Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty things i want to say but never did {15/06/23, 09:29 pm}

T H I N G S     I     W A N T     T O     S A Y
b u t   n e v e r   d i d ;    I   L O V E   Y O U   M O M

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
things i want to say but never did 65aeac9feaad6038464409aabfba9ea4
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
calinda as the best mum
eeve as just a little boy
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {16/06/23, 09:29 am}

BRUCE   ALFRED   ANDERSON
I   felt   you   question   the   way   I   was   brought   up   as   a   baby
w e l l   y o u   DON'T   know   about   m y   family

things i want to say but never did 683e-hqackaa8667009 things i want to say but never did O9kbgr14 things i want to say but never did W700d111
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
BRUCEY                7 lat                     31.12            't h e   c u t e   k i d'
japońskie korzenie   urodzony w Liverpoolu     brak stałego domu
andrew  wokalista&lider arctic monekys  ojciec              yuka  modelka  matka
brązowe    o c z y     c i e m n e    włosy     113    c e n t y m e t r ó w
·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·
• praktycznie nie rozstaje się ze swoim pluszowym pieskiem, którego  dostał od  babci
w   nagrodę  za   dobre  "oceny"  w    przedszkolu.   Nosi  imię  Shō  (奨,    jap.  Nagroda)
• ciągle przerzucany między domem ojca, matki  i  dziadków w Japonii, więc zdążył się
przyzwyczaić  do  podróżowania,  chociaż  panicznie  boi  się  samolotów  i każda taka
podróż              jest               dla                niego        powodem          ogromnego     stresu.
• nie  lubi  krzyków  i  samotności.  Jeszcze bardziej nie lubi siedzieć samemu i słuchać
jak ludzie kłócą się na przykład  w  drugim  pokoju.  Lubi  być  w  centrum   uwagi,     ale
nie potrafi się tego domagać. Uwielbia kiedy matka zabiera go na różnego rodzaju sesje
zdjęciowe   lub   bankiety,   bo   wtedy   ludzie   naturalnie   zwracają   na   niego   uwagę.
• marzy mu się posiadanie psa, ale mama się nie zgadzała, a u dziadków nigdy nie było
miejsca.    Jeszcze     nie    zebrał    się    na   odwagę,     żeby   poprosić   o    psa    ojca.
• przez dziadków  od  strony  dziadków  nazywany "Boru", ze względu na ich problem z
wymową angielskiego imienia. Ich angielski nie jest najlepszy,  jego  japoński   też   tak
średnio,        ale          nie        mają        większych       problemów       z        komunikacją.

npc w tle ofc:


Ostatnio zmieniony przez Eeve dnia 02/08/23, 08:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {19/06/23, 10:36 am}

○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○
things i want to say but never did TVxcjQp
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

Barbara Anderson z d. Rogers
Barbs
trzydzieści dziewięć lat   urodziny obchodzi 20 lipca   rak   aktorka
metr sześćdziesiąt pięć   brązowe włosy   brązowe oczy     tatuaże


○ Vera & Walter [67 lat, rodzice, na emeryturze] Marcus [44 lata, brat, biznesmen] Andrew  [40 lat, mąż, muzyk]

○ Spokojna kobieta z wielkimi pokładami cierpliwości i wyrozumiałości. Troskliwa i zawsze chętna do pomocy. Rzadko się złości, łatwo się stresuje i ma skłonności do nadmiernego analizowania problemów.
Jej rodzina ma dość krytyczne zdanie na temat jej wyborów życiowych i niewiele się w tej kwestii zmieniło przez lata, ale zależy im na sobie nawzajem i utrzymują ze sobą stały kontakt.
Choć lubi dzieci to nie wie za bardzo jak się z nimi obchodzić, a swoich własnych nigdy nie planowała. Stara się być za to jak najlepszą ciocią.
Kocha swojego męża z całego serca, chociaż jest tą jedną z nielicznych osób, która potrafi wyprowadzić ją z równowagi.
Aktorstwo od zawsze sprawiało jej wielką przyjemność. Pomimo talentu nie dorobiła się żadnej wielkiej kariery czy sławy, występując w kilku filmach niezależnych. Ostatecznie swoje marzenie jednak jak chciała to spełniła, grając raz główną rolę w typowym slasherze. Kiedyś dla odmiany przyjęła także rolę w jakimś mało znanym sitcomie i tak już w nim gra od kilku sezonów.


reszta:
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○


Ostatnio zmieniony przez Calinda dnia 03/08/23, 10:06 pm, w całości zmieniany 2 razy
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {19/06/23, 05:16 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Leżał w zbyt dużym łóżku, przyciskając mocno do piersi Shou, przyglądając się w całkowitym milczeniu obrazkowi wiszącemu na przeciwległej ścianie.  Wzburzone fale rozbijały się o boki brzydkiego statku. Obraz, podobnie jak sam statek, był naprawdę paskudny. Nic dziwnego, że wisiał w pokoju gościnnym.
         Spojrzał w kierunku drzwi, słysząc ciężkie kroki na korytarzu. Bez wątpienia należały do mężczyzny. Jego tata...
         Podniósł się do siadu i spojrzał na karton wysłykowy z Amazona, który ojciec mu dał, żeby póki co miał gdzie trzymać zabawki, które ze sobą przywiózł. Początkowo miał zamieszkać tutaj tylko na kilka tygodni, ale wie, że rodzice omawiają między sobą pomysł, żeby zamieszkał z ojcem na dłużej. Nie wiedział od kogo wyszła ta propozycja, ale miał nadzieję, że od Drew. To by znaczyło, że to on chce, żeby spędzali razem więcej czasu, a nie, że Yuka chce się go pozbyć.
         Pogładził drobną rączką Shou. Może Drew i Barbs zgodziliby się na psa? Byłoby naprawdę fajnie. Chciałby mieć pieska, z którym mógłby się bawić i przytulać. Shou był fajny, ale nie merdał ogonem i nie lizał go ciepłym językiem na powitanie. Prawdziwy piesek by tak robił.
         Zrzucił z siebie kołdrę i z Shou pod pachą potuptał do kuchni, skąd dochodził głos Drew. Mężczyzna stał plecami do niego, rozmawiając z kimś przez telefon. Bruce stanął w przy futrynie po stronie korytarza, gdzie na podłodze były panele, a nie kafelki, jak w kuchni. Nie lubił stać boso na kafelkach.  Wpatrywał się swoimi dużymi, brązowymi oczkami na rodzica, słuchając jak zapewnia jakiegoś Jaimiego, że będzie gotowy o jedenastej. Chłopiec zacisnął chude paluszki na pluszaku. Drew wyjeżdżał na jakiś czas i Bruce miał zostać sam z Barbs. Nie wiedział, co myśli o nim Barbs i trochę go to niepokoiło. David może za nim nie szalał, ale akceptował jego obecność i czasem, jak był w dobrym humorze, nawet kupował mu słodycze albo zabawki. Barbs była dla niego zagadką. Nie wiedział, czego się spodziewać i bał się zostać z nią sam.
         – O, wstałeś już? – zamrugał zaskoczony i ich spojrzenia spotkały się – Słuchaj, Jaimie, muszę kończyć. Odezwę się później. – rozłączył się i odłożył telefon na blat koło kuchenki – Barbs jeszcze śpi. Może zrobimy sobie płatki i obejrzymy kreskówki?
         Bruce otworzył swoje oczy jeszcze szerzej.
         – Nie mogę jeść przed telewizorem… – odpowiedział niepewnie.
         – To zasada mamy. U taty możesz jeść przed telewizorem. – zapewnił, widocznie bardzo zadowolony, że może być w czymś tym fajniejszym rodzicem.
         Nie ma zasady zakazującej śniadania przed telewizorem. Jeszcze namówi Drew na pieska i będzie najszczęśliwszym chłopcem na świecie.
         Usiedli razem na rogówce z miskami pełnymi płatków oraz mleka, a mężczyzna odpalił jedną z platform streaminogowych, następnie wybrał kreskówkę.
         Oczywiście, że była o Zielonej Latarni. O czym innym?
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {26/06/23, 09:22 pm}

B A R B A R A   A N D E R S O N


         Niepodobnym do niej było wstanie z łóżka później niż o świcie, należała raczej do rannych ptaszków. Chyba, że akurat późno zasnęła. Jak tej nocy. Problemy ze spaniem nie były dla niej jakąś nowością. W szafce przy łóżku trzyma nawet jakieś tabletki na sen, a do jej wieczornych rytuałów jest picie herbaty z rumianku i zażycie leku z melatoniną, żeby się odzwyczaić od tych mocniejszych. Tym razem wiedziała, czym jej problem z zaśnięciem był spowodowany. Albo kim.
         Zdawała sobie sprawę, na co się pisała, gdy dali sobie z Drew drugą szansę. Miał dziecko z obcą kobietą. Była zła, była zraniona, była bardzo bliska odrzucenia go na dobre. Ale ona tak ma, że częściej słucha się serca, niż rozumu.
         Wybaczyła więc i zaufała ponownie. Wspierała go w utrzymywaniu kontaktów z Yuką i synem, chociaż sama, może samolubnie, starała się trzymać dystans od tej części życia męża. Gdy Bruce miał spędzać czas u nich w domu, to często wycofywała się, tłumacząc -głównie sobie-, że chciałaby im dać czas ojciec-syn i po co im tam ona do przeszkadzania i psucia nastroju. Los się z niej teraz śmieje. Na co jej było te uciekanie?
         Gdy otworzyła oczy i zobaczyła, że strona Drew na ich łóżku jest pusta, podniosła się rozbudzona, przestraszona przez dobry moment, że była bliska przegapienia jego wyjazdu. Zegarek na szafce nocnej zapewnił ją jednak, że wcale aż tak z tym spaniem nie poszalała, więc mogła odetchnąć z ulgą.
         Po porannej toalecie i przebraniu się w coś domowego poszła w stronę kuchni, ale słysząc odgłosy dobiegające z telewizora, zakręciła się jednak do salonu. Stała oparta o framugę, przyglądając się przez moment dwójce na kanapie. W takich chwilach Bruce naprawdę wyglądał jak mini wersja swojego taty. Była ciekawa, czy też był fanem lampk-latarni, czy Drew wykorzystał okazję do puszczenia sobie kreskówki przed wyjazdem. Tak czy owak, nici z jej porannego programu.
         Oderwała się od framugi i podeszła do kanapy. Uśmiechnęła się na powitanie do Bruce’a, po czym pochyliła się, by pocałować Drew w policzek.
         - Hej wam. Wyspani? Ciekawy …odcinek? - zapytała, bo nie wiedziała, o co innego by miała zagaić. Jej uwagę następnie zwróciło ich śniadanie, a choć sama Barbs nie jest pedantką, tak widok siedmiolatka z pełną miską płatków na kanapie przynosił jej do głowy same czarne scenariusze. Dzieci są nieprzewidywalne, nie? Skąd ma wiedzieć, czy mu się ręka nie omsknie -  Zaraz wracam - powiedziała, po czym wybrała się do kuchni. Wyciągnęła z jednej z szafek czyste ściereczki kuchenne i wróciła do salonu.
    - Pozwolisz mi? - zapytała chłopca, zanim położyła mu na kolana ścierkę - Płatki lubią uciekać z miski, tak się nie trzeba martwić, że coś się pobrudzi - wyjaśniła i odwróciła się do Drew - Dla twojego taty też mam - uśmiechnęła się niewinnie, podając materiał mężczyźnie.
       Usiadła się obok niego w końcu, bo realizacja, że za krótki czas zostanie sama jako opiekunka siedmioletniego chłopca bez żadnego opiekuńczego stażu zaczęła do niej wracać.
    - Drew, wiem, że cię wczoraj wieczorem długo męczyłam, ale przekazałeś mi na pewno wszystko, co powinnam wiedzieć, tak? …Co z tymi uczuleniami? Zapisałeś mi numer do rodziców Yuki? - chciała się upewnić. Wiedziała, że u dziadków mieszkał bardzo często, więc była skłonna sięgnąć od nich jakieś porady. Zdenerwowanie na sytuację chwilowo jej przeszło, w końcu rozumie okoliczności…na ile może. Wolałaby, żeby Yuka szybciej się zainteresowała, co zrobi z własnym synem podczas jej podróży poślubnej, która wypadła akurat wtedy, gdy Drew jedzie w trasę koncertową. Może by miała czas wtedy na jakieś przygotowanie mentalne.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {27/06/23, 01:44 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Bruce krzywił się przy każdym dźwięku wybuchu, a tak się złożyło, że w tym konkretnym odcinku było ich całkiem sporo. Walczył z wewnętrzną potrzebą zakrycia uszu obiema rękoma. Musiałby puścić miskę, aby to zrobić, a jeśli tak by się stało, rozlałby całe mleko.
         Uniósł głowę i spojrzał na Barbs, gdy ta weszła do salonu. Obserwował ją bez słowa, nie licząc cichego “hej”, które wyrwało mu się w ramach powitania.
         – Cześć skarbie. – odpowiedział żonie Andrew, odrywając na chwilę wzrok od telewizora – Ach, tak, całkiem, całkiem… – urwał swoją wypowiedź ze względu na fakt, że kobieta opuściła ich na chwilę, po czym wróciła z dwiema  ściereczkami. Bruce grzecznie uniósł wyżej swoją miskę, żeby mogła swobodnie przykryć mu kolana. Z rozbawieniem obserwował jak Drew krzywi się, że on również dostał ściereczkę, jakby był małym dzieckiem, które nie umie zachować czystości w trakcie jedzenia.
         – Ja znam numer do obasan i ojisan! – poinformował, szczęśliwy, że może w czymś pomóc. Ojciec skinął mu głową.
         – On zna numer do oba… Do swoich dziadków. – uśmiechnął się do małżonki. On nie znał. I nie miał pojęcia, jak poprosić o to Yukę – Spokojnie. John zaoferował się, że jak coś, możesz dzwonić do niego o każdej porze dnia i nocy. Wpadnie w weekend, zabrać małego i Glama do parku. Będziesz mogła odsapnąć. – zapewnił ją nonszalanckim tonem, jakby mówili o opiece nad kotem, a nie nad dzieckiem. Chłopiec cały czas obserwował ich swoimi małymi, uważnymi oczkami, woląc to od brutalnej bajki, która leciała na telewizorze. Powoli przeniósł wzrok na leżącego u jego boku Shou – A alergie… Eee… Bruce, jest coś, na co jesteś uczulony? – zapomniał zadzwonić do Yuki.
         Bruce zamrugał, po czym przekrzywił głowę jak piesek, który nie rozumie polecenia.
         – Uczulenie?
         – No wiesz… Coś, czego nie możesz jeść…
         Chłopiec przez chwilę się zastanowił, a następnie cały rozpromienił.
         – Słodyczy przed obiadem! – widząc spojrzenie taty, humor mu się nieco pogorszył. Wyglądał, jakby nie był zadowolony z tej odpowiedzi.
         – No… Zadzwonię jeszczę do Yuki i dam ci znać. – wygląda na to, że nie uniknie tego telefonu do byłej kochanki.
         Bruce spojrzał na swoją miskę pozbawioną płatków. Zostało tylko trochę mleka. Spojrzał na ojca, który znów poświęcił całą uwagę kreskówce i na Barbs, ale szybko uciekł spojrzeniem na Shou. Ostrożnie zsunął nogi z kanapy i potuptał do kuchni, pozostawiając Shou na sofie. Odłożył ścierkę na blat, a następnie uniósł miskę do ust i wypił prosto z niej resztki mleka. Udało mu się nie zalać, więc można uznać to za sukces. Ostrożnie odstawił miskę koło zlewu, do którego nie mógł sięgnąć. Pchnął jeszcze naczynie paluszkami, coby stało głębiej i nie było obaw, że spadnie na podłogę. Wrócił do salonu po swojego pluszaka. Przytulił go mocno do piersi, patrząc przez krótki moment na dorosłych.
         – O której jedziesz? Tato?
         – O jedenastej muszę się zbierać.
         Chłopak spojrzał na elektroniczny zegarek. Miał już cyferki, więc wiedział, że dziesięć jest ostatnią liczbą przed jedenaście. Te dwa jeden po kropkach nic mu nie mówiło, ale rozumiał, że nie zostało dużo czasu, nim zostanie sam z Barbs. Ścisnął mocniej pluszaka i bez słowa wyszedł z salonu. Z jednej strony chciał posiedzieć jeszcze z tatą, ale z drugiej, naprawdę źle znosił tą bajkę. Wolał pobawić się sam w pokoju gościnnym.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {03/07/23, 05:39 pm}

B A R B A R A   A N D E R S O N

         Zdziwiła się, gdy okazało się, że Drew nie zna numerów do dziadków swojego syna. Bruce przecież często u nich pomieszkuje. Nie dzwonił wtedy, aby z nim pogadać? A może komunikuje się z nimi przez jakąś platformę, czy coś takiego? Ale to wtedy by jej raczej o tym powiedział. Zostawiła ten temat, bo jej uwaga została skierowana na temat Johna.
         - O, naprawdę? Bardzo miło z jego strony - uśmiechnęła się. Cieszyła się, że się zaoferował, bo podejrzewała, że będzie potrzebować jego rad, a krępowała się sama zapytać. Co do czego to dostała ogólnie dużo wsparcia od bliskich. Cóż, trochę tę sytuację im przeżywała, nie będzie kłamać. Przyjaciółki zapewniły ją, że może na nie liczyć, ale…Grace niedawno urodziła syna, więc nie chciała jej za bardzo zawracać głowy głupimi pytaniami. Obawiała się trochę rad rodzicielskich od Lucy, a Emma raczej wiedziała o dzieciach, tyle co ona sama. Znowu jej rodzice i brat…nie chwaliła się im jeszcze swoim nowym doświadczeniem. Nie miała ochoty słuchać ich marudzenia.
         Słuchała wymiany pomiędzy mężem a Bruce’m, krzyżując ręce na piersiach. Poczuła iskierkę irytacji. Miała nadzieję na większą pomoc z jego strony. Pomyśleć, że czuła wcześniej poczucie winy, że nigdy się nie zainteresowała takimi podstawowymi informacjami o chłopcu. A tu sam jego ojciec nie wie. Westchnęła, nie chcąc odnosić się do tego przy dziecku.
         Bruce jednak krótko później sam wyszedł z salonu. Wahała się przez chwilę, czy go zawołać, ale ostatecznie dała mu wrócić do swojego pokoju, jak się domyślała. To raczej normalne, że dziecko szybko się nudzi. Odwróciła się, by spojrzeć na swojego męża.
         - Mam nadzieję, że Yuka wie trochę więcej o waszym synu niż ty, kochanie - powiedziała lekko karcącym tonem. Nie chciała mu mówić, że się stresuje. Pomijając jak bardzo to widoczne - Wolałabym mieć cię teraz w domu. Bruce pewnie też. Szkoda, że tak wyszło - uśmiechnęła się smutno. Nie wyrazi słowami, jak bardzo nie chciała zostawać sama na tak długi czas z dzieckiem jego byłej kochanki. Zdawała sobie sprawę, że to nie wina chłopca, ale nie mogła się pozbyć męczącego jej poczucia dyskomfortu. Tyle lat, a nadal boli. Może ta sytuacja coś zmieni. Postara się o to.
         Zmieniła temat, przy czym przeszli na rozmowę dotyczącą trasy koncertowej. Była też ciekawa, co u innych członków zespołu. Czas szybko minął, więc Drew zaczął się zbierać do wyjścia. Barbs upewniła się jeszcze, czy nie zapomniał dokumentów lub telefonu i zawołali Bruce’a, by mógł się pożegnać z tatą. Z podjazdu dotarł do nich dźwięk klaksonu samochodowego.
         - Już cię porywają - na szczęście po dwóch sygnałach się skończyło. Sąsiedzi i tak już zapewne przestraszeni. Podeszła do Drew, by pocałować go na pożegnanie.
         - Nie szalejcie bardziej niż zazwyczaj. Będę tęsknić - uśmiechnęła się. - Dzwoń, jak będziesz mieć wolną chwilę - poprosiła i otworzyła drzwi. Pomachała do członków zespołu w busie i pożegnała się ostatni raz z mężem.
Patrzyła jak odjeżdżają, po czym przypomniała sobie o towarzyszącym jej siedmiolatku. Dobrze. To co teraz? To ich pierwszy dzień, wypadałoby gdzieś go zabrać. Ale gdzie? Na dzisiaj lepsze według niej byłoby coś spokojnego. Powinna zapoznać się z jakimiś atrakcjami dla dzieci w okolicy. Przypomniała sobie nagle o propozycji Johna. Miał zabrać chłopców w weekend do jakiegoś parku. Czyli to byłby dobry pomysł. Zapozna go z okolicą i w ogóle. Jest ładna pogoda. Zawsze lepsze niż siedzenie w domu.
         - Bruce… może się przejdziemy? Co myślisz? - zapytała, bo jednak jak nie miał ochoty, to nie chciała go męczyć. Wolałaby, żeby jej nie znielubił już na starcie - Chwilę drogi od domu mamy park. Powinien być tam plac zabaw - chodziła tam dość często, ale nie zwróciła nigdy uwagi na ten aspekt, z oczywistych względów. Zerknęła na pluszaka, bez którego nie ruszał się nigdzie chłopiec - Ludzie często wyprowadzają tam swoje pieski. Może spotkamy jakiegoś podobnego do twojego?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {04/07/23, 02:36 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Bawił się na podłodze pokoju gościnnego. Wyciągnął z kartonu drewnianą ciuchcie, której wagony połączone ze sobą były za pomocą sznurka. Ciągnął pojazd po wykładzinie, wydając odgłosy naśladujące stukot kół o tory i gwizd pary. Pociągi są super. Uwielbiał je. Jak mieszkał u dziadków, głównie pociągami się przemieszczali. Ale to zazwyczaj były takie podziemne pociągi. One się jakoś inaczej nazywały. Nie były takie fajne, bo nie było ładnych widoków za oknem.
         Przerwał zabawę, słysząc, że wołają go do siebie. Trafił akurat na moment, kiedy Drew i Barbs się całowali na pożegnanie. Bruce, jak to miał w zwyczaju widząc całujących się ludzi, skrzywił się lekko, wystawiając zabawnie język. Yukę to denerwowało, ale Davida zawsze bawiło niemal do łez. Pożegnał się krótko z mężczyzną i stał u boku Barbs, patrząc jak tamten wita się z kolegami i ładuje swoje torby do bagażnika. Odwrócił się do nich ostatni raz, pomachał, a następnie wsiadł do wozu.
         Nastała cisza. Bruce stał z Shou przyciśniętym do piersi, zerkając na towarzyszącą mu macochę bez unoszenia głowy. W bajkach macochy zawsze są wredne. Ciekawe czy ona też będzie wredna.
         Uniósł podbródek, słuchając jej propozycji. Park brzmiał dobrze. Kilka razy Drew go tam zabrał. Zwykle on wtedy bawił się z Grahamem, a Drew rozmawiał na ławce z wujkiem Johnem, więc to będzie coś nowego, pójść tam bez nich i pobawić się samemu. Nie, żeby to była jakaś nowość. Graham prawie zawsze buja się na huśtawce albo wchodzi na te śmieszne drabinki i siedzi na nich, gapiąc się w niebo. O ile huśtawki Bruce lubił, o tyle drabinek trochę się bał, więc nie mógł bawić się z Grahamem w patrzenie w niebo.
         Na wzmiankę o pieskach, widocznie się ożywił. Pokiwał entuzjastycznie głową.
         – Pójdę się przebrać! – oznajmił radośnie i potuptał do pokoju gościnnego, żeby przebrać się z piżamy. Jedną z pierwszych rzeczy, którą nauczyła go Yuka, poza podstawami jak chodzenie i mówienie, było samodzielne ubieranie się. A potem dobieranie ubrań tak, żeby to do siebie pasowało. Poszedł do przedszkola, nie umiejąc liczyć ani pisać, o czytaniu nie wspominając, ale potrafił dopasować skarpetki do koszulki. Wbrew pozorom nie było to jakoś szczególnie trudne, zważywszy na fakt, że Yuka kupowała mu ubrania, które ona uznała za odpowiednie, więc nie miał zbyt wielu kolorowych, dziecięcych ubrań. Głównie spodnie i bluzy w różnych odcieniach beżu i brązu.
         Ubrany w wygodne spodnie i bluzę, wrócił do Barbs i poczekał, aż ona też będzie gotowa, by iść do parku. Z ekscytacji przebierał nóżkami, przytulając Shou z nieznacznym uśmieszkiem. Po wyjściu na ulicę, bez zastanowienia wsunął swoją drobną dłoń w większą i cieplejszą dłoń Barbs, żeby się nie zgubić.  Nawet nie trzymał zbyt mocno, ot, byleby czuć jej obecność i przypadkiem się nie oddalić. Oglądał uważnie otaczający go świat z zainteresowaniem. Miasto taty nie różniło się mocno od Liverpoolu matki czy Hamamatsu dziadków.  No, może od tego drugiego faktycznie sporo się różniło, ale Liverpool to jednak wyglądał niemal identycznie.
         Weszli do parku. Tu Bruce’owi faktycznie było coraz trudniej opanować ekscytację. Momentami zwalniał kroku, wpatrując się z uwielbieniem w psy wyprowadzane przez właścicieli i te biegające za piłkami, a potem przynoszące je z powrotem. W pewnym momencie cudem się nie przewrócił. Uchroniła go chyba tylko ręka Barbs.
         – Przepraszam. – powiedział, ocierając nos rękawem i znowu pochłonął go widok tylu różnych piesków.
         W końcu dotarli na plac zabaw. Było tam nieco dzieci, a na ławkach wokół siedzieli różni ludzie, głównie rodzice i opiekunki. Bruce powoli puścił dłoń swojej opiekunki i spojrzał na bawiące się dzieciaki, nie specjalnie przekonany do pomysłu, żeby miał do nich dołączyć. Zauważył jednak, że huśtawki były wolne. Podbiegł do nich i usiadł. Ucieszył się, widząc, że ze swojego miejsca może z łatwością obserwować psy, bawiące się po drugiej stronie ogrodzenia placu zabaw. Tyle mu wystarczało do szczęścia.
         Ledwie sięgał nogami do ziemi, więc co jakiś czas odbijał się paluszkami i bujał nieznacznie w trakcie swoich obserwacji.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {16/07/23, 05:27 pm}

B A R B A R A   A N D E R S O N

         Odprowadziła chłopca wzrokiem do jego pokoju z lekką dumą, że jej próba namówienia do wyjścia na świeże powietrze okazała się taka udana. Chyba dobrze zgadła, że lubi psy. Miała teraz jednak nadzieję, że jej propozycja nie da mu pomysłu, żeby podchodzić samemu do żadnych obcych czworonogów w parku. Nie wszystkie są przyjazne, nawet jak właściciele sami je spuszczają ze smyczy. Zastanawiała się przez chwilę czy pójść za nim sprawdzić, czy potrzebuje jakiejś pomocy w przebraniu się, ale uświadomiła sobie, że w tym wieku to pewnie potrafi już sam sobie z tym radzić od dawna. Lepiej niech ona zajmie się sobą.
         Poszła się przebrać w coś bardziej wyjściowego, ale nadal wygodnego. W końcu to jej dzień wolny. Odpuściła więc sobie makijaż, ale doprowadziła do ładu swoje włosy, by nie wyglądały tak chaotycznie. Tyle z nimi roboty, ale nie może się przemóc, żeby je ściąć.
Gdy była gotowa Bruce już na nią czekał, więc ruszyli w drogę. Ukryła zdziwienie, gdy złapał ją za rękę, ale odwzajemniła lekki uścisk. Dawało jej to jakieś poczucie spokoju. Niektórzy przechodnie zawieszali na nich co jakiś czas ciekawski wzrok, ale akurat do tego była przyzwyczajona, więc łatwo jej było to zignorować. Starsze osoby może kojarzą ją z serialu, inni może biorą ją za nową nianię w okolicy, a większość pewnie po prostu uważa, że Bruce to słodki dzieciak.
        W parku było sporo osób, odpowiednio do tej pory dnia. Pora wyprowadzania psów na spacery, oczywiście. Spoglądała na Bruce’a, ale on przez cały czas trzymał się jej, więc nawet nie musiała go o to prosić. Jego radość na widok biegających psów trochę ją rozczuliła, nie spodziewała się, że ma do nich aż takie uwielbienie. Ciekawe skąd to u niego się wzięło. Yuka lub David mają psa? Może dziadkowie?
        Złapała go mocniej, zanim zdążył upaść na ziemię. Chyba serce jej na chwilę stanęło.
        - Nie masz za co przepraszać - odpowiedziała tylko i rozluźniła uścisk. Miała nadzieję, że nie pociągnęła go za mocno, ale po jego reakcji stwierdziła, że raczej nie.
        Na placu zabaw usiadła na wolną ławkę, by dać Bruce’owi trochę przestrzeni. Nie wiedziała, czego oczekiwała, ale chyba miała nadzieję, że chłopiec dołączy po jakiejś chwili do jednej z grupek bawiących się ze sobą dzieci. Każde miało jakiegoś towarzysza zabawy. Nie znała tu akurat nikogo, a nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z jakimś obcym rodzicem. Nie miała ochoty pytać się “które twoje?”. Wspólne tematy raczej by się szybko skończyły. Obserwowała więc przez jakiś otoczenie. Było to nawet relaksujące. Zauważyła jednak, że Bruce dalej jest sam na huśtawkach. Jest nieśmiały? Znudzony? Nie ma ochoty? Co powinna zrobić?
        Po namyśle podeszła do chłopca i niepewnie usiadła na wolnej huśtawce.
       - Hej… jak się bawisz? Nie chcesz dołączyć do innych dzieci? Wydają się miłe. Jedni się chyba bawią w chowanego - powiedziała, próbując go lekko zachęcić, bo może faktycznie się wstydził do nich zagadać. Uświadomiła sobie, jak dawno nie siedziała na huśtawce. Zawsze jak chodziła na plac zabaw z bratem to bujał ją tak mocno, że kilka razy prawie zrobiła obrót o 360 stopni.  Bruce się w sumie nawet nie buja. Może przez to, że ledwie dotyka ziemi.
         -  …Chciałbyś, żebym ci trochę pomogła w huśtaniu? Powiesz mi, jak wystarczy - zaproponowała po chwili. Oczywiście, nie zamierzała go huśtać tak agresywnie, jak to miał w zwyczaju jej brat w dzieciństwie, ale może na tyle, żeby używać huśtawki jak należy. I tak nie wyglądało, że miał skorzystać z wcześniejszej oferty i polecieć do bawiących się dzieci. Stanęła za nim i popchnęła do delikatnie, by mógł się zacząć bujać. - Jest ok? - zapytała i powtórzyła czynność, prawie nie zauważając zbliżającej się do nich kobiety.
       - Przepraszam bardzo! Co pani robi? Kim pani jest dla tego chłopca? - kobieta wydawała się trochę starsza od niej, ale miała dość piskliwy głos. Po jej nastawieniu wiedziała, że czeka ją nieprzyjemna sytuacja. Zachowała spokój, miała to wyćwiczone.
        - On jest synem mojego męża - wyjaśniła stanowczo, mając nadzieję, że to wystarczy do zostawienia ich w spokoju. Przestała bujać Bruce’a i stanęła przed nim, bliżej kobiety. Kto wie, czy to nie jakaś wariatka. Jej słowa jej widocznie nie dosięgały.
        - Ja znam takich jak ty! Wysyłają kobiety, bo bezbronne dzieci im łatwiej zaufają! Ja cię obserwowałam! Nie kłam! Zwyrodnialce! - zaczęła na nią wskazywać palcem, prawie ją dotykając.
        - Takich jak ja? - powtórzyła marszcząc brwi. Naprawdę nie chciała zaczynać awantury na placu zabaw. Co za pech. Pierwsze wyjście a Bruce już jest świadkiem takiej sytuacji. Tyle dobrze, że atak jest skierowany na nią, ale i tak nie powinien tego widzieć. Musiała jakoś szybko się tej babki pozbyć - Rozumiem troskę o dobro dziecka, ale to nieporozumienie. Przejdźmy na ławkę porozmawiać i pani wyjaśnię, jeśli się pani nadal martwi - zaproponowała w próbie złagodzenia jej bojowego nastroju.
       - Nie rozmawiam z tobą! - syknęła. Widocznie miała już siebie za jakąś bohaterkę - Oj, skarbie, znasz tę kobietę? Wszystko dobrze? Gdzie twoja mama? - zmieniła ton głosu na delikatniejszy, wysuwając głowę zza ramienia Barbs, by spojrzeć na siedzącego za nią na huśtawce Bruce’a.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {16/07/23, 09:49 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Nawet nie zauważył, kiedy Barbs usiadła na huśtawce obok. Nie poświęcił jej zbyt dużo uwagi i wrócił do oglądania piesków. Pokręcił przecząco głową na pytanie o dołączenie do innych dzieci. Nie czuł potrzeby. Nie znał ich i nie potrafiłby chyba do nich dołączyć. Gdyby był tu z nim Raiden, byłoby dużo łatwiej. Raiden był od niego śmielszy, więc jakby on poszedł przodem, mógłby dołączyć.
         Chwycił się mocniej łańcuchów, kiedy Barbs zaczęła go huśtać. Poczuł to śmieszne uczucie koło pępka i roześmiał się.
         – Okke! – odpowiedział radośnie z japońskimi naleciałościami. Dziadek często zabierał jego i Raidena na huśtawki, i w podobny sposób ich bujał. Shou spadł na trawę, ale nie przejął się tym, bo miał na niego oko, więc nikt nie mógł mu go zabrać. A nawet jeśli ktoś by spróbował, dostałby od Bruce’a z kopniaka.
         Z perspektywy chłopca sięgał w locie niemalże nieba. W rzeczywistości bujał się niewiele mocniej niż kiedy za jego plecami stał dziadek Tatsu. Dobrze się bawił do momentu, kiedy podeszła do nich przerażająca pani. Bruce spojrzał na nią spod ciemnej grzywki, zerkając to na Barbs, to na Shou, sprawdzając kto pierwszy go obroni. Albo kogo pierwszego on powinien bronić.
         Z każdą chwilą coraz bardziej się denerwował. Ludzie zaczynali się na nich gapić. Chłopiec lubił być w centrum uwagi, ale to nie był ten rodzaj uwagi, o który zwykł zabiegać. Kiedy dziwna pani zwróciła się bezpośrednio do niego, wszystkie angielskie słowa wyleciały mu z głowy.
         – Etto… – do oczu zaczęły napływać mu łzy. Chociaż bardzo chciał powiedzieć, że tak, Barbs jest jego ciocią, to nie był w stanie. Wszystkie słowa wyleciały mu z głowy. Ze stresu jego mózg przełączył się na język japoński – H-H…Hottoite! – krzyknął na obcą kobietę naprawdę bliski łez. Zsunął nóżki z huśtawki, chwycił Shou i schował się za nogą Barbs, mocno przytulając pluszaka do swojej drobnej piersi – Tsuma…Itte! Kudasai… – wziął głębszy wdech, próbując się uspokoić i przypomnieć angielski – Cio….ciociu… Chodź-my… Proszę… – wydukał przez łzy.
         Nie patrzył już na kobietę, która ich zaczepiła, ale nie próbowała ich zatrzymać, więc chyba odpuściła. Bruce pociągnął kilka razy nosem, próbując powstrzymać łzy. Nie szło mu to najlepiej. Chciał tylko pooglądać pieski. Czemu głupia pani przyszła się wtrącać? Co jej się nie podobało, że jest z Barbs? Kiedy jest gdzieś z Davidem bez mamy nikt się nie czepia, więc czemu czepiają się Barbs, że nie ma z nimi taty? Bez sensu.
         Otarł buzię rękawem bluzy, ignorując, że tym samym ją pobrudził. Bardziej by się przejął, gdyby pobrudził swoimi smarkami Shou. To by była tragedia. Shou nienawidzi się kąpać.
         – Chodźmy… gdzieś indziej… okke? – poprosił cicho, jako tako odzyskując władzę nad swoim językiem. Udało mu się uformować zdanie po angielsku. No tak jakby – Głośna pani… Nie lubię… – wymamrotał w ramach wyjaśnienia. Mogą nawet wrócić do domu, jeśli Barbs chce. Woli pobawić się sam w pokoju gościnnym, niż żeby dziwne panie znowu krzyczały. Ewentualnie mogliby pójść do sklepu po ciastka. Bruce i Shou uwielbiają ciastka.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {26/07/23, 11:05 am}

B A R B A R A   A N D E R S O N

         Mierzyła obcą kobietę wzrokiem, aż nie usłyszała za sobą przestraszonego głosu chłopca. Nie miała pojęcia co mówił, nie znała japońskiego. Wiedziała jednak, że nie ma sensu przedłużać już tej szopki. To nie miejsce i czas na kłótnie z obcą kobietą.
Gdy się za nią schował pogładziła go lekko po głowie, mając nadzieję, że było to choć trochę uspokajające. Zauważyła, że był bliski łez.
        Odwróciła się z powrotem do kobiety z żelazną powagą.
         - Idziemy - powiedziała, po czym wyprowadziła Bruce’a z placu zabaw. Kobieta nie odezwała się już więcej i nie szła za nimi, może uświadamiając sobie swój błąd. Kto wie. Byleby nie brnęła w to dalej i ściągała policję, bo nie chciała, żeby jej pierwszy telefon do męża odbywał się z komisariatu.
         - W porządku. Też nie lubię - odpowiedziała chłopcu, gdy ten przerzucił się ponownie na angielski. Ciekawe. Wygląda na to, że odpala mu się japoński w stresujących sytuacjach? Trochę żałowała, że nie zna w tym języku za wielu słów. Może powinna się go pouczyć. Jak dobrze zrozumiała, to nazwał ją wcześniej ciocią. Faktycznie nie uzgodnili, jak mógłby się do niej zwracać, jej błąd. Znaczy i tak powiedziałaby, że może ją nazywać jak sobie życzy, ale jednak lepiej jej brzmi ta ‘ciocia’, niż jakby miał ją wołać per pani.
        Miała lekką ochotę wrócić do domu i się położyć lub ogólnie wyciszyć po tej niekomfortowej sytuacji, ale trochę żal było jej zakończyć ten dzień w taki sposób. Jutro będzie musiała wrócić już do pracy, coś jej i chłopcu się należy. Na dzisiaj jednak oglądania piesków wystarczy.
        Zwolniła kroku, by się zastanowić.
         - Coś słodkiego na poprawę humoru? - zaproponowała, gdy już wyszli z parku i mijali cukiernię. W środku nie było na szczęście za dużo ludzi. Wzięła dla siebie sorbet mango i dała Bruce’owi wybór swojego deseru. Trochę cukru siedmiolatka raczej nie wykończy.
        Osobiście to już puściła w niepamięć niedawny problem, ale gdy już wychodzili to przypomniało jej się coś innego.
        - Skoczymy jeszcze na chwilę do sklepu, dobrze? Chciałam kupić coś do domu…a ty możesz wybrać coś dla siebie, jak chcesz, do pokoju na przykład. Zabawkę lub…coś ładnego - powiedziała, teraz prowadząc ich po drodze do sklepu z rzeczami do domu. Był tam spory dział dla dzieci, jak dobrze pamięta, ale oczywiście nigdy nie zaglądała. Nie planowała też niczego kupować dla siebie, ale stwierdziła, że może chłopiec coś sobie chętniej wybierze. Może nie zna się na dzieciach, ale ich pokój gościnny jest zbyt nijaki i smutny, żeby miało być zajmowane przez siedmiolatka.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {26/07/23, 08:44 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Spodobała mu się wizja pójścia na coś słodkiego, więc z chęcią na to przystał. Co prawda, Yuka i David nie pozwalali mu na jedzenie lodów przed obiadem, chyba że były czyjeś urodziny, ale miał w pamięci słowa Drew z dzisiejszego poranka – to zasada mamy. U taty możesz. Wychodzi na to, że Drew i Barbs nie mają tylu, a może wcale nie mają, żadnych zasad, do których mógłby się stosować. Prawie jak u dziadków. Ale Obasan też nie pozwala mu jeść lodów przed obiadem. Dlatego właśnie wnioskował, że u Andersonów nie panują żadne zasady. Absurdalna sytuacja. Może to dlatego, że u nich nie mieszka żadne dziecko. Ciekawe czy teraz, kiedy u nich pomieszkuje, jakieś powstaną.
         Z kolejną falą przyjemności przyjął fakt, że w lodziarni już nikt nie czuł potrzeby, żeby się do nich przyczepiać. Zamówił dla siebie lody tutti frutti, które zjadł ze smakiem, uważając, żeby nie poplamić bluzy ani Shou. Był gotowy na to, że po słodyczach od razu wrócą do domu, ale zamiast tego, Barbs wzięła go jeszcze do sklepu.
         Na początku powoli przechadzał się po dziale z rzeczami dla dzieci. Dokładnie wszystko oglądał, zastanawiając się, co jest tym jednym, konkretnym przedmiotem, który chciałby wziąć ze sobą do domu ojca. Nie mogło to być nic zbyt dużego, żeby mógł to potem łatwo zabrać do domu, kiedy Yuka i David go odbiorą, ani zbyt drogiego, nie chciał naciągać Barbs. Ojca to co innego. Z ojcem widuje się na tyle rzadko, że nie czuje, aż tak wielkich wyrzutów sumienia, prosząc go o drogie zabawki.
         Ostatecznie zdecydował się na kolorowe kredki w niebieskim, metalowym pudełku z narysowaną mordką misia. Potuptał grzecznie poszukać Barbs, ale nim do niej dotarł, przypomniał sobie, że nie ma swoich kartek i na nic mu się nie zdadzą kredki. Zawrócił, przyciskając Shou jedną ręką do piersi, a w drugiej ściskając pudełko z kredkami. Niedaleko miejsca, skąd je wziął, leżały bloki rysunkowe i inne artykuły papiernicze. Zdobywszy to, po co się wrócił, już miał odejść, ale w oczy rzuciła mu się cudowna rzecz. Długi, żółty długopis z mordką pieska na końcu. Wyglądał jak Shou! Z błyszczącymi oczami i wypiekami na polikach, sięgnął po jeden z nich i dokładnie obejrzał.  Barbs co prawda nie sprecyzowała ile rzeczy może wziąć, ale… przecież to takie małe drobiazgi. Chyba nie będzie zła?
         Odszukał ją na dziale z pierdołami do domu i nieśmiało pociągnął ją za sweter. Nieco nieporadnie, bo ręce miał zajęte i kiedy uniósł rękę, Shou upadł mu na podłogę, ale szybko się po niego schylił.
         – Tsuma… Ciociu, mogę te trzy rzeczy? – spytał, wyciągając ku niej swoje skarby.
         Shou znowu mu spadł. Co za uciążliwość.
         Pani przy kasie dała mu papierową torbę, żeby mógł spakować do niej swoje zakupy, a że było w niej jeszcze trochę miejsca, wsadził tam też Shou, żeby już mu nie uciekał. Teraz w jednej dłoni niósł torbę, a drugą trzymał się Barbs, żeby się nie zgubić.
         Kiedy byli prawie pod domem, zauważył dość znajomą sylwetkę, opartą o auto i popalającą śmierdzący patyk. Zbliżywszy się, rozpoznał nieułożone, rude włosy.
         Mężczyzna uśmiechnął się w ich stronę, rzucił peta na chodnik i zgasił go butem, machając im na powitanie.
         – Heeej! Już miałem się poddać i jechać dalej! – będąc bliżej poklepał Bruce’a po głowie – Glam został z córką sąsiadów. – wyjaśnił, widząc, że mały szuka wzrokiem jego potomka. Zrobił śmieszną minę – Z jednej strony fajnie, młoda sobie dorobi, ja nie muszę się martwić, ale jednak niepokoi mnie, że ma na imię Amanda… – dodał, patrząc na kobietę. Kto wie, ten wie. Otworzył tylne drzwi swojego auta i wyciągnął zabawkowy pokedex, który od razu wręczył chłopcu. Ten wydał podekscytowany dźwięk. Oczywiście, najpierw włączyl zabawkę, wydał z siebie kolejny odgłos zachwytu, kiedy rozbrzmiała znajoma mu melodia i zobaczył na ekraniku jednego ze stworków.
         – Ariga—! – zaciął się, bo znowu pomieszały mu się języki, ale tym razem zdał sobie z tego sprawę dużo szybciej.
         – Dō itashimashite. – uśmiechnął się znowu. Bruce przez chwilę patrzył na niego w milczeniu, po czym opuścił gwałtownie głowę, ponownie pochłonięty zabawką – Dzieci… Bobby przywiózł to ostatnio Glamowi ze swojego wyjazdu, ale Glam twierdzi, że jest za stary na pokemony, więc… – wyjaśnił, wzruszając ramionami. Sięgnął po coś jeszcze na tylne siedzenie. Po chwili wyprostował się, trzymając w dłoni trochę wysłużony słowniczek z japońskimi słówkami i podstawowymi zwrotami – Jeśli dobrze znam Drew, a myślę, że znam go całkiem nieźle – zapomniał ci wspomnieć, że małemu mieszają się języki. Zawsze, jak miał z nim spędzać czas, musiałem chodzić z telefonem w tyłku, żeby mógł zadzwonić, bo przecież on nie zapamięta nawet jednego słowa… – podał książeczkę kobiecie – Nie rozwiąże to problemu komunikacyjnego całkowicie, ale to zawsze jakaś pomoc. – wcisnął dłonie do kieszeni spodni, obserwując chłopca pochłoniętego gierką w pokemony – Będę się zbierał, bo zajechałem do ciebie po drodze na spotkanie, ale jakby coś, to dzwoń o każdej porze dnia, okej? Bycie samotnym rodzicem… – zawiesił głos, patrząc na przyjaciółkę w zastanowieniu. Odchrząknął – Po odejściu Nory mogłem na was liczyć, więc i ty możesz liczyć teraz na mnie, skoro Drew zdezerterował. – zaśmiał się.
         Mężczyzna kucnął do chłopca, żeby nawiązać z nim kontakt, pożegnał się z obojgiem, wsiadł do auta i odjechał. Ponownie zostali tylko we dwoje i Shou.
         I nowa zabawka oraz kredki Bruce’a. Ma zajęcie na kilka następnych dni.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {27/07/23, 11:29 pm}

B A R B A R A   A N D E R S O N

          Nic konkretnego w planach kupować nie miała, ale zawsze się coś znajdzie. Lubiła zbierać jakieś bzdety, żeby w domu było przytulniej. W końcu często bywała w nim sama. Nabrała sobie więc kilka bzdetów idealnych do zbierania przytulnego kurzu. Miała poszukać Bruce’a, którego może  niezbyt odpowiedzialnie puściła samego na dział dziecięcy, ale na szczęście sam ją znalazł wcześniej.
         Znowu zaczął mówić do niej po japońsku, ale dokończył już po angielsku. Chyba jednak zdarzało mu się to częściej niż myślała. Może z Yuką rozmawia dużo po japońsku? Albo z dziadkami? Naprawdę nie wiedziała o nim za dużo.
         Przyjrzała się wybranym przez niego rzeczom, bo była ciekawa, czy znalazł coś, co mu się spodobało.
         - Tak, jasne. Chyba lubisz rysować, co? - zapytała z lekkim uśmiechem. Kredki, kartki i…uroczy długopis. Spodziewała się raczej jakiejś przesadnie drogiej rzeczy, przy której miałaby rozterki moralne, czy ją mu kupić, skoro sama zaproponowała. Zestaw małego artysty to coś innego. No nic. Sama mu coś w wolnej chwili zamówi do pokoju z dostawą do domu. Może jakąś półkę na zabawki? Jakieś ozdoby na ściany…pościel w innym kolorze niż biała…ach, coś się pomyśli. Nawet nie była pewna, na ile ma z nimi zostać. Najwyżej zostałoby na przyszłe…odwiedziny. Chciałaby mu jakoś umilić spędzony z nią czas, bo raczej dla niego też taka sytuacja nie jest zbyt komfortowa. Został w końcu pod opieką kobiety, której prawie się nie zna. Ona jest tu dorosłą, więc to ona powinna wcześniej postarać się o jakąkolwiek relację.
        Cieszyła się, że droga do domu była już spokojna. Jakoś z tyłu głowy obawiała się jeszcze, że wyskoczy do nich kolejna osoba, taka jak kobieta na placu zabaw. Wolałaby nie być braną za porywaczkę dzieci dwa razy w ciągu tego samego dnia.
       Zastanawiała się, co powinna przygotować im na kolację, gdy zauważyła znajome auto stojące na ich podjeździe. Zdziwiło ją to trochę, ale i tak rozpromieniła się widząc przyjaciela.
        - John! Och, wybacz, byliśmy na spacerze - wyjaśniła darując sobie szczegółów. Uśmiechnęła się rozbawiona na wspomnienie o niesławnej Amandzie. Pamiętała nadal tę historię. Grace lubiła cytować słowa najmłodszego brata Johna o opiekunce, za którą przejęła wtedy robotę z pomocą Lucy. Ciekawe co u tej dziewczyny.
        Na początku nie wiedziała, co takiego John dał chłopcu, ale nawet i ona rozpozna pokemona, jeśli go zobaczy. Nazwy już oczywiście nie powie.
       - Cóż, niektórzy są za starzy na pokemony w wieku dziewięciu lat, a niektórzy nie są za starzy na superbohaterów w wieku czterdziestu… - zażartowała. Graham ogólnie dość różnił się od innych dzieci, które znała. Stara dusza w młodym ciele. Zawsze chętnie go brali do siebie, gdy John był zajęty, ale trochę trudno jej go było rozgryźć.
        Zmarszczyła brwi zaskoczona, gdy mężczyzna podał jej małą książeczkę. Japońskie zwroty? Wydało jej się w sumie trochę zabawne i trochę smutne, że jak na razie większe wsparcie dostaje od przyjaciela, niż od męża i ojca chłopca.
       Przyglądała się przez chwilę książeczce, po czym podniosła wzrok na mężczyznę. Trochę ją rozczuliła ta sytuacja i jego słowa, a może po prostu jest zmęczona po dzisiejszym dniu. Miała ochotę go przytulić.
       - Dziękuję, John. Naprawdę - powiedziała w końcu - Tak, na pewno będę. Postaram się nie dzwonić w środku nocy - dodała już bardziej żartobliwie.
         Pożegnali się z Johnem i poszli do domu. Barbs przebrała się ponownie, bo nie lubiła chodzić po domu w tym co miała na zewnątrz, a następnie zabrała się za zrobienie jakiejś prostej kolacji. Nadal nie była pewna, czy chłopiec na pewno nie jest na nic uczulony, więc nie szalała za bardzo ze składnikami.
        Po kolacji zastanawiała się, co może zrobić w związku z tym, że następnego dnia musi iść do pracy. Nie zostawi przecież Bruce’a samego. Wiedziała, że John sam się dosłownie przed chwilą zaoferował, że jej pomoże, ale nie chciała od razu wykorzystywać go do opieki nad chłopcem albo nad zagadaniem do tej całej Amandy, czy może zajmie się jeszcze jednym dzieckiem. Było jednak za późno, żeby znalazła sama opiekunkę, a na pewno nie weźmie nikogo spontanicznie. Za bardzo by się stresowała, jakby ktoś kompletnie obcy miał się zajmować Bruce’m. Nie zostawi go także u swoich rodziców lub brata, bo same tłumaczenie sytuacji zajęłoby zbyt wiele czasu i energii.
        Przemyślała możliwe opcje i poszła do Bruce’a, gdy ten był zajęty zabawkami.
        - Bruce, hm, będę musiała cię zabrać jutro rano ze mną do mojej pracy, czyli na plan filmowy, w porządku? Jutro nie kręcimy za wiele, więc nie będziemy długo. Będziesz mógł zabrać ze sobą zabawki i kredki…Na inne dni spróbuję już ci znaleźć kogoś do opieki - wyjaśniła. Nie jest to doskonałe wyjście, ale było już kilka sytuacji, kiedy aktorzy czy członkowie ekipy zabierali na plan swoje dzieci, czy nawet pupilki z różnych powodów i żadna tragedia się nigdy nie zdarzyła, więc powinno być dobrze. W najgorszym wypadku będzie musiała wziąć wolne, trudno.
         Gdy już nadeszła pora, zaprowadziła Bruce’a do spania i wkrótce sama poszła do sypialni. Położyła się do łóżka i przy lampce czytała sobie japoński słowniczek od Johna, aż nie zasnęła.

         Plan filmowy już tętnił życiem, gdy na niego dotarli. Dopracowywano scenerię,  poprawiało światła, a kilku aktorów siedziało w fotelach, gdy makijażystka pokrywała ich pudrem. Wymieniała się powitaniami ze znajomymi z pracy, którzy z ciekawością patrzyli na jej małego towarzysza. Przekazała wcześniej informację, że przez wyjątkową sytuację przyprowadzi ze sobą chłopca pod jej opieką, ale oczywiście nie do wszystkich ta wiadomość dotarła.
       - Barbara, dzień dobry! A kogo tu nam przyprowadziłaś? - podszedł do nich Anthony, jeden ze scenarzystów, uśmiechając się szeroko.
       - Dzień dobry. Tak jak pisałam, to Bruce. Bruce, to Anthony, nasz scenarzysta. Zajmuje się pisaniem scenariusza, czyli co się będzie działo, kto co mówi…
       - Tak, tak, mam pełną władzę! Powiedz chłopczę, jak ci się podoba? Boisz się kamery? - mężczyzna zaśmiał się, pochylając się do chłopca. Barbs pokręciła głową. Minuta na planie i już będzie jej straszył dziecko.
         - Anthony, proszę… - zaczęła ostrzegawczo.
         - Dobrze, dobrze, wrócimy do tego później - powiedział lekkim tonem niby przepraszająco podnosząc ręce na wysokości piersi. Pożegnał się na chwilę i wrócił do pracy.
         Kilka osób ich jeszcze zaczepiało niewinnie, bo widocznie Bruce stał się na planie małą sensacją. Przedstawiła mu kilka osób, oprowadziła po planie, próbowała opowiedzieć prosto, kto czym się zajmuje i zaprowadziła go w końcu do trochę spokojniejszego miejsca, gdzie zazwyczaj urządzane są przerwy w nagrywaniu.
         - Bruce, usiądź sobie przy stoliku i może porysuj, dobrze? Muszę się przygotować do zdjęć, ale będę niedaleko, więc jak czegoś będziesz potrzebował to podejdź lub zawołaj - powiedziała, podając mu zabrane przez niego rzeczy i poszła się w końcu przygotować do pracy.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {28/07/23, 08:49 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Podobało mu się w pracy Barbs. Ludzie się z nim witali, byli uprzejmi i zdawali się być nim zainteresowani. W pracy Yuki i Davida rzadko ludzie są uprzejmi.
         – Nie boję! – odparł z przekonaniem, gdy jeden pan spytał czy boi się kamery. Występował już przed aparatem. kamera jest tylko trochę większa. Żaden problem!
         Pokiwał grzecznie głową i usiadł przy stoliku, kiedy Barbs poszła załatwiać swoje dorosłe sprawy. Wyciągnął z torby (papierowej, tej samej, którą dała mu wczoraj pani w sklepie) swoje kredki i kartki, i zaczął grzecznie rysować. Jak raz nie pieski, a pokemony, natchniony prezentem od wujka Johna. Chociaż, patrząc na to, który pokemon był jego ulubionym, łatwo się pomylić, że to jednak pieski były obiektem jego sztuki.
         Podniósł głowę, słysząc, że ktoś głośniej wciągnął powietrze. Kilkanaście kroków dalej stała pani i patrzyła na niego. Obok niej stał zdezorientowany pan, który jednak patrzył na panią, a nie na Bruce’a.
         – Anne, gorzej ci? – spytał.
         – Boże, ja go znam!
         – Kogo?
         Wskazała na Bruce’a. Chłopiec uśmiechnął się.
         – To dziecięcy model! – szepnęła z przejęciem do mężczyzny.
         – Dziecięcy – co…?
         – To Bruce, pasierb naszej Barbs. – za nim wyrósł pan Anthony, kładąc dłonie na ramionach tamtej dwójki – A wy zaraz wchodzicie na plan! – popchnął ich do przodu, uśmiechając się przyjaźnie do Bruce’a i po chwili zniknęli.
         No, to było dziwne. Pokemony czekają. Zawzięcie rysował swojego ulubionego stworka, ignorując wszystko, co się działo wokół niego. Dorośli kręcili jakąś scenę, ale to nie miało dla niego większego znaczenia.
         – To Rockruff? – podniósł głowę i spojrzał zaskoczony na blondyneczkę siedzącą obok niego. Na oko była w podobnym wieku, co on, ale nie był pewien. Pokiwał energicznie głową, odpowiadając twierdząco na zadane pytanie. Uśmiechnęła się szerzej – Też go lubię! Wolisz Lycanroca Dnia czy Nocy?
         Zastanowił się, bo było to naprawdę bardzo dobre pytanie. Forma Nocy trochę go przerażała, jeśli miał być szczery i nie lubił odcinków, w których pojawiał się Gladion i jego Pokemony. Gladion kojarzył mu się w sumie z Grahamem, jak się tak zastanowić…
         – Dnia… Chociaż Zmierzchu jest chyba najfajniejsza…
         – Jak ten Asha? – podłapała.
         – Tak! – przyjrzał się dziewczynie. Rozmawia z nią. A jej nie zna – Jestem Bruce.
         – Opal.
         Problem rozwiązany. Już się znają.
         Przez chwilę rozmawiali o sobie i co tu robią. Opal okazała się grać jakąś główną rolę dziecięcą czy coś takiego (a jednak wciąż była tylko postacią drugoplanową, cokolwiek to znaczyło) i czekała, aż będą kręcić scenę z  jej udziałem. Siedziała w pokoju z dużą ilością monitorów ze swoim tatą, który rozmawiał przez telefon, ale zobaczyła na jednym z ekranów Bruce’a i zdecydowała się przyjść i przywitać się z nim. On wyjaśnił, że jest tu z Barbs, która nie jest jego mamą, ale jest żoną jego taty. Na to Opal, że jego tata też ma żonę, która nie jest jej matką.
         Wrócili do tematu pokemonów, bo to jednak fajniejsze. Dał jej czystą kartkę i podzielił się kredkami, żeby mogła narysować swojego ulubionego pokemona (Buneary).
         – No nie daj się prosić, Barbs! – zawołał Anthony. On i Barbs stali w pobliżu. Wskazywał dłonią na Bruce’a i Opal – Nie wiesz ile dzieciaków przesłuchaliśmy do roli Matthew! Z żadnym Opal nie miała takiej chemii! Ludzie kupią, że się przyjaźnią! A Anne mówi, że ten twój mały koleżka jest całkiem rozpoznawalnym modelem dziecięcym…
         Bruce spojrzał pytająco na nową koleżankę.
         – O co chodzi?
         – Wymyślili wątek, że sprowadza się nowa rodzina z synem, z którym moja postać się zaprzyjaźnia. – wyjaśniła, nie odrywając wzroku od swojego rysunku.
         Niewiele z tego rozumiał, ale jeśli będzie mógł spędzać więcej czasu z Opal i rysować z nią pokemony, jest bardzo za tym pomysłem.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {31/07/23, 09:39 pm}

B A R B A R A      A N D E R S O N


        Zaczynała tracić cierpliwość. Miło, że tak się zachwycają jej pasierbem, oczywista sprawa, ale trochę to już zaszło za daleko. Po jej skończonej scenie, Frank zdążył jej opowiedzieć, że Anne to mu prawie padła i zemdlała, gdy sobie uświadomiła, że chłopiec jest dziecięcym modelem, a Thony nadal za nią łaził i ciągał po planie, by ją przekonać do swojego cudownego pomysłu i tylko się obawiała, żeby nie przyszła do niej druga scenarzystka lub sam reżyser.
       - Anthony. Nie przyprowadziłam go tu na casting. Nie jest aktorem - odprawiała go już raz, teraz musi drugi.
       - Tak, właśnie, z nieba nam spadł! I skąd wiesz? Wszystko można wyćwiczyć! To łatwa rola. Ważne, że nie boi się kamery! Rozmawiałem już z naszym reżyserem! Powiedział, że jak kogoś mamy na te miejsce to mamy się nie zastanawiać - oczywiście, że już się do niego zwrócił. Spojrzała w stronę Floyda, ale był akurat zajęty kręceniem jakiejś sceny. Chciała przejechać dłonią po twarzy, ale przypomniała sobie, że nie powinna jeszcze niszczyć pracy makijażystki, bo i ona się na nią rzuci, ale z innego powodu.
       - Nie rozumiesz. To nie jest mój…nie mogę podejmować takiej decyzji. Nawet jeśli Bruce się zgodzi to i tak muszę wcześniej mieć zgodę jego mamy i taty - wyjaśniła opierając dłonie na biodrach. Nie zgodzi się przecież sama za ich plecami. Jest praktycznie opiekunką. Nawet jeśli jest już i tak znany publicznie, to nadal są jakieś zasady. Nie była tylko pewna, czy ma ochotę rozmawiać z Yuką, nawet jeśli przy okazji mogłaby zapytać o jakieś sprawy związane z opieką nad Bruce’m. Mogłaby poprosić Drew…ale to by już było dziecinne. Jakoś sobie poradzi.
       - Dobrze, dobrze, Barbs. Słuchaj. Zrobimy w takim razie tak, zagra sobie dzisiaj jakąś scenkę z Opal, może dwie, tak? Takie próby. Nigdzie tego jeszcze nie wykorzystamy. Jak młodemu się spodoba to zadzwonisz do jego rodziców, zapytasz czy się zgodzą, żeby wziął sobie tę małą, niewinną rolę i ogarniemy całą resztę papierologii, tak? Będzie w porządku? - trochę uspokoił swój podekscytowany ton, bo zauważył, że tylko pogarszał sprawę.
        Barbs oderwała od niego poirytowany wzrok, by spojrzeć na Bruce’a siedzącego dalej z Opal. Wydają się już nawet lubić. Opal to miła dziewczynka, ale faktycznie nie mogła się wystarczająco dogadać z żadnym chłopcem, który wcześniej zgłosił się na rolę Matthew. Thony wychodził już z siebie, bo jego perfekcjonizm nie pozwalał mu na przyjęcie chłopca, z którym nie miała tej “chemii”. Przypomniała sobie nagle, gdy na placu zabaw Bruce nie chciał dołączyć do żadnych dzieci. Ech.
       - …Niech będzie. Porozmawiam z nim - powiedziała cicho, a Anthony zadowolony objął ją energicznie ramieniem i dał całusa w policzek narażając ją tym samym na złość makijażystki, by jeszcze ją zapewnić, że nie będzie tego żałować. Oby. Jakby wyszło to plus byłby taki, że mogłaby brać chłopca bez problemu ze sobą do pracy i dzięki temu mogłaby częściej mieć na niego oko. Nadal pewnie musiałaby zająć się szukaniem opiekunki, ale może chociaż nie na wszystkie dni robocze i nie byłoby to już takie pilne, żeby miała brać kogoś pierwszego z brzegu. Ale jej wygoda nie jest tutaj najważniejsza.
       Podeszła do dwójki dzieci uśmiechając się przyjaźnie.
       - Hej wam, co rysujecie? - zapytała zaglądając do ich kartek. Piesek i…królik, tak? Tylko nie takie zwyczajne. Pewnie z jakiejś kreskówki - Bruce, mogę z tobą chwilkę pogadać? Pan Anthony myśli, że skoro już się zakolegowaliście z Opal to świetnie poradzisz sobie jako aktor grający jej kolegę w serialu. Trochę jak w przedstawieniu szkolnym. Chcesz spróbować? Wszystko ci wyjaśnimy, na spokojnie - powiedziała.
       Gdy już sobie porozmawiali i mogli nagrać scenkę z Opal, zaprowadziła ich do miejsca, gdzie miała odbyć się próba. Wyjaśnianiem całego pomysłu zajął się głównie Anthony a druga scenarzystka, Chloe podsunęła im jakieś krótkie teksty i dała proste wskazówki, jak chcieliby, żeby ta scena wyglądała. Barbs trzymała się blisko, by móc obserwować przebieg sytuacji. Anthony i Chloe byli oboje dość żywiołowi, ale uważała ich za życzliwych ludzi i mieli raczej dobre podejście do dzieci. Ufała, że nie zrobią nic głupiego.
       Kilka powtórzeń scenki i Anthony już klaskał zadowolony z wyniku.
       - No, to było świetne! Mamy naszego Matthew! - potargał dzieciaki po włosach i uśmiechnął się znacząco do Barbs. Z palców prawej dłoni ułożył telefon, jako znak, że te dzwonienie jednak ją czeka.
       - Tak, brawo, Bruce! Opal, super jak zawsze! Na dziś wystarczy, zrobimy sobie przerwę - oznajmiła Chloe i prowadząc za sobą Anthony’ego, zniknęła z nim zaraz gdzieś na planie.
       Odprowadziła ich wzrokiem, po czym wstała ze swojego miejsca i podeszła do Bruce’a.
       - I jak? Było fajnie? Bardzo ładnie ci wyszło granie - uśmiechnęła się. Faktycznie radził sobie przed kamerą idealnie, ale jeszcze nie wiedziała, czy załatwianie roboty siedmiolatkowi w drugim dniu opieki jest dobrym pomysłem. Na pewno nie brzmi to dobrze. Z drugiej strony, jeśli chłopiec potraktuje to jako zabawę i okazję do spędzania czasu z nową koleżanką to może warto.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {01/08/23, 06:00 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         Wbrew temu, czego można by się go spodziewać po dwóch dniach znajomości, Bruce chętnie przystał na propozycję próbnego odegrania roli w serialu. Z wyjaśnień pana Anthony’ego i pani Chloe zrozumiał, że nie różni się to aż tak od bycia modelem, po prostu dochodzi do tego zapamiętywanie słów, które miałby wypowiadać. Dali mu coś, co nazywało się scenariuszem. Nie czytał jeszcze zbyt biegle, więc pewnie zajęłoby mu to nieco dłużej czasu, żeby nauczyć się dobrze swoich kwestii, ale nie czuł się tym specjalnie przejęty. Z początku trochę topornie mu szło, kiedy musiał czytać z kartki, ale już po drugim podejściu, całkiem sprawnie mu to szło i prawie nie musiał zerkać na kartkę.
         Całość zdecydowanie ułatwiał fakt, że dzięki swojemu tacie, nawet wiedział, o czym mówi.
         – Przyjechałeś z Gotham City? – spytała z rozbawieniem Opal, a raczej Kitty, którą grała.
         Bruce z “cwanym” uśmieszkiem, niczym Piotruś Pan, skinął głową, bujając się na czubkach butów.
         – Och, tak, tak. Gotham.
         – A Batmana widziałeś?
         – No pewnie,  że widziałem! Każdy w Gotham widział Batmana! – odparł z oburzeniem, że koleżanka mu nie wierzy. Opal roześmiała się, czego w scenariuszu nie było, ale widząc jej rozbawienie, sam również nie powstrzymał chichotu.
         W końcu pan Anthony oznajmił, że na dzisiaj starczy.  Opal uśmiechnęła się do Bruce’a, pożegnali się i ona również gdzieś poszła. Został sam z Barbs. Spojrzał na nią, zadzierając głowę i pokiwał nią entuzjastycznie.
         – Mhm! Opal jest bardzo fajna! – stwierdził z zadowoleniem, jednak po chwili, nieco markotniej dodał – Szkoda, że nie ma tu Raidena… Też by ją polubił. – stwierdził, jakby kobieta wiedziała o kim mówi. Chwilę później znowu się rozpromienił, jakby wcale nie zaliczył spadku formy – Ciociu, mogę częściej tu z tobą przychodzić? Chciałbym jeszcze kiedyś pobawić się z Opal!
         Wrócili do kącika wypoczynkowego, gdzie Bruce zostawił swoje zabawki. Na kanapie siedziało kilka pań, które rozmawiały między sobą, nie zwracając większej uwagi na chłopca, póki ta sama pani, co wcześniej, nie zwróciła się do nich “o to ten chłopiec, co wam mówiłam!”. Wtedy nagle znalazł się w centrum zainteresowania. Czując na sobie kilka par oczu, spojrzał w ich kierunku nieco zdziwiony, a następnie uśmiechnął się przyjaźnie. Pozbierał swoje zabawki i poszli z Barbs coś przekąsić. W części bufetowej było nieco mniej ludzi, a przede wszystkim nie było żadnych pań, które ekscytowałyby się obecnością małoletniego modela. Usiedli przy stoliku. Bruce dostał frytki. Cudowny dzień.

         – … słuchaj Blake, zrobimy tak, daj mi swojego maila, ja ci podeślę próbną wersję kontraktu od studia i jak będzie git, sporządzimy umowę, że biorę młodego pod protekcję, będę dbał o jego interesy z baranami ze stacji i tak dalej, co ty na to? – wujek John krążył po domu z telefonem przy uchu, zajmując się rozmową z Davidem (ciekawe gdzie mama?) i całą resztą spraw, które trzeba było załatwić, żeby Bruce mógł grać Matthew.
         Bruce, Barbs i Graham grali w salonie w chińczyka, czekając, aż tamten skończy.
         – To serial telewizyjny, Blake, nie kino dużego ekranu. A to rola trzecioplanowa. Tyle to nawet główni bohaterowie nie zarabiają. – Bruce spojrzał na Grahama, a następnie odwrócił głowę, żeby spojrzeć na wujka, widząc, że kuzyn też na niego patrzy. Mężczyzna chyba zauważył, że jest obserwowany, bo znieruchomiał z ręką w połowie drogi do swojej bluzy leżącej na fotelu. Z rozbawieniem pokazał im język i wyprostował się z paczką fajek w dłoni, którą wyciągnął z kieszeni bluzy. Na migi pokazał (głównie Barbs), że idzie zapalić, bo David działa mu na nerwy.
         Bruce znowu spojrzał na Grahama, który westchnął nieco głośniej.
         – Zapalniczka. – mruknął i jak na zawołanie, wujek John wrócił się do środka po coś, czym mógłby odpalić fajki.
         – Co robi wujek?
         – Hoduje raka. – odparł beznamiętnie Graham. Bruce zdziwił się potężnie, wyobrażając sobie wujka karmiącego raka tymi śmierdzącymi paluszkami i zapalniczką.
         – … ale po co?
         – To jest dobre pytanie. – uhum, no tak. Graham jest specyficzny.
         Grali jeszcze chwilę we względnym spokoju, aż w końcu wrócił wujek Johnny. Nie rozmawiał już przez telefon i prawie nie śmierdział śmierdzącymi paluszkami. Usiadł za swoim synem, złapał go pod pachy i uniósł do góry, zanosząc się śmiechem, kiedy chłopak wydał z siebie niezadowolony odgłos. Mężczyzna posadził sobie chłopca na kolanach, objął go mocno, opierając brodę na czubku jego głowy.
         – Mąż Yuki przejrzy umowę od studia i da nam znać, czy się zgadzają. – poinformował Barbs – Kto wygrywa?
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {26/09/23, 12:11 pm}

RAIDEN   KAI   SATO
Funky   little   monkey   she's   a   twisted   trickster
c o c a - c o l a    ROLLER   coster

things i want to say but never did Eec4e010 things i want to say but never did O9kbgr26 things i want to say but never did S4tjQ
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
REY                7 lat                   31.12            't h e   c h a o t i c   o n e'
japońskie korzenie   urodzony w Liverpoolu     brak stałego domu
andrew  wokalista&lider arctic monekys  ojciec              yuka  modelka  matka
brązowe    o c z y     c i e m n e    włosy     113    c e n t y m e t r ó w
·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·    ·

• ten    trudniejszy    do    ogarnięcia,   wszędzie go pełno i
w      przeciwieństwie    do    Bruce'a    nie   boi się  obcych.
• więcej  czasu  spędza  u  rodziny w  Japonii, niż u matki i
Davida.            O             ojcu            nie            wspominając.
• jego ulubiona maskotka. Wcale nie uważa go za strasznej.

powiedz mi, że widziałaś ten post, bez mówienia, że widziałaś
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {02/10/23, 01:01 am}

B A R B A R A      A N D E R S O N

         Czas mijał, a ona zaczęła zauważać, że coraz bardziej przywiązuje się do tego małego chłopca. Trudno może by było nie, skoro spędza z nim tak wiele czasu. W końcu zdecydowała się nie zatrudniać niani i po prostu ustaliła u Anthony'ego, że będą kręcić ich sceny tego samego dnia lub po prostu będzie go ze sobą zabierać na plan, bo mimo, że razem z Chloe to by chcieli wciskać Bruce’a wszędzie gdzie się da, to jednak nadal ma szczęśliwie niewielką ilość scen. Na planie może ufać znajomym z pracy, że będą mieć na niego oko, a i Opal często tam przebywa, więc chociaż może spędzić czas z nową koleżanką. Poza pracą starała się zabierać go w różne miejsca, bo jakoś nigdy nie lubiła, jak dzieci za dużo czasu spędzały w domu lub przed telewizorem. Coś widocznie jej zostało w wychowania jej rodziców, chociaż na pewno jest w tym mniej surowa. Zresztą, dzięki temu ona też poznała kilka nowych miejsc.
         Polegała też na Johnie bardziej, niż jej sumienie pozwalało, ale starała się chociaż zawracać mu głowę tylko pytaniami, na które nie znalazła odpowiedzi w internecie lub jej zwyczajnie nie ufała. Czyli nadal pełno. Biedny John. Nie wiedziała jeszcze, jak mu się odpłaci, gdy w końcu stanie się samodzielniejsza. Zaczęła już jednak czytać w wolnych chwilach jakieś poradniki rodzicielskie, które podesłała jej Grace i aktywnie uczy się japońskiego z podarowanego jej słowniczka. Może za dużo energii w to wszystko wkładała, ale to chyba naturalne, że chciała, aby Bruce pod jej opieką był bezpieczny.
         W końcu Drew z zespołem mieli mieć koncert gdzieś w okolicy, więc mógł sobie pozwolić na spędzenie trochę czasu w domu. Ustalili, że uda mu się dojechać na porę wczesnej kolacji, więc co ważniejsze miała już przygotowane, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zawołała Bruce’a z pokoju, informując go, że jego tata przyjechał i poszła otworzyć drzwi wejściowe. W taki też sposób poznała Raidena!
         Chwała za jej umiejętności aktorskie, bo ukrycie takiej plątaniny emocji powinno być niemożliwe. I niezdrowe. Zaciskała zęby uśmiechając się pogodnie, podczas gdy mąż opowiadał jej, jak Yuka zapomniała, że no przecież podrzuci im drugiego z bliźniaków. Bliźniaki! No tak, przecież po co mówić o takich szczegółach, nieistotne! Miała tyle pytań w głowie, że trudno by jej było wybrać, na które najpierw by chciała mieć odpowiedź. Oprócz posyłania raz na jakiś czas mężowi spojrzenia, które mogłoby zabijać, to powstrzymywała się od innego pokazywania, co myśli o tej sytuacji. Nie zamierzała tracić cierpliwości przy niczego winnych chłopcach. Po co miałaby im psuć spotkanie rodzinne.
         Dyskretnie dołożyła na stół dodatkowy talerz i zaprosiła ich wszystkich na kolację. Nie angażowała się w zbytnio w rozmowę, migrena chyba zaczęła dawać jej się we znaki, ale starała się dowiedzieć czegoś o Raidenie, bo cóż, widocznie miała wiele do nadrobienia w tym temacie. Może za wcześnie jej jeszcze stwierdzić, ale wyglądało na to, że bliźniaki dość różnili się charakterem. Z wyglądu byli za to identyczni, oboje tak samo uroczy. Zastanawiała się, czy z czasem nauczyłaby się ich odróżniać.
         Po kolacji nadal wolała nie rozmawiać z Drew, więc wysłała go do salonu, gdzie chłopcy bawili się i oglądali kreskówki. Zastanawiała się przez chwilę, czy może nie skorzystać z okazji i do kogoś zadzwonić, by to podzielić się nowiną, ale w końcu sobie odpuściła. Może jutro. Zamiast tego rozpakowała rzeczy Raidena i przygotowała dla niego miejsce do spania w pokoju Bruce’a. Niby mają jeszcze jedną wolną sypialnię, ale od czasu ostatnich gości oprócz panującego w niej kurzu i duchoty to zdążyła ją zagracić książkami i kartonami przepełnionymi płytami DVD z starymi slasherami. Okładki często miały dość makabryczne, zdecydowanie nie coś dla oczu siedmiolatka. Musiałaby je wszystkie najpierw gdzieś wynieść, bo przecież nie wyrzuci, ale nie ma na to teraz siły. Może chłopcom nie będzie przeszkadzać dzisiejsze wspólne dzielenie pokoju.
         Gdy bliźniaki byli już umyci i położeni spać, odczekała jeszcze chwilę i poszła do salonu, gdzie znalazła swojego męża. Miała wcześniej zaplanowane dokładnie co powie, ale jak już znalazła się z nim na osobności to doznała pustki w głowie. No nic. Wzięła głęboki oddech, dla jakiegoś wsparcia opierając dłonie na biodrach.
         - Andrew - zaczęła spokojnie, wyłączając telewizor. Ostatnie teraz co chce słyszeć, to kreskówki w tle, doprawdy. - Wyjaśnij mi proszę powoli jeszcze raz, bo widocznie się pogubiłam. Jak mogłam jeszcze niby zrozumieć sytuację z Bruce’m to teraz…co? Zapomniałeś o Raidenie? Czy po prostu stwierdziłeś, że nie warto mnie poinformować z wyprzedzeniem, że powierzysz mi opiekę nad jeszcze swoim drugim synem? To miała być jakaś niespodzianka? - starała się utrzymywać przyciszony ton, ale ta wcześniejsza gra w udawanie, że wszystko w porządku jednak ją za bardzo wymęczyła. Zmarszczyła brwi. Była zła. Miała prawo być zła. Czy on naprawdę nie widział żadnego błędu w swoim zachowaniu? W jakim momencie przestał ją szanować? Czemu ona jest na tyle głupia, że pozwala sobie na takie zachowanie wobec niej? Może sama sobie jest winna. Zaszło to jednak trochę za daleko, nawet dla niej.
         - To są dzieci, do cholery, a nie jakieś szczeniaki, których właściciele pojechali na wakacje! - wysyczała tracąc cierpliwość. Schowała twarz w dłoniach, by po chwili zebrać się w sobie i utkwić w nim wzrok pełnym zawodu, złości i z jakąś nutą desperacji -  Nie możesz…nie możesz nic mi nie mówić - kolejna przerwa. - Decydujesz o wszystkim beze mnie, zostawiasz mnie nagle z  ...obcym dla mnie dzieckiem. Twoim i tej kobiety. Jak miałam się z tym czuć? Spytałeś mnie o to? Zdajesz sobie sprawę, jaka to odpowiedzialność? Nie sprzeciwiałam się, to prawda, ale nie wiedziałam, że okażesz mi tak niewiele wsparcia ze swojej strony. Rozmowa z tobą na temat Bruce'a była bez sensu, bo tak niewiele wiesz o swoim synu... Z drugim domyślam się, jest tak samo - drżała lekko z wzbierającymi się w oczach łzami, którym nie pozwalała spłynąć po policzkach. Zaczynała już żałować swojego doboru słów. Nie lubiła się kłócić. Za rzadko się denerwowała na innych, żeby nie myśleć, że nie była może za ostra. Nie chciała się jednak całkowicie wycofywać, musiała w końcu przecież wyrzucić z siebie, co myśli. Ostatecznie chciała, żeby ta rozmowa zakończyła się jakimś cudem pozytywnie. Lub chociaż nie katastrofalnie. Wystarczyłoby, żeby zrozumiał jej punkt widzenia.
         Milczała przez jakiś czas, obejmując się ramionami. Emocje trochę już z niej zeszły. Odwróciła jednak wzrok od mężczyzny, odsuwając się nieco dalej.
         - Moja wina, że wcześniej nie chciałam się mieszać w tę część twojego życia, przyznaję, ale teraz ja...chcę, naprawdę, ale…tak dużo się dzieje na raz…może tobie wydaje się to łatwe, ale dla mnie nie jest.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {06/10/23, 10:10 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

         – REEEEEY!
         – BRUCE!
         Bracia dosłownie rzucili się na siebie, żeby się przywitać. Bruce nie miał pojęcia, że Raiden też przyjedzie. Myślał, że zostanie u dziadków. Raiden zresztą, większość czasu spędzał u dziadków, bo miał tam te swoje zajęcia sportowe. Obasan i ojisan chcieli, żeby Bruce też mieszkał u nich przez większą część roku, ale mama nie chciała się zgodzić. Nie wiedział czemu. Chyba wolałby mieszkać z nimi i bratem, niż z mamą i Davidem.
         Był tak szczęśliwy, że widzi się z Raidenem, że żaden z nich nie zauważył   napiętej atmosfery między ojcem a Barbs. Choć Bruce ewidentnie się ożywił, wciąż był ostoją spokoju w porównaniu do brata, który nawet siedząc na krześle musiał majtać nogami albo kiwać się do rytmu, który słyszał tylko on. Po kolacji spędzili trochę czasu na zabawie i oglądaniu telewizji. Tata siedział z nimi w salonie, ale chyba nie był zbyt chętny, żeby dołączyć. po prostu siedział i patrzył to na nich, to na telewizor.
         W końcu zmęczenie wzięło górę i bez gadania pozwolili zagonić się do kąpieli. Mimo że Barbs zrobiła Raidenowi miejsce do spania na podłodze, jak tylko zostali sami, chłopiec wziął poduszkę i wsunął się do łóżka brata. Przez jakiś czas jeszcze opowiadali sobie historie o tym, jak minęła im rozłąka, aż ostatecznie przysnęli.
         Bruce’a obudziły podniesione głosy. Raiden twardo spał, jak to Raiden. Jeśli już zasnął, to spał jak kamień. Zawsze. Ostrożnie wstał, żeby nie zbudzić brata i cicho wyszedł na korytarz.
         – … Cholera, Barbs…! Jakbym wiedział, to bym uprzedził cię szybciej! – stanął przy krawędzi schodów, nasłuchując – Na mnie też spadło to dopiero wczoraj wieczorem! Chciałem zadzwonić, ale nie miałem pojęcia jak ci to przekazać, więc… – powoli postawił bosą stopę na pierwszym stopniu i zaczął sunąć w dół – Nie miałem pojęcia, że ich jest dwóch! Yuka zawsze mówiła “podrzucę ci młodego”! Nigdy nie padało z jej strony “Bruce” ani “Raiden”! Myślałem, że robi sobie jakieś jaja! – …chodziło o nich? tata nie wiedział… że jest ich dwóch? Ale jak? Przecież jest ich tatą…  jak mógł nie wiedzieć? – Mi też to się nie podoba, uwierz mi! Popełniłem jeden błąd i ciągle coś się jebie! – Bruce skrzywił się, słysząc brzydkie słowo. Stanął na parterze, trzymając się wciąż poręczy schodów i wbił wzrok w sylwetki kłócących się dorosłych – Nawet ja nie jestem tak gównianym ojcem,żeby zapomnieć, że mam dwójkę dzieci! Do kur—! – spojrzenie ojca spotkało się ze spojrzeniem syna – Szlag… – Bruce zadrżał lekko i spojrzał na Barbs. Była zła, że tu był. Wiedział, że nie lubi, że tu jest. Dlaczego miałaby lubić. Był dzieckiem jej męża, ale ona nie była jego mamą. Poczuł napływające do oczu łzy i pospiesznie uciekł na górę. – Bruce…! Raiden…? Mały!
         Wpadł do pokoju, zamykając z głośnym trzaskiem drzwi. Wskoczył na łóżko i spojrzał na Raidena, chcąc mu się pożalić… ale Raiden jak zwykle przesypiał wszystko. Typowy Raiden. Bruce pociągnął nosem i położył się, przytulając do Shou. No trudno. Rano mu powie.

         – Na rany Chrystusa, ich serio jest dwóch. – John i Barbs siedzieli na tarasie mężczyzny, czekając, aż zjawią się ich przyjaciółki z licealnych lat wraz ze swoimi pociechami na ich coroczne pasanie dzieciarni na świeżym powietrzu i grillu. W tym roku u Johna, wyjątkowo. Co nie było wyjątkiem, akurat w tym terminie, całkowicie przypadkowo, wysłał Grahama na obóz muzyczny. Bruce i Raiden bawili się w piaskownicy za domem, ignorując ich. John lubił rozpieszczać syna, więc oczywistym było, że machnął mu w ogórku mini plac zabaw i domek na drzewie. Graham korzystał głównie z tego drugiego. John po prostu spełnia swoje marzenia z dzieciństwa, udając, że to dla młodego.
         Poza tym, że Bruce znowu zaczął się dystansować od Barbs, a nawet od ojca, nic szczególnie się nie zmieniło. Po prostu jego relacje z obojgiem zaliczyły regres. Relacje z Barbs. Relacje z Drew nie miały specjalnie okazji zaliczyć progresu.
         Lydon ewidentnie walczył sam ze sobą, żeby nie zapalić fajki.
         – Barbs, z ręką na sercu, i na zdrowie Bobby’ego, absolutnie nie wiedziałem, że to są bliźniaki. Byłem pewien, że jest tylko Bruce. Dowiedziałem się dzisiaj rano. Jakbym wiedział, to bym ci powiedział. – wyglądał na przejętego całą sytuacją, chociaż podobnie jak wcześniej kobieta, starał się nie okazywać przy samych chłopcach, że coś jest nie tak w związku z ich… liczebnością. Pomijając to, że Raiden przywitał go radosnym “cześć wujku Johnny!”. Wychodzi na to, że bywał już pod opieką Drew, tylko wszyscy myśleli. że jest Brucem – Słuchaj, dziewczyny pewnie zaraz podjadą, ale nim wszyscy zaczniemy psioczyć na głupotę Drew… – złapał przyjaciółkę za rękę i spojrzał jej z przejęciem w oczy, jak na naczelną drama queen przystało – Nie będę cię oceniał, jeśli się zgodzisz, ani nic, sytuacja jest posrana. Jak chcesz, mam wolny pokój, póki Glam jest na obozie. Mogę się nimi zająć do czasu, aż nie wróci. Potem pewnie będzie strzelał fochy, że musi się dzielić przestrzenią.
         Nie minęło dużo czasu, a dołączyli do nich pozostali. Dorośli siedzieli na tarasie, rozmawiając, co u nich, John ignorował pytania i aluzje na temat jego syna oraz tego, że jak zwykle zapomniał, że w terminie, kiedy się umówili, Graham ma jakieś zajęcia poza miastem, Phil przyssał się do grilla, chociaż wszyscy zapewniali go, że mógłby sobie usiąść i odpocząć.
         Dzieciaki zaczęły się bawić. Aster i pozostali nie mieli problemu, widząc dwie nowe mordki, podobnie Raiden, ale Bruce poczuł się nieco zakłopotany tym, jak wiele nowych ludzi kręci się wokół niego. Przez chwilę obserwował jak jego brat bawi się z pozostałymi w berka, przy czym była masa śmiechów i radosnych pisków, ale nie wyglądało na to, żeby miał dołączyć do zabawy.
         W końcu z zawstydzeniem potuptał do dorosłych, chcąc schować się u wujka Johna na kolanach, ale będąc już przy samym tarasie zauważył, że wujek gdzieś zniknął. Z lekkim zawahaniem, nieśmiało podszedł do Barbs i zacisnął chude paluszki na podłokietniku jej krzesła, patrząc w milczeniu na bawiące się dzieci. Stał tam, nic nie mówiąc. Po prostu czuł się spokojniejszy obok dorosłej osoby, którą znał. Nawet, jeśli go nie lubiła, to ją znał. Wiedział mniej więcej czego się spodziewać.
Calinda
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Calinda
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {12/11/23, 11:58 pm}

B A R B A R A   A N D E R S O N

         Zmęczenie było widocznie wymalowane na jej twarzy, co wynikało głównie z nieprzespanych nocy. Zawsze miała problemy z zasypianiem, ale ostatnio z oczywistych powodów jej stan się pogorszył. Bądź co bądź, miała dużo do rozmyślania o swojej surrealistycznej sytuacji.
         Z racji dzisiejszego spotkania z dawnymi przyjaciółmi próbowała ukryć swoje zmęczenie, a przynajmniej pozbyć się cieni pod oczami. Była już także po dwóch kawach, co na szczęście było raczej dość racjonalną ilością. Zresztą, czuła się jakoś lepiej na myśl, że zobaczy jakieś przyjazne twarze, chociaż próbowała nie myśleć o tym, że dopiero teraz będzie miała okazję opowiedzieć im o bliźniakach i o niekompetencji swojego idiot– męża. Z drugiej strony, to raczej nie jest sprawa, o której by można porozmawiać przez telefon. Powie im po prostu całą historię na osobności, jak dzieciaki będą się bawić. Była w potrzebie porady od osób trzecich.
         W domu Lydonów była trochę wcześniej niż pozostali, żeby pomóc przyjacielowi z przygotowaniami. Czuła ulgę po przegadaniu tematu z Johnem. Miała w sobie duże pokłady poczucia winy, że tak go samoistnie wciąga w ich rodzinne problemy, chociaż on sam już ma dużo na głowie, ale nie mogła się niestety powstrzymać. John zresztą to już praktycznie jak rodzina. Do swojej biologicznej rodziny obawiała się nadal dzwonić, bo było duże prawdopodobieństwo, że tym razem posłuchałaby ich rad, a później by tego żałowała. I tak już jej wchodzą na głowę, że chcą ją odwiedzić, skoro Drew jest teraz ciągle w trasie. Ciągle zbywać ich nie może oczywiście, ale zasługuje tym razem na jakiś czas na przygotowanie psychiczne.
         Potrzebowała kilku sekund, żeby doszła do niej propozycja Johna, ale w końcu uśmiechnęła się do niego nie spuszczając wzroku z jego pełnych przejęcia i powagi oczu i pogłaskała go kciukiem po dłoni w ramach wdzięczności.
         - Dziękuję, John, ale…nie, ja…chcę mieć ich przy sobie. Poradzę sobie. Po prostu jeszcze nie wiem co myśleć…o Andrew - zapewniła go. Chociaż jakaś część niej wolałaby się odciąć od tego całego chaosu i skupić się w końcu na sobie, to wiedziała, że nie może tego tak zostawić. Nie mogłaby jeszcze bardziej skrzywdzić chłopców i pozwolić, by byli tak przerzucani z domu do domu. Ktoś musi tu pełnić rolę odpowiedzialnego dorosłego. Przynajmniej na ile jest w stanie.
         - Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi za bardzo za złe, jak moje telefony się teraz podwoją. Odpłacę ci się jakoś, obiecuję - dodała żartobliwie, próbując rozluźnić trochę atmosferę.
         Gdy reszta ich przyjaciół dojechała na miejsce samo witanie się trwało bardzo długo. Zanim w końcu przenieśli się na taras dzieciaki już dawno bawiły się wspólnie na podwórku. Nic dziwnego, w końcu była ich mała gromadka. Reyesowie wzięli ze sobą trójkę swoich pociech, bo jednak najmłodszy syn nadal był dla nich zbyt nowy w świecie na takie podróże. Z tego co się dowiedziała zajmują się nim teraz mama i siostry Phila. Najstarszy Leo był widocznie naburmuszony, że został skazany na zabawę z trochę młodszymi od siebie dzieciakami. No tak, okres buntu. Czytała o tym. Za to Aster, Willow i Caleb byli jak zawsze bardzo energiczni i wyglądało na to, że podekscytowani na widok aż dwóch nowych towarzyszy zabawy.
         Dzieciaki jak można było się spodziewać, bawiły się dość głośno, więc gdy już została sama z przyjaciółmi opowiedziała im o tym, co się ostatnio wydarzyło w jej życiu, bo widać było, że bardzo walczą ze sobą, żeby nie zapytać, o co chodzi z dwójką małych, identycznych chłopców. Reakcje były oczywiste i chociaż mówili na szczęście prawie szeptem, to niektórych epitetów na temat Drew to sama by nie wymyśliła. Nie chciała jednak spędzić wieczoru na obgadywaniu swojego męża, więc skupiła się na bardziej dręczącej ją sprawie.
         - …i wydaję mi się, że słyszał całą naszą kłótnię, albo przynajmniej większość…Próbowałam mu jakoś wyjaśnić, ale chyba kompletnie stracił do mnie zaufanie. Unika mnie, mało mówi…nie mam pojęcia, jak mogę to odbudować - dokończyła swoją historię, zachęcona na otwarcie się trochę bardziej. Spotkała się z dużym wsparciem i mniej lub bardziej przydatnymi poradami. Wyglądało na to, że najbardziej rozsądne będzie ponowne budowanie zaufania małymi krokami. Może uda jej się znowu z nim o tym spokojne porozmawiać, jak już będzie pewniejsza, że nie będzie myślał, że kłamie. Była taka zła na siebie, że na rozpoczęcie kłótni z mężem wybrała cholerny salon. Co za idiotyzm. Przez jej głupi błąd niewinne dziecko myśli teraz, że nie chce się nim zajmować i dowiedział się jeszcze do tego, że jego ojciec nawet nie wiedział, że ma dwójkę synów. Może powinna rozważyć umówienie mu wizyty u psychologa dziecięcego. Jej też by się coś pewnie przydało.
         Nie chcąc już dłużej męczyć przyjaciół swoimi problemami zmieniła temat na coś innego, a towarzystwo na szczęście zrozumiało aluzję i kontynuowali rozmowę o ich nowinach, jakichś plotach i innych przyjemniejszych tematach. Phil przyniósł im wkrótce kiełbaski, burgery, szaszłyki i inne rzeczy, które wyczarował na grillu, pogadał z nimi chwilę, zjadł i znowu przykleił się do grilla. Wkrótce i John gdzieś poszedł, więc kontynuowała rozmowę z przyjaciółkami.
         Podchodzący do niej chłopiec był tak cichy, że prawie by go nie zauważyła, jakby nie zobaczyła najpierw jego cienia. Uśmiechnęła się do niego, ale nie była pewna, czy w ogóle na nią patrzył.
         - Oboje są tacy słodcy! Zawitał do nas Bruce czy Raiden? - zapytała Grace uśmiechając się szeroko.
         - Bruce - powiedziała bez myślenia, co szybko pożałowała. Spojrzała na chłopca, szukając jakiejś reakcji. Zdarzyło jej się już niestety kilka razy ich pomylić i chociaż szukała jakichś wyraźnych cech rozróżniających, to jednak najbardziej różni ich chyba nadal tylko charakter. A dzisiaj to ubrali się nawet podobnie. Była jednak prawie pewna, że tym razem jej się udało. Nawet jeśli nadal była zdziwiona, że Bruce sam z siebie by do niej podszedł.
         - Masz ochotę sobie ze mną posiedzieć? Dam ci coś do picia - zwróciła się do niego, podając mu szklankę z sokiem. Nie mówiła już po tym za wiele, trochę się obawiając, że chłopiec zaraz ucieknie. Kobiety rozmawiały między sobą, aż Grace nie ruszyła się ze swojego miejsca, by “pomóc mężowi”. Phil faktycznie zostawił ją na chwilę samą, by dołączyć do zabawy dzieciaków, a niedługo później było już wiadomo, do jakiej pomocy jest zdolna Grace.
         Grill zaczął się palić. Trochę bardzo za mocno niż powinien.
         Phil zaczął wołać oczywiście do boga i próbować jakoś to ugasić, ale Aster i Caleb mieli lepszy pomysł. Odkręcili wąż z wodą i faktycznie jakoś trafili i ugasili ten mały pożar, ale zanim któryś z dorosłych zdążył do nich podejść, to stracili panowanie nad wężem i strumień wody zaczął niekontrolowanie latać po całym podwórku.
         - Leo, stoisz obok, zakręć to!
         - Ale jak to się zacięło chyba.
         - Boże, daj mi siły.
         Lucy najwyraźniej zanim strumień dotarł na taras zdążyła się już dawno schować w domu. Barbs zakryła Bruce’a swoim żakietem, który miała wcześniej na kolanach, ale nie zdołała uratować ani siebie ani stołu. Na szczęście większość dań już zjedli, a Phil nie zdążył wstawić jeszcze reszty przekąsek na grilla zanim został zalany wodą. Mężczyźnie w końcu udało się dobiec i samemu zakręcić węża ogrodowego, ale też był teraz cały przemoczony. Barbs przetarła oczy, by móc rozejrzeć się po stratach.
         - Raiden? - zawołała, by upewnić się, że oboje z bliźniaków ominęło spotkania z wężem. Z daleka wyglądało, że udało mu się tego uniknąć, albo przynajmniej nie był przemoczony. Z dzieciaków najbardziej dostali chyba tylko Aster i Caleb, których jednak widocznie bardzo to bawiło. Gdy sytuacja się w końcu uspokoiła, dołączyła do nich z powrotem Lucy.
         - Uciekinierka wróciła. Gdzie drugi?
         - To tylko woda. Słońce świeci, zaraz sami wyschniecie.
         - Mhm. Dzieciaki, odkręćcie znowu wodę.
         - Ani mi się ważcie.
Eeve
Supernowa
Eeve
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {18/11/23, 07:21 pm}

B r u c e   A n d e r s o n

            Nastąpił chaos. Woda się lała, grill stał w płomieniach, wszyscy krzyczeli.
             Wujek John wrócił do nich akurat, jak sytuacja jako tako została opanowana. Stanął w drzwiach domu z telefonem przy uchu i powiódł wzrokiem po swoim zdewastowanym ogródku. Zatrzymał wzrok na osmolonym grillu, przyglądał mu się przez chwilę, a następnie spojrzał pytająco na Phila. Ten dyskretnie wskazał na swoją żonę. Na ustach Lydona wykwitł uśmiech gimbusa.
             – Bobby, masz jeszcze paragon na ten swój bajerancki, japoński, ognioodporny grill? – zwrócił się do kogoś, z kim rozmawiał przez telefon. Parsknął śmiechem, odsuwając od siebie ręką Grace, która chciała wyrwać mu komórkę z ręki, jęcząc coś, żeby nie wsypywał jej przed Bobby’m – GRACE GO WŁAŚNIE SFAJCZYŁA! – zaniósł się gromkim śmiechem.
             Podczas gdy dwójka dorosłych zachowywała się jak dzieci, krzycząc na siebie nawzajem i do Bobby’ego przez telefon, Bruce odszukał spojrzeniem swojego brata. Raiden dopadł do niego i do Barbs. Z włosów ciekła mu woda, ale wyglądał na przeszczęśliwego.
             – Czemu się nie bawisz? – spytał, przechylając głowę w bok jak szczeniak. Bruce zerknął w milczeniu na pozostałe dzieci – Za głośno?
             – Mhm. – skinął twierdząco głową.
             Raiden wydął usta w podkówkę i rozejrzał się po ogródku. Jego wzrok zatrzymał się na domku na drzewie i ponownie uśmiechnął się do brata.
             – Tam…! Rinjin! – wskazał palcem na wysoki, drewniany płot częściowo obrośnięty krzakamiRinjin mają pieska! – oznajmił i z dumą wypiał pierś, widząc, że tą informacją poprawił bratu humor – Chodźmy! Może z tsurihausu będzie widać! – Raiden złapał Bruce’a za rękę i pociągnął w kierunku sznurowej drabinki. Już po chwili byli na górze,
             Poza zabudowaną budką, był też prosty balkon, z którego widać było niemal całą okolicę. Bruce złapał się mocno balustrady, rozglądając po sąsiednich ogrodach. Tak, jak wspomniał jego bliźniak, u sąsiadów wygrzewał się w słońcu owczarek niemiecki. Po licznych siwych nalotach na sierści, łatwo się było domyślić, że pies ma już swoje lata.
             Drugi z braci niewiele robił sobie z pojęcia prywatności i przekopywał w domku rzeczy należące do Grahama. Nie było tam zbyt wielu rzeczy, które mogłyby go zainteresować. Teleskop, lornetka, jakieś zabawki, którym nie szkodziło przebywanie poza bezpiecznym wnętrzem domu. Żadnych piłek. Co za nuda.
             Stojący na zewnątrz chłopiec drgnął, słysząc ostrożne kroki obok siebie. Spojrzał w bok. To była Willow. Uśmiechnęła się do niego, a on ten gest odwzajemnił.
             – Hej.
             – Hej.
             W dole znowu rozległy się krzyki i piski. Aster i Caleb znaleźli w krzakach frisbee i rzucali nim między sobą, przy okazji rozbijając jedno  z okien w domu wujka Johna. Ciocia Grace i wujek Phil zaczęli go przepraszać, ale on tylko machnął ręką i dodał, że luz, to i tak pokój Bobby’ego, więc przedzwoni do niego i załatwi sprawę, a wtedy ciocia Grace już całkiem zaczęła panikować. Kilka minut śmiechu wujka Johna, a następnie jego jęki bólu, kiedy dostał w łeb od cioci Grace i znowu był spokój.
             – Ej, ej. – zagadnął ich przez otwór w ścianie(to chyba miało być okno?) Raiden – Znalazłem jakieś shinpi coś.
             – Shinpi? – powtórzyła Willow, marszcząc śmiesznie nosek.
             – “Tajemnica”. – przetłumaczył Bruce, okrążając domek i weszli do środka. Raiden trzymał pokrywkę od kartonu po butach, lakierowaną stroną do dołu. Na tej “wewnętrznej” stronie ktoś narysował piracki statek z dwoma kwadratami na pokładzie, jednym na rufie i dwoma pod pokładem. Obok tego rysunku była “legenda”: sześć oczek – statek, pięć oczek – kapelusz kapitana, cztery oczka – cztery główki. Spojrzeli po sobie.
             – To jakaś gra? – zapytał ich Raiden. W drugiej dłoni potrząsał pięcioma kośćmi do gry.
             – Chyba. – odpowiedział Bruce, biorąc od niego kości.
             – Spytajmy wujka Johna. – podsunęła Willow.
             Nim Bruce zdążył coś powiedzieć, Raiden zniknął za drzwiami i zszedł po drabince, a Willow zaraz za nim. Chłopiec schował bez słowa kostki do kieszeni spodenek i podążył za nimi. Ominęli pozostałą trójkę i dopadli do stolika, przy którym siedzieli dorośli.
             – Oji! Oji!
             – Wujku John!
             Położyli przed Johnem prowizoryczną planszę do gry i zażądali wyjaśnień, co to takiego.
             – Gdzie to znaleźliście? – spytał zdumiony, przesuwając palcami po rysunkach.
             – Domek na drzewie. – wyjaśnił cicho Bruce. Mężczyzna zamrugał zdziwiony i spojrzał w kierunku budowli.
             – … no wiesz, co, Graham…? – mruknął pod nosem i pokręcił głową – To gra “Statek Głupców”. Używa się do tego kości. – Bruce wyciągnął z kieszeni kości i podał mu je. Mężczyzna zaśmiał się i zawołał pozostałe dzieci, żeby wyjaśnić im zasady – Okej, więc mamy pięć kości. Każdy w swojej “turze” może rzucić nimi trzy razy. Pierwsze co, musicie zebrać statek. Musicie wyrzucić takie oczka, żeby mieć i statek, i kapitana i załogę. Pozostałe dwie kości to wasz ładunek. Gracie tak długo, aż pierwsza osoba osiągnie wynik 20 punktów łącznie.
             Gra w całej swojej prostocie zdołała zafascynować gromadkę dzieci i już po chwili siedzieli w kółeczku na tarasie, grając w nowo poznaną grę. Zrobiło się ciszej i spokojniej.
             – Czy Statek Głupców, to nie jest gra barowa? – spytał Phil.
             – Nigdy więcej nie zostawię Grahama pod opieką Bobby’ego. – wycedził John, kręcąc głową – Boję się dnia, kiedy Bobby zostanie ojcem. Kompletnie się do tego nie nadaje. Nie ogarnia, że niektórych rzeczy nie daje się dzieciom, nieważne jak dojrzałe się wydają.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

things i want to say but never did Empty Re: things i want to say but never did {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach