Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
incorrect loveDzisiaj o 08:18 pmYoshina
Charm Nook Dzisiaj o 07:44 pmKass
Argonaut [eng]Dzisiaj o 06:14 pmStriker
LiesDzisiaj o 12:21 pmSyriusz
W Krwawym Blasku GwiazdDzisiaj o 08:01 amnowena
A New Beginning Dzisiaj o 01:58 amYulli
Triton and the WizardWczoraj o 03:32 pmKurokocchin
Run fastWczoraj o 11:29 amEeve
Blood, drugs and you in the middle30/04/24, 10:16 pmTroianx
Maj 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
  12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 14%
3 Posty - 14%
3 Posty - 14%
3 Posty - 14%
2 Posty - 9%
2 Posty - 9%
2 Posty - 9%
2 Posty - 9%
1 Pisanie - 5%
1 Pisanie - 5%

Go down
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty My little merman {06/11/22, 07:10 pm}

My little merman Sedt



Kochana urocza syrenka - Troianx
Feniks - Natas
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {06/11/22, 08:38 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43
•         •         •          •          •         •         •          •

My little merman Depyz5j-10bfa290-16dc-4d76-abf5-4e3f76dd61d4.jpg?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzIxZjM1ZGE3LWY5YTQtNDAxNC1hYWRiLTJjNzhiMDNkMzRiZlwvZGVweXo1ai0xMGJmYTI5MC0xNmRjLTRkNzYtYWJmNS00ZTNmNzZkZDYxZDQuanBnIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
•         •         •          •          •         •         •          •
   Code     Edevane    Mężczyzna    Homoseksualny    Homoromantyczny    Szesnaście     Syrenka     Młodszy, dziesięcioletni brat o imieniu Felix     Bez ogona - 165 cm, z ogonem 211 cm    Szczupły    Oklapnięte uszy    W prawym uchu srebrny, wiszący kolczyk     Na lewym nadgarstku czarna bransoletka    Błękitne spojrzenie    Blond włosy    
•         •         •          •          •         •         •          •
  Krótko po ukończeniu trzeciego roku życia, rodzice blondyna zostali zamordowani. Wtedy został adoptowany przez rodzinę kotołaków, przyjaciół rodzinny, którzy postanowili za wszelką cenę chronić Codiego i ukryć go na lądzie 
 Posiada zdolność kontrolowania ruchów wody, mrożenie jej, umie wywoływać sztormy i tsunami, a także porozumiewać się ze wszystkimi stworzeniami morskimi. Oprócz tego potrafi swoim śpiewem hipnotyzować i manipulować inne rasy - to wraz z silnym ogonem sprawiło, że inni zaczęli nienawidzić syreny i ich się obawiać, a niektórzy nawet zasmakowali się w ich mięsie. 
 Od zawsze na diecie roślinnej, jak na syrenkę przystało 
 Miłośnik wszelakich glonów - wakame czy nori, czy tych prosto z morza 
 Na co dzień udaję morską wróżkę bez skrzydeł 
 Jego czarna bransoletka została podarowana przez rodziców. Zamienia się ona w wodzie w białe muszelki, a zaczyna się świecić, gdy w pobliżu znajdzie się inna syrena. Code tego ostatniego widoku nie miał szansy zobaczyć 
 Każda kropla wody na jego ciele powoduje pojawienie się niebieskiej, rybiej łuski. Dłuższe bycie mokrym czy spadnięcie kropli na nogi, wywołuje rybi ogon 


Ostatnio zmieniony przez Troianx dnia 07/11/22, 08:32 pm, w całości zmieniany 5 razy
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {06/11/22, 08:46 pm}

Azra Adler
My little merman 768e371ad71eb51c5ccdc67d95c6e340

Wiek: 16 lat
Urodziny: 06.11
Rasa: Feniks
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Homoseksualny
Rodzina:
- Matka & Ojciec - Karna 101 L. ; Etzel 200 L.
- Rodzeństwo - Alhaitham 55L. ♂, Arezo 47L. ♂, Delavar 40L.  ♀, Effendi 31L. ♂, Atiyah 27L.  ♀., Aryadeva 23L.  ♀, Kovu 17L. ♂, Kave 17L.  ♀, Volos 13L. ♂

Wzrost: 177 cm
Waga: 55 kg
Kolor oczu: Czerwone
Kolor włosów: Czerwone
Cera: Blada
Sylwetka: Wysportowana, szczupła
Znaki szczególne: Czerwone skrzydła po rozłożeniu osiągające prawie dwa metry, metrowy ogon zakończony mięciutkim pędzelkiem
Ptasia forma: pic

Ciekawostki:
- Feniksy są jedną z najstarszych ras, zaraz po smokach, choć w przeciwieństwie do nich są bardzo liczni. Dzięki możliwości odradzania i zaczynania nieskończonej ilości nowych żyć, naturalnie tworzą też wiele potomstwa.
- Jeśli para feniksów zakocha się w sobie, zostają związaniu na wszystkie swoje życia. Więź ta rzadziej ma miejsce, jeśli feniks obdarzy uczuciem osobnika innej rasy. A nie pojawia się wcale, jeśli wybrankiem byłby człowiek.
- Odrodzenie następuje co 100 lat i może być kontynuowane w nieskończoność, póki ich żywot nie zostanie zakończony inaczej niż przez śmierć naturalną.
- Ogniste ptaki naturalnie najlepiej czują się na dużych wysokościach. Dlatego też dom Adlerów jest najwyższym budynkiem w mieście. Najwyższa wieża, sięga ponad pierwszą warstwę chmur.
- Azra mieszka z 5 najmłodszych osobników z rodziny. Rok temu rolę pani domu przejęła Atiyah, dla której kontrolowanie rodzeństwa jest nowy obowiązkiem - z tego też powodu u Adlerów nigdy nie można się nudzić.
- Słabością Feniksów jest ogień, którego nie mogą odmówić sobie dotknięcia. Najmłodsze potomstwo często sypia w kominkach.
- Azra ze względu na swój młody wiek w ptasiej formie nie osiąga zbyt wielkich rozmiarów. Sięga wtedy 25 centymetrów.
- Zaskakująco lekki w porównaniu do budowy swojego ciała. Zawdzięcza to swoim pustym kościom.
- Ich skrzydła są w stanie zająć się samoistnie ogniem, podobnie jak ich ogony, czy reszta ciała. Mogą też go kontrolować. I choć ulewa nie wpłynie na nich szkodliwie, prócz zmoczonych piór, tak długotrwałe zanurzenie w wodzie może sprawić, że odczują negatywne skutki. Takie jak na przykład kilkudniowe zastopowanie zapłonu, osłabienie i wymarznięcie. Po przekroczeniu krytycznego czasu, jak i zalanie płuc wodą sprawi, że zgaśnie też płomień otaczający ich serca, co równa się ze śmiercią.
- Azra jest właścicielem dwuletniej salamandry ognistej - Keri
- Jego rodzina od wieków prowadzi najlepszą karczmę w mieście. A młody feniks pełni w niej rolę kelnera podczas ruchliwych weekendów.
-
-
-


Ostatnio zmieniony przez Natas dnia 09/11/22, 10:39 pm, w całości zmieniany 4 razy
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {07/11/22, 11:56 pm}

Azra Adler

  Poranki w domu państwa Adler jak zawsze były dość... wybuchowe. Kiedy jeszcze w okolicy krążył Effendi, wystarczyło jedno jej surowe spojrzenie, aby przywołać rodzeństwo do porządku, ale teraz kiedy jej zabrakło Atiyah ledwo dawała sobie radę. Była znacznie łagodniejszej natury i łatwo dawała wejść sobie na głowę. A Aryadeva wcale nie zamierzała jej pomacać z najmłodszym rodzeństwem. Wręcz przeciwnie, ulatniała się jak tylko miała okazję uciec od obowiązków, zostawiając ją samą na pastwę bliźniaków, z którymi nikt nie miał siły się użerać.
  Słysząc kłótnie już na najwyższym z pięter, piąty syn Adlerów nawet nie zamierzał się do niej zbliżać, choć jego żołądek bezlitośnie domagał się swoich praw w postaci pełnowartościowego śniadania. Zdecydował się polecieć do piekarni, przed zbiórką na szkolną wycieczkę. Z tą myślą zanurkował ku ziemi, składając ciasno skrzydła za plecami. Uczucie spadania należało do jego ulubionych. Rozluźniał wtedy całe swoje ciało, przymykał oczy i cieszył się oporem powietrza, które targało jego czerwone kosmyki. Na szczęście po tylu latach miał tę sztuczkę opanowaną i nie musiał w panice rozglądać się za wozami z sianem. Wystarczyło tylko wiedzieć kiedy otworzyć skrzydła. A podpowiadało mu to delikatne mrowienie na karku. Wtedy też z całej siły rozciągał swoje skrzydła, wybijając się z metr od ziemi. Codziennie próbował pobić swój rekord, co nie zawsze kończyło się miło dla przechodniów, skazanych na nagły i silny podmuch wiatru, ale bardzo się tym przejmował. W końcu po odbiciu w kilka sekund był już kilometry od swojej ofiary.
  Niestety nawet ze swoją szybkością i zdolnością omijania korków, kiedy dotarł do piekarni, zastał kolejkę ciągnącą się wzdłuż dwóch alejek. A przecież nawet jeszcze nie było otwarte. Tak oto jego genialny plan zakupu bułeczek z wodorostami i awokado spalił się na panewce. Miał je zjeść razem ze swoim najlepszym kumplem w trakcie drogi do stolicy. A raczej tak myślał, gdyby w ślepym zaułku nie mignął mu pewien puszysty ogon.
  Bez zastanowienia zanurkował i wylądował przed Lisiczką, atakując ją mocnym podmuchem wiatru, przez który musiała przytrzymać swoją czapkę oraz długie uszy.
- Tami, sprawa jest- - Zaczął ale dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi, szukając odpowiedniego klucza w pęku.
- Kolejka jest. - Mruknęła tylko beznamiętnie. Ale czerwonowłosy się tego spodziewał.
- Ten jeden, trzydziesty siódmy raz? Proszę? - Uśmiechnął się ładnie, ale zaraz kąciki jego ust nabrały przebiegłego wyrazu. - Zapłacę poczwórnie za dwie sztuki. Plus dorzucę najrzadsze słodycze ze stolicy. - Zaproponował z góry wiedząc, że wygrał negocjację, kiedy tylko para sterczących uszu zastrzygła zaciekawiona.
- Sześciokrotnie. I limitowane smaki. - Rzuciła mu zimne spojrzenie przez ramię, na które przytaknął skinieniem głowy.
- Stoi. - Dla młodego feniksa pieniądze nie były problemem. - To ruchy, odjazd o dziesiątej. - Pogonił starszą dziewczynę, wślizgują się za nią na zaplecze piekarni.

  Kiedy tylko wypieki znalazły się w jego torbie od razu poleciał na miejsce klasowej zbiórki, które było przed bramą ich akademii. Uczniowie z jego roku, właśnie kończyli wsiadać do autokaru - trafił na styk. Widząc wlekącego się na końcu blondyna, wylądował bezszelestnie za jego plecami, a zaraz przez twarzą niższego zadyndała papierowa torebka ze smakołykiem.
- Zgaduję, że śniadania jeszcze nie jadłeś. - Uśmiechnął się na powitanie. - Co to za mina? Myślałeś, że już się nie wyrobię? - Ośmiał się wchodząc za nim do blaszanej puszki.
  W oddali do niższego chłopaka już machał jego dobry znajomy o ostrych zębach. Azra zaczepnie wytknął do niego język, po czym zajął najbliższe wolne miejsce i pociągnął do siebie blondyna. W ten sposób miał go tylko dla siebie na całą drogę. A jego ciężka praca została wynagrodzona uroczym widokiem wróżka na jego ramieniu, który nie wytrzymał długiej podróży i poddał się morfeuszowi. Zadowolony z takiego obrotu spraw, objął go i nakrył swoim skrzydłem, zapewniając mu osłonę od wścibskich spojrzeń, prób żartów, czy też światła, które mogłoby zakłócić jego spoczynek.

  Wbrew pozorom stolica Idreani - Vanora, nie znajdowała się aż tak daleko od ich miasta. Godzinka, dwie i byli na miejscu o czym poinformował ich głośno nauczyciel, tym samym wybudzając feniksa, który to zaraz delikatnie szturchnął swojego przyjaciela.
  Przyjechali na cały tydzień, więc pierwszy dzień zarezerwowano na spokojny meldunek do hotelu i rozpakowanie się oraz czas wolny, który mogli spędzić na zwiedzaniu pobliskiego obszaru.
  Ziewając czerwonowłosy stanął w lobby, gdzie to nauczyciel właśnie rozdawał im klucze do pokoi.
- Azra Adler i Cody Edevane, pokój numer dziewiętnaście. - Rzucił klucze do jasnowłosego. - Jak zawsze masz zezwolenie na gaszenie go. Do oporu. Nie żałuj sobie, nie chcemy powtórki z pierwszego roku. - Wymowne spojrzenie kotołaka zawisło na feniksie, który próbował powstrzymać swoje rozbawienie, wywołane wspomnieniem pierwszej wycieczki.
- Będzie mi Pan to wypominać do końca życia? Przecież ładnie odrosło futerko. - Zerknął na jeden z trzech ogonów nauczyciela, na którym w jednym miejscu futro może i wyglądało zdrowo, jednak w przeciwieństwie od reszty, było lekko zakręcone.
- Nie grab sobie, bo odwołam twój czas wolny. - Tyle wystarczyło, aby zadziorny małolat wyprostował się jak struna.
- Najmocniej przepraszam Panie-psorze. Zapewniam, że nasz drogi Cody nie będzie musiał się w żaden sposób wysilać. - Z miną aniołka, pociągnął za sobą chłopaka do korytarza, na którego ścianie widniał przedział numerów, do których zaliczał się ich pokój.
  Lepiej trafić nie mógł. Pokoje były podwójne, a dzięki swoim wybuchowym mocom, często był parowany z istotami o wodnych zdolnościach. A w jego grupie jedyną taką osobą był jego najlepszy przyjaciel Cody.
  Pomieszczenie nie było zbyt wielkie. Mieściły się w nim zaledwie dwa, małe łóżka i malutki stolik przy oknie.
- Uwaaah, luksusy. - Skomentował, ale zaraz wzruszył ramionami. W końcu mieli tu jedynie spać. A patrząc na to jak blisko znajdowały się ich łóżka, to był bardzo zadowolony. Choć nie pogardziłby pomyłką z podwójnym.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {11/11/22, 04:34 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

 Duży, puchaty, biały ogon jedynej kotołaczki w rodzinie Edevane, w mig oplótł talię najstarszego z synów, jeszcze mocniej przyciskając blondyna do jej piersi. Uścisk kobiety dopiero zelżał po kilku minutach, gdy chłopak poklepał matkę po plecach.
         - Mamo, to tylko tydzień. Obiecuje, że będę dzwonił! - powiedział, szczerze się uśmiechając.
         - No ja myślę! Mam nadzieję, że nie zapomnisz o swojej staruszce zwłaszcza przy Azrze. I...
          - I będę dbał o siebie, obiecuję – dodał, kończąc za nią zdanie.
        Kobieta zawsze się o niego martwiła, gdy chłopak znikał jej na kilka dni, mając na wglądzie okrutny świat dla młodego Trytona, ale dla niego było to kompletnie niepotrzebne. Uważał, że przez trzynaście lat radził sobie wręcz wyśmienicie z ukrywaniem swojej prawdziwej natury. Wymówka z bycia wróżkiem okazała się być najlepszym pomysłem rodziny Edevane – jego zdolności panowania nad wodą wydawały się być normalne, a to że od tych istot odróżniało go porozumiewanie się się z rybami i z delfinami, i posiadanie innych zdolności zarezerwowanych tylko dla syren, było utrzymywanie w sekrecie, do którego dostęp oprócz rodziny, miał tylko Szarpi. Ten, za pewne gdyby nie niegdyś przypadkowe spotkanie w głębinach oceanu, też byłby nieświadomy. Młody rekin pomimo posiadania ogona, uchodził za nieszkodliwego w społeczeństwie. Umiał tylko zamienić ogon w nogi, a także wyczuć na odległość krew, no i oczywiście również rozumiał wszelakie stworzenie wodne. Szczególnie Florka, który do tej pory potrafił zgrywać oburzonego na niego, gdy sobie przypominał, że ten próbował go kiedyś schrupać.
         Codiego czasami męczyły wyrzuty sumienia, że miał sekrety przed swoim drugim przyjacielem z powierzchni, Azrą. Ale świat, przeszłość i przyszłość syrenki była okrutna i naznaczoną tragedią, i nie chciał mieszać w to kolejną osobę, która musiałaby trzymać buzię na kłódkę. Ufał mu, ale tu nie chodziło o kwestię zaufania, a o życie i chłopak nie miał zielonego pojęcia, jak ten drugi zaopatruję się na kwestię syren. Przecież prawie każdy ich nienawidził.
        Kotołaczka o bursztynowym odcieniu tęczówek, które przekazała również swojemu biologicznemu synu, dopakowała do granatowego plecaka starszemu, kilka paczek suszonych glonów, a następnie jeszcze sprawdziła, czy spakował swój żółty płaszcz, w którym wyglądało, jakby się topił i parasolkę.
         - A ty, nie pożegnasz się z braciszkiem? - zagaił do Felixa, leżącego na brązowej kanapie, trzymającego w rękach najnowszy model Nintendo.
         - Nie, fuj – odpowiedział krótko, wbijając kolejny level w grze.
          - Czyli... mam ci nic nie kupować, tak? - Na te słowa najmłodszy kotołak rzucił zmęczone, bursztynowe spojrzenie na brata, po czym ruszył do blondyna na krótkie przytulanie na pożegnanie.
         - No już, wystarczy... - wyburczał, gdy tryton zmierzwił jego popielate włosy.
         - Pożegnajcie ode mnie tatę – zignorował młodszego, dopiero puszczając go, gdy musiał włożyć buty. A za kilka minut miał autobus, który miał go zawieźć pod akademię.
**
       Szarpi postanowił wsiąść do autokaru jako jeden z pierwszych, by zająć najlepsze miejsce na tylnych rzędach, daleko od nauczycieli, zaś Cody nie widząc w pobliżu feniksa, ustawił się na końcu kolejki, niecierpliwie na niego czekając. Na twarzy gościł mu niemrawy, smutny uśmiech, a wręcz jego kąciki ust opadały lekko do dołu. Od dwóch tygodni męczył go tematem pod tytułem „wyjazd do stolicy”, ekscytując się, co będą mogli zwiedzić i zobaczyć, a przede wszystkim będą mogli spędzić te siedem dni bez rodziców, tylko ze znajomymi. Dlatego robiło mu się automatycznie smutno, gdy pomimo późnej godziny, nie widział w pobliżu krwistoczerwonych włosów.
      Na całe szczęście ten zjawił się w dosłownie ostatnim momencie, machając papierową torebką przed nosem chłopaka. Wtedy dosłownie czuł, jakby kamień spadł mu z serca.
        - No nareszcie – wyburczał.  - Musisz tak zawsze na ostatnią chwilę?
        Przynajmniej na przeprosiny, Azra, miał dla niego jego ulubioną kanapkę z jednej z najsłynniejszej piekarni w mieście. Za chrupiącą bułkę z kremowym, rozpływającym się w ustach awokado i ukochanymi nori, był w stanie mu wybaczyć.
       Odmachał rekinowi, ale na jego nieszczęście, został wciągnięty na miejsce przy feniksie. Cody nie narzekał, ale o wiele łatwiej całej trójce było, gdyby i ta dwójka się zaprzyjaźniła.
      Radośnie wgryzł się w swoje śniadanie, od razu pozostawiając na swoich kolanach okruszki, kiedy łapczywie wgryzał się w nori. A po posiłku, pogawędce, nawet nie wiadomo kiedy zasnął, opierając się o gorące ramię swojego przyjaciela, mając w jednym ucho biała słuchawkę z lecącą muzyką.
      Spanie przy feniksie okazało się być niezwykle wygodne, zwłaszcza, będąc szczelnie przykrytym przez jedno z jego skrzydeł. Cody mógłby tak spać przez kilka dobrych godzin, gdy było mu tak ciepło, jakby się przykrył kocem i jeszcze kołdrą, ale niestety już po dwóch godzinach, jego wypoczynek został przerwany.
      Zaspany stanął obok Azry, a następnie od razu wystukał krótkiego SMS-a do mamy, że już są na miejscu, w hotelu. W przeciwnym razie ta zaczęłaby do niego wydzwaniać, martwiąc się.
       Obudził się całkowicie, słysząc swoje imię i „pozwolenie” ze strony nauczyciela. Blondyn zasłonił ręką usta, tłumiąc cichy śmiech z kuriozalności sytuacji. W kilku sekund utworzył na prawej ręce małą kulę wody, która unosiła się na kilka centymetrów od niej. Żartobliwie przybliżył kulę do głowy czerwonowłosego, dając do zrozumienia wszystkim zebranym, że w każdej chwili był gotowy na gaszenie pożaru. Ale finalnie bezpiecznie eskortował wodę do jednej z roślin doniczkowych.
       - Zajmę się naszym ognistym kolegą, nie ma sprawy – odpowiedział, uśmiechając się.
      Współdzielenie z nim pokoju, tym bardziej miało większy sens i jako jedyni nie mogli wybrać sobie dobrowolnie kompana. Zwłaszcza, że jako jedyny posiadał tutaj władzę nad wodą.
       Rzucił okiem na Szarpiego, który do pokoju wybrał sobie czarodzieje, a następnie dał się poprowadzić w stronę pokoju dziewiętnaście.
        - Jak dla mnie może być. - Wzruszył ramionami.  - Ale najbardziej interesuję mnie... - Wskazał z szerokim uśmiechem na białe drzwi przy samym wejściu do pokoju.  - Łazienka. Oooo, szkoda, że nie ma wanny – skomentował, wzdychając. No cóż, faktycznie nie były to luksusy, jak wspomniał feniks, zwłaszcza, gdy w łazience był tylko prysznic. Całe szczęście z głębokim brodzikiem. Ale nic nie było w stanie wynagrodzić mu prywatnej łazienki w swoim domu, gdzie wanna była tak duża, że mógł się w niej spokojnie obrócić i jeszcze cały wraz z ogonem się zamoczyć.  - To się szybko odświeżę i możemy iść na miasto, oki? - Po tych słowach już zniknął za drzwiami, zamykając je na kluczyk.
      Spędził tak dobrą godzinę, w napełnionym po brzegu brodziku, z zwisającym na białe kafelki błękitnym ogonem. Jego ciało w mig pokryło się drobnymi, błyszczącymi łuskami, a nogi zamieniły się właśnie w długi ogon, którym co jakiś czas machał, polewając go wodą. Zaś rękoma tworzył kolejne kule wodne, kierując nimi po całej łazience. Tworzył również drobne fale, które obijały się o jego biodra, a nawet pokusił się o stworzenie z wody węża, który posiadał charakterystyczny język.
       - Ups – jęknął, gdy stracił na chwilę skupienie i wodny wąż roztrzaskał się o kafelki, jeszcze bardziej rozchlapując wodę na podłodze. Ale nie przejął się tym za bardzo, bo każdy kto z nim mieszkał, musiał przyzwyczaić się do tego widoku.
      W końcu spuścił wodę z prysznica i wygramolił się z brodzika. Wtedy w ruch poszły dwa ręczniki, jak i suszarka, aby jak najszybciej osuszyć ciało. To był najgorszy minus z możliwości posiadania ogona i nóg, bo po każdej kąpieli, musiał mozolnie się wycierać, żeby nie została na nim ani jedna kropelka, a potem musiał dokładnie się oglądać, czy aby na pewno nie zostawił na sobie niepożądanej łuski.
**
      Stolica okazała się być przepięknym miejscem, takim samym, jak wyobrażał to sobie Cody, oglądając jej zdjęcia na internecie. I mimo że znajdowali się niedaleko miejsca zameldowania, to rybka była zachwycona, ciągle zatrzymując się przy kolejnych cudach architektonicznych. Zwłaszcza spodobała mu się jedna z urokliwych uliczek. Długie, strzeliste budynki z zielonymi dachami, świetnie komponującymi się do roślin liściastych, które znajdowały się na dole. W pewnym momencie dwa budynki były łączone dwupiętrowymi mostami, przyozdobionymi kolumnami.
      A za nimi w sporej odległości znajdowało się wzgórze. To na nim roztaczał się ogromny zamek.
       - Wiesz, że ponoć z każdej części Vanory widać ten zamek? - zagaił, chwaląc się wiedzą.
      Po kilku kolejnych krokach, zauważając fotobudkę, wciągnął feniksa bez żadnego wytłumaczenia do środka. Stwierdził, że taka pamiątka z wycieczki będzie najlepsza. Dlatego wrzucił do środka kilka srebrnych monet.
      W środku było mało miejsca, dzięki czemu byli zmuszeni stykać się ramionami, ale rybce kompletnie to nie przeszkadzało. Na pierwszym zdjęciu oboje wystawili języki, na drugim stykali się policzkami, a na trzecim Cody wystawił z dwóch rąk rogi Azrze, robiąc z niego iście demona.
       Jedna odbitka trafiła do rąk czerwonowłosego, a druga do białej, bawełnianej torby Codiego, jaką miał teraz przy sobie, a w niej oczywiście płaszcz i parasolkę.
Idąc trochę dalej, z kolejnego zakrętu, jak gdyby nic wyskoczyła na nich głośna grupka przyjaciół feniksa, a obok nich szedł Szarpi żartując z dziewczyną z wężami zamiast włosów. Widząc trytona i feniksa, przywitali się radośnie, machając do nich, ale sielanka skończyła się, gdy to zguba w postaci prawdziwego demona, wpadła wprost na cyklopkę, która w ręku trzymała plastikową butelkę wody.
       - No eeeej, głupku!! - podniosła głos czarnowłosa, zaraz się śmiejąc.
      Cody w ostatniej sekundzie zdążył zamrozić kilka kropel lecących prosto na niego i bezpiecznie rozbić je przed swoimi butami. I może na zewnątrz zgrywał twardziela, to w środku jego serce biło jakby miało zaraz wybuchnąć. Nie lubił takich niebezpiecznych sytuacji, co rozumiał doskonale Szarpi, od razu wbijając mordercze spojrzenie w sprawcę wypadku.
      - Daj spokój, to tylko woda! - obronił się chłopak, zawieszając ramię na ramieniu dziewczyny.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {11/11/22, 08:07 pm}

Azra Adler

- O nie. Proszę cię tylko nie- - Urwał widząc, jak jego mały przyjaciel dopada do białych drzwi łazienki. - Cody! Przecież minęło zaledwie parę godzin. Nie miałeś gdzie się nawet usyfić. - Westchnął zrezygnowany. W odpowiedzi usłyszał jedynie szum prysznica, do którego krótko dołączyło pluskanie wody. Co on tam tak naprawdę robił? Niestety nigdy nie udało mu się go podejrzeć. Oczywiście nie był zbokiem, jedynie skupionym na jego nagim ciele, którego pragnęły jego rozszalałe hormony. Był zwyczajnie ciekaw, co można było robić w łazience przez całą godzinę, bo tyle zwykle zajmowało blondynowi "szybkie odświeżenie się". Szanował jednak jego prywatność, dlatego jak zawsze postanowił na niego cierpliwie poczekać.
  Rozłożył się na łóżku, które znajdowało się bliżej okna i przeciągnął leniwie. Planował krótką drzemkę, ale w przymknięciu powiek, przeszkodziły mu wibracje w tylnej kieszeni jego spodni. Wyjął z niej komórkę, której ekran po odblokowaniu ukazał durną minę rekiniego chłopaka wpatrującego się w wielkie dwuosobowe łóżko, a w rogu był jego ludzki przyjaciel, odwrócony do niego plecami, który ze swoją ograniczoną mimiką wytykał psotnie końcówkę języka. Od razu zmarszczył brwi.
"Crius, mój drogi przyjacielu, wiesz ile mi zawdzięczasz, prawda?"
"My little merman Image2"
"My little merman Image0"
  Zirytowany odrzucił telefon na koniec łóżka i wcisnął twarz w poduszkę. Dlaczego to nie im trafiła się taka cudna pomyłka rodem z romantycznych komedii? Zazdrościł im jak cholera, na samą myśl, że mógłby wtedy bez żadnej wymówki spać cały tydzień pod jedną kołdrą z blondynem. Kto wie, może dzięki temu udałoby im się zbliżyć jeszcze bardziej? I może w końcu udałoby mu się wyznać mu swoje uczucia, kiedy to leżeliby przytuleni do siebie. Zirytowany, zaraz rozgonił swoje myśli, mocno machając skrzydłami, aby wyładować swoją frustrację.

...

  Azra nigdy specjalnie nie interesował się sztuką. Każda szkolna wycieczka opierająca się za zwiedzaniu miast i muzeum, była dla niego mordęgą, której unikał przy każdej możliwej okazji. Co więc jednak sprawiło, że teraz tak ochoczo udawał się na zwiedzanie? Odpowiedź dreptała wesoło tuż przed nim i z fascynacją rozglądała się po malowniczej okolicy. Już od pierwszego dnia ich znajomości zaraził go swoją pozytywną energią i wywrócił życie do góry nogami - nawet jeśli nie był tego w ogóle świadomy. Feniks do dziś nie mógł wyjść z podziwu, jak udało się to tak drobnemu stworzeniu jakim był wróżek.
- Pozostałość po starym królu, który był kontrolującym freakiem z kompleksem wyższości. - Przypomniał sobie tekst z podręcznika, który niedawno czytali o najgorszym królu w historii kraju. - Ale jakie tam muszą mieć widoki. - Zagwizdał z uśmiechem na samo wyobrażenie. Aż miało się ochotę wkraść na jedną z wysokich wierzy i sprawdzić, czy będą w stanie dojrzeć swoje rodzinne miasto. Kto wie, może nawet udałoby im się wychwycić dom Adlerów.
  Oczywiście czerwonowłosy dał się ciągnąć niższemu gdzie tylko chciał. Nawet do fotobudki, która była dla niego wymarzoną nagrodą za wysiłek. Kopia zdjęć z ich szerokim uśmiechami, została jednym z jego wielu skarbów. Schował je do swojego portfela, pod zamkiem, aby mieć pewność, że nigdzie się nie zawieruszą. Kolejną kopię wysłał także na ich maile, aby potem zorganizować sobie nową tapetę.
  Ale niestety ich sielanka nie mogła trwać wiecznie. Zakłócona została przez ich znajomych, którzy jak zawsze robili wokół siebie sporo zamieszania. Mieli drobne plusy, bo w takim gronie nigdy nie można było się nudzić.
- Dokładnie, raz dwa bym cię wyruszył. O tak. - Odparł beztrosko feniks, obejmując przyjaciela lekko rozgrzanym skrzydłem. Przy jego drobnej budowie, niemalże cały zniknął w jego bujnych piórach. Azra uśmiechnął się z lekki m rozczuleniem, jednak zaraz usłyszał teatralne chrząknięcie.
- A tak, Azra - nasza niezawodna, spalona suszarka. - Skomentował demon z lisim uśmieszkiem na wargach.
- Pff, jeszcze co. Cody - usługa darmowa. Dla reszty stawka minutowa - pięć złotych monet. A Dagan buli trzysta za sekundę. - Zakomunikował swój cennik, składając płasko skrzydła.
- Ej no!
  Po uspokojeniu, udali się całą grupą na dalsze zwiedzanie. Oczywiście bez nauczyciela i reszty klasy nie mieli wstępu do zabytków, ale mogli nacieszyć się zmyślonymi budowlami, które z zewnątrz również dobrze się prezentowały. Szczególnie pomnik pojednania, znajdujący się na placu centralnym. Przedstawiał on osobników najbardziej znanych ras - ludzi, elfów, krasnoludów, smoków, demonów i feniksów. Wszyscy razem trzymali potężny, ognisty miecz zesłany przez niebiosa, którym przeżywali pierś bestii z morskich głębin - syreny. A to wszystko na tle królewskiego zamku, który można było bez przeszkody oglądać w całości z powodu prostej, szerokiej drogi, jaka prowadziła do niego z placu. Na prośbę Gai - cyklopki, udali się bliżej podstawy pomnika, na którym była spisana cała legenda przymierza ras.
- Przerażająca jak zawsze, aż mnie ciary przechodzą. - Skomentował Dagan wpatrując się w paszczę syreny, która rozchylona w krzyku, ukazywała kilka szeregów ostrych łuków zębowych. Czarodziej nie mógł powstrzymać się przed dmuchnięciem lodowatego powietrza na jego kark, na co ten od razu podskoczył z wysokim krzykiem. - Crius do cholery! - Zirytowany złapał kumpla za kołnierz bluzki, lekko go podnosząc.
- A wydawało mi się, że nie miałbyś nic przeciwko gdyby dorwała cię jakaś piękna syrena z ostrymi zębami. - Tym razem to po twarzy człowieka przebiegł przebiegły wyraz, kiedy uśmiechnął się przymrużając powieki. Momentalnie poliki demona zapłonęły czerwienią.
- Crius morda w kubeł! - Warknął przyciskając dłoń do ust przyjaciela.
  Azra przyglądał się całej akcji z rozbawionym uśmiechem. Sam miał podobne zdanie. Artysta zdecydowanie uchwycił horror syreniego potwora. Nim jednak cokolwiek zdążył skomentować, spojrzał na blondyna, którego mina - mimo jego prób maskowania - zdradzała, że czuł się bardzo nieswojo.
- Cody? - Spytał, ale reakcję otrzymał dopiero w momencie położenia dłoni na drobnym ramieniu. Przymrużył lekko powieki, zerkając szybko na grupę zajętą kolejną sprzeczką. - Ulatniamy się. - Zarządził nagle stając za jego plecami i obejmując go w pasie. - Tylko nie wierć się za bardzo. - Poleciał, a następnie bez ostrzeżenia wzbił się stabilnie w powietrze.
- A wy to niby gdzie?! - Oczywiście Dagan musiał ich zauważyć.
- Ostatni na katedrze stawia obiad! - Rzucił tylko i mocniej zamachał skrzydłami. Całe szczęście jego pasażer był bardzo lekki, więc nie musiał zbytnio wysilać swoich kończyn. Z łatwością mógł wzlecieć tuż nad głowę pomnikowego feniksa, a następnie gładko poszybować w stronę katedry. Oczywiście przy ich głównym celu był bardziej ostrożny i starał się unikać zwracania na siebie uwagi, ale ostatecznie jakoś udało im się dostać na jedną z wieżyczek.
  Wylądował gładko na jej wąskim tarasie i ostrożnie ustawił blondyna na jego własnych nogach. Po upewnieniu się, że było z nim wszystko w porządku, wyszczerzył się i dopadł do barierki.
- Farciarze. Trafiliśmy na sam zachód. - Oznajmił wskazując na niebo zalewające się czerwienią.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {12/11/22, 03:57 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

    W otoczeniu chwilowo otulających blondyna miękkich, czerwonych piór przyjaciela, zdawał szybko odzyskiwać spokój ducha. Przecież nic takiego się nie stało, co usiłować sobie sam wmówić do głowy. Zdążył w porę zareagować, a w oczach towarzyszów wypadek był niegroźny. Tylko jemu przysporzyło to za dużo stresu. Wziął głęboki oddech, wypuszczając powoli powietrze, opuszkami palców zdążając jeszcze pogłaskać aksamitne piórka Azry, zanim ten nie postanowił odsunąć od niego skrzydło. A wraz z nim zniknęło błogie ciepło.
    Jednakże zaśmiał się cicho na komentarz o suszarce. Bardzo chętnie korzystał z darmowego ogrzewania, nawet czasami nieświadomie łamiąc przestrzeń osobistą nastolatka. Ale nigdy nie zauważył, żeby mu to przeszkadzało, dlatego nie zwracał na to uwagi. No i bardzo chętnie brał stronę feniksa z płaceniem przez demona trzysta monet.
     Idąc obok skrzydlatego przyjaciela, z dziecięca ciekawością rozglądał się wokoło, zwracając uwagę na co rusz nowe cuda architektoniczne i rozwiązania, których w ich rodzinnym mieście nie było. Zachwyt syrenki trwał dopóki nie znaleźli się na placu centralnym, gdzie od razu jego uwagę przykuł wysoki pomnik, znajdujący się na środku placu.
    I nagle przestały go obchodzić śnieżnobiałe, strzeliste budynki i okalające ich drobne strumyki, oddzielające poszczególne drogi, którymi można było tutaj się dostać, a nawet ogromny, górujący nad nimi pałac.
   Kompletnie nie rozumiał zamysłu artysty, bo co miał rasizm do jednej z ras do życia w zgodzie innych? Nie umiał nawet zwracać uwagi na kunszt „dzieła”, na wszystkie detale wyrzeźbionych ciał, zamiast tego czuł ukłucie w sercu, jakby te zaraz miało się rozerwać. Znał te wszystkie przekazy ustne i pisemne o tym, jak syreny są niebezpieczne i każdą z nich powinno się zabić. Pisały o tym nawet ich książki do historii, z których uczyli się w akademii, a także dzieciaki plotkujące pod nosem na lekcji biologii ras, gdzie to przy opowiadaniu o syrenach i trytonach, żartowali na temat smaku ich mięsa. I zebrani tutaj znajomi nie byli wcale lepsi od nich wszystkich. Tylko Szarpi zerkał kątem oka na swojego rybiego przyjaciela, chcąc z nim porozmawiać. Niestety dla niego, ten nie zwracał kompletnie uwagi na niego.
Syreny nie wyglądały tak jak to uchwycił artysta, a przynajmniej Cody twierdził tak, patrząc na siebie. Miał proste zęby, niczym nie wyróżniające się i normalny, błyszczący się ogon. I nigdy nie wyrządził nikomu krzywdy swoimi mocami, więc dlaczego prawie wszyscy generalizowali jego rasę?
     Dlatego na jego ustach nie gościł już ten sam uśmiech, co przed kilkoma chwilami. Czuł się zmieszany całą sytuacją i nie chciał już dłużej patrzeć na plac, ale z całych sił starał się zachowywać normalnie. Może myślał, że chociaż tutaj, w największym mieście w państwie, nie wierzono w te wszystkie opowieści.
      - Hm? - powiedział, mocno wybity z tropu dopiero, gdy poczuł dłoń przyjaciela na swoim ramieniu, a zaraz sam ją złapał, kiedy ten postanowił wzbić się wraz z nim w powietrze. Takie latanie dla rybki nie było niczym nowym, ale zawsze musiał walczyć ze sobą, by nadmiernie nie gapić się w dół. Całe szczęście Azra zawsze uważał na blondyna i odpuszczał sobie wszelakie triki, mając go w ramionach.
       - Chyba ktoś nam stawia obiad. - Uśmiechnął się blado.  - Albo przynajmniej coś słodkiego. - dodał.  - Jak tu ładnie. - Oparł się o balustradę obok czerwonowłosego.  - Przepięknie. Romantycznie, co nie? - Zaśmiał się krótko, odzyskując humor i nieświadomie przybliżył się, chroniąc się przed chłodnym wiatrem.
      Spędzili kilka minut w ciszy, wpatrując się w czerwono-pomarańczowe niebo, które powoli żegnało się ze słońcem. To leniwie zmierzało do horyzontu, mając niedługo ustąpić swojemu bratu księżycowi. Dodatkowo gotycka katedra za ich plecami też miała swój urok, wypuszczając przez kolorowe witraże ostatnie światło.
Byli ponownie tutaj sami, niedługo później obserwując zmęczonych towarzyszy, którzy ruszyli za nimi w biegu, ale jak każdy przypuszczał, nie mieli żadnych szans, jeśli chodziło o prędkość.
      Cody miał ochotę zostać właśnie w tym momencie przez całą wieczność albo przynajmniej przez dzisiejszy wieczór. Był w towarzystwie najlepszego kumpla i w dodatku z pięknym widokiem po obydwu stronach. Ich sielanka jednak nie mogła trwać wiecznie, zwłaszcza, gdy usłyszeli za sobą ciężkie kroki kogoś, kto wspinał się na schody.
      - A co wy tutaj gówniarze robicie?! - krzyknął nagle starszy mężczyzna, który wyłonił się zza kolumny. Na jego pomarszczonej twarzy bez wątpienia było widać złość i oburzenie sytuacji. Cody nie potrzebował jego kolejnego mrugnięcia, by jeszcze bardziej zbliżyć się do feniksa.
       - No już zbieramy się – zarządził, pośpieszając czerwonowłosego.
      Ruch jego skrzydeł, kiedy poderwał się do góry, wywołał podmuch wiatru, sprawiając, że staruszek musiał przetrzymać swój granatowy beret, by ten nie odfrunął. Cody widział jeszcze, jak ten odgraża się im rękoma coś wykrzykując do uciekinierów, ale za chwilę tryton się rozluźnił, śmiejąc się z tej sytuacji.
      - Nie można się przy tobie nudzić – skomentował, machając przyjaciołom Azry i tym samym dając do zrozumienia, że następnym celem jest ich hotel.
**
      Po zjedzonej kolacji, gdzie dla syrenki i dla rekina przygotowano w pełni rośliny posiłek, kazano uczniom i uczennicą wrócić do swoich pokoi, aby ci porządnie się wyspali. Przypomniano oczywiście wszystkim o zakazie siedzenia w innych pokojach, a szczególnie widzeń w obrębie dwóch płci, po ciszy nocnej. To oczywiście nie powstrzymało młodego czarodzieja przed zaproszeniem swoich kompanów do jego pokoju, za zgodą rekina, który chętnie przystał na propozycję. Oboje nie byli jeszcze śpiący, a spędzenie czasu ze wszystkimi przyjaciółmi jednocześnie było na wagę złota.
       Blondyn usiadł po turecku na łóżku, obok Szarpiego i Gai, a naprzeciwko Azry. Przed wszystkimi zebranymi po kilku trudnych słowach ze strony Criusa pojawiła się szklana, zielona butelka, a pierwszym nieszczęśnikiem był Dagna.
       - O nie!!! Czemu ja! - krzyknął, odchylając głowę do tyłu.
       - Ale ciiicho bądź. Zaraz nas nakryją. Prawda czy wyzwanie? - zapytała wężowłosa, patrząc się na niego wyczekująco. W zamian ten głośno westchnął i wybrał wyzwanie. - Tooo w takim razieee, pocałuj Szarpiego.
       Reakcja była natychmiastowa, a raczej brak. Demon zalał się czerwienią, otwierając szeroko oczy. Za to wszyscy zaczęli się śmiać i wydawało się, że tylko rekin i syrenka byli niczego nieświadomi.
       W końcu demon wykonał, pierwszy, ale niewielki krok, zbliżając się nieznacznie do szarowłosego. Ten za to wywrócił teatralnie tęczówkami, zdecydowanie się niecierpliwiąc.
       - Gorzko, gorzko! - odezwał się Crius, szczerząc się do pozostałych.
       - No dawaj tutaj szybciej. Wyzwanie to wyzwanie. - Zniecierpliwiony rekin finalnie wziął sprawy w swoje ręce i przyciągnął chłopaka za kołnierz, wpijając się w jego wargi. Od razu po pokoju rozniosło się ciche „uuu”, zwłaszcza, gdy pocałunek trwał dłużej niż wszyscy przypuszczali. Efektem tego była dosłownie spalona twarz Dagny i trzęsące się ręce, gdy zakręcił butelką. Kolejna kolejka przypadła feniksowi i ten również wybrał wyzwanie.
      - Pocałuj Codiego. Tylko szybciej niż Dagna, bo będziemy tutaj siedzieć do jutra – postanowił Crius.
      Na usłyszenie swojego imieniu, blondyn od razu się spiął, zaciskając zdenerwowane dłonie na swoich kolanach. Od razu zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno pomiędzy kanapką i obiadem nie zjadł jeszcze czegoś śmierdzącego, co mogło odstraszyć od niego Azrę. Dodatkowo nigdy mu nie wspominał ani ze sobą o tym nie rozmawiali, ale nie wiedział, że młody tryton jeszcze nigdy się z nikim nie całował. Właściwie to nawet nie był z nikim w związku – z poważnym czy też nie. Tym bardziej zestresował się swoim pierwszym pocałunkiem, bo nie chciał, żeby coś wyszło nie tak.
      Jednakże skinął lekko głową, gdy ten się na niego spojrzał, prosząc go o zgodę. Nie chciał przecież, by przyjaciel przez niego przegrał.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {12/11/22, 08:52 pm}

Azra Adler


  Widoki były przepiękne, choć wcale nie takie wyjątkowe dla Azry, który ze swojego pokoju był w stanie oglądać wschód i zachód słońca w chmurach. Ale przyznawał, że inny typ architektury i bardziej stylowe dachy, potrafiły polepszyć widoki. Wyżej od nich znajdował się tylko sam królewski zamek.
- Ta, nie to co u nas. - Stwierdził przesuwając wzrokiem po symetralnych dachach, jednak ostatnie słowa, sprawiły, że cała jego uwaga skupiła się na blondynie. Z rozczuleniem uśmiechnął się, kiedy jego drobne ciało przylgnęło bliżej, szukając schronu przed silnym, chłodnym wiatrem. Oczywiście od razu otworzył jedno ze swoich skrzydeł, lekko je rozgrzał i delikatnie objął nim chłopaka. Atmosfera była idealna. Byli całkowicie sami, na tle zachodzącego słońca i jeszcze byli tak blisko siebie. Azra przytaknął cichym pomrukiem i zagarnął rozwiane złote kosmyki za jedno z jego oklapniętych uszu, które bez wątpienia dodawały Codyemu sporo uroku.
- Cody, wiesz... Już od dłuższego czasu szukam okazji, żeby- - Zaczął powoli, trochę nieśmiało, jednak jego kolejne słowa zostały brutalnie zagłuszone przez skrzek podstarzałego ochroniarza, który jakimś cudem się tu wdrapał.
  Czerwonowłosy kliknął językiem nie kryjąc swojego zirytowania i zmierzył mężczyznę groźnym wzrokiem. Jak nie Sharpi, to ich banda, a teraz jeszcze jakiś staruch. Zawsze ktoś musiał przerwać mu w najważniejszym momencie, kiedy to już postanowił się zebrać w sobie i wyznać blondynowi swoje uczucia. Los bez wątpienia miał coś przeciwko niemu.
  Oczywiście Cody nie musiał dwa razy powtarzać. Szybko znalazł się bezpiecznie w jego ramionach, po czym od razu poszybowali w górę, nie przejmując się strażnikiem.
- Zawsze do usług. - Odparł już uśmiechając się szeroko. Przynajmniej już miał pewność, że wróżkowi polepszył się humor, co mu w zupełności wystarczało.

...

  Oczywiście żadna szkolna wycieczka nie mogła odbyć się bez łamania zasad ciszy nocnej, aby w gronie przyjaciół pograć w jedną z wyzywających gier. Oczywiście Crius nie zamierzał pozwolić, aby gra zaczęła się zbyt nudno. Od razu z grubej rury dowalił wyzwanie dla od dłuższego czasu skrycie zakochanego w rekinie demonowi. Nie wiedział tylko, czy ma chłopakowi współczuć, czy zazdrościć, kiedy jego wybranek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zainicjować pocałunek. Cieszył się tylko, że nie przyszło mu dzielić pokoju tej nocy z demonem.
  Drugą ofiarą gry był czerwonowłosy, który wyprostował się słysząc podobne zadanie.
- Mnie zachęcać nie musisz. - Parsknął od razu podnosząc się na kolana, aby zaraz na czworaka zbliżyć się znacznie do swojego najlepszego przyjaciela. Usadowił się tak, aby kolana blondyna znalazły się między jego udami, dzięki czemu po wyprostowaniu się, nie było między nimi nawet odrobiny wolnej przestrzeni. Z radosnymi iskierkami w oczach, przytknął dłoń do policzka blondyna, delikatnie unosząc jego podbródek ku górze. To jak kurczowo zaciskał powieki, sprawiało, że miał ochotę schrupać go w całości. Jak ktoś mógł być tak cholernie uroczy? Zapewne żadna słodycz świata nie mogła równać się ze smakiem jego ust. Przymrużając powieki, nachylił się ku jego twarzy, ale w ostatniej chwili, kiedy ich usta miały się zetknąć wsunął między ich wargi mały palec swojej lewej dłoni, posyłając blondynowi figlarny uśmieszek. Nie chciał aby ich pierwszy pocałunek tak wyglądał. Chciał, aby Cody oddał mu się z własnej nieprzymuszonej woli, a nie pod presją wyzwania.
- No ej no! Pocałowałeś samego siebie, oszuście! -
- W porządku, niech wam będzie. - Westchnął poddając się i zerknął w niebieskie tęczówki, które zawsze przypominały mu o letnim morzu. - Pozwolisz? - Spytał jeszcze dla upewnienia, a kiedy tylko jasna czupryna podskoczyła przy przytakiwaniu, zbliżył się do niego ponownie. Tym razem jednak faktycznie celem jego ust był Cody. A konkretnie skóra na jego obojczyku, którą odsłonił delikatnie pociągając palcem w dół kołnierz jego bluzki. Złożył kilka namiętnych pocałunków na wyżłobieniu, po czym kolejnego zostawił na delikatnie zarysowanym jabłku adama.
  W pokoju nagle zrobiło się zaskakująco cicho jak na ich grono. Wyszczerzył się szelmowsko.
- Zadowoleni? - Spytał odsuwając się od chłopaka, przy okazji obserwując jego uroczą reakcję. Aż musiał przygryźć dolną wargę, aby powstrzymać się przed wpiciem w te jego drobne, malinowe ustka, którym kolorem obecnie dorównywały jego policzki. Uwielbiał kiedy zalewał go ten ciepły odcień, wyglądał wtedy tak uroczo. Tak samo jak na tle jego czerwonych skrzydeł, którymi tak uwielbiał go otulać. Nawet nie przejmował się swoim ogonem, którego końcówka zwykle spoczywająca w spokoju, zaczęła delikatnie uderzać w panele, rozrzucając za każdym razem kilka drobnych iskierek.
- Dagna we no otwórz okno, bo się coś tu za gorąco zrobiło. - Zarządził Sharpi wyraźnie zirytowany rozgrzaną atmosferą. - A ty kręć wreszcie spalony kurczaku. Całej nocy nie mamy. - Dodał w stronę feniksa, którego nawet w tamtym momencie nie uraziła jego odzywka. Miał zbyt dobry humor.
  Azra przytaknął wesoło wracając na swoje miejsce i zakręcił butelką, której szyjka zatrzymała się na wróżku.
- To już praktycznie przeznaczenie. - Parsknął cicho, przysłaniając dłonią swój uśmiech. - Ale teraz trochę zwolnijmy. Zamawiam na później kołysankę w twoim wykonaniu. - Zażyczył sobie ku wielkiemu niezadowoleniu innych. Byli jego cennymi przyjaciółmi, ale nie chciał zbytnio dzielić się z nimi blondynem i jego cudownym talentem.

...

  Gra ciągnęła się znacznie dłużej niż ktokolwiek początkowo zakładał. Zadania przybierały co rusz to innego wyrazu, wypędzając wszystkich w napady śmiechu. Chandrze nawet przyszło ukraść spodnie jednego z nauczycieli, którzy pełnili funkcję opiekunów ich grupy. Ale wraz z późniejszą godziną przyszło zmęczenie, które najbardziej widać było po smacznie drzemiącym Dagnie. Demon nieświadomie przytulał się do nogi rekina, który o dziwo nawet nie komentował jego zachowania. Czyżby, jednak uczucia skrzydlatego wcale nie były tak jednostronne, jak myślał? Azra uśmiechnął się lekko, ciesząc się szczęściem swojego kumpla. Sam też chciałby już usłyszeć pozytywną odpowiedź z ust Codyego. Niestety dobrze wiedział, że błękitne tęczówki nadal widzą w nim tylko najlepszego przyjaciela.
- No to chyba po imprezie. - Stwierdziła cyklopka, wskazując na wróżka, który wyglądał, jakby za moment miał odpaść.
- Ta, na dzisiaj koniec. - Przyznał Azra, podchodząc do blondyna, przy którym kucnął i poczochrał jego złote kosmyki. - Ej nie zasypiaj jeszcze dzwoneczku. Wisisz mi kołysankę, której ci tak łatwo nie odpuszczę. - Zaśmiał się ciepło na widok sennego przyjaciela, który próbował walczyć ze zmęczeniem. Bez pytania wziął go na ramiona niczym pannę młodą i podszedł z nim do drzwi.
- Zabieram go, zanim całkiem padnie. Do jutra. - Rzucił wychodząc na korytarz.
  Na szczęście żaden z nauczycieli nie patrolował już korytarzy, dzięki czemu w parę minut znaleźli się w swoim pokoju. Choć Azra nie pogardziłby dłuższym noszeniem blondyna w swoich ramionach. Odłożył go ostrożnie na jego łóżko, a sam podszedł do swojego, gdzie to po przyklapnięciu na materacu, rozpiął zamki biegnące od jego skrzydeł, co umożliwiło mu bezproblemowe pozbycie się górnego odzienia. Raz że nie lubił spać z zimnym metalem dotykającym jego skóry, to dwa zawsze było mu zbyt gorąco i najchętniej to by spał bez niczego. Ale niestety nie był u siebie w domu i nie chciał też spłoszyć Codyego. Rozpuścił jeszcze swoje długie włosy, po czym ułożył się z ramionami pod głową i spojrzał na blondyna wyczekująco.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {20/11/22, 09:53 am}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

 Młody tryton niemalże w swoich oklapniętych uszach słyszał swoje przyśpieszone serce, które mogło w każdej chwili wypaść z jego biednej piersi. Jego przyjaciel w kilka chwilach znalazł się blisko niego, co od razu wywołało falę gorącą i Cody w tym momencie nie był pewien, czy to było wywołane reakcją jego organizmu czy ciepłem bijącym od feniksa. W każdym razie ten pierwszy nie był w stanie wytrzymać narastającego stresu i zacisnął kurczowo swoje powieki, chowając tęczówki o kolorze morza przed światem.
   Swoje dłonie nadal zaciskał na kolanach, nie bardzo wiedząc, co ma z nimi zrobić. Czy powinien jakkolwiek objąć czerwonowłosego? Dodatkowo wiedział, że znajdowali się w centrum uwagi swoich znajomych i to było w tym najgorsze.
   Ku zawiedzionym znajomym (może oprócz rekinowi, który wtedy odetchnął z ulgą), pocałunek się nie odbył tak, jak sobie to wyobrażali, jednakże po ponownym przytaknięciu przez blondyna, feniks  wykonał swoje wyzwanie w inny sposób.
   Policzki syrenki od razu pokryły się ciepłą czerwienią, przypominając odcień włosów Azry lub jego skrzydłem. Wzrok błękitnych tęczówek uciekł gdzieś w bok, a wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu, zaś rozpieszczona po raz pierwszy skóra na szyi pokryła się gęsią skórką. Cody nie mógł zaprzeczyć, że taka czułość mu się spodobała. Serce również nie pozostało obojętne, dalej nie mogąc się uspokoić.
    Przez resztę wieczora nie mógł już spojrzeć na nikogo innego i na nic innego, wpatrując się cały czas w butelkę. Tylko kolejny raz przytaknął, godząc się na swoje wyzwanie. Całe szczęście nie było w tym nic hardcorowego, nie to co reszta. I w głębi serca dziękował czerwonowłosemu, że nie musiał śpiewać przy wszystkich czy kraść nikomu spodni.
**
    Późna godzina dała swe znaki zwłaszcza Dagnie i Codiemu, który to ledwo co siedział prosto, co chwilę walcząc z przymykającymi mu się powiekami. To one same kleiły się do siebie, jakby obciążone małymi ciężarkami na ciemnych wachlarzach rzęs szesnastolatka. Walczył intensywnie ze swoim zmęczeniem, mając wrażenie, że mógłby tutaj zasnąć na siedząco.
     Dagna zaś leżał przytulony do Szarpiego. Może zrobił to umyślnie lub nie, ale rekin tylko poprawił się ostrożnie, by obojgu było wygodniej, a nawet w pewnym momencie okrył go kocem, lezącym obok.
      - N-nie śpię – wymruczał, prostując się, słysząc swoje imię. A na słodkie przezwisko tylko się lekko uśmiechnął, pomimo że nie było one adekwatne do jego rasy, ale tego przecież nie wiedział.
      Nawet nie protestował, zabrany z łóżka, tylko od razu oparł głowę o jego pierś, a rękoma oplótł jego szyję. Zastanawiał się tylko, czy czerwonowłosy byłby w stanie z taką lekkością udźwignąć jeszcze ogon.
     - Jego też mam tak zanieść do siebie? - usłyszał jeszcze blondyn na odchodne głos Szarpiego.
      Rozmyślenia zostały przerwany, kiedy poczuł pod plecami wygodny materac. Ziewnął, ciepło uśmiechając się do Azry i ułożył się do niego przodem. Nakrył się kołdrą i warstwą koca, nie mając zamiaru kiwnąć palcem, by się ubierać. No i oczywiście w takim stanie musiał sobie odpuścić wieczorną kąpiel.
     Przymknął powieki i zaczął według umowy po cichu śpiewać znaną mu piosenkę. Jako syn syreny i trytona, to było naturalne, że miał melodyjny głos i umiał to robić, aczkolwiek ten głos mógł być zgubny, o czym wiedzieli wszyscy, którzy choć raz słyszeli o syrenach. Cody nie używał nigdy tej ciemnej strony swoich mocy, dlatego przy śpiewaniu operował inną skalą.
     I kołysanka roznosiła się po ścianach ich pokoju, dopóki jej wykonawca sam nie zasnął, nawet nie wiedząc kiedy.
**
    - Azra? Wszystko w porządku? Dobrze się odżywiasz? Mam nadzieję, że Cody cię za bardzo nie denerwuje. Tylko dbaj o siebie i ubierz się ciepło, dobrze? - Wydobył się głos kotołaczki z głośnika telefonu, który leżał na łóżku w trybie głośnomówiącym.
     - Mamooo, już musimy wychodzić. Pa pa – odezwał się jej syn, uśmiechając się od ucha do ucha. Tak jak zawsze, musiała dodać swoje trzy grosze, kiedy Azra był w pobliżu i chociaż zamienić z nim słowo. Lubiła go i nawet postarała się, aby mieć dobry kontakt z jego rodzicami. Troszczyła się o czerwonowłosego tak samo, jak o blondyna, zapraszając go często na wspólne posiłki.  
    - Pa pa! Kocham was! - odparła i po tym pożegnaniu, tryton mógł się rozłączyć.
    - Czasami mam wrażenie, że cię kocha bardziej ode mnie. - Zaśmiał się, wciągając na stopy żółte kalosze. Niestety dla niego, dla nich wszystkich, wyglądało na to, że ma dzisiaj padać deszcz. Wskazywały na to czarne, kłębiące się za oknem chmury i całkowity brak słońca. Dlatego sprawdził dwa razy, czy aby na pewno oprócz suszonych nori i portfela, ma ze sobą też parasolkę. Na sobie oczywiście miał już założony płaszcz w tym samym kolorze, co kalosze. Sięgał on grubo za kolana, chroniąc najwrażliwszą część ciała chłopca przed wodą, ale mimo to zawsze z tyłu głowy miał obawy, że to nie wystarczy.
     Znaleźli się w głównym holu kilkanaście minut później, meldując się na zbiórkę. Ku zdziwieniu Codiego, Szarpi i Dagna wydawali się mieć cieplejsze stosunki od wczorajszego wieczora i zdawali się nawet nie zauważyć przyjścia dwójki przyjaciół. Zamiast tego rozmawiali w najlepsze, cicho się śmiejąc. Zwłaszcza, gdy nauczyciel, któremu wczoraj ich grupka ukradła spodnie, znacząco się na patrzył na zebranych uczniów.
      - Chciałbym dostać swoje spodnie z powrotem. - Ściągnął swoje brwi, szczególną uwagę zwracając na Azre. Po incydencie z podpalonym ogonem rok temu, to najwidoczniej młody feniks był podejrzanym numer jeden. Aż można było się dziwić, dlaczego wciąż ktoś był chętny, by opiekować się magicznymi dzieciakami w czasie wycieczek.
      Tak jak spodziewał się blondyn, prawie od razu po opuszczeniu budynku ich hotelu, pod ich nogi zaczął padać deszcz. Oczywiście pierwszą osobą, która wyjęła parasolkę, był Cody, robiąc to od razu, gdy pierwsza kropla wody spadła na chodnik. Drugą osobą był Szarpi, a za nim w ruch poszły kaptury zakładane na głowy przez innych uczniów.
       - No chodź tutaj bliżej – zagaił tryton i z ciepłym uśmiechem, wciągnął Azrę pod białą w czerwone kropki parasolkę. Złapał go od razu pod ramię, by było im wygodniej chroniąc się przed deszczem. - Wczoraj, zanim nie przyłapał nas ten ochroniarz, chciałeś mi coś powiedzieć tak? -  zagaił. Dopiero teraz mieli ponownie chwilę tylko dla siebie, ciągnąc się gdzieś z tyłu. Rekin wraz z demonem był dwie pary za nimi, a reszta gdzieś na przodzie. - I jak już się tak zwierzamy to... - Przełknął ciężko ślinę. - Jeszcze nigdy się z nikim nie całowałem – wyznał, czując, jak znowu zaczynają go piec policzki i aby je ukryć, schował swoje błękitne tęczówki w kalosze. Nie uważał tego za nic wstydliwego, w końcu dopiero miał szesnaście lat. Mimo tego po wczorajszej grze, rumienił się, nie kontrolując tego. W życiu również nie był w ani jednym związku, a nawet do końca nie wyjawił rodzicom swojej orientacji, chociaż oni już się domyślali.
        Chciał poprawić torbę, która zsunęła mu się z lewego ramienia i przy okazji wyciągnąć z niej paczkę swoich ulubionych przysmaków, ale nie przewidział, że przy poprawianiu, na dłoń niefortunnie skapnie mu kropla wody z parasolki. Od razu w tym miejscu pojawiła się błyszcząca, błękitna, rybia łuska, co wywołało nagłą panikę u chłopca. Natychmiast, niewiele myśląc, wetknął dłoń do kieszeni swojego przyjaciela, licząc na szybkie wyparowanie wody dzięki jego temperaturze ciała.
        Rozejrzał się nerwowo po swoich kolegach i koleżankach z klasy, i całe szczęście po chwili uznał, że nikt dziwnie się na niego nie gapi czy go nie wyśmiewa. Tylko jego przyjaciel, Szarpi, odwrócił się do niego, zwalniając kroku, aby dołączyć do ich dwójki. Najwidoczniej musiał widzieć całe zajście albo odgadnąć, że coś się wydarzyło.
Ciało Codiego całe się spięło, pompując dodatkową ilość krwi. Czuł swoje serce niemalże w gardle i odbijające się z łomotem w uszach. Posiadanie takiej tajemnicy nigdy przecież nie było łatwe i takie sytuacje zawsze były dla niego ogromnie stresujące. Szybsze bicie serca i zaciskanie się żołądka, jakby wokół niego powstał kolczasty drut. Tylko w swoim domu mógł poczuć się w pełni bezpieczny, bo tam każdy wiedział o jego prawdziwej naturze.
        I po kilku chwilach, gdy poczuł dotyk palców czerwonowłosego na powstałej łusce, wyjął swoją dłoń z kieszeni, jakby właśnie został oparzony. Spojrzał wtedy na nią i całe szczęście na jej zewnętrznej części nie było śladu po oznakach bycia syreną. Wtedy niemalże poczuł, jak cały stres się z niego ulatnia i pozbywa się kamienia z serca.
       Ale wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał po swoim rekinim przyjacielu. Nie wiedział, czy zrobił to specjalnie, aby Azra nie miał szansy zadać trytonowi jakiegokolwiek pytania czy też było to niefortunne wydarzenia. Wyższy chłopak nagle legł jak długi na mokry chodnik, przeklinając pod nosem, a zamiast nóg miał charakterystyczny ogon. Mimo tego nie przypominał on ogona Codiego. Jego łuski nie były tak widoczne i błyszczące się, jak blondyna. Były one po prostu w kolorze biało-szarego, gdzie ogony syren i trytonów wyróżniały się pięknymi kolorami, które mieniły się w słońcu. Dodatkowo rekin posiadał dwie duże płetwy po obu stronach, jedną pośrodku po zewnętrznej stronie i dwie małe.
      - Będziesz się tak gapił czy mi pomożesz? - mruknął, kierując pytanie do skrzydlatego. - Dagna? - dodał, uśmiechając się do niego lekko, gdy ten już kierował się do niego.
       To wydarzenie oczywiście wywołało zatrzymanie wycieczki, a także ciche chichoty ze strony uczniów.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {22/11/22, 09:56 pm}

Azra Adler


  To nie był pierwszy raz kiedy słyszał śpiewny głos Codyego, jednak za każdym razem nie mógł wyjść z podziwu, jak dobry był w tym chłopak. Nie potrzebna była mu żadna muzyka. Wręcz była zbędna i tylko zagłuszały talent chłopaka. I choć Azra zawsze wzbraniał się przed snem, chcąc wsłuchiwać się w głos blondyna najdłużej jak się tylko dało, to i tak zawsze przegrywał. Tak było i tym razem, gdy już po paru minutach, pogrążył się z błogim śnie.

...

- Dobrze Ciociu, dziękuję za troskę, ale o mnie nie masz co się martwić. O Codyego też nie musisz. Osobiście wezmę się za ten jego nawyk pomijania posiłków. - Wytknął język do blondyna, zapinając spodnie nad ogonem.
  Oczywiście ich poranek musiał rozpocząć się od telefonu mamy wróżka.
- Cóż ja poradzę na ten mój urok osobisty. - Parsknął chwytając za czarną bluzę z wielkimi rozcięciami. Ubrania dla uskrzydlonych jedynie wyglądały skomplikowanie, ale w rzeczywistości nie było z nim aż tylu problemów. Wystarczyło narzucić na siebie bluzę normalnie, po czym chwilę poruszać skrzydłami, aż te nie wyskoczyły przez rozcięcia. A potem już tylko wedle własnego uznania można było zmniejszyć je suwakiem. Zatrzepotał jeszcze skrzydłami, upewniając się, że żadne z jego pięknych piór nie zostało przycięte i był gotowy do drogi. Tak jak jego towarzysz, który jak zawsze przesadzał, jak tylko w prognozie pogody pojawiła się informacja o możliwych opadach. Choć oczywiście Azra musiał przyznać, że wyglądał uroczo w tym swoim żółtym płaszczyku i kaloszach. Aż poczuł nagły wzrost temperatury w swojej piersi, co poskutkowało głębokim westchnieniem, przy którym wypuścił trochę pary z ust.

...

  Jak zawsze cała wina na klasowe figle, zawsze spadała na czerwonowłosego. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale nie oznaczało to, że odpuszczał swoim przyjaciołom. Miał tylko nadzieję, że nie zdążyli przypadkiem zgubić portek opiekuna. Albo zrobić z niej flagi na katedrze, która była ich dzisiejszym celem do zwiedzania. Za to bez dwóch zdań nie dostałby jedynie słownego upomnienia.
  Wciągnięty pod parasolkę, automatycznie wyszczerzył się szeroko i ochoczo przybliżył do blondyna. Nie mógł przecież przegapić takie okazji, przy której mógł objąć go swoim ciepłym skrzydłem, które drgnęło nieznane kiedy usłyszał skierowane do niego pytanie.
- Nah, nie było to nic ważnego, tylko... - Przez chwilę rozważał powiedzenie mu prawdy. Ale zaraz mentalnie pokręcił głową. Nie było mniej romantyczniejszego miejsca na wyznanie, niż podążanie w parze za szkolną wycieczką. Na dodatek podczas tak kiepskiej pogodny, za którą nie przepadał Cody. Zawiedziony potarł skronie, jednak po chwili wszystko przestało mieć znaczenie, prócz zaczerwienionej twarzy blondyna. Jeszcze to jak uroczo spuścił wzrok na swoje buty. Azra przygryzł dolną wargę, nie mogąc oderwać od niego swoich czerwonych tęczówek.
- Domyślałem się. - Uśmiechnął się zdecydowanie zbyt uradowany tą wiadomością, ale zaraz zorientował się, jak jego słowa mogły zabrzmieć. - To jest- ja też jeszcze nigdy nie miałem okazji. Poza tym Feniksy wiążą się na całe życie... wolałbym nie ryzykować przypadkowego wytworzenia więzi z kimś, kto nic do mnie nie czuje. Jedni mówią, że to romantyczne, ale dla mnie to trochę... przerażające. - Sama myśl o przypadkowym związku się z kimś kto nie był wróżkiem, była przerażająca. To dlatego tak starannie unikał innych przedstawicieli swojej rasy. Mimo wieloletnich badań, powiązanie wciąż stanowiło ogromną zagadkę. Często działało na podstawie silnego uczucia, jednak bywały też i pary z zupełnego przypadku. Dotyk, czy pocałunek dla zabawy i zostali skazani na siebie na całe życie. To dlatego nie chciał pocałować Codyego bez wcześniejszego upewnienia się co do jego uczuć.
- Ale... jest ktoś kto mi się podoba. - Dodał po chwili rozmyślania z kroplą rumieńca na policzku. Liczył że tym uda mu się na jakiś czas zaspokoić ciekawość przyjaciela.
  Choć może nie było to zbyt dobre zagranie? Kiedy poczuł drobną dłoń w swojej kieszeni, automatycznie dołączył do niej swoją z zamiarem rozgrzania jej. Delikatnie chwycił ją w swoje ciepłe palce, którym też potarł jej grzbiet, na którym poczuł coś chropowatego. Ale nie miał nawet czasu na reakcję, bo blondyn zaraz odsunął się jak oparzony. Czyżby przypadkiem za bardzo podniósł swoją temperaturę?
- Kurde, przeprasz- - Zaczął, ale przerwał mu nagły huk. Aż mu się pióra lekko nastroszyły, ale zaraz tak jak reszta klasy spojrzał na rekina, który leżał na chodniku w swojej prawdziwej formie. Zamrugał kilkakrotnie, po czym parsknął cicho.
- Powinieneś był ubrać tak urocze wdzianko jak Cody. Nie doszłoby do tego, a z pewnością byłoby ci do twarzy. - Oczywiście nie mógł odpuścić sobie lekko złośliwego komentarza. Ale widząc, jak demon podchodzi do szarowłosego z niestabilną kulą ognia w dłoni, od razu złapał go za ramię. - Z tym go będziemy mieć smażonego rekina na obiad. A wątpię, żeby dobrze smakował. - Pokręcił głową. - Ale weź go na ręce. Jesteśmy już blisko, więc wysuszę go na miejscu. Dasz radę sam? - Spytał, po czym uważnie obserwował, jak Dagna łapie rekina pod plecami oraz pod ogonem. Zaraz przebiegł po twarzy czerwonowłosego diabelski uśmiech. Nachylił się nad uchem przyjaciela i wyszeptał coś co tylko on mógł słyszeć. nawet nie minęła sekunda, a biedny demon spalił cegłę, omal nie upuszczając przy tym Sharpiego. Azra od razu pomógł mu utrzymać równowagę, łapiąc za resztę rybiego ogona.
- Jeszcze mi za tą wiedzę podziękujesz. - Rozbawiony wytknął do niego język, ale zaraz poczuł, szarpnięcie za pióra. Feniks syknął niezadowolony.
- Jak mnie puścicie, to ci je wszystkie wyrwę. - Zagroził rekin, mocniej chwytając się demona.
- Te, nie podskakuj bo będziesz płacić tyle do Dagna. - Prychnął urażony, ale mimo to nie puszczał rybiastego. Wspólnie z Demonem zaniósł go do katedry, tak jak to wcześniej oznajmił.  
  Kiedy reszta grupy zajęła się odkładaniem ubrań do szatni, Crius znalazł im pustą ławkę, na którą chłopcy odłożyli Sharpiego. Nim Azra wziął się do roboty, musiał się jeszcze otrzepać. Widząc, jak Kodi ściąga kaptur płaszczyka, ponownie mu go nasunął na głowę, ustawiając się za jego plecami. Dzięki temu ominęła go praktycznie cała seria kropel, strzepywanych z czerwonych skrzydeł. Był jedynym ocalałym, bo cała reszta klasy została zachlapana.
- Upsik? - Skomentował niewinnie, po czym poczochrał Codyego przez kaptur i podszedł w końcu do jego przyjaciela. - Daj znać, jakbym cię przypadkiem podsmażył. - Poinformował, przykrywając jego rekini ogon swoimi skrzydłami. Dla szybszego efektu, użył też swoich rąk, które delikatnie wsparł na jego zaskakująco gładkich łuskach. Jednak gdy tylko przesunął palcami w górę, poczuł nagłą zmianę tekstury na szorstką. Im dłużej się w nią wpatrywał, tym coraz dziwniej się czuł.
- Możesz sobie oszczędzić macania? I rusz się, nie mamy całego dnia. - Nagle właściciel ogona machnął nim gwałtownie, wytrącając feniksa z dziwnego zamyślenia.
- Ej, weź. Wolałbym se łapy odciąć. -  Spojrzał na niego nie kryjąc swojego obrzydzenia. - Ale jak chcesz saunę, to proszę bardzo - masz saunę. - Dodał lekko poirytowany i znacznie podwyższył swoją temperaturę. Do tego stopnia że z zewnątrz, nawet można było dostrzec żarzące się iskierki, ale tak naprawdę dbał żeby nie popatrzyć Sharpiego. Wiedział, że Cody by mu nie wybaczył, gdyby skrzywdził jego przyjaciela.
  Po minucie w końcu rybi ogon przemienił się w ludzkie nogi, a do zagotowanego rekina podbiegł Dagna z butelką zimnego napoju.
- I po robocie. Pamiętaj tylko o uregulowaniu rachunku. - Przeciągnął się leniwie, po czym rozejrzał się za jasną czupryną, którą od razu objął ciasno w swoje stygnące, ale jeszcze ciepłe skrzydła. - A ty nie potrzebujesz rozgrzania? - Zaproponował z rozbawieniem obserwując jak próbuje się wyplątać z jego sideł.

...

  Kiedy każdy juz ochłonął i odpoczął, przyszła pora na zwiedzanie. Początkowo wraz z opiekunami podążali za przewodnikiem, którego głos był wyjątkowo niski i ciepły. A to w połączeniu z nudnymi historycznymi faktami, sprawiało, że nawet jeden z nauczycieli nie potrafił powstrzymać się od ziewnięcia. Azra za to wspierał czoło na ramieniu Wróżka, czując że niedługo pęknie mu głowa. Jedna sprawa to oglądanie i podziwianie, a druga to słuchanie nudnych faktów o życiu starego króla, który dopuścił kraj do ruiny.
  Wreszcie jednak każdy doczekał się pory na samodzielne zwiedzanie.
- Za trzy godziny widzę was przy tym obrazie. Bez żadnych wyjątków. - Oznajmił kotołak, zaraz zerkając na Azrę, jak i jego przyjaciół. - I bez żadnych psot. - Zmrużył powieki, po czym drugi opiekun odciągnął do w kierunku tarasów.
- Przerwa na żarełko, ustalanie trasy i potem pamiątki? - Zaproponował nagle wybudzony i pełen energii feniks. W ich grupie nie było żadnych sprzeciwów, poza Chandrą i Gaią, które chciały jeszcze zerknąć na jeden obiekt w sąsiednim pokoju.
  Tak więc grupka sześciu chłopaków udała się do części restauracyjnej, gdzie znajdowało się kilka stoisk, jak i stolików, których część wychodziła na obecnie opustoszałe tarasy. Choć deszcz przestał padać, to wszystkie miejsca wciąż były jeszcze mokre, więc i oni postanowili odpuścić sobie jedzenie na świeżym powietrzu.
- Masz na coś ochotę? - Feniks podsunął kartę pod nos wróżka, aby zaraz przyłączyć się do przeglądania jej. Sam oczywiście upatrzył sobie deser tak słodki, że już na sam jego widok, można było dostać cukrzycy. A jakby tego było mało, miał on w sobie wyjątkowo ostrą nutę.
- Zaczynam się martwić o twoje kubki smakowe... - Skomentował Crius, zamawiając białą herbatę z owocowym syropem oraz ziołowymi przyprawami.
- Ja przynajmniej jakieś mam. - Odgryzł się skrzydlaty. - Lecimy od razu na dachowy ogród, czy ktoś chce coś jeszcze zobaczyć w środku? - Zerknął po znajomych, akurat jak wróciły do nich dziewczyny.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {16/01/23, 10:15 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

      Przybrany wróżek szybko pochwycił słowa przyjaciela, które rozbudziło w nim jednocześnie ciekawość, a z drugiej strony szok. O swoich crushach czy o miłostkach również nie rozmawiali – Cody był tylko świadomy, że Azra tak jak i on, woli chłopaków, ale na tym skończyły się ich zwierzenia pewnego, słonecznego dnia w pokoju feniksa. Jednak postanowił nie wypytywać go o więcej. Twierdził, że potrzebuję przestrzeni i kiedyś, gdy będzie gotowy, zdradzi mu kolejną część tajemnicy. A syrenka zbytnio nie rozglądał się za sympatią, nie przykładając do tego większej wagi. Wystarczyła mu jego garstka przyjaciół i znajomych.
     Westchnął rozbawiony, z lekkim uśmiechem obserwując sytuację. Czerwonowłosy jak zawsze nie mógł się powstrzymać przed złośliwymi uwagami w stronę rekina, który znajdował się w trudnej sytuacji. Mimo wszystko, Cody zdawał się lubić tę dziwną relację między Szarpim a Azrą. Nie do końca wiedział, czy chłopaki jakkolwiek się lubili, ale ze względu na powiązanie z osobą syrenki, musieli się tolerować. Poza tym nie wierzył, że gdyby oboje się nienawidził, to feniks pomógłby Dagnie w niesieniu pomocy rekinowi.
    Swoją drogą był ciekawy, co takiego mu powiedział, że ten pokrył się aż paletą czerwieni.
     Katedra nazywana niebieską katedrą zapierała wdech w piersiach, a przynajmniej w płuco-skrzelach syreny. Była to jedyna katedra w stolica, która w środku nie była pokryta bielą i złotem, a miała nawiązywać do koloru nieba, choć Codemu bardziej przypominała wodę czy też lód.
    Podłoga majestatycznego budynku była zrobiona jakby z niebieskiego kryształu, w którym można było się dosłownie przejrzeć, a sufit w tym samym kolorze był pokryty drobnymi gwiazdkami, unoszącymi się zaraz pod nim. Z dwóch jego stron jednak pozostawał odkryty przez przezroczystą szybę. To przez nią wpadało światło, oświetlające dwa, główne obrazy, przedstawiając panteon niegdyś czczonych tutaj bogów. Na przeciwko grupy znajdował się ogromna rzeźba w kształcie złotej kuli z otaczającymi ją dwoma, błękitnymi skrzydłami.
   Trwał tak, zachwycając się architekturą, całkiem inna niż ich miasteczka, dopóki wszyscy nie zaczęli się rozbierać. Już miał zdejmować mokry kaptur, który chwycił od zewnętrznej strony, zanim to nie został zaczepiony przez swojego przyjaciela. Miał wielkie szczęście, że postanowił uchronić syrenę przed kroplami wody. W innym przypadku dostałby srogi opiernicz, co najchętniej zrobiliby teraz ich koledzy i koleżanki z klasy.
   Odwrócił się do swojej zgrai, nadzorując suszenie Szarpiego. Wolał mieć na niego oko, przy okazji próbując mu spojrzeniem podziękować za swoje poświęcenie. Zamienienie się w rekina przy wszystkich uczniach i uczennicach, nie stanowiło bezpośredniego zagrożenia, w przeciwieństwie do blondyna z oklapniętymi uszami.
     - Możesz się przytulić, ale nie tak mocno! No! Udusisz mnie! - zaprotestował Cody, próbując wydostać się spod silnego uścisku. Wiedział, że miał u niego fory w postaci darmowych przysług i przytulasów (choć nie wiedział z czego one wynikały), ale teraz o nie nie prosił!
**
     Chłopak jako miłośnik historii, przyswajał historię, legendy i ciekawostki przewodnika niczym gąbka, co rusz podchwytując nowe wątki, a nawet ku złości kolegów, zadawał nowe pytania, powodując, że opowieść przewodnika była jeszcze dłuższa niż powinna. Ale blondyn był ciekawy tylu nowych rzeczy, jak znaczenie tych obrazów czy chęci dowiedzenia się, ile lat zajęło wybudowanie owego budynku. Co rusz wpadały nowe wątki, ale jednocześnie rozumiał, że nie każdy musi lubić przydługie historię. Dlatego użyczenie ramienia czerwonowłosemu nie stanowiło dla niego problemu, a nawet na tę chwilę objął go w pasie, wlokąc jego w pierwszym rzędzie.
    Wyciągnięty na podwórko, tryton był wyjątkowo ostrożny, nie dotknąć czegoś mokrego. To zawsze wyjątkowo utrudniało mu życie, zwłaszcza teraz, gdy przed wzięciem karty dań, przyjrzał się jej, czy aby na pewno jest sucha.
   Błękitnym spojrzeniem omiótł wybrane pozycje, od razu domyślając się, co takiego Azra wybierze i wcale się nie pomylił, bo ostra nuta aż biła od niego. Szarpi podczas przekomarzania się Circusa i Azry, wybrał orzechowe makaroniki – bezpieczną opcję, zaś Cody postawił na babeczkę z kremem cytrynowym i kawałkami mandarynki.
   - Jest możliwość, żeby dodać na nią tę posypkę z glonów wakame ze słonych dań? - zapytał pracownika restauracji, od razu czując na sobie spojrzenia towarzyszy. Młody mężczyzna, który obsługiwał wróżka też na chwilę pozostawał zdziwiony, podnosząc obie brwi do góry, ale w końcu został wyrwany z transu przez chrząkniecie kelnerki.
   -Tak, oczywiście – odezwał się w końcu, na co blondyn z uśmiechem podziękował i odwrócił się do zdziwionych znajomych. Szczególnie Dagna miał rozdziawioną buzie.
- No co? - zapytał również zdziwiony Cody z ich reakcji. Chyba każdy wiedział, że uwielbiał wszelakie glony na czymkolwiek. Uznał, że na babeczce będą smakować jeszcze lepiej, jeśli było to możliwe.
     -Chyba wiemy, kto wygrywa konkurs na najbardziej pokręcony deser... - skomentował Circus, na co Cody wygiął usta w wąską kreskę, po czym zapłacił za swój wybór, jak i Azry, tym chcąc mu podziękować za wczorajsze śniadanie.
      - Możemy wejść do środka? Chciałbym zobaczyć jeszcze raz ten obraz. Poza tym zimno mi – odpowiedział szybko, specjalizując się wymówką.
Mokre rośliny mogły być niebezpieczne, chociaż również był ciekawy ogrodu.
      Nie musiał też czekać aż ognisty chłopak nie postanowi wziąć go w obroty.
**
      Po czasie wolnym i wykonaniu reszty planu zwiedzania, zostali zaciągnięci, gdy już się ściemniało na jeden z bulwarów rzeki. Tutaj mieli zobaczyć pokaz świateł, który miał się odbyć za kilkanaście minut w związku z festiwalem, który akurat miał miejsce w stolicy.
      Podczas czekania Cody sam odłączył się od grupy, aby skoczyć szybko do pobliskiego sklepiku z zamiarem kupienia pamiątki z wyjazdu dla swojego brata – tak jak obiecał.
      Znalazł się w sklepie elektronicznymi, gdzie prawie od razu odnalazł to czego szukał – wydanie limitowanej gry, która ukazała się tylko w stolicy a nigdzie indziej nie była do kupienia. Wiedział, że Felixowi taki prezent spodoba się bardziej niż jakiś magnes czy maskotka.
     Po zakupach wrócił do swoich znajomych, od razu obejmując swojego czerwonowłosego w pasie i przytulając się do jego ciepłego ciała, które zawsze miało wyższą temperaturę niż cała reszta populacji.
      - Zdążyłem – powiedział z uśmiechem, wychylając się na kilka centymetrów, aby móc zobaczyć pokaz. Niedługo później na niebie rozświetlono długie smugi fioletowego światła wymieszanego z niebieskim. Te dwa lasery zrobiły koło, a następnie zamieniły się w zielony.
Kątem oka widział mającą się ku sobie nową parę – Dagna i Szarpiego, gdzie ten pierwszy nieśmiało próbował choć otrzeć się palcami o jego dłoń. Cody uznał to za niezwykle urocze, na pewno nie tak, jak swój kolejny ruch, który sam zaplanował, bowiem po chwili z cichym śmiechem przypuścił atak na ciało czerwonowłosego, biorąc się za gilgotki pod jego pachami i na brzuchu.[/color]
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {18/01/23, 02:22 am}

Azra Adler

  Mina młodego kelnera była bezcenna, tak jak każdego kto dowiadywał się o niecodziennych gustach w ich grupce. Ale jak zwykle, Cody przebił wszystkich. Nawet Chandre z jej zamiłowaniem do trucizn. Nie, to było zupełnie normalne. Spożywający doskonale wiedział czego może się spodziewać, a także co zrobić aby mu nic nie zaszkodziło. Za to glony na słodkiej babeczce cytrynowej? Absolutne barbarzyństwo!  
- Dziwi mnie, że was to jeszcze dziwi. - Parsknął przysłaniając dłonią usta. Nawet podejmując takie wybory, jego blond przyjaciel był absolutnie uroczy. - Dasz mi potem trochę spróbować? - Bardziej oznajmił niż, zaproponował, ale wiadome było, że wszelkie protesty były zbędne. Jeśli Cody, by mu nie dał kęsa, to sam by co sobie wziął, aby choć na chwilę zobaczyć jego słodko naburmuszoną minę.
  Sponsoring ze strony jasnowłosego go zaskoczył, ale też trochę zasmucił. Ile razy miał mu powtarzać, że nie naliczają między sobą długów? Jasno przekazywał mu to w nawet najmniejszych pierdołach, jednak wróżek wciąż upierał się przy swoim. W takich momentach czuł, jakby cofali się o cały rok w progresie ich relacji.
- Chyba jednak przydałoby ci się moje skrzydło. - Parsknął, ale odznaczył na mapce cel chłopaka.
- Właściwie, to chciałbym jeszcze raz zerknąć na "Urodziny księżniczki". W końcu mówią, że zmienia się on odrobinę zależnie od pory dnia. - Wtrącając się, czarodziej przekroczył dłoń Azry, wskazując obraz przy którym już byli. - Szkoda tylko, że nie zerkniemy na niego nocą. - Dodał rozczarowany.

...

  Tuż przed festiwalem świateł, ich grupka nieco się rozdzieliła. Ogółem klasa rozsiała się po terenie, głównie skupiając się na pamiątkach, oraz przy składaniu życzeń. Te drugie można było złożyć przed, lub w trakcie pokazu. Ale żeby przypieczętować je, należało wypuścić ognika. Oczywiście Azra zakupił dwa, a zaraz po tym został porwany przez Chandre i Gaie, na stoisko z pamiątkami. Tak ja on miały sporawe rodziny, więc zawsze na wycieczkach sobie pomagali w wyborach.
  Kupując standardowe pierdoły, jak magnesy i figurki, jego oko przykuły dwa, parujące się breloczki. Ich projekt nie miał absolutnie żadnego związku ze stolicą, jak i jej zapytkami. Ale mimo to znalazły się w koszyku feniksa.
  Zadowoleni z zakupów wreszcie wrócili na plac, gdzie ponownie ich grupa zaczęła się zbierać w całość. Jednym z ostatnich był Cody, o którego czerwonowłosy zaczynał się powoli martwić, ale od razu się uspokoił, jak tylko poczuł szczupłe ramiona obejmujące go w pasie. Choć "uspokoił" było w tym przypadku złym pojęciem. Owszem, odetchnął z ulgą, że chłopak znów był u jego boku, ale jego niewinny gest sprawił, że temperatura skrzydeł skoczyła znacznie w górę. Do tego stopnia, że z piór wyleciało kilka drobnych iskier. Dlatego też odsunął je odrobinę, aby przypadkiem nie oparzyć blondyna.
- Ledwo. - Wyciągnął rękę, aby rozczochrać jego złote kosmyki i zamierzał jeszcze coś wtrącić, jednak przerwało mu rozpoczęcie pokazu.
  Taniec świateł odbywał się na tle żywej muzyki, do której żwawo podskakiwały smugi. Kolory mieszały się, przechodziły przez siebie i zmieniały na zupełnie nowe. A najciekawsze było to, że osobnik każdej rasy widział je odrobinę inaczej. Oczy Azry szczególnie wyczulone były na ciepłe odcienie żółci, pomarańczu i czerwieni. Były one dla niego szczególnie wyraźne i jasne. W codziennym życiu mógł zauważyć to na przykład na włosach jego wróżkowatego przyjaciela, które zdawały się delikatnie promieniować.
  Tak jak w tej chwili. Późna godzina, tylko polepszała efekt, przez co dla feniksa, Cody sam w sobie był pokazem. Ale jakimś trafem nigdy mu o tym nie wspominał. Zupełnie jakby bał się, że zdradzony efekt zaniknie. Było to coś, co tylko on mógł podziwiać. A było co podziwiać, kiedy na dokładkę w jego błękitnych tęczkówkach, odbijały się przeróżne kolory tęczy. Odruchowo objął go jednym ze skrzydeł, którego temperaturę wyrównał i nawet nie zauważył, kiedy zaczął się ku niemu nachylać. Zupełnie tego nie planował. Ale chwila była perfekcyjna. Dookoła była masa par, która z niej skorzystała. Więc dlaczego i on nie mógł?
  Był już tak blisko, gdyby nie nagły, przeszywający jego ciało dreszcz, który wydarł z gardła chłopaka niekontrolowany, wysoki, bliżej nie określony dźwięk.
- AAaaaAczemUUuuTy!! - Wydusił między napadami śmiechu, starając się pochwycić ręce napastnika, co nie było takie łatwe przez jego wyginające się ciało. W końcu jednak mu się to udało, wbijając w niego swoje groźne spojrzenie. A raczej takie miało być w jego założeniu, bo na jego czerwonej twarzy widniał głupawy, szeroki uśmiech. Kompletnie nie potrafił być na niego zły, nawet w żartach.
- Ty mały~! - Prychnął łapiąc jedną ręką oba nadgarstki chłopaka, po czym uniósł je nad jego głowę. - Masz jakieś ostatnie słowo? - Spytał przymrużając powieki, po czym nie czekając na odpowiedź, sam zabrał się za łaskotanie chłopaka po żebrach i biodrach. Był delikatny, ale zarazem bezlitosny. Tortury zelżały dopiero kiedy, widział, że chłopaka opuściły wszelkie siły. Tym razem to on łapiąc oddech, próbował uspokoić swój śmiech, jak i otrzeć łzy rozbawienia z oczu.
- Uznamy to za moją wygraną. - Parsknął. Taki widok był dla niego wyjątkowo niebezpieczny, gdy w grę wchodziła jego wybujała wyobraźnia. Dlatego chcąc nie chcąc musiał przerwać kontakt wzrokowy z blondynem. A uczynił to, zachodząc go od tyłu i nurkując między jego nogi. Po chwili wyprostował się, przytrzymując chłopaka na swoich ramionach, akurat jak w powietrzu pojawiały się pierwsze ogniki. - Chociaż, patrząc na wynik to powinno być chyba inaczej, ale tego ryzykować nie będziemy. - Na moment odchylił głowę, aby posłać mu swój szeroki uśmiech, po czym podał mu dwa ogniki. - Pomyśl życzenie. - Polecił. Kolejny raz coś mu przeszkodziło... Ale tym razem wcale nie był zawiedziony. Dlatego z nadzieją wypowiedział w myślach życzenie, które powtarzał od chwili potkania Codyego.

...

  Po zakończonym pokazie przyszła pora powrotu do hotelu. Część uczniów dyskutowała żwawo, wspominając wyjątkowe momenty. Natomiast ich grupa była wyjątkowo cicha, przez co co chwilę nauczyciel obdarzał ich podejrzliwym spojrzeniem. Dagna i Szarpi byli z całej zgrai najbardziej wyciszeni i trzymali się nieco na uboczu. Aż sam Azra był ciekaw co takiego między zaszło. Znali się tyle samo co on z Codym, ale ich progress był niesamowity.  
  Jednak nawet czerwonowłosy wiedział żeby się nie wtrącać. Dlatego porzucił sobie bez ostrzeżenia blondyna na ramionach i wyszczerzył się zadziornie.
- No nie bądź taki. Zdradź mi w końcu czego sobie zażyczyłeś~ - Drążył dalej, nie kryjąc swojej ciekawości, kiedy wspinał się po schodach, powoli zmierzając do ich pokoju. Chciał, aby choć w najdrobniejszym stopniu ich życzenia się ze sobą pokrywały. W końcu, w takim przypadku według starego powiedzenia oznaczało to, że byliby sobie przeznaczeni.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {10/02/23, 12:52 am}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

      Na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech, gdy usłyszał bliżej nieokreślony dźwięk z ust przyjaciela. Jego śmiech rozniósł się po tutejszych zebranych, choć ci byli bardziej zaangażowani w oglądaniu pokazu. Tylko ta dwójka zaczęła się wygłupiać. Do tego musiał przyznać, że w pewnym momencie uznał feniksa za uroczego, gdy jego policzki pokryły się delikatną czerwienią, a do nich dołączył szeroki uśmiech, chociaż próbował wyjść na wielce obrażonego, to każdy wiedział, jaką słabość czerwonowłosy żywił do blondyna.
     Niestety ta gdzieś nagle zniknęła, kiedy ten zaczął dobierać się do ciała drugiego walcząc z nim w nierównej walce. Cody próbował się bronić ze wszystkich sił, wyrywając się rękoma, a finalnie zakrywając kolanem, ale koniec końców, dostał nauczkę.
      - N-nie! Nie rób! Przepraszam, no! Przeeestań! - jęknął piskliwie, gdy rozpoczęły się jego tortury. W mig blondyn się roześmiał, wyginając się na wszystkie strony, jak i dalej wyrywając ręce. To jednak nie przenosiło żadnego skutku, bo czerwonowłosy oczywiście był silniejszy od blondyna. A przynajmniej w rękach, bo niewątpliwie to nogi trytona były silniejsze, choć na takie nie wyglądały.
     I liczył resztkami nadziei, że te fory, które zawsze Azra miał dla niego, zadziałają, ale najwidoczniej był zdany tylko na jego łaskę. Skończył wreszcie torturować niższego, gdy ten całkowicie stracił siły, łapiąc łapczywie oddech jak przy przebiegnięciu maratonu. A jego biedny brzuch zaczynał go boleć – od pracy mięśni przy śmiechu jak i wbijania palców feniksa. Do tego dochodziły zaróżowione policzki i łzy radości. I tak samo, jak czerwonowłosy, nie umiał w tym momencie się na niego gniewać.
      - Uznam to za nagrodę pocieszenia – odparł, ochoczo znajdując idealne miejsce na ramionach chłopaka. Wcale nie narzekał na taką kolej rzeczy.
      Miał stąd świetny widok na pokaz roztaczający się na niebie, chyba najlepszy z zebranych tutaj ludzi i istot nadprzyrodzonych. A dodatkowo było mu przyjemnie ciepło, dzięki przyjacielowi.
     Od razu odwzajemnił jego uśmiech, odbierając od niego ognika. Wtedy przyszła kolej na wymyślenie życzenia, co okazało się nie lada wyzwaniem, bo jego największym marzeniem było to, aby wszystkie rasy mogły wreszcie żyć w spokoju, aby on nie bał się tak panicznie dotknąć czegoś mokrego, aby żyć tak beztrosko jak rekiny. Ale wiedział, że było to niemożliwe. Nawet w głowach znajomych dalej tkwił ten krzywdzący stereotyp. Miał wrażenie, że i Azra go również podziela, nawet nie zdając sobie sprawę, kogo tak naprawdę trzyma na ramionach. Jak mógł sobie tego życzyć, skoro nawet i jemu, swojemu przyjacielowi, nie umiał powiedzieć prawdy? Gdyby Szarpi wtedy przypadkiem nie zobaczył go, wcinającego glony w głębinach morskich, to i on też by nic nie wiedział.
    Zagryzł wargi, zastanawiając się jeszcze chwilę. Finalnie jego wybór padł na to, aby takie dni wśród znajomych były częściej i aby nic nigdy nie zepsuło relacji, jaką zbudował z feniksem. Miał nadzieję, że pomimo jego sekretu, nic ich nie podzieli.
**
    W drodze powrotnej do hotelu również dostał najlepsze miejsce na zwiedzanie nocnego miasta. Mijane budynki miały inne oblicze, będąc oświetlane przez ciepłe, żółte światło. Oczywiście to zamek, będący już za ich plecami był oświetlony najbardziej ze wszystkich zabytków – i w środku i na zewnątrz.
    Azra i Cody tak jak zawsze znaleźli wspólny temat do rozmowy, choć większość drogi opierała się na przyciskaniu do muru syrenki w sprawie życzenia. Co on był taki ciekawski?
    - Nie powiem ci – bronił się.  - Nie słyszałeś, że wtedy się nie spełni?
    Szli przodem ich grupy, a właściwie to Azra szedł, dźwigając całą drogę blondyna, zaś młody rekin i Dagna trzymali się na ich tyłach, również pogrążeni w rozmowie. Na moment w ich stronę odwrócił się Cody, sprawdzając, czy wszystko z nimi w porządku. W odpowiedzi dostał delikatny uśmiech wraz zaróżowionymi policzkami Szarpiego.
   Definitywnie coś między nimi się zmieniło po wymuszonym pocałunku podczas butelki.
    - No dobra, skoro jesteś taki ciekawski. - Westchnął ciężko.  - Życzyłem sobie, żeby było więcej takich dni jak ten. No wiesz, żeby nigdy nas nic nie podzieliło. Byłoby mi smutno, gdybym już nigdy nie dostał podwózki na twoich skrzydłach czy nigdy by mnie już nie rozgrzały. - Tutaj uśmiechnął się lekko zawstydzony takim szczerym wyznaniem. Zwłaszcza, że dosłownie został do niego zmuszony.  - A ty? - powiedział, wlepiając zawstydzone spojrzenie w ekran telefonu, na którym na całe szczęście wyświetliła się wiadomość od Chandry, pytającą na ich grupie na popularnym komunikatorze społecznym, czy nie chcą do nich wszyscy wpaść. Ratowała go z niezręcznej sytuacji.
     -My odpadamy :C – wystukał na klawiaturze, odpowiadając za Azre, mając nadzieję, że nie ma nic przeciwko.
     Cody chciał spędzić resztę wieczoru sam na sam z przyjacielem. Nie miał ochoty już nigdzie więcej wychodzić, wręcz miał wrażenie, że jego baterię społeczne się już wyczerpały i chciał już tylko odpocząć w spokoju. Był zmęczony wrażeniami – zwiedzaniem i stresującym go deszczem.
    Początkowo usiadł po turecku na łóżku feniksa, zaczynając z nim kolejny temat, ale już po kilkunastu minutach musiał położyć się na poduszkach, tuż obok niego, narzekając na ból pleców od braku oparcia.
    Szybko odnalazł wygodne miejsce, wtulając się w poduszkę i podkurczając nogi pod ciepłą kołdrą. Nagle ziewnął przeciągle, niespodziewanie czując, jak dopiero teraz wszystkie emocje z niego opadają i jak robi się senny, nie bardzo zdolny, by samemu wstać.
    - Przeniesiesz mnie do mnie? Zaraz usnę – wymruczał, znowu ziewając. Nieświadomie nawet przysunął się bliżej do Azry, do przyjemnego źródła ciepła, ręce układając przy jego klatce piersiowej. W końcu przestał walczyć z klejącymi się do siebie powiekami i gdy tylko to zrobił, nie wiedział, kiedy oddał się w ramiona Morfeusza.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {12/02/23, 09:09 pm}

Azra Adler


- A nie słyszałeś o legendzie dzielenia życzeń? - Spytał zerkając na niego z dołu na tyle na ile mógł. - Nawet jeśli zostaną wyjawione, to wspólnie na sto procent się spełnią. - O drugiej wersji z przeznaczeniem nie wspomniał. Wciąż przecież nie był pewien jak Cody go widzi. Najlepszy przyjaciel - na pewno, ale czy z możliwością zostania kimś więcej? Pragnął tej odpowiedzi, jak niczego innego w całym wszechświecie. Ale zarazem cholernie się jej obawiał, bo jeśli byłaby ona przecząca, to cały jego świat runąłby w ruinach. I o ile byłby w stanie przecierpieć, zostając przy jego boku jako zwykły przyjaciel, tak gdyby ten go znienawidził...
  Wzdrygnął się przy chłodniejszym podmuchu, który wkradł się oknami korytarza i połaskotał go po karku. Nie lubił tak ciemnych myśli. Skupił się więc na wreszcie zdradzonym mu życzeniu.
- Awwww zależy ci na mnie. Urocze. - Parsknął unosząc skrzydła, aby objąć nimi siedzącego na jego ramionach chłopaka. Przy okazji trochę nimi go potarmosił. - Ale nasze życzenie wcale tak bardzo się od siebie nie różnią. Też nie chciałem, abyśmy zostali rozdzieleni. Bez wątpienia zdechłbym bez ciebie z nudów. - Odparł wyszczerzając się do niego szeroko.
  Nie skłamał, ale też i nie powiedział stuprocentowej prawdy. Między ich życzeniami była drobna różnica w postaci miłości romantycznej, która znajdowała się w tym Azry. Ale fundamentalnie nie różniły się od siebie tak bardzo. A raczej tak to właśnie próbował tłumaczyć sobie czerwonowłosy, złakniony choćby krzty nadziei.

  Wieczorne rozmowy przed snem były ich małym rytuałem, podczas każdego nocowania. Dyskutowali do późnych godzin, walcząc ze snem, który chciał przerwać ich cenny wspólny czas, a finalnie obaj padali w połowie nowego tematu, który miał ich rozbudzić. Tym razem senność jednak mocniej uderzyła w blondyna, co feniks obserwował z rozczuleniem. Wtulony w jego poduszkę chłopak wyglądał przeuroczo. Szczególnie kiedy walczył z opadającymi powiekami, lub pocierał je, aby zetrzeć łezki wyciśnięte podczas ziewania.
- Jasne, tak jak zawsze. - Odparł delikatnie kładąc na nim swoje skrzydło. Uwielbiał obserwować jak zasypiał. Robił to setki razy, a i tak za każdym razem serce szalało mu w piersi. Ile by nie dał, aby móc tak przy nim zasypiać każdego dnia? I aby budzić się rano z blondynem wtulonym w niego.
  Widząc jak jego przyjaciel odleciał już do krainy snów, odgarnął z jego czoła zbłąkane kosmyki i zbliżył się, aby musnąć je bardzo delikatnie wargami.
- Sorry Cody.... - Wyszeptał od razu przygnieciony ogromnym poczuciem winy. To nie był pierwszy raz, ale nigdy nie posunął się dalej. Nie tylko w obawie przed przebudzeniem chłopaka, ale także nie chciał robić nic więcej bez jego zgody. Zmęczony przymknął powieki powoli zbierając siły na podniesienie siebie i przeniesienie przyjaciela. Jednak stanowczo nie docenił swojego zmęczenia. Jak tylko jego wzrok ogarnęła ciemność, a przy boku poczuł drobną, ciepłą sylwetkę, od razu zasnął jak kamień, przyciągając ją do siebie.

  ...

  Nigdy nie miał problemów ze snem, ale już dawno nie czuł się taki wypoczęty. Z tak przyjemną w dotyku maskotką, wręcz nie chciało mu się otwierać oczu. Na ślepo więc przylgnął do niej bardziej, nurkując twarzą w drobnej klatce piersiowej równie zaspanego wróżka. Od razu rozpoznał jego delikatny zapach. Czyżby był to jeden z tych cudownych snów, w którym to Cody odwzajemnił jego uczucia? Scenariusze były różne, ale ten był zdecydowanie jednym z najlepszych.
- Dzień doberek Codyś. - Wymruczał na chwilę ściskając go odrobinę mocniej, ale zaraz zmuszony do ziewnięcia, przeciągnął się leniwie wreszcie uchylając powieki.
  Musiał przyznać, że tej nocy sen był wyjątkowo realistyczny. Jakość obrazu tła, które zwykle było mocno zamglone, bo wszystko skupiało się na blondynie. I to jak wyraźnie czuł jego słodki zapach. Zamrugał kilkakrotnie, a już po chwili dało się usłyszeć ciche strzelanie iskierek.
- O kurrrrde~ - Zamulony od razu się odsunął i przetarł dłonią twarz. - Sorry, miałem się przenieść, ale najwyraźniej też mi się padło. - Zaśmiał się choć pod jego palcami czujniejsze oko byłoby w stanie dotrzeć delikatny róż.
- Wyspałeś się chociaż? Nie przygniotłem cię? Bo w moją lewą łapę wlazły mrówki. - Przeganiając lekkie zawstydzenie, podniósł się do siadu i zaczął rozmasowywać rękę.
  A raczej taki był jego zamiar, ale kątem oka wyhaczył coś niezwykle niebezpiecznego. Jak na sygnał trzaskanie iskier wezbrało na sile, a nawet można było poczuć swąd spalenizny.
- O cholibka chyba trochę za bardzo się rozgrzałem. - Od razu skoczył na równe nogi, ugaszając dłonią palący się fragment prześcieradła. - Sorry. Pójdę się trochę ochłodzić. Potem zdejmę pościel. Otwórz tylko okno żeby trochę się przewietrzyło. - Nawet nie czekał na odpowiedź, a co dopiero reakcję przyjaciela. Trzymając blisko siebie skrzydła, pod pretekstem uniknięcia kolejnego przypadkowego podpalenia, szybko wbił do łazienki.
  Czerwony jak burak stanął przy umywalce, wspierając się na niej ramionami, po czym zerknął w dół na sporawe wybrzuszenie w spodniach. Jak dobrze, że zasnął wczoraj w ubraniach. W piżamie bez wątpienia nie udałoby mu się tego problemu tak łatwo ukryć.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {07/05/23, 03:25 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

     Słońce dopiero, co wspinało się na niebo, gdy klasa 1a budziła się z różnymi nastrojami. Niektórzy ekscytowali się na nowe przygody, a niektórzy leniwie sięgali po telefon, aby wyłączyć denerwujący ich budzik. Cody należał jeszcze do innej grupy, a mianowicie ignorując dźwięk budzika, jeszcze bardziej wtulił się w swoją poduszkę. Pragnął jeszcze kilka minut snu, zanim nie pójdzie się szykować na wyjście z hotelu, ale to pragnienie prysło z chwilą, gdy usłyszał głos swojego przyjaciela. Dopiero wtedy zdobył się na otworzenie powiek i to, co zobaczył przed sobą dosłownie go zmroziło.
     - Azra?! - odezwał się, gwałtownie się odsuwając i zabierając dłoń spod jego koszulki. Wtedy od razu poczuł jak jego policzki robią się czerwone.
Często, gdy siedzieli do późna, plotkując, zdarzało mu się przy nim zasnąć, ale nigdy nie budził się w jego łóżku, wtulonym w niego, jak w najlepszą przytulankę, jeszcze dodatkowo trzymając dłoń pod jego bluzką. I nawet jeśli byli ze sobą dosyć blisko i granica ich przyjaźni nie kończyła się na przytulaniu się, to spanie ze sobą w jednym łóżko – tak. Dlatego Cody od razu poczuł się winny całej sytuacji, targanej przez wyrzuty sumienia. Nigdy nie powinien do tego dopuścić, bo to przecież on nie przetransportował się do swojego łóżka, gdy już zaraz miał zasnąć. Zwłaszcza, gdy usłyszał, że prawdopodobnie przespał całą noc na jego ręce, doprowadzając ją do nieprzyjemnego uczucia.
     - Azra, ja... - przerwał nagle, gdy sam dostrzegł na prześcieradle unoszący się dym i zapach spalenizny. Na białym prześcieradle została wydrążona mała, czarna dziurka, jak po przypaleniu papierosem. Syrenka nawet nie miała szans w porę zareagować i ugasić mini pożar. Ale to co ją zastanawiało, to powód nagłego rozgrzania Feniksa. W pokoju nie było tak gorąco, a on jako syrenka, utrzymywał standardową temperaturę ciała.
Gdy Feniks zniknął za drzwiami łazienki, Cody zabrał się za zmianę prześcieradła. Zdjął to przypieczone, a w zamian użył swojego. Chociaż tak mógł wynagrodzić mu tę całą noc. Następnie otworzył okno i podszedł do drzwi od łazienki, gdzie zapukał.
     - Przepraszam, nie powinienem – powiedział ze spuszczoną głową. Ale nie był pewien, czy przyjaciel go usłyszał przez lecącą wodę, dlatego skupił się na niej i z niej uformował napis „przepraszam”. Miał nadzieję, że ta sytuacja nie popsuje im humoru na resztę dnia.
**
    Plan wycieczki na ten dzień nie przewidywał zwiedzanie kolejnych muzeów czy kościołów ku uciesze niektórych uczniów, Chociaż Cody lubił zwiedzać takie budynki i oglądać eksponaty godzinami, to odwiedzenie największego parku rozrywki też wpisywało się w jego gusta. Część klasy zaś wybrała aqua park, a zważając na swoje ogony Szarpi wraz z Codym oczywiście musieli wybrać pierwszą opcję. Choć ten pierwszy miał jeszcze jakikolwiek wybór, to wolał potowarzyszyć swojemu przyjacielowi. Co naturalne Crius postanowił zostać z nimi, a także Azra. Przybrana wróżka oczywiście cieszyła się, że nie został sam, to jednak już tęsknił za takimi dużymi zbiornikami wodnymi, za morzem czy tu za basenem. I oczywiście próbował przekazać skrzydlatemu, że jeśli chce, to może wybrać aqua park, ale ten jak zawsze wybrał opcję spędzenia więcej czasu z nim, co wywołało rozczulony uśmiech na twarzy blondyna. Ten pierwszy niewątpliwie miał słabość do tego pierwszego, czego ten nie był w stanie zauważyć i zrozumieć.
    Pierwszym celem ich wycieczki był dom strachów, na który z wielką niechęcią szła syrenka. Została tylko namówiona tym, że po tym, wszyscy udadzą się z nim na tą największą kolejkę górską w parku, czego nie mógł się doczekać. Ta budziła strach, zważając na jej wysokość i kilka pętli, a także odcinkiem, gdzie jechało się do góry nogami, ale jeśli chodziło o strach, to Cody bał się najbardziej domu strachów. Nigdy nie był fanem horrorów i tylko w Halloween lubił element przebierania się, jak i jedzenia słodyczy.
      Dlatego już po wejściu w wagonik wraz z Azrą, od razu się do niego zbliżył, przytulając się do niego, jak małpka w ukochane drzewo. Wtedy kolejka nagle ruszyła zabierając ich w ciemność. Blondyn już wtedy był przerażony, mocno zaciskając palce na bluzce czerwonowłosego już tego nie kontrolując. Wtulił twarz w jego zagłębienie szyi, kiedy przed oczami pokazywały im się powykrzywiane twarze potworów i kolorowe światła wraz z wrzaskami zjaw, jak i uczestników przed nami. Czara goryczy przelała się w chwili, gdy czyjaś koścista dłoń wylądowała na ramieniu Cody'ego. Ten od razu wrzasnął, prawie znajdując się na kolanach swojego przyjaciela z szybko bijącym sercem i bólem karku od nagłego skrętu. A w zamian wsparcia od drugiego przyjaciela, słyszał tylko jego gromki śmiech.
     - Żałuję, że twojej miny nie widziałem! - powiedział rekin pomiędzy napadami śmiechu, gdy nareszcie pierwsza atrakcja dobiegła końca. Mimo tego blondyn nie przestał trzymać feniksa za rękę, tylko wbijał naburmuszone spojrzenie w rekina.
    - Ciesz się, że nie ma tutaj w pobliżu jakieś atrakcji wodnej, z której mógłbym pozyskać tyle wody, by cię oblać – wyburczał, zagryzając wargi. - Zobaczymy, jaki do przodu będziesz na kolejce – burknął, wskazując na nią palcem. - I nie poczęstuję cię tą twoją ulubioną roślinną kiełbaską na dzisiejszym ognisku.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {16/05/23, 01:48 am}

Azra Adler

  Był najgorszym przyjacielem na świecie. Najpierw skradał delikatne pocałunki z jego czoła, a teraz próbował się uspokoić przy pomocy wymyślonych obrazów, w których centrum był blondyn. Zawsze czuł ogromne poczucie winny, ale to było jedyne co na niego działało i tylko tak mógł się wyładować, a następnie uspokoić i zapanować nad swoim zapłonem.
  Jego delikatne dłonie, szczupłe palce, blada skóra, która tak uroczo się rumieniła przy najdrobniejszych zaczepach. A najgorsze były te jego usta - najprawdziwszy, najsłodszy zakazany owoc. Zagryzł kłem dolną wargę, prawie ją przegryzając, aby stłumić niepożądane dźwięki. Skończył z cięższym sapnięciem, w końcu pozwalając sobie na swobodny nabranie powietrza do płuc. Nie świadomie wstrzymał je, kiedy się uciszał, ale dzięki temu znacznie spadła jego energia. Przemoczone do najmniejszego pióra skrzydła przylepiły się do jego nagiej skóry, ale już nie były nawet gorące. Wręcz zimne, ale nie wiedział, czy to przez tak długi prysznic, czy może przekroczył swój limit w wodzie. Ale nie to było ważne. Powoli wracała do niego jasność umysłu i jeszcze większe poczucie winny niż na początku. Przecież gdyby go Cody usłyszał, na pewno byłby zniesmaczony. Nie. To mało powiedziane. Byłby obrzydzony jego zachowaniem...
  Skrzywił się na samą myśl. Od razu odechciewało mu się wszystkiego na samo wyobrażenie zawiedzionej, cyz też przestraszonej miny blondyna. Czy na pewno dobrze robił, próbując wyznać mu swoje uczucia? Chciał i to bardzo, aby wiedział co czuje, bo w końcu go rozniesie od tłumienia swoich uczuć, ale zarazem naturalnie bał się zniszczenia ich przyjaźni.
- Jeszcze trochę i kompletnie zeświruję. - Westchnął zakręcając kurek po ogarnięciu się. I już miał wychodzić, gdyby niewielki napis z wody, który głosił "przepraszam". Zamrugał kilkakrotnie i momentalnie zamarł. Słyszał go? A może wszedł w trakcie do łazienki? Nie, to nie było możliwe, więc dlaczego przepraszał? Miał za co? Dopiero co się ochłodził, a już czuł jak gotuje mu się mózg.

  Wymęczony porankiem, ognistowłosy musiał nieźle się postarać aby nie przysnąć podczas monologu opiekuna ich grupy. Na całe szczęście przy pomocy znudzonej Cyklopki udało mu się utrzymać wśród żywych, a nawet pożartować na temat dziwacznych obrazów, za co oczywiście zostali skarceni. No i dzięki temu wcale nie trwał to tak długo i szybko przeszli do znacznie bardziej interesujących atrakcji. Azra normalnie nie pogardziłby basenami i zjeżdżalniami, ale raz że tego dnia miał już dość wody, a dwa Cody, no i większa część ich paczki chciała czegoś co dostarczy im większych wrażeń.
  Pierwszy na liście był dom strachów, co przyjął z jeszcze większą radością, kiedy to znalazł się w wagonie z wróżkiem. Każda jego urocza reakcja była lekiem dla jego umęczonej duszy. To jak płoszyły go nawet najtandetniejsze potworki, czy też najgorsi aktorzy. Azre, jak i resztę bardziej bawiły wymyślne stwory, ale kiedy w końcu jego przyjaciel znalazł się na jego kolanach - wiedział, że to już było dla niego za dużo. Nie potrafił powstrzymać napadów śmiechu, ale za to okrył go jednym ze swoich skrzydeł, dodając mu w taki sposób otuchy w postaci bariery ochronnej.
- Gaia masz wodę?! Chciałbym zobaczyć rybę na rollercoasterze! - Parsknął pół żartem, pół serio. Widok z pewnością byłby epicki, temu nikt nie mógł zaprzeczyć.
  Zjazd odbył się już bez większych niespodzianek, które mogłyby przyprawić Codyego o zawał. A przynajmniej tak mogło mu się wydawać, bo jeden z paskudniejszych jumpscare'ów, Azra zasłonił przed nim skrzydłem, udając że wypchnął mu je podmuch wiatru. Ale piórami nie oberwał tylko aktor atrakcji, ale też siedzący za nim Rekin. Zdecydowanie nie mógł sobie odmówić tej zaczepki, choć cena jaką przyszło mu za nią zapłacić była koszmarnie wysoka. Kiedy już zbliżali się do wagonów najwyższej kolejki, Szarpi w mgnieniu oka złapał blondyna pod ramię i zajął z nim pierwsze miejsca, zaraz posyłając uśmiech triumfu feniksowi.
- Mam ochotę na pieczoną rekiniznę. - Wymamrotał pod nosem, kiedy zasiadał przy magu.
- Lepiej nie, jeszcze cię brzuch rozboli. - Skomentował jasnowłosy z rozwagą, jak i lekko zamyślony. To nawet ruszyło samego wspomnianego rekina.
- Dlaczego to zabrzmiało jak obelga?! - Warknął, ale odpowiedzi nie otrzymał, bo sekundę później kolejka wyrwała się do przodu.
  Tak jak zawsze zaczynało się powoli. Wręcz ślimaczym tempem wyłonili się z budki, po czym tory skierowały się lekkim kątem ku niebu. Taka jazda była przyjemna, równie jak i widoki stolicy, które w diabelskim młynie wydałyby się zbyt nudne. A tak, bez osłony szyb, ze świeżym powietrzem targającym włosami i skrzydłami, dochodziło doskonale znajome Azrze uczucie wolności. Oh jak żałował, że dla skrzydlatych ze względu na bezpieczeństwo, na kolejce obowiązywał kategoryczny zakaz rozkładania skrzydeł.
  W końcu wspięli się na sam szczyt, gdzie to zatrzymali się i to właśnie wtedy jeden członek ich grupy, poczuł jak zimny pot zlewa mu plecy.
- Hehee...he... eeZepsuło się? - Zaśmiał się, jakby to miało ukoić jego nerwy, ale tylko bardziej go nakręciło.
- Rybcia źle się czuje wyjęta w wody? - Nachylił się między blondyna, a Szarpiego, szczerząc się diabolicznie do tego drugiego. - Spokojnie, zaraz zanurkujemy specjalnie dla Pana. - Dodał udając niewiniątko i zerknął na blondyna, aby zaraz wyciągnąć rękę i rozczochrać jego czuprynę. - Nie bójta żaby, nawet jak wypadniecie, to po was polecę. Jak będzie mi się chciało.
  Po ostatnich słowach skrzydlatego, kolejka ponownie ruszyła. I znowu powoli, ale tylko do krawędzi, którą jak tylko przekroczyła połowa wagonów, runęła w dół w zawrotną prędkością. To był jedyny element jaki sprawił, że Azra się dobrze bawił. Cała reszta trasy nie odbiegała od tego co było dla niego codziennością. Korkociągi, trzy lupy, zawrotne skręty, a nawet zawiśnięcie do góry nogami, czy jazda tyłem. Wszystko to zdążył opanować jeszcze zanim nauczył się chodzić. Żałował tylko, że nie mógł się tym w pełni podzielić z wróżkiem którego dręczyła choroba lokomocyjna. O dziwo na kolejce nic mu nie było, przez co poczuł drobne ukłucie zazdrości. I czy dla jego błędnika był bliższy do pojazdu niż ta kolejka? Jakoś nigdy do końca nie potrafił zrozumieć tej przypadłości do końca.
  Pod koniec jazdy każdy kto siedział na przodzie, kompletnie ogłuchnął od niezwykle męskiego pisku Szarpiego, który mógłby podkładać pod małą dziewczynkę żywcem obieraną ze skóry w niskobudżetowym horrorze. Wszyscy zarządzili drobną przerwę, na odzyskanie słuchu, jak i głosów po okrzykach radości. Ale nie Feniks, który był troszkę znudzony, a przecież jeszcze miał się odegrać na rekinie. A kiedy była na to lepsza pora, jak teraz gdy ledwo co nie zmoczył portek? Szybko rozejrzał się dookoła i wyszczerzył z błyskiem w oku, jak tylko jego oczy padły na znajomą atrakcję wirujących beczek.
  Podszedł do szarowłosego, zarzucając na niego ramię i przyciągnął go do siebie tak, aby dobrze go słyszał bez darcia się.
- Który pierwszy puści pawia nie zbliża się do Codyego na ognisku? - Zaproponował z lisim uśmieszkiem wpełzającym na wargi.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {30/05/23, 07:58 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

   Nigdy nie rozumiał ciągłej rywalizacji o jego uwagę między rekinem a feniksem, co było doskonale widać, gdy w ułamkach sekundy po zejściu z wagonika, został zaciągnięty przez tego pierwszego. Obydwu traktował jako przyjaciół i starał się im poświęcać tyle samo czasu. Wiedział też, że nie pałają do siebie ogromną sympatią i tylko trzymali się obok siebie ze względu na trytona, ale ten wierzył, że w razie czego byliby w stanie wyciągnąć do siebie pomocną dłoń. Tak samo on resztę grupy traktował tylko jako znajomych, którzy przyjaźnili się z jego przyjacielem. Ale razem wszyscy stanowili dosyć udaną paczkę, przy której potrafił się roześmiać, co zrobił, gdy wywiązała się dyskusja o rekiniźnie.
   Wtedy ich kolejka zaczęła wjeżdżać na najwyższy punkt w całym parku, skąd przez krótką chwilę mogli zachwycać się widokami. Tak też zrobił blondyn przyglądając się spiczastemu dachowi katedry, z którego niedawno uciekali. Potem przeniósł błękitne tęczówki na pałac, faktycznie widoczny z każdego zakątka stolicy, nawet jeśli teraz znajdowali się na drugim jej końcu.
   Wywrócił oczami, teatralnie wzdychając na przytyk czerwonowłosego. Znów sobie dokuczali, niczym banda dzieciaków.
   Nawet nie zdążył zapytać szarowłosego, czy wszystko w porządku, bo kolejka nagle ruszyła, wbijając wszystkich ostro w siedzenia. Zebrany wiatr rozwiał ich włosy i gdy pokonywali kolejne wzniesienie, dłoń rekina złapała tę trytona, w pewnej chwili mocno ją ściskając, nawet za mocno, ale Cody nie miał serca ją odtrącić. Miał więcej serca niż dwójka przyjaciół, nawet jeśli oboje niedawno śmieli się z jego w domu strachu.
   W każdym razie oprócz tego szczegółu, bawił się świetnie, wydając radosne okrzyki czy podnosząc wolną rękę do góry. Czasami lubił poczuć nutę adrenalinę. Trwało to prawie do samego końca, gdzie jego żołądek już dawał o sobie znać, przypominając, że cierpi na chorobę lokomocyjną. To był odwieczny problem jego życia, gdzie jazda w pojazdach bez tabletek kończyła się wymiotami na wielokrotnych postojach. Zawsze to przypominało mu o cienkiej granicy między stworzeniami morskimi, a osobami bezwzględnie należącymi do lądu. Tylko o dziwo Szarpi nie miał takich problemów.
   - Dajcie sobie spokój, bo oboje będziecie wymiotować. Mogę siedzieć obok was obydwu – skomentował, ale nie łudził się, że jego słowa przerwą tą głupią rywalizację między nimi. Zamiast tego widział ostre, zmotywowane spojrzenie rekina.
   - Umowa stoi – powiedział i skierował się w stronę atrackji. I zrobili to tylko oni, bo reszta grupy usiadła na ławce obok, kręcąc głowami. Nawet Dagna odpuścił sobie beczki, mimo że od kilku dni starał się nie opuszczać rekina na krok.
   - Jak będą wpadać na takie głupie pomysły, to jeszcze pomyślę, że oboje są we mnie zakochani – powiedział blondyn, co wywołało gwałtowny, udawany śmiech Gaii.
   - Eee, to ja skoczę po lody dla nas – odparła i jakby się paliło wstała, poprawiając słomiany kapelusz na głowię.
   W oczekiwaniu na dziewczynę wszyscy przyglądali się atrakcji, która zdecydowanie nie wydawała się fajna dla nikogo tutaj zebranego, zwłaszcza, kiedy beczki zaczęły się kręcić wokół własnej osi i przyśpieszać. Przez chwilę Cody miał wrażenie, że zaczęło go mdlić od samego patrzenia, dlatego odwrócił spojrzenie na powracającą dziewczynę z kulkami lodowymi, schowanymi w papierowe kuleczki.
   - Kupiłam wszystkim wegańskie, jesteś dumny? - zagaiła z szerokim uśmiechem i rozdała kubeczki.
   - Nooo – Uśmiechnął się. - Dzięki – dodał zatapiając łyżeczkę w zielono-żółtych kuleczkach z błyszczącymi oczami. Zrobiło mu się miło, że jego agitacja nie szła całkiem w las i czasami jego znajomi byli w stanie zrezygnować z tradycyjnych składników na rzecz roślinnych. A lodowe kuleczki okazały się być przepyszne. Przede wszystkim zimne i przyjemnie kwaśne z nutą słodyczy.
    [ii]- Nie dodasz do nich alg? -[/i] zauważył Dagna i zaśmiał się głośno, co zrobiła reszta.
     - O, zapomniałem – odparł, całkiem poważnie, grzebiąc w bawełnianej torbie w poszukiwaniu paczuszki. - Potrzymasz? - rzucił nagle, wciskając kubeczek Gaii, kiedy dostrzegł dwójkę ich chłopców wychodzących z beczek. I wyglądali oni okropnie – obydwaj bladzi, trzymający się za brzuchy i ledwo stojący o własnych siłach. Wcześniejsze zawirowania na rollercoasterze, zdecydowanie nie zrobiło im lepiej.
     Już miał doskakiwać do wymiotującego rekina na trawie, tuż obok kasy do atrakcji, ale wyprzedził go Dagna. Wtedy mógł poświęcić uwagę na mniej poszkodowaną osobę, ale wciąż go potrzebującą. Otoczył ramieniem talię Azry i poprowadził go szybkim krokiem do najbliższego śmietnika, tam odgarniając wszystkie zagubione ogniste kosmyki z jego twarzy i zbierając ją w długą kitkę.
    - Mówiłem, że tak to się skończy – powiedział, wolną ręką głaszcząc go po plecach. Próbował w ten sposób uspokoić jego drżące ciało od konwulsji. Jednocześnie sam był zmartwiony widokiem wymiotującego feniksa, zwłaszcza, gdy tak się trząsł pod jego dotykiem. - Już troszkę lepiej? - Wyjął chusteczkę i zaczął ścierać strużki gęstej śliny z ust swojego przyjaciela, a także ewentualne resztki. - Masz, weź kilka łyków – dodał, podając mu butelkę z niegazowaną wodą.
**
    Kolejny dzień wycieczki zakończył się obiecanym ogniskiem niedaleko hotelu. Tam tryton zajął się przygotowaniem jedzenie dla siebie i dla feniksa, podczas gdy ich nauczyciel zaczynał nastrajać gitarę.
    Podpiekł kilka kiełbasek do złoto-brązowego koloru na specjalnym szpikulcu, a na talerz powędrowała także porcja ketchupu, kilka kromek podpieczonego chleba, jak i sałatka ze świeżych warzyw w sosie musztardowym, którą ówcześnie zajmowały się dziewczyny z ich klasy.
     Kierując się do wygranego wyzwania, podrzucił jeszcze na talerz Szarpiego dwie kiełbaski, mimo swojej obietnicy, że go nie poczęstuję, ale najwidoczniej miał zbyt miękkie serce. Zwłaszcza, jak ten z szerokim uśmiechem wgryzł się od razu w jedną, drugą częstując Dagne. Było to oczywiste, że z nim zasiądzie na kłodzie drewna i już po chwili demon śmiało oparł głowę o ramię rekina.
     Wraz z Azrą, Cody usiadł na dalszych kłodach, nie chcąc doprowadzić feniksa do roztopienia się pod wpływem rozgrzewających płomieni, które były bardziej wyczuwalne bliżej ogniska. W zamian za to zadowolił się ogrzewającymi go skrzydłami. Na to mógł zawsze liczyć.
    I zaraz znowu uznał, że była to romantyczna chwila. Z roślinnymi kiełbaskami na talerzu, ze słyszanymi w oddali odgłosami świetlików i miłym odgłosem dla ucha strzelającego drewna. Dlatego uśmiechnął się, zwłaszcza widząc odbijające się płomienie w czerwonych tęczówkach.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {08/06/23, 10:40 pm}

Azra Adler

  Oczywiście na odpowiedź swojego rywala nie musiał wcale długo czekać. Owszem Szarpi był przyjacielem Codyego, ale według Azry był zdecydowanie zbyt nadopiekuńczy. A szczególnie kiedy czerwonowłosy miał spędzić z nim czas sam na sam. Jasne, nie był niewiniątkiem, a jego uczucia były dla innych pewnie oczywiste, ale przecież nie zamierzał go skrzywdzić. Wręcz przeciwnie, chciał przejąć rolę przyjaciela, który za wyręczenie powinien być mu dozgonnie wdzięczny. Azra przecież nie pozwoliłby aby blondynowi spadł choćby włos z głowy.
  Atrakcja przeznaczona była bardziej dla mniejszych osobników, jako delikatna karuzela, na którą mogli wsiąść bez obaw z rodzicami, którzy to zarządzali intensywnością obrotów. Ot prosty zabieg, po którym każdy chodził jakby był pijany w trzy dupy. Tylko nikt nie pomyślał o nałożeniu limitu na taką atrakcję, nie spodziewając się, że wsiądzie na nią dwóch przygłupów rządnych zaciekłej rywalizacji. Już na starcie zdołali się mocno rozpędzić, a każdy dodawany kolejno przez chłopaków obrót napędzał ich coraz bardziej. Azra naturalnie siedział niewzruszony, w końcu było to coś do czego przywykł wykonując od małego przeróżne piruety i korkociągi na zastraszających wysokościach. Był pewien, że wodne stworzenie nie zniesie takich obciążeń na sucho, ale szarowłosy dzielnie dotrzymywał mu kroku. Dlatego też zdecydował się podejść do tego całkowicie poważnie i na całego wznawiając obracanie talerzem napędzającym.
  Pod koniec jazdy już nawet sam ognistowłosy nie wiedział co się dzieje. Kiedy wychodzili, jakaś matka z dzieckiem opierdzieliła ich za dawanie złego przykładu, ale żaden się nią specjalnie nie przejął. Świat wirował, pomimo twardego gruntu pod nogami. Tak jak obraz rekina klęczącego na trawie z którego pyszczka wydobywała się przepiękna tęcza.
- Wygrałem! - Parsknął uderzając pięścią w górę, po czym zatoczył się niebezpiecznie, ale w porę przytrzymało go znajome szczupłe ramię. Od razu chciał mu się pochwalić swoją wygraną, ale wtedy też odezwał się jego żołądek. Na szczęście dzięki blondynowi uniknął zabrudzania trawnika i swoim śniadaniem nakarmił śmietnik. Wymiotowanie nigdy nie było przyjemne, ani łatwe, ale z takim wsparciem mógłby i rzygać całymi dniami. To niesamowite jak nawet w takich chwilach, potrafił myśleć o tym jak uroczy był Cody, kiedy się nim tak zajmował ze zmartwioną minką.
- Teraz już tak. Zdrów jak ryba, aż chyba jeszcze raz się przejadę. - Wyszczerzył się, ale samo wspomnienie beczki, wywołało u niego odruch wymiotny, dlatego postanowił dać sobie spokój z tym pomysłem. - Dziękuję. - Westchnął upijając niewielkiego łyka, aby ponownie nie wylądować z głową w koszu. Kolejnym plusem tej sytuacji, była możliwość wsparcia czoła na ramieniu wróżka pod pretekstem najbliższego wsparcia. Może i było to głupie, ale było warto, oj było.

   Wycieczka powoli zaczynała zbliżać się do końca, ale oczywiście jak każda musiała zostać zakończona wielkim ogniskiem. Azra jako Feniks nie posiadał się z radości na myśl o własnym żywiole, który ze względów bezpieczeństwa był mocno ograniczany. Ale podczas takich imprez, mógł swobodnie pożerać wysuszone drewno, uwalniając jego charakterystyczny zapach. Naturalnie jego zadaniem było dbanie o ogień i odpowiednią temperaturę, podczas czego nie zawahał się odrobinę podładować. On nie musiał obawiać się o poparzenia, tego też doglądał drewno bez obaw, a przy okazji bawił się młodymi płomieniami, które smyrały jego skórę. Uczucie było podobne do tego, które towarzyszyło mu podczas drzemek w kominku, co pozwalało im nasycić się ogniem. Najmłodsze osobniki w pierwszych miesiącach swojego życia nie potrzebowały żadnego innego jedzenia, prócz płomieni, które również zapewniały prawidłowy rozwój płomienia otaczającego ich serca. Chęć wskoczenia w ognisko była bardzo kusząca, ale niestety jego ubrania nie były na niego odporne. A parowanie w stroju Adama przed klasą, nie było dobrym pomysłem. No i nie mógł też za bardzo się przegrzać, jeśli miał wysiedzieć z Codym na jednej z kłód, którą mógłby zamienić w kolejne ognisko.
  Jak tylko chłopak do niego dołączył, powitał go z szerokim uśmiechem.
- Łapówka przyjęta, przyjmę oko na dokarmianie rybek. - Zażartował, bo oczywiście nie zamierzał mu zabronić kontaktu z przyjacielem. Chciał mieć tylko zarezerwowane miejsce przy nim. A z tego planu zadowolony był również Dagna, który też miał szarowłosego tylko dla siebie. Atmosfera była idealna na romantyczny wieczór, czy też wyzwanie.
- Cody, wiesz.... - Urwał.
  Był to chyba pierwszy raz, w którym się zawahał. Czy chciał ryzykować zepsuciem tej cudownej atmosfery swoją samolubnością? Tyle razy los mu przeszkadzał, możliwe że chciał mu dać znak, żeby się poddał. Gdyby to tylko było takie łatwe. Zirytowany roztargał swoje włosy, po czym sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął zakupione wcześniej breloczki.
- Mam coś dla ciebie. Trzymaj. - Z uśmiechem zawiesił w palcach przed twarzą chłopaka niewielki breloczek z połówką wesołego awokado. - Ja mam drugą. - Dodał zaraz pokazując pęk swoich kluczy, do których przyczepiona była druga część breloczka, tylko jego miała pestkę.
- Wiem, kompletnie niezwiązane z tematem, ale jakoś pomyślałem, że ci się pewnie spodobają... A jak nie to zwrotów nie przyjmuję. - Wytknął język wkładając breloczek do dłoni chłopaka, wpatrując się w jego lazurowe tęczówki, w których tańczyły złoto- czerwone płomienie ogniska. Gra świateł na skórze, i włosach dodawała mu niesamowitego uroku.
  Słowa same wypłynęły z jego ust.
- Cody, ja cię-!! - Ale i w tym przypadku los nie pozwolił mu dokończyć wyznania. Tym razem zamiast strażnika, była to dziewczyna z ich klasy, która potknęła się o coś zakopanego w piasku i wywróciła się na nich. Na całe szczęście nie niosła nic groźnego, a jedynie kubek wody, który wylądował w większości na blondynie.
- Bardzo was przepraszam chłopaki. - Powiedziała skruszona.- Zaraz przyniosę chusteczki i- - Azra od razu uniósł rękę.
- Nie trzeba, sam nas wysuszę. - Uśmiechnął się, ale nim mógł zaoferować to przyjacielowi, zjawił się spanikowany szarowłosy.
- Cody jesteś cały mokry! Choć, musimy cię szybko przebrać.. uyy bo się jeszcze nam przeziębisz. - Wróżek nie opierał się, wręcz w podobnej panice złapał za rękę Rekina i już kierowali się w stronę hotelu. Czerwonowłosy automatycznie chciał ruszyć za nimi, ale zdążył się tylko podnieść. - Azra, nie wrócimy pewnie już, weź jego rzeczy! - Polecił.
  Owszem było już późno, ale nie zdążyli przecież skończyć jeszcze swoich porcji kiełbasek. A co ważniejsze, ponownie została przerwana Azrze próba wyznania jego uczuć. Był na tyle mocno skołowany, że  niczego nie kwestionował. Jak mu zlecono, cofnął się po torbę Codyego, która była kompletnie pusta, bo służyła jedynie do przyniesienia kiełbasek na ognisko. Ale nie tracąc czasu, postanowił skupić się na dogonieniu chłopaków, którym z jakiegoś powodu bardzo się spieszyło.
  Na szczęście hotel był niedaleko, dzięki czemu w pewnej chwili miał chłopaków w zasięgu wzroku.
- Ej, zaczekajcie! - Jego zawołanie zdawało się wręcz sprawić, że kroki chłopaków przyspieszyły, szczególnie kiedy zniknęli za kolejnym rogiem. Azra potrząsnął głową. Albo mu się zdawało, albo widział jak za rogiem po nogach jego kolegów, za róg chowa się błękitna płetwa. Płetwa, która zdecydowanie nie należała do Rekina. Była zdecydowanie za długa i za delikatna, w porównaniu z twardymi i ostrymi zakończeniami ogona Szarpiego. Wyglądała niemalże jakby należała do... Nie. To nie możliwe. Może to jego wzrok płatał mu figle?
  Po dotarciu do skrętu, zatrzymał się i zmarszczył brwi. Nie było ani śladu po szarowłosłowym i blondynie.
- Cody? - Spytał, ale odpowiedziało mu jedynie echo własnego głosu.
  Zmieszany rozejrzał się za chłopakami jeszcze chwilę, po czym z braku lepszej opcji skierował się na piętro, na którym znajdowały się ich pokoje. Ale ten należący do Szarpiego, był zamknięty.
- Chyba jestem trochę zmęczony... - Wymamrotał sam do siebie, wchodząc do pokoju, który dzielił z Codym. Pusta torbę położył na łóżku chłopaka, a sam padł na swoje poduszki i rozciągnął skrzydła.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {24/06/23, 01:55 am}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

   Ulubione, roślinne kiełbaski wróżka wydawały się być idealnie przypieczone, dostając dodatkowy atut w postaci charakterystycznego zapachu i smaku dymu ogniskowego. Zajadał się swoją częścią, przegryzając je sałatkę, gdzie wyczuwał – na jego prośbę – sos musztardowy z cukrem, zamiast miodem. Nie zapominał także o chrupiącym chlebie, zostawiającym okruchy na całych swoich spodniach, teraz kompletnie nie przejmując się swoim wyglądem. Był po całym dniu głodny, a poza tym obok siedział jego czerwonowłosy przyjaciel, który od razu zwrócił swoim zachowaniem uwagę błękitnookiego. Czymś się stresował, martwił? Stąd ten nerwowy ruch z włosami?
    Już miał pytać, przełykając pośpiesznie ostatnie kęsy jędzenia, ale przed oczami pokazał mu się zielony przedmiot. To wywołało u chłopaka rozczulony uśmiech, kiedy w palcach obracał urocze awokado. Zwłaszcza, kiedy dotarło do niego, że dostał połówkę, idealnie pasującą do drugiej połowy. Aż na chwilę chwycił je obie w palcach, łącząc w jedność.
    - No jasne, że mi się podoba. Strasznie uroczy jest. Dziękuję– skomentował z jeszcze szerszym uśmiechem. - Wepniesz mi go w pokoju do kluczy? - zapytał. Jego akurat zostały w pokoju, bezpiecznie w plecaku, nie chcąc zgubić je w ferworze wrażeń wycieczki.
     Wtem kolejne słowa ze strony Azry – być może obietnica zapięcia breloczka do kluczy – zostały przerwane. Na ciało biednego trytona została wylana cała zawartość szklanki, rozbryzgując się na udach, brzuchu, a kilka kropel chłosnęło na bladą twarz. Zagubione kropelki pośpiesznie starł dłonią, nie chcąc, by na jego policzkach pojawiły się charakterystyczne łuski.
     Dla innych, tutaj zebranych, był to tylko zwykły wypadek, zwłaszcza mając pod ręką feniksa, który z łatwością zająłby się osuszeniem, ale w niebieskich tęczówkach malowała się już tylko panika i przerażenie.
     Wstał z kłody, jakby został oblany co najmniej kwasem, wtedy z drobną ulgą witając przed sobą nagle wyrastającego rekina. Od razu był mu wdzięczny za zaoferowanie pomocy, której niewątpliwie potrzebował, nawet jeśli wiązało się to z przewlekłym rzucaniem opiekuńczego oka przez drugiego przyjaciela.
     Nie czekając ani chwile dużej rzucili się szybkim krokiem do hotelu, zostawiając z bólem serca czerwonowłosego, ale już w głowie blondyna odpalił się tryb przetrwania, towarzyszący mu przez całe życie. Zaczęło się odliczanie, dyktowane przyśpieszoną akcją serca i ściskającym w żołądku uczuciem stresu.
     Głos chłopaka naturalnie sprawił, że dwójka przyśpieszyła, chowając się za losowym rogiem. W tym momencie blondyn stracił równowagę, wpadając w ramiona przygotowanego rekina, trzymającego go za suche miejsca. Nogi Cody'ego pokryły się drobnymi, białymi iskierkami, wspinającymi się aż do bioder i ukazując za sobą błyszczący, niebieski ogon.
     Płetwa chłopca wykazywała znaczące różnicę pomiędzy tą rekinią. Jej główna, dolna płetwa była co najmniej dwa razy większa, rozchylając się niczym płetwa welonki ku dołowi. Tam ukazywała swoje największe piękno – lekko prześwitujące falbany, na których niemalże można było dostrzec iskierki, a być może było to złudzenie optyczne.
    Wydawała się być ona delikatna, ale każdy, kto interesował się syrenami, wiedział, ze było to zdradliwe wrażenie. Na reszcie ogona również były widoczne welonkowe, już mniejsze płetwy.
     Ostatnie słyszalne słowa wypowiedziane przez Azre, ponownie sprawiły mu przykrość, co od razu pokazał, siedząc opartym o ścianę, ze spuszczoną głową, kiedy Szarpi ściągał białe, zwinięte ręczniki w rulon. Na ich szczęście trafili do schowka dla sprzątaczek, wypchanymi po brzegi prześcieradłami, ręcznikami czy kocami. W tak małym pomieszczeniu również ledwo się mieścili.
     Wyższy chłopak uklęknął przy nim, w końcu decydując się na siedzenie na podłodze. Suszenie ciała chłopaka mogło potrwać dłuższą chwilę, zwłaszcza, że musiało zostać one wysuszone do sucha – ani jedna kropelka nie mogła pozostać. Oboje zdawali sobie sprawę, że z pomocą Azry byłoby to o wiele krótsze.
     - Chcesz mu o tym kiedyś powiedzieć? - rzucił rekin, zajmując się ostrożnie płetwą przybranego wróżka.
     - Chciałbym... Ale wiesz, że to nie takie proste – powiedział ciszej, osuszając swój brzuch drugim ręcznikiem. Oboje wiedzieli, że nie było to proste. Szarpi jako rekin mógł powiedzieć o swojej rasie przecież każdemu. - Ty też byś się nie dowiedział, gdybyśmy się wtedy nie spotkali.
    - No wiem, aleee... bez tego leżałbyś właśnie na korytarzu w kałuży. Chyba los zesłał nam tamte spotkanie – Zaśmiał się, a zaraz i wróżek dołączył do niego. Bez tego być może tak bardzo by się nie przyjaźnili. W końcu wspólny sekret zbliżał do siebie. - W każdym razie chce powiedzieć, że cokolwiek postanowisz, to będę cię w tym wspierał.  
   - Ooo – powiedział rozczulony. - Ale myślałem, że go nie lubisz!
   - To nie tak, że go nie lubię. - Prychnął. - Czasami mnie denerwuje, nie będę kłamać. Ale Dagna go bardzo lubi, więc...
   - Więc nie masz wyjścia – dokończył za niego, chichocząc, już przyjacielsko podarowując mu kuksańce. - To co, całowaliście się jeszcze po butelce?
   - A żeby to było tylko raz – odpowiedział od razu z piekącymi policzkami.
    - I mówisz mi to dopiero teraz, w schowku na szczotki?!
   - N-nie było kiedy, no! - zająknął się. - Poza tym już jesteś prawie suchy – wymruczał.
   To oczywiście była nieprawda, a próba ucięcia tematu, ale Cody zrozumiał aluzję i już nie drążył. Ale w końcu, gdy do tego doszło i iskierki ponownie pokryły ogon chłopaka, zamieniając je, jak gdyby nigdy nic w nogi, pożegnali się krótkim przytulańcem, klepiąc się po plecach. Rozeszli się w swoje strony, do swoich pokoi.
   - Azra? Już jestem. Cały suchy. - Otworzył drzwi z lekkim uśmiechem i w bladym świetle księżyca, przez niezasłonięte rolety, ujrzał chłopaka rozwalonego na łóżku. To znowu wzbudziło poczucie winy u blondyna. Miał nadzieję, że jeszcze nie śpi.
   - Zmieszczę się jeszcze? - zagaił, uśmiechając się nieśmiało. I nie czekał wcale na odpowiedź, bo Cody od razu zakradł się na materac, wpełzając pod skrzydło chłopaka, wychylając poza nie tylko głowę. Te, nie dość, że było miękkie, to do tego ciepłe, a stąd dodatkowo czuł jeszcze pachnące włosy o zapachu brzoskwiń, wygrzewających się na letnim słońcu. Uwielbiał ten zapach, czasami wdychając ten zapach bardziej niż powinien. - Nie gniewasz się na mnie? - zapytał, zagryzając dolną wargę. Tego obawiał się najbardziej.
    Po chwili wyjął z tylnej kieszeni telefon, odpalając popularną platformę streamingową, szukając dla nich rozrywkę na resztę wieczoru.
   - Co powiesz na horror? - Uśmiechnął się. Propozycja oglądania filmu wiązała się z przewróceniem się na drugą stronę, w pozycję leżąco- siedzącej.
    Ułożył się wygodnie, znowu w objęciach czerwonowłosego. Zwłaszcza, było mu wygodnie, zostając opatulonym przez rozgrzane pióra i głowę opierając o ramię przyjaciela.
    Zaś dłoń z telefonem opierając o jego brzuch. Tylko wybranie horroru może nie było takie odpowiednie do tego, co przeżył dzisiaj w domu strachu.
Na ekranie, po napisach pojawiły się pierwsze kadry, ukazując na całe szczęście straszną postać. Na nieszczęście Cody'ego była to postać syreny, a przynajmniej tego, co miało ją przedstawiać, gdyż miała ona siną skórę, a także suche, matowe włosy. To co w niej miało przerażać było niewątpliwie długimi pazurami i długimi kłami. To wywołało natychmiast spięcie ciała chłopaka, a także grymas niezadowolenia. Naprawdę nawet w filmie musieli mu przypominać, jaką opinie mieli wszyscy o jego rasie?
    - O nie nie, tego nie oglądamy – mruknął bardziej do siebie niż do towarzysza, już szukając innej pozycji. Całe szczęście nie trwało to długo. Tutaj już się rozluźnił i postanowił spiąć ich dłonie w jedność – Azra oczywiście miał je trochę cieplejsze. - Możemy spać dzisiaj razem? Chyba sam nie zasnę, jeśli będzie taki straszny, jak o nim piszą.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {25/06/23, 08:48 pm}

Azra Adler

  Po raz kolejny przerwano mu próbę wyznania uczuć. Który to już był raz? Trzeci? A może jednak czwarty? I to na samej wycieczce, a przecież normalnie miał o wiele więcej zmarnowanych prób. Zaczynał poważnie zastanawiać się nad tym, że jakaś siła wyższa nie chce do tego dopuścić, albo co gorsza został przeklęty. Zmieszany objął ramionami poduszkę ulokowaną pod głową i przymknął powieki na troszkę przysypiając.
  Może niespełna godzinę później, wybudziło go skrzypnięcie drzwi, których zapomniał zamknąć. Dobrze wiedział kto był jego gościem, ale i tak szybko jego tożsamość potwierdził niepewny głos. Gdzie był przez ten cały czas? Dlaczego przed nimi uciekali w takiej panice? Czy domyślał się co chciał mu w tamtym momencie powiedzieć? Obawiając się odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań nie poruszył się nawet o milimetr. Wymówka ze spaniem była najlepszą opcją do ucieczki przed trudnym tematem.
   Ale Cody oczywiście miał inne zdanie. Już ugięcie łóżka go zaskoczyło, ale wtem poczuł jak drobna sylwetka chłopaka wkrada się pod jedno z jego skrzydeł. No jak on mógł mu to robić? On tu się stara z całych sił, a ten musi robić coś tak zabójczo uroczego. Szczególnie kiedy tak się wyłonił spod krwistoczerwonych piór. Miał ogromną ochotę go w tamtej chwili pocałować, ale nie mógł. Nadął więc policzki, napełniając je powietrzem i ściągnął nisko brwi w gniewnym wyrazie.
- Poddaję się. - Westchnął w końcu. - Na ciebie nie idzie się gniewać. Ale to nie oznacza, że nie jestem smutny, że mnie tak rzuciłeś dla Szarpiego. - Teatralnie złapał się za serce, ale zaraz tą samą ręką odchylił dolną wargę wróżka. Chciał tylko, żeby nie robił sobie przypadkiem krzywdy, ale jednocześnie uświadomił sobie, że trochę za bardzo się spoufala. Czując jak jego kark zalewa fala ciepła, przerzucił rękę na jego złote kosmyki, które wrednie rozczochrał. - Nie gryź się. Na serio serio nie jestem zły. - Dodał i zaciekawiony zerknął na ekran telefonu.
- Oooo mówisz, że dasz radę obejrzeć jakiś do końca? - Uniósł lewą brew zaintrygowany. Przecież to blondyn zwykle był przeciwny oglądaniu takich rzeczy, ale nie znaczyło to, że miał coś przeciwko. Tak naprawdę bardzo lubił widywać z nim filmy grozy, bo często w takich przypadkach mógł posłużyć blondynowi skrzydłem do ukrycia się.
  Na zmianę pozycji nie był chętny, bo bardzo wygodnie leżał, ale faktycznie nie oglądałoby się w niej dobrze. No i pewnie rano opłakiwałby swój biedny kark. Dlatego też przewrócił się na plecy, uważając na skrzydła i podsunął wszystkie poduszki aby pełniły funkcję ich lekkiego podparcia. Brakowało jeszcze tylko jakiegoś trzymadła na telefon, ale musiała im wystarczyć drobna ręka wróżka, która wsparła się na jego brzuchu. Na chwilę Azra przymknął powieki, przywołując wszelkie modły na zachowanie spokoju, ale i tak jego skrzydła znowu trochę się rozgrzały.
- Sorry, nie jest za ciepło? Trochę się za bardzo rozgrzałem na ognisku. - Zaśmiał się używając standardowej dla siebie wymówki o wchłanianiu ognia, któremu nie był wstanie się oprzeć. - Aż tak się ich boisz? Teraz to nic więcej jak straszak na niegrzeczne dzieciaki. Atiyah zawsze straszy Volosa żeby przypadkiem się nie zgasił, bo ten jak zwykle zapomina się, kiedy robi wodną beczkę. Eh, chyba nie powinienem go tego uczyć. - Skrzywił się lekko, ale zaraz ponownie się spiął. Cody przechodził tego wieczora samego siebie, a jeszcze splótł razem ich wolne dłonie. To były istne tortury dla biednego feniksa, który z całych sił starał się niczego nie dać po sobie znać. Ale oczywiście na rumieniec parzący jego policzki nic nie mógł poradzić. Zamierzał go tylko podpiąć pod wcześniejszą wymówkę gdyby tylko Cody je zauważył, co całe szczęście trochę uniemożliwia ich pozycja, jak i brak oświetlenia.
- Już wymiękasz? Przecież to tylko zwiastun ledwo był. - Wyszczerzył się rozczulony. - Ale wiesz że nie mam nic przeciwko. Pierwsza noc już za nami. - Zachichotał wytykając język. Głupimi tekstami próbował odwrócić uwagę chłopaka, choć zarazem wypuszczał swoje faktyczne myśli biegnące tylko jednym torem, jak na tragicznie zakochanego nastolatka przystało.
  Zafascynowaniem przyglądał się wodnym potworom, które niegdyś siały spustoszenie na morzu. Odcinały lądowe stworzenia nawet od wody pitnej, a przez to i ich szaleńczo niebezpieczne moce doprowadziły do masowych wyginięć ras bardziej polegających na wodzie. Ale jedno trzeba było im przyznać. Ich ogony były przepiękne. Góra przyprawiała do natychmiastowy zawał swoją brzydotą i potwornością, jednak ich ogony zawsze były tak piękne i eleganckie. Niespotykane kolory łusek oraz płetwy boczne ozdabiające całość ogona. Aż ten Azry nieświadomie zaczął uderzać delikatnie o nogę przyjaciela.
  Widok płetwy syreny ponownie przypomniał mu o ich rybim przyjacielu.
- A tak w ogóle to co z Szarakiem? Widziałem jak mu ogon wywaliło. No przecież wcale nie wziąłbym od niego jakiejś fortuny za to wysuszenie. To nie pierwszy raz jak nie panuje nad swoją przemianą. Naprawdę powinien zapisać się na jakieś treningi dla rybowatych. A jak już o płetwie mowa, to nic sobie w nią nie zrobił? Nie wyglądała za dobrze. Była jakaś taka... delikatna i dziwnie niebieska? Skubaniec złapał coś dziwnego? Chyba powinien to lecieć sprawdzić jak tylko wrócimy. - Kiedy skończył swój monolog, Cody wreszcie zdecydował się na film o demonach i opętaniu bogu winnej rodziny, która przyjechała na wakacje do domku postawionego w samym środku lasu. Bardzo mądry wybór.
  Początek był typowo o relacjach międzyludzkich. Przedstawiono rodzinę jako bardzo kochającą się, choć rodzice byli z jakiegoś powodu na skraju rozwodu. A teściowa wciskająca się każdego dnia w ich życie tylko pogarszała sytuację. Dlatego wyjechali na odludzie tylko z trzema dzieciakami i dwoma psami. Film pokazywał jak się wypakowują, zwiedzają nowy dom i okolicę, aż w końcu po burzy natrafiają na zwalone drzewo, które z korzeniami wyrwało sporą część podłoża, ukazując tym samym ukryte podziemne korytarze. Rodzina mądrze postąpiła nie wchodząc do nich, ale ich psy zaczęły warczeć i rzuciły się do nich w pogoni za czymś niewidocznym dla ludzi. Ojciec był zmuszony po nie zejść, a wtedy odkrył resztę korytarzy, jak i zdziczałego człowieka, mamroczącego coś o demonach i o tym, że dom był przeklęty. Po tym etapie było już tylko gorzej. Ruszające się przedmioty, opętane dziecko, które pod koniec kompletnie zostało przejęte przez demona i zaczęło na kreatywne sposoby mordować członków swojej rodziny. Całe szczęście demonowi bardzo do gustu przypadły psy i oszczędził ich życia.
  Na koniec została już tylko Matka dziecka. Nawet Azrę zaczynał wtedy w końcu brać strach, a Cody tylko cudem jeszcze się trzymał. Naturalnie opatulony był obydwoma skrzydłami. Jedno grzało jego drżące plecy, a drugie służyło jako maskotka oraz zasłonka do cięższych scen. Feniks był wniebowzięty, bo każda jego urocza reakcja wywodziła go na coraz to wyższy stopień cukrzycy, do tej pory nie zarejestrowany przez lekarzy świata.
  Niestety rozproszony przez urodę wystraszonego chłopaka, kompletnie się rozproszył, przez co kolejna scena zaatakowała go z zaskoczenia. Tym bardziej, kiedy huk nie dobiegł jedynie z małych głośniczków, a również z ich brutalnie otwartych drzwi. W progu stanęła szczupła sylwetka, na którą padające zepsute światło korytarza, rzucało cień. Widzieli jedynie jego ostre jak brzytwa kły i kompletnie stracili nad sobą panowanie, wydzierając się w niebogłosy.
  Nawet ich oprawca sam zareagował krzykiem, zaskoczony, jak i przerażony ich reakcją.
- Cicho świrusy! Cisza nocna jest!! - Wydarł się, a Cody naturalnie wskoczył na Azrę jak spłoszony kociak. - Powaliło was... - Wydyszał trzymając się za serce i rzucił na łóżko blondyna bluzę, którą najwidoczniej chłopak zapomniał. - Idzie wy lepiej spać. Jutro wstajemy wcześnie. - Dodał zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.
  Przesiedzieli dobre pięć minut wtuleni w siebie, próbując uspokoić swoje rozszalałe oddechy, jak i biedne serca, które niemal wyskoczyły im z gardeł. Azra nawet nie podejrzewał samego siebie, że potrafi tak się wydrzeć. Totalnie spanikował i to jeszcze przed miłością swojego życia. Odkaszlnął przywołując się do porządku i pogłaskał roztrzęsionego chłopaka po głowie z lekkim rozczuleniem. Nawet kiedy umierał ze strachu był absolutnie uroczy.
- Cody? Żyjesz mi tam? - Zaczął śmiejąc się dla rozluźnienia i ciaśniej otulił go skrzydłami, zamykając go niemalże jak w kokonie. - Chyba koniec maratonów na dzisiaj, co? - Westchnął wspierając brodę na jego drobnym ramieniu. - Puścisz mnie? Pójdę zapalić światło, bo coś czuję, że bez niego dzisiaj nie zmrużymy oka. - W odpowiedzi od razu dostał paniczne kręcenie głową na boki, co ponownie wywołało u niego ciepły śmiech. - Okay nie puszczę cię. Nie puszczę, ale trzymaj się mocno. No to hop! - Wraz z ostatnim słowem wstał razem z chłopakiem i trzymając go mocno, przespacerował się do włącznika, który uruchomił ramieniem. W jednej chwili ponure pomieszczenie zostało rozjaśnione, ukazując swój przeciętny wygląd. To niesamowite, jak ciemność potrafiła pobudzić ich wyobraźnię i o mały włos nie doprowadziła ich do zawału.
- Teraz nie ma bata. Śpimy razem, czy ci się podoba, czy nie, bo nawet ja sam nie zasnę. - Westchnął podchodząc do swojego łóżka nad którym nachylił się tak, aby to najpierw chłopak opadł na materac, a po nim on, ułożony obok. - Dobrze się czujesz? - Zapytał trochę zmartwiony.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {25/07/23, 08:21 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

  Kamień z serca od razu spadł syrence po dowiedzeniu się, że finalnie jego przyjaciel nie był na niego obrażony, a taki być powinien. Zostawił go bez słowa, jeszcze uciekając, gdy tylko usłyszał jego głos, a ten mimo wszystko od razu mu wybaczył, jeszcze pozwalając mu się do niego przytulać. Jak mógł nie traktować go tak jak brata? Jedynie, co był smutny, ale zamierzał poprawić mu humor.
  - Przynajmniej spróbuje! - zaśmiał się krótko, poprawiając się lekko. To prawda, że był ostatnią osobą z ich znajomych chętnych na taki gatunek filmu. Zawsze wolał głosować za oglądaniu jakiś przyjemnych bajek, filmów familijnych czy akcji, ale chciał tym razem wpasować się w gusta czerwonowłosego. Był mu to niejako winien. No i wiedział, że tak przytulony z nim, będzie się mniej bał. A kilka czerwonych kosmyków włosów chłopaka już spoczęły na policzku chłopaka, ale ten zdawał się tym nie przejmować.
   - Nigdy nie wiesz, co czai się w tych głębinach, co nie? - odpowiedział, ale wyraźnie poczuł się niekomfortowo, chociaż starał się to ukryć. Czasami musiał udawać, że myśli tak jak wszyscy, a nie że zna inną wersję historii.
   Zaś na zgodę wspólnego ciała uśmiechnął się rozczulony. Z taką wizją na spokojnie mogli oglądać nawet top dziesięć najstraszniejszych filmów. Wiedział, że przy nim żadne potwory go nie zjedzą czy nagle nie zostanie odkryty przez złe siły, gdyż całą noc zamierzał przespać pod skrzydłem przyjaciela, tylko przykrywając nogi kołdrą.
   - Tak, byłeś wspaniały w te... klocki – odparł rozbawiony dwuznacznością przyjaciela.  - C-co? - wyjąkał prawie, nagle otrzymując taki temat na twarz. Od razu to jemu zrobiło się gorąco, kiedy mózg próbował gorączkowo wymyślić wymówkę i żeby brzmiała ona poważnie i wiarygodnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że Azra zdążył zobaczyć w korytarzu jego ogon. Całe szczęście nic nie podejrzewał, twierdząc, że to może jakaś choroba ze strony rekina. Co on by zrobił, gdyby wtedy nie było obok Szarpiego?! Sam fakt, że chłopak nie powiązał takiej odmiennej płetwy z płetwami syren był zadziwiający, ale Cody na pewno nie zamierzał mu tłumaczyć.  - T-tak. Przypilnuje go, jak tylko wrócimy do domu... Musiał mnie wtedy dotknąć, jak jeszcze byłem mokry i tak się stało. - Odchrząknął, teraz sam chowając zaczerwione policzki w koszulkę chłopaka. Serce biło mu jak oszalałe, że miał wrażenie, że jego towarzysz zaraz je usłyszy. A horror nawet się dobrze nie zaczął!
   W końcu mógł skupić się na horrorze, cały czas próbując się uspokoić, że przecież nic takiego się nie stało, że już zawsze będzie miał tego typu problemy i będzie musiał sobie z nimi radzić. Finalnie, w pewnym momencie wkręcił się całkowicie w fabułe, będąc ciekawym losów bohaterów, a szczególnie psa. Były momenty, w których zaciskał mocniej dłoń na ręce Azry, szukając u niego cienia porozumienia i wsparcia, a kiedy w końcu coś wyskakiwało na ekran, lekko podskakiwał, czasami coś piszcząc. A drugie ze skrzydeł chłopaka wolną ręką gładził, miział, czy podnosił, by schować pół twarz na najgorszych momentach. Służyło mu dosłownie jak jakaś maskotka, co ściska w strachu. Czerwonowłosemu nawet takie molestowanie jego piór, które mógł przypadkowo wyrwać, nie przeszkadzał.
    Prawdziwe jednak przerażenie nastąpiło, gdy nagle na ścianie pojawił się niezidentyfikowany cień. Mózg Cody'ego już naturalnie nie nadążał i naturalnie od razu wydarł się wniebogłosy, niemalże natychmiast wskakując już cały na Azre, tym samym trzęsąc się jak zmarznięta Chihuahua. A przez ten nagły ruch, musiało coś przeskoczyć w jego biednym karku, który próbował sobie rozmasować.
    - Nie bardzo – mruknął cicho, nie zamierzając nawet wychylić głowy z piersi chłopaka. Tak mu było najlepiej. Na jego kolejne słowa naturalnie zaczął szybko zaprzeczać. Mowy nie było, że po takim strachu zostałby nawet na kilka sekund sam w łóżku, zwłaszcza w takich ciemnościach. Dlatego z ulgą przyjął propozycje czerwonowłosego, po czym złapał się go mocniej. Wcale nie był zdziwiony, że nawet z pozycji pół leżącej był w stanie go unieść. Wielokrotnie pokazywał mu swoją siłę.
     Uśmiechnął się lekko na jego komentarz i następnie już bardziej rozluźniony oparł głowę o klatkę piersiową chłopaka.
      - Trochę wystraszony, ale skoro ze mną śpisz, to nie tak bardzo – odparł nadal z uśmiechem. I trochę skrępowany – ale tego nie powiedział na głos.
      W końcu było tak blisko siebie i to całkiem świadomie. Tak przeleżał kilka minut, zastanawiając się, czy na pewno był to najlepszy pomysł. Lubił się z nim przytulać, ale czy to już nie było za dużo? Nawet, jak dla nich. Jednak z drugiej strony wiedział, że w innym wypadku w ogóle nie zmrużyłby oka. Odważył się nawet nie wiedząc kiedy wsunąć dłoń pod koszulkę chłopaka i opierając je o jego mięśnie. Miał nadzieję, że tym razem nie posunął się za daleko, ale tak szybciej zasnął.
**
     Obudził się przez rozwścieczony alarm, który za nic nie chciał się przymknąć. Wysunął tylko rękę spośród skrzydeł przyjaciela, sięgając po telefon i nacisnął czerwony guzik. Następnie ciężko westchnął i spojrzał rozczulony na twarz zaspanego Azry. Czy nie wyglądał uroczo?
     - Ale mi się nie chceee – wymarudził.  - Jeszcze bym się zdrzemnął tak z pięć minut. - Westchnął ciężko, dobrze wiedząc, że to nigdy nie pomagało. Dlatego finalnie leniwie wstał, aby odsunąć zasłony i wygrzebać z torby ubrania. W łazience szybko się oporządził, równie szybko myjąc buzie i zęby, co chwile wycierając mokre miejsca, mając te sztukę opanowaną do perfekcji. A gdy oboje byli gotowi do wyjścia, jeszcze spakowali swoje rzeczy i ściągnęli pościel z łóżek. W międzyczasie blondyn poprosił przyjaciela o dopięcie swojego awokado do kluczy. Tak byli gotowi, schodząc do stołówki, zajadając się ostatnim posiłkiem w tym pięknym miejscu. Wybór Cody'ego padł na tosty z awokado z octem balsamicznym, posypane autorską posypką z glonów morskich i do tego zajadał się roślinnymi kabanosami, a także połknął tabletkę na podróż wraz z Szarpim.
     W znienawidzonym autokarze usiadł wraz z Azrą na przednich siedzeniach, kątem oka obserwując, jak to Szarpi z Dagną siadają za nimi, trzymając się za ręce. Blondyn rzucił mu znaczące spojrzenie, pokazując kciuki do góry. No i mieli w klasie kolejną parę. Już wiedział, o co będzie musiał wypytać rekina na osobności.
    - Tak, mamo? - odebrał telefon.
    - Już wyjeżdżacie?
     - No już prawie
     - Będę czekać na ciebie i na Azrusia pod szkołą. Karna prosiła, żebym go odebrała. Będziecie o dwunastej?
     Na co chłopak przytaknął, uśmiechając się, słysząc zdrobnienie jego imienia. Następnie się pożegnął i jedna z białych słuchawek włożył do ucha chłopaka, a drugą do swojego.
     - Moja mama nas odbierze – zakomunikował, opierając głowę o jego ramię.
     I tak jak zawsze próbował zasnąć, ale tym razem mu się nie udawało. Tak samo, jak tabletce, która powinna działać już półgodzinny temu, bo szybko Cody poczuł skutki swojej choroby. Początkowo był cicho, jeszcze próbując z tym walczyć, ale z każdą minutą robiło się coraz gorzej. Zdezorientowany organizm spowodował ból brzucha, nęcony bólem głowy. Takie połączenie zawsze kończyło się tylko jednym. Podniósł się z ramienia przyjaciela, kładąc się bardziej na leżąco, opierając głowę o dłoń. Przy tym zamknął oczy, licząc, że to pomoże. A w myślach tylko odliczał, żeby już dojechać do ich mieściny.  Tak, jak rekiny, jego syreni organizm kompletnie nie był przystosowany do jeżdżenia ludzkimi wynalazkami. Miejsce rybek było przecież w wodzie. Do życia na lądzie syreny przyzwyczaiły się tylko dlatego, że musiały. Teraz Cody w duchu przeklinał swój organizm, mając nadzieję, że zaraz nie zwymiotuje na podłogę autokaru.
     - Niedobrze mi – cicho zakomunikował w końcu.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {13/08/23, 01:54 am}

Azra Adler

  Wspólne spanie chyba jednak nie było tak dobrym pomysłem. Owszem obaj czuli się znacznie bezpieczniej, choć czerwonowłosy nie w pełni. Jego serce znów było znacznie mocniej niż by chciał, co oczywiście mógłby zgonić na strach, ale już spoglądania na wtulonego w niego blondyna nie był w stanie ukryć. To jak uroczo chował się w jego torsie, to jak przylegał do niego każdą możliwą częścią ciała i zapewne nawet jakby chciał, to nie byłby w stanie go od siebie odciągnąć. Wystraszony chłopak uczepił się go jak przyklejony, na co oczywiście nie zamierzał narzekać. Obawiał się jedynie że zdradzi go jego własne ciało, zwłaszcza kiedy dłonie wróżka zawędrowały na jego nagi tors. Wszystkie mięśnie brzucha feniksa automatycznie spięły się, a końcówka ogona zaczęła nerwowo, ale również i radośnie merdać.
- Cody? - Spytał, jednak jedyną odpowiedzią był spokojny oddech chłopaka, który od razu ścisnął jego klatkę piersiową. Nie miał serca go budzić, kiedy był wcześniej tak wystraszony, co niestety zapowiadało dla feniksa nieprzespaną nockę.

...

  Na szczęście czerwonowłosego, zmęczenie postanowiło zagwarantować mu chociaż kilka godzin snu. Nie wiedział kiedy zasnął, ale zdecydowanie był niewyspany, kiedy budzik zaczął wzywać ich do podniesienia leniwych zadków.
- To nie marudź, tylko tu wracaj... ej noo... - Wymamrotał próbując na oślep ponownie złapać chłopaka, którego jednak nawet nie miał siły do siebie przyciągnąć. Blondyn zwyczajnie wyślizgnął się z bezwładnie zarzuconych na niego ramion, a feniks zamruczał zadowolony zagrzebując się w pościeli, gdy świat zza powiek nagle stał się znacznie jaśniejszy.
  Bariera z pościeli na niewiele jednak się zdała jeśli chodziło o odgłosy krzątania się blondyna i życia na korytarzy hotelu, które kompletnie wybudziły ognistego nastolatka. Niezadowolony podniósł się do siadu, pozwalając pościeli na swobodne opadnięcie, po czym zamrugał niemrawo, widząc jak wróżek już skończył swoją poranną toaletę. Co było zawsze niezwykle ciekawym zjawiskiem według feniksa. Rano był gotowy w mrugnięciu oka, wieczorem jednak czekał godzinami, aż ten skończy się myć nawet po dniu, który całkowicie spędzili na lenieniu się w domu z powodu złej pogody. Za pierwszym razem bał się, że może się utopił, lub gorąca woda uderzyła mu do głowy, ale rodzina Edevane zapewniała za każdym razem że był to całkowicie normalny fenomen jak na blondyna.
  Rano za to feniks był znacznie wolniejszy, chociaż nie przekraczał nigdy połowy godziny. Przebranie się i szybkie ochlapanie lodowatą wodą, której nawet nie wycierał, bo ta parowała dzięki drobnemu podwyższeniu temperatury ciała.
  Przy ściąganiu pościeli pomógł, ale już przy składaniu, Cody znalazł feniksowi inne zajęcie w postaci przyczepiania breloczka. To nie tak, że czerwonowłosy był kompletnie do bani w składaniu, ale zdecydowanie nie był tak dbały jak blondyn. Ale nie protestował, kiedy przyczepiał bliźniacze awokado. Kiedy wróżek nie patrzył, porównał ich pary kluczy szeroko się do siebie szczerząc.
  Na śniadaniu mało kto był tak naprawdę przytomny. Nauczyciele, jak i uczniowie widocznie wyczerpali już swoją całą energię przeznaczoną na wyjazd. Każdy tylko jadł, aby szybciej znaleźć się w autokarze, w którym mógł kontynuować odrabianie nocki. Azra również miał taki plan. Wygodnie usadowił się na swoim miejscu, wciskając ręce do kieszeni swojej workowatej bluzy, po czym ziewnął donośnie. W tle słyszał jak Cody rozmawia ze swoją matką, nawet wychwycił jej głos i zdrobnienie jakim się do niego zawsze zwracała. Mimowolnie uśmiechnął się. Naprawdę, ta kobieta była cudowna i o lepszą kandydatkę na teściową nie mógł prosić. Już traktowała go jak przyszywanego syna, a co dopiero gdyby był w związku z Codym? Cieszyłaby się? Czy może jednak byłaby niezadowolona że skradł jej syna? Jedno było pewne, gdyby kiedykolwiek skrzywdził chłopaka, to już nie byłoby Azrusiowania.
- Pewnie jak zawsze zaciągnie mnie na obiad z trzema deserami. - Parsknął leniwie wciąż zamkniętymi oczami. Lekko drgnął czując jak blondyn się na nim opiera, ale naturalnie nie protestował. Wręcz odruchowo wsunął skrzydło za jego plecy i lekko go nim nakrył. Spali tak zawsze podczas wycieczek które wymagały spędzenia sporej ilości czasu na dojeździe w miejsce docelowe. Było in wygodnie, ciepło, Azra mógł rozprostować skrzydła, a Codyego omijała nieprzyjemność choroby lokomocyjnej.
  Choć nie tym razem. Azra czuł już od jakiegoś czasu, jak Cody nie może znaleźć sobie miejsca, ale był pewien, że niedługo w końcu leki zadziałają i chłopak będzie mógł odpocząć. Niestety tak się nie stało.
- Kręci ci się w brzuchu? - Spytał zmartwiony, ale już nawet nie czekał na odpowiedź, widząc jak twarz blondyna zmienia kolory. Szybko sięgnął po torebkę, która właśnie na takie przypadki powinna być przygotowana w kieszeni fotela przed nimi, tylko po to aby zorientować się, że jej tam nie było. A na szukanie kolejnej zabrało czasu. Ciało blondyna zatrząsało się, a następnie ten oddał całe swoje śniadanie na kolana feniksa.
  Siedzący po przeciwnej stronie autobusu do razu zaczęli panikować, wyrażając swoje obrzydzenie, na do od razu drgnęła feniksowi żyłka.
- Morda w kubeł Higan, bo ci ogon podpalę! - Warknął na osobnik, który najgłośniej wyrażał swoje zdegustowanie. Oczywiście nie było to dla nikogo przyjemne, ale wróżek nie zrobił tego specjalnie. A do tego cierpiał. Od razu dał sygnał nauczycielom do zatrzymania się i przytrzymał bezpiecznie swojego przyjaciela. Na całe szczęście do postoju nie było daleko, bo i tak był on w planach.
  Rówieśnicy oczywiście wysiedli jako pierwsi i rozeszli się po przydrożnej restauracji, za to grupa bliższa wróżce i feniksowi została w pobliżu. Szczególnie Szarpi. I w tym przypadku Azra nie protestował, kiedy się nim zajmował. Oczywiście chciał wspierać chłopaka i wiedział co robić, ale nie tak dobrze jak rekin.
- Już czuje się lepiej, tylko jeszcze trochę mu słabo. - Oznajmił szarowłosy wychodzący z autokaru, którego wszystkie okna i drzwi zostały otwarte dla przewietrzenia wnętrza. - Za to od ciebie wali. Weź się przebierz, a najlepiej umyj bo bez tego do Codyego się nie zbliżaj. - Dostał zasłaniając nos rękawem bluzy.
- Chyba nawet widzę nieprzetrawione do końca wodorościki. - Wzdrygnęła się cyklopka chowając za Chandre.
- Tylko bez szczegółów proszę. - Westchnął nawet nie patrząc na zbrodnię na jego spodniach. - Idę, idę. Tylko mi jakieś portki donieście... i gacie może też. - Z tymi słowami ruszył do łazienki, która znajdowała się przy stacji benzynowej.
  Po wejściu pierwszym co zrobił było pozbycie się spodni, ale tak jak się obawiał, przesiąkło na jego bokserki. Pozbył się też i ich, po czym zawiązał sobie w pasie bluzę, na domiar przysłaniając się piórami co by nie świecić niczym przypadkiem. Chwilę zastanawiał się nad wypraniem ubrań, ale wiedział, że tak łatwo tego zapachu się nie pozbędzie, a bez tego suszenie było zbyt niebezpieczne. Pozostało więc szybkie spalenie. Wychylił się z ubraniami na okno, po czym skupił tylko na nich, najgorętszy ogień jaki był w stanie wskrzesić. Stawał się on wręcz białawy pod koniec, przez co ucierpiały rezerwy jego sił, ale przynajmniej pozbył się dowodów zbrodni Codyego bez zbędnego smrodzenia spalenizną.
  Akurat jak skończył robotę w łazience zjawił się Dagna z jego portkami i bokserkami. Towarzyszyli mu Szarpi i Cody, którego rekin oczy od razu zakrył widząc ubiór feniksa.
- No zero wstydu. Cody się o ciebie martwił, a ty mu na wejściu jajami świecisz! - Warknął oburzony zabierając brania od demona, którymi cisnął w feniksa, a następnie wepchnął do jednego z kibli.
  Azra nawet nie miał chwili na reakcję przez strach wywołany jego pierwszymi oskarżeniami. Czyżby jego odkrycie było nieszczelne? Nie, nie możliwe. A kiedy już się zorientował, był kabinie. Westchnął ciężko poważnie rozważając poszukanie dobrego przepisu na potrawkę z płetwy rekina, ale z drugiej strony był mu trochę wdzięczny. Był to oczywiście sposób na rozluźnienie atmosfery i zmartwienia Codyego, któremu pewnie było głupio po dojściu do siebie.
- Głupi rekin jednak do czegoś się przydaje. - Parsknął pod nosem, po czym wziął się za ubieranie.
  Upewnił się jeszcze, że reszta jego ubrań była czysta, po czym dołączył do grupy znajomych oblegających ławkę przed stacją.
- Jak się czujesz? - Spytał kucając przed siedzącym blondynem i wyciągnął rękę, aby przytknąć do jego czoła.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {21/08/23, 10:50 am}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

Nie miał już siły nawet na odpowiedzenie przyjacielowi na pytanie. Kiwnął tylko lekko głową, czując, jak z każdą sekundą jest mu coraz gorzej.  Nie trudno było mu zrozumieć, że zaraz czeka go coś, czego naprawdę nienawidził - wymiotów. Nienawidził tego, jak organizm nagle zginał się w pół, oczy robiły się szkliste, jak po wszystkim w buzi miało się obrzydliwy smak. Dlatego mimo ogromnego stresu, w jakim teraz był, wciąż miał nadzieję, że może jednak nie zwymiotuje czy zaraz się zatrzymają, by mógł zaczerpnąć łyka świeżego powietrza.
Ale na to już było za późno. Obejmowany wciąż czerwonym skrzydłem, zgiął się w pół, a następnie żołądek wyrzucił całą swoją zawartość wprost na spodnie feniksa z charakterystycznym dźwiękiem. Pozostawiło to podrażnienie w gardle i pieczenie właśnie z tego powodu.
Od razu też zrobiło mu się głupio, że zwymiotował przy całej swojej klasie, a zwłaszcza, że zwymiotował na spodnie swojego przyjaciela. Chciał go już od razu tutaj, na miejscu, przeprosić, ale organizm niższego wydawał się być na to za słaby.
- Fuuuu! Obrzydliwe! Rzygolina! Cody się zrzygał! Weźcie go stąd! - krzyczał Higan, od razu kładąc nogi na krześle i udając sam odruchy wymiotne. Oczywiście nie długo było trzeba czekać na słowa czerwonowłosego. Przyjaciel syrenki tak jak zawsze był w pogotowiu, by go bronić.
Inni uczniowie również zaczęli w panice zatykać nosy, bo zapach wymiocin szybko się rozprzestrzenił i w popłochu wyszli z autokaru, gdy ten tylko się zatrzymał.
Blondyn wyszedł z przeklętego autokaru w dużej mierze z pomocą rekina, który chwycił go pod talie, pomagając zejść ze schodów, by jak najszybciej usiąść na trawie nieopadal.
Jedna z nauczycielek przykucneła przy chłopakach, podając mu butelką wody.
- Cody? Jak się czujesz?
  - Już lepiej -wymruczał, chociaż to jak trzymał się za głowę i jak jego twarz była jeszcze bledsza niż zwykle, wcale na to nie wskazywała.
- Przepłucz sobie usta, co? A potem weź kilka łyków - zagaił Szarpi, również siedząc obok niego ze zmartwioną miną.
Wziął kilka większych łyków wody, zaraz wypluwając zawartość na trawę obok. Następnie wziął jeszcze więcej łyków, by nawilżyć swoje naruszone gardło. Niestety nie przyniosło to za dużą ulgę, ale w jakimś stopniu pozwoliło pozbyć się okropnego posmaku, a także ocucić swoją przytomność.
- Brałeś jakiś aviomarin czy coś przed jazdą? - odezwała się znowu kobieta.
  - Tak, na śniadaniu. Nie wiem, czemu nie zadziałał. - Westchnął ciężko, męcząc się z bólem gardła.
- Weźmiesz zaraz drugą, okej? Już jesteśmy niedaleko - powiedział szarowłosy, odgarniając mu splątane blond kosmyki. Te każde przez ciągłe kręcenie się na krześle były w kompletnym nieładzie i gdzieś na pewno dałoby się znaleźć kołtun.
Dagna akurat wtedy wyszedł z autokaru z nowymi spodniami i majtkami dla feniksa. Wtedy też nauczycielka wróciła do autokaru pomagając tej drugiej, a Cody od razu ruszył się za Dagną. Naturalnie martwił się o swojego ognistego przyjaciela. Oboje wiedzieli, że to nie było specjalnie, ale mimo tego blondyn czuł się winny, że nie zwymiotował na podłogę. No i do tego czuł się zawstydzony całą sytuacją, zwłaszcza po tym jak uczniowie patrzyli na niego.
I nawet nie było mu dane ocenić sytuacji w łazience, bo natychmiast zostały mu zakryte oczy.
  - Szarpi! - warknął.   - No puszczaj! Jesteśmy w tym samym wieku! - Próbował ściągnąć z niego rękę, ale udało mu się dopiero to, kiedy rozluźnił dotyk, gdy znaleźli się na ławce. Na niej połknął od razu dwie małe, białe, okrągłe tabletki z literką "A", przyniesione przez Chandrę z plecaka Szarpiego.
  - Azra! - zawołał od razu się uśmiechając, widząc czerwoną kitkę. Jeszcze bardziej poszerzył uśmiech, gdy tak się o niego martwił. Niepotrzebnie.   - Już wszystko dobrze - odpowiedział od razu, zdejmując jego rękę, a następnie przyciągnął go do siebie i przytulił.  - Przepraszam za to w autobusie - dodał i zaraz poklepał obok siebie miejsce na ławce, żeby usiadł obok nich. Dagna oczywiście siedział obok Szarpiego, również się do niego tuląc czy zaczepiając jego palce. Cody oczywiście cieszył się z ich szczęścia i nie mógł się doczekać, kiedy porozmawia na ten temat z nim na osobności.
Po zakończeniu przerwy, wszyscy zgromadziło się ponownie w autokarze. Całe szczęście nie było w nim czuć aż takiego odoru wymiocin, ale i tak przydałoby się mu porządne czyszczenie.
Azra wraz z Codym zostali posadzenie na przednie siedzenia, aby ten drugi był w stanie patrzeć się na przednią szybę i w taki sposób mógł panować nad swoją chorobą. Niemniej jednak podwójna porcja tabletek zaczęła szybko działać i finalnie resztę drogi spędził śpiąc na kolanach przyjaciela, nakryty jego skrzydłem.
Obudził się dopiero, słysząc głos nauczycielki z mikrofonu, mówiącej, że już są pod szkołą. Wtedy otworzył oczy, rozciągając swoje ręce i uśmiechnął się delikatnie do swojego przyjaciela. Zawsze był mu wdzięczny, że pozwalał mu na spanie blisko niego w autokarze. Ale granica kontaktu fizycznego między nimi była już dawno zaburzona.
To samo miało się z kotołaczką, która już stała przy białym aucie z idealnymi czystymi szybami. Od razu przytuliła obydwu chłopaków, mocno ich ściskając.
  - M-mamo, za mocno
- Po prostu się stęskniłam za moimi chłopcami!
  - Wiem, wiem, ale nas udusisz! - jęknął, próbując poluzować uścisk. Wtedy w końcu ich od siebie odsunęła i zmierzwiła im włosy.
- Jak się moje słoneczko trzyma po podróży? A Azruś? Oczywiście zostajesz u nas na obiad! I na deser! Upiekłam twoje ulubione ciasto. - Cody na to od razu wywrócił oczami. No tak, a dla niego nic nie było specjalnego! - A-a-a, słoneczko, dla ciebie też mam twoje babeczki z wodorostami.
  - Mieliśmy drobny wypadek... Ale już się dobrze czuję. - Westchnął cicho.  - Kocham cię mamuś.
- Wypadek?! - Jej oczy od razu się rozszerzyły w niepokoju.
  - Zwymiotowałem na spodnie Azry.
- Jezusku kochany! A teraz jak się czujesz?
  - Już dobrze, nie martw się.
Na te słowa kotołaczka odetchneła z widoczną ulgą i dopiero wtedy wpuściła chłopców do auta, ale zanim jeszcze to zrobili, to odwrócili się do swoich przyjaciół, machając im na pożegnanie. Szarpi jechał wraz z Dagną z jego rodzicami, zaś Chandra zdecydowała się odprowadzić Cyklopke, bo ta mieszkała niedaleko jej
- Mów, jakby zrobiło ci się niedobrze. - dodała matka, upewniając się, że wszyscy zapieli pasy.
  - Mhmm.
- To jak było? Co robiliście? Dobrze się bawiliście? I czemu nie wysyłałyście żadnych zdjęć?! - zaczęła zadawać milion pytań, na które starali się obaj odpowiedzieć.
W domu od razu było czuć świeżą bazylię dopiero co zerwaną z krzaczka, tak samo jak podpieczone warzywa z makaronem, oblane kremowym sosem. Tata dwójki dzieci pospiesznie nakładał zastawę na stół, kiedy najmłodszy członek rodziny pierwszy spostrzegł powrót swojego brata.
- Cody!!! - krzyknął, podbiegając do niego i mocno go ściskając.
  - Ty też się stęskniłeś - zapytał, chichocząc I równie mocno objął swojego braciszka.
- Nie psuj tego!
- Azra, mam nadzieję, że jesteś głodny -odezwał się mężczyzna.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Natas
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {31/08/23, 10:14 pm}

Azra Adler

  Wróżek bez wątpienia wyglądał o wiele lepiej niż przed paroma minutami w autobusie. Dzięki temu czerwonowłosy od razu odetchnął z ulgą, choć zaraz serce podskoczyło mu do gardła, kiedy został przytulony tak bez ostrzeżenia. Jego pióra zjeżyły się na krótki moment, a ogon wesoło wił się nad ziemią, aby zaraz opleść lekko pas blondyna. Końcówka zakończona pędzelkiem zaś wzniosła się tuż nad jasną czuprynę, którą zaraz poklepała. Normalnie użyłby skrzydeł, ale obawiał się, że w tamtej chwili mogły one być zbyt gorące dla wróżka.
- Nie masz za co przepraszać. No i przywykłem do tego po naszym pierwszym locie. - Ośmiał się opierając dłoń na jego drobnych plecach, odwzajemniając tym samym uścisk. Ich pierwszy wspólny lot oczywiście skończył się wybudzeniem choroby lokomocyjnej Codyego, po tym jak wykonał swój popisowy numer - korkociąg. Na szczęście po ty lekcja była dla feniksa jasna i ciężko pracował, aby zdobyć ponownie zaufanie chłopaka, a także pokazać mu, że lot nie musiał wcale być tak szaleńczy.

  Całe szczęście druga część drogi upłynęła im już bez żadnych niezapowiedzianych incydentów. Cody spał rozłożony niemalże na feniksie, a ten mu na to pozwalał, a nawet i pod koniec samemu trochę przysypiając. Było idealnie ciepło, a zarazem odrobinę chłodziło go ciało blondyna, które miało nieco niższą temperaturę. Oczywiście z natury uwielbiał ciepło, ale o dziwo to te chłodniejsze pozwalały mu na spokojniejszy sen.
  Zamulony wywlókł się z autokaru za grupą przyjaciół i jeszcze jego oczy nie zdążyły przyzwyczaić się do jasności wieczornego słońca, kiedy zaatakowały ich czyjeś ramiona. Szczupłe, a zarazem silne i ciepłe - matczyne ramiona kotołaczki.
- Paniom też bardzo miło widzieć. I oczywiście z miłą chęcią! - Parsknął w przeciwieństwie do blondyna nawet nie myśląc o tym aby zaprotestować.
- Ja ci dam Panią, tyle razy ci mówiłam-  Wypadek?. - Zaczęła, ale zaraz jej uwagę pochłonęły niepokojące słowa Codyego. Oboje nie najlepiej dobrali słowa, ale niestety Azra jeszcze nie mógł nazywać kotołaczki swoją teściową, lub jak o niej myślał - drugą matką. Już nie zliczy ile razy przyjmowała go pod swój dach i traktowała jak dodatkowego syna. Była złotą kobietą.
- Zaopiekoway, wyspany i wygrzany. Nie inaczej na mojej warcie, po pozbyciu się dowodów zbrodni. - Wyszczerzył się samemu sięgając ręką do jasnej czupryny, aby jeszcze bardziej ją zrujnować.
  Podczas kolejnej jazdy Azra czujnie zerkał co chwilę na swojego towarzysza, ale szybko został uspokojony przez brak oznaków wybudzającej się choroby. Ze spokojem więc mógł poświęcić uwagę jego rodzicielce, odpowiadając na każde najmniejsze pytanie, jak i streszczając jej ich pobyt w stolicy. Oczywiście nie obyło się bez obietnicy przesłania jej wszystkich zdjęć w których był Cody, lub też Azra. Oczywiście najlepiej jak byli na nich razem.

  Po przekroczeniu progu domostwa Edevane jak zawsze powitani zostali przez smakowite zapachy. Ojciec wróżka był znakomitym kucharzem, co oczywiście wcale nie oznaczało, że zdolności Kotołaczki były gorsze. Zwyczajnie częściej przypadło mu gotowanie i wiedział jak korzystać z przypraw.
- Jak wilk! - Wyszczerzył się szeroko do mężczyzny, dosłownie zarażając go swoim uśmiechem. Zaraz po tym przerzucił spojrzenie na małego kotołaka i wyciągnął do niego swoje ramiona. - A ze mną się tak ciepło nie przywitasz młody?
- Nie przeginaj i ty, bo wypcham sobie poduszkę twoimi piórami.
- Awww, tak ci się podobają? Wystarczy ładnie poprosić wujka Azrusia i sam ci taką skombinuje.
- Obejdzie się. - Odparł niewzruszony, choć jego uszy zastrzygły nerwowo, jak zawsze kiedy był odrobinę zbity z tropu przez otwartość feniksa. Niestety ognisty ptak miał do niego słabość, przez jego podobieństwo do matki. Był jak jej mała urocza kopia. Choć oczywiście nikt, ani nic nie było w stanie strącić Codyego z piedestału.
  Podczas obiadu, a także po nim głównym tematem rozmowy była ich wycieczka, choć młodzi szybko udali się do pokoju Felixa, który chciał im pokazać nową grę, którą kupił dla niego Cody. Oczywiście fabuły nie ruszał, ale zagrali parę wspólnych rundek.
  Niestety tego dnia Azra nie mógł u nich nocować, bo jego rodzice wracali do domu, a według niepisanej zasady takie wieczory zawsze spędzali w pełnym gronie. Szczególnie, że mijał rok od odrodzenia Karny. Kobieta o dziwo pofatygowała się osobiście i o ile Azra był zadowolony z tego faktu, tak nie udało się ukryć dziwnej atmosfery panującej między nimi.
- Dobrze się bawiłaś? - Spytała wysoka, szczupła kobieta o ogniście rudych włosach sięgających jej do kostek. Zawsze były nie do opanowania, ale jakimś cudem ani razu nie wplątały się w jej przepiękne skrzydła, z których wiecznie sypały się drobne iskierki. Nie były one jednak gorące w dotyku, ani nie pozostawiały po sobie śladów spalenia. Tak drobny element pokazywał jak ogromną kontrolę miała nad swoimi zdolnościami.
- Jeśli do dobrej zabawy można zaliczyć kradniecie gatek belfra, to tak. - Odparł z pełną powagą, ale długo swojego chichotu wstrzymać nie potrafił. - Spokojnie oddaliśmy. Ale tak, bardzo dobrze się bawiłem. - Dodał.
  Kobieta westchnęła opuszczając ramiona. Z jakiegoś powodu ją to nie dziwiło, choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej na pewno urządziłaby mu długa pogadankę. Powoli, kroczek po kroczku ponownie się do siebie zbliżali, ale oczywiście nie dało się tak szybko załatać zapomnienia po odrodzeniu. Szczególnie kiedy dotyczyło wymazania relacji matki z dzieckiem. Instynkt i uczucia pozostawały, ale wspomnienia już nie. Pozostało jedynie stworzyć nowe, silniejsze.
- Dziękuję wam za opiekę nad Azrą. Następnym razem musimy zaprosić do siebie Codyego i Feliksa, jak tylko będziecie chcieli urządzić sobie jakiś romantyczny wypad tylko we dwoje. - Powiedziała skrzydlata, przytulając na pożegnanie kotołaczkę, która zaśmiała się rozbawiona z miny swojego młodszego syna. Kotołak natomiast zaczerwieniony szybko pożegnał się i uciekł do kuchni mamrocząc coś o tym, że wciąż zostały mu naczynia do pozmywania.
- Dziękuję za przepyszny obiad i ciasto. - Dołączył się do pożegnań młody feniks, który zaraz wyszukał swojego rówieśnika. - Widzimy się w szkole Cody. - Machnął mu ręką na odchodne i wraz z matką opuścił posiadłość kotołaków.
  Ten wieczór w najwyższym domu feniksów nie należał do spokojnych. Zleciało się bowiem nawet najstarsze rodzeństwo Azry, co było dobrą wymówką do świętowania. Sprzeczki, przekomarzania, żarty, śmiech, zaczepki - była to typowa, ciepła rodzinna atmosfera w domu Adlerów, która skończyła się na dzieleniu ognistym winem, będącym ich specjalnością.

...

- ... A i Atiyah prosiła żeby podwoić zamówienie na krewetki. Jej popisowe danie ma branie w tym sezonie. - Dodał czerwonowłosy na koniec zamówienia, odkładając papiery na biurko starszego mężczyzny, który kiwał ze zrozumieniem na jego słowa.
- Za wino tak dobrej klasy, dorzucę coś ekstra. - Odparł z szerokim, acz szczerbatym uśmiechem, poklepując szklane butelki. Obaj będący zadowoleni z transakcji, mieli wrócić do swoich interesów, kiedy nagle w drzwiach szopki stanął jeden z pracowników starca.
- Szefie, musimy wyruszać, a Clyde znowu zapadł się pod ziemię. - Rzucił rozżalony, zaraz jednak witając się z feniksem skinieniem głowy.
- To już czwarty raz w tym miesiącu. Ten smarkacz... - Warknął krasnal z niesmakiem gładząc się po puszystej brodzie. Długo jednak jego rozpacz nie trwała, kiedy jego wzrok padł na czerwonowłosego. - Azra, mój chłopcze. Miałbyś może na dzisiaj jakieś plany? Bardzo doceniłbym twoją pomoc i oczywiście sowicie cię wynagrodzę podwójną, nie wróć! Potrójną stawką Clyde. Niech wie smarkacz co traci.
- Interesy z panem to sama przyjemność. - Odparł jedynie skrzydlaty.
  Pomoc przy połowach nie była dla niego niczym nowym. Jako dzieciak uwielbiał zakradać się na statek za swoim starszym rodzeństwem. Łowienie, szczególnie ryb było w ich genach, bo stanowiły one główny składnik ich diety. Zaspokajało to też ich instynkt łowiecki, często zaniedbywany w dzisiejszych czasach, a jeśli jeszcze dochodziła do tego premia w postaci potrójnej wypłaty, to żal byłoby odrzucić taką ofertę. Powiadomił tylko swoją siostrę, po czym wskoczył radośnie na pokład.

  Morski wiatr targał bezlitośnie jego czerwone pióra, wypełniając płuca świeżym słonym powietrzem. A wraz z kołysaniem przez fale, miał wrażenie, że znajduje się w swoim hamaku nad kominkiem. Morze było jego kompletnym przeciwieństwem, a jednak nic nie mógł poradzić na odczuwalne przyciąganie do niego. Było czymś innym i niebezpiecznym w zbyt dużej ilości dla ognistych ptaków, ale być może to właśnie odrobina adrenaliny kusiła młodego feniksa.
  Robota była prosta. Zarzucić sieć, odczekać, a następnie zebrać to co w nie wpadło. najgorsze oczywiście było czekanie, bo po dłuższym czasie zaczynało się załodze trochę nudzić.
- Słyszeliście plotkę od Jonesa? Podobno skubańcowi przywidziała się syrena! - Usłyszał nagle dyskusję trójki rybaków.
- Chyba w jego snach, jak obudził się w zlanym wyrku. - Skomentował drugi.
- Gdyby to była syrena, to na pewno nie wypuściłaby takiego tłustego kęska. Napchałaby się na lata. - Parsknął młodzieniec rozbawiając mężczyzn. - Ale złowienie syreny. Na pewno wpadłaby za to nie mała sumka. - Dodał po chwili zastanowienia.
- Suma sumą chłopcze. Ale ich mięso podobno jest przepyszne, że już nie zasmakujesz w żadnej innej rybie.
- Ba, mało powiedziane. Każde inne mięso też ci zblednie!
  Z opowieści brzmiało to niesamowicie, nawet młody feniks poczuł jak jego ślinianki na samą myśl produkują nadmierną ilość śliny. Tylko czy naprawdę było tego warte? Syreny były niebezpieczne, a na dodatek od lat uznane za wymarłe. Czy naprawdę skosztowanie ich było warte poświęcenia jakie za tym szło? Sam często zajadał się w trujących rybach, więc czy naprawdę mógł oceniać innych?
  Pochłonięci rozmową rybacy nie przejmowali się dzwonkiem dającym sygnał o przeciążonej sieci. Często czekali jeszcze kilka minut, aby zwiększyć swój połów. Azra za to wychylił się zza burty, ciekawsko wbijając wzrok w taflę wody. Dzięki swojemu sokolemu wzrokowi był w stanie zobaczyć znacznie więcej od nieopierzonych ras, ale obraz w głębi wciąż był bardzo rozmyty. Spostrzegł jednak coś co przykuło jego uwagę. Odcień jasnego błękitu, który niemalże zdawał się świecić w wodnej otchłani.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Troianx
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {09/09/23, 07:31 pm}

My little merman C5e8dfbe5a3484de68bafa0dd27ebd43

W domu Edavanne wszystko wydawało się być na miejscu, a szczególnie Felix, który szybko przeszedł z trybu "kocham swojego brata" na bycie nierzadko wrednym wrzodem na dupie. Mimo wszystko starszy doskonale znał swojego braciszka, przecież wychowywali się w jednym domie. Pokręcił głową, będąc rozbawiony konwersacją miedzy kotołakiem a feniksem. Ten pierwszy już rzadko przytulał się do przybranego wróżka, a co dopiero do czerwonowłosego. Blondyn na tulasy musiał przychodzić do mamy, taty czy właśnie do feniksa. Swoją drogą, ten nigdy mu nie proponował takiej poduszki!
I Cody żałował, że jego przyjaciel nie mógł u nich nocować albo i na odwrót. Po tych kilku spędzonych dniach ze sobą zdążył się przyzwyczaić do jego ciągłej obecności. A nocowanie u siebie nawzajem – uwielbiał. Mogli wtedy do późnych godzin plotkować, robić maraton filmów czy bajek, a po wszystkim jeszcze się chwilę poprzytulać i zasnąć.
Obiad był przepysznym wstępem do zaciśnięcia więzów między syrenką a kotołakiem, który szybko zaciągnął go wraz z feniksem do swojego pokoju. Widząc radość na twarzy brata i niecierpliwe przebieranie nóg, Cody nie mógł powstrzymywać uśmiechu na twarzy. Był szczerze zauroczony jego reakcją i nie żałował ani grosza wydanego na limitowaną grę. Nie, wtedy gdy podczas ekranu ładującego, z zapałem opowiadał im o fabule gry i ciekawostkach, a że blondyn był kompletnie zielony w grach, to słuchał z zapałem.
Matka Azra, jak zawsze wyglądała idealnie, jak i zjawiskowo. Sam Cody nie mógł się zawsze nadziwić, jak jej ogniste kosmyki były ułożone nienagannie i nigdy pomimo takiej imponującej długości, nie plątały się. Tak pięknie błyszczące włosy Azry miał wybitnie po mamie, która swoją drogą była najlepsza przyjaciółką matki wróżka. W tym oboje chłopcy się dobrali. Nigdy nie mieli problemów, by spotkać się ze sobą, kiedy tylko chcieli, a kobiety tak czy siak często się odwiedzały.
Odmachał przyjacielowi, będąc rozbawionym reakcją Felixa, a później kolejną część dnia spędził zaszyty w swoim pokoju, dokładnie w swojej, wielkiej wannie, gdzie to zanurzył się, chowając głowę pod wodą, aby się odprężyć.
**
Do plaży, a właściwie jego sekretnego miejsca, które dzielił z Szarpim, miał tylko dwadzieścia minut piechotą. To miejsce było niewielkim kawałkiem plaży ukrytym przed wścibskimi oczami poprzez otaczające je duże kamienie. Jeden z nich był umiejscowiony już w wodzie, skutecznie zasłaniając ogon syreny i rekina, gdy ci wyławiali się z wody. Poza tym było to miejsce, do którego nie można było dojść z głównego mola, a było trzeba iść na około. No i nie podlegało ono jurysdykcji ratownikom, więc rodziców z dziećmi nigdy w pobliżu nie można było tu znaleźć. To wszystko składało się na to, że było to najbezpieczniejsze miejsce na publicznej plaży dla syrenki, co nie oznaczało, że od czasu do czasu nie kręcili się tutaj ludzie i wtedy blondyn musiał odpuścić sobie pływanie. W przeciwieństwie do rekina, bo taki ogon dla obcych osób był normalny.
W tym miejscu była też torba Szarpiego, co musiało oznaczać jego obecność w głębinach. Może miał nadzieję, że się gdzieś spotkają, bo pływanie samemu czasami było nudne. Liczył też na spotkanie z Florkiem czy z innymi przyjaciółmi.
Po upewnieniu się, że na pewno nikt go nie widzi, szybko zanurzył się w wodzie, zamieniając nogi na długi, błękitny ogon z majestatyczną płetwą. Tak za pomocą swoich magicznych umiejętnościach w mig znalazł się na głębokiej wodzie, niedostępnej dla lądowych istot. Właśnie tutaj ocean pokazywał swoją piękność. Cody wielokrotnie bywał w tym miejscu, ale mimo tego zawsze zachwycał się pięknością, jakim były rafy koralowe w różnych kolorach – w czerwieniach, żółciach, pomarańczach czy fioletach. Co chwilę obok przepływały chmary ryb o jeszcze lepszych kolorach i wzorach, toczące ze sobą rozmowę. Blondyn starał się nadmiernie nie podsłuchiwać rybich kolegów i koleżanek, ale było to nieuniknione, gdy te żwawo dyskutowały o rybich sprawach, a on po prostu skubał zarośle glonów, serwując sobie kolejną przekąskę. Choć z pewnością najciekawsze były dyskusje pomiędzy konikami morskimi.
Największa rybka wkrótce została tak pochłonięta jedzeniem kolejnych roślin i odpływaniu w swoje myśli, że nie zauważyła, jak nagle ta część oceanu została opustoszała, a zanim zauważyła ten fakt, było już za późno.
Sieć wroga, która tak nagle znalazła się w wodzie, oplątała niczego nieświadome ciało blondyna. Ten szybko zrozumiał sytuację, zwłaszcza, gdy materiał boleśnie zaczynał się wżynać w delikatną strukturę syrenich łusek, a wkrótce sączący się z nich szkarłatny płyn zaczął zabarwiać wodę. Przeraźliwy ból był niczym w porównaniu z przeraźliwym strachem, jakie odczuwał w tym momencie Cody. Z całych sił próbował rozszarpać materiał, ale pomimo większej siły, jaką miał w rękach w wodzie, nie był wystarczająco silny, by się uwolnić. To jego ogon zdecydowanie był najsilniejszy, a ten poprzez ciągłą szarpaninę ucierpiał jeszcze bardziej.
Był tym bardziej przerażony, widząc kilkanaście lat temu taką scenę na swoich rodzicach, a teraz sam stawał się tego ofiarą. Serce wydawało się mu zaraz wyskoczyć z piersi, a on cały zdawał się trząść. Od zawsze znał tę stronę medalu bycia syreną, ale nigdy nie przypuszczał, że to on stanie się łupem. Z tej przyczyny, z bezsilności i beznadziejności sytuacji, a także bólu i pieczenia wrażliwych części, rozpłakał się. Nie mógł sobie wyobrazić uczuć swoich przybranych rodziców, Felixa, a także Szarpiego i Azry, ale właśnie wtedy zobaczył, jak ta ostatnia postać zanurza się w wodzie, a zaraz rozpaczliwie próbuję wyciągnąć go z sideł siedzi. Blondynowi wystarczyła tylko chwila, aby połączyć fakty.
- To ty byłeś na tym statku? - odezwał się, doskonale wiedząc, że czerwonowłosy może go usłyszeć nawet w wodzie. Tylko w przeciwieństwie do niego, nie mógł się z nim z taką łatwością porozumieć.
A może Cody nawet tego nie chciał. Taka zdrada ze strony przyjaciela, bolała jeszcze bardziej. Nawet, jeśli teraz żałował i próbował go uratować, to już było za późno. I w kwestii ratowania syrenki czy na krzywdę psychiczną.
- Cody! - zawołał Szarpi tuż za jego plecami. Rzucił wściekłe spojrzenie na skrzydlatego i od razu ruszył na pomoc blondynowi. Zęby szarowłosego od razu stało się zabójczo ostre, tak samo jak paznokcie. To tymi pierwszymi wgryzł się w sieć, robiąc w niej od razu większą dziurę, a swoją nadnaturalną siłą, rękoma rozerwał ją na tyle, aby bezpiecznie wydostać blondyna z niebezpiecznej pułapki. - Ciii, już nic i nikt. - Tutaj podkreślił ostatnie słowo, zerkając na Azre. - Ci nic nie zrobią. Spływamy stąd.
Blondyn jeszcze raz zerknął na feniksa, znając jego wodne ograniczenia i już zamierzał złapać za rękę rekina i odpłynąć jak najdalej stąd, ale wtedy zauważył na twarzy tego pierwszego przyjaciela widoczną bladość skóry, a jego wzrok stawał się nieobecny.
- Azra? - zawolał, odsuwając się od ramion szarowłosego i podpłynął do chłopaka mocno zaniepokojony.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Szarpi, zaraz znajdując się bliżej. - Zaraz zauważą sieć i zarzucą nową!
- To mi pomóż go stąd wyciągnąć.
Rekin przerzucił swoimi tęczówkami, ale finalnie z pomocą Cody'ego wynurzyli się ponad powierzchnię kawał od miejsca zdarzenia, a konkretnie ich głowy, żeby nieprzystosowane płuca feniksa mogły złapać trochę tlenu. I w tym momencie złapany ptak pod pachami dostał w twarz kolejną dawką wody, tym razem pochodzącą od płetwy rekina.
- Ojej, przypadkiem... - skomentował wydarzenie.
- Szarpi...
- No co? Źle wycelowałem płetwą. - Wyszczerzył się z wciąż ostrymi zębami. - A jak zgłodnieje podczas pływania, to na przekąskę będę mieć soczystego kurczaka – dodał, nachylając się do ucha trzymanego.
- Szarpi! Nie chciałem, żebym się utopił, to tym bardziej nie chce widzieć go zjedzonego! - warknął naburmuszony.  - Widzimy się na brzegu?
Do tego pomysłu wyższy chłopak nie był przekonany. Martwił się, czy tryton poradzi sobie w takim stanie i czy znowu nie wpadnie w tarapaty, ale finalnie dał się przekonać, pod warunkiem, że będzie płynął razem z nim, tylko głębiej.
Ten odcinek dla błękitnej płetwy okazał się jeszcze bardziej wymagający niż Cody myślał. Rozległe obrażenie spowodowały ogólne osłabienie organizmu, przez co podróż trwała dwa czy trzy razy lub więcej, dłużej niż powinna. Szarpi z balastem na swoich ramionach był chwilę wcześniej niż wynurzający się przyjaciel. Ten usiadł tuż nad brzegiem, pozwalając na obmywanie przez delikatne fale obijające o brzeg, ogona. To na nim spadły wszelkie rany i pod popołudniowym słońcem były doskonale widoczne, a z niektórych z nich jeszcze ciekła krew, brudząc wszystko dookoła. Do tego rany okrutnie piekły i pulsowały, nie dając o sobie zapomnieć. Dłoń trytona szybko pozbyła się łzy cieknącej po policzku, za pewne spowodowanymi bólem fizycznym i psychicznym. Niemniej jednak błękitne tęczówki zerknęły na chwilę na Azre, ale już za chwile patrzyły na Szarpiego.
- Wszystko z nim w porządku? - odezwał się blondyn.
- Niestety wygląda na to że tak – mruknął rekin, wpatrując się w chłopaka opartego o pobliską skałę. Następnie w ułamku sekundy jego ręka przywitała się z policzkiem czerwonowłosego, sprzedając mu liścia. Tym razem Cody go nie powstrzymywał, sam analizując sytuację. - Bydlak z ciebie wiesz?! Skrzywdziłeś go, a on i tak się o ciebie martwi! - Warknął tym razem i wreszcie zbliżył się do rannego przyjaciela z zaniepokojoną miną. - A ty? Jak się czujesz? Może powinniśmy wrócić do oceanu? Znajdziemy jakąś jaskinie, zostanę z tobą – odezwał się, ścierając z łzy z policzka syrenki.
- N-nie. Dam radę na lądzie. Poza tym... - Pociągnął nosem.  - Chce do domu, do mamy i do taty i do Felixa... Tak nie będą się tak mocno o mnie martwić.
Zostanie w głębinach było dla Cody'ego obecnie najlepszym rozwiązaniem, o czym zdawali sobie oboje chłopcy. Rany czy to głębokie, czy płytkie o wiele szybciej zagoiły się w takich warunkach niż na suchych nogach z regeneracją na miarę możliwości ludzi, ale z wiadomych przyczyn blondyn nie był w stanie tego wybrać. Żył w dwóch światach – na lądzie i w wodzie, jak Szarpi, ale to to pierwsze miejsce było dla niego ważniejszym otoczeniem
- A ty, Azra jesteś z siebie dumny? - Blondyn tym razem zwrócił się do ignorowanego wcześniej czerwonowłosego. - Cały czas cię uczyłem szacunku dla wszystkich istot czy zwierząt, a ty pierwsze, co robisz po powrocie z wycieczki, to współpracujesz z tymi mordercami! - Podniósł na niego głos.  - Wcale nie jestem wróżką. Nikomu nigdy nikomu nic nie zrobiłem swoimi mocami, a wy mimo wszystko od tylu lat na nas polujecie. Nawet nikogo nigdy nie zahipnotyzowałem, a i tak zawsze muszę pamiętać, aby być ostrożnym. Raz tego nie zrobiłem i patrz, co się stało! Dlatego ci nigdy o tym nie mówiłem! Dalej chcesz mnie zjeść?! Przecież ponoć syrenie mięso jest pyszne, a ty już wiesz, gdzie je znaleźć! - krzyknął, zginając palce w piąstkę i wtedy nad sobą kompletnie nie panując, targany złością, wyrzucił wysoką falę aż nad brzeg, zalewając całe towarzystwo. Wtedy nawet Szarpi zaskoczony musiał wypluć wodę, wystraszony, że może zaraz połknąć jakąś przypadkową rybkę. Dopiero na widok nagle wzburzonego oceanu, Cody zdawał się ochłonąć.  - Czy mogę chociaż liczyć na to, że nikomu o tym nie powiesz? Ani rodzicom, ani rodzeństwu czy nawet Dagnie. Mogę chociaż na tyle na ciebie liczyć? - dodał, odwracając wzrok na horyzont, nie mając więcej ochoty na niego patrzeć.
- Jak już na ciebie sobie pokrzyczał, to rusz się po jego ręcznik. Jako jedyny masz teraz nogi – wtrącił się rekin.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My little merman Empty Re: My little merman {}

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach