Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Prince&Rebel {09/05/21, 11:44 pm}

First topic message reminder :

Prince&Rebel - Page 2 PicsArt_05-09-11.38.51
@Satomi as Prince & @Ischigo as Rebel
Posiadłość Visuke i Astrid:


Ostatnio zmieniony przez Ischigo dnia 31/05/21, 12:07 am, w całości zmieniany 1 raz

Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {17/06/21, 12:52 am}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Astrid nie miał pojęcia, że kocie ugryzienie może być w jakikolwiek sposób niebezpieczne. Ciekaw tego, skąd owo ryzyko jakichś powikłań przy gojeniu się rany, dopytywał Chu Tao, który zdawał się w swoim żywiole. Skupiając się na wykładzie, wampir starał się odgonić natrętne myśli na temat pogody czy nieznajomego, któremu Visuke chciał oddać SWOJĄ kanapę. Zdecydowanie nie pojmował czarodzieja. Przecież już i tak nie mieli miejsca w posiadłości, która swoją drogą nie nadawała się na przyjmowanie jakichkolwiek gości, ale żeby dodatkowo oddawać swoje posłanie? Gdzie on będzie spał? Gdyby chodziło o ogromne łóżko, to nie byłoby problemu - przecież są narzeczeństwem, więc mogliby w nim spać razem. Jednakże kanapa, nieważne jak duża, była czymś zupełnie innym - w jaki sposób mieliby się zmieścić? Musieliby stykać się ze sobą całą noc… Chociaż może nie byłoby to takie złe…? Móc znów poczuć zapach mięty, która przebija się przed rumianek i usłyszeć to ciche bicie serca, które pompuje przepyszną, metaliczną w smaku krew...
     Wampir rozmarzył się, wodząc wzrokiem za czarodziejem, dopóki ten nie zaszył się w kuchni. Jeszcze tylko półtora tygodnia i będzie mógł spróbować jej smaku. Wbijając kły w jego skórę i pozwalając, by szkarłatna ciecz połaskotała jego język i kubki smakowe, a następnie spłynęła przez gardło, rozgrzewając swoje wampirze ciało w pożądaniu, uczynić swoim. Jak bardzo będzie się to różniło od spożywania krwi niebezpośrednio z żył? Jaką minę zrobi czarodziej? Czy i on będzie umiał czerpać z tego przyjemność?
-Dziękuję bardzo - zdążył jeszcze odpowiedzieć, zanim Visuke zniknął.
Pochylając się, nalał sobie gorącego napoju. Staruszek zajął miejsce obok medyka, z którym wyraźnie nawiązał nić porozumienia. Upijając łyk pysznej herbaty, Astrid odłożył na ziemię rudą kulkę, która zdawała się zaciekawiona, a zarazem przerażona nowym miejscem. Dzięki zaklęciom medyka z jej łapką było już lepiej, jednakże wciąż raz po raz unosiła ją nad ziemią. Małemu szkodnikowi dość szybko minęło pierwsze otępienie i już po chwili istotka zaczęła dawać o sobie znać. Po tym, jak wypiła podgrzane przez Laurentiusa mleko, stanęła przy drzwiach, za którymi dobre dziesięć minut wcześniej zniknął Visuke i zaczęła je drapać, miaucząc przeraźliwie.
-Chyba uznał barona Visuke za swoją mamę i zaczął za nią tęsknić - zaśmiał się staruszek.
-Po prostu go do niego zanieś - zdenerwował się w pewnej chwili Chu Tao, gdy kot nie przestawał nawoływać pomimo wzięcia na ręce. Gdy i Laurentius się zgodził, młody wampir poddał walkę, której i tak nie mógł wygrać...

    Ponownie kierując się zapachem, zaczął zapuszczać się w coraz dalsze rejony rezydencji. Zadowolony z osiągnięcia celu kociak siedział grzecznie, raz na jakiś czas tylko pomrukując. Woń rumianku przywiodła go do schodów i zaprowadziła pod same drzwi. Nieśmiało pukając, uchylił je przed sobą.
-Ta mała istotka domagała się, abym ją do ciebie przyprowadził - wyjaśnił natychmiast, zwracając na siebie uwagę. - Uważam, że powinieneś poświęcić jej chwilę czasu, chyba że chcesz, aby wszystkie meble zostały naznaczone jej pazurkami.
Cień uśmiechu przeszedł przez twarz chłopaka, gdy wypowiadał te słowa. Zmniejszył dystans, jaki dzielił go od rówieśnika, po czym oddał mu kichające właśnie zwierzątko. Trudno było nie rozczulić się na widok przymilającej się małej, rudej kulki do dużej, także rudek postaci.
     Wykorzystując okazję, Astrid rozejrzał się po pomieszczeniu. Zaskoczone jego obecnością szmatki i miotły stanęły w miejscu, choć na chwilę powstrzymując wzbijanie w powietrze kłębów kurzu. Pokój miał wspaniałą lokalizację północno-zachodnią, dzięki której było jasno, ale nie odczuwało się przeraźliwych, majowych promieni słońca. Przez brudną jeszcze szybę dało się dostrzec odległe połacie zieleni, które budziły wspomnienia przyprószonych śniegiem lub deszczem lasów iglastych widywanych przez wampira za młodu. Podobnie firany, narzuta i zdobienia na ścianach zawierały w sobie leśne wzory w kolorze szlachetnej zieleni.
-Czy ty to wszystko udekorowałeś? - zapytał, przyglądając się co kolejnym elementom wystroju.  - Jest przepięknie.
    Kotek został odłożony na ziemię, dzięki czemu mógł zacząć polowanie na znów tańczące w tylko sobie znanym rytmie przyrządy do sprzątania. Po nieudanej próbie opuszczenia pomieszczenia, która skończyła się lamentem czworonożnego futrzaka, Astrid zdecydował, że zostanie. Zajął miejsce na fotelu, który został szybko uprzątnięty przez czarodzieja i ustawiony tak, by wampir mógł go obserwować. Prowadzili krótką i leniwą rozmowę na temat tego, co odkryli w wiosce i jakie następne ruchy powinni podjąć. Pojawiła się także kwestia tego, gdzie powinni zacząć poszukiwania potworów...
-Jeśli wierzyć staruszkowi, potwory pojawiały się wieczorami, żerowały nocą, a porankami z pewnością wracały do siebie. Być może udając się tam nad ranem, natrafimy na chwilę, kiedy nie będą zainteresowane polowaniem, ale doprowadzą nas do swojej nory - głośno myślał wampir.  - Nie daje mi też spokoju ten dom w nienaruszonym stanie. Próbowałem sprawdzić, co jest w nim niezwykłego, jednakże wnętrze wyglądało identycznie jak każde poprzednie.
Czworonóg właśnie skoczył na szmatkę, która zwinnie uniknęła jego pazurków, sprawiając, że ten poślizgnął się i upadł na ziemię. Widząc to, Astrid zaśmiał się niekontrolowanie.
-Przepraszam - chichotał, wyciągając ręce w kierunku rudego żyjątka. - Ależ to nie ja kazałem ci polować na szmatki, czyż nie? Przecież to oczywiste, że mogłeś pośliznąć się na mokrej powierzchni i spaść - odpowiedział na przeciągłe miauknięcie, które było prezentacją kociego niezadowolenia.  - No chodź. Pokaż, gdzie się istotka uderzyła.
Wziął futrzany kłębek na ręce, oglądając go dokładnie. Ten jednak nie wyglądał, jakby wybaczył wampirowi śmiech i wiercił się, kładąc mu łapy na wargach. Tknięty nagłym pragnieniem, zanim pomyślał, otworzył usta, delikatnie otulając nimi włochatą łapkę i opuszkę. Zaalarmowany kot z początku nie wiedział, co ma zrobić. Gdy pierwszy szok minął, zabrał łapkę, co tym bardziej rozbawiło wampira.
-Mówiłem, że istotka powinna być mniej ufna w stosunku do innych.
Dotknął jej noska palcem, na co pokazała ząbki.
- Już, już. - Zaczął iść w kierunku czarodzieja. - I hop do mamy! - powiedział, wkładając mu kota w ramiona.
    Huh?
Czy on właśnie…?
Spojrzał chłopakowi w oczy, pesząc się nagle.
-Ja tylko… Chu Tao o ten starzec mówili, że ta mała, włochata istota musiała wziąć się za swoją mamę i jakoś tak… - zaczął tłumaczyć, uśmiechając się niezręcznie. - Razem z siostrą dokarmiliśmy kiedyś krótki i mówiła tak do nich, więc pomyślałem, że powinienem… Proszę, nie śmiej się ze mnie...
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {17/06/21, 09:52 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Podążając na małe zwiedzanie, Visuke czuł się całkiem podekscytowany. Ten dom był ogromny i skrywał w sobie sporo tajemnic. Lis chciał poznać je wszystkie, ale przede wszystkim doprowadzić do stanu, w którym mogliby zatrudnić służących i pozwolić im zająć się tym miejscem. Visuke nie mógł się doczekać momentu, w którym ta wielka posiadłość stałaby się żywa, pełna śmiechu i ciepła, czyli tego, czego jemu zawsze brakowało, tego, co Klan Lisa zabijał, uniemożliwiając mu nazwanie głównej posiadłości domem. Chciał z tego miejsca zrobić swój dom, swoje miejsce.
Pierwsze drzwi, za które zajrzał prowadziły do całkiem sporego gabinetu pełnego książek i wysokich regałów sięgających sufitu. Spore biurko prezentowało się szlachetnie i elegancko i gdyby nie kurz, Visuke z łatwością potrafił sobie wyobrazić Astrid siedzącego po drugiej stronie, zajętego sprawami, którymi musiał zająć się baron. Dwa miękkie fotele zachęcały, by w pomieszczeniu zostać, a obraz z leśnym pejzażem dodawał mu lekkości. W kolejnym znalazł małą sypialnię, najpewniej przeznaczoną dla kamerdynera. Pokój był takiej samej wielkości jak ten znajdujący się obok kuchni, a który to Chu Tao miał zamiar przerobić na swój gabinet. Następnym i ostatnim pomieszczeniem na tym piętrze była duża łazienka z wielką wanną i bardzo ładnym parawanem, pozwalającym zaznać prywatności nawet gdyby ktoś potrzebował skorzystać z toalety.
Następnym przystankiem czarodzieja były sypialnie na piętrze, których było sześć. Z rozbawieniem zauważył, że każda z nich miała swój własny kolor, w którym była utrzymana razem z przylegającą do niej łazienką. I tak nazwał je po kolei: Zieloną, Fioletową, Czerwoną, Białą, Żółtą i Niebieską. Wszystkie były naprawdę miło urządzone i z każdą kolejną, Visuke czuł coraz większy zapał do pracy. Sprawdził jeszcze co mieściło się na poddaszu, ale widząc że były tam tylko nieco skromniejsze, za to równie przytulne sypialnie dla służby, wrócił niżej, chcąc zacząć sprzątać sypialnie, by jak najszybciej mogli wynieść się z salonu.
Zaczął od Zielonego pokoju, wyczarowując ściereczki i miotły, samemu zabierając się za przeszukiwanie szaf i ściągnięcie pościeli z łóżka, by wynieść ją na zewnątrz. Nie wyglądała na brudną, a jednak wolał wszystko przeprać, ubrania które znalazł w szafach przeznaczając do spalenia, choć niektóre wyglądały naprawdę elegancko. Podejrzewał jednak, że zarówno Astrid, jak i Laurentius okropnie by się na niego zdenerwowali gdyby założył coś, co nie było uszyte na niego, do tego pochodziło z nieznanego źródła. Sam też miał odrobinę oporów przed założeniem rzeczy, które nie należały do niego, stwierdził więc że będą idealne by zrobić z nich ognisko, ewentualnie posłużą za rozpałkę dzisiejszej nocy…
Chwilę po tym, jak wyczarował duży, wiklinowy kosz, do którego wrzucił wszystkie ubrania po pokoju rozległo się głośne pukanie, którego nie spodziewał. Tym bardziej brwi podjechały mu do góry, kiedy dostrzegł, że pukającym był nie kto inny jak Astrid. Myślał, że nie chciał przebywać w tych pomieszczeniach dopóki te były brudne, choć kiedy rozejrzał się po wnętrzu pokoju, naprawdę niewiele zostało, by wyglądał on jak dawniej. Z jeszcze większym zdziwieniem odebrał od chłopaka kichającego kotka, który znalazłszy się w jego ramionach zaczął głośno mruczeć i ocierać się o jego pierś rudą główką. Visuke zamrugał powiekami bo nigdy nie spotkał się z takim zachowaniem wobec siebie. Lubił koty, ale te zazwyczaj go unikały z jakiegoś powodu.
- Chyba mnie lubi – stwierdził ze zdziwieniem, drapiąc kotka pomiędzy uszkami.
Dopiero na komentarz Astrid, Visuke przypomniał sobie, że przecież nie przyszedł tutaj bawić się z kotem, odłożył więc zwierzaczka na ziemię, a potem machnął różdżką, wprawiając ponownie sprzęty w ruch.
- Niestety, to nie ja, tak już tu było – odpowiedział na pytanie chłopaka, oczyszczając dla niego fotel, by mógł w nim zasiąść, jeśli miał ochotę dotrzymać mu towarzystwa, co było okropnie miłe i sprawiło, że na twarzy Lisa pojawił się nieśmiały uśmiech. – W ogóle ten, kto umeblował ten dom miał bardzo dobre wyczucie stylu. Reszta tych sypialni też wygląda tak dobrze. Jak już wszystkie posprzątamy, będziesz mógł wybrać pierwszy, którą chcesz mieć jako swoją – zaproponował, wracając do sprzątania.
Spędzanie czasu z Astrid było naprawdę miłe. Rozmawiali, wymieniając się myślami i spostrzeżeniami, obserwując przy tym bawiącego się z tańczącymi miotłami kotka. Visuke po raz pierwszy czuł się tak swobodnie, że nie przejmował się absolutnie niczym, śmiejąc się kiedy wampir powiedział coś zabawnego, dziwiąc się, kiedy go zaskoczył i samemu rzucając nieśmiałe żarty, chcąc go rozbawić, mimo że sytuacja w wiosce była poważna, a od ich zaangażowania i tego jak dobrze sobie poradzą zależało czy ludzie mieli do niej wrócić.
- Myślę, że w pierwszej chwili dobrze byłoby się przyczaić gdzieś, gdzie mielibyśmy dobry widok na okolicę i zobaczyć, z czym w zasadzie będziemy mieć do czynienia, zanim za nimi pójdziemy – powiedział Visuke, choć plan Astrid był dobry. – A co do tego domu, może właściciele opuścili go zanim zaczęły się ataki, więc nie miały powodu by się tam zakradać i go zniszczyć? – podsunął, choć sam nie był pewien, czy takie rozwiązanie w ogóle pasowało do całej sytuacji. Nie wiedzieli przecież, czym kierowały się te potwory wybierając cel swoich ataków.
Nie był pewien, co się wydarzyło, bo akurat w tamtym momencie spojrzał w inną stronę, ale kiedy znów się odwrócił, zobaczył coś, co wmurowało go w ziemię i sprawiło, że jego policzki poróżowiały. Astrid się śmiał. Szczerze, radośnie i głośno, a dźwięk ten w połączeniu z jego miną sprawił, że jego zwykle poważna twarz, przystojna i elegancka, zmieniła się nie do poznania, stając się niezwykle piękną i delikatną. Visuke nie potrafił się napatrzeć, nie spuszczając z niego oczu, kiedy sięgnął po kotka i zaczął do niego dzióbać, wyglądając przy tym tak łagodnie i niewinnie, że serce Visuke zabiło mocniej, oczarowane sceną jaka się rozgrywała przed jego oczami. Astrid był piękny, choć to słowo nie pasowało do mężczyzny. Był piękny i przystojny, łagodny i uroczy, a jego złote oczy otoczone gęstymi brwiami błyszczały radością jak najcenniejsze klejnoty.
Chłopak wciągnął powietrze nosem, kiedy na chwilę spojrzenie tych radosnych oczu spoczęło na nim, żeby zaraz wrócić do kota. Nie bardzo rozumiał, dlaczego mówił do niego per „istotko” niemniej, chyba nie było w tym nic złego, kiedy ten nie miał imienia. Dopiero po chwili, kiedy pierwszy moment zachwytu z niego opadł, a Astrid nagle złapał kocią łapkę w usta, coś w postawie Visuke się zmieniło. W pierwszej chwili nie miał pojęcia, czym było to uczucie, ani co wywołało zmianę, dopóki chłopak znów nie zaczął się uśmiechać. Szeroko uśmiechać. Tak szeroko, że długie kły, które do tej pory były tylko gdzieś z tyłu głowy Visuke znalazły się na pierwszym miejscu. Te same, którymi miał dotknąć jego skóry, przebić się i dostać do krwi. Te same, które lśniły w blasku słońca, niewinne jak sam Astrid. A jednak uczucie w brzuchu chłopaka rosło, kiedy ten podniósł się z fotela i zbliżył się do niego, nadal się uśmiechając. Nadal pokazując mu te okropne kły, które wywoływały w Lisie przerażenie.
Podszedł do niego, a Visuke nie potrafił powstrzymać odruchu, który kazał mu się odsunąć. Nie chciał wzbudzać w nim niepokoju, nie chciał też, by ten się dowiedział, w końcu to nie było nic takiego, prawda? Miał jeszcze trochę czasu, a Astrid jak na razie okazywał się znacznie lepszą osobą niż mu się wydawało. Tak, przekonywał się do niego. Tak, zaczynał go lubić. Tylko… tylko wcześniej nie zwracał uwagi, nie przyjmował do wiadomości, że chłopak naprawdę był wampirem. Miał kły, nie przepadał za słońcem, nie potrzebował jeść, potrzebował za to krwi. Jego krwi.
- N-n-nie zamierzałem się z ciebie śmiać – powiedział, plącząc się nieco i czując jak mocno spocone ze strachu miał dłonie. To tylko Astrid, powtarzał sobie, uważając przecież, że cała historia jaką mu przekazał była całkiem urocza. Świadczyła też o tym, że w surowym domu wampira było choć odrobinę dobroci.
- A… a tak w ogóle to… to powinniśmy go jakoś nazwać – powiedział, nadal próbując przestać drżeć i zwracać uwagę na oczy, niewinne oczy Astrid zamiast na kły, które przyciągały jego uwagę i wywoływały dreszcze. – Nie możesz cały czas mówić „istotka” – zauważył, chcąc brzmieć na jak najmniej zestresowanego.
Nie był pewien jakiej płci kociak był, podniósł więc go na wysokość oczu, chcąc to sprawdzić, nie przypuszczał jednak, że zwierzątko będzie tak bardzo uwiązane do tej tajemnicy, że w chwili, w której Visuke złapał go za ogon, zaczął się szarpać i prychać, sięgając pazurkami do twarzy czarodzieja.
- Aua! – Visuke syknął, upuszczając kota na ziemię, sięgając palcami do swojej twarzy. Poczuł drapnięcie, nie spodziewał się jednak, że kiedy odsunie palce od skóry, pozostanie na nich czerwona ciecz.
Jego oczy zrobiły się wielkości spodków, a serce zabiło mu mocniej w piersi, podczas gdy jego klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej, podczas gdy on sam zaczął coraz łapczywiej wciągać powietrze ustami, wypuszczał je jednak zbyt szybko, nie dostarczając sobie wystarczającej ilości tlenu. Głos Astrid dotarł do niego jak przez mgłę, kiedy spojrzał na jego zmartwioną twarz. Ale nie widział jej, zrobiło mu się ciemno przed oczami, a pod powiekami pojawił obraz kłów. Krew. Astrid chciał jego krwi.
- NIE DOTYKAJ MNIE! – krzyknął, czując muśnięcie dłoni wampira. Kręciło mu się w głowie. Był przerażony. Potknął się o jedną z mioteł, a kiedy upadł, złapał ją oburącz i wyciągnął przed siebie, jakby chciał się nią obronić przed tym, co przerażało go najbardziej.
- Nie… nie dotykaj – wyjęczał jeszcze, zanim osunął się na ziemię z szoku i przerażenia.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {18/06/21, 04:16 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Gdy ponownie uniósł wzrok na Visuke, dostrzegł, że coś jest nie tak. Jego twarz zbladła o kilka tonów, a usta zaczęły drżeć. Uważny wampirzy wzrok sunął od unikających jego spojrzenia, rozszerzonych źrenic, przez zgarbioną sylwetkę, aż dotarł do zaciśniętych, choć wciąż drżących dłoni i wycofujących się stóp. Czoło wampira zmarszczyło się, a wcześniejsze speszenie zniknęło jak bardzo delikatny podmuch wiatru pośród huraganu. Nie spodziewał się, że czarodziej będzie na tyle lekkomyślny, by chwycić kota za ogon. Zdenerwowany wcześniejszymi wydarzeniami i byciem tak długi czas w powietrzu, futrzak wyraził swoją złość w postaci prychania oraz machania łapami i szarpania się. W dość niefortunnym splocie wydarzeń twarz osoby, która go trzymała, została dosięgnięta przez małe, ale niezwykle ostre, pazury. Astrid natychmiast ukucnął, aby sprawdzić, czy z kotem wszystko w porządku, ale ten już zdążył zaszyć się pod łóżkiem, skąd słychać było tylko miarowe uderzanie ogona wyrażające nerwowość.
    Kap.
Pomieszczenie wypełnił metaliczny zapach, który na chwilę odurzył wampira. To był pierwszy raz, kiedy go poczuł. Nie było go zbyt wiele, co tym bardziej sprawiało, że od razu zaczął szukać źródła tego pysznego aromatu.
Och.
A więc to Visuke.
To on tak pachnie...
Zbliżył dłoń do twarzy czarodzieja, nie będąc pewnym, co tak dokładnie chciał zrobić. Pomóc mu wytrzeć krew? A może jej spróbować, zanim nadejdzie ta chwila? Ta woń... musiała być pyszna...
    Dopiero krzyk go ocucił. Co on do diabła wyprawia?! Zagryzł wargę, a ból dodał mu trochę trzeźwości myślenia, chociaż wciąż miał wrażenie, że czuje jej smak w ustach.
-Visuke, czy wszystko w porządku? Nic ci nie zrobię, nie bój się.
Ale chłopak go nie słuchał. Wycofując się w kierunku ściany, sam sobie odcinał jakąkolwiek drogę ucieczki, by po chwili upaść. Astrid chciał ukucnąć przed nim, ale w jego stronę skierowana została końcówka od miotły w ostrzegawczym geście.
-Spokojnie, to tylko ja, Astrid - spróbował jeszcze raz, ostrożnie zbliżając się, ale odpowiedź wciąż była taka sama.
Prawie od razu dostrzegł, jak oczy chłopaka zaczynają zachodzić mgłą. O ile było to możliwe, zbladł jeszcze bardziej, a jego usta zsiniały i przestały się poruszać. Nie zważając na wcześniejsze protesty, wampir rzucił się, aby złapać chłopaka, przeczuwając, co nastąpi. Wiedział, że nie zdąży ułożyć się tak, aby swoim ciałem powstrzymać czarodzieja od rozbicia sobie głowy. Złapał go więc za szatę, by dopiero po chwili pozwolić mu delikatnie ułożyć się na ziemi. W chwili, gdy zaczynał go nawoływać, drzwi otworzyły się z trzaskiem.
-Odsuń się od niego!
   Coś szarpnęło go mocno w tył. Jego wizję przysłoniła twarz wuja - przerażona i wściekła.
-Ugryzłeś go? - pytał gorączkowo. - Odpowiedz: ugryzłeś go?!
Mężczyzna stał tak, że młody wampir nie widział, co się dzieje w drugiej części pokoju. Po głosie rozpoznał, że w pomieszczeniu jest jeszcze Chu Tao, ale i to go nie uspokoiło. Co się właśnie stało? Dlaczego jego narzeczony tak się zachowywał? Czy wszystko z nim dobrze?
-ASTRID!!!
Kręcił głową przerażony.
-N-nie... ja nie, n-nie spróbowałem jej. Przysięgam. Nagle zaczął się dziwnie zachowywać i... ja... on... Ale przysięgam, nigdy, przenigdy bym go nie zaatakował!
Wszystko zaczęło się rozmywać.
-Dość! - przerwał im medyk. - Muszę wiedzieć, co tu się stało. W jaki sposób się zachowywał i co zobaczył.
-My tylko... Rozmawialiśmy, a potem coś się stało... kot spadł na ziemię. Chciałem go podać Visuke, ale on go podrapał, a potem... Nie wiem, zaczął się tak strasznie dziwnie zachowywać. Kazał mi się nie zbliżać, zaczął się cofać, a potem upadł.
-Powiedziałeś coś dziwnego? Zobaczył coś?
-Nie, my tylko... śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Schyliłem się, żeby podnieść kota i poczułem zapach krwi, więc spojrzałem na niego, a on wtedy...
-A więc jednak - przerwał mu białowłosy. - Nic mu nie będzie. Laurentiusie zabierz go stąd. Visuke nie może zobaczyć krwi, gdy się obudzi.
Krwi? Ale on nie...
-Dobrze, ale liczę później na wyjaśnienia - mężczyzna zaczął prowadzić bratanka do drzwi.
-Dlaczego? - wyrwało mu się. - Dlaczego się tak zachowywał?
-Visuke cierpi na hemofobię. Panicznie boi się krwi.

    Dopiero w łazience Astrid zorientował się, dlaczego wuj podejrzewał go o ugryzienie narzeczonego. Teraz kiedy adrenalina opadła, poczuł, że ból wargi jest o wiele silniejszy, niż mu się z początku zdawało. Z szerokiego skaleczenia spływała strużka krwi, która kończyła swój bieg na zielonej szacie. Chłopak sykną, kiedy wuj dotykał rany zwilżoną chusteczką.
-Chciałem jej - przerwał długą ciszę młodszy z nich. - Była taka chwila, kiedy o mało co nie dałem się ponieść. Myślałem, że jestem w stanie nad sobą zapanować, ale gdyby nie krzyknął, że mam się odsunąć...
-Poradziłeś sobie, więc nie ma potrzeby się tym zadręczać.- Twarz wuja złagodniała, a jego ruchy stały się delikatniejsze. - Żądza krwi, dla tak młodego wampira, jak ty, jest czymś normalnym i trudnym do opanowania. Szczególnie że nigdy wcześniej nie byłeś świadkiem zranienia się kogoś innego niż wampira czy zwierzęcia. - Mężczyzna skończył przemywać ranę i ścierać resztki krwi z jego brody. - Jednakże strach przed krwią... mamy duży problem. Visuke będzie musiał go przezwyciężyć i to dość szybko...
-Czy - przerwał mu nieśmiało bratanek. - Wiem, że im bliżej dnia zaręczyn, tym ta żądza będzie większa.
-To prawda - ostrożnie przytaknął mu wuj, czekając na właściwe pytanie.
-Czy jest jakiś sposób, żeby sobie z nią poradzić?  Boję się, że jeśli to się powtórzy, nie będę w stanie się powstrzymać.
Laurentius przerwał na chwilę płukanie materiałowej chusteczki i spojrzał na niego poważnie.
-Żądza krwi pojawia się w dwóch sytuacjach - albo gdy jesteś spragniony, albo kiedy czujesz pożądanie, czyli chcesz to zrobić dla przyjemności. W pierwszym przypadku nie musi to być krew pita prosto z żył, więc jesteśmy w stanie temu zaradzić. W drugim przypadku jest trudniej, bo krew nie jest celem, ale środkiem do celu. Chodzić może wtedy o sam akt ugryzienia, czy sączenia jej, gdy jest jeszcze ciepła i możliwie najświeższa.
Po plecach Astrid przeszedł dreszcz na samo wyobrażenie sobie takiej sytuacji. Zaraz jednak pokręcił głową.
-Można spróbować odwrócić swoją uwagę inną przyjemnością, równie silną, albo bólem tak, jak zrobiłeś to dzisiaj. Często się zdarza, że wampiry gryzą same siebie, żeby zachować trzeźwość umysłu. Szczególnie młode, którym trudniej jest nad sobą zapanować.
-Nie ma innego sposobu? - Laurentius pokręcił głową. - I tak już będzie zawsze?
-Nie do końca. Z czasem pożądanie nie będzie aż tak silne i łatwiej ci będzie je kontrolować. Każdy przez to przechodzi, więc nie ma się czego wstydzić czy bać. Cały czas będę tu z tobą, gdybyś mnie potrzebował.
    Po kilku minutach oba wampiry wróciły do głównego pomieszczenia. Astrid dostał od Chu Tao do wypicia gotowy już antybiotyk oraz świeżo zrobioną herbatę. Pozwolił mu także zerknąć na skaleczoną wargę. W odpowiedzi na pytanie młodego barona medyk wyjaśnił, że Visuke obudził się, czuje się dobrze i wrócił do pracy przy sprzątaniu pokoju. Opowiedział im także o incydencie, który miał miejsce w szkole, do której czarodzieje uczęszczali. Dość oczywistym wnioskiem było, że jednym z zaatakowanych przez wampira uczniów był Visuke, którego fobia zaczęła się w podobnym czasie. Laurentius dopytywał, w jaki sposób mogą wyleczyć przyszłego narzeczonego jego bratanka, jednak białowłosy, który był już zdenerwowany i zmęczony dzisiejszym dniem, podczas którego wciąż ratował bachory, odburknął tylko:
-A skąd ja mam wiedzieć, co mu się roi w tej głowie?
I rozmowa zakończyła się. Wampiry zajęły się porządkowaniem jadalni, a dokładniej to Laurentius polerował zastawy, które znalazł w komodzie, podczas gdy Astrid przyglądał się temu przez jakiś czas, po czym zapadł w dość niespokojną drzemkę.
    Obudził się pod wieczór. Ktoś przeniósł go z krzesła na kanapę i zakrył kocem. Rozejrzawszy się, dostrzegł, że jedyną obecną w pomieszczeniu oprócz niego był zgarbiony przy kominku Visuke. Trudno było go nie poznać po sterczących na baczność uszach, z których jedno natychmiast zaczęło przekręcać się do tyłu, nasłuchując szelestu materiału. Gdy chłopak odwrócił się, Astrid już siedział na kanapie bardziej rozbudzony.
-Dobry wieczór - przywitał się uprzejmie, kiwając mu przy tym głową. - Jak się czujesz? Czy coś cię boli? - dopytał grzecznie, a w jego głosie słychać było zmartwienie.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {19/06/21, 03:12 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Kiedy Visuke odzyskał przytomność, dojrzał nad sobą parę błękitnych oczu i białe kosmyki spływające po ramionach na białą jak śnieg szatę medyka. Chu Tao zmienił chłodny kompres na czole lisa na świeży, przytrzymując go na łóżku, kiedy ten spróbował podnieść się do siadu.
- Leż jeszcze, może zakręcić ci się w głowie, jeśli wstaniesz zbyt szybko – powiedział i choć jego głos był szorstki, było w nim coś niezwykle pokrzepiającego. Jakby mężczyzna pomimo surowej twarzy, na której wiecznie widniało niezadowolenie starał się zapewnić mu choć odrobinę komfortu psychicznego.
- A co… co z Astrid? – zapytał po chwili ciszy, odwracając wzrok. Było mu głupio i wstyd, że tak szybko jego tajemnica wyszła na jaw, do tego w tak gwałtowny sposób. Na dodatek zemdlał…
- Laurentius zabrał go do pokoju obok, nic mu nie jest, na twoim miejscu jednak bardziej martwiłbym się o siebie – powiedział, a to sprawiło, że oczy Visuke rozszerzyły się w kolejnej fali paniki.
- Ugryzł mnie?! Ale… ale nic mnie nie boli… - zaczął panikować, szukając po swoim ciele miejsca, w które wampir mógł go ugryźć, został jednak szybko powstrzymany przez chłodne dłonie medyka.
- Uspokój się, panicz Astrid cię nie zaatakował – powiedział, mając taką minę jakby sam sobie miał za złe, że nie utrzymał języka za zębami. – Chodziło mi o coś innego, ale może to za wcześnie. Cóż, na ten moment nie myśl o tym, uspokój się i nie ruszaj z tego pokoju dopóki nie poczujesz, że jesteś w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie zamierzam drugi raz siedzieć przy tobie niemal godzinę – dodał sucho, pomagając chłopakowi podnieść się powoli do siadu, by wcisnąć mu w dłonie filiżankę ciepłego mleka z miodem. Visuke zamrugał zaskoczony powiekami. Skąd wiedział, że to zawsze go uspokajało?
Chwilę potem Chu Tao zostawił go samego, ale nadal ciepłe mleko z miodem w jakiś sposób sprawiały, że Visuke poczuł się, jak gdyby mężczyzna mimo wszystko martwił się o niego i chciał się o niego zatroszczyć. Było to dla niego nowe uczucie, ale nie było niemiłe. Wypił mleko, ogrzewając skostniałe ze strachu palce o ciepłą porcelanę, czując że powoli jego oddech i puls się uspokajał. Chu Tao miał rację, potrzebował chwili by dojść do siebie, zanim mógłby spojrzeć w oczy Astrid. Było mu wstyd za siebie. Miał być silny i chciał być silny dla siebie i dla niego, a jednak kropla krwi wystarczyła, by stracił nad sobą panowanie i wpadł w panikę. Jak on miał to wytłumaczyć?
Przeczesał włosy palcami, stwierdzając z roztargnieniem, że wstążka, którą przewiązał włosy zsunęła się z nich kompletnie, rozsypując półdługie rude włosy po jego ramionach. Ale kiedy rozejrzał się po pokoju, nie dostrzegł czarnego materiału. Zszedł z łóżka, chcąc zerknąć pod mebel, a wtedy w jego oczy rzuciła się mała ruda kulka zwinięta po środku i drżąca z przerażenia.
- Hej… mała, kici kici, chodź do mnie – poprosił cicho, ale nie dostał żadnej reakcji poza błyskiem zielonych kocich oczu, które spoczęły na nim na chwilę, a potem znów się zamknęły.
- Przepraszam, nie chciałem cię upuścić. No chodź, nie możesz tam zostać, jeszcze tu nie posprzątałem – zauważył przy okazji, dostrzegając grubą warstwę kurzu pokrywającą podłogę.
Przez chwilę nie był pewien co zrobić by zachęcić kota do opuszczenia kryjówki, ale po chwili wpadł na pewien pomysł. Zamiótł posadzkę przed łóżkiem końcówką ogona, pacnąwszy nim kilka razy o ziemię, by wywołać cichy dźwięk. Ten zwrócił uwagę zwierzaka i zainteresował go na tyle, że w końcu spragniony zabawy wydostał się spod mebla, zaczynając polowanie na lekko jaśniejszą końcówkę ogona Visuke. Zanim jednak wczepił się w niego pazurkami, lis złapał go i wziął w ramiona, głaszcząc tak długo aż zwierzak uspokoił się i zaczął cicho mruczeć.
- No i co mam z tobą zrobić, co? Przez ciebie Astrid o wszystkim się dowiedział – powiedział do kota, miziając go po brzuszku. Nie wiedział w zasadzie, dlaczego do niego mówił, ale kiedy słowa dźwięczały mu w uszach nie tylko w głowie, było mu odrobinę lepiej. – Ale może to i dobrze, co kotku? Mamy trochę czasu, żeby coś z tym zrobić i nie będę sobie musiał radzić z tym całkiem sam… A przynajmniej tak myślę. Nie zostawi mnie z tym samego, prawda? Nie, Astrid taki nie jest. Wiesz… nie znam go za dobrze, ale i tak go lubię. No i mamy być małżeństwem, chyba nie powinienem w ogóle zatajać tego, że się go boję, prawda? Tak długo ukrywałem wszystko, że chyba weszło mi to w krew, ale… ale on nie zachowuje się jakby mu przeszkadzał prawdziwy ja. Nawet się przy mnie tak pięknie śmiał. On zawsze robi taką poważną minę, wiesz? Dlatego byłem zaskoczony kiedy zobaczyłem, że potrafi się uśmiechać tak szeroko… Tak szeroko, że… że widać jego wszystkie zęby. Te straszne też. Chyba nie powinienem być nimi aż tak zaskoczony, przecież wiem, że jest wampirem… Ale chyba do tej pory wmawiałem sobie, że to nic nie zmienia, a przecież zmienia wszystko. Wiesz? Tak sobie jednak myślę, że… że jeśli ktoś miałby mnie przekonać, że wampiry nie są aż tak straszne, to on by potrafił. Ugh… a przynajmniej, że on nie jest straszny. Bo przecież nie jest, prawda? Uratował ciebie i… i uratował mnie tego pierwszego wieczora. Było mi tak źle, wyobrażasz sobie? A on był taki ciepły… - westchnął, przypominając sobie tę chwilę. Astrid był ciepły, w słowach i w zachowaniu, Visuke nigdy nie spotkał kogoś takiego jak on.
- Trochę mi lepiej jak z tobą porozmawiałem, a ty nadal nie masz imienia… - stwierdził, korzystając z okazji, że kociak wręcz rozlał się w jego ramionach, sprawił jakiej ten był płci. – No już, już. Nie będę więcej patrzył – obiecał, kiedy zwierzak zaczął się denerwować. Visuke wrócił do głaskania go, co najwyraźniej bardziej mu się podobało. – Jesteś chłopcem, więc musimy ci dać jakieś ładne imię. Hm… może Gatto? Czytałem kiedyś o czarodzieju, który się tak nazywał, a skoro w połowie jesteś moim kotem, a Astrid nazwał cię „istotką” to chyba lepsze imię, co myślisz? – zapytał, a kiedy w odpowiedzi kotek przeciągnął się w jego ramionach, uznał to za odpowiedź twierdzącą.
W końcu Visuke poczuł się na tyle uspokojony, że podniósł się z podłogi i nadal nie będąc przekonanym, czy da radę z Astrid porozmawiać, zabrał się za dalsze sprzątanie. Gdzieś w trakcie Chu Tao przyszedł sprawdzić jak się czuje, a widząc, że wszystko z nim było w porządku, zostawił go samego. Doprowadzenie pokoju i przylegającej do niego łazienki zajęło mu resztę dnia, ale kiedy skończył, był zmęczony i okropnie z siebie dumny. Pokój wyglądał cudownie, utrzymany w przyjemnej zieleni z meblami wykonanymi z ciemnego drewna. Wszystko było wygodne i w dobrym stanie, a łazienka kiedy już się z nią uporał, lśniła czystością, zachęcając do odpoczynku w szerokiej i głębokiej wannie. Visuke nie musiał się długo zastanawiać zanim podjął decyzję o kąpieli. Woda płynąca z kranu była chłodna, mógł na to jednak coś zaradzić jednym machnięciem różdżki. Dlatego kiedy wanna się napełniała, przekradł się na dół do swoich bagaży, chcąc wyjąć wszystkie swoje kosmetyki, czyste ubrania i ręczniki. Dojrzał przy tym drzemiącego na kanapie Astrid, z którego zsunął się koc. Przez chwilę walczył ze sobą, ale nie potrafił go tak zostawić i zanim pomyślał po raz drugi, okrył go po szyję, by zaraz czmychnąć na górę i zamknąć się na kolejną godzinę w łazience.
Kiedy po raz kolejny pojawił się na dole, był już całkiem spokojny, a gorąca kąpiel pomogła mu się zrelaksować. Zdziwił się, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nikogo nie słyszał, ani Chu Tao, ani Laurentiusa ani staruszka. Był tylko Astrid, który nadal drzemał na kanapie. Za to w kominku się paliło, a na stoliku czekała na nich herbata. Visuke przysunął się do ognia, chcąc się osuszyć, nie spodziewał się jednak, że jego kręcenie się obudzi Astrid. Obejrzał się za siebie, a widząc zaspaną twarz chłopaka, przypomniał sobie jak bardzo głupio zachował się wcześniej. Na dodatek Astrid martwił się o niego.
- Nie… nic mi nie jest – odpowiedział, kładąc po sobie uszy z zawstydzeniem. – Um… posprzątałem łazienkę, można się w niej kąpać gdybyś… gdybyś miał ochotę – powiedział, przesuwając palcami po swoich nadal wilgotnych włosach.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, Visuke unikając wzroku złotych oczu i Astrid próbujący złapać mimo wszystko jego spojrzenie. W końcu jednak Lis stwierdził, że nie będzie lepszej okazji, żeby porozmawiać bez Laurentiusa i Chu Tao w pobliżu. Dlatego zmusił się i podniósł się z podłogi, przenosząc się na drugą kanapę, łapiąc przy tym swoją szczotkę do futra, by zająć czymś ręce. Zaczął szczotkować lisią kitę, woląc patrzeć na to jak jego miękkie futerko zaplątuje się w zęby szczotki niż na wampira.
- Przepraszam. Ja… nie chciałem ci mówić o moim… lęku. Myślałem, że sam sobie z nim poradzę… - powiedział cicho, a cała jego postawa wskazywała na to jak bardzo było mu wstyd za siebie i przykro, że doprowadził do takiej sytuacji. Nie chciał oszukiwać Astrid.
Nie spodziewał się fali ciepłych słów, ani zapewnień, że nie miał za co przepraszać. Z zaskoczenia, aż podniósł wzrok, by spojrzeć mu w oczy.
- Więc… więc nie jesteś na mnie zły? – zapytał, a kiedy otrzymał zapewnienie, że nie, poczuł się jeszcze bardziej głupio z tym, że nie powiedział mu od razu.
- Um… w takim razie… wiem, że powinienem powiedzieć ci od razu, ale… zrobię to teraz okej? – rzucił, a kiedy Astrid przytaknął, przez chwilę zbierał się w sobie, zanim zaczął mówić. – Um… no… więc na pewno i do twojej rodziny dotarły plotki o tym jak w pewnej szkole wampir zaatakował dwójkę uczniów. I nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle, ja… nic mi się wtedy nie stało, nawet mnie nie drasnęła. Ale… widziałem jak mój… mój przyjaciel. On… on chciał mnie obronić, przed nią. Bo… lubiła mnie, bardziej niż powinna. I usłyszała, że… że jestem przeznaczony tobie. Chyba… chyba uznała, że jeśli ona najpierw napije się mojej krwi, to ty nie będziesz mnie chciał. Ale ja nie chciałem. Bałem się jej. Była taka straszna – powiedział, a jego głos z każdym słowem robił się coraz cichszy, a dłonie zaciskały się na szczotce coraz mocniej. – Nie słuchała. Chciała mnie ugryźć. I wtedy… Bennett wskoczył między nas, ugryzła jego. Tam było tyle krwi, a on krzyczał, kazał mi uciekać. A ja nie potrafiłem nic zrobić. Nie mogłem. Tak bardzo się bałem. I ona na mnie patrzyła. Piła jego krew, dużo, bardzo dużo, a ja nie potrafiłem się ruszyć. Znaleźli nas dopiero dzień później, a on… on już się nie poruszył. To… to moja wina. Bennett, teraz ty. Ja… ja naprawdę jestem do niczego – zakończył, czując się znów jak tamtego dnia. Bezużyteczny, winny…
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {19/06/21, 07:19 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Palące się drewno trzaskało co jakiś czas, uwalniając przy tym charakterystyczny, dymny zapach. Pomarańczowa poświata sprawiała, że rude futro i włosy czarodzieja nabrały niezwykle intensywnego i żywego koloru miedzi. Astrid delikatnie kiwnął głową w odpowiedzi na słowa towarzysza, ciesząc się, że nic mu nie jest. Wzrok złotych tęczówek skrytych pod kurtyną rzęs ślizgał się między uszami, przez policzki i oczy, aż do ust, szyi oraz całej postaci ubranej w szatę przeznaczoną do snu. Rana z jego policzna zniknęła, zupełnie jakby sytuacja, która ich tu sprowadziła, była tylko koszmarem. Widząc, że chłopak rusza w jego kierunku, czarnowłosy młodzieniec wyciągnął dłonie w stronę dzbanuszka z ciepłym naparem. Rozlał go na dwie filiżanki, uśmiechając się delikatnie, gdy zauważył klonowe wzory okraszające naczynia.
-Dlaczego przepraszasz? - zapytał, gdy rude uszy oklapły, a brązowe oczy uparcie wpatrywały się w szczotkę. - Ani razu nie zapytałem, czy obawiasz się mnie lub… - zawahał się na moment - sam wiesz czego. Nie okłamałeś mnie ani nie uraziłeś, więc nie ma potrzeby, żebyś prosił o wybaczenie.
Ich oczy spotkały się w chwili, kiedy kolejne drewienko ułamało się, wyrzucając garść iskier w powietrze. Wydawało się, jakby jedna z nich przebiegła między spojrzeniami i rozjaśniła brązowe tęczówki.
-Nie mam prawa być na ciebie zły - zapewnił czarodzieja spokojnym i pewnym głosem, upijając łyk chłodnej już herbaty. - Jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze chętnie cię wysłucham i postaram się ci jej udzielić. Jesteśmy w końcu zaręczeni.
    Ściemniło się całkowicie. Mroźny, wieczorny wiatr musiał znaleźć jakąś lukę i wedrzeć się do pomieszczenia, bo wampir zadrżał niekontrolowanie podczas opowieści. Płomienie stały się bardziej śmiałe i lizały zaciekle drewno, zupełnie jakby chciały jak najszybciej doprowadzić je do rozpadu. Pomarańczowa łuna tańczyła po dywanie i we włosach Visuke, wplatając swoje długie palce w futro na jego ogonie, jakby chciała zastąpić szczotkę. Astrid miał wrażenie, że oczami wyobraźni widzi scenę, która rozegrała się kiedyś w szkole. Bezwiednie zaciskał pięści i zęby, czując mieszaninę smutku, zaskoczenia i złości. Samo wyobrażenie sobie, że jakikolwiek wampir mógłby spróbować zbliżyć się do Visuke… nie, do kogokolwiek i chcieć siłą uczynić go swoim, przyprawiał go o mdłości. Jak podłą i nieludzką kreaturą musiała być ta, o której tak cichym głosem mówił mu narzeczony? I był też on - Bennett. Tajemnicza osoba, którą czarodziej nazywał przyjacielem i przy której imieniu jego ton miękł. Astrid nigdy nie miał przyjaciela, ale jego brat miał i nie wyobrażał sobie, żeby starszy od niego wampir miał nagle zniknąć.
    Delikatny szelest szat przeszył ciszę, jaka nastąpiła. Panicz D’Arche zarzucił koc na towarzysza, okrywając go nim szczelnie, chociaż wiedział, że nie drżał on z zimna. Uklęknął na miękkim dywanie tak, aby przed sobą mieć czarodzieja. Jego dłoń delikatnie spoczęła na tej, którą Visuke ściskał szczotkę.
-Nic, co się wtedy wydarzyło, nie było twoją winą. - Jego głos był cichy, ale pełen pewności. - Nic mi się nie stało i nigdzie się nie wybieram, dobrze? Więc nie musisz się obwiniać. A ten chłopak… Bennett, tak? Musiał być ci strasznie bliski i naprawdę, naprawdę odważny. Żaden z was nie mógł wiedzieć, jak podłą kreaturą była. Nie mogliście nic zrobić. Och Visuke!
Dostrzegł go. Ten sam wyraz twarzy, który czarodziej zrobił zeszłej nocy. Podniósł się i przytulił głowę rudowłosej postaci do piersi, bojąc się, że dostrzeże jego łzy.
-Musiałeś być tak okropnie przerażony i samotny przez te wszystkie lata. Nigdy nie powinno było do tego dojść. Żaden wampir nie ma prawa pić czyjejś krwi bez zgody osoby, do której należy. Przysięgam ci, że jeśli kiedykolwiek jakikolwiek wampir spróbuje cię skrzywdzić, osobiście się z nim rozprawię. Dlatego jesteś już bezpieczny.
Zaczął delikatnie głaskać włosy czarodzieja, patrząc przed siebie. Jego wzrok natrafił na przyglądającego się im z oddali Laurentiusa. Nie potrafił niczego wyczytać z jego twarzy i nie miał pojęcia, od jak dawna jego wuj tam stoi. Widząc, że został przyłapany, starszy wampir kiwnął mu głową i odszedł ponownie w głąb domstwa.
-Jak to jest mieć przyjaciela? - zapytał po chwili nieśmiało Astrid, przytulając policzek do czubka głowy czarodzieja. Uważał, aby przypadkiem nie przygnieść jego uszu. - Jaki on był?
Jego dłoń nieśmiało plątała się pośród długich, mokrych kosmyków, owijając je i przeczesując ostrożnie, aby nie sprawić czarodziejowi jakiegokolwiek bólu przez przypadkowe pociągniecie.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {20/06/21, 02:12 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke nie wiedział, czego się spodziewać. To był… drugi raz, kiedy ktoś usłyszał tę historię w całości, pierwszą osobą był dyrektor szkoły, do której uczęszczał, jego ojciec usłyszał ją od pryncypała, bo on był zbyt przerażony by ją powtórzyć. Za pierwszym razem dostrzegł grozę na twarzy mężczyzny, potem widział już tylko szok i niedowierzanie, zadawano mu pytania, na które nie chciał odpowiadać. Nigdy jednak nie usłyszał tego, co dziecko w jego wieku i po czymś takim powinno usłyszeć. Dlatego nie spodziewał się ze strony Astrid żadnej reakcji, a przynajmniej, żadnej pozytywnej. Dlatego kiedy nagle na jego ramionach pojawił się ciężar ciepłego materiału, a dłonie wampira okryły go nim szczelnie, jakby chciał go w ten sposób odciąć od wszelkiego zła jakie istniało na tym świecie, uniósł wzrok znad zaciśniętych dłoni, chcąc zobaczyć jaką miał minę. A kiedy zobaczył jego twarz, wciągnął głęboko powietrze nosem, widząc jak wiele emocji malowało się na arystokratycznej, ślicznej twarzy panicza D’Arche. Złość, smutek, gniew i bardzo dużo współczucia. I po raz pierwszy, Visuke poczuł, że ten gniew nie był skierowany w jego kierunku, ale w tych, którzy sprawili, że nie potrafił pogodzić się z tym co się stało. Patrzył na niego jak urzeczony, kiedy Astrid, ten bojący się kurzu i marszczący nosek na odrobinę brudu panicz, klękał przed nim, tylko po to, by wziąć jego zimne z przerażenia dłonie w swoje i odrobinę je ogrzać.
- A-Astrid – wymruczał cicho, z szoku, z wdzięczności i z wszystkich uczuć, które nagle pojawiły się razem z tym wszystkim, co do tej pory musiał ukrywać, by nikt nie pomyślał, że był słaby. Ale ten raz, chociaż na chwilę, miał przeczucie, że mógł.
Nie miał pojęcia jak bardzo tego potrzebował, jak bardzo chciał by ktoś go przytulił, dopóki Astrid nie podniósł się, by objąć go i przycisnąć do swojej piersi. Nawet przez chwilę Lis nie pomyślał o tym, że nie powinien, że wcześniej tego samego dnia przeraził się go do tego stopnia, że nie potrafił nad sobą zapanować. Astrid był ciepły. Astrid pachniał lasem w ciepły dzień po deszczu. I był jedyną osobą od bardzo dawna, która chciała go przytulić. Nie wiedział nawet kiedy jego ręce owinęły się wokół torsu chłopaka, a głowa wtuliła ufnie w szatę na jego piersi, chowając twarz zalaną łzami. Nigdy nie opłakał przyjaciela, nie opłakał swojej mamy, ani siebie, przekonany, że łzy sprawiłyby że jego i tak okropna reputacja i zdanie na swój temat byłyby jeszcze gorsze. Ale teraz czuł się tak, jak gdyby te wszystkie lata w żałobie spływały z jego ramion razem ze słoną cieczą, która wsiąkała cicho w miękki materiał. Dłonie wampira uspokajały go, a dotyk w okolicach głowy sprawiał, że myśli uciekały z niej, zastąpione przyjemnym wrażeniem bycia akceptowanym. Nie wiedział jak mocno potrzebował czyjegoś pocieszenia, dopóki go nie otrzymał. I był okropnie wdzięczny Astrid, że mu je dał.
Uspokoił się dopiero po jakichś dwudziestu minutach, po których to z zaczerwienionymi oczami i cieknącym lekko nosem, odsunął się delikatnie od chłopaka, czując się okropnie zawstydzonym tym, jak mocno pomoczył mu szatę.
- Przepraszam… um… chyba… chyba osmarkałem ci ubranie – powiedział cicho, zawstydzony. Nie był jednak w stanie sięgnąć po różdżkę i usunąć tego magią. Był zbyt wyczerpany, by dać radę.
- Jak to jest? – zdziwił się na pytanie wampira, ale zaraz odpowiedział, nie zastanawiając się nad odpowiedzią zbyt długo. – To jak… posiadanie rodzeństwa, tylko takiego, które sam sobie wybrałeś. No wiesz… będziecie walczyć, kłócić się o głupoty i wytykać sobie beznadziejne zachowanie, tylko po to, żeby na koniec i tak zniszczyć wszystkich, którzy ośmieliliby się zranić twoją bratnią duszę – odpowiedział, uśmiechając się bardzo delikatnie.
- A Bennett? Kiedy się poznaliśmy był bardzo zdeterminowany, by sprowadzić mnie na dobrą drogę – powiedział, a jego twarz mimowolnie uśmiechała się do wspomnień. – Był głośny, natarczywy i wykazywał zbyt dużo zainteresowania tym co dzieje się za wszystkimi zamkniętymi drzwiami. Miałem wrażenie, że drugiej tak okropnie irytującej osoby nie spotkałem. Ale potem któregoś dnia się rozchorował i nie pojawił na zajęciach. Wtedy zdałem sobie sprawę, że bez niego obok, jest po prostu bardzo nudno i że nawet jeśli czasem mnie denerwował, okropnie go lubiłem – powiedział, zaraz jednak markotniejąc, kiedy przypomniał sobie o tym, jak bardzo brakowało mu tego nadpobudliwego chłopaka. Przez chwilę poczuł się samotny, ale wtedy dłoń Astrid znów przesunęła się po jego włosach.
- Ciebie też bardzo lubię, wiesz? – wypalił, zanim zdążył pomyśleć o tym, co w zasadzie ślina przyniosła mu na język. Nie było już jednak odwrotu, mógł tylko patrzeć w złote oczy Astrid i rumienić się z zawstydzenia, które nagle go ogarnęło. Nie chciał jednak cofać swoich słów. – Ja… kogoś takiego jak ty, też jeszcze nigdy nie spotkałem, ale nie irytujesz mnie ani trochę. Więc… więc czy chciałbyś być moim przyjacielem? – zapytał, a w jego brązowych oczach błyszczało bardzo dużo nadziei.
Nie przewidział jednak, że Astrid odpowie mu zdziwieniem. W pierwszej chwili miał wrażenie, że znów chłopak patrzył na niego z góry, ale kiedy tylko ten wspomniał o tym, że nie bardzo wiedział, że można być i narzeczeństwem i przyjaciółmi, Lis niewiele myśląc złapał go za dłonie i potrząsnął nimi leciutko.
- Oczywiście, że można! Myślę, że nawet trzeba, w końcu… hm… no ludzie jak chcą się żenić to chyba najpierw się muszą bardzo, bardzo polubić prawda? A przynajmniej ja bym chciał cię bardzo lubić zanim się pobierzemy – dodał, znowu czerwieniąc się po cebulki włosów. Ah, co on wyprawiał?! Ale… miał wrażenie, że tak będzie łatwiej, tak będzie lepiej. – No i… jak będziemy przyjaciółmi to oczywiście będę ci ufać i… i myślę, że łatwiej będzie mi pozwolić ci się ugryźć – powiedział, bardzo cicho, samemu nie wierząc w to tak do końca, ale był tylko jeden sposób, by się o tym przekonać. Poza tym wizja posiadania przyjaciela była zbyt miła, by mimo wszystko nie zaproponować tego Astrid.
- A… a tak a propos… czy to bardzo boli? Jak gryziesz? – zapytał znów zniżając swój głos do przepełnionego niemal dziecinnym strachem szeptu.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {20/06/21, 11:41 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Ogień w kominku zdążył trochę przygasnąć, a płomienie, które nie miały już czego pożerać, ostrożnie lizały pozostałe kawałki drewna tak, aby jak najdłużej się utrzymać. Cienie wydłużyły się, nadając tej chwili dziwnie intymną atmosferę. Astrid czuł, jak jego nogi powoli zaczynają mrowieć, a kark boleć od niewygodnej pozycji, ale nie chciał odsuwać się od Visuke teraz, kiedy ten go potrzebował. Z przymkniętymi tak oczami nie był pewien, ile czasu minęło, zanim czarodziej go puścił. Przemilczał sprawę ubrania, zastanawiając się, gdzie powinien usiąść. W końcu zdecydował, że wciśnie się obok Visuke. Podał mu jego filiżankę z zimną już herbatą. Zapewne chłopak był bardzo spragniony po tak długim płacz - pomyślał. Wręczył mu także chusteczkę w razie gdyby właściciel rudej kity i uszu chciał wydmuchać nos lub otrzeć oczy.
    Przytakując chłopakowi, myślał o Azraelu i jego przyjacielu, który był mu jak drugi starszy brat. Gdzieś między tym wszystkim przeplatał się też obraz Artressy, która zawsze sprzeczała się z nim o to, że nie zrobiła nic złego, kiedy prosił, aby przeprosiła. Pamiętał także rywalizację, jaką stale prowadził z przyszłą głową klanu D’Arche, choć był na straconej pozycji ze względu na kolejność urodzeń. Czy to znaczy, że jego rodzeństwo było też jego przyjaciółmi? Czy gdyby miał wybór, chciałby raz jeszcze się z nimi wychowywać?
    Wampir poprawił zsuwający się z ramion towarzysza koc, gładząc go przy tym kilkukrotnie, gdy ten opowiadał o swoim zmarłym przyjacielu. Głaskał chłopaka po włosach, gdy ten markotniał i odwzajemniał uśmiech, kiedy tamten rzucał mu weselsze spojrzenie. Po prostu był przy swoim narzeczonym, pierwszy raz w życiu słuchając, jak ktoś, niebędący jego siostrą, mu się z czegoś zwierza. I szczerze mówiąc było to naprawdę przyjemne.
    Jego dłoń zamarła, gdy usłyszał pytanie. Ściągnął brwi, nie rozumiejąc, o czym mówi Visuke.
-Przecież jesteśmy zaręczeni - odpowiedział w końcu. - Można być i przyjacielem, i narzeczonym?
Pamiętał, jak jeszcze kilka dni temu mówił czarodziejowi, że małżeństwo z kimś, kogo się lubi, nie jest luksusem, na który jako drugi syn klanu D’Arche może sobie pozwolić. Dalej w to wierzył, ale nie spodziewał się, że jest sposób, aby te dwie rzeczy - aranżowany związek i kwestie uczuciowe - połączyć. Jakoś tak… poczuł, że jego serce przyspiesza, gdy Visuke wyznał mu, że chciałby go bardzo, bardzo polubić.
-Postaram się być na tyle dobry, żebyś nie miał z tym problemu. - Zdawało mu się, że zawstydzenie czarodzieja mu się udziela. - Bardzo bym chciał, żeby ci się udało… I ja też chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić, jeśli nauczysz mnie jak.
Wciąż trzymali się za dłonie, a te należące do jego towarzysza zdawały się delikatnie spocone. Denerwował się? Wraz z kolejnym pytaniem zadrżały.
    Słysząc wyszeptane cichutko słowa, zabrał prawą dłoń i pogłaskał nią głowę chłopaka w uspokajającym geście.
-Wydaje mi się, że nie aż tak bardzo - chciał go uspokoić, ale przy tym nie skłamać. - Na pewno samo wgryzienie się nie będzie zbyt przyjemne, bo kły będą musiały przebić się do naczynia krwionośnego, ale wiele też zależy od miejsca. Ugryzienie w szyję czy nadgarstek podobno bardzo boli, dlatego za pierwszym razem wybiera się przedramię. Naczynia krwionośne są tam ułożone dość płytko, więc nie trwa to zbyt długo i nie jest ono zbyt wrażliwe. Ponadto podczas ugryzienia do ciała dawcy za pomocą kłów wprowadzana jest specjalna substancja, która przypomina afrodyzjak. Działa znieczulająco na miejsce ugryzienia i w zależności od więzi, jaka łączy dawcę z wampirem, może spowodować także senność, stan odprężenia albo ogromną przyjemność. W toku ewolucji była to cecha, która przesądziła o przetrwaniu rasy wampirów, ponieważ dawcy byli bardziej skłonni dobrowolnie pozwalać na ugryzienie, aby poczuć uniesienie, którego dostarcza - wyjaśnił bardzo dokładnie i szczegółowo. - Z tego, co pamiętam, także emocje towarzyszące ugryzieniu wpływają na działanie tej substancji. Dlatego tak ważne jest, by dawca dobrowolnie zdecydował się podzielić swoją krwią.
Przyjrzał się chłopakowi dokładnie, raz jeszcze głaszcząc go po głowie uspokajająco.
-Wszystko w porządku?
-Już późno - jak spod ziemi pojawił się obok nich Chu Tao, unosząc wysoko brew na widok wampirzej dłoni między uszami czarodzieja i rujnując całą atmosferę. - Rozmowę zostawcie na jutro. Jak twoja ręka paniczu Astrid?
Wampir pozwolił mu obejrzeć pozostałość po ranie, odsuwając się od narzeczonego. Medyk kiwnął głową.
-Antybiotyk będziesz brał jeszcze przez kilka dni. Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień was nauczył, że kot to nie zabawka i trzeba się z nim obchodzić ostrożnie.
-Gdzie jest starzec, który przybył z nami z wioski? - przypomniał sobie nagle wampir.
-Zajmie pokój dla kamerdynera - padła odpowiedź spod kominka, gdzie Laurentius dorzucał drewna do ognia. I jego wejście umknęło Astrid. - Chu Tao zamknął go tam, jednak dla bezpieczeństwa zajmiesz pokój na górze. Wszystkie rzeczy już na ciebie czekają.
Dobrze znał ten ton i wzrok. Za każdym razem, kiedy Azrael wracał z dalszej wyprawy i chciał przedyskutować coś z ojcem, jego wuj rzucał mu takie spojrzenie i mówił coś, co niedosłownie oznaczało, że na niego i jego siostrę już pora.
-W takim razie życzę wam spokojnej nocy - skłonił się w pożegnalnym geście, zawieszając oczy chwilę dłużej na Visuke i posyłając mu cień uśmiechu, zanim odwrócił się i dał zaprowadzić do, jak się okazało, wysprzątanej przez Visuke, zielonej sypialni.
    W pomieszczeniu czekało na niego śpiące, rude zwierze. Widząc, że ten znów zajął miejce w fotelu, bezceremonialnie wpakowało mu się na kolana i zaczęło domagać pieszczot. Czekając, aż jego wuj przygotuje kąpiel, Astrid głaskał kota i odtwarzał w pamięci dzisiejsze wydarzenia. Milczał, będąc w wannie i pozwalając się ubrać w szaty nocne, a także kiedy Laurentius rozczesywał jego włosy.
-Visuke przygotował dla ciebie mleko z miodem - przerywając ciszę, wyjaśnił wuj, kiedy wrócili do sypialni, a Astrid uniósł brwi na widok tacy z filiżanką i kubkiem.
-A kot?
-Położył się z nim.
-Dobrze.
Pod czujnym okiem starszego wampira wlał zawartość kubka do filiżanki, wymieszał i upił łyk. Chwilę później usiadł w fotelu, zamyślił się. W pomieszczeniu królowała ciemność, rozjaśniona jedynie światłem kilkunastu świec. Naprawa światła była jedną z wielu, które ich czekały.
-Chciałbym, abyś coś dla mnie sprawdził…
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {21/06/21, 02:13 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke miał wrażenie, że z każdą chwilą rozmowa jaką prowadził z Astrid była coraz bardziej ciepła i osobista, a gesty jakimi obdarzał go wampir przepełnione czułością, jakiej jeszcze nie miał okazji poznać. Nic nie mógł poradzić na to, że rumienił się, słuchając jego słów, nie mogąc wyjść z podziwu i zaskoczenia, widząc z jak bardzo beznamiętną miną chłopak to wszystko mówił, jak gdyby nie było to nic wielkiego, choć dla Lisa brzmiało jak coś, co robiło się z bardzo bliską osobą, do tego za zamkniętymi drzwiami. No i… nadal brzmiało strasznie. Nie tak źle jak myślał, ale nadal dla jego niewinnego umysłu ta cała przyjemność i ekstaza brzmiały jak coś zakazanego, o czym nie powinien nawet wiedzieć. Tymczasem Astrid mówił o tym tak swobodnie, sprawiając że Visuke rumienił się jeszcze bardziej.
Nie spodziewał się, że nagle Chu Tao pojawi się tuż obok nich i przerwie im, za co w gruncie rzeczy był mu bardzo wdzięczny. Nie był pewien, co myślał o tym całym gryzieniu, ale na pewno więcej informacji w tamtym momencie nie pomogłoby mu uporać się z uczuciami, jakie pojawiły się w jego wnętrzu. Nadal był przerażony i okropnie zawstydzony tym jak bardzo intymnie to wszystko brzmiało, zdecydowanie potrzebował przerwy, a niestety Astrid wyglądał na osobę, która pomimo miny Lisa, mogłaby kontynuować swój beznamiętny wykład choćby i całą noc. Oczywiście był mu bardzo wdzięczny i cieszył się, kiedy myślał o tym, że mogli zostać przyjaciółmi i że Astrid sam chciał być dla niego przyjacielem, jeśli Visuke pokazałby mu jak miał nim zostać, niemniej potrzebował oddechu, który zapewnił mu Chu Tao.
- Dobranoc – powiedział do Astrid, siląc się jeszcze na delikatny uśmiech zanim ten zniknął na schodach, prowadzących w górę. Dopiero kiedy trzasnęły drzwi od Zielonego pokoju, a Laurentius podążył za bratankiem, Visuke pozwolił sobie na nieco ciężkie westchnienie.
- Dziękuję, Chu Tao, ja… - zaczął Lis, podnosząc głowę, nie przewidział jedynie, że zanim zdąży ją unieść, dłoń mężczyzny spocznie na jego włosach, czochrając go nieco zbyt mocno, ale w gruncie rzeczy był to przyjazny gest, pełen otuchy.
- Nie myśl o tym zbyt intensywnie, dzieciaku. Miałeś długi dzień, powinieneś odpocząć. Chodź za mną – powiedział szorstko, a zaskoczony jego zachowaniem Visuke podążył za nim do kuchni, gdzie białowłosy przygotował dla niego kolejną filiżankę mleka z miodem. Jedyne co, to bez wiedzy Lisa dolał mu do napoju delikatny środek na uspokojenie i zapewniający spokojne sny. Podejrzewał, że po tym, co przeżył tego dnia, nie miałby zbyt przyjemnej nocy.
- A czy… czy mogę dać trochę Astrid? – zapytał niepewnie, wskazując podbródkiem dzbanek z mlekiem.
- Jesteś właścicielem wszystkiego, co znajduje się w tej posiadłości – zauważył chłodno, ale jakoś tak… miękko medyk. – Możesz mu oddać wszystko, jeśli tylko będziesz chciał – dodał, żeby Visuke nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Jakoś tak… do tej pory chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że naprawdę tak było. Że w tym momencie to on i Astrid byli w tym miejscu najważniejsi i że to wszystko, należało do nich. To oni mogli wydawać rozkazy i wcale nie musieli takowych słuchać. Że to Chu Tao i Laurentius musieli ich słuchać tak na dobrą sprawę. Do tej pory miał wrażenie, że było na odwrót i dopiero mężczyzna uświadomił mu, że wcale nie musiało tak być. Co prawda… nie wyobrażał sobie rozkazywać Chu Tao, ani tym bardziej Laurentiusowi, jednak świadomość, że on wcale nie musiał ich słuchać, jeśli czegoś nie chciał, sprawiała że jakoś tak zrobiło mu się nieco lżej na duszy.
- Masz rację – zauważył nieco zaskoczony, niemniej jego ogon radośnie zamiatał w powietrzu, kiedy wychyliwszy swoją porcję ciepłego mleka złapał tacę w ręce i zaniósł ją na górę do pokoju Astrid.
W środku zastał Laurentiusa, który wybierał ubrania do spania dla panicza D’Arche, przekazał mu więc tacę i życzenia dobrej nocy dla młodego wampira. Zanim jednak wyszedł, o jego nogi otarła się ruda główka Gatto i nie opuściła go, aż do schodów, więc Visuke wziął kociaka na ręce i zaniósł go na dół. Chu Tao drzemał w jednym z foteli, choć kiedy Lis układał się do snu, przyglądał mu się uważnie spod przymkniętych powiek. Chłopak ułożył się na jednej z kanap, przytulając się do swojego ogona, a rudy kot wcisnął się tuż obok niego na poduszkę, zwijając w podobny kłębek. Visuke zasnął szybko, a wspomagany środkami medyka, spał długo i przyjemnie, nie śniąc o niczym konkretnym.

19 maja, środa
Kiedy następnego dnia Visuke uchylił powieki, słońce wpadało do salonu długimi promieniami, rozświetlając wnętrze i wydobywając z niego niezwykle przyjemną aurę domostwa. Było naprawdę czysto, wyglądało też na to, że podczas gdy lis spał, Laurentius zajął się fortepianem, więc i ten lśnił bielą, konkurując z wypolerowaną zastawą stołową, pochowaną w przeszklonych szafkach w części jadalnej. Stoły nakryte zostały obrusami, a po środku ustawiono wdzięczny serwis do herbaty, z którego ulatywały stróżki pary i aromat najlepszych herbacianych liści.
Visuke przeciągnął się, ziewając szeroko i wyciągając ręce do góry. Czuł się… tak przyjemnie wypoczętym, że nawet nieco zniesmaczona mina Laurentiusa nie zepsuła mu humoru.
- Dzień dobry – powiedział, drapiąc się po lisim uchu, szukając przy tym wzrokiem jakiegoś zegara, by dowiedzieć się która godzina. Nie znalazł takowego, skierował więc swoje pytanie do wampira, który kończył ścierać kurz z gzymsu kominka.
- Zaraz południe, najwyższy czas, żebyście wy dwaj wstali – zauważył mężczyzna, a Visuke z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że miał na myśli jego i Astrid. Domyślił się tego po tym, że zaraz w pomieszczeniu pojawił się Chu Tao z ubraniami uwalanymi ziemią i koszem warzyw.
- Och, skąd to masz?! Wyglądają przepysznie! – ucieszył się Visuke podchodząc do medyka, a ten wskazał brodą człapiącego za nim staruszka.
- Byliśmy w wiosce, w domu Zelena, podarował nam trochę jedzenia w zamian za zapewnienie bezpieczeństwa. Pomoże mi też ogarnąć kawałek ogrodu, w którym kiedyś znajdowało się poletko warzywne, żebyśmy mieli co jeść – odpowiedział chłodno medyk, ale nie wyglądał wcale jakby zajmowanie się takimi sprawami sprawiało mu problem. Visuke zdążył już zauważyć, że Chu Tao choć niezwykle surowy i niezbyt przyjemny w obejściu na pierwszy rzut oka, wcale nie był aż taki zły.
- Och, bardzo panu dziękujemy, to naprawdę ogromna pomoc dla nas – powiedział Visuke szczęśliwy.
- To nic, to nic… nie ma mi za co dziękować, poza tym, baronowi nie wypada tak ładnie mówić do kogoś takiego jak ja – zauważył staruszek, nie spodziewając się, że lis zaraz zaprotestuje żywo.
- Baron, nie baron, dziękuję musi potrafić powiedzieć – zauważył chłopak, podpierając się pod boki i szczerząc zęby w uśmiechu.
Czuł się taki lekki. Taki szczęśliwy i spokojny. Tak jakby łzy z poprzedniego wieczora zabrały wszystko co do tej pory go męczyło i pozwoliły, by w końcu uśmiechał się szeroko bez ciężaru obciążającego kąciki jego ust. Odebrał koszyk od Chu Tao i zaszył się w kuchni, gdzie dostrzegł jeszcze jedną paczkę żywności, tym razem pełną mąki, jajek, mleka i innych potrzebnych mu produktów. Z uśmiechem na ustach zabrał się za gotowanie i przyrządzanie wszystkiego, a kiedy skończył, na stole w jadalni pojawiły się świeże bułeczki i jajecznica z warzywami. Nie było to może wykwintne, ale wystarczyło by napełnić brzuchy czarodziejów i starszego pana. Na dodatek, kiedy Visuke z lekkimi wypiekami na policzkach układał na talerzyku ciasteczka dla Astrid, wampir pojawił się na szczycie schodów, elegancki i piękny, zachwycając czarodzieja swoją aparycją.
- Dzień dobry! – przywitał się z nim radośnie Viuske, nie czekając aż ten dołączy do niego w jadalni. - Mamy taki piękny dzień! – zauważył lis, ale widząc że akurat ten aspekt niezbyt przypadł do gustu paniczowi D’Arche, przypomniał sobie, że ten niezbyt przepadał za słońcem.
- Och, no tak… może będziesz chciał ze mną posiedzieć jak będę sprzątał kolejny pokój? – zapytał, ale zanim Astrid zdążył odpowiedzieć, w jadalni pojawił się Chu Tao i zasiadł przy nich przy stole, niemal natychmiast bombardując ich wiadomościami.
- Otrzymaliśmy rano list, w którym potwierdzono datę waszych oficjalnych zaręczyn, przypadającą na trzydziestego pierwszego maja, radziłbym wam więc zacząć myśleć o sposobie na twoją… przypadłość, paniczu Visuke – powiedział medyk, a choć niechętnie, lis musiał się z nim zgodzić.
- Ale co możemy zrobić? – zapytał z nieco mniejszym entuzjazmem nakładając sobie jajecznicy na bułeczkę, podczas gdy to robił, do towarzystwa przy stole dołączył Laurentius. – Przecież nie nauczę się nie reagować na krew w krótkim czasie – zauważył, bo nie było to coś, co jak sądził potrafiłby szybko przezwyciężyć.
- Myślałem o tym trochę i również uważam, że to niemożliwe. Jedynym sposobem jest nauczyć cię nie reagować na dotyk panicza Astrid. Musisz mu zaufać i pozwolić się dotknąć, najlepiej jeszcze byś miał zawiązane oczy, wtedy będziesz miał pewność, że nie zobaczysz… - medyk odchrząknął, a potem dokończył - … niczego, co sprawiłoby, że zemdlejesz. Chyba nie chciałbyś, by stało się przy wszystkich? – zapytał, ale równie dobrze, mogli uznać to za pytanie retoryczne. Ostatnie czego Visuke chciał to zemdleć przy swoim ojcu na widok kropli krwi.
- Nie… Tylko… jak mnie przyzwyczaić do dotyku? – zapytał, bo nawet jeśli brzmiało to prosto, sam nie był pewien, jak się do tego zabrać. Spojrzał więc pytająco na wampira, licząc na to, że może on będzie miał jakiś pomysł.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {22/06/21, 05:32 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Astrid i jego wuj nie rozmawiali zbyt długo tego wieczoru. Dziwna senność opanowała młodego wampira, zanim udało mu się skończyć pierwszy temat, a było ich o wiele więcej. Podpierając głowę na dłoni, mruczał swoim sennym głosem kolejne wnioski czy polecenia, przymykając raz po raz oczy na coraz dłuższą chwilę. W końcu Laurentius przerwał mu, zapewniając, że jutro także mogą o tym porozmawiać. Jak bardzo nie chciał, panicz musiał się z tym zgodzić. Wystarczyło bowiem, aby jego głowa dotknęła poduszki, a ten zapadł w dziwnie pusty, ale jednak przyjemny i długi sen.
    Tym, co nie było przyjemne, okazała się pobudka w okolicach południa, kiedy to słońce panoszyło się po niebie, rzucając mu prowokacyjne spojrzenia w postaci długich promieni. Uchylił powieki, złotymi oczyma omiatając twarz wuja i pokój. Widok zielonych ścian o pięknych zdobieniach, lejących się zasłon, teraz zgrabnie związanych w połowie i odsłaniających błyszczące okno, oraz innych złoto-malachitowych ozdób w jakiś sposób go uspokoił. Mimo to wciąż dość niechętnie opuścił łóżko, aby przygotować się na kolejny dzień. Nie pamiętał dokładnie, na czym skończyli poprzednią rozmowę. Nie było jednak jak jej kontynuować, gdyż pojawiły się nowe sprawy nie cierpiące zwłoki.
    Schodząc po schodach, rzucił spojrzenie na wysprzątane i prawie gotowe do przyjmowania gości pomieszczenie. Kiwnął głową narzeczonemu w odpowiedzi na powitanie, po czym mocno zmarszczył brwi słysząc określenie “piękny”. Dzień był iście paskudny, a pogoda okropna i wprawiająca go w dziwne poirytowanie. W ogóle zdawało mu się, że coś jest nie tak. Był jakby… osłabiony? Jego szata wydawała się cięższa, niż zazwyczaj, a ozdoby we włosach drażniły go, mimo iż poprosił Lauerntiusa, aby dziś spiąć brązowe kosmyki jedynie delikatną i smukłą szpilką.
    Tym razem wybrano wiosenną zastawę, na której królowały drobne kwiaty jabłoni namalowane delikatnym różem i złotem. Na podstawkach pod filiżankami widniał dodatkowo kawałek gałązki, ukrytej gdzieś między płatkami. Astrid upił łyk herbaty i zaraz poczęstował się ciasteczkiem, spostrzegając, że większość jest już w trakcie posiłku. Oraz rozmowy.
-Najprostszym sposobem będzie metoda małych kroczków - dołączył do konwersacji, odkładając resztę słodkości i ocierając chusteczką kącik ust.  - Stosowano ją kiedyś podczas oswajania zwierząt wśród elfów. Polegała na poznaniu zachowań tych, do których chcieli się zbliżyć, a następnie systematycznym zmniejszaniu odległości, w jakiej siadali, gdy te odpoczywały. Po jakimś czasie zwierze pozwalało im naruszyć jego strefę bezpieczeństwa, później dotknąć się, aż w końcu pogłaskać. - Wyjaśnił rzeczowo, dostrzegając dumę w oczach wuja i podziw w tych należących do gościa z wioski.  - Nie mamy zbyt wiele czasu, więc możemy też spróbować stworzyć pozytywne skojarzenie, dzięki któremu łatwiej będzie ci się przyzwyczaić.
Wpatrywał się w Visuke, nie mając pojęcia, że może to chłopaka wprawić w zakłopotanie.
-To mogłoby się udać - przytaknął medyk, sprawiając, że złote oczy przeniosły się na niego. - Na początku panicz Astrid spróbowałby cię dotknąć w sytuacji, kiedy jesteś zrelaksowany. Podczas sprzątania, czy gotowania. Później sytuacja byłaby bardziej aranżowana, założyłbyś opaskę… - Chu Tao wyraźnie zdawał sobie sprawę, z czym się to wiązało, jednak chyba nie miał innego pomysłu. - Rzecz jasna dodalibyśmy jakiś przyjemny dla ciebie element. Coś znajomego, dobrze się kojarzącego.
Astrid kiwnął głową, dojadając ciastko i sięgając po jeszcze jedno. Udawał, że nie dostrzega posłanego mu przez wuja spojrzenia.
-Odpowiada ci to, Visuke? - zapytał wampir łagodnie, chcąc mieć pewność, że zaproponowane rozwiązanie nie pogorszy sytuacji. - Za każdym razem będę pytał, czy mogę cię dotknąć i jeśli poczujesz, że coś jest nie tak, jedno słowo i się odsunę. Czy coś się stało?
Ostatnie zdanie skierował do gościa, który uśmiechał się w dość dziwny sposób. Jego głos był być może odrobinę zbyt ostry, jednak wciąż bardziej pasował do przyłapanego na czymś, lub po prostu ciekawego chłopca, niż zdenerwowanego barona.
-Przepraszam - odchrząknął Zelen - pomyślałem po prostu, że nie różnicie się aż tak od par, które na co dzień widywałem w wiosce. Zawsze mi się zdawało, że aranżowane małżeństwa nie są udane, ale teraz widzę, że wy dwaj…
     Filiżanka Laurentiusa mocno uderzyła o podstawek, wydając przy tym głośny, porcelanowy dźwięk. Atmosfera nagle zgęstniała. Wszystko ucichło, a staruszek zawiesił głowę i wrócił do jedzenia. Nawet kot, który do tej pory buszował po salonie, zatrzymam się i nastroszył, aby po chwili schować się pod kanapą.
-Chyba są jeszcze inne kwestie niecierpiące zwłoki.
Jego głos był lodowaty i widać było, że nie kryje swojego niezadowolenia.
-Masz rację, jeśli pozwolicie chciałbym omówić jeszcze kilka spraw. Najpierw: Chu Tao, czy w wiosce pojawiły się ślady, które wskazywałyby na nowe ataki?
Czarodziej pokręciło głową, na co Astrid zamyślił się na moment.
-Będzie trzeba monitorować sytuację - zarządził w końcu. - Najlepiej byłoby, gdyby ktoś tam został.
-To zbyt niebezpieczne - wtrącił się jego wuj. - Bezpieczniej będzie obserwować ją z oddali lub codziennie sprawdzać jej stan. Dopóki nie dowiemy się, czy są te dziwne potwory, nie możemy ryzykować.
-Racja. Do końca maja musimy rozwiązać lub chociaż uspokoić tę sprawę oraz zająć się kwestią organizacji zaręczyn. Nie tylko posiadłość, ale i teren wokół niej będzie musiał zostać doprowadzony do perfekcyjnego stanu. Ponadto będzie trzeba wyszkolić służbę, a to wymaga wiele czasu i osób, które mogłyby zostać zatrudnione.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {24/06/21, 12:35 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke nie czuł się komfortowo. Raczej niezręcznie i nie na miejscu, kiedy oni wszyscy rozmawiali o nim jak gdyby był jakimś dzikim, egzotycznym zwierzęciem, które trzeba było oswoić. No i miał wrażenie, że tylko on się krępuje, podczas gdy reszta zachowywała się jakby to wszystko było najnormalniejszą rzeczą na świecie, do tego dziejącą się ciągle. I może faktycznie tak było, ale dla niego sytuacja była całkiem nowa, do tego, dotyczyła go bezpośrednio, co dodatkowo sprawiało, że czuł się okropnie zagubiony. Nie podobało mu się porównanie go do zwierzęcia, ani tym bardziej proces „oswajania” go, wiedział jednak, że nie mieli innego wyjścia, dlatego kiedy Astrid zapytał go, czy to w porządku, niemrawo pokiwał głową, wgryzając się w swoją bułeczkę. Stracił apetyt, ale wiedział, że musiał jeść. Na chwilę przestał uważać na to, co mówiło się przy stole, nieco podminowany tym wszystkim, zestresowany i zagubiony, czuł się jak dzieciak, którego ktoś przez przypadek posadził przy stole z dorosłymi.
Dopiero kiedy staruszek zachichotał pod nosem, uniósł wzrok, ciekaw co takiego rozbawiło mężczyznę. Słysząc, że to w zasadzie on i Astrid, że zachowywali się jak para, zarumienił się gwałtownie, bo ani przez moment nie przyszło mu do głowy, że ktoś mógł odebrać ich w ten sposób. Nie wiedział dlaczego, ale mimo wszystko, poza zażenowaniem, poczuł radość i dumę, bo to znaczyło, że naprawdę mogli się polubić przed zawarciem małżeństwa i że skoro ich związek był z przymusu, przynajmniej ich uczucia miały być szczere.
Podskoczył, kiedy w spokojnej atmosferze posiłku nagle rozległ się gwałtowny dźwięk, wdzierający się w uszy Visuke. Spłoszony spojrzał w kierunku Laurentiusa, który wywołał zamieszanie, a na widok jego twarzy, jego serce natychmiast zaczęło bić szybciej z przerażenia, pompując w jego żyły adrenalinę. On też był wampirem. Ale nie takim jak Astrid, nie było w nim nic ciepłego, ani miękkiego. Był… przerażający, tak samo jak dziewczyna z jego wspomnień. Zimna, pozbawiona współczucia, żądająca. Laurentius też żądał, tyle że kiedy wampirzyca z jego wspomnień nie wiedziała do końca czego chciała, a jej życzenia były jedynie kaprysem, ten mężczyzna doskonale wiedział co miał na myśli i to sprawiało, że był jeszcze bardziej przerażający i niebezpieczny. Visuke nie mógł nic poradzić na to, że jego dłonie zadrżały, a sierść na uszach i ogonie zjeżyła się, schował je więc szybko pod stół, nie chcąc by ktokolwiek to zauważył. Pozwolił przy tym, by rozmowa przy stole zeszła na inne tematy, ważniejsze niż on i Astrid…
- Możemy spróbować ogłosić nabór do pracy w najbliższym mieście i tak znaleźć służących, ewentualnie spróbować odnaleźć jakichś mieszkańców wioski i nakłonić ich do powrotu. Gdyby otoczyć wioskę zaklęciami, byłaby już w tym momencie znacznie bezpieczniejsza, a i mielibyśmy świadków, którzy mogliby nam powiedzieć z czym mamy do czynienia – zauważył spokojnie Chu Tao, rzucając od czasu do czasu Visuke kontrolne spojrzenia, ale ani razu nie złapał spojrzenia jego brązowych oczu, które utkwił w swoim talerzu, którego nie skończył opróżniać.
- Czy w wiosce znajduje się jakiś spis ludności, albo coś takiego? – dopytał jeszcze medyk, a kiedy Zelen potwierdził, że owszem, było coś takiego w domu burmistrza, białowłosy zdecydował się wybrać jeszcze raz do wioski po ową księgę i na jej podstawie spróbować ze staruszkiem określić położenie przynajmniej jednej osoby z wioski. Potem miał zamiar wybrać się do miasta i w zależności od szczęścia odnaleźć uciekinierów, albo kogoś chętnego do podjęcia się pracy w posiadłości. Laurentius miał zamiar wrócić do sprzątania salonu, a Astrid chciał jeszcze chwilę z medykiem porozmawiać.
- W takim razie ja również wrócę do sprzątania – powiedział cicho Visuke, a po jego dobrym humorze z rana nie było już śladu.
Zanim się rozeszli, Astrid zaproponował, by wysprzątać gabinet znajdujący się za drzwiami po lewej stronie salonu. Mogli tam znaleźć coś ciekawego, albo przydatnego. Visuke się zgodził, bo sam był odrobinę ciekaw, kim byli ludzie mieszkający wcześniej w tym miejscu i co się z nimi w zasadzie stało. Nigdy wcześniej nie słyszał, by to miejsce w ogóle istniało, a sam fakt, że nie posiadło jakiejś nazwy był jeszcze bardziej podejrzany i dziwny. Zanim jednak Lis zajął się sprzątaniem, stwierdził że musi się przewietrzyć. Zbyt dużo myśli krążyło mu po głowie, potrzebował je odrobinę z siebie wyrzucić w sposób, który znał i który wiedział, że działał. Dlatego też wyszedł na taras, a potem do ogrodu i kiedy upewnił się, że nikt go nie widział, zaczął biec. Odnalazł ogrodzenie posiadłości i pobiegł wzdłuż niego, wyjmując z kieszonki ukrytej w rękawie różdżkę. Biegnąc, zaczął rzucać zaklęcia, bariery i inne czary chroniące, rozciągając je wokół całego terenu posiadłości, a kiedy skończył był zmęczony, zlany potem i znów głodny, ale z odrobinę bardziej przejrzystym umysłem. Wysiłek mu pomagał, a biegać lubił, tak jak rzucać zaklęcia, które były jego mocną stroną. Przy okazji ucieszył się słońcem, mógł więc wrócić do posiadłości.
- Już jestem, uf… pójdę się umyć i możemy przeszukać te regały, jeśli chcesz możesz zacząć od biurka – powiedział do Astrid, kiedy znalazł chłopaka, marszczącego nosek na kurz widoczny w promieniach słońca, a który to dryfował swobodnie po gabinecie. Machnięciem różdżki Visuke wyczarował chłopakowi pomocników i usunął brud z najszlachetniejszego mebla w pomieszczeniu, zanim zniknął piętro wyżej w czystej łazience, gdzie doprowadził się do porządku.
Przebrany w luźne, wygodne szaty i z włosami upiętymi w niedbałego koczka na czubku głowy pojawił się w pomieszczeniu. Niestety, zmierzając do niego wpadł na Laurentiusa, którego mina i bijąca od mężczyzny wrogość sprawiły, że rozluźnienie po biegu zniknęło, znów zastąpione wątpliwościami i niepokojem. Cały czas miał wrażenie jak gdyby ktoś patrzył mu na ręce i nie było to wcale miłe uczucie. A kiedy jeszcze mężczyzna pojawił się by otworzyć im drzwi do pokoju i oznajmić sucho, że mają tak zostać, to uczucie tylko wzmogło się w nim, sprawiając że był okropnie spięty. Jego ogon zamiatał nerwowo w powietrzu, a każdy dźwięk sprawiał, że podskakiwał, szukając nerwowo jego źródła.
Zostawił Astrid przeszukanie biurka, samemu zajmując się regałami, które ciekawiły go od samego początku. Zawsze lubił czytać, zwłaszcza księgi z zaklęciami, a kilka tytułów już z daleka wyglądały mu na takie, które mogły w sobie zawierać ciekawiące go treści. Dlatego przy okazji sprzątania, przeglądał tytułu, odkładając sobie od czasu do czasu jakieś tomy na bok, by ich nie zgubić. Przynajmniej dopóki nie dotarł do książki, która całkowicie pochłonęła jego uwagę. Był to album ze zdjęciami. Visuke wyjął go delikatnie, oprawiony w popękaną ze starości skórę i wyglądający jak gdyby miał się rozpaść przy mocniejszym szarpnięciu.
- Hej, Astrid… zobacz co znalazłem – powiedział cicho, nie chcąc zwrócić na nich uwagi Laurentiusa, ale przy okazji przejrzeć z chłopakiem znalezisko. Usiadł w fotelu po drugiej stronie biurka, kładąc przedmiot po środku mebla, w takim sposób, by oboje mogli zerknąć co kryło się w środku. Musieli co prawda pochylić głowy w swoją stronę, ale Lis był tak zaaferowany tym co znalazło się w jego rękach, że nie zwrócił na to uwagi.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {26/06/21, 01:05 am}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Astrid zgodził się z planem medyka. Omówili jeszcze wynagrodzenie, jakie otrzymałyby osoby za swoją pracę oraz inne podstawowe kwestie, takie jak stajenny czy zakup powozu, którego w końcu będą musieli dokonać. Młody wampir zapytał także, czy mógłby porozmawiać z Chu Tao na osobności, podczas gdy reszta będzie się przygotowywać do drogi.
-Nie czuję się zbyt dobrze - powiedział, zajmując miejsce w malutkim pomieszczeniu za kuchnią, które nie wiedzieć kiedy białowłosy sprzątnął i urządził wedle własnego smaku. - Nie sądzę, żeby to było coś poważnego, ale wolę się upewnić.
W dwóch zdaniach opowiedział o dziwnym zmęczeniu, zbyt długim - nawet jak na niego - śnie i ogólnym poczuciu osłabienia. Po krótkich oględzinach medyk uspokoił go, mówiąc, że nie jest to nic groźnego, a jedynie przejaw walki z zakażeniem, które z pewnością musiało się wdać w ranę podczas ugryzienia, lub chwilę po nim. Zmienił mu opatrunek i dał kolejną dawkę antybiotyku.
-Jeśli w ciągu kilku dni to nie minie, bądź zacznie się pogarszać, proszę dać mi znać, Paniczu. Będąc w mieście znajdę zioła, które pozwolą mi przygotować coś mocniejszego.
Wampir kiwnął głową. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował.

     Gabinet wyglądał tak, jakby ktoś w nim zatrzymał czas. Gabloty i regały w hebanowym odcieniu pełne ksiąg, stary zegar z wahadłem, ciężkie, malachitowe zasłony o złotych haftach, wytarty w kilku miejscach od przesuwania krzesła dywan i starannie wykonane biurko, na którym leżały najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko to okryte niby kołderką z grubej warstwy kurzu, poruszyło się, gdy Astrid otworzył drzwi. Drobinki z tej warstwy pofrunęły w powietrze, drażniąc nozdrza wampira i wywołując natychmiastowe kichnięcie. Wraz z kolejnymi krokami ich ilość rosła i rosła, tańcząc w jasnych promieniach światła, jakie przebijały się przez ogromne okna. Jak dawno nie miały gościa! Wirując wciąż, towarzyszyły nowemu współwłaścicielowi posiadłości w jego wędrówce po pokoju. Obserwowały, jak marszczył czoło, przemieszczając się szybko między miejscami bardziej oświetlonymi, to znów zwalniając w tych zacienionych. Dziwiły mu się, dlaczego niczego nie dotyka i jakdużą uwagę zwraca na każdy pojedynczy element wystroju.
    Nagle tę dziwną ciszę, przerywaną jedynie stękaniem starych mebli i cichym tykaniem zegara, który nigdy się nie zatrzymał, zmąciło pojawienie się drugiego właściciela. Złote oczy zlustrowały czarodzieja, zwężając się na widok mokrego czoła i zaróżowionych od wysiłku policzków. Pachniał też inaczej, niż zwykle i nie była to sprawka jedynie potu. Zaraz pojawiły się ścierki, miotły i inne przybory, których wampir nie był w stanie nawet nazwać, okna otworzyły się, wpuszczając świeże powietrze, a Visuke znów zniknął, zostawiając po sobie jedynie tę dziwną woń.
   
     Astrid zdążył obejrzeć mało znaczące zapiski, które wyblakły przez te wszystkie lata, uniemożliwiając dokładne przestudiowanie słów, jakie ktoś kiedyś sprawną męską ręką kreślił. Atrament w kałamarzu zdążył wyschnąć, a pióro straciło dawną świetność. Stała tam także lampka oraz stojak na książkę i dość pokaźnych rozmiarów pudełeczko. Z zaskoczeniem wampir zauważył, gdy malutka miotełka usunęła kurz, a ściereczki zaczęły szorować powierzchnię, że grawerunki na małym, prostokątnym przedmiocie coś mu przypominały. Przyjrzał się, dotykając chłodnej, drewnianej powierzchni i metalicznej dziurki od klucza, by za chwilę rozpoznać małą główkę. Odchodzące od niej ciało prężyło się jakby do skoku. Po dokładnym przyjrzeniu się, w końcu zrozumiał, że patrzy na malutkiego kota, który łapał motyla. Kawałek dalej podobny mu spał smacznie, podczas gdy jeszcze inny siedział dostojnie. Podobne zdobienia dekorowały stojak i abażur lampy. Tym jednak, co najbardziej przykuło uwagę złotych tęczówek, był większy od wszystkich, zabawny kot w spiczastej czapce. Tylko on powtarzał się w każdym z grawerunków, zajmując zawsze centralną pozycję.
    Wkrótce okazało się, że wiele dokumentów zawiera podobny symbol. Astrid udało się także znaleźć starą pieczęć, leżącą obok noża do listów i innych potrzebnych do korespondencji przedmiotów, z herbem poprzedniego właściciela. Dziwnym trafem znów był to kot w spiczastej czapce. W pewnej chwili przerwał pracę, słysząc cichy głos. Pochyliwszy głowę w stronę Visuke, wraz z nim przyglądał się znalezisku,
    Pierwsze fotografie musiały pochodzić sprzed prawie dekady. Ubrane w historyczne już stroje, małżeństwo wpatrywało się w obiektyw. Kobieta siedziała na krześle, zaś mężczyzna stał nad nią, dłoń trzymając na oparciu. Niewiasta uśmiechała się z pewną dozą nieśmiałości, zaś na twarzy jej partnera widniał zaczepny uśmiech.
-Tu ślubne zdjęcie - skomentował cicho wampir  - bardzo, bardzo stare. Spójrz - wskazał na kolejną fotografię, gdzie ta sama kobieta, tym razem jednak trochę starsza, trzymała w ramionach zawiniątko, uchylając delikatnie materiał, zza którego niewyraźnie widać było maleńką główkę  - ma uszka. Musiał być czarodziejem.
Zdjęcia były czarnobiałe i nie zawsze wyraźne. Między nimi przewijały się ręcznie malowane portrety dzieci, przy których Astrid zatrzymał się i cicho skomentował, że musiały umrzeć bardzo młodo.
-Czy mógłbym usiąść obok ciebie? - zapytał w pewnym momencie, zwracając swoje oczy na towarzysza. - O wiele wygodniej będzie nam oglądać album z tej samej perspektywy.
Napotkał zszokowany wzrok i postawione uszy. Czarodziej przez chwile zdawał się nie wiedzieć, co ma zrobić, aż w końcu kiwnął delikatnie głową.
    Stykali się udami, dzieląc jeden fotel. Astrid starał się najbardziej jak to możliwe odsunąć, aby chłopak miał dużo miejsca a powierzchnia, którą go dotykał, była możliwie najmniejsza. Nie dało się nie zauważyć, jak okropnie spięty był Visuke, dlatego też wampir w żaden sposób nie skomentował sytuacji, w jakiej się znaleźli. Chcąc odwrócić jego uwagę, wskazał na kolejną fotografię.
-Spójrz, to nasza posiadłość. Prawie nic się nie zmieniło.
Uśmiechała się do nich kobieta, trzymająca na rękach niemowlę, a jej mąż śmiał się, patrząc na małego chłopca, który uciekał w samej koszuli przed służącą. Ten sam chłopczyk, tyle że parę lat starszy, jeszcze kilkakrotnie przewijał się na różnych zdjęciach, za każdym razem w dziwniejszej sytuacji lub z dziwniejszą miną. To przyłapany na zlizywaniu lukru z ciastka, to zaglądał jakiejś panience pod spódnicę, to jeżył się na kota, który nie pozostawał mu dłużny.
-Musiały być z nim same problemy - zaśmiał się po którymś zdjęciu Astrid.  - Tego kamerdynera też już widzieliśmy, ale jako dziecko. Spójrz, wciąż ma tę samą skwaszoną minę, gdy patrzy na małego Panicza.
Visuke z każdą kolejną minutą coraz bardziej się odprężał. W końcu zaczął przytakiwać, a później nawet dodawać swoje komentarze. Wampir zerkał na niego co jakiś czas ukradkiem, zawsze umiejętnie to maskując i nie dając się przyłapać, monitorując jego stan.
      To było tak, jakby towarzyszyli tej rodzinie przez pokolenia. Ten rozrabiający wiecznie chłopiec dorósł, ożenił się i miał dzieci, które także później dorosły. Wkrótce na zdjęciach zaczęła pojawiać się także służba, na co wskazywały ich stroje. Wampir nie raz dziwił się i nie raz uśmiechał. Oglądali ich w posiadłości, w ogrodach, które kiedyś były naprawdę piękne, przed uczelnią i w pokojach. Od czarodzieja dowiedział się, że stara fontanna za domem dalej tam stała, choć była w opłakanym stanie, oraz że tereny rozciągają się o wiele dalej, niż kiedyś. Natrafiali w większości na fotografie uwieczniające radosne chwile i te ważne. Zaręczyny, narodziny dziecka, ukończenie jakiejś szkoły, dwoje walczących na mieczy, bal debiutantek… Uwagę Astrid najbardziej przykuła jednak ta, na której zawstydzony chłopak rumienił się, zakrywając połowę twarzy, podczas gdy drugi całował jego policzek. Astrid bezwiednie przesunął palcem po fotografii, zanim przewrócił na kolejną stronę.
   To on.
Kot w kapeluszu.
Ten sam młodzieniec, który wcześniej był zawstydzony, trzymał na kolanach kota w szpiczastym kapeluszu i uśmiechał się delikatnie.
-Widziałem go już - ton głosu Astrid stał się poważny. Sięgną do małego pudełeczka, które wciąż stało na biurku i pokazał jego zawartość czarodziejowi. Trudno powiedzieć w której chwili zaczęli się do siebie zbliżać, aby teraz stykać się nie tylko udami, ale i ramieniem. Mimo to Visuke był odprężony i nic nie wskazywało na to, że dotyk Astrid w jakiś sposób wywołuje w nim lęk.
-Nie znam tej pieczęci. Wiesz może, do jakiego rodu należała?


Ostatnio zmieniony przez Satomi dnia 30/06/21, 10:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {30/06/21, 09:33 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Ciekawość poznania nowego była cechą, która wiele razy pozwoliła Visuke wybrnąć jakoś z trudnych sytuacji z nieco lżej nadszarpniętymi nerwami. Kiedy miał coś, co go interesowało, coś co odwracało jego uwagę od nieprzyjemności, rozluźniał się i umysłem kierował w stronę nowego, stare zostawiając za sobą. Tym razem też to zrobił, skupiając się na zdjęciach, wyblakłych już ze starości, niektórych od słońca, jak gdyby wisiały w ramkach przez długi czas, zanim zamknięto je w albumie. Nie poznawał tych ludzi, ale wcale się temu nie dziwił, zdjęcia były naprawdę stare. Co go jednak dziwiło, nigdy nie słyszał o tej rodzinie, a przecież wyglądała na wpływową. W pierwszej chwili pomyślał, że w którymś momencie musieli narobić sobie długów, albo zwyczajnie, chłopiec, który stał się głową rodu nie podołał zadaniu i zaprzepaścił majątek, ale jakoś nie chciało mu się w to wierzyć…
Dopiero na pytanie Astrid, zadane miękkim, nienachlanym tonem uniósł głowę, w pierwszej chwili zbyt roztargniony, by naprawdę zastanowić się nad tym, co powiedział. Kiedy jednak to do niego dotarło, jego uszy stanęły dęba, a mięśnie spięły się, choć wiedział, że powinien się zmusić i że nie powinien tak reagować. W końcu dał radę kiwnąć głową, ale wcale nie czuł się spokojny, kiedy Astrid powolnie pokonał dzielącą ich odległość, a potem usiadł obok, wciskając się tuż obok na zbyt wąskie dla dwóch osób siedzenie fotela. Visuke przełknął ślinę, starając się nie oddalać za bardzo, nie uciec, nie oddychać zbyt szybko i płytko, starał się udawać, że woń deszczu i słońca jaka nagle załaskotała go w nos była przy nim od zawsze. Udo Astrid było ciepłe, grzało go przez materiał ich ubrań, sprawiając że było mu gorąco z nerwów. Czego on się tak bał? Przecież to tylko Astrid – powtarzał sobie, ale to nie pomagało.
Wampir wrócił do przeglądania albumu, ale choć Visuke się starał, przed oczami widział tylko rozmazane plamy, a głos chłopaka docierał do niego jak przez warstwę wody. To tylko Astrid. Tylko Astrid – powtarzał sobie jak mantrę, a głęboki, bardzo spokojny głos chłopaka odrobinę pomagał mu się uspokoić. Był ciepły, był miękki, jego włosy łaskotały go w policzek, kiedy pochylał się nad albumem. I ładnie pachniał. Tak… ciepło. Wkrótce też dotarło do niego, że chłopak naprawdę nie zamierzał zrobić niczego, co nie miało związku z oglądaniem albumu. Po prostu fotel był ciasny. Powolnie zaczął się uspokajać, znów skupiając się na albumie i zdjęciach, przyzwyczajając się do wrażenia jakie zostawiał po sobie dotyk wampira. Ale nie był on intencjonalny, po prostu razem siedzieli. Po kolejnych minutach, lis zaczął nieśmiało odmrukiwać coś na zabawne uwagi Astrid, aż w końcu zaczął sam dopowiadać, choć najpierw było to tylko kilka słów.
Wkrótce zaczął zauważać więcej szczegółów na zdjęciach, takich które sprawiały, że czuł ciekawość pomieszaną z zaskoczeniem i niezrozumieniem. Dzieci miały kocie uszy. Wszędzie, gdzie spojrzał, pojawiały się koty. A potem jeszcze Astrid pokazał mu szkatułkę i Visuke już nic nie rozumiał. Zmarszczył brwi, odkładając album na biurko. Wziął w dłonie pieczęć, ale nie wiedział, do kogo należała. Czy raczej, nie słyszał nigdy o klanie, dla którego mogła być symbolem.
- Nie… Ja… w ogóle nie mam pojęcia jak to się stało… Ten dom i to wszystko, wygląda jak gdyby należał do klanu, do głowy klanu. To nie była letnia rezydencja mojego rodu, ale nie rozumiem jak się nią stała. Zawsze myślałem, że czarodzieje – koty, to byli po prostu nasi kuzyni. Wiesz, jakiś brat od strony mamy, który też należał do klanu. Nigdy bym nie przypuszczał, że to będzie osobny klan. Nie mam pojęcia jak mogli mieć na nazwisko, ani… ani kim byli ci ludzie, choć mam wrażenie, że kilka twarzy z ostatnich, najmłodszych zdjęć wygląda znajomo… - powiedział cicho, przeglądając rzeczy z pudełka. Był zdziwiony. Nie miał pojęcia, że istniał kiedyś Klan Kota. Bo tak się musiał nazywać, patrząc na zwierzę widoczne w herbie i zwierzęce dodatki zauważone u dzieci.
Przejrzał jeszcze raz album, zwracając większą uwagę na daty, które ktoś wypisywał w rogach kartek. Najmłodsze miało ponad dwadzieścia lat.
- Nic dziwnego, że o tym nie słyszeliśmy – stwierdził Lis, przyglądając się fotografii. Widniał na niej postawny czarodziej w szpiczastej czapce. Gratulował mężczyźnie stojącemu obok, który trzymał ręce na ramionach co najwyżej piętnastoletniego chłopca. Chłopiec miał tak samo skwaśniałą minę jak jego starsza kopia, jak gdyby wyraz twarzy otrzymał razem z podobnym nosem i włosami, które mimo usilnych prób nie chciały ułożyć się tak jak powinny. – Jeśli te zdjęcia wykonano kilka lat przed naszymi narodzinami, a komuś zależało na tym, żeby nazwisko tych ludzi zniknęło z pamięci, najpewniej tak się właśnie stało. Zwłaszcza, jeśli była to sprawka mojego rodu, albo nawet mojego ojca – powiedział i nie podobało mu się to, o czym pomyślał. Czasem słyszało się o tym, że większe rody wchłaniały te mniejsze, ale nigdy nie słyszał, by po takim wydarzeniu posiadłość rodzinna stawała się wylęgarnią kurzu, a ród znikał z powierzchni ziemi, pozostawiając po sobie jedynie dalszych członków, którzy mogli nawet nie wiedzieć o tym, co się wydarzyło.
- Nie rozumiem, to… to nie ma sensu, Astrid – powiedział cicho, spoglądając na twarz wampira, która znajdowała się znacznie bliżej niż się wcześniej czarodziejowi wydawało. Zamrugał zaskoczony, ale choć znów poczuł zdenerwowanie, a jego serce zabiło szybciej, zmusił się by pozostać na miejscu. Złote oczy, które patrzyły prosto w jego, brązowe pomagały. Miał takie piękne oczy… Visuke jeszcze nigdy nie widział tak niezwykłego koloru. Przyglądał im się z ciekawością, szukając w kryptach ciemniejszych plamek, licząc ile w nich było jaśniejszych i zazdroszcząc nieco długich rzęs, rzucających tajemniczy cień na zgrabne kości jarzmowe, tworzące łagodne łuki policzków. Nie widział go jeszcze z tak bliska. I choć nadal wywoływał w nim przerażenie, nie mógł zaprzeczyć, że Astrid był najpiękniejszą istotą jaką w swoim życiu widział. Do tego był taki łagodny, poważny i miły. Czasem nieco zbyt arystokratyczny, ale nawet to było w nim wspaniałe. Jak gdyby urodził się po to, by mieć w swoich żyłach błękitną krew.
- Wiesz… - zaczął, przełykając ciężko ślinę – masz… masz naprawdę…
- Przeszkadzam? – usłyszał od drzwi nieco rozbawiony głos, który przerwał mu w połowie, a który to sprawił, że Visuke, przerażony i zawstydzony tym, że prawie skomplementował oczy Astrid, poderwał się z fotela, zrzucając z kolan album i rozsypując po podłodze zawartość pudełka. Jego policzki płonęły, a serce biło szybko jak gdyby przebiegł maraton.
Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się po drugiej stronie biurka, chowając czerwoną twarz w Lisiej kicie i próbując się uspokoić. A kiedy jeszcze usłyszał gdzieś z salonu głos zbliżającego się Laurentiusa, już nie był zawstydzony, a przerażony tym, że Zelen przyłapał ich w tak… dwuznacznej sytuacji. Jeśli ten straszny wampir się o tym dowie… Oczami wyobraźni widział jego twarz z rana, przerażającą i wściekłą. Na niego. Nie chciał jej widzieć jeszcze raz, dlatego choć mężczyzna się zbliżał, aż w końcu dotarł do pomieszczenia i zapytał sucho co się stało, nie zareagował, ściskając mocniej swój ogon i chowając głębiej twarz w futro. Zastanawiał się, czy nie zaryzykować ucieczki, ale zanim o tym pomyślał w drzwiach stał wampir, patrząc groźnie na niego i Astrid, a on zwykle nie pozbawiony tupetu, nie potrafił podnieść głowy i spojrzeć w przerażające oczy mężczyzny.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {03/07/21, 09:00 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Te wszystkie rzeczy, nad którymi zastanawiał się przez ostatni czas Astrid - wszelkie niewiadome i zagadki - nagle złożyły się w całość. Klan Kota, no jasne. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Malutka rodzina, o której mało kto słyszał i mało kto się interesował, a która - zgodnie ze słowami Visuke - była teraz częścią Klanu Lisa. To tłumaczyło między innymi, dlaczego w wiosce tak wiele zdobień i symboli posiadało podobiznę miauczących czworonogów. Obserwował, jak chłopak raz jeszcze wertuje album, przysuwając go do siebie i sprawiając, że aby wampir mógł coś zobaczyć, musiał zaglądać mu przez ramię, niemalże dotykając jego policzka. Dopiero po chwili wahania złotooki zdecydował się zbliżyć, zaraz jednak zauważając, że czarodziej nawet nie zwrócił na niego uwagi. Trochę spokojniejszy, próbował nadążyć za tym, czego lisi narzeczony szuka.
– Jeśli te zdjęcia wykonano kilka lat przed naszymi narodzinami, a komuś zależało na tym, żeby nazwisko tych ludzi zniknęło z pamięci, najpewniej tak się właśnie stało. Zwłaszcza jeśli była to sprawka mojego rodu, albo nawet mojego ojcaZniknęło? Faktycznie było to bardzo dziwne dla wampira, że Visuke nie miał pojęcia o istnieniu klanu, który podlegał teraz jego rodzinie. Nie wiedział zbyt wiele o Peverelach, przez co nie był też w stanie odpowiedzieć na pytania chłopaka, jednak ten chyba nawet tego nie oczekiwał. Niespodziewanie jego zapał jakby ostygł, a głos stał się cichy. Astrid wyprostował się, nie zmniejszając odległości, jaka ich dzieliła i złapał jego spojrzenie.
-Spokojnie, dowiemy się, co tu się wydarzyło - uspokoił go, dopasowując swój ton do tego, którego przed chwilą użył rudowłosy. - Gdyby aż tak im zależało, aby o nich zapomnieli, dlaczego zostawili posiadłość oraz album?
     W brązowych oczach błysnęło zaskoczenie. Chyba się zorientował - przeszło przez myśl wampirowi. Zaraz jednak i on otworzył szerzej swoje, zdając sobie sprawę, że zamiast się odsunąć, czarodziej się przygląda. Jakby tak o tym pomyśleć, nigdy nikt nie posyłał mu aż tak intensywnego spojrzenia, ani nie robił tego tak otwarcie. Czuł się trochę… speszony.
     Przez jego kręgosłup przebiegł tak dobrze znany już dreszcz. Przełknął ślinę, uciekając na chwilę wzrokiem. Powietrze przepełnione było słońcem i duszącym zapachem kurzu oraz rumianku. Jego serce przyspieszyło swój rytm. Czy nie było to wysoce niegrzeczne ze strony Visuke, by tak intensywnie go badać? Ostatecznie nie pozostał mu dłużny. Był jak dziecko, które sprzeciwiło się rodzicom - zdenerwowany, ale szczęśliwy. Wolny. Dostrzegając każdy to jaśniejszy, to ciemniejszy prążek, który odchodził od źrenicy, Astrid także się zatracił. Zatracił się w tych czekoladowych tęczówkach. Jego wzrok osunął się leniwie i dość niechętnie na usta, z których zaczęły płynąć słowa. Zastanawiał się, jak smakuje… Przed oczami stanęło mu tamto zdjęcie. Jakby zareagował, gdyby go...
    Niespodziewanie przerwał im Zelen. Astrid podskoczył w miejscu, orientując się, że w jednej chwili Visuke znalazł się po drugiej stronie biurka i skrył twarz w ogonie. Po podłodze rozsypały się stalówki, pieczęć, pióra i inne potrzebne do wysyłania listów przedmioty, robiąc przy tym niezły hałas.
-Co się stało?
Wampir spojrzał na swojego wuja, nie wiedząc nawet, że wciąż się rumieni. No właśnie, co się stało?
-Chciałbym zapytać o to samo - odbił piłeczkę. - Co jest na tyle ważne, aby nas niepokoić?
Laurentius zwęził oczy, omiatając spojrzeniem pokój i zatrzymując je dłużej na swoim bratanku. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał.
-Przepraszam - staruszek przyjął obronną postawę, widząc, że najwyraźniej nie był to najlepszy moment. Nie mógł jednak nic poradzić na to, jak rozczulało go to młodzieńcze - jak uważał - uczucie, które łączyło baronów mogących być w wieku jego wnucząt. Szczególnie że zdawali się oni dopiero oswajać się ze sobą, co czyniło ich miłość tak niewinną.
-Przyszedłem powiedzieć, że już obiad.
Astrid zamrugał kilkakrotnie. Zegar wskazywał prawie 16, co bardzo zaskoczyło wampira. Minęło aż tak wiele czasu, że zdążyli wrócić i jeszcze przygotować posiłek?
-Co się stało? - ponowił pytanie wampir, na co Astrid westchnął, podnosząc się ostrożnie.
-Za bardzo się pospieszyłem - Oznajmił w końcu spokojnie - Chciałem go dotknąć, a on odskoczył. To wszystko. Jeśli pozwolicie, chcielibyśmy zostać sami. Niebawem do was dołączymy.
Zelen kiwnął głową i odszedł pospiesznie. Wuj zmarszczył brwi, ale w końcu odpuścił, rzucając jeszcze przeciągłe spojrzenie w kierunku Visuke.
    Cisza przerywana była jedynie delikatnym stukotem zbieranych przedmiotów, a następnie krokami i delikatnym stuknięciem. Wszystko zostało zebrane.
-Nic ci się nie stało? - zapytał w końcu.
Chciał wyciągnąć dłoń w jego kierunku, jednak powstrzymał się, pamiętając sytuację z poprzedniego dnia. Co, jeśli Visuke znów by zemdlał? Albo - co gorsza - zrobił sobie krzywdę w amoku? Musiał być szczególnie przestraszony, skoro skrył twarz w ogonie.
-Poproszę Chu Tao, aby przyszedł. - Z tymi słowami opuścił gabinet.

    Medyk przekazał mu spis ludności i poinformował, że żadne nowe ślady nie pojawiły się wiosce, zanim poszedł sprawdzić stan młodego czarodzieja. Wampir zerknął w otrzymaną listę, wodząc wzrokiem od nazwiska, do nazwiska.
-Będę potrzebował informacji, które z tych osób żyją oraz czy uda się nakłonić resztę do powrotu. Ponadto ważnym jest, kto z nich znał wcześniej członków Klanu Kota bądź należał do niego i wie, co się z nim stało.
-To niemożliwe - oznajmił nieśmiało staruszek. Złote tęczówki błysnęły, gdy zostały uniesione znad papieru. - Nasz poprzedni pan zabroł ze sobą wszystkich członków Klanu Kota. Pozostali… cóż, zabroniono im o czymkolwiek mówić.
Astrid zmarszczył brwi. Czyżby Visuke miał rację i ktoś chciał zatuszować całą sprawę? Zanim jednak zdążył o coś jeszcze zapytać, powietrze przeszył tupot małych stópek. Zaraz dołączyło do niego pomrukiwanie, zwiastujące nadejście rudej kulki. Zwierzątko otarło się kilka razy o szatę wampira, po czym zaczęło domagać wzięcia na ręce. Niewiele myśląc, chłopak dostojnie je uniósł, zajmując po chwili miejsce na kanapie.
-Dzień dobry istotko - przywitał się łagodnie, gładząc malutki łepek.  - Widzę, że z twoją łapą już lepiej, więc niedługo będziesz mogła wrócić do domu.
Odpowiedziało mu fuknięcie. Wyspany i widocznie najedzony kot nie miał zamiaru nigdzie iść, co oznajmiał, próbując ugryźć palce wampira, mrucząc przy tym gardłowo.
-Niestety nie mamy prawa cię zatrzymać. Uprzedzałem, że nie powinnaś była się przywiązywać, czyż nie?
-Wybacz mi moją śmiałość, ale chyba nikomu by nie przeszkadzało, gdyby tu został.
Oczy panicza D’Arche rozszerzyły się w zdziwieniu. Przeniósł wzrok na starca, a następnie na wuja. Ten wzruszył ramionami w odpowiedzi na nieme pytanie.
-Jeśli takie jest twoje życzenie, może zostać.
Zielone oczka spojrzały na niego błagalnie, a pyszczek dalej się otwierał raz po raz. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Z jednej strony nie chciał porzucać tej małej istoty, skoro zaczęła traktować ich jak rodzinę. Ale z drugiej…
    Visuke! Wampir podniósł się i stanął na drodze wracającym czarodziejom. Gdy ci zatrzymali się skonsternowani, wystawił przed siebie dłonie, którymi trzymał podejrzanie grzecznego nagle rudzielca.
-Visuke! - zaczął bardzo poważnym tonem.  - Posłuchaj, to bardzo, bardzo ważna sprawa. Czy uważasz, że ta oto istotka powinna z nami zostać i zamieszkać w posiadłości?
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {11/07/21, 12:51 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Serce biło szybko w piersi Visuke, przypominając raczej spłoszonego królika niż sprytnego czarodzieja z potężnego klanu. Nie potrafił jednak się uspokoić, kiedy słyszał suchy ton Laurentiusa i rzucane mu spojrzenia. Nie musiał na mężczyznę patrzeć, by wiedzieć, że na niego spoglądał. Ciężar jego wzroku odczuwał jako dreszcze przebiegające mu po plecach. Nie wiedział, co takiego nagle się zmieniło, w końcu nawet jeśli wampirowi nie w smak było zachowanie Visuke, czy sama jego obecność, do tej pory nie przejawiał tego w taki sposób. Chodziło o to, że Astrid musiał go dotknąć? Nie był pewien i chwilę po tym, jak Astrid spokojnym głosem wyjaśnił, że to przez niego, co oczywiście było kłamstwem, kolejnym, by go chronić, stwierdził, że nie miało to znaczenia. Cokolwiek by to nie było, Laurentius tak czy inaczej musiał się pogodzić z faktem, że Visuke będzie obecny w życiu panicza D’Arche.
Poczekał aż wszystkie głosy i kroki się oddaliły i dopiero wtedy, pozwolił sobie odsunąć twarz od futra, osuwając się na fotel za biurkiem. Jak miał… poradzić sobie z traumą, kiedy jedna osoba próbowała przekonać go, że wampiry wcale nie są aż tak straszne, a druga robiła wszystko, żeby przestraszyć go jeszcze bardziej? Miał totalny mentlik w głowie!
- Jak się czujesz? – usłyszał obok siebie głos i aż podskoczył, gwałtownie podrywając głowę, by dojrzeć przyglądającemu mu się Chu Tao. Nie usłyszał kiedy ten wszedł do pomieszczenia, a to było o tyle zadziwiające, że Visuke ze swoimi wielkimi, lisimi uszami słyszał naprawdę dużo.
- Przestraszyłem cię – zauważył mężczyzna, a Visuke jedynie potrafił kiwnąć głową, miał wrażenie, że głos uwiązł mu w gardle i choćby próbował się odezwać, nic by z tego nie wyszło.
- Widzę, że nie tylko ja – dodał zaraz, łapiąc delikatnie nadgarstek chłopaka, wyczuwając jego szaleńczy puls. – To będzie dla ciebie trudne, przekonać się do Astrid, zwłaszcza kiedy wiesz, że macie termin czasowy… - zaczął, ale widząc minę Visuke zamilkł, unosząc brwi w pytającym geście.
- To… to nie Astrid… nie on mnie przestraszył – przyznał po chwili z trudem, bo choć sam wampir skłamał swojemu wujowi, Visuke nie chciał, by Chu Tao miał o chłopaku mylne wrażenie. Zwłaszcza po tym, jak wampir był dla niego tak ciepły, miły i delikatny. Nie chciał mu się odwdzięczać za to wszystko powielaniem kłamstw i stawianiem go na miejscu oprawcy, na którym zdecydowanie nie był.
- Skoro nie on to kto? – zapytał zdziwiony lekarz, przysiadając na skraju biurka.
- L-L-Laurentius – przyznał bardzo cicho Visuke. Nie był pewien, czy to był dobry pomysł, mówić o tym Chu Tao, ale naprawdę mocno chciał, by chociaż jedna osoba wiedziała, że to nie Astrid był tym, który sprawiał, że cały aż drżał.
Chu Tao milczał dłuższą chwilę, przyglądając się Visuke. Widział jego oklapłe uszy, nastroszony ogon, zaciskające się na futerku palce. Uciekał przed nim wzrokiem, do tego rumienił się odrobinę i bladł na policzkach na przemiennie, sprawiając że w sercu medyka rodziło się współczucie dla tego młodego chłopaka. Nie był w stanie stwierdzić, jak mógł się czuć, wyobrażał sobie jednak, że wszystko co go do tej pory spotkało nie było łatwe. Znał całą jego historię. Wiedział, w którym momencie życia wydarzyło się to, co można było uznać za traumatyczne. Nie wiedział jednak, aż do tej pory, jakie piętno wycisnęły te wszystkie wydarzenia na młodej duszy. Chciał mu pomóc. Im pomóc. Astrid nie wydawał się złym dzieckiem, Chu Tao pokładał w nim sporo nadziei, nie rozumiał więc postawy Laurentiusa. Skoro tak kochał swojego bratanka, dlaczego nie pozwalał mu znaleźć choć odrobiny szczęścia w życiu, które wybrali dla niego inni?
- Chodźmy – powiedział w końcu, a widząc spłoszone spojrzenie lisa, powstrzymał się od westchnienia, które cisnęło mu się na usta. – Zaparzę ci ziółek na uspokojenie – wyjaśnił, a kiedy Visuke podniósł się, wziął pod ramię i zasłaniając mu widok na stół w jadalni, przy którym siedziała reszta, chciał go zaprowadzić do swojego gabinetu.
Nie przewidział, że nagle wyrośnie przed nimi podekscytowany Astrid z kociakiem na rękach. Visuke spojrzał na niego, przez chwilę nie będąc pewnym jak się zachować, ale po chwili przyjął najgłupszą postawę, jaką mógł wymyślić. Udawał, że nic się nie stało. Zmarszczył delikatnie brwi, drapiąc się po uchu z niepewności.
- A… A to nie zabrałeś go, żeby go przygarnąć? Bo ja myślałem, że taki był twój zamiar od początku. Nawet dałem mu imię, nie możesz go nazywać per „istotko” – zauważył, nieco zakłopotany, ale w gruncie rzeczy ucieszył się, że po tej małej sytuacji z gabinetu, Astrid mógł z nim rozmawiać normalnie. Więc i on miał zamiar się postarać, żeby chłopak wiedział, że nadal go lubił i uważał za przyjaciela.
- Ma na imię Gatto – powiedział, zapytany o to, jak nazwał kotka.
Przez chwilę rozmawiali jeszcze o kocie, Chu Tao ostatecznie zostawił ich, samemu znikając, by pojawić się po dłuższej chwili z kubkiem naparu uspokajającego dla Visuke i wtedy wszyscy zasiedli do stołu, do obiadu, który ugotował dla nich Zelen. Co prawda jedli tylko on, Visuke i Chu Tao, bo nie mieli zbyt dużo zapasów i zdecydowali, że skoro Astrid i Laurentius nie potrzebują jeść, nie będą uwzględniani w porcjach obiadowych dopóki ich sytuacja się nie ustabilizuje.
- Czego dowiedziałeś się w mieście? – zapytał Visuke Chu Tao, zadowolony przeżuwając przepyszny makaron, który ugotował staruszek. Pomidorowy sos z przyprawami był aromatyczny i bardzo smaczny, dlatego Visuke nie przejmował się wcale manierami, ani tym, że ubrudził nim sobie policzek.
- Niewiele udało mi się ustalić – westchnął białowłosy, nawijając elegancko makaronu na widelec. – Żeby dotrzeć do byłych mieszkańców tej wioski będę potrzebował więcej czasu. Niemniej, rozpuściłem wieści o tym, że potrzebujemy pracowników w tym miejscu, najlepiej od zaraz, widziałem też że kilka osób zainteresowało się ogłoszeniami, które rozwiesiłem w mieście, spodziewam się więc, że już jutro pojawią się pierwsi chętni – powiedział, a choć pierwsza wiadomość nie była zbyt optymistyczna, druga już bardziej przypadła Visuke do gustu.
- To świetnie, ten dom jest ogromny, nie wyobrażam sobie, że musiałbym sprzątać go codziennie samotnie – westchnął, czując ulgę, że znajdą się chętni by dla nich pracować.
- Nie będziesz musiał, paniczu – powiedział Chu Tao, czekając na dalsze pytania, które jak sądził nadal kłębiły się pod czaszką lisa. I jak zaraz się okazało, miał rację, bo jak tylko lis przełknął, posłał mu spojrzenie.
- Co z dostawami jedzenia? Będziemy potrzebować dużo produktów, zwłaszcza jeśli zamieszkają z nami ludzie. I co z pieniędzmi? Dostaliśmy od ojca skrzynkę złota, ale nie wystarczy tego na długo, zwłaszcza jeśli nie będziemy sami zarabiać – zauważył, oblizując pozostałości sosu z widelca.
- Popytałem o to wszystko w mieście, ale zanim zorientujemy się, kto jest najlepszy minie trochę czasu. No i dostarczanie wszystkiego w tym momencie byłoby zbyt drogie. Zwłaszcza, że nie posiadamy służby i własnego transportu. Kiedy wrócą mieszkańcy wioski, część produktów będzie można uzyskać na miejscu, to byłoby najlepsze rozwiązanie. Widziałem młyn w wiosce, podejrzewam więc, że wcześniej żyliście z handlu mąką i owocami? – zapytał Chu Tao Zelena, a staruszek pokiwał głową.
- Owszem, mąka była naszym głównym produktem i nie same owoce, a przetwory, dżemy, kompoty, konfitury – odpowiedział staruszek, a Visuke nadstawił ciekawsko ucha.
- Czyli w tym momencie największym problemem i wydatkiem jest transport, czyż nie? – zapytał, rzucając spojrzenie Astrid. – Proponuję więc wykorzystać trochę złota by kupić dorożkę, albo jakiś wóz. Dopóki nie wrócą ludzie z wioski sami będziemy jeździć na zakupy do miasta, będzie taniej niż zlecać to komuś innemu. Możemy też kupić kilka kur, będziemy mieć jajka i mięso na miejscu – zaproponował podekscytowany, bo wizja posiadania gdaczących ptaków i świeżych jajek codziennie bardzo mu się podobała.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {16/07/21, 07:08 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow  Młody wampir przyglądał się chłopakowi zaskoczony.
-Ależ nie - odpowiedział poważnie - zabrałem go jedynie ze względu na jego rany. Naprawdę tak go nazwałem?
Wszyscy w pokoju zgodnie pokiwali głowami, na co Astrid wydał ciche "och".
-Chciałem nazwać go Salamejra tak, jak nazywał się legendarny wampir odpowiedzialny za nadanie nowego ładu - dodał, zanim poznał faktyczne imię kociaka. Ten wyraził swoje niezadowolenie, wiercąc się i wydając przeciągłe mruknięcie. - Masz rację, nie pasuje ci tak dostojne imię - odgryzł się Astrid natychmiast, czym wywołał jeszcze większą złość. - Jak się zwie?
-Ma na imię Gatto - padła odpowiedź.
Brwi złotookiego zmarszczył się, gdy wracał pamięcią do poznanych w życiu słów.
-Gâteau? Jeśli się nie mylę, w języku zachodnio elfickim to słowo znaczy… ciasto? - Laurentius pokiwał głową. - Bardzo dziwne imię dla kota.
A jednak zdawało się, że futrzak je polubił, gdyż natychmiast po jego usłyszeniu zaczął strzyc uszami. Wampir odłożył go na ziemię, gdzie ten mógł swobodnie ocierać się o ich nogi, po czym kontynuował rozmowę o zadaniach zwierzaka oraz kwestiach jego utrzymania. Był on zdecydowanie mięsożercą, więc jego dieta składać by się miała z drobnych gryzoni i gadów, jednakże pytanie brzmiało, czy Gatto będzie w stanie dalej polować, skoro dawali mu jeść przez tak krótki czas?
    Gdy wrócił Chu Tao, mogli w końcu przysiąść do stołu. Wzrok młodzieńca szybko prześlizgnął się po potrawach, spoczywając chwilę dłużej na dłoniach Visuke, po czym przeskoczył na filiżankę, analizując dzisiejszy wzór. Trudno powiedzieć, czy celowo, jednak królowały na nim koty. Cóż za ironia, przebiegło mu przez myśl, gdy upijał łyk, delikatnie ściskając prężącego się ssaka, który stanowił ucho dla owego naczynia. Brwi powędrowały znów w górę, na słowa narzeczonego o tym, że miałby samemu sprzątać mieszkanie, a wampirze oczy rozszerzyły się w szoku. Że też w ogóle to rozważał! Codzienne dbanie o dom należało do zadań służby i tylko przez nią powinno być wykonywane. Tym bardziej że byli baronami, a nie synem głowy klanu i wampirzego lorda. Zanim jednak podniósł protest, w myślach odtworzył wydarzenia z poprzedniego dnia, kiedy to lisi czarodziej upierał się, że lubi to robić. Postanowił więc przemilczeć sprawę - przynajmniej na razie.

    Astrid odłożył filiżankę dostojnie, oddając spojrzenie brązowym tęczówką. Pamiętał ten dziwny blask, gdy patrzyli na siebie w gabinecie - słońce padało w taki sposób, że mógł zobaczyć każdy najmniejszy prążek odchodzący od źrenicy. W tym momencie trudno było uwierzyć, jaką głębią i ilością barw mogą się mienić tak szeroko otwarte i pełne entuzjazmu oczy.
-To prawda. Wyprawy do miasta zajmują zbyt wiele czasu i nie są zbyt efektowne ze względu na małe możliwości przenoszenia towarów. Pomimo iż wraz z Laurentiusem nie bierzemy udziału w posiłkach, jedzenia nie będzie wystarczająco, jeśli zjawi się służba. Ponadto musimy przygotować się na gości, którym także należy zapewnić odpowiedni standard podczas pobytu. Najlepszym wyjściem byłoby sprowadzić ludzi do wioski.
-Nie wrócą, jeśli wciaż będą panoszyły się tu te potwory - odezwał się Zelen, a Astrid wyprostował się niezauważalnie, wciąż nieprzyzwyczajony, że starzec rozmawia z nimi i towarzyszy im podczas jedzenia, pomimo swojego statusu. Czuł jednak, że Visuke zacząłby się denerwować, gdyby zwrócił na to uwagę głośno.
-A dopóki nie wrócą, nie dowiemy się niczego o potworach - dokończył za niego Laurentius.
-Kłopotliwa sytuacja - przytaknął młodzieniec. - W takim razie zgadzam się z Visuke, że powinniśmy wykorzystać część środków na zakup powozu, opłacenie stajennego, konia oraz woźnicy.
-To chyba nie będzie potrzebne - wzruszył ramionami medyk, mówiąc beznamiętnym tonem - woźnica czy stajenny. Ja mogę się tym zająć.
Baron D’Arche kiwnął głową powoli, zamyślając się na moment.
-To by bardzo pomogło. Nie wiedziałem jednak, że posiadasz takie umiejętności.
Białowłosy znów wzruszył ramionami, wracając do jedzenia i rozmowa urwała się na moment.
-W takim razie ja mogę powozić - dodał od siebie starszy wampir. - Zakup kur także nie jest złym pomysłem. O ile oczywiście nie zostaną zaatakowane przez dzikie koty, których wiele w okolicy - rzucił spojrzenie liżącemu się właśnie bezwstydnie Gatto, który rozsiadł się pod kanapą.
Mimo iż był niezwykle ciekaw, Astrid nie spytał wuja, gdzie się tego nauczył. Uśmiechnął się za to nieznacznie na wzmiankę o zwierzętach.
-W takim razie, jeśli cena będzie odpowiednia, można rozważyć ich zakup.
    Rozmowa trwała jeszcze jakiś czas. Astrid dowiedział się między innymi: czym jest kurnik oraz jak odróżnić koguta od kury i jakie są ich rodzaje. Staruszek, który całe swoje życie spędził, opiekując się gospodarstwem i pomagając co nieco sąsiadom, posiadał wiedzę, o którą wampir by go nie podejrzewał.

    Resztę dnia młodzieniec z wujem spędzili w gabinecie, który został doprowadzony przez tego drugiego do porządku. Odłożył on księgi, które uprzednio przygotował dla siebie Visuke, starł resztę kurzu i zmiótł podłogi, po czym zajął się myciem okien. Astrid z początku wahał się, czy nie zapytać czarodzieja o pomoc w porządkowaniu dokumentów i sprawdzaniu ich, jednak ostatecznie zdecydował się zaproponować tę rolę drugiemu wampirowi. Poniekąd wynikało to z sytuacji, która miała miejsce przed obiadem - i tak poczynili dziś spore postępy, a jego narzeczony potrzebował też odpoczynku od jego obecności. Wyciągając stos papierów z teczek, ukrytych w jednej z szuflad w biurku, Astrid zastanawiał się, co takiego robi i w jakim pokoju jest teraz rudowłosy. Czy znalazł coś interesującego? A może skaleczył się i znów zemdlał? Taka wizja spowodowała, że aż się wzdrygnął i pokręcił głową. O czym on myśli? Visuke napewno nie jest aż tak nieuważny, żeby do tego dopuścić.
    Większość dokumentów była bezwartościowa i bezużyteczna. Stare listy, akty własności i umowy, które nie posiadały już pokrycia w rzeczywistości. Do tego spora ilość potwierdzeń zakupu czy sprzedaży. Baron porządkował je, dzieląc na różne kategorie i raz po raz pytając wuja, czy któreś z nich im się przyda. Z bardziej wartościowych pism odnalazł plany domu i ogrodu, nazwiska członków rodu i służby oraz kilka nieprzedawnionych dokumentów, które mogły sugerować im ceny podatku, jaki nakładany był przez Ród Kota na osoby w wiosce. Tym jednak, co zaciekawiło wampira, były coroczne wzmianki o różnego rodzaju ucztach czy festiwalach, wyprawianych z różnych okazji przez głowę nieistniejącej już rodziny. Zastanawiał się, czy ludzie jeszcze o nich pamiętali…
      Astrid uparł się, że skończy swoją pracę jeszcze tego samego dnia, w końcu odnajdując swoje miejsce w posiadłości. Laurentius był przy nim cały ten czas, robiąc przerwy jedynie na przyniesienie mu herbaty, zasłonienie okien, nakarmienie kota czy wymianę świec na nowe. Odpowiadał na pytania, doradzał i przeglądał swoją część wciąż ogromnej kupki papierów. W końcu zmęczenie wzięło górę nad młodym wampirem, sprawiając, że zasnął on na swoim krześle.

20 maja, czwartek
    Następnego dnia został obudzony wieścią, że mają gościa. Przygotowawszy się szybko z pomocą wuja, nakładając bogato zdobioną kwiecistymi wzorami błękitną szatę, po czym zszedł dostojnie po schodach, rzucając nieznajomemu obojętne spojrzenie. Bardziej zainteresowała go nieobecność Visuke i Chu Tao. Która była godzina?
-Oto Baron D’Arche, jeden z dwóch właścicieli tej posiadłości - zapowiedział go wuj.
-Bardzo przepraszam, że mój ojciec nie mógł cię dziś powitać, Baronie.
Mężczyzna natychmiast ukląkł, skłaniając głowę.
-Nazywam się Eric i pochodzę z rodziny Ruthen, której mężowie od pokoleń służyli w tej posiadłości jako kamerdynerowie. Mój ojciec oraz dziad chcieliby, abym kontynuował tę tradycję, dlatego przybyłem od razu, gdy doszły mnie wieści o pańskim przybyciu. Znam podstawy i bardzo szybko się uczę, dlatego proszę o możliwość pracy w tym miejscu.
Astrid przyjrzał się Ericowi, pełen uznania dla doskonałych manier, jakie chłopak zaprezentował. Pozwolił mu wstać, aby lepiej zobaczyć jego twarz oraz posturę. Zanim jednak zadał pytanie, w pomieszczeniu rozległ się tętent końskich racic, rżenie, a następnie pukanie do drzwi.
-Jeśli pozwolisz.
Gość zareagował natychmiast, otwierając jedno ze skrzydeł i witając nowoprzybyłego w posiadłości. Był doskonale zaznajomiony z tym, kto w niej mieszka. Po kilku sekundach wrócił z listem. Trzeba było przyznać, że Astrid był więcej niż przekonany co do zatrudnienia go.
-Hrabia Midford życzy sobie, abyście wraz z Baronem Visuke zaszczycili go swoją obecnością na balu z okazji 17 urodzin jego córki, Elisabeth Midford, który odbędzie się w sobotę.
Wampir odebrał kopertę, natychmiast ją otwierając i zaczynając czytać znajdujące się w środku zaproszenie.


Ostatnio zmieniony przez Satomi dnia 29/07/21, 12:55 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {20/07/21, 12:08 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Kiedy plany na najbliższe wydatki zostały ustalone, Visuke podekscytowany wizją posiadania kur i możliwością wycieczki do miasta, zajął się najpierw jedzeniem, a potem w towarzystwie Chu Tao i Zelena przygotowaniem miejsca pod przyszły kurnik. Magia bardzo się przydawała, tak samo jak wskazówki staruszka, tak więc kiedy zachodziło słońce, niedaleko warzywnego ogródka powstał całkiem zgrabny domek dla kurczaków, który Visuke troskliwie otoczył najpierw płotkiem, potem zaklęciami, które miały odstraszać potencjalnych mięsożerców, którzy mogliby czyhać na jego wymarzone kurze stadko. Tego dnia wydarzyło się wiele, ale kiedy Visuke kładł się spać w kolejnym oczyszczonym pokoju, który najbardziej przypadł mu do gustu, po odświeżającej kąpieli i z uchylonym oknem, przez które wpadało cudownie rześkie powietrze wieczora, zasnął bardzo szybko, niedręczony snami.

Kiedy Visuke obudził się kolejnego dnia, nad sobą ujrzał sylwetkę Chu Tao ubranego jak zwykle w nieskazitelną biel. Co go zdziwiło, to że na zewnątrz dopiero zaczynało się robić jasno. Musiało być naprawdę wcześnie rano.
- Hmmm? Co się dzieje? – zapytał sennie lis, próbując znów zakopać się pod ciepłą kołdrę.
- Jadę do miasta. Pomyślałem, że mógłbyś chcieć wybrać się ze mną i samemu wybrać powóz i kilka kur – powiedział mężczyzna dość sucho, ale Visuke natychmiast wyskoczył z łóżka, pełen entuzjazmu.
- Naprawdę mogę?! – zapytał, a jego ogon zamiatał powietrze.
- Jeśli tylko chcesz – zauważył mężczyzna, a jego głos, choć nadal pozbawiony uczuć, zabrzmiał wyjątkowo miękko.
- Chcę! – Visuke nie wahał się ani chwili. Chu Tao zszedł na dół, przygotować im obu śniadanie, a w tym czasie, chłopak zajął się szybko sobą i kiedy pojawił się w kuchni niecałe pół godziny później, był ubrany i uczesany. Jadeitowy kolczyk kołysał się w jego uchu łapiąc drobne promienie słońca.
Zjedli szybko i już po chwili, kroczyli ścieżką w kierunku przeciwnym do wioski, pozdrawiani coraz dłuższymi promieniami słońca. Droga w towarzystwie Chu Tao była… zaskakująco przyjemna. Mężczyzna z pozoru bardzo chłodny i nieprzyjemny, w rzeczywistości był po prostu bardzo spokojny i powściągliwy. Visuke odkrył jednak, że jeśli znalazło się temat, który w jakimś stopniu go interesował, potrafił mówić całymi godzinami. I tak, zapytany o przypadkowe zioło po drodze, opisywał Visuke każdą roślinę jaką mijali. Miał niesamowitą wiedzę, do tego mówił w sposób, który nie zanudzał słuchacza, a miał w sobie jakąś tajemnicę, którą chciało się rozwiązać. Do tego kiedy już sam się trochę otworzył, sam zadawał pytania, a Visuke urzeczony jego w gruncie rzeczy miłą stroną, zaczął mu odpowiadać. Jeszcze nigdy nie zwierzał się nikomu tak otwarcie i tak beztrosko, jak gdyby rozmawiali o pogodzie, a nie o przerażeniu, w jakie wprawiały lisa wampiry, a w obecnej chwili jeden wampir. Nawet nie wiedział, kiedy wyrzucił z siebie wszystko, sprawiając że kiedy w końcu znaleźli się w mieście, jego pierś i ramiona były znacznie lżejsze.
- Nie oddalaj się ode mnie – powiedział Chu Tao, kiedy znaleźli się pomiędzy pierwszymi budynkami. Visuke wcześniej widywał miasta, ale miał wrażenie, że w tak dużym jeszcze nie był, nie zamierzał więc odchodzić poza zasięg wzroku czarodzieja. Budynki były wysokie, zbudowane z czerwonej cegły, każdy posiadał uroczy balkonik, z którego zwisały girlandy kwiatów, wypełniając powietrze ich wonią. W niższych partiach budynków były sklepy z witrynami pełnymi cudownych przedmiotów. Visuke nigdy nie widział tylu kosztowności i pyszności w jednym miejscu. Do tego wszędzie było pełno ludzi i innych magicznych stworzeń! Widział dostojne elfy, Niziołków, brodate krasnoludy i malutkie wróżki z ważkowymi skrzydełkami latające wokoło i sypiące dokoła magicznym pyłem.
Im dalej szli, tym ulice stawały się węższe, budynki wyższe i ludzi było coraz więcej. W końcu dotarli do placu, na którym znajdował się rynek i gospody, z których na ulice wylewały się smakowite zapachy. Lis był zaskoczony i zachwycony tym wszystkim. Miał ochotę przystanąć przy każdym straganie na rynku i sprawdzić co oferowali kupcy, ale długie kroki Chu Tao uniemożliwiały mu to, jeśli nie chciał się zgubić. Dlatego podążał za nim posłusznie, aż dotarli do miejsca, z którego słychać było rżenie koni, brzęk uprzęży i stuk kowalskiego młota.
Przeszedłszy drzwi i wąski korytarz, znaleźli się na dziedzińcu, na którym stały dorożki i wozy, a od drugiej strony dało się wyjechać na nieco szerszą ulicę prowadzącą za miasto. Chu Tao poszedł po właściciela, pozwalając Visuke rozejrzeć się wokół i wybrać, który powóz mu się podobał. Lis przeszedł się pomiędzy nimi, przez chwilę zastanawiając się nad czarnym, bardzo brzydkim wozem, tylko po to, by zrobić Laurentiusowi na złość, bo sama myśl, że Astrid miałby wsiąść w coś tak paskudnego musiała być okropna, ale kiedy tylko przywołał wampira w myślach, nie potrafił się zdobyć na taki gest. Dlatego kiedy Chu Tao wrócił w towarzystwie niskiego, ale bardzo przyjaźnie wyglądającego krasnoluda, wskazał bardzo ładny, elegancki powozik w kolorze bardzo ciemnego błękitu.
- Dobre oko, paniczu! -  pochwalił chłopaka krasnolud, zachwalając produkt. – Jeśli razem z powozem weźmiecie konia, dam wam dziesięć procent zniżki – oświadczył, a Chu Tao po chwili zastanowienia i uzgodnieniu z Visuke czy się na to zgadza, zapłacił obiecaną sumę, prosząc przy tym, by uczynny krasnolud przytrzymał dla nich powóz jeszcze przez chwilę.
Potem wybrali się na targ na zakupy i zanim Visuke spostrzegł, w ramionach niósł naręcza produktów, zanosił je do powozu, a potem wracał po następne. I dopiero kiedy w jego ramionach znalazły się klatki z kurami, wrócili do powozu na stałe. Visuke zmęczony, ale zadowolony w towarzystwie ptaków przebył drogę do posiadłości, nie posiadając się z ekscytacji, na myśl, że jego piękny kurnik zostanie zamieszkały. Chciał kupić więcej ptaków, ale Chu Tao nie zgodził się na więcej niż pięć kur i jednego koguta. Nie mieli miejsca na więcej drobiu.
Kiedy znaleźli się pod posiadłością, Visuke z entuzjazmem wyskoczył z powozu i pobiegł do dworu, odnaleźć narzeczonego, chcąc od raz pokazać mu zakupy jakie poczynili z białowłosym. Nie spodziewał się przy tym, że nawet nie zdąży sięgnąć do klamki, zanim drzwi same się przed nim otworzą. Z głupią miną zamrugał zaskoczony powiekami, przyglądając się wysokiemu chłopakowi z osobliwą miną, który otworzył mu drzwi, a potem wyszedł by wrócić z Chu Tao i workiem mąki w ramionach.
- Yyyyy… Kto to jest? – zapytał głupio, spoglądając na Astrid, który znajdował się w salonie.
Wyglądał tak pięknie… Błękit mu pasuje – pomyślał z zachwytem i lekką konsternacją, a kiedy chłopak na niego spojrzał, odwrócił wzrok, czując że nagle zrobiło mu się jakoś podejrzanie gorąco na twarzy. Pamiętał jego oczy, te piękne, niezwykłe złote tęczówki, które miały w sobie tyle ciepła. I to ciepło było dla niego.
- Yhm… - odchrząknął, a potem jeszcze raz spojrzał na narzeczonego, tym razem nie pozwalając by zawstydzenie wzięło nad nim górę, albo strach, kiedy czuł na sobie świdrujące spojrzenie Laurentiusa. – Byłem w mieście z Chu Tao. Kupiliśmy powóz, trochę zapasów i kury. Chciałbyś zobaczyć? – zapytał, plując sobie w brodę, że brzmiał tak mało pewnie.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {20/07/21, 03:18 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown
hellow Zaproszenie, zapisane pięknym pochyłym pismem, upoważniało do przyjścia jedynie jego i Visuke. Ponadto hrabia pisał w dodatkowym liście, że każda osoba zostanie odwieziona dorożką, więc nie ma potrzeby fatygować swojej służby. Prosił także, aby wyżsi mu rangą zaszczycili go obecnością w imieniu swoim, jak i innych przedstawicieli miejscowej szlachty, którzy nie mogą się doczekać na to spotkanie. Wampir, który nie był zbyt obyty z wszelkimi nadużyciami i manipulacjami, które były podstawą interakcji na takim stopniu społecznym, nie zauważył w tym niczego dziwnego. Uznając pojawienie się tam za obowiązek barona i tak nie wyobrażał sobie, że mogą odmówić.
     Złożył otrzymane papiery i schował do rękawa, swój wzrok kierując znów na Erica. Chłopak był dość wysoki i z pewnością odrobinę starszy od nich. Miał krótkie, kruczoczarne włosy, które opadały falami na jego twarz i okalały ją aż do szyji. Delikatnie odstające uszy ukrywały się między nimi w taki sposób, że jedynie wprawne oko było w stanie je dostrzec. Jego twarz była pociągła, mieszcząc na sobie brązowe tęczówki, gęste brwi, szpiczasty nos oraz jasne usta. Był raczej przeciętnej urody, jednak nadrabiał to postawą - wyprostowany i z wypiętą piersią pasował do miejsca takiego, jak to. Jego wartość była tym większa, im więcej o Klanie kota usłyszał od swojej rodziny.
-Obowiązkiem kamerdynera jest pilnowanie porządku. - odezwał się Astrid, co Eric wziął chyba za dobry znak.
-Tak! - Wampir zwęził oczy, na co chłopak natychmiast się poprawił. - Masz rację, Baronie. Moja rodzina jednak traktuje tę rolę nie jak zwyczajny zawód, ale jak całe swoje życie. Dawno temu Klan Kota dał nam dach nad głową, mimo iż nie mieliśmy zupełnie nic do zaoferowania. Chociaż nie musieli, dali moim przodkom edukację, godne wynagrodzenie, zaufanie i swoją przyjaźń. Dlatego, jeśli to możliwe chciałbym pracować w miejscu, z którym wiąże się moje dziedzictwo. Mogę stać się Waszą prawą ręką, być doradcą i odciążyć w wielu obowiązkach.
Miał zapał. Miał też wielkie ambicje i nadzieje, które mogły być im potrzebne. Baron D’Arche kiwnął powoli głową.
-Może zacznijmy od przygotowania herbaty? - jego głos stał się jakby trochę bardziej miękki. - Nie oznacza to jednak, że na pewno zostaniesz przyjęty. Nie możemy sobie pozwolić na zatrudnienie każdego, więc najpierw sprawdzimy twoją wartość.
-Dziękuję.
     Herbata zrobiona przez chłopaka była odrobinę zbyt rozwodniona. Mężczyzna nie szukał jednak wymówek, które mogłyby go dobrze tłumaczyć, ale przeprosił natychmiast i zaproponował zrobienie nowej. Kolejna była lepsza, jednak wciąż daleko jej było do ideału, jaki stanowiły napary Laurentiusa.
-Obiecuję, że się poprawię - i nie brzmiało to, jak rzucona na wiatr obietnica.
Rozmawiali, a raczej Astrid chciał dowiedzieć się czegoś więcej o Ericu, jego rodzinie oraz Klanie Kota. Przerwał im dopiero tętent kopyt i dźwięk obracających się kół. Ku zaskoczeniu, ale i radości wampira, zamiast gościa, w drzwiach stanął jego narzeczony. Natychmiast wstał, oddając spojrzenie błyszczących z podekscytowania oczu. Te jednak uciekły, zanim dokładniej się im przyjrzał.
    Zmniejszył dystans między nimi, na nowo łapiąc kontakt wzrokowy.
-Przedstawiam ci Erica - mężczyzna zatrzymał się przed nimi i pokłonił. - Jego rodzina służyła przez lata w tej posiadłości jako kamerdynerowie, dlatego chciałby podtrzymać tę tradycję. Sprawdzimy w najbliższym czasie, czy się nadaje.
-To zaszczyt, Baronie Visuke - odezwał się, co Astrid pochwalił delikatnym kiwnięciem.
Żaden z nich nie spodziewał się, że drugi właściciel posiadłości powie:
-Nie podoba mi się.
Dodatkowe machnięcie ogonem potwierdziło niechęć lisiego czarodzieja. Gdzieś za nimi Chu Tao, który właśnie wchodził, parsknął cicho wraz z Laurentiusem. Ten drugi pokręcił dodatkowo głową. Złotooki jednak pokiwał swoją, jakby rozważał te słowa. Nie było właściwym dopytywanie o to w tym miejscu, więc zgodził się zobaczyć zdobycze, z jakimi przyjechali, uprzednio oddając starającego się o pracę pod opiekę wuja. Zastanawiał się jednak, co takiego dostrzegł Visuke.

      Na dworze przywitało ich ostre słońce, co wywołało natychmiastowy gorszy nastrój u młodego wampira. Nie było jeszcze południa, jednak wyraźnie zapowiadało się na bardzo jasny i ciepły dzień. Mimo to chłopak dzielnie sunął obok towarzysza, prowadzony pierw do powozu, a następnie ogrodu. Musiał przyznać, że wybór był trafiony.
-Silna klacz - pochwalił ich Laurentius, który także był zainteresowany środkiem transportu. - Za jakiś czas będzie można zabierać ją w dalekie wyprawy.
Pogłaskał ją nawet po pysku, na co nie zdecydował się Astrid. Nie przyznał tego głośno, jednak odrobinę obawiał się obcego zwierzęcia. Było trochę za młode, jednak dopóki nie musieli jechać do posiadłości D’Arche, nie było potrzeby martwić się o nie. Zaletą było także, że dłuższy czas mogła im służyć. Po dokładnych oględzinach powozu spojrzał z dumą na swojego narzeczonego, uśmiechając się ciepło.
     Szli tylko we dwoje przez ogród, a między nimi panowała cisza, przerywana wiatrem i odległymi odgłosami rozmowy. Nie była ona jednak nieprzyjemna. Po zobaczeniu drobiu w kurniku, który jak się okazało, Visuke robił wraz z Chu Tao poprzedniego dnia, Astrid zaproponował, żeby przeszli się po ogrodzie. Mieli doskonałą okazję pobyć tylko we dwoje i przyzwyczaić czarodzieja do jego obecności, szczególnie że ten był wciąż zaaferowany i zachwycony nowym nabytkiem w postaci opierzonych przyjaciół. W pewnej chwili wampir przypomniał sobie, że dostali list.
-Wcześniej, gdy was nie było - zaczął, zwracając na siebie uwagę - przyszedł posłaniec i wręczył nam to - podał narzeczonemu zaproszenie. - Hrabia Midford chciałby, abyśmy wzięli udział w balu z okazji urodzin jego córki. Myślę, że to dobra okazja i powinniśmy pójść. Może dowiemy się czegoś o potworach, które atakują wioskę, lub otrzymamy od niego jakąś pomoc w ich sprawie?
- Możemy pójść - zgodził się Lis, chociaż jego brwi zmarszczyły się delikatnie - Jednak... Nie zaczynałbym tej znajomości od proszenia o pomoc - powiedział, spoglądając na chłopaka z poważną miną. - Dopiero się wprowadziliśmy, nikogo tak na dobrą sprawę nie znamy, nie wiemy, jakie hrabia Midford ma wobec nas zamiary. Nie powinniśmy zdradzać, że już mamy kłopoty. Z drugiej strony, skoro mieszka w pobliżu, powinien wiedzieć, jaka jest sytuacja tutaj, może część mieszkańców przeniosła się do niego? Tym bardziej nie powinniśmy zgadzać się na pomoc. Przynajmniej nie od razu, nie kiedy nie znamy pełnego obrazu sytuacji - powiedział, myśląc połowicznie na głos.
-Nie powinniśmy? - powtórzył wampir powoli. - Jest hrabią, nie może mieć więc żadnych innych zamiarów, niż chęć pomocy nam, czyż nie?
Visuke spojrzał na niego dziwnie.
- Nie byłbym tego taki pewien... - powiedział.
     I znów zapadła cisza, gdyż każdy z nich zatopił się we własnych myślach. Astrid poczuł się tak, jakby rozmawiał z wujem - jakby był zbyt naiwny. Laurentius często powtarzał mu, że za bardzo ufa szlachcicom i że nie powinien zachowywać się tak lekkomyślnie, podczas gdy jego bratanek nie potrafił zrozumieć, jak ci ludzie, którzy przy każdym spotkaniu z nim uśmiechali się miło, dopytywali i nigdy nie powiedzieli mu złego słowa, mogliby mieć podłe zamiary. A jednak cenił sobie jego zdanie i starał się być choć trochę uważniejszy. Teraz też spróbuje.
-Powinniśmy powoli wracać - odezwał się w końcu jednak, zamiast ruszyć w kierunku budynku, zatrzymał się z pewnym wahaniem. Zdecydowany w końcu wyciągnął dłoń w kierunku narzeczonego. - Czy czujesz się na siłach, żeby spróbować dzisiaj czegoś nowego? Czy mógłbym na przykład wziąć cię za rękę? Tylko do posiadłości.
Chwilę później spytał, co nie spodobało się chłopakowi w ich kandydacie na kamerdynera, oraz jaką osobą powinien być, aby się nadawał.


Ostatnio zmieniony przez Satomi dnia 26/07/21, 11:13 am, w całości zmieniany 1 raz
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {26/07/21, 02:13 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Podekscytowanie Visuke zmalało odrobinę w momencie, w którym dostrzegł nową osobę w domu, a wyjaśnienia Astrid wcale nie sprawiły, że poczuł się lepiej z obecnością starszego chłopaka.
- Nie podoba mi się – oświadczył prosto, spoglądając nieufnie na czarnowłosego, mierząc go przez chwilę wzrokiem, zanim wampir nie zaproponował wyjścia na zewnątrz i obejrzenie nabytków.
Visuke był z siebie bardzo dumny! Zarówno powóz jak i klacz sprawiały dobre wrażenie, ba, były najwyżej klasy, eleganckie i piękne i tylko okropne krzaczory rosnące wokół posiadłości psuły cały obraz dostojeństwa jaki udało się uzyskać środkiem transportu. Niemniej, pochwalony, lis wyprostował się zadowolony z siebie, a kiedy otrzymał jeden, ciepły uśmiech od Astrid, jego ogon bujał się na boki szybko, pokazując jak bardzo w tamtym momencie czarodziej był szczęśliwy. Nawet nie wiedział, że tak bardzo zależało mu na aprobacie wampira, a jednak, kiedy ją otrzymał, czuł się naprawdę niesamowicie.
Propozycji spaceru się nie spodziewał, ale osobiście uwielbiał ruch i pogodę taką jaką mieli, piękną, słoneczną i ciepłą, dlatego Astrid nie musiał go długo namawiać by ruszyli powolnie ścieżkami zarośniętego ogrodu. Wczorajszego dnia Zelen z Chu Tao udrożnili niektóre ścieżki, ogród wymagał jednak znacznie więcej pracy i przede wszystkim kogoś, kto stale miałby na niego oko. Lis nie mógł się doczekać momentu, w którym to miejsce miało na powrót stać się piękne i okazałe. Niemniej w tamtym momencie również było niesamowite. Dzikie róże roztaczały piękną woń, owady krążyły wokół ich płatków, a jaszczurki leniwie wygrzewały się na kamieniach. Gdzieś w koronach drzew śpiewały ptaki, a delikatny wiaterek rozwiewał włosy Astrid, sprawiając że ilekroć Visuke na niego spojrzał, miał wrażenie, że spotkał w tej dziczy księcia duchów. Równie eterycznego, co pięknego i łagodnego. Przez chwilę nie mówił nic, mając wrażenie, że kiedy tylko zakłóci tą sielankę swoim głosem, Astrid nagle zniknie, jak spłoszony wróbel.
Dlatego odezwał się dopiero wtedy, kiedy to sam wampir przerwał ciszę, wspominając o przyjęciu. Visuke niemal natychmiast stał się czujny, a im więcej słów usłyszał, tym bardziej był pewien, że była to swego rodzaju podpucha. Nie był pewien, czego hrabia Midford od nich chciał, ale był niemal pewien, że chciał spróbować szczęścia i wykorzystując naiwną młodość baronów, dostać coś, na co starsi, bardziej doświadczeni szlachcice nigdy by się nie nabrali. Ku swojej zgrozie odkrył, że Astrid nie widział w zaproszeniu niczego złego. Nie czuł intrygi, nie czuł kłamstw. Nie miał pojęcia, jak on się uchował w świecie, ale to było niedorzeczne, że będąc tym kim był, nadal potrafił być tak naiwny. Tym bardziej, kiedy na chwilę znów zamilkli, przysiągł sobie, że będzie go chronił. Że nie pozwoli, by ktoś tę naiwność wykorzystał i sprawił, że Astrid będzie czegoś żałował, albo gorzej, cierpiał. Sam już zbyt wiele razy przejechał się na tej szlacheckiej dobroci i uprzejmości, by wierzyć we wszystko co słyszał. Prawie prychnął z pogardą, kiedy przypomniał sobie, kto w zasadzie próbował ich oszukać, bo co do tego Visuke nie miał żadnych wątpliwości. Hrabia Midford nie był osobą, która się liczyła, a chciał wykorzystać kogoś z tak potężnych rodów jak Klan Lisa, czy wampirzy ród D’Arche. Nie wiedział, na co się porywał, ale może to i dobrze? Sprytny umysł Lisa zaczął szukać rozwiązania, takiego, które w każdym wypadku zadziałałoby na ich korzyść…
Dopiero na cichy głos Astrid, wrócił myślami na ziemię, spoglądając na narzeczonego bystrym, ostrym spojrzeniem brązowych oczu. Jego spojrzenie zmiękło, kiedy zdał sobie sprawę z tego jak miło brzmiał głos wampira. Nie był pewien, czy on to robił specjalnie, czy taki po prostu był, ale Visuke miał wrażenie, że jego cichy, łagodny ton wszystkie jego zmartwienia spychał gdzieś w głąb czaszki, zostawiając go rozluźnionego i całkiem zadowolonego z rzeczywistości. Miał swoje kury, miał nowe życie, dlaczego miałby się przejmować jakimś nic nieznaczącym szlachcicem?
- Masz rację, nie powinniśmy odchodzić zbyt daleko – zgodził się z nim, dopiero po chwili dostrzegając wyciągniętą w jego kierunku dłoń Astrid. Przez moment patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem, ale kiedy tylko chłopak wyjaśnił, o co mu chodziło, Visuke poczuł jak jego policzki pokryły się rumieńcem.
- A-A-Ale… tak… tak teraz? Ch-ch-chcesz… m-mnie… za… za rękę? – zająknął się Lis, czując że zarumienił się jeszcze bardziej, kiedy Astrid przytaknął, tak spokojnie jak tylko wampir potrafił, znów sprawił, że Visuke poczuł się okropnie niedojrzały przy swoim narzeczonym. Nie chciał by miał go za dziecko, dlatego po chwili wahania się zgodził, nieśmiało wyciągając swoją dłoń w kierunku Astrid, ale wystarczyło by ich palce się zetknęły, by Lis poczuł nagły przypływ nieśmiałości.
- C-c-ciebie to nie krępuje? – zapytał głupiutko, kładąc po sobie uszy i patrząc na wszystko wokół, co nie było Astrid. Czy tylko on czuł się tak dziwnie? Jakby nagle ziemia się zatrzęsła, a jego żołądek wykonał dzikiego fikołka, podrzucając przy tym jego biedne, niewinne serduszko, podrywając je do szybszego biegu?
Potrzebował chwili, by się uspokoić i drugiej, by przyzwyczaić się do nowego uczucia. Dłonie Astrid były takie delikatne. Gładkie i miękkie, trzymały go pewnie z ukrytą, wampirze siłą. Kiedy szli, Visuke trzymał się za nim krok z tyłu, nadal się rumieniąc i wpatrując z niedowierzaniem w ich złączone dłonie, które wyglądały tak naturalnie, jak gdyby były stworzone do tego, by się trzymać. Takie myśli wcale mu nie pomagały się uspokoić, ale z jakiegoś powodu sprawiały też, że nie był wcale nieszczęśliwy, czy przerażony. Raczej odrobinę zagubiony i speszony.
Starał się skupić na rozmowie, którą rozpoczął Astrid, ale jego wzrok co i rusz wracał do ich splecionych palców, wywołując w nim nowe fale zażenowania i nieśmiałości.
- Um… To nie tak, że nie spodobało mi się w nim coś konkretnego – przyznał po chwili, stwierdzając z zażenowaniem, że jego powody by nie lubić Erica, były bardzo dziecinne. – Po prostu nie ufam dorosłym, a on wygląda na starszego od nas. No i ma coś takiego w tym swoim uśmieszku… - dodał zaraz, wzdrygnąwszy się nieco. – Nie lubię jak ktoś uśmiecha się zbyt uprzejmie. To zawsze wygląda tak… sztucznie. Ale jeśli uważasz, że się nadaje, możemy go wziąć na okres próbny. W ogóle myślę, że zanim zatrudnimy kogoś na stałe powinniśmy proponować miesiąc na próbę. Żebyśmy zarówno my jak i nasza potencjalna służba stwierdziła, że do siebie pasujemy. Nie chcę u nas osób, które nas nie lubią i których my nie lubimy. To się zawsze źle kończy – powiedział nieco bardziej stanowczo, bo zbyt dużo takich sytuacji widział i nie podobało mu się jak jedna, czy druga strona robiła wszystko, by uprzykrzyć innym życie.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {26/07/21, 02:05 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown

hellow  Dłoń Visuke była ciepła - uprzednio trzymana w rękawie nie mogła zostać ochłodzona przez wiatr, który raz na jakiś czas wplątywał się w ich włosy. Te rude, spięte niedbale z jednej strony wstążką, zdawały się niewrażliwe na figle jednego z żywiołów. Czasem tylko w pewnego rodzaju kaprysie zakołysały się, to wpadając na delikatną cerę chłopaka, to odsłaniając ją. Tym jednak, na co panicz D’Arche zwrócił uwagę, był napływający z każdym powiewem na nowo zapach. Teraz, gdy ze względu na złączone dłonie stanęli bliżej, dokładnie mógł poczuć woń rumianku. Bez porównania było to z pewnością do chwili, gdy przytulał go nie tak dawno. Na samo wspomnienie dreszcz spłynął wzdłuż jego kręgosłupa. Ruszył przed siebie powolnym krokiem dla niepoznaki.
-Krępuje? Dlaczego by miało? - odpowiedział na pełen niepewności głos. Posłał mu też uspokajający uśmiech, odwracając się na moment.
    Czarodziej szedł o krok za nim, przez co kwiatowy aromat rozmył się, co wampir przyjął z pewną dozą niezadowolenia. Podobnie miał nadzieję zerkać na swego narzeczonego, wykorzystując rozmowę jako pretekst, co teraz stało się niemożliwe. Nie miał więc pojęcia, jak czuje się chłopak z faktem, że ich ciała dotykają się. Gdy jednak próbował zwolnić i zrównać swój chód z tym towarzysza - ten robił to samo, zachowując wciąż ustalony przez siebie dystans. Jedynym więc, co mógł zrobić Astrid, było wsunięcie dłoni głębiej i splecenie palców z tymi lisa, aby choć w ten sposób poczuć bliskość. Bliskość? Nie, nie, robili to tylko po to, aby chłopaka przyzwyczaić do dotyku. Chociaż... jako przyszłe małżeństwo chyba mogli sobie pozwolić na pewne drobne gesty, jakie wymieniał wcześniej między z członkami swojej rodziny, prawda? Jego rodzice także czasem szli pod rękę, zazwyczaj jednak ze względu na okoliczności. Zdarzało im się także wymieniać uściski, więc może im także będzie wolno? No i na tej fotografii tych dwóch chłopaków… Czy gdyby byli tak blisko siebie powstrzymałby się od wplecenia dłoni w jego włosy? Od chęci zasmakowania jego skóry i krwi? Kiedyś odpowiedziałby, że z pewnością, jednak ostatnie wydarzenia podały to w wątpliwość.
-Czy jest coś, co bardzo nie podoba ci się w Ericu? Jaki powinien być? - zapytał w końcu, chcąc skupić swe myśli na czymś inny.
    Astrid powoli kiwnął głową, układając sobie jego słowa.
-Zdaje mi się, że jako kamerdyner musi uśmiechać się w ten sposób. Nie uważam także, aby robiąc to, różnił się od służby, którą znam z rodzinnej posiadłości. Jego maniery są bardzo dobre, jest grzeczny oraz doskonale zna obowiązki, jakich miałby się podjąć. Poza tym wie o przeszłości Klanu Kota, co mogłoby wiele ułatwić, dlatego pomyślałem, że świetnie by pasował - wyjaśnił rzeczowo, wymieniając szereg zalet mężczyzny. - Poza tym widać, że bardzo się stara i jest niezwykle ambitny. Jeśli będzie cechowała go także wytrwałość oraz nie będzie się wyróżniał, myślę, że nadawałby się. Jednakże ze względu na twoje wątpliwości powinniśmy go sprawdzić - zgodził się ostatecznie. - Chciałbym, abyś także czuł się przy nim swobodnie i abyś go polubił… Choć nie do końca rozumiem, dlaczego jest to konieczne. Źle się kończy? Czy stało się kiedyś coś, co sprawiło, że tam myślisz?
    Do posiadłości został im dość spory kawałek. Zbyt długie trawy szumiały leniwie, a słońce zaczynało królować na niebie, sprawiając, że Astrid bezwiednie przyspieszył, chcąc jak najszybciej skryć się przed jego promieniami. Nagle coś zaszeleściło. Wampir natychmiast puścił dłoń Visuke, zasłaniają go ramieniem. Jego oczy nabrały czerwonej barwy, a wzrok i słuch wytężyły się, gotowe zlokalizować źródło dźwięku. Coś zbliżało się w ich kierunku. Jeszcze chwila i...
-Miaaaaau.
Huh? Małe nóżki przebierały szybko w ich kierunku, a wąsy kołysały się radośnie, gdy Gatto tuptał w ich stronę. Stawiając łapkę za łapką, zmniejszał dzielący ich dystans, pomiaukując sporadycznie. Wampir natychmiast zrobił rozczuloną minę.
-O co chodzi? Czemu po nas wyszedłeś?
I choć schylił się do futrzaka, ten nie chciał na ręce, wyraźnie zdenerwowany. Jego głos przybrał na częstotliwości i intensywności, gdy kilka razy otarł się o ich nogi, aby po chwili zacząć prowadzić ku posiadłości. Astrid kątem oka zauważył, że Visuke spiął się. Coś było nie tak. Pochwycił kręcącą się po ziemi rudą kulkę, gotów w razie co pobiec z nią do posiadłości i wstał, rozglądając się. Kot mruknął przeciągle, jeżąc się jeszcze bardziej i wbijając boleśnie pazury w ręce wampira. Idąc za jego spojrzeniem, dostrzegł on… innego kota. Czarnego, błyszczącego złotym i nieco ciemniejszym, zielonym okiem wielkich ślepiów. Stał idealnie za linią, która wyznaczała koniec ich terenu. Było w nim coś bardzo niepokojącego. Trudno powiedzieć, ile trwała wymiana spojrzeń, zanim kocisko odwróciło się i zniknęło w lesie, wydając z siebie jeszcze głośne mruknięcie, które bardziej przypominało ludzki chichot niż koci dźwięk.
    Ogon Gatto wciąż podskakiwał, a on wydawał z siebie dziwne warknięcia, gdy wracali do posiadłości. Astrid starał się go uspokoić, głaszcząc raz po raz i ulizując tym samym napuszone futerko.
-Nie rozumiem, dlaczego jest taki… Być może zna tamtego kota i dlatego tak reaguje? Co o tym myślisz, Visuke? Co się stało? - jego ton głosu zmienił się, widząc minę czarodzieja.

    Przed posiadłość wyszedł Chu Tao, który także poczuł zbliżające się niebezpieczeństwo. I choć to uczucie zniknęło, niepokój pozostał. Natychmiast ruszył w kierunku wracającego już narzeczeństwa, chcąc być blisko nich, gdyby coś miało się stać. Być może gdyby to on spojrzał na obcego kota, wiedziałby, kim ten tak naprawdę jest. Wiedziałby, jak wielkie niebezpieczeństwo im grozi.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {27/07/21, 12:56 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke bardzo nie lubił tego uczucia, które co i rusz pojawiało się w nim ilekroć sytuacja pomiędzy nim a Astrid nabierała intymnego charakteru. Próbował sobie tłumaczyć, że to wszystko było przecież naturalne, skoro byli narzeczeństwem, a co za tym idzie, byli jakby nie patrzeć, parą, a jednak miał wrażenie, że tylko dla niego to wszystko było nowe i nieznane. Czy Astrid już kiedyś kogoś miał? Lis takie odnosił wrażenie po tym jak pewny w swoich gestach wampir był, na dodatek cały czas to on inicjował te wszystkie rzeczy, jakby wiedział, że Visuke nie bardzo wiedział, co w ogóle pary robiły. Może powinien się czegoś dowiedzieć? Spróbować poczytać, widział w końcu na biblioteczce w swojej sypialni jakieś książki, które wyglądały mu na romanse. W końcu nawet jeśli nie wyglądał i być może nie powinien myśleć o sobie i Astrid w takich kategoriach, nie potrafił wyrzucić tego wszystkiego z głowy. Zwłaszcza, że zaczęli to całe zbliżanie się do siebie i czarodziej miał wrażenie, że powinien się zaangażować. W końcu sam powiedział, że chciał bardzo polubić Astrid i zdania nie zmienił.
Słuchając o tym, jakie przymioty widział wampir w nowym kamerdynerze, Visuke słuchał go uważnie, stwierdzając że miał naprawdę sporo argumentów za tym, by go przyjąć. W końcu potrzebowali kogoś, kto się na tym wszystkim znał. Sympatia była kaprysem, na który wiedział, że aktualnie nie bardzo mogli sobie pozwolić, a jednak czarodziej wolał, by istniała pomiędzy nimi, a ich służbą. Nie chciał któregoś dnia obudzić się i stwierdzić, że ktoś z czystej złośliwości „w dobrej wierze” wymienił całą jego garderobę na żółte ubrania, których nie cierpiał.
- Byłem świadkiem wielu sytuacji, kiedy szlachta wyżywała się na swojej służbie tylko dlatego, że jej nie lubiła – powiedział odrobinę sucho, a jego palce mimowolnie mocniej ścisnęły palce Astrid. – Bardzo bym nie chciał, żeby u nas stało się coś podobnego, nawet jeśli przez przypadek. Służby nie przepadającej za swoim panem też miałem nieprzyjemność zobaczyć i uwierz mi, włosy w posiłku to było najłagodniejsze, co można zrobić. Zwłaszcza jeśli szlachta jest od swoich sług uzależniona. No i nie chcę by ludzie, którzy będą dla nas pracować, robili to z niechęcią. Chcę dać ludziom pracę, gdzie będą mogli być sobą, gdzie nie będą się musieli ukrywać za uprzejmym uśmiechem i która będzie dla nich przyjemnością. Uwierz mi, nasz dom będzie wtedy znacznie bardziej przyjemnym miejscem kiedy będziemy otoczeni ludźmi, których darzymy sympatią i którzy nas będą szanować i po prostu lubić – powiedział bardzo szczerze i z delikatnym uśmiechem. Naprawdę chciał, żeby to miejsce było pełne śmiechu, nie tylko jego samego, ale też ludzi, którzy go wypełnią. Nie chciał zamykać innych w przymusowej klatce, a dać im miejsce, które i inni mogli nazwać domem. To było jego marzenie, które bardzo chciał spełnić.
Kiedy chwilę później znajdowali się już niedaleko posiadłości, Visuke nie spodziewał się, że nagle znajdzie się za plecami Astrid, a on sam zasłoni go własnym ciałem przed potencjalnym niebezpieczeństwem. To się stało tak szybko, że Lis nie zdążył zarejestrować tego, co się w ogóle stało. Dopiero kiedy adrenalina odrobinę opadła, zdał sobie sprawę z tego, że to Gatto przestraszył Astrid i wywołał w nim mimowolne odruchy. Co go zaskoczyło bardziej i znów speszyło, a w gruncie rzeczy ogromnie ucieszyło, to że Astrid się o niego troszczył. Że chciał go chronić i robił to bez wahania, nawet jeśli na dobrą sprawę nie istniało żadne niebezpieczeństwo.
A przynajmniej tak myślał, dopóki po jego plecach nie przeszedł dreszcz, a w głowie rozdzwoniło się magiczne echo pochodzące od zaklęć, które rozciągnął nad całą posiadłością. Natychmiast postawił czujnie uszy i zaczął nasłuchiwać, zwracając głowę w kierunku, z którego dobiegło ostrzeżenie. Uruchomiło się zaklęcie odpędzające istoty posiadające złe intencje. Po plecach Lisa przeszedł dreszcz, kiedy spojrzał prosto w oczy innego kota. Wyglądał zwyczajnie, a jednak Visuke miał wrażenie, że coś z nim było okropnie nie tak. Nie potrafił jednak stwierdzić, co to było. Wiedział jedynie, że zwierzę nie było po ich stronie.
- To nie jest zwykły kot, Astrid – powiedział cicho czarodziej, kiedy chłopak spojrzał na niego tym samym niewinnym i zaskoczonym wzrokiem, który mówił mu, że wampir nie poczuł niczego niezwykłego. Czarodziej zaczął się zastanawiać, jak bardzo Astrid był wyczulony na magię? – Chodźmy stąd, musimy jak najszybciej znaleźć Chu Tao – powiedział też, nie chcąc mówić na głos tego, czego dowiedział się po samym aktywowanym zaklęciu. Nie ufał teraz nikomu i niczemu, dlatego nie zamierzał wyjaśniać wampirowi na zewnątrz tego, co zwróciło jego uwagę.
Zaczekali aż zwierzak odejdzie, dopiero potem wrócili do posiadłości, gdzie czekał na nich zaniepokojony Chu Tao. Niemal natychmiast poczuł zmianę w strukturze magii otaczającej domostwo, domyślił się więc, że to jedno z zaklęć młodego czarodzieja. A kiedy dostrzegł minę Visuke, natychmiast stał się bardziej czujny. Nie dopytywał, dopóki nie znaleźli się w środku i dopóki drzwi nie zostały dokładnie zapieczętowane zaklęciem uniemożliwiającym podsłuchiwanie.
- Co się stało? – zapytał, kiedy usiedli w fotelach w saloniku.
- Jakiś kot aktywował jedno z zaklęć, które rzuciłem na posiadłość – powiedział Visuke, a jego ogon drgał nerwowo, odzwierciedlając jego napięty nastrój.
- Kot? – zdziwił się medyk, ale Visuke nie zaprzeczył.
- Kot – potwierdził, całkowicie poważnie. – Ale to nie mógł być zwykły kot. Aktywował zaklęcie wyczuwające złe intencje. Jakie zwierzę miałoby je aż tak dobrze rozwinięte, że wyczuła je magia? – zapytał, ale było to raczej pytanie retoryczne. To nie było możliwe. Nawet jeśli kociak próbowałby ukraść kurczaki z jego małej fermy, nie aktywowałby zaklęć otaczających całą posiadłość, a te które otaczały sam kurnik. O czym zaraz powiedział, w razie gdyby Chu Tao miał jakieś wątpliwości.
- Wierzę ci – powiedział w końcu białowłosy, zaraz też podnosząc się z fotela. – Pójdę to sprawdzić, wy na razie nie wychodźcie z posiadłości, nie zbliżajcie się też do granic terytorium. Dopóki nie dowiemy się z czym mamy do czynienia, najlepiej nie wychodźcie na zewnątrz sami – powiedział sucho medyk, jeszcze chwilę wpatrując się w młodych baronów uważnie, zanim zostawił ich znowu samych.
Przez chwilę Visuke wpatrywał się tępo w kominek, zatopiony we własnych myślach, dopóki nie usłyszał cichego stuknięcia wywołanego stawianą na stole tacą z herbatą i delikatnymi, kruchymi ciasteczkami. Spojrzał bystro na pochylającego się nad stołem Erica, szukając w jego twarzy fałszu, ale poza tym okropnie irytującym uśmieszkiem, nie dostrzegł w nim niczego takiego. Jego ogon pacnął ciężko o fotel.
- Mówiłeś, że jak masz na imię? – zapytał, siląc się na obojętność, podczas gdy chłopak prostował się, wciskając sobie tacę pod pachę.
- Eric, panie – odpowiedział chłopak nienagannie, sprawiając że Visuke skrzywił się z niesmakiem, a jego ucho drgnęło, jakby usłyszał coś nieprzyjemnego.
- Mam na imię Visuke, w moim Klanie oznaką szacunku jest zwracanie się do innych po imieniu, więc możesz sobie darować uprzejmości – powiedział, przez chwilę sprawiając że przez twarz chłopaka przemknęło niedowierzanie i zagubienie, jakby nie do końca był pewien, kogo powinien posłuchać i jak się w dalszym ciągu zachowywać.
Visuke udawał, że tego nie zauważył. Nadal mu nie ufał, nie zamierzał więc być dla niego miłym, tak jak dla Astrid.
- Powiedz mi, ale tak całkiem szczerze, od tego zależy, czy będę za czy przeciwko temu, żebyś tu pracował – powiedział po chwili, łapiąc w dłonie delikatną filiżankę, z której unosił się delikatny aromat herbaty. – Chcesz tę pracę? – zapytał po prostu, ale zanim chłopak zdążył choćby otworzyć usta, uniósł palec, by wyjaśnić o co dokładnie mu chodziło. – Nie chodzi mi o żadne poczucie obowiązku, dumę, czy inne brednie. Pytam, czy ty, jako ty, chcesz tu być? Chcesz pracować dla mnie i dla Astrid? Czy gdyby w tym miejscu pojawili się inni ludzie, również chciałbyś tu być? Czy obojętnie ci, kto wydaje ci rozkazy i czyje zachcianki masz spełniać? Jeśli tak, to myślę że nie będziemy mieć o czym rozmawiać. Więc radzę ci, żebyś się dobrze zastanowił nad odpowiedzią – zakończył, unosząc filiżankę do ust, by najpierw delikatnie ostudzić napar dmuchaniem i dopiero potem upił łyk, wpatrując się obojętnie w kwiatowe wzory widoczne na filiżance. Nie był łatwą osobą, a przynajmniej od zawsze starał się nie być łatwy, dopiero Astrid pokazując swoją prawdziwą, nieco dziecinną, bardzo nieśmiałą i niepewną naturę. No i Chu Tao… medyk ostatnio miał okazję ją zobaczyć…
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {27/07/21, 02:41 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown

hellow  Wróciwszy do posiadłości, Astrid zastanawiał się na nowo nad słowami narzeczonego. Był co najmniej zniesmaczony wizją, że ktoś ze służby mógłby w ogóle pomyśleć o tym, aby dodać włosy do posiłku. Było to ponadto na tyle abstrakcyjne, że sam nie wiedziałby, jak powinien się zachować, gdyby przytrafiło się to jemu. Tym niemniej sądził, że sposób, w jaki ród D’Arche szkolił swoich pracowników, nie dopuszczał do sytuacji, o których chwilę wcześniej usłyszał. Czy robili to chętnie? Zawsze uśmiechnięte służki czy lokaj zdawali się nie mieć nic przeciwko wykonywanemu zajęciu. Kiedy zachowywali się zgodnie z zasadami, a co za tym idzie - poprawnie wykonywali swoje obowiązki, nie musieli się niczym martwić, więc chyba tak. Odpowiadało im to. I chociaż ciekawił go dom, o którym opowiadał mu Visuke, miał wątpliwości, czy nie naruszy to ustanowionego wcześniej ładu, którego osią jest ich status społeczny. Dlatego postanowił, że model, jaki znał od lat, będzie w stanie zapewnić czarodziejowi to, czego pragnie.
    Oczekiwali powrotu Chu Tao w ciszy. Astrid spodziewał się, że wyjaśni on, co takiego się stało i dlaczego zwierzę aktywowało zaklęcia zabezpieczające. Wziął spokojniejszego już kota na kolana, gdzie ten zapadł w popołudniową drzemkę. Wcześniej pokręcił się jeszcze chwilę, ugniatając materiał jego szaty, to znów go przesuwając, aż nie był w idealnej pozycji dla jego puszystego brzuszka. Wampir delikatnie przeczesywał sierść lewą dłonią, prawą trzymając obok. Jego wzrok skupił się na postaci przed nim. Wstążka we włosach Visuke delikatnie się rozluźniła, zsuwając się się o jeden czy dwa centymetry i uwalniając kosmyki, które falami opadały na jego pierś. Góra, dół. Góra, dół. Jego oddech był miarowy, a szyja odwrócona tak, że dało się dostrzec zaznaczoną żuchwę i napiętą skórę. Gdzieś pod nią, wiedział to, przechodził szereg naczyń krwionośny, wypełnionych pyszną, karmazynową cieczą, która niebawem będzie cieszyła podniebienie złotookiego. Źrenice niechętnie oderwały się od obojczyków i zawędrowały wyżej. Trzeba było przyznać, że Visuke także miał w sobie coś szlachetnego. Posiadając zupełnie inną urodę, niż ta, do której Astrid przywykł, sprawiał, że trudno było oderwać wzrok. Trochę ciemniejsza karnacja, inny krój szat, zachowanie - wszystko w nim było tak egzotyczne. Tak… odmienne, a jednak kuszące.
    Słysząc kroki Erica, zwrócił głowę w kierunku kota, nie chcąc zostać przyłapanym na niegrzecznym wpatrywaniu się w swojego narzeczonego. Zainteresował się dopiero filiżanką, której kwiatowe wzory zostały z pewnością dobrane starannie. Delikatne, złote zdobienia przy krawędziach, które rozwijały się zupełnie jakby cała porcelana była rośliną, połyskiwały delikatnie, to znów zachodziły parą, unoszącą się z wnętrza. Po dokładnym przyjrzeniu się obu naczyniom, można było dostrzec, że ktoś ręcznie wykonał ornamenty, nie posiłkując się przy tym magią. Trzeba było przyznać, że przez lata nazbierano w tym miejscu naprawdę wspaniałe skarby ludzkich rąk.
-Ja… - Eric zacisnął pięści na tacy, zwieszając głowę. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że ktoś będzie chciał poznać jego prawdziwe motywy. Wampirze oczy z obojętnością zerkały spod na wpół przymkniętych powiek. - Dzieciństwo, jakie spędziłem w tym miejscu, było najwspanialszym czasem w moim życiu - zaczął w końcu, a jego głos się zmienił. Nie przypominał już tego ukorzonego i lojalnego kamerdynera a… zwyczajnego mężczyznę. - Urodziliśmy się z Luisem w podobnym czasie, dlatego chociaż byłem tylko synem kamerdynera, pani domu traktowała mnie jak swoje drugie dziecko, a Luis jak brata. Bawiliśmy się razem, jedliśmy podwieczorki razem i ganialiśmy po posiadłości, chowając się przed jego guwernantkami. Nauczył mnie pisać i czytać… To były wspaniałe lata. W tym jednym miejscu służba była traktowana godnie i z szacunkiem. Pan i Pani domu co roku wyprawiali przyjęcia świąteczne w ogrodach i zapraszali całą wioskę. Czasem zjeżdżali się także ludzie z miasta i okolic. To była mała społeczność, która żyła ze sobą w zgodzie i radości. Dlatego gdy usłyszałem, że po dwudziestu latach ktoś ponownie zamieszkał w tym miejscu, postanowiłem… Chciałbym na nowo pomóc zbudować tamto miejsce. Nie tylko mnie go brakuje, ludzie z wioski...
-Mylisz się - wszedł mu w słowo Astrid, unosząc dłoń. Było coś, co musiał wyjaśnić, zanim Eric stworzy sobie mylne wrażenie tego, gdzie jest.
- Ta posiadłość nie jest miejscem, o którym mówisz. Nie wiem, dlaczego głowa Klanu Kota zgodziła się na tak karygodne łamanie zasad, jednakże z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie będzie to miało więcej miejsca. Dzieciom nie wolno bawić się z osobami niżej usytuowanymi. Nie wolno biegać po posiadłości, a w oficjalnych uroczystościach mogą brać tylko osoby tytułowane i zaproszone. Zauważyłem, że masz dobrą etykietę, jesteś ambitny i potrafisz się zachować, dlatego jestem skłonny zgodzić się, abyś tu pracował. Jednakże nie będę więcej tolerował takich słów.

I jak gdyby nigdy nic sięgnął po filiżankę, upijając łyk gorącego napoju.
-Ech?
Eric był w szoku. Cofnął się o krok, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
-Żartujesz, prawda? - wymsknęło mu się, zanim zdążył pomyśleć.
-Zważaj na słowa - zganił go raz jeszcze Astrid, tym razem ostrzejszym już tonem. Zaczynała go już męczyć ta dyskusja i dalej doskwierało mu to dziwne osłabienie, chociaż rana już dawno się zagoiła.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {28/07/21, 12:49 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke słuchał słów Erica z beznamiętną miną, choć jego ogon, który zatrzymał się i zamarł, oddawał idealnie jak mocne wrażenie zrobiły na nim słowa mężczyzny. Słuchał go uważnie, nie chcąc stracić ani jednego słowa, a te były tak podobne do tego, co sam Lis krył w swoim sercu, że choć nadal nie do końca mu ufał, w tamtym momencie był bardzo bliski polubienia go. Nie tego uprzejmego uśmiechu, za którym ukrywał prawdziwe uczucia, ale tego właśnie nieco niepewnego mężczyzny, który chciał odzyskać dom. Visuke to szanował. Doceniał szczerość. I przede wszystkim, marzył dokładnie o tym samym. Dlatego odstawił filiżankę na stół, gotów oznajmić w każdej chwili, że jednak zmienił co do Erica zdanie, ale nie zdążył.
Nie spodziewał się, że nagle Astrid przerwie chłopakowi opowieść, do tego tak beznamiętnymi, pełnymi obojętności i pogardy słowami. Visuke poczuł się tak, jak gdyby wampir zakopał wszystkie jego marzenia głęboko pod ziemią i jeszcze je podeptał. Po minie kamerdynera poznał, że on poczuł się dokładnie tak samo i to nie podobało mu się jeszcze bardziej. Astrid… Astrid nie miał prawa! Nie mógł, Lisowi nie mieściło się w głowie, że mógł tak po prostu… jak gdyby odganiał natrętną muchę sprawić, że wszystko o czym obaj marzyli zgnieść i zamieść pod dywan. Jak gdyby to, co miał do powiedzenia mężczyzna wcale się nie liczyło. Jak gdyby krew płynąca w jego żyłach miała zupełnie inny kolor, a ciężar pracy jaki brunet chciał włożyć w to domostwo znaczył tyle co ziarnko piasku.
Visuke nie mógł tego słuchać. Nie mógł znieść tego pełnego ostrej pogardy tonu głosu wampira. Zerwał się ze swojego fotela, zaciskając palce w pięści. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko, a on sam wyglądał na tak samo wściekłego, co przestraszonego.
- Przestań! Przestań natychmiast! – zażądał wpatrując się z niedowierzaniem w obcą twarz przyklejoną do ciała Astrid. To nie był ten miły, ciepły chłopak, który go pocieszał, który pozwalał  mu płakać w swoją pierś i który uratował go w noc po przyjeździe. Nie znał tego człowieka. Tego, który teraz siedział w fotelu Astrid i patrzył na nich obu tak obojętnie jak gdyby nie rozmawiał z ludźmi. Z istotami, które żyją, które czują i które pragną. Nie mógł tego znieść.
- Nie odzywaj się do niego w ten sposób! – dodał zaraz, a jego głos drżał z emocji. – Uważasz, że jesteś od niego lepszy? Dlaczego? To on robi dla ciebie herbatę, to on, jeśli zechce tę pracę, będzie dbał, żeby wszystko było jak należy, będzie sprzątał, gotował i prał twoje ubrania. Uważasz, że to wszystko się nie liczy? Że osoby, które pracują nie zasługują na szacunek, na własne zdanie i uczucia?! Jeśli tak właśnie uważasz, to… to my nie mamy ze sobą o czym rozmawiać! – zakończył dramatycznie, zaraz też wymijając zaskoczonego Erica, który przyglądał się ich dwójce z uchylonymi ustami, nie do końca wiedząc, co się w zasadzie wydarzyło.
Lis za to pobiegł na górę, choć w pierwszej chwili miał ochotę wybiec na zewnątrz, pamiętał o przestrogach Chu Tao i choć nigdy wcześniej nie słuchał, białowłosy medyk zaskarbił sobie jego sympatię i zaufanie, dlatego ten jeden raz i tylko ze względu na niego miał zamiar zastosować się do zakazu opuszczania budynku. Aczkolwiek potrzebował świeżego powietrza. Otwarte w pokoju okno niewiele dawało, za to dojrzał bluszcz zwisający ciężkimi pędami z dachu. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy powinien, zaraz jednak przekonał siebie samego, że przecież nadal będzie w posiadłości. A raczej… na posiadłości. Wyskoczył na parapet, a potem z niego złapał się najgrubszego pędu bluszczu i po nim, wspomagając się ogonem i odrobinę bezróżdżkową magią, wspiął się na dach.
Pogoda tego dnia była przepiękna. Bezchmurne, błękitne niebo ciągnęło się aż po horyzont, niosąc ze sobą ciepły wiatr. Visuke odnalazł najmniej stromy kawałek dachu i usiadł na nim, podciągając kolana pod brodę, by opleść je ramionami i puszystym ogonem. Jego serce nadal waliło szybko w piersi, nie nadążając za falami emocji, jakie w nim wirowały. Myślał, że Astrid go rozumiał. Że obaj mieli całkiem podobne poglądy. Prawie nie wierzył w to, że wampir okazał się taki… nieczuły, zimny i do tego pełen pogardy do ludzi pracy. On sam zaznał tego wszystkiego, pracy, pogardy i odrzucenia i wiedział, że to wszystko było okropnie złe. Dlatego nie rozumiał jak druga osoba mogła tak po prostu tym wszystkim obrzucić inną istotę, brzmiąc przy tym jak gdyby miała do tego pełne prawo. Ale on tak nie uważał. Astrid nie miał prawa. Nawet jego tytuł, rodzina i urodzenie nie dawały mu prawa by nie szanować innych. Visuke nigdy, przenigdy nie miał zamiaru mu na to pozwolić. Ani tym bardziej temu przyklaskiwać. Czuł się okropnie oszukany i zdradzony, choć wiedział przecież, że Astrid nie był taki jak on, nie spodziewał się jedynie, że mogą się od siebie aż tak różnić…
Tymczasem Chu Tao wrócił do dworu, ze zmarszczonymi brwiami miał zamiar przekazać młodzieży niezbyt dobre wieści, ale kiedy tylko wszedł do salonu rzuciła mu się w oczy przewrócona filiżanka przy siedzeniu Visuke, brak Lisa i nadal zaskoczona mina Erica. Spojrzał na Astrid, ale jego mina była trudna do odczytania.
- Co się stało? – zapytał chłodno z typowym dla siebie spokojem, czując że nie mogło wydarzyć się nic  dobrego. – Gdzie jest Visuke? – dopytał, podejrzewając że to za jego sprawą jeden mężczyzna po prostu skamieniał z szoku, a drugi… cóż, Chu Tao nie znał się aż tak dobrze na wampirzych szlachcicach, by wiedzieć co im chodziło po głowie, niemniej panicz D’Arche wyglądał na niemal tak samo wstrząśniętego i potrzebującego uwagi kogoś, kto nieco bardziej rozumiał młodego czarodzieja.
- Pójdź sprawdzić, czy staruszek Zelen nie potrzebuje pomocy w ogrodzie – powiedział łagodnie do kamerdynera, który chyba tak samo potrzebował ochłonąć jak wampir. Ten pokłonił się medykowi z wdzięcznością i odszedł, zostawiając rozlaną resztkę herbaty.
- Więc, co tym razem zrobił Visuke? – zapytał Chu Tao Astrid, głosem pozbawionym zbędnych uczuć, ale nadal bardzo miękkim, jak gdyby rozmawiał ze spłoszonym kotem. Usiadł po drugiej stronie stolika, wpatrując się błękitnymi oczami w złote tęczówki wampira.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {29/07/21, 09:15 pm}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown

hellow  Visuke odezwał się w chwili, gdy filiżanka uderzyła o spodek. Astrid zwęził oczy, patrząc na swojego narzeczonego i próbując zrozumieć, o czym chłopak mówi. Podniesiony głos i późniejszy stukot porcelany sprawiły, że smacznie śpiący Gatto podskoczył, by po chwili wbić pazury w uda wampira. Chyba i on nie miał pojęcia, co powinien zrobić - zeskoczyć i skryć się pod siedzeniem? A może zostać z osobą, która być może potrzebowała jego pomocy? W końcu postanowił nie pozostawać na widoku i pospiesznie wcisnął się w małą szczelinę pomiędzy fotelem a podłogą. Jednakże jego właściciel nie mógł tego zrobić.
     Jego brwi zbliżyły się ku sobie, a przerwa między nimi zmarszczyła, gdy starał się znaleźć powód, który mógł wprowadzić narzeczonego w tak zły nastrój. Ale… Przecież nie zrobił niczego, o czym lis mówił! Nigdy nie pomyślał, że jest lepszy od Erica - w końcu nie konkurowali w żadnej dyscyplinie. Prawdą było, że Laurentius bił go na głowę w kwestii robienie herbaty, ale też nigdy mu tego nie powiedział. Nie uważał także, że wykonywane obowiązku, jakie zostaną mu zlecone, nie mają znaczenia, bo i po co w takim razie zostałby do nich oddelegowany? W takiej sytuacji nie było potrzeby, aby go zatrudniać. Ponadto ludzie prości z pewnością mieli swoje zdanie na wiele tematów, jednak jaki byłby cel w poznawaniu go? Wielu rzeczy z pewnością nie mogli zrozumieć, nie będąc w sytuacji, w jakiej z racji urodzenia stali szlachcice. Działało to jednak w dwie strony - podobnie Astrid nigdy nie wyraziłby niepytany swojej opinii na tematy, w których się nie orientował, jak przygotowywanie posiłku czy też oporządzanie konia. Kwestia etykiety jednak dotyczyła wszystkich w podobnym stopniu i jak w stosunku do kobiet istniało więcej zasad, niż w stosunku do mężczyzn, tak też w stosunku do służby różniły się one w swej naturze. Mimo to sądził, że i tak kamerdyner miał o wiele łatwiej niż pan domu.
     Astrid był więc… zagubiony. Spoglądając na Chu Tao, starał się przywołać obojętny wyraz twarzy, jednak skończyło się na nieodgadnionym grymasie. Gdy Eric został odesłany, wampirowi rzuciło się w oczy, że nie wytarł rozlanej herbaty. Jej plama rozszerzała się, pochłaniając coraz to większą powierzchnię stołu i choć złotooki wiedział, że to niemożliwe, nie mógł wyrzucić z głowy wizji tego, że za parę chwil zatopi cały stół, a następnie zacznie spływać strumieniami na podłogę, aby i ją pożreć, dopóki nie zostanie zupełnie sam.
- Więc, co tym razem zrobił Visuke?
Uniósł wzrok na medyka, mrugając kilkakrotnie.
-Paniczu Astrid?
-Przepraszam, jestem trochę… rozkojarzony. Powinienem znaleźć wuja. Muszę z nim porozmawiać - odezwał się w końcu, zdając sobie sprawę, że sam nie jest w stanie zrozumieć czarodzieja.
-Paniczu - został zatrzymany przez białowłosego, gdy wstawał. - Co prawda nie jestem twoim wujem, ale wiem trochę o Visuke, więc gdybyś potrzebował spojrzenia kogoś innego, jestem do dyspozycji.
To prawda. Dwa dni temu, gdy czarodziej ukrył się w lesie, to właśnie Chu Tao wyjaśnił im, dlaczego tak się zachował. Później to on pomógł mu, gdy ten zasłabł na widok krwi. Za każdym razem to właśnie medyk wykazywał się najlepszą formą opieki i zrozumienia dla czarodzieja. Z pewną dozą wahania potomek rodu D’Arche znów zajął swoje miejsce naprzeciwko mężczyzny. Milczał przez chwilę, jakby nie był pewien, od czego zacząć.
-Chyba go czymś rozzłościłem - wyznał w końcu.
-Chyba?
Wampir kiwnął głową.
-Rozmawialiśmy, gdy nagle zaczął zarzucać mi brak szacunku dla służby. Mówił, że czuję się lepszy i że sądzę, iż obowiązki kamerdynera nie mają znaczenia. A później wyszedł. Nie rozumiem.
Starszy mężczyzna nie wydawał się zaskoczony. Pokręcił głową, wzdychając, zupełnie jak rodzic, który słuchał o swoim synu, który znów zrobił coś złego.
-Opowiesz mi, co się stało?
     W czasie referowania wydarzeń sprzed nawet nie kilku minut oraz tłumaczenia, jak zrozumiał słowa narzeczonego, Astrid zdał sobie sprawę, że jest… zły. Zachowanie chłopaka było bardzo nie na miejscu i nawet jeśli miał powód, by się pogniewać - chociaż zdaniem wampira takowy nie mógł istnieć - to nie powinien był reagować w ten sposób! Powinni porozmawiać o tym we dwoje a nie przy Ericu. Jakby nie patrzeć podważył jego autorytet.
-Paniczu, co wiesz o Zelenie?
Pytanie było na tyle niespodziewane, że wampir potrzebował chwili, by je w ogóle zrozumieć.
-Niewiele - przyznał.
-Gdy usłyszał o tym, że Visuke chciałby mieć kury, zapytał go później, czy mógłby pomóc w robieniu kurnika. Ma w tym ogromne doświadczenie i tylko dzięki niemu udało się go tak szybko skończyć.
-Nie rozumiem.
Chu Tao kiwnął ponownie głową, jakby się tego spodziewał.
-Czy wiesz, dlaczego nie zaproponował tego przy posiłku? - pokręcił głową - Uznał, że nie powinien ze względu na ciebie, paniczu. Gdyby zaproponował pomoc Visuke, to czy nie oznaczałoby to, że to on będzie nad tym pracował?
-Nie powinien był tego robić. Budowanie kurników nie należy do zadań barona...
-Być może - medyk parsknął cicho, myśląc o tym, jak zareagowałby na te słowa drugi pan domu. - A mimo to Visuke się ucieszył. Był naprawdę szczęśliwy, że może to zrobić i tyle się nauczyć. Wydaje mi się, że Visuke chce być innym baronem, niż myślisz.
Starł plamę herbaty z blatu i wstał.
-Przyniosę kolejną dawkę antybiotyku.
-Powinien był ze mną porozmawiać…
-Słucham?
Astrid, który bezwiednie wypowiedział te słowa na głos, uniósł na niego spojrzenie.
-Wciąż nie rozumiem, dlaczego uciekł.
-Visuke czasem zachowuje się jak dziecko.
I wyszedł, zostawiając Astrid zatopionego w myślach.
    Filiżanka w kształcie kwiatu, z której pił Visuke, doznała uszczerbku w postaci wyszczerbienia. Było ono mało widoczne i z pewnością niezagrażające osobie, która z niego piła, jednakże nie nadawało się, by ktokolwiek na ich pozycji społecznej z niej korzystał. Mimo to wampir zażyczył sobie, aby nikt jej nie wyrzucał ani nie naprawiał. “To byłaby wielka strata” wyjaśnił enigmatycznie, na co medyk uśmiechnął się. Po zażyciu lekarstwa i odnalezieniu wuja, Astrid porozmawiał z nim chwilę, po czym nakarmił kota (a raczej położył przed nim uszykowaną przez Laurentiusa porcję mięsa na tależyku). Gdy ten, najedzony, szczęśliwy i pełen życia, zaczął dokazywać, wampir nie był pewien, co powinien zrobić. Mała ruda kulka atakowała go z zaskoczenia, a wzięta na ręce, plątała się w rękawach i włosach, podgryzając i drapiąc. Mówiąc do niego, nie zauważył nawet, gdy Zalen i Eric wrócili.
-Zajmę się przygotowywaniem obiadu - odezwał się staruszek.
Astrid odwrócił głowę, aby zdać sobie sprawę, że to nie do niego były skierowane te słowa, a do drugiego wampira. Gdy gość zorientował się, że pan domu patrzy na niego, odwzajemnił spojrzenie i skłonił delikatnie głowę, ale nic nie powiedział. Podobnie przyszły kamerdyner w żaden sposób nie skomentował sytuacji, która miała wcześniej miejsce. Proponując pomoc, skrył się w kuchni. Nie mógł powstrzymać się od myśli, że gdyby na jego miejscu był Visuke, prawdopodobnie inaczej by się zachowali. Nagle stracił ochotę na zabawę z kociakiem, który - widząc brak reakcji ze strony właściciela - zrezygnował z zaczepiania go i spróbował swoich sił z Laurentiusem. Ten widział, że jego bratanka coś trapi, jednak nie pytał o nic. Znając go już tyle lat, wiedział, że jeśli będzie miał jakiś problem, którego nie jest w stanie rozwiązać, przyjdzie do niego. Był już dorosły, więc musiał zacząć uczyć się radzić sobie sam, dlatego też starszy wampir dawał mu przestrzeń, aby popełniał porażki i uczył się na nich. Astrid nie był w wieku, kiedy potrzebował opiekuna, ale doradcy i partnera, do którego można zawsze się udać.
-Pójdę poszukać Visuke - zdecydował w końcu chłopak, wstając.
Nawet jeśli czarodziej powiedział, że nie mają o czym rozmawiać, jego narzeczony chciał spróbować. Artressa także niejednokrotnie krzyczała, że nie chce go widzieć, po czym uciekała i chowała się w wielkiej posiadłości. Zawsze jednak chciała, by ktoś ją znalazł. I to nie byle jaki ktoś, ale ten, od którego uciekła.

    Po takim czasie zapach był trudny do wytropienia. Nie mogąc się na niego zdać w pełni, zmuszony był do przeszukania górnego piętra kilka razy, zanim dotarło do niego, że chłopaka zwyczajnie tam nie ma. Zszedł więc znów na parter, by tam wypytać, czy go nie widzieli. Dopiero od Chu Tao dowiedział się, że chłopak prawdopodobnie jest na dachu. Odnajdując w końcu miejsce, z którego musiał się tam przedostać. Nie chcąc narażać się na niebezpieczeństwo czy nieprzyjemności związane z pogodą, wampir postanowił poczekać w pokoju. Gdy czekanie przedłużyło się do kilkunastu minut, uznał, że dobrym pomysłem będzie zajęcie się czymś. Wybrał z biblioteczki jedną z książek, której tytuł wydał się najbardziej interesujący, po czym zatopił w lekturze.
    -Chodzenie po dachu jest bardzo niebezpieczne - przywitał się z narzeczonym, gdy ten dostrzegł jego obecność, stojąc już bezpiecznie w pokoju. - Mogło stać ci się coś bardzo poważnego, gdybyś spadł, a nikt nie wiedziałby, gdzie jesteś. Proszę, nie wchodź tam więcej sam.
Ischigo
Planeta Skarbów
Ischigo
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {30/07/21, 01:14 am}

Prince&Rebel - Page 2 Bez_nazwy
Visuke zdecydowanie potrzebował chwili w samotności. Kojący wiatr rozwiewał jego nerwy, łagodził gniew i przynosił ze sobą spokój, którego tak potrzebował. Najpierw uspokoił szalejące serce i ogon, potem zajął się rozpędzonymi myślami. W pierwszej chwili powrót do sytuacji z dołu sprawił, że znów zapłonął w nim gniew i zdrada, w drugiej jednak przypomniał sobie o sytuacji, która już miała miejsce i która była bardzo podobna do tej. Astrid coś powiedział, on źle zrozumiał, nakrzyczał na niego, a potem uciekł. Czy tym razem też mogło tak być? Czy źle zrozumiał narzeczonego? Nie wydawało mu się, w końcu… Astrid brzmiał jakby tak właśnie myślał, ale kiedy zaczął się nad tym zastanawiać… przestał być tego taki pewien.
Nie minęło pół godziny, a w pokoju rozległ się trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Visuke zaczął wsłuchiwać się w dźwięki dochodzące z pokoju poniżej, a jego serce biło szybko w piersi. Czy Astrid przyszedł go szukać? Wejdzie na dach? – zastanawiał się i nie był pewien, która opcja wydawała mu się bardziej przerażająca. Chyba nie był jeszcze gotów z nim porozmawiać. Nadal był na niego trochę zły, ale z każdą chwilą był coraz mniej pewien czy miał o co. Spodziewał się też, że Astrid szybko się znudzi i sobie pójdzie, dlatego kiedy usłyszał skrzyp uginającego się na łóżku materaca i zaraz po nim szelest przewracanych kartek, jego serce zabiło mocniej. Czy Astrid miał zamiar czekać na niego?
Minęło pięć minut. Dziesięć. Piętnaście. Pół godziny. Astrid nadal nie wyszedł z pokoju, kartki szeleściły, sprawiając że z każdym dźwiękiem Visuke robiło się coraz bardziej głupio, aż w końcu poczuł taki wstyd, że nie zdecydował się wyjść z ukrycia przez kolejne pół godziny. Był dla niego taki niemiły, nakrzyczał na niego i jeszcze kazał mu na siebie czekać. Podczas gdy Astrid cały czas był dla niego taki dobry i starał się go zrozumieć, rozmawiać z nim, on jak zwykle, mówił co miał do powiedzenia i uciekał, nie interesując się drugą stroną. A przecież na Astrid tak bardzo mu zależało. Dlaczego tak się zachowywał? Nie rozumiał sam siebie, ale nie chciał taki być. Nie dla Astrid.
W końcu zebrał się na odwagę i choć uszy położył po sobie już gdzieś w połowie bluszczu, w końcu stanął na równych nogach w pokoju, zawstydzony i pełen obaw. A kiedy jeszcze usłyszał słowa Astrid, które brzmiały jakby chłopak się o niego martwił, do tego wypowiedziane tak spokojnie, jak gdyby jego wybuchu na dole nigdy nie było, poczuł się jeszcze bardziej winny. Jego palce skubały rąbek rękawa, a oczy omijały wampira, niezdolne by na niego spojrzeć. Było mu naprawdę okropnie wstyd. Dlatego na jego słowa tylko kiwnął głową, a potem stał w milczeniu pięć minut, czując jak ciężar emocji spoczywał coraz bardziej na jego ramionach, sprawiając że garbił się, jakby chciał schować się w sobie.
W końcu usłyszał stuk zamykanej książki, domyślał się więc, że Astrid będzie chciał z nim porozmawiać. Nie czuł się dobrze z tym, że to on miałby ją zacząć, zanim zdążyłby mu powiedzieć, to co od niemal godziły obijało się o kości jego czaszki, miał też wrażenie, że nie wypowiedzenie tego jednego słowa skomplikowałoby całą sprawę.
- Przepraszam – powiedział w końcu, zaciskając palce na materiale szat, zamykając oczy, by nie widzieć miny narzeczonego. – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem i… i że powiedziałem, że już nie mamy ze sobą o czym rozmawiać i że kazałem ci czekać. Zachowałem się okropnie – dodał, skruszonym tonem, nadal na niego nie patrząc. Jego uszy przylegały do włosów, a ogon zwisał smętnie prezentując sobą obraz nędzy i rozpaczy.
-To prawda - odpowiedział spokojnie. - Nie zachowałeś się dobrze, krzycząc na mnie w towarzystwie Erica. Jednakże być może jest w tym też trochę mojej winy. Nadal nie rozumiem, dlaczego się zezłościłeś, dlatego też nie mogę cię jeszcze przeprosić, ale czuję, że mogłem zrobić coś złego. Czy mógłbyś mi to wyjaśnić?
Visuke nie słyszał w głosie Astrid złości, tylko spokój ale nadal, albo właśnie przez to, poczuł się ze sobą jeszcze gorzej. Nie rozumiał, czemu obecność kamerdynera miała w ogóle cokolwiek wspólnego z tym, że to było złe, że na niego krzyczał, bo nie uważał, by w ogóle powinien na niego krzyczeć, niemniej Astrid miał rację, powinien mu to wyjaśnić. Nie był jednak pewien, czy dałby radę ustać na nogach, a siadać obok chłopaka nie był pewien, czy mógł i czy powinien, dlatego po chwili niezręcznego kręcenia się w jednym miejscu, usiadł na biurku, wskakując głęboko na jego blat, tak że jego nogi dyndały w powietrzu.
- Nie podobało mi się jak się do niego odzywałeś – odpowiedział Lis cicho, trochę nadąsany, bo nadal nie uważał, że Astrid zrobił dobrze, nawet jeśli to on w tamtym momencie czuł się winny.
Astrid uniósł wysoko brew, widząc, jak chłopak siada na biurku, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Zamiast tego splótł palce na książce.
-Co masz na myśli? Czy powiedziałem coś niewłaściwego?
Słysząc pytanie, do tego zadane tak beznamiętnym tonem, Visuke poczuł jak jego złość wraca, przysłaniając poczucie winy. Czy to naprawdę było aż tak trudne do zrozumienia?
- Oczywiście, że tak! – powiedział brzmiąc na jeszcze bardziej nadąsanego i znów, oburzonego. – Eric i cała reszta, która postanowi tu pracować to nasza służba, a nie niewolnicy! A ty… ty brzmiałeś jakby cię to nie obchodziło, jakbyś miał ich wszystkich za przedmioty, a nie czujące istoty o własnej woli – dodał, czując że znów zaczynał się denerwować. To było złe, okropnie złe i zdał sobie sprawę z tego, że najbardziej na świecie nie chciał, by okazało się, że Astrid był zły.
Astrid zamrugał kilkakrotnie, jakby zastanawiając się, czy faktycznie tak było.
-Nie chciałem, aby się później zawiódł - wytłumaczył się, tym razem przyjmując postawę obronną. - W moim rodzinnym domu służba nie mogła wtrącać się w sprawy, w stosunku do których nie była kompetentna. Jednakże nigdy nie traktowałem ich, jak niewolników. Sam mówiłeś o szacunku do ciężkiej pracy, jak więc możesz mi to zarzucać? Każdy z nich dostałby wynagrodzenie, dach nad głową oraz opiekę, w razie wypadku. Czyż nie o to chodziło?
- Nie zawiódł? – prychnął Lis, a jego ogon pacnął ciężko o biurko. – Czym miałby być zawiedziony? – zapytał ostro, bo nie rozumiał, co ten miał na myśli. A kiedy chłopak wyjaśnił mu swój punkt widzenia, nie był zły, był po prostu rozczarowany.
- Nie, Astrid, to o czym mówisz to nie jest szacunek – oznajmił lodowato, chociaż bardzo się starał, by jednak nie brzmieć zbyt agresywnie. –  To jest podstawa, jeśli służbę chce się mieć – powiedział i był bardzo przy tym stanowczy.
– Poza tym, do jakich spraw, do których nie jest kompetentny Eric próbował się wtrącić? – zapytał a jego głos brzmiał bardzo ironicznie. – Czy on nie ma wpływu na to jaka atmosfera w dworze panuje? Nie ma pojęcia o tym, co zrobić, żeby tobie, czy mnie, czy całej reszcie żyło się dobrze? Wybacz, ale to służba głównie sprawia, że domostwa szlachciców są jakie są, a to czy szlachta zapewnia im warunki by było dobrze to już jest inna sprawa – zauważył bystro, wlepiając w Astrid uważne spojrzenie.
Pod wpływem intensywnego spojrzenia i ostrych słów, wampir zwiesił głowę, przyzwyczajony, by właśnie tak odebrać słowa krytyki.
-To nie jest szacunek? - powtórzył jakby sam do siebie, po czym zamilkł na jakiś czas. - Chyba... chyba zrobiłem coś okropnego. Przepraszam. Ciebie i Erica... Ale w takim razie co powinienem był zrobić? Czym jest więc "szacunek"?
Visuke nie był pewien, czy śmiać się czy płakać, ewentualnie przeklinać rodzinę Astrid, która nie potrafiła mu przekazać tak prostych wartości. Zaraz jednak zmitygował się, bo przecież to nie była wina chłopaka, a skoro zrozumiał, że to co powiedział nie było wcale dobre i chciał to zmienić, kim był by odmówić mu pomocy?
- Na pewno nie jest mówieniem komuś, by zamilkł i że jego zdanie się nie liczy – zauważył Lis, ale już dużo łagodniej.
Zastanawiał się chwilę i dopiero potem odpowiedział, wypowiadając swoje myśli.
- Jak dla mnie, szacunek jest wtedy kiedy pokazujesz innym, że doceniasz ich pracę, kiedy sprawiasz, że chcą z tobą pracować i rozmawiać. Szacunek jest wzajemny, więc jeśli ty szanujesz innych, to oni ciebie też. Na pewno strach nie jest oznaką szacunku, ani bezgraniczne posłuszeństwo. Musisz słuchać innych i pozwalać im mieć swoje zdanie, nawet jeśli się z nim nie zgadzasz. Ostatecznie to do nas należy ostatnie słowo w większości spraw, niemniej kiedy bierzesz innych pod uwagę na pewno zostanie to docenione. Poza tym, musisz pamiętać, że inni też mają uczucia, swoje zmartwienia i problemy, które chcą rozwiązać. Jeśli chcesz im pomóc, to już w ogóle jest super – paplał, wymachując nogami w powietrzu coraz bardziej zadowolony.
Jego narzeczony uniósł głowę nieśmiało dopiero wtedy, gdy był pewien, że przyjął na siebie już całe oskarżenia, a teraz zaczynało się pouczenie na przyszłość. Bezwiednie zaczął śledzić poczynania Visuke, co rusz zauważając kolejne podobieństwa między nim a swoją siostrą.
-Jesteś niesamowity - pochwalił go głosem pełnym podziwu. - Gdy o tym opowiadasz, wydaje się to niezwykle proste i pełne logiki. - Powoli kiwnął głową, rozluźniając się nieco. - Spróbuję z nimi porozmawiać. - zdecydował, zaraz jednak zawahał się. - Czy to w porządku, abym cię o coś zapytał?
-Jakim baronem chciałbyś być?
Takiego pytania Visuke się nie spodziewał, jedynie cieszyło go, że Astrid dostrzegł w jego słowach logikę i rację. Może to nie było takie złe? Rozmowa wydawała się naprawdę rozwiązywać problemy lepiej od ucieczki…
- Jakim baronem chciałbym być? – zdziwił się, ale przez chwilę zastanawiał się poważnie nad pytaniem, zanim na nie odpowiedział. – Nie myślałem o tym tak konkretnie… ale jeśli miałbym coś stwierdzić na pewno, to chciałbym bym kimś, na kim ludzie mogą polegać. Chciałbym by nasza służba i mieszkańcy wioski wiedzieli, że tak samo jak oni troszczą się o to miejsce, tak samo ja będę się troszczył o nich, że będą mogli przyjść do mnie z problemami, a ja postaram się je rozwiązać. Chciałbym by to miejsce stało się domem jakiego zawsze pragnąłem, nie tylko dla mnie – zakończył, czując się trochę zakłopotanym tym ostatnim zdaniem, nie zamierzał go jednak cofać, bo była to szczera prawda.
- A ty? – odbił piłeczkę, wpatrując się z ciekawością w brązowych oczach w złote tęczówki Astrid.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {03/08/21, 01:36 am}

Prince&Rebel - Page 2 Unknown

hellow  -Chciałbym być baronem, który będzie w stanie pomóc rodzinie, gdy przyjdzie taka potrzeba. Móc z godnością nazywać siebie D’Arche.
Chu Tao miał rację - każdy z nich chciał być innym baronem. Astrid, który z natury był stosunkowo uległy, nauczywszy się w domu rodzinnym zasad, które często wymagały oddania oraz bezwzględnego posłuszeństwa miał zupełnie inną wizję tego, czym jest szacunek i w jaki sposób traktować służbę, niż Visuke, który większą część swojego życia buntował się. Mimo to wampir chciał go zrozumieć. Chciał sprawdzić, dlaczego jego narzeczony tak usilnie stara się bronić wartości, które dla niego znaczą zupełnie co innego, lub o których nie miał pojęcia. To było tak, jakby znów znalazł się wraz z nim w gabinecie - tym razem jednak nie wpatrywał się w te hipnotyzujące brązowe oczęta, a w dal. Na świat, który ten chciał stworzyć. Wciąż jedynie zarysowany, pozbawiony głębi i kolorów, a jednak intrygujący i z pewnością wspaniały. W końcu tak piękne tęczówki nie mogły spoglądać na nic innego, a naznaczone delikatnymi bruzdami i praca dłonie, nie mogły ciągnąć go w odmiennym, niż cudowny, kierunku.
-Powinniśmy wrócić do jadalni. Niebawem obiad, a ty z pewnością jesteś głodny.
Nie czekał na odpowiedź. Odkładając delikatnie książkę na stolik nocny, rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie rudowłosemu, łapiąc się na dłuższym lustrowaniu uszu oraz puchatego ogona. Nie dodał jednak już nic, pozwalając, aby jego usta uniosły się w delikatnym uśmiechu.
    Zasiedli do stołu. Zaproszony przez Visuke, Eric nie mógł odmówić i zaszyć się w kuchni, aby samotnie skosztować przepięknie wyglądających potraw ze świeżych produktów. Czując na sobie pytające, pełne wahania spojrzenie, Astrid uniósł złote oczy, po czym delikatnie kiwnął głową.
-Będziemy szczęśliwi, jeśli z nami zjesz - odezwał się, wykonując zapraszający gest.
Laurentius drgnął nieznacznie, zdziwiony zachowaniem bratanka.
-Czy udało ci się ustalić coś w sprawie tamtego kota? - zagadnął zgrabnie Chu Tao, kiedy wszyscy poza wampirami zaczęli jeść.
Na dzisiejszy posiłek składała się cała paleta barw. Soczyste warzywa, przyprószone nadal kroplami wody, niesfornie starały się uciec z miski, do której ktoś bezceremonialnie je wpakował. Taka sałatka stanowiła kontrast dla jednolitej masy, będącej purre z ziemniaków, na której szczycie wyróżniało się tylko drobne ziele, niby zwyczajna ozdoba. Do wszystkiego dodane było ciemne mięso, znad którego wciąż unosiła się para.
-Natrafiłem na coś bardzo dziwnego - odpowiedział mu białowłosy niespiesznie, nakładając sobie jedzenie. - Kot, którego spotkaliście i który uruchomił barierę, nie zostawił po sobie żadnej magicznej sygnatury.
Bystre złote oczy dostrzegły, że na twarzy rudowłosego młodzieńca pojawiło się zaskoczenie.
-To dziwne. Będę musiał o tym poczytać - dodał od siebie Visuke.
-Co takiego? Czym są magiczne sygnatury? - dopytał, nie rozumiejąc powagi sytuacji.
-Większość wyjątkowych zwierząt pozostawia po sobie… pewien magiczny ślad. Koty z racji tego, że posiadają kilka żyć, co jest sprawką magii rzecz jasna, ów ślad pozostawiają bardzo wyraźny. Jednak ten - jakby rozpłynął się w powietrzu.
-Jest więc szansa, że natrafiliśmy na wskazówkę, która pozwoliłaby nam odkryć, co niepokoiło mieszkańców wioski - skwitował Astrid.  - Być może powinniśmy go wyśledzić?
Medyk pokręcił głową.
-To niemożliwe, a przynajmniej za pomocą magii.
-Las pełen jest kotów, więc i wampirze zdolności nie zdadzą się na nic - dodał od siebie Laurentius, do tej pory przysłuchując się jedynie i rzucający badawcze spojrzenia narzeczeństwu.
    Astrid westchnął, nie wiedząc, co powinni zrobić. Przy stole zapadła cisza, przerywana jedynie brzękiem sztućców. I choć chłopak nie czuł głodu, nagle zapragnął zatopić swoje kły w chrupiącej bezie bądź piance, skropionej karmelową rosą, która otwierałaby wrota dla słodkiego sera lub kwaskowych owoców ułożonych niczym pod kołderką na kruchym cieście. Albo skosztować słodkiego ciastka, po brzegi wypełnionego ciemnym kremem, który rozlałby się niby ciecz po talerzu. Ach jak bardzo tęsknił za domem. Zatopiony w marzeniach, nawet nie zauważył, że przy stole zaczęła się toczyć rozmowa na temat najbliższych planów.
-... a ty, Astrid?
Jego imię, będące informacją, którą musiał przetworzyć, nieważne jak daleko odbiegł myślami, sprowadziło go na ziemię.
-Słucham? - rozejrzał się po zebranych.
-Jeśli nie masz planów na dzisiaj, chciałbym, abyśmy wznowili ćwiczenia z walki wręcz i fechtunku.
Jego oczy zabłysły, a blada twarz jakby rozpromieniła się nieoczekiwanie w odpowiedzi na słowa wuja.
-Czy to w porządku? - jego głos zdradzał podekscytowanie, które nieudolnie starał się ukryć.  - Miałem zamiar pomóc w szukaniu informacji na temat sygnatur lub spędzić trochę czasu z Visuke podczas porządkowania gabinetu - wyjaśnił. Starszy wampir zwęził oczy.  - Jednakże...
-Trochę ruchu dobrze ci zrobi - skwitował. - Poza tym Visuke chyba poradzi sobie sam, prawda? - rzucił odrobinę kpiąco. - Jakaś istota, co do której zamiarów nie jesteśmy pewni, prawdopodobnie obserwuje posiadłość. Musisz być gotowy stawić jej czoło, gdyby zaszła taka konieczność. Jednakże jeśli nie chcesz…
-Idę!
Dopił ostatni łyk herbaty, wstając.
-Ależ energiczna ta dzisiejsza młodzież - skomentował Zelen, odrobinę zbyt pewny po wcześniejszej wymianie zdań z czarodziejami i Ericiem.
Złote tęczówki przesunęły się na niego. I gdy już wszyscy myśleli, że młodzieniec zgani go, jak wcześniej uczynił to z kandydatem na kamerdynera, ten odezwał się pewnym siebie głosem.
-To oczywiste! Pracujecie tu, więc naszym zadaniem jest was chronić.
I z wypiętą dumnie piersią ruszył szybkim krokiem za wujem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Prince&Rebel - Page 2 Empty Re: Prince&Rebel {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach