Maybe I Belong Among The Stars?Zmącona tafla jeziora sprawiła, że zamrugałeś wytrącony z rozmyślań. Podnosząc spojrzenie na rozgwieżdżone niebo nad Twoją głową uśmiechasz się lekko do siebie, wreszcie wróciłeś do domu. Bierzesz głęboki wdech, czujesz zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów. Do uszu dochodzi Cię szum nocnego życia: gdzieś w krzakach spłoszyły się myszy, koniki polne zagrały w rytm ucieczki. Poprawiasz sobie plecak na ramieniu, chowasz dłonie do kieszeni, powiew wieczornego wiatru rozwiał Ci kosmyki włosów. Jak dobrze wreszcie poczuć tą swobodę! W umyśle już kotłuje Ci się pomysł na nową przygodę. Co tym razem Cię spotka? Gdzie tym razem dojdziesz? To miejsce nigdy Cię nie przestaje zaskakiwać chociaż masz wrażenie, że znasz tu już każdy kąt. Zawsze zjawia się ktoś nowy, wnosi coś niesamowitego w Twoje życie, a Twoja Gwiazda coraz mocniej błyszczy tam na górze. Jest was coraz więcej. Świeć więc pełnią swojego blasku!
Zapraszamy do uczestnictwa na forum zrzeszającym wszystkich autorów i autorki zainteresowane wszystkimi gatunkami, rozwojem i kreowaniem nowych rzeczywistości! Długie czy krótkie posty! Pojawiające się codziennie bądź raz w miesiącu! Poszukiwacze towarzystwa, tej jednej osoby, po prostu odbiorców! Wszyscy możecie znaleźć coś dla siebie w naszym City of Stars!
01/01

Nowy Rok witamy z nową odsłoną naszego forum. Ah... tyle zmian na raz. Na pewno poczujecie się przez chwilę zagubieni, ale wierzymy, że szybko odnajdziecie się w Mieście Gwiazd. Szczęśliwego, magicznego Nowego Roku!
00/00
00/00
Administracja
Ostatnie posty
Szukaj
Display results as :
Advanced Search
Keywords

Latest topics
From today you're my toyWczoraj o 08:33 pmKurokocchin
This is my revengeWczoraj o 08:05 pmKurokocchin
there is a light that never goes out.Wczoraj o 04:34 pmSempiterna
Eclipsed by you Wczoraj o 04:03 pmCarandian
Show me the ugly world (kontynuacja)Wczoraj o 01:35 amFleovie
W Krwawym Blasku Gwiazd19/11/24, 07:09 amnowena
Twilight tension18/11/24, 10:27 pmCarandian
A New Beginning 18/11/24, 09:45 pmNoé
Zajazd pod Smoczą Łapą 18/11/24, 06:30 pmNoé
Listopad 2024
PonWtoSroCzwPiąSobNie
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Calendar

Top posting users this week
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
3 Posty - 19%
2 Posty - 13%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%
1 Pisanie - 6%

Go down
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Per Aspera Ad Astra {25/06/22, 08:32 pm}












[...]

I am going to make a roleplay writer out of ya my dear padawan

Per Aspera Ad Astra 08_Obi-Wan_Hello
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {25/06/22, 08:49 pm}


character song


Per Aspera Ad Astra 1c694e3aa82525cf00fa472000e896ba78c15291


"What is in your blood matters,
but not as much as
what is in your heart."


Per Aspera Ad Astra 63d0baa78a4bc8d559dfb1b595328e23


"There’s no such thing as good and evil,
black and white.
There’s only gray.
There’s only what a man can stand."

•••

Dvolarn Alani  ••  znany raczej jako 'Larn'    ••   22 lata    ••  urodzony 27 BBY   ••  human-pantoran hibrid  ••  urodzony na Serenno
panseksualny     ••    wolny, acz flirtuje z czym popadnie   ••   nie licząc pierwszych trzech lat życia, jego resztę spędził na Malastare
praktycznie   nie  pamięta  swojego  ojca,  wychowany przez  matkę Pantorankę  -  Onę  Alani  i  ojczyma  Gran'a  -  Rhuff'a Thaand'a
od  kiedy  był  mały,  jego  matka  cierpiała na niezidentyfikowaną przez miejscowych lekarzy chorobę  -  obecnie przykuta  do  łóżka
jego  ojczym  jest  zaciekłym  hazardzistą, który przez lata dorobił się  potężnych  długów    ••   parę  lat  temu  ślad  po  nim  zaginął
jedyny  człowiekopodobny  podracer  na   Malastare   ••   byłby  najlepszy,  gdyby  zażarcie  nie brał  udziału w ustawianiu  wyścigów
zdolny,  acz  raczej  jedno - wymiarowy  (ŚMIGACZE!)  mechanik   ••   na  boku  get - away driver dla grupy miejscowych gangsterów
języki: Galactic Basic Standard, Pantoran, Huttese, Dug, Gran •• poliglota, który czasami wydaje się rozumieć języki, których nie zna
wyjątkowy  szczęściarz   ••   wygadany...  w  taki  denerwujący  sposób   ••   pewny  siebie  i opanowany   ••   bezczelny  podrywacz  
skupiony  tylko i  wyłącznie  na jednym...  zgarnięciu  jak  najwięcej forsy ••  ma  długi  ojczyma  i  rachunki  medyczne  do spłacania
ma wyjątkowo  szybki  refleks  i  jest bardzo  zwinny  ••   od zawsze miał niewytłumaczalne umiejętności, które trenował w ukryciu
dobry w  walce  wręcz, zwłaszcza wibromieczem     ••    nienajlepszy  strzelec    ••    najlepszą odpowiedzią  na  atak...  jest ucieczka
ma dwójkę przyrodniego, starszego rodzeństwam, z którymi nie ma najlepszych relacji  ••  od dziewiętnastu lat nie opuścił planety
188  cm  wzrostu    ••   72 kg  wagi     ••    długie,  niebiesko - szare włosy,  rozpuszczone albo związane w  kucyk    ••   śniada  cera
zielone oczy o żółtym pobłysku i pionowej, kociej źrenicy ••szczupła, atletyczna sylwetka   ••tatuaż na lewej ręce, rękaw na prawej
zwykle ubrany w skórzaną kamizelkę i skórzane spodnie oraz dziwnie eleganckie koszule  •• małe blizny na czole i pod dolną wargą


Virkkar
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Virkkar
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {16/07/22, 08:10 pm}

Per Aspera Ad Astra Cade_k10
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {02/08/22, 11:32 pm}

Per Aspera Ad Astra 1c694e3aa82525cf00fa472000e896ba78c15291


Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność, ale podświadomie wyczuwał, że nie jest sam. Nie chodziło nawet o to ciężkie do zdefiniowania uczucie, którego czasami odczuwał, czując siłę obecności danej istoty nawet jeśli jej nie widział, a raczej o takie nieprzyjemne uczucie, że ktoś... a może raczej coś obserwuje każdy jego ruch. Nagle, gdzieś z tyłu rozległ się huk i na moment nieprzeniknioną ciemność dookoła, rozjaśnił intensywny blask płomieni, których źródło znajdowało się gdzieś za jego plecami... Kiedy spojrzał za siebie, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy – po pierwsze był w jakiejś jaskini, po drugie w oddali eksplodowało właśnie coś, co wyglądało podejrzanie jak jego śmigacz, otoczony jajkopodobnymi tworami. Niedobrze. Bardzo niedobrze, biorąc pod uwagę fakt, że wyjścia nigdzie nie było widać i błądził praktycznie po omacku, jako, że latarka, którą trzymał w dłoni rzucała ledwie cienki snop światła pod jego nogami, co pomagało jedynie w uniknięciu potknięcia się na kamienistym podnóżu... Skoro jednak przyleciał z tej strony, manewrując na pół ślepo, to gdzieś tam musiało znajdować się wyjście, a przynajmniej taką miał nadzieję. Nie był pewien jak długo idzie przed siebie, ale ciszę nagle rozdarł mrożący krew w żyłach wrzask. Nie czekał. Puścił się biegiem do przodu, mocniej zaciskając rękę na blasterze, ale... Nie miał szans. To... coś, kryjące się w ciemności, wydawało się zbliżać z każdą chwilą, jeśli miał wnioskować po zapachu i zmniejszać dzielącą ich odległość. Usłyszał kolejny ryk – tym razem tuż za sobą i...


Larn Alani otworzył oczy, gwałtownie zrywając się do siadu. Przez chwilę tylko rozglądał się dookoła, po znajomym, niewielkim pokoju. Kamizelka rzucona niechlujnie na krześle, zawalone papierami biurko, bo próbował się nauczyć jakiegoś zapomnianego alfabetu, wystawka wieloletnich nagród na półkach... Miejsce, w którym spędził prawie dwadzieścia lat swojego życia.
Nie był pewien... Co to było. Czasami zdarzały mu się takie dziwnie realne sny, ale zazwyczaj nie pamiętał o czym były. Tym razem jednak... Wszystko wydawało się takie... Takie prawdziwe. Zapach dymu w powietrzu, stęchłe powietrze. Terror, jaki czuł. To było bardziej jak wspomnienie, niż sen...
Kiedy jednak zerknął na godzinę, senne wspomnienia odpłynęły w niebyt. Larn był spóźniony. Bardzo spóźniony. Miał spotkanie z The i musiał ugrać jak najwięcej, bo i tak zbyt długo już odwlekał spłatę i nie długo mieli mu zacząć wchodzić na głowę.
Alani ubierał się w biegu – wciągnął na siebie koszulę, zarzucił swoją nieodstępną, skórzaną kamizelkę, wciągnął spodnie i po drodze skacząc, w końcu wciągnął buty. Pocałował, leżącą w pokoju obok matkę, na dowidzenia i sprintem wręcz wybiegł na zewnątrz, witając się z sąsiadami. Mało kto na Malastare nie wiedział kim jest Lars Alani – zwłaszcza w slumsach, gdzie dzieciaki nałogowo oglądały jego występy na holonecie. Alani ścigał się od jakiś ośmiu lat i był naprawdę dobry. Na tyle dobry, że potrafił zdecydować, kiedy chce wygrać, a kiedy nie, ba!, potrafił wycelować w miejsce, które chce osiągnąć.
Dlatego, na czarnym rynku ustawianych zawodów, praktycznie się o niego zabijano. The może nie był oczywistym wyborem – nie był najbardziej bogaty, ani nie miał najlepszej drużyny. Ale Larn odkrył, że może wyjątkowo łatwo przekonać go do tego czego chce, jeśli tylko wystarczająco się na tym skupi, kiedy z resztą bywało różnie, zwłaszcza z  Dug’ami, którzy wydawli się wręcz odporni na jego urok osobisty, czy niezwykłe wręcz umiejętności perswazji.
Ale zanim zajmie się sprawami zawodowymi... Najpierw kaffusia.

[...]


Co prawda w swoim świadomym życiu Larn nigdy nie opuszczał Malastare, ale gdyby ktokolwiek pytał – najlepsza kaffa w galaktyce była serwowana w ‘Cork’s Den’. Co prawda definitywnie nie był to establiszment najwyższych lotów, a raczej mała, zapyziała knajpka w slumsach, ukryta w cieniu ponurych skał, ale hej... Nie szata czyni człowieka i nie wystrój zewnętrzny (ani wnętrza) czyni restauracje.
Jakość potraw ją czyni. I uroczy kelnerzy.
Ehym.
W każdym razie, Alani wwalcował do knajpy tego dnia jak do siebie, machając innym stałym klientom, zagadując do znajomych,  i nie zważając na absolutnie nic, rozparł się na „swoim” miejscu. To znajdowało się w tyle knajpy, przy oknie i składało się z niewielkiego stolika i dwóch obitych skórą kanapach.
-Kogo moje piękne oczy widzą... –uśmiechnął się szeroko do podchodzącego do niego kelnera.
-Przyszedłeś mi dzisiaj życzyć szczęścia? Jak ładnie się do mnie uśmiechniesz, to... –nachylił się do wysokiego mężczyzny. –Powiem ci, na które miejsce obstawiać –puścił mu oko. Wszyscy wiedzieli, że Larn Alani ustawia wyścigi. Po prostu nikt mu tego nie potrafił udowodnić. Już jako dzieciak nauczył się, że jeśli chce się oszukiwać, trzeba to robić na tyle dyskretnie, żeby nikt się nie zorientował jak to robisz, ale niekonieńcznie w całkowitym sekrecie. Tak długo jak nic ci nie udowodnią, rozgłos może przynieść dodatkowe finansowe korzyści także.
Co szanowny pan poleca?-zapytał taki tonem, jakby nie zamierzał zamówić tego samego, co każdego poranka. Kaffa z mlekiem. Z potrójnym szotem. I naleśniki. Dużo naleśników. Tak, żeby miał czym rzygać w wyścigu. Nie no... To zdarzało się tylko, kiedy był na kacu i starał się naprawdę tego unikać, ale... Skłamałby mówiąc, że nie miał przyjemności rzygać w kask.
-O MÓJ BOŻE... LARN! LARN ALANI! –odwrócił się przez ramię, słysząc głos... Którego nie słyszał od ponad roku. W drzwiach knajpy stał młody, niewysoki chłopak w mundurze imperialnej akademii.
-Korrian! –Larn zerwał się ze swojego miejsca, podbiegając do przyjaciela i zamykając go w niedźwiedzim uścisku. Korrian Brevi – najlepszy przyjaciel Larn’a z dzieciństwa. Ten porządny. Poukładany. Praworządny.  –Kiedy wróciłeś? Na ile?
-Zaraz mnie udusisz!-niższy chłopak się roześmiał, z trudem odsuwając Larn’a od siebie. –Wczoraj. Chciałem do ciebie zajść z rana, ale twoj amatka mi powiedziała, że już wyszedłeś i że znajdę cię tutaj, także...-cóż. Nie było tajemnicą, gdzie Alani spędzał swoje poranki.
Pilot pociągnął Korrian’a w stronę stolika. Naprawdę się cieszył spotkaniem z dawnym przyjecielem. Ten dzień stał się nawet lepszy. Mieli dużo do omówienia...
-Korrian dostał się do Imperialnej Akademii na Coruscant w zeszłym roku... –Alani poinformowałm wszystkich dookoła. Właściwie to mieli iść na akademię razem. Larn nawet dostał stypendium, ale... Zdrowie jego matki się pogorszyło i koniec końców musiał zostać na Malastare.  –Opowiadaj! Wszystko! –nawet jeśli ich plany nie wypaliły, to naprawdę cieszył się sukcesem Korrian’a i chciał usłyszeć WSZYSTKO! Od tego jak ekscytujące są zajęcia na uczelni, przez to jak ekscytujące są kluby w stolicy galaktyki, po to jakie panienki wyrywał... WSZYSTKO.
Virkkar
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Virkkar
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {11/08/22, 08:49 pm}

Per Aspera Ad Astra Cade_k13


     Cade zmierzył wzrokiem swojego przeciwnika.  Metalowy postrach Malastry i  kilku okolicznych systemów, który prawdopodobnie pamiętał jeszcze wojny klonów, albo co prawdopodobniejsze został stworzony zanim Cade w ogóle pojawił się na tym świecie. Na myśli miał oczywiście stary rupieć, zwany też automatem do kaf. No może nazwanie go „postrachem Malastry” i kilku okolicznych systemów było sporą przesadą, choć postrachem pracowników „Corgs’s Den” na pewno był.  Otworzył jedną z bocznych klapek, po czym wziął się za dłubanie w kablach tak by maszyna, dała radę pociągnąć jeszcze jeden dzień, można by oczywiście kupić nową, ale Corg twierdził że działa znakomicie i że żaden Coruskański chłam nie jest w stanie jej zastąpić. Zabrak przepiął kabel, i uśmiechnął się ponuro do siebie, gdy zagwizdała oznaczając swoją gotowość do pracy. „ Może gdyby Corg sam miał się nią miał zajmować to szybciej by ją wymienił” stwierdził kwaśno w myślach. Przewrócił oczami, dzień zapowiadał się na długi i męczący, czyli taki jak zwykle. Złapał za swój bloczek do zbierania zamówień i wywlókł się zza lady, gotując się mentalnie na zbieranie się nieskończonej lawiny  porannych zamówień.
    W końcu dotarł  do stolika przy którym siedział jeden z dobrze znanych mu z widzenia bywalców. Choć Larn, chyba nazywał Larn, pamięć do imion nie była jego mocną stroną, z tego co Cade kojarzył był znany na Malastrze. Albo po prostu wszyscy widzowie wyścigów ścigaczy którzy, przychodzili do kawiarni często o jego osobie wspominali.  No i praktycznie zawsze brał ten sam zestaw, kaf z mlekiem z potrójnym szotem. i naleśniki.
-Właściwie, to raczej odebrać twoje zamówienie.- Uśmiechnął się odpowiadając mężczyźnie. -Ale powodzenia też mogę życzyć.- Dodał.
  Pobłażliwie uśmiechnął się, starając zbyć puszczone oczko, jak i to że jego klijent nachylił się w jego kierunku, zaczynając jak gdyby nigdy nic wymieniać polecane zestawy śniadaniowe. Czego jednak nie było mu dane skończyć przez pojawienie jakiegoś znajomego siedzącego przy stole mężczyzny w drzwiach kawiarni. Pośpiesznie odsunął się tak by, przepuścić zrywającego się pilota i zamarł w bezruchu. Widząc mundur mężczyzny. Poczuł jak zaczynają drzeć mu ręce,  a jego organizm napina się szykując  się do szybkiej ewakuacji. Wzdrygnął się, i mentalnie strzelił sobie w policzek. Przełknął ślinę i skarcił się w myślach. Jego poziom był jednak wyższy niż trzęsienie się jak galareta na widok członka imperium . A po za tym to, po pierwsze tylko jeden członek imperium( choć gdzie jeden imperialny tam z reguły szybko pojawiają się kolejni) czyli nieszczęścia chodzą parami. Po drugie panikując albo robiąc coś głupiego,zwrócił by  więcej uwagi na swoją osobę. Czego preferował unikać. Zebrał się w sobie, poprawił swój fartuch i trochę nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowił zaczekać aż emocje tamtej dwójki nieco opadną a on będzie w stanie zając się zamówieniem, albo do momentu w którym inny stolik będzie potrzebować jego asysty.
Dijira
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Dijira
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {31/08/22, 12:02 am}

Per Aspera Ad Astra 1c694e3aa82525cf00fa472000e896ba78c15291


Może dlatego, że dawno się nie widzieli, a komunikacja na odległość była utrudniona przez różnice czasowe i ograniczenia wprowadzone przez akademię, konwersacja pomiędzy przyjaciółmi płynęła wyjątkowo sprawnie i gładko. Oboje mieli tyle sobie do powiedzenia!
-Coś ty taki dzisiaj nerwowy, Cade? –zapytał, gdy kelner wrócił w końcu odebrać ich zamówienie. –To zupełnie nie w twoim stylu-raczej nie chodziło o wybryki Alani’ego , bo Cade ignorował je wyjątkowo intensywnie, od kiedy został wzięty przez Larn’a na celownik... A że Larn nie znosił przegrywać, tłumaczyło to, dlaczego jeszcze sobie nie odpuścił. Nie mógł w końcu przyznać się do porażki, czyż nie?
-Korrian właśnie mi opowiadał, jak to świetnie nie jest na Corruscant...
-Ale wciąż nie można tam dostać takich naleśników jak tutaj nigdzie nie ma-[wtrącił główny zainteresowany.
-Och, czyli wróciłeś tylko dla naleśników?-wtrącił ze śmiechem.
-I dla ciebie, oczywiście...-
-Awwwww... Bo się zarumienię. Ale muszę cię rozczarować. Ciężko pracuję, żeby zdobyć serce tego tutaj, licząc na dożywotni dostęp do darmowej kaffy –zaśmiał się cicho. Prawdą było, że od kiedy Cade zaczął pracować w knajpie, Larn bezwstydnie z nim flirtował. Nie można go było winić, okej? Facet był przystojny, a Alani miał nieprzyjemny nawyk flirtowania (najczęściej kiepskiego) ze wszystkim co się rusza.
-To ja wezmę kaffę z potrójnym szotem i mlekiem, naleśniki i buziaka na szczęście, na deser –wyszczerzył się debilnie.
-Ja poproszę to samo, minus całusa-rzucił Korrian, kręcąc głową z niezbyt zaskoczonym niedowierzaniem. Najwyżej pewne rzeczy nigdy nie miały się zmienić.
-Jak zwykle taki porządny... I ty mi mówisz, że jeszcze nie przygruchałeś sobie w stolicy kogoś na stałe?-ech... Jak dobrze, że wrócił. Larn’owi naprawdę go brakowało. Szkoda tylko, że wrócił akurat, jak Alani ustawił wyścig i miał zamiar dzisiaj przerwać.
Po śniadaniu i wylewnym pożegnaniu się z Cade’m (cóż, przynajmniej ze strony Larn’a), panowie udali się do sponsora Larn’a, dogadać ostatnie rzeczy i przygotować się do zawodów. Oczywiście, stary zgred próbował pilota ojebać, ale ten dobitnie mu powiedział, że ma się zgodzić na czterdzieści sześćdziesiąt podział dochodów i ten... Się zgodził. Jak zwykle. Larn nie był pewien co takeigo ma w sobie, ale kiedy położył wystarczająco dużo nacisku na swoje słowa, stosunkowo spora część ludzkości mu ustępowała, zgadzając się na to czego chciał.


[...]


Parę godzin później już siedział w śmigaczu, sprawdzając czy wszystkie wskaźniki są poprawne. Na głowie miał swój żaruwiasto czerwony kask, gryzący się agresywnie z niebieskim warkoczem, ktory spod niego wystawał, na nosie, ochronne gogle. Maszyna wydawała obiecujące dźwięki, gotowa do startu. Nie martwił się przesadnie. Zgodnie z umową miał być tego dnia drugi – i wbrew pozorom było to trudniejsze wyzwanie niż wygrana, bo celowanie w konkretne miejsce, tak, żeby nie zrobić tego w oczywisty sposób. Larn był w tym mistrzem – był równiez wyjątkowo dyskretny i dlatego właśnie był wyjątkowo rozchwytywany w biznesie ustawiaczy. Wychodził na tym lepiej biorąc pod uwagę podatki, jakie by ponosił gdyby cały czas wygrywał.
Kiedy wyścig się zaczął czuł w żyłach znajomy smak adrenaliny, uważnie obserwując swoich przeciwników i sprawnie przedzierał się do czołówki. Kilka pierwszych okrążeń po wyniszczonym, zniszczonym przez industralizację krajobrazie upłynęło mu normalnie – kilka potyczek z współzawodnikami, kilka przepychanek... Nie mógł przewidzieć, że jego największy przeciwnik Tarvanis zdecyduje się tego dnia oszukiwać. Nie mógł przewidzieć, że jego śmigacz zostanie uszkodzony. Nie mógł przewidzieć, że wybity z kursu, zupełnie straci kontrolę i że przebije się do jakiejś bóg wie jak dawno zapomnianej jaskini.
I na pewno, ale to na pewno, nie przewidział, że jego sen się spęłni.


[...]


Wyjątkowo silne echo rozeszło się po Mocy. Kilkaset lat świetlnych, w centrum Galaktyki, wyczuli je Inkwizytorzy... I nie tylko oni.


[...]


Larn myślał, że było po nim. Koniec. Kropka. Kaputt. Zabity. Zjedzony... Zjedzony przez ogromną kreaturę, która aktualnie leżała pod zawalonym  sufitem jaskini. Wciąż nie był pewien co się stało – ogromny potwór znany tylko z legend, bestia Zillo, jeszcze chwilę temu na niego szarżował, a on... On jakoś zatrzymał ją w miejscu – w odrobinę podobny sposób do tego,  w który lewitował przedmioty. A potem próbował zrzucić na nią kamień... I musiał trafić na taki, który poluzował sklepienie jaskiń, bo po jednym sporym kamieniu, poleciały kolejne...
Kolejnym cudem było to, że podążając za instynktem, jakoś wydostał się na zewnątrz. Brudny, ubabrany w ziemi i sadzy, ale żywy i właściwie w jednym kawałku, nie licząc pobolewającej kostki.
Dotarcie na nogach z powrotem do miasta zajęło mu dobre trzy godziny...
Ale wyglądało na to, że kłopoty nie miały go opuszczać tego dnia. Cała mieścina była w stanie gotowości, wszędzie było pełno żołnierzy imperium i szturmowców.
Co tu do kurwy nędzy się działo?
Virkkar
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Virkkar
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {12/12/22, 09:26 pm}

Per Aspera Ad Astra Cade_k14





-Gdybyś musiał się codziennie męczyć z naszą maszyną do kaf też byłbyś nerwowy.- Zażartował, uśmiechając cierpko, po tym jak wrócił do stolika ukrywając swoje zdenerwowanie. Co było po części prawdą, rupieć „ekhem” „ekhem” „maszyna” doprowadzała go do szewskiej pasji. Zwłaszcza że jej wiek sprawiał że walka z nią zawsze kończyła się porażką i potrzebą ponownej naprawy.  Cade przestąpił z nogi na nogę, oczekując aż dwójka przyjaciół złoży zamówienie i mimowolnie przysłuchując się ich rozmowie.  Czy lubił podsłuchiwać innych? Jak bardzo nie chciał przyznać przed samym sobą : trochę, głównie dlatego że stare nawyki kierujące się logiką że im więcej się wie tym lepiej, jeszcze w nim nie obumarły.  Po za tym zawsze był ciekawski, a po trzecie nie podsłuchiwał specjalnie tylko, czekał na zamówienie (a tak przynajmniej to sobie tłumaczył) . Wbrew sobie uśmiechnął się pobłażliwie na wzmiankę na temat Corrusant. Prawdę powiedziawszy, zawsze nie lubił tej planety, zbyt duża, zbyt głośna zbyt miastowa. Właściwie to ciężko by było by była inna, pomyślał, w końcu to jedna wielka śmierdząca metropolia. Po za tym, większa część jego wspomnień  z nią związanych była bolesna lub wprawiała go w melancholijny nastrój. Skarcił się w myślach, dzisiejszy dzień, sprawiał że strasznie gubił się w myślach. Musi się bardziej wysypiać. Wrócił myślami do bieżącej sytuacji i zaczął niedbale notować zamówienie, puszczając uwagę chłopaka mimo uszu.
- Obawiam się że w menu nie mamy buziaków na szczęście. – Zrobił sztucznie smutną minę po czym, zamknął notes. -Ale powodzenia mogę życzyć. – Uśmiechnął się szczerze, odchodząc z powrotem do kuchni by przekazać zamówienia. Westchnął, biorąc pod uwagę jak bardzo był dziś wszystkim rozproszony. Dzisiejszy dzień będzie bardzo długi i bardzo bolesny.
                                                                                                   

                                                                                                         
   [...]

                                                                                                                       

    Jak na nieszczęście dziś był dzień podczas którego musiał mieć rację. Zmiana dłużyła się w nieskończoność a sterta brudnych talerzy, która się wokół niego piętrzyła wydawała się absolutnie nie zmniejszać.  Prawdę powiedziawszy praca na zmywaku niezbyt mu przeszkadzała, zwłaszcza dziś.  Wzdrygnął się. Fakt faktem bywały takie dni gdy moc stara się uporczywie o sobie przypomnieć, a Cade starał się uporczywie o niej zapomnieć.  Co było dosyć idiotycznie, w końcu nie miał wpływu na to że był wrażliwy. Co nie oznaczało, że nie mógł jej obwiniać o uczucie niepokoju. Które postanowiło ot tak sobie wyskoczyć po starcie wyścigu śmigaczy. Niestety, w odróżnieniu od zwykłego powiedzenia sobie że coś jest nie tak, w duchu wiedział że niestety w stosunku do mocy, jego przeczucia miały nie przyjemny zwyczaj spełniania się. Westchnął przeciągle, tak czy siak rozmyślanie nie pomoże mu zmyć tych naczyń. Zaczęł sięgać ręką po kolejny talerz by, zorientować się że cała sterta, zaczęła się powoli telepać. Wydając z siebie nieprzyjemne dzwonienie. Następnie drżeć zaczęła ściana. Potem wszystkie przedmioty w okolicy . Aż w końcu ziemia.  Potem poczuł jeszcze coś innego, coś dziwnego, z jednej strony znajomego z drugiej zupełnie obcego. Za nim mógł się na nim skupić zobaczył tylko lecącą w jego stronę, górę przewróconych od wstrząsu naczyń.
                                                                                                                 
 [...]

  Cade poprawił swoją torbę, która przeżyła już z nim nie jedno co zaczynało być po niej  powoli widać. Co nie chętnie sobie w duchu przyznał, patrząc na kilka małych dziur, które dawno powinien już zaszyć.  Z reguły nie kończył swoich zmian wcześniej, ale małe trzęsienie ziemi i użycie mocy by uratować talerze, wprawiły go w lekko powiedziawszy bardzo kiepskie samopoczucie. Trzęsienie ziemi jak i ciężkie dni mógł przetrawić. Portu i teraz całego miasta wypełnionego imperialnymi. Tego już nie. Normalni ludzie, nie mieli pochowanych rzeczy na czarną godzinę w pobliża miejsca swojego zamieszkania. Szkopuł był taki że Cade dawno, normalny już nie był. Choć prawdę powiedziawszy trochę w tym momencie żałował że się o po tą torbę wrócił. W ten sposób jak na złość utknął w najbardziej, a przynajmniej w pobliżu najbardziej  strzeżonego miejsca w całym miasteczku. Normalnie w port tętnił swoich żywym tętnem, odgłosem wlatujących i wylatujących statków, szczękiem płyt i gromkimi wrzaskami. Teraz był zadziwiająco cichy.  Wychylił się minimalnie zza ściany, sprawdzając czy droga przed nim była bezpieczna.  Po szybkim upewnieniu ruszył przed siebie, oglądając się jeszcze do tyłu, tak by dopiero w ostatniej chwili z orientować się że właśnie wpadł (dosłownie) na znajomego pilota śmigacza.
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:

Per Aspera Ad Astra Empty Re: Per Aspera Ad Astra {}

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach