Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Opowiadanie inspirowane książką "Zniewolony Książę" C.S. Pacat.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Imię: │ Aradris │
│ Nazwisko: │ Varuvallge │
| Wiek: | 22 lata |
│ Płeć: │ Mężczyzna │ Orientacja: │ Biseksualny │
| Stan cywilny: | Wolny |
│Rasa: │ Człowiek │
| Status społeczny; | Książę, następca tronu |
| Pochodzenie: | Vere |
|Wzrost: │ 188 cm │ Waga: │ 82 kg │
│ Kolor oczu: │ Jasno niebieskie │
| Kolor włosów: │ Blond │
│ Cera: │ Jasna, z lekką opalenizną │
│ Sylwetka: │ Wyrzeźbiona, wysportowana │
| Znaki szczególne: │ Kilka blizn na ciele |
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
││Persona: ││ Damianos / Damen││
││ Wiek: ││23 lata ││
││ Płeć: ││ Mężczyzna ││ Orientacja: ││ Biseksualny ││
││Stan cywilny: ││Wolny ││
││Rasa: ││ Człowiek ││
││ Status społeczny; ││ niewolnik ││
││Pochodzenie:││ Akelios ││
││Wzrost: ││ 179 cm │ │Waga: ││ 76 kg ││
││ Kolor oczu: ││ brązowe ││ ││Kolor włosów: ││ kasztanowe ││
││ Cera: ││ oliwkowa ││
││ Sylwetka: ││ lekkie rysy mięśni, szczupła ││
││Znaki szczególne: ││ blizna na poliku / pieprzyk na pośladku ││
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Ten dzień zapowiadał sie tak dobrze. Jednak jedynie zapowiadał... Wstałem wypoczęty, odbyłem solidny trening i w trakcie niego doniesiono mi na temat przybyłych wieści z państwa naszego wroga.
To, że ich król nie żyje było dla mnie zbędną informacją, jednak śmierć prawowitego następcy tronu mną wstrząsnęła. Ten śmieć zginął? I to nie z mojej ręki!? Jak to w ogóle mogło być możliwe! Byłem wściekły. Moja frustrację dość solidnie odczuły treningowe kukły, a następnie paru wojaków, z którymi odbywał się mój dzisiejszy trening.
Na tronie zasiadł starszy z książąt, bękart, który w normalnych warunkach mógłby pomarzyć o koronie. W dodatku wysłał nam jakieś śmieci w zamian za pokój. Nędzna gnida, naprawdę myśli, że przekupi mój kraj? Moją nację? Wujowi oczywiście zamydli to oczy. Jednak nie mi.
Skoro nie mogę zabić mordercy swojego brata, to zabije brata tego zabójcy. Ich kraj mi za to zapłaci krwią. Od lat się do tego przygotowuje, nie odpuszczę. Nie po to zostałem generałem, by kisić dupę na tronie i przeliczać przysłane świecidełka.
Gdy tylko gniew przestał we mnie buzować i powrócił mój spokój uzyskany przez lodowatą kąpiel. Naszykowałem się i stawiłem na placu głównym. Tam zasiadłem na swoim tronie u boku wuja.
- Oto podarki, jakie przesyła nowy Król Akielos, wraz z deklaracją pokoju.- Rozbrzmiał donośny głos jednego z mężczyzn, który wyszedł na środek. Po sali rozniosły się donośne szmery, gdy zaczęto przynosić skrzynie pełne złota, rzadkich tkanin, wielu, wielu podarków. Na samym końcu wprowadzono niewolników. Było ich wielu na oko z dwudziestu. Wszyscy odziani w skąpe szaty, które miały podkreślać ich urodę i zalety, a szyję i nadgarstki każdego zakute były w srebrne kajdany. Tylko jeden z nich się wyróżniał, jego kajdany były złote, w ogólnym rozrachunku prezentował się znacznie lepiej od pozostałych, jego sylwetka była lepiej zbudowana, w ogóle nie wyglądał mi na niewolnika. Dopiero gdy cała ta farsa ustała, niewolnicy uklękli, a tego jednego pchnięto do przodu.
- A to specjalny podarunek od nowego Króla Akielos dla Księcia Aradrisa. Zwie się… Damianos.- Rozbrzmiały jeszcze donośniejsze głosy, tak wiele spojrzeń wylądowało na niewolniku. Nienawistnych spojrzeń.
- Pokłoń się przed swoim nowym Królem, niewolniku.- Rozbrzmiał ponownie głos mężczyzny. A po chwili wartownik przy nim stojący pomógł mu podcinając nogi i sprawnie zmuszając do uklęknięcia.
Znudzonym, chłodnym spojrzeniem zmierzyłem wchodzących ludzi. Podparłem głowę o swoją pięść . Jeden z wartowników coś ogłosił, po czym zaczęto wnosić skrzynie ze świecidełkami. Dość sporo ich było i widziałem te iskierki w oczach wuja, ja patrzyłem na to z pogardą. Nie byłem tym cyrkiem zainteresowany dopóki nie zwrócono się do mnie bezpośrednio.
Do cholery co za podarek? Zmarszczyłem brwi i chłodno zlustrowałem stojących. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mowa o stojącym wręcz nago niewolniku. Prychnąłem nieco rozbawiony. Ciekawe. Nie wyglądał na zachwyconego z obecnego obrotu spraw. Zabawne, że kraj, który z nami wygrał, jest tak fałszywy, że potrafi wysłać swojego człowieka w ręce wroga. Bawiło mnie to. Do czasu gdy nie usłyszałem imienia. Moje obojętne spojrzenie nabrało ostrości i chłodu.
- Proszą o pokój, a nawet podczas tej prośby prowokują. No i jak tu ich przestać nienawidzić? - Powiedziałem dość głośno, po czym leniwie obróciłem głowę w stronę wuja.
- Razem z odmową, wyślemy im głowę tego Damenosa. - Zaproponowałem bardzo przekonywującym głosem do wuja jednak nie bawiłem się w szepty i nie obchodziło mnie kto to jeszcze słyszał.
- Aradrisie, przyjmiemy ten rozejm, niech poczują się bezpiecznie, przynajmniej na razie. - Jedynie przewróciłem oczami. Wiedziałem, że wujowi zamydlają oczy te podarunki. Westchnąłem ciężko i podniosłem się ze swojego tronu podchodząc do klęczącego niewolnika, chwyciłem go za włosy i szarpnąłem, by spojrzeć na jego twarz. Obróciłem ją, po czym puściłem i spojrzałem na wartownika.
- Mój specjalny podarunek troszkę się uszkodził w transporcie. - Uniosłem lekko jedną brew patrząc znudzony i zirytowany na wartownika.
- Czyżbyście zapomnieli jak bardzo nie lubię, gdy rusza się moje rzeczy? - Skrzyżowałem przedramiona na piersi i patrzyłem wyczekująco na odpowiedź. Jednak ona nie nastąpiła ujrzałem zmieszanie w oczach mężczyzny i drobne poruszenie wśród pozostałych.
- Wszyscy, którzy brali udział w transporcie podarków, mają się stawić na moim jutrzejszym treningu. - Powiedziałem od niechcenia i już chciałem odejść jednak zatrzymałem się w pół kroku.
- A to, umyć i w coś ubrać. Nie będzie mi po komnacie tak chodzić. W Vere kultura obowiązuje nawet niewolników. - Dodałem, po czym odszedłem ostatni raz rzucając okiem na mężczyznę w łańcuchach i przepasce na biodrach.
Opuściłem plac i udałem się do swoich komnat.
Ten dzień zapowiadał sie tak dobrze. Jednak jedynie zapowiadał... Wstałem wypoczęty, odbyłem solidny trening i w trakcie niego doniesiono mi na temat przybyłych wieści z państwa naszego wroga.
To, że ich król nie żyje było dla mnie zbędną informacją, jednak śmierć prawowitego następcy tronu mną wstrząsnęła. Ten śmieć zginął? I to nie z mojej ręki!? Jak to w ogóle mogło być możliwe! Byłem wściekły. Moja frustrację dość solidnie odczuły treningowe kukły, a następnie paru wojaków, z którymi odbywał się mój dzisiejszy trening.
Na tronie zasiadł starszy z książąt, bękart, który w normalnych warunkach mógłby pomarzyć o koronie. W dodatku wysłał nam jakieś śmieci w zamian za pokój. Nędzna gnida, naprawdę myśli, że przekupi mój kraj? Moją nację? Wujowi oczywiście zamydli to oczy. Jednak nie mi.
Skoro nie mogę zabić mordercy swojego brata, to zabije brata tego zabójcy. Ich kraj mi za to zapłaci krwią. Od lat się do tego przygotowuje, nie odpuszczę. Nie po to zostałem generałem, by kisić dupę na tronie i przeliczać przysłane świecidełka.
Gdy tylko gniew przestał we mnie buzować i powrócił mój spokój uzyskany przez lodowatą kąpiel. Naszykowałem się i stawiłem na placu głównym. Tam zasiadłem na swoim tronie u boku wuja.
- Oto podarki, jakie przesyła nowy Król Akielos, wraz z deklaracją pokoju.- Rozbrzmiał donośny głos jednego z mężczyzn, który wyszedł na środek. Po sali rozniosły się donośne szmery, gdy zaczęto przynosić skrzynie pełne złota, rzadkich tkanin, wielu, wielu podarków. Na samym końcu wprowadzono niewolników. Było ich wielu na oko z dwudziestu. Wszyscy odziani w skąpe szaty, które miały podkreślać ich urodę i zalety, a szyję i nadgarstki każdego zakute były w srebrne kajdany. Tylko jeden z nich się wyróżniał, jego kajdany były złote, w ogólnym rozrachunku prezentował się znacznie lepiej od pozostałych, jego sylwetka była lepiej zbudowana, w ogóle nie wyglądał mi na niewolnika. Dopiero gdy cała ta farsa ustała, niewolnicy uklękli, a tego jednego pchnięto do przodu.
- A to specjalny podarunek od nowego Króla Akielos dla Księcia Aradrisa. Zwie się… Damianos.- Rozbrzmiały jeszcze donośniejsze głosy, tak wiele spojrzeń wylądowało na niewolniku. Nienawistnych spojrzeń.
- Pokłoń się przed swoim nowym Królem, niewolniku.- Rozbrzmiał ponownie głos mężczyzny. A po chwili wartownik przy nim stojący pomógł mu podcinając nogi i sprawnie zmuszając do uklęknięcia.
Znudzonym, chłodnym spojrzeniem zmierzyłem wchodzących ludzi. Podparłem głowę o swoją pięść . Jeden z wartowników coś ogłosił, po czym zaczęto wnosić skrzynie ze świecidełkami. Dość sporo ich było i widziałem te iskierki w oczach wuja, ja patrzyłem na to z pogardą. Nie byłem tym cyrkiem zainteresowany dopóki nie zwrócono się do mnie bezpośrednio.
Do cholery co za podarek? Zmarszczyłem brwi i chłodno zlustrowałem stojących. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mowa o stojącym wręcz nago niewolniku. Prychnąłem nieco rozbawiony. Ciekawe. Nie wyglądał na zachwyconego z obecnego obrotu spraw. Zabawne, że kraj, który z nami wygrał, jest tak fałszywy, że potrafi wysłać swojego człowieka w ręce wroga. Bawiło mnie to. Do czasu gdy nie usłyszałem imienia. Moje obojętne spojrzenie nabrało ostrości i chłodu.
- Proszą o pokój, a nawet podczas tej prośby prowokują. No i jak tu ich przestać nienawidzić? - Powiedziałem dość głośno, po czym leniwie obróciłem głowę w stronę wuja.
- Razem z odmową, wyślemy im głowę tego Damenosa. - Zaproponowałem bardzo przekonywującym głosem do wuja jednak nie bawiłem się w szepty i nie obchodziło mnie kto to jeszcze słyszał.
- Aradrisie, przyjmiemy ten rozejm, niech poczują się bezpiecznie, przynajmniej na razie. - Jedynie przewróciłem oczami. Wiedziałem, że wujowi zamydlają oczy te podarunki. Westchnąłem ciężko i podniosłem się ze swojego tronu podchodząc do klęczącego niewolnika, chwyciłem go za włosy i szarpnąłem, by spojrzeć na jego twarz. Obróciłem ją, po czym puściłem i spojrzałem na wartownika.
- Mój specjalny podarunek troszkę się uszkodził w transporcie. - Uniosłem lekko jedną brew patrząc znudzony i zirytowany na wartownika.
- Czyżbyście zapomnieli jak bardzo nie lubię, gdy rusza się moje rzeczy? - Skrzyżowałem przedramiona na piersi i patrzyłem wyczekująco na odpowiedź. Jednak ona nie nastąpiła ujrzałem zmieszanie w oczach mężczyzny i drobne poruszenie wśród pozostałych.
- Wszyscy, którzy brali udział w transporcie podarków, mają się stawić na moim jutrzejszym treningu. - Powiedziałem od niechcenia i już chciałem odejść jednak zatrzymałem się w pół kroku.
- A to, umyć i w coś ubrać. Nie będzie mi po komnacie tak chodzić. W Vere kultura obowiązuje nawet niewolników. - Dodałem, po czym odszedłem ostatni raz rzucając okiem na mężczyznę w łańcuchach i przepasce na biodrach.
Opuściłem plac i udałem się do swoich komnat.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Nagły podskok bryczki zbudził mnie z zamyślenia. Nim się spostrzegłem, potężne mury twierdzy naszego odwiecznego wroga pojawiły się zza horyzontu. Ten fakt za nic mnie nie pocieszał. Wyczerpany całym dniem jazdy, nie czułem już bólu pośladków, które wręcz przykleiły się do podłogi. Złote kajdany na nadgarstkach i szyi były już lekkie niczym piórko. Jedynie lekko obtarły obojczyki. Krew z policzka zaschła w prostej linii po samą żuchwę. Zimne, owiane grozą powietrze snujące się zza murów zamku stawiały dęba każdy włosek na mym nagim ciele. Hańba. Nigdy bym nie pomyślał, że zostanę z niczym, że w taki sposób obedrze mnie z godności, honoru z przepisanego mi tronu, a także majątku. Ten, którego bym nie przypuszczał…
Zagryzłem wagę zębami, spuszczając wzrok, a niesforne kosmyki włosów zakryły poczerwieniałe ze zmęczenia oczy. Byłem wojownikiem, byłem szlachetny, lubiany, kobiety pożerały mnie spojrzeniem, a teraz jak zwierzę w klatce wiozą mnie na pożarcie wygłodniałemu lwu.
Miałem dość czasu, aby to wszystko przemyśleć. Poza wytrenowanym ciałem, nie miałem za wiele. Ratowała mnie jeszcze znajomość ich języka, ale te wszystkie obyczaje. Podobno różnią się od naszych.
- Nawet nie myśl o ucieczce – swój wzrok skierował na mnie jeden z jeźdźców. Nawet gdybym chciał, było na to za późno. Nawet nie uciekłbym im daleko. Pola rozciągały się na kilka kilometrów, zaś lasy były ich terenami łowieckimi. Dałbym tylko dobry powód do zabawienia się i pastwienia nade mną. Przetrwanie. Muszę jakoś to przetrwać i nie dać się zabić.
Gdy wjechaliśmy na plac, wyciągnięto nas kolejno w powozu. Ludzie byli pobudzeni, wręcz podnieceni tym całym przedstawieniem i podarkami. Patrzyłem jak kolejno niosą skrzynie z dobrodziejstwami. Gdy tylko ruszyła pora na nas, zamurowało mnie. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Ze strachu? Nie, pragnąłem niczym wojownik wpaść tam i powyrzynać ich, a nie zostać upokorzonym przed całym królestwem.
- Ruszaj się! – z solidnym kopnięciem w plecy, pchnięto mnie do przodu. Syknąłem z bólu, czując świeżo zabliźnione plecy. Posłusznie szedłem za resztą. Nie podnosząc wzroku, widziałem tylko stopy ludzi, w uszach dudniło od ich szeptów. Inni niewolnicy wyglądali bardziej mizernie. Bardziej wychudzeni, bardziej… kobieco. Szaty zdawały się celowo obnażać ich części ciała. Mimo to nie było żadnej kobiety. Wszyscy byli mężczyznami. Wszyscy byli podarkiem dla księcia Aradris’a.
Na znak rozkazano nam klęknąć przed jego mością. Nie mogłem. Nie potrafiłem. To było sprzeczne z tym co zawsze mnie uczono. Mimo tego, strażnik przymusił mnie jednym kopnięciem w nogi. Byłem zmęczony. W innym przypadku nie ugiąłbym się od czegoś takiego. Jak na złość, oficjalnie przedstawiono moją osobę. Mięśnie napięły się mimowolnie, a na swej skórze poczułem spojrzenie księcia. Ich głosy były jeszcze bardziej donośne. Wręcz dźwięczały w uszach. Najbardziej dobitne były słowa Aradris’a. Ledwo przybyłem, a ten już chciał mnie zabić. Och ironio. Czego mogłem się spodziewać?
Uniosłem wzrok prosto na niego. Wyglądał nienagannie. Jego leniwe spojrzenie snuło się po każdym z nas, lecz miałem wrażenie jakby na dłuższą chwilę zawsze przystawał na mnie, Podparty o swą rękę, emanował czymś… czego nazwać nie potrafiłem. Tajemniczy, lecz niebezpieczny.
Na wieść o darowanemu mi życiu, gula w gardle nagle przepadłą w żołądku, a wzbierane powietrze w płucach uleciało. Nawet nie wiem kiedy wstrzymałem oddech. Jednak ten spokój nie trwał zbyt długo.
Książe wstał z tronu kierując się w moją stronę. Zadrżałem, gdy chwycił kłąb włosów i szarpnął nimi by dokładnie mnie obejrzeć. Zmrużyłem oczy na jedną chwilę, czekając, aż puści.
Po wszystkim zabrano mnie do łazienki. Przygotowano kąpiel i pozwolono na chwilę relaksu. Wszedłem do wanny z głębokim wdechem, a cały stres na chwilę się ulotnił. Ostrożnie przemyłem ręce o głowę, a potem rozłożyłem w wodzie, przymykając powieki. Pomieszczenie było ciemne, wszędzie świeciły świece, a na szafce z lustrem leżały nowe ubrania. Nieśpieszno umyłem całe ciało, wyszedłem z wody, gdy ta się zdążyła ochłodzić. Ubrałem nowe rzeczy, lekko skąpe, całe w czerni. Co teraz? Zostałem niewolnikiem.
Uniosłem rękę przed twarz. Kajdany nadal ozdabiały nadgarstki i szyję. Gdzie teraz mnie zabiorą? Do niego? Czy jednak będę miał swój własny niewolniczy kącik. W uosobieniu? Z całą resztą jego sługusów?
Westchnąłem ciężko, słysząc jak drzwi się otwierają. Spojrzałem w tamtą stronę, podparłszy się o komodę.
Nagły podskok bryczki zbudził mnie z zamyślenia. Nim się spostrzegłem, potężne mury twierdzy naszego odwiecznego wroga pojawiły się zza horyzontu. Ten fakt za nic mnie nie pocieszał. Wyczerpany całym dniem jazdy, nie czułem już bólu pośladków, które wręcz przykleiły się do podłogi. Złote kajdany na nadgarstkach i szyi były już lekkie niczym piórko. Jedynie lekko obtarły obojczyki. Krew z policzka zaschła w prostej linii po samą żuchwę. Zimne, owiane grozą powietrze snujące się zza murów zamku stawiały dęba każdy włosek na mym nagim ciele. Hańba. Nigdy bym nie pomyślał, że zostanę z niczym, że w taki sposób obedrze mnie z godności, honoru z przepisanego mi tronu, a także majątku. Ten, którego bym nie przypuszczał…
Zagryzłem wagę zębami, spuszczając wzrok, a niesforne kosmyki włosów zakryły poczerwieniałe ze zmęczenia oczy. Byłem wojownikiem, byłem szlachetny, lubiany, kobiety pożerały mnie spojrzeniem, a teraz jak zwierzę w klatce wiozą mnie na pożarcie wygłodniałemu lwu.
Miałem dość czasu, aby to wszystko przemyśleć. Poza wytrenowanym ciałem, nie miałem za wiele. Ratowała mnie jeszcze znajomość ich języka, ale te wszystkie obyczaje. Podobno różnią się od naszych.
- Nawet nie myśl o ucieczce – swój wzrok skierował na mnie jeden z jeźdźców. Nawet gdybym chciał, było na to za późno. Nawet nie uciekłbym im daleko. Pola rozciągały się na kilka kilometrów, zaś lasy były ich terenami łowieckimi. Dałbym tylko dobry powód do zabawienia się i pastwienia nade mną. Przetrwanie. Muszę jakoś to przetrwać i nie dać się zabić.
Gdy wjechaliśmy na plac, wyciągnięto nas kolejno w powozu. Ludzie byli pobudzeni, wręcz podnieceni tym całym przedstawieniem i podarkami. Patrzyłem jak kolejno niosą skrzynie z dobrodziejstwami. Gdy tylko ruszyła pora na nas, zamurowało mnie. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Ze strachu? Nie, pragnąłem niczym wojownik wpaść tam i powyrzynać ich, a nie zostać upokorzonym przed całym królestwem.
- Ruszaj się! – z solidnym kopnięciem w plecy, pchnięto mnie do przodu. Syknąłem z bólu, czując świeżo zabliźnione plecy. Posłusznie szedłem za resztą. Nie podnosząc wzroku, widziałem tylko stopy ludzi, w uszach dudniło od ich szeptów. Inni niewolnicy wyglądali bardziej mizernie. Bardziej wychudzeni, bardziej… kobieco. Szaty zdawały się celowo obnażać ich części ciała. Mimo to nie było żadnej kobiety. Wszyscy byli mężczyznami. Wszyscy byli podarkiem dla księcia Aradris’a.
Na znak rozkazano nam klęknąć przed jego mością. Nie mogłem. Nie potrafiłem. To było sprzeczne z tym co zawsze mnie uczono. Mimo tego, strażnik przymusił mnie jednym kopnięciem w nogi. Byłem zmęczony. W innym przypadku nie ugiąłbym się od czegoś takiego. Jak na złość, oficjalnie przedstawiono moją osobę. Mięśnie napięły się mimowolnie, a na swej skórze poczułem spojrzenie księcia. Ich głosy były jeszcze bardziej donośne. Wręcz dźwięczały w uszach. Najbardziej dobitne były słowa Aradris’a. Ledwo przybyłem, a ten już chciał mnie zabić. Och ironio. Czego mogłem się spodziewać?
Uniosłem wzrok prosto na niego. Wyglądał nienagannie. Jego leniwe spojrzenie snuło się po każdym z nas, lecz miałem wrażenie jakby na dłuższą chwilę zawsze przystawał na mnie, Podparty o swą rękę, emanował czymś… czego nazwać nie potrafiłem. Tajemniczy, lecz niebezpieczny.
Na wieść o darowanemu mi życiu, gula w gardle nagle przepadłą w żołądku, a wzbierane powietrze w płucach uleciało. Nawet nie wiem kiedy wstrzymałem oddech. Jednak ten spokój nie trwał zbyt długo.
Książe wstał z tronu kierując się w moją stronę. Zadrżałem, gdy chwycił kłąb włosów i szarpnął nimi by dokładnie mnie obejrzeć. Zmrużyłem oczy na jedną chwilę, czekając, aż puści.
Po wszystkim zabrano mnie do łazienki. Przygotowano kąpiel i pozwolono na chwilę relaksu. Wszedłem do wanny z głębokim wdechem, a cały stres na chwilę się ulotnił. Ostrożnie przemyłem ręce o głowę, a potem rozłożyłem w wodzie, przymykając powieki. Pomieszczenie było ciemne, wszędzie świeciły świece, a na szafce z lustrem leżały nowe ubrania. Nieśpieszno umyłem całe ciało, wyszedłem z wody, gdy ta się zdążyła ochłodzić. Ubrałem nowe rzeczy, lekko skąpe, całe w czerni. Co teraz? Zostałem niewolnikiem.
Uniosłem rękę przed twarz. Kajdany nadal ozdabiały nadgarstki i szyję. Gdzie teraz mnie zabiorą? Do niego? Czy jednak będę miał swój własny niewolniczy kącik. W uosobieniu? Z całą resztą jego sługusów?
Westchnąłem ciężko, słysząc jak drzwi się otwierają. Spojrzałem w tamtą stronę, podparłszy się o komodę.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Od razu po tej szopce udałem się do swojej komnaty. Może to zabawne, jednak moje komnaty znajdują się w dość wysokiej wieży. Nie cierpię gdy służba czy ktokolwiek kreci się przy mojej sypialni. Dlatego jest ona tak na uboczu i dodatkowo strzegą jej dwa dorosłe ogary. Duma naszego kraju. Potężne psy stróżujące, wspaniałe bestie, nieuzbrojony człowiek nie ma szans w takim starciu, zwłaszcza że je szkolimy. Swoje dwa szkoliłem osobiście od szczeniąt, nie znam wierniejszych stworzeń. W tym momencie maja cztery lata i metr trzydzieści w kłębie, wielkie i masywne bestie o śnieżnobiałej gęstej sierści i trochę wilczym wyglądzie. Uwielbiam je. Do tej pory były jedynymi stworzeniami, które zamieszkiwały te komnaty ze mną. Nie za wielu osobom pozwalam tu wchodzić, a co do niewolników od śmierci mojego brata znienawidziłem, tego typu udogodnienia. Nie tolerowałem plątających się tutaj służących i niewolników. Dlatego tylko garstka osób mogła tu swobodnie wchodzić, by sprzątać komnaty pod moją nieobecność. Minęło jednak trochę lat, już dawno ochłonąłem, jednak nigdy nie chciało mi się w to bawić. A teraz niewolnik wysokiej klasy sam trafił do mnie. Zobaczymy co z tego będzie.
Siedziałem spokojnie przy stole i spojrzeniem wertowałem strony książki. Do momentu, gdy dwa ogary nie zawarczały. Uciszyłem je prostym gestem dłoni i leniwie przeniosłem spojrzenie na drzwi. Zezwoliłem im na wejście , a gdy wprowadzili niewolnika zmierzyłem go wzrokiem od stóp po czubek głowy. Nie wyglądał na byle ścierwo. Przyprowadziło go dwóch wartowników.
- Odejdźcie. - Powiedziałem krótko i na temat, a gdy tylko masywne drzwi się zamknęły za strażnikami, sam zamknąłem powoli książkę i przeniosłem spojrzenie na niewolnika. Mój oziębły wzrok skupił sie na jego oczach. Nie potrzebowałem strażników, gdy w sypialni zaraz obok leżały dwa ogary bacznie obserwujące obcego im mężczyznę.
- Więc co możesz mi zaoferować? W czymś jesteś dobry? - Spytałem minimalnie zaciekawiony w jego ojczystym języku, nie miałem pewności czy zna mój język, jednak ja doskonale znałem jego. Podniosłem się powoli ze swojego siedziska i podszedłem do swojego prezentu. Stając tuż przed nim. Patrzyłem nieustępliwie w jego oczy. W tej odległości od niego poczułem jakiś silny zapach. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem dłonią jego szczękę odsuwając lekko jego głowę na bok, zbliżyłem się do jego szyi upewniając w tym, że zapach pochodzi z jego ciała. Puściłem go i się odsunąłem, z głośnym prychnięciem.
- Czym oni Cię wysmarowali? - Spojrzałem podejrzliwie i szybko połączyłem fakty. To zapach olejków... Wysmarowali go.. No tak w końcu przysłano go prawie nagiego... Spojrzałem na niego nieco zirytowany.
- Jesteś niewolnikiem seksualnym co? - Prychnąłem pogardliwie.
- Czyli co w Twoim byłym królestwie mają mnie za pedała? Niewiarygodne, niezły tupet ma ten nowy władca. - Byłem nieco zirytowany, jednak również rozbawiła mnie ta sytuacja. Jak głupi musi być ten nowy król sądząc, że nagim niewolnikiem i świecidełkami zamydli mi oczy i uzyska pokój.
- Szkolono Cię? Znasz jakieś ciekawe triki łóżkowe, by dać mi rozkosz? Co Ci kazał? Uwieść mnie? Bo chyba nie przysłał Cię byś do końca życia pucował mi buty. Nie wyglądasz na zwykłego niewolnika. - Byłem ciekawy co odpowie. Nie mam pewności, że to co poskładałem sobie w całość jest prawdą, jednak wydawało mi sie to logiczne. W końcu wysłał by mi faceta tylko po to by mnie sprowokować? Mężczyzna jest lepiej wydajny fizycznie, a ten miał dobrze zbudowane ciało. W ogóle nie przypominał mi tych widywanych zazwyczaj niewolników. Ciekawiło mnie jaki haczyk się za tym kryje. Jaką intrygę na mnie szykują. Zrobiłem kilka kroków w tył i oparłem się o spory stół. Dwa ogary weszły do tego pomieszczenia wychodząc z mojej sypialni i mierząc uważnie niewolnika położyły się pod ścianą.
- Jak się nazywasz? Chcę prawdziwego imienia, nie tego co nadano Ci dla słabego żartu. - Zażądałem bacznie go obserwując.
- I kim jesteś, bo nie uwierzę, że całe życie byłeś szkolonym niewolnikiem czekajacym na ten cudowny dzień pierwszej nocy. - Mój ton był dość oschły jak i spojrzenie, którym go mierzyłem. Z trudem hamowałem w sobie pogardę jaką miałem do akielończyków. Rozmowa z nim była irytująca.
Od razu po tej szopce udałem się do swojej komnaty. Może to zabawne, jednak moje komnaty znajdują się w dość wysokiej wieży. Nie cierpię gdy służba czy ktokolwiek kreci się przy mojej sypialni. Dlatego jest ona tak na uboczu i dodatkowo strzegą jej dwa dorosłe ogary. Duma naszego kraju. Potężne psy stróżujące, wspaniałe bestie, nieuzbrojony człowiek nie ma szans w takim starciu, zwłaszcza że je szkolimy. Swoje dwa szkoliłem osobiście od szczeniąt, nie znam wierniejszych stworzeń. W tym momencie maja cztery lata i metr trzydzieści w kłębie, wielkie i masywne bestie o śnieżnobiałej gęstej sierści i trochę wilczym wyglądzie. Uwielbiam je. Do tej pory były jedynymi stworzeniami, które zamieszkiwały te komnaty ze mną. Nie za wielu osobom pozwalam tu wchodzić, a co do niewolników od śmierci mojego brata znienawidziłem, tego typu udogodnienia. Nie tolerowałem plątających się tutaj służących i niewolników. Dlatego tylko garstka osób mogła tu swobodnie wchodzić, by sprzątać komnaty pod moją nieobecność. Minęło jednak trochę lat, już dawno ochłonąłem, jednak nigdy nie chciało mi się w to bawić. A teraz niewolnik wysokiej klasy sam trafił do mnie. Zobaczymy co z tego będzie.
Siedziałem spokojnie przy stole i spojrzeniem wertowałem strony książki. Do momentu, gdy dwa ogary nie zawarczały. Uciszyłem je prostym gestem dłoni i leniwie przeniosłem spojrzenie na drzwi. Zezwoliłem im na wejście , a gdy wprowadzili niewolnika zmierzyłem go wzrokiem od stóp po czubek głowy. Nie wyglądał na byle ścierwo. Przyprowadziło go dwóch wartowników.
- Odejdźcie. - Powiedziałem krótko i na temat, a gdy tylko masywne drzwi się zamknęły za strażnikami, sam zamknąłem powoli książkę i przeniosłem spojrzenie na niewolnika. Mój oziębły wzrok skupił sie na jego oczach. Nie potrzebowałem strażników, gdy w sypialni zaraz obok leżały dwa ogary bacznie obserwujące obcego im mężczyznę.
- Więc co możesz mi zaoferować? W czymś jesteś dobry? - Spytałem minimalnie zaciekawiony w jego ojczystym języku, nie miałem pewności czy zna mój język, jednak ja doskonale znałem jego. Podniosłem się powoli ze swojego siedziska i podszedłem do swojego prezentu. Stając tuż przed nim. Patrzyłem nieustępliwie w jego oczy. W tej odległości od niego poczułem jakiś silny zapach. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem dłonią jego szczękę odsuwając lekko jego głowę na bok, zbliżyłem się do jego szyi upewniając w tym, że zapach pochodzi z jego ciała. Puściłem go i się odsunąłem, z głośnym prychnięciem.
- Czym oni Cię wysmarowali? - Spojrzałem podejrzliwie i szybko połączyłem fakty. To zapach olejków... Wysmarowali go.. No tak w końcu przysłano go prawie nagiego... Spojrzałem na niego nieco zirytowany.
- Jesteś niewolnikiem seksualnym co? - Prychnąłem pogardliwie.
- Czyli co w Twoim byłym królestwie mają mnie za pedała? Niewiarygodne, niezły tupet ma ten nowy władca. - Byłem nieco zirytowany, jednak również rozbawiła mnie ta sytuacja. Jak głupi musi być ten nowy król sądząc, że nagim niewolnikiem i świecidełkami zamydli mi oczy i uzyska pokój.
- Szkolono Cię? Znasz jakieś ciekawe triki łóżkowe, by dać mi rozkosz? Co Ci kazał? Uwieść mnie? Bo chyba nie przysłał Cię byś do końca życia pucował mi buty. Nie wyglądasz na zwykłego niewolnika. - Byłem ciekawy co odpowie. Nie mam pewności, że to co poskładałem sobie w całość jest prawdą, jednak wydawało mi sie to logiczne. W końcu wysłał by mi faceta tylko po to by mnie sprowokować? Mężczyzna jest lepiej wydajny fizycznie, a ten miał dobrze zbudowane ciało. W ogóle nie przypominał mi tych widywanych zazwyczaj niewolników. Ciekawiło mnie jaki haczyk się za tym kryje. Jaką intrygę na mnie szykują. Zrobiłem kilka kroków w tył i oparłem się o spory stół. Dwa ogary weszły do tego pomieszczenia wychodząc z mojej sypialni i mierząc uważnie niewolnika położyły się pod ścianą.
- Jak się nazywasz? Chcę prawdziwego imienia, nie tego co nadano Ci dla słabego żartu. - Zażądałem bacznie go obserwując.
- I kim jesteś, bo nie uwierzę, że całe życie byłeś szkolonym niewolnikiem czekajacym na ten cudowny dzień pierwszej nocy. - Mój ton był dość oschły jak i spojrzenie, którym go mierzyłem. Z trudem hamowałem w sobie pogardę jaką miałem do akielończyków. Rozmowa z nim była irytująca.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Spojrzałem na uchylające się drzwi. Niska kobieta odziana w lekko prześwitującą, białą szatę z serkowym dekoltem wyjrzała na wpół do łazienki, a w jej kącikach ust dało się dostrzec lekki zarys uśmiechu. Niepewnego uśmiechu. Skłoniła się delikatnie, trzymając w rękach mały koszyk z buteleczkami.
Bez oporu dałem się nasmarować olejkami, które miały bardzo intensywną woń. Nie lubię pachnieć jak ladacznica, w ogóle nie lubię nosić na sobie ostrych zapachów. Mimo to nie miałem za bardzo wyjścia. Nie mogłem już pierwszego dnia wszczynać burdy. Chciałbym jeszcze troszkę dłużej utrzymać głowę na swym karku, a nie wydaje się być to prostym zadaniem, siedząc w samej paszczy lwa, a raczej tego księcia. Po wszystkim zabrano mnie w kierunku wysokiej wieży na uboczu. Starałem się zapamiętać całą drogę, lecz w połowie zgubiłem rachubę skrętów i schodów. Tak, orientacja w terenie nigdy nie była moją mocną stroną.
Westchnąłem ciężko w myślach, wybudzając się z ponurych myśli, gdy dotarliśmy na miejsce. Strażnik zapukał do drzwi, a w odpowiedzi usłyszałem ostrzegawcze warczenie jakiś psów, a oczy zadrżały po usłyszeniu głosu księcia. Więc jednak… od razu tego samego dnia postanowili dostarczyć mnie temu zasrańcowi.
Niechętnie wszedłem do środka, kątem oka zerkając na dwa majestatyczne, potężne, a jednocześnie budzące strach w oczach ogary. Nic dziwnego, że Aradris posiada takie pupilki. W końcu to chluba tego państwa. Podziwianie zwierząt nie trwało długo. Swoje zmysły skupiłem na księciu, który uważnie mnie zlustrował od dołu do góry. Nikt nigdy nie traktował mnie w taki sposób. Co za upokorzenie. A gdybym tak… zabił go? Wówczas moja śmierć byłaby pewna, ale i oni straciliby swoją chwałę. Choć nawet będąc wojownikiem, potyczka z tymi zwierzętami zajęłaby mi trochę czasu, a sam blondyn zdążyłby chociażby zawołać straż, bądź samemu zajść mnie od tyłu i zadać ostateczny, śmiertelny cios. Pozostało dalej czekać, czekać na okazję, albo podporządkować się. Myśl, myśl…
Zmarszczyłem brwi, podnosząc nieco wzrok na mężczyznę, gdy ten zadał mi pytanie. Co mogę zaoferować? W czym jestem dobry? Zapewne nie mam wiele, zważywszy, iż oboje mieliśmy pełnić tę samą funkcję, z małą różnicą. On został tym kim miał, a ja zdradzony zostałem niewolnikiem. Mimo wszystko zaskoczył mnie, że potrafi mówić w mym ojczystym języku. Nie ma to jak poznać język swego wroga. Tak więc jedna z opcji nauczania go przepadła. O polityce zapewne wie sporo, ogłaszając spotkanie się na placu z żołnierzami… wyraził się jasno, że walki również nie są mu obce, więc co mam do zaoferowania?
Zastanawiałem się, gdy on sam zaczął zmniejszać dystans między nami. Mięśnie delikatnie napięły się, ale nie tak bardzo jak na samym początku. Jego spojrzenie było tak intensywne, jakby zaraz miało wywiercić mi dziurę w brzuchu, jakby zaraz miał otworzyć kłódkę do mego umysłu i przeczytać wszystkie myśli. Chciałem to przerwać, odpowiedzieć czymkolwiek, gdy ten złapał mnie za żuchwę i zaciągnął mocniej zapachem skóry.
- Nie znam się na tutejszej kulturze – głos miałem lekko zachrypnięty. Podróż dalej pokazywała mi siwe znaki. Cały dzień nie miałem wody w ustach. – Przyszli mnie nasmarować olejkami – dodałem, gdy ten był najwidoczniej w rozbawionym humorze. Jego kolejne słowa, kolejne ruchy ciałem, jego pogarda były coraz to bardziej irytujące. Zaciskałem pięści aby nie dać się zwieść, żeby tylko nerwy mi nie puściły i bym nie rzucił się na księciunia, ale wychodzące z sypialni ogary szybko schłodziły mi nerwy. Ja dziwką? Męską dziwką? Nigdy bym nie pomyślał, że mogę kochać się z mężczyzną. Nigdy mnie oni nie interesowali. Byłem zbyt skupiony na treningu aby nawet zapragnąć kobiecego ciała. Jednak jeśli powiem mu prawdę, jeśli powiem o swoim doświadczeniu we władaniu mieczem, jeszcze pomyśli, że moją misją jest zabicie go, jak tylko upuści gardę. Jednak, czy sam fakt kim naprawdę jestem nie będzie tego powodował na samym starcie? Więc co mam do stracenia?
- Nie urodziłem się niewolnikiem – odpowiedziałem dość chłodno, spokojnie, unosząc gardę. Stanąłem dumnie, pewny siebie, tak jak powinien zrobić to prawdziwy wojownik, obnażając swoje mięśnie. – Szkolono mnie na wojownika – dodałem, robiąc kilka kroków do przodu. – Nie szkolono mnie w sferze łóżkowej. Nie miałem czasu na takie błahostki – warknąłem, zatrzymując się, gdy tylko stanąłem na środku pokoju.
- Byłem niewygodny, więc mnie usunęli. Nie muszę się tobie bardziej spowiadać – cały czas mówiłem w swym języku. Nie byłem pewien, czy powinien mu pokazywać, że znam ich język. Zawsze to jakiś as w rękawie, gdyby mieli coś ciekawego do powiedzenia. – Poza tym nie uważam, żeby ten według ciebie cudowny dzień pierwszej nocy miałby być taki cudowny, zwłaszcza z tobą.
Zdecydowanie był irytujący, chamski i bezczelny. Pewny siebie na własnym terytorium. Rozpieszczony… kogoś mi przypominał, aż za bardzo. Mego oprawcę, zdrajcę, przez którego teraz jestem tutaj. Przysięgam, że kiedyś się zemszczę. Za to wszystko.
- Jeśli masz zamiar mnie zabić, zrób to teraz – zaproponowałem, a w oczach nie było ani jednego błysku niepewności.
Spojrzałem na uchylające się drzwi. Niska kobieta odziana w lekko prześwitującą, białą szatę z serkowym dekoltem wyjrzała na wpół do łazienki, a w jej kącikach ust dało się dostrzec lekki zarys uśmiechu. Niepewnego uśmiechu. Skłoniła się delikatnie, trzymając w rękach mały koszyk z buteleczkami.
Bez oporu dałem się nasmarować olejkami, które miały bardzo intensywną woń. Nie lubię pachnieć jak ladacznica, w ogóle nie lubię nosić na sobie ostrych zapachów. Mimo to nie miałem za bardzo wyjścia. Nie mogłem już pierwszego dnia wszczynać burdy. Chciałbym jeszcze troszkę dłużej utrzymać głowę na swym karku, a nie wydaje się być to prostym zadaniem, siedząc w samej paszczy lwa, a raczej tego księcia. Po wszystkim zabrano mnie w kierunku wysokiej wieży na uboczu. Starałem się zapamiętać całą drogę, lecz w połowie zgubiłem rachubę skrętów i schodów. Tak, orientacja w terenie nigdy nie była moją mocną stroną.
Westchnąłem ciężko w myślach, wybudzając się z ponurych myśli, gdy dotarliśmy na miejsce. Strażnik zapukał do drzwi, a w odpowiedzi usłyszałem ostrzegawcze warczenie jakiś psów, a oczy zadrżały po usłyszeniu głosu księcia. Więc jednak… od razu tego samego dnia postanowili dostarczyć mnie temu zasrańcowi.
Niechętnie wszedłem do środka, kątem oka zerkając na dwa majestatyczne, potężne, a jednocześnie budzące strach w oczach ogary. Nic dziwnego, że Aradris posiada takie pupilki. W końcu to chluba tego państwa. Podziwianie zwierząt nie trwało długo. Swoje zmysły skupiłem na księciu, który uważnie mnie zlustrował od dołu do góry. Nikt nigdy nie traktował mnie w taki sposób. Co za upokorzenie. A gdybym tak… zabił go? Wówczas moja śmierć byłaby pewna, ale i oni straciliby swoją chwałę. Choć nawet będąc wojownikiem, potyczka z tymi zwierzętami zajęłaby mi trochę czasu, a sam blondyn zdążyłby chociażby zawołać straż, bądź samemu zajść mnie od tyłu i zadać ostateczny, śmiertelny cios. Pozostało dalej czekać, czekać na okazję, albo podporządkować się. Myśl, myśl…
Zmarszczyłem brwi, podnosząc nieco wzrok na mężczyznę, gdy ten zadał mi pytanie. Co mogę zaoferować? W czym jestem dobry? Zapewne nie mam wiele, zważywszy, iż oboje mieliśmy pełnić tę samą funkcję, z małą różnicą. On został tym kim miał, a ja zdradzony zostałem niewolnikiem. Mimo wszystko zaskoczył mnie, że potrafi mówić w mym ojczystym języku. Nie ma to jak poznać język swego wroga. Tak więc jedna z opcji nauczania go przepadła. O polityce zapewne wie sporo, ogłaszając spotkanie się na placu z żołnierzami… wyraził się jasno, że walki również nie są mu obce, więc co mam do zaoferowania?
Zastanawiałem się, gdy on sam zaczął zmniejszać dystans między nami. Mięśnie delikatnie napięły się, ale nie tak bardzo jak na samym początku. Jego spojrzenie było tak intensywne, jakby zaraz miało wywiercić mi dziurę w brzuchu, jakby zaraz miał otworzyć kłódkę do mego umysłu i przeczytać wszystkie myśli. Chciałem to przerwać, odpowiedzieć czymkolwiek, gdy ten złapał mnie za żuchwę i zaciągnął mocniej zapachem skóry.
- Nie znam się na tutejszej kulturze – głos miałem lekko zachrypnięty. Podróż dalej pokazywała mi siwe znaki. Cały dzień nie miałem wody w ustach. – Przyszli mnie nasmarować olejkami – dodałem, gdy ten był najwidoczniej w rozbawionym humorze. Jego kolejne słowa, kolejne ruchy ciałem, jego pogarda były coraz to bardziej irytujące. Zaciskałem pięści aby nie dać się zwieść, żeby tylko nerwy mi nie puściły i bym nie rzucił się na księciunia, ale wychodzące z sypialni ogary szybko schłodziły mi nerwy. Ja dziwką? Męską dziwką? Nigdy bym nie pomyślał, że mogę kochać się z mężczyzną. Nigdy mnie oni nie interesowali. Byłem zbyt skupiony na treningu aby nawet zapragnąć kobiecego ciała. Jednak jeśli powiem mu prawdę, jeśli powiem o swoim doświadczeniu we władaniu mieczem, jeszcze pomyśli, że moją misją jest zabicie go, jak tylko upuści gardę. Jednak, czy sam fakt kim naprawdę jestem nie będzie tego powodował na samym starcie? Więc co mam do stracenia?
- Nie urodziłem się niewolnikiem – odpowiedziałem dość chłodno, spokojnie, unosząc gardę. Stanąłem dumnie, pewny siebie, tak jak powinien zrobić to prawdziwy wojownik, obnażając swoje mięśnie. – Szkolono mnie na wojownika – dodałem, robiąc kilka kroków do przodu. – Nie szkolono mnie w sferze łóżkowej. Nie miałem czasu na takie błahostki – warknąłem, zatrzymując się, gdy tylko stanąłem na środku pokoju.
- Byłem niewygodny, więc mnie usunęli. Nie muszę się tobie bardziej spowiadać – cały czas mówiłem w swym języku. Nie byłem pewien, czy powinien mu pokazywać, że znam ich język. Zawsze to jakiś as w rękawie, gdyby mieli coś ciekawego do powiedzenia. – Poza tym nie uważam, żeby ten według ciebie cudowny dzień pierwszej nocy miałby być taki cudowny, zwłaszcza z tobą.
Zdecydowanie był irytujący, chamski i bezczelny. Pewny siebie na własnym terytorium. Rozpieszczony… kogoś mi przypominał, aż za bardzo. Mego oprawcę, zdrajcę, przez którego teraz jestem tutaj. Przysięgam, że kiedyś się zemszczę. Za to wszystko.
- Jeśli masz zamiar mnie zabić, zrób to teraz – zaproponowałem, a w oczach nie było ani jednego błysku niepewności.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Bardzo uważnie obserwowałem jego mimikę, była intrygująca i bardzo wiele mi zdradzała. Ewidentnie ani trochę nie podobało się mu to miejsce i ta sytuacja. To ciekawiło mnie jeszcze bardziej. Przenikliwym chłodnym spojrzeniem badałem jego twarz i zachowanie ciała, to jak się spinał jak zaciskał dłonie. Dość długo milczał. Zastanawiał się nad odpowiedzią? Tak bym właśnie obstawiał. A kiedy zadałem mu kolejne pytanie odpowiedział w swoim języku.
- Więc niewiele wiesz o miejscu, w którym się znalazłeś.- Stwierdziłem dalej go obserwując.
Słuchałem go uważnie, więc był wojownikiem. No cudnie został nagrodzony. Jednak ta informacja była dla mnie cenniejsza niż się spodziewał. Szybko łączę koniec z końcem, ten świat jest pełen intryg. A jak tu nie wykorzystać takiego prezentu jaki dostałem od losu? Co prawda nie znałem jeszcze jego stanowiska, jednak wojownik, który został tak potraktowany nie mógł być zwykłym żołnierzykiem. Zwykły żołnierzyk nie trafiłby do mnie.
Spokojnie oparłem się pośladkami o solidny stół i przyglądałem się mężczyźnie.
- Więc pewnie nie podoba Ci się fakt, że awansowałeś na seksualnego niewolnika swojego wroga. - Mój ton zawsze jest dość chłodny jednak teraz i była w nim nuta pogardy. Już tak po prostu miałem.
- Ciekawe, czemu tak zależało im bym to ja Cię zabił. W końcu pewnie tego się spodziewali i słusznie. Twoje słowa są kuszące gdyby nie decyzja mojego wuja już byłbyś trupem. A Twoja głowa powracałaby do twej ojczyzny. Jednak dla zachowania pozornego pokoju nie mogę Cię zabić. Przynajmniej na razie. - Nie kryłem swojego wrogiego nastawienia. Słynąłem z wrogości do akielończyków. W końcu pewnie i we wrogim królestwie widzą, że od wielu lat nie miałem swego niewolnika. Odkąd zginał mój brat nienawidzę gdy ktoś pląta się po moich komnatach i przy mnie. Jednak przez tego niewolnika strasznie kusiło mnie zrobić wyjątek w swoim postępowaniu. Był ciekawy i na pewno sporo wiedział, a to interesowało mnie najbardziej. Moje przenikliwe spojrzenie zawisło na jego tęczówkach.
- Pytanie brzmi, czy będziesz mi w pełni posłuszny? Jaka jest ta Twoja cena? Skoro na życiu Ci nie zależy. - Ciekawiła mnie jego śmiałość, był albo bardzo odważny albo bardzo głupi. Wyskakiwać z takimi tekstami do następcy tronu? Zaintrygował mnie. Nie wielu jest odważnych tak się do mnie zwracać. Jednak z czystej ciekawości chciałem go wysłuchać.
- Zmora, sprawdź go. - Powiedziałem stanowczo a odrobinę mniejszy ogar wstał i ruszył w kierunku niewolnika. Stojąc przed nim stanęła na tylnych łapach i przednimi oparła się o barki mężczyzny. Wielkie masywne łapy naparły na ciało ciemnowłosego, zwierze zbliżyło łeb, tak by spojrzeć w oczy niewolnika. Obserwowałem to uważnie sam fakt, że Zmora podeszła tak blisko i pewnie był ciekawy. Ogar wyszczerzył zęby i warknął spojrzenie miał przenikliwe. Po chwili jednak się oblizała i liznęła nos mężczyzny następnie zsuwając łapy z jego barków i stając obok , obeszła go obwąchując po czym wróciła na swoje miejsce.
Interesujące zjawisko, nie mogę ufać mu w pełni, jednak ogar z jakiegoś powodu w ogóle się go nie obawia. Nie jest wrogo nastawiony, a przynajmniej nie dlatego sie tutaj znajduje, w jego słowach jest więc więcej prawdy niż mi się wydawało.(edytowane)
Leniwie podniosłem się i wyjąłem z kieszeni klucze, które dostałem od strażnika, który go wprowadził. Bez wahania podszedłem i stojąc dość blisko zacząłem rozkuwać jego nadgarstki. Kiedy kajdany upadły na ziemię pokazałem mu klucz. Oczywiście złote obręcze dalej tkwiły na jego nadgarstkach, jednak krępujące ruchy kajdany połączone łańcuchem odciążyły jego kończyny. Cóż przecież strażnicy nie zostawiliby go w pełnej swobodzie.
- Sam resztę zdejmij, nie zamierzam się schylać. - Patrzyłem z wyższością w jego oczy, nie odsunąłem się jednak, sprawdzałem jego zachowanie. Jego kostki również były skute kajdanami. Ciekawiło mnie to co zrobi po odzyskaniu swobody i czy odsunie się? W jaki sposób sięgnie po klucz kiedy dzieliła nas tak znikoma odległość.
- No i nie podałeś imienia. Zwracać się więc mam do Ciebie Damianos? Niech tak będzie. - Uśmiechnąłem się złośliwie pod nosem.
Bardzo uważnie obserwowałem jego mimikę, była intrygująca i bardzo wiele mi zdradzała. Ewidentnie ani trochę nie podobało się mu to miejsce i ta sytuacja. To ciekawiło mnie jeszcze bardziej. Przenikliwym chłodnym spojrzeniem badałem jego twarz i zachowanie ciała, to jak się spinał jak zaciskał dłonie. Dość długo milczał. Zastanawiał się nad odpowiedzią? Tak bym właśnie obstawiał. A kiedy zadałem mu kolejne pytanie odpowiedział w swoim języku.
- Więc niewiele wiesz o miejscu, w którym się znalazłeś.- Stwierdziłem dalej go obserwując.
Słuchałem go uważnie, więc był wojownikiem. No cudnie został nagrodzony. Jednak ta informacja była dla mnie cenniejsza niż się spodziewał. Szybko łączę koniec z końcem, ten świat jest pełen intryg. A jak tu nie wykorzystać takiego prezentu jaki dostałem od losu? Co prawda nie znałem jeszcze jego stanowiska, jednak wojownik, który został tak potraktowany nie mógł być zwykłym żołnierzykiem. Zwykły żołnierzyk nie trafiłby do mnie.
Spokojnie oparłem się pośladkami o solidny stół i przyglądałem się mężczyźnie.
- Więc pewnie nie podoba Ci się fakt, że awansowałeś na seksualnego niewolnika swojego wroga. - Mój ton zawsze jest dość chłodny jednak teraz i była w nim nuta pogardy. Już tak po prostu miałem.
- Ciekawe, czemu tak zależało im bym to ja Cię zabił. W końcu pewnie tego się spodziewali i słusznie. Twoje słowa są kuszące gdyby nie decyzja mojego wuja już byłbyś trupem. A Twoja głowa powracałaby do twej ojczyzny. Jednak dla zachowania pozornego pokoju nie mogę Cię zabić. Przynajmniej na razie. - Nie kryłem swojego wrogiego nastawienia. Słynąłem z wrogości do akielończyków. W końcu pewnie i we wrogim królestwie widzą, że od wielu lat nie miałem swego niewolnika. Odkąd zginał mój brat nienawidzę gdy ktoś pląta się po moich komnatach i przy mnie. Jednak przez tego niewolnika strasznie kusiło mnie zrobić wyjątek w swoim postępowaniu. Był ciekawy i na pewno sporo wiedział, a to interesowało mnie najbardziej. Moje przenikliwe spojrzenie zawisło na jego tęczówkach.
- Pytanie brzmi, czy będziesz mi w pełni posłuszny? Jaka jest ta Twoja cena? Skoro na życiu Ci nie zależy. - Ciekawiła mnie jego śmiałość, był albo bardzo odważny albo bardzo głupi. Wyskakiwać z takimi tekstami do następcy tronu? Zaintrygował mnie. Nie wielu jest odważnych tak się do mnie zwracać. Jednak z czystej ciekawości chciałem go wysłuchać.
- Zmora, sprawdź go. - Powiedziałem stanowczo a odrobinę mniejszy ogar wstał i ruszył w kierunku niewolnika. Stojąc przed nim stanęła na tylnych łapach i przednimi oparła się o barki mężczyzny. Wielkie masywne łapy naparły na ciało ciemnowłosego, zwierze zbliżyło łeb, tak by spojrzeć w oczy niewolnika. Obserwowałem to uważnie sam fakt, że Zmora podeszła tak blisko i pewnie był ciekawy. Ogar wyszczerzył zęby i warknął spojrzenie miał przenikliwe. Po chwili jednak się oblizała i liznęła nos mężczyzny następnie zsuwając łapy z jego barków i stając obok , obeszła go obwąchując po czym wróciła na swoje miejsce.
Interesujące zjawisko, nie mogę ufać mu w pełni, jednak ogar z jakiegoś powodu w ogóle się go nie obawia. Nie jest wrogo nastawiony, a przynajmniej nie dlatego sie tutaj znajduje, w jego słowach jest więc więcej prawdy niż mi się wydawało.(edytowane)
Leniwie podniosłem się i wyjąłem z kieszeni klucze, które dostałem od strażnika, który go wprowadził. Bez wahania podszedłem i stojąc dość blisko zacząłem rozkuwać jego nadgarstki. Kiedy kajdany upadły na ziemię pokazałem mu klucz. Oczywiście złote obręcze dalej tkwiły na jego nadgarstkach, jednak krępujące ruchy kajdany połączone łańcuchem odciążyły jego kończyny. Cóż przecież strażnicy nie zostawiliby go w pełnej swobodzie.
- Sam resztę zdejmij, nie zamierzam się schylać. - Patrzyłem z wyższością w jego oczy, nie odsunąłem się jednak, sprawdzałem jego zachowanie. Jego kostki również były skute kajdanami. Ciekawiło mnie to co zrobi po odzyskaniu swobody i czy odsunie się? W jaki sposób sięgnie po klucz kiedy dzieliła nas tak znikoma odległość.
- No i nie podałeś imienia. Zwracać się więc mam do Ciebie Damianos? Niech tak będzie. - Uśmiechnąłem się złośliwie pod nosem.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Przyznaje, mój błąd. Nigdy nie interesowałem się za bardzo ich kulturą, sposobem życia. Nauczyciele zawsze bili mnie papierzyskami po łbie, a czasem i gonili, lecz odpuszczali w połowie, zdyszani, mokrzy i czerwoni jak buraki. Na koniec zawsze słyszałem wyzwiska, choć nie do końca przeklinające moją osobę, a bardziej przestrzegające. Teraz rozumiem – lecz czasu nie cofnę.
Pośladki blondyna opadły na blat stołu, a ten nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Może jako książę był urodziwy, ale jego spojrzenie było paskudne. Jego gra za krztę mi nie pasowała. Pogarda, chłód, brak emocji, a jednak… niekiedy dało się dostrzec błysk. Czy to w kącikach ust, na brwi, albo w samym epicentrum oczu. Samo awansowanie na dziwkę nikogo by nie zadowoliło. Może kobietę. To ona potrafią być szalone w swej pokrętnej logice. Tylko one potrafią dostrzec jakąś drogę, którą warto podążać w takich sytuacjach. O nie jednej z nich słyszano jak potem dotarły na sam szczyt i w zemście zrównały z ziemią swych dawnych oprawców. Jednak ja nie jestem wstanie wyobrazić sobie, co ten mężczyzna może ze mną zrobić. Jestem jego wrogiem. Pragnie mnie zabić i nie kryje się z tym. Więc czy będzie miał ochotę wykorzystać mnie seksualnie? Może odda mnie na tortury swym podwładnym?
Swój wzrok przesunąłem na psa, że tak to powiem. Pięknego, potężnego, lecz nieco mniejszego od rówieśnika. Zmora, ciekawe jak zwał się drugi. Ze spokojem obserwowałem zwierzę co zrobi. Nie nastraszy mnie. Miałem okazję mierzyć się z tymi stworzeniami. Są bardzo silne, a gdy chwycą w pysk swą ofiarę, nie puszczają. Samo walenie w ich twardy łeb niewiele się zdaje.
Ogar przeniósł swój ciężar na tylne łapy i niemalże zrównał się ze mną, patrząc mi w oczy.Mimo wszystko czułem spory ciężar na swych barkach. Te stworzenia zdecydowanie były masywniejsze od typowych ogarów. Książę musiał o nie dbać, przelewać troskę… a więc nie do końca jest taki straszny jak się maluje co? Nie drgnąłem, nie spanikowałem, gdy pies postanowił obnażyć swe kły. Były wielkie, dwukrotnie większe od psich i znacznie ostrzejsze. Jednak, szybko zamknąłem oczy, gdy Zmora polizała mnie po nosie. Nienawidzę mieć mokrej twarzy, zwłaszcza od śliny kogokolwiek, czy to psiej czy ludzkiej. Odruchowo zawsze muszę się wytrzeć, z tym że nie miałem za bardzo jak, a to cholernie drażniło.
Odprowadziłem wzrokiem ogara, po czym skupiłem wzrok na podchodzącym Aradris’ie.
- Co do wcześniejszego pytania, zapewne wielu zabiłoby za bycie prezentem dla księcia, ale nie pociesza mnie fakt, że może mój pierwszy raz będzie z tobą, bo cholera wie co ze mną zrobisz – nie dokończyłem swoich słów do końca, bowiem zaczął mnie rozkuwać, choć nie w całości. Gdy nakazał mi rozkuć resztę samemu, spojrzałem na niego wymownie. Gdybym nie był na niego wrogo nastawiony, może i by mi się ta jego gra spodobała.(edytowane)
Uniosłem jedną brew ku górze, drugą lekko marszcząc. Zabrałem klucz obiema rękoma, zwalniając pierw całkowicie ręce. Potem w końcu łokciem otarłem nos, a potem przykucnąłem, równając się z jego biodrami. Nawet nie spojrzałem na jego krocze, wzrok utkwiłem w zamku, do którego wkładałem kluczyk. Zostawiając go w ostatniej kłódce, uwolniwszy się całkiem z kajdan, wstałem prostując plecy, a mój wzrok spoczął na mężczyźnie. Ogary bacznie nas obserwowały, a raczej mnie, czy nie mam zamiaru zrobić nic głupiego. Cóż, na tę chwilę nie miałem takiej potrzeby. Cały czas nasuwała mi się myśl, czy nie zostać obłąkaną kobietą dążącą do zemsty na swym bracie, a nawet kraju. On był źródłem do celu.
- Nie mam już gdzie wracać. Z mojego domu mnie wyrzucono. Zostałem niewolnikiem, więc nie mam co za bardzo targować. Jednak… - przerwałem, wpatrując się intensywnie, pewnie siebie w oczy Aradris’a.
- Chcę zostać prywatnym niewolnikiem – nie mam zamiaru dawać się każdemu. Nie chcę aby mój zbrukany już honor ucierpiał jeszcze bardziej. Jeśli mam już zostać dziwką, to tylko jednej osoby, a nie każdego w tym zamku.
- Tak to nie mam żadnej ceny – uniżyłem się, klękając na jedno kolano. Lecz wzrok nadal spoczywał na twarzy księcia. – Jestem twoim niewolnikiem. Jednak ciągle sam dla siebie jestem wojownikiem, a wojownik służy swemu panu – te słowa raniły mnie w pierś, ale poniekąd miały rację bytu. Byłem wierny swym ludziom, swojemu bratu, swej ojczyźnie, lecz zostałem zdradzony, potraktowany najgorzej jak tylko się da. Teraz jestem niewolnikiem… tajemniczego księcia, od którego aż bije….
- Damianos już nie istnieje. Mów mi Damos, albo sam nadaj imię swojemu niewolnikowi.
Przyznaje, mój błąd. Nigdy nie interesowałem się za bardzo ich kulturą, sposobem życia. Nauczyciele zawsze bili mnie papierzyskami po łbie, a czasem i gonili, lecz odpuszczali w połowie, zdyszani, mokrzy i czerwoni jak buraki. Na koniec zawsze słyszałem wyzwiska, choć nie do końca przeklinające moją osobę, a bardziej przestrzegające. Teraz rozumiem – lecz czasu nie cofnę.
Pośladki blondyna opadły na blat stołu, a ten nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Może jako książę był urodziwy, ale jego spojrzenie było paskudne. Jego gra za krztę mi nie pasowała. Pogarda, chłód, brak emocji, a jednak… niekiedy dało się dostrzec błysk. Czy to w kącikach ust, na brwi, albo w samym epicentrum oczu. Samo awansowanie na dziwkę nikogo by nie zadowoliło. Może kobietę. To ona potrafią być szalone w swej pokrętnej logice. Tylko one potrafią dostrzec jakąś drogę, którą warto podążać w takich sytuacjach. O nie jednej z nich słyszano jak potem dotarły na sam szczyt i w zemście zrównały z ziemią swych dawnych oprawców. Jednak ja nie jestem wstanie wyobrazić sobie, co ten mężczyzna może ze mną zrobić. Jestem jego wrogiem. Pragnie mnie zabić i nie kryje się z tym. Więc czy będzie miał ochotę wykorzystać mnie seksualnie? Może odda mnie na tortury swym podwładnym?
Swój wzrok przesunąłem na psa, że tak to powiem. Pięknego, potężnego, lecz nieco mniejszego od rówieśnika. Zmora, ciekawe jak zwał się drugi. Ze spokojem obserwowałem zwierzę co zrobi. Nie nastraszy mnie. Miałem okazję mierzyć się z tymi stworzeniami. Są bardzo silne, a gdy chwycą w pysk swą ofiarę, nie puszczają. Samo walenie w ich twardy łeb niewiele się zdaje.
Ogar przeniósł swój ciężar na tylne łapy i niemalże zrównał się ze mną, patrząc mi w oczy.Mimo wszystko czułem spory ciężar na swych barkach. Te stworzenia zdecydowanie były masywniejsze od typowych ogarów. Książę musiał o nie dbać, przelewać troskę… a więc nie do końca jest taki straszny jak się maluje co? Nie drgnąłem, nie spanikowałem, gdy pies postanowił obnażyć swe kły. Były wielkie, dwukrotnie większe od psich i znacznie ostrzejsze. Jednak, szybko zamknąłem oczy, gdy Zmora polizała mnie po nosie. Nienawidzę mieć mokrej twarzy, zwłaszcza od śliny kogokolwiek, czy to psiej czy ludzkiej. Odruchowo zawsze muszę się wytrzeć, z tym że nie miałem za bardzo jak, a to cholernie drażniło.
Odprowadziłem wzrokiem ogara, po czym skupiłem wzrok na podchodzącym Aradris’ie.
- Co do wcześniejszego pytania, zapewne wielu zabiłoby za bycie prezentem dla księcia, ale nie pociesza mnie fakt, że może mój pierwszy raz będzie z tobą, bo cholera wie co ze mną zrobisz – nie dokończyłem swoich słów do końca, bowiem zaczął mnie rozkuwać, choć nie w całości. Gdy nakazał mi rozkuć resztę samemu, spojrzałem na niego wymownie. Gdybym nie był na niego wrogo nastawiony, może i by mi się ta jego gra spodobała.(edytowane)
Uniosłem jedną brew ku górze, drugą lekko marszcząc. Zabrałem klucz obiema rękoma, zwalniając pierw całkowicie ręce. Potem w końcu łokciem otarłem nos, a potem przykucnąłem, równając się z jego biodrami. Nawet nie spojrzałem na jego krocze, wzrok utkwiłem w zamku, do którego wkładałem kluczyk. Zostawiając go w ostatniej kłódce, uwolniwszy się całkiem z kajdan, wstałem prostując plecy, a mój wzrok spoczął na mężczyźnie. Ogary bacznie nas obserwowały, a raczej mnie, czy nie mam zamiaru zrobić nic głupiego. Cóż, na tę chwilę nie miałem takiej potrzeby. Cały czas nasuwała mi się myśl, czy nie zostać obłąkaną kobietą dążącą do zemsty na swym bracie, a nawet kraju. On był źródłem do celu.
- Nie mam już gdzie wracać. Z mojego domu mnie wyrzucono. Zostałem niewolnikiem, więc nie mam co za bardzo targować. Jednak… - przerwałem, wpatrując się intensywnie, pewnie siebie w oczy Aradris’a.
- Chcę zostać prywatnym niewolnikiem – nie mam zamiaru dawać się każdemu. Nie chcę aby mój zbrukany już honor ucierpiał jeszcze bardziej. Jeśli mam już zostać dziwką, to tylko jednej osoby, a nie każdego w tym zamku.
- Tak to nie mam żadnej ceny – uniżyłem się, klękając na jedno kolano. Lecz wzrok nadal spoczywał na twarzy księcia. – Jestem twoim niewolnikiem. Jednak ciągle sam dla siebie jestem wojownikiem, a wojownik służy swemu panu – te słowa raniły mnie w pierś, ale poniekąd miały rację bytu. Byłem wierny swym ludziom, swojemu bratu, swej ojczyźnie, lecz zostałem zdradzony, potraktowany najgorzej jak tylko się da. Teraz jestem niewolnikiem… tajemniczego księcia, od którego aż bije….
- Damianos już nie istnieje. Mów mi Damos, albo sam nadaj imię swojemu niewolnikowi.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Coraz bardziej mnie ciekawił, miał w sobie charyzmę, jednak jeszcze dawał radę nad sobą panować. Jakoś za dobrze znosił sytuację w jakiej się znalazł. Spokojnie zniósł ocenę przez Zmorę. Nie jeden przy takiej sytuacji, by się zawahał. Prawdą więc pewnie było, że był wojownikiem. Stał twardo i prosto pomimo całej podróży jaką odbył. To ciekawe, był spokojny, a przynajmniej takiego udawał, chciałem przekroczyć granicę tego spokoju. Sprawdzić ile trzeba do wyprowadzenia go z równowagi.
Podszedłem słuchając jego słów i uwalniając jego nadgarstki z kajdan. Spojrzałem prosto w brązowe tęczówki.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc ciekawą informację, więc trafił mi się prawiczek, nietknięta jeszcze dziewica. To stwarzało nowe możliwości.
Zacząłem bacznie obserwować to czy się przede mną schyli. Ani na milimetr się od niego nie odsunąłem, by zrobić mu na to miejsce, a mimo to kucnął i uwolnił swoje kostki od kajdan.
- Ciekawa perspektywa.- Powiedziałem swobodnie chcąc go sprowokować, patrzyłem w dół, na czubek jego głowy kiedy zdejmował kajdany. Po tym wstał i spojrzał prosto na mnie. Chyba popełniłem błąd tak szybko dając mu swobodę ruchów. Uspokoił się trochę przez to. Jednak jestem cierpliwy, chyba uda mi się jakoś go zdenerwować. Nie wierzę, by tak łatwo godził się ze swoim losem. Jeszcze kilka dni temu był wojownikiem, a dziś stał jako niewolnik swojego wroga, zdradzony przez swój kraj. Musiało tkwić w nim dużo gniewu. A teraz miałem idealną okazję do zobaczenia co w nim siedzi. Zmęczony podróżą, z głową pełną myśli i nowości. To idealna chwila, jeśli dam mu odpocząć, przygotuje dobrą bajeczkę, któej będzie się trzymał.
Jego kolejne słowa były dla mnie idealną sytuacją, aby ponownie wzbudzić w nim uczucie gniewu.
- Jednak?- Dopytałem niczym od niechcenia, ale bardzo mnie ciekawiło co odpowie.
Uniosłem jedną brew, no proszę tego bym się nie spodziewał. Lekko zmarszczyłem brwi i obserwowałem jak przede mną klęka. Nie przerywałem mu, wysłuchałem go do końca. Niewiarygodne jak spokojny był.
- Nie podoba Ci się wizja bycia powszechnie dostępnym pojemnikiem na spermę. - Bardzo starannie dobierałem swoje słowa. Tutaj w swoich komnatach, nie musiałem przejmować się dworską kulturą. A to dawało mi znacznie większe możliwości.
- W sumie, wypadałoby bym użył prezentu nim go wyrzucę. Może i spełnie ten Twój warunek. - Nie hamowałem sie z niczym, a by dolać jeszcze oliwy do ognia podniosłem dłoń i jednym palcem podniosłem jego podbródek. Patrzyłem na niego z wyższością kiedy tak klęczał na odpowiedniej wysokości.
Lekko palcem pchnąłem tak by obrócił twarz najpierw w jedną stronę. a następnie w drugą.
- No nawet trafili w moje gusta, zabawnie będzie się spuszczać na taką twarz. - Przyglądałem się mu bardzo krytycznie, jakbym wybrzydzał z pośród najlepszych bogactw tego świata. Nie miałem najmniejszego zamiaru spełniać swoich słów, jednak były idealne na sprowokowanie mężczyzny, w dodatku zdradzonego wojownika, dumnego, a tak obdartego z godności. Ciekawiły mnie jego reakcję, jak to zniesie?
- Więc Damos, przysięgnij mi pełne oddanie i posłuszeństwo. - Powiedziałem niczym od niechcenia, patrząc na niego leniwym, chłodnym wzrokiem.
Coraz bardziej mnie ciekawił, miał w sobie charyzmę, jednak jeszcze dawał radę nad sobą panować. Jakoś za dobrze znosił sytuację w jakiej się znalazł. Spokojnie zniósł ocenę przez Zmorę. Nie jeden przy takiej sytuacji, by się zawahał. Prawdą więc pewnie było, że był wojownikiem. Stał twardo i prosto pomimo całej podróży jaką odbył. To ciekawe, był spokojny, a przynajmniej takiego udawał, chciałem przekroczyć granicę tego spokoju. Sprawdzić ile trzeba do wyprowadzenia go z równowagi.
Podszedłem słuchając jego słów i uwalniając jego nadgarstki z kajdan. Spojrzałem prosto w brązowe tęczówki.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc ciekawą informację, więc trafił mi się prawiczek, nietknięta jeszcze dziewica. To stwarzało nowe możliwości.
Zacząłem bacznie obserwować to czy się przede mną schyli. Ani na milimetr się od niego nie odsunąłem, by zrobić mu na to miejsce, a mimo to kucnął i uwolnił swoje kostki od kajdan.
- Ciekawa perspektywa.- Powiedziałem swobodnie chcąc go sprowokować, patrzyłem w dół, na czubek jego głowy kiedy zdejmował kajdany. Po tym wstał i spojrzał prosto na mnie. Chyba popełniłem błąd tak szybko dając mu swobodę ruchów. Uspokoił się trochę przez to. Jednak jestem cierpliwy, chyba uda mi się jakoś go zdenerwować. Nie wierzę, by tak łatwo godził się ze swoim losem. Jeszcze kilka dni temu był wojownikiem, a dziś stał jako niewolnik swojego wroga, zdradzony przez swój kraj. Musiało tkwić w nim dużo gniewu. A teraz miałem idealną okazję do zobaczenia co w nim siedzi. Zmęczony podróżą, z głową pełną myśli i nowości. To idealna chwila, jeśli dam mu odpocząć, przygotuje dobrą bajeczkę, któej będzie się trzymał.
Jego kolejne słowa były dla mnie idealną sytuacją, aby ponownie wzbudzić w nim uczucie gniewu.
- Jednak?- Dopytałem niczym od niechcenia, ale bardzo mnie ciekawiło co odpowie.
Uniosłem jedną brew, no proszę tego bym się nie spodziewał. Lekko zmarszczyłem brwi i obserwowałem jak przede mną klęka. Nie przerywałem mu, wysłuchałem go do końca. Niewiarygodne jak spokojny był.
- Nie podoba Ci się wizja bycia powszechnie dostępnym pojemnikiem na spermę. - Bardzo starannie dobierałem swoje słowa. Tutaj w swoich komnatach, nie musiałem przejmować się dworską kulturą. A to dawało mi znacznie większe możliwości.
- W sumie, wypadałoby bym użył prezentu nim go wyrzucę. Może i spełnie ten Twój warunek. - Nie hamowałem sie z niczym, a by dolać jeszcze oliwy do ognia podniosłem dłoń i jednym palcem podniosłem jego podbródek. Patrzyłem na niego z wyższością kiedy tak klęczał na odpowiedniej wysokości.
Lekko palcem pchnąłem tak by obrócił twarz najpierw w jedną stronę. a następnie w drugą.
- No nawet trafili w moje gusta, zabawnie będzie się spuszczać na taką twarz. - Przyglądałem się mu bardzo krytycznie, jakbym wybrzydzał z pośród najlepszych bogactw tego świata. Nie miałem najmniejszego zamiaru spełniać swoich słów, jednak były idealne na sprowokowanie mężczyzny, w dodatku zdradzonego wojownika, dumnego, a tak obdartego z godności. Ciekawiły mnie jego reakcję, jak to zniesie?
- Więc Damos, przysięgnij mi pełne oddanie i posłuszeństwo. - Powiedziałem niczym od niechcenia, patrząc na niego leniwym, chłodnym wzrokiem.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Na tym świecie można wyróżnić dwa rodzaje, wręcz trzy rodzaje królów. Jedni są bezinteresowni. Pomagają poddanym, służą im jak najlepiej, pragną ich zadowolenia i spełnienia. Szanują pokój i dążą do niego z innymi państwami. Tacy najszybciej wpadają w paszczę lwów. Drudzy są nieco ostrożniejsi. Udają twardych, pewnych siebie, ale i tak popełniają błędy dla swego ludu. Prowadzeni innymi rękami, również padają ofiarą lwów. Najgorsi i najpotężniejsi, są wcieleniem zła. Pewni siebie, aroganccy, dążą do celu po trupach. Lwy – bo tak ich najlepiej nazwać, zawsze patrzą na innych z góry. Ja sam zostałem owcą jednego z nich. Aradris. Jego palec był zimny, tak samo jak spojrzenie, choć uśmiech wyraźnie wskazywał na to, że dobrze się bawi poniewierając mną i drażniąc. Sprawdzał mnie? Szukał cienkiej granicy mojego opanowania? Cóż, zapewne znalazłby ją bez problemu. Gdyby nadal zależało mi na moich poddanych. Z jednej strony brat zrzucił z moich barków pewien ciężar, ale to nie zmienia faktu, iż bylem na niego gotowy, szkolony. Drań, sukinsyn! Zapłaci mi za to!
Gdy tylko skończył swą prowokację, kąciki ust wykrzywiły się ku górze. Prychnąłem, marszcząc brwi w rozbawieniu. Raczej nikt nie chciałby zostać pojemnikiem. Dla kobiety byłby to największy cios, największe poniżenie. Nie ma gorszego skwitowania drugiej osoby. Zapewne dla mężczyzn także.
- Cieszy mnie fakt, że książę dobrze się bawi – zacząłem, piorunując go swym spojrzeniem. – Takie pochlebstwa nawet potrafią miło połaskotać. Nie wiem jak u was przysięga się pełne posłuszeństwo i oddanie, ale u nas robi się za pomocą krwi – uniosłem głowę, aby w miarę wyrównać nasze spojrzenia. Byłem nieco niższy, ale w niczym mi to nie przeszkadzało.
- Nacinamy sobie skórę po wewnętrznej stronie dłoni po obu stronach i łączymy je w uścisku głosząc przyrzeczenie. Raczej Panie nie będziesz miał ochoty ranić swojej doskonałej skóry – dodałem, spoglądając na niego wyzywająco. Czy były wstanie zrobić coś takiego? W naszym świecie takie przyrzeczenie dotyczyło obu stron, choć druga osoba nie musiała jej składać dosłownie, to mimo to również miała pewnego rodzaju obowiązki. Mogła poświęcić dla dobra siebie drugą osobę, ale nie mogła oszukiwać na niekorzyść. Jednym słowem, mógł mnie posiadać, moje oddanie i posłuszeństwo za niewielką, choć istotną cenę. W każdej chwili mógłby mnie nasłać na rzeź, aby się pozbyć balastu. Przyrzeczenie ma chronić obie strony.
- A więc? – ponagliłem mężczyznę z zadowoleniem. W końcu dba o swoje zwierzątka, ogary. Jakby nie patrzyć zostałbym kolejnym do kolekcji, ale nie powinienem być aż tak dumny. Może mnie to zgubić. Nadal jestem jego wrogiem, którego nienawidzi i chciał skrócić o głowę. Wyciągnąłem swą dłoń na znak gotowości do przysięgi. Zawsze można zrobić to po jego myśli.
Na tym świecie można wyróżnić dwa rodzaje, wręcz trzy rodzaje królów. Jedni są bezinteresowni. Pomagają poddanym, służą im jak najlepiej, pragną ich zadowolenia i spełnienia. Szanują pokój i dążą do niego z innymi państwami. Tacy najszybciej wpadają w paszczę lwów. Drudzy są nieco ostrożniejsi. Udają twardych, pewnych siebie, ale i tak popełniają błędy dla swego ludu. Prowadzeni innymi rękami, również padają ofiarą lwów. Najgorsi i najpotężniejsi, są wcieleniem zła. Pewni siebie, aroganccy, dążą do celu po trupach. Lwy – bo tak ich najlepiej nazwać, zawsze patrzą na innych z góry. Ja sam zostałem owcą jednego z nich. Aradris. Jego palec był zimny, tak samo jak spojrzenie, choć uśmiech wyraźnie wskazywał na to, że dobrze się bawi poniewierając mną i drażniąc. Sprawdzał mnie? Szukał cienkiej granicy mojego opanowania? Cóż, zapewne znalazłby ją bez problemu. Gdyby nadal zależało mi na moich poddanych. Z jednej strony brat zrzucił z moich barków pewien ciężar, ale to nie zmienia faktu, iż bylem na niego gotowy, szkolony. Drań, sukinsyn! Zapłaci mi za to!
Gdy tylko skończył swą prowokację, kąciki ust wykrzywiły się ku górze. Prychnąłem, marszcząc brwi w rozbawieniu. Raczej nikt nie chciałby zostać pojemnikiem. Dla kobiety byłby to największy cios, największe poniżenie. Nie ma gorszego skwitowania drugiej osoby. Zapewne dla mężczyzn także.
- Cieszy mnie fakt, że książę dobrze się bawi – zacząłem, piorunując go swym spojrzeniem. – Takie pochlebstwa nawet potrafią miło połaskotać. Nie wiem jak u was przysięga się pełne posłuszeństwo i oddanie, ale u nas robi się za pomocą krwi – uniosłem głowę, aby w miarę wyrównać nasze spojrzenia. Byłem nieco niższy, ale w niczym mi to nie przeszkadzało.
- Nacinamy sobie skórę po wewnętrznej stronie dłoni po obu stronach i łączymy je w uścisku głosząc przyrzeczenie. Raczej Panie nie będziesz miał ochoty ranić swojej doskonałej skóry – dodałem, spoglądając na niego wyzywająco. Czy były wstanie zrobić coś takiego? W naszym świecie takie przyrzeczenie dotyczyło obu stron, choć druga osoba nie musiała jej składać dosłownie, to mimo to również miała pewnego rodzaju obowiązki. Mogła poświęcić dla dobra siebie drugą osobę, ale nie mogła oszukiwać na niekorzyść. Jednym słowem, mógł mnie posiadać, moje oddanie i posłuszeństwo za niewielką, choć istotną cenę. W każdej chwili mógłby mnie nasłać na rzeź, aby się pozbyć balastu. Przyrzeczenie ma chronić obie strony.
- A więc? – ponagliłem mężczyznę z zadowoleniem. W końcu dba o swoje zwierzątka, ogary. Jakby nie patrzyć zostałbym kolejnym do kolekcji, ale nie powinienem być aż tak dumny. Może mnie to zgubić. Nadal jestem jego wrogiem, którego nienawidzi i chciał skrócić o głowę. Wyciągnąłem swą dłoń na znak gotowości do przysięgi. Zawsze można zrobić to po jego myśli.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Patrzyłem na jego twarz, oceniałem ją. A on dalej zachowywał spokój, co więcej uśmiechnął się. Jego opanowanie było intrygujące, nie był zwykłym wojownikiem, tych dość szybko ponosi. Może dowódca? Ktoś z wyższego szczebla. W końcu nikt nie zadawałby sobie tyle trudu z wysłaniem do mnie zwykłego żołnierzyka.
Jego odpowiedź była zaskakująca. Cóż chyba bez sensu dalej w to brnąć. Skoro do tej pory zachował opanowanie i jeszcze stara się przejąć kontrolę nad sytuacją i wciągnąć mnie w swoją grę, kiedy to ja rozdawałem karty.
- Najpierw sobie zapracuj na miano mojego niewolnika. - Odparłem krótko i na temat. Po czym ostatni raz spojrzałem w jego brązowe tęczówki i się odwróciłem, wykonałem prosty gest dłonią, a większy z ogarów zawył. Nie było trzeba długo czekać. Drzwi komnaty się otworzyły, a stanęli w niej strażnicy, którzy przyprowadzili mój prezent.
- Zabierzcie go. - Wydałem prosty rozkaz, a oni już wiedzieli co z nim zrobić.
Zostałem w komnacie sam ze swoimi ogarami, wiec tak jak co wieczór zająłem się swoimi sprawami. A po części mniej przyjemnej rozsiadłem się na miękkiej kanapie i oddałem lekturze.
Następny dzień spędziłem w znacznej większość ni treningu, w końcu zapowiedziałem to wszystkim strażnikom biorącym udział w transporcie podarków. Nie bawiłem się w poszukiwanie tego, który uszkodził mój prezent, nie będzie to dobra nauczka dla nich wszystkich. Moja postawa zawsze była, prosta i twarda. Swojego zmęczenia nie mogłem okazywać podwładnym, moja postawa musiała być nienaganna.
Minął, dzień, potem drugi i trzeci. Prawie całkiem zapomniałem o istnieniu swojego niewolnika. Całkiem oddałem się codziennym obowiązkom. Dopiero dnia piątego pewne wydarzenie mi o nim przypomniało. Do tej pory na takie zabawy arystokracji udawałem się jedynie gościnnie. Ludziom z wyższych sfer doskwierała słynna nuda, dlatego lubili organizować najróżniejszego rodzaju rozrywki. Walki niewolników były jednymi z nich. Nigdy dotąd nie wystawiałem swojego zawodnika z wiadomych przyczyn. Jednak teraz, wręcz oczekiwano tego ode mnie. A jak mogłem zawieść tyle osób?
Dlatego kazałem naszykować Damosa. Służący mieli go wykąpać i ubrać, musiał w końcu jakoś wyglądać u mojego boku. Zanim wyślę go na arenę.
Siedziałem wygodnie na niewielkim podwyższeniu dla mnie przygotowanym. Znudzonym wzrokiem obserwowałem walkę po walce, oczywiście pozostałym towarzyszyły przy tym dość silne emocję. Kiedy przyprowadzono do mnie mojego niewolnika obdarzyłem go krótkim chłodnym spojrzeniem. Dobrze dobrali do niego szaty. Gestem dłoni wskazałem mu poduszkę leżącą niedaleko moich stóp.
Nie zdołał jednak długo posiedzieć u mojego boku, jeden z koordynatorów podszedł i się skłonił przede mną.
- Damos, idź i zapracuj na miano mojego niewolnika. - Moje jasne tęczówki spoczęły na jego osobie. Zwróciłem się do niego w jego języku, przez co koordynator stał chwile nie wiedząc jaki jest mój werdykt, czekał na mojego niewolnika.
Patrzyłem na jego twarz, oceniałem ją. A on dalej zachowywał spokój, co więcej uśmiechnął się. Jego opanowanie było intrygujące, nie był zwykłym wojownikiem, tych dość szybko ponosi. Może dowódca? Ktoś z wyższego szczebla. W końcu nikt nie zadawałby sobie tyle trudu z wysłaniem do mnie zwykłego żołnierzyka.
Jego odpowiedź była zaskakująca. Cóż chyba bez sensu dalej w to brnąć. Skoro do tej pory zachował opanowanie i jeszcze stara się przejąć kontrolę nad sytuacją i wciągnąć mnie w swoją grę, kiedy to ja rozdawałem karty.
- Najpierw sobie zapracuj na miano mojego niewolnika. - Odparłem krótko i na temat. Po czym ostatni raz spojrzałem w jego brązowe tęczówki i się odwróciłem, wykonałem prosty gest dłonią, a większy z ogarów zawył. Nie było trzeba długo czekać. Drzwi komnaty się otworzyły, a stanęli w niej strażnicy, którzy przyprowadzili mój prezent.
- Zabierzcie go. - Wydałem prosty rozkaz, a oni już wiedzieli co z nim zrobić.
Zostałem w komnacie sam ze swoimi ogarami, wiec tak jak co wieczór zająłem się swoimi sprawami. A po części mniej przyjemnej rozsiadłem się na miękkiej kanapie i oddałem lekturze.
Następny dzień spędziłem w znacznej większość ni treningu, w końcu zapowiedziałem to wszystkim strażnikom biorącym udział w transporcie podarków. Nie bawiłem się w poszukiwanie tego, który uszkodził mój prezent, nie będzie to dobra nauczka dla nich wszystkich. Moja postawa zawsze była, prosta i twarda. Swojego zmęczenia nie mogłem okazywać podwładnym, moja postawa musiała być nienaganna.
Minął, dzień, potem drugi i trzeci. Prawie całkiem zapomniałem o istnieniu swojego niewolnika. Całkiem oddałem się codziennym obowiązkom. Dopiero dnia piątego pewne wydarzenie mi o nim przypomniało. Do tej pory na takie zabawy arystokracji udawałem się jedynie gościnnie. Ludziom z wyższych sfer doskwierała słynna nuda, dlatego lubili organizować najróżniejszego rodzaju rozrywki. Walki niewolników były jednymi z nich. Nigdy dotąd nie wystawiałem swojego zawodnika z wiadomych przyczyn. Jednak teraz, wręcz oczekiwano tego ode mnie. A jak mogłem zawieść tyle osób?
Dlatego kazałem naszykować Damosa. Służący mieli go wykąpać i ubrać, musiał w końcu jakoś wyglądać u mojego boku. Zanim wyślę go na arenę.
Siedziałem wygodnie na niewielkim podwyższeniu dla mnie przygotowanym. Znudzonym wzrokiem obserwowałem walkę po walce, oczywiście pozostałym towarzyszyły przy tym dość silne emocję. Kiedy przyprowadzono do mnie mojego niewolnika obdarzyłem go krótkim chłodnym spojrzeniem. Dobrze dobrali do niego szaty. Gestem dłoni wskazałem mu poduszkę leżącą niedaleko moich stóp.
Nie zdołał jednak długo posiedzieć u mojego boku, jeden z koordynatorów podszedł i się skłonił przede mną.
- Damos, idź i zapracuj na miano mojego niewolnika. - Moje jasne tęczówki spoczęły na jego osobie. Zwróciłem się do niego w jego języku, przez co koordynator stał chwile nie wiedząc jaki jest mój werdykt, czekał na mojego niewolnika.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Heee? Zapracuj? Czy ja dobrze usłyszałem? Co za… jaki tupet. W tym jednym momencie zdążył mnie zirytować. Jedna brew drgnęła ku górze, ale na szczęście w tej samej chwili obrócił się na pięcie. Tak szybko jak odpowiedział na mój mały atak, tak szybko do środka wpadli strażnicy. Chwycili moje nadgarstki, zarzucili ja do tyłu i odwrócili ku wyjściu. W tym jeszcze momencie odwróciłem głowę za siebie, spoglądając zirytowany na chłopaka. Czego ja oczekuję. Wróg, niby czemu miałby traktować mnie lepiej od moich podwładnych? Powinienem chyba jemu nawet dziękować, że marnuje swój święty czas na mnie. Khe, zabawne.
Przez dłuższy czas schodziliśmy z wieży, a potem wzdłuż korytarza, przecinając główną salę i kuchnię, wyszliśmy na tyły zamku, gdzie widniał piękny ogród. Nieco dalej znajdowało się pole treningowe, a za nim… tam gdzie mnie kierowano parterowy budynek wokół którego kłębiło się od podwładnych. Inni niewolnicy? Kobiety i mężczyźni. Mój wzrok zatrzymał się na kilku pięknych osobnikach. Długowłose blondynki nosiły jedwabiste suknie, przez które prześwitywały sutki. Kilku mężczyzn było ubranych bardzo podobnie. Ci mniej ważni, nosili podobne szaty do moich, lecz w szarych barwach. Czyżby dzięki czarnym ubraniom rozróżniali mnie? Czy to jakiś status niewolnika? Nie rozumiem.
- Właź, i ani myśl o czymś głupim! – wrzucili mnie do jednego z pokoi. Był niewielki z jednym oknem, przez które wpadały promienie słońca. Stół z dwoma krzesłami, pojedyncze łóżka wyścielone sianem, na którym leżał cienki koc. Dni były upalne, więc nie było potrzeby o dodatkową pierzynę. Podłoga była z betonu, w kątach ścian wisiały pajęczyny.
Pięknie – pomyślałem, gdy zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. Strażnicy w tym czasie po kogoś zawołali. W pokoju były jeszcze jedne drzwi. Uchyliłem je, a za nimi widniała łazienka. Wanna, komoda z brudnym lustrem i wieszak na ubrania. Nie można też zapomnieć o ubikacji.
- Izaya będzie przynosił tobie posiłki. Trzy razy dziennie, a także świeżą odzież – oznajmili, robiąc miejsce niewolnikowi. Wyszedłem z łazienki, a mój wzrok przykuła para puchatych uszu na czubku głowy chłopaka. Wyglądał na dość młodego. Nie mógł mieć więcej jak 24 lata. Smukły, lecz niewychodzony, z tyłu spodni wystawał mu czarny ogon. Kosmyki kruczych włosów opadały na złociste tęczówki, zaś źrenice były mocno zwężone. W swych rękach trzymał już dwa białe ręczniki.
- Miło mi – skłonił się uprzejmie, wchodząc do środka, a strażnicy upewniwszy się, iż wszystko gra, odeszli.
- Słyszałem o tobie – uśmiechnął się niepewnie. Mówił w moim ojczystym języku. Byłem tak zaskoczony, że nie wydałem z siebie ani słowa. Lekko zaniepokojony odłożył ręczniki na stół, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Odcięli ci język? – zachichotał, a ja prędko otrząsnąłem się z hipnozy.
- Ach, nie… to znaczy… skąd znasz moją mowę? – spytałem, rozmasowując sobie kark. Nie byłem pewny, czy mogę sobie pozwolić na pełną swobodę, ale z jakiegoś powodu nie wydawał się być wrogo nastawiony. Łał. Pierwsza spotkana tu osoba nie chciała mnie zabić wzrokiem, ani nie szydziła ze mnie. Cud.
- Jestem kotołakiem, muszę znać co najmniej 2 języki – wzruszył ramionami, drapiąc się po policzku. Zachowywał się jak kot. Zdecydowanie. – Dostałem klucze od twojego… nowego domu. Mam zakaz wypuszczania cię stąd – pokazał klucz w swej szczupłej dłoni. Palce miał długie, a paznokcie szpiczaste.
- Rozumiem – uśmiechnąłem się niemrawo.
Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy o niczym. Dzięki temu zdołałem przez chwilę zapomnieć o sytuacji w jakiej się znalazłem. Kolejne dni mijały powoli. Izaya przychodził trzy razy dziennie. Jedzenie było biedne, jałowe, a porcje zdecydowanie za małe. Czas umilał mi kotołak. Zostawał nieco dłużej, opowiadając mi o swoim kraju. Niepewnie wspominałem o kulturze swego kraju, lecz nic o mnie samym. Był o dwa lata starszy ode mnie i został sprzedany nowemu panu aby spłacić dług. Jak widać każdy miał tu historię swojego życia.
Piątego dnia leżałem w łóżku, tępo wlepiając wzrok w pająka tkającego nową pajęczynę na suficie, kiedy to drzwi otworzyły się nagle. Usiadłem w mgnieniu oka z myślą, że to Izaya, ale jedynie kto stał w drzwiach, to mężczyzna znany mi pierwszego dnia w zamku. Strażnik. Zaraz po nim weszły dwie kobiety, które zaciągnęły mnie do łazienki. Dokładnie myjąc, odziały w w skórzaną zbroję z jednym naramiennikiem. Rękawiczki bezpalczaste były bardzo niewygodne. Sam pas zdawał się przywierać do bioder zbyt mocno. Zbroja?
Tak myślałem i nie myliłem się bardzo. Zabrano mnie prosto do księcia. Tak dawno nie widziałem jego chłodnego, beznamiętnego wyrazu twarzy. Aż mógłbym powiedzieć, że zatęskniłem za tą buźką. Razem z jego rozkazem, usiadłem na poduszce, spoglądając jak na arenie toczą się walki. W tle odbijały się wypielęgnowane stopy mężczyzny, co tylko przypominało mi o moim statusie i żałosnym położeniu. Gdyby widział mnie teraz ojciec…
Boje wydawały się zażarte i bardzo krwawe. Mimo to wojownicy byli niedoświadczeni. Byli niewolnikami zmuszonymi do walki? Ich brak doświadczenia był widoczny gołym okiem. Jedyni bardziej znali się na bójce, ale daleko było im do szkolonych wojowników z mojego domu.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy Aradris kazał mi walczyć. Opanowałem swe zdziwienie, z westchnięciem wstając na równe nogi.
- Patrz uważnie, mój panie – skłoniłem się teatralnie, wymachując dłonią i udałem się za strażnikiem. Po wybraniu broni i przejściu podziemnymi korytarzami, znalazłem się na piaszczystej arenie, a przede mną stanęła dwumetrowa kupa mięśni. Zmierzyłem go od góry do dołu, wyciągając z pochwy mały sztylet. Szybka broń bardziej przypadała mi do gustu choć nie była tym, w czym byłem najlepszy. Miecz. To on był mi pisany.
Zrobiłem kilka kółek, aby pokazać się widowni, mała gra wstępna, raczej widownia to lubi. Spojrzałem z pewnym siebie uśmieszkiem na przeciwnika, widząc jak go rozzłościłem. Nie minęła chwila, ktoś zadym w trąbę, a kupa mięcha ruszyła na mnie z groźnym okrzykiem. W ostatniej chwili przykucnąłem, a ostrze jego toporka ze świstem przecięło powietrze nad moją głową. W tym momencie, odbiłem się na palcach i przeskoczyłem za jego plecy, podcinając ścięgna u jednej z nóg. Mężczyzna padł na kolano, warcząc pod nosem. Mimo to wstał, kuśtykając na jedną nogę. Nie powstrzymało to go od kolejnego ataku. Tym razem zaserwował mi kilka chaotycznych wymachów, chcąc trafić w głowę, bok, czy nogi. Każdego ciosu uniknąłem, wybijając mu topór z ręki. Podciąłem i drugą nogę, zachodząc go od tyłu i powstrzymałem od kolejnej szarży, zaciskając szyję w uścisku rąk. Dusząc go, czekałem aż straci przytomność. Puściłem przeciwnika, a jego ciało bezwładnie padło na ziemię. Podniosłem jego topór i wyciskając z siebie więcej siły, rzuciłem nim prosto w ścianę areny pod moim księciem. Uniżenie ukłoniłem się przed nim, nie spuszczając żarłocznego wzroku, a kąciki ust samoistnie uniosły się delikatnie ku górze. Czy teraz zasłużyłem na być twym niewolnikiem?
Przez kolejne walki myślałem o twarzy Aradris’a. Po moim występie w jego kierunku mogłem się wiele spodziewać, ale tego? Chyba czasem powinienem się zastanowić co wyprawiam.
Spojrzałem na drżącą ze zmęczenia dłoń. Ile walk już przetrwałem? Ilu byłem zmuszony zabić? Czy to naprawdę szczytny cel, umierać jako wojownik podczas takiej walki? Uważam, że nie, ale inni zdają się tracić głowy z uśmiechem na tej piaszczystej arenie. Zza krat słyszałem jak zimna stal ociera się o siebie, odbija, aż w końcu smakuje ludzkiego ciała. Byłem na kilka bitwach, ale to… nie można nawet przybliżyć do tego. Na wojnie wszystko dozwolone? Nawet tam bywa lepsza dyscyplina niż tu.
- Wstawaj, twoja kolej – żołnież podszedł do mnie wskazując ruchem dłoni bym podniósł tyłek. Wyszedłęm na arenę, patrząc jak z oblanego czernią wejścia po drugiej stronie wyłania się przeciwnik. Był szczupły w lekkiej zbroji. Zdawał się być pewny siebie. Jego uśmieszek nie schodził mu z białej skóry. No tak, to już półfinały. Nic dziwnego, że zaczynam odczuwać zmęczenie, a z niektó:registered:ymi mam problemy. Wziąłem głęboki wdech. Jako wojownik nie mogę tu zginąć. Poczułem jak zimne powietrze zapełnia moje płuca, a dźwięk zwieszczający rozpoczęcie starcia ożywił nasze zastałe nogi.
Był bardzo zwinny. Z ledwością unikałem i parowałęm jego ataki. Byłem zdecydowanie silniejszy, ale jeden błąd i mogę stracić rękę. Jak to było? Skupienie, skupienie, obserwacja ruchów. Musi mieć jakiś powtarzalny schemat, nawyki do zachowań wroga…
Nagle zakręciło mi się w głowie, zatoczyłem się do tyłu, a mężczyzna nie zawahał się wykorzystać tej chwili. Prosto we mnie skierował ostrze. Z wielkim wysiłkiem wyciągnąłem dłoń przed siebie, nabijając ją na jego broń. Zacisnąłem zęby, aż te zazgrzytały. Drugą ręką złapałem za jego nadgarstek ściskając ją by puścił sztylet. W momencie gdy to zrobił ruszył drugą ręką, którą również chwyciłem. Siłowaliśmy się przez chwilę, a mroczki przed oczami zaczęły się nasilać. Z okrzykiem wysiłku zbliżyłem się bardziej i wymierzyłem cios głową w jego własną. Chłopak padł na ziemię, a ja sam klęknąłem podpierając się także jedną dłonią. Łapczywie łapałem powietrze, starając opanować wyczerpane ciało. Wzrok mimowolnie podążał za księciem. Czemu tak bardzo chcę wiedzieć jak na mnie patrzy, co myśli. Jak się bawi? Splunąłem krwią i wyciągnąłem sobie nóż z dłoni, wracając do ich tak zwanej poczekalni. Tam dostałem świeżej wody, opatrzyli także ranę. Byłem cały we krwi. Nie tylko własnej. Plamiłem sobie dłonie kolejnymi ludzmi.
- Damos – nagle do moihc uszu dotarł znany mi dobrze głos.
- Izaya…- wyszeptałem wymuszając na sobie uśmiech. Byłem zmęczony.
- Ledwo żyjesz, a przed tobą jeszcze finałowa walka – podał mi wodę i ręcznik. – Nie ważne który z nich wygra… ledwo stoisz na nogach – patrzyłna mnie zmartwiony. Czy tak powinno być? Czy jest to szczere?
- Jestem wojownikiem. Nie oddam tak łatwo swojej skóry. Nie tu – prychnąłem, milknąc już. Musiałem oszczędzać siły. Ze skupieniem czekałem na ostatnią walkę. Rany bolały, a opatrunki powoli robiły się czerwone od krwi.
Po godzinie i zapowiedzi wyszedłem na arenę. Ludzie gwizdali i wiwatowali podnieceni tą chwilą. Ciekawe ilu z nich było po mojej stronie. Zapewne nikt. W końcu jestem ich wrogiem. Pewnie nie mogą się doczekać, aż moja głowa odpadnie od reszty ciała.
- Nie myślałem, że będzie mi dane walczyć z Akielończykiem – dumny, wymachiwał mieczem. Sam również wybrałem tę broń. Nie mogłem wymachiwać w finale jakimś nożykiem. Byłem zbyt zmęczony, a po tym drugim nie było niczego widać. Z okrzykiem swojej determinacji ruszyliśmy na siebie, choć nie od razu. Nasze ostrza skrzyżowały się, a my mieliśmy okazję spojrzeć sobie prosto w oczy. Jego styl był podobny do mojego. Tak jakby miał doświadczenie, styczność z moim…ludem. Nie spuszczaliśmy z siebie spojrzenia. Cios za ciosem, oboje trafialiśmy się w ręce czy nogi, czasem nasze bronie muskały również żebra. Dyszaliśmy, a pot spływał po napiętych mięśniach.
Zapracować na bycie niewolnikiem… za kogo on się uważa? Za bóstwo? Co z tego przywileju tak naprawdę będę miał? Czym będę się wyróżniał? Czy to wystarczy na jakąkolwiek zmianę, czy nawet to mordowanie na pokaz będzie zbyt mało, aby zadowolić księcia? Hańba… mój honor dalej jest plamiony.
- Gin! – krzyknął, a ja zamarłem, stojąc w osłupieniu. Poczułem ciepło, a zarazem chłód. Ostrze miecza wbiło się głęboko w brzuch. Umrę? Uniosłem wzrok na zadowolonego z siebie przeciwnika. Nie mogę. Nie mogę tu zginąć! Mam swój cel! Chcę… chcę zemsty! Pragnę zemsty! Nie mogę przegrać na samym początku!
Z gniewem wścieklej bestii zacisnąłem ręce na mieczu równie mocno wbijając się w niego i nim on sam zdążył cokolwiek jeszcze zrobić, rozprułem go, a flaki wyleciały na ziemię. Z uśmiechem na twarzy padłym na plecy, spoglądając na wolno płynące obłoki.
- Wygrałem – wyszeptałem, przymykając powieki. Były takie ciężkie…
Heee? Zapracuj? Czy ja dobrze usłyszałem? Co za… jaki tupet. W tym jednym momencie zdążył mnie zirytować. Jedna brew drgnęła ku górze, ale na szczęście w tej samej chwili obrócił się na pięcie. Tak szybko jak odpowiedział na mój mały atak, tak szybko do środka wpadli strażnicy. Chwycili moje nadgarstki, zarzucili ja do tyłu i odwrócili ku wyjściu. W tym jeszcze momencie odwróciłem głowę za siebie, spoglądając zirytowany na chłopaka. Czego ja oczekuję. Wróg, niby czemu miałby traktować mnie lepiej od moich podwładnych? Powinienem chyba jemu nawet dziękować, że marnuje swój święty czas na mnie. Khe, zabawne.
Przez dłuższy czas schodziliśmy z wieży, a potem wzdłuż korytarza, przecinając główną salę i kuchnię, wyszliśmy na tyły zamku, gdzie widniał piękny ogród. Nieco dalej znajdowało się pole treningowe, a za nim… tam gdzie mnie kierowano parterowy budynek wokół którego kłębiło się od podwładnych. Inni niewolnicy? Kobiety i mężczyźni. Mój wzrok zatrzymał się na kilku pięknych osobnikach. Długowłose blondynki nosiły jedwabiste suknie, przez które prześwitywały sutki. Kilku mężczyzn było ubranych bardzo podobnie. Ci mniej ważni, nosili podobne szaty do moich, lecz w szarych barwach. Czyżby dzięki czarnym ubraniom rozróżniali mnie? Czy to jakiś status niewolnika? Nie rozumiem.
- Właź, i ani myśl o czymś głupim! – wrzucili mnie do jednego z pokoi. Był niewielki z jednym oknem, przez które wpadały promienie słońca. Stół z dwoma krzesłami, pojedyncze łóżka wyścielone sianem, na którym leżał cienki koc. Dni były upalne, więc nie było potrzeby o dodatkową pierzynę. Podłoga była z betonu, w kątach ścian wisiały pajęczyny.
Pięknie – pomyślałem, gdy zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. Strażnicy w tym czasie po kogoś zawołali. W pokoju były jeszcze jedne drzwi. Uchyliłem je, a za nimi widniała łazienka. Wanna, komoda z brudnym lustrem i wieszak na ubrania. Nie można też zapomnieć o ubikacji.
- Izaya będzie przynosił tobie posiłki. Trzy razy dziennie, a także świeżą odzież – oznajmili, robiąc miejsce niewolnikowi. Wyszedłem z łazienki, a mój wzrok przykuła para puchatych uszu na czubku głowy chłopaka. Wyglądał na dość młodego. Nie mógł mieć więcej jak 24 lata. Smukły, lecz niewychodzony, z tyłu spodni wystawał mu czarny ogon. Kosmyki kruczych włosów opadały na złociste tęczówki, zaś źrenice były mocno zwężone. W swych rękach trzymał już dwa białe ręczniki.
- Miło mi – skłonił się uprzejmie, wchodząc do środka, a strażnicy upewniwszy się, iż wszystko gra, odeszli.
- Słyszałem o tobie – uśmiechnął się niepewnie. Mówił w moim ojczystym języku. Byłem tak zaskoczony, że nie wydałem z siebie ani słowa. Lekko zaniepokojony odłożył ręczniki na stół, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Odcięli ci język? – zachichotał, a ja prędko otrząsnąłem się z hipnozy.
- Ach, nie… to znaczy… skąd znasz moją mowę? – spytałem, rozmasowując sobie kark. Nie byłem pewny, czy mogę sobie pozwolić na pełną swobodę, ale z jakiegoś powodu nie wydawał się być wrogo nastawiony. Łał. Pierwsza spotkana tu osoba nie chciała mnie zabić wzrokiem, ani nie szydziła ze mnie. Cud.
- Jestem kotołakiem, muszę znać co najmniej 2 języki – wzruszył ramionami, drapiąc się po policzku. Zachowywał się jak kot. Zdecydowanie. – Dostałem klucze od twojego… nowego domu. Mam zakaz wypuszczania cię stąd – pokazał klucz w swej szczupłej dłoni. Palce miał długie, a paznokcie szpiczaste.
- Rozumiem – uśmiechnąłem się niemrawo.
Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy o niczym. Dzięki temu zdołałem przez chwilę zapomnieć o sytuacji w jakiej się znalazłem. Kolejne dni mijały powoli. Izaya przychodził trzy razy dziennie. Jedzenie było biedne, jałowe, a porcje zdecydowanie za małe. Czas umilał mi kotołak. Zostawał nieco dłużej, opowiadając mi o swoim kraju. Niepewnie wspominałem o kulturze swego kraju, lecz nic o mnie samym. Był o dwa lata starszy ode mnie i został sprzedany nowemu panu aby spłacić dług. Jak widać każdy miał tu historię swojego życia.
Piątego dnia leżałem w łóżku, tępo wlepiając wzrok w pająka tkającego nową pajęczynę na suficie, kiedy to drzwi otworzyły się nagle. Usiadłem w mgnieniu oka z myślą, że to Izaya, ale jedynie kto stał w drzwiach, to mężczyzna znany mi pierwszego dnia w zamku. Strażnik. Zaraz po nim weszły dwie kobiety, które zaciągnęły mnie do łazienki. Dokładnie myjąc, odziały w w skórzaną zbroję z jednym naramiennikiem. Rękawiczki bezpalczaste były bardzo niewygodne. Sam pas zdawał się przywierać do bioder zbyt mocno. Zbroja?
Tak myślałem i nie myliłem się bardzo. Zabrano mnie prosto do księcia. Tak dawno nie widziałem jego chłodnego, beznamiętnego wyrazu twarzy. Aż mógłbym powiedzieć, że zatęskniłem za tą buźką. Razem z jego rozkazem, usiadłem na poduszce, spoglądając jak na arenie toczą się walki. W tle odbijały się wypielęgnowane stopy mężczyzny, co tylko przypominało mi o moim statusie i żałosnym położeniu. Gdyby widział mnie teraz ojciec…
Boje wydawały się zażarte i bardzo krwawe. Mimo to wojownicy byli niedoświadczeni. Byli niewolnikami zmuszonymi do walki? Ich brak doświadczenia był widoczny gołym okiem. Jedyni bardziej znali się na bójce, ale daleko było im do szkolonych wojowników z mojego domu.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy Aradris kazał mi walczyć. Opanowałem swe zdziwienie, z westchnięciem wstając na równe nogi.
- Patrz uważnie, mój panie – skłoniłem się teatralnie, wymachując dłonią i udałem się za strażnikiem. Po wybraniu broni i przejściu podziemnymi korytarzami, znalazłem się na piaszczystej arenie, a przede mną stanęła dwumetrowa kupa mięśni. Zmierzyłem go od góry do dołu, wyciągając z pochwy mały sztylet. Szybka broń bardziej przypadała mi do gustu choć nie była tym, w czym byłem najlepszy. Miecz. To on był mi pisany.
Zrobiłem kilka kółek, aby pokazać się widowni, mała gra wstępna, raczej widownia to lubi. Spojrzałem z pewnym siebie uśmieszkiem na przeciwnika, widząc jak go rozzłościłem. Nie minęła chwila, ktoś zadym w trąbę, a kupa mięcha ruszyła na mnie z groźnym okrzykiem. W ostatniej chwili przykucnąłem, a ostrze jego toporka ze świstem przecięło powietrze nad moją głową. W tym momencie, odbiłem się na palcach i przeskoczyłem za jego plecy, podcinając ścięgna u jednej z nóg. Mężczyzna padł na kolano, warcząc pod nosem. Mimo to wstał, kuśtykając na jedną nogę. Nie powstrzymało to go od kolejnego ataku. Tym razem zaserwował mi kilka chaotycznych wymachów, chcąc trafić w głowę, bok, czy nogi. Każdego ciosu uniknąłem, wybijając mu topór z ręki. Podciąłem i drugą nogę, zachodząc go od tyłu i powstrzymałem od kolejnej szarży, zaciskając szyję w uścisku rąk. Dusząc go, czekałem aż straci przytomność. Puściłem przeciwnika, a jego ciało bezwładnie padło na ziemię. Podniosłem jego topór i wyciskając z siebie więcej siły, rzuciłem nim prosto w ścianę areny pod moim księciem. Uniżenie ukłoniłem się przed nim, nie spuszczając żarłocznego wzroku, a kąciki ust samoistnie uniosły się delikatnie ku górze. Czy teraz zasłużyłem na być twym niewolnikiem?
Przez kolejne walki myślałem o twarzy Aradris’a. Po moim występie w jego kierunku mogłem się wiele spodziewać, ale tego? Chyba czasem powinienem się zastanowić co wyprawiam.
Spojrzałem na drżącą ze zmęczenia dłoń. Ile walk już przetrwałem? Ilu byłem zmuszony zabić? Czy to naprawdę szczytny cel, umierać jako wojownik podczas takiej walki? Uważam, że nie, ale inni zdają się tracić głowy z uśmiechem na tej piaszczystej arenie. Zza krat słyszałem jak zimna stal ociera się o siebie, odbija, aż w końcu smakuje ludzkiego ciała. Byłem na kilka bitwach, ale to… nie można nawet przybliżyć do tego. Na wojnie wszystko dozwolone? Nawet tam bywa lepsza dyscyplina niż tu.
- Wstawaj, twoja kolej – żołnież podszedł do mnie wskazując ruchem dłoni bym podniósł tyłek. Wyszedłęm na arenę, patrząc jak z oblanego czernią wejścia po drugiej stronie wyłania się przeciwnik. Był szczupły w lekkiej zbroji. Zdawał się być pewny siebie. Jego uśmieszek nie schodził mu z białej skóry. No tak, to już półfinały. Nic dziwnego, że zaczynam odczuwać zmęczenie, a z niektó:registered:ymi mam problemy. Wziąłem głęboki wdech. Jako wojownik nie mogę tu zginąć. Poczułem jak zimne powietrze zapełnia moje płuca, a dźwięk zwieszczający rozpoczęcie starcia ożywił nasze zastałe nogi.
Był bardzo zwinny. Z ledwością unikałem i parowałęm jego ataki. Byłem zdecydowanie silniejszy, ale jeden błąd i mogę stracić rękę. Jak to było? Skupienie, skupienie, obserwacja ruchów. Musi mieć jakiś powtarzalny schemat, nawyki do zachowań wroga…
Nagle zakręciło mi się w głowie, zatoczyłem się do tyłu, a mężczyzna nie zawahał się wykorzystać tej chwili. Prosto we mnie skierował ostrze. Z wielkim wysiłkiem wyciągnąłem dłoń przed siebie, nabijając ją na jego broń. Zacisnąłem zęby, aż te zazgrzytały. Drugą ręką złapałem za jego nadgarstek ściskając ją by puścił sztylet. W momencie gdy to zrobił ruszył drugą ręką, którą również chwyciłem. Siłowaliśmy się przez chwilę, a mroczki przed oczami zaczęły się nasilać. Z okrzykiem wysiłku zbliżyłem się bardziej i wymierzyłem cios głową w jego własną. Chłopak padł na ziemię, a ja sam klęknąłem podpierając się także jedną dłonią. Łapczywie łapałem powietrze, starając opanować wyczerpane ciało. Wzrok mimowolnie podążał za księciem. Czemu tak bardzo chcę wiedzieć jak na mnie patrzy, co myśli. Jak się bawi? Splunąłem krwią i wyciągnąłem sobie nóż z dłoni, wracając do ich tak zwanej poczekalni. Tam dostałem świeżej wody, opatrzyli także ranę. Byłem cały we krwi. Nie tylko własnej. Plamiłem sobie dłonie kolejnymi ludzmi.
- Damos – nagle do moihc uszu dotarł znany mi dobrze głos.
- Izaya…- wyszeptałem wymuszając na sobie uśmiech. Byłem zmęczony.
- Ledwo żyjesz, a przed tobą jeszcze finałowa walka – podał mi wodę i ręcznik. – Nie ważne który z nich wygra… ledwo stoisz na nogach – patrzyłna mnie zmartwiony. Czy tak powinno być? Czy jest to szczere?
- Jestem wojownikiem. Nie oddam tak łatwo swojej skóry. Nie tu – prychnąłem, milknąc już. Musiałem oszczędzać siły. Ze skupieniem czekałem na ostatnią walkę. Rany bolały, a opatrunki powoli robiły się czerwone od krwi.
Po godzinie i zapowiedzi wyszedłem na arenę. Ludzie gwizdali i wiwatowali podnieceni tą chwilą. Ciekawe ilu z nich było po mojej stronie. Zapewne nikt. W końcu jestem ich wrogiem. Pewnie nie mogą się doczekać, aż moja głowa odpadnie od reszty ciała.
- Nie myślałem, że będzie mi dane walczyć z Akielończykiem – dumny, wymachiwał mieczem. Sam również wybrałem tę broń. Nie mogłem wymachiwać w finale jakimś nożykiem. Byłem zbyt zmęczony, a po tym drugim nie było niczego widać. Z okrzykiem swojej determinacji ruszyliśmy na siebie, choć nie od razu. Nasze ostrza skrzyżowały się, a my mieliśmy okazję spojrzeć sobie prosto w oczy. Jego styl był podobny do mojego. Tak jakby miał doświadczenie, styczność z moim…ludem. Nie spuszczaliśmy z siebie spojrzenia. Cios za ciosem, oboje trafialiśmy się w ręce czy nogi, czasem nasze bronie muskały również żebra. Dyszaliśmy, a pot spływał po napiętych mięśniach.
Zapracować na bycie niewolnikiem… za kogo on się uważa? Za bóstwo? Co z tego przywileju tak naprawdę będę miał? Czym będę się wyróżniał? Czy to wystarczy na jakąkolwiek zmianę, czy nawet to mordowanie na pokaz będzie zbyt mało, aby zadowolić księcia? Hańba… mój honor dalej jest plamiony.
- Gin! – krzyknął, a ja zamarłem, stojąc w osłupieniu. Poczułem ciepło, a zarazem chłód. Ostrze miecza wbiło się głęboko w brzuch. Umrę? Uniosłem wzrok na zadowolonego z siebie przeciwnika. Nie mogę. Nie mogę tu zginąć! Mam swój cel! Chcę… chcę zemsty! Pragnę zemsty! Nie mogę przegrać na samym początku!
Z gniewem wścieklej bestii zacisnąłem ręce na mieczu równie mocno wbijając się w niego i nim on sam zdążył cokolwiek jeszcze zrobić, rozprułem go, a flaki wyleciały na ziemię. Z uśmiechem na twarzy padłym na plecy, spoglądając na wolno płynące obłoki.
- Wygrałem – wyszeptałem, przymykając powieki. Były takie ciężkie…
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Obdarzyłem go spokojnym spojrzeniem kiedy wstawał. Nie obawiałem się jakiejś paniki z jego strony i chęci ucieczki. Za wiele osób tu było. Odprowadziłem go spojrzeniem przynajmniej na niewielki kawałek. Nie mogłem przecież okazywać nadmiernego zainteresowania niewolnikowi.
Kiedy ujrzałem go na arenie jasne było, że był wojownikiem. Nie kłamał. Poruszał się swobodnie po arenie,a widok większego przeciwnika jedynie jakby go ucieszył niż zmartwił.
Obserwowałem w jaki sposób trzyma broń, jak uderza, jaki styl obiera. To było przydatne, chciałem poznać każdy cal ich stylu walki. W końcu był to styl walki wroga. Prawie z łatwością mu przyszło pokonanie tego Veranina. Zmarszczyłem jedynie lekko brwi.
Nie okazywałem zadowolenia, ani niezadowolenia. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, tak jak to miałem w zwyczaju.
Nawet nie spojrzałem na topór, który utkwił w ścianie areny pod moimi nogami. Mój obojętny wzrok skupiony był na mym niewolniku. Podparłem brodę o dłoń, delikatnie stukajac palcem o policzek. No cóż zobaczmy jak pójdzie mu dalej.
Druga walka, potem trzecia. Zwyciężał...
- Wasza Wysokość wygląda na znudzonego, nie podobają się walki?- Spokojnie zwróciłem twarz na starszego ode mnie mężczyznę. Był to wysoko postawiony hrabia koło trzydziestki. Towarzyszył mu niewolnik, blond włosy chłopak pewnie w moim wieku.
- A nie byłoby ciekawiej, jakby zabrać im broń?- Powiedziałem spokojnie spoglądając na Hrabiego.
- A co jakby zabrać im broń i ubrania?- Obdarzyłem jego twarz leniwym spojrzeniem, uśmiechał się czekał na moją reakcję. Wiedziałem o czym mówił, co prawda wcześniej tylko raz pojawiłem się na tego typu rozrywce. Śmietanka towarzyska i dość niecodzienne widowisko. Nigdy ono do mnie nie przemawiało. Moje spojrzenie zatrzymało się, na dumnie prezentującym się akielońskim niewolniku.
- Kiedy są najbliższe zawody?- Spytałem krótko.
- Dwa tygodnie panie. - Skinąłem głową, na znak przyjęcia tej informacji i juz nic nie odpowiadałem. Rozważałem to. Choć możliwe, że akielończyk zginie jeszcze dziś. W końcu czy moją winą będzie jeśli polegnie w walce? Jakoś przełknę te porażkę, jako jego właściciel.
Półfinały dostarczyły nam wielu emocji. Z zaciekawieniem patrzyłem jak jego dłoń ląduje nabita na sztylet przeciwnika, a mimo to sobie poradził. Miałem nieco skwaszoną minę, jednak tylko przez ułamek sekundy. Naprawdę mężczyzna sobie radził. Miałem co do tego mieszane uczucia. Hrabia obok mi gratulował, a ja bez entuzjazmu mu odpowiadałem.
No i nadeszła walka finałowa. Uważnie obserwowałem zmęczonego akielończyka, był już zmęczony i poraniony, a mimo to hardo wyszedł na arenę. Ich pojedynek był wyrównany, ich style były do siebie zbliżone.
Zacisnąłem mocniej dłoń na podłokietniku swojego siedziska, kiedy miecz przebił Damosa. Czyżby to był koniec? No i wtedy losy walki zupełnie się odwróciły. Przeciwnik akielończyka padł z wyprutymi flakami, a mój podarek dalej stał na chwiejnych nogach.
Po tym jak ogłoszono jego zwycięstwo padł. Ciekawe czy to przeżyję? W ogóle czemu mnie to obchodziło? Chyba z czystej ciekawości, w końcu chciałem wiedzieć, czy będę, miał go dalej na głowie czy nie.
- Wyśmienite widowisko! Akielończycy nadają się jedynie do walki, liczę, że ujrzę go jeszcze kiedyś na arenie. - Stwierdził Hrabia, a ja przeniosłem na niego spojrzenie.
- O ile, wyliże rany.- Odparłem pozostawiając go bez ostatecznej odpowiedzi. Jeśli wystawię, rannego niewolnika, uznają, że celowo się chce go pozbyć. A nie mogłem pozwolić sobie na takie oskarżenia.
Odprowadziłem wzrokiem nieprzytomnego niewolnika, którego właśnie wynoszono z areny, a kiedy zniknął posiedziałem jeszcze kilka chwil jak pozotali i opuściłem to miejsce.
Poleciłem medykowi zająć się Damosem, jednak sam do niego nie zajrzałem. Minęło kilka dni, w których wróciłem do swojego codziennego trybu.
Raz na jakiś czas otrzymywałem raport od medyka dotyczący stanu mojego niewolnika. Minęło dziesięć dni i już dochodził do siebie. Czas najwyższy by zaczął wykonywać swoje obowiązki.
Kazałem go przyprowadzić do królewskich łaźni. Pomieszczenie było przestronne, z wieloma zdobieniami, środek niczym prywatny basen wypełniony ciepłą, wodą, od której było parno w powietrzu. Do tego dochodziły liczne zapachy olejków i aromatów, które dodawane były do wody. Kiedy go wprowadzono zostaliśmy sami, nie odwracałem się w jego stronę, stałem i patrzyłem na wodę. Jedynie uniosłem lekko dłoń tak by miał łatwy dostęp do mojego nadgarstka i by dać mu jasny znak, czego od niego oczekiwałem. Na nadgarstku znajdowały się pierwsze wiązania verańskiego stroju.
Obdarzyłem go spokojnym spojrzeniem kiedy wstawał. Nie obawiałem się jakiejś paniki z jego strony i chęci ucieczki. Za wiele osób tu było. Odprowadziłem go spojrzeniem przynajmniej na niewielki kawałek. Nie mogłem przecież okazywać nadmiernego zainteresowania niewolnikowi.
Kiedy ujrzałem go na arenie jasne było, że był wojownikiem. Nie kłamał. Poruszał się swobodnie po arenie,a widok większego przeciwnika jedynie jakby go ucieszył niż zmartwił.
Obserwowałem w jaki sposób trzyma broń, jak uderza, jaki styl obiera. To było przydatne, chciałem poznać każdy cal ich stylu walki. W końcu był to styl walki wroga. Prawie z łatwością mu przyszło pokonanie tego Veranina. Zmarszczyłem jedynie lekko brwi.
Nie okazywałem zadowolenia, ani niezadowolenia. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, tak jak to miałem w zwyczaju.
Nawet nie spojrzałem na topór, który utkwił w ścianie areny pod moimi nogami. Mój obojętny wzrok skupiony był na mym niewolniku. Podparłem brodę o dłoń, delikatnie stukajac palcem o policzek. No cóż zobaczmy jak pójdzie mu dalej.
Druga walka, potem trzecia. Zwyciężał...
- Wasza Wysokość wygląda na znudzonego, nie podobają się walki?- Spokojnie zwróciłem twarz na starszego ode mnie mężczyznę. Był to wysoko postawiony hrabia koło trzydziestki. Towarzyszył mu niewolnik, blond włosy chłopak pewnie w moim wieku.
- A nie byłoby ciekawiej, jakby zabrać im broń?- Powiedziałem spokojnie spoglądając na Hrabiego.
- A co jakby zabrać im broń i ubrania?- Obdarzyłem jego twarz leniwym spojrzeniem, uśmiechał się czekał na moją reakcję. Wiedziałem o czym mówił, co prawda wcześniej tylko raz pojawiłem się na tego typu rozrywce. Śmietanka towarzyska i dość niecodzienne widowisko. Nigdy ono do mnie nie przemawiało. Moje spojrzenie zatrzymało się, na dumnie prezentującym się akielońskim niewolniku.
- Kiedy są najbliższe zawody?- Spytałem krótko.
- Dwa tygodnie panie. - Skinąłem głową, na znak przyjęcia tej informacji i juz nic nie odpowiadałem. Rozważałem to. Choć możliwe, że akielończyk zginie jeszcze dziś. W końcu czy moją winą będzie jeśli polegnie w walce? Jakoś przełknę te porażkę, jako jego właściciel.
Półfinały dostarczyły nam wielu emocji. Z zaciekawieniem patrzyłem jak jego dłoń ląduje nabita na sztylet przeciwnika, a mimo to sobie poradził. Miałem nieco skwaszoną minę, jednak tylko przez ułamek sekundy. Naprawdę mężczyzna sobie radził. Miałem co do tego mieszane uczucia. Hrabia obok mi gratulował, a ja bez entuzjazmu mu odpowiadałem.
No i nadeszła walka finałowa. Uważnie obserwowałem zmęczonego akielończyka, był już zmęczony i poraniony, a mimo to hardo wyszedł na arenę. Ich pojedynek był wyrównany, ich style były do siebie zbliżone.
Zacisnąłem mocniej dłoń na podłokietniku swojego siedziska, kiedy miecz przebił Damosa. Czyżby to był koniec? No i wtedy losy walki zupełnie się odwróciły. Przeciwnik akielończyka padł z wyprutymi flakami, a mój podarek dalej stał na chwiejnych nogach.
Po tym jak ogłoszono jego zwycięstwo padł. Ciekawe czy to przeżyję? W ogóle czemu mnie to obchodziło? Chyba z czystej ciekawości, w końcu chciałem wiedzieć, czy będę, miał go dalej na głowie czy nie.
- Wyśmienite widowisko! Akielończycy nadają się jedynie do walki, liczę, że ujrzę go jeszcze kiedyś na arenie. - Stwierdził Hrabia, a ja przeniosłem na niego spojrzenie.
- O ile, wyliże rany.- Odparłem pozostawiając go bez ostatecznej odpowiedzi. Jeśli wystawię, rannego niewolnika, uznają, że celowo się chce go pozbyć. A nie mogłem pozwolić sobie na takie oskarżenia.
Odprowadziłem wzrokiem nieprzytomnego niewolnika, którego właśnie wynoszono z areny, a kiedy zniknął posiedziałem jeszcze kilka chwil jak pozotali i opuściłem to miejsce.
Poleciłem medykowi zająć się Damosem, jednak sam do niego nie zajrzałem. Minęło kilka dni, w których wróciłem do swojego codziennego trybu.
Raz na jakiś czas otrzymywałem raport od medyka dotyczący stanu mojego niewolnika. Minęło dziesięć dni i już dochodził do siebie. Czas najwyższy by zaczął wykonywać swoje obowiązki.
Kazałem go przyprowadzić do królewskich łaźni. Pomieszczenie było przestronne, z wieloma zdobieniami, środek niczym prywatny basen wypełniony ciepłą, wodą, od której było parno w powietrzu. Do tego dochodziły liczne zapachy olejków i aromatów, które dodawane były do wody. Kiedy go wprowadzono zostaliśmy sami, nie odwracałem się w jego stronę, stałem i patrzyłem na wodę. Jedynie uniosłem lekko dłoń tak by miał łatwy dostęp do mojego nadgarstka i by dać mu jasny znak, czego od niego oczekiwałem. Na nadgarstku znajdowały się pierwsze wiązania verańskiego stroju.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Nie wiem ile dni minęło zanim oprzytomniałem z głębokiego snu. Godziny, dni, czas był nieistotny, a ból niemiłosierny. Cały czas ciało piekło, pulsowało, aż do upierdliwego bólu. Sen zdawał się być dobrą odmianą i ucieczką od rzeczywistości. Dlatego tez pozwalałem ciału odpoczywać po ciężkich starciach na areny. Sam nie byłem pewien, czy w ogóle przeżyję. Czy książę zainteresuje się ranami swojego niewolnika, który... zapracował na to aby nim zostać? Pierwsze uniesienie powiek było najgorsze. Nawet lekkie oświetlenie zdawało się palić oczy. Podnosiłem ciało powoli do pozycji siedzącej, a mimo to zawroty głowy nieustannie temu towarzyszyły. Mój stan z dnia na dzień polepszał się, ale nie wiedziałem co dalej. Co mnie czeka. Życie w niepewności odbijało się ciągłym echem w głowie i nawet wizyty Izayi nic nie pomagały. Gdy zaczynałem być zdolny chodzić i funkcjonować w miarę normalnie, zostałem wezwany do Aradris'a. Przełknąłem głośno ślinę i posłusznie poszedłem za jednym z niewolników. Wszedłem do parnej łaźni, nadal owinięty na dłoni, a także w pasie bandażami. Powoli podszedłem do księcia, który wpatrywał się w wodę. Słychać było tylko spokojnie falującą wodę, a także moje kroki. Nie baczyłem na to aby zachowywać się cicho. Gdy tylko przystanąłem zza jego plecami, ten uniósł jednoznacznie dłoń, wskazując tym samym sznurki odzienia. Zmarszczyłem lekko niezadowolony brwi. Czy on zamierzał...?
Nie dokończyłem swoich myśli. Swawolnie, bez pośpiechu sięgnąłem palcami po sznurki, ciągnąc za nie i rozwiązując powoli wiązanie. Kawałek po kawałku, tak aby szaty odziewające księcia zsunęły się z niego, po jego dobrze wyrzeźbionej sylwetce. Pierwszy raz widziałem go nago. Muszę przyznać, że był niedorzecznie przystojny.
- Jak podobała się walka? - spytałem, spoglądając tym razem na czuprynę blondyna.
Nie wiem ile dni minęło zanim oprzytomniałem z głębokiego snu. Godziny, dni, czas był nieistotny, a ból niemiłosierny. Cały czas ciało piekło, pulsowało, aż do upierdliwego bólu. Sen zdawał się być dobrą odmianą i ucieczką od rzeczywistości. Dlatego tez pozwalałem ciału odpoczywać po ciężkich starciach na areny. Sam nie byłem pewien, czy w ogóle przeżyję. Czy książę zainteresuje się ranami swojego niewolnika, który... zapracował na to aby nim zostać? Pierwsze uniesienie powiek było najgorsze. Nawet lekkie oświetlenie zdawało się palić oczy. Podnosiłem ciało powoli do pozycji siedzącej, a mimo to zawroty głowy nieustannie temu towarzyszyły. Mój stan z dnia na dzień polepszał się, ale nie wiedziałem co dalej. Co mnie czeka. Życie w niepewności odbijało się ciągłym echem w głowie i nawet wizyty Izayi nic nie pomagały. Gdy zaczynałem być zdolny chodzić i funkcjonować w miarę normalnie, zostałem wezwany do Aradris'a. Przełknąłem głośno ślinę i posłusznie poszedłem za jednym z niewolników. Wszedłem do parnej łaźni, nadal owinięty na dłoni, a także w pasie bandażami. Powoli podszedłem do księcia, który wpatrywał się w wodę. Słychać było tylko spokojnie falującą wodę, a także moje kroki. Nie baczyłem na to aby zachowywać się cicho. Gdy tylko przystanąłem zza jego plecami, ten uniósł jednoznacznie dłoń, wskazując tym samym sznurki odzienia. Zmarszczyłem lekko niezadowolony brwi. Czy on zamierzał...?
Nie dokończyłem swoich myśli. Swawolnie, bez pośpiechu sięgnąłem palcami po sznurki, ciągnąc za nie i rozwiązując powoli wiązanie. Kawałek po kawałku, tak aby szaty odziewające księcia zsunęły się z niego, po jego dobrze wyrzeźbionej sylwetce. Pierwszy raz widziałem go nago. Muszę przyznać, że był niedorzecznie przystojny.
- Jak podobała się walka? - spytałem, spoglądając tym razem na czuprynę blondyna.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Stałem spokojnie niczym się nie przejmując. Spojrzenie skupione było na stojącej w zbiorniku wodzie, nie była idealnie błękitna, kolor miała bardziej mleczny, dolane było sporo specyfików, które korzystnie miały wpływać na moje ciało. Rozluźniać, odprężać, nawet tutejsze zapachy koiły nerwy.
Od razu wiedziałem, że wszedł akielończyk, jego kroki były głośne, charakterystyczne. Każdy inny z mojej służby czy podwładnych w tym miejscu szedłby na palcach, by nie zakłócać mojego spokoju. Każdy, poza nim. Nie odwracałem się, kiedy stał tuż za mną, jedynie uniosłem dłoń by wyrażnie i jasno pokazać cel, w jakim tu przybył. Zbędne były słowa.
Mój wzrok nie odwyrwał się od wody. Byłem zamyślony. Pozwalałem mu wykonać całą czynność i w tym nie przeszkadzałem.
Kiedy ostatni fragment mojej garderoby został zdjęty chciałem bez zwłocznie wejść do wody, ale zatrzymało mnie jego pytanie. Obróciłem lekko twarz w jego kieunku, nadal milczałem.
- Zwyciężyłeś. Choć wielu w tym i ja życzyło Ci porażki. - Byłem dla niego surowy, nie kreyłem się ze swoją wrogością od samego początku. Odwróciłem ciało w jego stronę. Staojąc nieco bokiem.
- Mimo wszystko ostateczny wynik uznajmy, że mnie zadowala. W końcu dla mnie zwyciężyłeś. A w nagrodę, zabiorę Ciębyś mi towarzyszył podczas wyjazdu dyplomatycznego do Stygii. - Patrzyłem na niego bez emocji, nie pokazywałem co siedzi mi w głowie. Wzrok przeniosłem na jego owinięty bok, a potem dłoń.
- Jak goją się Twoje rany? Nie chciałbym być zabrudził czystą wodę swoją krwią. - Nie krępowała mnie moja nagość, w końcu od tego byli niewolnicy i służący, od dbania o swych panów, od ich pielęgnowania. Choć nie korzystałem z takich usług od dawna, to i tak zachowywałem się pewnie i swobodnie.
Stałem spokojnie niczym się nie przejmując. Spojrzenie skupione było na stojącej w zbiorniku wodzie, nie była idealnie błękitna, kolor miała bardziej mleczny, dolane było sporo specyfików, które korzystnie miały wpływać na moje ciało. Rozluźniać, odprężać, nawet tutejsze zapachy koiły nerwy.
Od razu wiedziałem, że wszedł akielończyk, jego kroki były głośne, charakterystyczne. Każdy inny z mojej służby czy podwładnych w tym miejscu szedłby na palcach, by nie zakłócać mojego spokoju. Każdy, poza nim. Nie odwracałem się, kiedy stał tuż za mną, jedynie uniosłem dłoń by wyrażnie i jasno pokazać cel, w jakim tu przybył. Zbędne były słowa.
Mój wzrok nie odwyrwał się od wody. Byłem zamyślony. Pozwalałem mu wykonać całą czynność i w tym nie przeszkadzałem.
Kiedy ostatni fragment mojej garderoby został zdjęty chciałem bez zwłocznie wejść do wody, ale zatrzymało mnie jego pytanie. Obróciłem lekko twarz w jego kieunku, nadal milczałem.
- Zwyciężyłeś. Choć wielu w tym i ja życzyło Ci porażki. - Byłem dla niego surowy, nie kreyłem się ze swoją wrogością od samego początku. Odwróciłem ciało w jego stronę. Staojąc nieco bokiem.
- Mimo wszystko ostateczny wynik uznajmy, że mnie zadowala. W końcu dla mnie zwyciężyłeś. A w nagrodę, zabiorę Ciębyś mi towarzyszył podczas wyjazdu dyplomatycznego do Stygii. - Patrzyłem na niego bez emocji, nie pokazywałem co siedzi mi w głowie. Wzrok przeniosłem na jego owinięty bok, a potem dłoń.
- Jak goją się Twoje rany? Nie chciałbym być zabrudził czystą wodę swoją krwią. - Nie krępowała mnie moja nagość, w końcu od tego byli niewolnicy i służący, od dbania o swych panów, od ich pielęgnowania. Choć nie korzystałem z takich usług od dawna, to i tak zachowywałem się pewnie i swobodnie.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Nie oczekiwałem cudownych, niesamowitych wiwatów i aplauzów. Nawet nie dziwiło mnie to, że z taką niechęcią i szczerością książę mnie zdeptał. Mimo wszystko jego słowa w połączeniu z chłodną miną jakoś zabolały. Walczyłem o życie. Dla siebie - przede wszystkim. Jednak liczyłem na jakąś większą nagrodę. Może źle to ująłem, ale ta odpowiedź nie była fakcjonująca. Nie dla mnie. Nie dla wojownika. Nie dla zepchniętego z obiecanego tronu księcia. Spadkobiercy.
Wzdrygnąłem się, gdy blondyn odwrócił się w moją stronę. Nie spodziewałem się tego, albo po prostu nie chciałem tego. Mimowolnie mój wzrok podążył ku dołowi. Nie tak, że tylko jedno miejsce mnie interesowało. Zmierzyłem go nagiego od stóp po czubek głowy. Szaty w których chodził ukrywały nieco jego sylwetki. Teraz widziałem ją całą i dokładnie. Ale... czy to dobrze?
Nagle zapaliła mi się czerwona lampka. Przecież jesteśmy tu sami. Jest ciepło, z każdej strony otaczała nas para, a w powietrzu rozpylone były olejki. To... to chyba nie ten moment, prawda? Nie chcę. Nie jestem gotowy! nigdy nie byłem i nie będę! Nie chcę żeby...
- Stygia? - w sumie bardziej powtórzyłem swoje słowa niżeli zapytałem.
- Dobrze. Rany są zamknięte, ale zabroniono mi jeszcze nadwyrężać się - dodałem po prędku, patrząc na niego pytająco. Nie miałem pojęcia co mu chodziło po głowie. Sam tworzyłem już najczarniejsze scenariusze. Tylko bardziej nakręcałem swój niepokój, który nie mógł wyjść na światło dzienne. Gdyby to tylko zauważył, wykorzystałby to.
- Opowiesz mi coś o Stygii? - spytałem, aby jakoś podtrzymać rozmowę. Nie żebym bardzo tego pragnął, ale jakiś temat zawsze jest lepszy od ciszy.
Nie oczekiwałem cudownych, niesamowitych wiwatów i aplauzów. Nawet nie dziwiło mnie to, że z taką niechęcią i szczerością książę mnie zdeptał. Mimo wszystko jego słowa w połączeniu z chłodną miną jakoś zabolały. Walczyłem o życie. Dla siebie - przede wszystkim. Jednak liczyłem na jakąś większą nagrodę. Może źle to ująłem, ale ta odpowiedź nie była fakcjonująca. Nie dla mnie. Nie dla wojownika. Nie dla zepchniętego z obiecanego tronu księcia. Spadkobiercy.
Wzdrygnąłem się, gdy blondyn odwrócił się w moją stronę. Nie spodziewałem się tego, albo po prostu nie chciałem tego. Mimowolnie mój wzrok podążył ku dołowi. Nie tak, że tylko jedno miejsce mnie interesowało. Zmierzyłem go nagiego od stóp po czubek głowy. Szaty w których chodził ukrywały nieco jego sylwetki. Teraz widziałem ją całą i dokładnie. Ale... czy to dobrze?
Nagle zapaliła mi się czerwona lampka. Przecież jesteśmy tu sami. Jest ciepło, z każdej strony otaczała nas para, a w powietrzu rozpylone były olejki. To... to chyba nie ten moment, prawda? Nie chcę. Nie jestem gotowy! nigdy nie byłem i nie będę! Nie chcę żeby...
- Stygia? - w sumie bardziej powtórzyłem swoje słowa niżeli zapytałem.
- Dobrze. Rany są zamknięte, ale zabroniono mi jeszcze nadwyrężać się - dodałem po prędku, patrząc na niego pytająco. Nie miałem pojęcia co mu chodziło po głowie. Sam tworzyłem już najczarniejsze scenariusze. Tylko bardziej nakręcałem swój niepokój, który nie mógł wyjść na światło dzienne. Gdyby to tylko zauważył, wykorzystałby to.
- Opowiesz mi coś o Stygii? - spytałem, aby jakoś podtrzymać rozmowę. Nie żebym bardzo tego pragnął, ale jakiś temat zawsze jest lepszy od ciszy.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Nie krępowała mnie jego obecność i moja nagość. Byłem przyzwyczajony do towarzystwa służących i niewolników, choć od bardzo dawna nie korzystałem z ich usług. Co zmieniło się w tym temacie? Sam nie wiedziałem. Jednak skoro już miałem niewolnika, nie mogłem mu pozwolić na całodniowe wylegiwanie się.
Przyglądałem się jego twarzy. Widziałem jak mi się przyglądał, jak brązowe tęczówki podążały po moim ciele, a ja dumnie stałem.
- Tak Stygia. - Potwierdziłem kiedy powtórzył nazwę kraju, o którym wspomniałem. Widziałem jego niezadowoloną minę moimi wcześniejszymi słowami. Nie kryłem swojej niechęci do niego, jednak to przejęcie mnie zaintrygowało. Nie podobała mu się moja odpowiedź, czyżby oczekiwał czegoś innego? Może jakiejś pochwały? Zabawne.
- Dobrze, zwykła kąpiel nie powinna Cię nadwyrężyć. Prawda?- Znacząco zmniejszyłem dystans między nami. Chwyciłem jego podbródek i go uniosłem tak by wygodniej spojrzeć mu w oczy.
- Rozbierz się i do mnie dołącz.- Powiedziałem swobodnie i się od niego odsunąłem zabierając dłoń.
Powoli ruszyłem do wody, schodząc stopień po stopniu i zanurzając ciało w przyjemnej, ciepłej wodzie.
- Stygia to nasi sąsiedzi, od lat utrzymujemy między naszymi krajami pokój. I co roku wzajemnie odwiedzamy swoje kraje urządzając uroczystość na cześć traktatu pokojowego, dla jego pielęgnacji i podtrzymania. - Mówiłem swobodnie. Nie była to żadna tajemnica, jednak domyślałem się, że wojownik może mieć małe pojęcie o zarysie politycznym między krajami innymi poza ostrą sytuacją między Akielos a Vere.
- To dość spokojny i zrównoważony kraj. O starych tradycjach, które pielęgnowane są po dziś dzień. - Zanurzyłem swoje ciało do pasa i obejrzałem się przez ramię na swojego niewolnika.
Nie krępowała mnie jego obecność i moja nagość. Byłem przyzwyczajony do towarzystwa służących i niewolników, choć od bardzo dawna nie korzystałem z ich usług. Co zmieniło się w tym temacie? Sam nie wiedziałem. Jednak skoro już miałem niewolnika, nie mogłem mu pozwolić na całodniowe wylegiwanie się.
Przyglądałem się jego twarzy. Widziałem jak mi się przyglądał, jak brązowe tęczówki podążały po moim ciele, a ja dumnie stałem.
- Tak Stygia. - Potwierdziłem kiedy powtórzył nazwę kraju, o którym wspomniałem. Widziałem jego niezadowoloną minę moimi wcześniejszymi słowami. Nie kryłem swojej niechęci do niego, jednak to przejęcie mnie zaintrygowało. Nie podobała mu się moja odpowiedź, czyżby oczekiwał czegoś innego? Może jakiejś pochwały? Zabawne.
- Dobrze, zwykła kąpiel nie powinna Cię nadwyrężyć. Prawda?- Znacząco zmniejszyłem dystans między nami. Chwyciłem jego podbródek i go uniosłem tak by wygodniej spojrzeć mu w oczy.
- Rozbierz się i do mnie dołącz.- Powiedziałem swobodnie i się od niego odsunąłem zabierając dłoń.
Powoli ruszyłem do wody, schodząc stopień po stopniu i zanurzając ciało w przyjemnej, ciepłej wodzie.
- Stygia to nasi sąsiedzi, od lat utrzymujemy między naszymi krajami pokój. I co roku wzajemnie odwiedzamy swoje kraje urządzając uroczystość na cześć traktatu pokojowego, dla jego pielęgnacji i podtrzymania. - Mówiłem swobodnie. Nie była to żadna tajemnica, jednak domyślałem się, że wojownik może mieć małe pojęcie o zarysie politycznym między krajami innymi poza ostrą sytuacją między Akielos a Vere.
- To dość spokojny i zrównoważony kraj. O starych tradycjach, które pielęgnowane są po dziś dzień. - Zanurzyłem swoje ciało do pasa i obejrzałem się przez ramię na swojego niewolnika.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Nie podobało mi się to uczucie, kiedy jasno i wyraźnie zdawał się pokazywać kto tu rządzi. Bycie niewolnikiem nie było przyjemne. W sumie jakby teraz się zastanowić, czemu chciałem pochwały ode niego? Pragnąłem coś mu udowodnić? Sam nie wiem. Jednakże nie mogłem za bardzo debatować. Z ciężkim westchnięciem od pary wodnej, rozebrałem się do naga. Bycie gołym przed innym mężczyzną było dosyć nieprzyjemne. Dziwne, zwłaszcza, że z przyjaciółmi nie raz szliśmy na sauny i nie miałem z tym problemu. Czy to przez niego? Czy to on budzi we mnie w jakiś sposób zażenowanie?
- Nigdy tam nie byłem czysto dyplomatycznie - to stwierdzenie było dość oczywiste. Nigdy tam nie byłem bez ubranej zbroi. Mimo to chciałem jakoś zagadać. Cisza była jeszcze bardziej krępująca od samej jego obecności.
Ostrożnie zszedłem po schodkach do wody. Była tak gorąca, że musiałem przystanąć z pierwszym krokiem. Stopy zawsze były zimne, więc jakakolwiek zmiana temperatury graniczyła się z poparzeniem. Gdy tylko oswoiłem się do ciepła, wszedłem już cały, opierając się dosyć daleko od samego księcia. W końcu jestem niewolnikiem, choć to nie był jedyny powód.
Nie podobało mi się to uczucie, kiedy jasno i wyraźnie zdawał się pokazywać kto tu rządzi. Bycie niewolnikiem nie było przyjemne. W sumie jakby teraz się zastanowić, czemu chciałem pochwały ode niego? Pragnąłem coś mu udowodnić? Sam nie wiem. Jednakże nie mogłem za bardzo debatować. Z ciężkim westchnięciem od pary wodnej, rozebrałem się do naga. Bycie gołym przed innym mężczyzną było dosyć nieprzyjemne. Dziwne, zwłaszcza, że z przyjaciółmi nie raz szliśmy na sauny i nie miałem z tym problemu. Czy to przez niego? Czy to on budzi we mnie w jakiś sposób zażenowanie?
- Nigdy tam nie byłem czysto dyplomatycznie - to stwierdzenie było dość oczywiste. Nigdy tam nie byłem bez ubranej zbroi. Mimo to chciałem jakoś zagadać. Cisza była jeszcze bardziej krępująca od samej jego obecności.
Ostrożnie zszedłem po schodkach do wody. Była tak gorąca, że musiałem przystanąć z pierwszym krokiem. Stopy zawsze były zimne, więc jakakolwiek zmiana temperatury graniczyła się z poparzeniem. Gdy tylko oswoiłem się do ciepła, wszedłem już cały, opierając się dosyć daleko od samego księcia. W końcu jestem niewolnikiem, choć to nie był jedyny powód.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Wyglądałem jakbym praktycznie ignorował jego obecność tutaj. Ja jednak bardzo uważnie słuchałem. Każdego jego słowa, słuchałem kiedy się porusza, byłem obrócony do niego plecami więc jedynie nasłuchiwałem jego poczynań,
- Więc w jakich celach skoro nie dyplomatycznych?- Podłapałem rozpoczęty przez niego temat. A kiedy słyszałem jak się zbliża do wody powoli się obróciłem w jego kierunku. Omiotłem jego ciało swoim krytycznym spojrzeniem. Był dobrze zbudowany, niewolnicy tak nie wyglądają. Wielu z arystokratów pewnie, by mi zazdrościło. Po jego walce zapewne już zazdroszczą. Ja jednak dalej czułem w sobie gniew i wrogość do jego nacji. W końcu jak wiele krzywdy uczynił mi jego kraj. Skoro był wojownikiem to kto wie, może brał udział w bitwie, kiedy straciłem ojca i brata.
Po krótkiej chwili straciłem nim zainteresowanie. Mój wzrok przeniósł się na olejki i specyfiki służące do pielęgnacji i mycia ciała poukładane w zgrabnych flakonikach na wyrzeźbionej półce na brzegu.
- Preferuję ten w złotym flakonie. - Powiedziałem mu jedynie informacyjnie. Dla mnie oczywiste było w jakim celu go tu zawołałem. Niewolnicy w końcu byli głównie od dbania o swoich panów, w każdym aspekcie życia. Zanurzyłem się w wodzie namaczając ciało do szyi i wstałem woda sięgała za pas. Przymrużyłem na chwilę oczy i bardzo leniwym geście spojrzałem na mężczyznę.
- Miałeś kiedyś do czynienia z Daminosem? Może walczyłeś w jego armii?- Spytałem spokojnie. Chciałem nieco więcej dowiedzieć się o mężczyźnie, ale nie chciałem pokazywać swojego nadmiernego zainteresowania. Pytanie wiec zadałem dopiero kiedy zapadła niezręczna cisza.
Wyglądałem jakbym praktycznie ignorował jego obecność tutaj. Ja jednak bardzo uważnie słuchałem. Każdego jego słowa, słuchałem kiedy się porusza, byłem obrócony do niego plecami więc jedynie nasłuchiwałem jego poczynań,
- Więc w jakich celach skoro nie dyplomatycznych?- Podłapałem rozpoczęty przez niego temat. A kiedy słyszałem jak się zbliża do wody powoli się obróciłem w jego kierunku. Omiotłem jego ciało swoim krytycznym spojrzeniem. Był dobrze zbudowany, niewolnicy tak nie wyglądają. Wielu z arystokratów pewnie, by mi zazdrościło. Po jego walce zapewne już zazdroszczą. Ja jednak dalej czułem w sobie gniew i wrogość do jego nacji. W końcu jak wiele krzywdy uczynił mi jego kraj. Skoro był wojownikiem to kto wie, może brał udział w bitwie, kiedy straciłem ojca i brata.
Po krótkiej chwili straciłem nim zainteresowanie. Mój wzrok przeniósł się na olejki i specyfiki służące do pielęgnacji i mycia ciała poukładane w zgrabnych flakonikach na wyrzeźbionej półce na brzegu.
- Preferuję ten w złotym flakonie. - Powiedziałem mu jedynie informacyjnie. Dla mnie oczywiste było w jakim celu go tu zawołałem. Niewolnicy w końcu byli głównie od dbania o swoich panów, w każdym aspekcie życia. Zanurzyłem się w wodzie namaczając ciało do szyi i wstałem woda sięgała za pas. Przymrużyłem na chwilę oczy i bardzo leniwym geście spojrzałem na mężczyznę.
- Miałeś kiedyś do czynienia z Daminosem? Może walczyłeś w jego armii?- Spytałem spokojnie. Chciałem nieco więcej dowiedzieć się o mężczyźnie, ale nie chciałem pokazywać swojego nadmiernego zainteresowania. Pytanie wiec zadałem dopiero kiedy zapadła niezręczna cisza.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Wolałem przemilczeć pierwsze pytanie mężczyzny. Powiedzenie, dlaczego tam byłem, nie była dobrym pomyłem, a z pewnością nie w tym momencie. Tak czy inaczej, mogłem zliczyć na jednej ręce moje wizyty w tamtym kraju. Nie było ich wielu. Kątem oka spojrzałem na półkę z fiolkami. Ciekawiły mnie ich zapachy. Jak bardzo różniły się od naszych i czy był ciekawsze. Leniwie, aby nie okazać zbyt dużego zainteresowania, zacząłem przeglądać fiolki z olejkami. Wziąłem jedną, powąchałem, a potem kolejno. Jednak nie ruszyłem złotej, o której mówił książę.
- Miałem - odpowiedziałem po chwili zastanowienia, spoglądając na blondyna, gdy pod nosem miałem jeden z flakoników. Powąchałem ostatni raz i odłożyłem. Nie patrząc na niego, zastanawiałem się, czy warto mówić mu cokolwiek. Wszystkie takowe informacje byłyby kłamstwem, ale czy nie warto tego zrobić? Aby żyć? Zapewne moja cisza nie wróżyła nic dobrego, a jedynie przedłużała niezręczną ciszę. Musiałem coś powiedzieć. Choć nie miałem ochoty.
- Walczyłem, ale wolałbym o tym nie mówić. Niedawno zostałem niewolnikiem, nie chcę mówić o swym kraju. Zwłaszcza o Daminosie. Czemu pytasz? - spytałem, zastanawiając się, co powinienem teraz zrobić. Jako niewolnik. Jego sługa.
- Poza tym... nie mam doświadczenia w byciu niewolnikiem. Wolałbym, abyś jasno mówił, czego ode mnie wymagasz w danym momencie - dodałem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Tafle wody tak spokojnie bujały, odbiły światło, a para smugała moje ciało. Było duszno, parno, a zapachy uderzały do nozdrzy.
Wolałem przemilczeć pierwsze pytanie mężczyzny. Powiedzenie, dlaczego tam byłem, nie była dobrym pomyłem, a z pewnością nie w tym momencie. Tak czy inaczej, mogłem zliczyć na jednej ręce moje wizyty w tamtym kraju. Nie było ich wielu. Kątem oka spojrzałem na półkę z fiolkami. Ciekawiły mnie ich zapachy. Jak bardzo różniły się od naszych i czy był ciekawsze. Leniwie, aby nie okazać zbyt dużego zainteresowania, zacząłem przeglądać fiolki z olejkami. Wziąłem jedną, powąchałem, a potem kolejno. Jednak nie ruszyłem złotej, o której mówił książę.
- Miałem - odpowiedziałem po chwili zastanowienia, spoglądając na blondyna, gdy pod nosem miałem jeden z flakoników. Powąchałem ostatni raz i odłożyłem. Nie patrząc na niego, zastanawiałem się, czy warto mówić mu cokolwiek. Wszystkie takowe informacje byłyby kłamstwem, ale czy nie warto tego zrobić? Aby żyć? Zapewne moja cisza nie wróżyła nic dobrego, a jedynie przedłużała niezręczną ciszę. Musiałem coś powiedzieć. Choć nie miałem ochoty.
- Walczyłem, ale wolałbym o tym nie mówić. Niedawno zostałem niewolnikiem, nie chcę mówić o swym kraju. Zwłaszcza o Daminosie. Czemu pytasz? - spytałem, zastanawiając się, co powinienem teraz zrobić. Jako niewolnik. Jego sługa.
- Poza tym... nie mam doświadczenia w byciu niewolnikiem. Wolałbym, abyś jasno mówił, czego ode mnie wymagasz w danym momencie - dodałem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Tafle wody tak spokojnie bujały, odbiły światło, a para smugała moje ciało. Było duszno, parno, a zapachy uderzały do nozdrzy.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Starałem się nie okazywać mu jakiegoś szczególnego zainteresowania. W końcu był tylko akielońskim niewolnikiem, nie zwrócił bym swojej uwagi na innego niewolnika czemu więc poświęcałem jemu więcej swojej uwagi? Ten fakt irytował samego mnie. Nie odpowiedział mi na pierwsze pytanie, katem oka spoglądałem jak podchodzi do pułku z fiolkami i zaczyna przeglądać każdy z zapachów. Były tam najróżniejsze środki do pielęgnacji ciała, od mydeł po olejki. Wszystko co z najwyższą jakością miało zadbać o stan mojej skóry.
Kiedy w końcu zaczął mówić odwróciłem się w jego kierunku i obserwowałem milcząc do póki nie skończył.
- Chciałem wiedzieć jak zginął. - Odparłem na jego pytanie. To mnie interesowało i w żaden sposób nie byłem w stanie odsunąć od siebie tych myśli. Coś na co czekałem tylelat, do czego się przygotowywałem stało się samo bez mojego udziału gdzieś tam na dalekich ziemiach.
Przy jego kolejnym oznajmieniu prychnąłem pod nosem. Podszedłem do niego powoli. Oparłem się o półkę z fiolkami zamykając jego ciało między swoimi podpartymi ramionami.
- A w jakim celu wzywałbym Cię do łaźni? Byś dotrzymał mi towarzystwa?- Patrzyłem na jego twarz, mój ton był odrobinę rozbawiony, jakbym rozmawiał z nierozumnym dzieckiem.
Skupiony byłem na jego piwnych oczach.
- Jesteś niewolnikiem, który ma dbać o dobry stan swojego pana. Więc łap za wskazany flakonik i zajmij się moim ciałem. Potrzebujesz jeszcze konkretniejszych instrukcji?- Patrzyłem intensywnie w jego oczy niwelując odległość między nami. Czekałem chwilę na odpowiedź z jego strony, ale po upływie kilku sekund sam się odsunąłem i oddaliłem kawałek odwracając do niego plecami. Na nowo zanurzyłem ciało po szyję, by na mokrej skórze mydliny lepiej się pieniły.
Starałem się nie okazywać mu jakiegoś szczególnego zainteresowania. W końcu był tylko akielońskim niewolnikiem, nie zwrócił bym swojej uwagi na innego niewolnika czemu więc poświęcałem jemu więcej swojej uwagi? Ten fakt irytował samego mnie. Nie odpowiedział mi na pierwsze pytanie, katem oka spoglądałem jak podchodzi do pułku z fiolkami i zaczyna przeglądać każdy z zapachów. Były tam najróżniejsze środki do pielęgnacji ciała, od mydeł po olejki. Wszystko co z najwyższą jakością miało zadbać o stan mojej skóry.
Kiedy w końcu zaczął mówić odwróciłem się w jego kierunku i obserwowałem milcząc do póki nie skończył.
- Chciałem wiedzieć jak zginął. - Odparłem na jego pytanie. To mnie interesowało i w żaden sposób nie byłem w stanie odsunąć od siebie tych myśli. Coś na co czekałem tylelat, do czego się przygotowywałem stało się samo bez mojego udziału gdzieś tam na dalekich ziemiach.
Przy jego kolejnym oznajmieniu prychnąłem pod nosem. Podszedłem do niego powoli. Oparłem się o półkę z fiolkami zamykając jego ciało między swoimi podpartymi ramionami.
- A w jakim celu wzywałbym Cię do łaźni? Byś dotrzymał mi towarzystwa?- Patrzyłem na jego twarz, mój ton był odrobinę rozbawiony, jakbym rozmawiał z nierozumnym dzieckiem.
Skupiony byłem na jego piwnych oczach.
- Jesteś niewolnikiem, który ma dbać o dobry stan swojego pana. Więc łap za wskazany flakonik i zajmij się moim ciałem. Potrzebujesz jeszcze konkretniejszych instrukcji?- Patrzyłem intensywnie w jego oczy niwelując odległość między nami. Czekałem chwilę na odpowiedź z jego strony, ale po upływie kilku sekund sam się odsunąłem i oddaliłem kawałek odwracając do niego plecami. Na nowo zanurzyłem ciało po szyję, by na mokrej skórze mydliny lepiej się pieniły.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Jak zginął? Szkoda, że nadal żyje. Z pewnością ta wieść by go ucieszyła, zaś druga o tym kim jestem jeszcze bardziej i bez wahania sięgnąłby po broń. Nie mogę, zdecydowanie nie mogę zdradzić kim jestem.
Przełknąłem głośno ślinę, ledwo pozbywając guli w gardle. Jego podła bliskość otępiała mój umysł, a ciało napinało się mimowolnie. Nie było to jednak spięcie takie jak podczas walki. Niezręczność? Zawstydzenie? Nie byłem pewien co mam o tym myśleć. Zwłaszcza o tym uczuciu w podbrzuszu, gdy zakleszczył mnie tak dziwacznie.
- Nigdy nie byłem niewolnikiem. Urodzony byłem do walki - odpowiedziałem, gdy tylko puścił mnie z uścisków pytona. Pozwoliłem mu siedzieć w wodzie do momentu aż nie sięgnąłem po fiolkę z wskazanym wcześniej olejkiem i zatrzymałem się za jego plecami. Odrobinę wylałem na dłoń, roztarłem i opuszkami palca zacząłem delikatny masaż z wcieraniem olejku. Tak zawsze robiła mi Nerva.
- Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz?
Jak zginął? Szkoda, że nadal żyje. Z pewnością ta wieść by go ucieszyła, zaś druga o tym kim jestem jeszcze bardziej i bez wahania sięgnąłby po broń. Nie mogę, zdecydowanie nie mogę zdradzić kim jestem.
Przełknąłem głośno ślinę, ledwo pozbywając guli w gardle. Jego podła bliskość otępiała mój umysł, a ciało napinało się mimowolnie. Nie było to jednak spięcie takie jak podczas walki. Niezręczność? Zawstydzenie? Nie byłem pewien co mam o tym myśleć. Zwłaszcza o tym uczuciu w podbrzuszu, gdy zakleszczył mnie tak dziwacznie.
- Nigdy nie byłem niewolnikiem. Urodzony byłem do walki - odpowiedziałem, gdy tylko puścił mnie z uścisków pytona. Pozwoliłem mu siedzieć w wodzie do momentu aż nie sięgnąłem po fiolkę z wskazanym wcześniej olejkiem i zatrzymałem się za jego plecami. Odrobinę wylałem na dłoń, roztarłem i opuszkami palca zacząłem delikatny masaż z wcieraniem olejku. Tak zawsze robiła mi Nerva.
- Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz?
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Aradris
Ta sytuacja była nowa i dla mnie. Nie byłem w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatni raz korzystałem z usług niewolnika bądź służącego w kąpieli. Po co go tu ściągnąłem? To dobre pytanie. Miałem wiele motywów. Od chęci dowiedzenia się więcej na jego temat. Sprawdzenia go w różnych sytuacjach. Po poniżenie go, musiało to być uwłaczające dla wojownika usługiwać.
Odszedłem kawałek zanurzając się w wodzie. Kiedy Damos się zbliżył spojrzałem na niego przez ramię kątem oka. Nie chciałem poświęcać mu nadmiernej uwagi, a przynajmniej nie okazywać tego. Obserwowanie go było dla mnie całkiem przydatne, jednak on nie musiał tego wiedzieć. Wolałem gdy uważał, że traktowałem go jak powietrze. Prawie ignorując jego obecność. W końcu w ten sposób traktowało się niewolników. Byli tylko mało znaczącym elementem w pomieszczeniu.
Stałem spokojnie, jednak moje mięśnie odruchowo się spęły kiedy poczułem jego dłoń. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na takie reakcję i już po chwili moje ciało było odprężone i rozluźnione.
Patrzyłem na taflę wody przed siebie, nie wykonywałem żadnych ruchów ciekaw coon będzie robić. Gdyby nie był akielończykiem mógłbym przyznać, że nie robi tego nie umiejętnie. Jego palce w przyjemny sposób wpływały na mój organizm umilając czas kąpieli.
Po jego słowach moje mięśnie na krótką sekundę się spięły.
- A jakie mam mieć odczucia do człowieka, który najechał mój kraj, w swej chciwości zabił następcę tronu, broniącego swych ziem i swych ludzi, a przelanej krwi było mu mało i ze swym wojskiem wtargnął dalej w skutek czego życie stracił i król Vere. - Mówiłem spokojnie potrafiłem nad sobą panować, zagłuszanie własnych emocji miałem opanowane do perfekcji.
- Jak miałbym nie nienawidzić człowieka, który zamordował moją jedyną i najbliższą rodzinę. Po to by odebrać nam kawałek ziemi. - Nie odwracałem się do niego mówiłem patrząc przed siebie.
- Od kilku lat przygotowywałem się, by odebrać mu te zagarnięte nam ziemię, by odebrać mu jego ziemię, a gdy straciłby już wszystko i wszystkich zabiłbym jego. Planowałem dla niego długą śmierć, niestety los mu tego oszczędził. Jednakże jego kraj nadal istnieje, a ja dopilnuję, by przestał. - Zaczynając mówić odwróciłem się do niego powoli. Patrzyłem prosto w oczy. Dusiłem w sobie gniew i ból, który chwilę widoczny był w moich oczach. Jasny kolor tak dobrze odzwierciedlał chód i cierpienie. Latami tym żyłem, żyłem tą zemstą, a teraz to jakby utraciłem. Musiałem na nowo zaplanować wszystko. Zaplanować swe życie. Unikałem tronu, teraz miałem już odpowiedni wiek. Może na tym powinienem sie skupić?
- Pojmujesz już, dlaczego tak gardzę Twym barbarzyńskim ludem?- Stałem dość blisko i wpatrywałem się chłodno w jego ciemne oczy.
Ta sytuacja była nowa i dla mnie. Nie byłem w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatni raz korzystałem z usług niewolnika bądź służącego w kąpieli. Po co go tu ściągnąłem? To dobre pytanie. Miałem wiele motywów. Od chęci dowiedzenia się więcej na jego temat. Sprawdzenia go w różnych sytuacjach. Po poniżenie go, musiało to być uwłaczające dla wojownika usługiwać.
Odszedłem kawałek zanurzając się w wodzie. Kiedy Damos się zbliżył spojrzałem na niego przez ramię kątem oka. Nie chciałem poświęcać mu nadmiernej uwagi, a przynajmniej nie okazywać tego. Obserwowanie go było dla mnie całkiem przydatne, jednak on nie musiał tego wiedzieć. Wolałem gdy uważał, że traktowałem go jak powietrze. Prawie ignorując jego obecność. W końcu w ten sposób traktowało się niewolników. Byli tylko mało znaczącym elementem w pomieszczeniu.
Stałem spokojnie, jednak moje mięśnie odruchowo się spęły kiedy poczułem jego dłoń. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na takie reakcję i już po chwili moje ciało było odprężone i rozluźnione.
Patrzyłem na taflę wody przed siebie, nie wykonywałem żadnych ruchów ciekaw coon będzie robić. Gdyby nie był akielończykiem mógłbym przyznać, że nie robi tego nie umiejętnie. Jego palce w przyjemny sposób wpływały na mój organizm umilając czas kąpieli.
Po jego słowach moje mięśnie na krótką sekundę się spięły.
- A jakie mam mieć odczucia do człowieka, który najechał mój kraj, w swej chciwości zabił następcę tronu, broniącego swych ziem i swych ludzi, a przelanej krwi było mu mało i ze swym wojskiem wtargnął dalej w skutek czego życie stracił i król Vere. - Mówiłem spokojnie potrafiłem nad sobą panować, zagłuszanie własnych emocji miałem opanowane do perfekcji.
- Jak miałbym nie nienawidzić człowieka, który zamordował moją jedyną i najbliższą rodzinę. Po to by odebrać nam kawałek ziemi. - Nie odwracałem się do niego mówiłem patrząc przed siebie.
- Od kilku lat przygotowywałem się, by odebrać mu te zagarnięte nam ziemię, by odebrać mu jego ziemię, a gdy straciłby już wszystko i wszystkich zabiłbym jego. Planowałem dla niego długą śmierć, niestety los mu tego oszczędził. Jednakże jego kraj nadal istnieje, a ja dopilnuję, by przestał. - Zaczynając mówić odwróciłem się do niego powoli. Patrzyłem prosto w oczy. Dusiłem w sobie gniew i ból, który chwilę widoczny był w moich oczach. Jasny kolor tak dobrze odzwierciedlał chód i cierpienie. Latami tym żyłem, żyłem tą zemstą, a teraz to jakby utraciłem. Musiałem na nowo zaplanować wszystko. Zaplanować swe życie. Unikałem tronu, teraz miałem już odpowiedni wiek. Może na tym powinienem sie skupić?
- Pojmujesz już, dlaczego tak gardzę Twym barbarzyńskim ludem?- Stałem dość blisko i wpatrywałem się chłodno w jego ciemne oczy.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Damianos
Słuchałem uważnie słów Aradrisa. Jego gniew był zrozumiały. Dopiero teraz mogłem dostrzec jak widziała to druga strona. W tamtej walce ginęli niewinni, ale sami z siebie wiedzieli gdzie idą, za co będą walczyć. Król to władza, ale lud ma prawo się sprzeciwić. Możliwe, że się tego boją. Jednak każdy walczył tam dla swych idei. Dla swoich rodzin, domów, dla swego dobra. Nie tylko on stracił rodzinę. Ja niedawno straciłem wszystko.
Gdy tylko odwrócił się w moją stronę, mogłem dostrzec gniew w jego oczach. Emocje aż wylewały się, biły. Tęczówki błyszczał i szkliły od nadmiaru myśli jakie teraz zżerały księcia.
Nie byłem dobry w dodawaniu otuchy. Poza tym to mój wróg, a ja zostałem jego niewolnikiem. Mimo to w jakiś sposób było mi go żal.
- Nie wiem czy zemsta na całym kraju przywróci Tobie spokój ducha - odezwałem się dość niepewnie. Ten temat był niebezpieczny zwłaszcza dla mnie.
- Gardzisz moim ludem, ale nie jest on tak okrutny. Ludem kieruje król. Dlaczego winisz wszystkich, a nie tylko... - przerwałem, bo sam w końcu nie byłem lepszy. Byłem na polu bitwy i zabijałem, nie myśląc wiele, że ktos może za kimś tęsknić, stracić ojca lub dziecko. Byłem... barbarzyński. Walka... była dla mnie czymś cudownym, stawałem się kimś więcej, kimś silnym, pewnym siebie. Lubiłem to. Jedna czy lubię odbierać komuś życie? Nie wiem. Walka o własne życie na ostatniej arenie nie była przyjemna. Bałem się, śmierci.
- Nie sądzę aby mój świat różnił się bardzo mocno od Twojego, panie - uciekłem wzrokiem, czując się nieco niezręcznie. Moja rozmowa nie wyglądała na taką, w której niewolnik powinien aż tak się wygadywać i dyskutować. Dlatego powolnymi ruchami zacząłem rozsmarowywać olejek na dłoniach po jego ramionach. Były delikatnie spięte. Zapewne nie spał zbyt dobrze.
Słuchałem uważnie słów Aradrisa. Jego gniew był zrozumiały. Dopiero teraz mogłem dostrzec jak widziała to druga strona. W tamtej walce ginęli niewinni, ale sami z siebie wiedzieli gdzie idą, za co będą walczyć. Król to władza, ale lud ma prawo się sprzeciwić. Możliwe, że się tego boją. Jednak każdy walczył tam dla swych idei. Dla swoich rodzin, domów, dla swego dobra. Nie tylko on stracił rodzinę. Ja niedawno straciłem wszystko.
Gdy tylko odwrócił się w moją stronę, mogłem dostrzec gniew w jego oczach. Emocje aż wylewały się, biły. Tęczówki błyszczał i szkliły od nadmiaru myśli jakie teraz zżerały księcia.
Nie byłem dobry w dodawaniu otuchy. Poza tym to mój wróg, a ja zostałem jego niewolnikiem. Mimo to w jakiś sposób było mi go żal.
- Nie wiem czy zemsta na całym kraju przywróci Tobie spokój ducha - odezwałem się dość niepewnie. Ten temat był niebezpieczny zwłaszcza dla mnie.
- Gardzisz moim ludem, ale nie jest on tak okrutny. Ludem kieruje król. Dlaczego winisz wszystkich, a nie tylko... - przerwałem, bo sam w końcu nie byłem lepszy. Byłem na polu bitwy i zabijałem, nie myśląc wiele, że ktos może za kimś tęsknić, stracić ojca lub dziecko. Byłem... barbarzyński. Walka... była dla mnie czymś cudownym, stawałem się kimś więcej, kimś silnym, pewnym siebie. Lubiłem to. Jedna czy lubię odbierać komuś życie? Nie wiem. Walka o własne życie na ostatniej arenie nie była przyjemna. Bałem się, śmierci.
- Nie sądzę aby mój świat różnił się bardzo mocno od Twojego, panie - uciekłem wzrokiem, czując się nieco niezręcznie. Moja rozmowa nie wyglądała na taką, w której niewolnik powinien aż tak się wygadywać i dyskutować. Dlatego powolnymi ruchami zacząłem rozsmarowywać olejek na dłoniach po jego ramionach. Były delikatnie spięte. Zapewne nie spał zbyt dobrze.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach