Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty My heart is still with you {30/07/22, 08:12 pm}

First topic message reminder :



MireyetSatomi



Romans
Xianxia
Komediodramat


Fluffy stuff


My heart is still with you


Dwie kobiety, znające sobie przez całe swoje długie kultywatorskie życie, urodziły tym samym roku synów. Chcąc za wszelką cenę kontynuować przyjaźń między rodzinami, dawały spędzać dwóm chłopcom mnóstwo czasu razem: kultywować i bawić się wspólnie. Z ulgą patrzyły, jak wstępują do tej samej sekty, by dorastać pod skrzydłami jednego mistrza i umacniać niezwykłą przyjaźń. Niestety, zdarzył się wypadek, który rozdzielił chłopców, kiedy wchodzili w swoje dorosłe życie. Jeden z nich został zamknięty w tajnym, małym świecie, który otwiera się raz na 25 lat.

Przez cały ten czas ten, który został w sekcie, rozmyślał pozostawiony sam nad tym zdarzeniem, tracąc szczęście swojego życia. Z twarzą bez wyrazu postanowił skupić się na rośnięciu w siłę, by - gdy przyjdzie czas - ruszyć z odsiedzą. W tym czasie drugi, zamknięty w niebezpiecznym świecie na przyszłe 25 lat, odnalazł nowy sposób umacniania swojej mocy. Pozwoliło mu to przeżyć i stanąć na szczycie tego małego miejsca, ale świat kultywatorów, w którym żyje, może nie zaakceptować takich metod.


code by emme

Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {09/06/23, 12:08 pm}

Hellow Był zły na cały świat, a już najbardziej na Lei Tiana, który TAK go potraktował! Może i się pożegnał, ale… jeśli tak miały wyglądać ich pożegnania, to on podziękuje! Oczywiście, że zamierzał wrócić szybko, nie musiał mu stawiać warunków! No i… agh, sama kukułka nie była nawet pewna, o co jest zła, ale całą drogę pędził na swoim mieczu tak szybko, że uczniowie mieli problem, by nadążyć. Odtwarzał w głowie, jak ten rzucił mu TYLKO spojrzenie i UŚMIECHNĄŁ SIĘ. Nic więcej!
      Jego parszywy nastrój rozwiało dopiero dotarcie na miejsce, które, cóż… tak cholernie mu się podobało, że nie mógł się nie uśmiechnąć. Może i był trochę próżny, ale naprawdę… kto by nie chciał mieszkać w tak odjechanej sekcie, która całą sobą krzyczała “jesteśmy bogaci”? Więcej kultywatorów, większe perspektywy, tyle super miejsc do treningów… naprawdę czasem im zazdrościł. Acz tego dnia, gdy już nacieszył swe oczy podczas oczekiwania na uczniów, gdy wytłumaczono im, do czego będą potrzebni oraz po przywitaniu wszystkich rywali z turnieju, kładł się spać z myślą, o ile bardziej wolałby zasypiać właśnie w swoim mniejszym, niż ten, pokoiku.W biedniejszej, niż ta, sekcie. Zamknąwszy oczy, próbował wmówić sobie, że słyszany oddech należał do przyjaciela i nawet spróbował opatulić się pościelą tak, jakby była żywym człowiekiem.
Ale nie była, za co została brutalnie skopana w nogi.
Przeleżał całą noc, zastanawiając się, co robi Lei Tian.

     Na górze Bai Shu dzień zaczynał się bardzo wcześnie rano, a wraz z nim – obowiązki. Zostali przydzieleni do zachodniej części wraz z dwoma innymi sektami, co dawało łącznie około czternaście osób. Nawet mimo takiej ilości wszystko szło żmudnie, jakby ktoś sprytnie zatarł wszystkie istotne ślady, pozostawiając jedynie te, które zdawały się być bez znaczenia, lub okazywały się ślepym zaułkiem. Zła energia zaprowadziła ich na przykład  na skraj lasu, gdzie po dwóch godzinach okazało się, że zupełnie nic nie ma. A przynajmniej nic istotnego, bo buty, które znaleźli, należały do jakiegoś dziecka, najwyraźniej. Nie tego jednak szukali. Zaginionymi byli nie tylko dorośli, ale co więcej kultywatorzy o naprawdę silnym rdzeniu. Ktoś, kto ich porwał, nie zadowoliłby się byle dzieckiem.
     Później nie było wcale lepiej. Zapuścili się głębiej w rejony, w których czaiły się bestie i kolejne pół popołudnia walczyli bezsensownie z chmarą, co także nie przyniosło żadnych istotnych śladów. Tak minął dzień, kolejny, jeszcze jeden. Co prawda Xia Xia nie mógł narzekać na wrażenia, a uczniowie każdego dnia padali wykończeni intensywnością wydarzeń, jakie im serwował, jednak… Męczyło go to bardziej, niż zwykle. Chciał wracać jak najszybciej, a nie mógł, bo nie posuwali się wcale naprzód. Jedyne, co miał, to coraz więcej pytań, bo coś zaczynało mu nie pasować. Gdzieś pośród tej układanki pojawiały się wypaczone elementy, których za nic w świecie nie potrafił połączyć. Po zaginionych nie było śladu, a nikt nawet nie pomyślał o poszerzeniu obszaru czy zwerbowaniu większej ilości osób. Nie tylko to – każdą znalezioną wskazówkę, jakikolwiek ślad – wszystko musieli natychmiast zgłaszać i choć raz miał wrażenie, że trop, na który wpadł, jest właściwy, nikt nie pozwolił mu go sprawdzić.
     Przeniesiono ich w inne miejsce, a tam wydelegowano “bardziej doświadczonych kultywatorów”. Rzecz jasna wszystkich z sekty z góry Bai Shu.

     Jednego wieczora – szóstego, od kiedy się tu pojawił – nie wytrzymał. Nie był zbyt dobry w główkowaniu – to Tian Tian zawsze się tym zajmował. On miał za mało cierpliwości, by łączyć fakty, czy sprawdzać podejrzenia rozmawiając z ludźmi. Prowadzić gierki słowne, czepiać się… Był człowiekiem czynu! A takowy mógł zrobić tylko jedno.
Wybrać się na własną rękę, by sprawdzić trop.
    Tego dnia któraś z kultywatorek usilnie próbowała kogoś znaleźć. Ostatnia osoba, której tak szukano, zasiliła grono zaginionych, więc tym bardziej nerwowa wydawała się jej sekta, podczas gdy gospodarze przyjęli to ze spokojem. Zorganizowane poszukiwania rzecz jasna niczego nie dały, a gdy nastał zmrok, dając złym mocą przewagę, zdecydowano, że zaczną znów rano. Jednak kto by czekał? XiaXia usłyszał, jak ktoś zmawia się po kątach. Cóż… zaciągnięcie się do samozwańczej ekipy poszukującej wydawało się jedyną właściwą opcją.

     Zaczęli w miejscu, w którym zniknęła dziewczyna. Był on i jeszcze trzy inne osoby. Zapewne wszyscy należeli do jednej sekty, a przynajmniej tak założył XiaXia, który mogąc w końcu działać, poczuł się jak ryba w wodzie. Wszyscy jednym głosem potwierdzili, że także mają swoje podejrzenia, wymienili się informacjami i faktami. A gdy jeszcze nagle udało im się znaleźć trop. Kiedy w banalnie łatwy sposób dotarli do miejsca, gdzie zaginiona leżała, unieruchomiona jakimś zaklęciem – jakże łatwo było wpaść w pułapkę samozadowolenia.? No bo wszystko się składało, czyż nie? Wspólne poszukiwania nie przyniosły rezultatów, a malutka grupa prawie od razu wpadła na trop. Przypadek? A może dzięki temu, że każdy jej członek należał do sekt spoda góry? Kto wie, czy gospodarze nie tuszowali czegoś. Tylko w jakim celu? Przecież ich kultywatorzy też zniknęli, to nie miało sensu…
     Ale kto przejmowałby się drobiazgami? Widząc unieruchomioną kultywatorkę jej przyjaciółka rzuciła się do pomocy.
- Jest nieprzytomna! Nie mogę… nie mogę jej podnieść! - krzyknęła za siebie, a dwie osoby od razu pobiegły jej z pomocą.
Jing Xia też miał taki odruch, ale wtedy wydało mu się, że słyszy szelest. Odwrócił się w tamtym kierunku jak na zawołanie, od razu także zaciskając dłonie na klindze miecza. I gdy się tak rozglądał, dostrzegł stojącą niedaleko towarzyszkę, która robiła dokładnie to samo. Czyli mu się nie wydawało. Tylko dlaczego patrzyła na niego z takim niepokojem? Jak skamieniała, z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnął się do niej więc pokrzepiająco, na co ta odetchnęła z ulgą.
- Ying Xia! - usłyszał proszący głos. - Twoja sekta zajmuje się takimi rzeczami, weź no pomóż!
- Kryj nas - rzucił więc do dziewczyny i podbiegł do całej reszty.
To było strasznie dziwne. Nim zdążył się dokładnie przyjrzeć zaklęciu, to zostało… zerwane? A może bardziej odwołane? Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni, ale nie było czasu się zastanawiać. Kto wie, dlaczego Na Su leżała w środku lasu całkiem sama? Jakikolwiek był powód – skoro poszło tak łatwo – nie powinni nadwyrężać swojego szczęścia. Przyjaciele spróbowali ją ocucić, a gdy to nic nie dało, postanowiono, że ją zaniosą. Czarnowłosy otworzył usta, by zawołać dziewczynę za nimi i…
Ech?
Jak się nazywała?
W zasadzie… od kiedy była z nimi? Nagle nie potrafił sobie przypomnieć, jak do nich dołączyła. Była tam od samego początku? Ale mógłby przysiąc, że poza nim do lasu wchodziły trzy osoby… Kim więc…
   Jego ciało zareagowało nawet szybciej, niż on sam, uskakując w chwili, w której miał spaść cios. Świszczało mu w uszach, a miecz o mało co nie wyślizgnął się z lepkiej od potu dłoni. Gdyby zorientował się o sekundę za późno, już byłoby po nim.
- Uciekajcie! - wrzasnął do młodszych od niego uczniów. - To pułapka!
Nie musiał nawet mówić – chyba wszyscy zdążyli się zorientować, że dali się zrobić jak dzieci. Zresztą, nie mógł się nimi przejmować, gdy nadlatywał kolejny cios, a za nim następny. Jednakże teraz, gdy widział wroga, ten nie miał z nim szans. W końcu dziewczyna nie dorastała Lei Tianowi do pięt. Jak więc mógł z nią przegrać?
     Gdy wstał z kolan szala przechyliła się na drugą stronę. Już nie odparowywał ciosów, pozostając w defensywie, ale spychał przeciwnika do tej roli, zgrabnie manewrując po płaskim terenie. Zdołał nawet dostrzec kątem oka, jak z cienia wyłaniają się kolejne osoby. Jedna, dwie… trzy? Nie mógł odwracać spojrzenia od dziewczyny na zbyt długo, bo wtedy ta wykonywała dziwnie zaskakujace ruchy. Tylko sprytem udało mu się ją podejść i odrzucić na parę kluczowych sekund, by rzucić się na pomoc inicjatorce całego zajścia – Lian Tao. Dziewczyna może i była zdolna, ale trzymając przyjaciółkę niewiele mogła zrobić.
- Uciekaj i zawołaj pomoc - nakazał, przejmując przeciwnika, którego twarzy nie mógł dostrzec przez kaptur.
- Ale…
- JUŻ! Nie mamy z nimi szans, po prostu uciekajcie! Zostaw ją…!
- Nie! Jest moją przyjaciółką, nie mogę…
- Na litość…!
Ten jeden błąd. Nie mógł ich bronić, a zarazem walczyć. Gdyby ją zostawiła i uciekła, był pewien, że mogąc się skupić, znalazłby idealny moment, by uciec i choć spróbować zabrać Na Su ze sobą. Ale nie była z jego sekty, skąd miała wiedzieć, że nie zostawiłby nikogo w potrzebie? Jak mogła mu zaufać, gdy ważyło się życie kogoś jej bliskiego?
     W tej jednej chwili Ying Xia nawet pomyślał, że zapewne zrobiłby to samo. Pomagając jej wrzucić nieprzytomną na miecz, nie potrafił powstrzymać myśli, jak wielkim szczęściarzem był, że Lei Tian nigdy, ale to przenigdy nie przegrywał. Nie był typem osoby, którą należało ratować, jak mógł kiedykolwiek w to zwątpić? Gdyby tu był… Ktoś zranił go w nogę, gdy był zbyt skupiony na ratowaniu podlotków. Taka rana to przecież nie powinno być nic wielkiego, ale przeciwników przybyło. Musząc odparowywać ciosy na kilku frontach i uważać przy tym, jak stąpa, zmęczył się o wiele szybciej, niż zazwyczaj. Zauważyli to. Oczywiście cholera, że zauważyli, dlatego napierali ostrożnie, ale silnie, uderzając wprost w jego słaby punkt. Kawałek po kawałku ranili go, aż nie odsłonił się tak bardzo ze zmęczenia, że ktoś zaszedł go od tyłu. Poczuł ostry ból głowy, od którego pociemniało mu przed oczami. Nie był w stanie utrzymać się na nogach.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {18/06/23, 10:31 pm}

_____ Kultywowanie na pewno było wolniejszy i bardziej nudnym procesem, od tego co teraz działo się w życiu LeiTiana. Z jednej strony znajomość run, wykonywanie przedmiotów podnosiło jego zdolności, nie tylko te manualne, lecz też związane z kontrolą własnej energii. Z tego powodu, zbieranie energii przebiegało też szybciej. Niestety, takie skupienie się i wchłanianie przez całe życie dużej ilości energii, często nie zwiedzając świata i zagłębiając się mozolne poznawania znaków - nie było dla każdego.  W ciągu tych kilku dni poczynił dość spore zmiany, przypominając sobie to co prawie zapomniał. Zmarszczył brwi czując, że czarny Onyks w jego dłoni, z runami oraz zaklęciami nie był idealny. Mógł go jednak włożyć w maszynę, które znajdowała się powoli przed nim, a później zamienić na coś lepiej wykonanego. Kliknął językiem po chwili zastanowienia i odrzucił kamień na kupkę pozostałych “zapasowych części”. Siłą swojej energii nakazał kolejnego Onyksowi przylecieć z pudełka do jego dłoni, po czym rozpoczął proces od nowa. Zanim jednak przyłożył malutkie narzędzie do powierzchni, zatrzymał się. Jego spokojnie spojrzenie powędrowało na resztę części. Tworzył coś na wzór przedramiennika, a wzmacniający i regenerujący czarny kamień miał pomóc wraz z później dodanymi innymi przewodnikami Qi. Odłożył kamień i postanowił zająć się resztą części, czując, że mając z tyłu głowy negatywną energię, z którą wyszedł jego XiaXia, nie będzie wstanie dać z siebie wszystkiego z grawerunkiem. Westchnął ciężko i przed kolejne dni tworzył części, próbując wyrzuć z głowy fakt, że ma ochotę to rzuć wszystko, aby sprawdzić, czy kukułka jest bezpieczny, bo jego przeczucie mówiło mu, że w coś się wpakuje. Nie musiał długo czekać, żeby potwierdzić te przypuszczenia.
- Mistrzu. - odezwała się od razu pojawiając się z cienia i kucając koło niego, bez słowa klęcząc i składając głowę na posadzkę w geście przepraszania. LeiTian nie odwrócił się w jej stronę, tylko wypuszczając mruknięcie spomiędzy warg, aby zaczęła mówić. Podniosła więc głowę i uważnie przyglądając się tego jak zachowa się, rozpoczęła od najważniejszej informacji. - YingXia został zabrany przez sektę z BaiShu. Zamierzają go prawdopodobnie sprzedać jako niewolnika po naniesieniu znaku.  
_____ Ciemnowłosy przystał w swoich ruchach, które precyzyjnie rzeźbiły runy w kawałku jadeitu. Odłożył kawałek minerału na blat, a zaraz koło niego, spokojnie, swoje narzędzia i spojrzał na siedzącą obok lisicę, której twarzy nie wyglądała jakby kłamała. Właściwie była w sercu przerażona tym jak się zachowa i słusznie, bo jego wzrok, który właśnie na nią spadł nie był przyjemny. Ciężki, ciemny, pełen ukrytej przemocy, lecz jego chęć mordu nie wyszła na wierzch. Cały czas trzymana pod maską nie zainteresowanej twarzy. Otworzył lekko usta, lecz nie powiedział nic, po czym zamknął je i spojrzał przed siebie, na widok z okna. LeiTian właśnie w tym momencie kontemplował coś. Nie tylko szukał rozwiązania na tą sytuację, lecz też liczył wszystkie za i przeciw. Oczywiście nie pozwoli swojej kukiełce wpaść faktycznie w sidła kogoś i być własnością, należącą do kogoś kto nie jest nim. Lisica obserwowała go uważnie, widząc, że toczy małą bitwę z samym sobą. Była z tego sekretnie zadowolona. Chciała, aby oddał się zupełnie na ich stronę, żył, jak powinien i zostało mu przykazane. Zwłaszcza z krwią jego ojca.  
- XiuYing. - odezwał się przywołując umysł kobiety na ziemię. - Widać trzeba go uratować zanim coś poważnego się wydarzy.
- Oczywiście, mistrzu. - odpowiedziała kładąc jedną, porcelanowo idealną dłoń delikatnie na swoim biuście, z uśmiechem pytając. - Jakie są wytyczne? DuYi bardziej chętnie zrobi rzeź.
- Powiedzmy, że zgadzam się na dalsze zbieranie energii. - odwrócił się do lisicy, która poczuła jak po plecach przebiega jej dreszcz widząc czarne oczy LeiTiana, które w tym momencie odbijając światło stały się lekko czerwone. - Ale najpierw niech skończy z sektą z BaiShu.
_____ Białowłosa ścisnęła lekko uda ze sobą pod materiałem, który nosiła na sobie, pochylając lekko głowę, aby nie patrzyć w oczy tak bardzo przypominające jej poprzedniego właściciela jej serca. Nie tylko jej umysł ekscytował się na to co mogło być w przyszłości. Tak szybko jak się pojawiła, tak łatwo zniknęła w ciemności, nie robiąc sobie zupełnie nic z tych wszystkich barier poustawianych na około pomieszczenia. Wróciła do pomieszczenia, stojąc między leżącymi na ziemi ciałami. Nie przypominały one jednak nieprzytomnych kultywatorów, a szczątki po kimś znajdującym się tutaj od lat. Prawdą jednak było, że nie miały więcej niż tygodnia. Jej rubinowe oczy powędrowały na siedzące w pozycji lotosu, zamaskowanego mężczyznę - DuYi, który zbierał energię z kilku żyjących jeszcze, lecz złapanych i przeklętych kultywatorów. Tym razem nie byli to młodzi geniusze, a osoby wyższe stażem, doświadczone i mające więcej Qi. Lisica podeszła do niego, który nie odwrócił się w jej strony, a zwyczajnie przerwa ciszę, która opanowała to pomieszczenie szybkimi słowami.  
- Jaki jest plan?
- Mistz chce odzyskać chłopaka zanim dostanie znak niewolnictwa. - na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech sięgający od ucha do ucha. - Ale się zawahał.
- Hm? - zamaskowany odwrócił się w stronę kobiety. - Jesteś pewna?
- Widziałam przed chwilą czerwony blask.
- Chciałbym zobaczyć Mistrza. - westchnął mówiąc lekko pod nosem. - Jak długo jeszcze muszę czekać żeby zobaczyć jego twarz...
- Aż nie znajdziesz swojego serca. - zaśmiała się, po czym zrobiła krok do przodu łapiąc za jednego z nieprzytomnych mężczyzn i podnosząc do góry, aby zobaczyć jak wygląda jego twarz. - Mogę go sobie wziąć?
- Głodna?
- Trochę? - spojrzała na niego patrząc przez ramię. - Poza tym szykuje się rzeź, spokojnie znajdziemy dużo nowy źródeł.  
_____Uśmiech na jej twarzy był identycznym z tym skrywanym pod maską mężczyzny. DuYi także cieszył się na możliwość zabicia dużej ilości idiotów, którzy myślą, że mogą wszystko. W ciągu następnego dnia obserwowali całego wydarzenie, zbierając informację, poziomy kultywacji, możliwe drogi ucieczki i przygotowując krąg, aby bardzo szybko wchłonąć w artefakt bardzo dużo Qi. Aby nie wzbudzić podejrzeń, postanowili także zostawić kilkoro innych nieszczęśników przy życiu - inaczej YingXia byłby pod nadzorem jako jedyny, który przetrwał starcie z nimi. Znak sługi zakładany jest zwykle przy samym “nowym właścicielu” stąd dwójka miała czas i mogła poczekać na samą aukcję, która odbyła się trzy dni później. Widać, że chcieli pozbyć się ich jak najszybciej –tym razem towar był wyjątkowo ciepły. Założyli swoje czarne maski z rogami i wparowali na przyjęcie rozpoczynając krwawy wieczór.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {24/06/23, 01:32 pm}

Hellow Wracanie do świadomości przypominało wyłanianie się z bardzo głębokiej, ciemnej studni. Przeraźliwe zimno, zbyt głośne – jak na przyzwyczajone do głębin uszy – dźwięki atakowały go na równi z niewyraźnym światłem. Najgorzej jednak było z głową, która nieustannie łupała tępym bólem. Nie mógł spać zbyt długo… prawda? Otumaniony, otwierał powoli oczy. Naprawdę oberwał jednym ciosem w głowę, czy ktoś zrzucił mu na nią kilka pokaźnych rozmiarów głazów?
- Gdzie? - zapytał w próżnię.
Odzyskawszy zmysły, rozejrzał się. Surowe, kamienne ściany, podobnie jałowa i zimna podłoga oraz malutkie źródło światła. Zdecydowanie nie zapowiadało się to za dobrze. Ying Xia spróbował wstać, ale wywołało to nie tylko kolejny zawrót głowy, a dodatkowo przeraźliwy ból w nodze. Nie byłby sobą jednak, gdyby nie spróbował jeszcze dwa razy, nim w końcu postanowił spojrzeć na ranę. O jakże się pomylił myśląc, że to nic takiego. Rozcięta w kilku miejscach skóra obnażała głęboką szramę, która ciągnęła się prawie do samej kostki. W przynajmniej jednym miejscu miecz prawie przeszedł na wylot, a co gorsza poza sączącą się krwią, kultywator dostrzegł także pierwsze oznaki wdającego się zakażenia. Wyliże się, tego był pewien, ale ucieczka stąd, gdziekolwiek był, znacznie się utrudni.
     Prowizoryczny opatrunek wyglądał żałośnie, a pierwsze próby rozpoznania nie przyniosły efektu. Drzwi, jakie znalazł, były dobrze zamknięte i nie dały się w żaden sposób wyważyć. Najwyraźniej ktoś zadbał o dobre zabezpieczenia także przeciw kultywatorom. Poza tym nie było nikogo, kto by mu odpowiedział, mimo wielokrotnych prób nawiązania kontaktu z otoczeniem.
    Trudno ocenić, ile minęło, nim cokolwiek w tym głupim miejscu się zmieniło. Zgrzytnął zamek, co przywołało kukułkę pod drzwi, gdzie czekał na dogodna okazję, by uciec. Chyba strażnik nie spodziewał się tego, bo kultywator zdążył zrobić co najmniej kilkadziesiąt kroków. Tylko jak zawsze ktoś mu przeszkodził.
-Ying Xia! - usłyszał za sobą dziwnie znajomy głos, który sprawił, że automatycznie wręcz odwrócił w tamtą stronę głowę. I choć refleks miał wybitny, ciało nie posłuchało go i niestety pomimo podjętej walki na gołe pięści, został znów uziemiony i wtrącony do tej samej celi, tym razem jednak z kompanem.
Kompanem, który oberwał wściekłym spojrzeniem.
- Nic ci nie jest? Cholera paskudnie to wygląda - jakby się nie przejął, zbliżył się i spróbował przyjrzeć ranom.
- Spadaj - dostał w podzięce warknięcie.

- Przepraszam - tamten zrobił minę zbitego psa. - Ale przysięgam, że nie mam złych intencji. Przyszliśmy cię ratować.
- Wy?
- Sekta Han. Choć nie tylko my jesteśmy na tropie nielegalnego handlu kultywatorami.
Teraz pamiętał. Sekta Han należała do tych mało wyróżniających się, raczej dbających o własny ogródek, niż cokolwiek innego. Jak raz w dobrym słowa tego znaczeniu. Nie w głowie im były intrygi, mało kto słyszał, żeby spiskowali z kimś. Kultywowali sobie gdzieś w ciszy, zawsze chętnie pomagali, gdy byli potrzebni. Nie byli może tak potężni, jak ta, do której należeli Lei Tian i on, ale trzeba było przyznać, że samo to nazwisko uspokajało. No i w końcu skojarzył też chłopaka. Shi Han. Nie raz widywał go na turnieju, choć dopiero rok temu zaczął brać w nim czynny udział.
- To jak, mogę? - wyrwał go z zamyślenia i zrobił minę proszącego szczeniaka.
Tak. Zdecydowanie miał coś z psa i kukułka zauważyła to już jakiś czas temu. Nie tylko te słodkie czy smutne miny, ale czasem XiaXia miał wrażenie, że ten promieniuje szczęściem tak bardzo, jakby zaraz miał zacząć machać ogonem lub przewrócić się na plecy i kazać głaskać po brzuchu. Nagle zapragnął podzielić się tym skojarzeniem z Lej Tianem.
    No i bywał bezmyślny. Ale raczej nieszkodliwy, więc ostatecznie Ying Xia pozwolił mu spojrzeć, a nawet zrobić nowy opatrunek z tego, co miał. A później wysłuchał tłumaczenia, przyglądając mu się tym samym z bliska. Shi Han budową przypominał raczej jego przyjaciela, niż jego. Miał szerokie, męskie ramiona, prostą posturę i trochę wysłużone ręce, jakby poza kultywowaniem zajmował się też zwyczajnymi sprawunkami, co było dość nietypowe. Trochę wyżej niebieskie oczy natknęły się na wyraźnie zarysowany podbródek, wykrzywione teraz w niepokoju, ale wciąż mające całkiem ładny kształt usta i całkiem zgrabne kości policzkowe. O ile takowe mogły być zgrabne. Po prostu miały w sobie coś, że chciało się ich dotknąć, szczególnie, że rozświetlał je teraz pojawiający się dopiero siniak.
-Ying Xia? - usłyszał niepewny głos. - Słuchasz mnie?
Kukułka w końcu dotarła do dziwnie błyszczących oczu. Posłał mu huncwocki wręcz uśmieszek, sprawiając, że ten nimi przewrócił. Przypominało to jednak bardziej rozczulenie, niż złość.
- Po prostu powiedz, jaki macie plan i co mam robić. Jak stąd wyjdziemy zaczniemy się martwić całą resztą - odpowiedział. - Nie wiem, czy mamy czas się tak bardzo rozwodzić.
- Niestety aukcja dopiero za dwa dni.
Jakoś nie wyglądał na mocno cierpiącego z tego powodu. A nawet rozbawionego, gdy XiaXia wydał z siebie głośne jęknięcie.

     Choć zdawało mu się, że gorzej zniesie zamknięcie i bezczynność, ostatecznie nie było tak źle. Shi Han okazał się być całkiem przyjemnym towarzyszem rozmów, który płynnie dostosowywał się do aktualnego nastroju kukułki. Gdy ten chciał pomilczeć, milczał z nim, gdy chciał spróbować się wydostać, choć sprawdzili wszystko z dwadzieścia razy, bez ociągania wstawał i raz po raz sprawdzał te same miejsca, a gdy chciał rozmawiać, cóż. Uśmiechał się szczenięco i podłapywał każdy temat, rozbawiając go, to znów wdając się w dyskusję.

    W wyznaczony dzień zostali wytargani z celi, zgodnie z tym, co zapowiedział ciemnowłosy kultywator. Nie tylko to – droga, jaką pokonali, miejsce, w którym oczekiwali na swoją kolej oraz fakt, że zostaną skrępowani w taki sposób, by nie mieli szans się uwolnić bez czyjejś pomocy. Przewidział wszystko.
- Zaraz powinni być - szeptał do kukułki. - Jeszcze trochę.
Jednak odsiecz nie nadeszła. Ani teraz, ani przez kolejnych dziesięć minut. Słyszeli jak w oddali gromadzą się ludzie, a nawet jak aukcja się zaczyna, a Shi Han był tylko coraz bardziej blady i przerażony. W końcu Ying Xia nie wytrzymał i gdy tylko dostrzegł, że pilnująca ich osoba wyprowadza jakiegoś nieszczęśnika na sprzedaż, zbliżył się.
- A co jeśli nie przyjdą?
- Ty się tym martwisz? Mówiłeś, że na pewno tu będą!
- Bo tak myślałem! Jeśli niczego nie zmienili, to powinni byli pojawić się co najmniej dziesięć minut temu i wyciągnąć wszy-
- Czekaj moment, co znaczy “jeśli się nie zmienił”. Jakie “Powinni”?
Wwiercał w niego tak lodowate spojrzenie, że tamten przełknął ślinę, nim skruszony odpowiedział cicho.
- Bo… bo… To nie dokońca tak, że mieli przyjść już teraz… Złapali mnie i… plan nie był jeszcze dopracowany, no i…
- CO?! - wrzasnął, zwracając na nich uwagę. - Co ty… Co w ogóle… - plątał się.
- Żadnego gadania! - podeszła do nich jakaś dziewczyna. - Idziesz ze mną. Teraz twoja kolej.
Dziewczyna skrzętnie ukrywała twarz pod kapturem, przez co Shi Han nie od razu ją rozpoznał. Dopiero gdy w wyniku szarpaniny z XiaXia, który nie zamierzał tak łatwo sprzedać skóry, zsunęło jej się nakrycie, zawołał:
- Ling-Ling!
- Cicho bądź kretynie. - Zapewne w innych okolicznościach by go walnęła. - Nie wyobrażasz sobie, ile nas kosztowało przyjście tutaj. Wszystko zniszczyłeś tym swoim głupim… Dobra, nie mamy czasu. Spróbuję was rozwiązać i…
Niestety wcześniejsze wrzaski przywołały porywaczy. Dziewczyna w ostatniej chwili zakryła twarz.
- Co ty tu robisz?  Ustaliliśmy, że jego bierzemy na końcu.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {29/06/23, 11:19 pm}

_____ Wielki budynek przypominający w swoim wykonaniu bardzo nowoczesne i zachodnie budownictwo, nic podobnego do typowych dla nich stylów architektury, miał w sobie bardzo ważne miejsce – dom aukcyjny, który w dniu dzisiejszym dla przeciętnej i niewtajemniczonej osoby, był zamknięty. Po przejściu kilku recepcyjnych pomieszczeń wchodziło się na prawie zapełnioną już salę aukcyjną przypominającą starożytny teatr, tylko miejsca o wiele wygodniejsze. Nie wykonane z kamienia, a niczym krzesła lub fotele dla samego króla, zajmowały miejsca aż do ostatnich, ściśniętych gdzieś w tyle, żeby zaraz nad nimi wisiały loże. W jednej z nich znajdowały się trzy osoby, które były tutaj w innej sprawie niż kupno złapanego i odurzonego kultywatora, aby mieć nową zabawkę. Może do łóżka, może do pracy, może jako składnik do nowego ”wynalazku”. Ich świat, tych ortodoksyjnych kultywatorów był o wiele bardziej brudny niż to z czym mierzyli się demoniczni kultywatorzy, chociaż to oni mieli być tymi złymi, strasznymi i okrutnymi. Jedna z tych zakapturzonych na czarno postaci, z szerokim uśmiechem wpatrywała się w osoby poniżej. Nieświadome tego co ma się wydarzyć. Po chwili została złapana za ramię przez inną osobę. Odwróciła się spoglądając lekko poirytowana na dwie zamaskowanych, stojących prosto towarzyszy tego wydarzenia. Westchnęła i chwyciła za swoją maskę, zakładając ją dokładnie na twarz. Czarna maska miała miejsce, przez którego mogli obserwować świat, lecz wszystko inne były jakby zasłonięte. Nie mogli nic zjeść czy wypić, a mowa była wyraźnie stłumiona. Dopasowywała się idealnie do twarzy kultywatora, który ją założył, tworząc wraz z czarnym płaszczem bardzo... ujednoliconą grupę. Dopóki nie znasz kogoś na wylot, pewnie nie będziesz wiedział czy to właśnie on znajduje się pod tym wszystkim. Sama maska nie była tylko czarna, miała złote zdobienia na policzkach, dolnej wardze, a na środku czoła widniały wyryte złote symbole oznaczające motto ich zgromadzenia – Czarnego Senatu. Nikt jednak wśród normalnych kultywatorów nie będzie wstanie tego odczytać. Ostatnim elementem ukrywającym mimikę, były dwa rogi, niczym te samych demonów, pozłacane na końcu, aby oznaczyć ich ostre zakończenie.
_____ Wraz ze słowami hostessy rozpoczynającymi zgromadzenie, trójka rozeszła się w różne strony przybytku, zamykając go i odcinając od świata zewnętrznego na ten moment. Musieli zebrać jak najwięcej osób w centrum, aby sprawnie zabrać im energię, po czym znikając w ciemności nocy jak przystało na Czarny Senat - organizację demonicznych kultywatorów, która żyła, aby wypełniać cele swojego Mistrza. Nie rozpoczęli swojego planu od razu, czekając kilka chwil, żeby goście uspokoili się, zaczęli skupiać na samych wydarzeniach przed nimi, a nie na tym co dzieje się za ich plecami. W końcu jednak - wypadł czas, aby weszli do akcji. Budynek zatrząsł się, a pozostawione zaklęcia zamknęły przestrzeń w murach, na chwilę gasząc światło, aby XiuYing mogła pojawić się na scenie w całej swojej okazałości.
- Witam wszystkich zebranych. - powiedziała unosząc dłonie do góry z gracją łabędzia, niczym prima balerina. - Nasze zasady są proste. - jej ton był lekki, nie oddawał żądzy mordu, która roztaczała się od kobiety na scenie, zagłębiając się w rzędy przerażonych gości. Czuli jej energię, była Nihility, bardzo blisko swojej próby i stania się Nieśmiertelnym. - Jeśli poruszycie choćby jednym palcem traficie na naszą listę, dostając jednorazową okazję na bycie częścią naszej uczty. - zaśmiała się słysząc pomruki z sali. - Reszta z was, będzie mogła egzystować jakby nic się nie stało.
- Kim jesteś?!
_____ Krzyknął w końcu starszy kultywator z sali wstając ze swojego miejsca. Może wydawało mu się, że ma szansę, jeśli każdy z nich postanowi zaatakować. W tym momencie, na około całej publiczności stworzył się okrąg, który swoimi fioletowymi runami podróżującymi niczym ptasia klatka do szczytu konstrukcji zamykał ich wszystkich w środku. Włącznie z trójką sprawców zdarzenia.
- Masz racje, nie przedstawiłam się. - zaśmiała się lekko pod maską, a delikatnym gestem dłoni sprawiła, że głowa kultywatora przestała być połączona z jego ciałem. - Wy znacie mnie pod imieniem Krwawego Lisa
_____ Uśmiechnęła się lekko pod maską, sama do siebie, czując hipokryzję tych czynów, bo było to wierutne kłamstwo. Krwawy Lis już dawno nie żył. Zabita przez nią. Wśród publiki wybuchłą jednak panika, bo kobieta o czerwonych oczach miała te charakterystyczne dla lisich demonów źrenice, a Krwawy Lis była znana ze swojej kontroli własnej oraz cudzej krwi. Mogła zrobić z każdego chodzącą bombę przez najmniejszą nieuwagę. Ci z gości, którzy jednak postanowili wstać ze swoich miejsc, nie zachowując się zgodnie z wcześniej podanymi zasadami... Zostali w ciągu sekundy ukróceni o głowę przez atak miecza DuYi, który ukrywając się między klonami zmuszał każdego, aby grzecznie siedział. Przynajmniej, dopóki XiuYing nie skończy aktywować run, które wygrawerowane na przedmiotach i ustawione w odpowiednich miejscach podczas poprzednich dni, dały w końcu o sobie znać. Energia zmarłych kultywatorów nie rozpraszała się jednak, zatrzymana przez fioletową klatkę leciała do góry, aby kumulować się tam, a gdy tej zabrakło w powietrzu - zaczęła aktywnie wyciągać ją z ciał pozostałych gości. Czując rosnącą ilość Qi, lisica wiedziała, że to udane “polowanie”. Gdy ponad połowa silniejszych kultywatorów w pomieszczeniu zakończyła swój żywot, a oni zebrali pokaźną liczbę energii, przy zadowolonej lisicy pojawił się trzeci towarzysz tego wypadu. Jeden z członków Czarnego Senatu jak oni. Podszedł bliżej do kobiety szepcząc jej coś prosto do ucha, na co ona tylko kiwnęła głową potwierdzając słowa kolegi.
- Wychodzi na to, że czas na nas. - powiedziała kierując te słowa do reszty zebranych kultywatorów, którzy coraz mocniej opadali z sił. Na jej słowa, kolega stojący obok w ciągu sekundy pojawił się przy zebranej energii kumulując ją w czarnym krysztale, zamykając z dala od jej właścicieli na zawsze i bezpowrotnie. - Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście tego wieczoru. - w jej tonie głosu słychać było, że to wyraźna kpina, lecz nie zamierzała ich dalej zabijać, bo nie było kogo. Przetrwały tylko płotki bez niczego do zaoferowania. - Aby nasze drogi się nigdy więcej nie skrzyżowały.
_____ Po tych słowach, wszystkie zamaskowane postacie rozstawione po sali, zniknęły jakby namalowała je mgła od samego początku. Wraz z nimi fioletowa klatka zaczęła się rozpuszczać, a kapiące runy, niczym deszcze z kwasu znaczył każdego w środku. Trójka jednak nie przyglądała się temu, z odpowiedniego dystansu sprawdzając czy Juan YingXia opuścił dom aukcyjny tylnym wyjściem jak wynikało z planu, który przez przypadek odkryli. Zostawili jednak tamtych “dobrych” kultywatorów w spokoju wiedząc, że nie popsują im niczego. Widząc jak pojawia się w czarnej alejce, a na jego lico pada złamane światło księżyca potwierdzające jego tożsamość - trójka opuściła miasteczko zatapiając się w cieniu, przenosząc zdecydowanie dalej, aby w spokoju skonsumować swoją zdobycz.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {11/07/23, 12:30 pm}

Hellow - A tak, jasne - odpowiedziała zdenerwowana, rzucając im przepraszające spojrzenie.
Porywacze nie byli jednak głupi. Jak zresztą mogliby, skoro pozostali nieuchwytni tak długi czas? YingXia czuł całym sobą, co nadejdzie i gotował się wręcz w środku, by móc zawalczyć. Związany czy nie – ranny, osłabiony. Nie miało to znaczenia. Bezczynność odbiła na nim swoje piętno, rozpalając iskrę i tak już burzliwego temperamentu. Ułamek sekundy przed tym, jak chciał się na nich rzucić, coś przykuło ich uwagę znacznie bardziej, niż towary.
    W sali obok pojawili się niebezpieczni intruzi, co sprawiło, że w ich pomieszczeniu zawrzało. Nieświadomi, iż podobna decyzja kosztować będzie ich życie, członkowie szemranej grupy ruszyli sprawdzić najważniejszą salę, w której to znajdowały się ich żywe (jeszcze) portfele. Cokolwiek jednak się w niej działo, było na tyle absorbujące, iż nie wrócili. Początkowe hałasy ustały, zastąpione aurą zła. Ktokolwiek był odpowiedzialny za aktywowane zaklęcia, nie tylko był potężny, ale do granic przesiąknięty niegodziwością. Było to na tyle przytłaczające, że choć nie doświadczali bezpośrednio na sobie run, członkowie sekty Han mieli problemy z oddychaniem, a ich ciała drżały. Był nawet taki moment, że przez myśl Juana przeszło, iż tamci niezdolni będą do jakiegokolwiek ruchu. Adrenalina jednak zrobiła swoje, a jego krótkie komendy pozwoliły zachować trzeźwość myślenia i zmusić ich do skupienia się na czymś innym, niż ucieczka. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli.
     Shi Han obserwował swą pierwszą miłość przy każdej sposobności, dzięki czemu doskonale wiedział, co ten planuje, nim mężczyzna dał to po sobie poznać. I choć do tej pory posłusznie towarzyszył, wypełniając prośby, teraz oparł się rozkazowi. Zagryzając zęby i wiedząc, że podobna decyzja może przekreślić ich relację, podjął decyzję. Uwolniony jako pierwszy wyrwał klucze towarzyszce i wyrzucił na bok ku wściekłości brązowowłosego.
- CO TY…
Nie patrzył mu w oczy, gdy przerzucał go sobie przez ramię, narażając się na kopniaki i szarpanie tak silne, że prawie go upuścił.
- Ling-Ling - zawołał, a zszokowana dziewczyna przez moment nie wiedziała, co zrobić.
Zaraz jednak mimo silnych protestów wspomogła przyjaciela i oboje jakoś starali się ujarzmić kultywatora, tym samym zabierając go z dala od masakry, jaka rozgrywała się obok.

     Oswobodzony w końcu wiedział, że nie ma po co wracać. Posępnie milczał, idąc przed siebie szybko i nawet nie oglądał się na pozostałych. Towarzysze. Jeszcze nigdy się tak nie pomylił, jak dając kredyt zaufania Shi Hanowi. I nawet jeśli kiedyś miał zrozumieć, że ten zrobił to tylko dlatego, że tak okrutnie bał się o niego – że być może wiedział, lub nawet bardziej podświadomie czuł, iż gdyby mu wtedy pozwolił wkroczyć do tamtego pomieszczenia, nigdy więcej by go nie ujrzał. YingXia był potężny. Niezaprzeczalnie natura obdarzyła go talentem większym, niż rówieśników. Wciąż jednak… tamto miejsce. Coś było naprawdę nie tak z domem aukcyjnym i mogło to zaważyć o życiu kukułki.
    Do podobnych wniosków doszedł sam przedmiot rozmyślań przedstawiciela sekty Han, gdy już ochłonął. Gardło odrobinę drapało go po wydzieraniu się na nich bez przerwy przez dobre kilkanaście minut, a knykcie, którymi przywalił drugiemu mężczyźnie w twarz paliły, ale miał większe zmartwienia. Po opuszczeniu obszaru wokół domu aukcyjnego YingXia poczuł się o wiele lżejszy. Rana na nodze, która przecież była błahostką dla kogoś o jego zasobach Qi, w końcu takową się stała, a siły jakby wróciły do niego. Nawet nie wiedział, jak otępiały był pod dachem i zwyczajnie słaby, czego wyrazem był fakt, że oddaliwszy się o kilkadziesiąt zaledwie metrów, był w stanie połamać wiążące go kajdany w dłoniach, co wcześniej próbował zrobić bezskutecznie.
    Problem polegał na tym, że nigdy nie słyszał o podobnej sytuacji. Miejsce, które sprawia, że energia Qi słabnie. Musiał porozmawiać z Mistrzem.
~   ~   ~
    Do sekty wrócił dwa dni później. Dziękował przodkom w niebiosach, że tam nikt nie wpadł na pomysł dziękowania mu na kolanach za ratunek, na co pokusiły się wcześniej Na Su i jej przyjaciółki. Choć być może było to zasługą faktu, iż przybył w środku nocy. Zameldował się przywódcy, streścił całe zajście jemu, jak i później Mistrzowi. Dopiero on usłyszał także nurtujące ucznia pytania, jednak nie był w stanie odpowiedzieć na nie tak, jak pragnął tego kultywator. Zawiedziony do granic i zwyczajnie zmęczony minionym czasem – niektórzy byli podejrzliwi wobec sekty Han i choć nie wybaczył ich przedstawicielom, stanął w obronie. A widząc to Shi Han próbował z nim rozmawiać, sprawiając, że znów się pokłócili. Być może gdyby nikt ich nie powstrzymał, mężczyzna skończyłby z większymi obrażeniami, bo zdenerwowana kukułka zbyt chętnie sięgała po miecz.
    A z resztą. Nawet nie chciał o tym myśleć.
    I wtedy coś w jego umyśle kliknęło. Tak przyzwyczajony, iż wraca z misji do pustego pokoju, na moment zapomniał, że wcale nie musi tak być. Przecież Lei Tian nie był już uwięziony. Był tutaj, w sekcie. Obiecał, że nigdzie nie pójdzie, czekając na jego powrót. Nagle odzyskał werwę i prawie że biegiem udał się do miejsca jego odosobnienia.
- Cao LeiTian ukończył już trening - usłyszał za sobą głos Mistrza, który dostrzegł jak ten zmienia kierunek. A nie tylko przyjaciel potrafił czytać z tego ekscentrycznego chłopaka jak z otwartej księgi.
Nie odpowiedział. Obrócił się na pięcie i zapominając chociaż podziękować, znów pognał w stronę pokoi. Wpadł do jednego z nich z takim impetem, że drzwi aż zatrzeszczały. A widząc w środku upragniona osobę… skrzyżował ramiona na piersi.
- Miałeś nigdzie nie odchodzić - oskarżył go zadziornie.
Nie potrafił jednak ukryć, jak uspokajał go widok dobrze znanych, ostrych rysów i ciemnych oczu. Jak bardzo, ale to bardzo cieszy się na jego widok.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {14/07/23, 10:48 pm}

_____ Ich świat nie był miejscem, gdzie informacja przekazywana była natychmiastowo, niczym za pośrednictwem kabla. Tutaj, w przypadku śmiertelników mówiliśmy o miesiącach, a w przypadku kultywatorów - kilku dniach. Jak więc LeiTian w ciągu kilku godzin dowiedział się o całym zajściu, mając wiadomości o bezpieczeństwie swojej kukułki? Lisica postanowiła go odwiedzić w pierwszej wolnej chwili, aby zaraportować całość wydarzenia, lecz słowa, których używała jasno pokazywały mu, że nie mówi mu całej prawdy lub ukrywa pewne fragmenty z relacji. Cóż, kultywatorowi się nie śpieszyło. Gdy jego kukułka wróci opowie mu o wszystkich o się wydarzyło oraz całkiem prawdopodobne, że też swoje własne wątpliwości. Prychnął pod nosem i spojrzał w do połowy pełen kubek zielonej herbaty, która stała się już dawno zimna. Odstawił go, kończąc wspominki sprzed kilku chwil i wziął się do pracy. Musiał pokazać na co go stać i wystać się stąd zanim XiaXia wróci do domu. W końcu wolał przywitać go z uśmiechem, a nie zamknięty w tym pomieszczeniu, bez możliwości posłuchania o jego przygodach. Spojrzał na leżący na blacie przedmiot i uśmiechnął się w znaczny sposób.  
- No i mam dla niego prezent.  
_____ Powiedział w pustą przestrzeń, a jego głos rozszedł się lekkim tonem wypełniając ciszę. Przez następne dwa dni kontynuował swoją pracę aż w końcu leżały przed nim dwa artefakty. Jeden trafi do mistrza pod pretekstem odnowienia zdolności, drugi będzie nagrodą za bycie dzielnym zuchem dla YingXia.  Wziął oba w dłoń i wyszedł z sali zostawiając narzędzia, materiały, nieudane próby - za sobą. Niestety, był zadowolony tylko z dwóch produktów tych minionych dni. Niebieskie kamienie w klamrze do włosów pełne były runicznych znaków obronnych. Szafiry, miały w sobie zdolności rozjaśniające skołatany umysł, a LeiTian nie mógł się powstrzymać, żeby nie stworzyć czegoś takiego dla wiecznie biegającego i aktywnego XiaXia. Drugim przedmiotem była spinka do włosów z akwamarynem, który po wbiciu w ciało innego kultywatora będzie zmuszała go, aby szczerze wyrażał swoje emocje, myśli oraz zamiary. Widząc stojącego na korytarzu młodszych kultywatorów, których prawdopodobnie uznać powinien za swoich młodszych braci, uniósł lekko brwi. Zasypiali jak stali, znudzeni pilnowaniem drzwi. Prychnął lekko, stawiając ich na równe nogi ze strachu.  
- Gdzie znaleźć starszych? - rzucił pytanie, które spotkało się z dziwnym mamrotaniem pod nosem. Przewrócił oczy w duchu i uśmiechnął się miło, jakby chciał skraść serce tych młodych duszyczek. - Spokojnie. Nic wam nie zrobię, chcę oddać Starszym efekt mojego zamknięcia. Możecie mi pomóc?
- Oczywiście! - odezwała się zaczerwieniona na policzkach kultywatorka z grupki, wyraźnie podekscytowana faktem, że mogła mu pomóc. - Proszę iść za mną!  
_____ LeiTian nie komentował dalej, a tylko z uśmiechem na ustach szedł z koleżanką, który zostawiła resztę z tyłu, posyłając im wzrok pełen morderczych intencji gdy oznajmili, że chcą iść z nimi. Jako starsza i silniejsza osoba – doskonale to widział, lecz nie zareagował, w duchu mając ubaw z tego. Zdawał sobie jednak sprawę, że gdyby XiaXia to zobaczył, dostałby kazanie lub ogólnie rzuciłby się na niego z piąstkami. Przejście do miejsca, gdzie zasiadali i niepotrzebnie obradowali Starsi nie było długie. Zwłaszcza kiedy on szedł swoim tempem, a dziewczynka próbowała za nim nadążyć truchtając przy boku. Aż miał ochotę spytać się matki czy właśnie tak jest mieć dzieci - małe pieski biegające szczęśliwie pod nogami, a ty musisz uważać, aby przypadkiem ich nie kopnąć. Wszedł do sali samotnie, dziękując kiwnięciem głową młodej kultywatorce i od razu gubiąc miły wyraz twarzy zderzył się z kolejnymi podekscytowanymi spojrzeniami.  
- I jak ci poszło? - w końcu wyskoczył pierwszy ze Starszych zainteresowany. - Masz coś dla nas?
- Haha - zaśmiał się głośno inny, grubszy w budowie, głaszcząc swoją brodę. - Mówimy tutaj o Cao LeiTian’ie. Oczywiście, że nie wyszedł ze swojego odosobnienia bez efektów!  
- Starszy Yao ma rację. - odezwał się kładąc spinkę do włosów na stół. - Niebiański Artefakt.
- Ooo!
_____ Kilka głosów odezwało się jednocześnie zaskoczone, podekscytowane, zadowolone z efektów. Każdy patrzył na niesamowicie drogą i potężną spinkę zastanawiając się nad jej właściwościami. Zauważyli jednak jasnoniebieski kamień w środku i Starszy z okularami na twarzy postanowił spytać.  
- Czy to Akwamaryn? - uniósł spojrzenie ze spinki w stronę młodego geniusza. - Czy to nie jest kamień niskiej jakości. Dlaczego nie użyłeś czegoś innego?
- Bo to pasowało idealnie. - odezwał się od razu, zgodnie z prawdą. - Spinka po wbiciu w ciało kultywatora zmusi go do bycia szczerym w swoich uczuciach, czynach, intencjach i tak dalej. Nie będzie mógł kłamać. - wytłumaczył się, chociaż ton jego głos spadał z każdym słowem coraz niżej, jakby ochładzając otoczenie. - Czy tyle informacji wystarczy?
_____ Starszy poprawił swoje okulary na nosie, przełykając ślinę i kiwnął głową. Co prawda nie obawiał się o to co takiego mógł zrobić LeiTian... fizycznie... Lecz był bardzo ważną osobą dla całej sekty, a oni wkładając w niego materiały oraz zasoby, dostają tak wspaniałe i unikalne rzeczy jak Artefakty Niebiańskiej jakości! Woleli nie stać po jego złej stronie przez zwyczajnie głupie pytanie i głód, co takiego wyszłoby, gdyby użył innego kamienia. Bardziej wartościowej - jak szafir. Starsi w ramach złagodzenia tego nieporozumienia oraz w dobrym geście, dali mu kilka dni wolnego od jakichkolwiek obowiązków, a on tylko przyjął to z uśmiechem.  
_____ Nie pozostało mu nic innego jak zapakować prezent przygotowany dla XiaXia i poczekać aż grzecznie wróci do domu. Oczywiście czekał w swoim pokoju, bo jednak przesiadywanie i kultywowanie w pomieszczeniu nieobecnego gospodarza było nietaktowne. Szczęśliwie, kukułka wróciła w przeciągu kolejnego dnia, nie dając mu czekać na siebie za długo. Wyszedł ze stanu kultywowania energii słysząc nadchodzące kroki, nie próbujące się nawet ukryć. Gdy więc wparował do pokoju – nie był zaskoczony, lecz słowa, które postanowił rzucić w jego stronę, sprawiły, że wybuch śmiechem.  
- Hahaha - złapał się za szczękę starając się zakryć usta, szybko dochodząc do siebie. - Cieszę się, że wróciłeś cały i zdrowy - położył dłoń na leżącą koło niego skrzyneczkę i przysunął ją w stronę stojącego w drzwiach XiaXia. - Mam mały prezent dla ciebie. Otwórz go.  
_____ Dopiero kiedy otworzy opakowanie, widząc zawinięte w materiale przedmiot, opowie mu co takiego dokładnie potrafi. Na razie niech otworzy drewnianą skrzyneczkę i pokaże mu, czy taki prezent mu się podoba, a mina jego kukułki wszystko mu powie co musi wiedzieć.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {18/07/23, 05:37 pm}

Hellow Śmiech LeiTiana, mimo iż przepiękny w swojej drapieżności, sprawiał, że usta XiaXia uniosły się wbrew woli. Tym komiczniej wyglądał, gdy wciąż grał obrażonego, a zarazem dodatkowo zszokowanego bezczelnością, z jaką się spotkał. Wyciągnął w jego stronę oskarżycielsko palec, jednak nim zdążył zacząć kazanie, zostało zaoferowane mu pudełko.
A kukułka lubiła prezenty. Oj bardzo lubiła.
    Jakby zapomniał, iż powinien być zły, przeskoczył długość pokoju w paru krokach i pochwycił szkatułkę, której uważnie się przyjrzał. Niby nic takiego, ot kawałek drewna, jednak… ach. Nie było go długie 25 lat podczas których nikt nie przejął tej roli i nie przynosił mu rzeczy w takich właśnie skrzyneczkach. Zupełnie jakby ten zaszczyt należał się jedynie przyjacielowi, został pozbawiony podarków. Nic więc dziwnego, iż opanowała go swego rodzaju nostalgia.
    Wyrwał się z chwilowego zamyślenia, po czym dobrał do wnętrza już bez zbędnego przedłużania. Jego usteczka ułożyły się w idealne “O”, podczas gdy zachwycone ślepia badały przedmiot z każdej strony. Przeszkadzające opakowanie znalazło się gdzieś na ziemi (być może nie powinien był traktować go w ten sposób, ale gdy już się pozachwyca, na pewno je podniesie, by mieć w czym trzymać ozdobę). Wracając jednak, kompletnie nie spodziewał się podobnego dodatku. Owszem często nosił podobne, jednak jego metalowa, najbardziej typowa i niewyróżniająca się nie mogła się mierzyć z surową, gładką ozdobą, w której centrum znajdowała się błyskotka. Niestety mimo tak długiego czasu spędzonego w młodości z mistrzem wytwarzania artefaktów, nigdy nie zapamiętał nazw kamieni szlachetnych, więc i teraz nie był pewien, jak nazwać klejnot mieniący się tymi samymi odcieniami, co jego oczy. Jednak co ważniejsze – jego najbardziej ulubionym kolorem.
- No wiesz, powinieneś oddać go Mistrzowi, żeby znów cię nie zamknął - rzucił, jednak wcale nie wyglądał na chętnego, by oddać zdobycz. Wręcz przeciwnie!
    Gdy tylko obrócił ja po raz dziesiąty i przyjrzał się wystarczająco, mało delikatnymi ruchami zdjął utrzymujące jego włosy świecidełka. Czerń rozłożyła się kaskadą na jego plecach, omiatając je w akompaniamencie szurania. Nie została tam jednak zbyt długo, zaraz ponownie okiełznana i związana w wysoką kitkę. Kilka ruchów, i na głowie YingXia zabłysła nowa klamra, a sam chłopak ruszył do lustra, by się sobie przyjrzeć.
-Tian-Tian - wołał przy tym przyjaciela. - Co on robi? Musi być bardzo potężne prawda? Pomaga kultywować? A może doda mi więcej siły? Szybkości? Potrafi strzelać piorunami? Jeśli ty ją zrobiłeś, na pewno jest super.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {22/07/23, 06:24 pm}

_____ Nie wiedział jak często dostawał prezenty po jego “zniknięciu”, bo przecież na pewno dawano mu coś na urodziny lub mistrz kupował upominki, gdy wracał z misji... Jest cały czas chodził na te misję, a nie rozlenił się do końca, kiedy nie było LeiTiana, który przypilnowałby wszystkiego. W tym tamtych wypraw. Nie przejmował się teraz czymś tak błahym jak rozleniwiony, nieprzydatny i marudzący wiecznie mistrz. Wolał patrzeć jak XiaXia dopiera się do opakowania z gracją dziecka przy świątecznej choince - rozrzucając opakowanie na wszystkie strony świata. Było to nadal miły widok, jakiego się spodziewał i idealne rozłożenie napięcia, że znowu zachował się nie tak, jakby kukułka wolał. W końcu - nie siedział, gdzie miał. Ciemne myśli w głębi jego głowy uważały to za coś urocze, lecz problematycznego. Jeśli dalej będzie się tak zachowywał to jak będzie mógł realizować swoje plany bez zmiany ich relacji i późniejszym problemów? Szafir w swoim odcieniu idealnie pasował do oczu przyjaciela, który szybko zmienił ozdobę na głowie, a jego słowa nie miały ani cienia życzliwości, więc mógł się tylko zaśmiać lekko pod nosem.  
- Nie wymagasz za dużo od takiego małego akcesorium? - spytał wstające swojego miejsca i podchodząc do przeglądającego się chłopaka, kładąc mu dłonie na ramionach. Niestety był na tyle wyższy, że spokojnie był wstanie zobaczył zarówno swoją jak i jego twarz w lustrze pomimo stania za nim. - Dopóki masz tą spinkę w swoim otoczeniu będziesz wstanie oprzeć się bardzo silnym zaklęciom kontroli. Standardowo chodzi o demoniczne zaklęcia, lecz te ortodoksyjne, jeśli będą miały złe intencję także zostanę odepchnięte. - z uśmiechem po chwili dodając. - Oczywiście tylko do jakiegoś poziomu więc nie szalej za mocno.  
_____ Następnie puścił ramiona jego kukułki, aby podejść i podnieść zarówno starą spinkę jak i drewniane opakowanie po prezencie, które połączył razem, aby zwrócić w jego dłonie zanim wyjdzie, na razie jednak musiał poruszyć jeszcze jeden temat, bo wydawał się istotny, przynajmniej będzie dla XiaXia. Za pewne prezent odwrócił jego uwagę na ten moment od opowiadania co takiego się działo, lecz LeiTian powoli dusił się w środku, aby dowiedzieć się wszystkiego właśnie z jego usta.  
- Udało mi się zrobić także inny artefakt, on trafił do Starszych więc... - usiadł na łóżku i poklepał miejsce koło siebie. - Opowiadaj jaka była twoja przygoda z szukaniem tych zaginionych kultywatorów - Mimo miłego i spokojnego usposobienia na twarzy, braku stresu czy negatywnych odczuć widocznych na zewnątrz, to w duszy - mężczyzna bardzo potrzebował dowiedzieć się całej prawdy z ust Xiaxia. - Do sekty doszły wieści, że podziemny dom aukcyjny został zniszczony przez organizację skupiającą demonicznych kultywatorów. Mieli zabić wszystkich obecnych tam kultywatorów. - z jego twarzy zniknął mały uśmiech, który tam widniał, a dość poważne spojrzenie powędrowało na twarz przyjaciela. - Akurat w okolicy twojego zadania. Wiesz coś w temacie lub spotkałeś się z podejrzanymi osobami?  
_____ Otrzymał wcześniej raport o wszystkim od lisicy, ufał mu w pewien sposób, lecz martwiło go coś innego. Może to jego demoniczna natura, która nie otrzymawszy jakiegoś posiłku postanowiła się odezwać jasno pociągając te mroczne odczucia bliżej światła? Może więc z tego powodu zamierzał powiedzieć coś więcej od siebie, jakby jednak przyszło mu do głowy kłamać na temat zdarzeń. Rozumiał, że demoniczny kultywator będzie patrzył na inne wydarzenia jako ważne, niż on sam, lecz... Jeśli opowieść YingXia zbyt mocno odbiegnie od raportów, nie będzie mógł mu wierzyć na słowo w przyszłości. Prawdopodobnie czując, że ukrywa coś przed nim. Tak, miał sekrety... pewnie to było powodem, dlaczego stał się teraz przewrażliwionym, aby przyjaciel powiedział mu w twarz o swoim porwaniu bez ukrywania faktów “porażki”.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {16/08/23, 11:15 pm}

Hellow Czy przesadził z wymaganiami? Cóż… być może jeśli chodziłoby o normalną osobę? Ale TianTian nie był zwyczajny. Jeśli więc komukolwiek miało się udać, to właśnie jemu – a przynajmniej w to wierzył jego przyjaciel, przyglądając się, jak ten podchodzi. Pozwolił mu się o siebie oprzeć, obserwując w lustrze twarz. Starał się tym samym, aby na tej jego nie wymalował się obraz zaskoczenia. Nie chciał być podejrzliwy wobec niego, ale… akurat teraz dostaje idealnie nadający się prezent? Jak mógł to nazwać? Intuicją? A może Lei Tian zauważył coś, czego on jeszcze nie dostrzegł i ubiegł fakty?
     Zastanawiał się nad tym, podczas gdy tamten zbierał starą ozdobę oraz pudełeczko, wciąż obserwowany przez szafirowe oczęta. Nigdy nie był szczególnie dyskretny w tym, co robił, dlatego w tej chwili już nawet się na to nie silił. Czy coś węszył? Być może. Nie podejrzliwy, acz ostrożny. Wtedy czarnowłosy rozsiadł się nonszalancko na posłaniu i wykonał tak dobrze znany mu gest całkowicie go tym rozczulając i obniżając jego czujność do zera. Doprawdy wystarczyło, że poklepał miejsce obok siebie – że zaprosił go, jakby znów byli dziećmi – a kukułka jakby zapomniała o wszystkim. Zalała go fala dziwnej nostalgii przepleciona radością. Był taki moment tam w domu aukcyjnym, że naprawdę myślał, iż to jego koniec.
Że więcej go nie spotka.
    Podniósł się i niewiele myśląc podszedł, by zająć zaproponowane miejsce. Nie na długo, jak się okazało, bo po dosłownie trzech, może czterech sekundach wstał, by móc żywo gestykulować i tym samym dać upust rosnącej złości na samo wspomnienie nie tak dawnych wydarzeń.
- Ten idiota Shi Han - zaczął, niemalże wypluwając z siebie to imię. - Gdyby mnie posłuchał, nie byłoby żadnego zniszczenia domu aukcyjnego! Co najwyżej złapanie albo w najgorszym wypadku zabicie Czarnego Senatu. Ale nie! Ten dureń… Słabeusz wolał uciec, niż coś zrobić! Mogliśmy uratować tych parszywców, a potem osądzić! Mogłem sam wymierzyć im sprawiedliwość za to, co zrobili! Cholera by go. Cholera, cholera, cholera! Poradziłbym sobie z nimi raz dwa, gdyby mnie rozwiązał! - kopnął powietrze z całej tej frustracji i niemocy. No co? - bąknął do niego niczym obrażone dziecko.
    Zaraz jednak spuścił wzrok na podłogę. Jakie "na pewno bym sobie poradził"? Powietrze zaczęło uchodzić z niego jak z uszkodzonego balonu - powoli, miarowo. Wciąż czuł na sobie bystre, oczekujące spojrzenie, jednak jego towarzysz nie odzywał się, dając mu przestrzeń. Przecież doskonale wiedział, że co by się nie stało, Xia Xia i tak mu o tym opowie. Potrzebował jedynie czasu.
- Nic nie mogłem zrobić - przyznał się w końcu cicho. - Sam nie wiem, co się stało, ale nagle jakby opuściły mnie wszystkie siły. Ne potrafiłem się skoncentrować, zebrać. To były zwyczajne, żałosne kajdany, nawet nie specjalnie trwałe. Tamci ludzie... przecież nie powinienem mieć z nimi żadnego problemu, więc dlaczego...?
W końcu wznów odnalazł jego źrenice i posłał mu brzydki, krzywy uśmiech.
- Pewnie teraz mi nie wierzysz, że jakkolwiek trenowałem pod twoją nieobecność, hm? Ty nie dałeś się tam zabić, wróciłeś, a ja prawie dałem się zabić na tak banalnej misji. Cholera by to...
Żałośnie. Dokładnie tak się czuł przez te ostatnie dni.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {20/08/23, 08:31 pm}

_____ W duchu dziękuje jakiemuś bóstwu, że jego Xiaxia postanawia usiąść koło niego, nie przejmując się jego dziwnym zachowaniem. LeiTian nie wierzy w fakt, że mógłby się zachować logicznie i poprawnie mając w głowie wizje jak powinien gdzieś go związać i odseparować od wszystkiego, jeśli tylko powie jedno kłamstwo. Nikt z czymś takim za oczami nie będzie udawał idealnie, że tego nie ma. Przynajmniej, jeśli masz wystarczająco inteligencji możesz zminimalizować szkody, a to się chyba udało. Słuchał go uważnie, zapamiętując imię, które od razu pojawiło się na języku kukułki. Shi Han. Kto to taki? Jakiś insekt, którego poznał przez moment, kiedy na niego nie patrzył? Czy powinien się martwić? A może zwyczajnie się go pozbyć, wyciąć z obrazka? Skończył jednak te myśli dość szybko słysząc kolejną nazwę, tą, której się nie spodziewał.  
Czarny Senat.
_____ Lisica nie powiedziała mu nic o tym, że przedstawili się z imienia w momencie, kiedy mógł to usłyszeć. Widać zostałby nieświadomy, że kukułka wie o ich istnieniu. Co prawda Lei Tian wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie, bo skoro on się “pojawił”, a oni nie czuli więcej potrzeby, żeby się chować przed światem czekając, aż ktoś zajmie ten wolny tron. Wrócił do przetwarzania potoku słów akurat jak Xiaxia mówił o rozwiązaniu czegoś. Może skąd dostał w twarz z “no co”, bo jego twarz nie zdążyła się zwyczajnie skonsultować z mózgiem jaką minę powinien zrobić. Kiwnął tylko głową, dając mu miejsce, aby mówił dalej. Zwłaszcza kiedy tak uroczo wyglądał, niczym rozdymka, z obrażonym wyrazem twarzy. Wpatrywał się w niego, oczekując dalszego rozwoju akcji. W końcu na wierzch wypłynęły emocje, na które czekał LeiTian, te ukryte pod irytacją i wkurzeniem. Gdy ostatnie słowa wyszły z ust jego słońca, westchnął lekko, wstając ze swojego miejsca na równe nogi, aby pochwycić w objęcia ten bolesny uśmiech, który widniał na jego twarzy.  
- Najważniejsze jest przetrwanie. - powiedział cicho, kładąc jedną z dłoni na włosach YingXia. - Dopóki przeżyjesz możesz stanąć przed przeciwnikiem jeszcze raz, to czy wygrałeś czy przegrałeś nie ma znaczenia. - te słowa były kierowane raczej ogólnie niż w konkretnym celu, jakby stawiał grunt przed czymś co zamierzał powiedzieć za chwilę. - Usiądźmy, jeśli spotkałeś faktycznie Czarny Senat to warto, żebyś wiedział co to za ludzie. - jego dłoń zjechała z włosów łapiąc go lekko pod brodą i sprawiając, że spojrzał na niego. - Dobra?  
- Wiem, jacy to ludzie. - mówi trochę spokojniej niż zwykle, ale trudno uwierzyć w ten słowa. - Tym bardziej nie powinienem był ich puścić. LeiTian... czuje, że zmarnowałem okazję. Że miałem wtedy szansę, ona może się nie powtórzyć.
_____ Co innego mógł zrobić jak nie westchnąć głośno zamykając przy tym oczy. Musiał pomyśleć nad tym. Nie chciał prosto z mostu mówić mu w twarz, że nie, nie było takiej szansy, bo zwyczajnie nawet jak na geniuszy nie byli wystarczająco silni. On także miałby problem z nimi. Pierwszorzędnie znał siłę tej lisicy, a kukułka, która nie potrafiła utrzymać takich sekretów, wierząc w sprawiedliwość świata nie był powiernikiem, któremu mógł się zwierzyć. Zsunął swoją dłoń na ramię YingXia i popchnął go lekko, żeby opadł na łóżku i usiadł.
- Co niby wiesz? - spytał patrząc na niego stojąc niecały krok od niego, siedzącego tuż przed nim. - To, że są prawie terrorystami? To, że są wstanie zabić wszystkich naszych Starszych przez pieprzone artefakty, które kolekcjonują? - jego stanowczy ton jasno pokazywał mu, że nie uważał, żeby Xiaxia posiadał głębokie zrozumienie dla tego problemu. - Mówię o przetrwaniu, bo jest trudne dla każdego kto ich spotyka. - westchnął ponownie i klęknął przed czarnowłosym, patrząc w jego twarz z dołu, dając sobie bardziej miękkie podejśćie do sprawy. Nie chciał, żeby myślał, że na niego krzyczy. - Jeśli to był prawdziwy Czarny Senat to ci demoniczni kultywatorzy żyli zbyt długo jak na nasze dobro. Z tego co wiemy, zbierają się na około potężnego kultywatora, który stworzył dla nich te maski co noszą. Podobno dają im zdolności, których nie powinno mieć nic żywego. - złapał za jego dłonie, kładąc je na kolanach, mówiąc tonem jakby go pocieszał. - To jeszcze nie jest poziom, na którym nasza sekta może wymierzać swoje przekonania.
_____ Zamknął usta, zanim powiedział, że pewnie nie jedna odpuściłaby sobie nawet próbowanie, gdyby zabili kogoś bardzo ważnego z jej szeregów. XiuYing przez te lata siedzenia razem opowiedziała mu o przeszłości tego zgromadzenia, więc wiedział o wiele dokładniejsze informacje, niż to czego sekta dałaby się dowiedzieć Xiaxia czy wdrążonemu w politykę, mu.  Ich kultywacja na poziomie Golden Core nie była wstanie równać się ich mistrzowi, a lisica Han spokojnie wkroczyła do pilnowanego pokoju, aby przekazać mu informację. Jaki więc poziom musiała dzierżyć ona? Nie chciał teraz o tym myśleć, bo na pewno stał się o wiele większy gdy opuściła swoje więzienie w miniaturowym świecie.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {23/08/23, 10:41 pm}

Hellow Nie podobało mu się, jak został popchnięty – nawet jeśli nic nie mogło mu się stać. Zwyczajnie nie uważał siebie za osobę, którą można by w ten sposób do czegoś zmusić. Z niezadowolonym grymasem zadzierał więc brodę, by hardo spoglądać mu w oczy, choć w rzeczywistości… ach. Może jednak trochę już był zmęczony. Nigdy wcześniej tak nie reagował, a kilka razy otarł się o śmierć.
    Z tym że nigdy wcześniej moce nie opuściły go w najbardziej newralgicznym momencie.
     W końcu i LeiTian zniżył się, a wraz z tym z jego głosu zniknęła nagana. Dalej nie podobało mu się to, co ten mówi, ale jakoś tak łatwiej było to przyjąć. Wróciła między nich równowaga, nawet jeśli YingXia jedynie słuchał. Złapane dłonie pozwolił mu trzymać przed dłuższą chwilę, aż kilka sekund po tym, jak nastała cisza, zabrał je, na co tamten mu pozwolił. Może i nie miała to być najwygodniejsza pozycja, ale obawa o to nawet nie przecięła myśli kukułki. Kierowany raczej impulsem, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie, zarzucił swoje ręce na jego szyję. Trochę musiał się wychylić, jednak po chwili już wrócił na dawne miejsce, tym razem jednak z przyciągniętym do siebie i zamkniętym w uścisku LeiTianem. By ten się zmieścił, rozłożył trochę kolana, otaczając nimi ciało drugiego kultywatora. Zresztą, nie mieli tak raczej siedzieć długo, bowiem ciemnowłosy był gotów wsunąć się bardziej na posłanie, ciągnąc za sobą mężczyznę, by i ten się na nim znalazł. O ile oczywiście LeiTian choćby niewerbalnie wyraził podobna chęć.
     Tymczasem chłopak westchnął. Szukając sobie miejsca na ramieniu, palcami przeczesywał czarne włosy na długość zalej ręki. Drzewo sandałowe ubarwione wonią ambry i skał wciąż wydawało się raczej nostalgiczne i utęsknione niż dobrze znane, ale wciąż go do niego ciągnęło. W pewien sposób dawało też ukojenie.
- Po prostu… nie chce być im niczego winien. Cholera wie, dlaczego nas nie zabili. Chcieli skupić na nas podejrzenia? Zwykły kaprys? Cokolwiek. Ale nie będę im winien życia. Niczego.
Była to dość pokrętna logika, miał tego świadomość. By dokładnie pojąć, o czym mówi, musiał bardziej nakreślić sytuację, co zaczął robić po dłuższej chwili.
- Okazało się, że ci z Bai Shu porywali ludzi. No a inni ludzie porywali kultywatorów. Ging była tylko przynętą, by zwabić resztę swojej sekty. Ci szaleńcy… Robili to nie raz, ich plan był zbyt dokładny. Gdy weszliśmy do lasu…
    Rozgadał się na bardzo długie minuty, opowiadając o wszystkim, co go spotkało od początku porwania, poprzez dokładny opis miejsca, gdzie był przetrzymywany (zbyt wiele czasu spędził na badaniu go), aż do spotkania Czarnego senatu i późniejszych tłumaczeń, jakie to mu przysporzyło. Być może przeceniał obeznanie LeiTiana, momentami niczego nie tłumacząc, jak na przykład faktu, skąd zna Shi Hana oraz z czego znana jest ich sekta. Skupiony na zabawie włosami przyjaciela, nawet nie filtrował słów, czasem frustrując się, czasem wręcz wykrzykując ze złością, jak wiele ma za złe Shi Hanowi. Nawet jeśli ten pomógł mu uciec i uratował życie, wciąż raz go okłamał, a drugi stanął przeciwko niemu. Wybaczanie trudno przychodziło kukułce. Gadał i gadał, aż nie zostało już nic do opowiedzenia, a on całkiem już przepadł w objęciach LeiTiana.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {04/09/23, 08:27 pm}

_____ Nie spodziewał się, że Xiaxia postanowi go tak zaskoczyć, chwytając w swoje objęcia, aby następnie wręcz wmusić na łóżku, aby leżał wręcz na nim, przytuleni do siebie. LeiTian z całej siły starał się, aby przypadkiem nie upaść na niego, chociaż czując jak go dotyka, zatapia w jego zapachu... nie ułatwiał mu zadania. Halo! Mieli tutaj zdrowego mężczyznę, oczywiście, że tego typu gesty bardzo łatwo potraktować jednoznacznie, nawet jak droga ortodoksyjnej kultywacji jest raczej pozbawiona “plugawego łączenia ciał”. Cóż, dobrze, że ta demoniczna zwykle zachęcała do tego. Chociaż coś w tym świecie działało na zasadzie Yin oraz Yang. Na szczęście, jego myśli wróciły na ziemię, słysząc co takiego mówiła mu kukułka. Historia, jaką mu powiedział miała zarówno ręce jak i nogi, lecz nie uciekała od tego co wiedział, co było mu raportowane. W pewien sposób było to pokrzepiające, nawet jeśli musiał przy okazji dowiadywać się zarówno o tym frustrującym chłopaku, którego bez jego wiedzy poznało centrum jego świata. Może faktycznie powinien okaleczyć go, uniemożliwiając kultywację? Siedzenie w tam niewygodnej pozycji w końcu dobiegło końca.  
- Widać byliście za słabi...
_____ To była pierwsza rzecz, która uciekła z ust LeiTiana, kiedy kukułka skończyła swoją opowieść. Dowiedział się dużo. O wiele dokładniejsza wersja całego zdarzenia jasno pokazywała mu, jak bardzo świat był plugawym miejscem. Nie chciał, żeby coś takiego spotkało jego niewinnego i uroczego Xiaxia, ale znowu... czy byłby wstanie zamknąć go gdzieś, aby siedział, kultywował, nie znał zewnętrznego świata? Im szybciej zderzył się z prawdą, zobaczy, że nic nie jest prawdziwie czarne i białe... tym szybciej on będzie wstanie podzielić się swoimi rewelacjami z nim. Chyba zaczynając od tego, że jego ojciec - ten, którego nikt nie znał - był demonicznym kultywatorem. Niestety, nie rozmawiał o tym jeszcze z matką, a przed tym, rozmowa z kukułką byłaby tylko na podstawie jego hipotez, które ten wziąłby od razu jako prawdę rzeczową i opatrzony w nią, poszedłby w świat głosić słowo. Tylko tego brakowało. Opadł na bok, przez co oboje leżeli teraz na łóżku, a on mógł przysunąć YingXia do siebie, tłumacząc swoje zdanie.  
- Wydaje mi się, że ci co porywali zdolnych kultywatorów to mógł być Czarny Senat, a wy zostaliście puszczeni wolno, bo mieli mało ludzi i skupili się na zbieraniu energi Qi z tych wszystkich pochwyconych ludzi z sali. - pogłaskał kukułkę po głowie, jakby starając się uspokoić, bo jeszcze nie skończył mówić. - Na podstawie twojej historii, może być, że Czarny Senat wybrał sobie akurat tą ortodoksyjną sektę właśnie ze względu na ich sprzedaż niewolników. Co do Aukcji jednak... Hmm... Może zwyczajnie stwierdzili, że wygląda jak świetny łup i zaatakowali?  
_____ Oczywiście, znał prawdę i to co mówił mu teraz było właśnie tym, z mniejszą ilością szczegółów, których nie mógł znać, jako on. Gdyby jednak chodziło o przełożonego lisicy, która tą energię zbierała właśnie dla niego – wtedy miałby pewnie więcej informacji do przekazania. Szkoda, jednak, że na tą chwilę, te szczegóły nie były istotne dla sprawy. Nie chciał, wchodzić w ponowną dyskusję z jego słońcem, wiedząc, że ten nie posiadał najlepszego humoru - stąd najlepszym rozwiązaniem będzie zmiana tematu. Pochwycił podbródek chłopaka przed nim, podnosząc go do góry, aby z lekko przymrużonymi oczami z pełnym uśmiechem na twarzy spytać o coś o wiele bardziej istotnego. Przynajmniej dla niego, w tym momencie.
- Ten ShiHan... Zdradzasz mnie jak nie patrzę? - pyta przybliżając się bliżej, będąc kilka centymetrów od siebie. Tak, iż w każdej chwili może złożyć pocałunek na ustach kukułki. Patrzy w jego piękne oczy, szukając odpowiedzi, zadając kolejne pytanie. - Powinienem być zazdrosny?
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {16/09/23, 08:03 pm}

Toczyła się między nimi swego rodzaju fizyczna gra. YingXia dość ostrożnie układał się na na łóżku, nie zmieniając dzielącej ich odległości, by po krótkiej chwili odkryć, iż leżenie z pozycji siedzącej nie było zbyt wygodne. Pozostał tak jakiś czas, wciąż gadając, by następnie zacząć wsuwać się po pościeli wyżej i wyżej. Co było niesamowite, niemalże leżący na nim mężczyzna nie ważył zbyt wiele. Ba! Prawie w ogóle go nie czuł, gdy tak zatopiony we wspomnieniach oplatał kark, to znów przeczesywał czarne włosy. Być może i zarejestrował napięcie mięśni mogące sugerować, jak wiele wysiłku wkłada tamten w zapewnienie wspomnianego już komfortu, jednakże… ach, doszedł właśnie do tak emocjonującego momentu! Nie miał nawet czasu zaśmiać się, to znów zwyczajnie przycisnąć go. Bo przecież, cóż też mogłoby się stać? Znali się tak długo, byle rozłąka – nawet na pół życia – nie mogła zniszczyć tego, co między nimi. Mógł się na nim położyć, mógł go przygnieść, a nawet mogliby zacząć walkę o to, kto by na kim leżał.
    Prawda?

    Tylko z jego ust przyjmował bolesną prawdę tak pokornie. Wbrew pozorom zmęczyła go ta podróż do przeszłości i obudziła swego rodzaju tęsknotę. Pragnął, jak teraz, odpocząć w tym ciepłym, surowym pokoiku. W objęciach, gdzie czuł się bezpieczny i… sam nie wiedział, jak to określić. We dwoje mogli udawać, że nic poza nimi nie istniało – czas przestawał mieć znaczenie, przez co zacierały się te stracone lata. A jednak było to jedynie złudzeniem. Miały one miejsce, co tym bardziej potęgowało pragnienie wtulenia się w niego. Tak strasznie, strasznie chciał…
    W jego umyśle zdążyło wyklarować się, w jaki sposób powolutku się zbliży. Jak pierw się zawierci, niby szukając wygodniejszej pozycji, a jednak znajdując się bliżej. Jak uniesie nogę. Wsunie ją niespiesznie, roszcząc sobie wszelkie prawa, by znalazła się gdzieś między wytrenowanymi, zbitymi mięśniami. Nie wysoko, a skąd! Tak niewinnie, acz pewnie. Gdzieś powyżej kolana, gdzie przyjemnie będzie trzymać ją zgiętą, przykrytą przez tę przyjaciela. A dzięki temu, no cóż, także i ich wyższe partie będą zmuszone do bliskości. Jeszcze moment, a i piersi zaczną poruszać się w podobnym rytmie. Kto wie, może Lei Tian podłapie zabawę i podłoży mu ramię pod głowę? Będzie to dość twarda alternatywa, jednak… coś we wnętrzu chłopaka podszeptywało, że właśnie na czymś takim chce ułożyć głowę.
    Niesprecyzowane pragnienia, mętne obrazy.
Mały stwór, który brał go w objęcia, uświadamiając, jak niezwykle blisko znalazły się ich twarze. Czy tęsknił za tymi oczami? Naturalnie. Trudno było jednak ulec ich czarowi, gdy to coś kazało mu omiatać cieplejszym, niż zwykle, spojrzeniem także pięknie wykrojone wargi. No i nos. Czy zwracał kiedyś uwagę na jego nos? Pewnie nie. Podobnie jak na te zabawne kostki pod oczami. Naszła go ochota, by ich dotknąć. Ot sprawdzić, czy są tak ostre, jak rysy twarzy mężczyzny przed nim. I nawet już unosił palce, by te w swej drodze otarły się także o usta jednak… właśnie wtedy spomiędzy nich padły słowa, które obudziły coś, o czym zdążył zapomnieć.
     Nagle poczuł się… urażony. Zły. Że co do cholery?! Odsunął się w jednej chwili na długość ręki.
- No ty chyba sobie żartujesz - palnął. - Shi Han? Typ, którego widziałem parę razy w życiu. Jeszcze podczas turnieju, bo jakby inaczej, kiedy mijaliśmy się co najwyżej, a ty mi sugerujesz… To JA powinienem być zazdrosny. JA powinienem pytać, czy mnie nie zdra… czy nie wymieniłeś mnie na jakąś demoniczną ladacznicę, której naobiecywałeś nie wiedzieć czego. Z którą zawarłeś jakąś umowę. Ja - wskazał na siebie - powinienem być zazdrosny, a ty - dźgnął go - powinieneś się tłumaczyć!

Dobrze - uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym złapał Xiaxia, podnosząc się i pocałował go, delikatnie łącząc ich usta na moment. - Nie muszę cię zostawić, aby ukrócić go o głowę - powiedział, po czym, wrócił do pozycji leżącej ciągnąć kukułkę ze sobą. Zaśmiał się, się dodając - Wolałbym żebyś nie był znowu sam kiedy ja idę zabijać te muchy.


O czym rozmawiali? Chyba był zły. Tak. Był. Ale… Co?
Wzięty z zaskoczenia całkowicie stracił wątek. Nie trwało to przecież długo – ot w zasadzie go tylko cmoknął, co w tym wielkiego? Byle otarcie się, przecież to nic takiego. Chciał go uciszyć? Chociaż normalnie używa się do tego palca a nie…
Kogo on chce oszukać. Lei Tian go pocałował.
P-O-C-A-Ł-O-W-A-Ł
Znaczy, nie powinien robić z tego wielkiej sprawy, ale może właśnie taką była? Nie zarejestrował, co ten do niego mówi, ani kiedy znów leżeli. A potem…
    Kilka razy otworzył usta, na których znalazły się dwa palce, jakby nie dowierzał jeszcze. A pal licho, potem będzie się przejmował konsekwencjami i zadręczał myślą, co to wszystko znaczy!
 - Nie wiem, czy mnie to przekonuje - mruknął w końcu, nie odrywając wzroku z dość oczywistego miejsca.  - Powtórzmy - dodał jeszcze ciszej, trochę jednak skrępowany własną prośbą.
Nawet trochę głupio było mu spojrzeć w oczy Lei Tiana. Bo cóż to też była za prośba? Ale… dał się ponieść. Powiedział to. Nie mógł tego cofnąć.
     Atmosfera zgęstniała. Słowa zawisły między nimi na ułamek sekundy, w ciągu którego kukułka podjęła decyzję. Pozwolenie, by mężczyzna przetworzył słowa, a następnie podjął akcję, było niemożliwe. Bo choć to irracjonalne, w głowie niebieskookiego nagle zabił alarm, jakoby czarnowłosy miał odmówić. Odsunąć się, wstać. Zrobić cokolwiek, co złamałoby mu serce, zawodząc nadzieje, o których nawet nie wiedział, że je ma.
     Tym razem to on sprawił, iż pościel zaszeleściła. Uginając się pod jego ciężarem, pozwoliła dłoni zacisnąć się na włóknach. Mocny, zdradzający zbyt wiele uścisk odbił się bielą na kostkach, gdy YingXia nabierał ostatni, drżący oddech. Wsparty na dłoni, zawisł nad nim.
Jedno uderzenie rozszalałego serca.
Drugie.
Czuł, jak materiał zaczyna wilgotnieć pod opuszkami.
Trzecie.
Musiał zwilżyć wargi.
Czwarte.
Brak mu było tej romantycznej pewności. Tej szarmanckiej nuty, która kazałaby naśladować drugiego, ujmując delikatnie za brodę. Nie. Kukułka złapała go za kołnierzyk i uniosła na parę centymetrów, by ułatwić sobie dostęp, po czym bez jakiegokolwiek pytania czy wahania – na tym etapie zawadzałoby jedynie – złączyła ponownie ich usta.
    Gdy jednak tylko wyczuł najmniejszy ruch z drugiej strony, spłoszył się. Choć nie chciał, odsunął, a nawet odwrócił bokiem głowę, pozwalając ciału Lei Tiana znów opaść na miękkie posłanie. Nie położył się już, pozostając w pozycji siedzącej, a dłonie raz jeszcze zacisnął, acz tym razem na spodniach.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {17/09/23, 09:59 pm}

_____ Reakcja, jaką otrzymał... była do przewidzenia? Nikt nie przyjmuje jako oczywiste takich oskarżeń. Zdrada. Skakanie z kwiatka na kwiatek. Wiedział, że YingXia nie ma takich nawyków, zwłaszcza, że pewnie całować się do tej pory tylko z nim, raz. Widząc jak reaguje, jak doskonale wiedział co powiedzieć, co chciał przekazać. Nie zamierzał wchodzić z nim w dyskusje, brudząc tą przejrzyście czystą i miłą atmosferę. Przynajmniej w jego sercu, bo jednak kultywator przed nim wyraźnie buntował się, stawiając na to, że LeiTian na pewno sypiał z “demoniczną ladacznicą”, chociaż gdyby raz coś takiego się wydarzyło - zostałby już dawno zjedzony do niczego.  
- Dobrze. - uśmiechnął się czując swojego rodzaju radość, którą ciężko było ukryć. Tak mocno to z nim było, że czując klimat całej sytuacji postanowił złapać Xiaxia, podnieść się do siadu i pocałować go. Z delikatnością, niczym dotyk motyla, jak robią to dzieci, a nie dorośli, robiąc to tylko na moment. - Nie muszę cię zostawić, aby ukrócić go o głowę. - wyszło spomiędzy wilgotnych warg, po czym położył się, ciągnąc go ze sobą. Zaśmiał się z serca, dodając. - Wolałbym żebyś nie był znowu sam, kiedy ja idę zabijać te muchy.
_____ Nie miał w głowie innego określenia na to kim były te pasożyty, latające na około osoby, która byłą jego. Widział jak zakłopotany i zgubiony stał się jego Xiaxia. W pewien sposób urocze było jak patrzył teraz na niego, z takim wzrokiem szukającym odpowiedzi co się stało. Trochę niczym rybka bez wody, otwierał i zamykał usta, ale LeiTian leżący pod nim chciał tylko, zanurzyć się między te różowe wargi. Powstrzymywał się, jak każdy genialny kultywator, który szkolił się w technikach odrzucenia cielesnych przyjemności dla wyższego celu. Czy jednak ten cel był teraz ważny? Na razie trzymał się go ostatkami sił. Gdy więc padły słowa, jego świata, który właśnie powiedział mu, że chce kontynuować. Powtórzyć to szybkie zdarzenie, zostawiające po sobie słodki smak. Był zaskoczony, na tyle, że nie zareagował, kiedy Xiaxia złapał go za materiał przy szyi i prawie zderzył ich czoła ze sobą, w zamiarze wykonania pocałunku. Udało mu się, że brakowało w tym jakiejś czułości. Żaden z tej dwójki jednak... raczej nie skupiał się na tym. To szybkie wydarzenie, sprawiło, iż czarnowłosy poddał się w dążeniu do zachowania czystości umysłu. Zwłaszcza kiedy widział jak czerwony od wstydu Xiaxia oddala się z zasięgu jego dłoni.  
_____ Bardzo szybko podniósł się do siedzenia. Na coś przydają się mięśnie brzucha w takich momentach. Złapał głowę kukułki w swoje dłonie i odwrócił w swoją stronę. Nie przejmował się wyglądem czerwonych policzków czy wilgotnych ust. Przysunął się blisko, nie dając szansy uciec pochwyconej zwierzynie, bo tak na nie patrzył. Jakby chciał go zjeść, od początku do końca. Skosztować każdego fragmentu skóry, zostawić ślad, że osoba przed nim, ta zawstydzona chwilowym spotkanie ust, należy do niego. Nie podróżował swoim wzrokiem jednak po delikatnej skórze skrytej pod materiałem, a patrzył prosto w oczy chłopaka, z pożądaniem, wypowiadając słowa, które pewnie zgubią ich oboje.  
- Potrzebuję więcej... - mówi szeptem, z ust do ust, będąc tak blisko, że potrzebował tylko małego sygnału od YingXia, aby zatopić się w jego wargach. Tak bardzo kuszących go w tym momencie. - Mogę? - spytał swoim wzrokiem zjeżdżając z pięknych, niebieskich tęczówek niżej, a potem wracając wyżej, szukając swojej odpowiedzi, niskim, mruczącym wręcz tonem - Proszę...  
_____ Czas, który przeczekał na odpowiedź, chociażby były to pewnie sekundy, to dłużył się mu niemiłosiernie. Kiedy jednak w końcu uzyskał zgodę, której potrzebował... Jego palce, powędrował między czarne jak smoła włosy, które trzymałą wykonana przez niego spinka. Nie skupiał się jednak na tym, a na sprawieniu, aby ten pocałunek zapadł w pamięć Xiaxia.  
- Rozchyl usta. - rzucił szeptem, o basowym tonie i widząc jak grzecznie wykonuje polecenie, lekko powiedział - Dziękuję, słońce.  
_____ Zanim kukułka zdążył zareagować co takiego do niego powiedział, zatopił się między rozchylone lekko usta, gdzie wsunął swój język, poszukując uciekającego przyjaciela, aby spotkać się z nim, zaczął stymulować go przez intensywny dotyk. Aktywność dorosłych, szybko pochłonęła ciemnowłosego, który z otwartymi oczami pochłaniał każdą reakcję, która działa się między jego dłońmi. Dreszcze. Pomruki. Czerwone uszy, które grzały jego dłonie znajduje się w okolicy. Chciał to zapamiętać. Wszystko. Od początku do końca. Te urocze reakcje, te melodyjne dźwięki. Wszystko co nie pozwoli my spokojnie spać po nocy, budząc inną część jego ciała. Może dlatego też - poczuł, że jego kukułka wstrzymywał oddech. Zabrał więc zgrabnie swój język, oddzielając ich usta od siebie, pozostawiając widocznie mokry ślad po swojej działalności.  
- Oddychaj...
_____ Mówi na wydechu, widząc jak w kącikach oczy zbierając się małe łezki. Wie, że nie są powodem jego złego zachowanie, czy krzywdzenia Xiaxia. Głaszczę go lekko po policzku, kciukiem ściągając nadmiar z pięknych szklistych oczu, które teraz zapraszają go, aby zaczął robić coś jeszcze bardziej niegodziwego. Wiedząc, że jego własna samokontrola prawie nie istnieje, drugą dłoń zsuwając głębiej, prawie na tylni odcinek szyi, aby mieć go w dłoniach, chociaż w ten sposób. Wiedział, że to głupia namiastka, lecz nie mógł zaczął eksplorować ciała przed nim. Nie teraz, nie tak nagle.  Pukanie do drzwi wyciągnęło go z tego małego transu w jakim się właśnie znalazł, nie mógł jednak jak głupi patrzeć w twarz, którą pochwycił w dłonie, odwrócił się do zamkniętych drzwi i nie musiał się nawet odzywać. Przybysz sam to zrobił.  
- Chciałbym z tobą porozmawiać, LeiTian. - odezwał się głos, który wyraźnie należał do Mistrza. Nie mógł go zignorować. - Wiem, że jesteś. Pewnie kultywujesz, lecz przerwij i chodź.  
_____ Czyżby jego nierówna w tym momencie energia wewnętrzna sprawiła, że starzec wysunął takie wnioski? Może to lepiej, prawda było o wiele bardziej kłopotliwa. Skończył patrzeć na drzwi i wrócił swoim spojrzeniem na pochwyconą kukułkę, po czym przełknął ślinę, lekko zawstydzony tym co zrobili.  
- Zrozumiałem.  
_____ Odezwał się do Mistrza, szukając w spojrzeniu Xiaxia potwierdzenia, że wszystko jest okej. Naprawdę nie chciał go teraz opuszczać, zostawić samego po tym jak jego język eksplorował namiętnie usta przyjaciela. Z jednej strony doskonale znał swoje uczucia, rozumiał sytuację, z drugiej... czy to nie było dla nich za wcześnie? Zabrał swoje dłonie z twarzy i zrobił krok w tył, aby następnie podejść do drzwi i ukryć swoje zażenowanie tym co się stało za przyklejonym, profesjonalnym uśmiechem. Nie otworzył szeroko drzwi od pokoju, aby Mistrz nie zauważył, że w środku jest YingXia. Tylko im jeszcze brakowało. Wysunął się z pomieszczenia, płynnie zamykając go samego i wsłuchując się w historię starca, szedł równy krokiem.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {04/10/23, 06:40 pm}

Ying Xia nie raz brak udział w polowaniach. Doskonale więc znał ten dreszczyk emocji. Napięcie i ostrożność, które kazało mu rozważnie stawiać każdy krok. Nie stawanie pod wiatr, maskowanie zapachu oraz inne przydatne w tym trudnym, szczególnie dla jego niespokojnej duszy, zawodzie. Zdarzyło się jednak, że istota orientowała się, iż ktoś czyha na jej życie. Niespodziewanie zwracała ogromne ślepia idealnie na niego, sprawiając, że zamierał. Wściekłe patrzyła przez moment, który mógłby przedłużyć się w nieskończoność, by – dojrzawszy najmniejszy ruch – rzucić się z całą drapieżnością, aby rozszarpać mu gardło.

Teraz było podobnie.

Gdy Lei Tian podniósł się niespodziewanie i drapieżnie go pochwycił, upewniając się, iż nie ucieknie. To właśnie wtedy obraz bestii nałożył się na przyjaciela – wtedy kukułka zamarła na dłuższy moment. W mętnych wspomnieniach sprzed dwudziestu pięciu lat dałby radę odszukać momenty gwałtowności kultywatora. Zbyt dużą brutalność, czasem zaborczość, z której co najwyżej żartował. Pojedyncze, przerażające spojrzenia rzucane otoczeniu. Doświadczenia najwyraźniej zaostrzyły te cechy, uwydatniając je i sprawiając, że po czasie YingXia miał przypomnieć sobie niepokojący komentarz sprzed pocałunku. Nabrać podejrzeń, czy jego najdroższy, idealizowany, bądź co bądź, przyjaciel naprawdę nie miał na myśli zabicia kogoś z zimną krwią.

To wszystko miało jednak dotrzeć do niego po fakcie. Teraz bowiem… teraz liczyło się tylko to, że Lei Tian chciał go pożreć.

Chciał więcej. Potrzebował więcej. Ale co to w zasadzie oznaczało? Pragnął go całego? Już teraz? A może to jego myśli zabrnęły zbyt daleko? Całym sobą czuł tę paląca każdy skrawek skóry, który choćby musnął oddechem, bliskość mężczyzny. Nie mógł odwrócić wzroku, więc wpatrywał się w niego niczym bezbronne zwierzę. Ten jednak nic nie zrobił. On… on czekał i. I pozwalał mu zadecydować, tym samym jednak sprawiając, iż te centymetry zaczynały go drażnić i…

YingXia pragnął być pożartym.

Pragnął, jednak nie do końca był gotów na to, co miało nadejść. Bezmyślnie wykonał polecenie, które padło od razu po jego cichym "mmm", zaraz jednak próbując uciec, co nie spotkało się z aprobatą. Zresztą, zaatakowany ogromem nowych bodźców doprawdy nie potrafił się opierać. Szczególnie gdy wraz z rozwojem wydarzeń dotarło do niego, jak kurewsko przyjemne to było.

Nie panował nad sobą. Z umysłem w kompletnym chaosie pozwalał, by dawno uśpione instynkty brały górę, zmuszają go do wydawania tych haniebnych pomruków, których przecież miał się wyrzec. Mięśnie nie słuchały go, wiotczejąc pod naporem tak intensywnego pocałunku, to znów przewodząc elektryzujące dreszcze między sobą, kiedy to LeiTian stymulował go drapieżniej, lub ocierał się o bardziej wrażliwe rejony. Kukułka nie chciała pozostać dłużna, jednak wyczucie rytmu – dołączenie do zabawy języków – zajęło mu zbyt wiele czasu. Bowiem gdy zaczął podejmować próby domagania się o więcej: inicjowania ruchów, dał o sobie znać brak oddechu. Silniej wbijał paznokcie w szaty LeiTiana i znajdującą się pod nimi skórę, dusząc się, co, o zgrozo, potęgowało odczucia, rzucając go między jawę a początki omdlenia. Starał się wytrwać.

Przerwę przyjął wręcz z wdzięcznością, zachłystując się w pierwszym momencie świeżym powietrzem. Jego dyszenie zastąpiło uprzednie pomruki i mlaśnięcia, które, musiał przyznać, nawet jego trochę zawstydziły. Przecież miał odrzucić cielesne potrzeby, a tymczasem te przejęły nad nim władzę. Zbliżył się nieznacznie. Chciał go. Całego. Żeby kontynuowali. Żeby LeiTian zrobił z nim znacznie więcej nieprzyzwoitych rzeczy. Po raz pierwszy w życiu zapragnął odrzucić swoją kultywację i zwyczajnie poddać się mężczyźnie przed nim. A sposób, w jaki ten odpowiadał na pragnienie w spojrzeniu – jak dotykał jego twarzy i karku, który nie sądził nawet, że może być tak wrażliwy, jedynie go niecierpliwił.

Zanim jednak, wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Osnuty mgłą umysł nie od razu zarejestrował, kim był intruz, ani czego chciał. Nie zdążył także zaoponować bardziej, niż przez wczepienie się w niego, wciąż mając problem z poprawnym oddechem. To jednak nie pomogło i wkrótce został sam.

A wtedy poczuł się podłe wykorzystany i porzucony.

Jakim… jakim prawem! Świadom, czy nie, obiecał mu wspaniały wieczór – dał ledwie namiastkę – a później wyszedł.
- Dureń… Kretyn. Idiota! No i dobrze, nie wracaj! - Złapał pierwszą lepszą rzecz, po czym rzucił nią w drzwi. A potem kolejną. Wkrótce w progu leżała nie tylko poduszka, czy drewniana skrzyneczka, która pękła na boku, ale także reszta przedmiotów, jakie miał pod ręką.
Na koniec ze złością zawinął się w pościel. Z początku postanowił spróbować zasnąć, co by zrobić mu na złość. Ależ byłby zaskoczony, gdyby wrócił, a on jak gdyby nigdy nic sobie drzemał, jakby w ogóle go nie obeszło, co przed momentem robili! Gdy jednak spokojniejszy już został sam w ciasnej ciemności, ta zaczęła podsuwać mu obrazy. Przez większość pocałunku miał zamknięte oczy, tak też nic dziwnego. Bezwiednie zwinął się w kłębek, przytykając palce do warg. Wspomnienie było wciąż żywe, odtwarzane raz po raz, sprawiało, iż jego oddech zrobił się na powrót cięższy. Nie tylko ono – rozochocony umysł chętnie podsuwał mu wizje tego, co mogłoby być dalej. LeiTiana zsuwającego dłonie niżej. Kolejne pytania i prośby, by posunęli się dalej. Jeszcze parę podobnych pocałunków, w których zdołałby się już odnaleźć, by intencjonalnie je pogłębiać. Nawet potrafił wyobrazić sobie powiew chłodnego powietrza na skórze, gdy przyjaciel zdejmowałby z niego…

STOP.

Zerwał się do siadu, skopując nieszczęsną pościel. Co on…?! Przecież był kultywatorem! Odrzucił tę ścieżkę nieprzyzwoitości! Dlaczego więc tak chętnie oddawał się tym wszystkim haniebnym myślą?! Dlaczego myślał o swoim przyjacielu w ten sposób? Musiał ochłonąć. Potrzebował zimnej kąpieli a potem… potem pójdzie potrenować. Tak. Nie przestanie dopóki nie oczyści umysłu. Dopóki nie będzie słaniał się na nogach, niezdolny do uformowania innej myśli, niż pragnienie snu czy odpoczynku. Uciekł więc bez słowa z pokoju osoby, która nie wiedział już, kim dla niego była.
Kim chciał, żeby była
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {10/10/23, 06:59 pm}

_____ Nie było to nic interesującego, ale LeiTian cieszył się w sercu, że został wyciągnięty z tamtego pomieszczenia w odpowiednim momencie. Jeszcze doszłoby do czegoś czego nie byłby wstanie odkręcić. W głowie kultywatora, jego kukułka nie była mentalnie przygotowana na fizyczne zbliżenie się do siebie. Czy nawet będzie chciał mu spojrzeć w twarz po tym, kiedy ochłonie i dojdzie do zmysłów? … Nie mógł o tym teraz myśleć. Będzie negocjował sytuację jak wróci i spotka się z XiaXia później. Idąc za mistrzem, który opowiadał właśnie o dwójce ważnych gości, którzy zamierzają się zatrzymać tutaj w swojej wędrówce. Nie dostał za dużo szczegółów, o kogo chodzi, pewnie sądząc, że i tak nie zorientuje się w nazwiskach. Cóż, nie było go jakieś dwadzieścia lat. Miał prawo nie orientować się po kilku dniach, w temacie kto jest teraz top rodziną, a kto stracił chwałę. Tego typu zagrywki w świecie śmiertelników potrafiły zmieniać się bardzo drastycznie, a kultywatorzy raczej nie przejmowali się tym. Co, jeśli jednak chodziło o rodzinę w świecie kultywatorów? Tutaj nie było inaczej. Wymordowanie 10 generacji, bo spojrzało się na czyjąś narzeczoną? Cóż, silniejszy mógł wszystko. Pewnie ci goście należeli właśnie do takich ludzi. Inaczej jego Mistrz nie robiłby problemów z tego powodu.  
- Należą do rodziny Ren. - odezwał się w końcu Starzec, stając przed drzwiami prowadzącymi do dużej sali obrad. - Mam nadzieję, że nie będą sprawiać problemów.
_____ Po tych słowach, kątem oka zerkając na lekko skonfundowane spojrzenie swojego ucznia, otworzył drzwi zadowolony z tego co osiągnął - nie informując go niczym, co raczej powinien wiedzieć, ale miał ku temu powody. Za drzwiami, przy stole siedziała czwórka innych studentów, na czele stołu z innym starcem. Starszy Hou, wyglądał jakby ktoś zasuszył mnicha. Widać było jak jego skórze brakuje kontaktu z wodą, napojenia. LeiTian jednak nie zamierzał skupiać się na wyglądzie tego Mistrza, a na pozostałych uczniach, którzy nie kojarzył.  
- Siadaj, dziecko. - odezwał się Starszy Hou. - Chcę żebyś wysłuchał tej rozmowy.  
- Od razu mówię, że nie zamierzam być ich przewodnikiem wycieczki.  
_____ Rzucił od razu, siadając spokojnie, bez stresu na wyznaczonym sobie miejscu. Po twarzach innych zebranych widać było, że nie spodziewali się takiego “braku szacunku” z jego strony, ale też - nie znał ich, więc nie interesował się tym co mogą myśleć. Patrzał jednak, lekko znudzonym wzrokiem, na Starszego, który nie zraził się jego zachowaniem, śmiejąc się lekko pod nosem jakby nie spodziewał się niczego innego.  
- Oczywiście. - odezwał się Mistrz, prychając pod nosem, kiedy siadał koło Starszego Hou. - Właśnie chcemy żebyś się z nimi nie spotkał.  
_____ To zdanie spowodowało, że LeiTian uniósł brwi ze zdziwienia. Z tego co pamiętał, patrząc w lustro, prezentował się o wiele lepiej od wszystkich innych w tym pomieszczeniu. Był także geniuszem i w sumie... no trochę utrzymywał to miejsce. Był o wiele bardziej reprezentacyjną osobą niż zebrana obok “młodzież”, która miałaby zająć jego miejsce. Te myśli były widocznie narysowane na jego twarzy, ponieważ Mistrz podniósł temat ponownie.
- Nie chodzi o ciebie.
- Dokładnie. - dodał Starszy Hou gładząc się po brodzie. - Nie chcemy, żeby cię przekupili, haha  
- Więc po co mnie tutaj zawołaliście?  
_____ To pytanie musiało także siedzieć w głowie, pozostałej czwórce studentów, którzy wyczekiwali odpowiedzi, która nastąpiła bardzo szybko - łącznie z historią. Dwójka gości, rodzeństwo, było w trakcie podróży, aby znaleźć bardzo zdolnego rzemieślnika, zdolnego stworzyć potrzebny przez nich przedmiot. Z ust zmarłego, niestety, Mistrza tworzenia artefaktów, znają składniki prawdopodobnie wymagane do stworzenia tego cuda i są one, poniekąd, dość blisko. Starsi nie dopytywali się o przedmiot, materiały czy nic takiego, przez wzgląd na rangę rodziny Ren, która była niesamowicie silną i prestiżową rodziną. Nikt nie wiedział skąd bierze się ich siła, ale Mistrzowie nie chcą wejść na odcisk temu Patriarchowi siedzącemu na czele rodziny i bez słowa, zgodzili się dać dach nad głową na kilka dni. W tej całej historii LeiTian jednak nie mógł zrozumieć, gdzie tutaj miejsce na jego niepokazywanie się przed tą dwójką. Zanim jednak podniósł temat, zrobił to ktoś inny.  
- Czcigodny Starszy, mam pytanie. - powiedziała kobieta, uczennica ubrana w jasne kolory podnosząc dłoń do góry. Widząc, że przerwał i kiwnął głowę, dając zgodę, zaczęła. - Nie rozumiem, dlaczego Starszy Brat Kultywator miałby się nie pokazywać przed tymi gośćmi.  
- A, to bardzo proste. - czyści lekko swoje gardło. - LeiTian jest geniuszem wśród twórców artefaktów, nawet po tak długiej przerwie, co zrobimy, jeśli obiecają mu coś czego nie będzie wstanie odmówić?
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {30/10/23, 07:30 am}

Hello Obawa, że spotka Lei Tiana była porównywalna do tłamszonej nadziei. Jak powinien się zachować, co powiedzieć, jak reagować – nigdy nie rozważał takich rzeczy. Nawet gdy miało okazać się, że dzieli ich 25 długich lat w zamknięciu, jedyne, co go niepokoiło, to czy ten żyje. Przebywanie z nim było naturalne, jak oddychanie i nawet po rozłące miało się to nie zmienić. I faktycznie przez te parę dni przed jego wyjazdem rzeczywiście czuł jedynie, że go odzyskał.
A może?
    Może zdarzyło się coś, co zmieniło kultywatora, o czym nie miał pojęcia? Na co nie zwrócił uwagi? Coś, co zacznie zauważać dopiero, gdy odrzuci wizję mężczyzny, którego stracił? Lecz może od zawsze taki był? Przecież to nie pierwszy raz, gdy się całowali, choć pocałunki te były tak odmienne. Tylko wtedy propozycja wyszła od niego i podszyta była młodzieńcza ciekawością – nigdy też do tego nie wracali. Może i teraz…?
- YingXia?
Kultywator został wyrwany z rozmyślań drastycznie, co sprawiło, że jego miecz zwrócił się w stronę intruza, nie raniąc go jednak, w porę zatrzymany. Sam odrobinę zaskoczył się własną nerwową wręcz reakcją.
- Byłeś tu całą noc? - padło okraszone delikatną niczym powiew wiatru troską pytanie.
Mężczyzna stojący na skraju klementynkowego gaju zaczął powoli zmierzać w jego kierunku, pozwalając, by na jego twarzy wymalowała się odrobina zmartwienia. Coś jednak było w nim takiego, że podobne zachowania nie denerwowały przeczulonej momentami na punkcie własnej siły kukułki, a koiły. Nawet teraz wydawał się dostrzegać w nim coś, co ten myślał, że doskonale ukrywał. Jing Xia pierw skłonił się delikatnie, dostając w odpowiedzi podobny gest, a dopiero później odpowiedział:
- Straciłem rachubę czasu.
- Rozumiem. Słyszałem, co się stało… - Dlaczego jego pierwszą myślą był ich pocałunek? To niedorzeczne! - Miałem cichą nadzieję, że przyjdziesz.
Machnął ręką, rozumiejąc w końcu, o jakich wydarzeniach tamten mówi.
- Przestań, przecież nie jestem ranny.
Między nimi zaległa cisza. Jeszcze dłuższą chwilę medyk przyglądał mu się badawczo, sprawiając, że wszelkie dręczące go przed rozmową z Lei Tianem obawy wróciły, aż ostatecznie…
- W takim razie może dasz się zaprosić na herbatę, hm?

~ ~ ~
    - Przepływ energii jest odrobinę słabszy, niż pamiętam.
Puste czarki po napoju stały na stoliku, podczas gdy medyk kończył oględziny.
- Dalej go coś tłumi? - zaniepokoił się Xia Xia, wsuwając na siebie szatę.
Rana na nodze, w jego mniemaniu wyglądała całkiem dobrze, jednak lekarz nie dał się powstrzymać przed prawidłowym opatrzeniem jej. Nawet zjebał kultywatora za to, że to przed nim ukrył, nie dając się zbyć tłumaczeniami, jakoby dla osoby na jego poziomie nie było to nic niepokojącego. Być może, ale jadąc tam Ying Xia wykonywał swoje zadanie, a pomagając mu ją zregenerować jak należy on wykonywał swoje.
- Nie sądzę… - zastanowił się, zbierając wykorzystane wcześniej medykamenty. - Nie, to nie to. Chciałbym trochę lepiej to zbadać, poszukam, może mamy jakieś informacje na ten temat w zwojach. Nie wiemy, co dokładnie spowodowało zablokowanie jej, więc trudno określić następstwa… może zrób sobie jeden dzień przerwy od kultywacji, hm?  Wieczorem chciałbym to jeszcze raz zbadać. A teraz może…
Z niewinnym, nieskalanym żadnym niecnym planem uśmiechem odwrócił się w jego stronę, dzierżąc w dłoniach nic innego, jak koszyk na zioła. Mina kukułki zrzedła.
- I tak masz wolne - wzruszył ramionami HaoTan udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi. - Trochę świeżego powietrza i zapachu ziół dobrze ci zrobi, gwarantuje.
- Jesteś podstępnym lisem. Po to mnie tu zaciągnąłeś? A ja się dałem nabrać na tego troskliwego medyka.
Odbiorca zaśmiał się na jego dramatyczny ton.
- Jakoś trzeba sobie radzić, sam rozumiesz. Ostatnio mało kto chce się tym zajmować - rzucił, choć nie była to do końca prawda. Gdyby sobie tego zażyczył, znaleźliby się mniej, czy bardziej chętni. W gestii sekty było w końcu, by w razie nagłego wypadku nie zabrakło niezbędnych składników lekarstw.
- Może gdybyś nie był takim tyranem, to częściej by cię ktoś odwiedzał - wyzłośliwiał się.
- Tyranem? - zdziwił się tamten, pokonując dzieląca ich odległość i pochylając się nad siedząca już kukułką. - Chyba już wolę lisa, który zwabia swoje ofiary propozycją herbatki. Może dolewki?
Kojący i delikatny gdy chodziło o rannych, błyskotliwie złośliwy jeśli o przyjaciół. YingXia całkiem lubił towarzystwo wiecznie zapracowanego medyka bardziej, niż byłby w stanie to przyznać.
~ ~ ~
     Zbieranie niektórych ziół wymagało od kultywatora skupienia. Należało robić to w odpowiedni sposób, podobnie jak przechowywać rośliny oraz utrzymywać energię na odpowiednim poziomie podczas ich zbierania. Nie był to jednak pierwszy raz – dla tak energicznego i w gorącej wodzie kąpanego dzieciaka, jakim był, kontrolowanie się w ten sposób było jedną z dotkliwszych kar, na jakie wpadła matka. Zmarnował ogromną ilość czasu w tych lasach, więc spora część czynności przychodziła mu całkiem naturalnie. Mimo to nie miał aż tak wiele czasu na rozmyślania, jakby się mogło wydawać, co ostatecznie docenił, zrzucając rozterki na drugi plan. W końcu.
     Wracając późna porą od HaoTana postanowił, że na ile to możliwe będzie zachowywał się zwyczajnie – jak po ich pierwszym pocałunku. Przecież nic takiego się nie stało, prawda? No i… nie chciał go stracić. Nie po raz kolejny, a ostatnio nic tylko marnowali dany im czas na obrażanie się czy wszystko poza tym, co ważne.
     Jego błękitne oczy zarejestrowały niepokojący ruch gdzieś z prawej strony. Przyczaił się, niezauważony najwyraźniej, obserwując, jak nieznajoma mu osoba myszkuje po okolicy. Coś słyszał od medyka, że mają gości, jednak nieszczególnie zainteresował się, jakich dokładnie. Zachowywała się na pozór całkiem zwyczajnie, jednak było coś niepokojącego w jej lekkich krokach, badawczym spojrzeniu a nawet porze, jaki wybrała sobie na spacer.
- Mogę w czymś pomóc? - zawołał w jej stronę przymilnym głosem i mógłby przysiąc, że przez moment dostrzegł wrogie niezadowolenie na jej twarzy. Niepokojąco nieprzyjemne. - To wewnętrzna strefa, nieszczególnie przeznaczona dla gości. [/color]
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Mireyet
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {01/12/23, 07:42 pm}

_____ Słowa Starszych miały sens i nawet jeśli LeiTian nie zamierzał nigdzie się wybierać - nie musiał tego mówić głośno. Tak, w razie przyszłych negocjacji. Nigdy nic nie wiadomo. Zajął się więc sobą, obowiązkami, znikając z widoku przed ludźmi. Chociaż chciał udać się do swojej kukułki, z tyłu głowy miał to, że Mistrz cały czas patrzał na jego twarz, próbując wyczytać co nie co. Emocje? Co się stało, że potrafi wzdychać co jakiś czas? Skąd wziął się brak faktycznego skupienia? Kultywator nie zamierzał go o tym informować, czując na sobie wręcz wiercące spojrzenie, posłał tylko szybki uśmiech, aby starzec przestał. Koniec końców, gdzieś się pewnego razu ulotnił, zostawiając go z papierkami, które widać czekały na niego 25 lat. W pewnym momencie, nawet nie wiedząc, ile czasu minęło, postanowił zrobić sobie przerwę i wyszedł z pomieszczenia na dziedziniec. Stało tutaj pojedyncze drzewo, kwitnące złotawymi kwiatami, a pod nim ławeczka, aby usiąść. Wykonana z czarnego drewna odznaczała się na tle jasnych murów. Podchodząc do niej, wyczuł nieznaną mu energię. Nie odwrócił się do niej gwałtownie, sprawdzając kto to taki. W powietrzu wisiało zaciekawienie, badanie jego reakcji, nie gniew, złość czy zew krwi. Usiadł spokojnie dbając o swoje szaty i zamknął oczy, aby zrobił głębokie westchnięcie. Gdy ponownie otworzył oczy, stał przed nim mężczyzna, dłonie splecione za plecami, a na oczach opaska.  
- Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, usiądź. - powiedział widząc zadowolony uśmiech na twarzy mężczyzny. - Nie będę mówił nic nieznajomemu, który nie ma oczu na moim poziomie.  
_____ Oczywistym było, że LeiTianowi chodziło o patrzenie na niego z góry w tym momencie, na co “ślepy”, zmazał uśmiech ze swojej twarzy, siadając przed nim, na kolanach. Z dłońmi, leżącymi na kolanach, w białych szatach, które mogły się teraz ubrudzić od kamiennego podłoża. Nie komentował zachowania nieznajomego, ale trochę zaciekawiła go jego podstawa. Niestandardowe zachowanie.  
- Niech będzie, słucham.
- Nazywam się WeiSheng z rodziny Ren. - odpowiedział poważnym tonem, układając przy tym lekko głowę. - To zaszczyt spotkać się z wielkim twórcą.  
_____ Te słowa uniosły brwi kultywatora do góry. Nazywanie go “wielkim twórcą” przez to co zrobił jako Cao LeiTian, 25 lat temu... Nie miało sensu. Musiało więc chodzić o coś związanego ze światem demonicznych kultywatorów, ale czy rodzina Ren. Szanowana, bogata, “praworządna” rodzina Ren, miałaby styczność z tym ciemniejszym miejscem świata kultywatorów? Patrzył na cały czas klęczącego mężczyznę przed nim. Jego energia wydawała się czysta, ale niesamowicie zimna. Niczym lód, ten wiecznie spowijający jeziora w wysokich górach. Nie wydawała się należeć do czegoś zewnętrznego, a jakby była zebrana tylko przez niego. LeiTian nie posiadał jednak wystarczająco dużo doświadczenia pod tym względem, aby komentować i mieć pewność. Najlepiej więc udać, że nic się nie wie.
- Nie wiem o czym mówisz. Mój dorobek w tworzeniu artefaktów nie jest aż tak pokaźny, aby zostać mianowanym wielkim twórcą. - prychnął pod nosem, uznając komentarz za żart. - Jednak mi także cię miło poznać, nazywam się Cao LeiTian. - uważnie obserwował reakcję WeiSheng. - Chociaż to już wiesz.  
- Haha, oczywiście. - ślepy mężczyzna wstał na równe nogi. - Cao LeiTian, miło mi cię poznać, jeśli tak chcesz się nazywać. Dla nas to nic nie zmienia. - na twarzy gościa znowu pojawił się uśmiech. - Przyszliśmy tutaj poszukując pewnych składników, które znajdziemy w okolicy waszej sekty. Chciałbym zaprosić kilkoro z waszych kultywatorów do wyprawy po te składniki.
- Czego szukacie?  
_____ LeiTian nie podnosił tematu tego, że mężczyzna wyraźnie mu nie wierzył, a raczej - postanowił po prostu stwierdzić, że ukrywa swoją tożsamość, przechodząc od razu do innych spraw. Nie w jego gestii było wysłanie kogoś na misję z nimi. Teoretycznie mógłby pociągnąć za sznurki kto to będzie, ale to tyle. Nikogo nie zmusi do udziału. Ważniejsze było dowiedzenie się, czego poszukują. Może akurat pokryje się to z jego wiedzą, ułatwiając mu dedukcję, co zamierzają stworzyć. Nikt nie kłopotałby się aż taki kawał drogi, tylko po jednego kwiatka, który nic nie daje. Zwłaszcza nie przyszła głowa rodziny i klanu z własną siostrą. O dziwo, odpowiedział mu bez zawahania.
- Senecio, Hisingtonite oraz Cytrynowy Vanaomeyerite.  
_____ Znał te składniki. Coś typowego do otaczających ich gór. Nic niezwykłego i wyjątkowego. Przynajmniej po samej nazwie. LeiTian nie mógł więc zrobić nic innego jak przygotować się, że zostało mu podane na tacy wierutne kłamstwo, prawda ukryta z tą opaską, w oczach mężczyzny, który wiedział za dużo dla swojego dobra. Nie dał po sobie poznać zmiany, uśmiechając się z lekkością, cały czas trzymając napięcie w powietrzu. Zanim zdążył odpowiedzieć. Zanim dziedzic Ren kontynuował. Obaj wyczuli potężną energię, którą, tym razem, kultywator znał. Bez słowa, WeiSheng ukłonił się lekko i wykonując kilka zgrabnych skoków zniknął z pola widzenia. Gdzie się wybierał? Nie jego sprawa. Westchnął czując zbliżający się ból głowy. Ciężko było się pomylić. Mistrz stanął koło niego kilka sekund później z poważnym wyrazem twarzy. Widać miał pytania. Niestety – mu się odpowiadać nie chciało. Tak, zupełnie. Wstał z miejsca i zwyczajnie wyszedł kierując się do swojego pokoju, bo bądźmy szczerzy, nie miał pojęcia, ile czasu minęło mu siedząc nad biurokracją.
Satomi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Satomi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {23/01/24, 10:39 pm}

Kobieta, bo takową okazał się być intruz, przeprosiła i przybierając na twarz zakłopotany wyraz zaczęła szopkę w stylu “zgubiłam się”. Niestety, nie złapana na gorącym uczynku nie mogła zostać jakkolwiek pociągnięta do odpowiedzialności, a fakt, iż była gościem oraz pochodziła ze znamienitej rodziny grał na jej korzyść, co chętnie wykorzystała. Nie pozostawało zatem nic innego, jak grać w jej gierkę i zaproponować odprowadzenie do części dlań przeznaczonej.
- Przyjmij moje przeprosiny, zapewne niewygodnie jest cisnąć się wam w tak małej przestrzeni, jaką oferuje nasza sekta - skłonił przed nią głowę, gdy już wymienili się uprzejmościami i nazwiskami.- Nic zatem dziwnego, że Wasz spacer przywiał Was w te rejony.
Odpowiedziała mu perlistym śmiechem, łakomie przyjmując takie wyjaśnienie. Doprawdy nikt nie chciał jej się narazić.
    Było coś magicznego w tej dwójce kroczącej powoli kamiennymi ścieżkami. Kobieta zatrzymała się na mostku, by przez dłuższy moment podziwiać otaczająca ich naturę i też nie można było jej się dziwić. Choć większość kwiatów zamykała swe wnętrze aby udać się na spoczynek, bywały i takie, które kwitły jedynie nocą. Zasadzono je na zmianę, aby zapewnić odwiedzającym scenerię sprzyjającą odprężeniu o każdej porze. Nic nie działało bowiem lepiej na chaos w umyśle niż piękno. JingXia także zatrzymał się na nich spojrzeniem, a jego myśli natychmiast popłynęły w stronę LeiTiana. Nie zastanawiał się nad niczym konkretnym, bynajmniej. Zwyczajnie pozwalał im płynąć niby górski potok, poniekąd wspominając, a poniekąd marząc o niewyraźnej przyszłości z przyjacielem w centralnym jej miejscu.

- Gwiazdy jeszcze nie rozkwitły na niebie - usłyszał znów jej głos, gdy stali przed punktem docelowym. - Może skusisz się na herbatę w ramach podziękowania za odnalezienie prawidłowej drogi?
Nieuprzejmie byłoby odmówić, a i podświadomie pragnął możliwie najbardziej odwlec moment spotkania z przyjacielem.
- Z największą przyjemnością.
    Dopiero za zamkniętymi drzwiami, gdzie aromat jaśminu mieszał się z kadzidłem porzucili nadmierne formalności, pozostając jednak w grzecznych tonach, i oddali się rozmowie. Ta – z początku zwyczajnie poprawna – nabrała rumieńców, jakie towarzyszą wymianie opowieści o polowaniach czy innych przygodach. Wysunięta daleko na wschód sekta, znacznie potężniejsza, niż jego, przyjmowała inne zlecenia, często niebezpieczniejsze, więc z zazdrością słuchał wspomnień kobiety, marząc, by i przed nim kiedyś postawiono takie zadanie. Sam na ile potrafił także dzielił się swoimi, uważając jednak, by nie przechwalać się nadto. Jednak czy turnieje, wyprawy, zlecenia jak to ostatnie robiły na niej wrażenie? Nawet jeśli nie, ukrywała to za lekkim uniesieniem ust i kiwaniem głową, to znów zachętami, by opowiedział ciut więcej. Uległ więc.
      Czas mijał tak przyjemnie, jak i szybko. Liczone w wygasających, wciąż odpalanych na nowo kadzidłach godziny przelatywały, aż za którymś do JingXia dotarło, że najwyższa pora się zbierać. Co prawda został zaproszony – ba! Gość nienachalnie sugerował, nalegał, by został jeszcze krótki czas, jednakże… nie powinien był tego nadużywać. Przeprosił więc pełnym ukłonem, podziękował serdecznie i pożegnał kultywatorem, obiecując, że znajdzie czas by potowarzyszyć jej i kto wie, może nawet zagrać partię Go? Nie należał do najtrudniejszych przeciwników, bowiem podobne rozrywki nużyły go niezmiernie. Mistrz i matka jednak nie odpuścili.

     LeiTian. To imię pojawiło się nagle w jego głowie, a kroki zaprowadziły go w ich części sypialniane. Chciał… podzielić się z nim tym uczuciem. Ekscytacją i nadzieją, jakie zostawiły czyjeś przygody, ale także ich dawne wyprawy, gdy byli jeszcze dziećmi. Gdzieś już w trakcie opowieści członkini klanu Ren dotarło do niego, że tak naprawdę nie ma pojęcia, jak Tiantian spędził te dwadzieścia pięć lat. Zaledwie pewne skrawki, ogólne wyobrażenie. Chciał poznać tę historię. I, choć tego by nie przyznał, tęsknił za nim. Znów. Jeśli tylko mogliby nie rozmawiać o tym, co zaszło – udawać, że to nic takiego. Bo też właśnie! Spędziwszy tak wiele czasu w odosobnieniu, wśród potworów i mrocznej energii: może jeszcze nie doszedł do siebie, stąd to dziwne zachowanie? Może jeśli spędzi z nim więcej czasu, jeśli wrócą do kultywacji, być może…
     Nie był pewien, ile czasu spędził na krążeniu po sekcie, jednak gdy w końcu znalazł się przed drzwiami sypialni LeiTiana, było dawno po połowie nocy. Kto wie, może zostało jej nawet mniej, niż sądził? Wiedział, że przyjaciel tam jest, tak samo jak ten był świadom, iż ktoś stoi pod jego drzwiami. W końcu niższy przekroczył próg, omiatając go spojrzeniem, które… pofrunęło w stronę mebli. Chwilę przechadzał się po znanym sobie pomieszczeniu, przypominając czającego się na coś kota, aż w końcu stanął, biorąc w dłonie szkatułkę, której poprzedniego dnia nie zabrał.
- TianTian - zawołał go miękko pieszczotliwym określeniem. - Opowiedz mi, co się działo przez ten czas.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

My heart is still with you - Page 2 Empty Re: My heart is still with you {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach