SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Zadaniem załogi galaktycznego statku Dragon's tail jest eskortowanie cennych przedmiotów. Wieść o specjalnej misji wzbudziła w niej nowy zapał: ich cel - dostarczenie artefaktu o niespotykanej częstotliwości fal i niezbadanej mocy do bezpiecznego miejsca jego przyszłych badań. Wkrótce okaże się, że obiekt jest poszukiwany przez niewyobrażalną ilość typów spod ciemnej gwiazdy. W tym między innymi przez komediowo małą zorganizowaną grupkę piratów, na jej czele sam X, który podjął się wkręcenia na statek i wprowadzenia go w zasadzkę.
pirat - SzaloneCiastko
pokładowy medyk(?) - Linuxa
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Yori Donovvan, trzydzieści lat, homoseksualny
rola: nawigator statku; admirał statku pirackiego
woli po cichu załatwiać konflikty, sprytny, zawadiacki, czarujący
pewny siebie, urodzony pod szczęśliwą gwiazdą
niebieska cera, różowe rogi i końcówki uszu, różowe tęczówki, białe dłuższe włosy
sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, siedemdziesiąt kilogramów
znaki szczególne: w wodzie zmienia się jego organizm - pojawiają się skrzela i błony między palcami
niektórym osobnikom po dłuższym kontakcie z wodą wyrasta ogon, łatwo go zrzucić, a ceną jego posiadania jest wydatek energetyczny
Sirenian lub Aquarianin, co stanowi prześmiewcza nazwa jego rasy. Jego planetą jest SR6054, dominują na niej wody, a podstawą diety są ryby. Są raczej biedną nacją, nie dziwota, więc że część mieszkańców wiedzie życie wyjęte spod prawa. W ich społeczeństwie panuje chaos, a inne rasy powoli przejmują nad nimi kontrolę.
Fenris wychował się wśród głodu, bójek i ubóstwa. Uciekł niedługo po szesnastych urodzinach na przyjezdny statek. Z odrobiną szczęścia trafił do miejsca z legend - Terns, tam dołączył się do pirackiej załogi, gdzie nie zwrócono uwagi na jego młody wiek. Piął się po drabinie, by sprawować pozycję admirała, nie tracił przy tym zapału do nauki. Wczesna ucieczka z domu pozwoliła mu się oczytać w panującej polityce, a ciężkie warunki nauczyły go sprytu.
Na jego statku obowiązuje ściśle określona hierarchia, nie dbają na nim o siebie - osoba za burtą, nikt po niej nie płacze, oznacza to, że jednostka ta nie była przystosowana do dalszej wyprawy. Uważa siebie za głowę bandy, jednak umknęło jego uwadze to, że jeden z piratów łasi się, by zająć jego pozycję... Jako swój kontakt wyznaczył oficera Warricka.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Harrin Broott
--•--
◄Czarnobrązowe włosy► ◄Jasna cera►
◄Zwierzęce uszy► ◄Złote oczy►
◄Blizna na prawym oku► ◄Giętki ogon pokryty ciemnym futrem►
--•--
◄ Langren - humanoidalna forma życia z pozoru przypominająca człowieka. Z kilkoma wyjątkami, jakimi są pewne zwierzęce cechy rasy. W zależności od typu, posiadają wyostrzone zmysły. Rasa dość agresywna, łatwo dająca się sprowokować. ►
◄ Pochodzi z planety SH953 (Senhin w języku mieszkańców). Jest to glob, którego większość powierzchni stanowi ogromne miasto, gdzieniegdzie przedzielone pustynią lub jeziorami błota. Jako, że jest to ogromna metropolia, nie brakuje w niej ciemnych, złowrogich uliczek, a w nich typków spod ciemnej gwiazdy, do których lepiej nie podchodzić. Każdy, kto ma więc odrobinę oleju w głowie, raczej unika tego typu miejsca. Mimo to zdarzają się bardzo nieprzyjemne sytuacje, gdy jakiś dziany turysta zabłąka się w nie te strony, co trzeba. Nic więc dziwnego, że wychowawszy się w takim miejscu, Harrin od najmłodszych lat obeznany był z przemocą. Nie chcąc jednak podążać za "ciemną stroną", postanowił pomagać i wbrew opinii, że Langreni są nacją znacznie lepszą do bójek niż nauki, ukończył akademię medyczną z wyróżnieniem i zaciągnął się do floty kosmicznej jako pokładowy medyk►
--•--
◄ Nienawidzi kosmosu. Bardzo nienawidzi. Codziennie zastanawia się, dlaczego był tak głupi i dał się wciągnąć w całe to szaleństwo ►
◄ Panicznie boi się wody ►
◄ Wbrew pozorom łatwo się przywiązuje i jest wierny jak pies ►
◄ Lubi mięso. Kocha. Ubóstwia. Za kawałek soczystego steka mógłby zabić ►
◄Czarnobrązowe włosy► ◄Jasna cera►
◄Zwierzęce uszy► ◄Złote oczy►
◄Blizna na prawym oku► ◄Giętki ogon pokryty ciemnym futrem►
--•--
◄ Langren - humanoidalna forma życia z pozoru przypominająca człowieka. Z kilkoma wyjątkami, jakimi są pewne zwierzęce cechy rasy. W zależności od typu, posiadają wyostrzone zmysły. Rasa dość agresywna, łatwo dająca się sprowokować. ►
◄ Pochodzi z planety SH953 (Senhin w języku mieszkańców). Jest to glob, którego większość powierzchni stanowi ogromne miasto, gdzieniegdzie przedzielone pustynią lub jeziorami błota. Jako, że jest to ogromna metropolia, nie brakuje w niej ciemnych, złowrogich uliczek, a w nich typków spod ciemnej gwiazdy, do których lepiej nie podchodzić. Każdy, kto ma więc odrobinę oleju w głowie, raczej unika tego typu miejsca. Mimo to zdarzają się bardzo nieprzyjemne sytuacje, gdy jakiś dziany turysta zabłąka się w nie te strony, co trzeba. Nic więc dziwnego, że wychowawszy się w takim miejscu, Harrin od najmłodszych lat obeznany był z przemocą. Nie chcąc jednak podążać za "ciemną stroną", postanowił pomagać i wbrew opinii, że Langreni są nacją znacznie lepszą do bójek niż nauki, ukończył akademię medyczną z wyróżnieniem i zaciągnął się do floty kosmicznej jako pokładowy medyk►
--•--
◄ Nienawidzi kosmosu. Bardzo nienawidzi. Codziennie zastanawia się, dlaczego był tak głupi i dał się wciągnąć w całe to szaleństwo ►
◄ Panicznie boi się wody ►
◄ Wbrew pozorom łatwo się przywiązuje i jest wierny jak pies ►
◄ Lubi mięso. Kocha. Ubóstwia. Za kawałek soczystego steka mógłby zabić ►
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Powietrze wokół niego pachniało jego triumfem. Co prawda nie widział jeszcze na oczy cudownego artefaktu, ale znalazł się na Dragon's tail, co było dla niego ogromnym sukcesem. Wszystko to działo się w jego wnętrzu, choć aż go nosiło, by ukazać swoją radość. Był uśmiechnięty, co mogło oznaczać, że cieszy się rozpoczętym rejsem. Szybko się zganił, gdy nadeszła pora, by ukazał swoją użyteczność. Nacisnął zielony przycisk na mostku, który wydał z siebie ciche kliknięcie. Rola nawigatora... gdy statek sunął przez galaktykę na autopilocie wydawała się wręcz prześmiewcza. Zanim dotrą do stref, w których mogą wystąpić deszcze meteorytów, mogli odpocząć na chwilę od sterowania.
- Yory, jakbyś mógł przyrządź mi tego naparu z czwartego Układu, to było chyba ka-fi. - zastanowił się podoficer, sprowadzając go na czystą podłogę statku, prosto z jego marzeń o bogactwach, które są w zasięgu.
Podoficer siedział za stertą świstków, z których prawdopodobnie był marny pożytek. Oczywiście facet miał wysokie mniemanie o sobie, nie przepuściłby zrównania Sirenianina z błotem. Pirat zmrużył oczy, nie uśmiechało mu się być pomiotłem, w jego myślach mężczyzna jawił mu się martwy w przestrzeni kosmicznej. Staksował go wzrokiem, zastanawiając się, jak konflikt wpłynąłby na jego misję. Jedno było pewne - otwarta awantura była niemożliwa, szło za nią więcej złego, niż dobrego, a przynajmniej na razie. Gdy obliczył swoje szanse, uśmiechnął się słodko, udając posłuszeństwo.
- Aye, sir, niezwłocznie - odparł, nie dając po sobie poznać oznak jego niecnego planu.
O tak, zrobi mu tę "ka-fi", lecz podoficer nie wróci tego dnia do pracy, może następnego też nie... Potrzebował jedynie dowiedzieć się, gdzie trzymano medykamenty. Nie byli jedynymi świadkami ów zajścia, na mostku znajdował się również oficer i łącznik, reszta być może przesypiała pierwsze chwile od startu, wiedząc że niewiele się wtedy działo.
Mężczyzna wyszedł, trzymając w dłoni mapę statku, znał ją już powoli na pamięć, wolał jednak sprawdzić, jak bardzo jest bliska oryginalnemu rozmieszczeniu pomieszczeń. Chciał się przy tym upewnić, jak stara była ta mapa w porównaniu z zmianami, które zostały dokonane do tego momentu. Jeśli były tu dodatkowe pokłady, były skrzętnie ukryte, gdyż nie miał problemów z nawigowaniem się do odpowiedniego skrzydła.
Według planu było to zaimprowizowane skrzydło medyczno-szpitalne, spodziewał się zastać w nim medyka. Na jego miejscu sprawdzałby właśnie zapasy, zaopatrzenie, stan techniczny powierzonych mu sprzętów. Znalazł się przy "przedpokoju", prowadzącym do kozetek, na ścianie znalazł apteczkę. Wątpił, by znalazł w niej to, po co przyszedł, lecz warto było sprawdzić.
- Zwymiotować od razu po starcie, też mi coś - zaczął mamrotać, by nie wydawało się dziwne, że chaotycznie przeszukuje przybornik. W założeniu szukał czegoś uspokajającego, a jego przykrywką miał być załogant, który się zdenerwował i natychmiast potrzebował ziół na nerwy.
Jego następnym krokiem byłoby zapukanie do przestrzeni, w której spodziewał się zastać medyka. W czerwonym pakunku nie było ani znaku po hydroxie, środku który powodował praktycznie natychmiastowy sen, nie był wykrywalny, a w przypadku podoficera zawsze będzie można zrzucić na to, że nie wytrzymał presji. Miał, jednak nadzieję, że znajduje się gdzieś między roztworem NaCl, prosto z ziemiańskiej części wszechświata. Oczywistym było jedno - nie mogło się obyć bez interwencji medyka, tylko gdzie on był... Yory był gotów na małe włamanie, jednak utwierdził się w tym, że przeczucie nie mogło go mylić. Poszukiwana przez niego osoba powinna znajdować się w pobliżu... miał tylko nadzieję, że nie zgubiła się w labiryncie korytarzy.
- Yory, jakbyś mógł przyrządź mi tego naparu z czwartego Układu, to było chyba ka-fi. - zastanowił się podoficer, sprowadzając go na czystą podłogę statku, prosto z jego marzeń o bogactwach, które są w zasięgu.
Podoficer siedział za stertą świstków, z których prawdopodobnie był marny pożytek. Oczywiście facet miał wysokie mniemanie o sobie, nie przepuściłby zrównania Sirenianina z błotem. Pirat zmrużył oczy, nie uśmiechało mu się być pomiotłem, w jego myślach mężczyzna jawił mu się martwy w przestrzeni kosmicznej. Staksował go wzrokiem, zastanawiając się, jak konflikt wpłynąłby na jego misję. Jedno było pewne - otwarta awantura była niemożliwa, szło za nią więcej złego, niż dobrego, a przynajmniej na razie. Gdy obliczył swoje szanse, uśmiechnął się słodko, udając posłuszeństwo.
- Aye, sir, niezwłocznie - odparł, nie dając po sobie poznać oznak jego niecnego planu.
O tak, zrobi mu tę "ka-fi", lecz podoficer nie wróci tego dnia do pracy, może następnego też nie... Potrzebował jedynie dowiedzieć się, gdzie trzymano medykamenty. Nie byli jedynymi świadkami ów zajścia, na mostku znajdował się również oficer i łącznik, reszta być może przesypiała pierwsze chwile od startu, wiedząc że niewiele się wtedy działo.
Mężczyzna wyszedł, trzymając w dłoni mapę statku, znał ją już powoli na pamięć, wolał jednak sprawdzić, jak bardzo jest bliska oryginalnemu rozmieszczeniu pomieszczeń. Chciał się przy tym upewnić, jak stara była ta mapa w porównaniu z zmianami, które zostały dokonane do tego momentu. Jeśli były tu dodatkowe pokłady, były skrzętnie ukryte, gdyż nie miał problemów z nawigowaniem się do odpowiedniego skrzydła.
Według planu było to zaimprowizowane skrzydło medyczno-szpitalne, spodziewał się zastać w nim medyka. Na jego miejscu sprawdzałby właśnie zapasy, zaopatrzenie, stan techniczny powierzonych mu sprzętów. Znalazł się przy "przedpokoju", prowadzącym do kozetek, na ścianie znalazł apteczkę. Wątpił, by znalazł w niej to, po co przyszedł, lecz warto było sprawdzić.
- Zwymiotować od razu po starcie, też mi coś - zaczął mamrotać, by nie wydawało się dziwne, że chaotycznie przeszukuje przybornik. W założeniu szukał czegoś uspokajającego, a jego przykrywką miał być załogant, który się zdenerwował i natychmiast potrzebował ziół na nerwy.
Jego następnym krokiem byłoby zapukanie do przestrzeni, w której spodziewał się zastać medyka. W czerwonym pakunku nie było ani znaku po hydroxie, środku który powodował praktycznie natychmiastowy sen, nie był wykrywalny, a w przypadku podoficera zawsze będzie można zrzucić na to, że nie wytrzymał presji. Miał, jednak nadzieję, że znajduje się gdzieś między roztworem NaCl, prosto z ziemiańskiej części wszechświata. Oczywistym było jedno - nie mogło się obyć bez interwencji medyka, tylko gdzie on był... Yory był gotów na małe włamanie, jednak utwierdził się w tym, że przeczucie nie mogło go mylić. Poszukiwana przez niego osoba powinna znajdować się w pobliżu... miał tylko nadzieję, że nie zgubiła się w labiryncie korytarzy.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Szlag by to wszystko trafił. Co mu strzeliło do tego pustego łba?! Miał przed sobą cudowną karierę, ba! Każdy szpital, każda placówka medyczna, każdy instytut badawczy przyjąłby go z pocałowaniem ręki. A on co zrobił? Dał się ponieść chwili. Jebanej chwili. I takim oto sposobem wylądował jak gdyby nigdy nic na statku. I to nie byłe jakim! Bo takim, który kursował w kosmosie i szukał nie wiadomo czego. Choć dołączył do załogi kilkadziesiąt cykli wcześniej, gdy kosmiczna łajba cumowała na jego rodzimej planecie, wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do życia, jakie wiódł. Gdy więc potężna machina wyruszyła, Harrin zadrżał i z niesmakiem zerknął przez jedno z okiem. Z cichym westchnięciem wpatrzył się w oddalającą się planetę, na którą wstąpili by uzupełnić zapasy i dodatkowo, by zasilić załogę nową krwią.
-Kretyni nie wiedzą na co się piszą- mruknął, strzygąc uszami i z niesmakiem wpatrując się w bezgraniczną czerń kosmosu, która wydawała się być tak lodowata i obca, że mężczyznę aż przeszły niemiłe ciarki.
Statek sunął niemalże bezgłośnie, natomiast już po chwili korytarze wypełnili załoganci, którzy pędzili w tylko sobie znane miejsca, zapewne by zająć się własnymi obowiązkami. Phy, nie na długo. O uszy obiło mu się, że załoga będzie próbowała wyciągnąć wszystkich nowicjuszy na jakąś popijawę. A kto będzie musiał następnego dnia leczyć ich kaca? No oczywiście, że on.
Nie chcąc marnować czasu i narazić się na burę jakiegoś wyższego stopniem oficera, w końcu zebrał się w sobie i ruszył w stronę ambulatorium, by na dobre wrócić na własne włości; kilka dni prawdziwej grawitacji sprawiło, że jego mięśnie (które nieco odwykły od sztucznego przyciągania generowanego przez reaktor i inne podzespoły statku) drżały, a żołądek zrobił kilka fikołków. Na szczęście lata praktyki medycznej pozwoliły odkryć mu jeden bardzo skuteczny lek na chorobę kosmiczną – butelkę Brandy, którą udało mu się skitrać jeszcze przed startem, w swoim małym i skromnie urządzonym gabinecie, sąsiadującym z ambulatorium wypełnionym najróżniejszym sprzętem i najczęściej tłumem gamoniów bez instynktu samozachowawczego, którzy nie potrafili zadbać o własny tyłek. Oh już nie mógł doczekać się, aż znów zazna odrobiny samotności i będzie mógł kontemplować swój los przy szklance ulubionego alkoholu.
Ktoś jednak postanowił zepsuć mu plany. Zapach obcej osoby uderzył go, nim na dobre znalazł się w skrzydle medycznym. Był on nieco stęchły, przypominający wodę i jakieś zielone wodorosty, które zwykle towarzyszyły takim miejscom. Harrin zmarszczył brwi, opierając się o framugę drzwi z założonymi rękami i z bezpiecznej odległości pilnie obserwował poczynania niechcianego gościa. Czuł, że nie był on tu przypadkiem, a przetrząsanie jego szafki z podstawowym zaopatrzeniem nie było zupełnie bezcelowe. Przybysz wiedział, czego szuka i wyglądało na to, że bez pomocy nie uda mu się tego znaleźć.
Harrin nie był jednak na tyle miłym gościem, by komukolwiek pomagać. Nie, gdy miał świadomość, że nowy pasażer mógł wcale nie być taki milusi i przyszpilony głodem, próbował znaleźć coś, z czego można by zrobić używki lub naćpać się do nieprzytomności.
-Chyba nie muszę mówić, że nie wolno tu wchodzić bez pozwolenia- warknął, a jego warga uniosła się nieco, ukazując kły. Smagając groźnie swoim ciemnym ogonem, ruszył w kierunku własnego gabinetu i sięgnąwszy po klucz, otworzył go, z początku nie zwracając uwagi na przybysza. Musiał wybadać, czego szuka, choć jego rozbiegane oczka wcale nie sprawiały wrażenia godnych zaufania. Harrin nienawidził złodziei i nie zamierzał przepuszczać takim typom niczego.
-Dragi się skończyły. Jak nie jesteś ranny albo nie potrzebujesz pomocy, nie zawracaj mi dupy.- mruknął. Nikt nie powiedział, że pokładowy doktor musi być milusi i do rany przyłóż, czyż nie? A już na pewno nie względem kogoś, kto nie cenił jego prywatności i jak gdyby nigdy nic myślał, że grzebanie w cudzych rzeczach, może ujść mu płazem.
Mimo to Harrin spojrzał na niego badawczo, krzyżując ręce na piersi i czekając na wyjaśnienia. Musiały być one dobre, bo w przeciwnym razie sam był gotów posłać chłopaka na kozetkę w gorszym stanie, niż tu dotarł.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach