Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
MauRice jako wampir, a jako człowiek Kurokocchin
MauRice
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Myron Avery Battiste × Dokładny wiek nieznany
Mężczyzna × Panseksualny × Wolny
Spadkobierca majątku × W wolnym czasie wampir
184 cm × Niebieskie oczy × Kruczoczarne włosy
Nieskazitelna, jasna cera × Palce pianisty
Mężczyzna × Panseksualny × Wolny
Spadkobierca majątku × W wolnym czasie wampir
184 cm × Niebieskie oczy × Kruczoczarne włosy
Nieskazitelna, jasna cera × Palce pianisty
C i e k a w o s t k i
- Rodzina Battiste zajmuje się wytwarzaniem
luksusowych zegarów oraz fortepianów. - Jest młodziej wyglądają kopią swojego ojca.
- Posiada skłonność do przekręcania imion
osób, które zna krótszy czas. Dlatego
nieraz używa wymyślonych zamienników. - Często można go znaleźć w salonie, gdzie
oddaje się graniu na fortepianie.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rhaljer • dwadzieścia jeden lat
mężczyzna • biseksualista
ur. 24 kwietnia • zodiakalny byk
sierota • służący
mierzy 182 cm • 76 kg
szczupły, wysportowany • porcelanowa cera
czarne, krótkie włosy • szare oczy
piercing w uszach • blizna przecinająca lewy obojczyk
• został podrzucony do sierocińca, kiedy był jeszcze niemowlakiem;
• zaśnie jedynie w chwili, kiedy położy się na brzuchu;
• ma nawyk poprawiania grzywki, kiedy się stresuje;
• dobrze radzi sobie z dziećmi;
• na jego twarzy często widać szczery uśmiech;
• w wolnej chwili czyta książki lub rysuje;
• ...
mężczyzna • biseksualista
ur. 24 kwietnia • zodiakalny byk
sierota • służący
mierzy 182 cm • 76 kg
szczupły, wysportowany • porcelanowa cera
czarne, krótkie włosy • szare oczy
piercing w uszach • blizna przecinająca lewy obojczyk
• został podrzucony do sierocińca, kiedy był jeszcze niemowlakiem;
• zaśnie jedynie w chwili, kiedy położy się na brzuchu;
• ma nawyk poprawiania grzywki, kiedy się stresuje;
• dobrze radzi sobie z dziećmi;
• na jego twarzy często widać szczery uśmiech;
• w wolnej chwili czyta książki lub rysuje;
• ...
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RHALJER
Już minęło kilka dni odkąd zacząłem pracować u rodziny Battiste. Praca była dość przyjemna i choć moim głównym zadaniem było usługiwanie ich synowi, to zajmowałem się również innymi obowiązkami, kiedy miałem wolną chwilę. Początkowo się stresowałem, ponieważ nigdy wcześniej nie pracowałem na takim stanowisku. Co będę oszukiwać... Wcześniej nie zajmowałem się niczym szczególnym. Miałem kilka prac dorywczych, ale musiałem w końcu znaleźć coś dobrze płatnego. Na dodatek miałem zapewniony nocleg, ponieważ dojeżdżanie na obrzeża miasta było by nieco męczące.
Dzisiaj również zajmowałem się porządkami, od czasu do czasu pomagając w kuchni. Prawda była taka, że Myron rzadko kiedy mnie potrzebował, ale przestałem się nad tym głowić do czasu, aż znów przestałem go widywać. Jego rodzice nie mówili, dlaczego ich syn woli spędzać czas sam ze sobą i choć chciałem go lepiej poznać, to wiedziałem, że nie mogłem przekraczać granicy, która została między nami ustalony. Inne klasy społeczne, wychowanie... Trochę zazdrościłem mu takiego życia, ponieważ sam wychowywałem się w sierocińcu, ale też nie mogłem narzekać na mój poprzedni dom.
- Rhaljer, pomożesz mi zdjąć firanki w salonie? - odwróciłem się na środku korytarza w stronę kobiety, która również tutaj pracowała i pełniła taką samą rolę, co ja. Była ode mnie dużo starsza, więc często jej pomagałem w nawet najdrobniejszych obowiązkach. Cecile, bo tak miała na imię, często ze mną rozmawiała i tłumaczyła. Można powiedzieć, że była moją mentorką w chwili, kiedy zacząłem tutaj pracować.
- Oczywiście, i tak chwilowo nie mam nic do zrobienia - powiedziałem, po czym udałem się za niższą kobietą do salonu. - Czy widziałaś dzisiaj panicza Myrona? Nie mam odwagi pójść do jego pokoju - powiedziałem z nerwowym uśmiechem. Co jak co, ale miałem wrażenie, że jeśli tam wejdę, to zostanę zjedzony.
- Nie, ale wiesz... Zawsze mógł mi gdzieś mignąć, kiedy sprzątałam. Może jednak będzie lepiej, jak do niego zajrzysz? - posłała mi ciepły uśmiech. Westchnąłem, odwracając wzrok. Przecież nie miałem czego się bać. Jego rodzice byli naprawdę sympatyczni, jednakże z nim nie miałem okazji za długo porozmawiać, ale to nie oznaczało, że zginę, jak przekroczę próg jego drzwi.
Zdecydowałem się pójść do jego pokoju, cały czas zastanawiając się nad tym, czy dobrze robię? Mogłem wyglądać nieco podejrzanie, kiedy kręciłem się pod pokojem chłopaka, ale na szczęście nikogo wokół mnie nie było. Wziąłem głęboki wdech, po czym zapukałem w drzwi. Nie słyszałem żadnej odpowiedzi, więc zapukałem jeszcze raz. Na pewno był w środku, ponieważ go słyszałem, ale czyżby coś mu się stało?
- Przepraszam, wchodzę... - powiedziałem dość niepewnie, po czyn nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Spuściłem głowę na powitanie, a po chwili przeniosłem na niego swój wzrok. Nie wyglądało na to by coś mu dolegało, jednakże nie mogłem zignorować tego, że całymi dniami siedział w swoim pokoju. Podobno odkąd ja się pojawiłem, to zaczął tak robić. Na początku nie chciałem wierzyć, że to z mojej winy nie wychodzi, ale chyba wszystko na to wskazywało.
- Czy nic nie potrzebujesz? - zapytałem, po chwili przyłapując się na tym, że znów zapomniałem o formalnościach. Wydawało mi się, że Myron jest mniej więcej w moim wieku, dlatego często zwracałem się do niego, jak do znajomego. To był błąd, ale jeszcze tego nie kontroluję.
MauRice
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
MYRON
Rodzina Battiste była nazywana ,,padlinożercami'', ponieważ często udawała się na polowanie w ludzkim stylu - ze strzelbami i psami. Potem piliśmy krew zabitych już zwierząt. Było to o wiele łatwiejsze rozwiązanie, niż załatwienie torebek, które dostarczano z Centrum Krwiodawstwa. Choć również stamtąd braliśmy jedzenie. Żadne jednak z tych powyższych nie wydawało się tak kuszące, jak pulsująca posoka w żywym organizmie.
Czułem oczywistą wyższość nad służbą, nazywając ich często wprost gorszym sortem. W końcu jedyne, co potrafili osiągnąć, to wytarcie kurzu z kominka. Nie byłem jednak do końca zepsuty - nie chciałem zabijać niewinnych. Dlatego za wszelką cenę chciałem się od tego odciąć. Zamknąłem się w swoim pokoju, mając nadzieję, iż oddzieli mnie to trochę od zapachu. Poza tym starałem się być jak najbardziej obojętny i chłodny dla Rhaljera, kiedy tylko się zbliżył. Pomogło to tylko częściowo. Zagryzałem za każdym razem pięść, gdy wyczuwałem, że znajduje się bardzo blisko. To był zapach równie piękny, co drażniący dla nosa, ale coś tak cudownego warte było spróbowania ze źródła. Przez cały czas musiałem sobie powtarzać same kłamstwa, że tego nie chcę oraz obrzydliwość samego istnienia owej rzeczy.
Siedziałem na fotelu przy biurku, ze zmarszczonymi brwiami, próbując skupić się na czytaniu książki, w obcym języku. Jednym z moich hobby było tłumaczenie takich dzieł, ale od kilku dni wyjątkowo szło mi zupełnie opornie. Obok stała szklanka z wodą, z której postanowiłem się napić, gdy rozległo się pukanie. Nie zareagowałem, mając nadzieję, że osoba po drugiej stronie sobie pójdzie. Doskonale wiedziałem kto to. Nie dało się zapomnieć.
Nie zdążyłem jeszcze odpowiedzieć, iż ma sobie natychmiast iść, a on już wkroczył bezprecedensowo do środka. Nieco stłumiona dotąd woń dotarła szybko do moich nozdrzy. Skrzywiłem się, jakby z obrzydzeniem i zacisnąłem palce na szklance. Atak paniki zawładnął moim umysłem. Nie wiedziałem nawet jak to się stało, iż szkło pękło pod naporem, rozlewając płyn na blat. Czułem, że jeśli czegoś nie zrobię, zaraz nie będę mógł się powstrzymać. Niestety jednocześnie nie myślałem racjonalnie. Chciałem go jedynie wygonić.
Rzuciłem resztkami naczynia w jego kierunku i to nadzwyczaj dokładnie, ponieważ ostry kawałek przeciął jego policzek. Moje źrenice skurczyły się do granic możliwości, aż prawie zniknęły. Oczy zabójcy. Przewróciłem fotel, wstając gwałtownie. Z nieludzką szybkością znalazłem się tuż przed nim. Jedną ręką złapałem go za włosy, drugą natomiast za jego nadgarstek, ułatwiając sobie dostęp do szyi. Wszystko działo się bardzo szybko - nic namiętnego. Tylko dziki instynkt. Stałem się zupełnie czymś innym.
Kły wysunęły się samoistnie, a ja zatopiłem je prosto w jego gardle. Usta przywarły do miękkiej skóry. Popadłem w ekstazę, nie wydając z siebie jednak żadnego dźwięku. Wszystko inne zniknęło, poza tą jedną chwilą. Gdzieś w tle rozbrzmiał krzyk ludzkiej kobiety. Jakiś czas później ktoś złapał mnie za ramię, a następnie dołączyły do niego trzy kolejne pary rąk. Nie poddałem się bez walki, ale nawet wierzgając i wyrywając nie potrafiłem walczyć z czterema dorosłymi wampirami. Jednym z nich okazał się wuj, którego głos nie mógł przebić się do wyłączonego umysłu.
Ciało, które dotąd trzymałem, osunęło się bezwładnie na podłogę. Strużka krwi pociekła mi po brodzie. Kontrastowała z kolorem skóry, niczym na białej kartce. Rozchlapałem ją dookoła, warcząc i próbując powrócić do żeru.
* * *
Godzinę później siedziałem w gabinecie mojego ojca. Był to typ szkoły osoby, która nigdy nie podnosi głosu, a jednak pod wpływem jego wzroku, kuliłem się na siedzeniu.- Zawiodłeś mnie, synu - powiedział zwykłym tonem, choć brzmiał dla mnie jak dźwięk batu - Chciałbym móc kiedyś przekazać to wszystko swojemu pierworodnemu, cały dorobek naszej rodziny. Teraz widzę jednak, że nie jesteś gotowy. - Nie miałem śmiałości zaprotestować. W jaki sposób mógłbym mu wytłumaczyć, jak bardzo Rhaljer różni się od pozostałych ludzi? Kiedy tylko znajdował się w pobliżu, nie potrafiłem myśleć, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa wobec pewnych idei.
- Chodź ze mną - odezwał się ponownie mężczyzna i nie czekając, aż wykonam polecenie, skierował się do drzwi. Poszedłem za nim na drugi koniec domu, gdzie od razu wyczułem obecność służącego w pomieszczeniu. Coś się zmieniło. Skosztowałem smaku pokusy, a ona znajdowała się ponownie przede mną. Tym razem jednak ogarnęło mnie uczucie kontroli.
Weszliśmy do środka, czym zwróciliśmy uwagę znajdujących się tam osób - spojrzała na mnie ciotka, Ives oraz co dziwniejsze - Rhaljer. Ten miał w ręku kubek z jakimś niezidentyfikowanym płynem, a na szyi naklejony opatrunek. Siostra mojego ojca była lekarzem, więc zapewne zajęła się chłopakiem. Musiał być jednak bardzo silny, skoro odzyskał już przytomność. Stanąłem nieco za plecami ojca. Zdążyłem już doprowadzić się do porządku, więc nie wyglądałem jak rzeźnik.
- Jak się czujesz? - odezwał się pan Battiste - Jest mi bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Wszystko ci oczywiście wytłumaczę, lecz od razu muszę powiedzieć, że będziemy cię musieli odesłać. Dostaniesz zadośćuczynienie i…
- Nie. - Powiedziałem coś pierwszy raz od dłuższego czasu i zapewne dlatego zwróciłem tym natychmiast jego uwagę. Zamilkł na chwilę zaskoczony - Rhaljer zostanie. Ze mną, pod moją opieką. Mówiłeś mi o odpowiedzialności, ojcze. Chcę ci ją dać. Nie musisz go karać za moją niesubordynację. Pozwól mu tu być, a ja przysięgam na moje życie, że nie spadnie mu włos z głowy. - Miałem tylko nadzieję, iż nie słychać paniki w moich słowach. Podniosłem wyżej głowę, z dumą i pewnością siebie bijącą z oczu.
Wyraz na jego twarzy zupełnie się nie zmienił. Patrzył przez moment na mnie, a potem zwrócił się częściowo do samego obiektu naszej dyskusji:
- Tylko, jeżeli Rhaljer się zgodzi. - Ives przyglądała się jedynie tej wymianie zdań, z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RHALJER
Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem bez jego zgody wchodzić do pokoju, ale musiałem mieć pewność, że nic mu się nie działo. Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym tak po prostu zignorował jego siedzenie niemal całymi dniami w tym pomieszczeniu. Naprawdę myślałem, że się dogadamy, starałem się, aby w jakiś sposób się z nim zaprzyjaźnić. Wszystko szło jednak na marne i coraz bardziej docierało do mnie, że po prostu za mną nie przepadał, a nie zrobiłem nic złego. Dlatego nie rozumiałem jego zachowania.
Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem dźwięk pękającego szkła. Dopiero po chwili dostrzegłem rozbitą szklankę oraz rozlewającą się wodę. Byłem gotowy podejść do niego, aby sprawdzić czy się nie skaleczył, ale zanim cokolwiek zrobiłem, poczułem ból na policzku. Odruchowo przyłożyłem palce do miejsca, które zaczęło mnie boleć, a widząc krew nieco się przeraziłem. Spojrzałem na panicza, ale ten w moment zniknął mi z oczu, pojawiając się przy mnie. Był w szoku, więc do końca nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, ale kiedy mnie złapał, coś podpowiadało mi, abym się wyrwał. W chwili, kiedy wbił we mnie zęby, wstrzymałem oddech, a gdy go wypuściłem, z bólu zacząłem zagryzać dolną wargę. Starałem się uciec, ale Myron był wyjątkowo silny, choć wcale na takiego nie wyglądał.
- Proszę... P-puść mnie - wyszeptałem, ledwie trzymając się na nogach. Powoli traciłem przytomność i nawet przestałem rozumieć co się działo. Czułem, że ktoś jeszcze mnie dotyka, ale dość szybko przestałem reagować na cokolwiek.
•••
Obudziłem się w innym pomieszczeniu, które w żaden sposób nie przypominało pokoju, w którym pamiętam, że byłem. Podniosłem się do siadu, po czym rozejrzałem się dookoła. Siedziała ze mną kobieta, która była ciocią Myrona. Spotkałem ją parę razy w salonie, czy mijałem ją na korytarzu. Teraz jednak mogłem dokładnie się jej przyjrzeć. Wszyscy z jego rodziny wyglądali bardzo młodo, czy to oznacza... Te kły, ból w szyi. Nigdy nie wierzyłem w taki stworzenia, ale jak nie wampiry, to kanibale - i teraz nie wiem, co było najmniej prawdopodobne.
Dotknąłem palcami szyi, na której był opatrunek, po czym powędrowałem na policzek, który również został opatrzony.
- Wypij to, powinieneś po tym poczuć się lepiej - uśmiech kobiety był tak czarujący, że trudno było mi odmówić. Mimo tego, niepewnie spojrzałem na zawartość w kubku. Choć pamiętam urywki z tego, co się wydarzyło, to jednak nie mogłem tak po prostu zaufać. Skąd mam mieć pewność, że to nie jest jakaś trutka? W sumie, co ja wymyślam... Gdyby chcieli się mnie pozbyć, to nie opatrywali by ran. Niepewnie wziąłem łyka lekarstwa - smakiem nie zachwycał, jednakże wierzyłem, że mi to pomoże dojść do siebie.
Do pomieszczenie wszedł ojciec Myrona oraz sam chłopak, jak i winowajca mojego stanu. Spojrzałem na nich podejrzliwie, po czym wbiłem wzrok w lekarstwo. Jak tylko usłyszałem o tym, że będą musieli mnie zwolnić, to miałem ochotę się rozpłakać. Owszem, znalazłem się w nieciekawej sytuacji i nie wiedziałem co mam o tym myśleć, ale to była jedyna praca, którą naprawdę lubiłem. Zaprzyjaźniłem się z resztą obsługi oraz zadomowiłem się, jeśli tak to można było ująć.
- Co? - wydusiłem z siebie, kiedy przemówiłem Myron. Po nim najmniej spodziewałem się takiego zachowania. Do tej pory unikał mnie, jak ognia, więc nie rozumiałem, dlaczego teraz stanął po mojej stronie. Miał w tym ukryte zamiary? Przyjrzałem się mu uważnie, po czym spojrzałem na jego ojca. Nie wyglądał na przekonanego słowami własnego syna, ale prawda jest taka, że nie mam gdzie pójść.
- Nie mam nic przeciwko, o ile sytuacja się nie powtórzy i oczywiście, chciałbym poznać te wyjaśnienia - powiedziałem, zerkając na Myrona. Przestałem wierzyć w to, że są kanibalami, coś bym na pewno zauważył przez ten czas, co tutaj pracowałem. - I jak miałaby wyglądać ta opieka nade mną? Trochę tego nie rozumiem, ponieważ mogę wrócić do swoich obowiązków zapominając o tym, co się stało - dodałem. Nie wiedziałem, czy ten atak Myrona coś miał zmienić w moim życiu, ale raczej to moim obowiązkiem było opiekowanie się nim, a nie na odwrót. Liczyłem na to, że wszystko mi wyjaśnią. Jestem w stanie dochować ich tajemnic, ponieważ i tak nie miałbym komu tego powiedzieć.
MauRice
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
MYRON
Ani razu nie mrugnąłem, patrząc ojcu prosto w oczy, kiedy ten skierował je w moją stronę. Nie zaszczyciłem za to spojrzeniem chłopaka, którego jeszcze kilka godzin temu tak z ochotą wyssałem z sił zdrowotnych. Wyglądałem jak kamienny posąg - wyprostowany i zimny, tocząc niewidzialną grę.
- Świetnie! Bardzo szlachetnie z twojej strony. - Mężczyzna klasnął w ręce, z niepodobnym do siebie entuzjazmem. To była maska - Nie martw się drogi Rhaljeru, wkrótce wszystko będzie jasne. Ale do tego czasu powinieneś jeszcze odpocząć. Zawołam panią Cecile, żeby przygotowała ci łóżko. - Od razu było widać, że nie toleruje słowa ,,nie''. Podszedł i poklepał mnie po ramieniu. Z perspektywy osoby trzeciej wyglądało to na ojcowski gest. Jednak tylko trzy osoby z czterech w tamtym pokoju wiedziały, co tak naprawdę oznacza.
Z niezmienną wesołością opuścił pomieszczenie. W tej sytuacji powinienem zrobić to zaraz po nim. Coś jednak zatrzymało mnie w miejscu. Omiotłem spojrzeniem twarz służącego, zatrzymując je na jego szyi.
- Nie rób więcej niczego głupiego. Porozmawiamy później. - Zabrzmiało to jak ostrzeżenie, bo i w rzeczywistości nim było. Równie dobrze mógłbym powiedzieć ,,Rób co ci każą i nie wychylaj się''. Miałem nadzieję, iż to wystarczy.
Z oczywistych powodów nie mogłem wrócić do swojego pokoju. Na ziemi nadal znajdowała się plama krwi. Po raz pierwszy od pojawienia się Rhaljera wędrowałem korytarzami własnego domu. Dziwnie było znowu swobodnie się poruszać. To nie tak, że nie wyczuwałem pewnego zapachu, lecz tamto wydarzenie odblokowało kontrolę w umyśle. Jakby ktoś wypakował mnie z ciasnego pudełka, do którego wcześniej na siłę wcisnął moje ciało.
Mogłem przyglądać się starym obrazom, w zabytkowych ramach, które jednak wyglądały, jakby namalowane wczoraj. Szedłem niespiesznie, opuszkami palców badając fakturę ścian. Witaj domu. Wróciłem. Jedno miejsce mnie interesowało. Dawno tam nie byłem, nawet bez ,,warunków przeszkadzających''. Nabrałem jednak ochotę do powrotu.
Pomieszczenie było dość małe. Za to nikt nie miał wątpliwości, co stanowi jego centrum. Fortepian. Usiadłem przed nim i podniosłem klapkę. Siedziałem jednak bez ruchu, wpatrując się w czarno-białe klawisze, jakbym nie mógł się zdecydować, jaką melodię zagrać. Często miewałem drobne problemy z uzewnętrznieniem. Zazwyczaj nie musiałem tego robić… muzyka stanowiła wyjątek.
W końcu po pół godziny bezczynności moje palce powędrowały do przodu i ciszę przerwały dźwięki muzyki. Mogłem zamknąć oczy. Nie miało to znaczenia - ruch moich rąk dział się samoistnie. Melodia wędrowała korytarzami, docierając do odległych zakątków. Ten utwór miał dla mnie szczególne znaczenie. Ona go lubiła. Niezwykle smutny, a jednak na końcu dający nadzieję. Był obietnicą poprawy.
Kurokocchin
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
RHALJER
Tak naprawdę, nie do końca wiedziałem na co się piszę. Zachowanie mężczyzny nie było ani trochę podejrzane, ale jednocześnie nie miałem pewności, czy mogę mu zaufać. Owszem, wcześniej traktowali mnie, jak na pracownika przystało, więc nie sądzę by nagle mieli mnie znienawidzić. Bardziej jednak zastanawiały mnie słowa chłopaka i dalej do mnie nie docierały. Zaopiekować się mną? Trochę dziwnie to wyglądało, bo jeszcze jakiś czas temu rzucił się na moją szyję, a teraz planował się mną zająć. To już było bardziej podejrzane, ale nie mogłem wyciągnąć z tego żadnych wniosków. Trudno było mi patrzeć na jego ojca, jak i na niego samego.
- Dobrze, będę się zachowywał - powiedziałem, skupiając się na jego plecach, kiedy wychodził. Wcześniej zachowałem się głupio? Może moje słowa były nieodpowiednie? Na tę chwilę trudno było mi nad czymś dłużej myśleć, bo dalej bolało mnie całe ciało.
W pokoju zostałem sam, więc wbiłem wzrok w sufit. Miałem się przenieść z dotychczasowej sypialni? Nie miałem nic przeciwko temu, choć dobrze spało mi się w towarzystwie innych pracowników. Na dodatek nie wiedziałem, gdzie będę teraz spał. Bliżej pokoju panicza czy w jego sypialni? To byłoby nie na miejscu, dlatego wolałem trzymać się na dystans. Jednocześnie, cieszył mnie fakt, że Myron się do mnie odezwał. Zwykle ignorował moją obecność albo nie wychodził z pokoju, kiedy byłem na nogach. Nie wiem, jaki miał cel biorąc mnie pod swoją opiekę, ale liczyłem na to, że uda nam się w końcu dogadać.
- Fortepian? - powiedziałem do siebie, kiedy dotarła do mnie melodia płynąca z instrumentu. Ktoś miał talent i choć ciekawość mnie zżerała, to jednak postanowiłem zaczekać na Cecile. Przymknąłem oczy, wsłuchując się lepiej w muzykę. Dopiero po chwili dotarło do mnie również pukanie do drzwi, więc podniosłem się do siadu. Spojrzałem na kobietę, która po krótkiej chwili weszła i delikatnie się uśmiechnęła w moim kierunku.
- Dobrze się czujesz? Blado wyglądasz - podeszła do mnie i przyłożyła dłoń do mojego czoła.
- Teraz jest o wiele lepiej - powiedziałem, po czym podniosłem się. Poprawiłem swoje ubranie, aby nie było na nich niechlujnych zagnieceń. - Pójdę skorzystać z toalety, gdyby panicz Myron mnie szukał, to niech zaczeka, ale postaram się wrócić jak najszybciej - dodałem. Cecile wskazała mi drogę do toalety, więc tam się skierowałem. Musiałem opłukać twarz zimną wodą, bo czułem się zmęczony. Nie chciałem znów przesypiać kilku godzin, tym bardziej, że Myron chciał ze mną porozmawiać. Ciekawe co chciał przedyskutować? Co prawda, dowiem się w swoim czasie, teraz mogę cieszyć się tym, że nie zostałem pozbawiony pracy, jak i dachu nad głową.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach