Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty travel to the void {02/10/23, 12:57 pm}


travel to the void Lafemme-vibe.regular

.......................................................................................................

travel to the void E61c22ad3dd552cb381d3aa920b13e0f

.......................................................................................................


Carandian to ona
Seba to on
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Carandian
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {03/10/23, 12:54 pm}

travel to the void 20998d48062c988fecb5495f5643391b806c7372
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {03/10/23, 02:10 pm}

travel to the void 821b0b3a648f827eeb75caea786c91608b849f39
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {06/10/23, 09:02 pm}

... Wydobywający się z podłączonego pod ładowarkę telefonu dźwięk budzika robił zamęt w całym domu już od jakichś dobrych piętnastu minut. Dzwonił nieustannie, a Elliotowi nie śpieszyło się, żeby go wyłączyć. Najprawdopodobniej nawet w ogóle go nie słyszał. Już dawno temu dorobił się twardego snu, przez co jeśli któryś z domowników go nie obudził, to nie było szans na to, żeby się podniósł. Codziennie nastawiał alarm na siódmą i codziennie go przesypiał, spóźniając się do szkoły. Już dawno wszystkich przestało to dziwić. On nie potrafił być punktualny. Energetyki już na niego nie działały, więc drzemki popołudniami też były w jego przypadku czymś normalnym.
    Po kolejnych pięciu minutach do pokoju weszła jego siostra, która bezceremonialnie chwyciła smartfona w dłoń i rzuciła nim prosto w jego czoło. Poleciła, że jak zamierza znowu zostać w domu, to żeby chociaż wyłączył ten cholerny budzik. Trochę zabolało, ale pogadał tylko coś niezrozumiałego pod nosem i podniósł się, siadając na brzegu łóżka. Nie miał żadnych chęci iść na zajęcia ze sztuki, ale intuicja mu podpowiadała, że z jakiegoś powodu warto się tam dzisiaj przejść.
    Elliot i Emma bardzo często przebywali sami w domu. Ich mama była burmistrzem tej małej nory, jaką było Blackburry. Potrafiła wyjść jeszcze przed szóstą rano i iść załatwiać te swoje wszystkie sprawy, które tak skutecznie zabierały jej czas, choćby na obiad z rodziną. Ojciec natomiast wychodził godzinę później i już od siódmej trzydzieści babrał się w smarze, oleju i silnikach. Nie byli może jakoś super bogaci, ale zdecydowanie mogli sobie pozwolić na życie ponad stan. Mieli duży dom, z równie dużym ogrodem, a wnętrza były urządzone naprawdę nowocześnie i modnie. Widać było, że nie oszczędzają na niczym, bo nawet rodzeństwo ze swoimi ciuchami mieściło się w najnowszych trendach. Mieli własne karty, dostawali regularnie kieszonkowe. Przynajmniej do niedawna, bo tym razem jednak od trzech miesięcy konto Elliota było wyczyszone do granic możliwości. Dlaczego? Rodzice odcięli go od pieniędzy do momentu, dopóki nie nie poprawi swoich ocen. Niestety nie zapowiadało się na to, by w najbliższym czasie się to miało wydarzyć.
     Zebrał się z łóżka, skoczył pod szybki prysznic, a później ubrał, żeby zejść na dół. Matka oczywiście zostawiła im na stole zimne, suche grzanki i własnej roboty marmoladę, jakby było to najbardziej pożywne śniadanie na całym świecie. Żadne z nich nie spróbowało, przeciwnie. Emma usmażyła sobie jajko na bekonie i zrobiła świeże tosty, a on zajrzał do lodówki w poszukiwaniu puszki energetyka. Napoju, którego rodzice regularnie się pozbywali, bo twierdzili, że ich dziecko już dawno się od nic uzależniło.
   – Sprawa jest – stwierdził niemalże od razu, siadając naprzeciwko siostry i otwierając puszkę. – Kasa. Nie mam fajek i po szkole wychodzę.
  – A co mnie to obchodzi? – Oburzyła się od razu Emma. Ona natomiast była oczkiem w głowie swoich rodziców. Ułożona, bez żadnych nałogów pilna uczennica, normalnie wzór do naśladowania. Tylko z pozorów, bo miała za uszami więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. – Popraw oceny, to nie będziesz musiał żebrać ode mnie.
  – Dawaj albo powiem starym o tej imprezie w zeszłą sobotę – zarządził od razu, unosząc brew do góry. Prawdopodobnie już był na zwycięskiej pozycji. – Raczej nie chcemy, żeby się dowiedzieli, że ich grzeczna córeczka puszcza się po klubach.
  – Dobra, robię ci przelew i spierdalaj – prychnęła w odpowiedzi, podnosząc od razu komórkę z blatu.
    Wiedział, że szantażowanie własnej siostry, to nie jest zbyt dobry pomysł, ale przecież musiał sobie jakoś radzić. Nie zmierzał się zapożyczać u znajomych, a później zakończyć wszystkie relacje,  by skutecznie ich unikać. Rodziców nie mógł przekonać za nic w świecie, a na Emmę miał mnóstwo haków. Na pewno byliby rozczarowani, gdyby dowiedzieli się co wyprawia ich idealna dziewczynka. Gdy tylko dostał przelew, uśmiechnął się do niej uroczo i podziękował, chwytając puszkę w dłoń, łapiąc za czarną ramoneskę i wychodząc z domu. Było nieco chłodno, ale on mógł przechodzić całą zimę w skórze i sportowych butach. Pogoda i tak zawsze była najmniejszym problemem.
     Dotarł do sali, w której odbywały się zajęcia i usiadł na końcu, na swoim miejscu. Nauczyciel poprosił, żeby nie przeszkadzał i w domu ma przygotować obraz jakiejś martwej natury na płótnie. Teraz nie zdążyłby już tego zrobić. Wszyscy zbliżali się do końca, więc trochę bawił się telefonem, a trochę czytał mangę. Kieszonkowe wydanie Dr. Slump. Zawsze miał jakiś tomik w tylnej kieszeni spodni, gdyby akurat bardzo mu się nudziło.
    Zaraz po tym nadeszła przerwa, gdzie od razu poszedł przed szkołę, żeby zapalić. Niemalże od razu dojrzał swoją grupę, która stała gdzieś nieopodal bramy i namiętnie o czymś dyskutowała. Zdążył im pomachać, kiedy ktoś nagle chwycił go za ramię. Automatycznie odwrócił się w tę stronę i dojrzał przed sobą jakiegoś nieznanego mu chłopaka. Nie wyglądał jak typowy uczeń Blackburry High, wręcz przeciwnie. Wyglądał jak nastolatek wyrwany z jakiejś prywatnej szkoły dla elity najbogatszych uczniów całych Stanów Zjednoczonych. Miał na sobie idealnie wyprasowaną polówkę, wypuszczoną luzem na, modne wśród mężczyzn, joggery, a złoty łańcuszek na jego szyi aż raził po oczach swoich blaskiem.
    Elliot uniósł brew, spoglądając na nieznajomego pytającym spojrzeniem. Chodził do tej szkoły już tyle czasu, ale tego typa zupełnie nie kojarzył. Przypuszczał, że jest to najpewniej dzieciak tej dziwnej rodziny, która niedawno wprowadziła się do miasta. Nie wiadomo skąd się wzięli, nie wiadomo dlaczego postanowili się tu przeprowadzić. Wiadomym było tylko tyle, że wykupili dworek Whitevale, a to znaczyło, że mają pieniędzy jak lodu. Wcześniej mieszkało tam chyba z siódme pokolenie rodziny Snoor. Jednakże nieopodal zagajnika brzozowego, od którego wzięła się zresztą nazwa dworu, z niewiadomych przyczyn wybuchł pożar. Małżeństwo, w tym ciężarna kobieta, spłonęli razem z tymi nieszczęsnymi drzewami, a całą posiadłość wkrótce wystawiono na sprzedaż, za naprawdę rekordowe pieniądze.
  – Cześć, nazywam się Kane Magana i jestem tutaj nowy –  zaczął na pewniaka, machają zaraz jakąś sztywną kartką, którą trzymał w ręce. –  Nie miałem okazji jeszcze cię poznać, więc z przyjemnością zapraszam na moją wyczesaną imprezę urodzinową. Gwarantuję, że jeszcze nie widzieliście takiego melanżu. Prezenty nie są obowiązkowe, ale zdecydowanie mile widziane.
    Fields spojrzał na kartkę, którą dostał od nieznajomego, jednak kiedy uniósł wzrok, to jego już nie było. Rozpłynął się, niczym mgła o poranku. Rzeczywiście. Było to zaproszenie, gdzie od razu podkreślono, że impreza odbędzie się w Whitevale. Po tamtym pożarze nikt specjalnie nie zapuszczał się w te konkretne rejony Blackburry. Wśród młodzieży, a zwłaszcza wśród tych czubów, którzy kółko dyskusyjne zamienili w kółko teorii spiskowych, chodziły plotki, że jakoby miałoby tam straszyć. Małżeństwo do dzisiaj miało poszukiwać sprawców tego pożaru, tłumacząc, że to nie był tylko zwyczjany przypadek. Nikt niby w to nie wierzył, jednak zupełnie nikt się tam nie zapuszczał.
  – Też dostaliście zaproszenie na urodziny od tego dziwnego typa? –  Zagadał Elliot, chowając kartkę do kieszeni i stając tuż obok swojej grupy. –  Dziwny był.
  – Dziwny, nie dziwny. Pójdę tam tylko po to, żeby się porządnie spić –  odpowiedziała mu jedna z koleżanek, Tamara, która czasami miała bardzo niezdrowy problem z alkoholem. – Jak daje za darmo, to dlaczego by nie skorzystać ten jeden raz?
  – Zwłaszcza, że to jest przecież syn tych typów, co kupili Whitevale – dodał Hiro, wzruszając ramionami i przekazując mu Elliotowi swoją fajkę. – Myślisz, że słyszeli plotki odnośnie domu i pożaru? Kto w ogóle chciałby kupić dwór po kimś, kto się tam żywcem spalił?
  – O, może urządzimy na tych urodzinach seans spirytystyczny i sami zapytamy – tym razem Jules dołączyła do rozmowy. – Może ta rodzina to tak naprawdę jacyś krwiożerczy kanibale, którzy na tej imprezie chcą pobić rekord zamrożonego, ludzkiego mięsa, które będą wpierdalać przez najbliższe pięć lat?
     Blondyn zaczynał wybitnie nie rozumieć, dlaczego ich koleżanka nie należy do kółka teorii spiskowych. Przecież ona nadawałaby się tam idealnie, podsuwając tej bandzie przygłupów coraz to nowsze pomysły, w które bez kiwnięcia palcem by uwierzyli. Życie pozaziemskie to było jedno. W to, jak i w projekty nad kosmosem w zamkniętej Strefie 51 wierzyła połowa populacji. Duchy, z lekkim niesmakiem, ale też jeszcze jakoś szło wytłumaczyć. Jednak to, co działo się w kółku dyskusyjnym, to już była istna paranoja. Też przez chwilę mieli jakieś spekulacje odnośnie Whitevale i to chyba konkretnie przez nich nikt nigdy tam nie poszedł.
  – Straszna z ciebie debilka, Jules – stwierdziła Valentine, która nagle znalazła się za nimi. Zdaniem Elliota, praktycznie zawsze pojawiała się jako ten ostatni i najcenniejszy głos rozsądku, który sprowadzał wszystkich na ziemię. – To są naprawdę bardzo mili ludzie. Moja mama już zdążyła na nich wpaść, przy okazji zakupów na targu.
  – Nie oceniaj ich po zaledwie jednym, krótkim spotkaniu – stwierdziła w odpowiedzi druga koleżanka, będąc wyraźnie oburzoną jej słowami.
  – A ty nie oceniaj ich bez spotkania – skwitowała Tamara, która później mówiła już tylko o tym, jak bardzo chciałaby już iść na tę imprezę i upić się do nieprzytomności, bo znów ma nieciekawą sytuację na chacie i musi zapomnieć o tym, co się dzieje.
    Zdecydowali więc, że wszyscy pójdą tam razem. Urodziny miały odbyć się następnego dnia, przy okazji piątku, więc świetnie się wszystko składało. Umówili się wszyscy razem przy fontannie, dołączył do nich jeszcze Leo, którego dzień wcześniej nie było. Zaproszenia też nie dostał, ale założyli, że skoro chłopaczek wciskał je nawet nieznajomym, to nie będzie problemu, jak wezmą go ze sobą. Tami chciała napić się jeszcze czegoś przed pójściem do Kane’a, więc szybko wypili jeszcze po piwie w parku, bo nie dałaby im żyć. Później natomiast znaleźli się już w okolicy, w której żadne z nich nie było od dobrych trzech lat.
   Whitevale wyglądało natomiast tak samo zachwycająco jak kiedyś. Jakby wcale nie zdarzyła się tam straszna tragedia. Ktoś wyciął cały, duży fragment zagajnika, w którym wybuchł pożar i ładnie oczyścił teren dookoła. Ewidentnie w tym miejscu posiana była nowa trawa, bo jej kolor był znacznie żywszy od całej reszty. W najbardziej wypalonym niegdyś miejscu, pomiędzy nieruszonymi przez ogień brzozami, znajdowała się duża drewniana huśtawka i pokaźnych rozmiarów pergola, którą całą pokrywał winobluszcz, spomiędzy którego gdzieniegdzie wystawały różowe powojniki. Sam dom natomiast wyglądał jak śnieżnobiały pałacyk, w którym miałaby mieszkać uwięziona księżniczka. Robił naprawdę duże wrażenie, zwłaszcza, że kiedy poszło się w głąb dworu, mieli również niewielką przystań, z prowizorycznymi łodziami, gdyby chcieli spędzić sobie trochę czasu na łowieniu ryb lub nurkowaniu. Po lewej zaś mieli stajnię z trzema kucykami. To były te same, które należały do państwa Snoor. Wychodziło na to, że i je przez ten cały czas ktoś dokarmiał, skoro wciąż były przy życiu.
    Na samym wejściu do posiadłości stał Kane, chłopak, który dzień wcześniej rozdawał wszystkim zaproszenia. Obok niego zaś stały dwie dziewczyny, które Elliot kojarzył ze szkoły. To były chyba pierwszoklasistki z drużyny cheerleaderskiej. Częstowały drinkami, których powoli chyba im zaczynało brakować. Póki co wszystko wyglądało jak zamknięta impreza w eleganckim klubie, tylko i wyłącznie dla celebrytów, tylko może nie aż na taką skalę. Chwycił jeden kieliszek, drugi zaś podał Valentine, która jako jedyna później dzielnie szła obok niego, kiedy cała reszta ekipy rozpłynęła się po pomieszczeniach, szukając alkoholu.
  – Witam, cieszę się, że przyszliście – uśmiechnął się dumnie Kane, wskazując zaraz na tace z drinkami i rozkładając ręce. – Częstujcie się. Prezenty, jeśli jakieś macie, możecie położyć na jednym ze stolików, w rogu salonu, czyli tam, gdzie wszyscy. Następnie się rozgośćcie, a kiedy tylko przywitam wszystkich, to z przyjemnością do was dołączę.
    Weszli do środka, kierując się do salonu. Rzeczywiście. Na samym środku była naprawdę spora góra prezentów. Fields miał wrażenie, że ten mały szklany stolik za chwilę pęknie, a szkło rykoszetem poharata wszystkie nogi i ręce, znajdujące się w jego zasięgu.  Zajęli wolne miejsca na jednej, ze skórzanych kanap i rozejrzeli się dookoła. Gości było naprawdę dużo. Pokusiliby się o stwierdzenie, że to zdecydowanie było pół szkoły. Jeśli chodziło o wnętrze, to nie zmieniło się tutaj kompletnie nic. Za czasów Snoorów było tak samo. Wiedział to stąd, że czasem tutaj wpadał w asyście rodziców i siostry na niedzielne herbatki. Jasmine Snoor przyjaźniła się z jego mamą wiele lat, więc każde niedzielne popołudnie spędzały razem, plotkując o mieszkańcach i zajadając się ciastem truskawkowym. Reszta rodziny była tu przy okazji większych przedsięwzięć i obiadów.
  – Nic się tutaj nie zmieniło – stwierdził Elliot, wypijając całą zawartość swojego kieliszka i odstawiając go na najbliższej szafce, koło lampy. – Ciekawe gdzie jest reszta rodziny tego chłopaka? Zostawili mu tak po prostu cały pałac, żeby robił, co chce?
  – A co miało się zmienić jak dopiero się ci nowi wprowadzili? – Mruknęła niedbale wzruszając ramionami. Idąc śladem chłopaka, Val dokończyła swojego drinka i odstawiła szkło na drugim stoliku kawowym stojącym przed kanapą. – Wiesz, nasz gospodarz ma urodziny, więc pewnie gdzieś pojechali, żeby zorganizował imprezę bez rodziców na głowie. To całkiem normalna sprawa.
  – Myślałem, że raczej będą chcieli urządzić to miejsce po swojemu, zanim na dobre tu zamieszkają, ale może kręci ich ten sam, nowoczesny styl – zauważył, marszcząc zaraz czoło. – Teoretycznie normalne, ale z drugiej dziwne. Twoi rodzice zostawiliby ci tak o wolną chatę? Nie sądzę.
     Gości z każdą chwilą zaczynało przybywać. Wszyscy zaaferowani darmowym alkoholem najwyraźniej zapomnieli już o tych plotkach, o nawiedzonym domu. Elliot stwierdził to po tym, że nawet laska z kółka dyskusyjnego mignęła mu gdzieś przed oczami.
    Jak to na początku imprez, było póki co cholernie nudno. Czuł się bardziej jak na bankiecie, niż urodzinach nastolatka, a do tego bardzo szybko zaczęło robić mu się cholernie gorąco. Ściągnął bluzę, którą przepasał na swoich biodrach i… Zdecydował, że po prostu pójdzie się napić. Pociągnął za sobą oczywiście Val i skierowali się do kuchni, gdzie już urzędowała jakaś ekipka. Kiedy tylko ich zobaczyli, to zostawili wszystko, ulatniając się stamtąd, jakby właśnie zobaczyli ducha. Elliot uśmiechnął się tylko do koleżanki, otwierając szafkę i sięgając z niej chyba ostatnie czyste szklanki. Rozlał im tequilę, zalał sokiem i wypił znowu duszkiem, żeby zaraz zrobić następnego. Wkrótce nawet Kane wrócił do środka. Ludzie składali mu życzenia, a ci dwoje raczej trzymali się zdala. Gospodarz zadeklarował, że koło północy będzie otwierał prezenty i służba przyniesie też tort. Służba. Nawet Elliot, będąc synem pani burmistrz, nie miał w domu cholernej służby.  
   Siadł na blacie w kuchni, popijając kolejnego drinka i przyglądając się swojej przyjaciółce.
  – Hej, Val, a ty się nie boisz tutaj być, po tych wszystkich plotkach? – Parsknął rozbawiony Fields, mając nadzieję, że za moment nie zarobi w gębę.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Carandian
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {07/10/23, 11:35 pm}

Nie lubiłam dni, kiedy cała rodzina była w domu i nie mogłam w spokoju zjeść śniadania, ponieważ w kuchni ciągle krzątała się matka, obok siedziała siostra, a ojciec patrzył przez okno celem wyszpiegowania co porabiają sąsiedzi. Zawsze to robił jak akurat miał dzień wolny od pracy, lubił wiedzieć wszystko o wszystkich. Najczęściej obserwował sąsiadkę, która oddała swoją rękę młodemu Azjacie o aparycji greckiego bóstwa. Uważał, że jest obrzydliwa i z góry zakładał złe zamiary chłopaka, więc mrucząc coś pod nosem o tych okropnych „żółtkach”, siedział w tym oknie czekając na moment kiedy nakryje cudzoziemca na popełnianiu jakiegoś przestępstwa.
Zastanawiałam się co by ten ojczulek zrobił gdyby wiedział o znajomości swojej młodszej córki z Cyganem, który mieszkał w okolicznej wiosce. Miał na imię Vanik, czasami jeździł w okolicy z wózkiem pełnym butelek mleka. Oczywiście my nigdy nie piliśmy cygańskiego napoju, kiedyś ojciec pogonił chłopaka trzymając w dłoni wiatrówkę, więc już do nas nie zaglądał. Chyba wtedy mała Judy Dumont zainteresowała się kolorowym dzieciakiem. Raz jeden ich złapałam, siedzieli w parku trzymając się za ręce. Nie zapomnę jak błagała mnie, żebym nic nie mówiła rodzicom – dzięki temu niefortunnemu zdarzeniu zarobiłam trochę dolarów na papierosy.
    Judy była zawsze traktowana ulgowo, rodzice dołożyli wszelkich starań, żeby nie poszła w moje ślady i zdała szkołę z najlepszymi ocenami. Nie mogli wiedzieć, że siedząc non stop w książkach, unikając integracji z rówieśnikami, zdobywając pochwały od nauczycieli, dziewucha dorobi się opinii kujonki, którą wszyscy szturchają na korytarzu. Nigdy jej z tym nie pomogłam, niespecjalnie nawet przyznawałam się do naszego pokrewieństwa, ponieważ nikogo na tej planecie nienawidziłam bardziej. Sprawiało mi obrzydliwą satysfakcję patrzenie jak Judy potyka się o podsuniętą nogę, jak chodzi z przyklejoną karteczką na plecach z jakimś wyzwiskiem, albo kiedy łobuzy z jej klasy wyciągali od niej kanapki w zamian za danie spokoju dziewczynie do końca dnia.
    Kiedy siedzieliśmy tak wszyscy raz pod czaszką kołatało mi się wspomnienie pierwszej naprawdę poważnej rozmowy. Z reguły rodzice nie uznawali kar, rzadko byli przejęci moimi problemami w szkole, czy kilkudniowymi imprezami. Przeszli z tym do porządku dziennego, jednak ten jeden jedyny raz z powodu Judy prawie wylądowałam w poprawczaku. Zawsze byłam bardzo egocentryczna i wybitnie zazdrosna, więc kiedy młodsza siostra dostawała coś fajnego to potrafiłam wybuchać. W końcu cała ta agresja znalazła ujście. Rodzice kupili jej nowy telefon, gdzie ja miałam rozpadający się gruchot. Pamiętam dokładanie jak nazwałam siostrę kurwą, po czym z całej siły pięścią uderzyłam ją w nos, który zawsze był ładniejszy od mojego. W jednej chwili przestałam słyszeć dźwięki z otoczenia, była tylko krew i moja pięść lejąca Judy po twarzy. Po tym wydarzeniu nie mogłam do niej podchodzić, odzywać się. Nie miałam z tym najmniejszego problemu patrząc na to jak „ciepłą” relację utrzymywałam z rodzeństwem. Zabolało mnie tylko to jak bardzo przeżyli to wszystko rodzice. Zaczęli mieć w dupie moje potrzeby jeszcze bardziej. Cóż, na szczęście satysfakcji z obicia mordy siostrzyczce nikt mi nie zabrał.

* * *

    Postanowiłam wyjść do szkoły. Moja obecność na zajęciach nie zawsze była oczywista. Nigdy nie lubiłam tam siedzieć, wkurzała mnie nauka, a jeszcze bardziej ludzie. Gdyby nie mała ekipa znajomych to prawdopodobnie już dawno pokazałabym środkowy palec wszystkim nauczycielom. Poza tym tego konkretnego dnia bardzo chciałam zajrzeć do placówki. Moja matka wspominała o nowych sąsiadach, oczywiście nie pominęła chłopaka w moim wieku i nie szczędziła szczegółów odnośnie jego urody. Lubiłam przystojnych chłopców, więc okazja stanąć twarzą w twarz z reprezentantem tej grupy była kusząca.
    Na nasze spotkanie nie czekałam długo. Szłam korytarzem chcąc wydostać się pod bramę po wizycie w toalecie. Wyskoczył nagle, poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz – zostałam bardzo nieprzyjemnie wystraszona. Natomiast szybko przeszłam do swojej kamiennej postawy zastanawiając się dlaczego ten nowy chłopak jest taki uśmiechnięty. Odpowiedź poznałam kilka sekund później. Nowa dusza w tym małym kurwidołku organizowała imprezę urodzinową. Kane Magana wręczył mi kolorową ulotkę.
    –Dzięki, pewnie wpadnę. A tak przy okazji, jestem Valentine, mieszkam stosunkowo niedaleko Twojej okolicy. Moja matka zaprasza na kawę.–rzuciłam i bez zbędnego pożegnania ruszyłam dalej szukając moich znajomych. Dotarłam pod bramę w dobrym momencie. Odpaliłam papierosa stając za Jules, która już nakręcała się na rodzinę, która kupiła ten „przerażający” dom. Tak jak sam temat duchów jest dla mnie nieco straszny, dziwnie realistyczny to snucie obrzydliwych scenariuszy o nieznajomych osobach było ogromną przesadą. W końcu to całkiem normalna rzecz – domy w miejscach gdzie wydarzyło się coś strasznego w przeszłości chodzą po wiele niższych cenach na rynku, znaleźli okazję na zakup ogromnej chaty za śmieszną kwotę. Obrażenie tej kretynki było wręcz wskazane. Akurat nigdy jej nie lubiłam za noszenie przysłowiowej folii na głowie, więc w środku poczułam ogromną satysfakcje jak zobaczyłam wyraz tej tępej, zdenerwowanej twarzy.
    –Tamaro, jak się znowu schlejesz i zarzygasz komuś dywan to nie będę Ciebie ogarniać. Ostatnio mnie porządnie wymęczyłaś.– rzuciłam patrząc na naszą naczelną pijaczkę. Miałam świadomość, że używki to dla niej ucieczka od sytuacji w domu, ale między innymi ja byłam obarczona zgarnianiem jej do kupy kiedy wypite procenty odbierały dziewczynie świadomość oraz umiejętność chodzenia na dwóch nogach. Nie mogę siebie nazwać świętą, jednak zdecydowanie umiałam nad sobą zapanować i nie doprowadzać do sytuacji po których wstyd było spojrzeć komukolwiek w oczy.  
    Następnego dnia odpuściłam sobie przyjemność pójścia do szkoły. Zabarykadowałam się w swoim pokoju i oglądałam seriale na Netflixie, którego kradłam Tamarze – nie miałam pojęcia jakim cudem nie ogarnęła, że obok Plotkary na liście do dalszego obejrzenia ma Breaking Bad. Przez jakiś czas wierzyłam nawet w jej dobre serce, ale po pijaku powiedziała mi wprost, że mnie nie potrafi chociaż minimalnie polubić. Nie miałam jej tego w żaden sposób za złe, aczkolwiek to wyznanie poskutkowało całkowitą stratą zaufania z mojej strony.
    W końcu zaczął nadchodzić upragniony wieczór. Bardzo chciałam iść na tę imprezę, poznać trochę fajnych chłopaków i może za jakimś się zakręcić. Wypić za darmo alkoholu, który pewnie nie byłby najtańszy patrząc na status gospodarza. W końcu żaden biedak nie drukowałby ulotek z okazji swoich urodzin. Niestety napotkałam pewien znaczący problem – nie wiedziałam co na siebie ubrać, żeby nie wyglądać jak nożownik z patologicznego osiedla. Wyjątkowo chciałam wyglądać trochę lepiej, chociaż makijażu na twarzy bym nie umieściła nawet pod wpływem groźby. Na punkcie twarzy nie miałam specjalnych kompleksów, poza nosem, ale ciało ukrywałam zawsze. Kiedy tak patrzyłam do tej szafy pełnej bluz oraz jeansów, odblokowałam wspomnienie.
    Poszłam do pokoju siostry. Siedziała w kącie czytając jakąś książkę, bardzo usilnie nie chciała na mnie spojrzeć. Podeszłam bezceremonialnie do jej malutkiej garderoby i wygrzebałam top z gorsetem i drobnym dekoltem. Kupiła go sobie dawno temu, jednak dostała stanowczy zakaz noszenia takich rzeczy. Ojciec bardzo nie chciał, żeby młodsza córka chodziła po mieście półnaga, jak to sam ujął. Usłyszałam za plecami ciche westchnięcie, ale nie zareagowała. Po prostu pozwoliła mi zabrać to co chciałam, a ja wyszłam ze swoją zdobyczą i szybko poleciałam do swojego pokoju przymierzyć ciuch. Tak jak myślałam – nasze rozmiary niespecjalnie się różniły, więc mogłam wyskoczyć na imprezę w zupełnie innej wersji niż zazwyczaj. Przez kilka sekund poczułam się ładna. Na gołe ramiona narzuciłam kardigan, żeby nie zmarznąć i mogłam wyjść, żeby dołączyć do ekipy znajomych, którzy chcieli wypić coś przed pójściem na urodziny Kane’a.
   
***

    Potężnie wiało chujem. Nie widziałam nikogo ciekawego, wartego chociaż chwili mojej uwagi, więc uczepiłam się Elliota, który ze wszystkich moich znajomych był ogarnięty i nie zanudzał. W końcu po siedzeniu na totalnym uboczu postanowiliśmy pójść do kuchni, gdzie daliśmy nieco w palnik z tequilą. W głowie czułam już działanie wypitych procentów, jednak nie byłam jeszcze blisko swojego limitu, więc podtrzymywałam tempo mojego towarzysza. Wtedy z mojego kolegi wyszedł prawdziwy Fields, który bardzo lubił szukać zaczepki. Niekoniecznie lubiłam być prowokowana, zwłaszcza kiedy chciałabym sprawiać dość... Milsze wrażenie na innych.
    –Przypominam, że to Ty srasz po gaciach jak Ci grożę pięścią, więc daj mi spokój, chłopie.–odparłam nie patrząc nawet w jego stronę. „Znalazł się samiec alfa”-pomyślałam przewracając oczami i skwitowałam sytuację sporym łykiem przygotowanego wcześniej drinka. Miałam cichą nadzieję, że nie będziemy kontynuować dyskusji, która w bardzo łatwy sposób mogłaby przejść w kłótnię.
Rozejrzałam się nieznaczne po ludziach siedzących w kuchni i oczywiście nakryłam Jules na otwieraniu po kolei wszystkich szafek po tym jak Kane wyszedł do salonu.
    –Jules, jesteś normalna?–spytałam podchodząc do dziewczyny, która średnio kontaktowała z rzeczywistością. Mogłam się domyślić, że będzie próbowała szukać po kątach trupów patrząc na to jak od początku podeszła do rodziny, która kupiła ten dom, ale takie ostentacyjne przeglądanie cudzych szafek. Złapałam ją za ramię i dopiero wtedy zostałam zaszczycona cieniem uwagi.
    – Słuchaj, Val, mogłabyś dać sobie siana? Czuję tutaj coś dziwnego, on nas wszystkich zamorduje.–mówiąc to cała się trzęsła. Wtedy zauważyłam jak ogromne ma oczy, prawdopodobnie od pozyskanych gdzieś narkotyków. Kiedyś już widziałam taki dziwaczny napad manii, aczkolwiek nie prowadziła wtedy narracji o mordercy. Westchnęłam, po czym odłożyłam szklankę z resztką drinka. Postanowiłam ją jak najszybciej stamtąd zabrać na zewnątrz, żeby chociaż minimalnie wytrzeźwiała. Chwyciłam koleżankę mocno za nadgarstek i zawołałam Elliota, żeby nie utknąć z nią sama.
    W kuchni było swobodne wyjście na tylną część ogrodu, więc nie musieliśmy przechodzić przez tłumy ludzi w domu, dzięki czemu tylko my słuchaliśmy wywód o niebezpieczeństwie w tej rezydencji. Usadziłam Jules na małej ławie pod ścianą budynku, a sama odpaliłam papierosa z paczki kupionej za haracz od siostry, która została ofiarą wyzysku po tym jak nakryłam ją z Cyganem.
    –Myślisz, że jak ładnie poprosimy to Kane wezwie taksówkę? Ma jakiegoś bad tripa ewidentnie i jeszcze sobie biedy napyta.–zwróciłam się do stojącego obok Elliota. Byłam pewna, że pierwsza do odstrzału będzie Tamara, która nie zdążyła porządnie zachlać pały zanim poszła do jakiegoś pokoju z chłopakiem z naszej szkoły.
    –Muszę znaleźć dowody, oni na pewno robią krzywdę ludziom.–Jules schowała twarz w dłoniach, a ja uspokajająco położyłam na jej ramieniu dłoń. W końcu doczekaliśmy momentu kiedy szukanie wszędzie intryg odwróciło się przeciwko niej. Prawdopodobnie będę jej to wytykać przez najbliższe miesiące, jednak w tamtym momencie bałam się trochę czy ona czegoś nie zrobi. Wtedy przy tych szafkach wyglądała jak bezczelna złodziejka, jeszcze zauważyłby ktoś spoza grupy znajomych i byłby problem na większą skalę. Nie umiała porządnie przepraszać, ani świecić oczyma, więc z łatwością mogłaby zostać pogrążona.
    –Możemy najpierw zrobić jej zimną kąpiel, co myślisz? Może doszłaby do siebie i wtedy nie musielibyśmy myśleć jak ją stąd usunąć.–rzuciłam kompletnie ignorując wcześniejsze słowa naćpanej dziewczyny.
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {08/10/23, 02:34 am}

18.09.2020, piątek

     Ta impreza była cholernie nudna. Dosłownie był to jeden wielki bankiet. Brakowało tylko dziewczyn w błyszczących kieckach i jakiejś super gwiazdy, która zagra dla dawno najebanych ludzi na postawionej w ogrodzie scenie. Nie odpowiedział też już nic Valentine, która wydała się być oburzona jego zaczepką. Czasami wychodziło z niego to alterego cwaniaka, którego dziewczyna tak nie lubiła. Stawał się wtedy dogryźliwy, szukał zaczepki i prawdopodobnie, gdyby nie była to ona, to rzeczywiście skończyłoby się bójką. Nie zgadzał się też z tym, co powiedziała. To jej wydawało się, że drży na widok podniesionej gardy i najchętniej uciekłby gdzie pieprz rośnie. Nie widziała go nigdy w akcji, a wymądrzała się w tej kwestii za każdym razem, kiedy tylko miał czelność jej dokuczyć. Zmarszczył jedynie czoło i mlasnął, zajmując się swoim drinkiem.
    W którymś momencie dziewczyna odeszła od niego, widocznie zaaferowana czymś, co działo się po drugiej stronie wielkiej kuchni. On natomiast został w tym samym miejscu, dalej skupiając się na szczegółowej obserwacji towarzystwa. Lubił domówki, ale ta niespecjalnie przypadła mu do gustu. Za dużo ludzi, nikt do nich nie podchodził, bo Val już na odległość budziła tę aurę, która skutecznie odpychała od nich każdego, kto na nich spojrzał, a ich ekipa gdzieś zniknęła. Tamara prawdopodobnie gdzieś chlała, Jules pewnie tworzyła już w swojej głowie teorie spiskowe odnośnie nowych mieszkańców, a Hiromiego już na wejściu gdzieś zgubił. Skończył sam, w kuchni, pijąc samemu i zastanawiając się czy nie powinien po prostu wyjść. Najebać się w samotności mógł też w domu, podkradając alkohol z barku rodziców. Nie musiałby przynajmniej gdzieniegdzie oglądać tych fałszywych gęb, które go irytowały.
   Dopiero, kiedy usłyszał swoje imię wołane przez kumpelę, pokapował się, że wcześniej wspomniana Jules  stała w tym momencie obok Dumont i żarliwie o czymś jej opowiadała. Zaciekawiony podszedł do nich, pozostawiając niedopitego drinka na blacie i idąc w tamtą stronę. Po dosłownie sekundzie wyszli na zewnątrz, gdzie ciemnowłosa usadziła koleżankę na ławie i odpaliła papierosa. Elliot oczywiście dorwał się do jej paczki, nim zdążyła w ogóle ją schować. Wyciągnął swoją zapalniczkę i zaciągnął się, zastanawiając chwilę. W tej całej sytuacji miał flashbacki do pewnej sytuacji, która kiedyś się wydarzyła.
    Parę miesięcy temu skończył z kumplem z innego miasta na jakiejś melinie. Oprócz nich była jeszcze dwójka typków, którzy przynieśli jakiś badziew, twierdząc, że to ich lokalne dragi i są zdecydowanie lepsze od tego gówna, które serwują w Blackburry. Wszyscy wzięli, ale tylko temu kumplowi wjechał solidny bad trip. Wtedy Elliot, jak na dobrego kumpla przystało, zrobił sobie research w internecie, jak powinien się zachować, kiedy coś takiego się dzieje. Nie wspominając o tym, że momentalnie otrzeźwiał, jakby co najmniej był świadkiem morderstwa. No i prawda jest taka, że przyjął chyba najmniejszą porcję.
  – Normalnie powiedziałbym, że chyba umiemy zamówić taksówkę, ale szkoda mi mojego cennego, wyżebranego szmalu, więc w ostateczności do niego uderzymy – stwierdził, kucając zaraz naprzeciwko Jules i przyglądając się jej. – Nie wygląda na szczególnie spanikowaną.
    Po dosłownie krótkiej chwili pożałował tych słów. Chuchnął bezceremonialnie dziewczynie w twarz, wypuszczając z ust kłęby dymu, a ona nagle objęła się ramionami i podniosła głowę do góry. Źrenice miała jak spodki, może nawet jeszcze większe, bo w tym wypadku nie dało się nawet w pełni dostrzec koloru jej oczu. Wyglądała porównywalnie do kosmitów z The Sims 2, tylko zabrakło jej zielonej skóry. Zmarszczył czoło, przyglądając się jej.
  – Oni na nas czyhają, czuję to w kościach. Nie chcę skończyć powieszona w ich piwnicy – mówiła bezsensu, patrząc się zupełnie pustym wzrokiem gdzieś w przestrzeń.
  – Co ty pieprzysz – skomentował Elliot, zerkając na Val i wzruszając ramionami.
  – Zadźga nas, bo znamy prawdę, serio. Musimy chyba uciekać.
   Teraz chyba narkotyki zaczęły jej siadać na mózg jeszcze bardziej, bo z panicznej próby znalezienia dowodów, nagle założyła, że koniecznie muszą stąd zawijać. Pamiętał, że przy okazji tego naćpanego kumpla zrobił research jak powinno się pomóc osobom, które przechodziły przez ten przerażający trip, niemający nic wspólnego z euforią. Było wtedy napisane, że najlepiej zabrać taką osobę do bezpiecznej dla niej przystani i zadbać, by nie zrobiła sobie krzywdy. Nie miał ochoty bawić się w niańkę, a Val już w szczególności się to nie uśmiechało, przecież te dwie się nie lubiły.
    Znów zamilkł na chwilę, słuchając w tle skomlenia koleżanki i decydując się wreszcie, że chyba najprościej będzie zrobić tak, jak chwilę wcześniej zasugerowała ciemnowłosa. Wrzucenie jej pod zimną wodę było chyba najlepszym rozwiązaniem. Fields zgasił papierosa, bezczelnie rzucając go na tarasowe płytki i przydeptując butem. Zaraz złapał rękę Jules, żeby zarzucić ją na swoją szyję, jednak ta zaczęła się szarpać i wymigiwać, krzycząc, żeby ją zostawił. Takim sposobem ta impreza stała się jeszcze większym utrapieniem, niż była na początku, a oni, zamiast chlać darmową tequilę i zastanawiając się nad sensem egzystencji, musieli ogarnąć ich ekipową psychopatkę do porządku. Gdyby tylko Kane usłyszał, jakie brednie ta idiotka sobie wkręciła, to z pewnością wyrzuciłby całą trójkę na kopach.
     W końcu ryknął na blondynkę, żeby się zamknęła i ruszyła dupę. Nie wyglądało to zbyt dobrze, bo nawet wtedy, kiedy udało mu się ją złapać i zarzucić sobie na umięśniony bark siłą, ta zaczęła go pięściami uderzać w plecy. Musieli przejść przez kuchnię i salon, żeby dostać się do schodów i poszukać na górze łazienki. Choć Val szła tuż za nimi z grobową miną, grożąc każdemu wzrokiem, że zaraz im wpierdoli, to jednak tym razem te spojrzenia nie uciekały w inną stronę. Wszyscy skupili się na nich, jakby byli pieprzoną atrakcją w cyrku.
    Udało im się dotrzeć do łazienki na piętrze bez żadnych zaczepek. Dumont zamknęła ich od środka i została przy drzwiach, aby to Elliot czynił honory. Położył dziewczynę w kabinie prysznicowej, by zaraz chwycić słuchawkę i przekręcić kurek na zimną wodę. W pewnym momencie z ust Jules wyrwał się jeden wielki pisk i przeraźliwy jęk, jakby rzeczywiście ktoś właśnie wbijał jej kosę między żebra. Fields kucnął przy niej i wyciągnął dłoń, by zatkać jej usta. Strumień wody dalej trzymał nad głową dziewczyny, jednak ta wierzgała się, wbijając mu paznokcie w przedramię.
  – Może zamiast stać i się patrzeć, to mi, kurwa, pomożesz? – Zawołał do Valentine, która za sekundę bez słowa podeszła do niego i przejęła od niego słuchawkę.
    Jedną ręką chwycił jej nadgarstki, drugą zaś wciąż zasłaniał jej buzię. W pewnym momencie Jules się poddała i przestała nie tylko się wyrywać, ale i wydobywać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Uspokoiła się trochę, to było pewne. Niemniej zostawiła kilka nieznaczących sznyt na jego ręce, a on podniósł się łapiąc za krawędzie mokrej bluzy.
  – Jak dalej będą takie akcje, to ta i tak chujowa ekipa wreszcie się rozleci – zauważył nagle, siadając na kiblu i wzdychając. – Jak nie najebana Tamara, to to najarany Hiro. Jak nie najarany Hiro, to naćpana Jules. Jak nie potrafią brać używek, to niech się za to nie biorą, ja pierdolę. Idź do Kane’a, niech zamówi dla niej taksówkę. Potrafisz się czasem ładnie uśmiechnąć, to nie powinien ci odmówić.
    Dziewczyna wyszła, a on został z Jules, która siedziała zmarznięta pod prysznicem. Wyjął z szafki jakiś duży ręcznik i wyciągnął ją, wycierając jej zaraz włosy i okrywając nim jej ramiona. Przez ułamek sekundy miał ochotę nawet ją przytulić, a nawet przeprosić, ale szybko stwiedził, że mogła nie odpierdalać, to oni nie musieliby podejmować tak radykalnych kroków, żeby ostudzić jej detektywistyczne zapędy i chęć grzebania obcym ludziom po wszystkich szafkach.
  – Zaraz pojedziesz do domu – poinformował ją Elliot, a ta nie dość, że nie odpowiedziała, to jeszcze nie podniosła nawet na niego swojego wzroku. Stała tak, pozwalając mu się osuszyć i zatapiając się chyba gdzieś głęboko we własną głowę. Należałoby jej odciąć dostęp do internetu i forów kryminalnych, bo później po wszystkim jej srogo odpierdalało.
    W końcu Dumont wróciła, w towarzystwie gospodarza, który po drodze najwyraźniej zdecydował się nawet wziąć jakieś suche ubrania, twierdząc, że są jego matki, ale ona raczej się nie pogniewa, że pożyczył je koleżance, która przypadkowo wpadła do basenu. Najwyraźniej żadne z rodziców nie wiedziało, jaka z niego imprezowa gwiazda.
  – Taksówka będzie za siedem minut. Jak odprowadzicie koleżankę, to wracajcie. Nie miałem jeszcze okazji się z wami napić – uśmiechnął się przeraźliwie ciepło, by wyjść i zostawiając ich samych.
     Z jednej strony było to całkiem miłe, jednak Elliotowi ten chłopak nie do końca się spodobał. Był w jego opinii sztucznie miły, a ta fałszywość biła od niego na odległość. Raczej nikt tak bezinteresownie by nie dawał swoich ciuchów i nie opłacał taksówki obcej osobie. Chyba, że tam, skąd pochodził, było to na porządku dziennym.
    Para przyjaciół wzięła się za przebieranie Jules, która nawet nie reagowała na to, że sam Fields na nią patrzy. Zawsze, gdy ubrała się jakoś wyzywająco albo przypadkowo odsłoniła majtki, schylając się w zbyt krótkiej spódnicy, opierdalała zarówno jego, jak i Hiro, żeby się nie gapili i podkreślała, że jej nie zaliczą, jakby właśnie to była ta myśl, która ciągle im chodziła po głowie. Tym razem jednak była nieobecna. Dopiero wsiadając do taksówki kiwnęła głową na znak, że zrozumiała wszystko, co do niej powiedzieli. Ciekawym było jak szybko minie jej ten pojebany stan.

***

     Choć wrócili na imprezę, to od dłuższego czasu siedzieli sami. Gospodarz nie podszedł do nich nawet raz, choć wcześniej zarzekał się, że powinni razem we trójkę wypić. Towarzystwo też powoli zaczęło się wykruszać, chyba znaczna większość zbyt dobrze się tutaj nie bawiła. Ktoś ciągle majstrował przy muzyce, więc nawet jedna piosenka nie doleciała do końca. Poza tym ciągle jakaś laska, która siedziała tuż obok głośnika, przyciszała ją, bo było jej za głośno. Inni wrzeszczeli za to, robiąc sobie oddzielną imprezę z hitami sprzed trzech lat z telefonu. Niektórzy już nawet się nie hamowali i kopcili w domu, a Kane zdawał się mieć to kompletnie w dupie. Zresztą zniknął w pewnym momencie, a nikt nawet się nie zastanawiał co się z nim stało.
  – Nie wiem jak ty, ale ja stąd idę – stwierdził po jakimś czasie Elliot, podnosząc się z kanapy i przeciągając lekko. – Tu jest sztywniej, niż na pogrzebie mojej babci rok temu.
– Poczekaj – zawołał nagle Magana, który pojawił się znikąd. Uchachany, zadowolony. Może właśnie przeżył zajebistą przygodę swojego życia? – Nie bawicie się chyba za dobrze. Jeśli mam być szczery, to nigdy nie byłem mistrzem robienia imprez, więc zdaję sobie sprawę, że wieje nudą. Chodźcie do mnie do pokoju, pogadamy w spokoju.
     Podejrzany. To było jedyne słowo, które nasunęło się na myśl Elliotowi. W asyście Val jednak z ciekawości poszedł za chłopakiem. W zasadzie nigdy nie widział tego domu w całości. Będąc tutaj na przyjacielskich obiadkach u poprzednich właścicieli, nie zapuszczał się na górę. Nie było zwyczajnie takiej potrzeby i spotkania ograniczały się do salonu ze stołem jadalnianym czy wyjebanej w kosmos kuchni. No i łazienki, która była również na dole. Dlatego właśnie pokój Kane’a robił takie wrażenie. Wyglądał porównywalnie do komnaty w zamku. Wielkie łóżko, jeszcze większe biurko, a do tego dodatkowe drzwi, prawdopodobnie od garderoby. Właściciel pomieszczenia od razu usadził ich na kanapie, znajdującej się tuż przy drzwiach balkonowych. Rozejrzał się na zewnątrz i złapał za czarne zasłony, zasłaniając tym samym okna. Zaraz po tym zakluczył też ich od środka.
    Nie chciał nawet myśleć o tym, że Jules miała rację. Przecież to było zwykłe pierdolenie, a Magana raczej nie srał tam, gdzie spał. Gdyby miał ich zadźgać, to prędzej poszedłby do piwnicy i tam zajął się nimi jak na rasowego mordercę przystało. Odwrócił się do nich i uśmiechnął od razu, znikając za dodatkowymi drzwiami. Zaraz po tym wyszedł z butelką wódki oraz jakąś torebką, machając nią z zadowoleniem i zapalając zaraz żółte ledy, poprowadzone dookoła całego sufitu. Światło zaś zgasił. Spod stołu wyciągnął też trzy kieliszki.
  – Nie mieszkam tutaj zbyt długo, ale dużo się o was nasłuchałem – zagaił od razu, ciągnąc przez pokój obrotowe krzesło i siadając zaraz na nim, naprzeciwko nich. – Podobno wszyscy się was boją, a mnie nie wyglądacie na jakoś szczególnie przerażających.
    Znowu ten fałszywy uśmiech. Elliot oparł ręce o swoje kolana, nachylając się nad stołem i spoglądając na niego nieufnie. Valentine od razu to zauważyła, bo zaraz uderzyła go łokciem w bok, informując tym samym domyślnie, że nie musi się od razu tak napinać. Wyglądał na przygotowanego na wszystko, co mogło się wydarzyć w tym pokoju. Bez dowodów, bez świadków. Chyba ta paranoje Jules zaczęły zbytnio nachodzić jego podpity łeb. Sam wkrótce zganił się w myślach i rozluźnił, łapiąc za kieliszek i stukając nim o blat.
  – To polej, po nic innego tu nie przyszedłem – wyznał, wzruszając ramionami.
    Kane zaśmiał się perliście, zapełniając zaraz wszystkie kieliszki alkoholem. Uniósł jeden, a cała trójka wypiła je od razu do dna.
  – To jak? Skąd macie taką opinię wśród uczniów? –  Kontynuował dalej gospodarz, tym razem jednak wysypując zawartość torebki i z pomocą karty na siłownię formując z niej to, co formowało się z podejrzanych białych prochów. – Dużo osób mi powiedziało, że powinienem was unikać.
  – Wystarczy na nią spojrzeć – wskazał gestem głowy na Dumont, która uniosła tylko brew. – Z łatwością odstrasza wszystkich potencjalnych rozmówców i partnerów.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Carandian
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {16/10/23, 03:39 am}

Miałam nadzieję, że przetransportowanie Jules do łazienki będzie łatwiejsze i przyjemniejsze, ale zwracaliśmy na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniach, które musieliśmy przejść. Nie byłam największą fanką spojrzeń ludzi, jednak transportowanie dziewczyny w takim stanie do łazienki było sensacją, zwłaszcza na tak nudnej imprezie. Na całe szczęście nigdzie nie widziałam gospodarza – lepiej było go nie kłopotać dopóki chociaż trochę nie ogarniemy Jules w łazience.
    Prysznic pomógł tylko ją uciszyć. Z początku nie chciałam jej dotykać, jednak zdenerwowany Elliot zaciągnął mnie do wsparcia. Dołączyłam do lania zimnej wody na skołowaną dziewczynę zastanawiając się tylko czy jakiś taksówkarz później będzie chciał takiego mokrego psa w swoim samochodzie. W najgorszym wypadku będzie musiała coś dopłacić, ostatecznie to nie był mój problem.
W żaden sposób nie skomentowałam słów kolegi odnośnie rozpadu ekipy. Wróżyłam to od dawna, od kiedy Tamara przestała znać jakikolwiek umiar, a ja z Jules namiętnie skakałyśmy sobie do gardeł. Natomiast ostatecznie nie wiedziałam co bym zrobiła bez tych degeneratów, którzy są moimi jedynymi znajomymi. Przez całe życia miałam może ze dwie koleżanki, ale nawet one nie potrafiły wytrzymać z moim usposobieniem, więc nie czułam się jakbym mogła mieć perspektywy na lepsze towarzystwo. Przed wyjściem z łazienki rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę wyziębionej dziewczyny i ruszyłam szukać Kane’a.
    Przemierzałam różne pomieszczenia szukając chłopaka, który mógł nam pomóc skutecznie pozbyć się naćpanej Jules z imprezy. Nigdzie go nie było widać, aż w końcu otwierając kolejne drzwi na dużym korytarzu trafiłam do pokoju z ciekawą zawartością. Była to sypialnia, ogromna, a na łóżku siedział Kane patrząc na śliczną dziewczynę zdejmującą przed nim koszulkę. Na całe szczęście miała na sobie biustonosz, bo niespecjalnie chciałam oglądać jej wielkie piersi na wolności. W ogóle mnie nie zauważyli, widziałam jak w ekspresowym tempie dłonie gospodarza dopadły brzucha dziewczyny. Gładził ją tak sobie, a ja stałam jak skończony debil zastanawiając się jak najtaktowniej przerwać ten intymny moment. W końcu postanowiłam głośno odchrząknąć, tym samym prawie doprowadziłam ich do zawału.  
    Szał w oczach dziewczyny był nie do opisania. Wyglądała jakby miała wyjść z siebie, stanąć obok, a potem mnie zarżnąć żywcem. Oczywiście ja zachowałam kamienną twarz czekając aż ta się z łaski swojej ubierze, w tym czasie Magana siedział dalej na łóżku dość konkretnie rozbawiony. W końcu odprawił swoją partnerkę. Nie potrafiła sobie odpuścić teatralnego prychnięcia, ale grzecznie wyszła. Straciłam dużo czasu na tę niezręczną scenkę, jednak w głębi siebie wiedziałam, że Elliot panuje nas sytuacją i z Jules gorzej nie będzie.
    –Słuchaj, moja koleżanka postanowiła dzisiaj zabalować i skończyła pod Twoim prysznicem, ledwo przytomna. Potrzebuję pomocy… Mógłbyś zamówić taksówkę?  –spytałam prawie robiąc przy tym psie oczy, takie jak moja siostra, która dzięki błagalnemu spojrzeniu zawsze dostawała czego chciała. U mnie oczywiście to nie działało w żaden sposób, wręcz strojenie min przynosiło odwrotny efekt od wyczekiwanego, ale wtedy pod wpływem alkoholu rzuciłam takie spojrzenie odruchowo… Prawie jakby była to norma. Na szczęście Kane ani mnie nie wyśmiał, ani nie olał. Wstał od razu zabierając się za szukanie ubrań dla Jules, a kiedy znalazł trochę szmatek to zadzwonił po transport.
    –Wiesz, Valentine, od początku przyciągnęłaś moją uwagę. Ukrywasz się, a masz wiele do pokazania. –wymamrotał podczas zamykania za nami drzwi. Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wyjątkowo tego wieczora pokazałam ciało, więc cały jego komentarz przypisałam temu ewenementowi. Natomiast nie pozwoliłam sobie na wpadnięcie w wiry ekscytacji z powodu kilku sekund atencji dziwnego bogacza. Patrząc na dziewczynę z którą go złapałam to szybko doszłam do wniosku, że nigdy nie mogłabym być w typie kogoś takiego.

***

    Impreza pomimo późniejszej godziny nadal nie wyszła z poziomu totalnej nudy. Siedzieliśmy z kolegą na kompletnym uboczu, aż w końcu ten stwierdził, że wychodzi. W podjęciu przeze mnie decyzji o opuszczeniu przybytku przeszkodził gospodarz, który z jakiegoś powodu bardzo chciał naszą dwójkę zatrzymać na miejscu. Nie widziałam w tym nic podejrzanego, w końcu prawdopodobnie byliśmy jedynymi ciekawszymi osobami na jego urodzinach. Daliśmy się zaciągnąć do pokoju Magany, gdzie nastała jakaś dziwniejsza atmosfera. Nie była to sypialnia gdzie nakryłam go z dziewczyną w intymnej sytuacji tylko dużo większe pomieszczenie. Widocznie Kane nie brudzi swojej pościeli, tylko tę u rodziców. Albo ma na swój użytek ze dwa pokoje.
    Siedziałam nieco spięta czekając na polanie alkoholu, po czym opróżniłam kieliszek od razu i postawiłam na stolik patrząc jak od razu się zapełnia za sprawą magicznych dłoni naszego gospodarza. Realnie nie chciałam opowiadać o tym dlaczego należę do grona odrzuconych przesz szkolną społeczność. Nigdy na ten temat nie byłam szczególnie wylewna, chociaż z drugiej strony nie było tutaj za wiele do opowiadania – po prostu nie umiałam trzymać języka za zębami.
Widząc biały proszek na stole przypomniałam sobie od razu o sytuacji z Jules. Łatwo było mi pomyśleć, że przed jej odjazdem na inną planetę mogła tutaj siedzieć i patrzeć jak sypane są przed nią narkotyki. Chociaż ona to raczej nie pozwoliłaby sobie na zostanie sam na sam z chłopakiem, którego rodzinę dzień wcześniej zaczęła posądzać o kanibalizm, czy inne cuda na kiju. Ostatecznie nie wiedziałam co o tym myśleć. Spięłam się jeszcze bardziej, chociaż gdzieś głęboko w środku zaczęłam czuć nieco irracjonalny strach. Zostaliśmy zamknięci razem z nieznajomym, bez nikogo znajomego w pobliżu, w de facto obcym miejscu. No i wtedy Fields oczywiście musiał mi dodatkowo dowalić.
    –Wolę odstraszać ludzi, niż tak jak Ty przyciągać same puste lachociągi.–mruknęłam uderzając go z otwartej dłoni w ramię. Rzecz jasna delikatnie, nie miałam w planach łojenia go i prania naszych brudów przed Maganą.
     –W małych miastach bardzo łatwo narobić sobie wrogów, czasami wystarczy wpaść na jakiegoś palanta i już stajesz się groźnym wykolejeńcem. W gruncie rzeczy nasza mała ekipa nie jest wcale taka zła, po prostu szybko postawiono na nas krzyżyk, a nie będziemy nikomu butów szorować, żeby coś się zmieniło. –odpowiedziałam chłopakowi pytającemu o naszą niezbyt ciekawą opinię. Kiwał tylko głową grzebiąc w białych proszkach kartą. Zupełnie jakby wpadł w jakiś dziwny trans, jednak w końcu podniósł głowę obdarzając nas sugestywnym spojrzeniem.
     –Przynajmniej jesteście szczerzy i nikogo nie musicie udawać. Dla mnie to sprawia, że należycie do ludzi wartych uwagi. Dlatego was zaprosiłem i dlatego też chciałbym poczęstować was najlepszym towarem jaki do tej pory widzieliście. –obok kresek na stole położył czarną słomkę przeznaczoną do wciągnięcia narkotyku. Od dawna nie zażywałam żadnych prochów, nie z jakiejś niechęci, po prostu na takie używki nie miałam pieniędzy. Już z samymi papierosami bywał u mnie problem, więc nie dokładam sobie bezsensownych wydatków.
     –Najlepszy… –nie zastanawiałam się długo. Na imprezie wiało chujem, a przyszłam się porządnie porobić. Co prawda ćpanie z nowym w mieście dziwiakiem nie było najrozsądniejsze, jednak nie chciałam odmawiać. Złapałam krótką słomkę, wsadziłam ją sobie delikatnie do nosa i wciągnęłam kreskę jak odkurzacz. Poczułam nieprzyjemne pieczenie, z kolei po moim ciele rozeszło się niesamowite ciepło. W moment to całe spięcie poszło w las. Opadłam na kanapę mrużąc lekko oczy. Chwilę po mnie za czystą słomkę złapał Elliot. Patrzyłam z zaciekawieniem jak sam wciąga. Szczerze powiedziawszy to dopóki sam się nie nachylił nad stołem to byłam pewna, że spasuje – ewidentnie nie ufał naszemu nowego koledze, więc branie od niego narkotyków to dziwny kontrast do wewnętrznej niechęci.
    –No to zdrowie, moi drodze. –Kane złapał swój kieliszek sugerując nam, żebyśmy dołączyli. Chwyciłam szkło i zachłannie wypiłam wszystko na raz, żeby wypłukać palącą substancję spływającą gardłem. Poczułam się po tym znacznie lepiej, chociaż dochodziłam już do limitu alkoholu wypitego jednego wieczora. Ponoć miałam dobrą głowę, jednak jak przesadziłam to umiałam skończyć w rowie, czy wyszarpać jakąś lampucerę za włosy.  Magana odpalił papierosa z dziwnie błogim wyrazem twarzy. Poszłam w jego ślady wsuwając pomiędzy wargi peta.
    –Kane, a słuchaj, Ty i Twoi starzy wiecie co tutaj się odjebało, czy kupiliście tanio chatę w ciemno? –spytałam, co dało upust mojej ciekawości. Jeżeli nie mieli pojęcia o wydarzeniach w okolicy to fajnie byłoby bogacza oświecić.
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {16/10/23, 07:22 pm}

18.09.2020-19.09.2020, piątek/sobota

    Nie ufał Maganie. Sam nawet nie potrafił powiedzieć dlaczego. Po prostu typ wydawał mu się podejrzany i miał ochotę zwyczajnie go podpytać jakie są jego zamiary. Największym problemem było jednak to, że po prostu nie wypadało tego robić. Elliot był pyskaty, nie dawał sobie dmuchać w kaszę i zwodzić obietnicami innych ludzi, ale potrafił czasami zachować resztki godności oraz ogłady. To był właśnie ten moment, kiedy niespecjalnie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Zwłaszcza, że byli na jego terenie, to on częstował ich alkoholem i jakimiś prochami, zapraszając tym samym do jakiegoś niewielkiego kawałka swojego świata. Nie sądził, żeby prawdą było to, co mówiła Jules, ale zdecydowanie nie wierzył, że nowy uczeń niczego od nich nie chce. Cała wataha wyrzutków była przyzwyczajona do tego, że ich się olewa. W Blackburry zdarzały się już jakieś nowe, sympatyczne rodzinki, jednak po dłuższym czasie i tak zawsze mówiono dzieciakom, by się do nich nie zbliżali. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
    Valentine, zaraz po tym, jak uznała, że jej przyjaciel przyciąga tylko „lachociągi”, wzięła czystą słomkę i wciągnęła całą kreskę, bez mniejszego zastanowienia. Fields natomiast chwilę się wahał. Próbował odczytać zamiary czy intencje chłopaka siedzącego przed nimi z jego zachowania, jednak nic nie wskazywało na to, że jego obawy miały okazać się słuszne. Wręcz przeciwnie, z każdą sekundą miał nieodparte wrażenie, że wmawia sobie jakieś brednie, a Kane w duszy śmieje się z jego ostentacji. W końcu Elliot również wzruszył ramionami, sięgając po czystą słomkę. Jak już mieli się bawić i porobić za darmo, to grzech byłoby z tego nie skorzystać. Poczuł działanie prochów praktycznie od razu, kiedy jego cała negatywna energia nagle uleciała jak z wiatrem. Ostatni raz czuł coś takiego, jak nażarł się przypadkowo tabletek miorelaksacyjnych, zamiast załatwionych na lewo psychotropów. Żadne z nich jednak nie zauważyło, że Magana nie wciągnął swojej kreski. Zamiast tego zaproponował, żeby się napić.
     Tuż po tym wypili po kolejce. Nigdy nie było rozsądnym mieszać jedno i drugie, ale kto by się tam tym teraz przejmował. Mieli w końcu weekend, mogli po prostu odespać potężnego kaca następnego dnia. Elliot ułożył się wygodniej na kanapie, zsuwając się nieco po jej oparciu i krzyżując dłonie na swoim brzuchu. Zmrużył oczy i popadł w całkowitą czilerę, nie mając ochoty całkowicie na to, żeby teraz palić. Nie potrwało to jednak zbyt długo, bo zaraz Dumont przemówiła, zadając bogaczowi pytanie prosto z mostu.
  – Kane, a słuchaj, ty i twoi starzy wiecie co tutaj się odjebało, czy kupiliście tanio chatę w ciemno?
    Podniósł się z powrotem do poprzedniej pozycji i wyciągnął fajkę z paczki Val. Z jakiegoś powodu często ją opalał, jakby tak piekielnie trudno było wsadzić łapę do kieszeni kurtki czy spodni, żeby wyjąć własne. Zaciągnął się mocno i zagryzł lekko wargę, skupiając się na słowach, wydobywających się z ust nowego.
  – Przypuszczam, że mówisz o tym niewyjaśnionym pożarze, który miał tutaj miejsce – stwierdził od razu Magana, za moment wypuszczając z ust kłęby dymu i zastanawiając się chwilę. – Coś tam słyszałem, rodzice pewnie byliby bardziej w temacie.
  – I nie dziwi was, że od tamtego momentu połowa miasta unika choćby spojrzenia na tę chatę? – Dorzucił zaraz Elliot, prychając pod nosem.
  – Nie bardzo. Kupienie takiej chaty za takie pieniądze, to jak wygrać w jackpota – zaśmiał się właściciel domu, który ewidentnie nic sobie z tego nie robił.
    Słyszał z pewnością o okolicznościach tego wypadku i faktu, że niektórzy twierdzą, jakoby ten dom był nawiedzony. Gość jednak ewidentnie miał to w dupie. Ciekawym było czy jego rodzice wychodzą z takiego samego założenia. Zanim wystawiono ten dom na sprzedaż, to nawet pani burmistrz dostała propozycję kupna tego dworu, jednak odmówiła, twierdząc, że w obecnym jest całej rodzinie dobrze. Prawdą było, że nawet ich nie było stać na kupno za taką kasę. Co prawda i tak cena była zaniżona, ale Kane zachowywał się zupełnie tak, jakby kupili go za jakieś dziesięć dolców.
    Tym razem Elliot jednak nie był już podejrzliwy. Narkotyki z alkoholem uniemożliwiły mu racjonalny proces myślenia, więc tylko wzruszył ramionami, gasząc wkrótce peta w popielniczce. Nie umknął mu jednak fakt, że chłopak nie miał żadnego szacunku do pieniędzy. Wydawał ile chciał i na co chciał, co można było wywnioskować już z samego komentarza odnośnie kupna domu. Zdawało mu się, że Val również musiała stwierdzić, że ciągnięcie tego tematu nie ma żadnego sensu, bo jego odpowiedź była już wyczerpująca. Znów więc towarzystwo zamilkło na dłuższą chwilę, zajmując się pochłanianiem fazy, która z każdą sekundą była coraz większa.
    Świat zdawał się wirować,  a wszystko wokół było na zmianę piękne i paskudne. Zaczęli rozmawiać o muzyce, filmach i wszystkich innych pierdołach, o których gadali nastolatkowie, kiedy akurat nie plotkowali na temat innych uczniów, pokazując sobie nudesy pierwszoklasistek. Wydawało się, że nawet  całkiem nieźle się dogadują. Kane był dzikim fanem horrorów i jak tylko zaczął się ten temat, to Elliot przypuszczał, że nie będzie on miał już końca. Faworytami podejrzanego bogacza były te, w których fabuła zakrawała o sekty, dzikie rytuały i wywoływanie demonów, a znienawidzonymi były te o nawiedzonych domach. W szczególności krytykował japońskie produkcje, afiszując się przy tym, że sam nagrałby coś dużo ciekawszego. Zarzekał się nawet, że wkrótce to zrobi i wszyscy się posrają jakie to będzie dobre. Pokazał nawet kamerę, którą kupił sobie jeszcze rok temu, mieszkając w Chicago.
   Później temat zmienił się z jakiegoś powodu o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczęli rozmawiać dziwnie otwarcie, jakby znali się od lat. Oczywiście temat zaczął Kane, wspominając o tym, że dziewczyny są głupie, bo myślą, że nie zauważy, iż lecą tylko na jego kasę. Nie szczędził też komentarzy, że dobrze jest zaruchać i zostawić. Valentine przez chwilę trochę się obrażała, ale później sama to skomentowała, jakby właśnie ją olśniło. W pewnym momencie jednak wyszła do łazienki, a panowie zostali sami. Kane nie krył swojego niezadowolenia faktem otworzenia pokoju, ale tłumaczył to tak, że nie chciałby, żeby ktoś tutaj wszedł i rzucał się na jego towar. Dziewczyna szybko wróciła, zakluczając za sobą drzwi, a gospodarz momentalnie uderzył z grubej rury. Zupełnie tak, jak Val na początku, tylko mocniej.
  – Pieprzyliście się kiedyś w trójkącie? – Zapytał, odpalając kolejną fajkę i przyglądając się obojgu dziwnie przenikliwym spojrzeniem.
  – Co to za pytanie? – Valentine uniosła brew, spoglądając zaraz na swojego przyjaciela.
  – Pomyślałem, że skoro ten wieczór jest już taki sympatyczny, to fajnie byłoby go zwieńczyć zabawą we trójkę – uśmiechnął się szelmowsko, podnosząc się i nachylając nad stołem. Dotknął lekko policzka dziewczyny, przenosząc wzrok na Elliota. – Nie dajcie się prosić.
   Elliot, choć zdecydowanie był hetero, musiał przyznać, że Kane miał w sobie coś magnetycznego. Przynajmniej w tamtej chwili, kiedy jego oczy błyszczały w świetle ledów i było w nich widać swego rodzaju pożądanie. Przyjaciele jednak odmówili, ale nie na długo. Nowy chłopak zmienił temat i posypał im po jeszcze jednej kresce na głowę, wracając zaraz do tematu. W jakiś sposób udało mu się ich podpuścić na tyle, że Val zarzuciła ręce na ramiona Fieldsa, a ten złapał ją w talii, łącząc zaraz ich usta w pocałunku. Nie wiadomym było czy liczyli na to, że gospodarz do nich dołączy. Właściwie, to chyba nawet zapomnieli, że miał to być domniemany trójkąt.
    Szybko zajęli się sobą, zapominając o błogim świecie, który ich otaczał. Zapominając o tym, że właśnie znajdowali się w pokoju kolesia, którego w ogóle nie znali. Blondyn błądził dłońmi po ciele przyjaciółki, która zdążyła się położyć na plecach i rozłożyć przed nim nogi, oplatając je wokół jego bioder. To nie była długa gra wstępna. Elliot zdjął koszulkę, prezentując tym samym ładnie wyrzeźbione ciało, a Val wplątała jedną dłoń w jego włosy, drugą łapiąc za krocze. Nie zwrócili nawet uwagi, kiedy przed nimi rozległ się błysk flesza. Dumont nagle stała się dla niego najpiękniejszą kobietą na całym świecie. Dotykał ją chętnie, a jeszcze chętniej ją posuwał, napawając się jej westchnieniami. Przyśpieszał tempo z każdą sekundą, a później zwolnił, żeby usiąść. Brunetka od razu załapała aluzję i siadła na nim okrakiem, przejmując kontrolę.
   Byli naprawdę cholernie rozgrzani i spragnieni własnych ciał. Na tyle, że kiedy wreszcie Elliot zorientował się, że Kane wszystko nagrywa, ten tylko uśmiechnął się do kamery i pokazał mu środkowy palec. Nie był niestety w stanie, w którym by kontaktował. Przeciwnie, chociaż jego członek stał, a on nawet doszedł, to jednak pewnym było, że następnego dnia połowy nie będzie pamiętał.  

***

    Przebudził się nad ranem, kiedy to słońce przedarło się przez lekko odsłonięte zasłony. W pierwszej chwili nie miał pojęcia gdzie jest i co się stało. Chciał się podnieść, jednak dopiero wtedy dotarł do niego ciężar drugiego ciała, które było do niego przytulone. To była Val, która obejmowała jego brzuch, a nogę miała zarzuconą na tę jego. Spali we dwoje na kanapie, w pokoju Magany. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oboje byli nadzy. Blondyn zerwał się od razu, budząc tym samym swoją przyjaciółkę i pośpiesznie zaczął się ubierać, jakby właśnie się paliło. Zaraz po tym zgarnął ciuchy Valentine i położył je obok niej, polecając, żeby się ubrała.
   Wiedział, co się stało. Choć nie pamiętał większości tego seksu, to wiedział, że się ze sobą przespali. Wiedział też, że to Kane ich do tego podpuścił, bo przecież proponował im trójkąt, do którego nawet nie zamierzał dołączyć. Rozejrzał się dookoła. Nie było śladu po kieliszkach, z których pili, po popielniczce, do której petowali, ani tym bardziej po prochach, które tak ochoczo wciągali. Chłopak, nie czekając nawet na to, aż Val cokolwiek powie, zszedł na dół i stojąc na schodach rozejrzał się dookoła. Na dole też nie było śladu po imprezie. Jakby ci wszyscy ludzie, alkohol i prezenty, które stały w salonie, rozpłynęły się.
  – O, już wstaliście? – Zapytał nagle Kane, który stanął przed nim, uśmiechając się lekko. – Świetnie się składa. Zrobiłem wam kawy, zawołaj Valerie i chodźcie.
  – To jest Valentine – poprawił go zaraz, marszcząc czoło i idąc z powrotem na górę, żeby rzeczywiście iść po przyjaciółkę.
     Zeszli razem, siadając zaraz przy kuchennej wyspie. Magana podał im filiżanki z kawą, jednak Elliot swoją odsunął. Coś tu śmierdziało i to całkowicie. Fields miał całkowitą lukę w pamięci. Nie mógł sobie przypomnieć niczego od momentu, kiedy zaczął uprawiać seks z Val. Po tym, jak się z nią całował, a później zdejmował koszulkę, jego wspomnienie się kończyło. Znów zaczęły wracać te pojebane obawy, że Kane jest jednak podejrzanym typem, którego zdecydowanie powinni unikać.
  – Kiedy ty to wszystko posprzątałeś? – Zapytał gospodarza, przeciągając się lekko. – Byłeś w takim stanie i zdołałeś sam ogarnąć całą chatę?
  – W jakim stanie? – Zaśmiał się chłopak, upijając łyka z filiżanki. – Ja byłem praktycznie trzeźwy. Bardziej martwiłem się o was, bo nieźle polecieliście.
  – Co? Przecież z nami piłeś i sam częstowałeś nas towarem – blondyn był wyraźnie zaskoczony, jednak zaraz po jego słowach, to gospodarz zdawał się nie wierzyć w to, co mówi.
  – O czym ty mówisz, Elliot? Przecież ja was niczym nie częstowałem – sarknął od razu, wstając z krzesła i opierając dłonie na blacie. – To ty przyszedłeś z towarem i zacząłeś go sypać. Valerie wciągnęła, ty zaraz po niej, a ja wam grzecznie odmówiłem.
    Gdyby byli w kreskówce, to w oczach syna pani burmistrz najpewniej pojawiłyby się dwa czarne pytajniki. Był pewien, że to Magana im sypał, polewał i to on podpuścił ich do uprawiania seksu, o czym zamierzał jeszcze później porozmawiać z Valentine. Teraz natomiast robił z tej dwójki kretynów i próbował im wmówić, że to Fields przyniósł towar. Przecież przyszedł tu po jednym piwie, wiedziałby, gdyby miał ze sobą jakiś towar, a tym bardziej, jeśli zacząłby nim wszystkich częstować. Może tutaj były kamery, które przeglądali jego rodzice? Może po prostu zgrywał niewiniątko, żeby przypadkiem starzy się nie dowiedzieli, że mają syna ćpuna? To było ostro pojebane, a z tego pojebania poczuł jedynie ogromny ścisk w skroniach. Podniósł się, kiwając głową na boki.
  – Nie będę słuchał tego pierdolenia. Chodź, Val – mruknął do przyjaciółki, kierując się od razu w stronę drzwi. Nim jednak na dobre odszedł, Kane złapał go za ramię.
  – Chwila, ja jeszcze nie skończyłem.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Carandian
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {10/11/23, 07:01 pm}

Valetnine przez dłuższy czas po seksie z Fieldsem nie mogła zasnąć, ani też się ruszyć. Zupełnie jakby narkotyczne uniesienie poskutkowało dziwnym paraliżem. W końcu jednak zamknęła oczy, a rozpędzone bicie serca nieco zwolniło, co pomogło dziewczynie się rozluźnić na tyle, że zapadła w sen wsłuchując się w kroki chodzącego po pokoju Magany.

***

     Mężczyzna w ciemnej szacie wszedł do pokoju oświetlonego świecami ustawionymi na wielkich świecznikach we wszystkich rogach. Na krześle pośrodku siedziała Valentine, która nie mogła się poruszyć, ani nic powiedzieć. Patrzyła jak przybysz spokojnym krokiem podchodzi do drewnianego, spróchniałego stołu pokrytego ogromną gamą różnych narzędzi. Oglądając przedmioty zaczął nucić jakąś melodię, a przerażona Val próbowała otworzyć usta, jednak jej wargi zostały czymś mocno sklejone i wszelkie próby rozwarcia ich piekielnie bolały.
     -Valentine, nam wszystkim bardzo zależy na tym, żebyś poznała prawdziwy ból i zrozumiała jak bardzo on uszlachetnia.-tajemniczy jegomość pokazał dziewczynie ogromne obcęgi pokryte w niektórych miejscach rdzą. Usłyszała śmiech tłumu ludzi, zupełnie jakby nie znajdowali się w pokoju tylko na jakiejś sali teatralnej. Mężczyzna podszedł do krzesła, po czym złapał dłoń swojej ofiary, ucałował ją, a następnie złapał pierwszy paznokieć obcęgami. Pociągnął z całej siły, a płytka odeszła od palca. Valentine czuła jak krzyk grzęzł w jej gardle. Chciała się wyrwać, jednak kiedy poruszyła swoim ciałem poczuła jeszcze większy ból.
     -Tylko ci co cierpią dostąpią prawdziwego zbawienia.-wymruczał prosto do jej ucha i złapał obcęgami kolejny paznokieć patrząc cierpiącej dziewczynie prosto w oczy. Przy okaleczaniu czwartego palca przestała się w ogóle ruszać. Patrzyła tylko w przestrzeń, a wodospad łez parzył ją w policzki. Brak żywej reakcji widocznie nie spodobał się mężczyźnie. Z grymasem na twarzy wrócił do stolika celem wybrania nowego narzędzia tortur. Padło na prosty młotek z trzonem pokrytym znakami runicznymi. Od raz nabrał przerażająco wesołej werwy.
     -Pamiętasz jak musiałaś nosić szyny prostujące kolana? Byłaś wtedy malutka, a dzieci Ci bardzo dokuczały.-zamachnął się młotkiem uderzając w pierwsze kolano. Valentine targnął ogromny spazm. Ta żywa reakcja rozochociła kata, który kontynuował wsłuchując się w dźwięk roztrzaskiwanych kości. Po czasie przerzucił się na drugą nogę.


***

     Poczuła silne szarpnięcie, które skutecznie przywróciło ją do świata żywych. Otworzyła oczy czując jak ciężkie krople potu spływają po jej nagiej skórze. Długo jej zajęło zrozumienie sytuacji i uspokojenie oddechu po koszmarze, który przeżyła w sferze snów. Elliot już był ubrany kiedy Valentine wykonała pierwsze ruchy. Po tej nocy miała bardzo obolałe ciało, czuła też dziwny dyskomfort na poziomie pochwy, co wywołało wspomnienia sprzed zaśnięcia. Schowała twarz w dłoniach analizując czas spędzony z gospodarzem imprezy, jednak skojarzyła tylko urywki, a wszystko prowadziło do zwierzęcego seksu.
    W końcu poczuła się na siłach, żeby wstać i ubrać. Bardzo marzyła o doświadczeniu kojącego prysznica, jednak miała świadomość, że czekają na nią chłopacy z którymi spędziła resztę imprezy. Musiała zejść na dół, stawić czoła wstydowi, który krążył gdzieś pod jej czaszką. Przez kilka sekund pomyślała o wyskoczeniu przez okno, jednak ostatecznie opuściła pokój Magany. Wpadła akurat na swojego kolegę, więc do jadalni zeszli już razem.
     Zadziwił ją panujący wszędzie porządek, właściwie dom wyglądał jakby nigdy nie został skalany żadną imprezą, a gospodarz tego przybytku prezentował się świetnie w porównaniu do dwójki swoich gości. Przez kilka sekund miała wrażenie, że jednak to wszystko nadal jest snem, bo kilka godzin wcześniej sama jadalnia była w stanie… Złym. A Kane w końcu imprezował z nimi, chociaż nawet to zaczęła podważać po przysłuchiwaniu się rozmowy towarzyszy.
     -Eh, jakoś wczoraj nie miałeś problemu z zapamiętaniem mojego imienia.-burknęła w końcu, jednak Magana niespecjalnie się tym przejął. Sięgnęła po kubek kawy, jednak zanim zdążyła upić chociaż łyk, Elliot zarządził opuszczenie domu. Odstawiła naczynie żegnając się z kofeinowym napojem, acz ostatecznie nie dali rady wyjść nawet z jadalni, ponieważ zostali zatrzymani.
     -Nie chcę być natarczywy, niemiły, ani nic z tych rzeczy. Potrzebuję waszego towarzystwa w najbliższy wtorek, w moim domu.-Kane zaszedł im drogę.-Rodzice chcą poznać moich nowych znajomych, padło na waszą dwójkę.-uśmiechnął się, przez co przez chwilę wyglądał jak boże niewiniątko. Valentine jednak wyczuwała w tym wszystkim dziwne napięcie, jakby zaraz miała spaść bomba tam gdzie właśnie stoją.
     -I? Mamy przyjść, siedzieć razem, jeść? A co jeżeli nie zechcemy?-spytała nerwowo krzyżując ręce na piersi. Rozradowany Kane wyciągnął z kieszeni telefon, pogmerał palcem po ekranie i pokazał dwójce skacowanych rówieśników filmik na którym uprawiali seks. Oczywiście nagrywający nie omieszkał skierować kamery na stół brudny od białego proszku.
     -Jak nie zechcecie to… Cóż, szkoła i wasi rodzice na pewno się ucieszą, że mają zaćpane dzieciaki, które dymają się jak króliki na sekstaśmie.-wzruszył ramionami darując im oglądanie reszty filmiku.
      -Podejmijcie dobrą decyzję.

***

22.10.2020, wtorek

     W poniedziałek Valentine nie przyszła do szkoły. Zamknęła się w swoim pokoju udając, że nie istnieje. Przez dwa dni żyła w symbiozie z łóżkiem, czasami odpalała na chwilę Netflixa, jednak żaden serial, czy film nie potrafił chociaż na chwilę wygasić krzyczących myśli w jej głowie. Na całe szczęście rodzice mieli za dużo na głowie, żeby chociaż do niej zajrzeć – prawdopodobnie połamałby ich kwaśny zapach potu wyprodukowanego podczas śnienia koszmarów.
Nadszedł wtorek. Val bardzo nie chciała nigdzie wyjść, tym bardziej do szkoły, ale doskonale pamiętała co mówił Kane. Z ogromnym bólem wydostała się z pościeli, kiedy pierwsze podrygi światła słonecznego wlazły do zagraconego pokoju. Nadepnęła na jakiś smutny talerz po jednym z posiłków, ubabrała sobie skarpetkę resztką keczupu, a wisienką na torcie było uderzenie barkiem o framugę drzwi do łazienki.
     Po prysznicu zlazła na parter do kuchni. Żołądek akurat miała konkretnie ściśnięty, aczkolwiek nigdy nie potrafiła odmówić sobie szklanki soku pomarańczowego na dzień dobry. Zastała na miejscu swoją matkę, która marynowała ogromny kawał mięsa. Valentine próbowała niepostrzeżenie dostać się do lodówki, co niestety nie wyszło, ponieważ kobieta odwróciła się idealnie jak Val złapała za butelkę z sokiem.
     -O, w końcu wyszło z pokoju! Pamiętasz, że dzisiaj wszyscy wychodzimy? Państwo Magana robią u siebie grilla, więc ze szkoły masz jechać od razu do nich.-dziewczyna poczuła jak przez kręgosłup przechodzą ją ciarki. Nie sądziła, że w tę sytuację zostanie wplątana również jej rodzina. Bez słowa opuściła kuchnię, wróciła do swojego pokoju tylko po plecak i wyleciała z domu. Wiedziała już, że ona nie może się w żaden sposób wykręcić, jednak nie była w tym bagnie sama. Drugą szantażowaną osobą był Fields, a bez niego wszystko się konkretnie sypnie. Myślała o tym wszystkim na tyle intensywnie, że nawet nie zauważyła jak dotarła pod budynek szkoły.
     Przed bramką wejściową stała grupa znajomych, brakowało tylko Elliota. Nieco niemrawo do nich podeszła jednocześnie wciskając pomiędzy spierzchnięte wargi papierosa. Akurat Tamara wspominała upojną noc z przystojniakiem z poprzedniej szkoły Magany, którego poznała na imprezie. Opowieść przerwało witanie się z Valentine. Wszyscy wyglądali całkiem normalnie, Hiro jak zwykle był zjarany tak, że ledwo kontaktował, Jules ubrała za krótką spódniczkę, a Tamara bajdurzyła o swoich podbojach.
     W końcu do towarzystwa dołączył Fields, którego Val najbardziej wyczekiwała. Nie pozwoliła mu dobrze pogadać z resztą tylko złapała chłopaka mocno za nadgarstek i odciągnęła do miejsca, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć.
     -Słuchaj, moi rodzice dzisiaj tam będą u tego psychola. Pójdziesz ze mną na tego nieszczęsnego grilla?
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {11/11/23, 09:41 pm}

19.09.2020-22.09.2020, sobota/wtorek

     Wiedział, że nowemu mieszkańcowi ich małego miasteczka nie można ufać. Obawy, które tamtego wieczora, po zaćpaniu, skutecznie wygłuszył, okazały się być jak najbardziej słuszne. W momencie kiedy Kane zamachał zadowolony telefonem i pokazał im ten filmik, Elliot poczuł się zupełnie tak, jakby ktoś wymierzył mu solidnego plaskacza w policzek, a później jeszcze poprawił w drugi. Wychodziło na to, że z jakiegoś powodu ten koleś miał wszystko obmyślone. Z pewnością to nagranie nie wyszło zupełnie przypadkowo. Nie zamierzał jednak tego widzieć. Tuż po jego słowach zabrał Valentine i wspólnie opuścili dom szanownego pana Magany.
    Cały kolejny dzień myślał o tym, jakim cholernym cudem dał się tak bardzo wkopać. W rzeczywistości pewnie byłoby mu całkowicie obojętne czy ktokolwiek zobaczy ten film, jednak wiedział, że jeśli ujrzy on światło dzienne, to nie tylko jemu się oberwie. Matka Burmistrz najprawdopodobniej zostanie kozłem ofiarnym, a wytykanie palcami było tym, czego ta kobieta obawiała się najbardziej. Wiadomo, że i tak znaleźliby się ludzie, którzy nie zgadzali się z jej polityką mniej lub bardziej, ale nie zdzierżyłaby raczej pozostania pośmiewiskiem przez to, co wyprawiało jej dziecko. Zwłaszcza, że na Emmę nikt nie miał żadnych dowodów. Na niego, jak się okazało, już tak.

***

    Całą niedzielę przesiedział w pokoju i grał na komputerze. Nie miał ochoty nigdzie wychodzić, choć matka wciąż zachęcała go do jakiejkolwiek aktywności. Proponowała nawet, że sama osobiście oderwie się na chwilę od pracy i zawiezie go na siłownię, ale potrzebował pobyć chwilę sam. Jego pokój był dla niego naprawdę ogromnym azylem, tutaj czuł się jakkolwiek bezpiecznie i mógł przemyśleć rzeczy, nad którymi nie potrafiłby się skupić w innej przestrzeni rodzinnego domu. Nie wychodził nawet na dwór zapalić, smolił bezczelnie w pokoju, jednak rodzice chyba udawali, że po prostu tego nie czuli. Może dla odmiany chociaż raz się nim przejęli? Nie, raczej nie.
    Tak naprawdę dopiero pod koniec dnia Kehlani Fields ponownie zajrzała do pokoju swojego syna. Prawdopodobnie dlatego, że od jutra zwyczajnie nie miałaby czasu, żeby go o poinformować o pewnych planach, jakie miała na najbliższy wtorek.
  – Zostaliśmy całą rodziną zaproszeni do państwa Magana na obiad, pojutrze – rzekła spokojnie, nie wchodząc w głąb pomieszczenia. Ewidentnie odór papierosów i niekąpiącego się chłopca w wieku dojrzewania mocno ją odrażał. – Idziemy tam prywatnie, ale jako burmistrz chciałabym zrobić również dobre wrażenie na nowych mieszkańcach i odpowiednio ich przywitać. Nie przynieś mi wstydu, okej?
  – A dostanę kieszonkowe na ten tydzień? – Zagaił od razu Elliot, odwracając się na obrotowym krześle w jej stronę. Dotychczas na nią nie patrzył, bo był zbyt zajęty animacją na ekranie. Matka wydawała się też mieć wyjątkowo dobry humor, dlatego nic nie stało na przeszkodzie, by ewentualnie spróbować ją udobruchać. Albo zwyczajnie pogrozić.
  – Skarbie, kara jest karą – odpowiedziała mu kobieta, wyraźnie powstrzymując się od uniesienia na niego głosu. – Poprawisz oceny, to odzyskasz kieszonkowe. I przewietrz tutaj, śmierdzi gorzej niż z publicznych śmietników.
    Miał nadzieję, że chociaż poprawi sobie nastrój małymi zakupami, ale najwyraźniej nie było mu to pisane. Jedynym, co musiał zrobić, to nastawić się psychicznie na wiztę w Whitevale. Ciekawiło go tylko jaki cała rodzina nowych mieszkańców miała w tym cel. Dlaczego Kane na swoich udawanych przyjaciół wybrał akurat ich? To dlatego, bo miał czym ich szantażować czy może miało to jakieś zupełnie większe i głębsze dno? Choć Elliot bardzo próbował, to za nic nie umiał połączyć kropek. Nic mu tu nie grało. Najgorsze jednak było to, że nawet gdyby chciał, to dla własnego bezpieczeństwa nie mógł odmówić.  

***

     W poniedziałek był w szkole normalnie, w prównaniu do swojej koleżanki. Tej, z którą wpadł do gigantycznego bagna i jak na razie nic nie wskazywało na to, żeby udało im się z niego wyjść. Na lekcjach nie mógł się skupić, a chodzący za nim wszędzie Kane wcale w tym nie pomagał. Fields odnosił wrażenie, że ten chłopak dosłownie go śledzi. Obserwuje każdy jego ruch, jego krok. Próbuje podsłuchiwać o czym mówi i sprawić, żeby poczuł ogromny dyskomfort. Świetnie mu to wychodziło, bo gdzie nie poszedł, dziwnym trafem nowy uczeń zawsze znalazł się tuż w jego peryferyjnym polu widzenia. Miał przez moment nawet wrażenie, jakby czuł jego oddech na swoim własnym karku.
     Gdy wracał ze szkoły ciągle odwracał się za siebie. To cholerne poczucie, że ktoś za nim idzie nie opuszczało go aż do momentu, dopóki nie przekroczył progu własnego domu. Znów zamknął się w pokoju i dla odmiany nawet zajął się pracą domową. Wszystko było zdecydowanie lepsze, niż ciągłe rozmyślanie o tym, że ten człowiek ewidentnie czyha na jego życie.
    Następnego dnia natomiast prawie punktualnie zjawił się w szkole. Wyszedł piętnaście minut po siostrze, jako że ta pojechała swoim nowiutkim mercedesem. On natomiast wolał się przejść. Zresztą i tak była duża szansa, że nawet by go nie podrzuciła. W końcu nigdy nie chodzili do tejże placówki edukacyjnej razem.
    Przywitał się z każdym i nim na dobre  chociaż spróbował się rozgadać, Valentine pociągnęła go za nadgarstek i odseparowała od reszty towarzystwa. Spojrzał na nią nieco zdezorientowany, jednak słysząc jej kolejne słowa zamilkł na dłuższą chwilę. Dotarło do niego, że w takim razie nie tylko jego rodzina została zamieszana w cały ten popieprzony teatrzyk. Pewnie dlatego Kane obserwował go, być może ich, na każdym kroku.
  – Moi też. Matka powiedziała, że idzie tam prywatnie, ale przy okazji chce ich odpowiednio przywitać i zrobić dobre wrażenie jako burmistrz – zacytował słowa matki, robiąc palcami niewidzialny cudzysłów i wywracając oczami. Rozejrzał się zaraz dookoła i nachylił się w stronę przyjaciółki, ściszając nieco swój własny ton. – Ten pojeb cały dzień wczoraj za mną łaził. Miałem wrażenie, że odprowadzał mnie pod sam dom. Dosłownie, gdzie nie poszedłem, to nagle znikąd pojawiał się gdzieś niedaleko.
  – Ciekawe czy jakbym wczoraj była, to też by za mną łaził. Chłop jest tak walnięty, że za chwilę zacznie się rozdwajać i być w kilku miejscach naraz, byleby tylko kontrolować sytuację – Valentine zakończyła swoją wypowiedź głośnym westchnięciem. Nie chciała się dowiedzieć do czego zdolny był Kane, tym bardziej, że w jego otoczeniu mieli pojawić się jej bliscy.
    Elliota to nie dziwiło. Sam też niespecjalnie chciał się przekonać co się stanie, kiedy postawią na swoim i zwyczajnie go zignorują. Wychodziło na to, że facet był kompletnie nieobliczalny. Pytaniem natomiast było dlaczego uwziął się akurat konkretnie na nich. Miał tyle oferm i najróżniejszych wyrzutków w całym mieście, a z tych, niespełna, trzech tysięcy mieszkańców, postanowił sobie wybrać akurat ich, to był ewidentny żart.
– Ta, jeszcze stwierdził, że to ja przyniosłem towar i zacząłem nam sypać – mlasnął niezadowolony i wyciągnąwszy z kieszeni papierosy, wkrótce odpalił jednego. – Zaczynam się wkurwiać, bo nie przychodzi mi do głowy absolutnie nic, co wyjaśniłoby chociaż o co mu chodzi.
–  Może kiedyś bym jeszcze pomyślała, że po prostu ma taki głupi sposób szukania przyjaciół – wzruszyła ramionami, po czym od razu nerwowo się rozejrzała.
    W tym momencie Fields zadecydował, że pora się rozdzielić. Dopalił jedynie fajkę, peta przydeptał, a później udał się na lekcje. Plusy były takie, że Kane był w innej klasie, więc nie byłoby możliwości, żeby wpatrywał się w niego również na lekcjach. Najwyraźniej to była jedyna chwila, kiedy mógł odetchnąć i nie wkręcać sobie manii prześladowczej. Mógł też mentalnie przygotować się na najgorsze. Czyli cholerny grill w Whitevale.

***

     Po lekcjach oczywiście udali się do posiadłości nowej rodziny. Oczywiście nie uniknęli Kane’a, który po drodze się zatrzymał i zaproponował, że może ich ze sobą zabrać. Ci jednak odmówili, a on o dziwo nie naciskał i nie wyciągał telefonu, każąc im wsiadać. Droga minęła im dość spokojnie, choć kiedy zaczęli zbliżać się do posiadłości, Elliot poczuł dziwnego rodzaju niepokój. Miał naprawdę cholernie złe przeczucia co do tego wspólnego obiadu. Nie wiedział nawet w jakim celu zaproszono zarówno jego rodziców, jak i państwa Dumont, ale z pewnością nie tylko na obiad.
    Rozmyślał tak intensywnie, że nagle poślizgnął się o jeden z drewnianych schodków, a całe życie przeleciało mu przed oczami. Jak na złość drzwi wejściowe zdążyły się otworzyć, kiedy on walczył z podniesiem się w taki sposób, żeby przypadkiem spodnie na dupie mu nie puściły na szwach. Ze środka wyjrzała kobieta, która od razu rozentuzjazmowana zaprosiła ich do wnętrza domu. Przedstawiła się jako Aubriella Magana, więc najwyraźniej była matką ich szantażysty.
      W głowie Elliota od razu pojawiła się myśl kto daje dziecku tak kretyńskie imię jak Aubriella, ale szybko się okazało, że w ich rodzinie najwyraźniej wszyscy mają takie dziwne imiona. Kane jeszcze było jak cię mogę, ale jego siostra nosiła imię Ainhoa, a ojciec Kamryn.
    Siedzieli wszyscy za domem, na tarasie, gdzie rozciągał się piękny widok na przystań. To na nim skupił się Fields, od czasu do czasu spoglądając na Valentine. W którymś momencie padło jednak pytanie, którego chyba żadne z nich się nie spodziewało. Przynajmnej on się nie spodziewał.
  –  Jak to się stało, że tak szybko się zaprzyjaźniliście? – Zapytał pan Magana, wkładając sobie do ust kawałek mięsa. – Kane jest raczej nieśmiały, a wspominał, że macie stałą grupkę, z którą się trzymacie i zaprosiliście go do niej. Jak to było, co?
    Gorszym od samego pytania jednak było tylko to, że syn pytającego był według niego nieśmiały. Zdaniem blondyna zaś był aż nazbyt śmiały. Szantażował ich, robił wielkie melanże, a okazywało się, że rodzice nie mają najwyraźniej pojęcia o jego podwójnych standardach. Następnie jednak sam zainteresowany skłamał, a na jego słowa Elliot uniósł tylko brew, nie dokońca wierząc w to, co właśnie usłyszał.
   –  Mówiłem ci, tato – uśmiechnął się czarująco Kane, a przy okazji tak obrzydliwie sztucznie, że aż dziw, iż nikt na to nie zareagował nieufnym spojrzeniem. – Zapytałem Elliota i Valentine czy mogą pomóc mi zrobić obchód po szkole, ponieważ jestem nowy. Później też jako jedyni przyszli na moją urodzinową imprezę. Chyba nie do końca lubią w tej szkole nowe osoby… – Tutaj skruszył się nieco, patrząc smutno na całe towarzystwo po kolei.
 – Nie przejmuj się, słoneczko, młodzież bywa trudna – wtrąciła się pani burmistrz, posyłając mu pokrzepiający uśmiech.
    Na słowa chłopaka jednak nawet Emma zareagowała cichym parsknięciem. Sama chyba doskonale wiedziała, że jej brat jest ostatnią osobą, która z radością w oczach oprowadzałaby nowicjusza po szkolnych korytarzach. To zwyczajnie nie pasowało do jego wizerunku. Zresztą, wiedziała również, że jej bliźniak to egoista i narcyz. Nie interesowało go nic poza czubkiem jego własnego nosa, a pomagał innym tylko w momencie, kiedy miał z tego jakiś interes. Oczywistym było, że młodszy Magana nie może powiedzieć nikomu, że on i Dumont zostali jego przyjaciółmi, bo ma na nich parszywego haka.
    Cały ten grill generalnie w oczach nastoletniego syna pani burmistrz był niewypałem. Rodzice jednego i drugiego, choć przyjechali samochodami, to zdecydowali się na wypicie lampki wina. Oczywiście ich poczęstowano tym bezalkoholowym, bo żadne z nich nie było pełnoletnie. Elliot zaś nie tknął praktycznie nic, patrząc, jak jego siostra i starzy zajadają się pieczonym, krwistym stekiem. Przeszło mu nawet przez myśl, że może jakimś cudem do jego kawałka dodali trutki na szczury. Chciało mu się rzygać od tej przesiąkniętej fałszem atmosfery. Najchętniej poszedłby się przejść gdzieś po okolicy i zapalić, żeby odetchnąć, jednak z pewnością wzbudziłoby to podejrzenia wszystkich zgromadzonych. No i matka oczywiście dałaby mu później w domu reprymendę, że to bardzo nietaktowne i znowu przyniósł jej wstyd. Jakby Emma wystarczająco go nie przynosiła, trzymając ciągle komórkę pod stołem i uśmiechając się do ekranu jak głupi do sera.
     W pewnym momencie jednak Kane wstał od stołu. Popatrzył na wszystkich zgromadzonych i znów przywdział na twarz ten uśmiech, który pewnie każdą nastolatkę zwaliłby zupełnie z nóg.
  – Pomyślałem, że możemy się przejść nad przystanią – wypalił nagle, wygładzając materiał koszuli, która na krawędziach nieco mu się przygniotła. – Chętnie pokażę wam jak odnowiliśmy z tatą łódkę w niedzielę. Dorośli porozmawiają, a my sobie pochodzimy. Judy, Emmo, możecie iść oczywiście z nami, do czego zachęcam.
     Siostrzyczka Fieldsa nie za bardzo chciała odchodzić od stołu, ale po chwili najwyraźniej ją oświeciło, że będzie korzystać z telefonu bez narażania się na gniew rodziców. Ucieszona więc od razu wstała, chwytając w dłonie swoją torebkę i czekając, aż reszta ruszy swoje cztery litery. Siostra Dumont zaś była trochę niepewna tej decyzji. Nie dziwiło go to, bo Valentine popatrzyła na nią tym swoim zabójczym, pojebanym wzrokiem, ale ostatecznie zachęcona przez rodziców również podniosła się z krzesła. Cała piątka skierowała się nad wspomnianą przystań, gdzie zacumowane były dwie małe żaglówki. Wyglądało to fajnie i momentami naprawdę szło pozazdrościć takiego miejsca, ale to nie był teraz czas by rozmyślać o nocnych popijawach na tym pomoście.
     Emma niezbyt była zainteresowana opowieścią o odnawianiu łodzi. Poszła tylko dlatego, żeby w połowie drogi siąść na wielkim kamieniu i machnąć na nich wszystkich ręką. Zarzuciła nogę na nogę i zaraz kontynuowała swoje rozmowy na czatach randkowych. Jej brat tylko czekał na to, aż zacznie się rozbierać na kamerkach, bo zeszmaciła się już wystarczająco, żeby zacząć to robić. Judy zaś dzielnie kroczyła za nimi i zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi ani na swoją siostrę, ani na jej przyjaciela. Spoglądała gdzieś w dal, przyglądając się łodziom.
  – Mogę obejrzeć je z bliska? – Zapytała młodsza Dumont, posyłając Kane’owi niepewny uśmiech i odwracając zaraz wzrok.
  – Judy, kochana, ależ oczywiście. Daj mi, proszę, rękę i wspólnie je zobaczymy – wyciągnął do niej dłoń, jednak jego wzrok przeniósł się na jego towarzyszy. – Możemy nią nawet popływać, jeśli miałabyś ochotę. W Chicago nie mieliśmy takich bajerów, ale z tatą często jeździliśmy nad wodę. Wiem jak się pływa.
  – Obejdzie się – prychnął Elliot, łapiąc zaraz dziewczynę za ramię i przyciągając ją w swoją stronę. Zamilkł na chwilę i puścił ją. Wyciągnął telefon i udał, że wpatruje się w jakąś wiadomość. – Judy, skocz do mojej siostry i powiedz jej, że mama ją woła.
     Dziewczyna nieco zdezorientowana spojrzała na niego, ale zaraz kiwnęła głową. Oddaliła się na odpowiednią odległość, a wtedy miał szansę po raz kolejny skonfrontować szantażystę. Jeszcze zanim zostali sami był bardziej niż pewien słów, które chciał powiedzieć. Szybko jednak wszystkie myśli wyparowały z jego głowy, a on nie do końca wiedział jak się zachować. Otworzył usta i już miał coś powiedzieć, kiedy to właśnie Magana przemówił jako pierwszy.
  – Trochę powęszyłem na wasz temat – rzekł ze spokojem, chowając ręce do kieszeni spodni i patrząc w stronę lasu, którego rozłorzyste korony drzew rozlegały się daleko za horyzontem. – Zastanawiam się jakim cudem naczelny fuckboy i agresywna dzikuska znaleźli wspólny język. Chociaż sądząc po ostatnich wydarzeniach na mojej imprezie urodzinowej, to nie mam już żadnych wątpliwości.
   – Podpuściłeś nas, draniu – warknął Elliot, podchodząc do chłopaka i chwytając go za kołnierz. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Kane złapał go za nadgarstki, ściągając z siebie jego ręce i odpychając lekko do tyłu.
  – Trzymaj ręce przy sobie, jeśli nie chcesz popsuć obiadu najbliższym. Przypominam, że ciągle mam telefon pod ręką – zagroził, po raz kolejny poprawiając swoją koszulę.
  – Uspokójcie się obaj, jeszcze ktoś nas usłyszy – Val stanęła pomiędzy nimi, chociaż w najgorszym scenariuszu sama najchętniej złapałaby Maganę za szmaty i zrobiła z nim porządek. Konsekwencje użycia języka przemocy w obecnej sytuacji byłoby co najmniej strzeleniem sobie ogromnym bełtem w kolano. Miała nadzieję, że Fields dojdzie do takiego samego wniosku. Jednak całkowicie na darmo, bo w chłopaku buzowało już na tyle emocji, że wystarczyło jedno niewłaściwie słowo, żeby ponownie rzucił się na niego z rękoma. Tylko tym razem prawdopodobnie i finalnie po prostu poszedłby siedzieć.
     Cała ta sytuacja była popieprzona, choć jeszcze nie minął nawet tydzień, a zaledwie trzy dni. Elliot jednak ewidentnie dostawał już białej gorączki. Miał wrażenie, że brakuje sekund, żeby go doszczętnie pojebało i żeby zaczął niszczyć wszystko, co spotka na swojej drodze. Teraz jednak nie mógł sobie tak po prostu wyjść, kiedy był wkurwiony. Siedział w tym razem z Valentine i podejrzewał, że gdyby tylko któreś z nich postanowiło wyjść z tego gównianego obiadu, to najpewniej jeszcze dzisiaj nagranie trafiłoby do absolutnie wszystkich.
– To niech powie wreszcie o co mu, kurwa, chodzi! – Jęknął blondyn, odwracając się do nich plecami i kładąc ręce na swojej twarzy. Prawdopodobnie miało go to uspokoić, ale nie dało zupełnie nic. – Po cholerę się do nas przyczepiłeś? Po co te wszystkie kłamstwa, że oprowadzaliśmy cię po szkole, że nic nam nie sypałeś, chociaż to ewidentnie ty wyciągnąłeś prochy! Po chuj to wszystko?
    Kane widocznie spodziewał się pytań tego typu. Uśmiechnął się jedynie cwanie i od razu miał odpowiedź na wszystkie nurtujące ich pytania. Zarządził dłonią, żeby poszli jeszcze kawałeczek dalej, bo przez Elliota wszyscy zaczęli zerkać w ich stronę. Wystarczająco nielubiany przez parę przyjaciół nastolatek pomachał radośnie do rodziców i Emmy, którzy akurat na nich spojrzeli i poszedł zaraz do przodu, wskazując ręką na pustą przestrzeń. Najwyraźniej, żeby wyglądało, iż Fields był tylko i wyłącznie podekscytowany historią.
  – Potrzebuję mieć was blisko siebie – wypalił nagle, wzruszając ramionami. – Zdaję sobie sprawę, że jestem dziwakiem. Między innymi dlatego w swoim osiemnastoletnim życiu przeżyłem już osiem przeprowadzek. Jeszcze zanim się tu pojawiłem, nawiązałem kontakt z pewnym chłopakiem z Blackburry. Miał mi opowiedzieć o mieście, o jedynym liceum, które tutaj jest. Powiedział mi również o was. Raczej nikt nie chciałby się ze mną kolegować i na nikogo nie udałoby mi się zebrać czegoś wstydliwego, żeby móc go szantażować. Wy jesteście zdemoralizowani i znienawidzeni. Kto inny poleciałby na darmowe prochy? Próbowałem najpierw z tą całą Jules, wydawała się być najgłupsza z was, ale dziewczyna najwyraźniej nie sięgała po twarde narkotyki, bo kompletnie jej odjebało. Ta druga laska zainteresowała się moim kumplem, który przyjechał specjalnie z Chicago, a ten chłopak zniknął mi z zasięgu wzroku. Padło na was. Uczciwy układ. Wy się ze mną przyjaźnicie, a ja nie pokazuję nikomu waszych ćpuńskich przygód.
    Nie mógł uwierzyć w tak kretyńskie tłumaczenia. Naprawdę, zamiast po prostu naturalnie próbować jakkolwiek rozwinąć znajomość i pokazać się z fajnej strony, to on od razu ustalał sobie pełen plan działania, w którym zamierzał tę przyjaźń na nich wymusić.
  – Jest milion innych sposobów na pozyskanie przyjaciół, Kane – stwierdziła trafnie Dumont. – Wcale nie musiałeś nam dawać narkotyków i bawić się w cały ten szantaż. Co to za przyjaźń, skoro grozisz nam zniszczeniem życia?
  – To jest przyjaźń po mojemu – uznał błyskotliwie, za moment zaczesując włosy do tyłu. – Nie denerwujcie się, ale naprawdę uznałem, że nie mam innego wyjścia. Jak widać, słusznie zresztą. Wracajmy z powrotem, mama chyba przyniosła deser.
     Powolnym krokiem Kane udał się z powrotem w stronę domu, a pozostała dwójka stała jeszcze przez chwilę w milczeniu. Najwyraźniej obydwoje próbowali przetrawić to, czego właśnie się dowiedzieli. Wychodziło na to, że cała ta sytuacja to był zwyczajny kaprys chłopaka. Elliot nie wierzył też w to, że państwo Magana przeprowadzali się osiem razy tylko dlatego, że ich syna nikt nie lubił w szkołach. Za tym ewidentnie musiało kryć się coś więcej, tylko za cholerę nie mogli sobie uświadomić co. Przyjaźń zbudowana na szantażu na pewno nie była jego jedynym celem.
     Wrócili do stołu, gdzie pani Aubriella rzeczywiście przyniosła deser. Całkiem przyzwoicie wyglądający sernik z czekoladą i wiórkami kokosowymi.
  – Elliot, nic nie zjadłeś, jesteś wegetarianinem? – Uśmiechnęła się ciepło kobieta, podając mu za chwilę talerzyk z ciastem. – Spróbuj chociaż mojego deseru. To sernik czekoladowo–kokosowy, z przepisu mojej praprababki. Na pewno ci posmakuje.
   Odpowiedział tylko również uśmiechem i przyjął poczęstunek, stawiając go przed sobą. Odechciało mu się jeść jeszcze bardziej. Zamiast tego, tuż po tym obiedzie, zamierzał zaprosić do siebie Valentine i zamówić pizzę, płacąc oczywiście kartą Emmy. Musiał pogadać z przyjaciółką i to koniecznie, w bezpiecznej przystani. Tam, gdzie Kane nie mógł ich dojrzeć, usłyszeć, ani dyktować warunków.

***

    Wrócili z jego rodzicami. Elliot poprosił czy mogą ze sobą zabrać Val i o dziwo nie mieli nic przeciwko temu. Kehlani nawet sama zaproponowała im pizzę, mówiąc, że jedzenie na grillu u nowej rodziny nie było zbyt apetyczne. Dodała też, by Dumont nie czuła się zbyt urażona, ale jej mama źle przyprawiła mięso. Jej syn wywrócił tylko oczami i resztę podróży spędzili już w ciszy, słuchając tylko paplaniny pani Fields, która w skrócie uznała, że całkiem sympatyczni ludzie, jednak nieco dziwaczni. Zwróciła też uwagę na kretyńskie imiona, choć, gdy dojeżdżali, stwierdziła, że sama ma równie kretyńskie.
    Zaraz po wejściu do domu ojciec przetelefonował po pizzę, wcześniej uzgadniając kto jaką chce. Val i Elliot postanowili wziąć jedną na pół, z podwójnym serem, papryczkami jalapeno i kurczakiem. Nic specjalnego, ale ileż smaku. Wyszli jeszcze zajarać przed dom, tym razem chłopak poczęstował przyjaciółkę swoim. Zawsze ją opalał, dla odmiany mogło być inaczej. Następnie od razu po fajku skierowali się do jego pokoju. Blondyn od razu rozwalił się na łóżku i odetchnął głośno, jakby właśnie przeżył najcięższy dzień w swoim życiu. No i teoretycznie taki był. Od tego wszystkiego już nawet łeb pulsował mu na tyle mocno, że miał poczucie, iż za chwilę wybuchnie.
  – Musimy coś zrobić – odezwał się nagle, podnosząc się do siadu. – Też czegoś na niego poszukam. Choćbym miał zginąć.
Carandian
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Carandian
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {29/11/23, 10:58 am}

Przez cały obiad czuła się bardzo spięta. Przystawała na każdą jedzeniową propozycję chcąc usilnie pokazać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wcale nie ma ściśniętego żołądka z nerwów. Późniejsze spędzenie czasu z Maganą, rozmowy, włożyły do głowy dziewczyny więcej strachu o swój los. Kane był po prostu nieprzewidywalny, przy czym miał też ich w garści, a jako wisienkę na torcie postanowił wciągnąć w to bagno rodziny swoich ofiar. Valentine wątpiła, że cała sytuacja jest podyktowana prozaicznym pozyskiwaniem przyjaciół, musiało chodzić o coś więcej, ale to takiego wniosku doszedłby każdy…. Pytaniem było co miał na celu.
     Wielka gula blokująca gardło dziewczyny odpuściła w momencie zamknięcia się w samochodzie. Niestety ochota na dialog nie przyszła w ogóle, głównie za sprawą niezwykle sympatycznej matki Elliota, która nie mogła powstrzymać się od skomentowania mięsa przygotowanego przez rodzicielkę Val. Co prawda sama nigdy nie przepadła za kuchnią mamy, zdecydowanie preferowała bardziej słodkie wypieki kobiety, ale i tak poczuła się obrażona.
    Zamówionej pizzy spożyło niewiele. Wcześniej jadła na grillu chcąc zachować pozory normalności, więc nie miała zbyt dużo miejsca na kawałki placka z dodatkami. Czekała na Fieldsa, chciała jak najszybciej znaleźć się w zamkniętym pomieszczeniu i porozmawiać na tematy, które nie powinni dotrzeć do uszu nikogo innego. W końcu po posiłku, papierosie, poszli do pokoju Elliota. Valentine grzecznie usiadła na pufie stojącej obok łóżka.
     – Wiesz, ja już na niego szukałam czegoś. Internet nie zna rodziny Magana. – mruknęła jednocześnie poprawiając włosy, które opadły kilka sekund wcześniej na jej twarz. – Chociaż teraz znamy imiona rodziców… Mogli zawsze zmienić nazwisko przed przeprowadzką, ale taka Aubriella, czy Kamryn powinni gdzieś być w sieci. Są zbyt bogaci na pełną anonimowość. – dodała sugerując ruchem dłoni, żeby Elliot sięgnął po laptopa i zaczął szukać.
    Na temat Aubrielli nic nie znaleźli poza stronami z propozycjami imion dla dzieci, podobno właśnie to jest coraz popularniejsze w Ameryce przez wzgląd na niezwykle czarujące brzmienie. W innej sytuacji Valentine zaśmiałaby się, jednak w przypadku Magany nie potrafiła zmusić ust do choćby najdrobniejszego drgnięcia w geście uśmiechu. Kamryn na początku również niczego nie przyniósł, dopóki na trzeciej stronie szukania nie wyświetlił się link do profilu na jakiejś platformie dla ludzi pracujących w szeroko pojętym biznesie. Po otwarciu przed oczyma nastolatków wyskoczyło zdjęcie przedstawiające ojca ich szantażysty. Nie zgadzało się tylko nazwisko.
   – Kamryn Makowsky? Kurde, to na pewno on… Zjedź niżej, trochę osób go obserwuje, może coś wrzucał na swoją stronę. – Fields kiwnął tylko głową i przewinął profil niżej. Valentine uważnie studiowała każdy post, zdjęcie, aż nagle podskoczyła dostrzegając coś bardzo dziwnego. Na jednym ze zdjęć Kamryn uśmiechnięty od ucha do ucha stał przed bardzo charakterystycznym domem w bordowym kolorze i rzeźbionymi zdobieniami. Kiedyś ten właśnie przybytek zajmował pierwsze miejsce wielu gazet. Opis zdjęcia wskazywał na to, że trzy lata wcześniej Kamryn zakupił rezydencję.
      – To jest kawałek drogi z Norfolk. W tym domu jakieś jebnięte małżeństwo zamordowało swoje dzieci w wieku przedszkolnym. Torturowali, skatowali, na koniec poćwiartowali. – poczuła jak przez jej kręgosłup przechodzi silny dreszcz. Wychodzi na to, że Państwo Magana lubowali w lokalach z okrutną historią, niektórzy mają takie dziwactwa, Valentine za dużo czas spędziła oglądając programy rozrywkowe, żeby była tym faktem zdziwiona. Tylko przeprowadzka tak daleko od Norfolk i jeszcze zmiana nazwiska… Wyglądało to podejrzanie.
    – Chcesz się tam przejechać i powęszyć? – Uniósł nieznacznie brew do góry, przyglądając się zdjęciu na monitorze. – Może znajdziemy tam coś ciekawego, pewnie ta chawira stoi już pusta. – Valentine kiwnęła głową od razu rozplanowując w myślach jak taka podróż mogłaby wyglądać patrząc na to, że oboje nie mają stałego źródła pieniędzy. Sprawa była bardzo poważna, w końcu chodziło o ich szantażystę, więc znalezienie tego makabrycznego domu stanowiło ogromny potencjał na znalezienie haków.
    – Tylko wiesz, przeprawa do Norfolk trwa kilka godzin, więc musimy mieć pieniądze na pociąg i najlepiej na jakiś nocleg, ja w tamtych stronach nie mam żadnej rodziny. – głośno westchnęła próbując wymyślić jak to zorganizować. Na ten moment nie mieli żadnych innych tropów, poza tym postem ze zdjęciem na stronie ojca Kane’a, więc mogła być to dla nich jedyna szansa, żeby czegoś więcej dowiedzieć się o rodzinie Magana.
    – O kasę się nie martw. Mam na Emmę jeszcze kilka haków. – wzruszył ramionami, zastanawiając się zaraz chwilę. - Jeśli pasuje ci kima w aucie, to możemy pojechać moim. Na niego jeszcze szlabanu nie dostałem. – dodał wskazując kluczyki od samochodu położone na niskiej komodzie. Valentine pierwszy raz tego dnia nieznacznie się uśmiechnęła. Pomimo ich nieprzyjemnej sytuacji to jakoś myśl o przygodzie daleko za miastem brzmiała dla nastolatki fajnie. I pewnie mogłaby być fajna gdyby nie dotyczyła szukania brudów pewnej rodziny.
    – Okej, musimy tylko znaleźć jakiś dzień… Chociaż mam wrażenie, że z tym będzie dość trudno skoro Kane nas obserwuje. – odparła zdając sobie sprawę, że w kark im wciąż chucha przerażający rówieśnik. Podniosła się z pufy przy akompaniamencie strzykających stawów i wyszła z pokoju informując gospodarza, że pilnie musi skorzystać z łazienki.
Po spuszczeniu balastu z pęcherza chciała już wrócić do Fieldsa, jednak na drodze stanęła jej Emma. Siostra chłopaka wyglądała jakoś dziwnie, szczególnie jej nienaturalnie zirytowany wyraz twarzy wywołał u Val poczucie niepokoju. Dumont próbowała wyminąć dziewczynę, aczkolwiek ta zagradzała przejście, aż w końcu mocno popchnęła Valentine.
    – Nie wiem po co tutaj przylazłaś. Mój brat nie lubi takich brzydkich pizd, mogłabyś już z łaski swojej wypierdalać. – te słowa zagęściły nieprzyjazną atmosferę. Emma nagle wydawała się być dużo wyższa, a przez jej twarz przeskakiwały dziwne cienie. Val zacisnęła dłoń w pięść powstrzymując odruch strzelenia dziewczynie w pysk.
    – Daj mi lepiej przejść. – odburknęła próbując przepchnąć bliźniaczkę, ale ta wciąż stała w miejscu jak kamień. Nieprzejęta sytuacją złapała Valentine za przedramię wbijając dziewczynie paznokcie w skórę. Ciemnowłosa nie wiedziała jak zareagować, zszokowana znosiła jeszcze kilka sekund ostry ból wrzynających się pazurów, aż w końcu uniosła zgiętą nogę i uderzyła kolanem Emmę w brzuch. W tym momencie z pokoju wynurzył swoją głowę Elliot pytając co Val tak długo robi. Po Emmie nie było śladu, zupełnie jakby zapadła się pod ziemię.
    – Ja, erm…. Wpadłam na Twoją siostrę, tylko ona tak jakby… Zniknęła. – wytłumaczyła się z długiego pobytu w łazience mając wrażenie, że lepiej wyszłaby na innej, bardziej prozaicznej wymówce. Elliot wytrzeszczył na swojego gościa oczy niedowierzając w to co słyszy.
    – Co?– Spojrzał na nią jak na kretynkę, nie zamykając ust ze zdziwienia. - Co ty w ogóle pieprzysz? – Valentine chciała pokazać mu ślady paznokci Emmy, ale te zniknęły tak jak dziewczyna. Głośno westchnęła kręcąc głową z rezygnacją. Nie miała jak udowodnić, że właśnie przed chwilą stoczyła dziwną walkę z bliźniaczką kolegi.
    – Wiesz co, nieważne, wróćmy lepiej do ogarnięcia wyjazdu. – odburknęła wchodząc do pokoju chłopaka. Elliot nie wyglądał na przekonanego. Dłuższą chwilę siedziała w milczeniu na pufie ignorując kompletnie otoczenie. Chciała wyciszyć w sobie małą, przerażoną dziewczynkę, która nie rozumie co się wokół niej dzieje. W końcu dała radę opanować strach i mogła wrócić do przerwanego wcześniej tematu.
    – Kiedy chcesz tam jechać? Myślę, że czas nas goni za bardzo, żeby planować wycieczkę do Norfolk do wakacji… - spytała pokazując koledze od razu trasę z podanym czasem podróży. – Ah, no i nie możemy wzbudzić za wielu podejrzeń Magany. – dodała wyciągając na wierzch fakt, że po ich piętach depcze Kane.
   – Teraz. – prychnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Następnie podniósł się z łóżka, zamierzając wyjść z pokoju. –  Pójdę do Emmy, chyba jeszcze nie wyszła. Chociaż jak twierdzisz, że zniknęła, no to… – Zacisnął wargi, żeby się nie roześmiać. Valentine ledwo powstrzymała odruch przydzwonienia mu z pięści w nos. Zamiast tego przez zaciśnięte wargi wydusiła tylko prośbę o to, żeby pożyczył od niej coś do przebrania w trakcie podróży.
Seba
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Seba
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {24/12/23, 01:11 am}

22.09–23.09.2020, wtorek/środa

     Dowiedzieli się kilku rzeczy na własną rękę. Właściwie raptem dwóch, ale wciąż było to dużo lepsze, niż okrągłe nic. Już sam fakt zmienionego nazwiska i to, że kupili dom, w którym brutalnie zamordowano małżeństwo, świadczył o czymś. Nie wiedzieli jeszcze tylko o czym, ale wystarczyło spojrzeć na posiadłość, którą kupili w Blackburry. Również tę, w której małżeństwo zginęło w niewyjaśnionym pożarze. W całość nie łączyło się jeszcze nic, ale w tym momencie Elliot obiecał sobie, że dociągnie to i rozwiąże tę dziwną zagadkę do samego końca.
    Nie widziało mu się jechać aż do Norfolk, zwłaszcza, że jak Valentine trafnie spostrzegła – ciągle mieli na karku Kane’a. Koleś obserwował każdy ich ruch, więc nie byłoby zaskoczeniem, gdyby okazało się, że jakimś cholernym cudem właśnie stoi za drzwiami i słucha o czym rozmawiają. Nie mieli jednak wyjścia. Jeśli chcieli posunąć się do przodu, próbując uporać się z nieproszonym gościem w ich życiach, to musieli tam pojechać. W dodatku prędzej, niż później.
    Dlatego właśnie Elliotowi najrozsądniejszą opcją wydało się jechać tam od razu. Gdyby bezsensownie cokolwiek planowali i przenosili to na weekend, była bardzo duża szansa, że Magana rzeczywiście mógłby się dowiedzieć o ich małej wycieczce. Mało tego, byłby pewnie tak bardzo zdesperowany, że jechałby za nimi, żeby tylko pozbawić ich jakiejkolwiek prywatności. Ta myśl była przerażająca, ale mogła się wydarzyć. Niemniej, decyzja została podjęta, a jemu pozostało ogarnięcie tylko pieniędzy od siostrzyczki, spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i wyjazd.
     Skierował się więc do pokoju swojej siostry, bezceremonialnie wpadając tam bez pukania i jakiejkolwiek informacji o tym, że ktoś za moment przekroczy próg pomieszczenia. Zdążyła zakryć się bluzką, jako że siedziała w samym biustonoszu i w pierwszej kolejności chwyciła kosmetyczkę, którą z impetem w niego rzuciła. Ten roześmiał się tylko i zamknął za sobą drzwi, podchodząc bliżej swojej bliźniaczki i zaglądając w ekran jej laptopa. Blondynka momentalnie go zamknęła i spojrzała na brata, zakładając bluzkę na siebie.
  – Wypieprzaj stąd – warknęła niezadowolona, odpychając go od siebie i wskazując na drzwi. – Tam masz wyjście.
  – Ostatnio sądziłem, że myśl, iż mogłabyś występować na kamerkach, to tylko domysły, ale najwyraźniej miałem rację – prychnął rozbawiony Elliot, siadając na łóżku. – Co na to rodzice? Wspominałaś, że dorabiasz sobie do kieszonkowego?
  – Co? Nie twój interes! Zresztą, to nie żadne kamerki, tylko… – Mruknęła w odpowiedzi Emma, by za chwilę potrząsnąć głową i spojrzeć na niego z wyrzutem. – Mówiłam już. Nie twój interes. Przylazłeś znowu zatruwać mi życie, bo ci się nudzi?
     Był pewien, że to były kamerki i choć jeszcze niedawno rzeczywiście były to tylko przypuszczenia, tak teraz był pewien. Gdyby z kimś się założył o to, że jego siostra się zeszmaci, to zgarnąłby całkiem pokaźną sumkę pieniędzy. Tak naprawdę miał w dupie to, co robiła. Potrzebował tylko wielu jej odpałów do tego, aby ją szantażować i wyciągać od niej pieniądze. Póki rodzice nie zechcą znów dawać mu kieszonkowego, to musiał sobie radzić zupełnie inaczej. Nie był to do końca humanitarny pomysł i robił totalnie to, co robił z nim Kane, ale Fields robił to dla kasy. Kane – chuj wie dlaczego.
     Milczał dłuższą chwilę i przyglądał się siostrze, tym swoim obojętnym wzrokiem, jakby miało to cokolwiek zmienić. Dziewczyna raczej miała świadomość po co przylazł, ale do końca chciała wierzyć, że to po prostu irytowanie jej w wyniku nudy. Westchnęła wkrótce, opierając się wygodniej o różowy, biurkowy fotel.
  – Ile chcesz, żebyś nic nie powiedział rodzicom?  
  – Muszę się dostać do Norfolk i z powrotem. Paliwo, jakieś żarcie, może pamiątki – wymieniał, uśmiechając się już zwycięsko pod nosem.
     Blondynka wyciągnęła telefon, poklikała przez chwilę po ekranie. Dość sprawnie jej to szło. Jego smartfon natomiast za sekundkę zawibrował. Spojrzał na powiadomienie i uśmiechnął się, machając sprzętem z nieukrywanym zadowoleniem.
  – Interesy z tobą to czysta przyjemność – skwitował krótko. – Gdyby rodzice pytali, to nocuję dzisiaj u Val. Tak swoją drogą, nie zaczepiaj jej więcej.
  – Poza obiadem na dole, to jej nie widziałam – Emma wyglądała na zaskoczoną, unosząc brew. – Poza tym nie interesuje mnie jakakolwiek komunikacja z tą laską. Dobrze wiesz, co o niej sądzę.
    Elliot zmarszczył wyraźnie czoło, nie odpowiadając już nic. Raczej Dumont nie miałaby powodów, żeby wymyślać sobie, iż jego siostra domniemanie ją zaczepiła. To pewnie bliźniaczka naściemniała, że nic o tym nie wie, ale przynajmniej mógł ją ostrzec. Dobrze wiedziała jak to się skończy, jeśli to wszystko się powtórzy.
    Już miał wychodzić, kiedy przypomniało mu się o prośbie przyjaciółki. Nie pytał siostry o zdanie, zamiast tego po prostu otworzył jej szafę i sięgnął byle co, rzucając tylko krótko, że pożycza. Zaraz po tym wrócił do siebie. Rzucił nimi w stronę przyjaciółki i zaczął szperać pod łóżkiem, w celu poszukiwań sportowej torby, którą czasem nosił na treningi koszykówki. Częściej korzystał ze zwykłego plecaka, ale tym razem postanowił zrobić wyjątek.
  – Mogą być? Nic lepszego nie chciało mi się szukać – spytał od razu, wyciągając torbę i spoglądając na biały top w różowe kwiatki, który dziewczyna akurat chwyciła w dłonie. – Nie do końca twój styl. Najwyżej coś ci kupię z okazji urodzin, Emma podzieliła się budżetem, to poszaleję.  
  – Cóż, bluzka w stylu Valentine lat dziesięć, ale i tak dziękuję – odparła po obejrzeniu niezbyt urodziwego topu. W ich obecnej sytuacji jednak nie czuła się, jakby miała jakiekolwiek prawo do narzekania.
  – Wolę Val lat dziesięć, niż Val lat pięćdziesiąt – stwierdził, wzruszając ramionami. – Właściwie, to nie wiem czy aż tak potrzebujemy tych wszystkich rzeczy. Jedziemy tam na chwilę, a ja mogę prowadzić w obie strony. Zdrzemniesz się w drodze.
  – Dla mnie przebranie się, to po prostu kwestia komfortu – rzuciła, wlepiając wzrok w ekran telefonu, gdzie wystukiwała wiadomość do matki. Wolała uprzedzić rodziców, że za szybko nie wróci, chociaż pewnie ten fakt nikogo nie obchodził.
  – A moim zdaniem po prostu wymyślasz, ale niech ci będzie. Zatem mam nadzieję, że kwiatkowy top będzie leżał jak ulał – uśmiechnął się ironicznie, pakując zaraz do torby jakieś rzeczy.
    Choć sam mógł przechodzić w tej jednej koszulce jeszcze najbliższy czas, to jednak zdecydował się również na wzięcie chociaż jednej dodatkowej. Nie będą możliwości, żeby się wykąpać, więc perfumy i czysty tees musiały być po prostu wystarczające. Wziął ze sobą jeszcze parę drobiazgów, by na koniec wrzucić wszystko do torby. Później już tylko wsiedli do auta i odjechali spod posiadłości Fieldsów, nie informując nikogo więcej o swoich planach. Emma i tak wiedziała już za dużo, więc przyszedł moment, by zamilknąć już w tej sprawie i nie rozmawiać z nikim innym.
    Podróż minęła im w dość średniej atmosferze. Choć w normalnych okolicznościach pewnie by śpiewali, wygłupiali się i przeżywali najlepszą podróż samochodem, jaką tylko mogli, to tym razem to wszystko nie wchodziło w grę. Oboje byli dość zdenerwowani, choć żadne z nich nie bardzo chciało się do tego przyznać. Siedzieli w niebieskim dodge’u challengerze jak na szpilkach i ani myśleli zwiększyć głośność muzyki, którą Elliot wybierał na telefonie. Czasem trochę rozmawiali albo komentowali to, co akurat zdążyli minąć, jednak aura między nimi była naprawdę cholernie gęsta.
     Byli cholernie ciekawi, co zastaną na miejscu. Wiedzieli, że jadą do Norfolk, obejrzeć dom, który ojciec Kane’a wykupił. Nie wiadomym było czy ktoś tam mieszkał, czy w końcu tę działkę sprzedano, skoro się przeprowadzili. Czy znajdą tam coś, co naprowadzi ich na jakikolwiek trop w kwestii tego, czego nowy w mieście nastolatek od nich chce. Dlaczego uparł się akurat na nich. Jego argumentacja była do dupy, nie tłumaczyła absolutnie niczego, a sam Elliot nie dowierzał, że wszystko tylko po to, żeby mieć paru znajomych. Przyjaźń przecież można było nawiązać w inny sposób. Nie było koniecznością upijać, narkotyzować, a później szantażować ludzi, którzy w domniemaniu mieli być bliscy.
    Zajechali na miejsce bardzo późno. Zdążyli jedynie minąć tabliczkę informującą o wjeździe do miejscowości, kiedy zdecydowali się przespać, a poszukiwania zacząć od rana. Stanęli więc na jednym z parkingów i ułożyli się do snu. Choć chyba żadnemu z nich nie za specjalnie ten sen chciał przyjść. Valentine strasznie się kręciła, aż w końcu poprosiła kolegę, by zamknął samochód od środka. Zrobił to bez żadnego zrzędzenia, odsuwając po chwili nieco fotel od kierownicy. Wciąż oglądał widok za oknem, choć nie było tutaj zdecydowanie, co oglądać. Sprawiło to jednak, że udało mu się przysnąć. Niestety nie na długo. Jego przyjaciółka bowiem nagle zaczęła się strasznie kręcić i coś majaczyć pod nosem. W pewnym momencie brzmiała jednak tak, jakby się dusiła. Fields podniósł się więc, patrząc na nią podejrzliwie i wreszcie kładąc swoją dłoń na jej przedramieniu. Nie wiedział co to było, ale z pewnością nie chciał, by cokolwiek jej się stało.
  – Val – powiedział cicho, trząchając nią lekko, jednak nie uzyskał żadnej reakcji. Złapał ją więc nieco mocniej i potrząsnął bardziej. – Val! – Powtórzył głośniej, a kiedy dziewczyna się ocknęła, ten położył jej wierzch dłoni na czoło. – Co ci jest? Myślałem, że mi tu wykitujesz za chwilę. Jesteś rozpalona.
  – Miałam okropny koszmar – wydusiła z siebie po dłuższej chwili. – Kolejny raz, kiedy przeżywałam tak realistyczne tortury we śnie – podniosła się powoli, prosząc zaraz o wodę, żeby ugasić chociaż trochę palące w gardle pragnienie.
    Blondyn wygiął się wpół, żeby zaraz zza tylnego siedzenia wyciągnąć butelkę. Niemalże od razu jej ją podał, a ta pociągnęła z niej kilka solidnych łyków, jakby nie piła co najmniej od zeszłej środy. Zaraz po tym wrzuciła ją z powrotem na tył, a on wyciągnął do niej ręce.
  – Warunki trochę średnie, ale przytul się, chociaż na chwilę. Będzie ci z pewnością lepiej – stwierdził Elliot, nie spuszczając z niej wzroku. – To tylko sny, Val. Są czasem pojebane i powtarzalne, ale nie wolno ci się bać.
  – Po prostu uderzają w takie bardzo wrażliwe rzeczy – wymamrotała, wtulając się w klatkę piersiową Elliota. – Od czasu tamtej imprezy u Magany, wracają do mnie wspomnienia i emocje, które wymazałam ze swojego życia.
  – Tamta impreza po prostu sprowadziła na nas nieszczęście – westchnął, głaszcząc lekko jej plecy i patrząc się na wciąż rozgwieżdżone niebo. – Po prostu się boisz i niepotrzebnie sobie wkręcasz jakieś rzeczy. Ten koleś nic nam nie zrobi, rozumiesz? Nie pozwolę mu na to.
    W pełni rozumiał jak musi czuć się Valentine. Sam miał cholerne obawy, że ta znajomość z Kane’m i ten szantaż nie doprowadzą ich do niczego dobrego. Było mu trochę szkoda koleżanki, jednak uważał, że niepotrzebnie pozwala się pożreć natrętnym myślom. W normalnych okolicznościach pewnie zacząłby się z nią droczyć i wyśmiał jej senne koszmary, ale tym razem wyglądała naprawdę źle. Jej skóra aż parzyła, a wilgotna bluzka przyklejała się do niej jak taśma. Nie wspominając już o tym, że byli w obcym mieście, nie wiadomo gdzie, w środku nocy i zamknięci w aucie.
  – Gdybyś doświadczał tego samego, co ja, to byś zupełnie inaczej gadał – westchnęła, zastanawiając się czy w ogóle powinna mówić o swoich snach i dziwnych przeczuciach, które prześladowały ją od czasu pamiętnej imprezy.
  – To źle, że próbuję cię podnieść na duchu? – Prychnął, odsuwając głowę i zerkając na nią. – Jeśli ci wygodnie, to śpij. Czeka nas zwiedzanie, gdy tylko wstaniemy.
    Rzeczywiście usnęli w swoich objęciach, choć zdecydowanie nie była to najwygodniejsza pozycja. Fields obudził się obolały i zmęczony bardziej, niż przedtem. Po tym jednak, co w nocy przeżywała Val, nie miał serca robić jej o to wyrzutów. Zamiast tego po prosu się przeciągnął i wysiadł z auta, żeby zapalić. Zaraz po tym skoczyli do pobliskiej knajpki na jakieś śniadanie, choć trzeba było przyznać, że cała ta sytuacja znacznie odbierała mu apetyt. Na szczęście w sprzedaży mieli jego ulubionego energetyka, więc to śniadanie było w zupełności wystarczające.
    Najgłówniejszym punktem podróży było jednak oczywiście zbadanie tajemniczego domu, który… Okazał się nie wyglądać tak, jak na zdjęciu w Internecie. Właściwie, to wyglądał na budynek, którego od bardzo dawna nikt nie zamieszkiwał. Elliot sądził, że w środku może udałoby im się znaleźć jakieś ślady użytkowania, jednak na pewno nie sięgały ostatnich miesięcy. Zanim tam weszli, to obeszli oczywiście dom dookoła. Wybita szyba z tyłu, wokół pełno butelek, petów i niedopalonych blantów, a także pomazana sprejem ściana. Klasyczny, opuszczony dom, jednak i tak budził pewnego rodzaju niepokój. Pewnie dlatego, bo oboje wiedzieli, kto był jego właścicielem…
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

travel to the void Empty Re: travel to the void {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach