W końcu oboje dostają główną rolę w nowym serialu, jednak ten jest o charakterze typowego romansu, co budzi między nimi sprzeczkę. Aczkolwiek do pracy trzeba mimo wszystko podejść z twarzą. I tak w trakcie nagrywania serialu, tych wszystkich romantycznych rzeczy, które muszą między sobą odgrywać i udawania bycia miłych dla siebie na planie filmowym, budzą się w nich mieszane uczucia. Może najpierw w jednym z nich, może w obojga, a przy tym chęć odmienienia ich relacji na coś skierowanego właśnie w stronę miłości. Jednakże na drodze stoją oczywiście ich wcześniejsze prowokacje i ukrywanie swoich prawdziwych uczuć, a przecież jedno nie będzie wychodzić z inicjatywą, ze świadomością, że to drugie zmiesza je z błotem, prawda?
Born this Way
Javier Dante De León
24 lata
Aktor
Carson City
who cares?
Wzrost
182 centymetrów
Oczy
Niebieskie
Włosy
Czarne
Lekkie loki
Sylwetka
Szczupła
Mały kaloryfer
Cera
Oliwkowa
Wnętrze
Jest niezwykle pewny siebie. Często uchodzi za bardzo aroganckiego oraz złośliwego, choć zyskuje przy bliższym poznaniu. Przyjaciele wiedzą, że choć jego słowa mogą ranić, to zazwyczaj nie ma nic złego na myśli. Nie potrafi być nieszczery, więc mówi to, co myśli. Skandalista, którego uwielbiają portale plotkarskie. Można by więc zapytać, dlaczego reżyserzy nadal chcą go w swoim produkcjach? Sprawa jest prosta. Choć kontrowersyjny, przy pracy okazuje się bardzo profesjonalny. Zawsze zna swoją rolę, a na planie od razu wciela się w postać. Jak dotąd zimny w uczuciach partnerskich.
Skrót biografii
Ma korzenie hiszpańskie, choć on sam urodził się w stanie Nevada. Od dziecka próbował swoich sił w aktorstwie, zaczynając od reklam past do zębów, dla dzieci. Później grał małe role, ale największą sławę przyniósł mu serial na Disney Channel.
Kiedy miał siedemnaście lat, rozpoczął poważniejszą karierę, co prawda jako rola dwuplanowa, ale jednak w filmie, który dostał nagrodę Złotych Globów.
Wybrał dość specyficzny sposób na oznajmienie światu swojej orientacji. Podczas programu rozrywkowego pocałował starszego od siebie o dwadzieścia lat aktora.
Jego rodzice rozstali się, gdy miał dwanaście lat. Wcześniej ich życiu towarzyszyły codzienne kłótnie, głównie o niego. Nigdy nie miał więc przykładu zwyczajnej rodziny.
Sekretnie fan filmów Marvela. Team Stark!
Mówi biegle w trzech językach - angielskim, francuskim oraz hiszpańskim. Jako dziecko był zmuszany też do gry na pianinie, choć serdecznie tego nienawidzi.
której łatwo narzucić jarzmo.
JAVIER
- Ale co to za niespodzianka? - Zaczynał się już nieco niecierpliwić. Dobrze znał swojego agenta. Za każdym razem, gdy zbliżało się coś, co nie do końca mogło się Javierowi spodobać, ten mówił mu, że ma dla niego ,,niespodziankę''. Tym razem jednak musiało to być coś naprawdę paskudnego, ponieważ nawet gdy znajdowali się już blisko celu, nie wyjawił mu, o co chodzi. Znajomość działała w obie strony i zapewne młody aktor uciekłby, gdzie pieprz rośnie, gdyby się dowiedział, a Gary doskonale zdawał sobie z tego sprawę - Nie zapłacę ci za ten miesiąc, jak mi nie powiesz.
Starszy z mężczyzn zaśmiał się krótko pod nosem. Takie groźby już dawno przestały na niego działać.
- Przestań się pieklić, bo jeszcze zmarszczek dostaniesz . - Javier przetarł z udawaną urazą swoją twarz, jakby naprawdę szukał tam wgłębień. Potem skrzyżował ramiona na piersi i wlepił wzrok zza ciemnych okularów, w szybę po swojej stronie. Naprawdę go zaraz zwolnię. Następne słowa z ust tamtego mogłby być równie dobrze o czymkolwiek, lecz idealnie dostosował się do tego, co chłopak miał w głowie:
- Nie zrobisz tego. Nawet o tym nie myśl. - Jakiś pieprzony czarodziej. Czyta w myślach. - No, jesteśmy. Pamiętaj tylko, że teoretycznie jesteś dorosłym mężczyzną, więc zrobisz, jak zechcesz. To tylko propozycja.
Aktor spojrzał ponad oprawkami okularów na dom, przed którym się znaleźli. Nie rozpoznał go, lecz wyglądał on na jedną z tych hollywoodzkich willi, które po prostu miały wyglądać bogato, a nie być praktyczne. W garażu zapewne stało dziesięć drogich samochodów.
Nie czekając na pozwolenie, ani aprobatę nacisnął klamkę i wysiadł z samochodu. Od razu zaatakowały go błyski fleszy, przed którymi aż musiał zasłonić oczy ręką, choć nadal miał na nosie ciemne szkła. Ktoś stanął obok niego i westchnął głęboko.
- A myślałem, żeby podjechać gdzieś od tyłu… Chodź. Nie odpowiadaj na pytania. - Gary ścisnął go za ramię i poprowadził w stronę drzwi wejściowych. Młody zahamował gwałtownie, aby odwrócić się do stojących za bramą paparazzi. Pomachał do nich przesadnie, uśmiechając się szeroko.
- Boże błogosław Amerykę! - krzyknął, zanim ponownie został pociągnięty. Po drodze minęli fontannę, do której zdążył jeszcze włożyć rękę i chlapnąć wodą wysoko w górę.
Otworzył im starszy jegomość, w stroju lokaja. W środku brzmiała cicha muzyka jazzowa. Odźwierny odebrał od nich kurtki i wskazał im salon, do którego mieli się udać. W środku znajdowało się kilku gości. Niektórzy trzymali w ręku kieliszki z winem. Najważniejszy jednak był sam gospodarz, ale kiedy zaczęli do niego podchodzić, de Leon zrozumiał, z kim jeszcze rozmawia i prawie przeklął na głos. Ugryzł się w język, zanim palnął coś w stronę swojego nemesis. Przewrócił jedynie oczami na jego widok. Cała energia, którą uwalniał jeszcze na zewnątrz, gdzieś uleciała i choć uśmiechał się tępo, w duchu wcale nie było mu do śmiechu.
- Ah, jest pan, panie de Leon! - odezwał się w ich stronę prowodyr tego całego spotkania - Panie Chambler, dziękuję za odpowiedź na moją prośbę. Proszę ze mną. W moim gabinecie będzie nieco… spokojniej.
Pozwolili mężczyźnie się wyprzedzić, tymczasem on zrównał krok z Pearcem i rzucił do niego tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć:
- Po prostu nie wchodź mi w drogę, perełko - Tym pseudonimem zwracał się do niego od dawna, od jego nazwiska, choć w jego usta bardziej brzmiało to na obelgę, niż na coś pieszczotliwego.
Zanim rozegrała się pomiędzy nimi scena mordu, z użyciem tępych narzędzi i zębów, Gary wcisnął się pomiędzy nich, przeczuwając, co się święci.
W Toronto średnia amplituda temperatur w ciągu roku waha się pomiędzy dwudziestoma paroma stopniami latem i minus czterema stopniami zimą, co też wskazuje jasno na fakt, że Pearce niekoniecznie przyzwyczajony jest do ciepłoty panującej bliżej równika, choć wprawdzie na stałe przeprowadził się z chłodnej Kanady do stanów jeszcze w młodym wieku nastoletnim. Jego rodzice nie do końca popierali jego aktorskie zapędy, a przynajmniej dopóki nie zaczęły one przynosić rezolutnych wyników. A mimo wszystko Natan w pogoni za marzeniami w wieku siedemnastu lat wyprowadził się do ciotki do stanów, nie odwracając się za siebie - byle by nie dostrzec zawodu i rozgoryczenia na twarz swojej matki, które wówczas były najprawdopodobniejszą emocją, z którą kobieta mogła się podzielić.
W końcu docierają na miejsce i już przez szybę idzie dostrzec tłum fotoreporterów zebranych pod domem reżysera. Kiedyś Pearce z pewnością uznałby to za zadziwiające, jednak obecnie kwestia tego, w jaki sposób prasa pozyskała cynk o dzisiejszym spotkaniu, nie tłoczy w głowie aktorka ogromnej zagwozdki. Wysiada z samochodu w towarzystwie swojego menadżera. Alain jest nieco wyższym od niego, krępym mężczyzną, którego twarz z pozoru wiecznie wyraża niezadowolenie. Po dłuższej obserwacji można dostrzec, że ów mimika spięta jest na twarzy przez wyraźnie podkreślone kości policzkowe oraz krzaczaste, od dawna nieregulowane brwi.
— Nie oglądaj się za siebie, chodźmy do środka — mówi Alain, łapiąc Natana za ramię, aby zaraz ustawić się za nim, gdy przechodzą po ogrodzie nasadzonym egzotycznymi roślinami wprost do drzwi wejściowych posiadłości. Otwiera im mężczyzna w garniturze, który również odbiera ich odzienia wierzchnie i narzuca trajektorię chodu na obszerny salon, w którym ulokowani są goście, jak również sam gospodarz, który szybko wychwytuje ich wzrokiem. Natan odmawia sobie lampki szampana, wiedząc że w takim towarzystwie, gdzie libacje są na porządku dziennym, najpewniej na jednej by się nie skończyło, a zresztą przybywa w charakterze pracy, to tym bardziej nie przystoi.
— Dobrze pana widzieć, panie Pearce — wita donośnym głosem mężczyzna, uśmiechając się szeroko. Ich rozmowa początkowo krąży w temacie małych sukcesów, które dotąd Natan zdobył na swojej drodze młodego karierowicza. Stopniowo wrzucane są również wzmianki na temat jego możliwych predyspozycji, które uwypukli gra w filmie, przez który toczy się samo przyjęcie. Aktor na wszelkie zapytania odpowiada skromnie, nie unosząc się pychą, jako że nigdy nie spoczywa na laurach i wierzy, że przy każdej nowej ekranizacji może się czegoś nauczyć. Jakby nie było zazwyczaj przychodzi mu pracować z całkowicie innymi ludźmi, tudzież nie daje się oswoić myślą, że obecna uciecha na twarzy reżysera, będzie mężczyźnie towarzyszyć przez cały plan filmowy.
— A właśnie, kto zagra drugą główną rolę? — pyta z nieukrywaną ciekawością, a widząc zaskoczenie w oczach reżysera, szybko łączy fakty, które sprowadzają się do tego, że Alain pominął jeden wątek; albo i starał się ukrywać tą prawdę najdłuższej jak tylko się da.
— Już przybył, tak więc zaraz wszystko będzie wiadome, panie Pearce — mówi, a gdy Natan ogląda się za siebie, niemal oczywistym zdaje się, że musi dostrzec rzekomego antagonistę tego wątku. Jego dotąd skromna i wesoła mina, przeobraża się w usilnie krytą szczerą nienawiść, która płonie żywym ogniem w błyszczących ciemnobrązowych oczach szatyna. — Ah, jest pan, panie de Leon! — woła zaraz reżyser, przyprawiając Natana o gęsią skórkę na karku, jak chcieli go przesadnie uświadamiać, że rzeczywiście stoi twarzą w twarz ze swoim rywalem.
Za dalszym zaproszeniem gospodarza przechodzą w spokojniejsze miejsce, w tym też czasie zostaje mu podarowany świszczący szept ze strony Javiera, który ani nie ułatwia całej sytuacji. Zresztą, gdyby zaczął, z pewnością nie byłby sobą. Natan zaciska szczękę, pozostając nieco w tyle, aby wziąć głęboki wdech, podczas gdy agent de Leona wkracza między ich małą bitewkę, ponieważ prawdziwa wojna tego nie nazwie; najprawdopodobniej takowa będzie miała miejsce dopiero po opuszczeniu bogatego domostwa.
Jako rywal na dobrym poziomie nie jest skory, nie odpowiedzieć na tą słowną zaczepkę, którą obdarował go de Leon. A jak już o wchodzeniu w drogę mowa, Natan przyspieszając tempa, niby to przypadkiem szturcha Javiera w drzwiach, przechodząc przez nie jako pierwszy. Nie odwraca się do tyłu, aby zobaczyć jego minę, może i przez to, że na sam jego widok, robi mu się niedobrze.
W międzyczasie, gdy menadżerzy rozmawiają z reżyserem, w ich ręce zostają złożone dwa materiały skryptu. Natan dziękuję z przyklejonym na twarz lakonicznym uśmiechem, który zostaje obcięty wzrokiem przez Alaina, którego brwi zdają się na moment jeszcze bardziej krzaczaste, niż na ogół są. Odnajduje dla siebie miejsce na kanapie znajdującej się w rogu gabinetu, aczkolwiek nie zaczyna od przeglądania skryptu. Wpatruje się przez moment tępo w szerokie plecy de Leona, próbując sobie przypomnieć pierwszą chwilę, w której się poznali. Szybko odpuszcza, jako że jedyne co jest w stanie wykopać ze wspomnień to to, że nie przypadli sobie do gustu od pierwszego wejrzenia. A żeby wymienić rzeczy, które nie pasują mu w Javierze, nie starczy im wszystkich dni w kalendarzu.
— Czy to już dobry moment, aby wspomnieć, że ta współpraca nie wyjdzie nikomu na dobre? — mruczy, bardziej do siebie, niż do Javiera, z którym krzyżuje spojrzenie. Normalnie pewnie wpatrywali by się w siebie do ostatniego żywego, jeszcze gdyby wzrok mógł zabić, to już w ogóle! Jednak skrypt stoi na piedestale aktualnych potrzeb, dlatego też przewraca oczami i wlepia wzrok w kartki. Początek zaczyna się nieźle, jako że tli się w Natanie nadzieja, że będą grali przeciwko sobie - co też nie stawiałoby najmniejszego nacisku, jako że negatywne emocje to jedyne jakie w obecności de Leona, Pearce umie z siebie wykrzesać.
— To będzie największy hit tych czasów, zwłaszcza z mając w obsadzie równie dwóch zdolnych aktorów — rzuca donośnie reżyser. Następne słowa Natan zdaje się słyszeć jakby spod wody, kiedy zostaje obwieszczona tematyka i parę nieskromnych detali zawartych na kartkach skryptu, do których obydwaj jeszcze nie dotarli.
Sytuacja okazuje się jeszcze gorsza, niż sobie wyobrażał. Wcale nie ma ochoty podążać za tym mężczyzną do jego gabinetu, by słuchać potem o przełomowości napisanego przez niego dzieła. Istnieje cała plejada gwiazd. Gdyby urządził casting, wielu pewnie skusiłoby się na wzięciu udziału w czymś, co prawdopodobnie okaże się hitem. Zwłaszcza, jeśli znajdzie się na Netflixie, który stał się modny ostatnimi czasy. Jest jednak za późno, aby zawrócić.
Jedna kwestia szczególnie pcha go do przodu. Nie chce dać satysfakcji Natanowi. Najgorsze, co może sobie wyobrazić, to wyraz tryumfu na znienawidzonej twarzy. Liczy również, że jeśli entuzjastycznie podejdzie do sprawy, jeszcze bardziej rozsierdzi tamtego. Nie zraża się nawet, gdy Pearce wytrąca go fizycznie z równowagi, przechodząc obok, ni to przypadkiem popychając ramieniem. Nie kryje jednak zaskoczenia, zatrzymując się dosłownie na parę sekund. Chłopak jest od niego nieco większy, więc naturalnie de Leon odczuwa co najmniej dyskomfort, nie mówiąc o bólu. Ich gospodarz tego nie zauważa, za to Gary tak i puszcza Javier'owi ostrzegawcze spojrzenie, mówiące ,,bądź grzeczny''. On natomiast odpowiada mu innym ,,to ja mam być grzeczny?''.
Wznosi oczy ku niebu, wołając o pomstę, po czym wchodzi do środka. Przybiera na twarz hollywoodzki uśmiech nr 5, ściąga okulary i zawiesza je o krawędź koszulki. Rozgląda się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, który w końcu znajduje na ścianie. Gdy dostaje skrypt do ręki, nie od razu go czyta, podchodząc bliżej do zawieszonego tam trofeum.
- Piękny szczupak. Sam pan go złowił? - Reżyser rozpromienia się, zadowolony, iż ktoś zwrócił uwagę na jego zdobycz. W rzeczywistości Javier nienawidzi łowienia ryb i robienia z nich wystawy dla własnej przyjemności. Udaje jednak, jak zawsze szukając porozumienia ze swoim, jakby nie patrzeć, pracodawcą.
- Owszem. Podczas wycieczki do Europy. Chcieli mi go skonfiskować na granicy, ale parę zielonych załatwiło sprawę, jeśli wie pan o co chodzi. - Chłopak kiwa głową, jakby doskonale czuł się w tej konwersacji. Skoro sztuka dupowlaztwa została odegrana, może usiąść obok swojego menadżera i zagłębić się w tekst.
Zerka wrogo na Natana, po jego wypowiedzi. Skoro nie chce grać w tym serialu, niech zrezygnuje. Lepiej dla de Leona. Zwłaszcza, że w scenariuszu znajduje się motyw romansu i to mrozi młodego aktora, gdy o tym słyszy. Robi mu się niedobrze na samą myśl, iż miałby odegrać miłość do kogoś takiego. Swojego nemezis. Nigdy nie pałali do siebie sympatią, a z czasem każdy już zapomniał, dlaczego się nienawidzą. Tak po prostu jest i już. Bywało, że dochodziło do rękoczynów, choć nigdy nie tak publicznie - dlatego umieszczenie ich na jednym planie jest ogromnie niebezpieczne.
- … podsumowując: chciałbym, aby panowie przemyśleli jeszcze sprawę na chłodno, przeczytali dokładnie skrypt. To oczywiście wersja zastrzeżona, więc nie można go dać nikomu innemu. Ofertę biznesową prześlę panom na mejla. Jeszcze raz zapewniam, że publika oszaleje. To pewne.
- Zgadzam się od razu - rzuca szybko Javier - To będzie przyjemność pracować pod pana kierownictwem.
- Dobrze. To mi się podoba. Teraz natomiast zapraszam panów na przyjęcie. Proszę czuć się swobodnie. Mamy szwedzki stół. Czekam na odpowiedź pana Pearce'a i mam nadzieję, że rozpatrzy pan to pozytywnie. Zwłaszcza, iż miałby pan grać pozytywną postać. Ludzie ujrzą pana prawdziwą stronę, a nie tylko czarny charakter. No nic. Proszę bardzo. Śmiało.
Tak, jak wchodził ostatni, teraz de Leon jest pierwszy za progiem. Oddala się szybkim krokiem, aby znaleźć się tylko w zasięgu słuchu Chamblera.
- Mogłeś mi przynajmniej powiedzieć o przyjęciu - cedzi przez zaciśnięte zęby - Ubrałbym się jakoś stosownie.
- Nie lubisz przyjęć. Jakbym ci powiedział, to byś nie przyszedł, a tak masz rolę, która najprawdobniej przyniesie ci jeszcze większą popularność. - Młody aktor wzdycha. Gary ma rację. Może jednak wyjdzie mu to na dobre? Tylko ten Pearce… ugh. Łapie za kieliszek z szampanem, próbując wtopić się w tłum, lecz jest to trudne ze względu na luźny strój - Poza tym: ty i ,,stosowny''? Żyły sobie wypruwam, żeby choć neutralnie na ciebie patrzyli.
- Dobra robota, Garuś. Chyba ci się udało.
– Do jutra damy panu odpowiedź – odzywa się za niego Alain, trącąc Natana łokciem, jako że ten całkowicie zawiesił się na swoich przemyśleniach, dopiero po chwili odzyskując kontakt z rzeczywistością. Kartuje jeszcze parę stron, próbując powstrzymać obezwładniający do dreszcz obrzydzenia, wczytując się w scenę zbliżeń między bohaterami. To będzie albo wielka klapa, albo tak jak sądzi reżyser – hit wszech czasów.
– Również wezmę udział – odpowiada z nagła, gdy wszyscy kierują się w stronę wyjścia z gabinetu, aby wziąć udział w przygotowanym przez właściciela domu przyjęciu. Alain ogląda się za siebie, z dumą spoglądając na aktora, czego jak można się spodziewać nie zobaczy w oczach Javiera. – Tak jak pan wspomniał, będzie to dobrze rzutowało na moją opinię publiczną, a przy tym, jakże bym mógł odmówić panu współpracy. Nie jeden chciałby zostać osobiście przez pana wybranym, nie śmiałbym zmarnować takiej szansy! – rzuca, uśmiechając się pogodnie. Wstaje wówczas z kanapy, oddaje skrypt w ręce agenta, który skrzętnie chowa go do swojej torby oraz podchodzi do reżysera, aby uścisnąć jego dłoń.
– Znakomicie! Proszę się dobrze bawić na przyjęciu – odpowiada mężczyzna, prowadząc Natana i Alaina w stronę drzwi gabinetu, a zatem też do bogato udekorowanego salonu. Po swojej małej przemowie, motywowanej głównie faktem, że realia nie dają mu większego wyboru w kwestii owego filmu; czuje, że niebywale suszy go w gardle. I z tego też tytułu sięga po lampkę szampana, którą wcześniej postanowił sobie odmówić.
– Takiego obrotu spraw bym się nie spodziewał. Co cię skłoniło do tak szybkiego podjęcia decyzji? – pyta Alain, wracając do Natana od stołu z przekąskami; unosi przy tym jedną brew do góry, wiercąc aktorowi dziurę w brzuchu, gdy ten zbyt długo milczy, wyglądając na paparazzich zebranych u podnóża egzotycznego ogrodu.
– Oni – mówi, nie wskazując na reporterów, choć jego wzrok wciąż jest skierowany w stronę okna. Dopiero po chwili krzyżuje spojrzenie ze swoim agentem. – Gdybym odmówił, po tym jak de Leon tak śmiało ogłosił swoje uczestnictwo, to byłby jeszcze większy hit i pogrążenie mojej osoby, niż zajęcie miejsca w obsadzie. Zresztą bądźmy profesjonalni – mówi, choć na ustach ciśnie mu się westchnienie. Chce jeszcze dodać, że gdyby przyszło mu rozważać nad kwestią wzięcia udziału nieco dłużej, już w domowym zaciszu, podczas czytania skryptu powywijałoby go na wszystkie strony. A z każdą nową sekundą, odpowiedź skłaniałaby się w stronę tej negatywnej. Teraz już nie ma wyboru… I mimo wszystko nie obwieszcza na głos tony wątpliwości rodzącej się w jego głowie, gdyż w takich miejscach jak to – ściany miały uszy.
– Duma mnie rozpiera, kiedy to słyszę. Dobrze zrobiłeś – mówi Alain, a drobny uśmieszek powstaje na jego wargach, poprzez uniesienie jedno kącika do góry. – I tak jak wspomniałeś, grzechem byłoby nie skorzystać z takiej szansy.
– Miejmy nadzieję, że się nie pozabijamy na planie…
Pozostaje z Alainem niemal do wieczora, korzystając ze zorganizowanego przyjęcia. Stara się nie upijać zbytnio szampanem, choć już po pierwszej lampce, kiedy jego wzrok skrzyżuje się z tym de Leona, czuje, że przyda się go zdecydowanie więcej. Tym razem obchodzą się bez personalnej kłótni i w ogóle wchodzenia w większe dyskusje, aby nie zesłać na siebie publicznej kontrowersji. Natan przynajmniej jest coraz mniej chętny na kręcenie się w towarzystwie Javiera, z wiedzą że następnych dniach będą widzieć się zdecydowanie zbyt często.
Alain w końcu po długich pożegnaniach z reżyserem, odwozi go do domu. Nie bez problemu, ponieważ reporterzy na podjeździe czekali na jakiś komentarz, jednak Pearce trzymając się blisko swojego agenta, odmawia wypowiedzenia się w tym temacie. Aczkolwiek kusi go, aby zarzucić przynętę mediom, że wszystko niebawem stanie się jasne.
Po godzinie jazdy może już zasiąść w wygodnym fotelu, w swoim apartamencie. Od spożytego alkoholu nieco kręci mu się w głowie, jednak nie jest do dawna, po której nie byłby w stanie podnieść się z łóżka następnego dnia. Wzdycha przeciągle, zastanawiając się, co go podkusiło, aby zgodzić się w gabinecie reżysera. Na pewno jak wcześniej wspomniał media, jednak pojawia się w jego głowie głęboko zakopana myśl, że to przez de Leona, który rzucił słowa o swoim uczestnictwie jako pierwszy. Natan nie chciał być gorszy – to z pewnością był to! Wycofując się w tej jawnej konfrontacji, stałby się polewką dla polemiki oraz samego Javiera, nie mógłby tego znieść.
Nim kieruje się po prysznic, a potem do łóżka, decyduje się przysiąść na moment ze skryptem, aby dogłębniej się z nim zapoznać. Zapoznaje się z nim spokojnie, starając się czytać jak zwykłą historię, zamiast uzmysławiać siebie samego na każdym kroku, że będzie musiał robić takie rzeczy z Javierem. Pozbawia się w ten sposób wszelkiego obrzydzenia, które wówczas by mu towarzyszyło.
Skrypt opowiada o historii kryminalnej, zamieszczonej w prywatnej szkole dla bogatych dzieciaków. W niewyjaśnionych okolicznościach na nielegalnie organizowanym ognisku ginie postać, najbliżej związana z dwójką głównych bohaterów. Natan ma wcielić się w byłego chłopaka zmarłego, który został publicznie ośmieszony przed jego śmiercią, stąd też na niego spadną wszelkie podejrzenia… Im bardziej się zagłębia, tym bardziej historia go ciekawi, stąd też przechodzi mu przez myśl, że nie może być przecież tak źle, prawda? Koniec końców zasypia ze skryptem w rękach.