Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Wcielamy się w grupę graczy, którzy zostali uwięzieni w grze, w
której zginięcie oznacza śmierć również w świecie rzeczywistym.
której zginięcie oznacza śmierć również w świecie rzeczywistym.
Wielu graczy dotąd poległo, a jeszcze więcej osadziło się w bezpiecznej
przestrzeni, nie czując się na siłach w mierzeniu się z
przestrzeni, nie czując się na siłach w mierzeniu się z
niebezpieczeństwami czyhającymi poza tą strefą. Tylko nieznaczna
garstka spośród tych tysięcy rzeczywiście walczy na froncie, w
drodze ku końcowi gry i powrotu do prawdziwego świata
Players:
Sus as Awaremi
Kass as Bellzee and Arcane
Carlain as Norvina
Keeva as Audall
Troianx as Scarecrow
Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
then i saw
hell
I Just Want Paece
Finn "Scarecrow" Tremblay II Mężczyzna II Dwadzieścia lat II Homoseksualny II Homoromantyczny II Kanadyjczyk II Trzynastoletnia siostra o imieniu Ellie , "MoMo"II
Lekko umięśniony II Sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu II Niemalże kruczoczarne włosy II Szaro-zielone tęczówki II Liczne tatuaże na ciele (wąż oplatający prawą rękę, drut kolczasty na lewym bicepsie i inne) II Charakterystyczny pieprzyk tuż nad górną wargą II
• Od dwóch lat zajmował się tatuowaniem w studio położonym niedaleko centrum w Ottawie, a w wolnym czasie doszkalał się w programowaniu i w hakowaniu, był znany pod pseudonimem "Scarecrow" lub w skrócie "Crow" - stąd wzięła się jego nazwa w Aincrad.
Pewnego dnia postanowił przeprowadzić swoje śledztwo na temat nowej gry, jednak nie trwało ono długo, ponieważ pod jego nieobecność, Ellie targana ciekawością, postanowiła sama zagrać i tak o to, w ten sam dzień, znaleźli się w wirtualnej rzeczywistości. Finn jako starszy brat czuł się za nią odpowiedzialny i nie mógł zostawić jej tam samej.
• Nigdy nie nauczył się dobrze gotować i był w stanie podpalić nawet makaron podczas gotowania, więc nic dziwnego, że i w grze niezbyt kwapi się do zdobywania tej umiejętności. Całe szczęście, Ellie ogarnia bardziej gotowanie niż on
• Znacznik zielony, 19 lvl
• Strzelanie z łuku - 24 lvl Walka mieczem - 14 lvl Gotowanie: 1 lvl Stolarka - 7 lvl Używanie czarów - 6 lvl Miksowanie(Alchemia) - 22 lvl Używanie roślin leczniczych - 10 lvl Szycie - 3 lvl
• Dodatkowe umiejętności:
Trucizna - strzała, którą zostanie trafiony przeciwnik jest zatruta: przez osiem sekund zwiększa samoistnie obrażenia. Dostępne od dwudziestego poziomu alchemii, do wykorzystania raz w czasie pojedynku
[b]
Budowa <3
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Someday we'll be able to win
Godność i nick Bellamy Zucker "Bellzee"
Wiek i data urodzenia 22 lata, 17.06
Orientacja Biseksualny
Aparycja Szarooki brunet, 1,78 wzrostu
Sylwetka szczupła z delikatnie zarysowanymi mięśniami
Karnacja jasna, usiana pieprzykami, ręce w tatuażach
Bellzee
Znacznik zielony. Nie należy do żadnej gildii, raczej dołącza do nich na froncie, grając solo. Jakiś czas temu zakupił mieszkanie w Stimburgu, na trzynastym piętrze, gdzie pomieszkuje z Retle - kolegą poznanym niemal na początku gry. Był jednym z beta testerów gry, za niedzielenie się zdobytymi informacjami został owiany złą sławą i okrzyknięty Beaterem. Jest w posiadaniu niebieskiego kryształu teleportacyjnego, którego odkupił od Cathery'ego, gdy ten zrezygnował z walczenia na froncie.
28 lvl - wojownik posługujący się mieczem. Posiada "Obsydianowe Ostrze", które dropnęło z bossa na dziesiątym poziomie, posiada wzmocnienie +8, jest demonicznym narzędziem, wykutym ze smoczej stali i obsydianowych prochów otchłani.
Podstawowe umiejętności:
Walka mieczem - 24 lvl
Strzelanie z łuku - 1 lvl
Gotowanie: 19 lvl
Stolarka - 7 lvl
Używanie czarów - 20 lvl
Miksowanie(Alchemia) - 9 lvl
Używanie roślin leczniczych - 6 lvl
Szycie - 1 lvl
Dodatkowe umiejętności:
- Wystarczy, że dotknie nożem produktów spożywczych, a one same kroją się na plastry
- Rozproszenie miecza na małe ostrza, które prowadzone są w kierunku przeciwka za pomocą magii
Dodatkowe informacje:
- Z charakteru jest osobą, która zdecydowanie bardzo łatwo nawiązuje nowe kontakty. Można mu przypisać nieraz bycie odrobinę narwanym, co również zwykle popycha go do bycia pierwszym chętnym do bezpośredniego starcia z niebezpieczeństwem. Nie uważa się za dobrego lidera, ani tym bardziej za niezbędną jednostkę, jako że niekoniecznie odnajduje się grając w teamie. Niestosowanie duże pokłady obwiniania się o wszystkie grzechy świata, które zwykle wyrzuca bijąc moby w jaskiniach.
- Nazwa Bellzee powstała z połączenia imienia i nazwiska. Znajomi na uczelni ni z tego, ni z owego zaczęli nazywać go w ten sposób, co później sam Bellamy stosował jako nick w każdej grze, w którą grał.
- Przed utknięciem w wirtualnym świecie był zwykłym nastolatkiem, studiującym budownictwo na uniwersytecie w Nowym Orleanie. Nie był to kierunek, który go interesował, mimo wszystko nie dostał się na informatykę. Nie porzucił mimo wszystko swojego hobby, dlatego dużo czasu spędzał przed komputerem, często programując nowe gierki, równie często w inne grając ze znajomymi. Powstawanie Aincradu śledził na długo zanim zostało oficjalnie ogłoszone, tak więc nic dziwnego, że znalazł się wśród beta testerów.
- Przez około miesiąc początkowej rozgrywki starał się zgrywać kogoś, kim całkowicie nie jest. Sądził, że gra pozwalała mu na wytworzenie całkowicie odmiennej osobowości. Zderzył się z rzeczywistością wraz ze straceniem przyjaciela, który został zamordowany przez gildię zabójców. Niedługo później też poznał się z Retle, a jego wcześniejsze nastawienie niemal diametralnie się odmieniło. Zarówno do otaczającego go świata, jak i samego meritum gry.
I don't wanna die
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
- other:
- OG:
by Kecil
Carlain
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
good luck & have fun
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Arcane
Your silence is my favorite sound
21-letni Chase Huard, urodzony 15.01 w Aveiro w Portugalii. Biseksualny albinos, posiada białe włosy i jasnoniebieskie spojrzenie. Przy jego dość niskiej wadze, 185 cm wzrostu składa się na lekko wychudzoną sylwetkę. Charakterystyczna jest blada cera, nieskalana większymi bliznami, pieprzykami, tatuażami ani piercingiem.
W grze:
Znacznik czerwony. Uznaje zasadę albo zabijesz albo zostaniesz zabity. Przez długi czas trzymał się na uboczu, nawet przynależąc do mało znanych gildii za czasów posiadania pomarańczowego znacznika. Był raczej obserwatorem, który nazbierał znaczną ilość kosztownych i znaczących itemów w grze, przez co stanowił doskonałą rybkę do złowienia. Tak przynajmniej sądziła jego poprzednia gildia, która postanowiła obrócić się przeciwko nie mu. To za ich przyczyną posiada czerwony znacznik. Nie zdołał mimo wszystko ochronić swojego tyłka. Przez jedną ze swoich początkowych gildii został zmuszony do oddania zyskanych przedmiotów za cenę własnego życia. Ledwie żywy został porzucony w lesie. Nie posiada głównego miejsca pobytu, raczej cały czas się przemieszcza. Niegdyś był w posiadaniu niemal każdego kryształu, obecnie posiada jedynie uzdrawiający, który sam kupił w razie podobnych wypadków. Z rzadka widziany na froncie, a jeśli już ktoś widzi wówczas jego facjatę, może spodziewać się kłopotów. 22 lvl - wojownik posługujący się kataną, mimo wszystko przeważnie widziany z łukiem.
Podstawowe umiejętności:
Walka kataną - 24 lvl
Strzelanie z łuku - 20 lvl
Gotowanie: 10 lvl
Stolarka - 1 lvl
Używanie czarów - 5 lvl
Miksowanie(Alchemia) - 10 lvl
Używanie roślin leczniczych - 14 lvl
Szycie - 1 lvl
Dodatkowe umiejętności:
Podmuch - umiejętność ta nadaje prędkości w poruszaniu się i wycisza całkowicie kroki na 30 sekund.
Tarcza - odpowiednia inkantacja nałożona na katane wyzwala tarczę na użytkowniku i pobliskim graczu. Możliwa do użycia jedynie przy spadku HP do połowy lub niżej.
Dodatkowe informacje:
- Arcane wychowywał się w średnio zamożnej rodzinie, do czasu rozwodu rodziców. Ojciec od zawsze był hazardzistą, jednak dla swojej żony ograniczał swoje udziały w kasynach, do pewnego bliżej nie znanego mu momentu. A to wszystko ze względu na to, że Chase często sprawiał kłopoty, skupiając się głównie na sobie. Matka odeszła do bogatego mężczyzny, zabierając przy tym jego starszego brata, podczas gdy Arcane zmuszony był zostać z ojcem, który cały czas staczał się. Tak więc w młodym wieku zamieszkał w slumsach zmuszony do walki o przetrwanie, nie mając już żadnego kontaktu z matką i starszym bratem. Do Aincradu dostał się z własnej ciekawości, kradnąc nowiusieńkiego Nerve Gear'a, jakiemuś studentowi. Konsekwencje za ten wyczyn nie zostały mu wymierzone, ponieważ utknął w grze wraz z setkami ludzi.
- Ze swoim starszym bratem - Nexem, spotkał się ponowny raz w grze. Nex początkowo trzymał się z młodszym bratem, jednak gdy Arcane nabył pomarańczowy znacznik został przez niego porzucony po raz kolejny. Po tym już wiele razy się nie widzieli, zwłaszcza że Chase wołał nie kręcić się w pobliżu jednej z lepszych gildii, w której Nex obecnie zajmuje dość wysoką posadę.
- Wybrał klasę wojownika władającego kataną bardziej z ciekawości, niż rzeczywistych umiejętności. Tak więc to co umie, zostało nabyte przez ostatnie trzy miesiące gry. Natomiast na fakt, że częściej widziany jest z łukiem składa się to, że jako dziecko uczęszczał na zajęcia ze strzelania z łuku, stąd i z tym jest bardziej zaznajomiony. Obecnie używa to jako przygrywkę - jako że obiła mu się o uszy (nie)popularna opinia, że łuczników łatwiej jest dopaść.
- Z pierwszego wrażenia wydaje się ludziom chłodny i zdystansowany. Może na to wpływać fakt, że często trzyma się na uboczu i obserwuje otoczenie oraz innych graczy. Swoje zachowanie wyciągnął z życia, jakie prowadził wcześniej, w którym również musiał walczyć o przetrwanie. Być może to też sprawiło, że z drugiej strony jest okropnym manipulatorem, który śmiało zamieni czyjeś życie w piekło, aby w ostateczności zyskać na tym satysfakcję. Już dawno wyparł wyrzuty sumienia, mając dość ciągłego porzucania przez wszystkich, którzy wydawali mu się bliscy (którzy też najwyraźniej z tego tytułu nie mieli wyrzutów sumienia). O jego prawdziwej twarzy trudno mówić, jako że często przybiera różne maski.
- Z rzadka widziany na froncie, głównie z racji tego, że to dla niego nieistotne czy gra się skończy i czy wrócą. Świat Aincradu koniec końców jest całkiem podobny do życia, które prowadził wcześniej. I przy okazji właśnie ta gra, odgradza go od poniesienia konsekwencji za kradzież. Jeśli już się pojawia na froncie to głównie dla zabawy.
- Niejednokrotnie zapraszany jest do członkostwa w gildiach zabójców, jednak stara się omijać zarówno jednoznaczne zgody, bądź odmowy, nie chcąc stanąć na pierwszym miejscu w liście do odstrzału. Zabijanie nie sprawia mu przyjemności, jednak jest koniecznością w momencie zagrożenia poza bezpieczną strefą.
W grze:
Znacznik czerwony. Uznaje zasadę albo zabijesz albo zostaniesz zabity. Przez długi czas trzymał się na uboczu, nawet przynależąc do mało znanych gildii za czasów posiadania pomarańczowego znacznika. Był raczej obserwatorem, który nazbierał znaczną ilość kosztownych i znaczących itemów w grze, przez co stanowił doskonałą rybkę do złowienia. Tak przynajmniej sądziła jego poprzednia gildia, która postanowiła obrócić się przeciwko nie mu. To za ich przyczyną posiada czerwony znacznik. Nie zdołał mimo wszystko ochronić swojego tyłka. Przez jedną ze swoich początkowych gildii został zmuszony do oddania zyskanych przedmiotów za cenę własnego życia. Ledwie żywy został porzucony w lesie. Nie posiada głównego miejsca pobytu, raczej cały czas się przemieszcza. Niegdyś był w posiadaniu niemal każdego kryształu, obecnie posiada jedynie uzdrawiający, który sam kupił w razie podobnych wypadków. Z rzadka widziany na froncie, a jeśli już ktoś widzi wówczas jego facjatę, może spodziewać się kłopotów. 22 lvl - wojownik posługujący się kataną, mimo wszystko przeważnie widziany z łukiem.
Podstawowe umiejętności:
Walka kataną - 24 lvl
Strzelanie z łuku - 20 lvl
Gotowanie: 10 lvl
Stolarka - 1 lvl
Używanie czarów - 5 lvl
Miksowanie(Alchemia) - 10 lvl
Używanie roślin leczniczych - 14 lvl
Szycie - 1 lvl
Dodatkowe umiejętności:
Podmuch - umiejętność ta nadaje prędkości w poruszaniu się i wycisza całkowicie kroki na 30 sekund.
Tarcza - odpowiednia inkantacja nałożona na katane wyzwala tarczę na użytkowniku i pobliskim graczu. Możliwa do użycia jedynie przy spadku HP do połowy lub niżej.
Dodatkowe informacje:
- Arcane wychowywał się w średnio zamożnej rodzinie, do czasu rozwodu rodziców. Ojciec od zawsze był hazardzistą, jednak dla swojej żony ograniczał swoje udziały w kasynach, do pewnego bliżej nie znanego mu momentu. A to wszystko ze względu na to, że Chase często sprawiał kłopoty, skupiając się głównie na sobie. Matka odeszła do bogatego mężczyzny, zabierając przy tym jego starszego brata, podczas gdy Arcane zmuszony był zostać z ojcem, który cały czas staczał się. Tak więc w młodym wieku zamieszkał w slumsach zmuszony do walki o przetrwanie, nie mając już żadnego kontaktu z matką i starszym bratem. Do Aincradu dostał się z własnej ciekawości, kradnąc nowiusieńkiego Nerve Gear'a, jakiemuś studentowi. Konsekwencje za ten wyczyn nie zostały mu wymierzone, ponieważ utknął w grze wraz z setkami ludzi.
- Ze swoim starszym bratem - Nexem, spotkał się ponowny raz w grze. Nex początkowo trzymał się z młodszym bratem, jednak gdy Arcane nabył pomarańczowy znacznik został przez niego porzucony po raz kolejny. Po tym już wiele razy się nie widzieli, zwłaszcza że Chase wołał nie kręcić się w pobliżu jednej z lepszych gildii, w której Nex obecnie zajmuje dość wysoką posadę.
- Wybrał klasę wojownika władającego kataną bardziej z ciekawości, niż rzeczywistych umiejętności. Tak więc to co umie, zostało nabyte przez ostatnie trzy miesiące gry. Natomiast na fakt, że częściej widziany jest z łukiem składa się to, że jako dziecko uczęszczał na zajęcia ze strzelania z łuku, stąd i z tym jest bardziej zaznajomiony. Obecnie używa to jako przygrywkę - jako że obiła mu się o uszy (nie)popularna opinia, że łuczników łatwiej jest dopaść.
- Z pierwszego wrażenia wydaje się ludziom chłodny i zdystansowany. Może na to wpływać fakt, że często trzyma się na uboczu i obserwuje otoczenie oraz innych graczy. Swoje zachowanie wyciągnął z życia, jakie prowadził wcześniej, w którym również musiał walczyć o przetrwanie. Być może to też sprawiło, że z drugiej strony jest okropnym manipulatorem, który śmiało zamieni czyjeś życie w piekło, aby w ostateczności zyskać na tym satysfakcję. Już dawno wyparł wyrzuty sumienia, mając dość ciągłego porzucania przez wszystkich, którzy wydawali mu się bliscy (którzy też najwyraźniej z tego tytułu nie mieli wyrzutów sumienia). O jego prawdziwej twarzy trudno mówić, jako że często przybiera różne maski.
- Z rzadka widziany na froncie, głównie z racji tego, że to dla niego nieistotne czy gra się skończy i czy wrócą. Świat Aincradu koniec końców jest całkiem podobny do życia, które prowadził wcześniej. I przy okazji właśnie ta gra, odgradza go od poniesienia konsekwencji za kradzież. Jeśli już się pojawia na froncie to głównie dla zabawy.
- Niejednokrotnie zapraszany jest do członkostwa w gildiach zabójców, jednak stara się omijać zarówno jednoznaczne zgody, bądź odmowy, nie chcąc stanąć na pierwszym miejscu w liście do odstrzału. Zabijanie nie sprawia mu przyjemności, jednak jest koniecznością w momencie zagrożenia poza bezpieczną strefą.
NC
Fojbe
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Starfall.
Real life
Godność:
Judym ,,Jude'' Fionn MacBreen
Wiek:
Dwadzieścia dwa lata
Pochodzenie:
Limerick. Irlandia
Zajęcie:
Student medycyny
Orientacja:
Biseksualny
Appearance
Metr osiemdziesiąt pięć. Szczupły.
Przeciętnej sylwetki. Rude włosy. Niebieskie oczy.
Piegi. Wysoko zarysowane kości policzkowe.
Przeciętnej sylwetki. Rude włosy. Niebieskie oczy.
Piegi. Wysoko zarysowane kości policzkowe.
In the game
Mag. 27 lvl. Znacznik pomarańczowy.
M a g i a ☽ k s i ę ż y c o w a.
M a g i a ☽ k s i ę ż y c o w a.
Sztuki walki:
13 lvl
Strzelanie z łuku:
1 lvl
Używanie czarów:
24 lvl
Gotowanie:
17 lvl
Stolarka:
1 lvl
Miksowanie:
4 lvl
Używanie roślin leczniczych:
21 lvl
Szycie:
5 lvl
DODATKOWO:
odepchnięcie (moon power): czar uzyskany po zabiciu eventowego bossa - Ogromnej Dzikiej Świni z kosmosu. Odpycha wrogie jednostki, zadając im dodatkowe obrażenia. Limit: dwa razy na 24 h.gwiezdna skała: uzyskane od zabitego gracza. Tworzy kamienną, ametystowo-czarną barierę wokół ciała użytkownika, redukując przyjmowane obrażenia o 87%. Działa przez 5 minut. Limit: raz na pojedynek.
History
Pochodzi z bogatej rodziny, gdzie największy nacisk kładzie się na edukację. Nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół, ponieważ wiecznie siedział z nosem w książkach. Poza tym jawił się jako introwertyk, przez co jeszcze trudniej było mu nawiązać głębsze relacje. W przeciwieństwie do jego młodszego o pięć lat brata - Clarence'a, który był duszą towarzystwa oraz buntownikiem przeciwko presji ze strony rodziców. Skoro już o nich mowa: państwo MacBreen dbali szczególnie, aby Judym poszedł na jeden z szanowanych kierunków, co nie do końca młodzieńcowi pasowało, lecz nie potrafił powiedzieć: nie. Tę samą sprawę zaniedbali nieco u młodszego syna, przez co tamten wciągnął się w gry komputerowe, aż wreszcie trafił do Aincardu. Wtedy rodzice poprosili Jude lub nazywając to po imieniu - nakazali mu, aby wyciągnął brata z ,,uzależnienia''. Chcąc nie chcąc chłopak dołączył do gry, nie bardzo dbając wtedy o swój avatar czy cokolwiek innego, ponieważ myślał, iż zaraz z niej wyjdzie. Tym sposobem utknął na dobre.
Starszy z rodzeństwa MacBreen zamierzał żyć jedynie na pierwszym piętrze, zachowując się jak NPC i czekać na rozwój wypadków. Clarence miał jednak inne plany - bardziej ambitne. Chciał uratować cały świat. Był dobroduszny, choć czasem naiwny, co niestety go zabiło. Trafił na gildię zabójców, która najpierw go omamiła, wykorzystała, a na końcu z zimną krwią zamordowała. Judym dotarł na miejsce w ostatniej chwili, zanim maszyna w drugim świecie usmażyła tamtemu mózg.
Ostatnie słowa brata wyryły się w jego własnym umyśle grubymi krechami. Uratuj ich... tych wszystkich ludzi... obiecaj mi... że... dotrzesz do końca. Przepraszam.
Od tamtego czasu Starfall zaczął pracować bez wytchnienia nad swoim poziomem. Polował na zabójcę swojego brata, nie dbając o własny wizerunek. Dopadł go gdzieś w okolicach siódmego piętra. Był to pierwszy i ostatni gracz, którego zabił.
Starszy z rodzeństwa MacBreen zamierzał żyć jedynie na pierwszym piętrze, zachowując się jak NPC i czekać na rozwój wypadków. Clarence miał jednak inne plany - bardziej ambitne. Chciał uratować cały świat. Był dobroduszny, choć czasem naiwny, co niestety go zabiło. Trafił na gildię zabójców, która najpierw go omamiła, wykorzystała, a na końcu z zimną krwią zamordowała. Judym dotarł na miejsce w ostatniej chwili, zanim maszyna w drugim świecie usmażyła tamtemu mózg.
Ostatnie słowa brata wyryły się w jego własnym umyśle grubymi krechami. Uratuj ich... tych wszystkich ludzi... obiecaj mi... że... dotrzesz do końca. Przepraszam.
Od tamtego czasu Starfall zaczął pracować bez wytchnienia nad swoim poziomem. Polował na zabójcę swojego brata, nie dbając o własny wizerunek. Dopadł go gdzieś w okolicach siódmego piętra. Był to pierwszy i ostatni gracz, którego zabił.
Facts
☾ Zauważył schemat, że co trzecie piętro może znaleźć księgę zaklęć. Posiadł tę z pierwszego, czwartego, siódmego oraz trzynastego.
☾ Szycie było pierwszą umiejętnością, którą zdobył. Dorabiał sobie, sprzedając odzienie przeciętnej jakości, lecz z czasem przestało to być opłacalne zajęcie.
☾ Szycie było pierwszą umiejętnością, którą zdobył. Dorabiał sobie, sprzedając odzienie przeciętnej jakości, lecz z czasem przestało to być opłacalne zajęcie.
Even if it's fake. I don't fucking care, at all.
Keeva
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Audall / Audie Goodall / LVL 20
W prawdziwym świecie: 31 letni wykładowca na Uniwersytecie Limerick, lubiany i szanowany, szczególnie popularny w gronie studentów. Wysoki na 190 cm i ważący 82 kg. Posiada czarne proste włosy, zarost oraz oczy w odcieniu ciemnej szarości. Czasami sobie popalał, ale na chwilę przed rozpoczęciem gry postanowił rzucić. Ze znaków szczególnych posiada długą ciemną bliznę na udzie od dziecka, oraz pieprzyk w kształcie serca gdzieś na ciele.
W grze: Jego wygląd w grze nigdy nie różnił się za bardzo od tego rzeczywistego, jedyne co to zamiast koszul i marynarek Audall zaczął nosić ubrania dopasowane do krainy, w której akurat się znajdował. A w samej rozgrywce znalazł się przypadkiem. Został namówiony do zabawy przez grupę swoich studentów, którzy kilka tygodni po rozpoczęciu gry zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Z umiejętności najlepiej idzie mu stolarka lvl 23, władanie toporem na lvl 19 oraz używanie roślin leczniczych na lvl 17.
W grze: Jego wygląd w grze nigdy nie różnił się za bardzo od tego rzeczywistego, jedyne co to zamiast koszul i marynarek Audall zaczął nosić ubrania dopasowane do krainy, w której akurat się znajdował. A w samej rozgrywce znalazł się przypadkiem. Został namówiony do zabawy przez grupę swoich studentów, którzy kilka tygodni po rozpoczęciu gry zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Z umiejętności najlepiej idzie mu stolarka lvl 23, władanie toporem na lvl 19 oraz używanie roślin leczniczych na lvl 17.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Myśl o poległym towarzyszu broni nie ginie całkowicie, pośród witających się o poranku graczy oraz wesoło mieniącego się paleniska postawionego na środku noclegowego obozU. Śmierć Asai’a niewątpliwe jest szokiem, pierwszą wspólną porażką, która wymierza ogromny cios w morale grupy. Klęska owiewa co niektóre karki zimnym powiewem śmierci, która w buszu jednako może dotknąć któregoś z nich, jednak nie wszyscy toną w rzece myśli własnych podświadomości czy żałobie. Audall zdaje się być niewzruszony, Norvina nie pokazuje po sobie, że przez tą jedną śmierć świat ma się skończyć. O Flipper, Cathery’m czy Wolffiem już nie wspominając. Potrafi zrozumieć Awaremi i powody, dla których targają nią emocje i w końcu spoglądając w głąb samego siebie dostrzega błąd przywiązania, którego momentu powstania Bellzee nie jest w stanie stwierdzić. Straty są codziennością i w Aincradzie i świecie rzeczywistym, od którego obecnie oddzieleni są grubym murem. Gdyby tak każdemu poległemu nadawać osobiste znaczenie i wspominać nagrobki bliskich... Cóż wówczas Bellzee widzi samego siebie zgnębionego demonami przeszłości w Mieście Początku. Stąd i lepiej śmierć kompana zamienić na napęd do następnej walki, którą zmierzają stoczyć. Za tych, których pochłonął piach i dla tych, dla których chcą wygrać.
Po zjedzonym śniadaniu zawija śpiwór z namiotu, w którym spoczywa przez noc. Zapomina przy tym o ranie zadanej mu przez wilki - albo i uporczywie ignoruje skutki swojego nocnego wyskoku, który zdecydowanie nie należy do zbyt owocnych. Zdaje się dość zamyślony, gdy zasiada na zawalonej kłodzie, dogaszając ostatkiem tlące się ognisko. Jako że wszyscy zgodnie podejmują się pomysłu wybrania się na quest związany ze słonecznym lwem, Ki’Rionem, naładowuje się nową wolą walki i motywacją do grania w drużynie. Istotnie jego pierwotny plan związany z eksploatacją jaskiń zaczyna się sypać się już od dawna, od pierwszego kroku stawionego na piętnastym piętrze. W chwili, gdy główna brama teleportacyjna wypluwa go wprost na Asai’a, a następnie na nieoczekiwane spotkanie z Norviną. Później już cała sytuacja idzie swoim tokiem i koniec końców zaczyna to akceptować. A może dostrzega w tym również jakieś benefity, które wcześniej nie są dla niego widoczne.
— Przydałoby się jeszcze zdecydować, czy chcemy z nim walczyć za dnia czy o zmierzchu. Jakieś sugestie? — pyta wszystkich, ponosząc się w końcu z kłody. Ich mały obóz zwinnie znika z połaci kwiecistej polany, kierując ich spojrzenia na najbliższą ścieżkę naprowadzającą ich w kierunku wybranego questa. Nocowanie w dziczy gra im na widoczny plus, bo dzięki temu mają teraz zdecydowanie mniejszy dystans do pokonania. Muszą jeszcze tylko liczyć na łut szczęścia, że nikt ich w tym przedsięwzięciu nie prześcignie.
Podejmują w końcu odpowiednią trasę, podczas której Bellzee przegląda dokładniej informacje zawarte w notce na temat questa, a które mogą im się przydać w starciu. Należy są sprawę szczegółowo przegadać, jednak jest za wcześnie na proponowanie kolejnego postoju przy wzgórzu, z racji tego, że nie jest pewien na jakim terenie się znajdą oraz czy w ogóle istnieje szansa na w miarę bezpieczną strefę na tym terytorium.
— Przy następnym postoju moglibyśmy dodać parę wytycznych na mapę. Na tych terenach, w które właśnie zmierzamy za dobrze się nie znam, ale słyszałem parę postronnych opinii. Choć nie odstępuje mnie na krok przeczucie, że wszystkie odnoszą się do legend, będących kopalnią informacji, tak jak wobec Ki’Riona — rzuca w kierunku Audalla, nawiązując do ich wcześniejszego sporządzania mapy, w którym wciąż bierze czynny udział.
O Aincradzie każde z nich cały czas się uczy, w tym również Bellzee, który mimo że już wiele własnych doświadczeń ma za pasem, rosnących w miarę zainteresowania tą grą, to wciąż jest w stanie dostrzec wiele braków. Z jednej strony czuje potrzebę ich uzupełnienia, aby nie wpakować się w tarapaty, zwalnia jednak tempa z tą myślą… Będąc wśród reszty nie czuje już takiej potrzeby, aby wyprzedzać pochód i sprawdzać teren, jak to zwykle robi. Stare dobre przyzwyczajenia zostają. Aczkolwiek obecnie odnosi wrażenie, że wysuwanie się przed szereg niesłownie ogłosi go kimś w rodzaju lidera, na co kompletnie się nie nadaje, wbrew co niektórym opiniom. Automatycznie zwalnia kroku, aby zrównać go z towarzyszącym im Crow’em i MoMo, którzy od jakiegoś czasu należą do ich składu. Bellzee nie jest przekonany czy zbieranie młodszej z nimi jest bezpieczną opcją, jednak zostawia sobie pogadankę na ten temat na później.
— Dobrze spałeś? Co do naszej ostatniej rozmowy… Rozmyślałem nad tym przez chwilę. Mówiłeś, że chcesz wbić na serwery po wyjściu z gry, ale może znajdziemy sposób, aby dowiedzieć się więcej od wewnątrz. Pewnie jeszcze nie teraz i to tylko sugestia, ale gdyby znaleźć panel sterowania tu w Aincradzie… To mogłbyś spróbować shakować system — mówi, choć ten plan może nigdy nie wyjść spoza jego wyobraźni i nie wypalić. Wciąż gdybanie nad taką możliwością jest nader pocieszające. A nawet bardziej w dobry nastrój wprawia go kompan, którego zakres zainteresowań kręci się po tej samej płaszczyźnie.Troianx
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Porozrzucane po biurku puste puszki po napojach energetycznych odbijały sztuczne światło z trzech monitorów, na których co rusz przewijały się nowe wpisywane komendy. Zielono-niebieskie litery z biegiem czasu pozwalały na coraz głębsze dostanie się do serweru jednego z najbardziej luksusowego hotelu w mieście, zaś jego zabezpieczenie w sieci, była bardzo okrojone i szybko chłopakowi udało się znaleźć jej słabe strony, bez większego wysiłku wchodząc w posiadanie kamer hotelowych.
Zadanie było proste. Miał sprawdzić, a dokładniej zebrać dowody na zdradę polityka z partii, która cieszyła się niemałym uznaniem wśród wyborców, a później dostarczyć zdjęcia zainteresowanym. Oczywiście takie włamywanie się w jakikolwiek system nie było do końca legalne, ale za to dobrze płatne i satysfakcjonujące, nawet jeśli zadanie należało do prostych, tak jak to, a czasami stanowiło to powód, by jeszcze bardziej się doszkalać. Technologia cały czas się rozwijała, powstawały nowe zabezpieczenia, antywirusy, ludzie byli coraz mniej naiwni, więc i on musiał być coraz lepszy.
Scarecrow: To ta blondynka?
Unknown: Tak
Na jednym z monitorów pootwierane były okna związane z moim śledztwem, Aincrad. Na jednej z nich widniała kolorowa reklama zachęcająca do zagrania, w drugim widniały recenzję czy przecieki od beta testerów, w kolejnym były moje notatki i kody, a jeszcze w kolejnych o zaginięciach ludzi.
Od początku gra miała odnieść sukces. Była reklamowana wszędzie, a szczególnie w sieci i każdy, kto choć trochę korzystał z social mediów, wiedział o dacie premiery. Początkowo chciał tylko zrozumieć ten fenomen i sam na własną rękę dowiedzieć się bardziej szczegółowych informacji niż tych, co podawali nam na tacy. Była to zwykła ludzka ciekawość, niepodyktowana pieniędzmi. Sprawa zaczęła się komplikować, gdy owi beta testerzy zaczęli znikać i dziennikarze zaczęli o tym pisać
***
- W nocy. Po co mamy ryzykować? - odpowiedział od razu, gdy tylko pytanie padło, kompletnie nie zastanawiając się nad drugą opcją. Jego zdanie nie było niczym dziwnym, niczym, czego można było się po nim nie spodziewać. Chłopak nigdy nie dbał o dodatkowe umiejętności czy o szybsze levelowanie. Najważniejsze dla niego było przede wszystkim bezpieczeństwo jego drużyny, a szczególnie swojej siostry, która towarzyszyła mu u jego boku, to czy wieczorem będą mogli wszyscy razem usiąść do kolacji i spojrzeć na swoje twarze, niezależnie od humoru. Może i nie do wszystkich członków czuł szczególne przywiązanie, ale razem tworzyli grupę osób, a każda śmierć w tym świecie była tragedią. Jakkolwiek uzupełniali się i dlaczego w takim razie mieli próbować trudniejszej drogi, jeśli na szali leżało ich życie? To nie było zdecydowanie tego warte. I przynajmniej chłopakowi zależało, by jak najszybciej wydostać się z tej cholernej gry, zdobywając kolejne poziomy. Poza tym pod opieką miał swoją siostrę i nie mógł sobie wyobrazić bólu rodziców, gdy nagle ona zniknęła wraz z nim, to była jego kolejna motywacja. Musiał wrócić do realnego świata żywy albo chociaż MoMo.
Szedł w ramie w ramię właśnie ze swoją siostrą, trzymając się bliżej końca grupy. To nie tak, że stronił od rozmów zresztą członków, tylko to tutaj mógł na spokojnie porozmawiać z kimś, kogo najbardziej znał i mimo jej wieku, mimo tego, że nie na każdy temat mógł z nią pogadać, to ta myśl dodawała mu otuchy. I nie czułby się dobrze prowadząc grupę, zważając na to, że nie do końca znał mapę Aincrad. W tym o wiele lepszy był Bellzee czy Audall, więc wolał pilnować tyłu „wycieczki”.
Jego szare tęczówki z przebłyskiem zieleni spojrzały na pierwszego wspomnianego chłopaka i zaraz nimi odprowadził najmłodszą, która postanowiła zostawić ich samych i dołączyć do reszty członków.
- Dobrze. A ty? – powiedział, posyłając mu lekki uśmiech. Przynajmniej na tyle dobrze na co pozwalało mu spanie w śpiworze. - Jeśli to możliwe, to jasne. Może akurat dowiemy się, kto za tym stoi. I właśnie, razem shakujemy – poprawił niższego.
Najbardziej prawdopodobnym było to, że tutejsze zabezpieczenia będą trudniejsze do złamania niż te poza grą, więc na pewno większą szansę mieli we dwójkę. Finn nigdy nie uważał się za alfę i omegę; może i miał w tym większe doświadczenie i było to jedne z jego źródeł utrzymania, to nie oznaczało, że posiadł całą wiedzę, dlatego wiedza drugiego chłopaka mogła być nieoceniona.
Przedarcie się do jakichkolwiek informacji mogło się okazać znaczące. Może wtedy dowiedzieliby się, czy naprawdę istniało wyjście z gry i jakim cudem możliwe było wciągnięcie do niej tylu osób z realnego świata do jakieś wirtualnej rzeczywistości. Tego Finn był najbardziej ciekawy, co stało za taką technologią i jakim cudem coś, co dotychczas było możliwe tylko w filmach czy w powieściach, nagle stało się realne? No i zostawało też pytanie o stwórce gry, można było się wtedy dowiedzieć kim jest i gdzie przebywa.
Keeva
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Syty posiłek zdaje się nieco odbudować morale grupy. Policzki nabierają koloru, kąciki ust nie ciągnie już grawitacja w dół i zdaje się, że wszyscy są gotowi na kolejny dzień w wirtualnym świecie. Audall nie jest pewien czy podziela ten entuzjazm, chociaż określenie to zdecydowanie odbiega od prawdziwych uczuć im towarzyszących. Mężczyźnie nie podoba się fakt, że przed nimi czekają kolejne zagrożenia i chociaż mają w grupie wiele osób, które są bardziej chętne do walki na froncie, tak coś z tyłu głowy podpowiada mu, że uniknięcie bezpośredniego starcia z jego strony było nieuniknione. Fakt, że przez ostatnie parę dni zdecydowanie zbyt często narażał swoje życie i zdrowie, sprawiał, że czuł się nieswojo sam ze sobą. Nadal gdzieś z tyłu głowy pamiętał ból towarzyszący mu kiedy mordercze pędy próbowały posilić się ciałami jego towarzyszy. Próbował sobie w jakiś logiczny sposób wytłumaczyć ten głupawy wyskok. Przecież bez nich nie miałbym kompletnie szans na przeżycie, musiałbym się znowu fatygować, szukać, rozmawiać, kłamać, przekonywać. W ostateczności poświęcenie kości przedramienia sprawiło, że wyszedł z tej całej sytuacji na plus. Nie znaczyło to, że jego zachowanie, czy uczucia jemu towarzyszące, były czymś dla niego naturalnym. Bał się, ale czy o siebie, czy o innych?
Pokręcił lekko głową na boki, próbując pozbyć się natrętnych myśli. Mimowolnie jego wzrok odnalazł Awaremi w oddali. Po ich wczorajszej kłótni czuł się nieswojo, ale równocześnie rozumiał, że kobieta potrzebowała czasu, żeby zaakceptować tę całą sytuację. Nie chciał na nią naciskać, ale równocześnie jego natura podpowiadała mu i kusiła go, żeby do niej podszedł, porozmawiał z nią, spróbował w jakiś sposób odciągnąć jej myśli od wypadku. Wiedział, że daleko mu było od wkupienia się w łaski brunetki, niemniej jednak jej ochrona była dla niego ważna, natomiast obrażona Awaremi, z pewnością była Awaremi, która nie była skłonna rzucić się pomiędzy niego, a jakieś rozwścieczone zwierzę. Wziął sobie na cel złapać ją w odpowiedniej chwili, zastanawiał się czy było coś, co mógłby użyć, aby nieco złagodzić jej złość.
- Myślę, że warto byłoby wziąć pod uwagę ewentualny udział osób trzecich. Słyszałem, że często gildie zabójców czają się w takich miejscach. Po walce jak wszyscy są wykończeni dobijają graczy i zbierają co zostaje. W trakcie dnia jest większe prawdopodobieństwo, że się pojawią. – wspomniał, biorąc równocześnie pod uwagę strategię zaatakowania w nocy. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka wydawać by się ona mogła bardziej ryzykowna, to należało brać pod uwagę wszystkie aspekty. Audall nie zamierzał stracić życia w ogóle, ale kompletnie nie widziało mu się umierać śmiercią tak bezsensowną, wynikłą z braku odpowiedniego przygotowania.
Kiedy wyruszają w drogę, słońce jest już wysoko na niebie. Czas w wirtualnym świecie jest kompletnie relatywny, w końcu świecąca kula nad ich głowami tak naprawdę słońcem nie jest, zdawać by się mogło, że momentami poruszała się szybciej po niebieskim sklepieniu, a czasami wolniej. Audall czasami czuł się tak jakby dni raz były dłuższe, a raz krótsze, zupełnie tak, jakby stwórca tego świata dla własnej przyjemności zmieniał pewne parametry, żeby jednym pokrzyżować plany, a drugim coś ułatwić. Audall czuję ciepło na karku i żałuję, że postanowił ubrać futro z wilczura, po krótkim zastanowieniu ściąga je przy użyciu swojego panelu gracza, a następnie spojrzeniem lokalizuje Awaremi. Nie jest pewien czy to dobry pomysł, żeby z nią porozmawiać, ale coś go popycha w jej stronę. Przełyka ślinę, aby po chwili zrównać z jej osobą kroku. Jest zamyślona, zdaje się, że w pierwszej chwili go nie dostrzega, co Gooddall postanawia wykorzystać. Przemyka za jej plecami, żeby stanąć po jej lewej stronie. Bierze głęboki wdech i w końcu otwiera usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobywa. Jego pewność siebie wyprzedza jego umysł i w ostatniej chwili zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawę nie wie co powiedzieć. Zamyka usta i czuję się trochę jak ryba wyciągnięta z wody. Oczy Awaremi w końcu spoczywają na jego osobie i z jakiegoś powodu to jeszcze bardziej odbiera mu mowę. Jej spojrzenie wydaje się wyjątkowo przytłaczające, jednak w ostateczności mężczyzna zbiera się w sobie i udaje mu się sformułować zdanie.
- Wiem, że nasza ostatnia rozmowa nie potoczyła… Najlepszym torem… - począł, aby po chwili przejechać językiem po ustach, próbując dać sobie więcej czasu na zastanowienie się. – Być może, podszedłem do tego od nieodpowiedniej strony. Wybacz mi, wbrew pozorom doświadczyłem w życiu wielu strat, dlatego w jakimś stopniu się na nie uodporniłem. Zapomniałem się, powinienem był wziąć pod uwagę twoją perspektywę. Mea culpa. – uderzył się w pierś i lekko skłonił w stronę kobiety, jakby oddając jej hołd. – Chciałbym, żeby nasza relacja powróciła na właściwie tory, dlatego jeśli jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, to mów. Jestem dla ciebie całodobowo dostępny.
Carlain
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Gwieździsta loża nakryła senny obrus na wszyskich na terenie obozowiska, zsyłając bohaterów w Morfeuszowe objęcia niczym starych dobrych przyjaciół goszczących w swoich jaźniach przebłyski sennych wyobrażeń. Widniały w nich przekształcone wizje zdarzeń mających miejsce w Aincard jak i niczym zza kurtyną siarczystej mgły pryzmat dawnego świata w rzeczywistości, blednących każdej nocy wraz z blaskiem wirtualnego gwiazdozbioru. Norvinie już z rzadka zdarzały się przebłyski dawnego życia, zatracając najprawdopodobniej bezpowrotnie niedoszlifowane zarysy wspomnień, jak i osób, które ją w tamtym momencie otaczały. Samoświadomie karciła się wewnątrz siebie, gdy tylko zdawała sobie sprawę, że powoli zapomina jak brzmi głos najbliższej jej osoby niegdyś utulającej jej w swych objęciach nieodpartej więzi. Zwykle ujawniało się podczas snów, gdy przed jej postacią stawała niegdyś jej sympatia goszcząca raz za razem ciepło kreowanego uśmiechu, jednakże w momencie wybrzmiewania słów się odbijała się głucha cisza, a narastające w jej głowie echo dudniło pieśnią bliskiego zapomnienia.
Ciężko zaczerpnięty wdech wtulił ból w jej płucach, przebudzając Norvine w kolejno nastały poranek, a zza cienkich ścianek namiotu przebijał się ciepły blask dziennej gwiazdy. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła ,że w przeciwieństwie do niej, Awaremi była rannym ptaszkiem, pozostawiając ją samą w namiocie z własnymi ogłuszonymi niespodziewanych przebudzeniem myślami. Łowczyni przetarła niemrawe oczy, podnosząc się niezbyt rześko na nogi i rozciągając mięśnie w leniwej rutynie. Dopiero po paru minutach wyszła na zewnątrz, przymrużając oczy będącą naturalną reakcją na zmianę jasności, by na dzień dobry przywitał ją moment głosowania na cel ich kolejnej misji. Ki'Rion nie należał najprostszych, a mechanik do pokonania owego stworzenia było tyle ,że nie dałoby się tego policzyć na palcach obu rąk, zważając jednocześnie że strategia różniła się pomiędzy pojedynkiem nocą a za dnia.
— Jeszcze parę dni temu powiedziałabym, że walka podczas świtu jest dobrą opcją, jednakże przy aktualnych moralach i poziomie energii również jestem za wybraniem się na bestie pod osłoną nocy —odparła, by następnie sięgnąć po raz ostatni do namiotu w poszukiwaniu swojego śpiwora, którego szybko spakowała do swojego ekwipunku, zostawiając jeszcze parę wolnych miejsc na nowe zdobycze. Sadząc ,że zmierzali na walkę z jakby nie patrzeć pewnym bossem, dobrze by było posiadać odrobinę wolnej przestrzeni na prawdopodobnie otrzymane dropy. I mimo że Norvina nigdy nie miała szczęścia przy rate drop w przeszłości, zazwyczaj nie trafiając na looty pod łowce, tak zdobyte doświadczenie i nowe kontakty w wyprawach PvE zawsze kreowało się na plus.
Szła z grupką dosyć odklejona od rzeczywistości, nie widząc czy to nie z powodu kolejnej wzbudzonej nostalgii rozpalonej przez senna mare czy może nadal nawiedzały ją "wyrzuty sumienia" jakie wzbudził w niej Bellzee podczas gdy zamierzał wrócić do roli samotnego wilka, pozostawiając ich bez słowa samymi sobie. Pomimo że starała się nie myśleć o tym, co się wtedy wydarzyło, tak nie mogła wymazać z pamięci szarości wybijającego się z jego spojrzenia, za którymi słowa przebijały ową retrospekcje jak dobrze naostrzony grot wparowujący idealnie w środek tarczy. W tym momencie Bellzee szedł w towarzystwie Scarecrow'a kilka kroków przed nią, a ich rozmowa nie docierała do jej uszu, pozostawiając jedynie akompaniament cichego wiatru mierzwiącego kosmyki blond włosów pojedynczo łaskoczących blade poliki. Dopiero jak widocznie skończyli prywatną dyskusje, Norvina wzięła głębszy wdech na zaczerpnięcie odwagi i wyrównała kroku do obojgu, manewrując siebie na prawą stronę.
— Mamy skrypty lub zaplanowane mechaniki na te bestie? Ja jedynie słyszałam o nim opowieści i nie raz dotarło do mnie o wipe'ie. Zwykle był to skutek nieprzygotowania grupy, bo zlekceważyli jego pierwsze fazy walki, ale nam przy całkowitym skupieniu to nie grozi — pierwsze co jej przyszło na myśli, to nakierowanie myśli na strefy “zawodowe”, możliwie uciekając tym samym psychicznie z warstw nacierających na prywatne granice. Już dawno się tak nie czuła, czując jakby zdarła siebie na chwile maskę “typowej Norviny” będącej znaną twarzą towarzystwa w odpowiednich dla niej miejscach. — Poza tym boss pozostawia po sobie całkiem przyjemna dla oka sakiewkę pełną złotych monet, tak więc przy następnym nocowaniu moglibyśmy sobie pozwolić na coś bardziej szykownego — przygryzła policzek od środka na samą myśl o tęsknocie nad przyjemnościami kryjącymi się za gospodami na poziomie wyższej klasy. Pewnych rutyn nie dawało się do końca wyzbyć.
Za plecami wciąż dotrzymywali sobie towarzystwa Awaremi z Audallem, których relacja od momentu ostatniej kłótni była równie dla dziewczyny tajemnicza co nie zrozumiala, jednakowoż z własnego doświadczenia nie zamierzała wdawać sie w szczegóły dopóki któryś z tej dwójki sam się przed nią nie wygada, chcąc mieć tym samym symbiozę w utrzymywaniu pewnych zdarzeń w zamkniętym gronie. Bo kto wie czy za rogiem nie stanie kolejna osoba, która wezmą w swoje szeregi i nagle całe towarzystwo by wiedziało o słabościach i błędach każdej pojedynczej osoby dookoła. W Aincard trzeba było myśleć strategicznie, zwłaszcza gdy zmierzało się w nieznane tereny mającymi w zanadrzu wachlarz niespodziewanych perypetii.
I'm Sus. Sus Picious
Tajemniczy Gwiazdozbiór
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Noce w Aincradzie do złudzenia imitują rozgwieżdżone niebo na południe od koślawych i przeżartych rdzą portów Osaki: czuć w nich jakąś dziwną woltę, jakby wyzwoliły się spod jarzma wykreślonych kątomierzem łuków i przerysowanych od linijki prostych, rozsypały w chaotyczny pejzaż nieprzystających ku sobie kątów i w końcu zaległy ciężko w pajęczych blaszkach liści i trotuarach niedbale usypanego igliwia. Wysoko, wysoko ponad nimi — tam, gdzie wiatr przegania rozsupłane kokonki podpiętych pod nieboskłonem obłoków — srebrne oczy migoczą w rytm tylko sobie znanych melodii. Szept niektórych to słodka opera; inne, zachęcone bezbarwnym deseniem nieba i spolegliwością uśpionej fauny, wykrzykują swoje kwestie jak artysta na wadliwie zaprojektowanej scenie, tak oddalonej od widowni, że tyrady roztapiają się w mleczne wstęgi chmur jeszcze w głośnym mlaśnięciu języka o podniebienie. Ich impertynencka potrzeba atencji nakreśla kontury leśnej ścieżki, przerywając nienaturalnie miękką linię chybotliwym cieniem suchych źdźbeł życicy, a blask mrugnięć zamienia miraż żwiru i rozsypanego chrustu w wylany marmurem parkiet.
Bose stopy Awaremi prześlizgują się po nim w rytm melodii nuconej przez odciśniętych na nieboskłonie herosów. Zna gibkość pięciolinii i pazerne tąpnięcia molowych tonacji bezludnych, leśnych głuszy, zna ciszę i szum wibrującej światłem księżycowym gleby, zna kroki w rytm których prowadzą ją przystrojone w smoking nuty i skoczne półnuty w pantofelkach z rozsypanej etiudy.
A jednak: ciało ma ciężkie, jakby żeliwne i zbyt obszerne, jakby napuchła podczas tego krótkiego, niespokojnego snu i teraz nie mogła się odnaleźć w nowych wymiarach pokracznie rozdmuchanych kończyn. Choć między opasłymi pniami drzew wiedzie ścieżka na tyle szeroka, by prowizoryczne legiony amatorskich gildii mogły przecisnąć się w zwartej falandze, Awaremi bezładnie zaczepia o pokiereszowaną korę policzkiem i ciepła krew występuje u załamania kości jarzmowej w świeżych ustach płytkiej rany. Trzy krople formują sią i pęcznieją, a Awa ściera je wierzchem dłoni nim — dość niechlujnie, otępiale — zostawiając rozmazany ślad po osoce niby niemą deklarację wojny. Zmyje ją zaraz w górnym biegu potoku: na wzgórzu, z którego widzi uśpiony księżycowym pyłem obóz.
Belzee właściwie jej nie budzi; wybudza się sama od trzaśnięcia gałęzi i łopotu, jakim poruszona wiatrem klapa namiotu wypełnia odgrodzoną przestrzeń między skrajnymi punktami prowizorycznego obozowiska. Uznaje to za znak do nocnej wędrówki, do stonowania własnego oddechu i symbiozy z kodem płynącego dookoła nich świata: staje się oczami śpiących towarzyszy, ich skórą i kośćmi, tłuszczem pod którym spoczywają nieświadomi i bezbronni, miarowo pulsujący życiem, które zostało stworzone tylko po to, by je odebrać. Dla niej samej senna aura stanowi rzadkość. Przeważnie rzuca się po materacu w pulsacyjnych drgawkach, a koszmary wpatrzonych w nią ślepi pozostawiają na plecach lepki osad potu: biegnie on od nasady włosów w dół, wzdłuż kręgosłupa, wybijając się z rytmu na przeszkodach z wystających kręgów i rozlewając kleistymi dłońmi wzdłuż krzywizn bioder między uwięzione w paraliżu nogi. Czasem nawiedza ją nicość, taka jak tej nocy, jakby każda widziana śmierć urządzała apatyczne requiem na harmonii jej żeber.
Tak wita świt: skulona na grani wąwozu ze spojrzeniem utkwionym w pulsującym chucią obozie, przemarznięta i otoczona woalem marazmu, obserwowana. Czuje na sobie oczy i wie do kogo należą, a świadomość konsekwencji denuncjacji sprawia, że powrót w kleszcze macek wydaje jej się kojącym remedium.
W porę dołącza do śniadania i zwijania prowizorycznego schronienia, by uniknąć spostrzeżenia nieobecności w godzinach poprzedzających brzask. Naostrzona broń Norviny znajduje miejsce przy rzeczach właścicielki, lśniąca i zadbana, jakby nigdy wcześniej nie leżała w dłoni i nie służyła do bezecnych celów. Awaremi jest dumna z tego szlifu: gdy na próbę tnie powietrze, zebrana u podnóża wąwozu mgła pęka niby bryła lodu cienkim, trzaskającym uskokiem. Gdy obserwuje zasklepiającą się ranę, budzi się w niej płocha nadzieja, że może wystarczająco cienką krawędzią dałaby radę rozciąć starannie ukryte węzły, z których zbudowano ich więzienie. Zaraz jednak wstydzi się tego wybuchu infantylizmu — w Aincradzie nic nie ma prawa być tak obłudnie łatwe.
— Wydaje mi się, że w takim razie decyzja podjęta została większością głosów — peroruje zwięźle, gdy ospały Carthery i Flipper wyrażają aprobatę dla nocnej pory. Ignorowanie słusznych uwag Audalla w kwestii przekonania ich do swojej racji jest wymagającym zadaniem, ale Awaremi jakoś zapomina o jego zasługach — jeszcze jest zbyt wczorajsza, zbyt czuła na swoim punkcie, aby zaakceptować racjonalność jego przemyśleń.
Sama może dorzuciłaby od siebie serię wątpliwości: wspomniała o trudach z koncentracją podczas długich wart, o sztuczkach, jakie nocą do magicznego kapelusza wkłada las, nawet finalnie o ich defektach i mankamentach pracy wspólnej, które przerażają ją bardziej niż występni zwyrodnialcy, których zrodziło bezprawie systemów Aincradu; ale milknie zamiast tego, uświadamiając sobie, że argumenty brzmią licho w porównaniu z ambicjami i gotowością drużyny. A gdy teraz do jednej należy, musi szanować jej wynik.
— Powinniśmy przygotować się na ewentualność ograniczonego widzenia — wspomina jedynie, rozdrapując skostniały na policzku strupek. Robi to nieświadomie, daleka myślami od kształtów słów i chaosu dłoni, i dopiero irytujące szczypanie budzi palce do wytarcia nabrzmiałej juchy. — W mieście na 3 poziomie, w Torubanie, słyszałam że alchemicy, którzy odeszli w górskie pustelnie, sporządzili wywar ułatwiający poruszanie się w niedoświetlonych rejonach. Ile w tym mitów a ile faktów nie wiem, ale posiadam dwa flakony tego specyfiku. Nie powodują cudu, ale dla czwórki z nas najbardziej niepewnej w walce w ciemności powinny być wystarczającą podporą. W innym wypadku wolałabym wiedzieć teraz, kto ma zamiar naiwnie spróbować szczęścia, choć nigdy wcześniej nie walczył w nocy.
Pod koniec zdania jest już poirytowana wpatrzonym w nią Audallem, więc bez zbytecznej kontynuacji myśli mającej polegać na wytypowaniu jej zdaniem nieudolnych jednostek, skupia uwagę na ciasnym opięciu rzemieni skórzanej zbroi. Szarpie się przy tym wyraźnie, ale finalnie podkład karaceny leży niby druga, pewniejsza w swej wytrzymałości skóra. Metal Awie nie służy; nic nie zastępuje defensywnego ciężaru spoczywających w dłoni ostrzy.
I tak wyruszają, w nowych nastrojach, z utylitarnym celem, już jakby dalecy od wydarzeń dnia poprzedniego, które w amalgamacie wspomnień buzują rojem much w głowie Awaremi. Choć nie uświadamia sobie tego, ma to nich uraz o lekkość kroku jaki wykonali, o katharsis przespanej nocy, która pomaga im oddzielić wczorajszy zachód słońca od dzisiejszego wschodu. Ta niewymówiona i bezwiedna frustracja na dojrzałość otoczenia robi z niej w chwili śmierci Asai’a męczennicę, spisuje na nią wstyd i hańbę zniedołężnienia grupy przed ochroną swoich, tak podstawową, że stanowiącą prymarny dowód ich złączenia się w nią. A jednak zawodzą, utykają na znaczeniu i w efekcie tracą — i ponad wszystko Awa traci siebie w sposób niekontrolowany, popadając w otępiałą, pasywną złość.
Dlatego też nie widzi słońca, które mackami drzew rysuje esy floresy na dziko czerwonych od owoców krzewach, ani nie dostrzega stadka niegroźnych fearryń przelatującego nisko nad ziemią tuż pod stopami nadciągającego pochodu. Mają piękne skrzydła o metalicznej barwie pancerza żuka i Awaremi lubi wszywać je w ciemny kaptur płaszcza jako dystraktor dla napastników. Tę sztuczkę pokazuje jej Kage. “Popatrz” szepcze któregoś wieczoru, gdy mokry piasek zastyga na ich skórze w fantazyjnych skupiskach wysk, “jeśli ustawisz je pod odpowiednim kątem, odbiją promienie”. Więc Awa zasadza się w burych rowach lasów w pobliżu ich tkanych z czułością gniazd i wyłapuje chore osobniki; potem przynosi do domu same pióra, a Kage tworzy z nich witraże na ich zbrojach — układa je starannie, z delikatnością czułego ojca gładzi nastroszone włókna i Awaremi pragnie, by pogładził tak coś w niej. Tej samej nocy kładzie jej dłoń na głowie i Awa czuje się jak jedno z tych piór tak łagodnie naprawianych drobnymi, dobrotliwymi palcami — daje się wlać w formę, której nigdy dla siebie nie przewidziała, a którą wypełnia po krańce z tak gorliwą nadzieją, z takim nieukojonym łaknieniem spokoju, że aż przeraża się na myśl o własnej naiwności wieczności.
Całe szczęście nie musi bać się długo. Trzy dni później, Kage rozsypuje się w emblemat śmierci, a jego palce po raz ostatni muskają jej policzek, tak jak gładziły niesforne pióra.
Pojawienie się Audalla jest niezapowiedziane, ale jakże typowe i pyszne. Emanuje tą swoją manierą, tym mlaśnięciem megalomanii i sykiem pompowanego ego, których Awaremi po niecałej dobie ma dość bardziej, niż samej siebie. “Czemu nie mógłby pan być Kage?” ciśnie jej się na usta, lecz gdy podnosi spojrzenie nie umie wydobyć z krtani nawet najcichszego dźwięku. Zamiast tego, jakże przewidywalnie, znajduje je Audall. Wybrzmiewają między nimi, ale jakby dostępne dla wszystkich, ze skruchą w znaczeniu, jednak jej brakiem w tonie. Mężczyzna nawet gdy przeprasza, orientuje się Awaremi, schlebia sam sobie, kładzie kwiaty pod własny pomnik i nagradza się tą wyniosłością, jaka odseparowuje go od wszystkich wkoło. Wypowiada trzy zdania, lecz jest w nich więcej sprzeczności niż w jej odczuciach od kiedy poznała swojego narzeczonego i zgubiła myśl o samostanowieniu.
Dlatego nie odpowiada przez ciągnącą się jak pajęczyna w powietrzu chwilę. Zamiast tego idą jednym rytmem, noga przy nodze, on wolniej niż naturalnie, ona niespiesznie; gdy na gałęzi nad nimi ląduje tłusty ptak i liście szeleszczą jak w horrorze, Awaremi podskakuje przestraszona i może przysiądz, że Audall się z niej śmieje.
— Zgodzę się, że ostatnim razem pan i ja raczej nie wypowiadaliśmy się w stosunku do siebie w sposób najżyczliwszy — zaczyna z umiarem, ważąc słowa jakby przygotowywała z nich niezwykle aktywną i wybuchową miksturę. — Aczkolwiek nie wydaje mi się, by nasza relacja kiedykolwiek była na poziomie, cóż, nawet nie przyjacielskim, a sympatycznym. Zgodziliśmy się, choć zgodnie z prawdą trzeba przyznać, że to ja się zgodziłam na znajomość z panem — podkreśla dobitnie mimochodem — zawarliśmy pewien układ, który zobowiązuje mnie względem pana do określonych działań. Nie jest on jednak równoznaczny z sympatią. I choć nasza poprzednia dyskusja nie była pożyteczna dla ogółu sytuacji, bądźmy szczerzy, z poziomu z którego zaczęliśmy naprawdę nie ma jak spaść niżej. Równocześnie wątpię, czy da się wspiąć na jakieś… Pozytywne rejestry.
Awaremi zdaje sobie sprawę, że kluczy w tej wypowiedzi wśród niewyartykułowanych barier — jest zdystansowana i poprawna, stara się być daleka od audallowych prób przekonania jej do swojej osoby. Orientuje się w połowie, że ich rozbieżność w podejściu do siebie nawzajem wynika z zupełnie odmiennego celu, w jakim wchodzą w ten pokraczny układ sił. Audall chce żyć, więc do tego potrzebuje jej żywej; Awaremi za to…
Przystaje gwałtownie, a końcówka pochodu uderza w jej plecy czymś zimnym i sztywnym. Mogłaby się odwrócić i w zjadliwy, ostry sposób zbesztać winowajcę za gapiostwo, jednak coś innego, znacznie bardziej niepokojącego przykuwa jej uwagę.
— Hej, stójcie! — Podnosi głos, by zatrzymać prowadzących zanim oddalą się zbytnio od miejsca zdarzenia. — Ktoś tu skręcał w las, może godzinę temu, duża grupa. Osiem, może dziesięć osób, ciężko opancerzeni, ciągnęli coś za sobą. — Wskazuje na bruzdę wśród traw, jaką mógł wywołać wspomniany przedmiot, a potem na znaki ludzkiej obecności: na złamane gałęzie, skrawek materiału zaplątany o wyjątkowo czepliwe pazury drzew, ogołocone z płatków kielichy kwiatów i krzewy ze świeżymi, pustymi szypułkami. — To za wcześnie na questa i zbyt chaotycznie na gildie o czerwonych znacznikach, ale miałabym na uwadze, że nie jesteśmy tu jedyni.
Bose stopy Awaremi prześlizgują się po nim w rytm melodii nuconej przez odciśniętych na nieboskłonie herosów. Zna gibkość pięciolinii i pazerne tąpnięcia molowych tonacji bezludnych, leśnych głuszy, zna ciszę i szum wibrującej światłem księżycowym gleby, zna kroki w rytm których prowadzą ją przystrojone w smoking nuty i skoczne półnuty w pantofelkach z rozsypanej etiudy.
A jednak: ciało ma ciężkie, jakby żeliwne i zbyt obszerne, jakby napuchła podczas tego krótkiego, niespokojnego snu i teraz nie mogła się odnaleźć w nowych wymiarach pokracznie rozdmuchanych kończyn. Choć między opasłymi pniami drzew wiedzie ścieżka na tyle szeroka, by prowizoryczne legiony amatorskich gildii mogły przecisnąć się w zwartej falandze, Awaremi bezładnie zaczepia o pokiereszowaną korę policzkiem i ciepła krew występuje u załamania kości jarzmowej w świeżych ustach płytkiej rany. Trzy krople formują sią i pęcznieją, a Awa ściera je wierzchem dłoni nim — dość niechlujnie, otępiale — zostawiając rozmazany ślad po osoce niby niemą deklarację wojny. Zmyje ją zaraz w górnym biegu potoku: na wzgórzu, z którego widzi uśpiony księżycowym pyłem obóz.
Belzee właściwie jej nie budzi; wybudza się sama od trzaśnięcia gałęzi i łopotu, jakim poruszona wiatrem klapa namiotu wypełnia odgrodzoną przestrzeń między skrajnymi punktami prowizorycznego obozowiska. Uznaje to za znak do nocnej wędrówki, do stonowania własnego oddechu i symbiozy z kodem płynącego dookoła nich świata: staje się oczami śpiących towarzyszy, ich skórą i kośćmi, tłuszczem pod którym spoczywają nieświadomi i bezbronni, miarowo pulsujący życiem, które zostało stworzone tylko po to, by je odebrać. Dla niej samej senna aura stanowi rzadkość. Przeważnie rzuca się po materacu w pulsacyjnych drgawkach, a koszmary wpatrzonych w nią ślepi pozostawiają na plecach lepki osad potu: biegnie on od nasady włosów w dół, wzdłuż kręgosłupa, wybijając się z rytmu na przeszkodach z wystających kręgów i rozlewając kleistymi dłońmi wzdłuż krzywizn bioder między uwięzione w paraliżu nogi. Czasem nawiedza ją nicość, taka jak tej nocy, jakby każda widziana śmierć urządzała apatyczne requiem na harmonii jej żeber.
Tak wita świt: skulona na grani wąwozu ze spojrzeniem utkwionym w pulsującym chucią obozie, przemarznięta i otoczona woalem marazmu, obserwowana. Czuje na sobie oczy i wie do kogo należą, a świadomość konsekwencji denuncjacji sprawia, że powrót w kleszcze macek wydaje jej się kojącym remedium.
W porę dołącza do śniadania i zwijania prowizorycznego schronienia, by uniknąć spostrzeżenia nieobecności w godzinach poprzedzających brzask. Naostrzona broń Norviny znajduje miejsce przy rzeczach właścicielki, lśniąca i zadbana, jakby nigdy wcześniej nie leżała w dłoni i nie służyła do bezecnych celów. Awaremi jest dumna z tego szlifu: gdy na próbę tnie powietrze, zebrana u podnóża wąwozu mgła pęka niby bryła lodu cienkim, trzaskającym uskokiem. Gdy obserwuje zasklepiającą się ranę, budzi się w niej płocha nadzieja, że może wystarczająco cienką krawędzią dałaby radę rozciąć starannie ukryte węzły, z których zbudowano ich więzienie. Zaraz jednak wstydzi się tego wybuchu infantylizmu — w Aincradzie nic nie ma prawa być tak obłudnie łatwe.
— Wydaje mi się, że w takim razie decyzja podjęta została większością głosów — peroruje zwięźle, gdy ospały Carthery i Flipper wyrażają aprobatę dla nocnej pory. Ignorowanie słusznych uwag Audalla w kwestii przekonania ich do swojej racji jest wymagającym zadaniem, ale Awaremi jakoś zapomina o jego zasługach — jeszcze jest zbyt wczorajsza, zbyt czuła na swoim punkcie, aby zaakceptować racjonalność jego przemyśleń.
Sama może dorzuciłaby od siebie serię wątpliwości: wspomniała o trudach z koncentracją podczas długich wart, o sztuczkach, jakie nocą do magicznego kapelusza wkłada las, nawet finalnie o ich defektach i mankamentach pracy wspólnej, które przerażają ją bardziej niż występni zwyrodnialcy, których zrodziło bezprawie systemów Aincradu; ale milknie zamiast tego, uświadamiając sobie, że argumenty brzmią licho w porównaniu z ambicjami i gotowością drużyny. A gdy teraz do jednej należy, musi szanować jej wynik.
— Powinniśmy przygotować się na ewentualność ograniczonego widzenia — wspomina jedynie, rozdrapując skostniały na policzku strupek. Robi to nieświadomie, daleka myślami od kształtów słów i chaosu dłoni, i dopiero irytujące szczypanie budzi palce do wytarcia nabrzmiałej juchy. — W mieście na 3 poziomie, w Torubanie, słyszałam że alchemicy, którzy odeszli w górskie pustelnie, sporządzili wywar ułatwiający poruszanie się w niedoświetlonych rejonach. Ile w tym mitów a ile faktów nie wiem, ale posiadam dwa flakony tego specyfiku. Nie powodują cudu, ale dla czwórki z nas najbardziej niepewnej w walce w ciemności powinny być wystarczającą podporą. W innym wypadku wolałabym wiedzieć teraz, kto ma zamiar naiwnie spróbować szczęścia, choć nigdy wcześniej nie walczył w nocy.
Pod koniec zdania jest już poirytowana wpatrzonym w nią Audallem, więc bez zbytecznej kontynuacji myśli mającej polegać na wytypowaniu jej zdaniem nieudolnych jednostek, skupia uwagę na ciasnym opięciu rzemieni skórzanej zbroi. Szarpie się przy tym wyraźnie, ale finalnie podkład karaceny leży niby druga, pewniejsza w swej wytrzymałości skóra. Metal Awie nie służy; nic nie zastępuje defensywnego ciężaru spoczywających w dłoni ostrzy.
I tak wyruszają, w nowych nastrojach, z utylitarnym celem, już jakby dalecy od wydarzeń dnia poprzedniego, które w amalgamacie wspomnień buzują rojem much w głowie Awaremi. Choć nie uświadamia sobie tego, ma to nich uraz o lekkość kroku jaki wykonali, o katharsis przespanej nocy, która pomaga im oddzielić wczorajszy zachód słońca od dzisiejszego wschodu. Ta niewymówiona i bezwiedna frustracja na dojrzałość otoczenia robi z niej w chwili śmierci Asai’a męczennicę, spisuje na nią wstyd i hańbę zniedołężnienia grupy przed ochroną swoich, tak podstawową, że stanowiącą prymarny dowód ich złączenia się w nią. A jednak zawodzą, utykają na znaczeniu i w efekcie tracą — i ponad wszystko Awa traci siebie w sposób niekontrolowany, popadając w otępiałą, pasywną złość.
Dlatego też nie widzi słońca, które mackami drzew rysuje esy floresy na dziko czerwonych od owoców krzewach, ani nie dostrzega stadka niegroźnych fearryń przelatującego nisko nad ziemią tuż pod stopami nadciągającego pochodu. Mają piękne skrzydła o metalicznej barwie pancerza żuka i Awaremi lubi wszywać je w ciemny kaptur płaszcza jako dystraktor dla napastników. Tę sztuczkę pokazuje jej Kage. “Popatrz” szepcze któregoś wieczoru, gdy mokry piasek zastyga na ich skórze w fantazyjnych skupiskach wysk, “jeśli ustawisz je pod odpowiednim kątem, odbiją promienie”. Więc Awa zasadza się w burych rowach lasów w pobliżu ich tkanych z czułością gniazd i wyłapuje chore osobniki; potem przynosi do domu same pióra, a Kage tworzy z nich witraże na ich zbrojach — układa je starannie, z delikatnością czułego ojca gładzi nastroszone włókna i Awaremi pragnie, by pogładził tak coś w niej. Tej samej nocy kładzie jej dłoń na głowie i Awa czuje się jak jedno z tych piór tak łagodnie naprawianych drobnymi, dobrotliwymi palcami — daje się wlać w formę, której nigdy dla siebie nie przewidziała, a którą wypełnia po krańce z tak gorliwą nadzieją, z takim nieukojonym łaknieniem spokoju, że aż przeraża się na myśl o własnej naiwności wieczności.
Całe szczęście nie musi bać się długo. Trzy dni później, Kage rozsypuje się w emblemat śmierci, a jego palce po raz ostatni muskają jej policzek, tak jak gładziły niesforne pióra.
Pojawienie się Audalla jest niezapowiedziane, ale jakże typowe i pyszne. Emanuje tą swoją manierą, tym mlaśnięciem megalomanii i sykiem pompowanego ego, których Awaremi po niecałej dobie ma dość bardziej, niż samej siebie. “Czemu nie mógłby pan być Kage?” ciśnie jej się na usta, lecz gdy podnosi spojrzenie nie umie wydobyć z krtani nawet najcichszego dźwięku. Zamiast tego, jakże przewidywalnie, znajduje je Audall. Wybrzmiewają między nimi, ale jakby dostępne dla wszystkich, ze skruchą w znaczeniu, jednak jej brakiem w tonie. Mężczyzna nawet gdy przeprasza, orientuje się Awaremi, schlebia sam sobie, kładzie kwiaty pod własny pomnik i nagradza się tą wyniosłością, jaka odseparowuje go od wszystkich wkoło. Wypowiada trzy zdania, lecz jest w nich więcej sprzeczności niż w jej odczuciach od kiedy poznała swojego narzeczonego i zgubiła myśl o samostanowieniu.
Dlatego nie odpowiada przez ciągnącą się jak pajęczyna w powietrzu chwilę. Zamiast tego idą jednym rytmem, noga przy nodze, on wolniej niż naturalnie, ona niespiesznie; gdy na gałęzi nad nimi ląduje tłusty ptak i liście szeleszczą jak w horrorze, Awaremi podskakuje przestraszona i może przysiądz, że Audall się z niej śmieje.
— Zgodzę się, że ostatnim razem pan i ja raczej nie wypowiadaliśmy się w stosunku do siebie w sposób najżyczliwszy — zaczyna z umiarem, ważąc słowa jakby przygotowywała z nich niezwykle aktywną i wybuchową miksturę. — Aczkolwiek nie wydaje mi się, by nasza relacja kiedykolwiek była na poziomie, cóż, nawet nie przyjacielskim, a sympatycznym. Zgodziliśmy się, choć zgodnie z prawdą trzeba przyznać, że to ja się zgodziłam na znajomość z panem — podkreśla dobitnie mimochodem — zawarliśmy pewien układ, który zobowiązuje mnie względem pana do określonych działań. Nie jest on jednak równoznaczny z sympatią. I choć nasza poprzednia dyskusja nie była pożyteczna dla ogółu sytuacji, bądźmy szczerzy, z poziomu z którego zaczęliśmy naprawdę nie ma jak spaść niżej. Równocześnie wątpię, czy da się wspiąć na jakieś… Pozytywne rejestry.
Awaremi zdaje sobie sprawę, że kluczy w tej wypowiedzi wśród niewyartykułowanych barier — jest zdystansowana i poprawna, stara się być daleka od audallowych prób przekonania jej do swojej osoby. Orientuje się w połowie, że ich rozbieżność w podejściu do siebie nawzajem wynika z zupełnie odmiennego celu, w jakim wchodzą w ten pokraczny układ sił. Audall chce żyć, więc do tego potrzebuje jej żywej; Awaremi za to…
Przystaje gwałtownie, a końcówka pochodu uderza w jej plecy czymś zimnym i sztywnym. Mogłaby się odwrócić i w zjadliwy, ostry sposób zbesztać winowajcę za gapiostwo, jednak coś innego, znacznie bardziej niepokojącego przykuwa jej uwagę.
— Hej, stójcie! — Podnosi głos, by zatrzymać prowadzących zanim oddalą się zbytnio od miejsca zdarzenia. — Ktoś tu skręcał w las, może godzinę temu, duża grupa. Osiem, może dziesięć osób, ciężko opancerzeni, ciągnęli coś za sobą. — Wskazuje na bruzdę wśród traw, jaką mógł wywołać wspomniany przedmiot, a potem na znaki ludzkiej obecności: na złamane gałęzie, skrawek materiału zaplątany o wyjątkowo czepliwe pazury drzew, ogołocone z płatków kielichy kwiatów i krzewy ze świeżymi, pustymi szypułkami. — To za wcześnie na questa i zbyt chaotycznie na gildie o czerwonych znacznikach, ale miałabym na uwadze, że nie jesteśmy tu jedyni.
Kass
Obłok Weny
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Choć cała grupa decyduje się niczym jeden mąż na walczenie z Ki’Rionem po zmroku, Bellzee sam mu się zastanowić, czy aby na pewno jest to najbezpieczniejsza opcja z danych im do wyboru. Informacje dotyczące zadania to jedynie kilka kwestii w książeczce podróżniczej, plotki niesione wiatrem i legendy podawane z ust do ust, a z natury podejrzliwy Bellamy nie jest taki pewien co do ich szczerości. Wierzytelność danych bardzo łatwo będzie można podważyć, chociaż niestety dopiero kiedy staną oko w oko z zagrożeniem. Nawet jeśli ataki słonecznego lwa będą słabsze w nocy, wcale nie znaczy, że bardziej ograniczone oraz, że nie będzie w stanie ich czymś zaskoczyć. Po ostatnich wydarzeniach, Bellzee nie chce stracić nikogo nowego, jest świadomy, że wybór towarzyszy jego wiedziony tym samym rozumowaniem – może sam wyolbrzymia fakt, jednakże woli wziąć pod uwagę każdy najmniejszy aspekt, który mógłby grać na ich niekorzyść.
— Bywało lepiej, choć może być to winą rzadkiego nocowania w śpiworze — śmieje się w odpowiedzi na pytanie Scarecrow’a, wciąż nie wspominając o swojej przechadzce po lesie. Cóż dużo mówić, samo wymknięcie się aktualnie jawi się jako coś absolutnie głupiego i w obecnej sytuacji może jedynie spotkać się z pogadanką ze strony przyjaciół. Albo nawet lepiej – z potką, która wspomaga widzenie w ciemności, o której wspomina Awaremi. Co do tego, że ktoś inny będzie potrzebować jej bardziej nie ma żadnych wątpliwości. Sam Bellzee niejednokrotnie mierzył się z zagrożeniami nocy, bądź w głębokiej ciemni jaskiń, walka na otwartej przestrzeni powinna być dużo prostsza. Licząc, że zdoła sobie uciąć popołudniową drzemkę.
— Ta wizja sprawia, że automatycznie mam więcej energii i chęci do eksploracji terenu. Swoją drogą, gdybyśmy mieli zostać wypuszczeni z gry – podejrzewam, że stalibyśmy się żywą częścią skandalu. To niemożliwe, żeby nikt się nie zainteresował zniknięciem tak dużej ilości osób. W każdym razie zmierzam do tego, że byłoby mi szkoda naszych znajomości, których podejrzewam przez odległość nie moglibyśmy kontynuować — mówi, dając się ponieść nostalgii, rzeczy tak odległych, że aktualnie niemal nieosiągalnych. Zresztą byli dopiero na piętnastym piętrze, co znaczyło, że mieli wyzwania z następnych osiemdziesięciu pięciu przed sobą, o ile rzeczywiście nie uda im się wkraść do systemu gry z wnętrza Aincradu. Pozwala tej nostalgii odejść w momencie, gdy podchodzi do nich Norvina z pytaniem o strategię na ustach, do czego Bellzee nie był szczerze przygotowany. A może po prostu jest trochę skonfundowany przebywaniem w obecności dziewczyny, ze względu na ich ostatnią rozmowę, przy której planował odejść z zespołu. Cieszy się, że ta kwestia pozostaje jedynie między nimi, ale z drugiej strony automatycznie staje się trochę bardziej spięty. Ma nadzieję, że Norvina błędnie nie dojdzie do wniosku, że zachowuje się inaczej przez to, co mu o sobie powiedziała.
— Atakując bestię w nocy będziemy mieć do czynienia jedynie z dwoma głównymi atakami, a przynajmniej tak wynika z książeczki — odpowiada, wyciągając ją ze swojego ekwipunku w chodzie. Przygląda się uważnie wytycznym, po czym kiwa głową w letargu, omal nie przewracając się o wystający z ziemi korzeń. Może jednak powinien się zatrzymać w miejscu, kiedy nie patrzy na drogę? Chociaż nie chciał zatrzymywać ich w trakcie wędrówki do celu… — Z tego co mi się wydaje, jego machnięcie ogonem będzie nieść największe zagrożenie dla wojowników z bliska, dlatego w trakcie tej fazy ataków łucznicy i madzy powinni odwracać jego uwagę. Jeśli rozstawimy się tak, aby każdy atakował z innej strony jest mniejsze prawdopodobieństwo, że trafiając ogonem jedną osobę popchnie ją na drugą z tyłu. Wówczas nie polecimy jak domino. Co do drugiej fazy nie możecie dać się zamknąć w jego grzywie, bez wątpienia wojownikowi będzie łatwiej atakować Ki’Riona w uwięzieniu, niż wam. Niepokoi mnie to, że mamy opisane tylko te dwa ataki, bo na pewno słoneczny lew kryje za sobą więcej, co może okazać się niebezpieczne, tak samo jak brak jakiegokolwiek słabego punktu, na którym chyba powinniśmy się skupić — rzuca, chowając książeczkę do ekwipunku, po czym kieruje wzrok w stronę Norviny, z delikatnym wciąż lekko zaspanym uśmiechem.
— Może to nie dużo, jak na strategię z mojej strony, ale sam nie jestem pewien czy atakowanie go w nocy będzie najlepszym pomysłem, kiedy możemy się spodziewać tak naprawdę wszystkiego — dodaje, przeciągając się mocno, dopiero wówczas czuje na ramieniu ból po starciu ze skalnym wilkiem. Przygryza wargę, aby z jego ust nie wydobyło się syknięcie, choć łzy niemal błyszczą mu powiekami. Przy następnym postoju powinien zażyć jakąś miksturę leczącą, bądź łagodzącą symptomy.
— Słyszałem o tym wywarze — podejmuje temat, który zaczęła wcześniej Awaremi, choć zapytany nie byłby w stanie powiedzieć, od kogo doszły do niego takie pogłoski. Podejrzewa, że ktoś w karczmie mógł śpiewnym głosem promili przynieść mu tę informację. Chociaż Bellzee przy swoich doświadczeniach z walki po zmierzchu nie miał nigdy większej ochoty skupić się na poszukiwaniu wywaru z plotek, który być może wcale nie istniał. Stąd też wniosek Awaremi, że jest w jego posiadaniu niezmiernie go ciekawi. — Jeśli okaże się, że większość z nas czuje się dobrze w walce po zmroku, myślałbym nad wytypowaniem jej dla osób, które będą szczególnie narażone przy walce z Ki’Rionem, tak dla dodatkowej ochrony w razie, gdyby rzeczywiście posiadał jakiś ukryty atak, o którym nikt nie wspominał — zauważa, zatrzymując się w pół kroku, gdy Awaremi zwraca uwagę na ślady gildii lub większej grupy takiej jak ich, poszukującej przygód. Jeśli odsunęli od siebie możliwość, że mogłaby to być gildia zabójców, to mógł być właściwie każdy.
— Racja na quest jest za wcześnie, jednak jeśli zamierzają rozbić obóz i przygotować się do walki z nim w południe, możemy podejrzeć z czym mamy do czynienia — zauważa, choć oczywiście może się mylić. Prócz ludzi osiadłych w mieście początków, tych którzy starają się prowadzić swoje zwykłe życie w murach Aincradu i głównego frontu, może byli jeszcze ludzie, które uważali grę za wakacje i wybrali się na biwak? Parska pod nosem na to wyobrażenie, cóż gdyby sam miał się wybrać na biwak to z pewnością nie w obecności skalnych wilków, które już mu się trochę napatoczyły. — Jeszcze ewentualnie możemy stwierdzić, że zmierzają na front, jako że każdy z nas zszedł z głównego toru trudno stwierdzić, którą wieżę obrali za początek poszukiwań
— Bywało lepiej, choć może być to winą rzadkiego nocowania w śpiworze — śmieje się w odpowiedzi na pytanie Scarecrow’a, wciąż nie wspominając o swojej przechadzce po lesie. Cóż dużo mówić, samo wymknięcie się aktualnie jawi się jako coś absolutnie głupiego i w obecnej sytuacji może jedynie spotkać się z pogadanką ze strony przyjaciół. Albo nawet lepiej – z potką, która wspomaga widzenie w ciemności, o której wspomina Awaremi. Co do tego, że ktoś inny będzie potrzebować jej bardziej nie ma żadnych wątpliwości. Sam Bellzee niejednokrotnie mierzył się z zagrożeniami nocy, bądź w głębokiej ciemni jaskiń, walka na otwartej przestrzeni powinna być dużo prostsza. Licząc, że zdoła sobie uciąć popołudniową drzemkę.
— Ta wizja sprawia, że automatycznie mam więcej energii i chęci do eksploracji terenu. Swoją drogą, gdybyśmy mieli zostać wypuszczeni z gry – podejrzewam, że stalibyśmy się żywą częścią skandalu. To niemożliwe, żeby nikt się nie zainteresował zniknięciem tak dużej ilości osób. W każdym razie zmierzam do tego, że byłoby mi szkoda naszych znajomości, których podejrzewam przez odległość nie moglibyśmy kontynuować — mówi, dając się ponieść nostalgii, rzeczy tak odległych, że aktualnie niemal nieosiągalnych. Zresztą byli dopiero na piętnastym piętrze, co znaczyło, że mieli wyzwania z następnych osiemdziesięciu pięciu przed sobą, o ile rzeczywiście nie uda im się wkraść do systemu gry z wnętrza Aincradu. Pozwala tej nostalgii odejść w momencie, gdy podchodzi do nich Norvina z pytaniem o strategię na ustach, do czego Bellzee nie był szczerze przygotowany. A może po prostu jest trochę skonfundowany przebywaniem w obecności dziewczyny, ze względu na ich ostatnią rozmowę, przy której planował odejść z zespołu. Cieszy się, że ta kwestia pozostaje jedynie między nimi, ale z drugiej strony automatycznie staje się trochę bardziej spięty. Ma nadzieję, że Norvina błędnie nie dojdzie do wniosku, że zachowuje się inaczej przez to, co mu o sobie powiedziała.
— Atakując bestię w nocy będziemy mieć do czynienia jedynie z dwoma głównymi atakami, a przynajmniej tak wynika z książeczki — odpowiada, wyciągając ją ze swojego ekwipunku w chodzie. Przygląda się uważnie wytycznym, po czym kiwa głową w letargu, omal nie przewracając się o wystający z ziemi korzeń. Może jednak powinien się zatrzymać w miejscu, kiedy nie patrzy na drogę? Chociaż nie chciał zatrzymywać ich w trakcie wędrówki do celu… — Z tego co mi się wydaje, jego machnięcie ogonem będzie nieść największe zagrożenie dla wojowników z bliska, dlatego w trakcie tej fazy ataków łucznicy i madzy powinni odwracać jego uwagę. Jeśli rozstawimy się tak, aby każdy atakował z innej strony jest mniejsze prawdopodobieństwo, że trafiając ogonem jedną osobę popchnie ją na drugą z tyłu. Wówczas nie polecimy jak domino. Co do drugiej fazy nie możecie dać się zamknąć w jego grzywie, bez wątpienia wojownikowi będzie łatwiej atakować Ki’Riona w uwięzieniu, niż wam. Niepokoi mnie to, że mamy opisane tylko te dwa ataki, bo na pewno słoneczny lew kryje za sobą więcej, co może okazać się niebezpieczne, tak samo jak brak jakiegokolwiek słabego punktu, na którym chyba powinniśmy się skupić — rzuca, chowając książeczkę do ekwipunku, po czym kieruje wzrok w stronę Norviny, z delikatnym wciąż lekko zaspanym uśmiechem.
— Może to nie dużo, jak na strategię z mojej strony, ale sam nie jestem pewien czy atakowanie go w nocy będzie najlepszym pomysłem, kiedy możemy się spodziewać tak naprawdę wszystkiego — dodaje, przeciągając się mocno, dopiero wówczas czuje na ramieniu ból po starciu ze skalnym wilkiem. Przygryza wargę, aby z jego ust nie wydobyło się syknięcie, choć łzy niemal błyszczą mu powiekami. Przy następnym postoju powinien zażyć jakąś miksturę leczącą, bądź łagodzącą symptomy.
— Słyszałem o tym wywarze — podejmuje temat, który zaczęła wcześniej Awaremi, choć zapytany nie byłby w stanie powiedzieć, od kogo doszły do niego takie pogłoski. Podejrzewa, że ktoś w karczmie mógł śpiewnym głosem promili przynieść mu tę informację. Chociaż Bellzee przy swoich doświadczeniach z walki po zmierzchu nie miał nigdy większej ochoty skupić się na poszukiwaniu wywaru z plotek, który być może wcale nie istniał. Stąd też wniosek Awaremi, że jest w jego posiadaniu niezmiernie go ciekawi. — Jeśli okaże się, że większość z nas czuje się dobrze w walce po zmroku, myślałbym nad wytypowaniem jej dla osób, które będą szczególnie narażone przy walce z Ki’Rionem, tak dla dodatkowej ochrony w razie, gdyby rzeczywiście posiadał jakiś ukryty atak, o którym nikt nie wspominał — zauważa, zatrzymując się w pół kroku, gdy Awaremi zwraca uwagę na ślady gildii lub większej grupy takiej jak ich, poszukującej przygód. Jeśli odsunęli od siebie możliwość, że mogłaby to być gildia zabójców, to mógł być właściwie każdy.
— Racja na quest jest za wcześnie, jednak jeśli zamierzają rozbić obóz i przygotować się do walki z nim w południe, możemy podejrzeć z czym mamy do czynienia — zauważa, choć oczywiście może się mylić. Prócz ludzi osiadłych w mieście początków, tych którzy starają się prowadzić swoje zwykłe życie w murach Aincradu i głównego frontu, może byli jeszcze ludzie, które uważali grę za wakacje i wybrali się na biwak? Parska pod nosem na to wyobrażenie, cóż gdyby sam miał się wybrać na biwak to z pewnością nie w obecności skalnych wilków, które już mu się trochę napatoczyły. — Jeszcze ewentualnie możemy stwierdzić, że zmierzają na front, jako że każdy z nas zszedł z głównego toru trudno stwierdzić, którą wieżę obrali za początek poszukiwań
Sponsored content
Liczba postów:
Nowe opowiadania:
Piszę:
Preferowane gatunki:
Discord:
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach