Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
From today you're my toyWczoraj o 08:33 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.Wczoraj o 04:34 pmSempiterna
Eclipsed by you Wczoraj o 04:03 pmCarandian
Show me the ugly world (kontynuacja)Wczoraj o 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Twilight tension18/11/24, 10:27 pmCarandian
A New Beginning 18/11/24, 09:45 pmNoé
Zajazd pod Smoczą Łapą 18/11/24, 06:30 pmNoé
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
2 Posty - 13%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%

Go down
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Under the Same Sky {22/10/21, 10:53 pm}

First topic message reminder :



Under the Same Sky - Page 2 Fba92ce30b48c52ad7123020b1888276

Under the Same Sky - Page 2 C083272b6fd12a5b72e9c5d94c9df6ab

Sława przemija. X jeszcze niedawno był frontman’em popularnego zespołu rock’owego, obecnie odpływa w zapomnienie. Jego kariera wydaje się powoli rozpadać, a on nie wie co z tym faktem zrobić. Ostatnią dekadę spędził na scenie, wiecznie w trasach koncertowych. Jego życie nigdy nie było usłane różami – X jako nastolatek uciekł z domu i przez parę lat szlajał się w nieciekawym towarzystwie, grając na ulicy... Dopóki nie przyuważył go ktotś z wytwórni płytowej, zmieniając jego życie raz na zawsze. Zawsze żył jak chciał, podejmując wiele decyzji, które można by uzna za dość.. wątpliwe.
I oto jest. Pod trzydziestkę. Niezdecydowany co ze sobą zrobić – trzymać się ścieżki, którą podążał do tej pory w nadziei, że prądy sławy odwrócą swe biegi, czy spróbować znaleźć nowy sposób na żyie.
Y jest geniuszem fortepianu. Uważany za jednego z najlepszych na świecie, wiedzie życie stricte podporządkowane karierze i rygorystycznym zasadom od kiedy tylko pamięta. W głębi duszy pragnie wolności, spróbować czegoś innego, czegoś nowego. Uciec od zasad, które postawiła przed nim kariera i wymagająca rodzina, zacząć żyć po swojemu... Ale sukces i strach przed nieznanym trzymają go w jednym miejscu.
Jego ucieczką od rzeczywistości, jest słuchanie muzyki, z którą nie ma styczności na codzień -  Y jest sekretnie jednym z największych fanów X, który z oddaniem przez lata śledził jego karierę. I dlatego, kiedy wytwórnia płytowa proponuje specjalną kolaborację pomiędzy ich dwójką, skuszony ofertą pracy z kimś czyją muzykę zawsze lubił, zgadza się, mimo że taki projekt leży daleko poza jego strefą komfortu.
Problem jest taki, że X definitywnie nie podziela tego entuzjazmu. Jego manager zmusza go wręcz do udziału, bo choć X nie ma nic przeciwko mieszania klasycznej z rockową... Ma problem z klasycznymi muzykami, uważając ich wszystkich za sztywniaków w czterech literach... I taką też ma opinię o Y gdy tylko się spotykają.
Y tymczasem... Jest gorzko rozczarowany tym jaką osobą okazuje się w rzeczywistości X, ktoś kogo do tej pory idealizował.
Wydawać by się mogło, że ta współpraca nie potoczy się najlepiej bo X i Y wydają się bardziej inni niż noc i dzień i na początku zupełnie się nie dogadują, ale kto wie? Może coś z tego będzie?

••

Dijira & Amazi


Ostatnio zmieniony przez Dijira dnia 23/10/21, 11:04 pm, w całości zmieniany 2 razy

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {02/12/21, 12:44 pm}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-A żebyś wiedział. Tabloidy znają mnie lepiej niż rodzona matka –to w zasadzie była prawda. Rin nie widział swojej rodzicielki od prawie piętnastu lat i zamierzał tak ten stan rzeczy utrzymać, także jakby się nad tym zastanowić... To nawet nie był żart. Tabloidy wiedziały o nim więcej, jakby się nad tym zastanowić. I zazwyczaj świetnie oddawały jego osobowość! Nawet lepiej niż on sam, zwłaszcza kiedy czuł się dokładnie tak jak czuł się w tej chwili – jakby własnie wyszedł z pralki po wyjątkowo silnym wirowaniu, kompletnie wyprany z wszelkich emocji, czy uczuć. Ale... Tylko dlatego, że nie miał obecnie siły na istnienie we Wszechświecie, nie oznaczało, że mógł pozwolić sobie na jeszcze większy uszczerbek na wizerunku. Już i tak całkiem się upokorzył, tym swoim małym... Atakiem. Nie zamierzał się dalej upokarzać, więc musiał utrzymać pozory, nawet jeśli energi miał tyle co nic i jedyną rzeczą na jaką miał chęć było wczołganie się do łóżka i pozostanie w nim przynajmniej przez najbliższy tydzień. Co też najpewniej miał zrobić. Chyba, że management zmusi go do pracy wcześniej, ale miał nadzieję tego uniknąć.
-Hm? Widzisz? Zakładając, że jestem swobodny właśnie wziąłeś pod uwagę zdanie tabloidów. Przydatne, nieprawdaż? –na jego twarz wypłynął podły, acz zmęczony uśmieszek. Fakt, że chwilę temu opierdolił Santao za docinki najwyraźniej mu umknął, bo kontynuował z nimi zupełnie tak, jakby dosłownie sekundę wcześniej nie powiedział, że chce być profesjonalny. Cóż... Taki może był plan, ale chodziło raczej o utrzymanie dystansu, a nie... Jakby się nad tym zastanowić, to rzucał praktycznie taką samą ilością żartów co Santao, czyż nie? I jego szczekanie na mężczyznę z tego tytułu było wyjątkowo hipokrytyczne, czyż nie?
Ale cóż, nikt nie mówił, że Rin Yamaga używa rozsądku czy logicznego myślenia, więc nie powiedział nic więcej – tylko wpychając dłonie w kieszenie i przyspieszając kroku.
-Bierzesz mnie na poważnie, więc wyraźnie sobie ze mną pogrywasz?-brew Rin’a, wystrzeliła w górę, wyzwanie jak zwykle wyraźne w jego głosie. Nie potrafił przestać. To było silniejsze od niego. Skłamałby mówiąc, że szczególnie próbował – myśli o jego własnej hipokryzji gdzieś tam były, ale nie były wystarczająco ważne żeby gon powstrzymać.
Nie znosił Santao i jego żarty go drażniły. Jednak jak miało się okazać jakieś dziesięć minut później – cichy Santo był jeszcze gorszy niż Santao rzucający złośliwościami jak z rękawa, bo następny kwadrans stania w kolejce w absolutnej ciszy, był prawie nie do zniesienia. Było za cicho – zwłaszcza w porównaniu z niekończącymi docinkami, którymi wymieniali się przzw większość drogi. Ech... Naprawdę nie potrafił się zdecydować, co?
Tak samo jeśli idzie o pluszaka, którego wciąż ściskał pod pachą. Jakby chciał coś tym gestem udowodnić – powtarzał sobie, że opchnie go najbliższemu dzieciakowi, ale póki co nie znalazł jeszcze nikogo „godnego” tego zaszczytu.
Kolejka znajdowała się coraz bliżej i niedługo miała nadejść ich kolej. Zachowanie Santao naprawdę zaczynało Rin’a irytować. Naprawdę wystarczyła jedna agresywna uwaga i ten się zamykał? Tego Rin nie przewidział, jeśli miał być szczery. Zupełnie nie przewidział. Facet roztaczał energię irytującego dupka, a tacy nigdy nie słuchali – spójrzcie na samego Rin’a. Zawsze robił co chciał. W najbardziej chamski sposób możliwy. Cóż, może nie powinien porównywać Santao do siebie – należeli do zupełnie innej kategorii dupkowatości. Yamagata nie potrafił dokładnie nigdzie przypisać pianisty (kolejna irytująca rzecz jeśli o muzyka idzie – widzicie? Doprawdy irytujący osobnik).
-Wiesz co, Santao? –wybuchnął w końcu. Nie potrafił kontrolować emocji. Potrafił je maskować i to dobrze, ale kontroli... Raczej nie miał. Zwłaszcza wtedy, kiedy ledwie miał siłę stać na dwóch nogach – nie zamierzał wylewać jej na kontrolę impusów. –Jak mamy trwać w tej sztywności, to już lepiej żebyś ordynarnie żartował –syknął, nawet nie patrząc na mężczyznę. Na szczęście nie musiał czekać na odpowiedź, bo nadeszła ich kolej na załadowanie się do kolejki.
Szybko zajął więc miejsce – tuż przy brzegu, żeby Santao był zmuszony uciec obok niego, tym samym oddzielając go od dwóch pozostałych miejsc w rzędzie siedzeń.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {06/12/21, 08:28 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

To była kolejna ciekawa obserwacja dla Santao. Rin, który po wybuchu robił dokładnie to czego jemu zabronił. Czyli żartował, docinał i szukał słownej zaczepki, które zgodnie z postawionym ultimatum pianista ignorował. Na każde jego słowa miał w głowie przygotowaną odpowiedź, słowa same cisnęły mu się na jezyk, jednak nie opuszczały ust. Wstrzymywał je wszystkie.
Tabloidy… wystarczyło spędzić z Rinem te kilka godzin by wiedzieć, że do sztywnych osób nie należał. Ze sztywnymi ludźmi blondyn miał do czynienia na co dzień, a wokalista, który na pierwszym spotkaniu pojawił się pół żywy, na ostrym kacu, bez kompletnie żadnego przygotowania i informacji, po czym rozwalił się niczym u siebie na kanapie przed telewizorem w biurze, gdzie podpisywaliśmy kontrakt, wyraźnie wskazywało, że do zbyt sztywnych nie należał. A ten dzień spędzony z nim jedynie to potwierdzał. Santao miał wiele przemyśleń, jednak żadnym z nich nie podzielił się z muzykiem.
Jego kolejne słowa również zostały zignorowane. Powiedział już, że bierze go na poważnie, nie musiał więc wypowiadać tych słów po raz drugi, blondyn dobrze wiedział, że była to zaczepka, docinka, coś co miało zainicjować wymianę złośliwości między nimi. A stosując się do zalecenia o profesjonalizmie, po prostu go zachował.
Dotarli do kolejki, a tam postawa blondyna nie uległa zmianie, zamiast skupiać się na Rinie, zwyczajnie skupił się na całym otoczeniu. W końcu takie mieli zadanie, nie byli tu na spotkaniu czy randce jak to migli wcześniej żartować, byli na służbowym spotkaniu, to była ich praca, więc powinni się nią zająć.
Wzrok Akiry wędrował po wszystkich okolicznych osobach, dzięki jego wzrostowi nie był to dl aniego problem, górował nad tłumem i swobodnie mógł rozglądać się w każdą stronę wyłapując wśród tłumu najciekawsze osoby, a raczej pary. Bo tego mieli szukać, par… na których będą mogli się wzorować, zaczerpnąć inspiracji.
Mijały minuty, a wraz z nimi kolejka przesuwała się do kolejki, Santao kompletnie nie odczuwał tego upływu. Obserwacja ludzi w jakiś sposób dostarczała mu rozrywki. Pochodząc z wysoko postawionej rodziny, od zawsze musiał brać udział w najróżniejszych uroczystościach i zajęciach, które dla zwykłego dziecka byłyby równie atrakcyjne co flaki z olejem, blondyn wyrobił sobie więc pewien mechanizm, który dostarczał mu rozrywki nawet w najbardziej nudnych sytuacjach. Najdrobniejsze dla wielu niedostrzegalne rzeczy dostarczały mu choć minimalnej rozrywki. Latająca wokół czyjejś głowy mucha i to jak osobnik śmiesznie na nią reagował, przelatujący ptak, po prosto wszystko w jego otoczeniu było rozrywką, obserwacja ludzi od zawsze była jego konikiem. A więc przy obecnym zadaniu odnajdował się wybitnie dobrze. Czuł się jak ryba w wodzie, wyłapywał wszystko wokół siebie, a i dużo dalej, dostrzegał również mimikę Rina, który nie bawił się równie dobrze w tej sytuacji co mężczyzna. Widać było, że ciszę znosi z trudem, a wręcz wymalowaną na twarzy irytacją, a może irytował się tak nie na ciszę a na pianistę? No kto mógł wiedzieć, co za gromy szalały w tym rockowym umyśle.
Kolejka malała, a oni byli coraz bliżej wejścia, wtedy Yamagata nie wytrzymał i przełamał te panującą między nimi ciszę. Oczywiście Santao go nie zignorował i obrócił się w jego kierunku po tym jak ten się do niego zwrócił po nazwisku. A słysząc kolejne słowa mężczyzny subtelny i nieco tajemniczy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Rin uciekł wraz z przesuwającą się kolejką, ale Akira nie musiał odpowiadać, czuł swego rodzaju satysfakcję z całej tej sytuacji. Nie spodziewał się, że Rin tak szybko wycofa się ze swojej twardo postawionej granicy.
Podchodząc do ich wagonika spojrzał na miejsce obok wokalisty, miał ogromną ochotę siąść po drugiej stronie wagonika, tak by obcy ludzie musieli siąść między nimi, a zerkając na to kto stał za nimi trafiłoby na uklejonego czekoladą dzieciaka i jego matkę. Cóż, jeszcze te minutę temu właśnie tak Santao by uczynił. Jednak Rin w jakiś sposób okazał skruchę za swój wybuch, więc Akira postanowił mu darować i obrał jeszcze inną taktykę. Czyli zajęcie wagonika jedynie dla ich dwójki, czyli siadł o jeden fotel dalej od Yamagaty, przez co matka z synem wolała poczekać tą jedną rundę niż zostać rozdzielona ze swoim dzieckiem. W dodatku posadzenie dziecka między dwoma obcymi mężczyznami nie było zbyt komfortowe, jak i samodzielne zajęcie tego miejsca przez siebie. I w ten tak prosty sposób Santao zapewnił im choć minimum prywatności podczas tej atrakcji. Kolejka miała jechać przez cały park, a to trochę zajmie, denerwujące byłoby w tak długim czasie wysłuchiwać marudzenia dzieciaka.
- Po tym ciśnięciu się na młynie, uznałem, że trochę swobodny nam się przyda, mam nadzieję, że się nie zatęsknisz… - oznajmił zapinając swoje pasy.
- Posadź miśka, byś nie musiał się z nim cisnąć…- dzięki tak prostej zagrywce, mieli dla siebie znacznie więcej miejsca, a jeden z wolnych foteli śmiało mógł zająć tak wielki pluszak, który był wybitnie nieporęczny i Santao z szerokim uśmiechem obserwował jak mężczyzna się z nim cisnął.

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {12/12/21, 12:03 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-Normalnie uschnę z tęsknoty –syknął, zadowolony z faktu, że sprawy wróciły już do normy i Santao przestał zachowywać się jak ludzki, milczący robot. Najwyraźniej pianista jednak potrafił robić jak go się prosiło... Kiedy mu to pasowało. Cóż, być może, jako człowiek stosunkowo inteligentny, powinien zdać sobie sprawę z faktu, że właśnie poniósł „porażkę” jeśli idzie o utarczki między nimi i „przegrał”. I może zdawał sobie z tego sprawę, ale zdecydował się tą wiedze zignorwać, zamiast tego, tylko posyłając Santao mało przyjemne spojrzenie.
-Może chce się z nim cisnąć co? –zapytał, unosząc brew. Kim Santao myśli, że jest? Co mu daje prawo rozkazywać Rin’owi, hm? I na jakiej podstawie myśli, że ten go posłucha? Tak, Yamagata mógł mieć przed nim załamanie nerwowe. Tak, gdyby ten mu nie pomógł Rin najpewniej skończyłby dużo gorzej. Ale to nie dawało mu żadnego prawda, decydować o czymkolwiek... Nawet o tym, czy wokalista trzyma głupiego miśka czy nie (gdzieś tam mu świtało, że wygląda wyjątkowo idiotycznie, ściskając w dłoniach olbrzymią maskotkę, odepchnął jednak tą myślą – nie logika się tu liczyła, a zasada).
I tak. Yamagata spędził całą przejażdżkę, ściskając niebieskiego miśka. Żeby coś udowodnić. Nie był pewien co, ale to było bez znaczenia.

[...]

Przejażdżka kolejką była miła – widok uprzczonego kwiatami kwitnącej wiśni parku, był ujmujący. A może raczej byłby ujmujący, gdyby Rin nie był na skraju wyżygania całej zawartości swojego żołądka (aka czarnej kawy). Bo ta prędkość... Intensywna. Tyle powiedzmy w temacie.
Kiedy przejażdżka się skończyła i to tragiczne (w opinii Rin’a) dobieglo końca, w końcu uwolnił się od towarzystwa Santao. Mariko zawiozła go do domu, a tam... Szybko przebrał się w dres, po czym , zgodnie z planem wślizgnął się do łóżka i spędził w nim większość dnia. I praktycznie cały kolejny tydzień. Niby miał pracować nad tym cholernym projektem, niby miał coś pisać... A w rzeczywistości, grał po raz... Trzeci? Czwarty? Grał w Mass Effect’a. Bo czemu nie, próby ratowania Wszechświata przemawiały do niego dużo bardziej, niż jego własne, bezsensowne życie. Nie miał weny. Nie potrafił pisać. Do tego cholerny Santao i jego cholerny uśmieszek i zadufane zachowanie, utkwiło mu w pamięci i wielokrątnie odtwarzał ich konwersacje. Powoli dochodził go wniosku, że nie znosi mężczyzny. Tak, ten był atrakcyjny, ale przede wszystkim był nieziemsko wkurzający... Wkurzający i interesujący i... Yamagata naprawdę nie był pewien, jakimi słowami określić swoje odczucia wobec pianisty.
Miał dziwne wrażenie, że to pierwszy czas od długiego, długiego czasu, kiedy rzeczywiście w ogóle ma jakieś „odczucia” względem czyjejś osoby w szczególności. Zazwyczaj wszyscy dookoła do pewnego stopnia go irytowali, nawet jego przyjaciele (czyli Mariko). I tak, Santao również niemożebnie go wręcz irytował, ale w taki bardziej osobisty sposób.
To nie tak jednak, że Rin mógł mężczyzny unikać.
I, półtora tygodnia później, znów miał gdzieś jechać z Yamagatą. Nie był pewien nawet gdzie Mariko ich wiozła i szczerze? Mało go to obchodziło. Znowu byli spóźnieni – znowu; bo ledwo wywlokła go z mieszkania, bo... Po dziesięciu dniach nie opuszczania czterech ścian miał „delikatny” problem z wyjściem na zewnątrz. Taki minimalny. Było to tym gorsze, że chodziło o taką zwykłą, codzieneną rzecz, ale... Co poradzić? Już tak działał. A raczej... Nie działał. Ale skoro już musiał wyjść, to po odbębnieniu spotkania z Santao zamierzał to sobie jakoś zrekompensować. Dawno nie był w klubie. Skoro już musiał dzisiaj opuścić bezpieczne cztery ściany mieszkania, wyjdzie. Może pomoże mu to odżyć. Często pomagało. Często jego tygodnie nie wychodzenia z mieszkania zamieniały się w tygodnie imprezowania co noc. I tak na zmianę, w niekończącym się cyklu.
Koniec końców, znalazł się w samochodzie Mariko, wyglądając zdecydowanie... gorzej niż kiedy ostatnio opuścił swoje mieszkanie. Zazwyczaj, kiedy miał jeden ze swoich tak zwanych „epizodów” całkiem się zapuszczał i tym razem nie było inaczej. Był... Trochę bledszy. Trochę szczuplejszy (bo przygotowanie jedzenia wymagało wysiłku, a zamawianie jedzenia kontaktu z ludźmi, także... cóż żył na batonikach energetycznych i ramen z kubeczka). Pod lekko zaczerwionymi oczami miał wory, a ogolony był tylko dlatego, że Mariko go zmusiła. Do tego... No i do ubrania się w czyste ubrania. Także miał na sobie jeden z T-Shirt’ów zespołu, czarną, z logo, swoją ulubioną kurtkę skórzaną i parę czarnych jeansów.
Rin nie był pewien gdzie jadą... Ale kiedy w końcu zaparkowali przed swoim celem, okazało się, że stoją przed schroniskiem dla zwierząt. Plusy – mniej ludzi, którzy mogą go rozpoznać, zwierzaki nie domagają się autografów. Minusy – Santao. A Rin naprawdę nie miał tego dnia energii na słowne przepychanki...
A skoro o Santao mowa – ten stał przed wejściem razem ze swoim managerem.
-Przepraszam za spóźnienie –zaczęła Mariko, (znów) głęboko się kłaniającąc. –Korki były...
-Nieziemskie. A Tokyo zaatakowała Godzilla... –i po cholerę kłamała? Jakby jej kłamsta miały naprawić jego reputację. Już i tak była przeraźliwie niska.
Rin z cichym westchnieniem zerknął w stronę niewielkiego budynku, w którym meiściło się schronisko. Przodkowie, miejscie go w opiece.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {06/01/22, 04:54 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Ostatnia przejażdżka była dla Aikry czymś pouczającym i zabawnym. Od teraz mógł być pewien, że Rin nie słucha nawet przydatnych sugestii, co więcej by dowieźć swojej samodzielności i niezależności jest w stanie cisnąć się przez całą podróż z ogromnym pluszowym misiem na jednym miejscu w i tak małej kolejce. Była to cenna wiedza, być może przyda się pianiście w przyszłości. A całe to zdarzenie przyniosło mu wiele humoru, po wcześniejszym incydencie dobrze było widzieć zawziętą minę wokalisty, którego stan zdecydowanie się poprawił, a może i wrócił do normy.
Po wyjściu z atrakcji całe to spotkanie dobiegło końca. Ile Santao z tego wyciągnął? Nie był pewien, rozumiał motywy jakimi kierował się producent wysyłając ich na takie „zwiady”. Jednak ciężko mu było przełożyć to wyjście na twórczość muzyczną. Po dotarciu do domu próbował zagrać kilka linii melodyjnych, jednak żadna z nich mu nie pasowała. Może i były dobre zdaniem menagera, ale nie były wystarczająco dobre według Akiry. Ten album musiał być nalepszy, a przynajmniej tego oczekiwał po sobie pianista, musiał wspiąć się na wyżyny swojje twórczości, jednak układanie melodii bez poznania tekstu, który ma jej towarzyszyć było nierealne. Jego praca szła po prostu na marne, a kiedy sobie to uświadomił odpuścił. Przed nim i Rinem było jeszcze wiele spotkań na pewno, przy którymś dadzą radę coś stworzyć. A przynajmniej na to liczył blondyn, bo po cóż innego miały by być te wszystkie wyjścia?
Minął tydzień, tydzień pełen obowiązków, Akira musiał pracować na najwyższych obrotach by wygospodarować sobie dzień wolnego na kontrakt, którego podjął się z własnego widzi misie. Dlatego po tylu dniach pracy był zmęczony, jednak nie chciał tego po sobie pokazać i w dzień drugiego spotkania zebrał się w sobie, by wyglądać jak najlepiej. Choć miejscem docelowym miało być schronisko, więc jego strój nie musiał, a wręcz nie powinien być elegancki. W końcu kto zakładałby koszulę i garnitur idąc kąpać psa. Postawił więc na wygodę, dopasowany czarny T-shirt w psie łapy i do tego grafitowe bojówki. W tych okolicznościach mógł sobie pozwolić na pełen luz, który przy jego codzienności mocno gryzłby się z kreowanym wizerunkiem. Jednak tutaj wpasował się idealnie. Co innego jego menager, ten pozostał przy oficjalnym garniturze, w końcu jak i poprzednio nie zamierzał zostać w tym miejscu ani chwili dłużej niż było to konieczne, pragnienie oddalenia się wzmagało wraz z nadchodzącym Yamagatą, którego mężczyzna szczególnie miał na oku.
- Mogę dla ułatwienia podawać wam wcześniejszą godzinę spotkań. Może wtedy Rin da radę się wyszykować…- odparł z niesmakiem menager Santao, wymownie spoglądając na wokalistę, mężczyzna nie miał pretensji do Mariko, o nie, ta wybitnie przypadła mu do gustów.
- Co was tam zatrzymało, nie ma to znaczenia. Ty zmykaj, a my idziemy…- wtrącił Akira poklepując przyjaciela po ramieniu i nadając mu odpowiedniego kierunku rozpędu do oddalenia się z tego miejsca.
- Dzwoń jak skończycie… odprowadzić cię? Czy decydujesz się tu nieco dłużej zostać? - ostatnie słowa skierował prosto do menagerki wokalisty. Po czym jak miał w zamiarach odszedł.
- Wyglądasz jak kupka nieszczęść Yamagata, przywdziej uśmiech i ruszamy, te psiaki i tak już długo czekają! - stwierdził blondyn, po czym nie czekał na odpowiedź, a wszedł do budynku. Hol nie był ogromny, jednak przestrzeń w nim pozwalała, na małe rozeznanie. Przy miejscu, które zapewne robiło tutaj za recepcje siedziała starsza kobieta. Akira bez zwłoki do niej podszedł.
– My st…- nie dane mu było skończyć, gdyż kobieta po skierowaniu na niego swych zmęczonych oczu niespodziewanie się ożywiła.
- Ah! Panowie już są! Wybornie! Pan Daktro chciał panów powitać, siedzi w gabinecie te drzwi z numerem 3! - wyjaśniła żywiołowo wpatrując się w pianistę niczym w obrazek, nie trudno było się domyślić, że kobieta na pewno znała jego twórczość. Akira jednak nie zaczynał tego tematu, a przynajmniej jeszcze nie. Jego wzrok skierował się prosto na drzwi, które zostały im wskazane.
- Dziękuję ogromnie dobra pani…- skinął uprzejmie głową, po czym skierował swoje kroki w wskazane miejsce. Stojąc przed masywnymi dębowymi drzwiami Akira zapukał, jednak jego paliczki nie zdążyły zetknąć się z powierzchnią dębu, a już drzwi się uchyliły. Jakby mężczyzna za nimi nasłuchiwał i ich wyczekiwał.
- Ha! Witam panów! Zapraszam! Zapraszam! Może kawy? Herbaty!?- widać było jego podekscytowanie, cóż się dziwić, pojawienie się dwóch sław w tym miejscu zdecydowanie rozsławi schronisko i może pomoże wielu czworonogom odnaleźć nowe domy.
Pianista odmówił napoju, przywitał się z dyrektorem tego przybytku, po czym wysłuchał wszelkich informacji, które ten miał im do przekazania. Oboje zostali oprowadzeni po całym kompleksie oraz przedstawione im zostały zdania na ten dzień. Cóż lista była pokaźna, jednak co się dziwić. Miejsce to miało wielu mieszkańców, a Akira chciał wesprzeć ich jak najwięcej, co stale podkreślał. Jego zmęczenie całkowicie poszło w kąt, zapomniał o nim, a widok ślepi tutejszych podopiecznych ładował go nową energią.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {11/01/22, 01:11 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543

-Po pierwsze, jeśli myślisz, że przed spotkaniem z tobą spędzę godziny przed lustrem praktykując sztukę idealnego makijażu, tylko po to, żeby zadowolić twój zmysł estetyczny, to grubo się mylisz, Santao –rzucił za oddalającymi się plecami mężczyzny Rin i niechętnie za nim podreptał.
-[Po drugie, skoro nie ma powodu się uśmiechać, to po co męczyć mięśnie twarzy w nic nie znaczącym geście?-ach tak. Najwyraźniej nawet mimo swojego kiepskiego samopoczucia, Rin nie potrafił się przy Santao zamknąć. Ech ten był po prostu... Prowokujący. Nieważne co i jak mówił, po prostu... Wszystko aż się prosiło o złośliwą reakcję i najwyraźniej tydzień czasu zupełnie tego nie zrobił.
Pomachał tylko na pożegnanie Mariko, która podejrzanie szybko zgodziła się ruszyć za managar’em Santao (ocho! Już on widział ten błysk jej w spojrzeniu... facet definitywnie jej się podobał!), po czym wszedł do środka budynku, gdzie pianista został entuzjastycznie przywitany przez recepcjonistkę. Sam Rin milczał. Jeśli miał być zupełnie szczery – wolał pobyt w schronisku od tego w wesołym miasteczku – nie przepadał za ludźmi, a zwierzaki przynajmniej nie oceniały cię po pozorach i nie były równie natrętne. Po prostu był zmęczony i marzył tylko i wyłącznie o zaszyciu się z powrotem w czterech ścianach własnego mieszkania. Może powinien wyjść gdzieś wieczorem? Za długo już siedział  w domu i chyba powoli zaczynało mu to uderzać na mózg. Tak... Nie mógł sobie pozwolić na to dużo dłużej. Potrzebował rozproszenia, zanim jego własny mózg go w końcu zabije.
Dyrektor, najwyraźniej też był podekscytowany ich obecnością, od razu zapraszając ich do gabinetu i proponując napitki, którym oboje odmówili.
Rin niechętnie wlókł się za dyrektorem i Santao, wpatrując się w zwierzaki w klatkach takim dość pasywnym spojrzeniem – większa część wydawała się podekscytowana gośćmi, ale parę co bardziej sceptycznych, w ogóle nie poruszyło się w klatkach. Yamagata nigdy wcześniej nie był w schronisku, ale było to miejsce tak przygnębiające jak oczekiwał, że będzie. Tak jak Rin miał mało współczucia dla ludzi, tak nawet jego skamieniałe serce odrobinę się ściskało na widok zwierząt, które niczym nie zasłużyły sobie na takie zamknięcie, a najczęściej lądowały w nim, bo znudziły się jakiemuś skurwielowi, który nigdy nie powinien mieć do nich dostępu.
Lista rzeczy, które mieli zrobić tego dnia... Była długa, najwyraźniej schronisko zdecydowało się zrobić pełny użytek ze swoich tymczasowych wolontariuszy, a nie użyć ich tylko wyłącznie dla pokazówki. Najpierw karmienie, potem spacer z psami, zabawa z kotami, a na koniec dnia, och, jakie szczęście, czyszczenie klatek.
Kiedy dyrektor pokazywał Santao, gdzie jest karma i ile należy jej rozdysponować do poszczególnych miseczek, a mało zainteresowany Rin zaczął kręcić się dookoła – jakoś wątpił, żeby pianista miał przegapić okazję do powiedzenia mu co robić – wydawał się wręcz lubować w zmuszaniu Rin’a udziału w rzeczach, których ten nie chciał robić.
Yamagata przykucnął przy tej na końcu korytarza, gdzie w kącie ciasnej przestrzeni, siedział, najdalej jak się da, odwrócony tyłkiem do większości świata, wyleniały kocur o matowej, czarnej sierści.
Rin tylko przez chwilę obserwował zwierzaka – ten był najpewniej starszy, brakowało w nim energii i sprężystości młodości, jeśli spojrzało się z odpowiedniego kąta dało się zobaczyć, że dawno stracił oko – tu i ównie na jego grzbiecie widniały również łyse placki, a wyraźnie nadgryzione przez coś ucho, chyba tylko cudem się zagoiło.
-Ach! –usłyszał nad swoim uchem i spojrzawszy w górę, zobaczył starszą panią z recepcji. –To Mephistopheles, jeden z naszych nastarszych rezydentów... Ma tendencję do uciekania i raczej... Paskudny charakter –wyjaśniła starsza kobieta.
-Naprawdę czarująco go pani przedstawia –wywrócił oczami, w charakterystyczny dla siebie sposób. I kto nazywa kota Mefistofels? To na pewno nie zachęca nikogo do adopcji.
-Tylko ostrzegam! Jak ostatnio wolontariuszka próbowała wyciągnąć go z jego konta, to wgryzł się w jej ręke i nie puścił, dopóki nie zostawiła go w spokoju –kobieta brzmiała na oburzoną, ale  Rin tylko w zamyśleniu spojrzał na zwierzaka. Szczerze. Nie dziwił się zwierzakowi – on też nie lubił kiedy ruszano go ze swojego miejsca i zmuszano do czegolwiek.
A skoro o zmuszaniu mowa... Podniósł się na nogi i szybkim krokiem podszedł do Santao i dyrektora, który pokazał im szafki z karmą. Teraz trzeba było tylko wypełnić kilkadziesiąt miseczek dwoma rodzajami (jedna dla kotów, druga dla psów) karmy z wielkich, dwudziestokilogramowych toreb.
-Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy –mruknął do siebie, sięgając po pierwszy worek i zabierając się do pracy.


Ostatnio zmieniony przez Dijira dnia 17/01/22, 01:35 am, w całości zmieniany 1 raz
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {16/01/22, 07:04 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Oboje ruszyli za dyrektorem przybytku, by ten ich oprowadził i wyjaśnił ich dzisiejsze obowiązki, oczywiście zaczęli od tej najbardziej odpowiedzialnej, by przy jej wykonywaniu zachować jeszcze trzeźwość umysłu, a było nią karmienie. W końcu nie odpowiednia karma bądź ilość u danego zwierzaka mogłaby się źle skończyć, dlatego Santao skrupulatnie wysłuchiwał wszystkiego co miał mu do powiedzenia mężczyzna, który zawołał sobie do pomocy jedna z pracownik, która podawała konkretne instrukcje, Akira wolał je sobie zapisywać, w końcu źle by było, gdyby pomylił numery klatek i zaniósł specjalistyczną karmę nie tam gdzie trzeba. Zapisywał również ilości, które mieli wsypywać dla konkretnych zwierząt, w końcu ich rozmiary i potrzeby były różne, nie mogli pozwolić, by jedne zwierzęta były nadal głodne, a inne przejedzone.
Kiedy wszystko co najważniejsze zostało zanotowane przez Akirę, ten pozwolił sobie ukradkiem spojrzeć na Rina, którego zainteresowanie i zaangażowanie było jak zwykle maksymalne. Dlatego mężczyzna nawet nie słuchał zaleceń i oglądał zwierzęta z drugiego końca korytarza, oczywiście nie była to jakaś wielka odległość i blondyn bez problemu słyszał słowa recepcjonistki jak i wokalisty. W jakiś sposób zaczynał pojmować osobę Rina, wybrał starego, niechcianego zwierzaka i po swojemu bronił go przed kobietą. Było to na swój sposób urocze według Akiry, jednak tę opinię zachowa on dla siebie, a przynajmniej na razie. Może Rin czuł swego rodzaju więź z odtrąconymi zwierzakami, w końcu odkąd się tu pojawili nie słyszał podobnego narzekania co w wesołym miasteczku, czy studiu nagraniowym.
Wszystko było już jasne, zadania rozdzielone i wyjaśnione, zaczęli od karmienia, potem spacery, zabawy, kąpiele i sprzątanie kojców. Cóż same przyjemności oczywiście. Gdy dyrektorek opuścił ich udając się do swoich obowiązków, Rin od razu pojawił się na nowo przy Akirze. A jego entuzjazm był zaskakujący, jak bez żadnego upomnienia sam chwycił za worek, by jak najszybciej zacząć pracę. Pianista spodziewałby się raczej po nim migania od pracy, a tu proszę sam się za nią łapał.
- Już, jasne, syp, a ja będę podsuwać miski, wygodnie będzie je najpierw naszykować i potem poroznosić. Kiedy się zmęczysz zmienię cię przy trzymaniu tego worka…- podał najrozsądniejszą wersję, po to by, obaj nie szarpali się samotnie z tymi workami i celowaniem do misek, współpraca była tutaj kluczowa, a to nie przeszkadzało blondynowi, nawet sam chciał zacząć od tej cięższej strony i chwycić się za worek, jednak nie zamierzał wyrywać go z rąk wokalisty.
Oczywiście nie obyło się bez kąśliwych komentarzy ze strony Rina, jednak całe szczęście przystał na te propozycję i dzięki temu praca szła im szybko i sprawnie. Akira uważnie patrzył na miseczki z numerkami i zerkał na przygotowaną przez siebie rozpiskę, które zwierzę ile ma czego dostać, a kiedy przyszedł odpowiedni moment zmienił mężczyznę, by ten nadmiernie się nie przeciążył z dźwiganiem tych worków, nie wyglądały na zbyt lekkie i wygodne w obsłudze. Podczas całej pracy mężczyzna nie wiele się odzywał, mruczał sobie jedynie pod nosem, podczas czytania i sięgania po miski, a podczas tego kiedy on przejął worek, to dyktował wszystko z kartki Rinowi.
Poszło im znacznie szybciej niż mógł się tego spodziewać, sama pracownica przybytku była zaskoczona ich tempem, jednak nasypać w miski to jedno, a roznieść je, to drugie. No i obaj ruszyli biorąc po dwie miseczki, w dłonie i ruszając do kojców. Jeden po jednej stronie, a drugi po drugiej by się nie pogubić. W końcu w ten sposób musieli pilnować jedynie swoich nieparzystych bądź parzystych numerów i nie bali się, że pominą któreś ze zwierząt. A te witały ich najróżniej, obskakiwały, podgryzały bądź łypały z kąta bojąc się podejść. Cóż teraz mieli jedynie dać im jeść, później zajmą się przekonywaniem ich do siebie i zabawianiem na najróżniejsze sposoby.


Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {18/01/22, 09:47 pm}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543

Rin o mało się nie zapowietrzył.
„Kiedy się zmęczysz zmienię cię przy trzymaniu tego worka…”
No weźcie no! Może on w przeciwieństwie do Akiry, nie spędzał resztek wolnego czasu na siłowni... Dobra, bądźmy szczerzy, jego noga nie postanęła w siłowni od dobrych dwóch lat, ale to są nieznaczące szczegóły! Może nie mógł się pochwalić wyrzeźbioną sylwetką i tu i ówdzie wychodziły mu kości, w miejscach w których odrobina mięsa wyglądałaby bardziej atrakcyjna, ani tym bardziej nie mógł się pochwalić sześciopakiem, ale bez przesady, poradzi sobie z workiem z karmą. I sobie poradził, uparcie nic nie mówiąc, nawet kiedy ramiona zaczęły go boleć.
Poszło im całkiem sprawnie. Zbyt sprawnie, jeśli zapytacie Rin’a... Ani się obejrzał, a już miski były wypełnione karmą i rozkładali je po pomieszczeniu, do tych, do których miały trafić.
Tego dnia mężczyzna nie reagował na zaczepki, Rin’a i jeśli giterzysta miał być szczery, było to niesamowicie nudne. Jedynym plusem w byciu zmuszanym do spędzania czasu z Santao, była intelektualna stymulacja – co prawda tematy ich rozmów definitywnie nie należały do tych intelektualnych, ale słowne gierki, potrzeba myślenia nad szybką i kłującą odpowiedzią już tak... Kiedy tego nie było...
Całe to spotkanie zamieniało się w coś niesamowicie nudnego, co mózg Yamagaty automatycznie klasyfikował jako niewarte wysiłku, jakie wymagało od niego wyjście z domu. To była perspektywa, która go w ogóle przekonała do wyjścia z domu i przyjścia do pracy, bo, jeśli miał być szczery, czuł się tego dnia wyjątkowo paskudnie i pewnie zignorowałby kontrakt i całą resztę, uparł się i został w domu, ale... Ech, wychodziło na to, że cały ten wysiłek zszedł na nic.
W milczeniu postawił kolejną miskę z karmą przed jakimś nadpobudliwym szczeniakiem, który najwyraźniej nie mógł się doczekać posiłku, bo autentycznie nie mógł przestać podskakiwać i wymachiwać małym, włochatym ogonkiem.
Decydując, że ten zwierzak, choć uroczy, nie zasługuje na jego atencję i wrócił do końca korytarza, zatrzymując się przed klatką pewnego potarganego kocura. Najwyraźniej milczący, niezwracający na niego kot, był bardziej interesujący niż milczący, sztywny pianista.
Yamagata najwyraźniej stwierdził również, że włożył już wystarczająco dużo wyisłku w pracę tego dnia, i zostawiwszy resztę miseczek Santao, usiadł na podłodze po turecku, przed klatką Mefistofelesa, wkładając miskę do klatki.
Kot go zignorował i wydawać by się mogło, że w ogóle nie zareagował na pojawienie się jedzenie.
-Co śmierdzielu? Co takiego zrobiłeś oprócz pogryzienia wolontariuszy, że skończyłeś w pierdlu?-ach tak. Konwersacje z kotem... Co za rozrywka!
-Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce do życia, przyznaje... Ale mogło być gorzej. Przynajmniej nikt nie dorwie ci się do drugiego ucha –kontynuował takim tonem, jakby kot miał mu lada chwila odpowiedzieć.
-Ja też chcę iść do domu... Jeśli każdy dzień wygląda tu tak samo, to ja się nie dziwię, że wypiąłeś się dupskiem na świat. Ty przynajmniej siedzisz sam, a ja utknąłem tu z Santao. Jakbyś odwrócił się na sekundę, to byś zdał sobie sprawę z tego, że gorzej być nie może... Wyobrażasz sobie? Pal sześć wyprowadzenie nadaktywnych psów na spacer... To jest dopiero tortura, facet ma najbardziej irytujący uśmiech na świecie–pokręcił głową, jakby w niedowierzaniu.
-Coś ty tak dzisiaj zamilkł, co Santao? Języka w gębie ci zabrakło? Czy może wyczerpałeś swoje zasoby sprośnych, nieprofesjonalnych żartów tydzień temu?—zwrócił się tym razem do swojego ludzkiego towarzysza, najwyraźniej decydując, że wystarczy już tego marnowania jego jakże interesujących zaczepek.
Właściwie... Co Santao by zrobił, gdyby Yamagata po prostu sobie poszedł do domu? Mariko gdzieś zniknęła z manager’em pianisty, więc nie mogła Rin’a pociągnąć do odpowiedzialności, o ile Santao by jej nie powiedział...
-Właściwie to Santao wygląda jak ktoś kto poradzi sobie sam z nadaktywnymi psami, nie sądzisz staruszku? Może zostanę tu z tobą, jak on będzie pracować... Nikt by się nie zorientował, Mariko polazła na randkę z jego managerem... Jak to brzmi? –po części żartował, po części mówił poważnie... Perspektywa wycieczki do parku niekoniecznie napełniała go optymizmem.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {21/01/22, 03:29 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Oczywiście, że Yamagata nie poprosił o zmianę i choć pewnie ramiona mu mdlały wytrwał w czynności do końca, trzymając ogromne worki z karmą i sypiąc nimi do podstawianych przez pianistę miseczek. Cóż dzięki temu poszło im błyskawicznie i w mig mogli zająć się roznoszeniem misek, każda miała numerek, wiec ciężko byłoby pomylić ją i zanieść od innego kojca. Ważne było nasypywanie, by trafiły do nich odpowiednie ilości pokarmu, a tego Santao już uważnie pilnował. Jego organizacja się tutaj przydała i zadanie zostało w pełni prawidłowo wykonane.
Obaj roznosili miski, jednak kiedy została ich już niewielka ilość, Rin najwidoczniej postanowił zrobić sobie przerwę, blondyn na to nie zareagował tylko z jednego powodu. Wokalista wydawał mu się całkiem uroczy siedząc i gadając do starego kocura w najdalszej klatce. Czemu wybrał akurat to zwierzę spośród tylu? Santao miał swoją hipotezę na to, jednak zamierzał zachować ja dla siebie, a Rinowi faktycznie dać chwilę na zacieśnienie więzi z niechcianym przez nikogo zwierzakiem.
Nie silił się na podsłuchiwanie mężczyzny, po prostu chciał roznieść miski, a kiedy to zrobił jego kroki skierowały się ku Rinowi, który w tym też momencie postanowił do niego zagadać.
- Oh Rinie… czyżbyś stęsknił się przez ten tydzień za moim językiem? Bez obaw… jest na swoim miejscu, po prostu ruszyłem za twoimi wskazówkami. Im szybciej tym szybciej, a skoro gustujesz w szybkich akcjach to nie będę cię spowalniać. Ja jestem z tych, którzy długo się delektują więc jeśli wolisz przejść na taki tryb to wystarczy słowo…- mówił jak zawsze z opanowaniem, spokojem i finezją w głosie, perfekcyjnie nad nim panując. Podszedł powoli i by zrównać się ze swoim rozmówcą poziomem przykucnął tuż obok niego, by ten nie musiał zadzierać na niego twarzy.
- Brzmi to tak, jakbyś stronił od mojego towarzystwa Yamagata, chyba cię ono nie krępuję? W końcu będę zaszczycony spacerując w twoim towarzystwie i myślę, że udać powinniśmy się na okoliczne łąki, nie park, psiaki będą mieć więcej zabawy, a później oczywiście wrócimy do twojego nowego przyjaciela. Bez obaw jesteśmy tu, by nie pominąć żadnego z tutejszych mieszkańców - mówił przekonywująco, odpowiadając na kolejne słowa mężczyzny, a po tym podniósł się i spojrzał w kierunku składziku, w którym znajdowały się odpowiednie smyczę i rozpiska, którą zrobił, w końcu musieli wiedzieć, które zwierzęta mogą z nimi wyjść i które z którymi się lubią, by nie dopuścić do żadnych bójek.
- To jak Kotku? Idziesz? - uśmiechał się do niego czarująco i niewinnie, zwłaszcza kiedy przydzielił mu nowy atrybut. W środku ledwie nad sobą panował, pragnąc ujrzeć to oburzenie na jego twarzy. Posłał mu więc uśmiech i ruszył do składziku, aby spojrzeć na listę i naszykować pierwszą partię zwierząt.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {26/01/22, 01:08 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-Po prostu umierałem z tęsknoty –wywrócił oczami. Cóż, przynajmniej wyglądało na to, że Santao wrócił do formy, nawet jeśli tylko po brutalnym szturchnięciu metaforocznego kija. Na moment oderwał się więc od swojej konwersacji z wciąż wyraźnie ignorującym go kotem i zamiast tego przeniósł spojrzenie szarych, podkrążonych oczu na mężczyznę.
-Roznoszenie karmy tak ci się spodobało, że zamierzasz się nim delektować? Smacznego –rzucił, krzywiąc się złośliwie i ostentacyjnie ignorując jakąkolwiek implikację, jaką ten wlewał w swoje słowa. Nie zamierzał się dać w to wciągnąć! –Najwyraźniej znalazłeś swoje powołanie... Niektórzy ze zgromadzonych jednak, nie zamierzają spędzać tutaj całego wieczora, bo mają plany, także chcieliby stąd wyjść... W trybie przyspieszonym –przez „niektórzy” miał na myśli siebie. W czasie pracy, miał okazję to sobie przemyśleć i definitywnie zamierzał dzisiaj odwiedzić tej nocy swój ulubiony klub nocny. Napić się, trochę potańczyć, może poznać kogoś nowego...
Mógłby zadzwonić do Yui albo Sary, ale jednonocna przygoda chyba dobrze by mu zrobiła. Potrzebował trochę ekscytacji w życiu, odskoku od realności, czegoś nowego i niezobowiązującego... Zwłaszcza, że zaczynał mieć nieprzyjemne wrażenie, że Yui zaczyna sobie wyobrażać jakieś niewiadomo co, więc od okoła miesiąca aktywnie jej unikał – dobra, wpadł na nią na paru imprezach, zanim zaszył się w mieszkaniu, ale próbował jej unikać. Z marnym skutkiem, który najpewniej wysyłał jej dwuznaczne sygnały.
Alas!
-Och nie, skądże znowu spędzenia czasu w twoim towarzystwie to szczyt moich marzeń. Tylko dla ciebie wyszedłem dzisiaj z domu... Nie sądzisz, że to wystarczające poświęcenie? –choć jego ton przesiąknięty był sarkazmem, jego słowa były... Dziwnie prawdziwe. Przynajmniej stwierdzenie, że to „dla Santao wyszedł z domu”. W końcu gdyby nie spotkanie z muzykiem, to nie dałby się wyciągnąć z mieszkania, bo Mariko w ogóle by nie próbowała go do tego zmusić. Ale pianista definitywnie nie musiał o tym wiedzieć. A nawet... Definitywnie nie powinien.
Yamagata nie zamierzał się też przyznawać do faktu, że w tej konkretnej chwili otwarte przestrzenie sprawiały, że nawiedzała go lekka paranoja, co było bezpośrednim efektem tego, że przez dwa tygodnienie wychodził na zewnątrz i jego ataku paniki w czasie ich ostatniego spotkania... Ale był Rin’em Yamagatą do jasnej ciasnej. Twardym rockman’em, którego nie przerażały rzeczy takie jak... Świeże powietrze i przestrzeń.
Poza tym dobrze wiedział, z doświadczenia, że jeśli już raz się przełamie i rzeczywiście pospaceruje trochę pod chmurami ta czasowa agorafobia zniknie, odpływajac w zapomnienie. Zawsze tak było.
-A z jakiego tytułu moje towarzystwo jest niby zaszczytem? –uniósł brwi do góry, wyraźnie nie dowierzając słowom, które opuściły listy . –To wcale nie brzmiało przekonująco, wiesz? Istnieją dużo łatwiejsze, przyjemniejsze i mniej sztuczne sposoby, żeby wleźć mi w dupę, niż nieprzekonujące, puste komplementy –dodał bez chwili zawahania, po czym w końcu wstał ze swojego miejsca.
-Ech... Widzisz, w co zamieniło się moje życie, futrzaku? Jak z nim nie pójdę to nie przestanie narzekać –pomachał jeszcze zwierzakowi na pożegnanie, a potem ruszył w kierunku składziku, żeby uszykować smycze i całą resztę.
Nie uszedł jednak daleko, kiedy...
-Jak mnie nazwałeś?-syknął. Co proszę? „Kotku”? Doliczyć to do poprzedniego „Księżniczko” i gitarzysta aż poczuł, jak skacze mu ciśnienie. Do faceta naprawdę nic nie docierało? A może raczej... Wręcz przeciwnie, ten dobrze wiedział, jak Rin zareaguje i robił to celowo. –Skoro ja jestem „Kotkiem” to czym niby ty jesteś w tym równaniu? „Pieskiem”?-odbił piłeczkę, po czym przelotnie zerkając na rozpiskę, ruszył powpinać wymienionych na niej podopiecznych schroniska do smyczy.
Koniec końców, skończył na zewnątrz, z grupą wesołych (zbyt wesołych, to powinno by nielegalne) psiaków na smyczy, gotowy by udać się na pobliskie łąki, nawet jeśli po jego niezbyt szczęśliwej minie, było widać, że nie tego chciał i że miał najpewniej chodzić naburmuszony przez cały spacer. Ale jak już wcześniej powiedział... Im szybciej zaczną, tym szybciej skończą.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {26/01/22, 10:22 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

- Tak właśnie myślałem..- posłałem uroczy uśmiech w kierunku mężczyzny, kiedy ten przyznał, że za nim tęsknił. Santao uwielbiał te ich słowne utarczki, to jak Rin zgrywał oburzonego, nieosiągalnego i po prostu tryskał sarkazmem i entuzjazmem. Pianista ani trochę nie krył się z tym, że mu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie cenił sobie towarzystwo wokalisty, który był wyjątkowo specyficzny. A to chyba najbardziej podobało się blondynowi, nie był z tych ludzi, którzy wiecznie wchodzą ci w tyłek i tylko sprawdzają czy mogą wleźć dalej. Yamagata był szczery i to aż do bólu, a to pasowało Akirze.
- Każda czynność w twym akompaniamencie jest warta delektacji…- mruknął w odpowiedzi, śmiało prowokując niebieskowłosego. Było w tym coś zabawnego jak i ekscytującego. Nie traktował ich spotkań jak zwykłej pracy, czerpał z nich przyjemność, jednak nie dało się tego porównać z niczym innym. W końcu i z Kabuto potrafił się droczyć, nie czuł jednak wtedy takiej fascynacji i oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi nie mogąc się jej doczekać. Coraz bardziej zastanawiało to Akirę, jednak nie rozwodził się nad tym zbyt długo. Po prostu polubił towarzystwo Yamagaty, choć tak niewiele mieli ze sobą wspólnego.
- Niewiarygodne, nie miałem pojęcia jakim szczęściarzem dziś jestem, któż by pomyślał, że jesteś gotów na takie poświęcenie Rinie… jestem wzruszony i zaszczycony…- ciągnął te farsę dalej, żywo gestykulując i uśmiechając się do mężczyzny w typowy dla siebie zadziorny sposób. Choć wszystko co mówili przesiąknięte było sarkazmem, to Santao potrafił przebierać w wypowiedziach dostrzegając w nich informacje, cenne informacje. Może mało istotne dla Rina, jednak dla niego całkiem przydatne, w końcu, żarty, żartami, ale nawet w kłamstwach są ziarna prawdy. W końcu nie podejmujemy tematów, o których nie myślimy.
- Jestem w stanie w to uwierzyć…- mruknął dwuznacznie unosząc jedną z brwi i obserwując sylwetkę Rina. Cóż był w stanie uwierzyć, że istniały przyjemniejsze sposoby na włażenie mu w tyłek, znacznie przyjemniejsze niż tylko pięknie ubrane słowa.
- Ahh nieprzypuszczający niedowiarku, uwierz, że zarezerwowałem ten dzień, tylko dla ciebie, więc miło by było, gdybyś w tym dniu uczestniczył… - dodał po chwili i ruszył do składziku, jednak wtedy usłyszał reakcje Yamagaty na jedna ze swoich zaczepek. Na tę liczył najbardziej i jak widać go nie zawiodła. Uśmiechnął się szeroko, uroczo i niewinnie, kiedy ten się do niego odezwał, a wraz z wypowiadanymi przez Rina słowami uśmieszek ten nabierał szelmostwa i zadziorności.
- Dla Ciebie Kotku, mogę być i Pieskiem, na twój widok, można merdać ogonkiem…- odparł dumny z siebie. Ten tekst był tak dwuznaczny i suchy, ze sam blondyn kisł w środku, jednak ciągnął ten żart, przecież nie mógł wycofać się po tym jak sam to rozpętał. Zadziorny uśmieszek nie schodził z jego twarzy, poprawił jasne kosmyki włosów i czarna koszulkę, po czym sięgnął po smycze. W końcu żarty, żartami, ale mieli pracę do wykonania.
Widział jak Rin zbiera stado mniejszych psiaków, cóż czyli jemu przypadły te nieco większe. Posprawdzał, które z nich może w tym zestawie zabrać i udał się po zwierzaki. No i skończył z pięcioma byczkami poważnie zastanawiając się czy utrzyma tak masywne psy, gdyby te postanowiły sobie za czymś pobiec. Cóż… najwyżej przejedzie się po trawie, w końcu na taką ewentualność był przygotowany i ubrał zwykłe bojówki, a nie dopasowane modne jeansy.
No i opuścili mury schroniska, choć nadal znajdowali się na jego terenie. Ogromne łąki tuż przy nim, ogrodzone były siatką, by zwierzęta mogły tutaj biegać, ale bez możliwości ucieczki bądź zrobienia sobie krzywdy w postaci wpadnięcia pod samochód.
Słońce nie odpuszczało mocno ogrzewając wszystko co oświetlało, Akira zaciągnął się świeżym powietrzem po czym został pociągnięty przez pięć byczków, które zgodnie chciały udać się w jednym kierunku.
- Spokojnie chłopaki i dziewczyny, a co powiecie na trochę swobody? - spytał jakby naprawdę czekał na odpowiedź, po czym podszedł do swoich podopiecznych i po prostu odpiął im smycze. Wiedział, że teren był ogrodzony, więc jedynym problemem będzie ganianie psiaków, by na nowo je podpiąć, jednak na to był przygotowany.
- Dobra, a teraz trochę się poganiamy…- zaśmiał się po czym wyjął z kieszeni piłeczkę piszczącą, którą wziął ze składziku i zaczął z nią biec. Jak można się było domyślić psy ruszyły za nim, mimo swojej masy wesoło podskakując. Nie było to zabójczo szybkie tempo, bo trzy z nich miały już swoje lata, jednak ruch i im się przyda.
- Rin łap! - krzyknął i bez wahania rzucił piłkę prosto w Yamagatę, oczywiście wesołe stadko ruszyło za piłką prosto na wokalistę, który mógł odrzucić piłkę, biec z nią bądź zostać staranowanym. Miał kilka opcji, a Akirę ucieszy widok każdej z nich.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {14/02/22, 01:30 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-Uważaj bo jeszcze ego tak ci się rozedmie, że zaraz wybuchniesz... Nie zapominaj, że to kontrakt zoobowiązuje mnie do tej roboty –to nie była do końca prawda. Najpewniej gdyby uznał Santao za nudnego, to by się nie pojawił na tym spotkaniu, ale Santao tego akurat nie musiał wiedzieć.
Dla Ciebie Kotku, mogę być i Pieskiem? PIESKIEM?
O Jezusie...
-A weź ty... I niby to ja jestem ordynarnym kutafonem –pokręcił głową z niedowierzaniem. –To było słabe nawet jak na moje standardy –zgromił mężczyznę spojrzeniem godnym góry lodowej. Naprawdę...
Taki dobór słów i facet jeszcze wyglądał na niesamowicie dumnego z siebie. Momentami Rin naprawdę żałował, że ładował się z nim w dystkusje... I to był jeden z takich momentów. Niby słowne przekomarzanki były ekscytujące, ale nie kiedy miałeś wrażenie, że wypalją ci dziurę w mózgu...
Nie miał w tym temacie nic więcej do dodania – jeśli Santao chciał odebrać mu język w gębie, to tym razem mu się udało, bo Rin naprawdę nie wiedział jak odpowiedzieć.
Tyle dobrze, że na spacer poszli w miejsce, w którym raczej nie było innych ludzi. Ciągnąca się przed nimi połaciami zieleniejącej wraz z postępującą wiosną trawy. Te łąki były swego rodzaju na przedmieściach miasta – w oddali, za zielonymi wzgórzami, widać było strzeliste wieżowce... Całkiem przyjemny widok, zwłaszcza jako że ostatnie parę tygodnie Rin spędził zamknięty w swoim mieszkaniu. Choć z powodu bliskości do miasta powietrze wciąż było przesiąknięte spalinami, to mimo wszystko odrobinę łatwiej było tu wziąć pełen oddech niż w centrum.
Nie, żeby Rin’owi to było dane nacieszyć się chwilą spokoju, co to to nie... Nie w towarzystwie swory psiaków i pewnego upierdliwego pianisty.
Rin łap!
Usłyszał i odwrócił się od miastowego widoku w stronę mężczyzny, akurat w momemncie, który pozwolił mu na pół świadome złapanie piłki...
O cholera!
Sekundę zajęło mu zdanie sobie sprawy z tego, co ten właśnie zrobił.
W stronę Rina leciało stado szczekających psów. I nie zrozumcie się go źle, to nie tak, że bał się psiaków... Po prostu był człowiekiem naturalniej czującym się w towarzystwie kotów. Psy, choć urocze, wymagały zbyt dużej ilości uwagi. No i... Prawdopodobieństwo, że kot zagryzie cię na śmierć jest jednak dużo więcej.
Nim dobrze zorientował się, co właściwie się dzieje, już ciskał piłkę daleko, daleko przed siebie, a do pościgu dołączyła również i jego grupka psiaków przy akompaniamencie radosnego szczekania.
-Co ty sobie robisz Santao? –odwrócił się do młodszego mężczyzny z twarzą wykrzywioną w grymasie wściekłości. –Powaliło cię totalnie? –to mogło być niebezpieczne! Poza tym Rin na pewno nie chciałby być przywalony przez stado psów... Z jego perspektywy nie wyglądało to na najprzyjmniejsze przeżycie. Wręcz przeciwnie...
-Jeśli chcesz mnie zamordować, będziesz musiał znaleźć jakiś bardziej wyrafinowany sposób –syknął, po czym, jako że psiarnia była zajęta zabawą na trawie, usiadł tak jak stał, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Zręcznie odpalił jednego, wbijając wzrok w wesołą psią gromadę – w końcu nie mogli żadnego zgubić bo mieliby przejebane... Niby łąki były ogrodzone, ale nigdy nie wiadomo.
Z cichym westchnieniem zaciągnął się papierosem, czując jak nikotyna powoli go rozluźnia.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {20/02/22, 06:09 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Zniesmaczenie jakie Santao ujrzał na twarzy wokalisty w jakiś sposób było satysfakcjonujące. Może i bywał w jego towarzystwie dziecinny, nawet bardzo, jednak z jakiegoś powodu sobie na to pozwalał, sam do końca go nie znał, jednak czuł się przy mężczyźnie swobodnie i to bardzo swobodnie. Niebieskowłosy nie był typem osoby, w towarzystwie których Akira przebywał każdego dnia. Była to miła odskocznia, dlatego tak doceniał te spotkania i z nich czerpał.
- Jesteś jaki jesteś, ja tego nie definiuję, zwłaszcza nie takimi słowami…- odparł odrobinę poważniej, choć stale się jedynie przekomarzali, drażniło blondyna kiedy mężczyzna tak się o sobie wypowiadał. Bez względu czy były to żarty czy nie, musiał w jakimś stopniu o sobie tak sądzić, a Santao nie miał ochoty tego słuchać, cieszył się więc, że Rin nie zdobył się na dalsze odpowiedzi, na pociągnięcie tych słabych przekomarzanek i zamilkł zajmując się pracą.
Obaj opuścili budynek kierując się na okoliczne łąki, towarzyszące im psiaki były podekscytowane co okazywały mniej bądź bardziej, ale radość dało wyczuć się od każdego z nich. Santao chciał tą radość z nich wydobywać, dlatego podjął czynny udział w ich zabawach.
Widząc jak Rin stoi i przygląda się okolicy po prostu do niego rzucił, uprzednio ostrzegając. Wokalista złapał piłkę, a blondyn obserwował jak stado psów biegnie w jego kierunku, jak skończyć miała się ta sytuacja? Opcji było wiele, jednak ostateczną wersją było oszczędzenie Rina, piłka został rzucona dalej, a psy bez wahania pobiegły właśnie za nią.
Pretensje wokalisty były oczywiste, nie ruszało do Santao, a raczej nie ruszało go marudzenie mężczyzny, bo po przemyśleniu swojego czynu miał sam sobie coś do zarzucenia. Żarty żartami, ale w jakimś stopniu naraził mężczyznę. W końcu kto mógł wiedzieć jak zachowają się psy, gdyby na niego wpadły. Mógł zrobić się nieprzyjemny kocioł.
Jasne tęczówki powędrowały za rozbrykanymi futrzakami, a nogi skierowały się powolnymi krokami do Rina. Mężczyzna rozsiadł się na trawie i oddał przyjemności jaką było palenie. Akira stojąc już przed nim na chwilę przykucnął.
- Przepraszam… faktycznie było to lekkomyślne z mojej strony… - wyznał szczerze i spokojnie, blondyn nigdy nie miał problemu z przyznaniem się do winy, jeśli taką ponosił. Potrafił dostrzegać i swoje błędy, dlatego nie szedł w zaparte wypierając się ich i odgryzając się teraz wokaliście. Czuł się zobowiązany do przeproszenia Rina co tez uczynił.
- Dobrze się czujesz? Nie chciałbym by coś ci się stało…- dodał mierząc pobieżnie go wzrokiem, widział, że nic nie stało się mężczyźnie, jednak mógł być w drobnym szoku tak jak i w wesołym miasteczku kiedy otoczyli go fani. Akira nie znał mężczyzny na tyle by wiedzieć co siedziało mu w głowie i kiedy jest w porządku a kiedy coś go męczy.
- Po prostu psiaki biegając za piłką szybciej się zmęczą, a wtedy szybciej je zaprowadzimy i wrócimy z kolejnymi, bo trochę ich jest..- wyjaśnił po krótce swój motyw takiego czynu, siadł obok wokalisty spojrzenie skupiając na psach. Nieruchomo leżąca na trawie piłka przestała być dla nich atrakcyjnym zajęciem i zaczęły rozchodzić się po okolicy wąchając wszystko co napotykały.
Pianista wstał i ruszył w ich kierunku, sam wziął na siebie szybkie zmęczenie psów, by skorzystały z dworu i maksymalnie się wybiegały. Wymagało i to nieco wysiłku od niego, jednak jego kondycja nie była najgorsza, dlatego dawał radę biegać z psami odbierając im piłkę i rzucając w kolejne miejsca. Taka zabawa dawała szybkie rezultaty i starsze psy wolały się położyć już zdyszane, jednak nadal merdały ogonami, kiedy na polu pozostały tylko najmłodsze zadanie Santao było ułatwione i piłkę mógł rzucać znacznie dalej, a potem czekać, aż psiaki ja przyniosą, by chwile je pogonić zabrać piłkę, pouciekać z nią i na nowo rzucić.
Dobrą decyzją było założenie ciemnozielonych bojówek i czarnej koszulki, teraz tutaj strój ten sprawdzał się idealnie.

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {08/03/22, 09:58 pm}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-A wyglądam, jakbym się dobrze czuł?-nie czuł się źle z powodu piłki. Taka drobna rzecz jakoś nieszczególnie go ruszała. Chodziło raczej o jego aktualne poczucie psychiczne i brak chęci i energii do życia. Łóżko wzywało go do siebie... Naprawdę, każdy kac był lepszy niż takie totalne wypranie z chęci do życia.
Dobra, przekomarzanki z Santao i zainteresowanie kotem trochę mu jej przywracały, a myśl o piciu wieczorem w nadmiernych ilościach, sprawiała, że był całkiem podekscytowan, ale to... N a wieczór. Tu i teraz, czuł się raczej... oklapły.
-Czekaj... Wracać z powrotem po więcej psów? –tłumaczenia, ani faktem, że tamten go przeraszał Rin nieszczególnie się przejął, za to faktem, że będzie musiał ruszyć dupę i znowu chodzić. Nie potrzebował przeprosin, ani niczego w tym stylu. Ludzie tak się ich czepiają, a one w zasadzie nie znaczą absolutnie nic. Ot puste słowa rzucane na wiatr, nie mające rzadnego znaczenia.
W każdym razie, wracając do wstawania. To było... Dużo wysiłku! W końcu po paru godzinach mógł usiąść i to... To była taka ulga. Na trawie było mu wygodnie, mógł w spokoju palić – najlepiej papierosa za papierosem, tak żeby móc się na czymś skupić, zrelaksować spokoju.
-Ty wyglądasz jak byś miał za dużo energii! –rzucił za mężczyzną. –Nie chcesz wrócić sam i zająć się przyprowadzeniem następnej partii psiaków? Bo ja nie zamierzam ruszać się z miejsca –rzucił, zaciągając się głęboko papierosowym dymem.
Jakiś młody, zziajany kundelek oderwał się od grupy biegającej za pianistą i podbiegł do Yamagaty, który tylko podrapał zwierzaka za uchem, machając na niego, żeby wrócił do reszty zwierzaków. Na pewno lepiej sie wybawi z resztą psiego towarzystwa niż z nudnym palaczem. Rin podchodził do zwierząt inaczej niż do ludzi. Był cierpliwy – nie stresowały go, nie bał się ich. Pewnie, czasami mogły być agresywne, ale.. .Zazwyczaj z prostych powodów. Kiedy czuły się zagrożone, kiedy kogoś broniły... I kochały bezwarunkowo (no doba, koty nie kochały nikogo tylko udawały, że to robią w zamian za jedzenie, ale robiły niedyskryminująco, wszystkim).

[...]

Koniec końców, po porządnej porcji narzekania, Rin wrócił z Santao po kolejną porcję psów. A potem było mycie kojców. Cudownie. Po prostu cudownie. I każdy, kto nie zobaczył w tej myśli głębokiego sarkazmu był ślepy jak nie wiem. Nie żeby Rin szczególnie się przepracowywał – może jak na swoje i swojej słabej kondycji standardy, ale nie na „normalnej” skali... Tyle dobrze, że w końcu nadeszła chwila wolności i koniec końców oboje siedzieli na ławeczce przed schroniskiem czekając na manager’ów.
Ugh... Nie był specjalnie szczęśliwy przez to, że musiał pojechać do domu, zanim wyjdzie do klubu, ale po pierwsze, cuchnął zwierzakami, po drugie, Mariko nie byłaby szczęśliwa wiedząc, że znowu planuje imprezować. Dziewczyna z desperacją próbowała od lat nawrócić go na głowę trzeźwości. Bezskutecznie. Nawet teraz przy jego łóżku stała pusta kolekcja butelek po drogim sake... Z rzeczywistością łatwiej było sobie radzić po promilach.
Wytrzeźwiał tylko dlatego, że jego zapasik się skończył, a wycieczka do alkocholowego była za dużym wysiłkiem.
-Mariko się spóźnia –syknął niezadowolony. Czy nie spędził już wystarrczająco dużo zasuwając jak tania siła robocza? Ona odpowiadała za tą torturę...
Nigdy więcej nie będzie robił czegoś takiego. Nie ma mowy. Po tym całym projekcie odchodzi na emeryturę i tyle.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {15/04/22, 12:02 am}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Przebywanie w towarzystwie Rina było dla Akiry niezwykłą atrakcją, mężczyzna przechodził samego siebie w zdumiewającym poziomie lenistwa i próbach wmanewrowania w podwójną pracę pianisty. Blondyn nie raz dawał się w to wrobić, jednak nie z naiwności, a sympatii do wokalisty. Mimo wszystko wiele czasu podziwiał twórczość artysty i nawet po próbce jego koszmarnego charakteru nie skreślał go tak od razu.
Ilość pracy jaką zafundował im ośrodek była zdecydowanie przewyższająca oczekiwania Akiry. Gdyby nie chodziło o potrzebujące zwierzęta sam zacząłby się obijać, a tak pracował na najwyższych obrotach byle zrobić jak najwięcej w czasie, który mieli tam spędzić. A kiedy psy były wyprowadzone i wybawione, kojce posprzątane, jedzenie rozniesione i część psów wykąpana mogli w końcu odetchnąć. Siedząc przed wejściem na ławce i oczekując menagera pianista nie miał nawet siły odpowiadać marudzącemu Rinowi. Po prostu rozłożył się wygodnie i odchylił głowę do tyłu zamykając oczy, jego ciało płonęło od nadmiernego wysiłku już czuł jak dzień kolejny będzie dla niego torturą. Lubił wysiłek fizyczny, ale ilość biegania jaką podjął z gromadkami czworonogów była zdecydowanie nie na jego siły. Jednak starał się nie pokazywać po sobie oznak umierania.
Po odczekaniu kilku minut menagerowie się pojawili, a artyści mogli się rozstać i powrócić do swoich domostw. Akira zamierzał wziąć długą odprężającą kąpiel, by choć trochę podratować ciało i przyszykować się na trudy dnia następnego.
A wraz z tym dniem powróciły jego codzienne obowiązki. Ponownie wpadł w wir pracy, z którego wypadł dopiero po dwóch tygodniach. Był zmęczony i postanowił odreagować wyjściem do klubu, nie za często mógł sobie pozwalać na tego typu rozrywki, więc kiedy otrzymał zaproszenie od grona znajomych uznał, że warto skorzystać i choć na chwile się wyluzować.
Wieczór zapowiadał się interesująco. Klub wypełniały rozmaite osobistości, a on przechadzał się między nimi odziany w czarną dopasowaną koszulę i swoje rękawiczki, w których czuł się jak we własnej skórze. Towarzyszyły mu dwie zniewalająco piękne kobiety jedna o włosach ognistorudych opadających swobodnie na ramiona, a druga burzy gęstych ciemnych loków. Cała trójka podeszła do baru, po to by zamówić drinki oczywiście na koszt blondyna, który przyjął to z rozbawieniem. Rozsiedli się na barowych krzesełkach dopiero po wypiciu pierwszego drinka i zamówienia kolejnych grono przeniosło się do loży w głębi Sali, by mieć lepszy widok na tańczące osoby na parkiecie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {10/05/22, 12:22 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
Ku zaskoczeniu wszystkich, wliczając w to samego Rin’a, dzień po ferelnym wolontariacie w schronisku, Yamagata pojawił się ponownie na parkingu, tym razem z zupełnie innym zamiarem niż jakiś niedorobiony, wymuszony wolontariat. Ku zaskoczeniu starej wolontariuszki na recepcji, oznajmił, że chce zadaadoptować Mefistofelesa.
Tak.
Nie wiedział dlaczego, nie miał ku temu logicznemu powodu, ale... To było przeznaczenie. Inac zej nie dało się tego wytłumaczyć. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Rin nigdy wcześniej nie wierzył w takie rzeczy, ale teraz  musiał zmienić podejście. Ten kot był mu przeznaczony.
Terapeuta Rin’a był podekscytowany i sceptyczny w tym samym czasie. Uważał, że opieka nad żywą istotą może pomóc muzykowi w znalezieniu motywacji do życia, z drugiej strony... Naprawdę nie był pewien, czy ten podoła.
W każdym razie. Rin Yamagata miał nowego, futrzastego współlokatora, który upodobał sobie w drogę.
A Rin, nieważne w jakim stopniu otępienia czy też upojenia by nie był, jakoś pamiętał, żeby kota nakarmić. Okej. Bądźmy szczerzy. Nie jakoś. Jeśli kota nie nakarmił, ten wychodził ze swojego ukrycia (Rin nie był pewien gdzie ten siedzi cały dzień) i bezwzględnie go atakował. Tak samo kiedy jego kuweta była w stanie niezadawalającym. Sfrustrowany muzyk, w końcu ulegał nieziemskiemu miauczeniu i robił co kot chciał.
I tak jakoś... koegzystowali. A przynajmniej tak to można było ująć.
[...]

Głośna muzyka pulsowała w uszach Rin’a. Smak alkoholu i chwilę wcześniej wypalonego joint’a, mieszały się w jego ustach. Yamagata imprezował co noc od dobrego tygodnia. Kalejdoskop twarzy, których nie pamiętał, noce i dnie, które się nie kończyły, a zlewały w jedno. Jeden plus taki, że przy takiej ilości pochłanianego alkoholu nie cierpiał za bardzo z powodu kaca, a tłumy jakoś przestały mu przeszkadzać.
Absolutnie.
I dlatego siedział teraz wciśnięty na kanapę pomiędzy Yui i jakąś jej koleżanką, której imienia nie pamiętał.
Na siedzisku naprzeciwko miejsce zajmował dosyć znany aktor, którego Rin poznał w przelocie parę lat wcześniej i bogaty dzieciak,  z którymi Rin miał w zwyczaju razem imprezować, a poza tym przy stoliku było jeszcze parę osób, których muzyk nie znał. Jak zwykle – nawet w stosunkowo ekskluzywnym klubie, który był jedną z jego stałych i sprawdzonych miejscówek, ich stolik skupiał ciekawskich – choć tu głównie z tego powodu, że WSZYSCY wiedzieli, że kiedy Yamagata pojawia się w klubie, zapowiadał się... interesujący wieczór.
Taki był też i ten! Rin się nie ograniczał, a to oznaczało, że... Nadszedł czas na kolejnego drink’i. Dla wszystkich osób towarzyszących też.
Dosyć chwiejnie wstał więc na nogi, nachylając się do Yui i wskazując na bar, po czym zaczął przeciskać się w stronę baru pomiędzy ludźmi tańczącymi na parkiecie.
-Jamieeeeeeeeee.... Stary! –wrzasnął, lądując przy barze gdzie okolczykowany, ciemnowłosy barman, posłał mu wyjątkowo  -Następną kolejkę!
-Nie sądzisz, że tobie już wystarczy?
-Nie –muzyk pokręcił głową, posyłając młodemu mężczyźnie szczery, pijański uśmiech... Już miał dodać, że to nie sprawa Jamie’go (który tak naprawdę nazywał się Ichiro, ale używał Jamie jako pseudonimu, bo to brzmiało „cool”), ale wtedy... Coś mu mignęło przed oczami.
A raczej ktoś.
Ktoś, kogo białej czupryny nie dało się pomylić z nikim innym. I ten ktoś stał ledwie parę kroków od niego... Ktoś kogo definitywnie nie powinno TUTAJ być, kto nie miał prawa przebywać w tej samej przestrzeni życiowej co Yamagata po godzinach pracy i kto miał czelność nie opuszczać myśli przez ostatnie dwa tygodnie, jak jakiś.... Jakiś szczur, który chowa się po ścianach, a który nigdy nie wychodzi ze swojej kryjówki.
-Proszę, proszę, proszę... –powoli podszedł do mężczyzny przy barze i jego towarzyszek, z krzywym, nieco paskudnym uśmieszkiem na twarzy i nonszelancko opadł na ladę tuż przy mężczyźnie. W szarym luźnym podkoszulku, swojej zwyczajowej skórzanej kurtce i obcisłych czarnych spodniach, w świetle noeonowych lamp wyglądał na dużo mniej... zmarnowanego niż tak naprawdę był po tygodniu nieprzespanych nocy. Cienie i sztuczne oświetlenie skutecznie ukrywały wory pod oczami i ogólną bladość. –Kogo moje piękne oczy widzą... Akira Santao! –klasnął w dłonie. Normalnie... Jak pianista śmiał w ogóle wkraczać w sferę życia pozapracowego Rin’a i naruszać "spokój" jego imprezowania.
-Nigdy bym nie pomyślał, że zobaczę cię w TAKIM miejscu –Jamie postawił przed nimi na ladzie jeden z cholernych szotów, które najpewniej Santao (albo któraś z jego koleżanek) zamówił przed chwilą, a Rin bez chwili zawahania podniósł (nie swój) kieliszek do góry i wychylił go na raz, wbijając w jasnowłosego mężczyzne spojrzenie pełne niczego innego jak czystej prowokacji. –Innych barów w mieście nie było, że wylądowałeś w takiej spelunie? –zignorował oburzone „ej” ze strony barmana, zamiast tego podchodząc bliżej do Santao. Odrobinę zbyt blisko, bo źle wymierzył odległość, jako że wszystko rozlewało mu się nieco przed oczami, a podłoga wydawał się kołysać, także prawie wpadł na Santao, z trudem odzyskując równowagę.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {10/05/22, 10:01 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Zabawa była wyśmienita, Akira niebywale cieszył się, że dwie przyjaciółki namówiły go na to wyjście. Faktem było, że nie miewał zbyt wiele czasu wolnego, dlatego jak już taki udało mu się zorganizować chciał z niego maksymalnie korzystać. Lubił dobrą zabawę, mocne drinki i głośną muzykę na parkiecie dokładnie tak jak jego dwie towarzyszki. Z Madi światowej klasy aktorką, która była istnym wulkanem energii i jej menagerką oraz partnerką życiową ognistowłosa Mirą mógł szaleć całe noce. Po prostu kochał te dwie kobiety, z którymi nie mógł zbyt często się widywać przez ich stałe wyjazdy, jednak kiedy panny tylko były w mieście to zaraz musieli to hucznie uczcić.
Pianista nie miał pojęcia ile alkoholu już się przelało, jednak panią wciąż było mało przez co cała trójka ponownie wylądowała przy barze. Jedyny w towarzystwie mężczyzna tak zwany „rodzynek” zamówił po kilka szotów dla siebie i dam.
- Czuję się już gotowa na tańce! A wy? - zaczęła Mira przeczesując rude włosy, by zgarnąć je z twarzy.
- Żartujesz kotku, to ciało stworzone jest do ruchu, więc pijmy szybko i zaczynajmy te zabawę! - odparła Madi potrząsając kusząco swym ciałem, a kobieta miała czym potrząsać, zwłaszcza w tej obcisłej złotej sukience idealnie kontrastującej z jej ciemną karnacją.
- Dopiero zaczynamy? No dobrze słyszeć po trzech godzinach imprezy.. ale ja za wami tęskniłem - zaśmiał się i oparł przedramionami o ladę baru.
- A co ty myślałeś Złociutki! Noc jeszcze młoda, a my gorące! - Madi szturchnęła go w ramię i miała jeszcze coś dodać, lecz ktoś im przerwał. Blondyn spojrzał na przybysza i prychnął pod nosem, odepchnął się lekko od lady i stanął przodem do nikogo innego jak Rina Yamagaty. Uśmiech na jego twarzy zdecydowanie zrobił się szerszy i bardziej zadziorny co nie umknęło uwadze jego towarzyszek. Te szturchając się uważnie ich obserwowały.
Santao stał twardo mimo alkoholu krążącego już w jego krwi, a kiedy wokalista sięgnął po ledwie co postawionego przed pianistą szota wypił go, a potem zachwiał się na nogach, blondyn nawet nie drgnął. Nie zamierzał się przesunąć. Całe szczęście nie doszło do zderzenia muzyk w porę się opanował i złapał równowagę.
- Niestety nie, nie słyszałeś? Jakiś niebieskowłosy gość łaził od klubu do kluby wypijał cały zapas alkoholu i szedł dalej. Ostał się ten jeden przybytek…- odparł na zaczepkę zgrabnie nawiązując do znacznego upojenia alkoholowego, jakiemu poddał się Rin. Nim Akira zdążył powiedzieć cokolwiek jeszcze między nimi stanęła rudowłosa piękność Mira, ze skrzyżowanymi ramionami pod piersiami, które to tylko lepiej uwydatniło. Uważnie przyjrzała się Rinowi od stóp po czubek głowy i sięgnęła po swojego szota wypijając na strzała, zastukała kieliszkiem o ladę odstawiając szkło zrobiła krok do tyłu, by wyjść z pomiędzy mężczyzn.
- Akceptuję i zezwalam na to spotkanie, my idziemy na parkiet, a wy godnie pijcie albo do nas dołączcie…- zakomunikowała wyraźnie typowym dla siebie władczym kobiecym tonem, po czym wypiła drugiego szota i udała się z Madi prosto na parkiet. Akira jedynie zaśmiał się pod nosem spoglądając za pannami, którze napotykając jego spojrzenie tylko wykonały prosty gest informujący o tym, że mają ich na oku.
- Barman poproszę jeszcze kilka kolejek, może uda mi się którąś wypić nim ktoś mnie ubiegnie..- zaśmiał się spoglądając na Rina i zrobił krok w jego stronę, po to by móc swobodniej i bez większych krzyków z nim porozmawiać.
- To co skorzystasz czy już wymiękasz? - odparł z wyzywającym spojrzeniem, był zadziorny, jednak pokazywał to głównie w towarzystwie wokalisty. Z resztą na co dzień musiał być ułożony i stonowany, więc w takim miejscu jak to mógł sobie wrzucić na luz i dobrze się zabawić.
Kiedy barman postawił przed nimi pierwszą kolejkę szotów Akira chwycił szkło bez wahania opróżniając je i łapiąc za drugie.
- Tyle się słyszy o imprezowym Rinie, że zastanawiam się czy nie skapcaniałeś już czasem…- dodał wypijając drugiego szota i ostrożnie odstawiając szkło, które od razu zabrał barman.

Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {12/05/22, 12:36 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
-Co poradzę, że w Tokio jest tyle dobrego alkoholu, a bary wręcz domagają się eksploracji? –wzruszył ramieniem, bez swojej zwyczajowej jadowitości w głosie. Alkohol, jako, że ułatwiał Rinowi funkcjonowanie, sprawiał, że czerpał jakąkolwiek przyjemność z życia ostatnimi czasy, a co za tym idzie... Muzyk był pod jego wpływem dużo bardziej... znośny, niż na codzień. Im dalej od realności i dnia codziennego tym bardziej... łagodniał. Zawsze tak było, od jego czasów nastoletnich. Podczas gdy ludzie, z którymi się zadawał, po pijaku wzbudzali burdy i wskaźnik agresji skakał im do góry, tak w przypadku Rin’a... Mógł tracić swoją zwyczajową elokwencję, pleść androny i podejmować masę spontanicznych, źle wywarzonych decyzji, ale... Ściana, którą oddzielał sie od świata stawała się odrobinę cieńsza, odrobinę bardziej wybrakowana i przebłyskiwała przez nie miękksza, bardziej szczera wersja wokalisty.
Skinął tylko głową towarzyszącym Santao kobietom – one mu nieszczególnie przeszkadzały, ale też jego myśli, skupiały się na jego obecnym „zdenerwowaniu” osobą pianisty, a że podzielność jego uwagi była w tych kwestiach raczej selektywna, to cóż...
-Wiiiiiiiiiiiiiiiiiidzę, żeeeeeeeee ktoś ma cię zupełnie pod pantoflem, San.. dao... Tao... Gao–Rin zachichotał w sposób... Którego normalnie nigdy nie usłyszelibyście z jego ust normalnie. Nie był to szorstki, złośliwy śmiech, tudzież ponury, krótki, który wcale jak śmiech nie brzmiał jak śmiech. Nie, ten był lekki i zupełnie niewymuszony i sprawiał, że normalnie zamknięta i zimna twarz muzyka, automatycznie złagodniała. –I że przygruchłałeś... łałeś sobie towarzystwo z klasą. Nie tego bym się po tobie spodziewał –no tak. Rin mimo wszystko był Rin’em. Bez obelg i przytyków nie mogło się obyć.
Na pytanie początkowo nie odpowiedział. Zamiast tego sięgnął po kieliszek i opróżnił go duszkiem, czując jak alkohol charakterystycznie rozchodzi się piękącym ciepłym po jego gardle, a potem przyłyku.
-A wyglądam według ciebie jakbym skapcanagadniał? –zapytał, pochylając się bliżej do mężczyzny i spoglądając mu prosto w oczy. W jego głosie wyraźnie już można było usłyszeć efekty promili - chociaż słowa wciąż można było rozróżnić odrobinę bulkotał i przekręcał co bardziej skomplikowane słowa.
-Nie dość, że władował się do MOJEGO klubu i niszczy MI zabawę swoją denerwującą obecwością, to jeszcze mnie obraża... No ja cię... NO! –posłał pianiście oburzone spojrzenie, mamrocząc niewyraźnie bardziej do siebie niż do niego, sięgając po jeden z drinków, które sam zamówił chwilę wcześniej i machając dłonią w stronę swojego stolika, żeby kelnerka wiedziała, gdziie zanieść resztę z nich. Póki co wyglądało na to, że jego znajomi nieszczególnie przejęli się jego nieobecnością – nawet zazwyczaj niezwykle przylepna Yui (z którą swoją drogą naprawdę powinien uciąć kontakt, zanim dziewczyna zacznie sobie wyobrażać jakieś niewiadomo co), była pogrążona w konwersacji z jakimś młodym chłopaczkiem, który się do nich dosiadł, więc wydawała się póki co przymknąć oko na nieobecność Yamagaty. Dobrze, bo ostatnimi czasy była naprawdę męcząca i poprzedni wieczór spędziła praktycznie wisząc na jego ramieniu.
Męczące. Naprawdę męczące.
-Połiwe.... Powinienem ci pokazać jak się nie... No wiesz! Imprezuje? –nachylił się w kierunku mężczyzny sugestywnie, z błyskiem w oku... –A może to ty jesteś zbyt sztywny?-zapytał, stukając go delikatnie palcem w pierś. Cóż, w tej konkretnej Santao nie wyglądał na szczególnie „sztywnego” per se – ba!, jak zwykle wyglądał irytująco dobrze w tej swojej koszuli (ale to w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia, w ogóle, ani trochę), a Rin choć raz nie czuł się przy nim jak bezdomny (no bo hej, jego niedorobiony zmysł modowy, akurat do klubów się nadawał), ale coś w mężczyźnie było po prostu takiego, że ciężko było odwrócic od niego spojrzenie. Coś do czego trzeźwy Rin nigdy by się przed sobą nie przyznał (dla zasady), ale na skraju realizacji czego stał pijany Rin i do czego miał się bezwstydnie przyznać przed samą sobą ledwie chwilę później.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {17/05/22, 10:43 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Pianista uważniej zlustrował swojego nowoprzybyłego rozmówcę. Po takiej zaczepce spodziewałby się po nim jakiejś jadowitej odpowiedzi, typowego pyskowania, a uzyskał najzwyklejsze potwierdzenie. To wzbudziło zainteresowanie blondyna, który postanowił mieć się na baczności, by nie zostać wciągniętym w jakąś głębszą intrygę, może wokalista szykował na niego jakąś słowną pułapkę? Choć czy jego stan pozwalał mu na tak analityczne planowanie? Było to bardzo wątpliwe… więc skąd ten uśmiech na jego twarzy?
- Santao… i bycie pod takimi pantoflami jest błogosławieństwem niż przekleństwem zapewniam…- poprawił mężczyznę, który celową bądź nie mylił jego nazwisko, bawiąc się jego końcówką. Śmiech jaki opuścił gardło pijanego artysty już w pełni zbił blondyna z tropu. Czemu jego twarz nie wyrażała złośliwości i tej wrogości do której zdążył przywyknąć pianista. Ta odsłona Rina była dla niego zupełną nowością, stąd problem z wyłapaniem intencji mężczyzny.
Moment, w którym Yamagata zbliżył się do Akiry był dla pianisty pełen skupienia i czujności. Nie drgnął nawet o milimetr, jednak uważnie obserwował rozmówcę, który najprawdopodobniej się zachwiał. Więc to wszystko było jedynie efektem upojenia alkoholowego, nie jakiegoś podstępu i dziwnych zagrywek. To odrobinę rozluźniło Santao, którego dłoń powędrowała po kolejnego szota. Wtedy Rin zaczął kolejny ze swoich wywodów, a ten wywołał na twarzy blondyna delikatny naprawdę sekundowy grymas. Pijani są nadzwyczaj szczerzy, więc tak jak przypuszczał, samą swą obecnością grał na nerwach mężczyźnie, z którym tak bardzo chciał współpracować. Najwidoczniej pragnienie to było egoistyczne, samolubne, a sam zainteresowany został w pełni do tego zmuszony. To odrobinę popsuło do tej pory wyśmienity nastrój jasnowłosego.
Odstawił puste szkło w dłoń chwytając kolejne wypełnione płynem, który miał poprawić mu nadszarpnięty nastrój. Unosił już kieliszek, kiedy Rin stwierdził, że pokaże mu jak się imprezuje. Prychnął lekko tym rozbawiony. Mężczyzna wyglądał na niezwykle porobionego, jednak odprężonego i dobrze się bawiącego, co nawet ciekawiło pianistę. Patrzył więc na wokalistę w zamyśleniu, czy skusić się na tę przedziwną i niecodzienną propozycję? Oczywiście, by skłonić blondyna do pomysłu Yamagata użył i obelgi, co jedynie rozbawiło Akire, czyli pazur w mężczyźnie nadal został, a palec, który uderzył o tors Santao był niczym guzik zwalniający wszelkie blokady.
W mement na twarzy blondyna wykwitł zadziorny typowy dla niego uśmiech, a tęczówki wbił wprost w oczy rozmówcy. Pochylił się nieco w jego kierunku i oparł o ladę, chciał być na wysokości jego spojrzenia. Pod podbródek Rina ułożył jeden palec, którym uniósł lekko jego twarz, tak by mógł bezpośrednio spojrzeć w lekko zamglone od alkoholu oczy.
- No więc Rinie Yamagato pokaż mi jak imprezujesz…- odparł wyzywająco powoli wysuwając palec z pod podbródka i zabierając dłoń sięgnął po kieliszek, który opróżnił tuż po odsunięciu się od mężczyzny.
- I pamiętaj, że narobisz sobie wstydu, jeśli przepije cię pianista z kijem w dupie..- dodał żartobliwie dobrze wiedząc, że wokalista takie właśnie miał o nim zdanie.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {20/05/22, 12:00 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543

-Tak, tak, wiem jak się nazywasz, nie spinaj dupy –machnął ręką lekceważąc, decydując się zignorować fakt, że mężczyzna go poprawił. Gdyby ten miał tyle promili w krwii co Yamagata też by się nie przejmował takim nieznaczącymi detalami jak wymową nazwiska. –Rozluźnij się!  Nie jesteśmy w pracy, KOTKU –rzucił, dumny z siebie, bo pamiętał, że Santao używał dokładnie tego przezwiska, żeby go ostatnio zdenerwować.
-Jak to ma być niby sprawiedliwa rywalizacja, skoro zacząłem na długo przed tobą? –uniósł brew, nachylając się odrobinę bliżej w kierunki mężczyzny. Cholerny Santao na pewno chciał go wkręcić. Oszukaniec jeden. Podły oszukaniec
-W zasadzie to mam.... –zmarszczył brwi, wyraźnie starając się przypomnieć, kiedy niby zaczął, ale jego mózg odmawiał w tej chwili posłuszeństwa. Zresztą matematyka nie była jego najlepszym przedmiotem. –Jakieś plus minus pięć dni przewagi – definitywnie nie był trzeźwy od poniedziałku, a chyba był piątek? A może była sobota? Ktoś odpowiedzialny, jak Santao najpewniej nie imprezował w tygodniu, więc musiał być albo piątek albo sobota. KRÓL LOGIKI! IQ GENIUSZA, Rin Yamagata zasługuje na Nobla... z geniuszowości.
Drgnął gwałtownie, kiedy palec Santao wylądował mu palec Santao, bo po kręgosłupie przeszedł mu jakiś taki dziwny dreszcz. Przez chwilę tylko próbował zerknąć na nieog w dół, co musiało wyglądać dosć komicznie.
-Co ty sobie robisz, co? –burknął oburzony, patrząc na mężczyznę spod przymrużonych powiek, łapiąc go za nadgarstek (dość niezdarnie, bo jego ręka rozmazywała mu się nieco przed oczami), kiedy ten cofał rękę do tyłu.  –Nie może pan tak podchodzić, kogoś pijanego, panie Santao, tak nie wypada –nie flirtował z Santao. Nigdy. Wcale. W ogóle. Ani trochę. Zwłaszcza nie pod wpływem alkoholu. W końcu nie znosił mężczyzny... Z drugiej strony w czym to przeszkadzało? Hate sex bywał naprawdę dobry, wypowiadał się z doświadczenia, także...
Nie. Rin. Nie. Definitywnie nie – obiecałeś sobie nie spać z współpracownikami.
Zwłaszcza Santao.
Tak. Dokładnie. Zwłaszcza Santao i alkohol nie zmieni jego podejścia. Rin był odpowiedzialnym dorosłym.
Ale Santao był... Atrakcyjny, interesujący i od paru tygodni prześladował myśli wokalisty, co definitywnie nie pomagało. Najwyraźniej kapka alkoholu sprowadzała „odpowiedzialną dorosłość” do skali minusowej. A raczej... Podwójnie minusowej, bo na minusie była ona na codzień, jako że kontrola impulsowa Rin’a i tak praktycznie nie istniała. Ech, naprawdę powinien przestać o tym myśleć, bo jeszcze zrobi coś głupiego. Bardzo głupiego. Czego będzie żałował jak wytrzeźwieje. O ile wytrzeźwieje. I choć w tej chwili miał jeszcze wystarczająco dużo insynktu samozachowawczego, by o tym myśleć, to taki stan rzeczy najpewniej nie miał się długo utrzymać, bo Rin nie przestawał wlewać w siebie alkoholu. Ba!
Przez chwilę tylko patrzył w oczy młodszego mężczyzny, po czym w końcu jakby się odsunął i otrząsnął...
Zaraz sięgając, po ostatni z kieliszków postawionych przed nimi na ladzie i opróżnił go „na raz”, klaskając w dłonie, bardzo z siebie zadowolony.  Jamie zbliiżył się wyraźnie gotowy zafundować im dolewkę, ale Rin pokręcił głową. Później, pewnie, ale najpierw...
-Ale... Sangao –tym razem przekręcił nazwisko mężczyzny celowo, znów chichocząc do siebie, wyraźnie zadowolony z własnego żartu. –... jeśli myślisz, że moje imprezowanie ogrwharaniczmgna się tylko do picia... To się grubo mylisz! I chociaż z chęcią postawiłbym ci kolejną kolejkę, to będzie musiało poczekać, bo... Idziemy potańczyć– zakomenderował, ciągnąc mężczyznę za ramię w stronę parkietu, w stronę barwnego, w większości pijanego tłumu, podskakującego rytmicznie dookoła tłumu. Kula dyskotekowa krążyła pod sufitem, oświatlając kolorowymi światełkami wszystkich dookoła.
-Co tak stoisz? Pośpiesz się, bo zaraz wycofam ofertę... –rzucił, zaczynając powoli podrygiwać w rytm muzyki, której „trzeźwy Rin” najpewniej w ogóle by nie był w stanie tolerować, ale akutalnie... Nieszczególnie mu ona przeszkadzała. Zresztą nie muzyka liczyła się w tym wszystkim, nikt tu nie przychodził jej słuchać. Ludzie przychodzili sie wyszaleć, dobrze się bawić...
Zapomnieć o świecie na zewnątrz i dać się ponieść.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {29/05/22, 06:48 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

 Nic nie odparł na informację, że Yamagata znał jego nazwisko. Cóż przy takiej osobie jaką był wokalista raczej spodziewałby się zignorowania takich szczegółów ich współpracy. Dlatego jedynie skinął lekko głową, był odrobinę zaskoczony, jednak nie dał tego po sobie poznać. Nadal uważnie przyglądając się mężczyźnie. Nie do końca wiedział czego może się po nim spodziewać, czy przyszedł go tu pozaczepiać, powyzywać, popsuć mu wieczór, a może wciągnąć w jakaś intrygę. Chciał go ośmieszyć? Naprawdę starał się być czujny. Kiedy byli w pracy niebieskowłosy sprawiał wrażenie jakby stale marzył o oddaleniu się od niego, jakby przebywał z pianistą za karę, a tu w swoim czasie wolnym, sam bez żadnego przymusu do niego podszedł i proponował wspólną zabawę. No był to wyraźny sygnał do niepokoju, jednak Akira był zbyt ciekawy by bezpiecznie odejść.
 - No to jakbym się nie starał faktycznie nie wyrównam tego poziomu, bowiem piję zaledwie od kilku godzin…- zaśmiał się jakby naprawdę było mu przykro z tego powodu. Swoją drogą, czy mężczyzna się z nim droczył, czy faktycznie był w tak długim cugu? Było to dość przerażające, czy w ten sposób wokalista spędzał całe dnie? Swoje życie? A może był to jednorazowy wypad? Taki tydzień pełen szaleństwa? Nie znał Rina zbyt dobrze, jednak doskonale wiedział, że nie była to na pewno pierwsza ani ostatnia taka sytuacja. Taki już ten facet był, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. W jakimś stopniu zrobiło się go szkoda Akirze.  Czy naprawdę musiał alkoholem zapełniać jakąś pustkę w swoim życiu? Tacy ludzie zawsze chowają się za dobrą zabawą, w momencie gdy ich życie stale się puste. A to było po prostu przykre.
 No i w tym momencie padła zaczepka na „kotka”, a to wyraźnie zaskoczyło Akirę, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rozbawiło go to, uśmiechnął się, a po tym jak jego dłoń została złapana spodziewał się raczej oburzenia, a nie tego co usłyszał. Co to było? Flirt? Nie… Santao musiał to źle zinterpretować. Na pewno źle zrozumiał.
 - Nie wypada? A więc proszę wybaczyć moja śmiałość, więcej się to nie powtórzy..- odparł lekko rozbawiony i dopił swojego drinka patrząc jak wokalista sięga po ostatni kieliszek i go opróżnia jednym haustem.
 - A gdzieżby, przypuszczam raczej, że w tym słowie zawiera się wiele definicji, a znam zaledwie ich skrawek…- wyznał, rozbawiony zaburzona wymową mężczyzny. Zrobił ostatni łyk i odstawił puste już szkło na ladę, by barman mógł je zabrać.
 - Spokojnie i na kolejne kolejki przyjdzie czas…- stwierdził obserwując mężczyznę, który naprawdę kierował się w stronę parkietu. No tego się po nim nie spodziewał. Wokalista chciał tańczyć, chciał tańczyć z Akirą? To było szokujące i podejrzane. Jednak Akira zbyt był ciekawy rozwoju sytuacji by zrezygnować. Z resztą na jakiego tchórza by wyszedł wycofując się teraz, na samym początku. Ruszył więc śmiałym krokiem za niebieskowłosym na parkiet.
 Muzyka wygrywana może nie była z najwyższej półki, jednak dla obecnego stanu upojenia alkoholowego była idealna. W sam raz do podrygiwania do niej śród słabo skoordynowanego tłumu równie pijanych ludzi.  
 Jedno było trzeba przyznać, Akira bawił się dobrze, swobodnie poruszał się po parkiecie i nawet nie przeszkadzały mu wpadające na niego osoby, trudno po prostu odbijały się od jego pleców.  Tak ogłuszająca zabawa miała swoje uroki, w pełni skupiony był na swoim partnerze podczas tego tańca. Co jakiś czas podchodziły do nich jego przyjaciółki, uwieszały się blondynowi na szyi i obcałowywały jego policzki szepcząc wskazówki dotyczące jego towarzystwa. W końcu nie mogły sobie przecież odpuścić komentarza czy dobrej rady. Były święcie przekonane, że mężczyzna właśnie zamienił wyjście do klubu w coś podobnego do randki albo najzwyczajniej w świecie udało mu się wyłowić chętną rybkę z pośród tej pijanej ławicy.
 Akira jedynie zbywał dziewczyny śmiechem i krótkimi odpowiedziami, te porywały nawet czasem Rina do tańca, jednak w ostatecznych momentach dawały mężczyzną chwilę prywatności. Jeśli można mówić o prywatności w tak licznym tłumie.  
 Zabawa trwała w najlepsze, a tańczyło się pianiście wyśmienicie, nawet kiedy został popchnięty i wylądował praktycznie przed samym Rinem nie zrobiło to na nim wrażenia. W końcu był to taniec, a z tego co zrozumiał tańczyli razem, więc czy bliskość ich ciał miała być czymś nieodpowiednim? Dla tego miejsca i tej scenerii było to coś w pełni normalnego.
 - Więc tak szalejesz już od tygodnia? Musisz więc mieć niezwykłą kondycję…- zaśmiał się poruszając się dalej w rytm muzyki. Pianista był dobrym tancerzem, brał udział w licznym lekcjach tańca, w końcu rodzice nie mogli pozwolić by ośmieszył ich na jakiejś wystawnej gali.  A mężczyzna nie oponował, w końcu poczucie rytmu było czymś niezwykle przydatnym.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {25/06/22, 08:24 pm}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
Rin dał się sobie ponieść. Muzyce. Atmosferze. Promilom w krwi. Zapomniał na moment, że powinien się skupiać na pielęgnowaniu antypatii to Santao (nawet jeśli gdzieś tam na najbardziej bazowym lewelu, ta antypatia nie była taka stuprocentowa), a nie wykonywać ruchy, które sugerowały dokładnie cooś przeciwnego.
Jedno musiał Santao przyznać, ten był dobrym tancerzem... Kolejna rzecz, która dodawała do jego cholernej idealności. Wydawać by się mogło, że nie było rzeczy, w której ten nie byłby co najmniej dobry. Rin miał szczerą nadzieję, że dotyczyło to również kwestii sypialnianych...
Nie. Rin nie. Zły mózg. Po prostu nie...
Chociaż... Patrząc na niego i na jego „koleżanki”... Facet na pewno miał tonę doświadczenia, w tych kwestiach.
Pijany Rin... Cóż, można powiedzieć, że dostawał plus dwadzieścia do prymitywności, zwłaszcza gdy przekraczał pewien stopień upojenia, a tej nocy... Przekroczył ten poziom kiedy zrobili sobie chwilę przerwy od tańca i wrócili do baru. Obecność Santao nie pomagała – bo Yamagata na pepwno nie zamierzał dać się przepić nawet takiemu pianiście, nawet jeśli nie zaczynali na równym poziomie. Wokalista najzwyczajniej w świecie nie wiedział kiedy przestać, a może raczej... Perfekcyjnie nauczył się ignorować swój zdrowy rozsądek jeśli o imprezowanie idzie, do tego stopnia, że jego hamulce całkiem się wyłączyły.
I pewnie dlatego parę godzin po tym jak znaleźli się na parkiecie, pociągnął mężczyznę do wyjścia.
-Potrzebuję papierosa –[/ ]wrzasnął mu do ucha, w ramach wytłumaczenia. Od dłuższego czasu tańczyli, uhm, bardzo blisko siebie. Gdyby to był ktokolwiek inny, Yamagata najpewniej już by go porządnie przelizał go gdzieś w łazience. Santao powinien być z siebie dumny, bo najwyraźniej powstrzymywał nieco plebejskie popędy Yamagaty.
Kiedy w końcu, po dłuższej chwili przepychania się przez tańczący tłum, co nie było najłatwiejszym zadaniem, kiedy pomieszczenie wydawało się wirować przed jego oczami, a podłoga niebezpiecznie się chybotała. Parę razy musiał się złapać ramienia mężczyzny, żeby uniknąć nieprzyjemnego spotkania pierwszego stopnia spotkania z podłogą.
Kiedy w końcu znaleźli się na zewnątrz... Nocne powietrze nie pomogło wiele w jego otrzeźwienie i kiedy zaczął sfrustrowany klepać się po kieszeniach. W końcu udało mu się wygrzebać, wyjątkowo niezdarnie paczkę papierosów i chyba tylko i wyłącznie dzięki pomocy pamięci mięśniowej – wysupłać jednego z paczki i odpalić bez poparzenia palców.
Oparł się o ścianę budynku – głównie dla utrzymania równowagi i odchylił delikatnie głowę do tyłu wpatrując się w niebo.
Przez długą, długą chwilę milczał... A potem w jego głowie zaświtał GENIALNY pomysł. Spojrzał spod przymrużonych powiek na stojącego obok mężczyznę w wyzywający, bezwstydny sposób.
-[b]Santaaaaaaaaaoooooo.... Co ty powlifldsjfesz na to, żebyśmy się stąd wyyyyyyyyyyyyyyynieśli? W jakieś bardziej... ustronne miejsce? –
jakiekolwiek pozory trzeźwości zostały zapomniane, ale i tak nachylił się w stronę mężczyzny, owiewając jego twarz papierosowym winem.
Rin’owi znudziło się tańczenie, był gotowy rozpocząć kolejną część tego wieczoru. W jego pijanym mózgu, to był normalny przebieg takiego imprezowego wieczoru, zwłaszcza jeśli poświęcił komuś dobre kilka godzin. Taniec, alkohol, a potem... przygodny lub mniej przygodny seks. Santao nie był w tym wypadku wyjątkiem. Zresztą pianista sam z siebie z Yamagatą flirtował i Rin nie był ślepy. Widział jak ten na niego patrzy. Nikt go nie przymuszał... A to oznaczało, że był w jakiś sposób zainteresowany, czyż nie?
-No chyba, że nie chcesz... –był tak blisko młodszego mężczyzny, że ich usta dzieliło ledwie parę milimetrów. Gdyby chciał, mógłby go teraz pocałować... Ale takie rzeczy lepiej zostawić na jakieś bardziej... ustronne miejsce prawda. –Ale maaaaaaaaaam dobry nastróóóóóój... Także zrobię... i pozwolę ci ze sobą zrobić cokolwiek chcesz –wyszpetał mężczyźnie do ucha, owiewając je ciepłym oddechem. To był sprawiedliwy układ czyż nie? Rin dostawał swoją porcję ucieczki od rzeczywistości, a ci, na których muzyk się napatoczył, jak Yui, czy w tym wypadku Santao, spełnienie jakiejkolwiek fantazji, jakiej nie mieli w głowie z osoba piosenkarza w roli głównej. Bo jakby nie patrzeć... To zazwyczaj przyciągało przygodnych fanów, byłych fanów i zwyczajnych ciekawskich do Yamagaty w klubach. Sprawdzenie na co mogą liczyć – w końcu szansa na zaliczenie nocy z celebrytą nie zdarzała się szczególnie często.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {29/06/22, 09:28 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Głośna muzyka, kolorowe światła i tłum tańczących ciał w pełni zahipnotyzowały pianistę absorbując jego wszystkie zmysły i skupiając je na jednym dobrej zabawie. Pogrążony w szaleńczych rytmach blondyn dotrzymywał towarzystwa wokaliście. Oboje byli pijani, jednak żaden z nich nie chciał pokazać drugiemu, że to prawda. Jakby musieli sobie coś udowadniać.
Taniec wyczerpywał, a wraz z upływającymi utworami ich ciała bawiły się coraz bliżej siebie. Ta znikoma odległość nawet nie zakłócała ich dobrych nastrojów.
Po jakimś czasie musieli uzupełnić płyny, a te oczywiście musiały mieć dużą zawartość alkoholu w sobie. Umysł artysty był mocno przytłumiony, jedyne co pomagało mu w skupieniu myśli, to fakt, że koncentrował je na osobie Rina. Nie mógł przecież paść czy odpuścić przy nim. Na jakiego słabiaka by wtedy wyszedł? Ośmieszyłby się, na oczach piosenkarza, który robił ogromne wrażenie na blondynie. Santao nawet nie potrafił ukrywać faktu, że był fanem twórczości mężczyzny. Dlatego tak bardzo chciał dotrzymać mu kroku, a że bawił się przy tym wyśmienicie, to nawet wirujący obraz mu nie przeszkadzał.
Wrócili na parkiet, jednak ta decyzja został aszybkio zmieniona przez Yamagatę, który wykrzyczał tylko coś o papierosach. Akira ledwie to usłyszał, jednak posłusznie ruszył za mężczyzną, dla którego musiał robić za podpórkę co jakiś czas. Co prawda i jego ciało było znacznie zmiękczone, jednak dawał jeszcze radę, całe szczęście, że rozum i postawa to były ostatnie rzeczy na jakie rzutował mu alkohol. Jego słabym punktem był wzrok, od razu świat mu wirował, ale mimo tego dało się świetnie bawić, i udawać trzeźwego, gorzej było z mową, która atakowana była jako druga i tu już ciężko było oszukać trzeźwiejszych od siebie.
Kiedy rozgrzane lico zostało muśnięte przez chłód nocnego powietrza na twarzy pojawił się kojący uśmiech. Było to zbawienie, z którego potrzeby Santao nie zdawał sobie sprawy. Opierając się obok towarzysza przymknął oczy na krótką chwilę, by móc pozbierać myśli. Był pijany to fakt, jednak dobrze kontaktował i orientował się w otoczeniu. Dlatego sporym zaskoczeniem było dla niego kiedy uchylił powieki i ujrzał przed sobą oczy Rina, który był tak blisko…
Zamarł słuchając jego słów, a po skórze przeszedł dreszcz sprawiając, że cała sylwetka pianisty zamarła jakby najdrobniejsze drgnięcie miało spłoszyć wokalistę.
Przed oczyma pojawiło się tak wiele opcji, a wszystkie z nich prowadziły ich do sypialni. Gorąc rozlał się po piersi blondyna wraz z mocniejszym uderzeniem serca, które chciało wyskoczyć z piersi.
Z uchylonych ust nie wydostawał się żaden dźwięk, Akirze odebrało mowę, taka propozycja zupełnie ścieła go z nóg. Czy Yamagata robił sobie z niego żarty? Czy w coś go wrabiał? Czy mogła być to prawda? Ostatnie słowa tak jawnie prowokacyjne otrzeźwiły blondyna. Co miałoby to nie być nie mógł tak zignorować takiej okazji.
Był znanym celebrytą i właścicielem sporego majątku, jednak to nie wykluczało bycia również czyimś fanem. Cenił twórczość Rina i choć dobrze wiedział jak ten lubi się zabawić nie potrafił teraz odejść.
Już praca z Rinem potrafiła go uskrzydlać, choć wtedy wokalista traktował blondyna jak natręta i intruza. Dlatego teraz, gdy sam Rin proponował coś tak śmiałego nie mógł tego zaprzepaścić.
Minęła dłuższa chwila podczas której złote tęczówki wpatrywały się w te należące do piosenkarza. Mimika ze zszokowanej przyjęła bardziej tajemniczego i zadziornego wyrazu.
- Dopal sobie… a ja złapię jakiś transport…- wspiął się na wyżyny skupienia próbując wymówić te kilka słów bez dodatkowych sylab. Zahipnotyzowany był w jego oczach, jednak musiał skupić się na otoczeniu. Stali przed klubem przed nimi była ulica, to już coś, teraz potrzeba jedynie było znaleźć jakąś taksówkę.
Akira ostrożnie położył dłoń na ramieniu Rina i wyminął go idąc bliżej jezdni gdzie zaparkowana była masa aut. Przeszedł kawałek i ujrzał charakterystyczny żółty napis na dachu pojazdu. Machnął ręką i dziękował w myślach, że tyle wystarczyło. Kierowca go zauważył i podjechał, blondyn wsiadł i od razu wręczył mężczyźnie kilka banknotów wyjętych z portfela.
- Pfrosze zawfieść mnie dwo jakiegoś dfobrego fotelu… HOTELu, ale dobrego.. a mnie i tego o tam. O tu pan stanie. Dziękuję…- przy obcym sobie kierowcy nie musiał tak się starać nad swoją wymową, facet wyglądał na kumatego i doświadczonego w dogadywaniu się z podobnymi zwłokami.
Pojazd podjechał i zatrzymał się na równi z Rinem, a wtedy Akira otworzył drzwi i machnął do mężczyzny. Był ciekaw czy ten nagle się nie wycofa.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {12/07/22, 02:43 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543
Rin w spokoju dopalił papierosa, nonszelancko opierając się o ścianę budynku i wbijając intensywne, lekko drapieżne spojrzenie. Ach... Gdyby tylko Yamagata był trzeźwy, najpewniej miałby niezłą satysfakcję z reakcji mężczyzny i pewnie długo by się z niej nabijał, wyzłośliwiał i napawał tym szokiem mężczyzny. W tej chwili jednak był z siebie wyjątkowo zadowolony. Lubił wiedzieć jaki efekt wciąż wywiera na ludziach.
Mimo wszystko, mimo, że może nie wyglądał najlepiej w porównaniu do siebie sprzed paru lat, a raczej jak blady, wyniszczony duch tego młodszego Rin’a... Ale cóż, Rin Yamagata wciąż pozostawał Rin’em Yamagatą. Mimo wszystko. Przynajmniej na swoją twarz mógł liczyć, kiedy jego mózg wydawał się zawodzić go na każdym zakręcie.
Pijany Rin nie myślał jednak o tym, jak takie myśli tylko potwierdzały jak nisko się stoczył, jak bardzo różnił się od Rin’a Yamagaty, który zawsze szukał rozrywki, zabawy, a nie ucieczki czy udowodnienia czegoś samemu sobie.
Ale z Santao... Santao był inny. Inny niż zwyczajowe przygody Rin’a. I nie chodziło nawet o to, że był jego współpracownikiem, nie, to zazwyczaj nie powodowało takiego przeczucia, ale nawet po pijaku wydawało mu się to dziwnie jasne, mimo że wcześniej narzekał, że nie znosi mężczyzny.
Santao , od kiedy tylko się poznali, irytująco okupował jego myśli – jakby denerwując Rin’a swoim istnieniem, swoją idealnością, swoim... wszystkim. A przynajmniej ta irytacja była jego wymówką na zbyt długie skupianie myśli na osobie Santao. Teraz jednak, kiedy ledwo trzymał się na nogach, kiedy jego myśli były jedną wielką nieskoordynowanym wirem nieskoordynowanych fragmentów, kiedy logika nie wydawała się mieć najmniejszego znaczenia...
Prawda wydawała się tak oczywista, kiedy promile krążyły mu we krwi.
Od kiedy tylko się poznali, nawet jeśli była to wyjątkowo krótka znajomość, Rin, otwarcie przyznawał, że Santao był atrakcyjny, nie tylko z wyglądu, ale też w sposobie bycia, w tej swojej pewności siebie, w tym jak zawsze wydawał się chcieć ostatnie słowo i nigdy nie wymigiwał się od słownej potyczki. Teraz przyznawał, że ta atrakcyjność wywierała efekt na nim samym. Charakterystyczny efekt.
I teraz, bez logiki, złości i zbyt dużej ilości myślenia, kiedy to jego zgorzknienie i złość na świat odpływały w zapomnienie, kiedy wszedł do taksówki, lekko ściskając ramię otwierającego przed nim drzwi taksówki mężczyzny, nawet jeśli w tej chwili o tym nie myślał, Santao był czymś innym niż przelotną przygodą. Nawet jeśli w tej chwili tego nie dostrzegał i o tym nie myślał.
Podróż do hotelu upłynęła mu w mgnieniu oka – a może kierowca po prostu zawiózł ich do hotelu, który był blisko? Yamagata nie był pewien, ale był pewien, że ledwie rozsiadł się na tylnym siedzeniu samochodu, co jakiś czas spoglądając na Santao charakterystycznym, sugestywnym a zarazem zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.
To był znajomy rytm. Klub, taksówka, hotel lub czyjeś mieszkanie, nieznajome łóżko... Yamagata nigdy nikogo nie zapraszał do siebie.
Tym razem wylądował w hotelu, który wyglądał dużo porządniej niż... raczej bardziej podejrzane przybytki, w których najczęściej gościł, ale nie skupiał się na wystroju.
Nie był nawet pewien, jak wylądowali w hotelowym pokoju – Santao, najpewniej, jako ten bardziej trzeźwy z ich dwójki załatwił im pokój i jakoś – najpewniej w dość niedostojny sposób jako że Rinowa współpraca Rin’a z grawitacją nie układała się najlepiej.
Drzwi zamknęły się z nimi z cichym trzaskiem.
Rin powoli odwrócił się w kierunku Santao, przez długą, długą chwilę po prostu patrząc na mężczyzn, zatapiając wzrok w jego przenikliwych zielonych oczach, a potem zjeżdżając nim wzdłuż wysokiej, atletycznej sylwetki mężczyzny.
Chciał poczuć na sobie jego ręce, spróbować smaku jego ust, zobaczyć jak ten idealny, ugładzony look który Santao sobą prezentował nawet po zdecydowanie zbyt dużej ilości alkoholu, w końcu znika... Przez Rin’a i...
Nawet nie dokończył myśli. Nie była to nawet świadoma decyzja, a raczej instynkt. W jednej chwili ledwie stał na nogach, obijając się nieco po ścianach hotelowego korytarza, w następnej, kurczowo zaciskał dłoń na koszuli blondyna, przyciągając go do siebie i agresywnie go całując. Nie było potrzeby na slowa – Santao przystał na jego pozycję, patrzył na niego takim nieco skonfundowanym, al ei orzpalonym wsiadł z nim do taksówki, wszedł do pokoju hotelowego...Także Rin’a nie powstrzymywało absolutnie nic.
Pocałunek nie był delikatny – a raczej desperacki i bardziej niż odrobinę agresywny. Rin czuł delikatny posmak drinków, które wcześniej wypili przy barze. Byly ciepłe i miękkie. I ich ciepło sprawiało, że kolana Rin’a odrobinę miękły, a po plecach przechodził mu dreszcz...
-Santao –ni to westchnął, ni to jęknął, gdzieś w usta mężczyzny, układając wolną dłoń na jego szczęce i przylegając do niego bliżej, tak blisko jak się dało.
Amazi
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Amazi
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {03/08/22, 11:41 pm}

Under the Same Sky - Page 2 D8d43a54d8a06b336141a1893af5779c

Zamykające sie za Rinem drzwi od taksówki były niczym przypieczętowanie paktu z diabłem. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Akira czy czynił dobrze? Sam nie wiedział, ilość wypitego przez niego alkoholu jasno sugerowała wyjęcie z kieszeni telefonu i wystosowanie perfekcyjnego meila do administracji hotel, do którego właśnie jechali. Jego stan zdecydowanie utrudniałby zachowanie profesjonalizmu i poprawnej wymowy, a nie chciał aż tak bardzo kompromitować się przed pracownikami tak dobrego hotelu. Zarezerwował więc pokój przez ich stronę, kilka kliknięć i rezerwacja została złożona i zaakceptowana. Mogli więc bez większych trudności dostać się do wynajętego pokoju.
Podróż nie trwała długo, takstówkarz naprawdę sie postarał. Artyści opuścili pojazd i mobilizując swoje kończyny weszli do hotelu. Akira starał sie jak mógł, nawet udało mu sie zachować pionową postawę, jednak wolał zbyt wiele nie mówić, podał jedynie nazwisko, na które podjęta została rezerwacja i w milczeniu czekał na kluczyk, po jego uzyskaniu skinął kulturalnie głową w ramach podziękowania i skierował się do windy po drodze zgarniajac Rina. Schody w tym stanie byłyby dla nich zabójstwem, a apartament, który dostali musiał się przecież znajdować na najwyższym z pięter. Akira lubił wygodę, a przy takim spotkaniu nie mógł sobie pozwolić na branie byle czego.
Z większymi i mniejszymi trudnościami w końcu dotarli do pokoju, Akira od razu zajął sie zamknięciem drzwi na klucz, sam nie wiedział dlaczego, jednak był na tym punkcie przewrażliwiony. Wolał mieć pewność, a mógł ja mieć jedynie wtedy, kiedy sam zamykał drzwi i przekręcał od nich kluczyk. Kiedy już to uczynił odwrócił się w stronę pokoju stało w nim ogromne łoże, które od razu rzucało sie w oczy dominując całe otoczenie, a mimo tego wzrok Santao skupił się nie na różano czerwonej pościeli, a parze niebieskich oczu, które bardzo uważnie się mu przyglądały. Na bardzo krótką chwilę go to speszyło, nie przywykł do tak jawnego zainteresowania ze strony Yamagaty. Chciał zatuszować to pytaniem o drinka bądź wino, które na pewno znajdowały się w barku przy łóżku, jednak nie zdążył. Rin wykonał dość nagły ruch, stając tuż przed blondynem i chwytając jego czarną koszulę, materiał mocno się napiął, co zmusiło pianistę do pochylenia się w stronę wokalisty, wtedy ten wpił się w jego usta. Zachłannie i drapieżnie co w pełni zszokowało blondyna. Doskonale wiedział i rozumiał w jakim celu tu przyjechali,w końcu Rin podkreślał to na każdym kroku, jednak mimo to, Akira miał z tyłu głowy, że mógł być to zwykły żart, złośliwość ze strony wokalisty. Nie śmiał sądzić, że spotkanie to naprawdę potoczy się na takie tory i to tak szybko. Żar rozlał sie po klatce piersiowej pianisty zmuszając serce do przyspieszenia, miękkie usta wywoływały dreszcze biegnące wzdłóż kręgosłupa, Akira miał spory problem z ustaniem na równych nogach. Dłonie samoistnie znalazły się na talii niższego mężczyzny, pozwoli poznając ją i smukłe plecy.
Ich usta oderwały sie od siebie na milimetry w celu złapania oddechu, wtedy z pomiędzy warg Yamagaty wydostał sie dźwięk w tak kuszący sposób wzywający Santao, że pianista nie mógł nie zareagować. Było to silniejsze, podniecenie w nim narastające zadziałało instynktownie. Naparł on na drobniejsze ciało kierując je na ścianę hotelowego pokoju, a kiedy obaj zyskali choć namiastkę stabilizacji ponownie wpił się w te pyskate i rozpalające usta. To było silniejsze niż narkotyk, w pełni otumaniało zmysły pchając je ku rozkoszy. Jedna z jego dłoni wsunęła się pod koszulkę badanego ciała, a zetkniecie sie z rozgrzaną, gładką skórą, było kolejnym impulsem.
- Chciałbyś się czegoś napić? - wyszeptał do jego ust, odrobinkę go otrzeźwiło iodzyskał dzięki temu typową dla siebie pewność i śmiałość. Ułożył dłoń na policzku mężczyzny i delikatnie go pogładził wpatrując się w jego zamglone od alkoholu oczy, nie odsuwał się od niego chciał stale czuć ciepło bijące od drugiego ciała.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {16/08/22, 01:17 am}

Under the Same Sky - Page 2 C64ada1b5ac1e61f786c9d2b494c3543


Choć raz pozwolił Santao przejąć kontrolę, bez gadania, czy walczenia... Ten jeden raz mu to nie przeszkadzało, jak kiedyś w bardziej zaawalowany sposób powiedział Santao, pozycja w łóżku niekoniecznie go obchodziła i chyba tylko w sypialni odpuszczał. Postąpił parę kroków do tyłu, w końcu plecami uderzając o ścianę z cichym „uch”. Kiedy Santao znowu go pocałował, rozchylił tylko wargi, wzdychając mu w usta, zaraz pogłębiając pocałunek i raz po raz go po przeciągając, dopóki nie zabrakło mu oddechu.
Było mu gorąco. Strasznie gorąco. Santao był blisko, a jego ręce tańczyły po torsie Rin’a, w sposób, który wręcz doprowadzał Rin’a do szaleństwa. Chciał więcej. Dużo więcej. I to szybko. Yamagata nie był normalnie cierpliwym człowiekiem, a w łóżku resztki tej cierpliwości znikały.
-Nie… Czy ja wyglądam jakbym potrzebował więcej alkoholu? –wybuchnął śmiechem, odrzucając głowę do tyłu, jakby nigdy nie słyszał nic śmiejszego w swoim życiu. „Chcesz coś do picia”? Dobre sobie. Pierdolony gentelman się znalazł... Może jeszcze kwiatuszki i kolacyjka? Może delikatne panienki, z którymi Santao się prowadzały potrzebowały czegoś takiego, ale nie Yamagata. Nie... On nie potrzebował tej całej oprawki i nigdy w życiu jej nie chciał. Wydawała się taka... Bezużyteczna, zakłamana, kiedy i tak czy siak, koniec końców wszyscy chcieli jednego.
Dlatego dziwnie mu było z faktem, że Santao gładzi go po policzku z taką dziwną, rzadko spotykaną ostrożnością, która może dla większości ludzi była normalna, ale Rin był przyzwyczajony do tego, że ta część wieczoru zazwyczaj przebiegała w wyjątkowo pośpieszny sposób, w czasie którego nie było miejsca na takie czułości.
-Dobrze wiesz, czego chcę Santao... –wyszeptał, praktycznie w jego usta, bo dzieliło je ledwie kilka milimetrów. – A ja... –wskazał na siebie kciukiem w nieco nieskoordynowanym geście. –...nie jestem człowiekiem cierpliwym –dodał, jakby to nie było oczywiste. To chyba była najbardziej oczywista rzecz na świecie, jeśli o Rin’a Yamagatę idzie. Nie było w nim szczypty cierpliwości, a w łóżku? Tej cierpliwości tym bardziej mu brakowało, chyba, że był już wymęczony i z tego tytułu w dużo lepszym, leniwym nastroju.
Santao, nawet po alkoholu chyba był wystarczająco inteligentnyy, żeby zrozumieć co to
-Chyba, że jesteś jednym z tych, którzy lubią kiedy ich się prosi... Chcesz, żebym cię błagał, hmmm? –nachylił się do ucha mężczyzny, najpierw dmuchając w nie ciepłym powietrzem, a potem, bez ostrzerzenia zagryzając na nim zęby. Jego dłonie powędrowały do koszuli pianisty, niezdarnie walcząc z guzikami, które wydawały się opierać pijanym, nieskoordynowanym palcom. W końcu jakoś mu się udało rozpiąć kilka z nich i przejechać dłonią po torsie mężczyzny, badając
-No chyba, że musisz sobie golnąć na odwagę –wymamrotał, zjeżdżając ustami na szyję Akiry i składając na niej miksturę delikatnych i nieco mocniejszych pocałunków, co jakiś czas przygryzając lekko gładką skórę. Schodził z nimi coraz niżej po umięśnionej klatce piersiowej mężczyzny. Boże Santao był był...cholernie atrakcyjny. I zdecydowanie miał na sobie za dużo ubrań. Oboje mieli ich za dużo – w swoim przypadku mógł ten problem łatwo rozwiązac, więc nie czekając, wyplątał się ze swojej koszulki. Nie mógł się co prawda pochwalić się imponując muskulaturą pianisty – Yamagata był szczupły, niezdrowo wręcz szczupły, bo przez ostatnimi miesiąc znowu sporo stracił na wadze, z mocno zarysowanymi obojczykami i żebrami przebijającymi się przez skórę, ale lata, które spędził na siłowni, kiedy jeszcze cokolwiek obchodziło go wystarczająco mocno, żeby sie do tego zmuszać, sprawiły, że nawet w swoim zmarnieniu, wyglądał całkiem atrakcyjnie (może nie w swojej opinii, ale w opinii postronnych już owszem), zwłaszcza z ciemnymi spiralami abstrakcyjnych tatuaży oplatającymi ramiona i kontrastującymi z bladą skórą. W półmroku panującym w pokoju, rozpraszanym tylko przez światło neonów wpadających przez okno, z tymi swoimi niebieskimi włosami i ostrymi liniami twarzy zmiękczonymi przez ciemność, Rin Yamagata przez krótką chwilę wyglądał wręcz eterycznie... Dopóki jedo twarz nie wykręciła się w znajomym, złośliwym uśmiechu.
Nagle strach cię obleciał? Powiedziałem ci, że pozwolę ci na co chcesz, nie? Więc pokaż mi... Co takiego siedzi w głowie pana idealnego –wyszeptał sugestywnie, dłonią zjeżdżając do paska mężczyzny i rozpinając go jednym, płynnym gestem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Under the Same Sky - Page 2 Empty Re: Under the Same Sky {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach