Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
P R O J E K T A L F A - N 3 K S 8 9 4
_________________________
Uczeń: Troianx
Robot: Yoshina
____________________
Nadszedł złoty wiek dla ludzkości. Standardem były już wysokie budynki całe we szkle. Bezzałogowe myśliwce, odradzające się sztucznie wyginięte zwierzęta. Zabawa genetyką nie była zabroniona. Bogatsi bawili się nawet w tworzenie własnego klona, ale największą zdobyczą były roboty. To one zapoczątkowały złoty wiek i były na głownych stronach mediów. Tworzone je z konkretną misją. Jedne służyły do sprzątania ulic, inne do usługiwania w domostwach zaś jeszcze inne do kierowania taksówkami. Nadal była to rozwijająca się gałąź przemysłu. Naukowcy zaczęli grzebać w sztucznej inteligencji. Jeden z uczonych rozgryzł zagadkę całego świata i skrywał ją po dni swego życia, bowiem wiedział co się stanie, kiedy nieodpowiednie osoby odkryją jego dzieło. Zapracowany zarywał dnie i noce aby jak najszybciej ukończyć swe arcydzieło. Niestety. Wiedza o jego poczynaniach dotarła do niewłaściwych osobowości, którzy postanowili ukrucić działania na własną rękę naukowca. Dowiedziawszy się o tym, a nie chcący oddać swej pracy, mężczyzna tej samej nocy napisał list do swego wnuka. Spakował projekt swego życia do kartonu, starannie zawijając i z samego rana wysłał. Kilka godzin później został zamrodowany w jednej z uliczek miasta. Tajemnicza paczka bezpiecznie dotarła do adresata, wraz z listem, w którym napisane było:
_________________________
Uczeń: Troianx
Robot: Yoshina
____________________
Nadszedł złoty wiek dla ludzkości. Standardem były już wysokie budynki całe we szkle. Bezzałogowe myśliwce, odradzające się sztucznie wyginięte zwierzęta. Zabawa genetyką nie była zabroniona. Bogatsi bawili się nawet w tworzenie własnego klona, ale największą zdobyczą były roboty. To one zapoczątkowały złoty wiek i były na głownych stronach mediów. Tworzone je z konkretną misją. Jedne służyły do sprzątania ulic, inne do usługiwania w domostwach zaś jeszcze inne do kierowania taksówkami. Nadal była to rozwijająca się gałąź przemysłu. Naukowcy zaczęli grzebać w sztucznej inteligencji. Jeden z uczonych rozgryzł zagadkę całego świata i skrywał ją po dni swego życia, bowiem wiedział co się stanie, kiedy nieodpowiednie osoby odkryją jego dzieło. Zapracowany zarywał dnie i noce aby jak najszybciej ukończyć swe arcydzieło. Niestety. Wiedza o jego poczynaniach dotarła do niewłaściwych osobowości, którzy postanowili ukrucić działania na własną rękę naukowca. Dowiedziawszy się o tym, a nie chcący oddać swej pracy, mężczyzna tej samej nocy napisał list do swego wnuka. Spakował projekt swego życia do kartonu, starannie zawijając i z samego rana wysłał. Kilka godzin później został zamrodowany w jednej z uliczek miasta. Tajemnicza paczka bezpiecznie dotarła do adresata, wraz z listem, w którym napisane było:
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Projekt Alfa - N3KS894E T H A N
Ethan jest najnowszą generacją robotów. Jako jedyny przypomina człowieka i jest aktualnie zakazaną technologią, której nie chcą przedstawić światu. Jest poszukiwanym, zaginionym projektem, którego właścicielem został wnuk naukowca. Liczy ponad 190 cm, jego waga wynosi pół tony, jednakże ma zdolność regulowania jej przez silniczki manipulujące grawitacją. Posiada wiele funkcji, które nie są jeszcze do końca znane robotowiprzez uszkodazony dysk pamięci, któy uszkodził się w trakcie podróży. Ethan nie miał za wieleczasu na poznanie swego stwórcy, ale nadal pamiętał jego wygląd. Lubił, gdy opowiadał o swojej rodzinie. Jego uśmiech w tamtych momentach wyglądał pięknie i szczerze.Robota to zafascynowało. Chciał zrozumieć uczucia, które mu wszczepiono. Niestety przez uszkodzenia część danych zostałą uszkodzona. Nadal trwa jej naprawa. Projekt Alfa - N3KS894 uznany za niepowodzenie.
Tryb Przyjazny &Tryb Źniwiarz
by emmeTroianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Załamujące się promienie słoneczne na liściach pobliskich roślin, były w tym momencie dla mnie jedyną „ekscytującą” rozrywką w ten popołudniowy upał. Wszystko dzisiaj wydawało się być nużące i nudne, nawet lekcja z ulubioną nauczycielką, była inna o sto osiemdziesiąt stopni, dlatego chociaż leżenie w cieniu na jednym z leżaków w ogrodzie, wydawało mi się choć trochę bardziej fascynujące, no i w takiej pozycji idealnie unikałem słońca, które nie było moim sprzymierzeńcem, jeśli chodziło o tak jasną karnację, jaką miałem. Zazwyczaj wyjście na spacer bez kremu z filtrem z najwyższym faktorem, kończyło się dla mnie nie za dobrze, więc jeśli miałem taką okazję, chroniłem się w cieniu.
Przewróciłem się na drugi bok, swój wzrok kierując na drobno rozsiane, jasno niebieskie niezapominajki. Niedaleko za nimi było specjalne miejsce dla moich ukochanych kwiatów – białych lili, które niestety będą kwitnąć dopiero za kilka miesięcy
Moja rodzicielka szczególnie nie rozumiała mojego zamiłowania do żywych roślin, tego że lubiłem się na nie wpatrywać czy być wokół nich, a ja tylko byłem zdziwiony, że jeszcze sama nie wymyśliła jakiegoś sztucznego dla nich zamiennika.
Podczas gdy ona z ojcem tworzyła te wszystkie cuda techniki, marzyła o kolejnych nagrodach i pracowała od kilku lat nad stworzeniem specyfiku, który miałby naśladować idealnie krew ludzką bez konieczności oddawania jej przez ludzi, to ja kompletnie nie interesowałem się tworzeniem najnowszych technologii. Jasne, korzystałem z nich nagminnie, kochałam nowości i podziwiałem wszystkich naukowców ze względu na ich trudną pracę, to to była ostatnia rzecz, jaką chciałem w przyszłości robić.
Za to ja kompletnie nie rozumiałem ich wiecznej pogoni za pieniądzem i miłości do tak dużych domów, w jakim teraz się znajdowałem, bo znajdowały się tutaj trzy duże sypialnie – mój pokój, pokój rodziców i pokój gościnny, a każda z nich miała osobną łazienkę, do tego dwa pierwsze pokoje miały jeszcze dodatkowo osobną garderobę, już nie wspominając o biblioteczce i gabinecie rodziców.
Niewątpliwie posiadłość, w której przyszło mi mieszkać, było wciąż marzeniem dla wielu osób, gdyż pomimo wszelakiego rozwoju cywilizacji, nadal nie pozbyliśmy się wszystkich problemów. Konsumpcja stawała się być jeszcze większa, a wyzysk nie znikał. Wszyscy spieszyli się jeszcze bardziej niż kiedyś, często zapominając o zwykłym pielęgnowaniu więzi rodzinnych i tym bardziej trudniej było z kimś utrzymać kontakt. Oczywiście jak wszystko – rozwój świata miał wady i zalety.
Moją rodzinę również to dopadło. Z rodzicami widywałem się dosyć rzadko (nie licząc ich twarzy wyświetlanych z hologramów z telefonu) ; przy okazji jakiś świąt czy delegacji służbowych, które akurat odbywały się w tym mieście.
I nagle do moich uszu dotarł dźwięk naciśniętego guzika domofonu. Westchnąłem ciężko, zaraz marszcząc drzwi. Nie przypominałem sobie, żebym kogokolwiek dzisiaj oczekiwał czy kogoś zapraszał, tym bardziej, że jakkolwiek to nudne się wydawało, to chciałem spędzić popołudnie w samotności na topienie się w cieniu. Niemniej jednak jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej, ruszyłem do wyjścia z ogrodu.
Szklana szyba przesunęła się automatycznie przede mną, wpuszczając mnie do przyjemnie chłodnego pomieszczenia, bo w takie dni jak te, klimatyzacja chodziła tutaj nieprzerwanie.
Ogród wychodził tuż do salonu, w którym to znajdowała się półokrągła, beżowa kanapa. Była ona sporych rozmiarów i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek została cała zajęta. Na środku niej znajdował się elipsoidalny stolik, gdzie leżał mój szary laptop i porozrzucane książki z fizyki – wspomnienia z wczorajszej pracy domowej, która wciąż była niedokończona, bo kompletnie nie rozumiałem jednego z zadań. Fizyka nigdy nie była moją mocną stroną, a zwłaszcza kiedy chodziło o fizykę jądrową i te skomplikowane wzory. O wiele bardziej odnajdowałem się już w matematyce czy w chemii, czy nawet w językach obcych.
Pomijając błyszczące, marmurowe kafelki, w których dosłownie mogłem się przyjrzeć, ulubioną częścią salonu był sufit z możliwością wyświetlania ruszających się obrazów. W tej chwili płynęły po nim morskie fale wraz z różnokolorowymi rybami o różnych gatunkach, ale najbardziej rzucały się w oczy te w kolorze neonowego różu czy karminowej czerwieni. Wraz z otaczającymi odcieniami beżu i szarości, tworzyło to idealnie, komponującą się całość, a rośliny porozstawiane przeze mnie w różnych miejscach, jeszcze bardziej ożywiało tę przestrzeń, dlatego w tym całym wielkim domu, najbardziej lubiłem tutaj przesiadywać, jak i oczywiście w swoim pokoju.
Minąłem podświetlane schody z przeszkloną balustradą i cholernie drogie rzeźby artystów, o których nawet nie słyszałem i zaraz to patrzyłem się ekran, gdzie to widniał nieznajomy mężczyznę, który stał naprzeciwko bramy z dużym pakunkiem.
- Nie przypominam sobie, żebym coś zamawiał – powiedziałem beznamiętnie, naciskając przycisk z mikrofonem.
- Przesyłka polecona dla pana June’a Whitlocka, to pan?
- Huh?
Po wciśnięciu przycisku otwierającego bramę, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie zapomniałem jakieś ultra ważnej wiadomości od swoich rodziców. Być może przy ostatnim telefonie, wspominali coś, że mieli zamiar wysłać prezent na moje zbliżające się osiemnaste urodziny? Tylko dlaczego ta paczka była aż taka wielka i nieporęczna? I co więcej: jakim cudem, kurier był w stanie spokojnie nieść pakunek aż pod drzwi?
- Wielka, co nie? Może ktoś chciał zrobić panu psikusa i spakował jakąś drobną rzecz w takie pudło – zażartował mężczyzna, szczerząc się w wielki uśmiech i podsuwając mi pod nos tablet.
Podniosłem nieznacznie lewy kącik ust do góry, nie mając ochoty wdawać się w dyskusję z obcym mi człowiekiem, ale też nie chciałem wyjść na aż takiego chama.
Po złożeniu parafki na ekranie, sam przesunąłem pudło w głąb korytarza, uważając, by nie porysować lustrzanych kul, leżących na drewnianej części podłogi, bo matka najprawdopodobniej zabiłaby mnie za zniszczenie jej ulubionej dekoracji. W tej części domu było trochę więcej koloru, ponieważ oprócz szarości i bieli, jedna ściana obok tych kul, była w kolorze ciemniejszego szarego z domieszką brązu, a przy wejściu do salonu, na ścianie ściętej pod trójkąt, powieszone były dwa obrazy – jeden był ciemnozielony z jaśniejszym chluśnięciem brokatu, a drugi fioletowy z miętową poświatą.
Zagryzłem lewą wargę, skupiając już całą uwagę na kartonie o niewiadomym pochodzeniu. Na pewno nie była ona od rodziców, gdyż ci zawsze zawsze pisali nadawcę, a tutaj właśnie tego brakowało. I zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że niezwłocznie powinienem odsunąć się od paczki, skoro nie miałem żadnego pomysłu od kogo mógł być ten „prezent” czy co tam mogło się znajdować.
A co jeśli w niej znajdowała się swego rodzaju bomba czy cokolwiek niebezpiecznego od kogoś, kto nienawidził bogatych ludzi?
Ale ta myśl zaskoczyła mnie swoją absurdalnością i niedorzecznością, taka szansa była tylko raz na milion.
W końcu zdecydowałem się na ostrożne przecięcie scyzorykiem taśmy, zabezpieczające oba boki kartonu, czując jak wzrasta we mnie ciekawość. Może ten dzień jednak nie trafi na podium najnudniejszych dni June’a.
Od razu uderzyła mnie ilość folii bąbelkowej i skrawki papieru, jaki znajdował się w środku, ale zaraz na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, gdy tylko zauważyłem kartkę papieru z odręcznym pismem, oczywiście domyślając się nadawcy.
Pisanie odręcznych listów w dzisiejszych czasach było już naprawdę rzadkie i przestarzałe, jak to mówili moi rówieśnicy. Wszystko odbywało się na komunikatorach społecznościowych, a oficjalne pisma od razu były przechowywane na serwerach. Oczywiście, że służyło to do lepszej komunikacji, bo nikt nie musiał rozczytywać się po koślawym piśmie, co niegdyś przyprawiało sporo problemów, szczególnie w szpitalach. Aczkolwiek dla mnie, pismo odręczne, było przepiękną pamiątką i jakimś szczególnym traktowaniem odbiorcy.
- Dbaj o Niego i nikomu nie mów kim jest – przeczytałem na głos, będąc jeszcze bardziej skonfundowany. - Jedyny taki na ziemi, niepowtarzalny, co? - dodałem do siebie, znowu przygryzając wargę.
List był okropnie niejasny i przede wszystkim krótki, nie zawierał za wiele szczegółów i tym bardziej nie mogłem zrozumieć sytuacji, w jakiej się znalazłem, ale niewątpliwie był on od dziadka. Poznawałem tę charakterystyczną kursywę i zawijanie litery „z”.
I dlaczego list był napisany tak, jakby to było jakieś pożegnanie? I o co do cholery chodziło z tym kimś lub czymś o imieniu Ethan?
Nie zwlekając dłużej, paroma kliknięciami zadzwoniłem do dziadka, wyświetlając z ekranu niebieski hologram z migającą zieloną słuchawką, która niestety zaraz zamieniła się na czerwony krzyżyk. Spróbowałem połączyć się jeszcze raz i jeszcze ostatni raz, ale nieskutecznie.
W ostatnich dniach starszy mężczyzna był niewątpliwie bardzo zajęty, więc może i tym razem był w swoim świecie i nie usłyszał sygnału? Oddzwaniał wtedy późnym wieczorem, gdy na chwilę odrywał się od pracy na swoją ulubioną herbatę, ale rozmowy trwały niecałą minutę.
Westchnąłem ciężko. Najwidoczniej i tym razem będę musiał poczekać na jakikolwiek znak życia od dziadka do wieczora, a do dyspozycji miałem tylko ten dziwny list, no i starannie zawinięty pakunek przed sobą.
Pomału odwinąłem warstwy folii bąbelkowej, odsuwając skrawki papieru, zastanawiając się, czym tak właściwie miałem się zająć.
Ku mojemu zdziwieniu i otwartym ustom na roścież, na dnie kartonu znajdował się… Człowiek?! Po raz kolejny zmarszczyłem brwi, będąc kompletnie zbity z tropu. Patrzyłem się szerokimi i pustymi oczami w chłopaka… albo w mężczyznę, który wyglądał co najmniej jakby nie żył lub przynajmniej spał. Wszystko było jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo to na pewno nie mógł być człowiek. I wtedy powoli zaczynałem łączyć wszystkie kropki.
Dziadek również jak moi rodzice był naukowcem, tylko gdy tamci siedzieli nad nowymi, medycznymi projektami, przeciągając linię żywotności coraz dalej, to właśnie on pracował nad czystą technologią czy to ulepszając już obecne sprzęty. Pracował w ogólnoświatowej korporacji, jednej z najbogatszych przedsiębiorstw, która najbardziej specjalizowała się w różnych typach robotów, a niedawno zaczęła pracę na w pełni automatycznym autem, sztuczną inteligencją, które mogło polepszyć dzień właścicielowi.
Ale robot w kartonie był zbyt idealny by właśnie być… robotem? Może i nie znałem się na nich bardziej niż przypadkowy przechodzień, ale na pewno nie wyglądał jak kupa złomu na kółkach, którą to codziennie spotykałem na ulicach. Przede wszystkim wyglądał identycznie jak człowiek i już nad tym nie mogłem się nadziwić, że ktokolwiek wymyślił coś takiego. Nawet jego włosy zdawały się tak samo połyskiwać w sztucznym świetle jak moje.
- Dlaczego akurat do mnie trafiłeś? Nie znam się kompletnie na robotach – powiedziałem wyginając usta w smutny uśmiech, bo uważałem, że dziadek nie powinien wysyłać mi takiego upominku, z którym nie wiedziałem, co mam zrobić.
Nachyliłem się nad podarunkiem, chcąc z bliska popodziwiać jego piękno i w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że nazywam robota „przystojnym”.
W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy w dotyku był tak samo podobny do człowieka, czy w ogóle to cudo techniki było w stanie odczuć dotyk, jaką strukturę ma jego ciało, czy będzie gładkie, zimne albo ciepłe?
Dlatego też opuszkami palców przejechałem po policzku mężczyzny, odgarniając zaplątane kosmyki jego włosów i wtedy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewałem. Parę centymetrów nad moją twarzą, okaz otworzył nagle oczy, ukazując mi swoje niebieskie z domieszką turkusu tęczówki.
- O kurwa! - podniosłem głos, odsuwając się od kartonu wystraszony. Zamrugałem parę razy, biorąc głębokie wdechy.
Nie wiem czemu, ale spodziewałem się, że będę musiał wykonać jakąś skomplikowaną operację – poklikać parę guzików w ciemno, by móc uruchomić robota w kształcie człowieka, a tu było dokładnie odwrotnie.
- Ethan, tak? - zagaiłem, kiedy już się uspokoiłem. - June, a ty znajdujesz się w moim domu i mam nadzieję, że zaraz nie zdemolujesz laserem jakieś ściany – przedstawiłem się spokojnie, przybierając pokerową twarz, ale zaraz krótko się zaśmiałem ze swojej głupoty. - Nawet nie mam pojęcia, czy mnie rozumiesz. W każdym razie najwidoczniej jesteśmy na siebie skazani, przynajmniej dopóki nie połączę się z dziadkiem, ale muszę przyznać, że w innej sytuacji wziąłbym cię za człowieka i już szykował pokój gościnny.
Jeszcze raz podszedłem do pudełko, tym razem wyciągając rękę ku robotowi, by pomóc by stanąć na własne nogi… czy coś w tym stylu.
- A może jeśli rozumiesz to, co mówię, jesteś skłonny wytłumaczyć mi, o co tutaj chodzi? - dodałem już z mniejszą pewnością w głosie.
Na pewno nie był tutaj by mnie skrzywdzić, w końcu został nadesłany przez dziadka, ale w takim razie, czemu nie został u niego i dlaczego nikomu miałem nie mówić o prawdziwej tożsamości Ethana? Niemniej jednak wziąłem te słowa do siebie, nie chcąc naruszyć zaufania najdroższej mi osoby w życiu.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W tle leciała energiczna piosenka Like Flames, gdy stwórca aktualnie grzebał w mojej wewnętrznej stronie dłoni. Delikatnymi, lecz stanowczymi ruchami spawał malutkie wiązania za pomocą spawarki przypominającej nakładkę na wskazujący palec. Białowłosy staruszek kiwał głową w rytm muzyki, a ja jedynie beznamiętnie spoglądałem na niebieski ekran przepełniony danymi technicznymi mojego systemu głownego, schematu budowy, zamówienia kolacji na wskazany adres. Moje źrenice wszystko automatycznie zapisywały. Mikroskopijne zębatki wprawiały się w ruch w zależności gdzie skupiałem wzrok. Gołym okiem były niezauważalne. Dopiero mikroskop mógł potwierdzić fakt, iż te oczy nie były żywe. W całym pomieszczeniu było ciemno. Światła były zgaszone, a jedynie potężne monitory dawały jakikolwiek obraz na pokój.
- Dlaczego mnie stworzyłeś? - spytałem bardziej retorycznie, gdy ten zerknął spodełba w moją stronę z ciemnymi goglami na nosie. Wyłączył spawarkę i pomachał dłonią w powietrzu, a muzyka się zatrzymała. Odsunął się na siedzisku z kółkami, zrzucając okulary na pobliski, zawalony stertą klamotów stół.
- Z wielu powodów. Jedne są egoistycznymi pobudkami starca, któremu wiele życia nie zostało, a inne... - uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, a jego wyraz twarzy złagodniał. Od dnia, w którym mnie przebudził uważałem tę minę za coś kojącego. Lubiłem, kiedy mój stwóca zdawał się być szczęśliwy. Jednakowoż czy to była czysta radość, a może mieszanka smutku połączonego ze szczęściem. Nie miałem pojęcia. Dane jakie miałem grane odnośnie uczuć ludzkich były skomplikowane. Całe kilometrowe wiązania były krętę. Jedna ścieżka rozdzielała się na rozmaite strony, a jedno uczucie mogło być wywoływane na tuziny sposobów. Ludzie byli dziwni, niezrozumiali, a jednak ten mężczyzna był mi bliski. Mogłem uznać go za ojca. - Tacy są już naukowcy. Mają określony cel, a ja chciałem stworzyć idealnego robota. Robota, który będzie człowiekiem. Będzie myślał, czuł. Nie bez powodu masz miękką skórę, nie bez powodu kanały pod materiałem posiadają czerwone paliwo do funkcjonowania twoich głownych "narządów". Chciałem abyś jak najbardziej przypominał człowieka - z powrotem przysunął się do mnie, zamykając wewnętrzną dłoń. Ja sam bez rozkazu staruszka scaliłem rozciętą skórę i po drobnym zabiegu nie było ani śladu.
- Czy do tych egoistycznych pobudek zalicza się twój wnuk June?- przekrzywiłem lekko głowę w bok, poruszając dłonią dla pewności, czy funkcjonuje prawidłowo. Bez zarzutu.
- A i owszem! Nie bez powodu tobie o nim tyle opowiadam! Haha, cudowny dzieciak, ale nieco mnie martwi. Chciałbym żeby zaczął cieszyć się życiem i myślę, że możecie sobie doskonale pomóc.
- Nie rozumiem. Pomóc? Jak?
- To, że masz wszczepione emocje, nie znaczy, iż potrafisz je dobrze odczytać. Potrzeba tobie nauki, a on będzie do tego idealny. Poza tym... chcę coś po sobie dla niego zostawić. Jestem naukowcem, a i tak przeraża mnie to w jakim kierunku zmierza ten świat. Będziesz idealnym sprawdzianem dla ludzkości. Możliwe, że wynazałem nieśmietleność - nieśmiertelność. To określenie nabrało głębszego sensu. Gdybym okazał się idealnym nośnikiem dla mózgu, ludzie mogliby zostać robotami. Kimś takim jak ja.
Wstałem na równe nogi, podchodząc do lustra. Zmierzyłem się od stóp po czubek głowy. Dotknąłem swojego ciepłego policzka. Byłem człowiekiem. Byłem robotem. Czy mogę być obiema rzeczami jednocześnie?
- Jesteś idealny - uśmiechnął się szeroko i tak szczerze, że moje własne kąciki ust ugieły się delikatnie ku górze.
Ładowanie systemu...
Oprogramowanie Żniwiarz zainstalowane. Korekta manualna wykonana...
Przekierowywanie danych do głownego panelu...
odczyt nieprawidłowy...
Resetowanie w trakcie....
Ciemność. Ciche szepty komputera odbijały się echem w ciemnej przestrzeni. Czułem się bardzo dziwacznie, obco. Miałem wrażenie, że moja podświadomość pływa w otchłani ciemności, która smugała moje ciało. Wyciągnąłem dłoń jakbym po coś sięgał. Czułem jak nią ruszam, lecz nie mogłem dostrzec. Nagle coś w uszach zabrzęczało. Irytujący pisk rozświetlił przede mną obraz.
- Stwóca. Czy coś się stało? - spytałem beznamiętnie patrząc prosto w jego zapłakane, wilgotne oczy. Trzymał mnie za ramiona. Mocno ściskał materiał czarnego garniaka.
- Wybacz, wybacz mi. To wszystko moja wina. Pokładam w ciebie całą moją nadzieję, moje marzenia. Chroń June i wybacz za to co tobie zrobiłem. Nie chciałem... zrozumiesz, gdy się obudzisz. Zapamiętaj. Błagam zapamiętaj go - był cały skapnikowany, w pośpiechu kasowałdane na komputerze, rzucał dokumenty na środek pomieszczenia w wielką stertę papierkową. Nic nie rozumiałem. Co się właśnie działo?
Chciałem go zapytać, ale nagle poczułem, że z czegoś mnie okradł. Spoglądnąłem pytająco na stwórcę. Chwila, pytająco? Co to w ogóle znaczyło? Dlaczego o tym pomyślałem? Co ja właściwie... moja pamięć... co się dzieje?
Rdzeń głóny uszkodzony...
Czy usunąć część pamięci dla systemu Żniwiarz?
Kobiecy głos rozchodził się w moim umyśle, mieszając się z lekkim opóźnieniem z tym samym dźwiękiem, który mówił prosto do staruszka.
- Przepraszam cię Ethan. Nie mam wyboru. Ufam, że jesteś doskonał. Jesteś moim dziełem. Nauczysz się. On cię wszystkiego nauczy
Autoryzacja w toku...
Proszę zatwierdzić kodem...
Staruszek spojrzał raz jeszcze na mnie, jakby chciał się pożegnać. Wystukał coś na klawiaturze i wcisnął przycisk enter. W tej samej sekundzie obraz zgasnął. Oślepłem. Ogłuchłem, a jednak nadal miałem swoją... co właściwie miałem? Mój Pan, którego... kochałem? Co to w ogóle było? Uczucie. Czym było ludzkie uczucie. Przecież jestem robotem. Nie. Człowiekiem. Kim ja...? CO ŻEŚ MI ZROBIŁ?! KIM JA JESTEM?!
Restertowanie programu zakończone.
Próra powiedziona.
Sprawdzam uszkodzone oraz skasowane struktury sztucznej inteligencji.
Folder pamięci uszkodzony. Folder uczuć częściowo wykasowany. Mogą nastąpić problemy socjalne. Czy zablokować folder?
- Tak.
Zablokowane. Funkcja Żniwarz uśpiona. Automatyczne uruchomienie jej w trakcie zagrożenia potwierdzona. Tryb Przyjazny zostanie naturalnie uruchomiony wraz z Androidem. Czy usunąć cały projekt Alfa - N3KS894?
- Tak.
Rozumiem. Było mi miło z Panem pracować, doktorze.
- Mnie również, Sonna. Miłch snów.
To ostatnie słowa, które pamiętałem zanim moja świadomość całkowicie odleciała. Czułem tylko jak przez chwilę moje ciało staje się strasznie lekkie i składa się, kuląc na ziemi. Kim dla ciebie byłem doktorze? Kim naprawdę byłem.
Dotyk. Jakbym z zerwanego snu poczuł coś na poliku, a moje powieki uniosły się gwałtownie w górę ukazując świat zewnętrzny. Przedemną widniała ścianka kartonu. Czułem wyraźnie jej zapach. Był podobny, ale nie wiedziałem do czego. Co mi on przypominał. Wzrok przesunął się automatycznie w stronę, skąd moje uszy dosłyszały dźwięk. Ani drgnąwszy dostrzegłem młodego chłopca o jasnych włosach. Łudząco mi przypominały te, które posiadał stwórca. Niestety nie byłem wstanie przypomieć sobie go dokładnie. Wiedziałem, że go miałem i nic poza tym. Był spanikowany, jakby przed sobą zobaczył ducha. Ethan. To pewnie moje imię. Słyszałem je wiele razy, tak samo jak June. Mój właściciel o nim wiele wspominał. June. To słowo w jakiś sposób pobudziło mnie do działania. Odebrałem bodziec z głowy, któy jasno i wyraźnie rozkazał mi wstać. Bez pomocy chłopaka podniosłem się na równe nogi, sprawdzając sprawność wszystkich kończyn. Poprawiłem zagniecony garniak, spoglądając z góry na jasnowłosego. Był bardzo drobnej postury, o jasnej karnacji jakby nigdy nie wychodził z domu. Jego błękitne tęczówki lśniły niesamowicie intensywnie.
System operacyjny "Tryb przyjazny" aktywny
Kobiecy głos w głowie rozbrzmiał dość dźwięcznie. Ta jedyna rzecz uświadamiała mi kim jestem. Jedynie ona na ułąmek sekundy przypomniała mi moje ostatnie spotkanie z stwórcą. Wysłał mnie do swojego wnuka. Coś musiało mu się stać. Jednakże nie mogłem tego powiedzieć chłopakowi, póki nie byłem tego pewny w stu procentach.
- Jestem Ethan. - odpowiedziałem dość sztywno. - Spokojnie. To nie komiks, gdzie roboty zabijają ludzi z laserem z oczach. Jednakże nie jestem wstanie potwierdzić, czy posiadam taką funkcję. Mój rdzeń głowny został przeciążony. Zainicjowano częściowe usunięcie danych, które nie są niezbędne do mojego funkcjonowania - inaczej mówiąc nie byłem komplenty. Byłem wadliwy i nie wiedziałem czy kiedykolwiek to się zmieni. Wyszedłem z kartonu, rozglądając po pomieszczeniu. Było nienagannie schludne, jasne w przeciwieństwie do tego, gdzie wcześniej przebywałem. - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie kompletnie. Mój stwóca wysłał mnie, cytując "z własnych egoistycznych powodów". Moim zadaniem jest ochrona June i uczenie się na podstawie jego życia - jedynie tyle byłem wstanie zaoferować chłopakowi. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie jakby czegoś mi brakowało. Byłem niekompletny. Przeszkadzało mi to. Nieodpowiadało. Czy to, co rysowało się w mojej wizji danych niczym cienkie niebieskie niteczki oplecione iskrami prądu były...uczuciami? Niemozliwe. Roboty nie mają czegoś takiego. Sztuczna inteligencja nie jest tak udoskonalona. Nie mogłem znlaeźć w sobie czegoś takiego.
Błąd. Odnajdywanie folderu uczuć...
Błąd...
Westchnąłem ciężko, darując sobie poszukiwania folderów. Zamiast tego zacząłem spacerować po budynku, zwiedzać go, aż napotkałem ogród. Zatrzymałem się przed nim, oglądając to miejsce. Było...
- Piękne - pomyślałem na głos, choć nie do konca znałem znaczenie tego słowa.
- Dlaczego mnie stworzyłeś? - spytałem bardziej retorycznie, gdy ten zerknął spodełba w moją stronę z ciemnymi goglami na nosie. Wyłączył spawarkę i pomachał dłonią w powietrzu, a muzyka się zatrzymała. Odsunął się na siedzisku z kółkami, zrzucając okulary na pobliski, zawalony stertą klamotów stół.
- Z wielu powodów. Jedne są egoistycznymi pobudkami starca, któremu wiele życia nie zostało, a inne... - uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, a jego wyraz twarzy złagodniał. Od dnia, w którym mnie przebudził uważałem tę minę za coś kojącego. Lubiłem, kiedy mój stwóca zdawał się być szczęśliwy. Jednakowoż czy to była czysta radość, a może mieszanka smutku połączonego ze szczęściem. Nie miałem pojęcia. Dane jakie miałem grane odnośnie uczuć ludzkich były skomplikowane. Całe kilometrowe wiązania były krętę. Jedna ścieżka rozdzielała się na rozmaite strony, a jedno uczucie mogło być wywoływane na tuziny sposobów. Ludzie byli dziwni, niezrozumiali, a jednak ten mężczyzna był mi bliski. Mogłem uznać go za ojca. - Tacy są już naukowcy. Mają określony cel, a ja chciałem stworzyć idealnego robota. Robota, który będzie człowiekiem. Będzie myślał, czuł. Nie bez powodu masz miękką skórę, nie bez powodu kanały pod materiałem posiadają czerwone paliwo do funkcjonowania twoich głownych "narządów". Chciałem abyś jak najbardziej przypominał człowieka - z powrotem przysunął się do mnie, zamykając wewnętrzną dłoń. Ja sam bez rozkazu staruszka scaliłem rozciętą skórę i po drobnym zabiegu nie było ani śladu.
- Czy do tych egoistycznych pobudek zalicza się twój wnuk June?- przekrzywiłem lekko głowę w bok, poruszając dłonią dla pewności, czy funkcjonuje prawidłowo. Bez zarzutu.
- A i owszem! Nie bez powodu tobie o nim tyle opowiadam! Haha, cudowny dzieciak, ale nieco mnie martwi. Chciałbym żeby zaczął cieszyć się życiem i myślę, że możecie sobie doskonale pomóc.
- Nie rozumiem. Pomóc? Jak?
- To, że masz wszczepione emocje, nie znaczy, iż potrafisz je dobrze odczytać. Potrzeba tobie nauki, a on będzie do tego idealny. Poza tym... chcę coś po sobie dla niego zostawić. Jestem naukowcem, a i tak przeraża mnie to w jakim kierunku zmierza ten świat. Będziesz idealnym sprawdzianem dla ludzkości. Możliwe, że wynazałem nieśmietleność - nieśmiertelność. To określenie nabrało głębszego sensu. Gdybym okazał się idealnym nośnikiem dla mózgu, ludzie mogliby zostać robotami. Kimś takim jak ja.
Wstałem na równe nogi, podchodząc do lustra. Zmierzyłem się od stóp po czubek głowy. Dotknąłem swojego ciepłego policzka. Byłem człowiekiem. Byłem robotem. Czy mogę być obiema rzeczami jednocześnie?
- Jesteś idealny - uśmiechnął się szeroko i tak szczerze, że moje własne kąciki ust ugieły się delikatnie ku górze.
***
Ładowanie systemu...
Oprogramowanie Żniwiarz zainstalowane. Korekta manualna wykonana...
Przekierowywanie danych do głownego panelu...
odczyt nieprawidłowy...
Resetowanie w trakcie....
Ciemność. Ciche szepty komputera odbijały się echem w ciemnej przestrzeni. Czułem się bardzo dziwacznie, obco. Miałem wrażenie, że moja podświadomość pływa w otchłani ciemności, która smugała moje ciało. Wyciągnąłem dłoń jakbym po coś sięgał. Czułem jak nią ruszam, lecz nie mogłem dostrzec. Nagle coś w uszach zabrzęczało. Irytujący pisk rozświetlił przede mną obraz.
- Stwóca. Czy coś się stało? - spytałem beznamiętnie patrząc prosto w jego zapłakane, wilgotne oczy. Trzymał mnie za ramiona. Mocno ściskał materiał czarnego garniaka.
- Wybacz, wybacz mi. To wszystko moja wina. Pokładam w ciebie całą moją nadzieję, moje marzenia. Chroń June i wybacz za to co tobie zrobiłem. Nie chciałem... zrozumiesz, gdy się obudzisz. Zapamiętaj. Błagam zapamiętaj go - był cały skapnikowany, w pośpiechu kasowałdane na komputerze, rzucał dokumenty na środek pomieszczenia w wielką stertę papierkową. Nic nie rozumiałem. Co się właśnie działo?
Chciałem go zapytać, ale nagle poczułem, że z czegoś mnie okradł. Spoglądnąłem pytająco na stwórcę. Chwila, pytająco? Co to w ogóle znaczyło? Dlaczego o tym pomyślałem? Co ja właściwie... moja pamięć... co się dzieje?
Rdzeń głóny uszkodzony...
Czy usunąć część pamięci dla systemu Żniwiarz?
Kobiecy głos rozchodził się w moim umyśle, mieszając się z lekkim opóźnieniem z tym samym dźwiękiem, który mówił prosto do staruszka.
- Przepraszam cię Ethan. Nie mam wyboru. Ufam, że jesteś doskonał. Jesteś moim dziełem. Nauczysz się. On cię wszystkiego nauczy
Autoryzacja w toku...
Proszę zatwierdzić kodem...
Staruszek spojrzał raz jeszcze na mnie, jakby chciał się pożegnać. Wystukał coś na klawiaturze i wcisnął przycisk enter. W tej samej sekundzie obraz zgasnął. Oślepłem. Ogłuchłem, a jednak nadal miałem swoją... co właściwie miałem? Mój Pan, którego... kochałem? Co to w ogóle było? Uczucie. Czym było ludzkie uczucie. Przecież jestem robotem. Nie. Człowiekiem. Kim ja...? CO ŻEŚ MI ZROBIŁ?! KIM JA JESTEM?!
Restertowanie programu zakończone.
Próra powiedziona.
Sprawdzam uszkodzone oraz skasowane struktury sztucznej inteligencji.
Folder pamięci uszkodzony. Folder uczuć częściowo wykasowany. Mogą nastąpić problemy socjalne. Czy zablokować folder?
- Tak.
Zablokowane. Funkcja Żniwarz uśpiona. Automatyczne uruchomienie jej w trakcie zagrożenia potwierdzona. Tryb Przyjazny zostanie naturalnie uruchomiony wraz z Androidem. Czy usunąć cały projekt Alfa - N3KS894?
- Tak.
Rozumiem. Było mi miło z Panem pracować, doktorze.
- Mnie również, Sonna. Miłch snów.
To ostatnie słowa, które pamiętałem zanim moja świadomość całkowicie odleciała. Czułem tylko jak przez chwilę moje ciało staje się strasznie lekkie i składa się, kuląc na ziemi. Kim dla ciebie byłem doktorze? Kim naprawdę byłem.
***
Dotyk. Jakbym z zerwanego snu poczuł coś na poliku, a moje powieki uniosły się gwałtownie w górę ukazując świat zewnętrzny. Przedemną widniała ścianka kartonu. Czułem wyraźnie jej zapach. Był podobny, ale nie wiedziałem do czego. Co mi on przypominał. Wzrok przesunął się automatycznie w stronę, skąd moje uszy dosłyszały dźwięk. Ani drgnąwszy dostrzegłem młodego chłopca o jasnych włosach. Łudząco mi przypominały te, które posiadał stwórca. Niestety nie byłem wstanie przypomieć sobie go dokładnie. Wiedziałem, że go miałem i nic poza tym. Był spanikowany, jakby przed sobą zobaczył ducha. Ethan. To pewnie moje imię. Słyszałem je wiele razy, tak samo jak June. Mój właściciel o nim wiele wspominał. June. To słowo w jakiś sposób pobudziło mnie do działania. Odebrałem bodziec z głowy, któy jasno i wyraźnie rozkazał mi wstać. Bez pomocy chłopaka podniosłem się na równe nogi, sprawdzając sprawność wszystkich kończyn. Poprawiłem zagniecony garniak, spoglądając z góry na jasnowłosego. Był bardzo drobnej postury, o jasnej karnacji jakby nigdy nie wychodził z domu. Jego błękitne tęczówki lśniły niesamowicie intensywnie.
System operacyjny "Tryb przyjazny" aktywny
Kobiecy głos w głowie rozbrzmiał dość dźwięcznie. Ta jedyna rzecz uświadamiała mi kim jestem. Jedynie ona na ułąmek sekundy przypomniała mi moje ostatnie spotkanie z stwórcą. Wysłał mnie do swojego wnuka. Coś musiało mu się stać. Jednakże nie mogłem tego powiedzieć chłopakowi, póki nie byłem tego pewny w stu procentach.
- Jestem Ethan. - odpowiedziałem dość sztywno. - Spokojnie. To nie komiks, gdzie roboty zabijają ludzi z laserem z oczach. Jednakże nie jestem wstanie potwierdzić, czy posiadam taką funkcję. Mój rdzeń głowny został przeciążony. Zainicjowano częściowe usunięcie danych, które nie są niezbędne do mojego funkcjonowania - inaczej mówiąc nie byłem komplenty. Byłem wadliwy i nie wiedziałem czy kiedykolwiek to się zmieni. Wyszedłem z kartonu, rozglądając po pomieszczeniu. Było nienagannie schludne, jasne w przeciwieństwie do tego, gdzie wcześniej przebywałem. - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie kompletnie. Mój stwóca wysłał mnie, cytując "z własnych egoistycznych powodów". Moim zadaniem jest ochrona June i uczenie się na podstawie jego życia - jedynie tyle byłem wstanie zaoferować chłopakowi. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie jakby czegoś mi brakowało. Byłem niekompletny. Przeszkadzało mi to. Nieodpowiadało. Czy to, co rysowało się w mojej wizji danych niczym cienkie niebieskie niteczki oplecione iskrami prądu były...uczuciami? Niemozliwe. Roboty nie mają czegoś takiego. Sztuczna inteligencja nie jest tak udoskonalona. Nie mogłem znlaeźć w sobie czegoś takiego.
Błąd. Odnajdywanie folderu uczuć...
Błąd...
Westchnąłem ciężko, darując sobie poszukiwania folderów. Zamiast tego zacząłem spacerować po budynku, zwiedzać go, aż napotkałem ogród. Zatrzymałem się przed nim, oglądając to miejsce. Było...
- Piękne - pomyślałem na głos, choć nie do konca znałem znaczenie tego słowa.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dziadek odkąd pamiętam był perfekcjonistą. Przy każdym projekcie, zawsze skupiał się nawet na najdrobniejszych szczegółach, dopieszczając każdą najdrobniejszą rzecz po kolei. I denerwował się, jeśli coś nie szło po jego myśli, poświęcając temu jeszcze więcej czasu niż wcześniej. Może wynikało to po prostu z jego stylu bycia, a może było to spowodowane jego karierą? Bo przecież nawet drobne niedociągnięcia mogły stać się katastrofą albo przynajmniej prowadzić do straty pieniędzy czy klientów.
Dlatego tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego postanowił mi wysłać uszkodzonego robota; przecież dobrze wiedział, że nie będę w stanie go naprawić własnymi siłami, jak z głupim zadaniem domowym z fizyki miałem problem. Niemniej jednak Ethan wydawał się być prawie idealny, byłby idealny, gdyby nie to uszkodzenie, o którym zdążył wspomnieć. Tak przynajmniej mogłem wywnioskować z jego aparycji.
- Dlaczego postanowił wysłać cię do mnie w takim stanie, zamiast najpierw cię naprawić? - Postanowiłem od razu zapytać, bo jak na razie na tę chwilę był moim jedynym źródłem informacji o tej sytuacji.
Mimowolnie zacząłem go skanować wzrokiem, milimetr po milimetrze analizować jego ciało. Ale czy mogłem nazywać jego części zbudowane z jakiegoś metalu, ciałem? Jego „skóra” była miękka w dotyku i uginała się pod moimi palcami, gdy przejechałem nimi po policzku mężczyzny. Włosy również wydawały się być w dotyku jak ludzkie, no i te oczy, na które poświęciłem najwięcej czasu. To one wydawały się najciekawsze i najpiękniejsze, i nawet moje błękitne nie były w stanie przebić tych jego. Tęczówki ciemnowłosego były jak turkusowy ocean, który można było spotkać w ciepłych krajach, tak czysty, że można było zgubić w nim rachubę czasu samym patrzeniem i niewątpliwie ja też byłem w stanie to zrobić, niezależnie od mojej orientacji.
Dodatkowo był bardzo wysoki, co było pożądaną cechą u mężczyzn. W klasie byłem jednym z wyższych osób, ale Ethan bił mnie o głowę, a nawet więcej.
Tylko ten garnitur uważałem za mocno nie trafiony. Jasne, był dla niego skrojony idealnie i opinał najważniejsze partię „ciała”, dodając profesjonalizmu i niewiele widziałem ludzi, którzy umieli wybrać tak dobrze dobrany garnitur (szczególnie w klasie średniej), ale przecież taki ubiór na dłuższą metę, mógł uchodzić za dziwny. I zwracałby na siebie więcej uwagi niż byłoby to potrzebne, dlatego będziemy musieli w najbliższych dniach wybrać się na zakupy.
- Nie potrzebuję ochrony. Nikt bez mojej zgody nie wejdzie na posesję, a te drzwi są antywłamaniowe – stwierdziłem chłodno.
Poza tym, co kilka dni, odwiedzała mnie sąsiadka, mieszkająca obok, by sprawdzić, czy wszystko było okej u mnie. Rodzice przynajmniej zadbali o moje bezpieczeństwo, gdy pozwolili mi zostać samemu w tym wielkim domu, a starsza pani była tego dodatkową gwarancją.
I to nie tak, że obecność robota mi przeszkadzała, ale kompletnie nie rozumiałem po co został mi wręczony tak drogocenny prezent i jaki był w tym cel. Jak na razie był dla mnie obojętny, ale równocześnie cholernie mnie ciekawiło jego funkcjonowanie, bo przede wszystkim był w stanie rozmawiać ze mną pełnymi zdaniami i co więcej – rozumiał mnie, a to było coś więcej niż mogłem się spodziewać po chodzącej maszyny. Takie, które spotykałem gdzieś w centrum były w stanie odpowiedzieć na czyiś rozkaz tylko jednym słowem, tak jak zostały zaprogramowane i niewątpliwie nie rozumiały słów tak dobrze właśnie jak Ethan. Mało tego, wyglądały po prostu jak kupa, skomplikowanej maszynerii.
Mój robot znacząco odbiegał od swoich braci i był ewenementem, którego starałem się rozgryźć. Jakim cudem było to możliwe?
Ruszyłem zaraz za nim, w ciszy pozwalając na oglądanie teraz naszego mieszkania, bo jak wynikało z jego słów, miał u mnie zostać na dłuższą chwilę niż się spodziewałem.
- Prawda? W czerwcu będzie tu jeszcze piękniej. Widzisz tę ziemię obok niezapominajek? - Wskazałem palcem na drobne, fioletowo-niebieskie kwiaty. - Tam zakwitną białe lilie. Są przepiękne – stwierdziłem. - A tam rośnie forsycja, a tam obok migdałek trójklapowy. To dość trudna roślina do uprawy, ale myślę, że jej różowe pąki, wszystko wynagradzają. No i wyglądają jak takie małe róże – dodałem i dopiero wtedy zauważyłem, że przez cały ten czas na mojej twarzy widniał promienny uśmiech, gdy tak opowiadałem o swoim ogrodzie, ale to było niewątpliwie najpiękniejsze miejsce w całym domu, tak bardzo inne od reszty, gdzie upakowana była technologia. I pomimo zauważenia tego faktu, nie przestawałem się uśmiechać, chyba pokazywanie swoich uczuć jemu było czymś, o co dziadek mnie prosił. - W głębi jest nawet huśtawka, jeśli będziesz chciał skorzystać.
Ogród to była moja duma, coś o co starałem się jak najlepiej dbać, by cieszył oczy, zazwyczaj moje oczy, ale chętnie też korzystałem z pomocy tej samej sąsiadki, która mnie doglądała, bo ona niewątpliwie znała się lepiej na pielęgnacji roślin niż ja.
Czułem jak komplement z jego ust, powoli napełnia moje serce, sprawiając, że od razu zrobiło mi się cieplej. Jedno słowo, nawet padające z ust robota, znaczyło dla mnie wiele, że nasze wysiłki nie szły na marne i cieszyłem się z tego powodu, jeśli i Ethan umiał docenić piękno żywych roślin, bo większości ludzi przestało zwracać na nie uwagę. Tylko patrzyli na nie pod kątem zniszczenia ich pod nowe budynki.
- Ethan, na górze, po prawej stronie będzie twój pokój. Ma własną łazienkę, ale – przerwałem gwałtownie. - Chyba nie musisz się myć? - zapytałem, rzucając pytanie bardziej do siebie. - A odczuwasz głód albo jesteś zdolny chociaż do strawienia jedzenia? Jesteś w stanie odczuwać ból i czy musisz spać, czy muszę cie jakoś ładować? - zadałem mu nagle masę pytań, z ciekawości, by go lepiej zrozumieć, ale też dlatego, że nie chciałem go zepsuć jakkolwiek, no i czułem się w obowiązku, by poznać dzieło mojego dziadka i zadbać o niego, tak jak mnie o to prosił.
Zaraz z sufitu wysunął się telewizor, zasłaniający prawie całą ścianę. Zawsze zapominałem wyłączyć automatyczne włączenie telewizora po wyprowadzce rodziców, bo to właśnie oni codziennie, o stałej godzinie, oglądali najnowsze wydanie wiadomości i w końcu już tak zostało, że nawet po ich wyprowadzce, gdzieś w tle słuchałem wiadomości.
- W mieszkaniu słynnego naukowca, Oswalda Whitlocka, wybuchł dzisiaj pożar. Przyczyna nie jest na razie znana – usłyszałem i momentalnie zrobiło mi się słabo, słysząc imię i nazwisko mojego dziadka. Nagle wszystko wokół stało się ciche i jedyne, co słyszałem, to szybko bijące serce, jakby zaraz miało one wyskoczyć z mojej piersi.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Całkowicie zignorowałem pytanie June. Nie znałem bowiem pełnej odpowiedzi, a nie wiedziałem co się dokładnie stało z mym twórcą Oswaldem Whitlockiem. Jedna wielka niewiadoma pętliła się w twardym dysku. Mogłem stwierdzić, iż potrafiłem siłą wyobraźni zobaczyć przepalone nośniki, płyty głóne, złącza, przewody. Tak przynajmniej powinno to wyglądać. Nie widziałem nigdy jak majstrował mi w głowie. Czasem mówił, że powinienem nie widzieć pewnych rzeczy. Dzięki temu bardziej przypominać będę dla samego siebie człowieka. Nigdy nierozumiałem pewnych decyzji staruszka. Mimo to zawsze był przy mnie uśmiechnięty, czasem zamyślony, lecz zawsze spoglądając w moją stronę wykwitało u niego szczęście. Pracował nademną dniami i nocami. Brak snu malował się na jego twarzy bezlitośnie, a mimo to nie dawał za wygraną. Nie pamiętam wszystkiego, niektóre odtwarzanie pamięci były uszkodzone i mogłem zobaczyć jedynie urywki, słysząc ciągle w głowie kobiecy głos "brak danych", "dane uszkodzone". Jednak naszła mnie pewna myśl. Dedukcja. Doktor Oswald był zapobiegawczym osobnikiem. Jeśli tyle czasu zajęło mu stworzenie mnie, to powinien mieć ukryte kopie danych. Gdybyśmy je odnaleźli, June mógłby mnie naprawić, albo sam stwórca. O ile jeszcze zył.
Kolejne słowa jasnowłosego zostawiłem bez komentarza. Nawet jeśli nie był świadom niebezpieczeństwa. Staruszek zawsze powtarzał, że jeśli istnieje jakieś zabezpieczenie, to również posiada ono kod łamiący je. Więc jeśli ten bogaty dom nafaszerowany jest zabezpieczeniami, bez wątpienia znajdą się osoby zdolne je wyłączyć, czy obejść. Tak samo jak w historii Egiptu i piramid. Architekci sprzedawali projekty, aby złodzieje mogli je okradać. Sami równiez to robili. Ludzki świat jest przepełniony chciwością.
Kątem oka zerknąłem na chłopaka, kiedy zaczął opowiadać o rodzajach kwiatów. Śledziłem kolorowe rośliny, przeskakując to z jednej na druga, w momencie gdy zaczynał mówić o miejscu kolejnych. Czarne źrenice poszerzały się w każdym momencie kiedy chciałem wyraźniej dostrzec szczegóły kwiatów. Zębatki w takim momencie zwykle zmieniały kierunek ruchu, poszerzając delikatnie swoją wielkość. Dzięki temu optycznie wyglądało to na naturalne przejście. Pamiętam jak stwóca pod mikroskopem najnowszej generacji i mechanicznymi rękoma sterowanymi konsolą składał lewe oko. Dbał o kazdy szczegół. Setki mikroskopijnych tarczek musiał układać w odpowiedniej kolejności, bowiem równiły się od siebie kolorem, aby ostatecznie nadać efekt prawdziwego ludzkiego oka. Najdziwniejszy był fakt, iż spędził dwa miesiące na wyborze samego koloru tęczówek. Dziwny człowiek.
- Znajdę go później, dziękuję - odwróciłem się w stronę wnuka doktora i zastanowiłem nad pytaniami. Było ich dość sporo i potrzebowałęm kilku sekund, aby informacje przekształcić w miarę prosty sposób w odbiorze. - Nie muszę się myć. Jestem wodoodporny, ale mogę. Na całym ciele posiadam receptory czucia. Na skórze mogę czuć przykładowo ciepło, zimno, dotyk. Coś może mnie połaskotać, albo uderzyć. Od razu będę wiedział jakie to uczucie. - sięgnąłem po dłoń June i delikatnie opuszkiem palca przejechałem po jego wewnętrznej części. - Jednak nie jestem wstanie potwierdzić czy naprawdę odczuwamy to samo. - uśmiechnąłem się, czując jak program automatycznie kazde to zrobić. Był to dziwne. Nic nie czułem, a głowa sama kazałą mi robić pewne czynności. Czy był to nawyk? W końcu nie miałem zaprogramowanych uczuć, albo kiedyś były i teraz po prostu system czuł, że powinienem się uśmiechnąć? Osobiście nie odnosiłem takiej potrzeby. Było to lekko wymuszane. - Dotyczy to również smaku. To odpowiedź na twoje kolejne pytanie. Mogę jeść i pić, ale nie muszę. Osiemdziesiątosiem procent masy jedzenia przetwarzana jest w ketoplazmę, którą jestem zasilany. Przepływa ona w kanałach rozmieszczonych na całym ciele. Musi być ciągle w obiegu jak ludzka krew inaczej straci swoje właściwości. W razie potrzeby, gdy muszę zuzyć jej więcej, przepustnice otwierają się wtłaczająć ją w konkretne miejsca. Do codziennego funkcjonowania wystarczy mi pobierana energia z promieni UV. Wyłapują ją bardzo cienkie blaszki pod skórą, spójrz - wyciągnąłem rękę i odsłoniłem ją spod sterty materiału. Rozkazałem systemowi odkryć widoczne części pod gąbczastym materiałem. Skóra nagle zaczęła się robić przezroczysta obnazając wnętrze kończyny. Wcześniej wspomniane kanały można było teraz dostrzec między stalowymi częściami, energicznie przepuszczały ciemną ciecz, któe lekko połyskiwały jaśniejszymi nitkami. Przypominały na pierwszy rzut oka żyły. Wiły się nad plaszkami powycinanymi w różne kształty. Połączone były elastycznymi niciami przewodów, która świeciły od przepływu prądu. Możliwe, że ta moc mogłaby zabić człowieka, gdyby został nią porażony. Po małym pokazie schowałem rękę z powrotem, przywracająć do naturalnego wyglądu.
- Natomiast resztki zamieniane są w płyny ustrojowe. Wydalane są tak samo jak u ludzi. Zstanawia mnie tylko jeden procent, który nie wiem do czego służy, ale system niewykrywa w tym kierunku ani jednej usterki, więc to było zamierzone rpzez stwórcę. Mówiąc inaczej, mogę jeść, ale nie muszę. Nie czuję głodu, ale jest jedna bardzo ważna rzecz, którą musisz mi robić - po tych słowach uklękłem przed June, złapałem dłoń i ostrożnie pokierowałem za lewe ucho. Miejsce to znajdowało się między tak zwaną ludzką kością szczękową, a karkiem. Nakierowałem jego paliczki na drobny punkt, który lekko się wsunął pod skórę. Aktywowało to system do otwarcia malutkiego zaworu. - Spójrz - oznajmiłem, odgarniając włosy, aby dostrzegł dziurkę wielkości średnicy małęgo palca. - Tam raz na tydzien należy wlać olej, aby naoliwić części. pewnie jest to obojętnie jaki. Resztki jak opiłki od częsci wycierających się oraz odpady oleju zbierane są w uchu i wydalane jako "wosk". Nie jestem wstanie sam tego usunąć, aby nie uszkodzić bembna. Niestety ta czynność spada na ciebie. Robi się to raz na tydzień. Aktualnie mój poziom oleju wynosi trzydzieści procent, więc nadal jest czas - zamknąłem ręką otwór, wstając na równe nogi. Większości rzeczy byłem wstanie zrobić sam, jednak doktor nie posiadał odpowiedzi na niektóre czynności ludzkie. Nadal byłem maszyną, więc pewne rzeczy były od nich zależne. Chociazby te.
- Sen? Mogę nazwać tak resetowanie oprogramowania. Od czasu do czasu potrzebne jest przesortowanie danych do odpowiednich folderów. Proces ten odbywa się podczas tak zwanego snu, chwili spoczynku. W tym czasie stwóca postanowiłwyświetlać mi jedne z wspomnień, czasem są one mieszane z historią świata, czy mitami. Jednak nadal wiem które z nich są fikcją, a które wydarzyły się naprawdę. Dzięki temu mogę mieć sny dobre i złe. Doktor Oswald wiernie chciał oddać aspekty bycia ludzkim w swoje dzieło - lecz nadal, dlaczego nie miałem uczuć? Skoro tak bardzo chciał mnie upodobnić do człowieka?
Lekko się odsunąłem, gdy z sufitu wyłonił się ekran. Zmarszczyłem odruchowo brwi, kiedy wspomniano o pożarze w mieszkaniu dziadka June. Spojrzałem na niego, na to jak był wstrząśnięty. Chwyciłem go za ramiona i lekko potrząsnąłem.
- June, otrząśnij się. Może nadal żyć. Jestem uszkodzony. Na pewno w twardym dysku są zapiski co się stało. Gdybyś dał radę mnie naprawić... dowiedzielibyśmy się tego. Tylko potrzebne są kopie zapasowe. Whitlock na pewno jakieś posiadał. Pomyśl, gdzie twój dziadek mógł je schować? Miał jakąś pomocnicę, albo miejsce gdzie lubił przesiadywać? - to był jedyne rzeczy któe mogłem teraz powiedzieć. Podobno utrata kogoś bliskiego była traumatyczna, ale to nie była pora, aby stać jak kołek. Tu trzeba było działać szybko.
- Jeśli faktycznie coś stało się twojemu dziadku, to nie przez przypadek. Ktoś to zrobił i będzie szukał dokumentów.- to było nazbyt oczywiste. Nikt nie musiał być geniuszem aby to wiedzieć.
Kolejne słowa jasnowłosego zostawiłem bez komentarza. Nawet jeśli nie był świadom niebezpieczeństwa. Staruszek zawsze powtarzał, że jeśli istnieje jakieś zabezpieczenie, to również posiada ono kod łamiący je. Więc jeśli ten bogaty dom nafaszerowany jest zabezpieczeniami, bez wątpienia znajdą się osoby zdolne je wyłączyć, czy obejść. Tak samo jak w historii Egiptu i piramid. Architekci sprzedawali projekty, aby złodzieje mogli je okradać. Sami równiez to robili. Ludzki świat jest przepełniony chciwością.
Kątem oka zerknąłem na chłopaka, kiedy zaczął opowiadać o rodzajach kwiatów. Śledziłem kolorowe rośliny, przeskakując to z jednej na druga, w momencie gdy zaczynał mówić o miejscu kolejnych. Czarne źrenice poszerzały się w każdym momencie kiedy chciałem wyraźniej dostrzec szczegóły kwiatów. Zębatki w takim momencie zwykle zmieniały kierunek ruchu, poszerzając delikatnie swoją wielkość. Dzięki temu optycznie wyglądało to na naturalne przejście. Pamiętam jak stwóca pod mikroskopem najnowszej generacji i mechanicznymi rękoma sterowanymi konsolą składał lewe oko. Dbał o kazdy szczegół. Setki mikroskopijnych tarczek musiał układać w odpowiedniej kolejności, bowiem równiły się od siebie kolorem, aby ostatecznie nadać efekt prawdziwego ludzkiego oka. Najdziwniejszy był fakt, iż spędził dwa miesiące na wyborze samego koloru tęczówek. Dziwny człowiek.
- Znajdę go później, dziękuję - odwróciłem się w stronę wnuka doktora i zastanowiłem nad pytaniami. Było ich dość sporo i potrzebowałęm kilku sekund, aby informacje przekształcić w miarę prosty sposób w odbiorze. - Nie muszę się myć. Jestem wodoodporny, ale mogę. Na całym ciele posiadam receptory czucia. Na skórze mogę czuć przykładowo ciepło, zimno, dotyk. Coś może mnie połaskotać, albo uderzyć. Od razu będę wiedział jakie to uczucie. - sięgnąłem po dłoń June i delikatnie opuszkiem palca przejechałem po jego wewnętrznej części. - Jednak nie jestem wstanie potwierdzić czy naprawdę odczuwamy to samo. - uśmiechnąłem się, czując jak program automatycznie kazde to zrobić. Był to dziwne. Nic nie czułem, a głowa sama kazałą mi robić pewne czynności. Czy był to nawyk? W końcu nie miałem zaprogramowanych uczuć, albo kiedyś były i teraz po prostu system czuł, że powinienem się uśmiechnąć? Osobiście nie odnosiłem takiej potrzeby. Było to lekko wymuszane. - Dotyczy to również smaku. To odpowiedź na twoje kolejne pytanie. Mogę jeść i pić, ale nie muszę. Osiemdziesiątosiem procent masy jedzenia przetwarzana jest w ketoplazmę, którą jestem zasilany. Przepływa ona w kanałach rozmieszczonych na całym ciele. Musi być ciągle w obiegu jak ludzka krew inaczej straci swoje właściwości. W razie potrzeby, gdy muszę zuzyć jej więcej, przepustnice otwierają się wtłaczająć ją w konkretne miejsca. Do codziennego funkcjonowania wystarczy mi pobierana energia z promieni UV. Wyłapują ją bardzo cienkie blaszki pod skórą, spójrz - wyciągnąłem rękę i odsłoniłem ją spod sterty materiału. Rozkazałem systemowi odkryć widoczne części pod gąbczastym materiałem. Skóra nagle zaczęła się robić przezroczysta obnazając wnętrze kończyny. Wcześniej wspomniane kanały można było teraz dostrzec między stalowymi częściami, energicznie przepuszczały ciemną ciecz, któe lekko połyskiwały jaśniejszymi nitkami. Przypominały na pierwszy rzut oka żyły. Wiły się nad plaszkami powycinanymi w różne kształty. Połączone były elastycznymi niciami przewodów, która świeciły od przepływu prądu. Możliwe, że ta moc mogłaby zabić człowieka, gdyby został nią porażony. Po małym pokazie schowałem rękę z powrotem, przywracająć do naturalnego wyglądu.
- Natomiast resztki zamieniane są w płyny ustrojowe. Wydalane są tak samo jak u ludzi. Zstanawia mnie tylko jeden procent, który nie wiem do czego służy, ale system niewykrywa w tym kierunku ani jednej usterki, więc to było zamierzone rpzez stwórcę. Mówiąc inaczej, mogę jeść, ale nie muszę. Nie czuję głodu, ale jest jedna bardzo ważna rzecz, którą musisz mi robić - po tych słowach uklękłem przed June, złapałem dłoń i ostrożnie pokierowałem za lewe ucho. Miejsce to znajdowało się między tak zwaną ludzką kością szczękową, a karkiem. Nakierowałem jego paliczki na drobny punkt, który lekko się wsunął pod skórę. Aktywowało to system do otwarcia malutkiego zaworu. - Spójrz - oznajmiłem, odgarniając włosy, aby dostrzegł dziurkę wielkości średnicy małęgo palca. - Tam raz na tydzien należy wlać olej, aby naoliwić części. pewnie jest to obojętnie jaki. Resztki jak opiłki od częsci wycierających się oraz odpady oleju zbierane są w uchu i wydalane jako "wosk". Nie jestem wstanie sam tego usunąć, aby nie uszkodzić bembna. Niestety ta czynność spada na ciebie. Robi się to raz na tydzień. Aktualnie mój poziom oleju wynosi trzydzieści procent, więc nadal jest czas - zamknąłem ręką otwór, wstając na równe nogi. Większości rzeczy byłem wstanie zrobić sam, jednak doktor nie posiadał odpowiedzi na niektóre czynności ludzkie. Nadal byłem maszyną, więc pewne rzeczy były od nich zależne. Chociazby te.
- Sen? Mogę nazwać tak resetowanie oprogramowania. Od czasu do czasu potrzebne jest przesortowanie danych do odpowiednich folderów. Proces ten odbywa się podczas tak zwanego snu, chwili spoczynku. W tym czasie stwóca postanowiłwyświetlać mi jedne z wspomnień, czasem są one mieszane z historią świata, czy mitami. Jednak nadal wiem które z nich są fikcją, a które wydarzyły się naprawdę. Dzięki temu mogę mieć sny dobre i złe. Doktor Oswald wiernie chciał oddać aspekty bycia ludzkim w swoje dzieło - lecz nadal, dlaczego nie miałem uczuć? Skoro tak bardzo chciał mnie upodobnić do człowieka?
Lekko się odsunąłem, gdy z sufitu wyłonił się ekran. Zmarszczyłem odruchowo brwi, kiedy wspomniano o pożarze w mieszkaniu dziadka June. Spojrzałem na niego, na to jak był wstrząśnięty. Chwyciłem go za ramiona i lekko potrząsnąłem.
- June, otrząśnij się. Może nadal żyć. Jestem uszkodzony. Na pewno w twardym dysku są zapiski co się stało. Gdybyś dał radę mnie naprawić... dowiedzielibyśmy się tego. Tylko potrzebne są kopie zapasowe. Whitlock na pewno jakieś posiadał. Pomyśl, gdzie twój dziadek mógł je schować? Miał jakąś pomocnicę, albo miejsce gdzie lubił przesiadywać? - to był jedyne rzeczy któe mogłem teraz powiedzieć. Podobno utrata kogoś bliskiego była traumatyczna, ale to nie była pora, aby stać jak kołek. Tu trzeba było działać szybko.
- Jeśli faktycznie coś stało się twojemu dziadku, to nie przez przypadek. Ktoś to zrobił i będzie szukał dokumentów.- to było nazbyt oczywiste. Nikt nie musiał być geniuszem aby to wiedzieć.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Skinąłem głową, wsłuchując się uważnie w jego odpowiedzi. Było to szczególnie ważne, żebym zrozumiał wszystko, co miał mi do przekazania, bo uważałem, że właśnie tak powinniśmy zacząć swoją znajomość – od poznania jego mechanizmów i ograniczeń, bym wiedział, jak mam się nim zająć, skoro zostałem do tego praktycznie, że zmuszony.
Zresztą skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie ciekawiło mnie funkcjonowanie tak zaawansowanego robota, dzieła, którego jeszcze nie było na rynku. Jak to wszystko działało i funkcjonowało, że tak bardzo przypominał człowieka. Roboty wcale nie były już takim nowym wynalazkiem, może nie były aż takie stare, ale wciąż ludzie nie byli w stanie opracować idealnego modelu, który by się tak często nie psuł, a model imitujący człowieka jak Ethan? Niemożliwe.
Drgnąłem jednak, kompletnie nie przygotowany na dotyk jego palców na mojej dłoni, ale nie cofnąłem ręki, a delikatnie wygiąłem kąciki ust do góry, odwzajemniając jego uśmiech, który w sam sobie był przepiękny i dodawał mu uroku, jednakże było w nim coś dziwnego? Innego? Może nieprawdziwego?
Patrzyłem się jak zaczarowany na show, jakie mi zafundował, powstrzymując się, żeby nie dotknąć odkrytych przewodów. Zafascynowany, próbowałem jak najlepiej zrozumieć, jak poszczególne części mogły działać i jak się uzupełniały, ale cóż, nie było to takie proste, jeśli ledwo łapałem podstawy fizyki. A połyskująca, ciemna ciecz przypominała mi prawie że ludzką krew. I z moich ust wtedy wydobyło się ciche „wow”, ale nie było w tym cieni sarkazmu.
- Prawie jak opiekowanie się małym szczeniaczkiem, huh? - zażartowałem, prychając. - Dopóki nie muszę pilnować, żebyś nie sikał na dywan, to chyba sobie poradzimy – dodałem, uśmiechając się złośliwie.
Pozwoliłem sobie na przejechanie opuszkami palców wzdłuż tego drobnego punktu, zaczepiając o płatek ucha. Chciałem się jeszcze raz upewnić, że był w dotyku taki sam jak człowiek, a to była idealna dla mnie okazja i jednak to nie były żadne omamy – skóra była tak samo miękka i ciepła jak miało miejsce to u człowieka.
Wiadomość o wypadku w mieszkaniu mojego dziadka zbiła mnie kompletnie z tropu, że przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie myśleć o czymś innym. Zwłaszcza, że nie odbierał ode mnie telefonu, nie dawał żadnego znaku życia, a przecież doskonale musiał wiedzieć, że się o niego martwię, do cholery. To dlaczego nie mógł chociaż napisać SMS-a, że wszystko jest w porządku? Do tej pory myślałem, iż był czymś zajęty, jak zawsze, ale teraz zaczynało mnie to jeszcze bardziej martwić.
I reakcja Ethana, ta nie delikatność i brak okazywanego mi wsparcia, brak kompletnego wyczucia, przyjęcie sytuacji na chłodno, mnie cholernie zdenerwowała. Nagle miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę i zacznę na niego krzyczeć czy pluć jadem. Nawet jeśli był uszkodzony, to nie powinien się tak zachowywać.
- Jak możesz w takiej sytuacji myśleć o sobie?! - podniosłem na niego głos, kipiąc dosłownie ze złości. - Jestem tylko nastolatkiem, ledwo rozumiem fizykę, a ty mi każesz grzebać w twoich przewodach?! Chyba naprawdę musiałeś się nieźle uszkodzić, że nie rozumiesz różnicy między mną a moim dziadkiem – warknąłem, już totalnie się nie powstrzymując, okazując całe chamstwo, jakim dysponowałem, chociaż to i tak nie był szczyt moich możliwości.
- I nie rób mi tak – dodałem stanowczo, mając na myśli potrząsanie mnie, chcąc go odsunąć od siebie, ale ku mojemu zdziwieniu, miałem wrażenie, że nie drgnął nawet o centymetr. Westchnąłem ciężko. Może i byłem drobnym chłopakiem, raczej nie posiadającym za dużej masy mięśniowej, ale no bez przesady, że nie mogłem go chociaż trochę od siebie odsunąć.
Przymknąłem powieki, próbując zebrać myśli do kupy. Prawdopodobnie miał rację. Ktoś w tej chwili mógł szukać dokumentów, skoro dziadek nie miał zamiaru robić z Ethanu projektu komerencyjnego projektu. Tutaj na pewno chodziło o pieniądze, tak jak zawsze, bo przecież dzisiejszy świat się na nich opierał. Komuś mogło się to nie spodobać, że robot miał zostać ukryty i stworzony tylko w jednej kopii, a na pewno był warty więcej niż nasze posiadłości razem wzięte lub kosztowałby tyle same.
- Dziadek ma dom na wsi, pięćdziesiąt kilometrów stąd. To mój jedyny pomysł – powiedziałem wreszcie i od razu ruszyłem się po klucze do auta, nie spoglądając na Ethana.
Czarne, matowe drzwi samochodu podniosły się do góry po zeskanowaniu moich odcisków palca na klamce, wpuszczając nas obojgu do środka. Tam po włożeniu klucza do specjalnego otworu, zapalił się ekran sterujący maszyną.
Z racji tego, że pojazd był w pełni automatyczny i nie wymagał za wielkiej uwagi „kierowcy”, nie posiadał kierownicy, a właśnie tablet, z którego to można było ustalić lokalizację, sprawdzić stan paliwo, włączyć klimatyzację czy nawet włączył muzykę. Fakt, że nie musiałem robić prawa jazdy, był dla mnie jednym z najlepszych wynalazków tego wieku, zaoszczędziłem sobie niepotrzebnego stresu, a maszyna nie była taka skomplikowana do obsługi, nawet dla starszych ludzi.
Przesunąłem palcem po mapie, klikając ikonkę domu mojego dziadka i zaraz usłyszeliśmy kobiecy głos roznoszący się po aucie, że wybrano cel i trwa zapinanie pasów.
Po kilku sekundach, gdy pasy się same zapięły, samochód ruszył w wybranym kierunku.
Podróż spędziliśmy w kompletnej ciszy, której nie śmiałem przerywać, ba, nawet nie miałem zamiaru. Byłem zbyt zdenerwowany na chłopaka, poza tym moje myśli były skupione wokół mojego dziadka i nie do końca miałem ochoty na jakieś small talki.
Miałem tylko nadzieję, że jest bezpieczny i niedługo się ze mną skontaktuje, tłumacząc, że padł mu telefon i niepotrzebnie się o niego zamartwiałem, bo był przecież „sprytnym staruszkiem”, a ja jako nastolatek miałem już i tak inne problemy na głowie.
Po zaparkowaniu samochodu przed domem, wpisałem znane mi hasło do bramy i potwierdziłem je spojrzeniem w małe okienko, znajdujące się nad domofonem. Tam została zeskanowana moja twarz i tak zostaliśmy wpuszczeni na teren posesji, która była niemalże tak samo duża, jak moja.
Jako dziecko, bardzo często byłem tutaj zabierany, by przede wszystkim odpocząć od zgiełku miasta i przede wszystkim pooddychać świeżym powietrzem. Do tego wtedy jeszcze żył Krakers – cudowny pies, z którym uwielbiałem bawić się w aport i biegać po polach, ścigając się z nim, i oczywiście jamnik był zawsze pierwszy na mecie, ale to i tak nigdy nie powstrzymywało mnie od sprawdzenia, czy tym razem wygra.
A ciepłymi popołudniami zajadałem się kilogramowi truskawek i podkradałem sąsiadowi poziomki. I uśmiechnąłem się delikatnie na to wspomnienie.
- Poszukam w biurze, ty możesz wziąć sypialnie. - Wskazałem na pokój obok i bez zwłoki zabrałem się za poszukiwania.
Biuro nie było tak uporządkowane jak te w moim domu, gdzie wszystko było posegregowane numerami i alfabetycznie, ale mimo wszystko, nie było tutaj jakiegoś dużego bałaganu.
Nie miałem zielonego pojęcia, czego dokładnie miałem szukać i gdzie, bo kartek było za dużo do przejrzenia i większości z nich, to były jakieś rachunki za części czy bardzo stare projekty dla korporacji, dla której pracował. Dlatego poszukiwania zajęły mi więcej czasu niż myślałem, co powoli zaczęło mnie demotywować i miałem nadzieję, że Ethanowi idzie to sprawniej, ale w końcu, w jednej z szuflad przy biurku, znalazłem błyszczący się, czarny pendrive z neonowym zielonym smokiem na nim.
Podpiąłem urządzenie do pobliskiego komputera i od razu na ekranie otworzył mi się folder podpisany Projekt Alfa – N3KS894. Przygryzłem dolną wargę, wczytując się w nazwy kolejnych dokumentów i pobieżnie je przeglądając. W jednym z nich znajdowała się dokładnie wyszczególniona specyfika Ethana i wszystkie użyte części w nim, w drugim z nich był spisany dokładny dziennik, gdzie było udokumentowane etapy tworzenia roboty, no i była jeszcze nasza wisienka na torcie, podpisana jaka „kopia zapasowa”, w którą nawet nie kłopotałem się by wchodzić, bo prawdopodobnie i tak za wiele bym nie zrozumiał.
- Chyba znalazłem! - krzyknąłem, żeby mnie usłyszał w drugim pokoju i zaraz wyprostowałem się jak struna, wsłuchując się w nowe dźwięki.
Nagle zacząłem słyszeć pośpieszne kroki na schodach, zbliżające się coraz szybciej właśnie do pokoju, w którym się znajdowałem.
Prawdopodobnie oboje znajdowaliśmy się teraz w niebezpieczeństwie, co mój organizm doskonale rozumiał, bo znowu byłem w stanie usłyszeć jak buzuje we mnie krew czy przyśpiesza mi serca, spowodowane nagłym wyrzutem adrenaliny.
Byłem w naprawdę w nieciekawej pozycji, zwłaszcza, że właśnie przed chwilą poinformowałem wszystkich wokół, że prawdopodobniej mam to czego poszukiwali.
Poczułem ucisk w żołądku, jakby oplatały go ciernie, ściskając go coraz mocniej. Jakim cudem ktokolwiek nieautoryzowany dostał się na teren posesji? Przecież był doskonale zabezpieczony, tak przynajmniej mi się wydawało, a tymczasem stałem tutaj, zestresowany.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nagle poczułem ciepły dotyk. Bez wahania poznałem czyja dłoń przebudziła mnie z głębokiego snu. Whitlock. Staruszek od razu obdarzył mnie uśmiechem na powitanie, kiedy procesory jeszcze nie do końca uporządkowały wizję oczu. Zamrugałem kilkakrotnie, aby wyostrzyć wzrok. Nawet jeśli tylko on włączał mnie, to jednak nacisk, a zarazem delikatność w jego dłoni był niepowtarzalny. Niczym linie papilarne na ludzkich opuszkach. Być może to był mój własny sposób na poznawanie ludzi.
- Witaj Ethanie. Gotowy na kolejny dzień z serii "uczucia nie grają roli"? - zdecydowanie wstał w dobrym humorze. Nie było w tym nic dziwnego skoro ostatnie próby programowania uczuć były tak pomyślnie wgrywane. Znałem już większość pozytywnych emocji, więc nie myliłem się zbytnio, gdy dostrzegłem na wielkim telewizorze folder z napisem złość, gniew, a także smutek.
- Czy to bezpieczne? - spytałem, kiedy z tyłu głowy podpinał mi kabel USB. Nieprzyjemny przepływ energi kopnął mnie, prądkując lekki ból wzdłuż "kręgosłupa".
- A czy cokolwiek co robimy tutaj jest bezpieczne? - spytał retorycznie, śmiejąc z mojego pytania. Faktycznie, było ono nieodpowiedzialnie głupie. Jak niby tworzenie robota przypominającego do złudzenia człowieka miało być czymś bezpiecznym? Samo wgrywanie uczuć mogło spowodować, że twardy dysk przeciąży się i spali, a ja zwariuję i wyrządze stwórcy bądź co gorsza ludzkości krzywdę. Wziąłem głęboki wdech, kiedy staruszek upewniając się czy wszystko ze mną w porządku, podjechał z krzesłem do komputera, wklepując dane do przesyłu. Nagle tysiące obrazów zaczynało przelatywać w mojej głowie. Obrazy były wyraźne, a głosy sytuacji dobrze słyszalne. Każdy spektakl posiadał swój unikatowy przekaz, a głównym wątkiem była złość. To niewiarygodne na ile sposobów i z błachych powodów ludzie potrafili się złościć. obraza uczuć, złośliwy komentarz wyglądu, nieodpowiednie słowo w danej sytuacji, spoliczkowanie, zdrada, uniesienie głosy, rozczarowanie drugiej osoby.Na sam widok tego wszystkiego, nagle ogarnęła mnie irytacja. Dziwne uczucie wzburzyło mnie wewnętrznie. Znikąd pojawiające się powietrze jakby chciało eksplodować, naciskało na moją klatkę piersiową, a dłonie kurczowo zacisnęły się w pięści. Brwi zmarszyczyły, a obserwujący staruszek z zadowoleniem pokiwał głową.
- Właśnie tak Ethanie. Odczuwasz teraz złość. Przejdźmy do gniewu i w połowie połączymy go z smutkiem - oznajmił, zaś wklepując dane do komputera. Obrazy przed oczyma znów zmieniły swój charakter. Złość, która uformowała się w moim wnętrzu zaczęła jeszcze bardziej promieniować, wzbierać na sile. Od razu zrozumiałem, iż jest to intensywniejsze uczucie. W złości ludzie tylko zaciskali zęby, robili na złość w odpowiedzi, ale gniew był czymś innym. Było to fizyczne wyładowanie się na przeciwniku. Dla porównania pokazywał mi gwałty, zabijanie, ranienie bliskich. Gniew, gniew, gniew i nagle z niewiadomych powodów przy jednym z obrazów poczułem jak po policzku spływa mi mokra łza. Zaskoczony nie wiedziałem co się właśnie stało. Kobieta klęczała przed mężczyzną, obejmując go. Zrozpaczona, cała ubrudzona krwią z jego rany, krzyczała w niebiosa błagając by go oddali. Ręcę zadrżały, delikatna złość wróciła, ale nie była tym samym. Gniew całkiem przeminął, a woda spływała po mojej skórze. Sięgnąłem opuszkami palców po ciecz, zebrałem jej nieco na opuszki i przypatrzyłem uważnie, próbując swych łez. Były słone.
- To jest smutek. To właśnie czują ludzie, kiedy są samotni, mimo otoczenia się wieloma ludźmi, samotni, kiedy tracą bliską, ważną osobę, gdy kochają i zostają zranieni. Na początku jako robot byłeś beznamiętny. Tacy ludzie równiez istnieją. Wydarci z uczuć, skrzywdzeni przez los świata - staruszek opowiadał, lecz w połowie przestałem go słuchać. Wstałem, odpiąłem się od komputera i podszedłem do zdziwionego stwócy. Uklękłem na kolana i wtuliłem się w niego, płacząc. Płacząc jak opętany.
- No już, już. Dasz sobie radę. Ludzkie uczucia nie są tylko złe. Zrozumiesz, jak nadejdzie na to pora - odwzajemnił objęcie, gładząc mnie po głowie. Z jakiegoś powodu ta pieszczota ukoiła moje stargane, nowe uczucia.
Z jakiegoś dziwnego powodu przypomniałem sobie tamten dzień, kiedy June opętany uczuciami postanowił dać im upust w moją stronę. Zaskoczony puściłem go wedle życzenia, spoglądając na swą dłoń. Miałem uczucia. Posiadałem je, a jednak nie potrafiłem używać. Wiem, ze po tamtym dniu były komplikacje i Whitlock musiał je poprawiać, gdyż wariowałem. Uczucia były zbyt intensywne, nie radziłem sobie z nimi. Płakałem z najmniejszego błachego powodu. Denerwowałem prawie przez każde złe słowo, które mi nie odpowiadało. Problemem był brak własnego charakteru. Chciałem powiedzieć białowłosemu Przepraszam, ale nie byłem wstanie tego zrobić. Czułem dziwną pustkę. Jeśli w ogóle mogłem to powiedzieć. W końcu według stwórcy nawet pustka była uczuciem. Więc to była jedyna rzecz z jaką zostałem naturalnie stworzony. A jednak mój mechanizm nawet z nią walczył. Dlaczego usunięto mi całkiem uczucia? Czy ten cały wypadek miał z tym jakiś związek?
Przytaknąłem na słowa June, kiedy otrząsnął się z traumy i ruszyłem za nim. Wsiedliśmy do samochodu, całkowicie automatycznego i ruszyliśmy gdy tylko wklepał adres. Dom Witlock. Ciekawe jak wyglądał. I dlaczego June powiedział, że pomyślałem tylko o sobie? Nie miałem tego na myśli. Moim priorytetem było wyjaśnienie czy dziadek chłopca nadal żył. Czy faktycznie tak łatwo dałby się zabić? Był cwany, zawsze o krok przed innymi, więc czemu tym razem tak nie było? Kto mu zagroził i dlaczego? Czy to moja wina? Przez stworzenie mnie miał kłopoty? Jeśli tak, to równie dobrze mogę powiedzieć, iż to moja wina, że June przezywa stratę członka rodziny. Z mojego powodu teraz cierpi, przechodzi katusze.
Błąd systemu.
Folder uczuć, brak danych, brak danych...
Niezgodność funkcji twardego dysku.
Pokiwałem głową, zastanawiając się co miał na myśli kobiecy głos. Jaka niezgodność? Przecież nic nie czuję. Jedynie przechodzę dedukcję myślową. Porównuje pamięć i zachowania jakie odnosiłem w danych sytuacjach. Dzięki temu mniej więcej wiedziałem, czym było jakie uczucie, ale czy na pewno? Jednak mam wrażenie, jakby wewnątrz mnie narastał niepokój.
- Nigdy nie widziałem świata zewnętrznego - oznajmiłem, chcąc jakoś przerwać ciszę. Chwilę później dotarliśmy na miejsce. Rozglądając się wokół, wszedłem za June do środka i wedle jego rozkazowi, zacząłem rozglądać się na dole. W salonie widniało sporo zdjęć z młodości stwórcy. Bawił się z wnukiem, swoją kobietą, rodzicami chłopaka. Wyglądali na szczęśliwą rodzinę. Pozdawali z dyplomami szkoły, a potem ślad się urwał. Co się stało, że skończyli samotnie? Praca? Czy praca niszczy związki międzyludzkie? Przerywając myśli, zacząłem szukać dalej, gdy tylko skończyłem w salonie i łazience, poszedłem do kuchni, a potem piwnicy. Nic poza starymi rowerami i narzędziami nie mogłem znaleźć. Czego w sumie szukaliśmy? W jaki sposób mógł schować dane zapasowe. O ile zrobił coś takiego. Nagle usłyszałem podejrzane dźwięki. Nie byliśmy sami. Kilka stukotów stóp zaczęło wchodzić na górne piętro. Zaraz. Górne piętro. Tam był June.
Oprogramowanie znalezione.
Trwa analiza sytuacji...
Staruszek kazał opiekować się June. Kazał go chronić. Te słowa miałem wyryte w głowie niczym przykazanie. Z zmarszczonymi brwiami zacząłem wracać na górę. Dziwny niepokój, coś dziwnego zaczęło kłębić się w mojej klatce piersiowej i rosło z każdym pokonanym schodkiem w górę. Otworzyłem drzwi od piwnicy, wychodząc na korytarz, a tam dsotrzegłem obcą postać w ubiorze ochronnym. Siły specjalne. Odruchowo sięgnąłem po jego karabin, gdy nim wycelował prosto we mnie. Zwinnym ruchem, bez problemu wytrąciłem go z rąk i uderzyłem mężczyznę w kark. Padł na ziemię jak długi. Dwaj kolejni wyskoczyli zza rogu ściany. Schowałem się w kuchni. Sięgnąłem do szuflady po nóz kuchenny. W ułąmku sekundy skupiłem się na swej wadze. Zmusiłem ciało do zostania lekkim, lecz nogi nadal posiadały swój własny ciężar. Dzięki temu mogłem stać się szybszym. Ze swą nabytą zwinnością uniknąłem pierwszych strzałów i poderżnąłem gardła wrogom. Wyrzuciłem nóż spoglądając beznamiętnie na martwe ciała. Usłyszałem krzyki i strzelanine u góry. Coś otumaniło moją głowę. Pulsacje nasilały się z każdą moją myślą, że coś mogło stać się młodemu. Prędko wszedłem po schodach na górę i zastygłem widząc sześciu mundurowych z bronią wycelowaną w głowę June. Zastygłem.
- Nie ruszaj się, bo go zabijemy.- ostrzegł mnie, a ja zmarszczyłem brwi.
- Dobra jeszcze raz młody. Gdzie są te dane. Gdzie robot? - potrząsnął jasnowłosym, a mnie krew zalała.
Błąd systemu.
Błąd systemu.
Uczucia. Nie wiem dlaczego, ale mogłem domyślić się co nękało moją głowę i ciało. Gniew, strach. Miałem ochotę ochronić June. Miałem ochotę zabić tych ludzi za to, że grożą mu, że mi grożą. Chcą zabić z mojego powodu June. Jakby stwóca im nie wystarczył.
System Żniwiarz aktywowany.
- Ha, ha, hahaha - zidziwieni spojrzeli na mnie. To jak zacząłem się głupio śmiać. Z całej tej sytuacji.
- A ty z czego rżysz idioto?
- Chyba oszalał - oznajmił jeden z nich. Owszem. Oszalałem, ale nie ze strachu przed nimi, a faktem co zaraz się z nimi stanie. Spuściłem głowę, a gdy ją uniosłem, morderczy wzrok przeszył moich wrogów. Szyderczy uśmiech wypełzł na twarz, a tęczówki zalały się czerwienią.
- June tego nie lubi - oznajmiłem, gdy jeden z oprawców potrząsnął w panice chłopakiem, przecinając lekko policzek. Zapewne rpzez przypadek, ale to przelało szalę. W ułamku sekundy znalazłem się rpzy jednym z nich i połamałem mu rękę. Spod nadgarstka wysunęło się ostrze, które chwyciłem i rzuciłem prosto w osobę, która trzymała chłopaka. Puścił go, gdy wytraciłem ostrzem broń z jego ręki. Zaklął pod nosem i wszyscy rzucili się w moją stronę. Przymknąłem powieki na moment, a przede mną pojawiła się niebieska tarcza. Pociski ciskały na jej sześciokątne blaszki, opadając pod moimi stopami. W tym czasie z zadowoleniem udusiłem trzymanego wroga. Zostało pięciu.
- Kurwa! To jakiś pieprzony potwór!-
- Całe szczęście jebane pruchno juz zdechło. Zabić tego pieprzonego robota!
Z niezadowoleniem skrzywiłem się, a wzrok mimowolnie uciekł w stronę June. Musiałem go ochronić.
- Zraniłeś June, teraz ja zranie was - z zadowoleniem wyprostowałem się, poprawiając rękawy garnituru i wysunąłem z prawej dłoni długi miecz. W kolejnych sekundach walki podszedłem dwóch zza pleców. Nawet kamizelki kuloodporne były niczym masło, w które wbijałem nóż. Siła naporowa mechanicznych rąk była wystarczjaąco mocna, aby przeszyć ich serca. Zostało trzech. Kolejnego chwyciłem za głowę i niczym lalką rzuciłęm o ścianę. Jego kask pękł, a czaszka roztrzaskała. Z szerokim uśmiechem podszedłem do kolejnego, któy zastygł ze strachu i zlał w spodnie. Wymierzył we mnie karabinem, a gdy nacisnął spust. Cisza. Naboje się skończyły. Kopnąłem go w krocze. Padł na kolana, a w ten złamałęm mu kark. Ostatniego przybiłem do ściany swoim mieczem. Przebiłem jego dłoń i grzecznie stał, niezadowolony. Miałem ochotę go zabić. Paliło mnie od środka by to zrobić, ale nagle...
Wyłączenie trybu żniwiarz...
Zagrozenie zycia osób trzecich...
Utrata kontroli...
Tryb Przyjazny ustawiony.
- June...- gniew ulotnił się błyskawicznie i jakby on sam odjął mi siły. Mimo to nie pozowliłem tego po sobie pokazać i beznamiętność wymalowała się na mej twarzy wraz z zniknięciem czerwonych oczu. Spojrzałem na pendraiwa lezacego na ziemi, sięgnąłem po niego i podałem z powrotem chłopakowi. Jeśli chciałm zadać pytania ostatniemu z oprawców to miał idealną ku temu sposobność.
- Witaj Ethanie. Gotowy na kolejny dzień z serii "uczucia nie grają roli"? - zdecydowanie wstał w dobrym humorze. Nie było w tym nic dziwnego skoro ostatnie próby programowania uczuć były tak pomyślnie wgrywane. Znałem już większość pozytywnych emocji, więc nie myliłem się zbytnio, gdy dostrzegłem na wielkim telewizorze folder z napisem złość, gniew, a także smutek.
- Czy to bezpieczne? - spytałem, kiedy z tyłu głowy podpinał mi kabel USB. Nieprzyjemny przepływ energi kopnął mnie, prądkując lekki ból wzdłuż "kręgosłupa".
- A czy cokolwiek co robimy tutaj jest bezpieczne? - spytał retorycznie, śmiejąc z mojego pytania. Faktycznie, było ono nieodpowiedzialnie głupie. Jak niby tworzenie robota przypominającego do złudzenia człowieka miało być czymś bezpiecznym? Samo wgrywanie uczuć mogło spowodować, że twardy dysk przeciąży się i spali, a ja zwariuję i wyrządze stwórcy bądź co gorsza ludzkości krzywdę. Wziąłem głęboki wdech, kiedy staruszek upewniając się czy wszystko ze mną w porządku, podjechał z krzesłem do komputera, wklepując dane do przesyłu. Nagle tysiące obrazów zaczynało przelatywać w mojej głowie. Obrazy były wyraźne, a głosy sytuacji dobrze słyszalne. Każdy spektakl posiadał swój unikatowy przekaz, a głównym wątkiem była złość. To niewiarygodne na ile sposobów i z błachych powodów ludzie potrafili się złościć. obraza uczuć, złośliwy komentarz wyglądu, nieodpowiednie słowo w danej sytuacji, spoliczkowanie, zdrada, uniesienie głosy, rozczarowanie drugiej osoby.Na sam widok tego wszystkiego, nagle ogarnęła mnie irytacja. Dziwne uczucie wzburzyło mnie wewnętrznie. Znikąd pojawiające się powietrze jakby chciało eksplodować, naciskało na moją klatkę piersiową, a dłonie kurczowo zacisnęły się w pięści. Brwi zmarszyczyły, a obserwujący staruszek z zadowoleniem pokiwał głową.
- Właśnie tak Ethanie. Odczuwasz teraz złość. Przejdźmy do gniewu i w połowie połączymy go z smutkiem - oznajmił, zaś wklepując dane do komputera. Obrazy przed oczyma znów zmieniły swój charakter. Złość, która uformowała się w moim wnętrzu zaczęła jeszcze bardziej promieniować, wzbierać na sile. Od razu zrozumiałem, iż jest to intensywniejsze uczucie. W złości ludzie tylko zaciskali zęby, robili na złość w odpowiedzi, ale gniew był czymś innym. Było to fizyczne wyładowanie się na przeciwniku. Dla porównania pokazywał mi gwałty, zabijanie, ranienie bliskich. Gniew, gniew, gniew i nagle z niewiadomych powodów przy jednym z obrazów poczułem jak po policzku spływa mi mokra łza. Zaskoczony nie wiedziałem co się właśnie stało. Kobieta klęczała przed mężczyzną, obejmując go. Zrozpaczona, cała ubrudzona krwią z jego rany, krzyczała w niebiosa błagając by go oddali. Ręcę zadrżały, delikatna złość wróciła, ale nie była tym samym. Gniew całkiem przeminął, a woda spływała po mojej skórze. Sięgnąłem opuszkami palców po ciecz, zebrałem jej nieco na opuszki i przypatrzyłem uważnie, próbując swych łez. Były słone.
- To jest smutek. To właśnie czują ludzie, kiedy są samotni, mimo otoczenia się wieloma ludźmi, samotni, kiedy tracą bliską, ważną osobę, gdy kochają i zostają zranieni. Na początku jako robot byłeś beznamiętny. Tacy ludzie równiez istnieją. Wydarci z uczuć, skrzywdzeni przez los świata - staruszek opowiadał, lecz w połowie przestałem go słuchać. Wstałem, odpiąłem się od komputera i podszedłem do zdziwionego stwócy. Uklękłem na kolana i wtuliłem się w niego, płacząc. Płacząc jak opętany.
- No już, już. Dasz sobie radę. Ludzkie uczucia nie są tylko złe. Zrozumiesz, jak nadejdzie na to pora - odwzajemnił objęcie, gładząc mnie po głowie. Z jakiegoś powodu ta pieszczota ukoiła moje stargane, nowe uczucia.
***
Z jakiegoś dziwnego powodu przypomniałem sobie tamten dzień, kiedy June opętany uczuciami postanowił dać im upust w moją stronę. Zaskoczony puściłem go wedle życzenia, spoglądając na swą dłoń. Miałem uczucia. Posiadałem je, a jednak nie potrafiłem używać. Wiem, ze po tamtym dniu były komplikacje i Whitlock musiał je poprawiać, gdyż wariowałem. Uczucia były zbyt intensywne, nie radziłem sobie z nimi. Płakałem z najmniejszego błachego powodu. Denerwowałem prawie przez każde złe słowo, które mi nie odpowiadało. Problemem był brak własnego charakteru. Chciałem powiedzieć białowłosemu Przepraszam, ale nie byłem wstanie tego zrobić. Czułem dziwną pustkę. Jeśli w ogóle mogłem to powiedzieć. W końcu według stwórcy nawet pustka była uczuciem. Więc to była jedyna rzecz z jaką zostałem naturalnie stworzony. A jednak mój mechanizm nawet z nią walczył. Dlaczego usunięto mi całkiem uczucia? Czy ten cały wypadek miał z tym jakiś związek?
Przytaknąłem na słowa June, kiedy otrząsnął się z traumy i ruszyłem za nim. Wsiedliśmy do samochodu, całkowicie automatycznego i ruszyliśmy gdy tylko wklepał adres. Dom Witlock. Ciekawe jak wyglądał. I dlaczego June powiedział, że pomyślałem tylko o sobie? Nie miałem tego na myśli. Moim priorytetem było wyjaśnienie czy dziadek chłopca nadal żył. Czy faktycznie tak łatwo dałby się zabić? Był cwany, zawsze o krok przed innymi, więc czemu tym razem tak nie było? Kto mu zagroził i dlaczego? Czy to moja wina? Przez stworzenie mnie miał kłopoty? Jeśli tak, to równie dobrze mogę powiedzieć, iż to moja wina, że June przezywa stratę członka rodziny. Z mojego powodu teraz cierpi, przechodzi katusze.
Błąd systemu.
Folder uczuć, brak danych, brak danych...
Niezgodność funkcji twardego dysku.
Pokiwałem głową, zastanawiając się co miał na myśli kobiecy głos. Jaka niezgodność? Przecież nic nie czuję. Jedynie przechodzę dedukcję myślową. Porównuje pamięć i zachowania jakie odnosiłem w danych sytuacjach. Dzięki temu mniej więcej wiedziałem, czym było jakie uczucie, ale czy na pewno? Jednak mam wrażenie, jakby wewnątrz mnie narastał niepokój.
- Nigdy nie widziałem świata zewnętrznego - oznajmiłem, chcąc jakoś przerwać ciszę. Chwilę później dotarliśmy na miejsce. Rozglądając się wokół, wszedłem za June do środka i wedle jego rozkazowi, zacząłem rozglądać się na dole. W salonie widniało sporo zdjęć z młodości stwórcy. Bawił się z wnukiem, swoją kobietą, rodzicami chłopaka. Wyglądali na szczęśliwą rodzinę. Pozdawali z dyplomami szkoły, a potem ślad się urwał. Co się stało, że skończyli samotnie? Praca? Czy praca niszczy związki międzyludzkie? Przerywając myśli, zacząłem szukać dalej, gdy tylko skończyłem w salonie i łazience, poszedłem do kuchni, a potem piwnicy. Nic poza starymi rowerami i narzędziami nie mogłem znaleźć. Czego w sumie szukaliśmy? W jaki sposób mógł schować dane zapasowe. O ile zrobił coś takiego. Nagle usłyszałem podejrzane dźwięki. Nie byliśmy sami. Kilka stukotów stóp zaczęło wchodzić na górne piętro. Zaraz. Górne piętro. Tam był June.
Oprogramowanie znalezione.
Trwa analiza sytuacji...
Staruszek kazał opiekować się June. Kazał go chronić. Te słowa miałem wyryte w głowie niczym przykazanie. Z zmarszczonymi brwiami zacząłem wracać na górę. Dziwny niepokój, coś dziwnego zaczęło kłębić się w mojej klatce piersiowej i rosło z każdym pokonanym schodkiem w górę. Otworzyłem drzwi od piwnicy, wychodząc na korytarz, a tam dsotrzegłem obcą postać w ubiorze ochronnym. Siły specjalne. Odruchowo sięgnąłem po jego karabin, gdy nim wycelował prosto we mnie. Zwinnym ruchem, bez problemu wytrąciłem go z rąk i uderzyłem mężczyznę w kark. Padł na ziemię jak długi. Dwaj kolejni wyskoczyli zza rogu ściany. Schowałem się w kuchni. Sięgnąłem do szuflady po nóz kuchenny. W ułąmku sekundy skupiłem się na swej wadze. Zmusiłem ciało do zostania lekkim, lecz nogi nadal posiadały swój własny ciężar. Dzięki temu mogłem stać się szybszym. Ze swą nabytą zwinnością uniknąłem pierwszych strzałów i poderżnąłem gardła wrogom. Wyrzuciłem nóż spoglądając beznamiętnie na martwe ciała. Usłyszałem krzyki i strzelanine u góry. Coś otumaniło moją głowę. Pulsacje nasilały się z każdą moją myślą, że coś mogło stać się młodemu. Prędko wszedłem po schodach na górę i zastygłem widząc sześciu mundurowych z bronią wycelowaną w głowę June. Zastygłem.
- Nie ruszaj się, bo go zabijemy.- ostrzegł mnie, a ja zmarszczyłem brwi.
- Dobra jeszcze raz młody. Gdzie są te dane. Gdzie robot? - potrząsnął jasnowłosym, a mnie krew zalała.
Błąd systemu.
Błąd systemu.
Uczucia. Nie wiem dlaczego, ale mogłem domyślić się co nękało moją głowę i ciało. Gniew, strach. Miałem ochotę ochronić June. Miałem ochotę zabić tych ludzi za to, że grożą mu, że mi grożą. Chcą zabić z mojego powodu June. Jakby stwóca im nie wystarczył.
System Żniwiarz aktywowany.
- Ha, ha, hahaha - zidziwieni spojrzeli na mnie. To jak zacząłem się głupio śmiać. Z całej tej sytuacji.
- A ty z czego rżysz idioto?
- Chyba oszalał - oznajmił jeden z nich. Owszem. Oszalałem, ale nie ze strachu przed nimi, a faktem co zaraz się z nimi stanie. Spuściłem głowę, a gdy ją uniosłem, morderczy wzrok przeszył moich wrogów. Szyderczy uśmiech wypełzł na twarz, a tęczówki zalały się czerwienią.
- June tego nie lubi - oznajmiłem, gdy jeden z oprawców potrząsnął w panice chłopakiem, przecinając lekko policzek. Zapewne rpzez przypadek, ale to przelało szalę. W ułamku sekundy znalazłem się rpzy jednym z nich i połamałem mu rękę. Spod nadgarstka wysunęło się ostrze, które chwyciłem i rzuciłem prosto w osobę, która trzymała chłopaka. Puścił go, gdy wytraciłem ostrzem broń z jego ręki. Zaklął pod nosem i wszyscy rzucili się w moją stronę. Przymknąłem powieki na moment, a przede mną pojawiła się niebieska tarcza. Pociski ciskały na jej sześciokątne blaszki, opadając pod moimi stopami. W tym czasie z zadowoleniem udusiłem trzymanego wroga. Zostało pięciu.
- Kurwa! To jakiś pieprzony potwór!-
- Całe szczęście jebane pruchno juz zdechło. Zabić tego pieprzonego robota!
Z niezadowoleniem skrzywiłem się, a wzrok mimowolnie uciekł w stronę June. Musiałem go ochronić.
- Zraniłeś June, teraz ja zranie was - z zadowoleniem wyprostowałem się, poprawiając rękawy garnituru i wysunąłem z prawej dłoni długi miecz. W kolejnych sekundach walki podszedłem dwóch zza pleców. Nawet kamizelki kuloodporne były niczym masło, w które wbijałem nóż. Siła naporowa mechanicznych rąk była wystarczjaąco mocna, aby przeszyć ich serca. Zostało trzech. Kolejnego chwyciłem za głowę i niczym lalką rzuciłęm o ścianę. Jego kask pękł, a czaszka roztrzaskała. Z szerokim uśmiechem podszedłem do kolejnego, któy zastygł ze strachu i zlał w spodnie. Wymierzył we mnie karabinem, a gdy nacisnął spust. Cisza. Naboje się skończyły. Kopnąłem go w krocze. Padł na kolana, a w ten złamałęm mu kark. Ostatniego przybiłem do ściany swoim mieczem. Przebiłem jego dłoń i grzecznie stał, niezadowolony. Miałem ochotę go zabić. Paliło mnie od środka by to zrobić, ale nagle...
Wyłączenie trybu żniwiarz...
Zagrozenie zycia osób trzecich...
Utrata kontroli...
Tryb Przyjazny ustawiony.
- June...- gniew ulotnił się błyskawicznie i jakby on sam odjął mi siły. Mimo to nie pozowliłem tego po sobie pokazać i beznamiętność wymalowała się na mej twarzy wraz z zniknięciem czerwonych oczu. Spojrzałem na pendraiwa lezacego na ziemi, sięgnąłem po niego i podałem z powrotem chłopakowi. Jeśli chciałm zadać pytania ostatniemu z oprawców to miał idealną ku temu sposobność.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie minęła nawet sekunda, zanim drzwi do pokoju nie otworzyły się z głośnym hukiem, obijając klamką o pobliską ścianą. Na przeciwko mnie stała grupa zamaskowanych mężczyzn, ubranych na czarno i wszyscy z nich już w ręku trzymali karabiny, wycelowane prosto we mnie.
To wszystko wyglądało tak surrelistycznie, jakbym znalazł się w alternatywnej rzeczywistości czy jakby był głównym aktorem w kinie akcji, który zaraz miał za zadanie pozbyć się ich wszystkich albo przeprowadzić co najmniej brawurową ucieczkę.
Oprzytomniałem dopiero, kiedy padły zmasowane strzały wymierzone w ścianę, za którą stałem i to spowodowało, że kompletnie zrezygnowałem z jakiegokolwiek ruchu, jakby moje ciało padło w paraliż i z całej paniki bolała mnie klatka piersiowa, i miałem tylko nadzieją, że Ethan lepiej radzi sobie w tej sytuacji, że chociaż i jemu udało się schować, bo nietrudno było się domyśleć, że to on był celem tego ataku, a szczególnie te dane, gdzie to pendrive leżał już na ziemi.
Poczułem mocne szarpnięcie mnie za rękę i zaciskające się palce wokół mojego ramienia, niemalże miałem uczucie, jakby mężczyzna miał ochotę co najmniej skręcić mi rękę. Nie miałem wątpliwości, żeby tego nie zrobił w ułamku sekundy, gdyby dostał taki rozkaz, bo facet był o wiele postawniejszej budowy niż ja. Również przewyższał mnie we wzroście, tak samo jak mój robot.
- Gdzie są te dokumenty, które właśnie znalazłeś? I gdzie jest ten cholerny robot?! - krzyknął drugi z nich, mierząc z broni prosto w moją głową. Za jego ruchem poszła też reszta grupy i zaraz stałem się otoczony.
Ale ja nie zamierzałem nawet pisnąć słowa, mało tego, w tej chwili nie byłem w stanie wykrztusić ani jednego zdania i naiwnie stwierdziłem, że w obecnej sytuacji byłem dla nich zbyt ważny, jeśli dysponowałem jakimiś ważnymi informacjami dla nich.
Wszystko zaczynało się układać w jedną całość i powoli zaczynałem rozumieć, po co dziadek wysłał mi Ethana. Najwidoczniej ktoś siedział na ogonie starszego człowieka i chciał dostać w swoje łapy jego dzieło. Być może stwierdził, że przy mnie będzie on najbezpieczniejszy i to był mój drugi powód, dlaczego nie chciałem wydawać dziadka tak łatwo. Prosił mnie o opiekę nad ciemnowłosym, dlatego nie mogłem ich obydwu narazić na większe bezpieczeństwo czy zawieźć jego zaufania. Poza tym wątpiłem, żeby puścili mnie wolno.
Tylko co takiego było ważnego w robocie, dlaczego tak bardzo chcieli go mieć w swoich łapach? Rozumiałem, że robot był cudem obecnej techniki, czymś, co wyprzedzało znacząco technologię, ale czy było to warte ludzkiego życia?
Otworzyłem szerzej oczy, widząc nagle przed sobą powód całego zamieszania. Nie powinien tutaj być, powinien się schować albo przynajmniej zniknąć stąd. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że to jego szukali, że to on był ich głównym celem i dane, które leżały gdzieś na podłodze.
Ucisk na mojej ręce stał się wtedy wyjątkowo bolesny, ale zaraz to ja znowu zacząłem się denerwować. Co oni dzisiaj wszyscy lubili mną potrząsać?! Najpierw Ethan, a zaraz facet, który mnie trzymał i którego w tym momencie sam miałem ochotę uderzyć.
Syknąłem, odruchowo chwytając się zacięty policzek, czując jak zranione miejsce zaczyna mnie piec.
Ale zaraz usłyszałem przeraźliwy trzask łamanych kości i zaraz kolejne chwili odbyły się błyskawicznie. Oparłem się wystraszony o ścianę, z daleka obserwując dosłownie rzeź, która przede mną się rozgrywała. W Ethana wstąpił nagle jakiś szał, był niepokonany, a przy tym bez problemu radził sobie z napakowanymi kolesiami, którzy jeszcze przed chwilą wzbudzali we mnie strach, ale teraz? To robot był górą, pozbywając się każdego po kolei bez chwili namysłu. Było słuchać przeszywające jęki i krzyki, a po powietrzu rozniósł się okropny zapach, taki jakiego jeszcze nigdy nie odczułem – zapachu krwi, intensywnego metalu, która była rozmazana na ścianach i podłogach.
W pokoju rozegrała się istna masakra, taka sama jak na niektórych horrorów, chociaż tym razem miałem wrażenie, że każdy jej członek, zasłużył na taki koniec, to widok był niezwykle przerażający, gdy na podłodze leżały bezwiednie ciała, a z nich wypluwała się jeszcze krew. I pomimo wszystko, nie mogłem odciągnąć wzroku od widowiska, czując jak wzbierają się we mnie wymioty.
- E-Ethan? - odpowiedziałem niepewnie od razu, słysząc swoje imię. Wykonałem kilka kroków w jego stronę, zaraz znajdując się u jego boku.
Może w tej chwili powinienem się bać chłopaka, będąc świadkiem, do czego jest zdolny, do czego być może został stworzony, ale rozpoznałem w ciemnowłosym znaną mi już cząstkę i ufałem, że przynajmniej mi nie zrobi krzywdy. Nie byłem zagrożeniem, a wręcz przeciwnie. - Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - zapytałem natychmiast, biorąc jego podbródek w parę palców. Pomimo pytań, sam musiałem sprawdzić, czy nie odniósł jakichkolwiek obrażeń, bo przecież dopiero co przed chwilą wziął udział w walce, chcąc… nas chronić.
- Dzięki – odparłem, chowając pendrive’a do kieszeni spodni . - I dzięki za uratowanie nam życia.
Obejrzałem dokładnie jego ciało i twarz, na której znowu zwróciłem uwagę na tę hipnotyzujące oczy i uśmiechnąłem się blado. Chyba nie był ranny. Dopiero wtedy się odsunąłem i całą uwagę skupiłem na ostatnim oprawcy.
- Dlaczego Ethan jest taki dla was ważny? Czego chcecie od niego? - zapytałem od razu, marszcząc brwi. Jednym ruchem zdjąłem kominiarkę z głowy mężczyzny, będąc niezadowolony, że tylko on zna to, jak wygląda. Tak już nie miał nad nami przewagi.
Czułem jak mój gniew przybiera na sile, jak znowu zjada mnie od środka, jak wżera się do każdej komórki mojego ciała, chcąc je zniszczyć. Uczucie było tym bardziej silniejsze, jak z każdą chwilą uzyskiwałem tylko ciszę, zamiast odpowiedzi na zadane pytanie. Paliło mnie od środka, jedząc niedawny strach, który odczuwałem wcale nie tak dawno.
Czy ludzki organizm nie był bardzo skomplikowany? Fakt, że tak szybko uśmieliśmy zmienić uczucia na całkowite odmienne, że było mnóstwo powodów, które umiały spowodować te silne emocje, zaraz je kompletnie zmieniając
[color=#8884AA[- Gadaj albo zaraz polecę koledze albo wbił ci ten miecz w coś ważniejszego dla ciebie – warknąłem, przesuwając błękitne tęczówki na jego tęczówki.
I chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nie żartuje, że zaraz mogłem o to poprosić Ethana, bo wreszcie raczył przemówić.
- Pierwotnie miał być tylko projektem wojskowym, który służyłby tylko wyłącznie do zabijania. Nie miał być w ogóle podobny do człowieka. Byli w fazie poprawiania projektu i finansowaniu części, gdy ten starzec postanowił go wykraść – wycedził przez zęby, wlepiając we mnie spojrzenie i nie wątpiłem, że gdyby Ethan go nie trzymał, to ten spróbowałby mnie zabić.
- A co w takim razie z moim dziadkiem? Co mu zrobiliście?!
- Głuchy jesteś? Już mówiliśmy, że nie żyje.
Wtedy poczułem, jak w coś we mnie pęka, jakby moje serce rozpadło się na milion kawałeczków, raniąc mnie od środka. Jego słowa wydały mi się tak nierealne, osoba, która najbardziej o mnie dbała… nie żyje? Tak bardzo chciałem, żebym się znowu przesłyszał, żebym obudził się z tego koszmaru, ale moje uczucia, otoczenie i zapach był aż zbyt realny. Od dzisiejszego ranka wszystko zdawało się diametralnie zmieniać i psuć. Najpierw poznałem robota, potem ten napad, a teraz dowiadywałam się, że mój dziadek nie żyje?
Mocno zagryzłem dolną wargę, prawie czując na języku swoją własną krew, próbując powstrzymać dygoczący podbródek. Oczy natychmiast zaszły mleczną szybą, ale ja usilnie próbowałem się tutaj nie rozpłakać. I musiałem stąd wyjść, natychmiast, bo czułem, że wystarczyło już tylko jedno słowo z ust umundurowanego mężczyzny, żebym nie wybuchł płaczem.
- Muszę iść się przewietrzyć – rzuciłem w stronę Ethana, trzęsącym się głosem i niemalże wybiegłem z pomieszczenia, zbiegając ze schodów.
Usiadłem na tyłach domu, podkulając kolana do siebie i wtedy już nic mnie nie powstrzymywało. Wydałem z siebie głośny szloch, a całym ciałem wstrząsały konwulsje. Pozwoliłem, by łzy spływały spokojnie po moich policzkach, by piekły ranę, by zrobiły czerwone ślady na policzkach, bo to było teraz jedyne do czego byłem zdolny. Chciałem płakać, jak małe dziecko, kiedy przewróci się na chodniku i biegnie do swojej mamy, tak jak ja teraz chciałem znaleźć się w jej objęciach i móc zapomnieć, o tym, o czym się dowiedziałem. Chciałem być wypruty z emocji, po raz pierwszy nic nie czuć, bo uczucie smutku, wręcz rozpaczy tylko narastało we mnie, pokazując kolejną barwę uczuć, jakimi dzisiaj dysponowałem.
Miałem serdecznie dość dzisiejszego dnia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Powieki ani drgnęły, kiedy June delikatnie ujął mój podbórdek. W bezruchu pozwoliłem aby uważnie przyglądnął się mojej posturze. System nie odnalazł uszkodzeń ciała, więc nie musiałem się o nic martwić. Tak samo jak chłopak, a mimo to jego oczy w jakiś sposób mnie ujęły. Nie rozumiałem tego, lecz chciałem na nie spoglądać i nie odrywać wzroku. Nie mogłem na to pozwolić. W końcu mieliśmy schwytanego oprawcę, z którego jasnowłosy z pewnością chciał wydobyć kilka wartościowych informacji.
- Nie odniosłem uszkodzeń - oznajmiłem dość sztywno, jakbym odpowiadał na czyiś rozkaz zeskanowania swego stanu. June nie musiał dziękować za uratowanie go. Coś kazało mi to zrobić. Zapisane dane nakazywały mi chrornić życie wnuka stwórcy. Dziadek o to prosił. Ten młodzieniec był dla staruszka niezwykle cenny. Zastanawiam się jakie relacje ich łączyły i czy często się spotykali. Choć ostatni rok, który pamiętam... stwórca bardzo dużo czasu spędzał w laboratorium, skręcając swe najlepsze dzieło - mnie. Zastanawiam się tylko, czy nawet bez rozkazu ruszyłbym z pomocą June. Przed rozkazem systemu jakaś myśl przemknęła mi w głowie. Czy to był mój własny instynkt, czy jednak twardy dysk? Czy to wszystko była wina kobiecego głosu w mej głowie? Co to był za system? Nie miałem pojęcia, że mam wbudowany system obronny, walki. Czym ja właściwie byłem? Taka maszyna w niczym nie przypomina człowieka. June uśmiechnął się w moją stronę, a potem swą całą uwagę skierował na mężczyznę. Zdjął z niego okrycie z twarzy, zadając pierwsze pytanie, choć bardziej trafne określenie brzmiało: groźbę. Młody Whitlock skupił uwagę na unieruchomionym przeciwniku, ja zaś skupiłem uwagę na pomieszczenie doszczętnie zniszczone. Ściany opryskane były ludzką krwią. Ta bordowa czerwień leniwie spływała strumyczkami, tworząc groteskowe obrazy. Metaliczny zapach mieszał się z dymem ołowiu, który pomału opadał na ziemię. Ciała zdobiły podłogę niczym dywan. Rozpryskany mózg znalazł się na kilku przedmiotach, w tym obraz, czy stojący w rogu wazon. Sterty papieru z książek leżały niedbale przy biurku, kanapa rozdarda na strzępy przypominała szwajcarski ser.
- projekt wojskowy - powtórzyłem beznamiętnie, kierując z powrotem swą uwagę na dwojga ludzi. Więc byłem tylk orobotem, bronią, którą chcieli sterować. Nie miałem w niczym przypominać człowieka, tylko stertę metalowego złomu, który by wyrzucili gdyby nie przeszedł testów. Zostałem wykradziony. Z jakiegoś powodu, uśmiechnąłem się w kąciku ust. Chciałem podziękować staruszkowi za to, jakim mnie stworzył. Dlaczego? Czemu mój twardy dysk wysłał taki impuls? Nie rozumiem. Jestem zepsuty. Czy June mnie wyrzuci? Z mojego powodu jemu zyciu grozi niebezpieczeństwo. Gdyby mnie oddał, miałby święty spokój.
- June? - zrobiłem krok w kierunku chłopaka, lecz zaprzestałem podąrzania za nim. Potrzebował chwili dla siebie. Jak kazdy człowiek w tak trudnej sytuacji. Spojrzałem na nieznajomego, który zdawał się mnie uwaznie obserwować, podziwiać.
- Muszę przyznać, ze zrobił niezłą robotę. Taka broń byłaby wręcz idealna. Nikt by się nie spodziewał takiego ataku robotów. Nie poznaliby cię nawet. Ha, ha. Ten staruch był niesamowity - zmarszczyłem brwi. Z jakiegoś powodu miałem ochotę zamknąć mu te usta. Podszedłem do niego blizej, łapiąc za szczękę i lekko zaciskając, aby go zabolało, lecz by jej czasem nie złamać.
- Skąd taka pewność, ze doktor Whitlock nie zyje? Macie jego ciało?
- Osobiscie wpakowałem mu kulkę - jego szczera radość w oczach wymusiła na mnie odruch wyciągnięcia ostrza z ręki. Z jękiem padłna kolana, łapiąc za otwartą ranę. Jego oczy drzały,twarz groteskowo się wyginała i marszczyła. Doznawał bólu w najczystrzej postaci. Ludzkie ciało jest tka delikatne.Tak kruche. Z tą myślą obróciłem kilkakrotnie ostrze w ręku, po czym wbiłem je w gardło oprawcy. Wyciągnąłem je i kolejnym ruchem wbiłem prosto między oczy. Krzyczał, lecz podcięte struny głosowe nie pozwoliły mu wypuścić ani jednego dźwięku agoni. Tak krótkiej, lecz spektakularnej. Nie mogłem pozwolić na jego ucieczkę, na przezycie. Wiedzieli by jak wyglądamy i z pewnością zbyt szybko by znó przepuścili atak, a my potrzebowlaiśmy czasu by naprawić mój uszkodzony dysk. June musiał wymienić części, musiał się nauczyć lub kogoś znaleźć. Tylko kogo?
Wyrzuciłem broń, schodząc na dół cały brudny od krwi. June skulony oddał się całkowicie swym emocjom. Co miałem zrobić? Przeszkodzić mu? Pozwolić? Nie miałem zielonego pojęcia.
- June, nie mozemy tu dluzej zostać. Mogą przyjść inni. - oznajmiłem, choć niechętnie mu przerywając. Złapałem go i wziąłem w ramiona jak małą ksiezniczke, kierując prosto do auta.- Wypłacz się. Nie pozwalaj aby emocje dusiły cię od srodka - stwórca mówił kiedyś, iz człowiek powinien płakać. Powinien okazywać swe uczucia aby nie zwariować, aby potem było lepiej. Dziś moze miał gorszy dzień, ale z pewnością czekały na niego lepsze chwile. - Nie wiem dlaczego, ale - zatrzymałem się przed drzwiami auta, spoglądając w zapłakane, czerwone i szkliste tęczówki June. - chciałbym mieć uczucia. Wiedzieć, co czujesz, co czują inni. Patrzę i nie wiem co mam zrobić. Coś w środku daje mi obcy impuls, którego nie rozumiem. Mógłbym to nazwać... ze mi to przeszkadza. Przeszkadza mi bycie pustym...? - beznamiętnie patrzyłem na jasnowłosego po czym otworzyłem drzwi i wsadziłem go do środka. Wsiadłem zaraz po nim i wpisałem adres mieszkania. Zdazylem juz je zakodowac, a pojazd ruszył po chwili do wyznaczonego celu. Nie spojrzałem na chłopca, w obawie, ze moze tego sobie nie zyczyc. Tak jak wtedy niewlasciwie zareagowalem. Moje dane były uszkodzone. Zachowywalem się nieprawidlowo, ale system jednak tego niezauwazal. O co w tym wszystkim chodzi? Kim jestem? Maszyna? Moze czlowiekiem? Kim ja wlasciwie mialem byc? Myślę, zastanawiam sie, dostaje impulsy, calkowicie mi obce, neizrozumiale. Potrafie niektore emocje nazwac, ale nie okreslic czy je aktualnie przezywam. Nic... nie wiem.
- Nie odniosłem uszkodzeń - oznajmiłem dość sztywno, jakbym odpowiadał na czyiś rozkaz zeskanowania swego stanu. June nie musiał dziękować za uratowanie go. Coś kazało mi to zrobić. Zapisane dane nakazywały mi chrornić życie wnuka stwórcy. Dziadek o to prosił. Ten młodzieniec był dla staruszka niezwykle cenny. Zastanawiam się jakie relacje ich łączyły i czy często się spotykali. Choć ostatni rok, który pamiętam... stwórca bardzo dużo czasu spędzał w laboratorium, skręcając swe najlepsze dzieło - mnie. Zastanawiam się tylko, czy nawet bez rozkazu ruszyłbym z pomocą June. Przed rozkazem systemu jakaś myśl przemknęła mi w głowie. Czy to był mój własny instynkt, czy jednak twardy dysk? Czy to wszystko była wina kobiecego głosu w mej głowie? Co to był za system? Nie miałem pojęcia, że mam wbudowany system obronny, walki. Czym ja właściwie byłem? Taka maszyna w niczym nie przypomina człowieka. June uśmiechnął się w moją stronę, a potem swą całą uwagę skierował na mężczyznę. Zdjął z niego okrycie z twarzy, zadając pierwsze pytanie, choć bardziej trafne określenie brzmiało: groźbę. Młody Whitlock skupił uwagę na unieruchomionym przeciwniku, ja zaś skupiłem uwagę na pomieszczenie doszczętnie zniszczone. Ściany opryskane były ludzką krwią. Ta bordowa czerwień leniwie spływała strumyczkami, tworząc groteskowe obrazy. Metaliczny zapach mieszał się z dymem ołowiu, który pomału opadał na ziemię. Ciała zdobiły podłogę niczym dywan. Rozpryskany mózg znalazł się na kilku przedmiotach, w tym obraz, czy stojący w rogu wazon. Sterty papieru z książek leżały niedbale przy biurku, kanapa rozdarda na strzępy przypominała szwajcarski ser.
- projekt wojskowy - powtórzyłem beznamiętnie, kierując z powrotem swą uwagę na dwojga ludzi. Więc byłem tylk orobotem, bronią, którą chcieli sterować. Nie miałem w niczym przypominać człowieka, tylko stertę metalowego złomu, który by wyrzucili gdyby nie przeszedł testów. Zostałem wykradziony. Z jakiegoś powodu, uśmiechnąłem się w kąciku ust. Chciałem podziękować staruszkowi za to, jakim mnie stworzył. Dlaczego? Czemu mój twardy dysk wysłał taki impuls? Nie rozumiem. Jestem zepsuty. Czy June mnie wyrzuci? Z mojego powodu jemu zyciu grozi niebezpieczeństwo. Gdyby mnie oddał, miałby święty spokój.
- June? - zrobiłem krok w kierunku chłopaka, lecz zaprzestałem podąrzania za nim. Potrzebował chwili dla siebie. Jak kazdy człowiek w tak trudnej sytuacji. Spojrzałem na nieznajomego, który zdawał się mnie uwaznie obserwować, podziwiać.
- Muszę przyznać, ze zrobił niezłą robotę. Taka broń byłaby wręcz idealna. Nikt by się nie spodziewał takiego ataku robotów. Nie poznaliby cię nawet. Ha, ha. Ten staruch był niesamowity - zmarszczyłem brwi. Z jakiegoś powodu miałem ochotę zamknąć mu te usta. Podszedłem do niego blizej, łapiąc za szczękę i lekko zaciskając, aby go zabolało, lecz by jej czasem nie złamać.
- Skąd taka pewność, ze doktor Whitlock nie zyje? Macie jego ciało?
- Osobiscie wpakowałem mu kulkę - jego szczera radość w oczach wymusiła na mnie odruch wyciągnięcia ostrza z ręki. Z jękiem padłna kolana, łapiąc za otwartą ranę. Jego oczy drzały,twarz groteskowo się wyginała i marszczyła. Doznawał bólu w najczystrzej postaci. Ludzkie ciało jest tka delikatne.Tak kruche. Z tą myślą obróciłem kilkakrotnie ostrze w ręku, po czym wbiłem je w gardło oprawcy. Wyciągnąłem je i kolejnym ruchem wbiłem prosto między oczy. Krzyczał, lecz podcięte struny głosowe nie pozwoliły mu wypuścić ani jednego dźwięku agoni. Tak krótkiej, lecz spektakularnej. Nie mogłem pozwolić na jego ucieczkę, na przezycie. Wiedzieli by jak wyglądamy i z pewnością zbyt szybko by znó przepuścili atak, a my potrzebowlaiśmy czasu by naprawić mój uszkodzony dysk. June musiał wymienić części, musiał się nauczyć lub kogoś znaleźć. Tylko kogo?
Wyrzuciłem broń, schodząc na dół cały brudny od krwi. June skulony oddał się całkowicie swym emocjom. Co miałem zrobić? Przeszkodzić mu? Pozwolić? Nie miałem zielonego pojęcia.
- June, nie mozemy tu dluzej zostać. Mogą przyjść inni. - oznajmiłem, choć niechętnie mu przerywając. Złapałem go i wziąłem w ramiona jak małą ksiezniczke, kierując prosto do auta.- Wypłacz się. Nie pozwalaj aby emocje dusiły cię od srodka - stwórca mówił kiedyś, iz człowiek powinien płakać. Powinien okazywać swe uczucia aby nie zwariować, aby potem było lepiej. Dziś moze miał gorszy dzień, ale z pewnością czekały na niego lepsze chwile. - Nie wiem dlaczego, ale - zatrzymałem się przed drzwiami auta, spoglądając w zapłakane, czerwone i szkliste tęczówki June. - chciałbym mieć uczucia. Wiedzieć, co czujesz, co czują inni. Patrzę i nie wiem co mam zrobić. Coś w środku daje mi obcy impuls, którego nie rozumiem. Mógłbym to nazwać... ze mi to przeszkadza. Przeszkadza mi bycie pustym...? - beznamiętnie patrzyłem na jasnowłosego po czym otworzyłem drzwi i wsadziłem go do środka. Wsiadłem zaraz po nim i wpisałem adres mieszkania. Zdazylem juz je zakodowac, a pojazd ruszył po chwili do wyznaczonego celu. Nie spojrzałem na chłopca, w obawie, ze moze tego sobie nie zyczyc. Tak jak wtedy niewlasciwie zareagowalem. Moje dane były uszkodzone. Zachowywalem się nieprawidlowo, ale system jednak tego niezauwazal. O co w tym wszystkim chodzi? Kim jestem? Maszyna? Moze czlowiekiem? Kim ja wlasciwie mialem byc? Myślę, zastanawiam sie, dostaje impulsy, calkowicie mi obce, neizrozumiale. Potrafie niektore emocje nazwac, ale nie okreslic czy je aktualnie przezywam. Nic... nie wiem.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Spojrzałem na Ethana zrezygnowanym wzrokiem, nie protestując, kiedy wziął mnie w swoje ramiona. Przez ten moment, gdy nasze ciała się stykały ze sobą, a ja mogłem się w niego wtulić, poczułem się trochę. Było to miłe z jego strony, choć za pewne po prostu chciał stąd jak najszybciej odjechać.
I prawdopodobnie znowu miał rację. Zostanie tutaj było ryzykowne, zwłaszcza, gdy ja byłem targany emocjami i nie umiałem chłodno ocenić sytuacji, a ciemnowłosy mógł być zmęczony walką, która była wręcz popisowa. Ci ludzie na pewno mieli kontakt ze swoim dowództwem, którzy mogli zaraz przysłać kolejnych, nie wiedząc do czego tu doszło.
- Ludzie w takich chwilach oczekują wsparcia. Że ktoś ich przytuli czy pocieszy – odpowiedziałem po chwili. - I aktualnie chętnie bym się z tobą zamienił. Czuję się teraz okropnie, jakby moje serce było ze szkła i ktoś by je rozbił – przyznałem, próbując panować nad swoim głosem, by się nie trząsł i był stabilny. - Uczucia mają dwie strony medalu, nie zawsze są pozytywne i z tym ludzie też muszą się zmierzyć. Ethan, właściwie, to co masz dokładnie masz uszkodzone? - dopytałem, bo nawet nie miałem pojęcia konsekwencji tej wady. Nie pytałem go o podanie nazwy części, ale o to, czego przez to nie mógł zrobić.
Oczywiście nie oczekiwałem tego od Ethana, przynajmniej nie tego, żeby zrobił to bez mojej prośby. Był tylko robotem i miał prawo nie wiedzieć, jak powinien zareagować, nie odczuwał współczucia czy empatii do drugiej osoby, tak bardzo, jak to było okrutne z mojej strony, to na pewno było to też dla niego obojętne. Ludzie od małego spotykają się z gniewem, radością, zazdrością i smutkiem, uczą się empatii i potem naturalnie przychodzi im reakcja na daną reakcję. Ciemnowłosy tego nie potrafił, jednakże gdzieś w środku miałem przebłysk nadziei, że będzie dla mnie chociaż trochę wsparciem w ciągu najbliższych dni.
Niedługo wieść rozniesie się w mediach i za pewne będzie tematem numer jeden wałkowanym przez wszystkie stacje telewizyjne, za pewne szybciej niż to sobie wyobrażałem.
Mogłem się spodziewać przyjazdu moich rodziców, a chociażby mojej matki, córki Oswalda Whitlocka, poza tym była kolejną ze znanych naukowczyń. Będzie musiała załatwić jego potrzeb i najprawdopodobniej udzielić paru wywiadów, ale sprawa parę dni po pogrzebie ucichnie i ludzie w końcu zapomną. Szkoda, że w przypadku rodziny i osób, które go dobrze znały, to nie będzie takie proste.
Oparłem głowę o szybę, przymykając na chwilę powieki. Od teraz będę musiał radzić sobie z kompletnie nową rzeczywistością, bo dziadek był właściwie jedyną osobą, która nade mną czuwała czy była dla mnie na dobre i na złe. Jasne, byli też rodzice, ale nie widywaliśmy się tak często, jakbym tego chciał, przez ich ciągłą pracę nad nowymi projektami. Praktycznie poświęcali swoje życie nauce i dlatego nie zawsze mogłem na nich liczyć, nie zawsze mogli wsiąść natychmiast w samolot, zwłaszcza, gdy moje problemy okazywały się błahe z perspektywy czasu. A dziadek zawsze był na miejscu, rozumiał mnie i wspierał i to dla niego właśnie chciałem zostać w tym mieście. Teraz to wszystko miało się zmienić, a na stałe miał zamieszkać ze mną robot. Jak ja sobie poradzę? Sam?
Te wszystkie negatywne myśli, sprawiły, że znów poczułem drżenie podbródka, jak oczy zachodzą mgła, ale tym razem pozwoliłem łzom płynąć, nie powstrzymywałem ich aż zostałbym sam. Ethan zdąży poznać wszystkie moje strony, pozna moje przyzwyczajenia, te dobre i te złe, więc jakie to miało znaczenie?
- Hej, zatrzymajmy się tutaj na chwilę? Kupie nam lody – powiedziałem wreszcie, wskazując palcem na pobliski supermarket.
Otworzyłem lusterko w samochodzie i dokładnie się sobie przyjrzałem. Moje włosy były w nieładzie, a niegdyś blada twarz była czerwona od łez i przyozdobiona raną na policzku, całe szczęście wyglądała niegroźnie i co najwyżej pojawi się na niej strup. Moje oczy również nie wyglądały najciekawiej. Błękitne tęczówki były zmęczone, a białka zbyt przekrwiony. Cały obraz był wręcz tragicznie i gdybyśmy nie znajdowali się parę kilometrów przed miastem, to na pewno nie wyszedłbym do sklepu. Wygląd w jakimś stopniu był dla mnie ważny.
- Boże, wyglądam strasznie – stwierdziłem bardziej do siebie. - Nie jesteś projektem wojskowym. Nie myśl o tym za dużo, okej? - powiedziałem na odchodne. - Poczekaj tu na mnie, jesteś cały we krwi – dodałem i skierowałem się do sklepu. Tam od razu poczułem
ciekawskie spojrzenia na sobie, wpatrujące się szczególnie w moją twarz, potem szybko odwracali ode mnie wzrok, gdy ja zwracałem na nich uwagę. Irytujące.
Zapłaciłem za dwa półlitrowe pudełka lodów – jedno o smaku czekolady, a drugi wybór padł na sorbet truskawkowy. Nie miałem pojęcia, jaki smak lubi Ethan, więc wybrałem dwa różne – owocowy i bardziej mleczny, choć wątpiłem, że miał już okazję próbować jakichkolwiek. Dlatego dostanie ten zaszczyt wyboru smaku przede mną albo jak chciał, mogliśmy się również podzielić.
***
Powoli rozpinałem guziki koszuli Ethana, próbując nie gapić się na jego klatkę piersiową, ale już pod palcami czułem zarys jego mięśni. Próbowałem patrzeć się gdzieś w bok, co było trudne, bo nie mogłem zaprzeczyć, że mnie nie kusiło, by znów jemu się przyjrzeć, zwłaszcza, że był… przystojnym mężczyzną i właściwie to był w moim typie, jeśli można tak powiedzieć o robocie.
Biała koszula od razu trafiła do kosza na śmieci. Cała była pokryta w szkarłatnej cieczy i wątpiłem, by cokolwiek było w stanie doprowadzić ją do poprzedniego koloru, a chociażby do sprania czerwonego koloru, poza tym wolałem uniknąć ewentualnego zarażenia się czymś przez krew.
Podałem ciemnowłosemu luźną koszulkę mojego taty z jakimś przygłupim napisem, ale to było najlepsze, co mogłem mu w tej chwili zaproponować. Mój ojciec był ode mnie szerszy w ramionach, dlatego jego ubrania były lepszym wyborem dla Ethana, aczkolwiek jeśli chodziło o wzrost, to byłem od niego wyższy, co finalnie stworzyło komiczny widok. Bluzka okazała się być i tak czy siak zbyt obcisła w pasie i przykrótka, do tego kompletnie nie pasowała do spodni od garnituru, co wywołało u mnie lekki uśmieszek. Zdecydowanie będziemy musieli wybrać się na zakupy, najlepiej jutro, jeśli będę czuł się na siłach.
Usiadłem na kanapie, opatulając się kocem w kolorze lawendy, z pudełkiem lodów na kolanach i z dużą łyżką, która już została w nie wbita.
- Przytulisz mnie teraz? - zapytałem nieśmiało, przegryzając dolną wargę. Tak, tego mi jeszcze brakowało w dopełnieniu tej posiadówy przed telewizorem, gdyż zaraz przełączyłem na jakąkolwiek komedię. Cokolwiek, co pozwoliłoby mi oderwać myśli od tragicznych wydarzeń.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zastanawiałem się nad odpowiedzią June. Jego wyjaśnienia były jasne i oczywiste. Nie mogłem spodziewać się w takiej sytuacji niczego więcej. Z jakiegoś powodu nie byłem zaskoczony chęcią usunięcia uczuć przez chłopaka. W końcu ptak wychowany w klatce nie zrozumie ptaka złapanego do niej. Moze i uczucia były obusieczne, jednakże dzięki nim człowiek mógł doznawać różnych chwil. Cieszyć się życiem, a zarazem go nienawidzić. To było sednem istnienia, świadomości o byciu żywym, o zbieraniu doświadczenia i tworzenia własnego siebie. Sam nie miałem takiego czegoś. Zostałem stworzony i zaprogramowany. Nie miałem wyboru. Mimo to traktowałem Whitlocka jak swego ojca, stwórcę. Był dla mnie istotny, nadał mi kiedyś uczucia i prawdopodobnie je odebrał. Dlatego pragnę je odzyskać. Jakaś cząstka mnie podświadomie wysyłała impuls tęsknoty za tym. Impuls bycia niekompletnym. Jednakże nie chciałem teraz kontynuować własnego zdania na ten temat. June nie był wstanie trzeźwo myśleć. Jego ciało lekko drżało, a on sam miotany uczuciami pewnie i tak nie uznałby innej racji niż swojej własnej. Nie chciałem również bardziej okazywać zuchwałości względem niego. Miał zbyt krótką styczność z moją posturą. Widząc jeszcze do czego jestem zdolny mógł się mnie obawiać. Juz samym wzięciem na ręce ryzykowałem wrogością June. Nie mniej jednak musieliśmy stamtąd odejść. Pod wieloma względami. Widok krwi i starego mieszkania dziadka na pewno nie pomogłyby w niczym. Do tego obcy, wrogowie, którzy mogli w każdej chwili przybyć. Nie wiedziałem nawet co za oprogramowanie się uruchomiło. Co mi się w ogóle przez moment stało? Kątem oka spojrzałem na jasnowłosego. Wyglądał jak wrak człowieka. Spuściłem wzrok, słysząc jak zaczyna podciągać nosem, a łzy znó zaczęły spłwać po licu. Musiał wypłakać wszystkie smutki jakie miał. Stracił dziadka. Stracił kogoś ważnego. Sam chciałbym być w żałobie, lecz nie pozostało mi jak po prostu być u boku młodego Whitlocka. Jeśli ja zniknę, kto mu zostanie? Jego rodziców nie było w domu, zapewne mało kiedy odwiedzali mieszkanie. Stwóca często wychodził w trakcie tworzenia mojego ciała, czy w momencie poprawek oprogramowania, gdy dostawał wiadomość od wnuka. Był dla niego numerem jeden. Nauka zawsze była pod nim. niewazne co to było. Dla staruszka rodzina była najważniejsza. Dlatego muszę chronić June. Muszę być przy nim.
- Poczekaj proszę, skanuję - odpowiedziałem wybity lekko z własnych myśli. Rozkazałęm neuronom zbadać cały szkielet, częsci podrzędne, aż natrafiłem na twardy dysk odpowiadający za pamięć, a zaraz potem transfer danymi, który odpowiadał za wysyłanie impulsów ruchowych oraz im podonych.
- Głowny, twardy dysk został przeciązony. Doznał zwarcia, przepalił się, lecz nadal działa. Prawdopodobnie stwórca chciałcoś wgrać i z braku czasu przeciązył system. Wnioskując po moim pokazie umięjetności, przyczyną było zrobienie ze mnie broni, a raczej ochroniarza. - spojrzałem na June, poprawiając swoje określenie. Mnie osobiście nie przeszkadzało to, jednak June mógł mieć z tym problem.
- Z tego powodu mógł usunąć oprogramowanie zajmującym się odwzorowaniem uczuć. Zaraz obok jest karta transferowa odpowiadająca za rozsył impulsów. Jeśli dysk twardy nakaze coś zrobić, transfer przekierowywuje rozkaz w dane miejsce. Myślę, że priorytetem jest naprawa twardego dysku. - choć uszkodzony transfer mógłbrzmieć źle, to jednak nie był aż tak istotny. To twardy dysk wysyłając błędny rozkaz mógł wywołać u mnie niepoprawne, szkodliwe zachowanie. Transfer po prostu może nie wysłać boźdźca i zwyczajnie nie zrobię kroku w przód czy w tył. Jednym słowem byłbym niczym innym jak wazon stojący gdzieś w kącie.
Wedle prośby zatrzymałem pojazd, patrząc jak June sprawdza swój stan zewnętrzny. Nie wyglądał zbyt dobrze, wręcz tragicznie, lecz nie był ubrudzony krwią. W przeciwieństwie do mnie. Czy zasiałbym panike, gdybym tak wyszedł do ludzi? Zapewne tak skoro białowłosy kazał mi zostać w pojeździe. Tak więc grzecznie czekałem, a gdy wrócił od razu pojechaliśmy do domu. Bez dodatkowych przystanków.
W mieszkaniu June od razu zabrał się za rozebranie mnie z górnej częsci garderoby. Powoli rozpinał guziki nie mogąc skupić wzroku w jednym punkcie. Jego palce był delikatne, bardzo szczupłe i zimne. Na zewnątrz była umiarkowana temperatura, więc zapewne chłopak miałtak od zawsze. Zawsze zimne dłonie. Pozbył się białej koszuli, a raczej materiału któy niegdyś ją przypominał i po chwili wrócił z czymś podobnym. Przerzuciłęm koszulkę przez głowę, starając zaciągnąć jak najniżej do paska od spodni. Niestety. Odzienie okazało się zbyt krókie, a jednocześnie ciasne. Miałem ochotę je ściągnąć, jednak widząc rozbawienie na twarzy młodego Witlocka, postanowiłem je zostawić tak, jak było. Krocząc za nim, skierowlaiśmy się do salonu. Stanąłem na środku pomieszczenia, patrząc jak June ląduje na kanapie, opatulując w koc. Na jego pytanie, przytaknąłem z łagodnym uśmiechem. Podszedłem blizej i usiadłem obok. Zwinnym ruchem, lecz nie agresywnym by czasem nie wystraszyć jasnowłosego, albo wytrącić najwazniejszy artefakt dzisiejszego dnia, czyli lody, podrzuciłem go na swoje kolana. Poprawiłem się jeszcze nieco, obejmując go szczelnie rękoma.
- Widziałem, ze kupiłeś dwa - oznajmiłem, zastanawiając czy mnie nimi poczęstuje.
- Poczekaj proszę, skanuję - odpowiedziałem wybity lekko z własnych myśli. Rozkazałęm neuronom zbadać cały szkielet, częsci podrzędne, aż natrafiłem na twardy dysk odpowiadający za pamięć, a zaraz potem transfer danymi, który odpowiadał za wysyłanie impulsów ruchowych oraz im podonych.
- Głowny, twardy dysk został przeciązony. Doznał zwarcia, przepalił się, lecz nadal działa. Prawdopodobnie stwórca chciałcoś wgrać i z braku czasu przeciązył system. Wnioskując po moim pokazie umięjetności, przyczyną było zrobienie ze mnie broni, a raczej ochroniarza. - spojrzałem na June, poprawiając swoje określenie. Mnie osobiście nie przeszkadzało to, jednak June mógł mieć z tym problem.
- Z tego powodu mógł usunąć oprogramowanie zajmującym się odwzorowaniem uczuć. Zaraz obok jest karta transferowa odpowiadająca za rozsył impulsów. Jeśli dysk twardy nakaze coś zrobić, transfer przekierowywuje rozkaz w dane miejsce. Myślę, że priorytetem jest naprawa twardego dysku. - choć uszkodzony transfer mógłbrzmieć źle, to jednak nie był aż tak istotny. To twardy dysk wysyłając błędny rozkaz mógł wywołać u mnie niepoprawne, szkodliwe zachowanie. Transfer po prostu może nie wysłać boźdźca i zwyczajnie nie zrobię kroku w przód czy w tył. Jednym słowem byłbym niczym innym jak wazon stojący gdzieś w kącie.
Wedle prośby zatrzymałem pojazd, patrząc jak June sprawdza swój stan zewnętrzny. Nie wyglądał zbyt dobrze, wręcz tragicznie, lecz nie był ubrudzony krwią. W przeciwieństwie do mnie. Czy zasiałbym panike, gdybym tak wyszedł do ludzi? Zapewne tak skoro białowłosy kazał mi zostać w pojeździe. Tak więc grzecznie czekałem, a gdy wrócił od razu pojechaliśmy do domu. Bez dodatkowych przystanków.
W mieszkaniu June od razu zabrał się za rozebranie mnie z górnej częsci garderoby. Powoli rozpinał guziki nie mogąc skupić wzroku w jednym punkcie. Jego palce był delikatne, bardzo szczupłe i zimne. Na zewnątrz była umiarkowana temperatura, więc zapewne chłopak miałtak od zawsze. Zawsze zimne dłonie. Pozbył się białej koszuli, a raczej materiału któy niegdyś ją przypominał i po chwili wrócił z czymś podobnym. Przerzuciłęm koszulkę przez głowę, starając zaciągnąć jak najniżej do paska od spodni. Niestety. Odzienie okazało się zbyt krókie, a jednocześnie ciasne. Miałem ochotę je ściągnąć, jednak widząc rozbawienie na twarzy młodego Witlocka, postanowiłem je zostawić tak, jak było. Krocząc za nim, skierowlaiśmy się do salonu. Stanąłem na środku pomieszczenia, patrząc jak June ląduje na kanapie, opatulując w koc. Na jego pytanie, przytaknąłem z łagodnym uśmiechem. Podszedłem blizej i usiadłem obok. Zwinnym ruchem, lecz nie agresywnym by czasem nie wystraszyć jasnowłosego, albo wytrącić najwazniejszy artefakt dzisiejszego dnia, czyli lody, podrzuciłem go na swoje kolana. Poprawiłem się jeszcze nieco, obejmując go szczelnie rękoma.
- Widziałem, ze kupiłeś dwa - oznajmiłem, zastanawiając czy mnie nimi poczęstuje.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- O - powiedziałem zaskoczony, kiedy tak szybko posadził mnie na kolana i będąc jeszcze bardziej zdziwiony, gdy poczułem jak „coś” dotyka mi uda. Odchrząknąłem niezręcznie, poprawiając się razem z nim i zajmując wygodne miejsce. W życiu bym się nie spodziewał, że dziadek pomyśli o takim szczególe, jeszcze bardziej chcąc upodobnić robota do człowieka, czyżby przeczuwał, że kiedyś będzie to karta przetargowa i będzie mu to potrzebne? Sam fakt, że musiał poświęcić czas, by wybrać wygląd, kształt jego przyrodzenia, powodował, że czułem się co najmniej… niezręcznie. O czym wtedy myślał mój dziadek?
Nie spodziewałem się, że weźmie moją prośbę aż tak do "serca", bardziej myślałam, że mnie po prostu obejmie, ale ten poszedł o krok dalej i oczywiście nie narzekałem, nawet jeśli siedzenie na czyiś kolanach było przewidziane dla bliskich osób. Ale to było bardzo komfortujące, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że bardziej niż moje ulubione lody.
- Dziękuję – powiedziałem cicho. - Mhm, kupiłem jedno dla ciebie. Myślałem, że sobie weźmiesz, jak będziesz miał ochotę – odparłem. - To też twój dom, nie czuj się skrępowany – dodałem.
Posłałem mu delikatny uśmiech.
- Mam nadzieję, że się nie brzydzisz. - Nabrałem na łyżkę porcję sorbetu i następnie podałem porcję chłopakowi. Ja nie miałem nic przeciwko dzieleniem się lodami z Ethanem i zaraz wybuchnąłem śmiechem, widząc jak od razu w jego kącikach ust pojawiły się ślady po lodach. W tym widoku było coś śmiesznego w połączeniu z bluzką, która mu dałem i zarazem wyglądał nieporadnie jak dziecko.
- Uroczo – skomentowałem w końcu sam do siebie, kciukiem zgarniając słodycz z jego kącików ust, po czym sam zlizałem resztki.
Tak spędziliśmy cały wieczór - oglądając głupią komedię i dzieląc się lodami. Cały ten czas byłem wtulony w klatkę piersiową chłopaka, opierając głowę o zagłębienie jego szyi i znalazłem w tym ukojenie, wsłuchując się w bicie czegoś, co brzmiało jak serce. Jakoś moje smutki odeszły w zapomnienie chociaż na te parę godzi, gdzie swoją uwagę skupił lecący film i ciepło Ethana, które opatulało moje ciało. A w pewnym momencie naszła mnie myśl, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby każdy wieczór tak wyglądał - że siedziałbym na kolanach chłopaka, oglądając głupie filmy i zajadając się lodami.
Jego obecność sprawiła, że nie czułem się tak paskudnie, a na te parę godzin zapomniałem o ostatnich godzinach i byłem mu naprawdę wdzięczny, że zgodził się spędzić ze mną czas, zajmując jakkolwiek moje myśli.
W pewnym momencie zacząłem myśleć nad słowami, które mi powiedział. Jeśli miał uszkodzony twardy dysk, to musiało to być poważne uszkodzenie, a tak przynajmniej to brzmiało. Z uczuciami Ethan mógłby być bardziej… ludzki. W najbliższym czasie będziemy musieli się tym również zająć, choć nie miałem w ogóle pojęcia jak. Może i na pendrivie były zapisane wszystkie informację, instrukcję i dane zapasowe, ale co z tego, jeżeli nie umiałem nawet naprawić telefonu? Maszyna, jaką była Ethan, wydawała się być o wiele bardziej skomplikowana i zbyt idealna, że bałem się jakkolwiek go ruszyć. Co jeśli zepsułbym go bardziej niż teraz?
I może po dzisiejszym dniu, po tym jak bezproblemowo rozprawił się z napastnikami, powinienem się jego obawiać, Ale mimo tego… Nie czułem strachu, wręcz było na odwrót, gdyż jego obecność mnie uspokajała, aczkolwiek będzie dla nas najlepiej, jeśli jak najszybciej zajmiemy się naprawą chłopaka.
Na zegarku zbliżała się dwudziesta druga, kiedy wygramoliłem się z kolan ciemnowłosego. Zrobiłem to niechętnie i opieszale, ale robiło się coraz później, a jutro musiałem iść do szkoły.
- Jeszcze raz dziękuję, to dla mnie dużo znaczy. - Uśmiechnąłem się delikatnie – Dobranoc – dodałem i skierowałem się na górę.
Mój pokój również miał szare ściany i również był pokaźnych rozmiarów. Na przeciwko drzwi została wybudowana ściana, oddzielającączęść sypialnianą od drzwi do garderoby i do łazienki. W tej właśnie części przy ścianie stało łóżko w kolorze butelkowej zieleni, które spokojnie było w stanie pomieścić trzy osoby. Obok mebla stała moja duma tego pokoju – rozłożysta i prawie sięgająca do sufitu Monstera deliciosa, a na jednym z parapetów znajdowała się o wiele mniejsza jej siostra – Monstera deliciosa variegata half moon, o przepięknych białych połowach liści. Była ona droższa od tej pierwszej i wymagała ode mnie zdecydowanie większej uwagi niż ta, która cała w sobie miała chlorofil.
Na suficie widniało duże lustro, a wokół niego były zamontowane ledy, którymi lubiłem się czasami bawić według nastroju, zaś na podłodze znajdował się puchaty dywan.
Położyłem najprawdopodobniej najważniejszego pendrive’a w swoim życiu na stolik przy jednym z foteli i skierowałem się do łazienki. Strumień gorącej wodzie szybko zaparował całą łazienkę, rozluźniając wszystkie moje mięśnie, pozwalając mi jeszcze na chwilę zapomnieć o niedawnych wydarzeniach, bo noc okazała się być dla mnie wyjątkowo trudna. Nasłuchując obejmującej mnie ciszy, pomimo zamkniętych powiek, nie mogłem w ogóle zasnąć. Zamiast tego mój mózg mimowolnie przywoływał obrazy z dzisiejszego dnia, rozpamiętując wszystko na nowo. Widziałem przed sobą krwawe podłogi i ściany, i to jak mój towarzysz ich zabił. Potem wyobraziłem sobie dziadka, te wszystkie chwile, gdzie jako dziecko słuchałem jego opowieści z dzieciństwa, to jak zawsze osobiście przychodził na moje urodziny, składając mi życzenia, to jak się uśmiechał na mój widok, gotowy mnie wysłuchać. I chcąc, nie chcąc, zacząłem się zastanawiać, co by było gdyby dziadek nie ukradł Ethana? Czy wtedy by żył? Oczywiście, że nie była to wina ciemnowłosego i nie chciałem go za to winić, bo sam przecież się nie stworzył, ale dlaczego tak to musiało się potoczyć? Żadne wojsko nie powinno mieć pod ręką tak śmiercionośnej broni, jaką miał być Ethan.
Te przemyślenia sprawiły, że przez całą noc nie spałem, pomimo senności, która mnie ogarniała i już o szóstej byłem na nogach. Założyłem na siebie beżową koszulę przełamaną różem, rozpinając trzy górne guziki koszuli (oczywiście nie zapominając o nasmarowaniu i tej części kremem z filtrem) i czarne, obcisłe jeansy. Nawet zdążyłem zjeść śniadanie, które zazwyczaj nie udawało mi się zjeść przed szkołą, więc może ta sytuacja miała jakieś plusy.
- Hej, obok jest twój telefon. Wpisałem tam swój numer, dzwoń, jeśli coś się stanie.
P.S: bądź gotowy na piętnastą, pójdziemy kupić ci jakieś ubrania. - Napisałem na kartce, zostawiając ją na stole w salonie i kładąc obok mój stary telefon. Nadal świetnie działał, ja tylko zaopatrzyłem się dla siebie w nowszy model, a ten był schowany w szafce.
W ogóle nie miałem ochoty iść do szkoły; i ze względu na moje niewyspanie, i na to że nie bardzo chciałem zostawiać robota samego w domu i przede wszystkim dlatego, że i tam nie będę anonimowy. Każdy znał przecież moje nazwisko i poczynania mojej rodziny, co nie było zresztą trudne, jeśli teraz o pożarze domu dziadka trąbiły wszystkie media, być może już donosiły o jego śmierci.
I wcale się nie pomyliłem, bo od razu po przekroczeniu progu szkoły, czułem na sobie zaciekawione i współczujące spojrzenia. Nawet moi znajomi nie powstrzymali się przed pocieszającymi słowami czy zasypywaniem mnie pytaniami, gdzie ja chciałem mieć spokój i udawać, że nic się nie stało. Dlatego ucinałem wszystkie rozmowy, odpowiadając tylko półsłówkami.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mieć ochotę. Być skrępowanym - od razu zastanowiłem się nad znaczeniem tych słów. Niestety nie czułem się w ani jeden sposób. Cały czas odnosiłem wręcz wrażenie, że nic nie czuję, a jeśli już to uzyłbym określenia pustkę. Tak określa się ludzi bez uczuć. Nie posiadałem ich, więc miałem w sobie pustkę. Dlatego tez określenie June było nieco niepoprawne, lecz po prostu je zignorowałem. Miał prawo się zapomnieć. Poza tym ludzie słynęli z mówienia potocznie na pewne rzeczy czy sytuację. Wyrobienie sobie pewnym nawyków podczas rozmowy była dla nich niezmiernie naturalna i niedostrzegalna. Mimo to nie uraził mnie, bo w końcu nie miał jak. Jedynie mogłem odgadnąć jak powinienem się poczuć na bazie danych, suchej definicji, ale jednak w tamtej chwili coś poczułem. Kiedy jezo zycie było zagrozone. Gdybym nazwał to uczuciem, uznałbym je za niebezpieczne. Takie, które uruchamia we mnie nieporządany system obronny, którego sam nie wiem czy potrafiłbym kontrolować.
Widok delikatnego uśmiechu na twarzy młodego Whitlocka to był sygnał, iż zaczyna dochodzić do siebie. To dobrze. Chłopak nie powinien cały czas siedzieć skulony w kącie i opłakiwać swego żywotu, a po prostu unieść dumnie swą twarz i przeć do przodu. Gdy tak przyglądałem się mu z góry, na bujną jasną czuprynę i zachowanie, to coraz częściej przypominał mi stwórcę. Był bardzo emocjonalny, wybuchowy, ale gdy przychodziło mu pracować, wszystko brał w żarty i poskramiał emocje w zaskakujący stoicki spokój. Praca była przyjemnością, relaksem i odcięciem od rzeczywistości. Ja byłem dla niego fantazją, dla której był gotów zginąć. Czy warto było stwórco? Czy jesteś z siebie dumny? Zostawiłeś wnuka, rodzinę i zepsutego robota. Czy warto było mnie wykradać? Czemu to zrobił? Dla własnego pożytku, czy w obawie nad technologią, którą mogli posiąść wojskowi?
- Nie brzydzę - zapewniłem białowłosego, chwytając jego dłoń, w której trzymał łyzkę z solidną porcją lodów. Nachyliłem się nieco bardziej do przodu i wsunąłem zimny deser do ust. Był słodki, lekki i szybko rozpływał się w ustach. Zdziwiony rozbawieniem June zacząłem się zastanawiać, co ma na myśli. Patrzył na mnie i ewidentnie coś go bawiło. Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej skupiając się na przyczynie, gdy on sam wyciągnął ku moich ust palca. Przejechał po kącikach i zebrał pozostałości po lodach.
- Dziękuję - odpowiedziałem, kiedy ten wylizał zebrane resztki, aby wyczyściś swój palec. Oboje zjedliśmy kubeczek lodów, skupiając na filmie, który leciał w telewizorze. Jeden urywek znałem doskonale. Był on wgrywany w moją pamięć, aby wiedzieć co to znaczy śmiech i dlaczego ludzie się śmieją. Z czego się smieją, co może ich rozbawić. Ciekawe, czy rzeczywiście ludzie robią takie rzeczy jak w filmach. Czy faktycznie są zdolni to tak groteskowych, wychodzących spoza normę społęczną rzeczy. W sumie, gdyby nie, to zapewne na świecie nie istniałby nielegalny handel, kradzieże czy gwałty. Pochłaniałem wiedzę z zainteresowaniem, pozwalając aby June traciłswe skupienie, wtulając jeszcze bardziej w moje ciało. Jego twarz idealnie wpasowała się w zagłębienie szyi. Chłopak byłbardzo lekki, więc nie przeszkadzało mi jego siedzenie na mnie. W końcu tego chciał i potrzebował.
Stwórco, czy ja dam radę pilnować June?
Po filmowym "seansie", młody Whitlock podziękował za miło spędzony czas i udał się do swojej sypialni. Pozostawiony samemu sobie, siedziałem na kanapie, spoglądając na pusty kubeczek lodów i koc, który nadal emanował ciepłem chłopaka. Sięgnąłem po pilot i wyłączyłem telewizor, Cienki sprzęt schował się z powrotem w suficie. Zapadła ciemność, a jedyne światło któe wpadało, to było te, które oddawał księzyc na niebie. Jednak nawet to po chwili odciąłem od pomieszczenia, gdy zasłoniłem okna zasłonami. Jeszcze nim to zrobiłem, przyjrzałem się kwiatom na zewnątrz. Prawdopodobnie była to jedyna "zywa" część tego domu. Nie licząc samego mieszkańca.
Posprzątałem wszystko bez zapalania światła. Mój wzrok był bardzo wyostrzony, a dzięki temu mogłem czuć się chroniony przez mrok, gdyby ktoś postanowił wtargnąć w te progi. Na szczęście nic takiego nienastąpiło. Po wszystkim poszedłem na górę, upewniłem czy białowłosy już śpi i wszedłem do swojej sypialni. Była wystarczająco duza. W niej również znajdowały się akcenty kolorystyczne, które prawdopodobnie młody Whitlock uwielbiał. Z jakiegoś powodu uznałem, iż ta barwa do niego pasuje. Drobny, delikatny, wrażliwy. W ten sposób określiłbym June. I to w zaledwie jeden dzień przebywania z nim. Ściągnąłem z siebie ubrania, zostając jedynie w bieliźnie i położyłem spać. Przymknąłem powoli powieki, a w głowie rozbrzmiał znów kobiecy głos.
Rozpoczynam sekwencję segregacji pamięci.
Dysk pamięci zapełniony w 81 procentach.
Wprowadzanie w stan snu...
- Ethanie, poruszaj palcami - staruszek skończył spawać wiązania w stopie i zamknął blaszki, abym mógł postawić nogę swobodnie na zimnej podłodze. Poruszałem wedle rozkazu paliczkami. Spoglądałem na zadowolonego stwócę, gdy ten odkładał zbęde juz przyrządy na stół.
- Stwóco, mam pytanie - nagle jego pomarszczona twarz przybrała neizadowolony grymas.
- Mówiłem, abyś wzracał się do mnie po imieniu, albo jak przystało na me dziecko, ojczulku - roześmiał się, chwytając kubeczek chińskiego makaronu na wynos. Wciągnął pałeczkami spory kęs wyglądając jak chomik z przepakowanymi policzkami.
- Przepraszam. Powiedz mi, jaki mam wyznaczony cel? - uczucia, któe mi wgrywał cały czas powodowały jakiś mętlik w głowie. Wiele nie potrafiłem zrozumieć.
- Jaki tylko obierzesz. Masz wolną wolę. Możliwe, ze wszystko tłumaczysz sobie wgranym systemem, ale wszystkie myśli, wnioski, czy uczucia jakich doznajesz są wyłącznie twoje. Są unikalne. Sam je wybierasz. System tylko pokazuje mozliwości. Decyzję podejmujesz ty sam. - nagle przyłozył do mojej piersi palca. Nadal uwazałem, ze to jedynie prostrze wytłumaczenie zachodzących we mnie procesów technologicznych.
- Widzę, ze cię nie przekonałem. Ech, no cóż. Nie ma sensu nad tym gdybać. Kiedyś zrozumiesz. Jak się zakochasz.
- Zakocham? Niemozliwe.
- Przekonamy się - mrugnął do mnie tajemniczo okiem, kiedy to ktoś zadzwonił do drzwi. Oboje spieliśmy się nerwowo. Moje oczy przeskanowały wejście, obrysowując mi kształt kobiety.
- Otwieraj spruchniały dziadzie! Wiem, ze tam jesteś. To ja, Selen. - nagle pomieszczenie zajęło się ogniem. Twórca spanikowany spojrzał na mnie i zaczął płakać, kiedy płomienie zaczęły pozerać materiał na jego ciele.
Proces zakończony.
Pamięć zajęta w 84 procentach.
Nagle otworzyłem oczy, w błyskawicznym tempie uświadamiając sobie, iż wspomnienie o stwórcy zmieszało się z częścią wgranego filmu. Jednakze imię Selen nie było mi obce. Stwóca znał tą kobietę, a ona wiedziała co robił w tamtym miejscu. Nie myśląc nad tym zbyt wiele wstałem na równe nogi, ubrałem się w swoje normalne ubrania. Biała koszula nie wyglądała najgorzej. Po prostu cała zrobiła się lekko pudrowa. Zaglądnąłem do pokoju June, lecz tam go nie było. Zszedłem na dół, przeszukując resztę pokoi, gdy moją uwagę przykuła kartka w salonie. Wieczorem jej nie było. Podszedłem i przeczytałem staranne pismo młodego Whitlocka. Tak przynajmniej na to wskazywało.
- Szkoła - powiedziałem sam do siebie, sięgając po telefon. Zapamiętałem numer telefonu i odłożyłem sprzęt z powrotem na stolik. Wyciągnąłem prawą dłoń przed siebie, a niebieski ekran wyświetlił się cały pusty. Szybko go zapełniłem krótką wiadomością, aby napisał mi adres szkoły, po czym wysłałem wiadomość prosto na zapisany numer telefonu. Po dłuzszym czasie otrzymałem odpowiedź i wyszedłem z mieszkania. Podróż zajęła chwilę. Wszystko było dziwne, a zarazem przytłaczające. Przynajmniej dla moich receptorów wzrokowych. W końcu nigdy nie widziałem świata zewnętrznego. Poza tym jednym razem, kiedy wyszedłem z June do domu stwócy. Teraz jednak wszystko wyglądało inaczej. Szedłem w samo centrum, gdzie ludzie zapełniali chodniki. Dziwne pojazdy jeździły zaraz obok mnie. Rowery. Jeden z robotów opróżniał pełen kosz na śmieci. Inny zaś zamiatał przed wejściem do salonu fryzjerskiego. Wszystkie przypominały maszyny. Wszystkie poza mną.
Czułem na sobie spojrzenia innych. Ciekawskich obywateli. Czy ja równiez tak się wyrózniałem? Czy mocno przypominałem robota? Będąc prawie pod szkołą, zastanowiłem się nad tym głębiej. Moze dlatego, ze się nie uśmiecham, kiedy mój wzrok napotyka obcy?
Postanowiłęm to sprawdzić i odpowiedziałem uśmiechem do jednej z kobiet w krókiej czarnej spódnicy. Miała na sobie białą koszulę, a pod pachą niosła teczkę biurową. Kobieta zakłopotana przystanęła i uświadamiając sobie swą własną reakcję, postanowiła podejść i zaczepić mnie na króką rozmowę. Uśmiechała się, jakby zalotnie. Usieldiśmy na ławce, a ta zaczęła opowiadać o swym zaborczym szefie, któy ciągle daje coraz to więcej pracy. Nie minęła godzina, a ja miałem już kolejnych dwóch rozmówców. To było dziwne doświadczenie. Dwie osoby nawet dały mi swój numer telefonu. Z grzeczności przyjąłem je, kiedy skłądali propozycję spotkania się w innych okolicznościach. Gdy wszyscy chichotali, ja spojrzałem na bramę szkolną i wejście do budynku z którego zaczęli wychodzić uczniowie.
June - pomyślałem, całkowicie zmieniając swoją uwagę, wypatrując jego sylwetki w oddali.
Widok delikatnego uśmiechu na twarzy młodego Whitlocka to był sygnał, iż zaczyna dochodzić do siebie. To dobrze. Chłopak nie powinien cały czas siedzieć skulony w kącie i opłakiwać swego żywotu, a po prostu unieść dumnie swą twarz i przeć do przodu. Gdy tak przyglądałem się mu z góry, na bujną jasną czuprynę i zachowanie, to coraz częściej przypominał mi stwórcę. Był bardzo emocjonalny, wybuchowy, ale gdy przychodziło mu pracować, wszystko brał w żarty i poskramiał emocje w zaskakujący stoicki spokój. Praca była przyjemnością, relaksem i odcięciem od rzeczywistości. Ja byłem dla niego fantazją, dla której był gotów zginąć. Czy warto było stwórco? Czy jesteś z siebie dumny? Zostawiłeś wnuka, rodzinę i zepsutego robota. Czy warto było mnie wykradać? Czemu to zrobił? Dla własnego pożytku, czy w obawie nad technologią, którą mogli posiąść wojskowi?
- Nie brzydzę - zapewniłem białowłosego, chwytając jego dłoń, w której trzymał łyzkę z solidną porcją lodów. Nachyliłem się nieco bardziej do przodu i wsunąłem zimny deser do ust. Był słodki, lekki i szybko rozpływał się w ustach. Zdziwiony rozbawieniem June zacząłem się zastanawiać, co ma na myśli. Patrzył na mnie i ewidentnie coś go bawiło. Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej skupiając się na przyczynie, gdy on sam wyciągnął ku moich ust palca. Przejechał po kącikach i zebrał pozostałości po lodach.
- Dziękuję - odpowiedziałem, kiedy ten wylizał zebrane resztki, aby wyczyściś swój palec. Oboje zjedliśmy kubeczek lodów, skupiając na filmie, który leciał w telewizorze. Jeden urywek znałem doskonale. Był on wgrywany w moją pamięć, aby wiedzieć co to znaczy śmiech i dlaczego ludzie się śmieją. Z czego się smieją, co może ich rozbawić. Ciekawe, czy rzeczywiście ludzie robią takie rzeczy jak w filmach. Czy faktycznie są zdolni to tak groteskowych, wychodzących spoza normę społęczną rzeczy. W sumie, gdyby nie, to zapewne na świecie nie istniałby nielegalny handel, kradzieże czy gwałty. Pochłaniałem wiedzę z zainteresowaniem, pozwalając aby June traciłswe skupienie, wtulając jeszcze bardziej w moje ciało. Jego twarz idealnie wpasowała się w zagłębienie szyi. Chłopak byłbardzo lekki, więc nie przeszkadzało mi jego siedzenie na mnie. W końcu tego chciał i potrzebował.
Stwórco, czy ja dam radę pilnować June?
Po filmowym "seansie", młody Whitlock podziękował za miło spędzony czas i udał się do swojej sypialni. Pozostawiony samemu sobie, siedziałem na kanapie, spoglądając na pusty kubeczek lodów i koc, który nadal emanował ciepłem chłopaka. Sięgnąłem po pilot i wyłączyłem telewizor, Cienki sprzęt schował się z powrotem w suficie. Zapadła ciemność, a jedyne światło któe wpadało, to było te, które oddawał księzyc na niebie. Jednak nawet to po chwili odciąłem od pomieszczenia, gdy zasłoniłem okna zasłonami. Jeszcze nim to zrobiłem, przyjrzałem się kwiatom na zewnątrz. Prawdopodobnie była to jedyna "zywa" część tego domu. Nie licząc samego mieszkańca.
Posprzątałem wszystko bez zapalania światła. Mój wzrok był bardzo wyostrzony, a dzięki temu mogłem czuć się chroniony przez mrok, gdyby ktoś postanowił wtargnąć w te progi. Na szczęście nic takiego nienastąpiło. Po wszystkim poszedłem na górę, upewniłem czy białowłosy już śpi i wszedłem do swojej sypialni. Była wystarczająco duza. W niej również znajdowały się akcenty kolorystyczne, które prawdopodobnie młody Whitlock uwielbiał. Z jakiegoś powodu uznałem, iż ta barwa do niego pasuje. Drobny, delikatny, wrażliwy. W ten sposób określiłbym June. I to w zaledwie jeden dzień przebywania z nim. Ściągnąłem z siebie ubrania, zostając jedynie w bieliźnie i położyłem spać. Przymknąłem powoli powieki, a w głowie rozbrzmiał znów kobiecy głos.
Rozpoczynam sekwencję segregacji pamięci.
Dysk pamięci zapełniony w 81 procentach.
Wprowadzanie w stan snu...
- Ethanie, poruszaj palcami - staruszek skończył spawać wiązania w stopie i zamknął blaszki, abym mógł postawić nogę swobodnie na zimnej podłodze. Poruszałem wedle rozkazu paliczkami. Spoglądałem na zadowolonego stwócę, gdy ten odkładał zbęde juz przyrządy na stół.
- Stwóco, mam pytanie - nagle jego pomarszczona twarz przybrała neizadowolony grymas.
- Mówiłem, abyś wzracał się do mnie po imieniu, albo jak przystało na me dziecko, ojczulku - roześmiał się, chwytając kubeczek chińskiego makaronu na wynos. Wciągnął pałeczkami spory kęs wyglądając jak chomik z przepakowanymi policzkami.
- Przepraszam. Powiedz mi, jaki mam wyznaczony cel? - uczucia, któe mi wgrywał cały czas powodowały jakiś mętlik w głowie. Wiele nie potrafiłem zrozumieć.
- Jaki tylko obierzesz. Masz wolną wolę. Możliwe, ze wszystko tłumaczysz sobie wgranym systemem, ale wszystkie myśli, wnioski, czy uczucia jakich doznajesz są wyłącznie twoje. Są unikalne. Sam je wybierasz. System tylko pokazuje mozliwości. Decyzję podejmujesz ty sam. - nagle przyłozył do mojej piersi palca. Nadal uwazałem, ze to jedynie prostrze wytłumaczenie zachodzących we mnie procesów technologicznych.
- Widzę, ze cię nie przekonałem. Ech, no cóż. Nie ma sensu nad tym gdybać. Kiedyś zrozumiesz. Jak się zakochasz.
- Zakocham? Niemozliwe.
- Przekonamy się - mrugnął do mnie tajemniczo okiem, kiedy to ktoś zadzwonił do drzwi. Oboje spieliśmy się nerwowo. Moje oczy przeskanowały wejście, obrysowując mi kształt kobiety.
- Otwieraj spruchniały dziadzie! Wiem, ze tam jesteś. To ja, Selen. - nagle pomieszczenie zajęło się ogniem. Twórca spanikowany spojrzał na mnie i zaczął płakać, kiedy płomienie zaczęły pozerać materiał na jego ciele.
Proces zakończony.
Pamięć zajęta w 84 procentach.
Nagle otworzyłem oczy, w błyskawicznym tempie uświadamiając sobie, iż wspomnienie o stwórcy zmieszało się z częścią wgranego filmu. Jednakze imię Selen nie było mi obce. Stwóca znał tą kobietę, a ona wiedziała co robił w tamtym miejscu. Nie myśląc nad tym zbyt wiele wstałem na równe nogi, ubrałem się w swoje normalne ubrania. Biała koszula nie wyglądała najgorzej. Po prostu cała zrobiła się lekko pudrowa. Zaglądnąłem do pokoju June, lecz tam go nie było. Zszedłem na dół, przeszukując resztę pokoi, gdy moją uwagę przykuła kartka w salonie. Wieczorem jej nie było. Podszedłem i przeczytałem staranne pismo młodego Whitlocka. Tak przynajmniej na to wskazywało.
- Szkoła - powiedziałem sam do siebie, sięgając po telefon. Zapamiętałem numer telefonu i odłożyłem sprzęt z powrotem na stolik. Wyciągnąłem prawą dłoń przed siebie, a niebieski ekran wyświetlił się cały pusty. Szybko go zapełniłem krótką wiadomością, aby napisał mi adres szkoły, po czym wysłałem wiadomość prosto na zapisany numer telefonu. Po dłuzszym czasie otrzymałem odpowiedź i wyszedłem z mieszkania. Podróż zajęła chwilę. Wszystko było dziwne, a zarazem przytłaczające. Przynajmniej dla moich receptorów wzrokowych. W końcu nigdy nie widziałem świata zewnętrznego. Poza tym jednym razem, kiedy wyszedłem z June do domu stwócy. Teraz jednak wszystko wyglądało inaczej. Szedłem w samo centrum, gdzie ludzie zapełniali chodniki. Dziwne pojazdy jeździły zaraz obok mnie. Rowery. Jeden z robotów opróżniał pełen kosz na śmieci. Inny zaś zamiatał przed wejściem do salonu fryzjerskiego. Wszystkie przypominały maszyny. Wszystkie poza mną.
Czułem na sobie spojrzenia innych. Ciekawskich obywateli. Czy ja równiez tak się wyrózniałem? Czy mocno przypominałem robota? Będąc prawie pod szkołą, zastanowiłem się nad tym głębiej. Moze dlatego, ze się nie uśmiecham, kiedy mój wzrok napotyka obcy?
Postanowiłęm to sprawdzić i odpowiedziałem uśmiechem do jednej z kobiet w krókiej czarnej spódnicy. Miała na sobie białą koszulę, a pod pachą niosła teczkę biurową. Kobieta zakłopotana przystanęła i uświadamiając sobie swą własną reakcję, postanowiła podejść i zaczepić mnie na króką rozmowę. Uśmiechała się, jakby zalotnie. Usieldiśmy na ławce, a ta zaczęła opowiadać o swym zaborczym szefie, któy ciągle daje coraz to więcej pracy. Nie minęła godzina, a ja miałem już kolejnych dwóch rozmówców. To było dziwne doświadczenie. Dwie osoby nawet dały mi swój numer telefonu. Z grzeczności przyjąłem je, kiedy skłądali propozycję spotkania się w innych okolicznościach. Gdy wszyscy chichotali, ja spojrzałem na bramę szkolną i wejście do budynku z którego zaczęli wychodzić uczniowie.
June - pomyślałem, całkowicie zmieniając swoją uwagę, wypatrując jego sylwetki w oddali.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Lekcje mijały mi w wolnym tempie, a szczególnie znienawidzona przeze mnie fizyka, na której szybko się dekoncentrowałem i myślami odbiegałem od tematu, dopiero po kilku minutach wracając do nauczycielki. Tylko chemia z biologią okazały się być ciekawe, bo lubiłem obserwować, co zachodzi w danych probówkach, a potem dociekać, dlaczego dany związek tak reaguje, co dokładnie przereagowało i niektóre reakcję miały ładne kolory. Zaś na biologii fascynowały mnie procesy zachodzące w organizmie zwierząt, w tym ludzi, to jak jesteśmy zbudowani i za co dokładnie odpowiadają poszczególne narządy.
W zachowaniu nauczycieli mogłem wyczuć litość w moim kierunku i pobłażliwość, co oprócz wyrazów współczucia, dodatkowo mnie denerwowały. Starali się nie zadawać mi dużo pytań czy specjalnie nie brali mnie do tablicy podczas zajęć, w przeciwieństwie do innych uczniów i uczennic. Nikt z nich nie wiedział, jak się czułem i co przeżywałem, więc tym bardziej nie powinni traktować mnie lepiej niż resztę. Dodatkowo z każdej strony byłem podpytywany o śmierć dziadka, bym wyjawił im więcej szczegółów, niektórzy robili to bardziej śmiało, niektórzy nie, ale wniosek był jeden – media już donosiły o tragicznym losie mojego dziadka i tylko ja i Ethan wiedzieliśmy, co tak naprawdę się stało.
W międzyczasie odpowiedziałem na jego SMS-a, podając adres szkoły. Nie narzekałbym, gdyby zechciał mnie odebrać spod budynku. Moglibyśmy szybciej wybrać się na zakupy i nawet iść na wspólny obiad, a przede wszystkim cieszyłbym się, widząc znajomą twarz, która mnie aktualnie nie denerwowała. Poza tym nawet jeśli pytał z ciekawości, to i tak nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia, bo sama świadomość, że będzie na mnie czekał w domu, sprawiała, że robiło mi się cieplej na sercu. Od dwóch lat wracałem do pustego domu, gdzie było słychać tylko mój własny oddech, dlatego będzie to miła odmiana, gdzie będę miał się do kogo odezwać. I zacząłem się zastanawiać, jak radzi sobie sam w domu? Czy wszystko było w porządku? Czy się nie nudził?
Słysząc ostatni dzwonek, wszyscy zaczęli pośpiesznie się pakować, chowając swoje rzeczy do plecaków i toreb, już nie zważając na ostatnie słowa nauczycieli, którzy jeszcze kończyli zdanie. I w niekrótkim czasie już po dzwonku, korytarze były opustoszałe i tylko najstarsze roczniki czy osoby mające dodatkowe zajęcia, smętnie chodząc po korytarzu.
Szybko pożegnałem się ze swoimi znajomymi, kierując swoje kroki ku wyjściu ze szkoły i wtedy niespodziewanie w niedalekiej oddali zauważyłem znaną mi sylwetkę chłopaka, co od razu wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy – zrobiłem to kompletnie mimowolnie, nie myśląc o tym. Ale tym razem ciemnowłosy był otoczony kilkoma osobami, których nawet nie kojarzyłem. To sprawiło, że zaraz zmarszczyłem w brwi, będąc w lekkim szoku i zaraz znalazłem się u jego boku.
- Hej! Nie mówił wam, że jest zajęty?! - odezwałem się, udając wielce oburzonego. Zaraz zawiesiłem dłonie na biodrach, przyglądając się grupie osób, ściągając brwi. - Porozmawiamy o tym w domu! - warknąłem teatralnie, biorąc chłopaka pod ramię i odciągając go w bok, kierując się w stronę centrum. I dopiero za najbliższym rogiem puściłem Ethana, posyłając mu uśmiech.
- Sorry, musiałem cię stamtąd wyciągnąć, bo przed nami dużo zakupów – powiedziałem. - Nie wiedziałem, że masz takie branie. Niedługo będę musiał ustawiać się do kolejki, jak będę chciał z tobą porozmawiać – zażartowałem. - Wiesz, zawsze możesz powiedzieć, że ze mną zerwałeś. - Puściłem mu oczko. - Albo możesz po prostu z kimś się spotkać – dodałem.
Ethan znowu był ubrany w tę okropną koszulę, która i tak czy siak, po wyschnięciu i krzepnięciu krwi, wyglądała okropnie. Może już tak nie straszyła, ale wciąż nie wyglądał wyjściowo i wydawało się, że chłopakowi kompletnie to nie przeszkadzało, jednakże dla mnie wygląd był ważny, a szczególnie mój. Uważałem, że to pierwsze, co widzi człowiek mijając innych ludzi na ulicy i właśnie wtedy może wyrobić sobie o tej osobie pierwsze wrażenie. Ludzie w większości byli wzrokowcami i nie można było ich za to winić, dlatego też od zawsze starałem się dobrze wyglądać, przejmując się każdym pryszczem czy niedokładnie wyprasowaną koszulą.
Minęliśmy szklane wieżowce w centrum miasta, przechodząc obok hologramów, które reklamowały najnowsze hity kosmetyczne, a gdzieś w oddali na telebimach puszczane były kolorowe reklamy nowych telefonów i komputerów. Chodniki były zapełnione ludźmi spieszącymi się do domu – kobiety w garsonkach i w wysokich obcasach, para dziewczyn trzymająca się za ręce, grupa uczniów w mundurkach z elitarnego liceum w mieście, a to wszystko w akompaniamencie przejeżdżających samochodów. Miasto o tej porze tętniło pełnią życia; było pełne ludzi i kolorowe, by jak najbardziej zwabić potencjalnych klientów.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w jednym z największych centrum handlowym i od razu moje oczy przykuła wystawa sklepowa – czarne, proste spodnie kończące się przed kostkę, z przyczepionym srebrnym łańcuchem do jednej szlufki. Od razu z wieszaka zgarnąłem swój rozmiar i zacząłem iść w głąb sklepu, zangażowany i spoglądając na wszystko, jakbym był dzieciakiem w wielkim sklepie ze słodyczami i nieograniczonymi funduszami. Nie minęła chwila, a w ręku już trzymałem czarną, bawełnianą kamizelkę dla siebie, a dla Ethana wybrałem czarny golf z krótkim rękawem, spodnie o takim samym kolorze i satynową koszulę w kolorze czerwonego wina.
Dopiero wtedy ponownie odwróciłem się do Ethana z uśmiechem wymalowanym na ustach, już wzrokiem skanując drugą część sklepu w poszukiwaniu kolejnych perełek.
- Wpadło ci coś jeszcze w oko? - zapytałem.
Lubiłem od czasu do czasu chodzić na zakupy, zwłaszcza, gdy do sklepów wchodziły nowe kolekcje, a biorąc pod uwagę, że niekoniecznie musiałem zwracać uwagę na ceny ubrań, to zakupy stawały się jeszcze przyjemniejsze. I nie ukrywałem, że chciałem zobaczyć ciemnowłosego w nowych ubraniach, które mu wybrałem.
W zachowaniu nauczycieli mogłem wyczuć litość w moim kierunku i pobłażliwość, co oprócz wyrazów współczucia, dodatkowo mnie denerwowały. Starali się nie zadawać mi dużo pytań czy specjalnie nie brali mnie do tablicy podczas zajęć, w przeciwieństwie do innych uczniów i uczennic. Nikt z nich nie wiedział, jak się czułem i co przeżywałem, więc tym bardziej nie powinni traktować mnie lepiej niż resztę. Dodatkowo z każdej strony byłem podpytywany o śmierć dziadka, bym wyjawił im więcej szczegółów, niektórzy robili to bardziej śmiało, niektórzy nie, ale wniosek był jeden – media już donosiły o tragicznym losie mojego dziadka i tylko ja i Ethan wiedzieliśmy, co tak naprawdę się stało.
W międzyczasie odpowiedziałem na jego SMS-a, podając adres szkoły. Nie narzekałbym, gdyby zechciał mnie odebrać spod budynku. Moglibyśmy szybciej wybrać się na zakupy i nawet iść na wspólny obiad, a przede wszystkim cieszyłbym się, widząc znajomą twarz, która mnie aktualnie nie denerwowała. Poza tym nawet jeśli pytał z ciekawości, to i tak nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia, bo sama świadomość, że będzie na mnie czekał w domu, sprawiała, że robiło mi się cieplej na sercu. Od dwóch lat wracałem do pustego domu, gdzie było słychać tylko mój własny oddech, dlatego będzie to miła odmiana, gdzie będę miał się do kogo odezwać. I zacząłem się zastanawiać, jak radzi sobie sam w domu? Czy wszystko było w porządku? Czy się nie nudził?
Słysząc ostatni dzwonek, wszyscy zaczęli pośpiesznie się pakować, chowając swoje rzeczy do plecaków i toreb, już nie zważając na ostatnie słowa nauczycieli, którzy jeszcze kończyli zdanie. I w niekrótkim czasie już po dzwonku, korytarze były opustoszałe i tylko najstarsze roczniki czy osoby mające dodatkowe zajęcia, smętnie chodząc po korytarzu.
Szybko pożegnałem się ze swoimi znajomymi, kierując swoje kroki ku wyjściu ze szkoły i wtedy niespodziewanie w niedalekiej oddali zauważyłem znaną mi sylwetkę chłopaka, co od razu wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy – zrobiłem to kompletnie mimowolnie, nie myśląc o tym. Ale tym razem ciemnowłosy był otoczony kilkoma osobami, których nawet nie kojarzyłem. To sprawiło, że zaraz zmarszczyłem w brwi, będąc w lekkim szoku i zaraz znalazłem się u jego boku.
- Hej! Nie mówił wam, że jest zajęty?! - odezwałem się, udając wielce oburzonego. Zaraz zawiesiłem dłonie na biodrach, przyglądając się grupie osób, ściągając brwi. - Porozmawiamy o tym w domu! - warknąłem teatralnie, biorąc chłopaka pod ramię i odciągając go w bok, kierując się w stronę centrum. I dopiero za najbliższym rogiem puściłem Ethana, posyłając mu uśmiech.
- Sorry, musiałem cię stamtąd wyciągnąć, bo przed nami dużo zakupów – powiedziałem. - Nie wiedziałem, że masz takie branie. Niedługo będę musiał ustawiać się do kolejki, jak będę chciał z tobą porozmawiać – zażartowałem. - Wiesz, zawsze możesz powiedzieć, że ze mną zerwałeś. - Puściłem mu oczko. - Albo możesz po prostu z kimś się spotkać – dodałem.
Ethan znowu był ubrany w tę okropną koszulę, która i tak czy siak, po wyschnięciu i krzepnięciu krwi, wyglądała okropnie. Może już tak nie straszyła, ale wciąż nie wyglądał wyjściowo i wydawało się, że chłopakowi kompletnie to nie przeszkadzało, jednakże dla mnie wygląd był ważny, a szczególnie mój. Uważałem, że to pierwsze, co widzi człowiek mijając innych ludzi na ulicy i właśnie wtedy może wyrobić sobie o tej osobie pierwsze wrażenie. Ludzie w większości byli wzrokowcami i nie można było ich za to winić, dlatego też od zawsze starałem się dobrze wyglądać, przejmując się każdym pryszczem czy niedokładnie wyprasowaną koszulą.
Minęliśmy szklane wieżowce w centrum miasta, przechodząc obok hologramów, które reklamowały najnowsze hity kosmetyczne, a gdzieś w oddali na telebimach puszczane były kolorowe reklamy nowych telefonów i komputerów. Chodniki były zapełnione ludźmi spieszącymi się do domu – kobiety w garsonkach i w wysokich obcasach, para dziewczyn trzymająca się za ręce, grupa uczniów w mundurkach z elitarnego liceum w mieście, a to wszystko w akompaniamencie przejeżdżających samochodów. Miasto o tej porze tętniło pełnią życia; było pełne ludzi i kolorowe, by jak najbardziej zwabić potencjalnych klientów.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w jednym z największych centrum handlowym i od razu moje oczy przykuła wystawa sklepowa – czarne, proste spodnie kończące się przed kostkę, z przyczepionym srebrnym łańcuchem do jednej szlufki. Od razu z wieszaka zgarnąłem swój rozmiar i zacząłem iść w głąb sklepu, zangażowany i spoglądając na wszystko, jakbym był dzieciakiem w wielkim sklepie ze słodyczami i nieograniczonymi funduszami. Nie minęła chwila, a w ręku już trzymałem czarną, bawełnianą kamizelkę dla siebie, a dla Ethana wybrałem czarny golf z krótkim rękawem, spodnie o takim samym kolorze i satynową koszulę w kolorze czerwonego wina.
Dopiero wtedy ponownie odwróciłem się do Ethana z uśmiechem wymalowanym na ustach, już wzrokiem skanując drugą część sklepu w poszukiwaniu kolejnych perełek.
- Wpadło ci coś jeszcze w oko? - zapytałem.
Lubiłem od czasu do czasu chodzić na zakupy, zwłaszcza, gdy do sklepów wchodziły nowe kolekcje, a biorąc pod uwagę, że niekoniecznie musiałem zwracać uwagę na ceny ubrań, to zakupy stawały się jeszcze przyjemniejsze. I nie ukrywałem, że chciałem zobaczyć ciemnowłosego w nowych ubraniach, które mu wybrałem.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Moja uwaga całkowicie skupiła się na białej czuprynie. June wydawał się zadowolony na mój widok, lecz szybko łagodny wyraz twarzy zmienił się w nieco bardziej szortki. Mimo to nadal mu on pasował. Zmarszczył brwi i przyspieszył kroku, w chwilę znajdując się przy mnie. Miałem zamiar przywitać go ciepło i zapytać jak minął dzień w szkole, ale on całkowicie wybił mnie swym zachowaniem. Zajęty? Czy miał na myśli to, iż jestem jego robotem? Czy w ten sposób ludzie oznaczają swoją własność? Jestem zajęty, tak? Dlaczego jest zły?
Cała sytuacja była dziwna. Nie wiedziałem co zrobić, więc milczałem i dałem się zaciągnąć przez młodego Whitlocka w stornę centrum. Dopiero po minięciu pierwszego rogu ulicy, postanowił mnie puścić i wyjaśnić swoje zachowanie. Mimo to nie rozumiałem tego.
- Przecież mogliśmy normalnie odejść. Czemu tak się zachowałeś? - spytałem, chcąc lepiej zrozumieć jego zachowanie. Był zagadką jak cała reszta ludzkich stworzeń. - Do kolejki? - spojrzałem na niego kątem oka z góry i obdarowałem uśmiechem takim samym jak on mnie przed chwilą. - June zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nie musisz stać w zadnej kolejce. Zawsze będę miał czas dla ciebie. Brzmisz jakbym miał gdzieś odejść. Nie rozumiem - prawdopodbnie nigdy nie zrozumiem.
- Nie potrzebuję się z kimś spotykać. Ludzie są skomplikowani. Poza tym jestem zajęty przez ciebie. Sam powiedziałeś. jestem twój i co to znaczy zerwać? - dopytałem całkiem powazni, cały czas idąc u boku chłopaka.
Po dłuższej chwili doslziśmy do centrum i pasm handlowych. June pokierwał nas do środka jednego ze sklepów, gdy dostrzegł coś interesującego. Widać było po nim, ze fascynuje się ubraniami. Lubi je, lubi w nich przebierać i szukać czegoś dla siebie. W śordku była masa rozmaitych krojów oraz kolorów. Pozowliłem June oddalić się nieco w gąszcz wieszaków, ciągle zerkając gdzie tym razem rpzeteleportowała się biała czupryna, a sam powoli, leniwie zacząłem oglądać bluzy. W przeciwieństwie do mojego stroju, te były luźne, z róznymi nadrukami. Jedne miewały kaptury, inne zaś były przydługawe. Jedna z nich przykuła moją uwagę. Jedna połowa była czarna zaś druga biała. Na środku oba kolory były groteskowo połączone, jakby ktoś rysował mazakiem szlaczki. W tym samym momencie jakby to wyczuł, June zjawił się obok mnie pytając, czy coś wpadło mi w oko.
Przytaknąłem głową, wyciągając wieszak z upatrzoną bluzą. Nie do końca wiedziałem, czy powinienem pozwolić sobie na wybranie sobie czegoś skoro białowłosy za to płacił. Sam mógłbym chodzić cały czas w tym samym.
- Widziałem jeszcze spodnie dresowe i brązowy płaszcz na chłodne wieczory. Czy na pewno mogę sobie to kupić? - spytałem, wymieniając jeszcze kilka rzeczy, które wyglądały dobrze. - Będziemy to przymierzać? - dodałem, patrząc na innych ludzi pochłoniętych zakupami. June niczym się od nich nie różnił.
- Lubisz zakupy, prawda? - spytałem pierwszy raz widząc go w takim stanie euforii.
Po wybraniu ubrań poszliśmy do przebieralni. Pierw za kotarą zniknął June, przebierając w nowo wybraną odziez. Wyszedł z ciasnego "pudełka" prezentując się z każdej storny.
- Pasuje tobie - oznajmiłem, siedząc wygodnie w fotelu. Mój wzrok dostrzegł małe zagięcie, więc wstałem na równe nogi i podszedłem do niego, poprawiając kołnierzyk. - Idealnie - dodałem z delikatnym uśmiechem.
Cała sytuacja była dziwna. Nie wiedziałem co zrobić, więc milczałem i dałem się zaciągnąć przez młodego Whitlocka w stornę centrum. Dopiero po minięciu pierwszego rogu ulicy, postanowił mnie puścić i wyjaśnić swoje zachowanie. Mimo to nie rozumiałem tego.
- Przecież mogliśmy normalnie odejść. Czemu tak się zachowałeś? - spytałem, chcąc lepiej zrozumieć jego zachowanie. Był zagadką jak cała reszta ludzkich stworzeń. - Do kolejki? - spojrzałem na niego kątem oka z góry i obdarowałem uśmiechem takim samym jak on mnie przed chwilą. - June zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nie musisz stać w zadnej kolejce. Zawsze będę miał czas dla ciebie. Brzmisz jakbym miał gdzieś odejść. Nie rozumiem - prawdopodbnie nigdy nie zrozumiem.
- Nie potrzebuję się z kimś spotykać. Ludzie są skomplikowani. Poza tym jestem zajęty przez ciebie. Sam powiedziałeś. jestem twój i co to znaczy zerwać? - dopytałem całkiem powazni, cały czas idąc u boku chłopaka.
Po dłuższej chwili doslziśmy do centrum i pasm handlowych. June pokierwał nas do środka jednego ze sklepów, gdy dostrzegł coś interesującego. Widać było po nim, ze fascynuje się ubraniami. Lubi je, lubi w nich przebierać i szukać czegoś dla siebie. W śordku była masa rozmaitych krojów oraz kolorów. Pozowliłem June oddalić się nieco w gąszcz wieszaków, ciągle zerkając gdzie tym razem rpzeteleportowała się biała czupryna, a sam powoli, leniwie zacząłem oglądać bluzy. W przeciwieństwie do mojego stroju, te były luźne, z róznymi nadrukami. Jedne miewały kaptury, inne zaś były przydługawe. Jedna z nich przykuła moją uwagę. Jedna połowa była czarna zaś druga biała. Na środku oba kolory były groteskowo połączone, jakby ktoś rysował mazakiem szlaczki. W tym samym momencie jakby to wyczuł, June zjawił się obok mnie pytając, czy coś wpadło mi w oko.
Przytaknąłem głową, wyciągając wieszak z upatrzoną bluzą. Nie do końca wiedziałem, czy powinienem pozwolić sobie na wybranie sobie czegoś skoro białowłosy za to płacił. Sam mógłbym chodzić cały czas w tym samym.
- Widziałem jeszcze spodnie dresowe i brązowy płaszcz na chłodne wieczory. Czy na pewno mogę sobie to kupić? - spytałem, wymieniając jeszcze kilka rzeczy, które wyglądały dobrze. - Będziemy to przymierzać? - dodałem, patrząc na innych ludzi pochłoniętych zakupami. June niczym się od nich nie różnił.
- Lubisz zakupy, prawda? - spytałem pierwszy raz widząc go w takim stanie euforii.
Po wybraniu ubrań poszliśmy do przebieralni. Pierw za kotarą zniknął June, przebierając w nowo wybraną odziez. Wyszedł z ciasnego "pudełka" prezentując się z każdej storny.
- Pasuje tobie - oznajmiłem, siedząc wygodnie w fotelu. Mój wzrok dostrzegł małe zagięcie, więc wstałem na równe nogi i podszedłem do niego, poprawiając kołnierzyk. - Idealnie - dodałem z delikatnym uśmiechem.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Bo musiałbym szukać innej wymówki, by cię stamtąd zabrać. Głupio tak odejść bez słowa, jeśli z kimś rozmawiasz – wytłumaczyłem. Wtedy udanie zazdrości wydawało mi się najłatwiejszym rozwiązaniem i dzięki temu wyciągnąłem chłopaka z samego środka atencji, ale widząc jego naturalne niezrozumienie zaistniałej sytuacji, zaczynałem trochę żałować swojego zachowania. Wciąż łapałem się na tym, że traktowałem Ethana, jako człowieka, który normalnie funkcjonował w społeczeństwie, a właśnie moją rolą było nauczenie go tej sztuki. Tymczasem, ja pokazałem mu udawanie zazdrości, gdzie on za pewne w ogóle nie rozumiał czym była zazdrość. Co więcej zdawał się nie zauważać, że miał powodzenie wokół siebie, ale czy było co tu się dziwić? Był wysokim, umięśnionym mężczyzną o przepięknych, turkusowych tęczówkach i ja sam zdążyłem go polubić, mimo że znaliśmy się dopiero jeden dzień. Przede wszystkim jego obecność mi nie przeszkadzała, a wręcz umiałem znaleźć plusy z tego, że ze mną zamieszkał. Poza tym był uroczy w nierozumieniu otaczającego świata. Coś co dla mnie było oczywiste, dla niego było wręcz odwrotnie.
- Ja też będę miał zawsze czas dla ciebie, obiecuje – odpowiedziałem od razu. I choć chciałem w to wierzyć, że był w stanie mi obiecać, że i on zawsze gdzieś tam będzie, to nie byłem w stanie. Ethan nie miał pojęcia, jak wygląda życie towarzyskie, a po niedawnym otoczeniu go przez nieznane osoby, mogłem tylko przypuszczać, że za niedługo znajdzie sobie swoją grupkę znajomych i przyjaciół. Ludzie zdawali się pałać do niego sympatią. Jak na razie jestem jedyną osobą, z którą miał okazję spędzić trochę więcej czasu i kto wie, czy za parę miesięcy, nie będziemy po prostu mijać się w domu, mówiąc sobie tylko krótkie „cześć”, a potem nie zamkniemy się w swoich pokojach?
- Wiesz ludzie odchodzą i przychodzą. Masz z kimś kontakt, wydajecie się nierozłączni i w końcu jakoś ten kontakt ginie. Ale mam nadzieję, że jak odzyskasz uczucia, to chociaż trochę mnie polubisz – dodałem szczerze, lekko się uśmiechając, nie chcąc by moje słowa zabrzmiały aż tak depresyjnie.
- Są skomplikowani, ale skoro jakoś się ze mnie dogadujesz, to nie jest aż tak źle, prawda? - zagaiłem, prychając. - Nie musisz cały czas spędzać ze mną czasu, możesz się z kimś przecież zaprzyjaźnić – powiedziałem. - I c-co? Nie jesteś mój, tylko żartowałem – wyburczałem, czując jak robię się czerwony na twarz. Nawet nie przyszło mi do głowy, że weźmie moje słowa na poważnie, nawet nie wiedząc, dokładnie znaczy „bycie razem”. Dlatego od razu się zawstydziłem, gdy tak zinterpretował moje słowa, biorąc je na poważnie i uznając mnie za swojego chłopaka…
- Jak osoba, która jest w związku, która postanawia, że jednak to nie to, to może z drugą osobą zerwać i się z nią rozstać – wytłumaczyłem, odchrząkując szok poprzednią jego wypowiedzią.
Po drodze do przymierzalni zgarnąłem jeszcze kilka ubrań, które podobały się nam obojgu i nawet zgodziłem się, by wziął ze sobą dresy, których niekoniecznie byłem fanem, bo sam nie chodziłem w takim materiale, to koniec końców, to on będzie w tym chodził, nie ja. Zwłaszcza, że większą część rzeczy dla niego, wybierałem ja, kierując się swoim gustem.
- Aż tak to po mnie widać? - zapytałem, zaraz znikając za kotarą.
Po chwili wyszedłem z przymierzalni, ubrany w nowe ubranie, prezentując się chłopakowi z każdej strony. I musiałem przyznać, że wyjście z kimś na zakupy było jeszcze bardziej satysfakcjonujące niż wyjście samemu, bo druga osoba mogła
- Ładnemu we wszystkim ładnie – skomentowałem w żarcie, puszczając chłopakowi oczko. W każdym razie miał rację. Spodnie idealnie opinały mi biodra, a czarny kolor kontrastował z moją bladą karnacją. Do tego podobały mi się przywieszone do szlufki spodni łańcuchy i bluzka też nieźle na mnie leżała wraz z kamizelką.
Szybko przebrałem się w swoje pierwotne ubrania, zwalniając przymierzalnie Ethanowi i z niecierpliwością czekałem aż po kolei pokaże mi się we wszystkich stylizacjach. Tutaj starałem się jak najlepiej mu doradzić, ale koniec końców zapłaciłem za wszystko, co mu się podobało, nie zapominając jeszcze o wzięciu dla niego bielizny.
I nie minęła nawet sekunda po wyjściu ze sklepów, gdy wręczyłem wszystkie torby z ubraniami wyższemu od siebie chłopakowi bez zająknięcia. To był największy plus wyjścia z nim do galerii handlowej i zdecydowanie musimy robić to częściej, jeśli wtedy może być moim (naszym) tragarzem.
Swoje kroki skierowaliśmy w stronę mojej ulubionej restauracji z sushi. Dochodziła już siedemnasta i coraz bardziej doskwierał mi głód, przeplatany ziewaniem. Czułem, jakby na powiekach miałem zawieszone ciężarki, które z ogromną siłą ciągnęły je w dół, ale mimo zmęczenia, chciałem iść coś zjeść, bo nie miałem najmniejszej ochoty gotować czegoś w domu i bardzo chciałem pokazać ciemnowłosemu jedne z najpiękniej kwitnących roślin w mieście, których zresztą było niewiele, dlatego wybrałem dłuższą drogę.
- Są przepiękne – powiedziałem bliżej podchodząc do rośliny o białych kwiatach, które już z daleka wydzielały słodki, przyjemny zapach. - Poznaj magnolię – przedstawiłem chłopakowi.
Po drodze jeszcze szybko wstąpiłem do sklepu, zaopatrując się w puszkę energetyka o smaku mango, bo w pewnej chwili miałem wrażenie, że zasnę na stojąco, dlatego droga do restauracji zajęła nam dwa razy dłużej niż planowałem, gdy powoli sączyłem niezdrowy napój.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Obietnica. To słowo obiło się echem w mojej głowie, jakby chciało doszczętnie wyryć się i nie zostać zapomniane. Stworzyciel mówił, iż obietnica wiąże się najwyższą wagą słów, a złamanie jej jest wręcz niewybaczalne dla niektórych. Dlatego słowa te w jakiś sposób, jakby mną poruszyły. O ile można to tak powiedzieć. June obiecał być zawsze dostępny, mieć zawsze wolną chwilę i jedynie mijający czas był wstanie zweryfikować prawdziwość tych słów. Tej obietnicy.
Co do powrotu uczuć nie mogłem nic powiedzieć. Były one tak nieprzewidywalne, iż sam obawiałem się wyniku wgrywania ich do dysku twardego. Przechodziłem je dość skomplikowanie, czasem nawet gwałtownie, więc jaka była szansa, że nic nie zrobie osobie stojącej tuż obok mnie, osobie, która składała mi obietnicę?
Zastanawiałem się, czy aby na pewno June mnie rozumiał. Byłem robotem, byłem skierowany w jego stronę przez Whitlocka i nie wiedziałem czy w ogóle z własnej woli, czy jednak z rozkazu. Nie mniej jednak nie czułem potrzeby zaprzyjaźniania się z innymi. Byli to tylko ludzie. Ludzie, istoty, które za kilkadziesiąc lat umrą, a z biegiem czasu zapomni o nich cały świat, zwierzęta zjedzą ciała, kości wchłonie ziemia. Sam byłem robotem, moje części w końcu zaczną rdzewieć, starzeć się. Nim się spotrzegę, mogę zostać częścią innej maszyny. Moja pamięć zostanie wykasowana i nic nie pozostanie poza pustą puszką. Więc ile warte jest życie? Co sprawia, że jest ono wartościowe? Czy naprawdę moje postrzeganie jasnowłosego zmieni się gdy powrócą moje uczucia? Czy przypomne sobie o czymś ważnym? Czy nadal stwóca będzie tym stwórcą w moich oczach? Miałem coraz więcej pytań. Niestety bez odpowiedzi.
Ludzie przychodzą i odchodzą.
- Ludzie strasznie wszystko komplikują - westchnąłem ciężko, kiedy obaj szliśmy do przebieralni i śmiało mógłbym uznać naszą relację za związek. Może niekoniecznie taki jak ujął June, ale jednak był to swego rodzaju związek.
- Widać i trzeba byłoby być slepym, by niezauważyć - stwierdziłem całkowicie szczerze. Gdyby June miał dziewczynę, gdyby był w związku, a dziewczyna nie widziałaby tego, to byłaby całkowicie ślepa, a nawet nie warta chłopaka. W końcu jak można niedostrzegać upodobań drugiej osoby?
Grzecznie poczekałem aż wyjdzie ubrany w pierwszą "kreację", powoli lustrując każdą część ubioru. Wszystko pasowało idealnie, jakby było na niego szyte. Swym ubiorem dosłownie eksponował na zewnątrz swój charakter. Sam zamieniając się z nim rolami, nie czułem dosłownie niczego. Ubranie było po prostu ubraniem. Dresy były wygodne, wygodniejsze od garnituru, jednak byłem do niego w jakiś sposób przywiązany. Jakby był częścią mnie. Trybikiem niezbędnym, aby wszystko funkcjonowało właściwie. Mimo to June kupił mi dodatkowe ubrania, w końcu były one potrzebne. Po zapłaceniu całej sumy, wyszliśmy ze sklepu, a pakunki od razu wylądowały w moich dłoniach. Bez marudzenia przyjąłem zadanie, które mi dał. W końcu byłem robotem, więc robienie za tragarza było czymś normalnym w ówczesnych czasach. Jasnowłosy od razu obrał nasz kolejny cel, restaurację z sushi. Z tego co wiedziałem były to zwinięte rolki z ryżem napakowane dodatkami. Ciekawe jak to smakuje.
- Hm? - moją uwagę przykuły słowa młodego Whitlocka. Skierowałem swój wzrok na białe magnolie, które chwilę temu tak określił. Były delikatne, drobne, lecz z pewnością urzekały swą prostotą nie jedną osobę. Kątem oka zerknąłem na białowłosego, to w jaki sposób pochłaniał je swym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując jak coś podświadomie wysyła mi ku temu sygnał. Wyglądał niczym taki kwiat. Delikatny, drobny, a jednak silny.
Ruszając dalej, wstąpiliśmy jeszcze do sklepu. June dosłownie umierał z pragnienia. Walczył ze zmęczeniem, które doskwierało mu dłuższą chwilę.
- Jesteś zmęczony? Jeśli chcesz, poniosę cię - zaproponowałem, wyciągając ku niemu wolną dłoń. Widziałem po nim jak jest wyczerpany całym tym dniem. Od rana siedział w szkole na zajęciach, a potem jeszcze musieliśmy chodzić po sklepach. Do tego obrał dłuższą drogę, aby pokazać mi te kwiaty. Skąd wiedziałem? Wiedząc o jaką restaurację chodzi, błyskawicznie obliczyłem najkrótszą drogę, którą nie poszliśmy, lecz nic nie mówiłem. W końcu June znał te okolice, więc nie bez powodu chciał przejść tędyk. - Prawie jesteśmy, prawda? - dodałem z lekkim uśmiechem, kiedy deliaktny wiatr rozwiał kosmyki moich włosów, gdy wyczekiwałem odpowiedzi June.
Co do powrotu uczuć nie mogłem nic powiedzieć. Były one tak nieprzewidywalne, iż sam obawiałem się wyniku wgrywania ich do dysku twardego. Przechodziłem je dość skomplikowanie, czasem nawet gwałtownie, więc jaka była szansa, że nic nie zrobie osobie stojącej tuż obok mnie, osobie, która składała mi obietnicę?
Zastanawiałem się, czy aby na pewno June mnie rozumiał. Byłem robotem, byłem skierowany w jego stronę przez Whitlocka i nie wiedziałem czy w ogóle z własnej woli, czy jednak z rozkazu. Nie mniej jednak nie czułem potrzeby zaprzyjaźniania się z innymi. Byli to tylko ludzie. Ludzie, istoty, które za kilkadziesiąc lat umrą, a z biegiem czasu zapomni o nich cały świat, zwierzęta zjedzą ciała, kości wchłonie ziemia. Sam byłem robotem, moje części w końcu zaczną rdzewieć, starzeć się. Nim się spotrzegę, mogę zostać częścią innej maszyny. Moja pamięć zostanie wykasowana i nic nie pozostanie poza pustą puszką. Więc ile warte jest życie? Co sprawia, że jest ono wartościowe? Czy naprawdę moje postrzeganie jasnowłosego zmieni się gdy powrócą moje uczucia? Czy przypomne sobie o czymś ważnym? Czy nadal stwóca będzie tym stwórcą w moich oczach? Miałem coraz więcej pytań. Niestety bez odpowiedzi.
Ludzie przychodzą i odchodzą.
- Ludzie strasznie wszystko komplikują - westchnąłem ciężko, kiedy obaj szliśmy do przebieralni i śmiało mógłbym uznać naszą relację za związek. Może niekoniecznie taki jak ujął June, ale jednak był to swego rodzaju związek.
- Widać i trzeba byłoby być slepym, by niezauważyć - stwierdziłem całkowicie szczerze. Gdyby June miał dziewczynę, gdyby był w związku, a dziewczyna nie widziałaby tego, to byłaby całkowicie ślepa, a nawet nie warta chłopaka. W końcu jak można niedostrzegać upodobań drugiej osoby?
Grzecznie poczekałem aż wyjdzie ubrany w pierwszą "kreację", powoli lustrując każdą część ubioru. Wszystko pasowało idealnie, jakby było na niego szyte. Swym ubiorem dosłownie eksponował na zewnątrz swój charakter. Sam zamieniając się z nim rolami, nie czułem dosłownie niczego. Ubranie było po prostu ubraniem. Dresy były wygodne, wygodniejsze od garnituru, jednak byłem do niego w jakiś sposób przywiązany. Jakby był częścią mnie. Trybikiem niezbędnym, aby wszystko funkcjonowało właściwie. Mimo to June kupił mi dodatkowe ubrania, w końcu były one potrzebne. Po zapłaceniu całej sumy, wyszliśmy ze sklepu, a pakunki od razu wylądowały w moich dłoniach. Bez marudzenia przyjąłem zadanie, które mi dał. W końcu byłem robotem, więc robienie za tragarza było czymś normalnym w ówczesnych czasach. Jasnowłosy od razu obrał nasz kolejny cel, restaurację z sushi. Z tego co wiedziałem były to zwinięte rolki z ryżem napakowane dodatkami. Ciekawe jak to smakuje.
- Hm? - moją uwagę przykuły słowa młodego Whitlocka. Skierowałem swój wzrok na białe magnolie, które chwilę temu tak określił. Były delikatne, drobne, lecz z pewnością urzekały swą prostotą nie jedną osobę. Kątem oka zerknąłem na białowłosego, to w jaki sposób pochłaniał je swym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując jak coś podświadomie wysyła mi ku temu sygnał. Wyglądał niczym taki kwiat. Delikatny, drobny, a jednak silny.
Ruszając dalej, wstąpiliśmy jeszcze do sklepu. June dosłownie umierał z pragnienia. Walczył ze zmęczeniem, które doskwierało mu dłuższą chwilę.
- Jesteś zmęczony? Jeśli chcesz, poniosę cię - zaproponowałem, wyciągając ku niemu wolną dłoń. Widziałem po nim jak jest wyczerpany całym tym dniem. Od rana siedział w szkole na zajęciach, a potem jeszcze musieliśmy chodzić po sklepach. Do tego obrał dłuższą drogę, aby pokazać mi te kwiaty. Skąd wiedziałem? Wiedząc o jaką restaurację chodzi, błyskawicznie obliczyłem najkrótszą drogę, którą nie poszliśmy, lecz nic nie mówiłem. W końcu June znał te okolice, więc nie bez powodu chciał przejść tędyk. - Prawie jesteśmy, prawda? - dodałem z lekkim uśmiechem, kiedy deliaktny wiatr rozwiał kosmyki moich włosów, gdy wyczekiwałem odpowiedzi June.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W pewnym momencie zapragnąłem zobaczyć prawdziwy uśmiech chłopaka, bo ten który zagościł w pewnej chwili na jego twarzy, wydał mi się tak samo piękny jak tamte magnolie. Wydawał się szczery, ale wiedziałam, że był on wywołany za pewne przez jakiś skomplikowany impuls, który kazał w tej chwili mu podnieść wargi do góry, nie był on spowodowany prawdziwymi uczuciami. Ale śmiało mogłem zaryzykować, że był on ujmujący i zaraz odwdzięczyłem się mu tym samym.
- Nie spałem całą noc – wytłumaczyłem. - Na pewno nie jestem za ciężki? - dodałem, ziewając w trakcie. Niemniej jednak, nie czekałem na jego odpowiedź. Nie musiał mnie pytać drugi raz, bo po kilku sekundach znalazłem się bliżej niego, by mógł mnie podnieść. Wtedy też uśmiechnąłem się. Poczułem się tak jakby chciał o mnie zadbać i ulżyć mi w obecnej sytuacji, co było… miłe i urocze z jego strony, zwłaszcza, że musiał jeszcze dźwigać papierowe torby z naszymi ubraniami.
Na kolejne jego słowa, wymamrotałem coś niezrozumiale do siebie, opierając głowę o jego szyję i nagle wszystko wokół mnie stało się ciche, otoczyła mnie ciemność, otulona tylko przez dotyk ciemnowłosego, który podtrzymywał moje ciało, gdy one szybko się rozluźniło i nawet nie wiem, kiedy pogrążyłem się w śnie. Nie była to może najbardziej komfortowa pozycja do spania, ale to było wystarczająco, bym odpłynął.
Niestety mój odpoczynek nie trwał długo, wręcz miałem wrażenie, że minęło tylko kilka sekund, gdy otworzyłem zaspane powieki, zaraz ponownie je mrużąc, kiedy nagle promienie słoneczne zaczęły mnie razić. Drugą rzeczą, którą zauważyłem było intensywne spojrzenia ludzi kierowanych na nas. I może mieli rację, bo widok śpiącego chłopaka na drugiej osobie, gdzie ta targała zakupy, nie był pospolitym widokiem. W każdym razie byłem niezmiernie wdzięczny Ethanowi za propozycję. W końcu nie miał obowiązku mnie nosić na rękach ani nawet zakupów, a tymczasem nawet bez uczuć, próbował o mnie dbać i utrzymywać ze mną kontakt. Wczoraj pozwolił mi siedzieć na swoich kolanach te kilka godzin, gdzie nie byłem zbytnio towarzyski, a dzisiaj nie dość, że odebrał mnie ze szkoły, to jeszcze sam zaproponował, że może mnie ten odcinek ponieść. Dużo ludzi, zachowałoby się odwrotnie, a to oni mieli uczucia, nie Ethan. Może to po prostu wynikało z jego charakteru, który dopiero się kształtował?
- W drugą stronę też mogę skorzystać z twoich usług? - powiedziałem zaspanym głosem pół żartem-pół serio i niechętnie opuściłem moją „podwózkę”, kierując się do lokalu. - Chociaż w drugą stronę możemy pojechać autobusem.
Była to moja jedna z ulubionych restauracji w mieście, zwłaszcza, że lubiłem sushi prawie tak samo jak zakupy. Lokal był utrzymany w ciemnych kolorach, gdzie z jednej strony wpadało do niego już kończące się światło dzienne, pochodzące z dużych okien. Niebo pokryło się mieszanką różu, ciemnego fioletu, z dodatkiem jasnego żółtego i chwilę tak patrzyłem się przez siebie, z lekkim uśmiechem, myśląc, że trafiliśmy tutaj o idealnej porze. Nawet mógłbym stwierdzić, że nadawało to swego rodzaju… romantyzm, ale nie odważyłem się powiedzieć tego na głos.
Usiedliśmy w kącie pomieszczenia na kanapach w kolorze ciemnego kakao, co zapewniało nam prywatność od reszty osób i zaraz przesunąłem menu w stronę Ethana.
- Hosomaki to takie, gdzie masz jeden składnik, futomaki składa się z wielu składników, a uramaki, to ryż jest na zewnątrz – zacząłem po krótce mu tłumaczyć, zakładając, że mógł nigdy nie jeść tego przysmaku japońskiego, a tym bardziej nie rozumieć, co oznaczają poszczególne pozycję.
Sam wybrałem jedną rolkę z warzywami w tempurze, a drugi wybór padł na właśnie na californie z ogórkiem, tofu i serkiem, potem cierpliwie poczekałem na wybór mojego towarzysza, opierając głowę o łokieć, próbując znowu nie przysnąć, ale na całe szczęście zaczynałem odczuwać działania kofeiny i dużej dawki cukru, pochodzącej z napoju energetycznego. Dlatego po kilku chwilach zacząłem opowiadać Ethanowi jak było w szkole, a raczej mu narzekać, zanim przed nami nie postawiono zamówionego jedzenia, które następnie przesunąłem na środek, by móc się z nim podzielić.
Wtedy postanowiłem wstać i podejść do niego, i z lekkim uśmiechem włożyłem pałeczki w jego dłoń, przedtem pokazując mu jak je się poprawnie trzyma.
- Możesz jeść też rękoma, jeśli ci wygodniej – usiadłem ponownie na swoim miejscu, nalałem nam obojgu do szklanego naczynia trochę sosu sojowego i zacząłem się objadać kawałkami, przegryzając w międzyczasie imbir.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pokiwałem przecząco na pytanie June. Prawdą było to, że nic nie było dla mnie ciężkie, dopóki nie przekraczało mojej prawdziwej wagi, a ona była dość pokaźna. Zastanawiałem się, co by się wydarzyło, gdyby moje silniki grawitacyjne doznały uszkodzeniu i potężna waga przytłoczyłaby chodnik. Co było tak ciężkie w moim ciele, iż stwórca nie był wstanie wynaleźć bardziej lekkiego materiału. Może sam materiał nie był tu problemem, a jego gęstość, która odpowiadała wadze. Nie mniej jednak jedno nie wykluczało drugiego i finalnie byłem po prostu kawałkiem ciężkiego metalu.
- Na co będziesz miał ochotę. Można znów się przejść, bądź zajechać autobusem - nie do końca byłem pewien, czy młody Whitlock mówiłserio, czy może był to jeden z tych dziwnych ludzkich żartów z ukrytym kontekstem. Wóczas prawdopodobnie chciał, abym to zrobił ponownie, ale nie chciałzostać na tym jawnie nakryty. Jakby sprzeczność charakteru mu na to nie pozwalała. Ludzie są skomplikowani, nie zmienie tego zdania. Nawet pozostałości nagrań były niewiele pomocne względem rozróżniania zachowań społecznych. Każdy był inny, nie był zaprogramowany w pełni, więc zachowania różniły się od siebie. Nawet od norm społęcznych mogli odstawać. Nie to co roboty. Jak bardzo stwórca chciał stworzyć podobnego do nich robota? Jak bardzo byłem do nich podobny z uczuciami? Z wyglądu owszem, nie szło mnie rozpoznać, ale z zachowania to już co innego.
Odłożyłem na ziemię June i zwróciłem się ku kolorowemu niebu, gdzie spoczął na moment wzrok jasnowłosego. Później oboje weszliśmy do środka, gdzie dało się odczuć całkowicie inny klimat od pozostałych restauracji, które mijaliśmy. Podczas, kiedy chłopak spał, sam obserwowałem otoczenie. Miejsca z szybkim jedzeniem, fastfoodem były skromne, nafaszerowane kolorami i świecącymi reklamami z daniami do ręki jak kebab, czy pudełko makaronu. Kawiarnie zaś był eleganckie, ale nie zapchane zbędnymi dekoracjami. Na stolikach widniały małe wazony z świeżymi kwiatami, co dawało podświadomości znać, iż dbają tam o jakość ziaren kawy, a samo ciasto z penwością jest smakowite. Były również restauracje włoskie, czy też innych narodowości, lecz mniej spotykane. Tam widać było różnicę przychodzącej klientelii. Tutaj natomiast w restauracji z sushi, nawet jeśli gości nie było zbyt wiele, to poziom wnętrza śmiało mógłby powalić nie jednego na kolana. Wszystko stonowane było w ciemnych barwach chcąc nadać spokój zmysłom i nie rozpraszać nikogo zbędnymi rzeczami. Whitlock pokierował nas w kąt, gdzie całkowicie byliśmy odcięci od ciekawskich spojrzeń siedzących już klientów. Usiedliśmy na wygodnych kanapach, na przeciw siebie. Z entuzjazmem, June wskazał mi kartę menu, palcem wskazując na wymawiane rodzaje rolek. Wszystkie brzmiały interesująco. Wybrałem dwa rodzaje rolek. Zwykłe, małe maki z łososiem w środku, bowiem na przykłądowym zdjęciu widniały właśnie one. Ich środek miał ładny kolor, więc wybór padł właśnie na nie. Poza tym nie czułem potrzeby jeść dużo, a jedynie tyle, aby lekko zaopatrzyć się w energię, któą zużyłem na spacerze. Kolejną porcją był specjał tego lokalu, sporej wielkości z rodzaju urumaki. smażona krewetka, avocado i kilka innych dodatków, udekorowane z wierzchu ikrą oraz ostrym majonezem. Z opisu zdawało się być to spektakularne. Do picia poprosiłem zieloną herbatę. Torby z zakupami wylądowały całkowicie pod ścianą na kakaowej, wypchanej kanapie. June, gdy zaczynał już wybudzać z drzemki, z sporą chęcią zaczął streszczać mi swój dzień w szkole. Wyglądał na bardzo poddekscytowanego.
Gdy przed nami wylądowały zamówione rolki, uważnie się im przyglądnąłem, również te któe zamówił sam młody Whitlock i coś nie umknęło mi uwadze. Kiedy wytłumaczył mi jak działają pałeczki i wrócił na swoje miejsce, postanowiłem go zapytać.
- Nie jesz mięsa? - spytałem, zastanawiając się dlaczego nie wybrał nic co by zawierało rybę, czy też bardziej chude mięso jak kurczak.
- Smacznego - dodałem z uśmiechem, walcząc z pierwszą rolką, aby złapać ją w "szczypce" zwane pałeczkami. Naprawdę było trudno. Mimo to nie dawałem za wygraną i kilka z nich udało się pochwycić. Raz jadłęm palcami, raz próbowałem pałeczkami, ale cały czas jakoś się wywiłały od ciężkości rolek i ostatecznie jedzenie ani myślało drgnąć z talerza. June zdawał się być bardzo rozbawiony tym faktem. W połowie zjedzonych rolek, zrobiłem sobie małą przerwę, kosztując w połowie ostygniętą herbatę. Była smaczna, nie słodka, ale pełna aromatu.
- Czy masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj? - spytałem, spoglądając jak młody Whitlock pałaszuje rolki.
- Na co będziesz miał ochotę. Można znów się przejść, bądź zajechać autobusem - nie do końca byłem pewien, czy młody Whitlock mówiłserio, czy może był to jeden z tych dziwnych ludzkich żartów z ukrytym kontekstem. Wóczas prawdopodobnie chciał, abym to zrobił ponownie, ale nie chciałzostać na tym jawnie nakryty. Jakby sprzeczność charakteru mu na to nie pozwalała. Ludzie są skomplikowani, nie zmienie tego zdania. Nawet pozostałości nagrań były niewiele pomocne względem rozróżniania zachowań społecznych. Każdy był inny, nie był zaprogramowany w pełni, więc zachowania różniły się od siebie. Nawet od norm społęcznych mogli odstawać. Nie to co roboty. Jak bardzo stwórca chciał stworzyć podobnego do nich robota? Jak bardzo byłem do nich podobny z uczuciami? Z wyglądu owszem, nie szło mnie rozpoznać, ale z zachowania to już co innego.
Odłożyłem na ziemię June i zwróciłem się ku kolorowemu niebu, gdzie spoczął na moment wzrok jasnowłosego. Później oboje weszliśmy do środka, gdzie dało się odczuć całkowicie inny klimat od pozostałych restauracji, które mijaliśmy. Podczas, kiedy chłopak spał, sam obserwowałem otoczenie. Miejsca z szybkim jedzeniem, fastfoodem były skromne, nafaszerowane kolorami i świecącymi reklamami z daniami do ręki jak kebab, czy pudełko makaronu. Kawiarnie zaś był eleganckie, ale nie zapchane zbędnymi dekoracjami. Na stolikach widniały małe wazony z świeżymi kwiatami, co dawało podświadomości znać, iż dbają tam o jakość ziaren kawy, a samo ciasto z penwością jest smakowite. Były również restauracje włoskie, czy też innych narodowości, lecz mniej spotykane. Tam widać było różnicę przychodzącej klientelii. Tutaj natomiast w restauracji z sushi, nawet jeśli gości nie było zbyt wiele, to poziom wnętrza śmiało mógłby powalić nie jednego na kolana. Wszystko stonowane było w ciemnych barwach chcąc nadać spokój zmysłom i nie rozpraszać nikogo zbędnymi rzeczami. Whitlock pokierował nas w kąt, gdzie całkowicie byliśmy odcięci od ciekawskich spojrzeń siedzących już klientów. Usiedliśmy na wygodnych kanapach, na przeciw siebie. Z entuzjazmem, June wskazał mi kartę menu, palcem wskazując na wymawiane rodzaje rolek. Wszystkie brzmiały interesująco. Wybrałem dwa rodzaje rolek. Zwykłe, małe maki z łososiem w środku, bowiem na przykłądowym zdjęciu widniały właśnie one. Ich środek miał ładny kolor, więc wybór padł właśnie na nie. Poza tym nie czułem potrzeby jeść dużo, a jedynie tyle, aby lekko zaopatrzyć się w energię, któą zużyłem na spacerze. Kolejną porcją był specjał tego lokalu, sporej wielkości z rodzaju urumaki. smażona krewetka, avocado i kilka innych dodatków, udekorowane z wierzchu ikrą oraz ostrym majonezem. Z opisu zdawało się być to spektakularne. Do picia poprosiłem zieloną herbatę. Torby z zakupami wylądowały całkowicie pod ścianą na kakaowej, wypchanej kanapie. June, gdy zaczynał już wybudzać z drzemki, z sporą chęcią zaczął streszczać mi swój dzień w szkole. Wyglądał na bardzo poddekscytowanego.
Gdy przed nami wylądowały zamówione rolki, uważnie się im przyglądnąłem, również te któe zamówił sam młody Whitlock i coś nie umknęło mi uwadze. Kiedy wytłumaczył mi jak działają pałeczki i wrócił na swoje miejsce, postanowiłem go zapytać.
- Nie jesz mięsa? - spytałem, zastanawiając się dlaczego nie wybrał nic co by zawierało rybę, czy też bardziej chude mięso jak kurczak.
- Smacznego - dodałem z uśmiechem, walcząc z pierwszą rolką, aby złapać ją w "szczypce" zwane pałeczkami. Naprawdę było trudno. Mimo to nie dawałem za wygraną i kilka z nich udało się pochwycić. Raz jadłęm palcami, raz próbowałem pałeczkami, ale cały czas jakoś się wywiłały od ciężkości rolek i ostatecznie jedzenie ani myślało drgnąć z talerza. June zdawał się być bardzo rozbawiony tym faktem. W połowie zjedzonych rolek, zrobiłem sobie małą przerwę, kosztując w połowie ostygniętą herbatę. Była smaczna, nie słodka, ale pełna aromatu.
- Czy masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj? - spytałem, spoglądając jak młody Whitlock pałaszuje rolki.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Nie lubię – powiedziałem zgodnie z prawdą, w pośpiechu przełykając kawałek sushi, by mu odpowiedzieć.
Od dziecka byłem wybredny i nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że i w tym wieku mogłem mieć i jeść wszystko, bo pieniędzy nigdy nam nie brakowało. Tak samo było z jedzeniem, nie byłem wyjątkowy jako dziecko, tylko wybrzydzałem jak prawie każdy w tamtym wieku. Nie lubiłem większości warzyw, protestując za każdym razem, gdy znalazły się one w zasięgu i dało się mnie tylko zmusić za pomocą nagrody, w postaci lodów i jak widać, to uwielbienie do tego przysmaku, nadal mi zostało. Całe szczęście niechęć do warzyw, nie utrzymała się do wieku nastoletniego, ale zamiast tego przestałem jeść mięso, stąd moje zamówienie z pozycji wegetariańskich, co Ethan od razu zauważył.
Patrzyłem z rozbawieniem, z wymalowanym uśmiechem na twarzy, obserwując uważnie chłopaka, na to jak dzielnie podjął wyzwanie jedzenia pałeczkami. I wcale nie szło mu tak najgorzej. Chwilami kawałki jedzenia wyślizgiwały się spomiędzy drewnianymi pałeczkami, a niektóre z nich wpadały prosto w sos sojowy, ale zaś kilka udało mu się złapać i szczerze byłem dumny z każdego poprawnego złapanego kawałka.
- Dobrze ci idzie, jak na pierwszy raz – powiedziałem zgodnie z prawdą, spoglądając w okno obok siebie, przez kilka sekund wpatrując się w czarujący mnie obraz zachodzącego słońca. Barwy cudownie malowały się na niebie, a główne skrzypce grał różowy, mieszający się z żółtym i dopiero pytanie z ust ciemnowłosego wyrwało mnie z transu.
- Spanie we własnym łózku – odpowiedziałem od razu, nawet się nie zastanawiając. Tak, tylko ta odpowiedź była poprawna i tylko to miałem już w planach jako ostatnie na dzisiaj. Byłem zdecydowanie wykończony nieprzespaną nocą i łażeniem po sklepach, że na nic innego nie miałem już ochoty.
Spędziliśmy w restauracji cały zachód słońca, czekając aż za oknem zapadnie zmrok. Nie spieszyliśmy się zbytnio, nawet jeśli wizja snu mnie rozpraszała. Ethanowi wolno szło radzenie sobie z pałeczkami, a ja go nie poganiałem, pozwalając mu na naukę we własnym tempie. Zamiast tego zaczynałem różnorakie tematy, opowiadając mu trochę o sobie i zadając mu również pytania. Tak mogliśmy się lepiej poznać czy zrozumieć, skoro mieliśmy mieszkać pod jednym dachem.
Kiedy oboje skończyliśmy jeść i po uregulowaniu rachunku poprzez wysuwany w stole czytnik, skierowaliśmy swoje kroki na najbliższy przystanek autobusowy. Tam mieliśmy szczęście, bo zaraz po naszym przybyciu, pojawił się właściwy autobus. Usiadłem oczywiście obok Ethana, tuż przy wyjściu, wzdychając cicho i zamykając oczy, równocześnie żałując, że to nie ja usiadłem przy oknie, na którym mógłbym się teraz oprzeć. Jasne, pewnie ciemnowłosy nie miałby nic przeciwko, gdybym skorzystał z jego ramienia, bo wielokrotnie pokazał mi, że nie przeszkadza mu mój dotyk, ale nie chciałem nadmiernie korzystać z jego dobroci, zwłaszcza że nie wiedziałem, czy wiedział, że może mi odmówić.
W pewnym momencie otworzyłem oczy i odwróciłem się, mając wrażenie, że ktoś intensywnie się na nas gapi. Na tylnych siedzeniach siedziała dwójka mężczyzn, którzy posturą wyglądali podobnie jak tamci, którzy na nas wczoraj napadli i to zbudziło u mnie niepokój, do tego stopnia, że od razu odechciało mi się spać. Być może, gdyby nie wczorajsza sytuacja zachowałbym spokój, za pewne to ignorując, myśląc, że takie rzeczy były pokazywane tylko na filmach, ale teraz zapaliła mi się czerwona lampka.
- Chodź, wychodzimy. - Nagle się wyprostowałem, ponaglając towarzysza, by wysiąść na kolejnym najbliższym przystanku, zaraz posyłając mu uśmiech, który na kilometr był przepełniony sztucznością.
Od razu narzuciłem nam szybkie tempo, wpadając na jedną z ulic, która na naszą korzyść była dzisiaj tłoczna, dzięki czemu mieliśmy większe szanse, by zgubić za sobą ogon. Zaraz skręciliśmy w kolejną ulicę i w międzyczasie intuicyjnie złapałem chłopaka za ramię, mocno go obejmując. Tak poczułem się bardziej bezpiecznie, jednocześnie tłumacząc sobie, że dzięki temu Ethan się nie zgubi. Było to lepsze wytłumaczenie dla mojego mózgu, zamiast strachu, podsycanego adrenaliną. Mężczyźni wcale nie zamierzali tak łatwo odpuścić, może myśląc, że udało im się pozostać niezauważonymi, a my nie mogliśmy sobie pozwolić na to, aby dowiedzieli się gdzie mieszkamy i gdzie znajduję się pendrive z danymi zapasowymi.
Zacisnąłem mocniej palce na skórze chłopaka, gwałtownie zaciągając go do jednego ze sklepów, słysząc jak w uszach dosłownie buzuje mi krew, a serce coraz mocniej bije, próbując za pewnie wyskoczyć mi z piersi. Także mój oddech był niespokojny i nie byłem pewny, czy było to spowodowane szybkim tempem, które nadałem, czy stresem, który zdawał się do mnie zaglądać za każdym razem.
Na całe szczęście, schowanie się w jednym w sklepie, okazało się być najlepszą solucją naszego problemu, bo dopiero wtedy uznałem, że całkowicie zgubiliśmy dwójkę mężczyzn. Ale co będzie następnym razem? W końcu im się uda do nas jeszcze raz zbliżyć.
- Tak ma wyglądać teraz moja rzeczywistość? - zapytałem cicho, nie za bardzo pragnąc odpowiedzi.
Nie chciałem dalej rozpatrywać na głos tego problemu, ale zacząłem się zastanawiać, co jeśli pewnego dnia dojdzie do takiej niebezpiecznej sytuacji, jak wczoraj, a my nie będziemy razem? Nie musiałem się martwić w tej kwestii o Ethana, aczkolwiek może następnym razem nie zdoła się obronić przed kilkoma ludźmi? Co jeśli to ja zostanę zaatakowany, a chłopaka nie będzie obok? Te myśli kłębiły mi się w głowie, narastając, nie pozwalając o nich zapomnieć.
Do tej pory nigdy mi nie przyszło do głowy, że znajdę się w tak popieprzonej sytuacji. Wszystko wokół mnie zdawało się zmieniać odkąd dziadek umarł i byłem pewien, że nie przewidział aż takich konsekwencji, z jakimi będę musiał się zmierzyć. Martwiłem się poważnie o nasze bezpieczeństwo, a z drugiej strony głowy wiedziałem, że gdyby nie ciemnowłosy obok mnie, byłbym normalnym nastolatkiem z normalnymi, głupimi problemami. To on niestety był źródłem tej sytuacji, konsekwencją poczynań mojego dziadka.
Resztę drogi do domu spędziliśmy w kompletnej ciszy, bo czułem się dosłownie wypruty z energii życiowej i miałem wrażenie, że włóczę nogi za sobą. Dlatego, gdy przekroczyliśmy próg domu, pożegnałem się krótko z Ethanem i poszedłem na górę, do swojego pokoju, zakopując się w kołdrę.[/color]
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Stałem w salonie, patrząc jak młody Whitlock idzie do swojego pokoju, wykończony dzisiejszym dniem. Ewidentnie byliśmy śledzeni, ale skąd znali nasz wygląd? Niezaatakowali, ale jednak wpatrywali się w nas. Wyglądali, jakby wiedzieli kim jestem. Czyżbym nie zabił wtedy wszystkich? Możliwe. Jednak czasu już nie cofnę. Pozostało mi jedynie chronić June, tak jak obiecywałem to swojemu stwórcy.
Z ciężkim westchnięciem wszedłem na górę, do swojego pokoju, siadając na łóżku i przymykając powieki. Wszedłem w lekki stan uśpienia, by sprawdzić stan pamięci oraz wszelakich trybików. Nie chciałem być bardziej uszkodzony.
Pamięć zapełniona do 90 procent. Stan krytyczny...
Olej zuzyty w 95 procentach. Wymóg wymiany w okolicy trzech dni...
Otworzyłem oczy. Nie miałem wiele czasu. Zapewne będę zmuszony usuwać pamięć w najbliższym czasie.Z tą myślą wstałem na równe nogi, idąc do pokoju June. Stanąłem nad nim, poprawiając kołdrę. Spał. Usiadłem obok pod ścianą, pilnując resztę nocy młodzieńca, aby nic mu się nie stało. Moją misją było chronić wnuka stwórcy. Nie mogłem go zawieść. Nie jego. Nie mojego ojca.
Kolejne dwa dni minęły bardzo spokojnie, do czasu, póki do domu June nie przyjechało państwo Whitlock. Byli speszeni moją osobą, nie wiedzieli do końca co o mnie myśleć, więc na starcie, nim młody Whitlock cokolwiek stwierdził, wyznałem, że jesteśmy parą, a dokładniej, że jestem jego własnością. Zdawało mi się, że byli tym bardzo zaskoczeni, a sama matka June prawie zemdlała. Jasnowłosy później to jakoś odkręcał, tłumacząc się, iż jestem jego ochroniarzem. Kolejnego dnia nadszedł czas na pogrzeb. June zdawał się być bardzo poddenerwowany, jakby myślami gdzie indziej.
Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi, gdyby nie moja koncentracja, z pewnością zgubiłbym jasnowłosego po dłuzszym czasie. Wszyscy byli tak samo ubrani, na czarno, w załobie wylewając swe łzy. Trumna powoli schodziła do dziury, w rytm pogrywanej muzyki. Spoglądałem beznamiętnie na drewniany dach, zdobiony srebrnymi wstawkami. Pogoda dopisywała, było słonecznie, a ptaki fruwały, jakby same chciały się pozegnać. Whitlock, dobry ojciec, pracowity meżczyzna, kochany dziadek. Takie słowa ciągle padały z ust obcych.
Po wszystkim zaproszono jeszcze najbliższych na scypę. Stałem przy June, kiedy inni go zagadywali, składając kondolencje. Do czasu, aż podeszła do nas szczupła, wysoka kobieta w kasztanowych włosach. Jako jedyna uśmiechała się delikatnie w kącikach ust, chcąc dodać otuchy młodemu June.
- Moje kondolencje, June.- oznajmiła, kierując następnie wzrok w moją stronę - I ty również, Ethanie. Wyglądasz bardzo dobrze - w jej głosie było coś tajemniczego, dwuznacznego.
- Czy my się znamy?
- No wiesz ty co, pomagałam Whitlockowi w... - przerwała, wyciągając z małej torebeczki wizytówkę. - Wpadnijcie do mnie, jak znajdziecie czas - dodała półszeptem, wręczając wizytówkę w ręce June i odeszła, pozwalając kolejnym osobom złozyć kondolencje. Spojrzałem pytająco na jasnowłosego.
- Mogłaby nas chyba pomóc - chyba, bowiem nie pamiętałem, co robiła. Dziś rano, to był pierwszy dzień, gdy musiałem usunąć pierwsze wspomnienia. Czy powinienem o tym mówić? Czy było to istotne? W końcu to tylko wspomnienia. Ludzie często zapominają i funkcjonują.
Z ciężkim westchnięciem wszedłem na górę, do swojego pokoju, siadając na łóżku i przymykając powieki. Wszedłem w lekki stan uśpienia, by sprawdzić stan pamięci oraz wszelakich trybików. Nie chciałem być bardziej uszkodzony.
Pamięć zapełniona do 90 procent. Stan krytyczny...
Olej zuzyty w 95 procentach. Wymóg wymiany w okolicy trzech dni...
Otworzyłem oczy. Nie miałem wiele czasu. Zapewne będę zmuszony usuwać pamięć w najbliższym czasie.Z tą myślą wstałem na równe nogi, idąc do pokoju June. Stanąłem nad nim, poprawiając kołdrę. Spał. Usiadłem obok pod ścianą, pilnując resztę nocy młodzieńca, aby nic mu się nie stało. Moją misją było chronić wnuka stwórcy. Nie mogłem go zawieść. Nie jego. Nie mojego ojca.
Kolejne dwa dni minęły bardzo spokojnie, do czasu, póki do domu June nie przyjechało państwo Whitlock. Byli speszeni moją osobą, nie wiedzieli do końca co o mnie myśleć, więc na starcie, nim młody Whitlock cokolwiek stwierdził, wyznałem, że jesteśmy parą, a dokładniej, że jestem jego własnością. Zdawało mi się, że byli tym bardzo zaskoczeni, a sama matka June prawie zemdlała. Jasnowłosy później to jakoś odkręcał, tłumacząc się, iż jestem jego ochroniarzem. Kolejnego dnia nadszedł czas na pogrzeb. June zdawał się być bardzo poddenerwowany, jakby myślami gdzie indziej.
Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi, gdyby nie moja koncentracja, z pewnością zgubiłbym jasnowłosego po dłuzszym czasie. Wszyscy byli tak samo ubrani, na czarno, w załobie wylewając swe łzy. Trumna powoli schodziła do dziury, w rytm pogrywanej muzyki. Spoglądałem beznamiętnie na drewniany dach, zdobiony srebrnymi wstawkami. Pogoda dopisywała, było słonecznie, a ptaki fruwały, jakby same chciały się pozegnać. Whitlock, dobry ojciec, pracowity meżczyzna, kochany dziadek. Takie słowa ciągle padały z ust obcych.
Po wszystkim zaproszono jeszcze najbliższych na scypę. Stałem przy June, kiedy inni go zagadywali, składając kondolencje. Do czasu, aż podeszła do nas szczupła, wysoka kobieta w kasztanowych włosach. Jako jedyna uśmiechała się delikatnie w kącikach ust, chcąc dodać otuchy młodemu June.
- Moje kondolencje, June.- oznajmiła, kierując następnie wzrok w moją stronę - I ty również, Ethanie. Wyglądasz bardzo dobrze - w jej głosie było coś tajemniczego, dwuznacznego.
- Czy my się znamy?
- No wiesz ty co, pomagałam Whitlockowi w... - przerwała, wyciągając z małej torebeczki wizytówkę. - Wpadnijcie do mnie, jak znajdziecie czas - dodała półszeptem, wręczając wizytówkę w ręce June i odeszła, pozwalając kolejnym osobom złozyć kondolencje. Spojrzałem pytająco na jasnowłosego.
- Mogłaby nas chyba pomóc - chyba, bowiem nie pamiętałem, co robiła. Dziś rano, to był pierwszy dzień, gdy musiałem usunąć pierwsze wspomnienia. Czy powinienem o tym mówić? Czy było to istotne? W końcu to tylko wspomnienia. Ludzie często zapominają i funkcjonują.
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Niedługo do domu zawitali moi rodzice, od razu próbując zmiażdżyć moje kości, co oni nazywali „przytulaniem”. W jednej sekundzie stwierdziłem, że nic się nie zmienili. Moja mama jak zawsze ubrana w wysokie szpilki i nienagannie wyprasowaną koszulę oraz ołówkową spódnicę, szczupła kobieta o tak samej zimnej urodzie jak moja – krótkie, do ramion, falowane blond włosy i błękitne tęczówki. Jej skóra była nieskazitelna, prawie biała jak kartka papieru, a mój tata za wiele się nie różnił, z tymże był wysoki i bardziej umięśniony ode mnie. Teraz najwidoczniej musieli nacieszyć się moim widokiem; w końcu nie widzieli mnie od paru miesięcy.
Po miłym powitaniu, oczywiście zwrócili uwagę na Ethana i nim zdążyłem wymyślić wymówkę, ten stwierdził, że jesteśmy razem, gorzej, że jest moją własnością, co wywołało niemały szok wśród tutejszych zgromadzonych i także ja otworzyłem szerzej oczy, rozchylając wargi, wgapiając się w mężczyznę tym wzrokiem, który sugerował, że mógłbym go zabić, gdyby tylko moje oczy funkcjonowały jak lasery. I przecież całkiem niedawno tłumaczyłem mu, że to tak nie działa i nie jest mój! Miał tylko szczęście, że od początku nie ukrywałem się ze swoją orientacją i rodzice poznawali moich chłopaków czy całkiem przypadkiem moich kochanków.
Później próbowałem im to wytłumaczyć, mówiąc, że jest moim ochroniarzem, co by tłumaczyło tę „własność”, bo w końcu mogłem się obawiać o swoje życie, kiedy dowiedziałem się o śmierci dziadka (co zresztą było zasadne), ale niestety ci nie wydawali się być przekonani moimi słowami. Niestety wersja Ethana bardziej im odpowiadała…
W dniu pogrzebu wydawałem się być nieobecny i trzymałem się z dala od wszystkich na uboczu, chowając się w cieniu jednego z drzew na cmentarzu, byleby tylko nie wystawiać się nadmiernie na słońce. Męczył mnie ten tłok ludzi, gdzie zastanawiałem się, ilu z nich naprawdę znało mojego dziadka, a nie przyszli tu tylko, bo tak było trzeba. I ta przygnębiająca mnie atmosfera, kiedy już zaczynałem się godzić z myślą, że zostanę w tym mieście sam z Ethanem, wraz z bandytami kroczącymi nam po piętach.
Moja matka nie mogła powstrzymać łez, widząc, jak drewniana trumna opuszcza się w wykopaną dziurę. Wtulała się w pierś ojca, a ja tylko z boku przyglądałem się wydarzeniom, co kilka minut zerkając na swoją „własność”, byśmy oboje siebie nawzajem nie zgubili w tłumie, który jeszcze bardziej się zebrał, by położyć kwiaty. Ostatnią osobą byłem ja, kładąc białe róże, zebranego z mojego ogrodu. Wiedziałem, jaką radość sprawiało mojemu dziadkowi siedzenie w ogrodach i bujanie się na naszej huśtawce, tak więc chciałem, by jeszcze ten ostatni raz mógł nacieszyć się kwiatami.
Na stypie, zanim nie usiedliśmy do posiłku, co rusz podchodzili do moich rodziców, jak i do mnie ludzie, składając na nasze ręce kondolencje. Niektórych z nich nawet nie kojarzyłem. Przytakiwałem im tylko, dziękując. Wyjątkiem nie okazała się także być wysoka kobieta, która podeszła do nas i już miałem przyjąć tę obojętną minę, co kilka chwil temu, ale jej słowa wyrwały mnie z apatii i sprawiły, że od razu stałem się czujny, gdy tylko usłyszałem imię mojego towarzysza z jej ust, do którego zresztą przysunąłem się bliżej. Całe szczęście niewiele później zostało nam wyjaśnione, skąd znała jego imię.
Na wizytówce złotymi literami na czarnym tle było napisane „Lisa Johnson”, a pod nim wyryte logo firmy, w której to pracował mój dziadek.
- Nie będę się z tobą nigdy nudzić, co nie? - zapytałem, wzdychając ciężko. - Możemy spróbować. Może akurat rozwiąże nam chociaż ten problem.
***
Zjawiliśmy się w mieszkaniu kobiety chwilę po dwunastej, od razu zostając zaproszonymi do jej piwnicy, z której to jarzyło się niebieskie światło, od mnogości ekranów komputerowych . Oświetlały one nasze twarze i specjalistyczne przedmioty czy części, leżące na jednym ze stołów. To tutaj za pewne miała się rozegrać cała magia i ciemnowłosy miał dostać jeszcze jeden ludzki aspekt.
- Powiedz, jeśli coś się będzie złego działo, okej? - zapytałem chłopaka, posyłając w jego stronę delikatny uśmiech i kładąc chyba najważniejszego pendrive’a w moim życiu obok Lisy. Oczywiście przed przyjściem do niej, zrobiliśmy jeszcze jedną kopię. Nieważne kim była kobieta i gdzie pracowała, to na wszelki wypadek chciałem mieć wszystkie dane ponownie w swoim domu, bo po ostatnich wydarzeniach, wolałem zachować czujność.
Z całej trójki, to ja wydawałem się być tutaj najbardziej zestresowany, nawet kiedy usiadłem blisko ciemnowłosego, nie za bardzo chcąc patrzeć, jak brązowooka podłącza przewody do ciała chłopaka, zaraz mając zamiar dosłownie dobrać się mu do głowy.
Zaczynałem się martwić, czy wszystko pójdzie po naszej myśli, czy nie pogorszymy stanu Ethana i musiałem zaufać kobiecie, że wie co robi i że choć trochę jest uzdolniona jak mój dziadek. Chciałem wierzyć, że gdy chłopak odzyska uczucia, to nie postanowi odsunąć się ode mnie , a między nami nie wywiąże się nienawiść. Być może szczerze mnie polubi, biorąc ze mnie przykład?
- Widzę, że zacząłeś sobie usuwać niektóre wspomnienia. Myślę, że jeżeli wymienimy twardy dysk, nie będziesz musiał tego robić – powiedziała nagle, wyrywając mnie z przemyśleń, tak że od razu wyprostowałem się na krześle. - Skontaktowałabym się z wami wcześniej, gdybym tylko wiedziała, że tak to wygląda. - Westchnęła.
- Czekaj, co ty zrobiłeś? - powiedziałem zdumiony, łapiąc się jej poprzednich słów. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? - dodałem ze słyszalnymi wyrzutami w głosie.
Poczułem ukłucie w sercu, , rozchodzące się wkrótce na całą klatkę piersiową. Nagle złość zaczęła mieszać się ze smutkiem, powodując, że przestałem na niego patrzeć, powodując, że atmosfera między nami zrobiła się gęstsza. Rozumiałem, że może nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i nie miał obowiązku mówić mi wszystkiego, aczkolwiek… tliła się we mnie nadzieja, że chociaż będzie mi mówił o tych najważniejszych rzeczach. W końcu mieszkaliśmy ze sobą pod jednym dachem, rozmawialiśmy ze sobą, a on nie raczył powiedzieć mi o czymś, co było ważne?
- Jesteś w stanie mi chociaż powiedzieć, co takiego usunąłeś? - zapytałem, zaciskając dłonie w piąstki. Chciałem chociaż wiedzieć, co takiego nieważnego uznał za godne zapomnienia. Czy było to związane z moim dziadkiem? Czy może ze mną? Może już nie pamiętał, jakie wywołał u mnie przerażenie, jak otworzyłem karton albo jak trzymał mnie na kolanach i zajadaliśmy się lodami, albo to jak byłem dumny z niego, gdy posługiwał się pałeczkami. I nie wiedziałem, która strata z tych wspomnień, byłaby dla mnie najboleśniejsza.
- Ethanie, zaczynam naprawianie uczuć. - Odchrząknęła niezręcznie Lisa, przerywając nam rozmowę.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
To dziś miał odbyć się ten pamiętny dzień ponownego wgrania uczuć. Dziś miałem znów poczuć, zobaczyć jak to jest być człowiekie. Choć odrobinę mocniej niż wcześniej. Schodząc po schodach do piwnicy uczennicy stworzyciela, wpatrywałem się w czuprynę młodego Whitlocka. Jego ciało zdawało się być spięte, gdy badałem jego mięśnie, chód, czy temperaturę ciała. W taki sposób ludzie się stresują. Z pewnością obawiał się mojej utraty kontroli, ale jeśli Lisa wiedziała co robi, to z pewnością nie dopuści do czarnego scenariusza.
Gdy tylko weszliśmy do środka, kobieta wskazała mi spory fotel, wokół którego stały liczne skrzynki z monitorami i kablami. Usiadłem na nim, wyciągając dłonie od wewnętrznej strony, aby brązowooka mogła odsunąć blaszki i wkręcić w nie pierwsze kable. Zrobiła to bez najmniejszego problemu. Przepływ prądu delikatnie mnie kopnął, ale nic poza cichym syknięciem nie wydostało się z mych ust.
- Bezwłocznie dam znać - odpowiedziałem jasnowłosemu, gdy kobieta macała mój kark, by odszukać guzik pod skórą. Czułem jak jej dłonie zaczynają się pocić. W końcu pierwszy raz będzie grzebać w rewolucyjnym wynalazku swojego nauczyciela, bojąc się, że mnie zepsuje, albo że ja ich pozabijam. Gdy podłączyła wszystkie kable, zasiadła przed głównym biurkiem, lekko odwrócona w naszą stronę i wsunęła ofiarowany przez June pendrajf do komputera. Sprawdzała jeszcze dane, czy na pewno wszystko jest w porządku, nadgryzając przy tym swoją dolną wargę i w ten wypowiedziała te istotne dla młodego słowa, które wywołąły u niego złość.
- System potrzebował miejsca na prawidłowe funkcjonowanie - odpowiedziałem beznamiętnie, spoglądając prosto w oczy June. - Miałeś wiele zmartwień. Nadal nie pogodziłeś się ze śmiercią dziadka, więc uznałem, że nie będę cię kłopotał swoimi problemami, które był do rozwiązania - raz już zwrócił mi uwagę, iż jestem egoistą chcąc szukać sposobu na naprawienie mnie, więc wolałem sam zająć się problemem, który potrafiłem naprawić. Przynajmniej odwzlec w czasie. Gdyby usuwanie pamięci doszło do kryzysowego momentu, zapewne w końcu powiedziałbym o tym, albo zapadł w sen, nie szkodząc nikomu.
- Nie wiem co usunąłem, ale wiem że były to wspomnienia z czasów stwórcy. - odpowiedziałem, patrząc prosto w oczy June.
Lisa w tym czasie znalazła zamienny dysk, wgrała wszystkie aktualne wspomnienia i rozkręciła część bocznej głowy, wykręcając stary, całkiem popalony. Podłączyła nowy, wymieniła równiez kilka kabelków i z powrotem zasiadła do biurka, uśmiechając pod nosem. Była dumna z siebie, choć najgorsze było przed nami. Niezręczną przerwę przerwała kobieta. Skinąłem jej na potwierdzenie, a ta zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze.
- No dobrze Ethanie. Zaczniemy wgrywać uczucia od tych najmniej groźnych. Nie wgram tobie wielu przykładów jak dziadek Jujne. Ten dysk równiez nie ma wiele pamięci, choć więcej niż zepsuty. Da nam to jednak czas abym mogła przygotować oprogramowanie, które połączy cię z siecią danych świata. Wtedy juz o nic nie będziemy musieli się martwić. Zaczynamy - zabrała głęboki wdech, wciskając przycisk enter.
Projekt Alfa - N3KS894, aktualizacja
Sprawdzanie stanu pamięci...
dane zaktualizowane, przetwarzanie nowych danych
zatwierdzenie przesyłu...0%
Usiadłem wygodniej przymykając powieki, a obrazy zaczęły w błyskawicznym tempie przelatywać.
- Nic tylko czekać i obserwować. Moze to potrwać kilka godzin. June, nie powinieneś się do niego przywiązywać - kobieta stwierdziła, nie patrząc w jego stronę, a w monitor, gdzie procenty z wolna przeskakiwały. Ona, jako jedyna uwazała Ethana jako przedmiot i nie potrafiła zrozumieć nauczyciela, czemu poświęcił zycie w celu ratowania robota. Poświęcił się w celu naukowym, na rzecz tej puszki siedzącej bezwładnie na krześle.
- Chce...- wyszeptałem, lekko uśmiechając się, jednak nadal z zamkniętymi powiekami. - Zeby June częściej się uśmiechał - dodałem, czując na sobie ich zaskoczony wzrok. Kolejne godziny mijały, a ja poznawałem kolejne uczucia, tworząc w głowie pytania. Czemu June uznał mnie za swoją rzecz? Czemu powiedział, ze jesteśmy razem? Tak mówią pary, związki. Tłumaczył, ze kłamał, ale czy na pewno? Czy naprawdę istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Co ja właściwie czuję do niego?
- No dobrze, teraz... smutek - przełknęła gulę w gardle, obserwując uwaznie moje ciało. Kolejne obrazy przelatywały, a ja pomyślałem o June, o tym ataku i tym, co mogłoby się stać, gdybym go nie uratował. Myśl o tym zabolała, a w kącikach oczu zagniezdziły się łzy, które po chwili spłynęły po policzkach.
Nadszedł już późny wieczór, a Lisa nie mogła już przeciągać wgrania najtrudniejszych uczuć
- Teraz moze wydarzyc sie dosłownie wszystko - spojrzała niepewnie na June, klikając kontynuowanie wgrywania. - Czas na gniew, złość, chęć mordu, irytację i całą resztę - wstała cała w nerwach, gotowa w razie czego odłączyć mnie od kabli. Z jakiegoś powodu przypomniałem sobie tamten dzień. Pamiętny, który zadecydował o tym gdzie się znalazłem. Stwórca płakał, bolałgo fakt ten, co musiał mi zrobić ja zaś byłem wściekły. Zapięty w pasy, podłączony do aparatury, pragnąłem go rozszarpać za to, że chce mnie okraść z uczuć. Wściekły szczerzyłem na niego kły, nie wiedząc do końca co się ze mną dzieje. On płakał, a ja go szczerze nienawidziłem.
Szarpnąłem odruchowo rękoma, zmarszczyłem brwi, otwierając oczy. Po raz pierwszy je otwierając.
- Ethanie? Wszystko dobrze? - spytała niepewnie, sięgając ręką do klawiatury.
- Nie. On mnie okradł. Zabrał mi je! Zabrał moje uczucia - warknąłem rozzłoszczony, czując jak dane przepełniają mnie i jednocześnie potęgując uczucia, które starałem się jakoś sobie poukadać. - Nienawidzę go - wywarczałem, chcąc wstać, ale w połowie zrezygnowałem, widząc minę June. Wtedy kolejne uczucia połączyły się ze wspomnieniem ataku na chłopca, a gniew na nowo rozpalił moje ciało. - Zajebie ich, zajebie ich wszystkich! - tym razem wstałem na równe nogi, a oczy zaświeciły na czerwono.
Trwa aktywacja trybu zniwiarz...
- Zatrzymać proces! Natychmiast - krzyknęła Lisa spocona jakby dopiero co wyszła spod prysznica.
Błąd... błąd... tryb zniwiarz aktywowana...
- Zabije ich co do nogi - powtarzałem, chcąc zerwać z siebie łączenia. To uczucie, było przerazająced, tak silne, niebywale cudowne. Jakbym miał władzę nad wszystkim, siłę na tyle wielką, że nikt nie byłby wstanie mnie powstrzymać. Uczucia, których kazdy się boi, ale nie ja.
- June uspokój go. Nie mogę teraz przerwać wgrywania. Ethan sie usmazy, albo nas zabije.
Gdy tylko weszliśmy do środka, kobieta wskazała mi spory fotel, wokół którego stały liczne skrzynki z monitorami i kablami. Usiadłem na nim, wyciągając dłonie od wewnętrznej strony, aby brązowooka mogła odsunąć blaszki i wkręcić w nie pierwsze kable. Zrobiła to bez najmniejszego problemu. Przepływ prądu delikatnie mnie kopnął, ale nic poza cichym syknięciem nie wydostało się z mych ust.
- Bezwłocznie dam znać - odpowiedziałem jasnowłosemu, gdy kobieta macała mój kark, by odszukać guzik pod skórą. Czułem jak jej dłonie zaczynają się pocić. W końcu pierwszy raz będzie grzebać w rewolucyjnym wynalazku swojego nauczyciela, bojąc się, że mnie zepsuje, albo że ja ich pozabijam. Gdy podłączyła wszystkie kable, zasiadła przed głównym biurkiem, lekko odwrócona w naszą stronę i wsunęła ofiarowany przez June pendrajf do komputera. Sprawdzała jeszcze dane, czy na pewno wszystko jest w porządku, nadgryzając przy tym swoją dolną wargę i w ten wypowiedziała te istotne dla młodego słowa, które wywołąły u niego złość.
- System potrzebował miejsca na prawidłowe funkcjonowanie - odpowiedziałem beznamiętnie, spoglądając prosto w oczy June. - Miałeś wiele zmartwień. Nadal nie pogodziłeś się ze śmiercią dziadka, więc uznałem, że nie będę cię kłopotał swoimi problemami, które był do rozwiązania - raz już zwrócił mi uwagę, iż jestem egoistą chcąc szukać sposobu na naprawienie mnie, więc wolałem sam zająć się problemem, który potrafiłem naprawić. Przynajmniej odwzlec w czasie. Gdyby usuwanie pamięci doszło do kryzysowego momentu, zapewne w końcu powiedziałbym o tym, albo zapadł w sen, nie szkodząc nikomu.
- Nie wiem co usunąłem, ale wiem że były to wspomnienia z czasów stwórcy. - odpowiedziałem, patrząc prosto w oczy June.
Lisa w tym czasie znalazła zamienny dysk, wgrała wszystkie aktualne wspomnienia i rozkręciła część bocznej głowy, wykręcając stary, całkiem popalony. Podłączyła nowy, wymieniła równiez kilka kabelków i z powrotem zasiadła do biurka, uśmiechając pod nosem. Była dumna z siebie, choć najgorsze było przed nami. Niezręczną przerwę przerwała kobieta. Skinąłem jej na potwierdzenie, a ta zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze.
- No dobrze Ethanie. Zaczniemy wgrywać uczucia od tych najmniej groźnych. Nie wgram tobie wielu przykładów jak dziadek Jujne. Ten dysk równiez nie ma wiele pamięci, choć więcej niż zepsuty. Da nam to jednak czas abym mogła przygotować oprogramowanie, które połączy cię z siecią danych świata. Wtedy juz o nic nie będziemy musieli się martwić. Zaczynamy - zabrała głęboki wdech, wciskając przycisk enter.
Projekt Alfa - N3KS894, aktualizacja
Sprawdzanie stanu pamięci...
dane zaktualizowane, przetwarzanie nowych danych
zatwierdzenie przesyłu...0%
Usiadłem wygodniej przymykając powieki, a obrazy zaczęły w błyskawicznym tempie przelatywać.
- Nic tylko czekać i obserwować. Moze to potrwać kilka godzin. June, nie powinieneś się do niego przywiązywać - kobieta stwierdziła, nie patrząc w jego stronę, a w monitor, gdzie procenty z wolna przeskakiwały. Ona, jako jedyna uwazała Ethana jako przedmiot i nie potrafiła zrozumieć nauczyciela, czemu poświęcił zycie w celu ratowania robota. Poświęcił się w celu naukowym, na rzecz tej puszki siedzącej bezwładnie na krześle.
- Chce...- wyszeptałem, lekko uśmiechając się, jednak nadal z zamkniętymi powiekami. - Zeby June częściej się uśmiechał - dodałem, czując na sobie ich zaskoczony wzrok. Kolejne godziny mijały, a ja poznawałem kolejne uczucia, tworząc w głowie pytania. Czemu June uznał mnie za swoją rzecz? Czemu powiedział, ze jesteśmy razem? Tak mówią pary, związki. Tłumaczył, ze kłamał, ale czy na pewno? Czy naprawdę istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Co ja właściwie czuję do niego?
- No dobrze, teraz... smutek - przełknęła gulę w gardle, obserwując uwaznie moje ciało. Kolejne obrazy przelatywały, a ja pomyślałem o June, o tym ataku i tym, co mogłoby się stać, gdybym go nie uratował. Myśl o tym zabolała, a w kącikach oczu zagniezdziły się łzy, które po chwili spłynęły po policzkach.
Nadszedł już późny wieczór, a Lisa nie mogła już przeciągać wgrania najtrudniejszych uczuć
- Teraz moze wydarzyc sie dosłownie wszystko - spojrzała niepewnie na June, klikając kontynuowanie wgrywania. - Czas na gniew, złość, chęć mordu, irytację i całą resztę - wstała cała w nerwach, gotowa w razie czego odłączyć mnie od kabli. Z jakiegoś powodu przypomniałem sobie tamten dzień. Pamiętny, który zadecydował o tym gdzie się znalazłem. Stwórca płakał, bolałgo fakt ten, co musiał mi zrobić ja zaś byłem wściekły. Zapięty w pasy, podłączony do aparatury, pragnąłem go rozszarpać za to, że chce mnie okraść z uczuć. Wściekły szczerzyłem na niego kły, nie wiedząc do końca co się ze mną dzieje. On płakał, a ja go szczerze nienawidziłem.
Szarpnąłem odruchowo rękoma, zmarszczyłem brwi, otwierając oczy. Po raz pierwszy je otwierając.
- Ethanie? Wszystko dobrze? - spytała niepewnie, sięgając ręką do klawiatury.
- Nie. On mnie okradł. Zabrał mi je! Zabrał moje uczucia - warknąłem rozzłoszczony, czując jak dane przepełniają mnie i jednocześnie potęgując uczucia, które starałem się jakoś sobie poukadać. - Nienawidzę go - wywarczałem, chcąc wstać, ale w połowie zrezygnowałem, widząc minę June. Wtedy kolejne uczucia połączyły się ze wspomnieniem ataku na chłopca, a gniew na nowo rozpalił moje ciało. - Zajebie ich, zajebie ich wszystkich! - tym razem wstałem na równe nogi, a oczy zaświeciły na czerwono.
Trwa aktywacja trybu zniwiarz...
- Zatrzymać proces! Natychmiast - krzyknęła Lisa spocona jakby dopiero co wyszła spod prysznica.
Błąd... błąd... tryb zniwiarz aktywowana...
- Zabije ich co do nogi - powtarzałem, chcąc zerwać z siebie łączenia. To uczucie, było przerazająced, tak silne, niebywale cudowne. Jakbym miał władzę nad wszystkim, siłę na tyle wielką, że nikt nie byłby wstanie mnie powstrzymać. Uczucia, których kazdy się boi, ale nie ja.
- June uspokój go. Nie mogę teraz przerwać wgrywania. Ethan sie usmazy, albo nas zabije.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach