Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Homo
Yokai
Japonia
Mitologia
Yako in the skin of Zeko
Fox Temple
Fox Temple
F
Natas - Człowiek
Yoshina - Lisi opiekun
___________________________________________________________
X od miesiąca zmaga się z okropną przypadłością, bowiem widzi Yokai. Wszystko to za sprawą jednego z nich, bardzo małego aczkolwiek upierdliwego demona, który po ugryzieniu wywołał u X widzenie. Osobiście niezmiernie boi się swojej niezrozumiałej mocy. Cały czas w obawie przed swoim życiem, udaje że nie dostrzega istot grasujących po świecie. Groteskowe Yokai wabione smutkiem oraz strachem, przyklejają się do swych żywicieli, wielokrotnie usiłując wystraszyć X, aby sprawdzić, czy je widzi. Będąc na skraju wyczerpania spotyka rannego, drobnego liska nieopodal bramy do świątyni. Z maleńką nadzieją i ciekawością, opatruje stworzenie i zanosi pod dach świątyni, wrzucając monetę i prosząc o pomoc. Nie liczy jednak, że prośby te zostaną wysłuchane. Lisie Bóstwo w podzięce za ratunek postanawia wysłuchać swojego nowego, lecz przypadkowego gościa, ale czy na pewno jest to Zeko, które słyną z dobrych uczynków? Może jest to wygłodniały Yako bawiący się strachem nieświadomego X. W końcu nic nie jest za darmo.
Natas - Człowiek
Yoshina - Lisi opiekun
___________________________________________________________
X od miesiąca zmaga się z okropną przypadłością, bowiem widzi Yokai. Wszystko to za sprawą jednego z nich, bardzo małego aczkolwiek upierdliwego demona, który po ugryzieniu wywołał u X widzenie. Osobiście niezmiernie boi się swojej niezrozumiałej mocy. Cały czas w obawie przed swoim życiem, udaje że nie dostrzega istot grasujących po świecie. Groteskowe Yokai wabione smutkiem oraz strachem, przyklejają się do swych żywicieli, wielokrotnie usiłując wystraszyć X, aby sprawdzić, czy je widzi. Będąc na skraju wyczerpania spotyka rannego, drobnego liska nieopodal bramy do świątyni. Z maleńką nadzieją i ciekawością, opatruje stworzenie i zanosi pod dach świątyni, wrzucając monetę i prosząc o pomoc. Nie liczy jednak, że prośby te zostaną wysłuchane. Lisie Bóstwo w podzięce za ratunek postanawia wysłuchać swojego nowego, lecz przypadkowego gościa, ale czy na pewno jest to Zeko, które słyną z dobrych uczynków? Może jest to wygłodniały Yako bawiący się strachem nieświadomego X. W końcu nic nie jest za darmo.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yasuda Nobu
Wiek: 26 lat
Urodziny: 10.11
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Homoseksualny
Wzrost: 179 cm
Waga: 67 kg
Kolor oczu: Niebieski
Kolor włosów: Popielaty brąz
Cera: Jasna
Sylwetka: Wysportowana
Znaki szczególne: Brak lewego kła, drobne blizny rozsiane po całym ciele, znamię po ugryzieniu na palcu wskazującym lewej dłoni
Ciekawostki:
- Chodzący magnes na problemy i nieszczęścia.
- Wychowany w domu dziecka do którego oddała go jego nieletnia wtedy matka. Choć wiele razy był wybierany do adopcji z powodu swojego anielskiego uśmiechu, to przez swój trudny charakter zawsze wracał do przytułku.
- Jego ojcem jest Amerykanin, po którym odziedziczył jasne włosy i oczy. Z matką się spotkał, jednak jego nawet nie próbował szukać.
- Ledwo wiążący koniec z końcem student weterynarii. Wynajmuje pokój wspólnie z kolegami z jego kierunku w przestarzałym domu. Miejsce praktycznie się sypie, ale płacą za nie tak małą sumę, że lepszej oferty nie znajdą.
- Do niedawna pracował i zarabiał grosze na stacji benzynowej. Niestety właśnie został zwolniony.
- Od małego miał smykałkę do aparatów. Ma oko do kompozycji, wie jak ustawić ludzi i panuje nad kątami. Jest to jego hobby, ale też dodatkowe źródło zarobku.
-
Wiek: 26 lat
Urodziny: 10.11
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Homoseksualny
Wzrost: 179 cm
Waga: 67 kg
Kolor oczu: Niebieski
Kolor włosów: Popielaty brąz
Cera: Jasna
Sylwetka: Wysportowana
Znaki szczególne: Brak lewego kła, drobne blizny rozsiane po całym ciele, znamię po ugryzieniu na palcu wskazującym lewej dłoni
Ciekawostki:
- Chodzący magnes na problemy i nieszczęścia.
- Wychowany w domu dziecka do którego oddała go jego nieletnia wtedy matka. Choć wiele razy był wybierany do adopcji z powodu swojego anielskiego uśmiechu, to przez swój trudny charakter zawsze wracał do przytułku.
- Jego ojcem jest Amerykanin, po którym odziedziczył jasne włosy i oczy. Z matką się spotkał, jednak jego nawet nie próbował szukać.
- Ledwo wiążący koniec z końcem student weterynarii. Wynajmuje pokój wspólnie z kolegami z jego kierunku w przestarzałym domu. Miejsce praktycznie się sypie, ale płacą za nie tak małą sumę, że lepszej oferty nie znajdą.
- Do niedawna pracował i zarabiał grosze na stacji benzynowej. Niestety właśnie został zwolniony.
- Od małego miał smykałkę do aparatów. Ma oko do kompozycji, wie jak ustawić ludzi i panuje nad kątami. Jest to jego hobby, ale też dodatkowe źródło zarobku.
-
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
┌──────────────────────────┐
D A N E P O D S T A W O W E
└──────────────────────────┘
II H a j i m e S a t o II 肇 佐藤 II U F N Y |───────────────────────█───────| P O D E J R Z L I W Y
II 329 lat II 177 cm II 10 maj II E M O C J O N A L N Y |─────────────────█──────| L O G I C Z N Y
II m e z c z y z n a II h o m o II Z A B A W N Y |───────────────█───────────────| P O W A Ż N Y
II Y A K O II b o s t w o II S A M O L U B N Y |──────█───────────────────| A L T R U I S T A
II Y o k a i II L I S II I N F A N T Y L N Y |──────────────█─────────────| D O J R Z A Ł Y
┌──────────────────────────┐
D A N E D O D A T K O W E
└──────────────────────────┘
█ Jego prawdziwa forma to lis o dziewięciu ogonach. Mierzy cztery metry wysokości i osiem długości razem z ogonami. Szyję Yako zdobi lśniąca, złota, kolczasta obroża, którą posiada nawet podczas przemiany w człowieka lub pół-człowieka.
█ Uwielbia jeść mięso i nienawidzi warzyw. Ma słabość do ludzkiej krwi, najlepiej tej grupy 0. Jego oczy błyszczą na widok słodkości, a zwłaszcza carmelu.
█ Przybycie Hajime do kapliczki jest owiane tajemnicą. Wiadomo tylko, że nie był prawowitym bóstwem świątynnym. Jego mieszkańca zabił, samemu zastępując jego obowiązki. W okolicy krążą pod postacią prawdziwych lisów sześć Yokai, które są wysłannikami Yako.
█ Znudzony życiem poszukuje rozrywki w ofiarach modlących się do niego o lepsze jutro. Za niewielką zapłatą spełnia ich prośby, choć czasem głód Hajime jest nader potężny i kończy się pozarciem całego człowieka, gdy sama ofiara niezadowoli lisa.
█ Mimo niewielkich rozmiarów świątyni, w środku za sprawą magii znajduje się niebywale czystko oraz przestronnie.
┌──────────────────────────┐
P O S T A C I E P O B O C Z N E
└──────────────────────────┘
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yasuda Nobu
Popielate kosmyki zasłaniały twarz zgarbionego chłopaka, który siedział na starym plastikowym krześle, wspierając ramiona na kolanach. Jego głowa była spuszczona tak nisko, że nie był wstanie podnieść wzroku wyżej niż blat biurka. Starszy mężczyzna stojący przy wspomnianym meblu, rozmasował skronie i westchnął ciężko.
- Yasuda, rozumiesz dlaczego muszę to zrobić, prawda? - Zaczął, jednak nie otrzymał żadnej reakcji ze strony swojego pracownika, dlatego też postanowił kontynuować, aby jak najszybciej mieć to z głowy. - Wiem, że jako studentowi jest ci ciężko, ale nie mogę pozwolić, abyś odstraszał mi klientów. Ostatnio pojawiasz się wyglądając jak chodzący trup. Nawet najmniejszy szmer wprawia cię w panikę. Mało tego. Zaczepiasz klientów, mówiąc, że muszą szybko uciekać od czegoś co się do nich przylepiło? Eh, w tym tempie nikt nie będzie tu przychodzić i będziemy musieli zamknąć interes. - Schylił się do jednej z szuflad, wyciągając z niej mała prostokątną kopertę. - Twoja wypłata za ten miesiąc. Nie musisz przychodzić do końca tygodnia. - Pchnął paczkę na brzeg blatu biurka, ale chłopak nawet nie drgnął. Dlatego też mężczyzna wziął kopertę i podszedł do jasnowłosego, aby włożyć mu ją w dłoń.
- Słuchaj Yasuda... lubię cię. Byłeś dobrym pracownikiem, nie mogłem na ciebie narzekać na początku. Poszukaj pomocy u psychologa, dam ci nawet na niego namiary. A jak się ogarniesz, to gwarantuję, że przyjmę cię z powrotem. - Poklepał go po ramieniu, co sprawiło, że chłopak drgnął wystraszony, jakby dopiero co ocknął się z zamyślenia. W końcu też spojrzał na swojego pracodawcę przerażonym wzrokiem.
- Tak... dziękuję panie Sawada... - Odparł szeptem. Tak naprawdę to wpatrywał się w swojego szefa, ale też walczył sam ze sobą, aby tylko nie spojrzeć na to co wyglądało zza jego ramienia. Miało chorobliwie blada twarz kobiety, której skóra nie wspierała się nawet na cienkich kościach. Zwisała na nich niczym blada, pomarszczona szmata, rozciągając wszelkie otwory, takie jak oczy, dziurki nosa, a co gorsza usta, z których wychodził potwornie długi język. Oślizgły, cuchnący mięsień owijał się wokół szyi mężczyzny w średnim wieku.
- W porządku. Liczę, że ci się uda rozwiązać wszystkie problemy i trochę odpocząć. Dokończ tylko dzisiejszą zmianę i jesteś wolny.
W końcu mógł wyjść z zaplecza. Zrobił to najszybciej jak tylko mógł, starając się przy tym nie potykać o własne nogi, to nie było takim łatwym zadaniem. Kiedy zaczął je widzieć? Już nawet nie pamiętał. Zaczęło się tak niewinnie. Jakieś drobne pyłki do niego mrugały, co zrzucił oczywiście na zmęczenie spowodowane nauką do późnych godzin. Potem niestety dziwne zjawiska zaczęły nabierać na sile i natknął się na coraz to gorsze stwory rodem z najgorszych koszmarów. Zawsze starał się udawać, że ich nie widzi, ale to nie było takie proste, kiedy dosłownie właziły mu na głowę.
...
Po skończonej zmianie niechętnie został aż do samego zamknięcia. Ale przecież zasada była jasna i logiczna. Jego żeńska współpracowniczka nie mogła zamykać sama sklepu, w obawie o jej bezpieczeństwo. Zazwyczaj z tego powodu wychodziła parę minut przed nim i zostawiała mu całą robotę, ale Yasuda oddał już swoje klucze szefowi. Co jakiś czas ukradkiem rozglądał się dookoła po pustej uliczce, ale w końcu udało mu się zatrzasnąć wszystkie kłódki.
- Dobranoc Yasuda. - Powiedziała brunetka z ciepłym, choć fałszywym uśmiechem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że się go bała. A późna pora wcale temu nie pomagała.
- Dobranoc Yumko... - Odpowiedział oddając jej klucze, po czym schował ręce do kieszeni. - Um... i uważaj na siebie. - Dodał, czego szybko pożałował. To wcale nie zabrzmiało jak porada zmartwionego kolegi, a ostrzeżenie. Ale na wyjaśnienia było już za późno. Młoda kobieta oddaliła się szybko i zniknęła za rogiem. Został sam.
No nie do końca. Była jeszcze ta para wytrzeszczonych, przekrwionych oczu, wystająca zza śmietnika. Tego dnia również go śledził i jak zwykle systematycznie z coraz bliższej odległości. Co prawda nigdy nie próbował go zaatakować, ale roztaczana przez istotę aura nie była ani trochę przyjazna. Bliżej jej było to żądzy mordu.
Dlatego też i tego dnia zdecydował się na dłuższą drogę do domu, która przechodziła tuż obok starej świątyni. Jak głupi łudził się, że to pomoże mu odstraszyć prześladowcę i nawet zaczynał w to wierzyć. Bo kiedy tylko stawał na wprost schodów otoczonych czerwonymi łukami, czuł, że naprawdę był sam. A raczej powinien, bo o ile rządza mordu zniknęła, to zastąpiło ją ciche skomlenie. Choć się wahał, postanowił zajrzeć w pobliskie krzaki, modląc się aby było to tylko ranne stworzenie.
Pomagał sobie latarką telefonu, aż w końcu natrafił na biały ogon, ubrudzony błotem oraz krwią. Od razu odetchnął z ulgą i odgarnął resztę uporczywych gałęzi, nie przejmując się tym, że rysowały jego skórę rąk oraz twarzy. Jako student weterynarii nie potrafił zostawić rannego stworzenia na pastwę losu.
- Hej mały. - Mruknął na widok psiego pyszczka. Niestety czworonóg nawet nie podniósł łba, czy chociażby na niego spojrzał. Musiało być z nim kiepsko. Szybko zdjął z siebie kurtkę, którą następnie zarzucił na zwierzaka i delikatnie podniósł go przez materiał, przy okazji zawijając go w niego. Dzięki temu miał chociaż minimalną ochronę przed ugryzieniem.
...
Z rannym czworonogiem dotarł do kliniki weterynaryjnej, w której to odbywał praktyki, a obecnie i staż.
- Chihiro, czy jest jeszcze doktor Sakura? - Spytał zaraz po nagłym otworzeniu drzwi, które niemal zwaliło rejestratorkę z obrotowego krzesła, na którym się wylegiwała.
- Kurwa, Nobu. Ciebie też miło widzieć. - Wyprostowała się oburzona, ale od razu złagodniała na widok zawiniątka w jego ramionach. - Niestety, skończył godzinę temu. Ale może uda mu się przyjechać. Idź na jedynkę. - Mówiąc to złapała za telefon, ale także rzuciła mu klucze do wspomnianej sali. Jakimś cudem udało mu się je złapać w zęby, które zapłakały pod naciskiem metalu, ale jakoś to przebolał. To nie on tu krwawił.
Prędko wszedł do pierwszego gabinetu i ostrożnie ułożył zawiniątko na stole, a sam pośpieszył aby umyć ręce. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła blondynka z telefonem przy piersi.
- Powiedział, że postara się dojechać jak najszybciej. Do tego czasu masz wolną rękę. - Poinformowała go, zaraz wracając do rozmowy z doktorem.
- Tyle potrzebuję. - Odparł pewny swoich umiejętności, choć odrobinę w nie zwątpił, kiedy po odkryciu zwierzaka przyjrzał mu się w pełnym świetle. Mały kundelek magicznie zmienił się młodego liska. Oj, oberwie mi się za to. - przełknął ciężko ślinę, ale wcale nie zaprzestał swoich działań w badaniu stworzenia. Liczyło się zatamowanie krwawienia.
...
Kiedy do pomieszczenia wbiegł zdyszany weterynarz o siwym włosie, niebieskooki właśnie ścierał ostatnie plamy krwi ze stołu.
- Jest pod oknem, udało mi się go ustabilizować. - Zakomunikował z bladym uśmiechem na swojej wykończonej twarzy. Mężczyzna szybko podszedł do czworonożnego pacjenta i od razu złapał się za głowę.
- To... lis? - Sam nie wiedział czy spytał, czy stwierdził, ale wziął się za sprawdzanie stanu stworzenia.
- Było ciemno, wziąłem go za kundla. Ale nawet jeśli, bym wiedział, to i tak bym go tam nie zostawił. - Szatyn jak zawsze stał twardo przy swoim zdaniu. Ale nikogo to nie dziwiło. W końcu już pierwszego dnia praktyk zniósł do kliniki rannego gołębia, a co z czasem stało się czymś zupełnie normalnym.
- Wyliże się. Dobra robota. - Odetchnął głośno z ulgą na dźwięk pochwały i przysiadł na skórzanym krześle.
- Mogę tu dzisiaj przenocować? Chcę mieć na niego oko. I zapłacę za całe jego leczenie. - Poprosił, ale opieka nad lisem nie była jedynym powodem. Jakimś cudem w klinice nigdy nie widział żadnego potwora. Była to dla niego jedyna szansa na pierwszą spokojną noc, od tygodnia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
肇 佐藤
Delikatny powiew wiatru poruszył grubymi warstwami kimona, które przypominały czarne morze oblane krwistoczerwoną krwią. Ten jeden moment ujawnił skrytą za czerwonym filarem postać mężczyzny, bacznie wpatrującego się w postać chłopaka. Na ogół Hajime nie byłby zainteresowany ludzkim szczeniem, ale ten człowiek zrobił coś, czego lisie Yako całkowicie się nie spodziewało. Po pierwsze: dostrzegł jego maleńkiego sługę, Kagę. Lisiczka często zgrywała poszkodowane zwierzę, aby dorwać nieco ludzkiego mięsa. Dziewczyna uwielbiała ich zapach, smak ciepłej tkanki, ale tym razem nie obwieściła się przed oczyma swej ofiary. Ogólnie, nie miała na to czasu, walcząc z opętaną duszą, zamieniającą w świeże Yokai. To z tym upierdliwym problemem miała zamiar się uporać, aby pokazać swą wartość przed obliczem Bóstwa świątyni. Niestety dała się zaskoczyć, kończąc z raną na ciele. Dlatego Hajime miał drugi powód. Jeszcze nigdy nie spotkał człowieka, który byłby wstanie widzieć Yokai, a ten młodzieniec ewidentnie to wykazywał. Jakby nigdy nic zajrzał w krzaki zanim Yako to zrobił i zabrał Kagę ze sobą. Cholera wie gdzie. Lisie Bóstwo wsunęło cienką końcówkę fajki między swe wargi, zaciągając tytoniem. Pogrążony w swych myślach niespieszno wypuścił obłok dymu, leniwie śledząc go wzrokiem.
- Intrygujące - wyszeptał sam do siebie z delikatnym pomrukiem, a jego kąciki ust wygięły się w górę, w iście przebiegłym uśmieszku. Odwrócił się tyłem, wracając niespiesznie do swych czterech ścian, machając swym ogonem w rytm stawianych na stopniach kroków. Cały czas zastanawiał się, czy młodzieniec wart był jego czasu, jego uwagi i czy samo mięso młodej krwi mogłoby smakować jeszcze lepiej, gdyby zająłby się jej obróbką.
Zaskoczona Kaga nie potrafiła zdrowo zareagować na pochwycenie obcego człowieka. Ranna, zwyczajnie pozwoliła zanieść się do kliniki, gdzie nieznajomy skupił swą uwagę na opatrzeniu jej ran. Lisi sługa cały czas w głowie bił się z własnymi myślami. Czemu Pan nie zabił człowieka? Czemu Pan siedział cicho i nie kontaktował się z nią telepatycznie? Czemu? Tak po prostu pozwolił odejść dziewczynie. Może był to test? W końcu to ona miała odziedziczyć świątynię, gdy Hajime postanowi odejść na emeryturę, albo zwyczajnie umrze. Co prawda Yokai żyły bardzo długo, a większość z nich niedozywała spokojnej starości, ale jednak nie były one wieczne. Potrafiły umrzeć nawet za sprawą ludzkich obaw. To właśnie dlatego Kaga pokazywała się swym ofiarom z samego początku pod postacią lisa, aby strach przed bolesną śmiercią wypalał siłę w Bóstwie Yako. Nie trzeba było jej wiele do szczęścia. Sam zapach krwi oraz smak mięsa był wystarczającą nagrodą za trudy. Jednak teraz, leżąc i pozwalając na opatrzenie rany, wpatrywała się intensywnie swoimi błękitnymi oczyma w chłopaka, podobno zwanego Nobu. Tak przynajmniej krzyczała kobieta, gdy ten wpadł w popłochu do budynku. Znosiłą ból, znosiła dotyk, całkowicie pogubiona, bezradna. Zadając jedno pytanie: Dlaczego mnie widzi?
Gdy tylko zapadła noc, a w klinice nie został nikt poza innymi zwierzętami oraz wybawicielem lisiego Yokai, Kaga postanowiła zbudzić się ze snu, słysząc i czując delikatne mrowienie. Uniosła swe uszka, unosząc powieki. Nobu wykończony spoczywał na foletu, przykryty kocem. Sakura nie mógł przejść obojętnie obok nadopiekuńczego chłopaka.
- Kaga, co widzisz? - głęboki głos Pana rozległ się echem w jej głowie.
- Głupca - odpowiedziała dość chłodno, mierząc postać człowieka. Po chwili jednak zrozumiała jak opryskliwa i bezczelna była w stosunku do Hajime i jej zachowanie od razu się zmieniło. - Wybacz mi Panie. Czy mam zabić i wrócić? - musiała spytać, aby nie popełnić błędu. Bóśtwo nigdy nie pozwalało nikomu tak długo żyć. Owszem, lisiczka była poniekąd wdzięczna za ratunek, ale jednak nie było to czymś normalnym. Ludzie zwykle przychodzili w progi świątyni, modląd się o wysłuchanie ich egoistycznych zachcianek, czy problemów. Potem wrzucali parę drobniaków w nadziei, że Yako uchyli się nad ich prośbami. Owszem, czynił to, lecz zapłata była o wiele większa niż ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić.
- Zostaw - to jedno słowo przepełnione licznymi emocjami wystarczyło, aby jasnowłosa zrozumiała plan Hajime. Lisie maleństwo usiadło, prostując dumnie w klatce wyścielonej licznymi kocami, wypalając swój wzrok na postaci Nobu. Widać było ja tęczówki ozywają, a źrenice błyszczą. Światło księżyca zostało nagle przysłonięte gęstymi chmurami, a ciemność zapadła w pomieszczeniu. Jedynie jej błękitne oczy połyskiwały, zaś ciało zaczynało owiewać tajemnicza mgła. Kaga całkowicie przemieniając się w szarą mgłę, wyszła zza krat, formując swoje na w pół ludzkie ciało. Pochylając nad ciałem chłopaka, oparła ręce o fotel, uśmiechając lubieżnie przed smaczną kolacją.
- Mam nadzieję, że będziesz zabawny - wyszeptała, oblizując dolną wargę, tłamsząc w sobie jęk podniecenia jaki zalągł się w podbrzuszu kobiety. Jej Puszysty ogon leniwie smugał nogi jasnowłosego. Uszy sterczały rozgorączkowane, a jej szpiczaste palce przejechały ostroznie po policzku Nobu. Uniosła niespiesznie podbrudek ludzkiego szczenięcia, aby mieć łątwiejszy dostęp do ust, po czym wpiła się w nie dość zachłannie, uśmiechając. Tuziny wspomnień przemknęły przed jej oczyma, pozostawiając pewnego rodzaju niedosyt, gdy zmuszona była odkleić się od warg chłopaka. Światło księżyca na nowo wpadło przez okno do kliniki, a lisiczka odsunęła się bezszelestnie, wracając do poprzedniej formy jak gdyby nigdy nic. W postaci zwierzęcia spoglądała na Yaude, ciesząc w duchu na nadchodzącą przygodę. Niezmiernie intrygowało ją spotkanie Pana z wybawicielem.
Parę dni później w świątyni Lisiego Bóstwa było nie małe zamieszanie. Przynajmniej nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Kilka maleńkich lisów przechadzało się po okolicy. To jeden spał przy wejściu na kamieni, inny zaś wygrzewał się brzuchem do góy na dachówkach. Kolejne ganiały się wokół kapliczki, az nagle tę sielankowość przerwały czyjeś kroki. Wszelakie uszy w okolicy nastroszyły się, śledząc stukoty butów. Sama Kaga grzecznie siedziała w ramionach Nobu, choć od środka całkiem ją rozsadzało. Wiedziała o sekrecie chłopaka, znała jego strach, obawy i prosiła tylko, aby był kolejną ofiarą Pana Yako. Gdy tylko jasnowłosy puścił lisiczkę, ta usiadła z radosnym pyszczkiem, wydając ku niemu dźwięk podziękowania, a potem zrobiła dwa kółka dając mu znać, aby poszedł za nim. Liczyła, ze chłopak będzię głupiutki, a zarazem mądry, idąc w jej ślady. Zaprowadziła go prosto do kapliczki, gdzie ludzie wrzucali podarki. Wskoczyłą na drewnianą skrzynię, drapiąc lekko kraty, za którymi lezało sporo drobniaków.
- No dalej - pomyślała, czując spojrzenia innych lisów na ich dwójce. Czuła równie wyraźnie spojrzenie Hajime, choć nie miała bladego pojęcia gdzie się znajdował. Równie dobrze jego dusza mogła ukrywać się w posągu duzego lisa stojacego zaraz za skrzynią.
- Intrygujące - wyszeptał sam do siebie z delikatnym pomrukiem, a jego kąciki ust wygięły się w górę, w iście przebiegłym uśmieszku. Odwrócił się tyłem, wracając niespiesznie do swych czterech ścian, machając swym ogonem w rytm stawianych na stopniach kroków. Cały czas zastanawiał się, czy młodzieniec wart był jego czasu, jego uwagi i czy samo mięso młodej krwi mogłoby smakować jeszcze lepiej, gdyby zająłby się jej obróbką.
Zaskoczona Kaga nie potrafiła zdrowo zareagować na pochwycenie obcego człowieka. Ranna, zwyczajnie pozwoliła zanieść się do kliniki, gdzie nieznajomy skupił swą uwagę na opatrzeniu jej ran. Lisi sługa cały czas w głowie bił się z własnymi myślami. Czemu Pan nie zabił człowieka? Czemu Pan siedział cicho i nie kontaktował się z nią telepatycznie? Czemu? Tak po prostu pozwolił odejść dziewczynie. Może był to test? W końcu to ona miała odziedziczyć świątynię, gdy Hajime postanowi odejść na emeryturę, albo zwyczajnie umrze. Co prawda Yokai żyły bardzo długo, a większość z nich niedozywała spokojnej starości, ale jednak nie były one wieczne. Potrafiły umrzeć nawet za sprawą ludzkich obaw. To właśnie dlatego Kaga pokazywała się swym ofiarom z samego początku pod postacią lisa, aby strach przed bolesną śmiercią wypalał siłę w Bóstwie Yako. Nie trzeba było jej wiele do szczęścia. Sam zapach krwi oraz smak mięsa był wystarczającą nagrodą za trudy. Jednak teraz, leżąc i pozwalając na opatrzenie rany, wpatrywała się intensywnie swoimi błękitnymi oczyma w chłopaka, podobno zwanego Nobu. Tak przynajmniej krzyczała kobieta, gdy ten wpadł w popłochu do budynku. Znosiłą ból, znosiła dotyk, całkowicie pogubiona, bezradna. Zadając jedno pytanie: Dlaczego mnie widzi?
Gdy tylko zapadła noc, a w klinice nie został nikt poza innymi zwierzętami oraz wybawicielem lisiego Yokai, Kaga postanowiła zbudzić się ze snu, słysząc i czując delikatne mrowienie. Uniosła swe uszka, unosząc powieki. Nobu wykończony spoczywał na foletu, przykryty kocem. Sakura nie mógł przejść obojętnie obok nadopiekuńczego chłopaka.
- Kaga, co widzisz? - głęboki głos Pana rozległ się echem w jej głowie.
- Głupca - odpowiedziała dość chłodno, mierząc postać człowieka. Po chwili jednak zrozumiała jak opryskliwa i bezczelna była w stosunku do Hajime i jej zachowanie od razu się zmieniło. - Wybacz mi Panie. Czy mam zabić i wrócić? - musiała spytać, aby nie popełnić błędu. Bóśtwo nigdy nie pozwalało nikomu tak długo żyć. Owszem, lisiczka była poniekąd wdzięczna za ratunek, ale jednak nie było to czymś normalnym. Ludzie zwykle przychodzili w progi świątyni, modląd się o wysłuchanie ich egoistycznych zachcianek, czy problemów. Potem wrzucali parę drobniaków w nadziei, że Yako uchyli się nad ich prośbami. Owszem, czynił to, lecz zapłata była o wiele większa niż ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić.
- Zostaw - to jedno słowo przepełnione licznymi emocjami wystarczyło, aby jasnowłosa zrozumiała plan Hajime. Lisie maleństwo usiadło, prostując dumnie w klatce wyścielonej licznymi kocami, wypalając swój wzrok na postaci Nobu. Widać było ja tęczówki ozywają, a źrenice błyszczą. Światło księżyca zostało nagle przysłonięte gęstymi chmurami, a ciemność zapadła w pomieszczeniu. Jedynie jej błękitne oczy połyskiwały, zaś ciało zaczynało owiewać tajemnicza mgła. Kaga całkowicie przemieniając się w szarą mgłę, wyszła zza krat, formując swoje na w pół ludzkie ciało. Pochylając nad ciałem chłopaka, oparła ręce o fotel, uśmiechając lubieżnie przed smaczną kolacją.
- Mam nadzieję, że będziesz zabawny - wyszeptała, oblizując dolną wargę, tłamsząc w sobie jęk podniecenia jaki zalągł się w podbrzuszu kobiety. Jej Puszysty ogon leniwie smugał nogi jasnowłosego. Uszy sterczały rozgorączkowane, a jej szpiczaste palce przejechały ostroznie po policzku Nobu. Uniosła niespiesznie podbrudek ludzkiego szczenięcia, aby mieć łątwiejszy dostęp do ust, po czym wpiła się w nie dość zachłannie, uśmiechając. Tuziny wspomnień przemknęły przed jej oczyma, pozostawiając pewnego rodzaju niedosyt, gdy zmuszona była odkleić się od warg chłopaka. Światło księżyca na nowo wpadło przez okno do kliniki, a lisiczka odsunęła się bezszelestnie, wracając do poprzedniej formy jak gdyby nigdy nic. W postaci zwierzęcia spoglądała na Yaude, ciesząc w duchu na nadchodzącą przygodę. Niezmiernie intrygowało ją spotkanie Pana z wybawicielem.
Parę dni później w świątyni Lisiego Bóstwa było nie małe zamieszanie. Przynajmniej nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Kilka maleńkich lisów przechadzało się po okolicy. To jeden spał przy wejściu na kamieni, inny zaś wygrzewał się brzuchem do góy na dachówkach. Kolejne ganiały się wokół kapliczki, az nagle tę sielankowość przerwały czyjeś kroki. Wszelakie uszy w okolicy nastroszyły się, śledząc stukoty butów. Sama Kaga grzecznie siedziała w ramionach Nobu, choć od środka całkiem ją rozsadzało. Wiedziała o sekrecie chłopaka, znała jego strach, obawy i prosiła tylko, aby był kolejną ofiarą Pana Yako. Gdy tylko jasnowłosy puścił lisiczkę, ta usiadła z radosnym pyszczkiem, wydając ku niemu dźwięk podziękowania, a potem zrobiła dwa kółka dając mu znać, aby poszedł za nim. Liczyła, ze chłopak będzię głupiutki, a zarazem mądry, idąc w jej ślady. Zaprowadziła go prosto do kapliczki, gdzie ludzie wrzucali podarki. Wskoczyłą na drewnianą skrzynię, drapiąc lekko kraty, za którymi lezało sporo drobniaków.
- No dalej - pomyślała, czując spojrzenia innych lisów na ich dwójce. Czuła równie wyraźnie spojrzenie Hajime, choć nie miała bladego pojęcia gdzie się znajdował. Równie dobrze jego dusza mogła ukrywać się w posągu duzego lisa stojacego zaraz za skrzynią.
Natas
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yasuda Nobu
Ostatnie dni były jedną wielką gonitwą. Z zajęć na praktyki w klinice, gdzie to mógł rzucić okiem na zdrowiejącego liska. I tak na około. Ale ku własnemu zaskoczeniu wcale nie był tym zmęczony. Głównym tego powodem było jego rozproszenie. Miał czym zająć swoje szalejące myśli, dzięki czemu nawet często nie wyłapywał dziwnych stworzeń, które zazwyczaj dostrzegał kątem oka. Zupełnie jakby trzymały się na dystans, choć mógł poczuć na sobie ich wzrok.
Niestety w końcu przyszła pora na rozstanie się z czworonogiem. Rany lisa w pełni się zagoiły, jedynie ostatni raz nałożył na nie żel, który miał swoim smakiem oraz zapachem zniechęcić zwierzaka do naruszenia osłabionej skóry. Prawidłowo powinien założyć mu kołnierz, jednak wolał nie ryzykować tego z dzikim zwierzęciem. Musiało mieć ono swobodę ruchu do przeżycia.
Do świątyni udał się zaraz po skończonych praktykach. Do ostatniej chwili szukał jakiegokolwiek zajęcia, żeby tylko jak najbardziej odwlec w czasie rozstanie z lisem. Zdążył się do niego przywiązać, tak samo jak do każdego innego zwierzęcia, które uratował. Tym razem jednak Doktor Sakura jasno postawił sprawę i nawet osobiście wystawił chłopaka za drzwi kliniki z lisem w ramionach. Szatyn westchnął poddając się. Dobrze wiedział, że to dla jego dobra.
- Witaj w domu Mały. - Powiedział omiatając wzrokiem świątynię. Cały teren był dziwnie opustoszały. Owszem po drodze minęli kilka młodych lisków, które albo bacznie go obserwowały, albo nurkowały w krzaki, jeśli znalazł się zbyt blisko nich. Jednak po ludziach nie było nawet śladu. Co było zaskakujące, bo okolica była wyjątkowo zadbana.
Odstawił lisa na ziemię i uniósł lekko lewą brew na widok jego niecodziennego zachowania.
- Mam iść z tobą? - Co mu szkodziło? I tak chciał zbadać odrobinę to miejsce, które tak budziło jego ciekawość. Modlił się jedynie o to, aby nie trafił na żadnego stwora podobnego do jego stalkera. Jeden taki problem już mu stanowczo wystarczył. Ale mimo strachu siedzącego mu na karku, ruszył na czworonogiem, który doprowadził go do kapliczki.
- Skrzynka na dary, hm? Dobrze was wytrenowano. - Rozbawiony parsknął łagodnie i wsunął dłoń do swojej kieszeni. Pudło. Spróbował szczęścia w kolejnych, a nawet i w swojej torbie, ale ostatecznie znalazł jedynie dwie monety o nominale jednego jena. Uniósł je przed siebie i zaśmiał się nerwowo.
- Mam nadzieję, że bogowie nie pogniewają się na biednego studenta. - Drapiąc się po potylicy, wspiął się na stopnień, po czym wrzucił monety do skrzyni. Lekko wahając się, poruszał sznurem, budząc do życia stary dzwonek. Jego dźwięk odbił się echem od pobliskich drzew. Nobu nawet miał wrażenie, że był zbyt głośny, a dźwięk niósł się zdecydowanie zbyt długo, ale wzruszył jedynie ramionami i kontynuował, kłaniając się dwa razy. Tuż po tym zaklaskał dwa razy i przymknął powieki zastanawiając się nad modlitwą.
- Proszę miej na niego oko, żeby znów nie wpakował się w tarapaty. - Wypowiadając te słowa uchylił na moment powiekę, aby zerknąć na siedzącego nie opodal lisa. Posłał mu lekki uśmiech, po czym zamknął ponownie oczy. - I proszę o twoją opiekę przed... - Zaciął się. Przed czym? Czym były te stworzenia? Potworami, duchami? Ale czy naprawdę warto było robić sobie nadzieję na tak proste rozwiązanie problemu? - Proszę tylko o twoją opiekę. - Poprawił się i pokłonił po raz ostatni, a w tym momencie ucichł również dzwonek.
Ostrożnie i rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok w miejscu w którym jeszcze przed chwilą siedziała puszysta kulka. Już nie było po niej nawet śladu. Został sam. Cóż spodziewał się tego, ale liczył, że jeszcze uda mu się choć ostatni raz zatopić palce w jego miękkiej sierści.
...
Szatyn co chwilę przeklinał, walcząc ze swoimi drżącymi dłońmi, które po raz kolejny upuściły klucze na ziemię. Był przerażony - to mało powiedziane. Z każdą sekundą, coraz bardziej wyczuwał jego obecność. Żądza mordu tym razem nie była przez nic blokowana. Miał dość zabawy w kotka i myszkę.
- AaaakurwaMać! - Poddając się rzucił kluczami w potworną, czarną masę i puścił się biegiem przez uliczki. Zostawienie otwartej na noc kliniki nie ujdzie mu a sucho, ale jakie miał inne wyjście? Dać się złapać w te czarne, oślizgłe macki? Kto wie, czy jego śmierć byłaby szybka i bezbolesna - o tym nie zamierzał się przekonywać.
Jego celem była naturalnie świątynia, jednak potwór szybko przewidział jego ruchy. Nie gonił go na oślep, a skutecznie zagradzał każdy możliwy skręt, który pozwoliłby mu do niej dotrzeć. A ta była jego ostatnim ratunkiem, skoro już nawet w klinice nie był bezpieczny. Próbował nawet przeskakiwać przez ogrodzenia, ale to ostatecznie obróciło się przeciwko niemu, kiedy trafił na ślepy zaułek. Po raz kolejny wskoczył na siatkę, wolno podciągając się przez wykończenie. A kiedy już chwycił za górną barierkę, poczuł, jak coś obślizgłego oplata jego lewą nogę. Spanikowany próbował się wyrywać, ale na marne. Jedynie udało mu się bardziej rozdrażnić bestię, która zirytowana ściągnęła go brutalnie na ziemię, z którą boleśnie zderzyła się jego głowa. Od razu skulił się, chwytając za obolałe miejsce, czując pod palcami ciepły i lepki płyn.
Wyczuwając metaliczny zapach, czarna mazia zarechotała pobudzona, po czym rozchyliła swoją nisko umiejscowioną paszczę. Mieściły się w niej trzy rowy, niesamowicie ostrych zębisk, które po chwili zawisły nad przerażonym chłopakiem, który nie mógł ruszyć choćby palcem. Nie wiedział co nadejdzie pierwsze. Utrata przytomności, spowodowana przez macki zaciskające się na jego szyi, czy może fala bólu wywołana przez bycie pożeranym żywcem?
- Boż... bła-gam... - Wymamrotał, nim macka mocniej ścisnęła jego gardło. Nawet nie był w stanie krzyczeć. Mógł jedynie wpatrywać się w lśniący od czarnej mazi, kieł zbliżający się niebezpiecznie do jego rozchylonego w szoku oka.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
肇 佐藤
Gdy sylwetka młodzieńca zniknęła za horyzontem, posąg lisa zalśnił jaskrawą łuną, a postać Yako wydostała się na zewnątrz gdzie przed chwilą stał zbawiciel młodej Kagi. Ona sama pod postacią puchatej kulki podreptała do lewej nogi swego pana, zas drugi lisek, rudawy w przeciwieństwie do swej siostry zagrzał swej miejsce po prawej stronie. Obie pary lisich ocząt wpatrywało się w blisko nieokreślony punkt przed sobą. Zamyślone, czekały na decyzję Bóśtwa świątyni.
- Trzy - stwierdził beznamiętnie, choć w jego kącikach ust widniał delikatny uśmieszek. Groźny, zwiastujący kłopoty dla swej niedoszłej ofiary.
- Miłosierdzie Pana jest nie do opisania - głos Kagi rozniósł się wraz z podmuchem wiatru, a ruda lisiczka zasłoniła swój pyszczek puszystą kitą.
- Panie, nie uważasz, że to za niska cena? - spytała z lekkim rozbawieniem w swym głębokim, lecz kobiecym głosie.
- To wiśniowe drzewo, którego owoce są warte poświęconego czasu i wysiłku - odpowiedział, kucając i głąszcząc po główkach swe dwie ulubienice, po czym odwrócił się na pięcie, spoglądając na dary ukryte w skrzynce. Yako wiedział, że ten chłopak był interesujący. Sam fakt jego zdolności widzenia Yokai była niezwykła. Za swego życia znał jedynie dwóch osobników, którzy nie zaznali starości.
Znudzona Kaga ziewnęła szeroko, ukrywając się w gałęziach jednego z nielicznych przy klinice drzew. Obserwowanie chłopaka z jednej strony było ciekawe zaś z drugiej nudne, choć nie raz myślałą, że posika się ze śmiechu widząc jak stara się udawać, iż nie widzi postaci Yokai przed sobą. Ciekawa była nawet ile razy obudził się w swoim łóżku, majac pod pościelą jakiegoś stwora i aby nie zginąć, musiał zachować zimną krew. Cóż, aż tak dokładnie nie pilnowała Nobu. Pracą swą dzieliła się również z Akagi, aby mieć czas wolny na zapełnienie brzuszka. Dzisiaj jednak, tego ciepłęgo wieczoru Yasuda dał się ponieść swoim emocją, wyjawiając swoje zdolności przed czarnym stworem. Zadowolona pognała zaraz za nimi, patrząc z góry budynku jak Yokai dopada ludzkie szczenie i zrzuca z ogrodzenia prosto na ziemię. W tym samym momencie dołączyła do niej Akagi, zaalarmowana całym zdarzeniem.
- Ludzie są tacy słabi - westchnęła lekko zrezygnowana, widząc jak chłopak pomału traci przytomność.
- Kaga, on go zaraz udusi. Pan będzie niezadowolony - oznajmiła ruda lisiczka, na co młodsza sisotra jedynie ciężko westchnęła, przytakując. Wstała na swe cztery łąpki, rozciągnęła leniwie i zeskoczyła, a jej drobne ciałko nabrało ludzkich kształtów. Z idealną precyzją i wyprostowanymi nogami wcisła swe bose stopy w głowę karykatury, którą wbiła w ziemię. Macki od razu poluxnił swój uścisk. Białowłosa nachyliła się nad chłopcem, nadal nie schodząc z Yokai, aby sprawdzić, czy Nobu nadal jest żywy. Cóż, był przytomny, to wystarczyło.
- Łahahaaa, ale cię załaaatwił - pomachała przed swą twarzą ręką, czując jak stwór znów zaczyna się poruszać. Zgrabnie zeskoczyła z niego, ale nim wylądowała, macka oplotła się wokół jej ciała. Zanim przepołowił ją na pół, usłyszał jedynie krótkie "ojć" z ust białowłosej. Jej ciało spoczywające na ziemi zaczynało coraz mocniej się wykrwawiać, a rudowłosa Akagi tylko pokręciła głową na nieostrożność siostry.
Kopiując swą młodzą, martwą siostrę, zeskoczyła na dół, zaraz obok ciała, spoglądając groźnie na swego przeciwnika.
- Ze mną nie będzie tak łatwo - uśmiechnęła się łobuzersko, przykłądając dłoń no klatki piersiowej, wysuwając po chwili spomiędzy piersi długą katanę. Yokai wyczuwając problemy, od razu zaszarżował na kobietę, któa pierwsze ataki mackami odparła ostrzem. Lśniące zelazo zadrżało dźwięcznie, a Akagi okręciła się wokółswej osi, wbijając ostry koniec u podnóża stworzenia. Nabrałą siły w rękach i jednym, zwinnym ruchem przecięła wzdłuż Yukai, które wyparowało. To samo chwilę później stało się z ciałęm Kagi, lecz jej starsza siostra zdawała się być obojętna śmierci sojuszniczki.
- Dalej będziesz tak leżał? Złapiesz wilka - zmruzyłą swe powieki, patrząc na ludzkie szczenie z góry. Zawsze traktowała ludzi jak kawałek głupiego mięsa. Gdyby Yako miał porównywać usposobienie obu lisiczek, to Kaga bez wątpienia była tą delikatniejszą.
- Udawaj, że ich nie widzisz, jeśli tobie życie miłe - zakryła swe usta puszystą kitą, pokazując przed nim dwa palce z długimi, szpiczastymi paznokciami. Nie mówiła co one oznaczały. Nie mniej jednak, chłopak wykorzystał właśnie jedno koło ratunkowe z trzech. Jeszcze dwa, a potem będzie musiał radzić sobie sam.
Odwróciła się plecami do Nobu, powolutku krocząc przed sobą, aby się oddalić. Nie miała ochoty rozmawiać z tym nieudacznikiem.
- Trzy - stwierdził beznamiętnie, choć w jego kącikach ust widniał delikatny uśmieszek. Groźny, zwiastujący kłopoty dla swej niedoszłej ofiary.
- Miłosierdzie Pana jest nie do opisania - głos Kagi rozniósł się wraz z podmuchem wiatru, a ruda lisiczka zasłoniła swój pyszczek puszystą kitą.
- Panie, nie uważasz, że to za niska cena? - spytała z lekkim rozbawieniem w swym głębokim, lecz kobiecym głosie.
- To wiśniowe drzewo, którego owoce są warte poświęconego czasu i wysiłku - odpowiedział, kucając i głąszcząc po główkach swe dwie ulubienice, po czym odwrócił się na pięcie, spoglądając na dary ukryte w skrzynce. Yako wiedział, że ten chłopak był interesujący. Sam fakt jego zdolności widzenia Yokai była niezwykła. Za swego życia znał jedynie dwóch osobników, którzy nie zaznali starości.
Znudzona Kaga ziewnęła szeroko, ukrywając się w gałęziach jednego z nielicznych przy klinice drzew. Obserwowanie chłopaka z jednej strony było ciekawe zaś z drugiej nudne, choć nie raz myślałą, że posika się ze śmiechu widząc jak stara się udawać, iż nie widzi postaci Yokai przed sobą. Ciekawa była nawet ile razy obudził się w swoim łóżku, majac pod pościelą jakiegoś stwora i aby nie zginąć, musiał zachować zimną krew. Cóż, aż tak dokładnie nie pilnowała Nobu. Pracą swą dzieliła się również z Akagi, aby mieć czas wolny na zapełnienie brzuszka. Dzisiaj jednak, tego ciepłęgo wieczoru Yasuda dał się ponieść swoim emocją, wyjawiając swoje zdolności przed czarnym stworem. Zadowolona pognała zaraz za nimi, patrząc z góry budynku jak Yokai dopada ludzkie szczenie i zrzuca z ogrodzenia prosto na ziemię. W tym samym momencie dołączyła do niej Akagi, zaalarmowana całym zdarzeniem.
- Ludzie są tacy słabi - westchnęła lekko zrezygnowana, widząc jak chłopak pomału traci przytomność.
- Kaga, on go zaraz udusi. Pan będzie niezadowolony - oznajmiła ruda lisiczka, na co młodsza sisotra jedynie ciężko westchnęła, przytakując. Wstała na swe cztery łąpki, rozciągnęła leniwie i zeskoczyła, a jej drobne ciałko nabrało ludzkich kształtów. Z idealną precyzją i wyprostowanymi nogami wcisła swe bose stopy w głowę karykatury, którą wbiła w ziemię. Macki od razu poluxnił swój uścisk. Białowłosa nachyliła się nad chłopcem, nadal nie schodząc z Yokai, aby sprawdzić, czy Nobu nadal jest żywy. Cóż, był przytomny, to wystarczyło.
- Łahahaaa, ale cię załaaatwił - pomachała przed swą twarzą ręką, czując jak stwór znów zaczyna się poruszać. Zgrabnie zeskoczyła z niego, ale nim wylądowała, macka oplotła się wokół jej ciała. Zanim przepołowił ją na pół, usłyszał jedynie krótkie "ojć" z ust białowłosej. Jej ciało spoczywające na ziemi zaczynało coraz mocniej się wykrwawiać, a rudowłosa Akagi tylko pokręciła głową na nieostrożność siostry.
Kopiując swą młodzą, martwą siostrę, zeskoczyła na dół, zaraz obok ciała, spoglądając groźnie na swego przeciwnika.
- Ze mną nie będzie tak łatwo - uśmiechnęła się łobuzersko, przykłądając dłoń no klatki piersiowej, wysuwając po chwili spomiędzy piersi długą katanę. Yokai wyczuwając problemy, od razu zaszarżował na kobietę, któa pierwsze ataki mackami odparła ostrzem. Lśniące zelazo zadrżało dźwięcznie, a Akagi okręciła się wokółswej osi, wbijając ostry koniec u podnóża stworzenia. Nabrałą siły w rękach i jednym, zwinnym ruchem przecięła wzdłuż Yukai, które wyparowało. To samo chwilę później stało się z ciałęm Kagi, lecz jej starsza siostra zdawała się być obojętna śmierci sojuszniczki.
- Dalej będziesz tak leżał? Złapiesz wilka - zmruzyłą swe powieki, patrząc na ludzkie szczenie z góry. Zawsze traktowała ludzi jak kawałek głupiego mięsa. Gdyby Yako miał porównywać usposobienie obu lisiczek, to Kaga bez wątpienia była tą delikatniejszą.
- Udawaj, że ich nie widzisz, jeśli tobie życie miłe - zakryła swe usta puszystą kitą, pokazując przed nim dwa palce z długimi, szpiczastymi paznokciami. Nie mówiła co one oznaczały. Nie mniej jednak, chłopak wykorzystał właśnie jedno koło ratunkowe z trzech. Jeszcze dwa, a potem będzie musiał radzić sobie sam.
Odwróciła się plecami do Nobu, powolutku krocząc przed sobą, aby się oddalić. Nie miała ochoty rozmawiać z tym nieudacznikiem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach