Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
Twilight tensionDzisiaj o 06:53 pmCarandian
A New Beginning Dzisiaj o 04:23 amYulli
From today you're my toyWczoraj o 08:08 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 07:47 pmYoshina
Agathokakological15/09/24, 10:36 pmAgathokakological
W Krwawym Blasku Gwiazd15/09/24, 10:30 pmHummany
Alteros15/09/24, 07:03 pmYoshina
Triton and the Wizard15/09/24, 06:53 pmYoshina
incorrect love15/09/24, 10:00 amKurokocchin
Wrzesień 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30      

Calendar

Top posting users this week
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
2 Posty - 25%
1 Pisanie - 13%
1 Pisanie - 13%

Go down
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Bogowie, Kubki i Mały Problem {18/08/21, 03:12 pm}

Pomysłodawcą i pierwotnym twórcą jest Hummany
Bogowie, Kubki i Mały Problem  A2ec4a3edc4046c5a434e4fcbcc59c57

Link do początku historii i kart postaci

Wskrzeszona historia dość interesujących bogów powraca!
Na placu boju pozostały jednak tylko dwie osoby...
Z tego powodu pomijamy ostatnie dziesięć postów ze starej wersji i cofamy się do czasu sprzed podróży. Co takiego stanie się jeszcze w Egipcie i w jaką stronę pchnie to bohaterów?

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
*Hummany jako Alexander Asynja

KP Alexa:


Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46
* Raf110 jako Asita Budde


KP Asity:


Ostatnio zmieniony przez Raf dnia 22/08/21, 03:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {19/08/21, 01:33 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Mdliło go gorzej niż po zakrapianej imprezie bez jedzenia.  Siedział dłuższą chwilę usilnie próbując dojść do siebie. Trzewia przewracały się jak statek na wzburzonych falach, co jakiś czas robiąc fikołki w obie strony. Czuł nawet lekki, czarny dymek usilnie próbujący wyrwać się przez usta. Przełknął dzielnie ślinę powstrzymując okropne uczucie i podniósł sczerniałe oczy na rudowłose bóstwo posyłając mu delikatny, wesoły uśmiech.  Zupełnie, jakby chciał zapewnić, że nie ma powodów by o cokolwiek się martwić, a on sam ma wszystko pod kontrolą.
Nie była to może prawda absolutna, aczkolwiek robił wszystko by taką się właśnie stała. Minęła chwila i mógł spokojnie ocenić sytuację z grasującym bytem.  Pewne było, że przez brak kielichów czuł jak jego moce tracą znacząco na stabilności. Ponadto energia jaką zmuszony był włożyć w wykonanie prostych zaklęć, czy znaków  kilkukrotnie przekraczała stan sprzed kradzieży. Zagłębiony w przemyśleniach i uspokajaniu sytuacji żołądkowej  skinieniem podziękował za wodę biorąc spory łyk.
Szczęśliwie wszystko dzisiaj się ułożyło, nie mógł jednak zagwarantować braku kolejnych wpadek. Mało prawdopodobne, by udało im się w pełni zregenerować przed kolejnym niebezpieczeństwem podobnym do tego z biblioteki, a już teraz nic nie było tak proste jak powinno. Minęła kolejna niemal uzdrawiająca myśli chwila na kanapie. Wracając powoli do dyspozycyjności zdyscyplinował się w duchu zmuszając do chłodnego podejścia. Nie mógł pozwolić sobie w tym momencie na słabości, zwłaszcza z niespokojnym mrokiem wewnątrz. Dawno temu obiecał, że nie da zakopać się pod płaszczykiem stereotypów boskiego patronatu, a złamanie słowa byłoby równoznaczne z przegraną wobec własnego ego.
- Dzięki, w jakiś sposób to pomaga... Choć serio wolałbym kebab na kolację zamiast TEGO - był szczerze wdzięczny za wyrozumiałość i poczucie humoru jakimi obdarzył go w trudnej dość chwili Alex. Uśmiech ciemnoskórego się pogłębił przedłużając sekundy w których wzrok utkwiony miał w ognistej czuprynie, a gdy reszta zaczęła się w końcu powoli ogarniać sam podniósł się nieśpiesznie z miejsca. Gienia widząc ruch swojego właściciela natychmiast drgnęła nie chcąc opuszczać bóstwa nawet na krok.
Wpadając jeszcze na nowego chłopaka podziękował za mały prezent chcąc dodatkowo wyjaśnić, że ma swoje. Ten jednak tak szybko jak się pojawił tak się zmył. Niechętnie, jednak rozmowę musiał przełożyć na następny dzień.
Kątem oka rzucił jeszcze ukradkowe spojrzenie na blondyna uczepionego Alexa i poszedł bez większych wyjaśnień spakować swoje duperele porozkładane po pokoju.  Zajęło to raptem kilka minut, ot bielizna, ręcznik i dwie koszulki na krzyż. Podciągając swoją torbę pod drzwi, by być "gotowym do wyjścia", wrócił do salonu zajmując swoje poprzednie miejsce.
Teraz czuł się znacznie lepiej, na tyle że nawet przemógł się do zjedzenia niewielkiej ilości warzyw podczas wlepiania bezmyślnie wzroku w ekran telewizora.
Film jaki leciał nie był szczególnie wciągający, powoli sprawiając że zaczynał przysypiać. Dopiero głos nordyckiego boga zmusił go do otworzenia szerzej oczu.
- Zamiast hotelu lepszym rozwiązaniem byłby nocleg u mnie. Przynajmniej będę mógł poręczyć za dostęp do bieżącej wody i brak robactwa... Ten region raczej nie jest zbyt bogatym i rozwiniętym miejscem - rzucił nie owijając w bawełnę . Doskonale znał te rejony. Wychował się w nich, uczył. Rosnąca nędza, przestępczość, dzikie zwierzęta, a na dokładkę częsty brak jedzenia i wody, a to tylko wierzchołek problemów nękających dach Afryki.
Kiedy pomysł Asity został przyjęty pozytywnie nie zostało nic innego jak w najbliższym czasie skierować się do łóżka.  Nie mając już siły więcej siedzieć ziewnął zakrywając usta dłonią i rzucając jeszcze siedzącym " Dobrej nocy!" padł niczym kawka na miękki materac w sypialni.
Umysł szybko pochłonęła najgłębsza ciemność. We śnie dryfował w nicości tak głębokiej i nieprzeniknionej, że wydawała się momentami gęsta jak woda. Po chwili zaczął spadać  przez chmury coraz niżej i niżej, gdy z krzykiem miał już uderzyć w ziemię sceneria nagle się zmieniła wypełniona przez palące niemal złote światło dookoła białej, zwiewnej tkaniny.
Materiał opadał i opadał, jakby ktoś rozwijał go z ogromnej rolki. Ponownie pojawił się mrok pełznący po podłodze w zastraszającym tempie. Światło wypełniło teraz całą wizję , by za chwile ponownie przygasnąć. Chłodny dreszcz przebiegł po kręgosłupie chłopaka. Stał na środku pokoju. Pomieszczenie było jasne, nie miało jednak okien, a promienie słońca wwiercały się po prostu przez ściany. Najdramatyczniejszym widokiem była wszechobecna krew sięgająca niemal po kostki i kawałki organów wiszące z różnych miejsc. Ostry metaliczny zapach wdarł się niezapowiedzianie w nozdrza bóstwa w pierwszych sekundach powodując paniczny skręt żołądka.
Przełykając gęstą ślinę Asita niepewnie zrobił krok do przodu zupełnie nie rozumiejąc co się dookoła niego dzieje. Pokój zaczął się powoli kurczyć podnosząc tym samym poziom płynu ustrojowego wewnątrz i zapadać w różnych, niejednoznacznych kierunkach; nadeszła kolejna gęsta mrożąca skórę ciemność...
Ponownie wizja się rozjaśniła ukazując ten sam pokój. Krew do tej pory przestygła, stała się jakby gęstsza i lekko brązowa, a smród jedynie się nasilił. Tym razem pojawił się dodatkowy szczegół, ze ścian niczym pasożyty zaczęły wyrastać krzewy liści laurowych z chwili na chwilę mocniej porastając pokój. Kiedy wypełniły go w całości na tyle, że sam czarnowłosy musiał przytulić się do najbliższej ściany podłoga po prostu pękła zrzucając go w dół. Gdy przemógł ostry podmuch powietrza zauważył, że nie spada sam. Dookoła niego leciało mnóstwo białych, kremowych i czerwonych tunik w różnych wielkościach. Podróż na dół skończyła się szybciej niż zaczęła, a on z impetem wyrywającym krzyk bólu z płuc uderzył o dno ogromnego kotła. Słyszał czyjś głos, chyba kobiety i mężczyzny. Wszystko było jednak niewyraźne jak na zaśnieżonym telewizorze. Ogromny huk, a potem jego maleńkie w stosunku do otoczenia ciało zostało dosłownie zewsząd zalane płynnym metalem. Po chwilach niewypowiedzianego cierpienia przebił się do niego tylko śmiech nieznanych mu person, a następnie bolesna cisza.
Obudził się zlany potem nerwowo rozglądając po pomieszczeniu. Nic nie widział, dlatego zapalił lampkę nocną obok siebie. Wszystko wydawało się na swoim miejscu. Dotknął czoła ścierając z niego krople nagromadzonego potu. Zaniepokoił go dopiero widok Genowefy chodzącej po pokoju, nastroszonej jakby spotkała najgorszego wroga. Ruchy kocicy były sprężyste i pełne gracji, choć widocznie nerwowe.
- Co się stało piękna? - zapytał się wyciągając do stworzenia rękę, ta jednak zamiast podejść odbiła się od pustego łóżka i wyskoczyła z procy do sąsiedniej sypialni.
- Nie, Gien nie wolno bo pobudzisz resztę!- skarcił idąc za nią z chęcią powstrzymania jej wybryków.
To co zobaczył, było jednak bardziej niepokojące niż jakakolwiek  krew. Sypialnia Pomira, nowego i Samuela była kompletnie pusta. Bez zastanowienia cofnął się do salonu. Tam też nikogo nie było.
- Wyszli?- zapytał sam siebie z gromadzącym się niepokojem w sercu podchodząc do drzwi wyjściowych. Były zamknięte od środka z wsadzonym kluczem.
Nie interesując się tym, czy zrobi hałas, wrócił do wcześniejszej lokacji z zimnym potem na plecach i drętwiejącymi z nerwów palcami podrywając do góry wszystkie trzy prześcieradła. Przecież czwórka z nich już wcześniej zginęła!
Najgorsze obawy jakie miał spełniły się. Oprócz kołder i poduszek na każdym łóżku leżała niewielka kupka popiołu.  unosząc częściowo wraz z gwałtownym ruchem. Chłopak dotknął nerwowo swojej twarzy niemal sprawdzając, czy on sam żyje. Pokiwał w dramatycznej ciszy nerwowo głową wyrywając tym razem do swojej sypialni szybciej niż samo jego duchowe stworzenie.
Nie chciał nawet myśleć o tym, że mógł zostać sam.  Mimo, iż widział wcześniej puste łóżko nieopodal swojego, nie chciał przyjąć tak czarnych myśli do swojej wiadomości.
- Alex!!!- wyrwało mu się pierwsze co miał w sercu z gardła prawie zrozpaczonym tonem modląc się, by tym co mu odpowie nie była głucha, wymowna cisza.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {20/08/21, 02:55 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Spokojny wieczór przyniósł mimo wszystko ulgę. Chociaż nie mógł podsumować tego dnia jako bezkompromisowe zwycięstwo, posunęli się o drobny krok do przodu. Cieszyło go to chociaż zaczynał zauważać czekające ich coraz więcej problemów. Ostatecznie bowiem jedynym zagrożeniem na jakie byli narażeni nie były tylko skradzione kielichy, a efekt jaki za sobą niosły. Na przykładzie Asity wychodziło na to, że musieli spodziewać się utraty kontroli kolejno u każdego. Tego albo przedobrzenia w którymś momencie starcia jak w jego przypadku. Nie mógł sobie na to pozwolić i o ile reszta nie była tego świadoma, musiał ich dodatkowo oświecić jakie miał obserwacje. Ale to wszystko jutro. Dzisiaj bolało go całe ciało, bolała go głowa. Był zmęczony, poobijany i nic się w nim tak szybko nie regenerowało jakby tego pragnął. Dlatego gdy tylko padł do łóżka, tym razem wreszcie swojego, a w pokoju zapanowała cisza, odpłynął momentalnie.
       Sen jednak nie przyniósł wyczekiwanej przez niego ulgi.
       Stanął w ciemnym pomieszczeniu do którego wpadały snopy światła w miarowych odstępach, jakby te przebijały się przez łopaty wiatraka. Zmrużył oczy zastanawiając się gdzie jest, rozejrzał się dookoła po czym postanowił zrobić krok. Coś chwyciło jego nogę i pociągnęło go w dół. To koniec. Wychrypiał głos tuż do jego ucha, a gdy odwrócił głowę dostrzegł twarz jednego z Nordyckich Bogów, w połowie obdartą ze skóry. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, zaczął się szarpać żeby wstać, biec, uciec. Rąk nagle pojawiło się więcej, zaczął dostrzegać znajome twarze. Całą rodzinę. Wszystko zniszczone. Ponowny zachrypnięty głos i silne szarpnięcie w dół, zaczął spadać. Wtedy też zapanowała bezkresna jasność, dziewczęcy chichot i muśnięcia delikatnego, białego materiału na szyi, zaczął się uspokajać. Przenikliwe niebieskie oczy kusząco na niego mrugające po czym materiał zacisnął się na jego szyi wywołując znowu panikę. W próbie nabrania powietrza otworzył szeroko usta do których wartkim strumykiem wlało się płynne złoto paląc go od środka. Gdy spadł na ziemię zastygł w miejscu niczym utrwalony posąg w pięknym ogrodzie wypełnionymi krzakami laurowymi. Jego rozgrzaną twarz muskał delikatny ciepły wiatr który niósł za sobą agonalne krzyki tysięcy głosów. Jakby za ścianą zieleni właśnie zgładzono wielkie miasto. Zrobiło się mu słabo, świat zaczął pulsować, niebieskie niebo po którym płynęły leniwe obłoki zaczęło się zbliżać i oddalać. Kolana nie wytrzymały i poleciał do tyłu. Zamiast jednak uderzyć w miękką trawę wpadł na ostrą skałę po której zaraz popłynęła jego krew. Zrobiło się duszno, koło niego buchnął płomień z pieca. Słyszał kobiecy chichot i pomruki mężczyzny. Wreszcie się udało! usłyszał radosny okrzyk zniszczyliśmy wszystkich!. Jego serce przyspieszyło, chciał ruszyć ręką ale tylko usłyszał krzyki błagające go o pomoc, wykrzykujące z prośbą jego imię. – Poczekajcie. – Spróbował się podnieść, pomóc, rozpoznawał głosy nowo poznanych bogów cierpiące w mękach.
       Zanim się obudził dostrzegł jeszcze ciemne kontury postaci, kuźnię i kielich powoli zmieniający się w płyn w wielkim dzbanuszku. Rozejrzał się, ktoś na niego spojrzał, a oczy te były przesiąknięte mocą po czym nagle wyrwany ze snu spadł z łóżka.
       Zdyszany, spocony, z przyklejonymi włosami do czoła nadal słyszał krzyki jakby był świadkiem kresu wielu istnień. Spróbował wstać. W głowie mu pulsowało, szukał ręką Kaia który powinien spać obok niego ale jego dłoń trafiła na coś o teksturze pyłku z kredy. Podniósł się lekko i z zamglonym spojrzeniem przyglądał się jak szarawy pył rozcierają jego palce. Zamrugał zdziwiony po czym jego i tak skopane wnętrzności wywinęły się. Uniósł się wyżej, Asity też nie było. Był w pokoju całkowicie sam. Kolana miał jak z waty, pierwsza próba podniesienia się spełzła na niczym, jedynie lekko się zatoczył wyłaniając spomiędzy łóżek. Ponownie usłyszał swoje imię, ponownie tak rozpaczliwym tonem jak w trakcie snu.
       - Tutaj. – Wychrypiał przez suchość w gardle po czym podniósł spojrzenie od stóp stojącej przed nim postaci po ciepłe, jasne spojrzenie. A jednak Asita. Klapnął na tyłek próbując się ogarnąć, zebrać siły przez zalewającą go ulgę. Czuł się jakby morzyła go gorączka i przez swój brak szybkiej reakcji zaraz został złapany w silne ramiona. Oparł się niemrawo policzkiem o jego ramię po czym zaczął go dotykać. Plecy, ramiona, kark. Wplótł ręce we włosy po czym przycisnął go do siebie jakby go pocieszał.
       - Wszyscy zniknęli… – Wyszeptał przyglądając się drugiej stronie pokoju po której hulała cisza i delikatna bryza. – Nic mi nie jest, trochę słabo. – Zapewnił nieco bojąc się od niego oderwać, przerażony wręcz myślą, że zaraz może ujrzeć go w tym samym stanie co postaci jeszcze w trakcie snu. Szczęśliwie zwróciła się do niego twarz wykrzywiona rozpaczą i przerażeniem każąca tylko się mocniej przytulić. Zrobił to z chęcią rzucając mu ręce na ramiona i lekko drapiąc pomiędzy łopatkami.
       - Co się właśnie… Czemu żyjemy? – Mruknął mrużąc podejrzliwie oczy, nie wiedząc czy chce szukać odpowiedzi czy po prostu chce się upewnić, że obydwaj tu są. Najpewniej dlatego delikatnie się odsunął po czym jedna dłoń powędrowała przez jego pierś do policzka każąc jednocześnie zwrócić na niego oczy. Tym zaczął się intensywnie przyglądać wodząc kciukiem od kącika jego ust po kącik oka. Asita wyglądał podejrzewał, że dokładnie tak samo beznadziejnie co on. Blady, jakby targany chorobą. Jakby światło jego duszy znacząco przygasło, cień samego siebie chociaż w miarę jak brał spokojne i głębokie oddechy nieco to wrażenie mijało. Dlatego na wszelki wypadek wziął od niego ręce i obmacał sam siebie. Twarz cała, cycki na miejscu, obejrzał swoje dłonie po czym wrócił w jego ramiona.
       - Ok., jednak będę wymiotował. – Jękną zbierając się natychmiastowo z ziemi i migiem do łazienki. Treść żołądkowa nie wytrzymała próby czasu – może to przez obite żebra ale ostatecznie, zrobiło się mu nawet lepiej! Tylko musiał chwilkę poleżeć na kafelkach i się zastanowić. Chociaż każda kolejna myśl napawała go takim przerażeniem, że takie bezczynne leżenie nie sprawdzało się. Usiadł, spojrzał na Asitę i chociaż z całych sił próbował nie, zaczynał panikować.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {20/08/21, 06:58 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Drżał lekko czując kolejno przepływy zimna i gorąca przez ciało, nie wiedział czy to świat się kręci czy on. Z ulgą, jakby usłyszał chór tysiąca aniołów rzucił się do źródła dźwięku pomimo zawrotów i ogólnej dezorientacji. Złapał szybko rudowłosego w objęcia lekko zaciskając ramiona dookoła znacznie drobniejszego ciała. Ścisk w płucach sprawił, że oddech Asity wydawał się ciężki jak po wielogodzinnym biegu, a skóra świeciła się od potu.
- Na obu ojców i wszystkie żywioły ty żyjesz! Jesteś cały? - zaklął przykładając na krótką chwilę policzek do właściciela ognistej czupryny, który w tej krótkiej chwili stał się migoczącym światłem w ciemnym tunelu. Nie chcąc podduszać biednego Europejczyka podniósł głowę mimo to nadal się nie odsuwając. Pozwolił mu dowolnie błądzić rękoma po ciele powoli analizując dramatyczną sytuację w jakiej się znaleźli i wsłuchując się w swoje nerwowe bicie serca. Ciężko było nawet próbować się oszukać, że zadanie jakie otrzymali nie jest zagrożone!
- Tak, wiem... By-byłem w tamtej sypialni. Bałem się, że...Że nasza też jest pusta. Nawet nie wiesz jak dobrze słyszeć twój głos - lekko drżącą dłonią odkleił przyklejone pasmo mokrych włosów od policzka rudzika jednocześnie walcząc z załamującym się co chwila tonem .
Słysząc ciche pytanie sam nie wiedział jak odpowiedzieć. Pokręcił lekko głową z rezygnacją.
Czy ich sny miały tutaj jakieś znaczenie? Czy ich kielichy zniknęły jak reszty, a może żyją bo właśnie tylko ich nie zostały zniszczone... Tyle pytań, żadnej odpowiedzi.
Łapiąc wzrok niższego chłopaka ,mimo płonącemu w sercu rozgoryczeniu spowodowanemu ich bezsilnością, lekko podniósł kącik ust do góry jednocześnie kładąc dużą rękę na jego głowie i lekko pocierając miękkie, choć mokre pasma opuszkami.
- Mogę ci chociaż zagwarantować, że nie zniknąłem nawet jeśli czuję się paskudnie - żyję -  szepnął zabierając dłoń z miejsca gdzie spoczywała, podczas gdy Alex zaczął krótki przegląd samego siebie.
Wiedział, że robi dobrą minę do złej gry. Bolało go absolutnie wszystko, szepty w głowie były jak koncert metalowy, całe ciało wydawało się zrobione z ołowiu, mdliło go przez pochłonięcie zbyt dużej ilości złej energii i na zakończenie dnia sytuacja wcale nie pomagała mu zachować wewnętrznego spokoju. Gdyby nie fakt, że poza sobą miał tu jeszcze jedno bóstwo, które najpewniej cierpiało równie poważnie jak on - mógłby rozpaść się na kawałki.
Wszystkie kłębiące się uczucia zdusił w sercu, zmuszając  myśli do  spokoju - niczym niewzruszona, kamienna góra. Dla własnego ego, dla Alexa, dla każdego ze zmarłych i tych nadal żyjących. Nie mógł...NIE CHCIAŁ stracić kontroli w tak kryzysowym momencie.
W perspektywie czasu jest to zapewne niewielki kamyczek milowy w jego boskim rozwoju, który może przyczyni się do czegoś znacznie większego niż tylko stoicyzm.
Kiedy nordyckie bóstwo przytulało toaletę, ciemnoskóry stanął w ciszy za nim lekko przytrzymując ogniste włosy, by żadne z pasm nie zabłądziło w okolicach ust. Milczenie i kaszel wypełniły ciasne, dziwnie zimne pomieszczenie. Pozwolił tej smutnej, mrożącej krew w żyłach chwili po prostu minąć , aż do momentu w którym jedyny żyjący jeszcze towarzysz ponownie spojrzał mu prosto w oczy. Oboje to czuli i oboje wiedzieli.
Stwierdzenie, iż byli "w dupie" to zaledwie delikatny eufemizm obecnej sytuacji.
Ciemnowłosy wziął głęboki wdech i usiadł obok Alexa przełykając głośno, nadal nieco nerwowo ślinę.
- Oboje wiemy, że trzeba działać natychmiast. Nie mam pojęcia czemu jeszcze nie zginęliśmy, ale chyba najlepszym wyjściem będzie jeśli to wykorzystamy. Jedyne co mi teraz przyszło do głowy to telefon do starszych bogów z naszych religii. Nie wiem, czy nadal powinniśmy znaleźć te pieprzone wyrocznie, czy nie, ale z pewnością nie powinniśmy działać sami. Osiem zgonów tak młodych bóstw w ciągu trzech dni. Nasz wróg jest bezlitosny i jestem przekonany, że nie cofnie się absolutnie przed niczym- mimo emocji głos Asity był spokojny, niczym niewzruszona tafla wody. Chciał w tak trudnej chwili być najlepszym oparciem dla chłopaka obok.
- Przyniosę nam telefony, do kogoś w końcu się dodzwonimy- dodał wstając i ruszając do szafek nocnych, by po chwili wrócić już z urządzeniami w dłoni. Z ręką przy uchu czekał na pierwszy sygnał. Nie planował nawet pytać, czy Alex chce kontynuować sen, czy nie. Technicznie rzecz biorąc poza nimi w pokoju były cztery trupy starte na proch... To wystarczająco makabryczne, by domyślić się odpowiedzi.
Przy kolejnym połączeniu po drugiej stronie słuchawki odezwał się niski lekko zaspany głos.
- Halo, Delmar? Podaj mi ojca do telefonu. Sytuacja jest pilna. Nie żyje już osiem osób, a ja potrzebuję pilnego transportu do domu. Co? Nie do cholery, nie uciekam!  Sytuacja jest na tyle poważna, że nie będziemy w stanie załatwić tego razem z bogiem nordyckim. Tak... Tak, nie będę sam. Dobra, zamknij już mordę i daj mi ojca. Nie mam na to czasu!- wywalczał ostatnie słowa przez zęby, co było do niego zupełnie niepodobne. Zamilkł, a po chwili kompletnej ciszy słysząc ponownie, tym razem nieco inny głos w słuchawce kontynuował rozmowę.
- Tak, to ja. Mam awaryjną sytuację. Nie, nie jestem sam. Tak, im szybciej tym lepiej. Gdzie? Najlepiej niedaleko domu. Tak ojcze... Do taty... Tak...Eh... Tak. Rozumiem. Dziękuję, jeśli mi czas pozwoli zjawię się u ciebie osobiście porozmawiać. Tak, tak. Rozumiem, bądź pozdrowiony ojcze- odłożył telefon na bok wypuszczając zaległe powietrze. Zerknął na Alexa uspokajając trochę wyraz twarzy i wstał powoli wyciągając do niego rękę.
- Udało mi się umówić z ojcem, wolałbym co prawda inne rozwiązanie ale takie jest chyba najszybsze. Jeśli u ciebie nikt nie odebrał telefonu to zadzwonisz jeszcze później. Teraz ubierzmy się i jak najszybciej udajmy na lotnisko. tam powinien czekać na nas mały samolot. Bez cudów i luksusów, ale bezpiecznie dotrzemy na miejsce- zapewnił chcąc też po części jak najszybciej opuścić to miejsce.
Genowefa, doskonale wszystko rozumiejąc po prostu stała przy drzwiach instrukcji właściciela.
Gdy byli przygotowani chwycił plecak i walizkę przy okazji zabierając co tylko mógł dźwignąć od rudzika.
- Zbieraj siły, dla mnie są lekkie- uśmiechnął się blado, lecz dość pewnie i otworzył drzwi wyjściowe.
Powietrze w nocy chłodne i jednocześnie dość ruchliwe nad morzem, było idealnym zastępstwem uczucia duszności w pokoju hotelowym. Mimo drobnych chęci spaceru ciemnoskóry i tak zadzwonił po taksówkę zdając sobie sprawę, że  czas jest teraz ich "kamieniem szlachetnym".
Po drodze nic nie mówił, jedynie kierunek i podziękowanie za podwózkę. Zamiast słów zdecydowanie wolał czyny, dlatego też od początku ich drogi nie odstępował Alexa na krok będąc jego ostoją gdy tylko tego potrzebował.
Ku jego uldze, Ojciec z Góry tym razem go nie zawiódł wywiązując się z obietnicy.
Na lotnisku czekał na nich prywatny, mały samolot, zdecydowanie nie pierwszej klasy, aczkolwiek mający na tyle dobry stan techniczny, by nie rozlecieć się na kawałki.  Z zewnątrz w srebrny, wewnątrz natomiast brązowy z dodatkiem lekko zniszczonej skóry.
Nawet sama ich odprawa była w pewien sposób przyspieszona i kiedy siedzieli zapięci pasami poczuł lekką ulgę,  że odlatują. Nie chciał póki co nawet patrzeć na Egipt.
Ich lot był dosłownie ułamkiem chwili w porównaniu z dramatyczną nocą jaką przeżyli. Nadal było ciemno, ale na horyzoncie majaczyły jaśniejsze odcienie zapowiadające świt.
Podczas lądowania, gdy zbliżali się do ziemi zauważył stojącą w oddali znajomą sylwetkę. Z takiej wysokości wyglądała jak drobna mrówka, w rzeczywistości mężczyzna ten był niemal tej samej postury co Asita.
Śmigło przestało się ruszać, a miejsce w którym wysiedli bardziej przypominało boisko z budką obok, niż prawdziwe lotnisko.
Chłopak nie zdążył się nawet rozejrzeć i dobrze pomóc wysiąść Gieni oraz Alexowi, gdy usłyszał szybkie kroki za swoimi plecami. Silne ramiona przyciągnęły go do siebie niemal dusząc.
- Asita! Mój synu! Słyszałem już mniej więcej co się stało! Jesteście cali?! Wiem, że nie przyleciałeś sam...- w tej chwili puścił swoje dziecko, obchodząc na tyle by dostrzec troszkę niższego jasnego rudzielca. Alex natychmiast został zaatakowany parą silnych ojcowskich rąk.
- Dobrze się czujesz chłopcze? Jestem Omari, tata Asity. Nie chciałem, żebyście szli po takich przeżyciach, dlatego przyjechałem po was samochodem. Mniej więcej już wszystko wiem. Oboje wyglądacie dość słabo. Nie wyobrażam sobie takiego horroru! Jak tylko dotrzemy to musicie się położyć. Kiedy odpoczniecie wypijamy kawę, zjemy ciasteczka i porozmawiamy. Tak długo jak będziecie potrzebować jestem do waszej dyspozycji!- poprawił okulary zabierając im część toreb i żwawo ruszył do samochodu.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {21/08/21, 11:48 am}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Chwila ogromnej ulgi jaka napłynęła na niego gdy Asita go tak pewnie chwycił sprawiła, że zaczął uspakajać tak serce jak i oddech. Nie został sam. Ponieśli ogromną stratę, najpewniej wymazano kilka silnych wiar z powierzchni ziemi ale nie został sam. Mógł się na kimś oprzeć, mógł spróbować zebrać myśli chociaż przez ogólnie kiepski stan jego ciała nie był w stanie. Dlatego też, mimo najszczerszych chęci pozostania blisko Asity, musiał pobiec do łazienki i zwrócić całą zawartość swojego żołądka. Trochę kiepskie pierwsze wrażenie, rzygać przy kimś w czwartym dnu znajomości, przy kimś kto dodatkowo go kręcił no ale nic nie poradzi. Mieli kiepskie warunku, ogólnie niesprzyjające do flirtu. Chyba mu wybaczy?
       Kiedy zaczął się lekko ogarniać przez chłód kafelek i oczyszczone ciało zaczął też myśleć. Ewidentnie zostały zniszczone kielichy i ewidentnie oni opadli z sił ale nie zostali zgładzeni. Dlaczego? Na ten moment jedynym rozwiązaniem była sił wiary. Zarówno jego jak i Asity obfitowała w wiernych, może to ich uchroniło? Nie wiedział, musiałby się skontaktować z… domem. Czy dom w ogóle jeszcze istniał? Ponownie zaczął panikować i tylko obecność wielkoluda obok nie pozwoliła mu się zatopić wśród najgorszych myśli. Wręcz jego głos kazał mu podejść do sprawy racjonalnie przez co niebieskie oczy skupiły się na twarzy towarzysza.
       - Musimy dostać się do Ciebie. Chce być pewien, że ktoś jeszcze poza nami istnieje. Musimy też dobić się do mnie i poinformować o wszystkim dziadka. Najlepiej żeby Starsi Bogowie nam doradzili bo to przestało być niskim zagrożeniem. – Przyznał mu rację chociaż jego głos był ochrypły i cichy, niepewny. Przy tym wszystkim powoli zaczął podziwiać jego opanowanie. On, przygotowany przecież wojownik, w ogóle nie umiał zachować zimnego umysłu. Za mocno czuł się sponiewierany żeby walczyć dalej o sprawę.
       - Tylko się trochę wykąpie i jestem gotowy. Muszę się trochę… ogarnąć fizycznie. – Dodał w momencie gdy Asita przyniósł im telefony. Kusiło go. Widział, że ten dodzwonił się bez problemu na co stres nieco opuścił jego żołądek ale sam, bał się dowiedzieć czy wszystko dobrze. Wolał najpierw upewnić się, że nie zemdleje w kolejnym kryzysowym momencie dlatego też poczekał aż ten pójdzie się spakować, załatwiać, przyjął wszystkie informacje do wiadomości i wyskoczył z piżamy.
       Lodowaty strumień wody był zbawienny.
       Umył się cały, porządnie wyszorował włosy, pozwolił żeby woda opływała dłuższą chwilę jego twarz. Dopiero po tym jak poczuł, że ból nieco go opuszcza, jakby łagodniała gorączka, wyszedł i pozwalając żeby z kosmyków spływała mu woda poszedł się ubrać, na razie w samą bieliznę. Wtedy też wziął do ręki telefon, zakręcił nim i wybrał pierwszy numer: prosto do dziadka. Pierwszy sygnał, drugi, piąty, poczta głosowa. Przygryzł wargę po czym wybrał wuja, ta sama sytuacja. Zaczesał mokre włosy do tyłu, zaczął nerwowo chodzić po pokoju i wypisywać smsy. Nadal zero odpowiedzi. Zadzwonił ponownie, do jednego i do drugiego. Ostatecznie spróbował do cioteczki aczkolwiek jeżeli ta siedziała w Asgardzie i tak zasięgu nie miała. Wystarczyło raz, napisał jej smsa z prośbą o kontakt po czym spróbował jeszcze raz do pozostałej dwójki.
       - Nikt nie odbiera. – Szepnął z zaciskającym się z emocji gardłem. Nakazał sobie jednak spokój. Rzucony na głowę ręcznik trochę pomógł, zajął się czymś innym czekając aż ktoś odpowie. Cisza radiowa. Mokre włosy spiął w wysoki kok, spakował tyle ile widział, że należy do niego po czym zdecydowanie za bardzo drżącą ręką sięgnął po torbę która została mu zabrana.
       - R-radzę sobie. Oddaj. – Zapewnił nadal cicho, bojąc się że głośniejszy ton całkiem się mu załamie, ostatecznie jednak się nie szarpał, wrócił spojrzenie na telefon. Ponowił próby dzwonienia, nadal cisza. Był jeszcze Hajmdal ale on mu nie odpowie. A Bifrost na ten moment nie miał racji bytu, nie chcieli się bowiem dostać do niego.
       - Cholera jasna. – Warknął gdy czekali na taxówkę wypisując już chyba dwudziestego smsa. Dopiero na spokojny ton Asity wziął ponownie oddech i spojrzał na niego. Zapytany czy jest miejsce w którym mogłoby nie być zasięgu pokiwał głową. – W Asgardzie nie ma. Bo ciotka jest na to uczulona i zabroniła. Ale po co oni by byli tam w nocy? Mamy dom pod Oslo w którym mieszkamy na stałe z dziadkiem, a wuj mieszka w centrum stolicy. – Wyjaśnił bawiąc się telefonem. Zaraz podjechał po nich samochód, a on jakoś tak… usiadł… przytulony całym bokiem do jego ramienia. Ani się nie zorientował kiedy przysunął się na maksymalną odległość, dalej wypisywał do różnych Bogów z jego wiary, nikt mu nie odpisywał, a on miał najgorsze przeczucia. Jego wiara, przestała istnieć. Wtedy też telefon został mu zabrany, schowany do kieszonki w plecaku, a on pogłaskany po wierzchu dłoni. „Na pewno są w Asgardzie” usłyszał obok siebie na co pokiwał głową. Da im moment.
       Odprawa, pakowanie bagaży. Mały prywatny samolot który na nich czekał. Zdenerwowana kocica do której znowu zaczął dzióbać, głaskał ją i drapał, ostatecznie nawet przytulił, a gdy rozsiedli się już wewnątrz pojazdu, opadł ciężko na siedzeniu będąc wykończonym tymi emocjami i brakiem snu.
       - Ile będziemy lecieć? – Dopytał od niechcenia po czym ponownie przylgnął swoich ramieniem do tego jego. Przymknął na chwilę oczy i położył policzek na jego ramieniu. Zdecydowanie, nie miał okazji przysnąć ale za to czerpał niczym wampir energetyczny z tego spokoju emanującego z Asity. Skąd on to brał? Czy to kwestia jego patronatu? Te wszystkie złe duchy wiecznie do niego dzióbią, a on musi je ignorować? Osobiście nie radził sobie. Wolałby stać na polu walki z głębokimi ranami ciętymi niż teraz analizować każdy kolejny scenariusz. Ostatecznie wcisnął dłoń w te jego, pozwolił Gieni władować się sobie na kolana i się próbował rozluźnić.
       Wylądowali wcześniej niż zdążył się pozbierać. Nadal zmartwiony brakiem kontaktu, czuł senność, stres go męczył, w żołądku zaczęło mu burczeć, chciałby się napić kawy… Wychodząc na chłodne powietrze przesiąknięte kurzem chciał zapytać czy mogliby coś przekąsić, chociażby jedną kanapkę, owoca! Ale nie zdążył. Silne ramiona podobnie rosłego mężczyzny jak Asita objęły go, a aksamitny głos początkowo do niego nie dotarł. Stał więc tak, przytulany, jeszcze na schodkach samolotu po czym nagle, zdał sobie sprawę co się dzieje. Starszy Bóg. Odsuwając się od niego ogarnął wzorkiem jego twarz. Byli… uroczo podobni! Dwa razy otwierał usta żeby coś odpowiedzieć, miał jednak pustkę w głowie. Niemniej, delikatnie uśmiechnął się na ogrom troski i energii jaką mężczyzna emanował.
       - Jesteście podobni. – Mruknął do Asity zbierając resztę bagażu po czym ruszył do samochodu, wielkiego jeepa bez dachu. I dopiero w tym momencie musiał przyznać, że zaczął się uspokajać. Afryka była dokładnie taka jak na obrazkach. Dzika, malownicza i nieodkryta. Siedząc z tyłu razem z Gienią, drapał co i rusz kocicę po karku oglądając się za każdym razem jak mijali jakieś zwierzę. Te zaabsorbowały go do tego stopnia, że wreszcie pozwolił myślą płynąć, nie blokował ich już przy jednym problemie ale próbował znaleźć liczne rozwiązania. Przy tym wychylony przez jedne drzwi niczym rasowy piesek wodził wzrokiem po sawannie powoli topiącej się w miękkim, wschodzącym słońcu. Już wiedział co zrobi, najpierw jednak musiał coś zjeść.
       Dojeżdżając do posiadłości rodzinnej Asity on już w ogóle był spokojny. Powieki mu ciążyły, miał pomysły ale chciał kawy. Ta obiecana kawa i ciasteczka. No i może trochę chłodu? Wschodzące słońce które ledwo zawisło na nieboskłonie piekło jego blade policzki nieprzygotowane na spotkanie z gazową kulą.
       - Ta kawa to aktualna? – Zapytał bardziej Asitę niżeli jego ojca, nie chciał być bezczelny i się rządzić, nie chciał robić problemu, wpraszać się. Ale wypiłby. Albo sobie chociaż kupił? Chociaż wątpił żeby było gdzie… Ziewnął przy tym kładąc głowę na łbie kocicy niezadowolonej z tego faktu. Szybko go zrzuciła i zrobiła na niego „rururur” po czym wyskoczyła i poszła do środka, jak do siebie.

ASGARD NOCĄ
       Potężne trzęsienie wybudziło Hel ze snu. Ból w piersi był rozrywający, przez chwilę nie mogła wziąć pełnego oddechu, jakby ktoś ją dusił. Do spoconego czoła przykleiły się kosmyki czarnych włosów, a jej i tak blade oblicze było wręcz przeźroczyste. Natychmiastowo jednak podniosła się z łóża z pięknym, rzeźbionym baldachimem i wyjrzała przez otwarte okno. Asgard. Składał się z wielkiej wyspy otoczonej spokojnie płynącą na skraj świata wodą. Przez środek morza biegł tęczowy most – Bifrost – po którym nerwowo spacerował gigantyczny wilk Fenrir. Gdy tylko pojawiła się w oknie spojrzał na nią po czym wskazał jej wschodnie wyspy. Od czasów początków tego miasta do obecnej chwili Asgard się rozrósł. Wiele mniejszych wysepek połączonych złotymi mostami było miejscem zamieszkania coraz liczniejszego ludu boskiego. Pomniejszych bóstw i małych bogów w przeciągu lat przybywało. Określano ich mianem Pozostałości po nich, Starych Bogach. Dopiero pokolenie Alexa rozpoczęło erę Nowych Bogów którzy charakteryzowali się całkowicie innymi umiejętnościami. Bardziej przypominali ich niżeli te podłe istotki z nieznaczącymi patronatami, powstałe wskutek nieudolnej modlitwy.
       Oczy kobiety zmrużyły się. Wychyliła się mocniej przez okno obserwując jak całe wschodnie wybrzeże powoli tonie. To stąd brał się hałas, wszystko co nie było pierwotnym Asgardem właśnie znikało przykryte litrami ciemnej wody. Skrzyżowała przedramiona oparta o kant okna obserwując. Nie zbierała się do ratunku, kogo miała ratować? Gdzie miała ich schować? Niech sobie radzą. Drgnęła natomiast gdy po niebie przetoczyły się pierwsze pioruny. Obserwatorium na końcu mostu zaczęło wibrować, kręcić się po czym wielki błysk wystrzelił w otchłań kosmosu będącą granicą Miasta Bogów. Wychyliła się i dostrzegła dwie sylwetki prędko zmierzające w jej stronę. Westchnęła więc, ubrała się w lejącą się, czarną suknię, zapięła metalowy gorset i wyszła naprzeciw ojca i brata.
       - Hel! Hel gdzie są Bogowie? – Zawołał do niej na co ona nagle zatrzymała się i zrobiła głupią minę. Rzeczywiście, nikogo nie minęła, a w pałacu tego plugastwa pałętało się zawsze i gęsto.
       - Nie wiem? Nikogo nie widziałam. – Przyznała na co Odyn uderzył swoją laską z hebanu o most. Ten dźwięk zawsze wywoływał gęsią skórkę na jej karku.
       - Thor, sprawdź zachodni brzeg. Hajmdalu chce wiedzieć co z Alexem. Hel, sprawdź jak wielki obszar wschodniego wybrzeża zatonął. – Zaczął wydawać rozkazy kierując się do Sali tronowej. Od razu rzucało się w oczy, że był tak samo zmęczony jak ona. Blondasek to samo. Jego typowy entuzjazm przygasł, miał wielkie wory pod oczami i milczał – a to się nie zdarzało!
       - Fenri, chodź. – Cmoknęła na niego po czym sprawnym ruchem zasiadła na grzbiecie wilka i pognała po moście w wyznaczonym kierunku. Wiedziała co tam zastanie ale nie chciała dyskutować z wściekłym Wszechojcem.
       Po zwiadzie cała ich boska piątka stała przed siedzącym na tronie zamyślonym Odynem.
       - Całość nowych wysp zatonęła.
       - Na zachodzie to samo.
       - Alexander jest w drodze do Etiopii wraz z Afrykańskim bóstwem.
       - Co się stało? Czego właśnie jesteśmy świadkami? – Zapytał chociaż nie oczekiwał od nich odpowiedzi. – Zniknęli wszyscy bogowie i wszystkie drobne bóstwa jakie mieszkały tak w Midgardzie jak i tutaj. Zniknęły wszystkie dowody ich obecności, ich domy, ich majątek. – Myślał na głos aż do momentu gdy nie przerwał mu Hajmdal.
       - Zbliża się istota… – Oczy w których odbijały się wszystkie galaktyk wszechświata skierowały się w stronę wielkich, otwartych wrót. Tam stała mała postać, jakby czekając na zaanonsowanie i gdy to nastało, ruszyła przed siebie. Chuda sylwetka mierząca może metr, twarz zakryta kapturem szaty chociaż po nagich stopach przypominających wysuszone konary można było się spodziewać, że i reszta tak wygląda. Postać sunęła spokojnym tempem przez wielką salę biesiadną aż dotarła przed oblicze Odyna. Reszta Bogów rozstąpiła się z zaciekawieniem obserwując poczynania istoty. Wszechojciec podniósł się z miejsca, uderzył laską o posadzkę nie rozumiejąc kto i jak... Na tym jednak potencjalne groźby się skończyły. Gdy stworzenie stanęło przed obliczem Odyna i podniosło na niego oczy ten spokojnie usiadł, a na jego twarzy pojawiło się wyraźne zmieszanie.
       To był pierwszy i zdecydowanie nie ostatni kontakt z Zapomnianym Bogiem który miał im wiele ciekawy rzeczy do przekazania.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {22/08/21, 02:25 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46


Minęło zaledwie kilka dni odkąd wyruszył z Etiopii, ale w jakimś stopniu tęsknił za tym miejscem. Kiedy mijali znajome, biedne acz malownicze krajobrazy mimowolnie lekko się uśmiechnął.
Dom do którego jechali znajdował się nieopodal dużego jak na Afrykańskie standardy miasta Mekelie. Oczywiście, żeby tam dotrzeć potrzebne było dobre dziesięć minut marszu, albo pięć samochodem. Nigdy nie powstrzymywało to jednak Asity przed spacerem do ulubionych miejsc. Myśląc o targach pełnych świeżych, egzotycznych owoców, czy lokalnych słodyczy mimowolnie jego wzrok powędrował na rudzika. Obiecał sobie, że gdy trochę odpoczną zabierze go na małą wycieczkę po okolicy.
Omari zaparkował przed sporym, pomarańczowym domem, z szeregiem dużych okien i ogrodem z masą drzew, a nawet własną studnią. W ciągu dnia często można spotkać tubylców, który przychodzą tutaj czerpać wodę za pozwoleniem ojca z dołu.
Asita wysiadł, otwierając drzwi również dla Alexa.
- Oczywiście, że aktualna. Jak wejdziemy do środka to zrobię nam też coś do jedzenia i dopiero potem odpoczniemy- odpowiedział uśmiechając się lekko. Gienia wyrwała jak z procy mijając wszystkich i z gracją, niczym królowa wparowała do środka otwierając sobie drzwi.
-Oho! Tero uważaj, księżniczka nadchodzi!- krzyknął w stronę domu starszy z bogów mogąc dostrzec już jedynie koniuszek ogona chowający się za rogiem.
Kiedy wszyscy się zebrali, a Omari otworzył również drugą część drewnianego, ciężkiego wejścia, ciemnowłosy chłopak coś sobie uświadomił i chciał już otworzyć usta, jednak spotkanie Alexa i tygrysa okazało się szybsze. Tato lub też Rufus jak wolał wołać Asita podniósł się z pozycji leżącej powoli, acz bardzo ostrożnie przesuwając się wprost na nordyckie bóstwo.
Zwierzę było masywniejsze od Gieni i znacznie wyższe, ale jego ruchy posiadały znacznie mniej gracji niż te gepardzicy.
- A właśnie, miałem ci powiedzieć...- nie skończył słysząc lekkie "pum", gdy chcący się chyba wycofać Alex uderzył wprost w klatkę piersiową młodego boga. Uśmiechnął się szczerze. Na usta pchało mu się kilka lekko zalotnych tekstów, jednak nie było na to za bardzo nastroju. Odkaszlnął więc nadal z lekko unoszącymi się kącikami ust i kontynuował.
- To jest Taro, w zasadzie możesz traktować ją jak drugą Gienie. Pewnie będzie chciał tylko od ciebie jakiś smakołyk, jest niesamowitym łakomczuchem - zanim skończył kot był już przy nich sprawdzając dokładnie nosem, czy nie pochowali przypadkiem przed nim czegoś dobrego. Obszedł trzy razy Alexa lekko podskakując na łapach jakby chciał się upewnić, że z twarzy temu nowemu osobnikowi też dobrze patrzy, po czym jakiś gwałtowny drapieżnik rzucił się na niego przewalając na grzbiet. Gienia siedziała teraz dumnie na tygrysie, a jej ogon latał w obie strony do momentu, aż równie gwałtownie co wcześniej nie zeskoczyła odskakując do ściany.
- Że też masz siłę na zabawę- mruknął do swojej przyjaciółki kręcąc głową i lekko prowadząc rudzika do kuchni.
- Proszę usiądź i rozgość się, a ja zaniosę nasze torby do pokoju. Zaraz wrócę to coś zjemy. Czuj się jak u siebie - po tych słowach zostawił na chwilę chłopaka pozwalając śmiało mu się rozejrzeć. Pomieszczenie podobnie jak cały dom było jasne, z meblami w kolorze ciemnego drzewa z wiklinowymi zdobieniami. Dookoła porozstawiane były pomarańczowe i niebieskie dodatki. Przy suficie wisiało mnóstwo przypraw i trochę owoców, a w niektórych kątach stały spore, palmo-podobne rośliny. Na ścianach pozawieszane były przeróżne obrazki mniejsze i większe, niektóre z dość szczególnymi znakami.
Dokładnie tak jak obiecał Asita wrócił po chwili w ręku mając niewielkie wiaderko z wodą.
- Chciałbyś może coś takiego uniwersalnego, czy raczej lokalnego? - zapytał odwracając się . Był zmęczony, obolały i gdzieś jeszcze na ramionach czuł ten niesamowity ciężar. Z tamtymi bóstwami znali się jednak tylko trzy dni, a zmiana otoczenie zdecydowanie pozwoliła mu na chwilę chociaż uspokoić myśli.
- Jeśli chcesz to mogę ja coś zrobić...- usłyszał zza pleców Omariego, który niemal zerkał mu znad ramienia na ręce uśmiechają się przy tym.
- Nie trzeba tato, ja coś nam zrobię. Ty pewnie i tak się uprzesz potem, żeby zrobić obiad - stwierdził całkowicie naturalnie, jednak coś w minie ojca z dołu sprawiło, że poczuł dziwny dreszcz w brzuchu przechodzący aż do gardła.
Postarał się zignorować dziwne, nieznane uczucie i sięgnął po wiszące świeże papryczki.
- Tak sobie myślę, że najszybciej i najprościej będzie zrobić czeczebse...- rzucił odwracając się jeszcze na chwilę, jakby upewniając się, że nie usłyszy sprzeciwu z ust rudowłosego. Kiedy nic takowego nie nadeszło schylił się po mąkę, olej i potrzebne przyprawy.
- To ja was zostawiam...Asita niech się popisuje. Jeśli czegokolwiek będziecie potrzebować będę w salonie. Mam jeszcze trochę spraw do załatwienia- oświadczył Omari nadal uśmiechając się, po czym rzeczywiście wyszedł zostawiając młodych samymi sobie.
Ciemnowłosy krzątał się krojąc paprykę, dodając specjalny rodzaj ostrego, etiopskiego masła "niter kibbeh" ,  czosnek, imbir, berbere, by później wszystko to wymieszać na jedną klarowną masę z warzywami. Na koniec pozostało usmażyć naleśniki i wszystko wymieszać.
Olej delikatnie pryskał z dość starej, zużytej żeliwnej patelni. Nie przeszkadzało to jednak w roznoszeniu się intensywnego aromatu jaki dawały gotujące się przyprawy. Gdy wszystko było gotowe, porwane placki należało dokładnie wymieszać z resztą przygotowanego dania i rozłożyć na talerze.  
Całkiem zadowolony z siebie bóg czarnej magii położył wszystko na stole z małymi porcjami miodu do polania całości. Po chwili dostawił jeszcze kawę w dzbanku i niedawno wyciśnięty sok w wysokim naczyniu przypominającym troszkę wazon.
-Proszę i smacznego! W Afryce bardzo często znajdziesz właśnie połączenie rzeczy ostrych ze słodkim, albo słonych ze słodkim. W mieście niemal osiemdziesiąt procent dań ulicznych ma w sobie rodzynki- powiedział siadając na przeciwko i podając sztućce z koszyka na blacie.
Jadł we względnej ciszy jedynie co jakiś czas inicjując niewielką rozmowę, by wypełnić ciszę.
- A w ogóle...Czujesz się trochę lepiej? - zapytał biorąc kawałek potrawy do ust.
Minęła chwila zanim zjedli, a Asita wstał, by posprzątać i zmyć korzystając z wody w wiaderku i prostego, kamiennego zlewu. W tych rejonach kanalizacja nie była tak powszechna, więc samo podłączenie domu pod coś co ją przypominało było wyczynem.
- Tak sobie pomyślałem,  zdecydowanie lepiej będzie ulokować się póki co w jednym pokoju. Mam duże łóżko więc nie musimy się martwić o miejsce, a jeśli coś się stanie zawsze któryś z nas jest obok... I będzie bezpieczniej- powiedział trochę zawstydzony w trakcie całej wypowiedzi. Po wszystkim uznał, że wyszło jakby po prostu chciał, żeby Alex z nim spał. Jeszcze bardziej zawstydzający był fakt, że rzeczywiście po części tak właśnie było.
Cieszył się, że na zgodę Alexa nie musiał długo czekać, bo każda następna sekunda mogła stać się jeszcze bardziej żenująca i pewnie gdyby nie ciemna, czekoladowa karnacja już dawno można by było dostrzec rumieńce pokrywające policzki i ramiona.
Pokój Asity był wystarczająco przestronny, by pomieścić duże, dwuosobowe łóżko , kilka foteli, szafę, sporo bibelotów w tym mnóstwo książek i nadal zostawało sporo wolnej przestrzeni. Sypialnia od części z biurkiem i kanapą była oddzielona specjalną zasłoną w kolorze intensywnej pomarańczy. Wyjątkowym miejscem, które zasługiwało na uwagę był również kącik oblepiony od góry do dołu tysiącem kartek trochę wyblakłych i tych całkiem nowych, a na podłodze spory dziwny rysunek wykonany białą farbą przy którym stały specjalne podstawki na kadzidełka. Gdyby się przyjrzeć można by dostrzec w tamtym miejscu resztki popiołu i trochę małych podejrzanych, brązowych plamek.
- Położyłem twoje torby tutaj - wskazał miejsce przy kanapie, gdy delikatnie zamknął za nimi drzwi. Sam usiadł na skraju łóżka przez chwilę wpatrując się jeszcze w pokój.
- Nie wiem jak ty, ale ja padam z nóg- mruknął wstając i ściągając w tym samym czasie koszulkę. Podszedł do szafy składając ją w ładną kostkę po czym zrzucił jeszcze spodenki pozostając jedynie w bokserkach. W tym stanie wrócił na łóżko i zerknął na Alexa klepiąc miejsce obok siebie.
Po chwili oboje leżeli, powoli odpływając. Choć zapewne, gdy ciemnowłosy wstanie nie będzie pamiętał w jaki sposób rudzik znalazł się praktycznie na nim lekko owinięty silnymi ramionami.

GÓRNE BOSKIE NIEBO I WIZYTA BABCI

Kobieta z włosami niczym samo słońce stała obserwując czarne jak smoła niebo. Wydawało się, że gwiazdy już dawno przygasły zwiastując ogromne nieszczęście.
Okryta tkaninami lekkimi niczym chmury przemieściła się delikatnie bliżej barierki i oparła o nią cicho wzdychając.
Nie potrzebowała kogokolwiek by wiedzieć. W kosmosie było zapisane wszystko. Nieśpiesznie odsunęła się oglądając za siebie. Od dłuższej chwili miejsce pełne bogów, gwaru nagle opustoszało, a ona wydawała się jedną z niewielu którzy pozostali. Jedynie krzyki jednego z najlepiej znanych jej bóstw przerwały ten smutny i niezwykle majestatyczny moment śmierci tylu tysięcy. Pod jej stopami pył który pozostał po jakimś przypadkowym bożku rozproszył się, a ona odwróciła do będącego coraz bliżej  Tau.
- Nie krzycz tak, jakbyś chciał pobudzić zmarłych- stwierdziła chłodno wpatrując się w mężczyznę przed nią. Ojciec z góry wyglądał jakby chciał rozszarpać kogoś stojącego przed sobą. Z racji jednak, kim była kobieta musiał ochłonąć.
-Soa co się dzieje dokładnie?! Praktycznie wszyscy nie żyją. Ilość bogów jaka została... Jestem w stanie policzyć ich na palcach jednej ręki! - jego krzyk odbił się echem od pobliskiego budynku.
Świetlistowłosa kobieta  nic nie powiedziała, a zamiast tego odwrócił się ponownie spoglądając w niebo.
-Soa doskonale wiesz, że nie mam twoich umiejętności. Co się dokładnie dzieje? Delmar żyje i sprawdza dla mnie resztę boskiego miasta. A co z Asitą? To jego wysłałaś by zajął się kryzysem z kielichami. Nie dziwię się, że jeśli wszyscy mieli jego kompetencje to tak się to skończyło. Te dzieciaki same siebie utopiłyby w łyżce wody! - przestał mówić, gdy dłoń wielkiej matki uniosła się w dość stanowczym geście.
- Równie dobrze mogłabym wysłać tam ciebie, finał byłby taki sam albo i gorszy. Dzieci nic nie zawiniły. Złodziej był po prostu bezwzględny, teraz nie będzie czasu na obwinianie się na wzajem. Nawet ja z całkowitą pewnością nie mogę stwierdzić co dokładnie się zdarzyło. Choć oczywiście mam swoje przypuszczenia.  Niebo ciemnieje coraz bardziej i to na pewno nie zwiastuje to końca naszych kłopotów - stwierdziła chłodno jak lód poprawiając rozwiewane przez wiatr włosy.
- Schodzę na ziemię porozmawiać z Omarim. Teraz będziemy potrzebować czegoś więcej niż tylko twojego rozkrzyczanego temperamentu. Sprawdzajcie z Delmarem wszystko, również lokacje małych bożków z wierzeń plemiennych. Chcę wiedzieć, czy sytuacja ma się rzeczywiście tak źle jak przypuszczam. Gdy to zrobicie dajcie mi znać. Wtedy będziemy wyrokować przyszłości... - skłoniła się lekko z gracją pozostawiając Tau z nietęgą miną.
Gdy mrugnął sylwetka kobiety zmieniła się jedynie w mieniący pył podobnie jak popiół rozwiewany na wietrze.
Omari w tym czasie siedział popijając kawę z włączonym laptopem. Łącze może nie należało do szybkich, ale z drobną boską pomocą wszystko dało się zrobić.
Nagle rozległo się delikatne pykanie.
Odłożył na bok komputer i ruszył do wejścia z zaskoczeniem patrząc na gościa.
- Och, mamo? Co tutaj robisz? Nie sądziłem, że wpadniesz dzisiaj... Wiem, że dzieje się coś złego ale widzę, że to chyba jest AŻ TAK złe...- niemal jęknął ostatnie słowa wpuszczając ją do środka.
- Spokojnie dziecko, chciałam jeszcze oprócz spraw formalnych sprawdzić jak ma się mój wnuk, już wrócili prawda? Czułam jego energię bliżej Afryki. Poza tym jestem ciekawa osoby która z nim jest- rzuciła bez większych ogródek wchodząc do środka i rozglądając się jakby zamierzała szukać schowanych nie wiadomo gdzie chłopaków.
- Śpią- rzucił Omari zamykając drzwi. Kobieta uśmiechnęła się jedynie lekko i skinęła głową przesuwając się jak mgła bezgłośnie po drewnianej podłodze.
Uchyliła lekko drzwi do sypialni wnuka widząc dość słodki ,choć niespodziewany obrazek. Zaśmiała się cicho, na tyle że mężczyzna kawałek za nią nawet tego nie zauważył.
Wśliznęła się do środka obchodząc chłopców chwilę i kładąc im lekko palce na czoło.
- Moje biedne, nieświadome, poobijane dzieci - szepnęła praktycznie bezgłośnie, gdy jasne lekkie światło wypełniało jej dłonie.
Dopiero gdy wyleczyła obu z ich dolegliwości jaki się nabawili podczas ostatnich kilku dni wyszła równie lekko co weszła i udała się do salonu siadając nieopodal syna.
- Przybyłam tutaj jednak z jeszcze jedną sprawą... Poważną i niepokojącą... - zaczęła jednak jakiś hałas zza drzwi przerwał jej słowa. Soa zmarszczyła się lekko jakby pytając coś w myślach sama siebie i spojrzała na Omariego.
- Spodziewasz się może gości? - zapytała na co otrzymała przeczące kręcenie głową.
- Och, czyli szykuje się nam niezapowiedziana wizyta... Jak mniemam to będzie dość trudna i poważna rozmowa - mężczyzna w okularach tylko mocniej się zmarszczył nalewając sobie kolejny kubek kawy.
- Mamo czy mogłabyś mówić prosto z mostu? Nic nie rozumiem...- mruknął z łagodnym uśmiechem.
- Oh, zobaczysz - stwierdziła rozsiadając się i biorąc czysty kubek, by również się napić.
A na potwierdzenie jej słów rozległo się kolejne pukanie.
- Tak? Proszę- rzucił po raz kolejny Omari, gdy wstawał do drzwi. Tym razem już mniej chętnie.


Ostatnio zmieniony przez Raf dnia 25/08/21, 07:55 pm, w całości zmieniany 3 razy
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {24/08/21, 11:01 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Początkowo nie był optymistycznie nastawiony co do istninia swojej wiary jednak z każdą mijającą minutą w towarzystwie ojca Asity i samego towarzysza broni uspokajał się. Na pewno przy tak rozległych zniszczeniach jakie mogło spowodować zniszczenie kielichu wiary Norweskiej Odyn i Thor siedzieli teraz w Asgardzie i uspokajali napięte nastroje. A tam z winy Hel nie było zasięgu. Na pewno tam byli i wszystko ogarniali! Dwójka najmocniejszych Bogów ewidentnie musiała tam być! W to coraz mocniej wierzył czując aurę wydzielaną przez Starszego Boga.
       Ostatecznie nie chciał robić problemu. Przespanie się i patrzenie w telefon było jego priorytetem, przynajmniej do momentu aż nie dojechali na miejsce, a mu kiszki marsza grały. Był tak głodny! Stres nieco go opuścił, skoro Afrykańscy Bogowie przetrwali Odyn też musiał, musiał! Dlatego on pozwolił sobie podświadomie na moment uspokojenia się, dodał sam sobie otuchy pewnością Asity i proszę – był głodny jak wilk. Dlatego nieco niechętnie ale dopytał gospodarza czy cokolwiek dostanie. Rozumiał jak głupim było to uczucie, powinność dopieszczenia gościa, który przecież tego nie wymagał, on na pewno nie wymagał. Ale nie chciał się na razie z nim kłócić. Zamiast tego zaczął się z zaciekawieniem rozglądać po miejscu tak innym dla jego oczu.
       - Jest tu tak… inaczej. – Przyznał wodząc spojrzeniem gdzieś po suficie, zadarł głowę, i przez to prawie wpadł na wielkiego… tygrysa… od tak rozwalonego w środku przejścia. W tył zwrot był jedyną logiczną myślą i jedynie brak kalkulacji sprawił, że wpadł prosto nosem w klatę Asity. Aż mu powietrze z płuc uleciało gdy tak zamarł wtulony sądząc, że właśnie zostanie pożarty.
       - Kolejny wyrośnięty dachowiec… – Zauważył, a słysząc o tym, że to kolejne boskie stworzenie nieco się uspokoił. Miał wrażenie, że te były nieco mniej nieprzewidywalne chociaż podobnie impulsywne jak te normalne, dzikie zwierzaki. Chociaż pewnie jego spojrzenie na tą sprawę właśnie w Afryce mogło się zmienić. Niemniej wysłuchał dokładnie Asity, a gdy poczuł suchy nos trącający jego rękę i tak zareagował jak każdy normalny człowiek – prawie wlazł na Asitę ze strachu, opierając się o jego pierś całą powierzchnią pleców, napięty niczym struna.
       - Dobry… kotek… – Mruknął przez zęby próbując się przy tym uśmiechać. Szczęśliwie, miłość jego życia zareagowała i przewracając bestię pozwoliła mu czmychnąć w stronę kuchni, nadal trzymając się niczym cień za Asitą. – A ja nie umiem wytrzymać jak dwa kruki siedzą w salonie… więcej masz dla mnie takich niespodzianek? Jakiś słoń? Żyrafa? Stado zebr w ogrodzie? – Dopytał rozbawiony. Tak, po prostu uśmiechnięty, zaciekawiony i z myślami płynącymi w całkowicie inną stronę niżeli ta problematyczna. Ale co mógł poradzić? Mając tylko dwadzieścia kilka lat dopiero poznawał świat na którym miał stąpać przez kolejne dziesiątki lat. Nie widział dzikich zwierząt, do zoo nie chodził od swojego małego wypadku przez co w ogóle nie był świadom chociażby realnych wielkości poszczególnych istot. Dlatego też gdy zajął miejsce przy wskazanym stole obejrzał się jeszcze za siebie patrząc jak koty się bawią. Niesamowicie wyglądały! I jak tak teraz się zastanawiał, chętnie by pogłaskał, nawet ryzykując rękę. Na pytanie Asity nie odwrócił na niego początkowo wzroku.
       - Chciałbym nie robić Ci problemu. Może być kanapka, serio. – Zapewnił siadając zaraz prosto bo jednak gdy żółte ślepia tygrysa ponownie w nim utknęły, przeleciał go po plecach dreszcz. Wtedy też zaczął obserwować po co Asita sięga, zerknął jeszcze na Omariego któremu się uważnie przyjrzał po czym uśmiechnął się wdzięcznie dziękując za zaoferowaną pomoc. Szczególnie tak niespodziewaną. Jednocześnie Asicie nie odpowiadał bo co miał powiedzieć na słowo którego po chwili nie umiał powtórzyć? Dopiero za trzecim razem odkopał w pamięci i… nic z nim zrobić nie umiał bo nie miał ani obrazu do przypisania ani odpowiedniego tłumaczenia. Za to brane składniki: proste acz aromatyczne, częściowo nieznane, były interesujące! Zaczął się zastanawiać co powinno z tego powstać i jaki będzie miało kształt.
       Na aromat który zaczął unosić się w kuchni po pierwszych chwilach smażenia jego żołądek zareagował jeszcze głośniej. Aż się musiał chwycić i uśmiechnąć nieco przepraszająco bo ani to eleganckie ani przyzwoite. Ale nic nie mógł poradzić, niezwykle pieściło mu zmysły. Jednocześnie skupił na nim pełną uwagę słuchając o kulturze o której nie miał pojęcia, a na informacje kiwał lekko głową.
       - Będę mógł jeszcze czegoś spróbować? Lubię rodzynki. – Zapewnił, a przyglądając się temu co zostało postawione przed nim, nie umiał się powstrzymać przed oblizaniem. Dopytał jeszcze dokładnie o to co je i jak ma to jeść po czym zabrał się za powolne przeżuwanie topiąc się na każdy kęs. Było… niesamowicie inne! Smaki mieszały się, połączenie słodkiego i ostrego był idealnie zbalansowane. Z każdym kolejnym gryzem był jeszcze mocniej głodny i coraz bardziej syty. Ostatecznie, nie dojadł porcji i chociaż nie wiedział na ile to dobrze, a na ile niewłaściwie naprawdę nie umiał już zmieścić. No i Asita ponownie mu znacząco zaimponował, zdobył kolejny plusik w jego oczach. On raczej nie gotował i szczytem było zrobienie odpowiednio ściętej jajecznicy albo kolorowych kanapek.
       - Zdecydowanie lepiej. Nie czuję… jakbym ich stracił. Obecność Twojego taty daje nadzieję. – Przyznał nieco niepewnie czy może tak to nazwać ale tak czuł. Nie mogły bowiem wyginąć wszystkie najsilniejsze bóstwa bez pozostawienia na nich skazy, szczególnie że byli mocą z ich mocy. Dlatego też tak dobitnie teraz odczuwał zmęczenie, ból w kościach i obitych mięśniach ale i przyjemne najedzenie, bo pozwolił sobie na nadzieję, że po prostu siedzą w Asgardzie. Nie mogło być inaczej.
       Proponując się ze zmywaniem w ramach wdzięczności spojrzał na niego spod lekko przymrużonych oczu gdy mu zabroniono. Nie chciał być gościem dookoła którego się skakało. Miał dwie ręce i pracy się nie bał! No ale przecież warczeć nie miał zamiaru. Dlatego też zajął się drapaniem wielkiego pyska Gieni która wydawała się wręcz uśmiechać na fakt bycia w domu i tak! Wyciągnął rękę do tygrysa delikatnie trąc jego policzek. Był niezwykle szorstki aczkolwiek przyjemnie ciepły w dotyku. Niesamowite uczucie.
       - Właśnie… miałem o to pytać. – Przyznał z lekkim uśmiechem zakłopotania słysząc propozycję wspólnego spania. Cóż, dwie na trzy noce spędzili w jednym łóżku i chociaż całkowicie przypadkowo, spało się wybornie! A gdy teraz był w takiej a nie innej sytuacji, jego obecność obok była na wagę złota. Dlatego wpatrując się w jego plecy szukał jakiś oznak niechęci, a takich nie dostrzegając nieco szerzej się do siebie uśmiechnął. Postanowione!
       Wchodząc do pokoju Asity nie mógł pozwolić sobie na grzeczność. Interesowało go absolutnie wszystko co tam się znajdowało i chociaż pierwszy raz na szybko, rzucił spojrzenie w każdy kąt. Ciepłe kolory zarówno ścian, podłogi jak i mebli koiły zmysły. Niemniej, dało się zatracić w licznych wzorach, w ozdobach i mozolnych uosobieniach właściciela tego pomieszczenia. Oczywiście nie zapytał chociaż korciło – przykładowo po co mu ten kącik przyzywania demonów. Odpowiedź jednak wydawała się zbyt oczywista żeby chciał aby padła na głos. Wielkie łóżko z moskitierą na które najpewniej nie miałby dziwnych skojarzeń gdyby Asita nie zaczął się rozbierać. Spojrzenie w bok upewniło go, że czekoladowy przystojniak został w samych bokserkach. I z dziwnego powodu, nagle zaczęło mu to przeszkadzać. Zrobiło się mu gorąco, musiał poprawić koszulkę przy kołnierzu i zaczesać włosy za ucho. Jak było ich więcej mógł go zaczepiać ale obecnie? Sam na sam z nim?
       - Dziękuję. – Skwitował na swoje rzeczy po czym dopadł do torby wyciągając ładowarkę. Nie mógł pozwolić na zerwanie kontaktu ze swojej winy! Jednocześnie tak było nieco łatwiej gdy poczuł na policzkach rumieńce. Zazwyczaj tak nie miał… ale zazwyczaj był w takich sytuacjach z jednego powodu i z jednej potrzeby… przygryzł więc krawędź koszulki nakazując sobie opanowanie po czym zaraz sam zrzucił rzeczy. Nie chciał spać w ubraniu chociaż z założenia, gdy się ociągał i musiał zostać pogoniony żeby się położyć, nieco się od niego odsunął. Przynajmniej do pierwszego półsnu gdy wsunął się w jego ramiona najlepiej odpoczywając na jego piersi. Tak było zdecydowanie bezpieczniej, a i pewny uścisk pozwolił mu pozostawić za sobą resztki niepokoju.
***
       Postanowienie odwiedzenia Afryki było naturalną konsekwencją zasłyszanych informacji od – jak się okazało – Zapomnianego Boga. Kazał wszystkim wyjść. Był sam ze stworzeniem, które swoją wiedzą dorównywało jemu, które wiedziało i widziało tyle co jego oczy. Nie podważył więc konieczności konsultacji, a jako że Alexy przebywał obecnie w Etiopii pierwszą osobą która się mu nasuwała na myśl była Soa. Kobieta o niezwykłej inteligencji i sposobie bycia. Kiedyś się dobrze znali, zawsze ją ciepło wspominał i mając nadzieję, że i ona kocha swego wnuczka tak mocno jak on kochał swojego, zechce z nim podjąć dialog. Dlatego kazał Thorowi się ogarnąć, Hel zostawił pod pieczą ich domostwo, a Hajmdala pogonił by natychmiastowo otworzył Bifrost. Prosto w serce czarnej ziemi.
       Uderzenie mostu zafalowało wzburzając tabuny pyłu, magnetyzując powietrze i pozostawiając runiczny znak wyryty kilka milimetrów w głąb piachu. On obecnie ubrany w biały garnitur poprawił sobie kapelusz i opierając złożone dłonie na krótkiej lasce rozejrzał się po okolicy. Piękny domek którego przynależne ziemie porastała nieco pożółkła zieleń sprawiły, że jeden z jego kącików drgnął. Uderzył lekko laską o ziemię po czym wolnym, spacerowym krokiem ruszył w stronę dwuskrzydłowych drzwi pozwalając aby towarzyszący mu blondyn został nieco z tyłu. Thor dla bezpieczeństwa rozglądał się po okolicy ale nic niepokojącego nie dostrzegał. Dlatego Mjolnir sprawiający wrażenie jakby ważył tyle co piórko oparty był o jego ramię. To odziane w zwyczajną koszulkę w kolorze granatu idealnie pasowało do ciemnych, potarganych dżinsów i ani trochę do obecnego klimatu. Dodatkowo ciepła bluza przewiązana w pasie i jakby się z księżyca urwał.
       - Czy Alexik tu jest? – Dopytał nieco zaniepokojony na co starszy białowłosy pokiwał głową. – I nic mu nie jest? – Dopytał na co już nie otrzymał odpowiedzi. Tylko go to zmartwiło.
       Zanim Odyn zapukał do drzwi zdjął z głowy kapelusz, przeczesał siwe włosy i poprawił brodę. Gdy uderzył dwukrotnie spojrzał jeszcze w oczy syna i uśmiechając się do niego pocieszająco. Następnie jego jasne oczy padły na mężczyznę który raczył otworzyć.
       - Witam. Podobno gościcie pod swoim dachem mego wnuka.
       - Wnuka? - zapytał zdziwiony zastanawiając się przez chwilę, po chwili robiąc lekkie "o" z ust i jeszcze szerzej otworzył drzwi zapraszając gestem do środka.
       - Tak, Alex i Asita pewnie teraz śpią, więc proszę wejść... Pozwólmy im pierw odpocząć.
       - Dziękuję bardzo. Odyn Asynja, a to mój syn Thor. Przepraszamy za najście aczkolwiek sytuacja nie sprzyja. – Przyznał przedstawiając się po czym spojrzał na sączącą spokojnie kawę kobietę. Do niej uśmiechnął się zdecydowanie szerzej i podchodząc do niej ucałował jej oba poliki.
       - … czy mogę?! – Zapytał zniecierpliwiony, a otrzymując pozwolenie i po wskazaniu mu drogi poszedł zajrzeć do pokoju na co Odyn na razie nie reagował. Pozwolił blondynowi rozeznać się w stanie ukochanego bratanka. Sam tak mocno się nie niepokoił skoro Soa tu była.
       - Witaj moja piękna. Wybacz, że tak z nienacka ale prawie wszyscy moi bożkowie i pomniejsi bogowie wyginęli. Kielich został zniszczony, a w moim pałacu pojawił się Zaginiony Bóg. Chciałem się z Tobą skonsultować, chciałbym wiedzieć czy Alexy się czegoś dowiedział i stworzyć plan. Odnalezienie kielichów przestało grać jakąkolwiek rolę. – Zauważył podenerwowany chociaż próbując zachować spokój. Jednocześnie Thor który wrócił do kuchni z nieudolnymi próbami powstrzymania debilnego uśmiechu w ogóle mu tego wszystkiego nie ułatwiał.
       - Chętnie napiję się kawy. Wasze smaki zawsze mnie łechcą. – Zapewnił dając jej znać, że zajrzy do wnuka i po wetknięciu nosa do pokoju zrozumiał skąd dziwna energia blondyna. Rudzielec był cały i zdrowy, a jego obecna pozycja wywołała gwałtowne zaskoczenie na twarzy Starego Boga. Aczkolwiek zaraz się zaśmiał pod nosem. – Rozumiem, że ten młodzieniec to Twój wnuk? – Dopytał wracając na miejsce i zajmując jedno z krzeseł. Przy tym z chęcią wyciągnął rękę do tygrysa i zaczął go drapać za uszami.
       Soa unosząc koleją już filiżankę energicznie, acz dystyngowanie skinęła głową.
       - Ach, witaj Odynie, cóż za przemiła niespodzianka w nieszczęśliwym dla bogów czasie. Czułam w gwiazdach, że wkrótce ponownie się spotkamy - westchnęła cicho i uśmiechnęła upijając drobny łyczek napoju.
       - Nie tylko twój dom miał taki problem. O ile dobrze przewiduję  w Afryce nie zostało więcej niż dziesięć osób. Sama nie rozmawiałam jeszcze z chłopcami, więc nic nie mogę dodać - machnęła ręką lekko jak piórko rozkładając nieopodal kolejną zastawę deserową do kawy przygotowaną przez syna. i kontynuowała rozmowę dopiero po powrocie Odyna.
       - Widzę po minie, że już zaspokoiłeś swoją ciekawość. Tak, to mój wnuk. Jego drugi ojciec twierdził, że jest zbyt miękki jak na wyprawę, z czym absolutnie się nie zgodziłam, poza tym wychodzi na to, że chyba całkiem nieźle dogaduje się z twoją krwią - jej mina była przychylna, choć delikatnie znacząca i rozbawiona.
       - Uroki młodości... –
       - Wysłanie ich poza granice naszych domów było ryzykowne, sama rozumiesz, że wolę zobaczyć na własne oczy czy ma obie ręce tam gdzie być powinny. – Przyznał unosząc lekko laskę na co Thor musiał poważnie zastanowić się jak powstrzymać to wszystko co cisnęło się mu na usta. Tylko przez wzgląd na ojca.
       - U mnie jest podobnie. Obawiam się, że u wszystkich wiar będzie tak samo. Doszły mnie słuchy, że zaczęli wracać Zapomniani Bogowie, a moc zmieniła swój bieg. – Kontynuował po upiciu pierwszego łyka kawy.
       - Z tego co wiemy, po prostu zaliczyliśmy restart. – Wtrącił się, a otrzymując od Omariego kawę, posłał mu szeroki uśmiech.
       - Uogólniając oczywiście. Nie wiemy jeszcze co się stało dokładnie z mocą i jak to będzie na nas w najbliższym czasie oddziaływać.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {25/08/21, 09:10 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46
I INNI...

Soa delikatnie bujała nogą to w górę to w dół oparta w pełni na plecionym siedzisku. Każdy jej gest wyglądający niezwykle naturalnie, acz przemyślanie przyciągał wzrok. Spokojnie popijała gorący napój podnosząc co chwila jasne oczy na rozmówcę. Razem z Odynem w pobliżu tworzyli niesamowitą atmosferę potęgi i opanowania.
Omari dla pewności przynosząc jeszcze kolejny dzbanek ze świeżą kawą i dwa talerze słodkich przekąsek ustawił wszystko na niższym stoliczku i również jak pozostali usiadł.
- Och... Myślę, że póki rdzeń wiary istnieje to nie powinniśmy się obawiać zniknięcia jak mniejsze bóstwa. Nawet jeśli jej bieg zatoczy krąg, to my jesteśmy jej częścią, jak pień drzewa, a nie liście wystające z gałęzi... Choć tyle żyć to z pewnością ogromna strata - powiedziała delikatnie odgarniając przy tym spływające jak promień światła włosy. Kobieta podciągnęła wyżej nogi przez moment pozwalając sobie na zamyślenie.
Nie była pewna jaką ścieżkę powinni obrać.  Zbyt wiele niepewnych spraw było jeszcze do omówienia i odkrycia zanim podejmą jakąś racjonalną decyzję.
- Reset... Czyli wróciliśmy do stanu sprzed ilu lat?- zapytał Omari bardzo spokojnie przekładając swój kubek z prawej do lewej dłoni.
- Dodatkowo jeśli o tym pomyślimy, to śmiało będzie można przyjąć, że nasz wróg z pewnością szykuje coś znacznie większego niż to co już zrobił. Czy mamy chociaż wskazówki na to kim jest? - w wypowiedzi można było znaleźć odrobinę troski, która prawdopodobnie przebijała się ze względu właśnie na syna, który jako bóg był bardzo młody. Jako wiekowe istoty starsi bogowie z pewnością mogą przetrwać znacznie więcej.
- Gwiazdy i wizję nie mówią mi zbyt wiele. Odkąd nasze własności zostały skradzione, a my wysłaliśmy młodych niewiele udało nam się zebrać informacji. Oczywiście istotne jest jeszcze co wiedzą lub raczej dowiedzieli się sami chłopcy. Z pewnością nie odpoczywali, skoro potrzebowali lekkiego wyleczenia- machnęła delikatnie ręką, by słodkość delikatnie wylądowała jej w dłoni po przebyciu w powietrzu niewielkiego dystansu.
Rozkoszując się smakiem wypieku przechyliła delikatnie głowę marszcząc nieznacznie brwi.
- Dokładnie myślę, że ciężko powiedzieć "o ile". Pytałabym raczej do jakiego stanu? Moc jest czymś co krążyło zawsze, jednak z postępem powiedziałabym, że zmieniła swoją nieprzewidywalność i z rwącego strumienia stała się pewną i szeroką rzeką, z której mógł napić się nawet najmniejszy - westchnęła odwracając swoją twarz ku Odynowi.
- Mógłbyś mi powiedzieć jeszcze drogi przyjacielu jak i od kogo dowiedziałeś się o powrocie zapomnianych?
- To ja może przyniosę jeszcze coś do jedzenia. Zdecydowanie czeka nas długa rozmowa, a nie raczy się gościć tak znamienitych osób tylko słodkościami- uśmiechnął się Omari i nie przyjmując żadnych odmów udał się do kuchni nadal jednak wsłuchując się w rozmowę.
-Od samego Zapomnianego. Nordycka istota zjawiła się w Asgardzie chwilę po tym jak część miasta zniknęła w odmętach wody. - Soa jedynie pokiwała głową.
- To z pewnością  będzie bardzo istotna dla nas rzecz w przyszłości. Jeśli zapomniani bogowie powrócą ważne jest też, aby pod żadnym pozorem nie poparli tego, dzięki któremu powrócili, a niestety na i taki scenariusz będziemy musieli być gotowi. -
Kolejne chwile minęły na rozmyślaniach i analizowaniu przeszłości tej dalszej jak i bliższej. Omari przyniósł kolejne przekąski, oraz ewentualnie chłodne picie i ponownie zasiadł nieopodal towarzystwa. Im dłużej trwała rozmowa, tym mniej zaczęła przypominać spotkanie biznesowe, a raczej grupę dojrzałych starych znajomych, których życie ponownie pchnęło na te same tory.
Matka Afryki pomimo sytuacji wydawała się niezwykle rozbawiona niektórymi opowiadanymi sytuacjami. W pewnym momencie pijąc podniosła lekko dłoń, jakby sobie coś jeszcze przypomniała.
- Ach, właśnie! Muszę wszystkich uprzedzić, że wpadnie tutaj jeszcze jeden młody bóg i Ojciec z Góry... Głównie Ciebie Omari, w końcu to Twój dom, poprosiłam ich o sprawdzenie, czy i kto przetrwał, a niestety wiem, że macie dość napięte stosunki z resztą podobnie jak Asita z Delmarem - odezwała się dość żywo jednocześnie robiąc lekko przepraszający gest wobec syna.
- Nie przejmuj się, są sprawy w których będziemy musieli zachować się jak dorośli i stanąć po jednej stronie. Tau jest jaki jest, ale nie chce źle dla Afryki, ani żadnego z bóstw. Jestem pewny, że raczej zachowa zimną krew- machnięcie dłoni jakie wykonał Ojciec z Dołu było niemal ignorujące zmartwienia jasnowłosej kobiety.
W tym samym czasie Asita lekko uchylił oczy po odświeżającej drzemce, a widząc bliskość  Alexa uśmiechnął się nieznacznie poprawiając ramiona jakimi otaczał drobniejsze ciało. Nie miał ochoty jeszcze wstawać. Zapach rudowłosego będącego tak blisko niego sprawiał, że serce waliło mu jak dzwon miejski w samo południe. Nie ruszał się jeszcze kolejnych kilka chwil po prostu pozwalając zostać im obojgu w takiej pozycji. Z takiej odległości mógłby nawet policzyć ognsto-kolorowe rzęsy chłopaka, nie odważył się jednak mieć otwarte oczy. Z jednej strony dlatego, że czuł jak jego ciało zaczyna robić się przez to gorące, z drugiej zaś nie chciał zostać złapany na gapieniu.
Poruszył się mocniej dopiero w chwili, gdy dwójka bóstw uchyliła oczy w tym samym czasie.
- H-hej, lepiej się czujesz po odpoczynku? Mam nadzieję, że łóżko okazało się dostatecznie wygodne...- nie mógł jednak natychmiast wycofać rąk, głównie ze względu na to, że jedna z nich znajdowała się bardziej pod ciałem Alexa, a drugiej nie miałby gdzie położyć leżąc na boku. Chcąc być więc jak najbardziej naturalnym w swoim zachowaniu został tak jak był, a jedynie mocniej uśmiechnął się do niebieskookiego nadal zachowując trochę zawstydzającą odległość.
Gdy ten otworzył oczy i nadział się na kolor płynnego miodu wpatrzony właśnie w siebie ponownie go tu uderzyło - fala ciepła zalała jego policzki i chociaż nie chciał, chociaż próbował się opanować Asita patrzył na niego tak miękko, że aż go ścisnęło w żołądku. Zamarł więc w pozycji w jakiej leżał, przytulony i z zaplątanymi nogami i szukał wyjścia. Tym na pewno nie była luźna rozmowa, jakby sytuacja była najnormalniejsza w świecie.
- Ymm... Dużo lepiej. - Przyznał nie chcąc komentować łóżka które miękkością odpowiadało jego standardom. Zamiast tego klepnął jego nogę i gdy wyswobodził biodro przeturlał się na plecy. Nadal blisko ale nieco dalej.
- Kawa?
- Kawa- powtórzył niczym echo lekko śmiejąc się z klepnięcia jakie nastąpiło chwilę temu. Nie mógł zaprzeczyć, że przez moment jego myśli podążyły do mniej bezpiecznych rejonów. Był całkiem młodym facetem znającym swoją seksualność i dość oczywistym było, że gdzieś w sercu poczuje chęć chociażby pocałowania osoby, która mu się podoba. Nie pomijając faktu, iż ów wspomniany osobnik leżała teraz zaledwie kilka centymetrów od niego.
Potrzebował chwili na opanowanie się, a rumieńce Alexa, które nie umknęły uwadze bóstwa czarnej magii wcale w tym nie pomagały.
- Cóż... Muszę przyznać, że podoba mi się taki widok po pobudce- zaczepił odwracając głowę na rudowłosego, a jego uśmiech tylko się poszerzył pozwalając zobaczyć przebijającą biel zębów.
Rudowłosy zrobił się jeszcze mocniej czerwony ale specjalnie odwrócił na niego oczy. Uśmiechnął się przy tym najpiękniej jak umiał po czym szybkim ruchem wyciągnął sobie poduszkę spod głowy żeby walnąć to prosto w twarz.
- Też Cię zacznę obmacywać i pewnie też mi się spodoba. -  niewinnie rozszerzył usta po czym uniósł lekko poduszkę żeby na niego spojrzeć.
- I nie mów, że już to robię bo jeszcze nie poznałeś siły tej obietnicy. - Uśmiechnął się łobuzersko po czym ponownie przycisnął poduszkę. Usłyszał tylko niski śmiech, a ciemnowłosy wpatrując się w niego lekko uniósł na łokciu. Przez chwilę śledził poruszające się,  rude, wystające kosmyki.
Mina rudowłosego zachęciła go mocniej do kolejnego ruchu. Płynnie podniósł się, lądując dosłownie nad chłopakiem i lekko przyłożył twarz do drugiej strony poduszki.
- Cóż, obietnice się spełnia, więc lepiej jeśli dobrze ją zapamiętaj- mruknął obniżając ton i lekko odsuwając poduszkę na bok, by odsłonić więcej jasnej twarzy, której przyjrzał się przez chwilę nie zmieniając pozycji.
Mógłby przysiąc, że w całym pokoju słychać rytm jego serca i siłę z jaką całe ciało pompuje krew. Jego klatka piersiowa falowała trochę mocniej niż normalnie, pomimo iż sama twarz nie wykazywała większych oznak zestresowania.
- Z resztą powiedziałeś "też"... Więc chyba, żeby nie było to powinienem to zrobić- zaśmiał się po raz kolejny, ale dość cicho i bardziej zaczepnie, odgarniając kawałek zapodzianego pasma jasnych włosów. Jego palce dotknęły lekko różowego policzka, gdzie pod palcami wyraźnie czuł ciepło.
- Jesteś gorący, w obu znaczeniach - dodał jeszcze ciszej powoli, niemal ukradkiem zabierając mu poduszkę i odkładając ją na bok jednocześnie zmniejszając odległość między nimi.
Pobłądził jeszcze przez chwilę kciukiem po skórze i zszedł dłońmi odrobinę niżej śledząc jasną odznaczającą się teraz od czerwonej twarzy szyję, by w końcu przesunąć się na obojczyki i klatkę piersiową. Pozostał tam przez moment kreśląc dotykiem lekkie wstęgi, następnie palce znalazły się na ramionach, aż do momentu gdy zagubione trafiły na dłoń. Splótł ich palce i taki pojednany splot przeniósł nad głowę rudowłosego. Ponownie spojrzał w jasne niczym niebo oczy i ponownie poszerzył nieco szarmancki uśmiech. Zmniejszył ich odległość o pozostałe milimetry i pocałował chłopaka pierw jednak w czoło, a potem w kącik ust następnie ponownie się odsuwając.
- Mam pewien pomysł... - przyznał powoli wracając na swoją stronę, gdzie usiadł. Gdyby nie miał ciemniejszej karnacji prawdopodobnie nawet jego ramiona przybrałyby czerwony kolor.
- Może chciałbyś potem wyjść ze mną? Oczywiście nie na zwykły spacer, czy zwiedzanie... Tylko jako randka?- mógł robić wiele rzeczy, ale na zwykłe potwierdzenie tak się stresował, aż poczuł jak jego ręce lekko mrowieją i oblewa je zimny pot.
Tą małą, prywatną rozmowę przerwało głośne "ŁUP" z korytarza. Asita zerknął na drzwi marszcząc się dość mocno.
W tym samym czasie również starsi bogowie zwrócili swoje twarze ku wejściu. Stał tam Delmar cały zziajany szukając jakby kogokolwiek wzrokiem.
- Soa?! Jednak tu jesteś! Myślałem, że już dawno robisz coś... Innego- niemal warknął ostatnie słowa, jakby zastanawiał się, czy powinien. Później jego wzrok spadł na pozostałych i zmarszczył się niesamowicie, niemal jakby zamierzał przeklinać.
- Czy serio wszyscy powariowali?! Pijecie kawę zamiast coś zrobić? NIE ŻYJĄ W ZASADZIE WSZYSCY Z WYJĄTKIEM TRZECH OSÓB! - krzyknął ewidentnie w stronę Matki Afryki przy okazji wymachując rękami.
- Dziecko, to nie tak że nic nie robimy. Jednak stratą energii będzie bieganie i panikowanie, a już z pewnością płacz nad czyimkolwiek losem. Nikt z nas temu nie zawinił, a kroki by temu zapobiec zostały podjęte już wcześniej. Nie bez powodu twój brat został wysłany do Egiptu - oznajmiła bardzo spokojnie odkładając swój kubek. Wysoki, acz bardzo szczupły mężczyzna nie dał jednak za wygraną. Złość wręcz została wytłoczona na jego ustach.
- Wysyłacie tego nieudacznika, a potem mi mówicie, że zrobiliście wszystko to śmieszne! - w tym czasie zarówno Asita jak i sam Alex zdążyli się ubrać. Bóstwo czarnej magii bez słowa otworzyło drzwi, słuchając dramatu tworzonego w przejściu przez starszego brata.
- Ledwie wparowałeś, już się drzesz. Trochę kultury... - stwierdził beznamiętnie stając całkiem niedaleko i wpatrując się w czerwone ze złości oczy bóstwa słońca.
- JA OD POCZĄTKU MÓWIŁEM, ŻE NIE MA SENSU WYSYŁAĆ CIEBIE! To ja miałem tam jechać i wtedy już dawno wszyscy wiedzieliby co robić! To między innymi przez ciebie i resztę niekompetentnych pseudo bogów reszta nie żyje! - wywalczał głośno przez zęby zbliżając się trochę bardziej ku rodzeństwu. Zupełnie tak, jakby próbował go nastraszyć. Asita po prostu nie zareagował i chciał go wyminąć, jednak odrywając się od framugi obok, której stał odsłonił jeszcze jedną ciut drobniejszą postać z rudymi włosami.
Nie uszło to uwadze Delmara, podobnie jak stojące torby i lekko pomięte łóżko.
- Hahaha! NO NIE WIERZĘ! Serio byliście w jednym pokoju?! TO... Ten jeden z twoich bezużytecznych kumpli z którymi zawaliłeś sprawę? O mój boże, w życiu nie sądziłem że... Hahaha... Jesteście pedałami prawda? Nie dość, że są gównem nie bogami to jeszcze pedały. Gorszym wyborem do takiej misji byłoby chyba tylko niemowlę -
Po Asicie było widać tylko lekko zaciśniętą dłoń. Rozluźnił ją jednak po chwili i wyglądał jakby chciał po prostu minąć brata i przejść dalej, jednak zamiast tego niespodziewanie odwrócił się, a zaciśnięta pięść wylądowała z ogromnym impetem na jego twarzy powodując lekki rozprysk krwi.
Starszego z chłopaków aż zamroczyło i upadł na ziemię trzymając się za nos. Nawet Omari, wydał z siebie zaskoczony kaszel, a Soa mocniej przystawiła do ust filiżankę . Nikt z nich jednak nie wstał. Nie wiadomo , czy z szoku, czy z chęci nie wzniecania większej afery.
Bóstwo czarnej magii jednak wyglądało na to, że nie skończyło robić co zaczęło. Obszedł leżącego i nachylił się tak, by podnieść jego głowę mocno trzymając po prostu za fraki. Potrząsnął nim by odzyskał wystarczającą ilość świadomości.
Oczy Asity były czarne jak najgłębsze piekło, jakby dosłownie planował zeżreć duszę drugiego bóstwa. Przy kolejnym wstrząśnięciu odezwał się jednak, a jego głos wypełniały złe duchy, które jeszcze nie odeszły od ostatnich incydentów.
- Możesz obrażać mnie, mój patronat, moje dokonania...Ale nigdy, nawet w swoich snach, nie waż się powiedzieć choćby złego słowa na kogokolwiek innego, a już szczególnie nie waż się nawet pomyśleć źle o tym chłopaku - tutaj wskazał na Alexa ponownie potrząsając Delmarem, by nie omdlał.
- A teraz przepraszaj go i oby było ładnie- powietrze zrobiło się lodowate i choć po minie czarnowłosego można było wnioskować, że wcale nie chciał, to perspektywa roztrzaskania głowy przez rozszalałego Asitę też nie była zachęcająca.
- Niby czemu mam przepraszać kogokolwiek za opinię? Warknął niezadowolony odwracając głowę na tyle na ile mógł. Tym razem wstrząs był mocniejszy i zdecydowanie bardziej agresywny.
- Przepraszaj!- kiedy powtórzył zauważył czyjąś jasną rękę, która trzymała przedmiot nieznanego pochodzenia, choć kształtem przypominało młotek.
Nie znał tego człowieka, ale jego gest zachęcał do wzięcia tego co sam trzymał.
Na chwilę chłopak puścił koszulkę brata pozwalając mu wrócić na ziemię i wziął do ręki jak zgadywał broń. Przedmiot miał swoją wagę, ale nie był zbyt ciężki. Zapewne ktoś lepiej zaznajomiony powiedziałby "wyważony". Przez chwilę z ciekawością oglądał nieznaną rzecz, po czym oddał ją właścicielowi.
- Dziękuję, ale sobie poradzę. On ma tylko przeprosić- ostatnie słowa ponownie z warknięciem skierował do znokautowanego.
- Dobra pojebańcu, daj mi już spokój. No przepraszam cię! NO PRZEPRASZAM WSZYSTKICH!- po tych słowach Asita po prostu podniósł się i otrzepał dłonie, jakby przed chwilą dotykał śmieci, a Delmarowi pozwolił leżeć tam gdzie padł jak kłoda. Skierował swoje kroki do pokoju.
- Przepraszam was wszystkich, a w szczególności gości za zamieszanie i swój brak ogłady- uśmiechnął się lekko z przepraszając gestem.
- Jestem Asita, bóstwo czarnej magii i trucizn- przedstawił się jeszcze raz skłaniając do każdej z nieznanych mu osób oraz samej Matki Afryki.
- Babciu...Dawno się nie widzieliśmy - dodał szybko patrząc na jej wyciągnięte ramiona, które po chwili tarmosiły go za policzki.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {26/08/21, 08:37 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Szczerze powiedziawszy, spodziewał się, że zaczepiając Asitę nieco się poprzepychają, podzióbią do siebie znaczącymi tekstami i wstaną. Wylądowali bowiem w sytuacji która widocznie nieco krępowała ich obydwu i rozluźnienie tej dziwnej atmosfery wydawało się mu na porządku dziennym, potrzebne. Pomylił się. W momencie gdy poduszka wylądowała na twarzy Afrykańskiego Bóstwa, a on z szyderczym uśmiechem czekał na mowę poddańczą ostatnie czego by się spodziewał to ruch. Powolny, przemyślany i stawiający go w bardzo niecodziennej pozycji.
       Jego wzrok mimowolnie powędrował na twarz Asity, wsłuchał się uważnie w jego głos który sugerował mu co za chwilę mogłoby się stać. Co na pewno się stanie jeżeli tego skutecznie nie przerwie. A jednak nie potrafił. Nie rozumiał tego co podpowiadał mu umysł, zamiast tego słuchał swojego ciała i serca które połechtane kolejnymi gestami zaczynały grać dokładnie tak jak Asita by chciał. Mózg natomiast się wyłączał.
       Początkowo nie złapał tym czym w niego rzucił. Później zrobił nieco idiotyczną minę ponownie czując jak krew napływa mu na twarzy. Później poszło już lawinowo. Czując palce na swojej twarzy, kierujące się w dół, uchylił delikatnie usta z których uciekł płytki oddech. Wręcz się nadstawił, nieco uniósł brodę dając mu pełen dostęp, nie starając się nawet wziąć pełnego oddechu. Wydawało się mu, że przy takim zabiegu, gdyby jego płuca w pełni napełnił zapach jego ciała, nie miałby już żadnych oporów. Tymczasem obecnie po prostu leżał. Z rękami coraz mocniej zaciskającymi się na prześcieradle którym byli podczas drzemki przykryci, z dreszczami oblewającymi każde miejsce które on tak delikatnie gładził.
       Cała jego pierś była pokryta gęsią skórką chociaż ciało rozgrzane było do czerwoności. Oddech nadal płytki, językiem zwilżył delikatnie usta śledząc każdy jego ruch, wręcz mając nadzieję, że jego palce przejadą po miejscach w których on dotyku pragnął. Większa od niego dłoń zacisnęła się na jego palcach, ręka pociągnięta nad jego głowe stanowiła swego rodzaju obietnicę. Nie był pewien czy chciał. Gdyby zastanowił się na trzeźwo najpewniej by przyłożył mu palec do ust i się figlarnie uśmiechnął. Obecnie jednak był nim upity. Uśmiechem, pewnością w oczach, spokojem z jakim wykonywał kolejne ruchy które w pewien sposób sprawiały, że po prostu nad nim dominował stawiając go w nowej sytuacji. Sytuacji w której nie musiał uwodzić, nie musiał nic inicjować, miał po prostu czerpać pełnymi garściami z tego jak ogromnie mógł być nim ktoś zainteresowany. Jednak nie było to agresywne, dawał mu pełną swobodę do tego żeby przejąć inicjatywę, pokazywał mu jedynie kierunek w którym mogliby razem się skierować. Wtedy też rozchylił usta wodząc za nim już nie tylko wzrokiem ale i twarzą. Chciał trafić w te pełne wargi, skosztować ich i gdy był już tego tak blisko Asita po prostu cmoknął go w czoło.
       Jakby całe to napięcie seksualne z niego zeszło, odeszło w zapomnienie chociaż niezaspokojone. Zrobił się jeszcze bardziej czerwony – o ile było to w ogóle możliwe – i chowając twarz w dłoniach przewrócił się na bok, plecami do niego. Poleżał tak chwilę i czując, że to jednak kiepski pomysł przewalił się na brzuch chowając wszystko to co mogło być podejrzane. Schował się pod poduszką którą naciągnął sobie na głowę i… restartował system. Nadal bowiem oddychał nieco za płytko, było mu gorąco, zimno, był podniecony i całkowicie spokojny, upojony towarzystwem i nienasycony dobrocią jego serca.
       - Mmkaskn iśnks na ksnkask. – Mniej więcej tyle jego bełkotu było słychać na pytanie o randkę, a gdy poczuł tyknięcie w bok odwrócił twarz policzkiem do materaca i powtórzył. – Bardzo chętnie pójdę na randkę. – Przyznał wracając leżeć pod poduszką przez następne co najmniej dziesięć minut. Oszalało serce, umysł, ciało i zdrowy rozsądek. Musiał ochłonąć.
       Po tym jak w pomieszczeniu zawitał kolejny Bóg, oczy Odyna skierowały się mimowolnie w jego stronę. Przeżył więc musiał mieć niezwykle silny patronat chociaż jego usposobienie biło po oczach. Przypominał nieco ojca Alexa, przynajmniej przy pierwszym poznaniu i pierwszym oskarżycielsko wymierzonym zdaniu. Zasadniczo, nic nowego. Bogowie zawsze się kłócili, zawsze byli podzieleni i istniały konflikty. On jako Wszechojciec musiał znosić obie strony, cierpliwie ich wysłuchując i starając się być personą neutralną. Zasadę tą złamał dopiero po narodzinach Alexego i… w ogóle nie żałował. Obecnie jednak się nie wtrącał dalej sącząc, tym razem już herbatę która podobnie aromatyczna co kawa zwyczajnie go cieszyła. Jednocześnie jednak, dał znać Thorowi aby ten trzymał gębę na kłódkę – jedno poważne spojrzenie wystarczyło aby blondyn usiadł głębiej w koszykowym krześle i naburmuszony objadał się ciasteczkami. To chyba już jego druga patera…
       Obydwaj nie komentowali tego co się działo. To nie był ich teren aby się wtrącać. Byli tu gośćmi proszącymi o pomoc, o konsultację. Przynajmniej do momentu aż nie uchylił się dotąd zamknięte drzwi, a z pokoju w którym spała dwójka Nowych Bogów nie wyszedł gospodarz. Odyn od razu odchylił się na krześle łapiąc jasne oczy wnuka, który wiązał włosy w wysoki kok. Uśmiechnął się do niego i widział jak ten chce do niego podbiec ale powstrzymały go słowa na które wszyscy trzej Nordyccy Bogowie spojrzeli na nieznajome Afrykańskie Bóstwo. To, że się denerwował to była jego sprawa ale to, że śmiał podważać siłę innej wiary zakrawało o konieczność zwrócenia mu uwagi co widocznie chciał zrobić Alexander gdyby nie… Asita.
       Rozmowa poza tym, że zakrawała o sugerowanie niekompetencji (co było zabawne zważywszy, że nie wiedział do kogo i o czym mówi) zeszła na fakt tego co mogło – i działo się – za zamkniętymi drzwiami pokoju Asity. Alex lekko się podenerwował, spojrzał na dziadka który patrzył na niego tak jakby tej uwagi nie usłyszał, jakby cieszył go po prostu widok wnuka. Później jego jasne oczy uciekły w drugą stronę, na wuja każącego mu niewerbalnie zachować spokój, jakby mówił, że „nic się nie stało, nie zauważył”. Nie powstrzymało go to jednak przed złapaniem w zęby kawałka kamienia z runami, który nosił na rzemyku w zęby i przygotowaniu do podniesienia rękawicy. Chciał się przekonać z kim miał do czynienia. Co też za „bezużyteczne gówno” przed nim stało? Chętnie mu pokaże gdzie ma takich pseudo bożków i najpewniej by na niego ruszył gdyby nie, ponownie, Asita.
       Gdy poleciał jeden jedyny precyzyjnie wymierzony cios z jego ust uciekło ciche „och”. Thor w tym momencie parsknął w filiżankę, a Odyn wrócił do sączenia herbaty zachęcając wnuka żeby jednak do niego podszedł. Alex jednak chwilowo się nie ruszał robiąc za wsparcie taktyczne Asity. Przynajmniej taki miał zamiar ale słysząc sposób w jaki ten się odezwał, to co nagle się z nim wydarzyło, jednak zrobił krok w tył. Nie żeby się go bał! Nie chciał po prostu dostać rykoszetem.
       Thor w tym czasie siedział z uchylonymi ustami z których chwilę temu uciekł łyk herbaty który wziął wpadając z powrotem do filiżanki. Spektakl który odbywał się tuż przed jego nosem był wyborny. Nie wiedział kim był ten słodziak, którego tak namiętnie przytulał jego ukochany bratanek ale zrobił na nim ogromne wrażenie! Silny, dobrze zbudowany, konkretny w swoich poczynaniach. No i jego patronat, zagadkowy chociaż wywołujący ciarki na plecach. Chyba przez tą mieszankę szoku, zachwytu i chęci na więcej jego dłoń trzymająca dotąd młot powędrowała w stronę tego młodego Boga aby go wesprzeć. Owszem, Alex próbował zachować zdrowy rozsądek i mężczyznę imieniem Asita zawołał. Ale było za późno. Ten po chwili wziął Mjolnir w dłoń, a blondyn za plecami usłyszał ciche kaszlnięcie ojca.
       Odyn w tym momencie spojrzał swojej drogiej przyjaciółce w oczy, a widząc w nich tylko dumę uśmiechnął się do niej nikle.
       - Wiele wyjaśnia. – Rzucił jedynie po czym odłożył filiżankę czekając na to co się będzie dalej działo. I podziało się. Awanturnik nieźle się wystraszył, przeprosił, a w pokoju powoli zaczynało się uspokajać. O dziwo nie z napięcia, a całego tego szoku jaki wywołała ta chwila nieporozumienia. W tym czasie Odyn wstał z miejsca i pozwolił żeby Alex omijając Delmara leżącego na ziemi (specjalnie go kopiąc w ramię) podszedł do niego i mocno go przytulił.
       - Jak się czujesz Alexy? Wszystko dobrze? – Zapytał głaszcząc rude włosy niszcząc tym samym niedbały kok.
       - W dupie mam cioteczkę, montuję w Asgardzie przekaźnik. Mam mieć z wami kontakt, niezależnie. – Oświadczył nieco łamliwym tonem na co został jeszcze mocniej przytulony i pogładzony po głowie.
       - A ja? – Upomniał się wstając z miejsca na co Alex odsunął się od Odyna, wziął spokojny oddech, odwrócił się do Thora i jak początkowo uśmiechał się do niego ciepło tak grymas ten szybko stopniał do takiego rozgoryczonego.
       - A Ty co masz taki idiotyczny uśmiech? – Wysyczał przez zęby a zgarnięty do potężnej piersi sapnął niezadowolony.
       - Kim jest Twój nowy kolega? Bardzo przystojny. I ten sierpowy, bardzo mi się podoba, ślicznie razem wyglądacie. Dobrze Cię traktuje? Całowaliście się już? Pamiętasz o zabezpieczeniach? Nie zrań go, wydaje się bardzo miły. Odwiedzi nas? Zaprosisz go na randkę? – Słowotok jaki wylał się prosto do ucha Alexa był cichy, w rodzimym języku żeby nikt niepotrzebnie się nie interesował i TAK MOCNO KRĘPOWAŁ. Jego twarz na chwilę ponownie zrobiła się czerwona, musiał walnąć wuja w ramię. – Czyli tak! – Prawie krzyknął po czym odwrócił się do Asity i łapiąc go za rękę mocno ją potrząsnął.
       - Witaj mój drogi Asito, jestem Thor, wujek Alexia, możesz mówić mi po prostu Thor albo wujku, jak wolisz, witam w rodzinie. Jestem szczęśliwy, że jesteś godny! Musisz nas kiedyś koniecznie odwiedzić. – Ponowny słowotok w boskim języku sprawił, że Alex pomasował nasadę nosa. Najchętniej by w niego teraz młotem rzucił ale po tym jak Mjolnir spoczął na ziemi, a on spróbował go podnieść magia stawiła taki opór, że rudzielec tylko sapnął i go w spokoju zostawił. Zamiast tego uderzył wuja z pięści w żebra i odgonił go od Asity.
       - Sho, sho! Zostaw go!
       - Witaj Asito, zajmijcie miejsce chłopcy, chcielibyśmy wam zadać kilka pytań. – Rzucił Odyn proponując wolne miejsca na co Alex od razu usiadł koło Asity którego posadził obok swojego dziadka, daleko od Thora żeby ten nie mógł go molestować. Nie powstrzymywało go to przed wlepieniem w nich oczu z miną największego skarbu na jaki kiedykolwiek patrzył na co rudzielec przewrócił oczami.
       - Czy moglibyście opowiedzieć co wydarzyło się w Egipcie? – Zaczął rozlewając do czystych filiżanek dwie porcje świeżo zaparzonej kawy.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {26/08/21, 10:10 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Działo się na raz tak dużo, że Asita potrzebował sekundy, aby przetworzyć każde słowo jakie padało z ust blondyna.  Godny? Ale godny czego? Alexa? W zasadzie chciał wyjaśnić, że jeszcze nie są na tym etapie, ale coś mu podpowiedziało, że tłumaczenie nie będzie miało najmniejszego sensu. Zamiast tego lekko skinął głową.
- Dziękuję, aprobata ze strony rodziny Alexa wiele dla mnie znaczy - powiedział, nie mając do końca jasności na co odpowiadał. Jeszcze po kolejnym ujawnieniu się złych duchów szumiało mu w głowie, a złość dopiero stopniowo opadała.
Obiecał sobie, że po wszystkim spyta rudzika skąd ta nagła wrzawa, podczas afery. Może zauważył? Zazwyczaj sceny jakie robi Delmar nie sprawiają na nikim wrażenia.
Usiadł dokładnie tak, jak polecił im starszy z bogów bez większego wyboru kierowany przez Alexa. Przez moment zapatrzył się na to co śledzi rudzik, a kiedy zobaczył uśmiechniętego Thora nie odrywającego od nich wzrok - zrozumiał.
Westchnął po prostu nie komentując, a jedynie przez chwilę odwzajemnił ten wlepiony w ich ciała uśmiech i zwrócił się całkowicie ku Odynowi.
- Rozumiem, że chodzi o całą historię... Nie jest ona jakoś spektakularnie długa. Po przybyciu skierowano nas do Biblioteki Aleksandryjskiej, niestety tego samego dnia okazała się zamknięta, więc poczekaliśmy do kolejnego. Oczywiście minął dzień i jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy. Po przygotowaniu się ruszyliśmy pod wskazane miejsce. Kiedy próbowaliśmy zdobyć jakiekolwiek informacje i dostać się tam gdzie pokierowali nas bogowie Egipscy trafiliśmy na pułapkę. Ponieważ nie byliśmy bogami według systemu ten wrzucił nas do naszpicowanego pułapkami labiryntu. Tam walczyliśmy z trującą mgłą i ogromnymi posągami przedstawiającymi różnych bogów. Nie pamiętam kim był przeciwnik Alexa, ale wiem że ja walczyłem przeciw sobie. Na szczęście dzięki dość zgranemu działaniu uszliśmy z życiem i wydostaliśmy się. Niestety bez żadnych informacji. Postanowiliśmy odpocząć, aż nadszedł następny dzień. Tym razem znowu wróciliśmy do biblioteki, ale w końcu ktoś się nami zainteresował i wysłano nas do boga wiedzy - Thotha. Kazał nam odnaleźć wyrocznie Delfickie i dostaliśmy spisane zwoje. To wszystko prowadziło nas do Afryki. Już mieliśmy wyruszać, jednak w nocy ciała pozostałych zmieniły się w proch. Jak tak o tym myślę miałem koszmar  gdy to wszystko się działo. Śniłem o tym, że moje ciało jest zalewane złotem w wielkim kotle, spadałem...Był też pokój wypełniony krwią i krzewami laurowymi i mnóstwo, mnóstwo białej tkaniny. O i dwa tajemnicze głosy, choć nie wiem czy jest to ważne...- odpowiedział z pełną szczerością opierając lekko głowę na dłoni, a tą następnie podparł kolanem.
- Och, myślę że to i tak bardzo dużo co pamiętasz. Poza tym jak dobrze, że zwracasz uwagi na sny jak kiedyś prosiłam... Odynie myślę, że to nie bez znaczenia. Alexandrze, czy ty również miałeś jakiś sen gdy zniknęli młodzi bogowie? - Soa wstała lekko pociągając za sobą szatę. Wydawało się to zbyt niepokojące i niemal znajome.
Przyłożyła palec do ust wyglądając na zamyśloną.
- Prawdopodobnie wiem o jakich zabezpieczeniach mówisz- westchnął w tym wszystkim Omari odkładając trzymany kubek.
- Co prawda nie widziałem ich nigdy na własne oczy, ale co nie co można było usłyszeć plotek na temat podziemi biblioteki. Jeśli mogę się dowiedzieć Alex, kim był posąg z którym ty walczyłeś, albo może pamiętasz inne?- zapytał przyglądając się minie rudowłosego. Po obu chłopaka gołym okiem można było dostrzec, że wspomnienia z wyprawy nie były najlepszym momentem ich życia.
Kiedy wszyscy albo rozmyślali, albo rozmawiali między sobą Asita przysunął się ciut bliżej niebieskookiego i niemal szepnął.
- Twój wujek jest bardzo energiczny, chociaż nadal nie do końca rozumiem te zdziwione twarze wszystkich. Walnąłem go bo zasłużył. Nie mógłbym pozwolić obrażać się w moim domu! - stwierdził cicho przez chwilę wpatrując się w swoje palce. Minęła zaledwie chwila, a on mocniej przysunął się do ucha chłopaka.
- No i cieszę się, że się zgodziłeś. Dziękuję- odsuwając się puścił mu oczko i wyprostował. Nie musiał rozglądać się długo, gdy poczuł mrowienie na skórze. Jasne oczy Thora niemal wwiercały się w jego skórę, jakby chciał się spytać, czy przypadkiem nie chce iść przelecieć rudzika. Dla ciemnowłosego było to trochę niekomfortowe, więc starał się nie patrzeć w jego stronę. Zamiast tego skupił się na babci spoglądającej teraz z pełną powagą na Odyna.
- Myślę, że doskonale rozumiesz co to znaczy. Jeśli dobrze wnioskujemy to w przyszłości czeka nas potężna starcie. Och... - chwilami jasnowłosa wydała się niemal zmartwiona nadal przemieszczając się po pokoju.
Młodzi bogowie mieli więc jeszcze chwilę. Nie mogąc jakoś ujednolicić myśli bóstwo czarnej magii nachyliło się kolejny raz zahaczając ustami płatek ucha Alexa.
- Masz jakieś specjalne życzenia co do miejsca? Czy mogę po prostu sam zdecydować? - gdy pytany na niego spojrzał Asita jedynie uniósł brwi z pytającą, niewinną miną.
Dyskusje trwały w najlepsze, gdy nagle rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Jednak przybyły sam sobie otworzył nie czekając na zaproszenie.
Ojciec z góry wszedł, a pierwsze o co się niemal potknął to jego syn. Z zimnym wzrokiem prychnął wypluwając "żałosne" po czym ruszył niemal wojskowym krokiem do pokoju. Tam pochylił głowę witając w ten sposób wszystkich, a jego twarz zatrzymała się na Asicie. Młody bóg wstał i lekko się skłonił.
- Witaj ojcze. Dawno się nie widzieliśmy. Dziękuję za udzieloną nam pomoc- rzucił mało chętnie, acz grzecznie. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko machnął ręką, jakby młodzik był tylko zbędną, bzyczącą muchą.
- Udało się wam już coś ustalić? Sprawdziłem cały nasz obszar panowania. Zostali jedynie trzej mistrzowie: wiatru, płodów rolnych i deszczu. Reszta nie żyje - skwitował całkowicie chłodno, postawą dosłownie krzycząc jak bardzo nie chce tu być.
Soa pokiwała posępnie głową podnosząc ku niebu oczy.
- Nie ustaliliśmy, acz mamy pewną wskazówkę którą teraz rozważamy. Jeśli ustalenia będą trafne, to będziemy musieli bardzo przemyśleć nasze kolejne kroki...
Jednego jestem pewna i tu również pytam o waszą opinię przyjaciele. Wysłałabym dwóch troszkę starszych bogów, by dowiedzieli się kto przetrwał dokładnie i ile wiar. Jak słyszeliśmy w Afryce żadne plemienne wierzenie nie przetrwało...
- jej głos był niemal przyciszony, po czym ponownie zajęła swoje wcześniejsze miejsce.
- Aby może nie trzymać w niepewności tych, którzy jeszcze się nie domyślili. Uważam, że doszło do zdrady na południu Europy i albo naszymi winowajcami są popularni niegdyś Grecy, albo Rzymianie. Tylko na nich mogłyby wskazywać sny z krzewami laurowymi i białymi szatami.
Niepokojące są również dwa głosy, a nie jeden... Może to wskazywać na zamieszanie nawet większej grupy osób
- wyjaśniła spokojnie ponownie zabierając ze stołu swoją filiżankę.
Ojciec z góry, który póki co siedział w milczeniu najwidoczniej uznał, że nie opuści zbyt szybko tego miejsca, ponieważ w trakcie monologo Matki Afryki nawet on nalał sobie soku sącząc powoli, jakby obawiał się nieznanej trucizny.
Zapanowała chwilowa cisza w której słychać było jęk próbującego podnieść się Delmara. Niezmiernie zirytowało to Tau, który warknął wściekle w stronę poszkodowanego.
- Lepiej tam zostań aż nie wyjdziemy, bo pożałujesz że pokazałeś mi taką twoją twarz - zakpił na co w korytarzy rozległo się w odpowiedzi tylko ciche 'BAM".
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {27/08/21, 12:16 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Radość jaka nagle zapanowała w jego sercu była jednocześnie bodźcem do całkowitego uspokojenia się. Jego dziadek i wujek żyli i mieli się dobrze, jego cioteczka również. Asgard chociaż zadrżał w posadach zajmował swoje zaszczytne miejsce tam gdzie on go pozostawił i chociaż ponieśli ogrom strat, byli i nic im nie groziło. Była to myśl pocieszająca. Wszyscy Ci którzy go szanowali, którzy zawsze powtarzali jak mocno go kochają i jak wiele dla nich znaczy byli przy nim i mogli stawić czoła wyzwaniu które wcześniej leżało na jego barkach. Obecnie problem urósł do rangi końca świata co najpewniej było powodem zgromadzenia się tak licznych silnych Starszych Bogów. Powietrze aż wibrowało od mocy, a może to on? Może to nadal wina Asity, który go przed chwilą rozgrzał do czerwoności? Rzucił mu spojrzenie kątem oka gdy już zajęli miejsca przy stole.
       Szczęśliwie nie musiał kontynuował płynięcia z nurtem myśli pod szlachetnym tytułem „a co by się stało gdyby” bo chociaż w bardzo spokojnej atmosferze, przystąpiono do tego na co wszyscy czekali: ich wniosków. Pierwszy zaczął Asita, a on pozwolił mu mówić. Wszystko się przecież zgadzało, nic dodać nic ująć, o ich małych libacjach i tym, że postanowili chwilami po prostu żyć nikt nie musiał wiedzieć. Szczególnie, że obecnie o tym wiedział tylko on i Asita. Słysząc natomiast o wizji spojrzał na niego nieco zdziwiony, sam miał bardzo podobny sen tamtej nocy, a zapytany pokiwał głową twierdząco.
       - Dokładnie te same rzeczy mi się śniły. Laurowy zagajnik, zalanie złotem, pomieszczenie wypełnione krwią i tysiące krzyków umierających bogów. Widziałem też wielki piec, jaskinię w której buchały płomienie i słyszałem dwa głosy. No i biały materiał. – Zapewnił na co Odyn zamyślił się rzucając spojrzenie Soa po czym wrócił wzrokiem w filiżankę kawy. Powoli wszystko się układało w całość, powoli wysnuwał się na prowadzenie jeden z ich współboskich towarzyszy który widocznie zwrócił się przeciwko całemu swojemu światu.
       - Ten piec, czy było tam jeszcze coś co pamiętasz? – Dopytał na co rudzielec zamyślił się na chwilę.
       - Formy, kowadło. Wielkie młoty. – Przyznał chociaż były to tylko jego domysły. Nie był pewien czy aby na pewno to tam widział chociaż ta odpowiedź starszego boga widocznie usatysfakcjonowała.
       - Innych nie pamiętam chociaż rozwaliliśmy trzy. Mój to był ewidentnie Surt.
       ¬- Ragnorok. Jego pojawienie się będzie początkiem końca. To on rozpocznie zmierzch bogów. – Wyjaśnił Odyn na co Alex pokiwał twierdząco głową.
       - Ogólnie jak o tym rozmawialiśmy to w każdej wierze był to bóg bądź stwór który miał być odpowiedzialny za koniec świata który znamy. – Zapewnił bo chociaż rozmawiał tylko z Kaiem i Pomirem na ten temat, wniosek nasuwał się sam.
       Po ich słowach rozpoczęła się dość dziwna konwersacja. Odyn i Soa wymieniali między sobą półsłowa. Omari i Thor zajęli się rozważaniem tego czy rzeczywiście nadchodzi zmierzch bogów, a on? On siedział i sączył wyborną kawę której cieszył się każdym łykiem. Przynajmniej do momentu gdy nieco nadstawił ucha do pochylającego się nad nim Asitą.
       - Dziękuję za obronę honoru ale absolutnie nie chodzi o Twój sierpowy. A Mjolnir. – Wyjaśnił pochylając się nad nim, a widząc jego pytającą minę obiecał, że mu później wyjaśni o co chodzi z młotem. Nie widział teraz specjalnie sposobności na chwalenie się tym jak mocno miał nieczyste serce i jak bardzo magia otaczająca broń szlachetnego Thora nie pozwalała się mu podnieść. No i co to wszystko oznaczało dla Asity. Na kolejną kwestię natomiast potarł w nerwowym geście kark uśmiechając się przy tym do niego lekko, nieśmiało. Chwilę jeszcze patrzył mu w oczy nie wiedząc jak to skomentować, sam był mocno zadowolony wizją wspólnego spotkania mającego ewidentnie jedno na celu i najchętniej by nieco znowu zatonął w miodowym spojrzeniu gdyby nie wuj. Ten zaś się na nich patrzył, a gdy napotkał spojrzenie spod zmrużonych powiek jedynie szerzej się uśmiechnął.
       - Przestaniesz? – Zapytał go w ojczystym języku na co ten wzruszył ramionami samemu się prosząc! Alex zjechał nieco niżej na krześle i szybkim ruchem pchnął ten mebel na którym siedział blondyn sprawiając, że poleciał do tyłu.
       - Och nie, wuju! Mówiłem żebyś się nie kołysał. – Oznajmił zbolałym, teatralnym tonem na co Thor wyjrzał zza blatu stołu obdarowując bratanka dokładnie tym samym spojrzeniem jakie ten chwilę temu wymierzył w niego.
       - Dziękuję, że się martwisz ukochany Alexiu. – Ten sam, sztuczny ton i po chwili obdarowali się wymuszonymi, szerokimi uśmiechami. Wtedy też Thor zaczął się zbierać, postawił krzesło i usiadł obrażony niczym mała dziewczynka już na nich nie patrząc, przynajmniej na chwilę.
       - Gdziekolwiek. Nie specjalnie byłem poza Skandynawią więc wszystko mnie zainteresuje. – Szepnął do Asity zapewniając go, że czy to będzie sawanna czy środek miasteczka, będzie szczęśliwy. Jednocześnie, po chwili wrócił myślami do tego co działo się między najstarszymi w tym pomieszczeniu, a jego oczy skierowały się na kolejną osobę która weszła do środka.
       Chłód jaki bił od mężczyzny kazał się mu skrzywić. To jak oschle potraktował Asitę, który nazwał go ojcem wywołał ścisk w jego żołądku. Cóż, przynajmniej jakkolwiek się do niego odnosił w przeciwieństwie do jego ojca. Ten nie miał zamiaru mieć z nim nic wspólnego co kiedyś go niezwykle bolało, teraz nie widział powodu dla którego miałby się tym przejmować. Niemniej, nie umiał sobie odmówić przepełnionego pogardą spojrzenia wymierzonego w Tau. Głos Sao szybko go wybił z myśli i jego niebieskie oczy wróciły na tą dwójkę.
       - Poza tym, dalsza część wizji wskazuje na to, że cały problem wywołany jest przetopieniem kielichów w Boskiej Kuźni. To na nią wskazują piece i formy. Niestety problem leży w tym, że jak kilka silnych wiar wie gdzie znajdują się części klucza do niej tak sama informacja o tym gdzie znajduje się wejście zaginęła. Istnieją pogłoski, że Indiańskie Bożki Ameryki miały kiedyś mapę ale tak jak mówi Soa, jeżeli nie istnieją to nie pomogą. – Dodał wodząc spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych. – Kuźnia daje też niebezpieczne możliwości zmiany złota w nowy przedmiot. W prawdzie karły wiele rzeczy stamtąd zabrały ale jeżeli odpowiedzialna jest za to tak silna wiara jak ta z południa Europy, mogli wejść w posiadanie form.
       - Co można zrobić ze tego złota? – Zdziwił się na co Odyn spojrzał na niego nieco zbolałym wzorkiem.
       - Broń której siła będzie bardziej znamienna niżeli Zmierzch Bogów. Przedmioty pozwalające na rzeczy, które wykraczają poza nasze pojmowanie, poza to co naturalne. – Wyjaśnił na co Alex ponownie poczuł ciarki na karku.
       - Wyznaczę Hajmdala, Boga Czujności, aby sprawdził jak wiele wiar przetrwało, jak kształtuje się sytuacja. Następnie Thor sprawdzi kto chce zostać naszym sojusznikiem. – Zaproponował ze swojej strony na co Bóg Piorunów spojrzał na Omariego. Cóż, jeżeli których z Ojców miał zostać wyznaczony do tej misji u jego boku, miał nadzieję, że to będzie ten milszy.
       -Chętnie wspomogę Thora w jego działaniach- odezwał się Omari zerkając jednocześnie na śledzącego go wzrokiem boga. Nie chciał skazywać blondyna na tułaczkę przez świat u bogu ojca z góry. Jakby nie doszło między nimi do kłótni to z szoku zostałby chyba posągiem.
       Słysząc odpowiedź Odyn pokiwał głową po czym spojrzał w sufit jakby szukał w nim odpowiedzi. Zamiast tego doskonale wiedział, że są teraz bacznie obserwowani, a komunikując się w myślach z Hajmdalem już w tym momencie wydał mu wszystkie instrukcje. W końcu wiele miejsc wszechwidzący Bóg miał do sprawdzenia i nieco wody upłynie zanim zajrzy w każdy zakamarek wszechświata.
       - Co teraz mamy robić? – Zapytał w momencie gdy poczyniono wstępne ustalenia. Wszechojciec spojrzał wtedy na Soa a później w oczy swojego wnuka uśmiechając się do niego pocieszająco.
       - Wizje mają to do siebie, że cierpi od nich psychika. Dodatkowo wiem, że ucierpieliście fizycznie. Może zrobimy sobie dzień przerwy? Musimy ustalić gdzie są części klucza do Kuźni. Najprawdopodobniej tam znajdziemy tak winnych jak i dowiemy się przeciwko czemu przyjdzie nam się niedługo zmierzyć. – Przyznał, a widząc, że jego słowa mogą wywołać protest Afrykańskich Bogów spojrzał spokojnie w oczy Tau. – Przetapianie kielichów wymaga specjalnych warunków i umiejętności. Dodatkowo skondensowana w nich pierwotna moc niesie za sobą konsekwencje, nakłada ograniczenia. Zakładając, że ktoś ma wszystkie kielichy, chce je przetopić i doszedł do wniosku, że niszcząc te wiar najsilniejszych pozbył się potencjalnych wrogów zyskujemy na tyle czasu aby obmyślić i przeprowadzić plan zapobiegnięcia katastrofie. Istnieje jednak wiele potencjalnych przeszkód które musimy sprawdzić. Może się okazać, że my Starzy Bogowie, nie będziemy mogli przekraczać pewnych granic terytorialnych. Trzeba wszystko sprawdzić, a to przy naszych ograniczonych zasobach będzie trwało.
       -To rozsądny wybór Odynie- odezwała się Soa nie pozwalając wtrącić się pierwszemu ojcu z góry.
       - Niech chłopcy mają trochę wolnego, zanim ustalimy konkrety. Siedzenie przy nas im nie pomoże - kiwnęła kończąc głową do młodych bóstw przyzwalając im tym samym na odejście i wrócenie do pokoju lub cokolwiek innego co chcieli robić.
       - Zechciałabyś odwiedzić ponownie Asgard? – Zagaił lekkim tonem kobietę po czym podziękował za całą gościnę i wstał. Szukać odpowiedzi musieli w starych księgozbiorach i chociaż chciał zmobilizować do tego wszystkich istniejących bogów, musieli do tego opuścić to przytulne miejsce. W tym czasie Alex wstał, został jeszcze pogłaskany po głowie po czym pogonił Asitę w stronę pokoju dając mu znać, że albo uciekną albo im zaraz znajdą robotę. Po drodze zatrzymał go jednak chwytając za przedramię, pokazał mu leżący na ziemi Mjolnir po czym chwycił za rękojeść, szarpnął dwa razy, a gdy młot ani drgnął kazał mu ten moment zapamiętać.
       Wchodząc do pokoju podszedł do swoich torb szukając w nich odpowiednich rzeczy. Skoro to miała być randka to musiał wyglądać jak na randkę przystało. Jasne spodenki w których nie powinno być mu ciepło, koszula której rękawy podwinął do łokci. Zaplótł włosy w zgrabny warkocz i wcisnął w nie okulary przeciwsłoneczne. No i nasmarował się kremem bo już czuł, że wróci czerwony jak rak. Delikatnie psiknął się perfumom z trawą cytrynową i był gotów do wyjścia.
       I chyba lekko się denerwował.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {27/08/21, 03:39 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Słuchając przez moment zrobiło mu się głupio. Fakt, doszli do wniosku po walce kim były posągi, ale przyznanie tego przed kimkolwiek innym wprawiało w zakłopotanie. Mocniej zatopił się w siedzisku jakby planował później zapaść się pod nie. Nie chciał, ani nie lubił słyszeć, że ma sprowadzić koniec świata zerknął tylko na ojca, który zajęty słuchaniem nie zauważył wręcz proszącego spojrzeniem syna.
- Och, jestem zaskoczony, że mimo tak młodych podań dali tam Asitę. Muszą wbrew temu co mówią bardzo dbać o tamto miejsce, by w razie czego mogło być przerażające- zaśmiał się machając ręką, jakby Egipcjanie robili to wszystko na pokaz, a najlepszym co mogą zrobić to ignorowanie ich dziwnych praktyk pod biblioteką. Asita tak kwitł w miejscu nie robiąc nic zbędnego poza zaczepianiem raz za razem Alexa. Uwielbiał te lekko różowe policzki, a gdy przypomniał sobie minę jaką zrobił w łóżku tego dnia sprawiło, że musiał cicho wypuścić powietrze ustami, a żołądek sam się ścisnął.  
Gdy podczas wymiany szeptów chłopak wspomniał o czymś co nazywało się Mjolnir . Ciemnowłosy zmarszczył się zastanawiając nad tą dziwną nazwą. Po krótkiej analizie tego co się stało doszedł do wniosku, że mówi o przedmiocie trzymanym przez blondyna. Ten jednak wcześniej oprócz misternych zdobień i niewiarygodnie trwałej budowy nie wydał mu się na tyle wyjątkowy, by zrobił się z tego wręcz niewielki szum. Postanowił więc poczekać, aż niebieskooki sam wyjaśni mu o co dalej z tym wszystkim chodzi. Z resztą ważniejszym było, że na kolejne swoje słowa dostał całkiem uroczą reakcję, a później przezabawną scenę przekomarzanek Thora z chłopakiem.  Ciekawie patrzyło się na ich relację, a gdy Alex odpowiedział mu na jego zadane wcześniej pytanie uśmiechnął się i pokiwał głową w pełnym zrozumieniu.
Minuty mijały, a rozmowy stały się częściowo poważniejsze. Ojciec z góry, który przybył pod koniec siedział milcząc,  po kolei każdego oceniając lodowatym wzrokiem. Asita zauważył nawet jak dłuższy czas wpatruje się w nich gdy szeptali, ale po chwili po prostu przeniósł leniwie wzrok na Omariego, który jak mógłby przysiąc robi wszystko by nie patrzeć w jego stronę.
Relacja obu ojców była jak tajfun i każdy kto choć trochę wiedział jak wygląda to od środka życzył im by żyli sobie spokojnie, ale co najważniejsze - osobno!
Głos Sao i Odyna szybko przywrócił go z myśli na ziemię i ponownie skupił spojrzenie na najstarszych bogach.
Na wszystko kiwał ze zrozumieniem głową czując przy okazji lekkie ciarki. Jeśli ktokolwiek wejdzie w posiadanie takiej mocy, to ciężko będzie mówić o równej walce, nawet jeśli jakimś cudem udałoby się zebrać wystarczającą ilość sojuszników.
Zagryzł lekko wargi pocierając dolną część twarzy. Rozumiał, że raczej to co robił złoczyńca nie będzie wcale służyło dobru, a raczej siłowemu przejęciu władzy nad światem. Może planuje zrobić się panem absolutnie wszystkiego? Każdy taki pomysł wydawał się absolutnie okropny, więc nie chcąc iść dalej w gdybania po prostu wrócił do uważnego wsłuchiwania się w słowa Odyna.
Gdy Soa po wszystkim kazała im się oddalić podziękował i ruszył w stronę pokoju za sobą słysząc jeszcze jej delikatną zgodę na propozycje starego boga.
Przy wejściu niemal przypadkiem kopiąc Delmara jak rozrzucone kapcie przesunął go po prostu nogą i spojrzał na Alexa, który go zatrzymał. Chłopak stał przy młocie próbując go podnieść jednak ten niczym przyklejony do podłogi nawet nie drgnął. Asita poczuł się lekko zaskoczony. Sztuczka magiczna jaką zobaczył na własne oczy była bardzo nieoczywista.
Po tym co zobaczył wrócili do pokoju i przez moment obserwował  jak rudowłosy krząta się wokół walizek. Nie chcąc przeszkadzać sam postanowił się przygotować, ale coś jeszcze go olśniło, więc złapał małe coś z rogu pokoju oklejonego kartkami i zniknął za drzwiami.
Zanim wrócił minęła dobra chwila, lecz nie miał już nic w rękach. Podszedł do szafy z której wybrał pasujące według niego na taką okazję ubrania. Niestety nie dysponował zbyt dużą ilością koszul, ale z pewnością się starał używając nawet stojących od dłuższego czasu na półce perfum o woni drzewa sandałowego. Kiedy je chwycił przez myśl przeszło mu tylko od jak dawna nie był na randce. Może było to trochę głupie, ale zaczął się stresować, że odwali jakąś głupotę.
Gdy założył buty chwycił jeszcze portfel z torby jaką miał przy sobie w Egipcie i kluczyki do samochodu. Wyszedł z pokoju i ku jego zaskoczeniu dom opustoszał całkowicie. Nawet Delmar będący tymczasowym dywanem zniknął prawdopodobnie zabrany przez Ojca z góry. Ciesząc się z tego, że nie musi oglądać niektórych twarzy przeszedł do Gieni, która słysząc klucze jak na baczność stanęła czekając na rozkazy.
- Zostaniesz dzisiaj w domu dobrze? To dla mnie ważne wyjście, więc bądź grzeczna kochana- powiedział niemal prosząc swojego zwierzaka na co otrzymał pacnięcie dużą łapą w ramię. Uśmiechnął się i podziękował jej otwierając drzwi na oścież przed Alexem.
- Pojedziemy do miasta moim samochodem, wątpię byśmy chcieli iść ponad pół godziny w taki upał - pokiwał lekko głową zamykając przy tym drzwi wejściowe. Ruszył do garażu nieopodal i po chwili z burczeniem silnika wyjechał czerwonym samochodem terenowym.
Pojazd był oblepiony przeróżnymi większymi i trochę mniejszymi naklejkami ze znakiem geparda i lwa obok siebie. Symbol rezerwatu był nawet na przedniej szybie zaraz obok kilku innych będącymi pozwoleniami na wjazd w specjalne strefy.
Po tym jak wyjechał wysiadł i otworzył drzwi pasażera jednoznacznie zapraszając rudzika do środka.
Wnętrze samochodu było w większości wykonane z czarnej skóry z dodatkiem metalowych obić na niektórych częściach deski rozdzielczej. Asita odpalając włączył jeszcze klimatyzację i wycofał sobie skręcając do miasta.
Po drodze zatrzymał się nawet na chwilę widząc przemieszczającą się w oddali rodzinę słoni.
- Nie ma tutaj za dużo samochodów, więc jak chcesz coś obejrzeć mów, a będę się zatrzymywał- powiedział w końcu przerywając chwilę milczenia.
Nie mógł jednak nic na to poradzić, ale serce waliło mu tak głośno, że słyszał je w uszach.
- Emm... Tak sobie myślę, że masz bardzo ciekawą rodzinę. Zwłaszcza twój dziadek robi ogromne wrażenie swoją potęgą- zaczął chcąc jakoś ułagodzić swoje myśli i pocące się dłonie.
- No i twój wujek jest zabawny... A właśnie, wyjaśnisz mi w końcu o co chodzi z tą bronią? Jest zaklęta? - zapytał teraz wprost korzystając z tego, że byli sami i mógł zaspokoić swoją ciekawość. Pozwolił więc chłopakowi mówić wsłuchując się w dokładne wyjaśnienia.
Gdy ich drobna pogawędka dobiegła końca, również trasa zaprowadziła dwójkę do kolorowego, choć widocznie biednego miasteczka.
Asita zaparkował i wysiadł ponownie idąc do drzwi i otwierając je przed Alexem.
- Nie powiedziałem ci jeszcze, że świetnie wyglądasz...- skomplementował, acz czuł jak jego cała twarz płonie bynajmniej nie od słońca odbijającego się w okularach. Zaciągnął je na swój nos głównie dlatego, że oczy co jakiś czas zmieniały swój odcień białka na czarny, a nie chciał wystraszyć żadnego z przesądnych tubylców.  
Przez chwilę zastanowił się gdzie dokładnie mogliby iść i pierwszym celem jaki obrał był kolorowy targ.
Pachniało tam słodkimi owocami, świeżymi przyprawami, a wokół rozmów unosiły się dźwięki metalowych i drewnianych ręcznych wyrobów.
- Zacznijmy może od najpopularniejszego miejsca. To takie centrum handlowe w Afryce, możesz kupić tutaj od świeżo pokrojonych owoców do ręki po kury, czy biżuterię... Są też stoiska nawet z zaklęciami ochronnymi i różnymi pierdołami do modlitw. Ja jednak... nie mogę tam podejść- zaśmiał się nerwowo drapiąc tył głowy.
- W każdym razie mam jeszcze kilka miejsc, które chciałbym tobie pokazać. Jeśli się zgodzisz później zabiorę cię również na obiad do tutejszej restauracji- mówił, choć miał wrażenie, że nawet przez szkło ciężko mu utrzymać kontakt wzrokowy.
Po chwili ruszyli przed siebie spacerowym krokiem. Przy libacji nie było problemu, ale mając słowo "randka" w podświadomości wszystko stało się nagle trudniejsze. Nie wiedział do końca jakie ruchy będą odpowiednie, czy powinien go jakoś złapać za rękę, a może pod. Z każdą sekundą nasuwało się więcej pytań niż odpowiedzi.
Nie chciał przyznawać, ale nigdy nie był na randce z mężczyzną. Miał wrażenie, że kobiety były bardziej oczywiste w tym czego oczekują, z drugiej strony mogło mu też po prostu mniej zależeć na dobrym wrażeniu. Serce nie przestawało walić jak dzwon, przy czym zaskakująco udało mu się utrzymywać spokojny, wesoły wyraz twarzy.
- Bardzo się cieszę, że możesz zobaczyć to miejsce. Kiedyś dużo tu przesiadywałem jak byłem nastolatkiem- opowiedział przez chwilę zatrzymując się przy stoisku wiekowej pani sprzedającej ręcznie plecione, kolorowe torby na ramię. Zamienił z nią kilka słów w ojczystym języku. Ta wesoło odpowiadała. Była krępej budowy, dużo niższa niż Alex i gestykulowała jakby znała Asitę od lat. Poklepała chłopaka po plecach i wcisnęła mu jedną z toreb do ręki na co ten tylko głośniej się zaśmiał.
- Kiedyś ta pani wyłapywała nas jak byliśmy dzieciakami, karciła za rozrabianie a potem dokarmiała całych umorusanych owocami. Dawno mnie tu nie było, więc się przywitałem, a to dla ciebie. Kazała mi zabrać się w ładne miejsca- zaśmiał się machając na pożegnanie i oddając upominek w ręce rudowłosego.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {27/08/21, 05:35 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Przebrany w równie eleganckie acz luźne rzeczy Asita przyciągnął od razu jego spojrzenie. Posłał mu przy tym spokojny uśmiech i kiwając żeby ruszył do wyjścia zamknął za sobą drzwi pokoju. Wtedy też rozejrzał się po opustoszałym pomieszczeniu, a czując w powietrzu zapach bryzy zrozumiał, że ten kto miał odejść właśnie znalazł się w Asgardzie. Szkoda, że ich zostawili. Był ciekaw jak Afrykańskie Bóstwa zareagują na miasto ze złota lewitujące nad niekończącym się morzem. Jemu za pierwszym razem po prostu zaparło dech. Stał na środku Bifrota i podziwiał z dobry kwadrans przed tym jak postanowił w ogóle podjąć jeden krok naprzód.
       - Och, nikogo nie ma. Zabiorę Cię tam kiedyś. Asgard to miejsce które trzeba zobaczyć przynajmniej raz w życiu. – Obiecał mu po czym drapiąc grzecznie siedzącą sobie Gienie po policzkach, pożegnał się z nią i wyszedł czekając aż Asita wszystko pozamyka. Słysząc o samochodzie chciał o coś zapytać, nawet uchylił usta po czym dotarło do niego ponownie jak idiotycznym byłoby poruszenie tej kwestii. Uśmiechnął się więc do niego, spojrzał na słońce stojące wysoko na niebie i pokręcił przecząco głową.
       - Zdecydowanie nie będziemy szli w taki upał. Nie żebym miał coś przeciwko spacerom… – Zapewnił bo przecież był bardzo wysportowany. – Ale chciałbym też pochodzić po miasteczku, a nie tylko tam dojść i wrócić. – Zaśmiał się po czym zapewnił, że poczeka i w tej chwili samotności rzucił jeszcze raz spojrzenie na fasadę budynku. Te kolory nadal się mu podobały! Może przemaluje swój dom po powrocie? Ale by się sąsiedzi przestraszyli.
       Słysząc warkot silnika uniósł jedną brew, a gdy jego oczom ukazała się masywna sylwetka jeepa zrobił zdziwioną minę. Ponownie chciał skomentować i ponownie wydałoby się to bardzo głupie. Jak nie było asfaltu logiczne, że musieli jeździć bardzo mocnymi samochodami. I jego upodobanie do sportowych sylwetek by po prostu tutaj nie wypalił. Zaraz obszedł pojazd przyglądając się masywnemu zderzakowi z przodu, rzucił jeszcze spojrzenie Asicie, a na widok uprzejmego gestu… jednak się speszył. Drapiąc się lekko po karku udawał, że poprawia kołnierzyk po czym podziękował mu cicho i usiadł na miejscu pasażera rozglądając się po wnętrzu. Z tyłu dostrzegł zielone ubrania, ponownie logo którym obklejone było auto, próbował połączyć kropki ale na niewiele się mu to zdało. I wreszcie pytanie nie wydawało się głupie.
       - Czego to logo? – Zapytał odkładając do schowka książeczkę na której wolał nie siedzieć, a na której również dostrzegł ten znaczek. – Służbowy samochód? – Dopytał żeby jasnym było o co dokładnie pyta, a słysząc odpowiedź jednak stwierdził, że pytanie było głupie. Przecież mu mówił, że jest weterynarzem! A gdzie indziej leczyłby zwierzaki jak nie w rezerwacie.
       - Jesteśmy obecnie w rezerwacie czy jego początek jest całkiem z innej strony? – Dorzucił ciekaw geografii tego miejsca. Może zaraz okaże się, że jest w bardzo wyjątkowym miejscu, a wcześniej nie był tego świadom! Apropo wyjątkowości, gdy Asita lekko zwolnił odwrócił wreszcie wzrok od niego żeby spojrzeć za okno po czym wyprostował się i przekręcił głowę niczym ciekawy szczeniak. Nie miał… świadomości tego jak zwierzęta były wielkie, a słonie… cóż… robiły gigantyczne wrażenie. Aż się odwrócił za siebie mrużąc przy tym oczy.
       - Podchodziłeś kiedyś do nich? Dziadek mi mówił, że dzikie zwierzęta nie reagują agresywnie na Bogów, jestem ciekaw na ile to na niego nie reagują, a na ile na wszystkich Bogów. – Stwierdził wcale nie sugerując mu, że jeżeli rzeczywiście jako Bóg był bezpieczny będzie chciał się do jakiegoś zwierzaka zbliżyć. Na tyle na ile było to maksymalnie możliwe.
       Poza tym nie wiedział czy jego potok pytań był wywołany tylko ciekawością. Gdy się zamknął, a odpowiedź nie przyszła od razu – najpewniej Asita musiał się porządnie zastanowić żeby nie palnąć – poczuł jak w żołądku go ściska. Nie chciał być namolny ale chciał o nim dowiedzieć się tyle ile był w stanie, wykorzystując w pełni dzień wolny, leniwą atmosferę i możliwość reagowania szczerze, bez presji czasu czy otoczenia. Dlatego najpewniej głęboko odetchnął ulgą gdy Asita też zaczął zadawać pytania.
       - Dziękuję. Twoja babcia za to robi niesamowite wrażenie. Jak prawdziwy Starszy Bóg. – Przyznał nieco się relaksując. – Swoją drogą ciekawe skąd się znają, nie? Myślałem, że nie możemy mieć kontaktów z innymi wiarami. – Zauważył coś o czym już wcześniej z Asitą rozmawiał, a co zawisło między nimi jako pytanie bez odpowiedzi. Jednocześnie nasunął tym samym temat na który wymienili kilka luźnych myśli zanim przeszli dalej. On przy tym miał wrażenie, że z każdym słowem robi się między nimi spokojniej.
       - Ach! Mjolnir. – Przypomniał sobie po czym pomyślał chwilę od czego zacząć. – Jest to broń wykuta przez karły w Boskiej Kuźni specjalnie dla Boga Piorunów. Początkowo jednak mógł nim władać każdy, a broń siała niekontrolowane spustoszenie przez co Odyn go zaklął. Podnieść młot może obecnie tylko osoba o czystym sercu. Sercu które w chwili próby nie stchórzy, które będzie pełne dobra dla innych, nie będzie samolubne. I cóż, Mjolnir twierdzi, że ja w chwili próby będę myślał tylko o sobie… a Ty o innych. – Uśmiechnął się do niego szczerze uznając to za ogromny komplement. – W mojej wierze są tylko dwie osoby które podnoszą Mjolnir. Jest to oczywiście wujaszek i dziadek. Nikt inny nie ma na tyle czystego serca aby mógł sobie na to pozwolić. Po czym pojawiasz się Ty… Dlatego byli w takim szoku. – Wyjaśnił łapiąc jego zdziwione spojrzenie i posyłając mu tylko pewniejszy uśmiech.
       W coraz luźniejszej atmosferze dojechali wreszcie do miasteczka które od razu przykuło jego spojrzenie. Kolorowe budynki, czerwone ubite drogi, ludzie będący dla niego zwyczajnie egzotyczni. Był ciekaw jak tam pachniało, gdzie pójdą, co zobaczy i czego doświadczy. Dlatego prawie walnął Asitę drzwiami gdy ten chciał mu otworzyć, a gdy on postanowił po prostu wysiąść. No cóż, tego to musi go oduczyć!
       - Doceniam ale nie jestem damą, ta maniera więc nie obowiązuje. – Posłał mu łobuzerski uśmieszek po czym na komplement grymas ten zmienił się w nieco bardziej zakłopotany. Ale ponownie pozwolił sobie go obejrzeć od stóp do głów po czym odbił piłeczkę. – A Ty masz wspaniałe perfumy. – Oznajmił zachęcając go żeby wybrał odpowiedni kierunek i żeby mogli rozpocząć spacer.
       Ruszając szeroką alejką pomiędzy kolorowymi straganami zahaczał swoje spojrzenie na każdym mijanym. Było tłumnie ale nie na tyle żeby Asitę gubił dlatego pozwolił sobie na delikatny dystans. Chciał być blisko. Po tym co się działo w łóżku chciałby doświadczyć więcej tego dziwnego uczucia ale… chciał też wolniej. Jakkolwiek chemia między nimi działała, jakkolwiek mocno go pragnął fizycznie tak nie znał go. Widział, że jest bardzo spokojną osobą ale nie znał tego podstaw. Dlatego rozmawiał z nim, chciał się z nim wspólnie śmiać i poznawać robiąc to po prostu nieco spokojniej. Te iskierki jakie czuł w powietrzu za każdym razem jak bez słów patrzyli sobie w oczy też miały niesamowity urok, a on się tym tak rozkoszował, tak w tym zatracał, że nie chciał tego zniszczyć.
       - Nie rozumiem. – Przyznał na kwestię braku możliwości podejścia. – Dlaczego nie możesz? – Dopytał kierując na niego wzrok nie rozumiejąc też tej nerwowości. Uśmiechnął się więc do niego pocieszająco, szturchnął lekko łokciem na zachętę.
       - Jakby to... Ogólnie jestem według patronatu złym facetem i robią takie laleczki, żebym nie mógł ściągnąć na nich nieszczęścia, choroby lub czegokolwiek innego. Gdybym jej dotknął lub przeszedł przez miejsce, którego "strzeże"  to łatwo zobaczyli, że unosi się ze mnie czarny dym jak ten z wczoraj przy demonie tylko, że z całego ciała... Ogólnie nie jest trudna do skontrowania, wystarczy przykleić na nią jedną z moich klątw, ale to byłoby dziwne, gdybym zrobił to w boski sposób...- stwierdził zastanawiając się, czy oby zrozumiale ubrał sytuację w słowa.
       - Serio? Świetne! Znaczy, niekoniecznie ale zabawne. Znaczy nie, że… w sensie… – Uśmiechnął się idiotycznie ponownie robiąc się czerwonym. Nie chciał go urazić ale w życiu o czymś takim nie słyszał i to było po prostu niesamowite! No i gdyby taka laleczka miała działać na Asitę jak woda w spryskiwaczu na kota… kiedyś by go tym postraszył. Na razie jednak jęknął cicho na własną głupotę po czym cieszył się, że temat się zmienił.
       - Wiesz, zawsze o tym marzyłem. Pojechać gdzieś poza swój kraj, poznać coś zupełnie innego może nawet dla mnie niedorzecznego. Spróbować czegoś co mogę zjeść tylko na miejscu, co nigdy nie będzie u mnie smakowało podobnie. Ogromnie chętnie więc pójdę do restauracji i nawet deser zmieszczę – Oświadczył zadziornie chociaż jak znowu podadzą mu wielką porcję to chyba jednak się przeliczy. Jadł często i mało dlatego chociaż było przepysznie nie umiał w siebie wmusić dużo.
       Kolejne kilka metrów, kolejne stragany przyciągnęły jego uwagę i… kilka razy musiał go zapytać na co tak zasadniczo patrzy.
       - Ale jak… przyprawy? – Zapytał stojąc przed szerokim stołem z czymś w rodzaju szuflad w których było pełno kolorowych proszków bądź całych, suszonych roślin. – No ale jak je przynieść do domu? Jak oni je w ogóle tu przynieśli? No ale skąd Ty wiesz co to jest skoro nie jest napisane? – Dopytał, jak skończony debil, z miną nie pozwalającą podejrzewać, że żartuje, naprawdę nie rozumiał. Bo on jak nie miał nazwy firmy i jak byk napisanego „pieprz czarny” to… tak nie do końca… wiedział jak w ogóle wygląda pieprz czarny!
       Asita podrapał się po głowie, zastanawiając przez pierwsze sekundy, czy Alex żartuje. Jednak, gdy zobaczył jego pełne ciekawości oczy podszedł trochę bliżej pokazując na stoisko.
       -Kiedy chcesz kupić jakąś przyprawę zazwyczaj wystarczy spytać, czy sprzedawca ją ma jeśli nie jesteś pewny wyglądu. Tak samo jak właściciel podaje ci coś szpatułką albo ręką w rękawiczce i pakuje do reklamówki lub twojego własnego pojemnika gdy się zdecydujesz. A całość jest transportowana w tych wielkich koszach, które stoją za nim...- wyjaśnił całkiem poważnie patrząc na chłopaka.
       Słowa Asity sprawiły, że zmrużył lekko oczy, usta uchyliły się, zamknęły i ponownie uchyliły. Nie powiedział nic jednak, spojrzał jeszcze raz na przyprawy, na te kosze i na Asitę.
       - Nie wkręcasz mnie, prawda? To serio się tak odbywa? – Dopytał po czym skrzyżował ręce na piersi, spojrzał jeszcze raz na wszystko i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Jak rośnie pieprz? – Wypalił nagle gdy odeszli kawałek dalej, a przed ostateczną kompromitacją ocaliła go starsza pani. Zatrzymał się koło Asity, uśmiechnął się do niej szczerze po czym przyjrzał się temu wszystkiemu co znajdowało się na straganie. Kolejna niepojęta dla niego rzecz – że wszystko to powstało ręcznie. Nie wiedział… jak. Gdy natomiast jedna z toreb została mu podarowana speszył się i spojrzał na Asitę.
       - Powinniśmy zapłacić? – Dopytał, a słysząc o tym, że to prezent głęboko się skłonił i podziękował. – Nauczysz mnie przy okazji języka? – Dopytał gdy odeszli kawałek dalej, a on przewiesił torbę przez ramię. – Brzmi cudownie melodyjnie, złapię w jakieś… trzy dni. – Oznajmił, a zagłębiając się w historię z dzieciństwa Afrykańskiego Bóstwa uśmiechnął się szczerze.
       - To czekam na więcej. I… chce czegoś spróbować. Obojętnie. Chce coś zjeść.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {27/08/21, 08:20 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Dzień zaskakująco sprzyjał spacerowi, słońce pomimo braku większej ilości chmur nie przypiekało na skwarek, a wiatr nie wzmagał się na tyle by porywać złośliwie kapelusze czy chusty. W oczach Asity zachwyt Alexa był niesamowicie odświeżający, a fakt że czasami nie chciał mu uwierzyć zabawny. Kiedy odeszli kawałek od straganu pokiwał głową.
- Gdybyś chciał zapłacić byłoby to niegrzeczne. W ubogiej kulturze prezenty i wszelkie rzeczy robione ręcznie są cenione wyżej niż pieniądze. Zdarza się nawet, że lokalni sprzedawcy często między sobą prowadzą handel wymienny. Głównie ze względu na to, że cały ich dobytek znajduje się w tym małym straganie - wyjaśnił przechodząc powoli dalej. Trochę się uspokoił, ale zamiast nerwów teraz pojawił się na jego twarzy nieodparty uśmiech, którego w żaden sposób nie mógł zmniejszyć.
- Jeśli chcesz to nie ma najmniejszego problemu. Chętnie cię nauczę- rzucił po chwili gdy padła propozycja nauki języka. Zazwyczaj turyści posługiwali się po prostu angielskim, którzy jednak tubylcy dobrze kojarzyli...Zwłaszcza z pieniędzmi. Kiedy mówiłeś często młodsi mężczyźni potrafili zmusić cię co robienia zdjęć, a później nie odpuszczali do momentu w którym taki podróżnik nie zapłacił. Dość nieprzyjemny sposób wyłudzenia.
- Pytałeś o pieprz, prawda?- zapytał trochę retorycznie prowadząc go w stronę miejsca, gdzie intensywnie pachniało świeżymi owocami, a gdzie również zebrała się grupka gapiów w tym sporo dzieci. Dwaj mężczyźni podrzucając nożami obierali przeróżne owoce wkładając je do miseczek zrobionych z łupin kokosa, którego również wcześniej kroili. Było to trochę pokazowe, acz bez względu na to ile razy się temu przyglądał nadal było niesamowicie przyjemne do oglądania. Spojrzał na Alexa i widząc już jego ciekawość na chwilę się zatrzymał śmiejąc cicho.
-  Znasz nasz następny przystanek, ale pierw o tym pieprzu. Pieprz to roślina uprawiana na specjalnych polach. Zarówno pieprz biały, czarny i zielony są tą samą rośliną tylko obróbka owoców się różni. Na przykład najpopularniejszy pieprz czarny zbiera się z niedojrzałych owoców po czym są one suszone i fermentowane... - pokiwał lekko głową stojąc już od chwili w kolejce po przysmaki. Mogli jeszcze chwilę śmiało poobserwować, a gdy nadeszła ich kolej Asita zapłacił i spokojnie oglądając czekał na świeżą przekąskę.
Po chwili jedna "miska" i świeża woda kokosowa w pojemniczku drewnianym z przykrywką trafiła w ręce rudowłosego, nie minęło wiele i również bóstwo czarnej magii otrzymało swoją porcję. Kiedy stali wskazał lekko głową na puste plecione siedziska rozstawione na dywanach nieopodal.
- Choć, jak zjemy ruszymy dalej teraz będzie można postawić swoje picie- stwierdził zajmując miejsce na przeciw Alexa.
- Nie odpowiedziałem ci jeszcze jak rozmawialiśmy o dziadkach... Ale głównie dlatego, że po prostu sam nie wiem... Choć po ich rozmowie możemy tak wnioskować. Są bardzo wiekowi, także może kiedyś... A co do zwierząt, sam nie wiem ale mnie jeszcze żadne źle nie potraktowało- westchnął jeszcze przez chwilę zastanawiając się nad tym.
- A teraz może porozmawiajmy o tobie... Powiedz mi jak zazwyczaj spędzałeś wolny czas?- był ciekawy jak bóg z innego miejsca na świecie pożytkował wolne chwile. W świecie bogów, czy raczej ludzi?
- O i masz dużo ludzkich znajomych? Mnie osobiście zadręczało wieczne wymyślanie wymówek, więc po prostu odciąłem się pozostając jedynie w kontakcie ze współpracownikami- uśmiechnął się lekko zachęcając do rozmowy. Chwilę wymieniali tak zdania do momentu, gdy miseczki zostały puste.
Wtedy Asita wstał i wyciągnął rękę do chłopaka chcąc pomóc podnieść mu tyłek z niższego siedziska.  
Powoli przeszedł dalej poprawiając przy tym okulary tkwiące na nosie.
- Może coś z innego rodzaju pytań. Jakie jest twoje największe marzenie? - pytając się zrobił krok bliżej nieco się nachylając jakby z ciekawością i położył dłoń na ramieniu niższego. Czekając jednak na odpowiedź usłyszał ciche brzęczenie w kieszeni.
Wyciągnął telefon i szybko odebrał widząc znajomy numer.
- Tak, słucham?- zapytał i po chwili trochę zmarszczył się kiwając jednocześnie głową.
- Tak, mogę oczywiście. Tylko mam gościa, więc będzie musiał pojechać ze mną- stwierdził szybko na co odezwał się cichy głos w słuchawce, po czym się rozłączył się.
- Alex... Przepraszam ale dzwonili do mnie z rezerwatu. Zaobserwowali jakiś podejrzany samochód na terenie i to może być przerzut. Od jakiegoś czasu kłusownicy prowadzą nielegalną sprzedaż dzikich kotów poza polowaniami oczywiście... Proszą mnie o interwencję, a ponieważ chodzi tutaj o dobro zwierząt nie mogłem odmówić. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe. I tak chciałem pojechać z tobą do parku... Ale za nagłą zmianę planów... przepraszam- mruknął cicho przyglądając się twarzy rudego chłopaka. Nie widząc jednak żadnej oznaki złości czy dezaprobaty poczuł mimo wszystko lekką ulgę.
- To chodź, można tam zobaczyć młode dzikich kotów, więc nie powinno być tak źle- zaśmiał się i machnął lekko zapraszająco. Ruszyli do samochodu żwawym krokiem. Tym razem, nie zdążył otworzyć drzwi Alexowi, więc tylko cicho się zaśmiał.
Będąc już w środku Asita podkręcił klimatyzację i ruszył do wcześniej zapowiedzianego miejsca.
Droga była dokładnie taka jak na targ. Nigdzie nie było innych pojazdów, a tylko co jakiś czas za oknem można było dostrzec różne zwierzęta.
- Pytałeś się mnie wcześniej o to czy dom jest w rezerwacie... Najprościej powiedzieć, że jest na granicy, dlatego tak często można zaobserwować dziką naturę- wyjaśnił w trasie przy okazji odbierając jeszcze jeden telefon z informacjami. Zatrzymali się przy małej budce gdzie wszystko było w zasięgu wzroku obudowane siatką.
- To jest oficjalny wjazd na teren - ciemnowłosy wysiadł z z samochodu i złapał ubranie leżące na pace wchodząc do środka z rudzikiem.
Wnętrze było niewielkie pokryte szarą i niebieską kaflom z szeregiem szafek. Bóstwo czarnej magii nie czekając powoli ściągnęło pasek od spodni i buty.
- Ach, wiem że tak przy tobie, ale wolę, żebyś był obok jeśli chodzi o kłusowników. To jednak wariaci z bronią...A huk wie czy nie podjadą jakimś samochodem podając się za pracownika- wyjaśnił ściągając spodnie i koszulkę przez głowę. Dał przez to doskonały widok swoje silne, mocno zarysowane mięśnie brzucha. Powoli wyprostował ciemne spodnie i wciągnął je po chwili robiąc dokładnie to samo z koszulką. Założył na głowę czapkę i jeszcze odwracając się w jednym płynnym, energicznym ruchem wyciągnął wojskowe buty z niewielkiej szafli.
Gotowy odwrócił się do stojącego w milczeniu niebieskookiego. Widząc, że ten zatopił się w swoim świecie nadal stojąc pod ścianą uśmiechnął się zadziornie i nachylił się więżąc go między swoimi wyprostowanymi ramionami.
Asita nachylił się mocno jakby szukając kontaktu.
- Na bank wszystko gra? Mam nadzieję, że nie zepsułem naszej randki odebraniem telefonu?- mruknął będąc niesamowicie blisko. Tak, że słowa które wypowiadał drażniły lekkim powiewem usta niższego z bogów.
- Jeśli jednak zrobiłem coś nie tak, to potem postaram się to wynagrodzić. Obiecuję- dodał po chwili z miną niemal wyczekującą reakcji.
Musiał przyznać, że nigdy nie lubił gdy jego plany zmieniały się tak nagle, ale również nigdy nigdy nie pozostawał głuchy na jakąkolwiek prośbę o pomoc.
Stał tak więc licząc, że Alex w pewien sposób rozgrzeszy jego nagłe działania.


Ostatnio zmieniony przez Raf dnia 28/08/21, 10:51 am, w całości zmieniany 1 raz
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 10:18 am}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Wpadając nagle w kulturę do której nijak nie było się przyzwyczajonym można było się spodziewać, że w końcu popełni się gafę. Dlatego też cieszył się, że miał przy sobie tak wyrozumiałą osobę. Zadał już bowiem co najmniej dwa idiotyczne pytania, a sytuacja przy przyprawach w ogóle zakrawała o uznanie go za niewykształconego ignoranta, a jednak Asita uśmiechał się szeroko i wydawał się cieszyć wspólnymi chwilami. Bardzo mu to odpowiadało przez co nie bał się. Nie bał się wyjść na idiotę bo miał przy tym wszystkim wrażenie, że Asita wiedział, że jakąś inteligencje posiadał. Po prostu był jeszcze za młody żeby wiedzieć wszystko. A gdy jeszcze podkreślił, że nigdy nie wyszczubiał nosa ze swojego kraju w ogóle powinien mieć taryfę ulgową! Dlatego też słuchał go jak natchniony, zapamiętywał absolutnie wszystko i był wdzięczny. Ot, po prostu.
       - Pytałem ale nie musisz odpowiadać. Ogólnie… szczerze? Mało kto wie jak coś rośnie. W sensie. U nas się kupuje takie rzeczy w paczkach. Opakowane, hermetycznie zamknięte i nikt nie docieka. Nie wiem jak rośnie wiele roślin. – Zapewnił z ręką na sercu, przyjmując z uśmiechem zapewnienie, że Asita co nieco go poduczy afrykańskiego świata ale i języka. Ba! Szybko zaczął i między niekończącymi się tematami i płynnym dialogiem wtrącał jakieś zdanie w swoim ojczystym które zaraz powtarzał w uniwersalnym języku. Wtedy też on przywdziewał nieco bardziej skupioną minę, powtarzał sobie pod nosem i nieco głośniej całe zdanie wraz z tłumaczeniem i „zapisywał” w pamięci. Cóż, jako Bóg Słowa i poliglota miał łatwo jeżeli coś mu się spodobało. No i nauczyciel był ważny: lekko rozpraszający, a jednak bardzo praktyczny.
       - Czekaj, serio? Wszystko to samo? – Zdziwił się, jeszcze ta fermentacja. Chyba tego nie ogarniał. Nie polemizował jednak, pieprzu używał skromnie, był zdecydowanie większym pasjonatem słodkiego niżeli ostrego przez co zamruczał w geście zastanowienia. – Wanilia też stąd pochodzi prawda? Macie jakieś desery na jej podstawie? – Dopytał zastanawiając się czy w ogóle dopytać o to czy desery posiadają. Nie miał jednak okazji bo bardzo zainteresowało go małe przedstawienie odbywające się przy straganie do którego w kolejce stanęli. Wychylił się w bok żeby lepiej widzieć, a rozpoznając część owoców oblizał się. Uważał, że to doskonały pomysł – przekąsić jakieś świeże owoce, które nie dość, że ich nawodnią to jeszcze rozpieszczą podniebienia. Przynajmniej jego spaczone chemicznie kubeczki smakowe wyobrażały sobie eksplozję aromatów.
       Pierwsza porcja wylądowała w jego dłoniach, poczekał chwilę aż Asita dostanie swoje i aż zajmą miejsce zanim zaczął w opakowaniu dłubać. W ogóle bardzo sprytne wykorzystanie dostępnych materiałów! I żadnego plastiku! Jako Eko-maniak był bardzo na tym punkcie czuły i właśnie u niego te pyszności zapulsowały.
       - Co dokładnie jem? – Zapytał, a słysząc kilka wymienionych owoców pokiwał głową, o dziwo znał je wszystkie! Po pierwszym kęsie uświadomił sobie jednak, że żadnego nie znał i zasłaniając usta dłonią powoli przeżuwał rozkoszując się tak smakiem dojrzewania w cudownym słońcu jak i soczystością. Niesamowite! W życiu nie jadł takich pyszności! W ogóle, pierwszy raz w życiu jadł niektóre z tych owoców świeże. – Co to? – Dopytał gryzą kawałek po to by tą drugą część podstawić mu pod nos, nakarmić go i usłyszeć werdykt: melon. Cóż u nich one tak nie smakowały.
       - Wiesz, z czystej ciekawości bym dopytał. Nie wiem jak Twoja babcia ale dziadek na pewno nam odpowie. – Przyznał apropo znajomości, natomiast na zwierzaki jego oczy błysnęły. – Sprawdzimy? Najwyżej mnie coś zeżre. – Zaproponował rozbawiony, a dalej pałaszując kąski owoców zastanawiał się raz po raz czy zna ten smak. Niby coś tam wiedział ale tu, było po prostu inaczej. Gdy otaczał go gwar rozbawionych głosów, aromat przypraw i prostego jedzenia, zwyczajny spokój, jego zmysły wariowały. Niemniej, nie na tyle żeby nie zauważył jak sprytnie Asita odwraca bieg rozmowy na niego – a on o sobie mówić nie przepadał.
       - Ym… – Zaczął przy pierwszym pytaniu mając ten idiotyczny odruch nie mówienia o sobie prawdy, kłamania i pociskania ściemy. I wcale tak szybko nie zrozumiał, że nie musi tego robić. Dopiero na bardzo znaczące słowa „ludzcy znajomi” albo „ziemska rozrywka” odetchnął z ulgą pocierając policzek.
       - Wybacz. – Zaśmiał się nerwowo po czym zastanowił się ponownie zjadając kawałek, tym razem banana który wcale nie smakował tak słodko. – Mam garstkę znajomych ale… wiecznie ich okłamuję. I o ile samo kłamanie nie jest męczące tak pamiętanie wszystkich tych kłamstw to koszmar. W pewnym momencie zacząłem je spisywać żeby trzymać się jednej wersji. – Westchnął ciężko przez chwilę zamiast jeść brodząc widelczykiem w owocach. Smutne acz prawdziwe. Z rzadko kim mógł być w pełni szczerym. Żadnemu człowiekowi nie mógł powiedzie wprost gdzie idzie i co go cieszy, co robi. A Bogowie nie byli w jego wieku czy nie interesowali się tym co on przez co był ignorowany. Jedynie Odyn wyrażał chęć poznania prawdziwego jego. – Co do zajęć… Pracuję jak już wspominałem, uczę się, trenuję magię i sprawnościówkę z wujostwem. Niewiele zostaje mi czasu. Lubie… kinematografię. I muzykę. – Uśmiechnął się lekko odbijając piłeczkę i pytając o to samo Asity. Słuchał z uwagę i ogromnym zainteresowaniem, no i zrozumieniem. Tkwili dokładnie w tym samym świecie, tylko po dwóch różnych stronach świata.
       Co do marzenia musiał się poważnie zastanowić. Odpowiedź wydawała się jednocześnie trudna i prosta. Ponownie już tego dnia miał podejście do powiedzenia czegoś po czym rezygnował i wracał do jedzenia. Zanim odpowiedział przerwał im telefon. Gdy Asita spojrzał na niego przepraszająco on uśmiechnął się do niego ze zrozumieniem. Gdy ten odebrał on na bezczela wypił całą wodę i sok owocowy – mało eleacko. Po czym czekał na koniec połączenia żeby dalej rozmawiać. Nie było mu dane.
       - Nie musisz mnie przepraszać i nie musisz się mną przejmować. Jak mnie podrzucisz do domu też będzie dobrze. – Zapewnił bo nie był dzieckiem które by się na niego obraziło za to, że miał obowiązki. Mógł przecież posiedzieć sam z Gienią, jeszcze się przespać albo po prostu rozluźnić w ogrodzie gdzie słońce by go tak w skórę nie paliło. Niemniej nie kłócił się gdy Asita zarządził wspólną podróż do rezerwatu. Wątpił przy tym żeby był jakkolwiek potrzebny ale ciekawość wygrała. Schowa się gdzieś i będzie patrzył na zwierzęta które zobaczy pierwszy raz na oczy i po prostu nie będzie uciążliwy. A przynajmniej tak się mu wydawało na początku.
       - Małe duże kotki? – Niby rzucił od niechcenia ale oczy rozbłysnęły mu jak dziecku w sklepie z cukierkami. Przez takie totalnie mógłby zostać zeżarty i cokolwiek mu Asita zabroni i tak wsadzi palec do klatki. Cóż, najwyżej odgryzą. Ale cóż to będzie za wspaniała śmierć! Wpakował się więc zadowolony do samochodu. Próbował się nie uśmiechać jak Thor… ale mu nie szło!
       - Zaglądają Ci żyrafy do pokoju nad ranem? – Rzucił rozbawiony nie spodziewając się pozytywnej odpowiedzi. Nieco przerażające szczególnie, że miały takie długie i chwytne języki. Przeszły go dreszcze na samą myśl wywołując tym samym i jego i Asity śmiech. Przynajmniej nadal było miło, a rozmowa chociaż w sytuacji nieco pospiesznej płynęła swoim leniwym tempem. Aż dojechali do małego domku do którego weszli.
       Cóż, spodziewał się klatek ze zwierzętami, jakiś stołów metalowych i narzędzi chirurgicznych – niestety wyglądało to tylko jak posterunek, magazyn. Mlasnął cicho, zdjął z głowy kapelusz który na wszelki wypadek ze sobą zabrał po czym spojrzał się na Asitę chcąc coś powiedzieć i… urwał w pół oddech. Znowu w samych gaciach. Znowu sprawił, że jego wzrok uciekł z twarzy bóstwa na jego ciało i wędrował niespiesznie w dół, coraz niżej. Jeden obraz przed oczami, przypomnienie sobie bycia zdominowanym i zakrył oczy dłonią żeby dać mu odrobinę prywatności. I patrzyć mniej nachalnie przez uchylone palce.
       - Też potrafię być wariatem z bronią. – Zauważył lekko chociaż jak chodziło o broń palną raczej jej nie używał. Przede wszystkim z tego powodu, że pstro robiła magicznym istotom co nie znaczyło, że strzelać nie potrafił. Robił to bardzo dobrze i celnie. – A miecz jednoręczny to tylko jeden z całego mojego popisowego arsenału. – Dodał w myślach mając ten wielki topór który mimo idealnego wyważenia swoje ważył i gdy go nie używał, a musiał się przemieścić ciągnął za sobą jak zwłoki.
       Kolejne rzucenie spojrzenia na powoli ubierane ciało i nieco większa szparka w palcach. Swego rodzaju uniform w ciemnych kolorach zieleni, dopasowany acz luźny w nogawkach, podkreślał wyrobione pośladki, do tego koszula i te wojskowe buty. Zrobiło się mu na powrót gorąco i rozpoczęła się aktualizacja systemu. Jego umysł bardzo sprawnie przytoczył mu scenki z pornosów w których to przypadkowo jakiś wojskowy znajduje się z napalonym cywilem w pomieszczeniu w którym każda powierzchnia jest dobra do intensywnych gierek przez co po jego ciele przeszedł elektryzujący dreszcz. Ten musiał nie przejść bez echa bo gdy jego oczy na chwilę wróciły na twarz Asity dostrzegł bardzo niebezpieczny uśmiech. Zrobił pół kroku w tył i wpadł plecami na ścianę. Szybko został uwięziony, bez drogi ucieczki, z idealnym dostępem do każdej części jego ciała i tylko opatrznością boską nie rozpiął mu klamry paska.
       - Ależ, już wynagradzasz. – Zapewnił po przełknięciu nieco za ciężko śliny po czym jego oczy z niemą obietnicą czystej przyjemności utkwiły w płynących miodem tęczówkach dominatora. – Wystarczy odrobinę bliżej. – Zapewnił kładąc obie dłonie na jego piersi i powoli wędrując nimi w górę, na końcu złapał go za kołnierzyk i jednym ruchem przysunął bliżej siebie. Ich usta ponownie zaczęła dzielić chwila odwagi ale tym jednym razem, gdy krew odpłynęła mu z twarzy w całkowicie inne miejsce, to nie o nie mu chodziło. Zamiast tego nieco się poruszył, wiedział że ich biodra strategicznie się zetknęły gdy go przyciągnął. Niezmiernie go kusiło żeby przejąć piłeczkę i zachęcić go do tego wszystkiego co sobie już obiecali i najpewniej by to zrobił! Jedna jego ręka już zaczęła wędrować do paska gdy trzeszczenie drzwi i stukot wyższego obcasa buta całkowicie go speszył. Odwrócił twarz w stronę wejścia spotykając się spojrzeniem z mocno zaskoczoną miną najpewniej współpracownika jego obiektu napalenia.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 01:50 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Przez chwilę z bardzo bliskiej odległości śledził każdą, nawet najdrobniejszą mimikę chłopaka przed sobą. Nie umknęło mu nawet delikatne drżenie powiek i równie ognistych co włosy rzęs. Nie wiedział skąd brał tyle odwagi, by w ogóle zachowywać się w taki sposób. Z jednej strony chciał wszystko zacząć spokojnie, z drugiej jednak przyciąganie było trochę za mocne. Może to wina przerwy w jakichkolwiek związkach? A może po prostu idealnie wpasowanego w gusta Asity rudowłosego.
Bez względu na to jaki powód okazałby się prawdziwy jego serce i ciało lgnęło w pełni do młodego boga.
Czując ciepło dłoni Alexa i odważny, przyciągający ruch tylko mocniej się uśmiechnął chcąc zbliżyć się jeszcze mocniej . Myślami wędrował już do momentu zdarcia z niebieskookiego ciuchów, tym bardziej, że przestrzeń między ich biodrami praktycznie zniknęła. Czuł, że chłopak planuje się posunąć dalej i sam w następnym ruchu powoli sięgał do guzików jego koszuli, gdy nagle usłyszał dźwięk obcasów. Oboje odwrócili się do źródła dźwięku. Młoda, ładna kobieta stała z niewielką teczką w rękach patrząc na nich równie zaskoczona co oni.
- Och... To ty- zaczął Asita całkowicie się prostując z ewidentnie mało zadowoloną miną.
- Om... Ja...Ja słyszałam, że masz przyjechać, więc zanim ruszysz chciałam się przywitać- mruknęła trochę cicho, niemal pod nosem odwracając od nich wzrok i przesuwając jeden ze spadających warkoczyków za ucho.
- Mogłaś poczekać w centrali i tak zawsze tam jadę po wszystkim...- westchnął przecierając dłonią twarz.
- Z resztą niezbyt to już ważne. Miałem się tylko przebrać i jechać dalej...- dodał po chwili wpatrując się przez moment w sylwetkę dziewczyny, która usilnie nie chciała na nich zerkać. Nawet strzelał co jest tego powodem. Mimo, iż poczuł wstyd nie zamierzał przepraszać, głównie ze względu na to, że znał powód pojawienia się czarnowłosej byłej.
- Cóż skoro już tu jesteście oboje to może was sobie przedstawię. Alex - Ashia, Ashia - Alex- wskazał dłońmi w obie strony poprawiając lekko przekrzywioną czapkę.
- Tak, hej. Miło mi cię poznać. Ty nie jesteś stąd prawda? - zapytała robiąc krok bliżej w ich kierunku.
- Nie, Alex jest moim gościem...- zawahał się przez chwilę zerkając na ognistą czuprynę obok.  Nie wiedział czy chłopak przyznaje się do tego, że interesują go mężczyźni czy nie, więc nic nie dodał.
- O rozumiem... Na długo wpadłeś? Asita pewnie był na tyle miły, że nie odesłał cię do hotelu. Jak przystało na dżentelmena. Był taki w zasadzie odkąd pamiętam... Kiedy byliśmy razem
Szybka lustracja kobiety przez którą musieli przerwać, bardzo dosadny flirt po czym nie miał innego wyjścia jak się ogarnąć. Poprawi koszule której rozpiął jeden guzik od góry po czym uśmiechnął się szarmancko.
- Witam. Miło poznać. Ach wpadłem tylko na kilka dni ale pewnie nie ostatni raz. - Wyjaśnił uroczo po czym teatralnie obruszył się na kwestie hotelu.
- Wiem, że jesteśmy krótko w związku ale chyba bym wrócił do siebie jakbyś mnie umieścił w hotelu. Twoje łóżko nas spokojnie mieści, mam nadzieję, że Ci to ani nie przeszło przez myśl, ukochany. - Ostatnie słowo wręcz wolno wycedził nie odwracając od niego oczu. Widział jak ten szuka ratunku i oto przybywał, on ja białym Pegazie.
Asita potrzebował dwóch sekund na ułożenie sobie wszystkiego w głowie i ogarnięcia całokształtu sytuacji. Nie spodziewał się jednak takiej wymiany zdań ani z jednej ani z drugiej strony, więc przełykając powoli ślinę, którą prawie się zakrztusił postanowił dograć grę Alexa i lekko przysunął go bliżej, tak by dłoń obejmowała go w pasie.
- Oczywiście, że mi nie przeszło. Nie wyobrażam już sobie nocy bez ciebie- mówiąc to zerknął chłopakowi przelotnie w oczy, ale w jego wyrazie nie było ani krzty fałszu.
-   Nie sądziłam, że jesteś w jakimś poważnym związku... - Dziewczyna wyglądała na niesamowicie zaskoczoną, niemal jakby zmuszała się do poszukiwania słów.
- Zerwaliśmy dość dawno temu, a życie płynie dalej- stwierdził wzruszając ramionami, choć gdyby mógł wolałby jednak, gdyby po prostu tutaj nie przychodziła.
- Dobra my tu gadu, gadu a zwierzęta nie poczekają. Z resztą tak samo jak przemytnicy- stwierdził idąc w stronę wyjścia. Dziewczyna jednak nie dała za wygraną i złapała go delikatnie za ramię.
-Pójdę z wami!- stwierdziła na co bóstwo czarnej magii pokręciło głową.
- Po pierwsze to niezbyt bezpieczne, po drugie mogłoby ci się coś stać, po trzecie im mniej osób tym mniej podejrzeń. Absolutnie się nie zgadzam! - powiedział niemal jak ojciec do dziecka odwracając się tak, że spoglądał teraz w dół na jej smutne, błagalne oczy.
- I tak będziesz szła za nami do samochodu, prawda?- zapytał wkładając ręce do kieszeni spodni
- Znasz mnie i wiesz, że nie odpuszczę!- rzuciła ruszając za nimi twardo krok za krokiem.
- Ech... wiem i dlatego przepraszam- powiedział, ale nim cokolwiek dodała do jej czoła została przyklejona mała karteczka z symbolem, który przez moment zapłonął czarnym płomykiem, a dziewczyna upadła prosto na ramiona Asity. Bóstwo podniosło ją jakby nic nie ważyła i odłożył na podłodze podkładając ręcznik pod głowę.
- Sprawa załatwiona możemy jechać- rzucił do Alexa otrzepując ręce.
- Nic jej nie będzie a klątwa zejdzie za kilka godzin. Nie będzie też pamiętała co się stało. Taka mała parszywa sztuczka...- stwierdził wsiadając na miejsce kierowcy.
Przez pierwsze minuty nie powiedział nic po prostu patrząc na dziką trasę przed sobą. Jednak im dłużej nic nie mówił, tym bardziej męczyły go pewne wyrzuty.
- Nie chciałbym cię w kółko przepraszać, ale to był chyba najbardziej pechowy splot wydarzeń od ostatniego dnia...Nie sądziłem, że na nią wpadniemy - mruknął nadal czując się ciut niezręcznie.
- Wiesz... Jako nastolatek nie ogarnąłem od razu, że wolę facetów- zaśmiał się kręcąc głową. Za sobą mieli coraz większy kawałek trasy. Mijali różne zwierzęta, a w oddali można było dostrzec nawet zebry skupione wokół wodopoju.  W pewnym momencie jednak drogę zajechała im niewielka ciężarówka na wysokich kołach.
Wyskoczył z niej mężczyzna z bronią na plecach w ubraniach strażnika parku. Jednak to co nie spodobało się Asicie to właśnie uzbrojenie. Normalnie żaden pracownik nie miał możliwości posiadania takiego sprzętu. Zmarszczył się lekko, ale gdy osobnik podszedł bliżej i przyjrzał się ich twarzą machnął lekko do kolegów.
Z paki a'la dostawczaka wyskoczyło jeszcze czterech mężczyzn. Każdy rosły i szerszy w barach niż Asita z Alexem razem wzięci.
- Będzie wesoło...- mruknął afrykański bóg w języki im tylko znanym i wysiadł, gdy karki otworzyły drzwi.
- Przyjechałeś z klientem... Wysiada, czy ty wybierasz?- zapytał jeden z nich w suahili co zaskoczyło ciemnowłosego na tyle, że nie odpowiedział a tylko wyminął z kamienną miną wszystkich otwierając drzwi Alexowi.
- Tak, mój klient wybiera sam. Jednak jestem tu po to, by ocenić stan zdrowia towaru. Bo jeśli wciskacie nam gówno to właśnie tyle zostanie z waszych głów- warknął całkowicie zmieniając postawę, jakby zupełnie nie był sobą. Poprawił okulary na oczach licząc, że nordycki bóg szybko załapie sytuację i wczuje się w rolę.
Dzięki niewiedzy pięciu mężczyzn mogli śmiało odebrać zwierzaki, a obezwładnienie tych kilku bandytów powinno być dla nich co najwyżej jak zabawa w piaskownicy.  Przepchał się do drzwi i jak dobry pracownik otworzył je Alexowi, niczym paniczowi który przybył wybrać swojego zwierzaczka.
- Ci panowie proponują ci zobaczenie towaru, ale czy chce pan zobaczyć je pojedynczo, czy razem dla porównania?- zapytał Alexa płynnie po angielsku kątem oka obserwując ochroniarzy z bronią przygotowaną do odbezpieczenia. Mimo, iż pewnie by nie umarł wolał, by nie zostali postrzeleni. Rany nadal bolą i muszą się goić, a gdyby był zmuszony wołać Soe pewnie przy okazji otrzymałby reprymendę.
Licząc więc na ich wspólny spryt stał tam z miną bezdusznego twardziela i czekał, aż Alex popisze się swoim pochodzeniem i uda im się zabrać kotki. Z resztą sobie poradzą.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 04:52 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Spotkanie które przerwało ich chwilę pełną elektryzującego podniecenia było jednocześnie spotkaniem z duchami przeszłości Asity. Nie mógł odmówić kobiecie urody. To jednak nie rekompensowało w ogóle tego spięcia jakiego nagle doświadczył od przed chwilą tak chętnego ciała. Aż się ze zdziwieniem na niego spojrzał chociaż zaraz musiał się ogarnąć bo został włączony w rozmowę.
       Początkowo grzecznie się przywitał i czekał. Skoro dziewczyna wyglądała dość podobnie do Asity pewnie razem z nim pracowała i jak się zaraz okazało, chciała mu towarzyszyć. Nie wtrącał się przynajmniej do chwili w której poczuł na sobie pełne prośby spojrzenie. Jeden rzut oka na Asitę i zrozumiał jak nieprzyjemna ta sytuacja w rzeczywistości była i jak mocno powinien postawić się w roli ratownika i nieco dać znać nowo poznanej osobie, że niespecjalnie ma szanse. Szczęśliwie Bóstwo czarnej magii złapało to czym rzucał i po chwili go objął. Szkoda, że wywołało to w nim dreszcz na który musiał mocniej zacisnąć szczękę. Wolałby te ręce w innym miejscu i w innych okolicznościach. No ale okoliczności im nie sprzyjały. Niemniej, komplementy wiele rekompensowały.
       Pogoniony w stronę wyjścia posłał dziewczynie jeszcze jeden uśmiech i stając w drzwiach czekał na rozwój coraz mocniejszej sprzeczki. Nie byłoby mu na rękę ciągnąć za sobą człowieka. Nie wiedział z kim będą musieli się zmierzyć ale as w rękawie w postaci boskich sztuczek nie byłby bezużyteczny czy bez znaczenia, a z nią? Musieliby się ograniczać. Dlatego chciał się wtrącić z polemiką na wagę złota, w końcu słowem manipulować potrafił niczym ekspert ale nie było takiej potrzeby. Biała karteczka wylądowała na czole dziewczyny, a on zanim w ogóle pomyślał o uchyleniu ust obserwował jak jej bezwładne ciało kładzione jest na ziemi. W tym też momencie jego brwi powędrowały wysoko ku górze, a na ustach zamajaczył lekki uśmiech. No, nie spodziewał się tak radykalnych środków po Asicie!
       - Prowadź. – Zapewnił rzucając jeszcze spojrzenie na karteczkę, na pogrążoną we śnie twarz kobiety po czym wpakował się do samochodu nadal będąc pod ogromnym wrażeniem. To uczucie oraz kilka krążących w głowie myśli początkowo poważnie go pochłonęły. Dopiero na jego zbolały ton spojrzał na niego i od razu, miał minę jakby patrzył na słodkiego kotka.
       - Ale dlaczego chcesz mnie ciągle przepraszać? – Dopytał przekręcając głowę w bok. – Sam chciałem ją potraktować jedną sztuczką ale mnie uprzedziłeś. – Zapewnił mając nadzieję, że go zaskoczy ale nie miał okazji. Kilka sekretów swojego patronatu zostawi więc jeszcze dla siebie.
       Gdy rozmowa natomiast zeszła na ich młodość spojrzał na niego z pocieszającym grymasem na twarzy. – Mnie za to sporo czasu zajęło porzucenie romantycznych wyobrażeń o szczęśliwym zakończeniu i odejściu od klasycznego związku. – Przyznał starając się brzmieć bardzo neutralnie, a jednak go to nadal uwierało. Z człowiekiem nie mógł być, później przestał w ogóle chcieć być i tak teraz się kołysał między chęcią, a brakiem sensu.
       - Chcesz szczerą odpowiedź... Przepraszam bo mi zależy - zaśmiał się cicho patrząc nadal na drogę. - No i na drugi raz się powstrzymam, chciałbym zobaczyć co potrafisz jeszcze- słuchając dalej po prostu kiwał głową. Trochę rozumiał. Raczej niewielu jest młodych bogów, więc często byty żyjące wiecznie pocieszały się zwykłymi przelotnymi romansami. - Może jednak wcale nie będzie tak źle... - mruknął z uśmiechem puszczając rudzielcowi oczko.
       Dalsza trasa jaką pokonywali upłynęła im w trakcie szczerej acz niepewnej rozmowy. Po raz pierwszy zrozumiał, że Asita denerwuje się dokładnie tak samo jak on albo raczej on tak samo mocno co Asita. Po raz pierwszy rozmawiając z Bogiem innej wiary i to w podobnym sobie wieku nie dość, że nie mogli być pewni jak wzajemnie zareagują na chociażby takie sztuczki na ludziach, po drugie nie umieli się jeszcze w pełni do siebie otworzyć. Niemniej, wierzył, że wraz z czasem się nieco więcej o sobie nauczą, a upust temu uczuciu dał łapiąc go za rękę. Gdy ten skończył zmieniać bieg chwycił jego dłoń którą chwilę pomasował po wierzchu w pocieszającym geście. W prawdzie puścił go tak samo szybko jak go chwycił i zainteresował się żyrafami za oknem ale sądził, że tylko tyle było wystarczającym wsparciem.
       Moment w którym ciężarówka zajechała im drogę był również tym w którym się mocniej skupił. Wymienił z Asitą spojrzenia, uśmiechnął się do niego łobuzersko po czym korzystając z tego, że go dobrze widać na przednim siedzeniu jeszcze bardziej się zaprezentował, żeby jego bladość raziła.
       - Asita. – Powstrzymał go zanim ten wysiadł chociaż nie patrzył na niego. – Tylko ufaj mi, dobrze? – Poprosił wystawiając rękę do piątki po czym przybrał całkowicie znudzony i skwaśniałą minę. Machnął na niego ręką mlaskając przy tym jakby zjadł cytrynę. Widział, że był dokładnie obserwowany i teraz każde skinienie palcem się liczyło. Później czekał aż zostaną mu otwarte drzwi po czym wysiadł, otrzepał buty jakby w coś wdepnął i po spojrzeniu w górę założył kapelusz na głowę. Splunął przy tym z ogromną gracją po czym z ogromną żałością zmierzył wzrokiem potencjalnych kontrahentów.
       - To ma być dostawca? – Fuknął z nieco – tak wyszło – rosyjskim akcentem. W duchu walnął się mentalnie w czoło i tylko cudem obydwaj się nie zaśmiali. Ale to najpewniej dlatego, że nie spojrzeli sobie w oczy.
       - Wszystkie razem. Wezmę albo całość albo w ogóle. – Oświadczył nadal z ruskim akcentem po czym skinął na niego ręką jakby był co najmniej jego niewolnikiem. Sam przybrał całkowicie ignorującą postawę i ruszając powoli ku samochodowi nadal się marszczył i krzywił na wszystkich tych ludzi. Jakby był po prostu od nich lepszy.
       - Wy, Somalijskie psy, gówno się znacie na interesach. Czasem skarb opychacie po najniższej cenie, a czasem prawdziwego biznesmena chcecie oszukać. Oby wam to teraz do głów nie przyszło. – Powiedział spokojnie po angielsku ponownie kiwając na Asitę ręką żeby przetłumaczył. – Ubijmy interes, a chętnie wezmę więcej. – Dodał, a wchodząc na pakę skrzywił się jakby zmuszony został do dotykania śmieci. Ponownie splunął po czym zajrzał do pięciu klatek które znajdowały się na samochodzie. Trzy lwiątka i dwa gepardy. Przerażone, miauczące w niebogłosy i… wyglądały jakby potrzebowały jego przytulenia. Serce się mu krajało na ten widok, a jednak nie mógł wyjść z roli.
       - Sprawdź je. – Fuknął do Asity kiwając twierdząco głową. – Podobają mi się. – Wydął dolną wargę po czym pochylił się w stronę Asity gdy ten mu szeptał do ucha. Zrobił przy tym bardzo zrozumiałą minę i po spędzeniu dobrych kilkunastu minut wśród tego krzyku rozpaczy, ponownie zeskoczył na ziemię.
       - Z kim negocjować? – Dopytał patrząc po wszystkich przemytnikach po czym poprawił jeden z rękawów koszuli i podszedł do tego którego wskazano. Wtedy też zsunął okulary z nosa i na dłuższą chwilę zahaczając spojrzenie na jego oczach wyszeptał bezgłośnie pierwsze zaklęcie, udając że prowadzi negocjacje.
       - Każesz przepakować koty do mojego samochodu. – Oznajmił w ojczystym języku intensywnie wpatrując się w oczy człowieka, które po chwili zasnuła mgła. Ten coś zaczął krzyczeć, a reszta jego podwładnych zaczęła przenosić klatki z przerażonymi kotami.
       - Uściśniesz mi rękę, dobijemy targu. – Kolejne polecenie dodał dokładnie tym samym, spokojnym i bardzo melodyjnym tonem. Wpływał właśnie na całość jego emocji poznawczych podporządkowując go całkowicie swoim rozkazom. Problem w tym, że na raz umiał ogarnąć tylko jedną osobę więc Asita będzie musiał mu nieco pomóc.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 06:28 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Zanim rozmowa z bandytami  nabrała rozpędu Asita kiwnął głową skupiając się na drobnych szczegółach. Jeśli należeli do przestępczości zorganizowanej na ich skórze lub ubraniach bez wątpienia znalazłby jakiś znajomy symbol panoszących się karteli.  Nic podobnego jednak nie zaobserwował. Słuchał dokładnie co mówi i jak mówi rudowłosy, od momentu gdy wyszli z samochodu. Zmieniło się wszystko od sposobu w jakim mówił, aż po akcent, gesty czy mimikę. Ciemnowłosy był pełen podziwu, dla umiejętności młodego bóstwa. Gdyby nie bardzo poważna sytuacja z pewnością by zaklaskał. Musiał się powstrzymać jednak podobnie jak w momencie, gdy usłyszał mocno wschodni akcent, który niezaprzeczalnie zabrzmiał zabawnie.
Co ciekawe wszyscy patrzyli na rudowłosego jak na panicza lekko schodząc mu z drogi, gdy mówił i gestykulował. Nie śmieli nawet za bardzo patrzeć mu w oczy. Kiedy tylko kazał Asicie tłumaczyć robił to dokładnie słowo w słowo z grobową miną, jakby choćby jeden zły ruch skierowany w stronę chłopaka mógł skończyć się śmiercią. Gdy padł rozkaz okazania kociąt afrykański bóg musiał powstrzymać się od rzucenia do małych przerażonych kulek i po prostu podszedł spokojnie, jakby miał robić zakupy w sklepie. Przy pierwszym rzucie oka po prostu się przeraził. Zwierzątka były skulone, miały sporo ran, kilka nawet do zszycia. Mały gepard miał cały czas na szyi dziwny metal, jakby pułapka nie była do końca zdjęta, a gdy dotknął łapki młodego lwiątka te zawyło żałośnie, a sam chłopak uznał, że konieczne będzie prześwietlenie. Podniósł wzrok, kiwając głową do Alexa jakby na potwierdzenie, że rzeczywiście nie próbują go oszukać.
Kiedy wracał na swoją pozycję musiał mocno zacisnąć pięści, by nie chcieć rzucić się na pomoc małym bezbronnym mieszkańcom rezerwatu.
Mijały kolejne cenne minuty. Asita mógł w trakcie rozmowy zaobserwować coś niebywałego. Rozpoznał język jakim posługiwał się ostatnio Alex z Thorem i lekko zmrużył oczy. Widząc, że chłopak najwidoczniej używa swoich umiejętności uznał to za znak. Tym bardziej, iż mężczyzna z którym rozmawiał okazał się dziwnie posłuszny i nie protestował, gdy niebieskooki zażądał klatek bez wcześniejszej zapłaty.
Karki były zajęte, więc Asita obszedł otworzyć im jeszcze bagażnik i po cichu przykleił pierwszą kartkę, potem pilnując, czy na pewno rozmawiający z przywódcą bandy Alex ma wszystko pod kontrolą przykleił drugą, a trzecia i czwarta zostały wręcz przyklepane mężczyznom do ramion, gdy zabrał im klatki mówiąc
- Ja to zabiorę!- Po chwili cała czwórka padła jak długa, choć ucierpiała trochę na tym stabilność mocy . Z jego ust wyleciał czarny dym unosząc się niemal jakby palił.
Klatki leżały obok różnych rzeczy w samochodzie potrzebnych do zajmowanie się dzikimi zwierzętami. Były tam oczywiście również liny, które chłopak postanowił wykorzystać. Pierw związał tego z którym nordycki bóg ciągle rozmawiał.
- Zwykłe śmieci, które szukają zarobku łatwym kosztem...- warknął ściskając pęta mocniej.
- Trochę się ostatnio naużywałem mocy, weź zaczaruj tak następnego zrywając z niego kartkę. Boję się, ze zaraz wszystkie przestaną działać, a nie mam ochoty na mordobicie- przyznał lekko kalecząc sobie palec, by przyłożyć krew do czoła mężczyzny.
- Masz coś przeciwko przemocy psychicznej? Nie wierzę, że jak ich puścimy nagle się zmienią -
Oczy Alexa lśniły nieco mocniej niż normalnie gdy sprawiał mętlik w głowie mężczyzny. Słuchał przy tym Asity, a gdy ten poprosił go o ponowną interwencje kiwnął głową na zgodę. Dopiero na pytanie o przemoc zawahał się i spojrzał w jego czarne oczy.
- Szczerze mówiąc jestem nawet za uśmiercaniem poniektórych ludzi w niektórych sytuacjach. Nie wszystkich ale ogółem społeczeństwo mnie raczej irytuje. - Przyznał czym widocznie go usatysfakcjonował. Zajął się więc kolejnym delikwentem zerkając co jakiś czas na piszczące klatki. Biedne małe kociaki, wyglądały tragicznie.
Ciemnowłosy zakreślił jeden ze znaków na ciele kłusownika i ściągnął okulary wlepiając w niego oczy jakby chciał sprawdzić, czy dusza już przed nim uciekła. Nie pierwszy raz tego dnia białko, tęczówki i źrenice zniknęły przykryte najgłębszą czernią prosto z otchłani. Czasami rzucając swoje klątwy, czy przywołując złe duchy  chłopak obawiał się, że jego oczy nie wrócą już nigdy do normalności.
Niestety jako bóstwo nie mógł się tym przejmować, a już na pewno nie w takiej sytuacji.
Związany człowiek nadal nie wiedział co się dookoła niego dzieje. Bał się odwrócić wzrok, krzyczeć, a nawet się ruszyć. Po prostu zamarł z lekko uchylonymi ustami. Ciało młodego bóstwa wydawało się jakby świecić od spodu niczym ogień, po czym przygasło, a z porów powoli, niemal leniwie wydobywał się czarny, smołowaty dym.
Asita nie przestawał szeptać, a tym bardziej oderwać od niego oczu. Wyglądało to tak jakby ktoś pociągał mężczyznę za sznurki, gdy tylko próbował choć odrobinę odchylić się od horroru, którego doznawał. W pewnym momencie zaczął powietrze przeciął cichy jęk. Unieruchomiony bandyta zalał się łzami krzycząc i prosząc o łaskę dosłownie jakby ktoś włączył zapauzowany film. Wściekły chłopak nie przerywał tak długo, aż nogi pod stojącym same się nie ugięły, a on sam niemal stanął w czarnych płomieniach.
Teraz wielki, dorosły facet leżał tarzając się po ziemi, płacząc i ssąc kciuka, Nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa, a raczej gaworzył lub wydawał coś co można by było nazwać dźwiękonaśladownictwem.
- Witaj w mojej głowie mruknął odwiązując go i po prostu zostawiając po czym przeszedł do następnego, który był zajęty rozmową z rudowłosym.
Minęła dobra chwila zanim cała piątka jęcząc, płacząc, trzęsąc się i sikając pod siebie została wepchnięta ponownie do samochodu.
- Teraz już nikogo nie skrzywdzą- stwierdził Asita otwierając bagażnik z klatkami.
Wydawało się, że czarna mgła otoczyła całe jego ciało. Zarówno z uszu, oczu i buzi wylatywały ciągnące się parowe smugi. Wyglądało to makabrycznie, ale ilość zużytej mocy dawno przekroczyła swój limit.
Szepty w głowie były jak orkiestra denata wynajęta na wesele. Lekko drżał, a na rękach powoli czuł niemal palące symbole.
Złapał się za czubek nosa starając znaleźć stabilność w swoim stanie. Niestety nie było to takie łatwe. Przez moment nawet zabujało nim na wszystkie strony, ale ze wszystkich sił zaczął zmuszać się do kontroli.
Ponownie wypuścił niemal ze świstem powietrze i spojrzał na rudzika z uśmiechem.
- Dziękuję ci za pomoc. Ci ludzie poza łapaniem zwierząt także je zabijają niszcząc czasami całe rodziny. To właśnie przez takich jak oni, słoni, lwów czy nosorożców jest coraz mniej - nie zauważył nawet, że jego głos się zmienił brzmiąc jakby przechodził przez jakiś mutator, by brzmieć mroczniej.
- Kotki nie mają się najlepiej. Musimy pędzić z nimi do lecznicy. Na szczęście nie powinno być tam teraz pracowników, głównie dlatego, że to mój gabinet- powiedział trochę się już uspokajając i usiadł za kierownicą.
- Swoją drogą twoja sztuczka... Nie wiedziałem, że umiesz naginać ludzi do swojej woli. Umiesz robić tak z bogami? To bardzo potężna umiejętność. Jestem pod wrażeniem, serio- zmienił na chwilę temat po prostu nie chcąc tylko siedzieć i się martwić. Kocięta były już bezpieczne, a on nie jednokrotnie ozdrowił gorsze przypadki.
- Cóż... Nasza randka chyba nie tak miała wyglądać, ale jak opatrzę tym małym rany będą potrzebowały karmienia i trochę czułości. W końcu to  dzieci- mruknął zapowiadając jednocześnie czym zajmą się po dotarciu na miejsce.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 07:28 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Nie mogąc tego tak do końca nazwać zabawą, jako randka wydawało mu się, ze czas spędzili idealnie. Pochodzili po mieście, nakarmił go naprawdę smacznymi owocami i jeszcze zrobili coś dobrego dla natury. Przynajmniej, byli w trakcie bo on obecnie mocno skupiony na nakładaniu sugestii na jednego z kłusowników skupiał się na tym i tylko na tym. Nie zauważył więc tak do końca momentu gdy wszyscy padli, przynajmniej do momentu aż nie skończył z tym jednym facetem.
       - Siadaj i czekaj na kolejny rozkaz. – Zarządził, a słysząc mocno demoniczny głos dochodzący zza pleców odwrócił się po to by początkowo zrozumieć sytuację. Asita ponowie używał swojej magii, a on nie wiedział czy jest w większym podziwie czy znacząco wzrasta w nim obawa. Niemniej nie umiał oderwać od niego spojrzenia śledząc czarny dym, który jak na jego oko zaczynał się coraz mocniej kształtować. Ostatecznie miał dziwne wrażenie, że za plecami młodego Boga stoi postać, a jemu włoski na karku stawały na nią dęba. Ostatecznie więc jedynie odkrząknął, a na prośbę zajęcia się kolejnym stanął nad mężczyzną, zerwał karteczkę i w kilka chwil przekonał go do tego żeby grzecznie siedział na swoją kolej.
       Po upływie kolejnych chwil obydwaj krążyli między spętanymi kłusownikami, on rozkazując im uważnie słuchać Asity, a Asita robiący z ich mózgów paćkę. Na dwóch ostatnich patrzył. W trakcie przeklinania ostatniego w pełni poświęcił swoje zmysły temu rytuałowi i musiał przyznać – jakby on siedział na miejscu tego faceta wolałby skończyć sam ze sobą niż być poddany takim torturom. Aż go dreszcz przebiegł i musiał pomasować jedno ramię.
       Informacja o tym, że to samo co działo się teraz z płaczącą zgrają działo się na co dzień w głowie Asity sprawiła, że wreszcie pokazał po sobie to wszystko co czuł. Skrzywił się, w oczach pojawiła się obawa i trwał tak przez dobry moment, aż nie przypomniał sobie tego jaki Asita był. Opiekuńczy wielkolud z najpiękniejszym uśmiechem świata. Patronat w ogóle nie pasował do jego charakteru i przez chwilę zastanawiał się jak i kiedy by go oto zapytać. Na pewno nie teraz ale w najbliższej przyszłości chciałby umieć sformułować swoje myśli w pytanie na które chciałby poznać odpowiedź. Na razie miał mętlik w tym co o tym myślał.
       - Czy to im przejdzie? – Zapytał stając koło niego, a słysząc zaprzeczenie uśmiechnął się pod nosem. Byli Bogami i mieli pełne prawo sądzić. W jego ocenie, kara była dosadnie dobrana do zbrodni i w ogóle nie żałował. Ba! Powinni ich zostawić na ziemi aby natura sama sobie poradziła ale rzeczywiście, powiadomienie służb o opętanych kłusownikach mogło wyjść na dobre im, patronatom Afryki, w takiej potrzebie w obecnej chwili.
       - Dopilnuję żeby wiadomość o boskiej interwencji obiegła kilka wiosek. Przyda się wam jeżeli ludzie zwrócą się ponownie do Bogów z modlitwami. – Zaproponował luźno, a widząc jak Asita się zatacza, momentalnie odzyskał czujność. Złapał go za ramię, położył dłoń na piersi po czym pomógł mu usiąść. Razem z nim nabrał dwa głębokie oddechy po czym położył mu dłonie na policzkach które lekko pomasował.
       - Pozwolisz, że poprowadzę? Przyda Ci się moment na uspokojenie. – Zaproponował rzucając spojrzenie na drążek zmiany biegów, klasyczny i przez niego lubiany chociaż w domu miał taki tylko w jednym aucie. – Asita. Spójrz na mnie. Oddychaj. – Poprosił widząc, że mimo logicznego dialogu ten nadal się zatacza. Wykorzystał więc to co między nimi się działo, głaskał go po policzkach i pozwolił skupić się na jego oczach. Wpakował się przy tym okrakiem na jego kolana żeby musiał unieść głowę i żeby łatwiej się mu oddychało. Puścił go dopiero gdy nieco przestał się w jego ocenie chwiać po czym przegonił go na siedzenie pasażera posyłając zaczepny uśmieszek.
       - Krzycz jak będę jechał w złą stronę. – Poprosił odpalając silnik i ruszając prosto drogą… czy tam wyjeżdżonym traktem który miał nadzieję, doprowadzi go do głównego budynku administracyjnego rezerwatu. W tym czasie wygodnie się rozsiadł, nie zajęło też długo żeby nabrał na drodze pewności i depnął jak to on, nieco za ciężką nogą przy czym uśmiechnął się słuchając jego słów i kontrolnie na niego zerkając sprawdzając czy mu nie odpływa.
       - Polecam się. Możemy takie szajki rozbijać co niedzielę przed obiadem. – Zażartował chociaż sam czuł się nieco zmęczony. To był pierwszy raz gdy na ludziach używał swoich mocy i musiał przyznać, że znacząco różniło się to od kontrolowanego treningu. Nie mógł pozwolić sobie na pełne i beztroskie skupienie albo koncentrację tylko na tym co przed nim. I nie ukrywał, że chętniej by właśnie tak ćwiczył.
       - Moje słowo daje mi kilka możliwości. Po pierwsze mogę za jego pomocą manipulować otoczeniem tak jak już widziałeś. Po drugie mogę kogoś przekonać do tego co sam uważam ale tutaj mam kilka haczyków. Po trzecie przy czym na razie w teorii, mógłby powiedzieć coś co musiałoby się stać: mógłbym wywoływać lub kończyć wojny, mógłby rozpoczynać bądź hamować żywioły. Ale… to na razie abstrakcja. – Zapewnił nie chcąc go w jakiś sposób przestraszyć. Chociaż nie umiał się nie zaśmiać na pytanie o bogów.
       - Raz próbowałem zmusić wuja żeby się na środku Asgardu rozebrał. Ostatecznie nie wiem co poszło nie tak ale dostałem po głowie, zostałem związany, a Thor moimi plecami wycierał cały Bifrost. – Przypomniał sobie coś na co momentalnie przeleciał go dreszcz. – A powiem Ci, że Fenrir go strasznie zaślinia. – Prychnął pozwalając żeby Asita w głos się zaśmiał zaraz mu wtórując. Owszem, moment był kiepski ale wspomnienie obecnie bardzo cenne i wywołujące u niego za każdym razem uśmiech. A gdy wreszcie mógł się nim z kimś podzielić czuł takie przyjemne łaskotanie w piersi.
       - I tak uważam, że to najlepsza randka na jakiej byłem. Małe kotki totalnie wygrywają. – Rzucił, a pokierowany nieco bardziej ubitą drogą wjechał do wielkiego kompleksu kilku niskich budynków ze ciemną strzechą na dachu. Zajechał zgodnie z jego instrukcjami pod jedne z wielu drzwi po czym zgasił silnik przyglądając się wszystkiemu najpierw zza szyby.
       - Jak w filmach. – Rzucił po czym wysiadając obszedł auto i otworzył bagażnik. Złapał za pierwszą klatkę i podnosząc ją jakby nic nie ważyła ruszył za Asitą który wydawał się nieco zregenerowany. Przy czym miał nadzieję, że zaraz usiądzie i się jeszcze czegoś zimnego napije.
       - Przygotuj wszystko, a ja przyniosę resztę. I nalej nam proszę po szklance wody. – Rzucił do niego tonem który nie pozwalałby mu wejść w polemikę po czym poszedł po kolejne kociaczki które ponownie zaczęły przeraźliwie jęczeć. Aż mu się serce krajało chociaż to samo serce walnęło niczym dzwon gdy wracając po raz kolejny do Sali z tym upragnionym metalowym stołem zobaczył Asitę w białym kitlu. Aż uchylił usta czując nieco za dużo śliny napływającej mu do ust.
       - Coraz lepsza ta randka. – Rzucił niby w eter ale posłał mu łobuzerski uśmieszek zanim odłożył kolejną klatkę w bezpieczne miejsce.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {28/08/21, 08:55 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Pokiwał głową na potwierdzenie, że w razie czego będzie krzyczał i przysłuchał się dokładnie co chłopak mówił. Był pod wrażeniem tego jak wszechmocny może być kiedyś Alex. Chociaż mówił, że to abstrakcyjne, to wcale nie oznaczało, że za tysiące lat niemożliwe.
- Trochę cię rozumiem... Abstrakcją jest dla mnie prowadzenie całej armii złych duchów. Nad kilkoma jest ciężko zapanować, a co dopiero te wyższe rangą. Nie wspominając już o plagach ściąganych na całe kontynenty... Jednak co się dziwić w stosunku do naszych dziadków czy rodziców jesteśmy niemal bobasami - zaśmiał się opierając głowę o szybę i przyglądając się przebijającemu słońcu. Przez chwilę zacisnął oczy i skupił się na trym co czuje, by zharmonizować myśli. Było to trudne w obecnym stanie, wręcz można by niemal sądzić, że niemożliwe.
Kolejne kilometry były za nimi, a jego mroczna otoczka trochę opadła, a dym zmienił swoją gęstość na lekką mgiełkę.
- Słyszałem kiedyś historię od ojca z góry podczas treningu, że żeby opanować otchłań powinienem odrzucić na trochę cielesną powłokę. To na tyle straszne, że jakoś sobie tego nie wyobrażam... W każdym razie albo to bzdura, albo tak wysoki poziom, że póki co bliżej mi do uwierzenia w UFO- opowiedział cicho śmiejąc się przy tym. Miło było na chwilę przestać się stresować, czy martwić. Z resztą nie miał na to teraz absolutnie żadnej siły.
Kiedy opowiadał historie o Thorze pokręcił lekko głową mocniej wykrzywiając usta.
- Śmieszna choć chyba podczas mało przyjemna historia, coś czasami jak wspomnienia z dzieciństwa-śmiał się ocierając cieknące łzy.
Dotarli na miejsce i samochód zgasł pozwalając Alexowi lepiej przyjrzeć się otoczeniu.
- Cóż, na pewno najbardziej boska randka... Przynajmniej będzie co sobie kiedyś powspominać- Wyciągnął powoli dwie z klatek idąc do jednej z niższych sal.
Miejsce było sterylnie czyste jak przystało na weterynarię. Wszystko w jasnych kaflach z metalowym stołem i kilkoma szklanymi gablotkami pełnymi leków.
Kiwnął głową na słowa rudowłosego bóstwa i sam poszedł przebrać się w strój, który zazwyczaj używał w lecznicy. Założył też jednorazowe rękawiczki i delikatnie wyciągnął na pierwszy ogień kocię u którego podejrzewał złamanie. Nie wiedział ile minęło czasu odkąd doznał urazu, ale bał się, że kość mocno się przemieściła.
Kiedy niebieskooki wrócił bóstwo spojrzało się na niego z uśmiechem czując, się całkiem w swoim żywiole.
- Hmm... Jak tak o tym pomyślę jesteś pierwszym który nie jest pracownikiem, a widzi mnie podczas pracy- stwierdził delikatnie oglądając zwierzę w poszukiwaniu skaleczeń lub innych ran widocznych gołym okiem.
Kiedy upewnił się, że nic podejrzanego nie widzi przeniósł delikatnie malucha na ruchomy podest, gdzie pojechał z nim do maszyny będącej najzwyczajniejszym rentgenem.
- Reszta też nie jest w najlepszym stanie, ale ten maluch prawdopodobnie ma złamanie z przemieszczeniem. Jestem prawie pewny, że  będzie potrzebny gips...- stwierdził po chwili odsuwając malucha od maszyny i wracając na stół.
Krzątał się to w prawo to w lewo, a dym za nim stawał się niemal powidokiem.
Podał maluchowi kilka zastrzyków i z racji, ze był dość mocno odwodniony - kroplówkę.
- Nie wiem jak tak można potraktować jakiekolwiek żywe stworzenie- mruknął powoli kończąc zakładać gips.
Po wszystkim odłożył malca do dużego wyłożonego miękkimi kocykami kojca.
- Pierwszy dzielny pacjent za nami, teraz czas na kolejnego- odetchnął i chociaż jego ciało wyglądało w zasadzie na niemal opętane tak mina i zachowanie wręcz rażąco kontrastowały z fizycznością.
W pewnym momencie każąc trzymać Alexowi małego lwa zatrzymał się przy lustrze i zerknął na siebie kręcąc tylko głową.
- Gdyby mnie tak ktoś zobaczył pewnie by zemdlał- zsumował machając dłonią bagatelizując to całkowicie.
Kocie dzieci były w pełni opatrzone i nakarmione dopiero po kilku godzinach.
Bóstwo czarnej magii poprosiło jeszcze rudzika o pomoc w przeniesieniu do specjalnych dużych boksów kotków, gdzie będą powoli dochodziły do siebie, a potem zostaną oczywiście wypuszczone na wolność.
Zamykając ostatnie drzwi był trochę zmęczony ale szczęśliwy. Czując się znacznie lepiej (nawet jeśli nie wyglądał) schylił się do młodego boga obok siebie.
- To chyba jeszcze trochę i zostaniesz moją asystentką. Poszło ci doskonale. zwłaszcza gdy temu wiercipięcie trzeba było podać znieczulenie- pochwalił przybliżając się jeszcze ciut mocniej.
Ciesząc się z tej wspólnej chwili ponownie poczuł szybsze bicie serca, dokładnie takie jak na samym początku. Przyjemną myślą było, że obok siebie ma innego boga. Ktoś kto go zrozumie, kto nie ucieknie na widok dziwactw, czy nawet pochłaniających ciało i umysł mocy.
Odświeżające i pełne ciepła uczucie, które każdy chciałby zatrzymać. Nie przebierając się już chwycił tylko swoje rzeczy osobiste i klucze po czym gestem zaprosił Alexa do samochodu.
- A właśnie, wcześniej czułem się słabo, ale ogólnie miałem wspomnieć, że dość mocno lubisz deptać na pedał gazu, co? - zapytał, acz bardziej retorycznie cicho się śmiejąc.
- Było fajnie, jak chcesz to prowadź. Powiem ci jak jechać- rzucił mu kluczyki stojąc przy drzwiach od pasażera.
W tej chwili przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz i na chwilę spoważniał szukając czegoś w kieszeni. Ewidentnie znajdując to czego szukał ponownie się uśmiechnął i jeszcze na moment podszedł do Alexa.
- Wyciągnij rękę- poprosił czekając aż niebieskooki wykona gest. Kiedy to zrobił Asita położył coś delikatnego i czarnego na jej samym środku.
Była to bransoletka z rzemyka bez specjalnych zdobień, ale z jednym czarnym kamykiem na środku, który wręcz wyryte miał malutkie symbole.
- To nic wielkiego... Stworzyłem ją z małą pomocą, ale jest na niej moje zaklęcie odpędzające pecha i złe duchy...Chciałem ci coś dać, ale szczerze nie wiedziałem co...- zawstydził się nieco zmieniając kierunek w którym wlepiał oczy. Nie wiedział co więcej powiedzieć, więc po prostu czekał na reakcję co jakiś czas spoglądając w stronę obdarowanego.
Po części uważał, że mógłby zrobić coś znacznie lepszego, kupić coś albo może zamówić. Nie miał jednak dużo czasu, a to jedne co udało mu się wymyślić. Mimo to chciał, aby dzięki temu kiedyś nordyckie bóstwo mogło wspomnieć sobie nawet tak zwariowaną randkę jak ta dzisiejsza. W środku płonął, nawet gdy z zewnątrz jedyną oznaką jakiejkolwiek zmiany były ciut mocniejsze czarne dymki ulatujące z twarzy.
- To jak? Wracamy chyba powoli do domu. W nocy niestety jedyne co można dostać to bójka. - zaśmiał się chcąc zmienić na chwilę temat.
Po wszystkim rzeczywiście oboje wsiedli do samochodu i z warknięciem silnika ruszyli do domu Asity. Droga była raczej spokojna i nic specjalnego się nie działo. Ciemnowłosy jedynie co jakiś czas pozwalał sobie na zaczepianie rudzika a to pogłaśniając muzykę, a to zadając jakieś pytania będące żartem. Chciał między innymi przez to zagłuszyć coraz to głośniejsze szepty w głowie. Makabryczne i mrożące krew w żyłach. Uparte bóstwo nie chciało się jednak poddać całkowicie pochłaniając się w osobie obok, której sama obecność okazała się większym wsparciem w takiej sytuacji niż standardowa próba uspokajania jego mocy.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {29/08/21, 08:22 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Wyobrażenie sobie tego jak ostatecznie miał wyglądać patrona Asity sprawiło, że posłał mu nieco zbyt łobuzerski uśmieszek. Generalnie bardzo ciekawa wizja pełna możliwości! I jako pan ciemności i zła na pewno aparycja Afrykańczyka by zyskała. Tyle tylko, że jego słodki charakter zamiast bić mu pokłony kazałby (przynajmniej jemu) podrywać go i wzdychać do każdego pewnego siebie grymasu i rzucanego rozkazu. Ot, jego zboczenie. Z tego też powodu nie rzucił żadnym komentarzem, który mógłby nabrać niestosownego wydźwięku, a to nie był czas i miejsce na takie podrywy. Zdecydowanie lepiej czuł się jak czasem dotknął jego dłoni i upewnił się, że temperatura jego ciała wraca do normy, a on jasno pokazuje mu, że przy nim jest.
       - Też tak uważam. Po prostu trzeba nam czasu i to bardzo dużo czasu skoro mamy władać taką siłą. – Przyznał spokojnie sądząc, że w wielu aspektach po prostu nie są gotowi na taką siłę i logiczne nią zarządzanie. Musieli się zdecydowanie więcej dowiedzieć o świecie i samych sobie zanim chociaż część patronatu pojmą. Niemniej jednak cała rozmowa na ten temat rzuciła nieco nowe światło. Oficjalnie bowiem wyśmiali przyszłych siebie, drogę jaką dojdą do pewnego punktu i umiejętności jakie wtedy pojmą. Ba! Pozwolili sobie na ogrom otwartości i chociaż była w nim odrobina kosmitów i wilczej śliny poczuł jak lekko zaczynają go szczypać policzki ze śmiechu.
       W tej dziwnej atmosferze anegdotek dojechali wreszcie na teren ośrodka administracyjnego rezerwatu. Gdy zatrzymał samochód i przeniósł wszystkie klatki do odpowiedniej Sali został obdarowany fartuchem który miał uchronić jego ubrania przed wszystkimi wydzielinami które miały się tam nie znaleźć, a później… po raz pierwszy od naprawdę dawna nie miał zielonego pojęcia co miał robić. Stał więc patrząc to na Asitę to na kotki, które nie miały już sił miauczeć powodując jego poddanie się całemu temu zmartwieniu i niemocy jaką teraz czuł. Przynajmniej do chwili gdy Afrykańczyk tak spokojnie się nie odezwał, a on zamrugał jakby zbity z tropu.
       - Powinien teraz się napuszyć jak paw czy wyjść? – Dopytał rozbawiony, a zostając za chwilę zachęcony żeby podszedł pomóc, po raz pierwszy od dawna poczuł się taki nieobyty. Szczęśliwie, całkowicie zatroskany Asita zaczął mu tłumaczyć jak ma go wspierać i chociaż przede wszystkim musiał kociaki trzymać, głaskać i pozwalać im podgryzać swój palec, sprawiło mu to ogrom satysfakcji. Ba! Z każdą mijającą chwilą i udzieleniu pełnej pomocy poszkodowanym, gdy trzeba było zaszczepić, opatrzyć, podać leki albo przekliknąć coś na komputerze, ostatecznie wymieszać odpowiednią mleczną mieszankę, a później cierpliwie znosić ulegające się krople ze słodkich pyszczków, odkrył swoje miejsce na nieco pokrytym sierścią legowisku robiąc za zastępczą mamę. I nie czując się już dawno tak spełnionym.
       Początkowo nie do końca ogarniał jak. Usiadł z butelką koło kociaka, który domagał się natychmiastowego napełnienia brzuszka i czuł pustkę w głowie. Po prostu miał podstawić? Czy jako go przygotować? Czy mógł mu się zakrztusić? Czy w ogóle to miało dobrą temperatur!? Podmuch przyjemnych perfum i zaraz ciepło obecności za plecami sprawiło, że jego oczy padły ponownie na dłonie trzymające butelkę, a stres opuścił żołądek. Asita pomógł mu złapać kociaka tak żeby sobie krzywdy nie zrobił, podstawił butelkę, a gdy młody z ćlamkającymi dźwiękami zaczął ssać jego serce walnęło jakby uczynił najwspanialszy cud na świecie, a z ust uciekło ciche westchnienie radości. Owszem, rzucił mu po tym kontrolne spojrzenie ale widząc ten zadowolony półuśmiech wkręcił się w mruczące stworzonko jakby miało go już nigdy nie opuścić. Natomiast przy trzecim z kolei to miał już taką wprawę, że poważnie rozważał zmianę zawodu.
       - Nie szukasz asystenta? Nie zemdleję na Twój widok, a mogę zostać… zawodowym cyckiem. Doprowadzę karmienie butelką do perfekcji. – Zapewnił wolną ręką gładząc śpiącego geparda. Nie marudził, owszem ale te zdecydowanie bardziej się mu podobały ze swoim nastroszonym futerkiem na karku i smukłą sylwetką. Chociaż lwiątek nie miał zamiaru porzucać i obdarowywał równie ogromną dawką miłości. Ogólnie, nie wychodziłby stąd już i pal licho, że całe jego jasne spodnie były w śladach brudnych łapek i futrze. Najlepsza randka na jakiej był!
       Odnosząc dzieci do ich kojców każdego jeszcze chwilę podrapał po głowie po czym poszedł wreszcie umyć porządnie ręce. Widząc cały ten brud i krew nieco się skrzywił ale był świadom, że najgorsze miały za sobą, a ludzie którzy je skrzywdzili już żadnego innego niedopadaną. To go pocieszało. No i oczywiście fakt, że ostro wkręcony w pracę Asita poza podniesieniem swojej seksowności ponad logiczne granice wydawał się przestać myśleć o konsekwencjach zużycia takiej ilości mocy, jakby się uspokoił i zaczął w pełni regenerować.
       - Ha! Czyli jest etat na asystentkę! – Zaśmiał się, a odwracając na niego nie spodziewał się, że ten stoi tak blisko. Ponownie otoczyła go chmurka przyjemnych perfum i chociaż próbował nie chcieć, utonął w miodowym spojrzeniu. Aż mu się cieplej zrobiło, a gdy jeszcze jego wzrok nieroztropnie powędrował na jego usta już w ogóle musiał myśleć o małych kotkach żeby krew nie powędrowała znowu do tej mniejszej główki. Uśmiechnął się przy tym do niego przepięknie, a gdy Asita wykona kilka ruchów każących mu sądzić, że będą wracali do domu, odetchnął nieco z ulgą. On mu to jak nic specjalnie robił! Nadwyrężał jego cierpliwość i kazał przypominać sobie jak mocno wyposzczony był. A gdy dodać do tego to błogie uczucie towarzystwa kogoś kto tak wiele rozumiał, miał ochotę kopnąć niczemu niewinne drzwi z frustracji. To albo zacisnąć dłonie na pewnych piłeczkach antystresowych.
       Ponownie nieco idiotyczna mina zagościła na jego twarzy gdy byli pod samochodem. Zabierając kluczyki uśmiechnął się do niego idiotycznie po czym wzruszył kilkukrotnie ramionami.
       - W domu jeżdżę sportowym samochodem, a takim niedozwolone jest schodzić poniżej siedemdziesiątki. – Zażartował. – A przepisy drogowe to tylko luźna sugestia. – Dorzucił chociaż wcale tak nie było. Ale przy odrobinie boskiej pomocy dało się unikać patroli policyjnych i jeszcze nie miał tej wątpliwej przyjemności dostać mandat.
       Chwaląc się swoimi osiągnięciami zaraz chciał wsiąść do samochodu ale powstrzymany spojrzał na niego pytająco. Jego wzrok na chwilę padł na jego rękach schowanych gdzieś za plecami po czym wyciągnął rękę zgodnie z prośbą. Skąd miał podejrzewać co w nich wyląduje, a gdy to znalazło tam swoje miejsce mocno się zaskoczył. Spojrzał zaraz na jego twarz szukając odpowiedzi na kilka pytań, a dowiadując się o co chodzi, czym mała bransoletka jest i czemu ma służyć, niezwykle ciepły uśmiech pojawił się na jego ustach.
       - Ale Ciebie odstraszać ode mnie nie będzie? – Upewnił się rozbawiony jeszcze raz spoglądając na bransoletkę którą natychmiast zdecydował się założyć. Była urocza! Zacisnął więc rzemyki, z pewnego rodzaju dumą spojrzał na to jak komponuje się z jego jasną skórą po czym szybkim ruchem stanął na palcach i wymierzył mu mocnego całusa w policzek. – Dziękuję, jest świetna. – Zapewnił już bardzo miękkim tonem, jeszcze raz się do niego uśmiechając szczerze po czym pogonił go do samochodu widząc, że jest mimo wszystko zmęczony. On sam też już nieco był.
       Podczas całej drogi nie przestawali rozmawiać. Musiał mu przyznać, że jeszcze z nikim nie łączyło go tak szybko tak wiele. Śmieszne anegdotki z prowadzonych treningów, z wychowywania małych bogów. Nie zdradzał mu wiele, nie wspominał o tym jak paskudnym dzieckiem był bo nie od tego byłą pierwsza randka. Za to przechwalali się umiejętnościami, a jemu ogromną satysfakcję sprawiła mina gdy ten dowiedział się o jego artystycznych pasjach.
       - I dodatkowo gram na fortepianie. W prawdzie nie zawodowo ale chodziłem na lekcje. – Dodał do całej swojej gamy którą rozpoczął od pomagania w malowaniu dekoracji do teatru szkolnego przez pomoc aktorom po zostanie samemu odtwórcą głównych ról. Owszem, na pytanie czy stąd ten ruski akcent dzisiaj parsknął gromkim śmiechem wyjawiając mu, że zawsze marzył mu się taki wschodni mafiozo więc dzisiejsze wyjście miało o wiele więcej dobrych stron niż się Asicie wydawało. Ostatecznie jednak droga się zakończyła, on zaparkował w wyznaczonym miejscu po czym nieco się zmarszczył.
       - Jestem głodny. Zjemy coś? – Dopytał ostrożnie bo chociaż nie chciał go do niczego zmuszać tak jakaś kanapeczka byłaby teraz w cenie. Ciekawe czy oni w ogóle jedli chleb w postaci z jaką on go utożsamiał?
       W domu miło się zaskoczył. Oczywiście nie tym, że nadal jedynymi osobami w środku były dwa wielkie koty ale obecnością obiadu wraz z deserem. Omari zostawił im wielkie porcje, niemożliwe ponownie dla niego do przejedzenia które wystarczyło podgrzać. A gdy jeszcze się wykąpali i Asita zaproponował „Incepcję” na DVD, spojrzał na niego obruszony.
       - A Ty śmiałeś sugerować, że ta randka nie jest najlepsza. Jest idealna! – Oświadczył niosąc dwa półmiski do stołu w saloniku, a gdy usiedli na kanapie i zaczęli pałaszować w raz z uciekającymi pierwszymi minutami filmu, wieczór stał się perfekcyjny. Przynajmniej do momentu gdy Asita ponownie zaczął się kołysać.
       - Zmęczony? – Zapytał dopijając szklankę wody po czym bez czekania na odpowiedź usiadł bokiem do telewizora, wcisnął jedną nogę za jego plecy, a drugą położył na jego kolana. Gdy czarne oczy zwróciły się ku niemu rozstawił szeroko ramiona, a nie widząc wyczekiwanego efektu poklepał się po piersi.
       - Chodź, będzie wygodniej. – Przyznał z zachęcającym uśmiechem, a gdy ten po chwili wyraźnej konsternacji postanowił zaryzykować, ułożył go wygodnie w swoich młodych piersiach i zaczął zwolna bawić się jego włosami, delikatnie drapiąc go po głowie. Przy tym na dłuższą chwilę spojrzał w czarne loczki dając sobie moment na zachwyt zarówno nad ich miękkością jak i faktem zwijania się. Jego proste druty nigdy się by nie poddały podobnemu zabiegowi i ciekawe czy w ogóle by mu pasowały? Wyglądałby jak owieczka.
       - Jak zaczniesz się ślinić to Cię zrzucę. – Zażartował schodząc nieco niżej żeby wtulił się w jego szyję, ponownie zajmując się filmem i czystą przyjemnością pieszczenia jego zmysłów.[/b]
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {30/08/21, 09:05 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Zaśmiał się kręcąc przecząco głową i otworzył drzwi do samochodu.
- Nie, nie będzie mnie odstraszać- obiecał nadal co chwila czując rozbawienie na zadane pytanie. Czuł niesamowitą radość z tego, że prezent przypadł chłopakowi do gustu, a już w szczególności z podziękowań. Chociaż nie miałby pewnie też nic przeciwko trochę mniej przyjacielskiemu całusowi. Zapiął pasy pozwalając radiu cicho szumieć w tle, ich uwagę oprócz drogi w całości pochłonęła rozmowa.
Asita uważnie słuchał co jakiś czas wtrącając się z porównaniem do swojej sytuacji, albo ze słowami podziwu.
- Łał… Kiedyś będziesz musiał mi pokazać swoje talenty. Musisz być bardzo wszechstronny. Pewnie nie jeden raz będę pod ogromnym wrażeniem- przyznał niemal widząc chłopaka przy czarnym instrumencie ubranego w jakiś elegancki strój. Jego palce lekko mknące po białych klawiszach i czysty dźwięk niosący się w pomieszczeniu.
Nie było jednak w tym nic dziwnego, że umiejętności bogów są ponadprzeciętne. Zazwyczaj wieczność trzeba sobie wypełnić jakimiś zajęciami oprócz doglądania ludzi i stanu ziemi. Bardzo podobał mu się moment wymianą anegdotek. Większość doprowadziła oba bóstwa do łez wymieniając się doświadczeniami żenującymi lub mniej z treningów i wszelkich spotkań z istniejącymi w większości kiedyś bóstwami.
Później od spraw sacrum przeszli ponownie na bardziej ludzkie zajęcia. Nadal z szerokim uśmiechem ciemnowłosy z zapałem pochłaniał historię o występach i rolach na scenie.
Przypominając sobie ten wschodni akcent podczas ich incydentu z kłusownikami parsknął. Musiał przyznać, że pokaz był ciekawy, ale chętnie zobaczyłby również inne występy i wcielenia chłopaka. Miał coś co przyciągało wzrok innych, więc zapewne i w światłach reflektorów błyszczał jasno jak prawdziwa gwiazda.
- Jeśli pytasz o jedzenie, to dam sobie uciąć obie ręce i głowy, że mój tata coś zostawił. Nie byłby sobą, gdyby nie upewnił się, że będziemy najedzeni i szczęśliwi. Taki już jest. Ale trzeba uważać, żeby przy nim za dużo nie przytyć, albo bardzo podwoić ilość ćwiczeń- stwierdził trochę żartobliwie.
Po powrocie do domu oddano mu kluczyki, które złapał jedną ręką gdy leciały w jego stronę.
Alex wyglądał na zaskoczonego, że obiad wraz z deserem rzeczywiście grzecznie czekał na ich powrót. Bóstwo czarnej magii widząc porcje tylko pokręciło głową, ale był wdzięczny. Nie mógł sobie wyobrazić lepszego rodzica niż Omari. Dlatego już jako dziecko obiecał sobie, że nigdy nie sprawi mu problemów, a wręcz jeśli będzie to w jego mocy i sile to będzie chciał go od tego uchronić.
Błogie chwile ulotne niczym mgła mijały wesoło, kiedy po kąpieli i znalezieniu płyty usiedli razem przed telewizorem oglądając “Incepcję”. Może jak na standardy Europejskie salon nie posiadał kina domowego i telewizora na pół salonu, ale w Afryce nawet taki najzwyczajniejszy sprzęt był towarem luksusowym. Pomijając fakt, że raczej niezbyt często miał okazję rzeczywiście przed nim odpoczywać.
Kolejne minuty filmu były za nimi, a po jedzeniu głowa chłopaka zrobiła się trochę cięższa i szepty w niej powoli się nasilały. Również wizje gdzieś głęboko w podświadomości nabrały na sile i chłopak był po prostu senny na co lekko kołysał głową.
- Trochę… Moje moce się zaskakująco szybko stabilizują, ale jednak to nie jest ta stabilność sprzed całej sprawy. Chyba za mocno się rozluźniłem- mruknął wracając do rzeczywistości dzięki miękkiemu tonowi rudzika niedaleko.
Jednak zanim skończył chłopak zmienił już swoją pozycję na zupełnie inną i widząc lekko skonsternowaną minę poklepał się po klatce piersiowej. Po kolejnej sekundzie Asicie zapaliła się lampka z odpowiedzią. Alex ułożył go wygodnie na piersiach głaszcząc go po głowie i miziając.
Chłopak musiał przyznać, że uczucie było niesamowicie przyjemne na tyle, że jego ciało ogarniały lekkie dreszcze wędrujące aż od kręgosłupa. Lekko przymknął oczy oddając się tej błogiej chwili by trwała w najlepsze. A słysząc zdanie o ślinieniu zaśmiał się jasno jeszcze otwierając oczy.
-Ja tam się martwię czymś innym niż ślinieniem- stwierdził lekko tajemniczo zmieniając wyraz twarzy na wręcz sugestywny. Po tym jednak oddał się całkowicie we władanie palców niebieskookiego. W końcu film się skończył jak również i pieszczoty. Musieli się chcąc nie chcąc wybrać do łóżka, nawet jeśli przez kilka pierwszych chwil na wpół śpiący Asita wręcz planował zostać tak jak leżeli.
Nic jednak nie trwa wiecznie i w końcu z ciężkim sercem wstał podając przy tym ręce Alexowi. Nawet nie do końca pamięta jak tam dotarli. Zamiast tego wie, że lekko objął i przyciągnął drugie ciało do siebie lekko całując drugiego chłopaka w szyję, potem zasnął oddając się pojawiającym od lat wizją.
Sen był taki jak zawsze po nadwyrężeniu mocy. Ponownie widział twarze, słyszał okropne głosy i jęki niemal prosto z piekła. W niemal każdym ze snów był ubrany jednakowo. W czarną szatę ze srebrnymi przeszyciami i masą symboli klątw. Jednak nigdy nie było mu zobaczyć tego w lustrze, a jedynie to co ogarniał wzrok po spuszczeniu głowy. Poza pojedynczymi krwawymi scenami większość była jednak zasnuta czarną mgłą. Kiedy nie chciał nic widzieć czy słyszeć, gdyż wszystko wydawało się aż za nadto realne po prostu medytował. Nie wiedział czy robi to do końca świadomie, czy może też nie, ale nawet w stanie autopilota wydawało się to najlepszym rozwiązaniem.
Zbudził się lekko uchylając powieki. Obrazek obok podobał mu się bardziej niż jakakolwiek fantazja. Rudowłosy chłopak całkowicie wtulony w jego ciało z lekko otwartymi ustami i drgającymi rzęsami. Lekko podniósł wolną rękę zabierając z policzka zabłąkany ognisty kosmyk. Musiał przyznać przed sobą w takiej chwili, że zabujał się na śmierć, a samo norweskie bóstwo poza świetną osobowością było także całkowicie w typie Asity. Ponownie zamknął oczy przysuwając się jeszcze ociupinkę. Zapach jaki ich otaczał był słodki i ciepły, w jakiś sposób pasujący do kontrastu zarówno urody jak i charakterów. Przez moment Afrykańczyk niemal zatopił się w tym przyjemnym uczuciu mocniej naciągając na nich kołdrę. Nie chciał być absolutnie chamski, a już na pewno nie nachalny, ale podświadomość wręcz jak mały diabeł postanowiła wrzucić akurat w tej chwili dość niejednoznaczne obrazy. Poczuł, że przez odpoczynek i wczorajsze dwie przygody, gdzie niemal doszło między nimi do czegoś więcej lekko się rozgrzewa.
Szepty w głowie ustały, a jedyną pozostałością po praniu mózgu bandytów były jak zawsze leczące się na samym końcu oczy. Silny, zdrowy i trochę napalony przez ich bliskość otworzył ponownie oczy, by za chwilę zamknąć je i próbować uspokoić. Nie szło najgorzej, wręcz z sekundy na sekundę było coraz lepiej. Jednak ręce kurczące się jeszcze w lekkim śnie na jego ciele też nie wpływały zbawiennie.
Przełknął ślinę i postanowił skupić raczej na ostatnich chwilach ich odpoczynku. Prawdopodobnie tego dnia otrzymają kolejne zadanie, które znając ich pecha może skończyć się przeróżnie i pewnie znowu wylądują w jakiejś bibliotece. W myślach jęknął niemal marząc o powrocie do mniej boskiej pracy. Nie rozumiał, czemu śmiertelnicy tak narzekają na zazwyczaj całkiem bezpieczne posadki w biurach, czy sklepach… Im prawdopodobnie nie grozi skopanie tyłka przez ogromnego kamiennego klona.
Patrząc na siebie i lekkie prześcieradło, którym byli okryci zmienił pozycję, by ukryć swoją poranną winę. Czuł się po prostu głupio. Jednak nie ma się czemu dziwić, kiedy serce na widok osoby obok bije tak szybko jak latający nad kwiatem koliber.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {31/08/21, 08:56 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Z jednej strony całkowicie dziwna sytuacja z mężczyzną którego znał ani nie tydzień, z drugiej strony przyniosła mu tak wielkie rozluźnienie, że miał ochotę się sam z siebie śmiać. Najedzony, wcisnął z ledwością deser, przy dźwiękach naprawdę dobrego filmu, bawiąc się włosami Asity był jak wystawiona na słońce galaretka która pod wpływem całej tej otoczki spokoju i komfortu rozpływała się. Oparty policzkiem o jego głowę słuchał jego spokojnego oddechu co jakiś czas kontrolując czy mu się nie drzemie, chociaż od momentu gdy nakrył ich bardzo lekkim kocem chyba sam jakoś odpłynął. Ciepło, objęty silnymi ramionami i po dniu pełnym wrażeń taki wieczór był wisienką na torcie.
      Jego oczy uchyliły się na kilka ostatnich scen filmu z czego uśmiechnął się rozbawiony. A jednak zasnął! Poruszył się lekko chyba i Asitę wybijając z półsnu, a gdy doszli do wniosku, że obydwaj są jak te stare dupy zmęczeni, po prostu postanowili udać się do łóżka. Z jednej wygody w drugą, tylko trochę większą. Z pomocy chętnie skorzystał chociaż zanim w ogóle skierował się do sypialni młodego Boga upewnił się, że nie zostanie po nich bałagan. Wszystko grzecznie pomył odganiając go od siebie, że też ma dwie ręce i świadomość obowiązków domowych po czym, już w sypialni, rzucił się na łóżko. To zabawne jak przyjemnie mogło pachnieć drugie ciało, nawet pozbawione perfum i jak silnie zapach ten utrzymywał się na pościeli. Wkładając ręce pod poduszkę ułożył się na brzuchu i chwilę tak leżąc czekał aż Asita do niego dołączy. Później specjalnie się nie poruszył chociaż był w pełni świadom, że i tak skończy przytulony do niego niczym koala. Ale dopóki nie odpłynie całkiem chętnie da mu chwilę wytchnienia od siebie. Przynajmniej z założenia bo tak czy inaczej został przyciągnięty i chociaż wydobył się z jego ust cichy śmiech wpasował dupkę w jego krocze, objął go i udawał, że wcale nie przeszedł go dreszcz na dotykanie karku. Przytulił jeszcze jego ramiona i życząc dobranoc pozwolił sobie rozkoszować się ich miarowymi i równymi oddechami.
      Śniły mu się straszne pierdoły. Jako wybitny cyrkowiec, człowiek-ryba jego, obowiązkiem podczas każdego przedstawienia (a w trakcie godziny miał dwa) był spacer po linie zawieszonej daleko nad ziemią, wymachując wielką maczetą i siłując się z człowiekiem-ośmiornicą. Problem polegał na tym, że jego przeciwnik miał osiem takich samych maczet jak on przez co, przez całe przedstawienie, on próbował wykrzyczeć do zarządzającego całym tym grajdołkiem, że to średnio sprawiedliwe. W tym czasie podirytowana  jego krzykami publiczność naciągała wielkie ziarna popcornu na gigantyczną procę i próbowała sama go zrzucić ale on oszukiwał bo był do tych lin przyklejony i się nie dało. I w taki sposób wszyscy byli jeszcze mocniej na niego zdenerwowani. Jego hojrakowanie natomiast skończyło się gdy zarządca cyrku rzucił na niego klątwę i jego tyłek urósł do rozmiarów dmuchanego zamku. Wtedy publika zaczęła wiwatować i bardziej w niego strzelać, co gorsza, popcorn też urósł! Taki jeden ogromny, ociekający masłem znokautował go trafiając w jego tyłek na co on wyrwał się ze snu podpierając na łokciu.
      - Bez masła proszę. - Mruknął jeszcze śniąc po czym z wolna zamrugał, rozejrzał się po pięknie oświetlonym pokoju, a gdy jego wzrok padł na zdziwionego jego zachowaniem Asitę, zmarszczył brwi nie rozumiejąc czego nie rozumie. A gdy jeszcze Afrykańczyk parsknął gromkim śmiechem on ponownie ułożył się na jego ramieniu szturchając go palcem w żebra, że nie wie o co mu chodzi.
      - To kiepski lubrykant, nie powinieneś tego na mnie próbować. - Przyznał zaspanym tonem, a słysząc pytanie co mu się śniło, uśmiechnął się uroczo.
      - Zamknąłeś mnie w swojej piwnicy uciech i chciałeś wykorzystać ale skończył Ci się poślizg. Więc podszedłeś do mnie i głębokim głosem wyszeptałeś mi do ucha: "wezmę Cię na masło". No i ja Cię prosiłem żebyś nie masłem. - Wymyślił na poczekaniu bo to byłby zdecydowanie lepszy sen niż jego rybny strój plus był ogromnie ciekaw reakcji Asity.
       Przez chwilę ciemnowłosy jeszcze dusił się ze śmiechu wycierając spływającą łzę po policzku palcem. Kiedy jednak tylko Alex zaczął opowiadać o piwnicy i o maśle mina chłopaka zmieniła się odrobinę pozostawiając dziwnie niebezpieczny uśmieszek. - Cóż, jak na taki sen całkiem ładnie poprosiłeś, żeby było bez masła… Więc może zdradzisz mi co byłoby lepszym lubrykantem?- przysunął się bliżej rudzika unosząc lekko pytająco brew i nie spuszczając z oczu jego lekko zaspanej lecz jakże przystojnej w porannym świetle twarzy.
       - Hym... olej rzepakowy. - Wypalił spokojnie na co otworzył ponownie oczy i widząc jego minę parsknął sam gromkim śmiechem. Przetoczył się przy tym całkiem na plecy, a korzystając z tego, że pozbawiony koszulki Asita nad nim wisi, przejechał jakby przypadkiem dłońmi po jego piersi. - Nie wiesz mój drogi, że jak się popieści to się wszystko zmieści? Trzeba tylko mieć technikę. - Tym razem, gdy już nieco uspokoił idiotyczny uśmiech związany z wizją siebie w stroju ryby, rzucił mu prowokujące spojrzenie zaciskając dłonie na jego torsie. Antystresowe cycki. - Ale jak Cię to kręci mogę rozważyć to masło.
       Uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Powoli rozmowa wchodziła na poziom absurdalnego wręcz flirtu. - Olej… A może lepiej zamiast rzepaku użyć oleju kokosowego? - mruknął trochę się nad tym zastanawiając. Kiedy rudowłosy postanowił zacząć go macać pochylił się jeszcze mocniej, a błysk w czarnych oczach będący niemal jak latarka na końcu ciemnego tunelu tylko się wzmocnił. - Oh, nie wiem czy kręci mnie masło. Nie ja wpadłem na ten pomysł, ale na żywo chyba nie jesteś taki niezadowolony z wizji użycia produktów spożywczych- śmiał się cicho tuż przy uchu leżącego pod nim boga.
       Schodząc rękami niespiesznie, coraz niżej po tego torsie, przymknął oczy rozkoszując się pomrukami kierowanymi prosto do ucha. W prawdzie rano było to bardzo nierozsądne, a tak wyrafinowany flirt szybko zdziałał cuda w obszarze który powinien zdecydowanie pozostać spokojnym. Niemniej, za dobrze się bawił, a wlepiając w niego drapieżne spojrzenie pełne niewypowiedzianych obietnic, prowadził dalej swoją wyprawę dłońmi i odbijał piłeczkę. - W miękkim łóżku i w odpowiedniej pozycji perspektywa się zmienia. A ja zdecydowanie jestem skory się do niej przychylić przy odpowiedniej argumentacji. - Zapewnił całkowicie przypadkowo ocierając się kciukiem o jego sutek. Uśmiechnął się przy tym niewinnie, a jego oczy pierwszy raz oderwały się od tych miodowych żeby spojrzeć w bardzo strategiczne i odpowiednio stojące miejsce. - To co? Prysznic? - Zapytał specjalnie sugerując mu znalezienie się tam razem ostatecznie chcąc go jednak wygonić po kawę. W jego głowie bowiem zapaliła się czerwona lampka z napisem "za mocno go lubisz żeby zaliczyć" co nie oznaczało, że żałował sobie widoków. A jakby tak niespecjalnie podniósł lekko nogę i go zahaczył...?
       Patrzył coraz bardziej wygłodniale, wzrokiem pożerając seksowne ciało. Podobał mu się kierunek w którym to wszystko szło, ale raczej na tą dziką pewność siebie wpływała wczesna pora. - Wiesz w tym momencie argumentów mam aż za dużo- szepnął przygryzając jego ucho. Teraz znalazł się całkowicie nad drobniejszym mężczyzną i podniósł dłoń na początku pieszcząc palcami miękki policzek a po chwili odwdzięczając się dotykiem za dotyk. - Nie lepiej wziąć prysznic po? I tak braliśmy jeden przed snem- zauważył sprytnie dłonie trzymając na wysokości bioder chłopaka, kiedy kciuk lekko muskał miejsca okolic miednicy. Doskonale wiedział, że ich znajomość zaczyna przypominać rollercoster, ale w jakiś sposób wcale nie chciał przestać.
       - Kilka argumentów? Czy raczej jeden, spory? - Dopytał wyciągając głowę nieco wyżej żeby dać mu pełen dostęp do szyi. Zamruczał przy tym na zachętę, a kładąc ręce na jego plecach zaraz wplótł palce jednej dłoni w jego włosy żeby ewentualnie bardzo chętnie przytrzymać jego usta przy swojej skórze. Przy tym uniósł jedną nogę, łydką przejechał po wewnętrznej stronie jego uda, w stronę krocza, po czym wcale nie specjalnie i zachowując bardzo dużą ostrożność sprawdził sobie z czym ma do czynienia i aż mu oczy ponownie na dół uciekły. W prawdzie nie mógł stwierdzić z całą pewnością czy miał rację aczkolwiek Asita wydawał się być... stereotypowy. Co tylko sprawiło, że przełknął ciężej ślinę zastanawiając się czy jego zestaw ratunkowy w postaci dobrze nawilżonych gumek nadal znajduje się w jego plecaku. Niemniej, ciekawość zabiła kota. Wyciągniętą spod niego nogę rzucił mu na biodro tym samym przyciskając go do siebie, przynajmniej w tym miejscu i obserwując dokładnie jego oczy czekał czy posuną się jeszcze dalej. Na razie, raz albo dwa bardzo znacząco się poruszył.
       Przełknął ciężko ślinę czując jak serce podchodzi mu coraz bliżej gardła. Zaczął się delikatnie pocić z podniecenia, a puls z każdym otarciem skóry skakał coraz mocniej. W pewnym momencie wydawało się, że lekki czarny dymek z poprzedniego dnia zaczął gdzieś ulatywać z pleców, kiedy błądził dłońmi po klatce piersiowej zaczepiając na niej jasne, różowe pąki. Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej, a Alex poruszył powoli nawet stalowa cierpliwość Asity zaczęła pękać. - Może i jeden, ale jednak nie powinien zawieść- stwierdził dość szarmancko przesuwając twarz znad ucha do ust, po za długim wyczekiwaniu wtopił się miękko w jasne wargi rudowłosego przyciągając mocniej do siebie silne, acz lżejsze ciało. Przez moment zamknął oczy całkowicie oddając siebie w tym pocałunku pieszcząc z pełnym uczuciem usta chłopaka.
       Pocałunek którego wyczekiwał z przeraźliwie mrowiącym uczuciem w żołądku dał mu ogromne wytchnienie. Rzucając ręce na jego szyję przyciągnął go mocniej do siebie i pozwalając sobie na delikatną pieszczotę końcówką języka obrysował jego dolną wargę zanim wprosił się między nie. Nie chciał być nachalny, a przynajmniej to sobie w głowie powtarzał ale chęć zaspokojenia tego uporczywego pragnienia skosztowania czy to co jest między nimi gdy ze sobą flirtują albo na siebie patrzą pozostanie przekazane w fizycznym kontakcie była zbyt silna. No i nie zawiódł się. Kilka razy zdarzyło się mu już zapomnieć o czym mówi albo myśli przyglądając się tym ustom, a ich smakiem mógłby opisać ten słońca. Aż zamruczał z zadowolenia, a korzystając z tej nogi na biodrze wreszcie pokazał też pazurki. Nie odrywając się od niego przetoczył się razem z nim i siadając na nim okrakiem, objął go jedną ręką za szyję drugą kładąc na policzku i pop tym jak tylko upewnił się, że może, pogłębił pocałunek zaplatając ich języki w pieszczocie.
       Podobały mu się widoki, nawet gdy zmienili pozycję podtrzymał chwilę chłopaka za biodra, by podczas ich namiętnego pocałunku chwilę pogładzić dwa jędrne policzki pośladków, zaczepiając przy tym dłońmi o najdelikatniejsze miejsca, jednak wszystko bardzo ostrożnie i subtelnie. Dopiero gdy temperatura tej walki warg i języków wzrosła ręce powoli powędrowały ponownie do góry wplatając się we włosy. Miękkie kosmyki łaskotały jego kłykcie, kiedy chwycił ogniste pasma w zaciśnięte dłonie z wyczuciem za nie pociągając.
Po dłuższej chwili, gdy ich usta stały się aż lekko opuchnięte, a on ponownie chciał zmienić pozycję i pozbyć się dzielącej ich ciała bielizny. Do ich uszu dobiegło pukanie do pokoju.
       -Chłopcy… Jak już uda wam się od siebie odkleić moje gołąbki to czekam z kawą i śniadaniem w salonie - głos Soa chociaż przytłumiony przez drzwi nadal bardzo wyraźny i zabarwiony rozbawieniem po chwili zniknął a na jej obecność wskazały jedynie ciche niemal niesłyszalne kroki.
Asita westchnął ciężko, czuł się trochę głupio, ale większa część była po prostu sfrustrowana. Przy kolejnym razie nie opamięta się i zrobi to przy widowni. Starsi bogowie chyba go nienawidzą i po prostu wystawiają na próbę.
       Jego dłonie powoli zaczęły sunąć po chętnym ciele znajdującym się tuż pod nim. Nie przestawał go całować, dotykać i zaczepiać. Ze swoją obecną pozycją miał też idealną możliwość go drażnić i z czystą chęcią to robił, przynajmniej aż do momentu gdy jego ochota zaczęła przekraczać dopuszczalny poziom normy. Przeciągnął palcami po całej jego piersi lekko go drapiąc i już miał zahaczone palce o jego bokserski gdy rozległo się pukanie do drzwi. To natomiast spłoszyło go do tego stopnia, że natychmiast się od niego oderwał i siadając prosto jak struna spojrzał czy klamka drga. Poczuł się niczym przyłapany nastolatek który w ogóle nie powinien tam być. Na szczęście jedynie głos Starszej Bogi doszedł do ich uszu, a on w tej samej chwili gdy nie została naruszona ich prywatność wypuścił powietrze z płuc. W tym samym momencie sapnął też uwalniając urywany oddech wywołany tym co robili, tą wspaniałą przyjemnością.
       Spojrzał na niego ostatecznie z lekkim uśmiechem, wypiekami na policzkach i wysypanej dreszczami piersi. Podpierając się na jego brzuchu zsunął się z niego po czym padł na łóżko obok pozwalając sobie na uspokojenie serca, pulsu i hormonów. Potarł przy okazji twarz, oblizał wargi i nagle, zaśmiał się zwyczajnie szczęśliwy.
       - Czy to jakieś fatum? – Dopytał na zaczepkę wkładając swoją dłoń w jego palce, swoje zaciskając na jego ręce. Poleżał tak jakieś pięć, dziesięć minut po czym podniósł się i dotykając jego policzka ostatni raz go cmoknął słodko w usta. – Cudownie całujesz, następnym razem już mnie nic nie powstrzyma.
Raf
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Raf
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {01/09/21, 03:28 am}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-05.50.46

Jęknął okropnie niezadowolony odwracając głowę do Alexa z którym miał splecione ręce. Widząc stan chłopaka i wyobrażając sobie doskonale swój zaśmiał się ciepło lekko kiwając przy tym głową. Pozwolił by wszystko wokół opadło; dosłownie i w przenośni. Powietrze znormalniało, a on przyjął jeszcze jeden ostatni drobny pocałunek. Przynajmniej nie może narzekać, że się nie całowali.
- Cóż, jestem ciekaw jak długo to fatum będzie za nami podążać- w głosie można było wyczuć szczyptę niemal nienamacalnego sarkazmu. Ponownie parsknął i po chwili dodał
- Ty też byłeś świetny i wiedz, że pomyślałem dokładnie o tym samym. To może być dla ciebie moja obietnica. Nie wiem czy tak łatwo się opanuje. Ale…- przerwał na moment poważniejąc.
- Ale pamiętaj, nigdy nie zrobię nic wbrew twojej woli- zagwarantował patrząc się chłopakowi prosto w oczy, by po chwili się zebrać. Zanim trafił do salonu wolał jeszcze moment pokrzątać się po domu zaliczając przy tym atrakcje takie jak : prysznic, toaleta i chwilowa debata nad szafą. W końcu wybrał szorty i białą koszulkę z napisem po czym przeczesując swoje roztrzepane loki wszedł do pokoju.
Jego babcia siedziała dumnie na sofie z założoną nogą na nogę. Jedną z nich bujała wesoło jakby niczym się nie przejmowała. Lekkość jaka towarzyszyła kobiecie była tak gęsta, że czasami miał wrażenie jakby siedział w balonie wypełnionym helem. Cieszył się, że w przeciwieństwie do Ojca z góry była raczej daleka do agresji, krzyku i słownych przepychanek. W końcu nie miał na to ochoty. Był lekko zawstydzony widząc jej wesołe oczy, które podniosły się na niego, a później na Alexa, który gotowy również wyszedł z sypialni.
- Dobrze się wczoraj bawiliście chłopcy? - zapytała uważnie przyglądając się ich póki co zmieszanym mimiką.
- Tak, chociaż musiałem na chwilę zabrać Alexa do pracy. Kłusownicy wrócili na teren rezerwatu- mruknął starając się unikać jej wzroku za wszelką cenę. Jednak kiedy próbował nie pokazać jej oczu. Został złapany za policzki, a twarz jednym ruchem wyprostowano.
- Właśnie widzę kochanie, że ich przegoniłeś- przyznała jeszcze moment zmuszając go do ustawiania twarzy pod wybranym przez siebie kontem. Czując lekko przejeżdzające palce po lekko odrastającej brodzie zanotował sobie, żeby przed jakimkolwiek wyjściem jeszcze się ogolić. Nie chciał i nie lubił nosić zarostu.
- Tak czy siak…- chciała zacząć jednak widząc, że rudowłosy usiadł kawałek od jej wnuka oraz niej samej poklepała miejsce bliżej.
- Nie wstydź się chłopcze, chodź podejdź...Nie uciekaj! Też kiedyś byłam młoda i miałam różne uniesienia- jej jasny, ciepły śmiech wypełnił cały pokój. Kontynuowała dopiero gdy niebieskooki dał za wygraną i cała trójka była całkiem blisko, niemal jakby mieli dzielić się jakimś sekretem.
Kobieta nalała im wtedy bo kubku kawy, w tym domu to była już tradycja i rozłożyła talerze do śniadania.
- Zjecie, napijecie się, a ja opowiem co i jak… przynajmniej ogólnie, bo niestety zdobycie szczegółów nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Nawet dla nas…- przyznała pozwalając chłopcom wygodnie rozpocząć pałaszowanie.
- Waszym, kolejnym celem będzie Ameryka Południowa. Chodzi dokładniej o bóstwa Inków. Starożytnego ludu o którym zapewne słyszeliście w szkołach, kiedy byliście trochę młodsi. Ogólnie udacie się w zalesione tereny Peru. Prawdopodobnie jest tam ukryta jedna z części potrzebnego nam klucza, przynajmniej tyle wynika z naszych badań jakie udało nam się przeprowadzić od wczoraj i oczywiście rozmów. Jeśli chcecie wiedzieć dokładniej gdzie, to oczywiście najważniejszym punktem do sprawdzenia będzie jeszcze istniejące ruiny miasta Machu Picchu. Omari i Thor sprawdzili pod względem istnienia obecnych bogów i nikogo nie znaleźli. Oczywiście, nie możemy być pewni, że nie pojawi się żaden ze starych bogów. Dlatego musicie być szczególnie ostrożni. Istot często w moim wieku nie można lekceważyć. Są jak tytany Grecji. Bywają zachłanni i bardzo zuchwali, jakby nic dla nich się nie liczyło. Tym bardziej, że zapomniane bóstwo dawno nie otrzymało od wyznawców ofiary i jest wygłodniałe- przestrzegła po prostu milknąc jakby pozwoliła młodym ludziom przeanalizować o co zostali poproszeni.
- Rozumiem i pamiętam co mówił Odyn o kluczu i czemu jest nam potrzebny. Czy wiesz jak mamy się dostać taki kawał? Dostaniemy pojazd?- zapytał organizacyjnie ciemnowłosy wkładając do ust kawałek świeżego owocu.
- Oczywiście wraz z Odynem zorganizowaliśmy wam bilety na lot. Również bezpośrednio na miejscu będzie czekał na was samochód. Jednak ponieważ cel jest w dżungli nie możemy wam zagwarantować ciepłego i bezpiecznego hotelu. Musicie polegać po prostu na sobie i zwykłym biwaku, prowizorycznym lub mniej - wyjaśniła jakby co chwila zamyślając się, czy każda część planu pasuje do pozostałej. -Oczywiście zabierz Gienie, przyda ci się w takim miejscu.- Rzuciła głaszcząc kocicę, która przyszła prosić się wszystkich o śniadanie, gdyż nastał absolutny skandal. Ta piękna cętkowana dama powinna już dawno otrzymać swoją porcję.
- Nie śmiałbym jej zostawić- przyznał Asita wyciągając dłoń do swojego duchowego zwierzęcia. Po dłuższej chwili miziania pod brodą i za uszami wstał idąc po coś smakowitego dla niej na śniadanie.
Ponownie usiadł dopiero, kiedy widział, że gepardzica się uspokoiła i zadowolona liże w spokoju swoje łapy.
- Myślę, że mając już za cel ten klucz, czy raczej jego część, najlepiej będzie zacząć się pakować. Nie zajmie to długo, ale przygotowanie do takiej wyprawy jest ważne. Tym bardziej, jeśli żadne z was nie jest w stanie zagwarantować nam jak dokładnie będzie to przebiegać. Może być lepiej, a może być gorzej niż podczas bałaganu z biblioteką, a było nas tam więcej niż dwójka- stwierdził szukając w Alexie potwierdzenia dla swojego myślenia. Kiedy otrzymał lekkie kiwnięcie głową uśmiechnął się do ognistowłosego i ponownie spojrzał na kobietę.
- Czy mógłbym mieć jeszcze jedną prośbę? - zapytał Soa na co machnęła, zachęcając do mówienia szczupłą dłonią.
- Chciałbym abyś dała nam dwa ze swoich talizmanów, tak w razie czego. Wiem, że nie robisz tego zazwyczaj, ale skoro ma być niebezpiecznie to chciałbym chociaż móc nas w razie czego wyciągnąć z przysłowiowego piekła- czuł lekki wstyd, że prosi o cokolwiek. Tym bardziej, iż sama boginii raczej stroniła od jakichkolwiek pomocy i ingerencji. Tym razem było inaczej. Lśniąca jak gwiazdy matka Afryki wyciągnęła z rękawa dwa niewielkie kryształki wręczając każdemu po jednym.
- Asita wie do czego są, ale tak w razie czego przypomnę. Jeśli będziecie w sytuacji zagrażającej życiu możecie ich użyć do teleportacji, jednak po jednym skoku niszczą się i pękają. - streściła na co oboje kiwali w zrozumieniu.
- Dziękuję, to ogromna pomoc z Twojej strony. Nie spodziewałem się- przyznał chowając niewielki przedmiot.
- Myślę, że teraz warto będzie pójść i zapakować swoje pierdolety.- Podziękował za posiłek i wizytę ruszając dokładnie do zaplanowanego celu w swoim pokoju.


Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_09-01-02.23.03

Słońce delikatnie wznosiło się nad horyzont, strzelając miękkimi kolorowymi promieniami. Omari delikatnie zmrużył oczy opuszczając nogi w dół wysokiej skarpy na której siedział. Światło z minuty na minutę rozło na sile, więc by nie musieć zaciskać powiek machnął ręką po chwili zakładając okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa. Poddał się temu miłemu uczuciu wolności, które całkowicie zniknęło z jego życia w ostatnich wiekach. Oczywiście pewnie, gdyby to powiedział większość uznałaby, że ma na myśli wychowanie dziecka, aczkolwiek Asita czy mały, czy duży nawet podczas nieprzespanych nocy, czy ataków związanych z jego patronatem nie był nawet w jednej tysięcznej tak wykańczający jak Tau.
Spojrzał na skórzany zegarek zapięty na nadgarstku. Godzina idealna na kawę.
Nie musiał dużo kombinować. Jako bóstwo świata materialnego mógł stworzyć cokolwiek co miał w głowie, więc po chwili obok niego leżała drewniana podstawka z dwoma kubkami i dzbankiem pełnym idealnie ciepłego napoju.
Rozejrzał się jeszcze za swoim towarzyszem w podróży. Bóg piorunów był osobą raczej dość łatwą w obyciu, co podobnie jak sama podróż działało odświeżająco. Gdy usłyszał powoli zbliżające się kroki podniósł niespiesznie głowę i lekko odsunął okulary.
- Chodź, przysiądź się. Mam kawę- zaproponował klepiąc miejsce niedaleko siebie. Kiedy blondyn skinął głową i jego nogi również zawisły w powietrzu mężczyzna nalał
napar z aromatycznych ziaren do kubków po chwili podsuwając pod nos cały półmisek przeróżnych świeżych ciasteczek.
- Chcesz? Proszę! Częstuj się! Nalegam! Potrzebujemy siły do dalszej podróży- uśmiechnął się promiennie nadal nie spuszczając smakołyków sprzed nosa Thora. Dopiero gdy wziął trochę odstawił je na bok i ponownie naciągnął okulary wpatrując się we wschodzącą gwiazdę.
- Pomimo, iż póki co nie załatwiliśmy tak wielu spraw jak myślałem, że zdążymy to ta podróż jest całkiem fajnymi wakacjami- stwierdził po dosłownie kilku sekundach dodając głęboki wdech i tracąc radość w głosie.
- Szkoda tylko, że okoliczności są tragiczne.- Obrócił w ciszy kupek w rękach wpatrując się w lekko falujący brązowy napój.
Nie pamiętał kiedy odwiedził ostatnio jakikolwiek inny kontynent. Było to chyba jeszcze za jego młodu, gdy w przeciwieństwie do swojego syna chciał się buntować i robić tylko to na co miał ochotę. Później życie pokarało go trochę za swoje samolubstwo i chociaż znajduje cudownych bogów i ludzi dookoła, którzy utwierdzają go w przekonaniu, że może jednak było warto, to trwająca już nie pamiętną ilość lat wojna trochę niweluje pozytywne odczucia.  
Delektując się słodyczą w ustach po wzięciu ciastka zerknął z ciekawością na nordyckie bóstwo i odłożył na moment kawę podpierając brodę na dłoni.
- W zasadzie minął już ponad dzień,a nie mieliśmy zbyt wiele okazji porozmawiać. Cóż… Nie będę przecież pytać jak się nazywasz. Twoje imię jest na tyle rozpowszechnione, że chyba każdy wie kim jesteś w każdym zakątku świata- zamyślił się chwilę po czym  przekrzywił głowę i szeroko się uśmiechnął.
- Jakie to uczucie, gdy twoją osobę wykorzystują nawet w filmach? - zapytał po chwili bez zbędnych ogródek, czy owijania w bawełnę. Zanim jednak Thor odpowiedział Omari wcisnął mu do ręki jeszcze jedno ciasteczko.
- Jedz jeszcze, bo nie będziesz miał siły- mruknął niemal jak ojciec do syna. Po chwili zorientował się jak zabrzmiał i chrząknął zakłopotany.
- Ja...Przepraszam, przyzwyczajenie. Nie chciałem tak zabrzmieć- pomachał chwilę przed twarzą uspokajając minę.
Dzień nabierał tempa i słońce już w pełni wychyliło się zza drzew i skał chwaląc swoją potężną tarczą. Był to zawsze widok kojarzący się z potęgą, aczkolwiek bóstwo, które zarządzało w Afryce tak istotnym żywiołem był Delmar. Nie, żeby Omari całkowicie potępiał zachowanie chłopaka. Już za dziecka nie chciał go słuchać pyskując i nazywając go “gorszym bogiem”. Mężczyzna wcale jednak temu nie zaprzeczał. Miał zbyt miękki charakter by krzyczeć na dziecko.Tym bardziej takie, które nie było jego. Musiał jednak zacząć mocniej interweniować, kiedy Asita podrósł i stał się silniejszy. Wtedy słowa przyrodniego brata traktował jak własną zniewagę i dochodziło nieraz do rękoczynów, albo niezdarnych manifestacji mocy. Raz wściekły Asita wstał w nocy pochłonięty przez mroczne siły i próbował pozbyć się chłopaka całkowicie. Było to dość krwawe i dramatyczne. Na szczęście Soa pomogła mu zarówno w wyleczeniu starszego, jak i pomoc w opanowaniu patronatu drugiego.
Pewnie do niczego by nie doszło gdyby nie skrajne emocje targające serce jego pierworodnego. Trochę zatonął w tych wspomnieniach przez moment rozmyślając nad tym co takiego robią dwaj młodzi bogowie pozostawieni w Afryce. Zostawił im co prawda jedzenie, ale czy są bezpieczni? Czy dostali już zadanie? Wyglądali raczej na takich zakochanych od pierwszego wejrzenia, co dość mocno rozgrzewało jego serce. On nie miał w życiu na tyle szczęścia by zasmakować takiego uczucia. Choć nie żałował. Zaznał inny równie silny rodzaj miłości, którego ewentualne zdrady i inne przykrości nie są w stanie rozerwać.
Po chwili namysłu słuchając również słów i wypowiedzi Thora po raz trzeci jednak podniósł talerz.
- Wiem, że już przepraszałem, ale serio jak tak myślę to mógłbyś zjeść więcej. Jeśli będziemy musieli walczyć to oprócz gibkości przydadzą się też kalorie- powtórzył lekko zmartwiony, że tak spory facet dziubie jak mucha.
Sięgnął po dzbanek i nalał kolejny kubek kawy.
- Dzisiaj szukamy bogów tutaj prawda? Ech, ewentualny przeciwnik może być całkiem niezłą rozgrzewką. Raczej nie było w Afryce ostatnio bardzo potężnych zagrożeń- odchylił się trochę rozciągając. Nie odpoczywali za wiele, ale bardziej niż zmęczony czuł się po prostu zastały. Wstał z kubkiem w ręku odwracając się całkowicie do słońca plecami i jednym pstryknięciem zmienił okulary przykucają nieopodal nadal siedzącego blondyna.
- Właśnie sobie coś uświadomiłem…- stwierdził całkowicie poważnie z lekko tajemniczą miną, jakby za wszelką cenę nie chciał czegoś zdradzić.
- Ponieważ poszukiwanie to przeczesanie terenu, to znaczy że będzie to dla nas również małe zwiedzanie miasta- zadowolony z tego małego nagięcia zasad do zwykłego przedłużenia chwili z dala od domu. Gdyby tylko Tau odpuścił zapewne nie myślałby w ten sposób o własnym domu.
Kiedy również i Asgardczyk skończył pić i jeść Omari pstryknął i jedzenie stało się jedynie wspomnieniem zmienionym w lśniące drobinki ulatujące ku niebu.
- No to od czego zaczniemy?- zapytał szczęśliwy klaszcząc w dłonie i głową odrzucając dredy na plecy.
- Chłopcy pewnie dzisiaj również wyruszą z Afryki. W zasadzie dobrze, że będą działać razem. Nie jest to tak duża grupa jak zakładaliśmy wysyłając ich do Egiptu, ale wyraźnie się lubią, więc ci działanie powinno się wręcz przez siebie pomnożyć - dodał jeszcze na chwilę wracając do nękających ojcowskich trosk. Nie był chyba już tak młody, by całkowicie pozwolić sobie na chwilę zapomnienia, albo po prostu ostatnie lata zmieniły go w zatroskanego tatuśka. Nie chciał wyjść na lalusia, więc nie uczynił pierwszej rzeczy która wpadła mu do głowy. Chciał zerknąć w lusterko, bo może jednak okaże się że siwieje…
Widząc jednak jasny uśmiech boga piorunów odwzajemnił optymistyczną minę ponownie lekko machając dłonią przy twarzy.
- Znowu trochę zacząłem… Przepraszam w końcu mi minie!- obiecał planując zejście w dół skały.
Hummany
Beztroska Kometa
Hummany
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {02/09/21, 12:42 pm}

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_08-18-06.10.54
       Słowa jakie towarzyszyły opuszczaniu przez nich łóżka chwilę dźwięczały mu w uszach jako ogromna obietnica. Asita o sercu tak złotym jak jego oczy wprawiał go czasem w istną konsternację. Z jednej strony bowiem flirtował z nim jak najęty – przecież najcudowniejszy całus jaki otrzymał w swoim życiu wykiełkował z tekstu o maśle – z drugiej jednak wprawiał go w komfort i gwarantował bezpieczeństwo. Był też osobą z którą mógłby spróbować związku, a to raczej wykluczało się z uprawieniem teraz seksu. Dlatego też odpowiedział tylko uroczym uśmiechem po czym poszedł się ubrać i ogarnąć. Poranna toaleta, ogarnięcie włosów które spiął w schludny kok otoczony warkoczem i był w miarę gotowy do dalszej drogi.
       Sytuacja w jakiej został postawiony przez obecność Starszej Bogini sprawiła, że poczuł się jak głupi nastolatek który dopiero zaczynał eksperymenty ze swoją seksualnością. Jej oczy które tak dokładnie badały ich twarze wydawały się wnikać prosto do serca i czytać z niego jak z otwartej księgi. Dlatego też nerwowo zaczesał kosmyk włosów za ucho po czym biorąc głęboki oddech dopiero nieco opanował zmieszanie, uśmiechnął się delikatnie i przywitał. Z drugiej bowiem strony dobrze, że nie przyszła jakieś pięć minut później bo przerywanie w trakcie seksu byłoby dla niego nie do zniesienia. A tak? Do niczego poważniejszego nie doszło więc pozostało w ogóle nietknięte uczucie nienasycenia.
       Po wyminięciu dwójki która musiała widocznie odbyć niemą konwersację zajął miejsce przy stole dokładnie przyglądając się kolorowemu posiłkowi. Trochę nieprzyjemnie, że niejako swoim lenistwem zmusili ją do przygotowania im jedzenia co nie oznaczało, że nie zapowiadało się mu na kolejne, aromatyczne doświadczenie. Czekał przy tym cierpliwie czując jak kiszki marsza mu grają, jak kawa uderza mu do głowy wywołując wręcz syndrom odstawienny ale nie poruszył się! Przynajmniej do momentu w którym zwrócono mu uwagę, że źle usiadł!
       - Ależ ja… – Chciał podkreślić, że się nie wstydzi chociaż, poniekąd tak było. Zamknął więc usta, przesiadł się koło Asity któremu posłał spokojny uśmiech, a gdy nalano mu kawy gorąco podziękował od razu upijając dwa drobne łyki. Była taka wyborna, że cicho zamruczał!
       - Ten klucz którego mamy szukać, czy to klucz? W sensie, za jakim przedmiotem mamy się potencjalnie rozglądać? – Zapytał, a w odpowiedzi otrzymując zapewnienie, że to normalny klucz który połączony ze swoimi dwoma pozostałymi częściami stworzy trójwymiarową przepustkę prowadzącą do Kuźni Bogów pokiwał ze zrozumieniem głową. Znając Starszych Bogów najpewniej cały będzie ze złota albo mosiądzu przez co sądził, że chociaż w tej części ich zadanie jest jasne. Zmarszczył się natomiast na wspomnienie o Zapomnianych Bogach którzy powoli zaczęli wracać na Ziemię, a przez fakt ich nagłego wyginięcia mogli chować urazę. Uchylił więc usta, chciał coś powiedzieć jednak zaraz je zamknął i tak powtórzył dwa razy wyglądając jak rybka. Ostatecznie pokręcił przecząco głową i zaczął zajadać śniadanie wolno rozkoszując się tak nieoczywistymi dla niego smakami.
       - Czyli na miejscu mamy zorganizowaną pełną pomoc? – Dopytał, a otrzymując potwierdzenie odetchnął z ulgą. Po chwili zastanowienia uśmiechnął się pięknie do Soa jakby to od niej zależało ale może chociaż wiedziała… - Czy to znaczy, że dziadek zniósł limit z mojej karty kredytowej? – Rzucił na co wywołał ponownie falę perlistego śmiechu i ponownie potwierdzenie! Tak! Może nie miał zamiaru szaleć ale czasem jak się wkurzy to przynajmniej będą mogli iść spać do hotelu, zmyć z siebie warstwę błota i wypić drinka. Ba! Poza informacją o limicie kobieta podsunęła w jego stronę małe drewniane pudełko z wyrytymi runami specjalnie wypalonymi w ogniu, na które on przestał dość gwałtownie przeżuwać. Spojrzał na kobietę, na przedmiot zaraz połknął (zdecydowanie za duży kawałek) i lekko pokasłując zajrzał do środka. Wewnątrz znajdowały się cztery złote sygnety wręcz emanujące zaklętą w nich mocą, ponownie z mozolnie wykonanymi runami błyszczącymi delikatnie niebieskim światłem oraz szeroka acz bardzo cienka bransoleta z mosiądzu. Jego brwi na ten widok poszybowały daleko ku górze, a oczy chwilowo padły na kobietę. „Gwarantujemy wam tyle ile się da” usłyszał jeszcze na co wziął dwa pierścienie i bez pytania biorąc dłonie Asity wcisnął mu je na serdeczne palce.
       - Spokojnie, jeszcze się nie oświadczam. – Zażartował samemu nakładając biżuterię, również bransoletę na której zawiesił błyszczący wzrok.
       - To jest broń oraz zbroja wykuta przez karły w Boskiej Kuźni. Asgardczycy nosili je na wielkich wojnach pod wodzą Hel i Odyna. Pieśni głoszą, że gdy podbijaliśmy Jotunheim Olbrzymy drżały na sam widok potęgi naszej armii. – Wyjaśnił oglądając pierścień którym zwykł „bawić się” jedynie na treningach. Ale co racja to racja, zbroja potrafiła uratować ograny wewnętrzne, szczególnie obecnie gdy byli narażeni na ich ogromny uszczerbek.
       Przyglądając się jak Asita wstaje nakarmić kocice sam wrócił do jedzenia słuchając przy tym uważnie słów kobiety. Poza tym doszedł do wniosku, że relacje Asity z babcią były zgoła inne niż te jego z dziadkiem co nie oznaczało, że nie mieli zamiaru ich bronić. Każde pomagało ja swój sposób, a on za obydwoje był ogromnie wdzięczny. Dlatego też po napełnieniu żołądka i wypiciu porządnej poracji kawy wręcz ukłonił się przed Soa w geście podzięki i ruszył do pokoju przepakować walizkę. Część rzeczy chciał zostawić u Asity też jako wymówkę żeby na pewno tu wrócić, a część chciał przepakować w bardziej poręczne miejsce. Zajęło im to oczywiście chwilę, a później musieli jeszcze dostać się na lotnisko i odbyć całą odprawę jednak mieli czas. No i jakoś już się tak mocno nie denerwował. Jakby obecnie ściągnięto z niego ograniczenia, a towarzysz który już kilkukrotnie sprawdził się w kryzysowych sytuacjach miał być bezwzględnie oparciem, nigdy ciężarem.
       Poza tym, dzięki temu co między nimi było wszystko szło sprawniej z goszczącym na ich ustach śmiechami więc sama podróż zakrawała bardziej na przygodę niżeli misje ratowania świata. Dopóki razem to mogli i spać w środku dżungli.
       Podróż samolotem była zdecydowanie dłuższa niż poprzednio. Mieli okazję się nieco zdrzemnąć, oczywiście w momencie gdy ich buzie wreszcie się zamykały. Mieli bowiem tyle do omówienia, tyle chcieli o sobie wiedzieć, że znaczącą część lotu po prostu rozmawiali. Szeptem i w języku którego nikt poza nimi zrozumieć nie mógł ale tyle się już dawno nie uśmiał.
       Na miejscu z odpowiedniego miejsca odebrał zarezerwowane dla nich auto. Dokładniej kluczyki od miłej pani o przyjemnym odcieniu skóry który lekko wpadał w czerwień. Podziękował jej po czym ruszył na parking sprawdzając miejsce postoju: to na kartce oraz to wypisane na odpowiedniej tablicy informacyjnej. Ostatecznie znalazł sporego jeepa, najpewniej znowu z napędem na cztery na co uśmiechnął się szeroko.
         - Proponuje tak: ja prowadzę w mieście, a Ty na bezdrożach, hym? Kwestia doświadczenia. - Rzucił luźno wrzucając swoje rzeczy do wielkiego bagażnika odkrywając, że w nim czekał na nich cały zestaw biwakowy. Jednocześnie otwarł drzwi ja tylne siedzenie dla ich ukochaniej kobiety która wreszcie została wypuszczona z kojca, a którą chętnie zaczął drapać po pyszczku zanim w ogóle wskoczył za kierownicę. Ostatecznie nie zostało im nic innego jak wbić miejsce docelowe w nawigacje i ruszyć w stronę malowniczej dżungli. Ponownie bowiem Alex znalazł się w miejscu od którego nie umiał oderwać spojrzenia. Było przepięknie, egzotycznie i dziko ekscytująco.
       - To jaki mamy plan? Jedziemy jak najbliżej turystycznych ruin i próbujemy znaleźć tam jakieś ślady?

Bogowie, Kubki i Mały Problem  PicsArt_09-01-02.32.38
       Towarzystwo Afrykańskiego Boga było dla niego tak ogromną nowością, że musiał jeszcze mocniej niż zazwyczaj powstrzymać się przed... Byciem sobą. Najchętniej zasypałby go tysiącami pytań i anegdotek, zagadywał, uśmiechał się i dzióbał żeby tylko móc w nim odkryć wybitnego towarzysza tej podróży ale... Odyn mu zabronił. Mieli do wykonania zadanie, on nie był na wczasach i jeżeli Omari nie chciał nie miał absolutnie żadnego obowiązku zaspokajać jego dziwactw. Dlatego chociaż cierpiał katusze jedynie się do niego uśmiechał i na powierzonej przez Hajmdala liście odhaczał kolejnych Bogów i miejsca.
       Przynajmniej tak było do tego ranka. Z tego co się dowiedzieli Indiańskie Bóstwa miały w zwyczaju nocować w niebiosach i schodzić na ziemię wraz z pierwszymi promieniami słońca. Skąpane w świetle zwolna szybowały na filary niebios na których oni aktualnie stali. Znaczy on stał bo płacono mu za kilometr, cały czas gdzie dreptał. Podchodząc do Omariego chciał mu oświadczyć, że jak do pół godziny nic się nie wydarzy to stąd zejdą ale zanim w ogóle spróbował uchylić usta mocno zainteresował się skąd do diaska wziął się tu nagle zestaw do kawy z parującym szlachetnym napojem w środku.
       - Nie pozostawiasz mi już wyboru... - Westchnął ciężko dosiadając się do niego, a gdy zestaw dopełniły ciasteczka jego jasne oczy zabłysnęły nieodpartą ciekawością.
       - Co jest Twoim patronatem? Nie zauważyłem żebyś nosił cały aneks kuchenny w rękawie! - Oświadczył upijając pierwszy łyk i dopiero teraz kierując oczy na filiżankę. Smakowało nie... Inaczej. Zmarszczyły się więc jego brwi, a nie znajdująca żadnej logicznej odpowiedzi wlepił w niego błagalne spojrzenie. Bo ciekawość go wykończy. Zaczął też chrupać ciasteczko i go uważnie słuchać przy czym przy kolejnym stwierdzeniu jego serce zabiło dziką radością. Oznaczało to, że mógł być chociaż odrobinę bardziej uciążliwy bo Omari cieszył się byciem gdzieś indziej niż w domu! Czyli mógł nieco popuścić języka.
       - Można było się spodziewać, że ktoś kiedyś do tego doprowadzi. I tak wiele czasu upłynęło we względnym spokoju. - Zauważył mając w pamięci wyskoki niektórych Bogów jego wiary w uporczywym dążeniu do osiągnięcia mocy która ich przerastała. Zawsze kończyło się to tragicznie. Wziął kolejne ciasteczko nadal nie rozumiejąc jego smaku i kontynuował. - Przy tym całym zamieszaniu widzę jednak kilka plusów. - Rzucił tajemniczo wcale nie mając znowu przed oczami widoku swojego kochanego bratanka obśliniającego bardzo przystojnego Nowego Boga.
        Atmosfera na chwilę zrobiła się nieco cięższa, byli przecież w patowej sytuacji, w i tak miał wrażenie, że obydwaj cieszyli się z tego dokąd ta ich doprowadziła. Niestosowne! Niemniej Omari szybko wrócił do rozmowy, a słysząc jego głos odwrócił na niego od razu wzrok. Słysząc natomiast pytanie uśmiechnął się szeroko jeszcze troszeczkę puszczając nakazane mu hamulce.
       - Niesamowite uczucie dopóki wybierają przystojnych aktorów! Swego czasu uwielbiałem czytać o sobie komiksy. Oczywiście chodziło o przygody, w nieoczywisty sposób przedstawiali legendy! Ale jak zaczęły w ostatnich latach wychodzić filmy ciągam Alexika na każdy seans! - Zaśmiał się gładząc brodę zaplecione w krótki blond warkocz. Gdy natomiast zaproponowano mu kolejne już ciasteczko uznał, że niegrzecznie jest odmówić więc chętnie się w nie wgryzł początkowo nie rozumiejąc tego zmieszania. Zaraz jednak uśmiechnął się do niego promiennie machając obojętnie dłonią.
       - Ależ czym się przejmujesz przyjacielu! Odrobina troski nawet takim staruszkom jak nam nie zaszkodzi! Musisz mi jednak koniecznie wyjaśnić skąd wziąłeś ciasteczka. - Uparł się śmiejąc się przy tym niskim acz ciepłym głosem. - Wtedy ja z przyjemnością zaproszę na śniadanie. Rzeczywiście nie możemy chodzić głodni! - Dodał na zachętę wcale nie knując jak tu zapuścić się bliżej miasteczka, cywilizacji i zwyczajnych ludzi! I widocznie nie tylko on. Gdy Omari zwrócił się do niego tonem jakby zdradzał mu wielki sekret on słuchał go jak natchniony po to by ponownie już parsknąć ciepłym śmiechem. Coś czuł, że jak mężczyzna będzie sobie tak pogrywał będzie musiał go znosić w całej okazałości. Rozgadanego i po prostu zakochanego w życiu.
       - Jakbyś w myślach mi czytał! Cóż, tutaj się nic nie dzieje więc ruszajmy w drogę! Miasteczko jest niedaleko. - Oznajmił zaskoczony przyglądając się jak wszystko znika po to by podlać mu szeroki uśmiech. Poprawił przy tym białą koszulkę i dżinsy na tyłku po czym wziął Mjolnir i położył go sobie na ramieniu.
       - Ja również się o Alexika martwię, a Ty przestań mnie przepraszać. W prawdzie nie jest moim synem ale pomagam go wychowywać, jest z mojej krwi. Jego charakter jest... Trudny. Ale Twój syn świetnie sobie z nim radzi! I skoro gdzieś są razem na pewno sobie poradzą. - Zapewnił wskazując mu krawędź skały z której on po chwili zeskoczył. Jako Starszy Bóg mógł uznawać fizykę tylko za sugestie. Spadł owszem, z hukiem, ale jedynie co musiał zrobić to otrzepać spodnie z wzburzonego pyłu. Po tym poczekał na Omariego i już spacerkiem ruszył w strone miasta. Tego z okładek czasopism podróżniczych! Wykute w czerwonej skalę było miastem Bogów. Indianie lubowali się w życiu wśród swoich wyznawców pielęgnując wiarę w siebie przez co, jeżeli mieli jakiegoś spotkać najpewniej spotkają tam! A że była tam podobno bardzo urocza knajpa na skalnym klifie, z widokiem na większość miasta, nie mogło się złożyć lepiej!
       - Czy przybliżyłbyś mi osobę Asity? W prawdzie miałem okazję go bardzo krótko obserwować ale Ci Nowi Bogowie mają w sobie coś niesamowitego. Chociaż jest drugim którego widziałem. Niemniej zrobił na mnie spore wrażenie podnosząc mój młot. - Wyznał zdziwiony obserwując cały czas opustoszałe ścieżki prowadzące coraz bliżej miasta. A był pewien, że będą tutaj plątały się tłumy.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Bogowie, Kubki i Mały Problem  Empty Re: Bogowie, Kubki i Mały Problem {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach