Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Twilight tension17/09/24, 02:27 pmEeve
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 29%
2 Posty - 29%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%

Go down
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty He's wearing Prada! Don't shoot! {15/05/22, 08:19 pm}

First topic message reminder :

He’s wearing Prada!
Don’t shoot!
Moda jest wszędzie, każdy się ubiera, co niektórzy przejmują się tym jak wyglądają bardziej od innych. Wśród tych drugich znajdują się wszyscy pracownicy XX. Jest głową i wyrocznią całej gazety. Magazynu dyktującego co jest dobre i popularne, a co powinno spłonąć i nigdy ponownie nie pojawić w twojej szafie. Tyle mocy może uderzyć do głowy, ale XX, którego większość pracowników się boi ma także coś co napawa go strachem. I to nie tylko źle ubrani ludzie, a raczej niebezpieczeństwo, które zagraża jego życiu. Niejedno życie zniszczył swoją opinią - nic dziwnego. Gdy w tym wszystkim jest YY? Przez przypadek został wzięty za nowego ochroniarza XX, divy i tyrana w jednym. Dlaczego? Może chodziło o czarny garnitur albo o fakt, że ma mięśnie. W każdym razie YY, najemnik i były żołnierz postanawia pobawić się w opiekunkę, sprawić, że pomyłka stanie się prawdą. Nie pytajcie tylko czemu. Może chodziło wyraz twarzy XX albo o krągłe pośladki.

Yoshino - M - Diva
Mireyet - M - Ochroniarz
Emme's Codes

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {20/09/22, 01:53 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Oczywiście, że zauważył, gdy kociak postanowił ugryźć go. Niestety, nigdy nie będzie mu to dane… No przynajmniej nie w tym momencie, bo Yuri nie unikał kontaktu czyichś zębów z jego skórą w łóżku. Do pościeli im jednak daleko, a ochroniarz całym swoim ciałem i duchem zmierzał pomęczyć tego tutaj przed nim. Widział zmiany w jego mimice, gdy marszczył brwi lub próbował coś zdziałać, nie uzyskując nic. Cóż, gdyby można było go aż tak łatwo przestawić, na pewno nie uważaliby go za tak niebezpiecznego. W tej pozycji, w której teraz byli, mógłby spokojnie zjechać palcami niżej, łapiąc za kość żuchwy i zmiażdżyć ją, zwykłym uściskiem jednej dłoni. To nie byłby pierwszy raz, wystarczyło go trochę wkurzyć za mocno, teraz jednak, pomimo irytacji i powierzchownego rozbawienia, nie był zły. Jego agresja nie miała na celu skrzywdzić nikogo, przynajmniej w jego mniemaniu. Każdy inaczej określał krzywdę i dla jednym mógłbyś nią siniak, tak dla Yuriego było nią stracenie czegoś. Noga, ręka, ząb, krew… życie. Słodziak nic nie tracił, a jego starania, gdy złapał za nadgarstek Rosjanina, były co najwyżej porównywalne do starań dziecka. Ani myślał puszczać tą śliczną twarzyczkę, nawet jeśli miały zostać czerwone ślady na jego jasnej skórze.
_____Widział, jak zastanawia się nad odpowiedzią, co znaczyło, że myślał. Nawet zapatrzony i lekko gniewny nie tracił z oczy twarzy Samuela mającej jasno wypisane, że rozważą każdą z opcji. Bawiło go to, a wiadomo, że nie można jednocześnie być agresywnym i wesołym przy zdrowym stanie umysłu, tylko czy on był zdrowy? Nawet jeśli dał opcję wyboru, wiedział, że nie były one ciekawe. Gdyby wybrał tabletki, nudne, ale okej, to wiedziałby, że myśli trzeźwo, a jego urojenia się wymyślone. Inaczej miałby pewność, że nie działają i odrzuciłby je z biegu. Gdyby wybrał jego penisa… No to była chyba najbardziej ciekawa opcja, ale Yuri nie był zainteresowany wmuszaniem w ledwo przytomnego człowieka swojego penisa, nawet za jego pijacką zgodą. Opcja czwarta, to akurat było coś co on musiał zrobić. Obejrzeć to nagranie, żeby wiedzieć, że wykonali robotę jaką mieli. Przemoc w końcu była zawsze dobrym rozwiązaniem. Opcja z palcami, która wybrał kociak okazała się właściwie najbardziej słuszna, bo Yuri westchnął znudzony i puścił swojego szefuńcia patrząc na niego jakby właśnie go zawiódł.
– Siadaj przy kiblu. Idę po wodę. Wypijesz litr i możesz iść spać. – powiedział i skierował się do wyjścia pozostawiając go samego w łazience. Nie oczekiwał sprzeciwów i nie zamierzał ich słyszeć. Oczywiście, telefon zabrał ze sobą. Później obejrzy to nagranie. Zamknął za sobą drzwi i przeszedł do holu głównego, gdzie zobaczył nadal leżące plackiem zwłoki i czarną wręcz plamę na jego dywanie. Przewrócił oczami wybierając numer w telefonie. Przeszedł obok zmarłego jakby nigdy nic i skierował się do kuchni, gdy w końcu, po dwóch sygnałach, ktoś odebrał. – Mam trupa na dywanie. Lubię ten dywan.
– Oh, mi także się świetnie spało. – zaśmiał się z nutą irytacji głos po drugiej stronie. Yuri nie odpowiedział, poczekał aż rozmówca sprawdzi kto dzwoni. Zajęło to jakieś trzy sekundy, przez które stał już ze szklanką koło zlewu. – Przepraszam najmocniej, Panie Yuri.
– Hm. – mruknął odkręcając wodę. – To, kiedy wymienisz mi dywan?
– Pojawię się z ekipą za pół godziny. – odpowiedział głos przyjmując poważny i elegancji ton, niczym na spotkanie z prezydentem. – Czy czegoś jeszcze Pan potrzebuje?
– Zestawu do płukania żołądka? – zaśmiał się lekko, wyłączając zlew i biorąc do ręki wielką szklankę pełną wody. Miała jakieś 400ml. Dwie takie wystarczą. – Zamiast tego, przywieź mi kawę.
– Ha… – rozmówca nie potrafił pojąć co się działo po drugiej stronie słuchawki. – Zrozumiałem.
_____Yuri nie musiał słyszeć nic więcej. Rozłączył się i odwrócił na pięcie z zamiarem powrócenia do pomieszczenia, gdzie zostawił kociak. Szczerze, nie miał nadziei, aby niebieskowłosy grzecznie pozostał przy toalecie. Właściwie spodziewał się, że wyjdzie z łazienki i trafi od razu do łóżka, a następnie zmusi swoimi zaprzeczeniami do użycia siły i wmuszenia w niego wody, którą mu obiecał. Rosjanin nie rzucał słów na wiatr, jak powiedział, że litr wody to przynajmniej połowę z tego wpuści w jego gardło. Chociażby siłą, ale przeleci. Głównie, żeby zmusić żołądek do pracownia dalej. Odpuścił sobie, patrząc na zachowanie Kofiego, żeby dostał coś wartego jego większej uwagi. No i na pewno nie przedawkuje nic… Co nie znaczy, że ciemnowłosy nie spędzi tej nocy pilnując go jednym okiem. Tak, na wszelki wypadek, bo co jak co, ale podpisał się pod papierkiem, który mówił coś o tym, że kociak nie powinien umrzeć. Przeszedł przez sypialnie nie widząc, aby ktoś zajął łóżko, wszedł więc głębiej. Do łazienki, gdzie zetknął się z czymś… ciekawym.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {27/09/22, 07:09 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Poczuł ulgę, gdy Yuri z znudzonym spojrzeniem postanowił odpuścić. Co prawda, Kofi był mentalnie przygotowany, przynajmniej w domyśle tego słowa, na wpychanie palców do gardła, ale ku jego zaskoczeniu, tak się nie stało. Naturalną rzeczą był fakt, iż nie miał zamiaru z tego powodu ubolewać. Powinien się wręcz cieszyć, a jednak gdzieś w środku, jego chora fascynacja poczuła zawód. Gdzieś tam pocichutku liczył na znęcanie się ze strony ochroniarza. Nie wiedzieć czemu, jego postura, postawa, głęboki, ochrypły głos przemawiał do masochistycznej części niebieskowłosego. Co gorsza miał na to ochotę. Yuri wedle Samiego pasował do roli tego złego i chciał się poniekąd sam przekonać na własne oczy, bez rozlewu krwi.
        Odprowadzając go wzrokiem do drzwi, oparł się o zimną ścianę, wzdychając głęboko, jakby z utęsknieniem. Prawda była całkiem inna. Kofi po całym dniu, a przynajmniej od momentu działania narkotyku, mógł poczuć się lżej, jakby część dawki wypocił całym tym stresem przed wymiotowaniem. Unikał tego jak ognia. Wiele myśli kłębiło się w jego głowie, lecz ani jednej nie był wstanie poświęcić wystarczająco dużo uwagi, by ją zrozumieć. By zrozumieć własną sytuację. Sam fakt kim był morderca leżących na dywanie zwłok zdawał się nieziemsko oddalony od trzeźwego rozumu chłopaka.
        Nie wiedział po co, dlaczego napadła go chęć wstania na równe nogi. Po prostu czuł to w sobie, że musi to zrobić. Tak więc podparł się o sedes, podciągając z cichym stęknięciem do góry. Ściana o jaką się podpierał była wielce mu pomocna. Slalomem, niczym zawodowy pijaczyna doczłapał się do umywalki gdzie przemył twarz pod bierzącą wodą. Nie zakręcił jej, pozwolił aby szum strumienia uciszał pulsującą migrenę. Jakby pomagało, nawet na karuzelę w głowie.
       - Ja... pierdole.... czuje się jak... młody bóg - z wytrzeszczonymi oczami zabujał się wokół swej osi, ratując się jedynie mocnym chwytem za umywalkę. Obiema rękoma chwycił za jej kanty, walcząc z samym sobą, aż jego błękitne oczy nie spoczęły na czyjejś postaci, dość niewyraźnej, ale ku jemu zaskoczeniu przystojnej.
       - A cóż to za słodziak? - poruszał wymownie brwiami, uśmiechając pijacko do swego odbicia i chwilę później posłał w zimny kawałek lustra soczystego całusa. - No nie mogę, aż mi gorąco. Nie rozbieraj mnie tak swym spojrzeniem - kusicielsko mruczał, obmacując swój tors dłonią. - O matko, jakiś ty gorący, ach. Przestań, bo się zarumienie - niczym princessa złączyłswoje biodra, uwydatniając swoje biodra. Oplótł się swymi rękoma, jakby obejmował kochanka i zajęczał rozbawiony, śmiejąc się nie wiadomo z czego. Nie wiedział p oc oto robi, nie wiedział w czym miało mu to pomóc, ale tak po prostu chciałto zrobić. Z włąsnego kaprysu. Tak samo, z kaprysu, nagle zamaszyście rozpiął swą koszulę, a pourywane guziczki smignęły po podłodze.
       - Bierz mnie! - zarzucił swą bujną grzywą, a jego psojrzenie przykuło coś niezwykle istotnego. Berło. Urywając długi listek papieru, zawiesił go sobie niczym szal na szyji, zaś z kolejnej porcji uformowałala turban, dzierżąc na samym końcu godny samego króla sprzęt. Na całe szczęście przedmiot był czysty, błyszczał wręcz nowością i nieuzywalnością. Formując rozmaite pozy, podziwiał samego siebie przed lustrem, az tu nagle drzwi otworzyły się, odkrywając na światło dzienne przedstawienie Kofiego, któy jedną nogę zarzuconą miał na toalecie, wypinając swój tyłek w opiętych spodniach, wolną dłonią chlupkając wodą z strumienia.
       - Impreza zamknięta! - wytknął w stornę Yuriego berłem, oskarżycielsko patrząc prosto w jego oczy. Nie żartował.


Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {02/10/22, 01:05 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Dźwięk wody był jednoznacznym wyznacznikiem, że Samuel powinien być w łazience. Przynajmniej dla normalnego człowieka. Yuri nie był normalny. Spotkał się z sytuacjami, gdzie takie proste rozumowanie kosztowały kogoś rękę, nogę i jedną nerkę. Przez głowę przeszła mu jeszcze myśl, że młody chłopak postanowił utopić się w umywalce, lecz nie przyśpieszyło to jego kroków. Potrzebujesz trochę więcej niż minuty pod wodą, żeby to osiągnąć.  Po co więc zwiększać tempo, gdy może go odratować w razie czego? Oparł się o framugę ramieniem i prychnął słysząc słowa, które padły z ust kociaka. Wiedział, że jest ostro najebany, ale jeszcze przed chwilą dobrze kojarzył co się dzieje. Skąd nagle taka zmiana? No… w tym momencie ochroniarz nie zamierzał wchodzić i przerywać. Obrócił się lekko, aby nie stać całym swoim ciele w świetle i przerywać to przedstawienie. Tak, miał szklankę z wodą w ręku, ale co z tego? Domknął drzwi, aby jednak ukryć swoją obecność. Zamierzał skorzystać z tego przedstawienia. Niebieskowłosemu widać uderzyły promile do krwi, bo zachowywał się jak pijany. Yuri nie potrzebował być dalej przekonywany, że to były zwykłe pigułki gwałtu. Nie wiedział co takiego robi, ale słyszał dźwięki, a każdy kolejny w połączeniu z jego bujną wyobraźnią sprawiał, że jedno powstrzymywał się od śmiechu, obejmując wolną dłonią swoje usta, aby powstrzymać mimikę twarzy i przez przypadek nie wydobyć z siebie jakichś dźwięków. Takie sytuacje sprawiały, iż zaczynał myśleć poważnie nad pozostawieniem go przy życiu. W końcu był zabawny! Śmieszny! A takie rzeczy każdemu poprawiały humor. Niestety, nie mógł pozwolić mu nie wiadomo, ile szaleć w łazience. Przecież za chwilę mają być ludzie, żeby posprzątać ciało i nie może go zostawić w takim stanie samego. Rozruszał mięśnie twarzy, aby pozbyć się przyklejonego wręcz na stałe rozbawienia. Już poważny otworzył drzwi i zajrzał do łazienki. To co zobaczył było zaskakujące, ale już trzymał w środku swojego roześmianie pracując przy okazji nad mięśniami brzucha w ten sposób. Nie zamierzam komentować tego przestawienia. Westchnął ciężko słysząc słowa kociaka.
– Cokolwiek. – odpowiedział na stwierdzenie Samuela podchodząc bliżej ze szklanką wody. – Widać nie mogłeś na mnie poczekać i postanowiłeś pić z kranu jak zwierzę.
_____Odsunął ręką wystawione w jego stronę szczotkę do kibla, robiąc to machnięciem ręki. Nie spodziewał się, że trzymał ją tak słabo, lecz nie pokazał po sobie nic, gdy wyleciała z dłoni kociaka i upadła na posadzkę. Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk, który zakłócił chwilową ciszę. Postawił szklankę z wodą na blacie koło umywalki i zakręcił kran, aby nie leciała z niego woda. Nie przeszkadzało mu płacenie rachunków za przelanie mnóstwa litrów wody, ale w tym sposób chciał jasno pokazać swój przekaz. To przedstawienie trzeba skończyć. On już się nabawił, a szefuńcio powinien iść spać. Następnie złapał za nadgarstek kociaka i podał mu do ręki szklankę z wodą, którą miał wypić nie przejmując się faktem, że jego uścisk mógł być trochę za mocny.
– Wypij to. – rzucił czując, że złapał za szkło. – Jak tylko pozbędziesz się zawartości masz drogę wolną do łóżka.
_____Oczywiście nie oczekiwał, że zachowa się rozsądnie. Był pewny, że upuści szklankę, która znalazła się w jego dłoniach albo wykona jakąś inną czynność. Po jego niezadowolonej twarzy widział brak współpracy. Yuri jednak nie należał do osób mających w słowniku coś takiego jak „poddawanie się” lub „ustępowanie”. Wcześniej widząc wyraźną niechęć słodziaka mógł uwierzyć, że faktycznie ma problemy z odruchem wymiotnym. To nie oznacza żadnej taryfy ulgowej w kwestii wody i wypicia jej. Diva postanowiła robić w jego kierunku niezadowolone miny po czym przechylić szkło i wylać wodę na podłogę z uśmiechem na ustach. Rosjanin westchnął lekko. Nie zaskoczył go. Złapał za gardło prawą dłonią i nie przejmując się ciałem pod wpływem alkoholu, zmusił do położenia się na umywalce, wkładając jego głowę pod kran. Na pewno nie będzie bolało go to teraz, nawet jak zrobił mu siniaka swoim brakiem delikatności. Zachowywał się jakby ciało kociaka było workiem ziemniaków. Lewą ręką złapał za nadgarstek, który trzymał cały czas szklankę i ścisnął go, kciukiem nacisnął na nerwy. Jak można się spodziewać, szklanka wylądowała na podłodze tłukąc się. Yuri nie był zainteresowany możliwym szkłem na podłodze. Puścił nadgarstek, nie posiadający teraz żadnej broni mogącej zakłócić jego spokój działania. Odkręcił wodę, która z ciśnieniem spadała na twarz kociaka.
– No daje, pij. – na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Wcześniej nie miałeś z tym problemu.
_____Nie czekał długo, żeby szefuńcio sam zareagował i otworzył usta. Cały czas trzymając go za gardło, zmusił go drugą dłonią do otworzenia ust. Nogą, kolanem, opartym o szafkę z blatem, podtrzymywał ciężar ciała kociaka, bo inaczej byłby blisko uduszenia przez własną masę i jego nacisk, aby utrzymać go w miejscu. W końcu nikt nie znosi takich czynności spokojnie. Gdy poczuł pod skóra dłoni, cały czas ściskającej gardło niebieskowłosego, że przełyka wodę, na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech.
– Widzisz. Nie dało się tak od razu.
_____Zadowolony ze swojego dzieła, z osiągnięcia celu, zakręcił wodę i puścił szyję Samuela. Widząc czerwony ślad po swojej dłoni na jasne szyi, postanowił złapał go za bliższe mu lewe ramię i poprowadzić w ten sposób do sypialni. Minął wielkim krokiem rozbitą szklankę, ciesząc się lekko, że posiadają buty na nogach. Nie chciał za chwilę wyciągać szkła ze stóp szefuńcia. Bycie niezadowolenie w takim momencie było dość… normalne, ale nie zmieniało planów. Yuri rzucił Samuela na łóżko z dość dużą lekkością. Już wcześniej czuł, że chłopak nie ma za dużo mięśni. W tym momencie usłyszał dźwięk dzwonka i kliknął pod nosem. Spojrzał katem ona na łóżko z kociakiem.
– Idę zająć się tym. Jak wrócę masz spać.
_____Powiedział na odchodne i wyszedł z pomieszczenia. Po kościach chodziło mu uczucie, że kociak nie posłucha i pewnie będzie zamierzał robić wszystko tylko nie to co powinien. Podszedł do głównych drzwi i otworzył je bez większego sprawdzania kto taki może za nimi stać. Miał pewność, że to ludzie od niego. Jak zwykle, nie dostał niczego innego niż się spodziewał. Nie witał ich, nie przepraszał i nie ustępował drogi. Zaraz po otworzeniu drzwi, odwrócił się na pięcie i przeszedł do salonu, gdzie znalazł swój dywan, kanapę oraz trupa, który był tutaj cały dzień. Stanął z boku i sięgnął po fajkę, którą odpalił. Czy przejmował się zapachem tytoniu wsiąkniętym w ciuchy nieboszczyka albo własne ściany? Nie. Ani trochę. Chciał zapalić więc to właśnie robił. Przyszło pięć osób, ubrani w typowo sportową odzież z workami i innymi materiałami do posprzątania tego burdelu.
– Co z moim dywanem? – spytał wypuszczając dym z ust. – Naprawdę go lubię.
– Wydaje mi się, że jest do uratowania, lecz musimy go zabrać i spróbować w laboratorium.
_____Odezwał się jeden z zakapturzonych sprzątaczy. Yuri tylko zaciągnął się słuchając jak zaczyna mu tłumaczyć pochodzenie tego naturalnego dywanu ze skóry niedźwiedzia i jak będzie wyglądał proces czyszczenia z zaschniętej krwi. Czy się tym interesował? Nie, ale lepsze to niż cisza, która tylko podnosiła ciśnienie krwi ze stresu reszty pracowników. Już wystarczyło, że co chwilę zerkali na niego jakby miał się zaraz odpalić i wyciągnąć broń. W normalne sytuacji… pewnie uznałby to za podejrzane i faktycznie strzelił. Znał jego te mordy, one się go po prostu bały.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {06/10/22, 04:26 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Siedział zdezorientowany na łóżku, wlepiając swój pusty wzrok w drzwi. Myślami wracał do sytuacji w łazience, to w jaki sposób potraktował go ochroniarz nigdy nie powinno mieć miejsca, a mimo to z jakiegoś powodu spodobało mu się to. Może nie tyle, co uchwyt za szyję, którą objął na samą myśl o tym, a o uśmiechu Yuriego. To właśnie ten moment, trudny do uchwycenia spodobał się Kofiemu i tylko dlatego nie szarpał się mocniej, choć był w stanie. Jakby w ogóle miało to coś zmienić. Nie mógł osuzkiwać samego siebie, że dały radę uciec przed uściskiem mężćzyzny. Choć był giętki, to siłą mu niedorównywał.
        - To nie on tu wydaje rozkazy - burknął pod nosem sam do siebie, krzyżując ręce na piersi. Siedział tak bez celu jeszcze parę minut, kiedy to usłyszał obcy głos i zainteresowany tym, wstał z łóżka niczym jakieś zwierzę i na czworaka podreptał do drzwi, uchylając je mocniej. Nie widział za dobrze, ale słyszał szczątki rozmó o dywanie. Nasłuchiwał ich rozmowy, znudzonego tonu Yuriego, az tu nagle poczuł zapach papierosa. Zmarszczył poirytowany brwi, a w środku az się zagotował. Nienawidził papierosów, nienawidził tego zapachu. Później całe ubrania nim przesiąkały, szkodziły zdrowiu i zabijały zapach perfum, a że Samuel był związany umową z Yurim, poczułgdzieś w sobie, iż ma obowiązek uchronić Rosjanina przed tym świństwem, jednocześnie chroniąc samego siebie.
        Niewiele myśląc wstał na równe nogi, wspomagając się drzwiami, przez które prawie poleciał na ziemię, kiedy te lekko się przesunęły i cichaczem podszedł do rogu ściany, skąd wychylił swoją głowę, powoli i ostrożnie. W tym samym momecie, odziany w dziwny ochronny ubiór mężczyzna, dosłownie wystraszył się niebieskowłosego, gdy kierował swe kroki ku wyjściu, ciągnąc zapakowane zwłoki w czarny wór z pomocnikiem. Zmierzyli ciekawksim wzrokiem posturę pijanego Kofiego, który czując się już przyłapany na gorącym uczynku, wyprostował się dumnie i wyszedł zza rogu, prosto do salonu, gdzie Yuri przyglądał się pracy ludzi.
        - Bezguście - skomentował ochronny ubiór, choć nie do końca było wiadomo kogo w sumie komentuje, gdyż wzrok jego skierowany był na mężczyznę skupiającym swą uwagę na jego ochroniarzu.
       - Jak mam niby spać w tym całym harmidrze?! I zgaś tego papierosa inaczej się uduszę! Jak można palić takie gówno, jeszcze w domu! To juz lepiej wyjść na zewnątrz - wyprostował się jak struna, chcąc wypaść przyzwoicie jak na swój status przystało, całkowicie ignorując swój stan, to jak wygląda, to jak jego język lekko się plącze. Choć w chwili złości całkowicie zgrabnie mu to wychodziło. Nie przejmując się ciekawskimi spojrzeniami, podszedł do Yuriego, obdarowując go z dołu gromiącym wzrokiem.
       - Wychodzę! Nie będę siedzieć w takich warunkach - oznajmił, okręcając się na pięcie, robiąc pierwsze kroki w kierunku drzwi wyjściowych.



Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {08/10/22, 11:41 am}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Czy spodziewał się posłuszeństwa od pijanego, nie myślącego logiczne i możliwe wkurzonego kociaka? Oczywiście, że nie, ale głupio liczył na chociaż trochę pomyślunku. W końcu przed chwilą się postawił i zobaczył jak to się skończyło. Nikt normalny nie będzie dwa razy skakał w ogień. Słuchając tak idioty mówiącego cały czas o chemikaliach, które miał głęboko w … no właśnie. Jego twarz jasno zdradzała znudzenie, lecz w oczach pracownika widział swego rodzaju zachwyt, że jednak ktoś go słucha. Może też, myślał, że jest w tym momencie bohaterem, skoro Yuri nie wyciągnął gnata i nie zastrzelił kogoś jeszcze?  Chłopcy w tle radzili sobie doskonale wykonując sprawnie swoje czynności. On natomiast wysunął papierosa spomiędzy warg i wypuścił leniwie obłok dymu strzepując popiół na podłogę z bardzo starego i drogiego drewna. Nie przerywając nawet na sekundę jednostronnego dialogu młodziaka, zaciągnął się ponownie i przeniósł spojrzenie w kąt oka. Stał tak, że nie miał dokładniej wizji na drzwi, ale wiedział, że ich nie zamknął. Zastanawiało go. Kiedy zainteresowany szefuńcio postanowi wyjść z sypialni, nie mogąc usiedzieć na swoich kształtnych pośladkach chwili dłużej?
_____Nie musiał czekać długo. Nie marnując jego czasu, nie wytrzymując więcej niż pięć minut w samotności. Kąciki ust Rosjanina powędrowały wyżej, szybko opadając. Czy był zadowolony z takiego obrotu sytuacji? Na pewno ratowało to jego znudzenie, a to uwielbiał zawsze, ale jak wynagrodzić takiego nieposłusznego kociaka? Udawał, że nie widzi jak pokracznie przemieszczał się coraz bliżej, ignorując go zupełnie. Grupa sprzątająca natomiast faktycznie została zaskoczona, gdy zauważony przez jednego z nich, postanowił ukazać się w swojej całej okazałości wszystkim. Po twarzach Yuri wywnioskował, że nie wiedzą co z tym zrobić. On nie reagował, a oni bali się zrobić co by chcieli w takiej sytuacji. Nie oni byli tutaj szefem, w tym momencie, decyzję musiał przekazać im ukrywający za tytoniem mały uśmiech, zabójca. Ten jednak nie komentował żadnych słów rzuconych w przestrzeń, w końcu podejmował teraz w głowie bardzo ważną decyzję. Wyciągnął papierosa z ust, pozbył się dymu i gdy chciał ponownie zanurzyć go między ustami, podszedł do niego niebieskowłosy, patrząc na niego jakby był bardzo zły. Cóż, w oczach Yuriego był co najmniej zabawny i może trochę uroczy z tym ”agresywnym” spojrzeniem. Nie zamierzał zbytnio reagować, ale gdy Samuel postanowił rzucić notkę o opuszczaniu lokalu, westchnął ciężko i złapał go mocno za ramię. Wolną ręką zgasił fajkę o bluzę stojącego koło nich chłopaka pozostawiając na niej wypalony czarny ślad.
– Gdzie się niby wybierasz. – rzucił ostrzegawczo, ale nie czekał na szarpanie się ze strony kociaka, które na pewno nastąpi. Totalnie ignorując przeciwskazania ze strony niebieskowłosego, odwrócił się do wpatrzonych w nich pracowników. – Won.
_____Jego głos nie był głośny, ale stanowczy i zimno. Każdy z nich opuścił co trzymał, pozostawiając całą resztę roboty tam, gdzie była i szybkim krokiem, wręcz biegiem wyszli z domu. Nie mieli pojęcia, ile będą czekać na zewnątrz, czy dostaną po całej sytuacji więcej sprzątania albo kim był ten niezbyt umięśniony chłopak pozostawiony sam na sam z Yurim. Z jednej strony modlili się, aby niebieskowłosy się opanował i nie dawał im jeszcze jednego trupa do posprzątania. W końcu pamiętają, ile mieli roboty po tym jak ktoś uniósł głos na tego człowieka.
_____Co natomiast zrobił Rosjanin? Pociągnął po raz kolejny tego wieczoru chłopaka za sobą. Usiadł na kanapie, zaraz koło plamy z krwi i przerzucił wierzgającego się kociaka przez kolana. Jedna dłoń położona między łopatkami przyciskała go do nogi i uniemożliwiała jakieś wielkie ruchy tułowie. Nie przeszkadzało mu, że wierzgał się, machał rękoma i nogami. Nie mógł w ten sposób przeszkodzić mu w jego celu. Prawą ręką złapała za spodnie i jednym zgrabnym ruchem zerwała je wręcz z Samuela zmuszając do ukazania przed nim jego jędrnych pośladków. Normalnie takie sytuacje w jakiś sposób by go podniecały, ale fakt, że prawdopodobnie jego szefuńcio nic nie będzie pamiętał, wyraźnie obniżało jego ekscytację zabawą jaka ma mieć miejsce. Poza tym zachowywał się teraz jak bachor, które należało ukarać, a nie sprawiać przyjemność przez zadawanie przyjemnego bólu. Cały czas rzucający się niebieskowłosy, mimo ograniczonych ruchów, dostał pierwsze uderzenie. Prosto w środek. Pozostawiając czerwony ślad na obu półkulach. Nie użył do tego całej swojej siły, robiąc jakby testowe uderzenie. Reakcja jaką otrzymał zdradziła mu jednak, że pewnie na takim poziomie nie powinien się utrzymać. Kolejne uderzenie wymierzone w lewy pośladek, pokazało mu śliczny efekt końcowy. Widział swoją dłoń, która wręcz idealnie wypełniała dostępną powierzchnię jasnej skóry. Czerwony ślad został wymierzony z większą siłą, jasno słysząc syknięcie dobiegające od Samuela. Zadowolony z siebie przejechał delikatnie opuszkami palców po zostawionym śladzie i wykonał jeszcze jedno takie samo uderzenie. Następnie wykonując dokładnie to samo dla prawej półkuli. Widniejący przed nim dość czerwonawy obraz jasno kreował w Yurim przeświadczenie, że jeśli jeszcze trochę się postara – kociak nie będzie wstanie jutro usiąść na dupie. Prychnął lekko cały czas czując jak niesfornie się wierzga trzymany w dość upokarzającej pozycji. Kolejne zetknięcie jego dłoni z pośladkami, z większą siłą, z głośniejszym dźwiękiem aktu, rozchodzącego się po przestrzeni. To było sześć uderzeń i dopiero czuł, że kociak powoli się uspokaja. Czy on zamierzał jednak skończyć? Nie. Z takim samym rozmachem wykonał kolejne cztery uderzania, by dojść do okrągłej liczby dziesięciu. W tym momencie, szefuńcio przestał już zachowywać się z aroganckim nastawieniem.
– To, gdzie chcesz iść? Jeśli powiesz mi, że zamierzasz opuścić ten dom tego wieczoru… – położył dłoń na czerwonej skórze gładząc ją lekko, po czym uszczypnął miejsce, które posiadała najbardziej intensywny kolor. -… to dostaniesz kolejne dziesięć, ale tym razem każde ci liczyć i dziękować.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {08/10/22, 09:35 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Kofi, niczym kocur zjeżył się pod wpływem dotyku Yuriego. Z jednej strony nie oczekiwał takiego obrotu spraw, z drugiej zaś, w jego głowie na nowo wypaliło się wspomnienie z łazienki. Nadal dość świeże, aby mentalnie poczuć uścisk na swej szyji, gdzie widniał ślad po podduszaniu chłopaka. Czy ochroniarz był przerażający w oczach Andersona? Być może, ale nie dostatecznie mocno, aby nie znaleźć się w salonie, gdzie właśnie stał, gotów do wymarszu na dwór. Nie obchodziło go w jaki sposób poradzi sobie na zewnątrz. Wystarczyło znaleźć tłoczniejszą o tej porze ulicę i pomachać za taxówką, których na mieście było przecież pełno. Mankament był tylko jeden. Czy w okolicy były bardziej tłoczne miejsca. Samuel prawie pluł sobie w twarz za to, iż nie sprawdzał dokąd właściwie jechali. Przynajmiej orientacyjnie, ale każdy dobrze wiedział, że orientacja w terenie ni w ząb pasowała do tego niebieskowłosego chłopaczka. Potrafił zgubić się we własnej okoli gdzie mieszkał. Potrafił zapomnieć w jaką stronę skręcić pięć minut temu. Zapewne nawet teraz nie pamiętałby skąd przyszedł i które drzwi są od wyjścia z domu, a które od sypialni.
        W jego okrągłych oczach malował się strach, ale i rozbawienie na widok miny Yuriego. Powoli okręcał w jego stornę głowę z głupkowatym, niewinnym uśmieszkiem, czując bijącą irytację, wręcz władczość od ochroniarza. Mała satysfakcja zalęgła się w Kofim, gdy ten zgasił papierosa.
        - Do... domu? - spytał retorycznie, bo w sumie dobrze wiedział, że o powrocie tam nie powinien nawet myśleć. Nie bez powodu znalazł się w obcym miejscu, u prawie obcego mężczyźny. Na jego kolejne słowa, a raczej rozkaz skierowany w stronę ekipy sprzątającej, Kofi mimowolnie przymknął powieki, jakby to on miał zaraz dostać lanie. Jakby to słowo, choć nie wykrzyknięte miało niesamowity wpłyn na niego samego. Nic bardziej mylnego. Spoglądał zdziwiony jak posłuszne mrówki poparzone jakby od ognia puszczają to, co trzymały i w popłochu wyciekają w kierunku wyjścia. Przynajmniej wiedział już, gdzie miałby sam uciekać, o ile byłoby to w tym momencie mozliwe. Sammi wiedział, że ciemnowłosy raz złapawszy swą ofiarę, nie puszczał, póki sobie tak nie zdecyduje.
        Zdążył jedynie przełknąć głośno ślinę, patrząś z utęsknieniem na ostatnią znikającą za rogiem osobę, chcąc znaleźć się w jej skórze, a ochroniarz wykonał swój kolejny ruch,
        - C-czekaj! C-co ty robisz?! - nie byłby sobą, gdyby nie zaczął sprzeciwiać się Yuriemu, ale wyglądało to dość żałośnie. Jakby rodzic ciągnął za sobą bezbronne dziecko nie mające ani grama szans na zwycięstwo, a mimo to walczyło. Tak samo walczył i on, opierając nogami od czasu do czasu, ale promile oraz połknięta tabletka nadal działały, utrudniając mu to wszystko. W mgnieniu oka znalazł się na kolanach Yuriego, czując jak jego umięśnione uda robiły za niewygodną podporę jego klatki piersiowej. W tej pozycji zdecydowanie gorzej było mu oddychać. Czerwony jak burak, wyginał się lekko, aby spojrzeć to na twarz mężczyzny, to na rękę, którą gdzieś zmierzał.
       - Przestań! Rozkazuję ci! - mówił, jakby nadal miał coś do powiedzenia. W końcu był jego pracodawcą. - Z...zostaw! - wyjęczał, robiąc się czerwony jak burak, kiedy poczuł jak Rosjanin zsuwa z niego donlą część garderoby, odsłaniając sobie widok na jego jędrny tyłek. Było mu wstyd. Jeszcze nigdy nie świecił tylkiem przed swoim pracownikiem, nie mówiąc już o tym, że jeden właśnie się do niego dobrał.
       - Zboczeniec! Gwałciciel! - słał rozmaite obelgi w jego stronę, do momentu, aż pierwszy klaps wylądował idealnie po środku jego tyłka. Ból nie był mocny, potęgowało go jedynie zaskoczenie, które wydobyło się głośnym jęknięciem z ust Kofiego. Na krótką chwilę spiorunował go spojrzeniem. Jedynie na sekundkę, gdyż dobrze usadowiona ręka na barkach chłopaka uniemozliwiała mu na wiele ruchów.
       Zamachał nogami z każdym kolejnym uderzeniem, jednocześnie drżąc ciałem, kiedy Yuri z własnego widzi mi się sunął dłonią po czerwonych śladach na skórze. Po sześciu dupa Andersona piekła i pulsowałą na tyle mocno, że dwa kolejne przyjął bez reakcji, wieńcząc ostatnimi dwoma krzykami i zgrzytaniem zębami. Wzdrygnął się na kolejne słowa, a raczej pytanie Yuriego. W końcu usłyszał całkiem co innego nizeli własne neizadowolenie, czy odgłosy odbijanej się dłoni ochroniarza od jego dupska. Miał ochotę wykrztusić z siebie, ze nadal idzie do domu, ale nie był na tyle sadystyczny, aby znów cierpieć kolejne dziesięć trafnych liści. Wiedział, iz w pracy nie będzie w stanie usiedzieć na krześle. Będzie musiał poprosić o mega mięciusią poduchę.
       - Do łóżka - odwrócił na bok swoją głowę, aby z szklankami w oczach spojrzeć z dołu na ochroniarza. nie mógł go wyraźnie dostrzec, ale czuł w kościach, iż humor mu dopisywał, zwłaszcza po potwierdzających jego słowach, ze niebieskowłosy podjął właściwą decyzję. Yuri nie kłopotał się za bardzo z Kofim, jakby nie chciał ryzykować, iż ten może "zbłądzić" i nie trafić do sypialni, więc postanowił sam zająć się eskortą swojego szefuncia, biorąc go pod pachę, jak jakiegoś pieska, zanosząc prosto do łóżka. Tam, gdzie od samego początku powinien zostać. Samiego puścił dopiero nad miękkim materacem, wychodząc i zamykajac za sobą drzwi. Kofi jedynie z resztkami swoich sił zrzucił z siebie całkowicie ubrania, zakopując w ciepłej warstwie pościeli, zasypiając jak trup. Nikt nie powinien sie mu dziwić, zwłąszcza po tym wszystkim z czym miał do czynienia.
        Z samego rana obudził się z okropnym bólem głowy oraz suchością w gardle. Lekko otumaniony, siedział parę minut na łóżku, wpatrując w nieokreślony pukt przed sobą, zbierając skrawki pamięci, starając je zlepić w sensowną całość, ale jedynie co pamiętało, to wyjście przyajciela z dziwnymi typkami, spotkanie kobiety w czerwieni, trupa na ładnym dywanie, choć powodu dlaczego tam się znalazł juz nie pamiętał i picie w neistosowny sposób wody z kranu,  a następnie wiszenie na kolanach Yuriego, z pamiętliwymi czterema sotatnimi klapsami. Potem reszta filmu całkowicie się urwała. Westchnął zdruzgotany swoim zachowaniem, po czym posunął dłonią po nadal widocznym śladzie na szyji, a chwilę później, gdy lekko się rpzesunął dupą, poczuł jej okropny ból. Syknął, grymasząc i wstał na równe nogi. Cały obolały, zarzucił ostrożnie na siebie bieliznę, wychodząc z sypialni prosto do kuchni. Nie myślał nad tym, nogi same go poniosły w odpowiednim kierunku, jakby zapamiętały tę trasę bardzo dobrze. Zatrzymał się jednak przy wyspie, czując za plecami czyjąś obecność. Odwrócił się, dostrzegając pana tego domu, Yuriego.
       - Jestem głodny - oznajmił z pochmurną, skatowaną miną, całkowicie nie przejmując się chaosem na swej głowie, który w sumie dodawał mu pewnego rodzaju uroku. - I spragniony - dodał, jasno wyrazając swoją pozycję na ten moment. Nie był u siebie, więc nie chciał grzebać ochroniarzowi po lodóce. Prawda jednak była inna. Chciał zostać obsłuzony. Choć tak mógł skrycie ukarać Yuriego za jego paskudne zachowanie. Ogólnie zastanawiał się nad ucięciem mu części pieniędzy z pensji, ale przeczuwał, ze ten manewr nie ruszyłby mężczyzną ani o milimetr.
       
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {08/10/22, 11:19 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Dokonanie właściwego wyboru w ciężkiej sytuacji jest bardzo trudną decyzją. Kociak podjął tego wieczoru już kilka złym wyborów. Najpierw nie wypicie wody, później opuszczenie pokoju, kiedy miał po prostu iść spać. Szczęśliwie, trzeci wybór tego wieczoru okazał się dobry, o czym go od razu dowiedział z ust Yuriego, który przy okazji zabrał swoją dłoń z jego pleców dając mu pole do manewru. Następnie zgrabnie złapał go pod pachę jak ciężki pakunek. Nie był jednak na tyle ciężki, aby Rosjanin wydawał z siebie jakiekolwiek dźwięki wskazujące, że było to ciężkie zadanie. Spojrzenie jakim obdarzył go w tym momencie, przez te pełne łez oczy, można uznać za urocze, ale tylko gdy prosiło cię o więcej. Nieważne czy to pieniędzy, przyjemności i krwi wrogów. W takim momencie, w jakim znajdowali się oni, wzbierało w Yurim tylko znudzenie. Dlaczego postanowił zanieść ”pobitego” do jego sypialni? Żeby zminimalizować możliwość, że rozmyśli się w połowie oraz aby po prostu mieć pewność, że przez przypadek nie trafi do szafy pełnej broni. Nawet jeśli chwilę temu wymierzył mu małą karę za głupie pomysłu to nie chciał strzelać mu prosto w piękne czółko za dotykanie broni.
_____Po pozostawieniu kociaka rzuconego na łóżku, opuścił sypialnię i podszedł do drzwi wejściowych. Otworzył je zobaczył stojących w kółeczku chłopaków, którzy grzecznie czekali na jego polecenie, że mogą już wrócić. Widząc go stojącego w drzwiach z uniesionymi brwiami w formie swego rodzaju rozbawienia lub zaskoczenia.
– Czy możemy już wracać do pracy? – spytał jeden z nich delikatnie wyrzucając słowa z ust. – Czy mamy więcej roboty?
_____Chyba każdy z nich chciał o to spytać. Fakt, że jakiś chłopak, pewnie w wieku podobnym do nich, postanowił postawić się Yuriemu, mówiąc coś o wracaniu do domu, a potem miał odwagę krzyczeć coś o gwałcicielach i rozkazywaniu… Każdy z nich już się przeżegnał. Nie, bo szkoda jakiegoś tam człowieka. Szkoda ich! Mają więcej roboty niż chcieli mieć. Gdy więc dostali westchnienie ze strony maszyny do zabijania i znudzenie domyślili się, że ich pytania po prostu nie były właściwe. Idąc niczym małe kaczuszki za wielkimi plecami Rosjanina dotarli do salonu. Bez nowych plam! Bez ciała! Wymienili szybko między sobą spojrzenia i rzucili się do pracy.
– Tylko ciszej. – prychnął lekko przypominając sobie, dlaczego kociak nie mógł wcześniej zasnąć. – Niech tym razem się nie obudzi.
_____Każdy z nich zamarł na moment, przypomniał sobie słowa niebieskowłosego samobójcy, a następnie widząc twarzy Yuriego… postanowili kontynuować swoją pracę najciszej jak się dało. Dokończenie tego zadania zajęło im jakieś pół godziny więcej, po czym żegnając się cichym ukłonem w jego stronę wyszli na palcach pozostawiając go samego ze sobą. Dla pewności zajrzał do sypialni, z której usłyszał tylko stabilny rytm oddechów. Zamknął więc drzwi i skierował się do swojego łóżka. Zrzucił z siebie ubranie wkładając je do kosza, Broń, telefon, portfel oraz nóż położył na pościeli. Przebrał się w czarny T-shirt i dresy. Musiał, jak zawsze, spać w czymś z czego nie będzie musiał się przebierać, gdy przyjdzie pora na szybkie opuszczenie pomieszczenia. Nóż oraz telefon włożył pod poduszkę, a broń w specjalne zrobione dla niej miejsce ze strony, z której normalnie nie spał. Rozejrzał się jeszcze przez okno dla pewności i położyć spać… na chwilową drzemkę, bo tak właśnie doczuje ten spoczynek.
_____Wstał o wiele za wcześniej jak na normalny dzień roboczy, lecz to wszystko przez jeden telefon, którego wibracje spod poduszki zawiadomiły go, że jest sprawa do załatwienia. Wyciągnął go i spojrzał na nieprzyjazną dla człowieka godzinę, a potem na plik wysłane do niego przez Kai’a. Widać znaleźli już wszystkie informację o chłopaku. Dzisiaj będzie mógł pójść polować na głowę wczorajszego napastnika. Pewnie szefuńcio się ucieszy z tej informacji. Nie do końca z innych, które może mieć teraz w głowie. Yuri wstał z łóżka, wziął szybki prysznic i nie przebierając się zbytnio zszedł na dół, gdzie w rogu jadalni z widokiem na salon i kuchnię, rozsiadł się wygodnie i przeglądał wszystkie dane jakie otrzymał. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, ale w jego wizji pojawił się drepczący przed siebie kociak w fatalnym stanie. Mógł się tego spodziewać. I to nie tylko dlatego, że miał na szyi naszyjnik w kształcie jego uścisku. Zajęło mu chwilę wypatrzenie ciemnowłosego, do którego odezwał się bez większych problemów, jakby wczoraj nie został przez niego dość agresywnie potraktowany. W jakiś dziwny sposób zaimponowało to mężczyźnie, bo z takim nonszalanckim zachowaniem następnego dnia się jeszcze nie spotkał. Yuri nie zamierzał za to przepraszać, on nigdy nie przeprasza. Robił co chciał, a potem zabijał konsekwencje. Słysząc jego jasne i klarowne pragnienia, postanowił ruszyć się z miejsca i być dobrym gospodarzem. Sięgnął po szklankę, napełnił ją sokiem pomarańczowym i wyciągnął z szuflady tabletki na ból głowy oraz na kaca kładąc cały zestaw na blacie.
– Do wyboru, czego potrzebujesz. – rzucił i podszedł do lodówki, z której wyciągnął gotowce do mikrofali w dwóch rodzajach. Wrócił do barku kładąc wybór. – Masz do wyboru to albo poczekać 15 minut aż młodziak przywiezie jakieś kanapki z knajpy. – słysząc jasny wybór swojego szefuńcia kiwnął tylko głową i postanowił dodać ważną informację. – Mam informację potrzebne, aby złapać wczorajszego strzelca. Zawiozę cię do pracy i zajmę się znalezieniem go. Później przyjadę po ciebie i zrobię wam spotkanie.
_____Właśnie zrobił coś, czego normalnie nie można się po nim spodziewać. Wytłumaczył swój dzisiejszy plan zajęć komuś. Może nie dokładnie, może bez czasu i miejsca, ale chociaż przedstawił czego można się spodziewać, a to już było bardzo dużo w jego książce. Wypowiedział te słowa głównie, aby dać do zrozumienia Samuelowi, że już dzisiaj będzie mógł napluć na twarz człowiekowi, który popsuł jego biurko. W tym momencie sięgnął po telefon i otwierając zdjęcia pokazał mordę wczorajszego młodziaka, który spudłował tak prosty strzał. Nie wyglądał on na starego zboczeńca. Raczej ledwo zrobionego członka gangu lub mafii. Oni wszyscy prezentowali się w oczach przechodnia tak samo. Yuri jednak widział w nim charakterystyczne cechy amerykańskiego gangu.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {09/10/22, 12:21 am}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Niebieskowłosy usiadł na hokerze, podpierając łokcie o blat, a swoje poliki wygodnie usadowił w koszyku z dłoni, obserwując z lekkim znudzeniem na poczynania Yuriego, który starał się wygrzebać coś sensownego z lodówki. Wyglądało to tak, jakby mało co przesiadywał w swoim domu, albo zwyczajnie nie gotował posiłków. Kofiego zastanawiało, czy to była jakaś słabość mężczyzny. Czy nie miał na to czasu, ochoty, a może zdolności. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że nazbyt zaczął się nad tym zastanawiać. Nad zaletami jak i minusami wlasnego ochroniarza, który miał go tylko chronić, a ostatecznie zeszłej nocy sprał mu dupe. Jak jakiś ojciec po zobaczeniu słabych ocen po szkolnej wywiadówce.
        Nie odrywając wzroku od pleców Yuriego, upił kilka łyków soku pomarańczowego, lekko się krzywiac na ten ledwo wyczuwalny, kwaśny smak, a jeszcze bardziej wrzucone do tego gramy cukru, za którym jeszcze bardziej nie przepadał. Odstawił szklankę w momencie, gdy Caldwell rzucił na blat propozycję. Każda z nich w oczach Samuela nie był godna spożycia. Owszem, w akcie desperacji mógłby wybrać cokolwiek z tego zestawu gotowców do podgrzania w mikrofali, ale na ratunek przed tym uchroniła go jeszcze jedna propozycja Yuriego. Znacznie bardziej kusząca.
       - Zdecydowanie kanapki, piętnaście minut mnie nie zbawi, a przynajmniej doprowadze siebie do jakiegokolwiek ładu - przetarł ze zmęczenia twarz dłońmi, otwierając kilka paczek z tabletkami tak, aby ochroniarz widział co bierze. Nie miał ochoty na ponowne igraszki w toalecie. Wrzucił trzy tabletki do ust, zapijając je kolejną porcją soku, tym razem nie robiąc przy tym jakichś dziwnych min. Kolejne słowa nie lada wstrząsnęły, oczywiście pozytywnie, Kofim. Jego błysk w oku rozświetlił widniejące zmęczenie na twarzy, a kąciki ust od razu podciągnęły się ku górze. Z tej radości prawie znalazł się na blacie, prostując na nim swe ręce niczym struna. Szybko jednak tego pożałował, bowiem wybuch entuzjazmu spowodował napływ bólu głowy. Tabletki nadal nie zaczęły działać.
       - Świetnie, chcę go widzieć jak najszybciej i... niech ma zaklejoną buźkę taśmą. Chętnie mu ją oderwę - spojrzał prosto w jego srebrne tęczówki, wstając od wyspy kuchennej. Wypił duszkiem do końca napój, gdyż nie grzecznie byłoby go tak zostawić. Wczorajsza nauczka pozwoliła być dziś Andersonowi czujnym. Nadal pamietał co zrobił mu ochroniarz, ale na tę chwilę nie chciał tego rozpamiętywać. Poszedł więc wziąć szybki prysznic i prawie wszedł w rozbite szkło, pozostawione na ziemi jakby nigdy nic. Nie byłoby nikomu do śmiechu, zwłaszcza niebieskowłosemu, gdyby z rozpędu pognał dalej w głąb łazienki na bose stopy. Uwielbiał chodzić w ten sposób po mieszkaniu, a gdy nie był u siebie, siłą rzeczy był do tego przymuszony. W końcu Yuri nie dał mu nic takiego jak kapcie. Za pomocą jednego z ręczników zamiótł rozbitą szklankę w kąt, ostroznie biorąc szybki prysznic. Pozostawiając swoje mokre włosy do wyschnięcia we własnym tempie. Ubrał wczorajsze ubrania, które o dziwo nie były w najgorszym stanie. Były nieco pogniecione, ale z tym już nie miał zamiaru nic robić. Bardziej niepokoił go widok śladu po duszeniu. Musiał go jakoś zakryć w pracy. Na szczęście miał szalik w swoim biurze na jednym z manekinów. Nie myślał, że kiedyś będzie przydatne.
       Gdy wracał do kuchni, przyjemny zapach świeżego pieczywa rozniósł sie po mieszkaniu. Wodząc nosem za centrum tego smakowitego kąska, wszedł do kuchni, siadając przed kusząco wyglądającym jedzeniem.
       - Smacznego, a właśnie... prawie wlazłem w twój burdel w łazience. Wbrew pozorom jesteś strasznie niechlujny pozostawiając wszędzie po sobie burdel. Jeszcze miałbyś z rana na sumieniu moje poranione stopy- nie zapominając o dobrych manierach, jak o samym wytknięciu szklanej niespodzianki, wgryzł się w kanapkę, mrucząc z zadowolenia. Tego właśnie potrzebował w swoich ustach. Palcem wytarł kącik ust od majonezu, który wyciekł spod warsty warzyw, z wielkim bananem na twarzy przełykając kęs, chwilę później zlizując sos z palca. Pierwszą połowę kanapki wręcz połknął, drugą jedząc już zdecydowanie wolniej. Po sowitym śniadaniu, wedle planu jaki ułożył Yuri, Anderson pojechał do pracy. Czuł na sobie ciekawskie spojrzenia pracowników. Choć szedł spokojnie, w środku nieco się gotował w obawie, ze zauważą ślad, który starał się zasłonić podniesionym kołnierzykiem koszuli. Gdy tylko znalazł się w swojej oazie spokoju, zarzucił na siebie inne ubrania, jedne z manekinów, a potem owinął szyję cienkim szalem przypominającym chustę.Stanął przed swoim biurkiem, nadal uszkodzonym, bowiem za bardzo je lubił, aby wymieniać. Podjął próbę posadzenia kuferka na krześle, choć było ono bardzo wygodne i miękkie, to wraz z styknięciem skóry o obity materiał poczuł okropny dyskomfort i pieczenie. Z niezadowoleniem wyprostował się, nadal trzymając podparte ręce o mebel, gdy do środka sekundę po ostrzegawczym pukaniu weszła sekretarka. Spojrzała na neigo lekko zdziwiona, nie wiedząc co w tej pozycji chciał zrobić i szybko otrząsnęła się z trnasu, gdy Kofi spiorunował ją wzrokiem, jasno pytającym co chciała, by mu w tej chwili przeszkadzać.
       - Za dziesięć minut ma Pan spotkanie w sprawie wydania nowego czasopisma - lekko pochyliła głowę niczym zbity pies.
       - Dobrze, zaraz tam będę - pomachał ręką na odchodne, wzdychając ciężko. Ten dzień malował się w ciemnych barwach. Zgodnie z słowami, poszedł do pokoju, gdzie zwykle mieli spotkania i omawiali rozmaite sprawy modowe. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, wyczekując swojego szefa. Ten, mimo gry aktorskiej, nieudolnie chował swój kiepski stan. Mimo wszystko nikt nie miał odwagi tego komentować i starajac odwracać swą uwagę od niebieskowłosego, słuchali jego zastrzeżeń. W połowie zgromadzenia, poczuł jak nogi zaczynają pobolewać, upominając o posadzenie tyłka, ale ten jedynie oskarzycielsko spoglądał na swe miejsce, aż do środka, jak zwykle bez ostrzeżenia wszedł nie kto inny jak Yuri ze swym beznamiętnym, obojętnym spojrzeniem. Nie musiał nic mówić. Kofi od niego nie wymagał za wiele, znając jego rozkład dnia jakim wcześniej go uraczył.
       - Siadaj i poczekaj jak skończymy - oznajmił z całkiem innym podejściem niżeli wczoraj. Jego całe zachowanie przypominało innego człowieka. Opanowany uraczył ciemnowłosego sztucznym uśmiechem, gestem głoni wskazując na jegno z wolnych miejsc, gdyby ochroniarz postanowił usiąść. Sam nadal nie zasiadł, spacerując z kąta do kąta, prowadząc dalej zebranie. Czuł jak poliki delikatnie go piekły na samą myśl o Yurim i o tym jak sprał mu tyłek, ale nie mógł robić mu tutaj przy wszystkich wywodu. A jeśli chodziło o drugą kwestię... ciekawiło go gdzie była ofiara, a raczej sprawca zniszczeń jego firmy. Jeśli mężczyzna trzymał faceta ze zdjęcia w bagażniku, nie widział problemu aby ten jeszcze chwilę dłużej tam posiedział, wijąc i modląc o swoje załosne życie. Anderson w jakimś malutkim odłamku swojego przemówienia czuł się jak jakiś boss mafijny, co nie laa połaskotało wybujałe już ego szefuncia.
       - Na dziś koniec - oznajmił, zbierając dokumenty ze swojego miejsca, którego ani razu nie zagrzał. Wszyscy wyszli w pośpiechu, dyskutując o licznych poprawkach, jakie im zorganizował Samuel. On sam stał, patrząc lekko oskarżycilsko na Yuriego, jakby nadal miał do niego żal za wczorajsze postępowanie. Nie myślał, że skończy w domu swojego podwładnego, a na pewno już nie spodziewał się ych wrzystkich innych wydarzeń. Zastanawiało go jedynie, co stało się z trupem. Sam nie był pewien, czy faktycznie tam był, czy moze był to wynik jego wybujałej fantazji. Nie chciał pytać, ani słyszeć odpowiedzi ochroniarza. Wolał pozostawić ten temat na boku, a najlepiej w koszu razem z pozostałymi rzeczami do wyrzucenia z pamięci.
       - A więc, gdzie on jest? - spytał, chcąc poznać plan Yuriego. - Jeśli chodzi o mnie, skończyłem robotę na dziś - był gotów w każdej chwili wyjść z biura, zadowolony z wykonanej roboty. W końcu udało mu się nadrobić zaległości, choć musiał przesunąć dwa spotkania z klientami na reklamę do gazety. Cóż, tak to juz bywało, gdy spóźniało się do własnenj firmy.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {10/10/22, 10:06 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Otrzymując dość klarowną odpowiedź ze strony niebieskowłosego, schował gotowce do lodówki. Czy były przeznaczonego dla niego? Tak i nie. Ich istnienie w tym miejscu miało swoje podłoże w zwykłym fakcie, że mają długą datę ważności, nie zepsują się, jeśli sobie pojedzie i wróci w niewiadomym odstępie czasu. Zawsze będzie coś do zjedzenia dla umierającego z głodu. Świeże składniki i produkty podatne na zepsucie wchodziły do jego diety tylko gdy jadł żarcie z restauracji lub knajp. Chociaż w Ameryce nawet wtedy nie masz pewność czy nie połykasz gotowca tylko dodatkowo doprawionego. To był jeden z powodów, dla których nie przesiadywał tutaj dłużej niż musiał. Chwycił za telefon i wykonał telefon ignorując kociaka na stole cieszącego się z informacji o znalezieniu strzelca. Szybko rzucił kilka haseł kątem oka widząc jak uciekającego z pomieszczenia szefuńcia.
– 10 minut. – dodał, gdy chłopak w słuchawce powtórzył jego zamówienie. – Ani sekundy dłużej.
– Al!Ugh – Yuri kojarzył ten dźwięk. Przyjmujący jego szybkie zlecenie postanowił powiedzieć coś w stylu, że to nie wykonalne, albo nie możliwe, a ktoś inny go uciszył. Nawet słusznie. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
_____Ten głos należał do kogoś innego, przesadnie miłego, jakby chciał gasić pożar z klientką wołającą po managera. Cóż. Mruknął, że przyjął do wiadomości i rozłączył się po czym poszedł się przebrać w coś bardziej odpowiadającego do wyjścia do ludzi. Nawet jeśli możliwe pobrudzi się dzisiaj krwią… W dużej ilości. Wszystko zależy, jak wyjdą rozmowy i kim w grupie jest szukany chłopak. Czarny garnitur jak zwykle leżał na nim dobrze, zaraz później zszedł przed drzwi wejściowe. Otworzył je równo 10 minut po telefonie i stał tak zasapany chłopak z ciepłym pakunkiem. Rosjanin dał mu pieniądze, o wiele więcej niż potrzebował na opłacenie rachunku, przyjazd tutaj. Starczyłoby na jakieś operacje plastyczne dla jego dziewczyny. Oczy zmęczonego chłopaka zrobiły się bardzo duże jak pojął, ile właśnie dostał pieniędzy.
– Reszty nie trzeba.
_____Rzucił i zamknął drzwi przed nosem. Nie lubił słuchać sprzeciwów. Położył kanapki na stole i sprawdził ich zawartość. Nic nie przykuło jego uwagi więc sprawiając, że wyglądały idealnie jak na początku, usiadł i zaczął jeść, gdy tylko usłyszał jakieś dźwięki po domu. Widać szefuńcio skończył się ogarniać. Podczas jedzenia nie odpowiedział na komentarz. Właściwie dopiero przypomniał sobie, że wystąpiło coś takiego. Yuri zupełnie zapomniał, że szkło na podłodze jest problemem dla normalnego człowieka. Później przyjdzie sprzątacza i zajmie się tym wszystkim więc tylko prychnął lekko pod nosem do samego siebie. Coś takiego jak poranione stopy nigdy nie zagrzałyby miejsca na jego sumieniu. Właściwie ciężko co dało radę. Może to jak zabił kobietę w ciąży maltretując ją wcześniej, o była słabym punktem mężczyzny, który niestety, uważał, że Yuri nie będzie do tego zdolny i wybrał pieniądze zamiast bezpieczeństwa żony. Nadal, pozbył się wyrzutów sumienia, gdy tylko zakopał jej ciało, dał rodzinie kobiety anonimowo trochę pieniędzy na pozbieranie się po straci i po krótce w liście wytłumaczył sytuację. Oczywiście, zrzucił całą winę na męża, faceta nie zdolnego do prawidłowych wyborów. Co prawda już wtedy nie żył, ale mieli kogo nienawidzić.
_____W drodze do biura gazety starała się przypomnieć sobie, ile miał lat, kiedy miało miejsce to zdarzenie. Dopiero po tym jak odstawił kociaka do biura zdał sobie sprawę, że miał wtedy jakieś 15 lat. Z lekkim zaskoczeniem na twarzy, nie wierząc w samego siebie, że przeżył 20 lat bez wyrzutów sumienia, dojechał do ubogiej dzielnicy Nowego Jorku – Bronx. Obszar największej nędzy w kraju, gdzie można znaleźć wiele gangów, przestępców i broni. Czy ci podrzędni zjadacze chleba z bronią pod kurtką mogli znać Yuriego? Nie, ale okoliczny lider świadka przestępczego na pewno. Jeśli nie to się dowie. Jechał swoim za drogim samochodem, przemierzając ulice aż dojechał do pewnej uliczki pełnej domków jednorodzinnych. Widząc, że znalazł właściwy adres, zatrzymał się przed białym zadbanym domem, wyróżniającym się nieznacznie spośród okolicznych. Największą różnicą był pomarańczowy mustang stojący na podjeździe. Rosjanin nie interesował się samochodami, więc nie podzielał zainteresowania grupki ciemnoskórych mężczyzn śmiejących się między sobą w kółeczko widocznie rozmawiając o samochodzie. Dopiero dźwięk zamykanych drzwi zwrócił ich uwagę i odwrócili się dostrzegać wysokiego mężczyznę, w czarnym garniturze. Jego postawa, nastawienie, wyraz twarzy i to co mogli dostrzec w szarych oczach sprawiało, że nie byli wstanie podejść bliżej, wypytać o to czego tutaj szuka.
– Gdzie jest wasz szef? – rzucił widząc, że jak przystało na ciemnoskórego człowieka, nie byli na tyle aroganccy, aby podchodzić bliżej jak wyczuwają zagrożenie. – Mam kogoś do znalezienia.
– Szef? Masz na myśli Rydera Johnsona? – jeden z grupki, poprawiający swoje okrągłe okulary na nosie, zapytał wychylając się z grupki. Widząc, że nieznajomy kiwnął mu potakująco, postanowił mówić dalej. – Dopiero wrócił z objazdu okolicy. Nie przyjmuje teraz gości.
– Powiedz mu, że Petrovich chcą z nim porozmawiać i jeśli nie spotka się ze mną, rozpocznie się rzeź za brak subordynacji.
_____Yuri rzucił groźbą, która miała pełne poparcie w rzeczywistości. Każda większa osoba w świecie przemocy w pewnym momencie, gdy urośnie odpowiednio, dowiaduje się, na kogo trzeba uważać, jakie nazwiska są niebezpieczne. Petrovich posiadało w takich sytuacjach większą moc niż Caldwell. Pewnie dlatego, że byli pełnoprawną mafią. I tą kontrolującą więcej niż świat publiczny i to zwłaszcza ten zachodni, może wiedzieć. Słysząc jego słowa każdy z nich spiął się, połowa sięgnęła po broń, nie wyciągając jej jednak, a tylko odwracając się do okularnika, który przestał się chować za innymi.
– Jestem Ryder. W czym mogę pomóc rodzinie Petrovich? – odezwał się. Był niższy od grupy, która go otaczała. Z informacji jakie uzyskał Yuri, dostał pozycję faktycznego przywódcy tej dzielnicy przez swoje zdolności do podejmowania szybkim decyzji. Był dobrym liderem, nie wojownikiem. Patrząc jak na czole pojawia mu się kropla potu, Rosjanin szybko wywnioskował, że tylko udaje opanowanego. Gdy zobaczył, że jego nieznajomy nie odpowiada, rozejrzał się po twarzach swoich ludzi i kliknął językiem, bijąc ich po łapach. – Uspokój cię się, kurwy.
– Wejdziemy do środka. – Yuri ruszył do drzwi domu, a zdezorientowany Ryder ruszył za nim, a gdy stanął wystarczająco blisko, ciemnowłosy dodał cicho. – Musicie mi wydać jednego człowieka. Nie chcesz chyba sprzedać swoich ludzi przy innych.
_____W tym momencie, zdziwienie, które pojawiało się na twarzy niższego mężczyzny szybko zniknęło zastąpione poważnym wyrazem twarzy. Na czole pojawiło się większe skupienie, próbował przypomnieć, co takiego się wydarzyło bez jego zgody, udziału i sprowadzając bratvę na jego plecy. Wprowadził go do domu, w którym od razu musiał uciszyć piszczącą kobietę chcącą w pierwszej chwili nakrzyczeć na gościa. Gdy zobaczyła jednak białego i groźnego mężczyznę, zrobiła krok w tył gubiąc słowa. Ryder podbiegł do niej, rzucając jakimiś spojrzeniami, po czym ruchem ręki zaprosił Yuriego do pomieszczenia przypominającego gabinet. Bez większego namysłu, Rosjanin usiadł na krześle, które pewnie w normalnej sytuacji było przeznaczonego dla czarnoskórego. Ten przełknął tylko ślinę i usiadł na krześle po drugiej stronie biurka.  
– Tomas Flitch, mieszkaniec Bronxu, twojego rewiru, członek twojego gangu. – rozpoczął Yuri widząc, że człowiek nie ma zielonego pojęcia co takiego się stało. – Strzelał wczoraj do szefa gazety modowej, który jest pod naszą ochroną.
_____Nie dobierał bardziej okrężnych słów i nie przejmował się zbytnio faktem, że użył określenia „chroniony przez nas”, co świadczyłoby o tym, że kociak jest ważny dla całości Petrovichów. Na razie był zabawką i zajęciem czasu dla Yuriego, a to już robiło go ważnym w oczach sporej części ludzi. Jego bracia na pewno byliby pierwsi, aby porwać niebieskowłosego i zamknąć go w klatce, żeby tylko Yuri po niego przyszedł i przy okazji wypił herbaty. Sprawa więc małego wygięcia rzeczywistości, nie była ważna o ile okaże się skuteczną drogą do celu. Widząc jaśniejącą twarz czarnoskórego, wiedział, że przekaz był udany. Faktem było, że nie mogli wiedzieć o ich ochronie, ale która wielka rodzina będzie informować wszystkich i wszystko o swoich zamiarach. Gdy Ryder cały czas nie otwierał usta kalkulując jak wydostać się z tej sytuacji, Yuri nie zamierzał marnować czasu.
– Wydaj mi go, powiedz od kogo wziął zlecenie i będzie po sprawie. – westchnął lekko i oparł się plecami o materiał. – Jeśli zamierzasz współpracować, na tym skończymy.
– M-Mogę wierzyć w twoje słowa? Twoi przełożeni mogą zmienić zdanie… – wyszło spomiędzy drżących warg. Wojna z rodziną kontrolującą dystrybucję broni to nie przelewki. – Lu-ludzie zmieniają zdania.
– Nie w tym wypadku. – widząc na sobie nie ufne oczy spod okularów postanowił się przedstawić. – Ja, Yurij Petrovich mówię, że bez mojej zgody nic się nie zmieni.
_____Niecałą godzinę później, na kolanach przed nim leżał związany chłopak. W wieku pewnie dorównywał kociakowi. Patrzył na niego przerażony z wielkimi oczami pełnymi łez. Prawdopodobnie bolały go żebra, w które został kopnięty kilka razy przez innych członków grupy. Ryder powiedział im, że Tomas zdradził grupę narażając ich na wojnę z inną mafią za kilka dolarów i pozbycie się pewnego człowieka. Nie mając więcej nic do załatwienia w tej norze, zabrał związanego i zakneblowanego blondyna. Wrzucił go do bagażnika nie przejmując się, że mógł sobie coś zrobić czy nie i odjechał zabierając dziecko do miejsca, gdzie mógł mu wyrządzić trochę krzywdy. Pozostawione na podjeździe twarze członków gangu wyrażały swego rodzaju uspokojenie, że sytuacja została rozwiązana pokojowo. Ryder jednak stojąc z dzienniczkiem w ręki szukał czegoś. Po przekartowaniu kilku stron znalazł w końcu to czego szukał. Skojarzył imię oraz nazwisko, ale nigdy nie widział twarzy. Teraz, patrząc na drzewo genealogiczne oraz na stare zdjęcie miał pewność. Westchnął z wielką ulgą. Widząc jego zachowanie zaczęli zadawać pytania czy dobrze się czuje, czy wszystko okej. Machnął do nich ręką.
– Właśnie udało nam się zaspokoić smoka. – powiedział wzdychając po raz kolejny i widząc, że jego ludzie nie rozumieją co takiego miało miejsce. Krzyknął do nich. – Ten człowiek to śmierć w czystej postaci. Jak go kiedyś zobaczycie módlcie się, żeby nie przyszedł po was!
_____Dojechał do małego domku na tyłach jeden z posesji należących do Petrovichów w Nowym Jorku. Była to wielka nowoczesna posiadłość, z dużą ilością kuloodpornego szkła i betonu przez co jakiekolwiek ataki snajperskie na mieszkańców nie były dobrym pomysłem. Przesiadujący tutaj przed całym kompleksem ludzie szybko poznali jego samochód rozstępując się wręcz, gdy wjeżdżał na posesję. Nie mówiąc za wiele podrzucił im chłopaka z informacją, że wróci dzisiaj go torturować i mają przygotować pomieszczenia na to. Wszyscy bez pytań kiwnęli głową, że rozumieją. Nie dlatego, że nie posiadali więcej pytań, po prostu widząc znudzenie na twarzy Yuriego nie zamierzali ryzykować życiem odpowiedzi na ich ciekawość. Zabrali pakunek od niego, a ten odjechał do centrum. Gdy w końcu zaparkował pod biurem gazety… był niesamowicie znudzony. Nie tylko korkiem czy szukaniem miejsca, bo akurat obu nie było. Raczej faktem, że musiał robić takie nie entuzjastyczne i nudne rzeczy jak łapanie kogoś. Chciał, aby lider Bronxu nie wydał od tak swojego człowieka albo aby ci jego imbecyle wyciągnęli broń. Miałby wtedy powód do rozrywki. Chyba jedyne co mu zostało w tym momencie to obejrzenie nagrania z wczorajszego wieczoru. Zupełnie o nim zapomniał, bo jednak ten były przyjaciel z plusem kociaka nie był ważny w żaden sposób. Przynajmniej dla niego, a kto inny go obchodził?
_____Wszedł do biura przez główne drzwi. Ludzie już zaznajomili się trochę z jego obyciem, zwykle dość zimnym i nie przyjemnym, ale dopóki się do niego nie odzywasz – nic się nie dzieje. Przynajmniej tyle udało im się wywnioskować przez ten tydzień, który go znali. Minął ich, wszedł do winy i gdy udał się do gabinetu kociaka, aby go zabrać, został poinformowany przez sekretarkę o jakimś imieniu, że go tam nie ma. Dopytał, gdzie go znajdzie… nie na głos, ruchem mimiki twarzy. Jego pytający wyraz twarzy sprawił, że kobieta otworzyła usta i poinstruowała go jak dojść do Sali. Słuchał tego z zerowym zainteresowaniem, ale zapamiętaj informacje. Ustaliwszy, że to właśnie tutaj wszedł z buta zupełnie nie przejmując się tym, iż coś przerywa. Szybko spotkał się ze słowami szefuńcia, który z uśmiechem przyprawiającym go o niesmak w ustach, kazał mu usiąść. Prawdopodobnie, gdyby był mniej znudzony, podszedłby i uderzył w jego słodką buźkę, żeby nie rozkazywał mu, ale… znudzenie i lenistwo przejęło teraz kontrolę. Samo spotkanie znów… nie wzbudzało w nim nic ekscytującego. Chyba najzabawniejszy był w tym fakt jak kociak próbował udawać, że wszystko jest dobrze, ale jednak nie zauważył, że chodzi w specyficzny i trochę nienaturalny sposób. Nogi go bolą? A może tyłek? Oparł się łokciem o stół i zasłaniając usta położył głowę wpatrując się niczym predator w zwierzynę w niebieskowłosego, wypatrując odpowiedzi na swoje pytanie. W końcu, całe spotkanie dobiegło końca, a Rosjanin cały czas miał pytanie w głowie. Fakt jednak, że nie usiadł ani razu na swój fotel mógł wskazywać zdecydowanie na bolącą dupę.
– Jest na miejscu, z którego będę mógł się go łatwo pozbyć. – odpowiedział i wstał z fotela. Skoro szefuńcio był wolny to spokojnie mogli udać się od razu na zabawną część dzisiejszego dnia. Spojrzał co takiego miał na sobie niebieskowłosy i zaczął się zastanawiać. – Lubisz te ciuchy, czy możesz je ubrudzić? – gdy poznał odpowiedź tylko kiwnął głową i poszedł do wyjścia z pomieszczenia. – To zbierajmy się, ktoś czeka na nas.
_____Pozwolił kociakowi ogarnąć się do końca, znał w końcu jego plan ogarnięcia się do wyjścia. Widział go już kilka dni z rzędu. Westchnął lekko, gdy w końcu mogli iść do samochodu. Szczęśliwie zaparkowanego całkiem blisko. Przejazd do jednego z domów rodzinnych nie był bardzo skomplikowany, dopóki nie wyjeżdżasz z miasta i zaczynasz krążyć po strzeżonych osiedlach z wielkimi willami. Gdy w końcu dojechał pod miejsce, gdzie wcześniej zostawił przesyłkę, kociak mógł dostrzec zalesioną willę z kilkoma sportowymi samochodami stojącymi na dużym podjeździe. Każdy z nich miał właściciela. Ludzie zarządzających ich interesami po tej części USA. W większość domy Petrovichów i Caldwellów znajdują się w Staten Island, ale nie zamierzał korzystać z mostu, który był zupełnie zakorkowany. Nawet jeśli miał trzy opcje… każda miała taki sam efekt końcowy. Wysiadł z pojazdu i zanim miał okazję odezwać się do kociaka w sprawie tego, gdzie są, został zawołany.
– Брат убийца! – krzyknął starszy mężczyzną z siwą gęsto brodą, przyjemnym uśmiechem w bardzo dobrym granatowym garniturze podkreślającym jego niebieskie oczy. - Как приятно видеть вас в гостях.
- Не радуйся слишком рано – odpowiedział z małym uśmiechem na ustach. Prychając na mężczyznę podchodzącego do niego z otwartymi ramionami. - Я здесь, чтобы мучить кого-то
- Мальчики сказали мне так раньше – starszy włożył dłonie w kieszenie wiedząc, że nie będzie wstanie przytulić na przywitanie Yuriego. Pewnie nigdy nie będzie miał takiego prawa. Zauważył jednak coś ciekawego i przechylił głowę przyglądając się Samuelowi. - Это что?
- Моя новая игрушка – odwrócił się i jego spojrzenie także wylądowało na niebieskowłosym. - Пакет, который я оставил раньше, это парень, который хотел его убить.
_____Na te słowa starszy mężczyzna kiwnął głową, że rozumie o co chodzi. Także by nie lubił, gdyby ktoś strzelał do jego nowej kochanki. To przynajmniej miał wypisane na twarzy, gdy zgadzając się ze słowami Yuriego, przytakiwał. Następnie wymieli jeszcze kilka zdań i zostali zaproszeni do środka.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {16/10/22, 11:58 am}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Łatwo pozbyć? - ta myśl przeszła przez główkę Kofiego, gdy otrzymał odpowiedź ze strony Yuriego. Dość tajemniczą i nie do końca satysfakcjonującą, ale wszystko to odrabiał fakt, iż przestępca został schwytany, odnaleziony, a on sam będzie miał okazję wyrzucić z siebie skomulowaną złość na ciele zabójcy. Samuel wielokrotnie dawał upust swoim emocją na swojej sekretareczce, ale nigdy nie pociągnął za spust z zamiarem zabicia kogoś. Być może będzie to pierwszy raz. Pytanie tylko brzmiało, czy stchórzy. Choć na ogół starał się być twardym, zimnym chłopem o jasno wytyczonych regułach oraz poglądach, to w rzeczywistości w głowie przelatywały mu najrozmaitrze myśli. Co zrobić, a co gdyby... Przepełniona myślami głowa, nie dawała mu nawet spokoju z tematem przyjaciela, o którym właśnie sobie przypomniał. Do tego kac nadal dawał siwe znaki, choć nie tak dotkliwie jak z samego rana, to jednak w jakiś sposób uprzykrzał funkcjonowanie, czy też rejestrowanie pewnych rzeczy przez Andersona.
       - Raczej nie - odpowiedział na pytanie odnośnie swojego ubioru. W sumie Kofiemu szkoda było każdego ubrania. Praca jaka była wkładane w szycie ich była doprawdy cenna. Nie mówił oczywiście o tych, gdzie maszyny po prostu zasuwały na akord, a o ludziach szyjących własnoręcznie arcydzieła modowe.  
      - Tylko ogarnę te dokumenty - dodał po chwili namysłu, pozostawiając po sobie należyty porządek. Nie lubił syfić. Zwłaszcza w pracy, gdzie wszyscy patrzyli mu na ręce, na szefa, Pana idealnego, którym wcale nie był.
      W drodze do samochodu, kątem oka zerkając przed siebie, aby nie wpaść na nikogo, choć było to niemożliwe, patrząc jak to inni odskakiwali od niego, a jeszcze przed tym od samego Yuriego, ze spokojem w duchu wyciągnął komórkę, wystukując króką wiadomość do przyjaciela, z którym był na imprezie. Nie pamiętał wszystkiego, wręcz tylko kilka zdarzeń jak przez mgłę, a samego ochroniarza nie chciał aktualnie wypytywać o pewne rzeczy. Może po prostu podświadomość przestrzegała go, że może uświadczyć prawdy, jakiej nie chciałby znać. Przynajmniej po prędku.
       Wsiedli do auta, a Kofi nie spuszczał oczu z wyświetlacza komórkowego, czekając na zbawienniczą wiadomość od Athesa. Niestety skrzynka odbiorcza cały czas była pusta, aż do momentu przybycia na miejsce. Niebieskowłosy cmoknął ustami, żałując, iż nie pilnował dokąd to właściwie zmierzali. Z resztą czy było to aż tak istotne? Zapewne sam Yuri nie będzie chciał, aby chłopak to wiedział. Tajemniczy jegomość coraz bardziej zaczynał intrygować szefuncia, który wyszedł z auta chwilę po nim, lekko w pośpiechu, aby nie zostać zakluczonym w środku. Zrezygnowany schował komórkę do kieszeni spodni, przyglądając z nie małą uwagą Willi jaka stała tuż przed nim. Sam wolał mieszkać w apartamencie na jednym z wyższych pięter, z widokiem na miasto. Było to dość wygodne i nie musiał martwić się czymś takim jak ogródek, do którego musiałby szukać ogrodnika, a to dodatkowa osoba pałętająca się w jego prywatnym życiu, co wolałby zminimalizować maksymalnie jak się dało.
      Willa jak na nie przystało, była cała biała z dużymi, czarnymi drzwiami wejściowymi, wokół których rozrastały się wysokie krzewy uprzyrkzające wścibskim podglądaczom zaglądnięcie co jest w głębi posesji. Wszystkie okna były pozasłaniane firanami, częściowo nawet żaluzjami, a samo światło słoneczne zgrabnie odbijało się od idealnie wypolerowanej powierzchni tak, aby nawet ludzki zarys sylwetki nie mógł zostać dostrzeżony w środku budynku. Zaraz obok, na chodniku zaparkowane było kilka sportowych aut. Nie były one tanie. Sami wiedział, że na posiadanie jednego z nich nawet jego nie byłoby stać, a domownicy mieli ich kilka. Nie wiedział dokładnie co tu się wyrabiało, kogo znał ten jego Caldwell do wynajęcia, ale pewnego rodzaju niepokój zagościł w formie niewielkiej guli w gardle. Szedł parę kroków za Yurim, zauważając wyłaniającego się zza krzewów mężczyznę w granatowym garniturze. Prezentował się w nim wyśmienicie, choć nadal według profesjonalnego oka Kofiego, nie tak dobrze, jak klasyczny czarny na Yurim. Tego wypalonego widoku nigdy nie zapomni. Jak samych słów, które wówczas do niego rzucił, całkiem bezmyślnie.
       Zaintrygowany spoglądał jak obcy, siwawy dryblas wita się ciepło z ochroniarzem, dostając szybki kwit na próbę objęcia go w przyjacielskim uścisku. Z jakiegoś powodu, Sami czuł wokół nich roztaczającą się braterską bliskość, wręcz rodzinność, choć z pewnością obaj mieli ze sobą wspólnego tyle co nic. Starał się nie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza, iż nie rozumiał nic z tego co mówili.
       Wzdrygnął się, gdy "gospodarz" willi wychyliłsię, aby lepiej przyglądnąć Andersonowi. Jak na szpilkach, nie musiał długo czekać, aż kolejna para oczu zwróci się ku niemu, odpowiadając na jego słowa. Zmarszczył lekko brwi w niezadowoleniu, czując się obgadywany. W końcu tak na to wszystko wskazywało, a chciałby wiedzieć, co takiego ciekawego mieli na dopowiedzenia na jego temat.
        - Czuję się nieco wyobcowany z tym waszym językiem - westchnął, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Mina siwego wyglądała tak, jakby traktował go jak jakąś zabawkę Yuriego, jego własność, a w ogóle tak nie było. Yuri był jedynie jego ochroniarzem na zlecenie. Mieli umowę i nic poza tym nie łączyło tej dwójki, więc skąd ten niepokój w Kofim? Czemu ciągle przeczuwał, że czegoś nie dostrzegał?
        Niebieskowłosy jedynie szedł zaraz obok Yuriego, wchodząc na zaproszenie do środka budynku. Choć na zewnątrz willa dawała pokaz swej bogatej pozycji, to w środku podwajała swoją wielkość. Na każdym kącie, na każdej ścianie, czy pomieszczeniu było widać i czuć pieniądz. Kofi poczuł się dosłownie jak w jakimś filmie akcji, gdzie główny bohater został wtajemniczony w szeregi mafii. Z rosnącym napięciem spoglądał na szerokie plecy Yuriego, czując jakby tylko on był ścianą mogącą uchronić go przed problemami jakie mogłyby zaistnieć w tym miejscu, nie biorąc w ogóle pod uwagę, że sam mógłby być ich stwórcą.
       Nie zeszli nigdzie do piwnicy, jak mógły się tego spodziewać. Najwidoczniej niektóre ekranizacje były przekolorowane, bowiem jego zabójca tak po prostu siedziałzwiązany na krzesełku w salonie, przy dwojgu innych osób ubranych w równie wartościowe i dobrze leżące garnitury. Z zaklejonymi ustami, tka jak sobie tego życzył, oddychał nierównomiernie, czując że coś się święci. Tak, jak cisza i spokój trwała naście godzin, tak teraz domownicy zaczęli się przemieszczać, poruszać i rozmawiać między sobą. Anderson wszedł do środka, widząc jak całkowicie rozluźnieni, trzymający sytuację na wodzy, popijali sobie whisky na drewnianym stoliku kawowym. dopóki do środka nie zawitał sam Yuri. Od razu skupił na sobie główną uwagę, a Kofi ponownie zmarszczył lekko brwi, uważnie przyglądając ich rozmowie. Czuł się nieco oosobniony i musiał to jakoś zmienić.
       - Naprawdę go znalazłeś - szepnął nie mogąc dać wiary, że faktycznie siedząca osobe tuż przed nim, kotląca w myślach jak będą wyglądały jego ostatnie chwile, siedziała uwiązana nie mogąc nawet kiwnąć palcem. - Mogę? - spytał, palcem wskauzjąc na taśmę przyklejoną do jego ust. Mężczyzna nie mógł nic widzieć przez zasłoniętę czarną chustą oczy. Jedynie słuch był jego zbawieniem, łącznikiem między jego niewiedzą, a tym co się wyrabiało w salonie.

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {22/10/22, 09:57 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Słysząc kociaka wtrącającego się do rozmowy, obaj mężczyźni spojrzeli na niższego od nich. Nie wydawał się zadowolony, jak kobieta, której nie dano zajęcia podczas rozmowy biznesowej. Przynajmniej w oczach Gregoriego, tak to wyglądało. Był szefem tego regionu, Nowego Yorku. Nie samego miasta, a także całego stanu, w którym się znajdowali, ale nie tylko. Wszystko ponad Nowym Yorkiem leżało w jego jurysdykcji. Z Maine włącznie. W środku czekali na nich inni szefowie większych regionów, dokładniej – otaczających ich stanów. Życie było jednak przelotne i łatwo można było stracić swoją pozycję robiąc coś nie odpowiedniego, dlatego się nie odezwał chociaż swoją kochankę już by uderzył. Był mężczyzną z ciężką ręką, bo każdy musi znać swoje miejsce. Stąd przez jego oczy przebiegł niebezpieczny błysk, ale wiedząc kto stoi koło tego niewychowanego bachora, wiedział, że szybciej odetnie sobie rękę niż może coś zrobić. Należał do rodziny Petrovichów od pokoleń, a cały ten obszar uzyskał od dziadka za pozwoleniem Tsara kilka lat temu. Normalnie, powinno nazywać się tak najsilniejszego z całej rodziny, głowę i szefa. W ostatnich latach było inaczej. Tsarem, które pozwolenie musieli otrzymać w czasie wojny nie był Ivankov Petrovich, a jego drugi syn – Yurij. Nawet nie Nicolai, który zostanie następnym szefem jako pierworodny, a jego młodszy brat!
– Nie marnujmy czasu.
_____Słysząc zimny ton ciemnowłosego zabójcy Gregory obudził się ze swojego zamyślenia i zaprosił gości do środka. Yurij był młodszy od niego, młodszy od wszystkich w środku, lecz z nich wszystkich był najważniejszy. Hierarchia siły i braterstwa była jasna. Nawet jeśli zdanie Gregoriego liczyło się na całym wschodnim wybrzeżu jaki i w kraju, to przy zdaniu Tsara… nie miało znaczenia. Przeszli się po korytarzu rozmawiając o pierdołach, aż doszli do salonu.
- Вы ведете себя как свиньи! Царь здесь! – powiedział głośno Gregorie, łapiąc uwagę dwóch mężczyzn, którzy zareagowali na jego słowo bardziej intensywnie. - Скажи привет!
_____Yuri nie przejął się tym wybrykiem tylko kątem oka uważnie obserwując kociaka, który mógł zrobić coś głupiego, bo jednak zachowywał się wczoraj jak bachor i nigdy nie wiesz, kiedy znowu mu odbije. Wolał, aby nie skakał przy tych ludziach, o dziwo jednak, skupił się bardziej na swoim zakładniku i strzelcy, które szybko rozpoznał. Pierwszy w kolejce, niczym po uścisk prezydenta stanął przed nim w miarę wysoki mężczyzna z blizną przy oku i brązowymi włosami. Kostya, a dokładniej Konstantin, bo tak się nazywał, był bossem mafijnym oddziału mającego pod sobą Pensylwanie, Ohio, obie Virginie oraz wszystko inne co stało między nim, a terem Gregoriego. Kojarzył go, bo z blizną i prawie rozszarpaną ręką przyleciał kiedyś do jego domu rodzinnego, do Moskwy, aby dostać pozwolenie na zabicie zdrajcy, przez którego stracili ówczesnego szefa tego regionu. Była to zwykła walka uliczna, pewnie nikt by się nie pofatygował, żeby prosił aż „ich” o zgodę, a zrobiłby to co musi i potem powiedział jak wyglądał sytuacja. Jednak przyjechał i poznał wtedy Yuriego, piętnastoletniego chłopaka, który dostał tytuł Tsara, bo dzierżąc snajperkę nie miał sobie lepszych, a na odległość pół metra był śmiertelny dla każdego.
– Царь – powiedział Kostya i ukłonił się lekko, a za nim drugi mężczyzna, podobny do niego, prawdopodobnie jego syn. - Я рад видеть тебя в добром здравии
- Это твой сын? – spytał kładąc spojrzenie na wyższym, ale bardzo z twarzy podobnym chłopaku. Kostya podniósł wzrok i kiwnął potwierdzająco. - Как его зовут?
– Косьма Филя Георгий – odpowiedział ojciec, kładąc dłoń na ramieniu syna, który podniósł wzrok i patrzył na Yuriego jak na idola. - Его любимая история - это наша встреча и убийство предателя.
- Он не говорит по-русски? – spytał Gregori wchodząc do rozmowy, który miał już dosyć tego zapoznawania się. Głównie ze zwykłego bycia małostkowym, bo on nie mógł sobie porozmawiać na zewnątrz. - Царь здесь, чтобы мучить этого члена
_____W tym momencie skinął na siedzącego na krześle, związanego mężczyznę, a do rozmowy przyłączył się kolejny głos. W języku angielskim, z akcentem amerykańskim. Wszystkie spojrzenia, skupiły się na Samuelu, który chyba nie taki miał zamiar. Stał na szczęście w taki sposób, że nie czuł na sobie spojrzenia odbijającego się od barków Yuriego, za którym stał. Prychnął lekko, gdy dotarło do niego co powiedział kociak. Jakby ktoś taki mógł mu uciec. To tylko dzieciak, który ma za dużo do stracenia i jego nieszczęście, że postanowił dorobić sobie na strzelaniu do Samuela.
– Możesz. – odpowiedział i czując jak spojrzenie Kosmo, młodego chłopaka podąża za jego niebieskowłosym przechodzącym obok nich do związanego. – Kosmo nauczy się czegoś, będzie nam pomagał w zabawie.
_____Rzucił i także ruszył podchodząc bliżej, bo co jak jego ofiara postanowi odgryźć sobie język jak droga będzie wolna? Taśma to jedno, ale w środku znajdował się kawałek materiału zwinięty w kulkę, która miała uniemożliwić samobójstwo. Bez taśmy, może ją wypluć. I jak nie wydawał się za mądry, to jednak mógł być szybki. Inną opcją zawsze było ugryzienie kociaka. Na to też nie zamierzał pozwolić. Jak czyjeś zęby będą zdobiły jego skórę to tylko jego. Odwrócił się w stronę grupki, która stała gotowa na jakieś polecenia. Zwłaszcza Kosmo, który cały czas wpatrywał się to raz w niego, to raz jego spojrzenie zjeżdżało w bok. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca więc Yuri od razu zignorował wszystko inne związane z tym chłopakiem.
– Przynieście narzędzia. – nie wskazał na nikogo konkretnego. – Начнем с основ. Космо увидит, что происходит, когда вы не думаете о том, что делаете.
_____Te słowa, a dokładniej ich znaczenie nie trafiło do dzieciaka, który rozumiał widać rosyjski tylko połowicznie. Doskonale trafiło jednak do pozostałych ludzi, bo zrobiło się już ich trochę więcej. Dorośli mafiosi z okolicy, wszyscy byli członkiem jego rodziny – Petrovichów. Nie nazwiskiem, a więzami krwi, braterstwem.  Dwójka ludzi poleciała po zestaw, który przyda im się. Poza zwykłymi „sztućcami” do wyciągania informacji, druga osoba była potrzebna do małego generatora, bo jednak popieszczenie człowieka prądem po jakiejś części ciała zawsze poprawiało humor.
– Proszę. – powiedziała nieznana mu twarz podając w dwóch rękach torbę. – Narzędzia. Zaraz przyjdzie Ivan z generatorem.
– Hm. – Yuri kiwnął głową i kiwnął palcem do Kosmo, który szybko podszedł do niego, a Rosjanin bez uprzedzenia wepchnął mu torbę w ręce. – Rozłóż na stole i przysuń bliżej. – potem spojrzał na kociaka i przypomniał sobie, co takiego powiedział mu w biurze. Odwrócił się więc do innego przypadkowego człowiek i powiedział. – Zabierzcie go, żeby się przebrał w coś co można spalić. – odwrócił wzrok do Samuela. – Zrób to szybko i zaczniemy zabawę.
_____ Wysoki, łysy mężczyzna w ciemnym garniturze z koszulą, która ledwo mieściła jego bicepsy i tors, podszedł do nich. Bez dotykania i zostawiając przestrzeń między sobą, a Samuelem bez słowa wyprowadził go z pomieszczenia. Yuri nie przejmował się tym czy coś mu zrobią. Jeśli faktycznie są na tyle idiotami, aby dotknąć go, oni usiądą na tym krześle za chwilę, zaraz po tym szczeniaku, który był blisko posikania się.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {27/10/22, 05:45 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

     Jego oczy błyszczały niczym najwyższej jakości klejnoty wystawione na ciemnym jedwabiu jubilerskiej wystawy. Cały świat, towarzystwo zebrane w jednym pomieszczeniu nikło w ciemnościach jaźni pofarbowanej na niebiesko czupryny. Liczył się tylko osobnik siedzący nieopodal na krzesełku, wyczekując jak na szpilkach swoich ostatnich chwil życia. Nie znał chwili ani godziny, kiedy ostatnie tchnienie opuści jego płuca. Tego samego nie wiedział sam Kofi, powoli podchodzący do oprawcy. Satysfakcja zobaczenia w tak żałosnej sytuacji mężczyzny niezmiernie napawała entuzjazmem Andersona. Ego chłopaka było niesamowicie przyjemnie łaskotane, a powód tego wszystkiego stał zaraz za nim, broniąc tego drobnego ciała niczym mur z tytanów. Z jakiegoś powodu myśl o Yurim spowodowała przyjemny dreszcz w podbrzuszu. To napięcie od razu eksplodowało, przywracając Kofiemu świadomość. Zsyłając go na ziemię, tam gdzie nadal był ciałem. Sammi doskonale wiedział, że zanim uśmiercą nieznajomego, pozwolą mu zaznać prawdziwych katuszy za podniesienie ręki w jego kierunku. Cieszyło to niezmiernie Kofiego. Jako jedyny okazywał jakieś większe emocje, niczym dziecko, choć nie tylko to się tu zgadzało, bowiem nie należał do tych wysokich osób, jak zarówno dobrze zbudowanych. Zdawał się wręcz komiczną abstrakcją na tle całego zdarzenia.
      Smukłe, o jasnej karnacji palce zaczęły powoli sięgać kawałka taśmy na ustach strzelca. Odległość jaka dzieliła Kofiego od zamierzonego celu nieubłaganie zdawała się przeciągać. Choć zdawało by się, że była to tortura, tak naprawdę tylko wzniecało popęd do sprawiania komuś bólu. Nikt nie mógł wiedzieć, co działo się w Kofim. niezliczona ilość emocji przeplatała się w uściskach nocnych kochanków, ściskając do granic mozliwości i wybuchając, tworząc kolejne, nowe schematy. Wszystko to miało wspiąć się na wyzyny swych mozliwości, pokazując kulminacyjny moment, który nigdy nie nadszedł.
     Błyszczące oczy Kofiego nagle posmutniały, gdy spojrzały w stronę Yuriego, ale widział po nim, że błędem byłoby robić teraz jakieś pretensje. Nadal dla Andersona priorytetem było nie ubrudzić sobie rączek, a raczej nie zniszczyć ubrań. Były one ściągnięte z jednego z manekinów stojących w biurze. Tam zwykle wisiały jego perełki i muzy tłoczące do głowy chłopaka świeze pomysły na kolejne modowe hity. Bo to nie tak, że nie chciałpoczuć na swej twarzy ciepłej krwi siedziącego debila. Chciał i to bardzo, ale zmywanie krwi z ubrań było katorgą. Zwłąszcza tej zeshcniętej.
      Skinął głową, patrząc na podchodzącego goryla w obcisłej koszuli. Na język Kofiego cisnęły się jakieś obrazające komentarze, aby odpowiednio dobrał sobie rozmiar, a nie usilnie eksponował te mięsiwa niemalze wypływające spod materiału. Niebieskowłosy zastanawiał się, kiedy guziki w końcu nie wytrzymają i wystrzelą komuś prosto w twarz. Może nawet jeden wpadnie do gardła i nieszczęśliwie udusi?
       Zamiast robić mu wywody, dryblasowi o ponad głowę większego, gdzie jedna ręka Kofiego byłą jego "dłonią", poszedł zwyczajnie za nim do pustego pokoju. W swoje ręce dostał ubrania na przebranie, pozostając samemu w czterech ścianach. Całe pomieszczenie miało surowy, chłodny klimat, a czystośćtu panująca niebywale sztuczna, niezdrowa. Było zbyt idealnie, a jedyną rzeczą stroniącą od tej całej tonacji była wysoka, zielona roślina stojąca obok sporej pikowanej kanapy. Anderson podszedłdo niej, rzucił podarowane ciuszki, przyglądając się im. Jedyne, co miał na myśli, to zurzyte szmaty. Rozmiar na metce był ogromny. Od razu wiedział, że zatopi się w koszuli.
      - Chyba nie mam co wybrzydzać - westchnął lekko poirytowany, nie chcąc zamienić się miejscami z tym gościem z krzesełka. Choć Yuri zdawał się być w towarzystwie kimś, rozrzucając ludźmi jak jakimiś pionkami za pomocą jedynie swojego głosu... to niebieskooki wątpiłw jego zdolności poradzenia sobie samemu z taką zgrają szumowin. Nie byli to zwykli ludzie, ale Sammi nie chciał znać szczegółów. Wolał chwilolo żyć w niewiedzy. Jedyne czego pragnął, to wyzyć się na strzelcu i dowiedzieć co się stało z przyjacielem. Miał przebłyski pamięci, ale nadal było to zbyt mało.  Przypominając sobie słowa ochroniarza, pospieszył się z przebraniem w podarowane mu szmatki. Z wyuczoną starannością i dbałością o drogie tkaniny, ściągnął z siebie odzież, składając w kostkę i zostawiając na rogu kanapy. Podniósł w swych rękach koszulę, która wręcz sięgała mu za półdupek i przyglądając się jej, usłyszał otwierane drzwi.
      - Kto do chole - oburzony odwrócił się w połowie, czując jak jego nadgarstki zostają złapane w silny uścisk, a do pleców przywiera się obca sylwetka mężczyzny. Jego ciepły oddech, śmierdzący whisky zmierzwił włoski na karku Kofiego, a jego oczy zadrżały. Słowa utkwiły w gardle, nie mogąc przebić przez barykade z zębów. W jego uszach dudniły echem jedynie mruczące, pijackie słowa obcego.
      - Witaj kociaku. Zgubiłeś się? - zamruczał słodko, choć w jego tonacji było słychać szczyptę grozy.
      - Puszczaj - szarpnął się, ale ręka oprawcy ani drgnęła. Anderson czuł niesłychane obrzydzenie. Nigdy nie myślał, że skończy przyparty do "muru" przez jakąś świnię i naprawdę nie będzie miał szans na ucieczkę. Ale czy na pewno? Ten mały kociak miałby tak po prostu się oddać? Ten, co zawsze stroszył się udając większego, poakzujać swą groźną, choć groteskową minę? Ależ skąd! Sami nie miał zamiaru od tak oddać swojej dupy! O ile naprawdę o nią chodziło. W ogóle nie wiedział, czemu ten facet tu wlazł. Czyzby goryl nie pilnował drzwi? Powinien po tym wszystkim opierdolić Yuriego, że jak go niby pilnuje!
     - Spokojnie, gdzie ci się śpieszy? - jego obślizgły jęzor prześlizgnął się po całej długości szyji, zwieńczając koniec ścieżki soczystą malinką, którą jeszcze podgryzł. Kofi krzyknął, ale jego usta od razu zostały zasłonięte szeroką dłonią. - Pierwszy raz cię tu widzę, od kogo jestes? - spytał, rzucając chłopaka na kapanę. - Nieważne. Przydasz mi się do rozwiązania mojego problemu - wyszczerzył się do Kofiego, rozpinając pasek swego czarnego garnituru.
     - Ochujałeś - warknął, marszcząc brwi, a nieznajomy roześmiał się na widok groźnej miny Andersona. Za nic mu to nie pasowało. Ciemnowłosy znów sięgnął po ręce Samiego, chcąc obrócić go tyłem do siebie, ale ten ciągle się szamotał, wijąc jak wąż. Ta dzielna, wytrwała zwinność dała niewielką szansę Kofiemu, którą od rauz wykorzystał, serwując pijakowi kopniaka w krocze. Jęknął, padając na kolana, a chłopak od razu pognał w stronę drzwi, aby uciec, albo chociaż krzyknąć po pomoc. Wystarczyło jedno słowo, imię jednej osoby, które ciągle przeplatało się wokół myśli Kofiego. Załował, że tu przyjechał. Żałował na moment spotkania Yuriego, ale tylko on mógł mu pomóc. Uratować, jeśli własne siły zawiodą.
      Jego dłoń musnęła opuszkami o klamkę, ale nie sięgnął po nią. Zabrakło milimetrów, paru sekund, aby uciec. Oprawca okazał się szybszy, chwytając za jego gacie, ciągnąc w swoją stronę. Kofi jednak nie dał za wygraną. Złapał za pusty wazon w kącie i z impetem trafiłw głowę mężczyzny. Znów uwalniając, ale od zamachu straciłrównowagę, lecąc na ziemię. Nieznajomy jęknął z bólu, ale nie zląkł się. Jakby nauczony właściwej reakcji, nie zamknął oczu i od razu chwycił za nogę Andersona, ciągnąc go ku sobie.
     - Pozałujesz tego dziwko. Załąduje cie, az będziesz błagał, abym skończył - rozwścieczony związał oba nadgarstki Kofie swoim paskiem, pozostawiając go na czworaka z wypiętym dupskiem do góry.
     - Y...yu....- z łzami w oczach usiłował wydukać słowo swego wybawiciela, jakby to miało spowodować jego pojawienie się. Patrzył na oprawcę, to na drzwi, błągając, aby ta jedna sylwetka pojawiła się przed nim. Ta jedna, majestatyczna błyszcząca w ciemnościach.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {29/10/22, 09:51 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Obserwował, jak wyprowadzają kociaka z jego pola widzenia i nie przejmował się tym zbytnio. Polecenie było dość proste i zgrabne. Miał się przebrać i tutaj wrócić. Nie mogli nic w tym zjebać. Kosmo podszedł i podsunął ze sobą wysoki stół, na którym wyłożył narzędzia. Po tym całym ułożeniu widać było, że nigdy tego nie robił. Widząc lekko uniesione brwi Yuriego, większość zaśmiała się z tej sceny. Rzucając między sobą komentarzami na temat tego, że Kosmo ma jednak jaja ze stali, aby podać Tsarowi źle ułożone przybory. Nikt jednak nie przechodził za daleko z żartami, a koło młodego chłopaka zjawił się starszy gangster poprawiając układ i tłumacząc, dlaczego tak, a nie inaczej się ułożone narzędzia. Mógł tylko prychnąć pod nosem, gdy widząc tą scenę. Nie spodziewał, że Kosmo tego nie umie. Wypadało, żeby jednak potrafił takie rzeczy. Przynajmniej według jego wiedzy i pamięci. Atmosfera była tutaj bardzo rozluźniona, dopóki wśród tłumu wszystkich gapiów i świadków tortur jakie mają się wydarzyć – pojawił się dryblas, który miał pilnować jego kociaka. Yuri podniósł rękę do góry z otwartą dłonią zatrzymując wszystkie dźwięki w pomieszczeniu. Każdy ucichł wpatrując się w niego. W jego zimne oczy, zmarszczone czoło oraz bardzo agresywny wyraz twarzy.
- Царь?
_____Odezwał się Gregorie. Jego ton był bardzo niepewny. Gdy niewzruszony tym Yuri opuścił swoją dłoń i podszedł do łysego dryblasa wyciągając zza swojego paska broń. Wszyscy spięli się. Włącznie z mężczyzną, który miał teraz czarnego glocka przyłożonego do skroni i wiedział, że nie mógł wykonać żadnego błędnego ruchu czy powiedzieć żadnego błędnego słowa. Nie tylko dlatego, że broń była zagrożeniem. Kątem oka widział drapieżne spojrzenia wszystkich. Znał tych ludzi, lecz w momencie, kiedy coś się nie spodobało temu ciemnowłosemu przed nim, czuł, że stracił w ich oczach wszystko. Został sam, przed osobą, która nazywali monarchą.
- Ты! – padła krótkie słowo nasycone podejrzliwością i agresją. - Где мой котенок?
– Chodzi o tego chłopaka? – łysy mężczyzna czując jak po plecach spływa mu pot zadał pytanie, które czuł, że jest bardzo oczywiste. Widząc jak Yuri tylko uniósł głowę jakby mówił „tak”, postanowił kontynuować. – Zostałem go w pokoju, żeby się przebrał.
– Samego? – ton głosu nie brzmiał zbyt dobrze, a z każdą chwilą bez odpowiedzi temperatura spadała jeszcze niżej. Dryblas zaczął kiwać głową na tak bojąc się otworzyć usta. – Dlaczego?
– Przyszedł Maxim i powiedział, że „przejmie tą sprawę”
_____Yuri nie potrzebował wiedzieć więcej, glock odsunął się od głowy mężczyzny, którego imienia nigdy nie pozna, a ten odetchnął z ulgą zamykając oczy. W tym momencie, poczuł przeszywający go ból, który sprawił, że nie ustał na nogach i osunął się na posadzkę. Z tej pozycji widział bardzo wkurzoną twarz ciemnowłosego widząc w nim jakiegoś diabła, chwilę potem mdlejąc. Rosjanin odwrócił się w tym momencie do Gregoriego cały czas utrzymując swojego niezadowolenie. Poza tym widać było po nim, że czekał na jakieś wytłumaczenia. Gospodarz otarł czoło w haftowaną chustkę czując, że szykuje się dla niego bardzo duża strata.
– To mój syn. Maxim.
– Dlatego od tak ten matoł odszedł od drzwi? – zadał kolejne pytanie kopiąc krwawiącego mężczyznę w brzuch. Nie zrobił do tego dużego zamachu, raczej jako pokazanie o kogo mu chodziło. – Idziemy.
_____Rzucił i skierował się w stronę, gdzie zniknęli. Zaraz za nim ruszył Gregorie i Kostya, którzy byli tutaj najbardziej rozpoznawalnymi ważnymi ludźmi. Yuri otwierał każde drzwi po kolei nie przejmując się tym co zastał w środku, aż w końcu trafił na pewne białe drzwi, przed którymi nikt nie stał, a za nimi słychać było szamotaninę. Gdy zamierzał otworzyć drzwi usłyszał słowa, mające taką moc, że cała trójka zesztywniała natychmiastowo. Starszy mężczyzna, zacisnął zęby rozpoznając głos swojego syna. Yuri natomiast wiedział, że zabije chłopaka tak czy tak. Przynajmniej za odzywanie się w ten sposób do jego kociaka. Otworzył drzwi z impetem od razu sprowadzając uwagę faceta, który wcale nie był podobny do Gregoriego. Nie zastanawiał się długo, od razu strzelił w bark, ten dalszy, tak, aby na pewno nie zrobił nic głupiego i na pewno puścił Samuela.
– Блядь! – krzyknął i chciał otworzyć usta, aby krzyczeć w stronę Yuriego, lecz zobaczył wycelowaną w siebie broń oraz stojącego zaraz obok ojca. – Tato!
– Nie masz prawa mnie tak nazywać! – Gregorie odkrzyknął do dzieciaka, który zupełnie nie rozumiał sytuacji. Yuri, więc strzelił do niego jeszcze raz. Tym razem w udo. – Tsar…
_____Ciemnowłosy nie ugiął się słysząc ton starszego mężczyzny. Podszedł do krwawiącego i bardzo pijanego faceta, złapał go za szyję ściskając ją i odrzucając go z daleko od niebieskowłosego. Westchnął lekko widząc w jakim stanie się znajduje. Nic mu nie zrobili… poważnego. Nadal jednak polecą za to głowy. Zgarnął delikatnie łzy spływające z oczu przestraszonej ofiary zdarzenia. Następnie rozwiązał pasek i odrzucił go na bok od razu łapiąc za nadgarstki i sprawdzając w jakim są stanie. Szybko rzucił okiem na ogólny stan kociaka i nie odrywając od niego oczu zaczął mówić do dwójki mężczyzn znajdującej się tutaj razem z nim. Postanowił zrobić to po angielsku, żeby jego płaczący szefuńcio też wiedział co się dzieje.
– To twój jedyny syn?
– Tak.
– Inne dzieci?
– Tak. – w tonie mężczyzny słychać było, że nie czuł się komfortowo wiedząc jakie będzie następne pytanie. Musiał tylko odpowiedzieć… przez zaciśnięte zęby. – Córka.
– Dziewica?
_____Gregorie spojrzał na Kostye, który posyłał mu spojrzenie jakoby on także był zdrajcą w tej całej sytuacji. Obaj mężczyźni doskonale wiedzieli do czego ta rozmowa dążyła. Nie mogli też dalej przeciągać tej rozmowy.
– Tak. Może być żoną Szefa.
– Kosmo zrobi z Maximem to co Samuel będzie chciał, ale go nie zabije. W przyszłość twoja córka, Gregorie, wyjdzie za Kosmo. Połączymy wasze okręgi w jedno.
_____W całości tej wymiany głos Yuriego pozostał zimny, bez emocji i pełen gniewu. Tego ponad granicą ognia i agresji. Głębszy. Dawno ktoś nie potraktował tak luźno jego poleceń. Widać będzie musiał się częściej udzielać wśród rodziny, skoro tak mało ludzi go zna.  Dopiero teraz wstał z kucaka koło kociaka i spojrzał na nich. Kostya przyjął informacje jak rozkaz, Gregorie nie mógł się trochę z tym pogodzić, ale… normalna osoba będzie szukała winny i jest tylko jeden. Przeniósł swoje spojrzenie na zszokowanego i krwawiącego Maxima, który przeklinał po rosyjsku pod nosem.
– Zabierzcie go i przywiążcie do krzesła. Zawołajcie wszystkich. Widać byłem dla was za miły, skoro ignorujecie moje polecenia. – wpatrywał się cały czas grymas bólu niedoszłego gwałciciela. Oh, nawet nie wiedział, ile jeszcze bólu go czeka za to co chciał tutaj odstawić. Jako że Yuri nie zamierzał pozostawić kociaka tutaj, tak ubranego, a mieli jeszcze coś do zrobienia. – Przynieście nowy zestaw ubrań, taki pasujący na niego.
_____Rzucił nie dodając więcej szczegółów. Podszedł i wziął Samuela w ramiona niczym małe dziecko i przeniósł do innego pomieszczenia. Sypialni znajdującej się kawałek obok. Tak samo sterylnej w swoim wystroju. Może miała więcej koloru przez prześcieradło w kolorze jasnoniebieskim. Zamknął za sobą drzwi nogą i posadził niedoszłą ofiarę gwałtu na łóżku najdelikatniej jak umiał od razu kucając przed nim.
– Czego potrzebujesz?


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {15/11/22, 12:29 am}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Rozpaczliwie patrzył na drzwi, jakby zaraz miały się otworzyć uwydatniając rosłą sylwetkę jego ochroniarza. Każda sekunda przeciągała się nieubłaganie, a niebieskowłosy cały czas wyczekiwał na swego wybawiciela. Mimo ciągłej walki z pijanym mężczyzną, czuł jak siły zaczynają go opuszczać. Był nikim szczególnym w porównaniu ze wszystkimi tu zgromadzonymi. Niczym mała mrówka na tle groźnie wyglądających szerszeni. W kącikach oczu nadmiar słonych łez zaczynał wylewać się na poliki, szlaczkiem sunąc po samą brodę, aby spaść po chwili na podłogę. Zagryzł dolną wargę, powstrzymując od pokazania swojej beznadziejnie słabej strony, a w ten drzwi od pomieszczenia otworzyły się, wpuszczając do środka wybawiciela Kofiego. Źrenice zadrżały, nabierając na swej wielkości, a w samych blękitnych tęczówkach pojawił się przebłysk nadzieji. Samuel odruchowo przymknął powieki, gdy usłyszał strzał, a zaraz za nim kolejny. Rzęsy uniósł dopiero, kiedy poczuł ciepły kciuk przecierający linie łez. Bez zbędnych słów czy ruchów pozwolił Rosjanowi uwolnić nadgarstki i sprawdzić stan zdrowia. Kofi nie odrywał wzroku od spojrzenia Yuriego. Wpatrywał się w nie jak w wybawiciela. Jakby miał zaraz zginąć gdyby odwrocił wzrok. Niebieskowłosy uważał, że w tym wszystkim to właśnie on był światełkiem w tunelu, za którym chciał podażać, choć niekoniecznie mogło to doprowadzić chłopaka do raju.
     Usiadł wygodniej na podłodze, rozmasowywując obolałe nadgarstki. Szef magazynu Voudge zdecydowanie nie spodziewał się, ze w zaledwie kilka dni spotka go tyle nieprzyjemności, a to tylko za sprawą nowego ochroniarza. Tak przynajmniej mógl sobie to tłumaczyć w głowie. Bo jakby inaczej?
      Anderson drgnął usłyszawszy swoje imię i choć miał ochote zemścić się na tym gnojku, który dostał dwoma kulkami, to jednak po całej tej sytuacji wolał gdzies się schować i nie wychylać. Nie miał zwyczajnie ochoty siedzieć tu dłużej, ale gdyby to powiedział, cały ten przyazd nie miałby sensu, a czas jaki na to poświęcili byłby zmarnowany. Dlatego Sami wziął głeboki wdech, zbierając wewnetrznie resztki swych sił, gdy Yuri nadal rozmawiał z pozostalymi.
     Zaskoczony stęknął, gdy Yuri wziął go na ręce niczym księżniczkę. Drugi raz od ich spotkania. Zawstydzony swą pozycją w tej sprawie, schował wzrok pod gęstą i przydługawą grzywką, nie unosząc głowy dopóki nie wylądowal na miekkim materacu łózka w innym pokoju. Siedząc wygodnie w pościeli, spojrzał na ochroniarza, czując jak serce bije mu dosłownie w gardle. Próba gwałtu to było jedno, ale widok kucającego przy nim Yuriego, który zwykle nie okazywał po sobie niczego było sprawą priorytetową w głowie Kofiego, bowiem teraz mógł wyczytać z niego więcej niż z okładki pierwszej lepszej książki.To był pierwszy raz, gdy widział Yuriego w takiej okazałości.
     Niebieskowłosy poczuł jak ciało buntuje się przed jego woła, wylewając deliaktny rumieniec na poliki. Uciekł wzrokiem po raz pierwszy, czując się wystarczająco nieswojo przy ochroniarzu, co było dość nietypowe jak na Kofiego.
     - Po prostu.. zostan tu ze mną - wyszeptał pod nosem, kiedy to ktoś zapukał do drzwi, wchodząc dopiero na pozwolenie Yuriego. Jeden z wcześniej zgromadzonych osób przyniósł nowe ubrania dla Andersona. Tym razem były to czarne dresy, bardzo zbliżone do jego rozmiarów. Kofi podziękował za nie, gdy znajomy z twarzy mężczyzna położył je tuż obok niego na materacu i wyszedł po krótkiej wymianie zdan z Yurim.
      Anderson westchnął, lekko uśmiechając się na własne chore myśli, że w pewnym sensie to wszystko, co go do tej pory spotkało u boku ochroniarza było całkiem zabawne, świeże oraz inne. Niekoniecznie zdrowe i normalne, ale intryujące. Zaczął się nawet zastanawiąć, na co było stać męzczyzne
      Siegnął po koszulkę, patrząc na ochroniarza i wreczył ją mu do rąk, unosząc swe rece do gory.
      - Ubierz mnie - oznajmił z ledwie widocznym uśmiechem w kaciku ust. Z jakiegoś powodu czuł potrzebe wykorzystania Yuriego, a zarazem sprawdzenia go, jak zarowno zobaczenia jak on sam zareaguje na dotyk mezczyzny.
      - Co mogę im zrobic? Zdajesz się miec w tym sporo doswiadczenia - zapytał. czując ze wpatruje się zbyt dlugo w Yuriego.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {25/11/22, 10:42 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Gwałt sam w sobie nie był czymś koło czego Yuri przechodził bez zastanowienia. Raczej łamał rękę i odstrzeliwał palce. Nie chodziło tutaj o próbę udawania, że był dobrym człowiekiem, a o zwykły fakt, że jeśli postawisz swoją matkę, siostrę, brata czy chłopaka na miejscu ofiary to masz ochotę pluć sobie w brodę, że nie zareagowałeś. Co więc dziwnego w reagowaniu? W przeszkadzaniu i stawaniu w obronie? Zabawa w udawanie niezgody, a faktyczne twarde „nie” potrafiła być cienka. Rosjanin nie lubił przekraczać tej granicy w żadnym momencie. Nawet jeśli jego kutas prosił się o uwagę. W końcu, jeśli jesteś mężczyzną jesteś wstanie zająć się sam swoim problemem, nie wciągasz w to innych. Teraz takim problemem okazali się jego ludzie. Nie do końca po jego władzą, bo kontrolował to starszy brat, lecz jego wpływy nie były małe. Idea, że jakiś dzieciak może wejść w butami i zignorować jego rozkaz bardzo podrażniła mu ego i podniebienie. Gdyby nie obecność nieporadnego i zaczerwienionego jak niewiasta szefuńcia, Yuri pewnie już dawno tutaj nie było.
_____Pytanie, które padło w stronę kociaka nie uzyskało odpowiedzi, gdy zamiast słów otrzymał pukanie do drzwi. Ochroniarz odpowiedział stanowczym tonem, że mogą wejść. We framudze pojawił się jeden z chłopaków Gregoriego. Ze stertą ubrań na ramieniu. Czarne dresy, najzwyklejszy zestaw, ale mieli pewność, że rozmiarowo będzie pasował na niebieskowłosego.
– Coś jeszcze przygotować? – spytał chłopak, w jego oczach lekkie zgubienie. Yuri dostrzegł je. – P-panie Petrovich?
– Jak będę coś potrzebował, wezmę Gregoriego. – odpowiedział i wziął swoje spojrzenie z mafiosa kierując na stertę ubrań koło kociaka. – Mam nadzieję, że tym razem rozmiar będzie pasował.
– Oczywiście. – wyrzucił z siebie bardzo szybko. – Postaraliśmy się o to.
– Tak mówisz? – Yuri wstał na równe nogi i odwrócił się do chłopaka, który od razu zesztywniał w ramionach jakby zaraz miał zostać uderzony. – Idź.
_____Po tych słowach, chyba chłopak nie zrozumiał w pierwszej sekundzie o co chodzi, lecz otrząsnął się i kiwnął głową szybko znikając z pomieszczenia i pozostawiając ich samych. Rosjanin bacznie obserwował cały ten proces, aż utrzymał zamknięcie zamka. Dopiero wtedy odwrócił się do siedzącego na łóżku kociaka, który podawał mu właśnie koszulkę. Chwycił za nią prawie odruchowo z lekkim zdziwieniem w oczach zastanawiając się o co takiego chodzi. Nie powinien się po prostu ubrać? Po co mu to podaje? Gdy padły jednak dość jednoznaczne słowa, nie poprzedzone żadnym „proszę”, prychnął pod nosem gubiąc swoje zdziwienie. Nie rozumiał w takiego chce się bawić jego kociaka, ale niestety nie mógł w tym uczestniczyć. Ręką, w której trzymał materiał, złapał za nadgarstki wystawione w górę jakby faktycznie miał zająć się ubieraniem siedzącego przed nim mężczyzny. Kładąc kolano na łóżku pochylił się do przodu lądując nad leżącym teraz na pościeli niebieskowłosym, trzymając jedną dłonią jego nadgarstki nad głową, a drugą, lewą dłonią, poprawił grzywkę, aby dobrze go widział.
– Kociaku.
_____Rozpoczął przysuwając się bliżej. Stając w nim twarzą twarz. Ich usta odsunięte od siebie kilka centymetrów. Oczy wpatrujące się w rozszerzone gałki Samuela. Następnie przesunął się w bok, prosto koło ucha, aby bardzo dobrze go usłyszał. Mówiąc spokojnym, lecz pewnym siebie głosem.
– Ja tylko rozbieram innych i nigdy nie ubieram, gdy skończę z nimi. – następnie odsunął się cały czas bez uśmiechu na ustach wpatrując się w twarz swojego szefuńcia. – Następnym razem, gdy złożysz mi taką propozycję uznam to za zaproszenie, żebym zajął się twoim tyłkiem. – puścił go i wstał na równe nogi zupełnie nie patrząc na chłopaka. – Teraz się ubieraj.
_____Poprawił swój garnitur i spojrzał w bok. Miał wrażenie, że jego przekaz był dość jednoznaczny. Jeśli jeszcze raz zaprosił go tak do ”pomocy” to zajmie się tym na swój sposób. Już raz posiadał te pośladki pod swoją jurysdykcją. Dokładniej, tej nocy, dzień wcześniej. Gdy kociak go nie posłuchał i musiał pokazać mu kto ma więcej do powiedzenia w tym układzie, w tamtym momencie. Uderzenia, które zostawił wtedy nie miały na celu nic więcej niż szybkiego uspokojenia szefuńcia. Nawet się nimi tak dobrze nie zajął, bo jednak Samuel się nie stawiał, a raczej bardzo szybko uspokoił. Po alkoholu był jednocześnie uroczy i nieznośny. Ta myśl przywdziała na jego usta lekki uśmieszek, który rozmył się wraz z pytaniem.
– Ogólnie w przypadku gwałcicieli stosuje się dużo bólu, a później śmierć. Na pierwszym razem polecam wyrywanie paznokci, łamanie palców i wyrywanie zębów i cięcie skóry.
_____Odpowiedział chociaż prawda była taka, że nie miał największych zdolności w torturach. Raczej zabijał dość szybko i skutecznie. Nie lubił się w tym całym sprzątaniu burdelu po krwawych torturach, takich jak przecinanie żył i odwracanie do góry nogami albo innymi kreatywnymi rozwiązaniami zadającymi ból, lecz taki, który trwa bardzo długo. Szczęśliwie w wieku lat 14 dostał swoich sprzątaczy i nie musiał uczyć się jak ogarniać miejsce zbrodni, żeby nie zostawić śladów. Nie wiedział na co zdecyduje się kociak, ale był przygotowany, że po prostu będzie chciał uciąć mu jaja i na tym skończyć. On jednak nie mógł. Maxim wchodząc do tego pomieszczenia zignorował jego rozkaz, a to kosztowało więcej niż jaja i życia.
– Masz pięć minut, żeby się przebrać. Czekam po drugiej stronie drzwi. Potem takiego jakiego cię zastanę zaciągnę, aby przeprowadzić tortury.
_____To nie było ostrzeżenie, a raczej informacja i groźba. Yuri miał już trochę dość tego wszystkiego. To miało być proste zadanie, a już mu wyszło szambo. Teraz trzeba było je ogarnąć i to jeszcze z kociakiem, który pewnie będzie chciał robić wszystko po swojemu. Wyszedł z pokoju i stanął na korytarzu pod drzwiami widząc jak podchodzi do niego Grigorij z Kosmo. Obaj wyglądali jakby mentalnie byli przygotowani na to co zaraz się stanie. Dzieciak miał dzisiaj przejść swoje pierwsze asystowanie w torturach na jakimś nieznanym gościu, a nagle zrobiło się z tego bycie osobistym katem dla chłopaka nie wiele starszego od niego samego. Pewnie razem dorastali. Zwłaszcza, że mafia jest jedną wielką rodziną, braterstwem. Yuri westchnął i spojrzał na chłopaka, któremu widniało przerażenie w oczach. Położył mu dłoń na głowie i poczochrał włosy rzucając szybkie słowa uspokojenia, w jego rodzinnym języku. Rozluźnione ramiona Kosmo i zaciśnięte usta Gregoriego, były wyrazem całej tej sytuacji.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {05/12/22, 05:56 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Czy Kofi był normalny? Bądźmy szczerzy, nikt normalny nie wspinał się na szczyt hierarchii. Zwłaszcza w swoim wymarzonym zawodzie, którym dla mężczyzny była moda. Jako jeden z wielu zaczynał od samego zera, co było największym wyzwaniem i wielu przez tę granicę nie mogło przeskoczyć, a jednak niebieskowłosemu udało się to uczynić. To dzięki temu osiągnął to, co miał teraz. Przez to również wylądował w mieszkaniu ludzi w czarnych garniturach, którzy nie zdawali się być zbyt sympatyczni. Przynajmniej dla obcych. Porozumiewali się w obcym języku, a jeden z nich prawie dorwał się do jego tyłka. Tak, jak wczoraj Yuri. Samuel nadal czuł odbitą dłoń na swym pośladku. Bolało to niemiłosiernie, ale nie o tym aktualnie myślał. Biznesmen powinien być zdołowany, spanikowany, użalać nad swym losem, a zamiast tego drwił sobie z niego, podpuszczając nieświadomie swego ochroniarza. Dlatego właśnie Kofi nie był normalny, chcąc wymusić zajęcie się nim jak małym dzieckiem, a widząc reakcję Yuriego, jego pojedynczy kącik ust uniósł się zadziornie ku górze. Sami prychnął usatysfakcjonowany, mrużąc swe powieki, gdy mężczyzna podszedł bliżej i chwycił za górną część dresu, wielce zdziwiony. Jednak wyraz ten z twarzy ochroniarza szybko przemieścił się na Kofiego, gdy Yuri kładąc kolano na łóżku, pchnął niebieskowłosego na materiac.
      Anderson od razu poczuł jak chłodny, miły w dotyku materiał oplata jego ciało, na krótką chwilę odrywając myśli od mężczyzny i dźwięcznego słowa "Kociaku", które wstrząsnęło całym ciałem Samuela. Kofi nigdy nie myślał, że coś tak małostkowego mogło by nim tak poruszyć. Ba, nie sądził, że sam ochroniarz będzie miał odwagę na taki krok w stronę swego szefa. Anderson miał kilka istotnych reguł, a jedną z nich niemalże złamali, gdy ich usta dzielił niebezpiecznie mały dystans. Niebieskowłosy bardzo dobrze czuł ciepły oddech oplatający jego lico. Nie odrywał spojrzenia od srebrzystych tęczówek Yuriego, choć kusiło go, aby prześlizgnąć się niżej, na dzielącą ich ciała przestrzeń.
      Zagryzł dolną wargę, kiedy Caldwell nachylił się nad jego uchem, mówiąc pewnym siebie głosem słowa, które odbijały się echem w głowie chłopaka. Między zębami zdusił jęk, czując jak oddech smugał wrażliwą skórę. Nawet nie wiedział, kiedy rosjanin wstał, pozostawiając go w tak żałosnym, zdezorientowanym stanie. Sammi od samego początku nie zdawał sobie sprawy, że napotkany przypadkiem Yuri mógł lubić również facetów, a zabranie się za swego szefuńcia nie było dla niego niczym złym. W końcu widział jak sekretarka kręciła koło niego swą mokrą cipką, więc nie trzeba było długo snuć domysłów co między nimi zaszło, ale żeby składać tak jasną deklarację? Kofi dopiero teraz pojął prawdziwe znaczenie słów na balkonie "Nie dzielę się" i chciał jakoś je wytłumaczyć czymś innym, ale nadal dudnienie w głowie nie pozwalało mu na trzeźwe pozbieranie myśli. Z rozchylonymi wargami tępo wpatrywał się w sufit, dopiero po dłuzszej chwili podciągając się na łokciach, aby piorunującym spojrzeniem przyszpilić plecy ochroniarza. On był jego szefem, ten zaś był pracownikiem i nie miał zamiaru dać się przelecieć. Choć musiał przyznać, że gdyby nie umowa i okoliczności, Kofi bez problemu dałby się oddać w jego ręce. Yuri miał klasę, jego spojrzenie było elektryzujące, a głos hipnotyzujący. Beznamiętność i bijącą wyzszość nad innymi była pociągająca, ale jednocześnie niebezpieczna, co najbardziej lubił niebieskowłosy.
      - Wyrywanie paznokci - szepnął sam do siebie, jakby chciał się do tego przekonać, odwracając własną uwagę od pośladków Yuriego. - Pfy, jeszcze będzie stawiał mi warunki - parsknął niezadowolony z miną oburzonego dziecka, patrząc gdzieś w kąt, gdy drzwi zamknęły się za mężczyzną. Tak czy siak, nie miał zbyt wiele do roboty, bo jakby nie było rozebrany już był i wystarczyło zarzucić na siebie dresy, którym przyjrzał się oskarzycielsko. Chociaż nie były niczemu winne. Poddając się ostatecznie, westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął ubierać przyniesione mu ubrania. Rozmiarowo pasowały, choć Kofi nie lubił chodzić w czysto czarnych ciuszkach. Gdyby nie sytuacja z gwałcicielem, to z pewnością kazałby Yuriemu jechać do sklepu i kupić odpowiednie ciuszki, ale zamiast tego obrał ścieżkę grzecznego, odpowiedzialnego szefuńcia, wychodząc z pokoju, gdy skończył ubierać dresy.
     - Wystarczyły cztery - oznajmił, dając znać o swojej osobie i zamknął za sobą drzwi, poprawiając rękawy dresu, gdy pozostali skupili na nim wzrok. Cała czwórka skierowała się do pomieszczenia, gdzie dwaj winowajcy czekali w napięciu na swoje pięć minut. Grigorij zdawał się przerażony, Kosmo wraz z Yurim przyglądali się wszystkiemu, a Kofi jak oczarowany, podszedł do stolika z narzędziami, lustrując je kolejno od lewej do prawej. Kosmo podszedł do niego po chwili, tłumacząc do czego służą jedne z cęg o groteskowym kształcie, gdy dostrzegł jak niebieska czupryna zawiesza na nich dłuzej wzrok.
      - Przetrzymasz mi jego rękę - oznajmiłz iście diabolicznym uśmiechem, łapiąc za narzędzie tortur. Oboje podeszli do dania głównego, gwałciciela, a gdy chłopak unieruchomił jego rękę, Kofi zaczął jeździć zimnym metalem po palcach, zastanawiając się, którego pierwszego wyrwać.
      - Dotknąłeś mnie świnio, potraktowałeś jak tanią dziwkę - patrzył na niego z góry, stukając w palec wskazujący i ujął paznokcia między ostre cęgi. Pociągnął kilka razy delikatnie, po czym szarpnął mocniej, aż zaczął powoli ciągnąć, napawając krzywiącą miną oprawcy. - Popsułeś mi dobry humor, więc musisz mi to jakoś zrekompensować - dodał, wyrywając w całości paznokieć. Mężczyzna zawyłz bólu, krew trysnęła z pozostawionej luki, a Kofi z szeorkim uśmiechem przyjrzał się wyrwanej części ciała, odrzucająć ją w bok. Wziął się za kolejne, a gdy skończył, zrobiłto samo z drugą dłonią, łamiąc przy okazji kilka z palców. Znudzony rzucił narzędzie z powrotem na stolik, wycierając sobie dłonie w ręcznik. Złapał za nóż, obracając go sobie w dłoniach, a jego błyszczące źrenice przemknęły w stronę Yuriego. Na pięcie obrócił się w stronę gwałciciela, tanecznym krokiem podchodząc i rozcinając koszulę, aby uwydatnić nagą klatkę piersiową.
      - Co my tu mamy - zasapany z podniecenia oblizałkoniuszkiem języka po długości ostrze, śmiejąc niczym szaleńca i zaczął jeździć ostrym końcem wokół sutków, to wzdłuz obojczyków, lecąc w dół do pępka. Usiadł na jego kolanach, okrakiem, kreśląc płtkie, czerwone linie na jego ciele, czerpiąc z teog niesłychaną, chorą satysfakcję, a na koniec ździelił go prosto w twarz, słysząc jak chrząstki dziwnie zazgrzytały w jego zaciśniętej pięści. Wstał, podwinął rękawy, odkładając kolejną zabawkę.
     - Yuri... - odezwał się lekko beznamiętnie, przekrzywiając głowę w stornę lewego ramienia. - Chcę zobaczyć, jak się nim zabawiasz - oznajmił, choć nie miał tu na myśli niczego z erotycznym podtekstem. Chciał widzieć jak jego ochroniarz zadaje ból temu facetowi. On z asystą młodego chłopca. Ich obojgu pragnął zobaczyć w akcji, niczym narrator.


Ostatnio zmieniony przez Yoshina dnia 20/12/22, 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {09/12/22, 03:11 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Uspokojony Kosmo, nie rozpoczął od razu rozmowy na jakieś poboczne tematy. Rozumiał swoje stanowisko, ojciec przekazał mu skrótowo historię i w głębi duszy pół Rosjanin cieszył się tylko, że nie zrobił głupoty. W końcu ciężko było oderwać wzrok od kogoś tak wątłego i wyglądającego jak pielęgnujący się całe życie ptak. Osoba, z którą przyszedł Tsar, tą którą nazywał „kociakiem”, nie należała do osób, które powinny się odnaleźć w ich środowisku. On był do tego przygotowany cały życie, a cały czas były momenty, gdzie pokazywał miękkie serce.
– Czy… – chłopak postanowił wyrzucić z siebie pierwsze słowa. Miał w końcu pytanie, które chciał zadać. Grigorij i Yuri zwrócili więc na niego uwagę oczekując reszty zdania. – Czy Pan Kociak będzie coś sam robił? Czy wszystkim zajmiemy się my?
– Dobre pytanie. – Grigorij pochwalił z lekkim uśmiechem Kosmo. – Sam chciałbym to wiedzieć.
– To zależy od niego. – Yuri westchnął przekładając więcej ciężaru na ścianę za sobą. – Jak będzie chciał to może. Jak nie to my się tym zajmiemy.
_____Te słowa, wypowiedziane zupełnie bez empatii do sytuacji czy ekscytacji możliwym rozlewem krwi dały dwie sprzeczne reakcje. Grigorij był przerażony. Kosmo był szczęśliwy. Po tym zachowaniu widać było, który z nich patrzył na możliwe problemy, a który na możliwe okazje. Kosmo myślał o możliwości torturowania z Yurim. Starszy grubasek za to o sprzątaniu sceny zbrodni i ciała, które może mieć mnóstwo docisków palców i jeśli coś nie wyjdzie, gdzieś policja coś znajdzie – Tsar przyjdzie po jego głowę tym razem. W końcu ciężko, aby nie dzielić się zabawką, gdy jest zamknięta w więzieniu za morderstwo z okrucieństwem, prawda? W tym momencie z pokoju wyszedł on, ubrany cały na czarno. Nie czekali jakoś długo kierując się do pomieszczenia, gdzie wszystko już czekało. Inaczej nie pojawiliby się po niego. O dziwo. Ku zaskoczeniu wszystkich obecnych Kosmo nie rzucił się na narzędzia jak powinien. Zrobił to niebieskowłosy chłopak z dziwną fiksacją na twarzy. Obecni od razu spojrzeli po Grigorim i Yurim, którzy nie zareagowali zbytnio. Kosmo natomiast, aby chociaż trochę wprowadzić Pana Kociaka w narzędzia podszedł od razu sugerując swoją pomoc.
_____Starszy gangster nachylił się lekko w stronę stojącego koło niego Rosjanina, który z założonymi rękami na piersi nie pokazywał, aby przejmować się tym co się dzieje. Ciemnowłosy przyglądał się uważnie co takiego zamierza robić i w sercu bawiło go, że koniec końców, mimo niezadowolenia sytuacją robił to co mu zaproponował. Powiedział o tych czynnościach, bo przeciwnie względem poglądów ludzi – łamanie palców i wyrywanie paznokci nie było takie trudne i nie była potrzebna duża siła. Właściwie każdy mógł to zrobić. Nie bez powodu ludzie tracili paznokcie przez przypadkowo zgnieciony palec w drzwiach. Wszystko to jednak było nudne. Nie można było zobaczyć na jego twarzy ekscytacji, zaskoczenia, niczego.
– Что мы будем делать, если мальчик поранится? – spytał nagle starszy, między kolejnymi wyciami torturowanego. – Он как будто задыхается от адреналина.
– Hm? – Rosjanin oderwał spojrzenie od zabawnego przedstawienia przed sobą i spojrzał na mężczyznę, który już odciął się od krzyczącego z bólu ledwo pełnoletniego dzieciaka. – Ничего такого. Что ты хочешь делать? Отвезти его в больницу? – widząc pewne wahanie, na usłyszany komentarz, na twarzy Yuriego pojawił się zimny uśmiech. – Думаешь, он может лгать?
_____Mężczyzna z nadwagą chciał odpowiedzieć na to pytanie, lecz szybko zauważył, że jest retoryczne. Po szalonym zachowaniu niebieskowłosej, stukniętej, zabawki Tsara, postanowił po prostu się zamknąć. Nie mógł tego chłopaka nazwać kochankiem, bo Tsar zachowywał się zbyt luźno i na pewno nie przyprowadziłby tutaj swojej dupy, aby oglądał, jak ktoś zostaje rozcinany na kawałki, żeby wydostać informację. W końcu nie ma nic seksownego w dużej ilości przemocy…prawda? Grigorij zaczynał powątpiewać w to stwierdzenie wpatrując się w zszokowane, ale lekko zafascynowane twarze jego chłopaków. Ludzi, którzy mieli dostawać teraz nauczkę, aby nie dotykać nie swoich, trzymać łapy i chuje przy sobie. Może to on był po prostu za stary? Albo to dlatego, że młodzi potrzebują więcej adrenaliny?
– Что, если он поранит себя? Вы не сможете играть с ним столько, сколько захотите. – odpowiedział po chwili cały czas podtrzymując temat. Jego pytań zaskoczyło czarnowłosego, który odwrócił się do Gregoriego w małym szoku opuszczając ramiona. – Царь?
– Я похож на человека, которого волнует, носит ли кто-то повязку на руке? – spytał, a starszy gangster szybko kiwnął na nie. – Тогда, может быть, я выгляжу как человек, который не будет использовать чей-то рот, если ему порежут язык? – znowu, bez zastanowienia, kiwnął na nie. – Тогда что ты делаешь?
_____Nikt by się nie spodziewał, ale Yuri się zaśmiał. Lekko, pod nosem. Grigorij zrozumiał w tym momencie, że właściwie to nie miał o co się martwić. Jego szef, Tsar, nie będzie czekał na pozwolenie, jeśli zamierzał coś zrobił lub czegoś konkretnego chciał. Nawet jeśli nie gustował w gwałcie i stronił od tego, to zasada nie obowiązywała, gdy coś już było jego. W końcu twoja własna zabawka należy do ciebie, kto ma prawo zabronić bawić się z nią? Starszy mafios nie był jedyny w takim rozumienia zasad Yuriego. Większość ich świata rozumiała te zasada tak samo. Gwałt nie był dobry dla reputacji, ale skoro ktoś raz się zgodził – drugie „nie”, nie miało dla nich znaczenia. Nikt u nich nie potraktowałby tego jako gwałt. W tym momencie, z zamyślenia wyrwał go głos Samuela. Grigorij uniósł brwi słysząc słowa, które padły. Nie był w tym sam, większość obecnych nabrała powietrza w płuca oczekując aż szef szefów ustawi małego szaleńca do pionu.  To co myśleli, że nastąpi jednak nie nastąpiło. Tsar nie wyciągnął broni, nie wymierzył w nikogo bronią. Ze znudzonym wyrazem twarzy podszedł do lekko roztrzęsionego Kosmo, który widocznie zmienił swoje zdanie na temat ”Pana Kociaka” i tego czy nadaje się do tego miejsca. Yuri jednak wiedział, że nie było po to rozwiewać jego wyobrazi. Ludzie różnie reagują na przemoc, ale zwykle biorą co im dają. Jeśli mogą bezkarnie wykazać się okrucieństwem, zawsze się do tego posuną. Musiał coś jednak wytłumaczyć szefuńciowi. Podszedł do niego i złapał go dłonią za policzki ściskając trochę twarzy i kierując w swoją stronę.
– Nigdzie nie siadaj na śmiechu, którego krzywdzisz. – powiedział na głos, bardzo zimnym i spokojnym tonem. Po czym puścił twarz kociaka i położył dłoń plecach odsuwając go. – Stań koło Gregoriego i niech ktoś poda ci jakąś ścierkę.
_____Zmarszczył lekko nos mówiąc ostatnie słowa jasno pokazując swoje niezadowolenie związane z faktem, że kociaka był ujebany na każdy możliwy sposób i posiadał na sobie tyle DNA, że zatrzymaliby go na rzeź i nikt nie mówiłby, że mógł być ofiarą. Potem zupełnie ignorując już Samuela założył czarne rękawiczki, które cały czas leżały koło narzędzi, a kociak postanowi pominąć. Kosmo stojący obok przez chwilę nie wiedział co ze sobą zrobić, ale spokojne spojrzenie Yuriego uspokoiło go. Zwłaszcza gdy zobaczył mały uśmiech na kamiennej twarzy.
– Umyj dłonie, załóż rękawiczki, stań po mojej lewej.
_____Wydał polecenie i złapał za długi, cienki, prosty drut zakończony harpunem na końcu. Ten niepozorny przedmiot głównie służył do tego, aby wsadzić go w jakiś mały otwór ciała, otworzyć grota i wyciągnąć szarpnięciem. Idealnie nadawałoby się, żeby włożyć to teoretycznemu gwałcicielowi w penisa, ale Yuri nie był w humorze, aby dotykać czyjegoś fiuta. Kto więc to zrobi? Kosmo. Gdy więc wrócił i był przygotowany do działania dostał polecenie, które wykrzywiło wszystkim twarze. Właśnie z Kosmo. Miał bowiem wyciągnąć penisa Maxima na wierzch. Zacisnął zęby i zrobił to, wykonując polecenia krok po kroku. Gdy sflaczały penis ujrzał światło dzienne Yuri podał młodemu narzędzie do rąk. Wziął je z lekkim wahaniem, aby po chwili dostać kolejną instrukcję obsługi. Dla nieprzygotowanego człowieka, bez znieczulenia, nawilżenia i wspomagaczy, włożenie czegoś w cewkę moczową był najgorszym bólem na świecie. Już nie mówiąc o mężczyźnie, który może mieć więcej niż 3 cm od początku do końca. Maximo co prawda nie był najlepiej uposażony, ale nadal mógł się pochwalić posiadaniem więcej niż te 3 cm. Z każdym ruchem i zagłębieniem się urządzenia, torturowany odkrywał, że złamanie palca wcale nie jest takie straszne. Najlepsze było jednak przed nimi.
_____Gdy w końcu cały przyrząd został włożony, przynajmniej na tyle, na ile mógł. Kosmo został poinstruowany przez Yuriego, aby pociągnął lekko do siebie. Chłopak był zgubiony w pierwszym momencie, ale myśląc, że skończyli z tym, postanowił tylko kiwnąć głową i pociągnął drut do siebie. W tym samym momencie z ust zmarnowanego już mężczyzny wydał się agonalny wręcz krzyk. Nie zemdlał jednak, był cały czas przytomny. Kąciki ust Yuriego w tym momencie uniosły się lekko do góry widząc, że mężczyzna starał się przeżyć to wszystko i nie stracić swojej godności, chociaż nie będzie to trwało jeszcze długo. Kosmo przerażony dźwiękiem jaki wydobył się z ust Maxima odwrócił się przerażony w stronę Tsara i widząc jego wyraz twarzy przełknął ślinę. Mógł tylko kontynuować wyciąganie przedmiotu, a z każdym milimetrem słyszał coraz głośniej krzyczącego mężczyznę. O wiele mocniej niż wcześniej, jakby ktoś rozcinał go od środka. To się w sumie działo. Haki znajdowały się teraz w tkankach torturowanego i z każdym pociągnięciem rozcinały wnętrzności w tak wrażliwym miejscu jakim były narządy płciowe. Ukrwione, unerwione. Na pewno nie będzie wstanie potem używać swojego penisa, nie, żeby była do tego potrzeba.
– Wyciągnij przyrząd i możesz go zabić. – westchnął ponownie znudzony i zrobił kilka kroków w bok. Do siedzącego i wpatrującego się ze łzami w oczach w to co dzieje się człowiekiem obok. Yuri położył dłoń na ramieniu chłopak i zobaczył, że ten od razu zaczął się moczyć. – Oh. To będzie szybkie.
_____I jak się okazało, faktycznie było. Celem Yuriego nie było zabicie tego chłopaka, ale niestety, teraz kiedy widział morderstwo Maxima, musiał zostać wyeliminowany. Yuri jednak zaproponował chłopakowi, że w zamian za wszystkie informacje jakich potrzebuje, nie będzie cierpiał. W końcu Rosjanin nie był specjalistą w zabijaniu, aby bawić się godzinami w torturowanie. Chłopak bardzo szybko wyśpiewał co trzeba było. Imię osoby, która kazał mu strzelić: Jonathan Roy, człowieka, który dał mu broń i pociski: Rodney Norris oraz kobietę, która dostarczyło portret kociaka: Eve Barker. Z tych imion wszystkie poza ostatnim mogło nic nie znaczyć dla Samuela. Dla Yuriego żadne z nich nic nie znaczyło. Grigorij jednak znał te imiona. Nawet bardzo dobrze. W tym momencie odsunął się od niebieskowłosego i podszedł do Tsara, który zgrabnym ruchem nadgarstków skręcił dzieciakowi kark. Nie dając czasu na łzy, lamenty czy wierzganie się.
– Царь – odezwał się prawie konspiracyjnie. - Я должен сообщить вам кое-что. Мы можем поговорить наедине?
_____Nie zadając więcej pytań, kiwnął głową zdejmując rękawiczki i wskazał gestem dłoni kociakowi, aby także poszedł za nimi. Gdy znaleźli się w mniejszym pokoju przypominającym gabinet, drzwi się zamknęli. Grigorij odstąpił miejsca Yuriemu, którzy wolał usiąść naprzeciwko starego mafiosa aniżeli za wielkim biurkiem w obracanym fotelu, kawałek od nich. Znudzony i zdecydowanie niechętny do współpracy Yuri nie był idealnym rozmówcą więc na czole siwiejącego gangstera pojawiła się kropla potu, ze stresu, bo miał do przekazania nie do końca kolorowe wieści.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {19/12/22, 08:26 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Jego błękitne tęczówki lśniły oślepiającym blaskiem prawie tak mocno, jak na widok damskiej torebki Chanel Diamond Forever, której nie szło spotkać normalnie na ulicy, pod pachą pospolitej kobiecinki w szpilkach. Kofi śmiało mógłby zwalić się do przedmiotu westchnięć i aktualnie, z równie silnym wzruszeniem czuł jak emocje buzują w jego krwiobiegu na myśl co właśnie czynił. Bał się śmierci, obawiał ran na własnym, idealnym ciele. On nie był do tego stworzony, dlatego tak uważnie starał się zakryć ślady po ostatniej nocy w mieszkaniu Yuriego. Jako ikona mody nie mógł pozwolić sobie na niedociągnięcia. Nawet wśród takich osób jak tu. Musiał lśnić, pokazać, że powinien być noszony na piedestale! Jednak cały czas gdzieś to gubił po drodze, gdy wyrywał kolejno płytki paznokciowe u związanej ofiary, niedoszłego gwałciciela. Zemsta smakowała cudownie. Była słodka niczym miód rozlany na ciele kochanka. Euforia - całkowicie przejęła władzę nad umysłem Andersona przez co gubił poczucie czasu i fakt, że nie był w pomieszczeniu sam, a inni tak bezczelnie wpatrywali się w niego do samego końca, tracąc tchu, gdy posłał prośbę do swojego ochroniarza.
      Z przekrzywioną głową wpatrywał się lekko zdziwiony, nie rozumiejąc tej całej powstałej paniki. W końcu nie kazał niczego robić meżczyźnie, a jedynie o to poprosił. Cóż, sam nie wiedziałczemu dokładnie to zrobił, bo normalnie rzuciłby rozkazem w stronę rosłego pracownika, lecz podświadomość alarmowała niebieską czuprynę, że niekoniecznie byłby to dobry pomysł.
      - He - jęknął, kiedy Yuri podszedł do niego beznamiętnie, łapiąc dość brutalnie za poliki, aby jasno wbić mu do głowy ważną informację. Dopiero wtedy, gdy zatrzepotał z zaskoczenia rzęsami, zrozumiał jak bardzo dał się ponieść i nadal z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy, zrobił parę kroków w przód, chcąc złapać równowagę po tym jak Yuri pchnął go lekko w stronę Gregoriego.
      - Ciągle chodzi jakby miał kołek w tyłku - burknął pod nosem przy mężczyźnie, stając zaraz obok niego i skrzyzował dłonie na piersi, czekając aż dostanie coś do wytarcia rąk oraz twarzy z krwi młodziaka. - Dziękuję - przyjął czysty ręcznik, niespiesznie, lecz dokładnie oczyszczając skórę z niechcianego barwnika. Kofiemu nadal huczało w głowie od bomby adrenaliny, całej ekscytacji oraz napięcia jakie zalęgło się w zbitą kulę, która później z impetem wybuchła na oczach wszystkich.
     - Ale nie można zaprzeczyć, że wygląda elektryzująco podczas takiej zabawy - Kofi złapał się na ciężkim westchnięciu, rzucając brudnym ręcznikiem, jak jakimś zarazkiem do rąk stojącego obok Gregoriego. Zahipnotyzowany z zapartym tchem spoglądał na Yuriego, nie mogąc się nacieszyć widokiem tortur. Tym razem nie sama czynność interesowała Kociaka, a sposób w jaki robił to jego zbawiciel, choć zdecydowanie teraz nie przywdziewał niebiańskich skrzydeł na plecach. Yuri wyglądał jakby natura go stworzyła do zadawanai bólu. Jego finezyjne ruchy, pełne gracji i płynności były niczym narkotyk dla niebieskowłosego. Kiedy inni reagowali na krzyki cierpiącego, Anderson jedynie otwierał szerzej swe oczy w niedowierzaniu, że ludzkie gardło może wydobyć z siebie takie dźwięki. Yuri ciągle zaskakiwał niskiego, na każdym kroku, każdego dnia, to dlatego tak go intrygował. Przyciągał, mimo wzbudzanego czasem strachu.
      - Długo się znacie? - spytał, kątem oka zerkając na towarzysza po swej lewicy, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Wiedział, ze może jej po prostu nie dostać. Rosjanin nie lubił mówić o swoim życiu, więc tym bardziej Kofi nie spodziewał się tych wiadomości od osób trzecich.
     - Eve Barker - Sami zmarszczyłlekko brwi, szybko przypominając sobie do kogo należy nazwisko, gdy poprzednie dwa nic dla niego nie znaczyły. Były zwyczajnie obce, albo zbyt pospolite, by warto było je spamiętać. Jednak Eve, to co innego. Niebieskowłosy doskonale pamiętał jak zmieszał kobietę z błotem, a ta nie potrafiła przełknąć gorzkiej prawdy. Kobiety, jakie to u nich było typowe. Jednak kolejną rzeczą mocno je odróżniającą od mężczyzn była ochote zemsty, bardzo potężna i być moze właśnie dlatego ktoś latał po dachach z snajperkową w poszukiwaniu niebieskiej czupryny, jako tarczy.
       Lekko zdezorientowany patrzył jak Georgie mamrocze w obcym języku coś do Yuriego, a potem dając mu sygnał, skierowali się do odosobnionego pokoju. Kofi nie do końca się tym przejmował. Nie musiał, dopóki nic nie rozumiał. Skoro o szerokich ramionach Yuri nie czuł potrzeby wyjawiania szczegółów, to najwidoczniej nie były one potrzebne, ale jeśli i jego zabrali w ustronne miejsce, to oznaczało, ze mafiozo coś wiedział i chciał się tym podzielić. Kofi nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, zaczął pałętać się po pomieszczeniu, oglądając wszelakie ozdoby, dość drogocenne jak na jego spostrzegawczy wzrok, uszami ciągle wsłuchując się w rozmowę.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {22/12/22, 11:32 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Jak można było się spodziewać po szefie, bossie i donie mafijnym, nie był człowiekiem, którego łatwo zaskoczyć lub przekonać do czegoś, Grigorij jednak… dzisiaj nie czuł się jak tej odważny, poważny i dominujący nad innymi mężczyzna. Zwłaszcza poczuł to widząc zakrwawioną szmatę w swoich rękach, która została rzucona przez zabawkę. Tą, której właściciel nie był kimś z kim mógł wygrać. Nadal… Czy jego miejsce w hierarchii nie było wyżej niż to? Miał pod sobą tysiące ludzi, zarabiał miliony. Czy musiał przejmować się tym co zrobi Tsar, gdy po prostu jebnie jego zabawkę za niezachowywanie się w odpowiedni sposób? Grigorij spojrzał w bok na niebieskowłosego, niższego chłopaka. W jego oczach zagościło niebezpieczny cień, lecz po chwili ktoś dotknął jego ręki, jakby chciał zabrać brudny ręcznik. Wyciągnięty ze swoich destrukcyjnych myśli spojrzał na jednego z jego chłopców. Z pokornym spojrzeniem, ciemnoskóry chłopak w czarnym garniturze czekał aż otrzyma zabrudzona szmatę. Grubszy facet przeklął pod nosem w swoim języku i oddał materiał wracając do oglądania przedstawienia i tortur swojego syna. Cóż.. Już nie. Wyrzekł się go w momencie, gdy postanowił pokazać swoją arogancję i zafascynowanie czyjąś dupą.
– Nie mam powodu, aby ci odpowiadać. – co prawda mężczyzna wrócił na ziemię, ale cały czas nie miał dobrych uczuć względem Samuela. – i w tym tempie nigdy nie będę ich miał.
_____Chwilę po tych słowach, zdając sobie sprawę ze swojej sytuacji, pognał do Yuriego. Teraz, siedząc na fotelu w swoim własnym gabinecie i mając maszynę do zabijania przed sobą… nie wiedział od czego zacząć. Jonathan Roy i Rodney Norris nie byli ważnymi ludźmi. Nie należeli do ich grupy, właściwie to byli pomniejszymi gangsterami, którzy chcieli własnymi siłami zabłysnąć. Jak na złość, jeden z ich ludzi jakiś czas temu ubił z nimi umowę. Wtedy się tym nie przejmował, bo co kilka broni i magazynów może zrobić w skali całej armii i opancerzenia, które oni posiadali? Teraz, Tsar siedział przed nim, bo strzelali do niego z tej właśnie broni. Jako specjalista od broni na pewno znał swoje pociski, to co jest wypuszczone do armii, a co do nich na rynek. Na czole pojawiły mu się krople potu, a on widząc jak Rosjanin coraz mocniej się niecierpliwi zaczął mówić.
- Некоторое время назад один из моих капитанов заключил сделку с двумя молодыми гангстерами. Их звали Джонатан Рой и Родни Норрис. – rozpoczął swoją historię czując od razu na sobie skupione spojrzenie Yuriego. Wpatrywał się w niego czekając na kontynuację. Grigorij tylko przełknął ślinę. - Соглашение заключалось в том, чтобы отдать им одну улицу и продать несколько единиц оружия.
– I z tej broni strzelali? – spytał po angielsku, bo jak był zbyt leniwy, aby tłumaczyć całą historię, tak chociaż na tyle mógł wtajemniczyć kociaka, który widocznie się nudził, chociaż powinien mieć już dość rozrywki na dzisiaj. – Wycofaj się z tego układu i zrobisz obławę na tą dwójkę.
– Ich też chcesz torturować?
_____Zadał pytanie spoglądając na Samuela, który zachowywał się jakby nie słuchał, ale czuł, że uważnie zbiera informacje. Starszy mafioso wiedział, że w przyszłości nie chce spotykać z tym człowiekiem. Nie rozumiał jego zjebanego charakteru, nie podobało mu się, że zachowywał się jakby był najważniejszy i zrobił sobie notkę w głowie. Jeśli w przyszłości, chociaż na chwilę, znajdzie się moment, kiedy Tsar znudzi się tym dzieckiem, złapie go i pokaże, gdzie jego miejsce. Teraz jednak, gdy był pod jego ochroną, raczej nikt go nie będzie chciał ruszyć.
– Nie. – odrzucił lekko i wstał z fotela. – Możesz ich zabić na miejscu. Tą kobietę też.
_____Obojętność czarnowłosego była bardzo wyraźna i dość znana, lecz nadal zaskoczyła Grigoriego. Rozumiał skąd wychodził Yuri, ale przed chwilą zrobił taki pokaz siły z maltretowaniem jednego ze swoich, bo położył łapy na pieprzonej zabawce, a ludźmi, którzy mieli pociągać za sznurki już nie zamierzał się zajmować. Yuri podchodził do tego trochę inaczej. Nie miał pojęcia co to za ludzie, ale nie byli ważni, a wraz z ich śmiercią niestety, skończy się w sumie jego robota. Przynajmniej na to by wychodziło, bo nikt nie będzie chciał zabić kociaka. Przynajmniej przez chwilę. Co nie znaczyło, że nikt nie będzie chciał zabić go. Przez twarzy Yuriego przebiegł bardzo szybki i nikły uśmieszek. Odwrócił się i podszedł o szefuńcia łapiąc go niczym bagaż za pas i przerzucając przez ramię jak worek ziemniaków. Dlaczego tak? Bo to był najszybszy sposób, aby stąd wyjść.
– Pozbądźcie się szybko ciał. – rzucił do zebranych w salonie, niczym sępy wpatrujące się w martwe mięso. Od razu podnieśli głowy i spojrzeli na niego, a później na kociaka na jego ramieniu. Dostrzegł ich wzrok. – Nie przejmujcie się nim. Zadzwonię do Nicolaia.
_____To imię postawiło zaskoczonym i zdezorientowanych chłopaków do pionu. Rosjanin jednak nie przejmował się nimi i skierował się do samochodu, gdzie wrzucił kociaka na siedzenie pasażera i zamknął mu drzwi tuż przed nosem. Następnie obszedł samochód i wsiadł z drugiej strony. Znajdowali się dość daleko od domu obu z nich. Westchnął ciężko z wyraźnie znudzonym wyrazem na twarzy. Potrzebowali teraz alibi. Tak, na wszelki wypadek. Przed tym jednak, obrócił się na bok, kładąc dłoń na siedzeniu obok i wpatrując się w niebieskowłosego szefuńcia.
– Mam nadzieję, że nie jesteś aż takim debilem, aby nie wiedzieć, że potrzebujesz alibi. – powiedział mając swego rodzaju pewność, że Samuel uważał, iż to on mu je zapewni. – Przyczyniłeś się dzisiaj do morderstwa i siadając na tym śmieciu mogłeś zostawić swoje ślady. – kontynuował wywód, które… nie chciał wcale robił, ale czuł, że jak ktoś mu tego nie powie to krytyk nie zrozumie. – Zero wyjazdów i wychodzenia z domu. Zakładam, że umiesz się zająć sobą bez mieszania w to innych ludzi i robienia zadymy.
_____Jego ostatnie słowa, mogły nie być do końca zrozumiałe, ale nie mówił nic więcej. Po prostu włączył silnik samochodu i ruszył w tylko mu znanym kierunku. Było bowiem miejsce, gdzie zamierzał zostawić kociaka na ten wieczór. Miejsce, które robi za najlepsze alibi dla niepozornego członka społeczeństwa. Yuri był wyjęty spod prawa, jego szefuńcio jednak nie i niech tak zostanie. Pokaz, który zaprezentował jednak dzisiaj został w głowie Rosjanina. Sprawił, że chciał zadawać pytania, a to było bardzo rzadkie… W końcu pytania i ciekawość to objaw zainteresowania.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {11/01/23, 05:15 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Niebieska czupryna zdecydowanie nie przepadała za postacią grubszego mężczyzny. Był opryskliwy, mało towarzyski i strasznie chłodny, a co ważniejsze, nie chciał nic zdradzać odnośnie Yuriego. Czy to z powodu strachu? Cóż, Kofi już na samym wejściu czuł, że wysoki zbawiciel miał wypisane na twarzy nie zbliżaj się, bo cię zabiję, a do tego ciągnęła się za nim niczym smród zgniłych zwłok hitoria jakiej on osobiście nie znał, a którą mógłby poznać dzięki odpowiedzią! Niestety słuch po przyjacielu zaginął, więc chłopak był pozostawiony samemu sobie. Jak narazie, i mógł jedynie snuć przypuszczenia jak wysokie uznanie, chociaż mogło być to złe określenie, posiadał w tych progach Yuri. Anderson mógł tylko gdybać i stać spokojnie u jego boku pozwalając mu robić to, za co mu płacił. Jednakże Sammi nie uważał, żeby Caldwell poradziłby sobie z całą bandą, samemu.
      Wracając do głównego tematu - Kofi wytrzeszczył swe oczy w nie lada zaskoczeniu, gdy rozmowa między mężczyznami zniknęła, a ktoś bez pytania postanowił podnieść jego ciało niczym jakąś szmacianą lalkę, czy też kochankę prowadzoną do sypialni. Stąd też Kofi postanowił obwieścić swoje niezadowolenie, unosząc się ze swymi słowami, aby go puścić, teatralnie trafiając pięściami w plecy Yuriego, lecz dla ochroniarza było to niczym kąszenie upierdliwego komara i Anderson świetnie sobie z tego zdawał sprawę, ostatecznie dając sobie spokój, gdy trafili do salonu. Niebieskowłosy podparł łokieć o plecy Yuriego, w dłoni usadawiając swój podbrudek. Z znudzoną, aczkolwiek poirytowaną całą tą sytuacją miną, pomachał do zebranych na pożegnanie. Jakby od niechcenia. Chwilę później jędrne pośladki Samuela wylądowały na siedzeniu pasażera. Z gniewnym spojrzeniem oburzonego kociaka zapiął pas, patrząc jak zaraz po nim wsiada Yuri, zarzucając rękę na siedzenie, co było dla niego dość typowe przy wycofywaniu autem.
       - Nie jestem takim debilem - owszem, był ale nie mógł się przyznać, choć jego obrażone zachowanie mogło jasno nakierować mężczyznę na odpowiedni tor z odpowiedzią. Cóż, wielokrotnie oglądał kryminały i zawsze zaznaczane było w nich, aby pozbyć się śladów morderstwa. Kofi zaś zrobił wszystko na opak, ale nie żałował. Doskonale się przy tym bawił i śmiało mógł to powtórzyć. Cóż, w tamtym momencie niewiele myślał. Dał ponieść się emocją, co zaskutkowało małomyślnością, a w efekcie siadł na swą ofiarę, nie załozył również rękawiczek, ale Kofi ogólnie nienawidził gumowych ochronnych rękawic. Były niewygodne i klejące, a dłonie strasznie się w nich potrafiły spocić.
      - Bez wychodzenia z domu? Chyba sobie żartujesz - wrócił spojrzeniem do Yuriego, ale szybko dostrzegł w jego oczach, że nie żartował. - Cóż, może wytrzymam parę dni, o ile będę miał jakieś ciekawe zajęcie - dodał już znacznie spokojniej, podpierając rękę o drzwi, a zaraz na niej swoją brodę, resztę drogi pozostając cicho. Bo po co robić sobie jeszcze większe problemy. Poza tym Caldwell nie był nigdy zbytnio rozmowny.
      Po pewnym czasie dojechali, tak przynajmniej wywnioskował kociak, gdy rosjanin zaparkował swym autem na pobliskim parkingu. Lekko zdezorientowany Kofi, wysiadł z samochodu, idąc zaraz za mężczyzną do dość nietypowego z zewnątrz budynku. Od razu było widać, że był to bar, ale zdecydowanie odbiegał od standardów Samuela. On sam nigdy nie zaglądnąłby do takiego miejsca, które już na pierwszy rzut oka wydawało się obskurne. Kiedy przekroczył próg, zrozumiał ile w tym wszystkim miał racji. Klimat jak panował w budynku był przeznaczony dla osób, które naprawdę to lubiały, a co ciekawe, niebieskowłosy na swej liście osób na podium postawił nikogo innego jak samego Yuriego.
      - Jesteś tu stałym bywalcem? - spytał, wchodząc głębiej przez drewniane drzwi. Muzyka nie była głośna, więc łątwo mógł usłyszeć jak stawia kroki na kwiczącej podłodze. Stare, drewniane meble w ciemnym odcieniu, widać było na nich ślady wysłuzenia, choc mógł yć to równie dobrze celowy zabieg dekoratora wnętrza. Czarne ściany dodawały klimatu wszystkiemu, a na samym środku bar zawłądnięty był typowymi za czasó jego dziadków hokerami. Za ladą stał mężczyzna w garniturze, pucując jeden z kieliszków. Przykół Kofiego uwagę tym w jak finezyjny sposó wykonywał swoją pracę, obsługując dwie siedzące osoby, gadające na jakiś temat, znany tylko im. Na suficie wisiał ozdobny zyrandol, rzucając delikatną poświatą światła na całe pomieszczenie, które swoją drogą nie było zbyt wielkie. Sami, choć z początku nie był przekonany do miejsca, pomału zaczynał się do niego przyzwyczajać, gdy finalnie usiedli na wybrane przez Yuriego miejsca.
      - Poprosimy coś do picia. Z rumem najlepiej - niebieska czupryna nie czekała zbyt długo na poproszenie o drinka. W końcu tu chodziło o alibi, a co robi się w takich miejscach? Pije. Mimo to Anderson wpadł na jeszcze inny pomysł, któy mógł się świetnie ziścić. Tak przynajmniej wszystko zgrabnie układało się w jego małej główce.
      - Skoro juz tu jesteśmy, to może zagramy w jakąś grę, hm? Przegrany odpowiada na jedno pytanie i zaciąga łyk drinka - mruknął z błyskiem w oczach, wielce podniecony tą propozycją. - I nie szukaj wymówki. Sam powiedziałeś - urwał, ukłądając usta w słowo a li bi.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {14/01/23, 08:56 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Gdzie się wybierali? Do miejsca, które pozwoli odetchnąć trochę Yuriemu, który był już poirytowany wystarczająco mocno na wszystko co się dzisiaj wydarzyło. Jednym z punktów był fakt, że szefuńcio nie umiał się zachowywać odpowiednio do sytuacji. Rosjanin nie wiedział nic o rzucaniu ręcznikiem w Gregoriego, bo pewnie zlałby za to dupę kociakowi, niestety, nie miał tej wymówki, bo zwyczajnie zajmował się wtedy facetem przed nim i instruował Kosmo w kolejnych poczynaniach. Istniał jednak fakt, że postanowił samemu, w jakimś dziwnym szale pozostawić wszędzie swoje DNA. A potem jeszcze w samochodzie powiedział mu, że nie jest idiotą! Wszystko wskazywało na to, że był debilem. Nawet jego własne obrażone zachowanie, jasno mówiące, że ciemnowłosy trafił w punkt.
_____Zaparkowali samochód i Yuri wyskoczył nie zastanawiając się czym kociak idzie za nim czy nie. Weszli do baru, który kojarzył się mu z najzabawniejszymi wspomnieniami jakie można mieć. Usadowił się w swego rodzaju loży w kącie pomieszczenia dając niebieskowłosego sygnał, że to tutaj. Zauważył, że dwójka siedząca przy barze patrzy w ich stronę, a gdy spojrzenia się spotkały, szybko ukłonili się lekko. Widać został rozpoznany. Kącik ust uniósł mu się do góry i prychnął lekko, przywracając swój poprzedni wyraz twarzy. Nie był tutaj od dawna, bo jednak dawno nie potrzebował alibi. Idealne wykonywał swoją robotę więc na co komu potwierdzenie, że gdzieś z kimś był, skoro nawet nie będą wiedzieli, że to on? Teraz jednak… usiadł i oparł się wpatrując w rozglądającego się szefuńcia. Gdy jednak w pewnym momencie postanowił rzucić zamówienie, Rosjanin aż miał ochotę zaśmiać się na głos. Zwłaszcza gdy na tym nie skończył i tylko kontynuował swoją wypowiedź. Barman słysząc zamówienie Samuela przekierował swoje pytające spojrzenie na Yuriego, który widząc jego minę postanowił powiedzieć czego faktycznie potrzebują. Nie chciał straszyć tego człowieka, dzielnie pracującego z przestępcami.
Jesteśmy tutaj od czterech godzin. Daj nam pokój, bo spędzimy kolejne dwie. – przeniósł swój wzrok na kociaka. – I niech będzie butelka rumu.
_____Barman stracił swoją pytającą minę wiedząc już doskonale o co chodziło. Kiwnął głową nie odzywając się ani słowem, po czym przyniósł chwile później na tacy kluczyk i dwie szklanki i butelkę rumu. Yuri chwycił za butelkę oraz kluczyk, szklanki zostawiając, aby Samuel wziął, jeśli poczuje potrzebę na szkło. Dla niego mógł ciągnąć prosto z butelki. Na to samo wychodziło. On i tak pić nie zamierzał. Podszedł do dużego obrazu koło ich miejsca i popychając je lekko otworzył przejście na drugą stronę. Zza dziurą w ścianę można było zobaczyć całkiem nowoczesny korytarz i szereg pokoi. Dźwiękoszczelnych, kuloodpornych. Bez kamer, bez podsłuchów. Ten bar na przodzie działał jako bar tylko w godzinach nocnych, lecz też bardzo wąskich i wyznaczonych. O każdej innej porze robił za przejście i wejście od miejsca, gdzie, które tworzy ci alibi na pobyt. Potwierdzone przez trójkę ludzi, która akurat była wtedy w barze – barmana oraz dwójkę gości. To miejsce było tak potrzebne w okolicy i tak często uczęszczane, że cała ulica należała do jednego człowieka, który posiadał kamery, które w zależności od potrzeb gościa zmieniają nagranie w odpowiedni sposób. Czasem poprawiają godzinę, czasem porę dnia. Im większa zmiana tym więcej się płaci, ale akurat o pieniądze się Yuri nie martwił.
_____Podszedł do drzwi z numerkiem odpowiadającym temu na kluczu w ręku i wszedł do środka. Dwie kanapy, TV, mała łazienka za drzwiami, minibarek i lodówka w rogu. Miejsce, aby przeczekać kilka godzin. Niestety TV nie było na Internet czy na kabel, a po prostu do obejrzenia filmów postawionych z boku. W kolekcji pudełek znajdziesz filmy akcji, kino zagraniczne, stare horrory czy porno. Każdego po jednym czy dwie sztuki.
– Usiądź, gdzie chcesz, mamy dwie godziny do zmarnowania. – usiadł ciężko na jednej z kanap i postawił butelkę na stolik przed sobą. – Jeśli chcesz możesz sobie puścić film. Internet i sieć tutaj nie działają. Od kiedy wjechaliśmy na ulicę przestaliśmy być wykrywani, ale to będzie naprawione przez właściciela.
_____Nagłe zniknięcia z sieci nie są czymś dobrym i mogą prowadzić do podejrzeń. No… Yuri się wykręci z tego, ale Samuel może mieć problem więc lepiej byłoby, gdyby zachowywał się jakby nie miał wymówki i musiał pozbyć się dowodów swojego uczestnictwa normalnymi sposobami. Zresztą, dawno go tutaj nie było. To już dobre kilkanaście lat jak musiał korzystać z usług tego przybytku. Wtedy miał chyba ze sobą drugą żonę Kai’a, którą ukryli w tym miejscu. Nie w tym pokoju, w innym, ale Yuri miło wspomina czas, kiedy pizda myślała, że ucieka od potężnego męża z jego młodszym bratem. Nawet w ekscytacji i euforii jakby się udało chciała, aby ją przeleciał w tym miejscu. Cóż, zabójca nie zwykł wtedy odmawiać takim propozycją. Teraz… by się zastanowił, chociaż patrząc na jego ostatnie życie seksualne… Będzie musiał zostawić kociaka zamkniętego w domu i wyjść się samotnie rozerwać. Wrócił na ziemię przypominając sobie o czymś.
– Chciałeś grać w jakąś grę, tak?
_____Podniósł się z prawie leżącej pozycji, ściągnął marynarkę i położył ją obok, po czym wyciągnął broń, telefon oraz portfel i wyłożył je koło alkoholu wraz z kluczykami do samochodu. Nie lubił mieć nic na sobie, gdzie kładzie się spać. No… zakładał z góry, że granie z kociakiem nie będzie ciekawe. Podwinął rękawy koszuli sprawdzają czy nie ma na nich nigdzie krwi i wrócił spojrzeniem do kociaka.
– Twoje zasady są nudne. Jeśli chcesz się czegoś ode mnie dowiedzieć musisz mi dać coś więcej niż jakieś informację z twojej przeszłości. – na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. W końcu Rosjanin był za stary na numery w stylu „kiedy się pierwszy raz całowałeś” albo inne debilne pytania, które kociak może zadać. – Zwykłe prawa i wyzwanie sprawdzi się o wiele lepiej.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {17/01/23, 03:12 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Lekko zdezorientowany całą otoczką baru jak i samej reakcji mężczyzny za ladą, Kofi postanowił oddać się w ręce Yuriemu i usiąść obok niego. Jedno było pewne, a przynajmniej ta jedna rzecz zaświeciła mu nad głową niczym żarówka - to nie był zwyczajny bar. Dlatego właśnie ochroniarz przywiózł ich w to miejsce. Niebieska czupryna wsłuchała się w słowa rosjanina, marszcząc lekko swe czoło. W ogóle nie przejmując tym, że szybciej się przez to moze postarzeć.
       - Cztery godziny? - powtórzył sam do siebie, świadom iż miejsce to pewnie należało do władzy wybawiciela, albo do jednej z osób z domu groźnych typów. Anderson przez całe półtora tygodnia jakie spędził z nowym pracownikiem uświadomił sobie jedną rzecz, której pewniejszym być nie mógł. Yuri nie był zwykłym człowiekiem z osiedla. Nie był również ochroniarzem, a kimś o wiele groźniejszym. To w jaki sposób chronił go przed ołowiem i odstraszał innych jednym spojrzeniem mówiło samo za siebie. Ich spotkanie na balkonie nie było zwyczajne, a tamten chłoptaś z pewnością nie celował w dyrektora gazety Vouge. Tylko w Caldwella. Jakby nie było, nazwisko to było słynne za sprawą matki Yuriego, a świat skąpany był w brudzie jakiego sam Kofi niegdyś doświadczył, wdrapując się po drabinie na szczyt swego marzenia.
       Z pytającym wzrokiem wstał i niczym cień wysokiego rosjanina poszedł za nim pod ścianę, wzdrygając się na widok pojawiającego przejścia niczym z jakiegoś filmu. Krótkowłosy nigdy nie myślał, że dane będzie mu poczuć się jak w jednym z nich. Widząc jak sylwetka ochroniarza zgłębia tajemniczy korytarz, Sammi po prędku chwycił za jeden kieliszek i szybszym krokiem dogonił zbawiciela z opresji. Weszli do jednego z pokoi, a ciekawski Kofi od razu zaczął badanie go, nie ignorując kolejnych słów Yuriego. W głowie zadawał sobie jedno pytanie - kim ty jesteś, na które odpowiedź mógł poznać, jeśli mężczyzna zgodzi się na zabawę. Nie mniej jednak pierw chciał puścić jakąś kasetę dla zabicia ewentualnej ciszy między nimi.  Yuri koniec końców był pracownikiem, był pod Kofim, choć ten świadom był, ze nawet przez wiążącą ich umowę, Caldwell zrobi i tak na co będzie miał ochotę. Czemu na to wszystko pozwalał sam Anderson? Nie miał zielonego pojęcia.
       Chłopak przykucnął przy szafce RTV, grzebiąc między tytułami, a jego wzrok zatrzymał się na porno. Przynajmniej tak brzmiało. Ukradkiem zerknął na spoczywającego Yuriego na kanapie. Kusiło go niezmiernie, aby puścić takiego rodzaju film. Nigdy nie widział tak starych nagrań, które były zapisane na takich kasetach, ale trochę obawiał się reakcji ochroniarza. Owszem, zwykle miał w dupie uwagi innych, ale w tym przypadku dobrze pamiętał ostrzezenie. Czy faktycznie Yuri traktował go jak własność? Samuel z powrotem wrócił do okładki, walcząc z samym sobą. Miał wiele pytań, wiele niewiadomych, a postać siedząca niedaleko coraz więcej zajmowała mu miejsca w głowie. Nienawidził tego uczucia i nie rozumiał go do końca.
       Ostatecznie zdecydował się na niegroźny kryminał. Wrócił na kanapę usadowioną na przeciwko zbawiciela i siedząc okrakiem nalał sobie alkoholu. Spojrzał spod gęstej grzywki na Yuriego, przytakując o wzmiance zabicia czasu grą.
      - Zgoda, przyjmuje wyzwanie - przytaknął pełen entuzjazmu i jednym ciurkiem upił całą zawartość kieliszka, odstawiając go głośno na stoliku z donośnym sapnięciem. - Za bycie pomysłodawcą, zacznę jako pierwszy - zmruzył lisio powieki, uśmiechając się seksownie w odpowiedzi na nikczemny wyraz twarzy Yuriego. Widział, ze ma coś w planach, ale Kociak nie miał zamiaru łatwo dać za wygraną. Tu chodziło o informację, które mógł wyciągnąć na dwa sposoby. - Wolisz prawdę, czy wyzwanie? - spytał, wysłuchując odpowiedzi po czym rozluźnił się bardziej, zarzucając nogę na nogę i opierając o tył kanapy. Bardzo wygodną swoją drogą.
       Musiał solidnie zastanowić się nad pytaniem. Nie mógł zadać takiego, gdzie Yuri mógłby się wykręcił, ale nie chciał tez go odstraszyć zbyt konkretnymi sprawami, więc postawił na coś prostego, co zwykle wybierano na początku.
       - Czym się zajmujesz poza ochroną ludzi? - spytał konkretnie o zawód, wypalając swe spojrzenie, nie mogąc doczekać odpowiedzi.

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {19/01/23, 09:56 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Rosjanin nie posiadał planów na najbliższe dwie godziny, może się zdrzemnie? No, w samotności na pewno była taka opcja. Miał jednak przy sobie człowieka z motorkiem w dupie, chyba, nie sprawdzała. Spodziewał się, że nie usiedzi w miejscu, spokojnie odpoczywając. Krótka chwila bez Internetu. Może na to nie wyglądało, że Yuri nie zamierzał od tak spuścić oko z kociaka, obserwował go ukradkiem, trochę zastanawiając się co takiego działo się w jego głowie gdy na kucaka przeglądał stare kasety. Jeszcze bardziej zaciekawił się, co odnalazł tam niebieskowłosy gdy nagle zaczął przyglądać się mu, jakby kombinował. Z dnia na dzień, ten człowiek, w oczach zabójcy stawał się coraz bardziej jak kot. W końcu na ekranie TV pojawił się jakiś film, Yuri go nie kojarzył, ale nawet nie czuł potrzeby. Na świecie było dużo rzeczy, nagrań, filmików, kaset, których nie wiedział, albo nigdy nie zobaczy. W tym momencie przez jego oczy przeleciał cień przypominając sobie o jednym takich, które spoczywało na jego telefonie. Do tej pory nie zajrzał, a powinien. Chociażby, żeby potwierdzić czy robota została poprawnie wykonana.
– Prawda. – rzucił spoglądając na poekscytowane niebieskie tęczówki.
_____Spodziewał się, że mając okazje, ledwo dorosły chłopak zacznie wypytywać od razu o największe sekrety, albo rzuci tekstami w stylu „twoja największa słabość”. I o ile coś takiego istniało, to każdy z wrogów oraz przeciwników Yuriego wiedział, że koniec końców taka informacja na nic im się nie przyda kiedy zapadnie w jego głowie wyrok o śmierci człowieka. Poza tym, kto ma na tyle jaj, aby żeby zrobić przykrość jednemu zabójcy rzuci się osoby chronione mocniej od prezydenta? Każda słabość Caldwella, jego rodzina, nie należała do łatwych celów. Szybciej wysadziłoby się jego dom. To tez by zabolało… przynajmniej normalnego człowieka.
– Zadajesz niewłaściwe pytanie. – uśmiechnął się lekko, lecz ten uśmiech nie dochodził do zimnych oczu, które spoglądały na kociaka. Zaśmiał się i odpowiedział lekko. – Wszystkim do czego potrzebny byłby ci ochroniarz.
_____I nie było to kłamstwo w żadnym wypadku. Morderstwa, zabójstwa, napady, ataki terrorystyczne, kradzieże, testowanie broni… czasem na ludziach. Jego najpopularniejszym zadaniem, w USA, było testowanie broni dla Armii. Amunicji i pistoletów produkowanych przez Caldwellów, uzupełniających puste dłonie każdego żołnierza. Z drugiej strony, kiedy nie robił za żołnierza do zadań specjalnych robił… za zabójcę do zadań specjalnych, dla rodziny, od strony ojca. Petrovich, główna rodzina obejmującą swoimi mackami matkę Rosję. Czasem w ich szeregach nie było tak idealnego i wykwalifikowanego mordercy jak Yuri. Nie bez powodu nosił tytuł Tsara. Wojna i pokój miała zależeć od niego.
– Odpowiedziałem na pytanie. Teraz twoja kolej. – położył dłoń na karku i ruchem ręki, mocnym chwytem przechylił głowę na jedną i drugą stronę rozluźniając mięśnie, przy okazji wydając z siebie chrupot. Czyżby był już na tyle stary? Zmarszczył brwi. – Prawda czy wyzwanie?
_____Nie musiał czekać długo na odpowiedź. Taką, której w sumie się spodziewał. Prychnął widząc jak poważnie podchodzi do tego kociak. Czyżby bał się, że przegra? Ale o nic się przecież nie zakładali więc nie było nic do stracenia… No cóż. Skoro był taki ”pobudzony”, to Yuri zamierzał dać mu idealne zadania.
– Na glebę i rób pompki. – na jego twarzy pojawił się uśmiech, który tym razem sięgał jego jasnych oczu. – Chcę zobaczyć przynajmniej pięćdziesiąt.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Yoshina
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {21/01/23, 01:34 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 28193611

      Błękitne tęczówki uważnie obserwowały pewnego siebie Yuriego, a jego postawa, czy wzrok i barwa głosu nie wskazywała na nic dobrego. Szef jedynie miał siłę wzdrygnąć się na widok mężczyzny, snując rozmaite możliwości w swej główce. Czy był gotów zrobić wszystko? Z pewnością nie. Zdecydowanie nie wziąłby pistoletu i nie przyłożył do głowy, naciskając spust. Poza tym na pewno ochroniarz nie pozwoliłby tknąć swej zabawki. Więc co mógł zrobić? Wszystko inne, nawet lekko upokorzyć, aby tylko nie przegrać. Nie było tu kamer ani podsłuchów, więc później Yuri nie miałby jak mu udowodnić, gdyby nagle z niewyjaśnionych przyczyn doznałby miejscami amnezji. Jednak czy takie poświęcenie było czegoś warte? Cóż, wartość była wyłącznie usnuta w umyśle Andersona. Kara zaś nie była wysoka. Wystarczyło nalać sobie sporą ilość alkoholu i ją upić. Jednak co zrobił Kofi słysząc swe wyzwanie? Pytał samego siebie, dlaczego był głupi i nie wziął pytania.
       - Pięćdziesiąt?! - prawie jęknął z pretensjami, bo jak niby takie drobne ciało miało udźwignąć aż tyle pompek? Yuri zdecydowanie był złośliwy i Anderson wiedział jedno. Nie miał zamiaru z tym człowiekiem kiedykolwiek już grać. Bo zwyczajnie się nie dało! Chłop nie miał za grosza wyczucia taktu. Jasnowłosy musiał się spocić! Mało było, że wyszedł praktycznie w ubraniach jakie mu dano? Czy to czasem nie było problematyczne?
       - Ja ci pokaże - zacisnął mocno pięści, zgrzytając zębami i wypalając w swych oczach bezczelnie zadowolony uśmieszek rosjanina. Odszedł kawałek, gdzie było najwięcej miejsca i ustawił się w odpowiedniej pozycji. Przynajmniej takiej w miarę dla niego możliwej. Przeklinając w duchu Yuriego, wynajdywał coraz to bardziej soczyste obelgi w jego kierunku i zaczął, głośno odliczając. Pierw jedna, potem druga. Było gładko, ale to tylko początek. Przy dziesiątej czuł drżące i obolałe ręce. Mięśnie zaczynały palić. Palił się również Kofi, wewnętrznie, myśląc jak tu się zemścić na Yurim i nawet nie myślał oszukiwać go swym spojrzeniem. Niebieskowłosy miał to wypisane na swej twarzy, kiedy podnosił się z piętnastej pompki, łamiąc swój szyk i podnosząc lekk otyłek, aby było mu łatwiej. Przy dwudziestej stękał i jęczał, czując jak delikatne kropelki potu zaczynają skraplać się na jego czole. Gładkim i pięknym czole. Odetchnął, zrobiłmałą przerwę, patrząc na swoje dłonie. Już nie mógł, nie miał sił. Był w podziwiu, iz dał radę zrobić aż tyle powtórzeń, ale czuł granicę. Była namacalna. Zbyt mocno.
       - Czekaj tylko - wysapał, znów starając się podnieść, ale ręce cora zmocniej się trzęsły, ostatecznie załamując pod ciężarem Kofiego i ten padł jak długi, sapiąc ze zmęczenia. Leżał tak dłuższą chwilę, marszcząc noc i dysząc z rozchylonymi ustami. Był cały rozpalony jak po dobrym seksie. Brakowało mu tchu, miał ochotę zrzucić z siebie ubranie, aby schłodzić palącą skórę. Poliki niemiłosiernie piekły, jakby doznawały szczytu swego purpurowego odcienia.
        - Teraz twoja kolej - w końcu miał siłę zabrać głos. Wstał, sięgając po butelkę rumu i upił z niego solidne łyczki, a stróżka cieszy spłynęła leniwie z kącika ust po żuchwie i szyji, znikając za dekoldem, gdzie dalek kontynuowała swą krótką podróż.
        - Prawda, czy wyzwanie? - wściekłość bijąca z oczu Kofiego jasno krzyczała, aby Yuri wybrał wyzwanie, ale ten ewidentnie wiedział co go mogło czekać, więc po raz kolejny wybrał bezpieczną opcję, pytanie. Czy jednak faktycznie było to bezpieczne w aktualnej sytuacji? Niebieskowłosy był zły i gotów wymyślić naprawdę wyczerpujące pytanie, aby tylko dodać pstryczek w nos mężczyźnie.
      - Pytanie hmmm - zamyślił się na moment, patrząc co tak interesującego mogło być w tym telefonie, do którego zaglądał ochroniarz. Anderson nie miał zamiaru o ot pytać. Byłoby to głupotą. Choć chciał też wiedzieć co działo się tamtego wieczoru, to streszczenie tego nie byłoby kłopotliwe dla Yuriego. Więc jakie pytanie zagięłoby mężczyznę? Kofi wiedział, a mimo to żałował, że nie wybrał wyzwania, bo zdecydowanie kazałby mu całować stopy.
      Z szerokim, lisim uśmiechem i zmruzonymi zalotnie powiekami, pochylił się nad stołem, aby zbliżyć się do Yuriego, a dekold delikatnie opadł, odsłaniając widok na wystające obojczyki i nie tylko je.
      - Jaki mam kolor oczu - spytał powoli, pół szeptem, kręcąc butelką, którą nadal trzymał w ręku. Pytanie banalne. Tak by ktoś pomyślał. Ktoś, kto odróżnia tylko cztery podstawowe kolory, a nie ma co się oszukiwać. Mężczyźni pokroju Yuriego nie znali innej barwy od niebieskiego. No może jeszcze błękitny, ale jego oczy takie nie były. Może turkusowe, cyjankowe, albo lazurowe. Może nawet był to błękit królweski, a nwet tak zwany baby blue? Cóż, cokolwiek by powiedział Yuri, Kofi wiedział, że nie zgadnie.

Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {28/01/23, 09:06 pm}

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Yuri-Caldwell-1

_____Małe wątłe ciało, leżące na ziemi i z wyraźnym gniewem w oczach spoglądające na niego. To nie pierwszy raz, kiedy Yuri dostał przed swoje oczy takie widoki, ale chyba po raz pierwszy bawiło go to. Lekko, w środku, w sercu. Normalnie tacy ludzie, przytrzymani jego nogą, żyli bardzo krótko, ich gniew nie miał wpływu na nic. A co w takim razie z humorami tego tutaj przed nim? Może patrząc na liczbę procentową – nie były równe zeru, ale Rosjanin nie zamierzał robić nic na przekór sobie, aby ten gniew gdzieś przekierować lub rozpuścić w powietrzu. Najwyżej zamieni go w strach. To wychodziło mu zawsze najlepiej.
_____Pompki same w sobie nie były wyzwaniem, zwłaszcza w takiej ilości. To było tylko pięćdziesiąt. Jedna poprawna seria według jest standardów. Problem taki, że on ich nie robił na podłodze, tak zwyczajowo. Już dawno był, poza tym poziomem. Ogólnie.. to całkiem dawno nie był na siłowni, tak, żeby trenować z innymi ludźmi. Pewnie dlatego, że nie potrzebował tego, a poza tym – zwykle lepszym rozruszanie kości zapewniało mu wojsko, gdzie kładąc kilku wojskowych na glebę dostarczał im lekcji, a samemu sobie rozrywki.
_____Gdy wrócił na ziemię i przestał pustym spojrzeniem przyglądać się podnoszącemu i opadającemu ciałku, zauważył, że chyba ma już dosyć. A na pewno nie zrobił wystarczająco dużo powtórzeń. Widział uniesiony tyłek, jakby kociak nie rozumiał, że pozycja została stworzona, aby być optymalną… Widać dwa pośladki ubrane w dres mu ciążyły. Nic dziwnego, że je wypiął. Trzęsące się dłonie oraz ramiona były niczym zegarek odliczający do północy, jasno pokazywały Yuriemu granicę ciała chłopaka przed nim. Chyba jednak największą frajdę miał z tego całego potu, sapania i jęczenia, gdy przez zaciśnięte zęby zamierzał zrobić chociaż jedno więcej powtórzenie. Z pewnego punktu widzenia było to urocze, że kociak tak się starał. Koniec końców jednak nie mógł liczyć na nic innego jak porażkę. Upadł płasko na zimną podłogę tylko po to, aby podnieść się i cały czas ze wściekłym spojrzeniem podejść do niego i mówić kolejne groźby. Czy ciemnowłosy zamierzał pójść mu na rękę z realizacją tego co urodziło się w małej główce, czerwonej ze zmęczenia? Heh. Głupie pytanie.
_____Wzrokiem śledził jak gardło niebieskowłosego przełyka porcję rumu jakby to była woda. W środku zastanawiał się czy będzie wstanie odezwać się po takiej dawce alkoholu na wysuszone gardło, ale nie musiał się tym długo martwić, bo został zaatakowany wręcz od razu z pytaniem, którego mógł się spodziewać.
– Pytanie – odpowiedział bez większego namysłu, nie zamierzał sprawdzać co mu szefuńcio wymyśli do zrobienia. Poza tym był zbyt leniwy, aby robić „milion pompek”, bo coś na tym poziomie mógłby usłyszeć teraz z ust kociaka. – Kolor oczu?
_____Podniósł głowę znad ekranu telefonu i unosząc jedną brew do góry. Wyłączył ekranu smartphone i westchnął ciężko następnie patrząc znudzony na człowieka przed nim. Pochylona nad stołem, chyba powoli trafiały do niego procenty, bo myślał, że mrużąc oczy utrudni zadanie Yuriemu. Cóż, Rosjanin znał poprawną odpowiedź na to pytanie, taką, o którą na pewno nie chodziło kociakowi. W końcu nie wiedział, nie mógł znać wszystkich szczegółów. Położył telefon na stoliku i położył dłoń na karku niebieskowłosego, który znajdował się na wyciągnięcie ręki wychylając jego pozycję bliżej do siebie i przeniósł rękę, palcami podróżując po skórze, do podróbka, który uniósł samemu udając, że faktycznie zastanawia się nad trafną odpowiedzią. Po chwili milczenia puścił go i wstał.
– Muszę się przyjrzeć się z bliska.
_____Na jego twarzy wylądował uśmiech, mały, lecz fakt, iż nie dochodził do oczy mógł dać Samuelowi znak, że wpakował się w coś. Cóż, nie dostał dużo czasu na reakcję, bo bardzo szybko został złapany przez ochroniarza, który zabrał go do małej łazienki i przygwoździł między sobą, a stojącą umywalką. Złapał go za podbródek zmuszając, aby patrzył przed siebie i przybliżył ich oboje do lustra.
– Widzisz? W ten sposób skanuje się gałkę oczną w zamkach. – rozpoczął temat mówiąc spokojnie, a jego oddech uderzał o skórę szyi kociaka. – Gałka oczna ma więcej punktów identyfikacyjnych od odcisków palców. Jej wszystkie kolory są jak materiał, dla.te.go. – powiedział nachylając się do odbicia, aby zobaczył wyraz twarzy swojego szefuńcia. – Ma twój kolor, niepowtarzalny i nie podobny do nikogo innego.
_____Yuri nie patrzył na twarz kociaka przed nim, a na jej odbicie przy okazji dostrzegać także swoje. Wyglądał jakby chciał kogoś zabić, chociaż może bliżej temu spojrzeniu było po prostu do drapieżnika, który dostał w swoje łapy uciekającą gazele i teraz zamierzał się bawić? Niezależnie co było prawdą, Yuri postanowił, rozbawiony tą sytuację, kontynuować ich grę. Co lepszego mieli do roboty?
– Teraz twoja kolej. – powiedział i puścił podróbek, lecz nie odsunął się, cały czas przyciskając mniejsze ciało do zimnej umywalki, która sięgała mu na wysokość tali. – Więc? Prawda czy wyzwanie? Ja odpowiedziałem na twoje pytanie, prawdziwie.


Ostatnio zmieniony przez Mireyet dnia 11/02/23, 07:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

He's wearing Prada! Don't shoot!  - Page 2 Empty Re: He's wearing Prada! Don't shoot! {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach