moim pokoju- zachowałam spokojny ton głosu. Choć  absurdalność tej sytuacji była aż  zanadto  wyczuwalna. Jestem kiepską aktorką. Poszedł za mną na górę, wpuściłam  go jako pierwszego do mej prywatnej przestrzeni.  Cały pokój był średniej wielkości pomieszczeniem utrzymanym w kolorach czerwieni oraz  jasnego brązu. Duże okno, przy nim długie biurko z komputerem i miejsce do nauki. Zadbałam o to by były przy nim dwa krzesła. Dopełnieniem  pokoju było łóżko, spora szafa oraz co nie powinno dziwić dwa  regały  z książkami. Chłopak rozglądał  się  po pokoju. Nie było tu żadnych niepotrzebnych rzeczy, istniał też  wręcz pedantyczny porządek. Nie lubiłam bałaganu. 
   - Usiądź, przy biurku. Zanim zaczniemy, napijesz się  czegoś? Trochę  nam tu zajmie- dodałam, proponując mu coś  do picia. W razie gdybyśmy chcieli więcej lub później postawiłam nieduży dzbanek z kawą  w pewnym oddaleniu  od notatek. Spojrzałam  na niego, biorąc pewnie długopis do ręki.  
   -  Dobrze zajmijmy się  więc fizyką. Na początek  wymień  sześć praw fizyki. Wiem, że jest ich więcej, ale  od czegoś trzeba zacząć-  zaczęłam, by móc wiedzieć, na czym konkretnie stoję. Miałam  kartę obok siebie, by móc określać, na jakim poziomie jest  z danego  przedmiotu. Po  czym pokazałam Blake'owi  dwa kolejne tematy z tego przedmiotu. 
   - Udowodnij mi, że ta pomoc  nie jest  ci potrzebna- dodałam, obserwując  jak wyraźnie,  czuje do mnie niechęć.  A to  dopiero  początek tego jakże cudownego  popołudnia.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {09/02/23, 09:33 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Idea, że został mu wręczony adres była zabawna. Nawet teraz, siedząc przy swoim komputerze, oglądając jak skaczą słupki giełdowe, wolna dłonią bawił się kawałkiem papieru. Był tam raz, oczywiście, że trafiłby z powrotem…, gdyby chciał. Pokój Blake nie był mały. Poza wielkim łóżkiem, osobną i własną łazienką oraz garderobą miał także oddzielne miejsce do pracy. Gdy zażyczył sobie remont na urodziny, dostał go prawie od razu. Może dlatego, z kilku pomieszczeń w pięknej willi, zrobiło się jedno wielkie, bardzo nowoczesne. Zwłaszcza patrząc na kilka ekranów, dysków, komputerów i elektroniki, która walała się w wielu miejscach, nieposprzątana. Gdzieś koło płytek leżały też kaski motocyklowe. Każdy inny. Nad komputerem, bardzo wysoko, znajdowała się półka, na której były jego trofea z zawodów pływackich. Nie jedno czy dwa. Prawdopodobnie gdyby kontynuował tamtą drogą, wygrałby i więcej, ale pieniądze zawsze były dla niego ważniejsze od czegoś tak nudnego jak hobby, które nie przynosiło nic poza zmarnowanym czasem.
– Zamierzasz pojechać na te korki? – zza pleców chłopaka można było usłyszeć pewien głos. Blake obrócił się na krześle obrotowym i odchylił lekko do tyłu spoglądając na stojącą przed nim siostrę. – No co? Tylko pytam
– Nie powinnaś być u swojego męża? – rzucił do niej pytanie i słysząc jak kliknęła językiem, zaśmiał się lekko. – Znowu się pokłóciliście. O co tym razem? Wcześniej chodziło o to, że jakaś jego kochanka nie znała swojego miejsca.
– Ona już nie żyje.
_____Livia, bo tak miała na imię siostra Blake, machnęła dłonią jakby to nie było straszna sytuacja. Ktoś stracił życie, z powodu ich kłótni małżeńskiej. W familiach mafijnych, żona posiadała zupełnie inny status niż jakakolwiek kurwa, których pełno latało za mężczyznami, którzy używali dość często i gęsto. Lojalność do jednego partnera i brak kochanek wśród Made Manów był bliski zeru. Ich pierwszą i jedyną miłością czasem była Familia, to jej oddawali życie i całe swoje serce. Idea, że Don rodziny posiada tylko swoją żonę i żadnych kochanek był… rzadki, chociaż lepiej określić to jako poszukiwanie jednorożca. Blake i Livia zostali jednak wychowali przez taki okaz. Ich rodziców. Nic więc dziwnego, że wydana politycznie za mąż siostra nie mogła pogodzić się na początku z faktem, że jej mąż zdradza ją dość często. Teraz, po dziesięciu latach małżeństwa chyba sobie już odpuściła to w pewnym stopniu. Nadal, pewnie liczyła na miłość jak ze związku ich rodziców.
– Zasłużyła sobie. Skakała z pyskiem do ciebie. – westchnął i odwrócił się do swoich ekranów. – Kto to widział, żeby zwykła dupa rzucała cień na reputację żony.
_____Kobieta poprawiła swoje długie czarne włosy za ucho i uwiesiła się na fotelu, spoglądając na mnóstwo tabelek i wykresów, których nie pojmowała w najmniejszym stopniu.
– To jedziesz czy nie? – spytała ponownie widząc obracającą się kartkę w dłoni Blake. – Zrób to dla rodziców. Z twoją głową zdanie szkoły to nie będzie problem.
_____Chłopak westchnął ciężko i odchylił głowę do tyłu, aby spojrzeń na wiszącą nad nim Livię. Nie mógł nic więcej powiedzieć w temacie i tylko pokiwał głową na tak, po czym zmienili temat rozmowy na jej syna, który niedługo obchodził swoje urodziny. Jako wujek Blake będzie brał czynny udział, chociaż różnica między tą dwójką wynosiła tylko 8 lat. Syn Livii spokojnie mógł być brany za jego młodszego brata, gdyby nie był kropla w krople identyczny do Christophera, jego szwagra. Czas bardzo szybko zleciał, aż ciemnowłosy został wygoniony z domu przez matkę, aby udać się na lekcje. Nie chciał być wożony niczym księciunio, to nie w jego stylu. Wziął więc swój motor, ukochaną czarną Suzuki Hayabusę, która wyglądała jak motocykl z przyszłości. Wybrał się na krótką przejażdżkę, zgodnie z adresem stając przed domem dyrektorki. Westchnął jeszcze raz, ciężko i podszedł do drzwi ściągając kask z głowy. Dzwonek miał tej sam wkurzający ton co poprzednio. Jakby… Blake wolałby nigdy więcej w przyszłości go nie używać. Nie lubił dawać o sobie tak dosadnie znać. Lubił pojawiać się i znikać jak mu się podoba.
_____Nie odezwał się na przywitanie niższej dziewczyny, wszedł do środka i zostawił kask zaraz koło drzwi. Noszenie go byłoby bez sensu. Według przyzwyczajenia ze swojego domu, zamierzał także zostawić buty przy wejściu, ale został powstrzymany, na co wyprostował się tylko z lekkim zmieszaniem na twarzy. Jeszcze jakby siedzieli na dole to mógł zrozumieć, że buty mogą zostać, ale miał iść do jej pokoju, na górę, w butach… Pewnie po dywanie, bo takie podłogi istniały w większości domów w USA. Cóż, to nie jego bałagan to sprzątania, więc przytaknął głową lekko. Poszedł spokojnie za dziewczyną, która chyba miała na imię Lucy, jeśli dobrze pamiętał. Wszedł do małego pomieszczenia, w którym nie było za dużo miejsca, ale patrząc na rozmiar całego domu… wydawał się adekwatny. Zwłaszcza, że spełniał wszystkie potrzeby, które człowiek musiał mieć. Trochę prywatności, łóżko, komputer i miejsce na schowanie ciuchów. To co rzucało się jednak najbardziej w oczy to wręcz sterylny dla Blake’a porządek. Aż cieszył się, że wszedł w butach. Nawet jeśli były czyste, bo były, kto normalny chodzi w brudnym obuwiu.
– Kawy.
_____Odpowiedział krótko i usiadł odsuwając krzesło tak, aby dać sobie dużo miejsca. Nie chciał siedzieć przesadnie blisko kobiety. Kto wie czy nie rzuci się na niego z nożyczkami jak nie odpowie poprawnie na jakieś pytanie. Gdy napił się dostarczonej im kawy, co zrobił ze spokojem, skrzywił się lekko. Amerykanie i ich brak poszanowania, westchnął lekko i odstawił kubek spoglądając na Lucy, która właśnie zadała mu pierwsze pytanie. Chociaż bardziej brzmiało to jak dziwny rozkaz. Nie podobało mu się to. Może chodziło o to albo o słownictwo.
– Daj mi kartkę i długopis. – wystawił dłoń w jej stronę, po chwili dodając. – Tylko idioci zapamiętują regułki.
_____Widział jak rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie, ale otrzymał co potrzebował i zapisał na kartce sześć twierdzeń. Pomyślał chwilę i zaczął pisać. Rozpoczął od rozpisania równań dla trzech praw Newtona, bo nie było nic prostszego, a potem zaszalał. Równanie Einsteina z tensorem krzywizny Ricciego, równanie Schrödingera zależne od czasu z jednostką urojoną i stałą Plancka oraz równanie Bernoullego słyszące do wyliczania energii jednostki masy płynu. Czy się popisywał? Trochę tak, ale bardziej chciał zobaczyć minę dziewczyny. Co jak co, ale fizyka to matematykę z dodatkami. Dla niego nie było nic prostszego. Oddał jej kartkę z uśmieszkiem na twarzy.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {16/02/23, 05:59 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

   Blake był  pierwszą osobą, a raczej pierwszym chłopakiem, który przekroczył  próg mego pokoju. Co prawda chodziło  jedynie o naukę, ale uświadomienie sobie tego sprawiło, że ukradkiem zerkałam w jego stronę. Był  tak zajęty pisaniem, że pewnie nawet nie zwracał  na to uwagi. Spojrzałam  w okno, zerwał się dość  silny wiatr, gałęzie jednego  z okolicznych drzew  wyginały  się niebezpiecznie. Jak się  złamią,  będzie  mnie czekać dodatkowa praca  w ogrodzie.  Kto wie,  może zmobilizuje  do pomocy  siostry?  Tak  fajnie pomarzyć.  Znając je, jedna wymówi się, że  dopiero  pomalowała paznokcie  a druga, że  jest zajęta  oglądaniem  swych seriali. Na mamę  nie ma co liczyć i tak  nie przemówi  im do rozumu.  To już nie ten  etap, gdy słuchały jej jak  zaklęte.  Teraz bywały częściej  typem buntowniczek niż wzorowych uczennic. No dobrze, może nie przynosiły  szóstek czy tam piątek, ale czwórki to też nie najgorszy wynik. Tylko ode mnie wymagano znacznie więcej, bo byłam ta najstarsza, miałam być dla nich wzorem.  Tylko że matka  nie zauważyła, że przez to  nie miałam przyjaciół. Poza nauką  czy  rodziną  z nikim innym nie spędzałam  czasu. Czy to była cena, którą  musiałam  ponieść? Być samotną, ale dobrze wykształconą? Owszem lubiłam się uczyć, nauka przychodziła mi dość łatwo.  Wieczory  z książkami tez bywały przyjemne. Teraz zostałam  rzucona na głęboką  wodę by tak po prostu spędzać  z kimś  czas.  Z chłopakiem, który  już  pierwszego  dnia nieco mnie zirytował. Nie wiedziałam, czy to przez  słowa, które wypowiedział, czy przez to, że miał tak  olewczy  stosunek do szkoły.  A może było coś  jeszcze? 
     - Zawsze to robisz?  Sprawdzasz granice cierpliwości drugiej osoby? Jeśli  tak, to radzę ci zmienić  taktykę.  Ta na mnie nie zadziała- powiedziałam, w miarę spokojnym tonem mrużąc delikatnie oczy. Czy to była  lekka prowokacja? Dlaczego sądził, że tylko  idioci zapamiętują  tego typu rzeczy? One były ważne.  Nie czekałam długo, aż  oddał  mi zapisaną  kartkę, tym  o co go prosiłam.  Zaczęłam czytać i sprawdzać co napisał, nie ukrywam, użył  praktycznie wszystkich praw, które i ja bym wypisała. No dobrze  poza  dwoma wyjątkami. 
    - Sporo umiesz, więcej  niż mogłam  sądzić.  Muszę  to przyznać, Blake - powiedziałam  z wyraźnym zadowoleniem. Przynajmniej nie oddał  pustej kartki, a tego też się  trochę obawiałam.  Umiał  więcej,  niż  sądziłam dobry początek.  
   - To teraz może przejdziemy do  kolejnego  tematu?- spytałam, wpisując  jego wynik do tabeli, którą dostałam  od mojej matki, by zapisywać, co umie. 
    - Kolejnym tematem powinien być prąd  stały, z tego co  tutaj jest napisane.- powiedziałam,  pokazując mu kartkę  z tematami na dzisiejszy dzień. W sumie nauka nie szła tak, źle  jak  sądziłam,  tym razem nie musiał  niczego pisać. I kiedy już  myślałam, że moja irytacja  do niego zmalała, nagle wszystko runęło. Sprawiał wrażenie jakby chciał wstać z krzesła.
   - Po  prostu wymień rodzaje obwodów elektrycznych. Wiem, że masz dość, ale nie musielibyśmy tego robić, gdybyś normalnie chodził do szkoły-  dodałam, panując  nad sobą, jak  umiałam.  Nie wiem w sumie co się wydarzyło, ale chyba wzmianka o szkole nie była najlepszym pomysłem. Sugerując  to po wyrazie jego  twarzy, próbowałam  jakoś ogarnąć tę sytuację.  
   - Skoro tak bardzo  masz na dzisiaj  dość to, co chcesz zakończyć,  te dwa tematy i uciec stąd  tak szybko jak się da? Myślisz, że unikanie szkoły lub nauki  to dobry pomysł?-  spytałam  go ewidentnie czując, że trochę  przeginam.  
   -  Może  zabrzmi to dziwnie, ale nie przywykłam  jeszcze do  obecności  kogoś jeszcze  w tym pokoju. Zwykle  przebywam w nim zupełnie sama- dodałam, sama nie wiem, po co to  mówię. Spojrzałam na niego nieco  zmieszana. Jakbym chciała  znaleźć usprawiedliwienie  w tym jak się  zachowuję.  Nie wiem czy jest w stanie  mnie zrozumieć.  I czy odpuści  zgadzając się na kontynuację nauki. Czekając na jego decyzję  co chwilę  zerkałam  na jego twarz znad okularów, by  wiedzieć  na czym stoję. Owszem  mogłam go tylko bardziej zirytować. Tylko co jeśli  nie byłam tego  jedynym powodem? Może to nie tylko  moja wina tylko  szkoły czy też rodziny i jej wymagań? Nie  miałam odwagi go o to  zapytać nie znaliśmy  się  na tyle, by czuć  się  w swoim towarzystwie aż tak swobodnie
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {21/02/23, 09:26 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Zamierzał spokojnie przesiedzieć swój czas na tych korkach, słuchać jej, nie odzywać się za mocno, odpowiadać i przenudzić się, po najniższej linii oporu. Nie było potrzeby, aby dawać z siebie coś. Na końcu podejdzie do egzaminów i po prostu w końcu coś napisze. To już da mu zaliczenie, bo Blake nie był znany z zostawiania błędnych odpowiedzi. Raczej puste pola albo poprawny wynik. Nic pośrodku. Jakby marnowanie tuszu na chociażby bazgroły to było za dużo dla testu, nauczyciela i kartki papieru. Spojrzenie dziewczyny, która wpatrywała się w niego ze zmrużonymi oczami prawdopodobnie miało być groźne, ale wydawało się śmieszne co najwyżej. Nie prychnął, jednak, chociaż chciał. Jakby zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli ugryzienie mrówki nie gryzie to zrzucanie ich z siebie marnowało czas. Może jego brak reakcji sprawił, że zajęła się jego odpowiedziami, które na pewno były poprawne. Blake był zainteresowany czy kujonka znała wszystkie z nich. Nie był to poziom amerykańskiego liceum, to na pewno. Raczej studiów inżynierskich, ale siedząc w podręcznikach pewnie przygotowywała się do pójścia na uczelnie. Słysząc zadowolenie w jej głosie, skrzywił się lekko. Nie napisał tego wszystkiego, aby uzyskać coś tak taniego jak jej aprobatę. Tej Lucy, córki dyrektora. Chociaż idea, że rozpoznała wszystko, trochę go zaskoczyła.
_____Westchnął ciężko opierając się na krześle i kiwając potakująco głowo. Przy okazji wyciągnął telefon z kieszeni kurtki, kładąc go koło siebie. Nie spodziewał się żadnych informacji, ale prawda była taka, że nigdy nie wiedział, kiedy faktycznie będą go potrzebować. Nawet jeśli nie był członkiem mafii, był synem Dona, miał swoje obowiązki. Przeleciał wzrokiem po kartce, która została mu przysunięta. Wzorki, regułki, nic nowego. Cóż… znudzony zleciał wzrokiem na bok, nie spodziewał się jakichś zaskoczeń tego wieczoru. On sam nie dałby czegoś potencjalnie trudnego chłopakowi, który zszedł na złą drogę i nie chodził do szkoły. Spędził długo słuchając na zmianę z czytaniem. Szczęśliwie, okularniczka nie wymagała od niego wkładu własnego. Mógł więc traktować ten czas jak zaprzepaszczenie go na rzecz nudnego filmu, powtórki z podstawówki albo… odpoczynku od pracy? W pewnym momencie, pozostawiony sam z tekstem, kątek oka zobaczył wiadomość tekstową, która napisana szyfrem, wyświetliła się na monitorze wyciszonego telefonu. Od razu rozumiejąc przekaz, nie zamierzał spędzić więcej czasu w tym miejscu.
– Wychodzę. – rzucił, prawie znikąd. Stąd może słowa dziewczyny, miały jakiś sens…, dopóki nie powiedziała o szkole. Zmarszczył brwi. – Naprawdę sądzisz, że szkoła da ci cokolwiek? - spytał chociaż nie zamierzał czekać na odpowiedzieć. – Mam dość i wychodzę.
_____Właściwie, nie spodziewał się myślenia po osobie, która pewnie w wolnym czasie zapamiętywała regułki z kolejnego podręcznika. Jej zachowanie, wyraźnie nie wchodziło w normy społeczne, jakby myślała, że jej słowa mają jakąś moc. Nie odpowiedział na jej pytanie, wiedząc, że gdyby z jego ust wyszły słowa mówiące prawdę – ciemnowłosa nigdy by ich nie przełknęła, kontynuując martwy argument. W oczach Blake była zapatrzona w swoje ideały i trzymała się ich tak kurczowo, że nigdy nie pozbędzie się przekonania o tym. Widząc jednak jej minę, nie mógł zwyczajnie zacisnąć zębów i wyjść, nie mówiąc nic.
– Powinnaś zastanowić się nad sobą i swoim zachowaniem. – brzmiał trochę jakby prawił jej kazanie, ale może dlatego jej odpowiedzieć, która padła z ust nieprzefiltrowana… wydawała się wiarygodna. Skrzywił się lekko. – Czyli co, jesteś przegrywem, który siedzi zamknięty w pokoju i nie ma znajomych i zainteresowań?
_____Rzucił i niestety, nie zachował się mądrze, mówiąc co faktycznie myślał w tym momencie. Bycie przegrywem nie było czymś złym… w teorii. To jednak nie było to coś co powinno wyjść od niego. Jeździł na motorze, nosił skórę, nie chodził do szkoły i miał mnóstwo pieniędzy zarobionych nielegalnie. Czy nie był definicją złego typa, na którego trzeba uważać? No.. brakowało mu tatuaży. Miał chociaż tyle samoświadomości. Nie mogąc więc obronić swoich słów ani im zaprzeczyć, pokazał na telefon w ręku.
– Wychodzę. Mam co robić. – skierował się do drzwi. – Nie musisz mnie odprowadzać. Znajdź sobie hobby.
_____Następnie, aby zakończyć te zajęcia bez Lucy krzyczącej zza jego pleców, wymienił jej prądy oraz wszystko co mieli znaleźć na następnych kartkach. Mówiąc bez przerwy, niczym litanię w kościele. Gdy tylko skończył, wyszedł z pokoju i minutę później opuszczając także dom dziewczyny. Wsiadł na swój motor podnosząc wzrok na dom i wzdychając lekko. W innej sytuacji, pewnie by został, rozegrał to normalnie, ale tym razem nie miał na to czasu. Ani na kłócenie się z nią, ani na pozostanie w środku. Odjechał zmierzając w stronę portu, gdzie zaparkował przed otwartym magazynem, mijając jeszcze w kasku grupkę dryblasów w garniturach. Nie zatrzymali go, rozpoznając kask, który zostać ściągnięty kilka sekund później. Blake z lekko zaintrygowanym wyrazem twarzy podszedł do swojego brata i spojrzał na to, w co wpatrywał się on. Otwartą skrzynkę, w której znajdowała się zakneblowana kobieta.
– Kto to? – spytał nie mając do końca pewności, że chciał się mieszać. Postanowił posłać jednak w eter swój pomysł. – Córka jakiegoś idioty?
– Hahaha, blisko. – zaśmiał się Nick. – Młoda żona naszego rywala.
_____Mający lekko ponad trzydzieste mężczyzna spojrzał na swojego młodszego brata, który posyłał mu pytające spojrzenie. Tłumaczenie, które dostarczył mu nie było wystarczające, aby poukładał sobie wszystko w głowie. Cóż, Blake nie wiedział wszystkie co się działo w rodzinie. Zwłaszcza gdy chodziło o broń, narkotyki i kobiety. Zajmował się tylko liczbami, zwykle na komputerze. Mało, kiedy doświadczał tego co kryło się za tymi cyferkami.
– Pamiętasz Buccariego? – rzucił i widząc kiwnięcie, zaczął mówić dalej. – Debil wziął sobie tą oto kobietę za żonę dwa dni temu. – Nick kopnął drewnianą ściankę skrzyni. – Ma być naszym zabezpieczeniem na wypadek gdyby chciał się wtrącić w nową dostawę.
– Rozumiesz go? – Blake wrócił swoim spojrzeniem na przerażoną kobietą, która patrzyła na nich niezbyt świadoma tego co się wydarzy. – Przecież ta kobieta nic nie znaczy. Jakby to była jego krew to jeszcze, ale młoda żona?
– Właśnie o to chodzi. – mężczyzna wystawił dłoń w bok, a jeden z mężczyzn wyciągnął broń, pistolet, podając do jego dłoni. Ten natomiast od razu wystawił go w stronę brata. – Nie chcesz mieć dzisiaj swojego pierwszego zabójstwa? Masz już osiemnaście lat, możemy zacząć proces inicjacji.
_____Blake wziął broń, zastanawiając się w sercu czy faktycznie było mu wolno. Wiedział, że to nastąpi prędzej niż później. Zabije przeciwnika rodziny i kilka innych rzeczy, włącznie z przysięgą. Normalnie nie wahałby się aż tak mocno, lecz to ojciec musiał wprowadzić go do rodziny, nie Nick. Poza tym… miał 18 lat, ale to nadal było za mało. Musiał mieć przynajmniej 20. Taki był kodeks. Być znany przez członka rodziny przez 20 lat i za jego pośrednictwem zaproponowany jako kandydat. Westchnął i oddał broń bratu, który na to czekał, z uśmiechem.
– Dlaczego jej nie zabijesz? – spytał, jakby nie znał odpowiedzi. – Spokojnie ukryłby ten fakt za plecami ojca.
– Wiem, ale i masz Familia podąża od pokoleń według książki. – uśmiechnął się lekko. – Musze mieć dwadzieścia lat i musi to zrobić ojciec.
_____Nick z uśmiechem na ustach, zadowolony z młodszego brata, odbezpieczył broń i bez zawahania strzelił w związaną kobietę. Nie chodził o to, że jej życie było ważne, bo nie było. Będzie wiadomością do jej męża, żeby nie kombinował niepotrzebnie. Poza tym, Blake nie został tutaj zawołany z takiego błahego powodu. Chodziło o coś innego, do czego przeszli zaraz potem – nowego towaru, który trzeba ukryć.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {27/02/23, 05:25 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

    To nie tak, że przekonywałam samą siebie, że realizuję tylko  prośbę matki. To nie tak, że  chłopak  był inteligentniejszy ode mnie albo na tym samym poziomie. I to nie tak, że mimo starań próbowałam nie być do niego uprzedzona. Jednak fakt faktem było, że  nie mogłam  zrozumieć jak ktoś, kto bez problemu przechodził,  przez powierzony nam do opanowania materiał  po prostu nie przychodzi do szkoły. Czy szkoła była nudna? Może  dla niektórych owszem  dla tych, co nie ogarniali materiału,  była nawet godzinnym więzieniem. Jednak dla mnie i Blake’a nie była, a raczej nie powinna być niczym strasznym. To tylko ostatnie lata szkoły i będzie  mógł robić, co chce. Na pewno miał jakieś plany na przyszłość, może nie wszystko ze szkoły będzie mu potrzebne, ale niektóre z przedmiotów  mogą okazać  się  pomocne.  Czy  wierzyłam  w system edukacji?  Oczywiście, że tak inaczej nie osiągałabym tak bardzo dobrych wyników z testów, gdybym nie wierzyła, że ma to jakiś  sens.  Ten chłopak  mimo swojego  zdystansowania odbijała się  w nim pewność siebie. Jego zachowanie jak i postawa też  to pokazywały.  Albo  był tylko zwykłym dzieciakiem dzianych rodziców, co też  się  w sumie  zgadzało.  Co nie uniknęło mojej obserwacji. Nie znałam go na tyle, by mieć  o nim bardziej konkretne zdanie. Poza tym wątpiłam, by się  przejął opinią kogoś  takiego jak ja.
Nie kryłam niezadowolenia, gdy zajął się  swoim telefonem. Może i go wyciszył, ale nadal był na korkach, i nie powinien po niego sięgać. Nie skomentowałam tego inaczej niż  chłodnym uważnym spojrzeniem. Dodatkowo bardziej podniósł mi puls, informując,  ot, tak, że  wychodzi.  Do końca zajęć zostały  dwie godziny, czas, który mu poświęcałam.  Spodziewałam się, że  zbierze swoje rzeczy  i po prostu wyjdzie,  on miał inny  pomysł, swoimi  słowami dotknął bolesnej struny. O której  mało  kto wiedział, spojrzałam  na niego z mieszanką  zaskoczenia i niepewności.
       - Chyba sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie. Nie mam czasu na znajomych. Bardzo się od siebie różnimy. A co do reszty chyba nie muszę odpowiadać.  Widzimy się jutro, skoro nie mogłeś  już tu wysiedzieć-  mówiąc to, spojrzałam na niego, nie ukrywając, jak się poczułam. Bo co miałam mu powiedzieć? To, że nikt się nie chce przyjaźnić z córką dyrektorki?  A co go to  obchodzi? 

Wyszedł, zostawiając mnie samą, schowałam wszystko, co przerabialiśmy do biurka. Wyszłam z pokoju, obserwując przez okno w holu, jak wsiada na motor i odjeżdża. Drgnęłam, czując klepanie po ramieniu.
    -Amely, od kiedy tu jesteś?- spytałam siostrę, czując, że będzie chciała wszystko  wiedzieć. Blondynka uśmiechnęła się  sztucznie.
    - Od momentu, w którym ten przystojniak opuścił  twój  pokój. Kim on jest?  Nie pamiętam, byś  chwaliła  się, że  masz chłopaka- zaczęła jawnie ze mnie drwić. Jasne dla niej było, że ktoś taki jak Blake, by w życiu na mnie nie spojrzał. Nie, żebym tego akurat chciała.
  - To Blake, pomagam mu przygotowywać się do testów. Masz rację, nie jest moim chłopakiem. Chodzi do naszej szkoły- wyjaśniłam młodszej siostrze. Ta momentalnie się  ożywiła, nie wróżyło  to nic dobrego.
  - Jak to możliwe, że  nigdy na niego  nie wpadłam? Na pewno bym go zauważyła- spytała mnie, na co wywróciłam  oczami, w irytacji.
  - Bo nie chodzi  do szkoły. Albo powiem, inaczej uważa, że szkoła nie jest mu do niczego  potrzebna. Nie pytaj o nic więcej, sama dopiero go poznaję. I on na serio wyczerpuje moje pokłady cierpliwości.  Zawołaj mnie gdy będzie kolacja-  po czym poszłam do siebie.  Napiłam się  zimnej już kawy  z dzbanka, czując, że  muszę się uspokoić.  Amely się nim  zainteresowała. Nie dziwię się  jej, zwykle leciała  na wygląd. A gdyby się dowiedziała, że zapewne jest bogatszy, od nas to już  w ogóle nie dałaby chłopakowi spokoju.  Intrygowało  mnie też, co przerwało nam zajęcia, co było tak ważne, że musiał  wyjść?

 Kolacja minęła w miarę  spokojnie, choć  uśmieszki  Amely nie wróżyły nic dobrego. Niewiele zjadłam, pamiętając też inne słowa chłopaka te  z pierwszego  dnia, gdy do nas przybył z rodzicami.
  - Mamo wiesz może, dlaczego poprzedni dyrektor zrezygnował ze stanowiska? Stało  się  tak nagle, że nawet uczniów to zaskoczyło- spytałam matkę, pomagając jej w chowaniu naczyń do zmywarki.
   - Miał  problemy zdrowotne i nie mógł  wykonywać  już swojej pracy, tak jak powinien. Mnie też to zaskoczyło, bo nie był  wcale dużo starszy  ode mnie. Najwyraźniej  czuł, że musi  odpocząć- wzruszyła ramionami, wstawiając zmywarkę i dziękując za pomoc.
  - Idę spać jestem  wykończona. Lekcje z nim też nie należą do łatwych. Poradzę sobie, ale na przyszłość informuj mnie gdy taki pomysł  przyjdzie ci do głowy. Dobranoc- pożegnałam mamę, by pójść do siebie. Umyłam  się  i poszłam  spać, tym razem  nie zaglądając do książek przed snem.

 Rano ogarnięcie  się zajęło więcej czasu,  niż  sądziłam. Głównie przez to, że  tej nocy nie spałam  zbyt dobrze. Spakowałam  śniadanie do szkoły,  ignorując to, że  i tak lunch będzie też  w stołówce. Jak zwykle do szkoły zawiozła  nas mama. Tam rozdzieliłyśmy się każda na swoje lekcje.
      Przy klasie spotkałam Miriam  i Cleo podeszłam  do nich.
  - Gotowe na test z biologii?- spytałam  brunetki. Uniosły kciuk w górę lekko czymś  rozbawione.
  -  Lucy  wiesz, że Anthony  organizuje imprezę? Jego starszy brat oblewa dostanie się na studia do Duke University nieźle co?- zaczęła Cleo.  Nie powiem, byłam tym mile  zaskoczona, to dobra uczelnia.
  - To wspaniała wiadomość  pogratuluj ode mnie Garetowi - poprosiłam brunetkę,  ta nie była zachwycona.
  - Chodź  z nami oderwiesz się  od książek
  - Nie mogę, muszę się  uczyć.  Idźcie  i bawcie się dobrze
   Reszta rozmowy musiała utonąć w gwarze uczniów oraz dzwonka na lekcje.  Całe południe minęło spokojnie. Pora lunchu też zostały dwie godziny zajęć,  a potem dom. Musiałam, przygotować się na korki z Blakiem  Ciągle miałam złe przeczucia dotyczące mej młodszej siostry.  I ta myśl zachodziła moją głowę w drodze  na ostatnie w tym dniu  zajęcia…
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {05/03/23, 12:43 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Pralki, ziemniaki i każdy innymi mało interesujący towar, który przepływa zwykle bez kontroli przez granicę. Mnóstwo kontenerów, nigdy nie trzymając się jakiegoś schematu, aby nie został zamierzonym. Co jest zabawne to właśnie brak ciągłości jest czymś co trzeba zwykle mocniej kontrolować i planować niż jakiś zachowany porządek. Ludzie, w końcu kochają wzorce, powtarzając najczęściej odpowiedź B jako prawidłowa na egzaminach, czy uśmiechając od ucha do ucha na idealnie położone kafelki. Na pytanie więc, co potrzebowali od Blake’a, aby wyciągnąć go z korków, odpowiedzieć była jasna. Chłopak spędził na tym całą noc, kładąc się do łóżka około piątej nad ranem, mając z tyłu głowy, że za chwilę będzie musiał wstać i posiedzieć nad kursami. Niestety, to na niego nie zaczeka. Giełda, kursy, przekładanie akcji z kąta w kąt… Obudził się o 10. Zdecydowanie później niż chciał, ale pięć godzin snu to też nie był wynik, przez który by krzyczał.  Nie myśląc o szkole, o lekcjach czy innych problemach związanych z nauką, dostał tackę z jedzeniem od gosposi i patrząc na dziwnie chwiejne kursy, przełykał kolejne kawałki.
_____Gdy ktoś spytał go o to jak minął mu dzień, była tylko jedna odpowiedź – cudownie. Wzbogacił się o więcej niż powinien, czując się przy okazji jak człowiek, który właśnie zrobił wszystko co musiał i.. nie miał w co włożyć ręce. Widząc prezentującą się na zegarku godzinę postanowił zrobić coś, do czego nie sądził, że się posunie. Odszedł od komputera zanim nastąpiło zamknięcie wszystkich transakcji. Westchnął i rozprostował plecy, wyciągając się lekko do tyłu. Pokręcił głową i obejrzał się po pomieszczeniu, gdzie na każdym możliwym blacie leżały pierdoły – kable, małe chipy, dyski zewnętrzne… nawet lutownica zaraz obok jego małego projektu. Wiedział, że pomoc domowa nie rusza jego rzeczy pod groźbą obcięcia ręki, jeśli coś zmieni swoje miejsce, w końcu za dużo było tutaj informacji, ale nadal. Musiał posprzątać. Chociażby dla samego siebie. Otworzył drzwi balkonowe wprowadzając trochę świeżego powietrza do środka i chwytając za pusty karton, zaczął pakować wszystko do środka. Oczywiście znając swój możliwy pedantyzm w przyszłości, od razu w miarę segregował kable do kabli, a nośniki danych do przeznaczonego im miejsca.
_____Wychodząc zadowolony z pokoju natknął się na jedną z pracowniczek, która niosąc kosz z praniem, widząc go przed godziną 16, wychodzącej z pokoju, z przerażeniem krzyknęła i opuściła co niosła na ziemię.
– Hej. – Blake odezwał się lekko marszcząc brwi. – Co to za reakcja?
– P-Przepraszam.
_____Kobieta pozbierała się szybko, z opuszczonym na ziemię wzrokiem, zebrała wszystkie rozrzucone ciuchy i zniknęła z korytarza szybkim krokiem, jakby uciekała przed nim. Pech chciał, że idąc spokojnie za nią, także na dół, wyglądał niczym śledzący ją psychopata. Zwłaszcza gdy napotykając się na inne osoby przebywające w domu otrzymał podobną reakcją. W mniejszym szoku, lecz identycznie, niepotrzebnie, dramatyczną.
– Co jest z wami? – spytał rzucając lekko, gdy usiadł na kanapie przed włączonym TV, gdzie akurat dwójka członków rodziny oglądała z Rickiem powtórkę meczu. Przekierowane spojrzenia w stronę Blake, dały mu sygnał, aby wytłumaczył o co mu chodzi. – Wszyscy zachowują się jakby zobaczyli ducha na mój widok.
– Która godzina? – Rick rzucił w odpowiedzi.
– Chwila po drugiej.
– … to, dlaczego nie jesteś u siebie w pokoju? – starszy brat puścił zaskoczone spojrzenie do młodszego. Po chwili poprawiając się w odpowiedzi. Specjalnie, gdy Blake nie rozumiał ich min. – Zwykle do szesnastej nie wychylasz się, jakbyś był jakimś skazańcem. Ludzie widząc cię o określonych porach i nigdy w innych. Chyba, że wystąpił problem, ale to wtedy znowu – wskazał dłonią na chłopaka. – Nie chodzisz zadowolony. Więc?
– Co więc? – spytał, zatapiając się w fotel. – Nic się nie stało, po prostu miałem dobre efekty i skończyłem szybciej.
– Ooo! – odezwała się łącznie trójka mężczyzn.
– To dobrze! – Rick wręcz wstał z miejsca, z ekscytacją czekając na numerki, które w takich momentach mówi Blake. – Ile tym razem?
– Piętnaście – nie mógł powstrzymać się od małego uśmieszku na twarzy. – Wszystko na czysto
_____Nakładając intonację na ostatnie słowo wprawił zebranych w szok i lekki krzyk. Jakby właśnie ktoś strzelił gola przeciwnej drużynie. W końcu zarobione przez Blake’a pieniądze to fundusze na przyszły rozwój całej rodziny, zakup broni, środki na czarną godzinę. Siedział i śmiał się z grupkę przez chwilę, dopóki nie pojawiła się nad nim matka, pani tego domu, z założonymi rękami przyglądając się grupce śmiejącej się szczęśliwie z czegoś. Victoria, w długie ciemnej sukience nie czekała długo, aby się odezwać.
– A co z twoimi zajęciami? – mimo, że do uszu mężczyzn doszedł miły i przyjemny głos to Blake wiedział, że kobieta chce przekonać go do czegoś. Odwrócił się do niej, lecz nie zdążył odpowiedzieć, gdy padły kolejne słowa. – Zawsze możesz pojechać po nią do szkoły.
– Po kogo? – Rick uniósł brwi zdziwiony w stronę matki, po czym przeniósł spojrzenie na brata. – Kogo?
– Córka dyrektorki, ma mi udzielać korepetycji, żeby zaliczyć egzaminy.
– Ale ty nie potrzebujesz korków. – odpowiedział zdumiony.
– Dokładnie. – znudzony cały temat Blake spojrzał tylko na rodzicielkę. – Jej to powiedz.
– On nie potrzebuje korków. – powtórzył w kierunku matki. – Zresztą ma to dziecko przywieść tutaj? Do domu pełnego broni, dorosłych mężczyzn i tak dalej?
– Czemu nie?
_____Jakby odbijając wszystkie argumenty, logikę, co tylko mogło im wpaść do głowy, Blake wyjechał z domu, zdecydowanie nie przekonany do tej decyzji, aby odebrać dziewczynę ze szkoły i od razu przywieść ją tutaj. Victoria mówiła coś, że zadzwoni i poinformuje o tym, aby dyrektorka nie martwiła się o swoje dziecko. Mężczyźni cały czas jednak uważali, że to zły pomysł. Największy szok prawdopodobnie, w całej tej sytuacji mieli ludzie ze szkoły, gdy dość drogi motor zaparkował przed głównym wejściem i Blake oparty o swój sprzęt, z telefonem w ręku, czekał przed drzwiami na zakończenie się ostatnich lekcji. Widząc jakieś 10 minut do końca, wysłał wiadomość do Lucy.

Czekam przed głównym wejściem, masz 15 minut.

_____Nie wiedział czy go zignorowała, czy może nie sprawdziła telefonu, ale równo 15 minut po wiadomości, wszedł do szkoły, z jasnym celem – znalezieniem dziewczyny i nie marnowaniem tutaj minuty dłużej. Pamiętał rozłożenie korytarzy i co prawda nie wiedział, gdzie znaleźć okularnice, ale ludzie ułatwiali mu robotę, rozchodząc się niczym woda dla Mojżesza. Nie potrzebował więc więcej niż kilku kroków do zlokalizowania Lucy. Podszedł do niej, stojącej przy szafce z kimś i nie przejmując się zbytnio tym co będzie później.
– Mam nadzieję, że zapomniałaś telefonu, żeby mnie ignorować. – oparł się o zamkniętą obok szafkę i westchnął trzymając w ręku kask, który wyciągnął w jej stronę od razu. – Chodź. Jedziemy. Twoja matka już wie. – nie czekał długo, zwłaszcza widząc jak wolną reakcję miała. Ściągnął jej okulary łapiąc za łączenie szkieł i wcisnął kask z westchnięciem. – Pośpiesz się.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {16/03/23, 09:32 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

   Zajęta rozmową z Cleo  na temat  nowego konkursu matematycznego nie  zauważyłam, jak  ktoś pojawił się  tuż obok nas.  Dopiero reakcja Cleo, jak i znany głos uświadomił mi, że nie byłyśmy  już  same. Drgnęłam,  czując  niezbyt przyjemne dreszcze na karku. Spojrzałam  na  chłopaka, nie do końca łapiąc, co do mnie mówi. Odruchowo wstrzymałam oddech, chcąc upewnić się, czy faktycznie do mnie dzwonił. Jak mogłam nie słyszeć telefonu?  Jedynym wytłumaczeniem mogło być to, że  szkolny gwar zagłuszył jej dźwięk. Zmieszałam się lekko, nie wspominając o Cleo, która zachowywała  się, jakby zobaczyła ducha. Przyznaję, Blake nie bywał  w szkole, ale powinna pamiętać, że też był jej uczniem, o czym większość chyba zapomniała. Chłopak wyraźnie nie zamierzał tracić więcej czasu. Zaskoczona zamrugałam oczami, gdy zdjął mi okulary. Czy on zwariował? Przez niego wszystko  widziałam lekko  zamglone.
   - Nie zrobiłam tego specjalnie.  Po prostu szkolny gwar zagłuszył twoją próbę skontaktowania się  ze mną- wyjaśniłam, trzymając  kask w dłoniach. Chcąc nie chcąc musiałam odłożyć rozmowę  z Cleo  na inny dzień. Zerknęłam  na brunetkę.
 - Niestety  muszę już iść. Obowiązki wzywają, to do  zobaczenia Cleo- pożegnałam ją ,poprawiając plecak na ramieniu. Czułam się dziwnie, idąc za chłopakiem ku wyjściu ze szkoły. Okulary schowałam  do kieszeni, by ich nie zgubić. Postanowiłam jednak  sprawdzić, czy faktycznie wysłał  mi wiadomość. Bo równie dobrze  mógł chcieć  zrobić tylko  zamieszanie, co nie byłoby niczym dziwnym. Po zerknięciu  na komórkę musiałam zmienić  o nim zdanie, rzeczywiście wiadomość  została  wysłana jakiś  czas temu. Czułam na sobie jego zniecierpliwiony wzrok.  Wytrzymałam go, nadal czując te chłodne dreszcze.
   - Musiałam sprawdzić, czy mnie nie wkręcałeś  z  tą wiadomością. Muszę  zwrócić honor faktycznie, tak było. Więcej się to nie powtórzy- zapewniłam, mając nadzieję, że nie będzie musiał tego  sprawdzać.  Po wyjściu ze szkoły skierowałam się  za nim w stronę  jego motoru. Już go widziałam to, nim przyjechał ostatnio na  korki do mojego domu. Miałam  kilka okazji w życiu, by przejechać się  motorem. Tylko  tamte osoby znałam już  jakiś  czas, a jego ledwie parę dni. Już miałam  zająć  miejsce na motorze, gdy usłyszałam  za sobą głos.  Co  znowu? Nie powiem, ale  tym razem i ja czułam  zniecierpliwienie. Chyba pierwszy raz  w życiu nie byłam  zachwycona, że  ktoś  zawraca mi głowę.
   
  - Lucy, przepraszam, ale możemy porozmawiać? To zajmie tylko chwilę-  uprosiła blondynka. Była nią Lena, jedna z najlepszych graczy z kółka szachowego.  Któremu  czasem pomagałam  w organizacji międzyszkolnych turniejów szachowych. Nie wiedziałam, o co chodzi, z czym do mnie przychodzi. Zerknęłam na ciemnowłosego, nie wydawał się być zachwycony, że ciągle coś nie idzie po jego myśli. Byłam zmuszona przyznać mu rację. To też nie było  w moich planach. Tak samo jak odmowa komuś, kto ewidentnie  potrzebował pomocy.
- Poczekasz chwilę? To nie zajmie dużo czasu. Wrócę szybko i będziemy mogli zająć się nauką- obiecałam, zdejmując na chwilę kask, i zakładając ponownie okulary. Oddaliłyśmy się  na parę kroków, by rozmowa była tylko  między nami. Lena zerkała  na Blake’a, by wrócić do sprawy, którą do mnie miała.
   - Wiem, że jesteś pewnie zajęta i to rozumiem, jednak potrzebuję pomocy. Moja  przyjaciółka zachorowała,  a robię  z nią projekt na informatykę. Mogłabyś mi go przejrzeć, jak skończę? Nie chcę dostać kolejnej słabej oceny, zaniży mi to szansę na lepszą uczelnię. Poza tym nie wiem, czy do czasu oddania pracy Jena wyzdrowieje. Pytałam paru osób, ale wszyscy są  zajęci-  wyjaśniła, w jakiej jest sytuacji. Sama miałam sporo na głowie, Blake, własna nauka  no i jeszcze kilka innych  spraw, które nie  dawały, mi spokoju.  Z drugiej chodziło  tylko o przejrzenie projektu, a nie o robienie go od nowa.  A to mogło  zająć dosłownie tylko parę  chwil. Kojarzyłam Lenę, była w wieku moich sióstr tylko z żadną z nich nie chodziła na lekcje. Moja chęć pomocy postanowiła się odezwać  i tym razem. Wiedziałam, że to będzie oznaczać  mniej czasu wolnego, o ile go  w ogóle miałam.
   - Pomogę  Ci prześlij mi wszystko  z projektu na meila a ja  to sprawdzę i najwyżej podpowiem, co możesz poprawić.  Niestety nie mogę obiecać nic więcej z mej strony-  zapewniłam, że pomogę na tyle na ile będę mogła.  To powinno  ją lekko  podnieść na duchu. Zdecydowanie za bardzo chciałam  pomagać innym. Lena, czując ulgę, uśmiechnęła się do mnie, z wdzięcznością.
   - Bardzo ci dziękuję. Prześlę  ci wszystko, co do tej pory zrobiłyśmy jak tylko,  dokończę  swoją  część projektu.  Dzięki  Lucy naprawdę- podziękowała, odchodząc zapewne na autobus.

Nie  tracąc  już więcej  czasu, zdecydowanym krokiem wróciłam  do chłopaka. Zdjęłam okulary, uważając, by ich nie uszkodzić. Najwyższa pora zabierać się  stąd.  Czułam  na sobie wzrok  innych uczniów.  Tak jak się sądziłam, Blake  wzbudzał spore zainteresowanie.  Chcąc nie chcąc w konsekwencji  tego  byłam pewna, że jutro w szkole  nie będę  mieć  ani chwili spokoju. Na ten moment odrzuciłam te myśli, będę  się tym martwić później.
   - Jestem już, możemy jechać. Nie traćmy już  więcej  czasu-  po tych słowach  założyłam  z powrotem kask, poprawiając plecak  na ramieniu  dla pewności, by go nie zgubić. Na szczęście miałam jedną kartę z tematami z historii jak i biologii  byśmy mogli się   na spokojnie  pouczyć. Blake pomógł mi wsiąść na motor. Po chwili chłopak  też zajął na nim miejsce, odpalając silnik.
   - Tylko nie jedź za szybko, lubię prędkość, ale nie  w mieście- wolałam go  uprzedzić. Pewnie tak jak sądziłam, moje zdanie nie miało dla niego  żadnego znaczenia. O czym przekonałam się gdy  opuściliśmy szkolny parking. To jak jechał stanowczo, nie można było  nazwać normalną prędkością.  Wolałam przymknąć oczy i zająć myśli  tym, co będziemy dziś przerabiać. Zostawiając swoje uwagi na temat jego jazdy gdy będziemy na miejscu. Blake wywiózł mnie w okolice, gdzie byłam pierwszy raz w życiu. Tutaj domy były  znacznie większe  niż na osiedlu, które znałam od dziecka.  Schodząc z motoru, lekko się  zachwiałam. Byłam  w szoku, widząc jego dom,  spodziewałam się, że  ma więcej pieniędzy ode mnie, ale ujrzeć  tego dowód to coś zupełnie innego. Zdjęłam kask, sięgając po okulary. Zmrużyłam lekko  oczy, oddając mu kask.
    - Jestem pewna, że  złamałeś przynajmniej dwa przepisy ruchu drogowego.  Następnym razem uprzedź mnie,  jak masz zapędy samobójcze. W przeciwieństwie do Ciebie wolałabym jeszcze  pożyć- drugą uwagę powiedziałam, znacznie łagodniej niż planowałam. 
Nadal zaskoczona i zdezorientowana gdzie się  znalazłam, by to  zamaskować, wzięłam głębszy  oddech.
    - Zajmijmy się lepiej nauką, im wcześniej zaczniemy, tym szybciej  skończymy- stwierdziłam, dając się  poprowadzić chłopakowi do środka. 
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {19/03/23, 09:41 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Całość dobrze się zaczęła. Przyszedł, znalazł ją, dał kask, założyła go zaraz po tym jak pożegnała się z koleżanką, którą Blake obczaił od dołu do góry w ciągu sekundy. Brunetka, ubrana… normalnie? Na pewno jakoś widowisko, ale przeszłoby w oczach jego matki. Nie wyłapał jej imienia, ale chyba nie musiał tego wiedzieć. Ciekawiło go z kim takim przyjaźni się okularnica, ale nie aż tak. Teraz jednak prowadząc ją do motocyklu – nie miała to więc znaczenia. I gdyby nie miał dobrego humoru, to pewnie słowa, które usłyszał na pewno by mu ten humor poprawiły. Lubił, jak ludzie przyznawali się do błędu. Zwłaszcza, że z ust lasek zwykle wychodziły tylko kolejne problemy, a nie przeprosiny. Chowając swój uśmiech, gryząc się w policzek od środka, odpowiedział Lucy.
– Mam nadzieję. – rozejrzał się po mijanych osobach, które patrzyły na niego z przerażaniem, pewnie słysząc o nim z plotek. – Moja obecność jak zwykle robi zamieszanie.
_____Wsiadł na motor i zaczekał, aż ona zajmie swoje miejsce, a gdy miał odpalać silnik, usłyszał krzyczący w ich stronę głos. Zaparkował legalnie, przestrzegał przepisów, posiadał prawko. Gdy spojrzał w bok, widząc niską blondynkę idącą pośpiesznie w ich stronę, westchnął. Mógł poczuć, że właśnie rozpoczęły się jego problemy. Dlaczego to są zawsze te krótkie i wyglądające jakby nie spojrzały, że z domu wychodzą? Zarówno ona jak i jego przegryw ubierały się podobnie. Wyprostował się słysząc słowa dziewczyny i dostając w twarz pytanie ze strony Lucy. Powstrzymał się od przeklinania przed nosem i ”grzecznie”, jak na siebie, poczekał aż skończą rozmawiać. Lekko ukłuł go w bok, fakt, że odsunęły się kilka kroków dla tej głupiej rozmowy, ale mógł tylko westchnąć i przełknąć swoją gorycz. Wiedział, że nie prezentuje się jako osoba, z którą chcesz mieć do czynienia.
_____Pomógł jej wsiąść na motor układając także jej dłonie na swoim pasie, musiała się gdzieś i czegoś trzymać. Najlepiej – niego, kierowcy. Odpalił silnik, żeby chwilę później być z dala od szkoły. Słyszał komentarz Lucy, ale sprawa była taka, że zwolnił. Nie jechał aż tak szybko jak zwykle i uważał na przepisy. Niestety, jazda na motorze ma to do siebie, że często może się wydawać, że jedziesz szybciej niż naprawdę. Zwłaszcza gdy przyśpieszenie silnika było takie, a nie inne. Dojechali na miejsce w całkiem nienormalnym dla niego czasie. Zajęło mu to więcej niż zwykle, ale zdjął kask, zabrał jej i skierował się do domu zupełnie nie przejmując się dziwnym zachowaniem laski. Słysząc jednak jej komentarz, nie wszedł do środka, a odwrócił się na pięcie w jej stronę.
– Jechałem wolniej niż zwykle. Nie wiem, gdzie patrzyłaś, ale na pewno nie tam, gdzie ja. Następnym razem nie będę uważał na ciebie i przejadę jak mi się podoba.
_____Kliknął językiem i wszedł do domu, otwierając wielkie drzwi wejściowe. Za holem, w którym rosły rośliny, przeszli głębiej, aby zobaczyć siedzącą dwójkę przy stole. Rick i Nick oglądali od stóp do głów jak wygląda i jak zachowywała się Lucy. Z jednej strony spodziewali się kujona, z drugiej, gdyby nie wiek, pewnie zainteresowaliby się tym co miała pod bluzką. Niestety, byli włoskimi mężczyznami. Kobiety to była ich pasja. Zwłaszcza te nago. Blake mając to na uwadze kiwnął im tylko głową i skierował się po schodach do góry kierując za sobą Lucy. Następnie jeden szybki obrót w prawo, jeszcze raz w prawo i znaleźli się na jego korytarzu. Wszedł z impetem otwierając drzwi od pokoju i od razu podchodząc do swojego biurka, w większości zajętego przez monitory, klawiaturę i myszkę. Z boku jednak leżał kalendarz, który otworzył i łapiąc za czerwony marker, zaznaczył sobie datę. Sam pokój miał kształt prostokątu, na jednym końcu z drzwiami balkonowymi, z drugiej z szafą z drzwiami do garderoby, a głębiej do łazienki. Później oczywiście, łóżko, kanapa ze stolikiem i dwoma fotelami i przy samym balkonie jego stanowisko pracy.
– Muszę to kurwa zapisać. – prychnął z wyraźnym sarkazmem w tonie. – Dawno tak wiele czasu nie spędziłem na terenie tej budy.
_____Rzucił markerem, zamknął kalendarz go także odrzucając na bok. Odwrócił się do stojącej na środku pokoju Lucy, która rozglądała się po pomieszczeniu i westchnął, cały czas mając zmarszczone brwi. Nie był szczęśliwy, ale nie wygłaszał tego głośno. Oparł się o swoje miejsce pracy i nie zajęło mu długo, aby otworzyć ponownie usta.
– Usiądź, gdzie chcesz i czego potrzebujesz.
_____Mieli się uczyć więc nawet jeśli nie chciał jako dobry gospodarz, powinien zapewnić kobiecie wszystko czego potrzebowała. Poza tym jego włoska krew kazała mu zająć się słabszą płcią, nawet jak widok tych okrągłych okularów, w tym momencie, gotował mu krew.  Jak otrzymał odpowiedź, podał to co miał pod ręką i chciał wyjść, aby zawołać kogoś do przygotowania kawy, ale usłyszeć można było pukanie, po których drzwi się otworzyły, a w nich stanęła jedna z pomocy domowych. Od góry do dołu obejrzała szybko Lucy i z uśmiechem zwróciła się do Blake’a.
– Czy przygotować coś do picia?
– Dwa espresso, ale przynieś cukier i mleko.
_____Powiedział wyraźnie niezadowolony z tego co robi. Kobieta także słysząc to zamówienie zrobiła duże oczy i już chciała zadać pytanie co się stało, lecz jej spojrzenie powędrowało w stronę Lucy i po jej twarzy widać było, że znalazła swoją odpowiedź. Tak. To dziwne zamówienie było wynikiem wizyty „korepetytora” Blake’a. Kiwnęła szybko głowa i zniknęła z pomieszczenia pozostawiając ich samych. Chłopak nie czekał długo, żeby usiąść w pobliżu, oprzeć się wygodnie i wyciągnąć telefon z kieszeni kładąc go na stół. Tak samo jak wczoraj.
– Więc? Co tym razem?
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {27/03/23, 07:20 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

   Nie zgadzała się z nim w kwestii, że jechał przepisowo. Gdyby tak było, nie czułabym, tych cholernych zawrotów głowy. A może były one spowodowane tym, że była w zupełnie nowej okolicy, tej, której praktycznie nie znała? Wątpiłam w to, że gdyby matka wiedziała, gdzie dokładnie wywiezie mnie chłopak, ponownie by się na to zgodziła. To miejsce było… dziwne i niepokojące. Nie byłam strachliwą osobą, w sumie mało co kiedykolwiek miało szansę mnie przerazić. Teraz ta okolica zajęłaby zaszczytne trzecie miejsce w tym rankingu.  W obecnej sytuacji  wolałam trzymać się blisko chłopaka, tak na wszelki wypadek. Nowa okolica znaczyła tylko tyle zagrożenia, których nie jest się w stanie przewidzieć.
    - Okej nie chce się kłócić. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty- poddałam się na jego odpowiedź. Mimo że moja mina wskazywała na to, że nie jestem do końca przekonana. Lepiej nie drażnić osobnika we własnym środowisku, bo może zaskoczyć czymś niezbyt przyjemnym. Jeśli chodziło o Blake’a, nie umiałam jasno stwierdzić, jaki jest naprawdę, ciągle mnie czymś zaskakiwał i to nie zawsze pozytywnie. Byłam też na niego lekko  zła, bo przez niego jutro w szkole na pewno napadną na mnie zafascynowane nim dziewczyny. Tego mi tylko brakowało, by użerać się z panienkami  zauroczonymi typem bad boya.

Weszłam z nim do środka, już pierwsze kroki w tym domu dały mi jasno odczuć, że to kompletnie inny świat. Nie tylko wystrój, ale tez atmosfera, była zupełnie inna. Tutaj wszystko wydawało się mieć oczy i uszy jeszcze bardziej niż w moim rodzinnym domu. Bo tam przynajmniej wiedziałam, kto mnie obserwuje, a tu niczego nie byłam pewna. Idąc za chłopakiem,  dostrzegłam dwóch mężczyzn siedzących przy stole, nie bardzo wiedząc, jak się zachować wobec nich poszłam od razu za Blakiem.  Czułam się dziwnie, nawet służba patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła ducha. To nie poprawiało sytuacji, bo  miałam wrażenie, że jestem intruzem kimś, kto wdarł się, do tego domu pomijając fakt, że byłam tu z jednym z domowników.  Po przekroczeniu jego pokoju zamurowało  mnie, tak wielkie pomieszczenie miał tylko dla siebie? Ten pokój, który był ze trzy razy, większy od mojego robił spore wrażenie. W sumie nie tyle sam pokój co jego wystrój nic tu nie było  tanie, wszystko  na pewno z wyższej półki. Jego rodzice nie  żałowali pieniędzy albo równie dobrze sam tyle ich posiadał. Nie mogłam przecież wszystkiego góry zakładać. Co prawda i mi zdarzało się dorabiać na korepetycjach czy  na kiermaszach szkolnych, to było w sumie parę lat temu. Obecnie nie miałam zwyczajnie czasu na tego rodzaju zajęcia. Nauka i przygotowywanie się  do studiów zajmowały cały mój wolny czas. No  te sprawy oraz pomaganie siostrom w ich nastoletnich problemach, które mnie nie dotyczyły. Bo nie interesowałam się chłopakami , i to nie dlatego że  niektórzy mi się nie podobali, ale dlatego, że ci przeważnie mieli tlen zamiast mózgu i mnóstwo mięśni a na to  żaden by mnie nie poderwał. Czy byłam dziwna?  Nie nazwałabym tego w taki sposób. Miałam inny system wartości i podobało mi się coś zupełnie innego  inteligencja oraz  pewność siebie, ale nie na narcystyczną tylko  ta emanująca z danej osoby.
Rozejrzałam się po pokoju  w chwili gdy  pokojówka przyniosła nam  na tacy kawę , odkładając  ją w wyznaczonym miejscu. Jeszcze chwilę mnie obserwowała, zanim wyszła.
       - Czy każdy tutaj ma  ten dziwny nawyk gapienia się na kogoś, kto składa wam wizytę? U mnie w domu można liczyć na większą dyskrecję- spytałam chłopaka tak dla upewnienia się, czy jest to tu  czymś normalnym. Zdjęłam plecak, odkładając go na fotel, który planowałam zająć.  Podeszłam o niego bliże,j widząc mnóstwo monitorów, po co mu ich aż tyle? Mnie starczył  w zupełności jeden.
      - Prowadzisz jakąś misję kosmiczną czy coś  w tym stylu? Chcesz pobić tych z NASA? Nigdy  wcześniej nie widziałam, by ktoś  miał  taki sprzęt w domu- nie kryłam tego, że byłam pod wrażeniem ile tego miał.  Na jedno z jego pytań pokręciłam głową zajmując miejsce  niedaleko niego, ale dając mu też przestrzeń. 
      - Niczego nie potrzebuję, ale to miłe, że pytasz. Wszystko mam tutaj ze sobą. Jednak następnym razem nim udamy się tutaj, będziemy musieli zahaczyć o mój dom, tam mam więcej materiałów do nauki- przyznałam, wyciągając dwie karty zadań z plecaka. Coś zmusiło mnie do zabrania tego do szkoły. I dobrze zrobiłam. Wyjęłam też  od razu ołówek i podręcznik do biologii, bo to nią się dziś zajmiemy.  Od razu zajęłam się sprawdzaniem tematów na karcie, nie były specjalnie trudne a wręcz przeciwnie. Nalałam sobie kawy, podając mu też dzbanek, gdyby chciał  też się od razu napić. Skrzywiłam się, widząc telefon na biurku, ciągle pamiętałam, jak ulotnił się  poprzednim razem. Oby i teraz tak si nie stało. Bo poświęcałam  dla niego cztery godziny  mego cennego  czasu.
     - W takim razie zacznijmy, pozwolę  ci wybrać temat z tych dwóch, bo nie są trudne i powinny nam pójść w miarę sprawnie. Wybieraj między: Budowaniem a działaniem enzymów i procesami beztlenowego uzyskiwania energii - wskazałam tematy, które mieliśmy dziś przerabiać. Miał do dyspozycji podręcznik.
    - Możesz mi  to w skrócie opowiedzieć  jak i zwyczajnie napisać na kartce i to sprawdzę. Akurat  masz pełną swobodę działania- nie zamierzałam nad nim wisieć czy go ponaglać. Siedziałam zamyślona, pijąc kawę,  zdecydowałam się z nim przy okazji porozmawiać, tak by trochę lepiej go poznać.
    - Skoro jesteśmy na siebie skazani, przez te parę miesięcy to może uda nam się jakoś dogadać, przez ten czas jak sądzisz? - spytałam chłopaka. Bo jak do tej pory to albo było  ignorowanie, albo minimalne złośliwości. Co tylko utrudniało  nam dogadywanie się na w miarę  neutralnym poziomie. Nim ugryzłam się w  język, zaryzykowałam w sumie ostatnią propozycją, którą mógł posłać do diabła tak jak w sumie większość słów, którą kierowałam w jego stronę.
    - Może masz jakiś pomysł, by te korki były dla ciebie ciekawsze? O ile masz na to jakiś pomysł? Już udowodniłeś, co potrafisz, więc nie wątpię  w twój intelekt- stwierdziłam oczywisty  fakt. Sama chętnie bym, przystała na  coś innego niż tylko  sztywne trzymanie się tematów. Jednak wprost sama bym czegoś takiego nie zasugerowała. Może i byłam nudną kujonką, bo tak było wygodniej.  Jednak teraz  mogłam troszkę odpuścić.  Nie jakoś bardzo, to nie wchodziło w grę.  Czekałam więc, na jego odpowiedź uważnie go obserwując. By mógł na spokojnie się  zastanowić. Zajęłam się wiec, by nie tracić czasu czytaniem kolejnych dwóch tematów tym razem tak dla siebie. By się do nich przygotować. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, który ostatnio prawie wcale się nie pojawiał.  Chyba moja propozycja nieco zaskoczyła chłopak, nie powinno mnie to dziwić, ale nie mogłam powstrzymać się  od cichego śmiechu. Czy uzna, ze coś ze mną nie tak? Na ten moment  mało mnie to obchodziło.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {29/03/23, 11:16 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____Szczęśliwie nie musieli czekać długo, aby zjawiła się kawa na tacy służącej, która zdecydowanie miała to do przygotowania bardzo blisko. Włoch czuł, że sprintem pognała do kuchni, żeby przynieść dwa prawdziwe espresso, aby zaraz potem dołożyć obok cukier i mleko według jego życzenia. Na pewno jego bracia widząc to skrzywili się – Blake widział to w głowie. Doskonale znał ich reakcję na takie brednie. Może byli za starzy, a może zwyczajnie nie potrafili zrozumieć, że dla niektórych Latte, nie oznaczało tylko ciepłego mleka. Pokazał na stolik, gdzie odłożyła wszystko, po czym jeszcze raz przeskanowała Lucy zanim wyszła. Nie wiedział, czy powinien później spytać o chodziło czy nie. W pewien sposób mógł wysnuć wnioski, ale byłyby wystarczająco niegrzeczne samym skanowaniem nieznanej dziewczyny. Na pytanie mógł tylko kiwnąć głową na nie, chociaż… nic do tej pory na to nie wskazywało. Dyskrecja była prawie nie istniejąca, ale takie spojrzenia rzucali tylko tym, które uważali za niewłaściwych gości. To znaczy – nie bali się ich.
_____Sięgnął po swoją kawę i upił łyk gorzkiej i czarnej jak serca domowników. Chyba potrzebował tego, specjalnie, gdy musiał czekać na tą okularnicę pod szkołą, żeby obgadała plotki z kumpelą.  Widział, jak podchodzi do jego stanowiska pracy obserwując wygaszony sprzęt. Na pytanie o NASA zaśmiał się lekko ukrywając uśmiech w porcelanowym naczyni i rzucając lekkie „Coś takiego”, bo tłumaczenie notowań giełdowych, przekładanie obligacji, zmiany w kursach walut na podstawie działań rządów różnych krajów – to było nudne dla kujonki z liceum, która nie operowała milionami jak on. Chociaż na początku były to tylko tysiące, pożyczone od ojca, to później zrobił z tego wyższe kwoty. Poza tym… trzeba posiadać fundusze, które można bezpowrotnie utopić w razie czego. Ryzyko i zwrot, oba były wysokie. Cieszyło go trochę, że wróciła do swojego miejsca i zaczęła wyciągać to z czym przyszła – jego nową wiedzę. Chociaż czy faktycznie? Zmarszczył nos słysząc o robieniu kursów po całym mieście, żeby wozić jej podręczniki. Odstawił filiżankę i prychnął na wzmiankę o podręczniku. Oba tematy były biologiczne, nie jest specjalność, ale coś tam pamiętał… z tych lekcji, na których nigdy nie był. Wziął kartkę papiery, długopis i wyciągnął ciemny dysk, aby użyć jako twardą podkładkę, po czym zaczął tworzyć na białym płótnie co wiedział.
_____Wysłuchał jej uważnie kątem oka patrząc na nią, głowę jednak mając skierowaną na kartkę papieru przed nim. Miał jakieś 75% odpowiedzi jakiej od niego chciała i czuł, że złapanie za podręcznik będzie urażeniem dumy. Bardzo poważnym atakiem. Zwłaszcza, że Blake był nieszczęśliwie zapatrzony na swoją inteligencje, znajomość wzorców i innych pierdół. Napisanie więc procesów uzyskiwania energii w beztlenowcach był prosty. Działanie enzymów? Izi, ale ta cholerna budowa. O co jej chodziło? Był na to jakiś wzór? Robiła sobie z niego żarty? Z tej spirali wyciągnęło go pytanie, które rzuciła w jego kierunku. Uniósł brew do góry nie jednak nie spodziewał się takiego stwierdzenia, ale nie odpowiedział. Nie miał pewność czy to faktycznie wykonalne, ale nie był fanem kłamania w żywe oczy. Później te słowa przychodziły do ciebie z powrotem, żeby ugryźć cię w cztery litery. Poza tym… postanowił nie zastanawiać się dłużej niż musi. Zwłaszcza słysząc jej dziwny śmiech do samej siebie. Aż miał ochotę otworzyć jej głowę i dowiedzieć się jakie chomiki tak grasowały.
– Jestem znawcą schematów. Wkuwanie czegoś na pamięć nie jest dla mnie. – odpowiedział luźno i pokazał swoją kartkę, na której nie przybyło więcej treści niż już miał. – Widzisz to? Moje odpowiedzi. – pochylił się do przodu pokazując na proces beztlenowców długopisem. – Proces to schemat, działanie to też. Widzę to i pamiętam. – westchnął i położył zarówno długopis i kartkę. – Budowa? Nigdy nie będzie mi się chciało tego zapamiętywać.
_____Czy była to odpowiedź na pytanie dziewczyny? Poniekąd, bowiem powiedział z czym sobie radzi najlepiej. Widział niezadowolenie na jej twarzy, ale nie mógł nic z tym zrobić.. Może zaproponować coś innego? Właściwie to według tego powinni zacząć w jego mniemaniu. Zwyczajnego sprawdzenia poziomu. Potem znając miejsca, gdzie mają dziury mogą je uzupełnić. Takie rzucanie tematów do nauki było irytujące spokojnie mówiąc, nie zapominając zwyczajnie o fakcie, że jeśli źle trafią to Blake zna wszystkie pytania i odpowiedzi. Tracą w ten sposób czas i jego i jej. Chociaż nie spodziewał się, żeby okularnica chciała zmienić strukturę ich lekcji sama z siebie. Aż tak jej przeszkadzało, że
– Hej. – odezwał się, żeby zebrać jej uwagę. – Zacznijmy może od zrobienia próbnych SAT’ów? – rzucił pytanie i wypatrywał jej reakcji, lecz zanim się odezwała dodał. – Oboje. Inaczej będziesz się nudzić i zostanę zmuszony zawołać kogoś, żeby cię oprowadził, a to niebezpieczne.
- Skąd ten pomysł, że się nudzę? I co masz na myśli, że byłoby to niebezpieczne?
_____Kliknął językiem, typowa kobieta. Skupiła się na nieodpowiedniej części jego wypowiedzi i teraz patrzyła na niego tymi ciekawskimi oczami i chciała odpowiedzi… A Blake nie mógł od tak powiedzieć prawdy, przynajmniej nie całej. Postanowił więc nazwać rzeczy nie do końca po imieniu, no język angielski posiadał dużo słów i wiele z nich można było zastąpić innymi cały czas trzymając sens wypowiedzi. Nie mógł przecież powiedzieć wprost, że po domu chodzą gangsterzy, którzy należą do rodziny, są podwładnymi ojca i strzelą do każdego dziewczyny, która nie jest prowadzona gdzieś przez innego członka mafii. Służba nie ma prawda prowadzać gości rodziny. Znowu – nie odda jej w ręce matki, siostry, szwagierki, a tym bardziej braci. Ci to nigdy nie będą wstanie trzymać łap przy sobie, co z tego, że Lucy nie była do końca pełnoletnia, jak on. Dla Włochów miłość i seks nie miało nic wspólnego z pełnoletnością.
– Mój dom jest duży, co nie? – westchnął i przewrócił oczami opierając się ciężko naprzeciw Lucy. – Strażnicy cię nie widzieli, mogą uznać za niechcianego gościa i wyjąć broń. Nie ufają służbie, więc chodzenie z jedną z nich nie jest idealne.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {13/04/23, 06:45 pm}

|LUCY SILVERSTONE |


 Przeniosłam na niego wzrok gdy tylko  postanowił zwrócić na siebie moją uwagę.  To nie tak, że nie słuchałam tego co mówił, jego sugestia lub propozycja była nawet  do zrealizowania gdyby nie jeden dość istotny szczegół.
To nie ja wybierałam tematy, które przerabialiśmy, dostałam te karty z tematami bezpośrednio od nauczycieli, którzy go uczyli. Moją rolą było tylko sprawdzenie ile naprawdę z tego umie i przygotować go do egzaminów.  Sama chętnie bym  mu poszła na rękę i realizowała to po swojemu, byle tylko osiągnął wymagany wynik. A sądząc,  po tym ile umiał, były spore szanse, że zaliczy  je bez mrugnięcia okiem. Coś mi mówiło, że skoro wyznaczono mnie do pomocy, to musi mieć jakieś  luki w wiedzy. Tak sądziłam,  jednak Blake miał to do siebie, że  robi sam coś nadprogramowo jeśli  ma na to ochotę, a to nie tak działa. Gdyby tak działał system edukacji, to pewnie połowa uczniów nie zdawała  do następnej klasy. A szkoły miały, by już za dużo uczniów i były przepełnione.
   - Gdyby to tylko ode mnie zależało, pewnie uczylibyśmy się zupełnie inaczej. Tylko widzisz, te karty potem przejrzą nauczyciele. Więc nie mogę sobie pozwolić na taką swobodę-  odpowiedziałam po sprawdzeniu wszystkiego, co na tę chwilę przerabialiśmy. I tym razem  nie wypadł  wcale, źle tylko bardzo dobrze. Blake pewnie nie miał pojęcia, jak to się wszystko odbywa, na jakich warunkach ma te korki. Zdecydowałam się więc tak troszkę nakreślić mu sytuację. 
Nasza rozmowa trwała dalej już miałam zapisać jego kolejny wynik z tematów, gdy długopis zawisnął nad kartką.  Spojrzałam, na niego myśląc, że robi sobie ze mnie żarty.  Broń w takim domu?  Po co komu broń? To nie było normalne, by  ludzie chodzili ze spluwami po domu co nie?  A może on mnie po prostu nabierał?  Tak też mogło być, jednak jego zachowanie na to nie wskazywało.
    - Na co wam broń  w domu? To  już zwykły alarm przeciwwłamaniowy nie wystarczy?  Jak w każdym  normalnym domu? - spytałam go nieufnie.  Co jak co, ale ten dom przyznaję, był ogromny, ale  na serio parę alarmów załatwiłoby, sprawę.  U mnie w domu był  tylko on, nie potrzebowaliśmy żadnej broni.
     - Widać nigdy nie miałaś w domu nic wartościowego - prychnął pod nosem i odchylił głowę, patrząc w sufit. Po czym kontynuował swoje wyjaśnienia.
   - W gabinecie ojca są informacje, które mogą popsuć karierę polityka. Myślisz, że ktoś może tam wejść, chociażby przez przypadek?
Na  to nie umiałam odpowiedzieć, nawet jakbym umiała, to wolałam zachować to dla siebie.
Coś tu ewidentnie było  nie tak.  Blake zachowywał się, jakby było to coś normalnego.  Pochyliłam, się nad kartką by, ukryć jak niezręcznie się poczułam.
    - Mam nadzieję, że ty, chociaż  tutaj jej nie trzymasz? Wolałabym, byś uprzedził mnie o czymś takim -  dodałam, próbując  przywrócić głos, do normalnego udając, że to w ogóle  nie robiło na mnie wrażenia. Co to za dziwny dom?  Kto normalny tak  mieszka? Skończyłam pisać, co trzeba było  dla nauczycieli. Dopiero wtedy wzięłam głębszy oddech, by upić kolejny łyk kawy.
Zaśmiał się lekko na moją uwagę, i poczułam jego wzrok na sobie. Jednak to nie było wszystko. Pochylił się przez stół, zabierając kartkę i zmuszając, bym na niego spojrzała. Zachowywał się za bardzo swobodnie.
  - Ja przechowuję tutaj tylko dana warte miliony – mówiąc to nie kryjąc tego jak bardzo był z siebie dumny. Oddał mi kartkę, a sam wstał,  idąc w stronę biurka i wyciągnął ku mojemu zaskoczeniu jeden z przenośnych dysków. Mały czarny kwadratowy, by położyć go między nami na stole.
   - To, co  jest na nim, jest warte 15 milionów dolarów- nie przestawał być z siebie dumny. 
Zmieszałam się lekko na jego śmiech.
   -  Ile osób wie, gdzie to przechowujesz? Wiesz, że to cholernie ryzykowne trzymając to w domu? A nie w jakimś bezpieczniejszym miejscu?  Wiedziałam, czułam to, że ten dom nie jest normalny- przyznałam, czując się jeszcze bardziej nieswojo. Pokręciłam głową, nadal słysząc w głowie ile kasy miał na tym dysku, to nie było przecież aż tak istotne w tym momencie.
Wolałam nie mówić mu, że wzbudził ciekawość w mojej siostrze, nie żebym była zazdrosna czy coś. Po prostu wolałam  uniknąć niekomfortowych sytuacji, do których Amely na pewno by doprowadziła.
.     - Mam wrażenie, że panikujesz. Mojej matce takie fundusze starszą jakoś na miesiąc jak powiesz, że ma zorganizować przyjęcie.
Na to wolałam nie odpowiadać,  wystarczająco dużo się już dowiedziałam. By czuć w stosunku do niego niepokój. Ale czy tylko to czułam?
   - Wracając do strażników, niestety muszę cię i ich zmartwić, ale zapewne będziemy musieli się uczyć u ciebie dwa dni w tygodniu. Moja siostra ma dwa razy lekcje gry na skrzypcach, więc na spokój nie ma co liczyć. Niby nie potrzebujesz dyplomu, ale  lepiej mieć plan awaryjny na przyszłość jak to mówią- zmrużyłam lekko oczy, bo postanowiłam coś wyjaśnić.
    - I to nie była panika, a raczej zaskoczenie, bo nigdy wcześniej nie byłam w takim domu. Możemy wrócić  do lekcji. Podaję więc  kolejny temat z biologii. Kolejny temat to krążenie a dokładniej skład i funkcje krwi -
Nie rozumiałam bogaczy, chyba naprawdę mój punkt widzenia  różnił się od nich. Zajął ponownie miejsce przy stole.
Podałam mu więc z powrotem  kartkę, by zajął się podanym tematem na ostatnie dzisiaj zajęcia. Wstałam i z ciekawości rozglądałam się po pokoju. Mimo że tu mieszkał, ten pokój wydawał się… pusty? 
   -Powiedz mi, kiedy skończysz. Daj mi chwilę, muszę zadzwonić, nie chcę by Amely rozniosła mój dom  pod nieobecność reszty domowników- wyjęłam komórkę i znalazłam numer siostry. Nie odbierała, przez co poddenerwowana przygryzłam lekko wargę. Czekałam,  jednak nadal słyszałam tylko głuchy sygnał w telefonie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {18/04/23, 09:04 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____ „Nic nie mogę z tym zrobić” – to jednak najczęstsza wymówka osoby, która słucha się zasad do ostatniej kropki na kartce, w spisie, w kodeksie. Kto normalny tak robi? Nie kombinuje, nie szuka luk? Blake nie zamierzał się jednak o to kłócić. Nie potrzebował rozhisteryzowanej laski, która strzela focha, że „kim on sądzi, że jest” albo inne takie, bo nie przestrzega jakichś tam zasad. Poza tym, nawet nie mówili o prawie, a o zwykłej umowie między nauczycielami. Te stare zdechlaki i tak nie uważały, że podejdzie do tego poważnie i będzie wypełniał kartki jak przystało na przyzwoitego ucznia. Nie po to zastraszał ich, dawał łapówki i trzymał tajemnice na poczcie. Chciał mieć od nich spokój. Może powinien sprawdzić kto się wygadał? Zrobić mu nalot na dom i uporządkować pewne sprawy? Na przykład zdolności do zamknięcia japy i niewychodzenia przed szereg jak nikt nie prosił. Wrócił na ziemię słysząc pytanie Lucy, które brzmiało zabawnie. W tym domu było więcej broni niż na posterunku policji. W każdej chwili mogli stać się twierdzą zamkniętą przed światem zewnętrznym. Nawet z tak pokaźną ilością szklanych ścian. Wszystko wystarczy odpowiednio zahartować, nawet szkło. Wypadało jednak odpowiedzieć gościowi.
– Widać nigdy nie miałaś w domu nic wartościowego – prychnął pod nosem odchylając głowę do tyłu, jakby na białym suficie miał znaleźć odpowiedzi. W głowie przechodziły mu lista wszystkiego co jest ważne i bardzo chętnie zostałoby zabrane z posiadłości, gdyby była okazja. Przez wrogów, przez konkurentów, przez tych, którym brakowało litości. Naprzód jednak kierowała się jednak informacja, która mógł się podzielić. – W gabinecie ojca są informacje, które mogą popsuć karierę polityka. Myślisz, że ktoś może tam wejść, chociażby przez przypadek?
– Mam nadzieję, że ty, chociaż tutaj jej nie trzymasz? Wolałabym, byś uprzedził mnie o czymś takim
_____Wrócił głową do poprzedniej pozycji, bo wyczuł nutkę emocji, których się nie spodziewał w tonie dziewczyny. Zobaczył, jak chowa się za kartką i westchnął cicho w duchu. Zaśmiał się lekko, widząc jak zachowuje się, starać się, udając, że wszystko jest okej. Blake nie raz widział ludzi, którzy powtarzali identyczne gesty. Nawet nieświadomie. Chodziło wtedy o ukrytą broń, możliwe otrucia, tutaj? Blake nie zamierzał zgadywać. Pochylił się, aby zebrać uwagę na siebie. Sięgnął przez stół po kartkę, która zasłaniała swoją twarz, wyglądając zza niej. Wyglądała tak trochę uroczo, co sprawiło, że na jego twarzy faktycznie pojawił się mały uśmiech. Zwłaszcza gdy zabrał jej kartkę i wraz z tym zyskał uwagę.
– Przechowuję tutaj tylko dana warte miliony
_____Rzucił zupełnie nie myśląc o tym, ale skoro już te słowa opuściły jego usta to wstał i idąc dalej w tą melodię podszedł do swojego biurka, chwycił za jakiś dysk przenośny, taki sam jak wszystkie inne, lecz zawartością bardzo się różnił. Miał na nim dzisiejsze dane. Zarobki, które zrobił, bo nie poszedł do szkoły. Jego duma i główny powód arogancji. Czarne kwadratowe pudełko z kilkoma wejściami na kable. Położył je delikatnie na stoliku między nimi, nie gubią tego jak bardzo zadowolony był ze swojego dzisiejszego przychodu.
– To, co jest na nim, jest warte 15 milionów dolarów.
– Ile osób wie, gdzie to przechowujesz? Wiesz, że to cholernie ryzykowne trzymając to w domu? A nie w jakimś bezpieczniejszym miejscu?  Wiedziałam, czułam to, że ten dom nie jest normalny
_____Reakcja, którą otrzymał zdecydowanie różniła się od tego z czym spotykał się normalnie. Brak „Wow”, brak zainteresowania samymi pieniędzmi albo jak się tam znajdują. Okularnica się tylko martwiła, jakby coś mogło się stać. Przecież nawet jakby ktoś wiedział o tym i miał negatywne zamiary, Blake jest wstanie to powstrzymać. Poza samymi danymi potrzebujesz jeszcze jego dostępu. No i może nie był hakerem, ale wydawał zdecydowanie za dużo, aby nikt nie wchodził mu do komputera jak mu się podoba. Zresztą, kto jest na tyle nienormalny, żeby bez przygotowania wchodzić w porachunki z mafią? I to jeszcze z tą rodziną. Nie byli znani od dzisiaj w okolicy, a od pokoleń kontrolowali całą okolicę. Poza tym – 15 milionów to może jest dużo jak na jeden dzień, ale wcale nie tak dużo, jeśli chodziło o wydatki jego rodziny, chociażby patrząc na to jak imprezowała jego matka.
– Mam wrażenie, że panikujesz. Mojej matce takie fundusze starszą jakoś na miesiąc jak powiesz, że ma zorganizować przyjęcie.
_____Lucy nie kontynuowała tego tematu. Bardzo szybko pozostawiła go na rzecz czegoś innego. Więc schował dysk pod stolik, aby nie rozpraszał ich. Chociaż bardziej wiedząc, że ciemnowłosa unikała zwyczajnie tematu, który sprawiał, że czuła się źle. Wybrała jednak dość nieszczęśliwy temat. ”Strażnicy”… Eh. Kiwnął głową na informację, którą mu przekazała. Nie byłby wstanie znieść złej gry na skrzypcach. Ba. Na niczym. Jeśli nie umiesz to chowasz się w piwnicy, przed światem i wychodzisz dopiero jak umiesz. Inaczej każdego uszy skończą ze stróżką krwi. Mogła sobie pomyśleć, że przyznał jej rację względem dyplomu jako plan awaryjne, ale było coś w tym. Dla normalnego człowieka. Blake nie mógł powiedzieć w twarz Lucy, że dla niego i jego rodziny, alternatywa to śmierć. Albo takie życie, albo żadne.
– Jasne, jasne. – wyszło znużonym tonem z jego gardła, prawie jakby mruczał pod nosem, mówiąc na głos. – Będę cię musiał przedstawić w takim razie.
_____Pogrążył się w tym myślach nie przejmując się Lucy, która rozpoczęła jakieś tłumaczenia czy tematy z biologii. Odpłynął zastanawiając się jak wytłumaczyć jej obecność w domu i pewnie chodzenie samopas. Włoch czuł w kościach, że wraz z pozwoleniem i zapoznaniem – będzie latała i zaglądała, gdzie jej się żywnie podoba. Działając wręcz na autopilocie leciał z tym co znajdowało się przed nim. W pewnym momencie, gdy doszły do niego słowa Lucy, podniósł spojrzenie. Zobaczył, jak wykonuje nieskuteczne połączenie telefoniczne i w pewien sposób zaczął się zastanawiać, czy powinien poruszyć ten temat czy nie. Z jednej strony, chyba powinien. Trzeba spojrzeć na fakt co właśnie powiedziała. Roznieść dom. Imię jakieś kobiety. Może to ta siostra co gra na skrzypcach? Wiedział jeszcze zanim zadał pytanie, że dostanie odpowiedź typu „tak, chodźmy”. Widać Lucy miała słaby punkt, jeśli chodziło o rodzeństwo, ale Blake nie rozumiał, czemu od razu taka mała panika po jednym nieodebranym połączeniu.
– Chcesz, żebym cię odwiózł do domu, żebyś sprawdziła tą Amely? – rzucił pytanie odkładając skończone zadania i łapiąc za swoją kawę, która przestygła już trochę.  Czując, że rzuca mu pytające spojrzenie, wiedział, że nie wywinie się od tak z lekcji więc westchnął ciężko i dodał. – Zawsze potem możemy dokończyć u ciebie.
– Aż tak widać, że się niepokoje? – wzrok Blake przykuła kurczliwie trzymana komórka, ale nie odzywał się czekając na kontynuację wypowiedzi i obserwując ją wzrokiem jak wróciła na swoje miejsce. - Myślę, że nie zaszkodzi sprawdzić czy wszystko w porządku. I w sumie masz rację możemy dokończyć ten temat w moim domu.
– W takim razie chodźmy. – odstawił kubek i wstał łapiąc za telefon oraz portfel, a gdy podszedł do kluczy zatrzymał się. Następnie obrócił głowę i spojrzał na Lucy z pytaniem. – Samochód czy motor?
_____W przypływie jakiegoś dziwnego impulsy postanowił spytać. Jakby fakt, że dziewczyna miała rozterkę sprawił, że musi być trochę milszy… Od dziecka był uczony szacunku do kobiet, więc może chodziło o to? Blake WOLAŁ, żeby chodziło o to, bo inaczej zaczynało mu zależeć na humorze przypadkowej laski, którą spotkał trzy razy. Nie sypiał z nią, nie flirtowała z nim i dziwnie się zachowywała. To nie był najlepszy materiał na pozostawianie swoich uczuć. Nieważne czy chodziło o zwykłą przyjaźń czy coś innego. Otrzymując odpowiedź w temacie wyboru dziewczyny, uśmiechnął się lekko pod nosem. „Dobra Dziewczynka” przeszło mu przez myśl aprobując jej wybór.
– Motorem będzie szybciej i unikniemy większość korków o tej godzinie – zaczęła zbierać swoje rzeczy po czym wyszli z pokoju, a Lucy rzuciła w jego stronę kolejną słowa. – Wybacz, że zawracam Ci tym głowę.
– I tak miałem cię odwieść. – odwrócił się przed schodami i spojrzał na nią, wystawiając dłoń, żeby oddała mu plecak. – Po prostu robię kurs trochę szybciej.
_____Nie musiał stać długo, aż oddała mu plecak, który przerzucił przez ramię, aż podeszli do motoru, gdzie schował go pod siedzenie, aby nie jeździła z nim na plecach cały czas. Podarował jej kask samemu także go zakładając i ruszyli, lecz już na pierwszych światłach został zmuszony zrobić coś, czego nie miał w planach. Lucy nie potrafiła trzymać się go jakby zależało od tego jej życie więc złapał ją za ramiona, które lekko trzymały jego ciuchy, po ciągnął ją do przodu, czując jak faktycznie opiera się teraz o niego. Nie komentował tego jednak, bo zaraz potem ruszyli dalej. Całkiem szybko znaleźli się pod domem ani dyrektor, gdzie nie działo się nic niezwykłego? W oczach Blake’a przynajmniej. Wyłączył sprzęt i zabrał kask dziewczynie, która od razu pobiegła do domu. Sam więc, spokojnie, zabrał jej plecak i dumnym krokiem przeszedł przez próg.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {27/04/23, 05:47 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

Mimo jego słów, że i tak planował mnie odwieźć po  zajęciach,  czułam się, niezręcznie wplątując go mimowolnie w  moje rodzinne sprawy. Ledwo go znałam, nie powinno go obchodzić nic poza szkołą i tym by dobrze wypaść na egzaminach. Na których  musiał się pojawić czy tego chciał, czy nie.  W jego towarzystwie  czułam się… dziwnie. Jeszcze  te informacje, którymi się ze mną podzielił, powodowały dziwny dreszcz na ciele. Czy on mnie intrygował? Nie umiałam jak na razie na to odpowiedzieć.  Na pewno nie był zwykłym  bogatym dzieciakiem, jakich pełno w  szkole. Tacy zwykle  imprezowali, chwalili się jawnie, co mają  i na co mogą sobie pozwolić.  Udając kim, to oni nie są. Blake sprawiał wrażenie bardziej zachowawczego takiego, który pokazywał  tylko to, co chciał pokazać  i nic poza tym.  Tylko że zadawanie się z nim mogło być też ryzykowne, co odczułam po atmosferze w jego domu i zachowaniu służby jak i domowników. On  to znał, to był jego świat, dla mnie to było obce. Podróż motorem nie trwała jakoś bardzo długo, ale kiedy złapał mnie za ramiona,  bym się lepiej go trzymała, poczułam gorący dreszcz, który  nie zniknął do końca  naszej  drogi. Nie rozumiałam tego. Zeszłam z motoru, oddając mu od razu kask, by złapać za klamkę i wejść  do środka.  Na początku moją uwagę  zwrócił dziwny zapach, lekko duszący, powodujący chęć otwarcia okna. Czemu moje przeczucia muszą się zwykle sprawdzać? Ignorując na tę chwilę Blake’a , weszłam do kuchni. Nie podobało mi się to, co w niej zastałam. Totalny rozgardiasz, garnki w zlewie jeden na kuchence. Zapewne trwały przygotowania do obiadu. Nigdzie za to nie było śladu Amely, ale  zapach na pewno pochodził z kuchni.
    - Blake,  chodź tutaj, musisz mi pomóc-  zawołałam, chłopaka widząc  ślady po niedawnym  gaszeniu małego pożaru.  Coś tu było stanowczo nie tak. Ten odłożył  kaski, podchodząc  do mnie.
    - Oh, wow- zaśmiał się lekko  na to co zastał. - Czego potrzebujesz?
Zmrużyłam lekko oczy  niezbyt  zadowolona z jego reakcji.
    - Teraz już wiesz , że moje  obawy były uzasadnione. Musimy jej poszukać, o ile  nie uciekła  przed konsekwencjami- westchnęłam niezbyt tym zachwycona.
   - Mam przeszukać twój dom?- uniósł  brwi  do góry,  pokazując tym,   jak bardzo go zdziwiła moja propozycja. - Nie lepiej zadzwonić do niej? Na pewno  ma telefon przy  dupie. Jesteśmy nastolatkami- przypomniał mi, o tym jakbym  nie wiedziała. Wzięłam ręcznik  solidnie nadpalony.
Wywróciłam oczami
   - Mam ci przypomnieć, że nie odbiera telefonu? Mogę zadzwonić, ale pewnie  znowu nie odbierze Einsteinie- przypomniałam mu o tym,  jednak znowu  w razie czego wykonując połączenie i… nic.
Chłopak wzruszył ramionami - Jak chcesz. Rozejrzę  się na dole, ty idź do góry
Spojrzałam na niego, odkładając ręcznik do zlewu, później się  nim zajmę.
   - A co boisz się,  co możesz zastać w pokoju nastolatek?- spytałam  go zadziornie. Lekko mnie to rozbawiło. Mimo że nie był czas na to.
   - Obojętnie- westchnął- Mam nadzieję, że nie znajdę  syfu na podłodze i pływającej sałaty.
Gdy szedł schodami na górę,  zdecydowałam się odezwać za nim.
  - Okej ja zerknę do salonu i łazienki. Jak coś znajdziesz,  zawołaj, mnie.  Na co chłopak nim zniknął  mi z pola widzenia, machnął  ręką na znak zrozumienia.  Uznając, że pora na poważnie  trzeba przeszukać dom,  weszłam do salonu. Tam poza przewróconym fotelem uchylonymi drzwiami do ogrodu nie było niczego podejrzanego. Poszłam do łazienki, widok, jaki tam zastałam, zszokował mnie. Nie zastałam co prawda Amely, ale… Becky! Siedziała skulona, między pralką a prysznicem była wystraszona.
  - Becky co się stało? Dlaczego dom wygląda jakby przeszło przez nie tornado?- spytałam ją. Jednak głos uwiązł mi w gardle, gdy  podniosła twarz. Miała  siniak na policzku i rozciętą wargę. Ale to nie wszystko  dostrzegłam też otarcia na  nadgarstkach. Jakby ktoś ją mocno złapał.
   - Lucy, dobrze, że już jesteś. Próbowałam dodzwonić się do mamy, ale miała zajęte-  mówiąc to,  podniosła się,  łapiąc  za bolący  policzek. Gdzie była w takim razie Amely? Musiałam zająć się siostrą.
   - Chodź, obejrzę cię  w salonie, tam będzie lepsze  światło- uznałam   obejmując Becky ramieniem. W międzyczasie zawołałam Blake’a, który zszedł na dół.
  - Muszę się nią zająć, nie jest w najlepszym stanie-  wzięłam apteczkę  a z niej coś na ból. Szatynka przyjęła to bez wahania, nadal obejmując się mocno ramionami. Pora wszystko wyjaśnić.
  - Becky gdzie jest Amely, co się stało? Opowiedz wszystko, co wiesz-  zachęciłam siostrę. Zerkała na mnie to na Blake’a. Przestała płakać,  i wzięła głęboki oddech.
  - Dwie godziny  temu wróciłyśmy ze szkoły. Amely zaczęła szykować obiad, była podenerwowana. Nie wiedziałam czym, ale wszystko wypadało jej z rąk. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, okazało się, że był to Marc jej były chłopak znowu  solidnie wstawiony.  Chciał gadać z Amely, ale odmówiłam, wpuszczenia go do środka wtedy on złapał mnie za ręce i wepchnął,  wchodząc  do domu. Krzyczał, że za wszystko zapłaci, że żadna suka nie będzie z nim zrywać.  Kiedy   powiedziałam, że zadzwonię na policję, uderzył mnie w twarz.  A, na koniec zagroził, że jak się z nim nie skontaktuje, to tu wróci i wyszedł.  Amely musiała być  przerażona, uciekła chyba przez ogród- opowiedziała  to tak jak zapamiętała.
  - Przecież ona zerwała z nim pół roku temu. To, czego on tu jeszcze szukał? Poza tym jest od niej osiem lat starszy. W co się ona z nim znów wpakowała?- mruknęłam. Dodatkowo on mógł tu wrócić. W takim stanie nie mogłam skupić się na lekcjach. To było teraz znacznie ważniejsze.  Spojrzałam na Blake’a.
   - Chyba będzie lepiej, jak wrócisz do domu. Nie powinnam  angażować  cię w swoje rodzinne sprawy- przyznałam, czując się  niezręcznie, że  musiał się tyle dowiedzieć.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {01/05/23, 10:34 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____ Oczywiście musiała się martwić o swój dom, rodzinę. Chociaż dla chłopaka fakt, że nastolatka nie odbiera jakoś… nie brzmiał strasznie. Nie znał się jednak – może ta tutaj zawsze chodziła wszędzie z telefonem, nie chciała go zostawiać bez nadzoru itd. Wtedy tak, nieodebranie brzmi jak straszna zbrodnia. Przeszedł przez próg i rozejrzał się, ale na pierwszym ruch poza złym uczuciem na barkach nic nie przykuwało jego uwagi.
– Blake, chodź tutaj, musisz mi pomóc.
_____Usłyszał z głębi mieszkania i kierując się głosem doszedł do Lucy, która stała w kuchni, w której.. no coś wybuchło. Albo to był pożar, albo ktoś coś celowo podpalił. A może zwyczajnie się spaliło? Odłożył kask na wolnym miejscu, na stole kawałek od sfajczonych miejsc zdecydowanie rozbawiony w środku tym co widzi.
– Oh wow. – wyszło z jego ust, po czym zaśmiał się, bo jednak to tutaj to… no coś cię musiało zabawnego dziać. – Czego potrzebujesz?
– Teraz już wiesz, że moje obawy były uzasadnione. – słyszał w jej tonie, że średnio jej się podobała ta sytuacja, a może jego reakcja? W końcu przymrużyła oczy na niego, jakby chciała zakomunikować, że się irytuje jego dobrym nastrojem. – Musimy jej poszukać, o ile nie uciekła przed konsekwencjami.
_____Dokończyła z westchnięciem, a Blake lekko uniósł brwi zaskoczony tym czego od niego chce. To zdecydowanie nie wchodziło w listę rzeczy, które chcesz robić. U obcej osoby, której nie znał za długo. Nie był się z tym komfortowo stąd jego pytanie, czy aby na pewno, o to jej chodzi. Zwłaszcza, że kurde – mówimy o nastolatce co spaliła kuchnię. Ale to nadal tylko kuchnie, a laska pewnie zamknęła się w łazience z komórką. Spytał więc czy nie mogą do niej zwyczajnie zadzwonić. Skoro jeden nieodebrany telefon sprawił, że przylecieli tutaj w pośpiechu, to musiała go przy dupie trzymać, dosłownie. Dostając jednak odpowiedź i kolejny nieporadną próbę kontaktu, aż chciał przewrócić oczami i wyjść. Faktem było, że słyszeli nigdzie dzwonka po cichym domu, więc może faktycznie jej tutaj nie było? Wzruszył więc ramionami.
– Jak chcesz. Rozejrzę się na dole, ty idź do góry.
– A co boisz się,  co możesz zastać w pokoju nastolatek?
– Obojętnie. – nie zabolały go jej słowa czy ton. Westchnął ciężko i skierował się w stronę schodów. – Mam nadzieję, że nie znajdę syfu na podłodze i pływającej sałaty.
_____Machnął jej jeszcze ręką, gdy usłyszał, że będzie sprawdzała dół. Bądź co bądź – chciał uniknąć zetknięcia się z brudną bielizną na podłodze sypialni jakiejś z dziewczyn. Nieważne której. Ważne, że potem patrząc na nią będzie myślał o jakichś białych majtkach w truskawki, które znalazł na podłodze. No i był mężczyzną, gdyby dom został zaatakowany, lepiej, aby to właśnie Blake był na dole. Był wstanie się obronić, już pomijając przemoc – raczej nikt kto chce przeżyć nie będzie atakował Włocha z symbolem mafii na kurtce od motoru. No… krew w nim się gotowała, ale podrapał się po głowie sfrustrowany i otworzył pierwsze drzwi trafiając do ciemnego pomieszczenia, które rozświetlił włącznikiem. Pokój dość mały, ale co mu tam. Połowiczny syf na blatach, ale szczęśliwie – nie ma podłodze. Nie chciał wchodzić głębiej czy zaglądać po szafach. Musiał jednak zajrzeć dla spokoju sumienia. Potem by się okazało, że może się poparzyła, zemdlała z bólu i umarła wśród swoich ciuchów w szafie. Blake nie rozumiał kobiet, czasem były bardzo nieracjonalne.
_____Zanim jednak zdążył to zrobić usłyszał głos Lucy z dołu, na co zareagował od razu. Idąc za dość głośną rozmową trafił do salonu na dole, gdzie zobaczył widok, który go lekko zszokował. Oparł się o framugę nie podchodząc bliżej. Widać było wyraźnie, że dziewczyna była przed chwilą potraktowana przemocą, a on jako wysoki mężczyzna na pewno byłby potraktowany niczym zagrożenie. Kolejne. Postanowił więc zachować odległość, skrzyżować ramiona na torsie i posłuchać wymiany zdań, która tylko go utwierdziła w fakcie, że tak – przyszedł mężczyzna i zaatakował dziewczyny. Jakiś Marc, były innej siostry i zerwała z nim jakiś czas temu. Dziwne, że typ dopiero teraz się obudził, ale dotykanie kobiet? Kliknął językiem. Jego Włoskie korzenie mówiły mu, aby obciąć facetowi jaja za to. Od kiedy bije się kobiety? Kto ma tyle godności, żeby wymierzyć cios, a potem nie lecieć na kolana, bo kurwa, przez przypadek się stało? Mając to w głowie odpowiedział Lucy trochę cięższym tonem niż zamierzał.
– Może nie powinnaś. – westchnął ciężko i spojrzał na obie siedzące w salonie. – Ale już tutaj jestem i trzeba się upewnić, że mogę was zostawić bezpieczne. – skupił się na Lucy, celując swoimi słowami do niej. Nie wiedział, ile ma obycia z przemocą i pijanymi mężczyznami, ale lepiej, aby nie sądziła, że ma szansę z lecącym sierpowym, bo powiem o dwa słowa za dużo. – Zadzwoń do matki, teraz. Potem dzwonisz na policję co się stało. W razie czego potem macie dowody, żeby wyciągnąć zakaz zbliżania się. – odwrócił się na pięcie i dodając przez ramię. – Chodź, zamkniesz za mną drzwi, obejdę dom, aby się upewnić, że jest okej i pojadę.
_____Zgodnie ze swoimi słowami wyszedł, poczekał aż faktycznie zakluczy za nim drzwi i obszedł dom upewniając się, że wszystko jest okej. Czy jakiś zboczeniec nie siedzi w krzakach? Czy facet nie czeka w samochodzie po drugiej stronie drogi? Mając to wrażenie, że jest okej – wsiadł na motor i odjechał. Wiedział, że zostawił jeden z kasków w domu Lucy, ale mało się tym przejmował. Odda mu go raczej, zresztą, na tą chwilę tylko ona go nosiła. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż zapomniany kask. Wrócił do domu i wszedł zastanawiając się jak szybko znaleźć tego gościa. Co prawda zostawił ją z informacją, że ma zadzwonić na policję, aby zbierać dowody, ale sam zajmie się tym ze swojej strony. Lucy nie była jego dziewczyną, nie spali ze sobą, ale zamierzali przebywać ze sobą więcej niż on by chciał – można powiedzieć, że była mniej lub bardziej pod ich protekcją. Jakiś pijaczyna z miasta uderzył jej siostrę. Wiedział, nawet nie powie wszystkiego, a bracia zostawią piwo i pomogą mu ogarnąć sytuację. A kujonka? Nie musi wiedzieć, że coś zrobił. Niech będzie, że policja się tym zajęła. Powiązania z mafią nigdy nie są dobre na liście na uniwerek.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {31/05/23, 11:25 pm}

|LUCY SILVERSTONE |

   Słowa chłopaka wystarczyły, bym przyznała mu rację. Wypadało poinformować o wszystkim mamę. Na razie był jeszcze w pracy, zwykle późno kończyła. Jednak ta sytuacja wymagała szybkiego jej powrotu do domu. Poszłam za Blakiem do holu, by zamknąć za nim drzwi. Nie czułam się bezpiecznie, a co dopiero Becky, która została potraktowana jak worek treningowy przez Marca. Nie było też nigdzie Amely, mogła się ukryć, u którejś z koleżanek taka opcja była możliwa. Ja i taka, że zwyczajnie uciekła, by wszystko na spokojnie przemyśleć. Zamknęłam drzwi, przekręcając klucz w zamku. Po czym wróciłam do Becky dźwięk motoru dał mi znać, że Blake już odjechał. Siostra patrzyła na mnie nieufnie.
     - Nie ufam mu, jest za bardzo podobny do Marca- mruknęła, cicho obejmując się ramionami. Nie zgadzałam się tak do końca z jej opinią.
    - Czy tego chcesz, czy nie Blake będzie tu przychodził. Uczymy się do egzaminów więc… jak przeszkadza ci jego obecność po prostu siedź u siebie- wzruszyłam ramionami, biorąc telefon do ręki, trzeba zadzwonić do matki.  Na początku był tylko sygnał, a potem dobrze mi znany głos po drugiej stronie.  Musiałam wziąć głębszy oddech, by  jej wszystko przekazać.
    - Mamo, wróć do domu Marc tu był szukał Amely. Nie znalazł jej za to pobił Becky. Jest przerażona, musisz jak najszybciej przyjechać.
   - Jak to możliwe? A gdzie jest Amely? Znalazłś ją? Już jadę, będę za jakieś półgodziny- oznajmiła wyraźnie zaniepokojona. Chciała wiedzieć jak najwięcej.
  - Nie znalazłam jej. Nie odbiera telefonu. Przyjedź jak najszybciej,  razem zadzwonimy wtedy na policję-  dodałam, by wiedziała, jak wygląda sytuacja.
  - Już jadę do zobaczenia w domu- i rozłączyła się, odłożyłam, telefon podchodząc do siostry, siadając obok niej na kanapie w salonie.
  - Mama już jedzie, czeka nas ciężkie parę godzin, czuję to- mruknęłam.

Nasza rodzicielka pojawiła się bardzo szybko była wyraźnie w szoku widząc Becky. Opowiedziałam jej wszystko, od momentu powrotu do domu co zastaliśmy z Blakiem i resztę  dodała Becky nie przestając płakać.
  - To było straszne mamo, jak się na mnie rzucił. Myślałam, że mnie zabije. Ale się opamiętał i uciekł- przyznała moja siostra. Kobieta złapała za telefon.
  - Najważniejsze, by go złapali. Amely nadal nie odbiera. Więc musimy zawiadomić policję. Dobry wieczór z tej strony Sandra Silverstone chciałabym zgłosić, napaść na moją córkę oraz prosić o poszukiwanie sprawcy tego zdarzenia- mówiąc to, była bardzo spokojna. Głos policjantki  w słuchawce jakby ją trochę uspokoił.
  - Rozumiem podaję adres Jasmine Street 18. Proszę przyjechać jak najszybciej. Dziękuję, czekamy więc- odłożyła telefon na stół.
 - Przyślą radiowóz musimy tylko czekać
 Przyjazd policji na naszą niezbyt dużą ulicę wywołał niemal sensację. Źle się z tym czułam, bo chodziło o moje siostry. Amely naprawdę wpakowała się w nieciekawą sytuację. Policjanci weszli do domu i od razu zajęli się ustalaniem szczegółów. Byli bardzo dociekliwi, nawet za bardzo, jakby chcieli tylko odbębnić zlecenie i iść do domu.
  - Powtarzam po raz kolejny, nie wpuściłam go sama do środka. Wepchnął mnie i uderzył, co  z resztą widać. Sama sobie tego nie zrobiłam- powtórzyła Becky. Nie podobało mi się to, w jaką stronę idzie to przesłuchanie. Jeszcze  tego brakuje, by zaczęli oskarżać ją o agresję, a nie Marca. Którego nadal nie szukali. Siedzieli tu od dwóch godzin a poza wypiciem kawy i notowaniem nie robili nic konkretnego.
  - Becky jest już zmęczona. Powinna iść już spać. Proszę już jej nie męczyć- zwróciłam uwagę policjantom na wykończoną nastolatkę.
  - My spełniamy tylko swoje obowiązki panienko- odparł policjant. Jednak zgodzili się, by mogła ona odpocząć. Zaprowadziłam ją do jej pokoju. Sama poszłam do siebie, słysząc jeszcze w holu, jak mówią matce, że od jutra zaczną szukać Marca. Dlaczego nie zrobili tego od razu, skoro dowód jego agresji mieli przed oczyma? Mieli też zająć się szukaniem Amely  wzięli jej zdjęcie i skontaktowali się z każdym patrolem. Jak widać, ucieczka nastolatki stoi wyżej, od tego przeklętego agresora.

 

Dzień minął szybko i nadal bez żadnych konkretnych wieści. Nie znaleźli Marca tam, gdzie powinien być. Amely w sumie raz odebrała telefon, ale się nie odezwała. Więc nadal bez nowych śladów.
Tak też zaczął się  czas korków z Blakiem, powitałam go, w progu prowadząc do siebie do pokoju. Na pewno wyczuł nadal  tę nerwową atmosferę. Zajęliśmy miejsca.  
   -  Nic lepiej  nie mów. Policja siedziała u nas od osiemnastej do niemalże północy. A i tak go nie znaleźli. Czasem zastanawiam, się czy oni faktycznie dbają o nasze bezpieczeństwo, czy mają na to wywalone - mruknęłam, chcąc skupić się na korkach, ale podręcznik ku mojej irytacji spadł na podłogę.
  - Mają wywalone.- prychnął lekko, biorąc książkę do ręki- Przynajmniej, dopóki im nie pogrozisz prawnikiem, albo nie stanie się coś nieodwracalnego
Jego słowa niezbyt mnie pocieszyły, ale przynajmniej były szczere.
  - Przez tę całą chorą sytuację  mama nie puszcza Becky z domu. Jeszcze tego brakuje by i na mnie go nałożyła -mruknęłam, dając znak, by oddał mi na chwilę książkę.
  - To z prawnikiem mogłoby zadziałać. Tylko pytanie ile by wziął? - nie byłam zachwycona, że od wczoraj wszystko się  komplikuje[/b]
Wolałam, by wiedział, choć po części jak wygląda obecna sytuacja. Nie skomentował  tego o Becky w sumie nie była to jego sprawa. Oddał mi książkę, dzięki czemu  mogliśmy zacząć korki.
  - To zależy, czego chcesz. Faktycznie postawić policjantów przed sądem? Czy tylko nastraszyć, że będą ich sprawdzali- podpytał, na czym mi tak naprawdę zależy.
  - Chcę mieć  tylko pewność czy faktycznie pracują, czy tylko  udają
  - Dzisiaj chyba tylko  dokończymy temat o krwi. Chyba że  masz  lepszy pomysł  na te cztery godziny. Na przykład  jakieś  pytania czy coś innego? - spytałam go, nieco niepewnie ciekawiło mnie czy by skorzystał z takiej  propozycji.
  To wystarczy ich zastraszyć - powiedział pod nosem i szybko zmieniając temat na korki - Nie. Krew mnie zupełnie nie interesuje, chyba że znasz sposoby, żeby się jej pozbyć ze skórzanej kurtki. - wydawał się niezainteresowany, ale nagle wpadł na pomysł 
  - Czy ty albo twoja siostra miałyście takich byłych?
Pokręciłam głową na jego pytanie, bo nie wiedziałam, jak się jej pozbyć. Choć ciekawiło mnie, dlaczego je zadał.
  -Becky nie. Ja jeszcze nigdy nie miałam chłopaka - przypomniałam mu o tym, przez co odwróciłam od niego zażenowana wzrok. Może nieświadomie, ale coś przez to lekko mnie zakuło.
Bo zdałam sobie sprawę z tego, że ja nigdy nikogo nie miałam? Czyżby o to chodziło? Jednak  prawda jest taka, że nikt nie umówiłby się z kujonką. Smutne, lecz prawdziwe…
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {04/06/23, 11:03 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro


_____ Historia, która wyszła z jego ust w kierunku braci była krótka, ale dość rzeczowa. Był facet, uderzył kobietę, wszedł do środka po drugą, tamta uciekła, facet zwiał. Przekazał, że miał na imię jakoś na M, starszy od jakieś nastolatki więc pewnie pełnoletni i byli ze sobą kilka miesięcy temu. To było mnóstwo informacji, aby kogoś znaleźć. Zwłaszcza kiedy policja miała swoje zasady, a oni swoje. Ich jednak były pisane między liniami prawa i o wiele łatwiejsze do wykonania. Cała rodzina rozumiała jego podejście, kiedy zakomunikował, że trzeba obić typowi twarz za to. Zarówno Nick i Rick, jak i siedząca dalej matka z ojcem. Każdy potwierdził jego postanowienie. W końcu takich sprawę nie warto zostawić policji. Wykonali więc kilka telefonów informując, że poszukują pajaca, który pobił nastolatkę po pijaku w jej własnym domu. Trochę koloryzując historię przy niektórych osobach po drugiej stronie słuchawki, bo jednak barman co sprzedaje informacje na pewno będzie bardziej zainteresowany mocniejszą wersją wydarzeń. Blake nie czekał jednak na rozwój wydarzeń wiedząc, że kto inny będzie po nocy czatował na wyniki. Poszedł spać wiedząc, że jutro czeka go kolejny dzień przerzucania funduszy “rodzinnej biznesu” i bawienie się w mnożenie zysków... a potem te nieszczęsne korki.  
_____ Obudził się rano jeszcze przed własnym budzikiem, głównie przez fakt, że ktoś wleciał do jego pokoju nad ranem. Spojrzał na siedzącego z krzywym uśmiechem Ricka i w połowie zaspany złapał za telefon, żeby zobaczyć która jest godzina, że tak na niego patrzy z oczekiwaniem, jakby chciał coś powiedzieć. Gdy telefon pokazał godzinę 4:36... Nie wkurzył się, chociaż Włoski temperament kazał mu rzucić wianuszkiem przekleństw. Odłożył jednak telefon i odwrócił się na drugi bok ignorując brata.  
- Mi Amore, wiem że nie śpisz, wstawaj bracie. - powiedział pochylając się nad Blakiem, który tylko założył kołdrę na głowę. - Wiem, że to za wcześnie dla ciebie, ale mamy tego typa w piwnicy, haha.
- Sei uno stronzo - wymamrotał pod nosem i wstał do siadu przy okazji odpychając Ricka. - W naszej czy gdzieś indziej?
- Magazyny, nie będzie go do własnej chaty sprowadzać, zwłaszcza, że już go chłopcy obili za rzucanie łapami do panienek.
_____ Nie zamierzał się kłócić, to było jak najbardziej logiczne. Po co przyprowadzać typa do nich jak pewnie chcą go nauczyć, żeby nie podnosił ręki za wysoko, gdzie nie trzeba. Wiedział, że będzie zmuszony wybrać się z nimi do magazynów. Chociaż to “z nimi” to było za dużo powiedziane. Pewnie Nick był na miejscu łapiąc palce, a Rick pojedzie tam z nim zasypiającym na fotelu obok. Blake zarzucił na siebie dres i ziewając szeroko wsiadł do samochodu. Gdy dojechali na miejsce zawiewało zimno od morza, ale chłopak przeciągnął się tylko lekko i otworzyli drzwi zderzając się z krzykiem. Akurat łamali mu ramię, na co tylko ponownie ziewnął niewzruszony.  
- To ten cały Michael? - rzucił podchodząc bliżej z rękami w kieszeniach. - Nie powinien być masywnym typem z górą mięśni czy coś?
- Marc.
_____ Poprawił go Nick, z kubkiem ciepłej kawy w dłoni. Siedział z nogą założoną na nogę na krześle i przyglądał się jak członkowie jego rodziny zajmowali się mężczyzną w nieprzyjemny sposób. Na tą chwile miał połamała lewą rękę, wszystkie palce u prawej dłoni i szli już do niego z wiadrem z wodą oraz ścierą, bo nie ma to jak waterboarding o poranku. Dwie godziny później Marc został wypuszczona na wolność z jasną informacje, że dopóki panienka Silverstone ma kontakty z ich rodziną, ma się nie zbliżać na odległość kilometra od nich. Czy się posłucha? To zależy czy umie myśleć. Na tą chwilę złapał sobie obie dłonie, bo po pijaku wyjebał się z górki i z taką wersją został odwieziony do najbliższego szpitala. Czy policja go tutaj znajdzie? Gdyby tylko szukała to pewnie tak, chociaż pierwszym z miejsc do przeszukania nie są szpitale, a jakieś miejsca, które powinien odwiedzać.  
_____ Blake po tym wydarzeniu wrócił do domu i zdrzemnął się jeszcze chwilę zanim usiadł do komputera i rozpoczął swój dzień pracy zupełnie pogrążając się w liczbach, słupkach i wykresach nucąc sobie nutki z filmików na Youtubie. Nawet nie wiedział, kiedy czas uciekł mu między palcami i musiał jechać do kłopotliwej laski na korki. Zaparkował motor przed domem, tam, gdzie zwykle i został przywitany w drzwiach przez Lucy, która prowadząc go przez dom nie ukrywała, że nie są w idealnych humorach. Weszli do niej do pokoju i usiadł bez większych pytań na miejscu, które zajmował też ostatnio. Chciał się odezwać, ale nie musiał nawet zadawać pytań, ale dziewczyna sama mu wszystko zaczęła mówić, jakby ktoś zwolnił blokadę maszyny losującej. Słysząc jednak jej przemyślenia mógł powiedzieć tylko jedno.  
- Mają wywalone. - prychnął rozbawiony tym faktem i wziął książkę leżącą obok do ręki. Zakładał, że właśnie tego mieli dzisiaj się uczyć. Dodał jeszcze od siebie spokojnym tonem. - Przynajmniej, dopóki im nie pogrozisz prawnikiem, albo nie stanie się coś nie odwracalnego.
_____ To była prawda, policjanci na ogół mieli ich w nosie dopóki nie stało się coś ważnego z ich punktu widzenia. Gwałt? Obojętne. Morderstwo? Potrzymaj mi pączka. Na wpół zainteresowany słuchał co takiego mówi w sprawie swojej siostry, przecież to nie tak, że ma jakieś słowo w tej sprawie. Na jego to bardzo dobrze, że z domu nie wychodzi. Niech to limo się chociaż zagoi zanim się wśród ludzi pokaże. Tak, żeby nie było za dużo pytań. Pewnie dla dyrektorki to też nie byłoby wygodne. Słysząc jej pytanie, odpowiedział zgodnie ze swoją wiedzą.  
- To zależy, czego chcesz. Faktycznie postawić policjantów przed sądem? Czy tylko nastraszyć, że będą ich sprawdzali - myślał, że na tym się skończy dyskusja, bo jednak Lucy powinna przemyśleć czego chce. Trochę miał w tym rację, bo poruszyła nagle dwa tematy na raz. - To wystarczy ich zastraszyć. - rzucił pod nosem i, aby nie zadawała więcej pytań postanowił zmienić temat odpowiadając na pytanie dziewczyny. - Nie. Krew mnie zupełnie nie interesuje, chyba że znasz sposoby, żeby się jej pozbyć ze skórzanej kurtki. - tak. Miał jedną taką skórzaną, na której zastygły plamy z krwi i teraz nie chce jej wyrzucić, nie chce spalić, najlepiej chciałby doprać. W jego głowie w tym momencie zadział się pewien proces myślowy, gdzie poprzez skakanie po tematach doszedł do pewnego wnioski, który postanowił potwierdzić z okularnikiem. - Czy ty albo twoja siostra miałyście takich byłych?
- Becky nie. Ja jeszcze nigdy nie miałam chłopaka  
_____ Jakoś spodziewał się takiej odpowiedzi? W pierwszej chwili nie wiedział, która to Becky, ale sortując sobie informację doszedł do wniosku, że nieważne. Bardziej zaciekawiła go reakcja długowłosej. Dlaczego odwracała się jakby właśnie zdradziła największy sekret na świecie? Zmarszczył brwi zdziwiony jej zachowaniem.  
- Ej, ja wcale nie mówię, że to źle czy coś. - odpowiedział wyciągając dłoń i kładąc na ramieniu Lucy. - Jeśli miałabyś mieć taki gust jak twoja siostra to lepiej go nie mieć. - stwierdził prawdę, przynajmniej w jego oczach. - Zresztą mamy dopiero osiemnaście lat, nawet nie jesteś pełnoletnia, żeby się bzykać. Nic nie tracisz.
_____ Westchnął i puścił ją opierając się na krześle ciężko. Nie zamierzał wchodzić w zagadnienia, że on już dawno był po swoim pierwszym razie. Faceci mieli inne zwyczaje, specjalnie ci związani z mafiami. Ciężko, aby nigdy nie widział cycków. Chociażby Internet to uniemożliwiał, bo porno było wszędzie, a on miał na dodatek dwójkę starszych braci, co, gdyby mogli lataliby z fiutem na wierzchu. No i bycie dziewicą akurat w jego kręgach było normą, przynajmniej do ślubu. Włosi niestety lubili, kiedy ich żony nie miały wcześniejszych partnerów. Inaczej nawet najlepsza kochanka mogła być tylko kochanką i niczym więcej.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Minako88
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {25/06/23, 09:44 am}

|LUCY SILVERSTONE |

    Od samego początku przyjazdu chłopaka na korki telefon cały czas miałam w pogotowiu, licząc na jakąś wiadomość z policji. Póki co nikt nie raczył się z nami skontaktować. Amely powinna być już w domu choćby po to, by uspokoić matkę, która szalała z niepokoju, choć próbowała to ukryć przede mną i Becky. Podskórnie czułam, że to nie koniec, ta sytuacja jeszcze się rozwinie. Marc łatwo nie odpuszczał, i wątpiłam, by nawet sądowy zakaz coś tu zdziałał. Trochę nie rozumiałam siostry, było dużo chłopaków w naszym wieku jak nie z naszej szkoły to z drugiej, ale ta latała za znacznie starszymi, którzy korzystali z ich naiwności, by potem śmiać się za ich plecami przed kumplami. Byłam sceptyczna w kwestii uczuć, czy tak zwanej miłości. Dobrze wierzyłam, że istnieje, ale póki sama tego nie doświadczyłam nie, mogłam mieć pełnego obrazu, jak wtedy człowiek się czuje. Czy miłość naprawdę odbiera niektórym rozum? Jak do tej pory kłóciłam się sama ze sobą, bo z jednej strony chciałam kogoś mieć, ale z drugiej w planach studia i skończenie ich z najlepszym wynikiem jak to możliwe. A w takim tempie nie będzie czasu na chłopaka. Jedyne rozwiązanie znaleźć go równie inteligentnego lub  takiego, który będzie wspierał  i motywował. Czyli moje szanse wyceniłam na praktycznie równe zeru.
Drgnęłam lekko zaskoczona reakcją  Blake’a. Jak i jego słowami był bardzo bezpośredni. Co mi odpowiadało, bo mogliśmy na spokojnie porozmawiać. Zawsze to jakaś odmiana od ciągłych korków. I mamy szansę się lepiej poznać. Spojrzałam zaskoczona na jego rękę, która  nie wiadomo kiedy znalazła się na moim ramieniu. Nadal  nieco tym  zmieszana.
 - Czemu wy chłopacy zawsze myślicie o tym samym? Mnie akurat nie chodziło konkretnie o „to”- zaznaczyłam to, o czym sam wspomniał.
 - Tylko o coś innego- dodałam nieco ciszej. Mimo iż nie byłam pewna, czy mi uwierzy.
Chłopak uniósł brwi, rzucając mi pytające spojrzenie.
    - A co innego chcesz wyciągać z relacji w tym wieku? Uczeń liceum nie zarabia tyle, żeby zabrać cię na wakacje do Europy, może za to kupić ci burgera i zjeść na ławce w parku. I w każdym momencie tego czasu spędzonego razem będzie chciał dobrać się do twoich majtek. - mówił spokojnie, po czym westchnął i kliknął lekko językiem. - Przynajmniej, dopóki nie przestanie myśleć swoim kolegą w spodniach.
Patrzyłam na niego, wiedząc, że mówi prawdę. Chłopakami rządzą hormony i chęć zdobywania. Jak naiwna byłam, licząc na kiedyś bliską z kimś relację?
   - Czyli twierdzisz, że  praktycznie każdy chłopak myśli tylko  o tym, by zaliczyć dziewczynę, z którą się spotyka? - Jakby miał takie odruchy, to już bym się z nim nie spotkała. Wiem, że hormony  i te sprawy, ale chyba nie każdy taki jest- zawahałam się przy tym ostatnim pytaniu.
    - W sumie jak było  z tobą? Nikt nigdy ciebie szczerze nie interesował?- spytałam w sumie z czystej ciekawości. I liczyłam, że dało się  to odczuć. Interesował mnie, jak spędzałam z nim czas, co nie powinno nikogo jakoś dziwić. Mamy spędzić ze sobą pół roku, a to szmat czasu.
Kiwnął, potwierdzając" na, jej pierwsze pytanie.
Zamknął oczy, odchylając głowę do tyłu.
    - Moja rodzina ma zasady. Kobieta, która nie jest dziewicą przed ślubem, nawet jeśli oddała je mi, nigdy nie zostanie moją żoną. Tradycja. - wyprostował szyję szybkim ruchem i wbił swoje spojrzenie prosto w oczy Lucy. - Jak myślisz, będę rozważał związek na poważnie z laską, która prześpi się ze mną na zawołanie?
Zaskoczona słuchałam tego co mówił  o swojej rodzinie. A raczej o jej tradycji. Szczerze nie spodziewałam się aż takich zasad. Nadal niewiele o nim wiedziałam. Nasza rozmowa intrygowała mnie coraz bardziej.
Patrząc mi prosto w oczy, dokończył swoją wypowiedź na ten temat.
   - Sądzę, że tego typu dziewczyna, nie miałaby dla ciebie  żadnej wartości. Już po takim zachowaniu widać, że niewiele sobą reprezentuje- odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
   - Chodziło mi tym razem o coś innego niż łóżko. Bardziej o zakochanie się czy zauroczenie. Mam wrażenie, że to mnie omija. Bo co tu kryć kujoni nie są zbyt popularni- wymusiłam lekki uśmiech.
Znowu kiwnął głową, potwierdzając moje słowa. Przewrócił oczami na to co mówiłam. - Hej! Miłość od pierwszego spojrzenia to pożądanie, jak chcesz być z kimś, to go poznaj. - pokazał palcem na siebie, potem na mnie i tak kilka razy. - Rozmawiaj. - westchnął ciężko. - Możemy przejść do tego materiału czy dalej mam być twoim terapeutą?
To nie było takie proste, jak mu się wydawało. Nie umiałam swobodnie rozmawiać z chłopakami. A poza tym i tak żaden nie chciał ze mną rozmawiać.
   - No i w tym jest problem, a nawet dwa  bym rzekła. Po pierwsze chłopacy zwykle lecą na wygląd. A nie oszukujmy się, styl wypindrzonej Barbie niezbyt mi pasuje. A po drugie córka dyrektorki?  Nie dziękuję- wzruszyłam ramionami.
   - Trochę ci w sumie zazdroszczę, panie terapeuto- zachichotałam,  klepiąc go po ramieniu. Bo ten tekst lekko mnie rozbawił.
Jednak jedno musiałam mu przyznać, pora byśmy wrócili do tematu. Więc  temat o krwi był powoli przez nas dokańczany. Telefon nie odezwał się ani  przez chwilę, gdy na spokojnie kończyliśmy omawiać temat. Na końcu byłam już lekko zmęczona, bo mało spałam tej nocy.
   - Widzimy się pojutrze. Trochę ode mnie odpoczniesz- pożegnałam go gdy już po końcu zajęć zbierał swoje rzeczy.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {27/06/23, 10:35 pm}

 Don't play with me!! Blake-Casentiro

_____ Seks. Nic innego nie chodziło zwykle po głowie nastolatków. Nieważne czy chodziło o laski czy o gości. U nich testosteron zabierał możliwość logicznego myślenia, że gumka jest potrzebna, u pań - chyba bycie wziętą na imprezie, po alkoholu, dodawało pewności siebie, że ktoś ją chciał. Jeśli więc Lucy zamierzała odrzucać to, z relacji, która nie istnieje po nic innego...
- A co innego chcesz wyciągnąć z relacji w tym wieku? Uczeń liceum nie zarabiał tyle, żeby zabrać cię na wakacje do Europy, może za to kupić ci burgera i zjeść na ławce w parku. I w każdym momencie tego czasu spędzonego razem będzie chciał dobrać się do twoich majtek. - skwitował na ile znał temat, bo jednak tak to wyglądało dla większości kobiet. Facet w wieku lat 18 nie był wstanie zapewnić za dużo poza pięknymi wspomnieniami i średnim seksem w samochodzie na parkingu, bo w domu na rodziców. Kliknął językiem na myśl o tym wszystkim. - Przynajmniej, dopóki nie przestanie myśleć swoim kolegą w spodniach.  
_____ Słysząc jej odpowiedź mógł tylko zastanowić się, dlaczego go o tym wszystkim informowała. Czy jeszcze z jakiś tydzień temu nie była na niego zła za samo egzystowanie i te wszystkie korki? Teraz siedzi sobie tutaj i robi za terapeutę okularnicy, która pewnie byłaby atrakcyjna, gdyby tylko odłożyła podręczniki na bok na kilka sekund. Słysząc kolejne pytanie, odchylił głowę do tyłu, zamykając przy tym oczy. Nie spodziewał się, że będzie jej opowiadał takie rzeczy, ale rozmawianie o ich tradycjach było o wiele ciekawsze od bawienia się z biologią, chemią czy angielskim. Przynajmniej na ten moment, no i nie mógł powiedzieć jej za dużo, bo była na tyle mądra, że zacznie łączyć kropki. W pewien sposób, gdzieś w środku - oczekiwał tego. Chciał zobaczyć, jak wykazuje się inteligencją inną niż ta wyciągnięta z podręcznika, niczym mały detektyw na tropie zbiega.  
- Moja rodzina ma zasady. Kobieta, która nie jest dziewicą przed ślubem, nawet jeśli oddała je mi, nigdy nie zostanie moją żoną. Tradycja. - wyprostował szyję szybkim ruchem i wbił swoje spojrzenie prosto w oczy Lucy, szukając w nich czegoś. Może więcej zaciekawienia, może chodziło o jakaś reakcją odbitą w jej gałkach. - Jak myślisz, będę rozważał związek na poważnie z laską, która prześpi się ze mną na zawołanie?  
_____ Mógł uśmiechnąć się lekko słysząc jej odpowiedź. Była bardzo mądrą dziewczynką, ale takie rzeczy mówi się w łóżku, a nie lasce szukającej miłości jak wynikało z ich dzisiejszej rozmowy. Przewrócił oczami dostając kolejne zdanie o tym jak niską ma własną samoocenę, aż on sam, Blake Casentiro chciał coś z tym zrobić. Chociażby, żeby nie wracać po raz kolejny do tego tematu, ale co niby? Znaleźć jej faceta, w którym się zachowa? Jakoś czuł niesmak w ustach na myśl o takim rozwiązaniu. Zamierzał odpowiedzieć w inny sposób.  
- Hej! Miłość od pierwszego spojrzenia to pożądanie, jak chcesz być z kimś, to go poznaj. - pokazał palcem na siebie, potem na Lucy i tak kilka razy. - Rozmawiaj. - westchnął ciężko. - Możemy przejść do tego materiału czy dalej mam być twoim terapeutą?  
_____ Nie spodziewał się, że zostanie poklepany po ramieniu, ale fakt, że rozbawił lekko dołującego się króliczka był dobry więc nie komentował dalej przechodząc do tematu tych wszystkich powtórek, które pewnie mógł spokojnie zrobić sam. Bardziej jednak niż informacjami o krwi, interesował się zachowaniem Lucy, które stawało się coraz to bardziej letargiczne. Zasypiała wręcz na siedzącą dalej wałkując temat i nie widziała w tym nic złego. Blake, jako empatyczna osoba, bądź co bądź, nie stawiał się odpowiadając na pytania, nawet pomagając jej lekko, aby skończyć szybciej. Kiedy więc w końcu udało się odbić do drugiego brzegu i mógł się spakować nie spodziewał się, że jutro na wolne. Nie dał sobie jednak tego po sobie poznać.
- To ty musisz się wyspać, nie ja.
_____ Prychnął pod nosem i żegnając się z domownikami w drodze do drzwi wejściowych, wyszedł i założył swój kask, zastanawiając się jak spędzi jutrzejsze popołudnie. Mieli się ponownie zobaczyć w okolicach weekendu, a on czuł, że najchętniej spożytkowałby ten czas odsypiając sobie te przedwczesne wstawanie w poprzednich dniach. Wrócił do domu bez większych problemów, machając dłonią do rodziców siedzących w salonie, że jest w ich czterech ścianach i schował się w swoim pokoju. Czwartek miał wolny od Lucy i jej obecności, a w piątek mieli się ponownie zobaczyć. Na samą myśl opuszczały go siły. Nie znali się nawet tydzień, więc dlaczego był już tak zmęczony tym wszystkim? Może przez fakt, że za dużo się wydarzyło? Umył się i położył spać, odsypiając sobie co się dało, a cały czwartek spędzając w dobrym nastroju aż nie dostał wieczorem spóźnionego przypomnienia o jakiejś imprezie, na której chcieli, żeby się pojawił. Nie dlatego, że nie zaliczył roku i coś powtarzał, żeby znać typka. Nic takiego nigdy nie miało miejsca. Po prostu chcieli mieć bogatego bad boya na domówce czy co to było, a Blake, myśląc o korkach z Lucy, które ma w piątek - postanowił ją porwać. Korki miały odbywać się u niego i tak, więc co za problem. Jej matka się nie dowie, dopóki sama okularnica nie otworzy ust.  
_____ W piątek także nie było go w szkole, ale przyjechał jeszcze przed czasem pod dom dziewczyny wiedząc, że powinna być już gotowa. Gdy więc dostała kask i wsiadła na motor, zabrał ja w miejsce, które raczej nie było w planie – gabinet stylistki jego matki i siostry. Kobieta była zbyt dobra dla normalnych śmiertelników, ale zapłacił za to z góry i w razie czego – pomacha okularnicy paragonem przed oczami, żeby nie zmarnowała tego co już zostało zapłacone.  
- Dzisiaj będziemy się towarzysko uskuteczniać. - rzucił do niej z uśmiechem. - Twoja matka się nie dowie jak nic nie powiesz, więc w czym problem? - mówił samą prawdę i Lucy nie mogła zaprzeczyć, zwłaszcza że zaraz potem dodał gwóźdź do trumny. - Narzekałaś, że dużo cię omija, więc w końcu sprawmy, że tak nie jest.
_____ Nie czekał jakoś długo zwyczajnie łapiąc ją za rękę i wciągając do salonu, oddając w ręce uśmiechniętej i przyjaźnie wyglądającej kobiety, która doskonale wiedziała co dalej robić. Blake przekazał jej wcześniej, gdzie się wybierają. Widząc jak bardzo stawia się Lucy, mógł zrobić tylko jedno. Wyciągnął rachunek za stylistkę i pokazał go przed oczami dziewczyny.  
- Już zapłacone, nie ma zwrotów. - rzucił sucho z grymasem na twarzy. - Tak, wiem, marnuje pieniądze, ale skoro ty masz mi pomagać to ja pomogę trochę tobie, a teraz nie marnuj moich pieniędzy i daj się Pani ładnie ubrać na wieczór.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

 Don't play with me!! Empty Re: Don't play with me!! {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach