Strona 2 z 2 • 1, 2
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
theme song
Dwójka ludzi z zupełnie innych światów spotyka się w szpitalu. Tak w skrócie. Romansidło, dramat i tragedia, przywołane oglądaniem zbyt dużej ilości dram medycznych. Reaktywacja po paru latach przerwy!
•••
Dijira & Mua Beloved 师父 (Kadaweryna)
theme song
Dwójka ludzi z zupełnie innych światów spotyka się w szpitalu. Tak w skrócie. Romansidło, dramat i tragedia, przywołane oglądaniem zbyt dużej ilości dram medycznych. Reaktywacja po paru latach przerwy!
•••
Dijira & Mua Beloved 师父 (Kadaweryna)
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yilun uważnie obserwował młodego mężczyznę. Chociaż twarz Xuan’a zasłonięta była maseczką, nieobecny wzrok, którym ten wpatrywał się przed siebie był... nieco niepokojący. Yilun był lekarzem. W czasie swojej pracy w szpitalu zadawał się z ludźmi w różnych sytuacjach i stanach mentalnych, nauczony był więc rozpoznawać, kiedy coś było nie tak... A Wu w końcu miał za sobą traumatyczne przeżycia w ciągu ostatnich paru tygodni, więc ciężko było od niego oczekiwać, że wszystko było w totalnym porządkuu.
Wu jednak powrócił do rzeczywistości, nim Yilun zdecydował się go zapytać czy wszystko było w porządku, ten jakby się ocknął, więc lekarz tylko skinął głową.
-Nic nie szkodzi –powiedział tylko, z zamiarem włożenia biletów do kieszeni... Jednak zawahał się, słysząc, że to pierwszy raz kiedy Wu odwiedza planetarium. Po chwili zastanowienia oderwał jeden z biletów normalnych i wyciągnął go w stronę niższego chłopaka. –Na pamiątkę –powiedział tylko. On sam lubił kolekcjonować bilety z miejsc, w których był i kto wie? Może jednego dnia, będzie to miłe wspomnienie, nieważne jak potoczy się ich znajomość.
-Bycie astronautą nie spełniało jego standardów dotyczących przyszłej pracy jego dzieci?-dopytał lekarz ze zrozumieniem. On sam nigdy nie pozwolił sobie na marzenia o czymkolwiek poza medycyną, nie licząc krótkiego okresu w życiu, kiedy to marzył o zostaniu zawodowym tenisistą – ale nikt o tym nie wiedział, bo Yang był pewien, że nie będzie to możliwe. –Ja byłem tu wiele razy w dzieciństwie z moją matką. Przychodziła tu dla inspiracji, bo „w mieście brakowało jej gwiazd” –uśmiechnął się lekko na to wspomnienie, nawet jeśli to był taki nieco smutny uśmiech, jak zwykle kiedy w ogóle o niej wspominał.
Tym razem jednak nie dał się wytrącić z równowagi flirtom Haoxuan’a. Chyba już zdążył się na nie w jakimś stopniu przygotować, więc nawet jeśli czuł się tak, jakby gdzieś w jego mózgu uaktywniał się tryb „ucieczki” i brzmiał mniej więcej jak „jgbsgnslnfsaawe”, nie dawał już tego po sobie poznać i... Był przygotowany na odpowiedź.
-Hmmm... Jakoś wątpię, żeby organizowali prywatne wycieczki po planetarium w tym celu. Z drugiej strony, w sali kinowej, w której wyświetlają filmy o nieboskłonie jest całkiem ciemno –skinął głową, w kierunku pobliskiego drogowskazu, który informował zwiedzających, że sala kinowa jest po prawej stronie.
-W każdym razie... Cieszę się, że to ja mogłem cię tu przywieźć po raz pierwszy, Xuan –bao. Nawet jeśli jest to pewnie jakieś... Piętnaście lat później niż byś sobie tego życzył – zacisnął lekko palce na dłoni mężczyzny, patrząc mu prosto w oczy. Zdał sobie sprawę z tego, że nawet... Nie naciąga prawdy. Nawet jeśli Xuan już dawno porzucił marzenia o kosmosie, oznaczało to, że był planetarium zainteresowany – jeśli nie teraz, to kiedyś. Co z kolei znaczyło, że Yang przypadkowo wybrał dobre miejsce na ich wyjście, czyż nie? Nawet jeśli było to zapomniane życzenie z dzieciństwa Yilun jakoś przyczynił się do jego spełnienia, co było... Miłym uczuciem. Zwłaszcza, że chłopak szybko kupował sobie sympatię lekarza. Nie chodziło tylko o jego atrakcyjność – ale jego bezpośredniosć, o sposób bycia, o słowne pojedynki i sposób w jaki z entuzjazmem wydawał się mówić o rzeczach, które go interesowały.
-Byłem jedynakiem przez dwadzieścia jeden lat –skinął lekko głową w odpowiedzi. Zazwyczaj nie dodawał nic więcej. W takiej sytuacji zazwyczaj podświadomie czuł, że nie powinien dodawać nic więcej. Podstawowe odpowiedzi – ot, żeby dać się komuś poznać, ale nie dać im się poznać tak naprawdę. Yang Yilun wzniósł wokół siebie, wysokie, nieprzenikalne ściany dawno, dawno temu i... Mało kto był w stanie je spentrować. A jednak, tak samo jak w kawiarni, Wu Haoxuan wydawał się robić to z łatwością. Coś w nim sprawiało, że Yilun czuł się komfortowo dodając więcej, ba w jakiś sposób, czułby się dziwnie, gdyby tego nie zrobił. –Czasami naprawdę... żałuję, że ta różnica wieku pomiędzy nami nie jest mniejsza. Nie tylko dlatego, że momentami czuję się bardziej jak jej wujek albo darmowa niańka, ale... Gdybyśmy mieli między sobą nie dwadzieścia, a pięć, dziesięć lat, moje dzieciństwo byłoby... mniej samotne –skrzywił się lekko, na wspomnienia z przeszłości.
Dzieciństwo Yang’a... Nie było szczególnie nieszczęśliwe. Wiedział, że istniały tysiące, dziesiątki tysięcy dzieci na świecie, które miały dużo gorzej od niego. Było ono jednak... puste. Zawsze był cichy i spędzał większość swojego czasu z nosem w książkach od zawsze i miał problemy z komunikacją z innymi dziećmi, które zawsze mu się wydawały nieco... inne, jakby do nich nie do końca pasował. Kiedy jego matka była obok, nie odczuwał samotności – a przynajmniej tak mu się wydawało, bo z biegiem lat coraz mniej pamiętał z tego okresu i większość wspomnień zaklęta była w albumach ze zdjęciami i praktycznie zapomniana. Chociaż nie miał przyjaciół w swoim wieku, matka wystarczała mu jako towarzystwo – zabierała go na wycieczki, dawała nowe książki do przeczytania, zabierała go na dodatkowe zajęcia z tenisa i gry na pianinie, pozwalała spędzać długie godziny w swojej pracowni – ona malowała, on przeprowadzał swoje „eksperymenty” z zestawem małego chemika..
Ale kiedy jej zabrakło...
Cały świat jedenastoletniego Yilun’a się załamał.
A ten... Nie zareagował w „akceptowalny” sposób. Przynajmniej nie w sposób, który jego ojciec mógł zaakceptować. Yang Junior wycofał się w sobie jeszcze bardziej.
Tak bardzo, że przez prawie rok praktycznie się nie odzywał, tym samym tracąc jakiekolwiek resztki relacji z ojcem.
Ani się obejrzał, a siedział w domu z zimną, francuską gosposią, która miała uczyć go języka, albo sam. I chociaż w gimnazjum w końcu udało mu się znaleźć przyjaciół... To wtedy zdał również sobie sprawę, że w przeciwieństwiie do większości chłopców ze swojej klasy nie wzdycha do blondwłosej Alice z pierwszej ławki – a w jego opinii oczy Guoqiang’a, z którym grywał tenisowego double’a wieczorami były dużo ładniejsze.
A Yang, wiedział, że to było problemem. Dużym problemem, z perspektywy pewnych ludzi. I kiedy w pełni zdał sobie sprawę jak dużym, wiedział, że nigdy nie będzie mógł się do tego przyznać przed swoimi bliskimi, także... Postawił kolejną ścianę między sobą i światem, jakby te, które i tak juz miał, nie były wystarczająco wysokie i dopiero w liceum w końcu komuś zaufał... I Keana wciąż pozostawała jedyną osobą, która wiedziała o nim praktycznie wszystko.
-Zawsze chciałem mieć rodzeństwo, także... Tak trochę ci zazdroszczę –jego kuzyni też go nie znosili. Z wzajemnością. Nawet jeśli rodzeństwem układy nie zawsze były najlepsze – to jednak... Co więzy krwi, to więzy krwi, czyż nie? Xuan miał brata bliźniaka, starszą siostrę i przyjaciela tak bliskiego, że praktycznie stał sie bratem i to brzmiało... Naprawdę miło. –I módlmy się za niego. Cała zabawa zaczyna się dopiero po studiach –zaśmiał się cicho. Studia w porównaniu do intern’u w szpitalu były przyjemnym spacerkiem. Dopiero pierwszy rok spędzony w szpitalu pokazywał realia zawodu.
W czasie ich rozmowy przesunął się nieco bliżej instalacji, którą zajęta była Yilan, uważając, żeby dziewczynka nie zniknęła z zasięgu ich wzroku.
-Ha! Czyli jednak naprawdę jesteś gwiezdnym ekspertem –ujśmiechnął się szeroko, z zainteresowaniem słuchająć jak młody mężczyzna mówi o gwiazdozbiorach. Widać było, że ten wie o nich dużo więcej od lekarza, a ten zawsze lubił uczyć się nowych rzeczy... Najwyraźniej jego pasja do astronomii nie zniknęła, mimo dezaprobaty ojca.
-Nie wiem, czy uznałbym się za kogoś odważnego, ale podoba mi się ta interpretacja –gdyby był odważny... Czy żyłby tak jak żyje? Gdyby był naprawdę odważny, czy ukrywałby to kim naprawdę jest i grał rolę idealnego syna?
-Łabędziem, co? Rozumiem, że jako zadanie domowe mam poszukać co to oznacza?-uniósł brew w górę, jakby akceptując wyzwanie.
Wu wybrał ten moment by dołączyć do Yilan, także Yang zrównał się z nimi krokie, obserwując, jak dziewczynka radośnie chichocze.
-Konstelacje? –młoda panna Yang zamrugała gwałtownie, zaraz charakterystycznie marszcząc brewki. –Moja ulubiona to ta, którą Xuan – ge lubi najbardziej bo na pewno jest najlepsza!-co jak co, ale mała wiedziała jak się podlizać!
-No patrz, Xuan – di... –Yang musiał przyznać, że mężczyzna radził sobie wyjątkowo dobrze z dziewczynką. Doskonale wiedział jak ją podejść (i nie tylko ją). Yilun zastanawiał się, czy był to naturalny talent, czy wynikał on z praktyki. -Wygląda na to, że będziesz jednak musiał pomóc jej w wyborze.
-Sam powiedziałeś, że Xuan-ge jest ekspertem! –odgryzła się Yilan, a jej starszy brat mógł tylko wybuchnąć nieco za głośnym jak na miejsce publiczne śmiechem.
-Bo jest! Nie mówię, że nie... Co ty na to, żeby Xuan-ge pomógł ci z wyborem, a w międzyczasie pójdziemy zobaczyć tą instalację z czarną dziurą... –Yang zauważył, że Xuan od jakiegoś czasu zerka w jej kierunku. -Xuan – ge właśnie powiedział, że konstelacja z takową jest jedną z jego ulubionych Lanlan, myślę więc, że powinniśmy doedukować się na ich temat, żeby zdobyć u niego trochę dodatkowych pustów-konspiracyjnie mrugnął do siostry jednym okiem, a potem, złapawszy ją za rękę, pociągnął ją w stronę instalacji, pochylając się nad opisem.
-Jak pan myśli, panie ekspercie? –odwrócił się w stronę Xuan’a. –Co kryje się w innym wymiarze? Alternatywna wersja historii? Kompletnie inny świat? –on sam osobiście nie sądził, żeby takie istniały, ale to była całkiem przyjemna myśl, czyż nie? Alternatywny wymiar i opcje, które pojawiały się z tą perspektywą, brzmiał całkiem nieźle.
Kadaweryna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
─────────────────────────────
─────────────────────────────
─────────────────────────────
Przez parę, być może i, odrobinę dłużących się, sekund, w jak gdyby, niezręcznej dla potencjalnego obserwatora, ciszy, wpatrywał się w przekładany pomiędzy palcami, podarowany przez Yilun'a, bilet.
''Na pamiątkę''; powtórzył za mężczyzną w myślach.
Uśmiech na jego twarzy, chociaż niewidoczny, pełen goryczy, którą wbrew woli, zdradzały oczy.
Haoyu nie należał do ludzi sentymentalnych. I chociaż bywały te chwile, w których, w czymś na kształt, agonalnego wręcz, psychicznego bólu, z rozrzewnieniem spoglądał w przeszłość, częściej jednak niż nie, gdyby dane było mu ponownie rozegrać pewne wydarzenia, nie zawahałby się ani na moment przed postąpieniem dokładnie tak samo, ponieważ...
Nie liczyło się to co było - liczyło się tylko to co tu i teraz, a historia nie bez powodu była określana takim, a nie innym mianem i to właśnie z tego powodu, dwa razy zastanowił się zanim, w końcu zaciskając dłoń na przedmiocie, wsunął go do kieszeni.
Z tego też powodu, bardzo lubił fotografię, ceniąc sobie jej wybiórczość, ponieważ pomimo możliwości, które dawał mu obiektyw, to on ostatecznie decydował, co chciał w nim uwiecznić.
Przenosząc źrenice na twarz Yang'a, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że i jego lico, napotykając ten promień życzliwości, zmiękło.
To nie tak, że Lucifer nie był doktorowi wdzięczny. Wręcz przeciwnie.
Będąc dzieckiem, nie jedną, a nawet i nie dwie noce spędzając w towarzystwie teleskopu, z pewnością dałby się zabić za możliwość wizyty w planetarium, o której wówczas, zawsze marzył. Problem całej tej sytuacji jednak, nie tkwił jedynie w tym, że Wu dzieckiem już nie był, a...
W życzliwości Yilun'a przede wszystkim.
Starszy mężczyzna, jego zdaniem, był dla niego zdecydowanie za dobry, a to sprawiało, że przyzwyczajony do zupełnie innych, schematów postępowania, Haoyu, głupiał niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce.
To również sprawiało, że otumaniony był powracającymi niczym bumerang, wyrzutami sumienia.
Jak bardzo chciałby je zagłuszyć, powracały za każdym razem, kiedy tylko napotykał na sobie to szczere, niczego nieświadome spojrzenie Yang'a.
Za każdym razem, kiedy słyszał tę nutę życzliwości w jego głosie.
Czuł emanujące od niego ciepło, z którym się doń zwraca.
Ponownie, zacisnął wargi w cienką linię, czując jak już i tak, przylegający do kręgosłupa żołądek, zaciska się jeszcze bardziej.
Jak gdyby zatrzymując się na moment, sklął siarczyście wewnątrz siebie.
Zgadzając się na tę śmieszną eskapadę, absolutnie nie zastanowił się nad tym jak będzie się czuł. Ba, z góry założył, że udawanie kogoś, kim w istocie nie jest, wcale nie będzie takie trudne, mając na uwadze, lata doświadczenia w zawodzie, które miał za sobą. W tym wszystkim, zapomniał jednak, że ani Yang Yilun, ani tym bardziej, Yang Yilan, nie byli tak jak i on, osobami publicznymi, których całe życie, w istocie, bazowało na kłamstwie. Byli po prostu zwykłymi ludźmi, a on, bez względu na to jakim kawałem skurwysyna mógłby nie być, nie potrafił na dobre uciszyć tego cichego głosu w swojej głowie, który niczym huragan, raz po raz, szeptał mu do ucha, że już dawno powinien był się wycofać.
Że ta dwójka na to nie zasługuje.
— Można tak powiedzieć — jak gdyby wyrwany z środka toczącego się weń sztormu, przyznał nagle, być może i, zbyt gwałtownie, tym samym jednak, wyraźnie komunikując, że jest to temat, na który nie chce rozmawiać. Zresztą, ciężko było się temu dziwić, mając na uwadze to, że samo myślenie o jego Panu Ojcu było w stanie doprowadzić go na skraj załamania nerwowego.
Nie mniej, gdyby się nad tym zastanowić, skłamałby gdyby powiedział, że z tych wszystkich planów, które Wu Tianlei miał na jego życie, chociaż nie było w nich miejsca na astronomię, to, to że Haoyu ostatecznie został aktorem, było czymś czego kiedykolwiek by się spodziewał.
— Twoja mama brzmi jak osoba, która nadawała na moich falach — zagaił dla rozluźnienia tej nieco, zagęszczonej atmosfery.
''A przynajmniej, z pewnością bardziej niż mój ojciec''; w myśl zasady, pozostało niewypowiedziane.
I już miał ruszyć do przodu, kiedy następne słowa doktora, zatrzymały go w półkroku.
— W każdym razie... Cieszę się, że to ja mogłem cię tu przywieźć po raz pierwszy, Xuan –bao. Nawet jeśli jest to pewnie jakieś... Piętnaście lat później niż byś sobie tego życzył.
Czując delikatny uścisk na swojej dłoni, na sekundę, wbił wyraźnie powiększające się źrenice w te Yilun'a. Uderzenie skrzydeł motyla później, oczy te patrzyły wszędzie byleby tylko nie na niego, a ciałem wstrząsnęły dreszcze.
''Jak nic będę się musiał gdzieś po drodze naćpać''; wolną ręką, dyskretnie odszukał ukryty w kurtce, pojemnik na leki, boleśnie świadomy tego, że prostolinijność Yang'a, jak tak dalej pójdzie to, z pewnością go wykończy.
Ten człowiek, którego od samego początku tego wszystkiego, egoistycznie traktował jak nic więcej, aniżeli chwilową rozrywkę, był wbrew pozorom, naprawdę niebezpieczny.
— Być może moglibyśmy się kiedyś o tym przekonać? — zapytał, tym razem, odrobinę nie śmielej, w dosyć niezdarny sposób starając się ukryć to, jak bardzo starszy mężczyzna wyprowadził go z równowagi.
Był to pierwszy w trakcie ich wyjścia, z tych nielicznych momentów w ogóle, w których Lucifer żałował, że nie mógł odbić piłeczki w typowy dla siebie sposób, pytając Yilun'a czy naprawdę myśli, że nie byłby w stanie wynająć całego tego miejsca tylko i wyłącznie po to, żeby całować się z nim do utraty tchu w tym cholernym obserwatorium.
Ze względów oczywistych jednak, tym razem nie mógł sobie na tę bezczelność pozwolić.
— Wiesz — utrzymując dystans paru kroków za pędzącą do wystawy, Yilan, korzystając z tego, zapowiadającego się na jeden z ostatnich, intymniejszych momentów ich spotkania (a przynajmniej, na najbliższych parę godzin, do czasu, w którym energia dziewczynki się wyczerpie), szepnął — czasami bycie otoczonym całą gamą ludzi, nie jest równowartością nieodczuwania samotności.
I były to słowa wypowiedziane na bazie niczego innego, jak jego własnego doświadczenia.
Nie były one co prawda, w stu procentach zgodne z aktualnym stanem rzeczy (co nie było zresztą, niczym nowym), jednakże więcej było w nich szczerości niż nie, ponieważ, gdyby nie obydwaj, znany od dwudziestu lat, Chen, oraz od przynajmniej dwunastu, Yueze, Haoyu byłby zapewne, nie mniej samotny niż otwierający się przed nim, Yang.
Wyrównał swój chód, dopasowując się do zabawnie przekomarzającego się, rodzeństwa.
— Hej, hej! — pisnął, udając przerażenie oraz zabawnie wymachując przy tym rękoma — Nie jestem żadnym ekspertem! W tej kwestii, nie powinnaś słuchać Lun'a-ge, Lan-mei! Gdyby był z nami Yuyu to z pewnością by się za to obraził!
Dostrzegając pracowników rozdających okulary trójwymiarowe, wziął Yilan za drugą rączkę, prowadząc ją (i tym samym, biednego Yilun'a) w ich stronę. Co prawda, miał nadzieję na coś bardziej spektakularnego niż otaczające ich na około, wygaszające się hologramy, jednakże sam pokaz, wciąż robił wrażenie.
Nie mówiąc już o tym, że w porównaniu do potencjalnej symulacji bycia rozkładanym na atomy w skutek bycia przez takową dziurę, pochłanianym, był najprawdopodobniej, również dużo zdrowszą opcją dla większości odwiedzających.
— Nie mniej, nawet nie będąc ekspertem, z chęcią pomogę ci w wyborze twojej konstelacji — zakładając dziewczynce okulary na nos, uśmiechnął się delikatnie pod maską. — Najpierw jednak, chciałbym zobaczyć czy sama nie znajdziesz takiej, która cię zainteresuje, dobrze?
A mówiąc to, delikatnie dotknął koniuszkiem palca, jej nosek.
Siłą rzeczy, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdyby z góry narzucił jej przynależność do jakiegoś konkretnego, gwiazdozbioru, nie różniłby się za bardzo od swojego ojca.
— Jeśli o zadanie domowe zaś chodzi — kucając obok pięciolatki, gestem zachęcił mężczyznę by się do nich zbliżył — to nie ma takiej potrzeby Lun-ge! Wolałbym nie zmuszać cię do wgłębiania się w tematy, które cię nie interesują.
Jego głos, na raz, zawibrował w melodyjnym chichocie.
To, ale i też to, że wcale nie chciał by Yang zbyt głęboko wchodził we wcześniej wspomnianą, konstelację, ponieważ mogłoby się to wiązać z narodzinami zbyt wielu, niesprzyjających mu, pytań oraz wątpliwości.
Kiedy doktor w końcu znalazł się w zasięgu ręki, Haoyu gwałtownie pociągnął go za rękaw, tym samym, zmuszając go do przykucnięcia razem z nim po czym, wbrew powszechnie panującemu, zakazowi, zrobił całej trójce zdjęcie. Równało się to oczywiście, z pracownikami planetarium, na raz, patrzącymi na nich z byka, jednakże na szczęście dla grupy, Wu zdążył ich uwiecznić akurat na sekundę przed tym, kiedy całą salę ogarnęła gęsta, nierozświetlona niczym, kurtyna czerni.
Paru odwiedzających wydało z siebie pomruki zaskoczenia, on sam zaś, uśmiechnął się jedynie szerzej.
Gdyby była to symulacja, oznaczałoby to, że właśnie popchnięci grawitacją, przekroczyli punkt horyzontu zdarzeń, z którego w warunkach kosmicznych, nie było już powrotu. Ta myśl, dziwnie go uspokajała.
Po omacku, wstając na równe nogi, tą zajętą dłonią jedynie mocniej uścisnął drobną rączkę dziewczynki, tą wolną zaś, przejechał po ramieniu Yilun'a, dając mu znak, że powinni strategicznie zmienić pozycję, zanim na powrót zapali się światło. To jednak, rozbłysło na tyle jasno i gwałtownie, że Wu prawie wpadł na stojącego obok nich, zwiedzającego, którego siłą rzeczy, niedbale, ale przeprosił, bardziej zainteresowany tym, że osoba odpowiedzialna za tę wystawę dodała ten mały detal, którym było przejście z czarnej dziury, w tę białą, aniżeli tym, że prawie kogoś powalił.
— Oh, to temat do naprawdę długiej dyskusji — mruknął, chociaż starając się o pozostanie neutralnym, ekscytacja w jego głosie, ewidentna. — Wydaje mi się, że wersja o alternatywnej historii jest najpowszechniejsza, a z pewnością, cieszy się największą popularnością pośród zarówno, znawców jak i laików, ale czy można ich za to winić? Jest coś dziwnie pociągającego w możliwości obserwacji znanej nam rzeczywistości z zupełnie innej perspektywy.
Wyrzucił na jednym oddechu, po czym spotykając się z oczami towarzyszącego mu rodzeństwa, odchrząknął, dziwnie zawstydzony.
— Sam jestem fanem teorii multi-świata — przyznał w końcu — uważam jednak, że jej najbardziej intrygującą częścią, wcale nie jest możliwość potencjalnego oglądania naszego życia, układającego się inaczej, a raczej, badania nad tymi wszystkimi, które, jak w kalejdoskopie, istniałyby równolegle do naszych.
Dostrzegając ponownie rozpoczynający się, spektakl, gestem, wskazał przejście do następnej sali.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yilun nie odrywał wzroku od twarzy przyszłego prawnika. Nie mógł mieć pewności, bo ten był wyjątkowo dobry jeśli o utrzymywanie „poker face”. Ciężko było go odczytać, właściwie nie dało zgadnąć się co ma na myśli. Yang sam miał praktykę w utrzymywaniu nieprzeniknionego wyrazu twarzy, ale on swoje problemy lub uczucie dyskomfortu zazwyczaj pokrywał fałszywym uśmiechem.
Nie zamierzał naciskać – każdy miał tematy, na które nie lubił rozmawiać, a po tonie Wu dało się wyczuć, że jego ojciec należy właśnie do tej kategorii. On sam miał ich masę – i kiedyś należała do nich również jego matka, ale z każdym upływającym rokiem było jakoś lżej o niej mówić. Dużo pomogła terapia, na którą zmuszony był chodzić w liceum, regularne spotkania z ludźmi, którzy ją znali – jej przyjaciółmi, rodzicami, znajomymi. Upływ czasu sam w sobie też pomógł. Ale mimo wszystko...
-Jest… - potknął się. Jak zwykle. Mimo wszystko, mimo faktu, że lata temu została uznana za zmarłą, podświadomie wciąż wierzył... chciał wierzyć, że prawda jest inna.–Była malarką. Naprawdę dobrą... I też mi się jakoś tak wydaje, że byście sie dogadali –nawet jeśli to, że żyła, oznaczałoby, że porzuciła Yongnam’a, to jeśli gdzieś była szczęśliwa... Przez lata, nie chcąc uwierzyć w to co mu powtarzano, był na nią wściekły. Nieważne czy żyła, czy nie... Był wściekły. Teraz miał z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Dopóki nie znaleziono ciała, była jednak nadzieja, że gdzieś tam jest, mimo że nic ze sobą nie zabrała, że nikt, nawet najbliźsi przyjaciale nic o niej nie słyszeli, że nie było żadnych nowych obrazów i nie kontaktowała się ze swoim agentem. Że żyje. I że jest szczęśliwa, żyjąc nowym życiem.
Wu miał rację. Samotność można odczuwać niezależnie od tego, czy dookoła są ludzie czy nie. Samotność jakby nie patrzeć, jest uniwersalna, ale jednocześnie bardzo personalna. Przyjaciele, rodzina... To czy ich masz, czy nie, się nie liczy. Kiedy czujesz, że możesz polegać tylko na sobie, kiedy nie masz wsparcia, nieważne z jakiego powodu, kiedy nie masz komu zaufać, albo wiesz, że mimo dobrych chęci nikt ci nie pomoże... Można być samotnym z tych i wielu innych, niezliczonych powodów.
Nie dziwił go fakt, że Wu czuł się samotny wśród swojej rodziny. Yang w końcu widział dlaczego ten był w szpitalu – a przynajmniej ten rezultatowy najbardziej powierzchowny. Cały kraj wiedział... Nikt nie próbuje się zabić bez powodu i żeby podjąć taki, a nie inny krok, sytuacja musi być naprawdę desprecka. Yilun nie zamierzał się nad tym rozwodzić, nie zamierzał nigdy tego roztrząsać, ani oceniać - wolał się cieszyć towarzystwem Wu i teraz. Tak po prostu. Póki co nie było powodu, dla którego musiałby się zastanawiać co i jak przy nim robi – dopiero poznał chłopaka i prawdopodobieństwo, że to będzie więcej niż przelotna znajomość, było niewielkie.
-Jak na moje standardy jesteś ekspertem –wzruszył ramieniem, posyłając chłopakowi znaczące spojrzenie. – Nie znam twojego brata, więc nie wiem na jakim poziomie stoi wiedza, ale nie powinneś umniejszać swojej własnej przez porównywanie sie do kogoś innego-czy ten regularnie porównywał się do starszego brata? Bo jeśli tak, to to na pewno nie było zdrowe i nie powinien tego robić! Każdy jest swoją własną osobą i standardy, które się do niego aplikują są indiwidualne. Jeśli Wu Haoyu wiedział więcej niż jego brat o Wszechświecie, cóż, dobrze dla niego, ale Haoxuan nie powinien sobie umniejszać z tego powodu!
-Czemu niby myślisz, że mnie to nie interesuje? Wszystko co związane z twoją osobą jest interesujące, Xuan-di... Prawda Yi-lan? Xuan-di jest bardzo interesujący?-
-Najbardziej!pisnęła dziewczynka, już gotowa zalać przyszłego prawnika pytaniami o konstelacje, żeby wybrać tą najlepszą.
[...]
Yang’owi wizyta w planetarium naprawdę się podobała. Co prawda jego entuzjazm nie stał na tym samym poziomie co ten jego siostry i Wu. Prezentacja czarnej dziury sama w sobie była interesująca, a kolejne wystawki też nie pozostawiały dużo do życzenia – obeszli praktycznie cały obiekt. Osobiście jego ulubionym momentem była wystawa kawałków meteorytu i film z projekcją nocnego nieba. Yilan natomiast upodobała sobie model Układu Słonecznego i ubrań astronautów... No i oczywiście patrzenie przez teleskop, nawet jeśli o tej porze nie było to idealne przeżycie.
Pod koniec wycieczki, całą trójką zawędrowali do sklepu z pamiątkami.
-Lun-ge! Lun-ge! –Yilan podchodziła do sprawy pamiątek bardzo poważnie. Jako dziecko rozpieszczane przez zdecydowanie zbyt komfortowych finansowo rodziców, Yilan... Praktycznie nigdy niczego nie odmawiano. Bai Ya-Wen lubiła szpanować bogatctwem, lubiła się chwalić tym, że jej córka ma wszystko czego sobie zamarzy. Matka Yilun’a tymczasem poślubiła jego ojca zanim rodzinne imperium rozwinęło skrzydła – i o ile się nie mylił podchodziła wielce sceptycznie do ich nowo zdobytej fortuny, starając się wychować syna nieco mniej materialistycznie. Czy jej wyszło? Cóż, Yang od zawsze miał w sobie więcej z idealisty niż materialisty, ale to nie tak, że był ascetą. Nie szastał pieniędzmi na prawo i lewo i starał się żyć na tyle niezależnie na ile się dało.
-Musimy kupić pamiątki! I Xuan’owi – ge też!-Wu zostawił ich na chwilę, udając się do toalety, także rodzeństwo zostało same w labiryncie pluszaków, koszulek, figurek i różnorakich bibelotów, poustawianych równo na półeczkach.
-[color=grey]Ach tak? A co myślisz, byłoby dobrym prezentem dla Xuan’a – ge?-zapytał ze śmiechem, ale... Dołączył do szukania pamiątek i nawet zaproponował, żeby kupili sobie pasujące do siebie pamiątki, każdą taką samą... Yilan była zachwycona tym pomysłem.
Niedługo później cała trójka opuściła planetarium i udała się do pobliskiej dinozaurowej pizzerii, gdzie Yilan była dobrze znaną kelnerkom stałą klientką (bo to było jej ulubione miejsce, więc rodzice zabierali ją tam co tydzień, chyba że Yilun ich zastępował), dzięki czemu dostali „najlepszy!” w opinii Yilan stolik. Taki tuż przy dużej, plastikowej figurze diplodoka (Yilan ochrzciła go wdzięcznym imieniem „Ping”). Bądźmy szczerzy – gdyby Yilun wybierał gdzie zabrać Xuan’a najpewniej nie skończyliby by w restauracji, której domniemaną grupą demograficzną były dzieci. Koncepcja biznesowa sama w sobie byla interesująca – płaciło się za wejście, a potem wybierało się kształt dinozaura i samemu dekorowało się pizzę z wybranymi, dowolnymi dodatkami, którą pracownicy potem piekli. Takie przyjemne, interaktywne zajęcie dla dzieciaków.
Wystrój jednak pozostawiał sporo do życzenia – z perspektywy Yang’a. Tapeta w dinozaury, stoły w krztałcie odcisku dinozaurzej stopy, strefa zabaw pełna dinozaurów – kreskówkowe dinozaury, gdziekolwiek by się człowiek nie obejrzał.
-Zanim powiesz cokolwiek...-zaczął, kiedy zajęli miejsce przy stoliku. –Kupiliśmy ci pamiątkę w planetarium!
-Ja wybierałam! –wrzasnęła podekscytowana dziewczynka. Yilun tymczasem położył na stoliku malutką, papierową torebkę. –My mamy takie same! –koniec końców zdecydowali się na urocze, metalowe breloczki z dwoma zawieszkami – jedną z kosmonautą, a drugą z rakietą.
-Ano. Yi – Lan wybierała. Według niej pamiątki są bardzo ważne...-chciał dodać coś jeszcze, ale zauważył, że w ich kierunku zbliża się kelnerka, najpewniej gotowa zapytać, który kształt ciasta chcieliby wybrać.
Kadaweryna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
─────────────────────────────
─────────────────────────────
─────────────────────────────
Siłą rzeczy, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że im dalej w ich wizytę, tym co raz bardziej był rozkojarzony. I chociaż każda kolejna sala, którą mijali, wydawała mu się być jedynie ciekawsza od poprzedniej, jego stan wewnętrzny, jak gdyby, w kontraście do tego co reprezentował sobą na zewnątrz, zdawał się być bardziej podobny do tego delirycznego.
Przytłoczony nadmiarem napływających ze wszystkich stron, bodźców, działał na autopilocie, powoli tracąc poczucie rzeczywistości.
— Malarką? — pociągnął zaintrygowany. Mając na uwadze jednak to, że właśnie zajęty był bieganiem za Yilan pomiędzy eksponatami, ciężko było określić czy jego wyraźnie roziskrzone oczy, były takowymi na skutek faktycznej, potencjalnej ekscytacji kreatywnym zawodem wykonywanym przez zaginioną matkę doktora, czy też czegoś zupełnie innego.
— Siostra mojego najlepszego przyjaciela rysuje — dodał nagle, w duchu ignorując nieprzyjemny posmak wypowiedzianych przez siebie słów. — Jest niesamowicie utalentowana, mój avatar na WeChacie jest jej autorstwa! Nie wydaje mi się jednak bym poza nią, znał kogoś kto się tym zajmuje, no chyba, że... Jest to jeden z twoich ukrytych talentów?
Zagaił rozbawiony, na ułamek sekundy przenosząc spojrzenie z ekspozycji na Yilun'a i tym samym, unosząc brwi ku górze.
Z jakiegoś powodu, pomimo tego, że Ji Chen był, odkąd praktycznie pamiętał, zapalonym tancerzem, perspektywa poważnego Yang Yilun'a spędzającego długie godziny nad szkicownikiem, wydawała mu się być niesamowicie zabawna.
— No nie byłbyś już taki! — na wzmiankę o swoim wyimaginowanym bracie, mruknął udając oburzenie i wydymając wargi, kompletnie nie przejmując się tym, że zabieg ten nie miał zbyt dużego sensu, wówczas gdy praktycznie połowa jego twarzy, zakryta była czarną maską. — Ja po prostu stwierdzam fakty! Są rzeczy, w których jest ode mnie lepszy, tak samo jak są i te, w których jest ode mnie gorszy.
Wzruszył ramionami dla nadania sobie wiarygodności, po czym wsunął dłonie do kieszeni, nie elaborując jednak, w głębi siebie, czując się jak gdyby właśnie został przyłapany na kłamstwie.
W tamtym momencie, chcąc nie chcąc, po raz kolejny boleśnie się szczypiąc, tym razem, w obydwie kości biodrowe, poczuł jak cała ta skonstruowana przezeń, fasada, zaczyna się łamać.
Jak cały ten, skrupulatnie kreowany obraz Wu Haoxuan'a, niczym rozwodnione akryle, zaczyna się rozmywać.
— Czemu niby myślisz, że mnie to nie interesuje? Wszystko co związane z twoją osobą jest interesujące, Xuan-di... Prawda Yilan? Xuan-di jest bardzo interesujący?
Czując, że zaczyna mu się kręcić w głowie, uśmiechnął się krzywo pod maską.
***
— Czy wszystko w porządku proszę pana? — głos rozległ się tak szybko, jak tylko z impetem trzasnął za sobą drzwiami.
— Tak, proszę się nie martwić! — wyrzucił najnaturalniej jak tylko potrafił, po czym podchodząc do zlewu i opierając się o jego framugę, wbił w swoją twarz zmęczone spojrzenie.
Odszukując pod pazuchą, opakowanie leków, westchnął ciężko.
Udanie się do toalety przed ostatnim już, punktem ich podróży, którym był sklep z pamiątkami, było tym czego naprawdę potrzebował. I chociaż przekonanie jednego z pracowników planetarium by na chwilę tę cholerną łazienkę dla niego zamknął uwzględniało pokazanie swojej twarzy, tak ani na moment tego nie żałował, ponieważ potrzebował zarówno swoich psychotropów, jak i sprawdzić telefon, o chwili ciszy i spokoju na uspokojenie własnych myśli już nie wspominając.
Przesypując na dłoń równowartość swojej dziennej dawki, zmiął cisnący się na wargi, kotłujący się w gardle chichot.
Ji Chen ciągle mu powtarzał, że nie powinien był z nimi przesadzać i zapewne, gdyby się dowiedział, że Haoyu, właśnie o suchym gardle pochłania nadprogramową ilość przepisanych mu medykamentów, nie byłby zachwycony.
— No właśnie, Chen! — wyszeptał nagle w, jak gdyby, momencie olśnienia, wyciągając komórkę. Dostrzegając jednak, brak jakiegokolwiek połączenia od przyjaciela, a za to, piętnaście od Ziqian'a, niemalże histerycznie się zaśmiał. — Ktoś tu coś niedawno mówił na temat tego jaki ze mnie dupek, a teraz sam wysługuje się moim szoferem.
Mruknął z przekąsem.
Nim jednak wybrał numer do swojego asystenta, ani na moment nie zawahał się przed zrobieniem sobie zdjęcia, na którym, eksponując twarz, posyła całusa w obiektyw, a palce układa w symbol serca, i wysłania go do swoich przyjaciół na czacie.
Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
— Widzę, że Chen mocno ci wjechał na psychę — zadrwił na dzień dobry, słysząc to charakterystyczne kliknięcie w słuchawce.
— Panie Wu! — wyrzucił naprędce Ziqian, co jedynie wywołało uśmiech na twarzy Lucifer'a.
Nie zaprzeczył.
— No co tam? — ciągnął jak gdyby nigdy nic, kompletnie ignorując najprawdopodobniej narastającą we wnętrzu asystenta, frustrację.
— Co tam? — powtórzył za nim, wyraźnie zakłopotany mężczyzna — zaginął pan bez śladu!
Na te słowa, wywrócił teatralnie oczyma.
Cała magia tej zabawy polegała właśnie na tym, że żadne z nich nie znało jego lokacji.
— Czy ty się słyszysz? Jak zaginąłem bez śladu, przecież rozmawiamy.
Na jedno uderzenie serca, na linii zapanowała głucha cisza.
Odkładając na bok telefon na głośnomówiącym, poprawił włosy, uśmiechając się przy tym niczym diabeł.
Biedak pewnie nie wiedział co miał powiedzieć.
— O której mam po pana przyjechać? — bardzo koślawa próba zmiany tematu.
Zacisnął wargi, żeby się nie roześmiać.
— Wiesz, nie wiem jeszcze czy będzie taka potrzeba...
— Czy będzie taka potrzeba? — jego rozmówca praktycznie zawył do słuchawki.
Zamrugał zaintrygowany.
To było coś nowego.
— Ma pan całą masę rzeczy do załatwienia! Poza tym, jutro zaczynają się zdjęcia!
Ówcześnie widniejący na jego licu, radosny grymas, szybko przerodził się w ten pełen niezadowolenia.
No tak.
Jak mógł zapomnieć, że z ich dwójki to właśnie Ziqian był tym prawdziwszym pracoholikiem.
— Umówmy się tak — zakładając ponownie maskę na twarz, zebrał swoje porozrzucane rzeczy z blatu — przekartkujesz mój terminarz, zadecydujesz co na tę chwilę wymaga ode mnie największej uwagi i to załatwisz, nie powinieneś mieć z tym problemu, prawda?
Był to głos nieznający sprzeciwu.
Ponownie zapanowała cisza.
— Dobrze panie Wu — odezwał się w końcu Chen, jak zwykle, bez walki, w charakterystyczny dla siebie sposób, ze świstem wciągając powietrze do płuc.
Haoyu jedynie skinął głową do samego siebie, wyłączając tryb głośnomówiący i przyciskając telefon do ucha.
— Co ja bym bez ciebie zrobił co? — radość w jego głosie, wręcz toksyczna. — Podeślę ci jeszcze parę rzeczy. Daj znać, kiedy wszystko ogarniesz, a ja napiszę ci skąd mnie odebrać.
***
Powiedzenie, że pizzeria, do której udali się po udanym rajdzie na sklep z pamiątkami była jego miejscem było... Delikatnym niedopowiedzeniem. Odgłosy rozmów oraz dziecięcych zabaw uderzające w odwiedzającego zaraz po przekroczeniu progu; ciepła, rodzinna atmosfera i te niemalże, łypiące na człowieka na każdym rogu, wszędobylskie dinozaury...
Cóż, nawet jeśli Haoyu nie był w swoim elemencie, to z pewnością, nie dał tego po sobie poznać (chwała lekom), a nawet, pstryknął parę zdjęć wnętrza zanim jeszcze udali się do stolika. Tym razem jednak, nie opublikował ich na czacie, mając przeczucie, że jest to restauracja na tyle charakterystyczna, że tak szybko jakby to zrobił, zdradziłby swoją lokalizację.
— Naprawdę? — siadając wygodnie w, na tyle strategicznej pozycji by nie być bezczelnie na widoku, zsunął odrobinę maseczkę z twarzy, wbijając to w rodzeństwo, to w podarunek od nich, zaskoczone spojrzenie.
Ostrożnie rozpakowując prezent, słysząc następne słowa dziewczynki, uśmiechnął się miękko.
— Dziękuję księżniczko, już zawsze będę go przy sobie nosił — nachylając się nad stolikiem, delikatnie pogładził jej włosy, po czym dodał — ale wiesz, ja też mam coś dla ciebie!
Odsuwając się od pięciolatki, tym razem, schylił się po torby, które postawił przy nodze, przesuwając jedną w stronę dziewczynki, a drugą w Yilun'a.
W tej dla młodszej Yang znajdował się uroczy pluszaczek zdobywcy kosmosu oraz bransoletka przyjaźni, w tej dla starszego mężczyzny, z odrobinę mniejszym rozmachem, ale koszulka członka załogi kosmicznej, którą Wu kupił dla wszystkich, mając nadzieję, że jeszcze przed końcem tego spotkania, zdążą sobie w nich zrobić zdjęcie.
— Biorąc pod uwagę, że mamy takie same, mam nadzieję, że i ty z dumą będziesz ją nosić — zaśmiał się uroczo, dumnie prezentując nadgarstek (uprzednio upewniając się jednak, że jest porządnie przykryty), na którym wisiało akcesorium.
Zaaferowany reakcją dziewczynki, nawet nie zauważył podchodzącej do nich obsługi.
— Śliczna, mam nadzieję, że dla mnie kupiłeś taką samą, inaczej się obrażę?
Słysząc ten głos, w tempie natychmiastowym, przeniósł zaskoczone spojrzenie na stojącą przy stoliku kelnerkę, z całych sił starając się o naturalność tego zabiegu.
— Mengmeng? — pisnął cicho, pomimo, na raz, panującej w gardle, suchoty, udając ekscytację.
— Tuntun! — zanuciła w odpowiedzi wesoło, młoda Qin, na co on, zacisnął trzymane pod blatem, dłonie, jedynie uśmiechając się szerzej.
Ze wszystkich ludzi, których mógł jeszcze dzisiaj spotkać, musiało paść akurat na nią, siostrę Yueze, który praktycznie od tygodnia (jak i nie już nawet dwóch) nie dawał żadnego znaku życia. Gdyby nie to, że Miaomeng nie szukała atencji mediów, a Haoyu zabronił jej starszemu bratu używać tego okropnego przezwiska publicznie, całą tą, śmieszną eskapadę, szlag by trafił tu i teraz.
Nie mniej, fakt tego, że Qin nie chodziła i nie rozgłaszała publicznie z kim jest spokrewniona, poza tym, że utrudniał pięcioletniej Yang połączenie ze sobą pewnych faktów, wcale nie zmieniał zbyt wiele w jego aktualnej sytuacji, ponieważ pseudonim, którym obydwoje go uraczyli, gdyby Yilun chociaż na sekundę się zastanowił, również nie do końca pasował do kogoś o imieniu Haoxuan.
— Nie wiedziałem, że tutaj pracujesz — zagaił, opierając się na łokciach.
— Tak jak i ja nie wiedziałam, że masz jakichś innych przyjaciół poza naszą trójką — rzuciła w odpowiedzi nastolatka, lustrując rodzeństwo Yang spojrzeniem.
— Ah, gdzie moje maniery! — zakrył usta dłonią w teatralnym geście — Yilun, Yilan, to moja utalentowana przyjaciółka, Miaomeng, o której wcześniej wspominałem.
Przedstawiając ich sobie, w duchu, dziękował niebiosom za to, jak ciężkie dla nieuzbrojonego oka byłoby teraz, wykrycie jak niesamowicie napięte są mięśnie jego twarzy.
No, a przynajmniej dla kogoś kto go nie zna, bo coś mówiło mu, że Qin tej szopki nie kupowała.
— Tak lepiej — nastolatka uśmiechnęła się szerzej, gnąc się w czymś na kształt połowicznego ukłonu. — No, a wracając do tego, że tu pracuje, to nowa praca, nie widzieliśmy się ostatnio to i nie było okazji, żeby o niej porozmawiać, nie zresztą, żeby było o czym, ja za chwilę i tak znajdę inną, a ty w takie miejsca nie chodzisz.
Wzruszyła ramionami, wyciągając notesik z fartuszka, przy czym mający się ochotę uderzyć z otwartej pięści w czoło, Lucifer, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kącik jej warg drgnął w złośliwym uśmiechu.
To właśnie wtedy coś kliknęło i wszystko powoli zaczęło układać się w jedną, spójną całość.
''Rozmawiała z Chen'em'';
— No, ale słuchaj, tak bardzo jak chciałabym pogadać to raz, że jestem w pracy, a dwa, że nie chcę przeszkadzać, także złóżcie szybciutko zamówienie, a my na ploty umówimy się później, ok?
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Musiął przyznać, że naprawdę mu się ten pomysł podobał – nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczą Wu po tym spotkaniu, ale hej – jeśli tak, i jeśli to był początek jakiejś dłuższej... znajomości, miło będzie mieć jakąś związaną z tym pamiątkę.
Xuan tymczasem wydawał się być naprawdę zaskoczony, ale... Okazało się, że student wpadł na dokładnie ten sam pomysł i wręczył dziewczynce branzoletkę.
Cóż, tej aż zaświeciły się oczy i jasnym się stało, że Xuan właśnie kupił jej malutką, pięcioletnią duszę... Dziewczynka była sprzedana, Xuan dorobił się nowej „przyjaciółki”, a może i „przyszłej żony”, na najlepsze parę tygodni, jego starszy brat miał odejść w tymczasowe zapomnienie, a młody lekarz spaść na top liście „ulubionych mężczyzn” Yang Yilan na nieszczęsny, czwarty numer, nieco poza podium. Co jak co, ale Lanlan była strasznie przekupna, a Xuan, nie dość, że wyglądał jak jej ukochany aktor, to jeszcze był stuprocentowo realny i doskonale wiedział jak ją podejść.
- Śliczna, mam nadzieję, że dla mnie kupiłeś taką samą, inaczej się obrażę?
Yang poderwał głowę do góry, przenosząc wzrok na nieznaną kelnerkę. Dziewczyna była młoda, niewysoka i wyraźnie znała studenta – jak się okazało w trakcie rozmowy była siostrą przyjaciela Haoxuan’a.
Doktor poczuł się nieco niezręcznie... Zupełnie tak, jakby ktoś przyłapał go na czymś, czego nie powinien robić. Nie był nawet pewien dlaczego – w końcu nie było nic złego w wychodzeniu ze znajomymi, ale najpewniej było to powiązane z faktem, że mózg Yang’a ciągle krzyczał, że praktycznie są na randce, a takie rzeczy... Cóż, miał w zwyczaju utrzymywać we względnej prywatności. Nie, żeby w tej sytuacji było to możliwe, Yilan na pewno miała opowiedzieć rodzicom o jej spotkaniu z Xuan’em-ge, ale nieszczególnie o tym myślał w czasie ich spotkania. Teraz za to, kiedy spotkali kogoś, kogo Wu dobrze znał, świadomość, w jak bardzo otwartym i podatnym na spotkanie potencjalnych znajomych środowisku byli. Wiedział, że to głupie, wiedział, że nie powinien – i że po części ta jego paranoja była powodem spięć w jego przeszłych związkach, ale była to skrytość, której nie mógł się wyzbyć. Ukrywanie tego kim tak naprawdę jest przed większością świata stało się wręcz kompulsywnym nawykiem – gdyby nie siostra, najpewniej po pierwsze, nie zabrał się na odwagę, żeby Wu gdzieś zaprosić, po drugie – byłoby to jedno z jego „zaufanych” miejsc, a nie pizzeria dla dzieci. Z biegiem lat, jednak zaczynał tej swojej skrytości coraz to bardziej nie znosić, a niedobre nawyki są po to, żeby je łamać, czyż nie?
Nie było czym się stresować. Dlatego skupił się na tym, żeby odepchnąć to uczucie od siebie.
Dlatgo też wstał i szybko się dziewczynie ukłonił, kiedy został przedstawiony, lekko popychając wyraźnie naburmuszoną (bo już nie miała na sobie całej uwagi swojego nowego najlepszego przyjaciela) Yilan, żeby zrobiła to samo. Dziewczynka w końcu podniosła cztery litery i zgięła drobne plecki w ukłonie, wciąż jednak łypiąc na nastolatkę podejrzliwie.
-Miło mi poznać. Słyszałem, że jesteś utalentowaną artystką –uśmiechnął się tym charakterystycznym dla siebie, łagodnym uśmiechem, który zwykle pojawiał się na jego twarzy w sytuacjach socjalnych.
Jako, że po tej prezentacji znajomi skupili się przez chwilę na sobie, on zabrał się za sadzanie Yilan z powrotem na siedzeniu i tarmoszeniu jej po włosach (na co został obdarzony, wrogim spojrzeniem, bo wyraźnie nie była w nastroju – co się dziwić, jej branzoletkowy moment został przerwany), dopóki nie nadeszła pora zamówienia jedzenia.
-Poprosimy jednego stegozaura, jednego diplodoka i... Jakieś konkretne prefencje Xuan-di, czy chcesz niespodziankę? Yilan miała swego czasu fazę na dinozaury, więc czegokolwiek nie wybierzesz, na pewno będzie w stanie ci o nich opowiedzieć, prawda Yilan?
-Prawda! Jestem praktycznie... Palento... Paelanteo.... –zdeterminowana by udowodnić, że definitywnie jest lepsza niż nowopoznana kelnerka Yilan zacięła się na trudnym słowie, wyraźnie nieszczęśliwa z tego powodu.
-Paeleontologiem –dopogół Yang. –Zostanie pierwszym paelentologiem – astronautą, ścigając kosmiczne dinozaury.
-DOKŁADNIE!
[…]
Po zamówieniu jedzenia, nadszedł czas na grupowe zdjęcie w koszulkach zakupionych przez Xuan’a. Resztę czasu spędzili w akompaniemaniencie radosnego paplania Yilan, która wydawała się być gotową zagadać przyszłego prawnika na śmierć, byle tylko być w centrum uwagi – została jednak rozproszona, kiedy tylko ich pizze zostały przyniesione i nadeszła pora na ich dekorowanie. Oczywiście ta Yang’a, z kukurydzą, cebulą, szynką i serem, została uznana za „zbyt nudną”, więc Yilan oczywiście musiała mu „pomóc” i dorzucić do niej garść różnorodnych dodatków, do których lekarz nie był przekonany (był stuprocentowo pewien, że spędzi dobry kwwadrans wydziobując z niej oliwki, kiedy będzie gotowa), podczas gdy pizza samej Yilan była wyjątkowo minimalistyczna – ser, szynka i kukurydza.
Zabawa jednak jak zwykle była przednia, zwłaszcza zważywszy na fakt, że panna Yang, rzeczywiście obdarzyła Wu wykładem na temat dinozaura, którego kształt wybrał mężczyzna, umilając im tym samym dekorowanie pizzy swoim wesołym paplaniem i gromem niekompletnych ciekawostek.
Niestety wszystko co dobre, niestety kończy się szybko i ani się obejrzeli, gorące pizze wyjechały z pieca, a oni kończyli je jeść i nadeszła pora na rozwiezienie towarzystwa do domu.
Na pierwszy ogień poszło odstawienie do domu Yilan – po pierwsze dlatego, że wymęczona aktywnym dniem dziewczynka powoli zaczynała przysypiać, po drugie dlatego, że po krótkiej wymianie telefonów z nianią, okazało się, że Yilan tej nocy zostawała w miejskim apartamencie w Chaoyang, a nie w rodzinnej willii Yang’ów w Shenyi, bo Yang senior i jego żona wybierali się na przyjęcie zorganizowane przez Ministra Zdrowia (a jakże, jakiegoś znajomego Yanga seniora ze studiów).
Jako, że Bai miała obesesję na punkcie samodzielnego odwożenia Yilan do szkoły, oznaczało to, że dziewczynka spędzi noc z nianią w centrum miasta – oznaczało to tyle, że Yilun nie musiał nadkładać drogi i jechać na przedmieścia i nie całe pół godziny później stali pod eleganckim, noweoczesnym apartamentowcem, z widokiem na pobliski park.
-No to jesteśmy... Jesteś pewna, że przetrwasz noc w towarzystwie pani Li, Lnlan? Jak chcesz to mogę pojechać do domu po swoje rzeczy, a potem przyjechać z tobą posiedzieć... –o saw dzieciństwie nienawidził zostawać sam w domu ze swoją francuską gosposią. Zimna, stateczna matrona rządziła wtedy domem stalową ręką i wszystko musiało być idealnie tak jak sobie życzyła – Yang by się nie zdziwił, gdyby jego perfekcjonistyczne skłonności, były do pewnego stopnia spowodowane spędzaniem zbyt dużej ilości czasu w jej obecności.
-Nie trzeba! Pani Li obiecała mi, że pogramy dzisiaj wieczorem na pianinie! I że przyniesie mi moje ulubione żelki, ale to tajemnica –Yilan nie wyglądała na bardzo przybitą perspektywą spędzania czasu ze swoją nianią, ale cóż – jej niania miała dwadzieścia parę lat i była utalentowaną pianistką, a nie ogarem piekieł, więc nic w tym dziwnego... Może dlatego, że została wybrana przez Bai, a nie przez ojca, no i była oczkiem w głowie tego ostatniego, jego ukochaną córeczką, a nie nastoletnim, zamkniętym sobie synem, który wymagał bliskiej obserwacji by nie daj boże nie zsątpić z przypisanej mu ścieżki w przepaść nastoletniego buntu.
To nie tak jednak, że Yilan była w tym konkretnym momencie szczęśliwa... Bo miejsce w końcu miała rzecz straszna musiała się pożegnać z Xuan’em – ge, co...
Oczywiście skończyło się łzami.
-Ale... Ale zobaczymy się jeszcze Xuan-ge, prawda? –zapytała, gdy Yang’owi w końcu udało się wyciągnąć ją z samochodu.
-Muszę cię zabrać do muzeum z dinozaurami! I pokazać ci moja lucyferową kolekcję... I... –pociągnięcie nosem. Więcej łez. Yilun naprawdę nie wiedział co z nią zrobić...
Uspokojenie dziewczynki zajęło mu dobre pięć minut i wymagały paru oględnych obietnic ze strony Xuan’a. Dopiero po całej tej szopce udało mu się namówić Yilan na wejście do budynku i mógł ją oddać w ręce niani.
-A ciebie gdzie odwieźć, Xuan-bao? Czy zaszczyt bycia mym szoferem wciąż pozostaje na moich ramionach i mam cię odwieźć do domu, czy wolałbyś zostać odstawionym gdzieś indziej?-zapytał, kiedy z powrotem znalazł się w samochodzie, zajmując swoje miejsce na fotelu kierowcy.
Kadaweryna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
─────────────────────────────
─────────────────────────────
─────────────────────────────
Początek ostatniej aktywności znajdującej się w ich planie dnia, wraz z pojawieniem się Miaomeng, bardzo szybko spadł w skali, z pięćdziesięciu do zera.
Faktem było, że, gdzieś tam, wewnątrz siebie, Haoyu rozluźnił się tak szybko jak nastolatka zniknęła z pola widzenia. Nie mniej, wciąż, Wu nie mógł oprzeć się wrażeniu, że sama świadomość tego, że Qin gdzieś tam jest, nie do końca mu służy.
Problem nie leżał jednak w niej. Wbrew wszystkiemu, byli przyjaciółmi i to nie od dziś. Nie łączył ich co prawda, taki sam stopień zażyłości jak ten, który dzielił wraz z jej starszym bratem, Yueze, oraz Chen'em, wciąż jednak, bez wahania, można było powiedzieć, że byli sobie bliscy, pomimo tego, że z całego wspomnianego wcześniej, towarzystwa, znali się najkrócej.
Zdaniem tej najbliższej Lucifer'owi dwójki, jego przyjaźń z dziewczyną była dziwna. Mało tego, mając na uwadze to, że żaden facet raczej nie trzyma się z młodszą siostrą swojego kumpla, o ile nie ma ku temu żadnego konkretnego powodu, gdyby nie to, że w swoich kręgach był wyoutowanym gejem, zapewne nie raz i nie dwa, mógłby mieć z tego tytułu problemy. On sam jednak, nigdy nie zastanawiał się nad tym jak postrzegana jest ich znajomość, do kontynuowania której, wbrew wszystkiemu, przyczyniło się to jak bardzo nastolatka była podobna do jego starszej siostry.
Udając zafascynowanie znajdującym się nieopodal, nieznanym sobie, dinozaurem, rozglądnął się w około.
To właśnie tutaj pies był pogrzebany.
Mengmeng była zbyt podobna do Yingyue (z którą zresztą, spędzała zdecydowanie za dużo czasu), a mając to na uwadze, nie mógł pozbyć się tego, okropnego wręcz, przeświadczenia, że był obserwowany. Dodając do tego jeszcze to, że, poza tym iż był pewien, że Qin rozmawiała po drodze z Ji, w którym, sama zainteresowana była po uszy zakochana, jego paranoja mocno dawała mu się we znaki.
Przełknął ślinę.
— Niespodziankę poproszę — zachowując pozory, uśmiechnął się najnaturalniej jak tylko był w stanie.
Później jednak, było już tylko lepiej.
Mniej więcej, godzinę w ich pobyt w pizzerii, jego leki w końcu zaczęły działać.
Zaczęło się niewinnie.
Najpierw przestał zaprzątać sobie głowę tym, że jego przyjaciółka jest w pobliżu i będzie musiał z nią później porozmawiać. I chociaż, jak przystało na poziom swojego kunsztu, w swoich obserwacjach nie był oczywisty, tak będąc po prostu świadomym, że i tak czy siak to robi, odczuwał pewne poczucie dyskomfortu.
Następnie, przestał co jakiś czas, kurczowo zaciskać ręce na telefonie pod blatem. Mając gdzieś po drodze, okazję do tego by zaglądnąć na wyświetlacz, przeszedł z trybu cichego na wibrację. Od tego momentu jednak, nic się w nim nie zmieniło, echa poprzednich prób skontaktowania się z nim, odchodzące w niepamięć, zastąpione tylko ciszą.
Ciszą, która zapewne również sprawiłaby, że poczułby się nieswojo, gdyby nie dawka, którą przyjął.
Uśmiechnął się miękko.
Zanim podane zostały ich pizzozaury (o udekorowanie którego zresztą, Wu poprosił Yilan, pozwalając jej przy tym, pójść na całość), Haoyu miał już praktycznie wyjebane na wszystko.
Do tego stopnia, że nawet nie zauważył, kiedy cały poprzedni krajobraz zniknął, zastąpiony niczym innym, jak elegancką tapicerką starszego Yang'a.
— Jak możesz w to wątpić księżniczko! — mając wyraźnie zaszklone oczy, jęknął pełen żalu, żegnając się z dziewczynką. — Spotkamy się jeszcze nie raz i nie dwa, i zrobimy wszystko, czegokolwiek byś nie zapragnęła! W końcu, kto jak nie twój rycerz, zatroszczy się o to byś była szczęśliwa?
Nim jeszcze przytulił Yilan na pożegnanie, posłał jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Nie do końca był co prawda, przekonany do samej idei zapoznania się z jej lucyferową kolekcją (nawet przedawkowanie leków tutaj nie pomogło), nie mniej jednak, nie był to ani nie pierwszy, ani tym bardziej, ostatni raz, kiedy złożył obietnicę bez pokrycia.
— Wiesz Lun-bao — zaczął wreszcie, wówczas gdy, w końcu zostali sami — tak szczerze to, nie mieszkam wcale tak daleko stąd, bo w samym centrum Chaoyang.
Rozsiadając się w fotelu, zwrócił twarz w stronę zerkającego nań Yiluna.
W normalnych okolicznościach, mając na uwadze ich położenie, w pierwszej kolejności skłamałby, każąc się odwieźć w jakieś neutralne miejsce, po czym zadzwoniłby do Ziqian'a. W drugiej, ewentualnie poprosiłby o podrzucenie się w okolice swojego domu rodzinnego (chociaż ten znajdował się akurat, całkiem daleko), skąd również, odebrałby go jego biedny asystent.
Sytuacja, w której się znaleźli jednak, nie należała do tych, w których regularnie brał czynny udział.
Chociażby z racji tego, że nie na co dzień ćpał lekarstwa w towarzystwie zupełnie obcego sobie człowieka, co sprawiło, że...
Stracił jakiekolwiek skrupuły, standardowy dla siebie pragmatyzm oraz paranoiczne zahamowania.
— Ale nie chcę jechać jeszcze do domu, wolałbym spędzić więcej czasu z tobą — przyznał otwarcie, być może i, odrobinę zbyt dziecinnie, przechylając przy tym głowę i przyglądając się mu z zaciekawieniem.
— Moglibyśmy pojeździć po mieście. Ot tak, bez celu. Nawet nie pamiętam, kiedy po raz ostatni to robiłem! — zaśmiał się cicho, po czym, wyciągając komórkę z kieszeni oraz, ignorując wylewające się z niej, powiadomienia, otworzył czat z Chen'em.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
„ Ale nie chcę jechać jeszcze do domu, wolałbym spędzić więcej czasu z tobą”.
Naiwnie głupie serce Yilun’a wywinęło coś na kształ niewielkiego koziołka, a biedny lekarz przez chwilę tylko patrzył na studenta z takim czystym niedowierzaniem (ale szczęśliwym niedowierzaniem) wypisanym na twarzy. Młody lekarz nie był przyzwyczajony do takiej otwartości i choć po spędzeniu paru godzin w towarzystwie Haoxuan’a, powinien sie do tego zacząć przyzwyczajać, to student zawsze dobrał słowa akurat w taki sposób, żeby lekarza zaskoczyć. Jeśli miał być szczery... Wydawało mu się to niesomowicie atrakcyjne.
Czuł się znowu trochę tak jak naiwny dzieciak, który po raz pierwszy rozmawia z kimś, kto mu się podoba i w swojej niezręczności, zapomina języka w gębie. Zabawne – ale z drugiej strony nie zaskakujące. Yang Yilun był w dwóch związkach i w obu przypadkach z kimś kogo znał przez lata (nie żeby to pomogło – nawet twoi przyjaciele od lat pokazują twarz, której nie pokazywali wcześniej, gdy przekracza się granicę przyjaźni – i ty też). Poza tym, skutecznie unikał stawiania się w takich sytuacjach, nawet w „bezpiecznej” przestrzeni. Chociaż Yang nigdy nie miał szansy na bycie częścią jakiejś większej społeczności, ze względy na swoją pozycję socjalną i po latach prób, nabytą niechęć do wiedzienia „podwójnego życia”, kiedy nie było w nim nikogo, dla kogo czułby, że jest to tego wartę. Miał wystarczajco dużo sekretów, nie potrzebował dokładnać do nich dodatkowych, niepotrzebnie. Stąd nawet swój ulubiony bar odwiedzał jedynie od czasu do czasu do czasu, nawet jeśli właścicielki były jego dobrymi znajomymi.
-Jasne –w końcu się otrząsnął, głośno odchrząkując i udając, że nie zapatrzył się wcale na Wu, a zamiast tego miał coś do sprawdzenia w nawigacji. Tak właśnie.
-Jedna bezcelowa wycieczka miejska dla szanownego klienta –wykonał przesadzony, teatralny salut, dobrze przećwiczony w czasie ćwiczeń wojskowych na uniwersytecie. Przez chwilę patrzył przed siebie, zastanawiając się, gdzie dokładnie może „bezcelowo” zawieść Yang’a. Ech, zazwyczaj o tej porze, po powrocie z „niańczenia”, w dzień wolny pewnie ładowałby się już do łóżka... Tak, było dopiero po szóstej, ale jeśli tylko miał dzień wolny, odsypiał niedobór z całego tygodnia. Miesiąca. Ostatnich Ośmiu lat... Jakoś nigdy nie mógł nadrobić wystarczająco dużo, żeby poczuć jakąkolwiek różnice. A jednak, w tej konkretnej chwili, po raz pierwszy od dawna dawna, czuł się wyjątkowo rozbudzony... powiedziałby, że „o tej porze”, ale lepszym określeniem byłoby „od bardzo długiego czasu”.
-Naprawdę dobrze radzisz sobie z dziećmi –rzucił cicho, kiedy samochód był gotowy do drogi, po raz ostatni zerkając w stronę apartamentowca - miał nadzieję, że Yilan spędzi przyjemny wieczór z nianią i że jej rodzice nie wrócą jakoś strasznie późno, choć biorąc pod uwagę fakt, że była ich oczkiem w głowie, nie miał powodu za bardzo się przejmować.
Teraz, kiedy Yang został sam na sam z Haoxuan'em, czuł się dziwnie... Nerwowo. Nagle nie wiedział co powiedzieć, trochę onieśmielony. Wcześniej, w kawiarni, czy w towarzystwie Yilan, ale... Wtedy było inaczej. W pierwszym przypadku, bo wtedy nie sądził, że Wu może również być nim zainteresowany. W drugim... Pięcioletnia przyzwoitka służy za skuteczne rozproszenie. A tak? Musiał się zmuszać, żeby co rusz nerwowo nie zerkać na młodszego chłopaka. -Wieki mi zabrało sprawienie, żeby Yilan przestała płakać na mój widok, a nie jest to dobry znak biorąc pod uwagę moją wymarzoną karierę zawodową... Wyobraź sobie chirurga dziecięcego, który sprawia, że dzieci wybuchają przed nim płaczem –zaśmiał się ledwo dosłyszalnie.
Przez chwilę wpatrywał się w wyjazd z parkingu, wyraźnie zastanwiając się gdzie ta „wycieczka do nikąd” rzeczywiście miała się skierować. Po chwili zastanowienia, zdecydował się pojechać w stronę jednej z wielu austostrad przecinających miasto i podjąć jakiś konkretny cel po drodze... Może jakiś zamiejski punkt widokowy z widokiem na panoramę miasta? To była całkiem niezła opcja – lepsza niż jeżdżenie w kółko. Albo jakiś park?
Przekręcił kluczyk w stacyjce i chwilę później Mustang wytaczał się ostrożnie z parkingu. O tej porze miasto wciąż było dość ruchliwe, mimo powoli zachodzącego słońca, ale zdrugiej strony... Jak każde wielkie miasto, Beijing nigdy tak naprawdę nie spał, choć nocne godziny, a jakże, były dużo spokojniejsze niż poranki.
-Wiesz... Jak , Yilan się do ciebie przyczepiła, na początku byłem przerażony, ale... W gruncie rzeczy naprawdę się cieszę, że z nami wyszedłeś, bo sam raczej nie miałbym... wystarczająco dużo pewności siebie, żeby się z tobą skontaktować –przyznał zgodnie z prawdą, kiedy włączyli się do ruchu. Do autostrady na szczęście nie było daleko i chwilę później srebrny Mustang mknął rączo autostradą, Yang prowadząc odrobinę szybciej niż jego zwyczajowa maniera „starej babci”, żeby uniknąć posądzenia o bycie taką przez Wu... Chociaż na standardy kogoś, kto wyraźnie interesował się sportowymi autami i tak pewnie jeździł jak matrona po sześdziesiątce.
Ech. Nieważne.
Mijali prędko powoli zapalające się lampy uliczne. Wierzące migały, jeden za drugim, odbijając od swojej szklanej, błyszczącej powierzchni, promienie chowającego się za horyzontem, czerwono-złotego słońca, co tworzyło naprawdę piękny widok. Yang nie pamiętał, kiedy ostatni raz jeździł tak po mieście bez większego celu – chyba, kiedy dostał samochód i jego dziadek nalegał na to, że „pojeździli na próbę”. Tak poza tym... Jeździł tylko do pracy, czasami na przedmieścia do ojca i z Kongiem na regularne wycieczki do supermarketu. Niezbyt dużo ekscytacji, ale bądźmy szczerzy – życia Yilun’a było wyjątkowo regularne i rutynowe, także każda odskocznia od rutyny była „ekscytacją”.
Nawet jeśli Yang nie był najbardziej rządnym przygód kierowcą, w takim jeżdżeniu bez celu, było coś wyzwalającego, coś co sprawiało, że wydawać by się można, że przepełnione powietrze jakoś łatwiej wchodziło w plecach, mimo nerwowości, którą młody lekarz odczuwał w tej chwili... A może wręcz pomagało jej odpłynąć? Albo po prostu fakt, że rozmawiali i że Yang czuł się nieco bardziej komfortowo odgrywał w tym rolę.
Kadaweryna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
─────────────────────────────
─────────────────────────────
─────────────────────────────
Kąciki jego warg drgnęły w niekontrolowanym odruchu, formując coś na kształt niemego uśmiechu.
Zapewne był to bardziej skutek uboczny tego, że był praktycznie naćpany, jednakże, w tamtej chwili, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że doktor Yang Yilun, wraz z tymi swoimi, ogromnymi, roziskrzonymi oczyma, był, wbrew wszystkiemu, kurewsko uroczy, a to sprawiło, że...
Pierwszy raz, już od bardzo długiego czasu, roześmiał się głośno a i, przede wszystkim, szczerze.
Zakrył usta dłonią, próbując się uspokoić.
— Przepraszam — wyrzucił z siebie, pomiędzy stopniowo zanikającymi, gromkimi salwami śmiechu, po czym dodał — zapewne już ci to ktoś kiedyś powiedział, ale uważam, że cholernie słodki z ciebie facet.
Nie raz, i nie zresztą już, dwa, rozbroiła go ta prostolinijność starszego mężczyzny.
Sęk jednak w tym, że za każdym razem, kiedy Yilun przejawiał takie zachowanie, coś tam, głęboko wewnątrz niego, zawsze to kontrowało, nie do końca wierząc w szczerość intencji doktora.
No, bo przecież dlaczego miałby wierzyć?
To również, nie byłby pierwszy raz, kiedy ktoś próbowałby omamić go przy pomocy tego, z pozoru, dobrego uśmiechu.
Mrugając powoli, jednakże wciąż, kilkukrotnie, na ułamek sekundy przechylił głowę, skupiając spojrzenie na dynamicznie zmieniającym się, krajobrazie za oknem.
"Udaj zawstydzenie"; zachowując resztki instyknktu samozachowawczego, wrzasnął na siebie w myślach.
"Nie pozwól by zobaczył co się z tobą dzieje";
Uśmiechnął się nieśmiało pod nosem, jak gdyby, do samego siebie - to nie był ani czas, ani tym bardziej, miejsce.
Niestety, dużym minusem jego leków było to, jak, w zależności od nastroju, w który akurat przeszedł, świetnie potrafił sobie wkręcać po nich pewne rzeczy (jak na ćpuna zresztą przystało).
— Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem — przyznał, składając przy tym wargi w dziubek, tym samym, imitując gest zastanowienia.
— Biorąc pod uwagę to, że jestem najmłodszy ze swojego rodzeństwa, nie do końca miałem na kim ćwiczyć, ale... myślisz, że jest to rezultat tego, że kiedyś to mną się wszyscy zajmowali? W sensie, że wiesz, teraz instynktownie zachowuję się w taki sposób, kiedy przychodzi do dzieci oraz ludzi młodszych ode mnie?
Zawiesił głos na moment, tym razem już, nawet nie udając, a faktycznie wchodząc w stan szczerego, głębokiego zastanowienia.
"Punkt dla ciebie stary. Kto by pomyślał, że nawet na haju jesteś w stanie tak świetnie improwizować? Ojciec byłby z ciebie dumny!"; głos w jego głowie, zawył wręcz histerycznie.
Rzeczywistość całej tej sytuacji przedstawiała się, oczywiście, zupełnie inaczej. I chociaż to nie tak, że nikt się nim nie zajmował (no, bo co przecież z jego starszą siostrą oraz Ji Chen'em?), faktem jednak wciąż pozostawało to, że całodobową niańką Haoxuan'a był przecież nikt inny jak on. Ponadto, dodając do tego jeszcze poznanych później, Miaomeng i Yueze, miał w swoim życiu przynajmniej trzy osoby, którymi zajmował się sam. Resztę, w mniejszym lub też, większym stopniu, zawdzięczał swoim latom praktyki w zawodzie (o wychowaniu Tianlei'a nie wspominając) oraz naturalnemu drygowi do manipulacji ludźmi.
No, a powszechnie wiadomo przecież było, że dzieci były grupą do oplecenia sobie wokół palca, najprostszą.
— Hej, ale poczekaj, że co? — gwałtownie przekręcił się w fotelu, nie do końca dowierzając słowom Yang'a.
— Co masz na myśli mówiąc, że Yilan przez ciebie płakała? Mam nadzieję, że to jak właśnie wylewała łzy przeze mnie, inaczej obawiam się mój drogi Lun-bao, że będziemu musieli ze sobą inaczej porozmawiać!
A mówiąc to, przytaknął swoim słowom ochoczo, dodatkowo jeszcze, w teatralnym geście, zabawnie grożąc mężczyźnie dłonią, jak gdyby dla nadania większej powagi swoim słowom.
— No, ale słuchaj, skoro jesteśmy już przy temacie to dlaczego akurat chirurgiem dziecięcym? Pamiętam jak mówiłeś o tym, że chciałbyś zostać lekarzem, ale nie wydaje mi się żebyśmy wchodzili w ten temat zbyt głęboko? Mój najlepszy przyjaciel, pamiętasz, ten, o którym ci mówiłem, że jest jak starszy brat, którego nigdy nie miałem... Tak się śmiesznie składa, że on też chciałby zostać chirurgiem i, im dłużej z tobą rozmawiam, tym coraz bardziej wydaje mi się, że jesteście naprawdę do siebie podobni. Wiesz, obydwoje przystojni, utalentowani, mądrzy...
Wyliczając zalety ich obydwu na palcach, zaśmiał się cicho.
Na głos jednak, nie dopowiedział tego co sobie pomyślał, a czym było to, że na tym lista podobieństw pomiędzy nim, a Ji Chen'em się kończy, biorąc pod uwagę to jakim typem człowieka był starszy od niego, student medycyny, a jakim siedzący w fotelu kierowcy, Yang Yilun.
Na następne słowa doktora, zarumienił się mocno, tym razem jednak, nie kryjąc głębokiego odcienia karmazynu, który zagościł na jego licu, a wręcz przeciwnie. Uśmiechając się jedynie szerzej, nachylił się bardziej w stronę mężczyzny, słodycz wyrazu jego twarzy, niebezpiecznie czarująca.
— Doprawdy? A ja już myślałem, że nie do końca się polubiliśmy, biorąc pod uwagę to, że jak sam zapewne już zauważyłeś, niestety, nie należę do ludzi zbyt rozmownych...
Odruchowo, opadł w głąb fotela.
— Nie ukrywam, że to co właśnie powiedziałeś, bardzo mi ulżyło. Niewielu ludzi ma w sobie wyatarczająco dużo zaparcia, żeby chcieć przebić się przez moją pierwszą ścianę. No, a Yilan, daj spokój z Yilan! Poza tym, że mała jest bardzo urocza, naprawdę nam pomogła czyż nie?
"Gdyby nie ona to, poza szpitalem, raczej byśmy się już nie spotkali, bo ja na pewno bym się nie wychylił i tego nie zaproponował"; pomyślał, na głos nie mniej, tych słów nie wypowiedział.
— Bez wątpienia będę jej musiał za to kiedyś podziękować! Na razie jednak, chciałbym podziękować tobie, bo tak jak już mówiłem, nie pamiętam, kiedy po raz ostatni jeździłem ot tak, bez celu. Kiedyś, wraz z moimi przyjaciółmi, robiliśmy to regularnie. Przynajmniej raz w tygodniu, jeździło się to tu, to tam, a teraz...
Czując jak, na raz, szklą mu się oczy, a cała fasada, lada moment może się posypać, zacisnął wargi w cienką linię, biorąc przy tym głęboki oddech.
— Mój ojciec zabrał mi prawo jazdy. Poza tym, zatrudnił mi również szofera. Mam zakaz wsiadania za kierownicę do odwołania. Trochę zabawne, biorąc pod uwagę to ile mam lat, nie?
Zaśmiał się gorzko. Przymykając oczy jednak na to jedno, krótkie uderzenie serca, skutecznie odpędził od siebie natłok na raz, nawarstwiających się, kłopotliwych i do niczego nie potrzebnych mu, myśli.
— No, ale hej, to już nie ważne — zagadnął beztrosko, powracając do niego z cieniem wymalowanego na ustach, pustego uśmiechu. — Co ty na to, żebyśmy pojechali na punkt widokowy na obrzeżach? Wiem, że praktycznie zmusiłem cię do tego, żebyś cały dzień oglądał ze mną gwiazdy, ale... Jeśli pozwoliłbyś mi ten jeden raz zostać egoistą to naprawdę chciałbym tam pojechać.
Zagadnął nieśmiało, kątem oka zerkając na Beijing, powoli ogarniane przez kurtynę ciemności za szybą.
A jeśli gdzieś po drodze, przeszło mu przez myśl, że odkąd się poznali, był nikim więcej jak pierdolonym hipokrytą oraz egoistą to...
Za świadka miał tylko i wyłącznie siebie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yang mógł nie znać chłopaka długo, ale... miał wrażenie, że ten uśmiech różnił się nieco od tych, które został obdarowany wcześniej tego dnia. Nie mógł być pewien, ale miał wrażenie, że młodszy z braci Yu dzielił część umiejętności aktorskich swojego brata i że teraz po prostu... w pełni się rozluźnił. Dlaczego? Tego młody lekarz nie był pewien, ale to nie tak, że mu to przeszkadzało.
-Tylko staruszki na moim oddziale... Nigdy przystojni spece od gwiazd –rzucił Wu lekko rozbawione spojrzenie, kręcąc głową do samego siebie, jakby w niedowierzaniu, zaraz jednak zmuszając się do skupienia wzroku z powrotem na drodze.
-Może? Do pewnego stopnia wszystkiego można się nauczyć z obserwacji... Albo po prostu masz wrodzony talent –wruszył ramieniem. Nieważne, jakie by przyczyny leżały za niesamowitymi umiejętnościami niańczenia młodszego mężczyzny, ale Yang był naprawdę pod wrażeniem.
-Jestem prawie stuprocentowo pewien, że to dlatego iż jej matka i ja mamy tendencję do mordowania się spojrzeniami jeśli tylko znajdziemy się w tym samym pomieszczeniu. Dzieci podświadomie wyczuwają takie rzeczy... –o tak. Nie można było też powiedzieć, że Yilun był specjalnie podekscytowany, kiedy dowiedział się, że będzie starszym bratem, nie kiedy dzieciak miał być w połowie, jak to wtedy niezbyt przyjaźnie określił, „pomiotem” Bai Yawen. Z czasem pokochał swoją młodszą siostrę, ale nie można powiedzieć, że była to miłosć od pierwszego wejrzenia. O prostu ciężko było nie pokochać takiego kochanego, uroczego stworzonka, nawet jeśli to stworzonko komunikuje się głównie płaczliwymi wrzaskami. –Ale miło wiedzieć, że jej nowy rycerz jest gotowy stanąć w jej obronie. Dostajesz „seal of approval” od starszego brata i na twoim miejscu bym traktował to jako niesamowity przywilej, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jesteś spokrewniony z kimś kto stoi nade mną na liście „ulubionych mężczyzn na świecie” –o tak. Wu Haoyu mógł tego nie wiedzieć, ale przez to jedno niewinne zdanie dorobił się kolejnego antyfana. Nie najbardziej agresywnego czy wypowiadającego się na ten temat, ale takiego, który będzie się teraz krzywił, kiedy tylko pewna konkretna pięciolatka wspomni o jego perfekcyjności.
Przez chwilę milczał, gdy młodszy z braci Yu zapytał go o wybór kariery, jakby ważąc słowa... Zastanawiał się jak wytłumaczyć to najlepiej, czy tylko, jak zwykle, powierzchownie, czy może...
A huj z tym, nie myśl o tym za dużo. Nic dobrego się nie dzieje, kiedy myślisz o prostych rzeczach za dużo.
-Cóż... Mój ojciec ma bardzo konkretne plany dotyczące mojego życia, które w każdym scenariuszu kończą się siedzeniem za biurkiem i podpisywaniem tony papierków, kiedy on przejdzie na emeryturę, ale... –tak jak w przypadku jego współpracowików, tak w przypadku Xuan’a... Yang chciał sprawić dobre wrażenie. Nie chciał, żeby student myślał, że Yang zasługiwał wszystko w życiu swojemu ojcu, a nie swoim umiejętnościom (nawet jeśli to była częściowo prawda). To była jedna rzecz, na której punkcie miał okropne kompleksy – bo w końcowym rozrachunku, to czy Yang uczył się po nocach jak szalony i pracował najciężej jak się da nie miało najmniejszego znaczenia. Nigdy się nie liczyło – kiedy jako nastolatek wygrywał zawody tenisowe, mówiono, że to pewnie dlatego, że jego ojciec przekupił sędziów. Kiedy był najlepszym studentem na oku – dlatego, że jego ojciec przyjaźnił się z większością wykładowców. Nie chciał powtórki z rozrywki... Zwłaszcza, że w tym najgorsze było to, że być może wszyscy ci ludzie obgadujący go za plecami mieli rację. Nigdy mógł mieć stuprocentowej pewności, bo dobrze wiedział jaki jest Yang senior. Yilun musiał być najlepszy – i jeśli nie był najlepszy sam z siebie, Yang senior z pewnością upewniłby się, że jest, w taki, czy inny sposób. – Specjalizacja była jedną z niewielu rzeczy, które mogłem wybrać dla siebie. Jeśli mam być zupełnie szczery, kiedy kończyłem mój staż nie byłem pewien co ze sobą zrobić. Wiedziałem, że chcę być chirurgiem – głównie dlatego, że zawsze wydawało mi się to przydatne, interesujące, stawia przed tobą wyzwanie i przede wszystkim może dużo pomóc pacjentowi. No i... W zamyśle, wykonujesz zabieg, tylko wtedy kiedy jest szansa na poprawę... A ja nie mam psychiki, żeby opiekować się pacjentami, którym nie da się pomóc – Yilun ciężko znosił śmierć pacjentów – była to rzecz nie do uniknięcia, ale... Po prostu nie mógł. Dlatego wybrał ścieżkę, która przynosiła nadzieję, jakkolwiek inne nie były ważne.
-W każdym razie, jakiś miesiąc po tym jak zacząłem rezydenturę, na naszym wydziale wylądował sześcioletni chłopiec. Nigdy dotąd nie miałem dużo doczynienia z dziećmi, ale Yilan w końcu zaczynała mnie tolerować i tak jakoś... Cóż, jakoś tak serce się ściska, kiedy dzieciak musi spędzać czas w szpitalu-Yang lubił dzieci. Kto nie lubił dzieci? Dobra, było wielu ludzi, którzy ich nie znosili, ale dorośli genetycznie byli zaprogramowani, żeby je lubić – tak jak małe kotki czy szczeniaczki. Yang lubił spędzać z nimi czas. Dzieci, z wyjątkiem kilku małych skurwieli było dużo bardziej prostolinijne niż dorośli i przypominały młodemu lekarzowi o wrodzonym dobrze ludzkiej natury.
-Dzieciak miał naprawdę skomplikowaną operację do przejścia, ale u nas nie ma oddziału pediatrii chirurgicznej, a transfer nie był w tej sytuacji opcją. Szpital ściągnął chirurga dziecięcego, z jednego z miejskich szpitali, ale było już za późno... –skrzywił się lekko na samo wspomnienie.
-Ale wiesz... Co mnie uderzyło nawet bardziej, to to jak bardzo jego matka to przeżyła. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć jej płaczu. Nigdy nie będę miał własnych dzieci, więc nigdy w pełni nie zrozumiem, jak taka strata musi boleć, ale śmierć młodego pacjenta... Zawsze mocniej boli. Dzieci mają w końcu całe życie przed sobą, a... Chirurgów dziecięcych nie ma wystarczająco wielu, bo cały proces zajmuje naprawdę dużo czasu -edukacja medyczna i tak trwała dobrą dekadę, a w tym przypadku to nie był koniec, co odstraszało mniej zdecydowanych kandydatów. -Po skończeniu rezydentury będę musiał zrobić jeszcze dodatkowych parę lat treningu, jeśli wszystko nie ułoży się po mojej myśli, najpewniej za granicą... –wzruszył ramieniem, uśmiechając się słabo. Dawanie najmłodszym kolejnej szansy, pomoc w odzyskaniu zdrowia było czymś, co wydawało mu się warte zachodu.
-Oho... Ktoś tu ma utarty „typ”, jeślli idzie o kontakty socjalne –rzucił już lżejszym tonem, słysząc jak Xuan porównuje go do swojego przyjaciela, studenta medycyny.
-Nie, po prostu jestem ostrożnym tchórzem. Czasami zbyt ostrożnym... Boję się nieporozumień, które mogłyby mnie niechcący wyoutować, przed kimś zupełnie niezainteresowanym i postawić i siebie i tego kogoś w niekomfortowej sytuacji –westchnął cicho. Nie było co kłamać, czy udawać inaczej. Taka była prawda. Yang był tchórzem – i tak jak w życiu zawodowym był pewny siebie i wierzył we własne umiejętności, tak jeśli o jakiekolwiek sytuacje romantyczne idzie... Cóż. Nie było sensu udawać, że jest inaczej.– Jak na mnie nie wydajesz się ponadprzeciętnie milczący, ani teraz, ani kiedy widzieliśmy się ostatnio... Może dlatego, że moja gadatliwość jest wyćwiczona? Taki zawód... W tym tempie skończę na starość jak jakaś stara plotkara –z natury Yang był raczej cichy. Ba! Spędził rok po śmierci matki nie będąc w stanie rozmawiać z nikim poza wąską wybraną grupką osób, ale... Od kiedy poszedł na studia, a zwłaszcza od kiedy zaczął pracę w szpitalu był w stanie rozmawiać z każdym i o wszystkim. –A może po prostu przebywanie w towarzystwie plotkar odblokowało moją wewnętrzną potrzebę gadania co mi ślina na język przyniesie? W każdym razie... Najwyżej będę rozmowny za dwóch, jeśli ci to nieto nie przeszkadza -zaśmiał się cicho. Jak miał być szczery, to kiedy o długiej, długiej zmianie wracał do domu i Kong’a akurat nie było... Dopiero wtedy naprawdę się relaksował. Przyjaźń przyjaźnią, ale każdy czasem potrzebował czasu dla siebie.
Mimo wszystko jednak... Yang jeśli Yang’owi temat albo rozmówca podpadł to zupełnie naturalnie stawał się katarynką. Zawsze tak było. Ostrożny w swojej prostolinijności, uważał jednak na to co mówi i nawet jeśli mówił dużo, to tylko to, co planował powiedzieć, zamiast paplania bez ładu i składu.
-Nie masz mi za co dziękować... –chciał powiedzieć więcej, chciał powiedzieć, że przecież robił to z własnej, nieprzymuszonej woli i z przyjemnością, ale... Nie powiedział, bo kiedy przelotnie zerknął w kierunku studenta, zobaczył, że całe zachowanie tego, uległo całkowitej zmianie, że ten wyglądał jakby się miał zaraz rozpłakać... Taka huśtawka nastrojów wydawała się Yang’owi dziwna, ale nie znał Xuan’a wystarczająco dobrze, żeby móc wyciągnąć jakieś dalekosiężne wnioski.
-Hej –posłał młodszemu mężczyźnie ciepły uśmiech, a jego ton głosu sam z siebie stał się łagodniejszy. Mógł zapytać dlaczego przyjaciele chłopaka nie prowadząc zamiast niego, ale zamiast tego zdecydował się zapronować coś z goła innego. Każda szansa to dobra szansa. –Niektóre zasady są po to, żeby je łamać. Jeśli będziesz chciał i zgodzisz się ze mną spotkać jeszcze kiedyś bez mojej pięcioletniej przyzwoitki, możemy zaplanować jakąś pozamiejską wycieczkę... Gdzieś z dala od drogówki –zaoferował, sugestywnym tonem, zupełnie poważnie. Ot tak. Bezintresownie. Bo polubił Xuan’a i nie chciał, żeby chłopak był smutny z powodu takich drobnych rzeczy, jeśli mógł zrobić coś, żeby nastrój przyszłego prawnika się poleprzył. Nawet jeśli to oznaczało oddanie jego samochodu w ręce kogoś aktualnie pozbawionego prawa jazdy i ryzyko mandatu. –Chyba, że twój lekarz ma też jakieś przeciwskazania w tym temacie... Wtedy wybacz, ale wycofuję ofertę, bo nie chcę mu podpadać, nawet jeśli miałby się nigdy nie dowiedzieć. Nie tylko wykłócanie się z psychiatrami zazwyczaj nie ma sensu, bo tylko odwracają twoje słowa przeciwko tobie i wyskakują z tym swoim „How does it make you feel”, ale jeszcze miałem wrażenie, że facet oskóruje mnie żywcem jak widziałem go ostatnim razem i nie chciałbym mu znowu wejść na celownik... Lubię moją skórę na swoim miejscu –nie zamierzał udawać, że problemy Xuan’a nie istnieją i nie widział powodu, żeby o nich nie wspominać. Dla Yang’a choroba była chorobą i tyle – i nie miał nic przeciwko psychiatrom i psychologom... W większości. Po prostu, z własnego doświadczenia wiedział, że specjaliści od zdrowia psychicznego potrafią być naprawdę męczący. Doktor Scott, terapeutkę, do której musiał chodzić w liceum o mało nie zdzielił kiedyś doniczką przez to cholerne „How does it make you feel”. Ach... Przeklęte babsko. Może i pomogła, ale sympatii nastoletniego Yang’a na pewno nie zdobyła. A psychiatra opiekujący się Wu, choć Yilun spotkał go tylko przelotnie wydawał się wyjątkowo... zdeterminowany i jeśli Wu nie mógł prowadzić z powodu leków, na których najpewniej był tudzież innych medycznych slash psychologicznych przeciwskazań, Yang nie zamierzał polemizować ze specjalistą.
Jego samego w końcu coś trafiało, kiedy pacjenci ignorowali jego zalecenia, zachowując się jakby mówił im co robić, nie po to, żeby im pomóc, a z czystej złośliwości, żeby utrudnić im życie.
-Osobiście uważam, że nie ma nic złego w odrobinie egoizmu od czasu do czasu. I obiecałem, że będę dzisiaj twoim szoferem, prawda? –tsa... Wystarczyło, że Xuan spojrzał na Yilun’a tymi swoimi ładnymi oczami, a Yang byłby gotowy zawieść go choćby do Shanghai’u, gdyby ten sobie zażyczył, nawet jeśli następnego dnia musiał wstać bladym świtem, jeśli chciał zrobić cokolwiek w domu przed pracą. Poza tym... Chciał spędzić z chłopakiem więcej czasu.
Wskazał więc na swój telefon – żeby Xuan wpisał odpowiedni adres.
Chwilę później byli już na nowym kursie i mknęli autostradę w stronę wybranego przez studenta punktu widokowego. Ten nie był daleko, ot dwadzieścia minut, zwłaszcza, że o tej porze ruch już powoli zamierał i najpewniej miało obyć się bez korków.
Kadaweryna
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
─────────────────────────────
─────────────────────────────
─────────────────────────────
W ułamku sekundy, zalała go cała fala emocji.
Negatywnych bodźców, które rozbiegły się wzdłuż jego ciała niczym rozbryzgnięte na kawałki szkło.
Na raz, płótno jego twarzy wyraźnie spoważniało, a zamglone oczy przybrały bliżej nieokreślony wyraz.
— Yang Yilun — padło imię doktora. Wypowiedziane o oktawę niżej, równie dobrze mogłoby być szeptem.
Zwrócił głowę w stronę starszego mężczyzny, czując jak jego wargi rozciągają się w prowokującym uśmiechu.
Ktokolwiek spojrzałby teraz w jego oczy, odniósłby wrażenie, że ten na żywca pożera jego duszę.
— Wielka szkoda, że obydwoje nie możemy mieć zaleceń mojego terapeuty w dupie — poluzowując swój pas, zbliżył się w stronę kierowcy, bez pardonu naruszając jego strefę osobistą.
Wyciągając dłoń przed siebie, koniuszek palca wplątał w jego włosy.
— Cholernie kręci mnie niebezpieczeństwo — perfidnie wyszeptał mężczyźnie na ucho.
Cała jego postawa, wręcz emanowała seksem.
Ręka uprzednio trzymana we włosach, powoli odnalazła drogę z głowy, przez ramię oraz szyję, wprost do jego nogi.
Ewidentnie go prowokował.
Nie robił tego jednak ze względu na to, że nagle zamarzył mu się szybki numerek na autostradzie.
I chociaż to nie tak, że miałby coś przeciwko takiemu obrotowi akcji, to w całym tym, ekstremalnym zabiegu, chodziło o coś innego.
O odwrócenie uwagi.
Pomimo tego, że biedak nie zrobił nic więcej ponad okazaniem mu najzwyklejszego na świecie, ludzkiego współczucia, Yang Yilun nieświadomie posypał jego niezabliźnione rany solą.
Wu Haoyu nienawidził, kiedy ktoś mu współczuł.
Naćpany czy też nie.
Akt ten działał na niego jeno czerwona płachta na byka.
I chociaż nie potrafił tego w żaden logiczny sposób, wytłumaczyć, jego naturalną obroną zawsze było wówczas, przejście do ofensywy.
Co prawda, być może i nie często posuwał się do aż tak skrupulatnych kroków jak praktycznie molestowanie swojego współtowarzysza podróży, faktem było jednak, że wewnętrzy głos w jego głowie podniósł alarm, wręcz domagając się wycofania z tego terytorium, na którego płaszczyźnie zbyt wiele rzeczy mogłoby pójść nie tak.
Zbyt wiele sekretów mogłoby wyjść na światło dzienne.
Poza tym, granie na strunach Yilun'a dawało mu sadystyczną wręcz, satysfakcję.
Czując drgnięcie pod znajdującą się na kolanie mężczyzny, dłonią, kącik warg Lucifer'a wygiął się, przybierając kształt rozbawionego uśmiechu.
Powaga, którą się wykazał, z pewnością dodała mu plusa do seksapilu.
To, że facet nie miał innego wyjścia, ponieważ byli praktycznie na środku autostrady, nie miało żadnego znaczenia.
— Czyli mówisz, że mam sporą konkurencję na twoim oddziale? — uciszając swojego wewnętrznego demona i płynnie zmieniając temat, zażartował, opadając przy tym ponownie w głąb siedzenia.
— Kurczę, ciężka sprawa. Nie wiem czy będę w stanie sprostać aż takiemu wyzwaniu... — udając zadumę, podrapał się po brodzie. — Mając jeszcze na uwadze to, że to te starsze panie miały udział w tym jak dzisiaj porozumiewasz się z ludźmi, powiedz mi, czy stawanie do tej walki w ogóle ma sens?
Westchnął ciężko.
Udając smutek, opuścił wzrok z drogi przed sobą na własne kolana.
''A nagrodę tegorocznego, największego drama king'a otrzymuje wspaniały Lucifer Wu!''; poklepał się w duszy po ramieniu, dodając sobie punkt do ich nieistniejącej w realnej rzeczywistości, tabeli wyników.
''Gadaj zdrów''; ukradkiem zerkając w stronę Yang'a, pomyślał w odpowiedzi na jego słowa.
''W ten sposób będziemy mogli zachować naszą aktualną dynamikę, w której daję ci jedynie wygodne ochłapy informacji na swój temat.'';
— Chciałem powiedzieć, żeby pierwszy rzucił kamieniem ten, który nie lubi ładnych ludzi, ale w tej sytuacji, nie wiem czy zastosowanie tego powiedzenia ma rację bytu — powiedział dosyć cynicznie, ton jego głosu na tyle lekki jednak, że dało się się wyczuć w nim tę żartobliwą nutę, o którą mu chodziło.
W tym cholernym świecie wszyscy cenili sobie atrakcyjną aparycję. I chociaż Haoyu nie należał tutaj do wyjątków, ponieważ bez skrupułów otaczał się pięknymi osobami (czego dobrymi przykładami byli chociażby jego najbliżsi przyjaciele [
Czy jego życie wyglądałoby inaczej, gdyby nie był tak przystojny jak ludzie mówili o nim, że jest?
Czy życie jego brata byłoby prostsze, gdyby co drugi napotkany przez niego człowiek, nie krzyczał za nim Lucifer Wu?
Zmrużył powieki, w zadziorny sposób lustrując doktora wzrokiem, tym samym odwracając uwagę mężczyzny od cienia niezadowolenia, który jak na uderzenie gromem, zagościł na jego twarzy.
— Czekaj, czyli mówisz, że nie lubisz mojego brata?! — krztusząc się powietrzem, zaśmiał się głośno.
— To naprawdę pierwszy raz, kiedy ktoś mi coś takiego powiedział, bo ludzie zazwyczaj starają się do mnie zbliżyć, żeby w ten sposób móc się dostać do Yuyu — wycierając palcami kąciki oczu by otrzeć nagromadzone w nich, łzy, pokręcił głową z niedowierzaniem.
O ironio losu.
Haoxuan, nie raz i nie dwa, groził mu, że któregoś pięknego dnia, podda się operacji, byleby tylko ludzie nie byli w stanie na pierwszy rzut oka zorientować się, że mają ze sobą cokolwiek wspólnego.
Czyżby doktor Yang Yilun dzielił tę samą pasję?
Na myśl o takim scenariuszu, zrobiło mu się niedobrze.
— Przechodząc do poważniejszych tematów — zaczął nagle, odkaszlując jak gdyby niezręcznie — naprawdę przykro mi to słyszeć.
Wu nie określiłby się jako fana dzieci. Zresztą, nie określiłby się nawet jako fana ludzi. Wciąż, nie zmieniało to jednak faktu tego że, poza tym, że nie wiedział jak sam zachowałby się w takiej sytuacji, to również uważał, że dużo prawdy było w tym co powiedział Yilun.
Oglądanie przykutych do łóżka, dzieci w szpitalach, napawało zupełnie innym rodzajem bólu.
— Strata osoby bliskiej zawsze boli, ale szczerze, nawet nie chcę myśleć co musi czuć rodzic, który stracił własne dziecko... — zaciskając wargi w cienką linę, przełknął ślinę, pozwalając błogiemu hajowi odgonić od siebie to nieprzyjemne, poczucie dyskomfortu, które wywołały w nim te słowa.
Każdy rodzic tylko nie Wu Tianlei.
— Ale wiesz — uśmiechnął się niemo.
Korzystając z tego, że zatrzymali się już na miejscu, położył dłoń na jego ramieniu.
— Dałeś sobie radę i powinieneś być z siebie dumny — grymas wymalowany na jego twarzy przybrał cieplejszy wyraz. — Są przecież rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Dodał ciszej, zaciskając rękę w jak gdyby pokrzepiającym geście.
Tym razem jednak, zrobił to bardziej nieświadomie, dodając otuchy raczej sobie niż jemu.
Yang Yilun był w końcu (w jego oczach) silnym człowiekiem.
— Trochę ci zazdroszczę — przyznał po wyjściu z samochodu.
Upewniając się uprzednio, że nikogo nie ma w okolicy, zostawił swoje odzienie ochronne w środku.
— Wygląda na to, że pomimo ojca, który narzucił ci co powinieneś robić ze swoim życiem, odnalazłeś coś na kształt powołania. Oczywiście, popraw mnie, jeśli się mylę, ale... Przynajmniej takie odniosłem wrażenie — powiedział nieśmiało, wkładając przy tym ręce do kieszeni.
Robiąc krok przed siebie, gestem zachęcił mężczyznę do pójścia dalej, na najbardziej odległy punkt.
— Chciałbym móc kiedyś powiedzieć sobie, że nie żałuję, że nie stawiałem oporu i jestem szczęśliwy robiąc to co robię — a mówiąc to, uśmiechnął się do niego szczerze, z niezawoalowaną niczym, pełną goryczą widniejącą na twarzy.
I były to jego słowa.
Nie prześladującego go, głosu w jego głowie.
Nie wykreowanego przezeń, Wu Haoxuan'a.
Nie wyuczona, wpojona mu niczym pacierz, formuła Wu Tianlei'a.
Wu Haoyu, ot jego.
Po prostu jego.
Uniósł spojrzenie ku niebu, czując to przyjemne, wszechogarniające go, poczucie spokoju.
— Wiem, że już to mówiłem, ale naprawdę lubię to miejsce — zagaił, z lekkością opadając na kawałek zieleni pod sobą. — Jest co prawda, całkiem daleko od mojego domu, ale za dzieciaka było to jedynie większym plusem!
Puścił mu oczko, chichocząc cicho.
Nie czekając na reakcję, pociągnął go za rękaw na trawę.
Rozpościerające się jak gdyby pod nimi, Beijing, w tamtej chwili, kontrastując z tym, jakie było zazwyczaj, nagle wydało mu się takie cholernie odległe i ciche.
Obserwując raz po raz, zapalające się w dali, lampy uliczne, przymknął oczy.
Nie wiedział ile wpływu na to jak się aktualnie czuł miał doktor Yang, ile jego leki i haj na którym był, a ile to, że pierwszy raz w życiu, dał sobie prawo dojścia do głosu.
Wiedział jednak, że bez względu na to, czym by to nie było, już zawsze chciałby, żeby tak właśnie było.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Ale cóż... Ta jego samokontrola była jednym z powodów, dla których nawet nie drgnął, kiedy jego wyjątkowo atrakcyjny współpasażer zaczął się zachowywać w wyjątkowo... Uwodzicielski sposób. Wstrzymanie się przed jakąkolwiek reakcją wymagało nerwów ze stali (Yilun był w końcu tylko człowiekiem), ale... Prowadził, więc nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie. To po pierwsze. Po drugie, kiedy chwilowe zaskoczenie odpłynęło w niepamięć, dodał dwa do dwóch i momentalnie zdał sobie sprawę co i najpewniej dlaczego, Haoxuan nagle ni z tego ni z owego zaczął się zachowywać tak a nie inaczej.
Wu próbował odwrócić jego uwagę od niekomfortowego tematu, od rzeczy, o której nie chciał rozmawiać. Yang nie mógł mieć stuprocentowej pewności, ale jako że sam był mistrzem unikania tematów, o których nie chciał rozmawiać, miał dziwne wrażenie, że to jest sposób Haoxuan’a na zmianę tematu. Sam Yilun miał długie doświadczenie w tym zakresie – w wieku nastoletnim, rzucał nieprzyjemnymi komentarzami (a parę razy pięściami, przez co on sam wylądował u psychologa i szybko nauczył się, że tego... dewinitywnie nie chce), kiedy ktoś za bardzo naciskał, a teraz zbywał je uśmiechami i szybką zmianą tematu, tudzież niezręcznym żartem. Mechanizm jednak... Był zupełnie taki sam.
-Rozumiem, że w ogóle się nie znamy, a terapeuci to niezbyt przyjemny temat –z zadowoleniem zauważył, że był w stanie użyć swojego „profesjonalnego”, opanowanego głosu, a nie takiego dziwnie... cieńszego, który w tej sytuacji ten sam z siebie się narzucał.
-Ale zanim zaczniesz mieć „jego zalecenia w dupie” wypadało by spróbować się do nich zastosować i sprawdzić czy to coś zmieni, czy nie -Yang Yilun był również hipokrytą. Nie tylko zalecając pacjentom sen i umiarkowane spożycie kafeiny, ale również jeśli o terapeutów idzie. Bo oto był człowiekiem, który od lat... em... praktycznie dekady z zapałem ignorował rady jedynego terapeuty, do któregokolwiek się udał i wciąż, równie zażarcie co w czasach nastoletnich, unikał rozmawiania z innymi ludźmy o swoich problemach, ale to były detale. Drobne detale.
Zresztą jako lekarz, Yang definitywnie nie popierał ignorowania rad swoich współpracowników – jak w każdym przypadku, żeby pomoc lekarska mogła coś zdziałać, ktoś musi najpierw tej pomocy chcieć.
-Poza tym... Jeśli nie chcesz o czymś rozmawiać, wystarczy, że mi o tym powiesz. Nie musisz od razu doprowadzać do ryzyka wypadku samochodowego –spojrzał na młodszego mężczyznę znacząco, kończąc temat. Jeśli chłopak nie chciał o tym rozmawiać, jego sprawa, ale lepiej by bylo, żeby jakiekolwiek wspomnienie o terapii, nie doprowadzało go do takiej dość... wybuchowej reakcji. Terapia to terapia. Część życia. Rzecz normalna i nic co by wymagało milczenia, nawet jeśli w stosunkowo konserwatywnych Chinach tak to nie wyglądało w oczach większości. –Jeśli ma cię to denerwować, to więcej o tym nie wspomnę –powiedział po prostu. Nie znał Xuan’a i w gruncie rzeczy to nie była jego sprawa i nie powinien się wtrącać, ani dorzucać swojej opinii jeśli nikt go o nią nie pytał.
-Nie znam twojego brata –zauważył, posyłałąc młodszemu mężczyźnie nieco zdziwione spojrzenie. Ten wyglądał na rozbawionego jego słowami i pewnie, Yilun żartował, ale to nie był aż tak zabawny żart. Przynajmniej w jego opinii.
-Nie mogę go lubić albo nie lubić. – Yang jakby nie patrzyć, nie był nastoletnią antyfanką trollującą na forach. –Chodzi raczej o ideę twojego brata jaka wyewoulowała w głowie mojej siostry, zastąpując ideę Luhana, Wang Yibo czy na kogo wcześniej nie miała fazy...-westchnął cicho.
-Ma pięć lat, myślałem, że na crushe i inne takie poczekam sobie jeszcze dekadę... To trochę boli, kiedy przegrywasz z facetem, którego widzi tylko i wyłącznie na ekranie, zwłaszcza jeśli wiesz, że to po części twoja wina, bo facet z ekranu gości na nim co noc, a ty ją zabierasz do kina raz na parę tygodni i przesypiasz cały seans –niby wiedział, że Yilan tak naprawdę nie lubi tych wszystkich aktorów bardziej od niego, ale... To godziło w jego czuły punkt. Bo wiedział, że mógłby spędzać z nią więcej czasu, gdyby ciągle nie pracował i nie był taki zmęczony, ale jednocześnie nie mógł przestać pracować, bo... Nie. Bo to by pokrzyżowało jego plany, bo miał coś do udowodnienia, bo... jego życie było na tyle puste, że nie wiedziałby co zrobić ze zredukowanymi godzinami.
-Poczekaj dekadę, aż zacznie umawiać się z kimś naprawdę, wtedy pewnie zatęsknię za aktorzynami i modelami –zaśmiał się cicho. To była dosyć normalna rzecz dla starszych braci, nieprawdaż? Przejmować się tym, z kim umawia się ich młodsza siostra. –Skłamałbym jednak mówiąc, że wolałbym nie trzymać jej dala od Lucyfera Wu... Wtedy szybciej jej przejdzie i znajdzie kolejny cel –pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Zawsze tak było. Parę tygodni, max miesięcy i znajdowała sobie kolejnego idola... Miał nadzieję, że następnym razem padnie na takiego animowanego. Chociaż... –Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby Wu Haoxuan właśnie nie pobił w jej oczach swojego bliźniaka, przez to, że pozwolił jej udekorować swoją pizzę mieszanką szynki i oliwek... Może powinien zmienić źródło mojej antypatii?-rzucił już całkiem żartobliwym tonem, z błyskiem w oku zezując na swojego współtowarzysza.
Yang tylko skinął głową, poważniejąc. Dobrze wiedział, jak boli strata, dobrze wiedział, jak ciężko sobie z nią radzić... Jeden z wielu powodów, dla których podjął się takiej, a nie innej kariery.
Podążając za GPS’em w końcu zjechał z austostrady i po krótkiej jeździe, krętymi dróżkami, zatrzymał się na parkingu przy punkcie widokowym.
-Jest wręcz zbyt dużo takich rzeczy –przez długą, długą chwilę po prostu patrzył Haoxuan’owi w oczy. Było również wiele rzeczy, na które można by mieć wpływ, ale nie miało się wystarczająco odwagi, by na nie wpłynąć... Ale nie wydawało mu sie to odpowiednią rzeczą do powiedzenia w tej sytuacji. Nikt nie miał w końcu wpływu na sprawy życia i śmierci, nie tak naprawdę.
-Tak, znalazłem... Ale mimo wszystko skłamałbym mówiąc, że czasami nie mam wątpliwości i ochoty rzucić tego wszystkiego w trzy dupy i wyjechać do jakiejś wioski na zachodzie, z dala od presji i oczekiwań coponiektórych-zaśmiał się cicho, lekko się przeciągając gdy wysiedli z samochodwu. Czasami, taki wyjazd do nikąd wydawał się najlepszą z opcji, uosobieniem wolności i niezależności.
-Mam nadzieję, że nieważne co będziesz kiedyś robił, czy to do czego dążysz aktualnie, czy coś zupełnie innego, znajdziesz jakiś sposób na znalezienie w tym szczęścia... albo wystarczająco dużo odwagi, żeby znaleźć jakąś ścieżkę tylko dla siebie –powiedział szczerze. Haoxuan nie wydawał mu się bardzo szczęśliwy, ba!, wychodziło na to, że chłopak został zmuszony do tego co robi i Yang’owi... Jakoś tak nieprzyjemnie ściskało się serce, kiedy widział ten zbolały, smutny wyraz twarzy. Nie każdy miał tyle szczęścia co on i był w stanie znaleźć radość w zaprojektowanym przez innych życiu.
-Jest tu naprawdę pięknie –przyznał, przyjmując bez zająknięcia zmianę tematu i z gracją opadając na trawę obok chłopaka. Wielkie miasto wciąż było widoczne w oddali, ale byli wystarczająco daleko by dookoła panowała cisza i taki... względny spokój.
Młody lekarz zamilkł – nie czuł potrzeby dodawania niczego w tej sytuacji. Przez dobre kilka minut cieszył się widokiem i towarzystwem Xuan’a, odzywając się dopiero po dłuższej chwili.
-Wiesz... –przygryzł wargę... –Może z tą wycieczką samochodową, to jednak nie wypali, biorąc pod uwagę twoje predylekcje do życia na krawędzi i moją niechęć do stracenia życia w wypadku samochodowym... Ale naprawdę chciałbym cię gdzieś zaprosić bez mojej siostry, jeśli będziesz miał kiedyś chwilę czasu –rzucił chłopakowi niepewne spojrzenie. Ech.. Yang za bardzo się przejmował i stresował, ale takie rzeczy... Wbrew pozorom nie przychodziły mu łatwo (dowód rzeczowy: brak umiejętności zaproszenie Wu gdziekolwiek bez interwencji jego młodszej siostry).
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach