Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Sława przemija. X jeszcze niedawno był frontman’em popularnego zespołu rock’owego, obecnie odpływa w zapomnienie. Jego kariera wydaje się powoli rozpadać, a on nie wie co z tym faktem zrobić. Ostatnią dekadę spędził na scenie, wiecznie w trasach koncertowych. Jego życie nigdy nie było usłane różami – X jako nastolatek uciekł z domu i przez parę lat szlajał się w nieciekawym towarzystwie, grając na ulicy... Dopóki nie przyuważył go ktotś z wytwórni płytowej, zmieniając jego życie raz na zawsze. Zawsze żył jak chciał, podejmując wiele decyzji, które można by uzna za dość.. wątpliwe.
I oto jest. Pod trzydziestkę. Niezdecydowany co ze sobą zrobić – trzymać się ścieżki, którą podążał do tej pory w nadziei, że prądy sławy odwrócą swe biegi, czy spróbować znaleźć nowy sposób na żyie.
Y jest geniuszem fortepianu. Uważany za jednego z najlepszych na świecie, wiedzie życie stricte podporządkowane karierze i rygorystycznym zasadom od kiedy tylko pamięta. W głębi duszy pragnie wolności, spróbować czegoś innego, czegoś nowego. Uciec od zasad, które postawiła przed nim kariera i wymagająca rodzina, zacząć żyć po swojemu... Ale sukces i strach przed nieznanym trzymają go w jednym miejscu.
Jego ucieczką od rzeczywistości, jest słuchanie muzyki, z którą nie ma styczności na codzień - Y jest sekretnie jednym z największych fanów X, który z oddaniem przez lata śledził jego karierę. I dlatego, kiedy wytwórnia płytowa proponuje specjalną kolaborację pomiędzy ich dwójką, skuszony ofertą pracy z kimś czyją muzykę zawsze lubił, zgadza się, mimo że taki projekt leży daleko poza jego strefą komfortu.
Problem jest taki, że X definitywnie nie podziela tego entuzjazmu. Jego manager zmusza go wręcz do udziału, bo choć X nie ma nic przeciwko mieszania klasycznej z rockową... Ma problem z klasycznymi muzykami, uważając ich wszystkich za sztywniaków w czterech literach... I taką też ma opinię o Y gdy tylko się spotykają.
Y tymczasem... Jest gorzko rozczarowany tym jaką osobą okazuje się w rzeczywistości X, ktoś kogo do tej pory idealizował.
Wydawać by się mogło, że ta współpraca nie potoczy się najlepiej bo X i Y wydają się bardziej inni niż noc i dzień i na początku zupełnie się nie dogadują, ale kto wie? Może coś z tego będzie?
••
Dijira & Amazi
Sława przemija. X jeszcze niedawno był frontman’em popularnego zespołu rock’owego, obecnie odpływa w zapomnienie. Jego kariera wydaje się powoli rozpadać, a on nie wie co z tym faktem zrobić. Ostatnią dekadę spędził na scenie, wiecznie w trasach koncertowych. Jego życie nigdy nie było usłane różami – X jako nastolatek uciekł z domu i przez parę lat szlajał się w nieciekawym towarzystwie, grając na ulicy... Dopóki nie przyuważył go ktotś z wytwórni płytowej, zmieniając jego życie raz na zawsze. Zawsze żył jak chciał, podejmując wiele decyzji, które można by uzna za dość.. wątpliwe.
I oto jest. Pod trzydziestkę. Niezdecydowany co ze sobą zrobić – trzymać się ścieżki, którą podążał do tej pory w nadziei, że prądy sławy odwrócą swe biegi, czy spróbować znaleźć nowy sposób na żyie.
Y jest geniuszem fortepianu. Uważany za jednego z najlepszych na świecie, wiedzie życie stricte podporządkowane karierze i rygorystycznym zasadom od kiedy tylko pamięta. W głębi duszy pragnie wolności, spróbować czegoś innego, czegoś nowego. Uciec od zasad, które postawiła przed nim kariera i wymagająca rodzina, zacząć żyć po swojemu... Ale sukces i strach przed nieznanym trzymają go w jednym miejscu.
Jego ucieczką od rzeczywistości, jest słuchanie muzyki, z którą nie ma styczności na codzień - Y jest sekretnie jednym z największych fanów X, który z oddaniem przez lata śledził jego karierę. I dlatego, kiedy wytwórnia płytowa proponuje specjalną kolaborację pomiędzy ich dwójką, skuszony ofertą pracy z kimś czyją muzykę zawsze lubił, zgadza się, mimo że taki projekt leży daleko poza jego strefą komfortu.
Problem jest taki, że X definitywnie nie podziela tego entuzjazmu. Jego manager zmusza go wręcz do udziału, bo choć X nie ma nic przeciwko mieszania klasycznej z rockową... Ma problem z klasycznymi muzykami, uważając ich wszystkich za sztywniaków w czterech literach... I taką też ma opinię o Y gdy tylko się spotykają.
Y tymczasem... Jest gorzko rozczarowany tym jaką osobą okazuje się w rzeczywistości X, ktoś kogo do tej pory idealizował.
Wydawać by się mogło, że ta współpraca nie potoczy się najlepiej bo X i Y wydają się bardziej inni niż noc i dzień i na początku zupełnie się nie dogadują, ale kto wie? Może coś z tego będzie?
••
Dijira & Amazi
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie możliwe stało się możliwe. Ten wieczór naprawdę zmierzał do jednego. Prostolinijnie i sukcesywnie zbliżał ich do czerwonej aksamitnej pościeli szerokiego hotelowego łóżka. Do Santao zaczęło docierać, że była to prawda, byli tu w jednym celu. Nie przez żart czy złośliwości podyktowane pijanym umysłem wokalisty, a dla przyjemności. Rozkosz cielesna jaką sobie mogli ofiarować była czymś niewyobrażalnym dla pianisty. Miał okazję zasmakować tych pyskatych ust, które od ostatnich tygodni podejmowały z nim najróżniejsze dyskusje zwykle podsycone złośliwościami i docinkami. Jak więc było możliwe, że te same usta pełne jadu teraz dawały mu tyle rozkoszy?
- A ty tylko procenty masz w głowie, nie tylko alkoholem można zwilżyć gardło... - odparł równie rozbawiony własnym pytaniem i odpowiedzią mężczyzny. No tak, przy ich stanie musiało zabrzmieć to komicznie, jednak chciał zapewnić Rinowi wszelkie wygody oferowane przez wynajęty pokój. Zdawał sobie sprawę w jakim celu tu przyjechali, jednak nie spodziewał się, że to wszystko będzie dziać się tak szybko.
- Może długo się nie znamy, ale zdążyłem to zauważyć...- jeden z kacików jego ust lekko się uniósł, tak zdecydowanie Rin, którego poznał nie należał do cierpliwych osób. Co odrobinę go rozbawiło, jednak dobór słów mężczyzny był również bardzo bezpośredni. Miał więc potwierdzenie tego, czego oczekiwał od niego wokalista, to spotkanie podyktowane było konkretnym celem. Pożądanie grało tu główne skrzypce.
Rin z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej prowokacyjny i perwersyjny, było to podniecające, tego nie dało się ukryć. Ciało reagowało, puls przyspieszał, skóra była rozgrzana, a oddech był niczym uwięziony w piersi. Ugryziony płatek ucha wywołał silny dreszcz, wrażliwe miejsce osłabiło kolana, przez co blondyn musiał oprzeć się rękami ściany po obu stronach ciała wokalisty. Wszystkiemu towarzyszyło ciche wyrwane z gardła westchnęcie.
- Nie, chcę byś był po prostu sobą, wystarczająco cię lubię, by nie potrzebować teatrzyku...- wyznał pewnie. Nie zamierzał dać się zawstydzić, to co lubił najbardziej to właśnie te rozmowy z mężczyzną. Choć przesiąknięte docinkami to jednak zmuszały do kreatywności, z reguły były na ciekawym poziomie, a ich upór zdecydowanie je ubarwiał i zmuszał do wysilenia się i wymyślenia inteligentnej nie żenującej odpowiedzi.
- Cóż, jesteś tak onieśmielający, że pewnie inni tego potrzebują, ja jednak wolę spędzić miło dzisiejszą noc z tobą w łóżku, nie sam tuląc muszlę...- zaśmiał się. Jego stan był zdecydowanie kiepski. Ilość alkoholu jaką wipił przed spotkaniem z mężczyzną, a potem jeszcze z nim konkretnie wpłynęła na jego ciało, którym już miał problem poruszać w sposób skoordynowany i taki jakiego by oczekiwał. Wolał nie dokładać i tak upitemu ciału, zależało mu na zapamiętaniu tego wieczoru. Chciał go pamiętać.
Nie reagował kiedy jego koszula była rozponana, było to dla niego lepiej. Nie musiał robić tego sam. Na jego ustach stale gościł łagodny, zadowolony uśmiech. Komu by się nie podobało, gdyby artysta popularności Rina, dotykał jego ciała, obcałowywał szyję, tors, zasypywał rozkoszą, od której miękły kolana. Gdyby nie ściana przy której stali, już dawno by usiadł.
Kolejne słowa i pewny chwyt za pasek wywołały delikatny ścisk w żołądku pianisty. Nie ogarniał go strach, zdecydowanie nie, jednak jakąś niezrozumiałą w tej chwili obawę czuł. Przytłumiana ona jednak była pożądaniem, które było tak silne jak nigdy.
- Ty Rinie Yamagata...- odparł krótko, zbyt odruchowo odpowiedział, takie rzeczy powinien zachowywać dla siebie, jednak poziom upicia zdecydowanie utrudniał kontrolę nad wypowiedziami, nad utrzymywaniem języka za zębami.
Złote tęczówki powiodły po jasnej skórze wokalisty, po jego tatuażach, które w tak atrakcyjny sposób zdobiły jego ramiona. Akira zmobilizował w sobie wszelkie siły i odepchnął się od ściany utrzymując na równych nogach. Co aktualnie było nie lada wyzwaniem. zsunął z ramion swoją czarną koszulę, następnie odpiął zapięcie spodni i to samo zrobił ze spodniami, które opadły do jego kostek. Ponownie podparł się o ścianę tym samym zamykając Rina w swoich ramionach. pozbył się butów, zrzucił do końca spodnie pozostawiając je na podłodze. Stał teraz przed nim w czarnych bokserkach i tych typowych dla siebie rękawiczkach, które stały się jego kolejnym celem.
Ponownie wpił się w usta wokalisty, chwycił przy tym za jego podbródek. A kiedy ich usta się od siebie odkleiły. Odsunął się odrobinę.
- Mnie jednak w ustach zaschło...- stwierdził pewny siebie i odsunął się odchodząc na krok. Poczuł na swojej nagiej skórze chłód,, jednak zwalczył tę pustkę kierując sie prosto do barku. Po drodze zrzucił z ręki jedną, a potem drugą rękawiczkę, obie odrzucił gdzieś na podłogę. Sięgnął do barku i wyjął z niego butelkę dobrego koniaku. Nie miał pojęcia co go tak męczyło. Był podniecony do granic czego dowodem było mocne wybrzuszenie na materiale bokserek. A jednak czuł jakiś opór. Choć pragnął ciała Rina, czuł, że ta decyzja nie była słuszna.
Powrócił do meżczyzny po drodzę robiąc kilka łyków, niezbyt przejmował się, kiedy stróżka trunku spłynęła po jego brodzie na szyję i rozgrzany tors.
Stojąc przed nim po prostu wpił się w jego usta, te były tak hipnotyzujące tak go przyciągały. Znów poczuł gorąc drugiego ciała, to jak ich torsy się ze sobą stykały. Dwa ocierające się o siebie ciała po prostu otumaniały zmysły, kierując ku rozkoszy i pożądaniu.
Butelka wylądowała na szafce niedaleko nich, choć szkło zachwiało sie podczas stawiania jakimś cudem ustało. Akira musiał zwolnić swoje dłonie, a te trafiły na pasek Yamagaty, który w mniej sprawnym geście jednak również został odpięty, a za nim od razu poszło zapięcie spodni. Te ubrania zdecydowanie nie były mu potrzebne.
- To czego chcę to jedno, jednak chcę również wiedzieć, czego ty byś chciał... - szepnął jakby głośniejszy ton mógłby ktoś poza nimi usłyszeć. Mówił do jego ucha, ocierając przy tym policzek o jego polik, nosem musnął płatek ucha, który następnie delikatnie ucałował i zadziornie przygryzł. Miał go w swoich ramionach, szczelnie tak jakby ten miał zniknąć, bądź był bezcennym skarbem, który było trzeba ukryć przed resztą świata.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Odczucia były intensywne, a samo pozwolenie ze strony Rina dało mu otwartą i prostą drogę do rozkoszy jakiej po chwili doznał.
Kiedy było po wszystkim, żaden z nich nie chciał drgnąć, zamarli w swej pozycji, jedynie skupiając się na rytmie swych oddechów, te były w pełni rozchwiane. Dopiero kiedy gitarzysta się ruszył i padł na pościel Akira uchylił powieki, by przyjrzeć się po raz kolejny sylwetce mężczyzny przed sobą. Mimo mroku widział jego zarys, dzięki wpadającemu blasku księżyca przez okno. Chciał, by ta scena wryła się w jego pamięć, było to bowiem coś niezwykłego i niesamowitego, wręcz nierealnego dla mężczyzny. Spędził właśnie noc ze swoim idolem muzycznym. Był podekscytowany mimo swojego stanu i nie czuł wyrzutów sumienia po zdradzie swej narzeczonej. Jeśli miałby wybór powtórzyłby te noc setki razy, była bowiem ona czymś fascynującym w odczuciu Santao.
Ciało blondyna w końcu nakazało mu się położyć, zaległ ostrożnie tuż obok swego kochanka i chwilę jego błogiej twarzy się przyglądał. Nie mógł się powstrzymać i dłoń ku niej się skierował, włosy z czoła mu odgarniając. Dotyk opuszków był delikatny i dość czuły, a dłoń po zaczesaniu niesfornych kosmyków za ucho, po policzku się przesunęła i na szczęce spoczęła, kciukiem delikatnie pogładził polik i podniósł się delikatny całus w kąciku jego ust złożył.
- Byłeś cudowny... - to jedyne co zdołał wyszeptać w okolicę jego ucha nim po kołdrę sięgną i nakrył nią ciało mężczyzny. Choć powinien wziąć prysznic po tym wszystkim, nie miał sił nawet wstać. Alkohol plus tak intensywny wysiłek całkowicie zmiękczyły jego ciało i zmusiły do pozostania w łóżku.
Dlatego nie walczył z tym uczuciem, po prostu położył się i obrócił w stronę mężczyzny zagarniając jego ciało do siebie, nie chciał być zaborczy, jednak ramieniem objął Yamagatę, obdarowując go tą namiastką swej obecności. A tuż po tym oczy zaczęły mu się przymykać, więc pozwolił im się zamknąć.
Nie mówił nic więcej po prostu dał i jemu i sobie odpocząć i porwać się do rozkoszy krainy Morfeusza.
Nie miał pojęcia jak długo spał, jednak był pewien, że swe powieki podniósł pierwszy. Czuł obok siebie ciepło drugiego ciała i wiedział, że tej nocy nie spędził sam. Jednak ilośc wypitego alkoholu wiele przyćmiła, musiał więc spojrzenie na twarz śpiącego obok skierować, by pamięci swojej pomóc i jakieś wspomnienie odzyskać.
Widząc niebieskie kosmyki okalające tak znajomą twarz zamarł na moment. Zmarszczył swe brwi, czy on dalej śnił? Dyskretnie złote tęczówki omiotły hotelowy pokój, który rozpoznał, znał styl tych wystroi. Ponownie wzrok na kochanku spoczął, a wtedy mgła przesłaniająca wydarzenia z wieczoru stała się przejrzysta. On naprawdę przyszedł tu z Rinem... i ta noc. Usta jego samoistnie się uchyliły z początkowego szoku. Wyszedł z dwiema przyjaciółkami, a skończył w hotelowym pokoju ze swym idolem i co gorsza swoim aktualnym współpracownikiem. To mogło odrobinę komplikować sprawę, jednak czy mu to przeszkadzało? Nie był w stanie tego określić, był odrobinę zamotany, ale było mu z tym dobrze. Nie czuł potrzeby ucieczki z łóżka i opuszczenia śpiącego mężczyzny. Nie miał wręcz ochoty wstawać i wychodzić z pod ciepłej pościeli. Powrót do obowiązków nie był niczym kuszącym, dlatego ten jeden raz pozwolił sobie na dłuższy sen i poprawił swe ciało na nowo obejmując mężczyznę obok i oczy swe przymknął. Nie chodziło mu o sen, a o zwyczajny odpoczynek. Wiedział, że najdrobniejszy ruch nakłoni go do otworzenia oczu, jednak póki Rin spał, nie musiał się podnosić.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RIN YAMAGATA
Rin zasnął jak kamień tak szybko jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Był wyczerpany i pijany w trzy dupy, także spał głęboko jak kamień. Wyjątkowo dobrze, jak na niego, jakby się nad tym się nad tym zastanowić nawet jak na ilość spożytych substancji.
Obudziła go dopiero promienie słońca tańczące po poduszce. Głowa pękała mu z bólu, w ustach miał Saharę – kto inny, najpewniej rzygałby od razu po przebudzeniu, ale Rin miał tyle wprawy, że aż tak go to nie ruszało. Przez chwilę tylko leżał, z zamkniętymi oczami, zastanawiając się czy powinien wlać w siebie więcej wódki i w ten oto sposób uratować się od kaca, czy powinien w końcu wytrzeźwieć… Także zdanie sobie sprawy z faktu, że ktoś jest z nim w łóżku, zajęło mu dłuższą chwilę. Silne ramię obejmowało go w pasie i jego plecy praktycznie spotykały się z czyjąś klatką piersiową. Mógł wręcz wyczuć ciepło bijące od drugiej sposoby.
Nie był zaskoczony. Nie, nie był to pierwszy, ani ostatni raz, kiedy budził się w łóżku z kimś, nie mając bladego pojęcia z kim w nim wylądował. Sądząc po bólu w tylnej części ciała i płaskości klatki piersiowej drugiej osoby, zgadywał, że tym razem padło na faceta.
Czego się za to nie spodziewał, to tego, że po tym jak się zmusi do przekręcenia na drugą stronę i zmuszenia do otwarcia oczu. A kiedy to zrobił…
-Fuck me –mruknął do siebie, zrywając się do siadu, za co jego tyłek definitywnie mu nie podziękował.–Kurwa mać –co mu kurwa strzeliło do tego durnego, pustego łba, żeby pozwolić się przelecieć Santao? Durnemu, wkurwiającemu Santao, z tą jego durną, przystojną gębą… Z którym miał pracować przez następne parę tygodni. Po prostu świetnie… Dobra robota Rin. Świetna, nic tylko sobie pogratulować.
Mężczyzna wyglądał tak dziwnie miękko, z uśpioną twarzą i jasnymi włosami rozrzuconymi po poduszce. Wydawał się wciąż spać, chociaż tyle dobrze. Oznaczało to, że Yamagata wciąż miał szansę uciec niezauważonym. Opcja godna tchórza, ale nie miał ochoty na tą konkretną konwersację.
Rin nie pamiętał wszystkiego z poprzedniej nocy, ale pamiętał wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że sam władował się w tą sytuację i najgorsze w tym wszystkim było to, pamiętał, jak błagał cholernego Santao i jak… Jak dobrze mu było. God, całkiem się skompromitował, czyż nie? Rozmazane wspomnienia poprzedniej nocy wypełniały jego myśli a czerwone pręgi na nadgarstkach tylko potwierdzały to, że nie był to tylko wytwór wyobraźni.
Dlaczego zawsze musiał to zrobić? To zawsze w jakiś sposób wszystko komplikowało. Ale pijany Rin nie liczył się z konsekwencjami i nie raz nie dwa władował się w podobną sytuację i nie miał z nimi większego problemu. Tylko, że teraz miał dziwne nieprzyjemne przeczucie, że w przypadku Santao ugryzie go to w tyłek. Nieprzyjemnie. Jakby mężczyzna już i tak nie okupował swoją denerwującą obecności zbyt dużej przestrzeni w głowie Rin’a…
Powinien się ewakuować, zanim mężczyzna się obudzi, czyż nie? Yamagata zaczął wygrzebywać się z łóżka, dość nie skoordynowanie, z trudem wysuwając się z uścisku silnych ramion… Boże, naprawdę potrzebował prysznica. I wódki. Definitywnie wódki…
Zanim więc zabrał się za zbieranie swoich porozrzucanych po pokoju ubrań, ruszył do barku – gdzie nalał sobie shot’a do szklanki, wychylając go duszkiem. To definitywnie nie był dzień na trzeźwość. Właściwie to jak na hotel alkohol był całkiem niezły… Może Rin weźmie butelkę na wynos, żeby wypić butelkę po drodze… To powinno na dobre odgonić kaca.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Skutki dnia poprzedniego zaczęły mocno doskwierać mężczyźnie, dlatego leżał on bez ruchu, starając się uciecz w objęcia Morfeusza choćby na kilka chwil. Na jakiś czas się to udało, jednak kiedy obejmowany przez niego gitarzysta zaczął się przebudzać i on wydarty został z letargu, mimo nagłych ruchów tuż obok siebie nawet nie drgnął, nie uniósł powieki, nie chciał jeszcze powracać do szarej rzeczywistości oraz kaca, który bezlitośnie opanował jego organizm.
Każdy ruch Rina wywoływał u Santao wzmożony ból głowy przez co na ułamek sekundy zmarszczył brwi, jednak kiedy muzyk opuścił łóżko, na nowo się rozluźnił. Nie miał sił nawet patrzyć na Rina. Z zamkniętymi oczyma, sprawiał wrażenie śpiącego, jedynie słuchał tego jak gitarzysta krząta sie po hotelowym pokoju.
Dopiero słysząc brzdęknięcie butelki dotarło do niego jak sucho miał w ustach, a kiedy już sobie to uświadomił uczucie nie chciało mu odpuścić i stale narastało. Mlasnął niezadowolony i podniósł niemrawo dłoń przy przetrzeć nią zmęczona twarz, mruknął przy tym i ziewnął usiadł opierając się ciężko o swoje uda. Złote tęczówki jego oczu dopiero łapały ostrość powoli badając wnętrze pokoju. Kiedy ostrość powróciła, a on dostrzegł krzątającego się z ubraniami Rina przy barku jedynie uważniej się mu przyjrzał. Czyli zeszła noc nie była snem, a prawdą. Nieźle poszalał...
- Cześć...- rzucił krótkie, niemrawe przywitanie i nic więcej. To, że zeszłej nocy obaj popili i jakimś cudem się dogadali, oznaczało przypadek i zbieg dziwnych okoliczności, teraz na kacu, kiedy przypominał sobie ich rozmowy w pracy, nie miał ochoty na odtwarzanie ich przy takim bólu głowy. A wiedział, że Rinowi nie wiele trzeba, by zacząć jakąś męczącą dyskusję.
Wygramolił się więc z łóżka, milcząc podszedł do mężczyzny i stojąc przed nim nago, spojrzał krótko i schylił się do barku wyciągając jedną butelkę dla siebie i pociągnął z niej solidnego łyka. Cudowny płyn zwilżył jego gardło, nie przeszkadzało mu, że płyn miał w sobie procenty, to pomoże przeżyć mu ten poranek. Odetchnął zwilżając wargi i niespiesznie odwrócił się w stronę łazienki. Marzył teraz o prysznicu. Zabierając butelkę ze sobą i nic poza nią ruszył do łazienki, która należała do tego pokoju i całe szczęście jedynie do tego. Wiedział, że znajdzie tam jakieś świeże ręczniki i prysznic z chłodną wodą, którego obecnie pragnął.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yamagata Rin
Rin z trudem wciągnął na siebie wczorajsze ubrania, z lekkim skrzywieniem spoglądając na siebie w lustrze. Wyglądał jak gówno – opuchnięte usta, siniaki na szyi, podrapane kajdankami nadgarstki – od razu było widać na czym spędził całą noc. Naprawdę potrzebował prysznica, ale zamierzał wziąć ten w domu, żeby nie spędzać w towarzystwie Santo więcej czasu niż potrzeba… Wyżej wspomniany zresztą też się obudził i po najbardziej niemrawym przywitaniu na świecie, sam ruszył do łazienki.
No naprawdę… Co za… Rin tylko zamrugał gwałtownie, nie do końca dowierzając. „Cześć”. „Cześć”?! To wszystko co facet miał do powiedzenia? Yamagata nie był pewien jakiej reakcji się spodziewał (nie przemyślał tego wystarczająco daleko, ale suche cześć i totalne olanie definitywnie nie wczytywały się w jego oczekiwania), ale takie suche cześć jakoś tak dziwnie godziło w jego godność… Nie mógł uwierzyć, że dał się przelecieć takiemu bucowi… Okey, mógł uwierzyć, to było totalnie w jego stylu i to nie miał być ani pierwszy, ani ostatni raz. Nie mógł nawet sobie przyrzec, że to się nie powtórzy, z tym konkretnym bucem. No i, biorąc pod uwagę fakt, że sam zamierzał wyjść bez słowa, był jeszcze większym bucem
Poza tym żaden z nich raczej nie wylądował w tym hotelu dla konwersacji… Rin był więc totalnie irracjonalny i na nieszczęście dla siebie mimo swego zkacowania zdał sobie z tego sprawę, co tylko jeszcze bardziej go wkurwiło. Nie zamierzał próbować rozłożyć tego na czynniki pierwsze – zamiast tego bez słowa, nawet nie zaglądając do łazienki, wyszedł z hotelowego pokoju głośno trzaskając drzwiami.
[…]
Jak zwykle po imprezowym haju, z upływającymi tygodniami Rin zaczynał się czuć coraz gorzej. Przez jakiś miesiąc było nawet w porządku – pojawiał się na spotkaniach w wytwórni, nawet próbował coś pisać. Zachowywał się przy tym tak, jakby między nim i Santao nic nie doszło. Naprawdę, trzeba mu pogratulować wewnętrznego opanowania, bo jego myśli podejrzanie często wracały do tamtej nocy. Bo wbrew sobie chciał więcej, nawet jeśli jednocześnie nie chciał więcej patrzeć na tępą gębę Santao, ale na trzeźwo wiedział, że ponowne wskoczenie Santao do łóżka, najpewniej nie ułatwiłoby im dalszej współpracy, która i tak nie szła najlepiej.
Także… Zachowywał się jakby do niczego nie doszło i nawet napisał jakieś totalne gówno, żeby wszyscy zostawili go w spokoju, cały czas chodząc nabzdyczonych i jeszcze bardziej wredny niż zwykle, żeby pianista wbił sobie do swojej tępej głowy, że miedzy nimi jest ściana nie do przeskoczenia.
Problemy zaczęły się po tym miesiącu. Zaczęło się jak zwykle – wychodzenie z domu stało się cięższe. Wstawanie z łóżka zaczęło wydawać się niemożliwe. Zaczął się zastanawiać po co właściwie to wszystko robi? Jaki był sens? Ten projekt był bez sensu. Wszystko było bez sensu. To nie tak, że Rin chciał być w oku publiki. To nie tak, że potrzebował więcej pieniędzy – był ustawiony do końca życia. To nie tak, że chciał to robić. I tak nie był w stanie napisać czegoś składanego,
A potem przestał brać leki, bo wkurzył się na psychiatrę, bo Mariko naskarżyła mu imprezowanie Rin’a i cwel zaczął wtykać nos w nieswoje sprawy (uhym, rodzice Rin’a, uhym Jiro, uhym). No to Yamagata przestał chodzić, co znaczyło brak recepty i tabletki wyrzucone w gniewie…
I nagle nic nie miało sensu, a wystawienie nogi z apartamentu doprowadzało go do takiego ataku paniki, że przestał próbować.
Mariko próbowała go wyciągnąć z domu. Wielokrotnie. Ba, nawet nasłała na niego chłopaków, ale Rin nie wpuszczał nikogo do środka (nie licząc dostawcy z supermarketu – Mefistofeles musiał w końcu jeść… sam Rin raczej nie miał apetytu). Nie chciał nikogo widzieć, a tym bardziej z nikim rozmawiać.
Nie był pewien ile spotkań związanych z pracą opuścił, bo dnie zaczęły zlewać się w jedno. Cholerny Santao miał czelność cholernie zadzwonić – Rin tylko wyłączył telefon.
Nawet jeśli szef miałby go zwolnić… So be it.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Stale w głowie Akiry siedziała tamtejsza noc. Sam wieczór był szalony, pełen zabawy, na którą rzadko pianista mógł sobie pozwolić. Pewnie dlatego siedząc w papierkowej robocie bądź na zwykłych spotkaniach biznesowych myślami uciekał w przeszłość. Dziwnie mu z tym było, zwłaszcza, że nie żałował, zdradził swoją narzeczoną, a nie było mu z tym źle. To było coś niebywałego, nie sądził, że takim właśnie człowiekiem jest. Dużo o tym rozmyślał, a na wspomnienia o ciele Rina przechodziły go dreszcze. Co nie miało nic wspólnego z poczuciem winy.
Spotkania w sprawie nagrań przebiegały dość sztywno, zwyczajnie, najwidoczniej Yamagata wolał udawać, że nic nie miało miejsca. Kto wie, może mało z tego pamiętał, choć wiedział, że mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego co zaszło. Jednak żaden z nich nie podejmował tego tematu. Santao starał się być profesjonalny i w pracy nie poruszał spraw osobistych jakie by one nie były. Choć ciężko było ukierunkować myśli na pisane utwory, to właśnie o nich mieli rozmawiać. Nie robili tego w końcu dla przyjemności, a na zlecenie kogoś innego. Choć wcześniej Akira tak to właśnie traktował, jak dobrą zabawę, zwłaszcza kiedy mógł do woli przekomarzać się z nerwowym i niewiarygodnie drażliwym Rinem. A teraz? Nie miał pojęcia co się stało. Było po prostu sztywno. Jednak potrafił się dostosować do takich warunków pracy. Przeszkadzać dopiero zaczęła mu nieobecność wokalisty. Kiedy ten zupełnie ignorował umawiane przez ich menadżerów spotkania, tym samym wystawiając Akirę i marnując jego czas. W końcu pianista stawiał się w umówionych miejscach i czekał, a kiedy mijało wystarczająco dużo czasu, a menadżerka Rina robiła te swoja klasyczną minę wiedział, że kolejny dzień został zmarnowany, co coraz bardziej denerwowało jego własnego menadżera. Ren nie należał do osób cierpliwych, nie dla takich osób jaką był Rin. Dlatego coraz częściej Akira musiał wysłuchiwać namów na porzucenie tego projektu, na zrezygnowanie, gdyż nie było to nic efektywnego. Santao doskonale sam o tym wiedział, dlatego zdecydował się sam skontaktować z Yamagatą i przemówić mu do rozsądku. Dzwonił raz, drugi, trzeci. Jednak kiedy tylko podejmował próbę, wokalista nie odbierał, a następnie wyłączał telefon. Tak z nim pogrywał. Wolał udawać tchórza? Bawić się w rozkapryszone dziecko. Wiele musiał walczyć o wygospodarowanie czasu, na ten projekt, tak bardzo chciał współpracować z Rinem, wizja nagrania z nim płyty niebywale go uskrzydliła, i mimo, że wypruwał sobie flaki, by pogodzić projekt z rodzinnym biznesem oraz swoją karierą pianisty, to zostawał olewany. Nie tak to sobie wyobrażał. Co prawda spodziewał się fochów Rina, jednak nie sądził, że ten zupełnie oleje projekt. Dlatego po kolejnym zignorowanym przez mężczyznę spotkaniu postawił sprawę jasno i wyciągnął z menadżerki Rina jego adres zamieszkania, a przynajmniej adres aktualnego pobytu. Choć kobieta ostrzegała, go przed udaniem się tam, chyba sama zaczynała być bezsilna wobec swojego klienta. Akira widział, że zamartwiała się, choć nie mówiła tego głośno.
Kolejne spotkanie zostało umówione, nawet wyznaczono miejsce spotkania, które tym razem i Akira zignorował. W odpowiedniej godzinie najzwyczajniej w świecie pojawił się przed mieszkaniem Rina. Nie korzystał z domofonu, poczekał na odpowiednią sposobność i wszedł do budynku kierując się prosto pod drzwi Yamagaty.
Bezceremonialnie zapukał i położył dłoń na drzwiach, by zasłonić wizjer. Doskonale wiedział, że jeśli wokalista go zobaczy to za żadne skarby tego świata nie otworzy drzwi. A tak na zachętę w drugiej ręce trzymał pudełko z gorącą jeszcze pizzą, by może roznoszący się zapach skusił Rina do otworzenia tych wrót do swych piekieł.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rin… spał. A raczej był w stanie takie dziwnego półsnu, kiedy nie do końca się śpi, ale nie jest się też w stanie przebudzenia. Nie był pewien, która była godzina, ani nawet czy był dzień czy noc. Zasłony w całym mieszkaniu były zasłonięte dwadzieścia cztery godziny na dobę… Nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz robił cokolwiek poza spaniem. Może ze trzy dni temu? Spędził dobre dwadzieścia godzin strzelając się z jakimiś dzieciakami w Call of Duty, ale to chyba była cała jego aktywność w tym tygodniu.
Nie planował tego zmieniać w najbliższym czasie…
Tylko, że jakiś skurwiel zdecydował się mu walić w drzwi i to na tyle głośno i natarczywie, że Yamagata nie mógł kontynuować go ignorować.
- Mariko, odpierdol się! - wrzasnął, najgłośniej jak potrafił, nawet jeśli prawdopodobieństwo, że kobieta miała go to musiała być Mariko. Nikt inny by się tutaj nie pofatygował, nie z własnej woli. Nie widział Mariko od paru tygodni - co prawda kobieta miała zapasowe klucze do jego mieszkania, ale po tym jak wbiła mu na chatę nieproszona, zmienił kod na drzwiach… Tyle dobrze, że wtedy przylazła to opchnął jej kota na parę dni. Biedny Mephistopheles nie zasługiwał na cierpienie przez to, że mózg Rin’a zdecydował zakończyć fazę względnej funkcjonalności.
Nawrzeszczała na niego. Okropnie. A Rin nie miał siły się z nią użerać i był tylko wdzięczny za to, że wychodząc zabrała ze sobą cholernego futrzaka, chociaż… Jego brak tylko bardziej go zdołował. Ostatnia rzecz do jakiej jeszcze się zmuszał, czyli opieka nad futrzakiem nie była już koniecznością… Nikt już nie włamywał się Yamagacie do łóżka, głośnym miauczeniem domagając się śniadania. Nie było kogo drapać za uchem. Ani z kim prowadzić monologów na temat tego jak do dupy było życie…
Ale… To nie tak, że mógł z całą pewnością powiedzieć, że zapomni o karmieniu kota. Rin nie miał wystarczająco dużo samozacięcia, żeby wyjść z łóżka… Jak miał być odpowiedzialny za inną żywą istotę?
Może jeśli poczeka chwilę dłużej, to Mariko w końcu sobie pójdzie…
Pukanie się powtórzyło.
No co za…
-Cholera jasna…-syknął. Było za głośno… Nawet nie dawali człowiekowi spać… Co z tego, że spędził ostatnie czterdzieści osiem godzin w łóżku, nie licząc krótkich przerw na wizytę w toalecie? Był zmęczony. Absolutnie, totalnie, kompletnie, wyczerpany… Potrzebował odpoczynku. I ciszy. I spokoju.
A nie, kurwa, jakiś gości. On jej da gości…
Niechętnie odrzucił kołdrę, podnosząc się do siadu i wlokąc się przez zagracone mieszkanie w stronę drzwi. Yamagata mógł mieszkać w luksusowym penthousie na najwyższym piętrze nowoczesnego wieżowca, ale w tej chwili ten, mimo, że był urządzony minimalistycznie z drogimi dziełami sztuki na ścianach, przedstawiał raczej smętny widok. Wszędzie walały się puste pudełka po jedzeniu na wynos, puste butelki po piwie i innych alkoholach. Papierki po słodyczach. Brudne naczynia… W rogu sypialni królowała sterta brudnego prania. Tak, Rin nie wpuszczał do środka nawet swojej sprzątaczki.
Nie żeby sam właściciel mieszkania wyglądał dużo lepiej. Złapał swoje odbicie wzrokiem w lustrze w przejściu i musiał stwierdzić, że delikatnie mówiąc, wyglądał jak gówno. Roztrzepane, przetłuszczone włosy, kilkudniowy, ciemny zarost na policzkach… Podkrążone oczy… Jak na kogoś, kto spędzał cały swój czas zbyt zmęczony, żeby robić cokolwiek i tylko leżąc w łóżku wyglądał jakby nie spał od wielu dni. Bose stopy, wygnieciony, stary t-shirt, który pewnie powinien zmienić parę dni temu i rozciągnięte spodnie… Mało prawdopodobne, że gdyby teraz wyszedł na ulicę, ktokolwiek by w nim rozpoznał Rin’a Yamagatę,
Nic dziwnego, że po drodze nadepnął nogą boleśnie w porzuconą po środku salonu szczotkę Mephisto, co wyrwało z niego wiązankę wyjątkowo wulgarnych przekleństw. Ktokolwiek stał za tymi drzwiami miał zginąć śmiercią tragiczną.
W końcu dotarł do drzwi (nawet cholerny wizjer zasłoniła! no jak to tak!) i gwałtownie je otworzył.
-Mówiłem ci, że nie wyciągniesz mnie z tej dziury. Nie ma mowy. Powiedz staremu, żeby się odpierdo…-dopiero po chwili zarejestrował, że te to nie jego managerka stała na progu. Nie. Zamiast kurpulentnej, niskiej kobietki, na progu mrużącego oczy Yamagaty (nie był pewien kiedy ostatni raz widział światło dzienne), stał… Akira Santao.
Jak gdyby nigdy nic. Z tymi swoimi idealnymi włosami, z tym tym swoim idealnym uśmiechem, w swoich idealnych, dopasowanych ciuchach…
Przez chwilę tylko się gapił, niedowierzając temu co widzi.
-Do kurwy nędzy… Co ty tu robisz Santao? -zamrugał, szczypiąc się w ramię, bo zaczął się zastanawiać się czy całkiem już mu odpierdoliło i zaczynał mieć halucynacje. Ale Santao stał jak stał w progu mieszkania Rin’a i nie wyglądało na to, żeby gdzieś się wybierał, czy to do realmu sennych wizji, czy z powrotem do siebie…
Rin’owi pozostawało tylko jedno.
Zatrzaśnięcie drzwi z powrotem, bo Santao po prostu nie mogło tu być. Zwłaszcza, NIE TERAZ, kiedy rockowiec wyglądał jakby był pięć minut od przekręcenia się na śmierć… Nie było mowy.
Jak pomyślał tak też zrobił, biorąc rozmach by trzasnąć pianiście drzwiami prosto w twarz.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Santao musiał wykazać się niewiarygodną cierpliwością i wytrwaniem, by doczekać się otworzenia drzwi przez Rina. Co chwila słyszał z wnętrza domu krzyki wokalisty, więc miał pewność, że ten jest w środku i nie stał tam na marne. Stał więc, z tym pudełkiem pizzy i pukał na zmianę z dzwonieniem. A kiedy usłyszał zbliżającego się gospodarza domu zasłonił jego wizjer dłonią. Nie mógł przecież pozwolić, by ten go zobaczył i zrezygnował z otworzenia. Za długo już tu stał i walił jak debil do drzwi.
Spokojnie i cierpliwie jednak to robił. A kiedy ta ograniczająca go bariera do mieszkania Yamagaty została z impetem otworzona uniósł lekko jedną brew i przyglądał się Rinowi z zauważalnym zaintrygowaniem. Nie tego spodziewał się ujrzeć. Owszem wiedział, że mężczyzna miał gorsze dni, ale że aż tak? Ten wyglądał jak wrak tego co Akira poznał przez ostatnie tygodnie.
Z początku się nie odezwał dając mężczyźnie kilka chwil na oswojenie się ze swoją obecnością, widział tą głęboką konsternację na jego twarzy i to oczywiste pytanie.
Jednak nim odpowiedział musiał czubkiem buta zablokować zamykające się drzwi, a następnie dłonią pchnął je, by ponownie się przed nim otworzyły i bezceremonialnie wszedł do mieszkania Rina zamykając drzwi dopiero za sobą.
- To godzina naszego spotkania. - poinformował go, doskonale zdając sobie sprawę, że ten nawet o nim nie wiedział.
- Zdechło ci tu coś? - zapytał ironicznie, jednak odpuścił sobie dalsze komentarze.
- Pizzę zaniosę do kuchni, poczeka na to, aż weźmiesz prysznic... potrafię pracować w ciężkich warunkach, jednak ten aromat zmarłego z grobu by wygonił... - stwierdził od tak zdejmując buty w korytarzu i mijając mężczyznę kierując się do jego kuchni. Spojrzał na bałagan panujący wokoło i to przemilczał, bezceremonialnie zrzucił kilka pustych pudełek robiąc sobie miejsce na pizzę, którą odstawił i dopiero wtedy zaczął się rozpłaszczać odnosząc swoje okrycie na wieszak w korytarzu, a zastając tam dalej stojącego Rina zmierzył go tylko wzrokiem.
- No ruchy. Zanieść cię mam? Czas mija, a trochę pracy przed nami, sporo zaległości nam narobiłeś... - stwierdził i podwinął rękawy swojego granatowego, dopasowanego swetra.
- Wolisz na Księżniczkę? Czy raczej worek kartofli? Szybka decyzja - chodził niczym nakręcona zabawka, pełen energii do działania, w końcu nie po to tu przyszedł, by teraz marnować swój czas, na jakieś dyskusję z mężczyzną, który oczywiście nie życzył sobie jego obecności. jednak to Akira miał gdzieś, dopóki mieli pracować razem, Rin musiał go znosić, chyba, że zdecyduje się na rozwiązanie kontraktu, a ze do tej pory tego nie zrobił. Akira nie miał absolutnie żadnych skrupułów by włazić mu z buciorami do domu.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przez chwilę po prostu stał w wejściu jak ostatni idiota, wciąż gapiąc się na punkt, w którym Santao stał jeszcze chwilę wcześniej. Jakby zaciągnięty ciężką mgłą, mózg Rin’a nie chciał współpracować ani przetwarzać informacji… I przez to pianista teraz się panoszył po jego zaśmieconym mieszkaniu.
Na sam widok, Yamagata czuł zaczątki migreny.
-Jak coś ci się nie podoba, to wypierdalaj -powiedział cicho. Nie dość, że wbił Rin’owi do mieszkania nieproszony, to jeszcze krytykował. Nikt go nie zapraszał. Rin nie planował przyjmować żadnych gości. Był we własnym, cholernym domu. To czy brał w tym tygodniu prysznic, czy nie zupełnie nie było sprawą Santao.
-Nie… Wiesz co? Tak czy siak wypierdalaj -jak na Rin’a Yamagatę jego głos był wyjątkowo pozbawiony złości i jadu. Brzmial raczej… pusto. Jakby był wyprany z jakichkolwiek silniejszych emocji.
Normalnie pewnie pojawienie się Santao nakręciłoby go wystarczająco, żeby wybić go ze stanu totalnej katatonii, ale nie tym razem.
W tej chwili…
Był po prostu zmęczony. I naprawdę nie chciał użerać się z mężczyzną. Chciał żeby ten po prostu zniknął, żeby Rin odzyskał swoją ciszę i spokój. Najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły.
-Serio, Santao. Zabieraj się stąd -nie zamierzał się kłócić. Wydawało mu się to zupełnie niepotrzebne i męczące, a Santao… I tak zawsze robił to co chciał. -Albo nie… Jak chcesz to możesz sobie posiedzieć z moimi śmieciami jak nie masz nic lepszego do roboty ze swoim życiem… -machnął ręką, w końcu zamykając drzwi do mieszkania..
-Ja wracam do łóżka. Nie mogę uwierzyć, że Mariko dała ci ten adres… -cholerna, kurwa, Mariko. Wiedziała lepiej. Wiedziała, że Rin nienawidzi, kiedy jego adres jest wydawany innym ludziom bez jego zgody. Wiedziała, że nie zareaguje na to dobrze… A jednak wciąż to zrobiła. Jeśli miał być szczery… To bolało. Naprawdę bolało. Bo ufał Mariko. Była ostatnią osobą na świecie, której jeszcze ufał, a to było otwarte złamanie tego zaufania… Powinien był wiedzieć lepiej, prawda? Prędzej czy później każdy wbije ci nóż w plecy…
-Gówno mnie obchodzi ten cały projekt i “praca”. Możesz mnie pozwać o złamanie kontraktu, jeśli chcesz. Mariko ma namiary na mojego prawnika -nie zamierzał pracować. Nie miał siły wyjść z łóżka… Jak niby miał nad czymkolwiek pracować? Jego mózg był pusty. Nie było w nim ni ziarna kreatywności, ni krztyny inspiracji… Nawet jakby chciał to to by nie zadziałało.
A nie chciał.
-Jak będziesz wychodził to bądź tak dobry i zamknij porządnie drzwi, żeby żaden inny kretyn mi tu nie wbił, okej? -wymamrotał, przechodząc obok mężczyzny i wlokąc się z powrotem w kierunku sypialni. Nie miał siły się wykłócać, ani tym bardziej wyrzucić faceta postury Santao z domu. Miał więc nadzieję, że ten sobie pójdzie jak mu się znudzi.
Nie miał na to wszystko energii, a obecność Santao kręcącego się po jego mieszkaniu, do którego pianista nie powinien mieć wstępu, tylko pogarszała jego i tak kiepski nastrój. Czuł się nieswojo. Czuł się odsłonięty. Mężczyzna, nieproszony, był w “bezpiecznej” przestrzeni Rin’a, do której mało kogo wpuszczał. To był jego dom. Fakt, że ktoś inny był w środku, sprawiał, że niepokój i niepewność zaczęły dodatkowo stresować Rin’a…
Musiał się więc wycofać. Jeśli jego salon był okupowany, sypialnia i łóżko wydawały się bezpieczną alternatywą.
Musiał się wycofać… I to właśnie zrobił.
-Nawet świętego spokoju nie mogę mieć… -mamrotał, bardziej do siebie niż do Santao, zamykając za sobą drzwi sypialni z głośnym trzaskiem.
Okej. Okej.
Może Santao sobie pójdzie i Rin w spokoju będzie mógł udawać, że nigdy go tu nie było. Że nigdy nie widział Yamagaty w totalnej rozsypce. Może Rin będzie mógł udawać, że to wcale, w ogóle nie miało miejsca, albo było jakimś koszmarem… Brzmiało dobrze, prawda? Świetnie, jeśli zapytacie go za opinie.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
To co rzuciło się w oczy Santao jako pierwsze to tragiczny stan Rina. A tu nie chodziło nawet o brudne, wymięte ubranie czy może ten aromat, a jego wypompowanie z sił. To w jaki sposób się wyrażał było aż przykre. On nie miał sił nawet powyzywać na Akirę, a to była rażąca nowość. Przykro było na to patrzeć. Dlatego blondyn przystopował widząc tak tragiczny stan wokalisty. Skrzyżował ramiona na piersi i obserwował w milczeniu jak ten sunie w kierunku swojej sypialni, gdzie zatrzasnął za sobą drzwi od niej.
Blondyn pokiwał jedynie głową jakby analizując całą sytuację, nie będzie przecież kopał leżącego, ale również nie zamierzał spełnić jego życzeń i opuścić tego mieszkania, nie po to tu przyjeżdżał, by tak łatwo odpuścić Co więcej po tym jak zobaczył Rina wiedział, że nie może wyjść. Jeśli jego menadżerka była jedyną osobą, która miała na niego wpływ i której zależało na mężczyźnie było kiepsko. Bo wychodziło na to, że to prawda, a skoro nawet kobieta nie miała już sił i możliwości do wyciągnięcia go stąd, nie mógł go tak zostawić.
Jedynym co ich łączyło był kontrakt, więc powinien mieć to gdzieś, a mimo to został. Ta jedna spędzona razem noc nie pozwalała mu. Mężczyzna był mu obcy, a mimo to nie chciał go tak zostawić.
Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknął Yamagata, po czym ruszył do kuchni, bez najmniejszych skrupułów zaczął otwierać szafki sprawdzając co w nich jest, nawet skontrolował zawartość lodówki i był naprawdę załamany jej stanem. W tym mieszkaniu nie było niczego poza alkoholem i gotowym żarciem. Zmarszczył brwi i sięgnął po telefon spędzając dobre piętnaście minut na wstukiwaniu w nim istotnych wedle siebie rzeczy. A kiedy skończył ruszył do roboty, którą ułożył sobie w głowie. Wyjął worki na śmieci i zaczął zgarniać w nie wszystko co uznawał za śmieci, pudełka po gotowych posiłkach, papierki, puszki, butelki, wszystko co niepotrzebne walało się po podłodze czy meblach. Pouchylał okna, by nie co tu przewietrzyć. Te czynności nie zajęły mu wiele, w końcu ile mogło trwać wrzucanie wszystkiego do worków, a zawiązane worki zawiązywał i stawiał w korytarzu przy wyjściu.
Kolejnym punktem na jego liście była łazienka, jej stan nie był może tragiczny, jednak wskazywał na zaniedbanie i rzadkie użytkowanie. Cóż podwinął rękawy od swojej koszuli i znalazł jakieś środki czystości, po to by przemyć wannę. A kiedy ta spełniała jego oczekiwania nalał do niej ciepłej wody i przygotował czysty ręcznik na półce. Środki do higieny stały na brzegu wanny, więc można było uznać, że było tu wszystko co potrzebne.
Kąpiel była gotowa, dlatego ruszył do sypialni, w której zabunkrował się Yamagata. Nie zamierzał z nim dyskutować, dobrze wiedział, że mężczyzna na wszystko odpowie mu prostym standardowym "NIE". Dlatego podziałał bardzo stanowczo i zapobiegawczo. Cóż po prostu podszedł i chwycił go w taki sposób, by ten wylądował przewieszony przez jego ramię niczym Fiona na Shreku. Wiedział, że jakiekolwiek inne ułożenie skończy się ucieczką Rina.
Nie mówił nic, po prostu wziął go i wyniósł z sypialni idąc prosto do łazienki, a dopiero w niej postawił go na ziemi.
- Masz godzinę na samotny relaks i ogarnięcie się, albo szykuj tych swoich prawników, do sprawy o napaść, bo zamierzam cię tam wrzucić w przypadku dalszych protestów... - stał w przejściu z założonymi na piersi ramionami i jedynie wskazał na wannę, która czekała przygotowana dla Yamagaty.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RIN YAMAGATA
Rin nie był pewien ile czasu spędził w łóżku we względnym spokoju, ale ledwie zarejestrował odgłos otwieranych dni, a ktoś go brutalnie wyciągał z łóżka.
-Hej! Co ty, kurwa, robisz? Puść mnie ty… -kim Santao myślał, że był? Yamagata był dziewięćdziesiąt procent pewien, że to był najbardziej upakarzający moment w jego życiu (a tych było wiele). Wił się i próbował się wyrwać, ale nie szło mu to zbyt dobrze…
I ani się obejrzał, a stał we własnej łazience, łapiąc się ramienia pianisty, żeby nie stracić równowagi przy nagłym postawieniu na ziemi.
Aż mu ciśnienie skoczyło i grafitowe oczy ciskały gromy w kierunku mężczyzny. Kto jak kto, ale Santao miał specjalny talent. Był w stanie wywołać w Yamagacie negatywne emocje, nawet kiedy był tak cholernie pusty w środku…
Cholera. Cała ta szopka dla kąpieli?!
Santao, cwel jebany…
Co Rin musiał zrobić, żeby ten dał mu święty spokój?
-Okej. OKEJ -Rin zrzucił z siebie koszulkę. -Wezmę to kurewską kąpiel jeśli tak ich zależy -dresy i bokserki też z siebie rzucił, cały nabzdyczony, władował się do wanny, nie patrząc nawet na Santao. Gówno go obchodziło, czy ten będzie tam stał cały czas, czy nie…
Nie zamierzał się też tłumaczyć. Co miał powiedzieć - „widzisz Santao, zerwałem z moim psychiatrą, od trzech tygodni jestem bez prochów i jak widzisz idzie mi bez nich zupełnie świetnie”? Nie, Rin Yamagata wciąż był Rin’em Yamagatą. Miał resztki swojej dumy…
I ta duma oznaczała w tym momencie, że siedział w cholernej wannie nabzdyczony. Nie był do końca pewien, kiedy pianista opuścił łazienkę, ale Rin koniec końców został w niej sam, myjąc się z zaskakującą energią (ach złość… złość rzeczywiście była wspaniałą siłą napędową) i starał się nie myśleć jak łatwo byłoby się zanurzyć w spokojnej tafli ciepłej wody i nigdy już nie wynurzyć się na zewnątrz. Nic by to nie zmieniło czyż nie? Świat pozostałby taki sam. Nikomu by go szczególnie nie brakowało. Jego najlepsze lata były już za nim, prawdopodobieństwo, że cokolwiek doda do swojego dorobku artystycznego nikłe…
I tak spędzał całe dnie w łóżku, a jak miał lepsze dzień to bezcelowo…egzystował, zapełniając życie alkoholem i seksem… I po co?
To by było jednak jak przyznanie się do tego, że był totalną, kompletną porażką, a wciąż… Odmawiał przyznania się do tego.
I dlatego w końcu wypełznął z tej cholernej wanny w jednym, nieutopionym kawałku, szybko wycierając się ręcznikiem. Nawet zęby umył. I się ogolił. I niechlujnie owinął granatowym, jedwabnym szlafrokiem (który pewnie odsłaniał więcej jego torsu niż zasłaniał, ale Rin’a gówno to obchodziło), który od jakiegoś czasu nieużywany wisiał w łazience. Zerknął na swoje odbicie w wielkim lustrze zajmującym pół ściany w łazience. Wyglądał… Prawie jak człowiek. Wciąż lekko wilgotne włosy opadały mu na czoło. Ciemne odrosty nie wyglądały nawet tak tragicznie wymieszane z normalnie całkiem niebieskimi kłakami. Był blady i wyglądał na naprawdę zmarnowanego, ale przynajmniej nie jakby miał w zwyczaju spać w kartonowym pudle na ulicy…
Czy mu się chciało czy nie, musiał w końcu wychynąć z łazienki…
I Santao, skurwiel pierdolony, wciąż kręcił mu się po mieszkaniu.
-Szczęśliwy?-posłał mężczyźnie znaczące spojrzenie, decydując się zająć miejsce na kanapie, na którą opadł ciężko, z gracją worka kartofli.
-Czemu wciąż tu jesteś Santao? Mówiłem ci, że nie będę pracował… -to był jeden powód, dla którego cholerny pracocholik jeszcze sobie nie poszedł. Drugi powód…
-W nastroju na seks też raczej nie jestem… -ha! Kto by pomyślał, że to zdanie kiedykolwiek opuści usta Yamagaty. -… chociaż dla ciebie pewnie mógłbym zrobić wyjątek -spojrzał na mężczyznę spod przymrużonych powiek. Santao mimo wszystko był Santao. Był cholernie atrakcyjny, co tu dużo mówić. A Yamagata wciąż był Yamagatą. I kto wie… Może to by sprawiło, że poczułby się odrobinę mniej… martwy w środku.
W każdym razie to były jedyne potencjalne powody tłumacząc kontynuującą się obecność Santao w mieszkaniu Yamagaty. Czegoś musiał chcieć - a czego mógł chcieć od Rin’a? To nie tak, że rockowiec był wspaniałym towarzyszem konwersacji, albo byli przyjaciółmi czy coś w tym stylu. Ludzie nie spędzali z nim czasu dla przyjemności jego towarzystwa chyba, że w kontekście sypialniany, także…
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Spodziewał się protestów i barwnych wyzwisk okraszonych przeplatanymi wiązankami. Tak nawet z początku było, jednak wszystko przebiegło znacznie sprawniej niż się spodziewał. A to nie do końca go cieszyło, w jego mniemaniu oznaczało to mniej więcej tyle, że z Rinem było naprawdę źle, skoro tak łatwo zrobił to czego Santao od niego oczekiwał. Nie skomentował jednak odpowiedzi ani faktu, że Yamagata zaczął sie przed nim rozbierać. Nie przyszedł tu w żadnych dwuznacznych celach, dlatego też dał mu swobodę i prywatność opuszczając łazienkę.
- Miłej kąpieli... - rzekł jedynie na wyjściu i zamknął za sobą drzwi. Cóż mieszkanie nadal nie wyglądało najlepiej, a on miał sporo czasu, a przynajmniej tak mu się właśnie wydawało. Ruszył do sypialni Rina, gdzie w błyskawicznym tempie wybebeszył jego łóżkowy barłóg. Rozbierając pościel z przepoconych poszewek. Rozebraną kołdrę i poduszki zabrał na taras, by te się przewietrzyły i odświeżyły, Wszystkie znalezione brudy zebrał na jeden pokaźny kopiec, który poczeka, aż łazienka się zwolni, by wstawić pranie. Uchylił okna by się przewietrzyło i ruszył dalej. Akira miał to do siebie, że kiedy był zdeterminowany, to wszystko wychodziło mu w błyskawicznym tempie, robota wręcz paliła mu sie w rękach. Dlatego też brudne naczynia w kuchni znikały w ekspresowym tempie, a mimo to wszystkie były domywane, bo przecież musiał sobie przygotować godne miejsce do dalszych działań. A nienawidził gotowania w brudnej kuchni, wszystko wokół niego musiało być poukładane, w końcu nim zaczniesz jedna czynność druga musi być zakończona. A przynajmniej tak w zwyczaju miał. Po dokładniejszym ogarnięciu kuchni pozbieraniu wszystkich śmieci oraz produktów grubo po terminie, został stworzony kolejny wór ze smiechami, który dołączył do kolekcji na korytarzu. I w samą porę, zadzwonił domofon, który Akira odebrał błyskawicznie. A już po chwili przed drzwiami stanął młody chłopaczek z kilkoma reklamówkami, w których zwierały się produkty zamówione przez Akirę.
Blondyn dokonał płatności, odebrał torby, po czym spojrzał na naszykowane do wyniesienia worki.
- Nie chciałbyś sobie może dorobić? - zapytał luźno i szybko przestawił młodzieńcowi hojną stawkę za wyniesie tych paru worków ze śmieciami, w końcu chłopak i tak musiał wrócić na dół. Co za różnica czy zahaczy po drodze o śmietnik.
W ten oto sposób Santao wrócił do kuchni i zaczął wszystko wypakowywać. Po tym jak widział ostatni jadłospis Rina był wręcz na siebie zły, że przyniósł do niego pizzę. Dlatego postanowił poprawić swój błąd. Znalazł odpowiednie garnki i patelnię, po czym zaczął szybko kroić warzywa po ich umyciu, można by się spodziewać, że ktoś taki jak on nigdy nie był w kuchni, a jednak było to mylne wrażenie, bo lubił sobie przyrządzić coś dobrego. Tak sam dla siebie. Nie lubił jak służba mu usługiwała, dlatego mimo sporego domu rodzinnego często przebywał w znacznie mniejszych mieszkaniach, po to by właśnie odpocząć od takiego życia i zaznać trochę normalności i codzienności prostych ludzi.
Dlatego w mig przygotował gotujący się garnek z ramenem, choć doskonale wiedział, że zupa ta gotować się będzie przez wiele kolejnych godzin i że Yamagata skorzysta z niej dopiero jutro. Na dziś pichciło się proste i szybkie w przygotowaniu risotto. W końcu co to ugotować ryż i prosty sos warzywny do niego, choć musiał wzbogacić go o mięso kurczaka. Mimo wszystko trochę mięsa Rinowi się przyda. W między czasie ogarnął ekspres od kawy i po użyciu produktów, które zakupił zrobił sobie jak i Rinowi porządną kawę. W końcu słyszał jak ten krząta się po łazience, a więc zaraz wyjdzie. Cóż wszystko zajęło blodnymowi mniej więcej godzinę, więc złego czasu nie miał.
Kiedy Yamagata zaszczycił go swoją obecnością w salonie, Santawo jedynie wziął kubki z kawą i ruszył do mężczyzny jakby go gościł.
- No powiedźmy... - stwierdził spoglądając na mężczyznę w szlafroku, który dość niedbale narzucony był na jego ciało.
- Bo mamy spore zaległości w materiale, a i stęskniłem się za tym twoim marudzeniem... - odparł podchodząc i siadając obok niego na kanapie, wtedy poleciał ten cudowny tekst, po którym złociste tęczówki Akiry zmierzyły Rina dośc badawczo. To był pierwszy raz kiedy Yamagata podjął podobny temat od czasu ich wspólnej nocy, dlatego dośc zaskoczyło to Santao, jednak pianista uśmiechnął się delikatnie i podał kubek z kawą Rinowi.
- Kto, by pomyślał, że wystarczy kąpiel, by przywrócić ci tą gadanę... - posłał mu łagodny uśmiech.
- A propozycją choć kusząca, musi zostać przełożona na inny termin... - dodał spokojnie i napił się swojej kawy. Bądź co bądź ostatnia godzinę biegał jak motorek sam potrzebował tej krótkiej chwili z kawą.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RIN YAMAGATA
Zachowanie Santao powodowało, że Rin czuł się trochę tak jak jeleń złapany w światłach zbliżającego się niebezpiecznie samochodu. Nie wiedział jak je odczytać. Nie wiedział jak zareagować. Nie był do końca pewien czy to było przez fakt, że jego mózg nie działał teraz tak dobrze jak zwykle, zaciągnięty ciężką mgłą, ale ogłupiały tylko odebrał od mężczyzny kubek z kawy, marszcząc brwi.
Santao praktycznie zachowywał się jakby był siebie. Rin był prawie pewien, że coś się gotowało w kuchni… Po raz pierwszy od kiedy Rin się tu wprowadził ponad rok temu. Yamagata nie gotował. Jeśli jadł to przekąski, albo dania na wynos, albo szedł do restauracji. Jakby się nad tym zastanowić to chyba nigdy w życiu nie gotował. Nigdy nie był też zainteresowany w spróbowaniu.
-I dlatego zdecydowałeś się ukraść pracę mojej sprzątaczki i wysprzątać mi mieszkanie?-to raczej nie miało dużo wspólnego z zaległościami w projekcie.
-Bo nawet jeśli, to nie zmienia faktu, że już ci mówiłem, że nad niczym nie będę pracował-nie miał siły. Nie miał ochoty. Wykąpał się, okej? To było dużo wysiłku. Jedna produktywna rzecz dziennie… jedna więcej niż zrobił przez ostatnie kilka tygodni.
„Kusząca propozycja”. Kusząca propozycja, dobre sobie… Jakby taką była to by nie została odrzuconą,
-Normalnie powiedziałbym, twoja strata -skrzywił się lekko, jakby odruchowo naciągając na siebie szlafrok nieco bardziej. -Ale zupełnie szczere, jako, że nie pokazałem się dzisiaj z najlepszej strony, nie mogę cię winić -skrzywił się lekko, odstawiając kubek na blat stolika telewizyjnego.
Rin Yamagata nagle, po raz pierwszy od bardzo, bardzo długiego czasu, czuł się wyjątkowo. Nieswojo w swojej skórze. Facet, z którym się przespał/, facet, który był chodzącym, kurwa Adonisem, widział go właśnie w jednym z niskim momentów jego życia, w którym nie chciał, żeby ktokolwiek go widział. Zwłaszcza nie faceci, z którymi się przestał, którzy wyglądają jak kurwa Adonis i których życie nie jest rozpadającym się na kawałeczki szambem.
-Idę się ubrać -wymamrotał i nim Santao zdążył odpowiedzieć, podniósł się ze swojego miejsca, powoli wlokąc się do swojej sypialni.
Po otworzeniu drzwi okazało się, że nawet tam Santao zdążył zajrzeć i wszystko sprzątnąć. Kurwa jego jebana mać! No co za…
Rin’owi słów brakowało.
Dowlókł się do swojej szafy i po chwili przeglądania jej wnętrza, wciągnął na siebie jedną ze swoich rozciągniętych, czarnych bluz z kapturem, parę bokserek i parę szarych dresów. Szlafrok został porzucony na ziemi i Rin niechętnie wrócił do salonu.
Nie był pewien co ze sobą zrobić. Jak rozmawiać z Santao. Nie był pewien jak się zachować, ani co zrobić, bo ten facet… Był aktualnie zbyt dezorientujący.
-Jak mówiłem, pracować nie będę, także… Tam są drzwi, Santao-wrócił na kanapę, siadając jak najdalej od wyższego mężczyzny jak się dało. Nie wiedział co zrobić z Santao w mieszkaniu. Nie był w nastroju na rozmowę, ani nic w tym stylu i obecność mężczyzny sprawiała, że aktualnie czuł się naprawdę niekomfortowo i niepewnie i absolutnie nienawidził tego uczucia. Chciał swojej ciszy i spokoju i samotności i…
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
To było naprawdę niecodzienne zjawisko widzieć Rina w takim stanie i nie chodziło to Akirze o jego wygląd, każdy mógł mieć dzień lenia i dosyć wszystkiego. Jednak to jak był zmarnowany, jak brakowało w nim tego pazura, którym stale go szturchał i dźgał podejmując drobnych potyczek słownych. Chyba oboje lubili ten rodzaj relacji, tą ich drapieżną współpracę. A teraz czuł się jakby siedział obok zbitego psa. Zmarnowanego psiaka bez wizji na odrobinę szczęścia, w którego progi brutalnie wkroczył rozsypując jego kruchy domek z patyków. Patrzył na niego w milczeniu i słuchał tego co mówił.
- Żadna praca nie hańbi jeśli przynosi satysfakcję... - odparł spokojnie, jednak przy kolejnych słowach Rin nie dał już mu się wypowiedzieć. Po prostu odstawił kubek i poszedł do sypialni w celu ubrania się. Santao nie protestował, nie chciał pozbawiać go prywatności aż tak bardzo, w końcu wiedział na jak wiele sobie pozwalał, panosząc się tutaj nie będąc chcianym. No właśnie nie będąc chcianym... Stale przed oczyma miał to spojrzenie Yamagaty, widocznie dotknął go fakt, że Akira zobaczył go dziś, a zwykła odmowa igraszek jakby dołożyła do tego, może ta zaczepna propozycja była próbą podratowania sobie samopoczucia. Pianista nie miał pojęcia na ile Rin był w stanie sobie z nim pogrywać. Choć czy w tym stanie był w ogóle do tego zdolny?
Kiedy Yamagata wrócił do salonu blondyn jedynie obserwował go złocistym spojrzeniem, zrobił jeden łyk kawy i zdecydował się odpowiedzieć na wcześniejsze słowa mężczyzny.
- Wiesz kiedyś byłem w takim kraju gdzie mawiają, że jeśli nie jesteś w stanie pić ciepłej wódki, to nie zasługujesz na nią kiedy jest schłodzona... Naprawdę sądzisz, że po zobaczeniu cię w piżamie zamiast rozciągniętego seksownie na aksamitnej pościeli, to przestanę postrzegać cię jako atrakcyjnego? Masz mnie za kogoś, aż tak płytkiego? - mówił spokojnie, a jego ton nie wskazywałby na jakiekolwiek pogrywanie sobie z wokalistą. Odstawił kubek na stolik po czym bez wahania się podniósł i siadł tuż obok Rina. Oparł się wygodnie i lekko zwrócił w jego stronę.
- Pociągasz mnie, tylko dlatego tamta noc miała miejsce. Jednak nie chodzi tu jedynie o fizyczność, zwyczajnie lubię z tobą przebywać. Owszem, mam ochotę na seks z tobą, jednak do tego obie strony muszą być w nastroju. Poza tym, nie przyszedłem tu po to, może nie znamy się zbyt długo, ani zbyt dobrze, ale chciałem zobaczyć co u ciebie. A teraz cóż... Nie dam ci za szybko spokoju... Chyba zdajesz sobie sprawę, że kontrakt podpisaliśmy na płytę, a mamy ledwie sklecony jeden kawałek? Napisałeś tekst, dodałem do niego linię melodyjną, jednak musisz ja zatwierdzić.. może po tym dam ci trochę spokoju... - wyłożył kawę na ławę, Santao nie należał do osób, które robią powolne podchody. Akira był wyjątkowo bezpośredni. Jego spojrzenie utkwiło w oczach Rina, jednak szybko przeniosło się na jego usta, potem szczękę i szyję. Pamiętał jej smak, był on kuszący, jednak jak powiedział, potrafił się opanować, choć nie było to takie łatwe.
Wiedział również, że najpewniej Rin zaraz pokarze pazurki, tego mógł się po nim spodziewać, tego jak i normalnej odpowiedzi. W sumie Yamagata był na tyle nieprzewidywalny dla Akiry, że ten starał sie być gotowy na wszystko, a skoro reakcja mogła być w każdą stronę, to czemu sie teraz opanowywał? Nie lepiej swoje słowa potwierdzić czynem, a potem na klatę przyjąć pełnię emocji Yamagaty?
Z tymi myślami lekko złapał za podbródek mężczyzny i pochylił się w jego stronę składając delikatnego całusa w kąciku jego ust, drugiego na linii szczęki, a trzeciego tuż przy uchu, do którego spokojnie szepnął.
- Rinie Yamagato zbyt cię lubię, bym dał zgnić ci w łóżku... więc masz przejebane... - stwierdził po czym niespiesznie go puścił i wstał, gdyż usłyszał sygnał dobiegający z kuchni, informujący go o tym, że jedno z dań wymagało przełączenia, na inny tryb. Szybko się z nim uporał i na nowo siadł na kanapie, tym razem jednak zachował odstęp jakiego z początku chciał Yamagata, sięgnął po kawę i zrobił łyka.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RIN YAMAGATA
Rin wepchnął się w kąt kanapy, przyciągając nogi do piersi i sięgając z powrotem po swój kubek. Nie rozumiał dlaczego Santao wciąż tu był. Nie rozumiał i przez to nie wiedział jak się zachować. Szczerze? Chciał po prostu wrócić do łóżka i spać, ale… Nie mógł kiedy pianista wciąż mu się panoszył po mieszkaniu.
-Em… Tak to działa? -Rin nie miał mu akurat tego za złe. Był raczej zdezorientowany faktem, że mężczyzna produkował mu tu jakieś wymówki. że czuł potrzebę, żeby to zrobić. Jakby próbował oszczędzić uczucia Yamagaty albo coś… Naprawdę nie było takiej potrzeby. -Akurat ja nie mam prawa posądzać ludzi o płytkość. To normalna reakcja -nikt nie byłby zainteresowany kimś, kto wygląda jak sto nieszczęść. To wszystko działało głównie na zasadzie bodźców wizualnych, czyż nie? Zwłaszcza w takich niezobowiązujących przypadkach. Oczywistym więc było, że po zobaczeniu Rin’a w raczej gównianym stanie Santao nie będzie zainteresowany.
-O jasne. Niewątpliwie przebywanie ze mną musi być totalnym rarytasem. Drugiej takiej osobowości ze świecą szukać -rzucił sarkastycznie, nawet nie będąc w stanie spojrzeć na pianistę. Nie wiedział jak zareagować. Mężczyzna musiał kłamać - najpewniej po to, żeby spróbować ugłaskać wkurw tekściarza i zmusić go do pracy, bo bądźmy szeczerzy… Rin Yamagata nie był najprzemniejszą osobą pod słońcem i był całkowicie świadomy tego faktu. Nie zrobił nic, żeby to zmienić. Nie czuł takiej potrzeby. Był kim był. Bycie totalnym dupkiem specjalnie mu nie przeszkadzało. Nie obchodziło go czy inni ludzie go lubią czy nie. Nie potrzebował ich sympatii. Był samowystarczalny.
Ludzie, nawet jeśli udawali, że jest inaczej, koniec końców odchodzili, najczęściej wbijając ci nóż w plecy… Byli męczący. Wymagający. A kiedy dostali od ciebie tego czego chcieli… Cóż, najczęściej miałeś nie zobaczyć ich nigdy więcej.
Samotność z drugiej strony, była bezpieczna. Wygodna. Przyzwyczaił się do niej i absolutnie mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie.
I widzicie? Miał rację. Santao opowiadał kłamstwa tylko dlatego, że chciał skończyć tą cholernę płytę.
-Ten tekst jest do dupy -powiedział szczerze. -Napisałem go na odwal, żebyście wszyscy dali mi spokój -okropna, niezainspirowana szlama, której normalnie Rin by nie wypuścił, ale szef, Santao i Mariko wisieli mu nad uchem.
-Nie napisałem nic wartego czyjegokolwiek czasu od ponad roku, Santao -przetarł zmęczoną twarz rękawem. Nie był pewien czemu wzięło go na szczerość, kiedy pianista nic tylko mydlił mu oczy, ale szczerze? W tym momencie miał kompletnie wyjebane. Jeśli chcieli tą szmirę opublikować pod jego nazwiskiem proszę bardzo. To nie tak, że jakikolwiek szacunek do samego siebie albo swojego dorobku artystycznego mu został. Był związany kontraktem. Sprzedany. Co tu dużo mówić. Wytwórnia mogła sobie z tym zrobić co chciała.
Nagle, palce Santao znalazły się na jego szczęce, a usta na jego twarzy.
-Co ty kurwa wyrabiasz? -wymamrotał, gwałtownie odsuwając się od mężczyzny, mając nadzieję, że nie jest zbyt czerwony na twarzy i że debil nie jest w stanie usłyszeć łupania jego serca.
Nie, Rin nie miał nic przeciwko pozwolenia Santao na wskoczenie do swojego łóżka tu i teraz. Zażyłość bez żadnych oczekiwań wiodących do sypialni z drugiej strony… Santao i on nie mieli, takiej relacji. Nigdy nie mieli jej mieć, sama myśl była niewyobrażalna. Ludzie tacy jak Santao nie umawiali się z ludźmi pokroju Rin’a, a ludzie pokroju Rin’a już dawno się nauczyli, że nie potrafią funkcjonować w związkach i że jakiekolwiek próby kończą się złamanym sercem, a szara strefa i niepewność, była gorsza niż cokolwiek innego. Także… Bezpieczne granice były najważniejsze.
Najprościej - seks bez zobowiązań - tak. Cała reszta romantycznego bullshitu, włączając w to intymne, delikatne pocałunki - nie.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Obserwował swojego rozmówcę uważnie. Naprawdę w środku gdzieś głęboko martwił się o stan mężczyzny. Uważał go raczej za żywiołowego, za wulkan energii, który roznosił wszystko wokół i nie dawał się zatrzymać, natomiast dziś ujrzał kogoś uległego. Odpuszczającego tak łatwo, że to aż nieprawdopodobne. Nie zamierzał jednak o tym mówić, pewnie spostrzeżenia lepiej było zostawić dla siebie.
Rozmowa przebiegała dość spokojnie, jednak Akira czuł wrogość Rina, czuł, że ten mu zwyczajnie nie wierzy, nie było w tym nic dziwnego, Byli dla siebie obcymi osobami. Jednak ile kłamstw i lepkich słówek Yamagata musiał słyszeć, że te spływały z niego jak po kaczce. Starał sie odbijać od siebie wszystko, wszystko podważać i uznawać za ironiczne i sarkastyczne.
Słysząc o tekście, który wokalista napisał od tak, westchnął tylko odrobinę tym faktem zmęczony.
- A więc czas spędzony na układaniu pod to melodii był iście produktywny.. - podsumował jedynie, nie reagując już w żaden większy sposób, a jedynie odłożył gotowy tekst na stolik kawowy przed kanapą, którą zajmowali.
Dopiero reakcja na całusa, jakiego ofiarował Yamagacie wywołała na jego twarzy zadziorny i zadowolony uśmiech. Czyżby tak drobnym gestem speszył mężczyznę? Wprowadził w jakiegoś rodzaju zakłopotanie.
- Czyli poza granicami sypialni, nie mogę cię nawet dotknąć? - stwierdził fakt, który zaobserwował. Złote tęczówki przeniosły się na zeszyt, w którym zapisana była stworzona przez nich piosenka, a raczej je zarys, który jak się właśnie dowiedział, był jedynie kpiną. To jednak go nie zniechęcało. Zamyślił się na chwilę, a typowy dla niego zadziorny uśmiech na moment został starty i zastąpiony konsternacją.
- Naprawdę myślisz, że jestem tu dla płyty? - zagadnął nadal wpatrując się w zeszyt przed nimi.
- Wyglądam ci na kogoś, kto potrzebuje kasy z kontraktu? - dodał dobrze wiedząc i wielokrotnie słysząc jak Rin kpi z jego dobrego usytuowania.
- Wziąłem ten projekt, tylko z faktu współpracy z tobą... - wyznał dopiero teraz spoglądając na mężczyznę siedzącego obok niego.
- Jestem pewien, że jesteśmy w stanie stworzyć wybitne utwory... połączenie rocka i klasyki jest cholernie trudne... ale jak już to wyjdzie... to będzie to coś... a ta wizja dodaje mi energii. Dodaje mi energii, która dała mi siły, by tu przyjść i cię męczyć.... Choć moja obecność, nie jest ci w smak. to jednak liczę na twoją współpracę... - mówił dość szczerze i spokojnie. Choć doskonale zdawał sobie sprawę, że były to jedynie słowa, które mogły być odebrane za puste i nic nie warte. Jednak wyłożył kawę na ławę, nie zagłębiał się w szczegóły swoich pobudek, to co powiedział wydało mu się wystarczające. Fakt, że sam był fanem Yamagaty wydał mu się idiotyczny, nieprofesjonalny i żałosny.
- Ponoć muzyka uskrzydla, może ożywi na nowo i ciebie... bo w końcu słynne teksty Rina Yamagaty były najlepsze... - oparł się wygodnie ramieniem o oparcie i obrócił przodem do wokalisty, jednak nie zbliżył się ani o milimetr.
- Dlatego cieszę się, że jesteś świadom tego, że tam wyszło ci totalne gówno... już obawiałem się, że show biznes totalnie przeżarł ci łepetynę... - zaśmiał się dodając szczerze. Dobrze znał styl pisania Rina, a to co dostał nawet nie umywało sie do poziomu jaki prezentowały jego dawne utwory.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
[center]RIN YAMAGATA
-Nie tylko sypialni. Miałem przypadki epickiego seksu na tej kanapie -wskazał na siedzisko pod sobą.- I w wannie. I na blacie w kuchni. I podłodze w salonie -dobrze wiedział, że nie o to chodziło Santao, ale chociaż tyle złośliwości był w stanie z siebie wykrzesać. To nie był nawet czysty sarkazm - Rin nie miał w zwyczaju się ograniczać jeśli o powierzchnię idzie.
-Po prostu cała ta… romantyczna otoczka i udawanie, że jest się czymś więcej niż jest to nie dla mnie. Jasno postawione granice są najważniejsze -wzruszył ramieniem, odpuszczając. Nie miał energii na gierki słowne. Sama konwersacja go męczyła. Sama obecność Santao wysysała z niego jakiekolwiek resztki energii jakie jeszcze w sobie miał. Nie był pewien czy w ogóle jeszcze miał jakiekolwiek jej resztki. -Pracujemy razem, Santao. Jakbyś zapomniał. Sam fakt, że jesteś w moim mieszkaniu łamie te granice -]nie powinien tu być. Nie miał prawa tu być. Nie miał prawa zachowywać się jakby byli przyjaciółmi albo coś.
Tak długo jak granice zostały zachowane, nikt nie kończył ze złamanym sercem, które produkowało więcej problemów dla Rin’a.
Nie było nic gorszego niż użeranie się z ludźmi, którzy wyobrażali sobie niewiadomo co, po tym jak Yamagata się z nimi przespał (zwłaszcza parę razy pod rząd).
- „Liczysz na moją współpracę”… Czy ty sam siebie słyszysz Santao? Serio, dawno nie spotkałem egotystycznego dupka. Tylko to czego ty chcesz się liczy, czyż nie? -Rin syknął, czując jak skacze mu ciśnienie. -Mówiłem ci dziesiątki razy, że gówno mnie obchodzi ten projekt. Nie chce nad nim pracować, ale muszę. Nigdzie w kontrakcie nie napisano, że muszę stworzyć dzieło sztuki i nawet jakbym chciał, to bym nie mógł, jeśli jeszcze tego nie załapałeś -nikogo nigdy nie obchodziło czego Rin chciał. Ten jeden raz, kiedy myślał, że w końcu znalazł coś co chciał robić, teraz zmieniło się to w koszmar, w pułapkę, z której nie było ucieczki. Nie miał już szesnastu lat. Nie mógł uciec z domu, licząc, że to w jakiś sposób rozwiąże jego problemy.
Nie wydawało się, żeby cokolwiek było w stanie je rozwiązać. Nie kiedy twoim największym problemem byłeś ty sam.
-Może i show-biznes przeżarł mi mózg, ale co z tego?-mózg Rin’a był już dawno i kompletnie przeżarty. Nie było co ratować. Wskazywał raczej tendencję spadkową. -To i tak nie ma żadnego znaczenia. To gówno to wszystko z czym będziesz mógł pracować. Zatwierdzam twoją cholerną linię melodyczą -szczerze? W ogóle go nie obchodził efekt końcowy. Chciał po prostu, żeby Santao stąd wyszedł i zostawił go samego.
-Szczęśliwy? -syknął, a jego oczy zwróciły się w kierunku drzwi. Już wystarczająco długo pozwalał pianiście się panoszyć.
-To wszystko na dzisiaj. Doceniłbym jeśli zrobiłbyś mi tą przyjemność i opuścił moje mieszkanie, albo będę, kurwa, zmuszony zadzwonić po ochronę -syknął, podnosząc się z kanapy. Co za dużo to niezdrowo. Santao za bardzo się tu panoszył.Wtykał nos w nieswoje sprawy -Do widzenia -burknął, ruszając w stronę sypialni.
-Nie tylko sypialni. Miałem przypadki epickiego seksu na tej kanapie -wskazał na siedzisko pod sobą.- I w wannie. I na blacie w kuchni. I podłodze w salonie -dobrze wiedział, że nie o to chodziło Santao, ale chociaż tyle złośliwości był w stanie z siebie wykrzesać. To nie był nawet czysty sarkazm - Rin nie miał w zwyczaju się ograniczać jeśli o powierzchnię idzie.
-Po prostu cała ta… romantyczna otoczka i udawanie, że jest się czymś więcej niż jest to nie dla mnie. Jasno postawione granice są najważniejsze -wzruszył ramieniem, odpuszczając. Nie miał energii na gierki słowne. Sama konwersacja go męczyła. Sama obecność Santao wysysała z niego jakiekolwiek resztki energii jakie jeszcze w sobie miał. Nie był pewien czy w ogóle jeszcze miał jakiekolwiek jej resztki. -Pracujemy razem, Santao. Jakbyś zapomniał. Sam fakt, że jesteś w moim mieszkaniu łamie te granice -]nie powinien tu być. Nie miał prawa tu być. Nie miał prawa zachowywać się jakby byli przyjaciółmi albo coś.
Tak długo jak granice zostały zachowane, nikt nie kończył ze złamanym sercem, które produkowało więcej problemów dla Rin’a.
Nie było nic gorszego niż użeranie się z ludźmi, którzy wyobrażali sobie niewiadomo co, po tym jak Yamagata się z nimi przespał (zwłaszcza parę razy pod rząd).
- „Liczysz na moją współpracę”… Czy ty sam siebie słyszysz Santao? Serio, dawno nie spotkałem egotystycznego dupka. Tylko to czego ty chcesz się liczy, czyż nie? -Rin syknął, czując jak skacze mu ciśnienie. -Mówiłem ci dziesiątki razy, że gówno mnie obchodzi ten projekt. Nie chce nad nim pracować, ale muszę. Nigdzie w kontrakcie nie napisano, że muszę stworzyć dzieło sztuki i nawet jakbym chciał, to bym nie mógł, jeśli jeszcze tego nie załapałeś -nikogo nigdy nie obchodziło czego Rin chciał. Ten jeden raz, kiedy myślał, że w końcu znalazł coś co chciał robić, teraz zmieniło się to w koszmar, w pułapkę, z której nie było ucieczki. Nie miał już szesnastu lat. Nie mógł uciec z domu, licząc, że to w jakiś sposób rozwiąże jego problemy.
Nie wydawało się, żeby cokolwiek było w stanie je rozwiązać. Nie kiedy twoim największym problemem byłeś ty sam.
-Może i show-biznes przeżarł mi mózg, ale co z tego?-mózg Rin’a był już dawno i kompletnie przeżarty. Nie było co ratować. Wskazywał raczej tendencję spadkową. -To i tak nie ma żadnego znaczenia. To gówno to wszystko z czym będziesz mógł pracować. Zatwierdzam twoją cholerną linię melodyczą -szczerze? W ogóle go nie obchodził efekt końcowy. Chciał po prostu, żeby Santao stąd wyszedł i zostawił go samego.
-Szczęśliwy? -syknął, a jego oczy zwróciły się w kierunku drzwi. Już wystarczająco długo pozwalał pianiście się panoszyć.
-To wszystko na dzisiaj. Doceniłbym jeśli zrobiłbyś mi tą przyjemność i opuścił moje mieszkanie, albo będę, kurwa, zmuszony zadzwonić po ochronę -syknął, podnosząc się z kanapy. Co za dużo to niezdrowo. Santao za bardzo się tu panoszył.Wtykał nos w nieswoje sprawy -Do widzenia -burknął, ruszając w stronę sypialni.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
[
Wysłuchał tej gadki o życiu erotycznym Yamagaty bez większych emocji spoglądając na co niektóre z wymienionych miejsc, jakie miał w zasięgu wzroku. Chwilę musiał się nad tym zastanowić.
- Zwykły całus jest dla ciebie czymś tak iście romantycznym? - analizował bardzo szybko, a złote tęczówki powróciły na twarz Yamagaty.
- Nie... Ty po prostu nie dopuszczasz przejawów zaangażowania... Bez obaw jestem w stanie pojąć, że padło na mnie, bo byłem pod ręką... Nie trudno się domyślić, że nie jestem twoim ulubieńcem... - stwierdził bez zbędnej otoczki. Blondyn zawsze był bezpośredni, dlatego odpowiadały mu rozmowy z Rinem jak z nikim innym, bo słyszał od niego gorzką prawdę, bez na siłę wciskanego lukru. Z czym pianista borykał się każdego dnia i co męczyło go tak bardzo. Oddzielania prawdziwych informacji od podlizujących się na każdym kroku przedsiębiorców było niewiarygodna udręką dla mężczyzny. Świat fałszu i pychy, nie był przyjemnym miejscem. Dlatego i ten wzorcowy obywatel lubował się w ucieczkach od tego "idealnego" życia.
Komentowanie kolejnych słów Rina sobie odpuścił. Nie zamierzał się tłumaczyć. Jeśli wokalista w ten sposób go odbierał. Choć starał się wielokrotnie podkreślić, że interesuje go jego zdanie i jego potrzeby. Oczywiście jakiekolwiek inne poza tą, by powrócić do łóżka w swojej samotni. Jednak jak to w życiu bywa, wyłapana zostaje jedna część sporej wypowiedzi i to właśnie te dwa niefortunnie dobrane słowa przekreślają całość intencji. Powinien przywyknąć do takiego obrotu spraw, podczas negocjacji stale musi się pilnować i mieć na baczności i to właśnie robi. Dlaczego tym razem miałby poczuć się swobodniej? Nie rozmawiał z kolegą, a swoim współpracownikiem.
Monolog Rina dość szybko przeszedł do sedna. Złote tęczówki powoli skierowały się na notes z jak na razie ich jedynym utworem, a następnie na drzwi i plecy odchodzącego od kanapy Yamagaty. Blondyn przetarł dłonią swój kark, masując go przez krótką chwilę, po której westchnął ciężko, musiał to wszystko przyswoić i przeanalizować, nie zamierzał sie szarpać z Rinem, który postawił kilka spraw bardzo jasno.
Przetrawił wszystko w typowo chłodny biznesowy sposób i podniósł się z kanapy. Jego mimika nie była już tak beztroska przyjęła bardziej stanowczego wyrazu.
- Dobrze, utwór zaakceptowany, coś ruszone, przełożeni może przestaną się czepiać... - zaczął konkretniejszym tonem zbierając zeszyt.
- Opuszczę twoje mieszkanie, ale dopiero po tym jak zjesz. W twoim łóżku i tak nie ma pościeli, ta wietrzy się na tarasie. Posadź więc swój zacny zad na jeszcze kilka chwil. Przyniosę posiłek, resztę przeleje, by się nie popsuło, będziesz miał na kolejne dni... - oznajmił kierując swoje kroki do kuchni.
- Jeśli ci to nie pasuje, dzwoń sobie po te ochronę, jutrzejsze gazety będą mieć świetny temat na nagłówki... - dodał wchodząc do kuchni i swobodnie zaczynając wykonywać wcześniej wymienione czynności. Nałożył porcję makaronu, zalał ramenem i dołożył przygotowane już wcześniej dodatki. Przyniósł miskę z posiłkiem i postawił na stoliku kawowym, po czym sam wrócił do kuchni, by jak wspomniał przelać resztę zupy, by ta mogła być na później. W końcu nie robił tak dużej porcji, po to by ta się popsuła pozostawiona na wierzchu. A zdawał sobie sprawę z tego, że tak właśnie może sie stać kiedy opuści mieszkanie wokalisty przed ogarnięciem tych paru rzeczy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach