Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sława przemija. X jeszcze niedawno był frontman’em popularnego zespołu rock’owego, obecnie odpływa w zapomnienie. Jego kariera wydaje się powoli rozpadać, a on nie wie co z tym faktem zrobić. Ostatnią dekadę spędził na scenie, wiecznie w trasach koncertowych. Jego życie nigdy nie było usłane różami – X jako nastolatek uciekł z domu i przez parę lat szlajał się w nieciekawym towarzystwie, grając na ulicy... Dopóki nie przyuważył go ktotś z wytwórni płytowej, zmieniając jego życie raz na zawsze. Zawsze żył jak chciał, podejmując wiele decyzji, które można by uzna za dość.. wątpliwe.
I oto jest. Pod trzydziestkę. Niezdecydowany co ze sobą zrobić – trzymać się ścieżki, którą podążał do tej pory w nadziei, że prądy sławy odwrócą swe biegi, czy spróbować znaleźć nowy sposób na żyie.
Y jest geniuszem fortepianu. Uważany za jednego z najlepszych na świecie, wiedzie życie stricte podporządkowane karierze i rygorystycznym zasadom od kiedy tylko pamięta. W głębi duszy pragnie wolności, spróbować czegoś innego, czegoś nowego. Uciec od zasad, które postawiła przed nim kariera i wymagająca rodzina, zacząć żyć po swojemu... Ale sukces i strach przed nieznanym trzymają go w jednym miejscu.
Jego ucieczką od rzeczywistości, jest słuchanie muzyki, z którą nie ma styczności na codzień - Y jest sekretnie jednym z największych fanów X, który z oddaniem przez lata śledził jego karierę. I dlatego, kiedy wytwórnia płytowa proponuje specjalną kolaborację pomiędzy ich dwójką, skuszony ofertą pracy z kimś czyją muzykę zawsze lubił, zgadza się, mimo że taki projekt leży daleko poza jego strefą komfortu.
Problem jest taki, że X definitywnie nie podziela tego entuzjazmu. Jego manager zmusza go wręcz do udziału, bo choć X nie ma nic przeciwko mieszania klasycznej z rockową... Ma problem z klasycznymi muzykami, uważając ich wszystkich za sztywniaków w czterech literach... I taką też ma opinię o Y gdy tylko się spotykają.
Y tymczasem... Jest gorzko rozczarowany tym jaką osobą okazuje się w rzeczywistości X, ktoś kogo do tej pory idealizował.
Wydawać by się mogło, że ta współpraca nie potoczy się najlepiej bo X i Y wydają się bardziej inni niż noc i dzień i na początku zupełnie się nie dogadują, ale kto wie? Może coś z tego będzie?
••
Dijira & Amazi
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|Imię: │ Akira │
│ Nazwisko: │ Santao │
| Wiek: | 28 lat |
│ Płeć: │ Mężczyzna │
| Stan cywilny: | Zaręczony |
| Rola społeczna; | Pianista |
|Wzrost: │ 184 cm │ Waga: │ 80 kg │
│ Kolor oczu: │ Miodowe │
| Kolor włosów: │ Blond │
│ Cera: │ Jasna, lekko opalona │
│ Sylwetka: │ Wyrzeźbiona, wysportowana │
|Znaki szczególne: │ Blizna pod prawym łukiem żebrowym|
| Pochodzi z zamożnej rodziny, przez co od dziecka jest od niego wiele wymagane |
| Całe jego życie kręci się wobec sztywno ustalonych zasad |
| Rodzina z góry zaplanowała jego przyszłość, wybrała mu również narzeczoną |
| Charakteryzuje go wybitna cierpliwość, ciężko wyprowadzić go z równowagi |
| Swój muzyczny talent przelewa na fortepian, stał się jednym z wybitniejszych artystów z tej dziedziny |
| Prywatnie i jedynie dla własnej przyjemności, próbuje grać na innych instrumentach, podjął się skrzypiec i fleta |
| W trudnych dla siebie chwilach, lubi spacery nad rzekę bądź do lasu, uspokaja go również towarzystwo zwierząt |
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
voice
Yamagata Rin(山県 倫) •• 29 lat •• 24.05 •• Bliźnięta •• B rh+ •• nie skończył liceum
biseksualny •• nie wiąże się "na poważnie" •• w teorii singiel •• w praktyce, zależy od kogo
główny wokalista i wiodący gitarzysta zespołu rock'owego "Limelight" •• zespół liczy czterech członków
jeszcze niedawno zespół był jednym z najpopularniejszych w kraju •• obecnie stoi na skraju rozpadu
cierpi na zaburzenia lękowe i ataki paniki•• semidestrukcyjny tryb życia ••biegły angielski i koreański
w latach nastoletnich członek gangu •• uciekł z domu kiedy miał 16 l.•• mało wiadomo o jego rodzinie
tekściarz piosenek zespołu •• miłośnik literatury i sztuki współczesnej, zwłaszcza Kikujii Yamashity
w wolnym czasie układa haiku •• bardzo bezpośredni - może wręcz być uważany za dosyć hamskiego
łatwo wyprowadzić go z równowagi •• wiecznie wkurzony na cały świat •• stosunkowo zamożny
ciężko powiedzieć co w jego charakterze jest prawdą, a co sceniczną personą •• świetny kłamca i aktor
180 cm wzrostu •• 57 kg •• naturalnie czarne włosy, obecnie pofarbowane na niebiesko •• śniada cera
ciemne, przenikliwe oczy •• szczupła, wysportowana sylwetka •• piercing w obu uszach
spora blizna na plecach, dodatkowo parę mniejszych na rękach i ramionach •• wytatuowany
biseksualny •• nie wiąże się "na poważnie" •• w teorii singiel •• w praktyce, zależy od kogo
główny wokalista i wiodący gitarzysta zespołu rock'owego "Limelight" •• zespół liczy czterech członków
jeszcze niedawno zespół był jednym z najpopularniejszych w kraju •• obecnie stoi na skraju rozpadu
cierpi na zaburzenia lękowe i ataki paniki•• semidestrukcyjny tryb życia ••biegły angielski i koreański
w latach nastoletnich członek gangu •• uciekł z domu kiedy miał 16 l.•• mało wiadomo o jego rodzinie
tekściarz piosenek zespołu •• miłośnik literatury i sztuki współczesnej, zwłaszcza Kikujii Yamashity
w wolnym czasie układa haiku •• bardzo bezpośredni - może wręcz być uważany za dosyć hamskiego
łatwo wyprowadzić go z równowagi •• wiecznie wkurzony na cały świat •• stosunkowo zamożny
ciężko powiedzieć co w jego charakterze jest prawdą, a co sceniczną personą •• świetny kłamca i aktor
180 cm wzrostu •• 57 kg •• naturalnie czarne włosy, obecnie pofarbowane na niebiesko •• śniada cera
ciemne, przenikliwe oczy •• szczupła, wysportowana sylwetka •• piercing w obu uszach
spora blizna na plecach, dodatkowo parę mniejszych na rękach i ramionach •• wytatuowany
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Spóźniłeś się-kiedy tylko za Rin’em zamknęły się drzwi samochodu, jego uszu dobiegł lodowaty niczym góra lodowa głosik. Cudowne rozpoczęcie poranka (była co prawda trzecia po popołudniu, ale że wygrzebał się z łóżka jakiś kwadrans wcześniej, w jego kalendarzu można to było zaklasyfikować, jako wczesny, poranek).
Yamagata spuścił odrobnę ciemne okulary z oczu, niżej na nos, tak, żeby móc spojrzeć w oczy nizutkiej kobiecie w okularach, która w tej chwili aktywnie mordowała go wzrokiem. Kawaguchi Mariko. Jego manager, przyjaciółka, kierowca i niańka w jednym (i jedna z przelotnych, jednonocnych kochanek, ale o tym nie wolno mu było kiedykolwiek wspominać pod groźbą wybebeszenia – Marika bardzo pluła sobie w głowę za ten horrendalny, w jej opinii, brak profesjonalizmu, uważała to za jeden z największych błędów, no bo „miała wyższe standardy niż taki Rin” i przestała z tego powodu pić). Osóbka zdecydowanie zbyt dobra w swoim zawodzie, żeby pracować z Yamagatą, ale mająca też pokręcone pojęcie lojalności... I oto byli. Cztery lata współpracy.
-Nigdy się nie spóźniam, ani nie jestem za wcześnie, przybywam kiedy mam na to ochotę-rzucił, rozciągając się na fotelu. Był... Zkacowany. Himura zorganizował wczoraj imprezę jak się patrzy, a Rin oczywiście nie mogło zabraknąć na popijawie perkusisty slash nowo upieczonego właściciela sieci restauracji.
-Serio cytujesz mi teraz Władcę Pierścieni? Całkiem ci już odjebało, czy tylko prochy usmażyły ci mózg?-Mariko posłała mu pełne niedowierzania spojrzenie, wciskając gaz i zdecydowanie zbyt szybko wyjeżdżając z parkingu eleganckiego, nowoczesnego apartamantowca, w którym mieszkał Yamagata.
Byli spóźnieni. Dobry kwadrans, jeśli nie pół godziny, w zależności od tego jak duży ruch będzie na drodze, nawet jeśli Kawaguchi była znanym piratem drogowym... Nie było mowy, żeby dojechali na spotkanie o czasie. Oboje to wiedzieli, tylko że ona się stresowała z tego powodu jak nie wiem, a on miał na ten fakt totalnie wyrąbane.
-A to nie to samo? Żadna różnica słońce-skrzywił się, gdy pierwsze promienie powoli obniżającego się na horyzoncie słońca poraziły jego zmęczone, zaczerwienione oczy. Wbrew temu co wielu mogły myśleć, fakt, że jako regularnie goszczący na stronach spragnionych krwi tabloidów celebryta (którym obficie Rin dostarczał materiałów, bo nie próbował w żaden sposób ukryć swej natury czy wybryków– image bad boy’a pasował do niego i nie było sensu prokurować czegokolwiek innego), nie nosił okularów przeciwsłonecznych by ukryć kim jest, lub jako fashion statement, oj nie... Miał je na nosie z powodu uporczywych bóli głowy (i kaca).
-Nazwij mnie jeszcze raz „słońce”, a cię wykastruje.
-Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zwolnić?-
-Wiesz, że nikt inny nie chce z tobą pracować?
-Point taken.-Rin miał paskudną reputację, a zespół… Był daleki od dawnej chwały. Rin był najmłodszy z ich czwórki. Swój szczyt osiągneli dobre pięć lat temu i choć wciąż mieli fanów, to coraz mniej i mniej... Po prawie dziesięciu latach kariery i życia między wytwórnią, a trasami koncentrowymi, pozostała trójka chciała się ustatkować. Zakładali rodziny, otwierali biznesy... Inwestowali pieniądze zarobione w dniach ich największej popularności i sami niekoniecznie tęsknili za sceną. Zbierali się od czasu do czasu, żeby grać nowe piosenki, ale brakowało im dawnego zapału i werwy. Yamagata skłamałby mówiąc, że on sam je ma, ale w przeciwieństwie do reszty, nie miał bladego pojęcia co ze sobą zrobić, bo po dziesięciu latach kariery, scena była jedyną rzeczą jaką tak naprawdę znał.
[…]
-Lepiej rusz dupę – stuk obcasów odbijał się glośnym echem w pustych korytarzach wytworni płytowej. Mariko parła do przodu parę kroków przed Rin’em, zabawnie kontrastując z muzykiem. Ona niziutka, lekko przy kości, w szarym, dopasowanym garniturze, który najpewnie pasowałby bardziej do jakiegoś biura w centurum Tokyo niż wytwórnii w Kawasaki, długie włosy zaczesała w wysoki, elegancki kucyk, zero makijażu, zero biżuterii. On wyższy od niej o półtora głowy, w podartych jeansach, czarnym t-shircie, jeansowej kurtce, włosy pofarbowane na niebiesko, eyelinner na oczach i cienki, srebrny łańcuszek na szyi. –To naprawdę ważne spotkanie... Wiesz ile wysiłku mi zabrało załatwienie dla ciebie czegoś takiego? Jak Kobayashi nie da mi za to podwyższki to...-Kobayashi czyli szef wytórni.
-Myślę, że gdybyś przestała grozić wszystkim dookoła, ugrałabyś znacznie więcej i mogłabyś teraz zarządzać tym całym bajzlem.
-No patrzcie, kto mówi! Od kiedy ty jesteś ekspertem od dobrego wychowania i negocjacji?
Puścił jej słowa mimo uszu. I tak przerzucali się złośliwościami cały czas... Nic nowego. Zresztą jeśli Rin raz czy dwa pozwoli jej wygrać utarczkę słowną, to może kobieta trochę się uspokoi i odpuści. Wątpliwe, ale spróbować zawwsze możnm czyż nie?
-Powiesz mi chociaż co to za okazja?
-Zobaczysz –burknęła, pchając drzwi do jednego z wielu pokoi spotkań znajdujących się w budynku - ten był duży, Teichiku Enterteinmant zajmowało cały czteropiętrowy piętrowy budynek z salami nagrań, tymi do ćwiczeń, pokojami spotkań, administracją i całą resztą.
Kiedy tylko Mariko zorientowała się, że w środku pomieszczenia już ktoś jest, całe jej zachowanie, jej wyraz twarzy – wszystko zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Gdzieś zniknął krzywy grymas, zastąpiony uprzejmym uśmiechem, a zgryźliwy ton zamienił się w ten przepraszający. Kawaguchi powinna być aktorką, a nie managerem. Zrobiłaby karierę jak nic.
Pan Kobayashi, rubaszny, przyjazdy właściciel wytwórni wesoło rozmawiał ze zgromadzonymi, najwyraźniej próbując grać na czas, aż jego (upadła) "gwiazda" raczy w końcu pokazać swoje cztery litery w pracy. Nic nowego. Wszystko mogło się sypać (Rin mógł się sypać), ale jakby nie patrzeć, Teichiku było gdzie teraz jest na piedestale przemysyłu rozrywkowego, po części dzięki Limelight i pewne rzeczy po prostu się nie zmieniały.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie. Korki były straszne w mieście... Naprawdę głęboko przepraszam –Mariko ukłoniła się głęboko (kłamała, pewnie były korki, ale gdyby Rin o umówionym czasie był na parkingu, to by się nie spóźnili)... A Rin opadł na najbliższe krzesło, leniwie salutując krzywiącemu się na jego widok producentowi w ramach powitania. Miał dziwne przeczucie, że kiedy tylko obcy opuszczą budynek, jego czeka kolejny wykład na temat trzeźwości, punktualności, dobrych manier i wagi częstego mycia włosów. Momentami czuł się tak, jakby był w podstawówce albo coś.
-No panie szefie... Może chociaż ty wyjaśnisz mi z jakiego powodu wyciągnięto mnie z łóżka przed szesnastą, bo Mariko odmawia mi tego zaszczytu –nogi zarzucił na puste krzesło przed sobą, ręce splótł na piersi, spojrzeniem wodząc od Kobayashiego, do obcych mężczyzn, z którymi ten do tej pory rozmawiał, w ogóle nie kryjąc sarkazmu, w którym jego słowa wręcz się topiły.
-Rin to są panowie Santao i Kabushi. Pan Santao jest znanym pianistą. Pamiętasz jak wspominałem ci jakiś czas temu, że myślałem o nowym projekcie? Chciałem połączyć muzykę rockową i klasyczną... Pan Santao był tak miły, że się zgodził, ty też wspominałeś, że chcesz spróbować czegoś nowego –wskazał na młodszego, jasnowłosego mężczyznę. Yamagata przez chwilę przyglądał się mężczyźnie, obdarowując go takim oceniającym, mało przyjaznym, zimnym spojrzeniem.
Oj nie. Oj nie. Nie mówcie mu, że chcieli, żeby Rin pisał coś na fortepian... To nie było w jego stylu, nie robił nigdy wcześniej muzyki fusion i nie był jej dużym fanem. I na pewno nie chciał współpracować z muzykiem klasycznym.
-Nawet jeśli mówilem, że chciałbym spróbować czegoś nowego to...
Kobayashi nie dał mu czasu na komentarz.
-Panowie, to jest Rin, główny wokalista Limelight –i tak oto prezentacje zostały dokonane.[/color]
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Jesteś gotowy?- do wystawnego salonu wszedł wysoki ciemnowłosy mężczyzna. Jego słowa skierowane były do właściciela domu, wygodnie zasiadającego w skórzanym fotelu.
- Tak jestem…- odparł blondyn poprawiając swoje czarne rękawiczki i powoli podnosząc się z siedziska.
- A czy na pewno, nie zmieniłeś zdania? - menager dopytał, a pianista jedynie się uśmiechnął pod nosem i uznał odpowiadanie za zbędny wysiłek.
- Co cię tak bawi? Wolę mieć pewność, że się w drodze nie rozmyślisz. Nigdy nie przystałeś na taką propozycję. Możliwość współpracy z innymi artystami odrzuciłeś. Więc ciekawi mnie skąd u ciebie taka zmiana. - Mężczyźni już od wielu lat ze sobą współpracowali, dlatego też dobrze znali swoje preferencje i gusta zwłaszcza muzyczne.
Miodowe spojrzenie jasnowłosego spoczęło na przyjacielu, a jego uśmiech się poszerzył i jakby rozczulił.
- Ooo ty się martwisz… Nie bój się Ren, nie mam gorączki i jestem świadom tej decyzji, a teraz chodźmy, bo się spóźnimy…- widać było w spojrzeniu młodszego podekscytowanie całym przedsięwzięciem. Sprężystym krokiem ruszył w stronę holu, a tam narzucił na plecy gustowny beżowy płaszcz.
- No dobra, przyznaję, że nieco mnie uspokoiłeś, ale do pełni spokoju wyjaśnij mi jeszcze. Czemu akurat ten wokalista? Czemu dopiero z nim zgodziłeś się współpracować? - menager poprawił swoje włosy przed wyjściem, po czym oboje opuścili willę Santao i wsiedli do srebrnego suwa.
- Wiesz doceniam każdy rodzaj muzyki, w momencie gdy ktoś potrafi go zaprezentować. A w muzyce akurat tego wokalisty poza szajbą i ogólnym hałasem idzie wyciągnąć coś więcej. Ma dobry gust, więc jeśli z tym się nie uda. To nie widzę szans na połączenie klasyki z rockiem. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje mój drogi? - posłał towarzyszowi subtelne spojrzenie po czym skupił się na widoku mijanych budynków zza szybą.
- Zdecydowanie jestem spokojniejszy…- stwierdził ciemnowłosy i skupił się w pełni na drodze.
***
- Spokojnie panowie, powinni zaraz dotrzeć, może zaproponuję coś do picia? - wydawca wyraźnie denerwował się znacznie bardziej od pianisty i jego menagera.
- Spokojnie mamy czas… każdego mogło coś po drodze zatrzymać. Pojmuję naturę siły wyższej..- blondyn łagodnym tonem uspokoił właściciela wytwórni i tym samym swojego menagera, który nerwowo spoglądał na zegarek co minutę. A jego nerwowo podrygująca stopa wyraźnie dawała Akirze znać o samopoczuciu przyjaciela. Dobrze wiedział, jak Ren nie cierpi braku punktualności, w końcu jest to jawna zniewaga wobec osoby umówionej. Jednak pianista wiedział również, że menager przejmował się tym wszystkim ze względu na niego. Był szanowanym artystom, który ledwie wcisnął w swój grafik to spotkanie, a kazanie mu czekać było czymś w mniemaniu Rena niedopuszczalnym.
Mijały kolejne minuty, a atmosfera robiła się coraz gęstsza przynajmniej wokół wytwórcy i menagera. Akira nie pilnował czasu, doskonale wiedział, że ten pod kontrolą miał Ren. Więc, by nie tracić czasu podtrzymywał rozmowę, która znacznie rozluźniała ich trójkę. Byli profesjonalistami, a nie dziećmi, taka drobnostka nie mogła psuć ich nastroi.
Kiedy w końcu drzwi się otworzyły i ich grono zostało zasilone o nowe dwie osoby, wszyscy zwrócili swe spojrzenia ku nim. Każde było inne. Wydawcy karcące, menagera pełne politowania, ale i uznania dla menagerki za przyciągnięcie wokalisty na miejsce spotkania, za to Akira spojrzał na nich z zaciekawieniem. Kobieta mało go interesowała, był ciekaw, jego. Tego, którego jak dotąd jedynie słuchał w telewizji i oglądał w gazetach. Był zwyczajnie ciekaw.
Słowa przeprosin, które padły z ust menagerki, wyraźnie ostudziły nerwy Rena. Ten nie potrafił się gniewać, kiedy ktoś okazywał skruchę, zwłaszcza kobiety o przyjemnej dla oka aparycji. Niestety całe dobre wrażenie jakie zostawiła kobieta, zostało wymazane wraz z otworzeniem się ust wokalisty. Jego bezczelny ton i pretensjonalny wydźwięk, zagotował wewnętrznie Rena. Akira dostrzegł to widząc jak dłoń mężczyzny zasika się na podłokietniku. Był pewien, że ciemnowłosy powstrzymuje się od komentarza ostatkami siły woli.
Następna wymiana zdań jaka miała miejsce między wydawcą a wokalistą tylko dolewała oliwy do ognia. Ten artysta nie miał zielonego pojęcia co tu robi, a jego mina po objaśnieniach wyrażała nic innego jak szok i oburzenie. Był wręcz zdegustowany pomysłem wydawcy. Robiło się więc coraz ciekawiej.
Jak dotąd na twarzy Santao widniało zainteresowanie, był żywo ciekaw współpracy jaka miała zostać podjęta. Obserwując jednak zachowanie mężczyzny jego entuzjazm drastycznie gasł. Wokalista widocznie został wmanewrowany w ten numer, nawet go nie poinformowano gdzie jedzie. Było to… żenujące…
Obiekt zainteresowania Akiry zmienił się w zwykłego kapryśnego rokowego gówniarza, których pełno w tej branży. Jednak czego on się spodziewał? Przecież oczywistym było, że właśnie tak się to skończy. Niestety bądź stety słowo się rzekło. Zgodził się na ten projekt, musiał więc dociągnąć go do końca.
- No dobrze, skoro jesteśmy wreszcie w komplecie i formalności mamy za sobą. Czy moglibyśmy poznać i omówić warunki tego projektu? - stwierdził nieco już znudzonym tonem, z którego wyparował wcześniejszy entuzjazm. Kątem oka spojrzał on na rozwalonego na krzesłach wokalistę. Jego aparycja wskazywała jasno w jakim był stanie, co wywołało w Akirze jeszcze większy niesmak całą sytuacją.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rin naprawdę nie lubił muzyków klasycznych. I to nie tak, że miał coś przeciwko muzyce samej w sobie – skądże znowu. Wręcz przeciwnie, miał sentyment do paru bardziej lub znanych kompozytorów. Beethoven, Wagner czy Tchaikovsky, znaleźli miejsce w jego opasłej kolekcji winylii. Nie ograniczał się jeśli o gatunki muzyczne idzie – słuchał wszystkiego, bo z wszystkiego można się uczyć, można poszerzać swoje horyzonty, odkrywać nowe inspiracje. Doceniał piękno i kunszt muzyki. Problem miał z muzykami klasycznymi samymi w sobie, bo najczęściej byli wszystkim tym, czm on nie był. Byli szykowni, najczęściej pochodzili z bogatych rodzin, dobrze wyedukowani... A on nigdy nie potrafił odnaleźć się wśród ludzi o „wyższej” pozycji społecznej. Automatycznie czuł się przy nich gorszy. Bo był kompletnym samoukiem, jeśli o muzykę idzie, nigdy nie mając prawdziwej lekcji muzyki w całym swoim życiu. Bo nawet nie skończył liceum i miał na tym punkcie poważne kompleksy.
Momentami rozważał powrót do szkoły, ale czy w jego wieku był nawet sens? Zresztą co by to dało? Głupi papier, który i tak nic nie znaczył – wszystkiego co interesowało mógł nauczyć się z książek, z wizyt w muzeach i galeriach i internetu... Z drugiej strony jakie miał inne opcje? Inwestycje? Nie wiedział wystarczająco dużo o rynku, żeby inwestować.
Ach, nie powinien teraz o tym myśleć, bo zupełnie odpłynął i totalnie wyłączył się na chwilę... Zdarzało mu się to coraz częściej , a w tej sytuacji niekoniecznie było porządane. Zapomniał nawet, że miał patrzyć nieprzyjaznym wzrokiem na swoich rozmówców i zamiast tego przez dłuższą chwilę wydawał się patrzyć przez nich, zbyt pogrążony we własnych myślach, żeby rejestrować to o czym mowa.
- Ach tak. Celem projektu jest stworzenie trzech piosenek, pokazujących symbiozę dwóch rodzajów muzyki. Myśl przewodnia to miłość –]oznajmił producent, wyraźnie zwracając się bardziej do pianisty niż do swojego podwładnego.
-Jakże oryginalnie-sarknął pod nosem.
-Rin –syknęła gdzieś z boku Mariko.
–Jak mówiłem, miłość i symbioza, ale jeśli w trakcie produkcji zmieni się koncept, to możemy to przedyskutować. Daję wam wolną rękę panię Santao, tak długo jak dotrzymamy terminu produkcji... Projekt ma zakończyć się mini koncertem. Wiem, że pan Santao ma bardzo napięty grafik, więc dostosujemy się do pana, jeśli o planowanie czasowe idzie –zakończył starszy mężczyzna. Mógł wyglądać na rubasznego, niczym nieprzejmującego się jegomościa, ale w rzeczywistości był przebiegłym biznesmenem, który doskonale wiedział, jak dostać to, czego chce.
-Jakieś pytania?
-Nie z mojej strony–Rin skupił spojrzenie na Kobayashim, ściągając nogi z drugiego krzesła i zamiast tego zakładając jedną na drugą. Obserwując swojego szefa i Mariko zorientował się, że sprawa już jest zdecydowana i nie ma się jak z niej wykręcić. Pewnie, pozostawała sprawa podpisania kontraktu i mógł definitywnie odmówić, ale nie przewidywał, żeby miał w tym kontekście dużo ugrać (i tak miał jawnie wyrazić swoje niezadowolenie i się powykłócać, dla zasady, ale to miała być sprawa za zamkniętymi drzwiami). I tak. Dobrze widział, że jego szef mówi głównie do tego całego Santao, ale jeśli jedną rzecz jeszcze traktował poważnie i jakkolwiek go jeszcze obchodziła, to jego twórczość.
I dlatego to co teraz robił Kobayashi, naprawdę go zabolało. Kiedy przedłużali kontrakt, producent obiecał mu wolność artystyczną. Powiedział, że Limelight będzie mogło wybierać własne projekty, że da im wolną rękę. Rin... Nie pisał piosenek miłosnych. Uważał je za zbyt banalne, zbyt puste, zbyt skomercjalizowane – zrobił to raz, pod presją ze strony wytwórni i płyta ta była ich najbardziej komercjalnym sukcesem, ale też... Początkiem końca. Yamagata najchętniej spaliłby wszystkie kopie, bo nie był dumny z żadnego utworu jaki wtedy wypuścili – był to tylko dowód na to, że każdy w tym biznesie jest sprzedajny do bólu. Wolał pisać o rzeczach ulotnych, o życiu, o społeczeństwie, o otoczeniu... O sprawach, w których rzeczywiście miał coś do powiedzenia, a miłość definitywnie nie była jedną z nich. Z każdą chwilą ten projekt podobał mu się coraz mniej.
Szef jasno dał mu jednak do zrozumienia, że przy tej okazji jego opinia w ogóle się nie liczy i... Jakby wybiło mu to powietrze z płuc i jakoś tak oklapł. Gdzieś zniknęła wroga złośliwość, ta agresywna aura, którą roztaczał wokół siebie jeszcze chwilę wcześniej. Nagle poczuł się bardzo, ale to bardzo zmęczony. Yamagata był związany kontraktem – zazwyczaj ten fakt ignorował i robił co chciał, ale sądząc po postawie Kobayashi’ego tym razem nie miało to przejść i ten w pełni zamierzał wykorzystać siłę prawną. Dodatkowo, nie był teraz w sytuacji, w której mógłby szefa czymś przekonać do zmiany zdania. Ten wyraźnie stracił jakąkolwiek wiarę w jego kreatywność (cóż... Rin cierpiał na brak weny od dobrego roku i praktycznie nie pisał w tym czasie, a reszta Limelight nie była w ogóle zaintersowana nowymi projektami muzycznymi), ale imię Rin’a przylepione na plakacie wciąż miało przyciągnąć wielu fanów i zainteresowania, bo zawsze był znany z tego... Że jego teksty były inne. Bardziej artystyczne, inne od tego co wypychała większość konkurecji.
-Pozwolą panowie, że zanim podpiszemy kontrakt, pójdę zapalić?-skrzywił się w stronę tego całego Santao (i tego drugiego), po czym nie czekając na odpowiedź wstał i wyszedł z pomieszczenia, zmierzając w stronę położonego na końcu korytarza balkonu.
-Proszę nie przejmować się Rin’em... Normalnie jest bardzo profesjonalny, po prostu ostatnio przechodzi przez tak zwany „slump”-usłyszał jeszcze za swoimi plecami. Slump dobre sobie. Ciężko określić mianem „slump’u” permanentny stan rzeczy.
Na balkonie znalazł się już po chwili. Oparł sie o poręcz, wyciągając wymiętą paczkę papierosów ze skórzanej kurtki i z cichym westchnieniem odpalając jednego. Za jego placami rozbrzmiewał odgłos kroków. Nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, że najpewniej to Mariko za nim wyszła.
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedział? Przynajmniej nie wyszedłbym na totalnego idiotę –zapytał. A jednak... Dobrze znał odpowiedź na to pytanie. Nie powiedziała mu, bo dobrze wiedziała, żeby się nie zgodził. Że odrzuciłby ten projekt tak samo jak odrzucił wszystkie inne przez ostatnie... Pół roku. Kiedy ostatnio się oto kłócili, nawet zagroziła mu, że odejdzie, jeśli nie zaakceptuje następnego projektu, bo jak to ujęła „skoro nie pracujesz, to nie potrzebujesz manager’a”.[/b]
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Atmosfera panująca w studiu była namacalnie gęsta. Santao uważnie przyglądał się całemu zajściu. Był dobrym obserwatorem i potrafił szybko wysnuwać wnioski na rozmaite tematy. Obserwacja ludzi zawsze była skomplikowana, jednak radził sobie z wyłapywaniem drobnych spojrzeń, westchnień kierowanych między rozmówcami tej dyskusji.
Uważnie wysłuchał całego konceptu na projekt, cóż wydawał się dość oklepany. Typowo komercyjny, czyli to czego pragnęła prasa i producenci, a czego starali się unikać, szanujący swoją twórczość artyści. Blondyna lekko rozbawiła mimika twarzy Rina. Jak dotąd był oburzony swoją obecnością tu, a teraz jakby wszystkie negatywne myśli odfrunęły z jego głowy, w sumie wyglądało to jakby jakiekolwiek myśli go opuściły.
Cóż motyw przewodni może i nie odpowiadał Akirze, jednak ten lubił wyzwania i nawet z tak banalnego tematu wyciągnąłby coś więcej, jakieś głębsze przesłanie. Płytkie gnioty go nie interesowały. Nie robił niczego po łebkach, szanował swoją pracę i swoją karierę, dlatego z wytrwałością ją pielęgnował.
Kilka wstępnych kwestii zostało ustalone, a kiedy na stół wkroczyły kontrakty i umowy nasz gwiazdor stwierdził, że wyparuje. Ze spokojem Santao przyjął na siebie jego spojrzenie i skinął głową ze zrozumieniem i przyzwoleniem na wyjście wokalisty z pomieszczenia.
- Akira… jesteś pewny? - dopytał mój menager obserwując wychodzącą kobietę za gwiazdorem.
- Przejrzyj kontrakt, zaraz również dołączę…- pianista oznajmił swojemu towarzyszowi, po czym powoli wstał ze swojego siedziska. Zrzucił z ramion beżowy płaszcz pozostając w czarnej dopasowanej koszuli. Niespiesznie skierował swoje kroki za pozostałą dwójką prosto na balkon.
- Proszę wybaczyć, ale czy mógłbym zamienić kilka słów z Pani klientem? - rzekł od razu po przekroczeniu progu, znacząco wzrok skupiając na kobiecie. Zrobił jej miejsce w przejściu, po czym sam następnie zbliżył się do barierek, by znaleźć się w bliskiej okolicy Rina.
Przymknął oczy słuchając dźwięku obcasów, które skierowały się do wnętrza budynku. Dopiero, gdy przesuwne drzwi balkonowe się domknęły blondyn spojrzał na wokalistę. Wyprostował się i wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów, jednego wsunął do ust, a nim schował resztę paczkę skierował do mężczyzny, a kiedy ten się poczęstował pianista wymienił paczkę na zapalniczkę, by odpalić wyjęte dobrodziejstwa. Zaciągnął się głęboko i powoli wypuścił dym z płuc. Oparł się lędźwiami o barierkę i luźno oparł o nią również łokcie.
- Pograjmy w otwarte karty, szkoda mi czasu na podchody…- stwierdził miodowe oczy skupiając na osobie wokalisty.
- Nie trudno się domyślić, że związany jesteś kontraktem i że wmanewrowali cię w ten projekt, bez opcji na rezygnację czy odmowę…- zaczął spokojnie i ponownie zaciągnął się papierosem.
- Osobiście pierwszy raz podejmuje się projektu łączącego dwa gatunki muzyczne. Zgodziłem się na ten jedynie ze względu na twoje umiejętności…- zaczął bawić się papierosem w swoich palcach, przekładając go przed kolejnym zaciągnięciem.
- Widząc jednak twoje podejście, zaczynam wątpić w sukces tego projektu. Dlatego moja propozycja brzmi tak… - jego spojrzenie powróciło do oczu rozmówcy.
- Wchodzisz w ten projekt i odwalasz dobrą robotę albo odmów mi teraz tu. Ja odmówię współpracy i wyjdę, a ty nie poniesiesz za to konsekwencji prawnych…Nie zamierzam tworzyć niczego z kimś, kto został do tego zmuszony…- postawił sprawę jasno i teraz czekał na odpowiedź mężczyzny.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Miał rację. Mariko wyszła za nim, wyglądając prawie tak, jakby czuła się winna, co było niezwykłyym, jak na nią zjawiskiem. Chociaż tyle dobrze... Normalnie pewnie naskoczyłby na nią bardziej agresywnie w prawdziwie hamskim Rin’owym stylu, ale teraz.... Nie mógł nawet wykrzesać z siebie złości. Nie znosił tego uczucia. Tej takiej pustki... Już wolał te normalne momenty, kiedy ledwie kontrolował nad emocjami – zawsze był impulsywny i łatwo było wyprowadzić go z równawagi. Ta pusta skorupa... Nie była jak on. A jednak ostatnimi czasy, stawała siię ona jego codziennością.
-Bo byś się nie zgodził. –racja. Znała go wystarczająco dobrze, żeby świetnie zdawać sobie z tego sprawę.
-Czyli zdajesz sobie z tego sprawę –syknął, opierając się o balustradę plecami i splatając ręce na piersi. Papieros trwał zapomniany między jego długimi, szczupłymi palcami, powoli się wypalając.
-Wiem, że jesteś niezadowolony –niedopowiedzenie. –Przepraszam. Zanim powiesz cokolwiek więcej... Kiedy ostatni raz pracowałeś?
-Zrobiliśmy ten dziwny program telewizyjny, całkiem niedawno, nie?-ach, Rin absolutnie nienawidził tamtej roboty. Ot, zwyczajny japoński talk show, ale Rin miał od samego początku problem z prowadzącymi i... Od tego momentu całe doświadczenie zaliczało tylko tendencję spadkową. Naprawdę nie chciał do tego wrócic=ć.
-To było ponad pół roku temu! Nie wiedziałam co innego zrobić. Odrzucasz wszystkie projekty ... i... Nie sądzisz, że jeśli mamy zrobić nasz ostatni projekt razem coś takiego jest bardziej ambitne, niż reality TV show?-coś w tym było. Jego kontrakt kończył się pod koniec roku i poważnie rozważał całkowite odejście z show biznesu, a przynajmniej zmianę agencji na jakąś... Mniejszą. Może wydanie paru dawnych projektów, których Kobayashi nie chciał wydać za wczasu, albo nie podchodziły chłopaków? Miał kilka takich, nad którymi pracował tylko dla siebie... Ech, tyle opcji, a żadna dobra.
Naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Skakał od powrotu do szkoły, przez życie z oszczędności po solową karierę... Żadna z opcji nie wydawała mu się dobra, żadna nie była satysakcjonująca.
-I to niby ma sprawić, że cała sytuacja jest okej?-neie był zaskoczony, nie był nawet rozczarowany. Mariko mogła być jego przyjaciółką, ale to nei tak, że wisiała nad nim jak jajkiem, a to był jeden z ruchów, którego się można było po niej spodziewać. Była uparta i po trupach dążyła do celu. Nic nie mogło jej zatrzymać.
-Nie. Ale, albo to, albo się ogarniesz, albo ja odchodzę, Rin. Napisałam już nawet rezygnację, bo wiem, że nie przekonam cię do terapii, ani niczego w tym stylu... A naprawdę nie mogę patrzeć jak spędzasz tygodnie nie wychodząc z mieszkania, tylko po to, żeby potem pić co noc do nieprzytomności co noc –zacisnął usta w wąską linię, nic nie mówiąc. „Nie wiem o czym mówisz”, nie było przekonującym stwierdzeniem w sytuacji, kiedy jeszcze niecałą godzinę temu uśmiechał się do misy klozetowej, pozbywając się z żołądka śmieciowego żarcia, ktore pochłonął noc wcześniej razem z alkoholem, było tego dowodem. Rin był jednym, chodzącym problemem i chociaż mógł zaprzeczać, w rzeczywistości zdawał sobie z tego sprawę.
-Po prostu spróbuj, co Rin? To coś nowego. Wyzwanie. Dobrze ci zrobi –Kawaguchi poklepała go po ramieniu, ale nim zdążył coś odpowiedzieć... Blond muzyk, „Santao” (?) zdecydował się do nich dołączyć na balkonie.
Nie tylko Mariko była świetną aktorką. Rin mógł z nią konkurować na tej płaszczyźnie, bo kiedy tylko na scenie pojawił się nieznajomy, Yamagata wydawał się wrócić do tego Rin’a Yamagaty, którego normalnie można było spotkać w środowisku socjalnym. Jakby nagle wróciła do niego pewność siebie, a z nią powoli reszta osobowości. Mariko widziała go w dużo gorszych momentach, także przy niej mógł pozwolić sobie na chwilę słabości, ale przy jakimś napuszonym ważniaku... Definitywnie nie. Miał resztki reputacji do utrzymania.
Na pytanie mężczyzny menadżerka skinęła głową i zostawiła ich samych. Gitarzysta przez chwilę za nią patrzył, wykorzystując ten moment na wyrzucenie niedopałka. Dopiero teraz przyjrzał się mężczyźnie dokładniej. Ten był wysoki – na oko wzrostu samego Rin’a, ale wydawał sie być lepiej zbudowany niż regularnie pomijający posiłki i żyjący na wysokoprocentowych kaloriach niebieskowłosy. Był szeroki w barach i nawet pod elegancka koszula nie ukrywała atlecznej, umięśnionej sylwetki. Do tego jasne włosy i oczy dodawały mu swego rodzaju egzotyczny wygląd, zwłaszcza tu, w Japonii. Może był obcokrajowcem? Cóż, nie żeby liczyło się to szczególnie w tej sytuacji...
-Moje umięjętności, co? Wybacz, nie wiedziałem, że mam doczynienia z „fanem” –rzucił swoim zwyczajnym sarkastyczno – szorstkim tonem, prawie tak jakby słowo „fan” było obelgą. Szczerze wątpił, żeby ktoś... taki, był bliżej zapoznany z jego twórczością i najpewniej mówił tak tylko dlatego, że tak wypadało.
Odwrócił się od mężczyzny, wbijając wzrok w rozciągającą się przed nimi panoramę miasta. Gdzieś tam w dole, ludzie gęstym tłumem wylewali się z wieżowców, chmarnie zmierzając do domów po skończonym dniu pracy. Samochody śmigały w te i we wte, od czasu do czasu oznajmiając swoją obecność głośnym trąbieniem, słyszalnym nawet z tej wysokości.
W spokoju wciągnął dym w płuca, czując jak powoli się rozluźnia. Dopiero długiej, długiej chwili ciszy się odezwał, wyraźnie zastanawiając się jak podejść do sytuacji. Którą maskę założyć, jakie kłamstwa wypluć, żeby odwrócić swoją sytuację...
Cóż... Skoro ten chciał grać w szczerość...
-Skoro chcesz być szczery, to proszę bardzo –powiedział w końcu.- Nie podoba mi się ten projekt. Jest tani i Kobayashi próbuje tylko sięgnąć audiencji zamkniętej za drzwiami filharmonii. Może nie wyglądam, ale mam resztki szacunku do siebie... Ostatni raz, kiedy mnie wkręcił w napisanie czegoś czego BARDZO nie chciałem pisać, wyjątkowo mu się to opłaciło, więc pewnie myśli, że może to powtórzyć... Ale zgadzając się wtedy w retrospekcji mogę powiedzieć, że popełniłem jeden z największych błędów mojej kariery –o tym, że od roku nie napisał absolutnie niczego i najpewniej nie miał odwalić „dobrej roboty” tak czy siak, nie zamierzał wspominać.
-Ale nie mogę tego nie zrobić, nie tylko z powodu kontraktu –Mariko... Nie mogła odejść. Potrzebował jej. Najzwyczajniej w świecie. Była jego jedyną przyjaciółką, od kiedy więzi pomiędzy członkami zespołu zaczęły się stawać coraz to bardziej luźniejsze i miał wrażenie, że jeśli i ona zniknie z jego życia odbije mu zupełnie, bo była ostatnią rzeczą, która jeszcze wiązała go z rzeczywistością. –Dlatego wrócę tam i podpiszę ten kontrakt, nieważne co mam wypluć na papier, nawet jeśli w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że najpewniej nie jest to najlepsza decyzja. Ty, możesz zaryzykować, albo nie... Niewiele mnie to obchodzi. Zgaduje, że jesteś zajęty, więc na twoim miejscu naprawdę bym się nad tym zastanowił. Mi to w zasadzie wszystko jedno – jeśli ty odmówisz, Kobayashi znajdzie kogoś innego, więc i tak już w tym utknąłem –wzruszył ramieniem, po czym nachylił sie do stojącej w kącie balkonu popielniczki, żeby pozbyć się niedopałka.[/color]
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Oczywiście tego mógł Akira się spodziewać, mężczyzna zaczął się stawiać, a najlepszą pozycją obronną jest atak. Pewnie stąd ten sarkazm i „obelga”, bo nie trudno się domyślić, że taki był zamiar wokalisty. Umniejszyć osobę Santao do zwykłego fana. Choć blondyn i jego pokłady cierpliwości nadal się po tym dobrze mieli. Nawet, go trochę to rozbawiło.
Zajął się dopaleniem swojego papierosa, jednak uważnie słuchał tego co rockowiec miał mu do powiedzenia. A po wyrażeniu swojego zdania przez mężczyznę milczał krótką chwilę obserwując jak ten wyrzuca niedopałek.
- Brzmisz, jakby twoja muzyka była zarezerwowana tylko dla nudystycznych małolatek. Więc cię rozczaruję, mężczyźni też słuchają tych tekstów, bo mają one ciekawe przesłania, wyróżniające się na tle swoich rówieśników gatunkowych, znajdujących się obecnie na rynku… Jednak wybacz, że nie poproszę cię o autograf na cyckach, niestety nie wziąłem mazaka…- w jego wypowiedzi było dużo sarkazmu i ironii, jednak ton mężczyzny nigdy nie umiał być tak chłodny i szorstki, głos jego należał do tych cieplejszych i kojących, więc tak pozostało.
- Nie bądź kapryśnym dzieckiem Rin, bo nie podoba ci się projekt? Kto jak kto, ale po tobie spodziewałbym się głębszego i dojrzalszego spojrzenia na temat. Przeciętna osoba słysząca hasło „miłość” widzi uroczą, zakochaną parę siedzącą w parku i jedzącą lody. Ja widzę psa trwającego przy łóżku chorego właściciela, dziecko stojące przy grobie rodziców albo żołnierza walczącego o swój kraj, oddającego za niego życie. Ciekaw jestem co ty widzisz Rin. Motyw jest szeroki i bez ograniczeń, od nas zależy, w którym kierunku pójdziemy i jak to przestawimy…- mówił kończąc palenie i podchodząc do ciemnowłosego. Byli podobnego wzrostu, jednak budowa wokalisty była znacznie szczuplejsza. Santao skupiał się głównie na jego oczach, te były jeszcze ciekawsze na żywo niż się tego spodziewał. Stojąc tuż przed mężczyzną wyrzucił niedopałek i twarz obrócił w kierunku rozmówcy, by patrzeć prosto na niego.
- Jeśli w to wchodzisz, ja nie wycofam się. W takim wydaniu projekt ma potencjał. I owszem, mam dość napięty grafik, a mimo to wygospodaruje dla ciebie dużo czasu. Więc przyzwyczajaj się do mojej obecności, bo projekt wymaga częstych spotkań, a ja nie pozwolę ci wyrzygać byle czego na papier byle byś miał spokój… Jestem wymagający, ale wiem, że jesteś w stanie sprostać tym wymogom, choć te twoje pyskate usteczka stale będą mnie przeklinać…- jego ton był spokojny, nie próbował się wywyższać, jak wspomniał stawiał sprawę po prostu jasno i dosadnie. I mimo humorków rozmówcy okazywał mu należyty szacunek. Jego oczy stale wpatrzone były w te Rina. Z takiego bliska miał okazję się im lepiej przyjrzeć. A to mu się spodobało.
- Skoro obaj już wiemy, na czym stoimy, to pozwól, że wrócę do środka i podpiszę umowę…- oznajmił i jak powiedział tak zrobił. Ostatni raz przyjrzał się twarzy mężczyzny, po czym skierował wzrok za jego ramię na wejście do środka i ruszył w tamtą stronę niespiesznym krokiem. Jedną dłoń wsunął do kieszeni. Subtelnie się półgębkiem uśmiechał, ta rozmowa była pouczająca i odrobinę przywróciła mu wiarę w projekt i współpracę. A może zwyczajnie był naiwny? Bo lubił muzykę tego wokalisty? I kierował się przez pryzmat jego twórczości, a nie osoby? Być może, jednak tu właśnie o te twórczość chodziło, a ta była zdaniem Santao warta uwagi.
Wracając do towarzystwa zajął swoje poprzednie miejsce.
- I co Ren? W kontrakcie wszystko okey? Jak tak to podpisujemy…- stwierdził pewnie, nie wątpiąc w swoją decyzję. Wiedział, że ten projekt może być dla niego ciekawym przeżyciem i dobrą okazją do poszerzenia swojego doświadczenia.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W Santao było coś... Yamagata nie był do końca w stanie tego określić, ale chyba chodziło o taką niewymuszoną, niezachwianą pewność siebie. Niby łapał się na zaczepki. Niby odpowiadał, ale jednocześnie wyraźnie starał się przejąć kontrolę nad konwersacją – i nim Rin zorientował się co się właściwie dzieje, to pianista grał, ach, jak pięknie pasuje ta przenośnia, pierwsze skrzypce. Rin był zaskoczony, odrobinę wytrącony z rytmu - najzwyczajniej w świecie dlatego, że się tego ni spodziewał – mężczyzna wyglądał i brzmiał łagodnie, elokwetnie, a jednak potrafił się odgryźć... Wokalista nie dał po sobie pokazać zaskoczenia.
-Och, jestem całkiem świadomy faktu, że nasza fanbaza jest zrównoważona demograficznie, Santao... To nie brak cycków mnie rozczarowuje. Po prostu ciężko mi uwierzyć, że ktoś z twoich kręgów słucha naszego „rzępolenia”. Nie uszkodziło ci ono przypadkiem twojego wyrafinowanego ucha? –odpyskował. Miał wewnętrzną wręcz potrzebę mienia ostatniego słowa. Fanów rzeczywiście mieli różnorodnych, ale nastoletnie fanki były ich największym przekleństwem... Z jednej strony powinien cieszyć, że jego twórczość jest doceniana, z drugiej, momentami miał naprawdę dosyć własnej fanbazy.
Był powód, dla którego Rin nie pisał o miłości – nie dlatego, że uważał, że jest bardziej oryginalny niż coś takiego – uważał, że jest lepszy niż skomercjalizowane, płytkie historie niezależnie od tematyki. Nie pisał, bo nie był w stanie napisać nic co byłoby zarazem romantyczne i bardziej głębokie od tych ostatnich. Dużo ciężej jest pisać z przekonaniem o czymś o czym nie masz bladego pojęcia, a Rin był przekonany, że to wszystko bullshit, miesznka hormonów i tyle. Był w wielu związkach, w większości krótkich i przelotnych, ale nie był w stanie powiedzieć, żeby kiedykolwiek zakochał się na zabój. Dobijając trzydziestki był przekonany, nie tyle, że nie jest mu to pisane, ale że nie jest w stanie. Że po prostu brakuje mu tej emocjonalnej części siebie. Nie brakowało mu tego – przelotne, krótkie związki i często zmieniające się partnerki łóżkowe, w gruncie rzeczy pasowały do jego stylu życia. Długoterminowe związki wymagały zbyt wiele wysiłku. Pewnie, były inne rodzaje miłości niż ta romantyczna – ale o tej też miał niewiele do powiedzenia. Są historie zbyt osobiste, żeby opowiadać o nich bezimmiennej publiczności.
Blondyn stanął blisko. Na tyle blisko, że Yamagata mógł wyczuć zapach drogich perfum tamtego gdzieś pod przytłaczającą wonią papierosowego dymu. Zbyt blisko, jeśli ktoś zapytałby Rin’a o zdanie – nie żeby był przewrażliwiony na punkcie swojej przestrzeni osobistej, po prostu, pianista był nieprzedywalny i patrzył się na na Rin’a tak natarczywie, że temu ostatniemu aż ciarki przeszły po plecach. A jednak twardo spojrzenie, nawet jeśli podświadomie, dosłownie przez ułamek sekundu, chciał je spuścić. Czemu czuł się tak zbity z tropu? Nie był pewien... Może dlatego, że pewność siebie tamtego wydawała się być najzwyczajniej w świecie autentyczna, podczas gdy ta jego od jakiegoś już czasu była udawma, popisem jego aktorskich umiejętności.
- „Pyskate usteczka”?! –no co za... Co z tym facetem! I jeszcze ten arogancki pół-uśmieszek na twarzy... Yamagata miał wielką ochotę zetrzeć mu go z twarzy. Prawie się zapowietrzył, no bo... Ach, dlatego właśnie myślał, że facet jest nieprzewidywalny.
Pokręcił głową, ale koniec końców i on wrócił do środka, by podpisać cyrograf.
[...]
Minął ponad tydzień. Był czwartek. Piąta po południu. Normalnie o tej porze Rin budziłby się do życia, może zamieniał łóżko na kanapę i konsolę, ale zamiast tego, siedział na ławce przy wejściu do położonego na przedmieściach wesołego miasteczka, Yomiuri Land’u. Było ciepło, jak na kwietniowy wieczór, co oznaczało, że mimo faktu iż jeszcze nie był weekend, to ludzi, zwłaszcza rodzin z dziećmi i par, było sporo. Dodatkowo Park porośnięty był wiśniowymi drzewkami, które akurat były w porze hanabi – czyli kwitnienia, całe wesołe miasteczko było upstrzone wręcz biało – różowymi kwiatkami. Rin nigdy nie był w wesołym miasteczku. Jego rodzice prędzej by zeszli niż zabrali swoje pociechy do takiego miejsca, a jako dorosły... Na randki nie chodził i jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby pójść. Dla rozrywki chodził do klubów, albo do galerii artystycznych, ewentualnie z chłopakami na mecz, także... To był jego pierwszy raz, ale nie był tu po to, żeby się bawić – zresztą nie była to do końca jego definicja zabawy, wydawało mu się to zbyt dziecinne.
Był tu by stalkować pary na randkach... To jest szukać „inspiracji”, do tego cholernego projektu. Nie był do końca pewien, czyj to był pomysł (ale zdecydował się obwiniać swojego szefa, który zaproponował, że w ramach zbierania materiałów i szukania inspiracji wywiad środowiskowy mógłby pomóc), ale oto siedział na ławce i czekał na Santao, podczas gdy Mariko nerwowo kręciła się gdzieś obok. Na nosie nieodstępne czarne okulary, w dłoni potężny, papierowy kubek kawy z pobliskiej kawiarni. Americano z podwójnym szotem espresso, żeby choć trochę się obudzić, Przyszedł tu do pracy, czyż nie? Czy mu się to podobało czy nie... A jeśli miałby wybierać, to definitywnie wolałby spotkać się w biurze. Tutaj istniało spore prawdopodobieństwo, że ktoś mógł go rozpoznać, a on naprawdę nie lubił faktu, że ludzie rozpoznawali go teraz na każdym kroku. Początkowo sprawiało mu to wyjątkową satysfakcję i naprawdę lubił interakcje z fanami, ale od czasu incydentu... Nie czuł się komfortowo wśród tłumów. Nie bez powodu większość wolnego czasu spędzał w domu, przynajmniej na trzeźwo.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rozmowa z Rinem była ciekawa i zdecydowanie poprawiła odczucia Santao wobec osoby wokalisty. Znów był zaciekawiony, mężczyzna okazał się bardziej interesujący niż na pierwszy rzut oka. Nie był zwyczajnym prostakiem, kryło się w nim coś więcej. Akirze udało się to dostrzec kiedy zachwiał jego przestrzenią osobistą, kiedy mógł uważniej przyjrzeć się jego oczom. To było intrygujące i pozytywnie go nastawiło do całego przedsięwzięcia.
Cyrograf został podpisany przez obie strony i wszyscy mogliśmy się rozejść. Powracając do swoich obowiązków.
***
Dni mijały Akirze dość szybko, każdy jego dzień był ściśle zaplanowany od samego rano do późnego wieczoru. Próby, szkolenia, treningi, a do tego dyplomatyczne wystąpienia rodzinne i towarzyskie. W rodzinie tak wysoko postawionej jak jego, obserwowany każdy krok poszczególnych ich członków. Na samym Akirze spoczywała ogromna odpowiedzialność reprezentacyjna, by jego wizerunek źle nie wpłynął na interesy jego rodziny.
Nic więc dziwnego, że cały tydzień zleciał mu w mgnieniu oka. Cały czas pianista z tyłu głowy wyczekiwał tego spotkania, od momentu gdy zostało ono ustalone odgórnie. Ciekawym pomysłem była praca w terenie. Santao lubił tego typu rozwiązania.
Niestety, to że wieczorem wychodził nie oznaczało wolnego wcześniej. Musiał najpierw zająć się swoimi obowiązkami, interesów było trzeba stale pilnować umowy, kontrakty nic nie mogło przejść im koło nosa.
Był zmęczony, a mimo to pogodny wsiadał do samochodu. Kabushi prowadził, więc pianista mógł sobie przysnąć na czas podróży do celu. Na miejscu otworzył powoli oczy i leniwie wyszedł z pojazdu. Dopiero po rozprostowaniu nóg i nabraniu głębokiego oddechu odzyskał pion i względne siły. Nie mógł źle wyglądać, nie pozwoliłby sobie na to w towarzystwie Rina.
Zbliżając się do wejścia dostrzegli na pobliskiej ławeczce tych, którzy ich interesowali. Podeszli niespiesznie.
- Dobry wieczór…- przywitał się Akira bardziej informując o swojej obecności.
- Witam, no i żegnam. Moja obecność podczas szukania inspiracji jest zbędna udam się do okolicznej kawiarni, by na ciebie poczekać, mam trochę swojej pracy. Może miałaby pani ochotę dołączyć? Znam zaciszne miejsce tu nieopodal. A wy dacie sobie radę… Daj znać kiedy cię odebrać..- Ren był konkretny, za to Akira go lubił i doceniał. Od razu stawiał sprawę jasno i nie marnowali cennego czasu na podchody. Pianista skinął głową, po czym spojrzał na kobietę, która jakby z ulgą przystała na propozycję Rena. Najwidoczniej nie miała ochoty spacerować w gustownych butach po parku rozrywki.
Chwilę później dwójka artystów została sama. Santao wsunął jedną dłoń w kieszeń i spojrzał na swojego towarzysza. Nie zamierzał dopuścić do niezręcznej ciszy, nie chciał marnować czasu na bezczynne siedzenie przed wejściem i wpatrywanie się w chodnik.
- No dobra „Gwiazdeczko” ruszamy? Masz jakieś swoje specjalne wymagania bądź upodobania? - zaczął swobodnie z przyjaznym uśmiechem. Doskonale wiedział, że zirytuje tym wokalistę, jednak może i taki był zamiar, chciał z niego trochę wykrzesać. Wyglądał tragicznie siedząc tak na ławce i do niej przyrastając. Musiał w jakiś sposób tchnąć w niego energię, nawet gdyby ta miała mieć źródło w irytacji i gniewie na niego.
- Proponowałbym zacząć od jakiegoś diabelskiego młyna bądź kolejki krajobrazowej, zwykle tam kierują się pary i randkowicze…- nie dając Rinowi czasu na złości rzucił swoją propozycją i śmiało ruszył w kierunku kas przy wejściu do parku.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie czekali jakoś szczególnie długo. Dookoła przemykały mniejsze i większe grupki, rodzice z dziećmi, młodzież szkolna, która wyraźnie uciekła z wieczornych zajęć dodatkowych i była jeszcze w mundurkach, młodsze i starsze pary... Ugh, Rin naprawdę chciał wrócić do domu. Do swojego zacisznego, zabałaganionego mieszkania, którego nie chciało mu się sprzątać. Co prawda póki co nikt nie zwracał na niego uwagi – specjalnie ubrał się tak, żeby jej do siebie nie przyciągać i mocno stonował swoją zwykle dość specyficzną, alternatywną garderobę. Szara bluza z kapturem, niebieska jeansowa katana, feczarne rurki i trampki za kostkę w tym samym kolorze, były definitywnie dużo bardziej stonowane niż to, co zakładałby normalnie. Ot, jedna dodatkowa taktyka, żeby wmieszać się w tłum. Co prawda wcale nie był rozpoznawany tak często – przynajmniej nie teraz, nie kiedy lata ich największej popularności już dawno przeminęły, ale wciąż się zdarzało... I wolał nie ryzykować.
Wypił może pół kawy, zanim Satao i jego manager podeszli do ławki Yamagaty, co znaczyło, że ten musiał się podnieść i uprzejmie odkłonić na ich powitanie, nawet jeśli wyglądał wyjątkowo niechlujnie przy tej czynności.
-Kup mi watę cukrową i wygraj misia na strzelnicy –rzucił złośliwie, mierzą mężczyznę wzrokiem. Tsa, takie rzeczy zawsze działy się w filmach, keidy ludzie szli do wesołego miasteczka, czyż nie? Głównie jakis lipnych komediach romantycznych, które stosunkowo często miały do zaliczenia wycieczkę do parku rozrywki, dlatego też wciągnął to w swoje złośliwości, bo czemu nie? –I nazwij mnie jeszcze raz „gwiazdeczko”, a idę do domu –syknął. Rin uważał siebie samego za buca, ale patrząc na Santao, zaczynał poważnie podejrzewać, że nie był jedynym bucem w tym towarzystwie. Tylko, że... Za nic nie potrafił zgadnąć, co ten chce ugrać. Yamagata bucowatość miał wrodzoną, ale taki Santao? Facet w ogóle na takiego nie wyglądał.
Rin westchnął, pokręcił głową, naciągnął czapkę z daszkiem, którą przykrywał charakterystyczne, niebieskie włosy, odrobinę mocniej na czoło, po czym ruszył za mężczyzną w stronę kas.
Nie lubił nie być w stanie czytać ludzi. W kreowaniu swojej persony publicznej, tej maski, którą nakładał w konkretnej sytuacji, bardzo polegał na tym, z kim akurat miał do czynienia. Potrafił się dostosować – wiedział kiedy odpuścić, a kiedy mógł w pełni zachowywać się jak ostatni dupek. Parę lat życia na ulicy, nauczyło go dobrze jak czytać ludzi – manager Santao wręcz całą swoją postawą krzyczał, że jest pracoholicznym służbistą, co uwielbai zasady i socjalne konwenanse i rzadko kiedy znajdował się w sytuacji kiedy był postawiony przed enigmą. A z Santao po prostu nie potrafił zgadnąć, co facet odwali w następnej sekundzie.
Nie lubił tego. Nie znosił. Sprawiało to, że czuł się niepewnie i nie był do końca pewien jak się zachować, więc wybierał najbardziej sprawdzoną opcję... Ale nie był pewien czy ona się sprawdza.
-Cóż patrząc na ludzi dookoła randkowiczów znajdzie się tu wszędzie, więc gdzie nie pójdziemy to się jacyś znajdą. Lolejka przypadkiem nie jest główną atrakcją? Nie lepiej zostawić ją na koniec? –zapytał, podchodząc do okienka i prosząc siedzącą w nim nastolatkę o jeden bilet całodzienny dla dorosłego. Nie zamierzał płacić również za Santao – patrząc na markowe ubrania mężczyzny, był bardziej niż w stanie sobie na to pozwolić. Może i współpracowali nad projektem, ale każdy powinien się sam zajmować swoimi finansami. Jeśli mężczyzna insynuował, że oni są częścią "randkowiczów"... Rin zdecydował się puścić to mimo uszu. Ten by tak nie żartował, prawda? Po prostu chciał się skupić na robocie i poszukiwaniu tej całej inspiracji. A przynajmniej tak Yamagata zdecydował się to odebrać. Facet definitywnie lubił go prowokować, ale piosenkarz nie zamierzał się dać złapać na każdy, prowadzący do kłótni haczyk.
-Zacząłbym od diabelskiego młyna –powiedział w końcu, przyglądając się dużej, mapie umieszczonej zaraz przy wejściu. Razem z biletem dostawało się również niewielką, własną mapkę. Do diabelskiego młyna nie było szczególnie daleko... Ot, krótki spacer – może uda mu się kawę wypić do końca.
Kiedy Santao dołączył do niego z własnym biletem, Rin bez słowa ruszył w kierunku wybranego celu. Cisza mu nie przeskadzała – nie miał szczególnej potrzeby lepszego poznania nowego współpracownika, nie miał też wystarczająco dużo energii, żeby wyzłośliwiać się celem wyzłośliwiania, także skupił się na „odwaleniu roboty”, żeby móc pójść do domu i zakopać się z powrotem w łóżku...
Przeszkodą w tym ambitnym przedsięwzięciu był jednak fakt, że Rin nigdy w wesołym miasteczku nie był, bo najzwyczajniej w świecie widzieć coś na ekranie telewizora, a w rzeczywistości, to dwie różne rzeczy, więc właściwie wręcz wbrew sobie, dyskretnie (takżeby pianista nie daj boże nie zauważył), rozglądał się dookoła... W obecnej technologicznej erze, kiedy większość dnia ludzie spędzają przed jakimś ekranem, park rozrywki wydawał się być nieco przestarzałym konceptem, a jednak ludzie wciąż tłumnie do nich ściągali. Karuzele, stragany z jedzeniem, różnego rodzaju kolejki, domy strachu i inne takie. Tak jak normalnie Rin by sam tu nie przyszedł, to skoro już to był... To mógł chociaż spróbować coś z tego wyciągnąć.
Prywatnie. Bo przed Santao zamierzał pokazować wielkie niezadowolenie z życia.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy dwójka artystów została sama od razu skierowali się w stronę kas. Oczywiście po drodze nie obeszło się bez kilku drobnych złośliwości. Santao nie chciał być chamski, jednak w jakiś sposób bawiły go reakcje Rina, który wyglądał mu na mocno obrażonego samym faktem swojej obecności w tym miejscu.
- Cóż za okrutna groźba, jednak jeśli takie są twoje życzenia, nie śmiem ich zignorować…- powiedział jak zwykle niezwykle spokojnie i z łagodnym uśmiechem życzliwości.
Kiedy obaj podeszli do kasy, Akira pozwolił sobie na dokładniejsze przyjrzenie się piosenkarzowi, kiedy ten kupował swój bilet. Te ciuchy jakoś mało mu do niego pasowały, zwłaszcza ta czapka. Ktoś, kto farbuje się na niebiesko, raczej nie robi tego by unikać spojrzeń, więc czemu teraz się chował? Może chodziło o jego rozpoznawalność? W końcu mogło chodzić właśnie o to. Santao nie miewał podobnych problemów na ulicy. Miał ogromne grono fanów, jednak był pianistą. Pianistą. Oczywiste więc było, że nie podbiegały do niego stada nastolatków. Jeśli ktoś go rozpoznał zwykle były to osoby, starsze, dojrzałe, ewentualnie studenci z branży artystycznej. Ktoś kto miał styczność z teatrem, operą, jego muzyka była oryginalna jednak była to jednak gra na fortepianie, a ta niebywale rzadko wpada w gusta młodzieży. Dlatego strój Akiry był dla niego dość codzienny. Tym razem był w szarym płaszczu i ciemnych spodniach.
Kiedy oboje kupili bilety mogli w końcu wejść na teren parku. Miodowe oczy mężczyzny uważnie wertowały otrzymaną mapkę.
- Masz rację, tę atrakcję zostawmy sobie na koniec, trochę mamy tego do obejścia, a tam będzie chwila by odsapnąć…- zgodził się z ciemnowłosym, po czym kroki ich dwójki skierowały się na ścieżkę prowadzącą do diabelskiego młyna. Santao jedynie skinął głową, zatwierdzając pomysł na ich pierwszy punt w wycieczce.
Po wstępnym przejrzeniu mapki i opracowaniu pobieżnie planu na dalszą część wieczoru, kolorowy kawałek papieru trafił do kieszeni pianisty, który skupił się na ich zadaniu, czyli obsewacji wszystkich dookoła.
- Musimy zastanowić się nad tym jaki kierunek chcemy obrać podczas tworzenia tych utworów. Powiedź co w motywie miłości cię odrzuca, obierzemy przeciwny do tego kierunek..- stwierdził otwarcie wyrównując krok z mężczyzną. Patrzył przed siebie podczas rozpoczynania rozmowy. Nie zamierzał spędzić tego czasu w ciszy. Nie był tutaj na wycieczce, a w pracy i zamierzał maksymalnie wykorzystać ten czas. Mieli współpracować, a wiec musieli nawiązać jakiś kontakt, by omówić istotne kwestie, aby oboje mogli być zadowoleni.
Dość szybko ukazał się przed nimi ich cel. Ogromny diabelski młyn, wręcz przyciągał spojrzenia swoimi kolorowymi światełkami, które mieniły się rozjaśniając wieczór. Cóż była to również atrakcja, która cieszyła się ogromną popularnością o czym świadczyła kolejka przy wejściu. Santao nie zrażony stanął w niej, szło to całkiem szybko, a nie marnowali czasu, bo nawet podczas stania mogli obserwować ludzi. Zwłaszcza tych jadących już na młynie.
- Zaraz wrócę…- rzucił krótko i wyszedł z kolejki znikając gdzieś w tłumie. No cóż Akira już tak miał, że nie potrafił zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu zwłaszcza kiedy coś wpadło mu w oko. A tak właśnie było w tym przypadku. Nie minęły trzy minuty, kolejka niezbyt się przesunęła, ale blondyn wrócił w dodatku trzymał w dłoniach dwie zdobycze. Jedną z nich od razu wcisnął w dłonie Rina.
- Masz zgodnie z życzeniem, ja wolę orzeszki w karmelu, nie krępuj się i częstuj jak coś…- oznajmił krótko po przekazaniu piosenkarzowi ogromnej waty cukrowej. Miodowe oczy jedynie zarejestrowały, że wata trafiła do odpowiedniej osoby, po czym odwrócił się, by kontynuować obserwację osób jadących na atrakcji. Co jakiś czas do jego ust trafiał pojedynczy orzeszek.
- W sumie nawet sam motyw miłości można porównać do takiego diabelskiego młyna, w końcu kochając, raz się jest na szczycie, a raz na samym dnie, tak jak i tu raz na górze, raz na dole…- podzielił się swoim spostrzeżeniem nie odrywając spojrzenia od ludzi jadących kolejką.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Hmm... Może to, że każdego dnia powstają dziesiątki piosenek o miłości we wszystkich językach na ziemi? Ciężko powiedzieć coś nowego w temacie, o którym napisano już wszystko. Kiedyś poezja, teraz muzyka... Jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent piosenek zahacza o tą tematykę. To jedno. Po drugie... To tylko trochę chemikaliów zmieszanych z ludzkim strachem przed samotnością i poczuciem zobowiązania. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc z zasady będzie szukał akceptacji i poczucia przynależności... Po co marnować na to papier? –wzruszył ramieniem. Dlatego nie chciał pisać o tym bullshitcie. Resztki kreatywności wolał spędzić na czymś w jego opinii bardziej wartego jego czasu. Miłość... Była skomercjalizowana. Tania. Przereklamowana. Filmy, książki, piosenki, opium dla mas, które wierzyły, że „miłość” w końcu przyniesie im szczęście, a koniec końców zawsze przegrywała z ludzką samolubnością i kończyła się rozczarowaniem. W realnym życiu... Brakowało happy end’ów, które tak wszyscy chcieli zobaczyć.
-Jakikolwiek inny temat byłby lepszy. Nie wycisnę już nic więcej z Ruchomego Zamku Hauru... –to było jego ulubione anime i podstawa inspiracji jego ostatniego (nieudanego w jego opinii) cyklu romantycznych piosenek. Mieli razem coś stworzyć, a jak wspomniano wcześniej, jedyną rzeczą, która jeszcze obchodziło Rin’a była jego twórczość. Miał coś napisać, prawda? I potworek ten miał być opatrzony jego imieniem, więc... Cóż.
Oczywiście przed diabelskim młynem stała długa kolejka. Yamagata wyrzucił swój pusty już kubek po kawie do pobliskiego kosz. Dłonie wbił w kieszenie kurtki, oczy wbił w niebo. Powoli opuszczające się na horyzoncie słońce, zaczynało kolorować białe chmury złotą poświatą. Od czasu do czasu przemykały zagubione ptaki, i dało się wyśledzić linie samolotów... Cholerna piosenka po niebie byłaby lepsza niż ta o miłości. Przynajmniej spod jego piura. Patrzenie na niebo było bardzo relaksującą czynnością. Człowiek mógł odpłynąć, myśląc o niczym, po prostu gapić się godzinami w przepływające chmury...
Santao odszedł gdzieś na bok, a Rin powoli posuwał sie do przodu w powolnie posuwającej się kolejce. Nim się obejrzał, mężczyzna wrócił, ale Rin zdążył sie odrobię wyłączyć... I tylko tym uzasadnił fakt, że ogromna wata cukrowa miała czelność znaleźć się w jego ręce. Zamrugał gwałtownie, wpatrując się w ten obiekt obcy spojrzeniem pełnym nienawiści. Dopiero po sekundzie przeniósł go na tego, kto ten obiekt mu wręczył... Szkoda, że ciemne okulary zasłaniały mu oczy, bo inaczej Santao padłby trupem jak rażony piorunem, definitywnie.
Ten człowiek... Ta wata cukrowa to był żart. A ten cwel po prostu wziął i.... Gdyby nie fakt, że czuł się źle marnując jedzenie, po prostu by wziął i wyrzucił tą węglowodanową bombę do najbliższego kosza, zaraz za pustym kubkiem do kawie.
-Co do diabła.... –co z tym Santao było nie tak? Normalnie... Pokręcił głową. Ech, Rin naprawdę musiał zmienić kategorie, które do tamtego przypisał widząc mężczyznę po raz pierwszy, bo definitywnie nie pasowały. Ech... Normalnie wziąłby to jako wyzwanie, żeby jakoś mężczyznę przeskoczyć i wybić z rytmu, ale aktualnie wydawało mu się, że to wymaga zdecydowanie zbyt wiele wysiłku.
To jest do momentu, w którym pięciu sekund później, Santao nie powiedział czegoś takiego, do czego Yamagata mógł się odgryźć bez chwili zastanowienia.
-Raz na górze, raz na dole? No proszę proszę, nie brałbym cię, za kogoś... tak . Wydajesz się być straight jak kij od miotły. Vanilla straight –dobrze wiedział, że mężczyzna mówi w sensie przenośnym o wzlotach i upadkach w związkach, o tym, że zakochani ludzie przechodzą przez chmarę emocji... Bla, bla, bla. Ale... Aż się prosiło, żeby rzucić przyziemnym, prymitywnym żartek, jako, że słowa Santao aż się prosiły o dopisanie do nich podtekstu. Odpłata za tą cholerną watę cukrową, która wciąż tkwiła w jego dłoni.
Gayradar Rin’a rzadko kiedy się mylił (ale jeśli już tak to spektakularnie). On sam umawiał się głównie z kobietami, ale jedyne bardziej stabilne związki jakie stworzył w swoim życiu, były z innymi mężczyznami. Nie był do końca pewien z czego to wynikało – po prostu tak było i już, nigdy szczególnie tego nie roztrząsał. Pociągały go i kobiety i mężczyźni w nie do końca równym stopniu, ale tak długo, jak mógł ze swoich różnorakich mniej lub bardziej przelotnych romansów, choć ordrobinę ekscytacji i chęci do życia... Cóż. To jedyna rzecz jaka się dla niego liczyła...
Na szczęście kolejka choć wolno, przesuwała się do przodu i w końcu nadeszła ich kolej na wejście do środka. Tak oto cala ich trójka (Santao, Rin i wata cukrowa), zajęli miejsce w malutkim, ciasnym wagoniku, gotowi na długą (zbyt długą) wycieczkę w stronę nieba.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Santao w spokoju wysłuchał po drodze do diabelskiego młyna całej odpowiedzi Rina. W pewnym stopniu podzielał jego zdanie. Rynek zdecydowanie był przepełniony tą jedną tematyką, jednak przez twórców słabych i masowych, a to był największy mankament tego motywu. Wystarczyło, że słaby wyjec zaśpiewa o miłości, a utwór zyskiwał znacznie więcej uwagi niż na nią zasługiwał. Skąd się to brało? Pianista nie miał pojęcia, ale nie zamierzał się nad tym teraz rozwodzić. Ich zadanie było proste, przebić się przez to całe miłosne bagno szajsu i wydobyć z niego prawdziwe oblicze motywu, który zmiecie wszystkie podróbki i rozbłyśnie na szczycie. Z ich dwójką było to możliwe, o ile oboje odpowiednio się do tego przyłożą. A motywacja Rina, wydawała się blondynowi wątpliwa. Jednak on sam nie zamierzał pozwolić mu na zbagatelizowanie projektu.
Mina Yamagaty, w której w jego dłoni wylądował puszysty obiekt waty cukrowej, była po prostu bezcenna. Akira nie patrzył się na niego bezpośrednio, ale kątem oka, w końcu nie mógł sobie pozwolić na przegapienie czegoś takiego. Nie wiele starań go to kosztowało, a efekt był satysfakcjonujący. Zadziwiające było, jak niewiele potrzeba, by wzburzyć emocje w wokaliście. Bawiło to pianistę, jednak nie wytykał niczego mężczyźnie, po prostu lubił stawiać ludzi w różnych sytuacjach, których oni się nie spodziewali. Każdy wyprowadzony z równowagi bądź tej strefy komfortu ukazywał swoje oblicze, jego gra wtedy zostawała zaburzona i nikt nie miał scenariusza na coś tak niespodziewanego. Zdecydowanie było można powiedzieć, że Santao był nieprzewidywalny, nie pod kątem psychicznym, był zrównoważonym spokojnym mężczyzną, jednak jego pomysły i czyny bywały zaskakujące, niezbyt wielu rzeczy się wstydził, dlatego miał spore pole do manewru.
Kolejka przesunęła się nieco do przodu, a po głośno wyrażonej refleksji przez blondyna, Rin od razu ostro ja skontrował. Zapewne był to kontratak za watę cukrową. Dobrze więc brnijmy w to dalej, skoro właśnie intymną kwestię zapragnął poruszyć niebieskowłosy. Pianista nie zamierzał robić uniku, nie krępowały go takie rozmowy.
Miodowe oczy skierowały się prosto w te ukryte za szkiełkami piosenkarza. Na twarz jego wkroczył subtelny, a jednak odrobinę zawiedziony uśmiech.
- Więc na takiego ci wyglądam? Cóż kto, jak kto, ale myślałem, że ty nie trzymasz się tak oklepanych stereotypów. Jeśli kierujesz się moją specjalizacja pianisty bądź może ubiorem to słabiutko… - pochylił się nieco w jego kierunku, wyraz twarzy miał łagodny, pogodny.
- Powiedź mi dlaczego zabawić na dole bądź na górze może się tylko rockowiec? - patrząc na niego wsunął sobie do ust jednego orzeszka i po rozgryzieniu go, czemu towarzyszyło głośne chrupnięcie na nowo się wyprostował i ruszył w stronę wagonika, który aktualnie się zwolnił.
Rozsiadł się w nim wygodnie, jednak od razu dostrzegł jak mało jest tu miejsca. Jakby z góry założeniem było, że nigdy nie wsiądzie tu dwóch mężczyzn, a jeśli już to wyglądać oni będą niczym sardynki w za ciasnej puszce. Wsunął się maksymalnie do tyłu, ale to nic nie pomagało, kiedy Rin siadł obok ich ramiona po prostu się ledwie wcisnęły.
- Skonstruować węższego wagonika się chyba nie dało…pewnie to jeden z patentów tego młyna, na zbliżenie do siebie ludzi. W jakiś sposób jest to cwane…- myślał na głos, a kiedy jeden z pracowników podszedł i zapiął ich zabezpieczeniem Akira był tak skompresowany, że postanowił coś z tym zrobić.
- Dobra, wylej swoją żółć przez barierkę, nie będę się tu cisnąć…- oznajmił po czym uwolnił swoje miażdżone ramię i ułożył je z tyłu Wzdół oparcia, tak, że wylądowało za plecami Rina robiąc mu podpórkę pod głowę. Zaraz zrobiło się wygodniej, jakby siedzenia były wyprofilowane właśnie do takiego siedzenia. Akira położył sobie kubeczek z orzeszkami na nogach, tak by udami je w razie podmuchu wiatru utrzymać, po czym wolną ręką podawał sobie do ust po jednym smakołyku. Jego oczy uważnie zaczęły obserwować całe otoczenie. Ludzi, którzy się na nich patrzyli było dość spore grono. To go bawiło, jakie zainteresowanie może wzbudzić dwójka mężczyzn siedząca razem na kolejce. Taki zakazany owoc, po który mało kto sięgnął, ale każdy musiał spojrzeć.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Jestem płytki, ale nie aż tak płytki Santao –rzucił sucho, dziwnie urażony faktem, iż mężczyzna myśli, że Rin kierowałby się tylko powierzechownymi przesłankami. –Chodzi raczej o twój... vibe. A może jego brak –wzruszył ramieniem. Czy ten facet nigdy nie słyszał o gayradarze? Czy może po prostu cierpiał na taką samą przypadłość jak Rin czyli kompulsywną potrzebę odgryzania się?
-Czy ja ci czegoś zabraniam? Rób sobie w sypialni co chcesz i trochę wyluzuj Stanao –przecież Rin mu do łóżka nie zaglądał i nie zamierzał zaglądać. I tak zamierzał zignorować fakt, że jego mózg podpowiadał mu w tej chwili, że tak definitywnie przypisał pianiście łatkę heteryka, dlatego, że Yamagata nie chciał przed sobą przyznać, że mężczyzna jest atrakcyjny i to nie w czysto obiektywny sposób... Bo to jedna sprawa. Chodziiło raczej o taki czysto subiektywny sposób – łatwiej było o nim myśleć jako o heterycznym, sztywnym kiju od szczotki – Rin co prawda rzadko kiedy trzymał się swoich zasad, ale starał się trzymać pracę i swoje życie prywatne osono (to z Mariko się nie liczyło, jako że oboje byli wtedy pijani w trzy dupy). I fakt, że on i Jiro, klawiszowiec Limelight byli w czymś na kształt związku przez dobre trzy, prawie cztery lata. Okej, okej. Nie wychodziło, ale próbował, bo nigdy nie kończyło się to za dobrze.
Ech, powinien był częściej słuchać swojego wewnętrznego psychologa. Naczytał się tyle Jung’ów, Freund’ów i innych takich, żeby móc dosyć sprawnie psychoanalizować samego siebie, był w teorii świadomy swoich problemów – a potem i tak pół świadomie decydował się je zignorować.
Rin wcisnął się w wąskie siedzenie obok młodszego mężczyzny. Było ciasno – siedzenia definitywnie nie były zaprojektowane dla dwóch dorosłych facetów – obu dobre piętnaście centymetrów wyższych niż średnia wzrostu w Japonii.
-Albo najzwyczajniej w świecie jesteś za gruby –to akurat było dalekiego od prawdy, bo jakby się Santao przyjrzeć to pewnie nie wypatrzyłoby się ani grama tłuszczu i Rin to wiedział, ale hej! Wciąż nie miał bladego pojęcia co powinien zrobić z tą watą cukrową, więc mógł tamtemu jeszcze podogryzać. Nie żeby kiedykolwiek nie miał znaleźć do tego okazji, nawet jeśli w większości przypadków to dogryzanie wychodziło koniec końców na jego niekorzyść. Po prostu... Nie potrafił przestać.
Wydawać by się mogło że złośliwe zaczepki i nieprzyjemne uwagi były jedynymi słowami, gotowymi opuścić jego usta ot tak, bez wysiłku. Ale nawet tych mu zabrakło, kiedy Santao rozsiadł się w ich siedzeniu jakby był u siebie. Rin nie lubił nie mieć kontroli nad sytuacją, a pianista cały czas wydawał się ją przejmować. Wokalista nie był do tego przyzwyczajony – wystarczająco duża ilość hamskich uwag, zazwyczaj sprawiała, że większość ludzkości autmatycznie pozwalała mu przejąć kontrolę nad sytuacją. Szczekaj wystarczająco głośno, a każdy w końcu odpuści. Cóż. Prawie każdy.
Mimo, że Santao zmienił pozycję, wciąż byli dość mocno ściśnięci. Na tyle, że Rin mógł wyczuć ciepło ciała drugiego mężczyzny obok siebie. Ich kolana się stykały. Santao chrupał swoje orzeszki... Yamagata za to czuł się dziwnie nie na miejscu. Cholerny pianista. Cholerny pianista i jego cholerna pewność siebie i sposób bycia. Naprawdę denerwujące.
-Nie za wygodnie ci?-niestety nie mógł zaproponować zmiany siedzeń, bo już zaczynali wjeżdżać do góry. –Naprawdę wiesz jak ściągać na siebie uwagę co Santao? –dobrze wiedział, że większość ludzi na dole się na nich gapi... I czuł się z tym stosunkowo niekomfortowo. Tyle zrobił, żeby się zakamuflować, żeby zwracało się na niego uwagę jak najmniej osób. Żeby nikt go nie rozpoznał... A zamiast tego utknął z tym facetem, wyglądając zupełnie tak, jakby byli kompletnie otwarcie na randce. Czasy się zmieniały. Japonia była dużo bardziej otwarta niż inne kraje wschodnioazjatyckie pod względem tolerancji, ale mimo wszystko dwóch mężczyzn razem wciąż ściągało spojrzejrzenia, zwłaszcza starszej części populacji.
-[i]Poza tym nie mogę wylać żółci... Ona płynie zamiast krwi w moich żyłach, nie zauważyłeś jeszcze? To cała moja osobowość-Rin czuł się zgorzkniały do szpiku kości.
Westchnął cicho, po czym wbił wzrok w powoli, wraz z wzrastającą powoli wysokością, wynurzający się zza horyzontu miejski krajobraz. Był to całkiem ujmujący widok. Piękny. I im wyżej wjeżdżali tym spokojniej było, tym dalej od rozgardiaszu, śmiechów i krzyków rozbrzmiewających w reszcie wesołego miasteczka .
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Obaj wsiedli do wagonika, a ten nie dostosowany do przewożenia dwóch dorosłych mężczyzn zmusił ich do przymusowej bliskości. Santao nie zamierzał się tym przejmować, co od razu zostało skomentowane przez wokalistę. Blondyn popatrzył na niego nieco zaskoczony oskarżeniem o nadwagę, jednak go to rozbawiło. Nie spodziewał się przytyku pod tym adresem, oznaczało to jak bardzo Rin był zaganiany w kąt, skoro sięgał po tak dziecinne zagrywki.
- Wytknąć fałdki każdemu łatwo, a co powiesz na wspólne pospalanie tych kilogramów, w nieco prywatniejszym miejscu? - musiał odbić piłeczkę. Nie byłby sobą, gdyby pozostawił taki przytyk bez komentarza. Jego wzrok był skupiony na ukrytych za szkłami oczach mężczyzny, pochylił się nieco w jego kierunku, by kusząco czarujący ton nabrał jeszcze więcej dwuznaczności tej propozycji. Skoro nikt ich nie słyszał, Akira uznał, że może pozwolić sobie na nieco inny rodzaj zaczepek i odgryzań.
Kolejka ruszyła, a oni zaczęli unosić się coraz wyżej, blondyn skupił swój wzrok na widokach przed nimi co jakiś czas przegryzając sobie orzeszka w karmelu. Uwielbiał słodkości, choć bardzo rzadko na nie sobie pozwalał.
- Jedyna uwaga, którą zamierzam teraz ściągać to twoja Yamagata…- odparł spoglądając na niego zaczepnie, po czym odrobinę się poprawił.
- A co tobie dalej niewygodnie? Chcesz możesz się oprzeć, me ramię bądź ma pierś służą pomocą - dodał swobodnie, ta sytuacja ani trochę go nie krępowała. Spojrzenia ludzi z dołu były zwyczajnie zabawne, te zniesmaczone miny staruszków i zachwycone uśmiechy nastolatek. Achh… taka różnorodność w odczuciach do tej samej sytuacji, właśnie tak różne emocje fascynowały Akirę, to jak ludzie byli różni, każdy z nich był indywidualny, unikatowy.
- Nie cała Rin… po prostu prezentujesz jedynie ją… a masz znacznie więcej do zaoferowania - stwierdził w odpowiedzi na kolejne słowa towarzysza. Santao znał te taktykę, wystarczyło być chamskim, by cały świat dał ci spokój, cóż, na większość świata to działało, jednak nie na takiego Akirę, który uwielbiał sprawdzać co kryje się dalej, nikt nie składał się jedynie z kwasu, kwestią była wytrwałość w dokopaniu się do pozostałych cech. A Santao był cierpliwy kiedy dostrzegł w kimś coś intrygującego. A dostrzegł coś fascynującego w Rinie, przez co wokalista miał już przechlapane.
Wagonik unosił się coraz wyżej, a horyzont ukazywał im widok na całe miasto, mogli obserwować powoli zapalające się światła w poszczególnych dzielnicach.
- Który ze swoich kawałków lubisz najbardziej? - zapytał swobodnie po dłuższej chwili jednak dalej wpatrywał się w obraz miasta, choć jego spojrzenie coraz częściej uciekało na ludzi, w końcu to ich przyszli tu obserwować. Jednak nie dało się przyjrzeć nikomu innemu na kolejce, ani tych nad sobą, ani tych pod sobą. Sprytnie było to skonstruowane, naprawdę odnosiło się choć minimalne wrażenie prywatności. Wiadomo w końcu, że z dołu wpatrywać się mogło w nich mnóstwo ludzi, jednak tu na górze, kompletnie się tego nie odczuwało. Powietrze było rześkie, a delikatny wiatr robił się to coraz bardziej odczuwalny i figlarnie porywał do wspólnego tańca kosmyki jasnych włosów pianisty.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Facet naprawdę... Kto mu pozwolił tak, żartować? I to w taki nie wyrafinowany sposób? Rin spodziewał by się tego po sobie, tsa, ale... On to był on. A taki Santao... Powinien przestać półświadomie klasyfikować Santao. Przez to facet tak łatwo go podchodził, tak łatwo wyprowadzał go z równowagi, z taką łatwością naciskał wszystkie guziki i wyprowadzał go z równowagi. To był taki niepewny grunt. W jakiś sposób było niekomfortowe, ale też na swój sposób... fascynujące. Rin zamierzał potem zwyzywać swój głupi mózg za myślenie czegoś w tym stylu, ale taka zmiana tempa była... interesująca. Fakt, że (zupełnie obiektywnie), Santao nie wyglądał najgorzej, najpewniej też wchodził w tą „interesowność”.,
-Jeśli myślisz, że dam się zaciągnąć do twojego prywatnego, przecenionego klubu fitness, to się grubo mylisz –odpowiedział bez zająknięcia. Jasnym było, że ten sugeruje coś innego, ale... Yamagata i tak wystarczająco długo dał się wciągać dalej w tą konwersację i łapać na zaczepki jak ryba na haczyk.
-Chyba odpuszczę sobie tą wątpliwą przyjemność-mruknął. Zamiast tego zabrał się przyglądanie miastu w dali i ... spróbował waty cukrowej. Bleh. Ochydzwo. Dosłownie sam cukier, zero smaku... Założył to wyrzucić jak tylko przejażdżka na diabelskim młynie się skończy, nawet jeśli wyrzucanie jedzenia uważał za niedopuszczalne, to w tym przypadku... Sam cukier nie liczył się jako jedzenie. –Wyglądało jakby smakowało dużo lepiej w telewizji –stierdził, jakby do siebie, nawet nie zauważając, że wypowiada te słowa na głos. Tak. Rin Yamagata przez całe trzydzieści lat swojego życia nigdy wcześniej nie jadł waty cukrowej. Był... Rozczarowany, jeśli miał być szczery. W tych wszystkich głupich filmach, którymi zabijał swój mózg rozciągnięty na kanapie, wbijając wzrok w telewizor, wszyscy zajadali się tym świństwem jakby to było coś przepysznego.
-Ach tak? A skąd ty niby wiesz, że mam sobą więcej do zaoferowania, co?-zapytał,unosząc brew do góry, z jasnym wyzwaniem w głosie. Nie znali się. Spotkali się ledwie tydzień wcześniej i zamieli kilka słów. Jeśli ten myślał, że zna Rin’a bo słyszał parę jego piosenek... Cóż, Rin wkładawał w nie więcej niż w cokolwiek więcej, ale mimo wszystko były tylko słowa na papierze. Niektóre napisano, bo wytwórnia napisane, inne z inspiracji, inne bo dobrze brzmiały...
-Każesz mi wybrać jeden? –to nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że przez ostatnie dziesięć lat, napisał ich dziesiątki. I z większości z nich był naprawdę dumby (nie licząc tego cholernego romansidłowego albumy, który kazali mu wypluć). Jedne były bardziej udane, inne mniej. Jedne dosyć ambitne, inne nie do końca. Były takie, które napisał z chłopakami tylko dla zabawy, ten jeden projekt, kiedy tylko randomowo losowali słowa piosenki, niczym w jakims surrealistycznym poemacie... Ech, to były dobre czasy. Już raczej nigdy nic takiego nie zrobią... Muzyka była teaz tylko biznesem. –Zależy na jaką okazję. I w jakim jestem nastroju. Ale jakbym miał wybrać jakąś teraz, w tej chwili... „Concrete-glass solitude”-nie była to jedna z tych znanych piosenek zespołu, które ich fani wciąż często słuchali, albo miały miliony wejść na YouTube. Jakby się zastanowić, nie grali jej nawet na koncertach, nie licząc paru wybranych razy, zaraz po tym jak album, na którym się znajdowała, „Cracks in the Surface” po raz pierwszy wyszedł. Lubił ją, bo była wolną balladą, a on nie miał ostatnio nastroju na bardziej... Znamienne dla nich melodie. Lubił ją. Bo była smętna. Bo mówiła o współeczesnej samotności, o życiu w miejście, o izolacji i pędzie życia. Pewnie, lubił też inne i raczej nie słuchał własnej muzyki, ale kiedy od czasu do czasu
-Z drugiej strony... Po paru głębszych cokolwiek z dobrym beat’em. Im mniej skomplikowane, tym lepiej, więc przejdzie cokolwiek –tsa, czuł silną potrzebę, walnięcia jąkąś głupotą, za każdym razem kiedy powiedział coś szczerego, tylko po to, żeby nie daj boże, autentyczne wrażenie nie przetrwało ani chwili dłużej niż to było absolutnie potrzebne.
Dotarli w końcu do szczytu młyna, skąd rozciągał się naprawdę wspaniały widok na całe Tokyo w oddali, na jego strzeliste wieżowce i pobliskie może, więc Rin zrobił szybkie zdjęcie (Mariko jęczała mu nad głową, żeby coś wrzucił na instagrama, to coś wrzuci na instagrama), a młyn ciągle obracał się dalej... Po tak długiej wspinaczce na górę, teraz zaczeli zjeżdżać w dół.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W jakiś sposób ta zabawa spodobała się Santao. Choć nie należał do typów stale rzucających podtekstami pozwolił sobie ten jeden raz na dobrą zabawę. Widząc zmieszane reakcje Yamagaty po prostu nie mógł się temu oprzeć. Oczywiście byli tutaj w celach służbowych, jednak kto mu bronił odrobinę się przy tym zabawić. A brak świadków tylko sprzyjał sytuacji.
- Fitness? Zaproponowałbym raczej byś pojeździł na moim koniu na łonie natury…- powiedział bez najmniejszego skrępowania – mam kilka koni w stadninie za miastem…- dodał po krótkiej chwili, doskonale wiedząc jak bardzo dwuznaczna była ta wypowiedź, jednak przecież sprostował, więc nie można mu żadnych sprośnych propozycji zarzucić.
Po tej drobnej i niewinnej prowokacji wzrok pianisty skupił się na widokach miasta. Tu z góry prezentowało się ono przepięknie, liczne światła i zabudowy miały swój urok. Choć Santao zdecydowanie wolał obserwację natury, to potrafił docenić również miejskie piękno.
Jego uwaga powróciła do wokalisty dopiero gdy ten się odezwał. Miodowe oczy ujrzały przezabawny grymas na twarzy drugiego artysty przez co Akira nie potrafił powstrzymać się od cichego śmiechu.
- Dlatego ja wziąłem orzeszki w karmelu… chcesz to się poczęstuj i przełam ten smak - zaproponował podsuwając bliżej mężczyzny wspomnianą paczkę chrupiących słodkości.
- Ponieważ mówią mi to twoje ukryte za szkiełkami inteligentne oczy…- odparł z czarującym uśmiechem spoglądając prosto w oczy Yamagaty. Ich kolor był interesujący, jednak jeszcze bardziej spodobało się blondynowi ich spojrzenie, było przenikliwe i zdecydowanie należało do inteligentnej osoby, więc jakby wokalista się nie starał one go zdradzały, nie był zwykłym dupkiem i prostakiem, którego zgrywał. Większość pewnie się na to nabierała, nie chcąc wchodzić w nieprzyjemne dyskusje bądź zadzierać z kapryśnym artystą. Cóż Santao jednak nie nalezał do osób unikających zwady, uwielbiał wchodzić w jej centrum i jeszcze więcej namieszać. Zwłaszcza kiedy mógł poobserwować rozmaite i interesujące reakcje drugiej osoby, a Rin wyjątkowo go zaciekawił.
Po zadanym pytaniu dotyczącym ulubionej piosenki pianista czekał cierpliwie nie odrywając z początku spojrzenia od mężczyzny.
- Tak chcę byś wskazał jedną..- potwierdził i by dać mu chwilę na zastanowienie się odwrócił wzrok w kierunku rozciągającego się przed nimi horyzontu. Kolejka docierała do samej góry, a widok stąd zapierał dech w piersiach. Było naprawdę pięknie, ale i nieco wietrznie. Artysta musiał przeczesać swoje włosy, które bardzo ochoczo zaczęły figlarny taniec w wygrywanym przez wiatr rytmie. Po tej nieudanej próbie ujarzmienia ich pianista po prostu zrezygnował. Ważniejsze od jego włosów była odpowiedź Rina, który wskazał niebywale ciekawy zdaniem Santao kawałek. Znał go dobrze, lubił ballady, a ta wyjątkowo wyróżniała się wśród twórczości wokalisty i jego zespołu. Blondyn uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, bardzo spodobał mu się ten wybór. Przez co nawet nie zwrócił większej uwagi na jego kolejne słowa, które jak się domyślał miały tylko go zmylić i odwrócić uwagę od podanej odpowiedzi.
- Są piosenki, których nawet po całej flaszce nie da się słuchać, więc nie przesadzaj - stwierdził, jednak na tym skończył swoje pytania i podpuszczania mężczyzny. W tym momencie chciał się skupić na widokach, które naprawdę go ujęły, dlatego miodowe tęczówki z pełnym skupieniem wpatrzone były w horyzont.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Młyńskie koło, powoli zakończyło swoją wycieczkę po niebie i Rin i Santao w końcu mogli opuścić nieprzyjemnie ciasny wagonik. Wata cukrowa wylądowała w koszu. Okulary zostały poprawione na nosie i mogli ruszać dalej. Odwiedzieli kolejno karuzelę (nuda), filiżanki (trochę mniejsza nuda, ale siedzieli naprzeciwko jakiegoś dzieciaka z ojcem, a Rin nie miał cierpliwości do dzieciaków) dom strachów (gdzie Rin bardzo gustownie nabijał się z płaczących ze strachu dzieci), wieżę swobodnego spadania (Yamagata o mało się nie porzygał), tunel miłości (ugggggghhhhhhh, większej tandety chyba w tym parku nie mieli) i w końcu, przed wizytą na kolejce górskiej, którą mieli zakończyć swoją wizytę w parku, zatrzymali się przy strzelnicy, gdzie plakaty i sprzedawca zapewniali, że każdy ma szansę na wygraną.
Yamagata jakoś w to wątpił, widząc jak wszyscy stojący przy ladzie pudłują, ale skoro już tu byli, to mogli spróbować szczęścia, czyż nie? Specjalnie wybrał stoisko bez broni palnej, od której wolał trzymać się od niej z daleka. Także... Stanęło na strącanie kręgli przez rzucanie w nimi piłką. Podciągnął okulary do góry, żeby móc lepiej przyglądać się celom, co, w perspektywie czasu, miało okazać się błędem taktycznym.
-Cóż... Niech wygra lepszy, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że w ogóle nie mam cela, najpewniej padnie na ciebie, Santao –podrzucił niewielką piłeczkę, parę razy w górę, wymierzył... I spudłował, co podsumował, jakże poetyckim, krótkim „kurwa”. Druga próba nie była dużo lepsza, więc tylko westchnął pogodzony z losem.
-Mówię ci to on-usłyszał za plecami, ale zamiast się odwracać, przygotował się do trzeciego, ostatniego rzutu.
-Nie… Nie może być, nie wygląda jak on –do pierwszego dziewczęcego głosiku dołączył drugi, jakby nie wystarczał fakt, że ktoś w tej chwili wywiercał wzrokiem Rin’owi dziurę w plecach.
-No mówię ci... Totalnie!-Rin przymknął oczy... Dobrze wiedział co się szykuje. Zawsze toczyło się to identycznie i był w tej samej sytuacji już setki razy. Rozgrywała się ona zawsze tak samo. Najpierw ciche, nieśmiały szepty, a potem...
Trzy... Dwa...
-Rin! Rin Yamgata, prawda? Wokalista Limelight?-jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyrosły dwie nastoletki w szkolnych mundurkach, patrząc na niego wielkimi, okrągłymi oczami.
Został rozpoznany, było za późno żeby zaprzeczyć, a że ostatnio został opierdolony przez Mariko, jeśli idzie o „nieprzyjemne traktowanie fanów”,a tabloidy nie dawały mu potem żyć przez miesiące, także odwrócił się w ich stronę z uśmiechem na ustach. Najbardziej fałszywym uśmiechem na świecie, ale zawsze. Nie chciał powtórki z rozrywki, zwłaszcza, że obiecał Mariko, że będzie bardziej się starał... Naprawdę nie chciał, żeby rzuciła swoją robotę.
-Możemy... Możemy dostać autograf?-zapytała wyższa z dziewczyn wysuwając w jego stronę bilety do wesołego miasteczka i długopis, najwyraźniej na szybko znaleziony gdzieś w szkolnym plecaku.
-Pewnie –skinął głową, szybko składając podpis na biletach. Nie chciał... Tak bardzo nie chciał być w tej sytuacji. Kiedyś lubił interakcje z fanami na ulicach, ale teraz czuł się... niekomfortowo. Sztuczny uśmiech trwał jednak przyklejony do jego ust.
-A mogłybyśmy... zdjęcie?
-Tylko szybciutko, zanim moja niańka zacznie się nudzić –wskazał kciuckiem na Santao, niby to żartując.
Gdyby skończyło się na dwóch autografach i jednym zdjęciu, Rin najpewniej nie miałby większego problemu z całą sprawą. Problemy, zaczęły się jednak chwilę później, bo zainteresowanie teraz już uszczęśliwionych spotkaniem gwiazdora nastolatek, ściągnęło na artystę zainteresowanie tłumu dookoła. A kiedy już ktoś wydarł się z tłumu i zaczął z nim rozmawiać... Dookoła nagle zaroiło sie od ludzi robiących to samo. I tak dwie osoby przemieniły się w całą grupę.
I tutaj Rin... Przestał sobie radzić tak dobrze. Podpisywał co ludzie mu podsuwali (był stuprocentowo pewien, że połowa nie wiedziała nawet z kim mają doczynienia, albo robili to na rzecz członków, choć głównie członkiń rodziny lub przyjaciólek, które kiedyś lubiły zespół – głownie w przeszłości), niby się uśmiechał, ale...
Rin Yamagata chciał uciec.
Nie był pewien, w którym momencie coś przeskoczyło w jego mózgu, ale nawet jeśli ludzie stali parę kroków od niego, wydawali się na niego napierać, dusić, zamykać go w przestrzeni. Ktoś coś do niego mówił, ale on przestał rozróżniać słowa, wszystkie zlewały się w jeden, nierozróżnialny szum. Wszystko zaczynało się też mu zlewać w jedno przed oczami, a w głowie zaczęły pojawiać się myśli, których tak starał się unikać...
Nie myśl o tym Rin. Nie myśl... Tylko nie o...
Tłum wydawał się napierać z każdą chwilą coraz bardziej, chociaż Yamagata wiedział w teorii, że to tylko w jego głowie. Logicznie, to wiedział. W praktyce... Pobladł. Jak ściana. A ściskająca długopis ręka, zaczęła wyraźnie się trząść, podczas gdy on próbował skupic wzrok na kartce papieru w dłoni, powstrzymać mdłości i skupić się na oddychaniu, bo miał nieprzyjemne uczucie, jakby płuca boleśnie mu się ścisnęły i nie był w stanie zaczerpnąć oddechu. Nie był w stanie... Nie mógł... Nie powinien był pić tej cholernej kawy przed wyjściem... Kafeina przeciiwdziałała lekom. Idiota.
Rin Yamagata miał właśnie bardzo publiczny atak paniki, z którym... Nie wiedział co zrobić, bo zupełnie w tej chwili nie myślał. Jego mózg nie pracował. Całkowicie się wyłączył, zapominając nawet o tym, że potrzebuje tlenu. Gdyby myślał – najpewniej martwiłby się tym, że ktoś go może nagrać. Ale nie myślał – nieświadomie cofnął się pół kroku do tyłu, wpadając na stojącego obok Santao.
Musiał stąd uciec. Musiał się wydostać, musiał...
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przejażdżka diabelskim młynem była przyjemna, a czas spędzony na rozmowie dobrze spożytkowany, zwłaszcza podczas cudownych, niewinnych prowokacji, które tak spodobały się pianiście. Humor w tym miejscu i w tym towarzystwie wybitnie mu dopisywał.
Opuścili młyn i ruszyli na kolejne atrakcję, po drodze Rin wyrzucił watę cukrową, na co Akira spojrzał nieprzychylnym wzrokiem, jednak nie komentował, skoro mężczyzna jej nie chciał mógł oddać ja jakiemuś losowemu dzieciakowi, przynajmniej właśnie tak zrobiły Santao.
Odwiedzili razem wiele atrakcji, które nie zrobiły na nich zbyt dużego wrażenia, było trzeba przyznać, że kolejki tematyczne były zrobione typowo pod dzieci imałolatów, przez co na dwójce dorosłych mężczyzn nie robiło to najmniejszego wrażenia.
Nie wiele atrakcji zostało już na ich liście, a w drodze do kolejki górskiej, ich uwagę przyciągnęły stoiska z mini grami, a przynajmniej uwagę Rina. Santao nie protestował, a kiedy rzucone zostało mu wyzwanie zwyczajnie się zgodził. Lubił wszelkiego rodzaju rywalizację i nawet się z tym nie krył. Wzrok blondyna orientacyjnie przemknął po wszystkich stoiskach było mu obojętne, do którego podejdą, Santao czuł się dobrze z bronią w dłoni, lubił sobie uatrakcyjniać czas wolny więc i na strzelnicy czasami bywał. Yamagata wybrał jednak bezpieczniejszą z rozrywek, a przynajmniej nie dla nerwów tych, którzy się jej podjęli. Według pianisty gry polegające na rzucaniu przedmiotami były o wiele gorsze od tych gdzie było trzeba polegać na sprzęcie. Wiadomo broń była osłabiona, jednak zadanie musiało być wykonalne z niej, za to w przypadku rzutów, zawsze było można zgonić na czynnik ludzki. Brak celności, bądź za słaby rzut.
No i stanęli do rywalizacji, którą zaczął Yamagata. Wokalista ustawił się, wycelował i rzucił, jednak pocisk nie sięgnął celu, podobnie było i przy drugim rzucie. Santao tylko delikatnie uśmiechnął się pod nosem, nie zamierzał komentować niepowodzenia mężczyzny, w końcu w tym był kiepski, lecz w czymś innym mógł być świetny. Każdy miał swoje talenty i predyspozycje.
Przy trzecim rzucie Yamagata został zaczepiony, pianista jedynie spojrzał na dwie dziewczyny kątem oka. Cóż fani… w to nie zamierzał ingerować. Sam całe szczęście nie miał z tym tyle problemów. Muzyka klasyczna nie była tak popularna wśród nastolatek, a ludzie, którzy słuchali jego muzyki, zwykle byli na tyle dojrzali by uszanować jego czas wolny. W końcu Santao organizował bardzo wiele spotkań z fanami i wtedy w pełni poświęcał im swoją uwagę i czas.
By nie przeszkadzać Rinowi artysta po prostu przejął kolejkę i chwycił za przydzielona mu piłeczkę od rzutów. Pierwszy rzut był nietrafiony, lecz tego się Santao spodziewał, dla niego pierwszy rzut to wyczucie mechaniki tej gierki, w końcu coś musiało tu źle działać. Może ustawienie kubeczków? Albo źle dobrana do nich piłka? Maszynka dmuchająca, by przekierować piłeczkę w innym kierunku? Czego to stoisko by nie próbowało, Santao zamierzał to rozgryźć dwoma pierwszymi rzutami. A kiedy łamigłówka została rozgryziona trzecim rzutem zrzucił wierzę z kubeczków, a mina sprzedawcy nieco zrzedła.
- To ja tego misia z niebieską kokardą poproszę..- oznajmił Santao, a pracownik tej skromnego stoiska sięgnął po wskazanego pluszaka i podał go blondynowi wymuszając gratulacje ze sztucznie przyczepionym do ust uśmiechem. Pianista oczywiście przyjął gratulacje, po których odwrócił się w stronę Rina, ten otoczony był już przez cały tłum ludzi, zwykłe dwie kobietki jakby się rozmnożyły w króliczym tempie. Cóż, Santao nie zamierzał się w to mieszać, miał czas, więc wystarczy, że poczeka.
Dostrzegł jak dłoń Yamagaty zaczęła drżeć na długopisie, czyżby się tak zmęczył? Było to niepokojące, jednak artysta nie chciał ingerować w sprawy wokalisty, a przynajmniej taki miał zamiar, bo ten uległ zmianie kiedy Rin w dziwnym podrygu wycofał się do tyłu wpadając na niego. To dało Akirze sygnał do działania, na tyle silny bodziec by zareagować. Położył dłoń na ramieniu Yamagaty i stanął tuż obok niego.
- No dobrze, komu udało się zdobyć autograf lub fotkę to gratulacje, a resztę zapraszamy na spotkania z fanami, bo Niańka Pana Yamagaty już się niecierpliwi, więc bardzo dziękujemy za te miłe słowa i wasze zainteresowanie oraz życzymy miłego wieczoru. DO WIDZENIA…- pianista wygłosił krótkie pożegnanie w imieniu swoim i Rina, po czym objął go ramieniem i odwrócił plecami do tłumu, po to by spokojnie mogli ruszyć w dalszą drogę, prosto do kolejki górskiej.
- Masz zgodnie z umową.. była wata cukrowa to teraz jest i misiek ze strzelnicy... - dodał jedynie zabierając swoje ramię od niego, a w zamian wcisnął mu w dłonie ogromnego pluszowego misia. Chciał odwrócić jego uwagę od zaistniałej sytuacji, nie miał pojęcia co się tam wydarzyło, ale stan Yamagaty go zmartwił, nie chciał jednak tego komentować, były to prywatne sprawy Rina, w które nie chciał się mieszać, uznał więc, że misiek idealnie odwróci uwagę wokalisty od tego zajścia i skupi się on na dalszym marudzeniu.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nie wiedział co się dzieje – najpierw wpadł na coś ciepłego i raczej twardawego, potem poczuł dłoń na ramieniu i nagle, ani się obejrzał, ktoś wyprowadzał go z tłumu. To było jak błogosławieństwo zesłane z nieba. Wciąż niewiele widział i miał problemy z zaczerpnięciem oddechu, ale przynajmniej zniknęło to potworne uczucie klaustrofobi. Mimo to wszędzie byli ludzie, wszyscy na niego patrzyli (a przynajmniej takie miał wrażenie), miał wrażenie, że ktoś za nimi idzie – kiedy się obracał nikogo takiego nie było, ale mógłby przysiądz, że wyczuwa jakąś taką dziwną obecność za budynkami i drzewami. Rok wcześniej też miał takie wrażenie i nikt mu nie wierzył, a jak się to koniec końców skończyło?
Fragmenty mózgu i kości na blacie idealnie czystego mieszkania. Zapach krwi i... NIE!
Nie było mowy, nie miał o tym myśleć
Nie był pewien ile czasu minęło zanim się zatrzymali. Zanim w jego rękach wylądowało coś dużego i puszystego, zanim pół świadomie opadł na stojącą nieopodal ławkę z gracją worka kartofli, spuszczając głowę i zaciskając dłonie w pięci.
Skup się Rin. Skup się...[/b]
Pięć rzeczy które widzisz. Chodnik. Trawa. Moje trampki. Ręce. Wielkiego, niebieskiego misia? To ostatnie było raczej niezwykłe, ale huj z tym.
Cztery rzeczy, które możesz dotkąć. Drewno. Rękaw kurtki jeansowej. Ziemia przy ławce... Wielki, niebieski, miękki misiu?
Trzy rzeczy, które możesz usłyszeć. Wrzeszczące dzieci. Denerwująca muzyczka z pobliskiej karuzeli. Szepty pary na ławce obok.
W końcu udało mu się zaczerpnąć pełen oddech. W końcu otoczenie przestało mu się rozpływać przed oczami i mógł się skupić na tym, co dookoła. Niby proste ćwiczenie, przypisane mu przez psychiatrę... Ale pomagało. W jakimś stopniu.
Dobrze, trochę lepiej, póki co nie myślmy o bardzo publicznym, upakarzającym załamaniu nerwowy, a zamiast tego...
Odruchowo sięgnął jeszcze lekko trzęsącą się ręką do kieszeni kurtki, chcąc z niej wysupłać pudełko z lekami uspokającymi, ale zdał sobie sprawę z paru rzeczy. Po pierwsze – naprawdę nie powinien, bo wziął maksymalną dawkę przed wyjściem, właśnie po to, żeby zapobiec takiej, a nie innej sytuacji. Po drugie – był pracy, a jeśli łyknie kolejną tabletkę, najpewniej nie będzie funkcjonalny. Eksperymentował kiedyś trochę – i wiedział co się dzieje, jeśli weźmie za dużo. Całkiem się wyłączał. Niby nie zasypiał, ale równie dobrze mógł – po prostu wchodził w totalnie inną strefę egzystencji, która była jakby poza światem fizycznym. Po – trzecie nie był sam.
Jego wzrok podjechał do góry i zatrzymał się... na cholernym Santao. I tak jak zazwyczaj po ataku paniki, zazwyczaj nie miał energii na cokolwiek, tak tym razem zostało mu jej najwyraźniej wystarczająco by... Skoczyło mu ciśnienie.
-Co ty sobie robisz, co? –syknął, nieco chwiejnie podnosząc się do siadu (wciąż z nieszczęsnym misiem pod pachą – jak przez mgłę pamiętał, że Santao wepchnął mu go w ręcę, ale to była... sprawa na później). –Czy ktokolwiek prosił cię o pomoc? Miałem wszystko pod konrolą –podszedł do mężczyzny zdecydowanie za blisko, gwałtownie łapiąc go za połę płaszcza.
Prawda była taka, że nic nie miał pod kontrolą i dlatego był teraz wściekły – bo nie znosił potrzebować pomocy. Bo był samowystarczalny, bo sobie radził, bo nie było z nim tak źle, żeby pierdolony Santao, z tym swoim pierdolonym idealnym uśmiechem, idealną twarzą i idealnym sposobem bycia, wtykał swój idealny nos w jego sprawy.
-Nie nauczyli cię, żeby nie wtykać nosa w nie swoje sprawy?-zaciskał dłoń na płaszczu Santao wręcz kurczowo, a z oczu strzelały mu pioruny. Był zły. Złość była lepsza niż pustka. Lepsza niż słabość. Wszystko było lepsze niż słabość i pokazanie jej. Zwłaszcza przed kimś, z kim miał pracować przez następne parę miesięcy. Jak on niby miał się podnieść po takiej kompletnej kompromitacji, coo? Jak miał utrzymać twarz przed drugim mężczyzną, kiedy ten był świadkiem jego załamania nerwowego? Już lepiej by było, gdyby zostawił go na pożarcie fanom.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z początku błaha sytuacja okazała się być znacznie bardziej złożona. Santao nie chciał wtrącać się w sprawy Rina, jednak opuścili już tłum jego fanów, a mężczyzna dalej szedł w milczeniu. A jego kroki były jakby machinalne, jego oddech nie należał do normalnego, a to niepokoiło Akirę. Czy się martwił? Oczywiście, że tak! Nie znał Yamagaty, jednak nie potrafił być obojętny na coś takiego. W milczeniu go obserwował, nie reagował kiedy ten postanowił usiąść, a tylko stanął przed nim i czekał. Najwidoczniej potrzebował on chwili na pozbieranie myśli. Usta pianisty zacisnęły się w wąską linię, kiedy wokalista sięgnął do kieszeni drżącą dłonią i na nowo zamarł. Czy powinien wezwać pogotowie? Wolałby tego uniknąć, dlatego uznał, że da mężczyźnie jeszcze kilka chwil, by mógł odpocząć.
Wsunął dłonie w kieszenie i czekał. Nie chciał tak głupio wpatrywać się w Rina, dlatego jego wzrok skierował się na okoliczne atrakcje byli już niedaleko kolejki górskiej, do której zmierzali. Widać już nawet było wejście, a przed nim niewielką kolejkę ludzi.
Długo ta obserwacja okolicy nie trwała, gdyż uwagę blondyna na nowo przyciągnął Rin swoim nagłym wybuchem żali. Pianista przyjrzał się spokojnie temu jak wokalista zrywa się z ławki i nieco chaotycznie doskakuje do niego po to by chwycić za jego płaszcz. Akira spokojnie go wysłuchał i nie odepchnął uważając, że dla Rina zaciśnięta dłoń na odzieży była zapewne cennym punktem podparcia. Uważnie wysłuchał Yamagaty, skoro ten zapewniał, że miał sytuację pod kontrolą znaczyło więc, że kompletnie jej nie kontrolował, a to nasuwało kolejne pytanie, dlaczego nie był w stanie poradzić sobie z czymś tak prostym jak oddelegowanie fanów? Kolejne krzyki dotyczące udzielonej mu pomocy uświadomiły Akirze, że Rin postrzegał to aż do tego stopnia. Określił to mianem „pomocy”, więc sytuacja naprawdę była dla mężczyzny trudna. Wszystko co zaobserwował Akira szybko przeanalizował i zachował dla siebie, nie zamierzał dzielić się tymi przemyśleniami z mężczyzną i poruszać tego tematu doskonale wiedząc, że nie uzyska od niego żadnej istotnej informacji. Pochylił się więc tak, by zrównać z nim swoje oczy.
- Wystarczyło powiedzieć, skoro chciałeś bym się do ciebie nachylił…nie musisz być od razu taki brutalny…- odparł ze stoickim spokojem, łagodnie patrząc prosto w oczy mężczyzny. Położył dłoń na jego ręce zaciśniętej na swoim płaszczu i powoli i delikatnie ją rozluźnił zsuwając ze swojego okrycia.
- Mówił ci już ktoś… że jesteś niebywale seksowny kiedy się tak złościsz? - dodał, a na jego twarzy pojawił się czarujący niewinny uśmieszek, po którym wyprostował się i spojrzał w kierunku kolejki. Najwidoczniej Rin odzyskał już siły i werwę, dlatego nie musiał się więcej o niego martwić, a pytania o jego samopoczucie wokalista zapewne uznałby za obraźliwe, dlatego pianista je sobie odpuścił. Miał go w końcu na oku, więc w razie powtórki sytuacji może odpowiednio zareagować.
- To co idziemy na kolejkę? - oznajmił na nowo skupiając swoje spojrzenie na mężczyznę. Ten wyglądał nader uroczo stojąc tak zbulwersowany z tym ogromnym misiem, aż miało się ochotę przewiązać niebieską kokardę pluszaka Rinowi. Na pewno ciskałby piorunami jednak wizja ta była ogromne kusząca i sam Akira nie wiedział, jak udało mu się oprzeć takiej pokusie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Spokój i łagodne spojrzenie jakim Yamagata został obdarowany, tylko dolewały oliwy do ognia. Tak bardzo nie znosił faktu, że nic ni wydawało się wyprowadzać tamtego z równowagi. Że ten był cierpliwy, nie wściekał się, kiedy Rin się wściekał, nie odpowiadał krzykiem na krzyk i zamiast tegopo prostu... Po prostu, po prostu był cholerną oazą spokoju.
Nic mu nawet nie odpowiedział – po prostu pozwolił mu rozluźnić swoją rękę na płaszczu. Nie chciał go uderzyć, ani skrzywdzić nie tak na prawdę, nawet jeśli był przekonany, że to najpewniej jedyny sposób na zmianę wyrazu jego twarzy. Nie miał teraz siły, ani ochoty na złośliwe docinki. Mógł być zły, ale... Był tylko zły. Nie było w tym złośliwości, ani jadu. Najpewniej kiedy tylko znajdzie się we własnym mieszkaniu i zamkną się za nim drzwi, zostanie w łóżku przez następny tydzień, o ile będzie
Przez chwile milczał, wpatrując się w mężczyznę. Twarz tamtego była blisko – zbyt blisko. Jasne, przenikliwe oczy mężczyzny wydawały się przewiercać go na wylot, a że w tej konkretnej chwili czuł się naprawdę... niepewnie, jakby jego brudy wypłynęły na zewnątrz, jakby pokazanie swojej słabości było największym upokorzeniem na świecie.
Przełknął ślinę, po czym powoli się odsunął, obdarzając młodszego mężczyznę zimnym spojrzeniem w odpowiedzi na ten jego jakże taktowny „komplement”. Seksowny w złości, bardzo sobie. Jak tak będzie kontynuował złościć Yamagatę, to następnej okazji by zobaczyć go w złości nie dożyje.
-Słuchaj Santao... –syknął. –Tabloidy może mówią, że pieprzę co popadnie i nie jest to dalekie od prawdy, ale zachowajmy resztki profesjonalizmu, co? Nawet ja mam jakieś standardy -powiedzmy sobie szczerzę łatka współpracowników nie do końca była dla Rin’a przeszkodą, ale jeśli idzie o ten konkrenty przypadek... Nazwijcie to przeczuciem, ale miał wrażenie, że w jego najlepszym interesie będzie postawienie pewnych granic. Gdyby nie miał pracować z Santao przez najbliższę parę miesięcy, pewnie by się nie wstrzymał i nic by nie powiedział, ba pewnie ciągnąłby gierki słowne i prędzej czy później wylądował z tamtym w łóżku, jeśli mężczyzna byłby naprawdę zaintersowany takim rozwojem sytuacji – a nie tylko się z Rin’a nabijał... A był przekonany, że ten tylko się z niego nabijał i odpłacał przytykiem za przytyk. Santao był atrakcyjny i interesujący (nawet jeśli był też wkurwiającym dupkiem), a Rin nie miał w zwyczaju się wstrzymywać.
Ale mieli razem pracować przez następne parę miesięcy, Santao to był... Santao, dlatego Rin użył tak niezwykłego dla siebie słowa „profesjonalizm”. Miał wrażenie, że powinien nakreślić jakieś granice... Nie był pewien dlaczego, bo zwykle przekraczanie granic było jego, swego rodzaju hobby, ale będąc w towarzystwie pianisty przez ostatnie półtora godziny, czuł się tak, jakby stąpał po jakimś grząskim gruncie. Jeden zły krok... I wpadniesz w jakieś bagno.
-Niech będzie ta kolejka –bo to była ostatnia rzecz i bedzie mógł po tym iść do domu. –Co mam zrobić z tym czymś, co?-zrównał się krokiem z mężczyzną i podstawił mu misia pod nos. Nie będzie się z tym ciągał, ani tym bardziej nie zabierze tego do domu... Miał prawie trzydzieści lat na litość boską! Może powinien oddać go jakiemuś dzieciakowi? Dookoła było ich wystarczająco dużo... Watę wyrzucił, bo dzieci nie powinny brać jedzenia od nieznajomych, jeśli ich rodzice mieli w sobie wystarczająco dużo rozumu by nauczyć ich paru prostych zasad, ale miś?
Przynajmniej skupienie się na nowym obiekcie nienawiści (niebieskim misiu) sprawiało, że się rozproszył i choć na chwilę, nieprzyjemna sytuacja sprzed chwili odeszła w zapomnienie. Nie mówcie mu, że Santao oczekiwał, że weźmie przerośniętą maskotkę ze sobą do domu, żeby psuła mu wystrój salonu... Ech, był teraz prawie na sto procent pewien, że ten miał coś nie tak z głową. Bardzo nie tak z głową. Cóż... Sam jego udział w tym projekcie na to wskazywał, więc Rin nie był do końca pewien, czego się spodziewał.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Santao wysłuchał uważnie słów wokalisty, który w końcu wyrzucił z siebie coś innego od bezsensownych docinek i wrogości. Odsłonił przed nim jeden z aspektów jego życia, który jak było widać tabloidy i cała popularność mężczyzny mocno wyciągnęła na wierzch. Według Akiry ten fakt nie podobał się Yamagacie, przynajmniej na to wskazywała jego wypowiedź, dobór słów. Musiał mieć przez to wiele przykrości.
Pianista doskonale wiedział, że mężczyzna nie miał na celu ujawniać przed nim takich osobistych rozterek, jednak taki właśnie był blondyn, w temacie o niebieskim doszukiwał się faktów o zielonym. Dla niego wszystko miało drugie dno, a nawet i trzecie. Ludzie byli bardzo złożonymi istotami, które nie bazowały na jednej prostej emocji, była ich cała masa, a mimo to, każdy definiował się jedną bądź dwiema, które prezentował przed innymi, przysłaniając tym samym pozostałe odczucia. Maska Rina była zdecydowanie złość i wszelkiego rodzaju wrogość. Tym prostym procesem chciał zmylić wszystkich, jak najszybciej ich od siebie odstraszając.
- Zapewne tabloidy są najlepszym źródłem, by cię zdefiniować…- stwierdził tonem ociekającym ironią i sarkazmem – jednak jeśli poczułeś się przeze mnie niekomfortowo to przepraszam, zachowam tego typu żarty dla siebie, zwyczajnie jak widać mylnie uznałem, że jesteś nieco swobodniejszą osobą, niż ci, z którymi przebywam na co dzień…mój błąd wybacz...- przeprosiny z jego ust były jak najbardziej szczere, nie zamierzał w takiej chwili dogryzać mężczyźnie. Jeśli ten faktycznie zbyt osobiście odbierał jego żarty mogło być poważnym problemem, a przecież nie oto blondynowi chodziło. Myślał, że drażni się z nastroszonym, bojowym kogutem, a widać, że zaganiał w kąt spłoszone szczenię. Źle ocenił sytuację i była to jego wina.
Oboje skierowali się do kolejki, która miała być ostatnią atrakcja na ich dzisiejszej liście.
- Należy do ciebie, więc to co chcesz. Zapytałem wprost o twoje warunki, dla mnie jest obojętne czy zbyłeś mnie sarkazmem, ironią czy żartem, biorę swoją pracę i ciebie na poważnie, więc wywiązałem się z wymienionych przez ciebie żądań. Zwyczajnie chcę, by dobrze nam się współpracowało. A z misiem zrób co zechcesz…- oznajmił szczerze i spokojnie, patrząc przed siebie, nie tak jak wcześniej to robił. Przy ich poprzednich wymianach zdań starał się patrzeć na swojego rozmówcę, w wypowiedzi wplatał też drobne zadziorne teksty, a teraz całkowicie z nich zrezygnował. Skupił się na odpowiedzi i faktach.
Po dotarciu do kolejki stanęli w kolejce. Santao długi czas milczał skupił się w pełni na obserwacji ludzi. Może będą mieć okazję ujrzeć coś bardziej ciekawego i interesującego. Jak do tej pory wszystkie przejazdy były dość zwyczajne, a mijani przez nich ludzie nie wyróżniali się niczym szczególnym. Były wokół nich pary, grupki dzieciaków bądź starszej młodzieży, zdecydowanie było tu niewiele starszych osób, dopiero tutaj przy kolejce dało się zauważyć takie pary, które nie przybyły do parku z wnuczkami, a jedynie ze swoimi połówkami. Przejazd kolejką po trasie okalającej cały park i prowadzonej przez najpiękniejsze w nim miejsca zdecydowanie wzbudzał zainteresowanie znacznie szerszego grona osób niż pozostałe atrakcje w tym parku rozrywki.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach