Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
W tej psychologicznej wędrówce wezmą udział:
oraz
SzaloneCiastko jako Członek Zakonu
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kade jest nieufny, uparty i nieokiełznany. Urodził się jako zwykły chłopak, nie okazywał zdolności do wykorzystywania many, nie wiedział, że jest inny do pewnego momentu. Zachowując ostrożność pod nieobecność rodziców poszedł z siostrą na łyżwy, na pobliskie jezioro. Nic nie wskazywało na to, że w ten zimowy dzień wydarzy się tragedia, która pozostawi na Kadzie piętno. Gdy bawili się w najlepsze z lasu wypadł człowiek, nie okazując oznak dobroci, lecz czyste szaleństwo. Aria umiała posługiwać się czarami i starała się ich chronić, lecz mężczyzna był szybszy. W mgnieniu oka pokonał, dzielącą ich odległość i chwycił Arię za szyję tak, że nie była w stanie wypowiedzieć słowa i straciła dech. Niebieskowłosy obserwował tę sytuację, lecz był w stanie tylko stać z zaciśniętymi pięściami. Opanowała go wtedy bezsilność i złość, które uwolniły w nim możliwość posługiwania się maną. Uwolnił siostrę i wrócili do domu. Wiedział już, że nie jest w stanie przetrwać bez używania many i nie może pozwolić, by podobna sytuacja miała miejsce. Musiał być silniejszy, by chronić bliskie mu osoby...
Kade ma sto siedemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, sześćdziesiąt dziewięć kilogramów, jego ruchy charakteryzuje zwinność i nieuchwytność. Wyróżnia go niebieski kolor włosów i przeszywająco niebieski kolor tęczówek. Pracuje nad swoją tężyzną, która zarysowuje się pod koszulką, lecz nie jest ona przesadzona. Wystarczy, by mógł wykorzystać to na swoją korzyść w walce kataną.
Jego rodzice przed śmiercią powiedzieli mu, że ma przeżyć i ich pomścić. Lily, szalona astrolog i Darcy, jeden z silniejszych zwykłych magów zginęli w czasie jednego z etapów czystki magów. Pozostawili na nim ciężkie brzemię, z którym na początku nie wiedział co zrobić i, gdzie się udać, by to osiągnąć. Ukrywał się, jak i swoje magiczne zdolności, nie wiedząc, z której strony czai się zagrożenie. Spokój osiągnął w Zakonie, z którym miał wspólny cel, zaprowadzenie pokoju oraz ukojenie żalu i złości spowodowanego utratą bliskich oraz magii. Odnalazł tu swojego mentora, który uczył go wykorzystywania do swoich celów żywiołu wody, To nim posługiwał się jego ojciec i on stawał się mu posłuszny. W czasie misji zauważył pewną zależność, gdy na niebie pojawia się księżyc staje się silniejszy.
Mając uczucie przynależności do grupy nie zauważał, że Zakon z czasem zaczął nim manipulować, podsycając jego żądzę pomsty.
Ale Kade nie jest sam na świecie. Jego siostra zdążyła uciec, jednak mimo prób jej odnalezienia, nie udało mu się to. Nie wie, czy Aria jeszcze żyje i czy jest bezpieczna, w każdym razie robi wszystko dla niej i zapewnienia jej wolności w przyszłości.
Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
I S E T M Y S E L F O N F I R E T O F E E L T H E B U R N
I AM SCARED THAT I AM NEVER GONNA BE REPAIRED
LUCA MĘŻCZYZNA CZŁONEK TYGRYSÓW 27 LAT HOMOSEKSUALNY
MIAŁ BRATA PORZUCONY PRZEZ RODZINĘ ZDRADZONY PRZEZ MAGÓW ZAKONU
RELIVING MY MEMORIES AND THEY'RE KILLING ME ONE BY ONE
1 Luca mierzy 180 centymetrów wzrostu; jego jasne blond włosy w słońcu przypominają
platynę. Oczy są rzadko spotykanego koloru - na myśl przywodzą piasek. Spojrzenie jednak
go wyróżnia: w większości przypadków jest pogardliwe lub lekceważące. Mężczyzna jest
szczupły z natury; obecnie próbuje rozwinąć mięśnie brzucha i nóg. Stara się utrzymywać
formę, choć to nigdy nie było w jego naturze - dużo lepiej czuje się w obrębie magii i zaklęć.
2 Dziewięć lat temu
maga w swoje szeregi. Szczególnie gdy posiadał informacje o niektórych oddziałach Zakonu
i jego odczucia w stosunku do tej organizacji były negatywne. Przecież zakon go zdradził.
3 Lucius jest utalentowanym magiem o delikatnym sercu i bezlitosnym umyśle. Oprócz swojej
many, nie waha się używać również tej z innych istot żywych. Dzięki temu zbudował sobie
markę; jego magia jest połączeniem świetlistych łańcuchów i ognia.Tym sposobem nadrabia sła-
bą kondycję. Jest inteligentny i oczytany. Był wychowany na ulicy, ale wstydzący się tego. To jego
czuły punkt do tej pory. Niechętnie wspomina przeszłość.
P U T M E O U T O F M Y M I S E R Y
M Y M I N D F E E L S L I K E A N A R C H E N E M Y
Larinae
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Szesnasta dzielnica tej nocy była cicha – na ulicach ze względu na intensywne opady deszczu praktycznie nikogo nie było. Pojedyncze jednostki unikały wzroku blondwłosego maga ubranego w czarny, długi płaszcz. Normalnie po drogach obijali się o siebie ludzie; głównie ci, którzy niedawno wypełzli ze slumsów, zdobywając wyższą pozycję w społeczeństwie. Charakteryzowali się jednym – nie wtrącali się z nieswoje sprawy. Dlatego nawet pomimo tego, że tuż przed wysokim mężczyzną znajdował się inny, w opłakanym stanie, nikt nie zwracał na nich uwagi, wiedząc, że wtrącenie się w ich sprawy może źle się skończyć.
Ranny mężczyzna wpadł do wąskiego zaułka, potykając się o własne nogi. Z głuchym dźwiękiem padł na asfalt. Był brudny – jego własna krew zdobiła niebieski sweter i jasne spodnie, w które był ubrany. A krwawił przecież z wielu miejsc. W tej przerażającej ciszy towarzyszył mu tylko deszcz rozbijający się o drogę oraz ciche kroki jego kata. Ranny mężczyzna próbował zebrać w sobie resztki magii, rzucić jakiś czar, który odwlekłby nieuniknione. Ale był całkowicie pusty; wypruty z maany przez swojego oprawcę. Szukał więc w sobie siły fizycznej, odczołgiwał się od maga w stronę ścian, chowając się głębiej w zaułku. Czuł jak jego łzy mieszają się ze śliną. Bolała go każda kość, każdy mięsień. Każdy kolejny ruch sprawiał mu ogromny ból, ale nie poddawał się – cofał się i cofał, aż jego plecy uderzyły w śmietniki znajdujące się na końcu uliczki. Smród wydawał się go ogłuszyć. A może to utrata krwi? Usłyszawszy, że kroki zatrzymały się, uniósł ku górze swój wzrok. I zobaczył diabła.
Magia w rękach blondyna błyszczała – palce migotały światłem rozświetlającym ciemną uliczkę, w której się znajdowali. W innych dzielnicach pewnie niejedne oczy zwróciłyby się ku nim, ale tutaj wszyscy pilnowali swojego nosa. Lucius się nie bał wykrycia czy wzroku obcych. To on w tej sytuacji był drapieżnikiem, który bacznie obserwował swoją ofiarę. Ale ofiara była zbyt żałosna, by okiełznała jego głód. Ta ofiara była tylko wierzchołkiem góry lodowej. Polowanie rozpoczął już dawno, ale dopiero kilka miesięcy wstecz faktycznie mógł zacząć pozbywać się swoich wrogów. A więc mężczyzna, który leżał przed nim w uliczce, błagając o litość, był niegdyś jego sojusznikiem. Sojusznikiem, który go zdradził tak łatwo, jak Lucius teraz może go zabić.
Pogoń nie była wystarczająca – ofiara to dojrzały mężczyzna, który nigdy nie był wyjątkowym magiem. Więc i ich walka była niesatysfakcjonująca i nudna. Luca przypomniał sobie próby obrony członka zakonu; były równie żałosne, co błaganie o litość. Blond włosy był zmęczony – bynajmniej nie używaniem magii czy samym pościgiem. Raczej deszczem, który przemoczył jego markowe ubrania, smrodem pochodzącym z moczu i śmietników w alejce czy obecnością w tej obrzydliwej, zatęchłej dzielnicy. Wspomnienia, wspomnienia.
Jego palce poruszyły się, a jęki i pobolewania członka zakonu wreszcie ucichły. I tak nikt specjalnie ich nie słyszał – deszcz skutecznie je zagłuszał. Lucius ostatni raz zerknął na zdrajcę i splunął na jego truchło, które niedługo pewnie zostanie zgłoszone. A potem jak kot odwrócił się na palcach i wyszedł z ciasnej uliczki.
Ludzie schodzili mu z drogi, a on sam starał się nie dotykać żadnej z osób. A potem stało się coś, czego się nie spodziewał. Dużo starszy mężczyzna spojrzał mu wprost w oczy i krzyknął, żywo machając rękoma:
- Uważaj! Za tobą!
Lucius więc odwrócił się z refleksem, przygotowując swoją magię. Jego dłonie zabłyszczały światłem, a oczy zwróciły się ku wysokiej sylwetce oddalonej o kilka metrów. Mężczyzna gromił go wzrokiem – równie niebieskimi oczami, co miał włosy.
Ranny mężczyzna wpadł do wąskiego zaułka, potykając się o własne nogi. Z głuchym dźwiękiem padł na asfalt. Był brudny – jego własna krew zdobiła niebieski sweter i jasne spodnie, w które był ubrany. A krwawił przecież z wielu miejsc. W tej przerażającej ciszy towarzyszył mu tylko deszcz rozbijający się o drogę oraz ciche kroki jego kata. Ranny mężczyzna próbował zebrać w sobie resztki magii, rzucić jakiś czar, który odwlekłby nieuniknione. Ale był całkowicie pusty; wypruty z maany przez swojego oprawcę. Szukał więc w sobie siły fizycznej, odczołgiwał się od maga w stronę ścian, chowając się głębiej w zaułku. Czuł jak jego łzy mieszają się ze śliną. Bolała go każda kość, każdy mięsień. Każdy kolejny ruch sprawiał mu ogromny ból, ale nie poddawał się – cofał się i cofał, aż jego plecy uderzyły w śmietniki znajdujące się na końcu uliczki. Smród wydawał się go ogłuszyć. A może to utrata krwi? Usłyszawszy, że kroki zatrzymały się, uniósł ku górze swój wzrok. I zobaczył diabła.
Magia w rękach blondyna błyszczała – palce migotały światłem rozświetlającym ciemną uliczkę, w której się znajdowali. W innych dzielnicach pewnie niejedne oczy zwróciłyby się ku nim, ale tutaj wszyscy pilnowali swojego nosa. Lucius się nie bał wykrycia czy wzroku obcych. To on w tej sytuacji był drapieżnikiem, który bacznie obserwował swoją ofiarę. Ale ofiara była zbyt żałosna, by okiełznała jego głód. Ta ofiara była tylko wierzchołkiem góry lodowej. Polowanie rozpoczął już dawno, ale dopiero kilka miesięcy wstecz faktycznie mógł zacząć pozbywać się swoich wrogów. A więc mężczyzna, który leżał przed nim w uliczce, błagając o litość, był niegdyś jego sojusznikiem. Sojusznikiem, który go zdradził tak łatwo, jak Lucius teraz może go zabić.
Pogoń nie była wystarczająca – ofiara to dojrzały mężczyzna, który nigdy nie był wyjątkowym magiem. Więc i ich walka była niesatysfakcjonująca i nudna. Luca przypomniał sobie próby obrony członka zakonu; były równie żałosne, co błaganie o litość. Blond włosy był zmęczony – bynajmniej nie używaniem magii czy samym pościgiem. Raczej deszczem, który przemoczył jego markowe ubrania, smrodem pochodzącym z moczu i śmietników w alejce czy obecnością w tej obrzydliwej, zatęchłej dzielnicy. Wspomnienia, wspomnienia.
Jego palce poruszyły się, a jęki i pobolewania członka zakonu wreszcie ucichły. I tak nikt specjalnie ich nie słyszał – deszcz skutecznie je zagłuszał. Lucius ostatni raz zerknął na zdrajcę i splunął na jego truchło, które niedługo pewnie zostanie zgłoszone. A potem jak kot odwrócił się na palcach i wyszedł z ciasnej uliczki.
Ludzie schodzili mu z drogi, a on sam starał się nie dotykać żadnej z osób. A potem stało się coś, czego się nie spodziewał. Dużo starszy mężczyzna spojrzał mu wprost w oczy i krzyknął, żywo machając rękoma:
- Uważaj! Za tobą!
Lucius więc odwrócił się z refleksem, przygotowując swoją magię. Jego dłonie zabłyszczały światłem, a oczy zwróciły się ku wysokiej sylwetce oddalonej o kilka metrów. Mężczyzna gromił go wzrokiem – równie niebieskimi oczami, co miał włosy.
SzaloneCiastko
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Kade Ashmoon
He smiled and I knew I was in trouble
He smiled and I knew I was in trouble
To był dla Kade'a długi dzień, zwłaszcza że nigdy nic się nie działo przed wzejściem księżyca na nieboskłon. Znajdował się właśnie na delegacji, której celem było wytropienie, czających się w tej dzielnicy tygrysów. Co prawda była to jedynie plotka, lecz coś musiało być na rzeczy, skoro został wysłany w trybie pilnym i przy największym poziomie czujności.
W ciągu dnia znajdował się w idealnym punkcie obserwacji, na jednym z strychów, nudów wypuszczał niewielkie mżawki wody, starając się ciągle doskonalić w trudnej sztuce magii żywiołu wody. Ogólnie z Zakonu wyruszyło ich trzech, Kade, Othar i Cerick. Każdy w inne miejsce w niedalekich odległościach, ale wystarczających, by nie wchodzić sobie nawzajem w paradę. Niebieskowłosy nie dogadywał się z nimi z powodu różnic w charakterze, był trudny do okiełznania, a jego upór sprawiał, że jakakolwiek z nim dyskusja była bezowocna. Być może kiedyś mu się za to oberwie...
Nic więc dziwnego, że Ashmoon ożył, gdy tylko uliczki zaczęła spowijać delikatna poświata. Wokół było cicho, za cicho, był w stanie usłyszeć swój oddech i bicie serca. Nie sprawiało mu to już trudności, gdy tylko się ściemniało wyczulały się jego zmysły, bo to na nich
należało polegać, gdy widoczność była ograniczona, a sekundy decydowały o dalszym losie.
Magowie mimo odległości byli w stanie się z sobą komunikować. Nie było to połączenie idealne, ale w większości przypadków wystarczało. Kade, jednak za późno odebrał wiadomość o walce Othara, zanim dotarł w pobliże miejsca zdarzenia z maga uciekało życie, w towarzystwie blasku, płynącego z uliczki, w której zginął. Po chwili stali już z sobą oko w oko, on, członek zakonu uzbrojony w katanę oraz tygrys, jego nemezis. Wiedział już, że nie obędzie się bez walki. Choć nie lubił się z Otharem, należeli do jednego stowarzyszenia, a jego śmierć go rozzłościła. Przeciwnik wydawał się być pewny siebie, lecz nie sądził, by znajdował się w idealnej kondycji.
– Jesteś odpowiedzialny za śmierć mego towarzysza, szykuj się na śmierć – wyzwanie to zostało wypowiedziane z determinacją, której nie miał przed posiadaniem wyraźnego motywu na atak. Prawdopodobnie ich spotkanie nie miałoby pokojowego rozwiązania, lecz brakowałoby mu odpowiedniej dynamiki. Już wkrótce miało się okazać, że blondyn nie będzie mrzonką i, że Kade znalazł się w poważnych kłopotach.
Ustawił się w pozycji bojowej i już po chwili między mężczyznami zawrzało od wykorzystywanych przez nich żywiołów. Ognia i wody, dwóch przeciwieństw, w którym zdecydowanie zwyciężał ogień, lecz i woda miała swój upór i swoją siłę. Do opanowania jej potrzebny był spokój i równowaga.
– Jakie nosisz miano? Chcę wiedzieć, z kim się mierzę – wydyszał pomiędzy gradem ciosów, wypowiedział te słowa, gdy zablokował swoim ostrzem nadchodzące w jego stronę płomienie. Informacje o swoich personaliach miał zamiar zdradzić jedynie na przychylne rozpatrzenie prośby ze strony wyższego maga.
Na tym etapie nie czuł w ogóle zmęczenia, lecz frajdę z pojedynku, który stanowił dla niego wyzwanie. Mimo tego, że do tygrysów nie czuł nic więcej, niż zabójczą furię, to wciąż miał do nich szacunek, jako do istot, które potrafią korzystać z maany. Był również zadowolony, gdyż klinga zdołała sięgnąć blondyna, lecz nie stanowiło to odpowiedniej rekompensaty za to, co tamten uczynił. Nie był w stanie również uniknąć wszystkich ciosów wroga.
Problem polegał na tym, że Kade nie był mordercą i nie był w stanie powiedzieć, czy zemsta ma szansę bytu, ale nie wykluczał możliwości, że już niedługo się to zmieni. Został ostrzeżony, przy inicjacji, że uchylenie się przed zabójstwem będzie miało przykre konsekwencje. Świadomość tego okazała się jednym z jego ciężarów, lecz istniały dla niego gorsze rzeczy, niż odebranie komuś życia. Między innymi było to korzystanie z maany innych stworzeń, czego osobiście unikał.
Okazało się, że potyczka magów nie skończy się tej nocy, a być może będą sobie w stanie pomóc... Oto ktoś wezwał patrol policji. Po chwili Kade nie czuł nic innego, jak ból w ramieniu spowodowany postrzałem z Smith&Wesson 686 Plus 2.5". Problemem było to, że za bronią stała dziewczyna, najwyraźniej przerażona uwolnioną przez magów mocą. Postrzał bez ostrzeżenia powalił go na kolana, nie tak miało się to skończyć...
W ciągu dnia znajdował się w idealnym punkcie obserwacji, na jednym z strychów, nudów wypuszczał niewielkie mżawki wody, starając się ciągle doskonalić w trudnej sztuce magii żywiołu wody. Ogólnie z Zakonu wyruszyło ich trzech, Kade, Othar i Cerick. Każdy w inne miejsce w niedalekich odległościach, ale wystarczających, by nie wchodzić sobie nawzajem w paradę. Niebieskowłosy nie dogadywał się z nimi z powodu różnic w charakterze, był trudny do okiełznania, a jego upór sprawiał, że jakakolwiek z nim dyskusja była bezowocna. Być może kiedyś mu się za to oberwie...
Nic więc dziwnego, że Ashmoon ożył, gdy tylko uliczki zaczęła spowijać delikatna poświata. Wokół było cicho, za cicho, był w stanie usłyszeć swój oddech i bicie serca. Nie sprawiało mu to już trudności, gdy tylko się ściemniało wyczulały się jego zmysły, bo to na nich
należało polegać, gdy widoczność była ograniczona, a sekundy decydowały o dalszym losie.
Magowie mimo odległości byli w stanie się z sobą komunikować. Nie było to połączenie idealne, ale w większości przypadków wystarczało. Kade, jednak za późno odebrał wiadomość o walce Othara, zanim dotarł w pobliże miejsca zdarzenia z maga uciekało życie, w towarzystwie blasku, płynącego z uliczki, w której zginął. Po chwili stali już z sobą oko w oko, on, członek zakonu uzbrojony w katanę oraz tygrys, jego nemezis. Wiedział już, że nie obędzie się bez walki. Choć nie lubił się z Otharem, należeli do jednego stowarzyszenia, a jego śmierć go rozzłościła. Przeciwnik wydawał się być pewny siebie, lecz nie sądził, by znajdował się w idealnej kondycji.
– Jesteś odpowiedzialny za śmierć mego towarzysza, szykuj się na śmierć – wyzwanie to zostało wypowiedziane z determinacją, której nie miał przed posiadaniem wyraźnego motywu na atak. Prawdopodobnie ich spotkanie nie miałoby pokojowego rozwiązania, lecz brakowałoby mu odpowiedniej dynamiki. Już wkrótce miało się okazać, że blondyn nie będzie mrzonką i, że Kade znalazł się w poważnych kłopotach.
Ustawił się w pozycji bojowej i już po chwili między mężczyznami zawrzało od wykorzystywanych przez nich żywiołów. Ognia i wody, dwóch przeciwieństw, w którym zdecydowanie zwyciężał ogień, lecz i woda miała swój upór i swoją siłę. Do opanowania jej potrzebny był spokój i równowaga.
– Jakie nosisz miano? Chcę wiedzieć, z kim się mierzę – wydyszał pomiędzy gradem ciosów, wypowiedział te słowa, gdy zablokował swoim ostrzem nadchodzące w jego stronę płomienie. Informacje o swoich personaliach miał zamiar zdradzić jedynie na przychylne rozpatrzenie prośby ze strony wyższego maga.
Na tym etapie nie czuł w ogóle zmęczenia, lecz frajdę z pojedynku, który stanowił dla niego wyzwanie. Mimo tego, że do tygrysów nie czuł nic więcej, niż zabójczą furię, to wciąż miał do nich szacunek, jako do istot, które potrafią korzystać z maany. Był również zadowolony, gdyż klinga zdołała sięgnąć blondyna, lecz nie stanowiło to odpowiedniej rekompensaty za to, co tamten uczynił. Nie był w stanie również uniknąć wszystkich ciosów wroga.
Problem polegał na tym, że Kade nie był mordercą i nie był w stanie powiedzieć, czy zemsta ma szansę bytu, ale nie wykluczał możliwości, że już niedługo się to zmieni. Został ostrzeżony, przy inicjacji, że uchylenie się przed zabójstwem będzie miało przykre konsekwencje. Świadomość tego okazała się jednym z jego ciężarów, lecz istniały dla niego gorsze rzeczy, niż odebranie komuś życia. Między innymi było to korzystanie z maany innych stworzeń, czego osobiście unikał.
Okazało się, że potyczka magów nie skończy się tej nocy, a być może będą sobie w stanie pomóc... Oto ktoś wezwał patrol policji. Po chwili Kade nie czuł nic innego, jak ból w ramieniu spowodowany postrzałem z Smith&Wesson 686 Plus 2.5". Problemem było to, że za bronią stała dziewczyna, najwyraźniej przerażona uwolnioną przez magów mocą. Postrzał bez ostrzeżenia powalił go na kolana, nie tak miało się to skończyć...
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach