Strona 2 z 2 • 1, 2
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
First topic message reminder :
Homo
Anioły i demony
K/D
emme
Homo
Anioły i demony
K/D
Czasem losowi trzeba pomóc
Czas na wakacje
Czas na wakacje
L
Anioł - Yoshina
Demon - Linuxa
___________________________________________________________
Pan piekieł zmęczony swoją pracą postanawia zrobić sobie długie wakacje i wychodzi na powierzchnię. Do ludzi. Gdy on bawi się w najlepsze, jego ojciec obserwujący syna z niebios postanawia zrobić psikusa i zsyła na ziemię anioła stróża przypisanego specjalnie dla samego diabła. Skrzydlata ofiara nie miała zielonego pojęcia kim był "człowiek", którego miał pilnować przed złymi wyborami i uczynkami, a samo wyjawienie swojego bytu miało być zakazane, dlatego anioł musiał udawać istotę ziemską. Stąd też diabeł nie mógł wiedzieć kim była tajemnicza osoba, która uczepiła się go jak rzep, prawiąc o byciu dobrym dla innych.
Anioł - Yoshina
Demon - Linuxa
___________________________________________________________
Pan piekieł zmęczony swoją pracą postanawia zrobić sobie długie wakacje i wychodzi na powierzchnię. Do ludzi. Gdy on bawi się w najlepsze, jego ojciec obserwujący syna z niebios postanawia zrobić psikusa i zsyła na ziemię anioła stróża przypisanego specjalnie dla samego diabła. Skrzydlata ofiara nie miała zielonego pojęcia kim był "człowiek", którego miał pilnować przed złymi wyborami i uczynkami, a samo wyjawienie swojego bytu miało być zakazane, dlatego anioł musiał udawać istotę ziemską. Stąd też diabeł nie mógł wiedzieć kim była tajemnicza osoba, która uczepiła się go jak rzep, prawiąc o byciu dobrym dla innych.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Byłem w nie lada szoku, gdy Lucas przyznał, że nie jest człowiekiem. Cóż, tylko jedne istoty na tej ziemi potrafiły zawrzeć kontrakt. Były nimi demony! Blondyn jest demonem, a ja splamiłem swoją anielską duszę zawierając z nim kontrakt! Stwórco, błagam o wybaczenie! Stwórco... czemu milczysz? Czemu zostawiasz swoje dziecko w tak ważnym momencie? Dlaczego mnie w ogóle tu przysłałęś i zataiłeś prawdę tożsamości tej istoty... czemu... nie. Nie wolno mi wątpić w Pana. Na pewno ma względem tego Boski plan, a ja jestem tego częścią. Już nawet nie przeszkadzał mi fakt, że zniszczyłem swoją ulubioną bluzę. Jednak nadal coś nie dawało mi spokoju...
- Tak - przytaknąłem, wzdychając jak utrapiona dusza, a moje skrzydła poruszyły się nieznacznie. Miałem potrzebe ich rozprostowania. Cały ten czas kisiły się w zamknięciu, w ciasnym ciele Jakoba. Kątem oka zerknąłem jak sięga po piórko, które oderwało się od skrzydła, delikatnie połusykując jasną poświatą.Uniosłem ostrożnie wzrok, napotykając na błękitne tęczówki blondyna i zamarłem, a raczej coś we mnie zamarło. W ułamku sekundy otumaniony spojrzeniem mężczyzny poczułem, jakby czas stanął w miesjcu, choć rzeczywiście oboje poruszaliśmy się w tym samym tempie. To jednak moje myśli znacząco przyspieszyły. Nie mógł osądzać aniołów, a to oznaczało tylko jedno. Nie był zwykłym demonem. Był kimś o wiele gorszym. Panem Piekieł.
- Louis? - spytałem z lekko drżącym głosem, patrząc jak jego wyraz twarzy powoli zmienia się w bardziej dziki i niebezpieczny. Zanim zdążyłem zareagować, jasnowłosy przygwoździł mnie do ściany. Jęknąłem, odruchowo dłońmi łapiąc za jego ramiona, starając się go odsunąć, ale był znacząco silniejszy.
- Proszę, przestań. Jesteś zbyt natarczywy - zająkałem się, czując jak bijące od niego ciepło zaczyna emanować na moją skórę, a ta niedorzeczna bliskość przyczyniła się do widocznych rumieńców na bladej twarzy. Zrozumiałem, że demon nie odpuści dopóki nie powiem mu co wiem. Wybacz Stwórco, ale nie chcę stracić swych skrzydeł ani duszy. Co, jeśli Louis połknie mnie w całości? Nadal chcę być świadom smaku życia.
- Nie wiem o czym mówisz! - uciekłem twarzą w bok, czując jak zaczyna mi brakować powietrza z tego wszystkiego. Ugh, był za blisko!
- Miałem zostać jedynie Aniołem Stróżem Louisa Morningstara - wydukałem z uniesionym głosem i znów naparłem na ramiona blondyna, a ten jakby odpuścił. Nie wiem, czy celowo, czy może zebrałem w sobie na tyle siły, aby go odepchnąć. Z ulgą zaczerpnąłem nieco świeższego powietrza. Nie zmieszanego już z perfumami mężczyzny, zerkając kątem oka na niego, jakby przed chwilą zrobił coś niewybaczalnego w moim kierunku. Cóż, jakby nie było skusił mnie na kontrakt.
- Nie miałem zielonego pojęcia kim byłeś. Nic mi nie powiedziano - czułem się okropnie. Zostałem postawiony między młotem, a kowadłem i w obu przypadkach mogłem stracić życie. Choć... nie do końca wydawało mi się, że Lucas jest taki zły. Przypominał bardziej problematyczne dziecko w kwiecie wieku. Takie, które lubi się buntować i choć czasem miewa dobre zamiary, to ich efekt końcowy kończył się piaskiem.
- Można rzec, że oboje jesteśmy ofiarami Boskiego planu, więc spuść w końcu z siebie to ciśnienie, bo nie dość, że jestem twoim Aniołem, to jeszcze związany zostałem z tobą kontrkatem. O ironio - musiałem usiąść, bo czułem, że zaraz padnę jak długi. Co teraz? Skoro o wszystkim wie, sytuacja wydaje się prostrza, ale czy nadal mogę uznać, że plan jest aktualny? Miałem być anonimowy, ale wszystko się posypało. Do tego sam Lois wygląda na wstrząśniętego bardziej ode mnie. Zabawne. Widok w takim stanie Pana piekieł był dość zabawny. Nikt z przyjaciół by mi nie dał wiary.
- Tak - przytaknąłem, wzdychając jak utrapiona dusza, a moje skrzydła poruszyły się nieznacznie. Miałem potrzebe ich rozprostowania. Cały ten czas kisiły się w zamknięciu, w ciasnym ciele Jakoba. Kątem oka zerknąłem jak sięga po piórko, które oderwało się od skrzydła, delikatnie połusykując jasną poświatą.Uniosłem ostrożnie wzrok, napotykając na błękitne tęczówki blondyna i zamarłem, a raczej coś we mnie zamarło. W ułamku sekundy otumaniony spojrzeniem mężczyzny poczułem, jakby czas stanął w miesjcu, choć rzeczywiście oboje poruszaliśmy się w tym samym tempie. To jednak moje myśli znacząco przyspieszyły. Nie mógł osądzać aniołów, a to oznaczało tylko jedno. Nie był zwykłym demonem. Był kimś o wiele gorszym. Panem Piekieł.
- Louis? - spytałem z lekko drżącym głosem, patrząc jak jego wyraz twarzy powoli zmienia się w bardziej dziki i niebezpieczny. Zanim zdążyłem zareagować, jasnowłosy przygwoździł mnie do ściany. Jęknąłem, odruchowo dłońmi łapiąc za jego ramiona, starając się go odsunąć, ale był znacząco silniejszy.
- Proszę, przestań. Jesteś zbyt natarczywy - zająkałem się, czując jak bijące od niego ciepło zaczyna emanować na moją skórę, a ta niedorzeczna bliskość przyczyniła się do widocznych rumieńców na bladej twarzy. Zrozumiałem, że demon nie odpuści dopóki nie powiem mu co wiem. Wybacz Stwórco, ale nie chcę stracić swych skrzydeł ani duszy. Co, jeśli Louis połknie mnie w całości? Nadal chcę być świadom smaku życia.
- Nie wiem o czym mówisz! - uciekłem twarzą w bok, czując jak zaczyna mi brakować powietrza z tego wszystkiego. Ugh, był za blisko!
- Miałem zostać jedynie Aniołem Stróżem Louisa Morningstara - wydukałem z uniesionym głosem i znów naparłem na ramiona blondyna, a ten jakby odpuścił. Nie wiem, czy celowo, czy może zebrałem w sobie na tyle siły, aby go odepchnąć. Z ulgą zaczerpnąłem nieco świeższego powietrza. Nie zmieszanego już z perfumami mężczyzny, zerkając kątem oka na niego, jakby przed chwilą zrobił coś niewybaczalnego w moim kierunku. Cóż, jakby nie było skusił mnie na kontrakt.
- Nie miałem zielonego pojęcia kim byłeś. Nic mi nie powiedziano - czułem się okropnie. Zostałem postawiony między młotem, a kowadłem i w obu przypadkach mogłem stracić życie. Choć... nie do końca wydawało mi się, że Lucas jest taki zły. Przypominał bardziej problematyczne dziecko w kwiecie wieku. Takie, które lubi się buntować i choć czasem miewa dobre zamiary, to ich efekt końcowy kończył się piaskiem.
- Można rzec, że oboje jesteśmy ofiarami Boskiego planu, więc spuść w końcu z siebie to ciśnienie, bo nie dość, że jestem twoim Aniołem, to jeszcze związany zostałem z tobą kontrkatem. O ironio - musiałem usiąść, bo czułem, że zaraz padnę jak długi. Co teraz? Skoro o wszystkim wie, sytuacja wydaje się prostrza, ale czy nadal mogę uznać, że plan jest aktualny? Miałem być anonimowy, ale wszystko się posypało. Do tego sam Lois wygląda na wstrząśniętego bardziej ode mnie. Zabawne. Widok w takim stanie Pana piekieł był dość zabawny. Nikt z przyjaciół by mi nie dał wiary.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Lucas. – poprawiłem go w zamyśleniu, gdy przekręcił moje imię. - Chociaż możesz zwracać się do mnie tym prawdziwym imieniem. Już je znasz. – dodałem. Miałem nadzieję, że domyślił się kim jestem – w jego zaskoczonym spojrzeniu dostrzegłem przebłysk, zupełnie tak jakby do tej pory moja prawdziwa tożsamość była dla niego jedną, wielką zagadką. Czyli nie wiedzieliśmy o sobie – Ojciec wciągnął nas w swoją gierkę, zupełnie nieświadomych istnienia i intencji tego drugiego, mieliśmy tańczyć w tym dziwacznym układzie, aż…. No właśnie, aż co? Aż jeden z jego cennych aniołków splamiłby skrzydła? Czy może aż ja…. Nie, to absurdalne. Po tym co uczyniłem, nie zasługiwałem na wybaczenie ani tym bardziej na drugą szansę. To wszystko tylko potęgowało mętlik w głowie, który przyprawiał mnie o coraz większą migrenę.
W obawie o własną skórę, mocno trzymałem anioła, nie zamierzając dać mu okazji na atak – nawet jeśli wyglądał niewinnie i zupełnie bezbronnie, wciąż mógł mieć w zanadrzu coś, co odesłałoby mnie do mojego królestwa szybciej, niżbym tego chciał.
-Nie puszczę cię, dopóki nie wyjawisz kim jesteś.- powiedziałem hardo, a mój głos zabrzmiał bardziej jak rozkaz lub groźba, niż zwykłe stwierdzenie faktu. Musiałem przyznać jednak sam przed sobą, że z takiej odległości anioł wydał mi się nieco mniejszy i słabszy – nawet rozprostowane skrzydła nie nadawały mu tak wielkiej powagi i chłodnej postawy niż niejednemu aniołowi, którego spotkałem na swojej drodze.
Zaraz jednak okazało się, że były to tylko pozory – nim się spostrzegłem jego dłonie zacisnęły się na moich ramionach, a siła którą na nie naparł była tak duża, że musiałem się cofnąć. Warknąłem cicho pod nosem, nieco uważniej taksując go spojrzeniem i zauważając, że Jakobe był osobą pełną pozorów.
-Aniołem Stróżem- powtórzyłem z zastanowieniem, zaczynając krążyć po pokoju, w taki sam sposób jak on poprzednio. Ta informacja zaskoczyła i przeraziła mnie chyba bardziej niż gdybym usłyszał, że ma mnie odstawić prosto do domu.
-Każdy demon takiego dostaje, czy tylko ja jestem tym szczęściarzem? – spytałem w końcu, doskonale znając odpowiedź na to pytanie. Lubiłem być wyjątkowy, wyróżniać się, ale nie koniecznie chciałem aby razem z tym w pakiecie dołączony był anioł
doczepiony do mnie jak rzep psiego ogona.
-Czyli co, miałeś wpłynąć na mnie, żebym stał się grzecznym chłopcem? Chcesz mi przez to powiedzieć, że ktoś taki jak ty, miałby sprawić, że ktoś taki jak ja się nawróci? – dodałem, pokazując palcami najpierw na niego a później na siebie, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem i paść na kanapę. To brzmiało tak absurdalnie, że gdyby ktokolwiek mi o tym powiedział, uznałbym to za naprawdę nieśmieszny żart.
-Wierzysz w ogóle w to, że miałoby to szansę się udać? Przecież wiesz co zrobiłem, dlaczego znalazłem się tu gdzie teraz jestem. Jak miałbyś na mnie wpłynąć, żebym zaczął żałować tego, że zrozumiałem, że ślepe posłuszeństwo i oddanie jest czymś złym? Gdyby mnie nie było, ludzie nie mieliby rozróżnienia między dobrem a złem. Czy Ojciec ma na to jakieś rozwiązanie? A może już wyznaczył kogoś innego na moje miejsce? – spytałem, przysłaniając twarz dłońmi i starając się jakoś otrząsnąć z tego wszystkiego. Miałem nadzieję, że to tylko głupi sen, z którego szybko się obudzę. Już wolałbym obudzić się obok policjanta, przykuty do niego kajdankami.
W obawie o własną skórę, mocno trzymałem anioła, nie zamierzając dać mu okazji na atak – nawet jeśli wyglądał niewinnie i zupełnie bezbronnie, wciąż mógł mieć w zanadrzu coś, co odesłałoby mnie do mojego królestwa szybciej, niżbym tego chciał.
-Nie puszczę cię, dopóki nie wyjawisz kim jesteś.- powiedziałem hardo, a mój głos zabrzmiał bardziej jak rozkaz lub groźba, niż zwykłe stwierdzenie faktu. Musiałem przyznać jednak sam przed sobą, że z takiej odległości anioł wydał mi się nieco mniejszy i słabszy – nawet rozprostowane skrzydła nie nadawały mu tak wielkiej powagi i chłodnej postawy niż niejednemu aniołowi, którego spotkałem na swojej drodze.
Zaraz jednak okazało się, że były to tylko pozory – nim się spostrzegłem jego dłonie zacisnęły się na moich ramionach, a siła którą na nie naparł była tak duża, że musiałem się cofnąć. Warknąłem cicho pod nosem, nieco uważniej taksując go spojrzeniem i zauważając, że Jakobe był osobą pełną pozorów.
-Aniołem Stróżem- powtórzyłem z zastanowieniem, zaczynając krążyć po pokoju, w taki sam sposób jak on poprzednio. Ta informacja zaskoczyła i przeraziła mnie chyba bardziej niż gdybym usłyszał, że ma mnie odstawić prosto do domu.
-Każdy demon takiego dostaje, czy tylko ja jestem tym szczęściarzem? – spytałem w końcu, doskonale znając odpowiedź na to pytanie. Lubiłem być wyjątkowy, wyróżniać się, ale nie koniecznie chciałem aby razem z tym w pakiecie dołączony był anioł
doczepiony do mnie jak rzep psiego ogona.
-Czyli co, miałeś wpłynąć na mnie, żebym stał się grzecznym chłopcem? Chcesz mi przez to powiedzieć, że ktoś taki jak ty, miałby sprawić, że ktoś taki jak ja się nawróci? – dodałem, pokazując palcami najpierw na niego a później na siebie, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem i paść na kanapę. To brzmiało tak absurdalnie, że gdyby ktokolwiek mi o tym powiedział, uznałbym to za naprawdę nieśmieszny żart.
-Wierzysz w ogóle w to, że miałoby to szansę się udać? Przecież wiesz co zrobiłem, dlaczego znalazłem się tu gdzie teraz jestem. Jak miałbyś na mnie wpłynąć, żebym zaczął żałować tego, że zrozumiałem, że ślepe posłuszeństwo i oddanie jest czymś złym? Gdyby mnie nie było, ludzie nie mieliby rozróżnienia między dobrem a złem. Czy Ojciec ma na to jakieś rozwiązanie? A może już wyznaczył kogoś innego na moje miejsce? – spytałem, przysłaniając twarz dłońmi i starając się jakoś otrząsnąć z tego wszystkiego. Miałem nadzieję, że to tylko głupi sen, z którego szybko się obudzę. Już wolałbym obudzić się obok policjanta, przykuty do niego kajdankami.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wzruszyłęm ramionami na jego zaczepne słowa. Cóż, odkąd to wszystko wybuchło każdy z nas był w nie lada szoku. Mój staż nie trwał długo. Wystarczyło kilka dni w obecności Louisa, nie wrócić. Lucasa, aby cała moja misja spaliła na panewce. Gdzie jako Anioł Stróż popełniłem błąd? Czy to moja upartość? Nieodpowiedzialność? Zaczynałem myśleć, że może faktycznie Ojciec popełnił błąd i wybrał złego syna na to zadanie. Nie, nie mogłem wątpić w Stwórcę. Z pewnością był to jego boski plan, którego ani ja, ani on nie potrafiliśmy pojąć rozumem. Musiałem dalej w tym trwać bezwzględu na moją nie moc. Zostałem jego opiekunem, więc musiałem wskazać mu właściwą ścieżkę. Tą jedyną.
- Najwidoczniej specjalne dzieci otrzymują specjalną troskę - nie mogłem powstrzymać tych słów. One same cisnęły się na me usta i brzmiały niezwykle uroczo. Przynajmniej w mej wizji tworzonej w odmętach umysłu.
Zrobiłem wielkie oczy, gdy zaczął wyykać mnie palcem, a potem siebie nie mogąc dać wiary w ewentualny cud, a przecież takowe istniały! Wiele było z nich opisanych w książkach, czy też wyryte w pamięci osób, które jakimś sposobem uchroniły się przed śmiercią. Wielokrotnie odczuwały boską łaskę, dłoń swego stróża na ramieniu. Ach, chciałbym zrobić coś tak cudownego, ale patrząc na Lucasa, na tego irytującego blondyna wyśmiewajacego moją moc! Nie jestem słaby! Jestem Aniołem Stróżem! Jeszcze... jeszcze mu pokaże!
Uspokoiłem się biorąc głębszy oddech i podszedłem bliżej jasnowłosego. Klęknąłem między jego nogami, ujmując delikatnie dłonie w swoje własne, a spojrzenie tęczówek wbiłem prosto w niego. Byłem śmiertelnie poważny i miałem nadzieję, że sam to zauważy. Anielskie skrzydłą samoistnie się rozprostowały, czująć tę przyjemną, elektryzującą aurę. Wiedziałem, że nas obserwuje, choć dobrze się z tym ukrywał. To był sprawdziań, który miałem zamiar zdać. Nawet jeśli to król piekieł, nie dam się złapać w jego niegodziwe sidła i sprowadze go na świetlaną ścieżkę. Nawet jeśli miałby zrozumieć jedną rzecz, osiagnę to, bo będzie to dowód, że jednak zmiana jest możliwa.
- Nieznane są nam plany Ojca, ale nadal ufam mu, że miał większy plan wybierając mnie na twojego anioła stróża. Nie ugnę się i nie zlękne, Lucas - nie dałem mu dojść do słowa, chcąc skończyć co zacząłem. Wiedziałem, że jeśli urwę, nie skończę, a pozostawiony przez to niesmak pozostanie między nami.
- Jeśli będę musiał iść za tobą do piekła, pójdę, byle byś doznał choć skrawka olśnienia. Wzbudzę w tobie uczucia jakich nigdy nie miałeś! Czy to litość, dobroduszność, a nawet miłość! - zacisnąłem mocniej swe dłonie nie chcąc go puścić, aby mi nie uciekł. Choć do piekła to chyba za dużo powiedziane. Możliwe, że mnie poniosło.
- Najwidoczniej specjalne dzieci otrzymują specjalną troskę - nie mogłem powstrzymać tych słów. One same cisnęły się na me usta i brzmiały niezwykle uroczo. Przynajmniej w mej wizji tworzonej w odmętach umysłu.
Zrobiłem wielkie oczy, gdy zaczął wyykać mnie palcem, a potem siebie nie mogąc dać wiary w ewentualny cud, a przecież takowe istniały! Wiele było z nich opisanych w książkach, czy też wyryte w pamięci osób, które jakimś sposobem uchroniły się przed śmiercią. Wielokrotnie odczuwały boską łaskę, dłoń swego stróża na ramieniu. Ach, chciałbym zrobić coś tak cudownego, ale patrząc na Lucasa, na tego irytującego blondyna wyśmiewajacego moją moc! Nie jestem słaby! Jestem Aniołem Stróżem! Jeszcze... jeszcze mu pokaże!
Uspokoiłem się biorąc głębszy oddech i podszedłem bliżej jasnowłosego. Klęknąłem między jego nogami, ujmując delikatnie dłonie w swoje własne, a spojrzenie tęczówek wbiłem prosto w niego. Byłem śmiertelnie poważny i miałem nadzieję, że sam to zauważy. Anielskie skrzydłą samoistnie się rozprostowały, czująć tę przyjemną, elektryzującą aurę. Wiedziałem, że nas obserwuje, choć dobrze się z tym ukrywał. To był sprawdziań, który miałem zamiar zdać. Nawet jeśli to król piekieł, nie dam się złapać w jego niegodziwe sidła i sprowadze go na świetlaną ścieżkę. Nawet jeśli miałby zrozumieć jedną rzecz, osiagnę to, bo będzie to dowód, że jednak zmiana jest możliwa.
- Nieznane są nam plany Ojca, ale nadal ufam mu, że miał większy plan wybierając mnie na twojego anioła stróża. Nie ugnę się i nie zlękne, Lucas - nie dałem mu dojść do słowa, chcąc skończyć co zacząłem. Wiedziałem, że jeśli urwę, nie skończę, a pozostawiony przez to niesmak pozostanie między nami.
- Jeśli będę musiał iść za tobą do piekła, pójdę, byle byś doznał choć skrawka olśnienia. Wzbudzę w tobie uczucia jakich nigdy nie miałeś! Czy to litość, dobroduszność, a nawet miłość! - zacisnąłem mocniej swe dłonie nie chcąc go puścić, aby mi nie uciekł. Choć do piekła to chyba za dużo powiedziane. Możliwe, że mnie poniosło.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
To wszystko było tak komiczne i absurdalne jednocześnie, że nie byłem pewien, czy mam zacząć w tej chwili śmiać się, płakać, czy może odczuć ogromną złość i nienawiść. Nie potrafiłem uwierzyć w to, co właśnie działo się na moich oczach, mimo że sam byłem bytem nadnaturalnym, który w tej chwili powinien znajdować się w zupełnie innym miejscu. W głowie wciąż odbijało się pytanie „dlaczego ja?”. Dlaczego to właśnie mnie spotkał ten „zaszczyt”? Dlaczego ja kiedykolwiek miałbym zasługiwać na wybaczenie? Dobrze wiedziałem, że to czego się dopuściłem, było największym złem, za które zostałem strącony z nieboskłonu wprost w najgłębsze czeluści piekieł. Bolesny upadek bardzo dobitnie uświadomił mi, że Ojcu nigdy nie należało się sprzeciwiać. I był to grzech niewybaczalny.
Z pewnym powątpiewaniem wpatrzyłem się w anioła, a później w moje własne dłonie, które zaraz ujął. Jego dotyk był chłodny, a jego jasny odcień skóry niezwykle kontrastował z moim. Byliśmy swoimi przeciwieństwami i było to dla mnie aż nazbyt widoczne.
Po chwili uniosłem głowę, patrząc mu w oczy i bez zastanowienia sam rozwijając ciemne jak noc skrzydła, tak by mógł ujrzeć je w
pełnej okazałości.
-Naprawdę myślisz, że TO da się naprawić?- spytałem, lekko nimi poruszając, a kilka ciemnych piór osypało się na podłogę. Nie były one tak piękne i zdrowe jak jego – wyglądały wręcz jakby od wielu lat toczyła je bliżej nieokreślona choroba.
-Przypatrz się uważnie. To się z nami dzieje, gdy sprzeciwimy się Ojcu. I uwierz mi, po tym co sam doświadczyłem… co doświadczyli moi bracia… obawiam się, że nawrócenie nie będzie możliwe.- mruknąłem, zaraz jednak wzdrygając się, gdy poczułem Jego obecność. Wpatrywał się w nas i przyglądał, zupełnie tak jakby sprawdzał nasze reakcje i to, w jaki sposób oboje zareagujemy. Prychnąłem cicho pod nosem, zabierając dłonie i patrząc na niego z pewnym współczuciem.
-Lepiej mnie nie dotykaj.- mruknąłem po chwili, uznając że tego typu gesty mogły zostać naprawdę źle zinterpretowane, za co oberwałoby się nam obu.
Z pewnym zastanowieniem przyjrzałem się jego twarzy, zaraz potem śmiejąc się cicho na własną myśl.
-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tej sytuacji. Bo tak samo jak ty możesz teoretycznie mnie nawrócić, tak samo i ja mogę zagwarantować ci upadek, wprost do basenu pełnego smoły.- dodałem, podnosząc się z kanapy i zerkając przez okno, zupełnie tak jakbym posłał Ojcu nieme wyzwanie. Jeszcze zobaczymy, kto będzie zwycięskim. W porządku, Ojcze. Skoro dałeś mi anioła, z chęcią zobaczę jak zareagujesz, gdy niedługo sam stanie się jednym z nas.
Z tą myślą, przeciągnąłem się lekko i jak gdyby nigdy nic chwyciłem czystą bieliznę i ręcznik, powoli kierując się w stronę łazienki.
-No dobrze aniołku, nie wiem co będziesz teraz robił, ale ja idę spać. Padam z nóg.- mruknąłem swobodnym tonem, zupełnie tak jakby cała ta rozmowa przed chwilą, w ogóle się nie odbyła. Napełniony nowym entuzjazmem, ruszyłem pod prysznic, już obmyślając plan w jaki sposób mógłbym wpłynąć na aniołka, by zrozumiał mój punkt widzenia.
Z pewnym powątpiewaniem wpatrzyłem się w anioła, a później w moje własne dłonie, które zaraz ujął. Jego dotyk był chłodny, a jego jasny odcień skóry niezwykle kontrastował z moim. Byliśmy swoimi przeciwieństwami i było to dla mnie aż nazbyt widoczne.
Po chwili uniosłem głowę, patrząc mu w oczy i bez zastanowienia sam rozwijając ciemne jak noc skrzydła, tak by mógł ujrzeć je w
pełnej okazałości.
-Naprawdę myślisz, że TO da się naprawić?- spytałem, lekko nimi poruszając, a kilka ciemnych piór osypało się na podłogę. Nie były one tak piękne i zdrowe jak jego – wyglądały wręcz jakby od wielu lat toczyła je bliżej nieokreślona choroba.
-Przypatrz się uważnie. To się z nami dzieje, gdy sprzeciwimy się Ojcu. I uwierz mi, po tym co sam doświadczyłem… co doświadczyli moi bracia… obawiam się, że nawrócenie nie będzie możliwe.- mruknąłem, zaraz jednak wzdrygając się, gdy poczułem Jego obecność. Wpatrywał się w nas i przyglądał, zupełnie tak jakby sprawdzał nasze reakcje i to, w jaki sposób oboje zareagujemy. Prychnąłem cicho pod nosem, zabierając dłonie i patrząc na niego z pewnym współczuciem.
-Lepiej mnie nie dotykaj.- mruknąłem po chwili, uznając że tego typu gesty mogły zostać naprawdę źle zinterpretowane, za co oberwałoby się nam obu.
Z pewnym zastanowieniem przyjrzałem się jego twarzy, zaraz potem śmiejąc się cicho na własną myśl.
-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tej sytuacji. Bo tak samo jak ty możesz teoretycznie mnie nawrócić, tak samo i ja mogę zagwarantować ci upadek, wprost do basenu pełnego smoły.- dodałem, podnosząc się z kanapy i zerkając przez okno, zupełnie tak jakbym posłał Ojcu nieme wyzwanie. Jeszcze zobaczymy, kto będzie zwycięskim. W porządku, Ojcze. Skoro dałeś mi anioła, z chęcią zobaczę jak zareagujesz, gdy niedługo sam stanie się jednym z nas.
Z tą myślą, przeciągnąłem się lekko i jak gdyby nigdy nic chwyciłem czystą bieliznę i ręcznik, powoli kierując się w stronę łazienki.
-No dobrze aniołku, nie wiem co będziesz teraz robił, ale ja idę spać. Padam z nóg.- mruknąłem swobodnym tonem, zupełnie tak jakby cała ta rozmowa przed chwilą, w ogóle się nie odbyła. Napełniony nowym entuzjazmem, ruszyłem pod prysznic, już obmyślając plan w jaki sposób mógłbym wpłynąć na aniołka, by zrozumiał mój punkt widzenia.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Przytaknąłem na jego retoryczne pytanie odnośnie naprawiania TEGO. Uczono nas, że zawsze była droga wyjśnia. Nie istniało coś jak ślepy zaułek. W każdej, nawet najgorszej sytuacji istniało wyjście, przynajmniej jego cień, więc nie rozumiałem, dlaczego Lucas aż tak bardzo był sceptycznie do tego nastawiony. Nie, on uważał, że nie ma szans na powrót, a jego ton głosu wskazywał, jakby czuł żal do tego. Jakby chciał wrócić do ojca i miał mu za złe jak skończył. Plany stworzyciela nigdy nie były jasne, a my byliśmy częścią większego planu. W ten sposób pokładałem swą wiarę.
Moje spojrzenie skupiło się na rozłożonych skrzydłach Pana piekieł. Wbrew temu co o nich sądził były piękne. Nawet, jeśli posiadały piętno zniszczenia i zaniedbania. Moim zdaniem niosły ze sobą niesamowitą historię, której nie szło minąć z obojętnością.
- Nie wiesz tego, dopóki nie spróbujesz - szepnąłem. Było mi niezmiernie żal blondyna. Wiem, iż nie powinienem. Gdzieś w głębi siebie czułem niewielką złość i niechęć do niego. Czy to z powodu charakteru, czy może przez fakt kim był. Moje zmysły mogły podświadomie chcieć uciekać przed najczystrzym złem tego świata, a jednak było mi żal Lucasa. Dziwne.
Lekko zaskoczony sięgnąłem z powrotem za dłońmi jasnowłosego, ale zrezygnowałem czując obecność stworzyciela. Westchnąłem ciężko będąc bezsilny na to wszystko, a nie miałem zamiaru robić za jakąś natrętną muchę. To wszystko było nazbyt skomplikowane i oboje nie mieliśmy raczej głowy do rozmów. Potrzebowaliśmy czasu, aby przetrawić te informacje. Gorzką prawdę.
- Typowy Luca - przewróćiłem oczami na jego kolejne słowa, wstając na równe nogi. Jak widać niepotrzebnie się o tego dziada martwiłem! - Nie myśl, że tak łątwo sprzedam swoje skrzydła - burknąłem wielce oburzony, odprowadzając go wzrokiem do łazienki i z ciężkim westchnięciem wpadłem w objęcia wygodnego fotelu wlepiając wzork w sufit i myśląc o niczym. Siedziałem tak dopóki piekielna bestia nie wyszła prosto do swojej sypialni. Skorzystałem z łazienki i od razu poszedłem spać z nowym postanowieniem w głowie.
Z samego rana wstałem przed Lucasem rozgaszczając się w kuchni, aby zrobić nam śniadanie. W końcu był to najważniejszy posiłek dnia, a ten dziad miał sporo rzeczy w lodówce. Postawiłem na amerykański posiłek. Solidna dawka jajecznicy z chrupiącym boczkiem i kajzerką, do której wcisnąłem nieco zielska oraz warzyw. Z zadowoleniem przyjrzałem się gotowym talerzom, które ładnie udekorowałem i powycierałem ręce do suchej szmatki, odkładając ją na bok. W sumie, jak się teraz tak zastanowić, to czy zrobienie komuś śniadania nie jest dziwaczne? Wczoraj miało to większy sens, ale teraz... sam nie byłem tego pewien.
- Mniejsza, już zrobiłem - westchnąłem i postawiłem oba talerze na stoliku krocząc w stronę sypialni demona. Zapukałem do drzwi, otwierając je chwilę później zastając w łóżku blondyna.
- Wstawaj, śniadanie gotowe - powiedziałem z przyjacielskim uśmiechem. - Zrobię zaraz kawę i nie. Zero drinków z rana - wytknąłem palcem w jego kierunku.
Moje spojrzenie skupiło się na rozłożonych skrzydłach Pana piekieł. Wbrew temu co o nich sądził były piękne. Nawet, jeśli posiadały piętno zniszczenia i zaniedbania. Moim zdaniem niosły ze sobą niesamowitą historię, której nie szło minąć z obojętnością.
- Nie wiesz tego, dopóki nie spróbujesz - szepnąłem. Było mi niezmiernie żal blondyna. Wiem, iż nie powinienem. Gdzieś w głębi siebie czułem niewielką złość i niechęć do niego. Czy to z powodu charakteru, czy może przez fakt kim był. Moje zmysły mogły podświadomie chcieć uciekać przed najczystrzym złem tego świata, a jednak było mi żal Lucasa. Dziwne.
Lekko zaskoczony sięgnąłem z powrotem za dłońmi jasnowłosego, ale zrezygnowałem czując obecność stworzyciela. Westchnąłem ciężko będąc bezsilny na to wszystko, a nie miałem zamiaru robić za jakąś natrętną muchę. To wszystko było nazbyt skomplikowane i oboje nie mieliśmy raczej głowy do rozmów. Potrzebowaliśmy czasu, aby przetrawić te informacje. Gorzką prawdę.
- Typowy Luca - przewróćiłem oczami na jego kolejne słowa, wstając na równe nogi. Jak widać niepotrzebnie się o tego dziada martwiłem! - Nie myśl, że tak łątwo sprzedam swoje skrzydła - burknąłem wielce oburzony, odprowadzając go wzrokiem do łazienki i z ciężkim westchnięciem wpadłem w objęcia wygodnego fotelu wlepiając wzork w sufit i myśląc o niczym. Siedziałem tak dopóki piekielna bestia nie wyszła prosto do swojej sypialni. Skorzystałem z łazienki i od razu poszedłem spać z nowym postanowieniem w głowie.
Z samego rana wstałem przed Lucasem rozgaszczając się w kuchni, aby zrobić nam śniadanie. W końcu był to najważniejszy posiłek dnia, a ten dziad miał sporo rzeczy w lodówce. Postawiłem na amerykański posiłek. Solidna dawka jajecznicy z chrupiącym boczkiem i kajzerką, do której wcisnąłem nieco zielska oraz warzyw. Z zadowoleniem przyjrzałem się gotowym talerzom, które ładnie udekorowałem i powycierałem ręce do suchej szmatki, odkładając ją na bok. W sumie, jak się teraz tak zastanowić, to czy zrobienie komuś śniadania nie jest dziwaczne? Wczoraj miało to większy sens, ale teraz... sam nie byłem tego pewien.
- Mniejsza, już zrobiłem - westchnąłem i postawiłem oba talerze na stoliku krocząc w stronę sypialni demona. Zapukałem do drzwi, otwierając je chwilę później zastając w łóżku blondyna.
- Wstawaj, śniadanie gotowe - powiedziałem z przyjacielskim uśmiechem. - Zrobię zaraz kawę i nie. Zero drinków z rana - wytknąłem palcem w jego kierunku.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Tej nocy prawie nie zmrużyłem oka. Targany myślami, a także wciąż czując wręcz palące spojrzenie Ojca, nie potrafiłem się odprężyć i pójść spać jak gdyby nigdy nic. Zabawne! Do tej pory przecież nie przeszkadzało mi to, jak wiele zła czyniłem, nie obchodziło mnie ile osób przeze mnie cierpiało, a ile sprowadziłem na manowce. Ba! Nie czułem się tak źle nawet po skuszeniu Ewy Jabłkiem z Zakazanego Drzewa! A teraz przejmowałem się taką błahostką? Prawdę mówiąc nie potrafiłem nawet określić jakie emocje towarzyszyły mi tego wieczoru i nocy. Nadzieja mieszała się z kpiną, z niedowierzaniem i odrazą. Nie wiem czy było to spowodowane całą tą sytuacją, czy tym że raczej do tej pory znałem tylko i wyłącznie negatywne emocje, które towarzyszyły mi każdego dnia.
Nad ranem doszła do nich także paląca, wręcz nieodparta chęć mordu. Gdy tylko choć na chwilę zmrużyłem oko, doszły mnie hałasy z kuchni, aż w końcu sam ich winowajca postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością.
Słysząc jego słowa, jęcząc z niezadowoleniem, nakryłem się kołdrą po sam czubek głowy i bez skrupułów wypchnąłem go mocą za drzwi, zatrzaskując je tuż przed jego nosem. Jeśli sądził, że tak łatwo wywlecze mnie z łóżka, to bardzo grubo się mylił! W końcu to ja tutaj byłem Panem Podziemi, to ja decydowałem kiedy chciałem wstać, a kiedy nie. Z tą myślą ponownie zapadłem w płytki sen, nie zamierzając wstawać o tak barbarzyńskiej godzinie.
I w końcu, po jakiejś godzinie z kawałkiem, udało mi się oswobodzić z działania Morfeusza i z niezadowoloną miną, szybko ubrać w ciemną koszulę i dopasowane jeansy. Dopiero, gdy byłem gotowy, ruszyłem do kuchni, rzucając znudzone spojrzenie na talerze na stole. A więc to było powodem całego tego zamieszania. W pewnym stopniu był to bardzo miły gest, ale tak dla samej zasady postanowiłem nieco pogrymasić.
-Dzięki za śniadanie. Ale wystarczy tylko kawa- to powiedziawszy, chwyciłem kubek, jednym dmuchnięciem na powrót nadając napojowi odpowiednią temperaturę i z zadowoleniem powoli ją sącząc.
-Niepotrzebnie się trudziłeś, nie jadam śniadań. – dodałem, siadając przy stole i sięgając po telefon, by szybko rzucić okiem na najnowsze wiadomości. Uśmiechnąłem się pod nosem, przeglądając informacje odnośnie napadów, zamachów i ataków. Ahh tyle duszyczek do wrzucenia do największego kotła ze smołą, jaki w ogóle mieliśmy. I to na własne życzenie!
-Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych planów, bo o piętnastej mamy spotkanie z najnudniejszym aniołem, jakiego znam – powiedziałem, widząc wiadomość od Gabriela i wzdychając cicho w duchu. Czego tym razem chciał ten sztywniak? Pewnie znowu jęczeć mi nad uchem, że powinienem wracać do obowiązków. Nudziarz.
-Szykuj się na przydługie kazanie i suszenie głowy o głupoty. Chociaż pewnie sam wiesz co mam na myśli.- dodałem, siorbiąc kawę i rzucając Stróżowi zaciekawione spojrzenie. Byłem ciekaw, czy Niebo wciąż funkcjonowało w ten sam sposób, jaki zapamiętałem. Czy anioły z różnych szczebli hierarchii w ogóle ze sobą rozmawiały? Czy może znały swoich przełożonych tylko z widzenia lub słyszenia, zupełnie jak w szczebelkach wielkiej korporacji zajmującej się tworzeniem i segregacją dusz. Zawsze zdumiewała mnie ich niezwykła szczegółowość i profesjonalizm. U nas było wprawdzie zupełnie odwrotnie, ale w tym chaosie dało się znaleźć coś przyjemnego. Był o wiele lepszy niż sztywna rutyna.
W końcu aby nie robić mu przykrości, skusiłem się na bekon, podgrzewając go w ten sam sposób, co wcześniej kawę. Sałatka także jako tako mi posmakowała, natomiast niestety na talerzu znajdowało się także coś, czego nigdy nie zamierzałem tknąć nawet palcem. Jajka.
Z pewnym powątpiewaniem dźgnąłem widelcem jajecznicę, uznając jednak że nie mam zbytniej odwagi aby ich spróbować. Nie przejmując się marnowaniem jedzenia, wstałem więc i wyrzuciłem niezjedzoną porcję do kosza na śmieci.
-A tak na przyszłość, wiesz że nie musisz mi matkować, prawda? Nie przepadam za tym, gdy ktoś układa mi życie. Myślę, że powinieneś o tym dobrze wiedzieć. - dodałem jeszcze, mając nadzieję, że te ostre słowa wywołają w nim gniew i niechęć. Plan sprowadzenia Aniołka na złą stronę, czas wdrażać!
Nad ranem doszła do nich także paląca, wręcz nieodparta chęć mordu. Gdy tylko choć na chwilę zmrużyłem oko, doszły mnie hałasy z kuchni, aż w końcu sam ich winowajca postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością.
Słysząc jego słowa, jęcząc z niezadowoleniem, nakryłem się kołdrą po sam czubek głowy i bez skrupułów wypchnąłem go mocą za drzwi, zatrzaskując je tuż przed jego nosem. Jeśli sądził, że tak łatwo wywlecze mnie z łóżka, to bardzo grubo się mylił! W końcu to ja tutaj byłem Panem Podziemi, to ja decydowałem kiedy chciałem wstać, a kiedy nie. Z tą myślą ponownie zapadłem w płytki sen, nie zamierzając wstawać o tak barbarzyńskiej godzinie.
I w końcu, po jakiejś godzinie z kawałkiem, udało mi się oswobodzić z działania Morfeusza i z niezadowoloną miną, szybko ubrać w ciemną koszulę i dopasowane jeansy. Dopiero, gdy byłem gotowy, ruszyłem do kuchni, rzucając znudzone spojrzenie na talerze na stole. A więc to było powodem całego tego zamieszania. W pewnym stopniu był to bardzo miły gest, ale tak dla samej zasady postanowiłem nieco pogrymasić.
-Dzięki za śniadanie. Ale wystarczy tylko kawa- to powiedziawszy, chwyciłem kubek, jednym dmuchnięciem na powrót nadając napojowi odpowiednią temperaturę i z zadowoleniem powoli ją sącząc.
-Niepotrzebnie się trudziłeś, nie jadam śniadań. – dodałem, siadając przy stole i sięgając po telefon, by szybko rzucić okiem na najnowsze wiadomości. Uśmiechnąłem się pod nosem, przeglądając informacje odnośnie napadów, zamachów i ataków. Ahh tyle duszyczek do wrzucenia do największego kotła ze smołą, jaki w ogóle mieliśmy. I to na własne życzenie!
-Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych planów, bo o piętnastej mamy spotkanie z najnudniejszym aniołem, jakiego znam – powiedziałem, widząc wiadomość od Gabriela i wzdychając cicho w duchu. Czego tym razem chciał ten sztywniak? Pewnie znowu jęczeć mi nad uchem, że powinienem wracać do obowiązków. Nudziarz.
-Szykuj się na przydługie kazanie i suszenie głowy o głupoty. Chociaż pewnie sam wiesz co mam na myśli.- dodałem, siorbiąc kawę i rzucając Stróżowi zaciekawione spojrzenie. Byłem ciekaw, czy Niebo wciąż funkcjonowało w ten sam sposób, jaki zapamiętałem. Czy anioły z różnych szczebli hierarchii w ogóle ze sobą rozmawiały? Czy może znały swoich przełożonych tylko z widzenia lub słyszenia, zupełnie jak w szczebelkach wielkiej korporacji zajmującej się tworzeniem i segregacją dusz. Zawsze zdumiewała mnie ich niezwykła szczegółowość i profesjonalizm. U nas było wprawdzie zupełnie odwrotnie, ale w tym chaosie dało się znaleźć coś przyjemnego. Był o wiele lepszy niż sztywna rutyna.
W końcu aby nie robić mu przykrości, skusiłem się na bekon, podgrzewając go w ten sam sposób, co wcześniej kawę. Sałatka także jako tako mi posmakowała, natomiast niestety na talerzu znajdowało się także coś, czego nigdy nie zamierzałem tknąć nawet palcem. Jajka.
Z pewnym powątpiewaniem dźgnąłem widelcem jajecznicę, uznając jednak że nie mam zbytniej odwagi aby ich spróbować. Nie przejmując się marnowaniem jedzenia, wstałem więc i wyrzuciłem niezjedzoną porcję do kosza na śmieci.
-A tak na przyszłość, wiesz że nie musisz mi matkować, prawda? Nie przepadam za tym, gdy ktoś układa mi życie. Myślę, że powinieneś o tym dobrze wiedzieć. - dodałem jeszcze, mając nadzieję, że te ostre słowa wywołają w nim gniew i niechęć. Plan sprowadzenia Aniołka na złą stronę, czas wdrażać!
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Jak dziecko - tylko tyle przychodziło mi do głowy, gdy zobaczyłem jak chowa się z jękiem niezadowolenia pod kołdrą. Z jednej strony było to zabawne i urocze, gdyby temu wszystkiemu nie towarzyszyła jedna, wielka nalepka z napisem LUCAS. Nie byłem pewien, czy to z powodu specyficznego charakteru demona, czy może fakt iż jest panem piekieł. Może obie rzeczy jednocześnie?
Zastanawiając się nad tym skrzyżowałem ręce na torsie, podpierając ramię o ramę drzwi, wpatrując w poruszającą górę kołdry. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz niewidzialna siła wypchnęła mnie z pokoju, zatrzaskując drzwi przed nosem.
- Hej! Jak mogłeś! Nie masz wstydu! - śląc w stronę blondyna wiązanki buzujących we mnie uczuć zagalopowałęm się za bardzo i niechcąco kopnąłem nogą w drzwi. Zaległą nagła cisza. Ja stałem cały sztywny nasłuchując jakichkolwiek dźwięków za ścianą. Cisza. Z bólem i paniką odetchnąłem z ulgą i wróciłem do kuchni, aby zamoczyć usta w jeszcze ciepłej herbacie. Minuta za minutą. Czekałem jak głupi, a brew zaczynała mi drgać w rytm wystukiwany przez palce o blat, aż w końcu usłyszałem otwierane drzwi. Spiorunowałem wzrokiem demona, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Wiedziałem, że robi to specjalnie, ale i tak miałem ochotę kopnąć go w zadek i wysłać z powrotem do piekła.
- Hee?! - zapowietrzyłem się, czująć jak nabieram kolorów, gdy pogardził śniadaniem. Nawet słowo dziękuję zostało bezgranicznie stłumione faktem, że nie miał zamiaru jeść. Nie dość, że czekałem tyle czasu, to jeszcze nie chciał zjeść śniadania!
- Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia zwróciłem mu uwagę i sam zacząłem dziobać swoją porcję. Bez sensu czekałem myśląc, że razem zjemy śniadanie. Chciałem zachować jakieś reguły, rutynę, dzięki której ten paskudnik będzie sobie myślał o czymś miłym i przyjemnym. Myślał, że obecność drugiej osoby nie jest zła. Czemu tak bardzo wypiera się dobrych emocji? Do tego cieszył michę do ekranu jakby oglądał w nim nowiutkie nudesy. Od samego rana podnosił mi ciśnienie. Jak nigdy, Lucas Morningstar potrafił naciągać moją cierpliwość jak nikt inny.
- To da się być nudniejszym od ciebie? - zwróciłem mu uwagę, nazbyt złowieszczo nabijając na widelec kawałek jajecznicy, która była naprawdę smaczna. Nawet, gdy była już zimna. Czując wzrok na sobie, uniosłem spojrzenie w jego stronę i wsadziłem nabity kawałek do ust, powoli mieląc. W końcu sam kiedyś był aniołem.
- Biuro nie ma dla mnie nic nowego, więc póki co zostaję z tobą - odpowiedziałem, kończąc swoje śniadanie. Najnudniejszy anioł? Ciekaw byłem o kogo mogło mu chodzić. Z kim miał znajomości? Choć znając jego nienawiść do Ojca, to pewnie chodzi o jednego z upadłych.
Nabiłem resztki na widelec i prawie wszystko wypadło mi z ręki, gdy zobaczyłem jak ten jasnowłosy drań prezentujący się zbyt dobrze o tak wczesnej godzinie z wygniecioną koszulą zaczyna wcinać śniadanie. Niemal wyskoczyłem z butów. Wpatrywałem się w niego jak w kosmitę, dopóki nie wzrócił na mnie swojego spojrzenia. Odchrząknąłem prędko, chcąc oprzytomnieć. Cały czas nie mogłem dać wiary, że Lucas skusił się na śniadanie. Bawił się mną? Sprawdzał? A może po prostu zmienił zdanie? Ech, wszystko mogło siedzieć wjego głowie, a moje zadręczanie się tylko sprawi mu przyjemność.
- To nie matkowanie, a dobry uczynek dla drugiej osoby. Nie potrafisz odróżnić tak prostych rzeczy, a jednak wiesz czym jest zło - mruknąłem zakłądając na siebie maskę spokoju i wstałem od stołu, aby po sobie posprzątać.
- Przyzwyczajaj się. Od dziś mieszkamy razem i jesteś skazany na moją obecność - czułem jak w powietrzu latają iskry, a każdy z nas rzuca milczące wyzwanie drugiemu. Ja, miałem zamiar odnieść sukces w swojej misji, zaś demon z pewnością nie chciał się temu pokłonić. Sam Ojciec tylko mógł znać wynik tej wojny, obserwując i rozdająć karty na stole. Na samą myśl o domie, poczułęm lekką tęsknotę, choć musiałęm przyznać, że ziemia była bardziej... kolorowa.
- I nie myl moich uczynków z robieniem za twoją gosposię - wytknąłem go palcem widząc to tajemnicze zadowolenie na twarzy. Niesamowicie kusiło mnie zaglądnięcie do jego myśli, ale znając życie nie dałbym rady.
Zastanawiając się nad tym skrzyżowałem ręce na torsie, podpierając ramię o ramę drzwi, wpatrując w poruszającą górę kołdry. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz niewidzialna siła wypchnęła mnie z pokoju, zatrzaskując drzwi przed nosem.
- Hej! Jak mogłeś! Nie masz wstydu! - śląc w stronę blondyna wiązanki buzujących we mnie uczuć zagalopowałęm się za bardzo i niechcąco kopnąłem nogą w drzwi. Zaległą nagła cisza. Ja stałem cały sztywny nasłuchując jakichkolwiek dźwięków za ścianą. Cisza. Z bólem i paniką odetchnąłem z ulgą i wróciłem do kuchni, aby zamoczyć usta w jeszcze ciepłej herbacie. Minuta za minutą. Czekałem jak głupi, a brew zaczynała mi drgać w rytm wystukiwany przez palce o blat, aż w końcu usłyszałem otwierane drzwi. Spiorunowałem wzrokiem demona, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Wiedziałem, że robi to specjalnie, ale i tak miałem ochotę kopnąć go w zadek i wysłać z powrotem do piekła.
- Hee?! - zapowietrzyłem się, czująć jak nabieram kolorów, gdy pogardził śniadaniem. Nawet słowo dziękuję zostało bezgranicznie stłumione faktem, że nie miał zamiaru jeść. Nie dość, że czekałem tyle czasu, to jeszcze nie chciał zjeść śniadania!
- Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia zwróciłem mu uwagę i sam zacząłem dziobać swoją porcję. Bez sensu czekałem myśląc, że razem zjemy śniadanie. Chciałem zachować jakieś reguły, rutynę, dzięki której ten paskudnik będzie sobie myślał o czymś miłym i przyjemnym. Myślał, że obecność drugiej osoby nie jest zła. Czemu tak bardzo wypiera się dobrych emocji? Do tego cieszył michę do ekranu jakby oglądał w nim nowiutkie nudesy. Od samego rana podnosił mi ciśnienie. Jak nigdy, Lucas Morningstar potrafił naciągać moją cierpliwość jak nikt inny.
- To da się być nudniejszym od ciebie? - zwróciłem mu uwagę, nazbyt złowieszczo nabijając na widelec kawałek jajecznicy, która była naprawdę smaczna. Nawet, gdy była już zimna. Czując wzrok na sobie, uniosłem spojrzenie w jego stronę i wsadziłem nabity kawałek do ust, powoli mieląc. W końcu sam kiedyś był aniołem.
- Biuro nie ma dla mnie nic nowego, więc póki co zostaję z tobą - odpowiedziałem, kończąc swoje śniadanie. Najnudniejszy anioł? Ciekaw byłem o kogo mogło mu chodzić. Z kim miał znajomości? Choć znając jego nienawiść do Ojca, to pewnie chodzi o jednego z upadłych.
Nabiłem resztki na widelec i prawie wszystko wypadło mi z ręki, gdy zobaczyłem jak ten jasnowłosy drań prezentujący się zbyt dobrze o tak wczesnej godzinie z wygniecioną koszulą zaczyna wcinać śniadanie. Niemal wyskoczyłem z butów. Wpatrywałem się w niego jak w kosmitę, dopóki nie wzrócił na mnie swojego spojrzenia. Odchrząknąłem prędko, chcąc oprzytomnieć. Cały czas nie mogłem dać wiary, że Lucas skusił się na śniadanie. Bawił się mną? Sprawdzał? A może po prostu zmienił zdanie? Ech, wszystko mogło siedzieć wjego głowie, a moje zadręczanie się tylko sprawi mu przyjemność.
- To nie matkowanie, a dobry uczynek dla drugiej osoby. Nie potrafisz odróżnić tak prostych rzeczy, a jednak wiesz czym jest zło - mruknąłem zakłądając na siebie maskę spokoju i wstałem od stołu, aby po sobie posprzątać.
- Przyzwyczajaj się. Od dziś mieszkamy razem i jesteś skazany na moją obecność - czułem jak w powietrzu latają iskry, a każdy z nas rzuca milczące wyzwanie drugiemu. Ja, miałem zamiar odnieść sukces w swojej misji, zaś demon z pewnością nie chciał się temu pokłonić. Sam Ojciec tylko mógł znać wynik tej wojny, obserwując i rozdająć karty na stole. Na samą myśl o domie, poczułęm lekką tęsknotę, choć musiałęm przyznać, że ziemia była bardziej... kolorowa.
- I nie myl moich uczynków z robieniem za twoją gosposię - wytknąłem go palcem widząc to tajemnicze zadowolenie na twarzy. Niesamowicie kusiło mnie zaglądnięcie do jego myśli, ale znając życie nie dałbym rady.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
-Przypominam, że nie jestem człowiekiem. Nie potrzebuję jedzenia, nie padnę z głodu. Jem bardziej dla smaku i przyjemności.- stwierdziłem, widząc jego niezadowoloną minę i niemy protest na moje zachowanie. Przecież wcale nie prosiłem o to, żeby przygotowywał posiłek – ba! Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Faktycznie wciąż byłem przyzwyczajony do kawalerskiego życia w pojedynkę i nie zwykłem spożywać posiłków z kimkolwiek, kto nie jest moim odbiciem w kieliszku wina. Obecność anioła była więc czymś nowym, nieco upierdliwym ale i odświeżającym jednocześnie.
Ciekawe czy poza przygotowywaniem posiłków będzie też prał i sprzątał? Może nieświadomie dorobiłem się nowej, darmowej gosposi?
-Oj da się, da – mruknąłem na jego pytanie, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu. No proszę, nie spodziewałem się obelgi z jego strony. Jak widać nie był takim całkiem zwykłym, cnotliwym aniołkiem, który bałby się podnieść głos.
-Pragnę zauważyć, że w skali nudności ja jestem tutaj – powiedziałem, dłonią rysując w powietrzu linię na poziomie mojego pasa -Ty tutaj- kontynuowałem, unosząc dłoń i kreśląc tym razem linię na wysokości piersi -A Gabriel tutaj – dodałem, unosząc dłoń nad głową.
-Obaj jesteście tak irytująco poprawni i kompletnie nie znacie się na żartach ani rozrywce. Chyba anioły mają to już wpisane w swoich skrzydłach. – westchnąłem, biorąc puste naczynia i ruszając w stronę zlewu aby szybkimi ruchami umyć je z pozostałości śniadania. Przeciągnąłem się lekko, zerkając na zegarek a następnie ponownie na telefon, na którym zamajaczyły wiadomości od osób, z którymi ostatnio flirtowałem dla zabawy. Lubiłem gdy ludzie obsypywali mnie komplementami, gdy chwalili mój wygląd, gdy byli gotowi zrobić wszystko abym spędził z nimi chociaż chwilę. Mile łaskotało dumę i ego.
-No dobrze panie porządny, zbieramy się. Im szybciej załatwimy formalności, tym szybciej będziemy mogli porobić ciekawsze rzeczy. – powiedziałem, zabierając kurtkę i nie czekając na niego, nucąc pod nosem i lekko podskakując, ruszyłem w kierunku windy a następnie zaparkowanego samochodu. Z niezadowoleniem przyjrzałem się paskudnemu otarciu na drzwiach, które powstało poprzedniego wieczora podczas naszej całkiem udanej wieczornej przejażdżki. Mrucząc pod nosem, pochyliłem się, przesuwając palcami po lakierze z nadzieją, że jest to tylko lekkie zabrudzenie, które na pierwszy rzut oka przypomina zarysowanie. Rysa była jednak tak wielka i głęboka, że zwykłe potarcie palcami w żaden sposób nie polepszyło wady. Mruknąłem pod nosem z niezadowoleniem, ładując się na miejsce kierowcy i ze złością wtykając kluczyk w stacyjce. Niestety nie potrafiłem tego naprawić – w przeciwieństwie do aniołów, byłem o wiele lepszy w psuciu i niszczeniu niż faktycznym ulepszaniu i reperowaniu czegokolwiek.
Gdy Jakobe zajął swoje miejsce, w milczeniu przekręciłem kluczyk i ruszyłem w kierunku wyjazdu z podziemnego parkingu. Już po chwili ponownie znaleźliśmy się na ulicach miasta – nieco bardziej zatłoczonych i gwarnych niż poprzedniego wieczoru. Skręcając kilka razy skierowałem pojazd na boczne drogi, omijając korki i tym samym kierując się w stronę dość malowniczego parku położonego na przedmieściach.
-Możesz zostać w samochodzie jeśli chcesz, to nie powinno trwać długo – powiedziałem, zatrzymując się na pobliskim parkingu i przez szybę rzucając spojrzenie w kierunku odosobnionej ławki nieopodal stawu. Gabriel już tam był – postawny mężczyzna o chłodnym wyrazie twarzy wpatrywał się w drzewa, oczekując mojego zjawienia się. Ubrany był schludnie i elegancko - w jasny płaszcz spod którego wystawał dobrze skrojony garnitur. Prezentował się niezwykle - był przystojny a jednocześnie bił od niego majestat należny archaniołowi. Aż ciarki przechodziły po plecach na jego widok. Tym bardziej, że wyraz jego twarzy chmurniał z każdą kolejną sekundą. Choć nie wyglądał na zniecierpliwionego, wiedziałem że coraz bardziej denerwowało go nasze lekkie spóźnienie. Zawsze był taki idealny i nieskazitelny.
-Cześć Gab – powiedziałem, podchodząc do niego i siadając na drugim krańcu ławki. Bijąca od niego boska energia nieprzyjemnie smagała moje zmysły – byłem przekonany że jego tak samo drażniła moja obecność.
-Nie przyszedłeś sam – odpowiedział karcąco, posyłając spojrzeniem niemą naganę. -Chyba ci mówiłem, żebyś nikogo nie przyprowadzał.
-Wiesz jak to jest – wzruszyłem ramionami -Narozrabiałem i dostałem niańkę. Powinieneś się cieszyć, bo w końcu ktoś ma na mnie oko- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem, choć Gabriel wcale mnie nie słuchał. Całą swoją uwagę poświęcił mojemu towarzyszowi, zupełnie tak jakby spotkanie go w jakimś stopniu go zaciekawiło.
-Nie spodziewałem się, że ktoś będzie chętny na taką posadę. Zwłaszcza w kontekście Lucasa – te słowa anioł skierował do mojego opiekuna. Nie byłem pewien jakie relacje ich łączą i czy się znają, dlatego w zastanowieniu zerknąłem na szatyna, jednocześnie posyłając mu niemą prośbę aby nie wdawał się w zbyt długie i obszerne rozmowy – lepiej żeby Gab nie wiedział o naszej wieczornej przejażdżce i awanturze w klubie.
Ciekawe czy poza przygotowywaniem posiłków będzie też prał i sprzątał? Może nieświadomie dorobiłem się nowej, darmowej gosposi?
-Oj da się, da – mruknąłem na jego pytanie, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu. No proszę, nie spodziewałem się obelgi z jego strony. Jak widać nie był takim całkiem zwykłym, cnotliwym aniołkiem, który bałby się podnieść głos.
-Pragnę zauważyć, że w skali nudności ja jestem tutaj – powiedziałem, dłonią rysując w powietrzu linię na poziomie mojego pasa -Ty tutaj- kontynuowałem, unosząc dłoń i kreśląc tym razem linię na wysokości piersi -A Gabriel tutaj – dodałem, unosząc dłoń nad głową.
-Obaj jesteście tak irytująco poprawni i kompletnie nie znacie się na żartach ani rozrywce. Chyba anioły mają to już wpisane w swoich skrzydłach. – westchnąłem, biorąc puste naczynia i ruszając w stronę zlewu aby szybkimi ruchami umyć je z pozostałości śniadania. Przeciągnąłem się lekko, zerkając na zegarek a następnie ponownie na telefon, na którym zamajaczyły wiadomości od osób, z którymi ostatnio flirtowałem dla zabawy. Lubiłem gdy ludzie obsypywali mnie komplementami, gdy chwalili mój wygląd, gdy byli gotowi zrobić wszystko abym spędził z nimi chociaż chwilę. Mile łaskotało dumę i ego.
-No dobrze panie porządny, zbieramy się. Im szybciej załatwimy formalności, tym szybciej będziemy mogli porobić ciekawsze rzeczy. – powiedziałem, zabierając kurtkę i nie czekając na niego, nucąc pod nosem i lekko podskakując, ruszyłem w kierunku windy a następnie zaparkowanego samochodu. Z niezadowoleniem przyjrzałem się paskudnemu otarciu na drzwiach, które powstało poprzedniego wieczora podczas naszej całkiem udanej wieczornej przejażdżki. Mrucząc pod nosem, pochyliłem się, przesuwając palcami po lakierze z nadzieją, że jest to tylko lekkie zabrudzenie, które na pierwszy rzut oka przypomina zarysowanie. Rysa była jednak tak wielka i głęboka, że zwykłe potarcie palcami w żaden sposób nie polepszyło wady. Mruknąłem pod nosem z niezadowoleniem, ładując się na miejsce kierowcy i ze złością wtykając kluczyk w stacyjce. Niestety nie potrafiłem tego naprawić – w przeciwieństwie do aniołów, byłem o wiele lepszy w psuciu i niszczeniu niż faktycznym ulepszaniu i reperowaniu czegokolwiek.
Gdy Jakobe zajął swoje miejsce, w milczeniu przekręciłem kluczyk i ruszyłem w kierunku wyjazdu z podziemnego parkingu. Już po chwili ponownie znaleźliśmy się na ulicach miasta – nieco bardziej zatłoczonych i gwarnych niż poprzedniego wieczoru. Skręcając kilka razy skierowałem pojazd na boczne drogi, omijając korki i tym samym kierując się w stronę dość malowniczego parku położonego na przedmieściach.
-Możesz zostać w samochodzie jeśli chcesz, to nie powinno trwać długo – powiedziałem, zatrzymując się na pobliskim parkingu i przez szybę rzucając spojrzenie w kierunku odosobnionej ławki nieopodal stawu. Gabriel już tam był – postawny mężczyzna o chłodnym wyrazie twarzy wpatrywał się w drzewa, oczekując mojego zjawienia się. Ubrany był schludnie i elegancko - w jasny płaszcz spod którego wystawał dobrze skrojony garnitur. Prezentował się niezwykle - był przystojny a jednocześnie bił od niego majestat należny archaniołowi. Aż ciarki przechodziły po plecach na jego widok. Tym bardziej, że wyraz jego twarzy chmurniał z każdą kolejną sekundą. Choć nie wyglądał na zniecierpliwionego, wiedziałem że coraz bardziej denerwowało go nasze lekkie spóźnienie. Zawsze był taki idealny i nieskazitelny.
-Cześć Gab – powiedziałem, podchodząc do niego i siadając na drugim krańcu ławki. Bijąca od niego boska energia nieprzyjemnie smagała moje zmysły – byłem przekonany że jego tak samo drażniła moja obecność.
-Nie przyszedłeś sam – odpowiedział karcąco, posyłając spojrzeniem niemą naganę. -Chyba ci mówiłem, żebyś nikogo nie przyprowadzał.
-Wiesz jak to jest – wzruszyłem ramionami -Narozrabiałem i dostałem niańkę. Powinieneś się cieszyć, bo w końcu ktoś ma na mnie oko- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem, choć Gabriel wcale mnie nie słuchał. Całą swoją uwagę poświęcił mojemu towarzyszowi, zupełnie tak jakby spotkanie go w jakimś stopniu go zaciekawiło.
-Nie spodziewałem się, że ktoś będzie chętny na taką posadę. Zwłaszcza w kontekście Lucasa – te słowa anioł skierował do mojego opiekuna. Nie byłem pewien jakie relacje ich łączą i czy się znają, dlatego w zastanowieniu zerknąłem na szatyna, jednocześnie posyłając mu niemą prośbę aby nie wdawał się w zbyt długie i obszerne rozmowy – lepiej żeby Gab nie wiedział o naszej wieczornej przejażdżce i awanturze w klubie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Skrzywiłęm się na jego słowa. Może faktycznie nie był człowiekiem. Nie posiadał takiego ciała jak ja, ale jednak szło się zapomnieć widząc tę niewinną buźkę, za którą ukryte było zło wcielone. Potrafił zmylić kim faktycznie był, zwłąszcza, gdy się nie odzywał.
Uniosłem jedną brew ku górze, gdy zaczął wizualizować mi poziom nudności. Miałem ochotę prychnąć, gdy wskazał swoją linię, a potem podskoczył nieco wyżej, kreśląc... ku mojemu zaskoczeniu Gabriela, a nie mnie! Czy ja naprawdę jestem aż tak nudny?! Nikt nigdy nie marudził na moje towarzystwo! Z pewnością Lucas znów próbuje mnie wytrącić z równowagi. Odnoszę wrażenie, że irytowanie mnie jest dla niego niezwykle satysfakcjonujące i pomału zamienia się w jego hobby.
- Nie zgodzę się z tym. Mamy wiele rozrywek u Góry - zacząłem dumnie z zadartym nosem, patrząc jak blondyn zaczyna myć dość szybko naczynia. - Chociażby zabawę w ganianego - ach to były cudowne wspomnienia. Często bawiliśmy się robiąc fikołki w powietrzu i akrobacje. Nie jeden dostał od tego zakwasów skrzydeł. Bardzo często też lubiłem obserwować ludzi. To było takie moje małe hobby. Sprzątanie po małych aniołach również... nie, to była praca. Ach, czyżbym faktycznie był nudny?
- Wolę nie wiedzieź co uważasz za ciekawsze rzeczy - westchnąłem, czując jak wszelakie siły witalne opuszczają moje ciało. Cały czas zastanawiałem się, czy złożenie z demonem kontraktu było czymś dobrym, ale ojciec nie był wściekły. Nie czułem od niego niczego odrzucającego mój byt, więc wciąż liczyłem, że dane mi będzie wrócenie do domu.
- C-czekaj - z lekkim napuszeniem ruszyłem w podskokach do swoich butów, ubierając je, a jednocześnie wychodząc z mieszkania. - Jak zwykle nie zaczekasz - mruknąłem z pretensjami w głosie, posyłając niezadowolone spojrzenie w jego plecy, gdy szedł już wąskim korytarzem. Doprawdy... nie mam sił do tego potwora. Chwilę później znaleźliśmy się przy aucie. Zerknąłem jak przypatruje się białej rysie na samochodzie i aż szkoda mi było Lucasa, ale zasłużył sobie. Okrążając samochód, wsiadłem z przodu na miejsce pasażera, zapinając naturalnie pasy. nie ufałem umiejętnością blondyna. Ostatnio prawie nas zabił podczas ucieczki przed radiowozem.
- Tylko tym razem nie wpakuj nas w kłopoty - mruknąłem, kładąc w poprawnej pozycji dłonie na kolanach i wyprostowany kontrolowałem samemu jak Pan piekieł wycofuje, aby zaraz ruszyć do przodu w stronę wyjazdu na zewnątrz. Momentalnie uderzyło w nas jasne światło poranka, które przebijało się między wysokimi wieżowcami. Ten piękny widok zabrał m idech w piersi. Ludzki światł potrafił być momentami oszałamiająco piękny. Całkiem inny od niebios.
Morningstar całą drogę milczał. Nie miałem na co narzekać, Ciesząc się ciszą i widokami, czułęm jak zaczynam się relaksować. Z zainteresowaniem zerkałem gdzie parkujemy i zamrugałem lekko zaskoczony na Lucasa.
- Oczywiście, że idę. Jeszcze coś zepsujesz - dodałem, wychodząc o wiele później z samochodu i przechodząc na stronę kierowcy, musnąłem palcem po rysie, która zaczęła znikać. Starałem się zrobić to jak najbardziej po kryjomu. Dlaczego ostatecznie skusiło mnie to? Z jakiegoś powodu czułem, że Lucas... nie jest taki zły. Śledząc jego kroki, poczułem pewnego rodzaju ścisk w żołądku. Mdłości coraz mocniej mnie chwytały i nie rozumiałem dlaczego, dopóki niezauważyłem Gabriela. Moje schowane skrzydła nastroszyły się jakby zobaczyły potwora. Anioł, utożsamienie kary i śmierci, a jednocześnie miłodzierdzia oraz wojownika Bożego. Niewiele aniołó miało odwagę do niego przemawiać. Każdy znał swoje miejsce w szeregu, a jego piękno onieśmielało nie jedną osobę. Przełknąłem gulę, dopiero po dłuższym czasie orientując się, że coś do mnie powiedziano. Skinąłem głowę na przywitanie, podchodząc bliżej, bo jednak dziwne to by wyglądało, przekrzykując się wiadomościami.
- Powiedzmy, że nie zostałem doinformowany - odpowiedziałem wymijająco, choć nie mogłem przed nim skłamać. Zerknąłem kątem oka na Lucasa, posyłającm u pyające spojrzenie. Czemu właściwie zadaje się on z aniołami? Miałem kilka pytań, ale nie chciałem wczubiać swojego nosa w nie swoje sprawy.
- Zostawię was na osobności - wskazałem na pobliskie miejsce, gdzie bawiły się dzieci z psem i odszedłem, aby dać im chwilę na osobności. Co oni kombinowali? Czyżby chcieli zniszczyć niebo? A może chcą przekonać Lucasa aby wrócił do piekieł? Ciekawe... jak tam teraz jest.
Uniosłem jedną brew ku górze, gdy zaczął wizualizować mi poziom nudności. Miałem ochotę prychnąć, gdy wskazał swoją linię, a potem podskoczył nieco wyżej, kreśląc... ku mojemu zaskoczeniu Gabriela, a nie mnie! Czy ja naprawdę jestem aż tak nudny?! Nikt nigdy nie marudził na moje towarzystwo! Z pewnością Lucas znów próbuje mnie wytrącić z równowagi. Odnoszę wrażenie, że irytowanie mnie jest dla niego niezwykle satysfakcjonujące i pomału zamienia się w jego hobby.
- Nie zgodzę się z tym. Mamy wiele rozrywek u Góry - zacząłem dumnie z zadartym nosem, patrząc jak blondyn zaczyna myć dość szybko naczynia. - Chociażby zabawę w ganianego - ach to były cudowne wspomnienia. Często bawiliśmy się robiąc fikołki w powietrzu i akrobacje. Nie jeden dostał od tego zakwasów skrzydeł. Bardzo często też lubiłem obserwować ludzi. To było takie moje małe hobby. Sprzątanie po małych aniołach również... nie, to była praca. Ach, czyżbym faktycznie był nudny?
- Wolę nie wiedzieź co uważasz za ciekawsze rzeczy - westchnąłem, czując jak wszelakie siły witalne opuszczają moje ciało. Cały czas zastanawiałem się, czy złożenie z demonem kontraktu było czymś dobrym, ale ojciec nie był wściekły. Nie czułem od niego niczego odrzucającego mój byt, więc wciąż liczyłem, że dane mi będzie wrócenie do domu.
- C-czekaj - z lekkim napuszeniem ruszyłem w podskokach do swoich butów, ubierając je, a jednocześnie wychodząc z mieszkania. - Jak zwykle nie zaczekasz - mruknąłem z pretensjami w głosie, posyłając niezadowolone spojrzenie w jego plecy, gdy szedł już wąskim korytarzem. Doprawdy... nie mam sił do tego potwora. Chwilę później znaleźliśmy się przy aucie. Zerknąłem jak przypatruje się białej rysie na samochodzie i aż szkoda mi było Lucasa, ale zasłużył sobie. Okrążając samochód, wsiadłem z przodu na miejsce pasażera, zapinając naturalnie pasy. nie ufałem umiejętnością blondyna. Ostatnio prawie nas zabił podczas ucieczki przed radiowozem.
- Tylko tym razem nie wpakuj nas w kłopoty - mruknąłem, kładąc w poprawnej pozycji dłonie na kolanach i wyprostowany kontrolowałem samemu jak Pan piekieł wycofuje, aby zaraz ruszyć do przodu w stronę wyjazdu na zewnątrz. Momentalnie uderzyło w nas jasne światło poranka, które przebijało się między wysokimi wieżowcami. Ten piękny widok zabrał m idech w piersi. Ludzki światł potrafił być momentami oszałamiająco piękny. Całkiem inny od niebios.
Morningstar całą drogę milczał. Nie miałem na co narzekać, Ciesząc się ciszą i widokami, czułęm jak zaczynam się relaksować. Z zainteresowaniem zerkałem gdzie parkujemy i zamrugałem lekko zaskoczony na Lucasa.
- Oczywiście, że idę. Jeszcze coś zepsujesz - dodałem, wychodząc o wiele później z samochodu i przechodząc na stronę kierowcy, musnąłem palcem po rysie, która zaczęła znikać. Starałem się zrobić to jak najbardziej po kryjomu. Dlaczego ostatecznie skusiło mnie to? Z jakiegoś powodu czułem, że Lucas... nie jest taki zły. Śledząc jego kroki, poczułem pewnego rodzaju ścisk w żołądku. Mdłości coraz mocniej mnie chwytały i nie rozumiałem dlaczego, dopóki niezauważyłem Gabriela. Moje schowane skrzydła nastroszyły się jakby zobaczyły potwora. Anioł, utożsamienie kary i śmierci, a jednocześnie miłodzierdzia oraz wojownika Bożego. Niewiele aniołó miało odwagę do niego przemawiać. Każdy znał swoje miejsce w szeregu, a jego piękno onieśmielało nie jedną osobę. Przełknąłem gulę, dopiero po dłuższym czasie orientując się, że coś do mnie powiedziano. Skinąłem głowę na przywitanie, podchodząc bliżej, bo jednak dziwne to by wyglądało, przekrzykując się wiadomościami.
- Powiedzmy, że nie zostałem doinformowany - odpowiedziałem wymijająco, choć nie mogłem przed nim skłamać. Zerknąłem kątem oka na Lucasa, posyłającm u pyające spojrzenie. Czemu właściwie zadaje się on z aniołami? Miałem kilka pytań, ale nie chciałem wczubiać swojego nosa w nie swoje sprawy.
- Zostawię was na osobności - wskazałem na pobliskie miejsce, gdzie bawiły się dzieci z psem i odszedłem, aby dać im chwilę na osobności. Co oni kombinowali? Czyżby chcieli zniszczyć niebo? A może chcą przekonać Lucasa aby wrócił do piekieł? Ciekawe... jak tam teraz jest.
linuxa
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Musiałem zmusić się do tego, aby nie uśmiechnąć się na samo wspomnienie wyrazu twarzy Jakobe, gdy zauważyłem, że był niezwykle nudnym osobnikiem. A czego on się właściwie spodziewał? Anioły były przecież takie przewidywalne, nie miały w sobie ani odrobinę szaleństwa i chęci zabawienia się w jakikolwiek sposób. To było wręcz smutne, że w Niebie za największe rozrywki uznawano poezję, muzykę i inne dyrdymały, które potrafiły zanudzić wręcz na śmierć. Gdyby tylko spróbowali zabawić się tak jak my… Z całą pewnością zmieniliby zdanie co do bardzo dużej ilości rzeczy.
A Gabriel był kwintesencją nudy – idealny od koniuszka głowy po czubki butów, nieskazitelny i piękny jednocześnie. Jego jasne oczy taksowały mnie z nieprzeniknioną powagą – czasem zastanawiałem się co dokładnie dzieje się pod tym marmurowym wyrazem twarzy, jakie myśli krążą po tej głowie, co dokładnie chce osiągnąć spotykając się ze mną. Bo nie było to pierwsze spotkanie – oj nie. Odkąd zjawiłem się na Ziemi, Gab urządzał mi pogadanki, szalenie długie i nudne pogadanki na temat mojego zachowania, obowiązków i tego, że nie powinienem szwędać się po miejscu, do którego nie należę i nigdy nie należałem.
Westchnąłem w duchu cierpiętniczo, kątem oka odprowadzając mojego stróża i oddając się rozmowie.
-Zastanowiłeś się już nad tym, co ostatnio mówiłem? – spytał, choć wciąż posyłał Jakobe krótkie, urywane spojrzenia, jakby zastanawiając się, kim właściwie był i dlaczego przyjechał razem ze mną. Oh. Czyli o sobie nie wiedzieli, prawda? Aż poczułem iskierki ekscytacji w koniuszkach piór, bo to znaczyło, że Ojciec nie dzielił się swoimi planami nawet ze swoimi najbliższymi sługami.
-Owszem i wciąż utrzymuję się przy moim przekonaniu. Radzą sobie bardzo dobrze tam na dole i wcale mnie nie potrzebują. Mogę zostać na moim urlopie jeszcze trochę. – odpowiedziałem, uśmiechając się rozbrajająco, na co jasne brwi mojego rozmówcy rozmówcy groźnie się zmarszczyły. Ach uwielbiałem być taki bezczelny i tak bezgranicznie doprowadzać go do takich reakcji. Wciąż w głębi siebie traktowałem go trochę jak swojego brata, którym niegdyś przecież był. My, Archaniołowie (cóż, ja jestem ex-Archaniołem), byliśmy jednymi z pierwszych sługów Ojca i już od pierwszej chwili istnienia, czułem że po prostu uwielbiam irytować Gabriela i wystawiać jego cierpliwość na próbę. Nawet teraz, gdy staliśmy po przeciwległych stronach barykady.
Gabriel westchnął ciężko, pocierając palcami skronie, jakby chciał rozmasować ból głowy. To znaczyło, że byłem bliski osiągnięcia swojego celu.
-Sęk w tym, że nie możesz. Nie należysz do tego świata, zatruwasz go swoją obecnością. Ojciec nie jest z tego powodu zadowolony i ja też nie. – odpowiedział, kręcąc głową, na co wywróciłem oczami. I znów, Ojciec, Ojciec, Ojciec. Jak katarynka albo zepsuta, zapętlona płyta.
-Pozwól, że sam zdecyduję co jest dobre a co nie. W końcu od tego po części jestem, prawda? – powiedziałem, odwracając się na pięcie i wciskając na nos okulary przeciwsłoneczne.
-Pozdrów Michała, jak będziesz wracał. – rzuciłem przez ramię jeszcze na odchodne i skierowałem się w stronę, gdzie znajdował się Jakobe. W głowie wciąż dzwoniły mi słowa „Zatruwasz Ziemię swoją obecnością”. Czy to była prawda? Czy faktycznie przez moją obecność tutaj, coś się zmieniło, uległo jakiemuś przekształceniu? Czy ludzie stawali się przeze mnie źli, czy może tylko pomogłem im wyzwolić coś, co od początku głęboko w nich siedziało?
-Wybacz, że musiałeś czekać. – uśmiechnąłem się do Jakobe, beztrosko, zupełnie jakby nasza rozmowa z Gabrielem w ogóle się nie odbyła.
-Skoro już tu jesteśmy, może wybierzmy się na kawę. – zaproponowałem, uznając, że mam ochotę na coś słodkiego i bardzo kalorycznego, przyprawionego kolejną już tego dnia filiżanką mocnej kawy. Ot, by dodać sobie energii i umilić czas, zmarnowany na bezsensowną rozmowę w parku.
-Znacie się z Gabrielem? Bardzo go zainteresowałeś. – mruknąłem, niby od niechcenia, rzeczywiście będąc szalenie ciekaw odpowiedzi na to pytanie.
A Gabriel był kwintesencją nudy – idealny od koniuszka głowy po czubki butów, nieskazitelny i piękny jednocześnie. Jego jasne oczy taksowały mnie z nieprzeniknioną powagą – czasem zastanawiałem się co dokładnie dzieje się pod tym marmurowym wyrazem twarzy, jakie myśli krążą po tej głowie, co dokładnie chce osiągnąć spotykając się ze mną. Bo nie było to pierwsze spotkanie – oj nie. Odkąd zjawiłem się na Ziemi, Gab urządzał mi pogadanki, szalenie długie i nudne pogadanki na temat mojego zachowania, obowiązków i tego, że nie powinienem szwędać się po miejscu, do którego nie należę i nigdy nie należałem.
Westchnąłem w duchu cierpiętniczo, kątem oka odprowadzając mojego stróża i oddając się rozmowie.
-Zastanowiłeś się już nad tym, co ostatnio mówiłem? – spytał, choć wciąż posyłał Jakobe krótkie, urywane spojrzenia, jakby zastanawiając się, kim właściwie był i dlaczego przyjechał razem ze mną. Oh. Czyli o sobie nie wiedzieli, prawda? Aż poczułem iskierki ekscytacji w koniuszkach piór, bo to znaczyło, że Ojciec nie dzielił się swoimi planami nawet ze swoimi najbliższymi sługami.
-Owszem i wciąż utrzymuję się przy moim przekonaniu. Radzą sobie bardzo dobrze tam na dole i wcale mnie nie potrzebują. Mogę zostać na moim urlopie jeszcze trochę. – odpowiedziałem, uśmiechając się rozbrajająco, na co jasne brwi mojego rozmówcy rozmówcy groźnie się zmarszczyły. Ach uwielbiałem być taki bezczelny i tak bezgranicznie doprowadzać go do takich reakcji. Wciąż w głębi siebie traktowałem go trochę jak swojego brata, którym niegdyś przecież był. My, Archaniołowie (cóż, ja jestem ex-Archaniołem), byliśmy jednymi z pierwszych sługów Ojca i już od pierwszej chwili istnienia, czułem że po prostu uwielbiam irytować Gabriela i wystawiać jego cierpliwość na próbę. Nawet teraz, gdy staliśmy po przeciwległych stronach barykady.
Gabriel westchnął ciężko, pocierając palcami skronie, jakby chciał rozmasować ból głowy. To znaczyło, że byłem bliski osiągnięcia swojego celu.
-Sęk w tym, że nie możesz. Nie należysz do tego świata, zatruwasz go swoją obecnością. Ojciec nie jest z tego powodu zadowolony i ja też nie. – odpowiedział, kręcąc głową, na co wywróciłem oczami. I znów, Ojciec, Ojciec, Ojciec. Jak katarynka albo zepsuta, zapętlona płyta.
-Pozwól, że sam zdecyduję co jest dobre a co nie. W końcu od tego po części jestem, prawda? – powiedziałem, odwracając się na pięcie i wciskając na nos okulary przeciwsłoneczne.
-Pozdrów Michała, jak będziesz wracał. – rzuciłem przez ramię jeszcze na odchodne i skierowałem się w stronę, gdzie znajdował się Jakobe. W głowie wciąż dzwoniły mi słowa „Zatruwasz Ziemię swoją obecnością”. Czy to była prawda? Czy faktycznie przez moją obecność tutaj, coś się zmieniło, uległo jakiemuś przekształceniu? Czy ludzie stawali się przeze mnie źli, czy może tylko pomogłem im wyzwolić coś, co od początku głęboko w nich siedziało?
-Wybacz, że musiałeś czekać. – uśmiechnąłem się do Jakobe, beztrosko, zupełnie jakby nasza rozmowa z Gabrielem w ogóle się nie odbyła.
-Skoro już tu jesteśmy, może wybierzmy się na kawę. – zaproponowałem, uznając, że mam ochotę na coś słodkiego i bardzo kalorycznego, przyprawionego kolejną już tego dnia filiżanką mocnej kawy. Ot, by dodać sobie energii i umilić czas, zmarnowany na bezsensowną rozmowę w parku.
-Znacie się z Gabrielem? Bardzo go zainteresowałeś. – mruknąłem, niby od niechcenia, rzeczywiście będąc szalenie ciekaw odpowiedzi na to pytanie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Z uśmiechem na ustach patrzyłem jak beztrosko bawią się dzieci, ganiając siebie wokół fontanny i kopiąc do siebie piłkę, która nagle wpadła do wody. Dziewczynka wdrapała się na marmurowy podest, a ja z panika podbiegłęm bliżej, łapiąc ją pod pachami i unosząc nim ta wlazła do wody.
- Nie wolno tak. Poczekaj, zaraz ją dla ciebie wyciągnę - powiedziałęm, odstawiając małą i z westchnięciem wstałem na wzniesienie, zastanawiając jak właściwie powinienem to zrobić? Piłka płynęła coraz głębiej w stronę wystrzału strumienia. Niechetnie uklęknąłem, wyciągając w jej stornę rękę, ale cały czas brakowało kilku centymetrów.
- Niech pan weźmie to - chłopak podał mi kawałek gałęzi, więc skorzystałem z niej, ostatecznie dosięgając ich zabawki. Oddałem zgubę w ich malutkie rączki, czując neizwykłą satysfakcję z dobrego uczynku. Czułęm to przyjemne ciepło rozlewajace się po całym ciele. Zrobiłem coś dobrego. Tak jak na anioła przystało.
Podskoczyłem nie odrywając stóp od ziemi, kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu. Zerknąłem za siebie, dostrzegając zawadiacką minę Lucasa. Choć widoczny był tylko ten zarozumiały uśmieszek na twarzy, to mogłem sobie spokojnie wyobrazić ten zaciesz w kącikach oczu, które zakrywały okulary przeciwsłoneczne.
- Czy ty naprawdę musisz tak zachodzić człowieka? - spytałem z lekkim oburzeniem, poprawiając swoje ubranie i ostatni raz spojrzałem na bawiące się dzieciaki i ich matki pochłonięte rozmową na ławce obok. Ech, nawet nic niezauważyły. Smutne.
- Niech będzie, lepsze to niż gnicie w czterech ścianach - przyznałem, idąc obok prowadzącego nas w stronę kawiarni Lucasa. - Zdajesz się być kawoholikiem - dodałem, prychając lekko w rozbawieniu, dopóki nie usłyszałem jego pytania. Odruchowo lekko zesztywniałem, przypominając sobie zamglone wspomnienia, gdy widywałem w niebie postać Gabriela. Właściwie dziwił mnie fakt, że o to zapytał. Był ciekaw czegoś, co go właściwie nie tyczyło, a przecież diabeł był zakochany sam w sobie. Co za narcyz. Tak przynajmniej mi się zdawało.
- Ja? Niemożliwe. Jestem niższej rangi aniołem. Takie osobistości jak on nie zwracają na nas uwagi - roześmiałem się nerwowo, gdy mijaliśmy skrzyżowanie. To była prawda. Zwykli aniołowie prędzej uciekali im z drogi, podziwiali ich majestat z boku. Choć bywały sytuacje, kiedy jeden z nich rozmawiał z zwykłymi stróżami, to nadal były to tylko wymiany słów. Zaś ja... bałem się zawsze Gabriela. Był zbyt idealny jak na moje gusta, przez co nie uważałem, że mógłym stać nawet blisko niego. Więc skąd niby ta ciekawość? Nie, musiało mu się to wydawać.
- Ale chwila moment, czyżbyś był zazdrosny o swojego anioła stróża? - spytałem rozweselony, pochylając się do przodu, aby dojrzeć spojrzenie Lucasa spod okularów. - Nie martw się, nie przeniosę się na kogoś innego dopóki sam Pan mi tego nie powie - to było dość zabawne. Zazdrosny władca piekieł. Ach, chciałbym to kiedyś widzieć, ale wiem, że to niemożliwe. Ciekawe, czy on kiedykolwiek widział kogoś poza swoim własnym czubkiem nosa.
- Nie wolno tak. Poczekaj, zaraz ją dla ciebie wyciągnę - powiedziałęm, odstawiając małą i z westchnięciem wstałem na wzniesienie, zastanawiając jak właściwie powinienem to zrobić? Piłka płynęła coraz głębiej w stronę wystrzału strumienia. Niechetnie uklęknąłem, wyciągając w jej stornę rękę, ale cały czas brakowało kilku centymetrów.
- Niech pan weźmie to - chłopak podał mi kawałek gałęzi, więc skorzystałem z niej, ostatecznie dosięgając ich zabawki. Oddałem zgubę w ich malutkie rączki, czując neizwykłą satysfakcję z dobrego uczynku. Czułęm to przyjemne ciepło rozlewajace się po całym ciele. Zrobiłem coś dobrego. Tak jak na anioła przystało.
Podskoczyłem nie odrywając stóp od ziemi, kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu. Zerknąłem za siebie, dostrzegając zawadiacką minę Lucasa. Choć widoczny był tylko ten zarozumiały uśmieszek na twarzy, to mogłem sobie spokojnie wyobrazić ten zaciesz w kącikach oczu, które zakrywały okulary przeciwsłoneczne.
- Czy ty naprawdę musisz tak zachodzić człowieka? - spytałem z lekkim oburzeniem, poprawiając swoje ubranie i ostatni raz spojrzałem na bawiące się dzieciaki i ich matki pochłonięte rozmową na ławce obok. Ech, nawet nic niezauważyły. Smutne.
- Niech będzie, lepsze to niż gnicie w czterech ścianach - przyznałem, idąc obok prowadzącego nas w stronę kawiarni Lucasa. - Zdajesz się być kawoholikiem - dodałem, prychając lekko w rozbawieniu, dopóki nie usłyszałem jego pytania. Odruchowo lekko zesztywniałem, przypominając sobie zamglone wspomnienia, gdy widywałem w niebie postać Gabriela. Właściwie dziwił mnie fakt, że o to zapytał. Był ciekaw czegoś, co go właściwie nie tyczyło, a przecież diabeł był zakochany sam w sobie. Co za narcyz. Tak przynajmniej mi się zdawało.
- Ja? Niemożliwe. Jestem niższej rangi aniołem. Takie osobistości jak on nie zwracają na nas uwagi - roześmiałem się nerwowo, gdy mijaliśmy skrzyżowanie. To była prawda. Zwykli aniołowie prędzej uciekali im z drogi, podziwiali ich majestat z boku. Choć bywały sytuacje, kiedy jeden z nich rozmawiał z zwykłymi stróżami, to nadal były to tylko wymiany słów. Zaś ja... bałem się zawsze Gabriela. Był zbyt idealny jak na moje gusta, przez co nie uważałem, że mógłym stać nawet blisko niego. Więc skąd niby ta ciekawość? Nie, musiało mu się to wydawać.
- Ale chwila moment, czyżbyś był zazdrosny o swojego anioła stróża? - spytałem rozweselony, pochylając się do przodu, aby dojrzeć spojrzenie Lucasa spod okularów. - Nie martw się, nie przeniosę się na kogoś innego dopóki sam Pan mi tego nie powie - to było dość zabawne. Zazdrosny władca piekieł. Ach, chciałbym to kiedyś widzieć, ale wiem, że to niemożliwe. Ciekawe, czy on kiedykolwiek widział kogoś poza swoim własnym czubkiem nosa.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach