Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sacredmagic
kavetham
genshin impact
— Gdyby ludzie z Akademii nie oszaleli, wiedzieliby, że bardziej nadaję się na mędrca niż ty. Zresztą skoro zamierzasz zrezygnować, zaraz wrócisz do przewracania dokumentów i zarządzania plikami, tym samym wrócisz na dno — mówi Kaveh (@Yoshina), zakładając ręce na piersi. Wprost nie może uwierzyć, że Akademiya mogła wpaść na równie absurdalny pomysł.
— Przynajmniej nie jestem projektantem architektury, który zapracowuje się na śmierć tylko po to, by wywołać uśmiech na ustach klienta — odpowiada Alhaitham (@Kass), spoglądając spod rzęs na blondyna. Nie chce być złośliwy, zwyczajnie stwierdza fakt... Zwłaszcza widząc w jaki sposób funkcjonuje jego współlokator.
— T-Ty... Mógłbyś dać sobie spokój z tą gadką! Poświęciłem czas, żeby posprzątać dla ciebie salon, i to jest podziękowanie, które dostaję w zamian?! Lepiej byłoby nadrobić zaległości w pracy - wciąż mam projekty do skończenia — warczy Kaveh, Alhaitham wyraźnie gra mu na nerwach, a wszelkie starania nie dania się sprowokować idą na marne.
Czyli o parze współlokatorów, którzy podczas rozwiązania skomplikowanej sprawy dotyczącej Sumeru, starają się nie zagryźć na śmierć, w drodze udawania przed sobą, że wcale im na sobie nie zależy.
— Przynajmniej nie jestem projektantem architektury, który zapracowuje się na śmierć tylko po to, by wywołać uśmiech na ustach klienta — odpowiada Alhaitham (@Kass), spoglądając spod rzęs na blondyna. Nie chce być złośliwy, zwyczajnie stwierdza fakt... Zwłaszcza widząc w jaki sposób funkcjonuje jego współlokator.
— T-Ty... Mógłbyś dać sobie spokój z tą gadką! Poświęciłem czas, żeby posprzątać dla ciebie salon, i to jest podziękowanie, które dostaję w zamian?! Lepiej byłoby nadrobić zaległości w pracy - wciąż mam projekty do skończenia — warczy Kaveh, Alhaitham wyraźnie gra mu na nerwach, a wszelkie starania nie dania się sprowokować idą na marne.
Czyli o parze współlokatorów, którzy podczas rozwiązania skomplikowanej sprawy dotyczącej Sumeru, starają się nie zagryźć na śmierć, w drodze udawania przed sobą, że wcale im na sobie nie zależy.
forever between the whispers of wisdom will
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Alhaitham
Wiek25 lat
WizjaDendro
PochodzenieSumeru
BrońLight of the Foliar Sanction
Przynależność:Haravatat, Akademia Sumeru; Skryba
Aparycja
Jest wysokim mężczyzną, o atletycznej budowie ciała; mierzy ok. 182 cm wzrostu. Jego włosy są krótkie, o szarym kolorze z delikatnymi turkusowymi przebłyskami. Oczy mają ciemno turkusową barwę o pomarańczowych źrenicach. Zazwyczaj nosi się w czarnym przylegającym topie i obcisłych spodniach ze złotymi ozdobami oraz buty wysokie do kolan z różnokolorowymi ornamentami przy cholewkach. Jego Dendro wizja jest przyczepiona do płaszcza na lewym ramieniu.
Extra
Mimo swojej błyskotliwości i aury, jaką roztacza jest zwykłym pracownikiem Akademii, ze stabilną pracą i własnym mieszkaniem w Sumeru. Prowadzi bardzo spokojne życie i szanuje swoją wolność, skupiając się głównie na nauce, z czego uczy się wyłącznie tego, co go interesuje. Zdarza się, że spotkanie go w godzinach pracy jest niemal niemożliwe, ponieważ nie wiadomo gdzie obecnie się znajduje oraz czym się zajmuje - jednak kiedy już się pojawia pozostaje na uboczu, obserwuje i zapisuje tylko te informacje, które sam uważa za ważne. Z rzadka pojawia się tam, gdzie ludzie go oczekują. Jest indywidualistą w pełni skupionym na sobie i rzeczach, którymi się zajmuje, przez co też uchodzi za aroganckiego. Nie jest fanem rozwiązywania konfliktów rękoczynami, jest zdania, że wszystko da się załatwić dyskusją i po dokładnym połączeniu ze sobą wszystkich faktów dojść do konkluzji. Przez swoje silnie racjonalne podejście, często spiera się ze swoim współlokatorem, Kavehem, który przedstawia całkowicie odmienne poglądy od niego.
Pewność siebie
Inteligencja
Ekstrawertyzm
Szacunek do innych
Skuteczność
Arogancja
Komunikatywność
Walka
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
┌───────────────────┐
R O Z S Z E R Z E N I E
└───────────────────┘
R O Z S Z E R Z E N I E
└───────────────────┘
Nie można powiedzieć, że Kaveh nie jest ambitny i choć zwykle jest to cecha na ogół pozytywna w oczach innych, to zdecydowanie dla blondyna jest odwrotnie. Właśnie przez nią skończył w czterech ścianach Alhaithema, użerając się z jego brakiem poczucia estetyki oraz zerową potrzebą uporządkowania kilku... Set ksiąg, które jedynie piętrzą się po sam sufit, jeśli zapomni posprzątać mieszkanie. Jasnowłosy zdecydowanie nie ma łatwo u boku mężczyzny, ale upór oraz brak aktualnie funduszy zmusza Kaveha do kiszenia się z Skrypa. Mieszkaniec Sumeru uznawany jest za mistrza architektury. Bardzo często jest w podróży w poszukiwaniu natchnienia na kolejne swoje dzieła. Pracoholik to doskonałe, drugie imię dla tego osobnika. Nie można powiedzieć, że jest głupi, ale zdecydowanie brak mu cierpliwości do współlokatora. Nie grzeszy również kreatywnością oraz zapałem, a zaczęte prace zawsze kończy. Nawet jeśli grozi to poświęceniem paru nieprzespanych nocy. Jest również otwarty na nowe znajomości, nie boi się mówić co myśli i czasem posiada cięty język. Nawet bardzo często, gdy w przestrzeń osobistą wchodzi nie kto inny jak Siwy. Nie jedni nie dają rady przegadać blondaska. Kaveh osiada zdolność rozumienia zdania innych i choć nie zawsze się z tym zgadza, szanuje ich zdanie, dlatego prawie wychodzi z siebie, kiedy Alhaithema nie potrafi zrobić tego samego w jego przypadku. Ich relacja jest dość skomplikowana. Nie jedni zastanawiają się jak to możliwe, że jeszcze się nie pozabijali. Może to łud szczęścia, a może jednak chodzi tu o coś innego.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Odkąd konwój Akademiyii zmierzający do wioski Aaru zostaje okradziony, Alhaitham ma ręce pełne roboty. Nie spędza zbyt wiele czasu w swoim gabinecie, pozostawiając piętrzące się na biurku stosy dokumentów, w drodze rozwiązywania spraw zdecydowanie ważniejszych. Skradzione dobra, kapsuły wiedzy, mają ogromną wartość dla Sumeru, jako że jak głoszą pogłoski, mają one związek z ich bóstwem. Nie jest zmuszony długo szukać, aby wpaść na trop Ayn Al-Ahmar, o których jest dość głośno wśród eremitów zasiedlających Sumeru City, jednak do tego momentu jego wiedza, gdzie ich szukać jest dość szczątkowa.
_______ — Jedno Biryani na wynos — mówi, zwracając się do kelnera w restauracji, który zapisuje jego zamówienie i znika, aby poinformować o nim kucharza. Chodząc prawie cały dzień po mieście, sowicie oblanym jasnymi promieniami słońca, w końcu robi się głodny. Stąd też nogi niosą go do Lambad’s Tavern, gdzie oprócz różnorodnych, kolorowych drinków, sprzedają również rozmaite dania, do których podniebienie Alhaithama jest przyzwyczajone. We te dni, gdy z rzadka można go spotkać w domowych czterech ścianach, najczęściej jada na mieście. Zresztą doskonała jakość tych dań, i fakt, że nie trzeba wkładać żadnej energii w przygotowanie ich, zdecydowanie gra mu na rękę.
_______ — Tariq? Ostatnio siedzi w Port Ormos. Myślę, że jeśli go szukasz, to pierwsze miejsce, w którym powinieneś pytać... — rzuca przyciszonym głosem Eremita, do swojego rozmówcy, którego Alhaitham nie jest w stanie zobaczyć, ze względu na swoje położenie. Mimo wszystko na jego ustach budzi się drobny uśmiech, ponieważ są to informacje, których wyczekiwał. Znaczyło to też, że znalazł się w tawernie o odpowiedniej porze i czasie. Odbiera swoje zamówienie i czeka moment, by wysłuchać reszty rozmowy między mężczyznami, nim wychodzi z lokalu.
_______ W normalnych okolicznościach najpewniej skierowałby się do ogrodów, znajdujących się na wyższej części drzewa Akademiyii, gdzie w spokoju mógłby spożyć posiłek i przeczytać książkę. Sprawa mimo wszystko nie cierpi zwłoki, dlatego też powinien w miarę swoich możliwości, rozpocząć przygotowania do podróży. Port Ormos znajduje się parę godzin na południe od Sumeru City. A z uwagi na obecną porę dnia, zmuszony jest odłożyć swoje poszukiwanie Ayn Al-Ahmar na jutrzejszy dzień. Spotkanie Tariqa w tawernie Djafar będzie mniej graniczyć z cudem późnego popołudnia, a nawet wieczoru, co przy aktualnym położeniu byłoby nieosiągalne.
_______ Unosi głowę, aby ocenić położenie słońca, po czym kiwa głową zagłębiony w kontemplacji. Na oko mógłby powiedzieć, że jest coś około godziny siedemnastej, tak więc wraz z pakowaniem i samą przeprawą znalazłby się w Port Ormos zbyt późno. Poszukiwanie noclegu po nocy, byłoby równie kłopotliwe, dlatego decyduje się na pozostanie tego dnia w domu. Uśmiecha mu się to nawet bardziej, z uwagi na nieobecność Kaveha, który parę dni temu urządził sobie wycieczkę. Przez to też szczerze liczy, że uda im się minąć. Następna kłótnia o pierdoły, nie będzie mieć dobrego wpływu na jego koncentrację.
_______ Dość nieporadnie wyciąga pęk kluczy z kieszeni, który wydaje się znacznie większy, niż powinien. Z tego też względu upada mu na ziemię, tuż przed drzwiami, a oczom ukazuje się lwi breloczek, należący do Kaveha. Marszczy brwi, jednak nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy zabierał je ze sobą. W każdym razie dobrze, że znajduje się w mieszkaniu przez architektem, który mógłby z tego powodu zrobić niezłe zamieszanie. Odkłada torbę z jedzeniem w jadalni, aby zaraz ją rozpakować i przystąpić do spożywania posiłku. Trochę kręci go w nosie od kurzu, który unosi się wszem i wobec, aczkolwiek myśl o nim szybko znika w głębsze odmęty umysłu. W końcu nic dziwnego, skoro od dłuższego czasu żadnego z nich nie było w domu, w tym Alhaithama nie będzie nawet dłużej.
_______Pod nieobecność Kaveha zawsze jest tu ciszej. Nie ma niepotrzebnej kłótni, spadających książek podczas sprzątania i nowych akcesoriów, na które blondyn marnuje swoje pieniądze, chcąc upiększyć ich cztery ściany. Tyczy się to na przykład obrazu, który zawiesił ostatnio przy jego biblioteczce. Sam w sobie widok Chinvat Ravine mu nie przeszkadza, może nawet… nie najgorzej komponuje się z wystrojem. Czego Alhaitham oczywiście nie przyzna na głos, ponieważ sam stawiłby w tym miejscu coś pożyteczniejszego. Mimo wszystko wiecznie przekrzywiona rama nieco gra mu na nerwach i szczerze musi się zastanowić, jak to się dzieje, że cokolwiek Kaveh dotąd wzniósł, jeszcze nie runęło. Zwłaszcza, jeśli właśnie w ten sposób oceniał symetrię.
_______ Kończy właśnie Biryani, gdy słyszy szarpanie za klamkę drzwi wejściowych, które zamknął od środka. Przewraca oczami, spodziewając się najgorszego, jako że nikt, kto go zna i nie jest Kavehem, z równym impetem nie wchodziłby do jego domu. Im bardziej zbliża się do wyjścia, słyszy zza drewnianej nawierzchni stek przekleństw, które spowodowane są najpewniej zapodzianym kluczem. Otwiera drzwi, posyłając współlokatorowi spojrzenie pełne niedowierzania, jednak nic nie mówi. Jedynie wpuszcza go, aby wrócić do jadalni i sprzątnąć po sobie resztki po skończonym obiedzie.
_______ Wyglądałoby na to, że swoimi przemyśleniami i ukochaniem wobec samotności, wywołał wilka z lasu. Przy tym też wszelkie nadzieje na spokojne popołudnie, wieczór i noc idą w zapomnienie.
_______ — Jedno Biryani na wynos — mówi, zwracając się do kelnera w restauracji, który zapisuje jego zamówienie i znika, aby poinformować o nim kucharza. Chodząc prawie cały dzień po mieście, sowicie oblanym jasnymi promieniami słońca, w końcu robi się głodny. Stąd też nogi niosą go do Lambad’s Tavern, gdzie oprócz różnorodnych, kolorowych drinków, sprzedają również rozmaite dania, do których podniebienie Alhaithama jest przyzwyczajone. We te dni, gdy z rzadka można go spotkać w domowych czterech ścianach, najczęściej jada na mieście. Zresztą doskonała jakość tych dań, i fakt, że nie trzeba wkładać żadnej energii w przygotowanie ich, zdecydowanie gra mu na rękę.
_______ — Tariq? Ostatnio siedzi w Port Ormos. Myślę, że jeśli go szukasz, to pierwsze miejsce, w którym powinieneś pytać... — rzuca przyciszonym głosem Eremita, do swojego rozmówcy, którego Alhaitham nie jest w stanie zobaczyć, ze względu na swoje położenie. Mimo wszystko na jego ustach budzi się drobny uśmiech, ponieważ są to informacje, których wyczekiwał. Znaczyło to też, że znalazł się w tawernie o odpowiedniej porze i czasie. Odbiera swoje zamówienie i czeka moment, by wysłuchać reszty rozmowy między mężczyznami, nim wychodzi z lokalu.
_______ W normalnych okolicznościach najpewniej skierowałby się do ogrodów, znajdujących się na wyższej części drzewa Akademiyii, gdzie w spokoju mógłby spożyć posiłek i przeczytać książkę. Sprawa mimo wszystko nie cierpi zwłoki, dlatego też powinien w miarę swoich możliwości, rozpocząć przygotowania do podróży. Port Ormos znajduje się parę godzin na południe od Sumeru City. A z uwagi na obecną porę dnia, zmuszony jest odłożyć swoje poszukiwanie Ayn Al-Ahmar na jutrzejszy dzień. Spotkanie Tariqa w tawernie Djafar będzie mniej graniczyć z cudem późnego popołudnia, a nawet wieczoru, co przy aktualnym położeniu byłoby nieosiągalne.
_______ Unosi głowę, aby ocenić położenie słońca, po czym kiwa głową zagłębiony w kontemplacji. Na oko mógłby powiedzieć, że jest coś około godziny siedemnastej, tak więc wraz z pakowaniem i samą przeprawą znalazłby się w Port Ormos zbyt późno. Poszukiwanie noclegu po nocy, byłoby równie kłopotliwe, dlatego decyduje się na pozostanie tego dnia w domu. Uśmiecha mu się to nawet bardziej, z uwagi na nieobecność Kaveha, który parę dni temu urządził sobie wycieczkę. Przez to też szczerze liczy, że uda im się minąć. Następna kłótnia o pierdoły, nie będzie mieć dobrego wpływu na jego koncentrację.
_______ Dość nieporadnie wyciąga pęk kluczy z kieszeni, który wydaje się znacznie większy, niż powinien. Z tego też względu upada mu na ziemię, tuż przed drzwiami, a oczom ukazuje się lwi breloczek, należący do Kaveha. Marszczy brwi, jednak nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy zabierał je ze sobą. W każdym razie dobrze, że znajduje się w mieszkaniu przez architektem, który mógłby z tego powodu zrobić niezłe zamieszanie. Odkłada torbę z jedzeniem w jadalni, aby zaraz ją rozpakować i przystąpić do spożywania posiłku. Trochę kręci go w nosie od kurzu, który unosi się wszem i wobec, aczkolwiek myśl o nim szybko znika w głębsze odmęty umysłu. W końcu nic dziwnego, skoro od dłuższego czasu żadnego z nich nie było w domu, w tym Alhaithama nie będzie nawet dłużej.
_______Pod nieobecność Kaveha zawsze jest tu ciszej. Nie ma niepotrzebnej kłótni, spadających książek podczas sprzątania i nowych akcesoriów, na które blondyn marnuje swoje pieniądze, chcąc upiększyć ich cztery ściany. Tyczy się to na przykład obrazu, który zawiesił ostatnio przy jego biblioteczce. Sam w sobie widok Chinvat Ravine mu nie przeszkadza, może nawet… nie najgorzej komponuje się z wystrojem. Czego Alhaitham oczywiście nie przyzna na głos, ponieważ sam stawiłby w tym miejscu coś pożyteczniejszego. Mimo wszystko wiecznie przekrzywiona rama nieco gra mu na nerwach i szczerze musi się zastanowić, jak to się dzieje, że cokolwiek Kaveh dotąd wzniósł, jeszcze nie runęło. Zwłaszcza, jeśli właśnie w ten sposób oceniał symetrię.
_______ Kończy właśnie Biryani, gdy słyszy szarpanie za klamkę drzwi wejściowych, które zamknął od środka. Przewraca oczami, spodziewając się najgorszego, jako że nikt, kto go zna i nie jest Kavehem, z równym impetem nie wchodziłby do jego domu. Im bardziej zbliża się do wyjścia, słyszy zza drewnianej nawierzchni stek przekleństw, które spowodowane są najpewniej zapodzianym kluczem. Otwiera drzwi, posyłając współlokatorowi spojrzenie pełne niedowierzania, jednak nic nie mówi. Jedynie wpuszcza go, aby wrócić do jadalni i sprzątnąć po sobie resztki po skończonym obiedzie.
_______ Wyglądałoby na to, że swoimi przemyśleniami i ukochaniem wobec samotności, wywołał wilka z lasu. Przy tym też wszelkie nadzieje na spokojne popołudnie, wieczór i noc idą w zapomnienie.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Blondyn szedł wzdłuż wydeptanej ścieżki, marudząc pod nosem coś o losie i zsyłanym na jego osobę nieszczęściu. Było to dość zrozumiałe, zważywszy na fakt, iż od połowy Fane the Ashvattha musiał przejść resztę drogi pieszo, bo powóz wpadł w tajemniczą dziurę i koło najzwyklej w świecie połamało się. Nie miał ochoty czekać czterech dni na naprawę, aby tylko oszczędzić sobie bólu nóg jaki aktualnie przeżywał. Całą drogę przebrnął w osamotnieniu. Nie licząc teczki, do której czasem otworzył dzioba.
_______Odetchnął z uglą, gdy właśnie przekraczał granicę dzielącą niczyje ziemie z miastem Sumeru. Nie wybrał głównej ścieżki, gdzie mógł usiąść w jednej z knajp, albo za ostatnie grosze w sakiewce kupić gotowaną na parze bułkę nadzianą gularzem lub owocami w przydrożnym na pierwszy rzut oka bazarku. Zamiast tego obrał wejście od strony szpitala, przez krótki moment zazdroszcząc chorym, leżącym na łóżkach ludziom. Chciał po prostu jak najszybciej znaleźć się w domu, licząc, iż nie zasta tam Alhaithama. Co było bardzo sporym prawdopodobieństwem.
_______Z pozytywną energią jakiej nie uświadczył przez ostatnie dwa dni podróży, w końcu dodatrł przed upragnione drzwi domostwa. Wolną ręką, w której nie trzymał teczki, sięgnął do kieszeni spodni, aby wygrzebać z niej brelok lwa z przypiętym kluczem, ale ku jego zaskoczeniu nie znalazł tam pożądanego przedmiotu. Spanikowany odłożył zbędny balast na podłogę obmacując się po całym ciele, nadal nie słysząc upragnionego dźwięku ocierającego się o siebie metalu. Jęknął zdruzgotany, czując okrutną bezsilność. Nie uśmiechało mu się szukać po całym Sumeru siwego, który zapewne zaczytany w swoje książki nawet by mu nie odpowiedział. Postawił więc na jedną kartę, licząc, że ten będzie w domu. Zapukał trzykrotnie robiąc niewielką przerwę na podsłuchanie przez podstawione ucho do drzwi szmerów. Cisza. Zapukał znów, lecz mocniej, ale otrzymując ten sam wynik zacisnął dłoń w pięść i nie kłopotał się tym, że przechodni spoglądają na niego jak na jakiegoś włamywacza. Czuł narastającą wewnętrznie flustrację. Z pulsującą na skroni żyłką zaczął klnąć pod nosem na współlokatora, zastanawiając się, dlaczego znów jego klucze tajemniczo zniknęły. Czy to sprawka Alhaithama? Nie zdziwiłby się, gdyby faktycznie był w posiadaniu jego kluczyków. W końcu nie byłby to pierwszy raz! Kaveh zastanawiał się, po co właściwie mu je dawał, skoro i tak większość czasu lądowały w kieszeni "zielonego" gościa.
_______W głowie zaczynał wyobrażać sobie na jakie sposoby może uprzykrzyć życie Alhaithamowi, do jakich tortur zmusi przyjaciela, gdy tylko go dorwie, aż w pewnym momencie drewniana bariera przesunęła się, unikając jego pięści. Tracąc przy tym lekko równowagę, cofnął się, spoglądając z zaskoczeniem i chwilową euforią na siwą czuprynę.
_______Odchrząknął, doprowadzając się do stanu rzeczywistego i zebrał rzeczy z ziemi wchodząc do środka. Niemal zapomniał jak się oddycha, kiedy zastał w jego mniemaniu dosłowny burdel na chacie. Kurz pałętał się wszędzie. Książki wykradały każdy możliwy, wolny centymetr powierzchi. Poza tym, na którym lubił siedzieć i czytać Alhaithem. Tam wszystko było tak jak przed wyjazdem blondyna. Cały pobladł, ciężko wzdychając z braku sił na tego osobnika.
_______— Nie było mnie tylko tydzień, a ty już zdążyłeś zamienić mieszkanie w jakiś zapomniany zakątek biblioteki. Po co ja tu w ogóle sprzątam? — powiedział, odkładając teczkę na kapanę, dalej śledząc kroki Alhaithema. Owszem, zgodził się na warunki gotowania posiłków i sprzątania w zamian za możliwość mieszkania tutaj, ale dlaczego nie mógł sam nieco przypilnować czystości podczas jego nieobecności? Kaveh czuł, jak traci resztki swoich sił na widoki, które zastał. — Przyznaj się, znów przywłaszczyłeś sobie moje klucze— obruszony skrzyżował ręce na piersi, obserwując jak współlokator sprząta po kupionym na mieście posiłku. Jedynie przewrócił oczami, enty raz wzdychając z bezsilności do tego okazu. Aż dziw, że miał taką figurę mimo swojego trybu życia. Miał chociaż nadzieję, że ten zjadł posiłki, które mu uszykował i zostawił w lodówce. W końcu napracował się nad nimi, a blondyn nienawidził, gdy jedzenie się marnowało.
_______— I co właściwie wyrabia się w Sumeru? Doszły mnie słuchy o jakichś problemach — dodał, słysząc jak organizm zbuntował się przed nim samym, rozsławiając serenadę o tym jak chętnie poczułby smak jedzenia. Nie było w tym nic dziwnego skoro cały dzień nic nie jadł, a w mieszkaniu poza kurzem roznosił się zapach zamówionego wcześniej przez Alhaithema Biryani.
_______— Słucham — zawstydzony, z czerwonymi polikami udał, że nic nie słyszał, ponaglając siwego, aby zaczął wdrazać go w temat i zignorował burczenie wygłodniałego żołądka.
_______Odetchnął z uglą, gdy właśnie przekraczał granicę dzielącą niczyje ziemie z miastem Sumeru. Nie wybrał głównej ścieżki, gdzie mógł usiąść w jednej z knajp, albo za ostatnie grosze w sakiewce kupić gotowaną na parze bułkę nadzianą gularzem lub owocami w przydrożnym na pierwszy rzut oka bazarku. Zamiast tego obrał wejście od strony szpitala, przez krótki moment zazdroszcząc chorym, leżącym na łóżkach ludziom. Chciał po prostu jak najszybciej znaleźć się w domu, licząc, iż nie zasta tam Alhaithama. Co było bardzo sporym prawdopodobieństwem.
_______Z pozytywną energią jakiej nie uświadczył przez ostatnie dwa dni podróży, w końcu dodatrł przed upragnione drzwi domostwa. Wolną ręką, w której nie trzymał teczki, sięgnął do kieszeni spodni, aby wygrzebać z niej brelok lwa z przypiętym kluczem, ale ku jego zaskoczeniu nie znalazł tam pożądanego przedmiotu. Spanikowany odłożył zbędny balast na podłogę obmacując się po całym ciele, nadal nie słysząc upragnionego dźwięku ocierającego się o siebie metalu. Jęknął zdruzgotany, czując okrutną bezsilność. Nie uśmiechało mu się szukać po całym Sumeru siwego, który zapewne zaczytany w swoje książki nawet by mu nie odpowiedział. Postawił więc na jedną kartę, licząc, że ten będzie w domu. Zapukał trzykrotnie robiąc niewielką przerwę na podsłuchanie przez podstawione ucho do drzwi szmerów. Cisza. Zapukał znów, lecz mocniej, ale otrzymując ten sam wynik zacisnął dłoń w pięść i nie kłopotał się tym, że przechodni spoglądają na niego jak na jakiegoś włamywacza. Czuł narastającą wewnętrznie flustrację. Z pulsującą na skroni żyłką zaczął klnąć pod nosem na współlokatora, zastanawiając się, dlaczego znów jego klucze tajemniczo zniknęły. Czy to sprawka Alhaithama? Nie zdziwiłby się, gdyby faktycznie był w posiadaniu jego kluczyków. W końcu nie byłby to pierwszy raz! Kaveh zastanawiał się, po co właściwie mu je dawał, skoro i tak większość czasu lądowały w kieszeni "zielonego" gościa.
_______W głowie zaczynał wyobrażać sobie na jakie sposoby może uprzykrzyć życie Alhaithamowi, do jakich tortur zmusi przyjaciela, gdy tylko go dorwie, aż w pewnym momencie drewniana bariera przesunęła się, unikając jego pięści. Tracąc przy tym lekko równowagę, cofnął się, spoglądając z zaskoczeniem i chwilową euforią na siwą czuprynę.
_______Odchrząknął, doprowadzając się do stanu rzeczywistego i zebrał rzeczy z ziemi wchodząc do środka. Niemal zapomniał jak się oddycha, kiedy zastał w jego mniemaniu dosłowny burdel na chacie. Kurz pałętał się wszędzie. Książki wykradały każdy możliwy, wolny centymetr powierzchi. Poza tym, na którym lubił siedzieć i czytać Alhaithem. Tam wszystko było tak jak przed wyjazdem blondyna. Cały pobladł, ciężko wzdychając z braku sił na tego osobnika.
_______— Nie było mnie tylko tydzień, a ty już zdążyłeś zamienić mieszkanie w jakiś zapomniany zakątek biblioteki. Po co ja tu w ogóle sprzątam? — powiedział, odkładając teczkę na kapanę, dalej śledząc kroki Alhaithema. Owszem, zgodził się na warunki gotowania posiłków i sprzątania w zamian za możliwość mieszkania tutaj, ale dlaczego nie mógł sam nieco przypilnować czystości podczas jego nieobecności? Kaveh czuł, jak traci resztki swoich sił na widoki, które zastał. — Przyznaj się, znów przywłaszczyłeś sobie moje klucze— obruszony skrzyżował ręce na piersi, obserwując jak współlokator sprząta po kupionym na mieście posiłku. Jedynie przewrócił oczami, enty raz wzdychając z bezsilności do tego okazu. Aż dziw, że miał taką figurę mimo swojego trybu życia. Miał chociaż nadzieję, że ten zjadł posiłki, które mu uszykował i zostawił w lodówce. W końcu napracował się nad nimi, a blondyn nienawidził, gdy jedzenie się marnowało.
_______— I co właściwie wyrabia się w Sumeru? Doszły mnie słuchy o jakichś problemach — dodał, słysząc jak organizm zbuntował się przed nim samym, rozsławiając serenadę o tym jak chętnie poczułby smak jedzenia. Nie było w tym nic dziwnego skoro cały dzień nic nie jadł, a w mieszkaniu poza kurzem roznosił się zapach zamówionego wcześniej przez Alhaithema Biryani.
_______— Słucham — zawstydzony, z czerwonymi polikami udał, że nic nie słyszał, ponaglając siwego, aby zaczął wdrazać go w temat i zignorował burczenie wygłodniałego żołądka.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Spodziewa się wzburzenia ze strony blondyna, który jeszcze pod drzwiami sowicie na niego klą. A jednak, kiedy ich spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy, Kaveh wygląda na zaskoczonego i bez słowa wchodzi do środka. Odpowiada mu taka kolej rzeczy, nawet jeśli architekt nie szczędzi sobie narzekania na kurz, którego Alhaitham nie miał czasu zetrzeć. Zresztą też, nie kwapił się w ogóle, aby uprzątnąć salon przed przyjazdem współlokatora.
_______Sprząta po jedzeniu, obserwując Kaveh kątem oka i łatwo wyciąga wnioski, że ten wygląda na zmęczonego i jak się chwilę później okazuje - głodnego. Głośne burczenie żołądka jest bezpłatnym aktorem tego przedstawienia, wprawiając architekta w wyraźne zawstydzenie. Haitham nie może przy tym powstrzymać drobnego uśmiechu, który wpływa mu na usta. Wyrzuca resztki jedzenia do kosza, aby zaraz zajrzeć do lodówki, a którym piętrzą się opakowania pełne posiłków, najpewniej przygotowanych przez blondyna przed jego wyjazdem. Wyciąga jedno z nich, podgrzewa w ciszy i serwuje na stół.
_______— Najpierw coś zjedz, burczenie żołądka będzie mi przeszkadzać w tłumaczeniu — odpowiada, jako że za jego aktem dobroci naturalnie musi kryć się dobry motyw. Rzuca Kavehowi ponaglające spojrzenie, robiąc mu miejsce przy stole, zanim podejmuje dalszy temat. — Skradziono kapsuły wiedzy powiązane z Dendro Archonem, przez ostatnie dnie próbowałem dowiedzieć się coś więcej na ten temat — dodaje, opierając się o szafkę kuchenną. Uruchamia Akashę, pytając ją czy do opinii publicznej doszły nowe informacje zawczasu, jednak jego obecne poszlaki są wszystkim na czym może polegać. Podejrzewa, że więcej w temacie może wiedzieć Mahamantra Cyno, który najpewniej został już powiadomiony przez Akademiyę o sprawie. Sprowadzenie kapsuł na pustynię jest prawdopodobne, a przy tym niewątpliwe powiększa teren poszukiwań, dobrze, aby ktoś miał na to oko. — Ayn Al-Ahmar — rzuca znienacka, aby po chwili zrozumieć, że nazwa grupy eremitów może Kaveh’owi niewiele podpowiadać. — Są grupą Eremitów, którzy głoszą plotki o powrocie Szkarłatnego Króla, tym samym mając wrogi nastawienie do Great Lord Rukkadevaty. Z tego co mi wiadomo, mogą wiedzieć coś więcej na temat zaginionych kapsuł. O świcie wyruszam do Port Ormos, ponoć tam powinienem ich znaleźć — tłumaczy, spoglądając w kierunku okna. Powoli zaczynało zmierzchać, tak więc powinien zabrać się za pakowanie i niebawem położyć się spać.
_______Odbija się biodrem od szafki kuchennej, aby przemierzyć salon i skierować się do swojego gabinetu, który trzyma się w o wiele lepszych warunkach niż salon. Oczywiście, na regale gdzieniegdzie można dostrzec nawierzchnię pokrytą kurzem, aczkolwiek ani śladu wierzchniego bałaganu, jako że Alhaitham spędza w nim dość mało czasu. Generalnie przychodzi tu tylko spać i zabierać interesujące go egzemplarze książek, które mogą mieć powiązanie z tym, czego aktualnie szuka. Wyciąga z szafy niedużą torbę, do której zamierza spakować swoje dobra. Tachanie ze sobą dużej walizki jawi mu się bezsensem, jako że prawdopodobnie często będzie zmieniać miejsce pobytu, w dodatku byłoby niewygodne.
_______— Możesz mieć swój wkład w szukanie kapsuły. Myślę, że handlarka Dori chętniej przetrzepie cię z resztek Mory, niż wejdzie ze mną w dyskusję — rzuca, wychylając się z gabinetu. Powiązanie Kaveha ze sprawą z tego punktu widzenia będzie całkiem pożyteczne, chociaż Alhaitham nie przepada za posiadaniem kompanii podczas swoich misji. Trajkoczący nad uchem współlokator może przyczynić się do większych problemów z zebraniem myśli, a tym samym skupieniem przy łączeniu powiązań znalezionych poszlak.
_______A mimo wszystko Dori jest niezbędnym źródłem informacji, a być może z racji prowadzenia niezbyt legalnych interesów w obrębie Port Ormos - może być częścią całego przedsięwzięcia. Alhaitham przez badanie jej interesów, nie będących zgodnymi z regulacjami Akademiyii, nie jest przez Dori zbyt mile widziany. Zresztą zdawać się może, że handlarka przenosi swój biznes z dala od miejsc, w których obecnie może się kręcić skryba. Znalezienie partnera do tej części misji jest konieczne, a zgarnięcie przypadkowego przechodnia mogłoby nie być najlepszym rozwiązaniem. Zarówno z uwagi na podejrzliwość Dori, jak samo wplątywanie obcych sprawy najwyższej wagi dotyczące Sumeru.
_______— Tylko musiałbyś nie dać się spłukać do zera, jak w przypadku projektowania pałacu Alcazararay, nie mam w zamiarze przeznaczać na to więcej środków, niż to rzeczywiście potrzebne — dodaje, aby wrócić do pakowania.
_______Sprząta po jedzeniu, obserwując Kaveh kątem oka i łatwo wyciąga wnioski, że ten wygląda na zmęczonego i jak się chwilę później okazuje - głodnego. Głośne burczenie żołądka jest bezpłatnym aktorem tego przedstawienia, wprawiając architekta w wyraźne zawstydzenie. Haitham nie może przy tym powstrzymać drobnego uśmiechu, który wpływa mu na usta. Wyrzuca resztki jedzenia do kosza, aby zaraz zajrzeć do lodówki, a którym piętrzą się opakowania pełne posiłków, najpewniej przygotowanych przez blondyna przed jego wyjazdem. Wyciąga jedno z nich, podgrzewa w ciszy i serwuje na stół.
_______— Najpierw coś zjedz, burczenie żołądka będzie mi przeszkadzać w tłumaczeniu — odpowiada, jako że za jego aktem dobroci naturalnie musi kryć się dobry motyw. Rzuca Kavehowi ponaglające spojrzenie, robiąc mu miejsce przy stole, zanim podejmuje dalszy temat. — Skradziono kapsuły wiedzy powiązane z Dendro Archonem, przez ostatnie dnie próbowałem dowiedzieć się coś więcej na ten temat — dodaje, opierając się o szafkę kuchenną. Uruchamia Akashę, pytając ją czy do opinii publicznej doszły nowe informacje zawczasu, jednak jego obecne poszlaki są wszystkim na czym może polegać. Podejrzewa, że więcej w temacie może wiedzieć Mahamantra Cyno, który najpewniej został już powiadomiony przez Akademiyę o sprawie. Sprowadzenie kapsuł na pustynię jest prawdopodobne, a przy tym niewątpliwe powiększa teren poszukiwań, dobrze, aby ktoś miał na to oko. — Ayn Al-Ahmar — rzuca znienacka, aby po chwili zrozumieć, że nazwa grupy eremitów może Kaveh’owi niewiele podpowiadać. — Są grupą Eremitów, którzy głoszą plotki o powrocie Szkarłatnego Króla, tym samym mając wrogi nastawienie do Great Lord Rukkadevaty. Z tego co mi wiadomo, mogą wiedzieć coś więcej na temat zaginionych kapsuł. O świcie wyruszam do Port Ormos, ponoć tam powinienem ich znaleźć — tłumaczy, spoglądając w kierunku okna. Powoli zaczynało zmierzchać, tak więc powinien zabrać się za pakowanie i niebawem położyć się spać.
_______Odbija się biodrem od szafki kuchennej, aby przemierzyć salon i skierować się do swojego gabinetu, który trzyma się w o wiele lepszych warunkach niż salon. Oczywiście, na regale gdzieniegdzie można dostrzec nawierzchnię pokrytą kurzem, aczkolwiek ani śladu wierzchniego bałaganu, jako że Alhaitham spędza w nim dość mało czasu. Generalnie przychodzi tu tylko spać i zabierać interesujące go egzemplarze książek, które mogą mieć powiązanie z tym, czego aktualnie szuka. Wyciąga z szafy niedużą torbę, do której zamierza spakować swoje dobra. Tachanie ze sobą dużej walizki jawi mu się bezsensem, jako że prawdopodobnie często będzie zmieniać miejsce pobytu, w dodatku byłoby niewygodne.
_______— Możesz mieć swój wkład w szukanie kapsuły. Myślę, że handlarka Dori chętniej przetrzepie cię z resztek Mory, niż wejdzie ze mną w dyskusję — rzuca, wychylając się z gabinetu. Powiązanie Kaveha ze sprawą z tego punktu widzenia będzie całkiem pożyteczne, chociaż Alhaitham nie przepada za posiadaniem kompanii podczas swoich misji. Trajkoczący nad uchem współlokator może przyczynić się do większych problemów z zebraniem myśli, a tym samym skupieniem przy łączeniu powiązań znalezionych poszlak.
_______A mimo wszystko Dori jest niezbędnym źródłem informacji, a być może z racji prowadzenia niezbyt legalnych interesów w obrębie Port Ormos - może być częścią całego przedsięwzięcia. Alhaitham przez badanie jej interesów, nie będących zgodnymi z regulacjami Akademiyii, nie jest przez Dori zbyt mile widziany. Zresztą zdawać się może, że handlarka przenosi swój biznes z dala od miejsc, w których obecnie może się kręcić skryba. Znalezienie partnera do tej części misji jest konieczne, a zgarnięcie przypadkowego przechodnia mogłoby nie być najlepszym rozwiązaniem. Zarówno z uwagi na podejrzliwość Dori, jak samo wplątywanie obcych sprawy najwyższej wagi dotyczące Sumeru.
_______— Tylko musiałbyś nie dać się spłukać do zera, jak w przypadku projektowania pałacu Alcazararay, nie mam w zamiarze przeznaczać na to więcej środków, niż to rzeczywiście potrzebne — dodaje, aby wrócić do pakowania.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Wymalowany uśmieszek Alhaithama nie umknął uwadze Kavehowi. Odruchowo zacisnął pięść, jakby to właśnie w niej zagnieździł wszystkie emocje skierowane w stronę jasnowłosego i zdusił je, mocno, po czym zasiadł do stołu posłusznie niczym mały kotek w oczekiwaniu na miseczkę jedzenia. Z podpartą o wewnętrzną część dłoni brodą obserwował poczynania współlokatora, marszcząc pojedynczą brew, gdy zrozumiał co mężczyzna wrzuca do mikrofalówki. Mimo to nie odzywał się, dziękując za posiłek i zaczął go pałaszować, gdy Alhaitham zaczął tłumaczyć ostatnie zajścia w Sumerum.
_______— Kapsuły wiedzy?! - zawartość w ustach niemalże wypadła z powrotem do pojemnika, gdy z wrażenia uniósł się lekko z krzesła, wytrącony z równowagi. Każdy, posiadający ponad przeciętną wiedzę wiedział co oznacza kradzież kapsuł wiedzy, a to powodowało, iż nadchodzące czasy miasta mogły stać się bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza dla aktualnego Archona. Widząc jednak minę towarzysza od siedmiu boleści, uspokoił się i wrócił do kontynuowania jedzenia odgrzanego posiłku, wysłuchując go do końca.
_______— Więc pozostało mi życzyć tobie szerokiej drogi — skończył jeść, czując jak ciepłe jedzenie przyjemnie wypełnia pusty żołądek, a ten z kolei daje spokój obolałej głowie Kaveha. Port Ormos — blondyn pomyślał o tym miejscu, które było wielokrotnie łaskawe dla jego duszy artysty i miejscem wielu natchnień do sporządzenia nowych szkiców dla potencjalnych klientów. Zaczął sporzątać po sobie, kiedy Alhaitham zniknął z kuchni, prawdopodobnie pakując swoje manatki do wyjazdu. Blondyn nie wzlekając wyszedł z pomieszczenia, lądując w salonie, aby sprawdzić dokładnie jego stan, kiedy to zza rogu wyłonił się współlokator, napominając również o nim, co lekko zaskoczyło Kaveha.
_______— Niestety, ale jestem spłukany, więc nie zainteresuje się mną. Nie mam ani jednej, złamanej mory — wzruszył ramionami, przypominając sobie jak kiedyś skończyło się spotkanie z tą małą diablicą. Wtedy jeszcze nie wiedział jak parszywi i manipulujący potrafią być handlarze, ale szczerze, blondyn uważał, że Dori miała do tego wrodzoną smykałkę. Posiadała niezwykłe dojścia oraz informację, za które sporo sobie wołała.
_______— Mogłeś sobie to darować. Było, minęło — obruszył się na wzmiankę o pałacu. Wiedział, że ta historia będzie się za nim ciągnęła do końca życia. Dzięki niej zasłynął jako mistrz architektury, ale jednocześnie głupiec, który został bez grosza. Cóż, Kaveh nie lubił zostawiać niedokończonych rzeczy, a wizję pałacu miał tak wyrazistą, iż nie poddałby się za nic w świecie, czego wynik poczuł dość prędko. Zainteresowany propozycją Alhaithema, podszedł do otwartych drzwi wiodących do jego pokoju. Oparł się o framugę, estetycznie gestykulując dłonią, na któej skupił swoją uwagę.
_______— To niespotykane, abyś chciał bym miał swój wkład w sprawę. Co cię do tego skłania? — zmruzył lisio powieki, zastanawiając intensywnie nad powodami jakie mogły go do tego skłonić. Przychodził mu jedynie jeden, bardzo prawdopodobny, który może odstraszać Dori od samego Skryby.
_______— Choć mogę to przemyśleć, jeśli rzucisz mi interesującą propozycję — uśmiechnął się tajemniczo do Alhaithema, ciekaw ile ten jest gotów poświęcić, aby to właśnie Kaveh wyruszył z nim do Port Ormos. Cóż, blondyn nie miałby nic przeciwko temu. Lubiłtamto miejsce. Mieli smaczne jedzenie, dobrą muzykę i świeże ryby. Rozmaitość wśród stoisk handlarzy niezwykle napawał mężczyznę optymizmem i kto wie, może znalazłby nową muzę, aby zbudować scenę dla tancerki Nilou. Jednak zachował zimną krew i nie dał po sobie poznać, iż bez zastanowienia zgodziłby się na podróż. Aktualnie potrzebował kasy, która najbardziej by do niego przemówiła. Nie potrzebował jeszcze większego rozgłosu przyczyniając się do wyjaśnienia zaginionych kapsuł wiedzy. Podróż z jasnowłosym mogła zminimalizować koszty podróży, zwłaszcza, że faktycznie planował tam pojechać za jakiś czas, lecz jeszcze o tym nie wspominał.
_______— A, i oddaj mi w końcu klucze. Wiem, że je masz — pomachał dłonią, wyczekując swojej własności.
_______— Kapsuły wiedzy?! - zawartość w ustach niemalże wypadła z powrotem do pojemnika, gdy z wrażenia uniósł się lekko z krzesła, wytrącony z równowagi. Każdy, posiadający ponad przeciętną wiedzę wiedział co oznacza kradzież kapsuł wiedzy, a to powodowało, iż nadchodzące czasy miasta mogły stać się bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza dla aktualnego Archona. Widząc jednak minę towarzysza od siedmiu boleści, uspokoił się i wrócił do kontynuowania jedzenia odgrzanego posiłku, wysłuchując go do końca.
_______— Więc pozostało mi życzyć tobie szerokiej drogi — skończył jeść, czując jak ciepłe jedzenie przyjemnie wypełnia pusty żołądek, a ten z kolei daje spokój obolałej głowie Kaveha. Port Ormos — blondyn pomyślał o tym miejscu, które było wielokrotnie łaskawe dla jego duszy artysty i miejscem wielu natchnień do sporządzenia nowych szkiców dla potencjalnych klientów. Zaczął sporzątać po sobie, kiedy Alhaitham zniknął z kuchni, prawdopodobnie pakując swoje manatki do wyjazdu. Blondyn nie wzlekając wyszedł z pomieszczenia, lądując w salonie, aby sprawdzić dokładnie jego stan, kiedy to zza rogu wyłonił się współlokator, napominając również o nim, co lekko zaskoczyło Kaveha.
_______— Niestety, ale jestem spłukany, więc nie zainteresuje się mną. Nie mam ani jednej, złamanej mory — wzruszył ramionami, przypominając sobie jak kiedyś skończyło się spotkanie z tą małą diablicą. Wtedy jeszcze nie wiedział jak parszywi i manipulujący potrafią być handlarze, ale szczerze, blondyn uważał, że Dori miała do tego wrodzoną smykałkę. Posiadała niezwykłe dojścia oraz informację, za które sporo sobie wołała.
_______— Mogłeś sobie to darować. Było, minęło — obruszył się na wzmiankę o pałacu. Wiedział, że ta historia będzie się za nim ciągnęła do końca życia. Dzięki niej zasłynął jako mistrz architektury, ale jednocześnie głupiec, który został bez grosza. Cóż, Kaveh nie lubił zostawiać niedokończonych rzeczy, a wizję pałacu miał tak wyrazistą, iż nie poddałby się za nic w świecie, czego wynik poczuł dość prędko. Zainteresowany propozycją Alhaithema, podszedł do otwartych drzwi wiodących do jego pokoju. Oparł się o framugę, estetycznie gestykulując dłonią, na któej skupił swoją uwagę.
_______— To niespotykane, abyś chciał bym miał swój wkład w sprawę. Co cię do tego skłania? — zmruzył lisio powieki, zastanawiając intensywnie nad powodami jakie mogły go do tego skłonić. Przychodził mu jedynie jeden, bardzo prawdopodobny, który może odstraszać Dori od samego Skryby.
_______— Choć mogę to przemyśleć, jeśli rzucisz mi interesującą propozycję — uśmiechnął się tajemniczo do Alhaithema, ciekaw ile ten jest gotów poświęcić, aby to właśnie Kaveh wyruszył z nim do Port Ormos. Cóż, blondyn nie miałby nic przeciwko temu. Lubiłtamto miejsce. Mieli smaczne jedzenie, dobrą muzykę i świeże ryby. Rozmaitość wśród stoisk handlarzy niezwykle napawał mężczyznę optymizmem i kto wie, może znalazłby nową muzę, aby zbudować scenę dla tancerki Nilou. Jednak zachował zimną krew i nie dał po sobie poznać, iż bez zastanowienia zgodziłby się na podróż. Aktualnie potrzebował kasy, która najbardziej by do niego przemówiła. Nie potrzebował jeszcze większego rozgłosu przyczyniając się do wyjaśnienia zaginionych kapsuł wiedzy. Podróż z jasnowłosym mogła zminimalizować koszty podróży, zwłaszcza, że faktycznie planował tam pojechać za jakiś czas, lecz jeszcze o tym nie wspominał.
_______— A, i oddaj mi w końcu klucze. Wiem, że je masz — pomachał dłonią, wyczekując swojej własności.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Wizja podróży z Kavehem uśmiecha mu się wyłącznie ze względu na interakcję z handlarką. Każdy inny aspekt, z którego stara się wyciągnąć pozytywne perspektywy kończy ze stwierdzeniem, że jest to bardzo nieopłacalny biznes. Świadczy o tym również reakcja architekta, przedstawiająca jednoznacznie jego stan konta. Co do tego nie jest szczególnie zaskoczony, wie w jaki sposób blondyn rozporządza swoimi wydatkami oraz jak często pozostaje bez tej jednej, złamanej mory. Tak więc nie było mowy o dzieleniu kosztów, Alhaitham będzie zmuszony ponieść opłatę za transport i ewentualny nocleg za ich dwóch. W dodatku również nie ma pewności czy Kaveh nie przepuści całej sakwy mory w kolejnym starciu z handlarką. Jakby nie było, na pewno znajdzie się następna rzecz, którą będzie mógł mu wypominać do końca życia.
_______Ignoruje pytanie, które miało by go skłonić do odpowiedzenia co rzeczywiście jest powodem, dla którego potrzebuje Kaveha w swoim planie. To, że Dori chętniej pogada z architektem niż z nim zostało już wspomniane na łamach rozmowy, ale gdyby Alhaitham miał się przyznać - było jeszcze coś. Przez ostatni czas częściej mijając się ze współlokatorem niż spędzając z nim czas, zauważył, że Kaveh chcąc, nie chcąc wprowadza do jego życia dużo kolorów. W tym dużo emocji, w którymi często nie widzi potrzeby się mierzyć, jednak nie sposób zaprzeczyć, że one istnieją. Przez większość dni spędzonych w pracy, na nauce, bądź relaksami w samotności i zaciszu ogrodów Akademiyi dochodzi do wniosku, że choć naprawdę uwielbia ciszę, spokój i szanowanie własnego czasu - po dłuższym czasie jest nudno.
_______Mieszkając już przez dłuższy czas z Kavehem jest świadom, że nie do końca byłby w stanie się go pozbyć, a może nawet nie do końca chce. Przywykł, że po powrocie do domu czeka go rozmowa albo na temat potrzeby kupna nowego regału, albo kłótnia dotycząca sprzątania, w tym totalnie zbyteczna z uwagi na to, że sprzątanie wedle umowy leży w gestii jego współlokatora. Zwykł przykrywać go kocem, gdy ten przysypiał nad robieniem projektów i w drodze swoich małych złośliwości, mimo wszystko o niego dbać. W rezultacie dobrą odpowiedzią na to, co go skłoniło - “będzie mniej nudno”, niechętnie podpowiada mu podświadomość. Oby tylko kierowanie się osobistymi pobudkami nie wywiodło go w pole.
_______Oczywiście, mógł się spodziewać, że po przypomnieniu wpadki z pałacem Kaveh wcale nie będzie tak chętny, aby altruistycznie mu pomóc. Cóż dobrze, że zawsze miał w zanadrzu coś bez czego architekt by się nie obył. Wyciąga z torby, spakowaną już sakiewkę mory, potrząsając nią lekko w powietrzu, aby wsadzić ją z powrotem do środka.
_______— Opłaci ci się to — podsumowuje, zakładając ręce na piersi. Na jego ustach pojawia się drobny uśmiech, zanim dodaje. — Ponadto przyłożysz rękę do misji ratowania Sumeru i chyba lepiej, żeby z tego zasłynęło twoje imię? — zauważa, znów obijając temat w stronę pałacu Alcazararay. Jeśli rzeczywiście wypominanie tego incydentu irytowało Kaveha, nie dobrym by było zapracowanie sobie na lepszy tytuł? Rozgłos i dobre imię wydaje mu się bardziej praktycznym skutkiem pracy, niż sam uśmiech zadowolonego klienta. Ale co Alhaitham mógłby na ten temat wiedzieć, kiedy sam jedynie pracuje w granicach swoich obowiązków, starając się nie wychylać. Mijający go na ulicach Sumeru City cywile nie znali go, nie wiedzieli czym się zajmuje, nie utożsamiali go i cóż taki stan rzeczy zdecydowanie go cieszył.
_______— Musisz je lepiej pilnować. Dam wiarę, że nawet nie zauważyłeś, że ich nie masz, a gdybym i ja ich nie miał, to byłby duży problem — stwierdza, wygrzebuje z kieszeni klucze, które zaraz podaje współlokatorowi. Naprawdę nie jest w stanie sobie przypomnieć, kiedy je zabierał, stąd i łatwo dochodzi do wniosku, że Kaveh sam mógł mu je podłożyć. Tak w sam raz pod rękę, aby wziął je ze sobą. — Zacznij się pakować, wyruszamy o świcie — dodaje, samemu wracając do swojej torby. Jeszcze parę przydatnych książek i będzie w stanie uznać, że ma wszystkie najpotrzebniejsze rzecz. Dobrze by było, gdyby uporali się ze sprawą zniknięcia Kapsuły w ciągu paru dni. Im dłużej znajdowała się w nieznanych rękach, poza Akademiyą, wszyscy byli w szczególnym niebezpieczeństwie. Zwłaszcza, gdy kryzys dotyczył ich Archona.
_______Ignoruje pytanie, które miało by go skłonić do odpowiedzenia co rzeczywiście jest powodem, dla którego potrzebuje Kaveha w swoim planie. To, że Dori chętniej pogada z architektem niż z nim zostało już wspomniane na łamach rozmowy, ale gdyby Alhaitham miał się przyznać - było jeszcze coś. Przez ostatni czas częściej mijając się ze współlokatorem niż spędzając z nim czas, zauważył, że Kaveh chcąc, nie chcąc wprowadza do jego życia dużo kolorów. W tym dużo emocji, w którymi często nie widzi potrzeby się mierzyć, jednak nie sposób zaprzeczyć, że one istnieją. Przez większość dni spędzonych w pracy, na nauce, bądź relaksami w samotności i zaciszu ogrodów Akademiyi dochodzi do wniosku, że choć naprawdę uwielbia ciszę, spokój i szanowanie własnego czasu - po dłuższym czasie jest nudno.
_______Mieszkając już przez dłuższy czas z Kavehem jest świadom, że nie do końca byłby w stanie się go pozbyć, a może nawet nie do końca chce. Przywykł, że po powrocie do domu czeka go rozmowa albo na temat potrzeby kupna nowego regału, albo kłótnia dotycząca sprzątania, w tym totalnie zbyteczna z uwagi na to, że sprzątanie wedle umowy leży w gestii jego współlokatora. Zwykł przykrywać go kocem, gdy ten przysypiał nad robieniem projektów i w drodze swoich małych złośliwości, mimo wszystko o niego dbać. W rezultacie dobrą odpowiedzią na to, co go skłoniło - “będzie mniej nudno”, niechętnie podpowiada mu podświadomość. Oby tylko kierowanie się osobistymi pobudkami nie wywiodło go w pole.
_______Oczywiście, mógł się spodziewać, że po przypomnieniu wpadki z pałacem Kaveh wcale nie będzie tak chętny, aby altruistycznie mu pomóc. Cóż dobrze, że zawsze miał w zanadrzu coś bez czego architekt by się nie obył. Wyciąga z torby, spakowaną już sakiewkę mory, potrząsając nią lekko w powietrzu, aby wsadzić ją z powrotem do środka.
_______— Opłaci ci się to — podsumowuje, zakładając ręce na piersi. Na jego ustach pojawia się drobny uśmiech, zanim dodaje. — Ponadto przyłożysz rękę do misji ratowania Sumeru i chyba lepiej, żeby z tego zasłynęło twoje imię? — zauważa, znów obijając temat w stronę pałacu Alcazararay. Jeśli rzeczywiście wypominanie tego incydentu irytowało Kaveha, nie dobrym by było zapracowanie sobie na lepszy tytuł? Rozgłos i dobre imię wydaje mu się bardziej praktycznym skutkiem pracy, niż sam uśmiech zadowolonego klienta. Ale co Alhaitham mógłby na ten temat wiedzieć, kiedy sam jedynie pracuje w granicach swoich obowiązków, starając się nie wychylać. Mijający go na ulicach Sumeru City cywile nie znali go, nie wiedzieli czym się zajmuje, nie utożsamiali go i cóż taki stan rzeczy zdecydowanie go cieszył.
_______— Musisz je lepiej pilnować. Dam wiarę, że nawet nie zauważyłeś, że ich nie masz, a gdybym i ja ich nie miał, to byłby duży problem — stwierdza, wygrzebuje z kieszeni klucze, które zaraz podaje współlokatorowi. Naprawdę nie jest w stanie sobie przypomnieć, kiedy je zabierał, stąd i łatwo dochodzi do wniosku, że Kaveh sam mógł mu je podłożyć. Tak w sam raz pod rękę, aby wziął je ze sobą. — Zacznij się pakować, wyruszamy o świcie — dodaje, samemu wracając do swojej torby. Jeszcze parę przydatnych książek i będzie w stanie uznać, że ma wszystkie najpotrzebniejsze rzecz. Dobrze by było, gdyby uporali się ze sprawą zniknięcia Kapsuły w ciągu paru dni. Im dłużej znajdowała się w nieznanych rękach, poza Akademiyą, wszyscy byli w szczególnym niebezpieczeństwie. Zwłaszcza, gdy kryzys dotyczył ich Archona.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Przez moment udawał, że się zastanawia, choć w jego oczach widać było ten błysk, który zdradzał odpowiedź jaka zagościła w jego głowie. Mimo wszystko nie chciał wyjść na takiego łatwo sprzedajnego, ale argument Alhaithama był nazbyt obiecujący. Do tego wizja częściowo darmowej wycieczki brzmiała prze słodko. Drobne wakacje naprawdę mogły przydać się Kavehowi, nawet jeśli współlokator miał dla niego niecne zamiary. Był gotów odsprzedać swój cenny czas, chcąc go mimo wszystko przekręcić na własną korzyść, a któż wie jakie limitowane dobroci będzie skrywał Port Ormos.
_______Odebrał swoją parę kluczy, patrząc na breloczek lwa, jednocześnie przypominając sobie jak go kiedyś kupił i tym razem porządnie schował do kieszeni spodni. Westchnął jedynie w odpowiedzi na przytyk ze strony Alhaithema i obróciwszy się na pięcie, zniknął w swoim pokoju, pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciał wziąć ich zbyt wiele, ale im bardziej zastanawiał się nad ewentualnymi okolicznościami, tym więcej przedmiotów lądowało w plecaku podróżnym. Ostatecznie musiał połowę zwrócić na pułki z bólem serca. Jeszcze do małej, bocznej kieszonki wcisnął swój cień do powiek z pędzelkiem do aplikowania czerwonego kolorku i opierając dłonie na biodrach spojrzał na domknięty plecak. Był gotów. W myślach przemknął po wyimaginowanej liście, upewniając, czy faktycznie wszystko spakował i zadowolony z siebie poszedł spać.
_______Z rana ledwo wyczłapał się z łóżka, gdy Alhaitham postanowił podjąć próbę zrzucenia z łóżka blondyna. Na w pół przytomny ogarnął siebie, zarzucił plecak na ramię i zerknął, czy Mehrak ma wszystkie aktualne dane po czym we dwoje wyszli z mieszkania, udając w stronę portu, a z tamtąd prosto do czekającej woźnicy, którą ogarnął za wczasu siwowłosy. Połowa podróży przebiegła ze spokojem. Alhaitham w tym czasie wyjaśnił Kavehowi wszystko co do tej pory wiedział, aby uzgodnić mniej więcej plan działania. Wspomniał również o jednym, wartym odwiedzenia informatorze, którym okazała się Dori. Na jej wieści blondyn mocno się skrzywił i zarządził przerwy na rozprostowanie nóg.
_______— Eremici są strasznie aktywni ostatnimi czasy — zauważył, przełądowany opowieściami woźnicy, gdy zajmował się głodnymi końmi, a oni sami ruszyli przed siebie na mały obchód, przystając na jednym z zielonych klifów, skąd można było dostrzec zarysy portu. Niewiele brakowało, aby dotrzeć na miejsce. Wręcz ostatnia prosta, można było tak uznać.
_______— Jak się zastanowię, to słyszałem coś, gdy byłem na pustyni. Nie wiedziałem jednak, że chodzi o szkarłatnego króla. Ech — rozciągnął się leniwie, patrząc na unoszącą się obok siebie teczkę. Sam Cyno mógł coś wiedzieć na ten temat, bądź prowadzić własne ślectwo. Jednak Kaveh byłtak niepewny co do tego pomysłu, że postanowił na ten moment o tym nie myśleć głośno. Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Blondyn zerknął kątem oka w wydeptaną drogę prowadzącą w gęsty las skad dochodziły niepokojące dźwięki. Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, a zza pni drzew wyłoniła się grupka ludzi. Gdyby nie wyjaśnienia Alhaithama, jasnowłosy uznałby ich za zwykłych kupców, albo zbirów. Jednak byli to Eremici we własnej osobie.
_______— Co robimy? — spytał z zadziornym uśmieszkiem, spoglądając na Alhaithama.
_______Odebrał swoją parę kluczy, patrząc na breloczek lwa, jednocześnie przypominając sobie jak go kiedyś kupił i tym razem porządnie schował do kieszeni spodni. Westchnął jedynie w odpowiedzi na przytyk ze strony Alhaithema i obróciwszy się na pięcie, zniknął w swoim pokoju, pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciał wziąć ich zbyt wiele, ale im bardziej zastanawiał się nad ewentualnymi okolicznościami, tym więcej przedmiotów lądowało w plecaku podróżnym. Ostatecznie musiał połowę zwrócić na pułki z bólem serca. Jeszcze do małej, bocznej kieszonki wcisnął swój cień do powiek z pędzelkiem do aplikowania czerwonego kolorku i opierając dłonie na biodrach spojrzał na domknięty plecak. Był gotów. W myślach przemknął po wyimaginowanej liście, upewniając, czy faktycznie wszystko spakował i zadowolony z siebie poszedł spać.
_______Z rana ledwo wyczłapał się z łóżka, gdy Alhaitham postanowił podjąć próbę zrzucenia z łóżka blondyna. Na w pół przytomny ogarnął siebie, zarzucił plecak na ramię i zerknął, czy Mehrak ma wszystkie aktualne dane po czym we dwoje wyszli z mieszkania, udając w stronę portu, a z tamtąd prosto do czekającej woźnicy, którą ogarnął za wczasu siwowłosy. Połowa podróży przebiegła ze spokojem. Alhaitham w tym czasie wyjaśnił Kavehowi wszystko co do tej pory wiedział, aby uzgodnić mniej więcej plan działania. Wspomniał również o jednym, wartym odwiedzenia informatorze, którym okazała się Dori. Na jej wieści blondyn mocno się skrzywił i zarządził przerwy na rozprostowanie nóg.
_______— Eremici są strasznie aktywni ostatnimi czasy — zauważył, przełądowany opowieściami woźnicy, gdy zajmował się głodnymi końmi, a oni sami ruszyli przed siebie na mały obchód, przystając na jednym z zielonych klifów, skąd można było dostrzec zarysy portu. Niewiele brakowało, aby dotrzeć na miejsce. Wręcz ostatnia prosta, można było tak uznać.
_______— Jak się zastanowię, to słyszałem coś, gdy byłem na pustyni. Nie wiedziałem jednak, że chodzi o szkarłatnego króla. Ech — rozciągnął się leniwie, patrząc na unoszącą się obok siebie teczkę. Sam Cyno mógł coś wiedzieć na ten temat, bądź prowadzić własne ślectwo. Jednak Kaveh byłtak niepewny co do tego pomysłu, że postanowił na ten moment o tym nie myśleć głośno. Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Blondyn zerknął kątem oka w wydeptaną drogę prowadzącą w gęsty las skad dochodziły niepokojące dźwięki. Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, a zza pni drzew wyłoniła się grupka ludzi. Gdyby nie wyjaśnienia Alhaithama, jasnowłosy uznałby ich za zwykłych kupców, albo zbirów. Jednak byli to Eremici we własnej osobie.
_______— Co robimy? — spytał z zadziornym uśmieszkiem, spoglądając na Alhaithama.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Gdy Kaveh znika za drzwiami swojego pokoju, Alhaitham wraca do pakowania swoich rzeczy. Bierze ze sobą tylko te najpotrzebniejsze, mając szczerą nadzieje, że sprawy się nie skomplikują, a całe poszukiwania kapsuły nie zajmą dłużej niż dwa-trzy dni. Spodziewa się, że zostawienie Kaveha w Port Ormos będzie im obojgu na rękę, kiedy już zamkną część planu, do którego będzie potrzebny. Siwowłosy przysiada na łóżku z westchnieniem i przeciera twarz dłonią. Nie jest pewien czy branie ze sobą współlokatora jest najlepszym pomysłem na który wpadł. Ma co do tego uzasadnione wątpliwości, jednak czuje, że jest na późno, aby się z tego wycofać. A co więcej, nie miał w planach powodować kłótni dzień przed wyjazdem, w którym potrzebował multum skupienia.
_______Zostawia swoje rozważenia, aby wziąć prysznic i skierować się do spania. O poranku wstaje jako pierwszy, to też pozwala mu w spokoju załatwić im transport oraz zrobić szybkie śniadanie, zanim przechodzi do budzenia współlokatora. Kaveh nie wygląda na chętnego, gdy przechodzi do budzenia go po dobroci, dlatego ostatecznie zrzuca go z posłania. Toteż skutkuje niepotrzebnym krzykiem.
_______— Zawsze mogę cię tu zostawić — rzuca twardo, spoglądając w zaspane oczy blondyna. Cóż te słowa i wizja darmowych wakacji przelatujących tuż pod nosem na pewno są głównym powodem, który wyciąga architekta spod pościeli.
_______Gdy opuszczają mieszkanie z bagażami, woźnica już na nich czeka. Alhaitham zabezpiecza ich bagaże, po czym zajmuje miejsce z tyłu powozu.
_______Kwestię powrotu Szkarłatnego Króla zaczyna bardziej rozwijać woźnica, który podróżując wcześniej po pustyni, dowiedział się do grup eremickich trochę więcej na ten temat. Podczas gdy Kaveh kontynuuje z nim rozmowę w tym temacie, Alhaitham przygotowuje się do wyjaśniania sytuacji. Wyciąga z torby książkę, w którą zeszłego wieczora wetknął kartkę z szyfrem. Dostanie się do Dori wcale nie jest takie proste i cóż, nie każdy ma okazję się z nią spotkać. Tak więc Kaveh musiał wiedzieć co powiedzieć. Chociaż liczył na to, że wystarczy że blondyn pokaże się na placu targowym Port Ormos i Dori sama go znajdzie.
_______— Jak oboje wiemy Dori zainteresowana jest głównie Morą. Postaraj się zaoferować jej dużo, ale nie wszystko co będzie w sakiewce, nie chciałbym stracić na tym biznesie więcej niż to potrzebne. I pod żadnym pozorem nie wspominaj, że tej kapsuły szuka Akademiya, wówczas może być mniej chętna do dzielenia się informacjami — zauważa, dodając jeszcze później, że hasło, które da im dostęp do handlarki poda później. Musieli się najpierw rozeznać w Port Ormos, wówczas Alhaitham na pewno wpadnie na interesujący go trop.
_______Rozmowa o Dori nie zadowala blondyna, który podejmuje decyzję o postoju, zanim Alhaitham zdoła zareagować. Samemu uważa, że przerwa na chwilę przed celem jest bezsensowna, jednak nie ogłasza sprzeciwu. Wysiada z powozu, aby rozprostować kości i obserwuje Kaveha rozglądającego się po okolicy. W ślad za nim wdrapuje się na zielony klif, aby spojrzeć z góry na rozpościerające się przed nimi Port Ormos.
_______— Mówi się, że Eremici są potomkami poddanych Szkarłatnego Króla. Nie dziwi mnie, że go czczą, jednak pod jego tytułem mogą wznieść rebelię. Chcą jego powrotu, tak więc znieważają postawę aktualnego Archona. To by wyjaśniało, dlaczego skradziono kapsułę z boską wiedzą. I powiązania z tym grupy, której nazwa wywodzi się od Króla Deshreta — zauważa Alhaitham, dostrzegając kątem oka zmierzającą w ich kierunku grupę. Postój może okazać się perspektywicznie dobry, jeśli uda im się dowiedzieć czegoś nowego, przed wjazdem na teren Portu.
_______— Zniewaga Archona Dendro, psia mać. Słyszałeś go? — zarechotał jeden z eremitów, który kroczył wcześniej cicho za resztą bandy. Mężczyzna spogląda na niego spod byka, dzierżąc topór w dłoniach. Alhaitham podejrzewa, że konstruktywnej rozmowy raczej nie przeprowadzą, zresztą tyle, ile wiedział o Eremitach, wyciągało jasne wnioski, że rozwiązywanie potyczek siłą jest na ich poziomie intelektualnym. Sam siwowłosy zdecydowanie bardziej wolał rozwiązywać sprawy na łamach dyskusji, jednak w ostateczności gotów był sięgnąć po broń.
_______— Wyciągniemy z nich informacje, na ich sposób — mówi w kierunku blondyna, jednak nie kwapi się, aby sięgnąć po broń. Raczej zakłada ręce na piersi, przyglądając się grupce mężczyzn i jednej towarzyszącej im kobiecie.
_______— Szkarłatny Król jest jedynym prawowitym władcą pustyni, Rukkadevata nie ma władzy nad burzą piaskową i darami Hypostyle Desert — unosi się następny, wyciągając broń w ich kierunku. Nie atakują jednak od razu, widocznie wahają się ze względu na postawę, jaką obdarowuje ich Alhaitham i towarzyszący mu Kaveh. Sam Alhaitham nawet jeśli nie popiera ich światopoglądu, to wciąż jest ciekawy, dlatego bez słowa wysłuchuje ich wzajemnego przekrzykiwania się. Stara się przy okazji wyciągnąć z tego informacje, utkane między wierszami.
_______— Do wiadomości publicznej nigdy nie zostało podane co spowodowało śmierć Deshreta, kierowanie swoich oskarżeń w kierunku lord Rukkadevaty jest dość obsceniczne — zauważa Alhaitham. Jego stwierdzenie jest proste, ale widocznie sieje zamęt wśród Eremitów, którzy nie widzą potrzeby dalszego kontynuowania tematu. Sięgają po broń, którą wymierzają w ich kierunku, wierząc że przewaga zapewni im wygraną. Nic bardziej mylnego. Alhaitham zmienia swoje położenie, aby walczyć w pewnym oddaleniu od Kaveha. Miał wcześniej okazję zapoznać się z jego techniką walki, stąd jest świadom, że dzieląc przestrzeń blondyn nieświadomie mógłby to poharatać swoim claymorem. Kończą temat niedługo przed tym, jak ich woźnica wdrapuje się na skarpę.
_______— Nie wyciągniemy już z nich pożytecznych informacji. Możemy jechać dalej? — pyta Alhaitham, przechodząc w kierunku woźnicy, który osiadł na trawie w pełni szoku przed widokiem, który zastał. Siwowłosy pozostaje jednak niewzruszony i w pełni arogancji nie zwraca uwagi na pozostawionych niedobitków. Odwraca się tylko, żeby sprawdzić czy Kaveh wyszedł z tego cały.
_______— Rozprostowałeś się już wystarczająco? — pyta, z nutką rozbawienia w głosie. Kto by pomyślał, że po niespełna paru godzinach spędzonych razem poza domem, przyjdzie im walczyć ramię w ramię.
_______Zostawia swoje rozważenia, aby wziąć prysznic i skierować się do spania. O poranku wstaje jako pierwszy, to też pozwala mu w spokoju załatwić im transport oraz zrobić szybkie śniadanie, zanim przechodzi do budzenia współlokatora. Kaveh nie wygląda na chętnego, gdy przechodzi do budzenia go po dobroci, dlatego ostatecznie zrzuca go z posłania. Toteż skutkuje niepotrzebnym krzykiem.
_______— Zawsze mogę cię tu zostawić — rzuca twardo, spoglądając w zaspane oczy blondyna. Cóż te słowa i wizja darmowych wakacji przelatujących tuż pod nosem na pewno są głównym powodem, który wyciąga architekta spod pościeli.
_______Gdy opuszczają mieszkanie z bagażami, woźnica już na nich czeka. Alhaitham zabezpiecza ich bagaże, po czym zajmuje miejsce z tyłu powozu.
_______Kwestię powrotu Szkarłatnego Króla zaczyna bardziej rozwijać woźnica, który podróżując wcześniej po pustyni, dowiedział się do grup eremickich trochę więcej na ten temat. Podczas gdy Kaveh kontynuuje z nim rozmowę w tym temacie, Alhaitham przygotowuje się do wyjaśniania sytuacji. Wyciąga z torby książkę, w którą zeszłego wieczora wetknął kartkę z szyfrem. Dostanie się do Dori wcale nie jest takie proste i cóż, nie każdy ma okazję się z nią spotkać. Tak więc Kaveh musiał wiedzieć co powiedzieć. Chociaż liczył na to, że wystarczy że blondyn pokaże się na placu targowym Port Ormos i Dori sama go znajdzie.
_______— Jak oboje wiemy Dori zainteresowana jest głównie Morą. Postaraj się zaoferować jej dużo, ale nie wszystko co będzie w sakiewce, nie chciałbym stracić na tym biznesie więcej niż to potrzebne. I pod żadnym pozorem nie wspominaj, że tej kapsuły szuka Akademiya, wówczas może być mniej chętna do dzielenia się informacjami — zauważa, dodając jeszcze później, że hasło, które da im dostęp do handlarki poda później. Musieli się najpierw rozeznać w Port Ormos, wówczas Alhaitham na pewno wpadnie na interesujący go trop.
_______Rozmowa o Dori nie zadowala blondyna, który podejmuje decyzję o postoju, zanim Alhaitham zdoła zareagować. Samemu uważa, że przerwa na chwilę przed celem jest bezsensowna, jednak nie ogłasza sprzeciwu. Wysiada z powozu, aby rozprostować kości i obserwuje Kaveha rozglądającego się po okolicy. W ślad za nim wdrapuje się na zielony klif, aby spojrzeć z góry na rozpościerające się przed nimi Port Ormos.
_______— Mówi się, że Eremici są potomkami poddanych Szkarłatnego Króla. Nie dziwi mnie, że go czczą, jednak pod jego tytułem mogą wznieść rebelię. Chcą jego powrotu, tak więc znieważają postawę aktualnego Archona. To by wyjaśniało, dlaczego skradziono kapsułę z boską wiedzą. I powiązania z tym grupy, której nazwa wywodzi się od Króla Deshreta — zauważa Alhaitham, dostrzegając kątem oka zmierzającą w ich kierunku grupę. Postój może okazać się perspektywicznie dobry, jeśli uda im się dowiedzieć czegoś nowego, przed wjazdem na teren Portu.
_______— Zniewaga Archona Dendro, psia mać. Słyszałeś go? — zarechotał jeden z eremitów, który kroczył wcześniej cicho za resztą bandy. Mężczyzna spogląda na niego spod byka, dzierżąc topór w dłoniach. Alhaitham podejrzewa, że konstruktywnej rozmowy raczej nie przeprowadzą, zresztą tyle, ile wiedział o Eremitach, wyciągało jasne wnioski, że rozwiązywanie potyczek siłą jest na ich poziomie intelektualnym. Sam siwowłosy zdecydowanie bardziej wolał rozwiązywać sprawy na łamach dyskusji, jednak w ostateczności gotów był sięgnąć po broń.
_______— Wyciągniemy z nich informacje, na ich sposób — mówi w kierunku blondyna, jednak nie kwapi się, aby sięgnąć po broń. Raczej zakłada ręce na piersi, przyglądając się grupce mężczyzn i jednej towarzyszącej im kobiecie.
_______— Szkarłatny Król jest jedynym prawowitym władcą pustyni, Rukkadevata nie ma władzy nad burzą piaskową i darami Hypostyle Desert — unosi się następny, wyciągając broń w ich kierunku. Nie atakują jednak od razu, widocznie wahają się ze względu na postawę, jaką obdarowuje ich Alhaitham i towarzyszący mu Kaveh. Sam Alhaitham nawet jeśli nie popiera ich światopoglądu, to wciąż jest ciekawy, dlatego bez słowa wysłuchuje ich wzajemnego przekrzykiwania się. Stara się przy okazji wyciągnąć z tego informacje, utkane między wierszami.
_______— Do wiadomości publicznej nigdy nie zostało podane co spowodowało śmierć Deshreta, kierowanie swoich oskarżeń w kierunku lord Rukkadevaty jest dość obsceniczne — zauważa Alhaitham. Jego stwierdzenie jest proste, ale widocznie sieje zamęt wśród Eremitów, którzy nie widzą potrzeby dalszego kontynuowania tematu. Sięgają po broń, którą wymierzają w ich kierunku, wierząc że przewaga zapewni im wygraną. Nic bardziej mylnego. Alhaitham zmienia swoje położenie, aby walczyć w pewnym oddaleniu od Kaveha. Miał wcześniej okazję zapoznać się z jego techniką walki, stąd jest świadom, że dzieląc przestrzeń blondyn nieświadomie mógłby to poharatać swoim claymorem. Kończą temat niedługo przed tym, jak ich woźnica wdrapuje się na skarpę.
_______— Nie wyciągniemy już z nich pożytecznych informacji. Możemy jechać dalej? — pyta Alhaitham, przechodząc w kierunku woźnicy, który osiadł na trawie w pełni szoku przed widokiem, który zastał. Siwowłosy pozostaje jednak niewzruszony i w pełni arogancji nie zwraca uwagi na pozostawionych niedobitków. Odwraca się tylko, żeby sprawdzić czy Kaveh wyszedł z tego cały.
_______— Rozprostowałeś się już wystarczająco? — pyta, z nutką rozbawienia w głosie. Kto by pomyślał, że po niespełna paru godzinach spędzonych razem poza domem, przyjdzie im walczyć ramię w ramię.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Kaveh głęboko westchnął, czując jak szare komórki ciężko pracują nad informacjami Alhaithema o Szkarłatnym Królu i aktualnym Archonem Dendro. Wszystko zdawało się być zagmatwane. Jakby ciągle brakowało im najważniejszej części układanki, którą choć mają pod nosem, to nie potrafią sięgnąć. Co prawda blondyn nie zamierzał za bardzo zagłębiać się w sytuację, chcąc zminimalizować kontakt z Alhaithamem, ale im więcej informacji dostawał, tym bardziej chciał rozwikłać zagadkę. Poczucie winy starymi wydarzeniami z życia nadal odciskały na mężczyźnie piętno, przez co pragnął pomóc Sumerum. Może postanowił do już od samego początku i jedynie nie przyswajał tego do siebie. Tak czy siak pozwolił sobie odetchnąć, podziwiając widoki, które mogły natchnąć go na nowy projekt. Okolice były majestatyczne. Odcienie zieleni przypominały wzburzone fale morskie, które faktycznie pojawiały się zaraz nad miastem. Wyglądało jakby było w kleszczach obu żywiołów co spowodowało delikatny uśmiech na twarzy Kaveha. Niestety nie trwało to zbyt długo.
_______ — Ach, a zapowiadało się tak spokojnie — blondyn pokręcił ramionami chcąc je nieco rozgrzać i oparł dłoń o bardziej wysunięte biodro, na którym oparł większość swojego ciężaru. Z zadowoleniem spoglądał na przeciwników, którzy aż palili się do potyczki. Sam Mehrak zdawał się przeczuwać rosnące napięcie, unosząc w powietrzu i przeskakując z jednej strony Kaveha na drugą z słodką zadowoloną minką.
_______Prychnął pod nosem widząc jak zachowanie towarzyszą wzburzą obcymi. Nie dziwił się im, bo sam siwowłosy często działał mu na nerwy, więc potrafił ich zrozumieć, ale nadal nie tłumaczyło to ich zachowania i oczerniania w kierunku Lord Rukkadevaty. Pozostawiony sam z kobietą, spojrzał wymownie na Mehraka, który piknął chcąc tym samym coś powiedzieć blondynowi i o dziwo zrozumiał go. W jednej chwili podskoczył, a dwuręczny miecz wysunął się z teczki, która zakręciła nim wokół osi chłopaka, odbijając rzucona w jego kierunku księżycową broń Eternitki. Zaskoczona dobyła z powrotem ostrze, ale Kaveh już był przy niej. Nie trwało to długo, a agresorka leżała na ziemi z przysunietym żelazem do gardla, gdy Kaveh z gwizdem podziwiał walkę Alhaithema, jednocześnie wycierajac ubrudzone ręce.
_______Jak zwykle współlokator dobitnie przesłuchał pokonanych przeciwników, gdy Kaveh pogrążony w myślach wyobrażał sobie jak popija drinka z palemką w jednym z barów Port Ormos.
_______ — Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki skromny i udajesz słabszego niż faktycznie jesteś — zwrócił uwagę, podchodząc do Alhaithama, dodają iż jest gotowy na dalszą drogę. Grupa Eternitóe była świetną rozgrzewką przed prawdziwym starciem z Dori. Kaveh miał szczerą nadzieję, że tym razem nie da się oskubać do reszty, bo być może całkiem nadszarpie jeszcze w miarę dobre stosunki z siwowłosym.
_______Po przyjeździe skierowali się do domostwa, gdzie mieli spędzić przynajmniej jedną noc. Kaveh ledwo zdążył rzucić bagaż na kanapę, a już został zaatakowany instrukcjami Alhaithama odnośnie swojej części zadnia. Spojrzał na wręczoną mu w dłonie sakiewkę, licząc mniej więcej dzięki jej wadze ile było tam Mory.
_______ — Więc mam za te pieniądze wydobyć z Dori informacje odnośnie Szkarłatnego Króla? Co jeszcze cię interesuje? — wolał dopytać, aby potem nie było niejasności. Złapanie Dori nie było łatwe, ale posiadała świetnego nosa do interesów, więc jeśli on sam jej nie znajdzie, to z pewnością ona odszuka drogę do naiwnego blondyna.
_______ — Ach, a zapowiadało się tak spokojnie — blondyn pokręcił ramionami chcąc je nieco rozgrzać i oparł dłoń o bardziej wysunięte biodro, na którym oparł większość swojego ciężaru. Z zadowoleniem spoglądał na przeciwników, którzy aż palili się do potyczki. Sam Mehrak zdawał się przeczuwać rosnące napięcie, unosząc w powietrzu i przeskakując z jednej strony Kaveha na drugą z słodką zadowoloną minką.
_______Prychnął pod nosem widząc jak zachowanie towarzyszą wzburzą obcymi. Nie dziwił się im, bo sam siwowłosy często działał mu na nerwy, więc potrafił ich zrozumieć, ale nadal nie tłumaczyło to ich zachowania i oczerniania w kierunku Lord Rukkadevaty. Pozostawiony sam z kobietą, spojrzał wymownie na Mehraka, który piknął chcąc tym samym coś powiedzieć blondynowi i o dziwo zrozumiał go. W jednej chwili podskoczył, a dwuręczny miecz wysunął się z teczki, która zakręciła nim wokół osi chłopaka, odbijając rzucona w jego kierunku księżycową broń Eternitki. Zaskoczona dobyła z powrotem ostrze, ale Kaveh już był przy niej. Nie trwało to długo, a agresorka leżała na ziemi z przysunietym żelazem do gardla, gdy Kaveh z gwizdem podziwiał walkę Alhaithema, jednocześnie wycierajac ubrudzone ręce.
_______Jak zwykle współlokator dobitnie przesłuchał pokonanych przeciwników, gdy Kaveh pogrążony w myślach wyobrażał sobie jak popija drinka z palemką w jednym z barów Port Ormos.
_______ — Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki skromny i udajesz słabszego niż faktycznie jesteś — zwrócił uwagę, podchodząc do Alhaithama, dodają iż jest gotowy na dalszą drogę. Grupa Eternitóe była świetną rozgrzewką przed prawdziwym starciem z Dori. Kaveh miał szczerą nadzieję, że tym razem nie da się oskubać do reszty, bo być może całkiem nadszarpie jeszcze w miarę dobre stosunki z siwowłosym.
_______Po przyjeździe skierowali się do domostwa, gdzie mieli spędzić przynajmniej jedną noc. Kaveh ledwo zdążył rzucić bagaż na kanapę, a już został zaatakowany instrukcjami Alhaithama odnośnie swojej części zadnia. Spojrzał na wręczoną mu w dłonie sakiewkę, licząc mniej więcej dzięki jej wadze ile było tam Mory.
_______ — Więc mam za te pieniądze wydobyć z Dori informacje odnośnie Szkarłatnego Króla? Co jeszcze cię interesuje? — wolał dopytać, aby potem nie było niejasności. Złapanie Dori nie było łatwe, ale posiadała świetnego nosa do interesów, więc jeśli on sam jej nie znajdzie, to z pewnością ona odszuka drogę do naiwnego blondyna.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Zdanie drugiej strony konfliktu zostaje im podane na tacy, tym samym dając bardziej klarowne spojrzenie na sytuację i motywację, która jest motorem działań Eremitów. Potwierdzają się przy tym pomniejsze świadczenia, które Alhaitham dotychczas wywnioskował ze swoich poszlak. Stojąc w opozycji do deklaracji na temat Szkarłatnego Króla mógłby się kłócić aż do nastania zmierzchu, jednakże ta polemika nie byłaby na interesującym go poziomie. Ponadto skryba niczego nienawidzi bardziej, niż bezsensownego marnowania czasu. Polegli Eremici zdają się nie wyrażać większej chęci na dalszą walkę, dlatego odwraca od nich głowę z zamiarem wrócenia do pozostawionego nieopodal powozu. Jest niemalże pewien, że spotkają się ze zniecierpliwioną postawą woźnicy, jako że punkt ich podróży znajduje się tuż za rogiem.
_____— Można powiedzieć, że pozostawiam efekt zaskoczenia. Zresztą nie jestem amatorem rozwiązywania konfliktów w ten sposób — odpowiada zwięźle, ucinając temat. Jego umiejętności w walce nie były obecnie ważne, tak jak i Haitham nie uważa się za szczególnie silnego. Efektywność jego działań wynikała głównie z wyciągania pewnych konkluzji z napotykanych potyczek. Pokrótce wszystko się ze sobą łączyło, wyciągając jeden prosty wniosek, który zazwyczaj staje się długo poszukiwaną odpowiedzią. W obecnej sytuacji mimo wszystko mieli wciąż za mało pewnych poszlak, trop jest raczej ruchomy, stąd bierze się nadzieja, że Dori będzie ich kołem ratunkowym.
_____— Możemy jechać — słowa kieruje do woźnicy, czekającego na nich z rękoma założonymi na piersi. Alhaitham krzyżuje z kim spojrzenie jedynie na moment, aby zaraz wskoczyć na powóz i oddać się dalszej podróży. Cóż z aktualnego punkt mieli już czyste spojrzenie na Port Ormos, stąd też droga nie jest długa. Po wysiadce w centrum portowego miasteczka Alhaitham zmierza do hotelu, żeby zabukować im pokój na dwie noce. Bierze pod uwagę, że misja może się odrobinę przedłużyć, a jeśli jednak się myli, to Kaveh rozważając dłuży pobyt w Port Ormos przynajmniej miałby gdzie spać. O ile oczywiście będzie go na to stać. W recepcji dostają klucz do wolnego pokoju, gdzie blondyn pozostawia swój bagaż na kanapie z głośnym westchnieniem. Siwowłosy osobiście nie powiedziałby, że podróż była męcząca - bardziej stanowiła dłuższy odpoczynek przed właściwą częścią roboty.
_____— Znalezienie Dori nie powinno być trudne. Podejrzewam, wystarczy że zapytasz o nią, któregoś z Eremitów znajdujących się w porcie. Wypytaj o Ayn Al-Ahmar, między innymi próbując się dowiedzieć, gdzie obecnie się znajdują, przy prowadzili interesy w porcie albo kto jest ich przywódcą. Pod żadnym pozorem nie mów, że zdobywasz te informacje dla mnie, albo kogokolwiek z Akadmiyi. Dori nie będzie patrzyła na takie powiązania zbyt przychylnie. Zapytanie o rozwój handlu kapsułami wiedzy też miałby potencjał. Wszystko jest zrozumiałe? — pyta, stawiając między nich sakiewkę Mory, którą chwilę później Kaveh waży w dłoni. Alhaitham ma szczerą nadzieję, że Kaveh straci tylko połowę jej zawartości, inaczej na jego wypłatę z aktualnego miesiąca aż żal będzie patrzeć.
_____— Jak już będziesz miał potrzebne informacje spotkajmy się we wschodniej części Portu. Sam też spróbuję dowiedzieć się czegoś na własną rękę.
_____— Można powiedzieć, że pozostawiam efekt zaskoczenia. Zresztą nie jestem amatorem rozwiązywania konfliktów w ten sposób — odpowiada zwięźle, ucinając temat. Jego umiejętności w walce nie były obecnie ważne, tak jak i Haitham nie uważa się za szczególnie silnego. Efektywność jego działań wynikała głównie z wyciągania pewnych konkluzji z napotykanych potyczek. Pokrótce wszystko się ze sobą łączyło, wyciągając jeden prosty wniosek, który zazwyczaj staje się długo poszukiwaną odpowiedzią. W obecnej sytuacji mimo wszystko mieli wciąż za mało pewnych poszlak, trop jest raczej ruchomy, stąd bierze się nadzieja, że Dori będzie ich kołem ratunkowym.
_____— Możemy jechać — słowa kieruje do woźnicy, czekającego na nich z rękoma założonymi na piersi. Alhaitham krzyżuje z kim spojrzenie jedynie na moment, aby zaraz wskoczyć na powóz i oddać się dalszej podróży. Cóż z aktualnego punkt mieli już czyste spojrzenie na Port Ormos, stąd też droga nie jest długa. Po wysiadce w centrum portowego miasteczka Alhaitham zmierza do hotelu, żeby zabukować im pokój na dwie noce. Bierze pod uwagę, że misja może się odrobinę przedłużyć, a jeśli jednak się myli, to Kaveh rozważając dłuży pobyt w Port Ormos przynajmniej miałby gdzie spać. O ile oczywiście będzie go na to stać. W recepcji dostają klucz do wolnego pokoju, gdzie blondyn pozostawia swój bagaż na kanapie z głośnym westchnieniem. Siwowłosy osobiście nie powiedziałby, że podróż była męcząca - bardziej stanowiła dłuższy odpoczynek przed właściwą częścią roboty.
_____— Znalezienie Dori nie powinno być trudne. Podejrzewam, wystarczy że zapytasz o nią, któregoś z Eremitów znajdujących się w porcie. Wypytaj o Ayn Al-Ahmar, między innymi próbując się dowiedzieć, gdzie obecnie się znajdują, przy prowadzili interesy w porcie albo kto jest ich przywódcą. Pod żadnym pozorem nie mów, że zdobywasz te informacje dla mnie, albo kogokolwiek z Akadmiyi. Dori nie będzie patrzyła na takie powiązania zbyt przychylnie. Zapytanie o rozwój handlu kapsułami wiedzy też miałby potencjał. Wszystko jest zrozumiałe? — pyta, stawiając między nich sakiewkę Mory, którą chwilę później Kaveh waży w dłoni. Alhaitham ma szczerą nadzieję, że Kaveh straci tylko połowę jej zawartości, inaczej na jego wypłatę z aktualnego miesiąca aż żal będzie patrzeć.
_____— Jak już będziesz miał potrzebne informacje spotkajmy się we wschodniej części Portu. Sam też spróbuję dowiedzieć się czegoś na własną rękę.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Niechętnie musiał przyznać rację Alhaithamowi, gdy tylko wrócił wspomnieniami do spotkania z Dori. Jakby ona sama odnajdywała blondyna, a raczej kieszenie przybyszy z pełną sakwą Mory. Łasy na każdą monetę pokurcz potrafił być nieziemsko przekonujący, aby zdobyć tej waluty jeszcze więcej, gdy kupiec myślał, iż zdobywał ciekawie informację. Teraz jednak dl Kaveha było nieco inaczej. Miał dokładnie przedstawiony plan, a do tego limit pieniężny jaki mógł przy tym wydać. Czuł się nieco jak jakiś detektyw z krwi i kości. Brakowało jedynie ukrytej kamery relacjonujacej ich poczynania z boku. Ta myśl tak napawała dumą jasnowłosego, że ten nie mógł się powstrzymać przed ruszeniem jako pierwszy w miasto. Dlatego machnął na pożegnanie przyjacielowi, gdy jeszcze znajdował się w przejściu i zamknął za sobą drzwi, zaciągając głęboko świeżym powietrzem. Z nie schodzącym z ust uśmiechem podrzcuił sakiewką Mory i ruszył przed siebie w głąb straganów, aby tam poszukać Dori bądź Eremitów plotkujących na interesujące go tematy.
_______Nie chciał zawieść Alhaithama, dlatego nie przestawał z poszukiwaniem różowej czupryny. Robiąc niewielką przerwę przy barze i popijając słodki napój dosłyszał szepty jednych z Eremitów, którzy wspominali o kimś o imieniu Mizir. Blondyn od razu dostał gumowego ucha, starając się wychwycić jak najwięcej szczegółów, a gdy obiekt zainteresowania zniknął, Kaveh ruszył za nimi, gubiąc ich w tłumie. Załąmany westchnął, a ręce opadł mu bezwładnie, prawie sięgając ziemi. Mimo to usłyszał coś znajomego. Dzwonki. Zaintrygowany tym ruszył na drugie piętro Portu Ormos, zauważając skaczącego slime'a, który przecisnął się za dwa domu. Kaveh zmrużył swe powieki idąc za nim, a za domem dostrzegł poszukującą osobę - Dori. Ukrył jednak swój zachwyt, aby nie dać jej szansy na zdobycie od siebie więcej Mory niż mogła, a ta dostrzegając "przyjaciela" przywitała go swym głośnym, piskliwym głosikiem.
_______ — Kaveh! Jak dobrze cię widzieć! Przyjacielu! — nie wiedzieć czemu czuł sarkazm wydobywający się z ust handlarki. Z podejrzliwą miną skrzyżował dłonie na torsie, tym samym uwydatniając wypełnioną po brzegi sakwę. Zrobił to celowo, aby jak najlepiej rozplątać język Dori.
_______ — Co cię do mnie sprowadza? Ach, już wiem. Czyżbyś szukał kolejnej limitowanej edycji rzeczy z lwiątkiem? Znam pewne miejsce — z błyskiem w oczach zauważyła, że wzbudziła zainteresowanie blondyna, ale nie takiej reakcji się po nim spodziewała, a to znaczyło, że jest tu po cos innego, co spowodowało, że maleńka zaczęła być lekko podejrzliwa.
_______ — Szukam informacji o zaginionej kapsule czasu — nei owijał w bawełnę. Dostrzegł, że Dori wiedziała coś na ten temat, bo nawet nie udała zaskoczonej, myśląc nad tym intensywniej. Więc wiedziała coś, czego oni być może potrzebowali. Musiał zagrać tak, aby ta nie wywęszyła powiązań z Akademiya ani Alhaithemem, którego unikała jak ognia.
_______ — Tak, tak, coś mi świta, ale nie mogę dobrze sobie przypomnieć — mruknęła, przymykając oczy, jednym z nich zerkając potajemnie na sakiewkę z Morą. Oczywiście Kaveh nie był na tyle głupi aby nie zauważyć tego taniego ruchu handlarki. Westchnął, jakby właśnie tracił do niej siły i odpiął woreczek od paska spodni, podrzucając w ręku, aby uwydatnić ten wypchany woreczek po brzegi. Mógł nawet dostrzec jak jej głowa porusza się w rytm sakwy, co bardzo go bawiło.
_______ — Godziwie zapłacę za interesujące mnie informacje — mruknął, a Dori przełknęła głośno minę, powracająć do swej aktorskiej gry. Głos kurdupla okrutnie irytował blondyna, lecz nie ugiął się w targowaniu, ostatecznie kończąc z paroma informacjami dla siwego. Natomiast to wszystko kosztowało go jedynie połowę sakiewki. Chciał się tym pochwalić przed przyjacielem, lecz w drodze w wskazane przez niego miejsce dostrzegł stragan z napisem limitowana edycja. Zafascynowany podszedł bliżej, widząc słodkie kapcie z głowami lwa. Tak bardzo zakochał się w nich, że nie myśląc o tej absurdalnej cenie, wykupił jedną parę, czując dumę, iż załapał się na tak wyjątkowy towar. pragnął pochwalić się tym Alhaithamowi, ale gdy doszło do niego co właściwie począł, było już za późno. Z zimnym potem schował za siebie zakup, patrząc jak w sakiewce zostaje tylko jedna moneta. Zaklął w duchu, dostrzegajac w oddali Alhaithema, który już skończył swoją robotę. Jak zwykle był szybszy od niego, lepszy, co niezmiernie irytowało blondyna. Obawiał się, że nigdy mu nie dorówna.
_______ — Alhaitham! — z uśmiechem od ucha do ucha pomachał siwemu, podchodząc do niego bliżej i dopiero, gdy już był przy nim, zrozumiał, iż machał ręką, która trzymała oba kapcie. Spanikowany szybko je schował, drapiąc nerwowo z tyłu głowy.
_______ — Znalazłem Dori — Zacząłbłyskawicznie, aby zmienić temat jaki mógł poruszyć siwy. — Ayn Al-Ahmar... chyba mają więcej jak jednego przywódce. Wspomniała, że Mizir nadal tu jest i szuka kapsuły, która podbno była w Port Ormos. Może damy radę ich znaleźć... — powoli ściszał swój głos widząc jak mina Alhaithama się nie zmienia, a sumienie coraz mocniej ciążyła na dłoniach, które trzymały kaputki. — Myślę, że zdobyłem dla ciebie bardzo istotne informacje! Nawet zostało trochę z tych pieniędzy co mi dałeś— dodał szybko, wciskając mu sakiewkę z jedną Morą w środku, got,ów na bluzji ze strony przyjaciela.
_______Nie chciał zawieść Alhaithama, dlatego nie przestawał z poszukiwaniem różowej czupryny. Robiąc niewielką przerwę przy barze i popijając słodki napój dosłyszał szepty jednych z Eremitów, którzy wspominali o kimś o imieniu Mizir. Blondyn od razu dostał gumowego ucha, starając się wychwycić jak najwięcej szczegółów, a gdy obiekt zainteresowania zniknął, Kaveh ruszył za nimi, gubiąc ich w tłumie. Załąmany westchnął, a ręce opadł mu bezwładnie, prawie sięgając ziemi. Mimo to usłyszał coś znajomego. Dzwonki. Zaintrygowany tym ruszył na drugie piętro Portu Ormos, zauważając skaczącego slime'a, który przecisnął się za dwa domu. Kaveh zmrużył swe powieki idąc za nim, a za domem dostrzegł poszukującą osobę - Dori. Ukrył jednak swój zachwyt, aby nie dać jej szansy na zdobycie od siebie więcej Mory niż mogła, a ta dostrzegając "przyjaciela" przywitała go swym głośnym, piskliwym głosikiem.
_______ — Kaveh! Jak dobrze cię widzieć! Przyjacielu! — nie wiedzieć czemu czuł sarkazm wydobywający się z ust handlarki. Z podejrzliwą miną skrzyżował dłonie na torsie, tym samym uwydatniając wypełnioną po brzegi sakwę. Zrobił to celowo, aby jak najlepiej rozplątać język Dori.
_______ — Co cię do mnie sprowadza? Ach, już wiem. Czyżbyś szukał kolejnej limitowanej edycji rzeczy z lwiątkiem? Znam pewne miejsce — z błyskiem w oczach zauważyła, że wzbudziła zainteresowanie blondyna, ale nie takiej reakcji się po nim spodziewała, a to znaczyło, że jest tu po cos innego, co spowodowało, że maleńka zaczęła być lekko podejrzliwa.
_______ — Szukam informacji o zaginionej kapsule czasu — nei owijał w bawełnę. Dostrzegł, że Dori wiedziała coś na ten temat, bo nawet nie udała zaskoczonej, myśląc nad tym intensywniej. Więc wiedziała coś, czego oni być może potrzebowali. Musiał zagrać tak, aby ta nie wywęszyła powiązań z Akademiya ani Alhaithemem, którego unikała jak ognia.
_______ — Tak, tak, coś mi świta, ale nie mogę dobrze sobie przypomnieć — mruknęła, przymykając oczy, jednym z nich zerkając potajemnie na sakiewkę z Morą. Oczywiście Kaveh nie był na tyle głupi aby nie zauważyć tego taniego ruchu handlarki. Westchnął, jakby właśnie tracił do niej siły i odpiął woreczek od paska spodni, podrzucając w ręku, aby uwydatnić ten wypchany woreczek po brzegi. Mógł nawet dostrzec jak jej głowa porusza się w rytm sakwy, co bardzo go bawiło.
_______ — Godziwie zapłacę za interesujące mnie informacje — mruknął, a Dori przełknęła głośno minę, powracająć do swej aktorskiej gry. Głos kurdupla okrutnie irytował blondyna, lecz nie ugiął się w targowaniu, ostatecznie kończąc z paroma informacjami dla siwego. Natomiast to wszystko kosztowało go jedynie połowę sakiewki. Chciał się tym pochwalić przed przyjacielem, lecz w drodze w wskazane przez niego miejsce dostrzegł stragan z napisem limitowana edycja. Zafascynowany podszedł bliżej, widząc słodkie kapcie z głowami lwa. Tak bardzo zakochał się w nich, że nie myśląc o tej absurdalnej cenie, wykupił jedną parę, czując dumę, iż załapał się na tak wyjątkowy towar. pragnął pochwalić się tym Alhaithamowi, ale gdy doszło do niego co właściwie począł, było już za późno. Z zimnym potem schował za siebie zakup, patrząc jak w sakiewce zostaje tylko jedna moneta. Zaklął w duchu, dostrzegajac w oddali Alhaithema, który już skończył swoją robotę. Jak zwykle był szybszy od niego, lepszy, co niezmiernie irytowało blondyna. Obawiał się, że nigdy mu nie dorówna.
_______ — Alhaitham! — z uśmiechem od ucha do ucha pomachał siwemu, podchodząc do niego bliżej i dopiero, gdy już był przy nim, zrozumiał, iż machał ręką, która trzymała oba kapcie. Spanikowany szybko je schował, drapiąc nerwowo z tyłu głowy.
_______ — Znalazłem Dori — Zacząłbłyskawicznie, aby zmienić temat jaki mógł poruszyć siwy. — Ayn Al-Ahmar... chyba mają więcej jak jednego przywódce. Wspomniała, że Mizir nadal tu jest i szuka kapsuły, która podbno była w Port Ormos. Może damy radę ich znaleźć... — powoli ściszał swój głos widząc jak mina Alhaithama się nie zmienia, a sumienie coraz mocniej ciążyła na dłoniach, które trzymały kaputki. — Myślę, że zdobyłem dla ciebie bardzo istotne informacje! Nawet zostało trochę z tych pieniędzy co mi dałeś— dodał szybko, wciskając mu sakiewkę z jedną Morą w środku, got,ów na bluzji ze strony przyjaciela.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
______W czasie, gdy Kaveh wyrusza na poszukiwania handlarki, Alhaitham ściąga jego bagaż rzucony niedbale na kanapę i stawia go przy łóżkach. Te następnie ścieli, wiedząc że tego wieczora najpewniej wrócą o późnej godzinie, a zajmowanie się tym po nocy przyprawi ich jedynie o dodatkowy zachód. Co jak co, siwowłosy nie żartował, mówiąc że postawi blondynowi drinka za owocną pomoc. A to, że Kaveh zgodził się porozmawiać z Dori, to już spora pomoc.
______Wychodzi z ich hotelowego pokoju, aby przejść się po zachodniej stronie portu, która wręcz roi się od różnej maści handlarzy, w tym również od Eremitów, których liczba z czasem znacznie wzrasta. Ilość interesów, w które są zamieszani w tym roku, przekracza znacznie statystyki z ostatnich lat. Alhaitham jest szczególnie ciekawy, stąd bierze się ta motywacja. Jeżeli będzie zmuszony zostać w Port Ormos na dłuższy czas, być może wiatr przywieje mu więcej informacji na ten temat.
______Na potrzeby inwigilacji wyciąga słuchawki z uszu, które dotąd skutecznie pozwalają mu redukować otaczający go hałas. A więc teraz, gdy wszem i wobec nagabują go okrzyki ze strony handlarzy, gwar rozmawiających przechodniów czy płacz dzieci, na jego twarzy pojawia się delikatny grymas. Nie trzeba jednak długo czekać, aby skupił się na tym, co na dany moment jest istotne. Kątem oka dostrzega Eremitów kryjących się w cieniu towarów, gotowych do załadunku na statek, którzy w wyraźnym oburzeniem o czymś dyskutują. Mogą to być istotne dla niego informacje, dlatego niewiele myśląc, pewnie przechodzi na pomost, doglądając niby to z zaciekawieniem morza. Nie zwraca przy tym większej uwagi na stojących nieopodal mężczyzn, którzy zdają się początkowo nie zwracać na niego żadnej uwagi. Wyciąga więc jedną ze swoich książek i nieuważnie przebiegając wzrokiem po zdaniach, przysłuchuje się ich rozmowie. Z takiej odległości mimo wszystko nie jest w stanie usłyszeć wszystkiego dostatecznie wyraźnie, aczkolwiek dostaje wystarczająco informacji, aby połączyć ze sobą kropki. Połowa zdobytego przez nich towaru była już eksportowana na pustynie, jednak przy pierwszym podejściu nie przeszła kontroli w Caravan Ribat. Przez to musieli znaleźć inną drogę, gdzie też będą musieli przewieźć następnego dnia o zmierzchu więcej towaru.
______Rozmowy nieco cichną, kiedy Eremici w końcu go dostrzegają i decydują się, ciągnąć rozmowę w bardziej ustronnym miejscu. Alhaitham stoi jeszcze przez moment ze wzrokiem wbitym w książkę, dopiero po paru minutach zamyka ją i spogląda dalej w stronę morza. Skoro nieautoryzowany przewóz paczek został zatrzymany w Caravan Ribat, Mahamatra Cyno mógł być już o tym zaalarmowany. Jeżeli sytuacja wygląda w ten sposób, skryba mógłby pozostawić resztę roboty w jego rękach, jako że pustynia to broszka Cyno. Jednakże o zaginięciu kapsuły wiedzy związanej z wiedzą o Archonie, prawdopodobnie nie wszyscy w Akademiyii wiedzą. W tym miejscu powstaje zagwozdka, zwłaszcza że Matra i Alhaitham zbytnio za sobą nie przepadają, mają inne metody pracy, przy czym współpraca z grubsza może okazać się fiaskiem. Niezmiernie żałuje, że Dehya nie daje się namówić na pracę dla Akademiyii, w przypadkach o tej wadze jej pomoc byłaby niezmiernie przydatna.
______O czasie znajduje się we wschodnim skrzydle Port Ormos, czekając na jakieś znaki ze strony Kaveha, który jak ma nadzieje, przyniesie mu nieco więcej konkretnych informacji. Wprawdzie nawet bez wieści Dori, mógłby zwęszyć przywódcę Ayn Al-Ahmar. Zwyczajnie śledząc powóz Eremitów przy kolejnym transporcie kapsuł. Aczkolwiek zabrałoby to niepotrzebnie więcej czasu.
______— Alhaitham! — Głos Kaveha skutecznie wyrywa go z zamyślenia. Podnosi głowę w kierunku, z którego wydobył się oddech i dostrzega swojego współlokatora machającego w jego stronę kapciami z głowami pluszowych lwów. Cóż nie takiego widoku się spodziewa, mimo wszystko musi przyznać, że taki obrazek do nikogo nie jest bardziej podobny, niż do Kaveha. Mierzy go wzrokiem, gdy ten przerażony chowa kapcie za siebie i podbiega bliżej. Już dzięki temu jest w stanie się domyślić, w jaki sposób architekt pozyskuje nowe kapcie. Normalnym dla Alhaithama byłoby się zdenerwować w tym momencie, zwłaszcza że prosił Kaveha o zaoszczędzenie Mory przy rozmowie z Dori. Jest jednak jedna kwestia, o której Kaveh jeszcze nie wie. Wysłuchuje tego co blondyn ma mu do powiedzenia z nieodgadnioną minę, po czym odbiera sakiewkę, w której okazuje się, że zostaje jedna okrągła mora.
______— Dobra robota — odpowiada, podciągając jeden kącik usta do góry, w nieporadnym uśmiechu. Po czym bierze dłoń Kaveha i pozostawia na jego dłoni ostatnią morę, która mu pozostała, samemu chowając pustą sakiewkę. — Widzę, że wybrałeś już sobie nagrodę za tę misję. To nawet lepiej — dodaje, po czym mija Kaveha, powolnie łącząc ze sobą wszystkie zdobyte informacje. — Idziesz?
______Gdy rówieśnik dołącza do niego, kierując się brzegiem portu, Alhaitham wymienia informacje, które sam pozyskuje do tego czasu. Nie jest ich wiele, w końcu nie widzieli się zaledwie godzinę, jednak z całości siwowłosy jest wstanie wyciągnąć pewien obraz, który z pewnością uzupełni się po natknięciu się na Mizira. Trzeba było tylko dojść do wniosku, w jaki sposób powinni go podejść, żeby nie doszło do sporu na samym środku portu, co mogłoby ściągnąć na nich niepotrzebne spojrzenia, albo i zaalarmować ludność.
______— To ma sens, że mają paru przywódców. Dowiedziałam się, że przewożą kapsuły na pustynie, więc z pewnością jest przynajmniej jeszcze jeden lider, który koordynuje akcje po drugiej stronie Sumeru. Ich pierwsza przesyłka nie przeszła przez kontrolę w Caravan Ribat, więc musieli znaleźć inny tor przewozu towaru. Następną i prawdopodobnie już ostatnią przesyłkę, skoro Mizir jest jeszcze w porcie przewożą jutro o zmierzchu. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że Ayn Al-Ahmar są już poszukiwani, co ułatwi nam zdecydowanie sprawę — rzuca Alhaitham, przystając na moment, aby spojrzeć Kaveha. Nie jest do końca pewien, czy niepewne spojrzenie pełne niezrozumienia jest mu rzucane, bo treść jego wypowiedzi jest niezrozumiała. Czy może Kaveh nie może pojąć, dlaczego nie jest zły o powrót z pustą sakiewką. Stawiając na drugą opcję wyjaśnia szybko.
______— O poranku zapakowałem morę w nieco mniejszą sakiewkę, żeby wyglądała na tak samo pełną. Co za tym idzie, tak czy inaczej chociaż część rzeczywistej zawartości została zaoszczędzona — mówi spokojnie. Gdyby ktoś go zapytał czy ufa Kavehowi, w kontekście pieniędzy nie byłyby w stanie powiedzieć ani – tak, ani – nie. Już jego działania mówią same za siebie. — W każdym razie… Czemu zawsze lwy? – pyta w kontekście zarówno wciąż krytych za plecami kapci, jak i breloczka do kluczy, którego często odnajduje we własnej kieszeni.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Jasnowłosy spodziewałby się wszystkiego. Podzielenia Sumerum na pół tak jak wyspy w Inazumie, odnalezienie wyjątkowego, gadającego ptaka, czy ogólnje koniec świata, ale nie ciepłych słów ze strony Alhaithama. To jak zobaczenie świętego mikołaja i dostanie od niego prezentu. Wręcz niemożliwe do spełnienia, a jednak stało się i Kaveh stał wryty w ziemię niczym posąg, zastanawiając się, czy aby na pewno się nie przesłyszał. Jednakże mózg doskonale rejestrował wydarzenia przed nim. Bez grama alkoholu we krwi był pewien tego, co się właśnie stało, przez co nie mógł powstrzymać rosnącego banana na gębie, które stosunkowo szybko zniknął z kolejną porcją słów wylewanych przez siwowłosego.
_______ — Nagroda? Nie, to są kapcie dla ciebie — słysząc jak prawdopodobnie zaprzepaszcza szansę na jakąś nagrodę, szybko znalazł wymówkę, że ta para ciepłych i puszystych kaputek jest dla przyjaciela, a nie samego Kaveha. Owszem, rozmiar nie zgadzał się totalnie, a zdezorientowany blondyn prawie potykając się o własne nogi ruszył za Alankiem, ale i tak nie chciał odpuścić nagrody z jego strony. Nawet gdyby miała okazać się beznadziejna.
_______ — Miały uniwersalny rozmiar, a twojego nie znam — mruknął pod nosem, kątem oka rozglądając po okolicy. Wcisnął ostatnią more do kieszeni, wysłuchując informacji towarzysza, które zdobył podczas jego nieobecności. Dori była przerażająca i zdecydowanie wolałby luźną robotę Alhaithama. Z drugiej jednak strony świadom był, iż tylko on nadawał się do takiej roboty. Kaveh był zbyt mocno rozpoznawalny przez swoje dzieło oraz zawód. Nie to co skryba, który nie był zbytnio duszą towarzystwa.
_______Szedł równo z Alhaithamem, oceniającym wzrokiem zerkając na mężczyznę. Nigdy nie rozumiał co siedziało mu w głowie.
_______ — Jesteś okropny. Ranisz moje serce przez ten brak zaufania — mruknął pod nosem, patrząc na jasnowłosego jak na jakiegoś robaka, albo winowajce śmierci czyjegoś chomika. Tak być oszukanym. Owszem, nie pierwszy raz przez tego osobnika, ale jednak. Kaveh traktował Alanka jak swoją rodzinę. To dzięki niemu w domu nie było pusto. Miał do kogo się odezwać. Nawet jeśli wiadomość zwrotna nie zawsze należała do tych najprzyjemniejszych. Jednak była i nie rozmyślał już nad starymi czasami jak kiedyś.
_______ — He? Sam nie wiem. Są urocze — skłamał niewinnie, choć w połowie była to prawda. Drugiej części nie musiał zdradzać, bo nie uważał, że Alhaithem pytał o to z prawdziwym zainteresowaniem.
_______ — Hm... może pójdziemy dziś wieczorem na występy. Ma występować Nilou. Będzie sporo ludzi, może i Eternici coś wygadają pod wpływem alkoholu — zaproponował, uważając, że znalazł całkiem przekonujący powód, aby skorzystać z nadchodzącej imprezy. W porcie rozgrywały się jedne z najlepszych występów i szkoda było z nich zrezygnować skoro już tu byli. Poza tym nikomu trochę rozrywki nie zaszkodzi. Zwłaszcza temu osobnikowi.
_______ — Poza tym — dzięki kilkoma szerszymi krokami wyprzedził przyjaciela, stając na przeciw niego i zmuszając go do przystanięcia. Wysunął swój palec wskazujący i przyłożył do jego nazbyt dobrze zbudowanej i jakże rozrośniętej klatki piersiowej. — Jakim cudem nie rzucałeś się im w oczy z takim... "wielkim" ciałkiem — spytał wielce zaintrygowany, patrząc wyczekująco z dołu na Alhaithama.
_______ — Nagroda? Nie, to są kapcie dla ciebie — słysząc jak prawdopodobnie zaprzepaszcza szansę na jakąś nagrodę, szybko znalazł wymówkę, że ta para ciepłych i puszystych kaputek jest dla przyjaciela, a nie samego Kaveha. Owszem, rozmiar nie zgadzał się totalnie, a zdezorientowany blondyn prawie potykając się o własne nogi ruszył za Alankiem, ale i tak nie chciał odpuścić nagrody z jego strony. Nawet gdyby miała okazać się beznadziejna.
_______ — Miały uniwersalny rozmiar, a twojego nie znam — mruknął pod nosem, kątem oka rozglądając po okolicy. Wcisnął ostatnią more do kieszeni, wysłuchując informacji towarzysza, które zdobył podczas jego nieobecności. Dori była przerażająca i zdecydowanie wolałby luźną robotę Alhaithama. Z drugiej jednak strony świadom był, iż tylko on nadawał się do takiej roboty. Kaveh był zbyt mocno rozpoznawalny przez swoje dzieło oraz zawód. Nie to co skryba, który nie był zbytnio duszą towarzystwa.
_______Szedł równo z Alhaithamem, oceniającym wzrokiem zerkając na mężczyznę. Nigdy nie rozumiał co siedziało mu w głowie.
_______ — Jesteś okropny. Ranisz moje serce przez ten brak zaufania — mruknął pod nosem, patrząc na jasnowłosego jak na jakiegoś robaka, albo winowajce śmierci czyjegoś chomika. Tak być oszukanym. Owszem, nie pierwszy raz przez tego osobnika, ale jednak. Kaveh traktował Alanka jak swoją rodzinę. To dzięki niemu w domu nie było pusto. Miał do kogo się odezwać. Nawet jeśli wiadomość zwrotna nie zawsze należała do tych najprzyjemniejszych. Jednak była i nie rozmyślał już nad starymi czasami jak kiedyś.
_______ — He? Sam nie wiem. Są urocze — skłamał niewinnie, choć w połowie była to prawda. Drugiej części nie musiał zdradzać, bo nie uważał, że Alhaithem pytał o to z prawdziwym zainteresowaniem.
_______ — Hm... może pójdziemy dziś wieczorem na występy. Ma występować Nilou. Będzie sporo ludzi, może i Eternici coś wygadają pod wpływem alkoholu — zaproponował, uważając, że znalazł całkiem przekonujący powód, aby skorzystać z nadchodzącej imprezy. W porcie rozgrywały się jedne z najlepszych występów i szkoda było z nich zrezygnować skoro już tu byli. Poza tym nikomu trochę rozrywki nie zaszkodzi. Zwłaszcza temu osobnikowi.
_______ — Poza tym — dzięki kilkoma szerszymi krokami wyprzedził przyjaciela, stając na przeciw niego i zmuszając go do przystanięcia. Wysunął swój palec wskazujący i przyłożył do jego nazbyt dobrze zbudowanej i jakże rozrośniętej klatki piersiowej. — Jakim cudem nie rzucałeś się im w oczy z takim... "wielkim" ciałkiem — spytał wielce zaintrygowany, patrząc wyczekująco z dołu na Alhaithama.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Powietrze w Port Ormos jest całkowicie inne niż mieście Sumeru. Jest bardziej rześkie i porywcze, nadchodzące z strony morza, dmące w żagle statków nabrzeżnych handlowców. W południe gromadzi się tu najwięcej ludzi, a słońce świeci wysoko na niebie, okraszając swoim blaskiem nowe produkty, za którymi turyści wiodą spragnionym spojrzeniem. Z tego też względu Alhaihtam nie może winić Kaveha, choć bycie łasym na zbędne produkty nie niesie za sobą ani bogactwa, ani dostatku. Choć sam nie jest w stanie zrozumieć tego typu poglądu na sprawę, to wciąż pozostaje ciekawy nowej, odmiennej perspektywy. Znając jej wszelkie aspekty dopiero też może ją obalić. Informacji jednak w tym temacie dostaje niewiele, tak więc pozostaje mu spoglądając z uniesioną brwią na kapcie, które współlokator mu oferuje. I cóż na pewno nie są one w jego rozmiarze.
_____ — 43. To mój rozmiar buta, gdybyś kiedyś myślał nad odpowiednim prezentem — odpowiada poważnie, choć w głębi duszy jest rozbawiony. Zdaje sobie sprawę z tego, że Kaveh zwyczajnie jest łasy na prezenty, dlatego też nieprzemyślanie ofiaruje mu, świeżo kupione kaputki. — A te... — mówi, wskazując na obuwie. — Możesz sobie zostawić, nie wątpię, że limitowany przedmiot, skoro czułeś potrzebę je kupić — rzuca, krocząc dalej wzdłuż portu. Niebawem miała nadejść pora obiadowa, więc zakręcenie się po drugiej stronie portu będzie jego aktualnym zajęciem. Sam Alhaitham jeszcze nie czuł głodu, choć trudno ufać swojemu organizmowi, kiedy z rzadka spożywa się śniadania. Mają za sobą podróż, wcześnie zerwali się z łóżka i od razu po przybyciu przeszli do interesów, tak więc nie należało ignorować pory posiłku.
_____ — Lepiej być przezornym i zawsze zabezpieczonym. Nie wiadomo na jak długo w rzeczywistości trzeba będzie zostać w Port Ormos. Nie wykluczam komplikacji, które mogą wyniknąć przy badaniu tej sprawy — odpowiada, starając się, aby jego wypowiedź nie brzmiała jak wytłumaczenie, a bardziej jak praktyczne podejście do sprawy. Jak już zostało wspomniane, Alhaitham nie ma prostej odpowiedzi co do zaufania Kaveh'owi. A skoro nie jest to ani "tak", ani "nie", to jego wypowiedź w ty temacie wymagałaby większego nakładu słów, który niekoniecznie przypadłby blondynowi do gustu. Ze wzniecaniem kłótni na środku portu również nie było mu po drodze.
_____ — Urocze, hm? — powtarza po przyjacielu, kiwając głową, choć samemu trudno mu przyznać czy tak jest. Dla niego te kapcie są jak każde inne. Wykazuje się za to większym zainteresowaniem wobec imprezy, która odbywa się pierw w Ormos, zanim przenosi się na dłuższy czas do miasta Sumeru. Alek zwykł unikać tego typu zgromadzeń, ale skoro Kaveh o nim wspomina, że chcąc, nie chcąc jest zmuszony jest się pojawić. Rozumie to też jako okazję, aby postawić Kaveh'owi drinka, o którym wspomniał ostatniego dnia. Taniec Nilou i tłumy go nie przekonywały, ale Eremici rzeczywiście mogli być bardziej wygadani po alkoholu, co stanowiło wyraźny plus dla sprawy. Cóż i tak miał w planach wybrać się na granicę puszczy z pustynią samotnie i zostawić Kaveh'a w Port Ormos. Długa tułaczka po alkoholu zdecydowanie nie będzie służyć blondynowi, dlatego zdecydowanie byłoby lepiej, gdyby wytrzeźwiał i zdał ich pokój, kiedy uzna za stosowne zakończenie swojego pobytu w porcie.
_____ — I tak zostajemy co najmniej do jutra, więc festyn tutaj nas nie ominie — przyznaje, zatrzymując się w pół kroku, gdy Kaveh wybiega przed niego. A wraz z jego następnymi słowami, zastanawia się czy słonko, zbytnio go nie przypiekło. Bardziej przez ciekawość w jego oczach, niż słowa, którym nie przywiązuje większej wagi. — Stałem tyłem do nich — odpowiada rzeczowo, po czym dodaje — Większość Eremitów jest dobrze zbudowana, nie sądzę, abym wyróżniał się bardzo na ich tle. W każdym razie, chodźmy coś zjeść — rzuca, wchodząc do windy. Wejście na podest było jedyną możliwością, aby przejść na drugą stronę Port Ormos, bez uwzględniania przepłynięcia na drugi brzeg. Alhaitham już po wielu odwiedzinach w tym miejscu uznał to za totalny absurd, jednak z miejską infrastrukturą trudno dyskutować.
_____ — Masz jeszcze jakieś oszczędności po zapłaceniu czynszu, czy opłaty za cały nasz pobytu tutaj leżą na mnie? — pyta rzeczowo., wychodząc z windy na piętrze. Spodziewa się odpowiedzi, a nawet jeśli Kaveh byłby skory zataić prawdę, to siwowłosy za dobrze go znał. Ukrycie prawdy przed skrybą było trudne, nawet jeśli ten niewiele w rzeczywistości komentuje. Rozważy wówczas pozostawienie paragonu blondynowi, który będzie zmuszony opłacić swój posiłek.
— Po jedzeniu możemy się rozejść, za pewne wpadniemy na siebie w trakcie festynu. I właśnie, gdybyś coś chciał z pokoju to lepiej, żebyś zabrał to po posiłku — rzuca, gdy są już blisko strefy gastronomicznej. Niestety mają jeden klucz do pokoju, który wolałby trzymać przy sobie, z wiedzą jak ekscytacja dobrami portu i nadchodzącym festynem może rozproszyć Kaveha.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Blondyn zrobił dziwną minę, jakby właśnie słowa Alhaithama go brzydziły. Jakim niby cudem miałby chcieć mu coś kupować? No może trochę tak, z dobrego serca, bo razem mieszkają. No, może nieco bardziej niż trochę, jednak zachowanie towarzysza było tak pewne siebie, że Kaveh miał ochotę strzelić mu tymi oto kapciami w czerep. Jednak zamiast tego ciężko westchnął, pfrzewracając w swoim typowym stylu oczyma, poprawiając przy tym włosy.
_______ — Postaram się pamiętać — mruknął, patrząc na co wskazuje palcem siwowłosy.
_______ — Doprawdy? To świetnie! — darchitekt ruszył za Alhaithamem, oglądając przy okazji cały Port chcąc zauważyć najdrobniejsze zmiany, ale niewiele różniło się od tego co zapamiętał od ostatniego przyjazdu. Najwidoczniej mieszkańcy tutaj uznawali, iż jeśli coś jest dobre to nie trzeba tego zmieniać. Zaś Kavehowi zdecydowanie przydałoby się odświeżenie tutaj kolorów malowideł na ścianach. Stara farba zaczynałą pomału odstraszać.
_______ — Może samą budową nie odstajesz jakoś mocno, ale... nieważne — przyznał mierząc przyjaciela od stóp do głowy i jednak musiał przyznać, że nadal wyróżniał się swoją postawą, co tylko bawiło jasnowłosego. Zbudowany był naprawdę świetnie. Chętnie zobaczyłby Alhaithema bez ubrań i sprawdził, czy te mięśnie nie są tylko nadmuchane, ale nie miał na co liczyć. Nie na takie niedorzeczne rzeczy. Jednak tutaj wszyscy mieli podobne, ciemne włosy i opaski na czołach, czego zdecydowanie brakowało przyjacielowi. Do tego ta pozycja, pewna siebie i krnąbrna. Eremici tacy nie byli. Z podskokiem dogonił Althaithema, patrząc jak powoli wznoszą się do góry, a cała przestrzeń pod ich stopami robi się mała.
_______ — Nie mam nic. Wziąłeś mnie na wycieczkę spłukanego. Chwila moment, nie zgadzam się na to. Lepiej żebym ja miał klucz — zawetował, gdy wchodzili do gospody, a wokół nich rozległ się przyjemny zapach jedzenia.
_______ — Nie wiadomo kiedy wrócisz. Co gorsza, jeśli zaśniesz... nie wejdę już do mieszkania — usiedli przy jednym ze stolików, a Kaveh nie miał zamiaru odpuszczać, pokazując dłoń. Kelnerka podała menu, a blondyn od razu zaczął sprawdzać co mają ciekawego. Nie chciał wybierać nic drogiego, więc przystanął na czymś lekkim, nie szczędząc jednak na piwie, które było słynne w Port Ormos i pochodziło wyłącznie od nich.
_______ — Jesteś strasznym sztywniakiem. Zastanawiam się, czy potrafisz żartować — wytknął go palcem, mrużąc oczy, aby lepiej przyjrzeć się dobrze mu znanej, tej samej co zwykle minie Alhaithema, której nie potrafił odczytać.
_______ — Postaram się pamiętać — mruknął, patrząc na co wskazuje palcem siwowłosy.
_______ — Doprawdy? To świetnie! — darchitekt ruszył za Alhaithamem, oglądając przy okazji cały Port chcąc zauważyć najdrobniejsze zmiany, ale niewiele różniło się od tego co zapamiętał od ostatniego przyjazdu. Najwidoczniej mieszkańcy tutaj uznawali, iż jeśli coś jest dobre to nie trzeba tego zmieniać. Zaś Kavehowi zdecydowanie przydałoby się odświeżenie tutaj kolorów malowideł na ścianach. Stara farba zaczynałą pomału odstraszać.
_______ — Może samą budową nie odstajesz jakoś mocno, ale... nieważne — przyznał mierząc przyjaciela od stóp do głowy i jednak musiał przyznać, że nadal wyróżniał się swoją postawą, co tylko bawiło jasnowłosego. Zbudowany był naprawdę świetnie. Chętnie zobaczyłby Alhaithema bez ubrań i sprawdził, czy te mięśnie nie są tylko nadmuchane, ale nie miał na co liczyć. Nie na takie niedorzeczne rzeczy. Jednak tutaj wszyscy mieli podobne, ciemne włosy i opaski na czołach, czego zdecydowanie brakowało przyjacielowi. Do tego ta pozycja, pewna siebie i krnąbrna. Eremici tacy nie byli. Z podskokiem dogonił Althaithema, patrząc jak powoli wznoszą się do góry, a cała przestrzeń pod ich stopami robi się mała.
_______ — Nie mam nic. Wziąłeś mnie na wycieczkę spłukanego. Chwila moment, nie zgadzam się na to. Lepiej żebym ja miał klucz — zawetował, gdy wchodzili do gospody, a wokół nich rozległ się przyjemny zapach jedzenia.
_______ — Nie wiadomo kiedy wrócisz. Co gorsza, jeśli zaśniesz... nie wejdę już do mieszkania — usiedli przy jednym ze stolików, a Kaveh nie miał zamiaru odpuszczać, pokazując dłoń. Kelnerka podała menu, a blondyn od razu zaczął sprawdzać co mają ciekawego. Nie chciał wybierać nic drogiego, więc przystanął na czymś lekkim, nie szczędząc jednak na piwie, które było słynne w Port Ormos i pochodziło wyłącznie od nich.
_______ — Jesteś strasznym sztywniakiem. Zastanawiam się, czy potrafisz żartować — wytknął go palcem, mrużąc oczy, aby lepiej przyjrzeć się dobrze mu znanej, tej samej co zwykle minie Alhaithema, której nie potrafił odczytać.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Nie wątpi, że Kaveh’owi brak powodów, aby kupować mu prezent – zwłaszcza w postaci obuwia, jednak postanawia zostawić te informacje między nimi; chociażby w zawieszeni i chęci kontynuowania tematu. Odkąd ich relacja stała się bardziej napięta i burzliwa, właściwie bardzo rzadko zdarza im się o czym rzeczywiście rozmawiać. Nie kłócić się o pierdoły, a zwyczajnie prowadzić i ciągnąć normalną konwersację o przyziemnych rzeczach. Może dlatego było to niemal dziwne? Wychodzą z windy i przechodzą przez most, kierując się do obszaru jadalnego i normalnym by było, rozmyślanie o przyszłym posiłku, jednak… Alhaitham nie może przestać myśleć o tym, co powiedział architekt na temat jego postury. Czy z jego ciałem było coś nie tak? Sam na pierwszy rzut oka powiedziałby, że nie jest tak dobrze zbudowany jak, co niektórzy Eremici. Często są podobnego wzrostu, choć budową mięśni siwowłosy nie dorasta im do pięt. Pewnie zastanawiałby się nad tym jeszcze dłuższej, gdyby Kaveh nie postanowił obwieścić, że jest totalnie spłukany. Oczywiście – więc dosłownie wszystkie wydatki przypadają Haitham’owi.
_____— Dlatego mówię, że lepiej by było, gdybyś wziął teraz wszystko, co będzie ci potrzebne. Poza tym Port Ormos nie jest tak ogromne, że nie byłbyś w stanie mnie znaleźć — mówi, zapewniając że pozostawienie pęku kluczy w jego kieszeni jest zdecydowanie lepsze. Docierają do Djafar Tavern wybierając dla siebie posiłki. Alhaitham nieszczególnie zwraca uwagę na koszt, z wiedzy, że w rzeczywistości może sobie pozwolić na parę większych wydatków. Stąd też nie kręci głową na zamówiony przez blondyna alkohol, choć sam szczędzi sobie spróbowania. W trakcie festiwalu niejednokrotnie znajdzie się na to czas.
_____— Potrafię. Musi się tylko nadarzyć do tego dobra okazja — mówi, wzruszając ramionami. W końcu ich zamówienie pojawia się na stole i wówczas Alhaitham dostrzega jak bardzo był głodny. Może to ze względu na upał, a może pracowite popołudnie i samą podróż z rana, jednak dobrze, że pomyślał o posiłku.
_____— W ogóle… Co to za założenie, że zasnę i nie wejdziesz już do mieszkania? Mam parę rzeczy, którymi muszę się zająć, to nie tak, że zamierzam uciąć sobie drzemkę gdzieś nad wodą — mruczy, zastanawiając się jakie wyobrażenie przeszło przez głowę architekta, gdy mówił te słowa. Przy okazji chce go zapewnić jeszcze raz, że klucze w jego rękach wcale nie są tak problematyczną sytuacją. Jednak jak zawsze Kaveh ma swoje racje, którym nie zamierza odpuścić. Sięga ręką do trzymanych przez Alhaithama kluczy, za wszelką cenę starając się je złapać. Siwowłosy też nie jest chętny ustąpić, dlatego wbrew architektowi przesuwa je poza jego zasięg. Wierzy, że ten szybko się znudzi i po prostu przyzna mu rację.
_____Sytuacja jednak obiera całkowicie inny przebieg, a Kaveh łapie go za górę płaszcza przyciągają do siebie. Dłoń Alhaithama nieruchomieje, a on sam wstrzymuje oddech, nie spodziewając się takiego zbliżenia. Czuje oddech drugiego mężczyzny przy swojej szyi, a później usta i zęby kąsające go w skórę skrytą ciemnym golfem. Całkowicie zaaferowany tą sytuacją nie zauważa, wyciąga mu klucze z dłoni, odsuwając się ze zwycięskim uśmiechem.
_____— Kaveh… — mruczy, biorąc głęboki haust powietrza, gdy dystans między nimi się zwiększa. Zagranie tego typu jest nieczyste i oboje zdają sobie z tego sprawę, a Alhaitham tak czy inaczej musi przyznać swoją przegraną. Osłania twarz dłonią, czując delikatne wypieki, które są dość niecodziennym widokiem na jego twarzy. I tu też pojawia się problem z wytłumaczeniem, dlaczego zareagował bliskość z blondynem w ten sposób. — Niech ci będzie. Do zobaczenia później — mówi, zostawiając go samego pod hotelem. Co prawda zamierzał wziąć ze sobą inną książkę, jednak w tej sytuacji szybko stała się nieistotna. Jedyne czego potrzebował to zniknąć sprzed oczu Kaveh’a i nie wyjaśniać jawiącego się na jego twarzy zażenowania.
_____W czasie gdy się rozdzielają pozwala sobie o tym nie myśleć, zamiast tego dalej tropiąc Eremitów i sprawę zaginionej kapsuły. Za wszelką cenę musi zająć czymś głowę, a przy tym dobrze by było gdyby znalazł punkt, z którego wysyłka pójdzie do Caravan Ribat. I nic bardziej go nie cieszy, gdy podczas swojego śledztwa w Porcie w końcu wpada na Mizira. Podsłuchuje jego rozmowę w barze, składając do kupy całą ich akcję przewozową i tam też koniec końców zostaje. Gdy zaczyna zmierzchać Port Ormos zostaje tchnięte festiwalową atmosferą, a na rynku zbiera się zdecydowanie więcej ludzi. Alhaitham w końcu też zamawia dla siebie wyskokowy trunek, chcąc nie chcąc błądząc spojrzeniem wśród nieznajomych twarzy, jakby z nadzieją, że pośród nich znajdzie Kaveh’a.
_____— Dlatego mówię, że lepiej by było, gdybyś wziął teraz wszystko, co będzie ci potrzebne. Poza tym Port Ormos nie jest tak ogromne, że nie byłbyś w stanie mnie znaleźć — mówi, zapewniając że pozostawienie pęku kluczy w jego kieszeni jest zdecydowanie lepsze. Docierają do Djafar Tavern wybierając dla siebie posiłki. Alhaitham nieszczególnie zwraca uwagę na koszt, z wiedzy, że w rzeczywistości może sobie pozwolić na parę większych wydatków. Stąd też nie kręci głową na zamówiony przez blondyna alkohol, choć sam szczędzi sobie spróbowania. W trakcie festiwalu niejednokrotnie znajdzie się na to czas.
_____— Potrafię. Musi się tylko nadarzyć do tego dobra okazja — mówi, wzruszając ramionami. W końcu ich zamówienie pojawia się na stole i wówczas Alhaitham dostrzega jak bardzo był głodny. Może to ze względu na upał, a może pracowite popołudnie i samą podróż z rana, jednak dobrze, że pomyślał o posiłku.
_____— W ogóle… Co to za założenie, że zasnę i nie wejdziesz już do mieszkania? Mam parę rzeczy, którymi muszę się zająć, to nie tak, że zamierzam uciąć sobie drzemkę gdzieś nad wodą — mruczy, zastanawiając się jakie wyobrażenie przeszło przez głowę architekta, gdy mówił te słowa. Przy okazji chce go zapewnić jeszcze raz, że klucze w jego rękach wcale nie są tak problematyczną sytuacją. Jednak jak zawsze Kaveh ma swoje racje, którym nie zamierza odpuścić. Sięga ręką do trzymanych przez Alhaithama kluczy, za wszelką cenę starając się je złapać. Siwowłosy też nie jest chętny ustąpić, dlatego wbrew architektowi przesuwa je poza jego zasięg. Wierzy, że ten szybko się znudzi i po prostu przyzna mu rację.
_____Sytuacja jednak obiera całkowicie inny przebieg, a Kaveh łapie go za górę płaszcza przyciągają do siebie. Dłoń Alhaithama nieruchomieje, a on sam wstrzymuje oddech, nie spodziewając się takiego zbliżenia. Czuje oddech drugiego mężczyzny przy swojej szyi, a później usta i zęby kąsające go w skórę skrytą ciemnym golfem. Całkowicie zaaferowany tą sytuacją nie zauważa, wyciąga mu klucze z dłoni, odsuwając się ze zwycięskim uśmiechem.
_____— Kaveh… — mruczy, biorąc głęboki haust powietrza, gdy dystans między nimi się zwiększa. Zagranie tego typu jest nieczyste i oboje zdają sobie z tego sprawę, a Alhaitham tak czy inaczej musi przyznać swoją przegraną. Osłania twarz dłonią, czując delikatne wypieki, które są dość niecodziennym widokiem na jego twarzy. I tu też pojawia się problem z wytłumaczeniem, dlaczego zareagował bliskość z blondynem w ten sposób. — Niech ci będzie. Do zobaczenia później — mówi, zostawiając go samego pod hotelem. Co prawda zamierzał wziąć ze sobą inną książkę, jednak w tej sytuacji szybko stała się nieistotna. Jedyne czego potrzebował to zniknąć sprzed oczu Kaveh’a i nie wyjaśniać jawiącego się na jego twarzy zażenowania.
_____W czasie gdy się rozdzielają pozwala sobie o tym nie myśleć, zamiast tego dalej tropiąc Eremitów i sprawę zaginionej kapsuły. Za wszelką cenę musi zająć czymś głowę, a przy tym dobrze by było gdyby znalazł punkt, z którego wysyłka pójdzie do Caravan Ribat. I nic bardziej go nie cieszy, gdy podczas swojego śledztwa w Porcie w końcu wpada na Mizira. Podsłuchuje jego rozmowę w barze, składając do kupy całą ich akcję przewozową i tam też koniec końców zostaje. Gdy zaczyna zmierzchać Port Ormos zostaje tchnięte festiwalową atmosferą, a na rynku zbiera się zdecydowanie więcej ludzi. Alhaitham w końcu też zamawia dla siebie wyskokowy trunek, chcąc nie chcąc błądząc spojrzeniem wśród nieznajomych twarzy, jakby z nadzieją, że pośród nich znajdzie Kaveh’a.
Yoshina
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_______Kaveh przewrócił oczami w ten sam specyficzny sposób, który był zarezerwowany wyłącznie dla siwej czupryny idącej tuż obok niego, minimalnie wyprzedzającym go o pół kroku. Niechętnie musiał zgodzić się ze słowami przyjaciela. Port Ormos nie był rozciągającym się mocno miejscem, bardziej piął się w górę, ale nadal nie mógł dorównywać wielkości głównemu miastu, gdzie oboje mieszkali pod jednym dachem. Jednak nadal siwowłosy nie potrafił zrozumieć aluzji, a podobno był tak cholernie bystry. Nie bez powodu posiadł tytuł skryby. Tak, Kaveh uważał go za kogoś neisamowicie mądrego, sprytnego i cwanego niczym lis, ale z drugiej strony ułomność Alhaithema do pewnej kwesti niewyobrażalnie drażniła blondyna. To właśnie dlatego teraz zaciskał szczękę, a brew mu drgała, czego nie mógł dostrzec towarzysz, gdy wchodzili do knajpy. Naturalnie wzrok Kaveha powędrował w dół na ten zgrabny, krągły tyłek, który bezczelnie opinała warstwa ciemnego materiału spodni. Nigdy nie myślał, że będzie zazdrosny o coś tak trywialnego, a jednak. Havethan potrafił łatwo odnaleźć Alhaithama, bo ten gość zbyt dobrze wyróżniał się na tle innych swoim wyglądem. Przynajmniej dla niego. Był niczym magnes, ale ten drań miał wkruzającą zdolność znikania w miejsca, o których architekt w życiu by nie pomyślał. Gałąź drzewa, zaciszna uliczka z ścianą skrytą w cieniu, czy neidostępne dla niego miejsca biblioteki. Właśnie tego się obawiał, że razem z kluczami wyparuje w porcie, a on jak głupi będzie go szukał, bo poczuje potrzebę wejścia do tymczasowego noclegu.
_______Podparł brodę o koszyczek z dłoni, które położył na drewnianym blacie w oczekiwaniu na zamówione rzeczy, wpatrując się w Alhaithama, jakby właśnie miał przed sobą książkę. Nie skomentował uwagi o możliwościach parodyjnych ze strony siwego, a jego wzrok zabłysnął, kiedy kelnerka podałą im zamówienie. Widok zahcwyconego jedzeniem Alhaithama był rozbrajająco nietypowy, na tyle, że blondyn wręcz uśmiechnął się w półgębku.
_______Sięgnął po klucze, gdy już wracali, chcąc dopiąć tym razem swojego. Często odpuszczał pod naporem racji Alhaithama, dlatego chociaż dziś, ten jeden raz chciał zdobyć klucze, Bo tak. Bo może był rozkapryszonym dorosłym. Bo miał na to ochotę. A może po prostu była to okazja, aby zbliżyć się do siwowłosego, który dalej walczył, odsuwając pożądany przedmiot przez błyszczące oczy Kaveha. Nie odpuścił. Nie mógł, nie chciał. Poczuł w tym wszystkim pewnego rodzaju okazję, z której do cholery musiał skorzystać. Pchnięty ogłupiającą mocą wypitego alkoholu sięgnął po kołnierz przyjaciela, przyciągając go niebezpiecznie blisko siebie. Czuł bijące, gorączkowe ciepło. Przyjaciel pachniał żelem pod prysznic oraz tuzinem książek i mógł sobie doskonale wyobrazić jak by smakowała ta jasna skóra. Niestety na przeciw temu stanął czarny materiał, który przyjął delikatne ukąszenie jasnowłosego wampira. Korzystając z okazji wyciągnął klucze z osłupiałego Alhaithama, zadowolony machając nimi przed jego oczami, a lisi uśmieszek wypełzł na twarz Kavethana.
_______— Dziękuję za współpracę — dodał, wciskając klucze do kieszeni spodni, gdy znajdowali się już w holu. — Do zobaczenia później — powtórzył jak papuga, odprowadzając wzrokiem Alhaithama do rogu, za którym zniknął, a twarz chłopaka poczerwieniała. Soczysty rumień wdrapał się po szyji, aż do polików, a oczy zadrżały robiąc się dwukrotnie szersze i przykucnął, obejmując rozgrzaną skórę twarzy.
_______— o cholera, co ja zrobiłem — mruknął zawstydzony, wbijając wzrok w swoje stopy. Alkohol całkowicie uderzył mu do głowy, ale czy żałował? Ani trochę. Wstał po chwili, nadal nieco spięty i poruszony, wchodząc do środka. Zabrał kilka potrzebnych rzeczy i poszukał zacisznego miejsca w porcie skąd miał świetny widok na rzekę przecinającą całe miejsce. Mógł w ciszy skupić się na szkicowaniu, przy okazji sprawdzając czy nic podejrzanego się nie dzieje i miał. Zauważył łądunek, któremu chciał przyjrzeć się lepiej następnego dnia. Zadowolony z efektów wrócił do mieszkania, odłożył wszystkie rzeczy i skierowałna festiwal. Dzięki długim krokom szybko przedarł się przez pierwszą falę ludzi, potem drugą, aż w końcu dostrzegł znajomą sylwetkę. Wszędzie by ją rozpoznał. Z zacieszem na twarzy zaszedłgo od tyłu, patrząc z góry na Alhaithama.
_______— Szukasz kogoś, że tak wodzisz spojrzeniem? — spytał, przywołujac kelnera, prosząc o fikuśny trunek, ten sam co zamówił siwowłosy.
_______— Jak tam poszukiwania? — zagaił, przysiadając się.
_______Podparł brodę o koszyczek z dłoni, które położył na drewnianym blacie w oczekiwaniu na zamówione rzeczy, wpatrując się w Alhaithama, jakby właśnie miał przed sobą książkę. Nie skomentował uwagi o możliwościach parodyjnych ze strony siwego, a jego wzrok zabłysnął, kiedy kelnerka podałą im zamówienie. Widok zahcwyconego jedzeniem Alhaithama był rozbrajająco nietypowy, na tyle, że blondyn wręcz uśmiechnął się w półgębku.
_______Sięgnął po klucze, gdy już wracali, chcąc dopiąć tym razem swojego. Często odpuszczał pod naporem racji Alhaithama, dlatego chociaż dziś, ten jeden raz chciał zdobyć klucze, Bo tak. Bo może był rozkapryszonym dorosłym. Bo miał na to ochotę. A może po prostu była to okazja, aby zbliżyć się do siwowłosego, który dalej walczył, odsuwając pożądany przedmiot przez błyszczące oczy Kaveha. Nie odpuścił. Nie mógł, nie chciał. Poczuł w tym wszystkim pewnego rodzaju okazję, z której do cholery musiał skorzystać. Pchnięty ogłupiającą mocą wypitego alkoholu sięgnął po kołnierz przyjaciela, przyciągając go niebezpiecznie blisko siebie. Czuł bijące, gorączkowe ciepło. Przyjaciel pachniał żelem pod prysznic oraz tuzinem książek i mógł sobie doskonale wyobrazić jak by smakowała ta jasna skóra. Niestety na przeciw temu stanął czarny materiał, który przyjął delikatne ukąszenie jasnowłosego wampira. Korzystając z okazji wyciągnął klucze z osłupiałego Alhaithama, zadowolony machając nimi przed jego oczami, a lisi uśmieszek wypełzł na twarz Kavethana.
_______— Dziękuję za współpracę — dodał, wciskając klucze do kieszeni spodni, gdy znajdowali się już w holu. — Do zobaczenia później — powtórzył jak papuga, odprowadzając wzrokiem Alhaithama do rogu, za którym zniknął, a twarz chłopaka poczerwieniała. Soczysty rumień wdrapał się po szyji, aż do polików, a oczy zadrżały robiąc się dwukrotnie szersze i przykucnął, obejmując rozgrzaną skórę twarzy.
_______— o cholera, co ja zrobiłem — mruknął zawstydzony, wbijając wzrok w swoje stopy. Alkohol całkowicie uderzył mu do głowy, ale czy żałował? Ani trochę. Wstał po chwili, nadal nieco spięty i poruszony, wchodząc do środka. Zabrał kilka potrzebnych rzeczy i poszukał zacisznego miejsca w porcie skąd miał świetny widok na rzekę przecinającą całe miejsce. Mógł w ciszy skupić się na szkicowaniu, przy okazji sprawdzając czy nic podejrzanego się nie dzieje i miał. Zauważył łądunek, któremu chciał przyjrzeć się lepiej następnego dnia. Zadowolony z efektów wrócił do mieszkania, odłożył wszystkie rzeczy i skierowałna festiwal. Dzięki długim krokom szybko przedarł się przez pierwszą falę ludzi, potem drugą, aż w końcu dostrzegł znajomą sylwetkę. Wszędzie by ją rozpoznał. Z zacieszem na twarzy zaszedłgo od tyłu, patrząc z góry na Alhaithama.
_______— Szukasz kogoś, że tak wodzisz spojrzeniem? — spytał, przywołujac kelnera, prosząc o fikuśny trunek, ten sam co zamówił siwowłosy.
_______— Jak tam poszukiwania? — zagaił, przysiadając się.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Musi przyznać, że zachody słońca w Port Ormos zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza, gdy morzu prócz ostatnich promieni słonecznych, odbijają się kolorowe lampy rozstawione przy scenie Nilou. Rozglądając się po pomostach dostrzega stoisko z fajerwerkami, które najpewniej wystrzelą w powietrze, gdy już nad portem nastanie zmierzch. Powolnie napawa go pewnego rodzaju melancholia, ale i spokój, ponieważ pracowity dzień dobiega końca. Do tego czasu dowiaduje się wszelkich potrzebnych sytuacji, by domniemać jakie jest sedno sprawy i dokąd może ich zaprowadzić. Niezmiernie cieszy się, że udało mu się natknąć na Mizira, który w rozmowie z innym członkiem Ayn Al-Ahmar jedynie potwierdza jego dotychczasowe założenia. Teraz muszą tylko poczekać na rozwój sytuacji, więc wieczór z drinkiem nie powinien mu zaszkodzić. Wydaje mu się, że ma całkiem mocną głową do alkoholu, więc trunki wyskokowe nie powinny stać mu na drodze, jeśli przyjdzie im wstawać o świcie.
_____Gdy u jego boku pojawia się Kaveh, nie od razu zwraca na niego uwagę. Wciąż dogląda tłumu, mając wrażenie, że dojrzał Tighnari’ego i Collei. Względnie bardziej spodziewałby się widzieć ich podczas festiwalu w Sumeru City, a nie w Port Ormos, jednak wzrok mógł go mylić. Dopiero po chwili, łapie z blondynem kontakt wzrokowy, zauważając że ten za czasu zamawia drinka również dla siebie, uprzedzając w tym Alhaithama, która i tak miał zamiar to zrobić.
_____– Szukałem cię. Spodziewałem się, że będziesz doglądał stoisk i planował zakupienie czegoś na raty – rzuca, utwierdzając tym samym Kaveh’a w przekonaniu, że po całym dniu Alhaitham o nim nie zapomina. Nie powie, że brakowało mu trajkotania nad uchem, jednakże wybrali się na przejażdżkę razem. Gdyby nie ujrzał architekta jeszcze przez dłuższy czas, zapewne zacząłby się martwić, w końcu pamięta, że ten bardzo nie chciał przegapić występu Nilou.
_____– Znalazłem dowódcę Ayn Al-Ahmar i potwierdziłem rzeczy, których już się dowiedzieliśmy. Jednak rozmawianie o tym możemy odłożyć na jutro, dzisiejszej nocy raczej już nic nie wskóramy – rzuca, dziękując kelnerowi skinięciem głowom, gdy ten przynosi do ich stolika następny trunek, wyglądający dokładnie tak samo, jak ten, którego Alhaitham niedawno sam zamówił.
_____– A ty co robiłeś przez ten czas? – mówi, znów spoglądając za Kaveh’a, utwierdzając się w przekonaniu, że nie miał omamów wzrokowych. W ich kierunku zmierzał właśnie Tighnari, wyraźnie zaskoczony wspólną wizytą współlokatorów w Port Ormos. Nim blondyn w ogóle jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, uszaty staje przy ich stoliku, zapierając ręce o boki.
_____– Ostatnim czego bym się spodziewał, to widzieć tu razem – mówi, uśmiechając się życzliwie do jednego i drugiego. Collei natomiast staje zanim, nieco zawstydzona zaciekawionym spojrzeniom, które padają w jej stronę. – Festiwal przyciągnął was do Port Ormos? - pyta Tighnari, rozglądając się wokół, jakby czegoś szukał. Alhaitham ma szczerą nadzieję, że osobą, za którą się rozgląda nie jest Cyno. Połączenie sił w poszukiwaniu kapsuły byłoby jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę, że niebawem mieli wybrać się na pustynie. Jednak proszenie Cyno o pomoc totalnie nie wchodziło w grę i Alhaitham jest ostatnią osobą, która mogłaby się prosić o jego towarzystwo.
_____– To bardziej złożona sprawa, ale wstępnie możemy tak założyć – mówi, rzeczowo Alhaitham, upijając następny łyk drinka.
_____Gdy u jego boku pojawia się Kaveh, nie od razu zwraca na niego uwagę. Wciąż dogląda tłumu, mając wrażenie, że dojrzał Tighnari’ego i Collei. Względnie bardziej spodziewałby się widzieć ich podczas festiwalu w Sumeru City, a nie w Port Ormos, jednak wzrok mógł go mylić. Dopiero po chwili, łapie z blondynem kontakt wzrokowy, zauważając że ten za czasu zamawia drinka również dla siebie, uprzedzając w tym Alhaithama, która i tak miał zamiar to zrobić.
_____– Szukałem cię. Spodziewałem się, że będziesz doglądał stoisk i planował zakupienie czegoś na raty – rzuca, utwierdzając tym samym Kaveh’a w przekonaniu, że po całym dniu Alhaitham o nim nie zapomina. Nie powie, że brakowało mu trajkotania nad uchem, jednakże wybrali się na przejażdżkę razem. Gdyby nie ujrzał architekta jeszcze przez dłuższy czas, zapewne zacząłby się martwić, w końcu pamięta, że ten bardzo nie chciał przegapić występu Nilou.
_____– Znalazłem dowódcę Ayn Al-Ahmar i potwierdziłem rzeczy, których już się dowiedzieliśmy. Jednak rozmawianie o tym możemy odłożyć na jutro, dzisiejszej nocy raczej już nic nie wskóramy – rzuca, dziękując kelnerowi skinięciem głowom, gdy ten przynosi do ich stolika następny trunek, wyglądający dokładnie tak samo, jak ten, którego Alhaitham niedawno sam zamówił.
_____– A ty co robiłeś przez ten czas? – mówi, znów spoglądając za Kaveh’a, utwierdzając się w przekonaniu, że nie miał omamów wzrokowych. W ich kierunku zmierzał właśnie Tighnari, wyraźnie zaskoczony wspólną wizytą współlokatorów w Port Ormos. Nim blondyn w ogóle jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, uszaty staje przy ich stoliku, zapierając ręce o boki.
_____– Ostatnim czego bym się spodziewał, to widzieć tu razem – mówi, uśmiechając się życzliwie do jednego i drugiego. Collei natomiast staje zanim, nieco zawstydzona zaciekawionym spojrzeniom, które padają w jej stronę. – Festiwal przyciągnął was do Port Ormos? - pyta Tighnari, rozglądając się wokół, jakby czegoś szukał. Alhaitham ma szczerą nadzieję, że osobą, za którą się rozgląda nie jest Cyno. Połączenie sił w poszukiwaniu kapsuły byłoby jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę, że niebawem mieli wybrać się na pustynie. Jednak proszenie Cyno o pomoc totalnie nie wchodziło w grę i Alhaitham jest ostatnią osobą, która mogłaby się prosić o jego towarzystwo.
_____– To bardziej złożona sprawa, ale wstępnie możemy tak założyć – mówi, rzeczowo Alhaitham, upijając następny łyk drinka.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach