Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Twilight tension17/09/24, 02:27 pmEeve
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 29%
2 Posty - 29%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%
1 Pisanie - 14%

Go down
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty which way to rome {09/07/21, 03:56 pm}

————————   A    L    L        T    H    E        R    O    A    D    S        L    E    A    D        M    E        T    O        Y    O    U
which way to rome 90f90f8d656a3e7a7748ca3d51e365c6b45f671b which way to rome Fc0dccc95b863cccd81b8982084d548be6ba3ed7
W      H      I      C      H                W      A      Y                T      O                R      O      M      E
w a s      a l l      i      a s k e d      b e t w e e n      y o u r      p e t t y      c r i m e s

—————————   K A S A N D R A  &  S U S I N N A   —————————


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:05 pm, w całości zmieniany 3 razy
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:09 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700
which way to rome 81f112084bed8ee32555086af9839543 which way to rome 68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f7054635a51474b63596d676749673d3d2d3637373131373734332e3135373665666564303338663538383632393134313937333438392e676966
which way to rome IMIE_I_NAZWISKO_Anibal_Primo_Valverde_WIEK_22_lata_PEC_Mezczyzna_ORIENTACJA_Homoseksualny_MIEJSCE_UR


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 10:49 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:17 pm}

which way to rome Kp_eli10
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:23 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Od propozycji na wyjazd do Włoch, do pojawienia się na lotnisku Anibal czuł ekscytację. To będą ich pierwsze wspólne wakacje i najprawdopodobniej ostatnia okazja, żeby spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Nie podoba mu się to, że Eliecer ma zamiar wyjechać do Avilli… Ba! Gdyby mógł zafundowałby mu życie w luksusie, jednak oznaczałoby to, że młodszy musiałby zrezygnować z wykształcenia i najzwyczajniej w świecie zostać przy jego boku. Oboje jednak zdają sobie sprawę z tego, że to nie będzie możliwe. A uzależnienie, które wiąże ich ze sobą czerwonymi nićmi, najprawdopodobniej po jakimś czasie wygaśnie, być może pozostawiając po sobie jedynie tą zachłanność wobec pieniędzy, która połączyła ich na samym początku.
       Spogląda na twarz Eliecera, uśmiechając się kącikiem ust, gdy odbiera od niego bagaż. po czym kładzie jego i swoją walizkę na taśmie, odbierając numerek, który przyda im się przy ich odbiorze w Rzymie. Dziękuje skinieniem głowy, po czym prowadzi ich w stronę właściwego sektora, z którego o pełnej godzinie ma nastąpić wylot do Włoch. Gdyby ktoś jeszcze parę lat temu powiedział mu, że pozna chłopca, który zawróci mu w głowie, nie uwierzyłby. Jak dotąd nie poszukiwał stałych relacji, korzystając raz na jakiś z czas z jednorazowych upojnych nocy. Jednak gdy na imprezie wydziału socjologii dostrzegł Alvę, nie potrafił odwrócić swojego wzroku. Może to fakt, że ma niebywale uroczą buźkę i to ta chłopięca uroda przyciągnęła Anibala do niego. A może to, że jest wilkiem w owczej skórze, którego pragnął oswoić…?
       Pamięta ten dzień, jak to było wczoraj. Siedział wówczas na kanapie popijając piwo z kolegami z własnego rocznika oraz młodszymi dziewczynami, które zdały się na własną odwagę, aby się wokół nich zakręcić. Anibal nie był nimi zainteresowany, prowadził swobodną rozmowę ze znajomymi, całkowicie ignorując ich przybycie, a potem dostrzegł jego. W tamtym momencie jedyną myślą, jaka przeszła przez jego głowę to, to że poświęciłby wszystkie dobra świata, aby Eliecer należał do niego, chociaż na jedną noc. Po dłuższej rozmowie przy alkoholu i wymianie kilku pocałunków  poza widokiem wścibskich uczniów, niestety do niczego nie doszło. Ale Elie wracał i nietrudno było zauważyć, że pieniądze stały się tym, na czym najbardziej mu w tej relacji zależało. A Valverde mógł mu je dawać, jeśli taka była cena ich znajomości. Nie był w stanie się od uzależnić, sam ciągle pragnął więcej i więcej, tego rozkapryszonego chłopca. I to doprowadziło do toku relacji, w jakiej znajdują się obecnie.
       Zawsze mierzy wysoko, a spoglądając na swoich braci zdawał sobie sprawę z tego, że nauka niewiele popłaca. Na siebie trzeba mieć pomysł albo dobrze trafić, żeby zarabiać sumy, które nas satysfakcjonują. W rodzinnym domu cioci i wujka od zawsze wisiało pełno drogich obrazów, o których toczyły się opowieści starszych przy posiłkach. Nasłuchał się o tym, jak trudno było je utrzymać i chronić przed złodziejaszkami, oraz ile kosztowało ich samo sprowadzenie tych cudów do domu. Ponoć należą do majątku ich dziadków i tak z pokolenia na pokolenie zostały przekazywane dalej. Anibal jeszcze za młodu nieraz przekręcając fakty, zaczął tworzyć ten ekstremalny pomysł w swojej głowie, aby w końcu jeszcze nie tak dawno przejść do działań. Najważniejsze w tym kryminalnym dołku są znajomości, a dokładniej mówiąc zacieranie śladów utrzymywania takich kontaktów. Przez starszych kolegów dowiedział się, w jakiej dzielnicy mógłby wpaść na najgorsze hiszpańskie upiory, a co najzabawniejsze to nie on poprowadził między nimi takowy temat. Po udaniu się w owe miejsce spotkało go kilka potyczek, które mogłyby skończyć się dla niego śmiertelnym upadkiem, acz wbrew pozorom ta adrenalina i balansowanie na krawędzi, gdy ktoś celował do niego z broni, spodobała mu się aż nadto.
       Przy pierwszym skoku był podekscytowany, ale i przerażony. Włamanie się do czyjegoś mieszkania bez pozostawienia po sobie śladów, przechodziło jego własnego pojęcie. Jednak miał silne plecy, które popychały go do działania, tak samo jak i myśl o pięćdziesięcioprocentowym zarobku z obrazu, o który się rozchodziło. Zatarł więc dłonie i ruszył do działania, gdy tylko dotarło do niego, że zabezpieczenia zostały złamane i starał się uchwytny dla kamer, które znajdowały się w posiadłości. Przy tym kradzież obrazu była dziecinnie prosta, a zarobek był wyższy niż jego dotychczasowe oczekiwania.
       Wsiada do samolotu, odszukując ich miejsc w pierwszej klasie. Pełna wygoda w podróży to coś, co zdecydowanie mu odpowiada. Odkąd ma do tego predyspozycje, korzysta aż nadto i może gdyby Eliecer życzył sobie wykupienia tej linii lotniczej, aby mieli czas lotu włącznie dla siebie –  zapewne by się tego podjął. Przepuszcza młodszego, oddając mu miejsce w pobliżu okna, aby mógł podziwiać widoki mijanych miast i Morza Śródziemnego z góry, podczas gdy sam zajmuje miejsce u jego boku. Wyciąga ze swojego plecaka poduszkę, podając ją Eliecer’owi, podczas gdy sam układa się wygodniej na fotelu, składając ręce na brzuchu. Ma w zamiarze przespać lot, jednak na chwilę przed wylotem dzwoni jego telefon. Po przeproszeniu załogi i młodszego chłopca wychodzi na chwilę do toalety, aby odebrać połączenie, które wydaje się być ważne. A przynajmniej tyle podpowiada mu zastrzeżony numer, bo tylko w taki sposób bezpośrednio porozumiewa się ze swoimi partnerami biznesowymi.
       —  Odwaliliśmy dobrą robotę, szefie  —  mówi przyciszony głos, a w jego tle słychać odległy szum miasta.
       —  Przez najbliższe parę tygodni nie będzie mnie w kraju, wiecie co robić  —  odpowiada, na co dostaje jedynie potwierdzenie i zakańcza rozmowę. Po powrocie do pierwszej klasy, znów zasiada na swoim miejscu, częstując się plonami kiści winogrona, które przyniosła im stewardessa. Było to najpewniej zamówienie, które złożył Eliecer na jego koszt, ale nie narzeka. W końcu o to chodziło, że stać go na wszystko, czego młodszy sobie zażyczy.
       W końcu samolot wbija się w powietrze, przywołując poczucie niczym na kolejce górskiej. Co prawda jest ono mniej zabawne, ale podobne. Tak samo jak i zmiana wysokości, która wręcz zatyka uszy na moment. Anibal spogląda wpierw w kierunku okna, jednak nie dostrzega nic, prócz zanikającego miasta i poszarpanych białych chmur. Następnie przerzuca wzrok na Eliecera, nie mogąc się przy tym nie uśmiechnąć.
       —  Jakie mamy plany po wylądowaniu w Rzymie? Na co masz ochotę, Elie?  —  pyta, przeczesując miękkie czekoladowe włosy chłopaka. W końcu harmonogram ich zajęć tak naprawdę nie jest  zależy od niego i też nie zamierza przykładać własnej ręki do planowania, tak długo jak nie będzie to potrzebne. To był pierwszy i najprawdopodobniej ostatni wyjazd, a więc to Alvie ma się podobać. Anibal sam z siebie może jeszcze wielokrotnie pojawić się we Włoszech, albo i zamieszkać w Rzymie na własną zachciankę, będąc przy tym trzecią ptaszyną, która wyleci z rodzinnego domu.
       Chwilę po ponad półtorej godziny lotu samolot ląduje w docelowym miejscu. Samo lądowanie przechodzi gładko i jest niemal nieodczuwalne, a o końcu lotu informuje ich tak naprawdę stewardessa. Anibal potrzebuje chwili, aby wybudzić się z letargu, spowodowanego przez ospałość. Zeszłej nocy z wrażenia nie potrafił zmrużyć oka, a wszelkie próby ucięcia sobie drzemki w samolocie, zostały przerywane przez Alvę, który potrzebował atencji starszego. Zbierają swoje rzeczy, aby chwilę później wraz z załogą pierwszej klasy wysiąść z transportu. Przed nimi rozciąga się potężny placek ziemi pokrytej asfaltem, gdzie w równych odstępach znajdują się samoloty różnych lotów. Dalej przez najprawdopodobniej parę hektarów rozciąga się goła ziemia i dopiero w oddali majaczą początki zabudowań miasta.
       —  Chodźmy po walizki, samochód powinien już na nas czekać  —  mówi, kierując się w stronę budynku lotniska, który jest przeogromny. Czteropiętrowy, zajmujący najprawdopodobniej większy metraż niż same pasy startowe. Musi przyznać, że we Włoszech jest zdecydowanie goręcej niż w Hiszpanii, może to być co prawda kilka stopni więcej, ale Anibal już ma potrzebę niewerbalnie narzekać na pot spływający mu po skroniach. O tyle, o ile czarna koszulka w Alicante tak bardzo mu nie doskwierała, tak tutaj ma ochotę ją zdjąć, nawet jeśli nie przystaje tego robić na lotnisku.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:26 pm}

which way to rome Eliece10

    Anibal sprawia, że Eliecer czuje się jak król - każde jego słowo spotyka się z poklaskiem, najśmielsze pragnienie nie odchodzi w zapomnienie, a cień zmartwienia ledwie tylko momentami chłodem nachodzi na opuszki palców u stóp. Od paru miesięcy jego życie przypomina egzotyczną baśń o zapachu kadzidła i smaku miodu z grubej księgi arabskich opowieści tysiąca i jednej nocy. Słodka pikanteria i rozkojarzające lenistwo w subtelnym uścisku trzymają opalone ciało Alvy, a on tylko zapada się coraz głębiej, coraz dalej w puchową pierzynę nieprzerwanej wygody.
    Starszy przenosi za niego walizkę, dopina wszelkie formalności i odnajduje drogę wśród lotniskowego rozgardiaszu, a Elia za każdym razem obdarza go dziękczynnym, szerokim uśmiechem, jakby wgrywał w oprogramowanie prostą zależność - będę kochany, jeśli zrobisz co zechcę, ale uprzykrzę ci życie za jakąkolwiek niedogodność. Ta niepisana zasada wchodzi w pakiecie wraz z ciemnowłosym, nie posiadając opcji dezinstalacji; pielęgnuje ją w sobie dość nieświadomie, wręcz biernie, pozwalając hedonizmowi kwitnąć ponad zestawem wątpliwych cnót. Gdy przestaje otrzymywać, zwyczajnie odchodzi bez spojrzenia w tył, przerzucając się na kolejny obiecująco wyglądający okaz.
    Anibal nie jest pierwszym i pewnie też nie ostatnim - jeszcze za czasów pełnego wsparcia finansowego uzyskiwanego od apodyktycznych rodziców Eliecer korzystał z daru ładnej buzi i zdobywał dodatkowe finansowanie. Czasem byli to jednorazowi kochankowie od kolacji i drogiego hotelu, znajomość z konkretnym zamiarem uzyskania posiadanego dobra lub przypadkowe wyjścia, w których to zawsze ten drugi wyciągał kartę kredytową. Niekiedy to oni mówili nie i odwracali się z obojętnością niewzruszonego serca, a chłopak pozostawał z gorącą potrzebą i widocznymi pamiątkami w przestronnej szafie. Potem poznał Aniego, z którego ust padało tylko tak i tylko tymi ustami go dotknął.
    Skóra obijająca fotel samolotu skrzypi pod wiercącym się Alvą, jakby błagając o litość chwili wytchnienia od przygniatających ją pośladków. On jednak nie ma zamiaru przestać; Elia należy do tego typu osób, które ruszają się nawet w stanie spoczynku. Potrząsa przydługą czupryną, pochyla się do okna, przekręca z boku na bok lub, gdy znajdzie odpowiedni kąt, mruga zawzięcie zakręconymi rzęsami, jakby to one miały dać upust roznoszącej go energii. Cieszy się na wyjazd jak szczeniak, jakby podskórnie czuł, że te wakacje odmienią jego życia o 180 stopni i już nie może się doczekać, aż skosztuje czekających go atrakcji. Znikający gdzieś w trakcie Ani jest miłym dodatkiem, ale chłopak pamięta o zadowoleniu sponsora wycieczki.
    Zamówiony niewielki drink zostaje mu dostarczony zaraz po zamówieniu, a młody wychyla go za jednym razem, rozglądając się uważnie za nieobecnym brunetem. Choć czuje się wyjątkowo pewnie w razie przypadkowego konfliktu (tak  długo, jak samolot stoi na płycie lotniska, as w postaci zagrożenia powrotem wciąż spoczywa w jego dłoni), krzywe spojrzenie oraz tyrada o szkodliwym wpływie alkoholu na jego zdrowie, tylko popsułaby mu humor. Pieczenie w gardle wywołuje ciche prychnięcie, jednak niezachwiana radość zaraz wraca na chłopięcą twarz. Domawia kiść winogron, a wraz z nią w polu widzenia zjawia się przyjemna dla oka sylwetka Anibala.
    Eliecer lubi na niego patrzeć - czy to z profilu, czy en face Valverde przyciąga zainteresowanie głębokim spojrzeniem i wyraźnie zarysowaną linią szczęki, której milimetrowy zarost dodaje ponadprogramowe punkty w skali męskości. Jego sylwetka, nawet skryta za ciemnym materiałem koszulki, ta uczta dla oka i bodziec dla pazernej wyobraźni, rozrywającej na strzępy każdy skrawek odzienia otulającego usłaną pieprzykami skórę.
    Ogłuszający ryk rozrywa powietrze przy starcie, a Alva w pierwszym odruchu chwyta masywną dłoń siedzącego obok mężczyzny. Jest szorstka od palącego słońca, wilgotna i lepka od potu z liniami papilarnymi pogłębionymi przez rozhulany nad Hiszpanią ze snów wiatr. Przyjemnie ją trzymać; daje poczucie bezpieczeństwa i dreszcz podekscytowania, gdy te same palce przeczesują czekoladowe kosmyki Eliecera. Anibal świdruje go najłagodniejszym ze spojrzeń, pozbawiając tchu rozkapryszonego chłopca i zamykając go w pluszowej klatce przywiązania.
    Bo Elia jednak pragnie czarnowłosego. Nie kocha, nie oddałby za niego życia, ale oczekuje, że ten w nim będzie - on i jego pieniądze, które tym mocniej spajają pokrętną relację. Bez nich Ani to tylko mężczyzna z tatuażem, którego zazdrość przez moment pozwala oddychać w mniejszym poczuciu własnej beznadziejności.
    - Dziś? - pyta kontrolnie, a następnie chowa wargi i zaciska je mocno, jak to ma w zwyczaju, gdy intensywnie myśli. - Dziś się nie wyspałem, żeby zwiedzać. Możemy... Możemy odwieźć rzeczy i przejść się po okolicy. I chcę zjeść gelato, a potem się zdrzemnąć i wyjść nocą. Powiedz mi, że mają dobre klubu w Rzymie.
    W odpowiedzi dostaje tylko zgodę i obietnicę wypełnienia wszystkich najmniejszych pragnień. To jednak nie satysfakcjonuje Eliecera i postanawia poprzeszkadzać szykującemu się do snu Anibalowi; a zobaczymy Koloseum, pyta za chwilę, łaskocząc starszego. A Bazylikę? A Piazza Navona? A Panteon i Forum Romanum? A czy Ani sądzić, że Elia spodoba się Włochom? Czy będą nim zainteresowani, jak Ani będzie obok? Czy będzie mógł wybrać się nad Morze Tyrreńskie sam?
    Zasypuje starszego gradem pytań, a gdy samolot osiada na ziemi i wita ich skwar włoskiego słońca, Elia rozpina połowę guzików lnianej koszuli, nie zważając na zgorszone spojrzenia oślizgłych wielkoludów daleko poza sferą zainteresowań chłopaka. Grzecznie podąża za Valverdem, chowając się za jego szerokimi barkami jak za murem obronnym, jednak w budynku zatrzymuje się w pół kroku.
    - Idź - mówi, wręczając mężczyźnie swój plecak, a gdy zdziwione spojrzenie wypełnione pytaniami omiata jego sylwetkę, wyjaśnia. - Muszę do toalety. Znajdę cię i dołączę za chwilę.
    Odwraca się i przeciskając przez tłum z mrugnięciem oka rzuca do Anibala:
    - A jak się zgubię, pójdę do ochrony i powiem, że szukam mojego dzianego daddy- za chwilę spędzone bydło klasy ekonomicznej rozdziela go od bruneta, a zaraz za nim i skrzypiące w zawiasach drzwi męskiej toalety.
    Pech chce, że przed dotarciem do kochanka powstrzymuje go cichy podszept potrzeby wzbudzenia zazdrości i nietypowe poczucie estetyki. Elia kocha kobiety w garsonkach. Przypominają mu matkę z czasów, gdy był chłopcem, a rodzicielka pachniała słodkim mlekiem oraz męskimi perfumami nie należącymi do ojca. Odbierała go późno z przedszkola, gdzie z twarzą wciśniętą między pręty balustrady wyczekiwał tylko jej przybycia i wtulała w poły marynarki na tylnym siedzeniu starego autobusu. Dlatego teraz żywi do nich wyjątkową sympatię i jeśli kobieta jest atrakcyjna, sam zagaduje. Choć nie interesują go przedstawicielki płci pięknej, przed Anim utrzymuje odmienną wersję; ekscytacja na myśl o zagrożeniu kobiecych kształtów napawa go niepowstrzymywalną radością.
    Rosanna ma miękkie fale kasztanowych włosów, które lśnią w załamywanym przez szklane ściany świetle dnia i szorstki głos osoby przyzwyczajonej do wydawania poleceń, na których piórach ważą się losy fortuny liczonej w tysiącach euro. Eliecer umie to wyczuć i wie jak podejść tego typu łowczynie okazji - dostrzega starannie zrobiony manicure, komplementuje dobór ubrania do figury klepsydry i uśmiecha się zawadiacko spomiędzy opadających na czoło kosmyków. Pogawędka przebiega w miłej atmosferze, aż wargi kobiety nie zastygają w zdziwieniu, a potężne ramię obejmuje od tyłu rozgadanego Alvę.
    - Ani! - Elia rozpoznaje od razu ostrą woń perfum szyprowych  i zaciska dłonie na otulającym go przegubie. - Właśnie mówiłem Ros - mogę Ros, prawda? - o tobie. Wiesz, że Ros zajmuje się sprzedażą win włoskich w Hiszpanii? Niesamowite, mają z tego ogromne przychody. Słuchaj, musimy pójść do... Costanti? Cosnati? Costantini! Właśnie, Costantini! Pójdziemy?
    Przyciśnięty do kamiennego torsu z trudem odwraca się, by stanąć przodem do kochanka i niewinnie cmoknąć go w suche usta. Celowo unika przeszywającego spojrzenia i wyswabadza się z żelaznego uścisku, by wymienić numery z Rosanną i pożegnać zarumienioną kobietę.
    - Masz nasze bagaże, cudownie! Idziemy?
    Szybko łapie swoją walizkę i próbuje nadążyć za odchodzącym w ciszy Anibalem. Nie wydaje mu się, by przesadził - niegroźna rozmowa jeszcze nikogo nie zabiła, a starszy bez wątpienia jest w stanie sobie poradzić w razie jakichkolwiek problemów lepiej, niż gdyby Eliecer mu w tym towarzyszył. Dlatego, gdy czekają na umówiony samochód, chwyta ciężką dłoń i wpatruje się z przejęciem w oczy koloru ziemi.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:28 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Starał się, aby wcześniejsza lawina pytań ze strony Elia, nie podburzyła go w żaden sposób, jednak wciąż nie może wyrzucić sobie ich z głowy. Nie chodzi jednak o kwestię harmonogramu zajęć, czy o to co powinni zwiedzić… Zdecydowanie bardziej denerwuje go podejście chłopca w stosunku do Włochów. Ma nadzieję, że nie znajdzie się taki Włoch, który zainteresowałby się Eliecerem, nawet gdy ten będzie stał u jego boku. Anibal nie pozwoli na to, aby jakiś niepierwszorzędny mężczyzna zbajerował jego kochanka albo Broń Boże obmacywał! Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że Alva jest rozpieszczony i atencjonalny, a przez to będzie próbował omotać swoimi wdziękami tubylców, acz na pewno nie ujdzie mu to płazem. W stosunku do dwudziestolatka egoizm Anibala nie miał granic i niejednokrotnie dawał mu to do zrozumienia. Jeszcze nikogo tak nie pragnął jak dotąd, dlatego stara się jak może, aby zapewnić młodszemu wszystko czego chce, z nadzieją, że ten będzie patrzył tylko na niego.
       Wchodzą do budynku lotniska, które od środka wydaje się jeszcze bardziej rozległe i w dodatku przeludnione. Tuż przy wejściu owiewa go chłodna wentylacja, od której gromadka przyjemnych dreszczy przebiega mu wzdłuż kręgosłupa. Pozwala mu też odetchnąć od skwaru i suchoty panującej na zewnątrz. Z początku rozgląda się delikatnie zdezorientowany, próbując rozeznać się w terenie, przy czym pomagają mu strzałki, kierujące do konkretnych sektorów. O tyle, o ile jest dobrze zorientowany w kwestii lotniska w rodzinnym państwie, tak tutaj staje się całkowicie zielony; choć nie daje tego po sobie poznać. Gdzieś z tyłu głowy zawsze przechodzi mu przez myśl, że Elia bardziej kręci ta niewątpliwe męska postawa i pewne czyny, niż zagubione spojrzenie.
       Zakłada plecak za jedno ramię, kręcąc głową z dezaprobatą na słowa, które posyła mu młodszy. Cieszy się, że w sytuacjach osobistych Elie nie zwraca się do niego w ten sposób, to na swój sposób burzy charakter ich relacji; nie podoba mu się to. I chociaż fakt, że Alva korzysta z jego pieniędzy i łączy ich tylko pożądanie jedynie podkreśla stanowisko sugar daddy, Anibal woli tego nie nazywać. To jak ze sobą żyją, po prostu jest i nic więcej. Nim mija chwila gubi chłopca z zasięgu wzroku, wzdychając ciężko. Jeszcze przez moment błądzi spojrzeniem wśród tłumu ludzi z klasy ekonomicznej, aby ostatecznie wzruszyć ramionami oraz przejść się w kierunku taśm, aby odebrać ich bagaże. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że zostawienie Eliecera na moment samotnie, to jak proszenie się o kłopoty.
       Mimo wszystko idzie wolnym tempem, nigdzie mu się nie spieszy, a na walizki tak czy inaczej, będzie musiał chwilę poczekać. Ma nadzieję, że chociaż tym razem Alva poczeka na niego grzecznie i w pełni humoru udadzą się do wynajętego pensjonatu, spędzając ten dzień w zaplanowany przez młodszego sposób. Jak można się spodziewać, niedługo później jego nadzieja jak zawsze miała okazać się złudna. W końcu dociera do taśm, nie pcha się przez ludzi, tylko wytrwale czeka na bagaże, aby w końcu ściągnąć je na ziemię i wyciągnąć ich rączki. Dzięki temu wygodniej prowadzi mu się walizki w kierunku głównego holu.
       Wciąż nie dostrzega Eliecera przez tłum ludzi i przez moment przechodzi mu przez myśl, że ten jednak się zgubił i być może czeka na niego na zewnątrz. Nie musi długo czekać, aby ludzie się rozeszli i dali mu lepszą widoczność, chociaż w tym momencie mógłby przysiąc, że o to nie prosił. Krew go zalewa, gdy widzi swoje kochanka w towarzystwie pięknej kobiety, ubranej w garsonkę. Przygryza policzek od środka, zaciskając palce na rączkach walizek. Wie, że robieniem tego samego totalnie nic nie wskóra, z takiej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, zwłaszcza że zazdrość trawi go od środka, niczym gorzka trucizna.
       Szybkim krokiem przechodzi w ich kierunku, zaciskając szczęki i marszcząc złowieszczo brwi… Gdyby miał tą moc, może nakrzyczałby w końcu na młodego, doprowadzając go do porządku, ale coś czego nienawidził jeszcze bardziej niż jego wieczne flirty z nowo poznanymi, to smutek na jego twarzy. Zdarzyło mu się kilka razy, widzieć Elia w rozsypce, która powstawała nawet przy starciu z błahymi sprawami, jak niedostanie choć raz tego, czego się oczekiwał. I ta najpewniej manipulacyjna rozpacz w oczach, rozdzierała go zdecydowanie bardziej, zmuszając do tonięcia w beznadziei. Starając się z początku zagrać nierozczarowanego, podchodząc do Alvy od tyłu, wbija przyszywający wzrok w kobietę, oblizuje wargi i uśmiecha się rozbrajająco, na co ta płonie jeszcze większym rumieńcem, niż dotychczas. Dopiero po tym obejmuje młodszego w pasie, dociskając do siebie mocno tak, aby przy mocniejszym szarpnięciu się nie wywinął. Anibal myśli, że może to dobrze, że Eliecer nie widział, jak przez moment kokietował Ros za jego plecami. Dzięki temu jest w stanie uniknąć kłótni, która nie wróżyłaby im pięknego i malowniczego pobytu we Włoszech, a raczej niekończący się lawinę nieszczęść. Oczami wyobraźni już widział, jak po przybyciu do pensjonatu trzaska drzwiami, aby pójść się przespać i nocą wymyka się do klubu, bez powiadamiania go o tym. Valverde w takiej sytuacji najpewniej wychodziłby z siebie, bo wbrew wszelkim pozorom prócz pragnienia, istniało w tej relacji coś takiego jak uzależnienie. I choć mogły być mylone, to pragnienie dowodziło o fizycznym pożądaniu… A to, że Anibalowi zależało na młodszym, szło już w całkowicie przeciwnym kierunku. Chciał dla niego zawsze jak najlepiej, stąd też gdyby zniknął w nocy, najpewniej umierałby ze zmartwienia.
       Rzuca przeszywające i twarde spojrzenie w kierunku niższego i nie zmienia swojej postawy, nawet gdy ten niewinnie całuje go w usta. Ma ochotę pokręcić głową z dezaprobatą, albo i przełożyć go przez kolano i porządnie zbić. Jednak obie z tych myśli pozostawia jedynie w odmętach swojego umysłu, rzucając obojętne i zimne spojrzenie na parę wymieniającą się numerami.
       Do wyjścia rusza jako pierwszy, czując w sobie następne fale chorobliwej zazdrości. Również pragnie całkowitej uwagi ze strony zachłannego Elia, widząc że nic podobnego od niego nie dostanie. Stanowiło to wyzwanie, od którym od dawna się zmagał. Nie przechodzi mu jednak przez myśl, aby wymienić młodszego na jakąś lepszą kopię, ponieważ żadna nie będzie tak dobra, jak ta obecna. Zresztą cieszy się również tym co posiada, bo móc powiedzieć o tak cudownym chłopcu, jak o swoim kochanku, to największa zaleta tej znajomości, choć nie połamali wspólnie jeszcze żadnego łóżka. Anibal nie czuje wobec niego miłości, nigdy właściwie prawdziwe nie kochał, więc nie potrafił ocenić, co jest brane za tak istotną w życiu człowieka emocję. Chodziło bardziej o to, że mógł czerpać radość z dzielenia swoich „ciężko” zarobionych pieniędzy z drugą osobą; prawdę powiedziawszy to stawia mu największą w życiu euforię. Posiadanie dużych sum jest jednym, tak samo jak i wydawanie wszystkiego na siebie, acz mogąc wydawać dla kogoś i sprawiać mu tym samym przyjemność to drugie.
       —  Wydawało mi się, że jesteś taaaaki zmęczony, mały flirciarzu  —  prycha z arogancją, sprzedając mu pstryczka w nos, dłużej nie okazując pchającej go w nienawiść wobec samego siebie – zazdrości. —  Pójdziemy gdziekolwiek ze chcesz, ale najpierw się zdrzemniesz, tak jak zamierzałeś  —  dopowiada, wciąż nie obdarzając młodszego spojrzeniem, mimo iż gdzieś w środku kłębi się w nim pragnienie, by w bić się lubieżnie w jego usta i przypomnieć mu, że należy tylko do niego. Mimo, że te słowa nie byłby w rzeczywistości prawdziwe, bo oboje wiedzą jak sprawa wygląda, Anibal i tak powiedziałby je, aby samemu też na swój sposób się dowartościować. I najpewniej tak uczyni, gdy tylko zatoną w miękkiej pościeli na jednym łożu.
       Dopiero w chwili, gdy szatyn łapie go za dłoń, spogląda z rozczuleniem w jego oczy. Nie potrafi długo się na niego gniewać, choć w środku czuje się totalnie rozdarty pomiędzy dalszym boczeniem się, a odłożeniem tej fali emocji na gorszą potyczkę, bo bajerowanie kobiet było tak naprawdę niczym, dopiero przystojni Włosi będą stanowili poważne przewinienie; tak jak i kradnięcie obrazów.
       W końcu przed nimi pojawia się wypożyczony samochód, z kaucją i dobrymi dopłatami Anibal rozliczył się z góry, dlatego odbiera jedynie od życzliwego Włocha kluczki, po czym zaczyna pakować ich walizki do bagażnika, aby chwilę później otworzyć przed swoim chłopcem drzwi od strony pasażera. Sam zajął miejsce od strony kierowcy i nie widząc dalszej potrzeby w noszeniu koszulki, zwyczajnie ją z siebie zrzuca, odrzucając odzienie na tylne siedzenia, gdzie również spoczął plecak Elia. Z racji tego, że zamówił im samochód z szyberdachem, odsłania góry dach, dopiero teraz ciesząc się promieniami słońca na swoim ciele i wracając w pogodny nastrój, wyrusza z lotniska, w kierunku który wyznacza mu nawigacja w telefonie.
       —  Gdyby cię słońce raziło, wpakowałem ci do plecaka parę okularów przeciwsłonecznych  —  mruczy, rzucając okiem w kierunku młodszego, robiąc z rozbawieniem drift na pierwszym zakręcie. We Włoszech trudno było się uprosić o jakieś przepisy drogowe, tutaj każdy woził się jak chciał, a dwa pasy na drodze nie stanowiły żadnego ograniczenia na trzech aut ustawionych w jednej linii. Tak samo i przechodnie chodzili tak jak im się podoba, całkowicie nie zważając na sygnalizacje świetlne. I aż dziwne, że ta swawola nigdy nie doprowadziła do wypadku. Anibal również nie zamierza go spowodować, jednakże chce skorzystać trochę z tej wygody, zwłaszcza że za kółkiem czuje się jak w domu.
       Miejskie widoki we Włoszech nie wiele różnią się od Hiszpanii. Przy drodze można dostrzec wysokie palmy, rzucające znikomy cień na drogę oraz drobne niewyróżniające się budynki. Dopiero w centrum Rzym zaczyna wyglądać jak całkiem nowa, bajeczna przestrzeń. Podbija serca swoją architekturą i widokami, a do tej drobnej krajoznawczej podróży przygrywa im włoska melodia lecąca z radia na pobliskim targowisku. Po krótkiej, niezobowiązującej wymianie zdań, wietrze czutym we włosach i szybkiej, nieograniczonej żadnymi prawami jeździe, lądują tuż przed gmachem pensjonatu. Jest to rosły budynek leżący w jednej z nowoczesnych dzielnic. Wjeżdża na podziemny parking, gdzie parkuje i zamyka uchylony jak dotąd dach.
       —  Trzymaj swój plecak, ja zajmę się formalnościami i walizkami. Ach, i czuj się jak w domu  —  mówi, poprawiając swoją fryzurę. Nie chcąc wyjść na mało wyrafinowanego, naciąga na siebie koszulkę, którą i tak ma w zamiarze zdjąć w ich komnatach, po czym wyciąga walizki z bagażnika i prowadzi ich do windy.
       Po wyjściu z niej wita ich przestronny, bogato zdobiony złotem hol z wysokim sufitem, na którym wisi kryształowy żyrandol. Tak jak podejrzewał po zdjęciach, samo wnętrze budynku i pokoi budziło zachwyt. W wynajętym dwupoziomowym penthousie czekały ich wysokie sufity i liczne okna, wpuszczające do pomieszczeń światło, sauna, jacuzzi, prywatny basen i wszystko co chłopięca dusza Eliecera mogłaby zapragnąć. A właściwie wszystko, co mogłoby go zatrzymać w murach mieszkania… Załatwia formalności, tak jak już uprzedzał młodszego, po czym podaje mu kartę do pokoju.
       —  Idź na zwiady, zaraz do ciebie dołączę  —  rzuca, po czym skupia całą swoją uwagę na obrazach wiszących w holu, jednak głównie na jednym. Sztuka na płótnie w ramie pozłacanej złotem, sprawia że rozchyla płatki nosa, czując następny potężny zarobek. Wzrokiem odnajduje dwie ruchome kamery w rogach pomieszczenia, które najpewniej będzie musiał zhakować. Nie mógłby przepuścić takiej żyły złota w zasięgu swojej ręki, stąd też nagłe pragnienie posiadania obrazu, przebiły nawet oczekiwania wobec Elia.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:49 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:30 pm}

which way to rome Eliece10

       Przez drobną chwilę, gdy jego sponsor pakuje walizki, otwiera szarmancko drzwi, a potem bez zawstydzenia zrzuca z siebie czarną koszulkę, Eliecer czuje się jak upalony nastolatek w amerykańskim filmie drogi. Blaszane dachy odległych zabudowań skrzą w promieniach tego samego, południowego słońca, które pieszczotliwymi palcami ogrzewa odsłonięte przedramiona czekoladowłosego. Choć nie wstydzi się swojego ciała, nie jest na tyle odważny, by zaczynać wycieczkę od stopniowego negliżu. Widok Anibala go wystarczająco cieszy, by odrzucić ekshibicjonistyczne ciągoty.
       Kurz ucieka spod rozpędzonych kół, gdy mkną na złamanie karku po żarzącym się asfalcie. Powietrze tuż nad powierzchnią drogi pływa od upiornej temperatury, a rosnące na poboczu palmy z rzadka oferują wytchnienie w wąskim i krótkim cieniu spieczonych liści. Pęd wiatru owiewa policzki młodszego, kładąc na piegowatej twarzy czerwone smugi wzbierającej na sile gorączki duszy. Niesiony porywem szaleństwa Eliecer wznosi ku błękitnemu niebu smukłe dłonie i krzyczy, krzyczy natchniony bogactwem szczęścia, jakby jutro miało nigdy nie nadejść, a ta ostatnia chwila bezbożnej ekstazy już na zawsze zostałaby złożona z nim do grobu.
       Eksplozja barw, zapachów i nowych odgłosów wpuszcza kabriolet między niskie zabudowania, spod których progów sączą się satysfakcjonujące aromaty świeżych kulinariów, przeplecione z niezrozumiałymi pokrzykiwaniami żylastych mężczyzn. Alva przygląda im się z ciekawością, rozpoznając tylko pojedyncze konstrukcje lub osamotnione słowa, jakie dotarły do jego uszu na wcześniejszych etapach edukacji. Wie, że to może niegrzeczne tak intensywnie wtrącać się w prywatne aspekty, ale władza wiedzy nad pragnieniami to czysta fikcja. Fascynują go wnętrza pomieszczeń, wytarte od piasku twarze i dorodne kiście błyszczących owoców rozstawione na plastikowych stolikach. Zadziornie smyra Anibala po ramieniu i z proszącymi oczami wskazuje palcem na jeden ze straganów. Ciemnowłosy kręci tylko głową i choć próbuje wytłumaczyć młodszemu, że teraz priorytetem jest znalezienie się w pensjonacie, ten i tak wydyma na chwilę wargę i postanawia się boczyć tak długo, aż nowy widok nie zajmuje niestałego umysłu.
       Ubierający się Ani jest wystarczającym sygnałem, że to koniec skąpanej w słońcu brawury. Eliecer posłusznie chwyta ramiona skórzanego plecaka i przejmując od starszego swoją walizkę, bez namysłu podąża tuż za nim.
       - Tu jest lepiej, niż w domu - nie kryje oczarowania, gdy w pełnym przepychu holu zadziera w górę głowę i oniemiały wpatruje się w misterne zdobienia sufitu.
       Wszystko w tym miejscu ocieka fortuną - marmurowe kolumny wspierające wysokie sklepienie, złotawe wykończenia blatu recepcji czy nawet spływający po szerokich stopniach granatowy dywan. Z licznych obrazów wyzierają ku niemu postaci bardziej realistyczne na płótnie, niż kolejne z plastikowych wcieleń sióstr Kardashian. Opanowanie zdumienia przekracza jego możliwości, dlatego mija chwila, nim z kartą w jednej ręce i walizką w drugiej, kieruje się schodami ku wyznaczonym drzwiom.
       - Tylko nie każ mi na siebie czekać! - krzyczy jeszcze z najwyższego stopnia. - Bo z tęsknoty rozniosę ten pokój na strzępy.
       Pokój to jednak za mało powiedziane; Elia ma świadomość gustu i równie intensywnej ciągoty do luksusu w osobie Anibala, jednak widok odejmuje mu mowę na parę sekund. Starszy nie przestaje go zadziwiać, spełniając z wyprzedzeniem wszystkie możliwe zachcianki czekoladowłosego. W powietrzu unosi się ciężki zapach przepychu, a meble rezonują upajającym szmerem banknotów.
       Przestronny korytarz z masywną szafką na buty prowadzi wprost do kremowego salonu otoczonego zewsząd ogromnymi oknami i drewnianymi panelami tarasu. Mnogość sof, foteli, poduszek i rozłożonych na podłodze mat nadaje wnętrzu przytulnej atmosfery, jednak to błękit zewnętrznego basenu kradnie uwagę młodzieńca. Porzuca na środku pomieszczenia walizkę i oniemiały wybiega na skwarne powietrze. Przejrzysta woda skrzy się w świetle dnia, a jej przyjemny chłód daje wytchnienie nabrzmiałym dłoniom Eliecera. Na parę sekund pada na jeden z trzech leżaków, jednak gdy ciemne oczy powracają spojrzeniem do wnętrza apartamentu i odnajdują szklaną balustradę kręconych schodów, momentalnie podrywa się na równe nogi i mknie po dwa stopnie na wyższą kondygnację.
       Dwie sypialnie z podwójnymi łóżkami, ogromna łazienka z lustrem na przeciwko odsłoniętego prysznica, sauna, kolejny salon i nieco mniejszy, osłonięty markizą taras wskakują na listę atutów pensjonatu. Elia nie może znaleźć nic, co postawiłoby minus na fizycznym aspekcie tego miejsca. Gdyby nie czające się na ulicach pokusy, mógłby nawet nie opuszczać wypełnionych naturalnym światłem ścian.
       Szybka kontrola miękkości łóżek nie satysfakcjonuje go w pojedynkę, jednak Aniego nie widać na horyzoncie. Elia mamrocząc coś pod nosem zbiega na dół, omiata spojrzeniem imponującą kuchnię, na próbę przespacerowuje się po wyspie kuchennej, odczuwając złośliwą satysfakcję, że starszy tego nie widzi, bo zapewne kazałby mu zejść w trosce o zdrowie i niepołamane kończyny.
       Gdy jednak i to nie zabija dostatecznie dużo czasu, otwiera przytargane walizki i próbuje ułożyć ich rzeczy w rozbudowanej garderobie. Z łatwością rozdziela najpowszechniejsze ubrania, jednak gdy natyka się na czarne, skórzane rękawiczki w oddzielnym schowku w bagażu starszego, nie może powstrzymać zdziwienia. Ich obecność nie znajduje uzasadnienia w wyobraźni chłopaka, a przypadkowe zostawienie po którejś z poprzednich podróży nie wchodzi w grę - po pierwsze ma pewność, że ten nie bywał nigdzie w ostatnich miesiącach, a po drugie zdają się być bardziej ukryte niż zapomniane. Z rozważań wysuwa się tylko jedna propozycja, a Alvę aż przebiega dreszcz ekscytacji. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że Valverde mógłby mieć tak przedziwny gust w sferze prywatnej. Ale Eliacerowi jest wszystko jedno tak długo, jak to on jest obiektem śmiałych fantazji starszego.
       Rozbawiony głosik w głowie podpowiada mu, że udawanie nieświadomości zawiera w sobie wyjątkowo niewiele z zabawy. Dlatego też postanawia rozerwać się kosztem Anibala i wziąć go pod włos. Nakłada za duże rękawiczki na palce, po czym z gracją i lekkością kota zbiega do holu. Jego kochanek wciąż uważnie przypatruje się jednemu z obrazów, gdy Alva zachodzi go od tyłu i chwyta w pasie.
       - Mógłbyś tak podziwiać mnie - mruczy w szerokie barki Anibala, wślizgując się dłońmi pod materiał koszulki i badając palcami napinający się momentalnie wyrzeźbiony brzuch starszego. - I zdradzić, jaka niespodzianka kryje się za tymi rękawiczkami. Znudziło mi się czekanie.
       Sunie rękami z powrotem ku dołowi, drażniąc dotykiem podbrzusze starszego, jednak gdy dociera w okolice paska spodni, tylko bawi się ich zapięciem, by zaraz zabrać palce. Jakby nigdy nic staje obok i pochyla się w stronę obserwowanego przez kochanka obrazu. Nie dostrzega jednak nic wyjątkowego - ot, bezcenny staroć w złotej ramie. Jego zdaniem Ani mógłby mieć ich tyle, ile tylko zapragnie.
       - Więc, co w nim tak niesamowitego, że aż o mnie zapomniałeś? - dodaje zaraz z niewinnym uśmieszkiem, jakby poprzednia scena nawet nie miała miejsca.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:12 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:32 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Ma głęboko zakorzenioną wiarę, że Elie widząc luksusy z jakimi tym razem przyjdzie mu się mierzyć, będzie musiał pozbierać swoją piękną szczękę z podłogi. Z tego względu w żaden sposób nie wzrusza go mały szantaż rozemocjonowanego szczeniaczka. Nawet jeśli w tej chwili rozrywa pomieszczenia na strzępy, zaistniał ważny powód, dla którego Anibal pozostaje w holu o wiele dłużej, niż powinien. "Peter Paul Rubens. Przez moment wszelki ruch i dźwięki w holu jakby zamierają. Polowanie na dzika kalidońskiego Petera Paula Rubensa. Rozsądnie z jego strony byłoby oczywiście założyć, że ma do czynienia z wierzytelną kopią. Z fantastycznie dobrym i słynnym fałszerstwem, które samo w sobie mogłoby być spokojnie warte milion albo dwa. Jednak wewnętrzny instynkt, coś czego nie potrafi ukryć, za każdym razem kiedy chodzi o najkosztowniejsze z dzieł; sprawia, że nie ma wątpliwości, iż jednak chodzi o oryginał. O motyw krwawego pościgu z mitologii greckiej, o fantazyjne zwierzę przebite włócznią Meleagra. Obraz, który zaginął po splądrowaniu przez Niemców w roku 1941 galerii w Antwerpii, rodzinnym mieście Rubensa. Aż do końca wojny z nadzieją wierzono, że dzieło jest ukryte w bunkrze w Berlinie. Anibal nie jest wielkim znawcą malarstwa, ale z oczywistych przyczyn zdarzało mu się odwiedzać w Internecie strony z listami zaginionych dzieł. Od ponad sześćdziesięciu lat na topie dziesięciu najbardziej poszukiwanych królował właśnie ten obraz, z czasem traktowany niemal jak ciekawostka, gdyż tak naprawdę uznano, że musiał spłonąć wraz z połową niemieckiej stolicy." Informacji o odnalezieniu go nie dało się nigdzie odczytać, a teraz stoi naprzeciwko słynnego dzika kalidońskiego, wpatrzony niczym w obrazek, słysząc anielski śpiew bogactwa, odbijający się swawolnie o własne bębenki.
       Ma ogromną ochotę spytać kobietę w recepcji o ten obraz, jakoby podeprzeć własne insynuacje o najprawdziwsze fakty, ale rezygnuje. W końcu kiedy obraz zaginie, to właśnie on – Anibal Valverde – stanie się pierwszą i najprawdopodobniej ostatnią osobą, którą będą podejrzewać o kradzież. A tego zdecydowanie chce uniknąć. Samo zdjęcie go ze ściany i sprowadzenie do własnego pokoju nie sprawia, że czuje się zdenerwowany, jednak sprzedanie, bądź przetrzymanie dzieła do wylotu, napawa go gramem dawno tak pikantnie nie odczuwanej adrenaliny. Przełyka ślinę, chcąc poczuć w gardle odrobinę wilgoci, gdyż ze względu na własne wewnętrzne rozemocjonowanie zapanowała w nim Sahara. Niemal czuł, jak piaskowa susza oplata jego węzły, nie pozwalając spić ze spierzchniętych warg żadnego słowa. I wtedy w pasie oplatają go drobne dłonie, tak dobrze znane i zapomniane na moment ekstazy kolorów.
       W pierwszej chwili ma ochotę powiedzieć, że podziwiałby w ten sposób Elia, gdyby był bardziej kosztowny, niż drogi w utrzymaniu, jednak nic takiego nie mówi. Nie chce jakkolwiek werbalnie urazić chłopca, dlatego delektuje się jedynie jego dotykiem, dopóki nie zauważa jednego faktu. Skórzane rękawiczki naciągnięte na jego dłonie, pozostawiają po sobie zdecydowanie odmienne odczucia, Anibal automatycznie się spina. Nie przez fakt, że Eliecer finezyjnie pociera jego podbrzusze, w pierwszej chwili wydziera się z niego wewnętrzna furia, przez sam fakt szperania w jego walizce. Dzięki Bogu, że młodszy nie znalazł niczego gorszego, a rękawiczkom przypisał całkowicie inne powołanie. Złość mimo wszystko pozostaje.
       —  Ten obraz pozwoliłby ci pławić się w luksusach przez parę dobrych miesięcy, a może i lat  —  mruczy bardziej w zamyśleniu, niż rzeczywiście kierując słowa do Alvy. Chwilę później odwraca się, a jego oczy ciemnieją, kiedy przygląda się opalonej twarzy chłopca, a dokładniej jego rozgadanym ustom. Pochyla się delikatnie, aby złapać młodszego władczo za pośladki i unieść do góry.
       —  Miałeś na mnie poczekać, skarbie. A wiesz co spotyka niegrzecznych chłopców? Dokładnie te ciemne skórze rękawiczki, zostawiające po klapsach fioletowo-zielone sińce na twoich jędrnych pośladkach  —  rzuca pół-żartem, pół-serio, po czym kieruje się w stronę schodów, aby po niedługiej podróży stanąć przed ich apartamentem. Odbiera od Eliecera kartę, którą otwiera drzwi i zatrzaskuje je za nimi z temperamentem. W następnej kolejności przedziera się przez pomieszczenia, aby dotrzeć do schodów prowadzący na drugie piętro, gdzie odnajduje jedną z sypialni. Rzuca Alvę na łóżko, aby samemu zawisnąć nad nim z uśmiechem na ustach.
       —  Z miłą chęcią pokażę ci, jaka niespodzianka się za nimi kryję  —  mówi, po czym docisk usta do warg Elia, chwytając tę dolną między zęby.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:50 pm, w całości zmieniany 2 razy
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:35 pm}

which way to rome Eliece10

       Elia nie czuje wstydu, gdy spod fikuśnego kapelusika ciekawskie oczy recepcjonisty śledzą jego drobne kroki stawiane tuż za mocno trzymającym go za rękę Valverdem. Mógłby przechadzać się właśnie po placu przed Pałacem Królewskim w Madrycie, zwiedzać wnętrza bazyliki Santa Maria Maggiore czy odpowiadać przed komisją rekrutacyjną Akademii Policyjnej i w żadnym wypadku nawet rumieniec skrępowania nie zagościłby na jego chłopięcej twarzy. Wciąż z taką samą beztroską prezentowałby światu dotykane chwilę wcześniej pośladki, obdarzając niefrasobliwym uśmiechem ciekawskich gapiów.
       Pewne siebie drgnienie kącików zostaje starte głośnym trzaśnięciem drzwiami, a po chwili konsternacji Eliecer uświadamia sobie, że nie czuje pod stopami gruntu. Zwisa natomiast z ramienia Anibala, przewieszony jak nic nie ważąca lalka, widząc jedynie oddalający się z każdym krokiem starszego salon. Zaraz też ląduje na miękkim materacu łóżka, a wypływające ze słodkich ust słowa unoszą ciemne brwi ku górze.
       Valverde smakuje gorzko jak złota whisky pita na werandzie w wietrzny dzień. Na suchych wargach odpoczywają drobinki włoskiego piasku z nagrzanej szosy, którymi ten w krótkim zamroczeniu umysłu obdarza Alvę. Chłopca przechodzi dreszcz i obiecujące ciepło wzburza szumiącą krew w napęczniałych od duchoty żyłach. Odchyla głowę, ułatwiając starszemu dostęp i rozkoszując się swoją łechtającą ego chwilą codziennego tryumfu. Doskonale wie, że w pewnym momencie jedyne co mu pozostanie, to wpatrzenie się w dziką głębię ciemnobrązowych oczu, by jawnie skłamać obietnicą pozostania tylko dla muskularnego starszego. To coś jak zaklinające zaklęcie, które powtarzane jest tylko ze względu na wiarę w działanie, a nie realny skutek. Posłuszeństwa bowiem nie widać - wiążące zapewnienie to świadoma atrapa, w której prawdziwość głupota uzależnienia karze obu stronom wierzyć.
       Elia zarzuca ramiona na szyję starszego i unosi się ku niemu, odwzajemniając pocałunek. Na tę krótką chwilę postanawia być grzecznym i pokazać Anibalowi jak wiele ten dla niego znaczy, i jak bardzo bezsilność Alvy ustawia go w pozycji podrzędnej do studenta. Z cichym westchnięciem daje się ponownie zamknąć w suchych wargach, przypominając sobie pierwszy raz, gdy szeroka dłoń ujęła jego podbródek za koralikową zasłoną w domu któregoś z poprzednich sponsorów. Skłamałby, przypisując chwili magiczne właściwości, jednak w jedwabistej koszuli przyciskającej go wtedy do szklanej ściany znalazł coś, czego szukał. Za plikami banknotów krył się egoizm i władcza zaborczość, których Eliecer pragnie i które w takich momentach ładują zasobniki chęci do dalszego istnienia. Potrzebuje by go chcieć bardziej niż powietrza na następny oddech, bardziej niż wszystkich nadchodzących wschodów słońca.
       - Straszna szkoda - zaczyna drwiąco, gdy znów opada na posłanie, przygniatając dłonie pod pośladkami - bo to wciąż ja mam twoją zgubę i nie oddam ich po dobroci.
       Przez chwilę błyszczą mu oczy, gdy wyładowania przeskakują między rozszerzonymi źrenicami czekającymi na jakiś ruch. W ciemnych odmętach Valverde'a dostrzega jednak gniew - gniew nie przez niego, ale na niego. To coś, czego dostrzeżenie wcześniej mu się nie zdarzyło; nawet przyłapany z jednoznacznymi zamiarami z innym mężczyzną obdarzany jest smutkiem i zazdrością, ale nigdy złością skierowaną personalnie w stronę czekoladowłosego. Ta chwila szoku kosztuje go jednak za wiele, bo zaraz silne ramiona obracają go na plecy, a ciężka sylwetka przygniata ciemne ciało.
       - Musisz... - mruczy z ciężkim oddechem, zaciskając dłonie w pięści, by utrudnić starszemu odebranie zguby. - Musisz zaproponować mi coś w zamian. Takie jest prawo i nakazuje uczciwość. W końcu... Jakbyś mnie z nich okradł, byłbyś zwykłym złodziejaszkiem, a ja musiałbym zacząć się obawiać, że skradniesz mi wszystkie sekrety.
       Obkręca głowę w bok, by spod burzy roztrzepanych włosów zerknąć w twardo ciosaną twarz Anibala. Chytry uśmieszek nie schodzi młodszemu z ust, choć w tej konfiguracji wydaje się całkowicie bezbronny. Podskórnie przeczuwa, że nawet gdyby zaczął błagać o łaskę, nigdy by jej nie dostał; coś w tlących się furią ognikach podpowiada mu, że wyzwolił stronę, jakiej wcześniej nie znał.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:37 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Anibal spija z jego warg wszystkie zachody i wschody słońca, które przyszło im jak dotąd zobaczyć, odnajdując w pocałunkach ukojenie w gniewie. Jednak w chwili, gdy nawiązuje kontakt wzrokowy z młodszym, nieokiełznana furia na nowo go wypełnia, prowadząc za sobą chęć zemsty. Jest zły na Elia, jednocześnie będą złym na samego siebie. Tak długo udawało mu się kryć przed nim dokonane zbrodnie, nie może więc pozwolić na to, aby w ten piękny i malowniczy wyjazd prawda wyszła na jaw. Nie obawia się, że Alva pozostawi go przez fakt, że przychodzi mu bratać się z kryminalistą; w końcu pieniądz włada wówczas nimi obojga, to kwestia dostępności do fortuny ich przy sobie trzyma, raczej niezmiennie. Anibal jedynie nie chce zbytecznego hałasu i nowych zagrażających jego zbrodniom świadków. Niezależnie od tego, ilekroć Eliecer będzie sztucznie udowadniał swoje poddanie, Valverde będzie miał podejrzenia. Temat jego kradzieży był zbyt wrażliwym tematem, na tyle, aby nie być ufnym nawet wobec najcenniejszej w swoim życiu osoby. Rękawiczki są niezbitym dowodem, jednak szczęście słania się pod nim, uważając je za jedną z fantazji erotycznych, co wyzwala w nim głębsze wytchnienie. Teraz pozostaje sam fakt przeszukania, do którego najprawdopodobniej sam doprowadził, plądrując wzrokiem nieskazitelne zaginione dzieło sztuki, zamiast ciało spragnionego chłopca, który wił się teraz pod nim.
       Jego wargi nie przestają działać, choć bez słowa przenoszą się na karmelową skórę Alvy, pozostawiając na niej drobne czerwone ślady. Czując że ten poddaje mu się, zaabsorbowany wyznacza na nim gwiezdne konstelacje, oznaczając jako swoją własność. Może to odstraszy nieposkromionych Włochów przed dobieraniem się do chłopca. A może gdy tylko zniknie mu wieczorem z oczu; podążające za jego sylwetką oczy widzące malinki na jego rozpalonej skórze, wezmą go za „pana lekkich obyczajów” i nie wróci już tej nocy do pensjonatu. Opcje były przeróżne, jednak Anibal ma nadzieję, że na przyszłość Elia wybierze tą słuszną.
       —  Nigdy też nie powiedziałem, że po dobroci je odbiorę  —  mówi, spoglądając w oczy młodszego, doszukując się w nich jego oczekiwań wobec sytuacji. Jak dotąd w swoich igraszkach nie doszli do niczego poważnego, zawsze coś przeszkadzało całkowitemu oddaniu się intymnym uniesieniom. Problem stanowi również mentalność Anibala, który chcąc Eliecera tylko dla siebie, nie może znieść myśli, że ten mógłby po nim, spać z innym, aby wzbudzić zazdrość. To byłaby granica przekreślająca ich znajomość, jednak nie wspominał o tym nigdy i aż do teraz nie ma zamiaru, zawsze zostawiając chłopca w łaknącym pragnieniu. Nie oczekuje miłości, acz wierności – a w oczach Elia łatwo odczytać, że to za wiele.
       Chwila zawahania jest dla niego aż na zbyt widoczna, z tego względu wykorzystuje ją w mgnieniu oka, przewracając szatyna na plecy, a następnie przygniata go swoim ciałem. Na wypowiedziane słowa prycha, kręcąc głową z niedowierzaniem na to jak młodszy zapędza się w kozi róg, jednocześnie przecząc słowom, które wypowiadał chwilę wcześniej. Rozbieganym wzrokiem błądzi po białej pogniecionej pościeli, aby ułożyć swoje dłonie na tych, pokrytych rękawiczkami, z uśmiechem na ustach, a gniewem w oczach.
       —  „Ja mam twoją zgubę i nie oddam ich po dobroci” czyż to nie twoje słowa? Ktoś tu jest zwykłym złodziejaszkiem i jesteś nim ty, skarbie. Z kolei ja, nie boję się, że skradniesz moje sekrety, bo naprawdę mało o mnie wiesz  —  mówi, oblizując wargi, po czym unosi się do siadu, rezygnując na ten moment z rękawiczek. Wbija wzrok w młodszego, pragnąc wpierw odpowiedzi, sygnału, zaproszenia do działań. Chce zobaczyć, jak bardzo Elia go pragnie, jak bardzo chce zostać dotkniętym, połkniętym i strawionym w czeluści pożądania. Chce go w gniewie wobec nieposłuszeństwa doprowadzić go na granice i wrócić do rozpakowywania swoich rzeczy, a następnie za wszelką cenę utrzymać go w apartamencie, wiedząc że ten zrobi wszystko byleby ktoś odpowiedział na jego żądze.
       —  Czego więc ode mnie oczekujesz?  —  pyta, choć myślami błądzi w otchłani własnego umysłu. Zastanawia się, co zrobić, jeśli jego drobna kradzież tu we Włoszech nie przejdzie pomyślnie. Co wówczas powinien zrobić z Eliecerem? Gdzie do ukryć, żeby nie odpowiadał za jego czyny, bo ostatnim czego by chciał, byłoby mieszanie chłopca w świat po ciemnej stronie medalu. Jeszcze o zgrozo młodszy planował iść do Akademii Policyjnej, to z pewnością pokrzyżowałoby wszystkie jego młodzieńcze plany. I tak w oczekiwaniu na odpowiedź, myśli o kupnie biletu powrotnego do Hiszpanii.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:52 pm, w całości zmieniany 3 razy
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:39 pm}

which way to rome Eliece10

       Ciężar z ciała Eliecera znika, pozostawiając po sobie tylko tępy ból w klatce piersiowej i cielesny powidok dłoni zdecydowanie zaciśniętych na czarnych rękawiczkach. Przez sekundę zalega na nich pustka - zimna, pozbawiona czucia, niewzruszona pustka, do której wypełnienia potrzeba więcej z każdym straconym dotykiem. Ten bezwład osamotnienia przywodzi Alvie na myśl dzieciństwo i rozdzierające serce dni spędzane między jedną opiekunką a drugą. Jest znów małym chłopcem, którego dłoń luźno zwisa wzdłuż ciała, gdy czarna alfa romeo znika za zakrętem ogromnej posiadłości, a dwie twarze tak podobne do tej opalonej, odbijają się w zaciemnianych szybach pojazdu. Słodki głos woła go zza pleców i bambino słyszy tylko trzaskające mu przed nosem drzwi. Chłód przeciągu zaciska się szponami na małej dłoni, a on wpatruje się w obdrapane drewno, z błądzącym na ustach zawołaniem rodziców.
       Mruga nerwowo oczami, gdy słowa Anibala docierają do jego uszu i rzucają chłopcu zawoalowane wyzwanie. Elia nie widzi w nim tego, co mógłby przysiąc jeszcze chwilę temu buchało żarem z rosłego mężczyzny, będąc blisko spopielenia wszystkiego wkoło, byle tylko spełnić tę chaotyczną, zwierzęcą zachciankę. Mówiący do niego głos jest nieobecny, a oczy wpatrzone w drobne ciało skupiają się na nierzeczywistych obrazach. Ta chwila jest pełna nieprzekonania i odległych planów, o których umysł chłopca nigdy się nie dowie. A Anibal jego zdaniem powinien być tu i teraz, pożerając spojrzeniem swój mały cud, gotowy zgotować niszczącą burzę, gdy potrzebna energia i uwielbienie nie zostaną mu dostarczone.
       Z gracją kota przewraca się na plecy, by przy akompaniamencie strzelających stawów wyciągnąć spięte ciało na puszystej powłoce otulającej łóżko. Krótkie włosie materiału łaskocze dolną partię pleców czekoladowłosego, gdy wyrzuca ręce za głowę, a luźno rozpięta koszula podwija się ku górze, odsłaniając tors młodszego.
       - Nie myśl, że tylko ty tu jesteś chodzącą zagadką - prycha urażony, spuszczając bose stopy na dywan i wodząc uważnym spojrzeniem po pokoju.
       Szuka czegoś, co podpowiedziałoby mu, jak wyciągnąć ze starszego prawdziwe zamiary i wagę rękawiczek. Skóra w połączeniu z temperaturą zaczynają powoli drażnić dłonie Eliecera, jednak oddanie ich po dobroci nie wchodzi już w grę; nie, kiedy sam obwieścił, że wszystko ma swoją cenę. Pytanie o oczekiwania wciąż wisi w powietrzu, gdy młodszy prześlizguje się spojrzeniem po otaczających go meblach. Mógłby zażądać czegoś nowego z szafy - jednak to wyjątkowo pospolite i wraz z pokręceniem głową odpada z listy możliwości; chciałby wybrać się sam na miasto bez kontroli, ale odpowiedź jest tu aż nazbyt oczywista. Potrzebuje czegoś innego, czegoś, co będzie kazało Anibalowi wybierać i sprowadzi go znowu mokrą linią pocałunków ku bosym stopom.
       Cwany uśmieszek wkrada się na zaczerwienione od intensywnych pocałunków usta, gdy Elia znajduje rozwiązanie zagwozdki. Nieśmiały wiatr potrząsa lnianymi zasłonami, obejmując je zachłannym uściskiem i porywając za drewnianą framugę otwartego okna. Firany łopoczą w akcie odmowy, jakby opierały się pazernym czułościom suchego podmuchu. Alva wstaje leniwie, odgarnia przyklejone do czoła od potu kosmyki i odwracając się plecami do Anibala kieruje w stronę świetlika. Kremowa koszula ląduje przy tym na podłodze, a on siada na parapecie i dopiero po chwili wwierca wyzywające spojrzenie w kochanka.
       - Po pierwsze - złap mnie - rzuca z uśmieszkiem, odrywając palce i przechylając się odrobinę w tył, by zaraz znów zacisnąć dłonie na framudze. - Żartowałem, i tak byś nie zdążył. Ale może zdążysz, zanim one zlecą.
       Palec po palcu ściąga czarny materiał, aż sflaczałą parę może zacisnąć w jednej garści. Nie ma zamiaru oddawać ich bez uprzedniej zabawy; zasłużył na nią nie tylko czekaniem, ale też nie dostaniem upragnionej dozy czułości i odrealnioną nieobecnością starszego. Choć nie wie, o czym ten myślał, przeczucie podpowiada, że o niczym przystającym do tej krótkiej, pasjonującej chwili. A Elia zapewni mu teraz rozrywkę, której bolesne piętno odczuje głęboko w sobie, gdy tylko młodszy zniknie mu z oczu.
       - Nie, nie, nie - podnosi nogę i przykładając stopę idealnie w podbrzusze starszego, powstrzymuje go przed zbliżeniem się o krok bliżej, podczas gdy dłoń z rękawiczkami wystawia za okno - "może zdążysz" nie oznacza, że masz mi je zabrać. Czego chcę? Będziesz musiał się dobrze zastanowić, ważą się losy nie tylko moje, ale też tych przepięknych sztuk. Serio, dobry wybór słońce, jak widać nie zużyłeś całego bezgranicznie słusznego gustu na znalezienie mnie. Więc jak, na czym ci bardziej zależy? Na mnie, czy na nich? Z jakimś dowodem, proszę, żeby nie być gołosłownym.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 04:46 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Drobne zamyślenie się o sprawach naprawdę ważnych, najwyraźniej wyprowadza Elia z równowagi, a jego następne słowa wybudzają starszego z chwilowego letargu. Anibal z ręką na sercu może powiedzieć, że niewiadoma jaką jest młodszy, jest niemal namacalna. Nigdy nie będzie w stanie dowiedzieć się, co w danym momencie chodzi po pięknej głowie młodego Hiszpana, ani jaki cuda na kiju tym razem wymyśli. Ani wlepia w niego swoje spojrzenie, mrużąc lekko oczy przez blask słońca odbijający się od otwartej szyby okna. Zgrzyta zębami, gdy Elia bez ceregieli zrzuca z siebie wierzchnie odzienie i siada na parapecie, w jego oczach łatwo dostrzegalne jest wyzwanie, a to coś czego akurat można było się po nim spodziewać. Alva zawsze mąci i doprowadza ludzi na skraj możliwości, czystym szantażem. Wie gdzie uderzyć, aby osiągnąć do czego oczekuje. Valverde już wie, że nawet nie powinien pytać o jego pragnienia, że jedynie każdym słowem wbija sobie coraz większy gwóźdź do trumny. Jak okiełznać dzieciaka, wyjść z chorej manipulacji i jednocześnie zatrzymać go dla siebie? Na odpowiedź wobec tego pytania należałoby stworzyć nową zbrodnię…
       —  Ani się waż  —  warczy, gdy młodszy z niego kpi, wychylając się lekko za okno, wystarczyłby większy podmuch suchego wiatru, żeby zgarnąć go na skraj przepaści. —  Zejdź stamtąd  —  dopowiada, choć zdaje sobie sprawę z tego, że mówienie na nic się zda. Podnosi się, żeby zapobiec katastrofie, jednak chwilę później Alva dociska stopę do jego podbrzusza, spychając z powrotem na posłanie. Serce Anibala łomocze w piesi, z obawy o młodszego, który pozwala sobie na zbyt wiele, jednocześnie narażając swoje życie. Jako nieprzykładny kochanek zawsze odnajduje w sobie dozę zmartwienia wobec Elia. Nie chce, żeby chodził po wysokościach, wychylał się przez okna, zbliżał do ogniska; ale nie chcieć to on sobie mógł. Być może zbyteczne matkowanie młodszemu sprawiało, że ciągoty sprawiały się jeszcze bardziej intensywne. Czy powinien więc zrezygnować z martwienia się i otaczania troską Alvy? To pytanie z pewnością byłaby zagwozdka, która zmęczyłaby nawet największego filozofa.  
       —  Zależy mi tylko na tobie. Ale jeśli je wyrzucisz, stracisz wszystkie te luksusy, które do tej pory byłem w stanie ci ofiarować  —  mówi spokojnie, wzdychając ciężko. Nie zdradza się jednoznacznie, nie miesza w to Alvy, dopóki ten nie będzie brnął w sprawę dalej, nie pozostawiając mu już wyboru. Wówczas oboje zmuszeni będą stanąć przed odpowiedzialnością, a wspólnictwo w wiedzy o zbrodni będzie ciążyło nad Eliecerem z jego własnej winy. Istniało jeszcze prawdopodobieństwo, że ze chce go wydać, w końcu w razie potrzeby znajdzie innego, bogatszego i czystego sponsora, nie musząc martwić się od finezyjne odnotowania w protokole karnym. Jak dotąd Valverde wierzył, że choć ta nić przywiązania może go uratować przed upadkiem, ale czy warto jest wierzyć i patrzeć w to zakłamane pragnienie?
       Nie wiele myśląc, a właściwie stawiając na jedną kartę, ciągnie młodszego za nogę, którą ten przytyka stanowczo do podbrzusza Anibala. W wyrazie szoku rękawiczki zostają upuszczone na szczęście na parapet, natomiast sam Valverde zsuwa się z posłania, żeby złapać chude karmelowe ciałko w swoje ramiona.
       —  Wiem, że bardziej niż na mnie, zależy ci na na tym wszystkim  —  mruczy, oplatając spojrzeniem całe bogato zdobione pomieszczenie. Przesuwa wzrokiem po jedwabnych firankach, pozłacanych ornamentach na obramowanie łóżka oraz wysokim sklepieniu, które kąpie się teraz w świetle chylącego się ku zachodowi słońca. —  A jeśli ich pragniesz, to pozwól mi pracować. A ja będę pragnąć tylko ciebie  —  dodaje, kładąc dłoń na policzku młodszego. Jasna cera Anibala wygląda blado i bez wyrazu przy tej opalonej karnacji Elia, jakby uchował się w jego cieniu i jedynym co nada jego życiu kolorów, to pławienie się w blasku młodszego, który mimo iż frywolny, to rozjaśniał codzienność bardziej, niż włoskie nasłonecznienie.
       —  Jesteś głodny? Spragniony? Śpiący?  —  pyta, odgarniając pozlepiane przez pot kosmyki włosów z jego czoła. —  Wypocznij, wieczorem pójdziemy do klubu, pozwolę ci się oddalić, jeśli obiecasz, że będziesz pod telefonem i w razie problemów zadzwonisz, jasne?  —  rzuca, choć słowa spływają miodem z jego ust szybciej, niż zdoła je przemyśleć. Liczy na to, że pomimo takiego przyzwolenia wydarzy się coś, co Elia zapamięta do końca życia i nigdy więcej, nawet gdy nadarzy się okazja, nie zniknie z jego pola widzenia. Pozwolenie na taką swawolę to jedyny sposób na samotne zaplanowanie działania, nawet jeśli sceny wprost z kryminału miały kroić się w jego głowie w tanecznym halu, pijąc mocnego drinka.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:06 pm}

which way to rome Eliece10

       Subtelne podmuchy klimatyzacji o orzeźwiającym, miętowym zabarwieniu otulają kocią twarz Alvy, gdy beztrosko balansuje na granicy parapetu i należącej do ptaków, wolnej przestrzeni nieba. Gorący wiatr niestrudzenie dmie w odsłonięte plecy, drażniąc skórę drobinkami niesionego piasku. Eliecer siedzi między rozluźniającym chłodem i otępiającym ciepłem, dryfując na pograniczu snu i jawy. Spod powoli przymykanych, sennych powiek sączy się kojące światło południowego słońca, zapraszające ku sobie dionizyjskimi obietnicami wolnego od zmartwień upojenia. Chłopiec po milimetrze opuszcza wystającą za okno dłoń, wpatrując się spomiędzy rzęs w zmartwioną twarz Anibala.
       Chciałby dalej go prowokować. Odchylić się jeszcze o milimetr, wchłonąć panikę i lęk promieniujące z gotowej do skoku postawy, nasycić się momentem, w którym to on zajmuje pozycję pierwszego i ostatniego zmartwienia bruneta, a wszystko inne gaśnie jak gwiazdy z nastaniem poranka. Odpowiedzi go nie satysfakcjonują - a w każdym razie nie tak, jakby chciał. Choć starszy deklaruje tylko przynależność do Alvy, cała sentencja obwarowana jest gwiazdkami i haczykami. Według Eliecera student doskonale wie, że bez pieniędzy to tylko kwestia czasu, nim ich drogi rozejdą się na dobre i nigdy nie połączą; tak więc to rękawiczki mają tu największą wartość, bo to ich funkcja utrzymuje śniadego chłopaka przy obecnym studencie.
       - Zła odpo… - zaczyna z udawanym smutkiem, jednak nim dane jest mu dokończyć, wyrzuca z gardła przerażony krzyk i ląduje na opierającym się tułowiem o łóżko Anibalu.
       Serce rozbija się o klatkę żeber, gdy z szokiem w oczach i brakiem tlenu w płucach próbuje zrozumieć, dlaczego nagle zmienił miejsce pobytu. Uspokajająca, ciepła dłoń na policzku sprowadza go ku ziemi, a on wyrównuje oddech i otrząsa się z przerażenia. Przejeżdża językiem po zaschniętych wargach i głośno przełyka ślinę, wpatrując się we wciągający bezdeń rozszerzonych źrenic.
       To nie tak, że mu nie zależy; przecież gdzieś tam głęboko w sobie naprawdę chciałby móc teraz otworzyć usta i pewnym głosem wyprowadzić Anibala z błędu. Rozbudza się w nim drzemiąca iskierka uczuć, gotowa zapłonąć jasno, gdyby tylko dano jej szansę. Jednak z otwartych ust nie wydobywa się nawet pojedyncza sylaba, dająca początek lawinie otwartości. Pozostają niezdecydowanie otwarte, gdy ta sama dłoń z policzka troskliwymi ruchami odgarnia pozlepiane potem włosy. Nie zmieniają ułożenia przy kolejnych obietnicach Aniego i Elia zdaje sobie sprawę, że musi wyglądać doprawdy dziwacznie.
       - Obiecujesz? - mruczy kontrolnie, powoli dochodząc do władzy nad ciałem. - I nie będziesz zły? Nię będziesz próbował mnie powstrzymać?
       Przykłada zroszone kropelkami potu czoło do czoła starszego i przymyka na moment oczy. Jeszcze chwilę temu miałby ochotę na wiele rzeczy, jednak ostudzony zapał zwala go z nóg i pozostawia tylko z przemożną chęcią zalegnięcia w silnych ramionach Anibala.
       Lekko odbija się od podłogi i wślizguje na łóżko, by z sykiem wylądować na plecach. Nieprzyjemne pieczenie w dolnych partiach kręgosłupa odczuwa aż nazbyt wyraźnie i niemal podskakując, przewraca się z powrotem na brzuch. Ze ściągniętymi brwiami skręca tułów, by rzucić okiem na rysujący się na plecach, podłużny czerwony ślad zdartej skóry. Miejscowe krwawienie występuje tylko na kręgosłupie, tworząc na rance niewielkie krople krwi, które powoli zaczynają przysychać na naskórku.
       - Już bym wolał, żebyś mi tymi rękawiczkami przyłożył, a nie parapetem - fuka z rozbawieniem w stronę Anibala, w ostatniej chwili turlając się na drugą stronę łóżka i omijając spadającą z głuchym klapsem na posłanie skórę. - Jasne, dobij umierającego. Mógłbyś pocałować, a nie mścić się za niewinny wybryk z wyrzucaniem twoich rękawiczek przez okno.
       Ciężką z niewyspania głowę opiera na dłoni, wpatrując się z udawanym wyrzutem w starszego. Nie jest jednak w stanie utrzymać tego wyrazu długo i przysiadając na piętach, uśmiecha się pod nosem.
       - Masz w planach do mnie dołączyć czy oprócz wykradania rękawiczek poszukasz sobie jeszcze czegoś?


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:08 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       To jest ten moment, w którym błoga ulga rywalizuje z poirytowaniem na twarzy Anibala. Po jego czole słaniają się krystaliczne krople potu, przemykają to po skroniach, to prostopadle do ciemnych brwi,  aby spłynąć wzdłuż lewej przegrody nosa. Przeciera czoło nadgarstkiem będąc całkowicie świadomym, że to nie temperatura zewnętrzna tak płomiennie na niego działa, nadmierne pocenie się spowodowane jest oczywiście stresem. Bo o tyle, o ile martwiła go wizja jego kochanych rękawiczek opadających głucho o bruk, o tyle prawdopodobieństwo, że Alva niesiony ulotnym anielskim śpiewem na krawędzi zleci z parapetu po przeciwnej stronie, sprawia, że czuje okropny ucisk w żołądku. Zbyt bardzo zależy mu na chłopcu, aby mógł pozwolić mu na taki występek, jak również krzyk przerażenia, którym Eliecer częstuje jego bębenki, utwierdzają go w przekonaniu, że młody również w rzeczywistości nie jest gotowy na rozstanie się ze swoim żywotem. Do granic możliwości irytuje go ta lekkomyślność i "niewinne" szantaże ze strony szatyna, a może jeszcze bardziej fakt, że Alva czerpie z tego typu rzeczy niemożliwą satysfakcję. Jednakże liczy się z tym, że Elia można mieć "dla siebie" tylko z tym niebotycznym emocjonalnym bagażem; który serwuje mu z dnia na dzień coraz dobitniej, nie osobno. Pociera kciukiem rozpalony do czerwoności przez chwilowy napływ wstydu policzek, łatwo odnajdując rozbiegane i nieobecne spojrzenie młodszego. Swoimi poczynaniami stara się sprowadzić go z powrotem na ziemię, wyrzucić w eter anielskie śpiewy prowadzące piegowatego chłopca na drugą stronę. Że też w ten sposób musieli rozpocząć swój pobyt w malowniczym Rzymie, pełnym nieodkrytych jeszcze przez nich tajemnic. To je powinni rozszyfrowywać w pocie czoła, zamiast sprowadzać siebie samych na skraj duchowej granicy.
       Mimo że Elia spadł na niego z impetem, sam Anibal nie odczuł, ani nie doznał większej krzywdy. Jego kościsty tyłek nie wbił się w zimną marmurową posadzkę, a co najwyżej zaskrzypiały mu kości, gdy tylko poczuł ciężar na swoich kolanach. Najbardziej poszkodowany był oczywiście Alva, jednak za swoje małe zbrodnie, wręcz upraszał się o zbitą kość ogonową. Nie jest to co prawa siarczysty klaps w jedną z kształtnych poduszeczek, jednak nietaktowne ześlizgnięcie się z hukiem z parapetu z pewnością będzie bardziej dotkliwie zapamiętane. Gdy Ani mówi o zezwoleniu na samodzielne przeczesywanie Włoch i nocnych klubów, jego słowa wyprzedzają to, co w rzeczywistości myśli. Może gdyby nie wewnętrzne rozdarcie sugerujące mu takie podejście do sytuacji, nie omieszkałby godzić się na te rozwiązanie. Spuszczenie Elia z oczu jest niczym postawienie sobie kapliczki na cmentarzu! Myśl o tym, że gdy Elia dozna zakazanego owocu, do którego tak rozbrykanie dąży i przyjdzie mu samodzielnie mierzyć się z konsekwencjami  -  nagle zaczyna go okropnie degustować. To niemalże logiczne, że umierając ze zmartwienia, nie będzie potrafił skupić się planowaniu kradzieży, drogocenne Polowanie na dzika kalidońskiego najpewniej odczeka do momentu, aż Bahena pojawi się w zasięgu jego wzroku. Z drugiej strony nie mógł również utrzymywać dzieciaka przy sobie, a przy tym ukryć własne zamiary, a słysząc już kontrolne pytania ze strony młodszego, wie że czas na wycofanie się z tego planu  -  minął.
       —  Jasne, że będę zły! Będę się martwił, a od tego zamartwiania się wypadną mi wszystkie włosy! Jednak wiem, że niezależnie od tego, jak długo będę naciskał na to, abyś pozostał w czterech ścianach naszego tutejszego apartamentu, ty i tak się wywiniesz. Nie znamy się od dziś, żebym nie był tego świadomy. Dlatego obiecaj mi, że nie wpakujesz się w żadne kłopoty, jasne?  —   rzuca, posyłając Eliecer'owi ostre spojrzenie. Cała ich relacja opiera się głównie na obietnicach, w większości niespełnianych, jednakże co innego im pozostaje, jak po prostu wierzyć, że sytuacja choć raz ułoży się pomyślnie po obydwu stronach? Dalej siedzi na posadzce, opierając się tułowiem o bok łóżka, gdy obolały Alva wdrapuje się na łóżko i szuka wygodnej pozycji do spoczynku.  Syk temu towarzyszący sprawia, że na moment na ustach Anibala pojawia się zwycięski uśmieszek, którego młodszy nie jest w stanie dojrzeć. W końcu podnosi się z zimnej marmurowej podłogi, aby podejść do okna i zabrać z parapetu parę czarnych, skórzanych rękawiczek, o które toczyła się wojna. Koniec końców gdyby zaginęły w akcji, Valverde z pewnością załatwiłby sobie następne, jednakże te obecne grały główne skrzypce w jego pierwszej zbrodni; to ten sentyment utrzymywał go wobec rękawic, niekoniecznie sam materiał i ich cena.
       —  Mówisz i masz  —  mruczy niczym kot, wsuwając jedną rękawiczkę na dłoń, aby zamachnąć się na wypinającego tyłek do góry Alvę. Temu jednak udaje się wywinąć, a ręka Anibala opada na puste posłanie, a spojrzenie przebiega po krwawej rance na plecach szatyna. Kręci głową z dezaprobatą, gdzieś w głębi osądzając siebie samego w sądzie ostatecznym za ten haniebny czyn i skalanie miękkiej, karmelowej skóry chłopca. Aczkolwiek nadal sądzi, że mu się należało. Ściąga rękawiczkę i dokładając ją do drugiej, składa je na etażerce, aby odczekały na dobry moment, w którym ponownie zostaną użyte.
       —  Głupiutki, naprawdę myślisz, że w tej sytuacji najbardziej obchodzą mnie rękawiczki? Gdybyś spadł to w życiu bym sobie tego nie wybaczył  —  parska z wyrzutem, siadając na posłaniu obok niego, po czym nachyla się, aby dmuchnąć na rankę, dając w ten sposób Eliecer'owi chwilę ukojenia w bólu.  —  Przykleić ci na to plasterek?  —  pyta jeszcze ironicznie, po czym całkowicie rezygnuje z dłuższego naskakiwania na swojego kochanka, widząc że chwila zagrożenia odeszła do przeszłości, a wzburzając nowe sam może się tylko bardziej oparzyć. Nie odpowiada na pytanie, tylko ściąga z siebie koszulkę, odrzucając ją w nogi łóżka, po czym kładzie się wygodnie na boku, spoglądając z troską na młodszego. Z pewnością będzie lepiej przygotowany zarówno fizycznie, jak i psychicznie na wszelkie wyskoki, gdy prześpi tych parę godzinek do wieczora. Zmęczenie oplata go chciwymi mackami, gdy tylko sobie o nim przypomina, a cała wcześniejsza energia wyparowuje, skłaniając go do zmrużenia powiek, chociaż na moment.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:55 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:16 pm}

which way to rome Eliece10

       Elia krótką chwilę przygląda się muskularnej sylwetce Anibala, w sennym rozleniwieniu opadającej między słodkie obietnice niefrasobliwych marzeń odpoczynku, nim kładzie się tuż obok niego. Ramiona starszego otaczają go fortecą ciężkiej woni drzew i potu, a równomierny oddech gwiżdże tuż nad uchem. Przyklejony plecami do klatki piersiowej Aniego czuje jak ten drga, wpadając w kolejne stany błogiej nieświadomości i wsłuchuje się w przemycane na granicy światów szepty zasypiającego. Niebawem i one milkną; pomieszczenie zalewa szmer klimatyzacji i tętniącego życiem miasta, które wypełnione turystyczną energią nie traci witalności nawet w morderczym skwarze południa. W tej względnej ciszy Eliecer przymyka otulone welonem rzęs powieki i niemal niedosłyszalnym szeptem, przeznaczonym do wyrażania wielkich uczuć, gdy ten, który powinien o nich wiedzieć, nie może ich usłyszeć, wyznaje:
       - Mi na tobie też.
       Alva śpi snem lekkim, niespokojnym, przerywanym, jakim śnią wieczni uciekinierzy rzeczywistości - wierci się niemożliwie, czasem otwiera oczy z malującym się w ich głębi przestrachem i łapczywie pochłania ustami powietrze, gdy tik nerwowy wywołuje go zza odległej krainy. Za każdym razem gotowy jest wstać i biec ponad horyzont, nie oglądając się na pozostawiony za plecami pałac, jednak poświęca coraz dłuższe chwile na ponowne zapadnięcie w letarg. W końcu budzi się z telepiącym sercem i wie, że już nie zaśnie, choćby próbował z całych sił przenieść się w świat fantazji.
       Silne ramiona już nie obejmują go w pasie, gdy z ociąganiem unosi się na łokciach, a następnie do siadu. Dłońmi intensywnie przeciera twarz, zgarniając z rzęs resztki sennych mar i próbując doprowadzić się do stanu bliższego zwyczajowej atrakcyjności. Powieki ma jednak pozlepiane, a skórę suchą i nabrzmiałą od wdzierającego się przez otwarte okno gorącego powietrza - zdecydowanie nie najpiękniejszy widok, jakim chciałby uraczyć Anibala na przebudzenie.
       Czarnowłosy zdaje się jednak spać w najlepsze, a choć Elia nie reaguje pozytywnie na dzielenie się kochankiem, nie ma serca wyrywać go z pazernych dłoni pieszczotliwego Morfeusza. Przygląda się jedynie kosmykom opadłym niesfornie na zamknięte oczy i kontempluje niezachwiany spokój kontrolujący kościstą twarz. Anibal musi śnić przyjemne sny, bo wargi układa w zagadkowy uśmiech przyjemności, a palce delikatnie zaciska na pościeli. Eliecer pochyla się nad nim i w te nieodgadnione wargi wysyła cichą obietnicę powrotu okraszoną subtelnym pocałunkiem.
       Kierując się do łazienki, sprawdza godzinę na wyświetlaczu, a przy szumie wody pod prysznicem wsłuchuje się w cichą melodię płynącą z telefonu. Kąpiel przy muzyce dodatkowo go relaksuje po niecałych trzech godzinach drzemki. Uderzenia w klawisze pianina zlewają się z kroplami stukającymi o kafle podłogi, a gdy Elia zamyka oczy, czuje się jak w muzyce. Strumień otacza go całego i porywa w niezbadane odmęty, w których wnętrzu odnajduje harmonijną satysfakcję. Niesie się w przestrzeni, w tym krótkim momencie wypełnia każdy atom, każdą cząstkę wpadającą w jego otoczenie. Przez chwilę nie istnieje.
       Strzepuje krople wody z włosów na deski balkonu, pozwalając słońcu zająć się resztą. Anibal w pomieszczeniu za jego plecami pomrukuje niewyraźnie, a zieleń trawnika w ogrodzie pensjonatu przyciąga leniwe spojrzenie. Z piętra widać fragment tarasu i basenu znajdujący się pod balkonem oraz otaczające ich niewysokie budynki. Palmy i drzewka cytrusowe okalające granice posesji skutecznie jednak chronią prywatność, zasłaniając wścibskie oczy okien liściastymi firanami. Elia nabiera powietrze głęboko w płuca, wznosi twarz ku słońcu i uśmiecha się anielsko w stronę potencjalnego stworzyciela. Czy mógłby znaleźć się w bardziej adekwatnym miejscu?
       Bulgoczący żołądek przypomina mu, że to pora coś zjeść, więc bez zbędnego zastanowienia narzuca na ciało lnianą koszulę, odnajduje wśród bagażu ulubione japonki i uzbrojony w kartę Anibala wychodzi na miasto.
       Wielonarodowy tłum wysysa go po kilku niepewnych krokach na skwierczących uliczkach. Zewsząd napływają niezrozumiałe nawoływania, krzyki przekrzykują się nawzajem, kolory wypierają bylejakość intensywnością żywej mnogości, zapachy z otwartych okien giną wśród smrodu spalin, a klaksony odznaczają się kleksem na radosnym pobrzdąkiwaniu gitar. Eliecer nabywa przekonania, że każdy tu mówi do każdego, choć nikt nikogo w ogólnym zgiełku nie rozumie. Słowa składają się z wykrzyknień, które już dawno zapomniały, że coś znaczą. Teraz to wszystko to tylko fałszywe akordy rozpisane na splątanej pięciolinii.
       W końcu zapach przyciąga go do usytuowanej na rogu knajpki, której dwie ściany przylegające do ulicy praktycznie nie istnieją - widać, że kiedyś ktoś postanowił wstawić w nie okna, jednak później wymontował i je, i połowę tynku, zostawiając tylko niską półściankę z przymocowanymi do niej stolikami. Pomalowano je na jasny brąz, a wnętrze aż po sufit pociągnięto miętową farbą z nieznacznymi białymi przetarciami. Na kołkach wiszą stare, monochromatyczne fotografie, a właściciel popala papierosa, ciumkając na zmianę gumkę krótkiego ołówka. Na widok Eliecera uśmiecha się wesoło, a ten odpowiada w ten sam sposób, strząsając z czoła niesforne ciemne włosy i szczerząc białe ząbki.
       Niebawem opuszcza miejsce, z zadowoleniem niosąc w materiałowej siatce cztery panini i suppli z ryżem w sosie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że dla starszego to zdecydowanie za mało, więc po drodze zaopatrza się w wygrzane na słońcu brzoskwinie oraz winogrona, słodkie wypieki oraz dwie butelki pół wytrawnego czerwonego wina. Ostatnie zakupuje po chwili wahania, jednak wino to wino - nie bierze pod uwagę, że mogłoby nie zostać wypite.
       Uzbrojony w jedzenie wraca między ciasnymi uliczkami do pensjonatu, który ponownie zadziwia go ilością zdobień. O tym miejscu nie mógłby śnić w najśmielszych marzeniach, a mimo wszystko wzbijające pod wysoki sufit kolumny i złote żyrandole są jak na wyciągnięcie ręki. A to wszystko za anielski uśmiech.
       Drzwi do apartamentu otwierają się przed nim z cichym piknięciem, jednak Elia przez moment wzbrania się przed wejściem. Powietrze w środku zdaje się gęstnieć, gdy ze szmerem klapków wchodzi do korytarza i z trzaskiem zamyka drzwi.
       W otwartych drzwiach na taras, odwrócony do niego tyłem i wpatrzony w błękit basenu, stoi Anibal. Alva wpatruje się w jego plecy, czując, jak promienieją czarną energią - sączy się ona po nagim torsie, skapuje na podłogę i w towarzystwie złowróżbnego syku wypala dziurę w marmurowych płytkach. Elia intuicyjnie klepie się po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu, jednak suche dłonie nigdy go nie odnajdują - uprzedza je piwny wzrok, natrafiając na migającą diodę leżącego na stoliku w salonie urządzenia. To prawdopodobnie znam nieodebranych połączeń i młodszy nawet nie musi się zastanawiać, od kogo.
       Szurając nogami podchodzi do Valverde i kładzie mu rękę na nagrzanych plecach. Jest spięty, chłopak wyczuwa to pod palcami, gdy wodzi nimi wzdłuż ramienia.
       - Jesteś głodny? - mruczy, nim starszy zdąży zareagować. - Ja jestem i to strasznie, nawet sobie nie wyobrażasz. A że spałeś, to voila, wyszedłem i kupiłem. Pewnie i tak będziemy musieli jeszcze coś zjeść później, ale na teraz powinno być w porządku.
       Elia chwyta Anibala za dłoń i delikatnym pociągnięciem obraca go ku sobie. Z lisim uśmieszkiem wpatruje się w ściągnięte brwi i dzikie oczy, oblizując nerwowo spierzchnięte wargi.
       - Chyba, że wolisz zostać tutaj ze mną i tymi dwiema butelkami, od których może troszkę nam namieszać w głowach.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:28 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:17 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Anibal totalnie zbieżnie do funkcji jaką pełni we wszechświecie, śpi jak zabity. Co prawda co jakiś czas podświadomość nasyła mu sporo sygnałów, że Alva w jego ramionach ciągle się przewraca i wyrywa, jakby się z kimś bił, jednak sam na to nie reaguje. To wszystko przez wczorajszą nieprzespaną noc i wrażenia z dzisiejszego dnia, musi wszystko odespać, aby być przygotowanym na następne zmagania z młodym Elia. Śni mu się naga opalona skóra chłopca, skryta jedynie wpół przezroczystym jedwabiem, następne obrazu pokazują mu obraz tego samego chłopca, który wije się pod nim w rozkoszy, a jego słodkie usteczka wyjękują jego imię. Nie musi się budzić, żeby wiedzieć, że obudzi się z twardniejącym problemem w spodniach, ale również z śladami śliny, która wcześniej spływała z kącika jego ust. Świadomie nie może się powstrzymać od marzeniu o Eliecerze, a takowe marzenie niebawem mogło zamienić się w istną rzeczywistość. Jak dotąd nie dopuszcza do siebie możliwości, aby być następnym w kolei, ponieważ nie odstępuje go myśl, że dla Elia tak naprawdę to nic nie znaczy. Zwłaszcza, że relacja w jakiej się znajdują, do niczego ich nie zobowiązuje i tak naprawdę Anibal nie jest w stanie niczego mu zabronić. A robi to tylko ze względu na jego bezpieczeństwo, no… może również ze względu na siebie, bo inaczej umierałby ze zmartwienia.
       Kiedy rozchyla powieki, słońce skłania się w stronę granicy widnokręgu. Przeciąga się mocno, przecierając twarz, pozbawiając ją śladów erotycznego snu. Potrzebuje chwili, aby dojść do siebie, a następnie rejestruje, że uroczego chłopca nie ma u jego boku. Z początku nie przejmuje się tym zbytnio, sądząc że korzysta z luksusów mieszkania. Dlatego leniwie przewraca się po łóżku, ignorując całkowicie problem we własnych spodniach. Uparcie liczy na to, że Elia zaraz wychyli się zza progu, aby mu z tym pomóc. Nic takiego jednak nie nastaje. Eliecera jak nie było, tak nie ma. A jedyne dźwięki jaki obecnie dostają się wprost do ust dwudziestodwulatka to miejski szum wpadający przez otwarte okno oraz delikatne skrzypienie materaca, na którym sam obecnie się znajduje. Ostatecznie podnosi się do siadu, ponownie przeciera wciąż lekko senne powieki i wstaje z posłania. Z nadzieją przemierza pomieszczenia na piętrze, a z każdą sekundą jego serce bije coraz to mocniej, doprowadzając go tym samym do szału. Uciekł? To podejrzenie, prześladuje go kiedy schodzi po wąskich schodkach na parter mieszkania i wciąż nigdzie nie dostrzega młodego kochanka. W pierwszej oznace nadchodzącego szału, bierze w ręce stojący na ladzie kuchennej szklany wazon, który roztrzaskuje na ścianie. Sam nie jest w stanie powiedzieć, dlaczego nieobecność chłopca powoduje w nim tak skrajne emocje, jednak nie zamierza tej sprawy rozwikływać, oddając się całkowicie wściekłości, która powoli opada. Nie kwapi się, aby pozbierać odłamków szkła, mając podejrzenia, że Elia wyszedł na jakąś imprezę i wróci późno w nocy, o ile nie nad ranem. Niedbale przechodzi tuż obok, ale nie tłucze nic więcej, biorąc telefon do ręki. Może chociaż zostawił wiadomość?
       Poczta niczego nie pokazuje, ani nie posiada żadnego nieodebranego połączenia. Balansują wciąż między złością, a zmartwieniem, wydzwania kilkakrotnie, jednak nie otrzymuje odpowiedzi. Telefon nie jest wyłączony, ponieważ jest sygnał, jednak na końcu za każdym razem słyszy mechaniczny odgłos poczty głosowej, który na powrót wprawia go w szał. Elia musi mieć wyciszone dźwięki albo i muzyka w klubie zagłusza melodię jego komórki. Decydując się na ostatnie połączenie, wchodzi z powrotem po schodach, aby skierować się do sypialni. Chwilę później zauważa brzęczący telefon na blacie stolika nocnego. Wzdycha z cierpieniem, odrzucając agresywnie swój własny na łóżko. Marszczy brwi.
       —  Świetnie  —   rzuca w eter z jadem, przecierając twarz dłońmi. Niech tylko Elia wróci do domu, tym razem nie minie go lanie skórzanymi rękawiczkami, nawet jeśli parapet już zrobił swoje. Ponownie wzdycha, po czym sięga po coś, co już lata temu rzucił. Podchodzi do swojej torby, gdzie w jednej z kieszonek odnajduje zmiętoloną paczkę Marlboro, na szczęście papierosy są w dobrym stanie, a tak przynajmniej stwierdza, po wyciągnięciu jednego z nich. Z łatwością odszukuje również zapalniczkę i z takim zaopatrzeniem kieruje się na taras.
       Słońce które wręcz płonie na niebie, oślepia go swoim blaskiem, jednak Anibal tym również się zbytnio nie przejmuje. Czeka tylko, aż całkowicie zniknie za widnokręgiem i przestanie pluć mu w twarz, bo tak właśnie się czuł. Że nawet ta gorąca i odległa planeta się z niego naśmiewa. Doskonale wiedział, że spuszczenie Eliecera z oczu może doprowadzić do czegoś podobnego, a mimo wszystko oddał się objęciom Morfeusza i to w zastraszającym tempie. Odpala bibułkę, aby następnie wycelować zapaliczką w kierunku łóżka. Ta odbija się od leżącego na posłaniu telefonu i ląduje kilka centymetrów dalej, a Ani w tym samym momencie zaciąga się śmiercionośnym dymem. Z początku delikatnie kasła po paru pierwszych pociągnięciach, jednak później już jest lepiej. Jego płuca i gardło przyzwyczajają się do dawnego nałogu, po którego zasięgał się głównie w chwilach, gdy puszczały mu nerwy. Teraz też przecież tak było, więc nic dziwnego, że sięgnął po papierosy oraz fakt, że zawsze jakąś zmiętą paczkę przy sobie ma. One zwykle tylko egzystują w jego pobliżu, ale są okropnie pomocne, gdy nastaje moment załamania.
       Palenie jednak nie trwa długo, ponieważ po niespełna pięciu minutach gasi papierosa na płytkach i pstryknięciem palców odrzuca go za okno, nie przejmując się, że ktoś mógłby dostać petem po głowie. Wraca na taras, aby oprzeć się o barierkę i rozgląda się już z nieco większym spokojem po dachach budynków, oddając się przemyśleniom. Nie zwraca uwagi na piknięcie, które wydają z siebie drzwi, gdy ktoś przez nie przechodzi, zresztą nawet ten dźwięk, pokrótce ginie w zgiełku miasta. Jego mina jest grobowa, a ciało wyraźnie napięte. Żadna myśl nie sprawia, że martwi bądź gniewa się mniej na chłopca, który zniknął mu z oczu. A fakt, że dioda jego telefonu mruga czerwonym oczkiem do niego, irytuje go coraz bardziej. Z letargu wybija go dopiero dobrze znajomy głos i dotyk wpierw na plecach, później na ramieniu. Początkowo nie dowierza, ale nie chce pokazywać swojej zaskoczonej twarzy młodszemu, dlatego nim zostanie odwrócony znowu nabiera spojrzenia pełnego grozy.
       —  Mogłeś wziąć chociaż telefon  —   mruczy z wyrzutem, a płatki nosa rozszerzają się, kiedy w napięciu nabiera głęboko powietrza. Ma ochotę teraz na wiele rzeczy i z pewnością nie jest głodny, mimo że żołądek podpowiada mu, że jest inaczej. Na widok dwóch butelek wina, kręci głową z konsternacją, musząc przynajmniej przed sobą samym przyznać, że noc spędzona na piciu z Elia, jest o wiele lepszą perspektywą, niż nocne zwiedzanie klubów. Jednak jest świadomy, że i ta atrakcja nie zostanie pominięta, zwłaszcza że dopiero co spali, tak więc Morfeusz niezbyt szybko ich na nowo ulula do snu.
       Z początku nie odpowiada, jedynie z samotną łzą skrytą pod powieką, gdy zamyka oczy; przyciska ciało chłopca do siebie, zamykając jego (i te dwie nieszczęsne butelki wina, które wpijają mu się w żebra) w żelaznym uścisku. Nie wiele czasu przepełnionego strachem sprawiło, aby zatęsknił za tą piegowatą, niby niewinną buzią dwudziestolatka, tym szczupłym i pięknym ciałkiem, a nawet za całą jego manipulatorską osobą. Kiedy się od niego odsuwa, jego spojrzenie łagodnie wraz z napięciem panującym w atmosferze.
       —  W takim razie zjedzmy co tam przyniosłeś i możemy się zająć również tym winem  —   mruczy, przechodząc obok chłopca, z udawanym spokojem. Zdaje sobie sprawę z tego, że młodszy prędzej czy później wymusi na nim skrajne okazanie emocji oraz swojego dotychczasowego zmartwienia, od którego niemal twarz zalała się łzami. Ale i tak stawia się, starając się nie podawać tego na tacy. W pierwszej kolejności pragnie znaleźć korkociąg, zanim obleją pierwszym łykiem wina tą upojną noc.
       —  Jakbyś szedł na dół to uważaj na potłuczony wazon!  —   rzuca z oddali, odwracając się na moment, aby skrzyżować swój wzrok z młodszym. Stłuczony wazon w tym wypadku mówi więcej niż tysiąc słów.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:23 pm}

which way to rome Eliece10

       Chwila, w której intensywnie niczym dwa walczące samce wpatrują się sobie w oczy, zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Forsują jednak dwie odmienne racje - w egipskich ciemnościach źrenic Anibala Alva odnajduje ojcowski bicz i zaborczą troskę buchającą ogniem zniewolenia, podczas gdy ze swoich głębin wydobywa próżną uległość udobruchania. Nie pierwszy raz próbuje za jej sprawą odsunąć od siebie cień podejrzeń, by w spokoju zrzucić z głowy przeszłe zmartwienia i zająć się napędzaniem kolejnych Aniemu. Taką ma naturę, a każda próba zmiany, to walka z wiatrakami.
       Już chce spuścić karnie wzrok i odmaszerować do kąta, gdy ciepło skóry starszego ściąga go ku sobie i zamyka w stalowej klatce ramion. Alva zaciąga się wygrzanym, jeszcze lekko sennym zapachem, na którego skraju balansują krople spływającego po karku potu i gryzący dym papierosa; im dłużej tak trwa, wciśnięty w pułapkę przywiązania, tym większa energia kumuluje się w jego brzuchu, skręcając żołądek w każdą możliwą stronę. To z jednej strony głód podrażniany aromatem kupionych smakołyków, ale z drugiej pragnienie, dla którego mógłby przecierpieć kolejne godziny bez jedzenia. Niemal niewyczuwalnie przesuwa ustami po pulsującej szyi Anibala, jednak ten nie reaguje na tak oczywistą zaczepkę. Eliecer wie, że będzie musiał się jeszcze trochę postarać, nim niesłuszny gniew całkowicie opuści ciało starszego - i ma doskonały plan, jak to przyspieszyć.
       - Mogłem - rzuca za oddalającymi się plecami starszego, przecierając kciukiem nabrzmiałe usta i oblizując je lekko. - Może wtedy wazon cieszyłby się kolejnymi dniami.
       Valverde nie musi mówić, by wyczerpująco przekazać udręki ostatnich minut - chytry uśmieszek Eliecera kryje natychmiastowe zrozumienie, gdy zbiega do oddalającego się w kuchni Anibala. Potrafi wyobrazić sobie tę furię, rozpacz i skrajny lęk, gdy przywitał go chłodny materac wraz z ciszą mieszkania. Alva widział to już wcześniej wielokrotnie, znikając, gdy starszy się tego nie spodziewał lub pojawiając w miejscach, w których miało go nie być - ma paskudny charakterek, w którego ramach czerpie przyjemność z robienie bliskim na złość. Nie znając go, można by najzwyczajniej w świecie uznać, że to lisia przebiegłość i chłopięca jadowitość znajdują w nim ujście; gdy zatrzeć uśmieszek i dokopać się głębiej, to tylko krzyk o trochę uwagi i garść zapewnień. Gdzieś w wewnątrz Alva naprawdę się boi. Drży przed obojętnością i kąsającą z ciemnych kątów samotnością, jak pobożni ludzie kajają się pod symbolem krzyża. Dlatego nieprzemyślanie wbija szpikulce w relacje, których gwałtowna ekspresja mogą mu dać to, czego tak naprawdę pragnie - odrobinę miłości i podstawy do zbudowania własnej wartości.
       Z siatką w dłoni i telefonem w drugiej wkracza pewnie do kuchni. Anibal szuka czegoś w szufladach, odwrócony do Eliecera tyłem, więc nie dostrzega cienia tryumfu, malującego się na młodzieńczej twarzy. Niedbale zmiecione resztki wazonu krzyczą u dozę uwagi, przesyłając abstrakcyjnymi kształtami zakodowaną wiadomość. Były świadkami zbrodniczej energii i porywającego gniewu, który przetacza się nad światem huraganem zniszczeń.
       Elia jednak chce, by te dewastacje mu opisano i wie, że prędzej czy później do tego dojdzie - nie odpuści Aniemu, póki ten nie wyśpiewa wszystkiego jak na spowiedzi. Tylko wtedy będzie kontent.
       Jedzenie wraz z butelkami ląduje na blacie, a Alva obkręca się raz czy drugi na barowym stołku, machając przy tym beztrosko nogami. Przy okazji zahacza stopą o wypięte pośladki starszego, obdarzając go na przeprosiny najjaśniejszym z uśmiechów. Nie mówi nic tak długo, jak starszy, mamrocząc coś pod nosem, buszuje w mnogich szufladach i trzaskających szafkach. Podśpiewuje jedynie zasłyszaną na spacerze melodię, pogwizdując beztrosko co parę słów.
       - Więęęęc - zaczyna zaczepnie, przyciągając ku sobie Valverde i obejmując go delikatnie w pasie. Obserwuje z uwagą, jak starszy bawi się z otwieraczem, by zaraz kontynuować. - Długo bawiłeś się sam beze mnie? Czy to była tylko krótka gra w "kto ubije muchę najmniej oczywistym narzędziem"? Jak bym wiedział, to może dołączyłbym wcześniej, a tak...
       Rozkłada ramiona w udawanym geście bezsilności, puszczając tym samym przytrzymywanego kochanka. Chwilę obserwuje go spod zakręconych rzęs, wyjmując z siatki kupione jedzenie. Suppli wciąż wydaje się ciepłe, więc wbija w nie ząbki i z wyrazem rozanielenia przeżuwa posiłek. Mruczy i pojękuje przy tym głośno, mając zbyt zapchane usta, by móc werbalnie wyrazić zachwyt.
       - Ani, jaki to dobre! - odchyla głowę w tył, jakby przeżywając najwykwintniejsze przyjemności i zaraz wraca do pałaszowania swojej porcji. - Jeśli odmówisz zjedzenia, to po pierwsze obrazisz szefa kuchni, po drugie uznam cię za wariata, a po trzecie sam zjem twoją porcję, choćbym miał pęknąć.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:38 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:27 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Kiedy widzi Alvę przed swoimi oczyma, wciąż gdzieś błądzi mu jego wcześniej wyśniony obraz. Tego dość uległego i chętnego kociaka, który błaga go o boską przyjemność. Pomimo namiętnych myśli, które zalewają go od środka i rozsadzają mu głowę, stara się im nie ulec. Tym razem chce przechylić sytuację na swoją stronę i nie poddawać się młodszemu kochankowi, niczym indyk na kolację młodemu lordowi. A jako że Anibal kiedy się na coś uprze, nie ma człowieka, który odwiódłby go od owego postanowienia, nieważne jak bardzo urokliwe stworzenie stanęłoby przed jego oczami. Słowa wypływające z malinowych ust Elia działają na niego jak płachta na byka, jednak nie odwraca się, aby jeszcze raz skrzyżować z nim swe spojrzenie. Udając tkniętego wypowiedzianym zdaniem, pozwala mu podziwiać własne szerokie plecy i umięśnione ramiona, kiedy kroczy schodami w dół do kuchni. Wcześniejsze poczucie głodu, aktualnie skrajnie się powiększyło, dlatego w niedalekiej przyszłości Valverde nie mógłby odmówić sobie skromnego posiłku. Zwłaszcza że czekała ich dwójkę naprawdę długa noc.
       Małostkowość i zuchwałość Eliecera nie raz wprawiało go w irytację, bądź rozdrażnienie, ponieważ nie dawały mu poczucia wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa. Zdawać by się mogło, że cały czas stąpają po cienkim, łamliwym lodzie, tak samo jak na początku ich znajomości. Choć wówczas i emocje płynące wraz ze znajomością były totalnie różne. Z biegiem czasu nie trudno stwierdzić, iż Anibal ogromnie przywiązał się do towarzyszącego mu chłopca i właśnie ta zażyłość nie pozwalała mu myśleć, że z głupoty mógłby go stracić. Ta ona kazała mu czuć tę irytację, za każdym razem, gdy Bahena przyjmie jego nadmierne zamartwianie się jako coś zabawnego i być może równie zuchwałego, patrząc po rodzaju ich relacji. Z tego taką tendencją do przywiązywania się być może nawet nie powinien zawierać żadnych kontaktów z Eliecerem, jednakże... Dwudziestolatek ma w sobie coś takiego, że naprawdę trudno trzymać się od niego z daleka. Ciągle nęci i uwodzi, bywa marudnym, ale i przy tym wodzi za nos, mając dokładnie to czego chce, wówczas gdy jedna chwila jego uwagi jest dla człowieka na wagę złota. To na pewno ta niedostępność sprawia, że niełatwo się z Alvą obyć.
       Stłuczony wazon na kuchennej posadzce wygląda biednie, niczym porzucone szczenię, czekając na moment, w którym ktoś je przygarnie. Anibal spogląda na szkło, na jego żałosne odłamki, które stanęły w obliczu jego złośliwej natury. W pierwszej chwili chce odgarnąć bosą nogą odłamki, które stają mu na drodze do szafek, jednak w ostatniej chwili się powstrzymuje, aby niczym żwawy jelonek przeskoczyć na drugą stronę. Jeszcze tego by mu brakowało do szczęścia, żeby samemu się zrobić sobie krzywdę, jakby tułów Alvy tego wieczora nie mógł być jedyny. Dopada do wcześniej wspomnianych szafek i szuflad, przeszukując je w poszukiwaniu korkociągu, aby otworzyć przynajmniej jedno wino na dobry początek. Oczywiście ku niezadowoleniu Elia, ignorując jego obecność, a wsłuchując się w jego uczynki. W końcu znalezione narzędzie nowej zbrodni spoczywa na blacie, podczas gdy młody kochanek niewinnie trąca go stopą w pośladki, uśmiechając się z dobrze znaną frywolnością. W momencie, gdy majstruje z korkociągiem młodszy zabiera głos, na co Anibal początkowo nadal szmera pod nosem, nie przejęty uściskiem, z którego niedługo później zostaje uwolniony.
       —  Plecki już cię nie bolą, skarbie?  —   pyta, całkowicie zmieniając temat. W jego głosie nie ma pretensji, prędzej to już przesiąknięty je ironią, co podkreśla podniesiona brew, gdy odwraca się wciąż majstrując przy korku. Niedługo później siarczysta woń wina zostaje uwolniona, a korek ustępuję, wyskakując z szyjki butelki z głośnym brzdękiem. Być może jego słowa są aluzją następnego zbicia, ale niczego otwarcie nie sugeruje, uśmiechając się równie potulnie.   —  Dostatecznie długo, aby wymyślić nowy plan na spędzenie tego wieczoru  —  odpowiada w końcu na zadane pytanie, zjeżdżając wolną dłonią po własnej klatce piersiowej, aby dotrzeć nią aż do paska u spodni. Oblizuje ponętnie wargi, po czym stawia otwarte wino przed opychającym się chłopem, aby odwrócić się znowu w kierunku szafek, chcąc odnaleźć lampki, z których mogliby się napić. Jest wyraźnie rozbawiony, co nie pozwala młodszemu stwierdzić, czy mówi poważnie i nie musisz spoglądać na jego twarz, aby upewnić się, że owa odpowiedź nie przypadła do gustu Elia.
       —  Tylko wazon odszedł w zaświaty z tęsknoty za twoim uroczym uśmieszkiem  —  dodaje, a Eliecer może już tylko podejrzewać, że to co mówi Anibal jest werbalną zemstą, przed którą nie będzie mógł się ugiąć, jeśli mają spędzić wspólnie dzisiejszy wieczór. Jeśli wcześniejsze proszenie nigdy nie znalazło dobrej reakcji, może rzekoma ignorancja nauczy chłopca, że sprowadzanie emocji Valverde na ich samiutki skraj, nigdy nie sprawi, że wszyscy poczują się dobrze w tej relacji. Znajduje w oszklonej szafce lampki do wina, które również stawia na blacie, spoglądając spod lekko uchylonych rzęs na niezadowolonego kochanka, którego uśmiech już najwidoczniej zgasł. Natomiast Ani jest z siebie wówczas naprawdę dumny, choć gdzieś z tyłu głowy wędruje mu myśl, że niebawem sytuacja i tak zostanie przewrócona przeciwko niemu.
       Przez chwilę myśli nad przeniesieniem się ze wszystkim tobołami nad basen. Słońce powinno już przemykać po horyzoncie blisko zachodu, barwiąc niebo płomiennymi barwami. Może Valverde z natury nie był romantykiem w zaparte, jednak wbrew werbalnej zemście może byłby w stanie ugłaskać swojego chłopca, nadając ich wieczornemu poczęstunkowi nieco charakteru. W przybliżeniu między nimi nie było nigdy nic romantycznego, choć idąc w zaparte można dostrzec momenty, w których oboje starali się o uprzyjemnienie sobie panującej atmosfery. To były czasy, kiedy pijąc wino w pokoju Anibala, Elia zapalił świeczki w całym pomieszczeniu. Pewnie głównie dlatego, że ładnie pachniały, ale gest pozostawał gestem.
       —  Nie odmówię, ponieważ sam jestem głodny  —  mówi, po czym rozlewa wino do postawionych na blacie lampek. Następnie rozstawia je na blacie, spoglądając kątem oka na towarzyszącego mu chłopca. Korzystając z odpowiedniego momentu, gdy ten niedbale urywa duży kawałek suppli, aby wpakować go sobie do ust, Anibal pochyla się odgryzając wystającą część z uśmiechem rozjaśniającym jego twarz. Prowokuje sytuacje, chcąc uzyskać odpowiedź, zapraszając tym samym do słownej gierki, w których Alva jest rzekomo najlepszy. Przeżuwa dokładnie przejęty kawałek, po czym kiwa z uznaniem głowa, nie mówi tego, ale niejawnie chwali młodszego za wybór ich aktualnej kolacji.
       —  Proponuję przenieść się z tym wszystkim na podest przy basenie. Szkoda marnować tak piękny zachód słońca, zwłaszcza że mamy go tuż za rogiem  —  rzuca, przeczesując dłonią włosy Baheny, niczym małemu, niegrzecznemu urwisowi. Następnie rozgląda się po pomieszczeniu, po czym dostrzega na stojaku z włoskimi gazetami wiklinowy koszyk, idealny na przeniesienie jedzenia na górę. Nim jednak czyni honory, postanawia zmieść szklane kawałki wazonu na szufelkę i wyrzucić je do kosza, aby nie stanowiły już więcej żadnego zagrożenia. Kto wie czy kiedy się upiją, któryś nie postanowi w to wdepnąć robić dramę na cały hotel.
       Wpycha korek na powrót do butelki, po czym wkłada ją wraz z jedzeniem do koszyka i chwyta własny kieliszek. Kiwa na Alvę, aby zabrał własny oraz jedzony posiłek, po czym wspólnie udają się na zewnątrz. Stawia koszyk na stoliku między leżakami i spogląda w niebo skrzące się powoli gwiazdami, a im bardziej na zachód tym piękniejsze barwy poskramiało sklepienie rozpostarte nad ich głowami. Anibal wzdycha cicho, upijając łyk wina, które skrzywia mu całą twarz w pierwszej chwili. Oh, dawno nie pił wina; bardzo dawno.
       —  Jako że moje plany na wieczór są uzgodnione, to jak wyglądają twoje?  —  spyta, spoglądając na swojego rozmówcę, który również przywlókł się w końcu nad basen. Wciąż droczy się z kochankiem, chcąc zobaczyć równą ekspresję, albo i być może chcąc wywołać zmartwienie na jego twarzy.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:32 pm}

which way to rome Eliece10

       Piosenka, którą nuci dość pokracznie, utrzymując brzmienie bliżej fałszu niż harmonijnej melodii, opowiada o miłości. Choć Eliecer rozumie tylko pojedyncze, odsunięte od siebie szeregiem liter słowa, nie ma wątpliwości co do przekazu - dźwięki spływają spokojnym, życzliwym strumieniem po skalistych wybrzeżach wyobraźni, a miękkie zdania zdają się opatulać umysł jedwabną powłoką. Tak wyobraża sobie idylliczne brzmienie prawdziwego uczucia. Wzburzone w przestrzeń pieszczotliwymi podmuchami ciepłego wiatru, pędzone dookoła zwartych w oddanym uścisku ciał i wygładzające wszelkie rysy drży niesłyszalne dla postronnych, a jasne jak werbalna latarnia kierująca ku bezpiecznym brzegom obdarzonych darem słuchu. Wyobrażenia Alvy nadają melodii wręcz boską formę, kształtują ją na miarę antycznego opiekuna, herosa zakochanych o szerokich ramionach i ognistym spojrzeniu namiętności splecionym złotą nicią z czułą miękkością warg. Powstaje on z kolan, sprzeciwia się wyrokom, prze w zamieci w stronę upragnionego zjednoczenia z personifikacją drzemiącej w nim animy i pada u stóp powstałego z marzeń sennych animusa - i w tę mistyczną, efemeryczną chwilę chłopiec, który nie kocha i którego nikt nie kocha, naiwnie scala się duchem z gorącymi zapewnieniami latynoskich frazesów, by wylądować na obślizgłej posadzce szorstkiej codzienności i na żwirze rozczarowań zetrzeć skórę z pośladków.
       - Jesteś obleśny - mruczy po przełknięciu sporego kęsa, próbując przybrać jak najbardziej poważny wyraz twarzy w odpowiedzi na perwersyjną propozycję Anibala.
       Jednak jest to niemożliwe z co najmniej dwóch powodów. Skłamałby zaprzeczając szybkiemu, nienasyconemu spojrzeniu, jakim taksuje odsłoniętą klatkę starszego i tworzącej się głęboko pod świadomością wizji wypełnienia wieczoru w wyraźnie zaproponowany sposób. Zapewne przystałby na nią, odkładając na bok odrobinę perfidnego dystansu, pozwalając kochankowi na swobodne doprowadzenie do wyobrażeń - ale cienie ironicznego śmiechu zaplątane w kąciki wąskich ust przeszywają ciało Eliecera odstręczającym dreszczem. Jest w nich coś niepokojąco pogrążającego, coś, czego Alva nie potrafi sklasyfikować w konkretnych ramach; gdzieś pod powierzchnią uprzejmości i troski czai się pyszałkowata gra, na której wibrację śniada karnacja zastyga w bezruchu, a rozsiane po skórze pieprzyki kończą wielobarwny taniec na tle bieli pomieszczenia. Zwężone oczy Elii śledzą sprawne ruchu ramion i niemal dżentelmeńskie napełnienie kieliszków, tracąc po drodze blask radości.
       Żadna z reakcji Anibala nie jest tą, której Elia oczekuje - liczy na furiatną złość, podtrzymywaną przy życiu buchającym z pragnienia ogniem, dziką i nieprzystępną, niemal skrzywdzoną, którą zazwyczaj prezentuje Valverde. Umiałby zmanipulować ciszę obrażenia, przegiąć na swoją stroną zamknięte suwakiem urażenia usta i własnym językiem rozwiązać pętlę, jaką zaborczość zawiązała na języku kochanka. Problemu nie stanowiłyby również wyrzuty albo dalsze upominania, które Elia mógłby z łatwością parować uległymi obietnicami zmiany i kłamstwami oddania.
       Jest gotowy na największy huragan, ale przygniata go mżawka rosząca ziemię w promieniach słońca z rozkwitającą tęczą na błękicie horyzontu.
       Więc Elia zamyka się za ustawionym pospiesznie murem dekoncentracji i zdziwienia. Twarz mu się ścina niby wysuszony daktyl, usta zamierają sklejone milczeniem, a ogniki piwnych oczu bacznie śledzą igrający na wargach Anibala zadziorny uśmiech. Cała postawa chłopaka kipi od skoncentrowanego skonfundowania i próby rozszyfrowania fortelu. Ale im większe Anibal okazuje niewzruszenie, tym bardziej Alva zatacza się w żrących domysłach i zawiłych planach, poprzysięgając przed sobą i światem, że to on zostanie ostatni na placu boju.
       - Na główne danie będziesz musiał poczekać - odwzajemnia niezbyt subtelną sugestię, a gdy Ani podkrada kawałek suppli, marszczy gniewnie nos i bez użycia siły uderza go w ramię. Choć sam przed sobą nie przyzna, ten złodziejski wyskok przeistacza się w skromne drgnięcie zwartych ust i napełnia mieszankę poirytowania oraz dezorientacji słodką nutą draki. - Siu, nie kradnie się od przyszłego policjanta, chyba się zapominasz! Skuję cię kajdankami i nie będzie żadnego przedawnienia.
       Ale Anibal zdaje się nic sobie nie robić z pogróżek młodszego i tylko ciepłe spojrzenie, jakie rozgrzewa twarz Eliecera, dowodzi ukrywanemu rozbawieniu. Uwydatnia je też szeroka dłoń bawiąca wśród czekoladowych kosmyków zapraszającym gestem prowadząca go później nad brzeg basenu. Alva ociąga się jak może, przypatrując plecom partnera i rozmyślając nad przeciągnięciem liny na swoją stronę - czymś spektakularnie nęcącym swoją prostotą, grającym na nadszarpniętych nerwach, a co najważniejsze, wyciągające z głębi pazerną złość i uwielbienie. Elia uwielbia te chwile, kiedy spokojny na co dzień i niewzruszony Anibal jest wściekle bezradny, poddany wahaniom Alvy i graniczący zdrowym umysłem z całkowitą utratą świadomości. Doprowadzanie go do tego stanu może trwać dniami, ale teraz liczy na natychmiastowy efekt - dlatego też potrzebuje wręcz perwersyjnego, pozbawionego moralności zapalnika, za którym kochanek pójdzie na dno.
       Gra świateł odbijanych przez taflę basenu przychodzi z niewybredną solucją. Pycha przedwczesnego zwycięstwa na moment kładzie się cieniem na suchej twarzy chłopca, gdy za plecami Anibala dopracowuje ostatnie, wcale nie tak skomplikowane szczegóły. Z flegmą odstawia swój kieliszek, telefon i jedzenie na stolik, zupełnie ignorując pytanie starszego, a pod uważnymi kamerami osłoniętymi żaluzjami z rzęs zrzuca z siebie wszelkie ubranie i w pełnej krasie wskakuje na główkę do basenu.
       Chłód powietrza na nagiej skórze wita go gęsią skórką, gdy kręcąc głową i zrzucając deszcz kropel na deski tarasu wynurza się z przejrzystej wody. Powstałe fale rozbijają się o jego plecy, gdy wpatrzony w plecionkę barw na horyzoncie rozkoszuje się kojącymi muśnięciami. Czuje, jak Anibal spojrzeniem wypala mu dziurę w karku, powodując dreszcze zjeżdża po kręgosłupie i smaga jaśniejącą pod powierzchnią linię pośladków. Na tę chwilę nie może powstrzymać uśmieszku, dlatego zanurza się na dno basenu i otworzywszy oczy kontempluje piękno zniekształconych promieni słonecznych przebijających przez płynne lustro. Ten majestatyczny świat mieni się wszelkimi kolorami tęczy i nęci zawiłymi kształtami, wzmagając u Alvy podziw dla ulotnego piękna; wśród gry światła budzi się w nim pragnienie pozostania pod powierzchnią, ale piekące oczy i puste płuca obietnicą życia wyciągają go ku powietrzu.
       Wynurza się tuż przed leżakiem Anibala, ale zanim ten zdąży wypuścić choćby przedsmak słów z ust, Elia bez ceregieli chwyta go za nogi i niczym syrena wciąga kochanka do basenu. Nad tarasem przetacza się nieukrywalny okrzyk zdumienia, z którym walca odtańcza perlisty śmiech młodszego. Niby przypadkiem przytrzymuje starszego pod wodą odrobinę dłużej, a gdy ten w końcu wykasłuje całą wodę z płuc, Alva chwyta go mocno za szczękę i z całą zgromadzoną w sobie pasją wpija się w gorzkie od wina usta kochanka. Nie jest tak silny, ale nie nie jest słaby, zazwyczaj ulega gestom pragnących go przelecieć facetów, jednak w całej swej niewinnej posturze zdobycie się na władczość przychodzi mu aż nazbyt łatwo. Przelewa całą skumulowaną frustrację w rozchylone wargi Anibala w tym długim, przerywanym więdnącym w gardle oddechem, wplata palce w gęste kosmyki i na pograniczu świadomości zaczyna żałować wyzbycia się wszystkich ubrań, które teraz osłoniłyby go przed nadmierną ekspozycją. Działania jednak pozostają przeszłością, a on odsuwając się od nabrzmiałych ust może tylko z dumą prezentować Aniemu ich skutek.
       - Gdy wrócę, będziesz wiedział jak smakuje połowa tego miasta, więc lepiej zapamiętaj jak to jest całować tylko mnie - mruczy nisko, wpatrując się bezlitośnie w oczy starszego, po czym jakby nigdy nic wyciąga się na ramionach na brzeg.
       Z wolnego leżaka ściąga ręcznik i oplata go sobie dokoła bioder, by z kieliszkiem w dłoni obrócić się w stronę wciąż stojącego w basenie Anibala. Przybiera lekki uśmiech, popija wino i z anielskością wymalowaną na twarzy wodzi po nieodgadnionym obliczu. Jeśli Valverde chciał się bawić w niezauważanie, Elia jest gotów, by to kontynuować.
       - Coś nie tak, kocie? Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że nie będę musiał animować ci wieczoru, na czas mojego wyjścia - rozsiada się na leżaku, sięgając drugą ręką po niedokończone suppli. - Cieszę się, że jako duży chłopiec umiesz sam się o siebie zatroszczyć i zaspokoić wszystkie swoje potrzeby. Idealnie się dobraliśmy.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:38 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Jak nie ulec pokusie zesłanej przez czarta z samej czeluści piekieł, pod postacią młodego powabnego chłopca z nieskazitelnie niewinną buźką? Pytanie to jest w stanie zmyć każdy sen wysnuty przez Anibala, gdy tylko spogląda na swojego kochanka, zwłaszcza gdy wcześniejsze rozbawienie przewleka się wraz z cieniem irytacji na jego twarzy. Uleganie pokusom jest ludzką słabością do piękna, wszystkiego co zakazane i uwydatnia wszelkie fizyczne potrzeby i pragnienia. Uczucia pętają mu ręce, niczym najcięższe kajdany, gdy patrzy spod lekko przymrużonych oczu na rozbierającego się Elia. Błądzi wzrokiem po jego delikatnej skórze, nie mogąc powstrzymać się od zagryzają warg z rozmarzonym spojrzeniem. Chce go posiąść, ale nie może, ponieważ wie, że działania młodszego są czystą prowokacją, aby otrzymać to, czego wedle własnego dnia zasłużył. Anibal tym razem nie ma ochoty się poddać, ale jest świadomy, że ten mały kociak prędzej czy później go złamie, zacieśniając ich więzy jeszcze mocniej. I tak dopóki kajdany przywiązania nie wyduszą z nich ostatniego tchnienia, ciągnąc razem do tych nieznanych piekielnych czeluści.
       W jego bębenkach dzwoni plusk wody, którego oczy nie zarejestrowały, a chwilę później gdy ocknął się z momentowego letargu, widzi skąpaną w świetle zachodzącego słońca nagą sylwetkę, wynurzającą się z basenu. Gdzieś w odmętach jego umysłu budzą się obrazy wcześniejszego snu, sprawiając że oblizuje usta. Nie daruje młodszemu takiego nęcenia i wyprowadzania na skraj, nie dzisiaj. Nawet mimo tego, że ma już serdecznie dość, nie może przezwyciężyć myśli, że nie pozwoli na to, aby te piękne ciało zostało z piętnowane tysiącami par rąk, które nie należą do Valverde. Eliecer został stworzony wprost dla niego, jest o tym piekielnie przekonany i jego wzrok niemalże ciemnieje, gdy oczami wyobraźni wysnuwa, co może się wyczynić między nimi dzisiejszej nocy, jeśli tylko nie wypuści go spomiędzy palców. Jednak Elia jest niczym woda… wiatr… ogień… jest nieuchwytny, nie do zatrzymania. Błąka się między niegodnymi go ludźmi, figlarnie prowadząc do upadku, do klęski żywiołowej, o którą sam nie dba.
       Mruży powieki, gdy blask słoneczny zaczyna mu za bardzo doskwierać i już chwilę później z krzykiem na ustach, ląduje w wodzie. Totalnie nie spodziewał się takiego przewrotu sprawy, ale obecnie potrafi sobie uzmysłowić w jaki sposób poczuć się Elia, gdy Anibal pociągnął go do siebie z okna. Sam przynajmniej w tej sytuacji, nie doznaje uszczerbku na zdrowiu, nawet jeśli czuje, że to tonie. Woda dostaje się przez jego usta do wnętrza, zabierając mu ostatnie hausty powietrza, które automatycznie wsysał jeszcze na powierzchni. Oddychanie jest czymś naturalnym, czymś co przychodzi z łatwością i nikt nie zwraca na to większej uwagi, jednak… Jednak kiedy tafla wody unosi się, gdzieś tam wysoko, a woda staje się całym wszechświatem, tlen staje się dawną, utraconą oazą spokoju. W końcu duszenie ustaje, światło słoneczne znów drażni jego źrenice, równomiernie z chlorowaną wodą, której nie zdoła dobrze wykaszleć, bo Elia przejmuje stery.
       Pocałunek nadchodzi znienacka, jak wszystko co obecnie rzeczywiste, nie przysnute wyobrażonym obrazami, dzięki którym Anibal próbuje uciec od pułapki, w którą młodszy co rusz go chwyta. Eliecer przejmuje nad nim kontrolę, następnie zbijając do parteru wypowiedzianymi słowami. Nie śledzi go wzrokiem, gdy wychodzi z wody, owija się w ręcznik i popija wina z lampki, z tym złowieszczym filuternym uśmiechem, pewnym swojej zemsty. Wykaszluje z płuc resztki wody, podpierając się o krawędź basenu, zamyka oczy, w nozdrzach czując tylko chlor. Gdzieś w podświadomości dobijają mu się wieści, że i tym razem Alva srogo przeholował, chcąc wzbudzić płynący ze środka żar wściekłości. Tego typu zagrywek nie jest w stanie zignorować, nie jest w stanie podejść z zimną obojętnością i pozostawić rzeczowo sprawę na pastwę losu.
       —  Doprawdy? Co jeśli nie będę chciał wiedzieć, jak smakuje połowa miasta?  —   pyta, wciąż nie spoglądając na młodszego. Przeciera oczy wodą, chcąc się w pewien sposób ocucić, zanim pęknie. On, jego wyśnione marzenia i cała empatia wcześniej spływająca na uroczego chłopca pękną niczym bańka mydlana, niesiona tym cholernym wiatrem przeznaczenia. W końcu otwiera oczy, aby posłać młodszemu wrogo puste spojrzenie, piekielnie ciemnoczekoladowych tęczówek, które straciły wcześniejszy rozbawiony pobłysk. Wychodzi z basenu, ściągając z siebie przywierające do nóg, mokre spodnie, które lądują z plaskiem na podejście, po czym podchodzi do Eliecera, wzdychając mocno powietrze do płuc. Jego gardło i nozdrza nadal są podrażnione wodą, a oczy niemożliwe szczypią, ale nie mówi nic na ten temat. Litością nie jest w stanie wzruszyć swojego kochanka, ale podejrzewa, co może dać mu dobrą nauczkę i jest gotowy do spełnienia jego najmroczniejszego z koszmarów. Nie wie, jednak jaki skutek przyniosą jego działania, aczkolwiek obecnie go to nie obchodzi. Nie zna tej części siebie, równie mrocznej, co kraina z której pochodzi jego kochanek, acz to piekielne pożądanie boli i uwiera w klatce piersiowej, niczym ten uciekający w morskiej przestrzeni tlen i ostatnie tchnienie życia.
       —  Ja również się cieszę, choć nie powiedziałbym, że idealna z nas para  —   mówi, po czym dopija swoją lampkę wina, odkładając już pustą na stolik. To samo czyni z tą trzymaną przez Elia, nachylając się w kierunku jego ucha, aby szepnąć   —  Teraz zabawimy się twoim kosztem, póki nie smakujesz jak połowa tego miasta…  — Z tymi słowami na ustach, bierze chłopca na ręce, zrywając z niego ręcznik. Miętosi mocno w dłoniach jego pośladki, uśmiechając się półgębkiem, na dźwięk jego sprzeciwu. Anibal jest świadomy tego, że Eliecer nie spodziewał się takiego obrotu spraw i naprawdę łechta to jego ego. Przechodzi przez próg pokoju, beznamiętnie rzucając młodszego na zmiętolone posłanie, po czym odsuwa się na moment, patrząc na swojego kochanka, jakby z oczekiwaniem. Sam nie jest pewny tego co robi, ale jakaś dziwna siła, ogień pożądania, zemsty i wściekłości, którą pobudzają dotychczasowe próby, na które zostawał wystawiany, podpowiadają mu, że postępuje słusznie.
       — Już nie jesteś taki odważny, kociaku? —  pyta ironicznie, po czym dopada do Elia, odwracając go na brzuch, bada jego delikatnie ciało dłońmi, gdzieniegdzie zaciskając dłonie mocniej, delektując się chwilowymi czerwonymi śladami po dłoniach, które pozostają z piętnowane na ciele szatyna. Rozchyla pośladki, aby splunąć gęstą śliną pomiędzy nie, a strużka wydzieliny spływa po dziurce, aż po jądra, ostentacyjnie skapując na pościel. Nie przystaje długo na podziwianiu, zdecydowanie bardziej podnieca go wizja, wylizania chłopca do czysta, póki jest jedynym, który dokonuje na nim dzisiaj ten akt. Przynajmniej może być pewien, że nie przyniesie do jego łoża żadnego plugastwa.
       W pierwszej chwili powolnie całuje wcześniej obolałe plecy, zjeżdża ustami na pośladki, wymierzając bolesne uderzenia w uda, aby w końcu przejechać językiem po zaciśniętym pierścieniu dziurki, przy której zatrzymuje się na dłużej. Nęci powolnymi pocałunkami i figlarnie liże strategiczne miejsce, nie rozpędzając się do dalszych działań. Bawi się młodszym, słuchając jak jęczy namiętnie w poduszkę, gdy po całym ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. Po dłużej chwili, pakuje język do środka, badając jego wnętrze śliskim mięśniem, podczas gdy dłonią przesuwa po pachwinie, zahaczając opuszkami palców niewinnie dyndający w półzwarty wzwód. Uśmiech wpływający na jego ustach jest wręcz wyczuwalny. I na tym zamierza pozostawić  chłopca, jednakże do głowy przychodzi mu jeszcze bardziej misterny plan.
       Odrywa się od pośladków młodszego, aby docisnąć swoje krocze w te same miejsce. Pociera agresywnie swoim członkiem, czując wilgoć spływającą wewnątrz bokserek. Ma ochotę go zerżnąć, ale jeszcze bardziej chce być jedyny. Jedynym, który posiądzie jego ciało na własność, bez większej troski o to czy zostanie zamieniony na inny model, rzekomo lepszy. Obraca wątłe ciało na pościeli, uśmiechając się kącikiem ust, na widok zamglonego spojrzenia, które napotyka, po czym ślini dwa palce, wsuwając jeden po drugim do wnętrza chłopaka, w celu rozciągnięcia go. Jednak nie zamierza wkładać również swojego interesu, jak już Elia wspomniał, Anibal jest dużym chłopcem, który potrafi o siebie zadbać. Z każdym pchnięciem palców w prostatę Eliecera przyspiesza tempa i sam też warczy z uciechy, widząc w jakim stanie jest jego chłopiec. Takiego chce go widzieć i tylko przy swoim boku. Tylko on może tak na niego patrzeć. Tylko on... Właśnie dlatego, nie pozwala mu dojść.
       Wyciąga palce, aby pochylić się nad młodszym. Opiera jedną dłoń obok jego głowy, aby drugą zacisnąć delikatnie na jego gardle. Jego twarz na powrót jest beznamiętna, pochłonięta władzą, która w obecnym momencie posiada nad młodszym. Przygląda się jego ciału, które wręcz krzyczy i pragnie więcej, samym spojrzeniem woła, że jest potrzebujący i Anibal niemalże na to ulega, wybudzając poczucie dawnej empatii i pragnienia wobec młodszego. Bierze jego dłoń i dociska ją sobie do wilgotnych bokserek, na których wyodrębnione jest spore wybrzuszenie.
       — Na to musisz zasłużyć. A teraz idź w miasto i spróbuj sobie jego połowy. Wiedz, jednak, że jeśli oni okażą się gorsi ode mnie, spojrzysz mi w oczy i będziesz wiedział, co straciłeś — mówi, po czym oblizuje palce, które wcześniej wkładał do jego dziurki i niczym nie skrępowany wychodzi z powrotem na dwór, aby upić wina. Tym razem już nie z lampki, tylko z butelki.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 09/07/21, 11:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:55 pm}

which way to rome Eliece10

       Na twarzy Anibala przeważnie pałęta się boski, wyważony spokój, którego jednolitą fakturę przysłania cieniutka woalka rozbawionego zdziwienia człowieka, który przewidział wszystkie mające zajść zdarzenia i teraz niezbyt starannie powstrzymuje się od powiedzenia “a nie mówiłem”. Wyraz ten ma w sobie jednocześnie coś ujmującego oraz onieśmielającego, coś na granicy politowania oraz płynącej z serca sympatii. Alvie przypomina misterne rzeźby aniołów w barokowych kościołach, których mimika ulega zmianie od pobożnej trwogi po piekielną mękę wraz z kątem padania promieni słonecznych. Jego kochanek drgnieniem najkrótszego z mięśni jest w stanie przywołać na twarz emocje diametralnie różną, zmieniając odbiór swojej osoby niemal nieodwracalnie; ale potem znów wprawia w ruch ociosaną wiatrem machinerię i prezentuje światu kalejdoskop mikroskopijnych ekspresji, do których harmonii lgną skuszeni śmiertelnicy.
       Niekwestionowanie tylko Eliecer jest w posiadaniu mocy ścierającej z facjaty Anibala wszelkie oznaki człowieczeństwa - pokrywa się ona wtedy mgłą, cała radość ginie w czarnym morzu pustki, a płynne, kasztanowe spojrzenie smaga pejczem dzikiej nienawiści. Właśnie tego wzroku Alva pragnie, gdy z figlarnym uśmieszkiem popija wino, wpatrując się w przemoczoną sylwetkę starszego. Ledwie powstrzymuje się przed oblizaniem warg i rzuceniem kolejnej rozjuszającej zaczepki, gdy mokry plask spodenek uderzających smutno o drewniany taras odkrywa przed nim niemal pełną krasę wdzięków kochanka. Przejeżdża zwycięskim spojrzeniem po idealnie zarysowanych mięśniach brzucha, okala kształtne łydki karmelem czułości i tylko na parę chwil wtapia macki wyobraźni w jedyne miejsce, które wciąż jak na złość skrywa się przed światem. Elia doskonale zdaje sobie sprawę, że tylko marne niedobitki przytomności wyrastające na frywolności młodszego, trzymają przylegający materiał na biodrach kochanka - choć jeśli pod groźbą kryje się to, o czym chłopak myśli, nie utrzymają się tam długo.
       - Masz rację, wypijasz mi wino, to może rzutować na naszą kompatybilność - odgryza się, marszcząc brwi, chwilę przed tym, gdy silne ramiona podrywają go z leżaka, wyzwalając z ściśniętego gardła okrzyk zaskoczenia.
Moment, w którym dłonie Anibala bez odrobiny współczucia zaciskają się na pośladkach młodszego, uruchamia natychmiastową sekwencję oburzenia i wzbraniania. Elia rzuca się bezskutecznie, próbując wyrwać z żelaznego uścisku, podczas gdy palce coraz śmielej poczynają sobie na jego tyłku, podszczypując go i ściskając do granicy bólu. Groźby odgryzienia każdego palca po kolei nic nie dają, a Alva już po chwili ląduje plecami na łóżku, wpatrując się z dezorientacją w twarz starszego. Nie takiego biegu spraw się spodziewał - miał nadzieję na płaszczenie u jego stóp, delikatne próby przekupienia, błaganie ulatujące spod zaciśniętych, bladych warg, podczas gdy on będzie rozkoszował się wszystkimi sznurkami związanymi nierozerwalnym supłem na jego nadgarstku. Zupełnie inny efekt chciał uzyskać, choć najwyraźniej nie docenił frustracji, jaką od rana kropla po kropli wprowadzał do krwioobiegu Anibala.
       - Nie widzę żadnego zagrożenia - zdąży tylko wyszeptać przy ściśniętym gardle, nim z bezkresną mocą zostaje zatopiony w pościeli.
       Dłonie Anibala smagają opaloną skórę chłopca, a ten przygryzając wargi wyrywa z ust ostatni kpiący śmiech. Po chwili wcale nie jest mu do śmiechu - nie może powstrzymać głuchego jęknięcia, gdy mokra ciecz znaczy ścieżkę między jego pośladkami, spływając gęstymi kroplami po jądrach. Intuicyjnie zaciska mięśnie i przywiera do materaca biodrami, próbując uciec od niespodziewanej przyjemności; działanie jednak przynosi odmienny efekt, gdy nacisk ciała na członka rozchodzi się prądem po ciepłym ciele. Elia dyszy ciężko, unosząc nieznacznie pośladki i tym proszącym gestem nastawiając się na kolejne pieszczoty.
       Kochanek i tym razem go nie zawodzi, smyrając palcami najwrażliwsze okolice pachwin młodszego, zupełnie jakby pamiętał o wszystkich razach, podczas których Alva nie pozwalał skupiać mu się na żadnym innym skrawku ciała. Gdy intensywność działań wzbiera na sile, a oddech Anibala omiata zaciśniętą dziurkę chłopaka, Eliecer nie może powstrzymać się od wypuszczania z ust cichych jęków. Z każdym pocałunkiem przebiega go coraz silniejszy dreszcz podniecenia, a dyszenie zdaje się wybrzmiewać głośniej i głośniej, by wylać się morzem pojękiwań na taras. Chowa twarz w satynową pościel, by zagryźć usta na poszewce, gdy usta starszego znaczą ścieżkę między jego pośladkami i niemal przypadkowo zahaczają o nabrzmiałe jądra. Staranna pieszczota wyzwala z jego ciała nowe, przepełnione lepkością podniecenie odgłosy, których punkt kulminacyjny zlewa się z niespodziewaną przyjemnością. Język Anibala penetruje go bezlitośnie, a on nie może powstrzymać się od gardłowego dyszenia, gdy czuje żwawe ruchy przy wrażliwej dziurce. Gdy poczucie nacisku ustępuje, pozwala sobie na krótki wydech i nadzieję, że to już koniec doprowadzających go na skraj przyjemności.
       W jak wielkim jest jednak błędzie. Wielkie dłonie ujmują jego biodra, zadzierając je bardziej do góry, a gdy Elia czuje napór na pośladkach, momentalnie wypuszcza z ust głośny jęk. Wypina się jeszcze mocniej, napierając na członek starszego, by poczuć go jak najbliżej przy sobie. Wpierw nie zauważa, że wciąż okala go materiał i dopiero po bezowocnych próbach nakierowania penisa na swoją dziurkę odkrywa ten fakt.
       - A-ani, proszę - jęczy, nie zwracając uwagi na podsłuchujących innych gości. Odwraca głowę, przytula policzek do materaca i spod przylepionych do twarzy kosmyków patrzy błagalnie w beznamiętne oczy starszego. Nie próbuje go przebłagać - on po prostu bezgranicznie pragnie wreszcie poczuć penis starszego w sobie. - Proszę, Ani, zrób to, proszę.
       Żadna z jego próśb nie zostaje wysłuchana, a dyszący ciężko Eliecer nie jest w stanie klarownie wyartykułować pożądania. Nawet nie wie kiedy leży na plecach, wpatrując się rozmazanym wzrokiem w kochanka, pragnąc tylko, by ten w końcu dał mu to, czego tak bardzo pragnie. Jego nadzieje znów szybują, gdy z ciężkim oddechem przyjmuje palce starszego, jednak upragnione połączenie nie następuje - chłopak nie dostaje też przestrzeni na finish, gdy wierci się i jęczy głośno, dostosowując rytm do Anibala. Spod półprzymkniętych powiek obserwuje grę mięśni na ciele starszego, niepoprawnie marząc, by ten odpowiednio zakończył to, co zaczął. Spomiędzy zaschniętych warg wydostają się kolejne błagania, na które kochanek jest jednak nieczuły. A Elia naprawdę nie pragnie niczego magicznego - jego ciała krzyczy tylko o zwierzęce, niepohamowane rżnięcie.
       Jest tak zmęczony i doprowadzony na skraj, że nie ma dostatecznie dużo energii, by pomyśleć, jak zwabić kochanka z powrotem do siebie. Opada bezwładnie na poduszki i tylko spod przymkniętych powiek i zaschniętych ust ma siłę zawołać za kochankiem:
       - Pieprzony chuj.

       Pozwala sobie na dłuższą chwilę odpoczynku, gdy podmuchy wiatru, wdzierającego się przez pozostawione na oścież drzwi tarasu, chłodzą jego rozgrzane ciało. Pod powiekami powidoki niedawnych namiętności nie chcą jednak stygnąć, przecinając układający się do snu umysł palącymi impulsami, rozniecającymi na nowo żar w dotykanych miejscach. Słabną one jednak z wolna, zastąpione gorzką pigułką upokorzenia i drażniącym odorem potu - skutecznymi zabójcami wszelkich uniesień. Alva po raz ostatni przewraca się na brzuch, by wciągnąć duszący zapach zmiętolonej pościeli i leniwie zacisnąć pięść na skołtunionej narzucie, zupełnie jakby próbował w swojej drobnej dłoni uchwycić esencję minionych chwil.
       Strumień lodowatej wody spływa po czekoladowych włosach chłopaka, otrzeźwiając przytłumione natłokiem wrażeń zmysły. Eliecer oddycha ciężko, gdy wnosi twarz w stronę słuchawki prysznica i pozwala strugom zmyć lepkie ślady śliny, do której przylepiło się kudłate niezadowolenie. Chłód koi zaczerwienione miejsca, pocałunkami kropel uśmierzając ból wrażliwego ciała. Nie jest w stanie złagodzić tylko cierpienia dumy, nadszarpniętej tym godnym pożałowania pokazem uniżenia i bezwzględnej uległości, w której Alva zamknięty został kajdanami zaskoczenia. Naiwnie próbuje się okłamać, że gdyby nie ten pierwiastek niespodziewanego miałby wszystko pod kontrolą, a tym samym dałby radę obrócić bieg wydarzeń na swoją korzyść - został jednak niezapowiedzianie wyrwany z figlarnego stanu i wrzucony na głęboką wodę, więc nie miał jak się bronić przed mocą mięśni oraz dzikiej żądzy władzy, wylewającej się falą powodziową ze zwężonych źrenic demonicznej otchłani.
       Ostatnie krople wody spadają z prysznica na uniesioną twarz Alvy, by jak łzy stoczyć się po podbródku chłopaka i zniknąć w materiale ręcznika. Kolor powoli wraca na twarz Eliecera, gdy podśpiewując pod nosem przygotowuje się do wieczornego wyjścia; powraca w bukiecie drogich perfum, przemyka na policzki wraz ze złotą nitką fantazyjnie wijącą się na czarnej koszuli i kosmetycznymi poprawkami makijażu dodaje dzikości piwnym oczom. Jedno spojrzenie w wymuskane odbicie lustra i nawet zadziorny uśmieszek znajduje swoje miejsce na wyrysowanych pędzlem profesjonalisty ustach. Alva jest ponętny i jeśli Anibal nie chciał tego mieć, nie widzi przeciwwskazań do trzymania tak zjawiskowego ciała w cieniu cudzych niezdecydowań.
       Będąc całkowicie gotowym do wyjścia, wkracza na taras z wysoko uniesioną brodą, gdzie skąpo ubrany kochanek z beznamiętnym wyrazem twarzy bawi się szyjką niemal opróżnionej butelki. Elia bez pytania zabiera mu ją z ręki, nie zważając na przywiązanie starszego do trunku i wychyla marną pozostałość. Taka rozgrzewka na jedną nogę mu się przyda, jeśli ma pozbyć się świeżych wspomnień i zapolować na chwilowe znajomości. W tym momencie nie uznaje Valverde za godnego jakiegokolwiek wyjaśnienia, więc tylko zbiera ze stolika swój telefon, odstawia szkło na podłogę i skrupulatnie milcząc, zbiega schodami na dół. Ciężkie kroki dają mu jednoznacznie do zrozumienia, że kochanek fatyguje się za nim, jednak, zupełnie ignorując jego obecność, porywa karę kredytową Anibala, swój dowód i kartę do drzwi, by zatrzaskując je na pokaz, opuścić apartament i po pokonaniu bogatego holu wypaść na ożywającą ulicę.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:43 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 05:57 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Zroszone potem kosmyki włosów rozwiewa wiatr, gdy Anibal staje przy barierce tarasu, spoglądając w dół, na skąpane w blasku ostatnich promieni słonecznych; rzymskie miasto. Ludzie przy ulicy rozmawiają ożywionym tonem, nieraz przekrzykując się, gdy po drodze przejeżdża samochód. Wszem i wobec panuje radość, niczym na nocnym festiwalu w Toskanii, gdzie ludzie zapominają o wszelkich smagających ich codzienne życie troskach. Jakieś dziecko goni za balonikiem, próbując chwycić go w małą rączkę, jednak sznurek jest już zbyt wysoko, aby go dosięgnąć. Szybuje niesiony wiatrem w nieznane, nieprzejęty nadchodzącym zmierzchem, ani tym czy czyjaś dłoń go złapie pod drugiej stronie Rzymu. Anibal obecnie czuje się jak to dziecko, płaczące przy drodze, nie mogące chwycić w dłonie tego, co obecnie jest dla niego najważniejsze.
       Przez ruch panujący tam niżej, nie słyszy jak Elia krząta się po mieszkaniu, zbierając swoje rzeczy, aby przygotować się do wyjścia. Może to i lepiej, że nie słyszy. W końcu i tak nie zdołałby go zatrzymać, zwłaszcza po tym, czego dokonał. Gdy uderzał z otwartej dłoni w nagie uda kochanka i bezgranicznie bezcześcił jego zgrabne ciałko, ani razu nie przeszło mu przez myśl, że postępuje źle. Chciał okazać młodszemu władzę, którą powinien sprawować w ich relacji, jednak nawet najmocniejszy ból zadany fizycznie, jak i mentalnie nie jest w stanie przestraszyć młodego Hiszpana. To też doprowadza do momentu, w którym ich drogi tego wieczora się rozchodzą.
       Postanawia upić jeszcze jeden łyk kończącego się już wina, jednak butelka ucieka z rąk do rąk, aby przywrzeć do spragnionych ust Eliecera. Spojrzenie jakie otrzymał, niemal złamało mu serce, choć nie zmusił się nawet do powiedzenia obecnie jakiegoś słowa sprzeciwu. Widocznie należy mu się takie traktowanie, po zostawieniu spragnionego zbliżeń kochanka w zmiętolonej pościeli. Spogląda smutnymi oczami jak grdyka młodszego porusza się przy przełykaniu trunku, aż do momentu, gdy zawartość butelki się kończy i ląduje z powrotem w jego dłoniach. Nachodzą go czarne myśli, gdy tylko w ostateczności dochodzi do niego, co Elia może wyrabiać na imprezach w dużym mieście. Ma ochotę pójść za nim i zabronić mu przylepiania się do innych mężczyzn, najlepiej go uwiązać, zapuszkować, zakneblować i odciągnąć od reszty wszechświata. Tylko wówczas mógłby mieć pewność, że Eliecer będzie należał tylko do niego. Ale młodszy nie jest marionetką, która pozwoli mu się ugłaskać czy ułaskawić. Ten diabelski manipulant doskonale wie jak na niego działa i przez nieotrzymanie tego czego pragnął, o czym skomlał w pościeli, zabiera się do wyjścia. Anibal, czując bezdenną pustkę w sobie, podąża za nim, woła, acz w ostateczności słyszy tylko trzaśnięcie drzwiami, które pozostawia w pomieszczeniu tylko tęsknotę za tym, co mogło być, a się nie wydarzy.
       Ze zrezygnowaniem wraca na górę, kładąc się na pościeli, na której wcześniej wiło się ciało Elia. Mimo, że mogłoby się to wydawać obleśne, wdycha zapach jego potu z satynowej poduszki, zatapiając w niej całą twarz. Z rozmarzeniem stara się zająć sobą, ale w jego głowie wciąż i wciąż pobrzmiewają ostatnie słowa, którymi go poczęstował przed wyjściem. Zaciska zęby na wardze, próbując się skupić, ale oczekiwane spełnienie już nie nadejdzie. Zamiast tego po policzkach spływają gorzkie łzy, spowodowane niepowodzeniem we wszystkich możliwych sprawach. Oprócz jednej, a dokładniej mówiąc tej, którą już dawno powinien się zająć. Zdaje sobie sprawę, że kwestie włamania się do zabezpieczeń i wyłączenie kamer, windy oraz rozsuwanych drzwi wejściowych powinien odstawić na dzień, w którym będzie zdecydowanie trzeźwiejszy. Obecnie jego umysł jest zasnuty mgiełką, powstałą przez upojenie butelką wina. Następne czeka na niego na blacie w kuchni, z cichą zachętą na kontynuowanie tej pijańskiej zabawy. Wie jednak, że nie powinien. Zatapianie smutków w alkoholu prędzej sprawi, że to on utopi się w owych smutkach. A jednak niesiony chwilą upragnionego wytchnienia od smętnego pomruku beznadziei oraz obrazów ciała kochanka, które na tej wieczór już nie powrócą; podnosi się z pościeli, aby przemieścić się do kuchni. Otwiera drugą butelkę wina, z której odmierza jedną lampkę, kierując się wprost do wanny. Wybrzuszenie w czarnych bokserkach daje o sobie znać, jednakże żadna myśl nie przyprawi go już o euforię, nastało więc czekać, gdy tylko chłodna woda ocuci jego ciało z więzadeł niedoszłej rozkoszy. Znajdują się już w łazience nalewa wody do dużej marmurowej wanny, w oczekiwaniu wypijając parę łyków ze szklanej lampki. Znowu pozwala się ponieść myślą za Eliecerem, który najpewniej zapomniał już jego imię, lawirując między tubylcami, spragniony wrażeń i dotyku. Zastanawia go jednak jak młodszy może być tak bezgranicznie frywolny i żadną cząstką siebie nie pragnąć czegoś niezaprzeczalnie stałego. Jak może obracać między palcami wygłodniałych na widok jego ciała panów, mając w głowie jedynie pieniądze i seks, a czasem małą urodzajność między tym. Anibal też kiedyś taki był, a przynajmniej do momentu, w którym nie zaczęło mu zależeć na bardzo, co teraz przynosi mu gorzkie łzy, bezwiednie spływające wciąż po policzkach. Gdy wanna odpowiednio się napełniła, zakręca kran, pakując się do chłodnej wody, a na jego ciele pojawia się drobna gęsia skórka. Odstawia lampkę na szafkę tuż obok, aby chwilę później zanurzyć się w całości.
       Uczucie jakie u przy tym towarzyszy jest przerażające. Nigdy nie bał się wody, uważał ją za swojego przyjaciela, biorąc jeszcze pod uwagę to, jak w młodości kochał surfować. Niejednokrotnie zachłysnął się, ale wciąż powracał na deskę, aby przemierzać czubki fal i czerpać z tego radość. Teraz jest inaczej, ponieważ wciąż ma wrażenie, że ktoś trzyma go za głowę, chcąc go podtopić, a następne wyobrażenie przeobraża się w kajdany trzymające go na dnie wanny, nie pozwalające wynurzyć się na powietrze. Gdy podnosi się na rękach do góry, woda skapuje mu z włosów, spływając po przerażonej twarzy. Istnieje podejrzenie, że reakcja jego organizmu oddziałuje w ten sposób poprzez silne emocje nim targające oraz to nieprzemierzone uczucie straty, które kiełkuje się w jego sercu. A przecież obiecał sobie, że weźmie się w garść. Anibal kładzie dłonie na twarz, wzdychając głośno, nie sądził wcześniej, że neutralne położenie w tej sytuacji będzie takie trudne.

       Po kąpieli nie sięga już po wino. Ubiera się w ciuchy, które wcześniej zostały porozrzucane po mieszkaniu (oraz suche spodnie), siadając przy biurku wraz z laptopem. Jego myśli są nieprzejednane, w duszy gra mu znana hakerska symfonia, acz umysł podpowiada, że nie powinien się zabierać za robotę w tym upojnym stanie. Nie może się jednak powstrzymać, kiedy głos w głowie podpowiada mu, że tylko to na czym się najbardziej zna, będzie w stanie odsunąć jego myśli o Eliecerze i jego poczynaniach w niebyt.
       Sprawdza zabezpieczenia hotelu, choć nie jest to proste bez poczynienia żadnego ruchu w celu ich złamania. Nie chce zdradzać swojego położenia na ten moment, zwłaszcza że dzisiejszej nocy już nie zabierze się za samą kradzież. Acz sporządza ogólnikowy plan, który będzie należało poprawić w ciągu dnia, gdy zmęczony imprezowaniem Elia spoczywać będzie bezpiecznie w pościeli. Niedługo później przychodzi do niego wiadomość. Pierwsze iskierki entuzjazmu, że mógłby to być młody kochanek nikną, gdy dostrzega na wyświetlaczu powiadomienie od swoich wspólników z Hiszpanii. Wygląda na to, że znaleźli dobrego handlowca w Rzymie, który pomoże mu ze sprzedażą obrazu.
       Dwie godziny później, kiedy upojenie winem nie jest takie mocne, ubiera buty i wychodzi w noc...


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 10/07/21, 12:00 am, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 06:09 pm}

which way to rome Eliece10

       Miasto ma szkielet z żelaza i serce z kamienia. Przy jego równomiernym grzechocie karmelowy chłopiec płynie po przepełnionych duchami arteriach, wpada na oblane alkoholowymi plamami place zmurszałej świętości i wśród nieznajomych ciał ginie między kamiennymi oddechami zduszonej stolicy. Wpierw bezwiednie krąży jak samotna krwinka kierowana pradawnym rytmem ochrzczonym najwznioślejszym dźwiękiem ewolucji, podczas gdy nad jego głową przesuwają się roziskrzone spojrzenia imponujących budynków. Z łososiowych fasad zwisają girlandy barwnych kwiatów, napełniające przeżarte spaliną i smrodem mikcji powietrze nieśmiałą nutą świeżości, a na brzoskwiniowych elewacjach trzepoczą niczym ptak skrzydłami ciemnozielone okiennice. Znad fantazyjnych gzymsów śledzą go osadzone w pociągłych twarzach, martwe oczy, pod którymi zastygłe w niewyraźnym uśmiechu usta wznoszą weredystyczne apelacje w malowane farbami wodnymi niebo. Złota nić wplata się promieniami słonecznymi między gęsto tkany materiał rzeczywistości, rozsadzając upadające w mrok marmury płomiennymi iskrami.
       Eliecer z głową w chmurach i ściągniętymi brwiami zatrzymuje się pod jedną z tonących w topazowym blasku kamienic. Od dusznej ulicy odgradza ją wysoki na dwa metry płot wykończony zdobieniami z nachodzących na siebie, metalowych obręczy. Zza ogrodzenia dobiegają go błazeńskie krzyki dzieci i szum zraszacza ogrodowego, z którego skrajne krople przelatują przez wysoki mur, by zrosić odsłonięty kark chłopaka. Ten wzdryga się lekko, zaskoczony tym chłodnym powitaniem z delikatnością twardej, ojcowskiej ręki sprowadzającym go z powrotem na ziemię. Roztargniony spogląda szybko na boki, próbując odtworzyć krętą trasę, którą zamyślenie przywiodło go w wyjątkowo cichą dzielnicę.
       Nie pamięta jednak zbyt wiele z niemrawo stawianych kroków i nieprzytomnych zderzeń z gorącem przeludnionych alei. Gdy wychodził z chwilowego lokum, szalejąca w nim, urażona duma arsenałem obojętności i wręcz zabójczej pewności siebie obstawiła wszystkie flanki - jednak delikatne podmuchy wiatru już po paru minutach na ulicy rozgoniły prowizoryczną soldateskę na cztery strony świata, pozostawiając ziejące pustką bastiony. Bijący od nich chłód momentalnie chwycił w szpony nadszarpnięte uczucia i związał je lodowatą nicią, dopiero teraz powoli topniejącą pod naporem uspokajającego zmęczenia.
       Smutek to już przeszłość - a w każdym razie tak próbuje sobie wmówić, gdy uważając na delikatny makijaż, pociera dłonią przesuszoną twarz. Na powoli odchodzące w zapomnienie emocje istnieje tylko jeden lek i Elia doskonale zna jego słodko-gorzki smak rozpusty i porannych mglistych refleksji. Wystarczy tylko rozluźnić grymas upokorzenia, przywdziać donżuański uśmieszek i prawdziwie piekielną energią przyciągnąć śmielszego osobnika niż pozbawiony litości Anibal.
       Tak też się dzieje. Gdy słońce nieśmiało skrywa lico za górzystym widnokręgiem i tylko blask strzelistych latarni oraz łuny otwartych okien rozjaśniają zawiłe uliczki, naturalny urok Eliecera przyciąga do niego dwie trajkoczące turystki o smukłych sylwetkach i zaraźliwym śmiechu szczerej dziękczynności za niewymuszone piękno świata. Elia czuje się przy nich jak stary znajomy, więc nawet nie protestuje, gdy zgrabne nogi ciemnowłosych Amerykanek stukotem obcasów osaczają go jak spłoszone jagnię i prowadzą między przysadzistymi budynkami. W trakcie drogi dowiaduje się o nich więcej, niż jest w stanie zapamiętać - że przyjechały tydzień temu z facetami, że to najgorsza podróż ich życia, ale przynajmniej widoki piękne, że zdaje im się, jakby nic innego nie robiły, tylko nieustannie zwiedzały, a wciąż zostało im tyle tajemnic do odkrycia, że babka Georgii pochodziła z północnych Włoch, a przodkowie Phoebe przypłynęli do wybrzeży Nowego Świata na “Mayflower”, ale powinęła im się w trakcie późniejszego bytowania noga, a wręcz wszystkie cztery. Bombardowany informacjami odwzajemnia ich entuzjazm, z wrodzoną ironią opisując feralny akt swojego kochanka, tak nieszczęśliwie rozpoczynający ich pierwsze oraz ostatnie wspólne wakacje.
       -Nie pozostaje Ci nic innego, jak się upić i… - kwituje wyższa z przyjaciółek, sugestywnie przeciągając ostatnią literę, a jej oczy układają się z kocią przebiegłością w dwie ciemne szparki.
       Nie ma komu ta propozycja nie przypaść do gustu - Phoebe przyklaskuje z entuzjazmem, a Eliecer zapala się do pomysłu z perfidnym wręcz uśmieszkiem. Dziewczyny stanowią idealne towarzystwo na rozgrzewkę, jednak nie wątpi, że prędzej czy później rozejdą się ich drogi; choć atrakcyjne i wygadane, według chłopaka nigdy nie upolują takiego kąska, jaki jemu wyłoży się na platynowym talerzu w towarzystwie gęstego sosu i kielicha otumaniającego wina. Amerykanki mają w sobie dzikość oraz egzotykę zza oceanu, nie brakuje im również krągłych bioder i kobiecej uwodzicielskości, ale wszystko w nich wydaje się być ordynarnie oczywiste, albo przynajmniej sztampowo przewidywalne. Niewątpliwie zdradzą dziś swoich partnerów i to nie jeden raz, jednak następnego dnia przygniecie je moralny kac. Są w końcu kobietami, stworzeniami, którymi Elia woli bawić się dla zazdrości Anibala lub korzystać z ich płynących spomiędzy nóg koneksji.
       W tym wypadku niepodważalną korzyścią jest znajomość nocnego życia wiecznego miasta, dzięki której po niezobowiązującym drinku w zachęcającym gwarem i bogato wyposażoną, neonową aranżacją półek za kontuarem barze trafiają do usytuowanego pod ziemią klubu. Obwieszone plakatami i upstrzone graffiti ściany drgają tu od echa elektronicznej muzyki, w rytm której zgodnie porusza się zahipnotyzowany dźwiękami tłum. Pojedyncze kontury sylwetek zyskują na wyrazistości, gdy snop stroboskopowego światła zatrzymuje je w pół ruchu, wygięte niczym w spazmach, odrealnione stwory o nienaturalnie jarzących się oczach i makabrycznych twarzach. We wnęce po prawej stronie podłużnej sali Elia dostrzega oznaczony zielonym podświetleniem bar, a dookoła niego kilka obitych skórą, niskich kanap. Całość nie wygląda jak lokum klasy A, ale nie bije również tandetną speluną, do której bałby się zapuścić. Nie upatruje w zgromadzonej tu chmarze głównego celu na upojną noc, jednak zabawa w towarzystwie Amerykanek może mu przynieść pretekst, do przeniesienia się gdzie indziej.
       Po chwili jego nadgarstek oplatają kościste palce Georgii i dziewczyna krzyczy mu do ucha dość wulgarną zachętę do zanurzenia w rozgrzane alkoholem panoptikum. Odmowa nie leży w naturze Eliecera, któremu nie trzeba dwa razy powtarzać propozycji przeniesienia na parkiet. Ocierając się o plejadę piersi i tyłków, podąża za towarzyszkami, a muzyka wraz ze złością przejmują kontrolę nad zgrabnymi nogami chłopaka.
       Zapomina o kłótniach, pluje na problemy, depcze opinie innych i co najważniejsze - jebie Anibala. Dosadnie i z premedytacją nie ogranicza się wśród pięknych ciał, gdy z wpół przymkniętymi oczami pozwala nieść się mocnym dźwiękiem. Nie jest niczyją własnością i nigdy nie będzie, i jeśli Ani myślał, że po takim potraktowaniu zatrzyma go przy sobie, był głęboko w błędzie. Eliecer chce, by siedział teraz załamany i wściekły, wypominając sobie swoją arogancję, wyrzucając z ust przekleństwa, podczas gdy wargi Alvy szukają miękkich krzywizn zielonookiego obcego. Niech cierpi i niech trawią go wyobrażania, których kształtów doświadczył na własnej skórze, których pragnienie spala go żywcem z każdym wyskokiem kasztanowłosego - bo że dla Valverde największą bolączką jest wyzwolona suwerenność, młodszy nie wątpi. I tylko z żółcią kipiącą pod skórą zatapia się w męskich dłoniach, próbując odsunąć od siebie wizerunek kochanka. Ten wraca z nieustępliwością bumeranga, jątrzy świeżą ranę na wygórowanej dumie, osiągając efekt odwrotny od zamierzonego, jeszcze intensywniej pchając Eliecera w roztańczony tłum i dzikie rozkosze.
       Gdy w końcu zmęczony (i nieukontentowany zdobytymi względami) dopada baru, nie szczędzi na szczodrości wobec powiększonego grona znajomości. W dziecinny sposób chce dać Anibalowi sygnał, że bawił się ponad wszystko w doskonałym gronie, doprowadzając siebie do stanu, w którym bez wątpienia łatwiej wciągnąć go w dowolne, najbliższe, w miarę intymne miejsce w wiadomym celu. Od tego kroku najpewniej ratuje go brak potencjalnie bogatego faceta, którego charyzma przyciągałaby czymś więcej niż uśmiechem równych ząbków i grą mięśni pod opiętą koszulką. Na dziś szuka czegoś niebezpiecznego - i mrowienie w kręgosłupie daje znać, że to znajdzie.
       Jednak tak jak poprzednim razem, przy ryku muzyki w tłumie łapie nienasycone spojrzenia pozbawionych ogłady maczo, z których tylko paru przyciąga na dłużej jego osobę. Klub ściąga w swoje progi wyjątkowo wielu obcokrajowców, owocując gamą różnorodnych twarzy, a ten, który obecnie go zagaduje, ze skośnymi oczami i wypielęgnowanymi dłońmi przypomina gwiazdę koreańskiego popu. Eliecerowi miło się z nim rozmawia, ale jeszcze milej byłoby go zbyć przed początkiem następnego mixu. Na szczęście mężczyzna ginie gdzieś po chwili, oddzielony przez tańczących młodych dorosłych, a Elia z westchnieniem ulgi wychodzi zaczerpnąć świeżego powietrza i zapalić pokątnie przemyconego z Alicante papierosa. Gdyby Anibal go zobaczył, straciłby resztki trzymającej go na powierzchni wiary.
       -Ukradłeś ojcu, zanim zdążył ci powiedzieć, że to szkodzi zdrowiu? - słyszy za swoimi plecami miękki głos z charakterystycznym włoskim akcentem, od którego wszystkie włoski stają mu dęba.
       - A co, brakuje ci jednego? - odpowiada z jawną kpiną chwilę przed tym, jak jego spojrzenie napotyka parę piwnych oczu.
       Stojący za nim mężczyzna zdaje się wyjęty z perfekcyjnej fotografii reklamującej nowe prezerwatywy w kraju kojarzonym z dzikością serc - ma kształtną szczękę pokrytą milimetrowym zarostem, w której rzeźbiarz osadził wąskie usta, a malarz pociągnął kąciki oczu grubą kreską hebanowych rzęs. W zsuniętych na nos okularach odbijają się neony i pobliska sygnalizacja, a wśród gęstych, długich na jakieś dziesięć centymetrów włosów zaczesanych z należytą starannością do tyłu bawią światła migoczącej latarni. Nieznajomy trzyma obie dłonie w kieszeniach, jednak znad rąbka materiału błyska kwarcowym okiem srebrna tarcza masywnego zegarka i pleciona z matowych kamieni bransoleta. Ciemnofioletowa koszula niedbale wpuszczona w spodnie z subtelną nienachalnością podkreśla atuty rozbudowanej sylwetki.
       Elia może przysiąc, że w dotyku na pewno jest twardy.
       Nie kryje się z łakomym spojrzeniem, jakim taksuje nieznajomego, tak jak on wręcz z bezczelną uwagą przesuwa wzrokiem po odsłoniętej szyi Alvy. Zadowolony uśmieszek, błąkając się po nieogolonej twarzy, odbija się iskierkami rozbawienia w nieprzebytej toni na oko starszego mężczyzny. Zdaje się podchodzić pod trzydziestkę, jednak wszystko w nim krzyczy flegmatycznym nienasyceniem gorejącej w biodrach młodości.
       -Wolałbyś, żebym nie sprawdzał - podchodzi trochę bliżej, a Eliecer wśród leśnej gamy perfum może wyczuć nieznany, słodkawy zapach. Zaciąga się nim z przyjemnością, podczas gdy odpalony papieros znika z jego ust i ginie między skórzanym butem a betonem.
       - Nic nie szkodzi i tak miałem zamiar zrobić zapas z cudzych kolekcji. Myślisz, że zauważysz zniknięcie jeszcze dwóch? - udaje zmartwienie, o którego nieuczciwości świadczą tylko bawiące w kącikach zmarszczki. Cały Elia się bawi - i już czuje, że będzie to przednia noc.
       - Myślę, że powinienem to natychmiast sprawdzić. I wydaje mi się, że powinieneś jechać ze mną, w razie gdybym zauważył tę małą kradzież i, nie wiem, szukał winnego.
       Na taką propozycję Alva podświadomie liczy, a gdy tylko ona się pojawia, nie widzi sensu w nadmiernym przedłużaniu - taksówka wkrótce sunie z nimi na tylnym siedzeniu, pogrążonymi w sugestywnej rozmowie, świadomymi, gdzie obaj skończą ten maraton pochopnych decyzji, których wcale nie zdają się żałować. Świat za oknem miga jak szalony, a gwar z barów i restauracji wpada przez uchylone szyby, podczas gdy ozdobiona sygnetem dłoń zaciska się na udzie młodszego. Ten prosty gest wyciąga z odmętów dzisiejszego dnia zdecydowaną władczość Anibala. Obie czynności mają w sobie coś wspólnego, a jednocześnie diametralnie różnego; wywołują w Eliecerze dreszcz oczekiwania, zapowiadają jego ciału ekspresyjne wizaże, ale w uścisku Valverde czai się wściekłość niemocy, podczas gdy Luigi* emanuje spokojem przekonanego o swej władzy posiadacza. Alvie nawet nie przychodzi na myśl przed tym uciekać, bo szalony bieg nie zdałby się tu na nic, jeśli ziarno pragnienia zostało w nim zasiane i rozkwitło ciernistą palisadą wokół krnąbrnego umysłu.
       Pod wskazanym adresem czeka na nich imponujące wejście do ekskluzywnego królestwa, z którego przez zaciemnione drzwi przelewa się sensualna muzyka. To miejsce bije po oczach niedostępnością dla pierwszego lepszego przybłędy, jednak para goryli bez słowa zająknięcia przepuszcza mężczyzn w przejściu, a ich oczom wkrótce ukazuje się przestronna, tonąca w zjawiskowym mroku sala. Eliecer nie zdąży napatrzeć się na minimalistyczną estetykę parteru, gdy za łokieć zostaje pociągnięty w wąskie przejście i prowadzące w górę schody. U ich szczytu migoczą kolejne drzwi z obstawą, a po ich przekroczeniu od następnej sali odgradza ich gruba, światłoszczelna kotara. W stworzonej w ten sposób ciemni Luigi przyciąga go zdecydowanie do siebie i w sposób nie znoszący sprzeciwu całuje Eliecera, jakby trzymał za szczękę swoją własność.
       I Elia właśnie tak się czuje - jak upragniona zdobycz, której spośród tysiąca innych kandydatów nie można odmówić. Czuje się pożądany i przepełniony pewnością, że właśnie teraz określa się jego wartość, którą Anibal tak bezczelnie złamał.
       Poły kotary rozsuwają się gładko, a przed oczyma Alvy maluje się skrzyżowanie egzotycznej burleski wysokiej klasy z vipowską lożą w strip clubie. Omiata roziskrzonym spojrzeniem zaczarowane alkoholem i bezwstydnością towarzystwo, które tonie w eksplozji niezliczonych barw. Między miękkimi poduszkami i ukrytymi za kotarami stolikami zdaje się nie istnieć pojęcie grzechu - świat stoi tu na głowie, za bezeceństwo uznając wstrzemięźliwość i nastręczające wyrzutów sumienia myślenie o dniu jutrzejszym, którego początek nadejdzie wraz z przewrotnością żołądka oraz niebotyczną sumą na otwartym rachunku. Prym wiedzie wolność i zabawa, karnawał osobowości z indywidualnymi pragnieniami i majątkami, na myśl o których Alvie zapalają się chytre oczy. Gdyby tylko mógł poznać tu kogoś, zawiązać korzystną relację i spijać pianę z piwa, które Anibal swoim niezdecydowaniem mu uważył.
       Mężczyzna, z którym tu przyszedł, zdaje się mieć zupełnie inne plany, prowadząc Eliecera w odizolowany kąt pomieszczenia. Dźwięki i salwy śmiechu nie dochodzą tu tak gromko jak poprzednim razem, a kotara jest grubsza i nie przepuszcza światła. Dopiero za nią Elia rozluźnia się i odbierając od Luigi kieliszek z winem, opada na miękkie posłanie. Następne minuty nikną gdzieś w świadomości ciemnowłosego, a rozmowa budzi jeszcze większą tęsknotę za oczekiwanym dotykiem. Gdy w końcu do niego dochodzi, do sterów dopada również przewrotne usposobienie chłopaka, które każe mu nęcić i wodzić powoli tracącego panowanie kochanka. Ten finalnie wybucha, a Alva ląduje pod nim na delikatnych w dotyku poduszkach, z dłońmi tkwiącymi w żelaznym uścisku nad głową i ustami sunącymi po odsłoniętej szyi.
       Ale nie dane jest mu skosztować czegokolwiek więcej - czerwony jak rozżarzone żelazo moment przerywa pojawienie się ubranego w smoking młodzieńca. Twarz Luigi przecina grymas niezadowolenia wraz z natłokiem słów przekazywanych mu przez przybyłego. Elia rozumie z nich tylko pojedyncze zlepki, więc skupia się na rozleniwionym sączeniu wina.
       - Zaczekaj na mnie, muszę coś załatwić - słyszy tuż przy swoim uchu. - Gdybyś czegoś potrzebował Enrico będzie w pobliżu. Postaraj się nie okraść mnie z nałogu, bo wrócę bardziej zdenerwowany, a i tak nie zamierzałem być delikatny. - ze szmerem znika za zasłoną, a Alva pozostaje sam w obcym królestwie nieznanej części miasta.
       Jednak sprzeczne z naturą Eliecera jest czekanie, a co dopiero wykonywanie nudnych poleceń. Dopiwszy wino, wymyka się z wnęki i niezatrzymywany przez nikogo przemyka po zamkniętej sali, aż nie znajduje uchylonych drzwi, zza których dochodzi go głos Luigi. I drugi, brzmiący dziwnie znajomą, niską nutą przepracowanego smutku, z której można by zawiązać sznur i zacisnąć go na grdyce. Alva nasłuchuje czujnie z uchem przy szparze, a gdy kroki i głosy zaczynają zbliżać się w jego stronę, uskakuje w lukę za wmurowaną w ścianę kolumną. Pchany niezdrową ciekawością wygląda jednak zza niej akurat w momencie, gdy poznany dziś mężczyzna ściska dłoń zwróconego tyłem do chłopaka przybysza. Przez krótką chwilę, gdy otaczający ich tłum się przerzedza, Eliecer dostrzega ciemne, krótkie włosy i znajomie szerokie ramiona, których widok wyciąga z jego płuc stłumiony okrzyk. Przepełniony pytaniami wycofuje się do opuszczonej wnęki, w której niebawem dołącza do niego Luigi.
       - Ten mężczyzna, z którym się spotkałeś - Elia zaczyna niepewnie, by zaraz ugryźć się w język. Baczne spojrzenie ciemnowłosego chwyta go jednak w wąską alejkę bez możliwości odwrotu.
       - Poszedłeś za mną? - pytanie rozcina powietrze jak bicz i smaga uciekający wzrok Alvy. Oczywiście, że poszedł - przecież to zawsze robi.
       - Powinienem strzec przed tobą nie tylko papierosów, ale również biznesowych tajemnic - dociera do niego już znacznie bardziej miękko, jednak słowo biznesowych pulsuje czerwonym światełkiem. - Pozwól mi zarabiać, a dam ci dziś wszystko, czego tylko zechcesz.
       - Zabawne, ktoś powiedział mi dziś dokładnie to samo - Alva chce coś jeszcze dodać, jednak smakujące winem usta odbierają mu oddech, a zaciśnięte wokół bioder dłonie powolnym spacerem odsuwają myśli w pozbawioną pytań sferę.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:52 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kass
Obłok Weny
Kass
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 06:12 pm}

which way to rome E72dcf090f74520caed539a7c076d700

       Wbrew pozorom mężczyzna kocha zdecydowanie bardziej noc, niż iskrzący się o poranku świt czy dzień niosący nowe wyzwania. Prawdą jest, że zmrok niesie ze sobą wszelkie rozterki, które falą zalewają zgorzkniałe ludzkie umysły, siejąc jeszcze większy zamęt, niż ten doznany dotychczas. I to najznamienitsza pora, aby spotęgować własne wątpliwości oraz stwarzać nieistniejące dotąd problemy, które piętrzą się w świadomości ofiary, ciągnąc ją ze sobą na dno. Przy kieliszku wina tak właśnie się czuł, jak również zdawał sobie wówczas sprawę, że oddalający się w nieznane Eliecer właśnie na to liczył. Wierzył, że Ani po jego odejściu nagle zwątpi w swoje poczynania, zacznie rozkładać na czynniki pierwsze dokonane wcześniej ruchy, a w jego serce wkradnie się skrucha i dobrze znajoma niemoc. Teraz gdy już upojone przez alkohol urojenia odeszły w niepamięć, mężczyzna śmiało może powiedzieć, że ponownie dał się zmanipulować temu szczwanemu lisowi. Istotnie, kiedy znajdowali się jeszcze w połach satynowej pościeli, zniewolił ciało i duszę młodszego, wierząc że wówczas panuje nad całą sytuacją, choć wprawdzie było to totalnie błędne spostrzeżenie. Bo chwila władzy zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a wręcz nieświadoma manipulacja i tak wychodziła Eliecer'owi na dobre. Właściwie udało mu się osiągnąć dokładnie to czego oczekiwał. Ale nie za to kocha noc, bo czymże byłoby kochać ból i cierpienie powstające wraz demonami z mroku nocy? Nie określiłby siebie jako masochisty, choć mając na wgląd ich relację, te słowo ma istotne przebicie miedzy warstwami licznej argumentacji. Anibal ubóstwia noc, ponieważ jest ona jedną wielką niewiadomą. Jest zbiorem paradoksów, które w gruncie rzeczy budzą w nim dawniej zaznaną adrenalinę, tą samą którą poczuł jeszcze w Hiszapanii, gdy jego noga pierwszy raz stanęła w szemranej okolicy. Nyks jest cichą powierniczką tajemnic, w swej ciemności skrywa niejedno zagrożenie. Niebezpieczeństwem dla ludzi są Ci, którzy pośród niej czują się swobodnie, Ci głupcy, którzy kpią z potęgi greckiej bogini, czyli w gwoli ścisłości każdy z osobna. Nikt nie wie co kryje się w ciemności, jednakoż sam z siebie kryjąc się pomiędzy jej ścianami, czuje swobodę, mogąc być niebezpieczeństwem dla kogoś innego. A to jedynie pierwsza z pozornych sprzeczości nocy. Wśród takowych śmiało może wspomnieć fakt, że jeden paradoks wprowadziły istoty panoszące się po ziemi, stworzone niby na wzór samego chrześcijańskiego Boga. Jeśli w rzeczywistości tak jest, to Anibal najzwyczajniej współczuje Bogu, istocie tak potężnej, a z której kpią niegodne kanalie. W z pozoru cichą i spokojną noc, ludzie wprowadzili neony i zabawę. Powstały kluby, wiecznie przepełnione spragnionymi przygód i odrobiny ekstazy person, wśród których obraca się obecnie wygłodniały demon. Mowa tu oczywiście o Eliecerze, bo obecnie tylko w ten sposób, Anibal potrafi go sobie z personalizować.
       Stara się stawiać głuche kroki, acz drobinki piachu i żwiru przykrywające ulice chrupią mu pod podeszwami, mącąc tym samym ciszę, która okalała go jak dotąd. Znajduje się obecnie daleko od głównych dróg Rzymu, gdzie można było usłyszeć dochodzącą nieopodal muzykę, podniesione rozmowy i śmiechy upojonych już imprezowiczów. Spoglądając na nich, czuł przygniatający go smutek, wraz z dostrzeżeniem faktu, iż szukał swojego kochanka w tłumie. Dokładnie tak, jakby liczył na to, że sam pozwoli na to, aby Valverde zamknął go w złotej klatce. Jednak wolna wola poprowadziła Elia w całkowicie innym kierunku i kto wie, czy młodszy kiedykolwiek wróci z tym samym znajomym mu śmiechem. Ich ostatnie wspólne wakacje póki co okazują się totalną klapą, pochłoniętą przez osobistą kłótnię. Ich osobiste piekło, które przez dwa twarde nieutemperowane charaktery wytwarzają sobie nawzajem. I wbrew pozorom to właśnie pośród ludzi Anibal czuje się najbardziej samotny i dotknięty zachowaniem swojego kochanka, a teraz spacerując powolnie w otoczeniu głuchej ciszy, w jego myślach toczy się jedynie praca. I dokładnie to, o czym powinien myśleć pierwszorzędnie, aby utrzymać Eliecera przy sobie. Czyż nie o pieniądze rozgrywa się cała ich gierka?
       Nie będąc umówionym na spotkanie z handlarzem, stara się ułożyć w głowie prostą konwersację, z każdą możliwą odpowiedzią. Nie jest pewien czego spodziewać się po nieznajomym Włochu, a obyczaje w Rzymie mogą przedstawiać w całkowicie odmienny sposób, niż te na które natarł się w swoim ukochanym Alicante. Mimo wszystko obawy giną w tle, gdy tylko dostrzega w oddali szyld siedziby, gdzie przywiedli go jego wspólnicy. W rozmowie telefonicznej poprowadzonej na chwilę po wyjściu z hotelu, mogli pozwolić sobie na omówienie wszelki szczegółów, wobec zdobytych przez jego ludzi informacji. Głównie z tego względu, że Torres, jego jeden z nielicznych w tym fachu przyjaciół, przekierował linię połączenia tak, aby nie zapisała się w rejestrze policyjnym. Temu człowiekowi jest w stanie zawierzyć swoje życie, tak i w przypadku obrazu, na który obecnie miał chrapkę, również był w stanie to zrobić. Jego informatorzy mieli skontaktować się z pośrednikiem handlarza, nim Valverde pojawi się w jego skromnych progach, a wiadomość otrzymana na moment przed wkroczeniem do lokalu, utwierdza go w przekonaniu, że wszystko zostało już z góry załatwione.
       Do tej chwili po jego twarzy przebiegło już naprawdę wiele emocje. Od dezorientacji i strachu, gdy zanurzył się w morskiej toni basenu, w których zatopił go Elicer. Poprzed traumatyczny lęk, piętrzące się wątpliwości i niepewność. Kończąc na braku pewności siebie, gdy, pochylając głowę niemożliwe nisko, przekraczał pierwsze horyzonty szemranych okolic Rzymu. Teraz jednak musi wrócić na twarz dawne dobrze znajome kolory, aby w starannie wymanierowany sposób podejść do rozmowy z kupcem. Musi bić od niego zdecydowanie oraz profesjonalizm. W końcu, który handlarz zawierzyłby własny wkład w działalności człowiekowi, który z wahaniem wymalowanym na twarzy, chyli czoła przed bandziorem? Ów persona jest idealnym celem do manipulacji, natomiast na Anibalu jedyną taką jest w stanie przeprowadzić chłopiec o opalonej cerze, gromadce piegów obsypujących zaróżowione policzki oraz o oczach, które pozornie nie mogłyby kłamać. Wobec innych ludzi Anibal jest nie do przechwycenia. Jego rysy wyostrzają się, gdy po chwili patrzenia w ekran telefonu, aby upewnić się co do dokonanego już wcześniej wyboru; wkracza do siedziby zła.
       Pomieszczenie ocieka przepychem, na który Hiszpan nie może sobie obecnie pozwolić. Wydanie "ciężko" zarobionych pieniędzy, na tak majętne luksusy, niosłoby za sobą zdwojoną warstwę kradzieży, nie pomijając tudzież tych, które ma już na swoim koncie. Wygoda i luksus, na który może pozwolić sobie właściciel lokalu utwierdza go w przekonaniu, że trafia do dobrego miejsca. Nieomylnie też zwraca uwagę na zbieżną formę interesów, gdy jego wzrok natrafia na obrazy dumnie prezentujące się na ścianach. Aż ręka swędzi go do rozszerzenia pola kradzieży, acz w ostateczności gani się w myślach. Stwarzanie zagrożenia wobec potencjalnego sprzymierzeńca, może sprowadzić go na jeszcze gorszą drogę, niż tak którą do tej pory stąpa. Zwłaszcza, że w kątach pomieszczenia, czają się ludzie odziani w garnitury, którzy najprawdopodobniej za pazuchą trzymają broń w pogotowiu załadowaną po brzegi pociskami. Przemierza wyłożoną dywanem podłogę, aby w połowie drogi zetrzeć się w rozmowie z łysym mężczyzną, który najprawdopodobniej jest wspomnianym przez jego informatorów pośrednikiem.
       —  Przychodzę ze sprawą to twojego szefa. Moje przybycie zostało potwierdzone chwilę wcześniej przez hiszpańskich informatorów  —   mówi rzeczowo, spoglądając hardo w ciemne oczy mężczyzny, który skanuje całą jego posturę nieprzeniknionym wzrokiem. Włoch uśmiecha się z sarkazmem pod nosem, najpewniej dostrzegając, że ich nowy klient przybył na miejsce nieuzbrojony, bo tak w rzeczywistości jest. Na ów fakt nie skłania się przekonanie, że Anibal jest lekkomyślny czy też nieprzenikliwie pewny tego, iż wyjdzie z tej akcji żywo. Zwyczajnie wyczuwa, że podejście do sprawy z pustymi rękoma przyjdzie mu korzystniej, niż gdyby w ochroniarze mieli go wstępnie przeszukiwać i odebrać jego przybycie jako atak. Ponadto Valverde nie jest pewien, czy przemycenie ze sobą M9 z Hiszpanii, świadczyłoby o nim coś dobrego... Nawet jeśli wówczas  ma do czynienia z innymi kryminalistami, a nie Rzymską policją. Chodź po wpływach kupca, śmie twierdzić, że układy z policją również wchodziły tudzież w grę.
       —  Pójdę do niego, poczekaj chwilę  —  rzuca mężczyzna, aby skinąć głową na swoich kolegów, których spojrzenia chwilę później spoczywają na Anibalu, przybierającym wyprostowaną postawę. Zastanawia go czy obcokrajowcy są wyjątkowo niemile widziani w tych skromnych progach, czy przyboczni handlarza świdrują spojrzeniami każdą przybyłą osobę. Niewątpliwie, większość rzymskich koszmarów zna się po fachu, a obecność Hiszpana jedynie mąci w tej zrównanej harmonii, jednakże oferta z jaką przybywa, znacząco nie może się równać tym, które ściany pomieszczenia słyszały dotychczas. Jeszcze bardziej zastanawiające jest to czy Włosi byli świadomi posiadania w swojej artylerii tak pięknego okazu w sztuce malarskiej. A jeśli tak, to dlaczego wciąż obraz zdobi ściany drogiego przestronnego hotelu?
       Po parominutowej chwili czekania w końcu spomiędzy zasłon wyłania się pośrednik i sam handlarz, którego mina w pierwszym wydaniu
zdaje się być niezadowolona. Nietrudno stwierdzić, że przybycie Anibala pokrzyżowało mu plany na wieczór, acz niewypowiedziane jeszcze słowa z pewnością będą odebrane z pełną uciechą. Mężczyna przedstawia się jako Luigi, zapraszając go gestem dłoni do pomieszczenia dalej, które skrywają mosiężne mahoniowe drzwi. Obecnie jest w stanie jedynie skinąć mu głową, nie chcąc przechodzić do sedna sprawy we wszechstronnym korytarzu, przepełnionym ludźmi. Jego oferta ma kierować się do kupca, tylko i wyłącznie do niego.
       —  Mam nadzieję, że przybywasz w istotnej sprawie, bo ktoś na mnie czeka  —  mówi Luigi, czując się jak pan i władca swojego małego królestwa, którym w rzeczywistości był. Stąd też nie czuje ani grama grozy, odwracając się do obcokrajowca plecami, aby sięgając po kiść winogron i urwać jeden owoc. Tuż po tym rozsiada się na obitej skórą kanapie, aby wskazać Anibalowi miejsce, gdzie on sam mógłby spocząć. Valverde podchodzi z gracją pantery, nie odrywając wzroku od spojrzenia mężczyzny, który również obdarowuje go uśmiechem, choć bardziej stonowanym niż jego pośrednik. Dopiero kiedy pośladki Hiszpana zajmują wskazaną posadę, mimika twarzy mężczyzny się zmienia. Najwyższy czas przejść do interesów.
       —  Stawką jest obraz. A dokładniej mówiąc "Polowanie na dzika kaledońskiego" Rubensa. Skok zostanie przeprowadzony w ciągu tego tygodnia, stąd też zwracam się o pomoc w sprzedaniu obrazu. Powszechnie wyceniony został na dwa miliony, choć wierzę, że sprawną ręką, można by opchnąć go za wiele więcej  —  mówi równie rzeczowo co wcześniej, przechodząc od razu do konkretów. Jest świadomy, że bawienie się z handlarzem w kotka i myszkę nie przyniesie mu efektu, o który się uprasza. Zastanawia się jeszcze, czy śmiałość w stawianiu zatargu, która wypływa z jego ust chwilę później będzie równie ciepło przyjęta co jego oferta.   —  Oferuję przy tym 30% zysku.
       Z początku twarz Luigi jaśnieje, a na ustach znów przez chwilę rozkwita uśmiech. Jego oczy błyszczą niczym miliony monet, co daje do zrozumienia, że wieść o otrzymaniu tak drogocennej rzeczy we własne ramiona płynie wraz ze zgodą wobec zadania. Jednak wymieniony cennik, buduje na oświetlonej przez jarzeniówki twarzy zamyślenie i pochmurność, która budzi grozę. Zwłaszcza widzianą u tak masywnego człowieka, jakim wydaje się być mężczyzna. Między nimi nastaje cisza, którą przecina miarowe tykanie zegarka na ręce Anibala, choć wprawia go w osłupienie fakt, że prawdopodobnie on jedyny je słyszy i daje się rozpraszać. Tylko dla niego powietrze gęstnieje, podczas gdy Luigi czuje się jak ryba w wodzie, przeciągając powstała nicość w nieskończoność.
       —  Niezmiernie zdumiewa mnie fakt, z jaką lekkością podchodzisz do tematu  —  rzuca niespodziewanie Luigi, oblizując powoli usta, dokładnie tak jakby napawał się uzyskanym efektem. Anibal kiwa głową potwierdzająco, ponieważ w swoim kryminalnym fachu, a przynajmniej w kwestiach, na które natarł się jeszcze w Hiszpanii czuł się równie swobodnie, co obecnie siedzący przed nim mężczyzna.  —  Zwłaszcza nie na swoim terenie.  —  Ton w jakim wypowiadane są te słowa powinien mrozić krew w żyłach, jednak Valverde tego nie odczuwa. Najwidoczniej wypity wcześniej alkohol nie spłynął z niego całkowicie, stąd powaga sytuacji zdaje się banalna i wymuszenie niebezpieczna.  —  50% co najmniej, a sam obraz opchniemy za niecałe dziesięć milionów i to z dziecinną łatwością  —  dodaje po chwili, uśmiechając się delikatnie, nie zwracając uwagi na to, że groźna mina nie zrobiła na Anibalu większego wrażenia.
       Spodziewał się, że Luigi będzie się targował, albo raczej, że będzie stawiał poprzeczkę naprawdę wysoko. I gdyby pozostali w przystępnej sieciowo cenie Anibal z pewnością odmówiłby współpracy przy pięćdziesięcioprocentowym zysku. Cały zachód wobec kradzieży byłby wówczas totalnie nieopłacalny. I nawet świadomość, że wycofanie się w obecnym momencie z targu, mogłaby skończyć się wycelowaniem broni w jego klatkę piersiową, nie przesłoniłaby mu szerszego poglądu na sprawę. Jakby nie spojrzeć już mierzył się z takimi sytuacjami i jak widać wychodził z tego cało. Podwyższenie stawki sprzedaży zmieniło całą postać rzeczy i śmiało mógł zgodzić się z taką propozycją. Niecałe pięć milionów na głowę robi ogromną różnicę.
       —  Deal. Skąd mogę mieć pewność, że dotrzymasz umowy?  —  pyta, kiedy podnoszą się z siedzenia, aby zmierzyć w kierunku wyjścia. Spomiędzy napuchniętych warg Luigi wydobywa się głośny rechot, na który Anibal pochmurnieje za plecami mężczyzny. Zadane pytanie znowu wisi im nad głową przez dłuższy moment, a przynajmniej do chwili gdy stają naprzeciw siebie w korytarzu pełnym mężczyzn w garniturach.
       —  Do pomocy w transporcie, poślę jednego z moich ludzi, z którym się zabierzesz. Zresztą zgłaszając się właśnie do mnie powinieneś mieć już świadomość, że poruszasz się po terenie wierzytelnego źródła. Będziemy w kontakcie  —  rzuca Luigi z wąskim uśmiechem umieszonym pod lekko zmarszczonym nosem, wyciągając dłoń w jego kierunku. Anibal nie wahając się chwili dłużej, ściska wyciągniętą dłoń, aby rzucić ostatnie pełne powagi i zawierzenia spojrzenia w stronę Luigi. Wymieniają się ostatnimi grzecznościami, a kiedy wchodzi już z lokalu, drogę zagradza mu pośrednik. Nie muszą nic mówić, żeby wiedzieć, że między sobą również mają kilka rzeczy do obgadania. Jeszcze nie zostało stwierdzone, kto będzie towarzyszył mu w transporcie, jednakże intuicja podpowiada mu, że hierarchia w zespole Luigi jest dość zwarcie określona i wobec zobowiązania się wobec działalności, wraz z nim zostanie posłany pośrednik.
       Wychodzą na dwór, gdzie owiewa ich chłodne powietrze, smagające rozwichrzone kosmyki włosów Valverde na wsze strony. Akcja już jest w toku, a więc teraz pozostaje zakasać rękawy i przejść do działania. Zadanie nie jest trudne, kradzieże są przecież na porządku dziennym w jego życiu, a to właśnie adrenaliny idącej wraz ze sprawą nie mógł się w rzeczy samej doczekać. Towarzyszący mu mężczyzna odpala papierosa, kierując otwartą paczkę w kierunku Anibala, który wyciąga jedną sztukę również dla siebie. Wyciąga zapalniczkę z kieszeni spodni, aby podpalić bibułkę i zaciągnąć się szarym dymem, który chwilę później lewituje w powietrzu nienagannie odznaczając się na tle ciemnego nieba.
       —  Jestem Ugo  —  przedstawia się mężczyzna po trzecim zaciągnięciu się czarnym marlboro, spogląda na Valverde spod lekko uchylonych rzęs, a jego twarz zdaje się nie mieć wyrazu.  —  Nie musisz mi mówić o czym rozmawiałeś z Luigi, pewnie sam mnie poinformuje, jak również trafnie myślisz, iż to ja zostanę wysłany jako twój towarzysz w transporcie  —  dopowiada, sprawiając że Anibal skieruje na niego nieco zaskoczone spojrzenie. Nie potrafi powiedzieć czy wszelkie przemyślenia są tak dosadnie przedstawione na jego twarzy czy to Ugo ma tak dobrze rozwiniętą intuicję, że potrafi stwierdzić, o czym myślą inne osoby. Z góry wykreślając nadprzyrodzone zdolności.
       —  Więc po co mnie tu ściągnąłeś?  —  pyta, również zaciągając się zaraz po przytknięciu bibułki do ust.
       —  W ramach ostrzeżenia. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaki urząd pełnisz w Hiszpanii, ale we Włoszech musisz mieć się na baczności. Wchodzenie w zatargi w Luigi to jednocześnie zesłanie na siebie chórów boskich, jak i diabelskie spętanie  —  rzuca, piorunując Valverde wzrokiem. A jego spojrzenie wręcz pytało czy Ani jest na tyle głupi czy na tyle odważny, żeby rzeczywiście wtaczać ten zatarg w życie. Oczywiście nie ma na to dobrej odpowiedzi, ponieważ koło już ruszyło i to co los miał mu przynieść, zostanie mu przedstawione w przyszłości.
       — Mam w zamiarze wypełnić swoje obowiązki i dobić omówionego targu  —  rzuca, uśmiechając się półgębkiem. Dopala papierosa, po czym pozwala mu zginąć pod podeszwą ciężkiego buta. Ugo niedługo później też kończy palić, a nim się rozchodzą, zostają rzucone tylko dwa zdania, które wypełniają sobą pustkę powstałą w ciemnej nocnej nicości.
       —  Grasz w niebezpieczną grę  —  rzuca z cichym śmiechem łysy mężczyzna, zanim macha ręką niby to na pożegnanie, niby to, żeby wygonić Anibala, po czym znika we wnętrzu lokalu, który nie tak dawno wspólnie opuścili.
       —  Świadomość śmierci pobudza do życia, huh?  —  mruczy do siebie Ani, aby chwilę później ruszyć w drogę powrotną. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ta gra jest niebezpieczna. Zawsze taka była i tworzy przysłowiową gilotynę, którą sam sobie kreował nad własną głową. Mimo wszystko to stawka o jaką grali napędzała go do działania. I wcześniej powstałe plany o skierowaniu się wprost do hotelu, zmyte zostają powstałą niespodziewanie euforią. W końcu wszystkie zmierza po dobrym torze, a swoje małe dzisiejsze zwycięstwo, bo tak może nazwać targ obyty bez broni przy głowie; należało opić. Stąd też zmienia trajektorię ruchu w stronę otwartych klubów, które wcześniej wzbudzały w nim smutek. Obecnie zapomina już o Elia, zakopując jego istnienie w odmętach własnego umysłu, ponieważ jemu też należy się trochę zabawy.


Ostatnio zmieniony przez Kass dnia 10/07/21, 12:01 am, w całości zmieniany 1 raz
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
I'm Sus. Sus Picious
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {09/07/21, 06:21 pm}

which way to rome Eliece10

       Gdy Luigi wraca z rzeczonego spotkania, coś się w nim zmienia - Eliecer może dostrzec to dopiero teraz, gdy starszy mężczyzna nieśpiesznie zapina guziki wygniecionej koszuli. Choć nie, zmiana nie następuje od razu. Najpierw Luigi jest zaborczy i po prostu spragniony; potem, gdy z zaczerwienionych ust Eliecera płyną gorzkie słowa, staje się zainteresowany. Jeszcze zanim jednonocny kochanek położy na każdym skrawku jego ciała szorstkie dłonie, Elia dostrzega otaczające go bogactwo rzeźb i obrazów, odnajdując w nich wytrych do odsunięcia zbliżenia o choćby chwilę, nim twarz Anibala nie przestanie nawiedzać go pod przymkniętymi powiekami.
       Więc żeby zapomnieć o Anim, pyta Luigi o zgromadzoną kolekcję i słucha w wytężeniu zachrypniętego głosu, pozwalając mu znaleźć i rozbić w pył każdy skrawek ewokacji piekielnie znajomych szerokich barków. Luigi z początku mamrocze z wyraźną niechęcią, wynajdując pokrętne odpowiedzi na coraz zawilsze i śmielsze kwestie, w których jednostajną nutą wybija naiwna desperacja, jednak z czasem coś w nim pęka i rozwiązuje mu się język - Eliecerowi zdaje się wtedy ponad miarę samotnym człowiekiem zaplątanym w bieg gnającego życia. Człowiekiem na co dzień nie słuchanym, zupełnie jakby przedwcześnie owdowiał lub zestarzał się duchowo, budując nowy, na pozór wspaniały pałac z siły mięśni oraz uzależniającego szmeru gotówki.
       Jednak to wciąż nie ta przemiana zwraca uwagę karmelowego chłopca. To gwałtowne wyostrzenie rysów twarzy i po dyletancku kryte, nagłe zainteresowanie, które wtedy Elia odbiera jako szczerą ciekawość słowotokiem Alvy, a nie konkretnie jego treścią, dopiero to go silnie zastanawia. Eliecer wspomina Anibala - nie z imienia ani pełnionej w jego życiu niepochlebnej funkcji - w temacie słabości Luigi do unikatowych rarytasów, której analogiczną, aczkolwiek nie bliźniaczą skłonność powiela jego Hiszpan.
       - Nie uwierzyłbyś, że czasem woli wybrać studiowanie jakiegoś niewyględnego obrazu, niż parę chwil w mojej słodkiej obecności - rzuca z maskowanym pod śmiechem wyrzutem, przejeżdżając drobną dłonią po bogato zdobionej ramie podtrzymującej odrestaurowaną tkaninę. Przedstawiona na portrecie kobieta uśmiecha się niewinnie, a zirytowany jej filuterią Elia z dziecinną niefrasobliwością wystawia w jej stronę język. - Założę się, że była wampem.
        Luigi przysuwa się bliżej niego, zapewne upatrując w niewinnym przekomarzaniu z płótnem przyzwolenie na pochwycenie chłopca w swoje ręce, jednak zapewne kierowany pozazmysłowym przeczuciem pyta jeszcze:
       - Co on przedstawiał?
       Gdy Eliecer odwraca się w stronę kochanka, a na jego twarzy wykwita szczere zdumienie, Luigi łapie go za dłonie i przyciąga blisko siebie, zamykając w szczelnym uścisku i krótkim zetknięciu warg.
       - Chcesz usłyszeć odpowiedź czy niezbyt cię to interesuje? - mruczy, przerywając pocałunek. Nie daje jednak dojść do słowa oniemiałemu mężczyźnie, zaraz podejmując temat niby na złość, niby z przekorą. - Był brzydki. Znaczy rozumiesz, mi się nie podobał - strasznie dynamiczny i nieintuicyjny, dużo postaci i jakieś zwierzę na środku. Wpierw nawet nie wiedziałem co to za brązowa plama, ale mój znajomy był nim tak zafascynowany, że zapomniał o wszystkim wkoło i zanim znów powrócił na ziemię, udało mi się rozgryźć, że to, uwaga, uwaga, dzik. Dziwnie wykrzywiony, przytłoczony postaciami stojącymi z boku, końskimi kopytami. Okropny. Jestem od niego przynajmniej dziesięć razy piękniejszy, a on wolał wpatrywać się w to nieokrzesane bydle.
       I to w tym momencie, Elia zdaje sobie sprawę post factum, ciało Luigi spina się na mikrosekundę, twarz tężeje, a wkradające pod koszulę dłonie zaciskają mocniej na pasie. Tak jak i wtedy tak i teraz zagadką pozostaje niecodzienna reakcja mężczyzny, którą coraz trudniej wpasować w ramy znanych motywów. Choć chwila jej trwania odpływa w niepamięć wraz z przyspieszonym oddechem, pogłos rozchodzi się po najciemniejszych dolinach, by echem powrócić na powierzchnię. Wybrzmiewa wśród spełnionej pustki stygnących mięśni i rezonuje tysiącem pytań w oczyszczonym od niezadowolenia umyśle. Racjonalnie byłoby porzucić temat lub zapytać o motywy ubierającego się kochanka, ale podszepty intuicji dalece odbiegają od uzyskania rzeczywistej odpowiedzi. Eliecer musi pogodzić się z tajemnicą.
       - Mój kierowca cię odwiezie - słyszy nad uchem. - Zostawi ci również mój numer i zapewni, że chciałbym jeszcze raz się z tobą spotkać, choć to akurat wolę zrobić samodzielnie. Mam parę rzeczy jeszcze do załatwienia w nocy, które nie mogą czekać.
       Spojrzenie, jakim obdarza Alvę, łechce jego ego, a pieszczotliwe objęcie i ślad po pocałunku pozostawiony jak wizytówka na szyi wywołują na obu twarzach ukrywane pod dywanem obojętności uśmiechy. Niebawem ich drogi się rozchodzą - za drzwiami czeka na Eliecera milczący szofer, a spochmurniała twarz Włocha znika w wąskim przesmyku między skąpo odzianymi ciałami. Interesy mężczyzny wydają się młodszemu nudne i zdecydowanie nie warte uwagi poza jednym aspektem - płynących z nich przychodów. Nawet nie łudzi się, że relacja jego i Anibala przetrwa dłużej niż do rozpoczęcia roku akademickiego. Rozjadą się każdy w swoją stronę - albo raczej Eliecer odjedzie w głąb kraju, pozostawiając za sobą spalone mosty i morze nienawiści - a wraz z ich rozłąką skończy się transfer gotówki oraz wszelkie zachcianki. Taki obrót spraw jest bardziej niż oczywisty, a przy tym zmusza rozrzutnego studenta do znalezienia kolejnego źródła utrzymania. Zuchwale twierdzi, że wcale nie będzie to takie trudne.
       Eliecer tak naprawdę nie chce nigdzie wyjeżdżać. Dobrze mu w Alicante wśród starych dróg i znanych knajp, między budynkami gorącymi od wspomnień i chłodzącymi powiewami znad zatoki. Przyjazny mu jest piasek pod gołymi stopami i żywe arterie naginające swe wiekowe lica ku morelowym fasadom z brudnymi zaciekami spod okien i trzeszczącymi wśród zgiełku miasta oknami. Nawet rozłąka z Anibalem, choć pytany nigdy nie przyzna, uwiera go w pazerne serce. Ale decyzja pozostaje decyzją i zawzięty chłopak prędzej padnie od strzału, niż zmieni obrany kurs. U startu czeka tylko rodzinne narzekanie i smagające po plecach bicze rodzicielskiego rozczarowania - na finiszu słodka okazja do pokazania wymaganiom środkowego palca.
       Gdy wpatruje się w przesuwający za oknami Rzym, jakaś cząstka jego osoby chciałaby tu po prostu zostać. Zaszyć się wśród kamienia, wśród skrzeku ptaków obsiadających fontannę di Trevi i odstawić na bok przemożną chęć manifestowania swojej egzystencji przed nosem tych, którym ona wadzi. Wsłuchać w oddech miasta i zamilknąć, by wraz z podmuchem wiatru uleciały smutki i zwątpienia, a na ich miejscu zasiać kwitnące przy odrobinie słońca fiołki. Elia chciałby jedynie odetchnąć pełną piersią i w szczerości z samym sobą po raz pierwszy kogoś pokochać.
       Wysiadając pod hotelem, odczuwa tylko zmęczenie i świdrującą pustkę, jaką zostawia po sobie widok uśpionego miasta dręczonego nienachalnym blaskiem neonu i światłem lamp. Ma nadzieję zastać Aniego w łóżku i wtopić się w jego znajome ciało, wybadać palcami zmiany w kamiennym murze klatki piersiowej i zamknąć ustami wszelkie wyrzuty. Jeśli będzie musiał przyznać się do błędu, bez mrugnięcia to zrobi - w końcu Valverde wie, że i tak pod koniec dnia Bahena należy tylko do niego i tylko w jego ramionach niespokojnie zasypia. Że choćby oddalili się od siebie o cały kontynent, jakaś część Eliecera wciąż pozostanie przy nim.
       Ale Anibala nie ma w łóżku - śladów obecności darmo również szukać na tarasie, balkonie, w kuchni i w salonie. Apartament stoi przeraźliwie pusty; na blacie walają się resztki opakowań po jedzeniu, a butelki i kieliszki po winie zdobią krajobraz nad basenem. Opuszczone lokum straszy duchotą i przestrzenią, przypominając bardziej pokoje z thrillerów niż zamieszkały loft, w którym jeszcze parę godzin wcześniej Elia bez pamięci topił pomieszczenie w fali westchnień.
       Z drżącym sercem sprawdza szafę, jednak wszystkie walizki stoją na miejscu - znaczy wyszedł i wróci, i nie zostawi go tu samego. Resztką nadziei Eliecer wtapia twarz w zmiętoloną pościel, próbując wyczuć resztki ciepła, jednak poszewki chłodem pieszczą jego twarz. Anibala nie ma od dawna i ta myśl niepokojem przejmuje umysł chłopaka. Może tym razem przesadził, może powinien choć raz dać kochankowi tego, czego ten potrzebował i zostać z nim udając, że wszystko między nimi jest w jak najlepszym porządku i wcale nie grają w z góry straconą grę. Chore udawanie i śmieszne wręcz przywiązanie, tak patologicznie ich ze sobą splatają, ale przegrywają z podłą, ludzką złośliwością. Eliecer ściska w rękach pachnące ich zbliżeniem poszewki i z wściekłym krzykiem zrywa je z łóżka na ziemię. Drży na całym ciele, ledwie powstrzymując się, by czegoś nie rozwalić i nie zrobić krzywdy samemu sobie - za głupotę i upór godny szaleńca.
       Zsuwa się po framudze posłania na podłogę i opierając o nie plecami, zwiesza markotnie głowę. Był idiotą myśląc, że wróci jakby nigdy nic - choć zawsze działało, kiedyś musiał nastąpić przełom. Kiedyś jego poczynania musiały spotkać się ze ścianą, a psychika z karą. Zasłużył na ignorancję oraz samotność, na noc, w której nie dostaje tego, czego pragnął. To jego kara i pokuta.
       Poczucie winy rozbija się pod karmelową czupryną, gdy na dole słyszy charakterystyczne piknięcie karty, a tuż za nią szmer otwieranych drzwi. Zrywa się na równe nogi, by pobiec do kochanka i go przeprosić, szaleńczym biegiem dopada schodów, jednak u ich szczytu kamienieje. Lęk przed zranieniem i ośmieszeniem spina jego ciało, a duma przywraca na twarz szarą obojętność.
       Anibal też sobie na to zasłużył. To jego wina. To Ani teraz odszedł.
       Powoli i niby od niechcenia schodzi na dół. Dopiero po drodze zauważa, że koszulę ma nierówno zapiętą, a zmierzwione włosy tylko miejscami przyklepane. Na nadgarstku wciąż dostrzec można lekkie posinienia, a krok ma nierówny. Odchrząkuje nieznacznie, gdy starszy mężczyzna łapie z nim kontakt wzrokowy.
       - Będę udawał, że wyszedłeś biegać - stwierdza beznamiętnie, wpatrując się chłodno w zmęczone, ciemnobrązowe oczy. - Jakbyś mnie szukał, biorę prysznic. Wydaje mi się, że pościel wymaga zmiany, więc cieszę się, że zgłaszasz się na ochotnika, by poszukać zapasu.
       Gdy mówi, ledwie powstrzymuje głos od drżenia. Wciśnięte w kieszeni spodni dłonie zaciska do bólu, byle tylko nie pokazać po sobie najmniejszych oznak emocji. Oddycha ciężko, by przeklnąć pod nosem i bez słowa wyjaśnienia zniknąć u szczytu schodów, a z nich prostą drogą za drzwiami łazienki.


Ostatnio zmieniony przez I'm Sus. Sus Picious dnia 23/08/21, 11:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

which way to rome Empty Re: which way to rome {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach