Strona 2 z 2 • 1, 2
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
emme
2018Wiosna
Familia, czy to wystarczy?
MAFIA PSYCHOLOGICZNE ROMANS(INCEST) CRIME
MAFIA PSYCHOLOGICZNE ROMANS(INCEST) CRIME
Świat, w którym żyjemy jest pełen przemocy, a XX odnajduje sięw tym środowisku jak ryba w wodzie. Każdy w jego otoczeniu, wie co robi i bardzo go szanuje. Przynajmniej takie powinniśmy odnosić wrażenie. XX miał swoich wrogów, ale przed laty pozbył się ich. Wynikiem jednej z takich czystek jest YY. YY jest dzieckiem, które było za wtedy małe żeby pamiętać morderstwo rodziców. Został wychowany przez XX w niewiedzy o swoich prawdziwych rodzicach, bo po co miałby o tym wspominać. Matka YY była kobietą, którą nienawidził cały sercem, a ojca YY zabił własnoręcznie wyrywając mu serce na oczach kobiety. Z powodu jednej, potężniej zniewagi YY już przed narodzinami był na straconej pozycji w oczach XX i miał umrzeć tamtej nocy nie osiągając nawet roku życia. Dlaczego tak się nie stało? No właśnie dobre pytanie… Teraz po latach, kiedy YY stał się mniej lub bardziej dorosły, postanowił poszukać swoich prawdziwych rodziców. A przynajmniej informacji o nich. Czy jeśli pozna prawdę pozostanie ukochanym synem dla XX? Czy to, że są rodziną wystarczy w obliczu prawdy?
Mireyet – M - szef wszystkich szefów, mafioz, bardzo niebezpieczny człowiek
Aurii – M - adoptowany syn, którego wychował.
Mireyet – M - szef wszystkich szefów, mafioz, bardzo niebezpieczny człowiek
Aurii – M - adoptowany syn, którego wychował.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____ Jego wytłumaczenie nie były złe, ale też nie były dobre. Zrozumiał z nich jednak, że chłopak widać miał ciężko mentalnie. A przynajmniej przez najbliższy czas. Chciał być tego dla niego wyrozumiały, lecz nie rozumiał skąd to zmęczenie. Normalnie robił o wiele więcej. Skąd wiedział? A jak Ayden miał nie wiedzieć co w ciągu dnia robi jego jedyne dziecko, ukochany syn? Poczuł, że Xavier go obejmuje i westchnął w duchu. Nie zamierzał się złościć o coś takiego… No nie teraz. Może później jak sobie w samotności przypomni.
- Dobrze, że wiesz. - westchnął lekko. - Nie zamierzam cię za to karać.
_____ Po co miałby go karać za coś tak nieznaczącego? Oczywiście, gdyby zamiast jego podwładnej pokłócił się tak z faktycznie ważnym gościem, byłoby inaczej. Ludzi ważni dla Aydena spokojnie można było policzyć na palcach jednej ręki, tych ważnych dla biznesu było więcej i nawet wszystkich palców ciała mogło na to nie starczyć. Na szczęście, wśród nich, nie było nikogo kogo chętnie zaprosiłby od tak do domu i zostawił z synem sam na sam bez służby. Veronica mogła tak zostać, bo wiedział, że nieważne co się stanie - nie zaatakuje Xaviera. Tamci ludzie, zwykle ludzie zarabiający na zabijaniu innych, mogliby zrobił krzywdę każdemu kto im się nie podobał bez myślenia o tym co potem. Ayden wiedział doskonale, że nigdy nie zamierzaliby zabić kogoś z jego ludzi bez powodu oraz, że doskonale wiedzieli co byłoby potem. Z nimi. Z ich życiem. Ze wszystkich co posiadali i chcieli. Nie oznacza to, iż nie próbowali. Kiedyś już raz była taka próba. Potem ten dom opuściła jego matka i siostra i Xavier był już tylko pod kontrolą Aydena. Nikt inny przez dłuższy okres nie mógł zbliżać się do dziecka. Jak nie ufał ludziom, tak stracił zaufanie nawet do tych teoretycznie bliskich.
- Wracaj. - położył dłoń za głową Xaviera i przysunął go do siebie jak tylko ten postanowił się odsunąć. Rozumiał, że etykieta była ważna, ale fakt, że miał go teraz blisko był ważniejszy. Nie zamierzał bawić się w żadne patrzenie sobie w twarz. To mogli robić zawsze. - Nie można powiedzieć, że jestem zadowolony, ale to tylko Veronica. Ona nie ma znaczenia patrząc na całe zdarzenie. Gdyby to był ktoś inny…
_____ Dokładnie. Veronica nie była tutaj ważna. Nawet idea przepraszania jej, nie przeszła przez myśl Aydena. Co prawda Xavier nie znał tej kobiety, pewnie nawet nie wiedział, że czeka teraz na niego. Skoro miał chłopaka w ramionach - postanowił to wykorzystać. Nigdy nie mógł mieć pewność czy następna kłótnia skończy się tak samo, z synem w swoich ramionach. Jak przystało na biznesmana, okazję należy doszczętnie wykorzystać. Zwłaszcza, że przed chwilą chciał mu umieć, żeby robić coś tak głupiego jak patrzenie mu się w twarz. Co miałby wyczytać z pozbawionej większych emocji twarzy? Może zadowolenie z oczu, ale to tyle.
- Co do psa. - postanowił zacząć jakiś inny temat, aby czas nie mijał im w ciszy. - Czas, abyś dostał swoją hodowlę, jak przystało na prawie pełnoletniego już członka rodziny.
_____ W rodzinie Aldermanów każdy miał swoje psy. Albo miały za zadanie strzec posesji jak u jego siostry, albo miały wygrywać pokazy jak u matki. Jego… polowały. Na ludzi. Była to jedna z rozrywek, o których Xavier wiedział, ale nigdy nie widział. Mężczyzna nie zabierał go do tej pory na te wydarzenia, bo nie miało w sobie nic miłego i dobrego. Krwawa rzeź, tylko tak to można było nazwać. Jak mógł pokazywać rozszarpywanie ciał żyjących jeszcze ludzi dla uciechy innych, tych których przysłali żądania tej kary i dowody zdrady. Jego Rottweilery były trzymane gdzie indziej i sam Ayden bardzo rzadko do nich przychodził. O dziwo doskonale wiedziały kto jest ich właścicielem, lecz nie miał pewności, że Xavier miały do czynienia z tak samo spokojnymi i ułożonymi zwierzakami jak on. Nie raz rzuciły się na ludzi będących z Aydenem. Aby nie powtórzyć tragedii - lepiej, aby jego kochany syn nie zbliżał się do nich. Veronica była chyba jedną osobą, która potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego Ayden był ich właścicielem, a nie ona, skoro wszystkie szkolenia były z nią.
- Doskonale wiesz, że już czas abyś miał swoją hodowle. Masz jakąś wiedzę w tym temacie? - spytał, chociaż wiedział, że Xavier pewnie nie interesował się wcześniej tym, bo nie miał po co. - Veronica jest specjalistką od psów. Zajmuje się moją hodowlą, więc teraz pytanie czy chcesz, aby ci pomogła, czy mam szukać innego specjalisty?
_____ Cóż, patrząc jakie miał psy można było śmiało powiedzieć, że Veronica znała się na kontrolowaniu tych agresywnych, które miały zabijać innych. Gdyby chłopak zamierzał bawić się w wystawy to Veronica nie była do tego najlepszą osobą. No, chyba wszystko opierało się o to do czego miałby być, jaką funkcję spełniać. Gdy Ayden myślał o tym przychodziły mu do głowy tylko różowe i słodkie rzeczy. Prawdopodobnie nie mógł wyobrazić sobie swojego ukochane syna bawiącego się z morderczymi psami jak on. Z drugiej strony na pewno nie ganiałyby zwierzyny jak te jego ojca. Pilnowanie domu? Raczej też nie… Nic więc dziwnego, że z lekkim zaciekawieniem czekał na decyzję Xaviera.
- Dobrze, że wiesz. - westchnął lekko. - Nie zamierzam cię za to karać.
_____ Po co miałby go karać za coś tak nieznaczącego? Oczywiście, gdyby zamiast jego podwładnej pokłócił się tak z faktycznie ważnym gościem, byłoby inaczej. Ludzi ważni dla Aydena spokojnie można było policzyć na palcach jednej ręki, tych ważnych dla biznesu było więcej i nawet wszystkich palców ciała mogło na to nie starczyć. Na szczęście, wśród nich, nie było nikogo kogo chętnie zaprosiłby od tak do domu i zostawił z synem sam na sam bez służby. Veronica mogła tak zostać, bo wiedział, że nieważne co się stanie - nie zaatakuje Xaviera. Tamci ludzie, zwykle ludzie zarabiający na zabijaniu innych, mogliby zrobił krzywdę każdemu kto im się nie podobał bez myślenia o tym co potem. Ayden wiedział doskonale, że nigdy nie zamierzaliby zabić kogoś z jego ludzi bez powodu oraz, że doskonale wiedzieli co byłoby potem. Z nimi. Z ich życiem. Ze wszystkich co posiadali i chcieli. Nie oznacza to, iż nie próbowali. Kiedyś już raz była taka próba. Potem ten dom opuściła jego matka i siostra i Xavier był już tylko pod kontrolą Aydena. Nikt inny przez dłuższy okres nie mógł zbliżać się do dziecka. Jak nie ufał ludziom, tak stracił zaufanie nawet do tych teoretycznie bliskich.
- Wracaj. - położył dłoń za głową Xaviera i przysunął go do siebie jak tylko ten postanowił się odsunąć. Rozumiał, że etykieta była ważna, ale fakt, że miał go teraz blisko był ważniejszy. Nie zamierzał bawić się w żadne patrzenie sobie w twarz. To mogli robić zawsze. - Nie można powiedzieć, że jestem zadowolony, ale to tylko Veronica. Ona nie ma znaczenia patrząc na całe zdarzenie. Gdyby to był ktoś inny…
_____ Dokładnie. Veronica nie była tutaj ważna. Nawet idea przepraszania jej, nie przeszła przez myśl Aydena. Co prawda Xavier nie znał tej kobiety, pewnie nawet nie wiedział, że czeka teraz na niego. Skoro miał chłopaka w ramionach - postanowił to wykorzystać. Nigdy nie mógł mieć pewność czy następna kłótnia skończy się tak samo, z synem w swoich ramionach. Jak przystało na biznesmana, okazję należy doszczętnie wykorzystać. Zwłaszcza, że przed chwilą chciał mu umieć, żeby robić coś tak głupiego jak patrzenie mu się w twarz. Co miałby wyczytać z pozbawionej większych emocji twarzy? Może zadowolenie z oczu, ale to tyle.
- Co do psa. - postanowił zacząć jakiś inny temat, aby czas nie mijał im w ciszy. - Czas, abyś dostał swoją hodowlę, jak przystało na prawie pełnoletniego już członka rodziny.
_____ W rodzinie Aldermanów każdy miał swoje psy. Albo miały za zadanie strzec posesji jak u jego siostry, albo miały wygrywać pokazy jak u matki. Jego… polowały. Na ludzi. Była to jedna z rozrywek, o których Xavier wiedział, ale nigdy nie widział. Mężczyzna nie zabierał go do tej pory na te wydarzenia, bo nie miało w sobie nic miłego i dobrego. Krwawa rzeź, tylko tak to można było nazwać. Jak mógł pokazywać rozszarpywanie ciał żyjących jeszcze ludzi dla uciechy innych, tych których przysłali żądania tej kary i dowody zdrady. Jego Rottweilery były trzymane gdzie indziej i sam Ayden bardzo rzadko do nich przychodził. O dziwo doskonale wiedziały kto jest ich właścicielem, lecz nie miał pewności, że Xavier miały do czynienia z tak samo spokojnymi i ułożonymi zwierzakami jak on. Nie raz rzuciły się na ludzi będących z Aydenem. Aby nie powtórzyć tragedii - lepiej, aby jego kochany syn nie zbliżał się do nich. Veronica była chyba jedną osobą, która potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego Ayden był ich właścicielem, a nie ona, skoro wszystkie szkolenia były z nią.
- Doskonale wiesz, że już czas abyś miał swoją hodowle. Masz jakąś wiedzę w tym temacie? - spytał, chociaż wiedział, że Xavier pewnie nie interesował się wcześniej tym, bo nie miał po co. - Veronica jest specjalistką od psów. Zajmuje się moją hodowlą, więc teraz pytanie czy chcesz, aby ci pomogła, czy mam szukać innego specjalisty?
_____ Cóż, patrząc jakie miał psy można było śmiało powiedzieć, że Veronica znała się na kontrolowaniu tych agresywnych, które miały zabijać innych. Gdyby chłopak zamierzał bawić się w wystawy to Veronica nie była do tego najlepszą osobą. No, chyba wszystko opierało się o to do czego miałby być, jaką funkcję spełniać. Gdy Ayden myślał o tym przychodziły mu do głowy tylko różowe i słodkie rzeczy. Prawdopodobnie nie mógł wyobrazić sobie swojego ukochane syna bawiącego się z morderczymi psami jak on. Z drugiej strony na pewno nie ganiałyby zwierzyny jak te jego ojca. Pilnowanie domu? Raczej też nie… Nic więc dziwnego, że z lekkim zaciekawieniem czekał na decyzję Xaviera.
Aurii
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Ledwie wyczuwalnie odetchnął z ulgą. Napięta atmosfera między nimi może nie trwała długo, ale dla Xaviera i tak ZBYT długo. Dlatego nie zamierzał protestować, gdy ojciec go przy sobie trzymał, zupełnie, jakby miał mu uciec. Nawet mu się to podobało. Mógł bezkarnie wtulać się w umięśnione ciało mężczyzny, którego ramiona zapewniały mu bezpieczeństwo i wdychać jego przyjemny zapach tuż po kąpieli. Nawet nie wiedział, jak mu tego brakowało. Nie wiedział nawet, kiedy z tego wszystkiego przymknął oczy, ale otworzył je, słysząc zmianę tematu.
_____- Hodowla… - powiedział cicho, bardziej chyba do siebie, zastanawiając się, co niby miałby zrobić ze zwierzętami. Posiadanie psa wydawało się fajne, ale własna hodowla? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Wiedział, że wszyscy członkowie rodziny posiadali swoją i że on też taką dostanie, ale jeszcze o tym nie myślał.
_____- Chciałbym… - wpadła mu do głowy pewna myśl, ale szybko zdał sobie sprawę, że to nie miało większego sensu i w ogóle go to nie interesowało. - Muszę mieć hodowlę? - Zapytał niepewnie i westchnął, bo mogło to brzmieć tak, jakby nie był ojcu wdzięczny, a to nie o to chodziło. - Wolałbym mieć dwa psy zawsze obok siebie, jeśli to możliwe. Mógłbym? - Zacisnął delikatnie palce na koszuli Aydena.
_____Był gotów na odmowę ze strony mężczyzny. Teoretycznie mógł poświęcić swoją hodowlę jakiemukolwiek celowi, ale nie miałby z tego pożytku. Wolał mieć wiernego towarzysza przy swojej nodze, który wykonałby każde jego polecenie, niż kilka czy kilkanaście zwierząt, które widywałby od święta. Zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności i obowiązkami, jakie to ze sobą niosło, ale miało to dla niego więcej sensu niż cokolwiek innego.
_____ - Skoro Ve… pani Veronica - szybko się poprawił, zdając sobie sprawę, jak bardzo niegrzecznie się zachował wcześniej - jest tak dobra, to nie powinienem tego kwestionować - starał się brzmieć pewnie, choć przez to, co zaszło tu parę minut temu, miał wątpliwości. Współpraca z osobą, z którą dopiero co się pokłócił, nie brzmiała zachęcająco, ale musiał w końcu dorosnąć. Zwłaszcza, że cała ta sprzeczka wynikła z jego niekompetencji i braku opanowania. Nie miał innego wyjścia, jak się z tym pogodzić i popracować nad sobą, by takie sytuacje nigdy się już nie zdarzyły. Nie mógł przecież wiecznie zawodzić ojca.
_____- Hodowla… - powiedział cicho, bardziej chyba do siebie, zastanawiając się, co niby miałby zrobić ze zwierzętami. Posiadanie psa wydawało się fajne, ale własna hodowla? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Wiedział, że wszyscy członkowie rodziny posiadali swoją i że on też taką dostanie, ale jeszcze o tym nie myślał.
_____- Chciałbym… - wpadła mu do głowy pewna myśl, ale szybko zdał sobie sprawę, że to nie miało większego sensu i w ogóle go to nie interesowało. - Muszę mieć hodowlę? - Zapytał niepewnie i westchnął, bo mogło to brzmieć tak, jakby nie był ojcu wdzięczny, a to nie o to chodziło. - Wolałbym mieć dwa psy zawsze obok siebie, jeśli to możliwe. Mógłbym? - Zacisnął delikatnie palce na koszuli Aydena.
_____Był gotów na odmowę ze strony mężczyzny. Teoretycznie mógł poświęcić swoją hodowlę jakiemukolwiek celowi, ale nie miałby z tego pożytku. Wolał mieć wiernego towarzysza przy swojej nodze, który wykonałby każde jego polecenie, niż kilka czy kilkanaście zwierząt, które widywałby od święta. Zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności i obowiązkami, jakie to ze sobą niosło, ale miało to dla niego więcej sensu niż cokolwiek innego.
_____ - Skoro Ve… pani Veronica - szybko się poprawił, zdając sobie sprawę, jak bardzo niegrzecznie się zachował wcześniej - jest tak dobra, to nie powinienem tego kwestionować - starał się brzmieć pewnie, choć przez to, co zaszło tu parę minut temu, miał wątpliwości. Współpraca z osobą, z którą dopiero co się pokłócił, nie brzmiała zachęcająco, ale musiał w końcu dorosnąć. Zwłaszcza, że cała ta sprzeczka wynikła z jego niekompetencji i braku opanowania. Nie miał innego wyjścia, jak się z tym pogodzić i popracować nad sobą, by takie sytuacje nigdy się już nie zdarzyły. Nie mógł przecież wiecznie zawodzić ojca.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____ Można było omijać tradycje i zwyczaje, jeśli posiadało się dobry pomysł, a przynajmniej tak uważał Ayden. Dlatego posiadał w tym momencie tylko jedno dziecko oraz brakowało u jego boku żony. Powiedzmy, że miał powód, aby nie chcieć kobiety po tym wszystkim co widział i przeżył w przeszłości. I nie chodziło tylko o kobiety, a ogólnie o ludzi. Jeśli nie byłby wstanie pozbyć się bezkarnie kogoś, nie zamierzał trzymać go przy swoim boku. W jego świecie, śluby były unią rodzin, więc zabicie swojej małżonki nie było dobrze postrzegane, ale pozycja Aydena pozwalała na zignorowanie tego. Może tego przypominał sobie o tym. Koniec końców chyba nie ucieknie od tej tradycji. Chociażby dla dobra swojego syna i jego wychowania. Co prawda chłopak był już prawie dorosły, ale nadal… Idea, że miałby zostać sam po tym jak Xavier znajdzie sobie kobietę, a później żonę i opuści dom… Zostanie sam. Ścisnął mocniej chłopaka, którego trzymał w swoich ramionach czując jego ciepło. Ciężko jest znaleźć kogoś komu ufasz…
_____ Czekał cierpliwie na odpowiedź syna i był faktycznie ciekawy na co takiego wpadnie. Cóż, zakładał, że nie będzie miał całej odpowiedzi od razu, bo w cały proces tworzenia hodowli wchodziło mnóstwo czynników, w tym znalezienie personelu, miejsca i określenie możliwych klientów. W końcu nikt nie prowadził hodowli, żeby zaspokoić tylko swoje potrzeby, prawda? Nawet Ayden udostępniał swoje psy innym ludziom. Chociaż bardziej od genetyki chodziło tutaj o wychowanie, bo nie sprzedał szczeniaków a dorosłe psy, które oprócz Aydena przyjmowały polecenia tylko on osoby z konkretnym przedmiotem. Były jak broń, bo ona także potrafiła zranić swojego właściciela, gdy kto inny trzymał ją w ręku.
_____ Usłyszał pierwsze słowa swojego syna i zdał sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego. Chyba jego dziecko nie patrzyło na to jak na biznes, a na posiadanie przyjaciół, zwierzaka domowego. Nie zamierzał długo go trzymać w niepewności.
- Hodowla jest biznesem jaki prowadzisz, możesz brać konkretne psy dla siebie, lecz ogólnie będziesz sprzedawał je innym. Wyszkolone w konkretny sposób. Rozmnażane, aby zachować to co chcesz. - miał nadzieję, że te kilka słów sprawi, że chłopak zrozumie, że hodowla była jakby… wstępnym sprawdzeniem jak radzisz sobie z biznesem? Tym przeciążonym, który może wykonywać każdy. - Większość moich psów służy pewnemu celowi i jest dla mnie sposobem na posprzątanie, a przy okazji rozrywką dla innych. Ty nie jesteś taki, ale jeśli nie nauczysz się tego sposobu myślenia, będziesz miał problemy, jeśli kiedyś staniesz w moim miejscu.
_____ Może powinien być bardziej surowy dla swojego syna? Był osobą, która usiądzie na jego miejscu, a na razie nie wyglądał jakby mógł się do tego nadawać. Przecież już w przeszłości miał styczność ze śmiercią i brzydotą ludzi. Czyżby stał się bardziej miękki ostatnimi czasy? Może potrzebował więcej treningu albo należało zacząć brać go ze sobą… To nie tak, że znowu wpadną razem na osobę, która zacznie mówić o kimś z dalej przeszłości. Cóż, po prostu znowu ją wtedy zabije zanim powie za dużo. Ważne, aby Xavier nie pytał go o nic. Na samą myśl o pytaniach na temat tamtej… kobiety, zaczynało mu się podnosić ciśnienie. Nie była warta pamiętania. Nie była warta niczego.
- Veronica jest specjalistką od zabijania i tego samego trzyma się w wychowywaniu moich szczeniaków. Jeśli zamierzasz zrobić coś takiego jak hodowla psów, które mają być towarzyszem to może nie być dobrą opcją. - zabrał swoje dłonie i odsunął syna od siebie przekładając go jak dziecko na siedzenie obok siebie łapiąc go za boki. Trzymając go tak zmarszczył brwi. - Jesz ostatnio mniej?
_____ Idea, że jego syn postanowił odstawić jedzenie, ani trochę mu się nie podobała. Cały czas z ponurą miną wstał i wyszedł z pomieszczenia otwierając drzwi z tupetem. Kierował się do kuchni nie słysząc nic. Jakby odrzucał każdy możliwy dźwięk i wymówkę swojego syna czy słowa służby. Zamierzał spytać się głównej osoby, która mogła coś wiedzieć. Kucharki. Co prawda nie była ona nowa i pracowała dla niego już kawałek czasu. Nie znaczyło to, że zamierzał odpuścić jej, jeśli z powodu oraz z jej charakteru, waga Xaviera zmieniła się. W tą złą stronę. Mógłby uwierzyć, że coś się zmieniło w jego budowie, gdyby dostał raport, że chłopak zaczął ćwiczyć. Ale nie miał nigdzie takiego informacji. To znaczyło, że zmienił swoją dietę. Wpadł do kuchni i krzyknął za kucharką. Przyszły dwie osoby, na ich twarzach widać było, że nie miały pojęcia o co chodzi. Były zaskoczone i przerażone faktem, że nieświadomie mogły zrobić coś źle. Cóż… na tą chwilę, dla Aydena, całe ich życie było błędem, że dopuściły do czegoś takiego jak utrata wagi.
- Dobry wieczór Panie Aldermann - odezwała się starsza kobieta stając przed młodszą kobietą, która zaczęła tutaj pracować niedawno. - W czym możemy pomóc?
- Posiłki Xaviera. - na te słowa, obie kobiety straciły strach w oczach, jednak zaczęły być ciekawe. Co takiego musiało być nie tak z dietą, że sam Ayden, pan domu, przyszedł je sprawdzić. - Kto je przyrządza?
- Coś z nimi nie tak? - odezwała się młoda kobieta wychylając się zza starszej kobiety, swojej teoretycznej przełożonej. Widząc jednak spojrzenie mężczyzny stojącego kilka metrów od niego, w drzwiach do kuchni, zamarła i oblała się zimnym potem. - przepraszam…
_____ Jej szept rozszedł się po śmiertelnie cichym pomieszczeniu. Starsza kobieta spojrzała na młodszą i westchnęła. Wiedziała, że nieważne jak bardzo się teraz starały, któraś musiała być winna. Niestety, kucharki nie wiedział nadal - czym takim zawiniły. Na pewno nie chodzi o otrucie czy złe składniki. Na pewno nie chodzi o alergię czy złe samopoczucie. Wtedy na pewno ktoś inny by je poinformował o tym fakcie, nie sam Ayden.
_____ Czekał cierpliwie na odpowiedź syna i był faktycznie ciekawy na co takiego wpadnie. Cóż, zakładał, że nie będzie miał całej odpowiedzi od razu, bo w cały proces tworzenia hodowli wchodziło mnóstwo czynników, w tym znalezienie personelu, miejsca i określenie możliwych klientów. W końcu nikt nie prowadził hodowli, żeby zaspokoić tylko swoje potrzeby, prawda? Nawet Ayden udostępniał swoje psy innym ludziom. Chociaż bardziej od genetyki chodziło tutaj o wychowanie, bo nie sprzedał szczeniaków a dorosłe psy, które oprócz Aydena przyjmowały polecenia tylko on osoby z konkretnym przedmiotem. Były jak broń, bo ona także potrafiła zranić swojego właściciela, gdy kto inny trzymał ją w ręku.
_____ Usłyszał pierwsze słowa swojego syna i zdał sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego. Chyba jego dziecko nie patrzyło na to jak na biznes, a na posiadanie przyjaciół, zwierzaka domowego. Nie zamierzał długo go trzymać w niepewności.
- Hodowla jest biznesem jaki prowadzisz, możesz brać konkretne psy dla siebie, lecz ogólnie będziesz sprzedawał je innym. Wyszkolone w konkretny sposób. Rozmnażane, aby zachować to co chcesz. - miał nadzieję, że te kilka słów sprawi, że chłopak zrozumie, że hodowla była jakby… wstępnym sprawdzeniem jak radzisz sobie z biznesem? Tym przeciążonym, który może wykonywać każdy. - Większość moich psów służy pewnemu celowi i jest dla mnie sposobem na posprzątanie, a przy okazji rozrywką dla innych. Ty nie jesteś taki, ale jeśli nie nauczysz się tego sposobu myślenia, będziesz miał problemy, jeśli kiedyś staniesz w moim miejscu.
_____ Może powinien być bardziej surowy dla swojego syna? Był osobą, która usiądzie na jego miejscu, a na razie nie wyglądał jakby mógł się do tego nadawać. Przecież już w przeszłości miał styczność ze śmiercią i brzydotą ludzi. Czyżby stał się bardziej miękki ostatnimi czasy? Może potrzebował więcej treningu albo należało zacząć brać go ze sobą… To nie tak, że znowu wpadną razem na osobę, która zacznie mówić o kimś z dalej przeszłości. Cóż, po prostu znowu ją wtedy zabije zanim powie za dużo. Ważne, aby Xavier nie pytał go o nic. Na samą myśl o pytaniach na temat tamtej… kobiety, zaczynało mu się podnosić ciśnienie. Nie była warta pamiętania. Nie była warta niczego.
- Veronica jest specjalistką od zabijania i tego samego trzyma się w wychowywaniu moich szczeniaków. Jeśli zamierzasz zrobić coś takiego jak hodowla psów, które mają być towarzyszem to może nie być dobrą opcją. - zabrał swoje dłonie i odsunął syna od siebie przekładając go jak dziecko na siedzenie obok siebie łapiąc go za boki. Trzymając go tak zmarszczył brwi. - Jesz ostatnio mniej?
_____ Idea, że jego syn postanowił odstawić jedzenie, ani trochę mu się nie podobała. Cały czas z ponurą miną wstał i wyszedł z pomieszczenia otwierając drzwi z tupetem. Kierował się do kuchni nie słysząc nic. Jakby odrzucał każdy możliwy dźwięk i wymówkę swojego syna czy słowa służby. Zamierzał spytać się głównej osoby, która mogła coś wiedzieć. Kucharki. Co prawda nie była ona nowa i pracowała dla niego już kawałek czasu. Nie znaczyło to, że zamierzał odpuścić jej, jeśli z powodu oraz z jej charakteru, waga Xaviera zmieniła się. W tą złą stronę. Mógłby uwierzyć, że coś się zmieniło w jego budowie, gdyby dostał raport, że chłopak zaczął ćwiczyć. Ale nie miał nigdzie takiego informacji. To znaczyło, że zmienił swoją dietę. Wpadł do kuchni i krzyknął za kucharką. Przyszły dwie osoby, na ich twarzach widać było, że nie miały pojęcia o co chodzi. Były zaskoczone i przerażone faktem, że nieświadomie mogły zrobić coś źle. Cóż… na tą chwilę, dla Aydena, całe ich życie było błędem, że dopuściły do czegoś takiego jak utrata wagi.
- Dobry wieczór Panie Aldermann - odezwała się starsza kobieta stając przed młodszą kobietą, która zaczęła tutaj pracować niedawno. - W czym możemy pomóc?
- Posiłki Xaviera. - na te słowa, obie kobiety straciły strach w oczach, jednak zaczęły być ciekawe. Co takiego musiało być nie tak z dietą, że sam Ayden, pan domu, przyszedł je sprawdzić. - Kto je przyrządza?
- Coś z nimi nie tak? - odezwała się młoda kobieta wychylając się zza starszej kobiety, swojej teoretycznej przełożonej. Widząc jednak spojrzenie mężczyzny stojącego kilka metrów od niego, w drzwiach do kuchni, zamarła i oblała się zimnym potem. - przepraszam…
_____ Jej szept rozszedł się po śmiertelnie cichym pomieszczeniu. Starsza kobieta spojrzała na młodszą i westchnęła. Wiedziała, że nieważne jak bardzo się teraz starały, któraś musiała być winna. Niestety, kucharki nie wiedział nadal - czym takim zawiniły. Na pewno nie chodzi o otrucie czy złe składniki. Na pewno nie chodzi o alergię czy złe samopoczucie. Wtedy na pewno ktoś inny by je poinformował o tym fakcie, nie sam Ayden.
Aurii
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Spodziewał się, że tak to będzie wyglądać, a jednak spróbował. Skoro tego oczekiwał od niego ojciec, nie zamierzał dłużej tego kwestionować. Musiał poważnie zastanowić się nad funkcją, jaką będzie pełnić jego hodowla. Tyle, że nie wiedział jeszcze, jak będzie wyglądać jego przyszłość i jak będzie rozwiązywał problemy. Chciałby być taki, jak Ayden, a z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że sporo się od niego różni. Chyba nie chciał, by jego psy zabijały. Mogły się do tego przyczyniać, ranić, ale nic więcej. Więc może po prostu tropienie? Jeszcze to rozważy.
_____Nie protestował, gdy mężczyzna przeniósł go obok siebie. W myślach tylko westchnął, bo ciężko było zaprzeczyć, że z chęcią posiedziałby tak jeszcze jakiś czas. Na chwilę zapomniał, ile ma lat i że powinien wydorośleć. Nic na to jednak nie poradził, że ojciec traktował go jak traktował, a jemu to w żaden sposób nie przeszkadzało.
_____Zmarszczył brwi, kiedy starszy Alderman mu się przyglądał. Nic się nie zmieniło w jego diecie. Wiedział, że musi dobrze się odżywiać i zjadał wszystko, co mu przygotowywano, choć nie zawsze z wielką ochotą. Niespecjalnie też zauważył, by schudł, a ćwiczył tyle, ile zazwyczaj. Dawno nie był tak blisko Aydena, jak dziś i może zwyczajnie mu się wydawało, że coś się zmieniło?
_____- Jem tyle, co zawsze - Odparł, ale widocznie nie przekonało to mężczyzny. Westchnął, dobrze wiedząc, że nic dobrego się nie szykuje. - Tato, przesadzasz - mówił spokojnie, idąc za nim, jednak ojciec uparcie go ignorował, pewnie mając już wysnutą własną teorię.
_____Ledwo nadążył i wszedł do kuchni chwilę po ojcu. Kobiety stały przerażone i zdziwione, a Xavier doskonale je rozumiał. Sam może nigdy nie bał się głowy rodziny, ale wiedział, do czego jest zdolny. Starsza kobieta spojrzała na chłopaka, nie rozumiejąc, co się dzieje. Problem w tym, że on sam nie wiedział, ale musiał jakoś załagodzić sprawę, by kucharki nie zostały ukarane za nic.
_____- Moja waga jest w normie, tato. Naprawdę, nie jem za mało - próbował go przekonać, ale nie było to wcale łatwe.
_____- Panicz schudł? - Starsza kobieta przyjrzała mu się nieco uważniej. - Proszę o wybaczenie, panie Alderman - skłoniła się ze skruchą, a młodsza zrobiła to samo. - Nie zauważyłam zmiany, ale od tej pory będziemy pilnować, by posiłki miały więcej kalorii.
_____- Kiedy ja naprawdę… - przerwał i westchnął, dobrze wiedząc, że nie ma sensu się z nimi kłócić. Teraz będzie musiał wciskać w siebie więcej jedzenia, bo jego ojcu coś się przywidziało. Cudownie. - Dobrze, będę jeść więcej - zgodził się, by skończyć ten temat. I tak nie miałby nic do gadania, więc wolał dobrowolnie to przyjąć niż się obrażać. - Wrócę do siebie, jeśli pozwolisz, tato - mimo grzecznego zwrotu, jakiego użył, nie czekał zbyt długo i po prostu udał się do pokoju.
_____Czasem miał wrażenie, że nie jest traktowany poważnie. Nie był jeszcze pełnoletni, ale skoro wymagało się od niego odpowiedzialności, to dlaczego wciąż czuł się, jak dziecko? Naprawdę kochał ojca, podziwiał go i doceniał, ale wydawało mu się, że chwilami jest nieco przewrażliwiony. Rozumiał, że był jego jedynym dzieckiem i chciał dla niego jak najlepiej, ale nadopiekuńczość według niego nie była dobrym rozwiązaniem. A może to z nim było coś nie tak? Może rzeczywiście był niedojrzały, bo nie rozumiał chwilami zachowania Aydena? Przecież każde działanie starszego miało jakiś cel i dobry powód. Więc rzeczywiście to w Xavierze leżał problem?
_____Stanął przed dużym lustrem i uważnie się sobie przyglądał. Podwinął koszulkę, ale nie widział dużej różnicy. Może rzeczywiście troszkę schudł, ale do wystających żeber jeszcze miał daleko i nie zamierzał doprowadzać się do takiego stanu. Westchnął głośno i zrezygnowany opadł na łóżko. Dopiero się pogodzili, a on nadal niczego nie rozumiał. Czasami chciałby zajrzeć w głąb umysłu mężczyzny, bo naprawdę nie potrafił go odgadnąć.
_____Nie protestował, gdy mężczyzna przeniósł go obok siebie. W myślach tylko westchnął, bo ciężko było zaprzeczyć, że z chęcią posiedziałby tak jeszcze jakiś czas. Na chwilę zapomniał, ile ma lat i że powinien wydorośleć. Nic na to jednak nie poradził, że ojciec traktował go jak traktował, a jemu to w żaden sposób nie przeszkadzało.
_____Zmarszczył brwi, kiedy starszy Alderman mu się przyglądał. Nic się nie zmieniło w jego diecie. Wiedział, że musi dobrze się odżywiać i zjadał wszystko, co mu przygotowywano, choć nie zawsze z wielką ochotą. Niespecjalnie też zauważył, by schudł, a ćwiczył tyle, ile zazwyczaj. Dawno nie był tak blisko Aydena, jak dziś i może zwyczajnie mu się wydawało, że coś się zmieniło?
_____- Jem tyle, co zawsze - Odparł, ale widocznie nie przekonało to mężczyzny. Westchnął, dobrze wiedząc, że nic dobrego się nie szykuje. - Tato, przesadzasz - mówił spokojnie, idąc za nim, jednak ojciec uparcie go ignorował, pewnie mając już wysnutą własną teorię.
_____Ledwo nadążył i wszedł do kuchni chwilę po ojcu. Kobiety stały przerażone i zdziwione, a Xavier doskonale je rozumiał. Sam może nigdy nie bał się głowy rodziny, ale wiedział, do czego jest zdolny. Starsza kobieta spojrzała na chłopaka, nie rozumiejąc, co się dzieje. Problem w tym, że on sam nie wiedział, ale musiał jakoś załagodzić sprawę, by kucharki nie zostały ukarane za nic.
_____- Moja waga jest w normie, tato. Naprawdę, nie jem za mało - próbował go przekonać, ale nie było to wcale łatwe.
_____- Panicz schudł? - Starsza kobieta przyjrzała mu się nieco uważniej. - Proszę o wybaczenie, panie Alderman - skłoniła się ze skruchą, a młodsza zrobiła to samo. - Nie zauważyłam zmiany, ale od tej pory będziemy pilnować, by posiłki miały więcej kalorii.
_____- Kiedy ja naprawdę… - przerwał i westchnął, dobrze wiedząc, że nie ma sensu się z nimi kłócić. Teraz będzie musiał wciskać w siebie więcej jedzenia, bo jego ojcu coś się przywidziało. Cudownie. - Dobrze, będę jeść więcej - zgodził się, by skończyć ten temat. I tak nie miałby nic do gadania, więc wolał dobrowolnie to przyjąć niż się obrażać. - Wrócę do siebie, jeśli pozwolisz, tato - mimo grzecznego zwrotu, jakiego użył, nie czekał zbyt długo i po prostu udał się do pokoju.
_____Czasem miał wrażenie, że nie jest traktowany poważnie. Nie był jeszcze pełnoletni, ale skoro wymagało się od niego odpowiedzialności, to dlaczego wciąż czuł się, jak dziecko? Naprawdę kochał ojca, podziwiał go i doceniał, ale wydawało mu się, że chwilami jest nieco przewrażliwiony. Rozumiał, że był jego jedynym dzieckiem i chciał dla niego jak najlepiej, ale nadopiekuńczość według niego nie była dobrym rozwiązaniem. A może to z nim było coś nie tak? Może rzeczywiście był niedojrzały, bo nie rozumiał chwilami zachowania Aydena? Przecież każde działanie starszego miało jakiś cel i dobry powód. Więc rzeczywiście to w Xavierze leżał problem?
_____Stanął przed dużym lustrem i uważnie się sobie przyglądał. Podwinął koszulkę, ale nie widział dużej różnicy. Może rzeczywiście troszkę schudł, ale do wystających żeber jeszcze miał daleko i nie zamierzał doprowadzać się do takiego stanu. Westchnął głośno i zrezygnowany opadł na łóżko. Dopiero się pogodzili, a on nadal niczego nie rozumiał. Czasami chciałby zajrzeć w głąb umysłu mężczyzny, bo naprawdę nie potrafił go odgadnąć.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____ Dyskusja z kobieta nie miała na celu nastraszyć ich, a raczej była wyładowaniem ze strony Aydena, który w tym momencie chciał znać co takiego sprawiło, że jego dziecka schudło. Doskonale wiedział, że budowa z wiekiem się zmienia, że ludzie gubią tłuszczyk tu czy tam, ale… Nie było sensu się tłumaczyć. Widział, że jego syn, Xavier, nie zamierza kłócić się i pokornie przyjął idee jedzenia większych porcji. Ayden, więc nie utrudniał mu i pozwolił wyjść z pomieszczenia. W końcu miał tylko przypilnować jego gościa, Veronicki, która teraz czekała na niego w gabinecie.
_____ Nie dyskutował długo z kucharkami, wziął od nich całą rozpiskę to co zjadał w ciągu dnia Xavier i zauważył pewną rzecz, która mu się nie spodobała. Co z tą ilością sałatek? Czemu tylko lekkostrawne rzeczy? Zmarszczył brwi, a jego dłoń zamknęła się w pięść zgniatając kartki wypełnione zapiskami.
- Od tego macie pilnować jego diety. - nie zamierzał pozwolić mu żyć na sałacie. - W ciągu godziny zróbcie jadłospis na następny dzień i dajcie mi go do zaakceptowania. Będę jadał z nim wszystkie posiłki.
_____ Rzucił informację, którą usłyszało odpowiednio dużo ludzi. Zarówno dwie kucharki jak i inna służba, która będzie wstanie sama powiedzieć innym co się dzieje. Ayden nie zamierzał marnować więcej słów na tych ludzi. Otworzył dłoń i puścił papier, który poleciał na podłogę, obrócił się i wyszedł. W drodze do gabinetu zaczął się zastanawiać. Kiedy po raz ostatni Xavier zabił kogoś? Czy kontakt z rówieśnikami źle na niego wpływał? W końcu stanął przed wielkimi drzwiami i wszedł do gabinetu, gdzie spokojnie, z gracją, siedziała Veronica. Nie odesłał jej do domu więc nie mogła wyjść z posiadłości.
- Zajmiesz się treningiem. - powiedział prawie od niechcenia, lecz z zimnym ciężkim głosem.
- Czyim? - podniosła swoje spojrzenie z drzew, które dostrzegała za oknem i spojrzała na swojego szefa. - Psów czy Młodego Mistrza?
_____ Na jej twarzy nie widniał uśmiech, lecz Ayden wiedział, że uśmiecha się w sercu. Niezależnie od jego odpowiedzi - będzie zadowolona.
- Po co pytasz jak znasz odpowiedź… - usiadł na swoje miejsce. - Lepiej powiedz mi co dalej z Krukami. Masz mi raport do złożenia.
- Oczywiście.
_____ Wstała ze swojego miejsca, podeszła do siedzącego Aydena i usiadła na biurko. Teraz będąc blisko niego nachyliła się zaczęła mówić co wiedziała - prosto do jego ucha. Ayden nie wzdrygnął się, nie zareagował na bliskość kobiety, dalej beznamiętnie siedział. Jego spojrzenie, słysząc kolejne ze zdań kobiety, zaczęło bić coraz to silniejszym chłodem. Gdyby ktoś mierzył tutaj temperaturę, pewnie byłaby już dawno na minusie. Gdy Veronica skończyła składać raport, wróciła na swoje miejsce jakby nigdy nic. Jej szef, odwrócił się i spojrzał na nią, jego wzrok wyraźnie poirytowany i pełen gniewu.
- Za dużo szczurów jest na tym świecie. - każde z jego słów przepełnione było agresją, lecz tą chłodną, brakowało w niej ognistego gniewu pełnego energii. - Będziesz się z nimi bawiła z Xavierem jak skończy swój trening.
- Kiedy mam zacząć? - zaśmiała się po raz pierwszy kobieta. A jej śmiech nie należał do anioła czy Mary Sue, a do zabójcy i psychopaty, którym była. - Mam nadzieję, że mogę od razu.
_____ Veronica uważała Młodego Mistrza za swojego następnego szefa, gdyby coś się stało z obecnym, z Aydenem. Wiedziała, że byle kto nie zabije tego diabła wcielonego. BA, ona sama się go obawiała i nie była wstanie zabić. Xavier jednak… wydawał się prawie niegroźny, a posiadał już odpowiednią ilość lat, aby zacząć zabijać jak mu się podoba. W oczach kobiety, był za miękki i zbyt emocjonalny. To przynajmniej wyciągnęła z tego krótkiego spotkania jakie mieli. Porozmawiała jeszcze chwilę z Aydenem, żeby byli w tym samym miejscu mentalnie co do treningu oraz konkretnych wytycznych względem zabijania. Następnie zostawiła mężczyznę samego, gdy w drzwiach pojawił się kamerdyner z tacą pełną listów. Veronica spytała się służby, gdzie był pokój Xavier i weszła do pokoju bez większego problemu i bez pukania. W końcu była zabójcą. Cichym i bezgłośnym. Podeszła do łóżka, na którym leżał chłopak.
- Jestem z rozkazami od Mistrza. - powiedziała i uklękła kładąc jedno kolano na ziemi, jak jakiś rycerz. - Czy mogę przekazać teraz wiadomość?
_____ Dlaczego robiła taki cyrk? Po co klęczała i mówiła jakby ktoś włożył jej kija w tylną stronę? Bo to ostatnia okazja do tego. Od kiedy zaczną trening stanie się jego Mistrzem Sztuki i swego rodzaju Guru. Tylko teraz może mu oddać należny honor, jako Młodego Mistrza. Nie zamierzała czekać długo na odpowiedź ze strony chłopaka. Im szybciej zaczną tym bardziej szczęśliwy będzie Ayden.
- Twoje podejście do sprawy nie ma znaczenia. - wstała i spojrzała chłopakowi w oczy - Od jutra zaczynasz swój trening w zabijaniu, a celami będzie grupa szkodników, który Mistrz ma powoli dosyć. No i wiesz… jesteś zbyt miękki. Jakbyś nigdy nikogo nie zabił.
_____ Uśmiech, który widniał na jej twarzy wyglądał na bardzo szczęśliwy, lecz wszystkie mordercze zapędy, które się za nim kryły, zabierały mu cały kobiecy urok pozostawiając tylko nutkę horroru. Przecież ona, zabójca, nie mogła nie być podekscytowana powrotem do swojego podstawowego zawodu, który porzuciła lata temu. Wtedy na życzenie prawdziwego potwora przerzuciła się na zabawę z psami. Teraz na życzenie tego samego potwora, wraca do tego co uwielbia - plamienia swoich rąk.
_____ Nie dyskutował długo z kucharkami, wziął od nich całą rozpiskę to co zjadał w ciągu dnia Xavier i zauważył pewną rzecz, która mu się nie spodobała. Co z tą ilością sałatek? Czemu tylko lekkostrawne rzeczy? Zmarszczył brwi, a jego dłoń zamknęła się w pięść zgniatając kartki wypełnione zapiskami.
- Od tego macie pilnować jego diety. - nie zamierzał pozwolić mu żyć na sałacie. - W ciągu godziny zróbcie jadłospis na następny dzień i dajcie mi go do zaakceptowania. Będę jadał z nim wszystkie posiłki.
_____ Rzucił informację, którą usłyszało odpowiednio dużo ludzi. Zarówno dwie kucharki jak i inna służba, która będzie wstanie sama powiedzieć innym co się dzieje. Ayden nie zamierzał marnować więcej słów na tych ludzi. Otworzył dłoń i puścił papier, który poleciał na podłogę, obrócił się i wyszedł. W drodze do gabinetu zaczął się zastanawiać. Kiedy po raz ostatni Xavier zabił kogoś? Czy kontakt z rówieśnikami źle na niego wpływał? W końcu stanął przed wielkimi drzwiami i wszedł do gabinetu, gdzie spokojnie, z gracją, siedziała Veronica. Nie odesłał jej do domu więc nie mogła wyjść z posiadłości.
- Zajmiesz się treningiem. - powiedział prawie od niechcenia, lecz z zimnym ciężkim głosem.
- Czyim? - podniosła swoje spojrzenie z drzew, które dostrzegała za oknem i spojrzała na swojego szefa. - Psów czy Młodego Mistrza?
_____ Na jej twarzy nie widniał uśmiech, lecz Ayden wiedział, że uśmiecha się w sercu. Niezależnie od jego odpowiedzi - będzie zadowolona.
- Po co pytasz jak znasz odpowiedź… - usiadł na swoje miejsce. - Lepiej powiedz mi co dalej z Krukami. Masz mi raport do złożenia.
- Oczywiście.
_____ Wstała ze swojego miejsca, podeszła do siedzącego Aydena i usiadła na biurko. Teraz będąc blisko niego nachyliła się zaczęła mówić co wiedziała - prosto do jego ucha. Ayden nie wzdrygnął się, nie zareagował na bliskość kobiety, dalej beznamiętnie siedział. Jego spojrzenie, słysząc kolejne ze zdań kobiety, zaczęło bić coraz to silniejszym chłodem. Gdyby ktoś mierzył tutaj temperaturę, pewnie byłaby już dawno na minusie. Gdy Veronica skończyła składać raport, wróciła na swoje miejsce jakby nigdy nic. Jej szef, odwrócił się i spojrzał na nią, jego wzrok wyraźnie poirytowany i pełen gniewu.
- Za dużo szczurów jest na tym świecie. - każde z jego słów przepełnione było agresją, lecz tą chłodną, brakowało w niej ognistego gniewu pełnego energii. - Będziesz się z nimi bawiła z Xavierem jak skończy swój trening.
- Kiedy mam zacząć? - zaśmiała się po raz pierwszy kobieta. A jej śmiech nie należał do anioła czy Mary Sue, a do zabójcy i psychopaty, którym była. - Mam nadzieję, że mogę od razu.
_____ Veronica uważała Młodego Mistrza za swojego następnego szefa, gdyby coś się stało z obecnym, z Aydenem. Wiedziała, że byle kto nie zabije tego diabła wcielonego. BA, ona sama się go obawiała i nie była wstanie zabić. Xavier jednak… wydawał się prawie niegroźny, a posiadał już odpowiednią ilość lat, aby zacząć zabijać jak mu się podoba. W oczach kobiety, był za miękki i zbyt emocjonalny. To przynajmniej wyciągnęła z tego krótkiego spotkania jakie mieli. Porozmawiała jeszcze chwilę z Aydenem, żeby byli w tym samym miejscu mentalnie co do treningu oraz konkretnych wytycznych względem zabijania. Następnie zostawiła mężczyznę samego, gdy w drzwiach pojawił się kamerdyner z tacą pełną listów. Veronica spytała się służby, gdzie był pokój Xavier i weszła do pokoju bez większego problemu i bez pukania. W końcu była zabójcą. Cichym i bezgłośnym. Podeszła do łóżka, na którym leżał chłopak.
- Jestem z rozkazami od Mistrza. - powiedziała i uklękła kładąc jedno kolano na ziemi, jak jakiś rycerz. - Czy mogę przekazać teraz wiadomość?
_____ Dlaczego robiła taki cyrk? Po co klęczała i mówiła jakby ktoś włożył jej kija w tylną stronę? Bo to ostatnia okazja do tego. Od kiedy zaczną trening stanie się jego Mistrzem Sztuki i swego rodzaju Guru. Tylko teraz może mu oddać należny honor, jako Młodego Mistrza. Nie zamierzała czekać długo na odpowiedź ze strony chłopaka. Im szybciej zaczną tym bardziej szczęśliwy będzie Ayden.
- Twoje podejście do sprawy nie ma znaczenia. - wstała i spojrzała chłopakowi w oczy - Od jutra zaczynasz swój trening w zabijaniu, a celami będzie grupa szkodników, który Mistrz ma powoli dosyć. No i wiesz… jesteś zbyt miękki. Jakbyś nigdy nikogo nie zabił.
_____ Uśmiech, który widniał na jej twarzy wyglądał na bardzo szczęśliwy, lecz wszystkie mordercze zapędy, które się za nim kryły, zabierały mu cały kobiecy urok pozostawiając tylko nutkę horroru. Przecież ona, zabójca, nie mogła nie być podekscytowana powrotem do swojego podstawowego zawodu, który porzuciła lata temu. Wtedy na życzenie prawdziwego potwora przerzuciła się na zabawę z psami. Teraz na życzenie tego samego potwora, wraca do tego co uwielbia - plamienia swoich rąk.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach