Gość
Gość
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
FireSoul
Księżyc&Snek
Money can't buy Happiness
Przez całe jego życie wszystko było mu podsuwane pod nos – wysokie kieszonkowe, które dostaje nawet w dorosłym życiu, własne mieszkanie zaraz po ukończeniu osiemnastu lat, rachunki spłacane przez jego rodzinę, opłata za jedną z najlepszych uczelni w kraju, a także gwarancja, że po ich ukończeniu, tak samo jak jego starsze rodzeństwo, dostanie ciepłą posadę w firmie ich ojca. Co z tego, że kompletnie nie widzi siebie w pracy w korpo, jest w zrezygnować z własnych marzeń i szczęścia, aby móc dalej móc wieść bezproblemowe życie. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy ojciec wysyła do niego pewną młodą dziewczynę w zbliżonym do niego wieku w roli jego gosposi, gdy wychodzi na jaw, że odkąd wprowadził się do swojego mieszkania, ani razu w nim nie sprzątał, przez co dość szybko przeobraził je w śmietnisko. Początkowo nie przeszkadza mu obecność kogoś kto wysprząta mu dom czy ugotuje obiad, jednak dość szybko zaczęła mu ona działać na nerwy. Okazuje się być ambitną osobą, która z wzglądu na słabą sytuację materialną jej rodziny, aby zdobyć pieniądze na studia, zaraz po skończeniu liceum, musiała podejmować różne pracę dorywcze w tym sprzątającą w biurowcu firmy rodziny mężczyzny, gdzie została zauważona. Zaproponowano jej pracę jako gospodyni domowa w zamian miała mieć opłacone studia i dach nad głową. Jej pracowitość i dążenie do spełniania własnych marzeń, stawiającą ją w sprzeczności z postawą chłopaka, tak zaczęło, go denerwować, że decyduje się zamienić jej pracę w koszmar.Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
1408.
Ezekiel "Zeke" Crawford
Nothing but money is sweeter than honey.
.
Nothing but money is sweeter than honey.
Wiek: 20 lat
Status cywilny: Singiel
Orientacja: Heteroseksualny
Rodzina: Lawrence (ojciec, lat 56) Miriam (matka
[*]) Cedric (przyrodni brat, lat 26 ) Ralph (przyrodni brat, lat 22)
Wzrost: 176 cm
Waga: Nadal w normie
Włosy: Ciemnobrązowe
Oczy: Szare
Cera: Blada
Znaki szczególne: Kolczyki w uszach, podkrążone oczy
Status cywilny: Singiel
Orientacja: Heteroseksualny
Rodzina: Lawrence (ojciec, lat 56) Miriam (matka
[*]) Cedric (przyrodni brat, lat 26 ) Ralph (przyrodni brat, lat 22)
Wzrost: 176 cm
Waga: Nadal w normie
Włosy: Ciemnobrązowe
Oczy: Szare
Cera: Blada
Znaki szczególne: Kolczyki w uszach, podkrążone oczy
.
Gość
Gość
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gabriella Davison
GabiElla
22L.1 CzerwcaHetero
Na pierwszym roku pielęgniarstwa
Matka - Sophia - 61 lata - szwaczkaOjciec - Brandon - 54 lata - mechanik
Szczupła sylwetka163 cmLekka niedowaga
Krótkie włosy, platynowy blondNiebieskie oczy
Znamię na lewej piersiOkulary, bez których jest ślepa
Przekłute płatki uszu
Bliscy
Roslyn Holmes
Koleżanka z kierunku
22 lata
171 cm
Jordon Allan
Przyjaciel z dzieciństwa
22 lata
179 cm
Clyde Fields
Przyjaciel
23 lata
174 cm
Lilianna Blackwood
Starsza siostra
26 lata
168 cm
Sean Blackwood
Mąż siostry
32 lata
192 cm
Gość
Gość
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gabriella Davison
Praca sprzątaczki wcale nie była taka zła, jak malowano ją na ekranach filmowych. Owszem bywała wyczerpująca fizycznie, jednak satysfakcja jaką za sobą niosła, potrafiła wynagrodzić wszelkie trudny. A co ważniejsze była dziecinnie prosta - wystarczyło tylko dobrze coś umyć, wyczyścić. Nawet dziecko powinno to potrafić. To mówiąc, praca nie sprawiała jej problemu pod koniec tygodnia, ale za to poniedziałki ledwo udawało się jej przetrwać. Po weekendowych zjazdach była kompletnie wyczerpana, już nawet nie wspominając o późnej godzinie powrotu do domu, przez którą miała jedynie cztery godziny snu przed swoją zmianą. Bywało ciężko, ale był to jedyny sposób na zmniejszenie długów, jakie zostaną jej po zakończeniu nauki.
Ziewając, blondynka wsparła się na kiju szczotki, po tym jak wreszcie uporała się z biurami na swoim piętrze. Potrzebowała choć pięciu minut przerwy i mogła działać dalej. Z tą myślą przymknęła powieki, a raczej zamierzała, bo po chwili drzwi pomieszczenia otworzyły się nagle, a głęboki głos wyrwał ją z zamroczenia.
- Pani Davison.
- T-ak?! Panie Crawford? -Zaskoczona, jak i lekko spanikowana, wyprostowała się jak struna. Rzadko kiedy widywała swojego szefa, a tą jedną z niewielu okazji, musiała być akurat chwila, w której trochę się obijała.
- Jak Pani skończy, chciałbym zaprosić Panią do swojego biura. - To zaproszenie nie do przyjęcia.
- Oczywiście. Proszę dać mi jeszcze dziesięć minut. - Odparła z uśmiechem, choć kolory jej twarzy znacznie zbladły. Mężczyzna skinął głową, po czym zostawił dziewczynę samą w pustej sali konferencyjnej.
Wezwanie do biura szefa zwykle nie kończyło się przyjemnie. A zmęczenie wcale nie powstrzymywało jej mózgu przed tworzeniem najgorszych możliwych scenariuszy. Na pierwszym miejscu bez wątpienia było zwolnienie. Nie mogła pozwolić sobie na bezrobocie tuż przed zbliżającymi się zaliczeniami, tym bardziej, że ostatnimi czasy naprawdę trudno było znaleźć nawet najłatwiejszą posadę. A już w szczególności młodej kobiecie, którą każdy odrzucał z obawy przed tym, że od razu zajdzie w ciążę i odejdzie na urlop. Oczywiście sama tego nie planowała, tym bardziej, że nawet nie była w związku od liceum, ale rekruterzy wiedzieli swoje i nie sposób było ich przekonać do zmiany zdania. Nawet tą posadę nie było łatwo zdobyć. Przygryzając dolną wargę, podwinęła rękawy i zabrała się do kończenia pracy.
Wedle wcześniejszej umowy, jak tylko odstawiła wózek do brudownika, szybkim krokiem skierowała się pod biuro szefa. Była nawet odrobinę wcześniej niż zamierzała, jednak to powinno działać na jej korzyść. Wzięła głębszy oddech na uspokojenie nerwów, po czym zapukała w drzwi przyozdobione nazwiskiem pracodawcy. Na odpowiedź wcale nie musiała długo czekać. Po lakonicznym "Proszę", weszła zdeterminowana do środka.
- Przepraszam, że musiał Pan czekać.
Mężczyzna odpowiedział jej jedynie skinieniem głowy z przymkniętym telefonem do prawego ucha, po czym wskazał ruchem ramienia na krzesło, dając do zrozumienia, aby zajęła fotel na przeciwko.
Nie był to pierwszy raz, kiedy znajdowała się w tym pomieszczeniu. Sprzątała je setki razy, zawsze pod nieobecność gospodarza. Było to jedno z lepiej urządzonych biur i miało zaskakująco przytulny nastrój. Z pewnością była to zasługa ciepłych odcieni brązu, jak i karmazynowych zasłon, które rozjaśniały promienie zachodzącego słońca. A po ich rozchyleniu ukazywało się całe miasto tętniące życiem niezależnie od pory dnia. Właśnie taki widok miał mężczyzna w średnim wieku za swoimi plecami. I to on uspokoił jej nerwy, kiedy to przyszła tu po raz pierwszy w sprawie pracy.
- Wybacz, nie spodziewałem się, że tak szybko się Pani upora z pracą. - Mężczyzna po raz drugi tego wieczora wyrwał młodą blondynkę z zamyślenia. - Musi być Pani zmęczona. Może powinniśmy przełożyć tą rozmowę na inny dzień?
- Nie, nie. Może odrobinkę, ale dobrze się czuję. - Odparła z ciepłym uśmiechem, lekko zaciskając palce na kolanach. - O czym chciał Pan ze mną porozmawiać? - Spytała chcąc jak najszybciej mieć to już za sobą. Wiedziała, że jeśli zmienią termin, to zapewne nie będzie w stanie zmrużyć oka w nocy, co tylko jeszcze bardziej ją wyczerpie. Choćby była to najgorsza wiadomość, to wolała ją usłyszeć od razu.
- Dobrze, w takim razie mam dla Pani propozycję. - Oznajmił splatając dłonie na piersi. - Jest Pani niezwykle ambitna, a co ważniejsze pracowita. Entuzjazmem zaraża Pani nawet innych pracowników, nawet pomimo swojej niskiej pozycji. Wiem też, że ma Pani wielkie plany na życie. Studia pielęgniarskie nie są najłatwiejszym kierunkiem, tym bardziej jeśli decyduje się na specjalizację onkologiczną. Może za bardzo się wtrącam, jednak chciałbym Pani jakoś pomóc.
Z każdym słowem wypowiedzianym niskim, ciężkim tonem, czuła jakby ktoś cegiełka po cegiełce ściągał cały ciężar z jej ramion. Spodziewała się wypowiedzenia, a tym czasem, jej szef zwyczajnie się o nią martwił.
- Schlebia mi Pan, dziękuję. Ale ta praca to już ogromna pomoc dla mnie, nie mogę prosić o nic więcej. Tym bardziej, że obecnie nie mam żadnych innych kompetencji. - Już to, że miała szefa przejmującego się losem pracowników, było niesamowite. Tacy przełożeni byli prawdziwą rzadkością w dzisiejszym świecie.
- Nie byłoby to całkowite przebranżowienie. Robiłaby Pani dokładnie to samo co teraz. No i może doszłoby do tego przygotowywanie posiłków. Prócz pensji, opłaciłbym studia, jak i mogłaby Pani zamieszkać w miejscu pracy. Co z pewnością zaoszczędziłoby sporo czasu, traconego na komunikację, jak i oczywiście spokojny kąt do skupienia się na nauce. Może jednak mogłaby Pani przemyśleć moją ofertę?
Jak przed momentem zdążyła się odprężyć i dać odpocząć nerwom, tak po zakończonym monologu mężczyzny, siedziała spetryfikowana z lekko uchylonymi ustami.
- Panie Crawford... - Zaczęła zbierając powoli myśli. - To... na prawdę wiele... obawiam się, że za wiele. - Zaczęła, ale zaraz została uciszona uniesieniem ręki.
- Może wydawać się to prostym obowiązkiem, ale nie wspomniałem o jednym małym haczyku. A mianowicie mój synu. To właśnie jego mieszkaniem miałaby się Pani zajmować. Powiedzmy, że... nie jest on najlepszy w utrzymywaniu czystości, czy też dbaniu o siebie i zaczynam się o niego coraz bardziej martwić. Dlatego byłaby to też ogromna przysługa dla mojej osoby, gdyby się Pani zgodziła. - Odrobinę skrępowany poprawił się w fotelu, a następnie wyciągnął z kieszeni telefon na którym otworzył jedno zdjęcie i podsunął urządzenie w stronę kobiety. Odrobinę się ociągała, ale przyjrzała się fotografii. Z każdym nowym zauważonym elementem jej brwi coraz bardziej się obniżały i zbliżały do siebie, tworząc na młodej skórze kilka zmarszczek.
- To jest... garaż?
- Salon, gościnny dokładniej. - Odparł odrobinę zawstydzony. - W podobnym stanie znajduje się reszta domu.
Kompletnie nie podejrzewałaby, że tożsamość pomieszczenia zostanie ujawniona jako salon. Pod sterta ubrań, ledwo było widać kanapę, a po dywanie nawet nie było śladu. A jakby tego było mało, to wszędzie walała się sterta nieumytych naczyń, czy pojemników po zamówionych na wynos posiłkach. Pierwszy raz widziała tak wielkie pomieszczenie, tak bardzo zagracone i zaśmiecone. Ale... nie było to nic z czym nie dałaby rady się uporać.
A może mieszkanie wcale nie okaże się w rzeczywistości być w aż tak złym stanie? Nie podnosiła sobie niepotrzebnie nadziei, ale planowała się uporać z tym całym chaosem w dzień. Oczywiście nie oceniała. Być może syn Pana Crawforda miał aktualnie ciężki okres w życiu, lub zmagał się z chorobą, lub złym samopoczuciem. Dlatego też wiedziona swoją naturą chciała mu pomóc. W końcu właśnie to chciała robić w swoim życiu i była w tym dobra. Nie mogła dać się pokonać zaśmieconym salonowi, kiedy przyjdzie jej wspierać osoby tracące wszelką nadzieję na lepsze jutro. A na dodatek bardzo poprawiłoby to jej sytuację finansową. Dużo oszczędzała mieszkając u rodziców, ale nie mogła się przecież nie dokładać do rachunków. I wciąż tego nie zaprzestanie, ale zdecydowanie należało im się trochę spokoju, po latach wychowywania dwóch córek.
Pod nowoczesny apartamentowiec w samym centrum miasta, została podwieziona przez szefa. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że znajdują się przed hotelem pięciogwiazdkowym. Budynek z pewnością nie wyglądał na mieszkalny. Przynajmniej nie w rzeczywistości, w której do tej pory żyła.
Winda zabrała ich na najwyższe piętro, gdzie bez wątpienia znajdowały się największe, dwupiętrowe apartamenty. Może jednak będzie potrzebować trochę więcej niż jeden dzień? Ale nie zniechęcała się. Poprawiła plecak wypakowany podręcznikami po brzegi i weszła do mieszkania za swoim szefem, który niósł drugi z jej bagaży. Znacznie lżejszy, bo zawierał jedynie jej ubrania, ale i tak mężczyzna upierał się przy pomocy dziewczynie. Dobrze wiedząc ile ważą książki, sprawnie wymigała się od zbytniego wykorzystywania starszego.
- Jak Pani widzi, trochę przybyło od mojej ostatniej wizyty. - Oznajmił odstawiając plecak na kanapę, na której i tak brakowało miejsca na cokolwiek innego, a co dopiero aby usiadł tam swobodnie człowiek.
- Spokojnie, nie jest to coś z czym nie mogłabym sobie poradzić. - Oznajmiła z zapałem, wspierając ramiona na biodrach.
- Ogromnie się cieszę, że to słyszę. Proszę wybrać jeden z pokoi gościnnych na piętrze, a na poszukam syna. - Polecił szef dziewczyny nim zniknął za ścianą oddzielającą dwa salony. Bardziej niż stan mieszkania, szokował ją raczej jego rozmiar. Miejsce było ogromne. Dwa salony - rodzinny i gościnny, kuchnia z dużą wyspą, pokój treningowy, biuro z biblioteką, dwie duże garderoby, dwie łazienki oraz cztery pokoje gościnne. A do tego dochodził długi taras. Takie miejsca jej błękitne oczy widziały jedynie na filmach. A teraz miała w jednym z nich mieszkać i się nim zajmować.
Jej wybór padł na pokój od południa, na niższym piętrze. Wolała nie kusić losu sennym spacerem po zdradliwych schodach. Może i pokój nie był nienaruszony, ale zdecydowanie wypadał lepiej na tle reszty mieszkania. Liczyło się, że ma łóżko, biurko i półkę na książki. Tylko tyle jej było potrzeba, a nawet i z samym łóżkiem by sobie świetnie poradziła. Zostawiła w nim swoje plecaki i wróciła do salonu. Czekając próbowała ocenić, za którą część najlepiej będzie zabrać się od początku.
Ziewając, blondynka wsparła się na kiju szczotki, po tym jak wreszcie uporała się z biurami na swoim piętrze. Potrzebowała choć pięciu minut przerwy i mogła działać dalej. Z tą myślą przymknęła powieki, a raczej zamierzała, bo po chwili drzwi pomieszczenia otworzyły się nagle, a głęboki głos wyrwał ją z zamroczenia.
- Pani Davison.
- T-ak?! Panie Crawford? -Zaskoczona, jak i lekko spanikowana, wyprostowała się jak struna. Rzadko kiedy widywała swojego szefa, a tą jedną z niewielu okazji, musiała być akurat chwila, w której trochę się obijała.
- Jak Pani skończy, chciałbym zaprosić Panią do swojego biura. - To zaproszenie nie do przyjęcia.
- Oczywiście. Proszę dać mi jeszcze dziesięć minut. - Odparła z uśmiechem, choć kolory jej twarzy znacznie zbladły. Mężczyzna skinął głową, po czym zostawił dziewczynę samą w pustej sali konferencyjnej.
Wezwanie do biura szefa zwykle nie kończyło się przyjemnie. A zmęczenie wcale nie powstrzymywało jej mózgu przed tworzeniem najgorszych możliwych scenariuszy. Na pierwszym miejscu bez wątpienia było zwolnienie. Nie mogła pozwolić sobie na bezrobocie tuż przed zbliżającymi się zaliczeniami, tym bardziej, że ostatnimi czasy naprawdę trudno było znaleźć nawet najłatwiejszą posadę. A już w szczególności młodej kobiecie, którą każdy odrzucał z obawy przed tym, że od razu zajdzie w ciążę i odejdzie na urlop. Oczywiście sama tego nie planowała, tym bardziej, że nawet nie była w związku od liceum, ale rekruterzy wiedzieli swoje i nie sposób było ich przekonać do zmiany zdania. Nawet tą posadę nie było łatwo zdobyć. Przygryzając dolną wargę, podwinęła rękawy i zabrała się do kończenia pracy.
Wedle wcześniejszej umowy, jak tylko odstawiła wózek do brudownika, szybkim krokiem skierowała się pod biuro szefa. Była nawet odrobinę wcześniej niż zamierzała, jednak to powinno działać na jej korzyść. Wzięła głębszy oddech na uspokojenie nerwów, po czym zapukała w drzwi przyozdobione nazwiskiem pracodawcy. Na odpowiedź wcale nie musiała długo czekać. Po lakonicznym "Proszę", weszła zdeterminowana do środka.
- Przepraszam, że musiał Pan czekać.
Mężczyzna odpowiedział jej jedynie skinieniem głowy z przymkniętym telefonem do prawego ucha, po czym wskazał ruchem ramienia na krzesło, dając do zrozumienia, aby zajęła fotel na przeciwko.
Nie był to pierwszy raz, kiedy znajdowała się w tym pomieszczeniu. Sprzątała je setki razy, zawsze pod nieobecność gospodarza. Było to jedno z lepiej urządzonych biur i miało zaskakująco przytulny nastrój. Z pewnością była to zasługa ciepłych odcieni brązu, jak i karmazynowych zasłon, które rozjaśniały promienie zachodzącego słońca. A po ich rozchyleniu ukazywało się całe miasto tętniące życiem niezależnie od pory dnia. Właśnie taki widok miał mężczyzna w średnim wieku za swoimi plecami. I to on uspokoił jej nerwy, kiedy to przyszła tu po raz pierwszy w sprawie pracy.
- Wybacz, nie spodziewałem się, że tak szybko się Pani upora z pracą. - Mężczyzna po raz drugi tego wieczora wyrwał młodą blondynkę z zamyślenia. - Musi być Pani zmęczona. Może powinniśmy przełożyć tą rozmowę na inny dzień?
- Nie, nie. Może odrobinkę, ale dobrze się czuję. - Odparła z ciepłym uśmiechem, lekko zaciskając palce na kolanach. - O czym chciał Pan ze mną porozmawiać? - Spytała chcąc jak najszybciej mieć to już za sobą. Wiedziała, że jeśli zmienią termin, to zapewne nie będzie w stanie zmrużyć oka w nocy, co tylko jeszcze bardziej ją wyczerpie. Choćby była to najgorsza wiadomość, to wolała ją usłyszeć od razu.
- Dobrze, w takim razie mam dla Pani propozycję. - Oznajmił splatając dłonie na piersi. - Jest Pani niezwykle ambitna, a co ważniejsze pracowita. Entuzjazmem zaraża Pani nawet innych pracowników, nawet pomimo swojej niskiej pozycji. Wiem też, że ma Pani wielkie plany na życie. Studia pielęgniarskie nie są najłatwiejszym kierunkiem, tym bardziej jeśli decyduje się na specjalizację onkologiczną. Może za bardzo się wtrącam, jednak chciałbym Pani jakoś pomóc.
Z każdym słowem wypowiedzianym niskim, ciężkim tonem, czuła jakby ktoś cegiełka po cegiełce ściągał cały ciężar z jej ramion. Spodziewała się wypowiedzenia, a tym czasem, jej szef zwyczajnie się o nią martwił.
- Schlebia mi Pan, dziękuję. Ale ta praca to już ogromna pomoc dla mnie, nie mogę prosić o nic więcej. Tym bardziej, że obecnie nie mam żadnych innych kompetencji. - Już to, że miała szefa przejmującego się losem pracowników, było niesamowite. Tacy przełożeni byli prawdziwą rzadkością w dzisiejszym świecie.
- Nie byłoby to całkowite przebranżowienie. Robiłaby Pani dokładnie to samo co teraz. No i może doszłoby do tego przygotowywanie posiłków. Prócz pensji, opłaciłbym studia, jak i mogłaby Pani zamieszkać w miejscu pracy. Co z pewnością zaoszczędziłoby sporo czasu, traconego na komunikację, jak i oczywiście spokojny kąt do skupienia się na nauce. Może jednak mogłaby Pani przemyśleć moją ofertę?
Jak przed momentem zdążyła się odprężyć i dać odpocząć nerwom, tak po zakończonym monologu mężczyzny, siedziała spetryfikowana z lekko uchylonymi ustami.
- Panie Crawford... - Zaczęła zbierając powoli myśli. - To... na prawdę wiele... obawiam się, że za wiele. - Zaczęła, ale zaraz została uciszona uniesieniem ręki.
- Może wydawać się to prostym obowiązkiem, ale nie wspomniałem o jednym małym haczyku. A mianowicie mój synu. To właśnie jego mieszkaniem miałaby się Pani zajmować. Powiedzmy, że... nie jest on najlepszy w utrzymywaniu czystości, czy też dbaniu o siebie i zaczynam się o niego coraz bardziej martwić. Dlatego byłaby to też ogromna przysługa dla mojej osoby, gdyby się Pani zgodziła. - Odrobinę skrępowany poprawił się w fotelu, a następnie wyciągnął z kieszeni telefon na którym otworzył jedno zdjęcie i podsunął urządzenie w stronę kobiety. Odrobinę się ociągała, ale przyjrzała się fotografii. Z każdym nowym zauważonym elementem jej brwi coraz bardziej się obniżały i zbliżały do siebie, tworząc na młodej skórze kilka zmarszczek.
- To jest... garaż?
- Salon, gościnny dokładniej. - Odparł odrobinę zawstydzony. - W podobnym stanie znajduje się reszta domu.
Kompletnie nie podejrzewałaby, że tożsamość pomieszczenia zostanie ujawniona jako salon. Pod sterta ubrań, ledwo było widać kanapę, a po dywanie nawet nie było śladu. A jakby tego było mało, to wszędzie walała się sterta nieumytych naczyń, czy pojemników po zamówionych na wynos posiłkach. Pierwszy raz widziała tak wielkie pomieszczenie, tak bardzo zagracone i zaśmiecone. Ale... nie było to nic z czym nie dałaby rady się uporać.
A może mieszkanie wcale nie okaże się w rzeczywistości być w aż tak złym stanie? Nie podnosiła sobie niepotrzebnie nadziei, ale planowała się uporać z tym całym chaosem w dzień. Oczywiście nie oceniała. Być może syn Pana Crawforda miał aktualnie ciężki okres w życiu, lub zmagał się z chorobą, lub złym samopoczuciem. Dlatego też wiedziona swoją naturą chciała mu pomóc. W końcu właśnie to chciała robić w swoim życiu i była w tym dobra. Nie mogła dać się pokonać zaśmieconym salonowi, kiedy przyjdzie jej wspierać osoby tracące wszelką nadzieję na lepsze jutro. A na dodatek bardzo poprawiłoby to jej sytuację finansową. Dużo oszczędzała mieszkając u rodziców, ale nie mogła się przecież nie dokładać do rachunków. I wciąż tego nie zaprzestanie, ale zdecydowanie należało im się trochę spokoju, po latach wychowywania dwóch córek.
Pod nowoczesny apartamentowiec w samym centrum miasta, została podwieziona przez szefa. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że znajdują się przed hotelem pięciogwiazdkowym. Budynek z pewnością nie wyglądał na mieszkalny. Przynajmniej nie w rzeczywistości, w której do tej pory żyła.
Winda zabrała ich na najwyższe piętro, gdzie bez wątpienia znajdowały się największe, dwupiętrowe apartamenty. Może jednak będzie potrzebować trochę więcej niż jeden dzień? Ale nie zniechęcała się. Poprawiła plecak wypakowany podręcznikami po brzegi i weszła do mieszkania za swoim szefem, który niósł drugi z jej bagaży. Znacznie lżejszy, bo zawierał jedynie jej ubrania, ale i tak mężczyzna upierał się przy pomocy dziewczynie. Dobrze wiedząc ile ważą książki, sprawnie wymigała się od zbytniego wykorzystywania starszego.
- Jak Pani widzi, trochę przybyło od mojej ostatniej wizyty. - Oznajmił odstawiając plecak na kanapę, na której i tak brakowało miejsca na cokolwiek innego, a co dopiero aby usiadł tam swobodnie człowiek.
- Spokojnie, nie jest to coś z czym nie mogłabym sobie poradzić. - Oznajmiła z zapałem, wspierając ramiona na biodrach.
- Ogromnie się cieszę, że to słyszę. Proszę wybrać jeden z pokoi gościnnych na piętrze, a na poszukam syna. - Polecił szef dziewczyny nim zniknął za ścianą oddzielającą dwa salony. Bardziej niż stan mieszkania, szokował ją raczej jego rozmiar. Miejsce było ogromne. Dwa salony - rodzinny i gościnny, kuchnia z dużą wyspą, pokój treningowy, biuro z biblioteką, dwie duże garderoby, dwie łazienki oraz cztery pokoje gościnne. A do tego dochodził długi taras. Takie miejsca jej błękitne oczy widziały jedynie na filmach. A teraz miała w jednym z nich mieszkać i się nim zajmować.
Jej wybór padł na pokój od południa, na niższym piętrze. Wolała nie kusić losu sennym spacerem po zdradliwych schodach. Może i pokój nie był nienaruszony, ale zdecydowanie wypadał lepiej na tle reszty mieszkania. Liczyło się, że ma łóżko, biurko i półkę na książki. Tylko tyle jej było potrzeba, a nawet i z samym łóżkiem by sobie świetnie poradziła. Zostawiła w nim swoje plecaki i wróciła do salonu. Czekając próbowała ocenić, za którą część najlepiej będzie zabrać się od początku.
Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Zaraz po tym gdy brunet ziewnął, na jego twarzy pojawił się grymas irytacji. Nienawidził studiować zarządzania, nie obchodziły go podstawy prawa i finanse. Miał je głęboko gdzieś. Po całym dniu nudnych jak flaki z olejem wykładach, jedyne czego chciał to zrelaksować się. Niestety, nie było mu to dane. Nie był jednym z tych szczęściarzy, którym wystarczyło tylko uważnie słuchać, by wszystko zapamiętać i nie musieć zakuwać na chacie. Żeby zadowolić swojego starego, musiał ukończyć te studia, a następnie wykorzystać to co mu nawciskano do głowy w praktyce w jego firmie i zarabiać przy tym kokosy. Tak, pieniądze to była jego jedyna zachęta, aby nie rzucić tego w cholerę. Dlatego musiał się uczyć. Ale to dopiero po pizzy, którą chwilę temu zamówił.
- Co jest kurde?-spytał sam siebie kiedy usłyszał dziwny dźwięk, aż musiał zdjąć słuchawki, aby upewnić się, czy przypadkiem mu się nie zdawało. To był odgłos coś jak...pukanie w drzwi? Niemożliwe, dopiero co zamówił pizzę, poza tym nie wydawało mu się, że ma na tyle dobry słuch, by stąd słyszeć jak ktoś wali w drzwi wyjściowe.
- Ezekiel, to ja twój ojciec. Musimy pilnie porozmawiać.-omal zawału nie dostał, gdy usłyszał głos swojego starego. Co on tu robił? Nie mając chyba innego wyboru, podniósł z swojego brzucha laptop, w którego ekran wpatrywał się przez ostatnie parę godzin, oraz zrzucił z siebie przekąski, którymi się w międzyczasie zajadał. Po podniesieniu się z łóżka, szedł powoli w stronę drzwi, aby przypadkiem się nie przewrócić. Ta...jego pokój był zdecydowanie największym składowiskiem odpadów w tym mieszkaniu. Jedynie większość sypialni gościnnych nie licząc kurzu, czy demonów...znaczy się pająków, się przed tym uchroniła, ale to dlatego, że w ogóle do nich nie wchodził. Nie widziało mu się tego wszystkiego sprzątać, ale to nie było tak, że był jakimś niechlujnym oblechem, który szczyci się tym, że w pojedynkę zapuścił tak ogromne mieszkanie, czy coś równie durnego. W końcu to wszystko nie pojawiło się z dnia na dzień, przez to, że zanieczyszczenie postępowało stopniowo, jego organizm przyzwyczajał się tym do takich warunków równomiernie z ich nasilaniem się. Nie miał jednak nic przeciwko, aby ktoś ogarnął ten bajzel za niego.
- Umm...hej. Dawno cię tu nie było.- Zeke przywitał się z ojcem, brzmiąc przy tym najbardziej niezręcznie jak tylko był w stanie. Kompletnie nie potrafił gadać z swoim starym. Ale w jednym miał rację, ostatnim razem był u niego, kiedy wręczał mu kluczyki do mieszkania. Dlatego zdziwiło go to, że ojczulek nie wyglądał na zbytnio przejętego stanem mieszkania, zupełnie tak jakby spodziewał się tego, co ujrzy wchodząc do środka. Więc albo był święcie przekonany, że do tego dojdzie i teraz miał ogromną satysfakcję, że młody Crawford rzeczywiście zawalił, albo musiał zrobić mu nagłą wizytę, gdy był poza domem, korzystając z własnej kopii kluczy. Obie opcje były możliwe w równym stopniu.- Czego chcesz?
- Także dawno nas nie odwiedzałeś.- odparł mężczyzna w średnim wieku.- Pewnie się domyślasz, że chodzi o stan twojego mieszkania. Popełniłem błąd, nie powinienem był pozwolić ci mieszkać w pojedynkę, nie jesteś na to gotowy. Chodź, przedstawię Ci panią, która od dziś będzie zajmować się dbaniem o porządek twojego mieszkania.
Przez poważny wyraz twarzy ojca, początkowo bał się, że miał zamiar go jakoś ukarać, kazać wrócić do rodzinnej rezydencji, czy coś równie okropnego, a jednak...Nie. Ten zamiast go karać, jeszcze postanawia dać mu za to nagrodę w postaci własnej służącej. Odetchnął z ulgą, ale czego innego mógł się spodziewać po swoim starym? Może i decydował za niego o jego przyszłości i nie dawał mu dojść do słowa w sprawie tego czego sam chciał, ale był przy tym niezwykle pobłażliwy w wszystkim, co nie rujnowało jego idealnego pomysłu na niego.
- Wow dzięki.- wydusił z siebie, po czym ruszył za swoim ojcem do salonu. Przez całą drogę Zeke czuł na sobie jego wzrok. Taa, od czasu ich ostatniego spotkania trochę się zaniedbał. Przydługie włosy, które od dawna nie widziały się z fryzjerem, cienie pod oczami czy problemy z cerą spowodowane przejściem na mniej zdrową dietę. Przynajmniej dbał o higienę osobistą. Fakt, czasem odpuszczał sobie prysznic, gdy miał sporo do wykucia w nocy, a rano nie miał na to czasu, ale codziennie zmieniał podkoszulki i bieliznę. Spodnie czy bluzy dopiero gdy zdążyły się ubrudzić, rzucał gdziekolwiek. Prać nie umiał, dlatego wszystko po prostu rzucał gdzie popadnie i po prostu kupował nowe, czyste. No co? Był bogaty, więc mógł sobie na to pozwolić.
- Wybacz, że musiała Pani tyle na nas czekać. Oto Ezekiel mój syn.-ojciec przedstawił go...młodej kobiecie? Bez kitu, spodziewał się pięćdziesięcioletniej starej panny lub wdówki, ale nie kogoś w zbliżonym do niego wieku. Przynajmniej specjalnie znalazł taką nie za ładną, aby do niczego między nimi nie doszło, w przeciwnym razie zacząłby się martwić o stan psychiczny swojego ojczulka.
- Zeke.-przedstawił się ciemnowłosy z neutralnym wyrazem twarzy. Oby laska nie okazała się typem skarżypyty, jeśli nakapuje staremu ile piwa trzyma w lodówce, to mógł przyrzec, że wyleci stąd z hukiem. Miał już podać jej rękę na przywitanie, gdy zorientował się, że miał ją brudną od krążków cebulowych. Wytarł dłoń o swoją bluzę. I cyk, kolejna do wyrzucenia gdzieś na podłogę.
- Co jest kurde?-spytał sam siebie kiedy usłyszał dziwny dźwięk, aż musiał zdjąć słuchawki, aby upewnić się, czy przypadkiem mu się nie zdawało. To był odgłos coś jak...pukanie w drzwi? Niemożliwe, dopiero co zamówił pizzę, poza tym nie wydawało mu się, że ma na tyle dobry słuch, by stąd słyszeć jak ktoś wali w drzwi wyjściowe.
- Ezekiel, to ja twój ojciec. Musimy pilnie porozmawiać.-omal zawału nie dostał, gdy usłyszał głos swojego starego. Co on tu robił? Nie mając chyba innego wyboru, podniósł z swojego brzucha laptop, w którego ekran wpatrywał się przez ostatnie parę godzin, oraz zrzucił z siebie przekąski, którymi się w międzyczasie zajadał. Po podniesieniu się z łóżka, szedł powoli w stronę drzwi, aby przypadkiem się nie przewrócić. Ta...jego pokój był zdecydowanie największym składowiskiem odpadów w tym mieszkaniu. Jedynie większość sypialni gościnnych nie licząc kurzu, czy demonów...znaczy się pająków, się przed tym uchroniła, ale to dlatego, że w ogóle do nich nie wchodził. Nie widziało mu się tego wszystkiego sprzątać, ale to nie było tak, że był jakimś niechlujnym oblechem, który szczyci się tym, że w pojedynkę zapuścił tak ogromne mieszkanie, czy coś równie durnego. W końcu to wszystko nie pojawiło się z dnia na dzień, przez to, że zanieczyszczenie postępowało stopniowo, jego organizm przyzwyczajał się tym do takich warunków równomiernie z ich nasilaniem się. Nie miał jednak nic przeciwko, aby ktoś ogarnął ten bajzel za niego.
- Umm...hej. Dawno cię tu nie było.- Zeke przywitał się z ojcem, brzmiąc przy tym najbardziej niezręcznie jak tylko był w stanie. Kompletnie nie potrafił gadać z swoim starym. Ale w jednym miał rację, ostatnim razem był u niego, kiedy wręczał mu kluczyki do mieszkania. Dlatego zdziwiło go to, że ojczulek nie wyglądał na zbytnio przejętego stanem mieszkania, zupełnie tak jakby spodziewał się tego, co ujrzy wchodząc do środka. Więc albo był święcie przekonany, że do tego dojdzie i teraz miał ogromną satysfakcję, że młody Crawford rzeczywiście zawalił, albo musiał zrobić mu nagłą wizytę, gdy był poza domem, korzystając z własnej kopii kluczy. Obie opcje były możliwe w równym stopniu.- Czego chcesz?
- Także dawno nas nie odwiedzałeś.- odparł mężczyzna w średnim wieku.- Pewnie się domyślasz, że chodzi o stan twojego mieszkania. Popełniłem błąd, nie powinienem był pozwolić ci mieszkać w pojedynkę, nie jesteś na to gotowy. Chodź, przedstawię Ci panią, która od dziś będzie zajmować się dbaniem o porządek twojego mieszkania.
Przez poważny wyraz twarzy ojca, początkowo bał się, że miał zamiar go jakoś ukarać, kazać wrócić do rodzinnej rezydencji, czy coś równie okropnego, a jednak...Nie. Ten zamiast go karać, jeszcze postanawia dać mu za to nagrodę w postaci własnej służącej. Odetchnął z ulgą, ale czego innego mógł się spodziewać po swoim starym? Może i decydował za niego o jego przyszłości i nie dawał mu dojść do słowa w sprawie tego czego sam chciał, ale był przy tym niezwykle pobłażliwy w wszystkim, co nie rujnowało jego idealnego pomysłu na niego.
- Wow dzięki.- wydusił z siebie, po czym ruszył za swoim ojcem do salonu. Przez całą drogę Zeke czuł na sobie jego wzrok. Taa, od czasu ich ostatniego spotkania trochę się zaniedbał. Przydługie włosy, które od dawna nie widziały się z fryzjerem, cienie pod oczami czy problemy z cerą spowodowane przejściem na mniej zdrową dietę. Przynajmniej dbał o higienę osobistą. Fakt, czasem odpuszczał sobie prysznic, gdy miał sporo do wykucia w nocy, a rano nie miał na to czasu, ale codziennie zmieniał podkoszulki i bieliznę. Spodnie czy bluzy dopiero gdy zdążyły się ubrudzić, rzucał gdziekolwiek. Prać nie umiał, dlatego wszystko po prostu rzucał gdzie popadnie i po prostu kupował nowe, czyste. No co? Był bogaty, więc mógł sobie na to pozwolić.
- Wybacz, że musiała Pani tyle na nas czekać. Oto Ezekiel mój syn.-ojciec przedstawił go...młodej kobiecie? Bez kitu, spodziewał się pięćdziesięcioletniej starej panny lub wdówki, ale nie kogoś w zbliżonym do niego wieku. Przynajmniej specjalnie znalazł taką nie za ładną, aby do niczego między nimi nie doszło, w przeciwnym razie zacząłby się martwić o stan psychiczny swojego ojczulka.
- Zeke.-przedstawił się ciemnowłosy z neutralnym wyrazem twarzy. Oby laska nie okazała się typem skarżypyty, jeśli nakapuje staremu ile piwa trzyma w lodówce, to mógł przyrzec, że wyleci stąd z hukiem. Miał już podać jej rękę na przywitanie, gdy zorientował się, że miał ją brudną od krążków cebulowych. Wytarł dłoń o swoją bluzę. I cyk, kolejna do wyrzucenia gdzieś na podłogę.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach