Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Nieskończona biblioteka
Istnieje wspaniałe miejsce, w którym spisana jest cała wiedza oraz żyje każdy gatunek zwierzęcia. Wiecznie powiększający się zbiór wiedzy, który zamknięty przed światem zewnętrznym nie miał gościa z zewnątrz od dłuższego czasu. Całym tym skomplikowanym miejscem zajmuje się jedna osoba – Opiekun, który został stworzony tak dawno, że nie pamięta kiedy. Nigdy nie wyszedł na zewnątrz, nigdy nie zobaczył świata poza tym wielkim miejscem.
Podczas zwiedzania ruin, grupa poszukiwaczy przygód była śledzona przez zabójcę. Miał on zabić ich, a znalezione skarby oddać królowi. Wykonał swoje zadanie i zakrwawioną ręką dotknął najważniejsze skarbu całych ruin – złotego klucza. Pomieszczenie zajaśniało, ruiny się zawaliły, a zabójca zniknął pod wielkimi kamieniami, nie wiadomo jak głęboko pod ziemią.
Opiekun zajmując się czyszczeniem biblioteki znalazł go – nowego gościa, całego we krwi. Opatrzył i zadbał o niego. Zabójca stał się pierwszym od pokoleń gościem Biblioteki – posiadaczem klucza do całej wiedzy stworzenia. Jako, że biblioteka istnieje poza czasem z którego pochodzi zabójca – jego czas także się zatrzymał na ten moment. Jak ten skarb wykorzysta nowy właściciel klucza?
Mireyet – Opiekun – M
Yoshina – Zabójca – M
EmmePodczas zwiedzania ruin, grupa poszukiwaczy przygód była śledzona przez zabójcę. Miał on zabić ich, a znalezione skarby oddać królowi. Wykonał swoje zadanie i zakrwawioną ręką dotknął najważniejsze skarbu całych ruin – złotego klucza. Pomieszczenie zajaśniało, ruiny się zawaliły, a zabójca zniknął pod wielkimi kamieniami, nie wiadomo jak głęboko pod ziemią.
Opiekun zajmując się czyszczeniem biblioteki znalazł go – nowego gościa, całego we krwi. Opatrzył i zadbał o niego. Zabójca stał się pierwszym od pokoleń gościem Biblioteki – posiadaczem klucza do całej wiedzy stworzenia. Jako, że biblioteka istnieje poza czasem z którego pochodzi zabójca – jego czas także się zatrzymał na ten moment. Jak ten skarb wykorzysta nowy właściciel klucza?
Mireyet – Opiekun – M
Yoshina – Zabójca – M
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Demon, który powrócił do swojego świata zmierzył się z młodą istotą stojącą straży przed wielkimi drzwiami. Z koroną na głowie i zupełnie inną siłą niż wcześniej rozejrzała się po przestrzeni, która nie przypominała miejsca jakie zostawiła chwilę temu. Zarzuciła swoje czerwone loki do tyłu i krzyknęła, budząc stojącego straży małego demona. Ten odwrócił się do niej przerażony, jakby zobaczył kogoś kogo nie powinien. Jakby w tym miejscu mogły pojawić się tylko duchy. Jego wyraz twarzy nie nadawał jej optymizmem. Całe to miejsce było zupełnie inne niż gdy je zostawiała. Nie było spalonej ziemi i stosu broni, które wbite w wielkie wrota już tam zostały.
– Co się dzieje? – spytała widocznie zaniepokojona całą tą zmianą. – Jak długo mnie nie było?
– A… Kim Pani jest? – odparł mały demon podchodząc ostrożnie bliżej. Nie był duży w swoich rozmiarach, wyglądał jak czerwona, okrągła kulka z nogami. – Miałem pilnować tego miejsca, bo może się pojawić nowa Królowa.
– To ja. – na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, gdy wskazała na swoją koronę. – Sargrethad, była kandydatka na Boga Demonów. Teraz już prawowita władczyni.
_____Mały demon spojrzał na koronę, która spoczywała na jej głowie i zagwizdał lekko, trochę nie wierząc osobie, która przyszła. Jakby, nie na nią czekał. Jakby informacje, które posiadał wskazywały na to, że wyraźnie nie może być tą demonicą za którą się podaje. Wzruszył ramionami biorąc głęboki oddech i robiąc dramatyczny wydech.
– Sargrethad została zabita pięć lat temu podczas walki z Xongrar pod jej ostatnią twierdzą. – mały demon wyglądał jakby tłumaczył powszechną wiedzę osobie niewiedzącej nic. – Od tamtego czasu Xongrar stał się zwycięzcą wojny i zabił poprzedniego Boga Demonów biorąc od niego jego koronę.
_____Złotooka kobieta zrobiła krok w tył, czując zimny metal drzwi Biblioteki na swojej skórze. Nie spodziewała się, że minie pięć lat. Jeszcze bardziej nie rozumiała, dlaczego została uznana za zmarłą. Cała wizyta u Oriona przebiegła dla niej bardzo ciężko, zwłaszcza przez tego innego gościa, lecz nie zajęło jej to aż tyle czasu. Jak miała więc zrozumieć swoją obecną sytuację. Skaczące z szoku źrenice pokazywały jak ciężko teraz myślała, próbując pojąć swoje położenie. Wiedziała, że korona należy do niej. Weszła w odpowiednie drzwi i dostała to chciała. Wykonała całą próbę i stała się osobą o wiele silniejszą niż była kiedykolwiek. W końcu uspokoiła się i prychnęła lekko pod nosem. Nie będzie przejmować się Xongrarem. Po prostu go zabije, co z tego, że ma koronę. Bóg Demonów może być tylko jeden i zostanie im ona. Kobieta. Samica. Po raz pierwszy.
– Zaprowadź mnie do starca zajmujące się tym miejscem. – rzuciła do lekko zakłopotanego demona. – Muszę z nim porozmawiać.
_____W tym czasie, Orion, Strażnik Biblioteka i Wiedzy całego Wszechświata… siedział w wielkim zielonym fotelu i wzdychał. Naprzeciw niego, w kamiennym siedzisku spoczywał Wieczny Marzyciel, lewitujący porcelanowymi filiżankami w powietrzu. Każda wypełniona innym trunkiem nazwanym herbatą, które zaparzył dla niego blondyn. Z zupełnym innym aromatem i innym światem pochodzenia były bardzo ciekawymi naparami. To jednak nie przyciągało uwagi, robił to stan niebieskookiego. Na łokciach opartych o kolana, w dłoniach trzymając swoją głowę, nie wyglądał na zadowolonego z siebie. Wzdychał zamyślony, nie informując nikogo o przyczynie jego zmartwień. Znajdowali się w jasnej przestrzeni wypełnionej kwiatami i zwierzętami okrążającymi ich z każdej strony. Każde z tych żyjących kreatur pochodzących od czarnej masy, unicestwiającej wszystko wraz z końcem snu. Ich zachowanie i coraz bliższe podchodzenie do zgromadzenia, wszystko, aby polepszyć humor strażnika nie skupiającego się w żadnym stopniu na nich. Każda kreatura zamierzała zrobić co mogła, aby spotkać się z uśmiechem Oriona, poza zapatrzonym z zafascynowaniem stworzycielem świata. On, jakby już odporny na zmianę humorów Oriona ignorował całe zajście, zajmował się w spokoju sobą ignorując problemy zaprzątające głowę stworzenia, które nazywał przyjacielem.
– Orion. Co cię tak martwi?
– Gość na pewno żyje, przecież to wiesz.
– Nie możesz się przejmować jakimś człowiekiem.
– Takie zachowanie nie jest do ciebie podobne.
_____Każde kolejne zdanie, które padało z dobrymi intencjami tylko pogarszało stan mentalny Oriona, który za wszelką cenę chciał sam zrozumieć, dlatego tak się martwi. Gdyby liczyć ten czas, to mógłby powiedzieć, że minęło dwa dni, od kiedy potrzebuje zajrzeć do swojego gościa, które wysłał i zamknął na siłę w jego pokoju. Czuł na plecach winę za tak pochopne zachowanie, nawet jeśli… było uzasadnione. W końcu zaczęli się nawzajem atakować, co miał gdzieś, ale Yootaro zniszczył wystawę z bronią! Nie mógł tego odpuścić. To był wandalizm na jego bibliotece. Niestety, wytłumaczenia swojego gniewu, które powtarzał sobie w głowie nie sprawiały, że zaczynał się czuć lepiej. Raczej przyprawiało to go o kolejne zmartwienia. Mógł, ignorując prywatność oraz inne rzeczy, zajrzeć do pomieszczenia, gdzie znajdował się ciemnowłosy gość. Niestety, nie był typem podglądacza i osobą ignorującą zasady moralne. Przynajmniej takie, o których wiedział. Pierwszego dnia, jeszcze zajmował się sobą, zaczytując się w jego nowo powstałe tomy książek. Następnego jednak… zaczęło pożerać go sumienie, chcące informacji o stanie zdrowia człowieka, którego ponownie, bez ostrzeżenia przeniósł. I tak siedzi dwa dni, próbując zrozumieć samego siebie i martwiąc wszystkie samoświadome stworzenia w Bibliotece.
– Wyszedł ze swojego pokoju. – w głowie Oriona pojawiła się wiadomość telepatyczna od jednego z ptaków przesiadujących przed pokojem Yootaro. Otrzymując tą bardzo ważną informację wstał na równe nogi, zaskakując wszystkich obecnych. – Mam go śledzić dla ciebie?
– Tak, proszę cię o to. – usiadł z powrotem na swoje miejsce po chwili wysyłając kolejną wiadomość do małego ptaszka, który podążał za Yootaro, przyglądając mu się uważnie. – Podziel się proszę swoim spojrzeniem.
_____Wysłał wiadomość i oparł głowę wygodnie, zamykając oczy. W tym momencie widział to samo co ptak, który z wielką ciekawością postanowił śledzić Yootaro. Cóż, stworzenie nie mogło się porozumieć z gościem więc po prostu wyleciało za nim z pomieszczenia i będąc kawałek dalej przyglądało mu się uważnie. Jak podchodzi do kuli i nie może jej dotknąć, a potem jak zmierza do regałów szukając informacji o czymś. Na twarzy Oriona, widzącego to, pojawił się mały uśmiech. Widać ten człowiek potrafił być także uroczy, poza byciem niesamowicie irytującym. No i… spadł mu kamień z serca na fakt, że jednak wszystko jest z nim dobrze. To było największe mentalne utrapienie, bo jednak nigdy nie miał w planach psuć i ranić swoich gości.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W świecie Yootaro rozpętała się burza. Pioruny dzieliły ciemne niebo na skrajnie malutkie kawałki, a grzmoty zapowiadające kolejne białe linie wzbudzały wewnętrzny niepokój wśród ludności. Czasy zaczynały być coraz trudniejsze i niepewne. Znikąd pojawiły się spacerujące maszyny przypominające kształtami pradawne zwierzęta. Łowcy pałający się sprzedażą na czarnym rynku od razu rzucili się w wir łapania stworzeń, ale były one zbyt silne, a czasem i agresywne. Nawet dzień zdawał się nie być już tak bezpieczny jak kiedyś Ludzie przestali zapuszczać się w głęboko w las. Przestali beztrosko bawić się na pustynnych wyspach w obawie przed altającymi drapieżnikami, a w tym wszystkim król, czując bezsilność w odnalezieniu Suzumakiego postanowił wezwać nikogo innego jak najlepszą łowczynię głów - zaraz po samym zabójcy Yootaro. To ona, nie zlękniona pogody zatrzymała się przed siedzącym na tronie królem, spuszczając głowę na znak oddania, póki on sam nie rozkazał jej wstać. Odziana w skóry białego tygrysa, z tuzinem futra na ramionach oraz biodrach uśmiechała się pewnie do mężczyzny, słuchając jego życzenia, za które nie mało miał zamiar zapłacić. Skuszona propozycją zgodziła się, bo w końcu po co miałaby przychodzić, gdyby nie miała zamiaru przyjąć propozycji, o której słyszała wcześniej. Mimo to wysłuchała króla obiecując, iż przyniesie głowę swojego nauczyciela. Wiedziała dobrze, iż Suzumaki nie będzie miał co do tego pretensji. Przecież sam kiedyś powiedział, że przyjdzie go zabić, a on sam pokaze jej wówczas język. Pragnęła udowodnić sobie samej swoje zdolności oraz możliwości przegonienia nauczyciela w umiejętnościach. Problemem był jednak fakt, że długowłosy faktycznie się rozpłynął. Jakikolwiek ślad po nim zaginął, a ona wiedziała o tym najlepiej ze wszystkich, bowiem to ona znała Suzumakiego najlepiej, gdy król postanowił zabić wszystko, co miało jakąkolwiek wartość dla mężczyzny. Współczuła mu, ponieważ nie chciałaby znaleźć się w jego skórze i aby przerwać tę gonitwę mógł zrobić tylko jedno - zabić osobę u władzy. Zrzucić koronę razem z głową mężczyzny uśmiechającego się lubieznie w jej stronę.
- Oczekuj jednej z naszych głów w najbliższym czasie - jej odpowiedź zdziwiła wszystkich. Choć była pewna swoich umiejetności, to nie mogła obiecać, że następnym razem nie stanie tutaj sam Suzumaki z jej głową w rękach. Znała nauczyciela i wiedziała do czego był zdolny. Tego właśnie najbardziej się obawiała. Dlaczego zniknął? Gdzie się podział? I kiedy wróci?
- Ugh - Yootaro stęknął, zsuwając się z krzesła w połowie leżąc i zwisając, w między czasie rozmasowywując środeczek czoła między oczami. Zaczynał dostawać migreny od szukania i tłumaczenia słowa po słowie, coraz bardziej rozmyślając nad pomocą Oriona, ale sama myśl o blondynie powodowała powrót białej gorączki, a nowe pokłady energii postawiły zabójcę z powrotem na nogi. Za nic nie miał zamiaru poddać się swojemu przekonaniu. Chciał coś mu udowodnić, albo może samemu sobie.
Wstał na równe nogi, dumając nad informacjami, które posiadł do tej pory i cały czas czegoś mu brakowało. Coś było nie jasne. Ruiny były zbudowane przez starą cywilizację, a nad pilnowaniem porządku stało zgromadzenie wyższych. Było ich czterech, o ile Yootaro dobrze to przetłumaczył. Więc dlaczego to wszystko umarło? Nie było naturalnej katastrofy, więc to bunt, czyjaś chora fantazja musiała spowodować koniec "świata". Tylko czyja?
- Aaach, głowa mnie boli - sapnął wiele poirytowany, wydobywając na wierzch swoją flustrację, kiedy to dostrzegł w oddali swojego ptaszka. Tego samego, któy tak mu się spodobał. Podszedł bliżej, ale jedynie o kilka kroków, aby nie spłoszyć zwierzęcia i przyglądnął mu się dokładniej.
- Ty też zwiałeś ze swojej klatki? Pewnie miałęś już dość Oriona, bufon jeden - parsknął rozbawiony, choć nie do końca miał coś złego na myśli. W sumie, na samo wspomnienie całej sytuacji sprzed paru dni zaczął pojawiać się na nim szeroki uśmieszek. Cała złość jakby lekko uciekła. Suzumaki nie potrafiłdługo trzymać swojej urazy względem drugiej osoby, a przynajmniej jeśli chodziło aktualnie o Oriona, gdyż byli i tacy, którym nigdy nie uklęknie. Choćby samemu królowi.
- Nie rozumiem go. Jest tak upierdliwie sztywny, znudzony. Nie potrafi się bawić! AA, i to jeszcze jego ciało - zazgrzytał poirytowany zębami, marszcząc swą twarz po czym roześmiał się na samą myśl o swoim zachowaniu. - Jest wkurzający - burknął pod nosem, wracając wzorkiem w stornę książki, którą czytał. Czuł, że nic więcej nie wyciągnie z lektury. Nie przy jego aktualnym stanie mentalnym. Miał dość zamulania przed książkami. Odłożył wszystko na swoje miejsce, aby czasem potem strażnik biblioteki nie suszył mu głowy, gdyby wpadli na siebie. Szczerze powiedziawszy Yootaro doskonale wiedział, że nie miał szans z blondynem. Przynajmniej nie na jego własnym terenie.
- Na ciebie - zaczął, wskazując na ptaszynę, która tak jakby go śledziła. - Przyjdzie jeszcze kolej - złożył obietnicę, kierując się tym razem w stronę sali, gdzie znajdywały się rozmaite artefakty. Spacerował leniwie, powoli w miarę bezpieczną odległością, aby czasem niczego nie zepsuć. W koncu zaczynał tłumaczyć sobie zachowanie blondyna. Dlaczego tak się zdenerwował. Yootaro chwycił się za broń, za jeden z przedmiotów w dość niewłaściwy sposób, ale nie miał innego wyboru. Gdyby nie sięgnął po coś do walki, prawdopodobnie demonica w końcu dopadłaby go, a tak mógł utrzymać odpowiednią odległość między nimi. Owszem, mógł prosić Oriona o pomoc, ale nie chciał. Taka zabawa na rozruszanie swoich kości była owocna, wręcz potrzebna dla zabójcy. Nie mógł pozwolić sobie na pogorszenie swych umiejętności. Nie w świecie, gdzie liczyła się szybkość. Nagle jego oczy niemalże wypadły z orbity, a usta rozdziabiły się na widok potężnej maszyny. Całej z blachy, nieznanego mu materiału. Przypominał łudząco styl budowy ich ruin, znaki na skrzydłach, oraz specyficzny symbol na drzwiach, prawdopodobnie wejściowych był niemalże identyczny. Tak, Yootaro nie mógł się mylić. Maszyna była z jego świata.
- Fiu, fiu, jakie cudeńko! I jak błyszczy! Tak, tego potrzebuje. Takiego potwora - podszedł bliżej i nie powstrzymał się od przejechania dłonią po dziobie szybowca. Był prawie okrągły. Jedynie dziób lekko kończył się szpicem, a po bokach kształtowały się skrzydła z zamocowanymi karabinami. Wszystko to Yootaro musiał obmacać, zastanawiając jak to działa, czy potrafi latać, co potrafi. Jego dziecięcy błysk w oczach ani trochę nie gasnął. Chciał tego, pragnął tak samo jak przelecenia Oriona zanim odejdzie z tego miejsca.
Potrząsnął nagle głową, aby wyrzucić z niej myśl o blondynie i wrócił do rzeczywistości, znów odnajdując wzrokiem ptaszynę. Jakby nigdy nic ominął kilka wystaw, znajdując na jednej z nich dziwny dzban. Bogato zdobiony klejnotami o idealnej głębokości, w której zmieściło by się stworzenie.
- Mam nadzieję, że nie będzie zły. W końcu tylko pozyczam - roześmiał się, biorąc do rąk wazę i ruszyłprosto na ptaka, chcąc go złapać.
- Oczekuj jednej z naszych głów w najbliższym czasie - jej odpowiedź zdziwiła wszystkich. Choć była pewna swoich umiejetności, to nie mogła obiecać, że następnym razem nie stanie tutaj sam Suzumaki z jej głową w rękach. Znała nauczyciela i wiedziała do czego był zdolny. Tego właśnie najbardziej się obawiała. Dlaczego zniknął? Gdzie się podział? I kiedy wróci?
- Ugh - Yootaro stęknął, zsuwając się z krzesła w połowie leżąc i zwisając, w między czasie rozmasowywując środeczek czoła między oczami. Zaczynał dostawać migreny od szukania i tłumaczenia słowa po słowie, coraz bardziej rozmyślając nad pomocą Oriona, ale sama myśl o blondynie powodowała powrót białej gorączki, a nowe pokłady energii postawiły zabójcę z powrotem na nogi. Za nic nie miał zamiaru poddać się swojemu przekonaniu. Chciał coś mu udowodnić, albo może samemu sobie.
Wstał na równe nogi, dumając nad informacjami, które posiadł do tej pory i cały czas czegoś mu brakowało. Coś było nie jasne. Ruiny były zbudowane przez starą cywilizację, a nad pilnowaniem porządku stało zgromadzenie wyższych. Było ich czterech, o ile Yootaro dobrze to przetłumaczył. Więc dlaczego to wszystko umarło? Nie było naturalnej katastrofy, więc to bunt, czyjaś chora fantazja musiała spowodować koniec "świata". Tylko czyja?
- Aaach, głowa mnie boli - sapnął wiele poirytowany, wydobywając na wierzch swoją flustrację, kiedy to dostrzegł w oddali swojego ptaszka. Tego samego, któy tak mu się spodobał. Podszedł bliżej, ale jedynie o kilka kroków, aby nie spłoszyć zwierzęcia i przyglądnął mu się dokładniej.
- Ty też zwiałeś ze swojej klatki? Pewnie miałęś już dość Oriona, bufon jeden - parsknął rozbawiony, choć nie do końca miał coś złego na myśli. W sumie, na samo wspomnienie całej sytuacji sprzed paru dni zaczął pojawiać się na nim szeroki uśmieszek. Cała złość jakby lekko uciekła. Suzumaki nie potrafiłdługo trzymać swojej urazy względem drugiej osoby, a przynajmniej jeśli chodziło aktualnie o Oriona, gdyż byli i tacy, którym nigdy nie uklęknie. Choćby samemu królowi.
- Nie rozumiem go. Jest tak upierdliwie sztywny, znudzony. Nie potrafi się bawić! AA, i to jeszcze jego ciało - zazgrzytał poirytowany zębami, marszcząc swą twarz po czym roześmiał się na samą myśl o swoim zachowaniu. - Jest wkurzający - burknął pod nosem, wracając wzorkiem w stornę książki, którą czytał. Czuł, że nic więcej nie wyciągnie z lektury. Nie przy jego aktualnym stanie mentalnym. Miał dość zamulania przed książkami. Odłożył wszystko na swoje miejsce, aby czasem potem strażnik biblioteki nie suszył mu głowy, gdyby wpadli na siebie. Szczerze powiedziawszy Yootaro doskonale wiedział, że nie miał szans z blondynem. Przynajmniej nie na jego własnym terenie.
- Na ciebie - zaczął, wskazując na ptaszynę, która tak jakby go śledziła. - Przyjdzie jeszcze kolej - złożył obietnicę, kierując się tym razem w stronę sali, gdzie znajdywały się rozmaite artefakty. Spacerował leniwie, powoli w miarę bezpieczną odległością, aby czasem niczego nie zepsuć. W koncu zaczynał tłumaczyć sobie zachowanie blondyna. Dlaczego tak się zdenerwował. Yootaro chwycił się za broń, za jeden z przedmiotów w dość niewłaściwy sposób, ale nie miał innego wyboru. Gdyby nie sięgnął po coś do walki, prawdopodobnie demonica w końcu dopadłaby go, a tak mógł utrzymać odpowiednią odległość między nimi. Owszem, mógł prosić Oriona o pomoc, ale nie chciał. Taka zabawa na rozruszanie swoich kości była owocna, wręcz potrzebna dla zabójcy. Nie mógł pozwolić sobie na pogorszenie swych umiejętności. Nie w świecie, gdzie liczyła się szybkość. Nagle jego oczy niemalże wypadły z orbity, a usta rozdziabiły się na widok potężnej maszyny. Całej z blachy, nieznanego mu materiału. Przypominał łudząco styl budowy ich ruin, znaki na skrzydłach, oraz specyficzny symbol na drzwiach, prawdopodobnie wejściowych był niemalże identyczny. Tak, Yootaro nie mógł się mylić. Maszyna była z jego świata.
- Fiu, fiu, jakie cudeńko! I jak błyszczy! Tak, tego potrzebuje. Takiego potwora - podszedł bliżej i nie powstrzymał się od przejechania dłonią po dziobie szybowca. Był prawie okrągły. Jedynie dziób lekko kończył się szpicem, a po bokach kształtowały się skrzydła z zamocowanymi karabinami. Wszystko to Yootaro musiał obmacać, zastanawiając jak to działa, czy potrafi latać, co potrafi. Jego dziecięcy błysk w oczach ani trochę nie gasnął. Chciał tego, pragnął tak samo jak przelecenia Oriona zanim odejdzie z tego miejsca.
Potrząsnął nagle głową, aby wyrzucić z niej myśl o blondynie i wrócił do rzeczywistości, znów odnajdując wzrokiem ptaszynę. Jakby nigdy nic ominął kilka wystaw, znajdując na jednej z nich dziwny dzban. Bogato zdobiony klejnotami o idealnej głębokości, w której zmieściło by się stworzenie.
- Mam nadzieję, że nie będzie zły. W końcu tylko pozyczam - roześmiał się, biorąc do rąk wazę i ruszyłprosto na ptaka, chcąc go złapać.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Każdy świat rządził się swoimi prawami, a każdy gość przychodząc do jego miejsca, powinien dostosowywać się do jego zasad. Tak prosta i powszechnie znana logika nie zawsze trafiała do głowy każdego. Wieczna Biblioteka także posiadała swoje zasady, a mocą sprawczą i główną izbą sprawiedliwości był Orion. Gdyby w tym miejscu istniał trójpodział władzy, po prostu byłoby trzech strażników, jednak tak nie jest. Wszystkie decyzje, rozmyślenia i wdrążenia są w dłoniach blondyna. Teraz siedząc i obserwując jak kolejny gość tego obszernego miejsca siedzi i głowi się, aby zrozumieć chociaż najmniejszy zapis w księgach zaczął zastanawiać się czy to była dobra metoda. Do tej pory, zwykle pozostawiając przebywające tutaj istoty same sobie, nie skupiał się na ich procesie rozumowania i pogłębiania wiedzy. Nie docierał do niego fakt, że proces faktycznie robił się żmudny po kilku stronach. Dla niego, który posiada wieczność – siedzenie i tłumaczenie słowa po słowie brzmi jak nudne, lecz zajmujące hobby. Dla istoty, na którą wpływa przepływ czasu… to nie było takie proste, a wręcz zabierało jego cenny i niezastąpiony surowiec jakim jest czas.
– Od kiedy jestem bufonem… – zmarszczył brwi i otworzył oczy przerywając połączenie z ptakiem, zostawiając go na razie samego z Yootaro. Spojrzał na powoli sączącego herbatę Wiecznego Marzyciela. – Bufon?
– StedninGinshiTalno PhrichoStiraZhepaEarove YphromehIvepaGidnireo – wydobył się wysoki dźwięk, który kończąc się zapytaniem wprawił Oriona w zaskoczenie. Stwórca jednak nie przestawał mówić – SteshriPheshaPhristhofLephresh ThryroNishathSifremaZhilemi GriphereScathrivuif
– Chyba nie mówisz poważnie…! – dłoń położona na oparciu zacisnęła się w pięść. – Doskonale wiesz, że nie interweniuje w kwestii gości i ich sporów, ale to co proponujesz nie ma zupełnego sensu.
_____W tym momencie już nie chodziło o samo zachowanie się odpowiednio i przestrzeganie jego zasad. Stwórca miał plan i chciał go wprowadzić w życiu. Niestety, Orion… nie mógł na to pozwolić, a przynajmniej serce mu mówiło, że to bardzo zły pomysł. Czarna postać zaskrzeczała radośnie i odstawiła swoją filiżankę na przeznaczony pod nią pasujący spodek. Widział niezadowolenie na twarzy istoty, jaką mógł nazwać przyjacielem i nie posiadając wielką mądrość – Wieczny Marzyciel zamierzał zrobić coś czego normalnie się nie robi. Dla blondyna siedzącego naprzeciwko, którego znał wieczność i pewnie jeszcze będzie znał drugie tyle, bo to o jego dziwne i niezrozumiałe odczucia chodziło. Wpatrywali się w siebie chwilę, jakby próbując zmierzyć drugiej spojrzeniem i pokazać swoją wyższość w tej dość dziecinnej sprawie.
- DriermifScymephLlisaDatrisManshi CoenaPattafeoDyttapiStyfapashDryphrify
_____Zaraz po tej wypowiedzi, stawiającej Oriona w stan ostrzeżenia, wręcz sprawiając, iż wstał na równe nogi, Wieczny Marzyciel ulotnił się z pomieszczenia. Faktem było, że każda istota posiadająca wystarczająco dużą ilość mocy magicznej mogła poruszać się swobodnie po Bibliotece. Słowo „wystarczająco” było tutaj jednak bardzo ważne, bo w praktyce tylko istoty kwalifikowane jako Stwórcy jakiegoś świata znajdowali się na tej krótkiej liście. I nadal, posiadając te wszystkie zdolności – nie byli wstanie dostać się do kwater prywatnych Oriona bez jego zgody. Strażnik, jednak nie zamierzał szukać wielkiej czarnej istoty w swoim pokoju. Tam go nie będzie na pewno. W lekkiej panice, bo właśnie dowiedział, że nieśmiertelna istota postanowi pójść do Yootaro, chciał się połączyć z ptakiem, porozmawiać z nim, dowiedzieć, gdzie się znajdują, lecz nie był wstanie. Zwierzę, czymś mocno zajęte, nie było wstanie skupić się, aby odpowiedzieć Strażnikowi. Nie mając zbytniego wyboru, zaczął poszukiwania.
_____Wieczny Marzyciel był Stwórcą, który nigdy nie zamierzał pozwolić swoim kreacjom, posiadać wiecznie rozwijającą się i nieskończoną przyszłość. W końcu, po jakimś czasie, musiał się obudzić i zniszczyć cały sen, jaki do tej pory stworzył. Nieskończona biblioteka była dla niego prawdziwym domem, bo właśnie tutaj, mógł obejrzeć każdą z jego kreacji, jeśli chodziło o zwierzęta i przeczytać każdą książkę, którą napisali jego ludzie. Jeśli więc, osobą, którą nazywa przyjaciele, posiada problem, powinien w nim pomóc… Tylko wtedy będzie mógł spokojnie wrócić do swojej herbatki. Pojawił się więc w hali pełnej artefaktów i unosząc się nad ziemią sunął w stronę odgłosów jasno zdradzających położenie. Widząc biegającego człowieka z wazą w ręku oraz uciekającego ptaka – Wieczny Marzyciel, nie zamierzał pozwolić, aby go ignorowano. Powoli, czerń przypominająca nocne niebo, zaczęła rozpościerać się, zamykając przestrzeń, uniemożliwiając reakcję czy ucieczkę. Gdy w końcu skończył tworzenie tej bariery, postanowił przesuwać się w kierunku ludzkiego mężczyzny o nieznanym mu imieniu.
– YfroSciaddi DampethSthemninGradno – wyszło ze strony Stwórcy spoglądającego na Yootaro przed nim. Właśnie zadał mu pytanie i spodziewał się odpowiedzi.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Trzepot długich, pięknych skrzydeł ptaka, owocujących w intensywne barwy rozbrzmiewał echem po sali, w której tylko ich dwójka była okazem życia w bibliotece. Nie było słychać nic więcej poza postękiwaniem i klnięciem pod nosem Yootaro, który zamachiwał się rękoma, aby usidlić ptaka w wazie. Każda kolejna próba zdawała się być kontorlowana przez zwierzę, jakby te posiadało niezwykłą inteligencję i celowo nie uciekało poza zasięg zabójcy, a jedynie bawiło się z nim, wzbudzając coraz to większą irytację. W końcu jakim problemem miało być wzbicie się wyżej w powietrze. Po drugie w jaki sposób ptaszysko wyszło z specjalnego pomieszczenia dla zwierząt, jego pokroju z podpiętą "naklejką" jego świata.
Długowłosy nie zastanawiał się nad tymi dwoma, jakże istotnymi aspektami, pochłonięty narastającym poczuciem swej ułomności, aż nagle zimny dreszcz prześlizgnął się obrzydliwie wzdłuż kręgosłupa - przeczucie.
Zastygł na moment, całkowicie ignorując swoją zdobycz, która zdawała się nad nim triumfować i osiadła gdzieś w kąt, gdy głęboka czerń, gęsta niczym poranna mgła zaczęła pochłaniać otoczenie. Yootaro stojąc jak słup, zaczął kręcić głową, patrząc jak otaczający mrok kradnie mu wzrok. Nie ślepł, a świadom był tego wyłącznie dzięki stworzeniu, które również zostało zamknięte wraz z nim w barierze ciemności. Suzumaki nie lubił takich miejsc. Głuchych, samotnych, tajemniczych. Zawsze wolał mieć u swego boku mały promyczek, aby nie zwariować w poczuciu samotności. W tym przypadku miał kotwicę ratunkową, do której podszedł. Ptak nie uciekł, a jedynie przyglądał się zabójcy.
- Chyba mamy problem - uśmiechnął się blado, czując wewnętrzny niepokój, jaki mało kiedy gościł w świadomości Suzumakiego. Na palcach zliczyć mógł ile razy obawiał się o swe życie, przemierzając nocą lasy swojego świata. Ilekroć to robił, napotykał na niebezpieczne stworzenia łaknące jedynie krwi, dla zabicia czasu. Nie zjadały swych ofiar, a jedynie okaleczały, napawając widokiem ich cierpienia, gdy z wolna konali. Dlatego nikt nie wychodził wieczorami na polowania, czy poszukiwania ruin. Nie było to warte takiego poświęcenia. Przynajmniej dla zwykłych ludzi, dla tych, co mieli coś do stracenia. Yootaro od pewnego czasu nie miał nic, dla czego miałby dbać o swoje życie, a jednak mimowolnie nie chciał go sobie skracać. Nie teraz, nie w momencie, gdy znalazł cel, do którego dążył, a biblioteka mogła mu w tym pomóc. O ile ona sama jako pierwsza go nie zabije.
Ptak zaśpiewał krótki, melodyjny dźwięk, a zabójca, jakby odczarowany od ogłupiałego niepokoju zerknął na swoje światło w tunelu. Uśmiechnął się do stworzenia, podszedł bliżej niego, a w ten z mroku wyłoniła się znana już mężczyźnie postać. Orion zdawał się obawiać ich spotkania. Gdy tylko oboje natknęli się na siebie, blondyn od razu rozdzielił ich dwójkę. Tym razem nie było strażnika, a to w jakimś stopniu zaniepokoiło Yootaro i mimowolnie wypowiedział jego imię w głowie, łudząc się, iż ten w miarę szybko zjawi się między nimi.
- Nie rozumiem cię - zmarszczył delikatnie jedną brew, mając wystarczająco wiele czasu, aby dokładnie przyjrzeć się istocie, a gdy to uczynił, swoje zainteresowanie zwrócił znów ku ptaszynie i w błyskawicznym tempie złapał do wazonu.
- Ha! Mam cię, przechytrzyłem cie - z szelmowskim uśmiechem, czuł jak triumfuje po tej zbyt długiej gonitwie na ptakiem. Oczywiście nie zapomniał o najistotniejszej osobie, która jakby oczekiwała jego odpowiedzi. Wyprostował się więc niczym struna, jakby ktoś wsadził mu kija w dupę i podszedł nieco bliżej Wiecznego Marzyciela, patrząc w oczy, a przynajmniej w coś co je przypominało.
- Nie wiem co ode mnie chcesz, po co tu przyszedłeś - zabójca wiedział, że gdyby chciał go zabić, to zrobiłby to chwilę wcześniej, więc bez strachu w oczach patrzył wyczekująco, zakrywając wolną ręką otwór, przez który jego zdobycz mogła uciec i czekał co odpowie mu istota. Dzieliło ich zaledwie pół metra, a ciemnowłosy mógł wyczuć silną aurę bijącą od niego. Była przytłaczająca, potężna, lecz nie miał zamiaru się jej oddać i ulec. Stał, pewny siebie, choćtej pewności miał znacznie mniej niz na to wskazywało i czekał, cierpliwie na kolejne neizrozumiałe słowa ze strony Marzyciela.
Długowłosy nie zastanawiał się nad tymi dwoma, jakże istotnymi aspektami, pochłonięty narastającym poczuciem swej ułomności, aż nagle zimny dreszcz prześlizgnął się obrzydliwie wzdłuż kręgosłupa - przeczucie.
Zastygł na moment, całkowicie ignorując swoją zdobycz, która zdawała się nad nim triumfować i osiadła gdzieś w kąt, gdy głęboka czerń, gęsta niczym poranna mgła zaczęła pochłaniać otoczenie. Yootaro stojąc jak słup, zaczął kręcić głową, patrząc jak otaczający mrok kradnie mu wzrok. Nie ślepł, a świadom był tego wyłącznie dzięki stworzeniu, które również zostało zamknięte wraz z nim w barierze ciemności. Suzumaki nie lubił takich miejsc. Głuchych, samotnych, tajemniczych. Zawsze wolał mieć u swego boku mały promyczek, aby nie zwariować w poczuciu samotności. W tym przypadku miał kotwicę ratunkową, do której podszedł. Ptak nie uciekł, a jedynie przyglądał się zabójcy.
- Chyba mamy problem - uśmiechnął się blado, czując wewnętrzny niepokój, jaki mało kiedy gościł w świadomości Suzumakiego. Na palcach zliczyć mógł ile razy obawiał się o swe życie, przemierzając nocą lasy swojego świata. Ilekroć to robił, napotykał na niebezpieczne stworzenia łaknące jedynie krwi, dla zabicia czasu. Nie zjadały swych ofiar, a jedynie okaleczały, napawając widokiem ich cierpienia, gdy z wolna konali. Dlatego nikt nie wychodził wieczorami na polowania, czy poszukiwania ruin. Nie było to warte takiego poświęcenia. Przynajmniej dla zwykłych ludzi, dla tych, co mieli coś do stracenia. Yootaro od pewnego czasu nie miał nic, dla czego miałby dbać o swoje życie, a jednak mimowolnie nie chciał go sobie skracać. Nie teraz, nie w momencie, gdy znalazł cel, do którego dążył, a biblioteka mogła mu w tym pomóc. O ile ona sama jako pierwsza go nie zabije.
Ptak zaśpiewał krótki, melodyjny dźwięk, a zabójca, jakby odczarowany od ogłupiałego niepokoju zerknął na swoje światło w tunelu. Uśmiechnął się do stworzenia, podszedł bliżej niego, a w ten z mroku wyłoniła się znana już mężczyźnie postać. Orion zdawał się obawiać ich spotkania. Gdy tylko oboje natknęli się na siebie, blondyn od razu rozdzielił ich dwójkę. Tym razem nie było strażnika, a to w jakimś stopniu zaniepokoiło Yootaro i mimowolnie wypowiedział jego imię w głowie, łudząc się, iż ten w miarę szybko zjawi się między nimi.
- Nie rozumiem cię - zmarszczył delikatnie jedną brew, mając wystarczająco wiele czasu, aby dokładnie przyjrzeć się istocie, a gdy to uczynił, swoje zainteresowanie zwrócił znów ku ptaszynie i w błyskawicznym tempie złapał do wazonu.
- Ha! Mam cię, przechytrzyłem cie - z szelmowskim uśmiechem, czuł jak triumfuje po tej zbyt długiej gonitwie na ptakiem. Oczywiście nie zapomniał o najistotniejszej osobie, która jakby oczekiwała jego odpowiedzi. Wyprostował się więc niczym struna, jakby ktoś wsadził mu kija w dupę i podszedł nieco bliżej Wiecznego Marzyciela, patrząc w oczy, a przynajmniej w coś co je przypominało.
- Nie wiem co ode mnie chcesz, po co tu przyszedłeś - zabójca wiedział, że gdyby chciał go zabić, to zrobiłby to chwilę wcześniej, więc bez strachu w oczach patrzył wyczekująco, zakrywając wolną ręką otwór, przez który jego zdobycz mogła uciec i czekał co odpowie mu istota. Dzieliło ich zaledwie pół metra, a ciemnowłosy mógł wyczuć silną aurę bijącą od niego. Była przytłaczająca, potężna, lecz nie miał zamiaru się jej oddać i ulec. Stał, pewny siebie, choćtej pewności miał znacznie mniej niz na to wskazywało i czekał, cierpliwie na kolejne neizrozumiałe słowa ze strony Marzyciela.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Ich brak zrozumienia był jednostronny. Wieczny Marzyciel, kreatura stara jak świat, z którego pochodził Yootaro, jak nie jeszcze starsza, właśnie postanowiła zrobić coś, czego nie robił zwykle. Odezwał się do istoty niższej statusem – zwykłego mieszkańca jakiegoś tam świata. Zwykł być osobą, która zabijała za nieodpowiednie zachowanie w swoim otoczeniu, zmuszając do sprzątania ciał przybyszy, którzy teraz stali się nic nie wartym ciałem, z którym Orion musiał sobie jakoś poradzić. Niszczył i usuwał bez mrugnięcia okiem, których miał kilka. Nie spotkał się jednak z istota, która tak wyraźnie ignorowała podświadome uczucie ucieczki. Ludzie, spotykając się ze stwórcą, mieli w zwyczaju klękać, modlić się, błagać o życie. Idea, że powiedział mu prosto w twarz, że go nie rozumiem była szokująca dla ciemnej postaci. Niestety, jego reakcje i „mimika twarzy” nie była czymś co zabójca mógł dostrzec. W końcu nawet nie wiedział, gdzie faktycznie może być ta twarz. Wpatrywał się w zachowanie tego innego człowieka, rozumiejąc trochę, dlaczego Orion miał z nim problem. Dlaczego budził w nim emocje. Był bardzo nieprzewidywalny i zachowywał się jakby idea życia za tydzień była tylko wymysłem, na który nie miał czasu. Wieczny Marzyciel, wpatrując się w złapanego ptaka i wazę, którą trzymał Yootaro… wydał z siebie głęboki pomruk, basem rozchodzący się po całej zamkniętej przestrzeni. Właśnie zdecydował jakie nasiono mu da. Nie odezwał się słowem do wyczekującego na coś ludzkiej postaci. Wyciągnął jedną ze swoich dłoni, która przypominała maskę w stronę Yootaro.
_____W tym momencie czarna przestrzeń, w której byli zamknięci została rozbita, a w miejscu, gdzie uległa zniszczeniu stał Orion. Przez powstałe rysy, szybko poruszające się po całości półkuli, całe zamknięcie zniknęło. Rozbita magia szybko nie pozostawiła po sobie ślady sprawiając, że do oczu Yootaro dotarło w końcu porządna dawka światła. Na twarzy strażnika było widać dwie emocje, zdenerwowanie i lekką panikę. Szybkim krokiem podszedł i ruchem ręki, uderzył wystającą mackę, która nie dosięgnęła jeszcze ciemnowłosego. Zmarszczył brwi posyłając gromiące spojrzenie w stronę stwórcy.
– Co ty sobie wyobrażasz? Jakie znowu prezenty chcesz mu dawać? – podniósł głos jasno nie zadowolony z całej tej idei. – Jesteś moim przyjacielem, ale twoje pomysły nigdy nie kończą się dobrze! Wiesz o tym!
_____To był jeden z głównych powodów, dla których Orion nie zamierzał się zgodzić na nieważne co takiego, Wieczny Marzyciel zamierzał zrobić. Jego plany, pomysły i kreacje, zawsze były problematyczne, zawsze destrukcyjne i nigdy nie kończyły się dobrze. Jakby od początku, wszystko co istnieje poza strefą jego świata, nie mogło zostać wykreowane z jego pomocą. Ha! Nawet jego własny świat zawsze musiał umrzeć, aby narodzić się na nowo z jego nowymi pomysłami. Znając całą tą przeszłość, jasne było, że blondyn nie mając ani jednego pozytywnego efektu końcowego, nie zgadzał się na zachowanie wielkiej czarnej kreatury.
- IblinumPuzur-AmurriNingizzidaMamagal NinazuSumu-AbumLugulbandaSamuqan LudariIshu-Il – głos, który wydostał się od stwórcy był najeżony żalem aniżeli gniewem i słuchając go samo spojrzenie Oriona łagodniało, aż w końcu westchnął głośno przerywając przyjacielowi. - ShamshiAdduIddin-Enlil?
– Tak. Dobrze, ale on musi się zgodzić. – Orion, że zmęczonym i lekko nie wiedząc jak się zachować, odwrócił się do Yootaro. – Jego prezent wiąże się z pewnymi rzeczami, które mogą cię później spotkać, lecz twoje życie będzie łatwiejsze. Zamierzasz przyjąć jego prezent?
– Prezent to prezent, no nie? Grzechem jest odmówić – padło z ust Yootaro.
_____Jak tylko te słowa padły z ust zabójcy, Orion odsunął się na bok kiwając głową, że zrozumiał przekaz. Wieczny Marzyciel także nie zamierzał dłużej czekać. Wyciągnął swoją mackę w kolorze nieba, która oplotła się na około ręki Yootaro, od dłoni po ramię. Następnie mógł wyczuć coś na wzór ciepła rozchodzącego się od dotyku i uczucia jakby przechodziły po nim mrówki. Nie odczuwał bólu, lecz jego ramię na pewno mogło być bardzo ciepłe. Jego głowa na natomiast, w zależności od tego czy był bardzo odporny mentalnie czy nie, mogła pobolewać. Wieczny Marzyciel właśnie nakładał na niego swój prezent. Błogosławieństwo i nasionko, które prawdopodobnie będzie chciał mieć każdy.
_____Gdy proces się skończył, Wieczny Marzyciel zabrał swoją mackę, która znowu zniknęła w czarnej masie jaką był. Jego prezent został pomyślnie przyjęty przez ciało. Odwrócił się uradowany do Oriona, który wpatrywał się w jego zaskoczony faktem, jak sprawnie to poszło. Widząc znak na skórze, który prawdopodobnie uszedłby w ludzkim świecie za tatuaż, widząc znaki, z jakich się składał. Mógł tylko kiwnąć do przyjaciela, że taki prezent będzie dla Yootaro bardzo przydatny. Zwłaszcza, gdy znaki wchodząc w skórę znikały nie pozostawiając po sobie śladu.
– Mam nadzieję, że ucieszysz się z takiego prezentu. – odezwał się głos Wiecznego Marzyciela, który był teraz dla Yootaro zrozumiały. – Orion wpatrywał się wcześniej jak strasznie mozolnie przeglądasz książki. Wiedziałem, że prezent języka świata będzie najlepszym z możliwych jakie mogę ci dać.
_____Stwórca wydawał się jak najbardziej zadowolony z siebie i czekał na pochwałę, albo jakieś słowa uznania ze strony Oriona, który tylko patrzył na niego z mieszanymi uczuciami. Szybko wyprostował je jednak sobie i uśmiechnął się lekko potakując głową do przyjaciela.
– Tak, to będzie najlepszy prezent, ale! – głos Oriona nabrał wyrazu. – Dlaczego też język stwórców?! – krzyknął jakby właśnie próbował ukarać i czarna masę obok siebie. – Zamierzasz z niego zrobić Stwórcę? Wiesz, że ludzie nie przeżywają dobrze takich zmian gatunkowych! Rozmawiałeś z jego Bogiem? Oczywiście, że nie!
_____Z każdym słowem przesuwał się o krok w stronę Wiecznego Marzyciela płynnie przesuwającego się o taką samą odległość od niego. Był wyraźnie przerażony faktem, że strażnik nie był aż tak zadowolony jak powinien być. Przecież to rozwiązuje jego problem! Yootaro jak będzie taki sam jak on, będzie mógł przychodzić tutaj, kiedy będzie chciał, no i nie umrze za chwilę, niczym wszystko inne… Czemu na niego krzyczy?!
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jego czarne jak smoła źrenice były ledwo widoczne przez pochłaniające je tęczówki. Wpatrzony w kreature, badał ją uważnie, zastanawiając co ona w ogóle miała na myśli? Co oznaczały jego słowa? Może po prostu był głodny i chciał zjeść ptaka, którego złapał? Yootaro nie miał zamiaru oddać swej zdobyczy. Jeśli stwór chciał przegryźć coś na ząb, mógł samemu coś sobie złapać. Zabójca musiał sporo nagimnastykować sie za swą ptaszyną, dlatego nie miał zamiaru jej oddać tak łatwo. Jeśli oczywiście o to chodziło Wiecznemu Marzycielowi.
Jego usta rozchyliły się po raz kolejny, gdy cisza zalegająca między nimi, namacalna jak ciemność kłębiąca się wokół ich ciał zaczynała doskwierać niemiłosiernie. Jednakże w tym samym momencie coś strzeliło. Pęknięcie zbliżone do tłukącego się szkła. Suzumaki zwrócił swe spojrzenie w kierunku jasnej pajęczyny, która ostatecznie zrobiła wyrwę w ciemności, wpuszczając zdecydowanie za dużo światła do środka. Przymknął na moment swe powieki, starając oswoić z jasnością, która go przytłoczyła, a do uszu długowłosego dotarł dobrze znany mu głos.
Orion w błyskawicznym tempie odepchnął sięgającą po Yootaro dłoń czarnej istoty, karcąc ją za jakieś nieznane zabójcy pomysły. Czyżby został ofiarą ich dyskusji? Czy oni rozmawiali o nim? Czy Orion obgadywał swojego gościa? Yootaro poczuł pewnego rodzaju radość, ale i złość. Mimo to nie przerywał im, a jedynie bacznie obserwował, chcąc choć trochę zrozumieć powagę tematu, w który był wplątany.
- Prezent to prezent, no nie? Grzechem jest odmówić - jak miewał w swoim zwyczaju, wzruszył ramionami z szerokim uśmiechem, gdy odpowiadał blondynowi. Jego ukochana zawsze tłumaczyła ciemnowłosemu, że nie powinno odmawiać się przyjęcia daru, prezentu, czegokolwiek, co chciała ofiarować druga strona. Nie ważne jak bardzo było to bezwartościowe, zbędne, czy niewłaściwe. Jeśli dają, bierz, a jeśli biją, uciekaj - takie motto zawsze wypowiadała kobieta, śmiejąc się przyjacielsko do każdego, kto usiłował zrozumieć jej tok myślenia. Sam Yootaro tego nie rozumiał, choć doceniał takie podejście, dlatego chcąc zatrzymać jakąś cząstkę swej miłości, sam trzymał się tej jakże trywialnej zasady. Poza tym on sam uważał, że zgodzenie się na prezent od kogoś takiego mógł owocować ciekawymi skutkami, o których chciał się przekonać na własnej skórze.
Wyciągnął swą prawą rękę do przodu, czując jak ciarki nieprzyjemnie prześlizgują się po ciele niczym macka Marzyciela. Widok, jak i uczucie było obrzydliwe, na tyle, że Yootaro wrócił wspomnieniami do dnia, gdy wpadł do bagna pełnego pijawek. Właśnie wteedy poznał swoją uczennicę, która wymusiła swój staż, podając mu gałąź, która uratowała życie zabójcy. Nawet przez chwilę zastanowił się, co u niej słychać.
- Zaskakująco przyjemne uczucie - stwierdził, gdy ciepło rozlewało się pod macką czarnej istoty, pozostawiając coś na wzór tatuażu. Ból głowy jaki się z tym równał, był uporczywy, lecz do zniesienia. Jedynie wywołał grymas na twarzy Yootaro, który wielokrotnie przechodził większe katusze. Dokładnie obadał znaki, prezent od Marzyciela, który po chwili wchłonęła skóra i ślad po nałożeniu go zniknął. Tak jakby nic się nigdy nie wydarzyło.
- Ja... rozumiem cię - twarz Yootaro jeszcze nigdy nie zrobiła takich wielkich oczu. Jakby miały zaraz wypaść z orbity, zaś usta nigdy tak mocno nie rozwarł się w zaskoczeniu, gdy wcześniejszy bełkot istoty był teraz zrozumiały. Jednak widział, iż Orion nie podzielał tego szczęścia, jakie gościło w zabójcy. Posmętniał, gdy blondyn zaczynał rzucać pretensjami w prawdopdoobnie swojego przyjaciela. Tak nie mogło być. Zmarszczył brwi, chcąc wziąć sprawę we własne ręce. Musiał jakoś odwdzięczyć się za taki dar, choć nie do końca rozumiał część o stwórcach. Nie mniej jednak, w lewą dłoń złapał ptaszynę, która wszystkiemu się grzecznie przyglądała i ruszył zaraz za Orionem. Zapewne, normalnie uwiesiłby rękę na jego ramieniu, aby go uspokoić, ale nadal był na niego zły. Nadal był obrażony za zamknięcie go na kilka dni w pokoju. Nadal... nie chciał go dotykać.
Dlatego też minął strażnika, nawet nie zerkając w jego kierunku. Stanął zaraz u boku Wiecznego Marzyciela i zarzucił rękę, nawet nie zastanawiając się na czym ona wylądowała. Po prostu postarał się nie trafić nią ani jednego z oczu ciemnej masy.
- Daj mu spokój Orion. Co w ciebie wstąpiło? Ciągle coś ci nie pasuje, a może... - nagle jego szeroki uśmiech posmutniał, postawa przepełniona entuzjazmem wyparowała, a smutne spojrzenie wywierciło dziurę w brzuchu strażnika.
- Chcesz żebym już odszedł? Nienawidzisz mnie, prawda? - coraz bardziej zastanawiał się, czy nie byłwrzodem na tyłku. Patrząc na to, jak często blondyn zdawał się być poirytowany jego obecnością, jak zarówno zachowaniem, Yootaro zastanawiał się, czy powinien faktycznie przeciągać siedzenie w tej cudownej, znakomitej bibliotece. Zwłaszcza, iż Marzyciel dzięki prezentowi przyspieszył jego możliwości oraz powrót do swego świata.
- Cóż, jestem prawie gotowy do drogi. To ten ptak, o któym tobie wpsominałem. Chciałbym wziąć go ze sobą, jak i jedną maszynę. Tylko nie wiem jak ją przecisnę przez drzwi do swojego świata - puścił czarną masę, drpaiąc się po głowie. Ratując ją od wyrzutów Oriona, postanowił jego uwagę przekierować na siebie. Choć rozmowa z mężczyzną wydawała się być teraz nie lada wyzwaniem, a samego obdarowującego nie chciał całkowicie zignorować.
- Dziękuję Tobie za ten cudowny prezent. Nie jesteś taki straszny na jakiego wyglądasz - posłał szczery uśmiech w kierunku Wiecznego Marzyciela, wracając spojrzeniem w stronę Oriona, jakby wyczekiwał czegoś od niego.
Jego usta rozchyliły się po raz kolejny, gdy cisza zalegająca między nimi, namacalna jak ciemność kłębiąca się wokół ich ciał zaczynała doskwierać niemiłosiernie. Jednakże w tym samym momencie coś strzeliło. Pęknięcie zbliżone do tłukącego się szkła. Suzumaki zwrócił swe spojrzenie w kierunku jasnej pajęczyny, która ostatecznie zrobiła wyrwę w ciemności, wpuszczając zdecydowanie za dużo światła do środka. Przymknął na moment swe powieki, starając oswoić z jasnością, która go przytłoczyła, a do uszu długowłosego dotarł dobrze znany mu głos.
Orion w błyskawicznym tempie odepchnął sięgającą po Yootaro dłoń czarnej istoty, karcąc ją za jakieś nieznane zabójcy pomysły. Czyżby został ofiarą ich dyskusji? Czy oni rozmawiali o nim? Czy Orion obgadywał swojego gościa? Yootaro poczuł pewnego rodzaju radość, ale i złość. Mimo to nie przerywał im, a jedynie bacznie obserwował, chcąc choć trochę zrozumieć powagę tematu, w który był wplątany.
- Prezent to prezent, no nie? Grzechem jest odmówić - jak miewał w swoim zwyczaju, wzruszył ramionami z szerokim uśmiechem, gdy odpowiadał blondynowi. Jego ukochana zawsze tłumaczyła ciemnowłosemu, że nie powinno odmawiać się przyjęcia daru, prezentu, czegokolwiek, co chciała ofiarować druga strona. Nie ważne jak bardzo było to bezwartościowe, zbędne, czy niewłaściwe. Jeśli dają, bierz, a jeśli biją, uciekaj - takie motto zawsze wypowiadała kobieta, śmiejąc się przyjacielsko do każdego, kto usiłował zrozumieć jej tok myślenia. Sam Yootaro tego nie rozumiał, choć doceniał takie podejście, dlatego chcąc zatrzymać jakąś cząstkę swej miłości, sam trzymał się tej jakże trywialnej zasady. Poza tym on sam uważał, że zgodzenie się na prezent od kogoś takiego mógł owocować ciekawymi skutkami, o których chciał się przekonać na własnej skórze.
Wyciągnął swą prawą rękę do przodu, czując jak ciarki nieprzyjemnie prześlizgują się po ciele niczym macka Marzyciela. Widok, jak i uczucie było obrzydliwe, na tyle, że Yootaro wrócił wspomnieniami do dnia, gdy wpadł do bagna pełnego pijawek. Właśnie wteedy poznał swoją uczennicę, która wymusiła swój staż, podając mu gałąź, która uratowała życie zabójcy. Nawet przez chwilę zastanowił się, co u niej słychać.
- Zaskakująco przyjemne uczucie - stwierdził, gdy ciepło rozlewało się pod macką czarnej istoty, pozostawiając coś na wzór tatuażu. Ból głowy jaki się z tym równał, był uporczywy, lecz do zniesienia. Jedynie wywołał grymas na twarzy Yootaro, który wielokrotnie przechodził większe katusze. Dokładnie obadał znaki, prezent od Marzyciela, który po chwili wchłonęła skóra i ślad po nałożeniu go zniknął. Tak jakby nic się nigdy nie wydarzyło.
- Ja... rozumiem cię - twarz Yootaro jeszcze nigdy nie zrobiła takich wielkich oczu. Jakby miały zaraz wypaść z orbity, zaś usta nigdy tak mocno nie rozwarł się w zaskoczeniu, gdy wcześniejszy bełkot istoty był teraz zrozumiały. Jednak widział, iż Orion nie podzielał tego szczęścia, jakie gościło w zabójcy. Posmętniał, gdy blondyn zaczynał rzucać pretensjami w prawdopdoobnie swojego przyjaciela. Tak nie mogło być. Zmarszczył brwi, chcąc wziąć sprawę we własne ręce. Musiał jakoś odwdzięczyć się za taki dar, choć nie do końca rozumiał część o stwórcach. Nie mniej jednak, w lewą dłoń złapał ptaszynę, która wszystkiemu się grzecznie przyglądała i ruszył zaraz za Orionem. Zapewne, normalnie uwiesiłby rękę na jego ramieniu, aby go uspokoić, ale nadal był na niego zły. Nadal był obrażony za zamknięcie go na kilka dni w pokoju. Nadal... nie chciał go dotykać.
Dlatego też minął strażnika, nawet nie zerkając w jego kierunku. Stanął zaraz u boku Wiecznego Marzyciela i zarzucił rękę, nawet nie zastanawiając się na czym ona wylądowała. Po prostu postarał się nie trafić nią ani jednego z oczu ciemnej masy.
- Daj mu spokój Orion. Co w ciebie wstąpiło? Ciągle coś ci nie pasuje, a może... - nagle jego szeroki uśmiech posmutniał, postawa przepełniona entuzjazmem wyparowała, a smutne spojrzenie wywierciło dziurę w brzuchu strażnika.
- Chcesz żebym już odszedł? Nienawidzisz mnie, prawda? - coraz bardziej zastanawiał się, czy nie byłwrzodem na tyłku. Patrząc na to, jak często blondyn zdawał się być poirytowany jego obecnością, jak zarówno zachowaniem, Yootaro zastanawiał się, czy powinien faktycznie przeciągać siedzenie w tej cudownej, znakomitej bibliotece. Zwłaszcza, iż Marzyciel dzięki prezentowi przyspieszył jego możliwości oraz powrót do swego świata.
- Cóż, jestem prawie gotowy do drogi. To ten ptak, o któym tobie wpsominałem. Chciałbym wziąć go ze sobą, jak i jedną maszynę. Tylko nie wiem jak ją przecisnę przez drzwi do swojego świata - puścił czarną masę, drpaiąc się po głowie. Ratując ją od wyrzutów Oriona, postanowił jego uwagę przekierować na siebie. Choć rozmowa z mężczyzną wydawała się być teraz nie lada wyzwaniem, a samego obdarowującego nie chciał całkowicie zignorować.
- Dziękuję Tobie za ten cudowny prezent. Nie jesteś taki straszny na jakiego wyglądasz - posłał szczery uśmiech w kierunku Wiecznego Marzyciela, wracając spojrzeniem w stronę Oriona, jakby wyczekiwał czegoś od niego.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Nasionko przekazywane między stworzycielami, a innymi gatunkami zawsze miało na celu pomóc zrozumieć tego silniejszego. Nie zawsze wiązało się to z krzywdą dla słabszego, bardziej można było to uznać za błogosławieństwo boskie, jeśli w coś takiego jak Bóg się wierzyło. Wśród całej zestawu umiejętności, wiedzy, zdolności, jakie przychodziły z podarunkiem, najgorszym i zaraz najcenniejszym darem było posiadanie nasionka stworzenia. Jego istnienie i darowanie mogło zrobić z podrzędnego gatunku ludzkiego, demoniczne czy jakiekolwiek żyjącego stworzenia – stwórcę swojego własne świata. Trzeba było przy tym spełnić szereg wymagań, przeżyć i przekształcić się w Stwórcę, zupełnie inny rodzaj bytu. Orion był wstanie zgodzić się na bycie błogosławieństwo Yootaro, zwykłego człowieka, który dzięki zdolności rozumienia języków szybciej upora się ze znalezieniem informacji, których potrzebuje, a po powrocie do swojego świata stanie się po prostu poliglotą. Nie było w tym nic złego, nic nikczemnego i nic narażającego jego życie.
_____Z jego serca spadł kamień, gdy widział, że macka Wiecznego Marzyciela nie wyrządza mu faktycznej krzywdy i sam czarnowłosy nie zachowuje się jakby działa mu się krzywda. Bądź co bądź, nie chciał tutaj mutantów i powtórek z przeszłości. Strażnik wiedział, że jego przyjaciel zna się na tym co teraz robił, nadal nie czuł się z tym dobrze, ale nie martwił się, że własnoręcznie będzie musiał zabić gościa. Nie, żeby był to pierwszy raz, ale jednak nie wypadało. Niestety, słowa Yootaro sprawiły, że miał powód do złości, którą właśnie wyrzucał z siebie. Zaskoczyło go działanie zabójcy, którego… nie potrafił do końca zrozumieć. Bądź co bądź, czarna masa nazywająca się Stwórca postanowiła przyczepić do niego bombę!
_____Chciał odpowiedzieć, gdy z ust gościa padło pierwsze pytanie, jednak szybko dołączyło do niego kolejne i kolejne, a całe te zdania sprawiały, że zamknął usta. Jego wkurzone spojrzenie zmieniało się w coś innego. Zmarszczył brwi czując jak z każdym słowem Yootaro coraz mocniej gra na jego emocjach. Miał mieć niby wyrzuty sumienia? Nie miał. Wiedział, że ma rację w tej sytuacji. Wieczny Marzyciel był w błędzie dając mu taki dar, a Yootaro nie mający pojęcia o niczym i stający teraz po stronie tej głupiej czarnej mackości nie był lepszy. Westchnął, skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się w bok. Cały czas ze zmarszczonymi brwiami wydawał się gniewny, chociaż bliżej mu było do zwykłej frustracji. Obaj nie rozumieli jego dobrych intencji i faktu, że się zwyczajnie martwił? Wieczny Marzyciel po części znał fakty, które posiadał Orion. Nie wszystko. Nie tak dużo, bo się tym nie interesował, lecz nadal coś. Zamierzał się odezwać do przyjaciela, pocieszyć go albo wytłumaczyć siebie, ale mówiąc do niego mały jego mość zabrał jego uwagę.
– Nie. – odpowiedział jak tylko Yootaro skończył mówić. – Mylisz się. – na całej jego sylwetce pojawiły się oczy. Większe i mniejsze w swoim rozmiarze spoglądały uważnie na Yootaro. – Aby spotkać się z moim przyjacielem zabijam za każdym razem cały świat. Wszystko dlatego, że się znudziłem. Nie jestem dobrym Stwórcą. – wszystkie oczy, które posiadały najróżniejsze barwy spoglądały teraz na Oriona stojącego za Yootaro. – Orion ma rację w swojej złości, lecz twoje życie nie jest warte tyle co jego szczęście. Odkąd tutaj jesteś przestał być znudzony. To dobrze.
_____Na te słowa Orion odwrócił się w stronę Wiecznego Marzyciela, próbując zrozumieć co on teraz kombinuje. To były za miłe słowa jak na niego. Przecież był wygadanym plotkarzem, który rzucał częściej pogardą niż komplementem. Czuł wszystkie gałki na sobie i nadal twardo nie odzywał się, aby wytłumaczyć coś więcej Yootaro. Widząc brak większej reakcji ze strony strażnika, stwórca postanowił kontynuować.
– Dałem ci błogosławieństwo, które może być twoją klątwą. Nasionko stworzenia może zrobić z ciebie Boga twojego własne świata albo zebrać na ciebie gniew żyjącego Stwórcy twojego świata. – następnie minął płynąc w powietrzu Yootaro i stanął przed Orionem. – Ale więcej nie wiem. Tylko ty wiesz resztę. Może i jestem Stwórcą, ale właścicielem wiedzy wszechświata jesteś ty.
- Haaaaa – po bardzo długim westchnięciu, Orion kiwnął głową do Wiecznego Marzyciela i zrobił krok w bok, aby, jeśli ma taką ochotę, Yootaro mógł spojrzeć na niego. On w tym czasie odwrócił się do wielkiego samolotu, o którym przed chwilą wspominał. – To jest maszyna, która za pomocą paliwa, będzie wstanie latać po niebie. A z tych czarnych skrzynek pod jego skrzydłami wylatują pociski, które niszczą otoczenie. Maszyna robią rzeź z ludzi, którzy nie mogą się jej przeciwstawić. – podszedł do niej i położył delikatnie dłoń, a samolot zrobił się miniaturowy. Wziął go do ręki i zrobił kilka kroków w stronę Yootaro podając mu go. – Przyda ci się, jeśli wrócisz do swojego świata z nasieniem. Nie wiem czy Stwórca twojego świata życie czy jest w trakcie odrodzenia, lecz na pewno będzie chciał cię zabić. – zrobił lekką pauzę, po czym kontynuował wtapiając spojrzenie w mały samolot. – Jak nie on to ktoś to czyha na jego miejsce. Posiadając nasienie stwórcy masz tylko dwie drogi. Stać się Stwórcą własnego świata i przejąć świat kogoś innego. Jak możesz się domyślić opcja numer jeden jest cięższa. – podniósł głowę i spojrzał na Yootaro. Prosto w oczy. – Mam nadzieję, że rozumiesz moją irytację. Przeszedł i mogłeś wrócić bez problemów, ale teraz ten proces będzie dla ciebie cięższy. Jak mam się nie wkurzać?
_____Westchnął ponownie ciężko. Nasionka były czymś co Stwórcy wykorzystywali kiedyś jako sposób do walki z tym drugim. Do przejmowania światów i wznoszenia wojny z innymi. W końcu nikt nie będzie niszczył swoje planety, świata stworzonego z krwi i własnych kości. Dlaczego więc nie zrobić ze swojej kreacji nowego boga, gdzie indzie i u niego właśnie prowadzić masowe mordy? Tak było przynajmniej kiedyś. Teraz, ci słabi już nie żyją, a silni żyją w ukryciu, bo nawet Stwórca raz na jakiś czas musi się odrodzić. Biblioteka była miejscem, które powstało jeszcze przed innymi światami. Była neutralnym gruntem, gdzie zawierano rozmowy pokojowe, rozpoczynano konflikty i tym podobne. Orion nie widział wszystkiego, lecz znaczny kawałek. Wieczny Marzyciel, który jeszcze wtedy był małym i wiecznie śpiącym Stwórcą nie mógł tego znać i pamiętać.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie ukrywał swojego zaskoczenia, kiedy Wieczny Marzyciel zaprzeczył jego słowom. Zabójca nadal nie był oswojony z faktem, iż rozumie kreature we własnym języku. To, jak podarek od niego działał był nie lada zagadką dla ciemnowłosego. Co prawda nie miał po co rozwodzić się nad tym zbyt długo, ale ciekawiło go w jaki sposób słyszą jego samego inni. Jaki język ląduje w uszach Oriona, gdy Suzumaki bombarduje go swoimi przemyśleniami, czy też zachciankami. O ile potrzebe jedzenia można było takowo nazwać.
Yootaro spojrzał swoimi wielkimi oczami w stronę czarnej kreatury, odruchowo odsuwając na pół metra, gdy z jego ciała zaczynały pojawiać się rozmaite gałki oczne. Nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia przeszył zabójcę, lecz nie dał tego po sobie poznać. Choć stwór wyglądał odpychająco i niekiedy groźnie, to z chwilą, gdy go rozumiał, strach niemalże całkowicie uleciał z podświadomości chłopaka.Poza tym ucieczka wiązała się z czymś jeszcze. Gość biblioteki nie chciał wsadzić palca w jedno z oczu, czy też podrażnić je rękawem. Słuchanie narzekania Stwórcy było ostatnią rzeczą jakiej chciał doświadczyć, choć góowało nad nim jeszcze jedno - śmierć od tych obślizgłych macek. Słuchał do końca historii Wiecznego Marzyciela, w głowie szukając jakiegoś dobrego usprawiedliwienia na jego czyny. Zabijanie dla Yootaro nie było czymś obcym, czymś nowym, dlatego nie rozumiał, dlaczego postura o licznych oczach traktowała to jak coś potwornego. Suzumaki sam dla własnych celów zabijał i w tym przypadku w niczym się nie różnił od swojego darczyńcy. Owszem, nie sprowadzał kataklizmu, miliony stworzeń nie umierało w jednej, tej samej chwili, ale nadal te osoby były dla kogoś ważne, a Suzumaki tak po prostu je wymazywał. Tak wyglądało życie. Umierali słabsi, aby silniejsi mogli przeżyć. Dla Marzyciela celem było spotkanie się z przyjacielem, zaś zabójcy ochrona bliskich oraz wykarmienie ich, ale czy na pewno powinien szukać wytłumaczenia na ich działania? Nadal dla osó trzecich było to coś złego, więc siłą rzeczy oni oboje byli czarnymi charakterami. Sama myśl o tym spowodowała, iż długowłosy spojrzał w stronę blondyna, który pewnie sam święty nie był. Choć za takiego w oczach innych uchodził.
Dlatego też zabójca poczuł się w tym wszystkim jak pewnego rodzaju ofiara Wiecznego Marzyciela. Obdarował go z własnego kaprysu, aby zadowolić swojego przyjaciela, być może jedynego. Potraktował człowieka jak zwykłą zabawkę. Jednakże Suzumaki nie mógł winić czarnej postaci, a siebie, bo jakby nie było zgodził się na przyjęcie podarunku, o któym wiedziałzbyt mało. Wziął w ciemno coś, co waliło kłopotami na kilometr, ale czy to przeszkadzało mu jakoś bardzo? Niekoniecznie. W końcu po powrocie do swojego świata, z fasolką czy bez niej, i tak będą osoby ścigające tę cudowną główkę. Ciemnowłosy zdawał sobie sprawę z pogoni za jego śmiercią. Z tego właśnie powodu szukał broni, nietuzinkowej, a jednocześnie doszkalał się o swym świecie, aby jakoś jego życie nabrało na wartości. Ruiny były najcenniejszą rzeczą w ich świecie, dlatego osoby posiadające o nich jakąkolwiek wiedze byli niczym relikt. Chodzący, żywy skarb narodu.
Ciche prychnięcie wydobyło się spomiędzy zaciśniętych warg Yootaro, widząc jak Orion reaguje na Stwórcę przeciągłym "Haaa". Widok ten byłnaprawdę groteskowy, choć w ogóle nie powinno być mu do śmiechu. Był ofiarą istot i niesamowicie długim życiu. Moze nawet sam byłby takim stwórcą, taką groteskową istotą, gdyby faktycznie zamieniłby się w jednego z nich, ale Yootaro ani myślał o zdobywaniu świata. Swojego, czy czyjegoś. Pragnął spokojnego, sielankowego życia, a nie władzy. Mimo to musiał to przemyśleć, sytuację w jakiej się znalazł i być może podpytać blondyna o kilka rzeczy, o ile złość do jego majestatu przeminie, bo nadal Suzumaki był obrażony na strażnika.
Wyciągnął dłoń przed siebie, wpatrując w maszynę, o której chwilę temu mówił. Jasno i klarownie, nie to co z podarkiem od Wiecznego Marzyciela. Zmarszczył lekko brwi, oglądając zminiaturowany samolot, po czym wrócił spojrzeniem prosto w oczy blondyna. Przez te pare dni zapomniał jakie wywierały na nim wrażenie. Jak pierwszego dnia, poczuł wstrząs we własnym ciele, a czas jakby się zatrzymał. Były tylko jego oczy, nieistotne szumy wychodzące z poruszających się ust, jakze kuszących.
- Nie rozumiem - westchnął ciężko, choć było to spowodowane odparciem przyciągania postury strażnika, a nie samym znudzeniem jego słów.Poza tym Yootaro przypomniał sobie coś istotnego, wpatrując w te błyszczące oczka blondyna. - Najpierw mówisz, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Beznadziejna ludzka rasa. Wrzucasz mnie do pokoju jak jakiegoś śmiecia i stawiasz jakieś śmieszne warunki. Nie mówiąc juz nawet o tym całym nasionku - jego niezadowolenie potęgowało w głosie. Im dłużej móił, tym bardziej gniewnie spoglądał na Oriona, a głos mimowolnie się unosił - Więc po cholere się irytujesz? Jestem nikim w twoich oczach. Zwykłym gościem, który zabawia cię w czasie wolnym, gdy się nudzisz. Tak jak on - wskazał palcem na Stwórcę - Więc czemu tak ci zalezy, hm? - odsunął się od mężczyzny o krok w tył. Wziął głęboki wdech i opanował swe emocje. Tym razem z beznamiętną miną uniósł wzrok na Oriona, chcąc wyjawić mu swoje postanowienie, dla którego wyszedł ze swojego pokoju.
- Jutro wracam do swojego świata. Byłbym wdzięczny jakbyś odpwrowadził mnie wtedy do odpowiednich drzwi - nie chciał w końcu przyznawać się do swojej beznadziejnej orientacji w terenie. Biblioteka była spora i nie miał okazji dobrze spamiętać drogi, czy tez numeru swojego świata. Wszystko było ponumerowane. Ciekawe, czy on sam miał jakiś numerek nad głową w oczach Oriona.
- Poza tym - pochyl się do przodu, opierając rękę o biodro. - Jak ja do cholery mam to niby powiększyć jak wrócę do siebie, hee? - zlustrował oskarzycielsko blondyna, wytykając przed jego nos broń, która teraz wyglądała niczym dziecięca zabaweczka.
Yootaro spojrzał swoimi wielkimi oczami w stronę czarnej kreatury, odruchowo odsuwając na pół metra, gdy z jego ciała zaczynały pojawiać się rozmaite gałki oczne. Nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia przeszył zabójcę, lecz nie dał tego po sobie poznać. Choć stwór wyglądał odpychająco i niekiedy groźnie, to z chwilą, gdy go rozumiał, strach niemalże całkowicie uleciał z podświadomości chłopaka.Poza tym ucieczka wiązała się z czymś jeszcze. Gość biblioteki nie chciał wsadzić palca w jedno z oczu, czy też podrażnić je rękawem. Słuchanie narzekania Stwórcy było ostatnią rzeczą jakiej chciał doświadczyć, choć góowało nad nim jeszcze jedno - śmierć od tych obślizgłych macek. Słuchał do końca historii Wiecznego Marzyciela, w głowie szukając jakiegoś dobrego usprawiedliwienia na jego czyny. Zabijanie dla Yootaro nie było czymś obcym, czymś nowym, dlatego nie rozumiał, dlaczego postura o licznych oczach traktowała to jak coś potwornego. Suzumaki sam dla własnych celów zabijał i w tym przypadku w niczym się nie różnił od swojego darczyńcy. Owszem, nie sprowadzał kataklizmu, miliony stworzeń nie umierało w jednej, tej samej chwili, ale nadal te osoby były dla kogoś ważne, a Suzumaki tak po prostu je wymazywał. Tak wyglądało życie. Umierali słabsi, aby silniejsi mogli przeżyć. Dla Marzyciela celem było spotkanie się z przyjacielem, zaś zabójcy ochrona bliskich oraz wykarmienie ich, ale czy na pewno powinien szukać wytłumaczenia na ich działania? Nadal dla osó trzecich było to coś złego, więc siłą rzeczy oni oboje byli czarnymi charakterami. Sama myśl o tym spowodowała, iż długowłosy spojrzał w stronę blondyna, który pewnie sam święty nie był. Choć za takiego w oczach innych uchodził.
Dlatego też zabójca poczuł się w tym wszystkim jak pewnego rodzaju ofiara Wiecznego Marzyciela. Obdarował go z własnego kaprysu, aby zadowolić swojego przyjaciela, być może jedynego. Potraktował człowieka jak zwykłą zabawkę. Jednakże Suzumaki nie mógł winić czarnej postaci, a siebie, bo jakby nie było zgodził się na przyjęcie podarunku, o któym wiedziałzbyt mało. Wziął w ciemno coś, co waliło kłopotami na kilometr, ale czy to przeszkadzało mu jakoś bardzo? Niekoniecznie. W końcu po powrocie do swojego świata, z fasolką czy bez niej, i tak będą osoby ścigające tę cudowną główkę. Ciemnowłosy zdawał sobie sprawę z pogoni za jego śmiercią. Z tego właśnie powodu szukał broni, nietuzinkowej, a jednocześnie doszkalał się o swym świecie, aby jakoś jego życie nabrało na wartości. Ruiny były najcenniejszą rzeczą w ich świecie, dlatego osoby posiadające o nich jakąkolwiek wiedze byli niczym relikt. Chodzący, żywy skarb narodu.
Ciche prychnięcie wydobyło się spomiędzy zaciśniętych warg Yootaro, widząc jak Orion reaguje na Stwórcę przeciągłym "Haaa". Widok ten byłnaprawdę groteskowy, choć w ogóle nie powinno być mu do śmiechu. Był ofiarą istot i niesamowicie długim życiu. Moze nawet sam byłby takim stwórcą, taką groteskową istotą, gdyby faktycznie zamieniłby się w jednego z nich, ale Yootaro ani myślał o zdobywaniu świata. Swojego, czy czyjegoś. Pragnął spokojnego, sielankowego życia, a nie władzy. Mimo to musiał to przemyśleć, sytuację w jakiej się znalazł i być może podpytać blondyna o kilka rzeczy, o ile złość do jego majestatu przeminie, bo nadal Suzumaki był obrażony na strażnika.
Wyciągnął dłoń przed siebie, wpatrując w maszynę, o której chwilę temu mówił. Jasno i klarownie, nie to co z podarkiem od Wiecznego Marzyciela. Zmarszczył lekko brwi, oglądając zminiaturowany samolot, po czym wrócił spojrzeniem prosto w oczy blondyna. Przez te pare dni zapomniał jakie wywierały na nim wrażenie. Jak pierwszego dnia, poczuł wstrząs we własnym ciele, a czas jakby się zatrzymał. Były tylko jego oczy, nieistotne szumy wychodzące z poruszających się ust, jakze kuszących.
- Nie rozumiem - westchnął ciężko, choć było to spowodowane odparciem przyciągania postury strażnika, a nie samym znudzeniem jego słów.Poza tym Yootaro przypomniał sobie coś istotnego, wpatrując w te błyszczące oczka blondyna. - Najpierw mówisz, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Beznadziejna ludzka rasa. Wrzucasz mnie do pokoju jak jakiegoś śmiecia i stawiasz jakieś śmieszne warunki. Nie mówiąc juz nawet o tym całym nasionku - jego niezadowolenie potęgowało w głosie. Im dłużej móił, tym bardziej gniewnie spoglądał na Oriona, a głos mimowolnie się unosił - Więc po cholere się irytujesz? Jestem nikim w twoich oczach. Zwykłym gościem, który zabawia cię w czasie wolnym, gdy się nudzisz. Tak jak on - wskazał palcem na Stwórcę - Więc czemu tak ci zalezy, hm? - odsunął się od mężczyzny o krok w tył. Wziął głęboki wdech i opanował swe emocje. Tym razem z beznamiętną miną uniósł wzrok na Oriona, chcąc wyjawić mu swoje postanowienie, dla którego wyszedł ze swojego pokoju.
- Jutro wracam do swojego świata. Byłbym wdzięczny jakbyś odpwrowadził mnie wtedy do odpowiednich drzwi - nie chciał w końcu przyznawać się do swojej beznadziejnej orientacji w terenie. Biblioteka była spora i nie miał okazji dobrze spamiętać drogi, czy tez numeru swojego świata. Wszystko było ponumerowane. Ciekawe, czy on sam miał jakiś numerek nad głową w oczach Oriona.
- Poza tym - pochyl się do przodu, opierając rękę o biodro. - Jak ja do cholery mam to niby powiększyć jak wrócę do siebie, hee? - zlustrował oskarzycielsko blondyna, wytykając przed jego nos broń, która teraz wyglądała niczym dziecięca zabaweczka.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Strażnik widział wiele razy jak światy znikają przez zmianę stworzyciela, tego administratora i głównego tworzyciela zasad. Świat Yootaro, miejsce, z którego pochodził… Nie chciał, żeby rozpadło się od tak. Poza tym to wszystko tylko zrzucało wielkie zagrożenie nad głowę człowieka, który zjawił się w magicznym miejscu przez przypadek. I to jeszcze ranny. Orion nie potrafił się nie interesować co takiego się wydarzy. Na jego rękach znajdowała się krew, która teraz po eonach latach istniała tylko w odległych wspomnieniach. Jego obojętność zawsze zakańczała czyiś żywot. Pewnie dlatego nie mógł nigdy zignorować rannego gościa. Byli tak samo ważni jak pojawiający się niczym VIP’y stworzyciele. Dla niego może i ważniejsi. Krótkie życie sprawiało, że ludzie, demony, anioły, elfy, wodne kreatury i wszystko inne co musiało kiedyś odejść i umrzeć pragnęło życia. Szanowało je o wiele lepiej od tych zwykle niezbyt pięknych istot, tworząc najcudowniejsze z miejsc. Tylko po to, aby zniszczyć je w przypływie niechęci. Zabójca wkurzający się teraz przed nim, był jednym z nich, pragnącym życia śmiertelnym bytem. Wpadł tutaj przez przypadek, a teraz gdy wyzdrowiał i zabierze co chce, odejdzie.
_____Słuchaj uważnie każdego wydobywającego się od Yootaro słowa. Czy miał prawo być zły? Tak, ale Orion cały czas uważał, że miał rację w tamtej sprawie. Rozwiązał kłótnię między dwójką. Już wtedy zdał sobie sprawę, że ciemnowłosy posiada u niego swego rodzaju specjalne traktowanie. W końcu nie zabił ich oboje, nawet nie byłby wstanie. Zasady biblioteki były jasne. Powinni zostać bezpowrotnie wydaleni z tego miejsca bez jakiejkolwiek szansy na zabranie wiedzy lub przedmiotów. Niestety, jego miękkie serce naginało reguły pozostawione samemu sobie dawno dawno temu. No i skoro jedna strona posiadała specjalne traktowanie to postanowił też nie zabijać drugiej. W tym całym zamieszaniu sam chciałby wiedzieć, dlaczego się przejmuje. Odkąd tylko się pojawił był problemem, w swoim zachowaniu, byciu, ale jednak… mógł tylko westchnąć nie rozumiejąc czegoś po raz pierwszy od tak długiego czasu.
– Zawołaj po mnie, gdy będziesz gotowy. – wyrzucił z siebie w końcu, gdy Yootaro skończył wyrzucać z siebie swoje emocje, spoglądając na niego smutny oczami, lecz resztę twarzy pozostawiając w stoickim spokoju. – Gdy moja moc zniknie, zaraz po przejściu przez drzwi, będziesz miał około pięciu minut zanim samolot wróci do swoich oryginalnych rozmiarów.
_____Niestety, Orion był królem tego zamkniętego świata. Po wyjściu z tego miejsca, jego moc znikała i tak było z każdym żyjącym wiecznie stworzeniem. Poza swoim domem, robili się bardzo podatni na śmierć. Na zakończenie swojego żywota. Wieczny Marzyciel udając brak zainteresowania tą sytuacją skupiał się na czymś innym, jednym ze swoich oczu doglądając całego wydarzenia. Czy miał się z kim podzielić tą historią? Nie, lecz zawsze mógł zmienić to i wprowadzić w swój nowy sen. W tym był najlepszy. Opiekun Biblioteki przeniósł wzrok na ptaka i na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech pełen czułości.
– Opiekuj się nim dobrze. Jest drapieżnym zwierzęciem, które lubuje się w rybach oraz ciepłym klimacie. – rzucił, po czym zmaterializował pewien mały przedmiot w swojej dłoni i wrzucił go do wazy, w której zamknięty był zwierzak. – Ten przedmiot pozwoli ci przywołać go. Zareaguje na specjalną melodię, która wytworzysz przez dmuchnięcie powietrzem w mniejszy koniec.
_____Był to swego rodzaju gwizdek, przypominający w swojej konstrukcji i strukturze muszkę z małymi wypustkami, pomiędzy którymi znajdowały się małe dziurki. Jako że Orion nie wątpił w inteligencję Yootaro, poprzestał tłumaczenia na tym. Zamknął usta i wyminął stojącego przed nim niższego mężczyznę i po kilku krokach teleportując się do własnego pokoju. Pozostał Wiecznego Marzyciela, który robił teraz za jakiegoś zbawiciela oraz Yootaro, który był na niego zły. Jasnowłosy chciał zadymać policzki, zawinąć się w koc i udawać, że ma focha…, ale nic tym nie zdziała i nie zrozumie swoich problemów ani uczuć. Z drugiej strony, po raz pierwszy od dawna nie miał ochoty na czytanie książek. Wiedział, że znalezienie w ich odpowiedzi będzie graniczyło z cudem, skoro nie wie, gdzie ma szukać. W przypływie decyzyjności, zrzucił z siebie biały materiał, wszedł pod swoją pościel i spoglądając w rozgwieżdżone niebo postanowił to wszystko przespać.
_____Pozostawiony sam sobie Wieczny Marzyciel… zaśmiał się. Znał swojego przyjaciela, Oriona, kawał czasu. Śmiejąc się i wydobywając przy tym dość niepokojący dźwięk prawie pokładał się pod siebie. Miał zupełną pewność, że walnął focha i poszedł spać. Cały czas roześmiany, próbując powstrzymać się od kolejnej salwy, wyrzucił z siebie
– Dawno go nie widziałem aż tak emocjonalnego. – wydawał się bardzo zadowolony z tego wszystkiego. – Według zasad powinien cię zabić jak tylko zacząłeś się kłócić z demonem. Chyba ma dla ciebie czuły punkt.
_____Dalej nie kontynuował. Nie podał więcej szczegółów, nie dał wytłumaczeń. Jakby… Dla Wiecznego Marzyciela Yootaro nie był ważny. Z góry zakładał, że szybko umrze od przypadkowego wypadku w jego własnym świecie. W jego wielu oczach to wszystko wyglądało jak ludzie polubienie bezpańskiego ślimaka. Pobawisz się nim trochę i wyrzucasz, bo jednak masz ważniejsze rzeczy do robienia. Prawdopodobnie nie uwierzyłby, że Orion mógł czuć do człowieka coś większego lub bardziej intensywnego. Podśmiewając się pod nosem ominął Yootaro i także udał się do swojego pokoju, aby oglądać dalej swoje kreacje mając mackami i ignorując człowieka.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Widział bardzo dobrze i wyraźnie smutne oczy blondyna, ale nie miał zamiaru się im ugiąć. W tej kwestii chciał być stanowczy, chociaż raz, bo dobrze wiedział, iż jutro z pewnością o wszystkim zapomni i uśmiechnie się do strażnika na pożegnanie. Koniec końców nie chciał, aby ich "rozstanie" tak wyglądało. Miałby wyrzuty sumienia, że zostawił te sprawy niewyjaśnione, w złych stosunkach. Zważywszy na fakt, iż Orion zajął się jego ranami. Nie zostawił zabójcy samemu sobie, przyjął ciepło w swoich progach, pomagając oraz odpowiadajac na wszystko, co chciał, więc po prostu nie byłby sobą, gdyby w jakiś sposób to zignorował. Zwyczajnie Yootaro miał kaprys zostawienia tej sytuacji teraz tak, jak jest z udobruchaniem strażnika na dzień kolejny. Przynajmniej chciał podjąć takową próbe, bo jednak nie wiedział co mu mężczyzna odpowie.
Nie spodziewał się jednak, że z całego towarzystwa, to on zostanie na końcu sam, zastanawiając nad słowami Wiecznego Marzyciela, stwórcy, który był powodem tego całego zamieszania oraz nad zachowaniem samego blondyna. Zdecydowanie stawiał na szali szansę przelecenia strażnika i nic nie mógł już z tym zrobić. Jedynie westchnać, przeciągle, patrząc raz to na ptaka, raz to na zminiaturowaną maszynę.
- No bufon jeden, totalny bufon - brakowało tylko tupnięcia nogą, ale zabójca wstrzymał się, marszcząc swe brwi w niezadowoleniu, wypuszczając jednocześnie zgromadzone nadwyraz powietrze z polików, które dzięki temu straciły na swej wielkości. Zmęczony psychicznie, a jednocześnie fizycznie wrócił z nowymi fantami do swojego pokoju. Nie miał już ochoty na czytanie, nie miał ochoty nawet na jedzenie. Jako płatny zabójca przyzwyczajony był do kilkudniowych głodówek, gdy była taka potrzeba. Jedzenie owoców przez te trzy dni wystarczyło, aby mógł śmiało wyruszyć kolejnego dnia na pusty żołądek. Przynajmniej nic go w drodze do kryjówki nie zaskoczy. Natury własnej.
Przymknął powoli powieki, ułożony wygodnie do snu, zostawiając ptaszynę na wolności, a samolot na blacie biurka. Skupiał swe myśli na tym co zrobi po powrocie do domu, do swojeo świata, do którego był przypisany. Z nasionkiem w sobie, bedzie niczym czerwony przycisk, piszczący i alarmujący kim jest i co chce zrobić, choć to ostatnie nie miało zadnego związku z przywłaszczeniem sobie świata. Nie chciał tego. Z paru powodów. Nie wiedział co się z nim stanie. Czy jego cielesna postać zniknie? Czy stanie się kulą ziemską i będzie odczuwał jak ludzkość pali plony imitujace jego włosy? A może jego piękne, seksowne ciało, z którego jest tak dumny ulegnie skazy i zacznie przypominać czarną maź jak Marzyciela? Lubił swoje ciałko i nie chciał go tracić. Miał co do niego jeszcze pare planów.
Przeszły go dreszcze, a sam skrzywił się na wyobrazenie samego siebie jako ciemnego gluta z mackami.
- Ciekawe czy ten stwór kogoś rucha - Yootaro otworzył nagle oczy, siadając na łóżku jak poparzony. Zdecydowanie brakowało mu bliskości, bo jego myśli zaczynały podążać w niewłaściwym kierunku, dlatego czym prędzej ułożył się bokiem, nie myśląc juz o niczym poza zaśnięciem. Nieprzyszło mu to łatwo, ale ostatecznie oddał się objęciom Morfeusza, budząc w miarę wypoczęty. Pierw ogarnął samego siebie w maire możliwości jakie posiadał w swoim pokoju. Oczywiście posprzątał burdel jaki narobił podczas swojego pobytu. Zabójca, ale z klasą i manierami. Nie chciał nic po sobie pozostawiać, nawet zmarszczek na zaścielonym posłaniu. Upewnił się, że złoty klucz, sprawca przybycia do tego świata grzecznie siedział na dnie kieszeni razem z gwizdkiem, który wyciągnął, aby przywołać do siebie ptaszynę, obserwującą go z wiszącej lampy na suficie. Zwierzę zaćwierkało w odpowiedzi na dźwięk z gwizdka, zlatując na ramię Suzumakiego. Z szeorkim uśmiechem zadowolenia, zabrał z biurka samolot, chowając do drugiej kieszeni, aby czasem nie doznał uszkodzeń i wyszedł z pomieszczenia, powoli zamykając za sobą drzwi, tęsknym spojrzeniem żegnając pewien rozdział w swoim życiu, który właśnie zamykał. Niespiesznie skierował się do centrum biblioteki, nadal nie mogąc nacieszyć wzroku cudnie błyszczącą kulą. Nim wezwał myślami Oriona, potrzebował kilku minut, aby przygotować się na starcie z strażnikiem. Nadal nie rozumiał jego zachowania.
- Orion? - spytał szeptem, niepewnie rozglądając po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widział niebiańsko przystojnej istoty. Ciekaw był przez moment jak zostnie spisana książka, gdzie zwarte będą jego komentarze na temat tego blondyna. Wiedział jedno, iż z pewnością w języku starszych zawita słowo "bufon". To określenie zdecydowanie idalnie opisywało Oriona.
Odwrócił się w przeciwną stronę do swoich pleców i podskoczył z lekki okrzykiem, nie spodziewając się za sobą meżczyzny.
- Nie strasz człowieka z rana! Jeszcze zawału dostanę - odetchnął, trzymając się za miejsce, w którym serce rozszalało się, dygotając, jakby co najmniej ducha zobaczył.
- khem, khem - odchrząknął, rozmasowując sobie kark. - Dzięki za wszystko, bardzo mi pomogłeś - uciekł wzrokiem, czując, że nie dałby sobie rady wykrztusić z siebie tych słów, gdyby widział na sobie to spojrzenie Oriona.
Nie spodziewał się jednak, że z całego towarzystwa, to on zostanie na końcu sam, zastanawiając nad słowami Wiecznego Marzyciela, stwórcy, który był powodem tego całego zamieszania oraz nad zachowaniem samego blondyna. Zdecydowanie stawiał na szali szansę przelecenia strażnika i nic nie mógł już z tym zrobić. Jedynie westchnać, przeciągle, patrząc raz to na ptaka, raz to na zminiaturowaną maszynę.
- No bufon jeden, totalny bufon - brakowało tylko tupnięcia nogą, ale zabójca wstrzymał się, marszcząc swe brwi w niezadowoleniu, wypuszczając jednocześnie zgromadzone nadwyraz powietrze z polików, które dzięki temu straciły na swej wielkości. Zmęczony psychicznie, a jednocześnie fizycznie wrócił z nowymi fantami do swojego pokoju. Nie miał już ochoty na czytanie, nie miał ochoty nawet na jedzenie. Jako płatny zabójca przyzwyczajony był do kilkudniowych głodówek, gdy była taka potrzeba. Jedzenie owoców przez te trzy dni wystarczyło, aby mógł śmiało wyruszyć kolejnego dnia na pusty żołądek. Przynajmniej nic go w drodze do kryjówki nie zaskoczy. Natury własnej.
Przymknął powoli powieki, ułożony wygodnie do snu, zostawiając ptaszynę na wolności, a samolot na blacie biurka. Skupiał swe myśli na tym co zrobi po powrocie do domu, do swojeo świata, do którego był przypisany. Z nasionkiem w sobie, bedzie niczym czerwony przycisk, piszczący i alarmujący kim jest i co chce zrobić, choć to ostatnie nie miało zadnego związku z przywłaszczeniem sobie świata. Nie chciał tego. Z paru powodów. Nie wiedział co się z nim stanie. Czy jego cielesna postać zniknie? Czy stanie się kulą ziemską i będzie odczuwał jak ludzkość pali plony imitujace jego włosy? A może jego piękne, seksowne ciało, z którego jest tak dumny ulegnie skazy i zacznie przypominać czarną maź jak Marzyciela? Lubił swoje ciałko i nie chciał go tracić. Miał co do niego jeszcze pare planów.
Przeszły go dreszcze, a sam skrzywił się na wyobrazenie samego siebie jako ciemnego gluta z mackami.
- Ciekawe czy ten stwór kogoś rucha - Yootaro otworzył nagle oczy, siadając na łóżku jak poparzony. Zdecydowanie brakowało mu bliskości, bo jego myśli zaczynały podążać w niewłaściwym kierunku, dlatego czym prędzej ułożył się bokiem, nie myśląc juz o niczym poza zaśnięciem. Nieprzyszło mu to łatwo, ale ostatecznie oddał się objęciom Morfeusza, budząc w miarę wypoczęty. Pierw ogarnął samego siebie w maire możliwości jakie posiadał w swoim pokoju. Oczywiście posprzątał burdel jaki narobił podczas swojego pobytu. Zabójca, ale z klasą i manierami. Nie chciał nic po sobie pozostawiać, nawet zmarszczek na zaścielonym posłaniu. Upewnił się, że złoty klucz, sprawca przybycia do tego świata grzecznie siedział na dnie kieszeni razem z gwizdkiem, który wyciągnął, aby przywołać do siebie ptaszynę, obserwującą go z wiszącej lampy na suficie. Zwierzę zaćwierkało w odpowiedzi na dźwięk z gwizdka, zlatując na ramię Suzumakiego. Z szeorkim uśmiechem zadowolenia, zabrał z biurka samolot, chowając do drugiej kieszeni, aby czasem nie doznał uszkodzeń i wyszedł z pomieszczenia, powoli zamykając za sobą drzwi, tęsknym spojrzeniem żegnając pewien rozdział w swoim życiu, który właśnie zamykał. Niespiesznie skierował się do centrum biblioteki, nadal nie mogąc nacieszyć wzroku cudnie błyszczącą kulą. Nim wezwał myślami Oriona, potrzebował kilku minut, aby przygotować się na starcie z strażnikiem. Nadal nie rozumiał jego zachowania.
- Orion? - spytał szeptem, niepewnie rozglądając po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widział niebiańsko przystojnej istoty. Ciekaw był przez moment jak zostnie spisana książka, gdzie zwarte będą jego komentarze na temat tego blondyna. Wiedział jedno, iż z pewnością w języku starszych zawita słowo "bufon". To określenie zdecydowanie idalnie opisywało Oriona.
Odwrócił się w przeciwną stronę do swoich pleców i podskoczył z lekki okrzykiem, nie spodziewając się za sobą meżczyzny.
- Nie strasz człowieka z rana! Jeszcze zawału dostanę - odetchnął, trzymając się za miejsce, w którym serce rozszalało się, dygotając, jakby co najmniej ducha zobaczył.
- khem, khem - odchrząknął, rozmasowując sobie kark. - Dzięki za wszystko, bardzo mi pomogłeś - uciekł wzrokiem, czując, że nie dałby sobie rady wykrztusić z siebie tych słów, gdyby widział na sobie to spojrzenie Oriona.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Sen dla kogoś kto spędził wieczność nie jest potrzebny, lecz wykonalny. Pozwalał przeczekać dużą porcję nudnego slotu, tego między wydarzeniami wartymi oglądania. Orion zdawał sobie sprawę, że jego sen zakończy się w momencie, gdy ktoś go zawoła, ktoś wejdzie do biblioteki lub gdy ktoś złamie jedną z zasad. Te trzy warunki czasem były spełnianie wręcz jednocześnie, zdarzali się bowiem stali bywalcy tacy jak Stworzyciele, Kapłani jakichś religii albo kolejny władcy świata, prowadzący monolog na dostęp do wiedzy. Każdy miał zupełnie inne powody i strażnik nigdy nie był zainteresowany pakowaniem się w problemy, czy wpływaniem na ich zasady, chociaż… pewnie to byłoby bardzo dobre zajęcie czasu. Przewrócił się na drugi bok i westchnął ciężko wpatrując się w opadającą w jego stronę planetę. Czy faktycznie się zderzą? Nie, ona uderzy w coś innego. W końcu sklepienie przed jego oczami musi się skądś brać. W przypadku takich katastrof jak całe planety zderzające się ze sobą, zwykle ktoś toczył potężny spór albo stwórca miał dosyć jakiegoś zachowania. W każdym razie, ciekawiło go co się mogło wydarzyć, lecz na pewno będzie wiedział. Prędzej czy później. Sekundę potem, koło niego, zmaterializowała się na podłodze lekko przypalona książka. Usiadł i sięgnął po nią nie wychodząc spod kołdry bardziej niż musiał. Przeglądając kilka pierwszy stron szybko zorientował się, że to pamiętnik jednego z ostatnich, którzy przeżyli. Widać tym razem, dostał bardzo szybką odpowiedź na swoje pytanie. Zaspokajając nutkę ciekawości, westchnął po raz kolejny. Jeszcze mocniej, jeszcze ciężej i wstał z łóżka. Nie wiedział, ile spał, ale Yootaro nie zawołał po niego. Zmrużył oczy, gdy przez głowę przeszło mu kilka możliwych wytłumaczeń. Gdy upewnił się, że znajduje się w swoim pokoju…pozbył się zbędnych spekulacji. W końcu nie opuściłby sam, od tak, tego miejsca wychodząc prawidłowymi drzwiami.
_____W ten usłyszał swoje imię. Zarzucił na siebie materiał, którzy przybrał czarny kolor układając się niczym toga. Jego ciuchy były w pewien sposób magiczne. Gdy zostawały zdjęcie z jego ciała, stawały się długim i wielkim materiałem o białej barwie, lecz ubrane na niego ponownie potrafiły zmieniać kształt w mniej lub bardziej skomplikowane i kolorowe stroje. Nigdy się nie brudziły, nigdy nie gniotły. Orion nie zdawał sobie sprawy, jak wiele ten kawałek materiału byłby wart dla każdego innego stworzenia, w każdym z istniejących światów. Dla niego, był to tylko element zasłonięcia pewnych części swojego ciała. Nigdy nie mógł pojąć skąd te zmiany kolorów i kształtów, ale nie marudził, przeteleportował się do miejsca, z którego ktoś o niego wołał. Sceneria się zmieniła, a on stał drobny kawałek obok Yootaro, który rozglądał się teraz wybiórczo prawdopodobnie szukając jego osoby.
– Tutaj jestem.
_____Rzucił lekko od razu spotykając się z przerażoną miną gościa, która go samego swoim krzykiem wprawiła w zaskoczenie. Aż zrobił krok w tył. Nie wchodził w słowo, gdy ciemnowłosy zaczął mówić. Nie wypadało. Poza tym… nie wydawał się zły na niego, więc to dobrze? Orion, sam, już dawno przestał się irytować tą sytuacją, skoro tylko pogarszało to sytuację. Niestety… Nie wiedział co odpowiedzieć na podziękowania. Zaczęło się od pewnego, dość niezwykłego i bardzo samolubnego odczucia. Nie chciał mieć kolejnego trupa u samych drzwi. Sama definicja słowa gość zmuszała go do zaopiekowania się rannym, nawet jeśli według własnych, starych już reguł, nie powinien ingerować w życie przeciętnych i tak wątłych istot. Teraz z perspektywy czasu, czy nie dlatego właśnie powinno się im pomagać? Kilka razy otworzył usta tylko po to, aby je zamknąć, aż wreszcie wiedział, jak odpowiedzieć.
– Po prostu na początku nie chciałem widzieć jak ktoś znowu umiera w drzwiach. – jego twarz wydawała się bardzo beznamiętna. Ominął zabójcę i podszedł do drzwi otwierając je. – Chodźmy.
_____Nie czekał zbytnio na jakieś odpowiedzi, ruszył przodem, w końcu miał prowadzić gościa do jego drzwi. Bardzo rzadko wykonywał coś tak nudnego jak spacery po tym miejscu. Nawet jeśli miał całą wieczność to teleportowanie się było o wiele bardziej wygodne. Zszedł więc po schodach patrząc z lekkim uśmiechem na bawiące się między drzewami zwierzęta i zadowolone życiem ptaki. Prawdopodobnie, gdyby mogły się rozmnażać już dawno posiadałby tutaj kolejny świat, pełen wszystkich gatunków i to jeszcze żyjących ze sobą w zgodzie. Wtedy też wpadło mu do głowy, że Yootaro był człowiekiem, oni także się rozmnażali, jak każde zwierzę starając się przedłużyć swój gatunek. Teraz, posiadając nasionko, przestał być połowicznie gatunkiem ludzkim.
– Yootaro. – odezwał się i odwrócił do połowy w stronę gościa. – Chciałbym cię z góry przeprosić za niemoralność tego pytania, ale czy posiadasz już dzieci lub masz w planie ich posiadanie? – zadał pytanie spodziewając się swego rodzaju obrazy i może dlatego postanowił szybko wytłumaczyć skąd pochodziło jego pytanie. – Teraz posiadając nasionko, nie wiem, czy jesteś zdolny do posiadania potomstwa z innym człowiekiem. Nikt nigdy tego nie próbował i nie mamy informacji, żeby ktokolwiek się urodził z połączenia możliwego bóstwa i śmiertelnej istoty.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zabójca przekrzywił delikatnie w bok głowę, nie odpowiadając na słowa strażnika, a nawet gdyby chciał, to nie wiedział za bardzo co mógłby wtrącić. Nie znał blondyna tak dobrze, zaledwie od paru dni, ale z pewnością przez swoje długie życie w tej przepełnionej wiedzą bibliotece mógł być swiadkiem wielu śmierci na tysiące sposobów. Jednak coś nie dawało spokoju Yootaro, który idąc w ślady za blondynem, wpatrywał się w jego dobrze zbudowane plecy. Dlaczego jego oczom znudził się widok umierających gości? Co spowodowało, że właśnie tym razem postanowił zmienić swoje zdanie i pomóc komuś obcemu, tak nieistotnemu na tle tego wszystkiego. Suzumaki był niczym mała robotnica w gnieździe os. Miał jedno zadanie, a w razie jego zniknięcia był łatwo do zastąpienia. Więc czemu? Co takiego zaciekawiło Oriona w jego osobie, czy może tak po prostu wygrał w totka, dostając numerek o innej barwie wskazującej na ten szczęśliwy los.
Westchnął zmęczony swoimi przemyśleniami, ale nie zaprzestał tylko na nich. Kolejne napływały, jak na złość, a sam spacer ku drzwiom do świata długowłosego zdawał się niemiłosiernie przeciągać. Ile właściwie lat miał Orion? Jak długo przemierzał korytarze biblioteki, chowając nos w księgach, ciesząc oczy zwierzętami, czy też przedmiotami? Yootaro miał tyle pytań bez odpowiedzi, jak brak samego czasu, aby je zadać.
- He? - wzdrygnął się przestraszony, całkowicie nie spodziewając czegokolwiek ze storny strażnika. Ciągle zdawał się być zły, naburmuszony na niego, a on sam nie wiedział czemu. Może to tylko jego chora wyobraźnia dawała fauszywe znaki.
Spojrzał w zerkającego na niego Oriona, ciekaw o co mu dokładnie chodziło i minęła dłuzsza chwila, nim dotarło do niego to, co uleciało z ust mężczyzny.
- Nie strasz tak człowieka - odetchnął z ulgą, łapiąc dłonią za serce. - Myślałem już, że chcesz złożyć mi jakąś niemoralną propozycję - zażartował, śmiejąc głośno z otwartymi ustami. Nie miał zamiaru powstrzymywać swego rozbawienia i łez wzbierających w kącikach oczu. Choć odebrał to dobrze, przynajmniej z zewnątrz, to w środku odczuł piętno demonów przeszłości. Orion nieświadomie poruszył słaby puntk zabójcy, zdrapując strupy ze starych ran. Wspomnienia o swojej ukochanej niczym grom z nieba uderzyły w chłopaka, a jego kroki na ułamek sekundy stały się nieregularne. Otrząsnął się, nie chcąc dać po sobie poznać, że w jakiś sposób blondyn trafił w czuły punkt Suzumakiego.
- O to się nie martw - z uśmiechem uniósł ręce ku górze, leniwie rozciągając swoje kończny. Splecił dłonie w zgrabny koszyk i ułożył za siebie, na głowie, spoglądając jakby od niechcenia w sufit biblioteki. Jej piękno nadal imponowało zabójcy i gdyby tylko wiedział jak mógłby tu wrócić, zrobiłby to chociaż dla tych widoków.
- Ale skoro jesteśmy już przy tym temacie - odezwał się, zerkając ukradkiem na Oriona, gdy dochodzili do drzwi świata ciemnowłosego. Obiecał sobie, że nie ucieknie od tego tematu i chcąc nie chcąc poruszy go przy strażniku. Żył tu w celibacie na tyle długo, aby czuć pewnego rodzaju desperację. Gdyby tylko wiedział, ze podoła sile strażnikowi, pewnie już zeszłej nocy siedziałby na nim okrakiem z zwycięskim uśmieszkiem.
- Bo widzisz... - zaczął, z niewiadomych przyczyn czując lekki dyskomfort. Nigdy jakoś szczególnie nie miał problemu mówić tego, co siedzi mu w głowie, a tu jednak obecność Oriona jakoś go onieśmielała. Czuł się, jakby miał wyznawać uczucia swojej pierwszej miłości za murami szkoły - Strasznie mnie drażnisz w tym wdzianku - przymknął na moment oczy, marszcząc brwi. W głowie brzmiało to jakoś lepiej, sensowniej - Jestem zdrowym, pełnym wigru samcem - czuł jak panika zaczyna go obezwładniać. Nerwowo podszedł do drzwi, wlepiając wzrok w klampkę. Zdawała się jedynym kołem ratunkowym, za które chcial cholernie zlapać, ale nie mógł zostawić blondaska bez dokończonego zdania. - Nie oczekuje od razu odpowiedzi. Pewnie jak tylko zamkną się za mną drzwi, zapomnisz o mnie, ale! - odwrócił się na pięcie z pełnymi płucami, z jednym wdechem, który miał mu starczyć do końca swoich myśli wypowiadanych na głos. Całkowicie niespójnych. - Co powiesz na seks ze mną? Na pewnie będziesz żałował. Wiesz w ogól co to jest? - czuł jak jego poliki robią się czerwone od roznącej temperatury w organizmie. W odruchu speszenia, zaczął okrążać strażnika niczym drapieznik swoją ofiarę. - Masz bardzo seksowne ciało - przystanął na przeciwko niego, opuszkiem palca dotykając jego skórę na torsie, a piorunujący dreszcz przeszył jego ciało. - Mniejsza. Obserwuj mnie czasem, a dowiodę swojej wartiści. Pokaze, że ludzie nie są tak beznadziejni jak myślisz! A jak wrócę... - wyszczerzył swoje kiełki w szeorkim uśmiechu, sięgając po klamkę od drzwi. - Zapoznasz mnie lepiej z samym sobą - mrugnął do niego zalotnie i dosłownie wskoczył w ciemną maź otchłani, spowitą smugami błękitu oraz zieleni. Uczucie to nie było zbyt przyjemne. Czuł jak zimny, lepki glut oplata go całego. Wpada do ust, uszu, unieruchamia kończyny. Z czasem pojawił się ból głowy, nudnośni, gdy dryfując w tej galaracie, zastanawiał się ile to będzie trwało. I jak za sprawą pstryknięcia palców, w jednej chwili, któej nie był wstanie pojąć swym umysłem, znalazł się na niebie, metr nad koronami gęstych drzew. Z krzykiem przerażenia zaczął spadać, usilnie łapiąc czegokolwiek, co zamortyzuje upadek. Na szczęście szybko odzyskał zdrowy ozsądek i za pomocą odrobiny magii, odbił się od pnia jednego z drzew, potem kolejnego, aż po samą ziemię, gdzie potykając się o własne nogi, runął jak długi do przodu, lądując twarzą w trawie. Jednak nie wstał. Nie podniósł się na równe nogi, trafiając głową o kamień - zemdlał.
Natomiast, gdzieś w głębi jednych z ruin dwoje ludzi spojrzało na siebie wymownie, obdarowując subtelnymi uśmiechami.
- Wrócił - kobieta zarzuciła kaptur na swą głowę, prztakując spojrzeniu stwórcy. Wiedziała co miała teraz zrobić. Odnaleźć Yootaro i przywlec pod stopy blondyna. Jednakże nie tylko oni zwrócili na zabójcę uwagę. Odpoczywająca na skraju lasu, a miasta złodziejka, dopatrzyła się stada ptaków poruszonego czymś po środku lasu. Wiedziała dobrze, że do czegoś takiego zdolny był jedynie jej poczciwy mistrz, którego miała zabić, a na dowód wierności rzucić jego odciętą od tułowia głowę prosto pod stopy króla. Polowanie, czas zacząć.
Westchnął zmęczony swoimi przemyśleniami, ale nie zaprzestał tylko na nich. Kolejne napływały, jak na złość, a sam spacer ku drzwiom do świata długowłosego zdawał się niemiłosiernie przeciągać. Ile właściwie lat miał Orion? Jak długo przemierzał korytarze biblioteki, chowając nos w księgach, ciesząc oczy zwierzętami, czy też przedmiotami? Yootaro miał tyle pytań bez odpowiedzi, jak brak samego czasu, aby je zadać.
- He? - wzdrygnął się przestraszony, całkowicie nie spodziewając czegokolwiek ze storny strażnika. Ciągle zdawał się być zły, naburmuszony na niego, a on sam nie wiedział czemu. Może to tylko jego chora wyobraźnia dawała fauszywe znaki.
Spojrzał w zerkającego na niego Oriona, ciekaw o co mu dokładnie chodziło i minęła dłuzsza chwila, nim dotarło do niego to, co uleciało z ust mężczyzny.
- Nie strasz tak człowieka - odetchnął z ulgą, łapiąc dłonią za serce. - Myślałem już, że chcesz złożyć mi jakąś niemoralną propozycję - zażartował, śmiejąc głośno z otwartymi ustami. Nie miał zamiaru powstrzymywać swego rozbawienia i łez wzbierających w kącikach oczu. Choć odebrał to dobrze, przynajmniej z zewnątrz, to w środku odczuł piętno demonów przeszłości. Orion nieświadomie poruszył słaby puntk zabójcy, zdrapując strupy ze starych ran. Wspomnienia o swojej ukochanej niczym grom z nieba uderzyły w chłopaka, a jego kroki na ułamek sekundy stały się nieregularne. Otrząsnął się, nie chcąc dać po sobie poznać, że w jakiś sposób blondyn trafił w czuły punkt Suzumakiego.
- O to się nie martw - z uśmiechem uniósł ręce ku górze, leniwie rozciągając swoje kończny. Splecił dłonie w zgrabny koszyk i ułożył za siebie, na głowie, spoglądając jakby od niechcenia w sufit biblioteki. Jej piękno nadal imponowało zabójcy i gdyby tylko wiedział jak mógłby tu wrócić, zrobiłby to chociaż dla tych widoków.
- Ale skoro jesteśmy już przy tym temacie - odezwał się, zerkając ukradkiem na Oriona, gdy dochodzili do drzwi świata ciemnowłosego. Obiecał sobie, że nie ucieknie od tego tematu i chcąc nie chcąc poruszy go przy strażniku. Żył tu w celibacie na tyle długo, aby czuć pewnego rodzaju desperację. Gdyby tylko wiedział, ze podoła sile strażnikowi, pewnie już zeszłej nocy siedziałby na nim okrakiem z zwycięskim uśmieszkiem.
- Bo widzisz... - zaczął, z niewiadomych przyczyn czując lekki dyskomfort. Nigdy jakoś szczególnie nie miał problemu mówić tego, co siedzi mu w głowie, a tu jednak obecność Oriona jakoś go onieśmielała. Czuł się, jakby miał wyznawać uczucia swojej pierwszej miłości za murami szkoły - Strasznie mnie drażnisz w tym wdzianku - przymknął na moment oczy, marszcząc brwi. W głowie brzmiało to jakoś lepiej, sensowniej - Jestem zdrowym, pełnym wigru samcem - czuł jak panika zaczyna go obezwładniać. Nerwowo podszedł do drzwi, wlepiając wzrok w klampkę. Zdawała się jedynym kołem ratunkowym, za które chcial cholernie zlapać, ale nie mógł zostawić blondaska bez dokończonego zdania. - Nie oczekuje od razu odpowiedzi. Pewnie jak tylko zamkną się za mną drzwi, zapomnisz o mnie, ale! - odwrócił się na pięcie z pełnymi płucami, z jednym wdechem, który miał mu starczyć do końca swoich myśli wypowiadanych na głos. Całkowicie niespójnych. - Co powiesz na seks ze mną? Na pewnie będziesz żałował. Wiesz w ogól co to jest? - czuł jak jego poliki robią się czerwone od roznącej temperatury w organizmie. W odruchu speszenia, zaczął okrążać strażnika niczym drapieznik swoją ofiarę. - Masz bardzo seksowne ciało - przystanął na przeciwko niego, opuszkiem palca dotykając jego skórę na torsie, a piorunujący dreszcz przeszył jego ciało. - Mniejsza. Obserwuj mnie czasem, a dowiodę swojej wartiści. Pokaze, że ludzie nie są tak beznadziejni jak myślisz! A jak wrócę... - wyszczerzył swoje kiełki w szeorkim uśmiechu, sięgając po klamkę od drzwi. - Zapoznasz mnie lepiej z samym sobą - mrugnął do niego zalotnie i dosłownie wskoczył w ciemną maź otchłani, spowitą smugami błękitu oraz zieleni. Uczucie to nie było zbyt przyjemne. Czuł jak zimny, lepki glut oplata go całego. Wpada do ust, uszu, unieruchamia kończyny. Z czasem pojawił się ból głowy, nudnośni, gdy dryfując w tej galaracie, zastanawiał się ile to będzie trwało. I jak za sprawą pstryknięcia palców, w jednej chwili, któej nie był wstanie pojąć swym umysłem, znalazł się na niebie, metr nad koronami gęstych drzew. Z krzykiem przerażenia zaczął spadać, usilnie łapiąc czegokolwiek, co zamortyzuje upadek. Na szczęście szybko odzyskał zdrowy ozsądek i za pomocą odrobiny magii, odbił się od pnia jednego z drzew, potem kolejnego, aż po samą ziemię, gdzie potykając się o własne nogi, runął jak długi do przodu, lądując twarzą w trawie. Jednak nie wstał. Nie podniósł się na równe nogi, trafiając głową o kamień - zemdlał.
Natomiast, gdzieś w głębi jednych z ruin dwoje ludzi spojrzało na siebie wymownie, obdarowując subtelnymi uśmiechami.
- Wrócił - kobieta zarzuciła kaptur na swą głowę, prztakując spojrzeniu stwórcy. Wiedziała co miała teraz zrobić. Odnaleźć Yootaro i przywlec pod stopy blondyna. Jednakże nie tylko oni zwrócili na zabójcę uwagę. Odpoczywająca na skraju lasu, a miasta złodziejka, dopatrzyła się stada ptaków poruszonego czymś po środku lasu. Wiedziała dobrze, że do czegoś takiego zdolny był jedynie jej poczciwy mistrz, którego miała zabić, a na dowód wierności rzucić jego odciętą od tułowia głowę prosto pod stopy króla. Polowanie, czas zacząć.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Wieczny Marzyciel się śmiał. Nie wpatrywał się w siedzącego przed nim przyjaciela, który wbijał w niego spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Widać było po nim jednocześnie niezrozumienie i lekko zdenerwowanie. Siedział w fotelu, oparty i ze skrzyżowany rękami na piersi, a macki wielkiego stwora poruszając się w chaotyczny sposób niszczyły wszystko znajdujące się w okolicy. Ściany, drzewa, krzewy i meble ustawione między roślinnością. Zaraz, gdy tylko usuwał swoje ciało, miejsce było reparowane w ciągu sekund stawiając na nowo to co istniało tam przed chwilą tylko po to, aby znowu zostało zniszczone, w inny sposób, pod innym kątem. Czas mijał, a Wieczny Marzyciel po woli dochodził do siebie. Widząc jednak coraz mocniej wkurzone Oriona westchnął ciężko jakby wypuszczał powietrze z ust.
– To jeszcze raz. – powiedział siadając na swoje miejsce. – Czego takiego nie rozumiesz?
- Co powiesz na seks ze mną? Na pewnie będziesz żałował. – zamknął oczy powtarzając słowa gościa, który już opuścił to miejsce. Nie przejmował się naśmiewaniem z niewiedzy, to tylko oznaczało, że miał gdzie się poprawić, ale… – Nie rozumiem.
– Uczuć, czym jest seks czy czegoś jeszcze innego?
– Rozumiem sens prokreacji, istoty śmiertelne robią to dla przyjemności.
– No to uczucia?
– Poniekąd, ale bardziej chodzi o słowa „na pewno będziesz żałować” – westchnął i włożył twarz w dłonie oparte na łokciach o podłokietniki fotela. – Dlaczego miałbyś się zgadzać na coś, czego będę żałował?
_____Wieczny Marzyciel nie odpowiedział od razu, jakby starał się zrozumieć sam. Strażnik był wstanie dojść do konsensusu ze sobą, że chodziło o przejęzyczenie, ale co, jeśli to nie było to? Wspomnieniami wracał do tamtego momentu. Spytał Yootaro o jego potomstwo, co mogło wpłynąć na zmianę tematu, człowiek wydawał się natomiast bardziej rozbawiony tym pytaniem. Miał się nie martwić o tą sprawę, więc pokiwał tylko przytakująco głową nie odzywając się więcej w temacie, ale jak tylko znaleźli się blisko celu, stało się coś czego nie mógł przewidzieć. Krytyki jego stroju. Coś było nie tak z noszeniem togi? Była wygodna i łatwo mógł się jej pozbyć, gdyby chciał zanurzyć się w wodzie. Nadal, bez słowa stał lekko skołowany, dokąd zmierza rozmowa, czekając aż Yootaro dokończy. Kontent jaki został mu dostarczony sprawił, że w pierwszej chwili… zwątpił w swoje zdolności językowe. Może czegoś nie usłyszał, ale czarnowłosy okrążył go, dotknął i powiedział kolejne zdanie, na które odpowiedział uniesionymi brwiami. Nie otworzył ust. Nie dlatego, że nie rozumiał pytania i całej sytuacji, właściwie… w jakiś sposób mu to schlebiało. Potrzebował natomiast czasu na namysł, żeby udzielić odpowiedzi. Może więc dlatego westchnął lekko i uśmiechnął się widząc jak kolejny gość ucieka do swojego świata z motywacją, żeby wrócić.
– W takim razie będę czekał. – odpowiedział mu tylko jak jego postać znikała. – Życzę ci powodzenia.
_____Orion otworzył oczy i podniósł spojrzenie kończąc przeglądanie swojego wspomnienia. Do tej pory chyba nikt nie był zainteresowany nim, przynajmniej z jego perspektywy i z tego co udało mu się dostrzec. Wieczny Marzyciel przed nim, cały czas zamyślony, chyba w końcu doszedł do jakiegoś konsensusu i miał pomysł o co mogło chodzić.
– Może będzie tak dobrze, że będziesz potem żałował, że to zrobiliście? – w jego głosie słychać było radość. Jakby właśnie coś wynalazł. Orion natomiast posłał mu lekko zdegustowany wyraz twarzy. Czarna Maź postanowiła więc wytłumaczyć. – No bo raczej zrobicie to tylko raz. Dla ludzi seks jest czymś przyjemnym i potrzebnym do prokreacji. I skoro masz tego żałować, to jak doświadczenie miało być złe to by ci o tym nie mówił. Pozostaje więc opcja, że będzie tak dobre, że będziesz chciał więcej i zostanie w twojej głowie.
– Rozumiem twoją logikę. – powiedział zrezygnowany. – Ale nie wydaje mi się, żeby chodziło mu tego typu chwalenie się zdolnościami.
– A ile my ogólnie wiemy na temat przyjemności cielesnych, co? – odpowiedział z tonem jakby nadymał policzki. – Powiedz mi Orionie, doświadczałeś kiedyś przyjemności cielesnych?
_____To stwierdzenie wzięło blondyna z zaskoczenia. Głównie swoją prawdziwością. Znał się na anatomii, czynnikach pobudzających i samej prokreacji, ale to wszystko biologia. Sama czynność nie była mu zbyt znana, zwłaszcza w zakresie wykonywania. Wstał z miejsce jakby właśnie doznał olśnienia i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, które okazało się pokojem Wiecznego Marzyciela. Widząc go takiego, także wstał i szybko lewitując podróżował zanim. Dopiero go wyszli na sam środek Biblioteki, koło wielkiej zielonej kuli postanowił zapytać.
– Na co właściwie wpadłeś?
– Jest takie pomieszczenie w Bibliotece, które dawno temu zamknąłem na dobre i zabrałem możliwość dostania się do niego. – Orion dotknął kuli, która jakby otworzyła się wyświetlając wiele ekranów oraz jakby konsolę sterowania. – Zamierzam przywrócić to pomieszczenie, a pewnie teraz już cały nowy dział biblioteki.
– Co tam jest? – Czarny Stworzyciel był bardzo zaciekawiony co takiego musiało się kryć i zbierać w tamtym dziale, skoro Strażnik nie biorący się nowej wiedzy i odkryć postanowił to zamknąć w cholerę i zapomniał ma milenia o tym. Widząc jak blondyn wstukuje coś, on sam wpadł na pomysł, który rozwiązywał ich rozterkę. – Są ta spisane techniki prokreacji?!
– Ah… – Obrońca Biblioteki obrócił głowę lekko zakłopotany. – Nie do końca, ale pewnie to też tam znajdziemy.
_____Po chwili Orion skończył swoje przywracanie i zamknął kulę jakby zapisując zmiany. W tym momencie cztery korytarze biblioteki zaczęły zmieniać swoje miejsca. Robiąc miejsce na kolejne przejście. Z czterech nagle stworzyły się pięć. Między droga do zbiorów literatury, a korytarzem do pomieszczeń wypełnionych zwierzętami i roślinnością. Drzwi wyglądały na solidne, lecz bardzo nowoczesny w porównaniu z resztą. Jakby faktycznie zostały stworzone później. Wieczny Marzyciel chciał od razu wystartować i otworzyć to nowe miejsce, ale zawahał się czując, że Orion powinien to zrobić.
– No to chodźmy. – prychnął rozbawiony widząc zachowanie stwórcy bojącego się wykonać pierwszy krok. – Od razu mówię, że będzie tam bałagan.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dudniący ból w głowie w końcu przebił się do świadomości Yootaro, budząc go z długiego snu. Długowłosy z mroczkami w oczach stęknął, ociężale podciągając się na rękach ku górze, czując jak coś blokuje jego prawą nogę. Czuł się dokładnie tak, jak po kilku butelkach mocnego sake. Całe ciało było otępiałe, zmarznięte, a szumy docierające do uszu ani troche nie przypominały tego, co do tej pory znał. Potrzebował chwili na przypomnienie sobie, gdzie się znajduje, co robił i dlaczego wszystko go tak boli. W końcu zamazany obraz przed oczami zniknął, wyostrzając coraz to więcej szczegółów, a jego źrenice zadrżały, dostrzegając na tle zielonej puszczy znajomą sylwetkę.
- Kurwa... - stęknął, obracając się na plecy, czując jak wykręca w ten sposób nieco unieruchomioną nogę. Nadal z bólem głowy nie mógł poradzić sobie z wstaniem, więc zwyczajnie sobie leżakował, bo kto mu zabroni? Gdyby kobieta chciała go zabić, zrobiłaby to dawno, gdy był nieprzytomny.
- Długo tak siedzisz? - spytał, unosząc wzrok, aby dostrzec jej długie czarne włosy opadające na błękitne oczy. Ten kolor był niesamowicie piękny i intensywny, aż czuł jak wywierca w jego czole dziurę. Łowczyni bawiła się czymś w dłoni, podpierając rękę o zgiętą nogę. Nie potrzebował jej głosu, aby poznać odpowiedź. Była tu wystarczająco długo, aby rozbić "obóz".
- Jakoś nigdy nie mogę się napatrzyć na twoją mordeczkę - prychnęła rozbawiona, zastanawiając się jak to robił. Jakiego skilla posiadał ten zabójca, że zawsze znikał i wracał cały zdrów. No, prawie cały. Choć długo nie widziała na oczy swojego nauczyciela, to pamiętała wystarczająco wiele jego szczegółów, aby móc śmiało uznać, iż mężczyzna był inny i prawdopodobnie jego zniknięcie było tego powodem.
- Ach przestań, bo jeszcze mi stanie - odgryzł się z szerokim, lecz bladym uśmiechem. Miło było pogawędzić z starą uczennicą, ale skoro siedziała tu przed nim, to mogło oznaczać tylko jedno. Chciała jego głowy. Ta myśl spowodowała, że Yootaro w głębi duszy posmutniał. Nie chciał stracić kolejnej osoby, która w jakiś sposób była dla niego ważna, a co istotniejsze, żywa.
- Tego oboje byśmy nie chcieli - prychnęła, a Suzumaki znów podjął się próby podniesienia. Podciągnął więc ciało na swoich łokciach, patrząc co takiego blokuje jego nogę i cały pobladł na widok wysokiej maszyny. No tak, Orion wspominał, że samolot wróci do swoich rozmiarów, gdy minie jakiś tam czas. Bydle było tak wielkie, że nie widział szansy na wydostanie się stąd samemu. Cmoknął w niezadowoleniu. Nie dziwota, że dziewczyna nie spieszyła się z zamiarem zabicia zabójcy. W końcu miała go w swoich sidłach. Jakie to zabawne. Uciekł przed śmiercią do biblioteki, a wracając z niej znów wpadł w paszczę lwa.
- Kolejna - warknął, marszcząc brwi. Jego mina była niczym ta u obuzonego dziecka. Jeszcze brakowało, aby zaczął fukać, czując jak kobieta depcze jego wysokie ego. Co jak co, ale on naprawdę był dobry w te klocki! Nie rozumiał, dlaczego nikt nie dawał wiary w jego zdolności w łóżku. Miał ciało, miał doświadczenie i jeszcze nie wybrzydzał! Raz dziewczynka, raz chłopaczek. Przynajmniej życie miało jakiś smaczek!
Długowłosa uniosła jedną brew ku górze, zaciekawiona odpowiedzią zabójcy. W końcu nie wiedziała gdzie zniknął, a jego odpowiedź jasno wskazywała, że nie był sam. A to było coś istotnego! Ten samotny strzelec bawił się w tajemniczym miejscu z kimś, możliwe płci pięknej, wieńcząc chaosem w lesie, z jakąś dziwną, nieznaną metalową maszyną. Kobieta nigdy nie widziała czegoś takiego, jak zarówno stworzenia siedzącego na jednym z śmigieł. To on był powodem, dla którego nie zbliżała się do nauczyciela, bawiąc się w dłoni kamieniem.
- To jak, pomożesz mi w końcu stąd wyjść, czy dalej będziesz tak siedzieć? Dostaniesz tam zmarszczek - zagaił, patrząc dokładniej na swoją nogę, która utkiwał w zagłębieniu. Wystarczyło podnieść skrzydło maszyny, albo chociaż podkopać się głębiej, aby mógł sam się wysunąć. Noga raczej nie była złamana. Nie czuł bólu, a całą kończyną mógł poruszać. Przynajmniej te wiadomości były pozytywne.
- Chętnie, ale jest mały problem - przewróciła oczami, rzucając kamieniem nieopodal ciała Yootaro, aby wzrócił uwagę na zwłoki stworzenia, którego każdy się bał. Te mięsożerne kociaki aktywne były jedynie nocą, dlatego nikt o zdrowych zmysłach wtedy nie chodził po zalesionych terenach, a jeśli już, to ukrywał swoją obecność, czatując na możliwe zagrożenie. Te czarne niczym smoła bestyje potrafił kamuflować się niczym kameleon w wysokich trawach, między drzewami. Ich ostre zęby i szpony były gotowe przeciąć nawet stal. Ich krwiste spojrzenie zawsze zwiastowało śmierć. Cieszyły się, uśmiechały do swych ofiar niczym demon skłądający ofertę korzystną tylko dla jednej ze stron. I ta właśnie bestia leżała martwa z wyrwanymi na zewnątrz wnętrznościami. Suzumaki był tak samo zdziwiony jak dziewczyna widząc to pierwszy raz po dotarciu na miejsce.
- Kto to...- nie dokończył, bo chwilę później uczennica przerwała Yootaro, wskazując na ptaszysko siedzące nad głową zabójcy.
- Pozwól, że zapytam cię o pare rzeczy, a ty z łaski swojej grzecznie odpowiesz i poczekasz aż cię uwolnię - zaproponowała, wstając w końcu na równe nogi. Zrzuciła z siebie gruby korzuch ozdobiony białym, tygrysim futrem, aby czasem sobie go nie wybrudzić. - Ale zanim do tego przejdziemy, powiedz tej swojej ptaszynce, aby nie kłapała na mnie dziobem - wytknęła palcem ptaka, mrużąc groźnie swe powieki. Yootaro przytaknął, spoglądając na stworzenie, samemu nie będąc pewnym jak właściwie powinien to zrobić. Nie spodziewał się nawet, że ptak zostanie, a co dopiero będzie go chronił.
- Więc... zacznijmy od tego, gdzie byłeś przez te cztery miesiące - westchnęła, a długowłosy zrobił wielkie oczy. W jego świecie minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, a przecież w bibliotece przeleżałledwo pare nocy. To był problem i to nie mały.
- Gdybyś nie była moją uczennicą, nie uwieżyłabyś - zaczął, widząc na twarzy kobiety spore zainteresowanie.
- Kurwa... - stęknął, obracając się na plecy, czując jak wykręca w ten sposób nieco unieruchomioną nogę. Nadal z bólem głowy nie mógł poradzić sobie z wstaniem, więc zwyczajnie sobie leżakował, bo kto mu zabroni? Gdyby kobieta chciała go zabić, zrobiłaby to dawno, gdy był nieprzytomny.
- Długo tak siedzisz? - spytał, unosząc wzrok, aby dostrzec jej długie czarne włosy opadające na błękitne oczy. Ten kolor był niesamowicie piękny i intensywny, aż czuł jak wywierca w jego czole dziurę. Łowczyni bawiła się czymś w dłoni, podpierając rękę o zgiętą nogę. Nie potrzebował jej głosu, aby poznać odpowiedź. Była tu wystarczająco długo, aby rozbić "obóz".
- Jakoś nigdy nie mogę się napatrzyć na twoją mordeczkę - prychnęła rozbawiona, zastanawiając się jak to robił. Jakiego skilla posiadał ten zabójca, że zawsze znikał i wracał cały zdrów. No, prawie cały. Choć długo nie widziała na oczy swojego nauczyciela, to pamiętała wystarczająco wiele jego szczegółów, aby móc śmiało uznać, iż mężczyzna był inny i prawdopodobnie jego zniknięcie było tego powodem.
- Ach przestań, bo jeszcze mi stanie - odgryzł się z szerokim, lecz bladym uśmiechem. Miło było pogawędzić z starą uczennicą, ale skoro siedziała tu przed nim, to mogło oznaczać tylko jedno. Chciała jego głowy. Ta myśl spowodowała, że Yootaro w głębi duszy posmutniał. Nie chciał stracić kolejnej osoby, która w jakiś sposób była dla niego ważna, a co istotniejsze, żywa.
- Tego oboje byśmy nie chcieli - prychnęła, a Suzumaki znów podjął się próby podniesienia. Podciągnął więc ciało na swoich łokciach, patrząc co takiego blokuje jego nogę i cały pobladł na widok wysokiej maszyny. No tak, Orion wspominał, że samolot wróci do swoich rozmiarów, gdy minie jakiś tam czas. Bydle było tak wielkie, że nie widział szansy na wydostanie się stąd samemu. Cmoknął w niezadowoleniu. Nie dziwota, że dziewczyna nie spieszyła się z zamiarem zabicia zabójcy. W końcu miała go w swoich sidłach. Jakie to zabawne. Uciekł przed śmiercią do biblioteki, a wracając z niej znów wpadł w paszczę lwa.
- Kolejna - warknął, marszcząc brwi. Jego mina była niczym ta u obuzonego dziecka. Jeszcze brakowało, aby zaczął fukać, czując jak kobieta depcze jego wysokie ego. Co jak co, ale on naprawdę był dobry w te klocki! Nie rozumiał, dlaczego nikt nie dawał wiary w jego zdolności w łóżku. Miał ciało, miał doświadczenie i jeszcze nie wybrzydzał! Raz dziewczynka, raz chłopaczek. Przynajmniej życie miało jakiś smaczek!
Długowłosa uniosła jedną brew ku górze, zaciekawiona odpowiedzią zabójcy. W końcu nie wiedziała gdzie zniknął, a jego odpowiedź jasno wskazywała, że nie był sam. A to było coś istotnego! Ten samotny strzelec bawił się w tajemniczym miejscu z kimś, możliwe płci pięknej, wieńcząc chaosem w lesie, z jakąś dziwną, nieznaną metalową maszyną. Kobieta nigdy nie widziała czegoś takiego, jak zarówno stworzenia siedzącego na jednym z śmigieł. To on był powodem, dla którego nie zbliżała się do nauczyciela, bawiąc się w dłoni kamieniem.
- To jak, pomożesz mi w końcu stąd wyjść, czy dalej będziesz tak siedzieć? Dostaniesz tam zmarszczek - zagaił, patrząc dokładniej na swoją nogę, która utkiwał w zagłębieniu. Wystarczyło podnieść skrzydło maszyny, albo chociaż podkopać się głębiej, aby mógł sam się wysunąć. Noga raczej nie była złamana. Nie czuł bólu, a całą kończyną mógł poruszać. Przynajmniej te wiadomości były pozytywne.
- Chętnie, ale jest mały problem - przewróciła oczami, rzucając kamieniem nieopodal ciała Yootaro, aby wzrócił uwagę na zwłoki stworzenia, którego każdy się bał. Te mięsożerne kociaki aktywne były jedynie nocą, dlatego nikt o zdrowych zmysłach wtedy nie chodził po zalesionych terenach, a jeśli już, to ukrywał swoją obecność, czatując na możliwe zagrożenie. Te czarne niczym smoła bestyje potrafił kamuflować się niczym kameleon w wysokich trawach, między drzewami. Ich ostre zęby i szpony były gotowe przeciąć nawet stal. Ich krwiste spojrzenie zawsze zwiastowało śmierć. Cieszyły się, uśmiechały do swych ofiar niczym demon skłądający ofertę korzystną tylko dla jednej ze stron. I ta właśnie bestia leżała martwa z wyrwanymi na zewnątrz wnętrznościami. Suzumaki był tak samo zdziwiony jak dziewczyna widząc to pierwszy raz po dotarciu na miejsce.
- Kto to...- nie dokończył, bo chwilę później uczennica przerwała Yootaro, wskazując na ptaszysko siedzące nad głową zabójcy.
- Pozwól, że zapytam cię o pare rzeczy, a ty z łaski swojej grzecznie odpowiesz i poczekasz aż cię uwolnię - zaproponowała, wstając w końcu na równe nogi. Zrzuciła z siebie gruby korzuch ozdobiony białym, tygrysim futrem, aby czasem sobie go nie wybrudzić. - Ale zanim do tego przejdziemy, powiedz tej swojej ptaszynce, aby nie kłapała na mnie dziobem - wytknęła palcem ptaka, mrużąc groźnie swe powieki. Yootaro przytaknął, spoglądając na stworzenie, samemu nie będąc pewnym jak właściwie powinien to zrobić. Nie spodziewał się nawet, że ptak zostanie, a co dopiero będzie go chronił.
- Więc... zacznijmy od tego, gdzie byłeś przez te cztery miesiące - westchnęła, a długowłosy zrobił wielkie oczy. W jego świecie minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, a przecież w bibliotece przeleżałledwo pare nocy. To był problem i to nie mały.
- Gdybyś nie była moją uczennicą, nie uwieżyłabyś - zaczął, widząc na twarzy kobiety spore zainteresowanie.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Miejsce, które zostało pozostawione same sobie, bez dostępu do czegokolwiek, w tym zdolności segregacji Oriona, była bardzo zakurzone, niepoukładane, a wszędzie piętrzyły się stosy czarnych opakowań, które nosiły na sobie dziwne podpisy. Wieczny Marzyciel idąc zaraz za Strażnikiem nie zastanawiał się długo zanim chwycił za jedno z takich pudełek. Jego macka oplotła czarne, prostokątne i niezbyt szerokie opakowanie otwierając je lekko i widząc w środku coś na wzór taśmy. Czarnej taśmy zwiniętej na jakiejś szypułce. Ze zdziwieniem wymalowanym na swojej niezbyt wyraźnej twarzy wyciągnął inną mackę w stronę blondyna, żeby przykuć jego uwagę, najlepiej też zwrócić na siebie.
– To taśmy. Jedna z pierwszych form. – odpowiedział nie odwracając się do przyjaciela, jakby doskonale wiedział o co będzie chciał spytać. – Jak wejdziemy głębiej powinno być więcej różnych przenośników.
_____Czarna galaretka nie zadawała więcej pytań, przynajmniej nie w tej chwili. Dostała wszystkie informacji jakie potrzebowała. To co ma w ręku to „taśma” i jest więcej innych rodzajów. Widząc napis z boku pudełka, ten w języku starej cywilizacji galaktycznej, Stwórca wiedział, że mówimy o czymś bardzo starym, nazwanym w tym wypadku „nagraniem ślubu Gfasrh”, co według żeńskiego znaczenia imienia, mogło być córką lub damskim członkiem rodziny pierwotnego posiadacza tego „nagrania”. Koniec końców, nawet jeśli chodziło o ceremonię ślubną, był zainteresowany. Głównie jak to działało. Aby się jednak nie zgubić między stosami pudełek, zostawił to, które trzymał w ręku i szybszym tempem pognał za Orionem, który poruszał się między tym wszystkim jakby to był jego prywatny śmietnik, a nie opuszczone na lata miejsce, o którym zapomniał. W sumie, Wieczny Marzyciel był ciekawy czy to było wykonalne, aby Strażnik Wiedzy wyrzucić coś ze swojej głowy. Pary oczu, które pojawiły się na ciemnej masie ciała Stworzyciela wpatrywały się uważnie w skupioną twarz blondyna przeglądającego wzrokiem całe to miejsce.
– Czy ty zapominasz? – wyszło w cichym tonie, lecz Orion złapał ten dźwięk i odwrócił się w jego stronę z pytającym spojrzeniem. – Tak, cokolwiek. Czy zapominasz?
– Masz na myśli czy znikają pewne informacje z mojej głowy?
– Tak.
– Nie. – odezwał się po krótce ze smutnym uśmiechem. – Pamiętam twarze każdej istoty, która zawitała w tym miejscu, każdą książkę, którą przeczytałem i wszystko co zostało do mnie powiedziane.
_____Wieczny Marzyciel nie zareagował mocno, nie odpowiedział nic, a między nimi zapanowało chwilowe milczenie. Stwórca nie mógł czegoś pojąć w tym momencie. Postanowił się jednak nad tym nie głowić, a zwyczajnie spytać kogoś mądrzejszego.
– Orion. – rozpoczął z ciężarem w jego głosie. – Wiesz, że nawet Stwórcy zapominają? Możemy tworzyć nowe światy, kreować i niszczyć życie, ale nawet my nie pamiętamy wszystkiego. Czym tym jesteś? Nie interesowałeś się tym nigdy?
– Właściwie… To nie. – odpowiedział odwracając się w stronę przyjaciela. – Wiedziałem, że nikt nie posiada tej informacji. To nie było coś czego jestem wstanie się dowiedzieć od tak. Po co więc zajmować się czymś takim?
– A nie wydaje ci się, że ktoś może wiedzieć? – zadał kolejne pytanie zbliżając się do Oriona i obejmując go mackami w celu przyjacielskiego uścisku, po tonie można było jednak sprawdzić, że nie jest już poważny, a raczej skory do robienia problemów. – Wiesz przecież, że śpią.
– Hm? – w pierwszej chwili nie złapał po co chodziło, lecz szybko zrozumiał o kim takim mówił. – Chcesz żebym do nich poszedł i ich obudził? – teleportował się kawałek od Stwórcy wpatrują się w niej lekko zszokowany tym pomysłem. – Przecież to nigdy nie będzie dobry pomysł!
– Ale oni mogą wiedzieć. – czując, że w tej sprawie był wstanie przekonać Oriona, zbliżył się ponownie, lecz już nie tak blisko jak wcześniej. – Dobrze to wiesz, tak samo jak ja. Te staruszki na pewno mogą coś wiedzieć. – widząc przed sobą zmarszczone brwi Strażnika, Wieczny Marzyciel postanowił przystopować z tym tematem. W końcu mają całą wieczność, a ten, który nie zapomina na pewno przemyśli to w swoim czasie. – Co więc zamierzamy tutaj robić?
_____Zmiana tematu wyrwała blondyna z zamyślenia, lecz to dobrze. Przybyli tutaj po informację jaką pewnie tylko tutaj uzyskają. Tak prawdziwie. Opiekun Biblioteki nie zamierzał przejmować się teraz tematem czym faktycznie był. Rozumiał, że Stworzyciele, jako rasa byli wieczni i bardzo potężni, ale też podatni na korozję, dlatego co jakiś czas zasypiali lub poświęcali swoje ciało i przechodzili do odrodzenia. Wieczny Marzyciel należał do tych pierwszych. Tworzył świat, który istniał tak długo jak on spał. Nie miał prawie żadnego wglądu w to co działo się w świecie stworzonym na jego śnie. Inni Stworzyciele przyjmowali swoje własne, unikalne sposoby spania. Jedno zamrażali się w lodzie lub gotowali w sercu całego świata powstającego w ich otoczeniu. Orion, który mógł spać, ale nie musiał, nigdy nie zapominał, a był tak samo wieczny i potężny jak Stworzyciele w swoim świecie był unikatowy, ponieważ sam się nie uważał za członka ich rasy. Człowiekiem i istotą śmiertelną z przyczyn oczywistych także nie był. Stwarzał prawdziwą zagadkę, na którą sam nie znał odpowiedzi. Może nawet w sercu nie chciał.
_____Dwójka spędziła całkiem spory kawałek czasu przeczesując górę czarnych opakowań, aby znaleźć coś ze świata, w którym istnieją ludzie tacy jak Yootaro. W międzyczasie nie raz czarna maź przychodziła się spytać czy to na pewno istnieje, lecz gdy w końcu udało im się znaleźć to czego szukali, podpisane „Pierwszy raz” zapowiadało się ciekawie. Głównie dlatego, że według ich znajomości języka – powinno należeć do ludzi nie posiadających magii, a tylko rozwiniętą technologię. Trzymając kwadratowe, bardzo płaskie opakowanie z błyszczącym krążkiem w środku weszli głębiej dochodząc do pary drzwi. Strażnik otworzył je bez zastanowienia wiedząc doskonale co znajduje się za nimi. Czarna tablica, podłączona kablami do kilku różnych odtwarzaczy. Wieczny Marzyciel był bardzo zainteresowany tym wszystkim, lecz gdy dostał polecenie, żeby usiadł wygodnie – bez zastanowienia to zrobił dając Orionowi czas na włączenie wszystkiego i wrócenie do przyjaciela, żeby usiąść w obok niego w jednym z rzędów pełnych czerwonych foteli. Znajdowali się bowiem w Sali kinowej, lecz bardzo kameralnej. Kilka sekund wystarczyło, że ich wyraźnie zaintrygowane miny zmieniły się w dziwny grymas zastanowienia i obrzydzenia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yootaro patrzył z niezadowoloną miną na byłą uczennicę, która trzymając się za brzuch wycierała z kącika oka nagromadzone łzy śmiechu. Choć próbowała, nie mogła powstrzymać się od głośnego wyśmiewania zabójcy po tym jaką historię jej opowiedział. Zwłaszcza o ostatnim fragmencie. Propozycji dla Oriona i tym drobnym, aczkolwiek znaczącym przejęzyczeniu. Ciemnowłosy miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale irytująca reakcja towarzyszki nie pomagała w tym, a jedynie wzniecała chęć przywalenia czymkolwiek w zasięgu ręki. Wiedział, że spartolił sprawę. Pluł sobie w twarz, świadom, iż nie cofnie czasu, a jakiekolwiek tłumaczenie blondynowi po powrocie minie się z celem. Poza tym nie wiedział nawet czy dane mu będzie wrócić.
Westchnął przeciągle, siedząc okrakiem na powalonym pniu drzewa, długim patykiem grzebiąc w rozpalonym ognisku. Subtelny, leniwie wirujący płomień smugał powietrze, ogrzewając je, a jego kształty odbijały się w tęczówkach Suzumakiego. Dziewczyna uspokoiła się, dostrzegając jego stan zamyślenia i mruknęła przeciągle, wyskubując z upieczonej nogi kawałek mięsiwa. Podmuchała na nie i wsunęła do ust, spoglądając w gwieździste niebo. Zaskakująco czysta dzisiejszej nocy.
- Więc... co zamierzasz? - spytała z niewiarygodną powagą w głosie, katem oka zerkając na Yootaro, który nadal wpatrzony był w ognisko.
- Pierw zabiję króla - oznajmił beznamiętnie, nie do końca wiedząc co dalej. Wszystkie jego plany zniweczył prezent od Wiecznego Marzyciela. Orion uświadomił nieco sytuację w jakiej się znalazł, ale on sam nie chciał zawładnąć nad światem. Nie miał tak wysokich ambicji. W jego głowie dudniło wyłącznie słowo Zemsta za rzeczy jakie zgotowała mu aktualna korona.
- A potem? - ponagliła, wrzucając kość do ogniska. Ciemnowłosy zerknął na ptasiego przyjaciela siedzącego niedaleko nich, zanurzającego swojego dzioba w głowie ich pieczonej na ognisku kolacji.
- Spróbuje wrócić do biblioteki. Może tam zostanę na dłużej - wiedział, że ten plan nie miał najmniejszego sensu. On sam chodząc tam bez celu czułby, że czas ucieka mu przez palce. Sama uczennica zdawała się nie pokładać w tym słowach zbyt wiele wiary. W końcu biblioteka dawała tyle mozliwości.
- Cóż, najpierw będziesz musiał pokonać mnie - wskazała dumnie kciukiem na siebie, wstając na równe nogi. Podeszła bliżej, stając okrakiem przy zabójcy zmniejszając maksymalnie odległość między nimi. Ich spojrzenia spotkały się, tworząc niebezpieczną nić porozumienia. Ogień w czarnych tęczówkach zapłonął, a diabelskie uśmieszki wypełzły na ich pobladłe twarze.
- Nadal pewnie ruszasz się jak zółw - prychnął z zadziornym uśmieszkiem w kącikach ust, a ta od razu chwyciła za wyzwanie. Wyciągnęła zza pleców mał nóż, idealny do cichego zabijania i podcinania gardeł. Jego ostry, połyskujący koniec przysunęła do jabłka Adama Yootaro, patrząc na niego z góry jakby juz wygrała.
- Możemy to sprawdzić - zaćwiergotała, a Suzumaki w błskawicznym tempie chwycił za jej nadgarstek, drugą ręką uniemożliwiając kopnięcie, na które zbierała już siły. Dziewczyna tracąc równowagę upadła na plecy, ciągnąc za sobą Yootaro, a ten bez chwili namysłu wpił się w jej usta, czując rozlewający się żar po całym ciele. Pragnął, wręcz potrzebował bliskści drugiej osoby, a powodów do tego było zbyt wiele, aby je wymieniać.
Następnego dnia jakby nigdy nic ogarnęli swoje obozowisko, ukryli maszynę z innego świata i ruszyli w stronę zamku. Całkowicie w ciszy, jakby się nie znali. Ptasi towarzysz zniknął, lecąc gdzieś nad koronami drzew w znaczącej od nich odległości. Yootaro nie przejmował się tym. Nadal miał w kieszeni gwizdek razem z kluczem do biblioteki, którymi bawił się obracając sobie między palcami. Ciszę między nimi przerwał dopiero atak kaszlu Yootaro, gdy wyszli z gęstego lasu na uprawne pola rozciągające się po sam horyzont. W oddali było już wznoszące się miasto, do którego zmierzali.
- Yootaro - spanikowana upadła na kolana, potrzymując nauczyciela, który wypluwał z ust krew, kaszląc jakby czymś się dusił. Wiedział, że powodem było nasionko. Choć nie miał konkretnych na to dowodów, to jego umysł podpowiadał mu.
- Nic mi nie jest, czas dokończyć naszą walkę - z lichym uśmieszkiem odepchnął dziewczynę, wstając o włąsnych siłach i wycierając usta od krwi. - Pamiętasz w końcu, kolejne nasze spotkanie będzie ostatnim tchem dla jednego z nas - wyciągnął zadowolony dwa ostrza, bawiąc się nimi w dłoniach. Tak, jak zawsze widział zapał w oczach uczennicy, tak teraz widział jedynie niepewność. Nie miał jednak zamiaru dać jej wiele czasu do namysłu. Od razu ruszył prosto na nią, zmuszając aby wyciągnęła własną broń. Odruchowo zrobiła to, odpierając kolejne ataki zabójcy. Doskonale wiedziałą gdzie uderzy, znała kolejny krok jakby był jej własnym cieniem. W końcu był jej nauczycielem. Jego wyraz twarzy był taki jak kiedyś. Szeroki uśmiech nie schodził z kącików ust, a oczy błyszczały dziecięcą radością, fascynacją i niecierpliwością do trafienia w ofiarę, do zobaczenia czegoś ciekawego, zaskakującego, wieńcząc to metalowym posmakiem czerwonej posoki.
Wymieniali się atakami raz po raz, starcie trwało niewiarygodnie długo. Ich nogi zaczynały drżeć, oddechy stawały się nierównomierne, całe ciało płonęło od środka, a potem snuł po skórze pomiędzy postawionymi włoskami. W końcu dziewczyna potknęła się, a Yootaro wyłąpując ten jeden moment z pomocą magii przyspieszył swoje nogi, pojawiając tuż za nią, ale przeciwniczka zdążyła okręcić się w bok. Skumulowała magię w lewej ręce, odpychając nią na parę metrów Yootaro. Ten jednak zdążył pozostawić na jej ciele długą, czerwoną linię od swego zatrutego ostrza. Syknęła, czując po chwili pieczenie na skórze. Złapała się za bok, patrząc rozgoryczona na zadowolonego Suzumakiego.
- Urocze - oboje zastygli, słysząc całkowicie obcy głos. Zakapturzona postać jakby znikąd pojawiła się za Yootaro, kładąc dłoń na jego ramieniu. Otworzył szeroko oczy, zaskoczony, że ktoś zdołał podejść go od tyłu. Uczennica zazgrzytała zębami ruszając prosto na zamaskowaną postać, a Yootaro usiłując nadązyć za wszystkim, obróćił głowę w bok, widząc ciało dziewczyny jak sięga ręką do wroga, a jej głowa odcięta od reszty pada na ziemię. Przeturlała się kawałek dalej, a błysk w jej spojrzeniu zaczynał powoli zachodzić mgłą. W końcu mówiono, że człowiek nadal jest świadom tego co się dzieję, parę sekund po utracie głowy. Tak teraz, przerazony, a zarazem wściekły patrzył na płaczącą twarz ostatniej przyjaciółki.
- N...nie.... - wyjęczał, zduszając w sobie jęk, z całych sił zagryzając dolną wargę. Odskoczył od postaci, obdarzając ją najczystrzą nienawiścią jaką posiadał w sobie.
- Witaj Yootaro, w końcu spotykamy się osobiście - lisi uśmieszek wyłonił się spod kaptura. Dłonie postaci powoli sięgnęły do materiału na głowie, ujawniając osobę, która pod nią się kryła. - Jestem Tanzaniti i przyszłam po własność mojego pana - wskazała metalowym palcem na kieszeń zabójcy, jasno dając do zrozumienia, ze wie o bibliotece Oriona.
Westchnął przeciągle, siedząc okrakiem na powalonym pniu drzewa, długim patykiem grzebiąc w rozpalonym ognisku. Subtelny, leniwie wirujący płomień smugał powietrze, ogrzewając je, a jego kształty odbijały się w tęczówkach Suzumakiego. Dziewczyna uspokoiła się, dostrzegając jego stan zamyślenia i mruknęła przeciągle, wyskubując z upieczonej nogi kawałek mięsiwa. Podmuchała na nie i wsunęła do ust, spoglądając w gwieździste niebo. Zaskakująco czysta dzisiejszej nocy.
- Więc... co zamierzasz? - spytała z niewiarygodną powagą w głosie, katem oka zerkając na Yootaro, który nadal wpatrzony był w ognisko.
- Pierw zabiję króla - oznajmił beznamiętnie, nie do końca wiedząc co dalej. Wszystkie jego plany zniweczył prezent od Wiecznego Marzyciela. Orion uświadomił nieco sytuację w jakiej się znalazł, ale on sam nie chciał zawładnąć nad światem. Nie miał tak wysokich ambicji. W jego głowie dudniło wyłącznie słowo Zemsta za rzeczy jakie zgotowała mu aktualna korona.
- A potem? - ponagliła, wrzucając kość do ogniska. Ciemnowłosy zerknął na ptasiego przyjaciela siedzącego niedaleko nich, zanurzającego swojego dzioba w głowie ich pieczonej na ognisku kolacji.
- Spróbuje wrócić do biblioteki. Może tam zostanę na dłużej - wiedział, że ten plan nie miał najmniejszego sensu. On sam chodząc tam bez celu czułby, że czas ucieka mu przez palce. Sama uczennica zdawała się nie pokładać w tym słowach zbyt wiele wiary. W końcu biblioteka dawała tyle mozliwości.
- Cóż, najpierw będziesz musiał pokonać mnie - wskazała dumnie kciukiem na siebie, wstając na równe nogi. Podeszła bliżej, stając okrakiem przy zabójcy zmniejszając maksymalnie odległość między nimi. Ich spojrzenia spotkały się, tworząc niebezpieczną nić porozumienia. Ogień w czarnych tęczówkach zapłonął, a diabelskie uśmieszki wypełzły na ich pobladłe twarze.
- Nadal pewnie ruszasz się jak zółw - prychnął z zadziornym uśmieszkiem w kącikach ust, a ta od razu chwyciła za wyzwanie. Wyciągnęła zza pleców mał nóż, idealny do cichego zabijania i podcinania gardeł. Jego ostry, połyskujący koniec przysunęła do jabłka Adama Yootaro, patrząc na niego z góry jakby juz wygrała.
- Możemy to sprawdzić - zaćwiergotała, a Suzumaki w błskawicznym tempie chwycił za jej nadgarstek, drugą ręką uniemożliwiając kopnięcie, na które zbierała już siły. Dziewczyna tracąc równowagę upadła na plecy, ciągnąc za sobą Yootaro, a ten bez chwili namysłu wpił się w jej usta, czując rozlewający się żar po całym ciele. Pragnął, wręcz potrzebował bliskści drugiej osoby, a powodów do tego było zbyt wiele, aby je wymieniać.
Następnego dnia jakby nigdy nic ogarnęli swoje obozowisko, ukryli maszynę z innego świata i ruszyli w stronę zamku. Całkowicie w ciszy, jakby się nie znali. Ptasi towarzysz zniknął, lecąc gdzieś nad koronami drzew w znaczącej od nich odległości. Yootaro nie przejmował się tym. Nadal miał w kieszeni gwizdek razem z kluczem do biblioteki, którymi bawił się obracając sobie między palcami. Ciszę między nimi przerwał dopiero atak kaszlu Yootaro, gdy wyszli z gęstego lasu na uprawne pola rozciągające się po sam horyzont. W oddali było już wznoszące się miasto, do którego zmierzali.
- Yootaro - spanikowana upadła na kolana, potrzymując nauczyciela, który wypluwał z ust krew, kaszląc jakby czymś się dusił. Wiedział, że powodem było nasionko. Choć nie miał konkretnych na to dowodów, to jego umysł podpowiadał mu.
- Nic mi nie jest, czas dokończyć naszą walkę - z lichym uśmieszkiem odepchnął dziewczynę, wstając o włąsnych siłach i wycierając usta od krwi. - Pamiętasz w końcu, kolejne nasze spotkanie będzie ostatnim tchem dla jednego z nas - wyciągnął zadowolony dwa ostrza, bawiąc się nimi w dłoniach. Tak, jak zawsze widział zapał w oczach uczennicy, tak teraz widział jedynie niepewność. Nie miał jednak zamiaru dać jej wiele czasu do namysłu. Od razu ruszył prosto na nią, zmuszając aby wyciągnęła własną broń. Odruchowo zrobiła to, odpierając kolejne ataki zabójcy. Doskonale wiedziałą gdzie uderzy, znała kolejny krok jakby był jej własnym cieniem. W końcu był jej nauczycielem. Jego wyraz twarzy był taki jak kiedyś. Szeroki uśmiech nie schodził z kącików ust, a oczy błyszczały dziecięcą radością, fascynacją i niecierpliwością do trafienia w ofiarę, do zobaczenia czegoś ciekawego, zaskakującego, wieńcząc to metalowym posmakiem czerwonej posoki.
Wymieniali się atakami raz po raz, starcie trwało niewiarygodnie długo. Ich nogi zaczynały drżeć, oddechy stawały się nierównomierne, całe ciało płonęło od środka, a potem snuł po skórze pomiędzy postawionymi włoskami. W końcu dziewczyna potknęła się, a Yootaro wyłąpując ten jeden moment z pomocą magii przyspieszył swoje nogi, pojawiając tuż za nią, ale przeciwniczka zdążyła okręcić się w bok. Skumulowała magię w lewej ręce, odpychając nią na parę metrów Yootaro. Ten jednak zdążył pozostawić na jej ciele długą, czerwoną linię od swego zatrutego ostrza. Syknęła, czując po chwili pieczenie na skórze. Złapała się za bok, patrząc rozgoryczona na zadowolonego Suzumakiego.
- Urocze - oboje zastygli, słysząc całkowicie obcy głos. Zakapturzona postać jakby znikąd pojawiła się za Yootaro, kładąc dłoń na jego ramieniu. Otworzył szeroko oczy, zaskoczony, że ktoś zdołał podejść go od tyłu. Uczennica zazgrzytała zębami ruszając prosto na zamaskowaną postać, a Yootaro usiłując nadązyć za wszystkim, obróćił głowę w bok, widząc ciało dziewczyny jak sięga ręką do wroga, a jej głowa odcięta od reszty pada na ziemię. Przeturlała się kawałek dalej, a błysk w jej spojrzeniu zaczynał powoli zachodzić mgłą. W końcu mówiono, że człowiek nadal jest świadom tego co się dzieję, parę sekund po utracie głowy. Tak teraz, przerazony, a zarazem wściekły patrzył na płaczącą twarz ostatniej przyjaciółki.
- N...nie.... - wyjęczał, zduszając w sobie jęk, z całych sił zagryzając dolną wargę. Odskoczył od postaci, obdarzając ją najczystrzą nienawiścią jaką posiadał w sobie.
- Witaj Yootaro, w końcu spotykamy się osobiście - lisi uśmieszek wyłonił się spod kaptura. Dłonie postaci powoli sięgnęły do materiału na głowie, ujawniając osobę, która pod nią się kryła. - Jestem Tanzaniti i przyszłam po własność mojego pana - wskazała metalowym palcem na kieszeń zabójcy, jasno dając do zrozumienia, ze wie o bibliotece Oriona.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Na wielkim ekranie, w przyciemnionym pomieszczeniu wyświetlały się obrazy, które postronnej osobie niewiele dałyby do zrozumienia. Orion oraz Wieczny Marzyciel, wpatrujący się w to doskonale wiedząc co takie się dzieje. Ruchomy obraz był pokryty różnymi odcieniami różu między którymi wiło się coś fioletowe z dziwnymi wypustkami. Zarówno strażnik biblioteki jak i jego przyjaciel wpatrywali się w to co działo się, zastanawiając się, dlaczego coś takiego zostało uwiecznione na taśmie. Obaj uważali się za mężczyzn, z dość prostej przyczyny właściwie – nie mogli urodzić dzieci, mogli coś stworzyć z niczego, ale nie byli wstanie wydalić ich jak robiły to kobiety, oddając część siebie.
– Jesteś pewien, że to robi się dla przyjemności? – Czarna maź wpatrywała się z dziwna ciekawością w ekran. – Ona co prawda się uśmiecha i zachowuje jakby była pobudzona, ale…
– Sam nie wiem. – Orion odpowiedział krzywiąc się, gdy zobaczył jak fioletowe coś zaczęło wić się mocniej. – Jakby… To ty masz macki i powinieneś wiedzieć lepiej.
– Oh… – Wieczny Marzyciel wyciągnął jedną z nich spoglądając na nią, a potem na ekran i tak z powrotem. – Czy myślisz, że powinienem spróbować?
_____Blondyna momentalnie przeszły dreszczy, wstał z miejsca i odsunął się. Oglądali właśnie nagranie ze świata, który właśnie zniknął wraz z pobudką przyjaciela. Było to jedno z wielu płyt jakie posiadali. Każda trzymała się podobnej zawartości co spokojnie można nazwać za dziwne. Jakby cała populacja miała jakąś manię z mackami. Orion aż podejrzewał, że dobrze, iż Wieczny Marzyciel się obudził. W ten sposób nie powstanie więcej taki nagrań. Co prawda kobiety, mężczyźni i inne stworzenia na nagraniach wyglądają jakby im się to podobało i przedstawiają typowe biologiczne reakcje, to jednak on sam nie chciał dłużej na to patrzeć. Zwłaszcza teraz gdy stworzyciel postanowił się tym zainteresować. Do tej pory udało im się znaleźć tylko kilka nagrań, które pokazywały normalną kopulację między stworzeniami śmiertelnymi. Żadna z nich nie przypominała jednak ludzi, ale szczęśliwie go nie trzeba prowadzić za rękę, aby zrozumiał koncept i schematy postępowania.
– Co? – spytała czarna maź widząc reakcję strażnika. – Przecież to nie tak, że próbowałbym na tobie!
– Zamknij się. – rzucił szybko odwracając głowę i patrząc jakby przez ściany w jakiejś miejsce. – Mam gościa. Dość wyjątkowego.
_____Gdy demonica wróciła do swojego świata, nie zajęło jej długo, aby usiadła na tron. Zwłaszcza posiadając koronę i będąc kobietą, która jednak mogła urodzić potomka – rozpocząć rodzinę. Stara korona zniknęła, a wraz z tym znakiem zasiadający na tronie demon stracił poparcie. Niestety, miał armię, zamki i mnóstwo zdrowia. Tak przynajmniej uważali wszyscy, którzy nie wiedzieli, że Xongrar zaczął chorować. Miał momenty słabości. Gdy więc pojawiła się demonica o złotych oczach z czerwoną koroną postanowił zgodzić się i zejść z tronu w zamian zmuszając kobietę do ożenku. Demony nie wierzyły w głębokie uczucia, bo jednak w świecie, gdzie siła była wszystkim, miłość zwykle przeszkadzała. Sargrethad, królowa bez zamku, co prawda pałała kipiącym gniewem w kierunku Xongrar’a. Demona, który zniszczył jej wszystkie zamki, zabił towarzyszy i ją samą niemal pozbawił życia, ale władza i tron zawsze był pragnieniem ponad inne. Kobieta zgodziła się i zaraz po tym jak posiadła partnera, usiadła na tronie z koroną na głowie. W głowie miała słowa Oriona, lecz nie rozumiała ich jeszcze kilka miesięcy, aż w końcu znaczenie tamtego ostrzeżenia uderzyło ją prosto w twarz. Zaszła w ciąże. Po jednej spędzonej nocy ze swoimi mężem. Tej wymaganej przez rytuał ożenku. Kto by się spodziewał, że raz wystarczył?
– Wśród rasy demonów ciąża oraz porody są bardzo długie, potrafią trwać latami, lecz mój brzuch rośnie zbyt szybko. – odezwała się i wyciągnęła dłoń do służącej, która podała jej kubek z czarnym płynem. – Nadal nie macie rozwiązania?
_____Złote przenikliwe oczy podniosły się z dużej brzucha, który wyglądał jak u kobiety mające zaraz rodzić i przeniósł się na szereg osób stojących przed nią. Byli ubrani w czarne płaszcze, a z zawodu byli znachorami, lekarzami oraz zielarzami. Znawcami ciała demonów oraz osobami, które pomagały przy nietypowej ciąży Bogini.
– Wasza Wysokość. – na przód wysunął się jeden z mężczyzn. – To pierwszy raz, kiedy osoba zasiadająca na tronie posiada potomstwo. Nie wiemy co się dzieje.
– Macie się dowiedzieć! – krzyknęła ściskając w dłoniach oparcie krzesła, które od razu się rozpadło. Spojrzała na swój wyczyn i tylko westchnęła ciężko tracą swoją furię. – W tym tempie za tydzień będę rodzić. Czy chociaż na to jesteście gotowi?
– Tak. – odezwała się służąca. – Jesteśmy gotowi na poród w każdej chwili.
– A co z Xongrar? – oparła się odchylając lekko głowę do tyłu. – Gdzie on jest?
– Król zajmuje się sprawami bezpieczeństwa.
_____Słysząc to demonica prychnęła, chwilę później łapiąc się za brzuch jakby coś skręcało ją w największych boleściach jakich kiedykolwiek doświadczała. Lekarza przenieśli ją na łóżku znajdują się obok, służące zostały wysłane po wszystko potrzebne do przyjęcia porodu. Widząc czerwoną plamę na siedzisku oraz brudne ciuchy nie ciężko można się domyślić, że coś się działo. Jeden z damskich znachorów zajrzał pod spódniczkę i potwierdziła przypuszczenia – dziecko wychodziła na świat. Sargrethad była w stanie błogosławionym około trzech miesięcy, chociaż powinna być ponad dwa lata w optymistycznej wizji. Nikt więc nie przypuszczał, że to co się urodzi będzie wyglądać ludzko. Zwłaszcza patrząc na bóle jakie przeżywała, na ilość krwi, która się wylała. W końcu, po godzinach batalii na ramionach lekarki znajdowało się dziecko. Z jasną skórą, małymi różkami na głowie i krwistoczerwonymi oczami. Nie wyglądało jak żadne ze swoich rodziców, lecz nikt nie zdołał zarzucić czegoś takiego jak zdrada. Fahrid, bo tak zostało nazwane dziecko, nie zachowywało się jak demon, od początku patrząc na wszystkich z góry. Co najgorsze posiadał przytłaczającą moc kreującą cały świat na około niego. Coś, czego demon nigdy nie będzie umiał.
_____Orion teleportował się wraz z Wiecznym Marzycielem przed drzwi, pod którymi stało siedmioletnie dziecko. Jasna skóra, bardzo długie rogi, które zawijały się i rozgałęziały niczym poroże, a czerwone oczy z czarnymi białkami. Dziecko ubrane w długą szatę, która rozlewała się na wszystkie strony. Widząc kto taki zawitał do Biblioteki, stwórca miał ochotę za zagwizdać, lecz nie posiadając ust było to ciężkie. Po jego zachowaniu było widać jako bardzo ten gość był wyjątkowy. Sam Strażnik nie sądził, że kiedyś go jeszcze zobaczy.
– Witam w Bibliotece. – uśmiechnął się lekko podchodząc bliżej. – Demonie Przeznaczenia.
– W końcu. – dziecko podniosło głowę wpatrując się lekko zmęczone w strażnika. – Nadal nie wiesz jak ciężko jest odrodzić się jak twoje własne stworzenia nie inwestując w inteligencję.
– Hahahaha – Czarna maź podpłynęła bliżej śmiejąc się. – Dlatego nie można na nich nigdy polegać. Dobrze widzieć cię wśród żywych.
_____Dziecko spojrzało na Wiecznego Marzyciela przyjmując miłe słowa, ale cały czas trzymając się na odległość od niego. Byli sobie obojętni te całe eony temu. Nie mógł się spodziewać, że teraz będzie jakoś inaczej. Stworzyciele w większości przypadków nie posiadali skomplikowanych relacji między sobą. Teraz, gdy udało mu się wrócić, jego pierwszym celem była Biblioteka i odzyskanie swojego receptora. Ze wszystkiego co istniało na tym multiwersum tylko Nieskończona Biblioteka była godna zaufania.
– Ile lat ma to ciało? – spytał Orion kucając koło dziecka sięgającego mu jakoś do pasa. – Według standardów demonów masz około pięćdziesięciu lat, lecz tyle nie minęło od kiedy demonica wyszła stąd.
– Mam tydzień. – Demon Przeznaczenia wyciągnął dłoń w stronę blondyna, a ten złapał małą rączkę pokazując pewne zaskoczenie. – Chodźmy po mój receptor.
– Jasne.
_____Rzucił i teleportował całą trójkę przed wielki pilar stojący za bardzo grubym szkłem. W środku tego kamiennego pilara, znajdował się przedmiot, którego mały stwórca potrzebował. Strażnik nie zamierzał się kłócić, tylko usunął wszystkie bariery ukazując na światło małe berło z miejscem na kryształy, których brakowało. Fahrid, wyciągnął małą rączkę, a berło zbliżyło się do niego w końcu trafiając do niego, a ciało z małego i wątłego urosło do rozmiarów dorosłego mężczyzny. O głowę niższego od Oriona, z mniej wyrzeźbionym ciałem. Wyglądał jakby ktoś go nie karmił miesiącami, lecz właśnie tak powinien wyglądać Demon Przeznaczenia. Skóra, krew i kości.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Napięta atmosfera była tak namacalna, że Yootaro był gotów wyobrazić ją sobie i pochwycić w dłonie. Z niewiadomych przyczyn kobieta o kamienistych oczach, mechanicznych rękach i wystających rogach budziła lęk w zabójcy. Tak podobne uczucia miał jedynie, gdy pierwszy raz spotkał Wiecznego Marzyciela, którego swoją drogą szybko polubił, a później znienawidził. Przynajmniej w pewnej kwestii. Teraz jednak stał jak wryty, a czas zdawał się nie płynąć. Jego ciało spinało się coraz bardziej, gotowe do ewentualnej ucieczki. Póki ciemnowłosa kobieta niewykazywała ochoty na jakikolwiek ruch, Suzumaki oceniał ją bacznym wzrokiem, czasem zerkając na ciało martwej uczennicy. Złość w nim kipiała, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, aby nie rzucać się od razu na obcą. W końcu jeszcze nigdy w swoim zyciu nie widział nic podobnego, nic tak przypominającego człowieka, a zarazem kojarzącego się z bestią.
- Czy my się znamy? - spytał, mając w pamięci jej słowa, tak jakby juz kiedyś o sobie słyszeli.
- Nie do końca. Tak jak mówiłam, przyszłam po twoje świecidełko - mruknęła z przyjaznym uśmieszkiem, chodź daleko było to od prawdy. - A raczej świecidełko mojego Pana - poprawiła się, odgarniając pojedynczy kosmyk włosa do tyłu, gdy ldelikatny powiew wiatru wzburzył jej czuprynę.
- Mówisz o tym? - wsadzając rękę do kieszeni, zacisnął kurczowo dłoń na kluczu, który jako jedyny był przejściem do biblioteki Oriona, a przynajmniej jedynym sposobem o jakim wiedział zabójca. Dlatego nie miał zamiaru go oddawać. Choć nie znał sposobu na powrót, to nadal ufałswojemu przeczuciu, ze jakoś znajdzie rozwiązanie tego problemu, ale z pewnością nie miał zamiaru oddawać tego w ręce podejrzanej osoby. Zwłaszcza, że chwilę temu odcięła głowę jego uczennicy. Wyciągnął przedmiot, machając nim przed sobą, a na jego twarzy wykwitł iście radosny, wredny uśmieszek. Tanzaniti nie wiedziała, co miało to oznaczać. Jeszcze nikt nigdy w jej obecności nie zachowywał się tak beztrosko. Poniekąd.
- To powiem tobie, masz problem - dodał, wrzucając klucz do ust i prędko go połknął. Nie liczyło się to, ze później będzie musiał go jakoś wysrać. Najwyżej zmusi się do wymiotów, jeśli do tego czasu nie trafi do jelit.
- Nie jest to duzy problem. I tak nie zamierzałam wypuścić cię żywego - wzruszyła ramionami, widząc jak mężczyzna nagle zastyga z beznamiętną miną, a potem nagle, gwałtownie zrywa się do ucieczki w głąb lasu. - I to jest jeden z najlepszych zabójców? - westchnęła zrezygnowana, nie mogąc dać wiary co właśnie zrobił. Jak tchurz uciekł, jak gazela na widok drapieznika, a ta jeszcze miała się za nim uganiać.
Zsunęła z siebie płaszcz, odkrywając całe, nagie ciało, aby uwolnić swoje skrzydła. Nie chciało jej się biec za zabójcą, wolała za nim polecieć, zwłaszcza że dzięki rosnącym nie tak gęsto drzewom mogła spokojnie między nimi manewrować. Przykucnęła na moment, a potem gotowa do wystrzału jak kamień z procy, wzbiła się w powietrze, coraz bardziej doganiając Yootaro. Ten na widok kobiety cmoknął w niezadowoleniu. Wiedział, że nie ucieknie, ale liczył tylko na jedną rzecz, wszystko stawiał na jedną kartę. Wziął głęboki wdech, ból ciała odsunął na bok i ze wszystkich swych sił przeniósł magię na nogi oraz ręce, aby przyspieszyć. Czuł różnicę między nimi, kobieta nie zblizała się juz w tak niebezpiecznym tempie jak poprzednio, ale nadal odległość się kurczyła. Niebezpiecznie, coraz bardziej niszcząc nadzieję w Suzumakim.
- Nie pozwolę, żeby jakaś pieprzona puszka odwiodła mnie od dobrego ruchanka, na które kurwa pościłem tyle czasu - sapnął sam do siebie, czując jak w jakimś stopnu motywuje się do działania. Chwytając za ostrze, rzucił nim w pień drzewa, rozcinając je na tyle mocno, aby zwaliło się prawie na głowę Tanzaniti. Ugrywając sobie cenne sekundy, sięgnął po gwizdek, łapiąc tchu w płuca i gwidząc, aby ptaszysko ofiaowane przez Oriona zjawiło się na jego wezwanie. Nie liczył, że go uratuje. Wręcz szkoda było mu uśmiercać ptaka, bo jednak wpadł mu w oko od pierwszego wejrzenia, ale dla Yootaro jego własna skóra była cenniejsza. Plus, pragnął zaliczenia blondaska oraz zemsty na królu.
- Wy ludzie z upadłego świata jesteście tacy załośni - nagle ciemnowłosa pojawiła się przed Yootaro, przecinając mu drogę ucieczki. Nie wiedziałnawet kiedy go wyprzedziła, kiedy stracił swą czujność. Rozpędzony, nie mogąc zmienić obranej trasy, po prostu rzucił się na nią, dosłownie wpadająć w jej ramiona. Przyłozył otwartą dłoń do jej skrzydła wystającego zza prawego ramienia, a światło między nimi rozgałęziło się, tworząc ogromny huk i wybuch. Tanzaniti krzyknęła z bólu, a fala uderzeniowa odrzuciła ich w przeciwne strony. Suzumaki powoli wstawał na równe nogi, tak samo jak rozzłoszczona kobieta, która zaczęła gasić jarzące się ogniem pióra. Yootaro uśmiechnął się zadowolony, chodź blado, to nadal było widać w nim zapał do walki. Chwiejnym krokiem znów ruszył do ucieczki, widząc z daleka obóz jaki pozostawił wraz z martwą przyjaciółką. Spojrzał kątem oka na poparzoną dłoń, która parowała od powstałego przed chwilą ciepła, a raczej ognia. Magia potrafiła wzmacniać wiele ludzkich atutów, ale nigdy nikt nie wytworzył ognia. Co prawda ten był strasznie neistabilny i dosłownie spowodował wybuch, ale Yootaro był zadowolony z efektów. Na nic robiłsobie własne szkody ciała. Najwyzej zostanie mu blizna.
Wyskoczył zza drzew, robiąc sporego susa przez przewrócony konar. Przypadkiem jedną nogą wpadł w wygaszone ognisko, w pośpiechu odgarniając gałęzie, gęste od liści, które chowały za zasłoną maszynę. Do dla niej tyle uciekał, dla tego momentu walczył o każdą sekundę, bo nie wyobrazał sobie pokonania Tanzaniti własnymi zdolnościami.
Wpadł do maszyny, zlany potem przyciskając w miarę odpowiednie przyciski. Nie pamiętał dokładnie jak to szło, ale uruchomił maszynę, jej śmigła zaczynały coraz szybciej się kręcić, a zza drzew wyłoniła się kobieta.
- No chodź tu szmaciuro, nafaszeruje cię zaraz twoją erą. Zobaczysz, na co stać ludzi z tego twojego upadłego świata - z morderczym wzrokiem chwycił za drążki, czując jak maszyna zaczyna lekko unosić się do góry, niepewnie.
- No popatrz, popatrz - zatrzymała się, uśmiechając i rozkłądając ręce, jakby była bezradna. - Jednak coś ze sobą przyniosłeś.
- Żryj, w końcu poczęstunek się nalezy - dodał, wciskając czerwony guziczek, a dwa pociski wystrzeliły z komor, lecąc prosto na rogatą kobietę i gdy miały juz w nią uderzyć, nagle zmieniły tor lotu.
- Czy my się znamy? - spytał, mając w pamięci jej słowa, tak jakby juz kiedyś o sobie słyszeli.
- Nie do końca. Tak jak mówiłam, przyszłam po twoje świecidełko - mruknęła z przyjaznym uśmieszkiem, chodź daleko było to od prawdy. - A raczej świecidełko mojego Pana - poprawiła się, odgarniając pojedynczy kosmyk włosa do tyłu, gdy ldelikatny powiew wiatru wzburzył jej czuprynę.
- Mówisz o tym? - wsadzając rękę do kieszeni, zacisnął kurczowo dłoń na kluczu, który jako jedyny był przejściem do biblioteki Oriona, a przynajmniej jedynym sposobem o jakim wiedział zabójca. Dlatego nie miał zamiaru go oddawać. Choć nie znał sposobu na powrót, to nadal ufałswojemu przeczuciu, ze jakoś znajdzie rozwiązanie tego problemu, ale z pewnością nie miał zamiaru oddawać tego w ręce podejrzanej osoby. Zwłaszcza, że chwilę temu odcięła głowę jego uczennicy. Wyciągnął przedmiot, machając nim przed sobą, a na jego twarzy wykwitł iście radosny, wredny uśmieszek. Tanzaniti nie wiedziała, co miało to oznaczać. Jeszcze nikt nigdy w jej obecności nie zachowywał się tak beztrosko. Poniekąd.
- To powiem tobie, masz problem - dodał, wrzucając klucz do ust i prędko go połknął. Nie liczyło się to, ze później będzie musiał go jakoś wysrać. Najwyżej zmusi się do wymiotów, jeśli do tego czasu nie trafi do jelit.
- Nie jest to duzy problem. I tak nie zamierzałam wypuścić cię żywego - wzruszyła ramionami, widząc jak mężczyzna nagle zastyga z beznamiętną miną, a potem nagle, gwałtownie zrywa się do ucieczki w głąb lasu. - I to jest jeden z najlepszych zabójców? - westchnęła zrezygnowana, nie mogąc dać wiary co właśnie zrobił. Jak tchurz uciekł, jak gazela na widok drapieznika, a ta jeszcze miała się za nim uganiać.
Zsunęła z siebie płaszcz, odkrywając całe, nagie ciało, aby uwolnić swoje skrzydła. Nie chciało jej się biec za zabójcą, wolała za nim polecieć, zwłaszcza że dzięki rosnącym nie tak gęsto drzewom mogła spokojnie między nimi manewrować. Przykucnęła na moment, a potem gotowa do wystrzału jak kamień z procy, wzbiła się w powietrze, coraz bardziej doganiając Yootaro. Ten na widok kobiety cmoknął w niezadowoleniu. Wiedział, że nie ucieknie, ale liczył tylko na jedną rzecz, wszystko stawiał na jedną kartę. Wziął głęboki wdech, ból ciała odsunął na bok i ze wszystkich swych sił przeniósł magię na nogi oraz ręce, aby przyspieszyć. Czuł różnicę między nimi, kobieta nie zblizała się juz w tak niebezpiecznym tempie jak poprzednio, ale nadal odległość się kurczyła. Niebezpiecznie, coraz bardziej niszcząc nadzieję w Suzumakim.
- Nie pozwolę, żeby jakaś pieprzona puszka odwiodła mnie od dobrego ruchanka, na które kurwa pościłem tyle czasu - sapnął sam do siebie, czując jak w jakimś stopnu motywuje się do działania. Chwytając za ostrze, rzucił nim w pień drzewa, rozcinając je na tyle mocno, aby zwaliło się prawie na głowę Tanzaniti. Ugrywając sobie cenne sekundy, sięgnął po gwizdek, łapiąc tchu w płuca i gwidząc, aby ptaszysko ofiaowane przez Oriona zjawiło się na jego wezwanie. Nie liczył, że go uratuje. Wręcz szkoda było mu uśmiercać ptaka, bo jednak wpadł mu w oko od pierwszego wejrzenia, ale dla Yootaro jego własna skóra była cenniejsza. Plus, pragnął zaliczenia blondaska oraz zemsty na królu.
- Wy ludzie z upadłego świata jesteście tacy załośni - nagle ciemnowłosa pojawiła się przed Yootaro, przecinając mu drogę ucieczki. Nie wiedziałnawet kiedy go wyprzedziła, kiedy stracił swą czujność. Rozpędzony, nie mogąc zmienić obranej trasy, po prostu rzucił się na nią, dosłownie wpadająć w jej ramiona. Przyłozył otwartą dłoń do jej skrzydła wystającego zza prawego ramienia, a światło między nimi rozgałęziło się, tworząc ogromny huk i wybuch. Tanzaniti krzyknęła z bólu, a fala uderzeniowa odrzuciła ich w przeciwne strony. Suzumaki powoli wstawał na równe nogi, tak samo jak rozzłoszczona kobieta, która zaczęła gasić jarzące się ogniem pióra. Yootaro uśmiechnął się zadowolony, chodź blado, to nadal było widać w nim zapał do walki. Chwiejnym krokiem znów ruszył do ucieczki, widząc z daleka obóz jaki pozostawił wraz z martwą przyjaciółką. Spojrzał kątem oka na poparzoną dłoń, która parowała od powstałego przed chwilą ciepła, a raczej ognia. Magia potrafiła wzmacniać wiele ludzkich atutów, ale nigdy nikt nie wytworzył ognia. Co prawda ten był strasznie neistabilny i dosłownie spowodował wybuch, ale Yootaro był zadowolony z efektów. Na nic robiłsobie własne szkody ciała. Najwyzej zostanie mu blizna.
Wyskoczył zza drzew, robiąc sporego susa przez przewrócony konar. Przypadkiem jedną nogą wpadł w wygaszone ognisko, w pośpiechu odgarniając gałęzie, gęste od liści, które chowały za zasłoną maszynę. Do dla niej tyle uciekał, dla tego momentu walczył o każdą sekundę, bo nie wyobrazał sobie pokonania Tanzaniti własnymi zdolnościami.
Wpadł do maszyny, zlany potem przyciskając w miarę odpowiednie przyciski. Nie pamiętał dokładnie jak to szło, ale uruchomił maszynę, jej śmigła zaczynały coraz szybciej się kręcić, a zza drzew wyłoniła się kobieta.
- No chodź tu szmaciuro, nafaszeruje cię zaraz twoją erą. Zobaczysz, na co stać ludzi z tego twojego upadłego świata - z morderczym wzrokiem chwycił za drążki, czując jak maszyna zaczyna lekko unosić się do góry, niepewnie.
- No popatrz, popatrz - zatrzymała się, uśmiechając i rozkłądając ręce, jakby była bezradna. - Jednak coś ze sobą przyniosłeś.
- Żryj, w końcu poczęstunek się nalezy - dodał, wciskając czerwony guziczek, a dwa pociski wystrzeliły z komor, lecąc prosto na rogatą kobietę i gdy miały juz w nią uderzyć, nagle zmieniły tor lotu.
[ . . . ]
- Wróg wta - mężczyzna umilkł, gdy ostrze przebiło się od tyłu przez jego głowę, wychodząc z otwartych ust. Padł na ziemię jak długi, a podchodząca powoli do jego ciała postać wyciągnęła metal, który drżąc rozbrzmiał po korytarzach zamku króla. Jedni uciekali, drudzy stawali na przeciw intruza. Ich liczebność powoli malała, byli wybijani jak jakieś nic nie znaczące pionki aż została ich tylko garstka, chroniąca komnaty króla. Korona słyszała jak za drzwiami rozgrywała się walka. Po chwili wszystko ucichło, a drzwi powoli rozsunęły się.
- Ty... - jego oczy wyglądały jak pięciozłotówki, gdy jego oczom ukazała się znajoma sylwetka. Myślał, że juz nigdy nie dojrzy na własne oczy tej osoby, a jednak... była tu, przyszła. Postać zamachała bronią w ręce, łapiąc ją w drugą i tak przerzucała ją sobie, rozpryskując krew ofiar, dopóki nie znalazła się na środku sali.
- Nie spodziewałeś się, prawda? - głos rozbrzmiał echem po pokoju, rzucając ostrzem prosto w serce króla.
- Ty... - jego oczy wyglądały jak pięciozłotówki, gdy jego oczom ukazała się znajoma sylwetka. Myślał, że juz nigdy nie dojrzy na własne oczy tej osoby, a jednak... była tu, przyszła. Postać zamachała bronią w ręce, łapiąc ją w drugą i tak przerzucała ją sobie, rozpryskując krew ofiar, dopóki nie znalazła się na środku sali.
- Nie spodziewałeś się, prawda? - głos rozbrzmiał echem po pokoju, rzucając ostrzem prosto w serce króla.
[ . . . ]
Stał jak kołek, wymęczony, a kazde zaciąganie powietrza w płuca powodował ból. Nogi trzęsły się jak galareta, dłonie drzały, wypuszczając broń, której nie miał juz sił trzymać. Pustym wzrokiem spoglądał na zwłoki króla. Był martwy. On naprawdę był martwy. Yootaro chciał się z tego cieszyć, ale czuł jedynie pustkę. Flustrującą pustkę. Był niczym wrak człowieka. Cały we krwi, poraniony, w obdartym ubraniu i zastanawiał się, jak przezył. Jak do tego wszystkiego doszło. Stracił ostatnią bliską mu osobę, ledwo uciekł tanzaniti, gdy ta miała go juz na wyciągnięcie ręki. W ten jak na zawołanie pojawił się ptak, kobieta wbiła dziwny kij w maszynę, chcąc odgonić stworzenie, a wówczas coś zaiskrzyło. Coś zaczęło świszczyć i wyskoczył z samolotu, goniąc za ptaszyną, jakby ta podpowiadała mu, aby spieprzał. Dziękował sobie, bo zaraz maszyna wybuchła. Nie rozglądał się za siebie, biegł, biegł i biegł, a gdy dotarł do zamku, gdzie chciał pierwotnie się znaleźć - wszystko skąpane było we krwi. Wrócił do swego świata, ale nie osiągnął kompletnie nic. Ktoś zabił króla za niego. Ktoś... na niego polował, dla klucza. Yootaro czuł, ze musi jak najszybciej wrócić do biblioteki, ale jak?
- Jestem... zmęczony - uśmiechnął się, jakby stracił wszystkie zmysły, padając na kolana, a potem jak długi runął obok ciała króla, odpływając.
- Jestem... zmęczony - uśmiechnął się, jakby stracił wszystkie zmysły, padając na kolana, a potem jak długi runął obok ciała króla, odpływając.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Ubrany w stworzone przez Oriona ubranie, Demon Przeznaczenia wyglądał bardziej przystępnie i „ludzko”. Zwłaszcza przez fakt, że na widoku nie znajdowały się wystające żebra czy cały kręgosłup. Siedzą teraz przy herbacie z Wiecznym Marzycielem i Strażnikiem, w trójkę, popijali spokojnie trunek rozkoszując się żywą atmosferą otoczenia. Znajdowali się w pokoju przygotowanym dla Czarnej Mazi, bowiem klimaty w jakich lubował się Fahrid, nie nadawały się do odpoczynku. Pozostawione na gorącej ziemi szkielety wielkich stworzeń, pienie drzew, które w każdej chwili mogą się zapalić, Co chwilę uderzający w glebę deszcz z kwasu. Dla Oriona czy Wiecznego Marzyciela były to dość ciepłe miejsce, idealne na wakacje, ale bardzo krótkie. Nie mogli spokojnie napić się herbaty, gdy za chwilę dostaną do trunku kwasu z nieba. Fahrid znając prawdę też nie zamierzał gniewać się, wiedział, jak wygląda sytuacja. On jednak czuł się świetnie w tych klimatach.
– Więc? – rzucił lekko trzymając wielki kubek z wrzącym trunkiem. – Coś ciekawego się działo, jak mnie nie było?
– Oh! Ja mam coś! – Wieczny Marzyciel odsunął zgrabnie filiżankę, którą unosił swoją macką. – Orion ostatnio dostał propozycję stosunku płciowego z człowiekiem!
_____Orion posłał w stronę mówcy wkurzone spojrzenie. To nie było to, o co mogło chodzić Demonowi. Odrodził się po raz pierwszy od bardzo dawna. Na pewno chciał informację o swoim świecie albo co się działo między światami! Propozycje tego typu nie powinny być pierwszym czym chcesz się chwalić po eonach lat, gdy ktoś pyta co się działo. Ku jego zaskoczeniu z ust nowego gościa padło inne stwierdzenie.
– Powiedz więcej! – w oczach Demona widać było małą iskierkę satysfakcji, gdy wręcz wstał na równe nogi w stronę Marzyciela w oczekiwaniu na szczegóły. – To na pewno nie była taka pierwsza propozycją!
– Z tego co ja wiem, to była pierwsza, którą zauważył.
– To nie jest zabawne… – westchnął widząc, ile frajdy mają jego znajomi z jego lekkiego bólu głowy. – Poza tym rozmowa o tym raczej nie pomoże w żaden sposób rozwiązać problemu.
– Problemu? – Demon przechylił lekko głowę i spojrzał na Oriona szukając odpowiedzi. – Jakiego problemu?
– Wiemy, jak się rozmnażają ludzie, ale nie mamy pojęcia jak to robią dla przyjemności samego czynu. – wytłumaczył Wieczny Marzyciel. – W Bibliotece jest miejsce, które przechowuje nagrania, ale jest taki bałagan, że nie możemy nic dobrego znaleźć. – w tym momencie na ciele pojawiły my się gałki oczne, które wpatrywały się w mniejszego siedzącego demona. Kreaturę przypominającą człowieka no i … ten stworzyciel wybrał drogę odrodzenia. – Wiesz, jak to robią ludzie dla przyjemności? Twoje demony wygląda jak ludzie. Tylko z rogami.
_____Jasnoskóry demon z zaskoczenia rozszerzył swoje czerwone gałki oczne, teraz już z białymi białkami. Najpierw spojrzał na czarną maź, później na Strażnika i wrócił spojrzeniem do drugiego stwórcy. Po czym popadł w zamyślenie. Właściwie pytanie było trafne, ale on sam średnio znał się na czynach rozmnażania i jak to robią. Głównie dlatego, że cenił to sobie jako środek do celu. Nie przejmował się jak to robią, dopóki dziecko zostało zrobione. W swoim umyśle starał się znaleźć chociaż jeden przypadek, kiedy uczestniczył w czymś takim albo gdy została mu podana wiedza. Niestety, nie miał nic. Widząc jak długo się zastanawia, Orion już znał pytanie na naszą odpowiedź.
– Nieważne. – odstawił filiżankę i wstał ze swojego miejsca. – Wracam do poszukiwań.
– Hej, a nie możemy naprawdę obudzić śpiących i dowiedzieć się czegoś? – dąsając się lekko rzucił pytanie, chociaż znał odpowiedź. Gdy więc Orion wyszedł z pomieszczenia zupełnie nie dając uwagi swojemu przyjacielowi, ten odwrócił się do Demona, który wrócił do popijania herbaty jakby zupełnie nie usłyszał pytania. – A ty czegoś nie wiesz?
– O czym?
– Orion. Czym on jest.
_____W tym momencie, Fahrid zawahał się, zamierając prawie w bezruchu na sekundę. Widać było, że coś wie. W końcu jego świat nie był jednym z tych nowszych. Miał znajomości i nawet jeśli nie odświeżał ich długo, to nadal dla stwórców – kilka eonów czasu to nie dużo. Odchrząknął lekko udając nonszalancję, lecz wlepione w niego gałki oczne Wiecznego Marzyciela nie dały mu wyboru. Zacisnął zęby, odstawił z impetem kubek i spojrzał na niego lekko poddenerwowany.
– Są rzeczy, o których nie wolno rozmawiać! – mimo, że ton wskazywałby na to, że krzyczy, głos miał nisko, prawie szeptem wypowiadając słowa. – Musisz się tego nauczyć! Nie możesz zadawać takich pytań tutaj!
– To niby gdzie? – Stwórcy był lekko zdezorientowany. – Przecież Biblioteka jest skarbnicą wiedzy. Zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi powinno być przeprowadzane tutaj.
– Nie. W. Tym. Przypadku! – wycedził przez zęby. – Zadam ci jedno pytań, a ty się zastanów zanim odpowiesz. – widząc, że czarna maź kiwa swoim ciałem potwierdzając, że zrozumiała, zaczął mówić. – Do kogo należą pierwsze drzwi między światami?
_____Czarna kreatura zawierająca cały kosmos w sobie w pierwszej chwili nie zrozumiała pytania. Znał doskonale odpowiedź. Zresztą, nie był jedyny. Demon Przeznaczenia także znał odpowiedź do kogo należały drzwi z numerem jeden. On. Wieczny Marzyciel. Jeden z pierwszych gości, którzy zawitali do Wiecznej Biblioteki. Postać osunęła się w fotelu zastanawiając się czy faktycznie jego świat był pierwszy. Stwórcy posiadali mózgi, stworzone z materii nieorganicznej, nie niszczącej się, nie umierającej. Potrafili jednak zapomnieć. Może dlatego nie potrafił sobie przypomnieć czy drzwi do biblioteki istniały zawsze czy pojawiły się w pewnym momencie. Od kiedy pamięta, było to miejsce, czy nie znaczyłoby to, że Biblioteka była pierwsza?
– Dokładnie. – odpowiedział Fahrid widząc po mimice znajomego, że znalazł odpowiedź. – Nie byłeś pierwszy.
_____W tym czasie, Orion opuścił ich, ciałem kierował się do miejsca z kasetami, aby zacząć tam porządkować. Myślami jednak, duchem był z nimi. Przyglądał się z góry rozmowie, która nie trwała długo. Prawdopodobnie dlatego, że coś odcięło jego połączenie. Blondyn uznał to za dziwne, lecz nie zamierzał kwestionować. Widać jego dobrzy znajomi postanowili porozmawiać o czymś prywatnie, bez jego wiedzy. Otworzył drzwi do miejsce, które postanowił nazwać Teatrem. Za pomocą magii rozpoczął proces sprzątania, porządkowania, segregowania nagrań. Wiedział, że czego go tutaj dużo pracy, aby doprowadzić to miejsce do stanu, kiedy będą mogli przychodzić tutaj goście. W powietrzu, w ciągu chwili pojawiły się zmiotki odkurzające półki, kasety, płytki, kryształy i inne przyrządy służące do przechowywania danych unosiły się w powietrzu. Zwykle spędziłby dużo czasu na przeglądaniu tego wszystkiego i segregowaniu w pewien sposób, ale obawiał się co takiego może znaleźć w środku. Skoro już natknęli się na wykorzystywanie macek, na co jeszcze można wpaść? Nie chciał tego wiedzieć. Głównie dlatego, że nie zapomni potem. Jego praca została jednak przerwa po chwili, gdy drzwi sekcji zostały gwałtownie otwarte, w nich stanął Fahrid z pewną ekscytacją na twarzy.
– Coś się stało? – spytał nie przerywając swojej pracy, lecz obracając się do gościa. Po chwili zza rogu wyłonił się Marzyciel z podobnym wyrazem. – Patrząc na was, mam wrażenie, że wpadliście na głupi pomysł.
– Królowa! – Fahrid krzyknął do Oriona, który tylko przechylił głowę z pytającym spojrzeniem. – Królowa Motyli!
– Tak… – odpowiedział niepewnie. – Co z nią?
– Żyje z pożerania energii swoich istot śmiertelnych. – uśmiech na twarzach stwórców sprawiał, że Strażnik nie wiedział czy chciał słyszeć dalszą część wypowiedź, ale nie miał, jak ich zatkać. – Sypia z ludźmi! Musi znać się na tym. Robi to całą wieczność!
– Spytajmy ją! – wtrącił się w końcu Marzyciel.
– Nie! – odpowiedział mu szybko Fahrid. – Sprowadźmy tutaj!
_____Opiekun nie wiedział co im powiedzieć, więc tylko westchnął słysząc do końca ich durny pomysł, po czym machnięciem ręki zmusił ich, aby odsunęli się do tyłu i zamknął im drzwi przed nosem. Królowa Motyli była… młodym stwórcą i jednym z tych unikatowych. We własnym świecie grała najbardziej aktywnego gracza, wręcz największego złego, którego trzeba pokonać. Jednym z jej głównych zasad było „piękniejszy ma zawsze rację” i trzymała się tego żelazną ręką. Cóż, gdy twój świat opiera się na twoich zasadach i twoich ideałach, zawsze będziesz tam najpiękniejszy. Ta istota, nie miała dobrego charakteru i była strasznie męcząca. Orion nie chciał mieć jej nigdzie w pobliżu po tym co zrobiła przy ostatniej wizycie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wydeptane uliczki zaczynały pomału zapełniać się ludźmi, którzy błąkali się między straganami w poszukiwaniu świeżych składników. Wiszące wysoko słońce na bezchmurnym niebie nie zwiastowało złej pogody. Nic, kompletnie nic nie wisiało w powietrzu i Yootaro czuł to całym sobą, gdy wyszedł z karczmy, w której spędził upojną noc z nieznajomą kobietą napotkaną zeszłego wieczoru. Oboje byli tak mocno spici, że nie obchodziło ich kim jest druga osoba. Wystarczył sam fakt ochoty dobrej zabawy i akceptacja, ze obie strony nie były jakoś wyrafinowanie brzydkie. Minął tydzień odkąd płatny zabójca zmył z siebie obcą krew. Korona spadła, choć nie z jego rąk, co bardzo trapiło ciemnowłosego, ale finalnie pogodził się z tym, codziennie sprawdzając zawartość odchodów, aby wydobyć złoty klucz. Nie było to najprzyjemniejsze doznanie chłopaka, ale wolał juz brudzić sobie ręce w ten sposób niżeli spotkać na nowo Tanzaniti. Myśl, że ta metalowa kobieta nadal żyła było przerażające. A skąd wiedział? Trzy dni temu sprawdził okolice maszyny, którą przyniósł z innego świata, a raczej biblioteki. Co gorsza nie było śladu ani kobiety, ani szczątków ustrojstwa. Jakby wszystko zostało zabrane. To bardzo niepokoiło Suzumakiego, dlatego dzisiejszego poranka znów postanowił podjąć próbę powrotu do Oriona. Potrzebował informacji na temat tego świata. Nie samych ruin, a tego jak powstały i co żyło nim nastał kataklizm. Być może było więcej istot podobnych do Tanzaniti, a otwieranie kolejnych ruin może spowodować jedynie wypuszczenie ich na powierzchnię.
Z tą niezadowalającą myślą, płatny zabójca przemknął wokół straganów, kradnąc niezauważalnie kawałek mięsiwa z kością, za którą złapał zanim wtopił swe zęby w upieczony mięsień nogi. Żwawym krokiem wyszedł z przedmieści na powoli kwitnącą polanę, przeciął ją wzdłuż, skręcając dopiero przed lasem. Nadrobił nieco drogi, nie chcąc wchodzić centralnie do lasu. Cały czas czuł nieprzyjemne dreszcze na karku. Strach, nie opuszczał go na samą myśl o kobiecie z rogami.
Po godzinie trafił w dobrze znane sobie miejsce. Niewielkie jezioro otaczała piaszczysta ziemia, którą pochłaniał powoli zagęczszający się las. Z drugiej zaś strony rozlegały się pola, oraz zbiorowiska sporych kamieni, a parę kilometrów dalej widać było miasto, które chwilowo zostało bez króla i o dziwo doskonale sobie radziło.
- Sezamie otwórz się! Drzwi do Oriona pokażcie się! Chcę zobaczyć jego blade dupsko! - recytował rozmaite pomysły na przywołanie drzwi do biblioteki, ale ani jedno nie chciało pokazać mu tego, czego pragnął. Sam wezwany ptak siedząc na jednym z kamieni z nudów zaczął pielęgnować swe pióra, całkowicie ignorując zmagania zabójcy. Yootaro dumał, kombinował, wracając pamięcią do tamtego dnia w ruinach, gdy sufit się zawalił, a on został przetransportowany do zbiorowiska wszelakiej wiedzy o światach.
- Jak ja cholera mam się tam dostać - usiadł zmachany, wpatrując uwaznie w ptaszynę. Z tego co pamiętał, blondyn wspominał o powiedzie przybycia do biblioteki. Suzumaki takowy miał, ale czy zobaczenie Oriona było posiadaniem wiedzy? Niekoniecznie. Może w tym tkwił problem. Zabójca potrzebował silnego bodźca, aby chcieć posiąść wiedzę, której teraz zbytnio nie potrzebował. Śmierć mu nie groziła, więc nie miał czego załować i ubolewać, że nie osiągnie swego celu, który... częściowo został zrealizowany.
- Gdybyś tylko potrafił gadać - westchnął, patrząc oskarzycielsko na skrzydlatego towarzysza. - Ciekawe, czy w ogóle o mnie pomyślał, choć raz. - westchnął poirytowany, kładąc na ziemi jak długi, nie mogąc skupić na odpowiednich myślach. - Ugh! Chcę nagrodę! - zajęczał jak małe dziecko, z powrotem siadając po turecku. Siedzenie w niczym nie mogło mu pomóc. Było to bezczynne, a przecież posiadał w sobie nasionko, dar od Wiecznego Marzyciela, a raczej przekleństwo. Jak zwał, tak zwał, ale z pewnością mogło mu ułatwić dostanie się do biblioteki.
- Idziemy do najbliższych ruin - uśmiechnął się łobuzersko, wstając niczym struna, nie tracąc ani chwili dłużej. Płatny zabójca nie miał zamairu tracić czasu na szukanie nowych ruin. Bał się, że spotka Tanzaniti, albo co gorsza, coś co ją wysłało na niego. Sama w końcu przyznała się do tego. Dodatkowo coś, albo ktoś zabił króla. Wymordował całą straż, a mieszkańcy nic nie słyszeli. Dlatego Yootaro poszedł do pierwszych odkrytych ruin, wokół których rozrastała się wioska pełna handlarzy. W samych ruinach mieszkało sporo ludzi, ale Suzumakiego interesowały głębsze poziomy zabytkowych ruin. Tam, gdzie światło nie było wstanie się przebić, tam gdzie oddychanie sprawiało trudność przez gęste powietrze, tam, gdzie nie wnoszono pochodni, by te nie kradły i tak juz małej ilości tlenu. Dla długowłosego niewiele z tych rzeczy sprawiało problemy. Złoty klucz wiszący na jego szyji rozświetlał mu drogę, a same ciarki na karku powodowane przez nasionko jasno mu mówiły, że idzie w dobrym kierunku, omijając korzenie drzew przebijające się przez ściany, czy sufit. Część z nich została wykarczowana, ale nie wszystkie. Yootaro skręcił kilkakrotnie w wąskie przejścia, zatrzymując ostatecznie w ślepym zaułku. Przynajmniej tak to wyglądało z samego początku. Na środku ściany widniał symbol, wokół którego wyryte były kręgi słów, obce napisy stawały się coraz bardziej zrozumiałe ilekroć Yootaro dłużej się w nie wpatrywał. To był zapomniany język, który rozumiał dzięki nasionku. Czuł podświadomie, że musi dotknąć kręgu. Powoli wyciągnął dłoń, stykając koniuszki palców, ale nic się nie stało. Zimny materiał, całkiem inny od metalu jaki tu gurował, ani drgnął. Zero. Ani jednej reakcji, przynajmniej przed nim, gdyż po chwili za plecami Yootaro ściany zadrżały, znad jego głowy posypał się pył od powstałych wibracji, a niepokojący zgrzyt zmusił zabójcę do odwrócenia się. Zamarł widząc całkiem inny obraz niż ten sprzed chwili. Nie znał tego miejsca, tej drogi, otwartej przestrzeni, którą wypełniały tuziny rozmaitych, metalowych bestii. Przełknął głośno ślinę, jakby ona miała przypadkowo zbudzić śpiące potwory. Nie wiedział czy są żywe, czy może były jedynie dekoracją, ale nie chciał się przekonywać. Był tu całkiem sam, bez ptasiego pomocnika.
- No dalej, otwierajcie się - wysapał zlany potem, przykładając całą dłoń do napisów. Klucz coraz mocniej lśnił, a krawędzie ściany zaczęły obrysowywać się złotą linią. Pomału każda z nich zaczynała łączyć się, tworząc spójną ramę, a coś za plecami zabójcy poruszyło się. Zlęknięty ostrożnie obrócił głowę przez ramię, dostrzegając masę czerwonych lampek, jakby stworzeń wpatrujących się właśnie w niego. Czuł, że ma przesrane i to cholernie, a nawet nie wiedział co tu robi, po co to wszystko robił. Miał w głowie jedynie jedną, łudzącą nadzieję, że ta cholerna ściana, do której przyciągnął go klucz i nasionko okażą się drogą do biblioteki Oriona.
- Cholera, jak bardzo mam przesrane - zaklnął, zaciskając kurczowo pięść, klepiąc drugą ręką o ścianę, na której zaczęły tworzyć się złote symbole. - Szybciej - nalegał, jakby to miało w czymś pomóc, gdy usłyszał ruch. Jeden za drugim, coraz bliżej. Spojrzał w ciemność za sobą, a oczy były coraz bliżej. Znów zerknął na ścianę, to za siebie, kalkulując odległość. Widział, zaczynał dostrzegać rysy stworzeń, zmieniały swoje połozenie, szły po niego. - Kurwa! - jęknął i nagle zapadł się, jakby stojąca bariera ściany zniknęła, choć nadal tam stała, ale ciało zabójcy wtopiło się w nią, a sam Suzumaki przeniknął na drugą stronę. Radość szybko zniknęła z twarzy długowłosego, gdy zrozumiał, że wcale nie znalazł się w korytarzu blondyna. To nadal były ruiny. Jednak pomieszczenie było niewielkie. Liczne płyty wyświetlały biało czarne obrazy. Dopiero po chwili Yootaro zrozumiał, że pokazywały one co się działo w ruinach. Widział ludzi, widział stragany, widział nawet bestie, które były tuż za rogiem. Tak jakby miejsce to monitorowało cały obiekt, a na samym środku stały dwie kolumny. Nie było nic. Konsol, stołów. Jedynie monitory i dwie kolumny z kamienia oplecione wyrytymi słowami, a na jednej z nich istniał ubytek, dziwaczny na swój sposób. Zabójca zaintrygowany tym podszedł, zmacał swym palcem rozumiejąc czym tak naprawdę otwór jest. Niepewnie sięgnął po klucz i wsadził go w ubytek, przekręcając czterokrotnie w prawo, a potem pięciokrotnie w lewo, gdy za pierwszym razem nic to nie dało. Monitory zwariowały, obrayz na nich zniknęły, a kolumny zabłysnęły, tworząc świetliste drzwi.
- Co tym razem? - spytał samego siebie, obawiając się najgorszego, ale wybrał tajemnicze drzwi, niz te za jego plecami przepełnione groźnymi stworzeniami. Wyciągnął klucz i zniknął w świetle bramy, przymykając na moment powieki, aby nie oślepnąć od blasku. W głowie ciemnowłosego tkwiła tylko jedna prośba, jedna modlitwa, która była powtarzana po tysiąckroć. Pragnął wiedzy o ruinach, o starym świecie i o wszystkim co znajdowało się w bibliotece. Robił to wielokrotnie, ale tym razem było inaczej. Czuł ciepło, czuł jak jego ciało staje się obce, jakby światło je rozrywało, a potem łączyło z powrotem, aż nagle do uszu Yootaro zaczął dochodzić dźwięk. Jeden po drugim. Płuca znów przypomniały sobie jak się oddycha, zapach dotarł do nozdrzy, a powieki zabójcy powoli uniosły się, ukazując korytarz biblioteki Oriona.
- Udało się... - szepnął sam do siebie, chcąc przekonać samego siebie o prawdziwości tego co widzi. - Tak! Udało się! Ha! Orion! Wóciłem! - podskoczył radośnie, triumfalnie zaciskając pięść. Myślał, że się posika, obawiał się starcia z maszynami, albo że światło wyniesie go do czeluści morza lub jeszcze gorzej! Ale nie, trafił tu. Po tylu staraniach i trudach, wrócił.
Z tą niezadowalającą myślą, płatny zabójca przemknął wokół straganów, kradnąc niezauważalnie kawałek mięsiwa z kością, za którą złapał zanim wtopił swe zęby w upieczony mięsień nogi. Żwawym krokiem wyszedł z przedmieści na powoli kwitnącą polanę, przeciął ją wzdłuż, skręcając dopiero przed lasem. Nadrobił nieco drogi, nie chcąc wchodzić centralnie do lasu. Cały czas czuł nieprzyjemne dreszcze na karku. Strach, nie opuszczał go na samą myśl o kobiecie z rogami.
Po godzinie trafił w dobrze znane sobie miejsce. Niewielkie jezioro otaczała piaszczysta ziemia, którą pochłaniał powoli zagęczszający się las. Z drugiej zaś strony rozlegały się pola, oraz zbiorowiska sporych kamieni, a parę kilometrów dalej widać było miasto, które chwilowo zostało bez króla i o dziwo doskonale sobie radziło.
- Sezamie otwórz się! Drzwi do Oriona pokażcie się! Chcę zobaczyć jego blade dupsko! - recytował rozmaite pomysły na przywołanie drzwi do biblioteki, ale ani jedno nie chciało pokazać mu tego, czego pragnął. Sam wezwany ptak siedząc na jednym z kamieni z nudów zaczął pielęgnować swe pióra, całkowicie ignorując zmagania zabójcy. Yootaro dumał, kombinował, wracając pamięcią do tamtego dnia w ruinach, gdy sufit się zawalił, a on został przetransportowany do zbiorowiska wszelakiej wiedzy o światach.
- Jak ja cholera mam się tam dostać - usiadł zmachany, wpatrując uwaznie w ptaszynę. Z tego co pamiętał, blondyn wspominał o powiedzie przybycia do biblioteki. Suzumaki takowy miał, ale czy zobaczenie Oriona było posiadaniem wiedzy? Niekoniecznie. Może w tym tkwił problem. Zabójca potrzebował silnego bodźca, aby chcieć posiąść wiedzę, której teraz zbytnio nie potrzebował. Śmierć mu nie groziła, więc nie miał czego załować i ubolewać, że nie osiągnie swego celu, który... częściowo został zrealizowany.
- Gdybyś tylko potrafił gadać - westchnął, patrząc oskarzycielsko na skrzydlatego towarzysza. - Ciekawe, czy w ogóle o mnie pomyślał, choć raz. - westchnął poirytowany, kładąc na ziemi jak długi, nie mogąc skupić na odpowiednich myślach. - Ugh! Chcę nagrodę! - zajęczał jak małe dziecko, z powrotem siadając po turecku. Siedzenie w niczym nie mogło mu pomóc. Było to bezczynne, a przecież posiadał w sobie nasionko, dar od Wiecznego Marzyciela, a raczej przekleństwo. Jak zwał, tak zwał, ale z pewnością mogło mu ułatwić dostanie się do biblioteki.
- Idziemy do najbliższych ruin - uśmiechnął się łobuzersko, wstając niczym struna, nie tracąc ani chwili dłużej. Płatny zabójca nie miał zamairu tracić czasu na szukanie nowych ruin. Bał się, że spotka Tanzaniti, albo co gorsza, coś co ją wysłało na niego. Sama w końcu przyznała się do tego. Dodatkowo coś, albo ktoś zabił króla. Wymordował całą straż, a mieszkańcy nic nie słyszeli. Dlatego Yootaro poszedł do pierwszych odkrytych ruin, wokół których rozrastała się wioska pełna handlarzy. W samych ruinach mieszkało sporo ludzi, ale Suzumakiego interesowały głębsze poziomy zabytkowych ruin. Tam, gdzie światło nie było wstanie się przebić, tam gdzie oddychanie sprawiało trudność przez gęste powietrze, tam, gdzie nie wnoszono pochodni, by te nie kradły i tak juz małej ilości tlenu. Dla długowłosego niewiele z tych rzeczy sprawiało problemy. Złoty klucz wiszący na jego szyji rozświetlał mu drogę, a same ciarki na karku powodowane przez nasionko jasno mu mówiły, że idzie w dobrym kierunku, omijając korzenie drzew przebijające się przez ściany, czy sufit. Część z nich została wykarczowana, ale nie wszystkie. Yootaro skręcił kilkakrotnie w wąskie przejścia, zatrzymując ostatecznie w ślepym zaułku. Przynajmniej tak to wyglądało z samego początku. Na środku ściany widniał symbol, wokół którego wyryte były kręgi słów, obce napisy stawały się coraz bardziej zrozumiałe ilekroć Yootaro dłużej się w nie wpatrywał. To był zapomniany język, który rozumiał dzięki nasionku. Czuł podświadomie, że musi dotknąć kręgu. Powoli wyciągnął dłoń, stykając koniuszki palców, ale nic się nie stało. Zimny materiał, całkiem inny od metalu jaki tu gurował, ani drgnął. Zero. Ani jednej reakcji, przynajmniej przed nim, gdyż po chwili za plecami Yootaro ściany zadrżały, znad jego głowy posypał się pył od powstałych wibracji, a niepokojący zgrzyt zmusił zabójcę do odwrócenia się. Zamarł widząc całkiem inny obraz niż ten sprzed chwili. Nie znał tego miejsca, tej drogi, otwartej przestrzeni, którą wypełniały tuziny rozmaitych, metalowych bestii. Przełknął głośno ślinę, jakby ona miała przypadkowo zbudzić śpiące potwory. Nie wiedział czy są żywe, czy może były jedynie dekoracją, ale nie chciał się przekonywać. Był tu całkiem sam, bez ptasiego pomocnika.
- No dalej, otwierajcie się - wysapał zlany potem, przykładając całą dłoń do napisów. Klucz coraz mocniej lśnił, a krawędzie ściany zaczęły obrysowywać się złotą linią. Pomału każda z nich zaczynała łączyć się, tworząc spójną ramę, a coś za plecami zabójcy poruszyło się. Zlęknięty ostrożnie obrócił głowę przez ramię, dostrzegając masę czerwonych lampek, jakby stworzeń wpatrujących się właśnie w niego. Czuł, że ma przesrane i to cholernie, a nawet nie wiedział co tu robi, po co to wszystko robił. Miał w głowie jedynie jedną, łudzącą nadzieję, że ta cholerna ściana, do której przyciągnął go klucz i nasionko okażą się drogą do biblioteki Oriona.
- Cholera, jak bardzo mam przesrane - zaklnął, zaciskając kurczowo pięść, klepiąc drugą ręką o ścianę, na której zaczęły tworzyć się złote symbole. - Szybciej - nalegał, jakby to miało w czymś pomóc, gdy usłyszał ruch. Jeden za drugim, coraz bliżej. Spojrzał w ciemność za sobą, a oczy były coraz bliżej. Znów zerknął na ścianę, to za siebie, kalkulując odległość. Widział, zaczynał dostrzegać rysy stworzeń, zmieniały swoje połozenie, szły po niego. - Kurwa! - jęknął i nagle zapadł się, jakby stojąca bariera ściany zniknęła, choć nadal tam stała, ale ciało zabójcy wtopiło się w nią, a sam Suzumaki przeniknął na drugą stronę. Radość szybko zniknęła z twarzy długowłosego, gdy zrozumiał, że wcale nie znalazł się w korytarzu blondyna. To nadal były ruiny. Jednak pomieszczenie było niewielkie. Liczne płyty wyświetlały biało czarne obrazy. Dopiero po chwili Yootaro zrozumiał, że pokazywały one co się działo w ruinach. Widział ludzi, widział stragany, widział nawet bestie, które były tuż za rogiem. Tak jakby miejsce to monitorowało cały obiekt, a na samym środku stały dwie kolumny. Nie było nic. Konsol, stołów. Jedynie monitory i dwie kolumny z kamienia oplecione wyrytymi słowami, a na jednej z nich istniał ubytek, dziwaczny na swój sposób. Zabójca zaintrygowany tym podszedł, zmacał swym palcem rozumiejąc czym tak naprawdę otwór jest. Niepewnie sięgnął po klucz i wsadził go w ubytek, przekręcając czterokrotnie w prawo, a potem pięciokrotnie w lewo, gdy za pierwszym razem nic to nie dało. Monitory zwariowały, obrayz na nich zniknęły, a kolumny zabłysnęły, tworząc świetliste drzwi.
- Co tym razem? - spytał samego siebie, obawiając się najgorszego, ale wybrał tajemnicze drzwi, niz te za jego plecami przepełnione groźnymi stworzeniami. Wyciągnął klucz i zniknął w świetle bramy, przymykając na moment powieki, aby nie oślepnąć od blasku. W głowie ciemnowłosego tkwiła tylko jedna prośba, jedna modlitwa, która była powtarzana po tysiąckroć. Pragnął wiedzy o ruinach, o starym świecie i o wszystkim co znajdowało się w bibliotece. Robił to wielokrotnie, ale tym razem było inaczej. Czuł ciepło, czuł jak jego ciało staje się obce, jakby światło je rozrywało, a potem łączyło z powrotem, aż nagle do uszu Yootaro zaczął dochodzić dźwięk. Jeden po drugim. Płuca znów przypomniały sobie jak się oddycha, zapach dotarł do nozdrzy, a powieki zabójcy powoli uniosły się, ukazując korytarz biblioteki Oriona.
- Udało się... - szepnął sam do siebie, chcąc przekonać samego siebie o prawdziwości tego co widzi. - Tak! Udało się! Ha! Orion! Wóciłem! - podskoczył radośnie, triumfalnie zaciskając pięść. Myślał, że się posika, obawiał się starcia z maszynami, albo że światło wyniesie go do czeluści morza lub jeszcze gorzej! Ale nie, trafił tu. Po tylu staraniach i trudach, wrócił.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Smutne miny widniały na twarzy Marzyciela i Demona, którzy pochyleni lekko, wzdychając z każdym ruchem, porządkowali nagrania. Nie robili tego ręcznie, kto, bo się podejmował takiego zadania? Magia umiała dużo i tego właśnie używali. Zwłaszcza, że Orion im pozwolił. Sam blondyn znajdował się teraz bardziej w głębi hali, gdzie układał większe stosy. Całość wyglądała bardzo chaotycznie, gdy w powietrzu unosiło się multum kaset i płyt, lecz żadna nie wpadała na siebie, trafiając idealnie w przeznaczonego dla nich miejsce. Często trafiały w przygotowane dla nich, co do milimetra, miejsce między innymi materiałami. W ciągu sekund Strażnik przechodził głębiej i głębiej do środka pomieszczenia. Szczęśliwie, biblioteka sama z siebie podrzucała nagrania w miejsce, gdzie mniej więcej powinno być ich miejsce tworząc od razu pewien system. Orion nie orientował się w nim jeszcze, lecz nie przejmował się tym. Wystarczy, że zobaczy pewną półkę po zakończeniu procesu i wszystko się wyjaśni.
_____Czarna maź rozluźniła się prawie rozpływając się płasko na posadzce, wyraźnie nie zadowolona z tego, że została zmuszona do pracy fizycznej. Wieczny Marzycie uważał, że ich pomysł był bardzo dobry i niepotrzebnie mężczyzna się wkurzył na nich. Nie rozumiał też, dlaczego tak zareagował, gdy powiedzieli, że sprowadzą tutaj stwórczynię. Gdyby mógł podrapałby się po głowie. Fahrid obok miał podobne podejście. W większość stwórcy średnio przejmowali się swoją własną płcią, a co dopiero czyjąś lub tak jak Wieczny Marzyciel, mogli zostać tym czym chcieli być, przyjąć rolę jaka im odpowiada w danym momencie. Królowa Motyli była jednym z tych nielicznych, którzy przybrali konkretną płeć i zwracali na to uwagę oraz na pewno nie chcieli zmieniać jej, nawet jeśliby mogli.
– Coś się wydarzyło między nimi, że nie chce jej zobaczyć? – w końcu spytał demon. – Orion nie należy do stworzeń, które dyskryminują przez jednorazowe zachowanie.
– Sam chciałbym wiedzieć. – odpowiedział wzdychając po raz kolejny.
_____Obaj następnie wtopili swoje spojrzenie w bardzo małego strażnika, znajdujące się już całkiem głęboko w bibliotece. Co prawda powiedział im, że mają pomóc, jak się nudzą, ale teraz można powiedzieć, że nudzili się jeszcze bardziej. Poodkładali nagrania na miejsca i kiwnęli do siebie głową jako potwierdzenie czegoś, po czym skierowali się do przyjaciela. Podchodząc coraz bliżej i bliżej, zdali sobie sprawę jak dużo przerobił już Orion. Gdy byli już bardzo blisko, zobaczyli, że wszystko w przestrzeni się nagle zatrzymało. Blondyn odwrócił się do nich i opuścił wszystkie materiały na swoje miejsce nie podnosząc nowych.
– Coś się stało? – Czarna maź wyprostowała się, nabierając swoich oryginalnych kształtów. Z podnieceniem w głosie mówiąc. – Mamy nowego gościa?
– Tak, ale to pierwszy raz. – rozpoczął Orion po czym spojrzał na nich lekko zaintrygowany. – Nigdy wcześniej nikt zza tych drzwi do mnie nie przyszedł.
– Hm? O których drzwiach mówisz? – Fahrid uniósł brwi do góry w akcie zaskoczenia. – Są jeszcze takie drzwi? Ile ich jest?
– Było czternaście par, teraz już trzynaście.
_____Odpowiedział i od razu teleportował się przed drzwi, które wyglądały jak portal wykonany z wody. Numer nad tymi „drzwiami” miał numer 1345 i był to pierwszy raz, kiedy ktoś pojawił się z tego świata w bibliotece. Normalnie można byłoby to nazwać swego rodzaju wydarzeniem, przynajmniej dla osoby, która postanowiła się tutaj zjawić. Bycie gdzieś pierwszym ze swojego rodzaju zawsze było swojego rodzaju wyznacznikiem statusu. Orion pojawił się przed kobietą, nieprzytomną, leżącą na podłodze. Jej długie białe włosy, widocznie mokre, moczyły wszystko na około. Jej biała sukienka wyglądała jakby właśnie miała brać ślub, lecz cała przemoczona przylegała do ciała i układała się w dziwne zawijasy. Blada niczym śnieg na skórze… Opiekun w pierwszej chwili chciał wiedzieć czy ta osoba nie jest przypadkiem chora. Patrząc po wcześniejszych wydarzeniach z Yootaro oraz myśląc o fakcie, że postanowił reagować… Podniósł ją do góry, biorąc niczym księżniczkę w swoje ramiona i wzdychając ciężko przeszedł na nogach do pokoju, w którym będzie mogła leżeć aż dojdzie do siebie.
_____Gdy opuścił pokój zostawiając ją na łóżku, zdał sobie sprawę, że mimo wszystko ta istota była śmiertelna i mokre ubranie mogą doprowadzić do choroby, jeśli już nie była chora. Zacisnął zęby na chwilę po czym spojrzał przed siebie na wodne istoty, które w większości pokrywały świat o numerze 1345. Blondyn doszedł więc do wniosku, że nie powinien może jej osuszać i tylko usunął się z tamtego miejsca do korytarza, gdzie poinformował dwójkę stwórców o człowieku, który się tutaj pojawił. Kobieta obudziła się bardzo szybko i wyszła ze swojego pokoju ze strachem zderzając się z pięknym widokiem wielu istot, o których istnieniu nie wiedziała. Płynące w górę, żyjące wśród raf koralowych i neonowych roślin ciągnących się niesamowicie wysoko.
– Zamierzasz długo się tak temu przyglądać? – Przestraszona dziewczyna podskoczyła w miejscu po czym odwróciła się w stronę głosu i zobaczyła Oriona. Wysokiego blondyna w białej todze, który patrzył na nią znudzony. – Jesteś pierwsza.
– P-Pierwsza? – odezwała się niepewnie.
– Pierwsza z twojego świata. – odpowiedział na pytanie. – Czemu się tutaj znalazłaś?
_____Na to pytanie, twarz kobiety wykrzywiła się w grymas, a z jej niebieskich oczu zaczęły płynąć łzy, a gdy pierwsza z nich opadła, razem z nią upadła na posadzkę kobieta szlochając i mówiąc coś w niezrozumiały sposób. Strażnik zrobił krok w tył nie wiedząc co zrobić w takiej sytuacji. Następnie kucnął i stworzył chusteczkę podając kobiecie, która chwyciła za nią. Orion przesiedział tak z nią dłuższą chwilę, aż w końcu pozbierała się i mogła mówić. Opowiedziała mu wtedy swoją historię. Dłuższy czas potem, blondyn westchnął ciężko spoglądając na Fahrida i Wiecznego Marzyciela, którzy przyłączyli się w połowie do wysłuchania historii. Teraz, prawie płaczą zastanawiali się jak człowiek może być tak okrutnym stworzeniem dla swoich pobratymców. Gdy pozbierali się i pocieszyli kobietę, w końcu na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.
– Jak mamy cię nazywać? – demon przetarł oczy, aby zebrać łzy. – Nie możemy wołać po prostu „człowiek”
– Nazywam się Sashey, ale wszyscy przykleili mi inną łatkę i dawno nikt nie odzywa się do niej już tym imieniem.
_____Kobieta poprawiła swoje białe włosy za ucho i z wyraźnym smutkiem w oczach przypomniała sobie jakie miała życia, zanim została wybrana. Strażnik Biblioteki wstał z miejsca, bo jednak przez kilka godzin siedzieli w miejscu i wyciągnął dłoń do kobiety o imieniu Sashey.
– Tutaj nie jesteś Świętą, a zwykłym człowiekiem. – Odpowiedział nie pokazując po sobie żadnych emocji, a białowłosa złapała za dłoń z uśmiechem na ustach. – Możesz tutaj zostać, ile chcesz, Sashey, jesteś gościem.
_____W następnym momencie Orion zmarszczył brwi lekko po czym w jego oczach pojawił się szok. Nie spodziewał się, że poczuje tą egzystencję tak szybko. Zwłaszcza, że krzyczała jego imię dość wyraźnie. Prychnął lekko pod nosem zwracając na siebie uwagę wszystkich.
– Nie będziesz tutaj jedynym człowiekiem widać. – zaśmiał się lekko pod nosem i puścił dłoń kobiety. – Mam nowego gościa. Możecie jej wytłumaczyć kilka rzeczy?
– Nie musisz pytać! – Fahrid od razu odpowiedział bez większego zastanowienia, po czym odwrócił się do kobiety. – Musimy ci wytłumaczyć, gdzie się umyć i gdzie dostaniesz jakieś jedzenie.
– I gdzie znajdziesz rozrywkę! – odezwała się czarna galaretka pokazując mnóstwo swoich oczu. Połowa z nich wpatrywana w kobietę, druga część w Oriona. Widząc minę przyjaciela, postanowił zapytać. – Znasz tego gościa?
– Tak. – obrócił się i skierował do wyjścia. – Ty też go znasz.
_____Nie mówiąc nic więcej zniknął z pomieszczenia, a Wieczny Marzyciel wręcz wyprostował się z ekscytacji. Jedynym gościem, który jest wart zapamiętania dla niego był Yootaro, który był traktowany jak gość albo inny Stworzyciel. W obu wypadkach, galareta będzie zadowolona. Orion przetransportował się do korytarza, prawie pod same drzwi, przez które miał wejść czarnowłosy gość. Spojrzał surowo na uradowanego człowieka i wewnętrznie westchnął, bo tym razem – był cały i nie krwawił. Nie musiał od razu go odratowywać, a mógł spokojnie przywitać.
– Witaj z powrotem. – odpowiedział i podszedł do niższego mężczyzny z założonymi na piersi rękoma. – Pojawiłeś się znacznie szybciej niż się tego spodziewałem.
_____Prawdą było, że spodziewał się, iż nigdy go nie spotka, bo ten umrze, albo stanie się Stwórcą za kilka tysięcy lat i wtedy dopiero się zobaczą. Nie sądził, że Yootaro pozałatwia jakieś swoje sprawy i wróci do Biblioteki tak szybko… Chociaż z perspektywy Oriona to było jakby dwa dni, to dla gościa mogło być znacznie więcej.
– Cieszę się, że tym razem wylądowałeś cały i zdrowy. – powiedział przechylając lekko głowę na boki, aby zobaczyć czy faktycznie nic mu nie jest. Po czym wyprostował się i przybrał bardzo poważny wyraz twarzy. – Spotkałeś się ze swoim Stwórcą?
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jego świergot rozbrzmiał donośnym echem po pustym korytarzu biblioteki. Yootaro nie czekał długo, aż łaskawy Orion postanowi się zjawić. Być może po raz kolejny ze swoimi dwoma puchatymi sierściuchami. Jakby w ogóle były one mu potrzebne do obrony. Prędzej do podkreślenia jego wspaniałości, a Suzumaki musiał przyznać, iż w todze ciało blondyna wyglądało zbyt zachęcająco. Czasem, ale tylko czasem, w swym świecie zastanawiał się w jaki sposób odparł od siebie chęć flirtowania z strażnikiem, ale później wracały mu wspomnienia ciągle otwieranej rany po stoczonej walce w ruinach, a także ich wspólnej kłótni.
Tanecznym ruchem zrobił kilka kroków do przodu zanim jasnowłosy zjawił się przed płatnym zabójcą w dość chłodnej postawie. Yootaro odruchowo przewrócił oczami, cmokając ustami w dość teatralny sposób, chcąc na swój własny sposób odreagować na powstały stres, jaki wywołał Orion. W końcu ciemnowłosy nadal pamiętał co palnął na ich ostatnim spotkaniu.
- Co to za chłodne powitanie, co? Myślałem, że chociaż wskoczysz mi w ramiona - obrażony wytknął strażnika palcem, machając wskazującym paluszkiem na boki.
- Albo przywitasz z otwartymi rękoma - burknął tym razem bardziej do siebie, cicho pod nosem. Nie tak wyobrazał sobie powrót do biblioteki, ale tak czy inaczej, Orion przynajmniej wykazał zainteresowanie stanem fizycznym Yootaro, a to już było dość sporo w oczach mężczyzny. Wystarczająco wiele, aby wywołać drobne iskierki w oczach. Jednak nie tylko to zagościło na twarzy chłopaka. Delikatny rumień wylał się na jego oliwkowe lico, sięgając nawet koniuszki uszu, które zgrabnie zakrywały pojedyncze kosmyki włosów, luźno zwisające z końskiego upięcia.
- No widzisz, zrobiłem niespodziankę i szybko się uporałem ze swoimi sprawami. Chociaż wydaje mi się, że minęły z dwa tygodnie w moim świecie - westchnął głęboko w zastanowieniu, robiąć szybki rozrachunek w głowie. Nie wiedział ile dokładnie dni był nieprzytomny w paru sytuacjach, ale resztę całkiem dobrze kojarzył. Nie mniej jednak Yootaro czuł się nieco urażony, że Orion nie zdążył zatęsknić. Bardzo na to liczył, nakręcając samego siebie z niekoniecznie wiadomych przyczyn. Jednak Suzumaki przeczuwał, że potrzebował odstresowania się w jakiś sposób po tym wszystkim co go spotkało, a blondyn był do tego stworzony. Nie chodziło tu o sam fakt, że faktycznie nie miał już nikogo bliskiego poza zakopanymi trupami. Aż takim wielkim desperatem nie był. Zwyczajnie blondyn intrygował długowłosego, oczarowywał dziwacznym zachowaniem, niekoniecznie pasującym do tego ludzkiego, ale przecież Orion nie był nikim normalnym. Yootaro wiedział niewiele na jego temat, ale sama myśl o tym przypomniała mu o książkach w jego sypialni, do której tylko mężczyzna mógł się dostać.
- Mówiłem już, że nie łatwo mnie zabić? - spytał, gdy strażnik zaczął przyglądać się mu bacznie, czy faktycznie nie ma nigdzie uszkodzeń. Yootaro odruchowo z rytmem jego ruchów głowy, robił uniki swoim ciałem, jakby spojrzenie Oriona wypalało ogromnie bolący ślad. Jakby strzelał promieniami z oczu.
- Poza tym, mam nadzieję, że nic dziwnego nie robiłeś pod moją nieobecność - zmarszczył groźnie brwi, kładąc palca wskazującego na klatce piersiowej mężczyzny, a jego nozdża poruszyły się w specyficznym geście, jak u królika, zaciągając się powietrzem otaczającym ciało Oriona. - Czuję... kobietę - spojrzał z dołu na blondyna, przeciągając nieznacznie ciszę między nimi, ale po chwili odpuścił, wydając z siebie zmęczone westchnięcie.
- Nie spotkałem Stwórcy i może lepiej - uśmiechnął się nerwowo, uciekając wzrokiem w bok, bez namysłu chowając jedną z rąk z tyłu głowy. - Jak tylko wróciłem, wpadłem w małe tarapaty, ale długo by tu opowiadać. Przynajmniej nie tutaj. Wpuścisz mnie dalej, czy dalej będziemy tak stać w korytarzu? Zaraz pomyślę, że nie jestem mile widziany - spojrzał kątem oka na Oriona z śmeirtelną powagą, ale szybko zamieniła się miejscami z leniwym uśmieszkiem w kącikach ust. Nie wiedzieć czemu, Yootaro miał wybornie dobry humor.
Tanecznym ruchem zrobił kilka kroków do przodu zanim jasnowłosy zjawił się przed płatnym zabójcą w dość chłodnej postawie. Yootaro odruchowo przewrócił oczami, cmokając ustami w dość teatralny sposób, chcąc na swój własny sposób odreagować na powstały stres, jaki wywołał Orion. W końcu ciemnowłosy nadal pamiętał co palnął na ich ostatnim spotkaniu.
- Co to za chłodne powitanie, co? Myślałem, że chociaż wskoczysz mi w ramiona - obrażony wytknął strażnika palcem, machając wskazującym paluszkiem na boki.
- Albo przywitasz z otwartymi rękoma - burknął tym razem bardziej do siebie, cicho pod nosem. Nie tak wyobrazał sobie powrót do biblioteki, ale tak czy inaczej, Orion przynajmniej wykazał zainteresowanie stanem fizycznym Yootaro, a to już było dość sporo w oczach mężczyzny. Wystarczająco wiele, aby wywołać drobne iskierki w oczach. Jednak nie tylko to zagościło na twarzy chłopaka. Delikatny rumień wylał się na jego oliwkowe lico, sięgając nawet koniuszki uszu, które zgrabnie zakrywały pojedyncze kosmyki włosów, luźno zwisające z końskiego upięcia.
- No widzisz, zrobiłem niespodziankę i szybko się uporałem ze swoimi sprawami. Chociaż wydaje mi się, że minęły z dwa tygodnie w moim świecie - westchnął głęboko w zastanowieniu, robiąć szybki rozrachunek w głowie. Nie wiedział ile dokładnie dni był nieprzytomny w paru sytuacjach, ale resztę całkiem dobrze kojarzył. Nie mniej jednak Yootaro czuł się nieco urażony, że Orion nie zdążył zatęsknić. Bardzo na to liczył, nakręcając samego siebie z niekoniecznie wiadomych przyczyn. Jednak Suzumaki przeczuwał, że potrzebował odstresowania się w jakiś sposób po tym wszystkim co go spotkało, a blondyn był do tego stworzony. Nie chodziło tu o sam fakt, że faktycznie nie miał już nikogo bliskiego poza zakopanymi trupami. Aż takim wielkim desperatem nie był. Zwyczajnie blondyn intrygował długowłosego, oczarowywał dziwacznym zachowaniem, niekoniecznie pasującym do tego ludzkiego, ale przecież Orion nie był nikim normalnym. Yootaro wiedział niewiele na jego temat, ale sama myśl o tym przypomniała mu o książkach w jego sypialni, do której tylko mężczyzna mógł się dostać.
- Mówiłem już, że nie łatwo mnie zabić? - spytał, gdy strażnik zaczął przyglądać się mu bacznie, czy faktycznie nie ma nigdzie uszkodzeń. Yootaro odruchowo z rytmem jego ruchów głowy, robił uniki swoim ciałem, jakby spojrzenie Oriona wypalało ogromnie bolący ślad. Jakby strzelał promieniami z oczu.
- Poza tym, mam nadzieję, że nic dziwnego nie robiłeś pod moją nieobecność - zmarszczył groźnie brwi, kładąc palca wskazującego na klatce piersiowej mężczyzny, a jego nozdża poruszyły się w specyficznym geście, jak u królika, zaciągając się powietrzem otaczającym ciało Oriona. - Czuję... kobietę - spojrzał z dołu na blondyna, przeciągając nieznacznie ciszę między nimi, ale po chwili odpuścił, wydając z siebie zmęczone westchnięcie.
- Nie spotkałem Stwórcy i może lepiej - uśmiechnął się nerwowo, uciekając wzrokiem w bok, bez namysłu chowając jedną z rąk z tyłu głowy. - Jak tylko wróciłem, wpadłem w małe tarapaty, ale długo by tu opowiadać. Przynajmniej nie tutaj. Wpuścisz mnie dalej, czy dalej będziemy tak stać w korytarzu? Zaraz pomyślę, że nie jestem mile widziany - spojrzał kątem oka na Oriona z śmeirtelną powagą, ale szybko zamieniła się miejscami z leniwym uśmieszkiem w kącikach ust. Nie wiedzieć czemu, Yootaro miał wybornie dobry humor.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Strażnik Biblioteki był swego rodzaju dorosłym bytem, przynajmniej patrząc na czas jaki przeżył można powiedzieć, że swoje doświadczenie zdobył. Nigdy jednak, NIKT, nie mówił do niego w sposób w jaki robi to Yootaro. Jakby byli przyjaciółmi czy kimś bliskim, a na dobrą sprawę Orion znał tego człowieka bardzo, ale to bardzo krótko. No i w tym krótkim czasie pokłócili się w sumie dość poważnie. W każdym razie… Blondyn był zaskoczony, lecz swoją szczękę zostawił na miejscu. Uniósł brwi i wyraźnie cofnął się tułowiem do tyłu słysząc założenia ciemnowłosego zabójcy. Przechylił lekko głowę, lecz pozostał w milczeniu.
_____Dwa tygodnie… zamyślił się trochę, bo z jego perspektywy nie minęło wcale dużo czasu, lecz prawda była taka, że kilka „dni” spędzonych tutaj mogą być w niektórych światach całymi dekadami. Nic więc dziwnego, iż nie poczuł upływu czasu w jednym z miliona światów. W dwa tygodnie jednak można było zrobić całkiem sporo rzeczy, nic więc dziwnego, że Yootaro się pozbierał tak szybko ze swoimi zobowiązaniami. Z drugiej strony… On wcale więcej nie wiedział niż wcześniej. Właściwie to wiedział czego nie robić, ale nie posiadał informacji, które chciał znaleźć. Teoretycznie mógł wypytać gościa, który właśnie stał przed nim, ale za nic w świecie nie powinien. A przynajmniej tak uważała jego głowa, której zamierzał się słuchać.
– Tak, zwykle ludzie nigdy nie wracają. – odezwał się z lekkim uśmiechem. – Sam fakt, że nauczyłeś się otwierać drzwi jest zadaniem wartym pochwały.
_____Czuł się trochę jak ojciec, który widział jak jego syn po raz pierwszy sam jeździ rowerem. Co prawda czynność była bardzo prosta, ale kiedy w końcu się udało – mogłeś się czuć nadzwyczajnie dumnym. Teraz będzie mógł wchodzić i wychodzić o wiele swobodniej. Niestety, nie dostał dużo czasu na ciche zachwycanie się szczęściem Yootaro, gdy ten podszedł bliżej zadając mu dość jednoznaczne pytania, które niestety… odbiły się niczym groch od ściany. Orion nie miał zielonego pojęcia o co może chodzić. Poza tym fakt, że czuł kobietę… Był dziwny i doskonale widać to było po jego minie. Lekko zdegustowanej, a jednocześnie pytającej. Szybko jednak odpuścił, wracając do wcześniejszej rozluźnionej mimiki, gdy dostał odpowiedź na swoje pytanie. Fakt, że nie spotkał się ze swoim stwórcą to dobrze i źle. Nigdy nie wiesz, jak się zachowa w stosunku do ciebie. Im szybciej masz tą informację tym spokojniej się żyje. Nieważne bowiem czy chce cię zabić czy nie – wiesz na co się przygotować.
_____Westchnął ciężko słysząc pytanie Yootaro. Nie minęło pięć minut, a już miał dość jego głośnej osoby. Chyba o wiele bardziej wolał swojego nowego gościa. Zdecydowanie wolał, jak się boją, załatwiają swoje sprawy i żyją w swoim świecie, bo tam jest ich faktyczne miejsce. Ciemnowłosy wrócił jednak do biblioteki, po co? Miał w tym jakiś cel czy postanowił odrzucić swoje życie w swoim świecie? Cóż. To nie byłby pierwszy raz, bo były takie osobniki, ale zwykły być w depresji, chcące śmierci i lepszego życia naraz. Zamykały się w swoich małych idealnych światach, w pokojach i jedząc warzywa i owoce pochłaniali w spokoju książki odkrywając nowe światy. Czy nowe nasienie stwórcy także zostanie taką osobą? Orion obrócił się na pięcie i zaczął iść spokojnie w kierunku początku.
– Chodźmy. – Rzucił i zaczął iść nie przejmując się czy mężczyzna był za nim. – Przedstawię cię tej kobiecie.
_____Czy coś z tego będzie? Ciężko powiedzieć, ale ludzie się zwykli lepiej dogadywać od ludzi. Chociaż mają inne podejście do świata. Orion zdecydował się na spacer, ponieważ drzwi Yootaro nie znajdowały się aż tak głęboko w czeluściach tego korytarza. Znalezienie drogi do centrum i dojściem do jego pokoju było wykonalne bez teleportowania się po całym obiekcie. Gdy doszli do mieniącej się na zielono kuli w powietrzu nad nimi zawisnęła czarna maź trzymając w swoich mackach białowłosą kobietę i chudego demona o czerwonych oczach. Szczęśliwie Wieczny Marzyciel wylądował przed przyjacielem, a nie o nim, chociaż mało brakowało.
– Musisz uważać na przyszłość. – powiedział Fahrid, kiedy macki go wypuściły, po czym wyprostował się i spojrzał na Yootaro. – To on?
_____Spytał kierując pytanie do Marzyciela, który wracając do lewitacji w powietrzu kiwnął swoim ciałem jako odpowiedź na tak. Fahrid od razu rozpoczął więc oglądanie człowieka jakby był obiektem na wystawie. Demon Przeznaczenia miał pewne specjalne zdolności, jedną z nich zaliczało się do czegoś na wzór odczytywania przyszłości i przeszłości. Patrząc więc na zabójcą doskonale wiedział co zaszło między nim, a jego matką. Czy przejmował się tym? Nie, właściwie, nie mógł mieć bardziej wylane. Bardziej przejmował się faktem, że człowiek spytał Oriona o stosunek. To! To było dopiero wydarzenie. Białowłosa kobieta stała za nimi wszystkimi wyglądając nieśmiało w stronę nieznanego jej mężczyzny. Właściwie nie miała nawet pojęcia o czym oni mówią, bo nie znała szczegółów całej historii, nikt jej nie wtajemniczył. W sumie, nie było, kiedy z perspektywy czasu.
– Musisz mieć dużo odwagi, żeby zapytać się wieczne stworzenie o przyjemności cielesne. – Fahrid podszedł z nikłym uśmiechem do Yootaro, lecz Strażnik zagrodził mu drogę, aby nie wykonał kolejne kroku do przodu. Spojrzał więc na blondyna zaskoczony. – No co? Przecież go nie zjem! Może chce się dowiedzieć czegoś o swoim przeznaczeniu?! Nigdy nie wiesz!
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yootaro lekko wzdrygnął się na samą myśl o tym, że ludzie nie wracają, ale z drugiej strony on sam nie był już w w całości człowiekiem. Tak przynajmniej twierdził Wieczny Marzyciel i zapewne sam Orion. Czy to dlatego mógł to wszystko przetrwać?
Zimne ciarki prześlizgnłęły się niczym obślizgły wąż wzdłuż kręgosłupa. gdy blondyn wspomniał o otwarciu drzwi. Wspomnienie jakie wytworzyło się w głowie zabójcy nie należało do najprzyjemniejszych. Na dodatek, Suzumaki nie uważał, iz należały mu się pochwały. To nie jego spryt zaowocował tymi wynikami, a najzwyklejszy łut szczęścia. Strach, gotowość do walki z nieznanym. Ta cała sytuacja w ruinach była dziwna i niezrozumiała, o co chciał później zapytać Oriona, albo samemu poszukać w regałach ksiąg.
- Nie było mnie chwili, a ty już obracasz jakąś kobietę - pomyślał, fukając gdy strażnik ruszył przodem, a chwilę później dołączył do niego równając z nim kroku. Spacer był krótki, ale dla Yootaro bardzo przyjemny. Zdecydowanie wolał w ten sposób spędzać czas niżeli korzystać z teleportacji. Do tego nie bolała go głowa i mógł nacieszyć swe oczka posturą blondyna. Nie wyglądał na spiętego, wręcz miał wyjątkowo dobry humor. Z powodu Yootaro, a może tej kobiety?
Płatny zabójca uniósł ku górze jedną brew, widząc jak z góry ląduje Wieczny Marzyciel z dwojgiem obcych dla chłopaka osób, a lekka irytacja wymalowała się na jego twarzy, "To on?" - brzmiało, jakby długowłosy był jakimś śmieciem, ale szybko to zignorował myślą, dość pocieszającą, źe był ich tematem podczas nieobecności.
- Widzę, że mnie obgadywałeś - zmrużył lekko powieki, patrząc oceniająco na Oriona, gdy demon zaczął baczniej przyglądać się zabójcy, ale kolejne słowa nieznajomego jeszcze bardziej zaskoczyły Yootaro, wręcz sie pogniewał. Wiedział o propozycji numerku, a to naprawdę zdenerwowało zabójcę. Dlatego od razu wyjrzał zza pleców Oriona, wytykając demona palcem.
- Co ci do tego? Zazdrosny? Ciebie nawet palcem nie chcę tknąć - pokazał język - Ani dowiedzieć o swoim przeznaczeniu - tego zdecydowanie nie chciał słyszeć. Prędzej zasłoniłby swoje uszy, bo znając przyszłość mógłby chcieć je zmienić, doprowadzając do jego zniszczenia, albo jeszcze gorszego endu. I to nie tak, że nie był ciekaw. Był cholernie, ale bał się swojego zachowania, dowiadując o pewnych sprawach. Korciło go spytać, czy finalnie zobaczy nagiego Oriona, czy go zaliczy, ale znał swoje zdolności, wiedział, że jest niczego sobie i zdobędzie tyłek blondaska. Piorunował cały czas wzrokiem chłopaka do czasu, az jego wzrok przykuła białowłosa.
- Witaj - uśmiechnął się do niej przyjacielsko, podchodząc bliżej i wyciągając przyjacielsko dłoń na przywitanie.
- Robicie jakąś imprezkę? Czy to kolejni twoi goście, Orion? - spytał, drapiąc się po głowie. Liczył, ze jednak po powrocie będą sami, ale najwidoczniej los postanowił stanąć na przekór Yootaro. Był zmęczony, fizycznie po tym wszystkim, psychicznie z myslą, że zginie w tamtych ruinach.
- A wiec kim oni są? - spytał, czekając aż strażnik przedstawi nieznajomych. Choć nie do końca go oni interesowali, to jednak ciekawił go fakt, dlaczego Orion chciał to zrobić. Czyżby byli jak Marzyciel?
Zimne ciarki prześlizgnłęły się niczym obślizgły wąż wzdłuż kręgosłupa. gdy blondyn wspomniał o otwarciu drzwi. Wspomnienie jakie wytworzyło się w głowie zabójcy nie należało do najprzyjemniejszych. Na dodatek, Suzumaki nie uważał, iz należały mu się pochwały. To nie jego spryt zaowocował tymi wynikami, a najzwyklejszy łut szczęścia. Strach, gotowość do walki z nieznanym. Ta cała sytuacja w ruinach była dziwna i niezrozumiała, o co chciał później zapytać Oriona, albo samemu poszukać w regałach ksiąg.
- Nie było mnie chwili, a ty już obracasz jakąś kobietę - pomyślał, fukając gdy strażnik ruszył przodem, a chwilę później dołączył do niego równając z nim kroku. Spacer był krótki, ale dla Yootaro bardzo przyjemny. Zdecydowanie wolał w ten sposób spędzać czas niżeli korzystać z teleportacji. Do tego nie bolała go głowa i mógł nacieszyć swe oczka posturą blondyna. Nie wyglądał na spiętego, wręcz miał wyjątkowo dobry humor. Z powodu Yootaro, a może tej kobiety?
Płatny zabójca uniósł ku górze jedną brew, widząc jak z góry ląduje Wieczny Marzyciel z dwojgiem obcych dla chłopaka osób, a lekka irytacja wymalowała się na jego twarzy, "To on?" - brzmiało, jakby długowłosy był jakimś śmieciem, ale szybko to zignorował myślą, dość pocieszającą, źe był ich tematem podczas nieobecności.
- Widzę, że mnie obgadywałeś - zmrużył lekko powieki, patrząc oceniająco na Oriona, gdy demon zaczął baczniej przyglądać się zabójcy, ale kolejne słowa nieznajomego jeszcze bardziej zaskoczyły Yootaro, wręcz sie pogniewał. Wiedział o propozycji numerku, a to naprawdę zdenerwowało zabójcę. Dlatego od razu wyjrzał zza pleców Oriona, wytykając demona palcem.
- Co ci do tego? Zazdrosny? Ciebie nawet palcem nie chcę tknąć - pokazał język - Ani dowiedzieć o swoim przeznaczeniu - tego zdecydowanie nie chciał słyszeć. Prędzej zasłoniłby swoje uszy, bo znając przyszłość mógłby chcieć je zmienić, doprowadzając do jego zniszczenia, albo jeszcze gorszego endu. I to nie tak, że nie był ciekaw. Był cholernie, ale bał się swojego zachowania, dowiadując o pewnych sprawach. Korciło go spytać, czy finalnie zobaczy nagiego Oriona, czy go zaliczy, ale znał swoje zdolności, wiedział, że jest niczego sobie i zdobędzie tyłek blondaska. Piorunował cały czas wzrokiem chłopaka do czasu, az jego wzrok przykuła białowłosa.
- Witaj - uśmiechnął się do niej przyjacielsko, podchodząc bliżej i wyciągając przyjacielsko dłoń na przywitanie.
- Robicie jakąś imprezkę? Czy to kolejni twoi goście, Orion? - spytał, drapiąc się po głowie. Liczył, ze jednak po powrocie będą sami, ale najwidoczniej los postanowił stanąć na przekór Yootaro. Był zmęczony, fizycznie po tym wszystkim, psychicznie z myslą, że zginie w tamtych ruinach.
- A wiec kim oni są? - spytał, czekając aż strażnik przedstawi nieznajomych. Choć nie do końca go oni interesowali, to jednak ciekawił go fakt, dlaczego Orion chciał to zrobić. Czyżby byli jak Marzyciel?
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Kto by się spodziewał, że oskarżenia zostaną skierowane w jego stronę? Cóż… Orion mógł się z tym pogodzić, bo pewnie każdy by tak pomyślał. Zwłaszcza, że zaczął temat, kiedy powinien się zamknąć i nie odzywać. Nawet jeśli miałoby go to męczyć i nie pozwalać skupić się na innych czynnościach. Teraz musiał znosić Wiecznego Marzyciela oraz kilka innych osób, których jedynym tematem do rozmów będzie możliwe życie seksualne Oriona. Pewnie wiele jego znajomych uważało, że istnieje, ale bądź co bądź, wieczne stworzenia, które nigdy się nie rozmnażają mają swoje przyrządy raczej na pokaz. A chociaż Strażnik Biblioteki w to wierzył, bo nawet jeśli zdarzało się mu reagować, jak zrobiłby to człowiek to nie czuł potrzeby zaspokajać takich prymitywnych potrzeb… Blondyn westchnął w sercu, teraz z tego powodu przeszukuje regały filmowe w poszukiwaniu nagrania stosunku w trybie ekspresowym. Czuł się trochę jak student przed egzaminem, do której mógł się uczyć wcześniej, ale sądził, że profesor odwoła zaliczenie.
– Yootaro. Przestań.
_____Odezwał się czując zbliżający się ból głowy, gdy chłopak wytykał palcem. Czy zrobił coś jednak, aby powstrzymać zachowanie zabójcy? Nie. Stał w miejscu i obserwował, jak podchodzi do Sashey witając się miło… Co nie było do niego podobne, bo jednak do tej pory zachowywał się jak kot, który nie lubił nikogo i każdy miał stać daleko od niego. Kobieta odpowiedziała kiwnięciem głową i w tym momencie strażnik zdał sobie z czegoś sprawę. Uważał ją za człowieka, bo sama się za takiego podawała, ale przecież skąd mogła znać ich język, gdy Wieczny Marzyciel i Demon Przeznaczenia odzywali się do niej tylko w języku stwórców. Yootaro go znał, bo poznał ostatnio, ale ona… Skąd go znała? … To nie był temat na teraz.
– To jest Demon Przeznaczenia. Stwórca, który odrodził się bardzo niedawno. – wskazał na wątłej budowy białego demona. Po jego wyrazie twarzy widać nie przejął się słowami ciemnowłosego. Orion następnie wskazał na kobietę o jasnym włosach. – To Sashey, nowy gość i podobno człowiek, który został tutaj porzucony przez swój świat.
– Nie spodziewałem się, że ktoś jest na tyle odważny, aby proponować Orionowi kopulację. -odezwał się demona z uśmiechem na ustach, trochę rozbawiony sytuacją, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu. Przeniósł swoje spojrzenie na czarną maź. – Sam Marzyciel zaczął o tym rozmawiać, bo Orion nie odzywał się nawet słowem!
– Oczywiście, że tak! – kontynuowała ucieszona mackowata postać. – W końcu my się nie rozmnażamy, nie potrzebujemy przyjemności cielesnych. – następnie odwróciła się do Yootaro. – Jak to ogólnie przebiega u ludzi.
– Stop! – Orion odezwał się głośno zwracając uwagę wszystkich na swoją zdegustowana twarz. – Możecie skończyć? Nie zachowujcie się jak ignoranci. – kontynuował wyraźnie kierując te słowa do dwójki stworzycieli. – Powinniście wiedzieć, że takie rzeczy są dla ludzi w miarę prywatne. – wskazał dłonią na Sashey, która umierała ze wstydu cała czerwona. – Zobaczcie jak się ona czuje! Pomyślcie, że sprawiacie problem innym gościom.
_____Dwójka stwórców widząc minę Oriona postanowiła ulotnić się z tego miejsca jakby czując, że musząc iść odpokutować za swoje zachowanie. Lepiej było to robić w swoim pokoju razem lub osobno, aniżeli pomagając i rozkładając kartony płyt, kaset, nagrań. Sashey przez chwile także nie wiedziała co ze sobą zrobić, ale cała czerwona i zawstydzona także opuściła hol kierując się pośpiesznie w jakiekolwiek ciche miejsce. Pozostali sami. Strażnik obejrzał się do Yootaro i westchnął z przepraszającym wyrazem twarzy.
– Jeśli jesteś zmęczony możesz iść do swojego pokoju, ja mam porządki do dokończenia.
_____Po tych słowach skierował się do miejska, którego na pewno nie znał Yootaro. Otworzył drzwi do teatru i poruszając się między swoimi pozostawionymi w nieładzie stosami nagrań i skierował się do miejsca, w którym zamierzał od nowa rozpocząć reorganizację. Zamknął to miejsce na lata, bo nie w swojej arogancji uważał, że nie przyjdzie mu potrzebować czegoś takiego jak nagranie z innego świata. Wszystko bowiem było zapisywane na papierze. Jak się okazało, mógł teraz dziękować samemu sobie sprzed lat i powoli przechodzić przez to wszystko – nie układane i nie dotykane od lat. Magia wypełniła przestrzeń podnosząc mnóstwo przedmiotów i układając na półki, które przy pomocy jakby innej ręki były odkurzane z kurzu. Skąd coś takiego się pojawiło w tym miejscu? Zwyczajnie. Kurz na półkach nie miał swojego podłożą w brudzie, a w odłamkach magii. Gdyby Orion zamknął inną część biblioteki zdarzyłoby się tam coś takiego. Kawałki pozostawione w odłączeniu od centrum Biblioteki zaczęłyby odkładać się po zmaterializowaniu. Teraz gdy to kino zostało otwarte i podłączone na nowo, kurz sam zniknąłby po jakimś czasie wracając do powietrza, ale blondyn nie miał tyle czasu. Zdecydowanie brakowało mu go, bo Yootaro już pojawił się, a on nie miał odpowiedzi na trapiące go pytania. I znów w akcie desperacji przez jego głowę przeszła myśl, aby pytać u źródła, ale jak można się spodziewać – duma mu zabraniała.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach