Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
From today you're my toyWczoraj o 8:33 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 8:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.Wczoraj o 4:34 pmSempiterna
Eclipsed by you Wczoraj o 4:03 pmCarandian
Show me the ugly world (kontynuacja)Wczoraj o 1:35 amFleovie
W Krwawym Blasku GwiazdWto Lis 19, 2024 7:09 amnowena
Twilight tensionPon Lis 18, 2024 10:27 pmCarandian
A New Beginning Pon Lis 18, 2024 9:45 pmNoé
Zajazd pod Smoczą Łapą Pon Lis 18, 2024 6:30 pmNoé
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
2 Posty - 13%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%

Go down
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Falling Kingdom {Sro Mar 24, 2021 2:43 pm}

First topic message reminder :

Pierwotnie opowiadanie pisane na SF
Falling Kingdom - Page 2 026705924ceb3df17a2765c70a25d138Falling Kingdom - Page 2 F2d1b81077a7bd9513b891fc49194100

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-07.58.52

@Linuxa jako książę najeźdźców
@Hummany jako książę podbitego królestwa


Ostatnio zmieniony przez Hummany dnia Nie Kwi 25, 2021 3:39 pm, w całości zmieniany 1 raz

Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Nie Cze 27, 2021 11:42 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Zdecydowaną większość nocy przeleżał wpatrując się w sufit. Nie mógł zasnąć przez tysiące myśli błądzących mu po głowie, przez pomysły na samego siebie i to wszystko co powiedział, a co przeczyło jego sercu. Do tej pory kierując się jego głosem nigdy się nie zawiódł. Obecnie natomiast miał ogromne poczucie porażki, był zraniony i co jakiś czas w oczach zbierały się mu łzy. Ostatecznie więc postanowił sobie ogromną poprawę. Skoro i tak go nie akceptowali to zobaczą w pełnej krasie to czego nienawidzą. Zobaczą inteligentnego księcia potrafiącego rozwiązywać masę problemów z nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Ogromne serce, błyskotliwy umysł i skoro Airund koniecznie chciał mieć z nim kontakt, dostanie najwspanialszego przyjaciela na którego zdecydowanie zasługuje! Z ich agresją będzie walczył przebiegłością i ciętym językiem, a w ostateczności… rzucił spojrzenie na skrzynię w której schowaną miał zbroję. Uznano, że posiadanie takiego ekwipunku jest niezbędne tak daleko od domu i teraz dziękował za to ojcu. Da tym wszystkim pseudo jaszczurkom popalić.
       Rano chociaż niewyspany był w pełni zdeterminowany. Swoją służkę uraczył najpiękniejszym uśmiechem jaki posiadał, dał jej kilka zadań i poprosił o załatwienie odpowiedniego manekina na którym będzie mógł powiesić zbroję. Dość chowania siebie i swoich umiejętności. Poprawił się jeszcze, sprawdził w lustrze jak leży na nim strój jeździecki. Mocno męski ale innego nie miał, a skoro miał pół dnia spędzić w siodle nie będzie cierpiał. Wygładził skrzydła, przy pasie przypiął pochwę z krótkim nożem po czym zaczesał jeszcze włosy za lekko szpiczaste ucho i ruszył. Z uniesioną głową, wypiętą piersią, idealnie nałożoną iluzją i morderczym spojrzeniem. Niech no tylko spotka kogoś kto źle mu życzy.
       Znajdując się na dziedzińcu i widząc nieco zmarnowanego blondyna jego postawa nieco się zmieniła. Spojrzał na niego ciepło, uśmiechnął się, a w momencie gdy miał wsiąść na gryfa który to radośnie nastroszył piórka na jego widok, pogłaskał księcia po dłoni. Rzucił mu przy tym figlarne spojrzenie, a gdy ten ruszył przed siebie, on chwilę czekał. Spojrzał jeszcze za siebie, na dowódcę straży i dwóch rycerzy którzy to mieli towarzyszyć w ich wyprawie po czym pochylił się nad uchem gryfa. Wyszeptał do niego dwa słowa, jego oczy błysnęły jasnym blaskiem który odbił się w tęczówkach zwierzęcia. Ten natychmiast stanął  na tylnych łapach, jego pisk odbił się od murów zamku po czym ruszył do przodu targnięty nieznaną dotąd siłą. Dwa, trzy susy, rozłożyły się jego skrzydła i po chwili już szybował. Wystarczyło wyprzedzić Airunda. Gdy to się stało gryfie cielsko spadło na ścieżkę i trzymając szybkie tempo w towarzystwie jego śmiechu nabrało znaczącej przewagi. Przynajmniej do momentu aż nie wyjechali poza miasteczko. Wtedy też zaczął zwalniać, wyprostował się godnie w siodle, a gdy Rund go dogonił rzucił mu spojrzenie kątem oka.
       - Och, jednak jesteś. Co tak wolno? – Zapytał zaczepnie odwracając zaraz twarz w jego stronę  i uśmiechają się do niego pięknie. Po chwili odwrócił się za siebie żeby sprawdzić w jakiej odległości od nich są strażnicy po czym poprawił się jakby było mu niewygodnie i zaczął przygryzać wnętrze policzka próbując zebrać myśli. Zanim jednak się odezwał jego uwagę zwróciły dzieci, prosty lud, który widocznie zadowolony widokiem ich książęcej pary wypatrywał w ten sposób szans na pokój. Zrobiło się mu ciepło na sercu. W jego kraju pokładano w nim dokładnie takie same nadzieje, a on tak mocno bał się zawieźć. Dlatego też gdy zaproponowano mu wianek od razu się pochylił żeby ten mógł spocząć na jego głowie, poprawiając go jedynie nieznacznie żeby nie leciał mu na oczy.
       - Dziękuję, moje drogie damy. Jest przepiękny. – Zapewnił z pięknym uśmiechem po czym spojrzał jeszcze na Airunda, widocznie ogarniętego ulgą, że przynajmniej jego poddani widzieli to co miało to małżeństwo przynieść. On również był niezwykle wdzięczny, a gdy ruszyli dalej zdjął z siebie wianek gładząc palcami jeden z kwiatów.
       - Myślałam o naszej… wczorajszej rozmowie. – Zaczął chcąc zamknąć ten temat raz na zawsze. – I masz rację. Jeżeli mamy coś zmienić to tylko wspólnie. Jeżeli mamy rządzić w pokoju musimy być w tym razem. Jeżeli… jeżeli nadal chcesz mieć we mnie przyjaciółkę przypomina, że miałeś pomóc mi szkolić Kaina. – Uśmiechnął się do niego pięknie jeszcze raz sprawdzając jak daleko są strażnicy po czym wyciągnął do niego dłoń odzianą w skórzaną rękawicę żeby złapać tą jego. – Pójdę też za Twoją radą i się nieco poniektórym postawię. Myślę, że część osób na zamku powinna zrozumieć dlaczego konflikt pomiędzy naszymi królestwami trwał długie lata i nie zwyciężyliście przy pierwszym uderzeniu. – Napuszył się niczym paw, a jego skrzydła zawibrowały. Zaśmiał się jednak zaraz po czym wyrwał jeden z kwiatków i podstawił mu pod nos.
       - Fiołki, bardzo słodkie w smaku. Dłużej przeżuwane powodują odprężenie. – Mruknął sam odgryzając jeden z kwiatków i marszcząc w rozbawieniu nos na jego idiotyczną minę. – No masz, masz. Spróbuj. – Zachęcił go jeżdżąc płatkiem po jego ustach. Prześlicznie pełnych i wyglądających na bardzo miękkie. W całym swoim misternym planie nie przewidywał tylko idealnego rozwiązania na swoje zakochanie ale to będzie robił cichutko i w odosobnieniu, wzdychając do swojego króla.
       Zapuszczając się coraz dalej w kraj jego uwagę przykuwało absolutnie wszystko. Całkowicie inna flora i fauna, inaczej realizowane uprawy. Miał pytania zaczepiające o każdą dziedzinę życia, a biedny Airund musiał mu cierpliwie odpowiadać. Ostatecznie wjechali na ziemie jednego z lordów gdzie ciągnęły się długie winnice. Oblizał się nieco nieświadomie. Och jakby chętnie wypił lampkę dobrego wina! Zanim to jednak zaproponował dostrzegł, że w miasteczku koło którego przejeżdżali było jakieś większe poruszenie i wszyscy kierowali się w stronę kamiennego kręgu umiejscowionego na szczycie małego pagórka, tuż przy linii lasu.
       - O, co się dzieje? – Zapytał zaciekawiony stając w strzemionach żeby przyjrzeć się całemu temu miejscu. Wzbudzało w nim niezrozumiały niepokój.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Wto Cze 29, 2021 1:00 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26
Nie dało się nie zauważyć, że ta wyprawa bardzo pozytywnie wpłynęła na Renastę. Czasem warto było wyrwać się z kamiennych murów przesiąkniętych plotkami, intrygami i zawiścią. Gdy tylko oddalało się od zamku rodu Hanehrson, atmosfera całkowicie zmieniała się, rozrzedzając się i stając się coraz przyjemniejszą. Aż trudno było uwierzyć, że te dwa tak kompletnie różne od siebie miejsca egzystują w tym samym świecie; Zupełnie tak jakby mury i brama stanowiły przejście do zupełnie innego wymiaru pełnego barw, zapachów i wolności.
Warto było więc opuścić na chwilę zamek, by zaczerpnąć w płuca świeżego powietrza, by włosy rozwiał wiatr, by skóra nacieszyła się słońcem. Airund naprawdę kochał te chwile i łaknął ich całym sobą. Pech chciał jednak, że być może była to jedna z ostatnich, jak nie ostatnia taka przejażdżka. W końcu wkrótce na jego głowie spocznie korona, a wraz z nią troski całego królestwa. Miał szansę obserwować swojego wuja na tyle długo, by pojąć, że kolejka petentów wcale się nie kończy, że spraw wcale nie ubywa. Nie było to winą złego gospodarowania, lecz często złą i opacznie rozumianą tradycją. Jednak nim mentalność ludu uda się zmienić, najpewniej w rzekach zdąży upłynąć jeszcze naprawdę wiele wody.
Po chwili zamyślenia postanowił jednak nie trapić się tym i nie zajmować głowy myślami o przyszłości i o tym, co przyniesie. O wiele ważniejsze było to, co działo się teraz, w tym momencie. Dlatego też książę, gdy tylko zorientował się, że Renasta sporo wyprzedziła go, chwycił nieco pewniej wodzę i pogonił gryfa, by nadążyć za swoją narzeczoną.
Ten drobny wyścig jednak najbardziej naprzykrzył się strażnikom, którzy do tej pory podążając za nimi w pewnym oddaleniu, dopiero po chwili zorientowali się o przyspieszeniu tempa, przez co dystans między narzeczonymi a rycerzami zwiększył się aż tak bardzo, że gdy Airund zwrócił głowę za siebie, dostrzegł bardzo drobne sylwetki mężczyzn na horyzoncie.
-Pasuje ci moja pani- przyznał, gdy w końcu zrównał swojego gryfa z tym należącym do Renasty i ciepłym spojrzeniem omiótł wianek nałożony na jej włosy. Błękitne kwiaty kontrastowały z ciemną oprawą oczu Renasty, jednak to nadawało jej powagi ale i niezwykłego uroku. Grzechem byłoby zignorowanie tego faktu i nie pozwolenie sobie na żaden komplement, dzięki któremu mógł docenić urodę księżniczki. Choć ta była zupełnie inna niż smoczych dam, Airund był nią w pewien sposób oczarowany. Nawet jeśli jego serce nie należało do żadnej z kobiet, wciąż potrafił dostrzegać niezwykłość i piękno egzotycznej urody, co całym sobą starał się okazywać.
-Jeśli takie jest twoje życzenie, jestem do twojej dyspozycji- przyznał, przypominając sobie ich przygodę z puchatym złodziejaszkiem i uśmiechając się lekko na samo wspomnienie. Tamten dzień był pełen niespodzianek, ale i miłych zaskoczeń. Bardzo chętnie powtórzy go więc, spędzając czas sam na sam z Renastą i ucząc ją, w jaki sposób należy obchodzić się z Kaninami i ich tresurą. Miał przecież tak wiele do powiedzenia! I nie tylko o Kaninach, ale o całym królestwie. Nie ośmielał się jednak być zbyt natarczywy, postanawiając zaczekać aż to Renasta zada pytania, a następnie cierpliwie wyjaśniać wszystkie wątpliwości.
-Pamiętaj, że cokolwiek postanowisz, masz moje wsparcie. Nie zamierzam przymykać oka na jawną zniewagę. Niektórzy zapominają z kim mają do czynienia. – westchnął z pewnym zdenerwowaniem. Sam zaczynał mieć powoli dość tych wszystkich oszczerstw wymierzanych w stronę Renasty, tych wszystkich potwornych słów, które nie przystały cywilizowanym ludziom, ani tym bardziej komuś, kto uważał się za szlachcica. Skoro już teraz nie szczędzili złośliwości, strach było pomyśleć co mogłoby się dziać tuż po ślubie. Airund nie zamierzał więc pozwalać na szydzenie z przyszłej królowej, która przecież zasługiwała na najwyższy szacunek.
-Więc to prawda... naprawdę jecie kwiaty- wyrwany ze swych myśli przez podsunięty pod nos fiołkowy kwiat, Airund w pierwszej chwili w ogóle nie zorientował się, co właściwie wypowiedział. Dopiero po chwili speszony swoim nieadekwatnym zachowaniem pełnym dziecięcego zaskoczenia, niepewnie wziął między palce kwiat i niepewnie włożył płatki między wargi, zaczynając powoli żuć.
-Hmmm nie jest złe...- zaczął, jednak nie potrafił ukrywać tego, że roślina ostatecznie nie przypadła mu do gustu. Gdyby zamiast niej podsunięto mu kawał mięsa, wcale nie wybrzydzałby tak, jak w tym momencie. -Jeśli sobie tego życzysz, mogę zalecić kucharzowi przygotowywanie potraw z twoich stron. Rozumiem, że nasza strawa... może nie do końca ci odpowiadać.- dodał, uznając że Zuleńczycy najpweniej nie zwykli spożywać sporej ilości mięsa zapijanej winem lub pitnym miodem.
Po jakimś czasie krajobraz z pełnego pól i łąk zaczął ponownie przeradzać się w lasy, czasem okraszone obronnymi warowniami a czasem miastami pełnymi kupców handlujących wełną i runem. Właśnie w którymś z miasteczek, do którego wjechali, już od samego początku zanosiły się krzyki, które Airund bardzo dobrze kojarzył.
Zjeżył się nieco, gdy dostrzegł jak na specjalnie zbudowanym z drewna podeście dostrzegł syna miejscowego lorda.
-To syn Irdara, pana tych ziem. Chodzą plotki, że chłopak cierpi na przypadłość. Nie potrafi przybrać smoczej formy, co w tych stronach uznawane jest za przekleństwo. Jeśli nic nie zrobimy, poddadzą go rytuałowi, a jeśli nie zadziała – a na pewno nie zadziała, okrzykną go diabłem i zabiją go.- wyjaśnił, zsiadając z gryfa i z zaciśniętymi pięściami zmierzając w stronę tłumu. Nie przejmował się tym, że bez skrupułów począł przeciskać się przez tłum, że brutalnie odpychał przechodniów i wiwatujących chłopów. Nie zamierzał pozwolić na to, co miało za chwilę się stać. Nie, gdy sam cierpiał w dokładnie ten sam sposób.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Sro Cze 30, 2021 12:51 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Airund był niereformowalny. Jego miękkość za każdym razem gdy go zaczepiał, jego szlachetny uśmiech i ciepło w spojrzeniu którym obdarowywał go – głąba naczelnego, przyprawiał go sukcesywnie o ciarki na plecach. Nie robił absolutnie nic co ułatwiłoby utarcie pomiędzy nimi granic. Nie robił nic żeby zmienić swój wizerunek w jego oczach, żeby przestać był chodzącym ideałem, żeby pohamować uczucia których przecież żaden z nich nie chciał. Cóż, będzie musiał walczyć o swoje serce samodzielnie co nie oznaczało, że będzie się przy tym w jego towarzystwie źle bawił. Uśmiechnięty, dumnie wyprostowany i ciekaw absolutnie każdego robaczka, który przelatywał mu nad głową pytał. O ludzi, o ziemie, o rośliny i zwierzęta, o zwyczaje, o kulturę i religię. Chciał pojąć jakie znaczenie ma przemiana w smoka, jak wiele to daje, chciał pochłonąć wszystko co wykształcony książę mógł mu zaoferować samemu będąc przecież molem książkowym.
       Przeżuwając niespiesznie kwiatek, którego słodki smak rozpływał się po jego wrażliwym języku w pewnym momencie zamarł w pół ruchu patrząc na niego zaskoczony. Po chwili parsknął śmiechem na jego zmieszanie i jeszcze jednego kwiatka ugryzł prosto z łodyżki.
       - Plotki głoszą również, że rozmawiamy ze zwierzętami ale jeszcze żadna łania mi nie odpowiedziała na pytania. – Przyznał ze słodkim uśmiechem specjalnie chcąc go nieco mocniej zmieszać. Wyglądał wtedy niezwykle uroczo! – Wiesz, jesteśmy daleko od zamku, możesz już lekko odpuścić. Nie zjem Cię. Wolę listki. – Przyznał z rozbawieniem bo Airund nadal miał hamulce. Nadal miał nałożony filtr tego co mu wypada, a czego nie. A prawda była taka, że dopóki nikt na nich nie patrzył oceniającym wzrokiem, według niego mogli wszystko. Nawet jakby chcieli się teraz potaplać w błocie, nie widział żadnych przeciwwskazań!
       Na jego słowa dotyczące kuchni uśmiechnął się do niego ponownie już rozczulony. Jego ogrom troski był cudowny. Nikt nie dbał o jego komfort tak jak Airund – teoretycznie obca mu osoba. Nawet w domu nikt się nim tak nie przejmował! Przez chwilę więc patrzył na niego jak na siódmy cud świata dopiero po chwili opamiętując się, że jego serduszko ponownie za mocno uderzyło. Odkrząknął po czym ponownie obdarował go uśmiechem.
       - Nie musisz się mną tak przejmować. Podczas posiłków stoły są tak suto zastawione, że sobie wybieram warzywa. Ale muszę przyznać, że wasza dieta jest… ciężka. Przywyknę tylko z czasem. – Zapewnił zastanawiając się przy tym jak bardzo głodny Airund chodziłby u niego w momencie gdy mięso pojawiało się sporadycznie i zazwyczaj gotowane. Nie było złe! Jeżeli ktoś chciał można było je codziennie piec ale z natury ich dieta była oparta na świeżych warzywach, owocach czy produktach mlecznych. Po prostu nieco inna, lżejsza bo i wróżki były całkowicie innej budowie bo było widać po ich dwójce.
       - Ogólnie możesz się o mnie trochę mniej martwić. Niedługo się oswoję z tym miejscem i będziesz miał problem bo będzie mnie wszędzie pełno. – Przyznał po chwili namysłu oczami wyobraźni widząc już swoje wieczorne wycieczki do pustej kuchni, bieganie boso obładowanym ziołami po to by po drodze zahaczyć o bibliotekę i ciągnąć za sobą wór książek. Przynajmniej tak było w domu, gdy czuł swobodę i możliwości. Tutaj najpewniej by się trochę obawiał chociaż przy blondynie istniała ogromna szansa, że mając poplecznika w sprawach prozaicznie prostych w końcu poczuje tu komfort. Ba! Jego podejrzenia zostały po chwili ugruntowane gdy Airund z ogromną cierpliwością i spokojem zaczął mu opowiadać, odpowiadać na wszystkie pytania i wątpliwości. Przynajmniej do momentu w którym się poważnie zdenerwował.
       - Co? Czekaj! Jaka przypadłość?! – Zawołał za księciem po czym jednym susem wskoczył na siodło stopami i odbijając się od niego podleciał kawałek zanim opadł na ziemię. Wtedy też przystąpił do truchtu próbując za nim nadążyć, nie rozumiejąc co się dzieje ale sądząc, że w tym wszystkim Airudn będzie potrzebował pleców. Ostatecznie doszedł do wniosku, że postąpił słusznie i pomagając w przedarciu się przez tłum przykucnął. Jego skrzydła intensywnie zawibrowały po czym złotawy pyłek falą uderzeniową obił się o kostki licznych gapiów sprawiając, że część z nich gwałtownie odskoczyła na bok, a część się szybko cofnęła. Wtedy dobiegł do Airunda upewniając się, że ma przy pasie nożyk. Nie potrzebował go. Jedno spojrzenie smoczych oczu księcia wystarczyło żeby jego wzrok uniósł się na przerażonego podrostka. Momentalnie odbił się od ziemi, podleciał do niego po czym uśmiechnął się ciepło kucając koło niego.
       - Spokojnie, uspokój się. – Poprosił machając mu dłonią przed twarzą czym nieco podrażnił jego nos pyłkiem. Jeden oddech sprawił, że nieco oszołomiony dzieciak pozwolił się mu wziąć na ręce tym samym będąc w pełni przez niego bronionym. A żeby dać ludziom do zrozumienia, że mają się nie zbliżać, kolejna fala ostrych drobinek wywołana trzepotem skrzydeł odbiła się na wysokości piersi standardowej osoby. O dziwo, uważał na tyle żeby każdorazowo fala ominęła Airunda obecnie zerkając na niego ze zniecierpliwieniem. Nie złapał co do niego mówił ale patrząc po temperaturze sytuacji, dzieciak był zagrożony.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Nie Lip 04, 2021 10:22 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26

  Airund miewał niezwykle skrajne emocje względem własnego ludu, kraju i tradycji. Z jednej strony Tallaoth było krainą naprawdę niezwykłą; cudowne krajobrazy przecinane kwadratami pól usianych złotymi zbożami, przeplatane wstęgami lodowatych i krystalicznie czystych strumieni i rzek współistniały z rolnikami dzień w dzień z dziecięcą upartością pracując w pocie czoła, by zapewnić wyżywienie każdemu z mieszkańców tej bogatej krainy. Pełne drobnych kamieniczek miasta przepełniały zwykle śmiechy bawiących się dzieci i przekrzykujących kupców, a pobliskie dwory skryte między borami, pagórkami i lasami emanowały swoją elegancją, gościnnie zapraszając w swe progi przyjaciół. Z drugiej zaś jednak strony te same ziemie były niesamowicie nieprzyjazne względem każdego, kogo uznano za nieprzyjaciela, odmieńca, czy przedstawiciela zupełnie obcej rasy. Ci sami rolnicy, mieszczanie i szlachcice nie zważali na to, czy na skazanie miałoby zostać rzucone dziecko, czy złoczyńca, tak długo, jak długo podła tradycja stawiana była na piedestale. I to właśnie z tą tradycją, Airund zamierzał całym sobą walczyć.
  Nie miał więc czasu na tłumaczenia, na wyjaśnienie Renaście, dlaczego cała ta sytuacja tak bardzo wzburzyła jego serce i krew. Nie potrafiłby jej zresztą tego wytłumaczyć, bez przyznania się do własnego deficytu. A na to nie miał w tym momencie ani czasu, ani głowy.
  Czym prędzej przeciskał się przez tłum, nie zważając na to, że zaskoczony tłum, rozpoczął wykrzykiwać z początku obelgi, a ostatecznie rozpoznawszy w nim księcia, pełne zdumienia okrzyki.
  Te ostatnie wzmogły się nieco, gdy Renasta przefrunęła mu nad głową, a kilka złotych opiłek pyłku smagnęło tuż obok jego nóg, dotkliwie uderzając w stojących najbliżej mężczyzn i kobiety.
  Mimo, że księżniczka znalazła się przy chłopcu jako pierwsza, a Airund wdrapał się na podwyższenie dopiero po wygranej „batalii”, szybkim ruchem dobył własnego ostrza, mierząc nim w stojącego na piedestale kata.
  -Nikt nie ma prawa go tknąć.- powiedział, a jego głos przerodził się w swego rodzaju smocze warknięcie. Nawet jeśli nie potrafił na zbyt długo przybrać swojej formy, wciąż posiadał pewne wyćwiczone umiejętności, które mogły dodać mu nieco animuszu. Mężczyzna z początku obruszył się, jednak rozpoznając w nim swojego przyszłego króla odstąpił nieco, przenosząc swe zaskoczone spojrzenie na chłopca, który dawszy upust własnym emocjom, wtulił się w pierś Renasty, zanosząc się szlochem przerażenia.
  -Ależ panie. Podrostek cierpi na Przypadłość. Przynosi hańbę swojej rodzinie, swojemu herbowi. Tradycja... – zaczął, jednak Airund uciszył go skinieniem dłoni.
  -Ta tradycja się myli.- wyjaśnił tylko, powodując okrzyk zdziwienia, który wyrwał się z gardeł przypatrujących się ich smoków. Nie zważając jednak na nich, książę podszedł do Renasty, ostrożnie kładąc dłoń na głowie chłopca, w ten sposób symbolicznie obwieszczając wszystkim, że od tej chwili dziecko znajduje się pod jego pieczą. Wtedy też wyprostował się dumnie, obdarzając zebranych jedynie krótkim spojrzeniem, które ostatecznie przeniósł na stojącego nieopodal mężczyznę, który miał dokonać publicznej egzekucji.
  -Jeśli lord Irdar będzie miał tyle odwagi, może mnie znaleźć w twierdzy mojego rodu. Swojego syna także.- dodawszy to, przywołał gryfy i wsiadłszy na grzbiet własnego, ruszył w drogę powrotną do swojego pałacu. Dopiero, gdy miasto i ziemie lorda zniknęły za jego plecami, odetchnął głęboko, zerkając niepewnie na Renastę. Nie chciał, by widziała go w takim stanie. Nie chciał, by widziała jego lodowatą, wyrachowaną stronę, która gardziła wszelkimi pseudorytuałami i karami za coś, na co nikt nie miał wpływu. Nie mieściło mu się to w głowie. Karanie dziecka za pewnego rodzaju wrodzoną słabość, było dla niego tożsame z karaniem chłopa, którego plony nie wzeszły przez suszę. Nie mógł więc nic poradzić na to, że zupełnie obnażył swoją gniewną i może nieco niepasującą do jego aparycji stronę.
  -Przepraszam Renasto. Naraziłem cię.- powiedział ze skruchą, po chwili przenosząc spojrzenie na chłopca, który usnął, wtulony w dziewczynę. Airund podejrzewał, że księżniczka maczała w tym palce; na włosach i twarzy chłopca wciąż jeszcze połyskiwały drobne drobinki pyłku, który swoją drogą niezwykle go zafascynował. Obiecał sobie, że wkrótce wypyta ją o wszystko i dowie się, skąd takowy pyłek się bierze i jakie ma zastosowania.
  -Zabiliby go.- wyjaśnił, nieco mocniej zaciskając palce na lejcach, gdy znów wróciły do niego wszystkie wspomnienia z chwili, gdy sam dowiedział się o swojej ujmie.
  -Smoki wierzą w barbarzyńską siłę. W moc swoich własnych paszcz, zębów, pazurów, w rozciągliwość swoich mięśni, nieprzepuszczalność łusek. Kiedyś nasze smocze formy traktowane były jako najwyższe błogosławieństwo, jako dar od bogów, którzy dali nam moc, by podbijać pobliskie terytoria i czynić ludy podległymi. Jednak czasami zdarza się, że... niektórzy nie potrafią przybrać tej formy lub przybierają ją... z wysiłkiem i na bardzo krótko- mówiąc to, zwiesił głowę, wpatrując się we własne dłonie, które aż posiniały od siły, z którą zaciskały się na skórzanej uprzęży. Ciężko było mu o tym mówić, bo z każdym słowem czuł się, jakby coraz bardziej obnażał się przed nią. A prawda była taka, że gdzieś tam głęboko chciał być w jej oczach kimś wartościowym, kimś, kto potrafiłby ją obronić, kimś kto miałby w sobie mnóstwo siły. A w rzeczywistości Airund był niezwykle kruchy i niepewny siebie, niepewny tego, co przyniesie jutro.
  -Nasza tradycja nienawidzi inności... takich jak chłopak, który śpi w twoich ramionach, nazywa się słabymi, przeklętymi, niegodnymi tego by żyć. Nie chcę mówić ci, jak wielu takich jak on zginęło, a jak wielu... żyje w ciągłym strachu. Dlatego nie mogłem pozwolić, żeby go tam zamordowano. Żeby wypito jego krew, a potem obiegano rynek z jego głową nabitą na pal... Nie mogłem do tego dopuścić. Po prostu nie.- powiedział, przenosząc swoje spojrzenie w stronę pól i pagórków, oddając się swoim własnym myślom. Próbował poradzić sobie z tą sytuacją, jednak wciąż, gdy patrzył na tego chłopaka, widział siebie. Oczami wyobraźni widział, co stałoby się, gdyby lud odkrył prawdę. Gdyby dowiedziano się, że przyszły król ma poważną skazę.
  -Dlatego chcę zmienić to miejsce... chcę pokazać ludziom, że... każdy ma prawo żyć i że smocza krew płynie także w tych, którzy nie potrafią przybrać smoczej formy.- przyznał z determinacją, przenosząc spojrzenie na Renastę.
  -Ale póki co... chciałbym spróbować pewnej rzeczy. Pomożesz mi w tym? Wiem, że znasz się na ziołolecznictwie, a twoja torba jest pełna różnych specyfików. Mogłabyś spróbować... go wzmocnić? Może dzięki temu dałby radę się przemienić.- spytał z nadzieją, jednak jego głos zdradził, że pragnął tego tak samo dla chłopca, jak i dla samego siebie.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Wto Lip 06, 2021 9:44 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Początkowo całkowicie niezrozumiałym były dla niego nerwy i pośpiech Airunda. Biegł za nim i wspierał go tylko dlatego, że czuł powinność. Chciał trwać przy jego boku nawet jeżeli absolutnie nic nie rozumiał i chyba właśnie mu to pokazał. Jednocześnie, wystraszony dzieciak, który zasnął w jego ramionach chyba czuł się bezpieczniej nieświadomy całego zajścia, niżeli jakby Rund miał się szarpać z – jak się zaraz okazało – katem. Jego skrzydła zjeżyły się i wibrując dźwięczały odgłosem przypominającym ważkę czy też szerszenia. Jego wzrok był bystry, w każdej chwili był gotów zareagować, dobyć noża bądź zwyczajnie uniknąć ataku. Szczęśliwie, ryk który wydobył się z książęcego gardła wszystkich postawił na baczność, w tym na chwilę jego.
       Przełykając nerwowo ślinę śledził tłum gapiów oraz jego ukochanego księcia kontrolując fakt przemiany. Jeżeli w zasięgu jego wzroku pojawi się jakiś smok będzie gorąco. Czuł jak drobinki magii buzują w jego żyłach, jak po skórze przepływają elektryzujące dreszcze. Jednocześnie, kołysał lekko podrostka chcąc żeby ten silniej padł w objęcia Morfeusza i nie przejmował się tym co miało tu zajście. A działo się znacznie więcej niżeli on na chwilę obecną widział.
       Sławetna Przypadłość o której wszyscy tu mówili nadal nie miała dla niego kształtu. Nie wiedział czy to choroba czy może jakieś znamię. Nie miał pojęcia czy cierpieli jedynie szlachcice, czy zwykli ludzie również byli na nią narażeni. Wiedział za to doskonale, że ta powodowała ogrom emocji, tak pozytywnych jak i negatywnych co tym samym go zastanawiało co denerwowało. Gdy tłum zaczął wyrażać swoje oburzenie dotyczące decyzji Airunda, kolejna fala wydobyła się z jego ciała, a skrzydła intensywniej zawibrowały. A niech ktoś tylko spróbuje podejść..!
       W momencie w którym jego gryf kilkoma susami znalazł się przy nim posłał mu spokojny uśmiech po czym wchodząc z idealną równowagą na jego grzbiet powoli usiadł w siodle. Nie chciał młodzika budzić ani zrzucić uspokajającego go pyłku z twarzy. Był jednak widocznie nerwowy. Następnie pogonił zwierzę delikatnym szturchnięciem piętą w bok dotrzymując kroku Airundowi który zakończył swoją wizytę w tym miejscu. Dopiero wtedy, gdy oddalili się od tłumu, on nieco odetchnął rozluźniając mięśnie ramion. Zaczął też spokojniej kołysać młodego zaczesując mu włosy z czoła. Swoją drogą dzieciak był niezwykle uroczy. Smocza uroda miała kilka egzotycznych dla niego aspektów które codziennie cieszyły jego oczy. Tym razem było podobnie i na dobrą sprawę, dopiero w momencie w którym Airund zaczął mówić podniósł na niego spojrzenie.
       - Mnie? Na co? – Dopytał zdziwiony. – Przypominam kto skopał komu dupsko w walce. – Uśmiechnął się uroczo próbując rozluźnić atmosferę. Nie rozumiał dlaczego Airund był tak zestresowany, cały spięty i nerwowy. Chciał go jakoś pocieszyć przez co nieco już automatycznie, wyciągnął do niego rękę żeby pogłaskać go po wierzchu dłoni. – Spokojnie. Wyjaśnisz mi teraz o co chodziło? – Zapytał starając się dać mu pełne wsparcie, niezależnie od tego co powie. Chociaż, na szczerą prawdę chyba nie był przygotowany.
       Słysząc o tradycji która związana była z przemianą w smoka pokiwał głową pozwalając sobie na zaniechanie uśmiechu. Słuchał go uważnie, śledząc wzorkiem całą jego postawę, mimikę twarzy. Wyglądał jakby cały problem dotyczył go personalnie na co on mocno się zaniepokoił. Szczególnie gdy wreszcie przedstawiono mu pełny obraz rytuału który przerwano.
       Iluzja na jego twarzy zawibrowała, jakby tracił zasięg. Brew niespokojnie drgnęła, a on musiał wstrzymać oddech żeby jego moc nie świrowała. Zrobiło się mu gorzej na żołądku na i sercu. Z automatu mocniej przytulił dzieciaka dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że nie oddycha. Co za… CO ZA BESTIALSTWO!!
       Najgorszy był moment w którym Airund z taką ufnością zwrócił się w jego stronę. Wtedy ponownie iluzja została na ułamek sekundy zaburzona, a on jak idiota totalny przerzucił nogę nad głową gryfa, poprawił sobie młodego w ramionach i zeskakując na ziemię stanął tyłek do niego próbując się uspokoić. Jeden głęboki wdech, drugi wdech, trzeci. Ostatecznie znowu wstrzymał oddech i kucnął próbując się ogarnąć. To było dla niego niepojęte! On tak szanował życie. Każdą istotę w której żyłach płynęła magia, niezależnie czy uśpiona czy pobudzona.
       - Już. Już dobrze. – Mruknął po dobrych pięciu minutach załamania nerwowego po których wrócił do stojących nieopodal gryfów. Wsiadł ponownie w siodło, wyprostował się dumnie i wziął spokojny oddech. – Nie godzę się na to. Nie ma najmniejszych szans. – Oświadczył twardo patrząc w jego oczy z determinacją.
       - Oczywiście, że pomogę! Muszę dowiedzieć się więcej i go przebadać ale pomogę! – Oświadczył pewnie jeszcze raz patrząc na dzieciaka. Uroczy słodziak, nie zasługiwał na nic innego jak beztroskie dzieciństwo pełne możliwości. I choćby miał być ogłoszony szarlatanem, pomoże mu.
       W chwili gdy atmosfera determinacji między nimi zaczęła nieco się uspokajać, on zaczął wolniej oddychać i nie był już tak podminowany, los ponownie zmusił go do pełnej gotowości. Wystarczyło żeby raz usłyszał trzepot potężnych skrzydeł, odwrócił się i dostrzegł na horyzoncie smoczą sylwetkę i niepokój wrócił. Jego ciało zwolna zaczęła obudowywać zbroja, nie umiał nic na to poradzić. Gad natomiast przeleciał nad ich głowami i wylądował na ścieżce. Jego skrzydła wzbiły w powietrze kłęby pyłu zmuszając go do osłonięcia obu przedramieniem. Gdy natomiast jego ręka opadła dostrzegł sylwetkę w pas skłonionego mężczyzny.
       - Mój książę. – Przywitał się i na gest Airunda wyprostował. Wtedy Ren poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Mężczyzna miał zbolałą twarz, oczy pełne żalu, bólu i nienawiści. Jednocześnie cała jego sylwetka wyrażała boleść, niemożność poradzenia sobie z problemem który spoczął na jego ramionach. Mimo to gdy jego spojrzenie padło na śpiące dziecko w tęczówkach zabłysnęła czysta miłość.
       - Moja Pani. – Przywitał w końcu również i jego kłaniając się. On automatycznie kiwnął głową i przytulił mocniej chłopca. – Nie powinienem tego mówić i hańbić tradycji ale jestem wam, mój Panie, dozgonnie wdzięczny za przerwanie tego w porę. – Zaczął mówić z zaciśniętym gardłem. Wtedy też Ren przekręcił głowę w bok pozwalając by złota zbroja powoli się z niego wycofywała.
       - Hańbisz tradycję? – Zapytał zdecydowanie zbyt oschłym tonem jak na niego.
       - To nie jego wina moja Pani. Naprawdę nie jego. – Jęknął w rozpaczy na co jego serce zabiło szybciej. Kiwnął głową żeby ten kontynuował. – To niezwykły chłopak z talentem do zarządzania. Dzięki jego pomysłom nasze plony z roku na rok się powiększają. Jest uwielbiany. A raczej był, do czasu próby. Moja Pani, on miał poważny wypadek za niemowlaka. Uderzył się w głowę i był nieprzytomny przez trzy dni. Ja… on… nie jest w stanie się zmienić i nigdy nie będzie ale… to tak niezwykłe dziecko! – Mówił coraz mocniej rozemocjonowany tym czego był świadkiem. Widocznie czuł ulgę ale i strach na myśl, że książęca para musiała interweniować i teraz tłum będzie przeciwko nim wszystkim.
       Ren natomiast słuchał i obserwował z ogromną uwagą ojcowską miłość. Ostatecznie uśmiechnął się ciepło po czym odwrócił spojrzenie na swojego księcia.
       - Może wpadniemy do lorda na obiad? – Zaproponował z uśmiechem którym również obdarzył mężczyznę. Chciał mu pokazać, że nic mu nie groziło. Że oni byli po jego stronie. W oczach mężczyzny tylko na moment pojawiła się łza na co ponownie się skłonił w pas przed nimi.
       - Zapraszam w me progi. – Zapewnił wskazując miejsce docelowe, lasek za którym musiała mieścić się jego rezydencja. On na ten gest kiwnął głową i chwytając wodze pogonił gryfa do wzbicia się w powietrze. Żeby w towarzystwie lorda-smoka udali się do jego… przepięknej posiadłości!
       Mały zameczek schowany był za gajem. Biały niczym śnieg, porośnięty gęstym bluszczem w połowie przedniej ściany. Przecudowny ogród, liczne kwiaty kwitnące przed wejściem. Wysypana jasnym kamieniem ścieżka która prowadziła pod dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego hebanu. Był urzeczony i z zaciekawieniem ponownie zaczął się rozglądać w szczególności gdy mógł zsiąść z gryfa. Ten otrzymał od niego kilka drobnych całusów w dziób na co się żachnął zawstydzony szturchając go przy tym głową. Wtedy też mógł poprawić sobie śpiącą galaretę i udając się za panem domu do środka ponownie wodził spojrzeniem po całym pomieszczeniu.
       - Zaniosę go do jego pokoju. – Zaproponował w momencie w którym jedna ze służek próbowała zabrać mu dzieciaka. Jego skrzydła ponownie zawibrowały na co kobieta spojrzała na swego pana czekając na jego zgodę. Ten ją szybko wydał i Ren mógł powędrować na piętro do pokoju pełnego książek, zabawek i kolorów na widok którego ponownie się uśmiechnął.
       - Wyjdź. – Rzucił do kobiety tonem nieznoszącym sprzeciwu po czym pociągnął kołdrę robiąc miejsce na śpiocha. Ułożył go wygodnie na poduszkach, pogłaskał po policzku po czym coś go naszło. Obejrzał się za siebie sprawdzając czy jest sam, ściągnął z siebie na chwilę iluzję i postawił skrzydła na sztorc. Dłonie ułożył tak jakby trzymał piłkę i zamykając oczy powoli wodził nimi nad ciałem młodego. Poczuł złamaną nogę, która w połowie piszczela miała lekkie zgrubienie. Kilka siniaków logicznych dla tak intensywnego wieku w jakim ten był. Niespokojnie drgnął natomiast w momencie gdy dotarł do jego głowy. Uchylił oczy zdziwiony, jeszcze raz się za siebie obejrzał po czym przysiadł na łóżku łapiąc młodzika za policzki. Przyłożył usta do środka jego czoła zaraz marszcząc nos jakby poczuł nieprzyjemny zapach.
       - Serio? Tyle? – Pomasował sobie skronie nie dowierzając w swoje odkrycie. Jeżeli cała ta „Przypadłość” była spowodowana blokadą magii w ciele to wyśmieje cały ten naród. U nich takie przypadki po prostu leczono! Ponownie się więc zirytował i nakładając na siebie iluzję ruszył do salonu gdzie Rund siedział z mocno zestresowanym lordem. Gdy wszystkie oczy skierowały się na niego ostentacyjnie podszedł do księcia, przysiadł półdupkiem na podłokietniku fotela i opierając się przedramieniem o jego ramię pochylił się nad jego uchem.
       - Chyba wiem co mu jest. – Oświadczył zaraz nadziewając się na pełne zdziwienia spojrzenie. Tak księcia jak i lorda. Zanim jednak przystąpił do wyjaśnień założył nogę na nogę, poprawił strój i zmierzwione nieco włosy. Nie spieszył się nadal czując złość.
       - Każda istota w której płynie magia ma nerw po którym moc rozchodzi się po ciele. Ten nerw początek ma tutaj – Położył palec na środku czoła swojego narzeczonego po czym pociągnął nim po jego głowie, dokładnie przez jej środek i zaczepnie posmyrwał go po karku. – i ciągnie się po całym kręgosłupie aż do miednicy po której idą jego rozgałęzienia. – Zamilkł ponownie kładąc przedramię na szerokim barku Airunda. – Jeżeli początek tego nerwu ma zator magiczny, magia się nie rozchodzi i nie można z niej korzystać. Mówiłeś Panie, że syn miał wypadek za niemowlaka. Mogło się zdarzyć tak, że ten nerw został wtedy zablokowany. Chociaż równie dobrze blokada mogła powstać jeszcze w łonie matki i taki się urodził. – Wzruszył ramionami widząc przerażenie na twarzy mężczyzny. – To się leczy. A raczej, rehabilituje magicznie. My, wróżki, mamy w tym wykształconych specjalistów. Proces mozolny, tym mocniej problematyczny im starsza jest osoba ale jest do pokonania. Wyrazisz zgodę żebym go przebadała i wdrożyła leczenie? – Zapytał w odpowiedzi otrzymując tak głuchą i ciężką ciszę, że zainteresował się wystrojem wnętrza, dając im przyswoić wiedzę której mogli w ogóle nie być świadomi. Ach te smoki.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Nie Lip 11, 2021 5:38 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26

    W jakiś sposób poczuł się znaczne lepiej z myślą, że nie jest w tym wszystkim całkiem sam. Determinacja, która pojawiła się w spojrzeniu Renasty, dodała mu pewności, że los chłopca nie jest dla niej zupełnie obojętny. Choć zwyczaje smoków mogły wydać jej się barbarzyńskie i sama miała z tą rasą tak wiele nieprzyjemności, by z łatwością mogła je wszystkie znienawidzić, księżniczka okazała się jednak mieć tak dobre i wielkie serce, by przejąć się losem dziedzica Irdara i okazać jawnie chęć pomocy.
    Nim jednak spostrzegł się, lord postanowił sam czym prędzej złożyć im wizytę, nim jeszcze zdążyli dotrzeć do granic własnych ziem. Airund zacisnął więc zęby i dłonie w pięści, gotów stanąć do walki mimo własnego osłabienia. Nie mógł przecież przewidzieć, że lord okaże się być szczerze zmartwiony losem własnego potomka. Książę nie rozumiał jednak jednego - skoro mężczyzna był tak niezwykle związany z własnym synem – dlaczego dopuścił do publicznego sądu i próby zgładzenia własnej latorośli? Czyż nie powinien bronić swojego syna do samego końca? Te myśli sprawiły, że Airund nie potrafił współczuć; zamiast tego czuł jedynie pewną odrazę i podejrzliwość względem mężczyzny, który nie wydawał mu się szczery. Zmiana przecież nie nadchodzi tak szybko, prawda? Czy ktoś szczerze kochający własne dziecko, kiedykolwiek posunąłby się do czegoś takiego w imię tradycji? Czy znaczyło to mniej więcej tyle, że ta była stawiana znacznie wyżej, ponad wszelkimi więzami i emocjami?
    Nic więc dziwnego, że książę niezwykle sceptycznie podszedł do tego wielkodusznego zaproszenia, z pewną obawą podążając za mężczyzną i mijając mury. Czujne oko Airunda zerkało co rusz w stronę strażników, badając ich rozmieszczenie i siłę liczebną – co prawda nic nie wskazywało na to, by zaraz miała rozpętać się otwarta wojna, jednak przezorny zawsze ubezpieczony, a książę wolał wiedzieć skąd i ilu przeciwników powinien się spodziewać w razie ewentualnego konfliktu. Zwłaszcza, że wciąż odpowiadał nie tylko za swoje życie, ale i swojej przyszłej małżonki. Czuł na plecach baczne spojrzenie strażników wysłanych za nimi przez Varella (prawdę mówiąc Airund sądził, że dawno pozostawili ich w tyle i zgubili. Ci jednak już od pewnego czasu trzymali się za nimi w pewnym oddaleniu, za co w tym momencie był im bardzo wdzięczny. Dzięki temu miał poczucie, że nie jest sam w tych obcych, lodowatych murach), co dodało mu ostatecznie wystarczającą ilość odwagi, by odpuścić zmartwienia i nieco rozluźnić spięte mięśnie.
    -Zapraszam do jadalni- gdy w końcu książę zeskoczył z grzbietu gryfa, a jego stopy zetknęły się z kamiennym brukiem, lord Irdar skinął dłonią w stronę wejścia, a następnie rozpoczął prowadzić go w stronę bogato zdobionej sali, pośrodku której umieszczony był drewniany stół i kilka rzeźbionych, drewnianych krzeseł. Lord zasiadł na największym, umoszczonym jedwabną poduchą i o inkrustowanym siedzisku. Airund natomiast usiadł naprzeciwko, na równie zdobionym choć mniej wygodnym meblu z oparciem w kształcie smoczej paszczy. Musiał przyznać, że cały ten pałac był niczym zamek wyciągnięty żywcem z którejś z baśni. Przepiękny budynek, który aż kipiał przepychem zdawał się być czymś tak nierealnym, że Airund obawiał się iż wszystko to, co widzi jest tylko pewnego rodzaju złudzeniem. Zderzenie z taką rzeczywistością było dla niego jak kubeł zimnej wody – wszakże jego własny zamek nie był nawet w jednej dziesiątej tak okazały, jak ten należący do lorda.
    -Moja małżonka skorzystała z faktu mojego kilkumiesięcznego wyjazdu. W tym czasie postanowiła nieco wyremontować nasz pałac i sprowadziła architekta- zaczął lord, zdając sobie sprawę z podziwu, z jakim książę rozglądał się wkoło i wpatrywał w każdą z bogato zdobionych kolumienek podtrzymujących sufit. Na nim samym znajdował się fresk pełen chmur, aniołków i mnóstwa postaci, które jakby zastygły pośród pełnej dynamizmu bitwy. Pierwszy raz widział coś takiego, więc przepych ten (dodatkowo okraszony złotem, jakby w innych miejscach było go zdecydowanie zbyt mało) sprawił, że aż zakręciło mu się w głowie. Całość dopełniały ogromne lustra rozmieszczone w zagłębieniach ścian, których ogromne tafle sięgały sufitu. Łączna wartość wystroju musiała wynosić znacznie więcej, niż warta była rodzinna posiadłość Airunda. Gdyby to Folmar znalazłby się w tym miejscu, z zazdrości kazałby skrócić Irdara o głowę.
    -Jegomość przybył z dalekiego królestwa i uparł się, że nasza architektura już dawno jest… jak on się wyraził passé. Nie tylko przebudował, ale całkowicie zmienił wnętrza. Przez pierwsze kilka miesięcy nie mogłem się przyzwyczaić do tych wszystkich rzeźb i ornamentów. Wyobraź sobie Panie, że w innych królestwach niemalże każdy pałac już tak wygląda. Odchodzi się od ciężkich murów i fos. Teraz wszystko musi być zdobne.- wyjaśnił, napełniając kielichy winem i jeden z nich przytykając do własnych ust. Airund pokiwał na to jedynie głową, niezbyt przekonany do tego typu architektonicznego koszmaru. Być może w głębi siebie wciąż w jakimś stopniu był tradycjonalistą.
    Na szczęście nim zdążył się wypowiedzieć (i niechcący okazać swoją zupełną ignorancję w tym temacie), zjawiła się Renasta, której wyraz twarzy był z jednej strony łatwy do oczytania, a z drugiej niezwykle zagadkowy. Dla osoby postronnej mogłoby wydawać się, że księżniczka jest uprzejma i uśmiecha się z typowym dla siebie ciepłem i dziecięcym rozbawieniem. Airund natomiast zdążył poznać ją już na tyle, by dostrzec że pod tym czai się pewnego rodzaju frustracja, ale i mimika pełna kpiny. Posłał jej więc pełne wdzięczności spojrzenie (jakby nie patrzeć ocaliła go przed trudną rozmową dotyczącą zamorskiej mody (albo i oglądania większej ilości pulchniutkich dzieciątek na obrazach i rzeźbach), o której nie miał żadnego pojęcia) i popijając wino, postanowił wysłuchać tego, co miała do powiedzenia. W miarę upływu jej słów (i niespodziewanego dotyku), Airund czuł coraz większe zmieszanie, by ostatecznie zakrztusić się winem na rewelację, którą Renasta tak beztrosko im objaśniła.
    Nie mógł powstrzymać śmiechu, który wyrwał się z jego gardła. Nie był on jednak pełen wesołości, a raczej nim okropny, przesycony goryczą i złością zawód. Przez tyle wieków mordowano niewinne dzieci, przez tyle lat on sam ukrywał się w cieniu, katował tysiącami ziołowych specyfików, zażywał kąpieli w miksturach Veirona, by ostatecznie okazało się, że przyczyną była tylko i wyłącznie czysta biologia. Którą dodatkowo dało się okiełznać.
    -Proszę mi wybaczyć- zaczął, gdy już się uspokoił, przecierając dłonią własną twarz. –Ale to jest tak absurdalne, że aż trudno przyjąć mi to do wiadomości. Czy właśnie chcesz powiedzieć, że mordowaliśmy tysiące… chorych dzieci? Które dodatkowo można było w prosty sposób wyleczyć?- spytał z goryczą, wpatrując się we własne dłonie. Przez chwilę miał wrażenie, że są one pokryte krwią. W końcu nawet jeśli to nie on wydawał rozkazy, jako członek królewskiej rodziny miał na rękach krew wszystkich, których zabiła wpajana przez królów tradycja.
    Czując się przytłoczony, bez słowa poderwał się, ruszając w stronę ogrodu, gdzie z całą siłą uderzył dłonią w jedną z kolumn podtrzymujący dach małego, ogrodowego pawilonu. Siła ta wystarczyła, by skruszyć kawałek kamienia, ale jednocześnie by rozbić skórę znajdującą się na jego knykciach. Nie przejął się jednak bólem ani krwią spływającą po palcach – bo właśnie w tej chwili całe jego ciało rozrywała wściekłość. Wściekłość i poczucie winy.
    -Szlag by to- mruknął, drżąc z emocji, które go rozrywały, z poczucia beznadziei, które całego go ogarniały. Świadomość, że tak wiele bezbronnych istot straciło życie tylko dlatego, że królowie okazywali się ignorantami, którzy nie potrafili docenić kunsztu medycyny ani wiedzy płynących z innych krajów była jak rozgrzane żelazo, którym ktoś ugodził jego serce. Zaślepieni głupcy, którzy wierzyli, że tylko ich racja jest święta, że choroby są słabością, którą należy tępić. Mordercy, z których rodu on sam się wywodził, w którego żyłach płynęła ich krew. To czyniło go równie winnym ich przewinieniom, to sprawiało, że nienawidził siebie i całego królestwa jeszcze bardziej.
    -To jakiś nieśmieszny żart- mruknął, przysiadając na kamiennej ławce i wbijając spojrzenie w krzew róż, kołysany przez wiatr. Nie dbał o to, że własnym zachowaniem mógł urazić Irdara lub Renastę. W tej chwili, zachowując się tak samolubnie, przeżywał własną tragedię. Bo właśnie uświadomił sobie, że tyle lat żył w przekonaniu, że jest wyrzutkiem, że nigdy nie powinien był się narodzić, że to przez niego, przez jego słabość być może zginęli rodzice, a kraj zaczął przeradzać się w ruinę – bo wierzył, głęboko wierzył, że spoczywa na nim niezrozumiała klątwa i przekleństwo, obracające wszystko co kochał w pył- a w rzeczywistości to wszystko było wyssanym z palca kłamstwem, które na domiar złego dodatkowo było czymś tak powszechnym w innych krainach, że gdyby się o tym gdziekolwiek dowiedziano, wybuchłby międzynarodowy skandal.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Czw Lip 15, 2021 9:48 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Miejsce w którym obecnie przebywał raziło jego estetykę w oczy. Owszem, zdobienia pokrywające czy to sufit czy liczne kolumny, te będące częściami mebli bądź zdobiące podłogę, w momencie gdy układały się harmonijnie z czymś co było jednolite, o stosunkowo stłumionych kolorach było przepiękne. Nawet złote elementy odbijające poranne promienie słońca, które licznymi oczkami słały się niczym dywan na zwyczajnej, drewnianej podłodze były magiczne. Ale tutaj, nie wiedział na co patrzeć i im dłużej to robił tym mocniej bolała go głowa. Ktoś miał pieniądze i chciał się pochwalić właśnie ich posiadaniem. Jednocześnie nie mając krzty gustu. Dlatego po chwili skupił się na czymś przyjemniejszym, na jego księciu.
       Nieco nawet histeryczny śmiech jaki wydobył się ze smoczego gardła kazał mu nagle skupić się i wszcząć taki swój mały alert. Nie chciał go urazić w momencie gdy widocznie wszedł na bardzo drażliwy temat, ba! Wyprostował się nawet gładząc go delikatnie po ramieniu, dając mu do zrozumienia, że miał w nim wsparcie choćby nie wie co. Obecnego obrotu spraw się jednak nie spodziewał.
       Początkowo nie wiedział wręcz co mu odpowiedzieć na coś co było bardzo brutalną prawdą! Dlatego złapał za krawędź koszuli mnąc ją lekko żeby dobrać odpowiednio myśli.
       - Chorych – owszem, łatwych do wyleczenia – niekoniecznie. – Zapewnił jednocześnie odwracając się za nim gdy ten prawie wybiegł z salonu do ogrodu. Wtedy też chociaż początkowo zmieszał się, przybrał na twarzy spokojny wyraz, poprawił się po czym wstał.
       - Zajrzyj proszę do syna. Zaraz się obudzi i lepiej żeby widział wtedy kogoś kochającego. Może lekko spanikować przez nagłe zaburzenie świadomości. – Wyjaśnił na co szlachcic momentalnie poderwał się z miejsca i najpewniej tylko przez wzgląd na fakt obecności rodzin królewskich, nie wybiegł jak opętany tylko nerwowo wszedł po schodach. On natomiast splótł dłonie za plecami i spokojnym krokiem poszedł za swoim narzeczonym rozglądając się czy nikt ze wścibskiej służby nie śmie ich podsłuchiwać.
       Gdy natomiast upewnił się w ich samotności skupił swój wzrok na Airundzie. Pierwsze co w oczy rzucił mu się ukruszony kamień pokryty krwią. Rozumiał go, sam czasami był taki porywczy. Dlatego momentalnie zaczął grzebać w swojej torbie, a dobywając z niej mały flakonik czegoś przypominającego wodę i bandaż, usiadł obok niego prosząc go o podanie mu dłoni.
       - Zanim zrozumieliśmy jak połączone są naczynia w ciele, jak odpowiednie odblokowywanie mięśni czy przepustów magii działa przy minimalnym wysiłku, sądzono że najskuteczniejszym rozwiązaniem… jest rozciąganie. Mięśnie, które pękały sprawiały, że nerwy były przerywane, a magia zaczynała płynąć. Szkoda, że przy okazji kruszyły się kości, a chory umierał w długiej agonii wykrwawiając się do środka. – Wyjaśnił po tym jak polał jego kłykcie szczypiącą wodą pachnącą rozmarynek i zaczął owijać bandażem, długo siedział w zupełnej ciszy żeby pozwolić smokowi wyrównać swój oddech i nieco uspokoić myśli. Kłótnia z nim nie była jego celem, Airund go fascynował, z każdym dniem był w jego oczach coraz wspanialszym mężczyzną na którym sam by mógł się oprzeć. Nie chciał tego stracić.
       - Nasza historia splamiona jest litrami krwi osób które mogły cieszyć się długim życiem. Czy to w imię odkryć, nauki, religii czy tradycji. Nie zmienimy tego. Możemy za to zmienić naszą przyszłość. Ocalić tego jednego chłopca, później kolejnych, zlikwidować coś co było skazą na waszym honorze. – Zapewnił całując opatrunek po czym uśmiechnął się do niego najpiękniej jak potrafił.
       - Po ślubie mogę sprowadzić tu medyków. Możemy szkolić Smoki w tym zakresie. Nie zawsze wymaga to ingerencji magicznej, czasem wystarczy czysto fizyczna. – Przyznał przytulając jego całe ramię, opierając głowę na jego barku.
       - Chcesz mi może o czymś powiedzieć?
       Airund słuchał w milczeniu wszystkiego, co Renasta miała mu do powiedzenia. Czuł, że z każdym z nich jego złość powoli odpływa w zapomnienie, a zamiast tego pojawia się głębokie współczucie dla każdej z tych istot
       - Nie wiem od czego zacząć - powiedział krótko, wbijając spojrzenie w opatrunek na dłoni i wciąż jeszcze czując lekkie szczypanie zdezynfekowanej rany.
       - Pewnie sama zauważyłaś to podczas naszej walki. Nie chciałem cię oszukiwać, ale z drugiej strony bałem się tej prawdy. Obawiałem się, że poczujesz mną rozczarowanie, gdy tylko ci ją wyjawię - przyznał, przenosząc spojrzenie na twarz dziewczyny i jej piękne, mahoniowe spojrzenie
       - Ja również dotknięty jestem przypadłością. Odkąd pamiętam smoczą postać przybieram z ogromnym wysiłkiem i na bardzo krótki okres czasu. Wtedy podczas naszej potyczki Veiron podał mi odpowiednie mikstury, których jednak skutki uboczne sprawiły, że przez resztę dnia walczyłem o zachowanie przytomności. Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałem. - przyznał ze szczerą skruchą.
       Na wyznanie którego już się domyślał czekał spokojnie przytulając się do jego ramienia. Głaskał go samemu dając sobie okazję do zaznania spokoju w sercu. Cisza jaka ich otaczała, znakomicie zadbany ogród i samotność. Nikt na nich nie patrzył i o nic się nie czepiał, a on topniał w jego obecności rozkoszując się dotykiem jego koszuli i dźwiękiem jego głosu. Nawet jeżeli ten był smutny.
       Początkowo w głowie pojawiło się mu: „a żebyś Ty wiedział jak ja Cię okłamuję” co wywołało gorzki uśmiech. Zaraz jednak się opamiętał, wyprostował i pogłaskał go po policzku.
       - Ale wiesz, że ja Cię uwielbiam takim jakim jesteś? – Dopytał wciskając się mu pod rękę żeby móc się do niego przytulić, wtulając w jego pierś niczym ufne dziecko albo bardzo radosny szczeniaczek.
       - W listach poznałam interesującego mężczyznę pełnego życzliwości, o wielkim gorącym sercu i głowie pełnej pomysłów. Nowoczesny ale szanujący tradycję, chcący coś zmienić ale nic na siłę. To czy masz Przypadłość czy nie niczego między nami nie zmienia. No może poza tym, że chyba będę Cię częściej w nocy odwiedzać. – Przyznał wreszcie go zostawiając, samemu napawając się odpowiednią dozą miłości i dotyku po której wyprostował się i poprawił ponownie koszulkę. Nie omieszkał posłać mu kolejnego uśmiechu pełnego wsparcia po czym jeszcze raz zwrócił uwagę tylko na otoczenie.
       - Czy dodamy to do naszej wielkiej listy zmian? Wyleczymy tego malucha, a po  ślubie poproszę mojego kuzyna żeby wpadł z odpowiednimi materiałami naukowymi i może dwoma specjalistami? On natomiast jest jednym z najlepszych! – Dodał szczycąc się tym jak jego nijak nie spokrewniony z nim przyjaciel wspaniale rozwinął się w ciągu kilku ostatnich lat. Był szanowanym na dworze medykiem, a na „Przypadłości” znał się jak nikt. Leczył dzieciaki z największą skutecznością na dworze, a jego flirciarskie zapędy były tylko drobnym mankamentem jego osobowości. Aczkolwiek! To on go nauczył całować tak świetnie, że partner się po prostu rozpływa więc poniekąd był mu wdzięczny.
       - Chodź, pomożesz mi przygotować jeden specyfik. Zostaniesz pomocnikiem szarlatana. – Wyciągnął do niego dłoń wstając w dość energiczny sposób, zastanawiając się przy tym czy kilka świeżych ziół znajdzie w okolicznym lesie albo samym ogrodzie. Musieli się porządnie rozejrzeć i przy okazji, odpowiednio uspokoić. Jak znajdzie dmuchawce to go w nie wrzuci i porządnie wytapla.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Wto Lip 20, 2021 10:16 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26

    Już po raz kolejny był niesamowicie wdzięczny Renaście za to, że dotrzymuje mu towarzystwa. Gdyby miał do czynienia z dumną damą, ta raczej nigdy nie dałaby wciągnąć się w tak niezręczne sytuacje, lub wręcz już nigdy więcej by się do niego nie odezwała. Zwłaszcza po tak gorzkim i pełnym smutku i bólu wyznaniu, jakim uraczył swoją przyszłą małżonkę.
Airund był święcie przekonany, że Renasta zezłości się, albo poczuje ogromne rozczarowanie; chcąc nie chcąc w pewien sposób okłamywał ją od samego początku i zatajał przed nią szczegół, który musiał być przecież bardzo ważny. Był słaby, a to znaczyło, że nie jest najlepszym kandydatem na jeden tron – a co dopiero na dwa razem wzięte! Los naprawdę potrafił być zabawny, czyż nie? Jedyną nadzieję na pogodzenie dwóch królestw, które od wieków toczyła wojna, był w jakiś sposób słaby i wadliwy. Cała nadzieja pokładana w nim przez jego lud, zapewne prysnęłaby jak bańka mydlana, gdyby prawda o jego niedyspozycji wyszła na jaw. A mimo to księżniczka nie wydawała się być zaskoczona, przerażona ani zniesmaczona. Wręcz przeciwnie. Pomimo tak poważnego wyznania, brunetka uśmiechała się do niego tak łagodnie i pokrzepiająco, że gdyby tylko mogła najpewniej stopiłaby serce swojego przyszłego męża. I choć Airund nie czuł względem niej miłości, zachowanie dziewczyny poruszyło nim dogłębnie, sprawiając że nagle poczuł się jakby tuż obok niego siedziała nie zupełnie obca (jakby nie spojrzeć kobieta), a jego bratnia dusza. Istota, która dzieli z nim nie tylko serce, ale i fragment całej życiowej energii. To było niesamowite uczucie, które zaraz minęło, przerwane dalszą rozmową, jednak przez jeden ułamek sekundy Airund poczuł się, jakby rozmawiał z kimś, dla kogo był stworzony. Z jednej strony niesamowite, a z drugiej nieco przerażające uczucie.
    -Naprawdę tak myślisz?- spytał, na słowa Renasty, która wtuliła się w jego ramię. W odruchu nieco owinął ją ramieniem, pozwalając jej znaleźć wygodniejsze miejsce na jego barku i tym samym jeszcze bardziej wtulić się w jego ciało. W milczeniu ostrożnie powiódł dłonią po jej talii, zastanawiając się czy możliwym jest by dziewczyna w rzeczywistości była o wiele mniej filigranowa niż zdawała się być na pierwszy rzut oka. Co prawda nie zwykł obejmować panien, jednak w jakiś sposób miał wrażenie, że jego dłoń napotka delikatne wcięcie w talii dziewczyny; to jednak nie nastąpiło, a jego dłoń natknęła się jakby na twardą i nieco męską sylwetkę. Ponownie jednak zignorował tą myśl, nie chcąc w żaden sposób urazić dziewczyny swoimi spostrzeżeniami. Z każdym kolejnym takim zdziwieniem, miał jednak coraz bardziej nieodparte wrażenie, że coś było bardzo nie tak.
    -Jak nazywacie Przypadłość w waszym języku? Podejrzewam, że macie na nią o wiele lepszą i bardziej medyczną nazwę. Skoro to pewnego rodzaju choroba, nie chce mi się wierzyć, że nie została sklasyfikowana- przyznał w zamyśleniu, przypominając sobie, że Wróżki faktycznie słynęły ze swoich medyków i naukowców. Nawet na tak zacofanym dworze jakim był jego dom, czasem dało się słyszeć pełne pochwał opowieści jakoby sprowadzeni zza granicy dostojnicy, bardzo szybko wyleczyli chorego za pomocą tajemnych specyfików. Opowieści te jednak były wymawiane szeptem – w obawie przed potępieniem i złością władcy, nikt nigdy głośno nie przyznał się, jakoby kiedykolwiek w obrębie murów jego domostwa miała stanąć noga innej istoty magicznej, która do tego nie była niewolnikiem.
    -Kiedyś przypadkiem w królewskiej bibliotece odkryłem chyba jedną z waszych ksiąg. Zawierała mnóstwo ilustracji, na których dokładnie pokazane było ciało i wszystko to, co niewidoczne w nim gołym okiem. Gdy jednak wuj dowiedział się o niej, kazał ją spalić, tak jak resztę dzieł pochodzących zza granicy, a mnie kazał o wszystkim zapomnieć.- przyznał z goryczą. Gdzieś zaświtała mu myśl, że może gdyby nauczył się języka Wróżek, gdyby miał znacznie więcej czasu, być może odkryłby prawdę i autentyczną przyczynę własnej dolegliwości. To się jednak nie stało. Los widocznie jednak nad nim czuwał, postanawiając wynagrodzić mu lata wstydu i sprowadzając w jego ramiona kogoś, kto był w stanie mu pomóc.
    -Sprowadzenie tu medyków jest bardzo dobrym pomysłem. Ale nie tylko w celu wyleczenia Przypadłości, ale by uczyć naszych lekarzy. Będzie to trudne i mozolne, ale życie poddanych jest tego warte.- przyznał. To byłby rozsądny krok; właściwie wyrównanie pewnego poziomu było pierwszym, co powinni zrobić. Jedna prowincja nie mogła odstawać od drugiej, jedni poddani nie mogli mieć gorszych warunków od innych. Ujednolicenie praw, pieniędzy, wiedzy... to musiało być ich priorytetem. Nie ważne jak trudne to będzie i nie ważne jak wielki opór napotkają. Smoki będą musiały pojąć, że era brutalnej siły już dawno przeminęła, a wraz z Wróżkami rozpocznie się czas nauki.
    -Jeśli tylko twój przyjaciel się zgodzi, wrota pałacu będą dla niego otwarte- dodał z wdzięcznością, nie mając pojęcia w jaki sposób kiedykolwiek wynagrodzi Renaście jej pomoc.
Na jej kolejne słowa z pewną dozą ciekawości ujął jej dłoń, ruszając w stronę wnętrza pałacu i z zaciekawieniem postanawiając jej towarzyszyć.
    -Do czego będzie służył?- spytał, zdając sobie sprawę, że musiało być to coś, czym Renasta mogła w jakiś sposób polepszyć stan chłopca. Miał tylko nadzieję, że strażnicy, którzy przyglądali im się od jakiegoś czasu, nie doniosą o wszystkim Folmarowi.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Czw Lip 22, 2021 10:26 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Chwila szczerości jaką mieli właśnie za sobą sprawiła, że poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Sam najchętniej też by się do wszystkiego przyznał. „Hej Airund, okłamuję Cię od samego początku, nie ma żadnej księżniczki ale jestem gotów ponieść śmierć byleby zakończyć ten spór. Poza tym jestem facetem.” Czuł się fatalnie! Wodził więc dłuższą chwilę wzrokiem po pięknie kwitnących kwiatach żeby odnaleźć w sobie siłę do ciągnięcia tej szopki dalej. Tak bardzo nie chciał. Blondyn był jedyną osobą która traktowała go normalnie, która miała w sobie odwagę się do niego uśmiechnąć. Jedno spojrzenie na ten uśmiech wystarczyło żeby poczuł się sam ze sobą jeszcze gorzej niż do tej pory co zamaskował równie przyjemnym uśmiechem w odpowiedzi. Oczy jednak mu wyraźnie posmutniały dlatego czym prędzej chciał zająć swoje myśli. W momencie gdy ruszyli w stronę głębszej części ogrodu, która płynnie przechodziła w las, odpowiedział mu na jego pytanie.
       - Enbolie – zator magiczny. Brzmi po prostu bardziej… jak choroba. – Przyznał szczerze bo akurat ta cała „Przypadłość” brzmiała nie tyle tajemniczo co na tyle mrocznie, że bałby się wypowiadać to słowo na głos w jakimś większym gronie. Dodatkowo,  z tego co mówił książę słusznie. Niemniej jeżeli obydwaj zaczną się posługiwać ich nazwą mogliby sporą ilością doświadczeń się wymienić zanim przybędą Medycy. Wtedy mógłby ostrzec swoich poddanych w jaki sposób postępować ze Smokami, jak ich uczyć i jak nie narazić się na ich gniew. Niemniej, to był kolejny z tysięcy tematów które musieli rozłożyć w czasie, a który da im autentyczną możliwość na spędzanie czasu wspólnie. Co ostatecznie go cieszyło.
       Gładząc jego przedramię w wysokiej nieświadomości, w celu skupienia się na rozmowie, w pewnym momencie zmarszczył brwi i spojrzał na niego mocno pytająco.
       - Pytanie tylko czy będą tu bezpieczni? To, że Smoki mogą nie chcieć się uczyć to jedno, to jest ich wybór. Ale jeżeli macie tradycyjne podejście do czegoś co ostatecznie okazuje się schorzeniem to czy leczenie tego nie będzie podchodziło pod… nie wiem do końca co, ale rozumiesz? – Mruknął po tym jak niespecjalnie się zawahał. Nie chciał wychodzić z jakimiś mrocznymi wizjami nadziewania cennych Medyków na pale przed pałacem ale… trochę się o to bał. Nie chciałby tu nikogo sprowadzać jeżeli nie mógłby gwarantować pełnego bezpieczeństwa wykonywania zawodu.
       Na wspomnienie o jego drogim przyjacielu zrobił dość idiotyczną minę próbując się z całych sił powstrzymać przed głupim komentarzem. Och tak, on bardzo by chciał się tu pojawić. Od początku marudził, że z nim pojedzie w ramach królewskiej świty. Po to żeby polować na Smoki… w łóżku… sprawdzać ich wytrzymałość… aż się gorzko roześmiał masując zaraz nasadę nosa.
       - Jeszcze pożałujesz tego zaproszenia. – Parsknął ostatecznie gromkim śmiechem nagle zastanawiając się czy ten podrywałby księcia. Albo raczej, jak intensywnie by go podrywał! Czy skończyłoby się to romansem? Czy… na pierwszy rzut oka z odległości dwóch kilometrów widziałby w jego oczach fascynację swoim przyszłym mężem? Tak wiele pytań z tak oczywistymi odpowiedziami. Aż westchnął z utęsknieniem za tą jego głupią gębą.
       - Zaproszę go, wyrównam trochę siły na dworze. – Szturchnął go zaczepnie łokciem po czym rozejrzał się uważnie po rosnących kępach kwiatów po to by po chwili się pochylić i zacząć zrywać… niczym nie wyróżniające się liście!
       - Ogólnie nie chce wątpić w wiedzę Twego druida ale ziołolecznictwo w którymś momencie jest niebezpieczne. Szczególnie, w tym przypadku. Jednak podejrzewam, że jesteś tak nafaszerowany, że mi to ostatecznie pomoże… oby… – Zmarszczył nos podając mu pąk listków. – Ale tak, każdy proces leczniczy ma etapy. W pierwszym należy przygotować organizm podając odpowiednie specyfiki które następnie pomogą bądź utrwalą efekt. Następnie następuje sama procedura i kolejno ponownie podaje się leki. Chłopczyk jest w jakimś stopniu zablokowany i natychmiastowe zwolnienie tej blokady mogłoby rozsadzić mu serce. Dlatego trzeba go przygotować ziołami – zrobię mu napary które będzie musiał regularnie przyjmować przez jakieś dziesięć dni. Później – chociaż muszę jeszcze doczytać – trzeba mechanicznie zwolnić blokadę, a na końcu podać lekki które utrwalą przepływ. – Wyjaśnił najprościej jak umiał mając nadzieję, że z tego bełkotu Rund cokolwiek zrozumiał. Oczywiście w praktyce był to proces kilkutygodniowy, a w momencie gdy on nie posiadał bogatych doświadczeń, a medycyny jedynie liznął przez własne zainteresowania, pewnie ze względu na niechęć wyrządzenia krzywdy jemu zajmie to jeszcze dłużej.
       - Boli Cię to, prawda? – Zapytał miękko po tym jak wsadził zerwane liście do torby i ruszył dalej rozglądając się za kolejnymi składnikami. Pech chciał, że weszli na wielkie połacia łąk porośnięte przede wszystkim… dmuchawcami. W momencie na jego ustach zawitał diabelski uśmieszek. – Wiesz co jest we Wróżkach najlepsze? – Zapytał nieskromnie odwracając się do niego przodem, stając dokładnie przed nim w bardzo dziwnej, niewielkiej odległości. – Nasza niepozorność. – Odpowiedział zanim Airund zapytał po czym gwałtownie zrobił krok do przodu tak żeby jedna jego noga znalazła się za tą Smoka, złapał go za jedno ramię, biodra i po prostu wziął nim rzucił używając klasycznej dźwigni i fizyki. Oczywiście specjalnie wybrał miejsce gdzie było najwięcej dmuchawców których fala wzbiła się w niebo w momencie gdy Rund wpadł w wysoką trawę. On natomiast parsknął śmiechem.
       - To masz nauczkę przed ślubem! Jakbyś chciał denerwować swoją żonę!
       Airund nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. W jednej chwili jak gdyby nigdy nic przechadzał się po całkiem urokliwej łące, a w drugiej jego twarz nagle znalazła się w głębokiej trawie. Było to zdarzenie tak nagłe, że wbrew wszelkiej logice, jego płuca wzięły głęboki haust powietrza, przez co masa pyłków i nasionek dmuchawców dostała mu się do ust. To z kolei wywołało charczący kaszel godny prawdziwego astmatyka.
       - Za co to było? - mruknął, podnosząc się do siadu i z lekkim skrzywieniem wyjął palcami jedno z nasionek, które dostało mu się do ust.
       - Jesteś odważna księżniczko. - dodał tajemniczo i gdy Renasta najmniej się tego spodziewała, szarpnął ją za rękę, tym samym wrzucając ją w jeszcze większy gąszcz dmuchawców.
       - Bo mam dosyć tej Twojej pochmurnej miny. Jest pięknie, jesteśmy na wycieczce, zamiast się cie… eeee… AAAA! – Wpadając w dmuchawce sam się ich najadł przez co podnosząc się w pozycji na radosną fokę zaczął pluć nasionkami. Trwało to chwilę po czym spojrzał na niego spod przymrużonych powiek uśmiechając się przy tym czarująco.
       - Rozpętałeś wojnę, mój książę. – Oświadczył zrywając kilka dmuchawców po to by go nimi trzepnąć w głowę i ani się obejrzał, a zaczęli się tarzać wzniecając falę pyłków, uciekających przed nimi koników polnych i gromkiego śmiechu. Pech chciał, że w tym wszystkim jego iluzja zaczęła nieco szaleć, a gdy wylądował pod ciałem smoka, leżąc na brzuchu w ogóle obawiał się, że zaraz się wszystko wyda.
       - Nie rób nic czego będziesz później żałował. – Ostrzegł go, rzucając mu spojrzenie przez ramię. W tej samej chwili poczuł ciepłe dłonie na swoich bokach i o ile wcześniej mógłby go podejrzewać o jakieś romantyczne zapędy, obecnie obawiał się bezwzględnego gwałtu.
       - Obślinię Cię! NIE ŁASKOCZ MNIE! – Krzyknął po chwili zalewając się czerwienią i dusząc ze śmiechu gdy ten paskudny gad nijak go nie posłuchał. Próbował protestować, owszem! Ale poza tym, że nie mógł zrobić kompletnie nic to nie mógł… zrobić kompletnie nic! Był na jego pełnej łasce, a uratowali go tylko strażnicy, którzy nagle pojawili się na wzniesieniu w ich poszukiwaniu, zwabieni najpewniej jego krzykiem, a Airund padł na niego chowając się w wysokiej trawie. Wtedy on mógł oprzeć czoło o wygnieciony kawałek, łapiąc przy tym ciężkie oddechy i chowając twarz pozbawioną iluzji. Do tego cały czas miał fale chichotu na które ten go uspokajał samemu się śmiejąc. Hipokryta.
       - Bierz ten smoczy tyłek ze mnie bo się zemszczę.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Nie Sie 01, 2021 5:46 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26

   Airund nie mógł odmówić temu, że język wróżek miał w sobie co nieco uroku. Choć znał zaledwie kilka słów, których nauczył się jeszcze przed przyjazdem księżniczki, zawsze sprawiały one wrażenie lekkich i niezmiernie nacechowanych odrobiną humoru, frywolności i egzotyki. Choć Renasta biegle posługiwała się językiem smoków, jej akcent wciąż zachował lekkie cechy łagodności i miękkości, które sprawiały, że harde i twarde słowa czasem brzmiały, jakby nigdy nie należały do pradawnego, gadziego dialektu. I tak było i tym razem, bowiem nazwa Przypadłości w pierwszej chwili wydała mu się być naprawdę łagodnym, może nieco nawet błahym zdarzeniem. Enbolie. Czy tak lekkie słowo potrafiło udźwignąć ciężar choroby, którą nim nazwano?
   Książę zerknął z pewną niepewnością na Renastę, zdając sobie tak bardzo dobitnie sprawę z tego, jak bardzo zacofany we wszystkim był jego lud. Gdy na innych dworach leczono choroby, na smoczym chorych po prostu zabijano lub zostawiano na pewną śmierć. Jeśli zaś szło o medyków, każdego, kto przejawił choć odrobinę wiedzy kłócącej się z tradycją, w najłagodniejszym przypadku traktowano jak czarownika lub skazywano go na wygnanie.
   Nic więc dziwnego, że księżniczka wyjawiła pewną obawę względem swoich własnych poddanych. Sprowadzenie ich tu bez zbędnego przygotowania, byłoby najgorszym, co mogliby zrobić. Nie tylko zgładzonoby ich, ale także zarzuconoby Renaście zbyt wielkie wpływy i zbytnią ingerencję w sprawy, które nie powinny w ogóle jej dotyczyć. Choć oczywiście smocze kobiety były uznawanymi wojowniczkami, tak jeśli szło o politykę, zwykle miały stanowić jedynie wizualny dodatek dla swojego mężczyzny, który sprawował rządy w ich imieniu. Oczywistym więc było, że wszelkie błędy przypisywane były kobiecej stronie, jakoby to właśnie przez jej ingerencję, jej małżonek podjął błędne decyzje.
   -Również się tego obawiam. Ale nie mamy innego wyjścia. Musimy wyjawić prawdę.- przyznał, uznając, że to mógłby być najlepszy krok, który mogli w tym wypadku zrobić.
   -Jeśli uda nam się wyleczyć chłopca, być może będziemy mogli posłużyć się jego przykładem. Lord Irdar będzie musiał oddać nam tą przysługę.- uznał. Każdy wiedział, że chłopiec od lat dotknięty był przypadłością. Wieść o jego nieudanej egzekucji na pewno również dotarła już do sporej części gawiedzi zainteresowanej przelewaniem niewinnej krwi. Gdyby więc udało im się udowodnić, że przypadłość jest uleczalna, że przede wszystkim jest taką samą chorobą jak przeziębienie, czy wysypka, (swoją drogą także leczone dopiero od niedawna, gdy rada medyków ostatecznie odrzuciła teorię jakoby mogły być spowodowane przekleństwem rzuconym przez inną osobę) być może udałoby się nieco ostudzić społeczne nastroje dotyczące tego tematu. Wtedy też można by zaproponować zwołanie kolejnego sympozjum z udziałem smoczych medyków jak i wysłanników Renasty, którzy mogliby rozpocząć dyskusje i przedstawić metody leczenia.
   -Ta inicjatywa musi wyjść od naszych medyków. Trzeba tak nimi pokierować, by uznali Przypadłość za chorobę i rozpoczęli poszukiwania metod leczenia. Sama wiesz, że smoki są uparte. Czasem wystarczy jednak przekonać je, że to właśnie one wpadły na dany pomysł. Wtedy możesz zaproponować sprowadzenie specjalistów z Zulen. Masz w tym moje pełne poparcie.- plan z początku wydawał się dość trudny, jednak Airund wychodził z założenia, że nie ma nikogo, z kim nie można się porozumieć. Czasem być może wystarczyło jedynie uszczuplić nieco zasoby własnego skarbca. Zwłaszcza, że w Radzie Medyków, kilkoro członków bardzo lubiło mieć przy sobie sakwy pełne złota.
   -Dlaczego? Skoro ten ktoś jest twoim przyjacielem Pani, wątpię by był złą osobą.- przyznał, nieco zaskoczony kolejnymi słowami dziewczyny odnośnie jej przyjaciela. Nie sądził zresztą, by ktokolwiek okazał się kiedykolwiek dużo bardziej kłopotliwy niż jego kuzynka. Jeśli więc okazałby się być to ktoś, kto dałby radę choć na chwilę utrzeć jej nosa – Airund powita go z otwartymi ramionami i dodatkowo spełni jeszcze jego wszystkie zachcianki w ramach podzięki za zapewnienie kilku dni spokoju na dworze.
   Airund niepewnie zaczął przyglądać się roślinom, które Renasta poczęła pieczołowicie zbierać, starając się rozpoznać którekolwiek z zielonych liści, które były ścinane, a następnie wkładane do torby. Niestety pośród dziesiątek różnych roślin, udało mu się rozpoznać jedynie Jaskółcze Ziele, które o ile dobrze było mu wiadomo, było rośliną trującą, stosowaną przede wszystkim do produkcji różnego rodzaju trucizn. Bardzo powszechnej rzeczy na smoczym dworze.
   -Veiron nie jest druidem.- przyznał z zamyśleniem.
   -Prawdę mówiąc... nikt nie wie kim on jest. Krążą o nim legendy, ponieważ służy mojej rodzinie od naprawdę wielu pokoleń. Nie starzeje się, ale mimo że najpewniej musi posiadać wielką moc, nikt nigdy nie widział, by jej używał. Pojawia się tylko wtedy, gdy jest potrzebny, natomiast nikt nie wie, gdzie przebywa całymi dniami. Ale mimo to... zawsze był dla mnie jak ojciec. I jestem pewien, że robił wszystko, co w jego mocy... Veiron by mnie nie skrzywdził...- zapewnił z pełnym przekonaniem. Veiron był przy nim, odkąd zginęli jego rodzice. Z troską dokładał wszelkich starań, by pomagać mu, szkolić i uczyć. W pewnym momencie, gdy Airund był jeszcze małym szczeniakiem, był nim tak oczarowany, że nie odpuszczał go nawet na krok. Z czasem jednak ich stosunki ochładzały się, a Veiron zaczął coraz bardziej wycofywać się, ostatecznie całkowicie izolując się od księcia. Tak jak miał w zwyczaju.
Ponury temat nagle jednak zupełnie stracił na znaczeniu, bo już po chwili, nim Airund się obejrzał, wylądował twarzą w trawie, u boku śmiejącej się w niebogłosy księżniczki. Ta zniewaga wymagała krwi! I Airund zamierzał pokazać jej, że nie powinna zadzierać z kimś znacznie większej postury od niej. Nim więc zdążyła mu uciec, znalazł się nad nią, uporczywie łaskocząc jej boki i z satysfakcją obserwując to, jak jego tortury odnosiły sukces.
   -To dopiero mała bitwa księżniczko. Wojna dopiero nadchodzi!- zaśmiał się złowieszczo, jeszcze intensywniej łaskocząc jej boki w poszukiwaniu najbardziej wrażliwych miejsc, do których mógłby dosięgnąć.
Zaraz jednak, zaprzestał swoich ruchów, gdy z daleka usłyszał kroki ich strażników. Nie myśląc więc o tym, że zachowuję się zupełnie jak małe dziecko, w odruchu schylił się, ukrywając w wysokiej trawie i tym samym nieco bardziej dociskając dziewczynę do ziemi.
   -Ciii- uciszył ją, czujnie nasłuchując. Nie chciał, by strażnicy dostrzegli ich w tak dwuznacznym położeniu, ani tym bardziej, by siłą zmusili ich do powrotu do zamku. Mieli wystarczająco dużo powodów, by zmusić książęcą parę do powrotu na własne ziemię i Airund podejrzewał, że wcale nie omieszkaliby tego zrobić. Dobrze znał ich kapitana, który z kolei dobrze wiedział, jak wielkie są zapędy księcia do wszelkiego rodzaju ucieczek. Domyślał się więc, jakie rozkazy mogli otrzymać w przypadku, gdyby stracili swojego przyszłego króla z oczu.
   Od Renasty odsunął się więc dopiero, gdy strażnicy minęli ich, kierując się w stronę ogrodu, a następnie wejścia do pałacu, zostawiając ich w lesie zupełnie samych.
   -Powinniśmy już wracać.- przyznał, wpatrując się w burzowe chmury, które powoli przysłaniały niebo. A więc strażnicy szukali ich nie bez powodu.
   -Zanosi się na deszcz. Jeśli się nie pospieszymy, możemy utknąć gdzieś w drodze powrotnej. Nawałnice są u nas koszmarne i bardzo niebezpieczne.- powiedział ze spokojem, podając jej dłoń i ostrożnie pomagając jej wstać.
   Nie chciał nadużywać gościnności lorda, a gdyby nie udało im się wrócić do pałacu na własny ślub,  który miał odbyć się przecież następnego dnia, przysporzyliby sobie naprawdę wiele kłopotów.
   Po tych słowach, ruszył więc w drogę powrotną, zastanawiając się, ile czasu Renasta może potrzebować na przygotowanie mieszanki. Ciężkie chmury wyglądały, jakby lada moment miały zakryć całe niebo, a cała zawierucha miałaby się zacząć.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Czw Sie 05, 2021 1:24 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
      Wszystkie ważne i poruszone przez nich właśnie tematy odeszły momentalnie w niepamięć. Obecnie, leżąc z nosem w łące, liczyło się dla niego tylko tyle, że:  A. siedział na nim jego bardzo przystojny narzeczony, B. jego bardzo przystojny narzeczony dopuścił się gwałtu w najczystszej postaci odmawiając mu możliwości nabrania zbawiennego, pełnego oddechu. Owszem, wiedział że kiedyś do tego wrócą. Wiedział, że w atmosferze spokoju i pełnego zrozumienia wymyślą razem błyskotliwy plan. Ale na ten moment w jego głowie kotłował się plan tego jak go z siebie zrzucić, przyszpilić do ziemi i pokazać swoją dominację przy tym przywracając na twarzy iluzję. W innym przypadku by się w bardzo spektakularny sposób spalił i to jeszcze przed ślubem! Koniec z pokojem, koniec z traktatem i współpracą. Nie mógł tego zrobić swojemu królestwu dlatego ostatecznie.. no odklepał. Poddał się z kretesem, a czując na sobie nieco inny rodzaj ciężaru, bijące ciepło od smoczej piersi, poczuł jak robi się czerwony. Co… on?!
       To nie tak, że było mu wstyd za obecną pozycję. Był dość otwartą osobą na wszelkiego rodzaju eksperymenty chociaż jak chodziło o uczucia – dbał tak o swoje jak i partnera stawiając na szczerą i otwartą rozmowę. Ale do jasnej! Potrafił docenić piękno i egzotykę, którą Airund wręcz emanował. Z łatwością mógł mu zmiękczyć kolana i wcale im nie ułatwiał całkowicie likwidując ostatnie granice między ich cielenościami. Aż mu się jęk rozgoryczenia wyrwał gdy uzmysłowił sobie jak skutecznie ten mógłby się dobrać do tych jego najdelikatniejszych obszarów. Aż jego podświadomość zaczęła zachęcająco pomrukiwać żeby go przygryzł w ucho. Miałby go całego i to natychmiast.
       W końcu jednak wstał, a on biorąc kilka głębszych oddechów pozwolił sobie uspokoić magię, przewrócił iluzję i dopiero przetoczył się na plecy. Z włosów wystawały mu źdźbła trawy, a zaróżowione policzki z dodatkowym najpiękniejszym uśmiechem jaki posiadał po prostu kusiły. Jak rusałka w zakazanym lesie, tylko sobie wziąć. Oczywiście nie podpuszczał go. Wyciągnął do niego ręce żeby pomógł mu wstać po czym ściągnął z siebie kilka roślinek.
       - Nie myśl mój książę, że to koniec. Wygrałeś bitwę ale nie wojnę. – Przykleił się dłońmi do jego piersi i stając na palcach rzucił mu pełne figlarności spojrzenie. Dopiero później zaśmiał się rozbawiony i zadzierając głowę w górę, nagle stracił optymizm. Nie znosił burzy! Bał się piekielnie, a te w smoczej krainie miały być wybitnie niszczycielskie przez panujący tu klimat. Dlatego chętnie wziął go pod rękę i dał się prowadzić do posiadłości.
       - Będę potrzebowała kilku dni na stworzenie odpowiedniej ilości mikstur. Zasadniczo, pewnie ponad tydzień zważywszy na nadchodząc nasz wielki dzień. Czy myślisz, że… znajdziesz… później czas żebyśmy znowu przyjechali tu razem? – Zapytał nieco niepewnie wiedząc doskonale ile obowiązków spłynie na ramiona blondyna. Wziął go przy tym pod ramię gładząc go delikatnie bicepsie. Przy tym wszystkim gorączkowo myślał jak mu pomóc skoro miał stanowić jego „ozdobę”. A przecież miał tyle wiedzy, którą mogliby razem spożytkować! Aż się oparł policzkiem o jego ramię marszcząc nos w geście ni zamyślenia ni niezadowolenia.
       Szczęśliwie Airund i jego nowatorskie podejście nieco go pocieszyło. Mogli bowiem wiele spraw omawiać na osobności, a on chętnie będzie do jego pełnej dyspozycji. Szczególnie, że dzisiejszy dzień pokazał jak niesłusznym było założenie, że powinna ich łączyć jedynie polityka. Rozumieli się, wspierali. W ich oczach błyszczało ciepło gdy tylko spojrzenia się krzyżowały, a on dawno nie czuł się żeby mógł komuś tak jak jemu zaufać. Chciał spróbować to z nim zbudować i nawet jeżeli zostaną tylko przyjaciółmi, będzie go to satysfakcjonowało.
       Zanim znaleźli się pod rezydencją od której wcale nie zapuścili się daleko zatrzymał go jeszcze. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju i chciał ją na świeżo wyjaśnić. Dlatego złapał go za dłonie, podniósł na niego oczy i uśmiechnął się delikatnie, pełen nadziei.
       - Wiem, że wszystko sobie już wyjaśniliśmy ale chciałabym Cię jeszcze raz przeprosić. Za wczoraj. – Zaczął nie pozwalając się mu wtrącić. – Masz rację. Jeżeli chcemy cokolwiek zmienić musimy być w tym razem. Dzisiaj widzę, że ta współpraca może wyglądać niezwykle owocnie bo dajemy sobie szansę nie bycia doskonałymi. Obiecuję, że przy Tobie będę. Niezależnie. Tylko dalej bądź sobą. – Jedną, trzymaną dłoń uniósł sobie do ust i delikatnie całując go w wierzch palców zaraz przytulił ją do swojego policzka ponownie się do niego uśmiechając. Wiele zrozumiał na tej wycieczce i wiele chciał kontynuować. Inne rzeczy, w tym swoje podejście zdecydowanie zmieni. Niech życie dalej się toczy ale chciał mieć nad nim chociaż częściowo kontrolę.
       Uroczą scenę w której powoli zatapiali się w swoich oczach, a jego myśli skutecznie uciekały w nicość wprawiając go w nieopisany komfort zakłócił pierwszy piorun. Nie zauważył go do momentu aż nie nadszedł po nim grzmot, a on wręcz z piskiem podskakując nie przykleił się do Airunda obserwując otoczenie i nie rozumiejąc co się dzieje.
       - Ooooch… jak ja nie lubię buuurzyyyy. – Jęknął wsadzając nos w jego pierś. Wziął głęboki oddech i tym razem to on pociągnął go do rezydencji. Tam lordowi poświęcił dokładnie dwie minuty siedząc już w siodle. Na herb swego rodu przysiągł, że wróci z lekarstwem, a do tego czasu dziecko zostaje pod jego protekcją. W kolejnym dniu przyśle stosowne pismo, a jeżeli nastroje w miasteczku będą przytłaczająco – zabierze młodego szlachcica pod swoje skrzydła. Po tej chwili zapewnień, gdy kolejny grzmot przetoczył się nad ich głowami, pogonili gryfy w drogę powrotną wmawiając jeszcze ich strażnikom, że „przecież byli cały czas w pobliżu tylko ich okrążyli i szli im za plecami, a nie przed nimi”. Kupili to, a dodatkowo zbliżająca się burza nie zostawiała możliwości do kłótni.
       Pędzili więc jak wiatr przez pola, a później lasek gdy niespodziewanie, z nieba spadł wodospad ostrych kropel. Początkowo skulił się w siodle ale z każdym kolejnym metrem robiło się gorzej. Nagle ktoś krzykną „gospoda!”. Nie miał obiekcji i szybko znajdując się pod dachem stajni przylegającej do przybytku potrząsnął głową zrzucając z przemoczonych włosów krople wody. A później otrzepał się jego gryf i wyglądał dokładnie tak samo jak przed otrzepaniem się.
       - Panowie, to może po jednym na rozgrzewkę? – Zaproponował próbując ogarnąć włosy ale te klapnęły mu na oczy i nie poddawały się rozczesywaniu palcami. Ostatecznie więc je zaczesał do tyłu i olał wyglądając – ponownie – nieco zbyt męsko. Dama zdecydowanie by nie miała tak wywalone na bycie przemoczoną do suchej nitki.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Pią Sie 13, 2021 8:57 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26
    Nie protestował, pozwalając się prowadzić w stronę posiadłości lorda Irdara, wciąż z pewnym niepokojem obserwując ciemne chmury, które coraz szybciej przysłaniały błękitne dotąd niebo. Tallaoth od zawsze szczyciło się niezwykle ekstremalną pogodą. Od ciężkich mrozów, które potrafiły skuć ziemię na kilka miesięcy, po gwałtowne nawałnice pustoszące wszystko, co miały na swej drodze. Nic więc dziwnego, że państwo to nigdy nie słynęło z urodzajnych ziem; w końcu co z tego że zboże wzeszło, skoro następnego dnia nawałnica zniszczyła wszelkie plony?
    O tej porze roku pogoda zmieniała się więc jak w kalejdoskopie – i o ile dla Airunda i innych mieszkańców krainy było to coś zupełnie naturalnego, tak księżniczka wkrótce miała sama na własnej skórze odczuć, czym jest prawdziwa nawałnica i burza.
W pewnym napięciu więc zerkał to na dziewczynę, to na swoich strażników, którzy również okazywali pewne zniecierpliwienie. Najgorsze co mogłoby się stać, to utknąć gdzieś pośrodku pól i łąk bez dachu nad głową. I wiedział to każdy ze Smoków.
Airund jednak nie potrafił pospieszać Renasty; wiedział, że dziewczyna potrzebuje chwili wytchnienia od zamku i wcale nie zamierzał siłą zmuszać jej do powrotu. Ponadto czuł, że potrzebują tych chwil, w których mogą pobyć we względnej samotności, rozmawiać i lepiej poznawać się choć dzięki tak prostym rozmowom i gestom. Dla pojednania, dla próby zrozumienia swoich uczuć, oczekiwań i myśli, był gotów zmoknąć do suchej nitki.
    -Oczywiście Renasto. Wzięliśmy tego chłopca pod opiekę i nie zamierzam z tego rezygnować. Zwłaszcza jeśli mamy okazję mu pomóc.- tymi słowami przemilczał nieco fakt, że gotów był się zaciągnąć na sam koniec królestwa, byleby nie puszczać nigdzie Renasty całkiem samej. Choć oczywiście strażnicy stanowili o wiele lepszą ochronę niż książę dotknięty Przypadłością, jednak z dwojga złego lepiej było mieć przy boku mężczyznę, który potrafił władać mieczem i stanąć do walki z rabusiami, którzy mogliby zaczaić się na samotną kobietę. Co prawda Renasta pokazała mu już, że nie jest tak zupełnie bezbronna, jednak mimo wszystko książę nie miałby sumienia, by przez własne zaniedbanie, świadomie narazić ją na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
    -Renasto... to ja powinienem przepraszać... z naszej dwójki to ja cię skrzywdziłem.- powiedział poważnie, wciąż jeszcze czując się naprawdę podle z całą sytuacją poprzedniego wieczoru. Rozmowa z kapitanem straży musiała być dla księżniczki ogromnym ciosem. W końcu nie każda narzeczona chce dowiadywać się o tym, że jej przyszły mąż nigdy nie pokocha jej tak, jak pokochaliby ją inni mężczyźni. Zwłaszcza w momencie, gdy był on jedyną osobą, której do tej pory mogła w pełni zaufać i która wspierała ją całą sobą. Do tego należało dodać jeszcze fakt zatajenia Przypadłości – oszustwa, łgarstwa jeśli być precyzyjnym i stanowczym w nazewnictwie. Czy więc naprawdę to ona była tą osobą, która powinna przepraszać?
    Airund bardzo delikatnie pogładził palcami miękki i ciepły policzek Renasty, starając się by jego dotyk nie był zbyt natarczywy lub twardy. Wciąż miał jednak pewne obawy przed zbytnią bliskością i tego typu gesty wprawiały go w spore zakłopotanie i zawstydzenie. Gdy więc tylko rozległ się pierwszy grzmot, książę w duszy podziękował za przerwanie chwili, która coraz bardziej zmierzała w kierunku, którego nie był do końca pewny.
    -Musimy jechać. Natychmiast- powiedział, prowadząc Renastę w stronę dziedzińca, gdzie strażnicy oczekiwali już z niecierpliwością pojawienia się pary.
Airund posłał więc im jedynie czujne spojrzenie i w mgnieniu oka wśliznął się na grzbiet gryfa, mocno uczepiając się swojego siodła. Zwierzę poruszyło się niespokojnie, wyraźnie rozdrażnione zbliżającą się z każdą chwilą nawałnicą. I choć pędzili co sił, w końcu żywioł rozszalał się na dobre. Podmuchy wiatru były tak silne, że siekące z nieba krople lodowatego deszczu całkowicie przysłaniały jakikolwiek widok. Ziemia po której do tej pory poruszały się gryfy, w mgnieniu oka przybrała postać brudnego i głębokiego błota, w którym przeciążone zwierzęta raz po raz zaczęły się zapadać.
     Nic więc dziwnego, że na swej drodze trafili na gospodę, bez chwili zastanowienia ruszyli w tamtą stronę. Oczywiście, że było to niebezpieczne. Oczywiście, że w miejscach tak plugawych jak te często przesiadywali zbóje, czy inni awanturnicy, którzy tylko czyhali na okazję sięgnięcia po czyjąś sakiewkę ze złotem. Nie brakowało tam również i takich, którzy z zapałem oddawali się hazardowi, czy barbarzyńsko lali po mordach, by udowodnić który z nich jest lepszym zabijaką. Na ten moment niestety nie mieli innego wyjścia. Pozostało im więc mieć nadzieję, że znajdujący się w środku podróżni będą już tak napojeni miejscowym piwem, że nie będą mieli ochoty wszczynania jakichkolwiek burd.
    -Chyba i tak nie mamy niczego lepszego do roboty. Burza szybko nie przejdzie- skwitował, tym samym przyjmując „zaproszenie”.
    Gdy więc ich gryfy znalazły się już bezpiecznie w stajni, Airund ruszył w kierunku wejścia do karczmy. Ta w środku zdawała się być znacznie większa niż na zewnątrz. Drewniane ściany przyzdabiały najróżniejsze trofea, skóry i jelenie rogi oświetlane przez usytuowane pod jedną ze ścian palenisko, nad którym powieszony został sporych rozmiarów kocioł z gotującą się potrawką. Kilka sporych stołów rozstawionych w sali było już zajętych, przez żywo dyskutujących chłopów, ale także przez innych podróżnych, których parszywa pogoda zmusiła do zatrzymania się.
    -Mości książę... Pan tutaj...?- na ich widok karczmarz, wyprostował się niczym struna, po chwili jednak reflektując się i posłusznie przeganiając miejscowych chłopów, by zrobili miejsce przy jednej z długich ław. Airund skinął głową z podziękowaniem i z cichym westchnięciem zajął miejsce najbliżej paleniska. Nie znosił takiej pogody, podczas której odzywały się jego dawne rany i urazy wyniesione jeszcze z czasów młodzieńczych. Ogień pozwalał mu się więc nieco ogrzać i tym samym odgonić precz dyskomfort, który odczuwał w niegdyś połamanych kościach, czy bliznach pozostałych po najróżniejszych potyczkach i polowaniach.
     Nim zdążyli cokolwiek zamówić, karczmarz z namaszczeniem ustawił przed nimi sporych rozmiarów dzban miodu pitnego, a także zbożowej wódki. Zaraz za nimi na stole pojawiły się także talerze z potrawką i odrobina pieczeni.
    -Czy życzycie sobie czegoś jeszcze?- spytał, skinieniem ręki dyskretnie przywołując do siebie młodą dziewczynę.
    -To Irina, moja córa. Jeśli czegoś wam trzeba, będzie do waszych usług- to powiedziawszy, ruszył w stronę innych stołów, znad których ciekawscy jegomoście podnieśli swoje głowy i od jakiegoś czasu się im przypatrywali.
    -Ktoś tu chyba szuka guza – mruknął Damon, jeden ze strażników, wskazując na kilku krępych mężczyzn, siedzących tuż pod samą ścianą.
    -Gapią się na nas od samego początku. Pogratulować za dotarcie tu w jednym kawałku przy takiej pogodzie, to nam raczej nie chcą- skwitował, napychając sobie usta kawałkiem mięsa i czujnie obserwując sytuację w całej karczmie. Airund niepewnie pokręcił głową, mając nadzieję, że naprawdę uda im się uniknąć jakiejkolwiek zwady.
    -Zawsze możemy zaprosić ich do stołu i uraczyć piwem. Alkohol wszystkim rozwiązuje języki. Może dowiemy się przy okazji o co chodzi i załagodzimy obyczaje.- skwitował, nalewając sobie odrobinę wódki i wypijając ją szybkim haustem.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Nie Sie 15, 2021 9:30 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Nie przypominał sobie żeby w swoim dotychczasowym życiu miał okazję do takiego stopnia zmoknąć. Autentycznie, ciekło mu po skórze, ubrania nie chroniły go ani odrobinę chociaż nie był pewien czy to skórzane spodnie w końcu poddały się żywiołowi czy ten raczył wtargnąć po prostu pod nie. Nie wspominał już tym bardziej o skrzydłach. Z nich można było wyciskać jeżeli tylko założyłoby się, że można je tak zgiąć. Cieszył się, że nie miał na sobie jakiegoś zbędnego makijażu który najpewniej by teraz płynął, a jednocześnie w całej zawierusze widział jedną pozytywną rzecz – była tak kiepska widoczność, że nie musiał trzymać iluzji co go tylko dodatkowo męczyło. Był więc całym sobą, uniesiony delikatnie w siodle i mrużącym oczy na szczypiące igiełki padającego deszczu. Zawiewało prosto na nich, droga zmieniała się w błoto, a nad głowami szalały im błyskawice. Jeżeli ktoś zapytałby go jak wyobraża sobie koniec świata to właśnie tak. Jego serce biło tak mocno, że można by je pomylić z grzmotami przetaczającymi się w ciemnych chmurach, a ręce chociaż drętwiały silnie trzymały się siodła. Byle dotrzeć w jakieś bezpieczne miejsce.
       Gospoda która niespodziewanie wyrosła im na drodze była dla niego oznaką litości niebieskich panów nad nimi. Wpadli pod zadaszenie z taką prędkością, że gryfy ledwo co wyhamowały po czym on musiał dać sobie chwilę. Po pierwsze na ponowne nałożenie na twarz iluzji, po drugie na próbę zejścia z siodła. Gdy mu się to wreszcie udało wycisnął jeszcze koszulę która prześwitując przylegała do jego ciała ukazując sprytnie założoną bieliznę. Sprytnie dlatego że nie dało się mieć wątpliwości co do kobiecych kształtów nawet mimo że one nie istniały. Był to pomysł jego drogiego przyjaciela i jak na razie sprawdzał się! A cycki wypchane materiałem na co dzień nawet wygodne były.
       Niemniej, poprawił nieco włosy, otrzepał skrzydła po czym wszedł do gospody rozglądając się uważnie za kominkiem. Musiał pilnie wystawić skrzydła do ogniska i je wysuszyć, inaczej nie będzie miał do dyspozycji pyłu co znacząco ograniczało jego magię. A bez niej to jak bez ręki! Dlatego nie czekając na napitek podszedł do paleniska, delikatnie rozwinął ciężkie od wilgoci skrzydła i delikatnie ustawiając je w odpowiedniej odległości od płomieni odetchnął głośno z ulgą. Jak przyjemnie. Udało mu się nawet na chwilę osiągnąć taki komfort, że przymknął oczy. Jednak zaraz je ponownie uchylił natrafiając na zmartwioną twarz Airunda.
       Na jego ustach od razu pojawił się przepraszający uśmiech. Wiedział, że gdyby zebrali się wcześniej – a nie zrobili tego z jego winy – może by wszystkiego uniknęli ale obecnie, nie mieli już innego wyjścia jak tu przeczekać. Dlatego dosiadł się do niego, wziął go pod ramię, a o jego bark oparł się brodą wlepiając w niego sarnie spojrzenie.
       - Wybacz, że tak wyszło. Ale przynajmniej się w spokoju napijemy. Rozruszamy przed jutrem. – Rzucił żartem gładząc go przy okazji po zziębniętej dłoni. Miał zamiar ich wszystkich wysuszyć ale do tego… musiały wyschnąć skrzydła!
       Gdy przed nimi pojawiły się i napitki i strawa, on przeniósł spojrzenie na młodą dziewczynę która została im oddana na własność. Uśmiechnął się do niej wdzięcznie, skinął delikatnie głową po czym zajrzał do zawartości kufli z których uderzyła go silna woń alkoholu. Tak! Wreszcie coś porządnego, a nie kiepskie wino do obiadu! Aż się tajemniczo uśmiechnął po czym wreszcie odsunął się od Airunda i wszystkim polał. Co się mieli ograniczać skoro dostali? Poza tym pieniądze mieli, karczmarz na nich nie straci, a on się chętnie rozgrzeje od środka! Zanim jednak podniósł toast zainteresował się tym co mówią żołnierze po czym omiótł wzrokiem salę.
       - Czy mamy pieniądze? – Szepnął do swojego księcia, a otrzymując pozytywną odpowiedź z podkreśleniem, że jak chce może szaleć kiwnął na młodą Irinę która miała być do ich dyspozycji. Szeptem poprosił ją żeby nalała po piwie dla wszystkich gości gospody i obciążyła ich tym kosztem po czym grzecznie poczekał aż ta zacznie podawać maczając w tłuszczu z mięsa kawałek świeżego chleba. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo był już głodny.
       Ostatecznie kufle wypełnione spienionym piwem pszenicznym ruszyły na salę, a on zrywając się z miejsca wziął swój kufel w dłoń i stając na stole uderzył głośno obcasem o blat.
       - Na koszt królewskiej pary! Niech nam żyją! Piwo i zbożówka dla wszystkich! – Krzyknął zaraz rzucając strażnikom znaczące spojrzenia na co Ci uderzyli swoimi kuflami o blat stołu i podnieśli razem z nim toast. Cisza zapanowała tylko na moment. Gdy okazało się, że oni serio postawili wszystkim piwo rozbrzmiały wiwaty, a gdy jeszcze poprosił o tą wódkę dla każdego z dżentelmenów w ogóle atmosfera z grobowej zamieniła się w biesiadną.
       - Alkohol łagodzi obyczaje, a ten darmowy jednoczy ludzi. – Przyznał rozbawiony zbijając toast z Airundem po czym wychylił całą porcję na raz dopiero przy końcu się krzywiąc. – Uh! Ale mocne! – Zaśmiał się krzyżując nogi pod sobą i rozglądając się po stole za czymś do jedzenia. Nie miał zamiaru wymyślać, dostał ciepłe i zje wszystko, wolał jednak nie pytać co tak dokładnie spożywa.
       Skąd biedny miał podejrzewać, że jego sprytny zabieg ominięcia mordobicia przerodzi się w całonocną imprezę? No nie mógł tak zakładać będąc w tak niegościnnym kraju! A tymczasem co?! Łotrzyki, zbiry i bandziory po jednym piwku stały się ich najlepszymi kumplami. Dosiedli się, rozpoczęły się długie rozmowy, zaczęli grać w karty, a alkohol lał się strumieniami. Szybko okazało się, że ten nie był aż tak niszczycielski dla jego organizmu i po wypiciu porcji przeznaczonej dla rosłego chłopa wyglądał jak młody bóg! Na nieszczęście blondyna który z każdym kolejnym kieliszkiem wyglądał jakby się coraz mocniej poddawał. Dlatego też był przez niego karmiony. Nie pozwalał mu zostawać z pustym żołądkiem, czasem go wyhamował. Po prostu dbał o to żeby narzeczony mu nie wykitował gdzieś pod stołem samemu bawiąc się w najlepsze.
       Ostatecznie wybiła już coraz wcześniejsza godzina poranna niżeli późna w nocy gdy postanowili się chwilę przespać. On uregulował cały rachunek sądząc, że w jego obowiązku było pomaganie lokalnym biznesikom, w zamian otrzymali pokoje za darmo więc był całkiem zadowolony. Problem w tym, że był już tak pijany, że dowleczenie równie zalanego Airunda do łóżka stanowiło nie lada wyzwanie i gdy już padli w pościel, po prostu zasnął na nim nie licząc się z konsekwencjami. Wtulił się plecami w smoka, ten go mocno objął robiąc mu ze swoich ramion wygodną poduszkę. Całe szczęście, że byli już susi, przykrył ich jeszcze kołdrą i spał tak do momentu gdy pierwsze promienie wstającego po burzy słońca nie zaczęły łechtać go po policzkach. Niczym natrętna mucha.
linuxa
Supernowa
linuxa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Pią Wrz 17, 2021 10:11 pm}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.31.26
    Słońce powoli zaczęło wdzierać się do pokoju. W momencie, gdy nieśmiało musnęło policzek Airunda (a jeden z ptaków postanowił dać popis własnych umiejętności, śpiewając nad wyraz głośno), książę mruknął coś niewyraźnie, powoli przebudzając się ze swoistego letargu, który pochłonął go do reszty. Wspomnienia ostatniego wieczoru i nocy były mgliste, doprawione gromem śmiechów, kiepską muzyką na wpół pijanego barda i goryczką alkoholu, błądzącą jeszcze gdzieś na końcu jego języka. Ta barwna mozaika przez dłuższy czas błądziła wewnątrz czaszki mężczyzny, coraz bardziej i bardziej przyprawiając go o coraz silniejszy i bardziej uciążliwy ból głowy. W końcu jednak, gdy świergotanie pierzastego stworzenia do reszty wytrąciło go z równowagi, Airund zdecydował się otworzyć oczy i szybko rozprawić się ze stworzeniem, które wybrało naprawdę zły dzień na muzykalne popisy.
    -Szlag by to- wybełkotał, przecierając palcami zaspaną i udręczoną twarz. Wciąż jeszcze szumiało mu w głowie, a drewniany sufit nad jego głową zataczał coraz wolniejsze kręgi, jednocześnie przyprawiając go o coraz większe mdłości.
Już żałował, że dał się ponieść – nie musiał sprawdzać zawartości własnej sakiewki by zdać sobie sprawę, że wydali znacznie więcej niż powinni i to samo można było powiedzieć o ilości alkoholu, która przewinęła się poprzedniego wieczora przez ich kufle. Skoro nawet jego głowa nie wytrzymała takiej ilości trunków, Airund nie spodziewał się, że Renasta okaże się być w znacznie lepszym stanie od niego samego.
I właściwie się nie pomylił – księżniczka spała tuż obok niego a jej lekko rumiane policzki doskonale świadczyły o ilości spożytego przez nią alkoholu. Gdyby Rund miał na tyle siły (i nie czuł się tak potwornie) z czystej ciekawości dopytałby ją, czy przywykła do tego typu biesiad i jak takowe wyglądają w jej rodzinnych stronach. Ale czuł się zbyt podle, by w ogóle zaprzątnąć sobie głowę tak nietrafionym pomysłem.
    -Renasto, czas wstawać- mruknął na wpół przytomnie, starając się zebrać w sobie na tyle motywacji i samozaparcia, by podnieść się z łóżka i czym prędzej pognać w stronę stajni.
    Zdawał sobie sprawę, że tego dnia czekała ich ważna uroczystość, tak samo jak z tego, że oboje powinni być tego dnia zupełnie trzeźwi i nienagannie reprezentować własne, złączone rody. Czuł jednak, że w ich obecnym stanie, nawet Veiron – królewski druid i mag, w życiu nie postawiłby ich na nogi i uczynił ich choć odrobinę bardziej reprezentatywnymi. Musieli jednak przeżyć ten dzień, czy chcieli tego czy nie; gdyby nie zjawili się w pałacu o odpowiedniej porze, Folmar i Calistor najpewniej wpadliby w szał. I chyba tylko ta myśl zmotywowała Airunda na tyle, by mozolnie uniósł się do siadu i przytknął dłoń do ust, powstrzymując torsje, które miały zamiar targnąć jego ciałem. Oh dlaczego on dał się tak podkusić? Dlaczego tyle wypił? Co też przyszło mu do głowy, akurat w tak ważny dla nich dzień?
Chwała Najwyższym, że tego dnia nie zaplanowano także koronacji, bo wuj nigdy w życiu nie przekazałby im korony w tym stanie.
    -Musimy się spieszyć, zanim wuj wyśle po nas cały garnizon- mruknął, ze zmęczeniem zerkając na dziewczynę i nagle milknąc, z niedowierzaniem wpatrując się w jej twarz. Wydała mu się znajoma, jednak delikatną kobiecą urodę, zastąpiły mocne i ostre męskie rysy. I choć Airund nie do końca rozumiał, czy były to tylko skutki uboczne wypicia nadmiernej ilości alkoholu, czy do reszty stracił już rozum, to postanowił porzucić ten temat, przynajmniej do czasu aż do końca nie wytrzeźwieje. Z ogromnym trudem zignorował więc swoją ciekawość (choć nie całkiem; nim podniósł się z łóżka, nachylił się nieco nad Renastą, uważniej przyglądając się jej śpiącej twarzy i zastanawiając się czy coś takiego było w ogóle możliwe, czy już do reszty postradał swój rozum) i po chwili zastanowienia, ostrożnie ucałował jej czoło, chcąc w jakiś sposób do reszty ją obudzić. Z dziwną satysfakcją zauważył, że gest ten był dla niego po stokroć łatwiejszy, gdy choć przez chwilę Renasta wydała mu się być mężczyzną.
Porzuciwszy jednak tą niedorzeczną myśl, Airund ostatecznie zwlekł się z łóżka, wolnym krokiem człapiąc w kierunku okna i z zastanowieniem wpatrując się we wschodzące słońce. Po burzy nie było już ani śladu i tylko nieliczne kałuże świadczyły o całej zawierusze, która spotkała ich po drodze. To znaczyło, że nic nie powinno ich już powstrzymać przed jak najszybszym powrotem do zamku.
    Airund westchnął głęboko, ostatecznie odsuwając się od okna i udając się na poszukiwania rozrzuconego w pokoju rynsztunku; w pierwszej kolejności udało mu się odszukać jego buty, choć ten lewy w zagadkowy sposób zawieruszył się gdzieś w okolicach małej, zgryzionej przez korniki komody. O wiele gorsze okazało się jednak poszukiwanie sakiewki! Ta zabłąkała się gdzieś pomiędzy rzeczami Renasty, a jej niewielki ciężar w znacznym stopniu zaniepokoił Airunda, który nie zwykł szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Zwłaszcza ze świadomością, że pochodziły one z podatków płaconych przez jego poddanych.
    W końcu jednak po kolejnym przetrząśnięciu pokoju znalazł wreszcie niewielkie ostrze, które nosił przypięte do pasa i pusty bukłak który sturlał się gdzieś pod łóżko najpewniej w momencie, gdy Airund w końcu postanowił udać się do łóżka.
Nigdy więcej – pomyślał Rund, w myślach karcąc się za tak szczeniackie zachowanie, któremu uległ w tak łatwy sposób. Najbardziej chyba zastanawiające było to, jak łatwo dał się podpuścić Renaście, która poniekąd za całą tą popijawę odpowiadała.
    -Renasto, naprawdę musimy wstawać. Inaczej nie zdążymy zjeść śniadania- ostatnią prośbę, postanowił skwitować argumentem nie do odrzucenia – przynajmniej nie dla tej Renasty, którą zdążył już poznać. Choć znali się krótko, Rund zdążył już zauważyć jak wielką wagę księżniczka przykładała do posiłków i z jak wielką niechęcią z nich rezygnowała. Jeśli więc to nie zadziała – najpewniej nie zadziała już nic i Rund zmuszony będzie niezwłocznie powiadomić Folmara o przykrym wypadku, który spotkał ich w drodze i o konieczności przesunięcia całej uroczystości. Choć wiązałoby się to z kłamstwem, rezultat tego działania wydawał się Airundowi wysoce kuszący i najpewniej z ogromną chęcią by z niego skorzystał. Postanawiając więc postawić wszystko na tą jedną kartę (i dać Renaście możliwość co prawda nieświadomego wyboru, ale wyboru!), chwiejnym krokiem ruszył w kierunku schodów, a następnie izby, w której napotkał dwa zmęczone spojrzenia ich strażników, którzy z niemrawymi wyrazami twarzy popijali z kufli wodę.
Po krótkim przywitaniu, Airund usiadł przy stole na drewnianej ławie, postanawiając wydać już resztę własnych pieniędzy i kazać karczmarzowi sporządzić dla całej czwórki śniadanie, z nadzieją, że jego zapach do reszty rozbudzi Renastę i zmotywuje ją do szybkiego ruszenia w drogę.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {Wto Wrz 28, 2021 11:07 am}

Falling Kingdom - Page 2 PicsArt_02-16-09.10.45
       Cieplutko, mogłoby być nieco wygodniej ale było bardzo cieplutko gdy otulony ramionami Airunda śnił o jakiś dziwnych rzeczach rodem z nierealnej przyszłości. Latał bez sensu nad Smoczym Królestwem, raz na jego widok wiwatowano, raz go wyklinano ale świat ten ewoluował wraz z kolejnymi etapami zmian jakie wprowadzali będąc już królewską parą. Wielu szlachciców gniło w lochach, widział smocze łapy pokryte krwią. Wojna się zakończyła, a jednak skrzydła wróżek nadal zdobiły gmachy instytucji państwowych. Krzywił się na te wszystkie obrazy, na całą tą brutalność aż w końcu sen zaprowadził go w smocze ramiona. Airund traktował go jak największy skarb. Razem dzielili łoże, swoje wątpliwości i obawy. Całowali się tak słodko, że aż miał ciarki, a słysząc jego głos nadal we śnie odpowiedział mu, że przecież jest mężczyzną i o Renaście może już zapomnieć.
       Dopiero później dotarło do niego, że cały ten alkohol mącił mu w głowie, a gdy jego poduszka wstała drgnął niespokojnie podnosząc głowę z nadal zamkniętymi oczami.
       - Jeszcze pięć minut. – Oświadczył zachrypniętym tonem i padł z powrotem w poduszkę otulając się szczelnie kołdrą. Ziewnął i poprawiając sobie za ciasne spodnie przez poranne problemy przeciągnął się niczym rasowy kot po to by wrócić do kłębkowej pozycji i jeszcze na moment zasnąć. Przynajmniej do chwili gdy poczuł jego usta na swoim czole co szybko wywołało rozbudzenie. Kochał takie gesty jako pieszczoch, a jednak za każdym razem gdy robił to Airund jego serce szalało, a głowa go ostrzegała. Zakopał się więc pod kołdrą po czubek głowy.
       - No już idę, już idę! – Zawołał za nim czekając aż trzasną drzwi żeby ponownie wychylił twarz zza pościeli. Gdy upewnił się, że został sam westchnął ciężko i przecierając twarz miał nadzieję, że Airund kompletnie nic nie zauważył. Że zrzuci to na upojenie alkoholowe. Ale on, wczoraj, totalnie nie przewidział takiego biegu wydarzeń i mogło się to zakończyć ostrą wtopą. Na własne życzenie! Co go nieco denerwowało, bo sam przez siebie tracił czujność i opuszczał gardę.
       Podnosząc się wreszcie z łóżka zaczął rozglądać się za częściami rzeczy które wczoraj zbyt mocno uwierałyby go w łóżku. Założył pas który przytrzymywał poły materiału spadające na jego pośladki w formie tyłu spódnicy, dobył broni i ostatecznie przerzucił przez ramię swoją skórzaną torbę z ziołami. Przemył twarz, ręce aż po łokcie, dokładnie kark i patrząc w skromnym lusterku na swoje blade acz bardzo zadowolone oblicze uśmiechnął się łobuzersko na widok tej świeżości. Alkohol mu nie był straszny! A kac nigdy nie doskwierał bólami trzewi ale w głowie to mu tak łupało, że mógłby kogoś zamordować. Niemniej ostatecznie udało się mu przybrać iluzję i zejść na dół próbując nie stukać wysokim obcasem. Omiótł przy tym salę wzrokiem, uśmiechnął się do wielce zadowolonego właściciela który wczoraj zbił na nich mały majątek po czym podszedł do lady rozglądając się po pułkach za gospodarzem.
       - Mleko, jaja, świeże pieczywo. Boczek i wędlina wędzona przez sąsiada. Wszystko zaraz podamy. – Zapewnił go mężczyzna na co jemu kiszki zaczęły grać marsza na samo wyobrażenie tychże pyszności. Musiał ciężko przełknąć ślinę, odchrząknął.
       ¬- Poproszę jeszcze o żeliwny czajniczek wrzątku i cztery kubki. – Oznajmił, a na skinienie głowy ruszył (nadal bardziej na palcach) do ławy przy której siedziała cała jego radosna kompania. – Mój Książę, Panowie. – Szeptał delikatnie dygając na powitanie po czym usiadł koło swojego przyszłego męża mając niebywałą ochotę paść policzkiem na jego ramię i jeszcze chwilę się zdrzemnąć. Przynajmniej do momentu gdy na stole pojawiły się wszystkie obiecane pyszności i chociaż ponownie – miał wrażenie, że wszystko obciekało tłuszczem – był tak cholernie głodny, że litry śliny napłynęły mu do ust.
       Zanim jednak zajął się nakładaniem sobie porcji która teoretycznie nie powinna w ogóle zmieścić się w jego ciele złapał ostrożnie czajnik wrzątku i odsłaniając jego pokrywkę zaczął zgniatać w dłoniach wysuszone zioła i wrzucać do wody. Cicho przy tym mamrotał powtarzając sobie przepis na najlepsze lekarstwo na kaca jakie istniało po czym zatkał ponownie czajniczek i czekał aż się zaparzy. Wtedy, nałożył sobie niebotyczną porcję!
       - Są plusy oraz minusy mieszanki która przed wami stoi. Plus jest taki, że bardzo szybko neutralizuje całość negatywnych skutków spożytego alkoholu. Minus – gdy mieszanki nie pije się co godzinę przez cały dzień skutki wracają z nasiloną siłą. Wasz wybór. – Oznajmił bardzo spokojnym i ponownie, bardzo cichym tonem. Sam sobie nalał gdy tylko mieszanka nabrała delikatnie zielonego koloru i delikatnie dmuchając upił pierwszy, drobny łyk.
       Pełny żołądek, bukłaki wypełnione magiczną miksturą na kaca i piękna pogoda towarzyszyły ich powrotowi do zamku. W prawdzie, im było bliżej tym on mocniej się stresował i jednak miał ochotę wymiotować. Pocieszał go fakt, że Rund wydawał się równie spięty, a łapiąc co jakiś czas jego spojrzenie i wymieniając półuśmiechu nieco się rozluźniał ale świadomość tego co nadchodziło niszczyła wszelkie próby wzięcia tego na chłodno.
       A gdy tylko przekroczyli główną bramę było tylko gorzej.
       Nie dostali sromotnego opierdolu bo nie było na to czasu. Za to nad jego uchem od razu zaczęto wykrzykiwać jaki to jest brudny, śmierdzący. Jak podróż go sfatygowała. Jak to damie nie przystoi tak się zachowywać. I ten paskudny uśmiech zwycięstwa Calistor. Szkoda, że nie wiedziała jak cenną dla ich małżeństwa ta przygoda była, jak zapletli pierwsze więzy nici porozumienia i jak skrzętnie on ją teraz będzie pielęgnował – żeby tylko wywalić tą podstępną jaszczurę poza mury zamku. Drugą rzeczą z której się niezwykle cieszył to ziółka. Gdyby nie one chyba w ogóle do ceremonii by nie doszło bo on, szarpany rozbierany i ubierany, nie wytrzymałby tego wszystkiego nerwowo. A tak? Wymyślał zgrabnie tysiące wymówek, poszanowanie tradycji wróżek żeby umyć się w pachnącym, różanym mydle samemu, żeby samemu ubrać bieliznę i dopiero po założeniu skrzętnie przygotowanej iluzji pozwolił aby rozpoczęto wszystkie inne czynności. Suknia, ozdoby, biżuteria. Białe rękawiczki, służki nie umiały sobie poradzić z jego skrzydłami przez co w którymś momencie szpetnie zaklął. Ostatecznie jednak… po długich godzinach przygotować, nerwówki i biegania, gdy spojrzał na siebie w lustrze delikatnie przekrzywił głowę w zdziwieniu. Wyglądał bajecznie. Wyglądał jak przepiękna królowa która miała onieśmielać swoją urodą niejedną szlachciankę. Jak paskudne i złudne było to kłamstwo. A jednak, jeden jego kącik ust powędrował do góry, pierś wypięła się, a on niczym wiosenny wiatr przemierzający łąkę rozpoczął swoją wędrówkę do przepełnionej gośćmi Sali koronacyjnej.
       Irytująca woń niepasujących do okazji kwiatów. Sztuczne uśmiechy gości szepczących między sobą o nich, udających że cieszą się na panowanie nowej pary królewskiej. Zawiść, obłuda, intrygi i śmierć unosiły się łuną wysoko pod stropem ciężkiego zamczyska. A jemu robiło się słabo. Jedyną pociechą był Airund. Mimo że się denerwował, nie był zadowolony, mimo że jego obecność właśnie niszczyła mu życie, wyglądał pięknie. Godny, z wypiętą piersią i zacięciem na twarzy. Cudowny chociaż całkowicie poza jego zasięgiem. W szlachetnym odzieniu podkreślającym wszystkie zalety jego sylwetki skutecznie go rozpraszał. Chociaż w momencie podpisania oficjalnego traktatu pokojowego jego dłoń drżała niczym zmarznięta.
       Oficjalnie zostali małżeństwem.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Falling Kingdom - Page 2 Empty Re: Falling Kingdom {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach