Doma
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
🆂🆂 🆅🅻🅴🅽🅲🅸
Ponad tysiąc lat temu Ziemia została całkowicie zniszczona przez najazdy kosmitów. Kosmici zwani Gisulami posiadali wysoką technologie, co przyczyniło się do tego, że zaczęli stanowić poważne zagrożenie dla całej galaktyki. Ludzie, w związku z najazdem obcych, zostali zmuszeni do opuszczenia własnej rodzinnej planety i w trybie natychmiastowym zapoznali się z tajnikami lotów międzygwiezdnych, co było możliwe dzięki urządzeniom wykradzionym spod rąk Gisulów. To właśnie podczas ucieczki z Ziemi ludzie odkryli, że nie są jedynymi żyjącymi stworzeniami w kosmosie. Droga mleczna stanowiła jedynie 3% całej populacji. Technologia Gisulów umożliwiła ludziom przepływy między różnymi planetami, a dodatkowym fenomenem była sztuczna grawitacja, możliwość podróżowania z prędkością nadświetlną, co pozwoliło im odkryć nowe gatunki. Elfy, krasnoludy, grfy, centaury, enty, gremliny, qunowie, anari, vorlokowie. Homo sapiens zaczęli mieszać się rasowo. Zaczęto dochodzić do wspólnych dyskusji, a zagrażające niebezpieczeństwo w postaci Gisulów pozwoliło na stworzenie wysoko wyspecjalizowanej rady, która miała zniszczyć Gisulów. Wówczas jeden człowiek John Hale wybrany jako pierwszy ludzki przedstawiciel Rady Nadziemnych stawił czoło Gisulom. Niestety przypłacił to życiem i zniszczeniem wielu planet, co również doprowadziło do odbudowy cywilizacji, która w trakcie wojny doszła do porozumienia. Wówczas przedstawiciele wszystkich planet podjęli decyzję, która pozwoli stworzyć im nowy ład. Miejsce, w którym każdy znajdzie własny skrawek idealnej ziemi.
Jednak to wszystko jest tylko historią, znaną każdemu młodemu człowiekowi.
Mamy rok 3121 i zgodnie z oczekiwaniami ludzkość doszła do porozumienia między pozostałymi rasami, ale wyjątkowa idylla, o której marzył John Hale, okazała się niemożliwa do spełniania. Wizja całej galaktyki zjadanej i uporządkowanej pękła niczym bańka mydlana. Bohaterski czyn Johna Halego był zapowiedzią negatywnych zdarzeń. Wprowadzono skrajny podział, powstało wiele królestw. Wiele osób chcąc odnaleźć się w świecie zwróciło się do grabieży. Technologia umarła, ale w jej miejsce pojawiła się magia. Zdolności magiczne zostały odkryte jedynie u szlachetnie urodzonych, co również doprowadziło do szerokiego buntu wśród biednej warstwy społeczeństwa. Sprawiedliwości nie ma, ale istnieje grupa bohaterów, którzy chcą swoimi czynami doprowadzić do wizji Johna Halego, inni cieszą się obecną sytuacją i chełpią się swoimi niewolnikami i bogactwami, a wśród tych wszystkich grup są postaci, które zajmują się przesyłaniami informacjami między różnymi frakcjami w świecie i poza nim. Zarabiają na grabieży. Określa się ich jako przemytnicy lub piraci. Istnieją również podwodne frakcje, które walczą z działalnością piratów i chcą w imieniu władcy zachować odpowiedni ład.
Grupa przemytników nie jest wielka, jednak wśród nich najbardziej znana jest SS Valencia, statek-widmo, który stanowi legendę, a ich załoga jest zlepkiem różnych ras. Są najszybciej działającą załogą, potrafią przechwycić każdą informacje, ale to nie ich umiejętności przyczyniły się do niepochlebnej sławy SS Valenci, bo to Kapitan jest najbardziej znaną postacią. Sława wyprzedziła go, ale właściwie nie wiadomo kim jest tajemniczy człowiek.
Kapitan SS Valenci - @Doma
Książę - @Amazi
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Imię: │ Adin │
│ Nazwisko: │ Laurense │
| Rasa: | Księżycowy Elf |
| Wiek: | 242 lata |
│ Płeć: │ Mężczyzna │
| Stan cywilny: | Kawaler |
| Status społeczny: | Książę |
|Wzrost: │ 184 cm │ Waga: │ 78 kg │
│ Kolor oczu: │ Błękitne │
| Kolor włosów: │ Czarne z granatowym połyskiem │
│ Cera: │ Jasno niebieska │
│ Sylwetka: │ Wysportowana │
|Znaki szczególne: │ Szpiczaste uszy, rodowy tatuaż na łopatce |
Doma
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Doma
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Cały podpokład przesycony był zapachem stęchlizny i rumu, jedynie gdy letni wietrzyk poruszył falami, przez uchylone drzwi wnikała ociężała, szczypiąca woń soli morskiej, która drażniła nozdrza kapitana. W tej chwili mężczyzna wygodnie rozciągał się na w rogu perskiej sofy. Swoją drogą zabytkowej, którą udało mu się zwinąć podczas pobytu u jakiegoś hrabiego. W każdym razie była wygodna, a kapitan czuł się naprawdę zmęczony po wczorajszej zakrapianej nocy. Zdecydowanie wypił za dużo rumu, ale za to w jego portfelu pojawiły się nowe złote monety. Dodatkowe pieniądze to zawsze był dobry znak. Kapitan mógł właśnie z tego miejsca patrzeć jak fale uderzały o statek i kołysały nim delikatnie. Od czasu do czasu zerkał na zasłony, które flegmatycznie przesuwały się wraz z delikatnymi ruchami statku. W końcu wstał i założył swoje wysokie buty na stopy, kolejno wsunął białą koszulę w spodnie i odrzucając peta do popielniczki ruszył zrobić obchód statku. Musiał się zorientować, czy też jego załoga dawała sobie radę i nie rozbiła jego kochanego statku. Chociaż naprawdę nie chciało mu się wnikać w to, co jego ukochana banda matołów robiła w tej chwili, to wiedział, że pozostawienie ich w samotności zawsze kończyło się źle. To była grupa dzieciaków, która potrafiła się pokłócić o butelkę rumu.
Równocześnie kapitan nie wiedział, w jaki sposób, w jego dłoniach znalazł się kubek z gorącą kawą. Upił łyk kawy i poczuł jak poparzył sobie język, jednak nie zajmował się tym za bardzo.
- Marzę o tym, żeby móc zjeść normalny posiłek, nie to gówno co jem ciągle - usłyszał za sobą i szybko zauważył jak jeden z jego członków załogi myję podłogę i zaczyna narzekać przy tym przecierając pot z czoła.
-Mógłbyś się zamknąć i myć podłogę? Jak chcesz to gotuj sobie sam, z tym co dostajemy, to trudno zrobić coś dobrego
Kapitan zlał sytuację, która chcąc nie chcąc docierała do jego uszu, a potem kolejny komentarz, tym razem usłyszał go z góry i nie widział właściciela tego krzyku.
-Kapitanie, widzimy ląd - wykrzyczał Sam, który zsunął się z masztu i elegancko wylądował obok niego. Kapitan zawsze był w pełnym podziwie jak mężczyzna potrafił z taką delikatnością wylądować obok niego. Sam był akrobatą, nie miał sobie równych, ale nie chciał wiązać swojej ścieżki życiowej z cyrkiem.
Blondyn jednak odsunął swoje myśli na bok i sięgnął po lornetkę, którą skierował we wskazanym mu kierunku i po chwili dostrzegł wąskie szare pasmo wybrzeża
-Wunderbar - powiedział spokojnym głosem. - Zdejmij flagę i podpłyniemy na odległość dwóch trzech mil i zejdziemy na ląd i możemy się zabawić.
-Czy mamy cały wieczór dla siebie?
-Lepiej żebyś dzieciaka komuś nie zrobił - rzucił Sam, a szybko do ich wymiany zdań dołączył Thomas, który zawtórował im
- A chciałaby go jakaś?
-Dosyć - rzucił kapitan i gdy chciał powiedzieć im, że w sumie żadna kobieta o zdrowym rozsądku nie chciałaby żadnego z nich, to nie mógł tego wyartykułować, ponieważ na horyzoncie wśród mgły wyłonił mu się zarys statku. Kapitan szybko wyciągnął z kieszeni lornetkę i próbował zauważyć flagę.
-Kurwa - zaklął pod nosem widząc flagę jakiejś rodziny królewskiej lub podobnie szlachetnie urodzonych. Schował lornetkę do pokrowca przypiętego do jego nogi i zaczął analizować. W tym tempie nie uda im się schować bandery pirackiej, i wymienić ją na jakąś mniej rozpoznawalną. Zresztą z pewnością widzieli ich. Kapitan wiedział, że gdy jego wesoła załoga zauważyła ląd przestała być ostrożna. Już od kilku tygodni wciąż pływają, nie zeszli do portu od ponad trzech tygodni, więc wizja odpoczynku w zasikanej knajpie po jakimś czasie jest lepsza niż siedzenie od kilku tygodni na statku i kołysaniu się na morskich falach. Dlatego też kapitan zażądał atak. W końcu zawsze lepiej atakować i wtedy najwyżej próbować ucieczki niż pozwolić się złapać.
-Zbieraj szlachetnych pod sterburtę, mamy małą imprezkę powitalną - stwierdził kapitan i szybko pozostali rzucili to, co robili i zebrali się wspólnie pod wskazanym miejscem. Kapitan odczekał odpowiednią ilość czasu, aż w końcu zarządził, aby magowie rzucili zaklęcie ognia, które mocno uderzyło w rufę zbliżającego się w ich stronę statku, kolejno w tę samą stronę poleciały sople lodu, które w swoim wyglądzie przypominały ostro zakończone dzidy. Kapitan wyciągnął ze swojego pokrowca dwa krótkie sztylety i oczekiwał na dalszy rozwój. Sam elf nie posiadał zdolności magicznych, jednak świetnie dawał sobie radę w fechtunku i posługiwaniu się krótkimi ostrzami, całe szczęście udało mu się zebrać odpowiednie osoby, które urodziły się z darami magicznymi, jednak tak się złożyło, że jego banda posiadała jedynie magiczne umiejętności z zakresu magi żywiołów, zdecydowanie brakowało mu uzdrowicieli, jednak kapitan był zadowolony z tego co miał.
Gdy statek był wystarczająco blisko elf z gracją wylądował na terytorium wroga, pozostali członkowie jego drużyny również poszli w jego ślady. Blondyn szybko pozbywał się swoich przeciwników, jego ruchy były precyzyjne i solidnie wyćwiczone. Dla osoby, która przyglądała się z daleka tej bitwie mogło się wydawać, że mężczyzna bardziej tańczy z ostrzem niż walczy. Jego stopy delikatnie stąpały po drewnianym podłożu, rozpuszczone blond włosy płynęły za nim niczym welon, a dużego rozmiaru płaszcz poruszał się płynnie pod wpływem ruchów jego bioder.
W końcu doskoczył do ciemnowłosego mężczyzny i przyłożył mu nóż do gardła.
-Nie ruszajcie się lub zabije tego przystojnego chłopaka - rzucił, tym razem delikatnie nacinając skórę na szyi chłopca. Nie mógł być niewiele młodszy od niego, jednak elf nie robił sobie z tego żadnej różnicy, właściwie mocniej przywarł biodrami do chłopaka, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Miał być to ostatni dzień podróży, dziś mieli dotrzeć do lądu, gdzie zostawić mieli drogocenną przesyłkę u rodzin szlacheckich zamieszkujących tutejszy ląd. Ród królewski dobrze dbał o swoich sprzymierzeńców i zapatrywał w potrzebne dobra i bogactwa. Niestety takowy transport zawsze narażony był na ataki, dlatego statki zawsze płynęły dwa, jeden z ładunkiem i drugi z przedstawicielem rodu królewskiego. Dzięki temu zawsze choć jeden statek dawał radę uciec. Cóż pływanie po wodach zawsze było ryzykowne, wody nie należały do spokojnych, a piraci nie byli jedynym zagrożeniem bezkresnych wód. To co mieszkało pod powierzchnią mroziło krew w żyłach nawet tych najodważniejszych.
Załoga jak i książę mieli szczęście, tym razem żadna z bestii ich nie dręczyła. Bezpiecznie dotarli w pobliże lądu, już widzieli go swymi lornetkami, jednak w obraz horyzontu wkradł się niepożądany obiekt w postaci obcego okrętu, co gorsza statek ten miał piracką flagę.
- Zachowajcie spokój, musimy ochronić ładunek, odciągniemy ich uwagę, wyślijcie ptaka z informacją, by druga załoga skierowała się prosto na ląd bez względu na wszystko! - książę skierował swe słowa do kapitana okrętu. Mimo, że członek rodziny królewskiej znał się na żeglowaniu, wolał by statkiem operował ktoś o znacznie lepszym doświadczeniu od jego. Z resztą co dwie głowy to nie jedna, Adin nie należał do tych władczych elfów, wolał rozwiązania oparte na kompromisach. Niestety w przypadku starcia z piratami ciężko było mówić o kompromisach. Kapitan jak najszybciej pomknął na drugą burtę by ze swoimi ludźmi nadać wiadomość do drugiego statku.
Tak jak się spodziewali okręt piratów skierował się prosto na nich. Księżycowy elf był jedynym ze swe rasy na tym pokładzie nie wysilał się więc na ukrywanie, gdyż zbyt bardzo się wyróżniał. Elfy księżycowe należały do dość rzadkich i szlacheckich rodów, najczęściej obdarzonych magią, Adin był jednym z nich, jednak jego zdolności na niewiele zdałyby się w walce na otwartym morzu. Jedyne co mógł uczynić to pochwycenie broni, tak jak to zrobiła reszta załogi. Okręt został ustawiony w jak najdogodniejszej dla nich pozycji, ale na nic się to zdało podczas ataku. Jedna z burt obsypana została deszczem ognia, a tuż za nim w masywne drewno wbiły się lodowe ostrza. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko, książę ledwie zarejestrował moment abordażu, wróg już był na ich pokładzie panosząc się tu niczym na swoim. Oczy elfa dostrzegały swych podwładnych, którzy padali jak muchy, puls przyspieszył, dłoń mocniej zacisnęła się na rękojeści miecza. Po to by ruszyć do kontrataku. Członek królewskiego rodu nigdy nie lubił się biernie przyglądać, od lat trenował, a żniwa tego właśnie zbierał. Odpierał ataki i błyskawicznie wyprowadzał swoje, dawał sobie radę z tymi oprychami. Okazał się jednak zbyt wolny dla jednego z nich, który bez trudu minął jego ostrze i przyległ do jego pleców po to by zagrozić sztyletem jego ostrze stykając z delikatną skórą gardła. To miał być koniec? Tyle lat nauki i treningów, po to by zginąć podczas podróży dyplomatycznej? Będąc zabitym przez zwykłego barbarzyńcę?
Wraz ze słowami pirata wśród królewskiej załogi zapanowała cisza i bezruch, wszystkie oczy skierowały się ku zakładnikowi i jego oprawcy. Laurense szybko analizował swoje szansę, szanse swojej załogi, a te były marne w starciu z tak liczebnym wrogiem i obecnym przebiegiem ataku. Może i udałoby się im ich odeprzeć, ale jak liczne straty by ponieśli. Przeżyłaby garstka o ile w ogóle ktoś.
- Tupet macie atakując nas tak blisko lądu…- rzekł w końcu rozluźniając znacznie sylwetkę, nie było sensu się spinać i szarpać, był rozsądny, opuścił ostrze, jednak rękojeść dalej spoczywała w jego dłoni.
- Czego chcecie? Bogactw? Tu ich nie znajdziecie, możesz wyrżnąć całą załogę, ponieść straty w swoich ludziach i splądrować statek, a i tak nic wartościowego nie znajdziesz…- mówił spokojnie, serce jego biło mocno, jednak na zewnątrz elf był oazą spokoju.
- Mogę jednak zaproponować układ, dzięki któremu znacząco poprawisz swój stan majątkowy…- jego spojrzenie przemknęło po załodze, z którą spędził ostatnie dłużące się dni na wodach. Teraz to o nich myślał.
- Oszczędź załogę, opuść ten statek, a udam się z wami, a ty będziesz mógł zażądać okupu, który powinien cię zadowolić. Oczywiście możesz mi nie wierzyć, jednak moja obecna sytuacja nie daje mi możliwości łgania… jeśli coś mówi ci ród Lawrense to możesz być pewien, że propozycja ta jest warta rozważenia…- następca tronu zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem, że rodzina jego potępiła by to postępowanie, że załoga jego oddałaby życie by go ochronić, a on sam proponował coś takiego. W jego rozumowaniu jednostka była mniej ważna od grupy, wolał by oszczędzono załogę, a to co się z nim stanie było mniej istotne, by zdobyć okup piraci powinni zachować go przy życiu, choć kto wie jaki przebieg miałyby negocjacje. Tym jednak Adin zamierzał przejmować się później, teraz chciał by piraci oszczędzili jego ludzi.
W jednej chwili rozluźnione ciało elfa zmobilizowało się do silnego szarpnięcia, w celu wyślizgnięcia z sideł pirata, udało się to, jednak ostrze jego sztyletu prześlizgnęło się po skórze głębiej ją rozcinając. Dla innych niebezpieczna rana na szyi Adina po prostu zaczęła się zasklepiać równie szybko co powstała. Elf stanął obok przyjmując postawę do ataku i wystawiając swój miecz celując nim w napastnika. Po nacięciu nie było już śladu, jedynym dowodem jej istnienia była granatowa krew, która zabarwiła kołnierz księżycowego elfa.
- To jak? Interesuje cię oferta? - dopytał czujnie przyglądając się elfowi, by nie dać się mu ponownie zajść.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach