Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty The tragedy of Romeo and Julian {22/06/22, 05:12 pm}


The tragedy of Romeo and Julian Xxxx

Umyśliłem     nie     kochać     aż     do     życia     kresu,
Mam  ja   serce  z   żelaza,   lecz  ty  masz  z   magnesu!


Prokrastynacja   &   Kass
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {24/06/22, 07:07 pm}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf
The tragedy of Romeo and Julian 2eyh728fevuw

Daniel  Wincenty  Jankowski    18 lat    07.01    koziorożec    heteroseksualny(?)    wolny
jedynak     syn  Michała  (40 lat,  okulista)  i  Magdaleny  (39  lat,  fryzjerka)  Jankowskich
185  centymetrów    ciemnobrązowe  włosy,  zwykle  w  nieładzie     brązowe  oczy    piegi

1.   Zakochany w młodopolskiej poezji i teatrze. Od najmłodszych lat rodzice zabierali go ze sobą na spektakle, co przyczyniło się do większego zainteresowania Daniela graniem na scenie. Jest członkiem szkolnego kółka teatralnego, a spędzanie czasu z innymi osobami, które mają tę samą pasję jest dla niego najlepszą odskocznią od nudnej rzeczywistości.
2.   Lubi wyzwania i próbowanie nowych rzeczy. Zwykle jest dosyć ugodowy, ale jeśli coś bardzo działa mu na nerwy to potrafi uparcie walczyć o swoje i nie pozwala sobie wejść na głowę.
3.   Leczy serce po niedawnym odrzuceniu przez dziewczynę, której wyznał miłość. Z Kamilą przyjaźnił się od gimnazjum i doskonale się rozumieli, dzieląc ze sobą zainteresowania, a wraz z dłuższym stażem znajomości przestał widzieć w niej jedynie przyjaciółkę. W końcu Daniel powiedział jej o swoich uczuciach, co poskutkowało tym, że ich relacja mocno się ochłodziła.
4.   Najlepiej dogaduje się z członkami kółka teatralnego i to tutaj poznał osoby z którymi jest najbardziej zżyty. Wszystkich nazwałby bardzo dobrymi znajomymi, ale najlepsze relacje ma z Patrycją i Miłoszem, którzy chodzą do równoległej klasy.
5.   Dobrze się uczy, ale oceny nie są dla niego najważniejszym aspektem. Dąży do tego, żeby dobrze zdać maturę, ale nigdy nie przywiązywał ogromnej wagi do przedmiotów, które nieszczególnie go pociągały i które nie pojawią się na egzaminie. Najbardziej lubi polski i języki - angielski i niemiecki.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {24/06/22, 07:22 pm}

The tragedy of Romeo and Julian 93c538421de6b6dbdefb0286a544b61dfd8e98a0
Marcel Oktawian Flis — 18-letni uczeń liceum, aktualnie jest w drugiej klasie. Urodzony 2 stycznia, jest spod znaku koziorożca. Względnie można powiedzieć, że jest biseksualny, jako że według niego płeć nie gra głównej roli w relacjach. Przy 186 cm wzrostu posiada lekko umięśnioną sylwetkę, może pochwalić się kasztanowymi loczkami, które współgrają z jego ciemnobrązowym spojrzeniem. Jedynym mankamentem w wyglądzie, które może sobie wytknąć to zaczerwieniania po trądziku na twarzy. 

Na pierwszy rzut oka można powiedzieć o nim, że jest cichy i nieprzystępny, przez co trudno się z nim dogadać. Jednak w rzeczywistości jest osobą pewną siebie, która lubi wygłaszać swoje zdanie na dany temat, mieć ostatnie słowo — a na samo pierwsze wrażenie wpływa fakt, iż nie mówi więcej niż jest to potrzebne. Względnie — typ lidera, jednakże nie można powiedzieć, że jest w cokolwiek zaangażowany, aby się wykazać, a przy tym na tyle ambitny, aby zrobić coś w tym kierunku. Nie jest również osobą skłonną do nawiązywania niepotrzebnych znajomości, od niemalże początku gimnazjum trzyma się ciągle z tą samą paczką przyjaciół. Nie podaje rówieśnikom na tacy wszelkich targających nim emocji, choć sytuacja może się diametralnie zmienić, kiedy ktoś wyprowadzi go z równowagi, do czego nie tak trudno się przyczynić.

W momentach, gdy nie jest zbyt rozmowy należy mieć się na baczności, gdyś dobry z niego słuchacz. Tyle dobrego, że żaden z niego złośnik, aby nagłaśniać niepotrzebnie sprawy, choć kiedyś zdarzyło mu się rzucić parę plotek znajomym, aby mieli o czym pogawędzić. Do tego w razie potrzeby jest w stanie się przyznać — boleśnie szczery z niego gość. Zdecydowanie lepszy w sporcie, niż w nauce, o czym świadczą nie najwyższe noty nabyte od początku edukacji. Zresztą trudno się dziwić, zwłaszcza że mamy do czynienia z osobą spóźnialską, wiecznie nieprzygotowaną, choć głównie przesypiającą lekcje w ostatniej ławce. Można powiedzieć, że cudem udaje mu się przemknąć z klasy do klasy. Mimo wszystko ostatnimi czasy przez problemy w domu, a dokładniej kłótnie z ojcem zaniedbał swoje oceny, sytuacja bez dwóch zdań nie gra na jego korzyść.

PRZYJACIELE — Łącznie Marcel trzyma się z czterema osobami, które przynależą do jego paczki z gimnazjum. Rafał i Franek poszli do technikum, mając już z grubsza ułożony plan na siebie, przez co Marcel widzi się z nimi zdecydowanie rzadziej, niż z Klarą i Patrykiem, który okupują te samo liceum co on. Dodatkowo, z Klarą chodzą do tej samej klasy i dotąd to właśnie ona ratuje go notatkami z tematów, na które się spóźnił, nie przyszedł, zaspał lub przespał, za co niejednokrotnie jest jej dozgonnie wdzięczny

RODZINA — Rodzice Marcela są od niedawna po rozwodzie, aczkolwiek wciąż mieszkają pod jednym dachem ze względu na 4-letnią Paulę, a jego młodszą siostrę. Helena Flis jest pielęgniarką, natomiast wiecznie niezadowolony Artur Flis jest radcą prawnym — prawdopodobnie przez to, że jest bliżej prawa odnosi wrażenie, że każde jego słowo jest niepodważalne, co prowadzi jego i Marcela do wiecznych kłótni. O tyle, o ile z matką chłopak ma bardzo dobry kontakt, o tyle od początków darcia kotów z ojcem, planuje wyprowadzkę z domu pod koniec szkoły za oszczędności z wakacyjnej pracy. Ojciec od małego porównywał go do dzieci znajomych, ubliżając m tym samym słowem, że dla niego nigdy nie będzie wystarczający, ani dość dobry. Marcel naprawdę długo nie puszczał pary z ust, jednak kiedy ten moment nadszedł, sytuacja wcale nie zaczęła grać na jego korzyść — szczerze można powiedzieć, że nawet się pogorszyła. Wewnętrzny gniew, którego nie ma jak odreagować, kumuluje w sobie, co rodzi problemy z koncentracją, przez co jego niezbyt wysokie stopnie, lecą na jeszcze niższe. Choć nigdy nie przepadał za dziećmi, tak do młodszej siostry jest bardzo przywiązany i odkąd się urodziła już wiedział, że nigdy nie pozwoli na to, aby ojciec traktował ją tak samo, jak jego przez ten cały czas.

ZWIĄZKI — Ostatni raz w relacji był pod koniec gimnazjum i był to dość krótki związek, o którym po dłuższym czasie można powiedzieć, że z miłością nie miał nic związanego. Właściwie jedyne co mu po tym zostało to pogłoska na mieście, że jest totalnym palantem, co można skomentować tylko tak, że wtedy był jeszcze "młody i głupi". Nigdy szczególnie nie zastanawiał się nad swoją orientacją seksualną głównie z faktu, że dla niego liczy się osoba, a nie jej płeć.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 06/04/24, 01:03 am, w całości zmieniany 7 razy
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {27/06/22, 12:04 am}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS

         Początek dnia zapowiada się bardzo dobrze, słońce wyłania się leniwie zza widnokręgu, rodziców nie ma w domu, a Marcel pierwszy raz od bardzo dawna nie zasypia na zajęcia. Może to być też spowodowane burdą w domu, jaką zastaje zawsze po wywiadówce, jednak tym razem jest ku temu konkretny powód. Za rogiem czai się zagrożenie z polskiego, z którym nijak Marcel może sobie poradzić. Tak jak przeważnie cudem prześlizguje się z klasy do klasy, w końcu nastaje moment, w którym musi zmierzyć się z rzeczywistością, jak gdyby dotychczas nie było wystarczająco dobijająco.
      Wchodzi wraz z dzwonkiem do klasy, siadając jak zawsze w ostatniej ławce, tuż za Klarą, która już tam na niego czeka. Uśmiecha się szeroko, choć na jej ustach czai się wspomnienie o nieokrzesanej burzy loczków, które ma na głowie oraz dołach pod oczami, które sugerują prawdopodobne zarwanie nocki przez granie w gry wideo. Co jest akurat stuprocentową prawdą.  
       — Spałeś ty coś w ogóle? — pyta Klara, kartkując zeszyt z matematyki, a tym samym przedmiotu, z którym muszą się mierzyć na dzień dobry. — Jak tak dalej pójdzie, to rodzice znowu odetną ci dostęp do internetu — mruczy jeszcze pod nosem, gdy Marcel wyciąga swoje przybory, co by chociaż dawać wrażenie przygotowanego na zajęcia, które koniec końców i tak prawdopodobnie prześpi. Pan Pietrzak zawsze przymyka na niego oka, dlatego ma nadzieję, że i tym razem drobna drzemka ujdzie mu płazem. 
        — Spałem trochę. Weszła nowa aktualizacja i nie mogłem tego przegapić — odpowiada, ziewając przeciągle, aby zaraz położyć się na ławce. — Zresztą ojciec mnie wkurwił wieczorem, więc musiałem jakoś odreagować. Cienko stoję z tym polskim, ale bez twoich notatek to byłbym totalnie w czarnej dupie — rzuca już nieco ciszej, zauważając kątem oka, że nauczyciel wchodzi właśnie do sali. 
         W pierwszej chwili szmer rozmów przycicha, pan Pietrzak sprawdza obecność i prawdopodobnie przez niemrawe odpowiedzi, zaczyna przepytywać z ostatniego tematu, ku braku uciechy obecnych uczniów. Marcel modli się w duchu, zapewne jak każdy z osobna, że nie padnie na niego, ale przelicza się ze swoim szczęściem. 
         — Flis do tablicy! — Rzuca głos mężczyzny, przedzierając się niczym grom z jasnego nieba do jego zaspanej świadomości. Z początku zdaje się nie reagować, przez co nauczyciel ponagla go poprzez grożenie postawieniem jedynki za nieprzygotowanie. A kolejna jedynka, o której zostali powiadomieni jego rodzice z pewnością by nie przeszła bez echa. Wstaje więc z krzesła, włócząc się do tablicy z cichym szeptem Klary, że na pewno da sobie radę. Fakt faktem nie przypominał sobie tematu z zeszłego tygodnia, ale jest w stanie wyjść z tej sytuacji zwycięsko, bo z matmy idzie mu o ciut lepiej, niż z polskim. I właśnie dzięki temu też kończy z trójką i możliwością przespania reszty monotonnego wykładu o ciągach.

      — Trener powiedział, że jak nie poprawię ocen, skończę na ławce rezerwowych! No chyba w snach! — warczy oburzony Patryk, gdy rozsiadają się na stołówce, podczas przerwy na lunch, gdzie też mają już swoje stałe miejsce. 
      — Rafał jest dobry z biologii. Na weekend pewnie będzie mógł dać ci korki przed sprawdzianem — rzuca Klara, wyciągając z torby plastikowe opakowanie z czekoladowymi omletami, które jak zawsze zrobiła sobie z samego rana. Z ich trójki zawsze odżywia się najlepiej, rzadko daje wyciągnąć się na jakiegoś fast fooda, to ten typ osoby, który w McDonaldzie bierze dla siebie sałatki, zamiast burgera.
         — Jak ty to sobie wyobrażasz? Że chłopaki wpadną do mnie i będziemy siedzieć w książkach?— prycha Patryk, nie widząc nawet takiej możliwości. Zresztą dla Marcela również taka sytuacja wydaje się dość niemożliwa. Nawet gdyby mieli czyste chęci, żeby się czegoś nauczyć i tak pewnie skończyliby na graniu w gry na konsoli albo na korcie, grając w kosza. 
        — Marcel powiedz mu coś, bo niedługo oboje skończycie w tak samo żałosnej sytuacji  — mruczy Klara, szturchając go ramieniem. Podnosi więc wzrok najpierw na nią, potem na Patryka, w domniemaniu chcąc powiedzieć coś mądrego, jednak kończy kiwając głową z dezaprobatą.
        — No co mam powiedzieć, trzeba wziąć się do roboty. Jeśli zależy ci na drużynie i grze w sezonie, to pójdziesz po rozum do głowy — prostuje, wzruszając ramionami. Teraz i tak przychodzi mu martwić się czymś zupełnie innym, z racji tego, że następne zajęcia miały być znienawidzonym polskim, na który jak można się spodziewać nic nie umiał. Matury zbliżały się już wielkimi krokami i w drodze pomocy polonista robi im powtórki z materiału, który przerabiali od pierwszego roku liceum. Ale co on może począć, jak zapytany o epoki nie może wyrzucić z siebie żadnej konkretnej wypowiedzi. 

        Lekcje udaje mu się przecierpieć i to głównie dzięki Klarze, która pomaga mu w zmaganiach z przedmiotem. I byłoby już całkiem dobrze, gdyby nauczycielka po zajęciach nie zawołała go do siebie na pogadankę. Oczywiście traktuje o ocenach, o możliwości nie zaliczenia tego roku i tym samym podejścia do matury.
        — Jest sposób, abyś zaliczył u mnie przedmiot. Kółko teatralne pod koniec roku ma wystawić sztukę, jednak jeden z chłopców, który miał zagrać główną rolę jest aktualnie niedysponowany i poszukują kogoś na jego miejsce. Mają zajęcia dzisiaj o 16, więc zgłoś się z mojego polecenia. Po wystąpieniu w sztuce zaliczę ci przedmiot — mówi kobieta, a z każdym jej słowem Marcel ma wrażenie, że coś jej się pomyliło. On i gra na scenie? Zabawne. Minę ma już nieco podminowaną, ale nie kłóci się, z wiedzą, że i tutaj wykłócanie się nie przyniosłoby mu niczego dobrego. Polecenie wypisane na kartce, a do przekazania przewodniczącemu kółka, ląduje w jego rękach, a on totalnie nie wie co z tym fantem zrobić. Nie chce uczestniczyć w tym całym teatrzyku, ale to wprawdzie jego ostatnia szansa. Te ultimatum przytrzymuje go i głównie dlatego kończy około godziny szesnastej w wyznaczonym miejscu.
        — Podobno szukacie kogoś do roli, oto jestem — mówi na wstępie, choć głos ma nieprzekonany; wkraczając pewnie do środka pomieszczenia.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:05 pm, w całości zmieniany 3 razy
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {15/08/22, 08:06 pm}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

        Nie przyszła tutaj ze mną wraz pamięć, ni myśl niczyja, tylko tęsknota, co duszę rwie, tęsknota, co zabija...
        Daniel westchnął przeciągle, kartkując podniszczony tomik poezji i uśmiechając się krzywo. Teraz, ciągle mając w głowie to, jak wyglądało ich ostatnie spotkanie z Kamilą podczas którego zdobył się na odwagę i powiedział jej o swoich romantycznych uczuciach do niej, czuł jakby odkrywał zawarte w nim wiersze na nowo. Bogatszy o nowe, bolesne dla niego doświadczenia potrafił lepiej wczuć się w to, co czytał, jeszcze bardziej utożsamiając się z osobą mówiącą. Chłodne, zimowe powietrze drażniło jego policzki i dłonie, zaczerwieniając je, ale to ani trochę nie zniechęcało go do siedzenia na jednej z ławek znajdujących się przed szkołą. Posiedzi sobie chwilę, odpocznie mentalnie po lekcjach, a później pójdzie na zajęcia z kółka teatralnego. Brzmi jak plan idealny. Wiatr poruszał kartkami, a tomik przy przewracaniu kolejnych stron sam otwierał się na najczęściej czytanych pozycjach, jakby chciał zasugerować mu, że ten konkretny wiersz jest tym, co w tym momencie powinien był przeczytać po raz kolejny.
       — Wiedziałem, że cię tu znajdę. — Daniel odwrócił głowę do tyłu, kiwając głową na przywitanie zbliżającemu się Miłoszowi. Śnieg chrupał z każdym kolejnym krokiem chłopaka, który chwilę później rzucił plecakiem w ławkę, rozsiadając się obok przyjaciela. — Co tam? Urwałeś się z lekcji? No nie... — jęknął, przesuwając wzrok z twarzy Jankowskiego na ściskany w jego dłoniach tomik. — A ty dalej o niej myślisz?
       — Odwołali nam angielski. — Wraz z kolejnymi słowami wciągnął ze świstem powietrze do płuc, zaciskając usta w cienką linię. — Głupie pytanie. Dobrze wiesz, że nie umiem tego tak zostawić, bo kurwa, żałuję że jej cokolwiek powiedziałem, a teraz już tego nie zmienię. I to mnie najbardziej wkurwia.
       — A to nie ty mówiłeś, że jedyną rzeczą, której nie należy żałować w życiu są nasze błędy?  — Miłosz pokręcił głową z politowaniem, unosząc do góry jedną brew. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak jego przyjaciel radził sobie z odrzuceniem, ale to nie powstrzymywało go od ciągłych prób dosyć nieudolnego zniechęcenia Daniela do rozgrzebywania przeszłości.
       — Zmieniłem zdanie. Wilde nie znał się na życiu. Ciężko jest nie żałować swoich błędów, a kiedy mają wpływ na ważne dla siebie rzeczy to już w ogóle.
       — Stary, weź ty się w garść i się w końcu ogarnij. Jesteś dorosłym chłopem, a zachowujesz się jak dwunastolatka! — Miłosz potrząsnął energicznie jego ramionami, jakby ten gest miał sprawić, że wytrzepie z niego raz na zawsze myśli związane z zawodem miłosnym. — Zabiorę ci to chujostwo, bo kiedy wygląda, że masz się już trochę lepiej i dałeś sobie spokój z Kamilą to znowu zaczynasz czytać to gówno i proszę bardzo, znowu psujesz sobie humor. — Sięgnął dłonią w stronę małej, wysłużonej książki, ruszając palcami w zniecierpliwieniu. — No już, oddawaj. Koniec tego. Jak sam nie potrafisz się ogarnąć to razem z Patrycją postawimy cię do pionu. Założysz sobie tindera, pójdziesz kilka razy na randkę, zobaczysz jak dużo wolnych dziewczyn jest wokół i raz na zawsze odechce ci się tego rozpamiętywania i użalania się nad sobą.
Daniel zignorował wyciągniętą dłoń, chowając tomik do kieszeni czarnego płaszcza. Za bardzo zdążył się do niego przyzwyczaić i przywiązać, żeby chociaż na chwilę się go pozbyć. Większość wierszy byłby w stanie wyrecytować z pamięci, ale to w żaden sposób nie zniechęcało go do czytania ich po raz kolejny i kolejny.
       — Dajże mi spokój z tym randkowaniem. Ja nie potrzebuję sobie kogoś znaleźć żeby po prostu być w związku i nie chcę sobie nikogo szukać na siłę. A za Kamilą zwyczajnie tęsknię, bo teraz prawie w ogóle ze sobą nie gadamy, a jeśli już to to wszystko jest strasznie chłodne i nijakie.
       — No i co no, jebło to jebło. Na chuj drążyć temat. Już tego nie zmienisz. A im szybciej zapomnisz, tym lepiej dla ciebie. — Miłosz pogrzebał w plecaku, wyciągając z niego zmiętą paczkę żółtych cameli. — Bierz. — Skostniałe z zimna palce zacisnęły się na jednym z papierosów, którego końcówka chwilę później żarzyła się pod wpływem zbliżenia do płomienia zapalniczki. Daniel zaciągał się powoli, a słowa przyjaciela zdawały się odbijać echem w jego myślach. Nieważne czy tego chciał czy nie - musiał się z nimi zgodzić, bo Miłosz zwyczajnie miał rację. Jednak przyznanie mu racji nie byłoby jednoznaczne z natychmiastowym zostawieniem wszystkiego za sobą i pogodzeniem się z tym. Nie łudził się że Kamila zmieni zdanie i nagle wpadnie mu w ramiona, mówiąc, że też czuje do niego coś więcej albo że wszystko między nimi wróci do normalności tak, jakby rozmowa o jego uczuciach nigdy się nie odbyła - był świadomy faktu, że nie ma wpływu na jej uczucia i jeśli dziewczyna nie chce spędzać z nim czasu to również nie będzie w stanie tego zmienić i w pełni to szanował. Nie będzie jej do niczego zmuszał, narzucał się, wylewał żalów... Jednak odcięcie się od tego grubą krechą było dla niego znacznie cięższe niż przypuszczał.
       — Wiesz co? Ty idealnie pasujesz do tej swojej roli męskiej Julii. Oboje jesteście tak samo zjebani. Romantycy. — Miłosz prychnął, gasząc papierosa w palcach i wyrzucając go do kosza.  
       — No i co ja mam ci powiedzieć? Też nie jestem z tego dumny. W ogóle mówiłem ci, że Kowalska coś wspomniała o tym, że znalazła nam nowego Romea? Bo na Kamila to już raczej nie mamy co liczyć. — Rzucił, chcąc jak najszybciej uciąć wcześniejszy temat i powoli podnosząc się z ławki. Dochodziła szesnasta, a Jankowski chciał jeszcze zahaczyć o szkolny sklepik w celu zakupienia czegoś ciepłego do picia.
       — A co to za jeden?
       — Nie wiem. Zbieraj się to zobaczymy. — Delikatnie kopnął Miłosza w kostkę, zarzucając plecak na ramię.
       — Ciekawe czy sam się zainteresował rolą. Jest trochę... no, nietypowa. — Daniel pokiwał głową. Nietypowa było słowem idealnie oddającym charakter samej roli, jak i całego spektaklu. Początkowo sam był dosyć sceptycznie nastawiony do pomysłu zagrania "Romea i Julii" ze zmianą głównej bohaterki na bohatera, ale ostatecznie przestał się przed tym bronić i po wielu rozmowach i prośbach ze stron innych członków przystał na objęcie roli Juliana. Reszta koła tłumaczyła to tym, że jest najbardziej doświadczony w grze aktorskiej i najlepiej poradzi sobie z tym jakże trudnym zadaniem. I mimo, że nie do końca czuł się pewnie odkrywając rolę homoseksualisty, to chciał możliwie jak najlepiej się w nią wczuć, traktując wszystko jak największe wyzwanie w swojej dotychczasowej karierze aktorskiej.

       Wycieczka do sklepiku zakończyła się zakupem dwóch czarnych herbat, przyjemnie ogrzewających zmarznięte dłonie. Ściskając w rękach papierowe kubeczki weszli do sali kilka minut przed szesnastą, gdzie od razu zostali entuzjastycznie przywitani przez resztę, pochłoniętą rozmową o sprawach organizacyjnych związanych ze spektaklem. Przebywanie w towarzystwie członków koła było czymś, co zawsze znacznie poprawiało humor Daniela. Czuł się tu faktycznie dobrze, a gra aktorska pozwalała mu choć na chwilę odciąć się od swoich myśli - na scenie musiał stać się kimś innym i zostawiając siebie za kulisami skupić się na jak najlepszym odzwierciedleniu granej przez siebie postaci, jej emocji, wszystkiego co z nią związane. Zanim zdążyli się rozpakować i bardziej włączyć się w rozmowę, do sali wszedł obcy chłopak. Pogawędka niemal natychmiastowo ucichła, a wszystkie oczy powędrowały w jego stronę, przyglądając się mu z zaciekawieniem.
       — Masz jakieś doświadczenie w graniu? — Jankowski przerwał niezręczną ciszę, lustrując chłopaka spojrzeniem. Kojarzył go z widzenia, jednak nie pamiętał, żeby było im dane kiedykolwiek zamienić ze sobą choćby kilka słów.
       — Och, dajże spokój, od razu zniechęcisz chłopa pytaniami. — Miłosz uśmiechnął się w stronę nowego, klepiąc go po ramieniu. — Chodź, najpierw zapoznasz się z resztą. Miłosz — wyciągnął w jego stronę dłoń i od razu przeszedł do przedstawiania mu innych członków koła. Daniel uśmiechnął się krzywo, delikatnie kręcąc głową i posyłając w stronę przyjaciela karcące spojrzenie. Pełnił w kole funkcję lidera - był odpowiedzialny za pchanie wszystkiego do przodu, organizację, przydzielanie zadań, pilnowanie żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik... Nic dziwnego, że najpierw chciał poznać chłopaka od strony technicznej, szczególnie, że miał objąć główną rolę w przedstawieniu. Dodatkowo przyszedł w momencie, kiedy przygotowania do premiery były w połowie, więc lepiej, żeby cokolwiek potrafił.
       — Jestem Daniel — przedstawił się na końcu, rozsiadając się wygodnie na krześle. — No, to opowiedz nam coś o sobie. Czytałeś scenariusz? Wiesz co masz robić? Przygotowałeś się jakkolwiek zanim tu przyszedłeś? — Jankowski zdawał sobie sprawę z tego, że jego pytania mogą być dosyć niewygodne dla świeżaka, a on sam sprawia właśnie wrażenie bardziej oschłej osoby niż jest w rzeczywistości, ale przeprowadzenie krótkiego "wywiadu" było konieczne. Miał szczerą nadzieję na twierdzące odpowiedzi, jednocześnie będąc świadomym tego, że jeśli usłyszy odpowiedź niezgodną z jego oczekiwaniami, to też będzie musiał ją zaakceptować. Potrzebowali osoby, która obejmie główną rolę w przedstawieniu, więc jeśli nie znajdzie się nikt inny, to nawet w przypadku braku doświadczenia i umiejętności nowego koniecznym będzie nauczenie go wszystkiego od podstaw.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {16/10/22, 02:45 am}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS

         Pojawiają się pierwsze trudy, gdy ma sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest prawdziwym koniem napędowym, sprowadzającym go na zajęcia teatralne, gdzie odstaje niczym strach na wróble w polu kukurydzy. Niełatwo jest podsumować czy za wiadomym wyborem stoi waga szkolnych ocen, nadchodzące niedopuszczenie do matury, poczucie bezsensowności dotąd włożonych wysiłków czy grymas, który ujrzy na twarzy wiecznie niezadowolonego ojca, którym względnie się nie przejmuje.  Aczkolwiek kolaboracja dziwnych uczuć, utkanych w piersi, skazuje go na obranie niezadowalającej ścieżki – a właściwie już jedynej jaka mu obecnie pozostaje.
         Stoi po środku sali teatralnej, niezbyt odnaleziony we własnej głowie, sprawiając przy tym wrażenie nie odnalezionego również w otaczającej go rzeczywistości. Może przewodniczący tego nie dostrzega, albo nie daje się zwieść, jednak drugi chłopak, który zabiera głos tuż po nim jednoznacznie obiera całkowicie odmienną taktykę podejścia do nowego członka zespołu. Marcel zauważa to od razu, skanując ruchem źrenic jego przyjacielskie poczynania, co do których jest pewien, choć nie czuje się przez to wielce zachęcony. Przez to też na jego usta ciśnie się zduszone westchnienie.
         I cokolwiek dotąd popycha go do zajęcia głównej roli w tym całym teatrzyku, w aktualnym momencie namawia do zabrania nóg za pas oraz zniknięcia z pola widzenia, zanim jego obecność stanie się kłopotliwa. Zanim wspólnota, do której niechętnie dołącza zacznie go pochłaniać, w istocie sprawiając, że wzajemnie zmarnują sobie czas.
         — Marcel — odpowiada na przywitanie, łapiąc pewnie wyciągniętą w jego stronę dłoń. Już nie ma odwrotu, niezależnie z jaką werwą starałby się znaleźć inne rozwiązanie. Zdecydowanie jest już za późno, jako że wepchnięty poczuciem odpowiedzialności pozwala sobie poznać imiona innych, których i tak nie zapamięta. I może to kwestia codziennego przebywania w szkolnych murach sprawia, że otaczanie się morzem bezimiennych twarzy aż tak mu nie doskwiera.
         A jednak jego oczy wracają wciąż do jednej i tej samej twarzy, pozostawionej bez odpowiedzi na pierwsze pytanie, które padło. „Czy masz jakieś doświadczenie w graniu?”. Jeśli miałby ciągnąć wywód w tym temacie, mógłby śmiało powiedzieć, że jest dobry w graniu na emocjach rodziców, nerwach nauczycieli i graniu idioty, gdy zapomina imię osoby, która chwilę wcześniej mu się przedstawiła. Jak chociażby właśnie ten, który obejmując pozycję lidera przeprowadza go przez tłum gapiów, wyczekujących na odpowiedzi.
         Nie odzywa się jednak, przyjmując wprowadzenie ze skinięciami głowy, nie czuje potrzeby, aby niepotrzebnie się uzewnętrzniać. W końcu to kółko teatralne, a nie spotkanie anonimowych alkoholików. A te jawi się w jego głowie, jako zgromadzenie nieszczęśliwych ludzi, którzy zamiast wywlekać na wierzch istotę swojego przybycia, zaczynają biadolić o wszystkim, co nawinie im się na język. Z szerokim pomięciem głównego wątku.
         Zapoznany z całą stronę techniczną, wraca do swojego początkowego miejsca, znów stając w niewygodnym ogniu pytań. I skłania go to do zastanowienia się, czy zagrać nieśmiałego i wręczyć Danielowi kartkę z poleceniem od nauczyciela, podchodząc z całkowitą ignorancją do zadanych pytań czy obrać inną strategię. Na rozmyślenie niestety nie ma wiele czasu, a o tym nadmiernie świadczy tuzin oczu wlepiony w niego z wyczekiwaniem.
         — Po pierwsze – nie, szczerze nawet nie miałem go w rękach. Po drugie – prawdopodobnie zapoznać się ze scenariuszem, a po tym ćwiczyć wspólnie kwestie i po trzecie… dopiero parę godzin temu dowiedziałem się, że będę w tym uczestniczył, więc następną odpowiedź również można przewidzieć — odpowiada szczerze, prosto i na temat, nie chcąc za wiele owijać w bawełnę. Po wyrzuceniu z siebie tegoż niezbyt długiego monologu, zawrócił do siedzenia, na którym zostawił wcześniej plecak, aby wyciągnąć z jednego z zeszytów skierowanie nauczycielki od polskiego.
         — Wstępnie od tego zamierzałem zacząć — dodaje po krótce, machając w powietrzu świstkiem papieru, aby zaraz kontynuować.
Jednak sądząc po ostrzale pytań, wszyscy się spodziewali, że dzisiaj się tutaj spotkamy.
         Po sali roznosi się pomruk głosów, który wydaje mu się dość zawiedziony i szczerze w głębi duszy jest dostatecznie przekonany, że taki właśnie powinien być. W jego miejscu powinien znaleźć się ktoś doświadczony w graniu na scenie, a przy tym odpowiedzialny i oddany sprawie, biorąc pod uwagę jak niewiele czasu pozostaje im na przygotowania. Sam Marcel zresztą nie był przekonany do swojego uczestnictwa ani wcześniej, ani też w tym momencie. Dusi w sobie mimo wszystko chęć dotyczącą wyjścia z pomieszczenia, sądząc że niewiele brakuje, aby przewodniczący sam go wykopał, zawiedziony Romeem narzuconym mu przez los.
         — A widzisz dobrze być przygotowanym na taką okoliczność — mówi naprędce Miłosz, jakby chcąc uratować sytuację, której atmosfera w chwilę po zakończeniu przemowy Marcela robi się na tyle ciężka, że można by ją nożem kroić. Może to wystąpienie lidera przed szereg, w akcie miłosierdzia jest motywowany myślą, że znalezienie lepszego kandydata na główną rolę, jest niczym szukanie igły w stogu siana? A może Miłosz nie skreśla go od razu, mimo że nowy nabytek w oczach zgromadzenia nie jawi się jako dar od losu, tylko czysta klęska.
         Nie musi długo czekać, aby chłopak zaraz znalazł się tuż obok niego z czystym egzemplarzem scenariusza, który zostaje przekazany w jego ręce. Od ilości stron kręci mu się w głowie, a ciężar w rękach niewątpliwie zaczyna przenosić się na barki, motywując powstaje drobnego grymasu i zmarszczek na czole. Przekonanie o byciu odpowiedzialnym w tej sytuacji przygasa, o ile całkowicie nie gaśnie. Już lepiej byłoby odrabiać oceny biegając po boisku za piłką i wygrywając turnieje, niż babranie się po łokcie w poezji, która nigdy nie była jego lubą.
         — Najłatwiej będzie ci się przygotować po zaznaczeniu swoich kwestii, co proponuje zrobić w domu, jak już będziesz zapoznawać się z całym scenariuszem. A na dzień dzisiejszy możemy spróbować przećwiczyć twoje teksty razem z nim. Po pierwszej próbie powinno pójść już z płatka — kontynuuje nowy kolega, klepiąc nieco skołowanego Marcela po ramieniu. I może gdyby wszyscy podzielali entuzjazm Miłosza, przeżycie tego pierwszego razu byłoby łatwiejsze. Albo może gdyby po własnej wypowiedzi nie narobił sobie wrogów i wygórowanych oczekiwań wobec wspólnej pracy.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:05 pm, w całości zmieniany 2 razy
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {16/10/22, 03:13 pm}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

        Początki są najtrudniejsze. Myśl odbijała się echem w głowie Daniela, który sam nie był w stanie określić, czy zdanie które wślizgnęło się do jego umysłu, natrętnie nie chcąc go opuścić, jest jedynie czymś, czym próbuje się nieudolnie pocieszyć czy realną oceną sytuacji w której został postawiony. Sunął wzrokiem za podążającym za Miłoszem Marcelem, próbując jak najwięcej wyciągnąć z jego wyglądu zewnętrznego i zachowania. Ocena kogoś na podstawie cech zewnętrznych, jeszcze przed bliższym poznaniem była czymś niesamowicie płytkim, jednak chłopak, jakby próbował usprawiedliwić się sam przed sobą, tłumaczył to tym, że przecież nie spotkali się z zamiarem wejścia w bliższą relację — czy to romantyczną czy przyjacielską — a na zajęciach koła teatralnego, gdzie wartości którymi kierował się w życiu były odwrócone. Widownia nie będzie zastanawiać się jaki Marcel jest w rzeczywistości, a zamiast tego wyda opinię odnośnie faktu, jak odegrał rolę w którą się wcieli. Niezależnie od tego czy mu się to podobało czy nie, musiał stwierdzić, że nowy pasował do jego wyobrażenia jaki powinien być Romeo; był wysoki i - mimo, że nie zdążył tego dokładnie ocenić - podejrzewał, że potencjalna różnica wzrostu między nimi nie przekraczałaby pięciu centymetrów (przy czym ta liczba była już mocno zawyżona), co znacznie ułatwi kwestię grania "bliższych" w fizycznym tego słowa znaczeniu scen. Jego sylwetka była wyprostowana i nie wyglądał jak żywcem wyciągnięty z siłowni, napakowany mężczyzna, jednocześnie nie będąc przy tym chucherkiem. Chodząc między innymi członkami koła sprawiał wrażenie pewnego siebie i dosyć dominującego, zarazem zachowując przy tym pewnego rodzaju delikatność. Był przystojny, ale określenie "ładny" w jego przypadku nie byłoby bardzo nie na miejscu -  miał dosyć ostre rysy twarzy, zarysowane kości policzkowe, gęste brwi o regularnym kształcie, prosty nos i wydatne usta - i Daniel określiłby go kimś pomiędzy samcem alfa, a miłym chłopcem z sąsiedztwa. Musiał pochwalić jego średniej długości, kręcone włosy w delikatnym nieładzie które idealnie pasowały mu do roli nieszczęśliwie zakochanego romantyka. Przyglądając się sposobowi w jaki chodził wydawał się być nieco spięty i zdystansowany - nie pokazywał zbyt wielu emocji i nie mówił dużo, co mogło być spowodowane faktem pojawienia się w nowym otoczeniu lub tym, że chłopak po prostu taki był; Jankowski szczerze miał nadzieję, że przyczyną jest pierwsza opcja - w przypadku drugiej czekałoby ich dużo ciężkiej pracy i wiele godzin ćwiczeń, aby przyszły Romeo stał się bardziej "plastyczny". Bazując na swojej obserwacji (która, oczywiście, mogła być nieco zniekształcona) postawiłby mu solidną siódemkę, ucinając kilka punktów za swoje końcowe wątpliwości. Jeszcze została kwestia tego, jak chłopak będzie zachowywał się na scenie i Daniel liczył na to, że jego gra aktorska podciągnie ocenę do góry, zamiast dodatkowo ją obniżać. Nie odwrócił wzroku ani na chwilę, ciągle gapiąc się na chłopaka kierującego kroki w jego stronę, jakby chciał dzięki temu wyłapać jeszcze więcej szczegółów.
        — Ja pierdolę... — ciche przekleństwo niekontrolowanie wyrwało się z jego ust w reakcji na słowa Marcela. Przeszło mu przez myśl, że powinien był za to przeprosić, jednak zrezygnował z tej opcji równie szybko, jak się pojawiła; dwa słowa idealnie wpasowały się w całą sytuację, perfekcyjnie oddając to, co w tamtym momencie myślał. Nie trzeba było dodawać niczego więcej. Zbyt entuzjastycznie zareagował na słowa nauczycielki odnośnie tego, że udało jej się znaleźć aktora na zastępstwo. Wystarczyło podejść do tego z dystansem - wtedy neutralny stosunek przesunąłby się tylko tylko o jeden poziom, schodząc do gorzkiej prawdy, a tak boleśnie spadł z wysokiej góry, miażdżąc po drodze nadzieję na pozytywne zakończenie. Fakt, że dopiero kilka godzin wcześniej dowiedział się że obejmie główną rolę był równoznaczny z tym, że nie przyszedł tu z własnej woli, a został do tego zmuszony. Kółko teatralne nie było organizacją, która ukrywała swoje istnienie przed innymi uczniami, zamykając swoje drzwi i niedopuszczając zainteresowanych osób do wzięcia udziału w przedstawieniach; dodatkowo poszukiwania chętnego na odegranie roli Romea ciągnęły się od ponad tygodnia i informacja na ten temat pojawiła się w każdym możliwym miejscu, więc szczerze wątpił żeby Marcel mógł ją przeoczyć. W związku z tym równie bardzo zaczął wątpić w jego zdolności aktorskie i szczere zainteresowanie całym przedsięwzięciem. Wszystkie drogi wiodą do jednego punktu. Do rozczarowania.
        — Słuchaj, chłopczyku, lepiej odpuść sobie ironiczne komentarze i weź się do roboty, bo nie zostało nam dużo czasu, a nie pozwolę żebyś wszystko nam rozwalił. — Daniel pewnie wstał z krzesła, mierząc Marcela wzrokiem. Początkowo, pomijając jakiekolwiek przywitanie się i z miejsca zadając mu pytanie dotyczące aktorskiego doświadczenia, mógł wydawać się nieco uprzedzony, jakby z góry zakładał, że dalsza współpraca nie będzie niczym pozytywnym, jednak to były jedynie pozory, które w jednej chwili zamieniły się w rzeczywistość. — Masz dwa tygodnie na wykucie swoich kwestii na blachę i ani jednego dnia więcej. I nawet nie waż się próbować negocjować, bo nie mamy dużo czasu i powinieneś dostać co najwyżej tydzień.
        — Daniel — syknął Miłosz, posyłając mu karcące spojrzenie. Reakcja przyjaciela ani trochę go nie dziwiła; chłopak podchodził do wszystkiego z większym dystansem i bardziej optymistycznie, za swoje życiowe motto obierając "co ma być, to będzie i wszystko się jakoś ułoży". Sądząc po zachowaniu innych obecnych w sali Daniel podejrzewał, że jest on tutaj jedyną osobą, która nie oceniła Marcela negatywnie na samym początku i widzi w nim jakiś potencjał. Pociągnął Jankowskiego za ramię, przesuwając go na bok i kiedy znaleźli się w wystarczająco bezpiecznej i względnie prywatnej odległości, kontynuował: — Nie możesz się tak zachowywać. Nie mamy nikogo innego, a jak dalej będziesz go tak traktował to to wszystko popierdoli, trzaśnie drzwiami i tyle go widzieliśmy. — Daniel przewrócił oczami. Nie potrzebował moralnych pouczeń i mimo, że czuł, że niechętnie musi przyznać mu rację, to ta myśl szybko została stłumiona inną - skoro Marcel tutaj przyszedł na polecenie nauczycielki i nie zainteresował się sztuką wcześniej z własnej woli, to najwidoczniej konieczność bycia tutaj była ważniejsza od tego czy mu się to podoba i będzie w pewien sposób przywiązany do wzięcia udziału w przedstawieniu. Może ma problemy w nauce?
        — Łatwo ci mówić. Ty zaraz umrzesz i możesz spadać do domu, a ja będę musiał to wszystko oglądać i wbiję sobie sztylet dopiero na sam koniec. O naprawdę się tu wszyscy nie pozabijamy — mruknął, nawiązując do losu granego przez Miłosza Merkucja.
        — Mhm... Rodzinki Romea i Julii też się nie lubiły, a tu widzisz, wielka miłość. Potraktuj swoją niechęć jak coś, co pozwoli ci jeszcze lepiej wejść w rolę. Przesadzasz. Na pewno w końcu się jakoś dogadacie. A może to ty powinieneś zagrać Romea? Nieszczęśliwie zakochany w Rozalindzie, a tu nagle spotyka Juleczkę i całkowicie zapomina o wcześniejszym obiekcie westchnień... — Uśmiechnął się szeroko, głupim żartem próbując jakoś rozładować napięcie. Daniel wypuścił powietrze ze świstem, powstrzymując się od złośliwego komentarza. Może faktycznie zareagował zbyt emocjonalnie, zbyt łatwo dając się wyprowadzić Marcelowi z równowagi... Mimo to jednocześnie czuł, że Miłosz powinien go chociaż trochę zrozumieć - wiedział jak bardzo zależało mu na tym, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, a tu proszę, przychodzi do nich chłopak który najprawdopodobniej nie ma żadnego doświadczenia związanego z graniem na scenie i sprawia wrażenie nieszczególnie zainteresowanego całym wydarzeniem.
        — Dobra. Koniec przerwy, zaczynamy. — Daniel nie widział sensu w kontynuowaniu rozmowy z przyjacielem, więc zamiast tego klasnął w dłonie, przechodząc na środek klasy. — Ty na razie czytasz z kartki. Staraj się nie zgubić i zrób wszystko najlepiej jak to możliwe — zwrócił się do Marcela, posyłając mu krótkie spojrzenie. — Aha, właśnie, jeszcze żebyś wiedział kto jest kim... — zaczął, przechodząc do prezentowania odgrywanych przez resztę osób ról, przy każdej krótko wspominając o scenach w której się pojawiają. — A Julianem jestem ja — skłonił się teatralnie, patrząc chłopakowi głęboko w oczy. Zastanawiał się czy nowy zwrócił uwagę na zmianę płci głównej bohaterki dramatu i jaki ma do tego stosunek, dlatego przez chwilę przyglądał mu się z zaciekawieniem, jakby licząc na to, że jeśli z jego ust nie wypłynie żaden komentarz, to przynajmniej zobaczy jakąkolwiek reakcję. — Akt pierwszy, scena pierwsza... start! — Daniel usiadł na biurku, skupiając się grze aktorskiej innych członków i dzieląc się z nimi swoimi uwagami. Mimo, że reszta kółka też chętnie wyrażała swoją opinię na temat aktorskich poczynań grupy, wplatając w sztukę swoje pomysły (co przez wspólną pracę czyniło ją czymś wyjątkowym i nie zamykało jej w ograniczonym sztywnymi ramami wyobrażeniu jednej osoby, a zamiast tego uplastyczniało), to Daniel nieskromnie czuł się tutaj jak osoba mająca największy autorytet. Z niecierpliwością czekał na wejście Marcela - początek, oparty na rozmowie nie był niczym wymagającym, ale jednocześnie wystarczyłby Jankowskiemu do oceny zdolności aktorskich chłopaka. Był ciekawy jak się sprawdzi, szczególnie że każda kolejna wypowiedziana kwestia będzie przybliżać ich do sceny na balu, będącej ich pierwszym wspólnym wystąpieniem, zakończonym pocałunkiem. O ile w ogóle zdążą do niego dojść.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {16/10/22, 04:23 pm}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS

         Widać na pierwszy rzut oka, że Miłosz robi wszystko co w swojej mocy, aby naprawić dennie przewidywany początek współpracy, czego Daniel całym swoim jestestwem nie popiera. W auli pełnej nieprzyjemnych szmerów, te drobne przekleństwo wylatujące spomiędzy pełnych ust zdaje się ginąć w tle, aczkolwiek Marcel doskonale je słyszy. Może nie tyle co w przestrzeni, słyszy je w swojej głowie i dozgonnie się z tym zgadza. A mimo wszystko nie chce wyjść na bezsprzecznie grubiańskiego, dlatego nie komentuje reakcji przewodniczącego. Widzi po nim, że na pozór zwykłe szkolne przedstawienie dużo dla niego znaczy, co też napędza szargające nim nerwy. Aczkolwiek Marcel nie do końca potrafi je zrozumieć, sam nigdy nie będąc w nic zaangażowanym. Swoje własne zainteresowania rozwija bardzo hobbystycznie, nigdy ze szczególnej zajawki tematem, głównie ze względu na swój słomiany zapał. Też trudno stwierdzić czy istnieje coś, co tak naprawdę lubi i czemu się nieświadomie poświęca.
         Nawet pomimo niezbyt ciepłego przyjęcia, wciąż żywi sobie drobną nadzieję, że gdzieś w tej bezdennej, burzliwej ciszy dostanie gram zrozumienia. W końcu nie pcha się samoistnie do przedstawienia, stąd i jeśli istnieje taka potrzeba już w tym momencie przewodniczący może ukrócić swój przyszło zmarnowany czas. A swoje naganne oceny i problemy domowe może wówczas śmiało zrzucić na prowadzony tryb życia oraz skłonności do tłumienia w sobie negatywnych emocji, które wybuchają w najmniej oczekiwanym momencie. Nic bardziej mylnego – Danielowi daleko jest do okazania jakiejkolwiek, nieznacznej; formy empatii, wrzucając akcją na taśmę, zabijając ostatnie pokłady nadziei.
         Często spotyka się z nieprzychylnym odbiorem własnego doboru słownictwa, acz mimo wszystko śmiało może rzec, że w jego wypowiedzi nie da się znaleźć ani cienia ironii. Zwykła bolesna szczerość przepływa między wcześniejszymi słowami, zwłaszcza że nie przybywa na próbę kółka, aby przyszły spektakl runął z kretesem, nawet jeśli jego przyszłość z Marcelem w szeregach nie jawi się w świetlanych barwach. Stąd też grymas, który wcześniej gości na jego twarzy, przerobiony zostaje na cień irytacji wobec zuchwałego Daniela, który zsyła na niego niepotrzebną bombę emocjonalną. Toteż pozwala mu myśleć, że przewodniczący w pełni szacunku ma problem z samym sobą, a Marcel tym bardziej nie przybywa w formie psychologa, który ma mu pomóc z wyrażaniem siebie. Nie jest specem w tej dziedzinie, ale może aktorzy mają to do siebie, że parzą wrzątek we własny wnętrzu, zasłaniając go później nową rolą i spektaklem.
         „Gdybym wiedział, że z tak negatywną energią przyjmujecie swoje koła ratunkowe, to bym tu nie przyszedł” – ciśnie mu się srogo na usta, a jednak gryzie się w wargi, wyczuwając nieodpowiedni moment. Czuje się niemal jak w chwili, gdy dopieka swojemu ojcu, chcąc dojść do porozumienia, co w późniejszym skutku źle się dla niego kończy. Jest jedynie zmarnowaną energią i przybiera odwrotny efekt od oczekiwanego. Dlatego wbija wzrok w scenariusz, przysiadając na jednym z blatów, aby przekartkować swoją przyszłą pracę domową. Nie ma bata, że wykuje wszystko na blachę w ciągu dwóch tygodni, a nawet pomoc Klary i wsparcie eteryczne ze strony Patryka nie da rady podnieść go na duchu. Przyjdzie wówczas skazany na pożarcie wściekłego lwa, jakim jawi mu się przedstawiony mu na samym końcu Daniel.
         Gdy przewodniczący i lider przechodzą na bok, aby obgadać sprawę organizacyjną, pt. „Chujowy Romeo”, zagłębia się w czytaniu scenariusza. Pamięta co nieco z czasów, gdy Klara czytała mu tą lekturę, starając się wpakować coś porządnego do tego zakutego łba przed kartkówką. Choć zapytany od boku, może śmiało powiedzieć jedynie, że pamięta scenę z balkonem, śmierć Julii oraz, że akcja odbywa się początkowo w Weronie.  A szczytem umiejętności nigdy tego nie nazwie.
Nim do końca się orientuje ktoś znajduje się przy nim, z równie nieprzystępną i rozczarowaną miną. Jest to jedna z dziewczyn, imienia nie pamięta, jak może się spodziewać.  
         — Liczymy na ciebie —  rzuca cicho, po czym sięga po butelkę wody, postawioną na ławce tuż za nim, co zdaje się pierwotnym powodem, dla którego koleżanka w ogóle znalazła się w okręgu jego strefy komfortu. Trudno nazwać jej słowa pokrzepiającymi, nie płyną one z serca, przepełnione wątpliwościami, które zawracając w głowie Marcela wraz z pytaniem egzystencjonalnym „Być albo nie być”, co do których jest pewien, że też Szekspira, ale nie ma pewności, co do dzieła. Artystyczne bez talencie jednak czas zacząć, jako że zostaje ogłoszony koniec przerwy.
         W drodze przedstawiania kto zajmuje jaką rolę, czuje się niemal tak samo, jak w momencie, gdy poznawał ich imiona. Nie widzi w tym sensu i tak zapomni. Może gdyby miał jakąkolwiek siłę sprawczą, zaproponowałby chodzenie z plakietkami, wówczas przyzwyczajony bardziej do wizerunku otaczających go ludzi, niż nazw byłby w stanie cokolwiek ze sobą skojarzyć. Dlatego odpiera spojrzenie Daniela, kiwając głową z myślą, że tym razem jeszcze może się postarać, nawet jeśli nie sprosta wygórowanym oczekiwaniom. Jednak ostatnie zdanie wypuszczone przez przewodniczącego przeszywa go na wskroś.
         — Ja pierdole —  wyrzuca w końcu z siebie, kwitując koniec, tak samo jak jego rozmówca początek. Nie jest to ani trochę spowodowane rolą, ponieważ odgrywanie Romeo w homoseksualnym związku ani trochę mu nie przeszkadza. Tak na scenie, jak i w życiu – płeć w miłości nie ma żadnego znaczenia. Tu bardziej chodzi o to, że tym krwiożerczym lewem, będzie zmuszony stać oko w oko przez wszystkie czasy trwania próby, to też w rezultacie pozwala mu dojść do konkluzji, że albo skończy wykończony psychicznie albo będzie równie niezrównoważony emocjonalnie, co jego przyszła „Julia”. —  Zaczynajmy — mówi już trochę bardziej entuzjastycznie, uśmiechając się kącikiem ust, jak gdyby to właśnie gburowata ekspresja Marcela motywowała wszystkie powstałe na ich drodze niesnaski.
         Wchodzi do rozmowy w pierwszym akcie, co też nie daje mu dużo czasu do większego zapoznania się ze swoim tekstem, zwłaszcza że tak jak proponował mu wcześniej Miłosz – nie ma jeszcze zaznaczonych własnych kwestii. Nieco zagubiony szuka ich wzrokiem, odnajdując w końcu z pomocnymi przypisami z boku. Spogląda na napis „Przyjaźń” nie wątpiąc że jest to rodzaj emocji przeplatający się między zebranymi na scenie bohaterami i tak jak przypis nakazuje pokazuje się w swojej scenie w oddali, wychodząc powoli do przodu.
         — Jeszcze-ż nie południe? —  pyta, nie będąc do końca przekonanym czy jego głos powinien nabrać barwę zmęczenia, zdziwienia czy innej emocji. Nie zaznajomienie z tekstem jest tudzież na zbyt widoczne. — Jak nudnie wloką się chwile. Moi-ż to rodzice, tak spiesznie w tamtą zboczyli ulicę? — mówi dalej, wciąż niepewien emocji, którymi winna być napędzona rozmowa między Benwoliem i Romeem.
         — Tak jest. Lecz cóż tak chwile twoje dłuży?
         — Nieposiadanie tego, co je skraca — Jego głos zdaje się totalnie niewcielony w wypowiadane słowa, stąd też marszczy brwi, szukając pomocy w oczach Benwolia, który nie jest mimo wszystko skory do podania mu pomocnej ręki. Może właśnie ośmieszenie Marcela i oberwanie go ze skóry jest im wszystkim na rękę? To przykre i demotywujące.
         — Miłość więc?
         — Brak jej.
         — Jak to? Brak miłości?
         — Brak jej tam, skąd bym pragnął wzajemności —  odpowiada, bardziej w oczy Daniela, niż osoby grającej Benwolia, jakby co najmniej tym chciał poruszyć jego zimne serce. Późniejszą część skryptu czyta już z mniejszą pewnością siebie, nie pragnąc nieco więcej, niż zwyczajnie zniknąć od uczuć mieszanych w oczach pełnych zawodu, które wbije są w oblicze jego klęski aktorskiej. Jakby co najmniej jego istnienie w tym miejscu było złe i nieodpowiednie. Smutne.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {20/10/22, 12:57 am}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

        Ja pierdolę Marcela odbijało mu się echem w głowie i nie mógł się powstrzymać przed ułożeniem ust w krzywy, nieco kpiący uśmiech. Z jednej strony, mając w sobie resztki empatii i moralności, czuł że nie powinien był traktować chłopaka w tak chłodny sposób i z taką wyższością - nie znali się, a Daniel zachowywał się tak, jakby celowo usiłował go do siebie zniechęcić, przelać na niego swoje wszystkie skrywane głęboko w środku negatywne emocje i całkowicie go zdominować; z drugiej strony usprawiedliwiał swoje zachowanie tym, że nie miał dzisiaj szczególnie dobrego dnia, a Marcel już na wstępie zdążył go zirytować - najpierw zlewając jego pytanie, później ironicznie odpowiadając na kolejne i odkrywając przed chłopakiem fakt, że nie miał scenariusza w rękach, o swojej roli dowiedział się kilka godzin temu i - co już nie wyszło z jego ust, ale Daniel pozwolił to sobie dopowiedzieć - generalnie to sam nie wie co ma robić, bo nawet nie przyszedł tu z własnej woli. Przez chwilę miał ochotę złośliwie zapytać go co mu tak bardzo nie pasuje w jego wypowiedzi, ale, szczęśliwie, zdołał ugryźć się w język, odpuszczając sobie dodatkowe zagęszczenie atmosfery. Był z natury ciekawski i chętnie dowiedziałby się co spowodowało, że z ust Marcela wydarło się przekleństwo, nawet jeśli byłby to najbardziej błahy powód na świecie. Pierwszym co przyszło mu do głowy był fakt, że może chłopak nie jest zbyt tolerancyjny i granie homoseksualisty zwyczajnie go odpycha; Daniel nie byłby szczególnie zdziwiony taką możliwością ze względu na to, że sam nie do końca dobrze czuł się w swojej roli. Starał się jak mógł aby Julian wyszedł mu wystarczająco przekonująco, wkładając wiele pracy w przygotowania, wychodzenie ze strefy komfortu i stawiając rolę na szczycie swojej kariery aktorskiej. Lubił wyzwania, jednak początkowo postać w którą miał się wcielić zwyczajnie go przerastała. Nie gustował w mężczyznach, więc mimo tłumaczenia sobie że to tylko gra i nic więcej, to jednak na wstępie, grając sceny które wymagały od Romea i Juliana większej bliskości fizycznej, był niesamowicie spięty. Wraz z kolejnymi próbami udało mu się bardziej rozluźnić, ale to nie było równoznaczne z tym, że faktycznie polubił odgrywaną przez siebie rolę; wciąż nie był do niej w pełni przekonany, ale gra nie sprawiała mu aż tak wielkiego problemu jak wcześniej. A może Marcel będzie miał ten sam problem i to sprawi, że uda im się złapać nić porozumienia? Stwierdzenie, że marcelowe "ja pierdolę" odnosi się do niechęci do grania homoseksualisty wydawało się być racjonalnym wytłumaczeniem, ale w głowie Daniela niemal natychmiast pojawiły się kolejne możliwe powody: może chłopak nie spodziewał się, że od razu zaczną próbę? A może przytłoczył go nadmiar informacji? Albo może to właśnie fakt, że to Jankowski wcieli się w postać z którą Marcel będzie musiał być najbliżej? Może wszystko razem? A może nie ma żadnego powodu i przekleństwo było tylko czymś w rodzaju słownego znaku interpunkcyjnego, a Daniel całkowicie niepotrzebnie się nad tym zastanawiał? Chłopak delikatnie, niemal niezauważalnie potrząsnął głową, jakby tym gestem chcąc "wytrzepać" z niej niepotrzebne myśli i wrócić do żywych. Szybko przekartkował scenariusz, nie chcąc żeby jakikolwiek mankament umknął jego uwadze i równie sprawnie przesunął wzrok z papieru na Marcela.
        — Ja pierdolę, nie wytrzymam… — wymamrotał do siebie, walcząc z chęcią ukrycia twarzy w dłoniach. Miał ochotę skarcić się za to, że tak ostro go traktował, ale ciągle usprawiedliwiał się tym, że premiera zbliżała się wielkimi krokami, a główna rola była w rękach kogoś niedoświadczonego, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z aktorstwem i całkowicie nie wie jak się zachować. Łudził się, że może z czasem uda mu się wydusić z Marcela talent aktorski i ostatecznie wszystko wyjdzie tak, jak powinno, ale miał co do tego duże wątpliwości i obawiał się, że jego nadzieje finalnie go jeszcze bardziej rozczarują. Wyłapał cichą rozmowę dwóch dziewczyn, które nieśmiało zastanawiały się nad tym, czy ze względu na to, że wcześniejszy Romeo odpadł, utrzymanie wysokiego poziomu i nauczenie Marcela wszystkiego od podstaw w tak krótkim czasie będzie bardzo dużym wyzwaniem. Uśmiechnął się krzywo sam do siebie, a przez głowę przemknęło mu wiedźmińskie "problem? Dobre sobie. W czarnej dupie, kurwa, jesteśmy a nie mamy problem", które stanowiło idealne odbicie tego, co w tamtym momencie myślał. Będzie ciężko.  
        — Ty na razie siadaj, postaraj się jak najwięcej wyciągnąć z obserwacji i przejrzyj sobie scenariusz — zwrócił się Marcela, stając obok niego i kiwnął podbródkiem w stronę najbliższego krzesła. — Ale zostaniesz sobie ze mną po próbie, więc nigdzie się stąd nie ruszaj — dodał, nie biorąc pod uwagę możliwości odmowy. — Pomijamy kwestie Romea i ćwiczymy dalej.
        Daniel przestał widzieć sens w zmuszaniu chłopaka do grania “z miejsca” w scenach w których występowało kilku aktorów, teraz widząc w tym jedynie stratę czasu. Zobaczył wystarczająco żeby stwierdzić, że Marcel całkowicie nie odnajduje się w nowej sytuacji i jego doświadczenie w grze jest bardzo niskie, o ile w ogóle istnieje. Zaczęcie od podstaw było koniecznością, a korygowanie błędów niepotrzebnie zabierałoby czas innym, uniemożliwiając wcześniejszy powrót do domu.
        Reszta próby przebiegła dosyć gładko, pozytywnie wpływając na samopoczucie Jankowskiego. Obserwowanie jak sztuka z każdym kolejnym spotkaniem koła coraz bardziej się rozwija, jak wiele serca i emocji aktorzy wkładają w odgrywane przez siebie postaci, jak chętnie dzielą się swoimi pomysłami i traktują poważnie powierzone im zadanie, jednocześnie dobrze się przy tym bawiąc, sprawiało mu niesamowicie dużą przyjemność i napawało dumą. Cieszył się, że spotkał tak kreatywne i zdolne osoby w towarzystwie których spędzone godziny zdawały się być zaledwie chwilą i że ma okazję pracować z nimi nad kolejnym projektem, który był dla niego świetną odskocznią od codziennych obowiązków. Myśląc o tym żałował, że za jakiś czas, po zakończeniu liceum ich drogi najprawdopodobniej się rozejdą.
         — Tyle na dzisiaj. Dzięki za przyjście, jesteście świetni. — Reszta koła zaczęła się zbierać, powoli wychodząc z klasy. Daniel zdążył jeszcze zamienić kilka słów z niektórymi członkami, z innymi tylko krótko się pożegnał, a kiedy wszyscy opuścili salę, podszedł niespiesznie do Marcela, kończąc swoją wycieczkę na oparciu się biodrem o jedną z ławek.
         — No, to zaczniemy sobie całkowicie od podstaw. Otwieraj scenariusz, zerkniemy sobie na scenę na balu. Zwrócę ci uwagę na najważniejsze rzeczy w graniu, żebyś wiedział na czym się skupić jak będziesz się uczył. — Przekartkował swój egzemplarz, zatrzymując się na odpowiedniej stronie i rzucił go niedbale na ławkę. — Całujesz się równie nieśmiało jak grasz? — zapytał prowokacyjnie, wykrzywiając wargi w ironicznym uśmiechu.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {18/11/22, 02:06 pm}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS


         Im dalej w las, tym bardziej wzrasta w nim chęć rzucenia scenariuszem i wyjścia z sali, dlatego cieszy się, że Daniel w chwilach klęski postanawia go uratować. Chociaż wizja pozostania sam na sam po próbie mu się niezbyt uśmiecha, łatwo dochodzi do wniosku, że w istocie może być lepiej, niż pośród reszty uczniów. Wierzy, że przewodniczący nie mając wsparcia swojego wiernego tłumu utraci to poczucie wyższości i przestanie się zachowywać, jak gdyby Marcel zabił mu kota.
       Bez słowa wraca na tyły sali, zajmując miejsce przy ławce, gdzie wcześniej pozostawił swoje rzeczy. Opiera się plecami o ścianę, po czym wyciąga z plecaka telefon i słuchawki, które niedługo później wkłada do uszu. Może wówczas wyglądać na aroganckiego ignoranta, jednak w rzeczywistości nie słucha wówczas muzyki, jedynie stara się zebrać myśli i odgrodzić od miernoty, którą przedstawia dotąd pod postacią Romea. A przynajmniej jest tak, dopóki tej przyjemnej ciszy nie przerywa telefon od mamy. Widząc jej zdjęcie na wyświetlaczu, wychodzi z sali i odbiera połączenie.
       — Jesteś już w domu? —  pyta, tonację głosu ma normalną, tak więc Marcel może odetchnąć z ulgą. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może się coś stało, zwłaszcza że rodzicielka rzadko do niego dzwoniła.
       — Jeszcze nie. Jestem na kółku teatralnym, opowiem ci wszystko później — mówi, chcąc uniknąć tłumaczenia się w tym momencie, co sprawia, że znajduje się w tej sytuacji. Zwłaszcza, że tak jak się spodziewa, nawet mama śmieje się pod nosem na tą wieść.
       — … No dobrze. Chciałam tylko, żebyś coś mi sprawdził… Do zobaczenia w domu —  rzuca kobieta, po czym rozłącza się naprędce, zanim Marcel w ogóle zdąży się z nią pożegnać. Nie musi się długo zastanawiać, aby wiedzieć co właściwie kobieta chciała powiedzieć. W jego uszach pobrzmiewa jej roześmiany głos: “Ty i koło teatralne, wolne żarty”. Nie tylko los i grupa za drzwiami klasy naigrywa sobie z jego beztalencia, jednak niektóre przeciwności trzeba przyjąć na klatę. A to dopiero pierwsze wspólne zajęcia.
       Wraca do pomieszczenia, starając się nie zwrócić na siebie uwagi innych uczniów, co nie jest najłatwiejsze. Wystarczy moment, aby wlepiła się w niego chociaż jedna para spojrzeń. Nie przejmuje się tym, bo mimo wszystko jest to podobne do tych wszystkich sytuacji, kiedy wpada spóźniony na zajęcia. Z tymże wówczas patrzy na niego cała klasa i niezadowolony nauczyciel, który później z uśmiechem na twarzy wystawia mu kolejną jedynkę za nieprzygotowanie.
        Zajmuje to samo miejsce co wcześniej, jednak nie zakłada już słuchawek. Podpiera brodę na ręce, przyglądając się grupie teatralnej podczas jej ćwiczeń, aby tak jak życzył sobie Daniel, wyciągnąć z tego jakąś lekcję. Nietrudno jest mu przyznać, że innym odgrywanie roli wychodzi naprawdę lekko. Wyglądają przy tym, jakby scalali się ze swoim bohaterem i może łatwo przyznać, że dobrze się na to patrzy. Ze strony technicznej za to nie powie nic, nie zna się na tyle, aby wygłaszać jakiekolwiek za lub przeciw grze innych. Oczami wyobraźni widzi samego siebie, pochłoniętego tremą, dukającego jak w przedszkolu, całkowicie niepasującego do obrazka i może właśnie to, pozwala mu odrobinę zrozumieć punkt widzenia Daniela. Co nie znaczy zarówno, że niespodziewanie przewodniczący zostaje ułaskawiony z wyżywania się na nim. Cokolwiek  stoi za tym gburowatym zachowaniem, Marcel nie zamierza się podłożyć i dać się kopać za to, że nie jest idealnym rozwiązaniem.
       W końcu próba dobiega końca i na pierwszym planie pozostaje tylko ich dwójka. Flis nawet nie zmienia pozycji siedzenia, jedynie obserwuje spod lekko uchylonych powiek zmierzającego w jego kierunku Daniela. Gdy ten opiera się tuż przy jego ławce, jest już zmuszony oprzeć się o krzesło, aby móc patrzeć rywalowi w oczy. W sumie… Czy można było ich nazwać rywalami? Jakiś cień dziwnej rywalizacji między nimi występuje, odkąd tylko noga Marcela przekroczyła próg klasy, jednakże… Przyjacielem, kolegą czy nawet znajomym chłopaka nie może nazwać. Na wroga mu trochę za daleko, bo mimo iż Daniel wyprowadza go z równowagi, wciąż nie doprowadza go do szewskiej pasji… A przynajmniej jeszcze nie.
        Pozostawia swoje głupie rozważania w chwili, gdy chłopak zabiera głos, rzucając mu pod nos, niedbale; swój scenariusz. Marcel spogląda na niego niechętnie, dusząc w sobie westchnienie, bądź jakikolwiek wyraz grymasu. Daniel chce go sprowokować i doskonale wie dlaczego. W jego oczach musi wyglądać dokładnie tak samo, jak dla wszystkich, którzy go nie znają. Cichy, nieprzystępny, nieśmiały Marcel Flis, który nie ma za dużo do powiedzenia w swojej obronie, który ignoruje fakty i nie ma nic ciekawego do wniesienia swoją osobą. I chociaż skutek niektórych jego zachowań jest zbieżny, stoi za tym całkowicie inny powód, a Marcel w rzeczywistości nie jest taki, jaki się innym wydaje. Porzuca więc nieśmiałość, kiedy mierzą się oko w oko; i postanawia zainteresować się tym, co się dzieje wokół niego.
        — A ty zawsze masz takiego kija w dupie, czy tylko przy mnie? —  pyta, krzyżując z Danielem spojrzenie.  — Potrafię sobie wyobrazić, że gdyby postawili ciebie, zamiast mnie na bramce następnego meczu piłki nożnej, wcale nie wypadłbyś lepiej, niż ja tutaj. Jaka jest tego puenta? Każdy jest lepszy w czymś innym — odpowiada, uśmiechając się lekko pod nosem, ale uśmiech szybko znika, gdy podnosi się z krzesła. Opiera się ręką o ławkę i po zmniejszeniu dystansu między nim i Danielem, kontynuuje. — Sądząc po tym, że tak czy inaczej będziemy musieli przećwiczyć sceny pocałunków, przekonasz się niebawem. —  Po tym wraca na swoje miejsce, a w jego rękach już znajduje się scenariusz z wybraną przez przewodniczącego sceną balu.
       — I jeszcze jedno. Nie wiem co stoi za twoim zachowaniem… Jasne, możesz mieć gorszy dzień, ale to nie daje ci władzy, aby pomiatać innymi. A skoro interesuje cię dobra jakość tego przedstawienia, to zachowaj swoje głupie teksty dla znajomych i naucz mnie odegrać rolę tak, jakbyś chciał, żebym ją odegrał —  Słowa które opuszczają jego usta są zarówno wyzwaniem dla Daniela, jak i samego Marcela, który chwilę później żałuje, że postawił sprawę w taki sposób. Nie żałuje, jednak swoich starań, aby postawić chłopaka do pionu, bo mimo wszystko zasługuje na taki sam szacunek, jaki mu daje.
       — No chyba, że chcesz zacząć od sceny pocałunku… Dlatego pytasz? — rzuca z powagą, unosząc jedną brew do góry. Cóż Marcel musi przyznać, że dawno się z nikim nie całował, ale też nie sądzi, aby szkolne przedstawienie wymagało na nim przelizania się z Danielem na oczach wszystkich zebranych w szkole. Ot słodkie cmoknięcie dwójki zakochanych powinno być wystarczające, prawda? Najwyższej klasy czułości może nie oferuje, ale pewności siebie może mieć aż nadto.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {23/12/22, 06:01 pm}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

        Marcel go irytował. Krótkie, nieskomplikowane w swojej budowie zdanie idealnie oddawało stosunek Daniela do nowego „kolegi”. Ich znajomość nie zaczęła się w pozytywny sposób, na co największy wpływ miał fakt, że chłopak ewidentnie nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w grze aktorskiej, o ile w ogóle jakiekolwiek posiadał. Jankowski nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie w tym temacie, jednak obserwując jego zachowanie i to, jak niepewnie czuł się w nowej sytuacji, był w stanie sam sobie na nie odpowiedzieć. Dodatkowym minusem był fakt, że Flis pojawił się w nieco nieodpowiednim momencie; oczywiście, koło szukało zastępcy już od jakiegoś czasu, w związku z czym względnie wczesne pojawienie się licealisty było pewnym atutem – dawało możliwość odrobinę lepszego przygotowania go do jego roli, ale brak doświadczenia w połączeniu z, jak się wydawało, nieco dominującym charakterem i gorszym dniem Daniela stworzyło mieszankę wybuchową. Chłopak lubił mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, koło teatralne było jedną z rzeczy, na których najbardziej mu zależało i mimo, że zwykle był dosyć ugodową osobą i niechętnie wchodził w konflikty, to w przypadku koła wolał mieć większą kontrolę i niemal od początku przyjął dominującą pozycję – tutaj chciał, żeby to jemu się podporządkowano, a nie odwrotnie.
Oliwy do ognia dolewało wrażenie lekceważącego podejścia Marcela. Daniel nie potrafił wskazać, jakiego zachowania by od niego oczekiwał ani co według niego powinien był zrobić, ale gdy podczas próby zerkał co jakiś czas w stronę chłopaka, jego uwadze nie umknął fakt nikłego zainteresowania wydarzeniami wokół, co uwydatniał fakt spędzenia części czasu ze słuchawkami w uszach. Ostatkami sił powstrzymał się od wybuchu, nie chcąc dodatkowo zagęszczać atmosfery i stawiać reszty członków w potencjalnie niekomfortowej atmosferze, ale teraz, kiedy byli sami, a Flis dodatkowo sobie szkodził przymkniętymi oczami, nie mógł powstrzymać się od uszczypliwej uwagi. Drobna rzecz, ale w towarzystwie reszty minusów była kolejnym, co działało na jego niekorzyść.
       — Tylko przy tobie — odpowiedział pewnie chłodnym tonem, uparcie wpatrując się w oczy chłopaka. Mogliby urządzić sobie bitwę na to, kto pierwszy odwróci wzrok, gdzie Daniel z góry mógłby zaznaczyć, że nie zamierza być osobą, która przegra. — Myślisz, że możesz sobie tutaj przychodzić żeby posiedzieć z telefonem, posłuchać muzyki i ja to zaakceptuję? Nie łudź się, że ci odpuszczę. — Kiedy Marcel podnosi się z krzesła, atmosfera jest tak gęsta, że Jankowski nie byłby wielce zdziwiony, gdyby za chwilę oboje się na siebie rzucili, przenosząc słowne potyczki na agresywne okładanie się pięściami. Chłopak był pierwszą osobą, która w tak krótkim czasie zdążyła zniechęcić go do siebie w tak dużym stopniu; sądząc po ich „relacji”, znacznie lepiej odnaleźliby się w roli Merkucja i Tybalta niż dwójki kochanków.
       — Wiesz jaka jest między nami różnica? Ja nie pcham się na żadne mecze, więc możesz sobie w dupę wsadzić tą swoją puentę — podsumował, nie porzucając chłodnego tonu. Stali tak blisko siebie, że wystarczyłby niewielki ruch ze strony któregoś z nich, żeby ich usta złączyły się w pocałunku albo żeby któryś z nich, albo oboje, skończyli ze śliwą pod okiem. Spojrzenie Daniela delikatnie zjechało w dół, zatrzymując się na pełnych wargach Marcela, szybko poruszających się z każdym wypowiedzianym słowem. Ciekawe, jak wyglądałby nasz pocałunek – przez głowę przeszła mu niechciana myśl i równie niechciane wyobrażenie – widział, jak na scenie przybliżają się do siebie, jeden z nich delikatnie przesuwa dłonią po policzku drugiego i łączą ze sobą usta, całując się równie dziko, namiętnie i agresywnie, jak wyglądała ich obecna relacja i wzajemny stosunek do siebie, z towarzyszącym temu wplataniu dłoni w miękkie włosy. Idąc w ślady chłopaka, niemal natychmiast się odsunął, jeszcze bardziej zwiększając dystans między nimi i odrzucił głowę do tyłu, pozbywając się włosów z twarzy, jakby tym gestem chciał też całkowicie wyrzucić ową myśl ze swojego umysłu. Był świadomy tego, że jeszcze będzie musiał do niej wrócić, aby przemyśleć, jak najlepiej byłoby odegrać scenę, jednak obecny moment zdecydowanie nie był właściwy.
       — Jak jesteś taki pewny siebie, to proszę bardzo, możemy sprawdzić, czy na bramce byłbym tak beznadziejny jak myślisz, przyjmuję wyzwanie. — Myśl o pocałunku odrobinę wytrąciła go z równowagi, więc nieco zszedł z tonu. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Marcel gra w szkolnej drużynie i, może, trenuje dodatkowo poza szkołą, to nie będzie w stanie go całkowicie przebić, jednak chciał mu utrzeć nosa i pokazać, że wcale nie pójdzie mu tak bardzo źle. Na lekcjach wychowania fizycznego szło mu całkiem nieźle, więc byłby gotowy spróbować. Może jeśli pójdzie mu dobrze, to w jakiś sposób urazi jego dumę i sprawi, że Flis też zacznie się bardziej starać na kole teatralnym?
       Kolejne słowa Marcela nieco go zakłuły, szczególnie, że w głębi serca czuł, że musi przyznać mu rację. Nie powinien był się na nim w żaden sposób wyżywać i tłumaczyć swojego zachowania tym, że chłopak już na samym początku zrobił na nim negatywne wrażenie, jednak w tamtym momencie ciężko było mu odsunąć swoje uprzedzenia na bok i zacząć traktować go w pozytywny sposób, przymykając oko na zachowania i aspekty, które niesamowicie go irytowały – głównie wrażenie nikłego zainteresowania całym przedstawieniem, lekceważący stosunek i fakt, że w tej kwestii chłopak ewidentnie nie chciał mu się podporządkować i nie spełniał jego „wymagań”.
       — To ja jestem tutaj najważniejszą osobą, więc czy ci się to podoba czy nie, tutaj to ty musisz się dostosować. — Dopóki nie zobaczy, że Flis faktycznie się stara i zależy mu równie mocno, co jemu, to chłopak nie miał co liczyć na to, że mu odpuści. Daniel zdążył się już przejechać na dawaniu nowym członkom zbyt dużego luzu, w związku z czym nie chciał ponownie przeżywać zawodu; szczególnie, że Marcel miał objąć główną rolę. Oczywistym było, że nie chciał, żeby po dzisiejszej próbie chłopak już nigdy się tutaj nie pojawił – mogą mieć problem ze znalezieniem kolejnego chętnego, ale jednocześnie nie mógł sobie pozwolić na to, żeby przedstawienie okazało się klapą, bo Flis oleje sprawę.
       — Bo kiedyś i tak będziemy musieli to przećwiczyć — uciął temat, odpuszczając sobie ciągnięcie rozmowy. Na dzisiaj wystarczy, już wystarczająco wrogo na siebie patrzą. Przesunął wzrokiem po kwestiach, które mieli przećwiczyć i ostatecznie doszedł do wniosku, że jednak ćwiczenie na świeżo, gdzie Marcel nawet pobieżnie nie przejrzał scenariusza, byłoby głupotą. — Dobra, to nie ma sensu, bo pewnie nawet nie wiesz, co będziemy robić, więc tylko stracimy czas. Na marginesie masz zapisane wskazówki dotyczące zachowania i emocji. Na jutro przećwiczysz scenę balu i zacznę cię poprawiać jak będę miał jakiekolwiek podstawy. Im więcej nauczysz się na pamięć, tym lepiej dla ciebie. I zacznij od razu czytać całość, bo z resztą osób też będziesz musiał przećwiczyć swoje kwestie — tu na chwilę się zatrzymał, kartkując scenariusz. Chciał wybrać jak najlepszy plan działania i od razu określić od czego Marcel powinien zacząć, żeby oszczędzić sobie i jemu kolejnych spięć. — A później przejdziemy do sceny balkonowej. Na jutro masz też zaznaczyć jakimś kolorem to, co będziesz mówił, bo łatwiej będzie ci się w tym odnaleźć. Z naciskiem na „na jutro”, bo jest na tyle mało czasu, że na razie prawdopodobnie będziemy sobie ćwiczyć codziennie po lekcjach, przynajmniej jakieś pół godziny. Napiszę do ciebie jak coś jeszcze mi się przypomni i dogadamy się w kwestii godzin, a na razie możesz iść. A, jeszcze zastanów się co z tą piłką, to dogadamy szczegóły. Jak będziesz miał jakiekolwiek pytania, to też możesz pisać. — Po raz pierwszy był postawiony w sytuacji, kiedy musiał przyznać, że nie do końca wie, jak ugryźć temat. Nie znali się i nie wiedział, jak Flis podejdzie do powierzonego mu zadania, a dodatkową trudnością był fakt, że najprawdopodobniej trafił na osobę całkowicie niedoświadczoną w grze na scenie, a do premiery nie zostało bardzo dużo czasu. I Daniel już tutaj mógł stwierdzić, że współpraca z Marcelem będzie dla niego największym wyzwaniem z jakim dotychczasowo przyszło mu się zmierzyć i które przebijało nawet odgrywanie roli homoseksualisty.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {16/02/23, 09:57 pm}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS


            — Okej, mam nadzieję, że jutro będziesz w lepszym humorze. I tak na marginesie, ku twojemu niedowierzaniu zaznaczę, że wcale nie słuchałem muzyki — mówi w odpowiedzi na cały wywód Daniela, gdy mają zamiar się rozejść. Trzyma tymczasem słuchawki w dłoniach, a jeden kącik ust z jakiegoś powodu niespodziewanie drga ku górze. Jeszcze daleka droga przed nimi, najprawdopodobniej nie usłana różami. Póki co Jankowski wiernie odwodzi go od chęci poznania się bliżej, co stanowi stosunek niezbieżny z odgórnie założoną ilością spotkań w przeciągu tygodnia. Pozostaje już tylko liczyć, że jedno z nich postanowi przełknąć swoją dumę, inaczej jeśli nie tego dnia, to następnego może dojść między nimi do rękoczynów. No chyba, że wcześniej Marcel zrezygnuje z tego teatrzyku.
             — Lista wymagań gorsza od przeciętnej baby. Nic dziwnego, że gra Julię — mruczy pod nosem, przechodząc szybko przez szkolny korytarz, aby w końcu znaleźć się pod gmachem szkoły, gdzie też wpada na Klarę.
             — Też skończyłeś swoje zajęcia? W sumie spoko, że też teraz chodzisz na kółko; możemy częściej wracać razem do domu — zauważa dziewczyna, poprawiając zamek wcześniej rozpiętego plecaka. Marcel całkowicie zapomniał o tym, że jego przyjaciółka jako ta najaktywniejsza z ich trio czynnie korzysta ze wszelkich możliwych zajęć organizowanych przez szkołę. On sam z Patrykiem zdecydowanie wolą gry video, niż przebywanie w klasie dłużej niż to potrzebne. Teraz plan nocnych gier zostaje przypisany jedynie przyjacielowi, podczas gdy sam Flis będzie się babrać po łokcie w sztuce.
             — Dobrze cię widzieć… Robisz coś dzisiaj, bo właściwie przydałaby mi się twoja pomoc? — pyta, maszerując w stronę przystanku autobusowego. Póki w jego głowie pobrzmiewają słowa Janowskiego, chyba powinien przyłożyć się do pracy. Ostatnim czego sobie życzy jest zawalenie roku, które przysporzyłoby mu przy okazji następnej krwawej jatki w zaciszu domowym.
             — Problemy ze sztuką? Po twojej minie mogę założyć, że pierwsze zajęcia nie wypadły najlepiej — mruczy wyraźnie zamyślona, choć nie musiałaby zgadywać, co dokładnie poszło nie tak. Tu też mimo wszystko zaczyna się historia z minionej, zmarnowanej godziny życia. Marcel opowiada jej o swoim pierwszym wrażeniu, co do poznanych ludzi, którzy cóż dużo mówić — zbyt ciepło go nie przyjęli. Na sam koniec zostawia opowiadanie o Danielu, który ogromnie działa mu na nerwy.

             — I wiesz co powiedział? “To ja jestem tutaj najważniejszą osobą, więc czy ci się to podoba czy nie, tutaj to ty musisz się dostosować” — rzuca parodiując głos chłopaka. Wraz  z Klarą są już tymczasem u niego w pokoju, pijąc ciepłe kakałko.  — Albo ma kompleks wyższości i jara go dehumanizacja albo nie wiem… W każdym razie mamy się spotkać jutro po zajęciach, żeby przećwiczyć parę kwestii. Jeśli jutro też będzie się tak zachowywał, to nie wróżę nam świetlanej przyszłości, temu spektaklowi również — wyrzuca z siebie, czując że po wygadaniu się Klarze uchodzi z niego cała irytacja. Może wynika to również z faktu, że przyjaciółka odpowiada się całkowicie po jego stronie, również uważając, że zły dzień nie może mieć tak ogromnego wpływu na traktowanie innych. Być może Marcel jest dla Daniela nieznajomym, ale chcąc nie chcąc są sobie potrzebni. Mogliby więc chociaż spróbować współpracować.
             — Daj mu szansę jeszcze jutro. Może będzie lepiej nastawiony, jeśli pokażesz, że chociaż przyłożyłeś się do nauki. Zaczynacie jutro od sceny balu, tak? — pyta dziewczyna, rozsiadając się wygodnie z wydrukowaną z internetu kopią scenariusza. Po tym pytaniu przechodzą już do wspólnego ćwiczenia tekstu, choć Klara skupia się bardziej na nauczeniu Marcela wyrażania odpowiednich emocji, względem scen, niż wkuwania tekstu na pamięć. Spędzają tak resztę popołudnia, a gdy nadchodzi zmierzch, dziewczyna oświadcza, że musi wracać do domu.
             — Jak postępy, mój mały Romeo? — pyta mama, gdy przychodzi do kuchni na kolacje. Flis cieszy się niezmiernie, że nie ma z nimi dzisiaj ojca przy stole, ponieważ nie zniósłby jego tyrady, która najpewniej odnosiłaby się do tego “dlaczego musi grać w tej głupiej sztuce”.
             — Nie dobijaj mnie. W życiu nie nauczę się tego wszystkiego na pamięć. Ja nie wiem jakie nadzieje pokłada we mnie polonistka, ale ze swoim wyobrażeniem wybiegła trochę za daleko — mruczy, wbijając wzrok tępo w talerz. Kto normalny wpadłby na pomysł wrzucenie w wymagającą pracę wiecznie spóźnionego i nieprzygotowanego ucznia?
             — Gdybyś się uczył, to nie musiałbyś tego robić — zauważa rodzicielka, na co Marcel gromi ją spojrzeniem, a przynajmniej chwilowo, zanim ta krzyżuje z nim swoje spojrzenie. Później już zajmuje się posiłkiem w ciszy, nie wychylając się ponad ze swoją irytacją wobec wszystkiego, co jakkolwiek wiąże się z dramatem. Po kolacji wraca do swojego pokoju, nie zwracając najmniejszej uwagi na scenariusz. Ma już go po dziurki w nosie, te kwestie są napisane takim językiem, że nie udaje mu się zapamiętać go na pamięć. Jakby dostając absolutnej amnezji zapomina zakreślić sobie własnych kwestii i siada z konsolą do nowo wydanej gierki, którą wcześniej udostępnił mu Patryk.
             Przez spędzenie nocy na graniu analogicznie spóźnia się rano do szkoły. Tym razem wpada zmachany w trakcie drugiej lekcji. Pan Tkaczyk spogląda na niego niewzruszony, po czym wraca do prowadzenia zajęć, pozwalając tym samym Marcelowi spokojnie zająć swoje miejsce.
             — Zakreśliłeś sobie wczoraj te kwestie? — pyta Klara. Z początku Marcel spogląda na nią oczami okrągłymi jak pięć złoty, totalnie nie rozumiejąc co ma na myśli. Do wciąż ospałego umysłu dociera naprawdę ograniczona liczba informacji. Dopiero, gdy przyjaciółka wspomina o scenariuszu, Flis doznaje olśnienia.
             — Jasna cholera! — woła, zamykając cię zaraz z uwagi na to, że klnie odrobinę zbyt głośno. Spogląda w kierunku nauczyciela, który zatrzymuje się wpół ruchu kredą na tablicy, po czym odwraca się w jego stronę z ostrzegawczym spojrzeniem. Całe szczęście, że Tkaczyk jest osobą niekonfliktową, choć jak widać nieprzyjemnie odbiera brak kultury słownej ze strony swoich studentów.
             — Oczywiście, że zapomniałem — mruczy, wyciągając na ławkę scenariusz. Przy pomocy żółtego neonowego mazaka pożyczonego od Patryka zakreśla wszystkie kwestie, które pomagają mu później na przerwie w odnalezieniu się w czytanej akcji. Normalnie nie skłoniłby się do zerkania w tą stertę kartek, jednak wydawało mu się, że śmignął mu gdzieś bokiem Daniel. Nie to, że chciał zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie, po prostu Klara cały czas mu powtarzała, że może odwrócić to bieg akcji. No chyba, że udawanie, że czyta nie wchodziło w grę, tak samo jak i nie zapamiętanie tych tekstów na pamięć.
             I dochodzi ten moment, gdy dzienne zajęcia mijają, a on zostaje ponownie posłany na pożarcie lwu. Janowski czeka na niego w tej sali, a po jego minie Marcel nie jest w stanie zbyt wiele odczytać. Mimo wszystko, jeśli ten zamierza być tak samo pompatyczny i arogancki jak zeszłego dnia, to ma w planie wyjść z sali bez słowa, nie wchodząc w żadne bezsensowne kłótnie. One nie doprowadzą ich do żadnego konsensusu.
             — Jeśli jesteś zainteresowany tą rozgrywką w nogę… Możemy skorzystać z hali w sobotę, z dostaniem kluczy nie będzie problemu. W tygodniu wypadałoby to na wieczór, ze względu na zwiększoną liczbę treningów przed zawodami — mówi na wstępie i gdy między nimi osiada cisza, Marcel czuje się, jakby właśnie zapraszał Daniela Janowskiego na wspólny wypad w weekend. Po części niby tak było, jednakże za spotkaniem stał zakład i zgryźliwa rywalizacja. [/b][/color]


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {23/06/23, 08:02 pm}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

       — Byłbym, jakbym nie musiał się z tobą znowu użerać — mruknął pod nosem, tępo wpatrując się w otwarte drzwi, które chwilę temu minął Marcel. — Ja pierdolę! — O ile wcześniejszy, krótki komentarz był wypowiedziany z zachowaniem podstawowych zasad kultury - na tyle cicho, że nawet wisząca tablica, gdyby miała uszy, nie byłaby w stanie go usłyszeć - o tyle tutaj, w odległości zaledwie kilku sekund, przestał przejmować się czymkolwiek. Nie dbał o to, czy usłyszy go jakiś uczeń, pracownik czy sam Marcel. W tym momencie miał ochotę rzucić czymś o ścianę i z satysfakcją patrzeć, jak przedmiot osuwa się na ziemię, z towarzyszącym temu głośnym trzaskiem, odbijającym się echem od białych ścian klasy. Daniel potrafił ugryźć się w język, powstrzymując od zbędnych komentarzy, potrafił opanować emocje i podejść do większości rzeczy na chłodno, potrafił się szybko uspokoić i nie rozpamiętywać sprzeczek... Ale jednego na pewno nie potrafił - olać czegoś, na czym niezmiernie mu zależało i w takim przypadku oddzielić silnych emocji od zdrowego rozsądku. Był typem osoby, która jeśli się na coś uprze, to to zrobi i finalnie dostanie to, czego chce - i właśnie tak zapatrywał się na idealną premierę; jednocześnie będąc świadomym, że, niestety, poziom gry aktorskiej Flisa nie jest zależny wyłącznie od niego i bez minimalnej chęci i zaangażowania z jego strony, przedstawienie okaże się być gorzkim rozczarowaniem. Bez tego się nie obejdzie. Bez tego jego stosunek do Marcela ani odrobinę się nie zmieni. Bez tego się nie dogadają.
       Zgarnął wszystkie swoje rzeczy do plecaka, doprowadził klasę do porządku, narzucił na siebie płaszcz i ostatni raz przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu, upewniając się, czy aby na pewno wziął wszystko ze sobą. No, oprócz dobrego humoru, to tak — przeszło mu przez myśl, kiedy odwracał się na pięcie, kierując w stronę wyjścia ze szkoły. Płaszcz falował w towarzystwie szybkich kroków, a buty agresywnie stukały w posadzkę, jakby chcąc powiedzieć: proszę państwa, oto nadchodzi on - laureat nagrody "wkurw miesiąca", wielkie brawa dla niego!
       Wraz z otwarciem drzwi uderzył go nieprzyjemny chłód, zmuszając do zapięcia płaszcza i postawienia kołnierza. Było już ciemno, płatki śniegu szybko pokryły jego włosy, a chód, ze względu na nieodśnieżony chodnik, stał się bardzo nierówny i chwiejny. Kilkakrotnie nacisnął zapalniczkę, wydobywając z niej niewielki płomień i zbliżając go do końcówki niebieskiego Winstona. Nie palił dużo i często - ale po skończeniu osiemnastu lat, kiedy zaczął się okres bardziej "dzikich" imprez, polubił smak tytoniu i chętnie wychodził z kimś na szluga, odłączając się chwilowo od grupy. Bo gdzie zawiązuje się najlepsze przyjaźnie? A no właśnie - na papierosie. Sam zwykle nie sięgał po paczkę - z tego powodu była nieestetycznie pomięta, a od zakupu, dokonanego blisko trzy tygodnie temu, zniknęła z niej ledwo połowa; ale teraz zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Pierwszym zaciągnięciom towarzyszyły ostatnie wersy Papierosa Pull The Wire, rozbrzmiewające w słuchawkach, później płynnie przechodząc w Gdy zostajesz u mnie na noc Pidżama Porno. Męczył tę playlistę od ponad tygodnia, w kółko wałkując te same kawałki, a mimo to słuchał ich równie chętnie, jak w momencie kiedy natknął się na nie po raz pierwszy. I nawet nie zauważył, kiedy znalazł się pod drzwiami mieszkania.  
       W korytarzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i cynamonu, nasilający się z każdym kolejnym krokiem skierowanym w stronę niewielkiej kuchni. Na stole leżał talerz, będący podstawą dla krzywej piramidy racuchów, a jedno z czterech krzeseł zajmował ojciec Daniela. Mężczyzna siedział z niedbale założoną nogą na nogę, w jednej ręce trzymając placuszek, a drugą bawił się długopisem, którym co chwilę dopisywał jakieś hasła do rozwiązywanej krzyżówki.
       — Cześć, mamy nie ma? — rzucił chłopak, szybko myjąc dłonie w zlewie. Ciepła woda nieprzyjemnie parzyła zaczerwienione dłonie.
       — Pojechała do sklepu. Jak coś chcesz to dzwoń szybko, to może jeszcze zdąży ci kupić. A jak tam w szkole? I siadaj i jedz, jeszcze ciepłe. — Wskazał podbródkiem na talerz, chwilowo odrywając się od wcześniejszego zajęcia. Daniel był bardzo podobny do ojca - oboje byli wysocy, mogli pochwalić się estetyczną sylwetką - waga w normie, daleko im było do chucherka, ale też nie byli przesadnie umięśnieni; te same brązowe tęczówki i ciemne włosy... Z tą różnicą, że we włosach Michała Jankowskiego, zawsze starannie uczesanych, zaczęły pojawiać się srebrne pasemka, a w oczach brakowało młodzieńczych iskierek. Był atrakcyjny, ale zmęczenie, jawiące się w smętnym spojrzeniu, odbierało mu uroku, w jego miejsce wstawiając kilka dodatkowych lat.
       — No klasycznie... trochę nauki i roboty z kółkiem, takie tam. A w pracy? — Jankowski nieszczególnie miał ochotę na rozmowę. Zaczął nakładać racuchy na drugi talerz, który najchętniej od razu zabrałby ze sobą do pokoju, gdzie zjadłby, rzucił na łóżko i poszedł spać, budząc się dopiero rano.
       — Dzisiaj same badania. Obyło się bez, wiesz, gorszych przypad... Ejejej, zaraz zaraz, czy ja czuję od ciebie papierosy? Daniel? Paliłeś? Żeby mi to, kurwa, było ostatni raz! Jak nie masz na co wydawać pieniędzy to zaczniesz się dokładać do rachunków!
       Kurwa — przeszło mu przez myśl, z towarzyszącym temu przygryzieniem dolnej wargi. Serce delikatnie przyspieszyło, a chłopak cieszył się, że kilka lat na scenie całkiem nieźle nauczyło go ukrywać emocje. Ton mężczyzny od razu się zmienił. Daniel wiedział, jak bardzo jego rodzice nienawidzili palenia - a mimo to, dobrowolnie i jakże chętnie, sięgał po kolejne papierosy, kopiąc pod sobą grób. Dosłownie i w przenośni.
       — Aż tak bardzo to czuć? Kurde, następnym razem muszę się odsunąć dalej jak będą przy mnie palić... Płaszcz pewnie też już mi zdążył przesiąknąć tym dziadostwem. Będę musiał wyprać — skrzywił się, chcąc chociaż odrobinkę uśpić czujność ojca i odsunąć od siebie podejrzenia. Nie lubił kłamać. Ale nie uśmiechała mu się pouczająca rozmowa. — Tu chyba "Picasso" — dodał, wskazując palcem hasło, jakby tym chcąc jeszcze bardziej odwrócić uwagę od siebie — ... a ja zmykam do swoich obowiązków.
       Reszta wieczoru minęła mu dosyć spokojnie. Zdążył się nieco odprężyć, zrobił potrzebne zadania, przejrzał zagadnienia do sprawdzianu, chwilę porozmawiał z Patrycją... Aż przyszedł moment, kiedy dochodziła północ, skóra Daniela powoli wracała do siebie po gorącej kąpieli, a on sam, zamiast nastawić budzik i zasnąć, ściskał w dłoni telefon, przeglądając wiadomości na grupie kółka teatralnego. Miłosz niemal od razu po zakończeniu próby dodał do niej Marcela, a Jankowski, widząc malutkie literki układające się w imię i nazwisko chłopaka poczuł, jak wracają emocje, które nim targały na próbie. Z ciekawości wszedł na jego profil. Marcel Flis. Urodzony drugiego stycznia, co czyniło go zaledwie pięć dni starszym. Kilkunastu wspólnych znajomych. Uczęszcza do tej samej szkoły. Na zdjęciu te same brązowe loczki, delikatnie zakrywające brązowe oczy, pełne wargi, gęste brwi, ostre rysy twarzy. Męski, ale delikatny. Gapił się na niego, wyobrażając go sobie jak odgrywa narzuconą mu rolę i wystarczyła chwila żeby uświadomił sobie, że prawdopodobnie jeszcze nigdy ze sobą nie rozmawiali, nigdy nie pisali... I poczuł delikatne... rozczarowanie? Właściwie sam nie wiedział, czego dokładnie oczekiwał i w czym tkwił problem. Chyba liczył na chociaż odrobinę zainteresowania, drobne pytanie dotyczące sztuki, prośbę o nakierowanie... cokolwiek. A nie dostał nic. Żadnej, nawet najkrótszej wiadomości. Nie planował się z nim zaprzyjaźniać, nie potrzebował spędzać z nim czasu. Potrzebował jedynie tego, żeby premiera nie okazała się być całkowitą klapą. Chłopak nie zdążył zrobić niczego, co mogłoby go do niego aż tak zniechęcić - po prostu przyszedł (co prawda pod przymusem, ale jednak), nie przeszkadzał, nie zachowywał się agresywnie; jedynie był dosyć ironiczny, nie pozwalał sobie wejść na głowę i nie wyglądał na bardziej zainteresowanego grą na scenie. A może na kolejnym spotkaniu Flis go zaskoczy i okaże się, że drzemie w nim potencjał, ale trzeba go odkryć? A może tylko początek był dla nich taki trudny, może oboje mieli zły dzień, a następne spotkanie przebiegnie w odrobinę milszej atmosferze?
Jego myśli uparcie krążyły wokół Marcela, a powieki zaczynały coraz bardziej ciążyć. I nawet nie zauważył, kiedy jego telefon wyślizgnął się z bezwładnej ręki, zsunął po poduszce i zakończył swoją podróż na skraju łóżka, czemu towarzyszyły spokojne dźwięki wdychanego i wydychanego przez nos powietrza.

       Danielowi lekcje niesamowicie się dłużyły. Nie mógł się na niczym skupić dłużej niż na kilka minut, po których jego uwaga uciekała w stronę dzisiejszego spotkania z Flisem. Chciał już wyjść, znaleźć się z nim w jednej sali, zacząć ćwiczenia i w jak najkrótszym czasie zrobić jak najwięcej... jednocześnie w duchu mając nadzieję, że może znajdzie się jakiś inny chętny, bardziej obeznany z grą aktorską? Gdyby tak było, a Marcel jednak chciał wziąć udział w przedstawieniu, to zaproponowałby mu jakąś mało znaczącą rolę, nie musiałby się z nim użerać i wszyscy byliby zadowoleni. Ale nic takiego się nie zapowiadało.
Z ulgą przywitał ostatni dzwonek, szybko wrzucając swoje rzeczy do plecaka i jako pierwszy opuścił salę, od razu kierując się w stronę klasy w której odbywały się spotkania kółka teatralnego. Była całkowicie pusta. Od razu wszedł do środka, otworzył na chwilę okno, wpuszczając nieco świeżego powietrza i usiadł na biurku, dla zabicia czasu kartkując scenariusz. Delikatnie trzęsła mu się ręka, a serce nieco przyspieszyło rytmu; i chociaż nie chciał tego przyznać przed samym sobą, to czuł się odrobinę zestresowany. Chciał żeby Marcel się pojawił, bo go potrzebował. Nie wystawi sztuki bez aktora, który wcieli się w główną rolę. A jednocześnie nie miał ochoty się z nim widzieć, nie chciał żeby znowu puściły mu nerwy i nie chciał sprawdzać, czy słowne potyczki mogą przerodzić się w wieczór na oddziale ratunkowym, gdzie któryś z nich będzie przyciskał do nosa zakrwawioną chusteczkę.
Słysząc, jak ktoś zbliża się do sali, od razu podniósł głowę, napotykając spojrzenie Marcela. A jednak przyszedł. Jankowski przełknął ślinę, niedbale odgarnął włosy z czoła. Spokojnie, jakoś się ogarnie.
       — Cześć — odpowiedział po kilku sekundach, najpierw dając sobie chwilę na przetworzenie tego, co Flis powiedział. Na końcu języka miał coś w stylu "no i co, nawet się nie przywitasz, buraku?", ale w ostatniej chwili powstrzymał się od komentarza, nie chcąc już na starcie sobie zaszkodzić. — No spoko, ale w sobotę to chyba dopiero koło 12? Daję korki z angola, to wcześniej nie przejdzie. No chyba, że nie pasuje, to dla mnie w tygodniu od biedy też może być... Ale wtedy musiałoby być po próbach. — Nie zależało mu szczególnie na żadnym terminie. Piłka nożna ani odrobinę go nie interesowała, ale sam wyszedł z propozycją gry, więc teraz czuł, że nie może się tak po prostu wymigać. Po prostu muszą się umówić żeby mieć to już za sobą i tyle. Wcześniej nie bral pod uwagę takiej opcji - bardziej obstawiał, że wczoraj gadali sobie tylko "tak o", że Marcel zignoruje jego słowa i nie dojdzie do żadnego spotkania na hali. A tu proszę. Daniel sam sobie zaszkodził.
       — Dobra. Ale przechodzimy do konkretów. Zrobiłeś to o co cię prosiłem? Zaznaczyłeś? Uczyłeś się? Magda rozmawiała z tobą o strojach? — zapytał, uważnie przyglądając się chłopakowi. Liczył na twierdzącą odpowiedź, jednocześnie oczekując stuprocentowo szczerej. Jeśli Marcel zacznie kręcić, to to bardzo szybko wyjdzie. Oboje stracą czas, a Flis dorobi się kolejnych minusowych punktów. — Jak sobie wyobrażasz Romea? Jak chcesz go odegrać? — zadawał pytanie za pytaniem, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Czekał na jego reakcję, chciał wyłapać jak najwięcej szczegółów. Potrzebował tych wiadomości, szczególnie dwóch ostatnich. Były rzeczy, które musiał mu narzucić, ale jednocześnie chętnie rozmawiał z aktorami na temat tego, jak sami widzieliby swoją postać i brał sobie do serca ich opinię; to sprawiało, że sztuka, jaką mieli wystawić, zaczęła być bardziej "żywa" - nie była już jedynie suchym odgrywaniem roli, mówieniem kwestii bez namysłu, wyrzucaniem z siebie słów wyuczonych na pamięć. Wszystko nabierało głębi. I to dla Daniela liczyło się najbardziej. Teraz było odrobinę za późno, żeby tworzyć nowego Romea od podstaw i, niestety, to Marcel był tutaj na bardziej przegranej pozycji, ale chciał wiedzieć, jaki chłopak ma do niego stosunek. Dodatkowo, jeśli Flis przedstawi mu swoją wizję, to łatwiej mu będzie go jakoś naprowadzić, skorygować błędy i, zwyczajnie, zrozumieć.
       — Co ci się najbardziej spodobało? I dawaj, najpierw sam się pochwal czego się nauczyłeś, a potem będziemy poprawiać. Zacznij od czego tam chcesz. — Na koniec machnął ręką, jakby chcąc tym gestem pokazać, że w tym momencie zostawia mu całkowitą dowolność. Daniel na razie był z siebie dumny - na razie rozmowa szła dobrze, na razie nie czuł żeby powiedział coś niewłaściwego. Na samym początku ugryzł się w język, później nie było momentu kiedy czułby potrzebę wciśnięcia jakiegoś złośliwego komentarza.
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {15/07/23, 11:58 am}

MARCEL   OKTAWIAN   FLIS

_____W momencie, gdy Daniel zabiera głos z niewiadomego powodu oblewa go chłodny pot zażenowania. Cóż faktycznie, wszedł do sali jak do obory i nawet się nie przywitał, a zamiast tego zdecyduje się  rzucić swojemu rywalowi wyzwanie. Jako że wczorajszego dnia wyrabia sobie po przez pierwsze wrażenie, jakieś zdanie na temat Jankowskiego – jego myśli skupiają się tylko na tym. Zresztą Flis nie jest dobry w zapamiętywaniu imion, ale nie tylko w tym. Z uwagi na to, często zaczyna zdania od „Ej”, chcąc zwrócić czyjąś uwagę, no i jak widać w tym przypadku bezpośrednio kładzie kawę na ławę, zamiast się rozdrabniać w jakieś przywitania. Ci, co znają go trochę lepiej doskonale zdają sobie z tego sprawę, natomiast ci co nie, oczywiście mogą go uważać za grubiańskiego. Mina Daniela podpowiada mu, że właśnie tym małym elementem kopie sobie głębszy dół pod nogami, jednak gdy ten ciągnie temat dalej, Marcel już nie ma najmniejszego miejsca w tej rozmowie, aby powiedzieć, chociażby ciche „cześć”.
_____ Dwunasta będzie w porządku odpowiada, kiwając głową przy szybkiej kalkulacji, czy uda mu się tak wcześnie wstać w weekend. Z kolei, skoro jego towarzysz daje wcześniej korki z angola musi to znaczyć, że wstaje jeszcze wcześniej. Niektórzy ludzie, z którymi ma do czynienia naprawdę muszą być robotami, żeby działać od świtu po zmierzch, zamiast dać sobie chociaż chwilkę wytchnienia.
_____  Wątpię, że chciałoby się nam jeszcze męczyć po zajęciach i próbach dodaje, wyciągając na ławkę zakreślone materiały, które przygotowywał na poprzedniej lekcji. W obecnej sytuacji, znając nieco lepiej tekst, czuje się też o wiele pewniej, choć do oceny jego pracy i tak postawiony jest Jankowski, którego zdaje się trudno zadowolić.  A mówić o „męczeniu się”, oczywiście nie ma na myśli samej piłki nożnej. Sport niesie za sobą pewnego rodzaju wytchnienie i niezależnie po jakiej liczbie zajęć czy o jakiej porze – Marcel nie ma problemu z wyjściem na boisku. Chodziło mu bardziej o ich wspólne towarzystwo! Jeśli nie są ze sobą w stanie znieść paru godzin na próbie, pakowanie się później na boisko albo byłoby wrzodem na dupie albo zaczęliby się na sobie wyżywać, gdzie któreś z nich mogłoby skończyć w szpitalu. Jeżeli to miałby być „Wielki Plan Pozbycia Się Romea” to Marcel jednak odda to rolę po dobroci. Lubił swoje ciało i swoje zęby, nic nie trzeba mu wybijać.
_____ Zaznaczyłem mówi, przewijając scenariusz na kwestie związane z balem, które mieli dzisiaj razem przećwiczyć. Uczyłem się um… Magda? odpowiada, ale wraz z dźwiękiem damskiego imienia jego oczy zamieniły się w pięć złotych. Jako że na całą serię pytań nie jest w stanie odpowiedzieć twierdząco, spodziewa się grymasu na twarzy Daniela, albo chociaż kolejnego przekleństwa cisnącego się na jego usta. A czego Marcel chcąc uniknąć, decyduje się wytłumaczyć koledze pewną kwestię, która może przyczynić się dla lepszej współpracy ich wszystkich. A przynajmniej Klara mówiła, że powinien podejść do tego typu rzeczy bardziej otwarcie, skoro już i tak oceny zmuszają go do pozostania w kółku teatralnym. Mam słabą pamięć do imion mówi prostolinijnie, drapiąc się dłonią po karku. To może się wydawać śmiesznie, ale nie jestem w stanie skojarzyć, czy któraś z osób, którym zostałem wczoraj przedstawiony… czy nie. Nie wiem czy się dzisiaj jeszcze z nią złapię, ale potrzebowałbym instrukcji gdzie ją znaleźć i jak wygląda dodaje. Jeżeli wystarczy, aby wykonywał polecenia i reszta pójdzie mu płazem, to oczywiście z wielkim bólem dupy, może się podporządkować. Jednakże nie jest w stanie przeskoczyć ponad to i zrobić coś, o czym nie miał zielonego pojęcia. Chociaż teraz, gdy Daniel mówi o tych strojach, to Marcel musi mu przyznać rację, że będą one potrzebne, do gry na scenie. Będą musieli z niego ściągnąć miarę, żeby ciuchy na nim nie wisiał, chyba tak…
_____Następne pytanie trochę zbija go z tropu, ponieważ spodziewał się, że przejdą od razu do ćwiczenia kwestii i Daniel da mu trochę więcej wskazówek do tego, w jaki sposób ma okazywać emocje. Zresztą chce wiedzieć, czy ćwiczenie z Klarą wnosi tu jakieś, chociaż minimalne poprawy. Jednak, żeby zwizualizować sobie Romea, musi się chwilę zastanowić. Zatapia wzrok w kwestiach Romea i notatkach, które wczoraj robili jako odnośniki, do konkretnych sytuacji zawartych w dramacie, aby w końcu podjąć temat.
_____ Powiedziałbym, że w pierwszej chwili Romeo daje się dość skrytą osobą, która osobą, która nie obnosi się zbytnio z przeżywanymi rozterkami. Jest wierny miłości, choć może sam do końca nie wiem, czym ona właściwie jest… Skoro po zobaczeniu się z Julianem dopiero stwierdza, ze nikogo wcześniej tak bardzo nie kochał, a z drugiej strony wcale go dobrze nie zna mówi, zastanawiając się chwilę nad tą kwestią. Taka wizja Romea nie do końca do niego przemawiała, tak jak i to co zamierzał zaraz powiedzieć. Głównie ze względu na to, że postać, którą ma zagrać, miała tak totalnie niezbieżne z nim poglądy. Wcielenie się w rolę mogło mu nie przyjść wcale nie łatwo, dlatego był ciekawy, że może rolą w pewien sposób manewrować. W końcu roli remake szekspirowskiego dramatu, wprowadzając tą zmianę, że Julia nie jest kobietą. Może osobowość Romea również dałoby się trochę naprawić? W Um… Przez to, że Romeo sam walczy ze swoimi rozterkami, często nie potrafi sobie z nimi poradzić. Choć z natury zdaje się być spokojny, szczęście przynoszą chwile, w których plan idzie po jego myśli, z kolei gdy coś się nie udaje, Romeo się załamuje i nie potrafi racjonalnie myśleć kończy, właściwie nie wiedząc, co mógłby w tej kwestii więcej dodać. Doskonale pamięta, że jeszcze ma odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób chciałby go odegrać, jednak jego odpowiedź mogłaby zbytnio nie zadowolić Daniela, ponieważ istota Romeo niezbyt pociągała Marcela.
_____ Nie jestem pewien czy mój odbiór postaci jest poprawny, jednak zdaje mi się, że Romeo jest za mało stanowczy i choć zrobi wszystko dla miłości, to wciąż podejmuje działania, które oddalają go od tego co kocha. Jak chociażby to, że nie wyobraża sobie życia poza Weroną, a doprowadza do tego, że zostaje z niej wygnany rzuca Marcel, czując wyraźną irytację wobec głównej postaci dramatu. I szczerze, nigdy by się nie posądził o to, że sztuka przyniesie mu tyle emocji. Tyle zbieżnych emocji, które jemu też nie pozwolą racjonalnie myśleć. Bo powiedzenie w jaki sposób chciałby zagrać Romea, zbyt trudne. Nie jestem do końca pewien jak powinienem go zagrać, bo jak podejrzewam, wszelkie zmiany, które bym wstawił, gdybym mógł… rozwaliłby akcję i punkt do którego zmierza sztuka wzdycha, podnosząc w końcu wzrok na Daniela. Cóż może uda im się dojść do porozumienia i razem podyskutują na temat roli, dochodząc do konkluzji, która zadowoli ich obojgu. Grymas widoczny na twarzy Daniela jednak nie dodaje mu za wiele rad. Dlatego też zmierza szybko do następnej odpowiedzi, czując że może sam wykaz aktorstwa tym razem wniesie do rozmowy jakieś plusy.
_____ Jeśli miałbym powiedzieć co najbardziej przypadło mi do gustu, to scena balkonowa. Jednak chciałeś, żebyśmy zaczęli dzisiaj od sceny z balem, więc od tego zacznę rzuca, kartkując scenariusz na odpowiednią stronę.
_____ Mamy-ż przy wejściu z przemową wystąpić. Czy też po prostu wejść mówi, starając się wcielić w rolę. Nie jest niestety urodzonym aktorem, więc nie przychodzi mu to automatycznie czy też tak naturalnie, jak oboje my tego chcieli. Klara mimo wszystko mówiła, że potrzebuje trochę czasu, aby się rozkręcić, dlatego wierzy, że im więcej powie, tym lepiej mu wyjdzie. Wkręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego dziś niesposobny… Nie, doprawdy. Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie; Mnie ołów serce toczy, ledwie mogę ruszyć się z miejsca mówi dalej, wyobrażając sobie samego siebie, stojącego ze złamanym sercem pośród tańczących par na uroczystym raucie.
_____ Nie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą, strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach. Nie mnie wznosić nad poziom, co nosząc brzemię miłości, na poziom upadam… Szczerze nie do końca rozumiem to zdanie   mówi, śledząc palcem tekst na kartce scenariusza, po czym podnosi wzrok na Daniela, który uważnie przysłuchuje się jego wypowiedziom. Ten jednak prosi go o kontynuacje, tak więc Marcel mówi dalej, a do wszelkich poprawek zdaje się dojdą na końcu. Nazywasz miłość rzeczą delikatną? Zbyt, owszem, twarda, szorstka i koląca. Niech trzpioty łechcą nieczułą posadzkę! Pochodni dla mnie! Bom ja dziś skazany, jak ów pachołek, co świeci swej pani, stać nieruchomie i martwym być W tej części stara się brzmieć na skrzywdzonego, a wraz z wykrzyknikiem w tekście podnosi nieco głos, choć gdy milknie czuje zażenowanie, jakoś tak sam z siebie. Nie przywyka jeszcze do tego, czego oczekuje od niego sztuka, także przełyka ślinę i mówi dalej, aż w końcu dochodzi do swojej końcowej wypowiedzi, która zamyka scenę czwartą.
_____ WBoję się, czy nie przyjdziem za wcześnie; Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące, złowrogi bieg swój rozpocznie od daty uciech tej nocy i kres zamkniętego w mej piersi, zbyt już nieznośnego, życia przyspieszy jakimś strasznym śmierci ciosem. Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym ręku, kieruje mym żaglem! Dalej! Idźmy! Na początku artykułuje gorycz niesioną przez nieszczęśliwy los i towarzyszące jego bohaterowi niedobre przeczucie, które przechodzi w cień motywacji, aby wziąć sprawę w swoje ręce.
_____ Jak coś powiesz będzie nam zdecydowanie łatwiej rzuca, spoglądając na Daniela, który notował coś na swojej kartce, w czasie gdy Marcel się produkował. Sam po sobie czuje, że jego wypowiedzi tym razem były nieco lepsze niż wczoraj. Może z dwa razy zdarzyło się, że się zaciął, bo wzrok szybciej przeczytał tekst niż jego usta, jednak teraz rozumiał akcję i uczucia jakie miał przekazywać. Chociażby głosem, połączenie ich z ciałem nie powinno być takie trudne, a przynajmniej tak sądził, samemu przed sobą zaczynając wierzyć, że jak wszystko poskłada w całość to może się udać. Cóż Daniel mógł mieć o tym wszystkim całkowicie odmienne zdanie…


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 22/03/24, 07:06 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prokrastynacja
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Prokrastynacja
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {08/02/24, 04:09 am}

The tragedy of Romeo and Julian Cnjicfbwybf

       Marcel miał rację. Pomysł zostawania po zajęciach tylko po to, żeby spędzić jeszcze więcej czasu w swoim towarzystwie i udowodnić, że nie tylko gra na scenie wychodzi mu dobrze, wydawał się być znacznie gorszą opcją. Już teraz nie podchodził do spotkania na hali bardzo entuzjastycznie – wybierał się tam jedynie po to, żeby w jakiś sposób podnieść swoje poczucie własnej wartości i poczuć większą dominację nad chłopakiem, wyobrażając sobie, jak kończą rozgrywkę, a w jego głowie pojawia się satysfakcjonujące „ha! a nie mówiłem?”. Daniel nie lubił przegrywać, choć „nie lubił” wydawało się tutaj być zbyt delikatnym stwierdzeniem. Skoro już podjął wyzwanie, zamierzał wypaść najlepiej jak było to możliwe, żeby jeszcze bardziej utrzeć Marcelowi nosa, udowodnić, że jego pozycja jest tutaj silniejsza i nie powinien był mu jakkolwiek podskakiwać. Nawet jeśli wiedział, że takie zachowanie jest nieadekwatne do jego wieku i tym samym bliżej mu do niedojrzałego emocjonalnie dwunastolatka niż osoby, która już przekroczyła tę magiczną barierkę, wchodząc w dorosłość.
       — Spoko, to jesteśmy umówieni.
       Dwunasta. Sobota. Na hali. Umówieni. Powtarzał sobie w głowie, jakby to miało sprawić, że ta informacja „zagnieździ” się na tyle, że na pewno nie zapomni. Jesteśmy umówieni. Umówieni. Słowo z pozoru neutralne, ale kiedy wargi Jankowskiego złączyły się ze sobą, zastygając w bezruchu, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo mu to określenie nie odpowiada. Wybrany przymiotnik nie miał w tym kontekście żadnego romantycznego podtekstu. Zwyczajne słowo, nic wyjątkowego. Nie powinno być przesadnie analizowane. Zostanie przyjęte neutralnie. Umówieni. Jak to dziwnie brzmiało. Zdawało mu się, jakby czas chwilowo zwolnił, zostawiając go na pastwę losu jednego słowa, które tak bardzo go w tamtym momencie dręczyło. Patrzył na Marcela, przyglądając się jak jego włosy minimalnie poruszają się z każdym ruchem, jak stoi delikatnie zgarbiony przy ławce obok, jak przesuwa długimi palcami po kartkach, jak jego klatka piersiowa spokojnie unosi się i opada, jak ciemne tęczówki suną po tekście, co jakiś czas chowając się za powiekami. Daniel. Ogarnij się. Ciężko przełknął ślinę, a kolejne słowa Marcela sprowadziły go na ziemię. Wydawało mu się, jakby minęła cała wieczność. W rzeczywistości minęło tylko kilkanaście sekund. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, co tak naprawdę się przed chwilą stało. Aż tak bardzo go nie polubił, że teraz będzie zwracał uwagę na każdy, nawet najdrobniejszy szczegół? Dość. Wystarczy. Ogarnij się.
       — Świetnie. Będzie nam się łatwiej odnaleźć i pójdzie szybciej — rzucił, przesuwając wzrokiem z Flisa na kartki. Neonowy żółty raził w oczy, ale idealnie sprawdzał się w swojej roli - wydzielał konkretne fragmenty, działając dużo lepiej, niż gdyby chłopak podkreślił je sobie zwykłym długopisem czy ołówkiem. Maluteńki plus dla niego. Delikatnie powątpiewał w to, czy naprawdę przysiadł w domu do materiałów; kątem oka widział go na przerwie, kiedy siedział pod ścianą w towarzystwie jakiejś dziewczyny, trzymając w ręce stertę kartek i coś żółtego. Jankowski niezbyt chciał do niego podchodzić, witać się, rozmawiać, więc korzystając z faktu, że korytarz był dosyć zatłoczony, po prostu szedł przed siebie równie szybko jak wcześniej, nie zatrzymując się ani na chwilę. Wcześniej nie zwrócił na to szczególnej uwagi, ale teraz, stojąc obok i patrząc na nieco wymięty scenariusz, przeszło mu przez myśl, że Marcel pewnie zajrzał do niego dopiero dzisiaj, poświęcając na to mniej niż godzinę - zakładając, że przeglądał go na każdej przerwie… Stop. Daniel skarcił siebie w myślach za dopowiadanie sobie historii, niepotrzebnie się nakręcając. Jeśli tak faktycznie było, to jeszcze będzie czas na solidny ochrzan. W całym mini-wywiadzie musiał go pochwalić za jedną rzecz, która, tu nie było wątpliwości, była stuprocentowo szczera. Celowo zapytał o potencjalną rozmowę z Magdą, wiedząc, że ta na pewno się nie odbyła - nie mogła się odbyć, bowiem Madzia, odpowiedzialna za charakteryzację, nie pojawiła się wczoraj w szkole, tłumacząc to zbyt bolesną miesiączką - i z góry założyła, że nie będzie jej tutaj do końca tygodnia. Dziewczyna wolała przedyskutować różne sprawy na żywo, więc prawdopodobieństwo, że sama napisała do Marcela było zerowe, a nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że ujemne. Daniel jedynie chciał sprawdzić, jak bardzo nowy kolega jest skłonny do udzielania szczerych odpowiedzi, chociażby na tak głupim przykładzie.
       — Magda Różewicz, jest dosyć niska, kręcone, rude włosy do ramion, ciemny makijaż… Pewnie ją kiedyś widziałeś, mało mamy tutaj rudzielców. Wczoraj jej nie było. Ale możesz do niej później napisać, jest na naszej grupie. — Jankowski był z siebie dumny. Siedzieli ze sobą przynajmniej pięć minut, a z jego ust jeszcze nie padł żaden kąśliwy komentarz! Ba, nawet go subtelnie pochwalił! — Mogę ci na razie podpowiedzieć, że celujemy w bardziej… Normalne ubrania, pewnie nawet będziesz miał coś pasującego w szafie. Coś w stylu luźnej koszuli, chyba częściowo rozpiętej i materiałowych spodni. Na pewno nic na wzór tamtej epoki, ale to się dogadacie z Magdą. — Ich interpretacja była mocno współczesna, dlatego po wspólnych rozmowach z resztą koła doszli do wniosku, że bardziej codzienne ubrania, ale jednocześnie utrzymane w eleganckim tonie, byłyby dużo lepszym wyborem; ich dodatkowym plusem był fakt, że zapewnią większy komfort aktorom - zarówno fizyczny, jak i mentalny, a do tego nie wymagały wydawania dużej ilości pieniędzy, co było kolejnym atutem. Jednakże Daniel nie był bezpośrednio odpowiedzialny za wygląd postaci - dziewczyna ustalała szczegóły z każdym indywidualnie, a on nie zamierzał się w to mieszać bardziej niż było to konieczne.
       Cierpliwie słuchał tego, jak Marcel wyobraża sobie Romea i w jak chciałby odegrać swoją rolę, w głowie od razu próbując dopasować jego obraz do poszczególnych scen. Cały czas mu się uważnie przyglądał, a Flis z każdym kolejnym słowem zdawał się być coraz mniej pewny siebie. Nawet na niego nie patrzył. I nie wyglądał jakby był przekonany do tego, co mówił.
       — Ty chyba sam nie wiesz czego chcesz — podsumował krótko, krzywiąc się. — Nie możemy grać dopóki nie ustalimy takich szczegółów, jak twój charakter. W sensie charakter twojej postaci — poprawił szybko, na wypadek jakby Marcel nie zrozumiał. — Ja ci mogę narzucić jak masz grać. Ale i tak mi nie zrobisz tego tak, jak ja bym chciał, bo jesteś tu nowy, mamy mało czasu, ty pewnie masz małe doświadczenie z graniem… i jak ci narzucę, to to będzie w chuj sztuczne i będzie to widać — położył większy nacisk na “w chuj”, chcąc zaakcentować wagę problemu. — Tu musimy się dogadać od razu. Nie jestem w stanie cię poprawiać jak nie wiem co masz w głowie. — To, że Marcel powiedział, że pewnie wszystkie zmiany jakie chciałby wprowadzić zaburzyłyby porządek było dla Jankowskiego jednoznacznym sygnałem, że chłopak nie do końca zgadza się z tym, co mówił. Potrzebowali jak najszybciej ustalić, w którą stronę będą się kierować - czy bliższy mu będzie bardziej nieśmiały młodzieniec czy raczej porywczy choleryk, który nie radzi sobie z własnymi emocjami? Albo może jeszcze coś innego?
       Ostatecznie Daniel postanowił mu chwilowo odpuścić i pozwolić najpierw zagrać, mając nadzieję, że to chociaż trochę pomoże mu się ukierunkować. Może jak zagra, to będzie mu łatwiej powiedzieć, w którą stronę chciałby iść - w końcu w jakiś sposób zobaczy to na żywo. Wyciągnął z teczki czystą kartkę i długopis, zamierzając zrobić sobie króciutką notatkę z wystąpienia Romea. Starał się podejść do swojej nowej roli, jaką było wcielanie się w nauczyciela, najbardziej profesjonalnie jak to było możliwe. Zapisze sobie różne uwagi, żeby o niczym nie zapomnieć, a z każdą kolejną próbą będzie je uzupełniał. Idealny plan. Uważnie słuchał, skupiając całą swoją uwagę na Marcelu. Czuł się jak badacz, pochylający się nad jakimś nowym odkryciem. Częściowo siedział na ławce, tak, że jedną nogą dotykał podłoża, a druga luźno zwisała, kołysząc się według nadanego przez Jankowskiego rytmu.
Sztywny. EMOCJE. Ciało. Powoli kreślił kolejne litery, później dodatkowo poprawiając je kilka razy i bazgrając obok jakieś kształty, chcąc częściowo zająć ręce. Był… rozczarowany. Dosyć mocno. Wiedział, że nie powinien był wymagać od Marcela zbyt wiele, ale gorzkie uczucie wypełniało go coraz bardziej. Z każdym kolejnym słowem uświadamiał sobie, jak dużo pracy jest przed nimi, co dodatkowo go dobijało. Miał swoje życie, swoje zajęcia, obowiązki, znajomych… a wychodzi na to, że będzie musiał spędzić z chłopakiem jak najwięcej czasu, jeśli chce, żeby przedstawienie nie okazało się klapą. Kotłowało się w nim bardzo dużo negatywnych emocji - od głębokiego smutku, do agresywnej złości; próbował się opanować, nie chcąc znowu wybuchać. Kiedy Flis skończył, Daniel wziął głęboki wdech, odłożył podkreślaną kartkę na bok, chwaląc się w myślach za to, że nie napisał tam niczego obraźliwego. Zignorował uwagę chłopaka odnośnie tekstu, na razie odpuszczając sobie zabawę w tłumacza.
       — Nie przygotowałeś się — zaczął chłodno, na razie nie pozwalając emocjom wypełznąć na zewnątrz. — Cały czas czytasz z kartki. Zacinasz się i zachowujesz, jakbyś wcześniej nie miał scenariusza w rękach. — Możliwe, że ocenił go zbyt surowo. Umysł podpowiadał mu, że nie powinien był oczekiwać od niego niczego wielkiego, przynajmniej nie na samym początku. Ale logika i emocje niekoniecznie lubią iść ze sobą w parze. — Druga sprawa, jesteś zbyt sztywny. To jest do wypracowania. Ale nie możesz mi tu po prostu stać i czytać. Masz być aktorem, nie narratorem — dodał, kładąc nacisk na rzeczowniki w ostatnim zdaniu. — To jest to, co ci przed chwilą mówiłem. Musimy określić charakter twojej postaci, żebyśmy wiedzieli w którą stronę idziemy. Ty masz POKAZAĆ Romea, a nie tylko wykuć na blachę dialogi. — Na chwilę przerwał, zastanawiając się, jak powinien był to wytłumaczyć Marcelowi. Powoli zaczynał czuć, że nie do końca odnajduje się w roli nauczyciela dla początkujących. Dużo łatwiej pracowało mu się z osobami, które miały większe doświadczenie. — Wiem. Musisz sobie wyobrazić, jakbyś musiał zagrać bez odzywania się. Nad tym chyba najdłużej będziemy sobie siedzieć. Kolejna rzecz - nie tak nieśmiało. Gdzie ta twoja cała pewność siebie, co? — dodał z ironicznym uśmiechem, już nie mogąc powstrzymać się od kąśliwego komentarza. Widział, że Flis nie do końca odnajduje się w nowej sytuacji. I miał nadzieję, że to tylko chwilowe i to również uda im się naprostować. — Oczekiwałem czegoś lepszego… Ale spodziewałem się czegoś gorszego. — dodał po krótkiej przerwie, nie chcąc aż tak bardzo po nim jechać. Na razie.
       Daniel wyciągnął z plecaka butelkę niegazowanej wody, upił kilka łyków, w trakcie zamykając oczy. Potrzebował chwili dla siebie, żeby zebrać myśli. Powinien był mu powiedzieć coś jeszcze? Od czego w ogóle powinni zacząć? Jak to wszystko ogarnąć?
       — Siadaj — skinął głową w stronę innej ławki, zakręcając butelkę i odkładając ją obok siebie. A ta, zamiast ładnie trzymać pion, przechyliła się w bok, spadając z ławki i uderzając w podłogę z cichym trzaskiem. Chwilę toczyła się po posadzce, aż w końcu się zatrzymała, trafiając na nogę krzesła. Tak, jakby sama już miała dość i chciała zasugerować, że chce od nich uciec, ale nie może, powstrzymana przez coś większego. — Czujesz się aż tak bardzo niekomfortowo? — zapytał bezpośrednio, przyglądając się chłopakowi. Chciał wiedzieć, czy jego przypuszczenia są zgodne z prawdą, czy może są jedynie głupim wyobrażeniem. — Możesz mi coś o sobie opowiedzieć. Może wtedy łatwiej nam będzie wymyślić jaki Romeo będzie ci najbliższy. — Jankowski był przyzwyczajony do tego, że członkowie koła sami przychodzili do niego z pomysłami na swoje postaci. A w tym przypadku czuł, że powinien wcielić się w rolę przewodnika i poprowadzić nowego kolegę za rękę, aby poszło im to dużo sprawniej. — A swoją drogą, czemu akurat scena balkonowa? — zapytał na koniec. Ani trochę nie znał Marcela. Znał tylko swoje wyobrażenie o nim, a to, że spodobała mu się wizja wyznawania sobie uczuć przez kochanków, jakoś tutaj nie pasowała.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

The tragedy of Romeo and Julian Empty Re: The tragedy of Romeo and Julian {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach