Strona 2 z 2 • 1, 2
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
L o o k T i r e d & N a t a s i a
L o o k T i r e d & N a t a s i a
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
– A to, jak cię nazywam przy innych, pozostanie już moją tajemnicą. Może kiedyś się dowiesz – stwierdziła z rozbawieniem i błyskiem w oku.
Zajadała się swoim makaronem, zapewne nawet nie zdając sobie sprawy z tego, iż porcja była dość mała i bardzo szybko jedzenie zniknie z talerza. A szkoda, bo danie było naprawdę pyszne i gdyby nie fakt, że restauracja należała raczej do tych droższych i bardziej luksusowych, częściej by tutaj wpadała. A tak, musiała się zadowolić burgerem z popularnej sieci fastfoodowej. Ewentualnie czasem, gdy miała ochotę, wydawała nieco więcej na lepszej jakości burgera z frytkami. Cóż, lubiła burgery, to fakt. Ale gdyby było ją stać, postawiłaby na owoce morza czy nawet sushi. Nieczęsto jednak sobie na to pozwalała. Póki nie miała stałej pracy w zawodzie, była raczej zwolennikiem skromnego życia i oszczędzania. Choć nie można było powiedzieć, że oszczędziła niebywałą sumę. Większość wydawała na mieszkanie i na podstawowe środki do życia, jak jedzenie.
– Właściwie całkiem mi to odpowiada. Chyba nie dałabym rady odganiać natrętnych facetów na każdym kroku. Zamiast tego, robi to Annie. Niekoniecznie kręcą mnie jednonocne przygody, a jeśli chodzi o związek… Nie miałam okazji spotkać nikogo, kto skradłby mi serce – przyznała, sięgając po kieliszek z winem i na moment przerywając jedzenie.
Właściwie Christian poruszył bardzo ciekawy temat. Jakby nie patrzeć, Josie żyła w cieniu przyjaciółki, jeśli chodziło o płeć przeciwną. Nie miała zbytniego powodzenia głównie przez to, że mężczyźni zwracali uwagę głównie na nią. A jeśli już któryś chciał się z nią umówić, to tylko po to, aby jakoś zbliżyć się do Annie. Być może dlatego Josephine zwątpiła nieco w płeć męską… Każdy wydawał jej się być dokładnie taki sam. No… Do pewnego momentu.
– I kiedyś na pewno zaproszę. O ile satysfakcjonuje cię gotowanie w niewielkiej kawalerce – zaśmiała się, odstawiając niemalże pusty kieliszek i powracając do dania. Słuchała z zaciekawieniem opowieści Christiana na temat jego siostry, która wydała jej się bardzo interesującą osobą. Nie przypuszczała, iż ktoś, kto miał szansę na taki rozwój kariery, zwyczajnie z tego nie skorzystał. Karla jednak poszła własną drogą, nie czerpiąc zysku z bogatych rodziców, tylko prowadząc swój własny, mały biznes.
– Brzmi, jakbyście byli z dwóch różnych światów. Albo dwóch różnych matek – zaśmiała się jasnowłosa, zaciskając na moment usta. – Chętnie bym kiedyś spróbowała tych babeczek.
Rozmawiali tak jeszcze całkiem długo, dojadając swoje dania i dopijając całą butelkę alkoholu. Gdy wyszli, Josie zdecydowanie poczuła to wino. Nie była pijana, ani nawet wstawiona. Po prostu wiedziała, ze wypiła i to czuła. Niemniej, udali się na spacer do parku, o którym wspomniał Christian. Droga nie była długa, a sama trasa okazała się bardzo przyjemna. Podobnie, jak przechadzka po parku.
– Musisz mi częściej dawać alkohol, jak się widujemy. Robię się wtedy bardziej rozmowna – rzuciła z uśmiechem, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. Mimowolnie zerknęła na Christiana i zagryzła dolną wargę. – To znaczy, jeśli zamierzasz się jeszcze ze mną widywać. Zaraz może się okazać, że może jednak wolisz Annie, a ja jestem przepustką do jej serca.
Dopiero po wypowiedzeniu tych kilku zdań dotarło do niej, jak wielką idiotkę zaczynała z siebie robić. Westchnęła głośno i momentalnie odwróciła wzrok, czując, jak zaczynają ją piec policzki.
– Nie, zapomnij. Zaczynam gadać głupoty. Czasem nie potrafię ugryźć się w język, a chyba powinnam – mruknęła zmieszana, wymuszając słaby, zdenerwowany uśmiech. I wtedy poczuła coś mokrego na nosie. Zmarszczyła brwi i uniosła mimowolnie głowę, spoglądając w niego. Było już dość ciemno, więc niewiele dostrzegła, jednak chmury zaczynały bardziej przypominać te burzowe, aniżeli po prostu jesienne.
– Oho, chyba jednak nie taka przyjemna ta pogoda. Może jednak zawrócimy, dopóki się nie roz… – zaczęła, kiedy przerwało jej gwałtowne uderzenie zimnych kropel. Deszcz runął dosłownie znikąd. To znaczy, nie do końca znikąd, bo z tych burzowych chmur, jednak w ciągu kilku sekund rozpadało się na tyle, że razem z Christianem musieli biec do wyjścia z parku, aby znaleźć jakiekolwiek schronienie. Udało im się schować pod daszkiem jednej z lodziarni, która już od dobrego miesiąca była nieczynna. Natomiast daszek przy budce pozostał, a więc mogli z niego skorzystać.
– Cholera, nie spodziewałam się tego – mruknęła z delikatnym rozbawieniem, wyciskając z włosów nadmiar wody. – Szybki prysznic zaliczony. Nie wiedziałam, że tak się postarasz na tej randce – zaśmiała się, mimowolnie zerkając na Christiana. Jej płaszcz był przemoczony, podobnie jak cała reszta. A chłodny wiatr sprawiał, że nagle zrobiło jej się cholernie zimno. – Zamówię taksówkę. Ten deszcz to chyba znak, że czas się rozejść do domów.
Zajadała się swoim makaronem, zapewne nawet nie zdając sobie sprawy z tego, iż porcja była dość mała i bardzo szybko jedzenie zniknie z talerza. A szkoda, bo danie było naprawdę pyszne i gdyby nie fakt, że restauracja należała raczej do tych droższych i bardziej luksusowych, częściej by tutaj wpadała. A tak, musiała się zadowolić burgerem z popularnej sieci fastfoodowej. Ewentualnie czasem, gdy miała ochotę, wydawała nieco więcej na lepszej jakości burgera z frytkami. Cóż, lubiła burgery, to fakt. Ale gdyby było ją stać, postawiłaby na owoce morza czy nawet sushi. Nieczęsto jednak sobie na to pozwalała. Póki nie miała stałej pracy w zawodzie, była raczej zwolennikiem skromnego życia i oszczędzania. Choć nie można było powiedzieć, że oszczędziła niebywałą sumę. Większość wydawała na mieszkanie i na podstawowe środki do życia, jak jedzenie.
– Właściwie całkiem mi to odpowiada. Chyba nie dałabym rady odganiać natrętnych facetów na każdym kroku. Zamiast tego, robi to Annie. Niekoniecznie kręcą mnie jednonocne przygody, a jeśli chodzi o związek… Nie miałam okazji spotkać nikogo, kto skradłby mi serce – przyznała, sięgając po kieliszek z winem i na moment przerywając jedzenie.
Właściwie Christian poruszył bardzo ciekawy temat. Jakby nie patrzeć, Josie żyła w cieniu przyjaciółki, jeśli chodziło o płeć przeciwną. Nie miała zbytniego powodzenia głównie przez to, że mężczyźni zwracali uwagę głównie na nią. A jeśli już któryś chciał się z nią umówić, to tylko po to, aby jakoś zbliżyć się do Annie. Być może dlatego Josephine zwątpiła nieco w płeć męską… Każdy wydawał jej się być dokładnie taki sam. No… Do pewnego momentu.
– I kiedyś na pewno zaproszę. O ile satysfakcjonuje cię gotowanie w niewielkiej kawalerce – zaśmiała się, odstawiając niemalże pusty kieliszek i powracając do dania. Słuchała z zaciekawieniem opowieści Christiana na temat jego siostry, która wydała jej się bardzo interesującą osobą. Nie przypuszczała, iż ktoś, kto miał szansę na taki rozwój kariery, zwyczajnie z tego nie skorzystał. Karla jednak poszła własną drogą, nie czerpiąc zysku z bogatych rodziców, tylko prowadząc swój własny, mały biznes.
– Brzmi, jakbyście byli z dwóch różnych światów. Albo dwóch różnych matek – zaśmiała się jasnowłosa, zaciskając na moment usta. – Chętnie bym kiedyś spróbowała tych babeczek.
Rozmawiali tak jeszcze całkiem długo, dojadając swoje dania i dopijając całą butelkę alkoholu. Gdy wyszli, Josie zdecydowanie poczuła to wino. Nie była pijana, ani nawet wstawiona. Po prostu wiedziała, ze wypiła i to czuła. Niemniej, udali się na spacer do parku, o którym wspomniał Christian. Droga nie była długa, a sama trasa okazała się bardzo przyjemna. Podobnie, jak przechadzka po parku.
– Musisz mi częściej dawać alkohol, jak się widujemy. Robię się wtedy bardziej rozmowna – rzuciła z uśmiechem, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. Mimowolnie zerknęła na Christiana i zagryzła dolną wargę. – To znaczy, jeśli zamierzasz się jeszcze ze mną widywać. Zaraz może się okazać, że może jednak wolisz Annie, a ja jestem przepustką do jej serca.
Dopiero po wypowiedzeniu tych kilku zdań dotarło do niej, jak wielką idiotkę zaczynała z siebie robić. Westchnęła głośno i momentalnie odwróciła wzrok, czując, jak zaczynają ją piec policzki.
– Nie, zapomnij. Zaczynam gadać głupoty. Czasem nie potrafię ugryźć się w język, a chyba powinnam – mruknęła zmieszana, wymuszając słaby, zdenerwowany uśmiech. I wtedy poczuła coś mokrego na nosie. Zmarszczyła brwi i uniosła mimowolnie głowę, spoglądając w niego. Było już dość ciemno, więc niewiele dostrzegła, jednak chmury zaczynały bardziej przypominać te burzowe, aniżeli po prostu jesienne.
– Oho, chyba jednak nie taka przyjemna ta pogoda. Może jednak zawrócimy, dopóki się nie roz… – zaczęła, kiedy przerwało jej gwałtowne uderzenie zimnych kropel. Deszcz runął dosłownie znikąd. To znaczy, nie do końca znikąd, bo z tych burzowych chmur, jednak w ciągu kilku sekund rozpadało się na tyle, że razem z Christianem musieli biec do wyjścia z parku, aby znaleźć jakiekolwiek schronienie. Udało im się schować pod daszkiem jednej z lodziarni, która już od dobrego miesiąca była nieczynna. Natomiast daszek przy budce pozostał, a więc mogli z niego skorzystać.
– Cholera, nie spodziewałam się tego – mruknęła z delikatnym rozbawieniem, wyciskając z włosów nadmiar wody. – Szybki prysznic zaliczony. Nie wiedziałam, że tak się postarasz na tej randce – zaśmiała się, mimowolnie zerkając na Christiana. Jej płaszcz był przemoczony, podobnie jak cała reszta. A chłodny wiatr sprawiał, że nagle zrobiło jej się cholernie zimno. – Zamówię taksówkę. Ten deszcz to chyba znak, że czas się rozejść do domów.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 października 2023, piątek
Christian Farrell
Na dworze było dość przyjemnie. Christian miał nadzieję, że tak pozostanie, bo coś zerkał na pogodę, ale szczerze nie zagłębiał się w nią jakoś szczególnie. Liczył po prostu na cud i to, że nic nie zepsuje mu tej randki. Musiała być maksymalnie idealna, tak sobie założył i tego miał zamiar się trzymać.
- Mówisz? No dobra, to teraz na każde spotkanie będę przychodził z butelką wina. Za każdym razem będę wybierać inne, do czasu, aż znajdziemy swoje ulubione. - Uśmiechnął się. - Oj, spokojnie. Gdyby twoja przyjaciółka mnie interesowała, to zagadałbym do niej, a nie do ciebie. No i, wiesz, pamiętaj, że ją pierwszą krasnoludki wystalkowały na Instagramie. Dopiero potem dotarły do ciebie, więc nie musiałbym sobie wkładać w to tyle trudu, a jednak wybrałem ciebie. Chociaż "wybrałem" to głupie stwierdzenie na takim etapie znajomości. Po prostu wpadłaś mi w oko.
Zaśmiał się, kiedy dziewczyna się skrępowała. Trochę go to bawiło, bo on w sumie nigdy nie miał poczucia, że gadał za dużo. Raczej trzymał się tego, że nawet największe głupoty padające z jego ust mogły kogoś zainteresować, albo posłużyć mu do tego, żeby osiągnąć jakiś cel - czy to egzamin na studiach, czy urobienie jakiejś pijanej laski w barze na tyle, żeby dała się wyciągnąć na papierosa.
- Jak dla mnie nie gadasz głupot. Nie wiem jak przy innych, ale przy mnie możesz być po prostu sobą. Zresztą, mi też usta się nie zamykają i gdyby nie fakt, że troszeczkę się hamuję i mam filtr w głowie, to pewnie zagadałbym cię na śmieć i to ty nigdy więcej nie chciałabyś się ze mną spotkać.
Właśnie w tym momencie lunął ogromny deszcz. Christian ani trochę się tego nie spodziewał i od razu pobiegł za Josie, w stronę wyjścia z parku. Tam nie mieli szans na schronienie więc musieli się prędko ewakuować. Na szczęście tuż nieopodal znajdowała się zamknięta lodziarnia, która może i była zamknięta, ale zostawiła daszek, pod którym mogli się spokojnie schować.
- Tego szczerze mówiąc się absolutnie nie spodziewałem... I nie planowałem, słowo! Trochę wręcz popsuło mi to plan - odparł z rozbawieniem.
Widząc, że dziewczynie jest zimno, odruchowo chciał oddać jej swój płaszcz. W porę jednak przypomniał sobie, że i on zmókł niemal całkowicie, więc jedynie wyciągnął telefon, w celu zamówienia Ubera.
- Spokojnie, ja zamówię. Podaj mi tylko, proszę, swój zbliżony adres.
Uber podjechał po nich kilkanaście minut później. Trochę się naczekali, pewnie przez to nagłe oberwanie chmury mieli większy ruch niż zazwyczaj. Niemniej jednak byli już w drodze powrotnej, w ciepłym samochodzie, więc nie musieli się absolutnie niczym przejmować. Droga do domu Josephine upłynęła dość szybko. I mimo, że o niczym nie rozmawiali, bo obecność kierowcy obu ich krepowała, to cisza była dość komfortowa.
- Koniecznie weź gorącą kąpiel. I wstaw kwiaty do wazonu! I daj znać, czy się nie rozchorujesz. Nie, żebym się martwił, ale warto wiedzieć, kiedy powinienem zaprosić cię gdzieś drugi raz - powiedział i puścił do niej oczko, a od razu po zamknięciu się drzwi Uber pojechał dalej, pod jego dom.
- Mówisz? No dobra, to teraz na każde spotkanie będę przychodził z butelką wina. Za każdym razem będę wybierać inne, do czasu, aż znajdziemy swoje ulubione. - Uśmiechnął się. - Oj, spokojnie. Gdyby twoja przyjaciółka mnie interesowała, to zagadałbym do niej, a nie do ciebie. No i, wiesz, pamiętaj, że ją pierwszą krasnoludki wystalkowały na Instagramie. Dopiero potem dotarły do ciebie, więc nie musiałbym sobie wkładać w to tyle trudu, a jednak wybrałem ciebie. Chociaż "wybrałem" to głupie stwierdzenie na takim etapie znajomości. Po prostu wpadłaś mi w oko.
Zaśmiał się, kiedy dziewczyna się skrępowała. Trochę go to bawiło, bo on w sumie nigdy nie miał poczucia, że gadał za dużo. Raczej trzymał się tego, że nawet największe głupoty padające z jego ust mogły kogoś zainteresować, albo posłużyć mu do tego, żeby osiągnąć jakiś cel - czy to egzamin na studiach, czy urobienie jakiejś pijanej laski w barze na tyle, żeby dała się wyciągnąć na papierosa.
- Jak dla mnie nie gadasz głupot. Nie wiem jak przy innych, ale przy mnie możesz być po prostu sobą. Zresztą, mi też usta się nie zamykają i gdyby nie fakt, że troszeczkę się hamuję i mam filtr w głowie, to pewnie zagadałbym cię na śmieć i to ty nigdy więcej nie chciałabyś się ze mną spotkać.
Właśnie w tym momencie lunął ogromny deszcz. Christian ani trochę się tego nie spodziewał i od razu pobiegł za Josie, w stronę wyjścia z parku. Tam nie mieli szans na schronienie więc musieli się prędko ewakuować. Na szczęście tuż nieopodal znajdowała się zamknięta lodziarnia, która może i była zamknięta, ale zostawiła daszek, pod którym mogli się spokojnie schować.
- Tego szczerze mówiąc się absolutnie nie spodziewałem... I nie planowałem, słowo! Trochę wręcz popsuło mi to plan - odparł z rozbawieniem.
Widząc, że dziewczynie jest zimno, odruchowo chciał oddać jej swój płaszcz. W porę jednak przypomniał sobie, że i on zmókł niemal całkowicie, więc jedynie wyciągnął telefon, w celu zamówienia Ubera.
- Spokojnie, ja zamówię. Podaj mi tylko, proszę, swój zbliżony adres.
Uber podjechał po nich kilkanaście minut później. Trochę się naczekali, pewnie przez to nagłe oberwanie chmury mieli większy ruch niż zazwyczaj. Niemniej jednak byli już w drodze powrotnej, w ciepłym samochodzie, więc nie musieli się absolutnie niczym przejmować. Droga do domu Josephine upłynęła dość szybko. I mimo, że o niczym nie rozmawiali, bo obecność kierowcy obu ich krepowała, to cisza była dość komfortowa.
- Koniecznie weź gorącą kąpiel. I wstaw kwiaty do wazonu! I daj znać, czy się nie rozchorujesz. Nie, żebym się martwił, ale warto wiedzieć, kiedy powinienem zaprosić cię gdzieś drugi raz - powiedział i puścił do niej oczko, a od razu po zamknięciu się drzwi Uber pojechał dalej, pod jego dom.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
[size=41]Josephine Waller[/size]
8 listopada 2023, środa
Randka z Christianem okazała się być bardzo przyjemna. Głównie rozmawiali, a kolacja była jedynie dodatkiem. I całkiem się to Josie podobało. Mogła dzięki temu lepiej poznać Farrella. No zaliczyli już wspólny bieg w deszczu, co było całkiem zabawne, gdy się na to patrzyło z perspektywy czasu. Wtedy jednak Josie nie było do śmiechu, zważając na to, że była cała przemoczona i modliła się, aby przypadkiem się nie rozchorować.
Na szczęście nic takiego się nie stało.
Oczywiście po powrocie, Josephine wstawiła kwiaty do wazonu, które zajęły honorowe miejsce na jej stoliku kawowym w salonie. Przesłała też zdjęcie Christianowi na dowód, że rzeczywiście je tam włożyła. I musiała przyznać, że trzymały się całkiem długo. Wiedziała, że w końcu zwiędną, więc wzięła trzy płatki, aby je ususzyć. Tak o, na pamiątkę. Była dość sentymentalna i miała nadzieję, że kiedy spojrzy na nie za kilka lat, przypomni sobie ten wypad. Oczywiście nie wiązała żadnej przyszłości z Christianem, ale wspomnienie było na wagę złota.
Po kilku dniach umówili się znowu. Tym razem Chris zabrał Waller na degustację win z całego świata. Z początku było nieco sztywno, ale po kilku lampkach, towarzystwo nieco się rozkręciło. Josie złapała świetny kontakt ze starszym panem, który zabrał swoją żonę na ich pięćdziesiątą rocznicę ślubu na właśnie taką degustację. Tak świetnie im się rozmawiało, że nawet nie zauważyła, gdy tuż za nią pojawił się prowadzący całe to przedsięwzięcie. Dziewczyna oczywiście trzymała kieliszek, który niefortunnie się przechylił i rozlał, pozostawiając na białej koszuli prowadzącego idealnie czerwoną plamę.
Z początku było jej głupio, ale potem, idąc chodnikiem z Christianem, oboje nie mogli powstrzymać śmiechu na samą myśl o minie tamtego mężczyzny. Było bardzo przyjemnie, ale oboje w międzyczasie zgłodnieli. Zaszli więc francuskiej kawiarni, która akurat była po drodze i kupili sobie po croissancie z nadzieniem pistacjowym oraz czekoladowym.
Wyjątkowo nie brali taksówki, bo pogoda dopisywała. Christian odprowadził wtedy Josie pod dom, pożegnali się i… Cóż, dziewczyna nie mogła doczekać się następnego spotkania. Naprawdę polubiła Chrisa i nawet jeśli miałoby z tego nic nie wyjść, to liczyła, że mogliby zostać chociaż przyjaciółmi.
Na kolejne spotkanie to Josie zaprosiła Farrella. Zaproponowała wyjście do kawiarni na kawę i ciastko. Uznała, że powinni zachować jakąś równowagę. Josie uwielbiała wszelkie ciasta z owocami, nieco kwaśne, dlatego wzięła kruche z czarną porzeczką i najzwyklejsze latte. Chris postawił na nieco słodszą kawę i ciasto czekoladowe. Mieli wtedy okazję do masy rozmów, bo Farrell należał do osób naprawdę gadatliwych i potrafił szybko podłapać, albo zarzucić temat. Josie również czuła się przy nim coraz swobodniej i mówiła coraz więcej. Nawet bez wina.
I tak minął niemalże miesiąc, odkąd zwyczajna studentka poznała przystojnego korporacyjnego buda, z którym widywała się do dziś.
Tego dnia jednak nie miała najlepszego humoru. Była zmęczona po kilku godzinach na uczelni, a potem po kolejnych kilku w pracy. Klienci dobijali ją niesamowicie, a ponadto, w Cukierkolandzie pojawiła się szefowa, która również miała paskudny dzień. Opieprzyła Josie właściwie bez powodu, mówiąc przy tym, żeby zapomniała o premii w tym miesiącu.
Wróciła do domu koło dwudziestej dwadzieścia i była nie dość, że zmęczona, to jeszcze wściekła. Rzuciła torbę w kąt i niemal od razu ruszyła do kuchni. Nie miała ochoty nic jeść, zamiast tego wyciągnęła kieliszek i nalała sobie sporą lampkę wina. Usiadła na kanapie, a potem wyciągnęła z kieszeni spodni telefon. Widziała już wcześniej, że Chris do niej pisał, ale nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Dlatego i tym razem mu nie odpisała. Zastanawiała się, czy powinna zadzwonić do Annie… Po krótkim namyśle, wybrała numer do przyjaciółki.
– No hej, co tam? – spytała, a właściwie niemal wykrzyczała do słuchawki rudowłosa. W tle było słychać głośną muzykę i śmiechy.
– Hej. Wyszłaś gdzieś? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Waller, marszcząc przy tym brwi. Odpowiedź była oczywista, a pytanie jedynie formalnością.
– No tak. Mówiłam ci kilka dni temu o tym wypadzie z dziewczynami. Miałaś być – zauważyła bardzo trafnie Annie.
– Zapomniałam… – mruknęła blondynka. – Jestem ostatnio cholernie zmęczona. Chyba sobie odpuszczę.
– Josie – zaczęła Whiterspoon. – Wszystko okej? Coś nie tak z Christianem? Ostatnio widywaliście się kilka razy… Zrobił coś nieodpowiedniego? – spytała zmartwiona. Josie zacisnęła usta i milczała przez moment.
– Nie, wszystko w porządku. Serio mam dzisiaj podły nastrój. Zgadamy się jutro, dobra? – mruknęła do telefonu. Annie przytaknęła, mówiąc jeszcze, aby w razie co dzwoniła, a ona przyjedzie od razu. Była naprawdę kochaną i lojalną przyjaciółką, na którą zapewne Josie nie zasłużyła.
Dziewczyna wypiła połowę butelki wina, oglądając z nieuwagą serial “Przyjaciele”. Perypetie i problemy innych ludzi wyjątkowo ją odprężały. Minęła tak ponad godzina, aż w końcu blondynka chwyciła telefon. Weszła w czat z Christianem, wahając się przez moment.
“Sorki, że się nie odzywałam, ale najchętniej wyrzuciłabym ten telefon przez okno”
“Okropny dzień. Doszło już nawet do tego, że zaczęłam upijać się w samotności we własnym mieszkaniu, oglądając sitcom. Porażka”
Na szczęście nic takiego się nie stało.
Oczywiście po powrocie, Josephine wstawiła kwiaty do wazonu, które zajęły honorowe miejsce na jej stoliku kawowym w salonie. Przesłała też zdjęcie Christianowi na dowód, że rzeczywiście je tam włożyła. I musiała przyznać, że trzymały się całkiem długo. Wiedziała, że w końcu zwiędną, więc wzięła trzy płatki, aby je ususzyć. Tak o, na pamiątkę. Była dość sentymentalna i miała nadzieję, że kiedy spojrzy na nie za kilka lat, przypomni sobie ten wypad. Oczywiście nie wiązała żadnej przyszłości z Christianem, ale wspomnienie było na wagę złota.
Po kilku dniach umówili się znowu. Tym razem Chris zabrał Waller na degustację win z całego świata. Z początku było nieco sztywno, ale po kilku lampkach, towarzystwo nieco się rozkręciło. Josie złapała świetny kontakt ze starszym panem, który zabrał swoją żonę na ich pięćdziesiątą rocznicę ślubu na właśnie taką degustację. Tak świetnie im się rozmawiało, że nawet nie zauważyła, gdy tuż za nią pojawił się prowadzący całe to przedsięwzięcie. Dziewczyna oczywiście trzymała kieliszek, który niefortunnie się przechylił i rozlał, pozostawiając na białej koszuli prowadzącego idealnie czerwoną plamę.
Z początku było jej głupio, ale potem, idąc chodnikiem z Christianem, oboje nie mogli powstrzymać śmiechu na samą myśl o minie tamtego mężczyzny. Było bardzo przyjemnie, ale oboje w międzyczasie zgłodnieli. Zaszli więc francuskiej kawiarni, która akurat była po drodze i kupili sobie po croissancie z nadzieniem pistacjowym oraz czekoladowym.
Wyjątkowo nie brali taksówki, bo pogoda dopisywała. Christian odprowadził wtedy Josie pod dom, pożegnali się i… Cóż, dziewczyna nie mogła doczekać się następnego spotkania. Naprawdę polubiła Chrisa i nawet jeśli miałoby z tego nic nie wyjść, to liczyła, że mogliby zostać chociaż przyjaciółmi.
Na kolejne spotkanie to Josie zaprosiła Farrella. Zaproponowała wyjście do kawiarni na kawę i ciastko. Uznała, że powinni zachować jakąś równowagę. Josie uwielbiała wszelkie ciasta z owocami, nieco kwaśne, dlatego wzięła kruche z czarną porzeczką i najzwyklejsze latte. Chris postawił na nieco słodszą kawę i ciasto czekoladowe. Mieli wtedy okazję do masy rozmów, bo Farrell należał do osób naprawdę gadatliwych i potrafił szybko podłapać, albo zarzucić temat. Josie również czuła się przy nim coraz swobodniej i mówiła coraz więcej. Nawet bez wina.
I tak minął niemalże miesiąc, odkąd zwyczajna studentka poznała przystojnego korporacyjnego buda, z którym widywała się do dziś.
Tego dnia jednak nie miała najlepszego humoru. Była zmęczona po kilku godzinach na uczelni, a potem po kolejnych kilku w pracy. Klienci dobijali ją niesamowicie, a ponadto, w Cukierkolandzie pojawiła się szefowa, która również miała paskudny dzień. Opieprzyła Josie właściwie bez powodu, mówiąc przy tym, żeby zapomniała o premii w tym miesiącu.
Wróciła do domu koło dwudziestej dwadzieścia i była nie dość, że zmęczona, to jeszcze wściekła. Rzuciła torbę w kąt i niemal od razu ruszyła do kuchni. Nie miała ochoty nic jeść, zamiast tego wyciągnęła kieliszek i nalała sobie sporą lampkę wina. Usiadła na kanapie, a potem wyciągnęła z kieszeni spodni telefon. Widziała już wcześniej, że Chris do niej pisał, ale nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Dlatego i tym razem mu nie odpisała. Zastanawiała się, czy powinna zadzwonić do Annie… Po krótkim namyśle, wybrała numer do przyjaciółki.
– No hej, co tam? – spytała, a właściwie niemal wykrzyczała do słuchawki rudowłosa. W tle było słychać głośną muzykę i śmiechy.
– Hej. Wyszłaś gdzieś? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Waller, marszcząc przy tym brwi. Odpowiedź była oczywista, a pytanie jedynie formalnością.
– No tak. Mówiłam ci kilka dni temu o tym wypadzie z dziewczynami. Miałaś być – zauważyła bardzo trafnie Annie.
– Zapomniałam… – mruknęła blondynka. – Jestem ostatnio cholernie zmęczona. Chyba sobie odpuszczę.
– Josie – zaczęła Whiterspoon. – Wszystko okej? Coś nie tak z Christianem? Ostatnio widywaliście się kilka razy… Zrobił coś nieodpowiedniego? – spytała zmartwiona. Josie zacisnęła usta i milczała przez moment.
– Nie, wszystko w porządku. Serio mam dzisiaj podły nastrój. Zgadamy się jutro, dobra? – mruknęła do telefonu. Annie przytaknęła, mówiąc jeszcze, aby w razie co dzwoniła, a ona przyjedzie od razu. Była naprawdę kochaną i lojalną przyjaciółką, na którą zapewne Josie nie zasłużyła.
Dziewczyna wypiła połowę butelki wina, oglądając z nieuwagą serial “Przyjaciele”. Perypetie i problemy innych ludzi wyjątkowo ją odprężały. Minęła tak ponad godzina, aż w końcu blondynka chwyciła telefon. Weszła w czat z Christianem, wahając się przez moment.
“Sorki, że się nie odzywałam, ale najchętniej wyrzuciłabym ten telefon przez okno”
“Okropny dzień. Doszło już nawet do tego, że zaczęłam upijać się w samotności we własnym mieszkaniu, oglądając sitcom. Porażka”
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
8 listopada 2023, środa
Christian Farrell
Ostatnie tygodnie Christian spędzał głównie w towarzystwie Josephine. I może widzieli się tylko dwa razy, ale w międzyczasie niemalże non stop ze sobą pisali, więc czuł się tak, jakby realnie była obecna w jego życiu. Dalej podtrzymywał to, że była naprawdę sympatyczna i lubił z nią rozmawiać - bał się, że przy dłuższej znajomości coś się zmieni, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Teraz już na sto procent mógł sobie odpuścić stresy o tym, że wybrał złą dziewczynę. Wybrał wręcz idealnie i może nawet odrobinę jej współczuł, że ona musiała trafić akurat na niego. Zwłaszcza, że z wielu rozmów wywnioskował, że ona zbyt wiele przed nim nie randkowała. Cóż, lubił ją, ale nie na tyle, żeby miał serce i odpuścił - stała się częścią jego planu, a on musiał wykonać plan wręcz bezbłędnie, żeby osiągnąć zamierzony sobie cel. Nienawidził przegrywania i bał się, że za drugim podejściem mógłby już nie mieć takiego szczęścia co do charakteru swojej "wybranki". Ale, żeby nie było - Josie była też ładna. Może zbyt grzeczna i skromna, ale ładna i gdyby tylko wymieniła część swojej garderoby, to mogłaby wyglądać rewelacyjnie. No ale kim był Christian w jej życiu, żeby dyrygować tym, co ma na siebie zakładać? No właśnie, absolutnie nikim. Już i tak wystarczająco planował zburzyć jej spokojne życie, więc niech się chociaż dziewczyna ubiera jak tam chce.
Z racji tego, że Farrell dawno nie był na żadnej imprezie, trochę się za tym stęsknił. Zastanawiał się, kiedy był najlepszy dzień na odrobienie strat. Nie chciał wybierać piątku, bo wtedy zwykle widział się z Josephine. A przecież nie planował jej powiedzieć o swoim wyjściu do baru, więc musiał wycelować sobie taki dzień, który nie będzie kolidował. I tak właśnie padło na środę.
Christian podczas szykowania się do wyjścia wysyłał parę wiadomości do dziewczyny. Nie, żeby był jakoś specjalnie namolny czy jej spamował - po prostu był takim typem człowieka, który gdy tylko coś mu się przypomniało - pisał. I miał gdzieś to, czy druga osoba odczytała poprzednie wiadomości, nie miał też o to żalu - chciał się podzielić czymś nowym zanim o tym zapomni, i tyle. Pierwszy raz zdarzyło mu się, żeby jego nowa koleżanka milczała aż tyle, ale spoko, to nawet było mu na rękę. Może dzięki temu nie będzie musiał skłamać ani słowa? O całym wyjściu nie wspomni i tyle, więc wychodziło prawie tak, jakby był stuprocentowo szczery!
Dzisiaj znowu był ubrany w golf, tym razem ciemnobrązowy. Kłamał z tymi kolorami, jeśli tylko brąz zaliczał się do szalonych kolorów - to zdecydowanie posiadał je w szafie, tak samo jak beż. Wybrał zupełnie inny bar niż poprzednio. Miał na uwadze to, że znajomi Josie tam chodzili, a nie chciał zaliczyć żadnej niepotrzebnej wpadki.
Od razu podszedł do baru i zamówił sobie whisky. Lubił zaczynać od tego alkoholu, nie klepał go aż tak mocno, a i smak był całkiem znośny. Dzisiaj nie rozglądał się za nikim. Dzisiaj chciał, żeby to ktoś rozejrzał się za nim i... długo nie musiał czekać.
- Prawie się nabrałam na to, że nie masz towarzystwa.
Christian od razu się rozejrzał, a zaraz potem zmierzył dziewczynę wzorkiem. Wysoka, długie czarne włosy i pięknie uwydatnione kości policzkowe. Mógł znieść ten słaby podryw.
- A mam towarzystwo?
- Teraz już tak. - Usiadła na stołku obok niego.
- Dość spostrzegawcza uwaga - odpowiedział z tym swoim zadziornym uśmieszkiem i zawołał barmana. - Będzie jedno mohito i jeszcze jedna whisky - zamówił i wrócił wzorkiem do nieznajomej. - Wyglądasz, jakbyś lubiła mohito. Trafiłem?
- Nie dość że przystojny, to jeszcze ma nosa do ludzi.
- Staram się. Christian, miło mi poznać.
Po paru drinkach, szklankach whisky i rzucaniu do siebie non stop nieco żenującymi, ale działającymi tekstami na podryw, Farrell zaprosił nieznajomą na papierosa. Był już na tyle pijany, że nie chciało mu się tam siedzieć. Im więcej alkoholu w siebie wlewał, tym bardziej miał ochotę się odizolować.
- Palisz? - zapytał, wyciągając w stronę dziewczyny paczkę z papierosami.
Ta nic nie odpowiedziała, jedynie zabrała jednego papierosa i pozwoliła, żeby Christian jej go zapalił.
- Zawsze jesteś taki szarmancki, czy to tylko taka gra? Ciężko ciebie rozgryźć.
- Nie jestem od tego, żeby mnie rozgryzać. Zwyczajnie wystarczy zaakceptować to, jaki jestem. Ale skoro nie podoba ci się moja szarmanckość, to pewnie spodoba ci się fakt, że wyglądasz niezwykle seksownie, kiedy taka pół-zmęczona palisz tego papierosa?
Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się nieznacznie. Trafił w punkt.
- Tak właśnie myślałem. Powiesz mi która godzina? - zapytał, wyrzucając niedopałek.
Ta od razu wyciągnęła telefon i zaświeciła wyświetlacz. Na tapecie miała swoje własne zdjęcie, wraz z jakimś gościem - oj, nieładnie. Christian jedynie uśmiechnął się z politowaniem.
- Mogłaś chociaż ją zmienić, teraz będę czuć, że ten gość cały czas na mnie patrzy.
- Co z oczu, to z serca, nieprawdaż?
Cóż, myśląc w tym momencie o Josie nie mógł się nie zgodzić. Ale stop, bo nie chciał o niej myśleć.
- Serce by mu pewnie pękło. - Wzruszył ramionami. - Widziałaś kiedyś to piękne miasto z okien wysokiego wieżowca?
Nie minęło dziesięć minut, a on i nieznajoma już siedzieli w taksówce i jechali do niego do domu. Lubił zapraszać tam... różne osoby, powiedzmy. Każdemu zawsze ten apartament imponował, a poza tym miał niezwykle wygodne łóżko i faktycznie piękny widok z okien. Kochał się do niego budzić.
- I które piętro jest twoje? - zapytała dziewczyna, kiedy wysiedli już z auta.
- Wsiądź do windy i się przekonaj.
Jego mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszcza i otworzył drzwi.
- Witam w moich skromnych progach. Możesz się rozejrzeć, bo wydaje mi się, że zostaniesz tutaj na noc - powiedział dość śmiało i uśmiechnął się nieznacznie, udając zagubionego. - Hm, powiedziałem to na głos? Ale wtopa. Teraz znasz moje brudne zamiary.
Dziewczyna jedynie wywróciła oczami, ale dalej wydawała się niezwykle rozbawiona i zadowolona z tego, w jakim położeniu się znajdowała.
- Czyżbym wpadła w twoje sidła? - Ściągnęła płaszcz. - Podobają mi się te sidła - dokończyła zaraz, a ich usta się złączyły.
Nie potrzeba było dużo czasu - właściwie były to sekundy, w których oboje przenieśli się do sypialni, a raczej części wydzielonej na sypialnię. Farrell delikatnie popchnął dziewczynę w stronę łóżka i pochylił się nad nią. Miał właśnie zamiar pozbawić ją ubrania, ale w tej samej sekundzie telefon w tylnej kieszeni jego spodni zawibrował. Nawet nie miał pojęcia czemu go wyjął i czemu sprawdził to durne powiadomienie. Na ekranie bowiem wyświetliła się wiadomość od Josie. W skrócie przepraszała go za cały dzień milczenia i dość jasno dała znać o swoim kiepskim humorze. Ja pierdolę.
- Przeszkadzam ci?
Christian potrząsnął głową, jakby chcąc wrócić z powrotem do realnego świata. Zmrużył oczy i zastanowił się przez ułamek sekundy.
- Właściwie to... tak - powiedział najspokojniejszym na świecie głosem, jakby sytuacja, do której doprowadził była najnormalniejszą na świecie. - Trafisz na dól, nie?
- Słucham? Chyba sobie ze mnie żartujesz w tym momencie. Zgarniasz mnie z baru, zapraszasz do siebie i w ostatniej chwili wyganiasz?
- No... W sumie to tak. Ale nie martw się, twój chłopak z pewnością chętnie cię wyrucha.
Niecałą godzinę później Christian wysiadał z kolejnego Ubera, prosto przed domem Josie. Ostatnio odprowadzał ją już pod same drzwi, stąd znał adres. Bez problemu wszedł na klatkę i trafił pod odpowiednie drzwi. Zapukał i czekał, aż Josephine mu otworzy.
- Przywiozłem ci McFlurry. I tak, jestem dość mocno pijany. Ale mówiłaś, że nie masz humoru, więc chyba świetnie się składa?
Z racji tego, że Farrell dawno nie był na żadnej imprezie, trochę się za tym stęsknił. Zastanawiał się, kiedy był najlepszy dzień na odrobienie strat. Nie chciał wybierać piątku, bo wtedy zwykle widział się z Josephine. A przecież nie planował jej powiedzieć o swoim wyjściu do baru, więc musiał wycelować sobie taki dzień, który nie będzie kolidował. I tak właśnie padło na środę.
Christian podczas szykowania się do wyjścia wysyłał parę wiadomości do dziewczyny. Nie, żeby był jakoś specjalnie namolny czy jej spamował - po prostu był takim typem człowieka, który gdy tylko coś mu się przypomniało - pisał. I miał gdzieś to, czy druga osoba odczytała poprzednie wiadomości, nie miał też o to żalu - chciał się podzielić czymś nowym zanim o tym zapomni, i tyle. Pierwszy raz zdarzyło mu się, żeby jego nowa koleżanka milczała aż tyle, ale spoko, to nawet było mu na rękę. Może dzięki temu nie będzie musiał skłamać ani słowa? O całym wyjściu nie wspomni i tyle, więc wychodziło prawie tak, jakby był stuprocentowo szczery!
Dzisiaj znowu był ubrany w golf, tym razem ciemnobrązowy. Kłamał z tymi kolorami, jeśli tylko brąz zaliczał się do szalonych kolorów - to zdecydowanie posiadał je w szafie, tak samo jak beż. Wybrał zupełnie inny bar niż poprzednio. Miał na uwadze to, że znajomi Josie tam chodzili, a nie chciał zaliczyć żadnej niepotrzebnej wpadki.
Od razu podszedł do baru i zamówił sobie whisky. Lubił zaczynać od tego alkoholu, nie klepał go aż tak mocno, a i smak był całkiem znośny. Dzisiaj nie rozglądał się za nikim. Dzisiaj chciał, żeby to ktoś rozejrzał się za nim i... długo nie musiał czekać.
- Prawie się nabrałam na to, że nie masz towarzystwa.
Christian od razu się rozejrzał, a zaraz potem zmierzył dziewczynę wzorkiem. Wysoka, długie czarne włosy i pięknie uwydatnione kości policzkowe. Mógł znieść ten słaby podryw.
- A mam towarzystwo?
- Teraz już tak. - Usiadła na stołku obok niego.
- Dość spostrzegawcza uwaga - odpowiedział z tym swoim zadziornym uśmieszkiem i zawołał barmana. - Będzie jedno mohito i jeszcze jedna whisky - zamówił i wrócił wzorkiem do nieznajomej. - Wyglądasz, jakbyś lubiła mohito. Trafiłem?
- Nie dość że przystojny, to jeszcze ma nosa do ludzi.
- Staram się. Christian, miło mi poznać.
Po paru drinkach, szklankach whisky i rzucaniu do siebie non stop nieco żenującymi, ale działającymi tekstami na podryw, Farrell zaprosił nieznajomą na papierosa. Był już na tyle pijany, że nie chciało mu się tam siedzieć. Im więcej alkoholu w siebie wlewał, tym bardziej miał ochotę się odizolować.
- Palisz? - zapytał, wyciągając w stronę dziewczyny paczkę z papierosami.
Ta nic nie odpowiedziała, jedynie zabrała jednego papierosa i pozwoliła, żeby Christian jej go zapalił.
- Zawsze jesteś taki szarmancki, czy to tylko taka gra? Ciężko ciebie rozgryźć.
- Nie jestem od tego, żeby mnie rozgryzać. Zwyczajnie wystarczy zaakceptować to, jaki jestem. Ale skoro nie podoba ci się moja szarmanckość, to pewnie spodoba ci się fakt, że wyglądasz niezwykle seksownie, kiedy taka pół-zmęczona palisz tego papierosa?
Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się nieznacznie. Trafił w punkt.
- Tak właśnie myślałem. Powiesz mi która godzina? - zapytał, wyrzucając niedopałek.
Ta od razu wyciągnęła telefon i zaświeciła wyświetlacz. Na tapecie miała swoje własne zdjęcie, wraz z jakimś gościem - oj, nieładnie. Christian jedynie uśmiechnął się z politowaniem.
- Mogłaś chociaż ją zmienić, teraz będę czuć, że ten gość cały czas na mnie patrzy.
- Co z oczu, to z serca, nieprawdaż?
Cóż, myśląc w tym momencie o Josie nie mógł się nie zgodzić. Ale stop, bo nie chciał o niej myśleć.
- Serce by mu pewnie pękło. - Wzruszył ramionami. - Widziałaś kiedyś to piękne miasto z okien wysokiego wieżowca?
Nie minęło dziesięć minut, a on i nieznajoma już siedzieli w taksówce i jechali do niego do domu. Lubił zapraszać tam... różne osoby, powiedzmy. Każdemu zawsze ten apartament imponował, a poza tym miał niezwykle wygodne łóżko i faktycznie piękny widok z okien. Kochał się do niego budzić.
- I które piętro jest twoje? - zapytała dziewczyna, kiedy wysiedli już z auta.
- Wsiądź do windy i się przekonaj.
Jego mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszcza i otworzył drzwi.
- Witam w moich skromnych progach. Możesz się rozejrzeć, bo wydaje mi się, że zostaniesz tutaj na noc - powiedział dość śmiało i uśmiechnął się nieznacznie, udając zagubionego. - Hm, powiedziałem to na głos? Ale wtopa. Teraz znasz moje brudne zamiary.
Dziewczyna jedynie wywróciła oczami, ale dalej wydawała się niezwykle rozbawiona i zadowolona z tego, w jakim położeniu się znajdowała.
- Czyżbym wpadła w twoje sidła? - Ściągnęła płaszcz. - Podobają mi się te sidła - dokończyła zaraz, a ich usta się złączyły.
Nie potrzeba było dużo czasu - właściwie były to sekundy, w których oboje przenieśli się do sypialni, a raczej części wydzielonej na sypialnię. Farrell delikatnie popchnął dziewczynę w stronę łóżka i pochylił się nad nią. Miał właśnie zamiar pozbawić ją ubrania, ale w tej samej sekundzie telefon w tylnej kieszeni jego spodni zawibrował. Nawet nie miał pojęcia czemu go wyjął i czemu sprawdził to durne powiadomienie. Na ekranie bowiem wyświetliła się wiadomość od Josie. W skrócie przepraszała go za cały dzień milczenia i dość jasno dała znać o swoim kiepskim humorze. Ja pierdolę.
- Przeszkadzam ci?
Christian potrząsnął głową, jakby chcąc wrócić z powrotem do realnego świata. Zmrużył oczy i zastanowił się przez ułamek sekundy.
- Właściwie to... tak - powiedział najspokojniejszym na świecie głosem, jakby sytuacja, do której doprowadził była najnormalniejszą na świecie. - Trafisz na dól, nie?
- Słucham? Chyba sobie ze mnie żartujesz w tym momencie. Zgarniasz mnie z baru, zapraszasz do siebie i w ostatniej chwili wyganiasz?
- No... W sumie to tak. Ale nie martw się, twój chłopak z pewnością chętnie cię wyrucha.
Niecałą godzinę później Christian wysiadał z kolejnego Ubera, prosto przed domem Josie. Ostatnio odprowadzał ją już pod same drzwi, stąd znał adres. Bez problemu wszedł na klatkę i trafił pod odpowiednie drzwi. Zapukał i czekał, aż Josephine mu otworzy.
- Przywiozłem ci McFlurry. I tak, jestem dość mocno pijany. Ale mówiłaś, że nie masz humoru, więc chyba świetnie się składa?
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Ten dzień był katastrofą. Josie miała pecha, to był akurat powszechnie znany fakt, ale dawno nie miała tak podłego humoru. Najchętniej zakopałaby się pod kocem i nie wychodziła z niego przez najbliższe kilka dni. Nie miała kompletnie ochoty na wszelkie rozmowy, ani interakcje z ludźmi. Nie, kiedy mogłaby powiedzieć o kilka słów za dużo. Zwłaszcza, że Annie miała masę znajomych i poniekąd byli to również znajomi Josephine, choć ona nie trzymała się z nimi aż tak blisko. Widywała się z nimi jedynie na imprezach, albo na zajęciach. O ile decydowali się przychodzić, prowadząc tak rozpustne życie.
Christian nie odpisywał, co było raczej zrozumiałe. Godzina była dość późna, był środek tygodnia. No i… Josie zlewała go przez niemalże cały dzień. Widocznie zasłużyła na ten brak odpowiedzi z jego strony. Zamiast więc czekać na smsa, skupiła się na oglądaniu serialu i piciu wina. Gdy dobiła do połowy butelki, przestała już się bawić w kieliszki. Piła z gwinta, nie czując, że alkohol jakkolwiek na nią działa. Potrzebowała go zdecydowanie więcej, jeśli chciała zapić smutki.
Wtedy też usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła delikatnie brwi, spodziewając się, iż to Annie postanowiła wcześniej wyjść z imprezy. Wstała dość niechętnie, nadal dzierżąc w dłoni butelkę z winem i poszła otworzyć drzwi. Jednak widok, który tam zastała, mocno ją zaskoczył.
Spoglądała przez chwilę w milczeniu na Christiana z delikatnie rozchylonymi wargami. Nie wiedzieć czemu, jej serce zabiło szybciej. Co on tutaj robił? – pomyślała. Spodziewałaby się każdego, jednak nie jego i nie o tej porze. Zwłaszcza, że nie miała okazji jeszcze zaprosić go do siebie.
Otrząsnęła się dopiero po kilku długich sekundach. Zacisnęła usta i zrobiła miejsce w przejściu, rozchylając szerzej drzwi.
– Ja mam tylko pozostałości wina i jakąś niedobrą whisky. I, jak na złość, jestem trzeźwa – mruknęła, unosząc rękę, w której trzymała butelkę i wpuszczając mężczyznę do środka. Christian ściągnął buty i odwiesił kurtkę na wieszak, przekazując Josie zapakowane lody. – Dzięki. Chyba właśnie tego mi było teraz trzeba.
Weszli głębiej do salonu, a Waller po drodze zgarnęła łyżkę z kuchni. Była zwolenniczką jedzenia lodów dużą łyżką, a nie tą małą, przznaczoną do deserów. Tak lepiej smakowało. Odstawiła więc lody i butelkę na stoliku i zacisnęła usta, mimowolnie rozglądając się po pomieszczeniu.
– Trochę nie spodziewałam się gości. Sorry za bałagan. Po całym dniu zapieprzania nawet nie chciało mi się sprzątać – mruknęła, wbijając spojrzenie w Christiana, który zajął miejsce na kanapie. Rzeczywiście był dość mocno pijany, mimo że był środek tygodnia. Josie jednak nie zastanawiała się nad tym do tej pory. Coś innego zwróciło jej uwagę, a mianowicie jej czerwony, delikatnie prześwitujący stanik na podłokietniku kanapy.
Momentalnie poczuła, jak zaczynają ją piec policzki. Zgarnęła bieliznę błyskawicznie, jakby w nadziei, iż Christian jeszcze nie zdążył zwrócić na nią uwagi.
– Kurczę, zapomniałam o tym… Akurat ściągałam go na kanapie, a raczej rzadko kiedy odwiedzają mnie faceci i tak został – powiedziała, uśmiechając się nerwowo. – W sensie, nie, że teraz jakiś był. Po prostu się… Po prostu pójdę to odłożyć – mówiła zażenowana swoimi własnymi słowami, machając przy okazji tym nieszczęsnym stanikiem. Gdy również to do niej dotarło, przeklęła pod nosem i zniknęła za ścianą, która odgradzała mały salon od sypialni. Wrzuciła bieliznę do szuflady i odetchnęła cicho, chcąc się jakoś opanować. Może jednak ten alkohol zadziałał lepiej, niż na początku sądziła?
Wróciła do Christiana i opadła z rezygnacją na kanapę.
– Naprawdę mam cholernie słabe doświadczenie w relacjach damsko-męskich. Zwłaszcza, jeśli ta część męska znajduje się w moim mieszkaniu, które nawet nie jest posprzątane – mruknęła zrezygnowana. Sięgnęła po pudełko lodów i wbiła w nie łyżkę, nabierając sporą porcję. – Właściwie czemu przyjechałeś? Nie jestem najlepszym towarzystwem, kiedy mam zły nastrój. A zdaje się, że ty bawiłeś się całkiem dobrze – stwierdziła, zerkając na mężczyznę z uniesionymi brwiami.
Miała wrażenie, że tym smsem przerwała mu zabawę. Choć dziwił ją fakt, iż ktoś taki miał czas na zabawę w środku tygodnia. Z drugiej jednak strony, zdążyła już go trochę poznać i domyślała się, że mogła się po nim spodziewać wszystkiego. I to dosłownie.
– Mam nadzieję, że od niczego cię nie oderwałam – rzuciła, biorąc do ust lody.
Christian nie odpisywał, co było raczej zrozumiałe. Godzina była dość późna, był środek tygodnia. No i… Josie zlewała go przez niemalże cały dzień. Widocznie zasłużyła na ten brak odpowiedzi z jego strony. Zamiast więc czekać na smsa, skupiła się na oglądaniu serialu i piciu wina. Gdy dobiła do połowy butelki, przestała już się bawić w kieliszki. Piła z gwinta, nie czując, że alkohol jakkolwiek na nią działa. Potrzebowała go zdecydowanie więcej, jeśli chciała zapić smutki.
Wtedy też usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła delikatnie brwi, spodziewając się, iż to Annie postanowiła wcześniej wyjść z imprezy. Wstała dość niechętnie, nadal dzierżąc w dłoni butelkę z winem i poszła otworzyć drzwi. Jednak widok, który tam zastała, mocno ją zaskoczył.
Spoglądała przez chwilę w milczeniu na Christiana z delikatnie rozchylonymi wargami. Nie wiedzieć czemu, jej serce zabiło szybciej. Co on tutaj robił? – pomyślała. Spodziewałaby się każdego, jednak nie jego i nie o tej porze. Zwłaszcza, że nie miała okazji jeszcze zaprosić go do siebie.
Otrząsnęła się dopiero po kilku długich sekundach. Zacisnęła usta i zrobiła miejsce w przejściu, rozchylając szerzej drzwi.
– Ja mam tylko pozostałości wina i jakąś niedobrą whisky. I, jak na złość, jestem trzeźwa – mruknęła, unosząc rękę, w której trzymała butelkę i wpuszczając mężczyznę do środka. Christian ściągnął buty i odwiesił kurtkę na wieszak, przekazując Josie zapakowane lody. – Dzięki. Chyba właśnie tego mi było teraz trzeba.
Weszli głębiej do salonu, a Waller po drodze zgarnęła łyżkę z kuchni. Była zwolenniczką jedzenia lodów dużą łyżką, a nie tą małą, przznaczoną do deserów. Tak lepiej smakowało. Odstawiła więc lody i butelkę na stoliku i zacisnęła usta, mimowolnie rozglądając się po pomieszczeniu.
– Trochę nie spodziewałam się gości. Sorry za bałagan. Po całym dniu zapieprzania nawet nie chciało mi się sprzątać – mruknęła, wbijając spojrzenie w Christiana, który zajął miejsce na kanapie. Rzeczywiście był dość mocno pijany, mimo że był środek tygodnia. Josie jednak nie zastanawiała się nad tym do tej pory. Coś innego zwróciło jej uwagę, a mianowicie jej czerwony, delikatnie prześwitujący stanik na podłokietniku kanapy.
Momentalnie poczuła, jak zaczynają ją piec policzki. Zgarnęła bieliznę błyskawicznie, jakby w nadziei, iż Christian jeszcze nie zdążył zwrócić na nią uwagi.
– Kurczę, zapomniałam o tym… Akurat ściągałam go na kanapie, a raczej rzadko kiedy odwiedzają mnie faceci i tak został – powiedziała, uśmiechając się nerwowo. – W sensie, nie, że teraz jakiś był. Po prostu się… Po prostu pójdę to odłożyć – mówiła zażenowana swoimi własnymi słowami, machając przy okazji tym nieszczęsnym stanikiem. Gdy również to do niej dotarło, przeklęła pod nosem i zniknęła za ścianą, która odgradzała mały salon od sypialni. Wrzuciła bieliznę do szuflady i odetchnęła cicho, chcąc się jakoś opanować. Może jednak ten alkohol zadziałał lepiej, niż na początku sądziła?
Wróciła do Christiana i opadła z rezygnacją na kanapę.
– Naprawdę mam cholernie słabe doświadczenie w relacjach damsko-męskich. Zwłaszcza, jeśli ta część męska znajduje się w moim mieszkaniu, które nawet nie jest posprzątane – mruknęła zrezygnowana. Sięgnęła po pudełko lodów i wbiła w nie łyżkę, nabierając sporą porcję. – Właściwie czemu przyjechałeś? Nie jestem najlepszym towarzystwem, kiedy mam zły nastrój. A zdaje się, że ty bawiłeś się całkiem dobrze – stwierdziła, zerkając na mężczyznę z uniesionymi brwiami.
Miała wrażenie, że tym smsem przerwała mu zabawę. Choć dziwił ją fakt, iż ktoś taki miał czas na zabawę w środku tygodnia. Z drugiej jednak strony, zdążyła już go trochę poznać i domyślała się, że mogła się po nim spodziewać wszystkiego. I to dosłownie.
– Mam nadzieję, że od niczego cię nie oderwałam – rzuciła, biorąc do ust lody.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
8 listopada 2023, środa
Christian Farrell
Christian nie do końca przemyślał sobie swój tok działania. Po prostu dostał wiadomość i nie zastanawiał się nad swoimi dalszymi krokami. Co prawda zdążył już do siebie kogoś zaprosić, ale kto by się tym przejmował? Nie zależało mu jakoś bardzo na tym, żeby kogoś dzisiaj potocznie "zaliczyć", a przynajmniej mógł zaplusować i pokazać, że mu zależy. Dalej to wszystko było jedynie grą, niemniej jednak Farrell zdawał sobie sprawę z tego, że tylko dobra gra da mu oczekiwany wynik.
- Upiłaś się sama w domu? - zapytał, kiedy nieudolnie już ściągnął swoje buty, płaszcz i usiadł na kanapie. - Nie, żebym oceniał, ale mogłaś chociaż mnie zaprosić do towarzystwa - dodał z rozbawieniem. - Nie, przepraszam, ja naprawdę jestem pijany i mogę być dzisiaj nieznośny. Nie wiem czemu pomyślałem, że w tym stanie poprawię ci humor, ale już nie ma odwrotu. Możesz mnie co najwyżej zabić i schować w szafie, już gadaliśmy o tym, że pewnie świetnie znasz się na ukrywaniu zwłok.
Christian dopiero przy wspomnieniu o bałaganie rozejrzał się po mieszkaniu. Było zupełną odwrotnością jego stylu - wszędzie znajdowała się masa rzeczy, każde pomieszczenie było za drzwiami. On miał wręcz otwarte mieszkanie i oprócz toalety i siłowni wszystko znajdowało się praktycznie w jednym miejscu. No, nie musiał oczywiście wspominać o tym, że nie znajdowała się u niego ani jedna niepotrzebna rzecz? Kochał minimalizm.
- Nie przepraszaj, nawet się mnie nie spodziewałaś, więc masz wybaczone. Zdradzę ci sekret - mało kto lubi sprzątać i robi to regularnie - powiedział z uśmiechem.
Zaraz jednak jego wzrok przeniósł się na stanik, który dziewczyna panicznie złapała. Normalnie pewnie w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi, ale teraz siłą rzeczy nie mógł oderwać od niego wzroku. Zaśmiał się delikatnie pod nosem. Ta reakcja nie powinna go ani trochę dziwić, Josephine nie była jedną z tych bezwstydnych dziewczyn, które przeważnie poznawał. Ona była zupełnie inna, co było poniekąd intrygujące.
- Nie musisz być dobra w relacje damsko-męskie. Po prostu bądź taka jak zawsze, ale ze złym humorem - jakoś to zniosę, sam w końcu wpakowałem ci się do mieszkania nieproszony - powiedział z rozbawieniem, ale zaraz nieco spoważniał. - Mój kolega miał urodziny i trochę nas poniosło - skłamał dość zwinnie.
Nie mógł przyznać się, jaka była prawda - to pewnie zaburzyłoby całkowicie jego obraz w jej głowie. No i co, na dokładkę może jeszcze miał dodać, że zdążył do siebie już zaprosić jakąś laskę?
- Przestań, zdecydowanie bardziej wolę siedzieć z tobą. No i w końcu widzę twoje mieszkanie. Musiałem się tutaj sam zaprosić - powiedział roześmiany i podparł głowę o rękę. - Coś się właściwie stało, co tak zepsuło ci humor? Bo dalej nie do końca wiem. Wiem tylko tyle, że przestałaś się do mnie odzywać.
- Upiłaś się sama w domu? - zapytał, kiedy nieudolnie już ściągnął swoje buty, płaszcz i usiadł na kanapie. - Nie, żebym oceniał, ale mogłaś chociaż mnie zaprosić do towarzystwa - dodał z rozbawieniem. - Nie, przepraszam, ja naprawdę jestem pijany i mogę być dzisiaj nieznośny. Nie wiem czemu pomyślałem, że w tym stanie poprawię ci humor, ale już nie ma odwrotu. Możesz mnie co najwyżej zabić i schować w szafie, już gadaliśmy o tym, że pewnie świetnie znasz się na ukrywaniu zwłok.
Christian dopiero przy wspomnieniu o bałaganie rozejrzał się po mieszkaniu. Było zupełną odwrotnością jego stylu - wszędzie znajdowała się masa rzeczy, każde pomieszczenie było za drzwiami. On miał wręcz otwarte mieszkanie i oprócz toalety i siłowni wszystko znajdowało się praktycznie w jednym miejscu. No, nie musiał oczywiście wspominać o tym, że nie znajdowała się u niego ani jedna niepotrzebna rzecz? Kochał minimalizm.
- Nie przepraszaj, nawet się mnie nie spodziewałaś, więc masz wybaczone. Zdradzę ci sekret - mało kto lubi sprzątać i robi to regularnie - powiedział z uśmiechem.
Zaraz jednak jego wzrok przeniósł się na stanik, który dziewczyna panicznie złapała. Normalnie pewnie w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi, ale teraz siłą rzeczy nie mógł oderwać od niego wzroku. Zaśmiał się delikatnie pod nosem. Ta reakcja nie powinna go ani trochę dziwić, Josephine nie była jedną z tych bezwstydnych dziewczyn, które przeważnie poznawał. Ona była zupełnie inna, co było poniekąd intrygujące.
- Nie musisz być dobra w relacje damsko-męskie. Po prostu bądź taka jak zawsze, ale ze złym humorem - jakoś to zniosę, sam w końcu wpakowałem ci się do mieszkania nieproszony - powiedział z rozbawieniem, ale zaraz nieco spoważniał. - Mój kolega miał urodziny i trochę nas poniosło - skłamał dość zwinnie.
Nie mógł przyznać się, jaka była prawda - to pewnie zaburzyłoby całkowicie jego obraz w jej głowie. No i co, na dokładkę może jeszcze miał dodać, że zdążył do siebie już zaprosić jakąś laskę?
- Przestań, zdecydowanie bardziej wolę siedzieć z tobą. No i w końcu widzę twoje mieszkanie. Musiałem się tutaj sam zaprosić - powiedział roześmiany i podparł głowę o rękę. - Coś się właściwie stało, co tak zepsuło ci humor? Bo dalej nie do końca wiem. Wiem tylko tyle, że przestałaś się do mnie odzywać.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach