Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Mad At (About) You
Mireyet & Księżyc
Lochy - labirynty wypełnione stworkami do zabicia i zagadkami, na końcu których znajduje się Boss do pokonania. Pojawiają się one w różnych miejscach o różnym czasie, każde napotkane drzwi może stać się przejściem do nowego lochu. Aby się ich pozbyć, należy wezwać specjalistów od oczyszczania ich - Graczy. Co jeśli jednak na skutek nieprzyjemnych zbiegów okoliczności, Gracze zawiodą, a potężny Boss nawieje do innego lochu?
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Rachel Narbridge
AMERYKA ➜ 5ft6 ➜ 27 lat
If it’s for you, i’m not afraid of becoming the villain. Just stay right there, i got this
Nie była pierwszym dzieckiem, nie była też ostatnim, które stworzył jej ojciec, Hudson Narbridge, były bohater, gracz, zasłużony czyściciel lochów, a teraz jeden z członków stowarzyszenia mające dbać o dobrobyt profesji. Jak na ironię losu, to co zrobił swojej własnej rodzinie poszukując wśród swoich własnych dzieci tego idealnego, następcy – bohatera – nie miało nic wspólnego z dobrobytem, a raczej torturą. Nie znęcał się nad nimi, nie bił, lecz brak miłości i traktowanie niczym robaki gdy okazało się, że nie nadają się do przeznaczonej im roli nie jest gorsze? Dzieciństwo z nauką w domu, otoczeni ludźmi zainteresowanymi tylko tym, czy to właśnie ty staniesz się ich idealnym narzędziem w przyszłości.
Magiczny płyn znajdujący się w małych flakonikach po wypiciu dawał ci pewną zdolność. Tylko jedną na całe życie, nieważne ile tego specyfiku przejdzie przez twoje gardło. Hudson z zapałem maniaka kolekcjonował to, aby gdy tylko dziecko osiągnie na tyle dojrzały wiek, aby przeżyć wypicie czegoś takiego – wmusić to w gardło każdego z kolei. Rachel więc jeszcze przed pierwszym okresem stała się posiadaczem swojej mocy, za którą ukochał ją ojciec. Stała się wręcz jego oczkiem w głowie, jedyne czego żałował to tego, że jednak była kobietą. Mogła jednak nosić piękne sukienki, dobrze wyglądać przy jego boku zamiast kobiety, nazywanej jego żoną. Gdyby posiadał syna, którego dotyk potrafi spalić wszystko co stanie na jego drodze czułby się jak w niebie, zmuszając go do pracy niczym ogier do tworzenia kolejnych dzieci.
Wiedźma, tak ją nazywają od przeszło dziesięciu lat, kiedy zaraz po 16 urodzinach weszła po raz pierwszy do lochu i pokazała im coś co bliższe było magii, aniżeli walce o życie. Gdy z rapierem w dłoni, wypalała wnętrzności ogrów, chochlików i innych maszkar, ciężko było nazwać ją „świętą”. Zwłaszcza gdy aroganckie spojrzenie patrzyło na wszystkich z góry, a zysk miał pierwszeństwo nad bezpiecznym zakończeniem zadania. Do uszu innych członków gildii nie raz dociera, że prawie porzuciła członka swojej drużyny, aby zapewnić sobie i reszcie dalszą drogę. Można więc powiedzieć, że nie ma najlepszej opinii, niestety – to właśnie przy niej zarobisz najwięcej i masz największe szanse na przetrwanie trudnego lochu.
Magiczny płyn znajdujący się w małych flakonikach po wypiciu dawał ci pewną zdolność. Tylko jedną na całe życie, nieważne ile tego specyfiku przejdzie przez twoje gardło. Hudson z zapałem maniaka kolekcjonował to, aby gdy tylko dziecko osiągnie na tyle dojrzały wiek, aby przeżyć wypicie czegoś takiego – wmusić to w gardło każdego z kolei. Rachel więc jeszcze przed pierwszym okresem stała się posiadaczem swojej mocy, za którą ukochał ją ojciec. Stała się wręcz jego oczkiem w głowie, jedyne czego żałował to tego, że jednak była kobietą. Mogła jednak nosić piękne sukienki, dobrze wyglądać przy jego boku zamiast kobiety, nazywanej jego żoną. Gdyby posiadał syna, którego dotyk potrafi spalić wszystko co stanie na jego drodze czułby się jak w niebie, zmuszając go do pracy niczym ogier do tworzenia kolejnych dzieci.
Wiedźma, tak ją nazywają od przeszło dziesięciu lat, kiedy zaraz po 16 urodzinach weszła po raz pierwszy do lochu i pokazała im coś co bliższe było magii, aniżeli walce o życie. Gdy z rapierem w dłoni, wypalała wnętrzności ogrów, chochlików i innych maszkar, ciężko było nazwać ją „świętą”. Zwłaszcza gdy aroganckie spojrzenie patrzyło na wszystkich z góry, a zysk miał pierwszeństwo nad bezpiecznym zakończeniem zadania. Do uszu innych członków gildii nie raz dociera, że prawie porzuciła członka swojej drużyny, aby zapewnić sobie i reszcie dalszą drogę. Można więc powiedzieć, że nie ma najlepszej opinii, niestety – to właśnie przy niej zarobisz najwięcej i masz największe szanse na przetrwanie trudnego lochu.
I’m gonna keep provoking you, write it for me giving an autograph
Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wade Murray
AMERYKA ➜ 6ft7 ➜ 28 lat
You will always be too much of something for someone: too big, too loud, too soft, too edgy. If you round out your edges, you lose your edge. Apologize for mistakes. Apologize for unintentionally hurting someone – profusely. But don’t apologize for being who you are.
Nikt nie spodziewał się, że to w ogóle możliwe. Potwory nienawidziły graczy zresztą z wzajemnością. Poza zaspokajaniem ich rządzy mordu czy głodu, nie zdawały się widzieć w istotach ludzkich żadnych korzyści, a tym bardziej w strefach intymnych. Jednak spojrzenie na to zmieniło się po pewnym incydencie, po którym dziewięć miesięcy później narodził się on.
Mogli go po prostu zabić. Zamieść temat pod dywan, kiedy jeszcze był w łonie matki, a jednak tego nie zrobili. Możliwość posiadania w swoich szeregach istoty, która swoją siłą, zwinnością, mocami, była niemalże na równi z tym czym gracze od pokoleń walczyli, nie potrzebując przy tym fiolki z magicznym trunkiem, była zbyt kusząca. Dzięki temu młoda abominacja genetyczna, odkąd tylko był w stanie ustać na własnych nogach, był szkolona na przyszły as w rękawie gildii. Ponieważ jego matce nie udało się przeżyć porodu, opiekę nad nim powierzono dwójce jej dawnych towarzyszy broni. Sarah i Mason pomimo, że oczekiwano od nich tylko tyle by zdyscyplinowali i przeszkolili młodego, aby wyrósł na wartościowego przyszłego członka gildii, w przeciwieństwie do niektórych rodziców „normalnych” dzieci, nie potrafili stosować na nim zimnego chowu. Mały Wade, pomimo problemów jakie jego dwoista natura często sprawiała, szybko skradł ich serca. Dzięki temu pomimo, że początkowo łączyła ich czysto platoniczna, partnerska relacja, dość szybko przerodziła się w coś więc, ślub, a następnie własne latorośle. Jednak Wade nie mógł im wybaczyć tylko jednego, unikania przez nich tematu jego prawdziwej rodziny, imiona matki i bossa będącego jego ojcem, to jedyne co udało im się od nich wyciągnąć.
Pomimo poprawnych stosunków w domu, nie był w stanie znaleźć zrozumienia poza nim. Zwykli ludzie wiedząc z czym mieli do czynienia, bali się go, a osoby z profesji nie traktowały go jako nic więcej, niż eksperyment mający sprawdzić czy istota hybrydowa, będzie lepszym czyścicielem lochów niż dotychczasowi bohaterzy. Następne lata spędzone wśród graczy, jasno dały mu do zrozumienia, że nie pasował do nich. Część z nich wręcz postrzegał jako większe potwory, niż te z które rzekomo nimi były. Uwielbiał walkę, ale absolutnie nie czerpał przyjemności z zabijania istot, które nawet nie próbują mu wyrządzić krzywdy. Pomimo, że był wdzięczny adopcyjnym opiekunom , za zajęcie się nim, wiedział, że nie zagrzeje zbyt długo w świecie ludzi, a jego miejsce znajduje się przy biologicznym ojcu.
Mogli go po prostu zabić. Zamieść temat pod dywan, kiedy jeszcze był w łonie matki, a jednak tego nie zrobili. Możliwość posiadania w swoich szeregach istoty, która swoją siłą, zwinnością, mocami, była niemalże na równi z tym czym gracze od pokoleń walczyli, nie potrzebując przy tym fiolki z magicznym trunkiem, była zbyt kusząca. Dzięki temu młoda abominacja genetyczna, odkąd tylko był w stanie ustać na własnych nogach, był szkolona na przyszły as w rękawie gildii. Ponieważ jego matce nie udało się przeżyć porodu, opiekę nad nim powierzono dwójce jej dawnych towarzyszy broni. Sarah i Mason pomimo, że oczekiwano od nich tylko tyle by zdyscyplinowali i przeszkolili młodego, aby wyrósł na wartościowego przyszłego członka gildii, w przeciwieństwie do niektórych rodziców „normalnych” dzieci, nie potrafili stosować na nim zimnego chowu. Mały Wade, pomimo problemów jakie jego dwoista natura często sprawiała, szybko skradł ich serca. Dzięki temu pomimo, że początkowo łączyła ich czysto platoniczna, partnerska relacja, dość szybko przerodziła się w coś więc, ślub, a następnie własne latorośle. Jednak Wade nie mógł im wybaczyć tylko jednego, unikania przez nich tematu jego prawdziwej rodziny, imiona matki i bossa będącego jego ojcem, to jedyne co udało im się od nich wyciągnąć.
Pomimo poprawnych stosunków w domu, nie był w stanie znaleźć zrozumienia poza nim. Zwykli ludzie wiedząc z czym mieli do czynienia, bali się go, a osoby z profesji nie traktowały go jako nic więcej, niż eksperyment mający sprawdzić czy istota hybrydowa, będzie lepszym czyścicielem lochów niż dotychczasowi bohaterzy. Następne lata spędzone wśród graczy, jasno dały mu do zrozumienia, że nie pasował do nich. Część z nich wręcz postrzegał jako większe potwory, niż te z które rzekomo nimi były. Uwielbiał walkę, ale absolutnie nie czerpał przyjemności z zabijania istot, które nawet nie próbują mu wyrządzić krzywdy. Pomimo, że był wdzięczny adopcyjnym opiekunom , za zajęcie się nim, wiedział, że nie zagrzeje zbyt długo w świecie ludzi, a jego miejsce znajduje się przy biologicznym ojcu.
Thousands have lived without love, not one without water.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Biały sufit, trzydzieści dwie poduszki, kołdra, która starczyłaby na przynajmniej jeszcze dwie osoby. Rachel, ze swoimi rozrzuconymi czerwonymi włosami, wpatruje się w jasny sufit i wzdycha ciężko. Kolejny dzień, kolejne użeranie się z ludźmi, których nie znosi. Wychodzi spod pościeli ubrana w swoją satynową koszulę nocną i ze znudzonym wyrazem twarzy kieruje się do łazienki przy okazji zrzucając wszystko co miała na sobie, a nie było tego dużo. Pomieszczenie znajduje się zaraz około drzwi od garderoby, wszystko w jej pokoju. Nie musi nigdzie wychodzić, a przez zasłoniętą przeszkloną ścianę nikt nie dorwie się do zdjęć jej ciała. Pomijając fakt, że zajmowany przez nią apartament znajdował się bardzo wysoko, jakiekolwiek informacje o jej prywatnym życiu zrobiłyby furorę. Tak kończy twoja prywatność, gdy jesteś sławnym graczem, nawet jeśli masz złą reputację wśród kolegów. Wskoczyła pod prysznic i usunęła ze swojego ciała ślady senności stojąc pod zimną wodą, która uderzała o jej ciało z deszczownicy. W zupełnej ciszy, pochłonięta w swoich myślach, ciesząc się chwilą spokoju… może też, dlatego spomiędzy jej warg wyszła soczysta kurwa, kiedy usłyszała pukanie do drzwi, które po chwili zostały otworzone.
– Tak, dzień dobry. – odezwała się kobieta śmiejąc się i łapiąc za ręcznik podchodząc do prysznica, gdzie Rachel wyłączyła już korek od wody i otworzyła szklane drzwi kabiny. – Wiem, że nie masz dzisiaj najlepszego humoru.
_____Czerwonowłosa piękność posłała niemiłe spojrzenie i zabrała ręcznik związując nim włosy, a następnie ominęła ją chwytając za szlafrok i pokrywając się białym, puchowym materiałem. Towarzysząca jej w łazience kobieta, o czarnych włosach ściętych na boba, z parą zielonych okularów na nosie i czarną szminką na ustach, cały czas uśmiechała się. Nie było w tym ironii, a faktyczne szczęście z jakiegoś powodu. Rachel jednak, w dniu dzisiejszym, nie mogła na niego patrzeć. W każdym inny dzień potrafił być jej ulubionym.
– Elie, przestań. – odezwała się szorstko. – Nie mogę dzisiaj patrzeć na twoją twarz.
_____Kobieta robi duże oczy, lekko zaskoczona tym faktem i gubi swój uśmiech, zastępując go lekkim zmartwieniem i smutkiem.
– Wiem, że wczoraj musiałaś znosić swojego byłego, ale to nie moja wina przecież, że siłą wtargnął na zamkniętą imprezę.
– Wiem! – Rachel podniosła głos i wyszła z łazienki przechodząc do garderoby, a Elie za nią. – Winna jest moja jebana macica. – wzdycha i opada na czarną pufe, po czym odwraca się w stronę swojej towarzyszki dialogu. – Powiedz. Dlaczego każdy mój facet okazuje się jebnięty?
– Może dlaczego, że robi ci się mokro jak mówią, że zabiją kogoś dla ciebie. – odpowiedziała z powagą opierając się o framugę drzwi. Nie była zaskoczona tym pytaniem, miała o wiele więcej do powiedzenia w tej sprawie – Nie wierzysz im na słowo, zachowujesz się dalej jak ty, potem masz krew na rękach, bo postanowią odciąć komuś łeb.
_____Rachel słysząc to prychnęła lekko. Jaka to była, kurwa, prawda. Nigdy im nie wierzy. Nie raz mówią jej „słodkie nic” przy kawie, przy kolacji, w łóżku. Obiecują, że dojdzie i tego nie robi, skąd ma mieć pewność, że akurat ten jeden raz, gdy stwierdził, że „powiedz słowo, a zabije faceta, który cię dotknął” to mówił naprawdę… No dobra. Powinna. Chociażby, żeby zabezpieczyć się na „a co, gdyby”, ale ludzie to debile, w tym ona. Wzdycha ciężko, nie chce poświęcać więcej czasu niż musi na mordercę co uważa, że może wszystko. Gracze mieli wypaczony światopogląd oglądając śmierć prawie na każdym kroku. Jej samej nie przeszkadzało, że faktycznie kogoś zabił, ale dlaczego musiał to być zupełnie niewinny człowiek i to jeszcze taki, co nie zrobił dosłownie nic? KURWA. To był tylko uścisk dłoni, przywitanie, na oficjalnym przyjęciu.
– Nie zmienię swojego chujowego gustu tak łatwo. Lubię ich trochę jebniętych. – wstała spojrzała na Elie, która przywróciła oczami na nią, poprawiając jej lekko humor. – Co mam dzisiaj w planach poza jakimś dziwnym spotkaniem w sprawie nowego lochu?
– Może to, że na spotkaniu będzie twój idol?
_____Zaśmiała się i widząc pytające spojrzenie Rachel, poszerzyła swój uśmiech pokazując wręcz wredny wyraz twarzy. Od razu widać, że sobie robi jakieś żarty. Narbridge niczym ryba wyciągnięta z wody łapie powietrze i unosi się.
– Nie!
– Taa~ Tak.
– Po co ściągają tam Murraya? – wręcz pisnęła zadając to pytanie. – Nie potrzebujemy tego jebanego samoluba. Myśli, że jest lepszy od wszystkich, bo radzi sobie sam!
– Haha. – Elie usiadła na wolnej pufie łapiąc się za brzuch – M-Może dlatego, że oboje jesteście gwiazdami gildii i zadanie jest aż tak duże? – połyka wręcz swoje rozbawienie, aby odpowiedzieć koleżance. – Zresztą, czy on nie jest w twoim typie?
_____To pytanie sprawia, że wiedźma klika językiem i marszczy nos niezadowolona. Odwróciła się i zaczęła grzebać wśród wieszaków. Po chwili marudząc pod nosem, bo jednak co nieco, Elie miała rację. Był wysoki, silny, umięśniony. Na pewno robił kardio jak oni wszyscy, chociażby, żeby móc spierdalać, jak coś pójdzie nie tak, nie mógł być więc straszny w łóżku. No i był ”w miarę” przystojny, to musiała mu przyznać wzdychając ciężko.
– Tylko jak się kurwa nie odzywa. – ściągnęła czarny top z wieszaka i rzuciła koło przyjaciółki. – Musimy zajechać po kawę w drodze do siedziby.
– Zamierzasz iść na wojnę? – spytała chichotając lekko patrząc na top, który wyglądał jak coś wyciągniętego z dance practice na youtubie. – Będziesz świecić cyckami w tym.
– Laska. – zaśmiała się i dorzuciła kolejną rzecz. – Nie pójdę tylko w tym. Właśnie zerwałam z facetem, co nie? Musi mi być przykro z dwa dni zanim zacznę szukać kolejnego.
– Powiesz nam coś o zadaniu, czy mam czekać nie wiadomo jak długo aż się zjawi? – rzuciła z uśmiechem na twarzy, ale każdy wiedział, że za tym sztucznym miłym wyrazem sączył się teraz jad. – Na pewno jest zbyt zajęty, aby przyjść, skoro nie umie pojawić się na czas.
_____Na jej język, aż cisnęły się przezwiska jakie mogła rzuć w stronę Wade’a Murray ‘a, lecz tego nie zrobiła. Co to za frajda obrażać go za jego plecami, kiedy zaraz będzie mogła mu wszystko wygarnąć prosto w twarz? Mężczyzna wzdycha wiedząc, że nie poradzi sobie z humorzastą Rachel Narbridge, która mogła podpalić pomieszczenie, bo ktoś źle na nią spojrzał. Westchnął lekko i rozmasował most swojego nosa, zamykając przy tym oczy. Gdy już miał zacząć przemawiać otworzyły się drzwi pomieszczenia i pojawił się spóźnialski, na co tylko prychnęła lekceważąco.
– Czyli jednak żyjesz? Szkoda. – na jej twarzy, chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia pojawiło się coś na wzór prawdziwego uśmiechu. Może dlatego, że jej słowa sączyły niemiłe komentarze zamiast ukrywać je za zębami? – Wolałabym załatwić to wszystko sama, po swojemu.
– Tak, dzień dobry. – odezwała się kobieta śmiejąc się i łapiąc za ręcznik podchodząc do prysznica, gdzie Rachel wyłączyła już korek od wody i otworzyła szklane drzwi kabiny. – Wiem, że nie masz dzisiaj najlepszego humoru.
_____Czerwonowłosa piękność posłała niemiłe spojrzenie i zabrała ręcznik związując nim włosy, a następnie ominęła ją chwytając za szlafrok i pokrywając się białym, puchowym materiałem. Towarzysząca jej w łazience kobieta, o czarnych włosach ściętych na boba, z parą zielonych okularów na nosie i czarną szminką na ustach, cały czas uśmiechała się. Nie było w tym ironii, a faktyczne szczęście z jakiegoś powodu. Rachel jednak, w dniu dzisiejszym, nie mogła na niego patrzeć. W każdym inny dzień potrafił być jej ulubionym.
– Elie, przestań. – odezwała się szorstko. – Nie mogę dzisiaj patrzeć na twoją twarz.
_____Kobieta robi duże oczy, lekko zaskoczona tym faktem i gubi swój uśmiech, zastępując go lekkim zmartwieniem i smutkiem.
– Wiem, że wczoraj musiałaś znosić swojego byłego, ale to nie moja wina przecież, że siłą wtargnął na zamkniętą imprezę.
– Wiem! – Rachel podniosła głos i wyszła z łazienki przechodząc do garderoby, a Elie za nią. – Winna jest moja jebana macica. – wzdycha i opada na czarną pufe, po czym odwraca się w stronę swojej towarzyszki dialogu. – Powiedz. Dlaczego każdy mój facet okazuje się jebnięty?
– Może dlaczego, że robi ci się mokro jak mówią, że zabiją kogoś dla ciebie. – odpowiedziała z powagą opierając się o framugę drzwi. Nie była zaskoczona tym pytaniem, miała o wiele więcej do powiedzenia w tej sprawie – Nie wierzysz im na słowo, zachowujesz się dalej jak ty, potem masz krew na rękach, bo postanowią odciąć komuś łeb.
_____Rachel słysząc to prychnęła lekko. Jaka to była, kurwa, prawda. Nigdy im nie wierzy. Nie raz mówią jej „słodkie nic” przy kawie, przy kolacji, w łóżku. Obiecują, że dojdzie i tego nie robi, skąd ma mieć pewność, że akurat ten jeden raz, gdy stwierdził, że „powiedz słowo, a zabije faceta, który cię dotknął” to mówił naprawdę… No dobra. Powinna. Chociażby, żeby zabezpieczyć się na „a co, gdyby”, ale ludzie to debile, w tym ona. Wzdycha ciężko, nie chce poświęcać więcej czasu niż musi na mordercę co uważa, że może wszystko. Gracze mieli wypaczony światopogląd oglądając śmierć prawie na każdym kroku. Jej samej nie przeszkadzało, że faktycznie kogoś zabił, ale dlaczego musiał to być zupełnie niewinny człowiek i to jeszcze taki, co nie zrobił dosłownie nic? KURWA. To był tylko uścisk dłoni, przywitanie, na oficjalnym przyjęciu.
– Nie zmienię swojego chujowego gustu tak łatwo. Lubię ich trochę jebniętych. – wstała spojrzała na Elie, która przywróciła oczami na nią, poprawiając jej lekko humor. – Co mam dzisiaj w planach poza jakimś dziwnym spotkaniem w sprawie nowego lochu?
– Może to, że na spotkaniu będzie twój idol?
_____Zaśmiała się i widząc pytające spojrzenie Rachel, poszerzyła swój uśmiech pokazując wręcz wredny wyraz twarzy. Od razu widać, że sobie robi jakieś żarty. Narbridge niczym ryba wyciągnięta z wody łapie powietrze i unosi się.
– Nie!
– Taa~ Tak.
– Po co ściągają tam Murraya? – wręcz pisnęła zadając to pytanie. – Nie potrzebujemy tego jebanego samoluba. Myśli, że jest lepszy od wszystkich, bo radzi sobie sam!
– Haha. – Elie usiadła na wolnej pufie łapiąc się za brzuch – M-Może dlatego, że oboje jesteście gwiazdami gildii i zadanie jest aż tak duże? – połyka wręcz swoje rozbawienie, aby odpowiedzieć koleżance. – Zresztą, czy on nie jest w twoim typie?
_____To pytanie sprawia, że wiedźma klika językiem i marszczy nos niezadowolona. Odwróciła się i zaczęła grzebać wśród wieszaków. Po chwili marudząc pod nosem, bo jednak co nieco, Elie miała rację. Był wysoki, silny, umięśniony. Na pewno robił kardio jak oni wszyscy, chociażby, żeby móc spierdalać, jak coś pójdzie nie tak, nie mógł być więc straszny w łóżku. No i był ”w miarę” przystojny, to musiała mu przyznać wzdychając ciężko.
– Tylko jak się kurwa nie odzywa. – ściągnęła czarny top z wieszaka i rzuciła koło przyjaciółki. – Musimy zajechać po kawę w drodze do siedziby.
– Zamierzasz iść na wojnę? – spytała chichotając lekko patrząc na top, który wyglądał jak coś wyciągniętego z dance practice na youtubie. – Będziesz świecić cyckami w tym.
– Laska. – zaśmiała się i dorzuciła kolejną rzecz. – Nie pójdę tylko w tym. Właśnie zerwałam z facetem, co nie? Musi mi być przykro z dwa dni zanim zacznę szukać kolejnego.
* * *
_____O godzinie pierwszej, zgodnie z umową, Rachel wraz ze swoją ekipą pięciu osób, weszła do pomieszczenia, gdzie miała odbyć rozmowę w sprawie nowego lochu. Z kawą ze Starbucksa, zdjęła okulary przeciwsłoneczne zakładając je na głowę, bo jednak mieli środek lata i usiadła wygodnie na jakimś zupełnie losowym miejscu po jeden stronie stołu konferencyjnego. Czarny luźny top widniał na jej ciele, ale swoim krojem zasłaniał tylko ramiona przed słońcem, w całości odsłaniając białą przyległą do ciała koszulkę. Naprawdę wyglądała jak wyszła z Street wear fashion show. Jej ludzie, dwie kobiety oraz trzech facetów, rozsiedli się na około niej w mniejszych lub większych przestrzeniach. Jednak nie każdy miał takim „kurduplem” jak ona, czasem potrzebowali miejsca na nogi. Oczywiście, nie byli sam, na czele stołu siedział starszy mężczyzna, który miał przedstawić im szczegóły tego lochu. Po zmarszczek i bliznach można było zobaczyć, że swoje przeżył. Był graczem jak oni. Jako że Rachel pojawiła się o czasie i nie czuła się wyjątkowo pokojowe dzisiaj, od razu zaciągnęła dużego łyka kawy i odstawiła zimny napój na stół z lekkim trzaskiem. Cmoknęła ustami jakby właśnie nałożyła szminkę i zdobywając uwagę faceta, który podniósł spojrzenie znak komputera, nawiązała z nim kontakt. Dała sobie piętnaście minut, bo tyle nawet student poczeka zanim oleje prowadzącego, po czym otworzyła usta.– Powiesz nam coś o zadaniu, czy mam czekać nie wiadomo jak długo aż się zjawi? – rzuciła z uśmiechem na twarzy, ale każdy wiedział, że za tym sztucznym miłym wyrazem sączył się teraz jad. – Na pewno jest zbyt zajęty, aby przyjść, skoro nie umie pojawić się na czas.
_____Na jej język, aż cisnęły się przezwiska jakie mogła rzuć w stronę Wade’a Murray ‘a, lecz tego nie zrobiła. Co to za frajda obrażać go za jego plecami, kiedy zaraz będzie mogła mu wszystko wygarnąć prosto w twarz? Mężczyzna wzdycha wiedząc, że nie poradzi sobie z humorzastą Rachel Narbridge, która mogła podpalić pomieszczenie, bo ktoś źle na nią spojrzał. Westchnął lekko i rozmasował most swojego nosa, zamykając przy tym oczy. Gdy już miał zacząć przemawiać otworzyły się drzwi pomieszczenia i pojawił się spóźnialski, na co tylko prychnęła lekceważąco.
– Czyli jednak żyjesz? Szkoda. – na jej twarzy, chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia pojawiło się coś na wzór prawdziwego uśmiechu. Może dlatego, że jej słowa sączyły niemiłe komentarze zamiast ukrywać je za zębami? – Wolałabym załatwić to wszystko sama, po swojemu.
Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kiedy do jego uszu dotarło nieczysty gruchanie gołębi, nie był w stanie ich zignorować. Zbytnio odstawały od dźwięków lecącego od wczorajszego wieczoru telewizora, w przeciwieństwie do odgłosów trzech ustawionych przez niego budzików w telefonie, które za bardzo wtopiły się w rytm współczesnych, mechanicznych hitów z stacji muzycznej. Zirytowany otworzył oczy, po czym wyciągnął rękę z niedojedzonej paczki Cheetosów, które za moment posłużą mu za część śniadania. Wstał z kanapy, która służyła mu jednocześnie za łóżko, aby zamknął okno i obciążyć nieco swoje wrażliwe na dźwięki uszy od tego jazgotu. Pomimo statusu wysoko levelowego gracza, naprawdę nie przeszkadzało mu mieszkanie w ciasnej kawalerce, gdzie sypialnia, salon, jadalnia i kuchnia, to jedno ciasne pomieszczenie. Wysoki sufit, typowy dla starych kamienic, był niezłą rekompensatą za te drobne wady...a i jeszcze to, że wystarczyło tylko odwrócić głowę, aby zobaczyć godzinę na zegarze ściennym w części kuchennej. Był spóźniony i to dość mocno spóźniony. No to sobie poczekają. Poranna wizyta w kiblu i śniadanie, było dla niego większym priorytetem, a w szczególności to drugie. Był dużym chłopem, potrzebował dużo jedzenia, aby zasilić swoje ciało na kolejny dzień samotnego przemierzania lochu, w celu zdobycia niezbędnych dla niego informacji...i zarobienia funduszy na jeszcze większą ilość żarła. Dlatego gdy załatwił co miał do załatwienia na tronie, cała jego uwaga skupiła się na przeglądaniu zawartości lodówki. Jak zwykle nakupował zapasów jak dla czteroosobowej rodziny na tydzień i najchętniej oczyściłby je w całości, ale po pierwsze nie miał AŻ TAK dużego apetytu i pojemności żołądka, a po drugie postanowił się zlitować nad osobami, które lada moment zaczną niecierpliwić się jego nieobecnością i zjeść tylko jedną misek płatek z mlekiem. Westchnął, gdy dostrzegł, że w szafce na talerze, została mu tylko jedna miska. Musiał w końcu wysprzątać ten bajzel w zlewie, jednak nie miał tak naprawdę większej motywacji by to zrobić. Nie widział większego sensu w dbaniu o mieszkanie, skoro lada moment opuści świat ludzi na dobre, a przynajmniej to sobie już od dobrych paru lat wmawiał. Tak naprawdę nic go nie trzymało w tym świecie. Przez brak umiejętności społecznych i ogólną niechęcią do Homo sapiens, jego życie towarzyskie nie istniało, a obijanie się przed ekranem telewizora, było jego jedyną rozrywką w wolnych chwilach. Byli jeszcze mama Sarah i tata Mason, ale oni mieli już gromadkę własnych dzieci, więc Wade był pewien, że byli w stanie pogodzić się z jego stałą nieobecnością na tym świecie.
***
Ignorując oczy gapiów, z niezwykłą prędkością przemierzał ulice miasta, skutecznie wymijając przeszkody na swojej drodze. Mieszkał niedaleko miejsca spotkania, więc równie dobrze mógłby przejść się spacerkiem jak normalna osoba...i jak normalna osoba trzymać paczkę chipsów w rękach zamiast mocno ściskać jak swoimi ostrymi zębami...ale Wade nie był normalną osobą, tylko wspaniałą i potężną. Nie zaliczył się także do osób punktualnych, ale był już spóźniony pół godziny i brakowało drugiej połówki, aby można było stwierdzić, że już mu nie zależy. Pomimo, że obecność innych graczy go zniechęcała, nadal chciał wejść do tego lochu. Ciemnowłosy był przekonany, że już na starcie odzieli się od swoich „towarzyszy”, aby w pojedynkę ruszyć na bossa, tak jak to miało miejsce ostatnim razem, kiedy został zaangażowany do większej wyprawy. Pozostali gracze nie wiadomo czemu nie byli wówczas zadowoleni z jego postępowania. Nie jego wina, że poruszali się jak muchy w smole, zatrzymując się przed każdą głupią napotkaną skrzynią, powinni byli być mu wdzięczni, że odwalił za nich całą robotę!
Gdy tylko wszedł do budynku, spośród wielu zapachów wyczuł jeden, szczególnie drażniący jego nos. Próbował go zignorować, w szczególności, że nie właścicielka tego oddychającego smrodu, mogła być tam w sprawie zupełnie innego lochu. Prawda? A jednak nie prawda. Gdy tylko jego wzrok zetknął się z wzrokiem Wiedźmy, poczuł jak jakiekolwiek chęci do brania udziału w tej ekspedycji, opuszczają jego ciało.
- Panie Murray jest przeciąg, proszę wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi. – odezwał się starszy facet, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Wade’a. Co za dranie, specjalnie nie podano mu personalni graczy z którymi miał udać się do lochu! Nie żeby o nie wypytywał, bo było mu to całkowicie obojętne. Z jednym, karłowatym wyjątkiem. – Słyszy mnie Pan? Niech Pan usiądzie. To nie są żarty, ten wodny loch wymaga pilnej interwencji...
I tu go staruch miał. Był już gotowy opuścić pomieszczenie, był pewien, że jego niedoszli towarzysze broni, nie byli aż tak nieudolni, aby nie być w stanie poradzić sobie z nieco większym niż zwykle lochem, bez jego pomocy. Ale wodny loch? To zmieniało postać rzeczy. Nie tylko ze względu na to, że to w nich miał największe szanse na odnalezienie swojego ojca. Woda była jego żywiołem. Nie ważne czy loch był tylko w połowie czy w całości zatopiony, radził sobie w nich nawet lepiej niż w tych standardowych. Może i nie miał skrzeli, ale mógł się popisać umiejętnością wstrzymywanie oddechu do godziny. Nie było to wybitne osiągnięcie, szczególnie jak na bycie hybrydą człowieka z wodnym smokiem, lecz zazwyczaj lochy z podmorskim motywem przewodnim przechodził w mniej niż sześćdziesiąt minut. Zachęcony, zajął wolne miejsce, kładąc swój prowiant na stole.
- To gdzie ten loch?-spytał się, wkładając do ust po parę chrupek o serowym posmaku. Nadal nie podobała mu się obecność Wiedźmy, ale przynajmniej miał o kogo wytrzeć brudne łapska, gdy zajdzie taka potrzeba.
***
Ignorując oczy gapiów, z niezwykłą prędkością przemierzał ulice miasta, skutecznie wymijając przeszkody na swojej drodze. Mieszkał niedaleko miejsca spotkania, więc równie dobrze mógłby przejść się spacerkiem jak normalna osoba...i jak normalna osoba trzymać paczkę chipsów w rękach zamiast mocno ściskać jak swoimi ostrymi zębami...ale Wade nie był normalną osobą, tylko wspaniałą i potężną. Nie zaliczył się także do osób punktualnych, ale był już spóźniony pół godziny i brakowało drugiej połówki, aby można było stwierdzić, że już mu nie zależy. Pomimo, że obecność innych graczy go zniechęcała, nadal chciał wejść do tego lochu. Ciemnowłosy był przekonany, że już na starcie odzieli się od swoich „towarzyszy”, aby w pojedynkę ruszyć na bossa, tak jak to miało miejsce ostatnim razem, kiedy został zaangażowany do większej wyprawy. Pozostali gracze nie wiadomo czemu nie byli wówczas zadowoleni z jego postępowania. Nie jego wina, że poruszali się jak muchy w smole, zatrzymując się przed każdą głupią napotkaną skrzynią, powinni byli być mu wdzięczni, że odwalił za nich całą robotę!
Gdy tylko wszedł do budynku, spośród wielu zapachów wyczuł jeden, szczególnie drażniący jego nos. Próbował go zignorować, w szczególności, że nie właścicielka tego oddychającego smrodu, mogła być tam w sprawie zupełnie innego lochu. Prawda? A jednak nie prawda. Gdy tylko jego wzrok zetknął się z wzrokiem Wiedźmy, poczuł jak jakiekolwiek chęci do brania udziału w tej ekspedycji, opuszczają jego ciało.
- Panie Murray jest przeciąg, proszę wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi. – odezwał się starszy facet, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Wade’a. Co za dranie, specjalnie nie podano mu personalni graczy z którymi miał udać się do lochu! Nie żeby o nie wypytywał, bo było mu to całkowicie obojętne. Z jednym, karłowatym wyjątkiem. – Słyszy mnie Pan? Niech Pan usiądzie. To nie są żarty, ten wodny loch wymaga pilnej interwencji...
I tu go staruch miał. Był już gotowy opuścić pomieszczenie, był pewien, że jego niedoszli towarzysze broni, nie byli aż tak nieudolni, aby nie być w stanie poradzić sobie z nieco większym niż zwykle lochem, bez jego pomocy. Ale wodny loch? To zmieniało postać rzeczy. Nie tylko ze względu na to, że to w nich miał największe szanse na odnalezienie swojego ojca. Woda była jego żywiołem. Nie ważne czy loch był tylko w połowie czy w całości zatopiony, radził sobie w nich nawet lepiej niż w tych standardowych. Może i nie miał skrzeli, ale mógł się popisać umiejętnością wstrzymywanie oddechu do godziny. Nie było to wybitne osiągnięcie, szczególnie jak na bycie hybrydą człowieka z wodnym smokiem, lecz zazwyczaj lochy z podmorskim motywem przewodnim przechodził w mniej niż sześćdziesiąt minut. Zachęcony, zajął wolne miejsce, kładąc swój prowiant na stole.
- To gdzie ten loch?-spytał się, wkładając do ust po parę chrupek o serowym posmaku. Nadal nie podobała mu się obecność Wiedźmy, ale przynajmniej miał o kogo wytrzeć brudne łapska, gdy zajdzie taka potrzeba.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Nie trzeba było daleko szukać, aby znaleźć osoby, którym nie podobało się to, że przebywają w swojej prezencji. Widząc jednak jak mocno i szybko Wade pozbył się czegokolwiek podobnego do „energii” można było wywnioskować, że nie był powiadomiony z kim będzie musiał iść lochu. Rachel miała tutaj chociaż tyle przewagi w tej sytuacji, że wiedziała co by odludek mógł się pojawić. Fakt jednak, że wszedł z otwartą paczką chipsów do pomieszczenia – popsuł bojowy nastrój Wiedźmy. Była kobietą, która, aby wcisnąć się w sukienkę na bal przesłaną przez ojca musiała czasem głodzić się pół dnia. Chipsy? Puste kalorie, oh, bardzo by chciała mieć możliwość otworzenia czekolady i zjedzenia tego bez myślenia o kilku dodatkowych centymetrach w talii. Niestety, Rachel, nie było to dane. Czerwonowłosa doskonale wiedziała, że nie można być wrednych i brzydkim jednocześnie. To się nie sprzedawało i tylko zniechęcało. Z własnej zawistności oraz przymusu otoczenia – stała się więc gorącą laską. Mogła być arogancka, zachowywać się jak szalona, ale wszystko przechodziło mniej lub bardziej bez echa. W końcu była ładna. Im się wybacza. W tym jej ojciec, który potrzebował partnerki na bale i spotkania – kogoś komu łatwo dać komplement. Gdy starszy inspektor, czy kim tam był, zaczął mówić o lochu, wróciła na ziemię. Skrzywiła się wyraźnie nie zadowolona na informację, że chodzi o wodny typ, bo jednak – nie była potrzebna, gdyby chodziło o miejsca całkowicie zalane wodą. Wystarczyło wysłać to przerośnięte drzewo, które usiadła po drugiej stronie stołu i tyle! Poradzi sobie sam, a ona mogła zająć się ważniejszymi rzeczami.
– Loch znajduje się w centrum miasta, w lokalu mieszkalnym. – odpowiedział spokojnie na pytanie, po czym spanikowany zaczął mówić dalej, żeby w razie czego – Wade nie wyszedł z pomieszczenia. Znanym było, że ta dwójka się nie lubi, chociaż nikt nie ma pojęcia, dlaczego. – Wysłaliśmy już cztery różne ekipy. Żadna sobie z tym nie poradziła. Sam loch jest w połowie zatopiony, lecz problemem jest sam Boss. – westchnął ciężko i przeleciał wzrokiem po zgromadzonych. – Jest odporny na wszystkie ataki wodne oraz siłowe. Nie możemy wysłać Pana Murraya samotnie, bo nie jest wstanie pokonać Bossa, gdy się do niego dostanie. Inni Gracze nie radzą sobie wystarczająco ofensywnie, aby pokonać go. – skierował spojrzenie na siedzącą Rachel, która słuchała jednym uchem – Tutaj potrzebujemy Panny Narbridge, okazuje się, że Boss nie jest odporny na ogniste ataki. Dowiedzieliśmy się tego przez przypadek strzelając w niego RPG.
_____Taka informacja sprawiła, że faktycznie zaczęła słuchać tego co mówił. Z zupełną powagą i chęcią dowiedzenia się więcej. Jednak wychodziło na to, że zanim postanowili wsadzić tą dwójkę do jednej grupy – zaatakowali Bossa bronią palną i nie tylko. RPG! Granatnik! Kto normalny używa ręcznego granatnika przeciwpancernego na Bossa! To nie była gra, żeby to zadziałało! Wiedźma była widocznie zdumiona tym pomysłem ze strony gildii. Jej członkowie drużyny nie mieli lepszych min. Widać coś tak absurdalnego wydawało się bardziej prawdopodobne niż idea, że Rachel i Wade nie pozabijają siebie lub otoczenia będąc zmuszonym do wspólnej misji.
– Rozumiem po co ja tam idę, ale… – nie patrząc na samotnika, wskazała na niego palcem. – Dlaczego on? Nie macie kogoś innego, kto poradzi sobie z wodą?
– Posiadamy innych graczy związanych z wodą, lecz Pan Murray jest najlepszy. – odpowiedział pewny siebie, lecz czując na sobie pesymistyczne spojrzenie Rachel, postanowił dodać coś od siebie. Zdradzić bardzo ważna informację. Wcześniej przełykając głośno ślinę. – Kilka ostatnich pomieszczeń jest zalanych wodą, ale samo pomieszczenie Bossa już nie.
– Chyba sobie żartujesz. – powiedziała pod nosem wstając na równe nogi przy okazji podnosząc głos. – Chcesz, żeby mnie niósł na barana jak jakąś przesyłkę!?
_____Była oburzona i to nie tylko w jednym tego słowa znaczeniu. Miała być bagażem! Misiek koala na jebanym drzewie i dać się nieść jak paczkę. Z ADRESEM DO JEBANEGO BOSSA. Chciała tupać nogą niczym dziecko, ale nigdzie jej to nie zaprowadzi. Ta myśl, wywołała pewną falę wspomnień, które przetaczając się przed oczami kobiety wzbudziły jej ogień. Rozgrzały ciało i zatracały ją w tym co działo się w środku. Odcinając od zewnątrz, gdzie wpatrywała się niczym drapieżnik w starszego faceta przed nim, czekając aż wykona ruch, żeby mogła wykonać swój – podpalić to pomieszczenie. Rzucić się na niego i wypalić mu twarz. Dłoń, która leżała na stole zaczęła powoli tworzyć dziurę przetapiając się przez plastik. Ciepło, które uderzyło ją po uszach sprawiło, że naprawdę mogłaby przestać się powstrzymywać niczym jakiś wściekły pies. Mężczyzna stojący naprzeciwko niej, nie wiedział co zrobić, ale czuł, że jakikolwiek ruch czy słowa mogą tylko sprawić, że pożegna się z życiem. Z takiego impasu wyrwał ją jednak kolega z drużyny. Wysoki i barczysty mężczyzna o ciemniejszej karnacji skóry. Złapał ją za nadgarstki i wyciągnął je w górę od razu przerywając pojedynek na „kto pierwszy się poruszy” przy okazji zaciskając usta, ukrywając, że smaży go lekko. Niczym pocałowana przez księcia z bajki, zeszła na ziemię. Rachel nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć co się stało, cofając swoją zdolności i zastanawiając się jak mocno zjebała tym razem. Zaraz potem mężczyzna ją puścił, a one ze strachem w oczach odwróciła się do kolejnego wielkoluda w pomieszczeniu wypatrując jako mocno jest ranny. Wiedziała, że nie zginie, że sobie poradzi, ale nadal…
– Devin…? – spytała zdecydowanie przejęta, lecz nie dotykała go, jakby bojąc się, że cały czas mogła zrobić mu krzywdę. Po raz kolejny. – Wszystko okej?
– Nie martw się. – odpowiedział z małym uśmiechem, lecz dłonią zakrywał kawałek przyfajczonej skóry, która jeszcze nie zaczęła się goić. Widząc minę Rachel mógł tylko zaśmiać się, wyprostować i pokazać, że wszystko okej, – Nic takiego. Dzisiaj nie rozszalałaś się.
– Nie mów tak. – westchnęła kobieta z drużyny i stając między Rachel i starszym mężczyzna, z miłym uśmiechem postanowiła skończyć to spotkanie. – Podejmiemy się tego zlecenia. Proszę przesłać nam wszystkie potrzebne dane.
_____Widząc, że kiwa głową, odpowiedziała tym samym i zaczęła kierować się do drzwi wypychając Rachel przed sobą. Większość drużyny pożegnała się kiwnięciami głowy z Wade’m oraz Instruktorem. Pewnie ślad na stole zostanie przyłożony do łatki, że kobieta spędziła chwilę w tym samym pomieszczeniu co wodny odludek i wściekła się na niego. Idąc korytarzem, kobieta przysunęła się do ucha czerwonowłosej, pytając szeptem.
– Co tym razem widziałaś? – spytała cicho, a jej słowa sprawiły, że kobieta stanęła w miejscu – Rachel?
– Jak miałam trzynaście lat i mój ojciec kazał mi podpalić twarz matki. – powiedziała bez emocji patrząc przed siebie, na pusty, szary hol. Westchnęła głośno i odwróciła się do swoich ludzi, którzy patrzyli na nią jakby ktoś umarł, jakby potrzebowała pocieszenia. Uśmiechnęła się lekko. – Jest okej. Nikt nie umarł. Nikt nie spłonął… – i mówiąc te słowa przypominała sobie twarz niezadowolonego Wade’a i miły wyraz zniknął z jej twarz, nadymając usta. – Chociaż szkoda.
_____Widząc jak robi takie miny, reszta odetchnęła z ulgą. Widać już jej przeszło, co było dobrą oznaką. Inaczej nie żartowałaby sobie tak, skupiona na własnych wspomnieniach i traumach. Cały czas nie wiedząc co takiego wprowadziło ją w trans, ale zwykle nie wiedzieli. Nie informowała ich o tym, jakby czuła, że nie może pochwalić się tym jak bardzo chujowego miała ojca.
– Loch znajduje się w centrum miasta, w lokalu mieszkalnym. – odpowiedział spokojnie na pytanie, po czym spanikowany zaczął mówić dalej, żeby w razie czego – Wade nie wyszedł z pomieszczenia. Znanym było, że ta dwójka się nie lubi, chociaż nikt nie ma pojęcia, dlaczego. – Wysłaliśmy już cztery różne ekipy. Żadna sobie z tym nie poradziła. Sam loch jest w połowie zatopiony, lecz problemem jest sam Boss. – westchnął ciężko i przeleciał wzrokiem po zgromadzonych. – Jest odporny na wszystkie ataki wodne oraz siłowe. Nie możemy wysłać Pana Murraya samotnie, bo nie jest wstanie pokonać Bossa, gdy się do niego dostanie. Inni Gracze nie radzą sobie wystarczająco ofensywnie, aby pokonać go. – skierował spojrzenie na siedzącą Rachel, która słuchała jednym uchem – Tutaj potrzebujemy Panny Narbridge, okazuje się, że Boss nie jest odporny na ogniste ataki. Dowiedzieliśmy się tego przez przypadek strzelając w niego RPG.
_____Taka informacja sprawiła, że faktycznie zaczęła słuchać tego co mówił. Z zupełną powagą i chęcią dowiedzenia się więcej. Jednak wychodziło na to, że zanim postanowili wsadzić tą dwójkę do jednej grupy – zaatakowali Bossa bronią palną i nie tylko. RPG! Granatnik! Kto normalny używa ręcznego granatnika przeciwpancernego na Bossa! To nie była gra, żeby to zadziałało! Wiedźma była widocznie zdumiona tym pomysłem ze strony gildii. Jej członkowie drużyny nie mieli lepszych min. Widać coś tak absurdalnego wydawało się bardziej prawdopodobne niż idea, że Rachel i Wade nie pozabijają siebie lub otoczenia będąc zmuszonym do wspólnej misji.
– Rozumiem po co ja tam idę, ale… – nie patrząc na samotnika, wskazała na niego palcem. – Dlaczego on? Nie macie kogoś innego, kto poradzi sobie z wodą?
– Posiadamy innych graczy związanych z wodą, lecz Pan Murray jest najlepszy. – odpowiedział pewny siebie, lecz czując na sobie pesymistyczne spojrzenie Rachel, postanowił dodać coś od siebie. Zdradzić bardzo ważna informację. Wcześniej przełykając głośno ślinę. – Kilka ostatnich pomieszczeń jest zalanych wodą, ale samo pomieszczenie Bossa już nie.
– Chyba sobie żartujesz. – powiedziała pod nosem wstając na równe nogi przy okazji podnosząc głos. – Chcesz, żeby mnie niósł na barana jak jakąś przesyłkę!?
_____Była oburzona i to nie tylko w jednym tego słowa znaczeniu. Miała być bagażem! Misiek koala na jebanym drzewie i dać się nieść jak paczkę. Z ADRESEM DO JEBANEGO BOSSA. Chciała tupać nogą niczym dziecko, ale nigdzie jej to nie zaprowadzi. Ta myśl, wywołała pewną falę wspomnień, które przetaczając się przed oczami kobiety wzbudziły jej ogień. Rozgrzały ciało i zatracały ją w tym co działo się w środku. Odcinając od zewnątrz, gdzie wpatrywała się niczym drapieżnik w starszego faceta przed nim, czekając aż wykona ruch, żeby mogła wykonać swój – podpalić to pomieszczenie. Rzucić się na niego i wypalić mu twarz. Dłoń, która leżała na stole zaczęła powoli tworzyć dziurę przetapiając się przez plastik. Ciepło, które uderzyło ją po uszach sprawiło, że naprawdę mogłaby przestać się powstrzymywać niczym jakiś wściekły pies. Mężczyzna stojący naprzeciwko niej, nie wiedział co zrobić, ale czuł, że jakikolwiek ruch czy słowa mogą tylko sprawić, że pożegna się z życiem. Z takiego impasu wyrwał ją jednak kolega z drużyny. Wysoki i barczysty mężczyzna o ciemniejszej karnacji skóry. Złapał ją za nadgarstki i wyciągnął je w górę od razu przerywając pojedynek na „kto pierwszy się poruszy” przy okazji zaciskając usta, ukrywając, że smaży go lekko. Niczym pocałowana przez księcia z bajki, zeszła na ziemię. Rachel nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć co się stało, cofając swoją zdolności i zastanawiając się jak mocno zjebała tym razem. Zaraz potem mężczyzna ją puścił, a one ze strachem w oczach odwróciła się do kolejnego wielkoluda w pomieszczeniu wypatrując jako mocno jest ranny. Wiedziała, że nie zginie, że sobie poradzi, ale nadal…
– Devin…? – spytała zdecydowanie przejęta, lecz nie dotykała go, jakby bojąc się, że cały czas mogła zrobić mu krzywdę. Po raz kolejny. – Wszystko okej?
– Nie martw się. – odpowiedział z małym uśmiechem, lecz dłonią zakrywał kawałek przyfajczonej skóry, która jeszcze nie zaczęła się goić. Widząc minę Rachel mógł tylko zaśmiać się, wyprostować i pokazać, że wszystko okej, – Nic takiego. Dzisiaj nie rozszalałaś się.
– Nie mów tak. – westchnęła kobieta z drużyny i stając między Rachel i starszym mężczyzna, z miłym uśmiechem postanowiła skończyć to spotkanie. – Podejmiemy się tego zlecenia. Proszę przesłać nam wszystkie potrzebne dane.
_____Widząc, że kiwa głową, odpowiedziała tym samym i zaczęła kierować się do drzwi wypychając Rachel przed sobą. Większość drużyny pożegnała się kiwnięciami głowy z Wade’m oraz Instruktorem. Pewnie ślad na stole zostanie przyłożony do łatki, że kobieta spędziła chwilę w tym samym pomieszczeniu co wodny odludek i wściekła się na niego. Idąc korytarzem, kobieta przysunęła się do ucha czerwonowłosej, pytając szeptem.
– Co tym razem widziałaś? – spytała cicho, a jej słowa sprawiły, że kobieta stanęła w miejscu – Rachel?
– Jak miałam trzynaście lat i mój ojciec kazał mi podpalić twarz matki. – powiedziała bez emocji patrząc przed siebie, na pusty, szary hol. Westchnęła głośno i odwróciła się do swoich ludzi, którzy patrzyli na nią jakby ktoś umarł, jakby potrzebowała pocieszenia. Uśmiechnęła się lekko. – Jest okej. Nikt nie umarł. Nikt nie spłonął… – i mówiąc te słowa przypominała sobie twarz niezadowolonego Wade’a i miły wyraz zniknął z jej twarz, nadymając usta. – Chociaż szkoda.
_____Widząc jak robi takie miny, reszta odetchnęła z ulgą. Widać już jej przeszło, co było dobrą oznaką. Inaczej nie żartowałaby sobie tak, skupiona na własnych wspomnieniach i traumach. Cały czas nie wiedząc co takiego wprowadziło ją w trans, ale zwykle nie wiedzieli. Nie informowała ich o tym, jakby czuła, że nie może pochwalić się tym jak bardzo chujowego miała ojca.
Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wade miał to do siebie, że zawsze wolał działanie zamiast mówienia, tego samego zresztą oczekiwał od innych. Nic dziwnego, że gdy Dziadziuś-jak-mu-tam zaczął wyjaśniać działanie lochu, Murray zaczął przysypiać. Ważne dla niego było tylko to jaki był to loch i gdzie się znajdował, reszty chciał się dowiedzieć na własną rękę, gdy już był na miejscu. Gadanina tego starego próchna, na dobrą sprawę nie różniła się niczym od zdradzania przebiegu fabuły filmu, a Wade NIENAWIDZIŁ spoilerów. Nic dziwnego, że nie pamiętał niczego, co padło po słowach „Tutaj potrzebujemy Panny Narbrid”, musiała to być jego naturalna reakcja organizmu, zapobiegająca dowiedzeniu się przez niego większej ilości informacji, niż tak naprawdę były mu potrzebne. Albo to, albo miało to coś wspólnego z tym, że starzec wspomniał nazwisko Wiedźmy. Chuj wie.
O czymkolwiek teraz nie gadali, pół smok miał to gdzieś, bo był teraz w marzeniach sennych. Podczas gdy pewnie większość ludzi narzekałaby na to, że śni im się praca, nie Wade. Nie ważne czy biegł, płynął czy czołgał się przez loch, tylko wtedy czuł, że żyje. Ludzka rzeczywistość była nudna i fałszywa, nic dziwnego, że odkąd tylko pamiętał uciekał od tej obłudy. Przez pierwsze lata życia, kiedy jeszcze nie był graczem, robił to poprzez gry komputerowe. Tata Mason twierdził, że to właśnie one najlepiej przygotują go do jego przyszłego zawodu, dlatego już od najmłodszych lat wciskał mu pada do rąk. Rzadko kiedy go trenował fizycznie, swoją obecną sprawność zawdzięczał przede wszystkie mamie Sarze, która zdecydowanie bardziej na poważnie traktowała rozporządzenia gildii co do jego szkolenia. Zresztą z jej opowieści wynikało, że Mason był z natury bardzo leniwy, został graczem przede wszystkim dla sławy i popularności wśród kobiet, gdyby nie łut szczęścia i naturalny talent, nie osiągnąłby takich sukcesów, bo treningów fizycznych unikał jak ognia, szczególnie w późnych fazach kariery. Jednak żeby nie było, niektóre strategie z gier komputerowych rzeczywiście przynosiły jakieś skutki w realnych walkach z bossami. Choć jeszcze nie miał okazji żadnego zabić, rzucając w niego skorupę żółwia.
Gdy tylko się obudził, mężczyzna nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Na pół przytomny zaraz po wytarciu oślinionego przez siebie podczas snu polika, rozejrzał się po pomieszczeniu. Na twarzy Murraya pojawił się niezadowolony grymas, gdy tylko jego oczy ujrzały Sabrinę karłowatą czarownice. No tak, przecież. Wodny loch w jakimś mieszkaniu. Tylko nie przypominał sobie, aby przed jego krótką drzemką było w sali tak gorąco i cuchnęło spalonym plastikiem. Pewnie była to sprawka Wiedźmy i jej świty, która właśnie wychodziła.
- Co jest dziadek, nie w sosie?-spytał się Wade, wsypując resztę chipsów do swojej paszczy.
- Nie, to nic... odpowiedział mężczyzna, nadal dziwnie się zachowując zdaniem ciemnowłosego. A może tylko mu się zdawało? - Bierze Pan to zlecenie?
- Taa, pewnie.- odpowiada Murray spoglądając w stronę drzwi. „Chyba nie mam zbytnio wyboru” dopowiedział sobie w myślach, po czym żegnając się z mężczyzną, opuścił pomieszczenie.
Szedł parę metrów od zgrai głąbów, która wyszła przed nim, całą swoją uwagę poświęcając ich przywódczyni. Była szansa, że ten wodny loch, będzie tym w którym zaszył się jego ojciec i nie miał zamiaru go sobie odpuszczać przez jakieś babsko. Nie zepsuje mu tej wyprawy, nie było takiej opcji. Gdy tylko była ku temu okazja, gwałtownie ruszył w stronę, Wiedźmy, po czym złapał ją za jej czarny podkoszulek, brudząc go przy tym swoimi łapskami. Następnie ją uniósł, aby choć raz mieć jej oczy na wysokości swoich. Aby choć raz mogła zobaczyć gniew w jego oczach w całej okazałości.
-Będę tolerował twoją obecność w tym lochu, ale jeśli ty lub któryś z twoich przydupasów wejdziecie ci w drogę, zgaszę się na amen! Czy wyraziłem się jasno!?- warknął, z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Czas w których się jej bał, miał już dawno za sobą. Wiedział, że był od niej silniejszy, nawet teraz mocno ograniczał swoją moc, by przypadkiem nie wyrządzić jej krzywdy. Zabicie jej w świecie ludzi nie wchodziło w grę, ale w lochu? Niezłe by były jaja, gdyby faktycznie był to ten loch, którego od lat szukał. Chciałby zobaczyć minę wiedźmy, gdy tylko ich zdradzi, by władać u boku swojego ojca.
O czymkolwiek teraz nie gadali, pół smok miał to gdzieś, bo był teraz w marzeniach sennych. Podczas gdy pewnie większość ludzi narzekałaby na to, że śni im się praca, nie Wade. Nie ważne czy biegł, płynął czy czołgał się przez loch, tylko wtedy czuł, że żyje. Ludzka rzeczywistość była nudna i fałszywa, nic dziwnego, że odkąd tylko pamiętał uciekał od tej obłudy. Przez pierwsze lata życia, kiedy jeszcze nie był graczem, robił to poprzez gry komputerowe. Tata Mason twierdził, że to właśnie one najlepiej przygotują go do jego przyszłego zawodu, dlatego już od najmłodszych lat wciskał mu pada do rąk. Rzadko kiedy go trenował fizycznie, swoją obecną sprawność zawdzięczał przede wszystkie mamie Sarze, która zdecydowanie bardziej na poważnie traktowała rozporządzenia gildii co do jego szkolenia. Zresztą z jej opowieści wynikało, że Mason był z natury bardzo leniwy, został graczem przede wszystkim dla sławy i popularności wśród kobiet, gdyby nie łut szczęścia i naturalny talent, nie osiągnąłby takich sukcesów, bo treningów fizycznych unikał jak ognia, szczególnie w późnych fazach kariery. Jednak żeby nie było, niektóre strategie z gier komputerowych rzeczywiście przynosiły jakieś skutki w realnych walkach z bossami. Choć jeszcze nie miał okazji żadnego zabić, rzucając w niego skorupę żółwia.
Gdy tylko się obudził, mężczyzna nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Na pół przytomny zaraz po wytarciu oślinionego przez siebie podczas snu polika, rozejrzał się po pomieszczeniu. Na twarzy Murraya pojawił się niezadowolony grymas, gdy tylko jego oczy ujrzały Sabrinę karłowatą czarownice. No tak, przecież. Wodny loch w jakimś mieszkaniu. Tylko nie przypominał sobie, aby przed jego krótką drzemką było w sali tak gorąco i cuchnęło spalonym plastikiem. Pewnie była to sprawka Wiedźmy i jej świty, która właśnie wychodziła.
- Co jest dziadek, nie w sosie?-spytał się Wade, wsypując resztę chipsów do swojej paszczy.
- Nie, to nic... odpowiedział mężczyzna, nadal dziwnie się zachowując zdaniem ciemnowłosego. A może tylko mu się zdawało? - Bierze Pan to zlecenie?
- Taa, pewnie.- odpowiada Murray spoglądając w stronę drzwi. „Chyba nie mam zbytnio wyboru” dopowiedział sobie w myślach, po czym żegnając się z mężczyzną, opuścił pomieszczenie.
Szedł parę metrów od zgrai głąbów, która wyszła przed nim, całą swoją uwagę poświęcając ich przywódczyni. Była szansa, że ten wodny loch, będzie tym w którym zaszył się jego ojciec i nie miał zamiaru go sobie odpuszczać przez jakieś babsko. Nie zepsuje mu tej wyprawy, nie było takiej opcji. Gdy tylko była ku temu okazja, gwałtownie ruszył w stronę, Wiedźmy, po czym złapał ją za jej czarny podkoszulek, brudząc go przy tym swoimi łapskami. Następnie ją uniósł, aby choć raz mieć jej oczy na wysokości swoich. Aby choć raz mogła zobaczyć gniew w jego oczach w całej okazałości.
-Będę tolerował twoją obecność w tym lochu, ale jeśli ty lub któryś z twoich przydupasów wejdziecie ci w drogę, zgaszę się na amen! Czy wyraziłem się jasno!?- warknął, z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Czas w których się jej bał, miał już dawno za sobą. Wiedział, że był od niej silniejszy, nawet teraz mocno ograniczał swoją moc, by przypadkiem nie wyrządzić jej krzywdy. Zabicie jej w świecie ludzi nie wchodziło w grę, ale w lochu? Niezłe by były jaja, gdyby faktycznie był to ten loch, którego od lat szukał. Chciałby zobaczyć minę wiedźmy, gdy tylko ich zdradzi, by władać u boku swojego ojca.
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Ameryka lubiła bohaterów. Tych dobrych i tych gorszych. Ważne, że pokonywali zło, byli silni i odpowiedzialni za nich wszystkich. Najlepiej, gdy jeszcze pokazywali potęgę całego narodu, a w przypadku Lochów, które obecne były na całym świecie – bycie najsilniejszym grało zdecydowanie istotną rolę. Jak bardzo zniszczoną można mieć psychikę, gdy właśnie z tym się mierzysz, tego od ciebie oczekują? W skrócie – lepiej nie pytać, bo nawet nie zainteresowana światem osoba zda sobie sprawę, że nie może być łatwo. Hudson, zestresowany pracą znajdował sobie własne ujście, takie, które nie wymagało zaprzestania bycia bohaterem narodu. Nawet, gdy odszedł na spoczynek ustępując miejsca swojej córce. Może właśnie z tego powodu, Rachel chwycona za ciuchy i podniesiona do góry nie zachowywała się zwyczajowo jak ona. Nie krzyczała, nie leciała z łapami, nie próbowała go podpalić. Podświadomie, w głowie, skojarzyło sobie tą scenę z dzieciństwem oraz tym jak radzić sobie z mężczyznami, którzy nie znają swojego miejsca w świecie. Kiedy jeszcze nie miała swojej mocy, kiedy mogła tylko kumulować w sobie gniew i negatywne uczucia. Nie miała jednak pocieszonej i uśmiechniętej miny na twarzy, a raczej coś na wzór królowej lodu. Nie odzywała się jednak słuchając tego co ma do powiedzenia jednym uchem.
_____Można powiedzieć, że zderzyła się z męskimi fantazjami już nie raz. Czasem, dotyczyły ich potęgi, która nie istniała. Czasem, chodziło o wymyślony plan, z którymi nikogo nie zapoznali. Najgorzej, gdy mieli urojenia i nikt nie potrafił pojąć do czego dążą. Tak, jak teraz. Głęboko w czterech literach miała zdanie Wade’a, ale fakt, że MIAŁ CZELNOŚĆ położyć na niej łapska sprawił, że zamierzała zrobić mu z życia czyste piekło. Uważa, że lochy to jedyne zagrożenie. Dowie się o tym śmieciu kurwa wszystkiego i zatopi jego rodzinę w jebanym ocenia. Niech ich idzie i spróbuje wyłowić. A jak rodzina go nie obchodzi, znajdzie się coś innego. Większość facetów ma coś co jednak trzymają w sercu. Rachel, była dobra w niszczeniu, paleniu do zera. Tak właśnie potraktuje tą rzecz… jak ją znajdzie.
– Skończyłeś już? – spytała, kiedy skończył mówić. – Wykonam swoje zadanie, twoje cele mnie nie obchodzą. – złapała go za nadgarstek, którym podnosił ją do góry. – Puść mnie, ale cię kurwa podpalę i wtedy zawieszą nas oboje. Nici z lochów na długo.
_____To była groźba, lecz nie wypowiedziana krzykiem jak to miała w zwyczaju. Była… inna. Chłodna, rzeczowa, już wystarczyło, że w głowie ułożyła sobie plan. Niestety, Rachel nie była fanką agresywnego traktowania kobiet. Takich facetów trzeba palić na stosie jak wiedźmy, a z Wade’a będzie piękne ognisko. Już był wysokie jak drzewo. Zanim jednak do czegokolwiek doszło, na korytarzu pojawił się starszy mężczyzna w czarnym garniturze, którzy w ciągu mrugnięcia powiekami znalazł się obok nich, łapiąc za ramiona oboje i rozdzielając siłowo. Najgorsze w tym było, że jednak przestawił dwójkę jakby nic nie ważyli, odwracając do siebie plecami. Niczym kłócące się niemowlaki. Czerwonowłosa zaskoczona faktem, co się wydarzyło chciała spojrzeć na mężczyznę, lecz złapał ją za głowę i odwrócił, aby patrzyła przed siebie. W ten sam sposób traktując zachowania Wade’a, jeśli tylko wykonywał jakieś ruchy.
– Przepraszam, że jednak spotykamy się w takich okolicznościach, lecz nagranie monitoringu sprawiło, że sytuacja wymagała mojej ingerencji. – rozpoczął mówić dość basowym głosem. – Jak Panienka Rachel wspomniała. Agresywne zachowanie jest wstanie zawiesić Pana Wade’a i zmusić nawet do przymusowej izolacji. – w tym momencie puścił ich, lecz gdy Rachel znowu chciała się odwrócić przytrzymał ją w miejscu, poprawiając, aby patrzyła na swoich ludzi. – Jeśli nie chce Pan dostać ”kary” proszę o opuszczenie korytarza.
_____Gdy tylko usłyszała werdykt, bojowo nastawiony kurdupel wydawał z siebie szybkie i głośne „Ha”, które zdecydowanie mogło zostać odebrane jako śmiech. Jednak tak szybko jak pojawił się uśmiech na jej twarzy, został on przygaszony.
– Proszę się nie śmiać, Panienka nie jest w lepszej sytuacji, bo jednak dokonała zniszczeń pokoju konferencyjnego. – westchnął ciężko, jakby użerał się z niesfornymi dziećmi. – Chociaż na czas tego zadania Gildia prosi o brak agresywnego zachowania względem siebie, a teraz prosiłbym Pana Wade’a o opuszczenie korytarza, a Panienkę o brak komentarzy.
_____Kliknęła językiem, lecz patrząc na lekko przestraszone miny reszty, postanowiła się posłuchać. Nie wiedziała co się działo za jej plecami, ale nie zamierzała ryzykować bycia po złej stronie tego staruszka. Miała mniej więcej pojęcia kim był, tym bardziej uważając, żeby nie szaleć głupio. Gdy Wade opuścił korytarz, w końcu starszy członek gildii zdjął dłoń z jej ramienia, wzdychając ciężko. Po raz kolejny. Jak można było się spodziewać, Rachel przewróciła oczami patrząc przed siebie, aby przez przypadek tego nie zobaczył jak ukrywająca swoje poirytowanie nastolatka. Dopiero potem odwróciła się do mężczyzny.
– Już? Mogę sobie pójść? – rzuciła. – Mam trzy dni na przygotowanie się.
– Z naszych danych to aż nadto czasu. – na zmęczonej i pomarszczonej twarzy pojawił się mały uśmiech. – W każdym razie, widząc, że nie podpalisz niczego, mogę was zostawić.
– Nie podpaliłabym całego budynku. – odburknęła pod nosem. – Mam trochę oleju w głowie.
– Haha
_____Mężczyzna zaśmiał się na głos słysząc te słowa, lecz nie kontynuował tematu, machnął ręką na pytania Rachel, która potrzebowała wytłumaczeń i szybko opuścił korytarz śmiejąc się pod nosem. Nie była z tego zadowolona, lecz także nie zamierzała robić większych kłopotów. W tym momencie, została dotknięta przez członka grupy, którzy widocznie coś zauważył na ciuchach. Odwróciła się do niego pytającym spojrzeniem, a on zabrał dłoń z materiału wskazując palcem.
– Twój top jest porwany. – wyszło z jego ust, na co prychnęła podnosząc kąciki ust. – Co?
– Nie, nic. – zdjęła szybko przez głowę i przyjrzała się materiałowi. – Widać jednak mam coś za co mogę mu podziękować następny razem jak się spotkamy.
_____Jej wzrok utkwił w brudnym śladzie oraz rozerwanym materiale, który trzymała lekko w dłoni. Ukrywała w sercu jak bardzo się cieszy z faktu, że będzie mogła wywalić tą szmatę do kosza. Nie będzie także musiała znosić marudzenia czy humorów Ellie, bo to nie było w jej gestii, a się stało. Nie pozostali drugo na korytarzu, skupiając się na przygotowaniach. Wiedzieli mniej więcej jak przebiegła sprawdzanie lochu, bo był już on zmapowany i wcześniej wyczyszczony. Jedyne co stanie na ich drodze to rozbrojone pułapki, otworzone skrzynie, zrodzone stworki, woda po kostki i czasem niskie sufity. No i, oczywiście, na końcu tego wszystkiego boss. Musieli się jednak przygotować na przynajmniej jeden posiłek, bo przejście z wejścia do końca zajmowało szybkim tempem pół dnia. Nie mówiąc o nieznanym mechanizmie czasowym, który otwierał pomieszczenie z ich celem. Może być, że nawet jeśli będą przed czasem to pokój nie da im możliwości walki z bossem przez kolejny dzień. Teraz pojawiało się pytanie, czy Wade przygotuje się na taką ewentualność? To nie tak, że mogą zjeść mięso z zabitych potworów. Nikt tego nie robi, nawet inne potwory.
_____Można powiedzieć, że zderzyła się z męskimi fantazjami już nie raz. Czasem, dotyczyły ich potęgi, która nie istniała. Czasem, chodziło o wymyślony plan, z którymi nikogo nie zapoznali. Najgorzej, gdy mieli urojenia i nikt nie potrafił pojąć do czego dążą. Tak, jak teraz. Głęboko w czterech literach miała zdanie Wade’a, ale fakt, że MIAŁ CZELNOŚĆ położyć na niej łapska sprawił, że zamierzała zrobić mu z życia czyste piekło. Uważa, że lochy to jedyne zagrożenie. Dowie się o tym śmieciu kurwa wszystkiego i zatopi jego rodzinę w jebanym ocenia. Niech ich idzie i spróbuje wyłowić. A jak rodzina go nie obchodzi, znajdzie się coś innego. Większość facetów ma coś co jednak trzymają w sercu. Rachel, była dobra w niszczeniu, paleniu do zera. Tak właśnie potraktuje tą rzecz… jak ją znajdzie.
– Skończyłeś już? – spytała, kiedy skończył mówić. – Wykonam swoje zadanie, twoje cele mnie nie obchodzą. – złapała go za nadgarstek, którym podnosił ją do góry. – Puść mnie, ale cię kurwa podpalę i wtedy zawieszą nas oboje. Nici z lochów na długo.
_____To była groźba, lecz nie wypowiedziana krzykiem jak to miała w zwyczaju. Była… inna. Chłodna, rzeczowa, już wystarczyło, że w głowie ułożyła sobie plan. Niestety, Rachel nie była fanką agresywnego traktowania kobiet. Takich facetów trzeba palić na stosie jak wiedźmy, a z Wade’a będzie piękne ognisko. Już był wysokie jak drzewo. Zanim jednak do czegokolwiek doszło, na korytarzu pojawił się starszy mężczyzna w czarnym garniturze, którzy w ciągu mrugnięcia powiekami znalazł się obok nich, łapiąc za ramiona oboje i rozdzielając siłowo. Najgorsze w tym było, że jednak przestawił dwójkę jakby nic nie ważyli, odwracając do siebie plecami. Niczym kłócące się niemowlaki. Czerwonowłosa zaskoczona faktem, co się wydarzyło chciała spojrzeć na mężczyznę, lecz złapał ją za głowę i odwrócił, aby patrzyła przed siebie. W ten sam sposób traktując zachowania Wade’a, jeśli tylko wykonywał jakieś ruchy.
– Przepraszam, że jednak spotykamy się w takich okolicznościach, lecz nagranie monitoringu sprawiło, że sytuacja wymagała mojej ingerencji. – rozpoczął mówić dość basowym głosem. – Jak Panienka Rachel wspomniała. Agresywne zachowanie jest wstanie zawiesić Pana Wade’a i zmusić nawet do przymusowej izolacji. – w tym momencie puścił ich, lecz gdy Rachel znowu chciała się odwrócić przytrzymał ją w miejscu, poprawiając, aby patrzyła na swoich ludzi. – Jeśli nie chce Pan dostać ”kary” proszę o opuszczenie korytarza.
_____Gdy tylko usłyszała werdykt, bojowo nastawiony kurdupel wydawał z siebie szybkie i głośne „Ha”, które zdecydowanie mogło zostać odebrane jako śmiech. Jednak tak szybko jak pojawił się uśmiech na jej twarzy, został on przygaszony.
– Proszę się nie śmiać, Panienka nie jest w lepszej sytuacji, bo jednak dokonała zniszczeń pokoju konferencyjnego. – westchnął ciężko, jakby użerał się z niesfornymi dziećmi. – Chociaż na czas tego zadania Gildia prosi o brak agresywnego zachowania względem siebie, a teraz prosiłbym Pana Wade’a o opuszczenie korytarza, a Panienkę o brak komentarzy.
_____Kliknęła językiem, lecz patrząc na lekko przestraszone miny reszty, postanowiła się posłuchać. Nie wiedziała co się działo za jej plecami, ale nie zamierzała ryzykować bycia po złej stronie tego staruszka. Miała mniej więcej pojęcia kim był, tym bardziej uważając, żeby nie szaleć głupio. Gdy Wade opuścił korytarz, w końcu starszy członek gildii zdjął dłoń z jej ramienia, wzdychając ciężko. Po raz kolejny. Jak można było się spodziewać, Rachel przewróciła oczami patrząc przed siebie, aby przez przypadek tego nie zobaczył jak ukrywająca swoje poirytowanie nastolatka. Dopiero potem odwróciła się do mężczyzny.
– Już? Mogę sobie pójść? – rzuciła. – Mam trzy dni na przygotowanie się.
– Z naszych danych to aż nadto czasu. – na zmęczonej i pomarszczonej twarzy pojawił się mały uśmiech. – W każdym razie, widząc, że nie podpalisz niczego, mogę was zostawić.
– Nie podpaliłabym całego budynku. – odburknęła pod nosem. – Mam trochę oleju w głowie.
– Haha
_____Mężczyzna zaśmiał się na głos słysząc te słowa, lecz nie kontynuował tematu, machnął ręką na pytania Rachel, która potrzebowała wytłumaczeń i szybko opuścił korytarz śmiejąc się pod nosem. Nie była z tego zadowolona, lecz także nie zamierzała robić większych kłopotów. W tym momencie, została dotknięta przez członka grupy, którzy widocznie coś zauważył na ciuchach. Odwróciła się do niego pytającym spojrzeniem, a on zabrał dłoń z materiału wskazując palcem.
– Twój top jest porwany. – wyszło z jego ust, na co prychnęła podnosząc kąciki ust. – Co?
– Nie, nic. – zdjęła szybko przez głowę i przyjrzała się materiałowi. – Widać jednak mam coś za co mogę mu podziękować następny razem jak się spotkamy.
_____Jej wzrok utkwił w brudnym śladzie oraz rozerwanym materiale, który trzymała lekko w dłoni. Ukrywała w sercu jak bardzo się cieszy z faktu, że będzie mogła wywalić tą szmatę do kosza. Nie będzie także musiała znosić marudzenia czy humorów Ellie, bo to nie było w jej gestii, a się stało. Nie pozostali drugo na korytarzu, skupiając się na przygotowaniach. Wiedzieli mniej więcej jak przebiegła sprawdzanie lochu, bo był już on zmapowany i wcześniej wyczyszczony. Jedyne co stanie na ich drodze to rozbrojone pułapki, otworzone skrzynie, zrodzone stworki, woda po kostki i czasem niskie sufity. No i, oczywiście, na końcu tego wszystkiego boss. Musieli się jednak przygotować na przynajmniej jeden posiłek, bo przejście z wejścia do końca zajmowało szybkim tempem pół dnia. Nie mówiąc o nieznanym mechanizmie czasowym, który otwierał pomieszczenie z ich celem. Może być, że nawet jeśli będą przed czasem to pokój nie da im możliwości walki z bossem przez kolejny dzień. Teraz pojawiało się pytanie, czy Wade przygotuje się na taką ewentualność? To nie tak, że mogą zjeść mięso z zabitych potworów. Nikt tego nie robi, nawet inne potwory.
Księżyc
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wade nie miał pamięci do twarzy. Nic dziwnego, jako pół potwór przede wszystkim opierał się na zmyśle zapachu, a nie wzroku. Jednak jeśli ktoś zajdzie mu za skórę, to jego gęby nie zapomni nigdy. Tak było też z wiedźmą, zapamiętał już wszystkie jej miny i grymasy na jej twarzy. Nie było ich wiele, może jakieś trzy. W chwili w której jej groził, była to twarz zimnej suki.
- A co się mówi?-spytał się złośliwie, gdy tylko wiedźma zamknęła japę. Nie był typem osoby, dla którego próba zdominowania kobiety, miała jakiekolwiek sensu. Dla niego kobieta i mężczyzna to było na dobrą sprawę to samo. Ale sprawienie, że wiedźma będzie się przed nim płaszczyć? To było to czego w tej chwili potrzebował. Nie miała żadnego wyboru, musiała powiedzieć „błagam cię, puść mnie”, bo była zbyt chciwa, aby odpuścić sobie tak wielki loch.
Jednak jego skryte marzenie, nie mogło się ziścić, bo zanim do czegokolwiek doszło, zostali od siebie rozdzieleni. Wade mógł w stanie pogodzić się z porażką w walce przeciwko bossowi. W prawdzie tego typu sytuacja miała ostatnio miejsce, gdy był jeszcze nastolatkiem i bardziej doświadczenie gracze musieli go ratować, ale jednak. Zupełnie czymś innym była sytuacja, gdy to istota ludzka okazywała się silniejsza. Gdy jakby nigdy nic, mężczyzna, rozdzielił go od wiedźmy, a następnie odwrócił go plecami do niej i przetrzymywał wbrew jego woli, czuł wściekłość, bezradność, upokorzenie, a także zawstydzenie. W tej chwili był pewnie cały czerwony jak burak. Wbrew pozorom bardzo łatwo było go doprowadzić do takiego stanu, był raczej wstydliwy, co starał się za wszelką cenę ukryć. Był to jeden z wielu powodów dla których stronił od ludzi.
Zacisnął zęby, gdy słuchał tego, co miał do powiedzenia ten drań. Nie miał wyboru, musiał słuchać rozporządzeń z góry. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Już niedługo to on będzie mówił im co mają robić. O ile w planach ojczulka w ogóle było zniszczenie gildii i panowanie nad światem ludzi. Jednak, gdy tylko to nieznośne babsko wydało z siebie równie nieznośny jazgot, próbował ją zaatakować, ale znowu został postawiony do pionu przez mężczyznę. Uścisk się wręcz wzmocnił, gdy po usłyszeniu tego co ona przeskrobała, wydał z siebie głośne „Ha”, tak jak ona chwilę wcześniej. Czyli rzeczywiście do czegoś doszło w sali konferencyjnej, jego nos jak zwykle się nie mylił.
- P-przepraszam.-jąknął cicho pod nosem, gdy tylko został puszczony, a następnie zmuszony do opuszczenia korytarza jak i budynku. Szedł wyraźnie wściekły i z opuszczoną głową, nie chcąc, aby ktokolwiek widział go w tak upokorzonego. Jedyne na co miał ochotę to iść do domu, zamknąć się na klucz, przykryć się kocem i oglądać kreskówki, ale jak na złość nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał przygotować się do wyprawy.
***
Przyglądał się półką w supermarkecie, poszukując odpowiednich na wyprawę racji żywnościowych. W lochach nie mógł sobie pozwolić na gotowanie, zapach mógł przyciągnąć dużą ilość noobów, a walka z nimi tylko wydłużyłaby jego pobyt w lochu. Nie wspominając już o braku warunków. Szkoda, że nie istniały lochy o tematyce kulinarnej, w których wszystko składało się z pysznego żarcia. Choć na dobrą sprawę pewnie nie byłoby w nich żadnych potworów, a jedyne z czym musiałby walczyć po drodze, to z samym sobą, by tuż przed walką z bossem nie stać się kulą smalcu...ciekawe czy on też byłby wykonany z jedzenia.
Władował do wózka wszystko co po rozpakowaniu byłoby od razu do zjedzenia i przy okazji miało w sobie więcej pierwiastków chemicznych niż tablica Mendelejewa. Przynajmniej miał dzięki temu pewność, że nie zepsują się przez parę następnych wypraw. Chociaż na dobrą sprawę zawsze mógł polować w razie potrzeby na zamieszkałe w lochu potwory. No co? Bossy też je jadły, musiały się czymś odżywiać poza mięsem poległych.
Gdy cały obładowany reklamówkami pełnymi jedzenia wychodził z marketu, poczuł nagle znajomy zapach. Nie wiedząc co zrobić, zaczaił się przy ścianie bocznej od wejścia do sklepu, z której perspektywy na pewno go nie zauważy, a przynajmniej miał taką nadzieję. Z natychmiastowym zapamiętaniem twarzy potencjalnych wrogów to nie była do końca prawda. Nie tylko z nimi tak miał, ale także z osobami, które lubił. Przynajmniej tak miał z nią. Z Elie. Odkąd parę lat temu musiała uleczyć jego ciężkie rany, gdy tylko o niej myślał lub ją widział, miał dziwne uczucie w klatce piersiowej...czasami też w spodniach. Ale i tak lubił na nią patrzeć, była ładna. Z nikim wcześniej tak nie miał i nie rozumiał tego uczucia, ale podobało mu się. Szkoda tylko, że wiedźma owinęła ją sobie wokół palca i ma na nią zły wpływ, za pewne nastawiając ją przeciwko niemu...
- A co się mówi?-spytał się złośliwie, gdy tylko wiedźma zamknęła japę. Nie był typem osoby, dla którego próba zdominowania kobiety, miała jakiekolwiek sensu. Dla niego kobieta i mężczyzna to było na dobrą sprawę to samo. Ale sprawienie, że wiedźma będzie się przed nim płaszczyć? To było to czego w tej chwili potrzebował. Nie miała żadnego wyboru, musiała powiedzieć „błagam cię, puść mnie”, bo była zbyt chciwa, aby odpuścić sobie tak wielki loch.
Jednak jego skryte marzenie, nie mogło się ziścić, bo zanim do czegokolwiek doszło, zostali od siebie rozdzieleni. Wade mógł w stanie pogodzić się z porażką w walce przeciwko bossowi. W prawdzie tego typu sytuacja miała ostatnio miejsce, gdy był jeszcze nastolatkiem i bardziej doświadczenie gracze musieli go ratować, ale jednak. Zupełnie czymś innym była sytuacja, gdy to istota ludzka okazywała się silniejsza. Gdy jakby nigdy nic, mężczyzna, rozdzielił go od wiedźmy, a następnie odwrócił go plecami do niej i przetrzymywał wbrew jego woli, czuł wściekłość, bezradność, upokorzenie, a także zawstydzenie. W tej chwili był pewnie cały czerwony jak burak. Wbrew pozorom bardzo łatwo było go doprowadzić do takiego stanu, był raczej wstydliwy, co starał się za wszelką cenę ukryć. Był to jeden z wielu powodów dla których stronił od ludzi.
Zacisnął zęby, gdy słuchał tego, co miał do powiedzenia ten drań. Nie miał wyboru, musiał słuchać rozporządzeń z góry. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Już niedługo to on będzie mówił im co mają robić. O ile w planach ojczulka w ogóle było zniszczenie gildii i panowanie nad światem ludzi. Jednak, gdy tylko to nieznośne babsko wydało z siebie równie nieznośny jazgot, próbował ją zaatakować, ale znowu został postawiony do pionu przez mężczyznę. Uścisk się wręcz wzmocnił, gdy po usłyszeniu tego co ona przeskrobała, wydał z siebie głośne „Ha”, tak jak ona chwilę wcześniej. Czyli rzeczywiście do czegoś doszło w sali konferencyjnej, jego nos jak zwykle się nie mylił.
- P-przepraszam.-jąknął cicho pod nosem, gdy tylko został puszczony, a następnie zmuszony do opuszczenia korytarza jak i budynku. Szedł wyraźnie wściekły i z opuszczoną głową, nie chcąc, aby ktokolwiek widział go w tak upokorzonego. Jedyne na co miał ochotę to iść do domu, zamknąć się na klucz, przykryć się kocem i oglądać kreskówki, ale jak na złość nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał przygotować się do wyprawy.
***
Przyglądał się półką w supermarkecie, poszukując odpowiednich na wyprawę racji żywnościowych. W lochach nie mógł sobie pozwolić na gotowanie, zapach mógł przyciągnąć dużą ilość noobów, a walka z nimi tylko wydłużyłaby jego pobyt w lochu. Nie wspominając już o braku warunków. Szkoda, że nie istniały lochy o tematyce kulinarnej, w których wszystko składało się z pysznego żarcia. Choć na dobrą sprawę pewnie nie byłoby w nich żadnych potworów, a jedyne z czym musiałby walczyć po drodze, to z samym sobą, by tuż przed walką z bossem nie stać się kulą smalcu...ciekawe czy on też byłby wykonany z jedzenia.
Władował do wózka wszystko co po rozpakowaniu byłoby od razu do zjedzenia i przy okazji miało w sobie więcej pierwiastków chemicznych niż tablica Mendelejewa. Przynajmniej miał dzięki temu pewność, że nie zepsują się przez parę następnych wypraw. Chociaż na dobrą sprawę zawsze mógł polować w razie potrzeby na zamieszkałe w lochu potwory. No co? Bossy też je jadły, musiały się czymś odżywiać poza mięsem poległych.
Gdy cały obładowany reklamówkami pełnymi jedzenia wychodził z marketu, poczuł nagle znajomy zapach. Nie wiedząc co zrobić, zaczaił się przy ścianie bocznej od wejścia do sklepu, z której perspektywy na pewno go nie zauważy, a przynajmniej miał taką nadzieję. Z natychmiastowym zapamiętaniem twarzy potencjalnych wrogów to nie była do końca prawda. Nie tylko z nimi tak miał, ale także z osobami, które lubił. Przynajmniej tak miał z nią. Z Elie. Odkąd parę lat temu musiała uleczyć jego ciężkie rany, gdy tylko o niej myślał lub ją widział, miał dziwne uczucie w klatce piersiowej...czasami też w spodniach. Ale i tak lubił na nią patrzeć, była ładna. Z nikim wcześniej tak nie miał i nie rozumiał tego uczucia, ale podobało mu się. Szkoda tylko, że wiedźma owinęła ją sobie wokół palca i ma na nią zły wpływ, za pewne nastawiając ją przeciwko niemu...
Mireyet
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
_____Ciemnowłosa kobieta o zbyt mocno obrysowanych ustach poprawiła swoje zielone okulary na nosie czytając SMS’a, którego dostała właśnie od swojej młodszej siostry. Nadawca podpisany jako „czerwone kochanie” zaraz pod jedną informacją zostawiającą jej wyraz twarzy w brzydkim grymasie, dostarczył drugą – listę zakupów spożywczych. Trzeba zrobić racje na drogę i Ellie? Ona nie gotowała. Wystarczyło, że była na miejscu, nie czując potrzeby, aby w żaden inny sposób przysłużyć się grupie. Jej zadaniem było leczyć rannych, a nawet to robiła niechętnie będąc w lochach tylko po to, aby odhaczyć swoją obecność, móc się podpisać pod czekiem od Rachel i skosić kawałek nagrody. Jej czerwonowłose kochanie miało bowiem dużo do zarzucenia, jeśli chodziło o wydatki, i ona nie zamierzała tego popierać. Dotacje na bezdomne zwierzęta? Nie, lepiej kupić sobie nowe buty. Dofinansowanie dla rodzin graczy, którzy zginęli w lochach? Kolejna głupota. Także Ellie uważała za wręcz idealne rozwiązanie, aby pobierała procent - pokazując w klubach w weekendy jak się faktycznie wykorzystuje wypłatę.
_____Kliknęła językiem i chowając telefon do kieszeni mając nieplanowany dodatkowy element załatwiania swoich spraw. W końcu ktoś musiał zrobić jedzenie i to właśnie ona będzie udawała, że jest właścicielem przepisu, zdolności oraz wykonania. Rachel nie może chwalić się swoimi zdolnościami kulinarnymi przed innymi, bo jeszcze popsułoby to kreowane o niej zdanie tłumów, a Elie bardzo tego nie chciała. Weszła do pierwszego lepszego sklepu spożywczego po drodze łapiąc za koszyk i za uśmiechem chowając obrzydzenie inną kobietą, którą uderzyła koszykiem przez przypadek. Oczywiście nie przeprosiła idąc zwyczajnie głębiej jakby nic się nie stało, przemieszczając się między regałami po wyznaczone produkty z listy. Nie przejmowała się zupełnie otoczeniem starając się załatwić to tak szybko jak się dało. Będąc przy kasie spojrzała do koszyka patrząc na ilość przedmiotów i zastanawiając się co takiego miała w głowie Rachel i co będzie robić, bo healerka nie mogła sobie nawet tego wyobrazić. Zapłaciła kartą swojego ojca, którą ukradła z portfela siostry z uśmiechem podając czarny plastik do czytnika. Z tyłu głowy miała nadzieję, że wpadnie przez to w kłopoty i ten śmieć, nie ojciec, w końcu się na nią wkurzy, a najlepiej uderzy, aby Wiedźma mogła porzucić swoją relację z nim.
- Pomóc?
_____Głos wyrwał Elie z zamyślenia, kiedy chciała złapać za torby. Podniosła wzrok i spotkała się ze swoim przyjacielem z bonusem, który dwie godziny temu kupował jej torebkę za małą przyjemność w publicznej łazience. Oczywiście więc, uśmiechnęła się, po czym oddała mu jedną torbę, sama niosąc drugą, jakby zrobiłaby Rachel w takiej sytuacji.
- Co cię sprowadza do spożywczaka? - zapytała, kiedy kierowali się do wyjścia. - Z tego co wiem, powinieneś teraz starać się wyciągnąć kogoś na randkę.
- I masz rację, ale osobę, którą chętnie bym zabrał jest zajęta.
_____Zaśmiał się w odpowiedzi chwilę później pytając o kierunek, który Elie mu podała. Pogrążony w lekkiej konwersacji, patrząc przed siebie, nie widział jak zimnym i zdystansowanym spojrzeniem obdarowywała go kobieta. Wiedziała, że nie była panią jego serca, albo pierwszym wyborem, ale usłyszenie wprost, że ten bogaty i całkiem dobry facet nie był zainteresowany związkiem z nią, a raczej traktowali się jak osoby zaspokajające ich potrzeby - sprawiało, że zieleniała z zazdrości w środku. Czy kochała go? Oczywiście, że nie. Nie znaczyło to jednak, co by chciała, aby miała go inna kobieta. Elie w swojej własnej głowie najchętniej zagarnęłaby wszystkie najpiękniejsze diamenty pod swoje rękawy. Wsiadła do samochodu, odwieziona pod same drzwi rezydencji Rachel, wysiadła z wielkim uśmiechem i dziękując mężczyźnie, chociaż w duchu czując, że tylko do tego się nadaje. Nie musiała długo czekać, aby drzwi się otworzyły, a ze środka wyszła ubrana w kolorowy dres czerwonowłosa piękność witając się z dwójką i zabierając siatki od Elie, aby mogła jeszcze porozmawiać ze znajomym. Rachel w końcu miała gotowanie do uskuteczniania. Czarnowłosa siostra jednak nie chciała dalej gadać z tym człowiekiem. Nie, kiedy swoim spojrzeniem odprowadzał wiedźmę patrząc na jej tyłek, pewnie wyobrażając sobie coś sprośnego. Aż się gotowa w środku, że Rachel mogłaby dostać tego mężczyznę jak na złotej tacy, kiedy ona skakała koło niego kilka imprez, a nawet teraz mają tylko układ wymienny.
_____Weszła do domu trzaskając drzwiami z taką siła jak tylko starczyło jej w dłoniach. Co by miała poczuć się lepiej wyżywając się na przedmiocie. Czerwonowłosa wyjrzała zza rogu do korytarza trzymając w dłoni fartuszek kuchenny, który zamierzała założyć za chwilę i przyglądała się złemu humorowi starszej, z lekko uniesionymi brwiami. Nie rozumiała skąd nagle taka zmiana, przed chwilą śmiała się do faceta w samochodzie. Już otwierała usta, aby spytać się, lecz zamknęła je spotykając się z zimnym spojrzeniem Elie. Obróciła się na pięcie i wróciła do kuchnie. Ostatnie czego chciała to ta zielona zazdrość na jej skórze. Znała w końcu to spojrzenie - ktoś miał coś czego potrzebowała, aby udowodnić swoją wyższość. Stając do krojenia składników usłyszała tylko jak trzaskają drzwi od sypialni. Westchnęła ciężko i zabrała się do swoich rzeczy, bo jednak trzy dni to nie tak dużo czasu jakby można się spodziewać. Chociażby, żeby odpocząć, bo później będę nerwowo umierać w towarzystwie agresywnego samoluba, którego chętnie porzuciłaby na pożarcie tego bossa za dzisiejszą akcję.
_____Nieszęśliwa para, która otrzymała problem jakim była brama - była dwójka pracowników biurowych, wracająca do swojego domu raz na kilka dni. Teraz jednak, w trakcie weekendu, musieli koczować wpatrując się w drzwi, które zamiast do łazienki zaczęły prowadzić do lochu. Z pewną radością w oczach przyglądali się jednak jak na miejscu znajdował się już jeden z graczy. Był wielki i zdecydowanie przed czasem. Gdy rozległ się dźwięk dzwonka, podskoczyli w miejscu, spoglądając szybko na zegarek. Nadal było przed czasem, ale poszli do drzwi, gdzie zastali ludzie, których się nie spodziewali, ale po ubiorze od razu wiedzieli, że to kolejni gracze, wpuszczając ich z uprzejmościami do środka.
- Jesteś przed czasem? - rzuciła Rachel wchodząc do salonu i spotykając czekające już na nich Wade. - Możemy zacząć od razu w takim razie.
_____Dodała odwracając się i wracając do rozmowy z właścicielami lokalu przekazując im wszystkie informacje, które powinni już wiedzieć, ale nigdy nie wiesz - mówimy o typowych amerykańskich obywatelach. Zapomnieli. Nie zapisali. Nie słuchali za pierwszym razem. Widząc ich co jakiś czas zdziwione oczy, Rachel przekonywała się, że faktycznie dobrze było to z nimi omówić. Nie był to żaden plan ataku na bossa, a jak mają się zachować, kiedy ich nie będzie. No i – po jakim czasie dzwonić do Gildii, że coś się wydarzyło i nie wychodzą. W tym czasie reszta jej drużyny zabezpieczała samo wejście do lochu, nie stając stopą w środku, jakby czekała na jej sygnał. Cała grupa składała się z trójki dryblasów, Elie oraz jeszcze jeden kobiety. Jeśli Wade zwrócił uwagę wcześniej - kojarzył każdego z tych ludzi.
_____Kliknęła językiem i chowając telefon do kieszeni mając nieplanowany dodatkowy element załatwiania swoich spraw. W końcu ktoś musiał zrobić jedzenie i to właśnie ona będzie udawała, że jest właścicielem przepisu, zdolności oraz wykonania. Rachel nie może chwalić się swoimi zdolnościami kulinarnymi przed innymi, bo jeszcze popsułoby to kreowane o niej zdanie tłumów, a Elie bardzo tego nie chciała. Weszła do pierwszego lepszego sklepu spożywczego po drodze łapiąc za koszyk i za uśmiechem chowając obrzydzenie inną kobietą, którą uderzyła koszykiem przez przypadek. Oczywiście nie przeprosiła idąc zwyczajnie głębiej jakby nic się nie stało, przemieszczając się między regałami po wyznaczone produkty z listy. Nie przejmowała się zupełnie otoczeniem starając się załatwić to tak szybko jak się dało. Będąc przy kasie spojrzała do koszyka patrząc na ilość przedmiotów i zastanawiając się co takiego miała w głowie Rachel i co będzie robić, bo healerka nie mogła sobie nawet tego wyobrazić. Zapłaciła kartą swojego ojca, którą ukradła z portfela siostry z uśmiechem podając czarny plastik do czytnika. Z tyłu głowy miała nadzieję, że wpadnie przez to w kłopoty i ten śmieć, nie ojciec, w końcu się na nią wkurzy, a najlepiej uderzy, aby Wiedźma mogła porzucić swoją relację z nim.
- Pomóc?
_____Głos wyrwał Elie z zamyślenia, kiedy chciała złapać za torby. Podniosła wzrok i spotkała się ze swoim przyjacielem z bonusem, który dwie godziny temu kupował jej torebkę za małą przyjemność w publicznej łazience. Oczywiście więc, uśmiechnęła się, po czym oddała mu jedną torbę, sama niosąc drugą, jakby zrobiłaby Rachel w takiej sytuacji.
- Co cię sprowadza do spożywczaka? - zapytała, kiedy kierowali się do wyjścia. - Z tego co wiem, powinieneś teraz starać się wyciągnąć kogoś na randkę.
- I masz rację, ale osobę, którą chętnie bym zabrał jest zajęta.
_____Zaśmiał się w odpowiedzi chwilę później pytając o kierunek, który Elie mu podała. Pogrążony w lekkiej konwersacji, patrząc przed siebie, nie widział jak zimnym i zdystansowanym spojrzeniem obdarowywała go kobieta. Wiedziała, że nie była panią jego serca, albo pierwszym wyborem, ale usłyszenie wprost, że ten bogaty i całkiem dobry facet nie był zainteresowany związkiem z nią, a raczej traktowali się jak osoby zaspokajające ich potrzeby - sprawiało, że zieleniała z zazdrości w środku. Czy kochała go? Oczywiście, że nie. Nie znaczyło to jednak, co by chciała, aby miała go inna kobieta. Elie w swojej własnej głowie najchętniej zagarnęłaby wszystkie najpiękniejsze diamenty pod swoje rękawy. Wsiadła do samochodu, odwieziona pod same drzwi rezydencji Rachel, wysiadła z wielkim uśmiechem i dziękując mężczyźnie, chociaż w duchu czując, że tylko do tego się nadaje. Nie musiała długo czekać, aby drzwi się otworzyły, a ze środka wyszła ubrana w kolorowy dres czerwonowłosa piękność witając się z dwójką i zabierając siatki od Elie, aby mogła jeszcze porozmawiać ze znajomym. Rachel w końcu miała gotowanie do uskuteczniania. Czarnowłosa siostra jednak nie chciała dalej gadać z tym człowiekiem. Nie, kiedy swoim spojrzeniem odprowadzał wiedźmę patrząc na jej tyłek, pewnie wyobrażając sobie coś sprośnego. Aż się gotowa w środku, że Rachel mogłaby dostać tego mężczyznę jak na złotej tacy, kiedy ona skakała koło niego kilka imprez, a nawet teraz mają tylko układ wymienny.
_____Weszła do domu trzaskając drzwiami z taką siła jak tylko starczyło jej w dłoniach. Co by miała poczuć się lepiej wyżywając się na przedmiocie. Czerwonowłosa wyjrzała zza rogu do korytarza trzymając w dłoni fartuszek kuchenny, który zamierzała założyć za chwilę i przyglądała się złemu humorowi starszej, z lekko uniesionymi brwiami. Nie rozumiała skąd nagle taka zmiana, przed chwilą śmiała się do faceta w samochodzie. Już otwierała usta, aby spytać się, lecz zamknęła je spotykając się z zimnym spojrzeniem Elie. Obróciła się na pięcie i wróciła do kuchnie. Ostatnie czego chciała to ta zielona zazdrość na jej skórze. Znała w końcu to spojrzenie - ktoś miał coś czego potrzebowała, aby udowodnić swoją wyższość. Stając do krojenia składników usłyszała tylko jak trzaskają drzwi od sypialni. Westchnęła ciężko i zabrała się do swoich rzeczy, bo jednak trzy dni to nie tak dużo czasu jakby można się spodziewać. Chociażby, żeby odpocząć, bo później będę nerwowo umierać w towarzystwie agresywnego samoluba, którego chętnie porzuciłaby na pożarcie tego bossa za dzisiejszą akcję.
_____Nieszęśliwa para, która otrzymała problem jakim była brama - była dwójka pracowników biurowych, wracająca do swojego domu raz na kilka dni. Teraz jednak, w trakcie weekendu, musieli koczować wpatrując się w drzwi, które zamiast do łazienki zaczęły prowadzić do lochu. Z pewną radością w oczach przyglądali się jednak jak na miejscu znajdował się już jeden z graczy. Był wielki i zdecydowanie przed czasem. Gdy rozległ się dźwięk dzwonka, podskoczyli w miejscu, spoglądając szybko na zegarek. Nadal było przed czasem, ale poszli do drzwi, gdzie zastali ludzie, których się nie spodziewali, ale po ubiorze od razu wiedzieli, że to kolejni gracze, wpuszczając ich z uprzejmościami do środka.
- Jesteś przed czasem? - rzuciła Rachel wchodząc do salonu i spotykając czekające już na nich Wade. - Możemy zacząć od razu w takim razie.
_____Dodała odwracając się i wracając do rozmowy z właścicielami lokalu przekazując im wszystkie informacje, które powinni już wiedzieć, ale nigdy nie wiesz - mówimy o typowych amerykańskich obywatelach. Zapomnieli. Nie zapisali. Nie słuchali za pierwszym razem. Widząc ich co jakiś czas zdziwione oczy, Rachel przekonywała się, że faktycznie dobrze było to z nimi omówić. Nie był to żaden plan ataku na bossa, a jak mają się zachować, kiedy ich nie będzie. No i – po jakim czasie dzwonić do Gildii, że coś się wydarzyło i nie wychodzą. W tym czasie reszta jej drużyny zabezpieczała samo wejście do lochu, nie stając stopą w środku, jakby czekała na jej sygnał. Cała grupa składała się z trójki dryblasów, Elie oraz jeszcze jeden kobiety. Jeśli Wade zwrócił uwagę wcześniej - kojarzył każdego z tych ludzi.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach