Strona 1 z 2 • 1, 2
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
L o o k T i r e d & N a t a s i a
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dane personalne&Wygląd
Josephine Elizabeth Waller Nazywana również Josie/Jose, Waller
Dwudziestotrzyletnia kobieta Urodzona pierwszego grudnia Spod znaku strzelca
Najstarsza spośród trojga rodzeństwa Studentka ostatniego roku prawa
Obecnie szczęśliwa singielka z małym bagażem doświadczeń
Długie blond włosy Jasnoniebieskie oczy Niewielkie usta Delikatna uroda
Sto sześćdziesiąt cztery centrymetry wzrostu Pięćdziesiąt kilogramów wagi
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
przyszły właściciel międzynarodowej sieci hoteli i osiedli wypoczynkowych o wysokim standardzie
"you have no heart" "it's hereditary"
christian farrell • dwadzieścia sześć lat • trzydziesty pierwszy styczeń • wodnik
cztery lata młodsza siostra•szczęśliwy magister zarządzania•wolny i szczęśliwy
sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry • umięśniony, lubi ćwiczyć • zielone oczy
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
13 października 2023 roku, piątek
Dzisiejszy dzień zapowiadał się dokładnie tak, jak każde inne tego roku. Wczesna pobudka, pominięcie śniadania, bo pobudka jednak tak wczesna nie była, potem piracka jazda po ulicach Stanford nieco starą, ale sportową Hondą, a następnie skrupulatna nauka przez kolejne siedem godzin. No, żyć nie umierać. I gdyby nie fakt, że Josie od zawsze miała niesamowitego pecha, ten dzień rzeczywiście byłby dokładnie taki sam, jak inne…
Dziewczyna uznała, iż wybierze drogę na skróty, aby jak najszybciej dostać się do budynku swojego uniwersytetu. Pech oczywiście chciał, że nagle z jakiegoś powodu zamknęli ulicę i Josephine musiała zawrócić, a następnie jechać główną drogą. W międzyczasie w radiu poinformowano, że odcinek, którym chciała dostać się na uczelnię, jest wyłączony z ruchu. Cóż… Lepiej późno, niż wcale. Nie mniej, młoda Waller była już mocno zdenerwowana. Oliwy do ognia dodał fakt, iż wszystkie miejsca na parkingu przed uczelnią były zajęte, więc była zmuszona stanąć kawałek dalej. I tym oto sposobem przekroczyła czas, jaki przysługiwał studentom na spóźnienie. Weszła na aulę dwadzieścia dwie minuty po czasie, a profesor dość dosadnie poinformował ją, iż może zostać, jednak na jego liście będzie nieobecna.
– No po prostu świetny początek dnia… – mruknęła z cichym westchnieniem, zajmując miejsce tuż obok Anne Whiterspoon. Rudowłosa dziewczyna była przyjaciółką Josephine od blisko czterech lat. Poznały się pierwszego dnia studiów. Waller weszła do budynku Uniwersytetu Stanford niezwykle zagubiona i przerażona. Nie potrafiła odnaleźć się wśród krętych korytarzy, pięter i masy sal, które zdawały jej się nawartswiać z każdym kolejnym krokiem. Z odsieczą przyszła jej właśnie Annie, która już jakiś czas wcześniej postanowiła urządzić sobie zwiedzanie uczelni. Jej, już teraz były, chłopak uczył się w tej konkretnej uczelni i przez wzgląd na niego Whiterspoon zdecydowała się kształcić właśnie tutaj. I mimo że jej były okazał się niezwykłym chamem i prostakiem, który zdradził ją przy pierwszej lepszej okazji, to Josephine powinna była mu podziękować. Gdyby nie jego krótki, acz intensywny związek z Annie, dziewczyny nigdy by się nie poznały. Kalifornia jest ogromna i równie dużo w niej uniwersytetów. Whiterspoon mogłaby dostać się na każdy ze swoimi wynikami, a jednak wybrała właśnie Uniwersytet Stanforda.
– No widzę. Włosów zapomniałaś uczesać. Chyba, że to taka nowa moda, o której jakimś cudem jeszcze nie słyszałam, to pardon – zaśmiała się Annie, zerkając kątem oka na przyjaciółkę. Josie uniosła brwi, a potem wyciągnęła z plecaka telefon, przeglądając się w wygaszonym ekranie. Wywróciła oczami i szturchnęła delikatnie przyjaciółkę w ramię.
– Nie jest tak źle, nie czepiaj się. Musiałam tutaj biec z parkingu przed marketem – odparła jasnowłosa, odkładając telefon na blat i wyciągając z plecaka również znienawidzony przez nią kodeks karny i laptopa. – Dużo mnie ominęło?
– Tak! – powiedziała nagle, być może nieco zbyt głośno rudowłosa, tym samym zwracając na siebie uwagę połowy auli i prowadzącego zajęcia. Profesor spojrzał na przyjaciółki z dezaprobatą i odszedł od swojego biurka.
– A Paniom to się przypadkiem coś nie pomyliło? Jesteśmy na zajęciach, a nie bazarze w Stambule. Panno Waller, jeśli już się Pani spóźnia na moje wykłady, to proszę chociaż nie przeszkadzać studentom, którzy chcą wynieść z nich coś pożytecznego – skarcił je profesor, po czym powrócił błyskawicznie do swojego monologu, nie czekając nawet na odpowiedź czy przeprosiny.
– Strasznie jest dzisiaj spięty i bardziej fiutowaty niż zazwyczaj… – mruknęła cicho Annie, nie patrząc już na przyjaciółkę.
– Nie miałam pojęcia, że to możliwe – odparła szeptem Josephine, unosząc klapę laptopa i uruchamiając go. – Prześlesz mi później te notatki?
– Jakie notatki? Stara, cholera, nie czytałaś czatu grupowego? Od czterdziestu minut ustalamy, gdzie dzisiaj wychodzimy pić. Musieliśmy się przenieść na pisanie, bo przecież Pan Zrzęda nie dałby nam w spokoju pogadać – odparła rudowłosa, jakby to co powiedziała, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Wywołało to delikatny uśmiech na twarzy Josie, która mimowolnie spojrzała na przyjaciółkę.
– Czterdzieści minut zajmuje wam wybranie lokalu do picia? No bez jaj – powiedziała rozbawiona blondynka, co spotkało się z delikatnym niezadowoleniem Annie.
– No przecież to bardzo ważna decyzja. Trzeba wybrać coś z duszą i nie za drogim alkoholem – stwierdziła oburzona Anne.
– To kupcie kilka flaszek i idźcie do parku. Będzie klimatycznie i tanio – powiedziała z delikatną ironią Josie.
– Jakie “kupcie” i jakie “idźcie”? Idziesz z nami. A z chlania w parku w taką pogodę już wyrosłam. Zarabiam i mogę sobie pozwolić na drinka w fajnym lokalu – stwierdziła z dumą Annie, unosząc przy tym delikatnie głowę. Josie wywróciła oczami, odwracając wzrok.
– Ja dzisiaj spasuję. Mam jutro zmianę w Cukierkolandzie. I jeszcze, żeby tego było mało, otwieram tę zapyziałą, różową budę – mruknęła niepocieszona Waller, wzdychając głośno, aby jeszcze bardziej podkreślić niezadowolenie z faktu, iż musiała iść jutrzejszego dnia do pracy. Niestety, jej rodziców nie byłoby stać na utrzymanie siebie, dwójki dzieci i jeszcze opłacać mieszkania swojej najstarszej córki. Josie wynajęła kawalerkę cztery lata temu w bardzo dobrej cenie, ale stawka rosła z każdym rokiem. Dziewczyna musiała znaleźć sobie pracę, więc wylądowała w sklepie z cukierkami na wagę, którego nienawidziła z całego serca. Szczerze nie mogła się doczekać ukończenia studiów i znalezienia pracy w branży.
– Przecież to się otwiera o dwunastej. Zdążysz wytrzeźwieć. Joss, no nie daj się prosić… Nie lubię chodzić na imprezy bez ciebie – odpowiedziała Whiterspoon, spoglądając na przyjaciółkę tymi swoimi szczenięcymi oczkami. Josie zagryzła wargę, przez chwilę próbując nie ulec Annie, jednak wiedziała, że rudowłosa tak łatwo nie odpuści. Wolała zaoszczędzić sobie jej proszenia i błagalnego wzroku oraz gadania tylko o tym wyjściu przez resztę dnia.
– Dobra, pójdę. Ale tylko na jednego drinka i jestem maksymalnie do północy. I w zamian masz mi załatwić notatki z pierwszych trzydziestu minut wykładu – powiedziała z powagą Josie, unosząc przy tym palec.
– Panno Waller, Panno Whiterspoon, to już drugi raz, gdy zwracam wam uwagę. Proszę zabrać rzeczy i opuścić salę. Nie życzę sobie rozmów i spoźnialstwa na moich zajęciach – powiedział groźnie profesor Richardson, wzrok skupiając na dwóch przyjaciółkach.
– Ale Panie Profesorze, nie może nas Pan wyrzucić z sali. To wbrew zasadom – zaprotestowała Annie.
– Daj spokój… – mruknęła cicho Waller, aby przypadkiem jej rudowłosa przyjaciółka z niewyparzoną gębą nie zagalopowała się zanadto.
– Podważa Pani moją decyzję? Nie będę tego słuchać. Proszę natychmiast opuścić salę, a na następne zajęcia chcę widzieć od Pań esej na przynajmniej dziesięć stron na omawiany dzisiaj temat. Do widzenia – powiedział stanowczo profesor. Annie próbowała jeszcze walczyć o pozostanie, albo chociaż uniknięcie pisania eseju, ale ich prowadzący był nieugięty. Obie dziewczyny opuściły salę i obie były równie niezadowolone, choć to Anne okazywała to głośno i agresywnie, rzucając wyzwiskami w stronę profesora. Josephine tłumiła emocje w sobie, jednak była równie wściekła.
– Dobra, wyżyłam się, przeszło mi. To skoro mamy okienko a potem przerwę na lunch, to chodźmy do galerii. Potrzebuję nowej kiecki na dzisiaj – zarządziła Annie, na co Josie uniosła pytająco brwi.
– Masz całą szafę kiecek, a niektóre nawet z metką. Po kij ci kolejna? – spytała, nie kryjąc delikatnego zaciekawienia.
– Bo wyszła nowa kolekcja. Chodź, tobie też coś znajdę, bo jeszcze pójdziesz w tym – odparła, mierząc oceniająco przyjaciółkę wzrokiem. Ta natomiast wywróciła oczami i ostatecznie dała się przekonać rudowłosej do tych zakupów.
Wielu by mogło pomyśleć, że Anne Whiterspoon tłamsiła przyjaciółkę. Prawda jednak była taka, że Josie potrafiła się postawić, jeśli czuła taką potrzebę. Nie widziała jednak sensu, aby odmawiać Whiterspoon, skoro wiedziała, że miała rację. Waller nie miała się w co ubrać na imprezę, zwłaszcza jeśli ta odbywała się na mieście. No i poniekąd miała ochotę się rozerwać. Dlatego właśnie Annie nie musiała jej namawiać zbyt długo na nic.
Udały się na bardzo szybkie zakupy, podczas których Annie nie kupiła jednej, a trzy sukienki. Wszystkie były piękne, seksowne i takie bardzo w stylu rudowłosej. Natomiast jeśli chodziło o Josie… Ona miała nieco większy problem. Wszystko zdawało jej się być niezwykle drogie, jednak uznała, że przyda jej się choć jedna ładna sukienka. Dlatego wydała sporo pieniędzy i przez moment nawet żałowała, jednak potem doszła do wniosku, że skoro pracowała i zarabiała, to raz na jakiś czas mogła zaszaleć. Z tego też powodu nawet zjadła lunch na mieście i kupiła chyba najdroższą kawę w życiu! Musiała jednak przyznać, że wypad był bardzo fajny i obie dziewczyny zdążyły zapomnieć, iż zostały wyrzucone z zajęć.
Wróciły na uczelnię chwilę przed kolejnym wykładem i tym razem Waller się nie spóźniła. Skupiała się na omawianym temacie, a jeśli chciała porozmawiać o czymś z Annie, pisała do niej smsy. I tym sposobem przeżyły te kilka godzin na uczelni, a potem udały się do kawalerki Josie.
– Masz jakiś alkohol? Trzeba wejść przygotowanym do knajpy – rzuciła z lekkością Anne, rozkładając się wygodnie na kanapie. Trzeba było przyznać, iż ta kanapa była wyjątkowo wygodna i rudowłosa bardzo lubiła się na niej wylegiwać, albo przesypiać noce. To był bardzo dobry zakup.
– Mam jakieś whisky od brata. Uznał, że muszę się przekonać, czym jest dobry alkohol, ale nigdy tego nie otworzyłam – odparła Josie, wzruszając ramionami. Schyliła się i wyciągnęła z szafki zamkniętą butelkę bursztynowego trunku oraz dwie szklanki. Akurat wiedziała, że whisky piło się ze szklanek, najlepiej ładnych, a takowe dziewczyna dostała w zestawie z alkoholem. Otworzyła butelkę i nalała niewielką ilość do tych pięknych, kryształowych szklanek. A przynajmniej wyglądały, jak z kryształu.
– Co tak żydzisz? Więcej nalej – powiedziała Annie, wyglądając zza kanapy na przyjaciółkę. Josephine zaśmiała się, kręcąc głową.
– Nie, bo nie zamierzam cię prowadzić do tego baru – odparła z delikatną ironią, dołączając do rudowłosej w mini salonie. Podała jej jedną szklankę i stuknęła swoją o tę jej, aby następnie spróbować trunku. Skrzywiła się dość mocno i potrząsnęła głową. – Paskudne.
– Alkohol nie ma być dobry, tylko klepać. Nie narzekaj i pij, bo musimy się jeszcze ogarnąć. I masz rację, wolę makijaż robić na trzeźwo – zażartowała Anne, wypijając duszkiem zawartość szklanki. Josie spoglądała na nią z pewną dozą podziwu.
Po pół godzinie rozmów i wypiciu dwóch porcji whisky, obie dziewczyny zabrały się za przygotowanie do imprezy. Josie nie była fanką mocnego makijażu, ani w ogóle makijażu, więc ten jej opierał się na niewielkiej ilości korektora, pudru i tuszu do rzęs. Natomiast Annie… Annie była niesamowicie piękną, pewną siebie młodą kobietą. Lubiła zwracać na siebie uwagę, co wychodziło jej perfekcyjnie. Mimo to, nie była łatwa, jak zakładało wiele osób. Ceniła się i od momentu zerwania ze zdradzającym fiutem, nie była w żadnym związku. Miała parę przygód, które jednak nie zakończyły się poważną relacją. Josie uważała, że jej przyjaciółka zasługiwała na kogoś wyjątkowego, kto ją doceni i wytrzyma z jej wybuchowym charakterem.
– I jak? Dobrze to wygląda? – spytała rudowłosa, wychodząc z łazienki już w pełni przygotowana. Miała na sobie lśniącą, czerwoną sukienkę bez ramiączek, sięgającą ledwo za pośladki, masę biżuterii i dość mocny makijaż. Komponowało się to nieziemsko, zresztą, nic dziwnego. Annie była królową mody i nie miała sobie równych.
Sukienkę Josie również wybierała ona. Różnica się jednak znacznie od tej rudowłosej. Była krótka i lekko obcisła, w kolorze czarnym i z długimi, luźniejszymi rękawami. Była ładna, choć nie robiła tak ogromnego wrażenia, jak stylizacja Anne.
– Jeśli zamierzasz znaleźć męża, to nie wygląda dobrze. Ale jeśli chcesz zwrócić na siebie uwagę wszystkich, to tak, jest okej – odparła sarkastycznie blondynka, uśmiechając się przy tym. – Wyglądasz super, jak zawsze. Możemy już iść? – spytała zniecierpliwiona. Siedziała na kanapie, gotowa już od piętnastu minut, czekając na przyjaciółkę, która nieco się guzdrała.
– Możemy. Tylko jeszcze po łyku whisky.
Waller musiała przyznać, że po alkoholu miała znacznie lepszy humor. Taksówka zawiozła przyjaciółki na miejsce, gdzie powoli zbierała się grupa spragnionych picia studentów. Znaleźli dość spory, okrągły stół, który pomieścił ich wszystkich i zamówili pierwsze trunki. Niektórzy poszli od razu w szoty, jednak zarówno Josie, jak i Annie postawiły na drinki.
– Ej, Annie, patrz, czwarty stolik po lewo – zagaiła Zoe, szturchając rudowłosą w ramię. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła błądzić po dość ciemnym pomieszczeniu wzrokiem. – To nie ten typ, którego obserwujesz na Insta?
– Ty, faktycznie, to on. Ciekawe, czy jest z jakąś laską. Nie widziałam na jego zdjęciach, żeby się z kimś spotykał… – zastanowiła się Whiterspoon, obserwując z uwagą ciemnowłosego mężczyznę, siedzącego w niedużej grupce.
– Kto to? – spytała zdezorientowana Josephine, marszcząc brwi i wzrokiem szukając mężczyzny, o którym dziewczyny rozmawiały.
– Syn piekielnie bogatych Farrellów, Christian Farrell. Nie słyszałaś o nich? Mają wykurwistą firmę, z której trzepią miliony, jak nie lepiej – wyjaśniła spokojnie Zoe, nie odrywając wzroku od niejakiego Christiana Farrella.
– A, tak, coś słyszałam o tej firmie. Nie wiedziałam, że tak was kręcą faceci z wyższej ligi – zażartowała blondynka.
– Kogo by nie kręcili? Christian jest cholernie przystojny i jeszcze bardziej cholernie bogaty. Aż dziwne, że żadna jeszcze go nie usidliła – mówiła Annie, przenosząc powoli wzrok na przyjaciółkę.
– Może też nie jest taki łatwy – odparła Waller, wzruszając ramionami. Chciała napić się drinka, jednak zorientowała się dość szybko, że nic przez słomkę nie poleciało. Zmarszczyła brwi i zaczęła wstawać. – Idę po drinka. Chcecie coś?
– Ja się przerzucam na szoty. Muszę przeboleć fakt, że facet taki, jak Christian Farrell nigdy nie zwróci na mnie uwagi – stwierdziła z lekkim rozbawieniem Anne. Josie zaśmiała się i pokręciła lekko głową. Czuła, że alkohol zaczął jej już uderzać do głowy, bo chodzenie stawało się coraz trudniejsze. Na szczęście dotarła do lady barowej, nie wpadając po drodze na nikogo, z czego była niezwykle dumna. Zamówiła sobie Pina Coladę, bo odkąd pamiętała, uwielbiała to połączenie smakowe. Dlatego była to już druga Pina Colada tego wieczoru. Poczekała krótką chwilę, aż barman zrobi drinka, a następnie podsunie jej terminal. Dziewczyna wygrzebała z torebki kartę i przybliżyła ją do małego ekraniku. Wszystko szło dobrze… Do momentu, w którym chciała zabrać rękę. Przypadkiem szturchnęła szklankę, która przewróciła się, a jej zawartość znalazła się na blacie oraz marynarce siedzącego obok mężczyzny w średnim wieku.
– Nosz kurwa, co ty odwalasz? – wydarł się na nią, zeskakując z krzesła i otrzepując się z płynu.
– Strasznie Pana przepraszam. Pomogę to panu wytrzeć – powiedziała, zbliżając się do mężczyzny i wyciągając z torebki paczkę chusteczek.
– Dawaj to. I odsuń się, niezdarna idiotko. – Blondynka posłusznie się odsunęła, gdy mężczyzna wyrwał jej z ręki chusteczki. I wtedy napotkała przeszkodę za plecami. Zderzyła się z kimś, kto akurat podszedł do lady barowej.
– Ja pierdole… – mruknęła zażenowana, odwracając się w stronę potrąconego przez siebie mężczyzny. – Przepraszam. Los postanowił dzisiaj się na mnie uwziąć i utrudniać życie od samego rana. Przepraszam – powiedziała, wzdychając głośno. Kątem oka dostrzegła, jak barman wyciera rozlany przez nią trunek, przez co przeklęła pod nosem jeszcze raz.
– Jeszcze raz to samo? – spytał, spoglądając z niezadowoleniem na klientkę.
– Chyba podziękuję. Jeszcze nie dotrę z tym do stolika – odparła, odwracając zawstydzona wzrok.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
13 października 2023, słodki piątek
Christian Farrell
Christian zgasił papierosa w popielniczce i westchnął cicho. Było już popołudnie, a on siedział na późnym obiedzie razem ze swoim najlepszym przyjacielem - Nate’m. Przyjaźnili się odkąd tylko sięgali pamięcią - oboje pochodzili z dość bogatych rodzin, a jak wszyscy wiemy - takie rodziny od zawsze kochały się krzyżować między sobą, nie dopuszczając do siebie nikogo z zewnątrz. Na szczęście z wiekiem te granice u Christiana lekko się zacierały, niemniej jednak najlepszy przyjaciel pozostał mu niezmienny - bo zawsze mu pomagał, zaliczali razem najlepsze imprezy i można powiedzieć, że na swój sposób się kochali. Oczywiście jak bracia.
- Dzisiaj jest jeden z tych dni, kiedy piekielnie nic mi się nie chciało - powiedział w końcu Christian, wyciągając portfel z kieszeni.
- Daj spokój, miałem taki zapierdol w firmie, że myślałem, że zostanę na noc w gabinecie. Jeszcze ta idiotka z recepcji tak mi namieszała w papierach, że miałem ochotę wybuchnąć. Z dwie godziny musiałem dochodzić do tego co tam tak właściwie się dzieje!
Chris zaśmiał się pod nosem. Odkąd tylko pamiętał Nate nienawidził swojej recepcjonistki, która pełniła też rolę jego asystentki. Niestety kwestia zwolnienia jej nie była zależna od niego.
- Stary, olej to. Ważne, że ma niezły tyłek. - Christian zaśmiał się i puścił mu oczko.
- Jej idiotyczne błędy przysłaniają mi pogląd na jej tyłek. Ale to nieistotne, nie psujmy sobie humoru, czeka nas cały imprezowy wieczór, po co się przejmować?
No tak. Młody Farrell na co dzień uwielbiał imprezować. Rodzice próbowali go trzymać na smyczy, kiedy jeszcze z nimi mieszkał, ale jak tylko się wyprowadził na swoje, poczuł co to prawdziwa wolność. Mógł do woli spożywać alkohol, spędzać w klubach całe noce i zapraszać ładne kobiety do swojego apartamentu. I właściwie to nie wiedział co bardziej wkurwiałoby jego matkę - te kobiety czy ten alkohol, ale wolał na ten temat nie rozmyślać. W końcu co z oczu, to z serca?
Dzisiaj jednak średnio miał siłę na imprezę. Ten dzień masakrycznie go wymęczył i najchętniej leżałby w łóżku cały wieczór i grał na konsoli. Niestety, wiedział, że skoro obiecał przyjacielowi i jego kumplom to teraz nie dostanie żadnej taryfy ulgowej. Nawet nie próbował się stawiać, to zwyczajnie nie miałoby sensu.
- Muszę wziąć długą kąpiel i przebrać się w coś normalniejszego. Wyrywanie kobiet na garniak jest ciekawe, ale nie dziś - powiedział Chris i wyszukał wzrokiem kelnerkę. - Przepraszam, mogę rachunek?
Jego strój był dzisiaj dość prosty - postawił na czarny golf i czarne, lekko dopasowane spodnie, ale też bez przesady. Gdyby miał założyć rurki pewnie wyglądałby jak postać z jakiegoś horroru, z uwagi na jego wzrost. Włosy miały tak zwany artystyczny nieład. Chciał się ładnie uczesać, ale jego matka postanowiła zabrać mu prawie godzinę czasu na rozmowę telefoniczną. Musieli się pokłócić, nie byliby sobą. Ostatnio modnym tematem w rodzinie Farrellów był Christian i jego stan cywilny. Wystarczyło, że raz zapytał, kiedy firma zostanie przepisana na niego i cały cyrk się zaczął - „nigdy, dopóki się nie ustatkujesz nie ma na to szans”. Chris słyszał to wiele razy, ale z początku myślał, że to tylko takie głupie gadanie dla zasady - jakże się mylił. Jego rodzice naprawdę mieli zamiar mu wszystko utrudniać i żądać od niego, że weźmie ślub. Czy Christian w ogóle wyglądał na kogoś, kto przez najbliższe trzydzieści lat weźmie ślub? Stabilne życie nie było dla niego - lubił mieć różne kobiety, lubił mieć dowolność. Kochał to, że nikt go nie ograniczał - mógł robić co chce bez obaw, że drugiej osobie się to nie spodoba. Kochał bycie wolnym ptakiem, najbardziej wolnym jak się tylko dało. Nie nadawał się do stałego związku, nie kręciło go to, ba, nigdy nie czuł miłości - nie zakochiwał się. Nie potrafił. Nawet jeśli spotkał się z jakąś laską więcej niż trzy razy, to nic nie przychodziło - żadna ekscytacja albo motyle w brzuchu. Nic. Sam właściwie nie wiedział czemu z niektórymi spotykał się więcej niż raz - seks w końcu można było mieć z każdą, po co dawać komukolwiek nadzieję? O, właśnie, w tym wszystkim nic tak nie wkurwiało Christiana jak nadzieja, którą owe panny zawsze sobie robiły - liczyły na coś więcej, wypisywały do niego, próbowały gdzieś zaprosić. Ale po co? Seks to tylko seks, a na obiad i do kina mógł iść z przyjacielem albo siostrą. Swoją drogą, z logicznego punktu widzenia - propozycje randki w kinie były najgorszymi, jakie dostawał. No bo jak macie się poznać w kinie, oglądając film, przy którym nie można gadać nawet szeptem, bo zaraz zbiera się mordercze spojrzenia? Wiedział, że gdyby tylko chciał randkować i budować coś stałego, to miałby najlepsze pomysły na świecie. Cóż, ale nie chciał, więc kobietom dalej pozostawało umawianie się z frajerami, którzy nieudolnie non stop próbowali namówić je na Netflix&Chill.
Farrell wszedł do baru, wzrokiem od razu odszukując swoją grupę znajomych. Skinął do nich głową i poszedł na szybko do baru, aby zamówić sobie pierwszą szklankę Whiskey.
- Co tak długo, stary? - zapytał Nate, klepiąc go po plecach.
- Musiałem poprowadzić wciągająca rozmowę z moją matką, nic nowego.
- Dalej truje ci dupę odnośnie firmy? Daj spokój, wyluzuj się. - Nate uśmiechnął się szeroko. - Napijesz się, rozluźnisz, a parę stolików dalej siedzą bardzo seksowne studentki.
Farrell jakoś odruchowo spojrzał na tamten stolik. No tak, jak to studentki - były naprawdę odważnie poubierane, z pewnością przyciągały wzrok facetów. Chris dłużej zawiesił się na jednej rudowłosej dziewczynie - ale nie pomylcie się, to totalnie nie był jego typ. Nie lubił takich oczywistych lasek, które same podawały się na tacy - albo tylko tak wyglądały, w każdym razie i tak go odstraszały. Ale zaraz obok niej siedziała blondynka i... nie wyglądała jak reszta. Owszem, miała ładną sukienkę i delikatny makijaż, ale to by było na tyle. Jego matka dałaby się pokroić za taką syn... Nie, stop. Głupi pomysł, kompletnie bez sensu... A może jednak? Pierwsze procenty zaszumiły mu w głowie, więc mógł nie myśleć do końca trzeźwo i logicznie. Trudno, tym będzie się martwić jutro. Zauważył, że owa blondynka wstaje i idzie do baru, więc też postanowił się tam przejść. Akurat kończył swój trunek, a kolejny na bank mu nie zaszkodzi.
Wstał i skierował swoje kroki prosto w to samo miejsce. Miał już naszykowaną gotową gadkę, szukał powoli portfela, żeby móc zapłacić... Ale sytuacja nie przebiegła do końca tak jak miała, bo blondynka chyba zdecydowanie zbyt dużo już wypiła i postanowiła rozlać swój drink na jakiegoś faceta obok. Chociaż po jego następnych słowach rzekłby raczej - buca. Co jak co, ale nikt w jego obecności nie będzie obrażać kobiety. Niestety to nie był jej dzień, bo wracając się do stolika jeszcze się z nim zderzyła. Na Christiana na szczęście nic nie wylała - chociaż on i tak nie miałby się zamiaru burzyć.
- Hej, może grzeczniej do pani? - powiedział, szturchając w ramię wyżej wymienionego gbura.
- Co się, kurwa, czepiasz?! Zniszczyła mi ubranie!
- Lepiej stąd spierdalaj i wracaj do domu nim żona zorientuje się, że nie ma cię obok.
Starszy mężczyzna jeszcze coś burknął pod nosem, ale finalnie na widok kamiennej twarzy Farrella faktycznie podniósł się i odszedł od baru. Christiana już szczerze nie obchodziło, gdzie pójdzie - nawet nie wiedział, że ma żonę, ale najwyraźniej trafił w jego czuły punkt.
Chris spojrzał na dalej zdezorientowaną blondynkę i uśmiechnął się delikatnie. Usiadł na jednym z wolnych stołków barowych i głową skinął na drugi.
- Siadaj, nie przejmuj się. Na mnie zostawiłaś tylko... lekkie ślady swojego podkładu czy czego kobiety tam używają, jakoś to przeżyję - powiedział z delikatnym rozbawieniem i wzrokiem zawołał barmana. - Jedną whiskey i Pina Coladę. - Przysunął kartę do terminala. - Bardzo masz niefortunny wieczór - zwrócił się z powrotem do dziewczyny. - Na szczęście po gorszych momentach zawsze przychodzą te lepsze. Studentka, czy już nie? - zapytał szarmancko. - Ach, no i gdzie moje maniery - Christian, ale w takich chwilach jak ta wolę Chris. Tamto brzmi zbyt poważnie na takie miłe wieczory. - Puścił jej oczko.
- Dzisiaj jest jeden z tych dni, kiedy piekielnie nic mi się nie chciało - powiedział w końcu Christian, wyciągając portfel z kieszeni.
- Daj spokój, miałem taki zapierdol w firmie, że myślałem, że zostanę na noc w gabinecie. Jeszcze ta idiotka z recepcji tak mi namieszała w papierach, że miałem ochotę wybuchnąć. Z dwie godziny musiałem dochodzić do tego co tam tak właściwie się dzieje!
Chris zaśmiał się pod nosem. Odkąd tylko pamiętał Nate nienawidził swojej recepcjonistki, która pełniła też rolę jego asystentki. Niestety kwestia zwolnienia jej nie była zależna od niego.
- Stary, olej to. Ważne, że ma niezły tyłek. - Christian zaśmiał się i puścił mu oczko.
- Jej idiotyczne błędy przysłaniają mi pogląd na jej tyłek. Ale to nieistotne, nie psujmy sobie humoru, czeka nas cały imprezowy wieczór, po co się przejmować?
No tak. Młody Farrell na co dzień uwielbiał imprezować. Rodzice próbowali go trzymać na smyczy, kiedy jeszcze z nimi mieszkał, ale jak tylko się wyprowadził na swoje, poczuł co to prawdziwa wolność. Mógł do woli spożywać alkohol, spędzać w klubach całe noce i zapraszać ładne kobiety do swojego apartamentu. I właściwie to nie wiedział co bardziej wkurwiałoby jego matkę - te kobiety czy ten alkohol, ale wolał na ten temat nie rozmyślać. W końcu co z oczu, to z serca?
Dzisiaj jednak średnio miał siłę na imprezę. Ten dzień masakrycznie go wymęczył i najchętniej leżałby w łóżku cały wieczór i grał na konsoli. Niestety, wiedział, że skoro obiecał przyjacielowi i jego kumplom to teraz nie dostanie żadnej taryfy ulgowej. Nawet nie próbował się stawiać, to zwyczajnie nie miałoby sensu.
- Muszę wziąć długą kąpiel i przebrać się w coś normalniejszego. Wyrywanie kobiet na garniak jest ciekawe, ale nie dziś - powiedział Chris i wyszukał wzrokiem kelnerkę. - Przepraszam, mogę rachunek?
.
Christian zawsze do baru podjeżdżał Uberem. Może czasami był głupi, ale nigdy aż tak, żeby prowadzić po dużych ilościach alkoholu i ryzykować utratą prawa jazdy. Zbyt kochał swoje auto i sam fakt jazdy nim. Lubił być wszędzie na czas, lubił mieć kontrolę nad tym gdzie i w ile zostanie przetransportowany. Poza tym wstydem by było, żeby facet na jego pozycji nie mógł prowadzić samochodu. Jego strój był dzisiaj dość prosty - postawił na czarny golf i czarne, lekko dopasowane spodnie, ale też bez przesady. Gdyby miał założyć rurki pewnie wyglądałby jak postać z jakiegoś horroru, z uwagi na jego wzrost. Włosy miały tak zwany artystyczny nieład. Chciał się ładnie uczesać, ale jego matka postanowiła zabrać mu prawie godzinę czasu na rozmowę telefoniczną. Musieli się pokłócić, nie byliby sobą. Ostatnio modnym tematem w rodzinie Farrellów był Christian i jego stan cywilny. Wystarczyło, że raz zapytał, kiedy firma zostanie przepisana na niego i cały cyrk się zaczął - „nigdy, dopóki się nie ustatkujesz nie ma na to szans”. Chris słyszał to wiele razy, ale z początku myślał, że to tylko takie głupie gadanie dla zasady - jakże się mylił. Jego rodzice naprawdę mieli zamiar mu wszystko utrudniać i żądać od niego, że weźmie ślub. Czy Christian w ogóle wyglądał na kogoś, kto przez najbliższe trzydzieści lat weźmie ślub? Stabilne życie nie było dla niego - lubił mieć różne kobiety, lubił mieć dowolność. Kochał to, że nikt go nie ograniczał - mógł robić co chce bez obaw, że drugiej osobie się to nie spodoba. Kochał bycie wolnym ptakiem, najbardziej wolnym jak się tylko dało. Nie nadawał się do stałego związku, nie kręciło go to, ba, nigdy nie czuł miłości - nie zakochiwał się. Nie potrafił. Nawet jeśli spotkał się z jakąś laską więcej niż trzy razy, to nic nie przychodziło - żadna ekscytacja albo motyle w brzuchu. Nic. Sam właściwie nie wiedział czemu z niektórymi spotykał się więcej niż raz - seks w końcu można było mieć z każdą, po co dawać komukolwiek nadzieję? O, właśnie, w tym wszystkim nic tak nie wkurwiało Christiana jak nadzieja, którą owe panny zawsze sobie robiły - liczyły na coś więcej, wypisywały do niego, próbowały gdzieś zaprosić. Ale po co? Seks to tylko seks, a na obiad i do kina mógł iść z przyjacielem albo siostrą. Swoją drogą, z logicznego punktu widzenia - propozycje randki w kinie były najgorszymi, jakie dostawał. No bo jak macie się poznać w kinie, oglądając film, przy którym nie można gadać nawet szeptem, bo zaraz zbiera się mordercze spojrzenia? Wiedział, że gdyby tylko chciał randkować i budować coś stałego, to miałby najlepsze pomysły na świecie. Cóż, ale nie chciał, więc kobietom dalej pozostawało umawianie się z frajerami, którzy nieudolnie non stop próbowali namówić je na Netflix&Chill.
Farrell wszedł do baru, wzrokiem od razu odszukując swoją grupę znajomych. Skinął do nich głową i poszedł na szybko do baru, aby zamówić sobie pierwszą szklankę Whiskey.
- Co tak długo, stary? - zapytał Nate, klepiąc go po plecach.
- Musiałem poprowadzić wciągająca rozmowę z moją matką, nic nowego.
- Dalej truje ci dupę odnośnie firmy? Daj spokój, wyluzuj się. - Nate uśmiechnął się szeroko. - Napijesz się, rozluźnisz, a parę stolików dalej siedzą bardzo seksowne studentki.
Farrell jakoś odruchowo spojrzał na tamten stolik. No tak, jak to studentki - były naprawdę odważnie poubierane, z pewnością przyciągały wzrok facetów. Chris dłużej zawiesił się na jednej rudowłosej dziewczynie - ale nie pomylcie się, to totalnie nie był jego typ. Nie lubił takich oczywistych lasek, które same podawały się na tacy - albo tylko tak wyglądały, w każdym razie i tak go odstraszały. Ale zaraz obok niej siedziała blondynka i... nie wyglądała jak reszta. Owszem, miała ładną sukienkę i delikatny makijaż, ale to by było na tyle. Jego matka dałaby się pokroić za taką syn... Nie, stop. Głupi pomysł, kompletnie bez sensu... A może jednak? Pierwsze procenty zaszumiły mu w głowie, więc mógł nie myśleć do końca trzeźwo i logicznie. Trudno, tym będzie się martwić jutro. Zauważył, że owa blondynka wstaje i idzie do baru, więc też postanowił się tam przejść. Akurat kończył swój trunek, a kolejny na bank mu nie zaszkodzi.
Wstał i skierował swoje kroki prosto w to samo miejsce. Miał już naszykowaną gotową gadkę, szukał powoli portfela, żeby móc zapłacić... Ale sytuacja nie przebiegła do końca tak jak miała, bo blondynka chyba zdecydowanie zbyt dużo już wypiła i postanowiła rozlać swój drink na jakiegoś faceta obok. Chociaż po jego następnych słowach rzekłby raczej - buca. Co jak co, ale nikt w jego obecności nie będzie obrażać kobiety. Niestety to nie był jej dzień, bo wracając się do stolika jeszcze się z nim zderzyła. Na Christiana na szczęście nic nie wylała - chociaż on i tak nie miałby się zamiaru burzyć.
- Hej, może grzeczniej do pani? - powiedział, szturchając w ramię wyżej wymienionego gbura.
- Co się, kurwa, czepiasz?! Zniszczyła mi ubranie!
- Lepiej stąd spierdalaj i wracaj do domu nim żona zorientuje się, że nie ma cię obok.
Starszy mężczyzna jeszcze coś burknął pod nosem, ale finalnie na widok kamiennej twarzy Farrella faktycznie podniósł się i odszedł od baru. Christiana już szczerze nie obchodziło, gdzie pójdzie - nawet nie wiedział, że ma żonę, ale najwyraźniej trafił w jego czuły punkt.
Chris spojrzał na dalej zdezorientowaną blondynkę i uśmiechnął się delikatnie. Usiadł na jednym z wolnych stołków barowych i głową skinął na drugi.
- Siadaj, nie przejmuj się. Na mnie zostawiłaś tylko... lekkie ślady swojego podkładu czy czego kobiety tam używają, jakoś to przeżyję - powiedział z delikatnym rozbawieniem i wzrokiem zawołał barmana. - Jedną whiskey i Pina Coladę. - Przysunął kartę do terminala. - Bardzo masz niefortunny wieczór - zwrócił się z powrotem do dziewczyny. - Na szczęście po gorszych momentach zawsze przychodzą te lepsze. Studentka, czy już nie? - zapytał szarmancko. - Ach, no i gdzie moje maniery - Christian, ale w takich chwilach jak ta wolę Chris. Tamto brzmi zbyt poważnie na takie miłe wieczory. - Puścił jej oczko.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
13 października 2023
Pech towarzyszył Josephine od najmłodszych lat. Czasem objawiał się niezwykle delikatnie, jak chociażby potknięcie się na prostej drodze. A czasem tak, jak tego dnia, gdy spóźniła się na zajęcia, została wyrzucona z sali, a następnie oblała niezwykle bucowatego mężczyznę swoim drinkiem. Najbardziej z tego wszystkiego szkoda jej było właśnie drinka, za którego zapłaciła i którego nie było jej dane skosztować. Ten dzień po prostu nie mógł już skończyć się gorzej. A może jednak mógł…
Młoda Waller nie miała również szczęścia w miłości. Nie była dobra we flirtowaniu z obcymi, a ze znajomymi tym bardziej nie było takiej możliwości. Gdy wychodziła z Annie do barów czy po prostu na miasto, to właśnie rudowłosa była w centrum zainteresowania. I poniekąd Josie już do tego przywykła. Mężczyźni wręcz szaleli za rudowłosą pięknością, choć ona nieustannie każdego odtrącała. Cóż, Josie nawet nie miała kogo odtrącić. Czy narzekała? Niekoniecznie. Było jej dobrze w takim stanie, świetnie się czuła jako singielka i nie widziała potrzeby tego zmieniać. A przynajmniej tak sobie wmawiała.
Wewnątrz była ukrytą romantyczką, która marzyła o miłosnej przygodzie jak z filmów. Problemem było tylko to, że życie znacznie różniło się od filmu.
Mężczyzna, którego Josie oblała drinkiem, okazał się być nieprzyjemnym bucem i tego samego dziewczyna spodziewała się po drugiej ofiarze. Ten jednak zareagował zupełnie inaczej, czym niesamowicie zaskoczył Waller. Spoglądała na niego z nieco zdezorientowaną miną, gdy opieprzał drugiego z mężczyzn, nie mogąc do końca pojąć tego, co właśnie miało miejsce. Otrząsnęła się dopiero w momencie, gdy tajemniczy mężczyzna zwrócił się do niej, proponując zajęcie miejsca na drugim z barowych krzeseł. Z początku Josie zamierzała po prostu odejść, ale ostatecznie usiadła tuż obok nieznajomego. Albo może nie aż tak nieznajomego…
– Uznajmy, że podkładu – odparła z lekkim uśmiechem, zaciskając po chwili usta. Zerknęła na barmana, który kiwnął głową, jednocześnie rejestrując zamówienie, a potem wzrok przeniosła z powrotem na mężczyznę. Przekrzywiła delikatnie głowę, przyglądając mu się z uwagą. – Żeby tylko wieczór… Cały dzień jest do dupy – stwierdziła, wzdychając cicho.
Josephine raczej nie była z tych osób, które użalały się nad sobą obcym. Jednak spożyła już wystarczającą ilość alkoholu, aby nieco się otworzyć i porozmawiać z mężczyzną, który właśnie postawił jej drinka. Po raz pierwszy nieznajomy mężczyzna postawił jej drinka… Musiała przyznać, że było to dziwne, ale również ciekawe przeżycie.
– Jeszcze studentka. Zobaczymy, czy profesor nie postanowi mnie następnym razem wyrzucić z uczelni, a nie tylko sali – zażartowała, posyłając mężczyźnie delikatny, nieco rozbawiony uśmiech. – A ty? – dopytała.
I wtedy mężczyzna się przedstawił. W głowie Josephine nagle zaświtało. To był ten sam facet, którego chwilę wcześniej obserwowała z przyjaciółką. Niejaki Christian Farrell, syn właścicieli jednej z lepiej prosperujących firm w Stanach. Według Annie, piekielnie bogaty i piekielnie przystojny.
– Chris? Już mi się dzisiaj obiło twoje imię o uszy przy stoliku – powiedziała, zagryzając dolną wargę. – Zdaje się, że moja przyjaciółka jest twoją fanką.
Oczywiście tylko żartowała, co dzisiaj przychodziło jej z niesamowitą łatwością. Alkohol jednak potrafił zdziałać cuda. A jeśli o alkoholu była mowa, barman podał ostrożnie dwa napitki. Josie sięgnęła po swój, uważając, aby nikogo znowu nie oblać. Wolała uniknąć kolejnych kłótni czy zniszczonych ubrań.
– Dzięki za drinka. Mój poprzedni też miał kiepski dzień – powiedziała, biorąc do ust słomkę. Upiła niewielkiego łyka i oblizała wargi, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego jeszcze nie wróciła do stolika. Chyba zwyczajnie spodobał jej się fakt, że ktoś zwrócił na nią uwagę. Miała ochotę zostać i porozmawiać z Christianem. – Jestem Josephine, tak w ogóle – przedstawiła się, upijając kolejnego łyka trunku.
W pewnym momencie Josie poczuła wibrację telefonu. Zmarszczyła brwi i mruknęła ciche przepraszam, wyciągając urządzenie z torebki. Spojrzała na wyświetlacz, gdzie była masa wiadomości od Annie. Blondynka mimowolnie spojrzała na podekscytowaną przyjaciółkę, która wypisywała jej smsy z pytaniami, czy ma świadomość z kim rozmawia, albo czy jest tak przystojny, jak na zdjęciach… Waller wywróciła oczami i zgromiła przyjaciółkę spojrzeniem, po czym zablokowała telefon i schowała go z powrotem.
– Natrętne reklamy – mruknęła z delikatną ironią. Zacisnęła usta i odwróciła wzrok, odsuwając nieco dalej szklankę z drinkiem. – Tak szczerze, czuję się trochę dziwnie. Pierwszy raz ktoś mnie zaczepił i nawet nie wiem, jak się zachować.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
13 października 2023, słodki piątek
Christian Farrell
Czy można było powiedzieć, że rybka połknęła haczyk? Może i tak, z tym, że Christian był już na tyle podpity, że nawet nie był to do końca jego plan na ten moment. Właściwie sam nie do końca wiedział co robi, ale było miło, więc nie przerywał. Kto wie, może jutrzejszy trzeźwy Chris na kacu mu za to podziękuje?
- Daj spokój, jesteś ze znajomymi na imprezie, powinno być miło - powiedział lekko rozbawiony, bawiąc się pustą szklanką, którą ktoś po sobie zostawił. - Profesorzy tak tylko gadają, realnie średnio co robią. Gdyby tak pieczołowicie spełniali swoje groźby jak o nich mówili, to w życiu nie skończyłbym studiów - rzekł. - Tak, jestem już po studiach. Skończyłem zarządzanie, może niezbyt ambitnie, ale jakoś nigdy ich zbyt wiele nie miałem. Moja jedyna zaleta jest taka, że umiem dobrze gadać. - Zaśmiał się.
Farrell wcale nie był tak głupi za jakiego się przedstawiał, ale to dlatego, że sam nie zauważał swoich umiejętności. Nie był głupi, co najwyżej leniwy, ale jakby nie było studia skończył i to bez żadnej finansowej pomocy rodziców, zwyczajnie na ostatniej prostej się przyłożył. Co prawda mógł pójść o krok dalej i rozwijać się jeszcze bardziej, ale komu by się chciało, wiedząc, że i tak większość dostanie od rodziców? W życiu już tak było, że wiele zależało od tego, gdzie i w jakich warunkach się urodzisz.
- Która to twoja przyjaciółka, ta ruda? - zapytał z rozbawieniem, kiedy usłyszał o tym, ze doskonale go zna.
No tak, pewnie normalny człowiek narzekałby, że ktoś go postrzega tylko przez pryzmat bycia trochę znanym i bogatym, ale nie Farrell - jego to kręciło, że mógł w taki sposób przyciągać do siebie kobiety. Podobało mu się, że jednocześnie był i nieosiągalny, i na wyciągnięcie ręki. Mógł im z satysfakcją dawać kosze albo zabierać na wystawne kolacje z końcem w jego mieszkaniu - to zależy, jaki miał akurat nastrój.
- Możesz jej przekazać, że naprawdę bardzo ładna sukienka - powiedział.
Cóż, mógł dokończyć to zdanie słowami: "ładna, kiedy chce się zwracać na siebie uwagę samych starych pacanów", ale nie chciał sobie robić minusów u przyjaciółek kobiet, które jakimś cudem go do siebie zwabiły. Z doświadczenia wiedział, ze nie kończyło się to dobrze.
-... ale twoja zdecydowanie bardziej mi się podoba. Lubię kolor czarny, skrywa w sobie dużo tajemniczości.
Chris upił łyka swojej whiskey. Josephine. Ładnie, dość nieoczywiście. I można to było zdrabniać na masę różnych sposobów. Coraz bardziej podobało mu się wszystko to, co wymyślił na poczekaniu.
- A zdradzisz mi co studiujesz, czy muszę to wyczytać z Twoich oczu? - zapytał i nieco zmrużył wzrok. - Nie, dobra, nie mów mi, chcę się zabawić w zgadywanie. Hm... Medycyna? Nie, jednak nie. Ty wyglądasz na przyszłą lekarkę, ale twoje koleżanki ze stolika zdecydowanie nie. To może coś związanego związanego z sądem najwyższym? Dobra, musisz mi powiedzieć, bo całkiem słaby ze mnie wróżbita. Wiem tylko tyle, że naprawdę ładnie się uśmiechasz.
Komplementowanie dziewczyn zawsze przychodziło mu z łatwością. Był dość uważny, zawsze potrafił dostrzec najmniejsze szczegóły, a to im imponowało.
Machnął tylko lekko ręką, kiedy dziewczyna przeprosiła go za wyciągnięcie telefonu. Nie byli na żadnej randce, tak naprawdę nie musiała nawet z nim rozmawiać, ale najwidoczniej był on ciekawszy niż reszta grona, która na nią czekała.
Uniósł lekko brew do góry, kiedy powiedziała, że czuje się dziwnie w całej tej sytuacji. No nie, czyżby trafił na typ szarej myszki? Na Boga, szczęście w nieszczęściu - zależy z czyjej perspektywy się na to wszystko patrzyło. Chris był tym zachwycony, wiedział, że podryw pójdzie mu jeszcze łatwiej niż przypuszczał.
- Odzywasz się do mnie, więc chyba idzie ci całkiem nieźle? Ale to tylko takie moje przypuszczenia. A, no i może brakuje ci jeszcze trochę alkoholu... - zasugerował i skinął głową na barmana. - Nie chcę cię upić, wypijemy to na pół. To mój ulubiony drink.
Poprosił barmana o trzecią pozycję zza lady i zapłacił. Kto jak kto, ale stały bywalec takich barów musiał znać kartę drinków, która dla niewtajemniczonych nie była dostępna. Mimo, że drink był całkiem prosty i składał się tylko ze zmiksowanych truskawek, rumu i cytryny to z jakiegoś powodu nie było go w zwyczajnej karcie.
- Daj spokój, jesteś ze znajomymi na imprezie, powinno być miło - powiedział lekko rozbawiony, bawiąc się pustą szklanką, którą ktoś po sobie zostawił. - Profesorzy tak tylko gadają, realnie średnio co robią. Gdyby tak pieczołowicie spełniali swoje groźby jak o nich mówili, to w życiu nie skończyłbym studiów - rzekł. - Tak, jestem już po studiach. Skończyłem zarządzanie, może niezbyt ambitnie, ale jakoś nigdy ich zbyt wiele nie miałem. Moja jedyna zaleta jest taka, że umiem dobrze gadać. - Zaśmiał się.
Farrell wcale nie był tak głupi za jakiego się przedstawiał, ale to dlatego, że sam nie zauważał swoich umiejętności. Nie był głupi, co najwyżej leniwy, ale jakby nie było studia skończył i to bez żadnej finansowej pomocy rodziców, zwyczajnie na ostatniej prostej się przyłożył. Co prawda mógł pójść o krok dalej i rozwijać się jeszcze bardziej, ale komu by się chciało, wiedząc, że i tak większość dostanie od rodziców? W życiu już tak było, że wiele zależało od tego, gdzie i w jakich warunkach się urodzisz.
- Która to twoja przyjaciółka, ta ruda? - zapytał z rozbawieniem, kiedy usłyszał o tym, ze doskonale go zna.
No tak, pewnie normalny człowiek narzekałby, że ktoś go postrzega tylko przez pryzmat bycia trochę znanym i bogatym, ale nie Farrell - jego to kręciło, że mógł w taki sposób przyciągać do siebie kobiety. Podobało mu się, że jednocześnie był i nieosiągalny, i na wyciągnięcie ręki. Mógł im z satysfakcją dawać kosze albo zabierać na wystawne kolacje z końcem w jego mieszkaniu - to zależy, jaki miał akurat nastrój.
- Możesz jej przekazać, że naprawdę bardzo ładna sukienka - powiedział.
Cóż, mógł dokończyć to zdanie słowami: "ładna, kiedy chce się zwracać na siebie uwagę samych starych pacanów", ale nie chciał sobie robić minusów u przyjaciółek kobiet, które jakimś cudem go do siebie zwabiły. Z doświadczenia wiedział, ze nie kończyło się to dobrze.
-... ale twoja zdecydowanie bardziej mi się podoba. Lubię kolor czarny, skrywa w sobie dużo tajemniczości.
Chris upił łyka swojej whiskey. Josephine. Ładnie, dość nieoczywiście. I można to było zdrabniać na masę różnych sposobów. Coraz bardziej podobało mu się wszystko to, co wymyślił na poczekaniu.
- A zdradzisz mi co studiujesz, czy muszę to wyczytać z Twoich oczu? - zapytał i nieco zmrużył wzrok. - Nie, dobra, nie mów mi, chcę się zabawić w zgadywanie. Hm... Medycyna? Nie, jednak nie. Ty wyglądasz na przyszłą lekarkę, ale twoje koleżanki ze stolika zdecydowanie nie. To może coś związanego związanego z sądem najwyższym? Dobra, musisz mi powiedzieć, bo całkiem słaby ze mnie wróżbita. Wiem tylko tyle, że naprawdę ładnie się uśmiechasz.
Komplementowanie dziewczyn zawsze przychodziło mu z łatwością. Był dość uważny, zawsze potrafił dostrzec najmniejsze szczegóły, a to im imponowało.
Machnął tylko lekko ręką, kiedy dziewczyna przeprosiła go za wyciągnięcie telefonu. Nie byli na żadnej randce, tak naprawdę nie musiała nawet z nim rozmawiać, ale najwidoczniej był on ciekawszy niż reszta grona, która na nią czekała.
Uniósł lekko brew do góry, kiedy powiedziała, że czuje się dziwnie w całej tej sytuacji. No nie, czyżby trafił na typ szarej myszki? Na Boga, szczęście w nieszczęściu - zależy z czyjej perspektywy się na to wszystko patrzyło. Chris był tym zachwycony, wiedział, że podryw pójdzie mu jeszcze łatwiej niż przypuszczał.
- Odzywasz się do mnie, więc chyba idzie ci całkiem nieźle? Ale to tylko takie moje przypuszczenia. A, no i może brakuje ci jeszcze trochę alkoholu... - zasugerował i skinął głową na barmana. - Nie chcę cię upić, wypijemy to na pół. To mój ulubiony drink.
Poprosił barmana o trzecią pozycję zza lady i zapłacił. Kto jak kto, ale stały bywalec takich barów musiał znać kartę drinków, która dla niewtajemniczonych nie była dostępna. Mimo, że drink był całkiem prosty i składał się tylko ze zmiksowanych truskawek, rumu i cytryny to z jakiegoś powodu nie było go w zwyczajnej karcie.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
13 października 2023, piątek
Pieniądze były czymś, czego każdy pragnął i potrzebował, ale jednocześnie nie każdy je miał. Wielu ludziom tych pieniędzy brakowało, zdarzało się, iż ledwo wiązali koniec z końcem, podczas gdy inni pławili się w luksusach, mogąc sobie pozwolić na drogie wakacje, piękny dom czy samochód. Albo nawet postawienie drinka nieznajomej osobie w barze za kilkanaście dolarów. Dla Josie ten rozlany alkohol był ogromną tragedią, bo wiedziała, że nie było możliwości, aby wydała kolejne pieniądze na to samo. Natomiast Christian Farrell…
Josephine nie słyszała o nim wcześniej. Albo słyszała, tylko puszczała to mimo uszu. Nie miała pojęcia o jego istnieniu, w przeciwieństwie do przyjaciółki, która żyła w świecie social mediów. Była perfekcyjnie obeznana w świecie większych i mniejszych celebrytów. I być może sam Christian niekoniecznie do nich należał, ale jego nazwisko było znane. Josie nie do końca wiedziała, czym zajmuje się firma, w której ponoć zarabia masę pieniędzy, ale miała świadomość, że jego rodzina czerpała z tego ogromne zyski. I to nie było do końca tak, że Josie zazdrościła tym wszystkim bogatym ludziom. Poniekąd ich podziwiała. Byli w stanie dotrzeć na szczyt i zapracować sobie na wszystko to, co osiągnęli.
Ona również pracowała i zarabiała na swoje utrzymanie, ale była jedynie biedną studentką w małej kawalerce i z masą długów u rodziców. Kierunek studiów, jaki wybrała, mógł jej zapewnić lepsze życie, choć wiedziała również, że liczyły się także znajomości. A ona takowych nie posiadała i obawiała się, że znalezienie pracy w zawodzie nie będzie tak łatwe, jak myślała z początku.
– Dokładnie tak. Ruda Miss naszej uczelni – zaśmiała się, mimowolnie zerkając na obserwującą ich Annie. Potem wzrok przeniosła z powrotem na Chrisa i mimowolnie poprawiła materiał swojej sukienki, coby się lepiej układał. – Ponoć czarny to najbezpieczniejszy kolor, a dzisiaj wolałam nie ryzykować.
Waller przysunęła szklankę bliżej siebie i dopiła jej zawartość. Zdecydowanie powinna już przystopować z alkoholem, bo zaczynała robić się podejrzanie odważna. Mimo to, rozmowa z Christianem Farrellem była bardzo interesująca, a spożywanie tych drinków było poniekąd pretekstem do tego, aby ją kontynuować.
– Prawie ci się udało. Studiuję prawo. A właściwie niedługo je kończę i szczerze nie mogę się tego doczekać. Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że możesz się skupić tylko na pracy – odparła z lekkim uśmiechem. Musiała przyznać, że mężczyzna był niezwykle sympatyczny i… Cóż, gdyby nie wiedziała, nie przypuszczałaby, że jest z bogatej rodziny, bo zwyczajnie się tak nie zachowywał. I całkiem jej się to spodobało. – Mówienie komplementów zawsze przychodzi ci z taką łatwością? Bo jeśli tak, to bardzo ciekawa umiejętność – zaśmiała się. – Alkoholu miałam już dzisiaj pod dostatkiem. Inaczej bym tutaj z tobą nie rozmawiała.
Mężczyzna zamówił jeszcze jednego drinka i przez chwilę Josie chciała odmówić, ale chęć spróbowania tego specjału zwyciężyła. Barman zmieszał składniki i postawił szklankę na blacie, wkładając do niej dwie słomki. Josie wyciągnęła rękę i przysunęła ją bliżej siebie, aby spróbować.
– Słodkie drinki to jest to – uznała z delikatnym uśmiechem, podając alkohol Chrisowi. – Czyli skończyłeś studia i pracujesz? Annie coś wspominała o jakiejś firmie… Tylko błagam, nie mów, że jesteś typem korpo-szczura. Albo, co gorsza, korpo-dupka – powiedziała z delikatną ironią, oczywiście w żartach.
– Josie, Zoe trochę odleciała, więc się będziemy zbierać. Idziesz, czy…? – spytała nagle Annie, która pojawiła się tuż obok przyjaciółki, kładąc dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na Christiana znacząco, po czym posłała mu lekki uśmiech. – Cześć, jestem Annie.
– Mam jeszcze drinka. Wrócę taksówką – odpowiedziała Josie, upijając kolejny łyk trunku. Rudowłosa spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę i zmarszczyła brwi.
– Na pewno? Zawsze to ty pierwsza ciągnęłaś mnie do domu i trochę boję się ciebie zostawiać tutaj samą – powiedziała zmartwionym głosem Whiterspoon. Josephine natomiast wywróciła oczami i zgarnęła kosmyk blond włosów za ucho.
– Annie, daj spokój, bo wyjdę na jakąś nudziarę – zaśmiała się Waller.
– Bo trochę jesteś nudziarą – odpowiedziała Anne, po czym spojrzała na Christiana. – A tak na serio, to jest straszną nudziarą i zastanawiam się, czy dosypałeś jej coś do drinka, że jeszcze nie chce wracać – dodała żartobliwym tonem. – Dobra, ja się zawijam. Napisz koniecznie, jak wrócisz bezpiecznie do domu.
Z tymi słowami Annie rzeczywiście się ulotniła, machając jeszcze przyjaciółce i jej towarzyszowi na pożegnanie. Josie przygryzła dolną wargę i spojrzała na mężczyznę.
– Nie dosypałeś mi niczego, co nie? – spytała sarkastycznie, po czym uśmiechnęła się z rozbawieniem. – I żeby nie było, nie jestem aż taką nudziarą, jak Annie mówiła. Po prostu lubię się wysypiać i nie lubię hałasu. W sumie… Trochę jednak brzmi, jakbym była nudziarą.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
13 października 2023, słodki piątek
Christian Farrell
Ruda Miss. Była ładna, ale zdecydowanie nie w jego typie, za to wiedział, że jego kumple byliby nią zachwyceni. Cóż, może całej ekipie będzie jeszcze dane kiedyś się spotkać w jednym barze, tego nie był pewien. Był pewien natomiast tego, że on z Josie zobaczy się jeszcze nie raz. Wymyślił plan doskonały i miał zamiar ścisło się go trzymać. Co jak co, ale nie mógł odpuścić przekazania firmy w jego ręce. Nie wchodziło to w grę. Już nawet nie chodziło mu o pieniądze, a o sam fakt, że wtedy cały dobytek jego rodziny trafiłby w obce łapska, bo jego młodsza i jedyna siostra zadeklarowała już, że nigdy nie zostanie królową hotelarstwa. On na szczęście nie był taki wybredny i chciał brać co tylko rodzina mu dawała.
- Ooo, prawniczka? Czyli istnieje szansa, że za parę lat, kiedy dokonam swoich pierwszych oszustw podatkowych, zostaniesz moją wybawicielką? - zażartował. - Rodzice by mnie chyba zastrzelili, gdybym cokolwiek nabroił w rodzinnym biznesie. Ale może kiedyś będę potrzebować jakiejś rady, kto wie...
W sumie podziwiał Josephine. Wybrała sobie bardzo angażujący kierunek i z tego co zrozumiał - niesamowicie mocno w niego brnęła, nie dopuszczając do siebie w ogóle opcji, że może się to nie udać. Doceniał takich zdeterminowanych ludzi, bo ktoś w tym świecie musiał taki być. On ze względu na wychowanie był zdecydowanie bardziej luźny i nie przykładał zbytniej wagi do wszystkiego, co w jego życiu się działo - bo jak źle by nie było, wszystko mogły załatwić pieniądze. Przekonał się o tym nieraz i na pewno jeszcze przekona...
- Jeśli o komplementy chodzi to nie trudzę się nad nimi zbytnio, same przychodzą do głowy, a ja tylko mówię to co myślę. Wada i zaleta jednocześnie, zależy jak na to spojrzysz. Czasami słodkie kłamstewka są lepsze od bolesnej prawdy, ale cóż, nie każdy nadaje się do kłamania.
Oj, on zdecydowanie nadawał się do kłamania. Kłamał jak z nut i sam wierzył w to, co mówi - można powiedzieć, że okłamywał samego siebie, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało.
Zaśmiał się głośno na stwierdzenie o tym korpo-szczurze. Coś w tym było, bo on także nienawidził wszystkich bucowatych elegancików w garniturach, którzy podniecali się tym, że mogli mieć biuro na setnym piętrze z widokiem na inne planety i jednorożce biegające po nich. O ironio - masa takich pracowała u jego rodziców.
- Proszę cię, wyglądam na niesympatycznego faceta, który nienawidzi swojego życia, ale musi udawać, że jest inaczej? Bo w końcu pracuje w wielkiej firmie i właściwie zarabia najniższą krajową, ale przecież jest królem swojego życia, bo jak dobrze pójdzie, to za sto lat, kiedy będzie leżeć już w grobie, jego wnuki dostaną awans na stanowisko wyżej od niego.
Była to brutalna prawda, ale niestety prawda. W tym świecie jeśli nie miałeś znajomości - ginąłeś, a dodatkowo jeszcze nienawidziłeś swojego życia.
Chciał kontynuować dalej temat, ale wtedy przy stoliku pojawiła się wcześniej wspomniana już Ruda Miss. Uśmiechnął się do niej lekko, biorąc przez słomkę łyk drinka.
- Ej, przecież nie zostaje tutaj sama, tylko ze mną. Christian, ale podobno już znasz - powiedział z serdecznym uśmiechem.
Zaczekał do końca rozmowy przyjaciółek. Nudziara? Domyślał się, że jest szarą myszką, ale czy była nudna? Dobrze mu się z nią rozmawiało i na trzeźwo byłby w stanie powiedzieć to samo. Mimo, że nie rozmawiali tak naprawdę na żaden konkretny temat to czuł się zaangażowany i nie był znudzony.
- A, no wiesz, w prawym rękawie trzymam jedne proszki, a w lewym drugie. - Zaśmiał się cicho i sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej coś. - O, a tu dla odmiany mam paczkę papierosów. Może dokończymy drinka i potowarzyszysz mi na zewnątrz? Obiecuję nie dmuchać na ciebie.
Mimo, że nie minęło dużo czasu to przez cały dzisiejszy dzień był niezwykle zmęczony, a hałas z pomieszczenia tylko wpływał na jego samopoczucie. Marzył o tym, żeby choć na chwilę przewietrzyć głowę i zaznać czegoś innego niż przekrzykujący się ludzie. Dodatkowo domyślał się, że Josephine też niedługo będzie się zwijać do domu, co było jego idealnym pretekstem do tego, żeby zniknąć razem z nią, a potem położyć się do łóżka i albo coś obejrzeć, albo pograć w coś.
- Ooo, prawniczka? Czyli istnieje szansa, że za parę lat, kiedy dokonam swoich pierwszych oszustw podatkowych, zostaniesz moją wybawicielką? - zażartował. - Rodzice by mnie chyba zastrzelili, gdybym cokolwiek nabroił w rodzinnym biznesie. Ale może kiedyś będę potrzebować jakiejś rady, kto wie...
W sumie podziwiał Josephine. Wybrała sobie bardzo angażujący kierunek i z tego co zrozumiał - niesamowicie mocno w niego brnęła, nie dopuszczając do siebie w ogóle opcji, że może się to nie udać. Doceniał takich zdeterminowanych ludzi, bo ktoś w tym świecie musiał taki być. On ze względu na wychowanie był zdecydowanie bardziej luźny i nie przykładał zbytniej wagi do wszystkiego, co w jego życiu się działo - bo jak źle by nie było, wszystko mogły załatwić pieniądze. Przekonał się o tym nieraz i na pewno jeszcze przekona...
- Jeśli o komplementy chodzi to nie trudzę się nad nimi zbytnio, same przychodzą do głowy, a ja tylko mówię to co myślę. Wada i zaleta jednocześnie, zależy jak na to spojrzysz. Czasami słodkie kłamstewka są lepsze od bolesnej prawdy, ale cóż, nie każdy nadaje się do kłamania.
Oj, on zdecydowanie nadawał się do kłamania. Kłamał jak z nut i sam wierzył w to, co mówi - można powiedzieć, że okłamywał samego siebie, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało.
Zaśmiał się głośno na stwierdzenie o tym korpo-szczurze. Coś w tym było, bo on także nienawidził wszystkich bucowatych elegancików w garniturach, którzy podniecali się tym, że mogli mieć biuro na setnym piętrze z widokiem na inne planety i jednorożce biegające po nich. O ironio - masa takich pracowała u jego rodziców.
- Proszę cię, wyglądam na niesympatycznego faceta, który nienawidzi swojego życia, ale musi udawać, że jest inaczej? Bo w końcu pracuje w wielkiej firmie i właściwie zarabia najniższą krajową, ale przecież jest królem swojego życia, bo jak dobrze pójdzie, to za sto lat, kiedy będzie leżeć już w grobie, jego wnuki dostaną awans na stanowisko wyżej od niego.
Była to brutalna prawda, ale niestety prawda. W tym świecie jeśli nie miałeś znajomości - ginąłeś, a dodatkowo jeszcze nienawidziłeś swojego życia.
Chciał kontynuować dalej temat, ale wtedy przy stoliku pojawiła się wcześniej wspomniana już Ruda Miss. Uśmiechnął się do niej lekko, biorąc przez słomkę łyk drinka.
- Ej, przecież nie zostaje tutaj sama, tylko ze mną. Christian, ale podobno już znasz - powiedział z serdecznym uśmiechem.
Zaczekał do końca rozmowy przyjaciółek. Nudziara? Domyślał się, że jest szarą myszką, ale czy była nudna? Dobrze mu się z nią rozmawiało i na trzeźwo byłby w stanie powiedzieć to samo. Mimo, że nie rozmawiali tak naprawdę na żaden konkretny temat to czuł się zaangażowany i nie był znudzony.
- A, no wiesz, w prawym rękawie trzymam jedne proszki, a w lewym drugie. - Zaśmiał się cicho i sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej coś. - O, a tu dla odmiany mam paczkę papierosów. Może dokończymy drinka i potowarzyszysz mi na zewnątrz? Obiecuję nie dmuchać na ciebie.
Mimo, że nie minęło dużo czasu to przez cały dzisiejszy dzień był niezwykle zmęczony, a hałas z pomieszczenia tylko wpływał na jego samopoczucie. Marzył o tym, żeby choć na chwilę przewietrzyć głowę i zaznać czegoś innego niż przekrzykujący się ludzie. Dodatkowo domyślał się, że Josephine też niedługo będzie się zwijać do domu, co było jego idealnym pretekstem do tego, żeby zniknąć razem z nią, a potem położyć się do łóżka i albo coś obejrzeć, albo pograć w coś.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
13 października 2023, piątek
Rozmowa z Christianem wyjątkowo się kleiła. Było to zapewne spowodowane tym, iż to głównie on ją ciągnął i rzucał tematami, które Josie podłapywała. Niemniej, alkohol również zrobił swoje i wyjątkowo była wdzięczna przyjaciółce, iż ta wcisnęła jej whisky przed wyjściem. Przynajmniej była w stanie odpowiedzieć na zaczepkę zupełnie obcego mężczyzny i, mało tego, normalnie z nim rozmawiać. Poniekąd była z siebie dumna, bo był to jej pierwszy raz w takiej właśnie sytuacji. Nigdy wcześniej nikt jej nie zaczepiał w żadnych barach czy po prostu na ulicy. Poznawała ludzi w szkole, na studiach, w pracy… Wtedy, kiedy musiała poznać, bo stawała się częścią grupy.
Tym razem jednak było inaczej i… Jej się to spodobało. Nawet nie przyszło jej do głowy, aby się zastanowić, czemu taki mężczyzna jak Christian Farrell zainteresował się akurat nią. Żadna czerwona lampka jej się nie zapaliła, co mogło mieć jakieś późniejsze konsekwencje. Być może Chris uznał, że będzie łatwym celem, który bez problemu da się zaciągnąć do łóżka? Cóż, była taka opcja, jak najbardziej. Jednak Josie nie do końca myślała o tym w momencie rozmowy z mężczyzną.
– Oczywiście, bronienie bogatych oszustów jest właśnie tym, na co liczę najbardziej. Ale będę się cenić, pamiętaj o tym – zażartowała, mówiąc to z delikatną ironią. – Ewentualnie jeśli cię zastrzelą, mogę zostać też ich obrońcą i winę zwalić na ciebie.
Josie nie miała jeszcze określonego planu na przyszłość. Wiedziała, że chciałaby pracować w kancelarii, jednak w jakiej? Nie miała pojęcia. Zapewne zmuszona będzie najpierw odbyć bardzo mało płatny staż, aby gdziekolwiek się dostać. Liczyła się z tym i wiedziała, że była przed nią jeszcze niesamowicie długa droga.
– Przy mnie nie ma możliwości kłamania. Wyczuję kłamcę na odległość – uznała z pewnością w głosie i lekkim, rozbawionym uśmiechem. – Może i nie wyglądasz na takiego faceta, ale nie zmienia to faktu, że możesz kiedyś nim być. Wiesz, wyścig szczurów i tak dalej.
Christian poniekąd miał rację. Praca w korporacji często wysysała z ludzi całą radość i chęć do życia. Tak naprawdę niewielu z nich udawało się osiągnąć takie stanowiska, aby być względnie zadowolonym ze swojej posady. Zawsze chciało się więcej.
Po krótkiej rozmowie z Annie, która się ulotniła, Christian zaproponował wyjście na zewnątrz. Bardzo to odpowiadało Josephine, która naprawdę miała już dość hałasu i masy ludzi wokół. Dlatego też dokończyli drinka, dziewczyna zgarnęła płaszcz, który narzuciła na ramiona i opuścili bar. Stanęli kawałek dalej, aby ich uszy mogły nieco odpocząć. Christian odpalił papierosa, a Josie oparła się o ścianę budynku, krzyżując ręce na piersi.
– Przez stres w korpo musisz dotleniać płuca? – spytała ironicznie, obserwując uważnie Christiana. – Tak właściwie, czym ty się zajmujesz w tej firmie? I co to jest za firma? Do tego Annie nie zdążyła dojść – zagaiła. Właściwie całkiem ją to ciekawiło. Wiedziała jedynie, że był to rodzinny, ogromny i bardzo dochodowy biznes, jednak czym się zajmowali? Nie miała pojęcia. A skoro Farrell wypytywał ją o studia, to ona mogła równie dobrze odbić pałeczkę. Nawet jeśli mieliby się nigdy więcej nie spotkać, a ona za jakiś czas zapomni o istnieniu kogoś takiego.
– Co z twoimi znajomymi? Zostawiłeś ich przy stoliku już jakiś czas temu – zauważyła, mimowolnie zerkając w stronę drzwi wejściowych do baru.
Porozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem Christian zamówił taksówkę. Josie chciała zrobić to samo, jednak mężczyzna zaoferował, że odwiezie ją pod dom. Dziewczyna sie zgodziła, nie uznając tego za niebezpieczne. A może powinna? W końcu nie wiedziała, czy mężczyzna nie będzie chciał wykorzystać faktu, iż samotna, młoda studentka włóczy się sama. Jednak w to też nie do końca chciało się jej wierzyć.
– Dzięki za miły wieczór. A właściwie jego część – powiedziała, gdy wysiadła już z taksówki. – Do zobaczenia. Może… W sumie nie wiem, jak się pożegnać z kimś, kogo prawdopodobnie już więcej nie zobaczę, a “żegnaj” jest strasznie oklepane – stwierdziła, wzruszając ramionami. Oddaliła się od taksówki i pomachała jeszcze Chrisowi na pożegnanie. Zaczęła szukać kluczy już w drodze do swojej klatki i pech chciał że idealnie przed drzwiami wypadły jej z rąk. Przeklęła pod nosem i podniosła je, chwiejąc się delikatnie. Wpisała kod do domofonu i weszła na drugie piętro, a następnie do swojej małej kawalerki. Choć jakby na to spojrzeć z innej strony… Jak na kawalerkę, metraż wcale nie był taki zły. Mieściła się ze wszystkim i miejsca też jej nie brakowało. I oczywiście było ją stać na opłaty, a kwestia ta zdawała się być najistotniejsza.
Waller ściągnęła płaszcz i dosyć niewygodne buty i weszła zmarnowana do salonu. Usiadła ciężko na kanapie, odblokowując telefon i od razu wysyłając wiadomość Annie. Obiecała w końcu dać znać, jak tylko dotrze do domu…
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
14 października 2023, skacowana sobota
Christian Farrell
Christian szczerze się ucieszył, że mogli opuścić tamto pomieszczenie. Wziął swoje fajki, płaszcz i wyszedł, nie żegnając się nawet z kumplami. To nie była pierwsza taka sytuacja i doskonale wiedział, że nie musi im komunikować, że wychodzi - zwłaszcza, że wychodził w towarzystwie kobiety, a to powinno dać im wiele do myślenia. Zresztą, potem i tak prześle im smsa, tak na wypadek, gdyby mieli zamiar się jakimś cudem martwić.
Będąc już na zewnątrz Farrell od razu odpalił papierosa. Na słowa dziewczyny zaśmiał się cicho i zaciągnął.
- Hej, pamiętaj o tym, co powiedziała ci twoja przyjaciółka - jestem bogatym dzieciakiem właścicieli, nie mam stresu w pracy - powiedział ze śmiechem. - Nie wiem. Palę od piętnastego roku życia, bo wtedy to było uznawane za super szpanerskie i odważne. Rodzice nigdy mnie jakoś specjalnie nie kontrolowali, więc nie miał kto na mnie krzyczeć, że to niezdrowe i tak dalej. Teraz jestem już dorosły, średnio to komukolwiek imponuje, ale jakoś ciężko mi przestać, więc po prostu pogodziłem się z paskudnym nałogiem. - Wzruszył ramionami.
- Jestem wice-wice-wice-wice, dopowiedz sobie w głowie jeszcze parę wice, prezesem. Mam pod sobą sztab ludzi, rozdaję zadania i sprawdzam, czy wykonali swoje poprzednie. I piję dużo kawy, i jem wystawne lunche, ale nie z sekretarką, bo średnio za sobą przepadamy. Zawsze kabluje moim rodzicom, kiedy tylko spóźnię się do pracy, sama rozumiesz - opowiedział z uśmiechem. - A moi rodzice mają wielką sieć hoteli w różnych wypoczynkowych krajach. Za równo ogromne hotele, takie masówki, ale też ładne luksusowe osiedla, gdzie drinka z palemką przynosi ci Michael Jackson, jeśli tylko masz na to ochotę.
Mimo tego wszystkiego, co wymienił strasznie lubił swoją pracę i nie nawet nie pomyślałby o zmianie jej. I już nie chodziło o fakt, że miał z górki - lubił zakres obowiązków jaki posiadał i podobało mu się klikanie różnych tabelek w Excelu. No i mógł czasami zostawić swój nieczytelny podpis na jakimś papierku, po prostu magia.
- Nie przejmuj się moimi znajomymi, napiszę im potem wiadomość, że bezpiecznie leżę w swoim łóżku, a żadna blond włosa panna mnie nie uprowadziła.
Chwilę potem Josephine chciała jechać do domu swoją taksówką, ale Christian zaproponował, że im obojgu zamówi jednego Ubera. Podkreślił kilkakrotnie, że absolutnie nie chce się wprosić do jej mieszkania i może nawet nie odprowadzać jej pod drzwi, chodziło po prostu o zwyczajnie względy bezpieczeństwa. Mało to się słyszy o różnych nieprzyjemnych przypadkach związanych z taksówkarzami i kobietami?
Kiedy podjechali już pod jej mieszkanie, Christian wyjrzał delikatnie przez szybę. No, no, dość ładna okolica, pewnie miała uroczy widok z okna.
- To ja dziękuję, ten wieczór to była sama przyjemność dla mnie i wybawienie od wyjątkowo zanudzających dzisiaj kolegów! - krzyknął na odchodne, kiedy dziewczyna już oddalała się do odpowiedniej klatki schodowej.
Jego apartament znajdował się pól godziny drogi stąd. Autem, rzecz jasna. Farrell pożegnał pana, dał mu oczywiście napiwek i windą udał się na górę. Nie miał już ochoty na granie, wziął bardzo szybki prysznic i położył się do łóżka. Włączył sobie kolejny odcinek serialu, tak o, do uśpienia, bo nie przepadał za siedzeniem w ciszy i zaraz potem zasnął.
Sobota. Cudowny dzień - zero budzika i zero zmartwień. Chris obudził się jakoś o dziesiątej i ku jego zaskoczeniu nawet nie bolała go głowa. Czyżby udało mu się uniknąć kaca? Z jednej strony niemożliwe, z drugiej nie wypił naprawdę dużo, był w przyjemnym stanie podpicia, ale bez żadnych skutków ubocznych.
Dzień rozpoczął od dobrej kawy i zamówienia sobie jakiegoś śniadania. Miał jedną zasadę w życiu - nie gotował bo nie musiał. Podstawowe rzeczy umiał, ale skoro było go stać na testowanie coraz to nowego jedzenia, które dodatkowo ktoś mu przygotowywał, to po co miał z tego rezygnować? Kochał próbowania nowych smaków. Na dzisiejszy pierwszy posiłek tego dnia wybrał bajgla z jajkiem, sałatą, kurczakiem, pomidorem i jego ulubionymi sosami ziołowymi.
W oczekiwaniu na jedzenie musiał się czymś zająć. Lubił mieć w rękach cokolwiek, choćby miało to być bezsensowne przeglądanie Instagrama. Wczoraj nie urwał mu się film, ale dopiero teraz, siedząc w tej komórce przypomniał sobie o poznanej dziewczynie. Josephine - dalej po głowie chodziło mu to intrygujące imię.. Nie zapytał jej o numer, to było zbyt oczywiste... A skoro wiedział o tym, że jej przyjaciółka go obserwuje, to wystarczyło teraz przejrzeć tylko dwadzieścia tysięcy napalonych lasek. Drobnostka!
W czasie szukania jego jedzenie zdążyło już dojść. Jadł sobie, scrollował i... bingo! Pani rudowłosa. Oczywiście musiała mieć siebie na profilowym. Nic dziwnego, obiektywnie rzecz biorąc była atrakcyjna i miała się czym chwalić. Dla niego tylko lepiej. Na szczęście nie miała prywatnego profilu, choć i na to znalazłoby się jakieś fake konto. Wszedł w jej obserwowane osoby i dość szybko znalazł tę, której szukał. Oczywiście nie miała na profilu praktycznie nic, ale imię i jakieś przebitki blondu na włosach sugerowały mu, że to właśnie ona. No i żadnej innej Josephine tam nie było.
Ugryzł kawałek bajgla i wystukał na klawiaturze: "Mam nadzieję, że przyszła pani prawnik się wyspała i nie zabił jej kac? Kolorowe słodkie drinki bywają zdradliwe ; )".
Będąc już na zewnątrz Farrell od razu odpalił papierosa. Na słowa dziewczyny zaśmiał się cicho i zaciągnął.
- Hej, pamiętaj o tym, co powiedziała ci twoja przyjaciółka - jestem bogatym dzieciakiem właścicieli, nie mam stresu w pracy - powiedział ze śmiechem. - Nie wiem. Palę od piętnastego roku życia, bo wtedy to było uznawane za super szpanerskie i odważne. Rodzice nigdy mnie jakoś specjalnie nie kontrolowali, więc nie miał kto na mnie krzyczeć, że to niezdrowe i tak dalej. Teraz jestem już dorosły, średnio to komukolwiek imponuje, ale jakoś ciężko mi przestać, więc po prostu pogodziłem się z paskudnym nałogiem. - Wzruszył ramionami.
- Jestem wice-wice-wice-wice, dopowiedz sobie w głowie jeszcze parę wice, prezesem. Mam pod sobą sztab ludzi, rozdaję zadania i sprawdzam, czy wykonali swoje poprzednie. I piję dużo kawy, i jem wystawne lunche, ale nie z sekretarką, bo średnio za sobą przepadamy. Zawsze kabluje moim rodzicom, kiedy tylko spóźnię się do pracy, sama rozumiesz - opowiedział z uśmiechem. - A moi rodzice mają wielką sieć hoteli w różnych wypoczynkowych krajach. Za równo ogromne hotele, takie masówki, ale też ładne luksusowe osiedla, gdzie drinka z palemką przynosi ci Michael Jackson, jeśli tylko masz na to ochotę.
Mimo tego wszystkiego, co wymienił strasznie lubił swoją pracę i nie nawet nie pomyślałby o zmianie jej. I już nie chodziło o fakt, że miał z górki - lubił zakres obowiązków jaki posiadał i podobało mu się klikanie różnych tabelek w Excelu. No i mógł czasami zostawić swój nieczytelny podpis na jakimś papierku, po prostu magia.
- Nie przejmuj się moimi znajomymi, napiszę im potem wiadomość, że bezpiecznie leżę w swoim łóżku, a żadna blond włosa panna mnie nie uprowadziła.
Chwilę potem Josephine chciała jechać do domu swoją taksówką, ale Christian zaproponował, że im obojgu zamówi jednego Ubera. Podkreślił kilkakrotnie, że absolutnie nie chce się wprosić do jej mieszkania i może nawet nie odprowadzać jej pod drzwi, chodziło po prostu o zwyczajnie względy bezpieczeństwa. Mało to się słyszy o różnych nieprzyjemnych przypadkach związanych z taksówkarzami i kobietami?
Kiedy podjechali już pod jej mieszkanie, Christian wyjrzał delikatnie przez szybę. No, no, dość ładna okolica, pewnie miała uroczy widok z okna.
- To ja dziękuję, ten wieczór to była sama przyjemność dla mnie i wybawienie od wyjątkowo zanudzających dzisiaj kolegów! - krzyknął na odchodne, kiedy dziewczyna już oddalała się do odpowiedniej klatki schodowej.
Jego apartament znajdował się pól godziny drogi stąd. Autem, rzecz jasna. Farrell pożegnał pana, dał mu oczywiście napiwek i windą udał się na górę. Nie miał już ochoty na granie, wziął bardzo szybki prysznic i położył się do łóżka. Włączył sobie kolejny odcinek serialu, tak o, do uśpienia, bo nie przepadał za siedzeniem w ciszy i zaraz potem zasnął.
Sobota. Cudowny dzień - zero budzika i zero zmartwień. Chris obudził się jakoś o dziesiątej i ku jego zaskoczeniu nawet nie bolała go głowa. Czyżby udało mu się uniknąć kaca? Z jednej strony niemożliwe, z drugiej nie wypił naprawdę dużo, był w przyjemnym stanie podpicia, ale bez żadnych skutków ubocznych.
Dzień rozpoczął od dobrej kawy i zamówienia sobie jakiegoś śniadania. Miał jedną zasadę w życiu - nie gotował bo nie musiał. Podstawowe rzeczy umiał, ale skoro było go stać na testowanie coraz to nowego jedzenia, które dodatkowo ktoś mu przygotowywał, to po co miał z tego rezygnować? Kochał próbowania nowych smaków. Na dzisiejszy pierwszy posiłek tego dnia wybrał bajgla z jajkiem, sałatą, kurczakiem, pomidorem i jego ulubionymi sosami ziołowymi.
W oczekiwaniu na jedzenie musiał się czymś zająć. Lubił mieć w rękach cokolwiek, choćby miało to być bezsensowne przeglądanie Instagrama. Wczoraj nie urwał mu się film, ale dopiero teraz, siedząc w tej komórce przypomniał sobie o poznanej dziewczynie. Josephine - dalej po głowie chodziło mu to intrygujące imię.. Nie zapytał jej o numer, to było zbyt oczywiste... A skoro wiedział o tym, że jej przyjaciółka go obserwuje, to wystarczyło teraz przejrzeć tylko dwadzieścia tysięcy napalonych lasek. Drobnostka!
W czasie szukania jego jedzenie zdążyło już dojść. Jadł sobie, scrollował i... bingo! Pani rudowłosa. Oczywiście musiała mieć siebie na profilowym. Nic dziwnego, obiektywnie rzecz biorąc była atrakcyjna i miała się czym chwalić. Dla niego tylko lepiej. Na szczęście nie miała prywatnego profilu, choć i na to znalazłoby się jakieś fake konto. Wszedł w jej obserwowane osoby i dość szybko znalazł tę, której szukał. Oczywiście nie miała na profilu praktycznie nic, ale imię i jakieś przebitki blondu na włosach sugerowały mu, że to właśnie ona. No i żadnej innej Josephine tam nie było.
Ugryzł kawałek bajgla i wystukał na klawiaturze: "Mam nadzieję, że przyszła pani prawnik się wyspała i nie zabił jej kac? Kolorowe słodkie drinki bywają zdradliwe ; )".
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
14 października 2023, sobota
Wstanie rano było trudniejsze, niż zazwyczaj. Mimo że Josephine nie wypiła aż tak dużo, aby męczył ją kac, to odczuwała pewnego rodzaju zmęczenie. Obudziła się chwilę po dziewiątej i, cóż, spędziła w łóżku czas do blisko dziesiątej. Dopiero wtedy zdecydowała się wstać i wziąć prysznic. Udała się więc do łazienki i pozostawiła drzwi otwarte. Mieszkała sama, a więc nie widziała potrzeby w tym, aby się zamykać. I tak nie było w mieszkaniu nikogo, poza nią.
Zrzuciła z siebie spodenki i koszulkę, a następnie puściła wodę. Weszła pod ciepły i przyjemny strumień, pozwalając kroplom zmoczyć ją całą. I nawet jeśli Josie miała określony schemat mycia włosów i dziś ten dzień nie wypadał, postanowiła także je odświeżyć. Można by uznać, że po wczorajszym piciu czuła się trochę… Brudna?
Wyszła spod prysznica, zawinęła włosy w ręcznik, a drugim się wytarła i założyła na szybko szlafrok. Na twarz nałożyła krem nawilżający, bez którego nie ruszała się z domu, a następnie skierowała się do kuchni. Zajrzała do lodówki i skrzywiła się delikatnie, klnąc na siebie samą, że zapomniała wczoraj zrobić zakupów. Westchnęła delikatnie podirytowana i ostatecznie sięgnęła po jogurt, który zakupiła już dość dawno. I nareszcie nadszedł jego czas!
Usiadła na kanapie ze swoim śniadaniem i włączyła telewizor. Miała do wyjścia jakieś czterdzieści minut, a więc mogła sobie na to pozwolić. Przy okazji zdjęła z głowy ręcznik, aby pozwolić włosom wyschnąć samoistnie. I gdy przesympatyczna pani w telewizorze mówiła o pogodzie na następny tydzień, jej telefon zawibrował. Dziewczyna sięgnęła po niego, będąc pewna, iż to wiadomość od Annie. Cóż… To nie była Annie.
Josie kilka razy czytała wiadomość i nazwę użytkownika, jakby nie do końca dowierzając w to, że do niej napisał. Pamiętała doskonale wczorajszy wieczór i pamiętała Christiana Farrella. Pamiętała, że rozmawiali dość długo, a potem mężczyzna odwiózł ją do domu. Sądziła, że na tym ich znajomość się zakończy, bo przecież nawet nie wziął od Waller numeru. Jednak Chris znalazł sposób, aby się z nią skontaktować…
“Wyspała i ma się bardzo dobrze. A ty? Widzę, że nie tylko w komplementach jesteś dobry, stalkowanie też nieźle ci wychodzi”
Wiadomość od Christiana dość mocno zaskoczyła Josie. Z tego, co było jej wiadomo, pracował w dużej firmie swoich rodziców, zarabiał sporo pieniędzy, a dziewczyny wręcz za nim szalały. Przykładem była chociażby Anne Whiterspoon, którą niełatwo było oczarować. Dlaczego więc Christian Farrell zainteresował się przeciętną dziewczyną, podczas gdy mógł mieć wiele innych?
Cóż, nawet to nie sprawiło, aby w głowie Josie pojawiła się ostrzegawcza lampka. Była zbyt ufna w stosunku do ludzi i nie potrafiła wyczuć złych intencji, jeśli takowe się pojawiały.
“Twoi znajomi nie martwili się za bardzo, że tak nagle zniknąłeś? Wolałabym uniknąć konsekwencji. Zwłaszcza, że za godzinę zaczynam pracę”
A jeśli o pracy była mowa… Josie dojadła swój jogurt, po czym wyrzuciła opakowanie do kosza. Zostawiła telefon na stole w pokoju, a następnie udała się do mini sypialni. Przebrała się, a właściwie ubrała, bo miała do tej pory jedynie szlafrok, po czym na szybko wysuszyła włosy. I wtedy znowu usłyszała dźwięk wibracji.
– Stara, no co się nie odzywasz? Wróciłaś do domu z Christianem? Coś się wydarzyło? – pisnęła do słuchawki podekscytowana Annie. Josie musiała na moment odsunąć telefon od ucha, aby przypadkiem nie ogłuchnąć.
– No tak, odwiózł mnie taksówką do domu – przytaknęła jasnowłosa, pakując do torby ładowarkę od telefonu i koszulkę na przebranie.
– No i?! Mów mi wszystko – zarządała rudowłosa, co wywołało delikatne rozbawienie na twarzy Waller.
– No i nic. Pogadaliśmy chwilę w barze, postawił mi drinka, a potem odwiózł do domu. Nawet mnie nie dotknął, więc nie mogło do niczego dojść – wyjaśniła ze spokojem.
– Czyli jednak jesteś nudziarą. Jak mogłaś nie skorzystać? Ja bym skakała z radości pod sufit, jakby Christian Farrell postawił mi drinka, a potem odwiózł do domu – stwierdziła oburzona Anne.
– Jak chcesz, to cię z nim zapoznam. Ale teraz muszę spadać do pracy. – Z tymi słowami Josie rozłączyła się, wzięła jeszcze butelkę wody z lodówki i wyszła z mieszkania.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
14 października 2023, skacowana sobota
Christian Farrell
Christian zajadał się swoim bajglem i czekał na odpowiedź. Po tej dziewczynie spodziewał się odpowiedzi w minutę, ale i w cały dzień - wyglądała na taką, która powiadomienia z Instagrama mogła mieć nawet permanentnie wyłączone. On natomiast był wręcz dzieckiem social mediów, nie wyobrażał sobie być ani w jednym procencie odcięty od sieci. Przyzwyczaił się już do dzielenia się w nich każdym skrawkiem swojego życia i dokumentowaniem wszystkiego. Lubił to uczucie, kiedy inni to wszystko oglądali i mu zazdrościli. Często jakieś dupy wypisywały do niego, że chciałyby być obecnie w danym miejscu z nim. On czasami odpisywał, czasami zostawiał jedynie serduszko, a w reszcie przypadków adoratorki były ignorowane.
Telefon zawibrował akurat wtedy, kiedy skończył jeść. Poszedł umyć ręce, bo jajko sadzone trochę go pobrudziło, a następnie szybko podbiegł do urządzenia. Uśmiechnął się, widząc wiadomość. Czyli jednak nie miała wyłączonych powiadomień, dobrze dla niego. Dziewczyna w ogóle nie zastanawiała się nad tym, że ta cała sytuacja była trochę podejrzana. Znaczy, nie żeby Christian miał się za nie wiadomo kogo, ale przecież jej przyjaciółka na pewno wiedziała, że on nigdy nie pakował się w nic stałego. Czemu jej nie ostrzegła? Postanowił się na tym aż tak nie zastanawiać - musiał korzystać, póki owieczka była gotowa wpaść w paszczę wilka.
"Mógłbym udawać, że to było niemiłosiernie trudne, a ja musiałem bawić się w Joe Goldberga i biegać w czapce z daszkiem po domu, ale nie obserwuje mnie wiele rudowłosych istot, wiesz? Sama się wydałaś, ale nie mam zamiaru na to narzekać" - odpisał i zaraz potem dostał kolejną wiadomość.
"Moi koledzy zapewne myślą, że stało się więcej, niż realnie się stało. Zresztą, dałem im jakiś tam znak życia, nie powinni się martwić. A gdzie pani przyszła prawnik pracuje w wolnych chwilach? Weekendy są od odpoczywania, droga panno".
Zanim doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi, poszedł wziąć gorący prysznic. Myślał też o wannie i masażu bąbelkami, ale nie chciało mu się tego wszystkiego szykować. Dzisiaj miał nastrój na leżenie i nic nie robienie.
Kiedy już odstał swoje pod ciepłym strumieniem, zmył z siebie wszystkie brudy przeszłości i ogolił sobie jednodniowy zarost, wysuszył się ręcznikiem i ubrał w luźne spodnie dresowe. Spojrzał na telefon, ale dalej nie widział odpowiedzi. Postanowił dać Josephine jeszcze chwilę, żeby nie wyszedł na totalnego namolnego idiotę. Zresztą, to nawet nie było w jego stylu - to za nim się uganiano, nigdy na odwrót.
Położył się do łóżka, włączył Xboxa i zaczął przeglądać na co mógłby dzisiaj zmarnować cały dzień. Na Fifę nie miał ochoty, może jakaś strzelanka? Ech, chyba jednak w ogóle nie chciało mu się grać. Może w takim razie coś obejrzy? Znowu wziął telefon do ręki.
"Wiem, że to pewnie totalnie nie w Twoim stylu, ale jest sobota i strasznie się nudzę. Masz pomysł co taki obrzydliwie bogaty i męczący dzieciak jak ja może porobić w weekendowy poranek? Oprócz pisania z jakąś ładną lalą, bo to akurat właśnie w tym momencie robi".
Telefon zawibrował akurat wtedy, kiedy skończył jeść. Poszedł umyć ręce, bo jajko sadzone trochę go pobrudziło, a następnie szybko podbiegł do urządzenia. Uśmiechnął się, widząc wiadomość. Czyli jednak nie miała wyłączonych powiadomień, dobrze dla niego. Dziewczyna w ogóle nie zastanawiała się nad tym, że ta cała sytuacja była trochę podejrzana. Znaczy, nie żeby Christian miał się za nie wiadomo kogo, ale przecież jej przyjaciółka na pewno wiedziała, że on nigdy nie pakował się w nic stałego. Czemu jej nie ostrzegła? Postanowił się na tym aż tak nie zastanawiać - musiał korzystać, póki owieczka była gotowa wpaść w paszczę wilka.
"Mógłbym udawać, że to było niemiłosiernie trudne, a ja musiałem bawić się w Joe Goldberga i biegać w czapce z daszkiem po domu, ale nie obserwuje mnie wiele rudowłosych istot, wiesz? Sama się wydałaś, ale nie mam zamiaru na to narzekać" - odpisał i zaraz potem dostał kolejną wiadomość.
"Moi koledzy zapewne myślą, że stało się więcej, niż realnie się stało. Zresztą, dałem im jakiś tam znak życia, nie powinni się martwić. A gdzie pani przyszła prawnik pracuje w wolnych chwilach? Weekendy są od odpoczywania, droga panno".
Zanim doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi, poszedł wziąć gorący prysznic. Myślał też o wannie i masażu bąbelkami, ale nie chciało mu się tego wszystkiego szykować. Dzisiaj miał nastrój na leżenie i nic nie robienie.
Kiedy już odstał swoje pod ciepłym strumieniem, zmył z siebie wszystkie brudy przeszłości i ogolił sobie jednodniowy zarost, wysuszył się ręcznikiem i ubrał w luźne spodnie dresowe. Spojrzał na telefon, ale dalej nie widział odpowiedzi. Postanowił dać Josephine jeszcze chwilę, żeby nie wyszedł na totalnego namolnego idiotę. Zresztą, to nawet nie było w jego stylu - to za nim się uganiano, nigdy na odwrót.
Położył się do łóżka, włączył Xboxa i zaczął przeglądać na co mógłby dzisiaj zmarnować cały dzień. Na Fifę nie miał ochoty, może jakaś strzelanka? Ech, chyba jednak w ogóle nie chciało mu się grać. Może w takim razie coś obejrzy? Znowu wziął telefon do ręki.
"Wiem, że to pewnie totalnie nie w Twoim stylu, ale jest sobota i strasznie się nudzę. Masz pomysł co taki obrzydliwie bogaty i męczący dzieciak jak ja może porobić w weekendowy poranek? Oprócz pisania z jakąś ładną lalą, bo to akurat właśnie w tym momencie robi".
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Josephine nie przypuszczałaby, że Christian Farrell mógłby napisać do niej następnego dnia. Była święcie przekonana, że mężczyzna zapomni o ich rozmowie i nigdy więcej nie będzie im dane się spotkać. Cóż, pomyliła się. Mężczyzna jakimś cudem odnalazł ją na instagramie, choć znał tylko jej imię i wiedział jak wygląda, nic poza tym. Poniekąd była pod wrażeniem jego umiejętności pewnego rodzaju zawziętości.
Wyszła z mieszkania i schowała telefon do kieszeni. Wyciągnęła zamiast tego kluczyki od auta i wsiadła na miejsce kierowcy. Do centrum miała kawałek, a pech chciał, że akurat były korki. Zresztą, podobnie jak poprzedniego dnia. Josie miała tendencję do spóźnień, choć starała się tego unikać. Sama nie lubiła czekać i nie chciała, aby inni też musieli. Zwłaszcza, że to ona otwierała dzisiaj sklep i powinna wszystko przygotować na czas.
Otworzyła szklane drzwi z różowym szyldem, wchodząc do środka. Od razu udała się na zaplecze, gdzie zmieniła ubrania na te robocze. Ubrała jasnoróżową koszulkę z logo cukierkowego sklepu oraz granatowy fartuszek. Związała również włosy i jeszcze na chwilę spojrzała w telefon. Zmarszczyła delikatnie brwi, widząc wiadomości od Christiana.
“W takim razie ja też nie powinnam narzekać. Właściwie to jestem całkiem pod wrażeniem tego, jak szybko ci się to udało. Myślałeś nad zmianą branży? Byłbyś niezłym prywatnym detektywem”
Wystukała szybko, przygryzając mimowolnie dolną wargę. Szybko jednak potrząsnęła głową i odchrząknęła cicho.
“Przyszła Pani prawnik pracuje w cukierkolandzie. Wiesz, w razie jakby mi nie wyszło w kancelarii, mam już zapewnioną ciepłą posadkę”
Widząc kolejną wiadomość, dziewczyna wywróciła oczami. Zapomniała, że miała do czynienia z bogatym facetem, którego rodzice zapewnili mu dobry byt. A przynajmniej tak wywnioskowała z tego, co najpierw mówiła Annie, a potem on sam. Rozmowa z nim jednak była tak przyjemna, że zwyczajnie nie zwróciła uwagi, aby Christian obnosił się ze swoimi pieniędzmi.
“Możesz przepuścić część swoich pieniędzy w moim cukierkolandzie. Szefowa na pewno nie będzie narzekać. Innych pomysłów niestety nie mam i muszę spadać. Mam masę pracy do dwudziestej…”
Z tymi słowami odłożyła telefon. Wyszła z zaplecza i zmiotła jeszcze podłogę, mając kilka minut do otwarcia sklepu. Zrobiła sobie również kawę, aby jakoś przetrwać dzień. Niestety, bywało, że jej się nudziło w pracy, gdy nie było klientów. Momentami nawet nie miała już czego sprzątać, bo dosłownie wszystko lśniło.
Blondynka otworzyła sklep i po dosłownie pół godzinie przyjęła pierwszych klientów. Był to ojciec z niezwykle uroczą dziewczynką, która akurat obchodziła urodziny. Mężczyzna obiecał jej, że będzie mogła wziąć co chce i ile chce. I pożałował dopiero w momencie, gdy przyszło mu zapłacić. Niestety, w takim sklepie bywało drogo, mimo że słodycze były na wagę i wydawały się stosunkowo niedrogie. Dopiero przy kasie można było się nieźle zaskoczyć.
Minęły jakieś dwie godziny, kiedy przyszedł kolega Josie z pracy. To on miał dzisiaj zamykać sklep o dwudziestej drugiej, dzięki czemu Josie wychodziła z pracy o dwudziestej.
– Jak leci? Duży ruch? – spytał Aaron, kierując się od razu na zaplecze. Jasnowłosa ruszyła za nim, zgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho.
– Co ty. Nuda jak cholera – odparła, niemal od razu sięgając po swój telefon.
– Poczekaj, jak przyjdą jacyś turyści, albo wycieczka – zaśmiał się chłopak, odkładając plecak na stół. Wyciągnął z niego dużą puszkę energetyka, od razu go otwierając i upijając duży łyk.
– Nie kracz – powiedziała rozbawiona. – I przestań pić to gówno, bo ci serce w końcu stanie – dodała, klepiąc chłopaka w ramię. Odblokowała telefon i zacisnęła na moment usta.
“I jak? Wymyśliłeś, co będziesz robił i na co przepuszczał dzisiaj pieniądze? Bo bardzo mnie to zaciekawiło”
Sama nie wiedziała, dlaczego postanowiła wysłać tę wiadomość. Być może podświadomie chciała jeszcze porozmawiać z Christianem. Pisanie nie oddawało do końca rozmowy na żywo, jednak Josie obawiała się, iż bez alkoholu nie byłaby aż tak odważna, a pisać było jej zdecydowanie łatwiej.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
14 października 2023, cukierkowa sobota
Christian Farrell
Nie ukrywał, że czekanie na wiadomość od dziewczyny sprawiało mu jakiegoś rodzaju frajdę. Nie dlatego, że mu się spodobała - nie wyobrażajcie sobie zbyt wiele. Po prostu w jego życiu znowu działo się coś ciekawego, a on uwielbiał takie bodźce. Można powiedzieć, że to było jego dodatkowym źródłem energii. Może to jakiś rodzaj nadpobudliwości? Albo problem dzisiejszych czasów, które zdecydowanie nakręcały ludzi zbyt dużą ilością bodźców. Z każdej strony zawsze coś kogoś rozpraszało, więc potem każdy się do tego rozproszenia już przyzwyczajał i potrzebował go w codzienności.
Christian zaśmiał się pod nosem. Bycie prywatnym detektywem to byłoby coś… tylko czy ktoś w tych czasach jeszcze korzystał z takich usług? Poza, rzecz jasna, zazdrosnymi żonami? Bo mężowie zdecydowanie rzadziej podejrzewali o coś swoje kobiety, a powinni - Farrell nie był w stanie zliczyć ilości zajętych kobiet, jaka go podrywała. Znaczy, nie żeby jakoś się szczególnie dziwił, ale to wiele mówiło o obecnych czasach.
Farrell sam właściwie nie wiedział, jak wyglądałoby jego małżeństwo idealnie. Zakładając przede wszystkim, że kiedykolwiek wziąłby ślub na serio i na stałe - bo tego nie planował. Nie był facetem do stałych relacji, życie jako singiel dawało mu zbyt wiele frajdy. Ale gdyby musiałby już z kimś być… to po co właściwie być z kimś, kogo chce się zdradzać? Po co krzywdzić drugą osobę tylko dlatego, że samemu nie umiało się opanować? Gdyby większa ilość ludzi zdawała sobie sprawę z tego, że związki nie są dla każdego, ani nie są jakimś niepisanym obowiązkiem - świat byłby piękniejszy, a złamanych serc byłoby o wiele mniej.
Przeczytał kolejną wiadomość i nie zdążył odpisać, aż nadeszła ostatnia. Skrzywił się delikatnie, widząc, że dziewczyna go opuszcza. Nie, żeby liczył na to, że będzie go zabawiać cały sobotni dzień wiadomościami na Instagramie, ale… No dobra, skoro musiał, to się ruszy.
Wyszukał sobie na mapach sklep, w którym Josie pracowała. Miała szczęście, że jedyny miał taką nazwę, bo inaczej za nic w świecie nie chciałoby mu się jeździć i sprawdzać, w którym konkretnie pracuje. Nie oszukujmy się - to dalej była miła, leniwa sobota bez wyzwań.
W normalnych warunkach pewnie wskoczyłby w dres, ale musiał wyglądać dość elegancko i imponująco. Jego plan w głowie dalej funkcjonował i nie mógł sobie pozwolić na żadne wpadki. Zresztą, on naprawdę rzadko chodził w dresie - kochał ubierać się klasycznie i nie miał zbyt wielu codziennych ubrań w szafie. No i w firmie też zawsze musiał być tym poważnym, groźnym szefem, więc w grę nie wchodziły żadne kolorowe koszulki. Wracając - wybrał czarny golf i czarne, lekko szerokie jeansy. Schludnie, ale się nie starał - czyli idealnie, żeby i tak zrobić wrażenie. Do tego nie mógł sobie oczywiście odpuścić ukochanego płaszcza i swoich ulubionych perfum. Chwilę się zastanawiał, czy powinien jechać swoim autem czy Uberem, ale doszedł do wniosku, że nie pił aż tak wiele i zdążył już wytrzeźwieć. Zgarnął kluczyki od auta i zszedł do garażu. Postanowił, że nie będzie już nic odpisywać dziewczynie. Po prostu się tam pojawi i zrobi swego rodzaju niespodziankę. Nie wiedział, czy się jej spodoba, mógł się jedynie domyślać. Nastawił nawigację i ruszył.
Droga zajęła mu sporo czasu, ale nie mógł narzekać. Kochał jazdę samochodem i każdy pretekst ku temu był dobry. Znalezienie miejsca parkingowego było już gorszą sprawą, dlatego złapał pierwsze lepsze blisko sklepu, bo potem mógł już takiej okazji nie mieć. Trudno, chwilę się przespaceruje, i tak miał ochotę na zapalenie porannego papierosa.
Wraz z końcem papierosa nastał koniec jego drogi. Wręcz idealnie. Wyrzucił niedopałek do śmietnika i wyjął telefon, bo akurat zawibrował. Zaśmiał się pod nosem na widok wiadomości Josephine i w tej samej sekundzie wszedł do sklepu, o którym tak mu mówiła.
I faktycznie… był to wręcz cukierkowy raj. Christian miał parę słabości i jedną z nich były właśnie słodycze wszelkiego rodzaju - żelki, krówki, jakieś pudrowe cukierki, pianki - mógł w tym przepaść i jeść kilogramami, kompletnie ignorując kwestie zdrowotne. Chyba faktycznie zostawi tutaj dużo pieniędzy…
- Dzień dobry, nie wiem, jak tutaj trafiłem, ale mam zamiar zostawić całą swoją wypłatę - powiedział z uśmiechem, kierując wzrok na dziewczynę, która właśnie wyszła z zaplecza. - No nie, pani tutaj? Już liczyłem na to, że na sobotę przypadnie mi jednak jakaś inna dziewczyna niż na piątek - rzucił, oczywiście żartując.
Christian zaśmiał się pod nosem. Bycie prywatnym detektywem to byłoby coś… tylko czy ktoś w tych czasach jeszcze korzystał z takich usług? Poza, rzecz jasna, zazdrosnymi żonami? Bo mężowie zdecydowanie rzadziej podejrzewali o coś swoje kobiety, a powinni - Farrell nie był w stanie zliczyć ilości zajętych kobiet, jaka go podrywała. Znaczy, nie żeby jakoś się szczególnie dziwił, ale to wiele mówiło o obecnych czasach.
Farrell sam właściwie nie wiedział, jak wyglądałoby jego małżeństwo idealnie. Zakładając przede wszystkim, że kiedykolwiek wziąłby ślub na serio i na stałe - bo tego nie planował. Nie był facetem do stałych relacji, życie jako singiel dawało mu zbyt wiele frajdy. Ale gdyby musiałby już z kimś być… to po co właściwie być z kimś, kogo chce się zdradzać? Po co krzywdzić drugą osobę tylko dlatego, że samemu nie umiało się opanować? Gdyby większa ilość ludzi zdawała sobie sprawę z tego, że związki nie są dla każdego, ani nie są jakimś niepisanym obowiązkiem - świat byłby piękniejszy, a złamanych serc byłoby o wiele mniej.
Przeczytał kolejną wiadomość i nie zdążył odpisać, aż nadeszła ostatnia. Skrzywił się delikatnie, widząc, że dziewczyna go opuszcza. Nie, żeby liczył na to, że będzie go zabawiać cały sobotni dzień wiadomościami na Instagramie, ale… No dobra, skoro musiał, to się ruszy.
Wyszukał sobie na mapach sklep, w którym Josie pracowała. Miała szczęście, że jedyny miał taką nazwę, bo inaczej za nic w świecie nie chciałoby mu się jeździć i sprawdzać, w którym konkretnie pracuje. Nie oszukujmy się - to dalej była miła, leniwa sobota bez wyzwań.
W normalnych warunkach pewnie wskoczyłby w dres, ale musiał wyglądać dość elegancko i imponująco. Jego plan w głowie dalej funkcjonował i nie mógł sobie pozwolić na żadne wpadki. Zresztą, on naprawdę rzadko chodził w dresie - kochał ubierać się klasycznie i nie miał zbyt wielu codziennych ubrań w szafie. No i w firmie też zawsze musiał być tym poważnym, groźnym szefem, więc w grę nie wchodziły żadne kolorowe koszulki. Wracając - wybrał czarny golf i czarne, lekko szerokie jeansy. Schludnie, ale się nie starał - czyli idealnie, żeby i tak zrobić wrażenie. Do tego nie mógł sobie oczywiście odpuścić ukochanego płaszcza i swoich ulubionych perfum. Chwilę się zastanawiał, czy powinien jechać swoim autem czy Uberem, ale doszedł do wniosku, że nie pił aż tak wiele i zdążył już wytrzeźwieć. Zgarnął kluczyki od auta i zszedł do garażu. Postanowił, że nie będzie już nic odpisywać dziewczynie. Po prostu się tam pojawi i zrobi swego rodzaju niespodziankę. Nie wiedział, czy się jej spodoba, mógł się jedynie domyślać. Nastawił nawigację i ruszył.
Droga zajęła mu sporo czasu, ale nie mógł narzekać. Kochał jazdę samochodem i każdy pretekst ku temu był dobry. Znalezienie miejsca parkingowego było już gorszą sprawą, dlatego złapał pierwsze lepsze blisko sklepu, bo potem mógł już takiej okazji nie mieć. Trudno, chwilę się przespaceruje, i tak miał ochotę na zapalenie porannego papierosa.
Wraz z końcem papierosa nastał koniec jego drogi. Wręcz idealnie. Wyrzucił niedopałek do śmietnika i wyjął telefon, bo akurat zawibrował. Zaśmiał się pod nosem na widok wiadomości Josephine i w tej samej sekundzie wszedł do sklepu, o którym tak mu mówiła.
I faktycznie… był to wręcz cukierkowy raj. Christian miał parę słabości i jedną z nich były właśnie słodycze wszelkiego rodzaju - żelki, krówki, jakieś pudrowe cukierki, pianki - mógł w tym przepaść i jeść kilogramami, kompletnie ignorując kwestie zdrowotne. Chyba faktycznie zostawi tutaj dużo pieniędzy…
- Dzień dobry, nie wiem, jak tutaj trafiłem, ale mam zamiar zostawić całą swoją wypłatę - powiedział z uśmiechem, kierując wzrok na dziewczynę, która właśnie wyszła z zaplecza. - No nie, pani tutaj? Już liczyłem na to, że na sobotę przypadnie mi jednak jakaś inna dziewczyna niż na piątek - rzucił, oczywiście żartując.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Josie nie przepadała za pracą w CandyLandzie. Zwyczajnie denerwowali ją klienci, którym wydawało się, iż są lepsi i mogą wszystko, a pracownicy mieli im tylko usługiwać. Bardzo często spotykała się z brakiem szacunku, pretensjami, a nawet wyzwiskami z powodu cen produktów, choć tłumaczyła klientom, że zwyczajnie nie miała na to wpływu. Niektórzy jednak nie rozumieli. Dlatego Waller zaciskała zęby i pracowała dalej, nie mając wyboru. Przecież czynsz sam się nie opłaci, a jedzenie samoistnie nie pojawi się w lodówce. Niestety…
Cieszyła się niezmiernie, iż pozostał jej już jeden rok nauki, bo gdyby nie to, nie wiedziała, czy byłaby w stanie wyrobić w tym miejscu jeszcze kolejnych kilka lat. Już i tak wytrzymała naprawdę dużo, jak na to, że miała masę nauki i egzaminy końcowe za kilka miesięcy.
– To jakaś kpina, żeby faceci też mieli te słodkie, cukierkowe koszulki – jęknął Aaron, wyciągając ciuchy z plecaka. Josie uśmiechnęła się delikatnie, nie kryjąc rozbawienia. Odłożyła telefon, po czym ruszyła do wyjścia z zaplecza, słysząc, iż drzwi się otworzyły. Stanęła jednak jak wryta, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Dosłownie można by było uznać, iż się odrobinę wystraszyła, widząc znajomą twarz…
Christian Farrell, ten sam, którego poznała dzień wcześniej i ten sam, który napisał do niej z rana, właśnie wkroczył do sklepu, w którym pracowała. Tak po prostu… Oczywiście miał prawo wiedzieć, gdzie Josie pracuje, bo najzwyczajniej w świecie mu o tym napisała. Jednak nie przypuszczała, że mógłby wziąć jej wiadomość na poważnie. Nie liczyła nawet na to, że mógłby pojawić się w tym cholernym sklepie.
Przełknęła ciężko ślinę i podeszła do lady, opierając się o nią rękami.
– W takim razie kilka przecznic dalej jest LoliPop. Myślę, że tam znajdzie się inna pani, która też z chęcią Pana obsłuży – odparła z delikatną ironią, po czym uśmiechnęła się lekko. Mężczyzna mocno ją zaskoczył, czego nie do końca kryła. Zwyczajnie była bardzo słabą aktorką i wszystkie emocje było po niej widać od razu. Annie często mawiała, że można było czytać z Josie jak z otwartej księgi… Cóż, coś w tym było.
– A tak na serio… Przyjechałeś specjalnie po to, żeby zrobić zapas słodyczy na całe swoje życie, czy z jakiegoś innego powodu? Wiesz, to trochę dziwny zbieg okoliczności, że trafiłeś akurat tutaj, kiedy jakieś dwie godziny temu napisałam ci, że tutaj pracuję – zauważyła bardzo błyskotliwie. Zacisnęła usta, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. I wtedy z zaplecza wyszedł Aaron. Zbliżył się do swojej koleżanki z pracy i położył jej delikatnie dłoń na ramieniu.
– Wszystko okej, Josie? – spytał, przenosząc na moment wzrok na Christiana. Potem znowu spojrzał na Waller.
– Tak. Po prostu trafił mi się klient, który lubi dużo mówić i obsługa może trochę potrwać – odparła z delikatnym uśmiechem, zerkając znacząco na Chrisa. Może i była wczorajszego dnia nieco pijana, ale pamiętała każdy szczegół z tego spotkania. Pamiętała każde słowo, które wypowiedział Farrell i pamiętała, że bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało. Nie rozumiała tylko, dlaczego postanowił przyjechać specjalnie do sklepu, w którym pracowała. Bo na pewno jego celem nie był zakup słodyczy.
– No dobra. Ja idę jeszcze zapalić. Jakbyś potrzebowała pomocy, to wołaj – powiedział, uśmiechając się czarująco. Zjechał dłonią po ramieniu dziewczyny i zabrał ją całkowicie, posyłając jeszcze ostatnie spojrzenie Christianowi. Wycofał się ponownie na zaplecze, zamierzając wyjść tylnym wyjściem i zapalić. Josie powróciła wzrokiem na Christiana. Odetchnęła cicho i wyprostowała się, odsuwając nieco od lady.
– Więc… Mogę ci jakoś pomóc, albo doradzić? Chociaż jeśli chcesz przepuścić tutaj całą wypłatę, to równie dobrze możesz wziąć wszystkiego po trochu. Albo nawet nie po trochu… Nie polecam tylko tych śmiesznych żelków lukrecjowych tam w kącie. Są paskudne – powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tej przeklętej lukrecji. Nie znosiła jej i zawsze spoglądała podejrzanie na ludzi, którzy ją kupowali.
Odwiedziny Christiana zaskoczyły Josie na tyle, że poczuła się odrobinę zdekoncentrowana. Nie chciała dać jednak niczego po sobie poznać, więc rzucała jakimiś żartami, które pewnie nawet nie były śmieszne. Zastanawiała się, kiedy mężczyzna uzna, że jest żałosna i nie chce z nią więcej rozmawiać.
Cieszyła się niezmiernie, iż pozostał jej już jeden rok nauki, bo gdyby nie to, nie wiedziała, czy byłaby w stanie wyrobić w tym miejscu jeszcze kolejnych kilka lat. Już i tak wytrzymała naprawdę dużo, jak na to, że miała masę nauki i egzaminy końcowe za kilka miesięcy.
– To jakaś kpina, żeby faceci też mieli te słodkie, cukierkowe koszulki – jęknął Aaron, wyciągając ciuchy z plecaka. Josie uśmiechnęła się delikatnie, nie kryjąc rozbawienia. Odłożyła telefon, po czym ruszyła do wyjścia z zaplecza, słysząc, iż drzwi się otworzyły. Stanęła jednak jak wryta, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Dosłownie można by było uznać, iż się odrobinę wystraszyła, widząc znajomą twarz…
Christian Farrell, ten sam, którego poznała dzień wcześniej i ten sam, który napisał do niej z rana, właśnie wkroczył do sklepu, w którym pracowała. Tak po prostu… Oczywiście miał prawo wiedzieć, gdzie Josie pracuje, bo najzwyczajniej w świecie mu o tym napisała. Jednak nie przypuszczała, że mógłby wziąć jej wiadomość na poważnie. Nie liczyła nawet na to, że mógłby pojawić się w tym cholernym sklepie.
Przełknęła ciężko ślinę i podeszła do lady, opierając się o nią rękami.
– W takim razie kilka przecznic dalej jest LoliPop. Myślę, że tam znajdzie się inna pani, która też z chęcią Pana obsłuży – odparła z delikatną ironią, po czym uśmiechnęła się lekko. Mężczyzna mocno ją zaskoczył, czego nie do końca kryła. Zwyczajnie była bardzo słabą aktorką i wszystkie emocje było po niej widać od razu. Annie często mawiała, że można było czytać z Josie jak z otwartej księgi… Cóż, coś w tym było.
– A tak na serio… Przyjechałeś specjalnie po to, żeby zrobić zapas słodyczy na całe swoje życie, czy z jakiegoś innego powodu? Wiesz, to trochę dziwny zbieg okoliczności, że trafiłeś akurat tutaj, kiedy jakieś dwie godziny temu napisałam ci, że tutaj pracuję – zauważyła bardzo błyskotliwie. Zacisnęła usta, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. I wtedy z zaplecza wyszedł Aaron. Zbliżył się do swojej koleżanki z pracy i położył jej delikatnie dłoń na ramieniu.
– Wszystko okej, Josie? – spytał, przenosząc na moment wzrok na Christiana. Potem znowu spojrzał na Waller.
– Tak. Po prostu trafił mi się klient, który lubi dużo mówić i obsługa może trochę potrwać – odparła z delikatnym uśmiechem, zerkając znacząco na Chrisa. Może i była wczorajszego dnia nieco pijana, ale pamiętała każdy szczegół z tego spotkania. Pamiętała każde słowo, które wypowiedział Farrell i pamiętała, że bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało. Nie rozumiała tylko, dlaczego postanowił przyjechać specjalnie do sklepu, w którym pracowała. Bo na pewno jego celem nie był zakup słodyczy.
– No dobra. Ja idę jeszcze zapalić. Jakbyś potrzebowała pomocy, to wołaj – powiedział, uśmiechając się czarująco. Zjechał dłonią po ramieniu dziewczyny i zabrał ją całkowicie, posyłając jeszcze ostatnie spojrzenie Christianowi. Wycofał się ponownie na zaplecze, zamierzając wyjść tylnym wyjściem i zapalić. Josie powróciła wzrokiem na Christiana. Odetchnęła cicho i wyprostowała się, odsuwając nieco od lady.
– Więc… Mogę ci jakoś pomóc, albo doradzić? Chociaż jeśli chcesz przepuścić tutaj całą wypłatę, to równie dobrze możesz wziąć wszystkiego po trochu. Albo nawet nie po trochu… Nie polecam tylko tych śmiesznych żelków lukrecjowych tam w kącie. Są paskudne – powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tej przeklętej lukrecji. Nie znosiła jej i zawsze spoglądała podejrzanie na ludzi, którzy ją kupowali.
Odwiedziny Christiana zaskoczyły Josie na tyle, że poczuła się odrobinę zdekoncentrowana. Nie chciała dać jednak niczego po sobie poznać, więc rzucała jakimiś żartami, które pewnie nawet nie były śmieszne. Zastanawiała się, kiedy mężczyzna uzna, że jest żałosna i nie chce z nią więcej rozmawiać.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
14 października 2023, cukierkowa sobota
Christian Farrell
Christian zaśmiał się lekko na słowa dziewczyny. Zasymulował nawet połowiczne wyjście z lokalu, ale potem się wrócił.
- Nie, dziewczyna z LoliPopu nie brzmi jak dobre towarzystwo na dziś. Ale dziewczyna z... - Spojrzał na logo na koszulce Josie - ...z CandyLandu już tak. Podoba mi się, jest dźwięczne, ładne i nie brzmi jak pseudonim dziewczyny na OnlyFansie. Nie, żebym kiedykolwiek przeglądał takie strony, takie moje czyste spostrzeżenie - dokończył ze śmiechem i przeczesał włosy.
Widział, że dziewczyna była zestresowana, on natomiast wręcz przeciwnie - podczas rozmowy z kobietami czuł się jak ryba w wodzie. Zresztą, nie tylko z nimi. On po prostu miał gadane, i nieważne kogo akurat musiał urobić - zawsze mu się udawało. Jedyną osobą, z jaką miał problem była jego matka. Ona nie nabierała się na słodkie oczy i śmieszne odzywki, ale to zapewne dlatego, że była dokładnie taka sama, a co za tym szło - znała jego taktyki i nie miała zamiaru się nim poddawać. Za to tą samą strategią urabiała jego ojca, a jej męża.
- Wiesz, przypadki chodzą po ludziach. Wczoraj przypadkowo poznaliśmy się w barze, a dzisiaj przypadkowo kupuję cukierki w sklepie, w którym pracujesz. Przypadkowo dzieje się w to w wielkim mieście, a ja przypadkowo stwierdzam, że nawet nie mieszkamy blisko siebie. Może los po prostu bardzo chce, żebyśmy poznali się bliżej? - zapytał i uniósł jedną brew do góry, rozglądając się.
Już miał się zabrać za wybór cukierków, które najbardziej mu odpowiadały, ale wtedy z zaplecza wszedł jakiś facet. Christian zmierzył go krótkim spojrzeniem, które na dłuższą chwilę zatrzymało się na ręce, która spoczęła na ramieniu Josephine. Normalnie może by się tym przejął, ale po pierwsze - to nie był normalny podryw kobiety która mu się podobała, po drugie - był Christianem Farrellem, a on chłopakiem w różowej koszulce. A, i nie zrozumcie go źle - Josie mu się podobała, miło mu się z nią rozmawiało i nawet wczoraj był w stanie stwierdzić, że jest trochę seksowna, ale było to krótkotrwałe podobanie się, takie na jedną noc, a nie zakochanie.
- Tak, ja zdecydowanie lubię rozmawiać. Wczoraj zagadywałem ją tak sprytnie, że nawet pozwoliła odwieźć się do domu. - Uśmiechnął się szeroko w stronę chłopaka. - Hm, myślę, że wytestowanie wszystkiego co tutaj masz jak najbardziej mi pasuje. A, no i musisz wiedzieć o mnie dwie rzeczy - kocham słodycze oraz uważam, że tylko masochiści kochają lukrecję. Moja matka jest masochistką, zdecydowanie.
Sięgnął po papierowe torby, które ułożone były na różowym stojaku i zaczął pakować po kolei do obu co tylko leciało. Wszelkiego rodzaju żelki, kwaśne cukierki, krówki, jakieś musujące pastylki - każdy rodzaj z wyjątkiem lukrecji. Do dziś pamiętał dzień, kiedy miał pięć lat i dorwał się do opakowania żelków lukrecjowych. Czuł się jak zwycięzca, że mama nic nie widziała i mógł sobie podjeść, ale po pierwszym gryzie jedyne co zrobił, to zwymiotował na podłogę. Trauma, wieczna trauma.
- Ciężko zostawić tutaj całą wypłatę, nie chciałbym sobie zrobić zapasu na całe życie. Już i tak z taką ilością cukierków w domu grozi mi nadwaga. Mam nadzieję, że trochę grubszy dalej będę dla ciebie interesujący? - zapytał, kładąc na ladzie dwie pełne torby.
Dziewczyna jeszcze nie miała pojęcia, że jedna z nich była dla niej.
- Lubię rozmawiać na wiele tematów na raz, TikTok mi podpowiada, że mogę mieć ADHD, ale może powiesz mi, co najbardziej lubisz jeść? Kuchnia włoska, azjatycka, meksykańskie? - W jego głowie zrodził się kolejny plan.
- Nie, dziewczyna z LoliPopu nie brzmi jak dobre towarzystwo na dziś. Ale dziewczyna z... - Spojrzał na logo na koszulce Josie - ...z CandyLandu już tak. Podoba mi się, jest dźwięczne, ładne i nie brzmi jak pseudonim dziewczyny na OnlyFansie. Nie, żebym kiedykolwiek przeglądał takie strony, takie moje czyste spostrzeżenie - dokończył ze śmiechem i przeczesał włosy.
Widział, że dziewczyna była zestresowana, on natomiast wręcz przeciwnie - podczas rozmowy z kobietami czuł się jak ryba w wodzie. Zresztą, nie tylko z nimi. On po prostu miał gadane, i nieważne kogo akurat musiał urobić - zawsze mu się udawało. Jedyną osobą, z jaką miał problem była jego matka. Ona nie nabierała się na słodkie oczy i śmieszne odzywki, ale to zapewne dlatego, że była dokładnie taka sama, a co za tym szło - znała jego taktyki i nie miała zamiaru się nim poddawać. Za to tą samą strategią urabiała jego ojca, a jej męża.
- Wiesz, przypadki chodzą po ludziach. Wczoraj przypadkowo poznaliśmy się w barze, a dzisiaj przypadkowo kupuję cukierki w sklepie, w którym pracujesz. Przypadkowo dzieje się w to w wielkim mieście, a ja przypadkowo stwierdzam, że nawet nie mieszkamy blisko siebie. Może los po prostu bardzo chce, żebyśmy poznali się bliżej? - zapytał i uniósł jedną brew do góry, rozglądając się.
Już miał się zabrać za wybór cukierków, które najbardziej mu odpowiadały, ale wtedy z zaplecza wszedł jakiś facet. Christian zmierzył go krótkim spojrzeniem, które na dłuższą chwilę zatrzymało się na ręce, która spoczęła na ramieniu Josephine. Normalnie może by się tym przejął, ale po pierwsze - to nie był normalny podryw kobiety która mu się podobała, po drugie - był Christianem Farrellem, a on chłopakiem w różowej koszulce. A, i nie zrozumcie go źle - Josie mu się podobała, miło mu się z nią rozmawiało i nawet wczoraj był w stanie stwierdzić, że jest trochę seksowna, ale było to krótkotrwałe podobanie się, takie na jedną noc, a nie zakochanie.
- Tak, ja zdecydowanie lubię rozmawiać. Wczoraj zagadywałem ją tak sprytnie, że nawet pozwoliła odwieźć się do domu. - Uśmiechnął się szeroko w stronę chłopaka. - Hm, myślę, że wytestowanie wszystkiego co tutaj masz jak najbardziej mi pasuje. A, no i musisz wiedzieć o mnie dwie rzeczy - kocham słodycze oraz uważam, że tylko masochiści kochają lukrecję. Moja matka jest masochistką, zdecydowanie.
Sięgnął po papierowe torby, które ułożone były na różowym stojaku i zaczął pakować po kolei do obu co tylko leciało. Wszelkiego rodzaju żelki, kwaśne cukierki, krówki, jakieś musujące pastylki - każdy rodzaj z wyjątkiem lukrecji. Do dziś pamiętał dzień, kiedy miał pięć lat i dorwał się do opakowania żelków lukrecjowych. Czuł się jak zwycięzca, że mama nic nie widziała i mógł sobie podjeść, ale po pierwszym gryzie jedyne co zrobił, to zwymiotował na podłogę. Trauma, wieczna trauma.
- Ciężko zostawić tutaj całą wypłatę, nie chciałbym sobie zrobić zapasu na całe życie. Już i tak z taką ilością cukierków w domu grozi mi nadwaga. Mam nadzieję, że trochę grubszy dalej będę dla ciebie interesujący? - zapytał, kładąc na ladzie dwie pełne torby.
Dziewczyna jeszcze nie miała pojęcia, że jedna z nich była dla niej.
- Lubię rozmawiać na wiele tematów na raz, TikTok mi podpowiada, że mogę mieć ADHD, ale może powiesz mi, co najbardziej lubisz jeść? Kuchnia włoska, azjatycka, meksykańskie? - W jego głowie zrodził się kolejny plan.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Josie nie kryła zaskoczenia, ale i pewnego rodzaju podekscytowania z powodu wizyty Christiana. W pracy wiało nudą, odkąd do niej przyszła i właściwie taka dodatkowa rozrywka, jak rozmowa z poznanym wczoraj mężczyzną, nie brzmiała tak źle. I nawet jeśli dziewczyna z początku się odrobinę denerwowała, tak po wymienieniu paru pierwszych zdań, ten stres gdzieś uleciał. Chris był strasznym gadułą, co odrobinę śmieszyło Waller, ale i sprawiało, że czuła się bardziej komfortowo w jego towarzystwie.
– Oczywiście. Nie śmiałabym cię oskarżać o przeglądanie takich stron – zaśmiała się, zagryzając dolną wargę. Pojawienie się nagle Aarona odrobinę ją speszyło z początku, ale starała się zachować fason i udawać, że nadal wszystko było w porządku. I właściwie to było. Sama nie wiedziała, jak Christian to robił, ale sprawiał wrażenie tak sympatycznego, że rozmowa sama się kleiła. Było to dość zaskakujące, bo Josie niekoniecznie umiała rozmawiać z płcią przeciwną. Chyba, że łączyła ich przyjaźń i… Cóż, ten, z którym rozmawiała, nie podobał jej się fizycznie. I oczywiście nie miała tutaj nic złego na myśli. Aaron był bardzo przystojny, ale po prostu nie w jej typie i nigdy nawet nie pomyślałaby, aby spojrzeć na niego inaczej, niż jak na kolegę z pracy.
– Los chce, żebyśmy się bliżej poznali, czy może jednak ty? – spytała, unosząc przy tym brwi. Oparła się łokciami o ladę, z uwagą przyglądając się Farrellowi. – W końcu też przypadkiem znalazłeś mnie na Instagramie, nie wiedząc nawet, jak się nazywam.
Nadal czerwona lampka jej się nie zapaliła, bo i czemu by miała? Przecież to było normalne, że czasem dwoje ludzi spotyka się zupełnym przypadkiem, a rozmowa jest tak przyjemna, że chcą to powtórzyć. Josie jednak miała tendencję do zmartwień i wyobrażania sobie najgorszych scenariuszy. Często również ciężko było jej uwierzyć, iż jakiś mężczyzna mógłby się nią zainteresować. Zawsze była w cieniu swojej pięknej, niczym modelka Victoria’s Secret, przyjaciółki. To zazwyczaj na nią zwracali uwagę, a ona była jedynie dodatkowym towarzystwem. A przynajmniej tak jej się wydawało…
– Uwierz, że z tą ceną wcale nie będzie tak trudno zostawić tutaj całej twojej wypłaty. Chyba, że zarabiasz w setkach tysięcy, to może – zażartowała, nieustannie spoglądając na Christiana, który zgarnął dwie papierowe torby, aby nawypychać je przeróżnymi słodyczami. Josie natomiast, mimo że się nimi otaczała, poniekąd miała ich trochę dość. Obrzydły jej całkowicie już po miesiącu pracy i miesiącu podjadania, gdy szefowa nie patrzyła.
Blondynka przeniosła obydwie torby na wagę, aby następnie nabić na kasę kwotę, jaką mężczyzna miał do zapłacenia.
– Skąd w ogóle pomysł, że teraz jesteś dla mnie interesujący? Nie każda leci na przystojnych i bogatych facetów. Niektóre wolą tych przeciętnych, którzy nie stalkują ich już na drugi dzień od poznania – odpowiedziała ironicznie, unosząc przy tym znacząco brew. Zawinęła papierowe torby i położyła je z powrotem na ladzie.
– To będzie całe czterysta dolarów. Równa cena… Chyba pierwszy raz się z taką spotkałam. Albo masz jakiegoś przedziwnego farta, albo rzuciłeś klątwę na moją wagę – uznała, marszcząc przy tym brwi.
Pytanie mężczyzny odrobinę ją zaskoczyło. Nie spodziewała się go za cholerę. Nabiła kwotę na terminal, do którego mężczyzna przyłożył swój telefon. Już miała odpowiedzieć mu na pytanie, gdy w sklepie pojawił się ktoś jeszcze.
– Dzień dobry. Wnuczka ostatnio kupowała u Pani takie dobre żelki. Mogłaby Pani pomóc mi je znaleźć. Były w kształcie takich dużych zwierzątek, a ja niedowidzę… – powiedziała starsza kobiecina, od razu podchodząc do lady. Josie posłała rozbawione spojrzenie Chrisowi i wyszła zza lady.
– Oczywiście. Chyba nawet wiem, o które chodzi – powiedziała, ruchem głowy wskazując kobiecie miejsce, do którego powinna się udać. Nim jednak poszła za nią, spojrzała jeszcze na Chrisa. – Lubię sushi.
Uśmiechnęła się do niego ostatni raz i dołączyła do starszej pani, która co i rusz ją zagadywała.
– Pewnie Pani przerwałam w rozmowie z chłopakiem. Najmocniej przepraszam, ale jeśli kocha, to na pewno zrozumie – powiedziała z uśmiechem. Josie otworzyła szerzej oczy i odchrząknęła.
– Nie, nie, to nie jest żaden chłopak. Tylko znajomy, którego w sumie nawet za dobrze nie znam – przyznała, czując, jak jej twarz pokrywa się delikatnym rumieńcem.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
14 października 2023, cukierkowa sobota
Christian Farrell
- A nie słyszałaś takiego gadania starszych ludzi, że czasami losowi trzeba odrobinę pomóc? Jestem fanem tego stwierdzenia i totalnie je wyznaję.
Tym razem niesamowicie mocno musiał pomóc swojemu losowi. A właściwie nie był to nawet los, a utarty schemat, którym musiał działać żeby nie zostać z niczym. Wiecie, może dla normalnego człowieka taka walka o firmę była niezrozumiała i wręcz nieludzka, ale on od zawsze marzył o posiadaniu czegoś swojego. Nie musiał do tego dojść sam, mógł spokojnie to po kimś odziedziczyć- ale musiał mieć. Lubił też być władcą i panem, bez posiadania nikogo nad sobą, co w normalnych warunkach raczej by nie przeszło. Teraz niby tak było, ale doskonale wiedział, że rodzice chcieli wywrzeć na nim presję dotyczącą ślubu - stąd to wszystko. Co jak co, ale trochę im się udało - szkoda tylko, że nie w taki sposób jak chcieli i, że ktoś na tym ucierpi, ale przecież to nie była jego wina? Każdy w tych czasach dbał w pierwszej kolejności o swój własny interes, a on nie zamierzał być gorszy.
- Wiesz, że gdybyś lubiła przeciętnych facetów, to prawdopodobnie teraz byśmy nie rozmawiali? No, nie, żebym miał wybujałe ego, ale musisz przyznać, że zwyczajny nie jestem. No, może trochę, bo jak każdy facet kocham spać i grać w gry na konsoli, ale właśnie kupiłem ci wielką torbę cukierków, a tak już chyba każdy przeciętniak nie robi? - powiedział i wręczył jej torbę wypełnioną po brzegi żelkami.
Domyślał się, że mogła mieć ich chwilowy przesyt, bo pewnie podjadała sobie w pracy, ale na pewno czasem w domu najdzie ją ochota na coś słodkiego - a wtedy będzie jak znalazł. No i oczywiście będzie wówczas myśleć o nim, bo kto, jak nie on wręczyłby jej taki słodki upominek? A to nie koniec zaskakiwania.
Christian chciał coś jeszcze odpowiedzieć, ale wtedy do sklepu weszła starsza kobieta - klientka. Może i chciał się zdenerwować, że akurat teraz ktoś zamierzył im przeszkodzić, ale znajdowali się w sklepie, więc było to raczej nieuniknione.
- Hm, a według pani pasujemy do siebie? Przyda mi się ta wiedza na potem. Koleżanka jeszcze nie do końca chyba wie, że ją podrywam i tak się broni - zapytał z uśmiechem i złapał za swoją torbę. - Spadam, nie będę przeszkadzać. Kto wie, Josie, może jeszcze kiedyś los magicznie zetknie nas ze sobą? - Puścił jej oczko.
Wyszedł na zewnątrz, prosto do swojego samochodu. Nie miał ręki na odpalenie sobie papierosa, więc musiał pocieszyć się zwykłą, suchą drogą bez żadnego urozmaicenia. Schował cukierki do bagażnika i wyciągnął telefon. Ustawił nawigację na swoje zdecydowanie ulubione sushi w tym mieście i od razu złapał się za jazdę. Musiał zdążyć przed porą obiadową, bo wtedy ruch był nie do zniesienia, a on na swoje ulubione danie musiałby czekać bardzo długo. Zresztą, nie tylko on, bo jak się okazało - Josephine także kochała azjatyckie. On za to lubił spełniać marzenia, niestety nie bezinteresownie.
Na miejscu pojawił się po trzech kwadransach. Zanim jednak wszedł do środka musiał zapalić, bo troszeczkę go już trochę nosiło - tak, był uzależniony, ktoś pytał?
- Dzień dobry - przywitał się z obsługą.
Doskonale się znali, bo bywał tutaj naprawdę często. Farrell miał w zwyczaju bycie miłym dla kelnerów w różnych restauracjach, a wbrew pozorom nie wszyscy bogacze tacy byli. Wręcz przeciwnie - większość czuła, że może nimi pomiatać na lewo i prawo, bo mieli pieniądze. Jak można było mieć takie idiotyczne myślenie? Zwłaszcza, że praca z klientem była chyba najgorszą z możliwych i Christian zawsze podziwiał takie osoby, bo wiedział, że on nie wytrzymałby tak nawet dnia.
- O, mój ulubiony klient wrócił - przywitała się z nim dziewczyna - Lola.
- Oni zawsze wracają, pamiętaj - odpowiedział z rozbawieniem. - Powiedz mi na początek, czy dowozicie pod ten adres, a jeśli nie to jak szeroko powinienem się uśmiechnąć, żeby tak się stało? - spytał, pokazując dziewczynie wyświetlacz swojego telefonu.
- To musiałby być bardzo szeroki uśmiech. Ale to nie szkodzi, ty chyba lubisz się uśmiechać? - Lekko się zarumieniła.
Christian pamiętał, że pracowała tu od zawsze i od zawsze próbowała go podrywać - dość nieudolnie, bo nie była w jego typie, a poza tym on nie chciał złamać jej serca. Często dokładała mu darmowe rolki sushi, jak mógłby chcieć ją skrzywdzić?
- Do ciebie zawsze. To będzie jeden największy grillowany zestaw, jeden największy zestaw na surowo i dwa sushiburgery. Surowe i jeden burger będzie dla mnie, reszta będzie do dowozu.
- Och, życie byłoby cudowne, gdyby było się tobą - jedzenie sushi kiedy tylko ma się ochotę brzmi jak spełnienie marzeń.
- A pan kucharz cię nie rozpieszcza?
- Daj spokój. Ostatnio szef nas opierdolił, że podjadamy i, że jest to niedozwolone i mamy za to płacić. I potrącił mi z wypłaty, więc dzisiejszy łosoś, którego zjesz prawdopodobnie będzie na mój koszt. - Uśmiechnęła się bezradnie i zaczęła nabijać na kasę.
- Ale kutas. No to dobij jeszcze jeden grillowany zestaw.
- Aż taki głodny?
- Nie, dla ciebie, głuptasie. Zjesz sobie po pracy, bo jeszcze monitoring wspaniałomyślnie stwierdzi, że wcale za to nie zapłaciłem i ci tego nie dałem.
Dziewczyna zarumieniła się jeszcze mocniej, do tego stopnia, że nie była w stanie nic powiedzieć.
- A, dasz mi jakąś karteczkę i długopis? - poprosił.
Kiedy tylko wpadły mu w ręce, napisał na niej krótką wiadomość:
"Trochę słabo poznawać się przez Instagram. Mam nadzieję, że smakowało?"
Na drugiej stronie pozostawił swój numer telefonu i uśmiechniętą buźkę.
- Wrzucisz to do tego dowozu, okej?
- "Mam nadzieję, że smakowało?", kim jest ta szczęściara? - zapytała z rozbawieniem.
- Szczęście w nieszczęściu, zaufaj mi. Gdybym był dobrym materiałem na faceta już dawno bym cię poderwał. Będzie płatne kartą.
Tym razem niesamowicie mocno musiał pomóc swojemu losowi. A właściwie nie był to nawet los, a utarty schemat, którym musiał działać żeby nie zostać z niczym. Wiecie, może dla normalnego człowieka taka walka o firmę była niezrozumiała i wręcz nieludzka, ale on od zawsze marzył o posiadaniu czegoś swojego. Nie musiał do tego dojść sam, mógł spokojnie to po kimś odziedziczyć- ale musiał mieć. Lubił też być władcą i panem, bez posiadania nikogo nad sobą, co w normalnych warunkach raczej by nie przeszło. Teraz niby tak było, ale doskonale wiedział, że rodzice chcieli wywrzeć na nim presję dotyczącą ślubu - stąd to wszystko. Co jak co, ale trochę im się udało - szkoda tylko, że nie w taki sposób jak chcieli i, że ktoś na tym ucierpi, ale przecież to nie była jego wina? Każdy w tych czasach dbał w pierwszej kolejności o swój własny interes, a on nie zamierzał być gorszy.
- Wiesz, że gdybyś lubiła przeciętnych facetów, to prawdopodobnie teraz byśmy nie rozmawiali? No, nie, żebym miał wybujałe ego, ale musisz przyznać, że zwyczajny nie jestem. No, może trochę, bo jak każdy facet kocham spać i grać w gry na konsoli, ale właśnie kupiłem ci wielką torbę cukierków, a tak już chyba każdy przeciętniak nie robi? - powiedział i wręczył jej torbę wypełnioną po brzegi żelkami.
Domyślał się, że mogła mieć ich chwilowy przesyt, bo pewnie podjadała sobie w pracy, ale na pewno czasem w domu najdzie ją ochota na coś słodkiego - a wtedy będzie jak znalazł. No i oczywiście będzie wówczas myśleć o nim, bo kto, jak nie on wręczyłby jej taki słodki upominek? A to nie koniec zaskakiwania.
Christian chciał coś jeszcze odpowiedzieć, ale wtedy do sklepu weszła starsza kobieta - klientka. Może i chciał się zdenerwować, że akurat teraz ktoś zamierzył im przeszkodzić, ale znajdowali się w sklepie, więc było to raczej nieuniknione.
- Hm, a według pani pasujemy do siebie? Przyda mi się ta wiedza na potem. Koleżanka jeszcze nie do końca chyba wie, że ją podrywam i tak się broni - zapytał z uśmiechem i złapał za swoją torbę. - Spadam, nie będę przeszkadzać. Kto wie, Josie, może jeszcze kiedyś los magicznie zetknie nas ze sobą? - Puścił jej oczko.
Wyszedł na zewnątrz, prosto do swojego samochodu. Nie miał ręki na odpalenie sobie papierosa, więc musiał pocieszyć się zwykłą, suchą drogą bez żadnego urozmaicenia. Schował cukierki do bagażnika i wyciągnął telefon. Ustawił nawigację na swoje zdecydowanie ulubione sushi w tym mieście i od razu złapał się za jazdę. Musiał zdążyć przed porą obiadową, bo wtedy ruch był nie do zniesienia, a on na swoje ulubione danie musiałby czekać bardzo długo. Zresztą, nie tylko on, bo jak się okazało - Josephine także kochała azjatyckie. On za to lubił spełniać marzenia, niestety nie bezinteresownie.
Na miejscu pojawił się po trzech kwadransach. Zanim jednak wszedł do środka musiał zapalić, bo troszeczkę go już trochę nosiło - tak, był uzależniony, ktoś pytał?
- Dzień dobry - przywitał się z obsługą.
Doskonale się znali, bo bywał tutaj naprawdę często. Farrell miał w zwyczaju bycie miłym dla kelnerów w różnych restauracjach, a wbrew pozorom nie wszyscy bogacze tacy byli. Wręcz przeciwnie - większość czuła, że może nimi pomiatać na lewo i prawo, bo mieli pieniądze. Jak można było mieć takie idiotyczne myślenie? Zwłaszcza, że praca z klientem była chyba najgorszą z możliwych i Christian zawsze podziwiał takie osoby, bo wiedział, że on nie wytrzymałby tak nawet dnia.
- O, mój ulubiony klient wrócił - przywitała się z nim dziewczyna - Lola.
- Oni zawsze wracają, pamiętaj - odpowiedział z rozbawieniem. - Powiedz mi na początek, czy dowozicie pod ten adres, a jeśli nie to jak szeroko powinienem się uśmiechnąć, żeby tak się stało? - spytał, pokazując dziewczynie wyświetlacz swojego telefonu.
- To musiałby być bardzo szeroki uśmiech. Ale to nie szkodzi, ty chyba lubisz się uśmiechać? - Lekko się zarumieniła.
Christian pamiętał, że pracowała tu od zawsze i od zawsze próbowała go podrywać - dość nieudolnie, bo nie była w jego typie, a poza tym on nie chciał złamać jej serca. Często dokładała mu darmowe rolki sushi, jak mógłby chcieć ją skrzywdzić?
- Do ciebie zawsze. To będzie jeden największy grillowany zestaw, jeden największy zestaw na surowo i dwa sushiburgery. Surowe i jeden burger będzie dla mnie, reszta będzie do dowozu.
- Och, życie byłoby cudowne, gdyby było się tobą - jedzenie sushi kiedy tylko ma się ochotę brzmi jak spełnienie marzeń.
- A pan kucharz cię nie rozpieszcza?
- Daj spokój. Ostatnio szef nas opierdolił, że podjadamy i, że jest to niedozwolone i mamy za to płacić. I potrącił mi z wypłaty, więc dzisiejszy łosoś, którego zjesz prawdopodobnie będzie na mój koszt. - Uśmiechnęła się bezradnie i zaczęła nabijać na kasę.
- Ale kutas. No to dobij jeszcze jeden grillowany zestaw.
- Aż taki głodny?
- Nie, dla ciebie, głuptasie. Zjesz sobie po pracy, bo jeszcze monitoring wspaniałomyślnie stwierdzi, że wcale za to nie zapłaciłem i ci tego nie dałem.
Dziewczyna zarumieniła się jeszcze mocniej, do tego stopnia, że nie była w stanie nic powiedzieć.
- A, dasz mi jakąś karteczkę i długopis? - poprosił.
Kiedy tylko wpadły mu w ręce, napisał na niej krótką wiadomość:
"Trochę słabo poznawać się przez Instagram. Mam nadzieję, że smakowało?"
Na drugiej stronie pozostawił swój numer telefonu i uśmiechniętą buźkę.
- Wrzucisz to do tego dowozu, okej?
- "Mam nadzieję, że smakowało?", kim jest ta szczęściara? - zapytała z rozbawieniem.
- Szczęście w nieszczęściu, zaufaj mi. Gdybym był dobrym materiałem na faceta już dawno bym cię poderwał. Będzie płatne kartą.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
14 - 20 października 2023, kolejny piątek
Praca w Cukierkolandzie nie była skomplikowana. Jedyne, co Josie musiała robić, to obsługiwać klientów, rozmawiać z nimi, dbać o porządek… Tak, to zdecydowanie nie było skomplikowane. Jednak Josie i tak nie znosiła tej pracy. Nienawidziła tego, że pojawiali się czasem ludzie, którzy nie potrafili okazać choć krzty szacunku. A ona nie mogła z tym kompletnie nic zrobić, bo przecież w jej obowiązku leżało, aby ich odpowiednio obsłużyć. Nie mogła być niemiła, ani kazać im wyjść. Niestety…
Wtedy szefowa chyba by ją zabiła, gdyby wypłoszyła jej klientów. I może nie byłoby to aż tak złe? Przynajmniej Waller nie musiałaby się męczyć i skupiła tylko na nauce. Ale jednocześnie zapewne wylądowałaby na bruku, nie mając za co opłacić czynszu.
Czasem jednak pojawiali się tacy klienci, jak Christian Farrell. Tacy, z którymi rozmowa to była czysta przyjemność, a oni sami zostawiali masę pieniędzy. Oczywiście to było duże zaskoczenie, że mężczyzna wziął słowa Josie na poważnie, choć nawet w najśmielszych snach nie pomyślałaby, że mógłby przyjechać.
Chris nie miał skrupułów i mówił to, co ślina na język mu przyniosła. Na jego komentarz o losie, dziewczyna jedynie wywróciła oczami, uśmiechając się rozbawieniem. Jednak fakt, iż postanowił odpowiedzieć na zaczepkę starszej pani, nieco ją speszył.
– O ile znowu postanowisz przepuścić część swojej wypłaty, to myślę, że tak, złączy – zaśmiała się, obserwując, jak chłopak opuszcza sklep.
– Uroczy młodzieniec. Widać, że stara się o Pani serce – stwierdziła kobieta, spoglądając z uśmiechem na Josie. Ta również przeniosła na nią spojrzenie, a potem znowu skierowała je na drzwi, za którymi zniknął Christian.
– To tylko bogaty korpo-dupek, któremu wydaje się, że może wszystko – odparła, mimo wszystko się uśmiechając i zagryzając dolną wargę. Otrząsnęła się po sekundzie, chcąc wreszcie zająć się pracą i przestać myśleć o Christianie.
Niestety, Farrell nieustannie dawał o sobie znać. Jakieś półtorej godziny później do sklepu przyszło zamówienie. Młody chłopak wręczył blondynce ogromny zestaw sushi, a do tego jeszcze mniejsze pudełko. Jak się okazało, z sushiburgerem.
– Ej, zamówiłaś sushi? Mogłaś powiedzieć, też bym sobie coś wziął – mruknął niepocieszony Aaron, spoglądając na sporych rozmiarów zestaw. Josie natomiast bardziej skupiła się na karteczce, która była do niego dołączona. Na jej odwrocie znajdował się numer telefonu. Musiała przyznać, że było to bardzo sprytne posunięcie, choć zamawianie jedzenia dla niemalże obcej osoby było dla niej delikatną przesadą. Już i tak Christian zostawił jej całą torbę cukierków…
– Chętnie się z tobą podzielę, bo jest tego fura – odparła z rozbawieniem Waller.
– No teraz mi to mówisz? Już sobie zamówiłem pizzę – jęknął chłopak, mimo wszystko, kradnąc jeden z kawałków sushi i od razu wkładając go sobie do ust.
Blondynka przez resztę dnia nie mogła się skupić na pracy. Oczywiście obiadu nie dojadła, więc zwyczajnie zabrała w ponad połowie pełny zestaw do domu. Oczywiście razem z torbą z cukierkami, z którymi nie miała pojęcia, co zrobi.
Idealnie, gdy się przebrała w wygodniejsze ubrania, do jej mieszkania wpadła Annie. Na początku zaczęła narzekać, że od rana męczył ją kac i niepotrzebnie aż tak mieszała, a dopiero potem dostrzegła plastikowe opakowanie w kuchni.
– O, sushi. Od kiedy wydajesz hajs na taki luksus? – spytała, od razu otwierając pudełko i częstując się kawałkami. – O chuj, sushiburger. W życiu tego nie jadłam. Wezmę sobie tę połowę, bo ty i tak nie dojesz, a ja cierpiałam cały dzień i zasłużyłam.
Blondynka zaśmiała się jedynie, zajmując miejsce na fotelu i niemalże się w nim zapadając.
– W sumie to nie ja to zamówiłam. Christian był dzisiaj u mnie w pracy, a potem niespodziewanie przyszło sushi z karteczką od niego – wyjaśniła ze spokojem, a Annie niemalże się zadławiła swoim sushiburgerem. Z rozpadającym się jedzeniem ruszyła czym prędzej do salonu i usiadła wygodnie na kanapie. – Napaprasz mi tym. Weź chociaż talerz – jęknęła z delikatną pretensją Josie.
– Oj, daj spokój. Lepiej mi powiedz, co Pan Bogate Ciacho robił u ciebie w pracy – zarządała rudowłosa.
– Przyszedł przepuścić czterysta dolców na cukierki. Jeśli chcesz, to też się częstuj, bo mam całą torbę – zaproponowała blondynka, ruchem głowy wskazując na blat kuchenny. Annie zamrugała kilkakrotnie, jakby nie mogąc pojąć tego, co mówiła jej przyjaciółka. Dojadła burgera, z trudem przełykając wszystko i nieustannie patrząc na Josie.
– Przyszedł tak o i kupił ci cukierki i sushi? On ewidentnie do ciebie startuje – stwierdziła podekscytowana dziewczyna, a Waller wywróciła oczami na jej słowa.
– Może i startuje, ale sama jeszcze nie wiem, czy kręcą mnie takie bogate korpo-dupki w garniakach – uznała, wzruszając ramionami.
– Zawsze wiedziałam, że jesteś pokręcona – mruknęła Annie.
Whiterspoon przesiedziała u przyjaciółki dobre cztery godziny, nim zdecydowała się wrócić do domu. A Josie… Leżała w łóżku i spoglądała na kartkę od Christiana. Ostatecznie wpisała numer w telefon i wystukała szybką wiadomość.
“Dzięki za sushi. Widzę, że nie dajesz o sobie zapomnieć”
Tak się złożyło, że mężczyzna odpisał bardzo szybko i, cóż, spędzili na pisaniu pół nocy. I następne kilka dni. Rozmawiali o kompletnych pierdołach, poznając się nieco bliżej. Było to dość dziwne uczucie. Zwłaszcza, że Josie, spoglądając w telefon, nieświadomie oczekiwała wiadomości od niego.
“Chyba będę mieć przerąbane u tego profesora do końca studiów. Miałam wrażenie, że zabije mnie wzrokiem, jak wchodziłam do sali…”
“ A w twoim korpo-raju jak się wiedzie? Nie męczy cię to zarabianie pieniędzy?”
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 października 2023, piątek
Christian Farrell
Ostatnie dni, wieczory i noce Christian spędził na rozmawianiu z Josephine. Oczywiście w międzyczasie chodził w pracy i udawał wielkiego, wyniosłego pana z biura, ale w rzeczywistości pisał z nią, przeglądał Instagrama i czasami grał w jakąś gierkę. Mimo to większość uwagi skupiał na dziewczynie. Musiał przyznać, że dobrze trafił. Bał się, że będzie irytująca, albo zacznie go po jakimś czasie męczyć, ale zupełnie tak się nie stało. Lubił z nią rozmawiać, i to tak szczerze, bez żadnego ściemniania! Cóż mógł poradzić, że miała pecha, że akurat tamtego wieczoru w barze tak wpadła mu w oko? Zresztą, wcale nie było to aż takie złe, bo Christian mógł jej naprawdę wiele zaoferować - doskonale zanotował takie szczegóły jak jej studia, praca, mieszkanie. Wiedział, że nie wyrabiała się finansowo i jeśli tylko ktoś wydałby jego plan w trakcie, to prawdopodobnie właśnie pieniądze zostałyby kartą przetargową. No, ale póki co nie spodziewał się tego, bo o planie wiedział tylko jego zaufany przyjaciel i nikt więcej.
Christian właśnie skończył podpisywać papiery odnośnie decyzji, które musiały zostać przez niego zatwierdzone. Wziął łyka kawy i spojrzał na ekran telefonu, który w tej samej sekundzie się zaświecił. Miał wyczucie.
"Zawsze możesz go zabić i powiedzieć, że to nie Ty. Co ja gadam, studiujesz prawo, przecież doskonale będziesz wiedziała, jak się z czegoś takiego wywinąć. Korzystaj póki możesz!"
Zaraz potem przyszła druga wiadomość.
"Męczy, bardzo. Podpisałem właśnie cztery papierki i czuję, jak zaraz odpadnie mi nadgarstek. Ale gdybym nie zarabiał takich pieniędzy, to kto dzisiaj zabrałby Cię na kolację, a potem spacer? Dziś ja wybieram miejsce. Oczywiście zakładając, że się zgodzisz. Jeśli się nie zgodzisz to będę musiał zaprosić jakąś inną panią, bo już zarezerwowałem stolik. Chyba nie chcesz mnie skazać na spędzanie czasu z kimś, kto mnie nawet nie interesuje?"
Może był troszeczkę zbyt pewny siebie, ale kilkuletnie doświadczenie w zawodzie dupka-podrywacza podpowiadało mu, że dziewczyny mimo wszystko takich właśnie lubiły najbardziej.
- Hej, Christian.
Farrell podniósł głowę do góry i uśmiechnął się nieznacznie na widok osoby, która właśnie wkroczyła do jego biura. Była to jego siostra - Karla. Nigdy nie mieli jakiejś szczególnie bliskiej relacji, ale lubili się i czasami wychodzili razem coś zjeść albo pomagali sobie w sprawach, w których świetnie się uzupełniali. Karla nie pracowała w firmie, nigdy nie była typem dziewczyny, która chciałaby prowadzić nudne, wyniosłe życie. Karla prowadziła małą cukiernię na skrzyżowaniu dwóch dość ruchliwych ulic i całkiem dobrze jej się powodziło. Farrell bardzo lubił to, że postawiła się rodzicom i umiała sama zadecydować o swoim życiu. Dziewczyna odkąd tylko pamiętał bawiła się w pieczenie i dekorowanie ciast.
- Przyniosłam ci twoje ulubione babeczki czekoladowe - powiedziała z uśmiechem, siadając naprzeciwko niego i kładąc papierową torbę na biurko.
- Mmm, moje ulubione? - Zajrzał do wnętrza torby i uśmiechnął się szeroko. - Dobra, przekupiony, czego potrzebujesz?
- Dlaczego od razu zakładasz, że czegoś potrzebuję? No dobra... Potrzebuję malutkiej pożyczki... Wiem, że rodzice pewnie nawet kupiliby mi nowy samochód, ale nie chcę ich prosić o pomoc...
- Samochód? Miałaś stłuczkę tym pięknym wozem?
- Malutką... No nie patrz tak na mnie! To nawet nie była moja wina... Ale zostałam bez auta i bez pieniędzy na jego naprawę, bo zdążyłam zrobić już zamówienie do cukierni.
Christian wywrócił oczami z niedowierzaniem, ale zaraz się uśmiechnął. Nie lubił być dla niej niemiły, mimo wszystko byli rodzeństwem.
- Okej, po prostu zapłacę ci za tę naprawę. Tylko zaprowadź go do naprawdę dobrego mechanika i daj mi do niego kontakt, dobra?
- Nie chcę, żebyś płacił mi za auto, bez przesady.
- To zabierz mnie na obiad, może być?
Karla westchnęła cicho i kiwnęła głową.
- Poczekaj na zewnątrz, możesz też zajrzeć do mamy. Ja tylko pozamykam zamknięte zlecenia i do ciebie zejdę.
- Jesteś aniołem.
- Jestem diabłem, ale masz szczęście, że jesteś moją siostrą. - Zaśmiał się i wrócił do swoich zajęć.
W międzyczasie zerkał w telefon, ale niestety nie widział żadnej odpowiedzi o Josephine.
Christian właśnie skończył podpisywać papiery odnośnie decyzji, które musiały zostać przez niego zatwierdzone. Wziął łyka kawy i spojrzał na ekran telefonu, który w tej samej sekundzie się zaświecił. Miał wyczucie.
"Zawsze możesz go zabić i powiedzieć, że to nie Ty. Co ja gadam, studiujesz prawo, przecież doskonale będziesz wiedziała, jak się z czegoś takiego wywinąć. Korzystaj póki możesz!"
Zaraz potem przyszła druga wiadomość.
"Męczy, bardzo. Podpisałem właśnie cztery papierki i czuję, jak zaraz odpadnie mi nadgarstek. Ale gdybym nie zarabiał takich pieniędzy, to kto dzisiaj zabrałby Cię na kolację, a potem spacer? Dziś ja wybieram miejsce. Oczywiście zakładając, że się zgodzisz. Jeśli się nie zgodzisz to będę musiał zaprosić jakąś inną panią, bo już zarezerwowałem stolik. Chyba nie chcesz mnie skazać na spędzanie czasu z kimś, kto mnie nawet nie interesuje?"
Może był troszeczkę zbyt pewny siebie, ale kilkuletnie doświadczenie w zawodzie dupka-podrywacza podpowiadało mu, że dziewczyny mimo wszystko takich właśnie lubiły najbardziej.
- Hej, Christian.
Farrell podniósł głowę do góry i uśmiechnął się nieznacznie na widok osoby, która właśnie wkroczyła do jego biura. Była to jego siostra - Karla. Nigdy nie mieli jakiejś szczególnie bliskiej relacji, ale lubili się i czasami wychodzili razem coś zjeść albo pomagali sobie w sprawach, w których świetnie się uzupełniali. Karla nie pracowała w firmie, nigdy nie była typem dziewczyny, która chciałaby prowadzić nudne, wyniosłe życie. Karla prowadziła małą cukiernię na skrzyżowaniu dwóch dość ruchliwych ulic i całkiem dobrze jej się powodziło. Farrell bardzo lubił to, że postawiła się rodzicom i umiała sama zadecydować o swoim życiu. Dziewczyna odkąd tylko pamiętał bawiła się w pieczenie i dekorowanie ciast.
- Przyniosłam ci twoje ulubione babeczki czekoladowe - powiedziała z uśmiechem, siadając naprzeciwko niego i kładąc papierową torbę na biurko.
- Mmm, moje ulubione? - Zajrzał do wnętrza torby i uśmiechnął się szeroko. - Dobra, przekupiony, czego potrzebujesz?
- Dlaczego od razu zakładasz, że czegoś potrzebuję? No dobra... Potrzebuję malutkiej pożyczki... Wiem, że rodzice pewnie nawet kupiliby mi nowy samochód, ale nie chcę ich prosić o pomoc...
- Samochód? Miałaś stłuczkę tym pięknym wozem?
- Malutką... No nie patrz tak na mnie! To nawet nie była moja wina... Ale zostałam bez auta i bez pieniędzy na jego naprawę, bo zdążyłam zrobić już zamówienie do cukierni.
Christian wywrócił oczami z niedowierzaniem, ale zaraz się uśmiechnął. Nie lubił być dla niej niemiły, mimo wszystko byli rodzeństwem.
- Okej, po prostu zapłacę ci za tę naprawę. Tylko zaprowadź go do naprawdę dobrego mechanika i daj mi do niego kontakt, dobra?
- Nie chcę, żebyś płacił mi za auto, bez przesady.
- To zabierz mnie na obiad, może być?
Karla westchnęła cicho i kiwnęła głową.
- Poczekaj na zewnątrz, możesz też zajrzeć do mamy. Ja tylko pozamykam zamknięte zlecenia i do ciebie zejdę.
- Jesteś aniołem.
- Jestem diabłem, ale masz szczęście, że jesteś moją siostrą. - Zaśmiał się i wrócił do swoich zajęć.
W międzyczasie zerkał w telefon, ale niestety nie widział żadnej odpowiedzi o Josephine.
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Zajęcia, na których Josie obecnie siedziała, były jednymi z jej bardziej znienawidzonych przez całe cztery lata jej edukacji na tej uczelni. Profesor od tych wykładów był nie do zniesienia, a jego egzaminy często nie do zdania w pierwszym terminie. Josephine, tak bardzo pochłonięta nową znajomością, niemalże zapomniała o eseju, który miała mu na dziś przynieść. Oczywiście napisała go dzień wcześniej i był tak beznadziejny, że spodziewała się, iż żadnej oceny za niego nie dostanie. O ile profesor będzie na tyle łaskawy, aby nie wpisać jej dwójki.
Obecnie też nie do końca skupiała się na jego słowach. Przeczytała z zainteresowaniem wiadomość od Chrisa i mimowolnie przygryzła dolną wargę.
“Mam wrażenie, że jesteś zbyt pewny siebie. I bajery też nie masz najlepszej, więc nie wiem, czy jakaś inna by na to poleciała…”
Uśmiechnęła się pod nosem, wpatrując w ekran telefonu, gdy poczuła szturchnięcie. Annie ewidentnie próbowała zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki. Blondynka wygasiła telefon i przeniosła na nią pytające spojrzenie.
– Z kim tak ciągle piszesz? – spytała szeptem, widocznie zainteresowana nowym hobby Waller. Dziewczyna rzadko kiedy używała telefonu tak często, ale ostatnio zwyczajnie miała dobry powód, aby ciągle się w niego wpatrywać. Jej pisanie z Chrisem nie odbywało się jedynie w dzień. Czasem siedzieli do bardzo późnych godzin nocnych, wymieniając się smsami.
– Z Christianem – wyznała cicho, momentalnie odwracając wzrok.
– Z tym Christianem? – spytała, marszcząc brwi. – Wiesz, trochę ostatnio o tym myślałam i nie jestem do końca pewna, czy mi się to podoba. Trochę to dziwne, że się tobą zainteresował. W końcu jest znany, bogaty i… Ponoć jest niezłym kobieciarzem.
– Co w tym dziwnego? Myślisz, że nie zwróciłby na mnie uwagi, bo jest bogaty i znany w necie? No daj spokój… – mruknęła niezadowolona Waller.
– Ej, mówiłaś jeszcze niedawno, że nie kręcą cię takie typy – zauważyła rudowłosa.
– Poprawka, nie kręcą mnie korpo-dupki. A Chris… Wydaje się być całkiem fajny. I nie taki, jak mi się wydawało – szepnęła, ponownie odblokowując telefon w celu sprawdzenia, czy może odpisał. – No i zaprosił mnie na randkę.
– Co zrobił? – spytała z niedowierzaniem Annie. – Skarbie, ja się naprawdę bardzo cieszę, że zaczynasz zachowywać się jak normalna dziewczyna w twoim wieku, ale uważaj. Christian Farrell może nie być najlepszym kandydatem na pierwszego faceta.
Josie już nic nie odpowiedziała na słowa przyjaciółki. Umówiła się z Chrisem, a on przesłał jej adres restauracji, w której mieli się spotkać. Josie postanowiła zamówić taksówkę, bo uznała, że tak będzie szybciej dostać się do centrum. Zwłaszcza, że nie wykluczała spożycia alkoholu.
I zwłaszcza, że restauracja, do której mężczyzna ją zaprosił, była tak ekskluzywna, że czułaby się dziwnie, nie zamawiając lampki wina…
Weszła do środka, a przy wejściu od razu przywitała ją nienagannie ubrana, blondwłosa kobieta, pytając, czy miała rezerwację. Od razu odpowiedziała, że ktoś już tu na nią czeka, wypatrując wśród stolików ten zajęty przez Christiana. Dość szybko go dostrzegła. Kobieta wpuściła ją na salę, a ona w mgnieniu oka znalazła się przy swoim dzisiejszym towarzyszu. Dziwnie się tu czuła…
– Mogłeś powiedzieć, że sztywniacy z korporacji zapraszają kobiety do takich miejsc. Może ubrałabym się stosowniej – powiedziała z ironią, jednocześnie witając się z mężczyzną. – Bardzo skromnie tu mają…
Josie zajęła miejsce naprzeciw Christiana, uprzednio ściągając płaszcz i torebkę. Doprawdy, miała wrażenie, że w takie miejsca przychodziły jedynie same szychy. I w tym momencie zaczęła się zastanawiać, co ona tutaj robiła.
– Zamówiłeś już coś? – spytała, zaciskając usta i wbijając spojrzenie w kartę, leżącą na stole.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 października 2023, piątek
Christian Farrell
Christian dobrze przypuszczał, że dziewczyna zgodzi się na spotkanie, a raczej - randkę. Nie, żeby był jakoś zadufany w sobie, ale skoro prawie cały tydzień tak świetnie im się ze sobą rozmawiało, to czemu teraz nagle miałaby odmówić? Byłoby to totalnie nielogiczne, stąd ta natychmiastowa rezerwacja stolika, bo doskonale wiedział, że mu się przyda. Wybrał tym razem knajpę, w którym podawano jego ukochany makaron z krewetkami. Z racji piątku domyślał się, że będą tłumy, dlatego zadzwonił odpowiednio wcześnie i wybrał stolik trochę na uboczu, żeby w sumie żadne z nich nie czuło się skrępowane i mogło spokojnie ze sobą rozmawiać.
Po udanym obiedzie z siostrą wrócił do swojego mieszkania. Musiał wziąć szybki prysznic, ogolić sobie cudowny jednodniowy zarost i naszykować jakieś ubrania. Nie miał jeszcze pojęcia, w co takiego się ubierze, ale golfy nieco mu się przejadły, Josephine chyba nigdy nie widziała go w niczym innym. No, to teraz musiał ją zaskoczyć. Po przejrzeniu swojej całej garderoby wybrał czarną koszulę i dopasowane spodnie w tym samym kolorze. Tak, lubił czarny, właściwie miał w szafie same czarne i białe ubrania. Czasami przewinął się też jakiś beż i jeden szary komplet dresów, ale to by było na tyle - kolory kompletnie nie były w jego stylu i uważał, że nawet do niego nie pasowały. Lubił takie stonowane stylizacje i fakt, że dosłownie wszystko do siebie pasowało.
Farrell udał się do miejsca nieco wcześniej, bo chciał zdążyć przed dziewczyną. Po drodze zahaczył jeszcze o kwiaciarnię po wielki bukiet czerwonych róż. Musiał zrobić jak najlepsze wrażenie i choć wiedział, że wcale nie musi się aż tak starać - zwyczajnie chciał.
Dziewczyna nie należała do spóźnialskich, co zdążył już wywnioskować z ich wcześniejszych rozmów. Mógł wręcz rzec, że była zbyt punktualna i za wiele stresowała się drobnymi opóźnieniami czasowymi. Dlatego też w ogóle go nie zdziwiło, kiedy o odpowiedniej porze pojawiła się przy drzwiach. Kelnerka szybko odprowadziła ją do odpowiedniego stolika.
- Gdybyś się spóźniła, pomyślałbym, że cię porwali - przywitał się i sięgnął po bukiet róż, który chwilowo leżał na podłodze. - Przejeżdżałem obok i w sumie doszedłem do wniosku, że ładnie wygląda. Może jeszcze ładniej wyglądać w twoim mieszkaniu - powiedział i wręczył jej bukiet.
Farrell, jeśli miał być szczery sam ze sobą, wcale nie był tak dobry w randkowanie. Owszem, umiał bajerować kobiety, postawić im drinka kiedy trzeba i przy dobrej okazji zaprosić do siebie do domu, ale... To było właściwie tyle. Nie miał doświadczenia w prawdziwym randkowaniu, a właśnie tak musiał się teraz zachowywać. Oczywiście dalej miał gadane i dalej wiedział, że chodzi o poznawanie się i chodzenie w ładne miejsca, ale domyślał się, że ten bukiet dało się wręczyć na sto innych bardziej romantycznych sposobów. Trudno, nie tym razem, może z czasem nabierze doświadczenia. Albo przekłuje to w swoją zaletę?
- Jak mam być szczery, to chyba troszeczkę się stresuję. Nigdy nie byłem na randce z taką ładna, interesującą i inteligentną dziewczyną. Ale, ale - daj mi moment i na pewno się rozkręcę - zaznaczył. - I może lampkę wina... Wino już zamówiłem, ale z jedzeniem poczekałem na ciebie. Domyślam się, że możesz mieć problem z wyborem, ale jeśli miałbym coś polecić, to zdecydowanie ten makaron z krewetkami - jest cudowny. Właściwie tylko na niego tutaj przyjeżdżam. Zaufaj mi - powiedział i szybko złapał kelnerkę, żeby złożyć zamówienie. - W ogóle strasznie dużo chodzę po knajpach. Nie jestem raczej tym typem człowieka, który gotuje, ale dzięki temu znam masę cudownych miejsc z cudownym jedzeniem i na pewno w swoim czasie ci je pokażę.
Przed jedzeniem oczywiście przyszła butelka jego ulubionego wina, schłodzona i idealna do wypicia. Kelner nalał im do obu kieliszków odpowiednią porcję i oddalił się z uśmiechem, zapewniając, że posiłek zaraz się pojawi.
- Jak było na uczelni? Mam nadzieję, że tym razem twój ulubiony prowadzący cię nie nękał za niewinność?
Po udanym obiedzie z siostrą wrócił do swojego mieszkania. Musiał wziąć szybki prysznic, ogolić sobie cudowny jednodniowy zarost i naszykować jakieś ubrania. Nie miał jeszcze pojęcia, w co takiego się ubierze, ale golfy nieco mu się przejadły, Josephine chyba nigdy nie widziała go w niczym innym. No, to teraz musiał ją zaskoczyć. Po przejrzeniu swojej całej garderoby wybrał czarną koszulę i dopasowane spodnie w tym samym kolorze. Tak, lubił czarny, właściwie miał w szafie same czarne i białe ubrania. Czasami przewinął się też jakiś beż i jeden szary komplet dresów, ale to by było na tyle - kolory kompletnie nie były w jego stylu i uważał, że nawet do niego nie pasowały. Lubił takie stonowane stylizacje i fakt, że dosłownie wszystko do siebie pasowało.
Farrell udał się do miejsca nieco wcześniej, bo chciał zdążyć przed dziewczyną. Po drodze zahaczył jeszcze o kwiaciarnię po wielki bukiet czerwonych róż. Musiał zrobić jak najlepsze wrażenie i choć wiedział, że wcale nie musi się aż tak starać - zwyczajnie chciał.
Dziewczyna nie należała do spóźnialskich, co zdążył już wywnioskować z ich wcześniejszych rozmów. Mógł wręcz rzec, że była zbyt punktualna i za wiele stresowała się drobnymi opóźnieniami czasowymi. Dlatego też w ogóle go nie zdziwiło, kiedy o odpowiedniej porze pojawiła się przy drzwiach. Kelnerka szybko odprowadziła ją do odpowiedniego stolika.
- Gdybyś się spóźniła, pomyślałbym, że cię porwali - przywitał się i sięgnął po bukiet róż, który chwilowo leżał na podłodze. - Przejeżdżałem obok i w sumie doszedłem do wniosku, że ładnie wygląda. Może jeszcze ładniej wyglądać w twoim mieszkaniu - powiedział i wręczył jej bukiet.
Farrell, jeśli miał być szczery sam ze sobą, wcale nie był tak dobry w randkowanie. Owszem, umiał bajerować kobiety, postawić im drinka kiedy trzeba i przy dobrej okazji zaprosić do siebie do domu, ale... To było właściwie tyle. Nie miał doświadczenia w prawdziwym randkowaniu, a właśnie tak musiał się teraz zachowywać. Oczywiście dalej miał gadane i dalej wiedział, że chodzi o poznawanie się i chodzenie w ładne miejsca, ale domyślał się, że ten bukiet dało się wręczyć na sto innych bardziej romantycznych sposobów. Trudno, nie tym razem, może z czasem nabierze doświadczenia. Albo przekłuje to w swoją zaletę?
- Jak mam być szczery, to chyba troszeczkę się stresuję. Nigdy nie byłem na randce z taką ładna, interesującą i inteligentną dziewczyną. Ale, ale - daj mi moment i na pewno się rozkręcę - zaznaczył. - I może lampkę wina... Wino już zamówiłem, ale z jedzeniem poczekałem na ciebie. Domyślam się, że możesz mieć problem z wyborem, ale jeśli miałbym coś polecić, to zdecydowanie ten makaron z krewetkami - jest cudowny. Właściwie tylko na niego tutaj przyjeżdżam. Zaufaj mi - powiedział i szybko złapał kelnerkę, żeby złożyć zamówienie. - W ogóle strasznie dużo chodzę po knajpach. Nie jestem raczej tym typem człowieka, który gotuje, ale dzięki temu znam masę cudownych miejsc z cudownym jedzeniem i na pewno w swoim czasie ci je pokażę.
Przed jedzeniem oczywiście przyszła butelka jego ulubionego wina, schłodzona i idealna do wypicia. Kelner nalał im do obu kieliszków odpowiednią porcję i oddalił się z uśmiechem, zapewniając, że posiłek zaraz się pojawi.
- Jak było na uczelni? Mam nadzieję, że tym razem twój ulubiony prowadzący cię nie nękał za niewinność?
Natasia
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Josephine Waller
Josie zdarzało się spóźniać, owszem. Zazwyczaj jednak starała się być na czas, aby osoba, z którą się umówiła, nie musiała czekać zbyt długo. Sama nienawidziła czekać, bo niestety strasznie ją to frustrowało. Domyślała się więc, że nie tylko ją… Christian na szczęście nie czekał na nią długo. Co prawda, dziewczyna wcale się nie spóźniła, a wręcz była idealnie na czas. To Farrell przyszedł wcześniej i zajął odpowiedni stolik. Waller doszła do wniosku, że musiał także zrobić rezerwację, bo inaczej nie byłoby możliwości, aby weszli tutaj tak o i dostali stolik.
– Szkoda, że tak nie pomyślał mój profesor i zamiast mi współczuć, uwziął się na mnie na całe moje życie – odparła z lekkim rozbawieniem, kiedy to Christian wyciągnął w jej stronę ogromny bukiet róż. Blondynka otworzyła szerzej oczy i przejęła kwiaty od mężczyzny, spoglądając to na nie, to na niego. Nie kryła zaskoczenia tym faktem, bo… Cóż, nigdy wcześniej nie dostała kwiatów. – Mówiłam, że słabą masz bajerę. Ale dziękuję. Na pewno świetnie się dopasują – stwierdziła z uśmiechem, odkładając bukiet na krzesło obok. Nie chciała kłaść ich na ziemi, bo miała świadomość tego, że mogłaby je przypadkowo zdeptać, gdy będzie wstawać.
– Poważnie? Pan Korporacyjny Buc się stresuje? Trochę ciężko mi w to uwierzyć – powiedziała ironicznie, oczywiście w formie żartu. Zacisnęła usta i podparła się łokciami o stolik. – Szczerze mówiąc, też nie mam za dużego doświadczenia w randkowaniu. Nieczęsto miałam okazję wyjść gdzieś bez Annie i większej ekipy – przyznała, wzruszając ramionami. Kelner w tym czasie przyniósł schłodzone wino, które od razu rozlał do kieliszków. Josie sięgnęła po swój, próbując tego jakże drogiego trunku. Choć zakładała, że w rzeczywistości wcale taki drogi nie był i kupiłaby go dwa razy taniej w markecie. Jednak fakt, iż podawali go w restauracji, znacznie zwiększał jego cenę. Josie nie powinno to dziwić, choć do restauracji nie chodziła zbyt często. Raczej z gotowych dań preferowała fastfoody, które ostatnimi czasy również takie tanie nie były. Dlatego właśnie gotowała sama.
– W takim razie może zorganizuję kiedyś dla ciebie jakiś kurs gotowania. Bycie biednym studentem zmusza do tego, żeby się nauczyć – zażartowała, odstawiając kieliszek. Musiała przyznać, że naprawdę bardzo dobrze jej się rozmawiało z Christianem. Owszem, często żartowali, a ich rozmowy nie były zbyt poważne, jednak to były dopiero początki. I jeśli mieliby kontynuować tę relację, to na powagę mieli jeszcze czas.
– Dzisiaj nie było aż tak źle. Przyjechałam na czas, oddałam profesorowi esej, który jest tak beznadziejny, że mam nadzieję, że się zlituje i nie wystawi mi za niego oceny… – mruknęła, wzdychając cicho. – Zostało mi kilka miesięcy nauki, więc tak naprawdę nie mam zbyt wielu zajęć. Głównie są to przygotowania do egzaminów.
I jeśli o te przygotowania chodziło, Josie była w kompletnej d… Dziurze. I to tak ciemnej, że nie widziała na razie światełka w tunelu. Miała jednak jeszcze masę czasu i sądziła, że bez problemu się z tym wszystkim wyrobi. O ile nowa znajomość nie pochłonie jej na tyle, że zapomni o wszelkich obowiązkach.
– A jak z tobą? Wiem już, że pracujesz w firmie u rodziców i skończyłeś studia. Planujesz zostać w tej pracy na stałe? – spytała zaciekawiona, ponownie unosząc kieliszek z winem do ust. – I jeśli chodzi o twoją rodzinę… Masz jakieś rodzeństwo, czy jesteś rozpieszczonym jedynakiem? – dopytała, oblizując subtelnie wargi.
Kelner przyniósł ich dania, których zapach wręcz unosił się w powietrzu. Dziewczyna podziękowała cicho, jednak jeszcze przez chwilę nie sięgała po widelec. Spoglądała na niewielką porcję czarnego makaronu z krewetkami. Uwielbiała owoce morza i wręcz nie mogła się doczekać, aż skosztuje tego dnia. Rzadko kiedy jadała coś takiego, bo wydawało jej się to być trochę zbyt wykwintne. Blondynka natomiast nie miała zbyt wiele czasu w ciągu dnia, aby bawić się w szefa kuchni. Robiła dość proste, ale smaczne potrawy, które wypracowała sobie przez ostatnie cztery lata.
W końcu wzięła do ręki widelec i nawinęła na niego nieco makaronu. Spróbowała i… To był najlepszy makaron, jaki jadła w życiu. Wzieła jeszcze krewetkę, która była tak miękka, że aż rozpływała się w ustach.
– Muszę ci przyznać rację. Ten makaron jest wybitny. A musisz wiedzieć, że nieczęsto przyznaję komuś rację – stwierdziła z uśmiechem, wpatrując się w oczy Christiana. Jednak nie na długo, bo już po chwili wzięła do ust kolejną krewetkę.
– Szkoda, że tak nie pomyślał mój profesor i zamiast mi współczuć, uwziął się na mnie na całe moje życie – odparła z lekkim rozbawieniem, kiedy to Christian wyciągnął w jej stronę ogromny bukiet róż. Blondynka otworzyła szerzej oczy i przejęła kwiaty od mężczyzny, spoglądając to na nie, to na niego. Nie kryła zaskoczenia tym faktem, bo… Cóż, nigdy wcześniej nie dostała kwiatów. – Mówiłam, że słabą masz bajerę. Ale dziękuję. Na pewno świetnie się dopasują – stwierdziła z uśmiechem, odkładając bukiet na krzesło obok. Nie chciała kłaść ich na ziemi, bo miała świadomość tego, że mogłaby je przypadkowo zdeptać, gdy będzie wstawać.
– Poważnie? Pan Korporacyjny Buc się stresuje? Trochę ciężko mi w to uwierzyć – powiedziała ironicznie, oczywiście w formie żartu. Zacisnęła usta i podparła się łokciami o stolik. – Szczerze mówiąc, też nie mam za dużego doświadczenia w randkowaniu. Nieczęsto miałam okazję wyjść gdzieś bez Annie i większej ekipy – przyznała, wzruszając ramionami. Kelner w tym czasie przyniósł schłodzone wino, które od razu rozlał do kieliszków. Josie sięgnęła po swój, próbując tego jakże drogiego trunku. Choć zakładała, że w rzeczywistości wcale taki drogi nie był i kupiłaby go dwa razy taniej w markecie. Jednak fakt, iż podawali go w restauracji, znacznie zwiększał jego cenę. Josie nie powinno to dziwić, choć do restauracji nie chodziła zbyt często. Raczej z gotowych dań preferowała fastfoody, które ostatnimi czasy również takie tanie nie były. Dlatego właśnie gotowała sama.
– W takim razie może zorganizuję kiedyś dla ciebie jakiś kurs gotowania. Bycie biednym studentem zmusza do tego, żeby się nauczyć – zażartowała, odstawiając kieliszek. Musiała przyznać, że naprawdę bardzo dobrze jej się rozmawiało z Christianem. Owszem, często żartowali, a ich rozmowy nie były zbyt poważne, jednak to były dopiero początki. I jeśli mieliby kontynuować tę relację, to na powagę mieli jeszcze czas.
– Dzisiaj nie było aż tak źle. Przyjechałam na czas, oddałam profesorowi esej, który jest tak beznadziejny, że mam nadzieję, że się zlituje i nie wystawi mi za niego oceny… – mruknęła, wzdychając cicho. – Zostało mi kilka miesięcy nauki, więc tak naprawdę nie mam zbyt wielu zajęć. Głównie są to przygotowania do egzaminów.
I jeśli o te przygotowania chodziło, Josie była w kompletnej d… Dziurze. I to tak ciemnej, że nie widziała na razie światełka w tunelu. Miała jednak jeszcze masę czasu i sądziła, że bez problemu się z tym wszystkim wyrobi. O ile nowa znajomość nie pochłonie jej na tyle, że zapomni o wszelkich obowiązkach.
– A jak z tobą? Wiem już, że pracujesz w firmie u rodziców i skończyłeś studia. Planujesz zostać w tej pracy na stałe? – spytała zaciekawiona, ponownie unosząc kieliszek z winem do ust. – I jeśli chodzi o twoją rodzinę… Masz jakieś rodzeństwo, czy jesteś rozpieszczonym jedynakiem? – dopytała, oblizując subtelnie wargi.
Kelner przyniósł ich dania, których zapach wręcz unosił się w powietrzu. Dziewczyna podziękowała cicho, jednak jeszcze przez chwilę nie sięgała po widelec. Spoglądała na niewielką porcję czarnego makaronu z krewetkami. Uwielbiała owoce morza i wręcz nie mogła się doczekać, aż skosztuje tego dnia. Rzadko kiedy jadała coś takiego, bo wydawało jej się to być trochę zbyt wykwintne. Blondynka natomiast nie miała zbyt wiele czasu w ciągu dnia, aby bawić się w szefa kuchni. Robiła dość proste, ale smaczne potrawy, które wypracowała sobie przez ostatnie cztery lata.
W końcu wzięła do ręki widelec i nawinęła na niego nieco makaronu. Spróbowała i… To był najlepszy makaron, jaki jadła w życiu. Wzieła jeszcze krewetkę, która była tak miękka, że aż rozpływała się w ustach.
– Muszę ci przyznać rację. Ten makaron jest wybitny. A musisz wiedzieć, że nieczęsto przyznaję komuś rację – stwierdziła z uśmiechem, wpatrując się w oczy Christiana. Jednak nie na długo, bo już po chwili wzięła do ust kolejną krewetkę.
LookTired
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
20 października 2023, piątek
Christian Farrell
Christian trochę się skrzywił na to, że ma słabą bajerę. Oczywiście wiedział, że dziewczyna żartowała, bo gdyby faktycznie był taki słaby, to nie siedziałaby z nim teraz na randce. Przez moment nawet chciał jej to wypomnieć, ale stwierdził, że nie będzie aż takim chamem, bo wieczór ma wypaść miło, bez kłótni i sprzeczek. Dodatkowo zdawał sobie sprawę, że w randkowanie serio średnio umiał i musiał się trochę nauczyć, nim osiągnie perfekcję. Nie mniej jednak dalej jego ogromną zaletą było to, że miał gadane i jak się uparł, to mógł godzinami konwersować na przeróżne tematy w taki sposób, żeby jego drugi rozmówca poczuł się doceniony i wysłuchany.
- Tak, stresuje się i , hej! Naprawdę mnie tak nazywasz? Mam tylko nadzieję, że jak opowiadasz o mnie swoim koleżankom, to mówisz jakoś ładniej? - zapytał i uniósł brew do góry, uśmiechając się.
Tak naprawdę dość rozbawiło go to określenie, ale sam nie uważał się za typowego chłopca z korporacji, który zachowywał się tak, jakby był nie wiadomo kim. On miał naprawdę dużo luzu w sobie i w tej kwestii akurat ego mu nie oszalało. Zresztą, może mógłby się tak zachowywać gdyby sam zapracował na swój sukces, ale przecież był świadom, że gdyby nie ogromna pomoc rodziców, to prawdopodobnie nic by nie miał. Był im za to wdzięczny, nawet jeśli nie do końca to okazywał. Po prostu nie był zbyt wylewny emocjonalnie, o, to dość dobre określenie na jego zamknięty stan psychiczny.
- Nie czujesz się trochę w cieniu swojej przyjaciółki? Nie, żebym się jakoś do tego przywalał, takie zwykłe, luźne pytanie ode mnie. Nawet nie musisz na nie właściwie odpowiadać. - Zaśmiał się cicho i wziął kieliszek do ręki. - Kurs gotowania? Mogłoby być ciężkie, bo chyba nie posiadam w domu większości naczyń do gotowania. Musiałabyś mnie zaprosić do siebie, oczywiście w żaden sposób nie będę się stawiać.
Farrell nie tyle nie umiał gotować, co zwyczajnie mu się nie chciało. Było to dla niego stratą czasu, a skoro mógł zamawiać co rusz jakieś nowe, wymyślne dania albo i zwykłego kebaba, to po co miał zmieniać swój tryb życia? Owszem, czasami zdarzy mu się coś przyrządzić, ale są to raczej małe rzeczy typu kanapki, nie żaden pełnowartościowy obiad. W jego mieszkaniu znajdowała się za to masa kubków, bo kochał pić kawę i musiał zacząć od niej dzień, inaczej był strasznie marudny.
- Obym nie przeszkadzał ci za bardzo w nauce, bo będzie trochę słabo, jak potem mnie obwinisz za swoje niepowodzenie - odparł. - Nie no, gdybyś potrzebowała pomocy, to może nie jestem świetnym nauczycielem, ale za to mogę przyjść do ciebie do domu i pilnować cię, żebyś na pewno się uczyła. Pamiętam moje czasy studiów, były tragiczne. Nienawidziłem się uczyć i wymyślałem sobie masę różnych innych zadań, żeby tylko tego nie robić. - Pokręcił głową, przypominając sobie swoje szalone studenckie czasy. - Planuję zostać w tej firmie na stałe. To już akurat serio bucowate i może trochę płytkie, ale nie chciałoby mi się starać w żadnej innej firmie, skoro tutaj mam swoją posadę. No i jakby nie było, ktoś musi potem to wszystko odziedziczyć i takie inne. Hej! Wcale nie jestem rozpieszczony... Tak, mam siostrę, Karlę, ale to zupełne przeciwieństwo mnie. Serio, gdybym postawił ją obok siebie to może byś stwierdziła, że jesteśmy trochę podobni, ale po rozmowie kompletnie zmieniłabyś zdanie. Ona nigdy nie chciała zostać "korporacyjnym bucem", więc ma swoją małą cukiernię. I bardzo nie chce pieniędzy od moich rodziców, dlatego dzisiaj przyszła poprosić mnie o to, żebym opłacił jej naprawę auta. Przekupiła mnie cudownymi czekoladowymi babeczkami, nie mogłem odmówić. - Uśmiechnął się lekko. - Nie mamy rewelacyjnie dobrego kontaktu, ale w miarę możliwości staramy się być dla siebie wsparciem. Pewnie prościej by było, gdybym ja był taki jak ona, albo ona jak ja, ale niestety moi rodzice wylosowali dwójkę naprawdę przeróżnych dzieciaków.
W tym samym momencie do stołu przyszło jedzenie. Christian życzył "smacznego" Josephine i od razu zabrał się za jedzenie. Naprawdę kochał ten makaron i te krewetki i aż żałował, że porcje tutaj były takie małe.
- W takim razie będziesz musiała zacząć, bo ciężko znoszę te momenty, kiedy nie mam racji.
Po skończonym jedzeniu i powolnym wypiciu całej butelki wina, a także masie rozmów, Christian opłacił rachunek wraz z napiwkiem. Jak już wcześniej mówił - lubił być miły dla obsługi, która była miła dla niego.
- To co? Obiecałem ci spacer, a pogoda dopisuje. Obok jest całkiem ładny park, więc chyba jeszcze trochę będziesz musiała mnie poznosić?
- Tak, stresuje się i , hej! Naprawdę mnie tak nazywasz? Mam tylko nadzieję, że jak opowiadasz o mnie swoim koleżankom, to mówisz jakoś ładniej? - zapytał i uniósł brew do góry, uśmiechając się.
Tak naprawdę dość rozbawiło go to określenie, ale sam nie uważał się za typowego chłopca z korporacji, który zachowywał się tak, jakby był nie wiadomo kim. On miał naprawdę dużo luzu w sobie i w tej kwestii akurat ego mu nie oszalało. Zresztą, może mógłby się tak zachowywać gdyby sam zapracował na swój sukces, ale przecież był świadom, że gdyby nie ogromna pomoc rodziców, to prawdopodobnie nic by nie miał. Był im za to wdzięczny, nawet jeśli nie do końca to okazywał. Po prostu nie był zbyt wylewny emocjonalnie, o, to dość dobre określenie na jego zamknięty stan psychiczny.
- Nie czujesz się trochę w cieniu swojej przyjaciółki? Nie, żebym się jakoś do tego przywalał, takie zwykłe, luźne pytanie ode mnie. Nawet nie musisz na nie właściwie odpowiadać. - Zaśmiał się cicho i wziął kieliszek do ręki. - Kurs gotowania? Mogłoby być ciężkie, bo chyba nie posiadam w domu większości naczyń do gotowania. Musiałabyś mnie zaprosić do siebie, oczywiście w żaden sposób nie będę się stawiać.
Farrell nie tyle nie umiał gotować, co zwyczajnie mu się nie chciało. Było to dla niego stratą czasu, a skoro mógł zamawiać co rusz jakieś nowe, wymyślne dania albo i zwykłego kebaba, to po co miał zmieniać swój tryb życia? Owszem, czasami zdarzy mu się coś przyrządzić, ale są to raczej małe rzeczy typu kanapki, nie żaden pełnowartościowy obiad. W jego mieszkaniu znajdowała się za to masa kubków, bo kochał pić kawę i musiał zacząć od niej dzień, inaczej był strasznie marudny.
- Obym nie przeszkadzał ci za bardzo w nauce, bo będzie trochę słabo, jak potem mnie obwinisz za swoje niepowodzenie - odparł. - Nie no, gdybyś potrzebowała pomocy, to może nie jestem świetnym nauczycielem, ale za to mogę przyjść do ciebie do domu i pilnować cię, żebyś na pewno się uczyła. Pamiętam moje czasy studiów, były tragiczne. Nienawidziłem się uczyć i wymyślałem sobie masę różnych innych zadań, żeby tylko tego nie robić. - Pokręcił głową, przypominając sobie swoje szalone studenckie czasy. - Planuję zostać w tej firmie na stałe. To już akurat serio bucowate i może trochę płytkie, ale nie chciałoby mi się starać w żadnej innej firmie, skoro tutaj mam swoją posadę. No i jakby nie było, ktoś musi potem to wszystko odziedziczyć i takie inne. Hej! Wcale nie jestem rozpieszczony... Tak, mam siostrę, Karlę, ale to zupełne przeciwieństwo mnie. Serio, gdybym postawił ją obok siebie to może byś stwierdziła, że jesteśmy trochę podobni, ale po rozmowie kompletnie zmieniłabyś zdanie. Ona nigdy nie chciała zostać "korporacyjnym bucem", więc ma swoją małą cukiernię. I bardzo nie chce pieniędzy od moich rodziców, dlatego dzisiaj przyszła poprosić mnie o to, żebym opłacił jej naprawę auta. Przekupiła mnie cudownymi czekoladowymi babeczkami, nie mogłem odmówić. - Uśmiechnął się lekko. - Nie mamy rewelacyjnie dobrego kontaktu, ale w miarę możliwości staramy się być dla siebie wsparciem. Pewnie prościej by było, gdybym ja był taki jak ona, albo ona jak ja, ale niestety moi rodzice wylosowali dwójkę naprawdę przeróżnych dzieciaków.
W tym samym momencie do stołu przyszło jedzenie. Christian życzył "smacznego" Josephine i od razu zabrał się za jedzenie. Naprawdę kochał ten makaron i te krewetki i aż żałował, że porcje tutaj były takie małe.
- W takim razie będziesz musiała zacząć, bo ciężko znoszę te momenty, kiedy nie mam racji.
Po skończonym jedzeniu i powolnym wypiciu całej butelki wina, a także masie rozmów, Christian opłacił rachunek wraz z napiwkiem. Jak już wcześniej mówił - lubił być miły dla obsługi, która była miła dla niego.
- To co? Obiecałem ci spacer, a pogoda dopisuje. Obok jest całkiem ładny park, więc chyba jeszcze trochę będziesz musiała mnie poznosić?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach