Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Historia dwóch wampirów
Red Eye Charm
Horror, Dramat,Tajemnice
Red Eye Charm
Horror, Dramat,Tajemnice
Ona szkolona na najlepszą wampirzą morderczynię w jednej z siedzib Iscariote. Oraz On odnoszący sukcesy zastępca Victorii w Organizacji Hellsing. Dwa wampiry o nieco odmiennych poglądach spotykają się, gdy mają wyeliminować ghoula zwracającego na siebie zbyt wielką uwagę. Co może pójść nie tak? Otóż wszystko… dosłownie wszystko…
Wampirzyca( Iscariote) - Minako88
Wampir( Organizacja Hellsing) - SzaloneCiastko
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dane, którymi posługuje się na misjach:
Imię:Jenny/Delia|
│Nazwisko:Storm/Roesel|
│Wiek (fizyczny):21 lat |
│Wzrost:166 cm|
│Waga:52 kg|
│ Kolor włosów :Brązowe, długie, zwykle związane |
│ Kolor oczu :Czerwone, jednak czasem zakłada szkła kontaktowe i jej oczy nabierają wtedy orzechowy odcień
│ Data urodzenia :15 sierpnia|
│ Znak zodiaku :|Lew
│Pochodzenie:Islandka wychowana we Włoszech|
│Status:Wolna |
│Rasa:Wampirzyca |
│Orientacja :Heteroseksualna|
│Sylwetka :Szczupła, kobieca|
│Ciekawostki :
- Wychował ją zastępca głównego przywódcy Iscariote
- Nie pamięta swojej ludzkiej rodziny, wyparła te wspomnienia
- Zadziorna, odważna czasem porywcza
- Doskonale posługuje się bronią palną oraz kataną
- Szkolona od paru lat w infiltracji, oraz szpiegostwie
- Jej prawdziwe imię i nazwisko brzmi Delia Roesel |
│Nazwisko:Storm/Roesel|
│Wiek (fizyczny):21 lat |
│Wzrost:166 cm|
│Waga:52 kg|
│ Kolor włosów :Brązowe, długie, zwykle związane |
│ Kolor oczu :Czerwone, jednak czasem zakłada szkła kontaktowe i jej oczy nabierają wtedy orzechowy odcień
│ Data urodzenia :15 sierpnia|
│ Znak zodiaku :|Lew
│Pochodzenie:Islandka wychowana we Włoszech|
│Status:Wolna |
│Rasa:Wampirzyca |
│Orientacja :Heteroseksualna|
│Sylwetka :Szczupła, kobieca|
│Ciekawostki :
- Wychował ją zastępca głównego przywódcy Iscariote
- Nie pamięta swojej ludzkiej rodziny, wyparła te wspomnienia
- Zadziorna, odważna czasem porywcza
- Doskonale posługuje się bronią palną oraz kataną
- Szkolona od paru lat w infiltracji, oraz szpiegostwie
- Jej prawdziwe imię i nazwisko brzmi Delia Roesel |
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○
Caleb Abarough 25 lat 190 cm 70 kg
długie, czerwone włosy miodowe oczy
czerwony płaszcz widziany głównie z bronią palną
tatuaż pentagram na dłoni i znaki runiczne na palcach
○ Z Hellsing, ma za sobą lata współpracy z Victorią. Jest niezwykle lojalny i butny, z dumą piastuje stanowisko jej zastepcy. Sprawiał niemałe problemy z podporządkowywaniem się, gdyż Caleb z zasady wie wszystko najlepiej i jest przekonany o swojej ponadprzeciętnej inteligencji. Przydałoby mu się jeszcze trochę utemperowania...
○ Trudno jest go wyprowadzić z równowagi, chyba że ktoś nazwie go ignorantem lub powie mu, że nie ma racji.
○ Nie przekonał się do używania broni białej. Kłóci się to z jego ideami o niezawodności strzałów. Na wszystko przyjdzie kiedyś czas.
○ Nietrudno jest mu zapomnieć o przeszłości. Nie tęskni za swoim poprzednim życiem. Na początkach przemiany było mu ciężko przekonać się do picia krw, jednak z czasem przyszło opamiętanie.
○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|JENNY STORM |
Krzyknęłam, wyrywając się z kolejnego koszmaru. Poderwałam się z łóżka, czując lepki smak krwi na ustach. Przejechałam palcami, po lekko opuchniętych wargach. Niedawna akcja kosztowała mnie sporo energii i wysiłku. Mimo niedawnego posiłku nadal w moim żołądku narastał dość dokuczliwy ogień. Czy był to głód, czy coś innego nie umiałam jasno stwierdzić. Podeszłam do szuflady, by wyjąć strzykawkę wraz ze środkiem przeciwbólowym. Niestety wampiry nie mogły przyjmować byle jakich leków. Ta mieszanka została stworzona przez najlepiej wykwalifikowanego lekarza z Iscariote. Najlepszego przyjaciela tego, który mnie wychował i dał szansę na lepsze życie. Po przemianie dano mi nową tożsamość specjalnie po to, by ułatwić mi przenikanie do siedzib naszych wrogów. Dian uczył mnie wszystkiego, co sam potrafił. Nie bez powodu został zastępcą przywódcy w sześć lat od przybycia do Włoch. Każdy z pionków chciał być na jego miejscu, na co pracowali i zastawiali pułapki. Nie przewidzieli tylko jednego, że ktoś taki jak ja będzie chronił swojego twórcę za wszelką cenę. Dian dał mi tyle, ile mógł, był chłodny, ostry oraz nie łatwo wybaczał wpadki. Mimo tego był też cierpliwy oraz traktował moją osobę jak kogoś cennego. Przywiązanie nie było czymś normalnym dla wampirów. Bardziej lojalność i oddanie. Tak sobie tłumaczyłam moją relację z dużo starszym wampirem. Niektórzy w Iscariote mieli nas nawet, za kochanków. Z czego jawnie się śmiałam. Bo nikt nie umiał zrozumieć tego, co nas naprawdę łączyło. To tamten wampir cały czas wpajał mi zasady, uczył reguł Organizacji oraz mobilizował do treningów ponad siły. To nie było tak, że wszystko szło prosto, łatwo i przyjemnie. Władanie bronią czy kataną wymagało precyzji. Mimo większej odporności na ból i zwinność bywały momenty trzymające mnie na granicy nieśmiertelnego w teorii życia. Te momenty szybko wymazywałam ze swej pamięci, bo przecież jedno potknięcie nie mogło być ważniejsze od dwudziestu zwycięstw. Jak do tej pory nawaliłam tylko dwa razy, nie były to poważne wpadki, których nie można było zatuszować. Dian chronił mi tyły tak samo jak ja trzymałam w sobie, jego tajemnice. A miał ich niemało. Choćby powód, dla którego wyrwał mnie od ludzkiej rodziny, czyniąc ze mnie nieśmiertelną. W sumie moje wspomnienia tak bardzo się zatarły, że już nawet nie pamiętałam niczego poza dawnym imieniem i nazwiskiem. A nowym, które otrzymałam dla bezpieczeństwa na misjach. Przecież niełatwo namierzyć osobę, której dane są zupełnie fałszywe czyż nie?
Wstrzyknęłam zawartość strzykawki w żyłę na nadgarstku. Przyjemne mrowienie rozlało się po całym moim ciele. Teraz było już znacznie lepiej. Czerwonymi oczami rozejrzałam się po pokoju. Był spory, i jak zwykle uporządkowany. Zgarnęłam ciuchy z szafy, udając się do łazienki. Księżyc niedawno miał oddać swe miejsce słońcu. Co oznaczało cały dzień na sali treningowej lub strzelnicy. Wszystko było dobre od bezczynności, która dawała o sobie znać. Szybki prysznic następnie ogarnięcie się przed lustrem. Blada cera, lekko iskrzące czerwone oczy i ten drapieżny uśmiech, cała ja. Wyszłam z pokoju wraz z bronią przy pasku. Tutaj trzeba uważać, nie było zakazu, że nie można się atakować. No jedyną zasadą było to, że nie można się zabijać. Bo każdy może być wysłany na misję z tą drugą osobą. Wtedy też współprace były wręcz wymuszane. Nikt jawnie nie protestował, mimo że każdy uważał to za chore. W takich czasach przyszło nam żyć, że każdy z Organizacji był na wagę złota. Sama mogłam wymienić tylko paru naprawdę przydatnych. Reszta to tylko pionki, na które nie zwracałam zwykle uwagi. Albo inaczej wolałam sobie nimi nie zawracać głowy, bo i tak było pewne, że szybko padną.
Na strzelnicy odbiłam swoją kartę, załadowałam broń, by udać się na mój ulubiony tor. Uczucie wystrzału do celu, sprawił, że mój drapieżny uśmiech bardziej odsłonił kły. Strzelanie nie trwało jednak długo, na strzelnicę wszedł Jared postawny wampir o blond włosach z paczką fajek w dłoni. Jak to on nigdy nie umiał rzucić palenia. Zabezpieczyłam broń i podeszłam do mężczyzny, on był jednym z tych, na których trzeba było zwracać uwagę. Jego przynależność do Iscariote była bardzo istotna. Nim się odezwał, wziął zapalniczkę, zapalając szluga. Dopiero po pierwszym zaciągnięciu się zwrócił na mnie uwagę.
- Dian byłby pod wrażeniem, że od rana już tu zaglądasz. Dobrze Cię wytresował, nie ma co- zaczął temat, z tym swoim dokuczliwym przytykiem. Tego akurat w nim nie lubiłam i tego jak określał moje oddanie Dianowi.
– Ja to nazywam raczej dobrym spożytkowaniem czasu wolnego. Lub czymś w tym stylu – mruknęłam, mrużąc delikatnie oczy. Roześmiał się chłodno.
- Niedługo twój czas wolny się skończy. Dian został zaproszony na kolejne zebranie. Szykuje się spora akcja jednak nie we Włoszech. Nie patrz tak na mnie, niestety nie wiem nic więcej- uprzedził moją osobę przed kolejnymi pytaniami. Jakoś mnie to nie zaskoczyło, zebrania odbywały się często. Jednak czy tylko tym razem miało dojść do czegoś poważniejszego?
- Cokolwiek to będzie. Dian wie, gdzie mnie szukać. Oczywiście jeśli to mnie wybiorą do tej misji. Nie zapominaj o sobie, Ednie czy Matsuhiro- wymieniłam każdego, którego w miarę dobrze poznałam przez ten czas w tym miejscu. Obracałam pistolet w dłoni, by czymś zająć ręce.
- Się okaże, kogo wybiorą do tej misji. Choć czuję, że jak będzie to infiltracja to odpadnę tak szybko jak to tylko możliwe. Moją specjalnością są misje w terenie, nie po cichu- przypomniał mi o tym, dalej zaciągając się papierosem.
Dobrze o tym wiedziałam, nie musiał mi o tym przypominać. Jego ostatnie działanie „po cichu” zakończyło się prawie pogromem w centrum miasta. Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę aż na strzelnicę wpadła Andrea jedna z głównych dowodzących Iscariote. Na mój widok przywołała mnie gestem ręki.
- Dian czeka na Ciebie w bibliotece. Wszystkiego dowiesz się od niego. A ty Jared zgaś to paskudztwo. Nie wszędzie można palić- mruknęła rudowłosa, obrzucając go nieprzychylnym spojrzeniem. Nigdy za sobą nie przepadali, niestety nie było mi dane dowiedzieć się, co było tego powodem. Oboje w tej kwestii milczeli jak zaklęci. Nie tracąc już więcej, czasu wyszłam, zostawiając ich zupełnie samych. Licząc, że się nie pozabijają. Droga do biblioteki była niezmiernie długa, prowadziła przez dwa rozległe korytarze i jedne schody. Na miejscu nie zastałam nikogo innego poza moim mistrzem.
Stał oparty biodrem o parapet, obserwując drzwi. Na mój widok jego tęczówki rozbłysły hipnotyzująco. Zawsze mnie ciekawiło, jak to potrafił zrobić. Podeszłam bliżej.
- Chciałeś mnie widzieć. Przyszłam tak szybko jak było to możliwe- zajęłam miejsce obok niego, nasze dłonie lekko się stykały ze sobą. Wampir patrzył na mnie uważnie, zastanawiając się jak poruszyć temat z zebrania.
- Narada zakończyła się jakiś czas temu. Jak ostatnio słyszałaś we Włoszech doszło do paru pokazów manifestacji siły między wampirami a wyższą rangą ghoulami. Jak się okazało, sprawca tego całego zamieszania już nie znajduje się w naszym kraju, co komplikuje sprawę. Podjęliśmy jedyną słuszną decyzję w tej sprawie. Zostaniesz wysłana z misją Jenny- zaczął poważnym jak zawsze tonem. Teraz już lepiej wszystko zrozumiałam, to nie było byle jakie zadanie.
- Czego ma dokładnie dotyczyć ta misja? Mogę poznać więcej szczegółów?- spytałam, w myślach szykując się już do tak ważnej podróży.
- Według naszych informacji sprawca znajduje się w Londynie. Ma mnóstwo marionetek. Więc twoim zadaniem będzie dotarcie do jego informatorów. Namierzenie go i wyeliminowanie. Jednak nie tylko my na niego polujemy. Nasi drodzy ekhm "przyjaciele" z Hellsinga też go już szukają- ostrzegł, mnie na starcie. W sumie nie miałam z nimi styczności, chętnie poznam ich bliżej.
- Nie masz się o co martwić, poradzę sobie. A ci z Hellsinga nie zdążą się nim nawet zająć a zniknie po nim ślad. Rozumiem, że wszystko, co muszę wiedzieć, jest w tej teczce?- wskazałam na teczkę leżącą na stole opodal nas.
- Tak, przejrzyj wszystko w drodze na samolot. Wylatujesz za dziesięć godzin. Jak tylko zajdzie słońce. Jenny ufam ci, nie zawiedź nas- mówiąc to, wyszedł, zostawiając mnie samą. Zgarnęłam teczkę, opuszczając, bibliotekę.
W pokoju spakowałam, co było mi potrzebne do torby. Nie wiem, ile zajmie mi ta misja, miałam co do niej mieszane uczucia. Nie lubiłam opuszczać Włoch, a teraz nie wiadomo, na jak długo znikam z tego miejsca, które było dla mnie domem. Na wszelki wypadek spakowałam większość ubrań. Magazynki do broni oraz broń.
Podróż na lotnisko przebiegła bez problemów odwiózł mnie Alex nasz najlepszy kierowca. Na szczęście leciałam prywatnym samolotem, bo nie wiem, jakbym wytrzymała wśród ludzi nie mogąc napić się ich krwi. Na pokładzie spożyłam sporą dawkę krwi. Dostałam też szkła kontaktowe, by jakoś zamaskować, to kim jestem. Gdy tylko samolot oderwał się od pasa startowego, myślałam tylko o jednym. By jak najszybciej znaleźć się w Londynie. W samolocie przejrzałam też akta, które otrzymałam. Nie było tego za dużo. Lot trwał parę godzin. Stojąc, na płycie lotniska, poczułam chłodny wiatr, chłodniejszy niż ten we Włoszech. Z tego o to miejsca odebrał mnie Joshua, to miało być nasze jedyne spotkanie. Miał mnie tylko odwieźć do lokum, które było mi przeznaczone na czas misji w Anglii. Małomówny wykonujący tylko polecenia.
- Życzę powodzenia panienko Jenny- powiedział tylko, wyjmując torbę z bagażnika. Skinęłam głową. Ta dzielnica Londynu była zwykłym osiedlem niedużych domków mieszkalnych.
Otworzyłam, drzwi nieco zardzewiałym kluczem.
Nie planowałam się teraz rozpakowywać. Muszę zacząć pracować. Pierwsze zadanie znaleźć informatora. Z takim postanowieniem założyłam szkła kontaktowe, by zmienić kolor oczu. Po czym z torebką i trzymaną w niej bronią ruszyłam na miasto. Znalezienie go nie powinno być takie trudne…
Wstrzyknęłam zawartość strzykawki w żyłę na nadgarstku. Przyjemne mrowienie rozlało się po całym moim ciele. Teraz było już znacznie lepiej. Czerwonymi oczami rozejrzałam się po pokoju. Był spory, i jak zwykle uporządkowany. Zgarnęłam ciuchy z szafy, udając się do łazienki. Księżyc niedawno miał oddać swe miejsce słońcu. Co oznaczało cały dzień na sali treningowej lub strzelnicy. Wszystko było dobre od bezczynności, która dawała o sobie znać. Szybki prysznic następnie ogarnięcie się przed lustrem. Blada cera, lekko iskrzące czerwone oczy i ten drapieżny uśmiech, cała ja. Wyszłam z pokoju wraz z bronią przy pasku. Tutaj trzeba uważać, nie było zakazu, że nie można się atakować. No jedyną zasadą było to, że nie można się zabijać. Bo każdy może być wysłany na misję z tą drugą osobą. Wtedy też współprace były wręcz wymuszane. Nikt jawnie nie protestował, mimo że każdy uważał to za chore. W takich czasach przyszło nam żyć, że każdy z Organizacji był na wagę złota. Sama mogłam wymienić tylko paru naprawdę przydatnych. Reszta to tylko pionki, na które nie zwracałam zwykle uwagi. Albo inaczej wolałam sobie nimi nie zawracać głowy, bo i tak było pewne, że szybko padną.
Na strzelnicy odbiłam swoją kartę, załadowałam broń, by udać się na mój ulubiony tor. Uczucie wystrzału do celu, sprawił, że mój drapieżny uśmiech bardziej odsłonił kły. Strzelanie nie trwało jednak długo, na strzelnicę wszedł Jared postawny wampir o blond włosach z paczką fajek w dłoni. Jak to on nigdy nie umiał rzucić palenia. Zabezpieczyłam broń i podeszłam do mężczyzny, on był jednym z tych, na których trzeba było zwracać uwagę. Jego przynależność do Iscariote była bardzo istotna. Nim się odezwał, wziął zapalniczkę, zapalając szluga. Dopiero po pierwszym zaciągnięciu się zwrócił na mnie uwagę.
- Dian byłby pod wrażeniem, że od rana już tu zaglądasz. Dobrze Cię wytresował, nie ma co- zaczął temat, z tym swoim dokuczliwym przytykiem. Tego akurat w nim nie lubiłam i tego jak określał moje oddanie Dianowi.
– Ja to nazywam raczej dobrym spożytkowaniem czasu wolnego. Lub czymś w tym stylu – mruknęłam, mrużąc delikatnie oczy. Roześmiał się chłodno.
- Niedługo twój czas wolny się skończy. Dian został zaproszony na kolejne zebranie. Szykuje się spora akcja jednak nie we Włoszech. Nie patrz tak na mnie, niestety nie wiem nic więcej- uprzedził moją osobę przed kolejnymi pytaniami. Jakoś mnie to nie zaskoczyło, zebrania odbywały się często. Jednak czy tylko tym razem miało dojść do czegoś poważniejszego?
- Cokolwiek to będzie. Dian wie, gdzie mnie szukać. Oczywiście jeśli to mnie wybiorą do tej misji. Nie zapominaj o sobie, Ednie czy Matsuhiro- wymieniłam każdego, którego w miarę dobrze poznałam przez ten czas w tym miejscu. Obracałam pistolet w dłoni, by czymś zająć ręce.
- Się okaże, kogo wybiorą do tej misji. Choć czuję, że jak będzie to infiltracja to odpadnę tak szybko jak to tylko możliwe. Moją specjalnością są misje w terenie, nie po cichu- przypomniał mi o tym, dalej zaciągając się papierosem.
Dobrze o tym wiedziałam, nie musiał mi o tym przypominać. Jego ostatnie działanie „po cichu” zakończyło się prawie pogromem w centrum miasta. Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę aż na strzelnicę wpadła Andrea jedna z głównych dowodzących Iscariote. Na mój widok przywołała mnie gestem ręki.
- Dian czeka na Ciebie w bibliotece. Wszystkiego dowiesz się od niego. A ty Jared zgaś to paskudztwo. Nie wszędzie można palić- mruknęła rudowłosa, obrzucając go nieprzychylnym spojrzeniem. Nigdy za sobą nie przepadali, niestety nie było mi dane dowiedzieć się, co było tego powodem. Oboje w tej kwestii milczeli jak zaklęci. Nie tracąc już więcej, czasu wyszłam, zostawiając ich zupełnie samych. Licząc, że się nie pozabijają. Droga do biblioteki była niezmiernie długa, prowadziła przez dwa rozległe korytarze i jedne schody. Na miejscu nie zastałam nikogo innego poza moim mistrzem.
Stał oparty biodrem o parapet, obserwując drzwi. Na mój widok jego tęczówki rozbłysły hipnotyzująco. Zawsze mnie ciekawiło, jak to potrafił zrobić. Podeszłam bliżej.
- Chciałeś mnie widzieć. Przyszłam tak szybko jak było to możliwe- zajęłam miejsce obok niego, nasze dłonie lekko się stykały ze sobą. Wampir patrzył na mnie uważnie, zastanawiając się jak poruszyć temat z zebrania.
- Narada zakończyła się jakiś czas temu. Jak ostatnio słyszałaś we Włoszech doszło do paru pokazów manifestacji siły między wampirami a wyższą rangą ghoulami. Jak się okazało, sprawca tego całego zamieszania już nie znajduje się w naszym kraju, co komplikuje sprawę. Podjęliśmy jedyną słuszną decyzję w tej sprawie. Zostaniesz wysłana z misją Jenny- zaczął poważnym jak zawsze tonem. Teraz już lepiej wszystko zrozumiałam, to nie było byle jakie zadanie.
- Czego ma dokładnie dotyczyć ta misja? Mogę poznać więcej szczegółów?- spytałam, w myślach szykując się już do tak ważnej podróży.
- Według naszych informacji sprawca znajduje się w Londynie. Ma mnóstwo marionetek. Więc twoim zadaniem będzie dotarcie do jego informatorów. Namierzenie go i wyeliminowanie. Jednak nie tylko my na niego polujemy. Nasi drodzy ekhm "przyjaciele" z Hellsinga też go już szukają- ostrzegł, mnie na starcie. W sumie nie miałam z nimi styczności, chętnie poznam ich bliżej.
- Nie masz się o co martwić, poradzę sobie. A ci z Hellsinga nie zdążą się nim nawet zająć a zniknie po nim ślad. Rozumiem, że wszystko, co muszę wiedzieć, jest w tej teczce?- wskazałam na teczkę leżącą na stole opodal nas.
- Tak, przejrzyj wszystko w drodze na samolot. Wylatujesz za dziesięć godzin. Jak tylko zajdzie słońce. Jenny ufam ci, nie zawiedź nas- mówiąc to, wyszedł, zostawiając mnie samą. Zgarnęłam teczkę, opuszczając, bibliotekę.
W pokoju spakowałam, co było mi potrzebne do torby. Nie wiem, ile zajmie mi ta misja, miałam co do niej mieszane uczucia. Nie lubiłam opuszczać Włoch, a teraz nie wiadomo, na jak długo znikam z tego miejsca, które było dla mnie domem. Na wszelki wypadek spakowałam większość ubrań. Magazynki do broni oraz broń.
Podróż na lotnisko przebiegła bez problemów odwiózł mnie Alex nasz najlepszy kierowca. Na szczęście leciałam prywatnym samolotem, bo nie wiem, jakbym wytrzymała wśród ludzi nie mogąc napić się ich krwi. Na pokładzie spożyłam sporą dawkę krwi. Dostałam też szkła kontaktowe, by jakoś zamaskować, to kim jestem. Gdy tylko samolot oderwał się od pasa startowego, myślałam tylko o jednym. By jak najszybciej znaleźć się w Londynie. W samolocie przejrzałam też akta, które otrzymałam. Nie było tego za dużo. Lot trwał parę godzin. Stojąc, na płycie lotniska, poczułam chłodny wiatr, chłodniejszy niż ten we Włoszech. Z tego o to miejsca odebrał mnie Joshua, to miało być nasze jedyne spotkanie. Miał mnie tylko odwieźć do lokum, które było mi przeznaczone na czas misji w Anglii. Małomówny wykonujący tylko polecenia.
- Życzę powodzenia panienko Jenny- powiedział tylko, wyjmując torbę z bagażnika. Skinęłam głową. Ta dzielnica Londynu była zwykłym osiedlem niedużych domków mieszkalnych.
Otworzyłam, drzwi nieco zardzewiałym kluczem.
Nie planowałam się teraz rozpakowywać. Muszę zacząć pracować. Pierwsze zadanie znaleźć informatora. Z takim postanowieniem założyłam szkła kontaktowe, by zmienić kolor oczu. Po czym z torebką i trzymaną w niej bronią ruszyłam na miasto. Znalezienie go nie powinno być takie trudne…
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Caleb Abarough
Czerwonowłosy musiał się przewietrzyć, chłodne powietrze Londynu dodawało mu otuchy. Wiał delikatny wiatr, poruszając jego płaszczem w charakterystyczny sposób. Jego czerwony kolor nie należał do dyskretnych, ale dobrze się w nim czuł. Był bardzo dumny z posiadania go, zdobycie go nie było takie proste. Został wykonany na zamówienie przez wyśmienitego garderobianego, który dokonał już swojego żywota. Wampir uroniłby łzę na jego pogrzebie, zdobył się jedynie na umieszczenie symbolicznego czarnego kwiatu na jego nagrobku. Cmentarz był niewielki, ale miejsce, w którym spoczął nie było zaniedbane. Miodowooki przynajmniej mógł się cieszyć z praktycznie niepowtarzalnego ubioru, który nadawał mu charakteru. Kolor czerwony był kolorem pychy, a jej Calebowi nie brakowało.
Nie miał ów jegomość łatwego charakteru, lecz zyskiwał przy bliższym poznaniu. Trzeba było, jednak się przedrzeć przez jego arogancję i mocno się pilnować, by go nie urazić.
- Jesteś zawodowcem, jesteś zawodowcem - powtarzał sobie pod nosem Caleb, zastanawiając się po raz kolejny, z kim był zmuszony pracować. - Jaki podstęp musiał zostać użyty, by delikwent im uciekł. Z każdym rokiem ubywa ludzi kompetentnych, a partaczom się dobrze wiedzie. Oh, Victorio, gdybyś mi tylko pozwoliła się tym zająć. Zaraz zredukowalibyśmy etaty i mielibyśmy ludzi lojalnych do naszych potrzeb.
Uzewnętrzniał swój monolog, choć wokół nie było słuchacza. Jego zadanie było proste, odnalezienie siejących ferment i ich likwidacja. Dla niego zlecenie to brzmiało jak zadanie dla przedszkolaka, gdyż nie dopuszczał do siebie myśli, że może mu brakować kompetencji.
Tak dla poprawy samopoczucia z chęcią wybrałby się na dłuższe polowanie. W sumie to go właśnie czekało, tylko czemu musiało być tak daleko od jego ukochanych Włoszech. Spędził już długie miesiące na wygnaniu, będąc cały czas w listownym kontakcie z Victorią. Zastanawiało go to, że będąc jej zastępcą, był tak daleko od głównej siedziby Hellsing. Wypominał jej, że może to pora, by powrócił do swojego dawnego życia. Ta jednak upierała się, by pozostał w Anglii... Nie mógł, jednak całkowicie pochłonąć się marudzeniu, gdyż jeśli miałby wskazać trzy miejsca, gdzie wampiry czuły się najlepiej, byłaby to Wenecja, Anglia i Rumunia. Podziwiał Vladimira, jego nie stać było na, aż taką brutalność. Czuł, że kiedyś historia ta zatoczy koło i oberwie im się za to po uszach. Nie zdziwiłby się, gdyby słynny postrach z Transylwanii był ich pierwowzorem. Podobała mu się legenda o młodym księciu, którego syn miał zostać wcielony do armii, wtedy władca użyczył sobie mocy, które z czasem stały się dla niego przekleństwem. Prawda miała się zupełnie inaczej i, choć historia ta była wyssana z palca, Caleb podziwiał to oddanie dla sprawy. Podobnie się czuł, pracując dla Hellsinga.
Abarough o zamieszkach w jego rodzimym kraju dowiadywał się tylko z wiadomości. Nie był bezpośrednim ich świadkiem, choć krew się w nim gotowała, gdyby oczywiście ją miał. Nie lubił bezczynności, a ich żywot nie należał do najłatwiejszych. Przez brak starzenia się lata zlewały się ze sobą, tylko ludzie zmieniali swoją hierarchię, zasady. Wymierali również i odradzali się na nowo, wciąż zwiększając swoją liczbę. Czasami zastanawiał się, skąd w ludziach był ten upór, z jakim trzymali się życia. Było już tyle epidemii, a mizerna ludzkość była w stanie z nich wyjść i stać się silniejszą. Caleb nieraz powtarzał, że natura wie, co robi, a dobór naturalny był jedną z największych świętości.
Przy sobie miał swój niezawodny pistolet beretta, pochodził z Włoch, więc musiał mieć odpowiednią jakość. Miał go w pogotowiu, gdyby miał zostać zaskoczony. Był zadowolony z faktu, że zadbał odpowiednio wcześniej o dostarczeniu do swojego organizmu trunku, który dodawał mu siły. Gdyby w tym momencie nie mógł myśleć z racji tego, że byłby spragniony, nie wybaczyłby sobie. Nie mógł popełniać błędów.
- Co tu robisz? - spytał krótko, rozglądając się, czy dziewczyna była sama. Jego zmysły prawdopodobnie zarejestrowałyby wcześniej, gdyby miała towarzystwo, pozostał jednak czujny. Zmierzył wampirzycę wzrokiem, wyglądała na sprawiającą problemy. Czerwonowłosy powstrzymał się przed zbędnym komentarzem w związku z tą sytuacją. - Nie sądzę, by było tu wystarczająco dużo miejsca dla naszej dwójki.
Musiałby być głupcem, by łudzić się, że tylko Hellsing jest zainteresowany, sprawiającym im tyle problemów ghulami. Myślał, jednak że zdąży zająć się tą sprawą, zanim wkroczą. Najwyraźniej, jednak znaleźli się w tym samym punkcie. Miejscowość była niewielka, więc ich spotkanie było nieuniknione. Calebowi podobała się pewna intymność tego miejsca.
- Co ja mam z Tobą zrobić...? - nie kojarzył jej z Hellsinga, mógł więc przypuszczać, że współpracowała z Iscariote. Abarough przetarł twarz, gestem zmartwienia. - Obawiam się, że nie jesteś w stanie pokrzyżować moich planów. Ale nie uśmiecha się pozwalać Ci działać samopas.
Zastanawiał się, jak ugryźć tę sytuację. Prawdopodobnie powinni zacząć od przedstawienia się, jednak Caleb w pewien sposób czuł, że czas ucieka im między palcami.
Czerwonowłosy musiał się przewietrzyć, chłodne powietrze Londynu dodawało mu otuchy. Wiał delikatny wiatr, poruszając jego płaszczem w charakterystyczny sposób. Jego czerwony kolor nie należał do dyskretnych, ale dobrze się w nim czuł. Był bardzo dumny z posiadania go, zdobycie go nie było takie proste. Został wykonany na zamówienie przez wyśmienitego garderobianego, który dokonał już swojego żywota. Wampir uroniłby łzę na jego pogrzebie, zdobył się jedynie na umieszczenie symbolicznego czarnego kwiatu na jego nagrobku. Cmentarz był niewielki, ale miejsce, w którym spoczął nie było zaniedbane. Miodowooki przynajmniej mógł się cieszyć z praktycznie niepowtarzalnego ubioru, który nadawał mu charakteru. Kolor czerwony był kolorem pychy, a jej Calebowi nie brakowało.
Nie miał ów jegomość łatwego charakteru, lecz zyskiwał przy bliższym poznaniu. Trzeba było, jednak się przedrzeć przez jego arogancję i mocno się pilnować, by go nie urazić.
- Jesteś zawodowcem, jesteś zawodowcem - powtarzał sobie pod nosem Caleb, zastanawiając się po raz kolejny, z kim był zmuszony pracować. - Jaki podstęp musiał zostać użyty, by delikwent im uciekł. Z każdym rokiem ubywa ludzi kompetentnych, a partaczom się dobrze wiedzie. Oh, Victorio, gdybyś mi tylko pozwoliła się tym zająć. Zaraz zredukowalibyśmy etaty i mielibyśmy ludzi lojalnych do naszych potrzeb.
Uzewnętrzniał swój monolog, choć wokół nie było słuchacza. Jego zadanie było proste, odnalezienie siejących ferment i ich likwidacja. Dla niego zlecenie to brzmiało jak zadanie dla przedszkolaka, gdyż nie dopuszczał do siebie myśli, że może mu brakować kompetencji.
Tak dla poprawy samopoczucia z chęcią wybrałby się na dłuższe polowanie. W sumie to go właśnie czekało, tylko czemu musiało być tak daleko od jego ukochanych Włoszech. Spędził już długie miesiące na wygnaniu, będąc cały czas w listownym kontakcie z Victorią. Zastanawiało go to, że będąc jej zastępcą, był tak daleko od głównej siedziby Hellsing. Wypominał jej, że może to pora, by powrócił do swojego dawnego życia. Ta jednak upierała się, by pozostał w Anglii... Nie mógł, jednak całkowicie pochłonąć się marudzeniu, gdyż jeśli miałby wskazać trzy miejsca, gdzie wampiry czuły się najlepiej, byłaby to Wenecja, Anglia i Rumunia. Podziwiał Vladimira, jego nie stać było na, aż taką brutalność. Czuł, że kiedyś historia ta zatoczy koło i oberwie im się za to po uszach. Nie zdziwiłby się, gdyby słynny postrach z Transylwanii był ich pierwowzorem. Podobała mu się legenda o młodym księciu, którego syn miał zostać wcielony do armii, wtedy władca użyczył sobie mocy, które z czasem stały się dla niego przekleństwem. Prawda miała się zupełnie inaczej i, choć historia ta była wyssana z palca, Caleb podziwiał to oddanie dla sprawy. Podobnie się czuł, pracując dla Hellsinga.
Abarough o zamieszkach w jego rodzimym kraju dowiadywał się tylko z wiadomości. Nie był bezpośrednim ich świadkiem, choć krew się w nim gotowała, gdyby oczywiście ją miał. Nie lubił bezczynności, a ich żywot nie należał do najłatwiejszych. Przez brak starzenia się lata zlewały się ze sobą, tylko ludzie zmieniali swoją hierarchię, zasady. Wymierali również i odradzali się na nowo, wciąż zwiększając swoją liczbę. Czasami zastanawiał się, skąd w ludziach był ten upór, z jakim trzymali się życia. Było już tyle epidemii, a mizerna ludzkość była w stanie z nich wyjść i stać się silniejszą. Caleb nieraz powtarzał, że natura wie, co robi, a dobór naturalny był jedną z największych świętości.
Przy sobie miał swój niezawodny pistolet beretta, pochodził z Włoch, więc musiał mieć odpowiednią jakość. Miał go w pogotowiu, gdyby miał zostać zaskoczony. Był zadowolony z faktu, że zadbał odpowiednio wcześniej o dostarczeniu do swojego organizmu trunku, który dodawał mu siły. Gdyby w tym momencie nie mógł myśleć z racji tego, że byłby spragniony, nie wybaczyłby sobie. Nie mógł popełniać błędów.
- Co tu robisz? - spytał krótko, rozglądając się, czy dziewczyna była sama. Jego zmysły prawdopodobnie zarejestrowałyby wcześniej, gdyby miała towarzystwo, pozostał jednak czujny. Zmierzył wampirzycę wzrokiem, wyglądała na sprawiającą problemy. Czerwonowłosy powstrzymał się przed zbędnym komentarzem w związku z tą sytuacją. - Nie sądzę, by było tu wystarczająco dużo miejsca dla naszej dwójki.
Musiałby być głupcem, by łudzić się, że tylko Hellsing jest zainteresowany, sprawiającym im tyle problemów ghulami. Myślał, jednak że zdąży zająć się tą sprawą, zanim wkroczą. Najwyraźniej, jednak znaleźli się w tym samym punkcie. Miejscowość była niewielka, więc ich spotkanie było nieuniknione. Calebowi podobała się pewna intymność tego miejsca.
- Co ja mam z Tobą zrobić...? - nie kojarzył jej z Hellsinga, mógł więc przypuszczać, że współpracowała z Iscariote. Abarough przetarł twarz, gestem zmartwienia. - Obawiam się, że nie jesteś w stanie pokrzyżować moich planów. Ale nie uśmiecha się pozwalać Ci działać samopas.
Zastanawiał się, jak ugryźć tę sytuację. Prawdopodobnie powinni zacząć od przedstawienia się, jednak Caleb w pewien sposób czuł, że czas ucieka im między palcami.
Minako88
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
|JENNY STORM |
Spacerowałam, zachowując największą uwagę. Ghoule w każdej chwili mogły przypuścić swój atak. Co prawda były one znacznie inteligentniejsze od swoich poprzedników, a jednak i im zdarzało się atakować z głodu. Pod tym względem bywały agresywniejsze nawet od nas wampirów. Nie czułam głodu, więc zapach ludzkiej krwi nie robił na mnie wrażenia. Potrafiłam się kontrolować. Tyle lat treningu nie mogło przecież pójść na marne czyż nie? Wyszłam, na kolejną ulicę mocniej zaciskając dłoń na torebce z bronią. Byłam na kolejnym rozwidleniu dróg, szukając swego informatora, miał być w pobliżu, według moich informacji. Nie mógł mnie przecież wystawić prawda? Za dużo kasy dostał, by ot, tak po prostu uznać, że gra jest niewarta świeczki. Zrobiłam zaledwie jeden krok do przodu, gdy drogę zagrodził mi inny wampir. Nie znałam go, nie kojarzyłam, by ktoś taki pracował dla nas. Bardzo wysoki mężczyzna o czerwonych włosach ubrany w czerwony strój. Zamrugałam zaskoczona, by po chwili jednak przybrać szczerze zaskoczoną minę. Grę czas zacząć jak to mówią, nie byłam całkowicie nieobyta z kim kto teraz pracował w Hellsingu, miałam podstawowe informacje, bo w sumie to nam w zupełności wystarczyło, by śledzić ich bardziej istotne kroki. Odgarnęłam, brązowe kosmyki z czoła uśmiechając się nieco zadziornie do mężczyzny.
- Myślałeś, że tylko tobie pozwolą się bawić z ghoulami? Niestety Główny Inspektor Charmin miał inny pomysł i też mnie oddelegował do tego zadania. Sadząc po twoim zachowaniu, nie przekazał ci tych informacji- powiedziałam, udając zaskoczeni, że szefostwo nie podzieliło się z nim tą informacją. Co prawda nie byłam pewna czy Charmin nadal współpracuje z Hellsingiem, wolałam zaryzykować niż dać się tak, łatwo zdemaskować. Po czym zaczęłam sama temat, który był już bliższy prawdy niż to, co przed chwilą powiedziałam.
- Miałam się u spotkać z informatorem. Miał mi przekazać dość istotne informacje. Ułatwiające nam zadanie. Myślałam, że to ty nim jesteś. Twoje wypowiedzi jednak temu przeczą. Widziałeś tu kogoś poza nami?- spytałam go wyraźnie zaniepokojona. Bo skoro spotykam innego wampira a po informatorze ani śladu. To coś było ewidentnie nie tak. Czyżby nas na siebie napuszczono? Nie to zupełnie do siebie nie pasowało. Zamyśliłam się ponownie.
- Wybacz, ale nie wiem, jak masz na imię, może je zdradzisz, nim zaczniemy szukać sprawcy tego cholernego nieporozumienia? Mogę przedstawić się jako pierwsza Jenny Storm- przedstawiłam się, nie spuszczając z niego wzroku. Czas uciekał, a my tylko traciliśmy tu czas. Co potwierdziły krzyki z kolejnej ulicy. Automatycznie wyjęłam broń z torebki, odbezpieczając ją.
- Lepiej się pospieszmy jeśli mamy ochroni tych, którzy jeszcze przeżyli- mówiąc to schowałam się za rogiem budynku widząc jak gholue atakują dwójkę ludzi. Jeden celny strzał pozbawił stwora życia, o ile można było to nazwać, życiem. Działo się zdecydowanie za dużo by móc normalnie porozmawiać.
- Sprawdź, co z tymi ludźmi sprawdzę teren. Resztą zajmiemy się, jak to piekło tu się skończy- zasugerowałam czerwonowłosemu. Mógł zaprotestować, byłam pewna, że to zrobi. Fala ghouli miała się zaraz znów pojawić, czułam to, było tu za spokojnie. Zachowując ostrożność, wyszłam na kolejne skrzyżowanie, było jeszcze gorsze od poprzedniego. Tym razem nie byłam sama, wampir tak jak zapowiedział miał ciągle na mnie oko. Nieco mnie to bawiło. Sięgnęłam po komórkę, wybrałam numer pogotowia, ludzie musieli przeżyć.
- Proszę kartkę na Asper Street grupa rannych potrzebuje szybkiej interwencji medycznej. Proszę przysłać jak najwięcej sanitariuszy. Może być więcej rannych- po czym rozłączyłam się, obserwując złotookiego.
- Mamy chwilę, nim kolejna fala się pojawi. To co współpracujemy? Czy nadal będziesz mi tylko patrzył na ręce? Nadal nie znam twego imienia- przypomniałam mu o tym. Po czym rozejrzałam się, w oddali słychać było, jak się zbliżają, na pewno już nas wyczuli, zanosi się na krwawą bijatykę. Owszem lubiłam takie akcje, ale nie gdy ktoś miał mi towarzyszyć. Ktoś, kto ewidentnie był z Hellsinga. Nie ufałam im, a teraz chcąc nie chcąc współpraca z nim był jedyną słuszną opcją. Przeładowałam broń, czując jak fala podniecenia zalewa, moje ciao. Dawno nie byłam tak chętna do walki czując jak wszystkie moje zmysły skupiaj się tylko na tym jednym konkretnym celu. Zapach krwi unosił się w powietrzu, czułam coś podobnego, we Włoszech tylko nie na takim ogromną skalę tu było znacznie gorzej. Czy Hellsing nic z tym nie robił?
- Tak się zastanawiam, byłam wyznaczana do innych misji niż ta. Jakim cudem tylu ghouli uchowało się przy żuciu? Wiesz może coś na ten temat?- zaryzykowałam, wypytując go o to. Mógł wiedzieć tyle samo co ja, a może nie chciał znać szczegółów? W sumie gdyby tak było byłby bardzo podobny do Alucarda. Słyszałam o nim z tego co wiedziałam był w Głównej Radzie Hellsinga i już rzadko brał udział w akcjach, oddając pałeczkę tym już przeszkolonym wampirom z Organizacji. Tak o to trafiłam na czerwonowłosego. Nie wysłali, by tu byle kogo, akurat tego to byłam więcej niż pewna. Zanosiło się na ciężką pełną wrażeń noc.
- Myślałeś, że tylko tobie pozwolą się bawić z ghoulami? Niestety Główny Inspektor Charmin miał inny pomysł i też mnie oddelegował do tego zadania. Sadząc po twoim zachowaniu, nie przekazał ci tych informacji- powiedziałam, udając zaskoczeni, że szefostwo nie podzieliło się z nim tą informacją. Co prawda nie byłam pewna czy Charmin nadal współpracuje z Hellsingiem, wolałam zaryzykować niż dać się tak, łatwo zdemaskować. Po czym zaczęłam sama temat, który był już bliższy prawdy niż to, co przed chwilą powiedziałam.
- Miałam się u spotkać z informatorem. Miał mi przekazać dość istotne informacje. Ułatwiające nam zadanie. Myślałam, że to ty nim jesteś. Twoje wypowiedzi jednak temu przeczą. Widziałeś tu kogoś poza nami?- spytałam go wyraźnie zaniepokojona. Bo skoro spotykam innego wampira a po informatorze ani śladu. To coś było ewidentnie nie tak. Czyżby nas na siebie napuszczono? Nie to zupełnie do siebie nie pasowało. Zamyśliłam się ponownie.
- Wybacz, ale nie wiem, jak masz na imię, może je zdradzisz, nim zaczniemy szukać sprawcy tego cholernego nieporozumienia? Mogę przedstawić się jako pierwsza Jenny Storm- przedstawiłam się, nie spuszczając z niego wzroku. Czas uciekał, a my tylko traciliśmy tu czas. Co potwierdziły krzyki z kolejnej ulicy. Automatycznie wyjęłam broń z torebki, odbezpieczając ją.
- Lepiej się pospieszmy jeśli mamy ochroni tych, którzy jeszcze przeżyli- mówiąc to schowałam się za rogiem budynku widząc jak gholue atakują dwójkę ludzi. Jeden celny strzał pozbawił stwora życia, o ile można było to nazwać, życiem. Działo się zdecydowanie za dużo by móc normalnie porozmawiać.
- Sprawdź, co z tymi ludźmi sprawdzę teren. Resztą zajmiemy się, jak to piekło tu się skończy- zasugerowałam czerwonowłosemu. Mógł zaprotestować, byłam pewna, że to zrobi. Fala ghouli miała się zaraz znów pojawić, czułam to, było tu za spokojnie. Zachowując ostrożność, wyszłam na kolejne skrzyżowanie, było jeszcze gorsze od poprzedniego. Tym razem nie byłam sama, wampir tak jak zapowiedział miał ciągle na mnie oko. Nieco mnie to bawiło. Sięgnęłam po komórkę, wybrałam numer pogotowia, ludzie musieli przeżyć.
- Proszę kartkę na Asper Street grupa rannych potrzebuje szybkiej interwencji medycznej. Proszę przysłać jak najwięcej sanitariuszy. Może być więcej rannych- po czym rozłączyłam się, obserwując złotookiego.
- Mamy chwilę, nim kolejna fala się pojawi. To co współpracujemy? Czy nadal będziesz mi tylko patrzył na ręce? Nadal nie znam twego imienia- przypomniałam mu o tym. Po czym rozejrzałam się, w oddali słychać było, jak się zbliżają, na pewno już nas wyczuli, zanosi się na krwawą bijatykę. Owszem lubiłam takie akcje, ale nie gdy ktoś miał mi towarzyszyć. Ktoś, kto ewidentnie był z Hellsinga. Nie ufałam im, a teraz chcąc nie chcąc współpraca z nim był jedyną słuszną opcją. Przeładowałam broń, czując jak fala podniecenia zalewa, moje ciao. Dawno nie byłam tak chętna do walki czując jak wszystkie moje zmysły skupiaj się tylko na tym jednym konkretnym celu. Zapach krwi unosił się w powietrzu, czułam coś podobnego, we Włoszech tylko nie na takim ogromną skalę tu było znacznie gorzej. Czy Hellsing nic z tym nie robił?
- Tak się zastanawiam, byłam wyznaczana do innych misji niż ta. Jakim cudem tylu ghouli uchowało się przy żuciu? Wiesz może coś na ten temat?- zaryzykowałam, wypytując go o to. Mógł wiedzieć tyle samo co ja, a może nie chciał znać szczegółów? W sumie gdyby tak było byłby bardzo podobny do Alucarda. Słyszałam o nim z tego co wiedziałam był w Głównej Radzie Hellsinga i już rzadko brał udział w akcjach, oddając pałeczkę tym już przeszkolonym wampirom z Organizacji. Tak o to trafiłam na czerwonowłosego. Nie wysłali, by tu byle kogo, akurat tego to byłam więcej niż pewna. Zanosiło się na ciężką pełną wrażeń noc.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach