Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙
———————————————————————————————————
Johnny jest prostym chłopakiem. Johnny został wychowany na katolika.
Johnny jest twarzą anarchii, zmiany, która ma nadejść w Wielkiej Brytanii.
Johnny nie pozwala mówić sobie, jak ma żyć. Johnny nie jest ze sobą szczery.
Johnny kocha Sida. Bardziej, niż jest gotów powiedzieć to głośno.
Sid natomiast jest uzależnionym od heroiny kretynem. Sid nie radzi sobie z
wiązaniem sznurówek. Sid wie, że kocha Johnny'ego, ale chyba sam nie zdaje
sobie sprawy co to znaczy. Jest 1976. Anglia drży w posadach, bo grupka
wkurwionych dzieciaków mówi głośno, co ich wkurwia. Nadchodzi rewolucja.
∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙
———————————————————————————————————
Historia luźno bazująca na historii Sex Pistols. Tej prawdziwej
i tej z serialu Pistol. To tylko fikcja. Panie Lydon, nie pozywaj mnie, pliss.
i tej z serialu Pistol. To tylko fikcja. Panie Lydon, nie pozywaj mnie, pliss.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
John Joseph Lydon Junior (urodzony 31.01.1956, 20 lat)
Irlandczyk urodzony w Wielkiej Brytanii i przede wszystkim Brytyjczykiem się czuje, toteż odczuwa ogromną frustrację tym, w jakim stanie jest obecnie kraj i że poprzednie pokolenie oczekuje od niego, że będzie tarzał się w ich łajnie. Ma trzech młodszych braci, których dręczyć może wyłącznie on, a jeśli choćby ktoś krzywo na nich spojrzy, niech liczy się z tym, że dostanie w ryj od Johnny'ego. Pojazdów po matce nie akceptuje i takowych nie wybacza. Mimo wysokiego poziomu inteligencji, w szkole zawsze miał problemy z nauką, szczególnie z przedmiotami ścisłymi, co w połączeniu z jego niewyparzonym językiem zapewniło mu powtarzanie klasy. W dzieciństwie przeszedł zapalenie opon mózgowych, których pokłosiem są właśnie problemy z matematyką, skrzywienie kręgosłupa i wada wzroku.
Mierzy zaledwie 172 cm, co bardzo go frustruje i nie obraziłby się za dodatkowe centymetry, zarówno we wzroście, jak i tam na dole. Potrafi przez tydzień jeść minimalne ilości, przez co często musi przesuwać dziurkę w pasku. Niebieskie oczy taksują ludzi z pogardą, a rudych włosów zbyt często nie traktuje grzebieniem.
Ma tendencję do popadania w depresyjne stany i nienawiść do własnego wyglądu. Wtedy robi się szczególnie nieznośny dla otoczenia. Jest leworęczny.
Mimo mizernego wyglądu i problemów z samym sobą, z jakiegoś powodu stoi na czele swojej paczki przyjaciół, Gangu Johnów (pięciu chłopa, każdy ma na imię John).
Irlandczyk urodzony w Wielkiej Brytanii i przede wszystkim Brytyjczykiem się czuje, toteż odczuwa ogromną frustrację tym, w jakim stanie jest obecnie kraj i że poprzednie pokolenie oczekuje od niego, że będzie tarzał się w ich łajnie. Ma trzech młodszych braci, których dręczyć może wyłącznie on, a jeśli choćby ktoś krzywo na nich spojrzy, niech liczy się z tym, że dostanie w ryj od Johnny'ego. Pojazdów po matce nie akceptuje i takowych nie wybacza. Mimo wysokiego poziomu inteligencji, w szkole zawsze miał problemy z nauką, szczególnie z przedmiotami ścisłymi, co w połączeniu z jego niewyparzonym językiem zapewniło mu powtarzanie klasy. W dzieciństwie przeszedł zapalenie opon mózgowych, których pokłosiem są właśnie problemy z matematyką, skrzywienie kręgosłupa i wada wzroku.
Mierzy zaledwie 172 cm, co bardzo go frustruje i nie obraziłby się za dodatkowe centymetry, zarówno we wzroście, jak i tam na dole. Potrafi przez tydzień jeść minimalne ilości, przez co często musi przesuwać dziurkę w pasku. Niebieskie oczy taksują ludzi z pogardą, a rudych włosów zbyt często nie traktuje grzebieniem.
Ma tendencję do popadania w depresyjne stany i nienawiść do własnego wyglądu. Wtedy robi się szczególnie nieznośny dla otoczenia. Jest leworęczny.
Mimo mizernego wyglądu i problemów z samym sobą, z jakiegoś powodu stoi na czele swojej paczki przyjaciół, Gangu Johnów (pięciu chłopa, każdy ma na imię John).
NC
darkness lays within you
Kumple z gangu Johnów i młodsi bracia
John 'Rambo' Stevens
Przyjaciel, 19 l
Przyjaciel, 19 l
John 'Jah' Wobble
Przyjaciel, 19 l
Przyjaciel, 19 l
John 'Gray' Gray
Przyjaciel, 19 l
Przyjaciel, 19 l
Martin Lydon
Brat, 19 l
Brat, 19 l
James 'Jimmy' Lydon
Brat, 15 l
Brat, 15 l
Robert 'Bobby' Lydon
Brat, 10 l
Brat, 10 l
NC
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
I like nonsense; it wakes up the brain cells
Sid Vicious
Sid Vicious
właściwie Simon John Ritchie, urodzony 19 lat temu, jest Brytyjczykiem
nazwali go imieniem chomika, bo jest trochę nadpobudliwy i się rzuca
Jest jedynakiem z skomplikowanej sytuacji rodzinnej
Przepada za rodzicami Johna, a szczegolnie ciasteczkami jego mamy i ogólnie jego mamą
no i lubi też braci Johna, ogólnie z Johna jest świetny kumpel, poleciłby go każdemu, gdyby nie to, że mógłby nie mieć dla niego czasu
190 cm, 65 kg, krótkie, nieułożone czarne włosy
Buntowniczy wygląd, wydaje się skory do bójek
fan numer jeden johna, chodzi na żyletę, gdzie kibicuje johnowi
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
John
Słowa ostatniej piosenki wciąż dudniły w głowie Johna, gdy w towarzystwie nowych znajomych pił alkohol w siedzibie zespołu po koncercie. Większość ludzi już znał. Taka Jordan towarzyszy im na niemal każdym koncercie, który dają w Londynie. Na koncerty w Londynie z reguły przychodzą ci sami ludzie, z którymi potem chłopaki piją. Samozwańczo zwali się Bromley coś tam, coś tam. John nie był pewien. Wiedział tylko od Billy’ego, który za kilka lat miał być lepiej znany jako Billy Idol, że mają jakąś swoją nazwę, żeby odróżnić się od innych fanowskich grupek, które podążają wszędzie za swoimi ulubionymi kapelami. Bromley Coś Tam, Coś Tam, byli tylko dla Sex Pistols.
Pojebane, ale Johnny docenia lojalność.
Lekko wstawiony wpadł nad Paula, który poinformował go, że ktoś, zapewne Steve chcący mieć okazję do zmacania kilku panienek bez ryzyka dostania w mordę, zaproponował grę w butelkę, wersja bez pytań, same wyzwania i fajnie byłoby, gdyby John trochę się z nimi pointegrowal, zamiast jak zwykle siedzieć w swoim kącie i pić samotnie.
Gdyby to był Matlock albo Jones, John posłałby go na drzewo, ale Paul zawsze próbował być dla niego miły i chociaż starał się jakkolwiek, żeby Lydon nie czuł się jak intruz w zespole. Dlatego też, rudzielec chwycił świeżą butelkę piwa i dał się zaciągnąć na antresolę, gdzie grupka ludzi już szykowała się do gry w wyzwania. Był oczywiście cały skład strunowy Pistoletów, kilka jakichś ziomków z Bromley Coś Tam i co najważniejsze - Sidney.
John klapnął koło swojego najlepszego kumpla, pacając go lekko po tej jego śmiesznej fryzurze w ramach powitania. Wkrótce butelka poszła w ruch i padały kolejne wyzwania. John szczęśliwie głównie się przyglądał, bo butelka ani razu nie wskazała na niego i nie musiał się wygłupiać. Do czasu, aż wylosowała go Chrissy. Chrissy to taka trochę niewiadoma. Przypominała mu trochę jego samego. Była złośliwa. I nie miało znaczenia z kim trzyma, bo dla swoich też potrafiła być nieprzyjemna.
Kiedy zobaczył jej uśmieszek, wiedział, że była dzisiaj w nastroju do strojenia żartów.
– Jooohnnnyyy… – wypowiedziała przeciągle jego imię, zastanawiając się, jakie okropne wyzwanie mu powierzyć. John wypił łyk piwa, wiedząc, że na trzeźwo nie da rady. Nie, żeby już nie był pijany – Pocałuj… kogoś z obecnych tu chłopaków.
Lydon uniósł brwi i spojrzał po zebranych. Dziwaków z Bromley nawet nie brał pod uwagę. Ledwo ich znał. Cholera wie, jakie zarazki roznoszą.
Steve? W życiu. Matlock? Prędzej mu kutas uschnie i odpadnie. Paula może by nawet pocałował, ale siedział za daleko, a jemu nie chciało się podnosić dupy.
Spojrzał na jedyny sensowny wybór, który siedział tuż obok i posiadał wzrok tęskniący za rozumem. A może nawet i nie tęskniący. Nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało, no nie?
Odstawił butelkę na ziemię, mrucząc ciche “okhej” pod nosem i usiadł w klęczkach, obracając się przodem do przyjaciela.
– Daj pyska, stary. – wybełkotał, kładąc dłonie na jego szyi i niewiele myśląc, pocałował przyjaciela. Sid smakował tanim piwem. John pewnie też. W końcu piją te ścieki od kilku godzin. Była w tym też nutka słodyczy. Może Vicious zjadł paczkę żelków wcześniej. Albo całą zawartość cukiernicy.
Lydon z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że ten pocałunek-wyzwanie zaczyna sie przeciągać, a on sam wplótł nieświadomie palce w spocone kłaki na karku przyjaciela. Gwałtownie się od niego odsunął i pospiesznie wrócił do swojej poprzedniej pozycji.
Nie dając nikomu czasu na reakcję, zakręcił butelką, losując Matlocka.
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sid Vicious
W czuprynie, w której rzadko kiedy można było dostrzec oznaki inteligencji zrodził się tego wieczoru plan. Okazało się, że całkiem porąbany, gdyż wypadł totalnie spontanicznie. Grał sobie z kumplami w butelkę - było mu trochę smutno, bo nie było jego idola numer jeden, ale nie wątpił w to, że się zjawi, było super. Nie potrzebował się starać, ale zachciało mu się być kreatywnym, dlatego oczekiwał z niecierpliwością, aż to on będzie rzucał wyzwanie i miał nadzieję, że uda mu się zakręcić tak, by wylosowała Steve'a. Piwko było, piwo Sida paliwo, jak to zwykł mawiać. Mógł nawet z kimś wypić to piwo, żeby tylko złoty napój był w obrocie.
Niestety, jego kolejka zbliżała się zbyt powoli, by mógł cierpliwie wysiedzieć. W tym czasie zdążył przyjść Johnny i zwyczajowo się z nim przywitał.
- Siema, jeszcze chwila i poszedłbym Cię szukać - skomentował to czarnowłosy, jak wieczór mógłby się udać bez jego najlepszego kumpla. Gdyby po drodze też zaszył się w jakimś kąciku na chwilę, by pobyć sam na sam... to też, by się nic nie stało. Prawdopodobnie i tak, by się odnaleźli. - Już niedługo nasza runda...
Następna kręciła Chrissy, chyba do niego ostatnio podbijała, ciężko było stwierdzić, ale ktoś mu tak powiedział. Ostro ukrócił taką myśl, to do niego nie przemawiało. Nie wiedział, co do niej miał, ale jeśli miałby coś do niej mieć to chyba nic. Ot sobie była, ni grzała go, ni ziębiła. Nie była jak John. No i, jeśli to nazywa się podrywem, to on się wcale nie nazywa Sid. To w takim razie jak, by się nazywał i czy by podryw rozpoznał? Kto wie, na pewno nie Sid.
Jakoś podświadomie czuł, że nie chciałby być wylosowany przez blondynkę, a serce chwilę mu się zatrzymało, gdy gwint butelki się do niego zbliżał. Odetchnął z ulgą w głębi duszy, gdy nie trafiło na niego, miał jakieś dziwne odczucia w stosunku do wymyślonego zadania przez tę laskę. Kiedy okazało się, że nie musiał przeżywać tego na swojej skórze
- Spoko, stary - przelizać się z kumplem - zawsze, od tego się jest w znajomości.
Nie co dzień się zdarza taka sytuacja, tylko głupi by nie skorzystał na przyjacielskie pójście w ślinę. Czarnowłosy ułatwił sprawę Johnowi i wkrótce całowali się w najlepsze, nie zwracając uwagi na ich otoczenie. Nie mówiąc już o macaniu się przy okazji. John włosy Sida, a Sid łopatki Johna. Nie był to idealny pocałunek, ale nie o to w tym chodziło. W końcu "we are only mates, dude". Nie mógł mieć do niego zastrzeżeń, oboje byli podchmieleni, ale od kiedy miał im przeszkadzać smak piwa?
- Wow... - no Sid oceniłby tę sytuację na 11/10, nie miał zbyt dużych wymagań w tym zakresie.
Kolejna runda należała do niego, mógł wyciągnąć swoją kartę pułapkę. Tuż po rzuceniu wyzwania przez Johna i oczywiście elementu losowości, ale Vicious miał szczęście do takich rzeczy, porażka nie wchodziła w grę.
Jak Sid rozejrzał się po twarzach znajomych, zatrzymał się dłużej na twarzy Chrissy, która wyrażała konsternację. Nie rozumiał o co chodziło, może chodziło o pieniądze. Trudne się trafiło.
W czuprynie, w której rzadko kiedy można było dostrzec oznaki inteligencji zrodził się tego wieczoru plan. Okazało się, że całkiem porąbany, gdyż wypadł totalnie spontanicznie. Grał sobie z kumplami w butelkę - było mu trochę smutno, bo nie było jego idola numer jeden, ale nie wątpił w to, że się zjawi, było super. Nie potrzebował się starać, ale zachciało mu się być kreatywnym, dlatego oczekiwał z niecierpliwością, aż to on będzie rzucał wyzwanie i miał nadzieję, że uda mu się zakręcić tak, by wylosowała Steve'a. Piwko było, piwo Sida paliwo, jak to zwykł mawiać. Mógł nawet z kimś wypić to piwo, żeby tylko złoty napój był w obrocie.
Niestety, jego kolejka zbliżała się zbyt powoli, by mógł cierpliwie wysiedzieć. W tym czasie zdążył przyjść Johnny i zwyczajowo się z nim przywitał.
- Siema, jeszcze chwila i poszedłbym Cię szukać - skomentował to czarnowłosy, jak wieczór mógłby się udać bez jego najlepszego kumpla. Gdyby po drodze też zaszył się w jakimś kąciku na chwilę, by pobyć sam na sam... to też, by się nic nie stało. Prawdopodobnie i tak, by się odnaleźli. - Już niedługo nasza runda...
Następna kręciła Chrissy, chyba do niego ostatnio podbijała, ciężko było stwierdzić, ale ktoś mu tak powiedział. Ostro ukrócił taką myśl, to do niego nie przemawiało. Nie wiedział, co do niej miał, ale jeśli miałby coś do niej mieć to chyba nic. Ot sobie była, ni grzała go, ni ziębiła. Nie była jak John. No i, jeśli to nazywa się podrywem, to on się wcale nie nazywa Sid. To w takim razie jak, by się nazywał i czy by podryw rozpoznał? Kto wie, na pewno nie Sid.
Jakoś podświadomie czuł, że nie chciałby być wylosowany przez blondynkę, a serce chwilę mu się zatrzymało, gdy gwint butelki się do niego zbliżał. Odetchnął z ulgą w głębi duszy, gdy nie trafiło na niego, miał jakieś dziwne odczucia w stosunku do wymyślonego zadania przez tę laskę. Kiedy okazało się, że nie musiał przeżywać tego na swojej skórze
- Spoko, stary - przelizać się z kumplem - zawsze, od tego się jest w znajomości.
Nie co dzień się zdarza taka sytuacja, tylko głupi by nie skorzystał na przyjacielskie pójście w ślinę. Czarnowłosy ułatwił sprawę Johnowi i wkrótce całowali się w najlepsze, nie zwracając uwagi na ich otoczenie. Nie mówiąc już o macaniu się przy okazji. John włosy Sida, a Sid łopatki Johna. Nie był to idealny pocałunek, ale nie o to w tym chodziło. W końcu "we are only mates, dude". Nie mógł mieć do niego zastrzeżeń, oboje byli podchmieleni, ale od kiedy miał im przeszkadzać smak piwa?
- Wow... - no Sid oceniłby tę sytuację na 11/10, nie miał zbyt dużych wymagań w tym zakresie.
Kolejna runda należała do niego, mógł wyciągnąć swoją kartę pułapkę. Tuż po rzuceniu wyzwania przez Johna i oczywiście elementu losowości, ale Vicious miał szczęście do takich rzeczy, porażka nie wchodziła w grę.
Jak Sid rozejrzał się po twarzach znajomych, zatrzymał się dłużej na twarzy Chrissy, która wyrażała konsternację. Nie rozumiał o co chodziło, może chodziło o pieniądze. Trudne się trafiło.
- PLAN SIDA :
- - Steve, nie żebym Cię podpuszczał, ale nie skomplementujesz Glena - Sidney był tak z siebie zadowolony, że po prostu przybiłby sobie mentalną piątkę.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
John
Otarł wierzchem dłoni usta, ignorując wypalające w nim dziurę spojrzenia. Gra toczyła się dalej, wszystko fajnie, nikt się nie popłakał, ktoś stracił kilka elementów garderoby. No zdarza się. Póki nikt nie traci życia lub, co gorsza, cnoty, można uznać to za normalną imprezę gromadki młodych ludzi.
Wszyscy spojrzeli z lekkim politowaniem na Sida, który rzucił jakże wymagające poświęceń i wyrzeczeń wyzwanie Steve’owi.
Gitarzysta zaśmiał się w reakcji na postawione mu wyzwanie. Był już trochę podchmielony, więc głupota Sida bardziej go bawiła, niż denerwowała. Zmierzwił dłonią tę swoją trwałą czy co to było na tym jego brzydki łbie i rzucił w stronę basisty;
– Kozak koszulka, Glen. – skomplementował obcisłe, różowofioletowe coś, które opinało tors Matlocka.
– No totalnie! Ukradłeś to z szafy mamy czy młodszej siostrzyczki? – zakpił Johnny, nie mogąc się powstrzymać przed obrażeniem Glena. Dzień bez obrażania Glena, to dzień stracony. Mało rzeczy cieszyło go tak, jak sprawianie przykrości swoim kolegom z kapeli, a Matlockowi w szczególności. Pewnie dlatego, że oni nie pozostawali mu dłużni i też kopali go w jaja, kpiąc z jego wzrostu, wyglądu, sposobu mówienia… i właściwie ze wszystkiego, co składało się na jego johnowatość – Znudziłem się. – mruknął, podnosząc dupę i ruszył w kierunku schodów, po których zszedł, tupiąc głośno, co pewnie i tak zostało zagłuszone przez muzykę wydobywającą się z głośników na parterze.
Przecisnął się przez bawiący się tłum i wyszedł na zewnątrz, przed studio, wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Włożył jednego między wargi i od razu odpalił. Zaciągnął się gryzącym dymem, po czym zadrżał, czując zimne, wieczorne londyńskie powietrze, wdzierające się pod jego cienką koszulę. Miał wrażenie, że chłód na łopatkach, gdzie wcześniej spoczywały dłonie Sida, odczuwa podwójnie.
Wrócił myślami do momentu, gdy jego usta spotkały się z miękkimi wargami Sidneya. Przypomniał sobie tę chęć wepchnięcia mu języka do gardła i przyjemne mrowienie, które powoli przesuwało się z jego żołądka do podbrzusza…
Momentalnie poczuł, że robi mu się gorąco.
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Sid Vicious
Ogólnie jego wyzwanie wzbudziło taką relację, o którą mu chodziło. Chłopaki zaczęli się ze sobą przekomarzać, coś się działo. Sid, jednak w głębi duszy był dobrym dzieciakiem, więc zaczął mieć wyrzuty sumienia, gdy pozostali śmiali się z Glena. Zdziwił się również, że komplement w jego stronę przecisnął się przez gardło Steve'a.
Zauważył, że jego przyjaciel wyszedł, więc dalsza zabawa nie miała sensu. Poza tym inni byli już powoli na odlocie, więc Vicious również pokierował się na zewnątrz, by się trochę poinhalować. Wcale nie było tak, że przykleił się do rudego osobnika i nie zamierzał opuszczać go ani na krok - inna sprawa, że z boku mogło to tak wyglądać.
Oparł się nonszalancko o ścianę obok swojego idola i spojrzał w niebo. Totalnie nie łapał pojęcia, że to kule gazowe, a nie świetliki. To nie było logiczne z jego perspektywy.
- Co jest John, byłeś na otwarciu...? - spytał go Sid. - No jasne, że chodziło mi o ten sklep z świerszczykami, a nie o parasol. Zresztą jaki parasol? Właściwie to jest to sklep pop-up i otwiera się w randomowych miejscach, ale czasami wybiera to samo. To bardzo ciekawe.
Vicious był dziś bardziej odklejony, niż zwykle, ale chłopakom jakoś to specjalnie nie przeszkadzało. Sid już tak miał i można było go pokochać albo znienawidzić. "Mogę macha?" spytał i zaciągnął się papierosem kolegi.
- Nie masz przypadkiem ciasteczek? - fan numer jeden Johnnyego i mamy johnnego oraz ciastek mamy Johnnego nie mógł zapytać o nic innego. - A może wyrwiemy się stąd, co? Wstąpimy do baru, Johnny, co ty na to? Ja stawiam.
Lepiej nie było pytać, skąd Sid miał pieniądze na to, by postawić kolejkę Johnnyemu. Może nawet więcej, niż kolejkę. W sumie to mógł dzisiaj wyjść gdzieś z Johnnym.
Nie przeszło mu przez myśl, że rudzielec mógł myśleć o wcześniejszej sytuacji. W sumie nie pomyślał również, że może on chcieć odpocząć od obecności Sida i chciał pobyć przez chwilę w samotności. Z drugiej strony może dobrze by im zrobiło oderwanie się od znajomych, posiedzeniu w miejscu, gdzie nikt ich nie zna i mogliby coś odwalić. Na przykład pobić się z podchmielonym typem lub dokonać, jakiejś kradzieży. Były to niezwykle interesujące perspektywy, gdyż chodziło tutaj o buntowanie się, a to czarnowłosy lubił najbardziej.
Ogólnie jego wyzwanie wzbudziło taką relację, o którą mu chodziło. Chłopaki zaczęli się ze sobą przekomarzać, coś się działo. Sid, jednak w głębi duszy był dobrym dzieciakiem, więc zaczął mieć wyrzuty sumienia, gdy pozostali śmiali się z Glena. Zdziwił się również, że komplement w jego stronę przecisnął się przez gardło Steve'a.
Zauważył, że jego przyjaciel wyszedł, więc dalsza zabawa nie miała sensu. Poza tym inni byli już powoli na odlocie, więc Vicious również pokierował się na zewnątrz, by się trochę poinhalować. Wcale nie było tak, że przykleił się do rudego osobnika i nie zamierzał opuszczać go ani na krok - inna sprawa, że z boku mogło to tak wyglądać.
Oparł się nonszalancko o ścianę obok swojego idola i spojrzał w niebo. Totalnie nie łapał pojęcia, że to kule gazowe, a nie świetliki. To nie było logiczne z jego perspektywy.
- Co jest John, byłeś na otwarciu...? - spytał go Sid. - No jasne, że chodziło mi o ten sklep z świerszczykami, a nie o parasol. Zresztą jaki parasol? Właściwie to jest to sklep pop-up i otwiera się w randomowych miejscach, ale czasami wybiera to samo. To bardzo ciekawe.
Vicious był dziś bardziej odklejony, niż zwykle, ale chłopakom jakoś to specjalnie nie przeszkadzało. Sid już tak miał i można było go pokochać albo znienawidzić. "Mogę macha?" spytał i zaciągnął się papierosem kolegi.
- Nie masz przypadkiem ciasteczek? - fan numer jeden Johnnyego i mamy johnnego oraz ciastek mamy Johnnego nie mógł zapytać o nic innego. - A może wyrwiemy się stąd, co? Wstąpimy do baru, Johnny, co ty na to? Ja stawiam.
Lepiej nie było pytać, skąd Sid miał pieniądze na to, by postawić kolejkę Johnnyemu. Może nawet więcej, niż kolejkę. W sumie to mógł dzisiaj wyjść gdzieś z Johnnym.
Nie przeszło mu przez myśl, że rudzielec mógł myśleć o wcześniejszej sytuacji. W sumie nie pomyślał również, że może on chcieć odpocząć od obecności Sida i chciał pobyć przez chwilę w samotności. Z drugiej strony może dobrze by im zrobiło oderwanie się od znajomych, posiedzeniu w miejscu, gdzie nikt ich nie zna i mogliby coś odwalić. Na przykład pobić się z podchmielonym typem lub dokonać, jakiejś kradzieży. Były to niezwykle interesujące perspektywy, gdyż chodziło tutaj o buntowanie się, a to czarnowłosy lubił najbardziej.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
John
Uniósł w zdziwieniu brew, patrząc z ukosa na przyjaciela, który nagle pojawił się tuż przy nim. Podążał za nim jak cień, co? Pokręcił z mieszanką rozbawienia i dezaprobaty głową na tekst o parasolu. John nie miał zielonego pojęcia o co chodziło i czemu tak to bawiło Sidneya, ale co tam. Niech się dziecko bawi. Tyle jego przyjemności z życia. Niezrozumiałe, bawiące wyłącznie samego Viciousa żarty. Na swój sposób było to urocze i Lydon lubił to w kumplu. Przywodził mu na myśl swoim zachowaniem Bobby’ego. A wszyscy wiemy, że Bobby to ulubiony brat Johnny’ego.
Podał przyjacielowi papierosa. Dopiero, co się całowali. Palenie tego samego fajka nie powinno zrobić mu różnicy.
– Jestem grzecznym, chrześcijańskim chłopcem, Sidney. Palę się ze wstydu na samą myśl o tak grzesznej rzeczy, jak świerszczyki. – odparł beznamiętnie. Mamusia powtarzała - ślub tylko poślubie, małżeński i najlepiej bez gumek, bo to grzech. Wystarczy względnie odchować najstarsze dziecko, a potem to już się same będą sobą zajmować i wychowywać. Johnny może nie stronił od świerszczyków, ale nie przyznawał się do tego głośno. Zupełnie, jakby bał się, że matka się dowie i da mu po łapskach. Ale jakoś trzeba sobie radzić. Jeszcze nie tak dawno przedstawicielki płci pięknej nie ustawiały się do niego w kolejkę (nie, żeby teraz się ustawiały, ale jednak zdarzały się zdesperowane jednostki, którym wystarczało, że jest wokalistą w grupie punkrockowej), za stary był na podglądanie w szatni, jak w liceum. Wtedy jakby go przyłapali to co najwyżej zadzwoniliby do jego rodziców, ojciec stłukłby mu dupę pasem i tyle w temacie. Dzisiaj wsadziliby go pewnie do paki za pedofilię czy coś.
Odebrał od niego papierosa i zaciągnął się dymem. Nie odpowiedział od razu. Myśl, że Sid ma jakieś pieniądze, wzbudzały w nim pewne wątpliwości. Zastanawiał się skąd je skołował. Ukradł? Komu? Matce? A może dorwał gdzieś jakąś robotę i się nie pochwalił?
– Zatrudniłeś się jako striptizer, czy co? – zapytał z krzywym uśmieszkiem, dusząc tlącą się końcówkę papierosa o odrapaną, ceglaną ścianę. Pokiwał głową – W porządku, stary. Chodźmy. – rzucił niedopałek na ziemię, poprawił marynarkę i ruszył wzdłuż ulicy, szurając martensami. Porządne buty były pierwszą rzeczą, którą kupił za zaoszczędzone z występów i prac dorywczych pieniądze. Przyjemnie było mu z myślą, że ma na stopie coś wygodnego, co nie rozleci się po kilku miesiącach intensywnego użytkowania.
Zajęli stolik w obskórnym kącie jeszcze bardziej obskórnego baru. John zamówił dla siebie butelkę piwa. Czekając, aż dostaną swoje trunki, zaczął bawić się tanim, srebrnym sygnetem na swoim palcu serdecznym.
– Mama ma piec ciasto w następną sobotę. – rzucił spokojnie i dość cicho, przez co jego słowa mogły ujść uwadze Sidneya, zważywszy na hałas, który panował w barze – Możesz wpaść wieczorem, jeśli chcesz. Mama się ucieszy. Bobby i Jimmy pewnie też. – i on. On też sie ucieszy, ale nie powie tego głośno.[/b]
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach