Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Dance with the devil
I believe in you, I can show you that, I can see right through
All your empty lies, I won't stay long
In this world so wrong
Rok 2025 przyniósł światu wirusa, który większość społeczeństwa
zamienił w bezrozumne, żądne ludzkiego mięsa bestie. Ci, którzy
przeżyli podzielili się na obozy, bezpieczne strefy, gdzie próbują
przetrwać. Kilka lat później, w obozie Eden świat dla kilku osób
zawalił się po raz kolejny.
I believe in you, I can show you that, I can see right through
All your empty lies, I won't stay long
In this world so wrong
Rok 2025 przyniósł światu wirusa, który większość społeczeństwa
zamienił w bezrozumne, żądne ludzkiego mięsa bestie. Ci, którzy
przeżyli podzielili się na obozy, bezpieczne strefy, gdzie próbują
przetrwać. Kilka lat później, w obozie Eden świat dla kilku osób
zawalił się po raz kolejny.
Heartstorm & Eeve
- :
- Nasze opowiadanie bazuje na tym opowiadaniu. Po prostu poniosła nas fantazja na discordzie i postanowiłyśmy dopisać sobie kilka rzeczy sprzed akcji tamtego wątku i może dopisać trochę alternatywne wydarzenia w przyszłości.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Postacie
Gang Hughes
Trzech braci, którzy starają się przeżyć
+narzeczona jednego z nich
Lider Edenu
Sidney Hughes
» Sidney Edmund Hughes » Sid » 28 lat » 12 stycznia » Panseksualny
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Winston, brat » Francisco, brat
» Brązowe włosy » Brązowe oczy » 183 cm » Smukła sylwetka » Blizny na lewym przedramieniu
W poprzednim życiu trudny do wyprowadzenia z równowagi policjant. Obecnie milczący przywódca obozu.
Jeśli miałby powiedzieć czego w życiu żałuje najbardziej, to tego, że za mało czasu poświęcał swojej rodzinie, kiedy świat był jeszcze normalny, a teraz jest już na to za późno.
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Winston, brat » Francisco, brat
» Brązowe włosy » Brązowe oczy » 183 cm » Smukła sylwetka » Blizny na lewym przedramieniu
W poprzednim życiu trudny do wyprowadzenia z równowagi policjant. Obecnie milczący przywódca obozu.
Jeśli miałby powiedzieć czego w życiu żałuje najbardziej, to tego, że za mało czasu poświęcał swojej rodzinie, kiedy świat był jeszcze normalny, a teraz jest już na to za późno.
Zwiadowca
Winston Hughes
» Winston Edward Hughes » Win, Winny » 24 lat » 20 listopada » Heteroseksualny
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Sidney, brat » Francisco, brat
» Ciemny blond » piwne oczy » 187 cm » Smukła sylwetka » kolczyk w lewym uchu
Jeszcze trzy lata temu przeciętny student prawa (ale nie jest wege, spoko), planujący poślubić swoją dziewczynę i założyć z nią szczęśliwą rodzinę. Dziś skupia się na przetrwaniu i zapewnieniu swoim najbliższym lepszej przyszłości.
Czego żałuje? Chyba tego, że tak długo zwlekał z oświadczynami.
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Sidney, brat » Francisco, brat
» Ciemny blond » piwne oczy » 187 cm » Smukła sylwetka » kolczyk w lewym uchu
Jeszcze trzy lata temu przeciętny student prawa (ale nie jest wege, spoko), planujący poślubić swoją dziewczynę i założyć z nią szczęśliwą rodzinę. Dziś skupia się na przetrwaniu i zapewnieniu swoim najbliższym lepszej przyszłości.
Czego żałuje? Chyba tego, że tak długo zwlekał z oświadczynami.
Obserwator
Francisco Hughes
» Francisco Eric Hughes » Cisco, Franek » 16 lat » 27 lipca » Nieokreślony
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Sidney, brat » Winston, brat
» Brązowe włosy » Brązowe oczy » 174 cm » Chudzielec » Ślad na prawej stopie po postrzeleniu
Przed apokalipsą mieszkał z rodzicami i starszym bratem, chodził do pierwszej klasy liceum. Dziś tkwi na wysokim murze, patrząc na szwendających się nieumarłych w oddali.
Żałuje, że zamazane dane.
» Percival, ojciec, martwy » Alice, matka, martwa
» Sidney, brat » Winston, brat
» Brązowe włosy » Brązowe oczy » 174 cm » Chudzielec » Ślad na prawej stopie po postrzeleniu
Przed apokalipsą mieszkał z rodzicami i starszym bratem, chodził do pierwszej klasy liceum. Dziś tkwi na wysokim murze, patrząc na szwendających się nieumarłych w oddali.
Żałuje, że zamazane dane.
Zwiadowczyni
Barbara Lance
» Barbara Anne Lance » Babs, Barbie » 24 lat » 5 kwietnia » Hetero
» Kevin, ojciec, martwy » Elessa, matka, martwa
» Winston, narzeczony
» Czarne włosy » Niebieskie oczy » 167 cm » Szczupła sylwetka » Blizny na nogach
Podobnie, jak Winston, dawniej studiowała i całkowicie inaczej planowała swoje życie. Dzisiaj razem z ukochanym są zwiadowcami.
Wyrzuca sobie, że krótko przed tym wszystkim powiedziała w kłótni Winowi, że szkoda, że nie są jak Sid i Nancy.
Niedługo będzie żałować tego podwójnie.
» Kevin, ojciec, martwy » Elessa, matka, martwa
» Winston, narzeczony
» Czarne włosy » Niebieskie oczy » 167 cm » Szczupła sylwetka » Blizny na nogach
Podobnie, jak Winston, dawniej studiowała i całkowicie inaczej planowała swoje życie. Dzisiaj razem z ukochanym są zwiadowcami.
Wyrzuca sobie, że krótko przed tym wszystkim powiedziała w kłótni Winowi, że szkoda, że nie są jak Sid i Nancy.
Niedługo będzie żałować tego podwójnie.
Quinta Pestaña
Subtitulo V Aquí
Toffee gummies sesame snaps chocolate bar dessert lollipop lollipop. Chocolate bar pudding jelly beans lemon drops fruitcake ice cream. Biscuit chocolate caramels. Dragée donut chocolate bar croissant.
Chupa chups cotton candy candy canes apple pie lemon drops candy canes. Lollipop jelly pudding apple pie sweet roll halvah marshmallow jujubes dessert. Cake lollipop dragée jelly.
Chupa chups marshmallow candy canes cotton candy. Cake dessert chocolate bar chocolate cake. Chocolate icing sugar plum macaroon chocolate bar tart liquorice danish.
Marzipan candy canes chupa chups bear claw chupa chups biscuit. Brownie cotton candy carrot cake candy canes muffin. Dragée wafer marshmallow cake chocolate fruitcake. Danish wafer macaroon jujubes cheesecake dragée.
Chupa chups cotton candy candy canes apple pie lemon drops candy canes. Lollipop jelly pudding apple pie sweet roll halvah marshmallow jujubes dessert. Cake lollipop dragée jelly.
Chupa chups marshmallow candy canes cotton candy. Cake dessert chocolate bar chocolate cake. Chocolate icing sugar plum macaroon chocolate bar tart liquorice danish.
Marzipan candy canes chupa chups bear claw chupa chups biscuit. Brownie cotton candy carrot cake candy canes muffin. Dragée wafer marshmallow cake chocolate fruitcake. Danish wafer macaroon jujubes cheesecake dragée.
- :
Jakieś pierdoły, bo się nudzę- Sidney:
- ♫ Theme Song ♫
Ty wiesz, do czego piję xD
- Winstonn:
- ♫ Theme Song ♫
Lubię Polskie covery z AoT
- Francisco:
- ♫ Theme Song ♫
- Barbara:
- ♫ Theme Song ♫
Lubię Polskie covery z AoT v2
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Nombre
***
Dane
Imiona Peter Roy
NazwiskoChasey
PrzezwiskoPitty
Wiek19 lat
Dawny przydziałKoczownik
Obecny przydziałZwiadowca
Partner podczas misjiWinston "Win" Hughes
Rodzina
Matka - Samantha Eloise Chasey zd. Marks, żywa, 44 lat, przed apokalipsą pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Obecnie należy do grupy koczowników w Edenie. Jest główną krawcową i pomocą w kuchnii. Panicznie boi się opuszczać mury.
Ojciec - Andrew Vincent Chasey, martwy, zginął w wieku 45 lat, przed apokalipsą pracował jako dealer samochodowy, podczas ucieczki z Waszyngtonu w pierwszych tygodniach poświecił odciągając zombie od rodziny
Historia
Peter przed apokalipsą był najzwyklejszym w świecie nastolatkiem. Miał przeciętne oceny, nie należał do żadnej drużyny sportowej. Nie był najpopularniejszym w szkole chłopakiem, ale także nie można było nazwać go wyrzutkiem. Miał paczkę znajomych, z którymi trzymał się od pierwszej klasy, dziewczynę, którą zaprosił na bal, a ona się zgodziła. Zwykłe życie, aż do wybuchu epidemii. Nigdy później nie spotkał osób ze swojego dawnego życia.
Waszyngton było miastem, w którym zawsze czuł się bezpiecznie, ale kiedy został opanowany przez hordy zombie, nie miał innego wyjścia jak z niego uciec.
Waszyngton było miastem, w którym zawsze czuł się bezpiecznie, ale kiedy został opanowany przez hordy zombie, nie miał innego wyjścia jak z niego uciec.
Więcej Pitty'egp
Extras
.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Cisco naciągnął mocniej poduszkę na głowę, starając się zagłuszyć chichoty, dobiegające go zza jego pleców. Nie miał pojęcia, która jest godzina, ale chciałby sobie trochę pospać. Wczoraj cały dzień stał na murze i choć nic się nie działo, czuł się wypompowany z sił.
- Win…!
Ale niektórzy tego nie rozumieli.
Obrócił się gwałtownie i cisnął poduszką w starszego brata i jego dziewczynę. Bracia Hughes we trzech zajmowali jeden pokój w baraku. Pod jedną ścianą stało podwójne łóżko (w którym zazwyczaj spali starsi, a czasami – tak jak dzisiaj – gdy Sid nocował w swoim biurze, a wtedy na noc wpraszała się narzeczona Wina), a pod drugą ścianą piętrowe łóżko, które zamiast dolnej pryczy, miało szafę. To właśnie na tej pryczy na wysokościach spał Franuś.
-Trochę przyzwoitości, kurde! Tu są dzieci! – ryknął na nich.
Winston uniósł wyżej kołdrę, jakby bał się, co może zobaczyć jego młodszy braciszek, jednak żadne z zakochanej parki nie wyglądało na choćby odrobinę zażenowane swoim zachowaniem. Uśmiechali się głupkowato i ciągle chichrali się jak dzieci.
- Wybacz, Franio. Nie chcieliśmy cię obudzić.
Nastolatek wywrócił oczami. Nie ma szans, żeby się wyspał, kiedy jest tu Baśka. Masakra z nim. Wygrzebał się spod koca i zszedł po drabince. Chwycił leżące na podłodze jeansy i wciągnął je na tyłek. Skrzywił się, gdy któreś z tamtych uderzyło w niego, jego własną poduszką. W odwecie pokazał im środkowy palec.
- Powiem Sidowi, że znowu ją tu ściągnąłeś na noc. – zagroził bratu. Zauważył wiszące na krześle ubrania. Damskie. Uśmiechnął się do nich złośliwie i nim zdążyli choćby się zastanowić o co może mu chodzić, złapał za baśkowe fatałaszki i wybiegł z nimi za drzwi.
- Miłego spaceru do siebie, Barbie!
- Franek!
- Cisco, ty mały dupku!
Trzasnął drzwiami i zbiegł po schodach. Co prawda nie zdążył założyć butów, ale to nic. Teraz zastanawiał się, gdzie schować ubrania Barbary. Niech się trochę pomęczy z szukaniem ich. Zerknął przez ramię, słysząc, że Win za nim biegnie i woła, żeby się zatrzymał. Omal nie parsknął śmiechem, widząc, że Zwiadowca biegnie przez Eden w samych spodenkach. Dobrze, że nie wybiegł w samych bokserkach.
Problemem za to był fakt, że Winston miał dużo lepszą kondycję od Cisco, więc szybko zaczął go doganiać. Dorwał go przy szklarni i złapał w pasie, nie pozwalając na dalszą ucieczkę.
- Mały zboczeniec! – wydyszał z rozbawieniem, zginając się w pół, kiedy Franek zaczął się wyrywać – Widział go kto! – roześmiał się. Widocznie, nie był na niego ani trochę zły.
- Wiiiinnn! Puszczaj!
- Win…!
Ale niektórzy tego nie rozumieli.
Obrócił się gwałtownie i cisnął poduszką w starszego brata i jego dziewczynę. Bracia Hughes we trzech zajmowali jeden pokój w baraku. Pod jedną ścianą stało podwójne łóżko (w którym zazwyczaj spali starsi, a czasami – tak jak dzisiaj – gdy Sid nocował w swoim biurze, a wtedy na noc wpraszała się narzeczona Wina), a pod drugą ścianą piętrowe łóżko, które zamiast dolnej pryczy, miało szafę. To właśnie na tej pryczy na wysokościach spał Franuś.
-Trochę przyzwoitości, kurde! Tu są dzieci! – ryknął na nich.
Winston uniósł wyżej kołdrę, jakby bał się, co może zobaczyć jego młodszy braciszek, jednak żadne z zakochanej parki nie wyglądało na choćby odrobinę zażenowane swoim zachowaniem. Uśmiechali się głupkowato i ciągle chichrali się jak dzieci.
- Wybacz, Franio. Nie chcieliśmy cię obudzić.
Nastolatek wywrócił oczami. Nie ma szans, żeby się wyspał, kiedy jest tu Baśka. Masakra z nim. Wygrzebał się spod koca i zszedł po drabince. Chwycił leżące na podłodze jeansy i wciągnął je na tyłek. Skrzywił się, gdy któreś z tamtych uderzyło w niego, jego własną poduszką. W odwecie pokazał im środkowy palec.
- Powiem Sidowi, że znowu ją tu ściągnąłeś na noc. – zagroził bratu. Zauważył wiszące na krześle ubrania. Damskie. Uśmiechnął się do nich złośliwie i nim zdążyli choćby się zastanowić o co może mu chodzić, złapał za baśkowe fatałaszki i wybiegł z nimi za drzwi.
- Miłego spaceru do siebie, Barbie!
- Franek!
- Cisco, ty mały dupku!
Trzasnął drzwiami i zbiegł po schodach. Co prawda nie zdążył założyć butów, ale to nic. Teraz zastanawiał się, gdzie schować ubrania Barbary. Niech się trochę pomęczy z szukaniem ich. Zerknął przez ramię, słysząc, że Win za nim biegnie i woła, żeby się zatrzymał. Omal nie parsknął śmiechem, widząc, że Zwiadowca biegnie przez Eden w samych spodenkach. Dobrze, że nie wybiegł w samych bokserkach.
Problemem za to był fakt, że Winston miał dużo lepszą kondycję od Cisco, więc szybko zaczął go doganiać. Dorwał go przy szklarni i złapał w pasie, nie pozwalając na dalszą ucieczkę.
- Mały zboczeniec! – wydyszał z rozbawieniem, zginając się w pół, kiedy Franek zaczął się wyrywać – Widział go kto! – roześmiał się. Widocznie, nie był na niego ani trochę zły.
- Wiiiinnn! Puszczaj!
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- Dobrze, będę więcej spać i jeść. Nie musimy od razu panikować.
- Uciął wywód mamy na temat jego złych nawyków i nie dbania o zdrowie. Widząc jej groźne spojrzenie uśmiechnął się uroczo przepuszczając kobietę w drzwiach wyjściowych z kuchnii. - Mamo, daj spokój, źle się poczułem i zakręciło mi się w głowie. Pewnie przez to wczoraj jadłem tylko śniadanie. Nic więcej.
Kobieta wydawała się uspokojona jego odpowiedzią, chociaż poranne omdlenie syna poważnie ją zmartwiło. Zamierzała coś dodać, ale względny spokój na podwórzu zakłócili ganiający się bracia Hughes. Samantha uśmiechnęła się na widok Winstona w samych bokserkach.
Peter zobaczył w rękach Cisco damskie ubrania. Od razu połączył z Barbs. Głupi plan pojawił się w jego głowie kilka sekund później w momencie w którym Win złapał młodszego brata w pasie. Nie żegnając się z mamą pobiegł do przyjaciół.
-Podanie! - Krzyknął odbierając w biegu od Franka fatałaszki i pognał w siną dal wykorzystując zdezorientowanie najstarszego z chłopców. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć że ten najpewniej teraz biegnie za nim.
-Chłopcy!- Rozbawiony krzyk Samanthy dotarł do jego uszu wywołując śmiech.
Dopadł się do drabinek prowadzących na mur, niczym małpa wspiął się szybkim, zręcznym ruchami na sam szczyt. Przywitał się z obserwatorami pełniącymi swoją zmianę, następnie przeciskając się pomiędzy nimi pobiegł dalej.
Pomimo jego najszczerszych chęci odległość między nim, a Winstonem zmniejszała się. Nie miał już co uciekać. Zatrzymał się przy barierce i wychylił rękę trzymającą ubrania Barbs za nią.
- I co? - Wydyszał ciężko.- Dalej będziesz gździć się przy Franiu?
Kobieta wydawała się uspokojona jego odpowiedzią, chociaż poranne omdlenie syna poważnie ją zmartwiło. Zamierzała coś dodać, ale względny spokój na podwórzu zakłócili ganiający się bracia Hughes. Samantha uśmiechnęła się na widok Winstona w samych bokserkach.
Peter zobaczył w rękach Cisco damskie ubrania. Od razu połączył z Barbs. Głupi plan pojawił się w jego głowie kilka sekund później w momencie w którym Win złapał młodszego brata w pasie. Nie żegnając się z mamą pobiegł do przyjaciół.
-Podanie! - Krzyknął odbierając w biegu od Franka fatałaszki i pognał w siną dal wykorzystując zdezorientowanie najstarszego z chłopców. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć że ten najpewniej teraz biegnie za nim.
-Chłopcy!- Rozbawiony krzyk Samanthy dotarł do jego uszu wywołując śmiech.
Dopadł się do drabinek prowadzących na mur, niczym małpa wspiął się szybkim, zręcznym ruchami na sam szczyt. Przywitał się z obserwatorami pełniącymi swoją zmianę, następnie przeciskając się pomiędzy nimi pobiegł dalej.
Pomimo jego najszczerszych chęci odległość między nim, a Winstonem zmniejszała się. Nie miał już co uciekać. Zatrzymał się przy barierce i wychylił rękę trzymającą ubrania Barbs za nią.
- I co? - Wydyszał ciężko.- Dalej będziesz gździć się przy Franiu?
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Nie trzeba mówić, że Cisco odzyskał wolę walki do starcia ze starszym bratem, gdy usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela. Spojrzał na niego zza ramienia brata i wyszczerzył się szeroko, wyciągając rękę z ubraniami Babs, jakby brali udział w sztafecie. Takiej zdziebko odwrotnej, bo to raczej Peter powinien podać jemu pałeczkę, ale to nic. Zakrzyknął radośnie w ramach dopingu i zachwiał się ze śmiechem, kiedy Winston wyswobodził go ze swojego chwytu i pobiegł za Pittym.
- CHASEY! - zawołał i również się roześmiał. Dwudziestoczterolatek widocznie traktował to jak dziecinną igraszkę i nie miał zamiaru się na nich złościć - Zatrzymaj się, Chasey, to może ci wybaczę! - zawołał, wdrapując się po drabince.
Franio biegł oczywiście za nimi, bo co to za zabawa, jak nie ma w niej Frania! Winny się zatrzymał, a Cisco wpadł na jego plecy, bo nie zauważył świateł hamowania. A nie, moment. Przecież Win nie jest autem. Nie ma świateł hamowania. Nie ważne, nie było tematu.
- Nie...! - dwudziestolatek skrzywił się z obrzydzeniem - Fuuuj! Pogrzało cię?! Nie gździłem się przy Franiu!
- Nie? - spytał zdziwiony nastolatek. On się tam nie zna na tych wszystkich seksach, może błędnie z góry założył, że to, co się działo za jego plecami, to było to, o czym się dzieciom nie mówi.
- Nie... Definitywnie nie! - pokręcił głową z niedowierzaniem - Dzieci bez internetu i bez dostępu do pornosów nawet nie wiedzą jak wygląda seks... - wziął się pod boki i przyjrzał się swojemu bratu - .... nie ważne. Ty pewnie używałbyś internetu wyłącznie do oglądania YouTube'a i grania w Fortnite'a. - Franio pokiwał głową. Lubił YouTube'a i Fortninte'a. Szkoda, że już nie istnieją. A swoją drogą, czym są te całe pornosy?
Win wyciągnął rękę w stronę Peter'a - Oddaj mi to, Pitty. Pomyśl, już pal licho Frania. Myślisz, że zrobiłbym TO w łóżku, w którym śpi Sid? - skrzywił się na samą myśl. Nawet Cisco, który nie bardzo ogólnie ogarniał koncepcję seksu, na marginesie, ktoś powinien mu to w końcu wyjaśnić, trochę za stary jest, żeby nie znać w ogóle tematu - rozumiał, że cimcirimcim w łóżku, w którym sypia twój brat jest obrzydliwe i wystawił język na znak zgody z przedmówcą.
Najmłodszy chłopiec odskoczył od brata i stanął przy przyjacielu.
- Może i mówi prawdę. Może i nic nie zaszło. - szepnął mu konspiracyjnie na uszko - Ale wciąż możemy coś ugrać na tej sytuacji. Zażądaj czegoś fajnego w zamian za ciuchy Babs! - na przykład... na przykład niech zwinie z kuchni coś słodkiego i im odda! Albo... Albo piwo! Franek nigdy nie pił piwa, ale skoro dorośli je piją, to na pewno jest smaczne!
Nie trzeba mówić, że Cisco odzyskał wolę walki do starcia ze starszym bratem, gdy usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela. Spojrzał na niego zza ramienia brata i wyszczerzył się szeroko, wyciągając rękę z ubraniami Babs, jakby brali udział w sztafecie. Takiej zdziebko odwrotnej, bo to raczej Peter powinien podać jemu pałeczkę, ale to nic. Zakrzyknął radośnie w ramach dopingu i zachwiał się ze śmiechem, kiedy Winston wyswobodził go ze swojego chwytu i pobiegł za Pittym.
- CHASEY! - zawołał i również się roześmiał. Dwudziestoczterolatek widocznie traktował to jak dziecinną igraszkę i nie miał zamiaru się na nich złościć - Zatrzymaj się, Chasey, to może ci wybaczę! - zawołał, wdrapując się po drabince.
Franio biegł oczywiście za nimi, bo co to za zabawa, jak nie ma w niej Frania! Winny się zatrzymał, a Cisco wpadł na jego plecy, bo nie zauważył świateł hamowania. A nie, moment. Przecież Win nie jest autem. Nie ma świateł hamowania. Nie ważne, nie było tematu.
- Nie...! - dwudziestolatek skrzywił się z obrzydzeniem - Fuuuj! Pogrzało cię?! Nie gździłem się przy Franiu!
- Nie? - spytał zdziwiony nastolatek. On się tam nie zna na tych wszystkich seksach, może błędnie z góry założył, że to, co się działo za jego plecami, to było to, o czym się dzieciom nie mówi.
- Nie... Definitywnie nie! - pokręcił głową z niedowierzaniem - Dzieci bez internetu i bez dostępu do pornosów nawet nie wiedzą jak wygląda seks... - wziął się pod boki i przyjrzał się swojemu bratu - .... nie ważne. Ty pewnie używałbyś internetu wyłącznie do oglądania YouTube'a i grania w Fortnite'a. - Franio pokiwał głową. Lubił YouTube'a i Fortninte'a. Szkoda, że już nie istnieją. A swoją drogą, czym są te całe pornosy?
Win wyciągnął rękę w stronę Peter'a - Oddaj mi to, Pitty. Pomyśl, już pal licho Frania. Myślisz, że zrobiłbym TO w łóżku, w którym śpi Sid? - skrzywił się na samą myśl. Nawet Cisco, który nie bardzo ogólnie ogarniał koncepcję seksu, na marginesie, ktoś powinien mu to w końcu wyjaśnić, trochę za stary jest, żeby nie znać w ogóle tematu - rozumiał, że cimcirimcim w łóżku, w którym sypia twój brat jest obrzydliwe i wystawił język na znak zgody z przedmówcą.
Najmłodszy chłopiec odskoczył od brata i stanął przy przyjacielu.
- Może i mówi prawdę. Może i nic nie zaszło. - szepnął mu konspiracyjnie na uszko - Ale wciąż możemy coś ugrać na tej sytuacji. Zażądaj czegoś fajnego w zamian za ciuchy Babs! - na przykład... na przykład niech zwinie z kuchni coś słodkiego i im odda! Albo... Albo piwo! Franek nigdy nie pił piwa, ale skoro dorośli je piją, to na pewno jest smaczne!
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Peter stał oparty jedną ręką o barierkę, a w drugiej,wyciągniętej przed siebie, trzymał łaszki Barbs. Oddychał ciężko, zmęczony biegiem i wspinaczką po drabinkach, ale i tak co chwile parskał śmiechem patrząc na zniesmaczonego Wina i zdezorientowanego Frania. Pełniący na murze warte obserwatorzy nie zwracali specjalnej uwagi na chłopców, najwidoczniej przyzwyczajeni do ich głupich zabaw i uśmiechali się tylko pod nosem, gdy mimowolnie do ich uszu docierały strzępki słów średniego Hughesa.
- Ja raczej nie miałbym problemu. - Wzruszył ramionami. Peter nie miał brata, więc nieco trudniej było postawić mu się na miejscu Winstona, jednak czuł, że ktoś inny sypia w tym samym łóżku. - Skoro byłaby okazja.
Chasey przed apokalipsą miał pewna sympatią. Piegowatą szatynkę o kręconych włosach z równoległej klasy, Lizzy. Co prawda, nie uprawiał z nią stricte seksu, ale tylko dzięki łaskawości tego określenia. W tym całym seksie, którego nie uprawiali było dużo dotykanie, gołej skóry, westchnień, a niekiedy nawet orgazmów. Jak to para napalonych siedemnastolatków, zwracali małą uwagę na miejsca w których zaczynali się do siebie dobierać. Byleby byli w miarę sami.
Do Petera doskoczył Franio. Blondyn nadstawił ucho słuchając rad chłopca, a w jego głowie od razu zrodził się szatańska idea, której nie ważył się przemyśleć, bo jeszcze dotarłoby do niego jak zła jest.
- Nieee…- Zwrócił się do młodszego przyjaciela, wystarczająco głośno, aby najstarszy z chłopców również mógł to usłyszeć. - Zarządzamy czegoś edukującego. - Obnażył zęby w parszywym uśmieszku.
- Już czas…- Zwrócił się do Winstona enigmatycznie. - aby Franio to zobaczył. - Chciał zachować powagę, ale przez jego głos zaczęło przebijać rozbawienie. - Porno gazetki, które ostatnim razem zwinąłeś podczas zwiadów do obozu dasz w zamian za ciuchy Babs. Umowa? No dalej, Franek ma już szesnaście lat, pamiętasz co przed epidemią robili szesnastolatkowie? Bo ja tak. - Ostatnie słowa wypowiedział przez śmiech.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Jakie gazetki? Czym do chuja pana jest to całe porno i dlaczego wszyscy o tym tak dyskutują?! O co chodzi?!
- Ughhh...! - przejechał dłonią po twarzy - Jebany... - spojrzał na ubrania swojej dziewczyny w dłoni Petera. Czy było to warte? A jak Sid się dowie, że kitra playboya pod luźną deską podłogową? Pewnie się wkurzy. Gorzej, wywali mu je! Znajdzie Baśce może inne fatałaszki...? Westchnął - Dobra, dobra! Zgoda! Dam wam tą gazetę!
Cisco uniósł zaciśniętą pięść w geście zwycięstwa. Nadal nie wie czym są porno gazetki, ale chyba wygrali, więc trzeba się cieszyć. Win poprowadził ich z powrotem do kwatery braci Hughes. Miał przy tym minę skazańca. Babs siedziała dalej w łóżku, owinięta kocem po samą szyję. Najpierw ucieszyła się na widok swojego chłopaka, ale mina jej zrzedła, widząc swoje ubrania w ręku już nawet nie Frania, ale Petera. Spiorunowała wzrokiem Winstona.
- Win?
Mężczyzna kucnął przy ścianie i podważył palcami deskę w podłodze.
- Zaraz, Barbie. Zaraz to ogarnę. - burknął.
- ... od jak dawna masz tam skrytkę? - zainteresował się Cisco - I co tam trzymasz? Te całe porno gazetki?
Blondyn zarumienił się gwałtownie, zwijając w rulon wyjętą gazetę. Barbara wyglądała na wściekłą. Wepchnął magazyn w ręce brata, Peterowi wyrwał ubrania i wypchnął ich za drzwi. Jak tylko te zamknęły się za nimi, usłyszeli, że próbuje w panice wytłumaczyć się Barbarze, że to wcale nie są żadne porno gazetki, że Franek coś sobie ubzdurał, a poza tym, to przecież młody nawet nie wie co to jest porno, więc po co ta afera.
Cisco spojrzał na Petera, a potem na gazetę w swojej dłoni. Rozwinął ją i z okładki spojrzała na niego bardzo skąpo ubrana pani.
- ... to katalog bielizny? - tytuł "Playboy" nic mu nie mówił, ale tytuł nie brzmiał do końca jak nazwa katalogu damskiej bielizny. Może szybciej męskiej, ale Franek to raczej nazwałby tak jakiś magazyn o grach. Otworzył gazetę na losowej stronie - ... ta pani jest goła, Pitty...
Jakie gazetki? Czym do chuja pana jest to całe porno i dlaczego wszyscy o tym tak dyskutują?! O co chodzi?!
- Ughhh...! - przejechał dłonią po twarzy - Jebany... - spojrzał na ubrania swojej dziewczyny w dłoni Petera. Czy było to warte? A jak Sid się dowie, że kitra playboya pod luźną deską podłogową? Pewnie się wkurzy. Gorzej, wywali mu je! Znajdzie Baśce może inne fatałaszki...? Westchnął - Dobra, dobra! Zgoda! Dam wam tą gazetę!
Cisco uniósł zaciśniętą pięść w geście zwycięstwa. Nadal nie wie czym są porno gazetki, ale chyba wygrali, więc trzeba się cieszyć. Win poprowadził ich z powrotem do kwatery braci Hughes. Miał przy tym minę skazańca. Babs siedziała dalej w łóżku, owinięta kocem po samą szyję. Najpierw ucieszyła się na widok swojego chłopaka, ale mina jej zrzedła, widząc swoje ubrania w ręku już nawet nie Frania, ale Petera. Spiorunowała wzrokiem Winstona.
- Win?
Mężczyzna kucnął przy ścianie i podważył palcami deskę w podłodze.
- Zaraz, Barbie. Zaraz to ogarnę. - burknął.
- ... od jak dawna masz tam skrytkę? - zainteresował się Cisco - I co tam trzymasz? Te całe porno gazetki?
Blondyn zarumienił się gwałtownie, zwijając w rulon wyjętą gazetę. Barbara wyglądała na wściekłą. Wepchnął magazyn w ręce brata, Peterowi wyrwał ubrania i wypchnął ich za drzwi. Jak tylko te zamknęły się za nimi, usłyszeli, że próbuje w panice wytłumaczyć się Barbarze, że to wcale nie są żadne porno gazetki, że Franek coś sobie ubzdurał, a poza tym, to przecież młody nawet nie wie co to jest porno, więc po co ta afera.
Cisco spojrzał na Petera, a potem na gazetę w swojej dłoni. Rozwinął ją i z okładki spojrzała na niego bardzo skąpo ubrana pani.
- ... to katalog bielizny? - tytuł "Playboy" nic mu nie mówił, ale tytuł nie brzmiał do końca jak nazwa katalogu damskiej bielizny. Może szybciej męskiej, ale Franek to raczej nazwałby tak jakiś magazyn o grach. Otworzył gazetę na losowej stronie - ... ta pani jest goła, Pitty...
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pitty Sritty
Ucieszył się, przepełniła go satysfakcja ze swoistej wygranej . Z głupkowatym uśmiechem na ustach ruszył za nimi do pokoju zajmowanego przez braci Hughes. Trzymał się nieco z daleka, przygotowany na wypadek, gdyby najstarszy z chłopców nie zachował się jak gentelman i próbował zabrać fatałaszki Barbary bez umówionej zapłaty. Peter był gotowy w każdej chwili odwrócić się na pięcie i pognać z powrotem na mur.
Na widok Barbs owiniętej w prześcieradło zacisnął usta w cienką linijkę. Może przez tą mine wyglądał jak idiota, a pozwoliło mu to nie parsknąć śmiechem. Wolałby nie podpadać dziewczynie, niestety nie przemyślał tego, gdy uciekał przed Winstonem z jej ubraniami. Na jego szczęście całą irytacja brunetka skupiła na swoim chłopaku, a nie na pozostałych.
– Miło się z tobą robi interesy ! - Krzyknął, gdy średni Hughes zamknął za nimi drzwi. Spojrzał na Frania łapiąc z nim kontakt wzrokowy i skinął głową zachęcając do przejrzenia gazetki.
Słysząc komentarz przyjaciela przejechał dłonią po twarzy.
– Niee…To nie jest katalog bielizny- Jęknął zrezygnowany. Jak ten chłopak uchował się z dwojgiem starszych braci bez chociaż zalążków tak podstawowej wiedzy. - Właśnie o to chodzi żeby była. - Miał ton jakby właśnie objaśniał komuś, że trawa jest zielona, a wrzątek gorący.
– W tym wszystkim chodzi o to…Nie, boże. - Nie sądził, że może czuć się, aż tak skrępowanu tą rozmową. - Ja takie rzeczy dzieciom powinien tłumaczyć za dwadzieścia lat, a nie teraz tobie. Idź z tym do Sidneya albo Winstona… O, boże. Lepiej nie. - Westchnął ciężko. Sam już się pogubił w potoku własnych słów. - Zrobimy ci przyśpieszony kurs z edukacji seksualnej jak wrócimy z dzisiejszych zwiadów, co? Wytłumaczę ci wszystko co sam wiem. - Spojrzał na niego jak na totalnego idiotę. - W najbardziej przystępny sposób jaki potrafię. A na razie poprzegladaj to. - Postukał palcem po stronie w gazetce. Zauważył, że tuż obok jest pozostałość zaschniętej białawej substancji. Skrzywił się. - Yhhw, uważaj na te plamy.
– Winston! - Krzyknął pukając w drzwi. - Dzisiaj mamy razem zwiady, sprężaj się tam bo chciałby wyjść przed południem.
Na widok Barbs owiniętej w prześcieradło zacisnął usta w cienką linijkę. Może przez tą mine wyglądał jak idiota, a pozwoliło mu to nie parsknąć śmiechem. Wolałby nie podpadać dziewczynie, niestety nie przemyślał tego, gdy uciekał przed Winstonem z jej ubraniami. Na jego szczęście całą irytacja brunetka skupiła na swoim chłopaku, a nie na pozostałych.
– Miło się z tobą robi interesy ! - Krzyknął, gdy średni Hughes zamknął za nimi drzwi. Spojrzał na Frania łapiąc z nim kontakt wzrokowy i skinął głową zachęcając do przejrzenia gazetki.
Słysząc komentarz przyjaciela przejechał dłonią po twarzy.
– Niee…To nie jest katalog bielizny- Jęknął zrezygnowany. Jak ten chłopak uchował się z dwojgiem starszych braci bez chociaż zalążków tak podstawowej wiedzy. - Właśnie o to chodzi żeby była. - Miał ton jakby właśnie objaśniał komuś, że trawa jest zielona, a wrzątek gorący.
– W tym wszystkim chodzi o to…Nie, boże. - Nie sądził, że może czuć się, aż tak skrępowanu tą rozmową. - Ja takie rzeczy dzieciom powinien tłumaczyć za dwadzieścia lat, a nie teraz tobie. Idź z tym do Sidneya albo Winstona… O, boże. Lepiej nie. - Westchnął ciężko. Sam już się pogubił w potoku własnych słów. - Zrobimy ci przyśpieszony kurs z edukacji seksualnej jak wrócimy z dzisiejszych zwiadów, co? Wytłumaczę ci wszystko co sam wiem. - Spojrzał na niego jak na totalnego idiotę. - W najbardziej przystępny sposób jaki potrafię. A na razie poprzegladaj to. - Postukał palcem po stronie w gazetce. Zauważył, że tuż obok jest pozostałość zaschniętej białawej substancji. Skrzywił się. - Yhhw, uważaj na te plamy.
– Winston! - Krzyknął pukając w drzwi. - Dzisiaj mamy razem zwiady, sprężaj się tam bo chciałby wyjść przed południem.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Chodzi o to, żeby była goła? Po co drukować gazety z gołymi ludźmi? Franek totalnie tego nie rozumiał. Zerknął na białą plamę na brzegu kartki. To sperma? Fuj. Nie mógł dać im jakiegoś egzemplarzu bez... O JA PIERDOLE. Do Frania w końcu dotarło o co chodzi w tych całych porno gazetkach. Zarumienił się, odsuwając od siebie magazyn.
- ZARAZ, KURWA! - odkrzyknął zza drzwi Winston.
Franio ruszył do schodów, przeglądając gazetę. Goła baba, goła baba, przerzucenie kartki, goła baba, więcej gołych bab, trochę tekstu, przerzucenie kartki, goła baba i... Chłopiec zapatrzył się na reklamę jakichś perfum. Na zdjęciu siedział mężczyzna z gołą klatą. Franio najpierw przesunął wzrokiem po jego rozwichrzonych, krótkich blond włosach, potem po zarysowanej szczęce i wyrzeźbionym sześciopaku, a gdy zjechał wzrokiem niżej...
- Ale zarąbisty motor! - zawołał.
Tak, Franio chyba jeszcze nie był gotowy na przeżywanie seksualnych doświadczeń.
EMME
Złapał Petera zaraz po śniadaniu. Był już ubrany i gotowy do wyjścia poza mury.
- Dobra, Chasey. Gotowy? Bo ja tak. - posłał mu lekki uśmiech.
Trochę posprzeczał się z Babs, ale to nie jest nic, czego nie udałoby mu się naprawić. W drodze powrotnej pozbiera jej jakichś ładnych kwiatów i przeprosi jak należy. Może nawet spróbuje coś ugotować na kolacje przeprosinową? Tak, to brzmi jak plan.
- Hej, Peter. - zaczepił go, gdy oddalili się kilka metrów od bramy. Ściskał pas strzelby przewieszonej na ramieniu i patrzył w niebo, mało uważnie obserwując swoje otoczenie. Win 'Marzyciel' Hughes. Zawsze głową w chmurach. Tak naprawdę, nie chciał iść na studia prawnicze. Marzyło mu się podróżowanie po świecie, ale rodzice krzywo patrzyli na ten pomysł i jasno postawili sprawę, że jeśli chce być włóczykijem czy innym obieżyświatem, oni nie dadzą mu na to ani grosza i musi sam sobie na to zarobić. Więc postanowił pójść za ich pieniądze na studia, a gdy już się dorobi, rzuci tą robotę w cholerę i porwie Barbarę na podróż życia. Niestety plany te uległy lekkiej zmianie, ponieważ w obecnych czasach ciężko o jakieś wycieczki, ale tak szczerze? Win zdecydowanie był szczęśliwszy i czuł się wolnym człowiekiem jako zwiadowca, niż jako potencjalny prawnik. To było zdecydowanie bliższe temu, kim chciał być - Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem ci bardzo wdzięczny, że kumplujesz się z Cisco. Wiesz, jaki on jest. Nigdy nie miał przyjaciół i tylko siedział w swoim pokoju przed kompem. Cieszę się, że teraz ma ciebie. Myślę, że to pomaga mu, no wiesz, przetrwać. - posłał chłopakowi przyjacielski uśmiech
Chodzi o to, żeby była goła? Po co drukować gazety z gołymi ludźmi? Franek totalnie tego nie rozumiał. Zerknął na białą plamę na brzegu kartki. To sperma? Fuj. Nie mógł dać im jakiegoś egzemplarzu bez... O JA PIERDOLE. Do Frania w końcu dotarło o co chodzi w tych całych porno gazetkach. Zarumienił się, odsuwając od siebie magazyn.
- ZARAZ, KURWA! - odkrzyknął zza drzwi Winston.
Franio ruszył do schodów, przeglądając gazetę. Goła baba, goła baba, przerzucenie kartki, goła baba, więcej gołych bab, trochę tekstu, przerzucenie kartki, goła baba i... Chłopiec zapatrzył się na reklamę jakichś perfum. Na zdjęciu siedział mężczyzna z gołą klatą. Franio najpierw przesunął wzrokiem po jego rozwichrzonych, krótkich blond włosach, potem po zarysowanej szczęce i wyrzeźbionym sześciopaku, a gdy zjechał wzrokiem niżej...
- Ale zarąbisty motor! - zawołał.
Tak, Franio chyba jeszcze nie był gotowy na przeżywanie seksualnych doświadczeń.
EMME
Złapał Petera zaraz po śniadaniu. Był już ubrany i gotowy do wyjścia poza mury.
- Dobra, Chasey. Gotowy? Bo ja tak. - posłał mu lekki uśmiech.
Trochę posprzeczał się z Babs, ale to nie jest nic, czego nie udałoby mu się naprawić. W drodze powrotnej pozbiera jej jakichś ładnych kwiatów i przeprosi jak należy. Może nawet spróbuje coś ugotować na kolacje przeprosinową? Tak, to brzmi jak plan.
- Hej, Peter. - zaczepił go, gdy oddalili się kilka metrów od bramy. Ściskał pas strzelby przewieszonej na ramieniu i patrzył w niebo, mało uważnie obserwując swoje otoczenie. Win 'Marzyciel' Hughes. Zawsze głową w chmurach. Tak naprawdę, nie chciał iść na studia prawnicze. Marzyło mu się podróżowanie po świecie, ale rodzice krzywo patrzyli na ten pomysł i jasno postawili sprawę, że jeśli chce być włóczykijem czy innym obieżyświatem, oni nie dadzą mu na to ani grosza i musi sam sobie na to zarobić. Więc postanowił pójść za ich pieniądze na studia, a gdy już się dorobi, rzuci tą robotę w cholerę i porwie Barbarę na podróż życia. Niestety plany te uległy lekkiej zmianie, ponieważ w obecnych czasach ciężko o jakieś wycieczki, ale tak szczerze? Win zdecydowanie był szczęśliwszy i czuł się wolnym człowiekiem jako zwiadowca, niż jako potencjalny prawnik. To było zdecydowanie bliższe temu, kim chciał być - Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem ci bardzo wdzięczny, że kumplujesz się z Cisco. Wiesz, jaki on jest. Nigdy nie miał przyjaciół i tylko siedział w swoim pokoju przed kompem. Cieszę się, że teraz ma ciebie. Myślę, że to pomaga mu, no wiesz, przetrwać. - posłał chłopakowi przyjacielski uśmiech
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wrócił do swojego pokoju w baraku. Przebrał się w ubrania przeznaczone do wyjścia zza mur oraz sprawdził dokładnie swój ekwipunek. Wolałby w razie potrzeby nie zorientować się, że nie ma się czym bronić czy chociażby na szybko opatrzyć rany. Samantha, ja to miała w zwyczaju siedziała przy stole zszywając jakąś bluzkę. Peter cmoknął ją w czubek głowy.
– Do zobaczenia wieczorem. — Pożegnał się wychodząc z pokoju.
Spojrzał na Winstona, który wypowiedział jego imię, kiedy wyszli poza bramy obozu. Czyżby czekała go reprymenda za poranne wygłupy? Z tego co widział Barbs nie wydawała się nazbyt zadowolona, ale jakoś nie czuł się z tego powodu winny. Peter uniósł zdziwiony brwi, gdy usłyszał podziękowania za przyjaźń z Franiem. Spojrzał na niego zmieszany. Nigdy nie był dobry w takich rozmowach. Niezwykle go krępowały.
– No nie miałem za dużego w wyboru. W obozie z nastolatków jest albo Franio, albo Marcello. – Spróbował obrócić poważną rozmowę w żart, ale odwzajemnił uśmiech Winstona.
– Dzisiaj jednak Reynolds [szpital] w Glen Dale? - Spytał nie pewnie. To Win był pośrednikiem poleceń Sida. Peter jako najmłodszy ze zwiadowców był traktowany jako niższy rangą. Nie był nigdy przy omawianiu celów misji, dochodził do niego tylko strzępki informacji i często dopiero za murem w pełni dowiadywał się co ma robić. Był jak żołnierzyk, który ma jedynie wykonywać rozkazy dowódców Pójście do takiego miejsca, które dużym prawdopodobieństwem mogło być przepełnione zombiakami, było bardzo ryzykowne, ale w szpitalu poszukiwacze z pewnością znaleźliby wiele przydatnych dla obozu rzeczy. – Może zdążyli go ewakuować przed rozkręceniem się epidemii? -- Dodal z nadzieją, ale sam chyba w to nie wierzył. Z tego co wiedział większości ewakuacji zarządzony w pierwszym tygodniu apokalipsy skończyło się klęską, nie było po prostu gdzie tych ludzi zabierać.
– Do zobaczenia wieczorem. — Pożegnał się wychodząc z pokoju.
Spojrzał na Winstona, który wypowiedział jego imię, kiedy wyszli poza bramy obozu. Czyżby czekała go reprymenda za poranne wygłupy? Z tego co widział Barbs nie wydawała się nazbyt zadowolona, ale jakoś nie czuł się z tego powodu winny. Peter uniósł zdziwiony brwi, gdy usłyszał podziękowania za przyjaźń z Franiem. Spojrzał na niego zmieszany. Nigdy nie był dobry w takich rozmowach. Niezwykle go krępowały.
– No nie miałem za dużego w wyboru. W obozie z nastolatków jest albo Franio, albo Marcello. – Spróbował obrócić poważną rozmowę w żart, ale odwzajemnił uśmiech Winstona.
– Dzisiaj jednak Reynolds [szpital] w Glen Dale? - Spytał nie pewnie. To Win był pośrednikiem poleceń Sida. Peter jako najmłodszy ze zwiadowców był traktowany jako niższy rangą. Nie był nigdy przy omawianiu celów misji, dochodził do niego tylko strzępki informacji i często dopiero za murem w pełni dowiadywał się co ma robić. Był jak żołnierzyk, który ma jedynie wykonywać rozkazy dowódców Pójście do takiego miejsca, które dużym prawdopodobieństwem mogło być przepełnione zombiakami, było bardzo ryzykowne, ale w szpitalu poszukiwacze z pewnością znaleźliby wiele przydatnych dla obozu rzeczy. – Może zdążyli go ewakuować przed rozkręceniem się epidemii? -- Dodal z nadzieją, ale sam chyba w to nie wierzył. Z tego co wiedział większości ewakuacji zarządzony w pierwszym tygodniu apokalipsy skończyło się klęską, nie było po prostu gdzie tych ludzi zabierać.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
EMME
Posłał Peterowi tylko uśmiech, nic nie odpowiadając. Fakt, był tylko Franio i Marcello. Ale pewnie większość ludzi wybrałaby tego drugiego na swojego przyjaciela, no nie? Uniósł dłoń i mimochodem poczochrał go po włosach, przenosząc na niego swój nadmiar braterskiej miłości.
Udając, że nic się właśnie nie zdarzyło, pokiwał głową.
- Taaa... Sid długo się wzbraniał przed wysłaniem tam kogoś, a nas to już w ogóle. - stwierdził markotnie. Jasne, bał się tam pójść, ale ktoś musiał się tym zająć! Zresztą, Win z doświadczenia wiedział, że on i jego partner potrafią uciekać przez umarlakami. Zdarzało się to im w przeszłości.
Podrapał się za uchem. Wiedział do czego zmierza Peter.
- Mam nadzieję, że tak. - zerknął na niego z ukosa, po czym szturchnął ramieniem i uśmiechnął się. Świat popierdoliło, ale Winston nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktoś z jego najbliższego otoczenia czuł się niepewnie albo smucił - Hej, nie martw się! Specjalnie nie pożegnałem się z Babs ani z braćmi, bo skoro się nie pożegnałem, to znaczy, że muszę wrócić! A Cisco nie wybaczyłby mi, gdyby wrócił bez ciebie. Będzie dobrze. Najwyżej przekażemy Sidowi, że szpital nie nadaje się do odwiedzin.
Dotarcie do szpitala zajęło im ponad godzinę. To i tak był sukces. Dawniej, kiedy świat był normalny, dojechanie do niego zajmowało dwie godziny w godzinach szczytu. Przed głównym wejściem krążyło sporo zombie, więc poszli na tyły, zobaczyć jak wygląda sytuacja przy podjeździe dla karetek. Tam o dziwo było względnie pusto. Szlajało się kilku delikwentów, ale udało się ich zdjąć cichym wbiciem noża w oczodół czy generalnie w przegniłe czaszki. Za drzwiami dla nagłych przypadków znajdowały się kolejne drzwi prowadzące na izbę przyjęć, a dalej na sale operacyjne kategorii "pacjent nam kurwa zaraz umrze, nie ma czasu jechać windą na górę". Tam szwendało się więcej umarłych ziomków. Win był niemal pewien, że widział u jednego stetoskop przewieszony wciąż przez szyję. To się nazywa oddanie swojemu zawodowi! Nawet po śmierci pracuje! Ha, ha... Śmiech przez łzy. Nie było sensu tam iść, nie mówiąc o tym, że ktoś, może pacjent lub któryś z lekarzy, przewrócił metalową szafkę, całkowicie blokując drzwi.
Win spojrzał na schody i zepsutą windę obok.
- Zobaczmy, jak sytuacja ma się na górze. - zarządził i od razu wszedł na piętro.
Pierwsze wrażenie było dobre, oprócz kilku nie-do-końca martwych pacjentów zamkniętych w swoich salach, nie widać było żadnego zagrożenia. Hughes zaczął czuć się coraz pewniej. Było tak do momentu, kiedy omal nie spróbował postawić nogi w miejscu, gdzie podłoga się zarwała, tworząc niewielką wyrwę.
- Łoł...! - cofnął nogę, patrząc w dziurę. Nie wiedział, co znajduje się poniżej, ponieważ docierało tam niewiele światła. Zaśmiał się nerwowo - Mało brakowa-
Za długo stał przy wyrwie i podłoga nie wytrzymała jego ciężaru. Krzyknął i w ostatniej chwili, zdołał złapać się wystającego pręta.
- Ch-cholera...! Peter, pomó-!
Spojrzał szeroko otwartymi oczami na chłopaka, gdy coś chwyciło go za stopę. Nie dał rady utrzymać się na tyle długo, aby Peter zdołał chwycić go za rękę.
Runął w dół. Nie poczuł upadku. Strach całkowicie go sparaliżował. Poczuł jednak, jak przeklęte zombiaki, wgryzają mu się w ciało. W ostatnim odruchu, wrzasnął przeraźliwie.
Posłał Peterowi tylko uśmiech, nic nie odpowiadając. Fakt, był tylko Franio i Marcello. Ale pewnie większość ludzi wybrałaby tego drugiego na swojego przyjaciela, no nie? Uniósł dłoń i mimochodem poczochrał go po włosach, przenosząc na niego swój nadmiar braterskiej miłości.
Udając, że nic się właśnie nie zdarzyło, pokiwał głową.
- Taaa... Sid długo się wzbraniał przed wysłaniem tam kogoś, a nas to już w ogóle. - stwierdził markotnie. Jasne, bał się tam pójść, ale ktoś musiał się tym zająć! Zresztą, Win z doświadczenia wiedział, że on i jego partner potrafią uciekać przez umarlakami. Zdarzało się to im w przeszłości.
Podrapał się za uchem. Wiedział do czego zmierza Peter.
- Mam nadzieję, że tak. - zerknął na niego z ukosa, po czym szturchnął ramieniem i uśmiechnął się. Świat popierdoliło, ale Winston nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktoś z jego najbliższego otoczenia czuł się niepewnie albo smucił - Hej, nie martw się! Specjalnie nie pożegnałem się z Babs ani z braćmi, bo skoro się nie pożegnałem, to znaczy, że muszę wrócić! A Cisco nie wybaczyłby mi, gdyby wrócił bez ciebie. Będzie dobrze. Najwyżej przekażemy Sidowi, że szpital nie nadaje się do odwiedzin.
Dotarcie do szpitala zajęło im ponad godzinę. To i tak był sukces. Dawniej, kiedy świat był normalny, dojechanie do niego zajmowało dwie godziny w godzinach szczytu. Przed głównym wejściem krążyło sporo zombie, więc poszli na tyły, zobaczyć jak wygląda sytuacja przy podjeździe dla karetek. Tam o dziwo było względnie pusto. Szlajało się kilku delikwentów, ale udało się ich zdjąć cichym wbiciem noża w oczodół czy generalnie w przegniłe czaszki. Za drzwiami dla nagłych przypadków znajdowały się kolejne drzwi prowadzące na izbę przyjęć, a dalej na sale operacyjne kategorii "pacjent nam kurwa zaraz umrze, nie ma czasu jechać windą na górę". Tam szwendało się więcej umarłych ziomków. Win był niemal pewien, że widział u jednego stetoskop przewieszony wciąż przez szyję. To się nazywa oddanie swojemu zawodowi! Nawet po śmierci pracuje! Ha, ha... Śmiech przez łzy. Nie było sensu tam iść, nie mówiąc o tym, że ktoś, może pacjent lub któryś z lekarzy, przewrócił metalową szafkę, całkowicie blokując drzwi.
Win spojrzał na schody i zepsutą windę obok.
- Zobaczmy, jak sytuacja ma się na górze. - zarządził i od razu wszedł na piętro.
Pierwsze wrażenie było dobre, oprócz kilku nie-do-końca martwych pacjentów zamkniętych w swoich salach, nie widać było żadnego zagrożenia. Hughes zaczął czuć się coraz pewniej. Było tak do momentu, kiedy omal nie spróbował postawić nogi w miejscu, gdzie podłoga się zarwała, tworząc niewielką wyrwę.
- Łoł...! - cofnął nogę, patrząc w dziurę. Nie wiedział, co znajduje się poniżej, ponieważ docierało tam niewiele światła. Zaśmiał się nerwowo - Mało brakowa-
Za długo stał przy wyrwie i podłoga nie wytrzymała jego ciężaru. Krzyknął i w ostatniej chwili, zdołał złapać się wystającego pręta.
- Ch-cholera...! Peter, pomó-!
Spojrzał szeroko otwartymi oczami na chłopaka, gdy coś chwyciło go za stopę. Nie dał rady utrzymać się na tyle długo, aby Peter zdołał chwycić go za rękę.
Runął w dół. Nie poczuł upadku. Strach całkowicie go sparaliżował. Poczuł jednak, jak przeklęte zombiaki, wgryzają mu się w ciało. W ostatnim odruchu, wrzasnął przeraźliwie.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
PETER
Peter musiał przyznać, że spodziewał się znacznie większych tłumów trupów krążących po szpitalu niż to co zastali. Stan rzeczy może nie była najlepsza, ale wydawała się do opanowania. Mogliby zebrać większą grupę zwiadowczą i przez kilka następnych dni oczyszczać teren Reynoldsa sektor po sektorze, a później wkroczyliby poszukiwacze.
Spięty krążył po szpitalu za Winem. W jednej z dłoni trzymał nóż, w drugiej naładowaną broń z założonym tłumikiem. Bez niego nie odważyłby się chyba użyć pistoletu, huk wystrzału przyciągnąłby pewnie zgraję przegniłych zombiaków z odległości wielu metrów.
Na piętrze przystanął przed jedną z sal. Przez małe lusterko widział wychudzone ciało martwej kobiety wijące się na łóżku jakby nie było w stanie wstać. Odruchowo złapał za klamkę. Zamknięte. Czyżby pacjentka umarł tam z głodu, bo nikt jej nie wypuścił? Okrutne.
Jego uwagę zwrócił głos Winstona. Spojrzał na niego akurat w momencie, w którym podłoga pod jego stopami się zawalała, a on poleciał wraz za nią. Peter wręcz rzucił się za przyjacielem. Nóż odrzucił w bok, a pistolet wypadł mu z ręki i wpadł do wyrwy w ziemi. Czuł pulsujący ból biegnący od łokci przez całą rękę. Leżał na ziemi tuż przy Winie, wydawało mu się że prawie czuł ciepło jego dłoni. Już go sięgał, ale przyjaciel już nie trzymał się metalowego pręta. Peter przerażony patrzył w oczy przyjacielowi, kiedy bezrozumne, worki mięsa i kości wgryzały mu się w ciało. Gdy krzyk Hughesa ucichł. Peter podniósł się na rękach, odsunął od dziury w podłodze i zwymiotował.
Nie wiedział jak długo czasu spędził na tym korytarzu. Siedział na podłodze obok swoich wymiocin, nie zwracając uwagi na ich odór i wpatrywał się w dziurę, w której zginął brat jego najlepszego przyjaciela. Otrzeźwił go dopiero widok zombiaka zmierzającego w jego stronę. Patrzył na niego jak powoli się zbliża, a następnie wstał i po prostu odszedł. Nie podniósł nawet noża, który leżał przy ścianie.
Było ciemno, gdy wyszedł ze szpitala. W ciemnościach droga przez las była znacznie trudniejsza i zajęła mu zdecydowanie więcej czasu zanim dotarł do obozu. Brama otworzyła się znacznie wcześniej niż to było konieczne. Strażnik wraz z dwójką starszych obserwatorów stali w milczeniu obserwując jak Peter zmierza w ich stronę.
Blondyn ominął ich bez słowa. Nie musiał zresztą nic mówić wracał sam, po wielu godzinach. Wszystko było wiadomo.
Nie zwracał na ludzi w obozie, którzy próbowali go zatrzymać, wypytać czy pocieszyć. Odtrącił nawet mamę, gdy ta wyciągnęła ręce, aby go przytulić. Jak w transie kierował się do głównego budynku, a następnie po schodach do gabinetu Sidneya, a nawet nie widział czy mężczyzna tam jest. Stanął przed drzwiami i zapukał rytmicznie.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
S i d
Sidney zwlekał z kolacją, licząc, że Win i Peter zaraz wrócą. Wszystkie inne grupy, które opuściły Eden tego dnia, zdążyły już wrócić, ale to nie byłby pierwszy raz, jak ta para się spóźnia. Jego brat miał tendencje do wykorzystywania swoich wyjść do czegoś więcej niż zwiady, a jego nastoletni towarzysz nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Win robił to, co chciał i mało kogo się słuchał.
Robiło się coraz później, co naprawdę zaczynało go martwić. Wszystko, wszystkim, ale tym razem naprawdę przesadzali. Najstarszy z braci dźwignął się ciężko ze swojego fotela, mając zamiar spytać kogoś przy bramie czy może nie wrócili, ale zapomnieli mu się zameldować. Sięgał już do klamki, kiedy rozległo się pukanie. O! Czyżby znalazły się zguby? Otworzył drzwi i ku jego zaskoczeniu, zamiast brata zobaczył Petera. Uniósł brwi.
- Peter...? Niech zgadnę, Win przysłał cię, żebyś zdał raport? - pokręcił głową - Co za....
Urwał, widząc jego minę. Coś było nie tak. Bardzo nie tak. Spróbował przełknąć ślinę, ale nagle poczuł suchotę w ustach. Rozchylił wargi, próbując coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Bał się powodu, dla którego to Peter stawił sie w jego gabinecie, a nie Win.
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
P E T E R
Zbyt szybko. Sidney otworzył drzwi zbyt szybko. Miał mieć więcej czasu. Najstarszy z braci Hughes powinien siedzieć przy swoim biurku, ociągać się przed wstaniem jak to miał w zwyczaju, zajęłoby to kilka długich chwil nim doszedłby do drzwi. Tak, tak powinno być. Miał mieć więcej czasu. Powinien mieć więcej czasu. Potrzebował więcej czasu. Ten mały, pozornie nic nieznaczący szczegół, otworzenie drzwi zbyt szybko, sprawił że coś w nim roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Stan, w którym znajdował się od chwili, gdy krzyki Winston ustały, nagle go upuścił. Czuł jakby zderzył się z pociągiem. Stał przed Sidneyem, widział jego twarz, ale równocześnie przed oczami wciąż miał Wina jedzonego żywcem. Jego krzyk wibrował Peterowi w uszach. Był pewny, że ani obraz, ani dźwięk nie opuszczą go do końca życia. Szczególnie, że w obozie wciąż będzie Sidney… Franek i Barbara. Czy oni już wiedzą? Minął tyle ludzi po drodze do tego gabinetu. Tyle ust do rozpowiedzenia, że wrócił z wyprawy sam. Czy właśnie tak młodszy brat Winstona i jego narzeczona dowiedzą się o jego śmierci? Z obozowych plotek?
Znów było mu niedobrze. Czuł jak żółć podchodzi mu do gardła. Pytanie Sida jak wbicie noża w i tak już poraniony i poparzony brzuch. Tak powinno być. Było tak zawsze. Wracali razem z wypraw, ale to Peter zwykle składał raport. Win wystawiał go spiesząc się do Barbs, a on… On po prostu na to przystawał.
Nie wiedział co ma powiedzieć, jakich słów użyć. Otworzył usta, a zaraz potem zamknął. Otworzył i zamknął. Wyglądał jak ryba wyrzucona na brzeg, dusząca się bez wody. Mimo otaczającego go powietrza nie mógł złapać oddechu. Oczy zaszkliły mu się od łez, warga zaczęła drżeć. Odwrócił wzrok nie będąc wstanie dłużej patrzeć na Sida. Mógł zostać na tym cholernym korytarzu, w tym cholernym szpitalu. Powinien tam zostać…. Powinien zostać razem z Winstonem.
— Win…— Spodziewał się, że głos mu się załamie, ale dźwięk, który z siebie wydał nie można było nawet nazwać słowem. Przeciągły, skrzeczący jęk. Umilkł, gdy tylko dotarł do jego uszu. Był pewien, że Sidney już wiedział. Oczywiście, że wiedział, ale Peter musiał to powiedzieć, on musiał to usłyszeć. Te słowa musiały być dziś wypowiedziane.
Wziął płytki oddech. Niemal zachłysnął się powietrzem. Brzmiało to żałośnie. Żałość przewiercałą jego duszę na wskroś. Przełknął ślinę i wbił wzrok w podłogę tuż przed obutymi stopami Sidneya. To były sekundy, a trwały tak długo. Zbyt długo.
— Podczas przeszukiwania szpitala podłoga zawaliła się pod Winstonem. Wpadł piętro niżej do pomieszczenia, w którym dawniej musieli zamknąć zarażony… Nic nie mogłem zrobić... — Brzmiał mechanicznie. Starał się jak najbardziej trzymać się w ryzach. Nie czuł łez płynących po policzku. Jedynie ból w klatce piersiowej przez który ledwo mógł oddychać. Nie potrafił nawet podnieść wzroku, aby spojrzeć na Sida. Nie mógł patrzeć mu w oczy, gdy przekazywał mu wieści o śmierć jego brata. Nie potrafił.— To było szybkie…- I bolesne. Makabrycznie bolesne.
Eeve
Supernowa
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
S i d
Poczuł jak miękną mu nogi, ale zmusił się do tego, żeby stać dalej naprzeciwko Petera. Stał, mimo że chłopak informował go właśnie o tym, że jego brat, jego jedyny brat, nie żyje. Miał tylko Wina. I Cisco, ale z Cisco nie łączyło go to, co łączyło go z Winstonem. Prawdziwa braterska więź.
Przymknął oczy, starając się ukryć to, jak bardzo teraz cierpi. Jak bardzo chce roznieść wszystko w drobny mak, krzyczeć i płakać. Stracił jedną jednostkę, ale wciąż miał ich kilkadziesiąt pod opieką. Nie może po prostu się załamać z powodu jednej śmierci. nawet, jeśli śmierć poniósł mu ktoś bliski. Skoro nie płakał przy innych śmierciach, nie mógł płakać i przy tej.
– Dzię… – odchrząknął, słysząc jak łamie mu się głos. Drętwo uniósł dłoń i poklepał nią ramię Petera. Wiedział, że musi mu okazać wsparcie, ale miał opory przeciwko temu. Czemu on wrócił, a Win nie? – Dziękuję, że mi o tym mówisz. – powiedział drętwo, niemal mechanicznie. Niby na niego patrzył, ale jego oczy nie wyglądały tak, jakby cokolwiek widział – Idź… do mamy. Odpocznij. Ja porozmawiam z Cisco i Barbarą. Powiem im.
Wyminął chłopaka i na sztywnych nogach opuścił swój gabinet.
Znalazł najpierw Barbarę, a potem razem z nią udał się na mur, gdzie jak zwykle tkwił Franio, wpatrując się w horyzont. Chciał mieć to za sobą. Postanowił powiedzieć im to równocześnie. Z początku oboje nie chcieli uwierzyć. Baśka zaczęła kpić, że to nie temat do żartów. Potem zrozumiała, że nie żartuje. Zaczęła krzyczeć i płakać. On krzyczał na nią. Ludzie w obozie przystawali, żeby popatrzeć na tę scenę, chociaż nikt nie miał pojęcia o co chodzi. Pewnie nawet kłótni amiędzy liderem obozu a Lance nikogo nie zdziwiła. Wszyscy wiedzieli, że atmosfera między nimi jest napięta.
Frank jednak przez cały ten czas, nic nie mówił. Jedynie się przysłuchiwał, patrząc to na brata, to na kobietę. W uszach dzwoniły mu słowa “Win nie żyje”. Niby wiedział, co one oznaczają, ale sens do niego nie docierał.
– A co z Pitty’m? – spytał nagle.
Dorośli spojrzeli na niego zaskoczeni. Barbs prychnęła rozjuszona.
– Poważnie? Twój brat nie żyje, a ciebie obchodzi ten kretyn?!
Cisco zamrugał zdziwiony, zastanowił się i wzruszył ramionami. Nie wiedział, co złego powiedział. Zostawił ich samych, pozwalając im się kłócić dalej. Odszedł poszukać swojego przyjaciela. W pierwszej kolejności sprawdził, czy nie ma go u medyka, a następnie udał się do jego kwatery. Otworzyła mu jego mama.
– Dzień dobry. Jest Pitty?
Heartstorm
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Peter
Spodziewała się więcej. Spodziewał się pytań czy krzyków. Spodziewał się obwiniania i chciał być obwiniany. Spodziewał się jakiś ludzkich emocji. Sidney nie jest generałem, który ma pod sobą tysiące ludzi, a Pitt nie poinformował go stracie jednego z wielu żołnierzy, tylko o śmierci jego własnego brata.
Peter został w gabinecie sam. Dolna warga znów drżała, oczy miał zaszklone i się trząsł, ale nie płakał. Całą resztkę siły jaka została mu w ciele skupił na tym, żeby się nie rozpłakać. Czekała go jeszcze droga do baraków, w których mieszkał z mamą. To i tak będzie dla niego marsz pokutny pełny litościwych spojrzeń mieszkańców obozu, do których doszła już wiadomość, że wrócił z misji zwiadowczej sam. Zanim wyszedł wziął głęboki oddech, przytrzymał powietrze, policzył do pięciu i wypuścił. Powtórzył to jeszcze dwukrotnie. Nieco pomogło, przestał się trząsł.
W baraku czekała na niego mama. Kobieta chodziła zdenerwowana po pokoju, zatrzymała się gdy syn pojawił się wejść. Patrzyła na niego bez słowa jak wchodzi do środka i zamyka drzwi.
— Mi nic nie jest mamo. — Peter przerwał ciężką ciszę panująca pomiędzy nimi.
Kobieta szybki krokiem zmniejszyła dzielącą ich odległość i rzuciła się synowi na szyję. Tym razem jej chłopiec odwzajemnił uścisk, ale był w stanie myśleć wyłącznie o smrodzie wymiocin, który roztaczał się wokół niego. Czy inni też to czuli, czy tylko on to czuł? Nie był w stanie nawet określić ile godzin spędził obok kałuży własnych wymiocin, musiał przesiąknąć tym zapachem.
Przerażona matka kurczowo go tuli, Sid zachowywał się jeszcze bardziej robotycznie niż zazwyczaj, Win zginął pożarty przez zombi, a Peter? Peter nie mógł przestać myśleć o tym, że śmierdzi wymiocinami. Ta myśl wrzynała mu się w mózg.
— Muszę się pójść się umyć. —Odsunął się od mamy.
— Pitty..
— Muszę. — Przerwał jej. Jego głos się załamał. Samantha nic więcej nie powiedziała, spojrzała na syna, pokiwała głowa i ścisnęła go delikatnie za ramię.
Miał szczęście, nie spotkał nikogo pod prysznicami. W momencie, gdy pierwsze krople wody uderzyły w jego ciało wydał z siebie rozpaczliwy, na wpół zwierzęcy jęk. Jego ciałem wstrząsnął szloch, skulił się w sobie. Łkał tak głośno, że szum wody nie był w stanie tego zagłuszyć. Ktokolwiek wszedłby do pomieszczenia z prysznicami były świadkiem tej kakofonii. Płakał po raz pierwszy tego dnia. Ostatni raz czuł taki ból po stracie ojca.
Kiedy wracał do siebie zauważył Franka stojącego przed jego drzwiami. Zatrzymał się. Patrzył jak mama mu otwiera i po chwili przytula go w matczynym geście. Ten widok sprawił, że Peter zebrał się na odwagę, aby podejść bliżej. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że przyjaciel przyszedł wściekły i rozżalony po stracie brata obwinić za to.
Słyszał jak mama pociesza Franka, gdy zauważyła Petera skinęła głową, żeby się zbliżył i odsunęła się od młodszego z chłopców.
— Cześć. — Przywitał się słabo Pitty.
Samantha uśmiechnęła się do obu chłopców pokrzepiająco.
— Wchodźcie, a ja przyniosę wam coś do jedzenia.
Wyminęła Franka i chłopcy zostali sami.
— Chcesz zostać dzisiaj na noc?
Peter został w gabinecie sam. Dolna warga znów drżała, oczy miał zaszklone i się trząsł, ale nie płakał. Całą resztkę siły jaka została mu w ciele skupił na tym, żeby się nie rozpłakać. Czekała go jeszcze droga do baraków, w których mieszkał z mamą. To i tak będzie dla niego marsz pokutny pełny litościwych spojrzeń mieszkańców obozu, do których doszła już wiadomość, że wrócił z misji zwiadowczej sam. Zanim wyszedł wziął głęboki oddech, przytrzymał powietrze, policzył do pięciu i wypuścił. Powtórzył to jeszcze dwukrotnie. Nieco pomogło, przestał się trząsł.
W baraku czekała na niego mama. Kobieta chodziła zdenerwowana po pokoju, zatrzymała się gdy syn pojawił się wejść. Patrzyła na niego bez słowa jak wchodzi do środka i zamyka drzwi.
— Mi nic nie jest mamo. — Peter przerwał ciężką ciszę panująca pomiędzy nimi.
Kobieta szybki krokiem zmniejszyła dzielącą ich odległość i rzuciła się synowi na szyję. Tym razem jej chłopiec odwzajemnił uścisk, ale był w stanie myśleć wyłącznie o smrodzie wymiocin, który roztaczał się wokół niego. Czy inni też to czuli, czy tylko on to czuł? Nie był w stanie nawet określić ile godzin spędził obok kałuży własnych wymiocin, musiał przesiąknąć tym zapachem.
Przerażona matka kurczowo go tuli, Sid zachowywał się jeszcze bardziej robotycznie niż zazwyczaj, Win zginął pożarty przez zombi, a Peter? Peter nie mógł przestać myśleć o tym, że śmierdzi wymiocinami. Ta myśl wrzynała mu się w mózg.
— Muszę się pójść się umyć. —Odsunął się od mamy.
— Pitty..
— Muszę. — Przerwał jej. Jego głos się załamał. Samantha nic więcej nie powiedziała, spojrzała na syna, pokiwała głowa i ścisnęła go delikatnie za ramię.
Miał szczęście, nie spotkał nikogo pod prysznicami. W momencie, gdy pierwsze krople wody uderzyły w jego ciało wydał z siebie rozpaczliwy, na wpół zwierzęcy jęk. Jego ciałem wstrząsnął szloch, skulił się w sobie. Łkał tak głośno, że szum wody nie był w stanie tego zagłuszyć. Ktokolwiek wszedłby do pomieszczenia z prysznicami były świadkiem tej kakofonii. Płakał po raz pierwszy tego dnia. Ostatni raz czuł taki ból po stracie ojca.
Kiedy wracał do siebie zauważył Franka stojącego przed jego drzwiami. Zatrzymał się. Patrzył jak mama mu otwiera i po chwili przytula go w matczynym geście. Ten widok sprawił, że Peter zebrał się na odwagę, aby podejść bliżej. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że przyjaciel przyszedł wściekły i rozżalony po stracie brata obwinić za to.
Słyszał jak mama pociesza Franka, gdy zauważyła Petera skinęła głową, żeby się zbliżył i odsunęła się od młodszego z chłopców.
— Cześć. — Przywitał się słabo Pitty.
Samantha uśmiechnęła się do obu chłopców pokrzepiająco.
— Wchodźcie, a ja przyniosę wam coś do jedzenia.
Wyminęła Franka i chłopcy zostali sami.
— Chcesz zostać dzisiaj na noc?
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach